KAŻDY KIJ MA DWA KOŃCE, Świat wokół nas, Lepper


Cywilizowanie Leppera

Nieposłuszeństwo obywatelskie

Dwa światy

Nowa droga

Samoobrona i nowy rząd

Oni już byli

Eurorealizm

To od nas zależy

CYWILIZOWANIE LEPPERA

Warszawa, 2001

Przysłowie mówi, że...quot;każdy kij ma dwa końce". Jednym z nich jest ten, którym nasze społeczeństwo nieraz już brało po głowie, drugim zaś ten, którego potrafi użyć w swojej samoobronie.

O tym właśnie jest ta książka.

Kiedy w roku 2001 rozpoczynała się kampania wyborcza do Sejmu Rzeczypospolitej, zarówno politycy, jak i media nie dopuszczali do siebie nawet myśli, że...quot;Samoobrona" będzie mogła odegrać w tych wyborach jakakolwiek rolę. Nawet ośrodki badania opinii publicznej przez długi czas określały szansę wyborcze...quot;Samoobrony" jako znikome i dziwiły się ogromnie, kiedy z ich badań wynikało, że...quot;Samoobrona" w ogóle ma szansę wejścia do Sejmu.

Obecnie ...quot;Samoobrona" ma w Sejmie pięćdziesięciu trzech posłów i dwóch senatorów, jest trzecim co do wielkości klubem w Sejmie, a niewykluczone, że na skutek przegrupowań partyjnych w innych klubach stanie się drugim. Jej członkowie przewodniczą trzem komisjom sejmowym, ja zaś wybrany zostałem wicemarszałkiem Sejmu.

Nie chodzi o to, by szczycić się zdobytymi mandatami i stanowiskami. Znacznie ważniejsze jest to, co wynika z tych faktów. Otóż wynika z nich, że takzwane elity polityczne, a także media w III Rzeczypospolitej, bardzo niewiele wiedzą o tym, co naprawdę dzieje się w Polsce, jakie nastroje panują w naszym społeczeństwie, czego to społeczeństwo chce, a czego nie chce. Sukces...quot;Samoobrony" bierze się stąd, że umiała ona usłyszeć te nastroje i te pragnienia i zdobyć przez to zaufanie społeczeństwa.

Społeczeństwo polskie pragnie zmiany. Zmiany swojego losu i lepszych perspektyw dla siebie i swoich rodzin. Ta zmiana musi polegać na tym, aby ludzie poczuli się potrzebni Polsce, potrzebni swojemu środowisku, potrzebni własnym rodzinom. Dzisiaj bowiem ludzie w Polsce tracą to poczucie, a więc tracą także poczucie własnej wartości. Uczy ich tego codzienne doświadczenie. Widzą, że obok nich znajdują się ci, którym się w miarę powodzi, podczas gdy im powodzi się gorzej. Co więcej zaś, porównując swoją własną sytuację obecną z tym, jak żyli wcześniej, dochodzą do wniosku, że także i im samym żyje się coraz trudniej. Za chwilę jednak również wielu z nich spostrzega, że także ci, których dotąd uważali za ludzi, którym się powiodło, nagle doświadczają coraz większych trudności, prowadzących ich często wręcz do katastrofy. Ludzie więc widzą, że dzieje się w Polsce coś niedobrego, czego do końca często nie rozumieją, ale co dotyka ich samych i ich rodzin.

To jest w obecnej Polsce zjawisko coraz bardziej masowe i coraz bardziej niepokojące. Dotyczy ono nie tylko rolników i nie tylko ludzi najuboższych, ale i drobnych przedsiębiorców, handlowców, ludzi podejmujących inicjatywy gospodarcze w różnych branżach, a wiec tych wszystkich, którzy stanowią u nas klasę średnią....quot;Samoobrona" w swojej działalności nie zapominała nigdy i nie zapomni o ludziach najuboższych i najbardziej pokrzywdzonych - emerytach, rencistach, bezrobotnych czy ludziach niepełnosprawnych. Sądzę jednak, że gdyby dzisiaj miało dojść do masowych protestów społecznych, to tym razem uczestniczyliby w nich nie tylko robotnicy i rolnicy, ale właśnie ludzie klasy średniej, którzy mają najwięcej do stracenia, a dla których obecny system gospodarowania i kierunek, w którym zmierza polityka państwa po okresie tak zwanej transformacji, stwarza coraz to nowe przeszkody, dławi ich inicjatywy, odbiera im wiarę we własne siły i poczucie własnej wartości.

Odwrócenie tego kierunku przemian i przywrócenie ludziom wiary we własne siły było i jest dla mnie głównym celem mojej działalności społecznej i politycznej. Chciałbym, aby temu celowi służyła także i ta książka. A więc aby po jej przeczytaniu ci, którzy zechcą wyciągnąć z niej wnioski, zrozumieli, że jest ktoś, kto stara się stworzyć im warunki, aby ich działalność, zmierzająca do podnoszenia dobrobytu własnego i ich rodzin dawała rezultaty zarówno materialne, jak i moralne, wydobywając ich z kompleksu niepotrzebności, niezaradności i bezsilności. Dawała poczucie bezpieczeństwa, bez którego życie ludzkie nie może być życiem szczęśliwym i w pełni wartościowym, a także wiarę w przyszłość, bez której życie wydaje się bezcelowe.

To, o czym tu mówię, odnosi się nie tylko do tych, którzy, podejmując na własną rękę jakąkolwiek działał ność gospodarczą w rolnictwie, produkcji, handlu czy usługach, tworzą i powinni tworzyć polską klasę średnią. Wiadomo bowiem, że zdecydowana większość polskiego społeczeństwa nie chce zajmować się rozbudowywaniem prywatnej własności, tworzeniem przedsiębiorstw, spółek, podejmowaniem prywatnej działalności gospodarczej. Oczywiście każdy chciałby mieć własny dom, samochód, żyć w miarę zasobnie, ale większość ludzi woli utrzymywać się z własnej pracy najemnej. Chcą mieć pracę, w której będą szanowani i która pozwoli im zapewnić godziwe i godne utrzymanie dla nich samych i ich rodzin. Tych ludzi jest większość i pozostaną oni większością. Dlatego kluczowym problemem społecznym w Polsce jest zapewnienie godziwych warunków życia ludziom pracy najemnej w mieście i na wsi, a dopominanie się o ich prawa nie jest żadną demagogią czy też...quot;populizmem", jak często określa się to w mediach, lecz podstawowym obowiązkiem każdego polityka czy działacza społecznego. O tych bowiem ludziach pracy najemnej mówią podstawowe zapisy Konstytucji, takie jak artykuł 30., dotyczący godności człowieka, czy też artykuł 67., mówiący o minimum socjalnym. Tym więc, o co walczy...quot;Samoobrona", jest po prostu respektowanie zasad zapisanych w ustawie zasadniczej.

Nie znaczy to oczywiście, że gdy...quot;Samoobrona" dojdzie do władzy, nastąpi masowe rozdawnictwo wynikających z Konstytucji przywilejów także tym, którzy pracować nie chcą, lecz wolą prowadzić żywot niebieskich ptaków. Uważamy, że obowiązkiem państwa jest tworzenie miejsc pracy i udostępnianie ich tym, którzy pracować chcą i potrafią. Każdy człowiek chcący pracować musi mieć możliwość zdobycia pracy dającej mu utrzymanie i w momencie, kiedy państwo wypełni ten swój obowiązek, los każdego z ludzi znajduje się w jego własnych rękach. Człowiek bowiem może także pracy odmówić, jest to jego własna decyzja, ale w tym momencie również kończą się obowiązki państwa, które wypełniło swoje zobowiązanie wobec obywateli.

O tym mówiliśmy ludziom zabiegając o ich poparcie. Mówiliśmy im również i mówimy nadal coś bardziej zasadniczego, a mianowicie, że nieprawdą jest, że przed Polską stoi jedynie wybór jednej z dwóch dróg rozwoju społecznego - albo kapitalistycznej, albo też komunistycznej, socjalistycznej czy jakkolwiek inaczej by nazywać to, co oglądaliśmy pod nazwą tak zwanego realnego socjalizmu. Ta inna, nowa droga dla Polski, nie będąca ani klasycznym kapitalizmem, ani komunizmem, istnieje i nie jest jedynie czystą fantazją. Koncepcja...quot;trzeciej drogi" zapoczątkowała socjaldemokratyczne poszukiwania postępowych przemian społecznych już w XIX wieku. Obecnie oznacza ona próbę zbudowania nowego ładu na świecie po kompromitacji systemu socjalistycznego w wydaniu sowieckim i po postępującej kompromitacji systemu kapitalistycznego, który po blisko trzystu latach swego istnienia nie załatwił żadnej bolesnej sprawy ludzkości. Nie zlikwidował nędzy, głodu i bezrobocia, przyczynił się natomiast do ekologicznej dewastacji naszej planety i doprowadził do pogłębiającego się nadal i to w coraz szybszym tempie podziału ludzkości na garstkę opływających w bogactwa i miliardy cierpiących nędzę i niedostatek.

W obecnej Polsce początkiem myślenia o nowej drodze jest odrzucenie twierdzenia, iż dla narzuconych nam z zewnątrz kierunków reform nie ma żadnej alternatywy. Taka alternatywa oczywiście istnieje. Zamiast wprowadzanego na siłę dziewiętnastowiecznego w dodatku modelu kapitalizmu, który wprowadza się u nas ze względów doktrynalnych, po prostu po to, aby...quot;budować kapitalizm", zamiast gospodarczej anarchii i afer należy zwrócić się ku nowoczesnemu systemowi społecznej gospodarki rynkowej, nastawionemu zarówno na rozwój, jak i na ludzkie prawa socjalne, zwalczającemu recesję i bezrobocie, przede wszystkim zaś wychodzącemu z założenia, że rozwój gospodarczy ma służyć człowiekowi, nie zaś człowiek ma stawać się ofiarą, składaną na ołtarzu niepohamowanego i pędzącego do nikąd rozwoju.

Taki model trzeciej czy nowej drogi jest nie tylko możliwy do pomyślenia, ale istnieją także jego realne przykłady. Takimi przykładami służyć może gospodarka Niemiec, które wręcz w swojej Konstytucji nazywają się...quot;Socjal-Staat" - państwo socjalne. Takich przykładów dostarczają państwa skandynawskie, nowoczesne, a zarazem skupione na ochronie praw społecznych i bezpieczeństwa socjalnego swoich obywateli. Ten kierunek obierają także niektóre kraje postkomunistyczne, starając się łączyć gospodarkę rynkową, nowoczesność i bezpieczeństwo socjalne obywateli.

Z tym programem nowej drogi dla Polski szliśmy do naszych wyborców i on również spotkał się z ich zrozumieniem i poparciem. Rozwinięciu i umotywowaniu tego programu służyć ma również ta książka.

Zastanawiające jest jednak to, że kiedy...quot;Samoobrona" znalazła się w Sejmie i rozpoczęła w nim nowy etap swojej działalności, zarówno w mediach, jak i w wypowiedziach wielu polityków zaczęły pojawiać się zwroty o...quot;cywilizowaniu...quot;Samoobrony"" albo też...quot;cywilizowaniu Leppera" w ich nowej sytuacji na polskiej scenie politycznej.

Zastanawia mnie, na czym ma polegać to...quot;cywilizowanie"? Czy naprawdę nie potrafimy się zachowywać w sposób kulturalny? A może chodzi tu o to, że w historii...quot;Samoobrony" mieszczą się masowe demonstracje rolników, w tym również głośne blokady dróg? Można by z tej okazji przypomnieć, jakich to metod chwytały się manifestacje, organizowane na przykład przez...quot;Solidarność", a polegające na obleganiu budynków publicznych i rzucaniu mutrami i farbą w ich fasady.

Nie obraża mnie bynajmniej ten zwrot o...quot;cywilizowaniu", ale niewątpliwie do jego powstania przyczyniły się media, przedstawiające ...quot;Samoobronę" jako siłę anarchi-czną i żywiołową, a Leppera jako człowieka łamiącego prawo.

Jak to wygląda naprawdę, postaram się opowiedzieć w tej książce. Natomiast trudno pozbyć się podejrzenia, że ów zwrot o...quot;cywilizowaniu" oznacza w istocie coś innego. Oznacza nadzieję, że Leppera i...quot;Samoobronę" uda się ugłaskać i przeciągnąć na stronę elit politycznych, które nie licząc się z opinią społeczeństwa sprawują władzę w Polsce. Że posłów i senatorów...quot;Samoobrony" uda się upodobnić do tych parlamentarzystów, którzy przechadzając się po kuluarach Sejmu uważają to za wygodny sposób na życie, który będzie trwał wiecznie, w oderwaniu od prawdziwych problemów społeczeństwa. Że Lep-per jako wicemarszałek Sejmu zapomni o ludziach, którzy udzielili mu swojego poparcia.

Przykładem na to mogą być szeroko komentowane -i fałszowane - przez polityków i prasę wydarzenia we Włocławku w listopadzie 2001 roku. Oburzano się, że już jako wicemarszałek Sejmu pojechałem do Włocławka i używając swego autorytetu wicemarszałka i immunitetu poselskiego, uniemożliwiłem komornikowi wykonywanie jego obowiązków. Niestety ci, którzy najgłośniej krzyczeli na ten temat, najmniej o nim wiedzą. Zarzuca się mi, że jestem wybuchowy i że szybciej mówię, niż myślę, niestety jednak to oni szybciej działają, niż myślą. Cóż więc naprawdę stało się w tym Włocławku? Otóż stało się to, że ja sprawą targowiska we Włocławku interesowałem się od dawna; zanim zostałem posłem, byłem tam trzy razy, chcąc doprowadzić do rozsądnego rozwiązania powstałego konfliktu. Chodzi tam zaś o to, że kupcy, którym decyzją sądu nakazano opuścić dotychczasowe targowisko, chcą wybudować za własne pieniądze, bez żadnych kredytów ze strony władz, nowoczesne targowisko, na terenie wskazanym przez władze miasta. Miasto zaś twierdzi, że już wybudowało halę handlową, do której kupcy powinni się przenieść. Otóż ta hala, która rzeczywiście istnieje, położona jest po pierwsze w niekorzystnym punkcie miasta, po drugie dwa jej poziomy są już zajęte, po trzecie zaś opłata za korzystanie z hali jest wysoka. Kupcy Włocławka mieliby więc praktycznie po to iść do tej hali, aby tam zbankrutować. Miasto jednak - zamiast usiąść do stołu i dyskutować nad rozwiązaniem tego problemu -podało sprawę do sądu i wygrało. Wygrało w świetle prawa. Nie uwzględniono tu jednak czynnika społecznego i zasad harmonijnego współżycia. Komornik więc przyszedł wykonywać swoje obowiązki, mimo że zainteresowani kupcy zdecydowani byli stawić mu fizyczny opór. Wiedziałem o tym i dlatego tam pojechałem. Podpisałem protokół, że to ja uniemożliwiłem mu wykonywanie obowiązków, biorąc w ten sposób odpowiedzialność na siebie. Ale nikt w mediach nie pomyślał o tym, że moja obecność we Włocławku być może uniemożliwiła lincz, na który narażony był ten człowiek, a także wielki skandal, jakim byłoby zlinczowanie komornika przez kupców z...quot;Samoobrony". Nie postąpiłem więc ani lekkomyślnie, ani bezprawnie, lecz na odwrót - postąpiłem słusznie, rozumiejąc ludzkie problemy, konfliktowe sytuacje społeczne, nie tracąc kontaktu z rzeczywistością.

Tak moim zdaniem powinien postępować polityk niezależnie od sprawowanego urzędu.

Grzechem pierworodnym elit politycznych w Polsce jest to, że punkt siedzenia zmienia ich punkt widzenia. Inaczej widzą oni problemy kraju, gdy są wśród ludzi i zabiegają o ich głosy wyborcze, a inaczej, gdy siedzą w fotelach sejmowych lub ministerialnych. Popełnianie tego grzechu jestnajwiększym niebezpieczeństwem, jakie stoi przed każdą formacją polityczną i przed każdym politykiem. Sam staram się stale być z ludźmi, i to nie na organizowanych spotkaniach, z góry przygotowanych, ale w bezpośrednim z nimi kontakcie i na takie spotkania przychodzą setki i tysiące ludzi. Tego samego oczekuję od posłów i senatorów...quot;Samoobrony", tłumacząc stale, że utracenie kontaktu ze społeczeństwem i jego problemami musi być zawsze zgubą. W ten więc sposób, polegający na tym, aby zapomnieć, skąd i po co przyszliśmy do Sejmu,...quot;Samoobrona" i ja sam ...quot;cywilizować" się nie chcemy i nie będziemy.

Chcemy uniknąć katastrofy społecznej i wyprowadzić Polskę na nową drogę. Nie chcemy rozwiązań siłowych i tłumaczymy to naszym zwolennikom, że przez mądre i zgodne z odczuciami zwykłych ludzi postępowanie można ich uniknąć. W sytuacji nowego kryzysu, gdyby miał on nastąpić, żądać będziemy nowych wyborów. Wiem, że nie zabrzmi to skromnie, ale mam poczucie, że wielu ludzi wiąże swoje oczekiwania zarówno z...quot;Samoobroną", jak i z moją osobą.

Chciałbym, aby ta książka umocniła ich w przekonaniu, że nie popełniają pomyłki, a tych, którzy tak nie uważają, skłoniła do zastanowienia.

NIEPOSŁUSZEŃSTWO OBYWATELSKIE

Warszawa, 2001

Tak się przyjęło w naszych praktykach politycznych i medialnych, że gdy chce się nas zdyskredytować lub umniejszyć nasze znaczenie, wytyka się...quot;Samoobronie" i mnie osobiście, jako jej przywódcy, początki naszego ruchu. Przedstawia się je przy tym w sposób fałszywy i tendencyjny jako przykład nieodpowiedzialności, anarchii, piętnując metody, dzięki którym sam fakt istnienia...quot;Samoobrony" dotarł do świadomości społeczeństwa polskiego.

Opowiedzmy więc o tych początkach. Na wsi polskiej zawsze istniał aktyw społeczny, ludzie, którym leżał na sercu los własnego środowiska, a także los Polski jako naszej wspólnej Ojczyzny. Nie trzeba o tym nikogo przekonywać i chłopi polscy nieraz już w dziejach naszego kraju dawali dowody swojego patriotyzmu, swojej rozwagi i determinacji, a także swojej siły.

Tak samo było na początku transformacji politycznej i ustrojowej w roku 1989 czy 1990. Tyle tylko że w tamtych latach wielu ludzi - stanowiących ów chłopski aktyw społeczny, należących do stronnictwa ludowego,...quot;Solidarności Rolników Indywidualnych", do Kółek Rolniczych czy też nie zrzeszonych w żadnej formalnej organizacji - stanęło wobec całkowicie nowej sytuacji i nowych zjawisk, którym przyglądało się zarówno z aprobatą - bo przecież chodziło o odzyskanie przez Polskę pełnej suwerenności i niepodległości państwowej -jak i z uwagą i namysłem.

Byłem jednym z takich właśnie ludzi. Zawsze, od wczesnej młodości, interesowały mnie problemy społeczne, być może wyniosłem to także z domu - mój ojciec był członkiem PPR, a później, choć mniej aktywnie, także członkiem PZPR. Ja sam również należałem do PZPR, wcześniej zaś współpracowałem ze Związkiem Młodzieży Wiejskiej (ZMW) i ZSMP. Nie wstydzę się tych początków, których tak wielu się obecnie wypiera, choć odgrywało niekiedy całkiem znaczącą rolę w tych organizacjach. Jako młody człowiek poszukiwałem związku z innymi ludźmi, a także możliwości działania społecznego, do czego skłaniał mnie również mój temperament. Równocześnie w tym właśnie okresie uczestniczyłem w licznych, popularnych wówczas...quot;olimpiadach" wiedzy na różne interesujące mnie tematy, a więc rolnicze, ekonomiczne i polityczne. Przygotowując się do tych...quot;olimpiad", wertowałem ogromne ilości literatury zarówno politycznej, jak i ekonomicznej i te lektury, wśród których były także dotyczące Międzynarodowego Funduszu Walutowego i jego polityki, pozwoliły mi lepiej i bardziej wnikliwie rozumieć również te procesy, które wówczas właśnie zaczęły się dziać w Polsce. Tak więc na przykład uważnie prześledziłem uzdrowicielskie rzekomo reformy gospodarcze i finansowe, które pod dyktando amerykańskiego ekonomisty Jeffreya Sachsa dokonywały się w Boliwii, i ich katastrofalne rezultaty społeczne, których cenę zapłacili w tym kraju najubożsi. Podobnie tragiczne skutki liberalnych recept gospodarczych można było obserwować na przykładach Argentyny czy Brazylii. Nietrudno też było skojarzyć, że te same przecież recepty i te same metody stosować zaczyna, od samego początku naszej transformacji ustrojowej profesor Balcerowicz, przy którym -jako wicepremierze rządu polskiego - Jeffrey Sachs został głównym doradcą, choć prawdziwiej byłoby chyba powiedzieć, że był on także głównym nauczycielem profesora Balcerowicza...

Próbkę tych metod rolnicy polscy odczuli bardzo szybko na przykładzie systemu kredytowego. Prowadząc swoje gospodarstwo rolne zawsze korzystałem z systemu kredytowego, który zawsze obwarowany był ścisłym systemem gwarancji i poręczeń. Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy udawszy się do banku po kredyt, zostałem poinformowany, że żadne poręczenia nie są już potrzebne, a pośród ubiegających się o kredyt spotykałem ludzi, którym sam wolałbym już dać pieniądze niż je im pożyczać, wiedząc, że i tak nigdy ich nie oddadzą.

Wkrótce też owa gra w kredyty rolnicze ukazała swój bardzo prosty mechanizm. Oto kredyt, początkowo dosyć drogi, obłożony wysoką stopą procentową, zaczął nagle spadać, stając się kredytem bardzo tanim i przez to, a także przez swobodę jego udzielania, dla wielu bardzo atrakcyjnym. Ten tani kredyt stawał się więc zachętą dla kredytobiorców, którzy pobierając go podpisywali jednak także formułę umowną mówiącą, że ...quot;zgadzam się na zmienną stopę oprocentowania kredytu". I rzeczywiście w ciągu kilku miesięcy stopa ta uległa szybkiej podwyżce, czyniąc go na powrót kredytem drogim, a dla wielu rolników wręcz niemożliwym do spłacenia.

W ten sposób spora część wsi polskiej wpadła w pułapkę zadłużenia. Okazało się to tym bardziej bolesne, że owymi zadłużonymi często ponad granice możliwości spłaty rolnikami stawali się także ci gospodarze, którzy kierowali się ambicją rozbudowy swoich gospodarstw, ich modernizacji i przestawienia na nowoczesne metody produkcji rolnej. Pułapka zadłużenia podcięła jednak te ambicje, przyczyniając się także do podcięcia wszelkiej konkurencyjności polskiej produkcji rolnej w konfrontacji z napływającą w tym samym czasie - wskutek praktycznej likwidacji wszelkich zapór celnych - żywnością z zagranicy, z Zachodniej Europy.

Piszę tu o owej pułapce kredytowej nie tylko dlatego, że stała się ona brutalnym ciosem, wymierzonym w wieś polską, ale i dlatego, że wygodnym argumentem, mającym zdyskredytować mnie osobiście u samego początku mojej działalności politycznej, był szeroko lansowany mit o tym, że Lepper dlatego tak ...quot;rozrabia" i mąci spokój społeczny, ponieważ zaciągnął miliardowe kredyty i nie chce ich spłacać. Że kieruje mną prywata i własne niejasne interesy. Otóż wielokrotnie prosiłem i nadal proszę autorów tego pomówienia, aby mi łaskawie wskazali bank, z którego pobrałem te miliardy nie chcąc ich oddać. Owszem, wiem, jakie są moje zobowiązania kredytowe, ile z nich spłaciłem i ile, a także w jakim terminie mam ich jeszcze spłacić. Jednakże ów łatwy argument o Lepperze, dlatego tylko organizującym ruch...quot;Samoobrony", aby zasłonić tym własne długi, jest jednym z wielu kłamstw, których nie szczędzi mi się na mojej drodze politycznej.

Jak wiadomo, pierwszym głośnym i zorganizowanym protestem rolników w III Rzeczypospolitej był protest w Mławie w roku 1990, w czasie rządów premiera Mazowieckiego. Był to protest producentów mleka. Chodziło w nim zarówno o zaniżone ceny skupu mleka, które czyniły produkcję mleka w Polsce w ogóle nieopłacalną, jak i o przeciwstawienie się narzuconemu przez rząd i powtarzanemu przez media poglądowi, że polskie mleko ma w ogóle zbyt wysoką florę bakteryjną, a więc według norm europejskich nie nadaje się do spożycia.

Wiadomo, że mleko pozbawione w ogóle flory bakteryjnej jest tak samo szkodliwe i bezwartościowe, jak i mleko skażone nadmiernie. Otóż polska norma, przestrzegana przez lata, zachowuje właśnie ten trafny, korzystny poziom flory bakteryjnej. Ale przecież, podobnie jak w wypadku pułapki zadłużenia, cel owego ataku na polską gospodarkę mleczną był znacznie bardziej dalekosiężny. Chodziło tu znowu o wyeliminowanie polskiego mleka z rynku krajowego, aby stworzyć na nim miejsce dla masowego importu rzekomo zdrowszego i bardziej sterylnego mleka z Zachodu. A więc o kolejny krok do likwidacji polskiego rolnictwa jako konkurencji dla nadwyżek produkcji rolnej w krajach unijnych.

Protestu w Mławie nie organizowałem osobiście, organizowała go...quot;Solidarność Rolników Indywidualnych". Byłem wówczas raczej jego obserwatorem, działali tam jednak ludzie, z którymi nawiązałem kontakt i którzy do dzisiaj współpracują ze mną w...quot;Samoobronie".

Owocem tego kontaktu był między innymi protest rolniczy w Darłowie, odbywający się tym razem pod egidą zorganizowanego przeze mnie Komitetu Obrony Rolnictwa...quot;Samoobrona", przy czym samą nazwę...quot;samoobrona" napotkałem w historii polskiego ruchu ludowego i uznałem ją za stosowną do obecnej sytuacji. Na rynek w Darłowie wyjechały maszyny rolnicze, odbył się...quot;pogrzeb polskiego rolnictwa", mający przede wszystkim -za pośrednictwem mediów - zwrócić uwagę opinii publicznej na dramat, jaki zaczął się rozgrywać na wsi polskiej. W tym samym czasie co demonstracja w Darłowie odbył się protest rolniczy w Zamościu; tym razem istniała już ścisła więź pomiędzy poszczególnymi ośrodkami, odosobnione protesty poczęły przeistaczać się we wspólny nurt, płynący w tym samym kierunku.

Jednakże postawą, jaką wobec tego ruchu zajmował nie tylko rząd, ale także partie chłopskie, w tym Polskie Stronnictwo Ludowe, była postawa lekceważenia. Odpowiedzią na wysuwane podczas demonstracji postulaty były zazwyczaj próby ich ośmieszania, czasami zastraszania, nierzadko też pojawiały się opinie, że stoi za tym wszystkim jakiś warchoł spod Darłowa, który - o czym była już mowa - chce w ten sposób załatwiać swoje prywatne interesy. Starano się także minimalizować te zdarzenia i raczej nie nagłaśniać ich w mediach. Dzisiaj widać, jak dalece zawiodła tych ludzi wyobraźnia, znajomość psychologii i socjotechniki.

Aby wyprowadzić ich z tego błędu i uprzytomnić im rzeczywiste rozmiary sprzeciwu wobec wprowadzanej coraz konsekwentniej niszczycielskiej polityki wobec polskiego rolnictwa, a przede wszystkim, by zwrócić na to uwagę opinii publicznej w całym kraju - nie tylko samych rolników, ale wszystkich ludzi, zaniepokojonych obrotem spraw w Polsce - podjęliśmy słynne już dzisiaj blokady dróg.

Wielu ludziom...quot;Samoobrona" kojarzy się właśnie z blokadami dróg i jest to o tyle uzasadnione, że wtedy rzeczywiście zostaliśmy ze swoim protestem zauważeni przez całą Polskę. Myślę, że wtedy również część opinii zaczęła się zastanawiać, o co właściwie tak naprawdę chodzi tym demonstrującym i blokującym drogi rolnikom, chociaż innym oczywiście udało się wmówić, że jest to zwykłe awanturnictwo, pozbawione wszelkiego sensu. Blokady dróg przerwały jednak zmowę milczenia.

W tym miejscu chciałbym podkreślić, że ile razy w tym czasie zyskiwałem dostęp do mediów, tylekroć starałem się przepraszać ludzi, którzy z powodu blokad doznali nadmiernych niedogodności. Zasadą bowiem, którą staraliśmy się zawsze kierować w naszych akcjach protestacyjnych, było to, aby nie krzywdzić ludzi, aby ktoś, kto na przykład jedzie z dzieckiem lub chorym, nie doznał z powodu blokady żadnej krzywdy i nie naraził się na niebezpieczeństwo. W czasie blokad osobiście kładłem wielki nacisk na to, aby przepuszczać przez nie autokary czy autobusy, zwłaszcza z dziećmi, możliwie najmniej dolegliwości sprawiać samochodom osobowym, natomiast blokować TIR-y między innymi dlatego, aby pokazać, jak wiele ich krąży po Polsce przywożąc na nasz rynek obce importowane towary. Nie twierdzę, że nikt nie ucierpiał niesłusznie z powodu blokad, było to z pewnością nieuniknione. Mogę jedynie zauważyć, że wiele więcej krzywd i zniszczeń wyrządziła walcząca o swoją władzę ...quot;Solidarność", kiedy tłuczono szyby, podpalano budynki, lała się krew.

Akcja blokad prowadziła nas bezpośrednio do największej wówczas demonstracji, jaką była demonstracja w Warszawie, przed Sejmem, jesienią 1991 roku. Sam fakt, że udało nam się sprowadzić do Warszawy rolników z całego kraju, świadczy o tym, jak rozprzestrzenił się już nasz ruch, chociaż nie mieliśmy wówczas żadnych biur i struktur organizacyjnych, działając jako skoordynowany, lecz opierający się na bezpośrednich kontaktach ruch społeczny. Nasz przyjazd do Warszawy, rozbicie namiotów przed Sejmem, a następnie podjęta tam głodówka nie mogły być już zlekceważone przez media. Na skutek więc informacji, przekazywanych przez media, dołączało się do nas coraz więcej ludzi, przyjeżdżających z całego kraju. Niedźwiedzią przysługę oddał tej manifestacji pan Gabriel Janowski -który niedługo potem został ministrem rolnictwa - mówiąc, że jest to demonstracja zadłużonych rolników. Była to nieprawda, ale przecież przemówiła także do wielu ludzi, którzy popadli w pułapkę zadłużenia i którzy przyjechali, aby nam pomóc.

O co chodziło nam wówczas naprawdę? Otóż patrząc z dzisiejszej perspektywy mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że chodziło nam dokładnie o to samo, o co chodzi nam dzisiaj, a co niedawno, w związku z wyborami 2001 roku, ogłosiliśmy w...quot;Tezach Programowych...quot;Samoobrony RP"" jako naszą politykę wobec wsi i rolnictwa. Jest to jedenaście punktów, które powtarzam za tym dokumentem. A więc chodzi nam o:

"1. Równe traktowanie wszystkich gospodarstw rolnych (indywidualnych, spółdzielczych i innych).

2. Wspieranie spółdzielczości rolniczej i wiejskiej jako gospodarczej organizacji rolników na wzór rozwiązań w innych krajach europejskich (podatki, kredyty, ubezpieczenia, nowoczesne prawo spółdzielcze).

3. Wprowadzenie prawidłowych zasad ekonomii w rolnictwie tak, aby rolnik wiedział, co ma produkować? ile? za ile? kto kupi i kiedy zapłaci?

4. Wprowadzenie opłacalnych cen.

5. Przywrócenie kontraktacji.

6. Kredytowanie uwzględniające cykl i specyfikę produkcji rolnej, a kredyty preferencyjne 50% poniżej stopy inflacyjnej.

7. Uszczelnienie i monitoring granic.

8. Wprowadzenie paliwa rolniczego.

9. Rolnicy płatnikiem podatku VAT o zerowej stawce.

10. Powszechne ubezpieczenie płodów rolnych i zwierząt.

11. Coroczne sporządzanie bilansu potrzeb żywnościowych kraju".

Być może nie traktowaliśmy jeszcze tych problemów tak całościowo jak obecnie, ale wszystkie te postulaty były obecne w naszych rozmowach w 1991 roku. Trzeba jednak było czekać aż dziesięć lat, aby premier rządu, Leszek Miller, w swoim przemówieniu sejmowym powtórzył nasz postulat, że rolnik musi wiedzieć, co ma produkować, ile, za ile, kto to kupi i kiedy zapłaci.

Wspomniałem tu o rozmowach. Otóż manifestując przed Sejmem rozmawialiśmy wtedy w ministerstwie rolnictwa, a także ze wszystkimi zasiadającymi w Sejmie partiami, w tym szczególnie z przedstawicielami partii chłopskich - Waldemarem Pawlakiem i nieżyjącym już Józefem Śliszem z PSL, Gabrielem Janowskim, reprezentującym wówczas...quot;Solidarność Rolników Indywidualnych", a także z panem Maksymiukiem z Kółek Rolniczych. Odbyłem także rozmowę z wicepremierem Leszkiem Balcerowiczem, przy której chciałbym się na chwilę zatrzymać.

Otóż profesor Balcerowicz, kierujący wówczas całą polską gospodarką, przeznaczył na tę rozmowę pół godziny, a kiedy rozmowa zaczęła się przeciągać i do gabinetu poczęli wchodzić co chwila jego asystenci, przypominając o innych spotkaniach, Balcerowicz zirytował się i powiedział:

- Proszę nam nie przeszkadzać i nie wchodzić. Kiedy skończę, sam otworzę drzwi. A inne spotkania odwołać.

Miałem więc dwie i pół godziny czasu, aby wyłusz-czyć mu nasz pogląd i przedstawić nasze postulaty. Miałem też okazję powiedzieć to, co później powtórzyłem w jednej z rozmów telewizyjnych, a mianowicie, że Adam Smith, twórca teorii gospodarki liberalnej, na którego do dzisiaj powołują się zwolennicy...quot;niewidzialnej ręki rynku", żył ponad dwieście lat temu i od tego czasu coś się jednak na świecie zmieniło. Smith był wybitnym ekonomistą, tak samo jak wybitnym uczonym był Ignacy Łukasiewicz, aptekarz, który wynalazł lampę naftową i stworzył polski przemysł naftowy. Ale czy to znaczy, że mamy dzisiaj posługiwać się lampą naftową zamiast żarówką elektryczną?

Przedstawiłem wicepremierowi B alcerowieżowi moje obserwacje dotyczące działań międzynarodowych organizacji finansowych w stosunku do Polski, opisałem mu stan polskiej gospodarki, a także nasze obawy i przewidywania na przyszłość, które napełniały nas niepokojem.

Kiedy rozmowa dobiegała końca, Balcerowicz powiedział do mnie:

- Pozwoli pan, że będę miał do pana prośbę.

- Jaką prośbę, panie premierze?

- Żeby pan nie jeździł po Polsce i tych bzdur, które mi pan tu opowiadał, nie powtarzał ludziom.

Na szczęście nie jestem pozbawiony zdolności riposty i odpowiedziałem mu:

- Dziwię się, panie premierze, że był pan w stanie przez dwie i pół godziny słuchać moich bzdur. Ja pańskich nie słuchałbym nawet przez pół godziny.

Powiedziałem mu również:

- Nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawę, że dokonał pan właśnie wielkiej rzeczy: przekonał mnie pan raz jeszcze, że ja mam rację. Dlatego też przyrzekam panu, że te

...quot;bzdury", które opowiadałem tu panu, będę właśnie, dopóki sił mi starczy, opowiadać ludziom w całej Polsce. Przekonał mnie pan również o tym, że to, co pan robi z polską gospodarką, czyni pan z premedytacją i wie pan, do czego pan doprowadzi kraj. Dlatego przyrzekam panu również, że doczekam czasów, kiedy będę mógł pana

z tego rozliczyć.

Zastanawiałem się również później, kim jest właściwie profesor Leszek Balcerowicz. Otóż myślę, że jest to człowiek, któremu ludzie tacy, jak Jeffrey Sachs, a może także George Soros, wmówili jego wielkość, nieomal geniusz ekonomiczny, w który sam Balcerowicz początkowo nie bardzo wierzył. Czy było to z ich strony celowe, czy chodziło im w tym wszystkim o to, aby uczynić go wygodnym instrumentem? Nie wiem, ale oglądając profesora Balcerowicza, słuchając jego wypowiedzi, wyczuwa się w nim nieustanny stan napięcia, ogromne spięcie psychiczne, które mówi coś być może o jego osobowości.

Ale porzućmy już ten temat. Nie chcę go dalej rozwijać.

14 listopada 1991 roku, w trakcie demonstracji pod Sejmem, podpisane zostało porozumienie z ówczesnym rządem. Podczas tej demonstracji zacieśniła się także nasza więź organizacyjna. Poleciłem, aby spisywać nazwiska i adresy uczestników manifestacji, co pozwoliło później na utrzymywanie stałej łączności. Co do samego porozumienia zaś - to podpisane zostało ono ze strony rządu w przekonaniu, że oto chłopi, którzy zjechali do Warszawy, po prostu się rozjadą, później przyjdzie wiosna, prace polowe i cały protest pójdzie w zapomnienie. Na boku oświadczono mi również - a zrobili to co gorsza ludowcy z PSL - że jesteśmy przecież ruchem spontanicznym, nie posiadamy żadnej osobowości prawnej, nie zostaliśmy zarejestrowani jako organizacja, a więc w istocie nie jesteśmy żadnymi partnerami do rozmów. Był to jeszcze jeden wyraz lekceważenia nas przez elity polityczne, wśród których niestety znajdowało się również i PSL, partia chłopska.

Nie mogłem sobie pozwolić na to, aby tolerować takie lekceważenie. Wychowałem się w biednej rodzinie, byłem ostatnim, najmłodszym dzieckiem, moja matka chorowała. Ale dałem sobie radę w życiu dzięki uporowi i temu, że nie pozwalałem, aby mnie lekceważono. Dlatego też, aby pokazać tym, którzy zamierzali nas lekceważyć,...quot;Samoobrona" została wkrótce potem, z początkiem 1992 roku, zarejestrowana w Sądzie Okręgowym w Warszawie najpierw jako Przymierze...quot;Samoobrona", która to nazwa w roku 1999 została zmieniona na...quot;Samoobrona Rzeczypospolitej Polskiej". Pod Sejm, jak wiadomo, przyszliśmy z kosami, co okrzyczano wtedy jako znak, że dążymy do krwawych rozruchów. To była bzdura, te kosy miały symbolizować ciężką pracę rolników, tak samo jak i cep, który wręczyliśmy prezydentowi Wałęsie nie dlatego, aby go obrazić jako...quot;cepa", ale cep jest, jak wiadomo, narzędziem jednej z najcięższych fizycznie prac rolnika, młócenia, czym naszym zdaniem, wobec nieporządku w Polsce, powinien zajmować się prezydent.

Nie zarzuciliśmy też oczywiście, wbrew oczekiwaniom elit, naszej działalności, która zwłaszcza w środowisku wiejskim spotykała się z coraz szerszym odzewem. Mogę powiedzieć, że przez...quot;Samoobronę" w tym okresie przewinęło się nie mniej niż dwieście tysięcy ludzi, którzy składali deklaracje i zgłaszali poparcie dla naszego ruchu. Sam zaś ruch zyskiwał coraz to nowe formy działania, z których jedną stała się także obrona rolników przed komornikami, którzy zjawiali się, aby egzekwować długi, wymuszone w dużej mierze przez opisaną już pułapkę zadłużeniową.

Takim incydentem wartym być może opisania stały się zdarzenia w Kobylnicy pod Słupskiem. Były to zdarzenia dość drastyczne, a więc tym bardziej należy je wyjaśnić, nie pozostawiając niedomówień. Od razu na początku też powiem, że chociaż nie brałem czynnego udziału w tych zdarzeniach, całą wynikającą z nich odpowiedzialność karną wziąłem na siebie, aby nie obciążać nią innych osób.

Otóż w Kobylnicy, na obrzeżach Słupska, pewien rolnik stworzył na powierzchni kilkunastu hektarów wzorowe, całkowicie nowoczesne i oparte na wzorach holenderskich gospodarstwo hodowlane; trudnił się produkcją kwiatów. Poziom modernizacji i komputeryzacji tego gospodarstwa był zaiste imponujący, co oczywiście wymagało sporych inwestycji kapitałowych. Jednakże, jak się wkrótce okazało, na owe, leżące tuż pod miastem, atrakcyjne tereny znaleźli się również inni amatorzy, działający zapewne w porozumieniu z Bankiem Gospodarki Żywnościowej, który udzielił owemu hodowcy kwiatów odpowiednich kredytów. Teraz jednak postanowił je cofnąć, żądając ich natychmiastowej spłaty, aby tereny przekazać innym użytkownikom.

Oczywiście właściciel tego gospodarstwa nie zamierzał ustąpić i zmarnować całego założonego przez siebie gospodarstwa, zaczęły więc nań spadać kolejne szykany. W rezultacie, na skutek naszej interwencji, udało się nam doprowadzić do tego, że Fundusz Restrukturalizacji Rolnictwa podjął się oddłużenia szklarni kwiatowych i całego gospodarstwa wobec kredytodawcy, a więc banku BGŻ. Lecz oto bank, którym kierował prezes, zwany przez rolników może niezbyt elegancko...quot;Rączką" z racji, że nie miał jednej ręki, odmówił przyjęcia tego oddłużenia i nalegał na likwidację szklarni. Rozmawiałem z tym człowiekiem i z jego zachowania nietrudno było się zorientować, że jego działanie jest celowe i zależy mu na tym, aby owe drogie i atrakcyjne tereny pod Słupskiem dostały się w czyjeś inne ręce. Czy był to skutek łapówki, nie mam na to dowodów, ale wiemy niestety, jak dalece system łapówkowy funkcjonuje w Polsce. W gospodarstwie zjawił się przysłany przez bank zarządca, wyłączono elektryczność, wodę, a ponieważ był to lipiec, w dodatku upalny, kwiaty zaczęły padać, wobec czego zrozpaczony właściciel podjął głodówkę protestacyjną. Zwrócił się też do...quot;Samoobrony" o pomoc, zadzwonił również do mnie, abym go ratował.

Kiedy przyjechałem do Kobylnicy wraz z ludźmi z...quot;Samoobrony", zastałem tam widok przerażający. Kwiaty w szklarniach, w których panowała temperatura 60 stopni, nie były podlewane, ponieważ zaś rozeszła się już wieść o głodówce właściciela, była tam pewna liczba ludzi, a także przedstawiciele mediów, być może zresztą zainteresowanych wiadomością, że do Kobylnicy przyjedzie Lepper.

Słowem atmosfera była zapalna, na domiar złego zjawił się tam również jakiś mężczyzna, który zaczął wykrzykiwać po niemiecku, wyzywając obecnych od...quot;polskich świń", co oczywiście nie pozostało bez reakcji. Ludzie zaczęli go popychać, na co on rzucił się do ucieczki, przy bramie przewrócił się i skaleczył w głowę. Później w sądzie twierdzono, że został trafiony kamieniem, ja jednak widziałem ten incydent i o trafieniu kamieniem nie ma mowy. Natomiast zarządca zajętego przez bank gospodarstwa wszedł do pomieszczeń, ale niemal natychmiast stamtąd wybiegł i zdejmując spodnie ukazał kamerom telewizyjnym swój tyłek, zbity rózgami.

Nie wiem, co tam się działo w środku, nie mogę więc wykluczyć, że rzeczywiście sprawiono mu chłostę, chociaż wydaje mi się to mało prawdopodobne. Trwało to zbyt krótko, co ważniejsze zaś podejrzany wydaje mi się ten natychmiastowy gest obnażenia się przed kamerami, co u mężczyzny jest raczej rzeczą wstydliwą niż wykonywana z ochotą i na pokaz. Przypuszczam więc raczej, że była to zaplanowana inscenizacja, mająca pokazać, jakich to czynów dopuszcza się...quot;Samoobrona". I rzeczywiście w takim właśnie oświetleniu wydarzenia w Kobylnicy podane zostały do wiadomości publicznej.

Panuje pogląd, że po wyborach w 1993 roku, kiedy powstał rząd koalicyjny SLD i PSL, działalność...quot;Samoobrony" przycichła i odstąpiliśmy od protestu. Jest to nieprawda. Rząd ten wprawdzie złagodził nieco politykę Balcerowicza, ale nie potrafił od niej odejść i przyjąć innej polityki wobec wsi. Rzecz w tym jednak, że uczestniczące w rządzie PSL znacznie umocniło swoją pozycję w mediach i rozpoczęło po prostu blokadę wszelkich wiadomości dotyczących...quot;Samoobrony" i jej działań. Cały czas zależało im na tym, aby udawać, że nie istniejemy i nie stanowimy na wsi żadnej siły konkurencyjnej wobec PSL. Dlatego też mało kto wie o naszych protestach z tego okresu ani o tym na przykład, że w czasie jednego z protestów obleliśmy gnojowicą gabinet Waldemara Pawlaka, aby mu przypomnieć, jako premierowi, zapach wsi polskiej, na której za jego rządów wcale nie działo się lepiej.

Mówi się dzisiaj, gdy jestem już wicemarszałkiem Sejmu, że za Lepperem ciągną się niezliczone procesy, w których oskarżany jest on o łamanie prawa. Niektórzy podnosili nawet głosy, że taki człowiek nie może być wicemarszałkiem, a więc także stróżem prawa i działaczem państwowym.

Dlatego muszę tu przedstawić mój pogląd na tę kwestię. Po pierwsze więc na całym cywilizowanym świecie istnieje takie pojęcie, jak...quot;nieposłuszeństwo obywatelskie". Uważa się, że obywatele, gdy mają do tego podstawy, mają prawo wykazać nieposłuszeństwo wobec państwa i jego rozporządzeń, a nawet, że takie nieposłuszeństwo jest obowiązkiem obywateli, gdy widzą, że państwo błądzi, idzie złą drogą lub działa na szkodę swoich obywateli. Nam takich podstaw nie brakowało i nadal nie brakuje. Oczywiście każdy kolejny akt tego nieposłuszeństwa obywatelskiego jest rozliczany przez sądy i ja niejednokrotnie stawałem przed sądem, a nawet byłem aresztowany, o czym dość powszechnie wiadomo. Jak powiedziałem jednak wcześniej, podstawą wszystkich naszych działań protestacyjnych była zasada, żeby nie czynić niezawinionej krzywdy ludziom, i złamania tej zasady nikt nigdy mi nie udowodnił.

Można jednak na to łamanie prawa spojrzeć także z szerszej perspektywy.

Trzeba więc zacząć od tego, że prawo, które działa przeciw ludziom, nie jest prawem. Nieposłuszeństwo pojawia się wtedy, kiedy przede wszystkim władza nie przestrzega prawa. Każda władza, nie tylko w Polsce, żeruje na tym, że ludzie nie znają prawa, nie znają przede wszystkim najwyższego aktu prawnego, czyli Konstytucji. U nas każdy obywatel dostał tekst Konstytucji, nasz prezydent Aleksander Kwaśniewski wysłał każdemu obywatelowi tekst Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Otóż gdyby ludzie naprawdę przeczytali ten tekst, zaopatrzony również w jasną interpretację, co jest obowiązkiem, a co prawem, co trzeba robić, a co się należy, to -jak myślę -już dawno w Polsce wybuchłby bunt społeczny. Ludzie także na własnej skórze odczuwają, że coś jest nie tak z prawem polskim. Bo jeśli po dwunastu latach pozostaje we wsi jeden rolnik, a było ich trzydziestu, jeśli spośród małych zakładów rzemieślniczych, których było pięćdziesiąt, pozostaje cztery, jeśli z dziesięciu sklepów nie pozostaje ani jeden, ponieważ powstał supermarket, to zaczynają się zastanawiać, jak właściwie działa prawo polskie. Dotyczy to nie tylko klasy średniej, ale także robotników. Wielu z nich przypomina sobie, że owszem, byłem...quot;robolem", ale jeśli nie hulałem, to mogłem za swoją pensję przeżyć od pierwszego do pierwszego, a także wysłać dzieci na wakacje, pojechać na urlop i coś tam sobie nawet odłożyć na mieszkanie czy samochód. Jeśli więc dzisiaj to wszystko staje się niemożliwe, to znaczy, że prawo funkcjonuje wadliwie i jest złym prawem. Prawo, które działa jedynie w interesie mniejszości społeczeństwa, nie jest prawem. Prawo ma służyć tym wszystkim, którzy wywiązują się ze swoich obowiązków wobec prawa. I w momencie kiedy ludzie widzą, że prawo nie działa w ten sposób, mają oni wręcz obowiązek, choćby wobec swoich dzieci, zbuntować się przeciwko takiemu prawu.

Uważam, że jeśli nie dokonamy szybkich i radykalnych zmian, ten moment w Polsce nastąpi. Chciałbym pomóc władzy i rządowi, aby ten moment nieposłuszeństwa i wyjścia ludzi na ulice nie nastąpił. Ale jeżeli rząd będzie ślepo zapatrzony w Zachód, w Unię Europejską, która ma przecież na względzie przede wszystkim swoje własne interesy, to ja tu nic nie pomogę. I będę musiał stanąć na czele nieposłuszeństwa obywatelskiego.

DWA ŚWIATY

Warszawa, 2001

W poprzednich rozdziałach tej książki parokrotnie wyraziłem opinię, że ludziom w Polsce...quot;pogorszyło się", że żyje im się ciężej i mniej bezpiecznie. Czytelnik może więc słusznie zapytać: w stosunku do czego nastąpiło to pogorszenie?

To pytanie naprowadza nas na okres Polski Ludowej, a nawet szerzej - na powojenną historię Polski. Nie chcę uciekać od tego tematu, którego nie da się ominąć mówiąc o Polsce dzisiejszej.

Istnieje mit na temat planu Marshalla, czyli amerykańskiej powojennej pomocy gospodarczej, którą Polska jakoby z winy komunistów odrzuciła. I stąd bierze się nasze zacofanie w stosunku do rozwiniętych krajów Zachodniej Europy. Nie ma jednak dzisiaj żadnych dowodów ani dokumentów potwierdzających, że Polska po wojnie rzeczywiście otrzymała taką propozycję. Ale nawet gdyby ją jakimś przypadkiem otrzymała, to jest przecież jasne, że nasz kraj został za zgodą Zachodu włączony do bloku wschodniego, znajdującego się pod kontrolą Związku Radzieckiego. A ten nigdy by się na włączenie Polski do planu Marshalla nie zgodził.

Podział Europy, w wyniku którego Polska znalazła się w bloku sowieckim, nastąpił najpierw podczas konferencji mocarstw antyhitlerowskich w Teheranie, a potem już całkiem zdecydowanie potwierdzony został w Jałcie; w trakcie konferencji jałtańskiej zadecydował o tym nie tylko Stalin, ale także Churchill i Roosevelt, czyli Wielka Brytania i Stany Zjednoczone. Obaj ci politycy i oba te mocarstwa zgodziły się na taki podział Europy, w którym Polska znalazła się w bloku wschodnim, a także na podział Niemiec. Ani Polacy nie mieli na to żadnego wpływu, ani Niemców nikt o zdanie nie pytał.

Tak więc cokolwiek złego mówimy dziś o tamtych czasach i tamtej władzy, nie można jej jednak obciążać tym, co stało się w Europie po II wojnie światowej, ponieważ było to porozumienie mocarstw, decydujących o podziale świata ponad głowami narodów, których te decyzje dotyczyły.

Władzę komunistyczną w powojennej Polsce można i należy obciążać tym, co robiła ona rzeczywiście, a więc prześladowaniem ludzi, czystkami, rządami ubecji, morderstwami i zabójstwami, ale nie można żyć złudzeniami i rozważaniami na temat tego, co by było, gdyby było, a więc, co by było, gdyby Polska nie stała się częścią bloku wschodniego, kontrolowanego przez ZSRR. Nie można zakłamywać historii.

Łączy się to bezpośrednio z rozliczeniem czasów PRL i aktualnym do dziś tematem lustracji. W tej sprawie uważam, że ludzi, którzy w okresie PRL popełnili zbrodnie lub przestępstwa, należy, jeśli jeszcze żyją, do końca i uczciwie osądzić i ukarać. Jestem jednak przeciwny odpowiedzialności zbiorowej, a więc karaniu nie za popełnione przez tych ludzi czyny, lecz za samą ich przynależność do PZPR, innych organizacji czy partii, za pracę w aparacie władzy lub też nawet za służbę w UB czy SB, które dopuściły się czynów przeciwko ludziom i narodowi. W ten sposób bowiem musielibyśmy wplątać się w niekończące się porachunki. Jeśli rządy obecne karałyby ludzi należących w przeszłości do PZPR, można sobie spokojnie wyobrazić, że jakieś następne rządy mogłyby wpaść na pomysł karania na przykład ludzi należących do...quot;Solidarności", aż wkrótce, mówiąc z pewną przesadą oczywiście, zabrakłoby ludzi do karania.

Lustracja nie może być odpowiedzialnością zbiorową, nie może też przemieniać się w polowanie na czarownice. Już obecnie, w trakcie obecnej lustracji, dopuszczono się wielkich krzywd, wyrządzonych poszczególnym ludziom i ich rodzinom, a zwłaszcza ich dzieciom. Przykładem tego może być bezpodstawne, jak się okazało, oskarżenie premiera Józefa Oleksego o zdradę i działanie przeciwko narodowi. Jeśli jednak w wypadku Oleksego można się tłumaczyć, że był on jednak członkiem aparatu władzy w PRL, to nie ma żadnego wytłumaczenia na podobne oskarżenia skierowane także przeciwko Marianowi Jurczykowi, działaczowi opozycji demokratycznej, jednemu z założycieli...quot;Solidarności", człowiekowi, który pierwszy podpisywał w Szczecinie w imieniu strakują-cych stoczniowców porozumienia z rządem, o dzień wcześniej, niż podpisał je w Gdańsku Lech Wałęsa. Później jednak Wałęsa okazał się bohaterem, a Jurczyk zdrajcą. Jest to widoczna jak na dłoni niesprawiedliwość.

Lustracja służąca porachunkom personalnym prowadzi także do sytuacji absurdalnych, jak widzieliśmy to na przykładzie rzekomych spotkań polityków ze szpiegiem rosyj skim Ałganowem. Wokół każdego działającego publicznie człowieka kręcą się najrozmaitsi ludzie i nawet gdybym ja na przykład otoczył się strażą złożoną z pilnujących mnie ludzi, też mogłoby się zdarzyć, że któryś z nich okazałby się podejrzany. Czy znaczyłoby to, że Lepper, ponieważ był w Ameryce i był w Moskwie, jest szpiegiem? Nie dajmy się zwariować. Lustracja musi być prowadzona poważnie i z rozwagą, musi dotyczyć nie pomówień czy przynależności, ale sprawdzonych i dowiedzionych czynów. A wówczas niech wkracza prokurator.

Wróćmy jednak do czasów PRL- u.

Pierwszy powojenny okres był w Polsce niezwykle ciężki. Kraj był zniszczony przez wojnę, nikt nam nie pomagał w jego odbudowie, a trzeba do tego dodać jeszcze i to, że ci, którzy przynieśli nam wolność - a byli to niewątpliwie żołnierze radzieccy, nie władza radziecka, ale żołnierze radzieccy, którzy walczyli i ginęli na naszych ziemiach - dostali polecenie od swoich władz, aby wywozić z Polski jak najwięcej dóbr materialnych. Tak więc pędzono krowy, konie, owce, rozbierano szyny kolejowe, wywożono nawet cegły z Warszawy.

I na tym tle dopiero widać niezwykłą determinację i zaangażowanie narodu polskiego, który pomimo zniszczeń wojennych i grabieży pracował z niesłychanym poświęceniem, aby odbudować kraj. Trzeba powiedzieć wreszcie prawdę, że to nie sekretarze, ale naród odbudował Polskę. Oni sprawowali władzę, popełniali przy tym rozmaite niegodziwości prześladując i niszcząc ludzi, panowała wielka bieda, nie można jednak powiedzieć, że za tamtych czasów kraj nie podnosił się z gruzów, a potem nie zaczaj się rozwijać.

To prawda, że władza ówczesna dopuszczała się czynów, których nie powinna była popełniać. Do nich zaliczyć należy walkę z Kościołem, czystki etniczne, znane pod kryptonimem...quot;akcja Wisła", skierowane przeciwko ludności ukraińskiej - chociaż jest to sprawa skomplikowana i krew lała się wówczas po obu stronach, polskiej i ukraińskiej - a także rok 1968 i wybuch antysemityzmu w Polsce. Nie chcę wnikać w tę sprawę, czy była ona podniecana z zewnątrz, czy też nie, ale było to niepotrzebne i szkodliwe dla Polski.

Natomiast, oddaj ąc hołd prawdzie, trzeba powiedzieć, że lata siedemdziesiąte, kiedy do władzy przyszedł Gierek, przyczyniły się do rozwoju kraju. Oczywiście Gierek brał kredyty i zadłużył kraj, ale społeczeństwo widziało przecież, że te kredyty nie były marnowane, lecz powstawały za nie drogi, huty i osiedla mieszkaniowe. Mam pretensję, że technologie wówczas wdrażane były to technologie przestarzałe, energochłonne, a ich symbolem stała się słynna...quot;wielka płyta" w budownictwie. Zastanówmy się jednak, skąd miano brać wówczas technologie lepsze i nowocześniejsze? Wschód sam ich nie miał, a Zachód jeśli udzielał Polsce kredytu, to równocześnie wskazywał, co należy za ten kredyt kupować, pozbywając się w ten sposób wielu przestarzałych maszyn i urządzeń.

Mówi się dzisiaj czasem, że wszystko to, co zostało zbudowane w latach siedemdziesiątych, stanowi złom, którego należy się jak najszybciej pozbyć i sprzedać nawet za bezcen. Na argument taki odpowiadam jednak bardzo często na spotkaniach i w dyskusjach, że jeśli to był rzeczywiście złom, to jak to się dzieje, że ten złom przez dwanaście lat jest rozkradany i sprzedawany? Jeśli nawet tę kradzież nazwiemy sprzedażą, to przecież ta sprzedaż majątku narodowego trwa już dwanaście lat i ciągle jeszcze pozostaje coś do sprzedania. Zostaje jeszcze na przykład zagłębie miedziowe, energetyka, przemysł paliwowy. A przecież polski przemysł paliwowy, zagłębie miedziowe, huty czy kopalnie nie powstały w ciągu ostatnich dwunastu lat, ale powstawały głównie w latach siedemdziesiątych.

Większość tych obiektów budowana była w oparciu o kredyt zagraniczny. Nie będę tu wdawał się w szczegó łowe wywody ekonomiczne, wystarczy jednak powie

dzieć, że mechanizm spłaty tego kredytu, ustalony przez Bank Światowy i inne banki zachodnie, nie był korzystny dla Polski. Jest to mechanizm tego rodzaju, że mimo iż w jego wyniku spłaciliśmy już niemal dwukrotnie to, co stanowiło udzielony nam kredyt, ciągle jednak pozostaje my zadłużeni i ten dług w dodatku stale rośnie. Ten sam mechanizm stosowany jest przez bogate kraje Zachodu przez międzynarodowe instytucje finansowe wobec krajów Trzeciego Świata, które korzystając z pomocy bogatych państw zachodnich popadają w coraz większe zadłużenie. W ciągu osiemnastu lat, jak się oblicza, pomiędzy rokiem 1980 a 1998, zadłużenie krajów Trzeciego Świata wzrosło z 609 do 2530 miliardów dolarów, co powoduje, że w niektórych krajach sama spłata zadłużenia pożera już 42% ich produktu narodowego brutto. Tę samą metodę stosowano i stosuje się nadal wobec Polski, obawiam się więc, że również i my naszego długu zagranicznego z czasów Gierka nie spłacimy nigdy, nawet gdy poszczególne jego części będą umarzane.

Lata siedemdziesiąte i nawet osiemdziesiąte - pomimo stanu wojennego, który przyniósł nie tylko dramatyczne konflikty społeczne, ale także zahamowanie gospodarki, potęgowane przez zagraniczne embargo na handel z Polską - były jednak okresem, kiedy zwykli ludzie w Polsce w swoim codziennym życiu powoli uzyskiwać poczęli dwa niezbędne elementy, skłaniające do pracy i wysiłku: cel oraz motywację, aby ten cel osiągnąć.

Te cele oraz motywacje nie dla wszystkich były równe, to prawda. Całkowita równość nie istniała jednak nigdy i nie wydaje się możliwa. Nawet w naszym projekcie nowej drogi dla Polski, który zawieramy w programie ...quot;Samoobrony", nie zakładamy całkowitej równości, która jest celem nieosiągalnym, a także nie wydaje się wcale celem naprawdę sprawiedliwym, zrównując pracowitych z nierobami, wykształconych z nieukami czy przedsiębiorczych z pozbawionymi talentów i energii. Jednakże, jak powiedziałem, w tych dwóch dekadach lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych przed ludźmi pracy w Polsce zarysowały się osiągalne cele materialne w postaci mieszkania, domu, samochodu, które znalazły się w zasięgu ich możliwości, motywując ich do pracy i wysiłku.

I to właśnie - owa kwestia celów i motywacji do pracy i działania - stanowi o zasadniczej różnicy pomiędzy okresem poprzednim a tym, w którym żyjemy obecnie. Niech nas nie zwodzą błyskotliwe kariery finansowe poszczególnych ludzi lub niewielkich grup, które wręcz demonstracyjnie obnoszą się ze swoim bogactwem. Ogromna część tych karier opiera się na cwaniactwie i układach, które często mają to do siebie, że się zmieniają i kończą. Natomiast przeciętny człowiek w Polsce nie tylko nie jest w stanie wybrać sobie celu, do którego może dążyć i go realnie osiągnąć, ale utracił wręcz stabilność swojej egzystencji i pewność, że zdoła zachować choćby to, co już posiada. W każdej chwili może bowiem usłyszeć: , Już pan u nas nie pracuje, proszę iść do kadr i odebrać swoje dokumenty".

Utracił również bezpieczeństwo socjalne. To prawda, że z tego bezpieczeństwa socjalnego, które gwarantował poprzedni ustrój, korzystali także lenie i obiboki. W każdym społeczeństwie są ludzie, którzy nie pracują, bo pracować nie chcą, są nawet tacy, którzy zamiast pracować wolą spać na dworcu i grzebać w śmietnikach. Dramat społeczny zaczyna się jednak w tym momencie, kiedy normalni, zdolni i chętni do pracy ludzie skazani zostają na bezrobocie, które według oficjalnych - zaniżonych danych wynosi obecnie 16 % zdolnych do pracy obywateli, w rzeczywistości zaś sięga 18 czy nawet 20 %. I kiedy na dodatek owi skazani na bezrobocie ludzie pozbawieni zostają w bardzo krótkim czasie wszelkiej pomocy społecznej, zasiłku, tracą możliwość zapłacenia za energię elektryczną i za czynsz, co w konsekwencji może ich doprowadzić do utraty nie tylko możliwości utrzymania rodziny czy kształcenia dzieci, ale także dachu nad głową. Nie trzeba przypominać o liczbie dzieci, które idą do szkoły bez śniadania, wśród młodego pokolenia pojawia się awi-taminoza, powraca gruźlica jako choroba społeczna, załamuje się służba zdrowia i nawet przy poborze do wojska coraz trudniej jest znaleźć młodych ludzi pozbawionych wad kręgosłupa, ponieważ 90% młodych ludzi ma wady postawy. Absurd dodatkowo polega na tym, że wiele instytucji, jak szkoły na przykład czy szpitale, będących instytucjami państwowymi, jest głęboko zadłużonych u państwa, a więc w rezultacie państwo jest zadłużone samo u siebie. Niedawno odwiedzałem szkołę w Lubinie, w której pokazano mi, że z powodu oszczędności pali się tam rylko co druga żarówka. A wiadomo przecież, że musi istnieć odpowiednia powierzchnia świetlna, pozwalająca normalnie żyć i pracować. Tak więc ta oszczędność na oświetleniu elektrycznym odbije się na wzroku uczącej się um młodzieży, czego ostatecznym skutkiem w przyszłości nie będzie przecież żadna oszczędność, lecz przeciwnie - zwiększone koszty społeczne związane z leczeniem wad wzroku. Jest to jaskrawy przykład, do jakiego stopnia- pozornie pokonując obecne trudności, przestaliśmy myśleć o przyszłości.

Piszę tutaj o problemach społecznych, które są najbardziej dolegliwe dla ludzi. Nie znaczy to, że w innych dziedzinach nie osiągnęliśmy wraz ze zmianą ustroju korzyści, których nie można negować. Nastąpiło niewątpliwe otwarcie na świat, poszerzyły się swobody obywatelskie, Polska została członkiem NATO, co umacnia nasze bezpieczeństwo zewnętrzne. Nie mogę jednak powstrzymać się w tym miejscu od uwagi, że także w 1939 roku Polska posiadała bardzo dobre umowy międzynarodowe, na przykład z Francją i Anglią. Dlatego też wyznaję zasadę: przede wszystkim licz na siebie, silnego szanują. A z tym jest niestety gorzej.

O stanie naszej armii świadczy fakt, że dowódca pułku zarabia trzy tysiące złotych, oficer w stopniu majora ma dwa tysiące, kapitan otrzymuje tysiąc pięćset złotych. Musi się to odbijać na zachowaniu kadry oficerskiej, jakości wojska i szkolenia, na prestiżu armii. W Polsce istniał zawsze szacunek dla munduru i mundur często był wzorem dla reszty społeczeństwa. Dziś jednak nierzadko oficer wyjeżdża do Niemiec, aby kupić tam jakiś używany samochód, niekiedy otwiera warsztat, nie mogąc utrzymać się na odpowiednim poziomie z oficerskiego żołdu.

To samo dotyczy nie tylko armii, ale wszystkich służb mundurowych - służby granicznej, straży pożarnej, policji. W zdrowym społeczeństwie policjant powinien budzić szacunek jako strażnik prawa i porządku, obrońca obywateli przed zagrożeniem wewnętrznym i przestępczością. Jakiż jednak szacunek może budzić policjant, którego można przekupić łapówką? Trzeba jednak nie tylko oburzać się na ten fakt, ale także zobaczyć i zlikwidować jego przyczyny. Jeżeli więc policjant idzie do pracy zostawiając swojej rodzinie, żonie i dzieciom, sto lub dwieście złotych, a do pensji dzieli go jeszcze tydzień lub więcej, nie można mu się dziwić, że pełniąc służbę myśli także o tym, jak podreperować swój budżet rodzinny. Jeśli więc chcemy, aby policja i inne służby mundurowe pracowały wydajnie i uczciwie, muszą otrzymywać za swoją pracę godziwe uposażenie. Wówczas zaś należy stosować wobec nich surowe wymagania i bezwzględne kary za korupcję i nieuczciwość, nie tylko służbowe, ale sięgające także konfiskaty nieuczciwie zdobytego mienia.

Te same zasady, które proponuję tu względem wszystkich służb mundurowych, powinny odnosić się do dwóch innych zawodów, które są zawodami z powołania, wymagającymi zaufania społecznego i wysokich standardów etycznych - do nauczycieli i pracowników służby zdrowia.

Na pozór, przyglądając się stawkom godzinowym, jakie wypłacane są nauczycielom, może się wydawać, że ich zarobki są jak na nasze warunki uczciwe. W rzeczywistości jednak nauczyciel owych godzin lekcyjnych ma niewiele i nie powinien mieć ich dużo więcej, ponieważ istota tego zawodu polega na ciągłym dokształcaniu się, aby wiedza, którą nauczyciele przekazują młodzieży była wiedzą aktualną i nowoczesną. Nauczyciel musi mieć również czas na pozalekcyjne zajęcia z młodzieżą, dzięki którym można by zapobiec wielu patologiom społecznym, które wkradają się do szkół przede wszystkim pod postacią narkomanii. Obawiam się także, że w naszej reformie szkolnictwa znowu popełniamy kardynalny błąd tworząc wielkie kołchozy szkolne, w których uczą się obok siebie całkiem małe dzieci i prawie dorosła młodzież, co daje negatywne skutki i społeczne, dotyczące społeczności szkolnej, i pedagogiczne.

Być może jacyś politycy czy publicyści zaatakują mnie w tym miejscu, że nie doceniam zmian, jakie nastąpiły w Polsce po roku 1989. Staram się tu jednak, w sposób bardzo skrótowy i niepełny, mówić nie tyle o zmianach politycznych, ile o sytuacji społecznej i życiowej zwyczajnych, pracujących ludzi. Ci zwyczajni ludzie rzadziej myślą o grach politycznych, którymi tak pasjonują się nasze elity, ale porównują swoje zwykłe codzienne życie z tym, jak żyli dotychczas. Porównanie to, jak widać, nie zawsze wypada pomyślnie dla dokonujących się przemian. Ta opinia podzielana jest przez sporą część ludzi w Polsce. Siła...quot;Samoobrony" polega właśnie na tym, że patrzy ona na życie w Polsce nie z punktu widzenia ulicy Wiejskiej w Warszawie ani nie z punktu widzenia urzędowych gabinetów, lecz z punktu widzenia zwyczajnych ludzi, ich domów, ich rodzin, przyszłości ich dzieci.

Nie znaczy to jednak, że nie należy również głębiej szukać przyczyn tych mnożących się negatywnych zjawisk, których doświadczają ludzie w Polsce. Nie wszystkie z tych przyczyn tkwią bowiem tylko w naszym kraju - część z nich wynika także z układów międzynarodowych. Tak jak wiele negatywnych stron okresu PRL wynikało z uzależnienia Polski od dyktatu Związku Radzieckiego i z naszej przynależności do bloku państw socjalistycznych, podobnie i obecnie sytuacja społeczna i gospodarcza Polski uzależniona jest od działań i planów międzynarodowego systemu kapitalistycznego. Mówiłem o tym między innymi w marcu 2000 roku, przemawiając w Indiach na XIV Światowym Kongresie Związków Zawodowych:

"Kapitalizm zrobił sobie z państw byłego bloku socjalistycznego rynek zbytu dla swoich nadwyżek artykułów rolnych i przemysłowych. Zrobił z naszych państw śmietnik dla starych i zużytych samochodów, maszyn, narzędzi rolniczych i budowlanych, starych mebli i starej zużytej odzieży, niszcząc nasz przemysł i nasze rolnictwo.

Rolnictwo polskie do 1990 roku zajmowało w Europie czołowe miejsce w produkcji płodów rolnych, zarówno w produkcji roślinnej, jak i zwierzęcej, i ich przetwórstwie. Polska była eksporterem żywności, a obecnie jest importerem. (...) Wprowadzenie do Polski wielkich korporacji, typu Smithfield Food i innych, doprowadzało i doprowadza do upadłości rolników i przemysł rolno-spo-żywczy. Smithfield Food, dążąc do integracji pionowej, chce wprowadzić model rolnictwa amerykańskiego - nie-ekologicznego, niehumanitarnego oraz niszczącego środowisko naturalne.

"Samoobrona" mówi temu STOP. Wpuszczone do Polski ponadnarodowe korporacje i banki doprowadziły do tego, że w Polsce obecnie 5% ludzi, tzw. nowobogackich, skorumpowanych i powiązanych z mafią i politykami, żyje w luksusie i ponad stan, 20% daje sobie radę, a 75 % żyje poniżej minimum socjalnego, z tego 35 % w nędzy i ubóstwie".

Należy zwrócić uwagę, że tego rodzaju poglądy, jakie wyraziłem na XIV Światowym Kongresie Związków Zawodowych, wcale nie są na Zachodzie i w świecie odosobnione. Wmawia się nam, że Zachód jednomyślnie optuje za systemem kapitalistycznym, czerpiąc z niego dobrobyt. Jest to nieprawda. W wielu miejscach świata, także w Stanach Zjednoczonych - gdzie przemawiałem w styczniu 2001 roku na Uniwersytecie Michigan w ramach konferencji o uprzemysłowieniu rolnictwa - panowały podobne poglądy, a dewastujące środowisko naturalne przemysłowe metody hodowli zwierząt, uprawiane w barbarzyński sposób także w USA, między innymi przez wspomnianą już korporację Smithfield Food, łączy się zarówno z niepohamowanym kapitali styczny m dążeniem do zysku, jak i z globalizacją rynków światowych. Co do korporacji Smithfield Food zresztą to warto nadmienić, że właśnie...quot;Samoobrona" przeciwstawiła się jej ekspansji na Polskę, rozprowadzając w Polsce pięć i pół tysiąca dostarczonych nam z Ameryki kaset wideo, demaskujących przerażające metody chowu zwierząt na farmach Smithfield Food, które po ich zwiedzeniu w Ameryce nazwałem...quot;obozami koncentracyjnymi dla zwierząt". Kasety te dotarły nie tylko do prezydenta, premiera, marszałków Sejmu i Senatu, ale do każdej gminy, powiatu i województwa, do sklepów mięsnych i ludzi, popierających ekologię i humanitarny chów zwierząt. Można by zapytać, dlaczego nikt poza...quot;Samoobroną" - ani PSL, ani Kółka Rolnicze, ani żadna inna organizacja chłopska - nie zainteresowały się tą sprawą...

Piszę o tym dlatego, że nie ma skutków bez przyczyny, a przyczyną wielu negatywnych zjawisk społecznych i gospodarczych w Polsce jest pokorne poddanie się przez nasze kolejne rządy procesom globalizacji, wyrażającym przede wszystkim interesy kilku państw i kilku wielkich międzynarodowych korporacji, pragnących narzucie swój porządek całemu światu. Wymaga tego, jak nam się tłumaczy, proces globalizacji gospodarki światowej.

Ja sam uważam się za antyglobalistę. Tak również jestem postrzegany przez wiele ośrodków na Zachodzie, które zdają sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie niesie dla świata globalizacja w jej obecnym, drapieżnym wydaniu, wspieranym przez Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Światową Organizację Handlu (WTO). Mogę też chyba bez przesady powiedzieć, że na Zachodzie mam z tego powodu lepszą prasę niż w Polsce, gdzie nadal trwa polowanie na wyrwane z kontekstu zdania i przypisywane mi myśli i intencje, których nigdy nie wyrażałem. Zachód natomiast dostrzegł w moich wystąpieniach i wywiadach coś nowego, stąd zaczęły się brać liczne zaproszenia na spotkania i konferencje, zarówno dotyczące rolnictwa, jak problemów ekologicznych, wreszcie poważnej dyskusji na temat problemów i niebezpieczeństw globalizacji.

Na koniec mogę dodać, że nie obyło się przy tym niekiedy bez sytuacji dziwnych i dających do myślenia, które mnie samemu wydają się zagadkowe, ale opowiedzenie o nich może w przyszłości uzyska jakiś nieznany dotąd sens. Otóż w czasie jednej z moich wizyt w Stanach Zjednoczonych, w roku 1999 - w której uczestniczyła szersza grupa gości z Polski, między innymi zaś jeden aktualny, a jeden były poseł - podczas kolacji w Waszyngtonie wydanej przez Bank Światowy zjawił się nieoczekiwanie pewien pan, mówiący po polsku. Oświadczył, że pragnie zaprosić przedstawiciela naszej delegacji na spotkanie z gronem ludzi z Banku Światowego i władz amerykańskich. Wskazał przy tym wyraźnie na mnie, mówiąc, że chodzi im o Andrzeja Leppera. Oburzyło to obecnych w naszej grupie posłów. Utrzymywali, że to oni właśnie powinni zostać zaproszeni jako członkowie parlamentu, zapraszający jednak mężczyzna, podkreślił dobitnie, że ci, którzy go przysłali, życzą sobie rozmowy z panem Lepperem, jeśli wyrażę na to zgodę. Zgodziłem się więc pojechać z nim, chociaż nie wiem, czy było to rozsądne z mojej strony. Wkrótce znalazłem się w sali, w której znajdowało się kilka osób. Szczelnie zamknięto drzwi. Byłem oczywiście przekonany, że nasza rozmowa jest nagrywana i może być również użyta przeciwko mnie. Ludzie ci powiedzieli mi, że znają mnie jako człowieka zdecydowanego, antyglobalistę, po czym zaczęli mówić takim językiem o Stanach Zjednoczonych, że gdyby było to w innym państwie, mógłbym pomyśleć, że mam do czynienia z jakąś grupą zajadłych wrogów Ameryki. Ludzie ci utrzymywali jednak, że są przedstawicielami władz tego kraju. Następnie pokazali mi plan Manhattanu i nie określając oczywiście żadnej daty oświadczyli, że to wszystko przestanie istnieć. Zostanie zburzone jako siedziba zła. Motywowali to tym, że nie może istnieć taka dysproporcja pomiędzy Północą a Południem. Mówili także o sytuacji na Bliskim Wschodzie, wspomnieli też o głośnym wówczas zaginięciu jakiejś liczby...quot;walizek atomowych" w Rosji. W związku z zaginięciem czy kradzieżą tych walizek zastanawiali się nad tym, jaka mogłaby powstać fala, która dotarłaby do Manhattanu, gdyby eksplozja atomowa nastąpiła w oceanie. Byli przekonani, że skutkiem takiego zdarzenia będzie kolosalna panika, czym nawiązywali do jednego z moich wywiadów, udzielonych prasie polskiej rok czy dwa wcześniej, w którym powiedziałem, że najgroźniejszą bronią XXI wieku będzie panika. W wywiadzie tym mówiłem także - hipotetycznie, rzecz jasna - że gdyby jakieś niezwykłe zdarzenie nastąpiło na przykład w Nowym Jorku, a równocześnie ukazałaby się zapowiedź, że wkrótce powtórzy się to, załóżmy, w Londynie, początkowo zapowiedź ta zostałaby zignorowana. Lecz gdyby to samo zdarzenie powtórzyło się rzeczywiście w Londynie, a następnym wskazanym miastem byłby Paryż czy Frankfurt, panika, jaka wybuchłaby w tych miastach, byłaby sama przez się siłą niszczycielską nie do opanowania.

Gdy później, 11 września 2001 roku, jadąc z kierowcą usłyszałem przez radio o ataku na World Trade Center, przypomniałem sobie tę dziwną rozmowę i powiedziałem, że kolejny alarm ogłoszony zostanie w Londynie, co rzeczywiście już za pół godziny miało miejsce.

Nie wiem, dlaczego poproszony zostałem na tę rozmowę, nie rozumiem jej celu, tym bardziej zaś zastanawia mnie, że całkiem niedawno, w Polsce, starał się dotrzeć do mnie człowiek, który wyraźnie znał jej treść i próbował do niej nawiązać; był to Polak, od dwunastu lat mieszkający w Stanach Zjednoczonych.

Nie opowiadam jednak o tym dla zwykłej sensacji. Wszystko to bowiem wskazuje na to, że świat, w którym żyjemy obecnie, jest światem zdestabilizowanym, innym, niż starają się go przedstawić apologeci globalizacji. I że świat ten, aby się uratować, musi wkroczyć na nową drogę, nie będącą ani współczesnym zwycięskim kapitalizmem, ani dawnym systemem komunistycznym.

NOWA DROGA

Warszawa, 2001

"Samoobrona" jako ruch społeczny i polityczny od samych swoich początków wysuwała ideę...quot;trze-n ^^ ciej drogi" czy też nowej drogi, wpisując ją do wszystkich swoich dokumentów programowych. Jak już pisałem, sam zwrot o...quot;trzeciej drodze" pojawiał się już w programach XIX-wiecznej socjaldemokracji. Także i obecnie pojawia się on niekiedy w publicystyce socjaldemokratycznej na Zachodzie, rzadziej w Polsce, zazwyczaj jednak owa...quot;trzecia droga" staje się jedynie zasłoną, za którą w rzeczywistości odbywa się flirt socjaldemokracji ze współczesną globalną gospodarką kapitalistyczną.

My - wysuwając to hasło - wychodzimy jednak z założenia, że ludzkość nie chce wybierać tylko pomiędzy dwoma skompromitowanymi systemami społeczno-poli-tycznymi - komunizmem i kapitalizmem. W tym przekonaniu utwierdzają nas również słowa papieża-Polaka, Jana Pawła II, który mówi, że...quot;nie do przyjęcia jest twierdzenie, iż po upadku komunizmu jedyną alternatywą jest kapitalizm". Mówimy o nowej drodze, która może uniknąć tej alternatywy.

Nowej drogi nie należy traktować jako konstrukcji ulepionej z elementów socjalizmu i kapitalizmu, jako mieszanki tych elementów, chociaż na jej powstanie składają się również doświadczenia historyczne, wyniesione przez ludzkość z obu tych ustrojów. To, co było w tych doświadczeniach dobre i pożyteczne dla ludzi, powinno być kontynuowane. Ale jednocześnie nowa droga jest nowym, całościowym rozwiązaniem społecznym, opartym przede wszystkim na nowej hierarchii wartości.

System komunistyczny - nawet jeśli pominąć jego zbrodnie, popełnione przez system stalinowski, i to, że stał się on w rezultacie narzędziem imperialistycznej polityki byłego Związku Radzieckiego, dążącej do panowania na jak największym obszarze świata - był u swoich źródeł społeczną utopią, mającą podporządkować poszczególnego człowieka kolektywowi, w którym ten człowiek jako jednostka ludzka przestawał się liczyć. Żyjąc obietnicami szczęśliwej przyszłości, rezygnować miał ze swoich własnych potrzeb, swojej indywidualności, składając ją w ofierze przyszłym pokoleniom. System ten również, przygnieciony przez biurokratyczny i oparty na jednej tylko ideologii sposób sprawowania władzy, okazał się nie dość wydajny ekonomicznie, czego najlepszym dowodem jest to, że przegrał w rywalizacji ekonomicznej z systemem kapitalistycznym.

Z kolei jednak system kapitalistyczny, zwłaszcza w tej jego fazie, w jakiej znajduje się obecnie, a więc pozbawiony ograniczeń, jakie dla jego bezkarności stwarzał jednak system komunistyczny, nie tylko nie jest w stanie rozwiązać podstawowych problemów ludzkości, przede wszystkim zaś problemu głodu i ubóstwa, lecz przyczynia się do coraz bardziej dramatycznego rozdarcia ludzkości na świat bogactwa i świat nędzy. Wystarczy powiedzieć, że na świecie każdego roku umiera z głodu 30 milionów osób, podczas gdy w okresie trwającej pięć lat krwawej II wojny światowej zginęło 50 milionów. 11 milionów dzieci do lat pięciu umiera co roku z powodu chorób, które są uleczalne, lecz brak środków na ich leczenie. Górnych 20 % mieszkańców naszego globu posiada i kontroluje 84 % całego bogactwa światowego, podczas gdy dolne, najbiedniejsze 20 % posiada zaledwie jeden procent tego majątku.

Nie dzieje się to przypadkiem. Kapitalizm postawił sobie bowiem jako swój najwyższy cel zysk osiągany przez bogatych, którzy stają się coraz bogatsi kosztem najbiedniejszych. Argumentem, którym posługuje się przy tym system kapitalistyczny, jest argument rozwoju, a więc coraz szybszej i wydajniejszej produkcji, która często służy coraz większemu marnotrawstwu. Rozwój staje się bożkiem, na którego ołtarzu poświęca się zarówno człowieka, jak i naturę. Człowiek bowiem staje się dodatkiem do produkcji - zatrudnia się go, gdy jest potrzebny, i wyrzuca na bruk, kiedy produkcja może odbywać się bez jego udziału, jedynie z udziałem komputerów i robotów. Rozwój kapitalistyczny odbywa się także kosztem zniszczenia środowiska, w którym żyjemy, kosztem zniszczenia świata natury.

Jak przeważająca część polskich rolników jestem człowiekiem wierzącym. Sądzę jednak, że człowiek,...quot;król stworzenia", który otrzymał od Boga prawo używania przyrody i żywych stworzeń na swój biologiczny użytek, dopuścił się pewnych nadużyć. Dokonał bowiem zniszczenia planety, naruszył jej biologiczną równowagę, zanieczyścił wody i powietrze nie dla utrzymania się przy życiu, ale dla materialnego zysku, dla zdobycia bogactw, życia w luksusie i ponad swoje biologiczne potrzeby. Źle zrozumiał zalecenie:...quot;i uczynisz ziemię sobie poddaną" i po prostu ją zniewolił, zakłócił naturalny porządek zamiast się do niego przystosować. Nie może odbywać się to bezkarnie. Powiedzenie, które lubię przytaczać, mówi trafnie: Bóg wybacza zawsze, człowiek czasami, ale natura nigdy. Nie możemy o tym zapominać myśląc o przyszłości.

W sposobie myślenia, który dominuje dzisiaj w świecie, nie ma miejsca na obecność takich pojęć duchowo--społecznych, jak kultura i jej rozwój, jak potrzeba powszechnej oświaty, zachowania jakości środowiska naturalnego, przedłużenia życia ludzkiego dzięki trosce o zdrowotność, a także dla ładu i harmonii we współżyciu pomiędzy ludźmi, dla sprawiedliwego podziału dóbr. Ist nieją tylko popyt i podaż jako proste mechanizmy stosunków między ludźmi, wszystko mierzone jest pieniędzmi, których tworzenie i przepływ pozostają pod kontrolą skomputeryzowanych instytucji bankowych.

Nowa droga nie tylko więc odrzuca zarówno system komunistyczny, jak i kapitalistyczny, ale dąży do ustanowienia nowego systemu wartości, na których oprzeć się powinien porządek społeczny, do przywrócenia norm etycznych zarówno pomiędzy ludźmi, jak i pomiędzy nami a światem natury. Jej głównym założeniem jest to, że człowiek jest najwyższym podmiotem społeczeństwa i świata, a jego życie i zdrowie najwyższą wartością. A więc człowiek nie jest tylko cząstką kolektywu jak w systemie komunistycznym ani też nie jest tylko narzędziem produkcji jak w systemie kapitalistycznym. Nowa droga nie odrzuca dążenia do rozwoju ekonomicznego i cywilizacyjnego. Chcemy, aby ludziom żyło się lepiej, dostatniej i wygodniej, potrzebny jest nam postęp techniczny i technologiczny. Ale granice tego postępu także wyznaczać musi etyka, musi to być rozwój nie rujnujący środowiska naturalnego, rozwój ekologiczny, zwany także ekorozwojem.

Zasady, o których tu piszę, a które łamał zarówno system komunistyczny, jak łamie je dzisiaj system kapitalistyczny, muszą przekładać się na konkretny język rozwiązań politycznych, społecznych i gospodarczych. Jeżeli ktoś postawi pytanie, dlaczego mówimy o nowej drodze - w myśl której stare definicje takich pojęć, jak efektywność, wydajność, rozwój czy zysk muszą ulec zmianie, a pojęcie bogactwa nie może być dłużej utożsamiane tylko z zyskiem pieniężnym, lecz musi oznaczać również bogactwo kulturalne i harmonijne stosunki pomiędzy ludźmi - to odpowiadając na to pytanie stwierdzamy, że czynimy tak dlatego, że prowadzona obecnie w Polsce polityka społeczno-ekonomiczna jest polityką wsteczną. Jest po prostu realizacją obcych instrukcji mających na celu demontaż polskiej gospodarki.

Polska mogła przed dwunastoma laty obrać nową drogę. Można było w roku 1989 wejść na nową drogę rozwoju bez płacenia tej ceny, jaką płacimy obecnie wszyscy w miastach i na wsi, bez masowego bezrobocia, złodziejstwa i korupcji, bandytyzmu i gangsterstwa, prostytucji i narkomanii, nędzy i likwidacji socjalnych zdobyczy ludzi ciężkiej pracy.

Przyczyną obecnej sytuacji społeczno-gospodarczej Polski jest to, że w elitach politycznych, rządzących przez ostatnich dwanaście lat, na pozycjach kierownictwa ekonomicznego usadowili się niedouczeni i mierni ekonomiści, niezdolni do prowadzenia nowoczesnej, niezależnej od zagranicznych sponsorów polityki ekonomicznej, stosownej dla naszego kraju.

Ludzie ci przystąpili do przekształcania upadającego realnego socjalizmu pod dyktando zwycięskich w zimnej wojnie mocarstw zachodnich. Ich pierwszym działaniem stało się szerokie otwarcie granic Polski dla zalewu zachodnich towarów i usług, a również masowa wyprzedaż polskiego majątku narodowego, zgromadzonego przez lata wysiłkiem całego społeczeństwa. Ta wyprzedaż, trafnie nazwana...quot;wielkim przekrętem", nie tylko zubożyła nasze społeczeństwo, ale doprowadziła również do sytuacji, kiedy zagraniczne firmy wyprowadzają z naszego kraju zyski, które powinny służyć inwestycjom i tworzeniu miejsc pracy. Wielu Polaków stało się w ten sposób...quot;gastarbeiterami" we własnym kraju, pracując dla właścicieli, którzy powstający z tej pracy zysk przekazufą za granicę, do swoich krajów. Ponad 70 % polskiego systemu bankowego dostało się w ręce zagranicznegp^kapitału, przez co państwo straciło instrument, pozwalający sterować gospodarką, wspierać inwestycje, pomagać firmom i przedsiębiorstwom, których rozwój jest korzystny dla naszego społeczeństwa, wspierać także drobną przedsiębiorczość, która w krajach rozwiniętych jest głównym miejscem, gdzie tworzą się miejsca pracy i gdzie gromadzi się zamożność średniej warstwy społeczeństwa. W ten sposób - pod hasłami odzyskania niepodległości i suwerenności Polski - dokonało się jej nowe uzależnienie, tym razem od zachodnich dysponentów.

Tymczasem przyjęcie innych rozwiązań było i jest nadal możliwe.

Spójrzmy pod tym kątem na kilka podstawowych kategorii politycznych, społecznych i gospodarczych, które w ujęciu nowej drogi trzeba i można zasadniczo odmienić.

Realny socjalizm jako swoje nadrzędne zadanie przyjął narzucanie społeczeństwu ideologii marksistowskiej zamiast wolności poglądów, odnoszących się zarówno do wartości moralno-społecznych. dotyczących religii i osoby ludzkiej, jak i do spraw gospodarczych. Obecny realny kapitalizm ustawił zaś w miejsce marksistowskiego monopolu ideologicznego kult konsumpcji, a jego główną dyrektywą moralną stał się zysk i bogacenie się ; godność i wartość człowieka sprowadzone zostały do stanu jego posiadania.

Nowa droga postuluje przyjęcie takiego systemu wartości społeczno-moralnych, w którym najważniejszymi są człowiek, rodzina, praca, godne życie, a osiąganie dobrobytu odbywa się wyłącznie środkami, zgodnymi z zasadami etyki społecznej.

Realny socjalizm przyjął jako swoją zasadę zbiurokratyzowany kolektywizm, ograniczający indywidualne możliwości człowieka i swobodę jego działania, którą uniemożliwiał terror polityczny. Realny kapitalizm przeciwstawił temu zwyrodniały, egoistyczny indywidualizm, pozwalający na bogacenie się jednych kosztem ubóstwa drugich i grabieży mienia społecznego.

Nowa droga postuluje lad społeczny oparty na równości wszystkich wobec prawa i życzliwości społecznej, równowagę w respektowaniu interesów poszczególnych warstw społecznych oraz ochronę interesów ogólnospołecznych i narodowych, które są wyższe od interesów poszczególnych grup i jednostek.

Realny socjalizm skupił w rękach państwa i sterującej nim partii komunistycznej wszystkie decyzje, uzurpując sobie prawo do spełniania misji rozwojowej w myśl doktryny marksistowskiej. Realny kapitalizm przeciwstawił temu państwo wyzute z jakichkolwiek misji rozwojowych, dąży do likwidacji wszystkich innych funkcji państwa poza jego rolą strażnika interesów grup uprzywilejowanych i bezwzględnego poborcy podatków, świadczeń i powinności.

Nowa droga postuluje w to miejsce państwo pełniące z woli demokratycznej większości misję wychowawczą i rozwojową, organizujące powszechną aktywność narodu we wszystkich dziedzinach życia materialnego i duchowego. Państwo przyjazne i pomocne dla swoich obywateli.

Realny socjalizm, przedstawiając się jako system opiekuńczy, uprawiał jednak w sprawach socjalnych kolosalne marnotrawstwo środków, spełniając swoje funkcje opiekuńcze mechanicznie i niewydajnie. Realny kapitalizm przeciwstawił temu kierunek na generalną likwidację uprawnień socjalnych ludzi pracy, przyjął postawę antypracowniczą i antyzwiązkową, tłumacząc to względami ekonomicznymi i prywatyzacją gospodarki.

Nowa droga zakłada, że prawa socjalne człowieka mają pierwszeństwo przed interesami kapitału, a obowiązkiem państwa jest racjonalna opiekuńczość nad rodzinami, młodym pokoleniem, ludźmi starymi i niepełnosprawnymi, a także nad tymi, którzy nie z własnej winy pozbawieni są pracy.

Realny socjalizm zakładał, że jedyną formą własności powinna być własność państwowa lub kolektywna, pozostająca praktycznie w rękach ludzi, sprawujących władzę. Realny kapitalizm stawia tylko na własność prywatną, likwidując planowo wszystkie inne formy własności, w tym państwową i spółdzielczą. Dopuszcza też do bezkarnej penetracji gospodarki przez obcy kapitał, ze szkodą dla kraju.

Nowa droga uznaje równorzędność wszystkich form własności - prywatnej, państwowej i spółdzielczej. Uważamy też, że w strategicznych dziedzinach gospodarki kraju należy utrzymać własność państwową.

Realny socjalizm gwarantował ustawowo pełne zatrudnienie, w czym mieściło się jednak ukryte bezrobocie, a płace był niskie. Realny kapitalizm traktuje pracę ludzką jako towar rynkowy, podlegający prawom podaży i popytu, bez względu na społeczne i moralne konsekwencje takiego działania. Celowo utrzymuje również masowe bezrobocie jako czynnik wymuszający niską cenę pracy.

Nowa droga uważa praw o do pracy i godziwej zapłaty za pracę za jedno z naczelnych praw człowieka. Praca nie jest towarem, lecz czynnikiem uczłowieczenia, źródłem poczucia godności i wartości ludzkiej. Jesteśmy za likwidacją bezrobocia lub ograniczeniem go do minimum przez działanie państwa, organizowanie robót publicznych i prozatrudnieniową politykę gospodarczą.

Realny socjalizm traktował kulturę, oświatę i tradycję narodową instrumentalnie, wykorzystując je na potrzeby władzy, promował postawy ateistyczne, ograniczał rolę Kościoła katolickiego. Realny kapitalizm lekceważy kulturę narodową, zamienia kulturę w dziedzinę wyłącznie rozrywkową i komercyjną, nie dba o równość w dostępie do dóbr kulturalnych.

Nowa droga przyjmuje tradycję historyczną, kulturalną i religijną za źródło wzorców społecznych, moralnych i kulturalnych kształtujących postawę społeczną obecnego pokolenia i jego następców.

Realny socjalizm uprawiał państwową gospodarkę nakazowo-rozdzielczą,...quot;ręczne sterowanie" gospodarką przy jednoczesnym sztywnym planowaniu działań gospodarczych, często nie respektujących podstawowych praw ekonomii. Realny kapitalizm przeciwstawił temu zasadę całkowicie wolnego rynku i jego...quot;niewidzialnej ręki", mającej rzekomo najtrafniej regulować stosunki społecz-no-gospodarcze. Rezultatem tego jest anarchia na rynku, zalew obcych towarów, brak ochrony polskich producentów, ich produktów i usług, nieuczciwa konkurencja zagraniczna, mafijna przemoc wobec słabszych.

Nowa droga zakłada regulującą interwencję państwa na wolnym rynku, zwłaszcza gdy zagrożone są interesy ogólnospołeczne i narodowe, zobowiązuje również państwo do planowania prognozującego, określającego ogólne potrzeby i cele rozwojowe, którym służyć musi gospodarka.

W realnym socjalizmie budżet był czystą biurokratyczną formalnością, wyrażającą dominację dyrektyw ideologicznych nad potrzebami społecznymi. W realnym kapitalizmie budżet jest rujnowany przez szkodliwe praktyki podatkowe i fałszowany przez zyski z prywatyzacji. Sztucznie hamuje podaż pieniądza, systematycznie skąpi środków na cele społeczne, służąc głównie rozrastającej się biurokracji.

W myśl nowej drogi budżet państwa musi by ć mechanizmem aktywnego sterowania rozwojem gospodarki, służyć inwestycjom, a ilość pieniędzy musi być dostosowana do potrzeb socjalnych i rozwoju gospodarczego kraju.

Realny socjalizm sztucznie tłumił inflację przez zamrażanie cen. Realny kapitalizm uczynił z państwa pompę inflacyjną przez stałe podwyższanie cen energii, surowców, czynszów mieszkaniowych i innych opłat.

Nowa droga zakłada obniżanie cen energii i czynszów mieszkaniowych, a poziom inflacji należy regulować poprzez kontrolę cen.

Realny socjalizm zbudował system podatkowy, którego głównym celem było niszczenie prywatnej inicjatywy i działalności gospodarczej. Realny kapitalizm dąży do obciążenia podatkami głównie warstw najuboższych, otwierając przed bogatymi różne drogi ucieczki od płacenia podatków, dąży też do zwolnienia z podatków przedsiębiorstw zagranicznych.

Zasada systemu podatkowego, który postuluje nowa droga, brzmi: biedni placą mniej, bogaci więcej. Celem systemu podatkowego musi być pobudzanie rozwoju gospodarczego i wskazywanie drogi tym przedsiębiorcom, którzy tworzą nowe miejsca pracy.

W systemie realnego socjalizmu procesy finansowe znajdowały się pod ścisłą kontrolą państwa i podporządkowane były celom ideologicznym. W realnym kapitalizmie procesy finansowe wymknęły się spod kontroli państwa, a wpływ na nie uzyskały głównie międzynarodowe instytucje finansowe i wąskie grupy posiadaczy kapitału.

Nowa droga postuluje ścisłą kontrolę parlamentu i rządu nad bankami i obiegiem pieniądza, aby mógł on służyć potrzebom społecznym i rozwojowi kraju.

Tych kilka głównych rozwiązań, które składają się na program nowej drogi, są w stanie odmienić nie tylko bieg polskiej gospodarki, ale także charakter życia społecznego w Polsce. Nie jest to żadna utopia czy fantazja. Aby zrealizować ten program, potrzeba jedynie odmienić styl rządzenia państwem, uczynić państwo przyjaznym dla ludzi, a system administracji i biurokracji państwowej zmniejszyć, kładąc nacisk na jego fachowość i służebność wobec społeczeństwa. Potrzebne jest do tego również pełne poczucie suwerenności kraju, nie zaś, jak dzieje się to dotychczas, zamiana jednego...quot;starszego brata", którym był ZSRR, na nowego ...quot;starszego brata", którym stały się Stany Zjednoczone i Zachodnia Europa. Nie interesy i nakazy...quot;starszych braci", ale interesy Polski i naszego społeczeństwa muszą być jedynym wyznacznikiem nowej drogi dla naszego kraju.

SAMOOBRONA I NOWY RZĄD

Warszawa, 2001

Z zarysowanych tu w wielkim skrócie założeń...quot;nowej drogi" wynika nasz praktyczny stosunek do obecnego rządu, stworzonego przez Sojusz Lewicy Demokratycznej, Unię Pracy i Polskie Stronnictwo Ludowe.

Nie jest prawdą rozsiewana swego czasu pogłoska, że...quot;Samoobrona" otrzymała zaproszenie do tego rządu. To my zadeklarowaliśmy, że jesteśmy gotowi dopomóc temu rządowi i wziąć razem z nim odpowiedzialność za kraj i wyprowadzenie go z obecnego kryzysu. Odbyliśmy w tej sprawie rozmowy z koalicjantami i o ile rozmowy z SLD były rozmowami rzeczowymi, dotyczącymi konkretnych problemów Polski, o tyle do dzisiaj dziwi mnie przebieg naszej rozmowy z PSL. Ze strony PSL i prezesa Kalinowskiego nie było bowiem żadnego odzewu na naszą propozycję wspólnego wejścia do rządu. Gospodarzem spotkania, które odbyło się w Sejmie, było PSL; wypiliśmy kawę, patrzyliśmy sobie w oczy, prezes Kali-nowski powtarzał, że...quot;wiemy, o co chodzi", po czym podziękował za spotkanie i tak się rozeszliśmy bez żadnych konkretów.

Być może powodem tego dziwnego zachowania było podejrzenie, że...quot;Samoobrona", jak to określano,...quot;wpycha PSL do rządu". My jednak powtarzaliśmy, że skoro PSL, jak samo utrzymuje, ma doświadczenie w rządzeniu, uczestniczyło w koalicji rządowej z SLD w latach 1993-1997, to powinno teraz to swoje doświadczenie wykorzystać. Nam z PSL-em nie we wszystkim jest po drodze, ale mówiliśmy im, że skoro umiecie rządzić, to nie będziemy wam przeszkadzać i nawet poprzemy was w tym, co uważamy za słuszne.

Zarówno w rozmowach z SLD, jak i z PSL podkreślaliśmy, że jeśli oba te ugrupowania zamierzają realizować ten program, z którym występowały w wyborach, to my gotowi jesteśmy ten program poprzeć nie zabiegając dla nas samych o władzę ani stanowiska. Chcemy tylko, aby ludzie naprawdę poczuli rzeczywiste, korzystne zmiany.

Konkretną, podstawową zmianą, której spodziewamy się po tym rządzie, jest postawienie na gospodarkę i na rozwój, przede wszystkim zaś na budownictwo i rolnictwo. Uważamy, że obecna...quot;dziura budżetowa" nie tylko nie jest w tym przeszkodą nie do pokonania, ale, co więcej, jeśli nie przyjmiemy kierunku na rozwój i wzrost zatrudnienia, lecz tylko na obcinanie budżetu i wydatków, to nasza...quot;dziura budżetowa" będzie coraz większa.

Aby uruchomić ten kierunek zmian, powinniśmy skorzystać z doświadczeń państw zachodnich i uruchomić naszą rezerwę budżetową.

Obecnie rezerwa budżetowa Polski wynosi 28 miliardów dolarów. Oczywiście lwia jej część musi pozostać nienaruszona jako zabezpieczenie naszego deficytu w handlu zagranicznym, natomiast nie należy traktować rezerwy budżetowej także jako zabezpieczenia naszego zadłużenia zagranicznego. Jeśli bowiem zabezpieczeniem naszego długu zagranicznego ma być nie tylko majątek narodowy i zawarte umowy, ale w dodatku jeszcze żywa gotówka w bankach, to należałoby się zastanowić, po co nam w ogóle zaciąganie jakichkolwiek kredytów.

Dług zagraniczny powinien być spłacany, a jego zabezpieczeniem jest, jak powiedziałem, majątek narodowy. Natomiast część naszej rezerwy budżetowej w skali, powiedzmy, 5 miliardów dolarów - co trzeba by oczywiście konkretnie oszacować w zależności od aktualnej sytuacji - powinna być wykorzystana w celach inwestycyjnych i rozwojowych. Nie można oczywiście dopuścić do tego, aby chociaż część tej sumy wykorzystana została na jakiekolwiek rozdawnictwo, także socjalne, natomiast powinna być ona wykorzystana w całości w celach inwestycyjnych.

Powinny być to inwestycje rentowne, a przede wszystkim tworzące miejsca pracy. Tylko przy nastawieniu inwestycyjnym można liczyć na to, że firmy będą wpłacać podatek do skarbu państwa, państwo zaś dokona oszczędności, pozbywając się ogromnych wydatków, jakie ponosi obecnie płacąc - zgodnie z przepisami - podatek ZUS od każdego bezrobotnego. Ożywienie budownictwa i rolnictwa pociągnie za sobą automatycznie ożywienie także w innych branżach, wiadomo bowiem, że budownictwo należy do tych gałęzi, które wymagają współpracy największej ilości przemysłów. I w ten jedynie sposób, stopniowo, możemy wyjść z obecnej zapaści.

Państwo musi przerwać zamknięty cykl niemożności, którego...quot;dziura budżetowa" jest jedynie jaskrawym, ale i nieuchronnym przejawem. Jestem zdecydowanym zwolennikiem interwencjonizmu państwowego w gospodarkę, uważam, że na państwie spoczywa obowiązek ożywiania gospodarki przez zdecydowaną działalność inwestycyjną i sprzyjanie inwestycjom, podejmowanym przez inne podmioty. Państwo musi bardzo ściśle kontrolować wykorzystanie środków kredytowych, pochodzących ze skarbu, powinno jednak także kontrolować przebieg innych procesów kredytowania tak, aby służyły one inwestycjom i rozwojowi. Mamy jeszcze w Polsce trzy banki, które są bankami polskimi, mamy także sieć banków spółdzielczych, które są w stanie zapewnić obsługę udzielanych kredytów. Nie można też wykluczyć współpracy banków komercyjnych o kapitale zagranicznym, jeśli tylko zechcą one przyjąć ustalone przez nas zasady.

W tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę na fakt, o którym rzadko i bardzo niechętnie się u nas mówi, a który przecież powinien zainteresować opinię publiczną. Otóż warto pamiętać, że sprzedając - czy też raczej przekazując, bo było to raczej przekazanie niż realna sprzedaż - zagranicznym bankom i systemom finansowym blisko 80% naszego systemu bankowego, przekazaliśmy go razem ze złożonymi w tych bankach wkładami pieniężnymi, należącymi do naszych obywateli. Jest to kolosalna kwota, którą niektórzy finansiści oceniaj ą na nie mniej niż 65 miliardów dolarów. Otóż kwota ta dostała się w ręce zagranicznych właścicieli naszych banków i wykorzystywana jest raczej w sposób spekulacyjny, niż służący kredytowaniu inwestycji. Pieniądze te inwestowane są w obligacjach skarbu państwa albo w rozmaitego rodzaju lokatach, nie służą jednak wspieraniu rozwoju gospodarczego Polski. Powstaje przy tym system przepływu środków pomiędzy bankami przypominający żywo system...quot;oscylatora", za który karany był więzieniem Bogusław Bagsik, podczas gdy banki uprawiają ten proceder nagminnie, naliczając prowizje i odsetki od spekulacyjnego przepływu pieniądza pomiędzy instytucjami finansowymi.

Jestem więc zdecydowanie za zmianą prawa bankowego. Państwo powinno ustalić, jaki procent kapitału bankowego może być przedmiotem takiego właśnie przepływu, jaki zaś służyć musi wspieraniu celów inwestycyjnych. Myślę, że wielkość ta powinna wynosić 50, 60 % kapitału bankowego. Stara zasada głosi, że bank musi być silny pieniądzem swoich kredytobiorców, nie zaś siłą kapitału spekulacyjnego, którym obraca.

Kolejnym posunięciem, dzięki któremu rząd mógłby uzyskać środki na ożywienie gospodarki, jest zwiększenie wewnętrznego zadłużenia skarbu państwa. Jest to postulat niepopularny, wielokrotnie u nas krytykowany, jeśli przyjrzymy się jednak praktyce finansowej krajów zachodnich, to przekonamy się, że podchodzą one bardzo swobodnie do kwestii wewnętrznego zadłużenia. Teoretycznie zakłada się tam, że nie powinno ono przekraczać 60 % wartości produktu krajowego brutto (PKB). Tymczasem nawet kraje takie, jak Niemcy, wskazywane jako przykład dyscypliny finansowej, przekroczyły już tę granicę, osiągając dług wewnętrzny około 70 % PKB. A cóż dopiero mówić o krajach takich, jak Włochy, Belgia czy Francja, których dług wewnętrzny przekracza nawet 100 % PKB.

Polska w 2000 roku miała dług wewnętrzny wielkości 40,9 % PKB, co zresztą jest obliczeniem mylnym, ponieważ nie obejmuje ono zadłużenia państwa u państwa, czyli długu instytucji państwowych wobec skarbu państwa. Być może więc nasze prawdziwe zadłużenie wewnętrzne waha się w granicach 50 % naszego PKB, tak czy owak jednak jest ono ciągle niższe niż uznawane za bezpieczne - choć, jak mówiłem, przekroczone już przez wszystkie kraje zachodnie - zadłużenie wewnętrzne rzędu 60 % PKB.

Mówiąc o zwiększeniu zadłużenia wewnętrznego trzeba jednak stanowczo podkreślić, że żadne z uzyskanych w ten sposób środków nie mogą zostać po prostu przejedzone, chociaż w pierwszym okresie pewna ich część będzie musiała być, niestety, skierowana na cele socjalne, aby ulżyć obecnej katastrofie. Celem jednak uzyskania tych środków jest skierowanie ich na inwestycje i rozwój, tworzenie miejsc pracy i tworzenie instytucji, płacących podatki.

Jest to jedyna logiczna droga wyjścia z kryzysu, w którym się znaleźliśmy. Polska nie może być wyłącznie krajem sprzedawców, ludzi handlujących i to obcymi w większości towarami. Jest to perspektywa nie do przyjęcia, która może nas zaprowadzić do jeszcze głębszego kryzysu i to nie tylko gospodarczego, ale także społecznego. Stąd może narodzić się tylko bunt społeczny. Nie namawiam do takiego buntu, staram się mu zapobiegać, wiem jednak, że przy kontynuacji obecnego kursu gospodarki może się on stać nieuchronny.

To właśnie staram się tłumaczyć władzom, ostrzegam je przed tym, ale nie ukrywam również i tego, że jeśli władza nie zechce skorzystać z tych przestróg i doprowadzi do buntu społecznego, to stanę na jego czele.

Zdaję sobie sprawę, że dookoła obecnego rządu toczy się określona gra, rodzaj przeciągania liny to na jedną, to na drugą stronę. Jedną z tych stron jest po prostu kontynuacja dotychczasowej polityki, którą można określić tu w skrócie jako politykę Balcerowicza realizowaną z takimi lub innymi poprawkami i korektami. Drugą jest zwrot w stronę polityki prospołecznej i prorozwojowej.

Otóż bardzo dobitnie mówię obecnemu rządowi: jeśli panowie zamierzacie ginąć za Balcerowicza, to ja wam w tym pomogę. I nie wystarczą tu żadne drobne modyfikacje, na przykład obniżenie stóp procentowych o dwa procent czy też inne podobne zabiegi kosmetyczne. Dziś przecież sam profesor Balcerowicz mówi również, że gdyby to od niego zależało, to już wcześniej doprowadziłby do obniżki stóp procentowych. A więc przyznaje, że popełniono w tej kwestii błąd.

Nie traktowałbym jednak tej kwestii tak lekko. Jeśli bowiem Rada Polityki Pieniężnej rzeczywiście popełniła błąd, do którego się przyznaje, to gdzie jest kwestia jej odpowiedzialności? To prawda, że człowiek jest omylny, ale ta pomyłka Rady Polityki Pieniężnej ma przecież dla ogromnej liczby ludzi katastrofalne skutki. Ilu ludzi płaciło za wyższe i, jak się dzisiaj przebąkuje, niesłusznie zawyżone kredyty? To są kolosalne sumy, za które wielu ludzi, zwłaszcza drobnych przedsiębiorców, zapłaciło bankructwem. Ile też pieniędzy - dolarów i marek - wypłynęło z Polski na skutek sztucznie podtrzymywanej wysokiej stopy procentowej wkładów, korzystnej dla spekulacyjnego kapitału?

Mówi się, że w Radzie Polityki Pieniężnej zasiadają najwybitniejsi fachowcy i z tego tytułu wypłaca się im tak wysokie uposażenia. Dysponują oni również gronem doradców, a więc komu jak komu, lecz temu gronu mylić się nie wolno. A więc wolno też nam postawić pytanie, kiedy i w jaki sposób członkowie Rady Polityki Pieniężnej zostaną rozliczeni ze swojej działalności i poniosą odpowiedzialność za jej skutki?

Patrząc na tę sytuację nie można przemilczać wpływu, jaki na jej powstanie miał także Pałac Prezydencki. Pan prezydent nie musiał desygnować profesora Balcerowicza na prezesa Narodowego Banku Polskiego, a więc i na przewodniczącego Rady Polityki Pieniężnej. Prezydent jest obowiązany desygnować w konstytucyjnym terminie prezesa NBP, ale w żadnym dokumencie konstytucyjnym nie ma mowy o tym, że musiał to być profesor Balcero-wicz. Kancelaria prezydenta liczy kilkuset pracowników i zadziwiające jest to, że cały ten sztab ludzi nie dokonał żadnej analizy sytuacji finansowej państwa, zanim prezydent wskazał na swego kandydata. Oddanie finansów państwa - bo przecież prezes NBP rządzi praktycznie finansami państwa - w ręce grupy ludzi związanych z polityką Balcerowicza musiało doprowadzić do określonych skutków, tych właśnie, których cenę płaci obecnie całe społeczeństwo.

Nie waham się powiedzieć otwarcie tego, co stopniowo staje się coraz bardziej wyraźne mimo prób tuszowania i zamazywania. A więc coraz wyraźniej widać, że pomiędzy rządem Leszka Millera a Pałacem Prezydenckim istnieją bardzo poważne różnice programowe. Być może premier wykona jakiś ruch, który pomoże mu ten konflikt ujawnić i wyakcentować, co stać się może z jego korzyścią, jeśli zwrot, którego dokona, będzie zerwaniem z polityką Balcerowicza i jego ekipy, dla której prezydent wydaje się nadmiernie życzliwy.

W obecnej sytuacji osobę i urząd prezydenta przedstawia się jako urząd, który nic praktycznie nie może zrobić poza spełnianiem funkcji reprezentacyjnych. I w tym zakresie prezydent Kwaśniewski, a także jego żona, spełniają rzeczywiście swoje funkcje w sposób godny, taktowny i nie przynoszący żadnej ujmy naszemu narodowi, co jest oczywiste nawet bez uciekania się do porównań z jego poprzednikiem. Ale funkcja prezydenta nie sprowadza się jedynie do funkcji reprezentacyjnych. Prezydent jest Głową Państwa, nie jest też żadną demagogią nazywanie go Ojcem Narodu. I wielu ludzi w Polsce rzeczywiście patrzy na niego jak na ojca, który powinien także słyszeć płacz swoich dzieci, jeśli rozlega się on gdzieś na dołach społecznych. Także w wypadku prezydenta nie można zgodzić się na to, że punkt widzenia wynika z punktu siedzenia.

Prezydent nie powinien unikać sytuacji konfliktowych, wymagających jego interwencji. Nie było go jednak w kraju, kiedy swoje apogeum osiągały strajki i demonstracje pielęgniarek, w sprawie protestów rolników ocknął się zaś dopiero wówczas, kiedy ich echo obiegło cały świat, i wówczas zwołał naradę w pałacu. A przecież prezydencki doradca do spraw rolnictwa, pan Śmietanko, powinien był go dużo wcześniej poinformować o powadze sytuacji.

Nie da się zaprzeczyć wysokiej popularności prezydenta Kwaśniewskiego, jego poparcie społeczne rzadko spada poniżej 70 % ankietowanych. Bierze się to częściowo z walorów osobistych prezydenta, częściowo zaś z utwierdzanego przez media przekonania, że prezydent w istocie nie ma żadnego wpływu na bieg spraw w kraju i żadnej władzy w tym zakresie. Tymczasem w świetle Konstytucji prezydent nie pełni jedynie funkcji reprezentacyjnej, lecz jest także władzą wykonawczą. Jego uprawnienia są ograniczone, ale istotne i może je wykorzystywać. Co do mnie jestem zwolennikiem silnej władzy prezydenckiej, odpowiada mi pod tym względem system amerykański i rosyjski, w myśl którego prezydent ma silną władzę i wysoką odpowiedzialność, rządzi i odpowiada za swoje rządy. U nas natomiast prezydent nie rządzi, a jego odpowiedzialność jest sprowadzana do roli reprezentacyjnej, co zbliża nas w praktyce do systemu niemieckiego, gdzie konstytucja jednak mówi wręcz, że funkcja prezydenta jest reprezentacyjna.

Jeżeli w naszym systemie konstytucyjnym prezydent jest władzą wykonawczą, to musi mieć" również instrumenty rządzenia. Nie można ich sprowadzać na przykład do zwoływania Rady Gabinetowej, a więc narady prezydenta z członkami rządu, przy czym wyraźny zapis określa, że decyzje Rady Gabinetowej nie są wiążące dla rządu pod względem wykonawczym.

Oczywiście, że przy mocnym prezydencie - a Aleksander Kwaśniewski jest mocnym prezydentem - Rada Gabinetowa mogłaby także odgrywać swoją rolę, pod warunkiem wszakże, że prezydent korzystałby także z możliwości bezpośredniego zwracania się do narodu. A więc przedstawiałby narodowi swoje stanowisko w kwestiach konfliktowych i trudnych, formułując wnioski, za którymi się opowiada. W takiej sytuacji ani rząd ani parlament nie mogłyby działać przeciwko prezydentowi, a jego stanowisko musiałoby być respektowane. Nie ulega kwestii, że naród nosiłby wówczas prezydenta na rękach.

Rola prezydenta nie może sprowadzać się jednak do poszukiwania równowagi pomiędzy rozmaitymi siłami politycznymi i różnymi, sprzecznymi ze sobą wzajemnie programami. Na jakiś jasny program trzeba się zdecydować.

Obawiam się jednak, że prezydent nie wykorzystuje tych możliwości - oświadcza jedynie, że...quot;z dwojga złego" woli takie lub inne rozwiązanie. Tymczasem w obecnej sytuacji, w jakiej znajduje się Polska, nie można już wybierać...quot;z dwojga złego", lecz przerwać niekorzystny bieg spraw publicznych.

Jest to również jedyna droga dla rządu premiera Mil-lera. Nie może się on jednak obawiać stanowczych decyzji, nawet gdyby musiały one pociągać za sobą sytuacje konfliktowe, także z Pałacem Prezydenckim, które zresztą już obecnie stają się wyraźne dla normalnych ludzi. Tych konfliktów nie można tuszować, a nawet więcej -im dłużej się je będzie tuszować, tym gorzej dla rządu. Chodzi tu bowiem o coś znacznie więcej niż tylko kwestie personalne, na przykład o sprawę nominacji zastępcy prokuratora generalnego czy ministra sprawiedliwości. Chodzi przede wszystkim o to, czy rząd będzie w stanie dokonać zmian, na które oczekuje społeczeństwo i które będą w stanie odsunąć i rozładować narastający kryzys społeczny.

W naszym projekcie nowej drogi zawarte są wskazania, jak to można zrobić. Jej krytycy mogą powtarzać, jak czynią to już teraz, że, owszem, wskazania te są rozsądne, ale mamy związane ręce przede wszystkim przez naszych zachodnich sojuszników, którzy takiego prospołecznego zwrotu w Polsce nie chcą i mogą nam na skutek tego zablokować drogę do Unii Europejskiej i płynących z naszego członkostwa korzyści.

Uważam, że jest to rozumowanie fałszywe. Trzeba bowiem widzieć to, co się dzieje na świecie. Ostatnie akty terroryzmu - które nazwać należy raczej aktami bandytyzmu, ponieważ terroryzm zakładał ofiarę terrorysty dla osiągnięcia jakiegoś celu, a nie śmierć tysięcy niewinnych ludzi, jak praktykuje się to obecnie - a więc te bandyckie zamachy zmieniły sytuację na świecie. Pobudziły Zachód do pewnej refleksji, a również w sposób całkiem praktyczny zmieniły i będą zmieniać pozycję Brukseli.

Nie bądźmy bowiem naiwni. Środki, którymi dysponuje Bruksela i Unia Europejska na pomoc krajom członkowskim, będą ulegały zmniejszeniu. W ciągu pół roku może się okazać, że środki te będą potrzebne w celu wzmocnienia NATO, niewykluczone także, że będą one potrzebne na różne formy pomocy Stanom Zjednoczonym w ich walce z terroryzmem. Ponieważ na pewno nie można dzisiaj mówić o końcu wojny z terroryzmem, akty terroryzmu czy też bandytyzmu będą się ponawiać, terroryzm będzie szalał na świecie. W tej sytuacji należy się spodziewać, że Bruksela powie, iż sytuacja światowa zmuszają do zmniejszenia pomocy dla krajów członkowskich, a tym bardziej dla krajów kandydujących do Unii. I w paradoksalny sposób może się okazać, że nowe rozwiązania, w rodzaju nowej drogi właśnie, staną się korzystne dla krajów Zachodu. Że kraje te czekają na takie właśnie, nowe rozwiązania, rozładowujące konflikty społeczne na naszym kontynencie i przywracające ład zachwiany przez obecny kurs globalizacji.

Niewykluczone, że przy odpowiedniej wyobraźni i zdecydowaniu właśnie Polska może stać się przykładem na tej drodze.

ONI JUŻ BYLI

Warszawa, 2001

"Samoobrona" jak każda partia polityczna stawia sobie za cel zdobycie władzy i wprowadzenie n -^ w życie własnego programu społecznego, gospodarczego i politycznego. Jest to naturalne dążenie, które staramy się realizować zarówno w codziennej pracy z ludźmi, jak w czasie wyborów, zarówno powszechnych, jak i samorządowych.

Przyjęło się potocznie traktowanie...quot;Samoobrony" jako partii przede wszystkim, a może nawet wyłącznie chłopskiej, posiadającej swoje oparcie na wsi, a więc partii klasowej. Tymczasem - nie umniejszając znaczenia naszego elektoratu wiejskiego, dla którego...quot;Samoobrona" zrobiła najwięcej - trzeba zwrócić uwagę, że wyniki wyborów 2001 roku przeczą temu obrazowi....quot;Samoobrona" zdobyła więcej głosów w miastach niż na wsi, zaś wśród miejskiego elektoratu...quot;Samoobrony" znalazła się w dużym procencie klasa średnia, robotnicy, a także emeryci i renciści, bezrobotni oraz młodzież.

Chciałbym szczególnie zwrócić uwagę na tę ostatnią grupę, młodzieżową, której poparcie było dla mnie miłym zaskoczeniem. W prawyborach przed wyborami 2001 roku, przeprowadzonych w szkołach Trójmiasta,...quot;Samoobrona" zdobyła 26 % głosów młodzieżowych, wygrywając nawet z SLD, który zdobył tam 21 % głosów. Nie jesteśmy więc partią klasową, lecz ogólnospołeczną, w której polu widzenia znajdują się problemy wszystkich klas i warstw społecznych.

Chciałbym wiec teraz zatrzymać się nad problemami, dotyczącymi różnych warstw naszego społeczeństwa, a także nad naszym stosunkiem do innych partii, które działają na polskiej scenie politycznej.

Nasz ogólny stosunek do nich najdobitniej określa hasło, którym posługiwaliśmy się w kampanii wyborczej, a mianowicie:...quot;Oni już byli". Na naszym plakacie wyborczym pokazywaliśmy emblematy PSL, SLD, AWS, UW, a także Platformy Obywatelskiej, a więc wszystkich partii, które już były u władzy (albo - jak w wypadku Platformy Obywatelskiej - ich ludzie uczestniczyli w aparacie rządzenia) i które miały już okazję realizować swoje postulaty i obietnice wyborcze. A w jakim stopniu tego dokonały - to już właśnie oceniać powinni wyborcy.

Dotyczy to w pierwszym rzędzie Polskiego Stonnic-twa Ludowego. Pod względem programowym...quot;Samoobrona" w dużej mierze zgadza się ze stanowiskiem PSL-u w wielu kwestiach, dotyczących wsi polskiej. Przede wszystkim więc nie uważamy, że na wsi należy przeprowadzać wielką rewolucję strukturalną. Polska posiada 18,5 milionów hektarów użytków rolnych, co przy ludności 38,7 milionów sytuuje nasz kraj na jednym z pierwszych miejsc w Europie pod względem ilości ziemi uprawnej przypadającej na jednego mieszkańca. Mimo że nasze gleby są raczej słabe, to jednak trzykrotnie mniejsze niż w innych krajach Europy zużycie nawozów sztucznych i dziesięciokrotnie mniejsze użycie pestycydów sprawia, że w Polsce występuje wiele gatunków roślin i zwierząt, które w Europie Zachodniej już wyginęły.

Polska ma dwa miliony gospodarstw wiej skich, przyjmując, że gospodarzem jest ten, kto posiada więcej niż jeden hektar ziemi. Zatrudnienie w rolnictwie wynosi około 25 % siły roboczej, przy czym z rolnictwa utrzymuje się 9,5 % ludności kraju. Znaczna część gospodarstw produkuje tylko na własny użytek, jedynie około 30 % naszych gospodarstw uprawia produkcję towarową. Ta produkcja w ciągu ostatnich jedenastu lat obniżyła się o około 35 %, co wynika z błędnej polityki rolnej, której skutkiem jest także to, że z powodu nieopłacalności produkcji rolnej mamy około 2,5 miliona hektarów odłogów.

Nie uważamy jednak, że właściwą drogą dla polskiej wsi jest wielka rewolucja, polegająca na komasacji gruntów i zredukowaniu liczby ludzi związanych z produkcją rolną do 14 % w 2020 roku, jak przewiduje to opracowana przez PAN prognoza, a nawet do 7 %, jak postuluje się w innych prognozach. Jest to rozumowanie, które nie bierze pod uwagę zmian, jakie zachodzą w rolnictwie i w światowych poglądach na rolnictwo. Okazuje się bowiem, że lansowana przez długi czas pozornie nowoczes na przemysłowa produkcja rolna daje coraz bardziej niepokojące rezultaty. Nadużywanie nawozów i pestycydów, hormonów wzrostu dla zwierząt, a nawet żywienie zwierząt szlamem z odzysku z szamb, prowadzi do fatalnych skutków; BSE,...quot;choroba wściekłych krów", jest najlepszym dowodem na to, do czego prowadzić może niepohamowana pogoń za zyskiem, charakterystyczna dla przemysłowej produkcji rolnej. Dlatego też wyobrażenie o nowoczesnym gospodarstwie jako o wielkiej, zmecha nizowanej fabryce, w której metodami przemysłowymi przy minimalnym udziale pracy ludzkiej prowadzi się intensywną hodowlę żywca, a za pomocą zabiegów genetycznych powołuje się do życia nowe, niezwykle wydajne rośliny, jest wyobrażeniem przestarzałym, od którego od wraca się coraz więcej państw na świecie. Taka produkcja żywności nie jest ani zgodna z naturą, a więc ani ekologiczna, ani humanitarna w stosunku do zwierząt, ani wreszcie bezpieczna dla nas samych jako konsumentów.

Świat odchodzi i będzie odchodził od tych metod. Dziś już w Niemczech na przykład zakłada się, że stada bydła nie powinny być większe niż osiemdziesiąt pięć sztuk - na co wpłynęła m. in. konieczność niszczenia wielkich stad w wyniku BSE lub pryszczycy, jak miało to miejsce w Wielkiej Brytanii - w uprawach zaś roślinnych coraz większy nacisk kładzie się na rolnictwo ekologiczne, dla którego najwłaściwsze są przede wszystkim małe i średnie gospodarstwa.

Rolnictwo ekologiczne, w którym tkwi nasza szansa, jest także rolnictwem wysoce pracochłonnym. W tym też tkwi odpowiedź na rzekomy problem nadmiaru ludności, utrzymującej się z pracy na wsi. Pomijając już pytanie, co - przy rosnącym bezrobociu w miastach - należałoby zrobić z ludźmi, wypychanymi ze wsi, rolnictwo ekologiczne wcale nie wymaga drastycznego zredukowania ludności, utrzymującej się z rolnictwa, do 14 czy 7 %. Raczej przeciwnie - wieś potrzebować będzie rąk do pracy.

Warto również przypomnieć, że przecież nie tak dawno doprowadzono u nas do upadku PGR-ów, uważając je za zbyt duże i przez to nieopłacalne. Jakiż więc sens miałoby obecnie powracanie do takich samych wielkich gospodarstw? Wiadomo, że PGR-y likwidowane były pod hasłami politycznymi, głównie jako...quot;twory komunizmu", co powtarzał ówczesny przywódca ...quot;Solidarności" Lech Wałęsa. Jakimi jednak tworami miałyby być obecnie równie wielkie gospodarstwa rolne, tyle tylko że znajdujące się w rękach prywatnych?

W tej dziedzinie więc bardziej odpowiada mi powiedzenie, że w gospodarce rolnej...quot;małe jest piękne - a duże dotowane". Problem wsi polskiej nie tkwi w tym, że mamy za dużo gospodarstw albo też że jest zbyt wielu ludzi, znajdujących zatrudnienie na wsi, ale w tym, że polskie rolnictwo wystawione zostało bez żadnej osłony na nieuczciwą konkurencję z wysoko dotowanym rolnictwem zachodnim, które skierowało na nasz rynek swoje nadwyżki produkcyjne.

Jak już napisałem - podobnie mówi i mówiło w swoich programach, dotyczących przyszłości wsi polskiej, Polskie Stronnictwo Ludowe. Trzeba jednak zapytać, co PSL zrobiło praktycznie, aby wprowadzić w życie ten swój program? W latach 1993-1997 PSL odgrywało przecież wiodącą rolę w państwie, w pewnym momencie miało swojego premiera, swojego marszałka Sejmu, marszałka Senatu, swoich ministrów w resorcie rolnictwa i swoich ludzi we wszystkich kluczowych instytucjach dotyczących rolnictwa i gospodarki rolnej. Nie dokonało jednak niczego, co mogłoby przeciwdziałać degradacji wsi polskiej, chociaż ministrem skarbu był pan Pietrewicz, ministrem rolnictwa pan Śmietanko, a w resorcie przekształceń własnościowych działał pan Lesław Podkański. Mimo to w Marakeszu na przykład, podczas negocjacji międzynarodowych, Polska zgodziła się na obniżenie produkcji cukru o pół miliona ton - ze szkodą dla polskich rolników - przez co o milion ton podniósł się natychmiast udział Francji w światowej produkcji cukru. Za czasów rządów PSL podpisano umowę z krajami CEFTA, ustalającą bezcłowy import produktów rolnych do Polski, i wpływ na tę decyzję mieli ludzie PSL, panowie Śmietanko i Buchacz. O wielki import zboża oskarża się również obecnie pana Jagielińskiego, ale przecież nie on sam, lecz całe władze stronnictwa wyrażały na to zgodę. PSL ma także swój udział w niekorzystnych dla kraju prywatyzacjach Hortexu, Animexu, Rolimpexu, związanych z rolnictwem i produkcją rolną, a Agencja Restrukturyzacji Rolnictwa już pod koniec 1997 roku, a więc w ostatnich miesiącach rządów koalicji SLD - PSL, skierowała do dwudziestu firm, powiązanych tak lub inaczej z PSL-em, więcej kredytów, niż przewidzianych było dla całego rolnictwa. PSL nie zrobiło też wiele dla oddłużenia rolnictwa ani dla poprawy warunków socjalnych rolników.

Dlatego właśnie mówimy: oni już byli.

Naczelną zasadą realizowaną w ciągu ostatnich dwunastu lat w zakresie polityki przemysłowej i dotyczącej ludności miejskiej było rozmontowywanie wielkich zakładów produkcyjnych, uważanych za...quot;mamuty socjalizmu", które należy zlikwidować. Stało się to źródłem masowego bezrobocia w okręgach przemysłowych i przyczyną narastających konfliktów społecznych. Ten program realizowały po kolei wszystkie partie, zarówno z prawicy, jak i lewicy.

Problem jednak polega na tym, na ile te działania rzeczywiście uzasadnione były względami ekonomicznymi, na ile zaś wyrażały po prostu tendencję polityczną, a także łączyły się z rabunkowym kierunkiem prywatyzacji.

Otóż nie ulega kwestii, że wiele tych wielkich zakładów było źle zarządzanych, panowało w nich marnotrawstwo, a także nieracjonalne zatrudnienie. Nie znaczy to jednak, że sama zasada wielkiego zakładu przemysłowego, z którym związana była często ludność całych miast i miejscowości, była zawsze błędna i godna likwidacji. Jeśli weźmiemy za przykład naszą największą hutę, hutę...quot;Katowice", i przyjrzymy się jej parametrom, to okaże się, że takie same parametry mają huty japońskie, których nikt nie uważa za zbyt wielkie lub wręcz zbędne. To prawda, że ich produkcja jest wydajniejsza niż naszych, ale nie z powodu ich rozmiarów, ale z powodu stosowanych tam nowocześniejszych technologii. Receptą więc w gospodarce przemysłowej nie jest likwidacja lub rozdrabnianie wielkich zakładów, lecz ich modernizacja.

Tymczasem u nas na bazie huty...quot;Katowice" powstało już około dwudziestu różnych spółek i przedsiębiorstw, a na bazie Stoczni Szczecińskiej mamy aż sto sześćdziesiąt różnych, sprywatyzowanych jednostek gospodarczych. Jest to kierunek działania co najmniej błędny, a w każdym razie niezrozumiały, dyktowany względami doktrynalnymi, a więc założeniem, że należy za wszelką cenę zniszczyć...quot;giganty socjalizmu", a także przekonaniem, że własność prywatna jest zawsze lepsza i efektywniejsza niż własność państwowa.

Terenem szczególnego dramatu społecznego jest w związku z takim właśnie kierunkiem przekształceń gospodarczych Śląsk i polskie górnictwo. Tu też utrzymuje się, że nasze kopalnie są za duże, a węgiel jako surowiec energetyczny się skończył, a więc należy zamykać kopalnie. Jest to wręcz dramatyczne w społeczności, gdzie całe rodziny z dziada pradziada powiązane są nie tylko z zawodem górniczym, ale także z konkretnymi kopalniami. Otóż nawet jeśli przyjmiemy, że rola węgla jako surowca energetycznego zmniejsza się, to nie wolno nie widzieć, że ten sam węgiel staje się niezbywalnym surowcem w wielu nowoczesnych technologiach chemicznych i że na bazie węgla rozwija się wiele gałęzi nowoczesnej chemii. Nie będę tu, rzecz jasna, wdawał się w szczegółowe rozważania na ten temat, nie mieści się to w założeniach tej książki; zainteresowanych należy odesłać do opracowań ściśle naukowych. W tym miejscu jednak pragnę powiedzieć z całą jasnością, że...quot;Samoobrona" daleka jest od wszelkiego doktrynerstwa w polityce przemysłowej. Nie uważamy, że wielki zakład przemysłowy jest zawsze obiektem, który należy bezwzględnie zlikwidować. Nie jest też prawdą, iż prywatyzacja i rozdrabnianie wielkich zakładów przemysłowych jest - jak starają się to tłumaczyć ekonomiczni liberałowie - receptą na wszystko.

Przez dwanaście lat dokonywanych u nas przekształceń i reform gospodarczych zapomniano o tym, że reformy te muszą w pierwszym rzędzie służyć człowiekowi, a o ich celowości nie decydują jedynie abstrakcyjne ekonomiczne obliczenia, ale także ich skutki społeczne. Jak we wszystkim, tak i tutaj sprawą nadrzędną musi być sprawa człowieka, ochrony jego prawa do pracy i do życia, a także ochrona całych środowisk społecznych, powiązanych własnym obyczajem i własną etyką, związaną z wykonywanym zawodem. Takimi środowiskami są na przykład górnicy lub stoczniowcy i ludzie morza. Od pokoleń wykształciła się szczególna, niepowtarzalna kultura społeczna stanu górniczego, w ramach której ludzie realizują swoją koncepcję uczciwego i godziwego życia. Nie można więc jednym pociągnięciem niszczyć tych więzi społecznych, skazując ludzi na chaos i zagubienie. Nowoczesna socjologia, m. in. także autor słynnej książki Małe jest piękne, zwraca uwagę, że rozbijanie takich środowisk i łamanie ich tradycyjnie ukształtowanego etosu jest przyczyną wielu ludzkich tragedii, chwieje ładem społecznym i kulturą, czego rządzący również nie mogą nie brać pod uwagę.

Program przemysłowy...quot;Samoobrony" powstawał w wyniku szczegółowych studiów i badań, których nie będę tu rzecz jasna rozwijał. Pracujący nad nim naukowcy zwracali między innymi uwagę na nie wykorzystane możliwości Polski w zakresie alternatywnych źródeł energii w postaci biopaliw, a także na problemy geotermiczne, a więc na fakt, że Polska położona jest w wyjątkowo korzystnym punkcie globu, gdzie wody podskórne o wysokiej temperaturze mogą stać się źródłem energii cieplnej. Polityka gospodarcza nie może opierać się na powtarzaniu rzekomo uniwersalnych recept, importowanych z innych krajów i innych warunków, ale wynikać powinna ze szczególnych, własnych możliwości i lokalnych warunków, które należy starannie analizować i badać.

Wymaga to właściwego wykorzystania naszego potencjału naukowego. Stoimy na stanowisku, że nie można rozwijać oświaty i edukacji bez rozwoju nauki, własnych badań i instytutów naukowych. Tymczasem, jak wiadomo, między innymi w procesie prywatyzacji i wyprzedaży polskich zakładów w obce ręce likwidacji uległo wiele placówek naukowo-badawczych, ponieważ nowych właścicieli nie interesuje rozwój polskiej myśli na-ukowo-badawczej i wolą oni korzystać z własnych technologii, choćby nawet nasze opracowania były bardziej wartościowe. Dokonuje się również oszczędności na badaniach naukowych prowadzonych na uczelniach i uniwersytetach, co w rezultacie powoduje, że wielu wybitnych uczonych wyjeżdża z kraju, pracuje i wykłada na obcych uczelniach.

Polska inteligencja jest rozdarta, stoi na rozdrożu. Część jej przedstawicieli włączała się narożnych etapach w działalność polityczną, między innymi energicznie popierając...quot;Solidarność". Dziś jednak sporo tych ludzi -z wyjątkiem tych oczywiście, którzy w nowym systemie uwili sobie wygodne gniazdka w instytucjach politycznych i nadal starają się rządzić krajem - przeżywa rozczarowanie i rozgoryczenie. Dotyczy to również ludzi kultury i twórców, których bez wątpienia zaskoczyć musiał fakt, że nawet nowy premier w swoim expose rządowym nie poświęcił sprawom kultury ani jednego zdania.

Tymczasem w Polsce w ciągu minionych dwunastu lat dokonał się regres kulturalny i złamana została demokracja kulturalna, to znaczy praktyczna możliwość równego dostępu do dóbr kultury dla ludzi ze wszystkich warstw społecznych i wszystkich regionów kraju, z miasta i ze wsi. Mówi się przy tym, że społeczeństwo polskie straciło zainteresowanie dla kultury, Polacy nie chcą czytać książek, a za strawę duchową wystarcza im telewizja i importowane z zagranicy formy rozrywki.

Zapomina się jednak przy tym, że dostęp do dóbr kultury zależny jest od materialnego poziomu życia ludzi. To nieprawda, że ludzie w Polsce, także na wsi, nie chcą czytać książek i gazet; nie pozwala im jednak na to ich sytuacja materialna. Jeśli mają wydać na książkę choćby tylko 10 złotych, to najpierw obliczają, ile czasu za tę sumę będą mogli przeżyć. I nie można im się dziwić, że wybierają najpierw podstawowe potrzeby życiowe.

Często odnieść można wrażenie, że owego odcięcia ludzi od kultury dokonano wręcz celowo, a państwo nie zrobiło nic, aby przeciwdziałać temu zjawisku. Kolejne rządy dopuściły do tego, że w Polsce zlikwidowanych zostało około dwudziestu pięciu tysięcy punktów bibliotecznych na wsi i w małych miejscowościach. Mamy w Polsce pięćdziesiąt trzy tysiące sołectw i w wielu z nich znajdowały się kluby lub domy kultury, wszędzie zaś obecne były kioski...quot;Ruchu", dostarczające prasę i książki. Prasa była również kolportowana przez pocztę, co dzisiaj już jest rzadkością z powodu zbyt wysokich kosztów.

To wszystko - ta cała degradacja kulturalna kraju -dokonała się za rządów tych, którzy już byli.

Zniszczoną w ten sposób infrastrukturę kulturalną zastąpić miała rzekomo telewizja i media. Jednakże na skutek braku rozważnej - nastawionej na powszechną edukację zarówno kulturalną, jak i obywatelską - polityki informacyjnej zapanował u nas szum medialny. To dobrze, że mamy wiele stacji telewizyjnych i radiowych, ale rezultatem tego często staje się nie podnoszenie poziomu wiedzy odbiorców, lecz ich dezorientacja. Wielu ludzi po wysłuchaniu sprzecznych komunikatów i opinii, nadawanych przez różne stacje i rozgłośnie, przy końcu dnia stwierdza, że kładzie się spać wcale nie będąc lepiej poinformowanymi i światlejszymi, lecz głupszymi, niż się obudzili.

Bierze się to w znacznej mierze z braku rzetelności i uczciwości ze strony dziennikarzy pracujących w mediach. Doświadczam tego często na własnym przykładzie, kiedy to w różnych czasopismach czytam artykuły o sobie i o mojej działalności, mając wrażenie, że są to artykuły o dwóch, a nawet więcej, całkiem różnych osobach. U jednych na przykład Lepper jest złym sąsiadem, u innych jednak okazuje się, że głosowało na niego aż 95% jego najbliższych sąsiadów, a więc chyba tak źle nie jest. Jest to kwestia etyki dziennikarskiej. Niestety jednak nikt w prasie i w mediach nie ponosi żadnej odpowiedzialności za pisanie i mówienie nieprawdy lub rozpowszechnianie jawnych kłamstw. Myślę, że jest to kwestia, którą powinny się zająć nie tylko stowarzyszenia dziennikarskie, ale i prawo prasowe.

Państwo nie może wycofywać się ze swoich obowiązków kulturalnych i edukacyjnych wobec społeczeństwa, z roli mecenasa kultury. Musi także istnieć, oprócz stacji komercyjnych, autentyczna telewizja publiczna i publiczne radio, nastawione w pierwszym rzędzie nie na zysk, ale na spełnianie misji społecznej. Tymczasem także telewizja publiczna uzależniona jest w ogromnej mierze od rynku reklamowego, który w rezultacie decyduje o jej programie i przekazywanych treściach. Jest to sytuacja niezdrowa. Poszczególne partie polityczne różnymi sposobami starają się umacniać swoją pozycję w mediach, także publicznych, aby móc je wykorzystywać w swoich celach propagandowych, wykazują jednak niewiele troski o to, aby media publiczne służyły społeczeństwu, jego edukacji i kulturze.

We wszystkich sprawach, o których tu mowa, niezbędne jest nowe spojrzenie, wolne od doktrynalnych założeń, nowe podejście do nich, nowa droga. Na takie spojrzenie nie mogą się zdobyć ci, którzy już byli.

EUROREALIZM

Warszawa, 2001

Wbrew szerzonym opiniom...quot;Samoobrona" bynajmniej nie jest partią...quot;antyeuropejską". Twierdzi się, że w nowym Sejmie pojawiły się...quot;partie anty europejskie", przeciwne wejściu Polski do Unii Europejskiej, wśród których, obok na przykład Ligi Rodzin Polskich, wymienia się...quot;Samoobronę".

Jest to nieprawda.

Uważam, że jeżeli będziemy potrafili wynegocjować takie warunki naszego przystąpienia do Unii Europejskiej, które pozwolą nam na wykorzystanie mocy produkcyjnych naszego przemysłu i rolnictwa, to dążenie do tego, abyśmy stali się jak najszybciej członkiem Unii, jest ze wszech miar słuszne. Natomiast jeżeli nasz stosunek do Unii polegać będzie na ciągłych ustępstwach, a zwłaszcza na przyjęciu niekorzystnych tzw. kwot, to znaczy górnych granic, do których mogą się rozwijać zwłaszcza główne branże naszej gospodarki, to układ taki może okazać się dla nas szkodliwy. Jest to tym bardziej niebezpieczne, że Unia ustalając te kwoty bierze pod uwagę dane sprzed kilku lat, a więc z okresu głębokiej zapaści naszej gospodarki, kiedy produkcja w Polsce spadła o 30,40, a w niektórych branżach nawet o 50 % swoich prawdziwych możliwości. Akceptując ustalone w ten sposób kwoty zarówno w produkcji przemysłowej, jak i w rolnictwie -możemy nie tylko nie pomóc sobie, ale wręcz zaszkodzić.

Stosunek...quot;Samoobrony" do Unii Europejskiej można więc określić jako...quot;eurorealizm", to znaczy ocenianie polityki integracyjnej nie z puntu widzenia z góry założonej ideologii, lecz z punktu widzenia realiów.

Nie podzielamy wysuwanych przez niektórych przeciwników integracji europejskiej argumentów, że sam fakt wejścia do Unii i podporządkowania naszych praw instytucjom unijnym oznacza rezygnację czy też uszczuplenie suwerenności Polski. Odpowiada mi francuska, sformułowana przez generała de Gaulle'a, zasada ...quot;Europy ojczyzn", a przecież Francja wraz z Niemcami kładła podwaliny pod integrację europejską, tworząc Wspólnotę Węgla i Stali jako zaczyn późniejszej Unii Europejskiej....quot;Europa ojczyzn" zaś oznacza, że każdy kraj w ramach Unii zachować powinien swoją tożsamość i swoje odrębne tradycje narodowe i kulturalne.

Oczywiście zagrożenie dla autentycznej suwerenności może zaistnieć, ale nie tkwi ono w samej zasadzie integracji, lecz w konkretnych rozwiązaniach, które zależą przecież od nas samych i od naszej polityki.

Poddam tu dwa konkretne przykłady.

Pierwszym jest dość szeroko dyskutowany problem sprzedaży ziemi cudzoziemcom, w której to kwestii rząd zaproponował skrócenie okresu ochronnego z osiemnastu do dwunastu lat, a później jeszcze poszedł na dalsze, nie zapowiedziane zresztą wcześniej ustępstwa, o których nie uprzedzeni byli posłowie.

Otóż generalnie uważam, że uleganie Zachodowi i polityka ustępstw dokonywanych, zanim jeszcze Zachód nam cokolwiek da lub obieca, że da, wskazuje na to, że rząd Millera i jego minister spraw zagranicznych nie mają naprawdę przygotowanej polityki negocjacyjnej i własnych propozycji w tej sprawie. Towarzyszy temu ślepa wiara, że kiedy wstąpimy do Unii, to otrzymamy silne wsparcie gospodarcze i rozwiążą się w ten sposób wszystkie nasze problemy.

Ja w to po prostu nie wierzę - nikt nam niczego za darmo nie da.

Natomiast kwestia dwunastu czy osiemnastu lat jest dla mnie sprawą w istocie obojętną, ważne jest natomiast to, jaką ustawę przyjmiemy w Sejmie odnośnie sprzedaży ziemi obcokrajowcom. A więc czy przyjmiemy w tej kwestii wzór duński lub francuski, czy też poprzestaniemy na wolnej sprzedaży, tyle że po dwunastu latach. Co do mnie uważani, że powinniśmy w tej sprawie przyjąć warunki duńskie, które są ostre, ale Dania przecież jest mimo to członkiem Unii i pozostałe kraje unijne się na te warunki zgodziły. Polegają one na tym, że ziemię w Danii może kupić tylko obywatel duński - który oczywiście może mieć także obywatelstwo każdego innego kraju, z którego pochodzi - człowiek zamieszkały na stałe w Danii co najmniej od pięciu lat, znający w miarę język duński, aby móc się w nim porozumieć, i taki, który na zakup ziemi uzyskał zgodę władz lokalnych i związków zawodowych. Na takich warunkach sprawa terminu jest kwestią drugorzędną.

Oczywiście u nas występuje tu dodatkowa komplikacja, która w Danii nie istnieje. Jest to obawa, że ziemie na zachodzie Polski będą wykupywane głównie przez Niemców, czyli przez ich dawnych właścicieli. Nie mam żadnych uprzedzeń wobec Niemców, tak jak i wobec żadnego innego narodu, wiem jednak, że historia - wprawdzie w różnych formach - lubi się powtarzać. Nie jest przypadkiem, że Niemcy upodobali sobie szczególnie tereny zachodnie i północne oraz Warmię i Mazury, i to nie tylko dlatego, że jest tam najwięcej ziemi do nabycia na obszarach dawnych PGR-ów. Obecnie mamy na przykład dużą aferę z przejęciem 58 tysięcy hektarów w Szczecińskiem przez spółki polsko-niemieckie, które faktycznie, pod względem kapitałowym, są spółkami niemiecko-polski-mi, często nawet z 90 % procentami kapitału niemieckiego. Mówiłem o tym już pięć lat temu, ale oczywiście lekceważono to, twierdząc, że coś tam Lepper znów sobie opowiada. A więc w tej szczegółowej kwestii również musimy mieć własną wyraźną politykę, zabezpieczającą nas przed tym, aby tego, czego nie zrobiły kiedyś czołgi, nie zrobiły obecnie marki.

Drugą kwestią związaną ze sprawą suwerenności jest sprawa naszych banków. Kilkakrotnie już wspominałem w tej książce, że 70-80 % naszych banków znajduje się w rękach obcego kapitału. Pozbawia to państwo podstawowego instrumentu, niezbędnego do sterowania gospodarką. Minister Belka może się jedynie oburzać, że banki natychmiast po złożeniu przez niego propozycji opodatkowania dochodów od oszczędności zaczęły podsuwać klientom różne sposoby obejścia tego podatku, ale nie może im praktycznie niczego zakazać lub nakazać, ponieważ nie ma na to wpływu. Poważni politycy, premier Miller czy Józef Oleksy, widzą niebezpieczeństwa płynące stąd dla gospodarczej suwerenności Polski, jest to jednak spadek, który otrzymali oni po szaleńczej polityce prywatyzacyjnej, prowadzonej przez Balcerowicza i jego ekipę.

Ani jednak sama Unia, ani jej władze w Brukseli nie stanowią zagrożenia dla suwerenności Polski. Jeśli będziemy potrafili sami, negocjując nasze warunki przystąpienia do Unii, obronić nasze interesy i naszą suwerenność, to ani w zależności od Brukseli, ani także w obecności pewnej ilości kapitału zagranicznego w Polsce nie widzę żadnego zagrożenia.

Oczywiście trzeba się liczyć z tym, że niektóre nasze przepisy prawne odbiegają od norm unijnych i trzeba je będzie zrewidować. Kilkakrotnie pisałem już, że jestem człowiekiem wierzącym i praktykującym, ale zdaję sobie sprawę, że na przykład nasz zapis ustawowy o wartościach chrześcijańskich, do których respektowania zobowiązane są środki masowego przekazu, może nie podobać się krajom Unii, jako wyraźnie faworyzujący jedno wyznanie i jeden światopogląd. Jako chrześcijanin wątpię jednak w to, że w drodze zapisów ustawowych zwiększymy obecność ludzi w kościele. Jest to sprawa pracy duchowieństwa, a także katolików świeckich, sprawa wiary i moralności. Jestem przekonany, że jeszcze bardzo długo nie będzie możliwe, aby jakiekolwiek inne wyznanie tak bardzo związało się z naszym życiem społecznym i narodowym, z naszą tradycją, jak związany jest Kościół katolicki.

Podobnie można się odnieść do zakazu aborcji. Mamy obecnie ustawowy zakaz aborcji, ale dzieci się nie rodzą i przyrost naturalny jest niski, bliski zeru. Jest to paradoks - za komuny aborcja była dozwolona, ale rodziło się znacznie więcej dzieci, niż rodzi się ich obecnie! Cóż więc się stało? A no stało się to, że istnieje w Polsce ginekolog, który dokonuje bezkrwawej aborcji - jest nim Balcero-wicz. Jest to aborcja ekonomiczna. Młodzi ludzie nie decydują się mieć dzieci, a już z pewnością mieć więcej niż jedno dziecko, ponieważ boją się, że nie będą w stanie zapewnić tym dzieciom żadnej przyszłości.

Mamy w naszej wierze Piąte Przykazanie,...quot;Nie zabijaj !", i jest sprawą wiary, a także nauki moralnej, szerzonej przez duchowieństwo, aby to przykazanie właściwie interpretować i je przestrzegać. Groźbą natomiast jest właśnie owa bezkrwawa aborcja ekonomiczna i z nią trzeba walczyć.

Tak więc powtórzę raz jeszcze:...quot;Samoobrona" jest partią eurorealistów, patrzymy na naszą integrację z Unią Europejską przez pryzmat naszych interesów, nie zaś ideologii, głoszącej bądź to zdecydowany sprzeciw wobec Unii, bądź to pokładającej w naszej integracji naiwną wiarę, że Unia wszystko nam da i załatwi wszystkie nasze problemy.

Uważamy, że sprawy integracji europejskiej nie można też oddzielać od całości naszej polityki zagranicznej. Nie możemy iść ślepo tylko w jednym kierunku, w stronę

Zachodu. Podstawą naszej polityki zagranicznej powinna być również polityka prowschodnia, nasze dobrosąsiedzkie stosunki z byłymi republikami Związku Radzieckiego, Ukrainą, Białorusią, a przede wszystkim z Rosją. Nie może to polegać na ciągłym wtrącaniu się w ich sprawy wewnętrzne, co widzimy na przykładzie Białorusi, bo takie poparcie, jakie ma w tym kraju Łukaszenko, chciałby mieć u nas niejeden polityk. Nietrudno jest zorganizować demonstrację z udziałem trzech lub nawet więcej tysięcy ludzi, ale nie zawsze jest to wyrazem prawdziwych nastrojów społecznych.

Skończmy więc z fobią antywschodnią, zacznijmy układać sobie trwałe i dobre stosunki z naszymi wschodnimi sąsiadami, nie rozgrywając przy tym żadnych partii pomiędzy tymi krajami. A tak niekiedy może być odbierana nasza polityka wobec Ukrainy, która może być odczytywana także jako nastawiona przeciw Rosji. Prezydent Kuczma jest obecnie faworyzowanym sojusznikiem, podczas gdy wobec Rosji obudziliśmy się zbyt późno, i to w momencie, kiedy po zamachu 11 września 2001. w Nowym Jorku swój stosunek do Rosji zmieniły także Stany Zjednoczone czując, że jednak nie są tak silne i tak zabezpieczone przeciwko wszelkim zewnętrznym niebezpieczeństwom.

Tymczasem do tej pory uprawialiśmy demonstracyjną i szkodliwą dla Polski propagandę antyrosyjską. Kiedy już przed kilkoma laty mówiłem, że trzeba zwrócić się w stronę Rosji i szukać z nią dobrosąsiedzkich stosunków, okrzyczano mnie komunistą i bolszewikiem. I spotkało mnie to nie tylko ze strony prawicy, ale też niektórych polityków lewicy, na przykład PSL-u. Przekonywano, że Rosja to bieda i dziadostwo, gdzie nie mamy nic do szukania. W ten sposób też straciliśmy wiele z naszej pozycji gospodarczej, jaką mieliśmy w Rosji, przegrywając ją zresztą na rzecz krajów Zachodu.

Zachód robił to zresztą bardzo precyzyjnie. Znalazł się u nas także taki prezydent, który - bo nie chcę mówić o nim nic więcej - wręcz za cel swojej polityki przyjął zerwanie stosunków z Rosją. Krzyczał też, ileż to my dopłacamy do naszej wymiany handlowej z Rosją, co jest o tyle dziwne, że w chwilę później zgodził się jednak na

zaproponowaną przez Rosję...quot;opcję zerową" w naszych z nią rozliczeniach handlowych. Stało się tak dlatego, że w momencie, gdy my zaczęliśmy wyliczać, ile to wkładów dewizowych znajduje się m. in. w naszych budowanych dla Rosjan statkach, Rosjanie odpowiedzieli na to propozycją urealnienia według cen światowych otrzymywanych przez nas dostaw ropy i gazu. I okazało się wówczas, że to nie oni u nas, ale my u nich jesteśmy zadłużeni. I wówczas Wałęsa zgodził się szybko na...quot;opcję zerową".

Dokonywaliśmy drażniących Rosję, niepotrzebnych demonstracji, takich na przykład, jak rozbijanie pomnika Lenina w Nowej Hucie. W samo południe, filmowany przez kamery z całego świata, helikopter z przymocowaną do niego kulą rozbijał pracowicie i po kawałku pomnik Lenina, palono radzieckie flagi, krzyczano, że wyganiamy z Polski żołnierzy radzieckich. Komu to było potrzebne? Mógł przecież ten Lenin z Nowej Huty stać wieczorem, zniknąć w nocy, a rano na jego miejscu mogły już rosnąć kwiaty.

Kiedy zajmowaliśmy się takimi sprawami, równocześnie otwarliśmy granicę zachodnią dając drogę TIR-om wiozącym do Rosji zachodnie towary, które wypierały nasz eksport. Te TIR-y zalały nie tylko nas często wręcz tandetą, starymi samochodami i nadwyżkami produkcyjnymi, ale zaatakowały także rynek rosyjski i inne rynki wschodnie, na których dotąd byliśmy obecni.

Powinniśmy więc teraz starać się odbudowywać naszą pozycję na rynkach wschodnich - choć sądzę, że w pełni odbudować się już jej nie da - ale potrzebne są do tego co najmniej dwa warunki.

Po pierwsze oczywiście rozwój naszego przemysłu i naszego rolnictwa, po drugie jednak także zahamowanie tej fali towarów, które po naszych szosach stale przewożone są na wschód. Nie może tu być oczywiście mowy o jakimkolwiek zakazie, ale przecież jest faktem, że TIR-y przejeżdżające przez Niemcy, Szwajcarię lub Austrię płacą za to konkretne opłaty, których u nas się nie pobiera. A przecież, pomijając wszystko inne, niszczą one nasze drogi i zatruwają naszą atmosferę. Tłumaczy się nam, że nie możemy tego uczynić, ponieważ wiążą nas w tej kwestii jakieś umowy międzynarodowe. Jakie umowy? Warto by je zobaczyć tak samo jak i te, które obligują nas rzekomo do tego, aby nasza rezerwa dewizowa, w wysokości 28 miliardów dolarów, o której już tu pisałem, lokowana była w bankach zagranicznych, przede wszystkim amerykańskich.

Trzeba także mieć na uwadze, że Unia Europejska -choć tego oczywiście oficjalnie nie mówi - jest do pewnego stopnia próbą przeciwwagi dla potęgi Ameryki. U nas natomiast nie wszyscy oczywiście, ale niektórzy politycy deklarują się w pierwszym rzędzie jako sojusznicy Ameryki. Te deklaracje są słyszane w krajach Unii i niekiedy traktuje się Polskę jako...quot;konia trojańskiego" Ameryki, co może utrudniać nasze starania o wejście do Unii.

Patrząc jednak dalej, obawiam się również, że Unia w swoim obecnym charakterze może nie wytrzymać ciężaru finansowego, związanego z przyjęciem do niej nowych krajów, w tym również Polski. I wówczas niewykluczone, że Unia powie, iż musi zmienić zasady swojego działania, zmniejszyć dotacje, zmniejszyć subwencje dla krajów członkowskich, przejść na zasady bardziej ekonomiczne i rynkowe, ponieważ przyjęcie Polski, prawie czterdziestomilionowego kraju, nie pozwala już na prowadzenie dotychczasowej polityki. I wówczas może nastąpić sytuacja absurdalna - ta mianowicie, że my jak dotąd niejako z wyprzedzeniem ponieśliśmy większość niedogodności i ustępstw, związanych z przystąpieniem do Unii, otwierając przed nią prawie czterdziestomiliono-wy rynek zbytu, teraz zaś powinniśmy tam iść raczej po korzyści i zyski. A te zyski mogą okazać się znacznie mniejsze, niż te, na które liczymy, a może wręcz żadne.

Nie można także lekceważyć możliwości kryzysu światowego, który osłabi potęgę gospodarczą Unii i Zachodu. Jeszcze kilka wypadków samolotowych takich, jakie miały już miejsce, a ludzie przestaną latać samolotami. Już dzisiaj linie lotnicze w Stanach Zjednoczonych przeżywają ciężki kryzys, a to wszystko pociąga za sobą dalsze konsekwencje ekonomiczne. Podobnie dzieje się w innych gałęziach gospodarki. Na rok 2002 zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w krajach Unii przewiduje się bardzo niską stopę wzrostu ekonomicznego, istnieje tam obawa recesji.

Te trudności ekonomiczne widzę jako początek końca polityki globalistów. Trzeba więc i ten czynnik poważnie brać pod uwagę zastanawiając się nad kosztami, które musimy ponieść przygotowując się do wejścia do Unii, kalkulując te koszty i oczekiwane zyski.

Mówi się i pisze o tym, że społeczeństwo nasze jest nieprzygotowane do przystąpienia do Unii, że nie zna i nie rozumie tej problematyki, że jest ciemne, niewykształcone i przez to odnosi się niechętnie czy nieufnie do integracji europejskiej. Od czego jednak mamy środki masowego przekazu, w tym telewizję publiczną?

Otóż pewnego dnia zostałem poproszony do telewizyjnej rozmowy o Unii Europejskiej. Rozmowa ta nadawana była o godzinie szóstej czterdzieści pięć rano. A więc jest zrozumiałe, że rozpocząłem swoją wypowiedź od wyrażenia radości, że wszyscy w mieście tego dnia nastawili budziki, aby nie zaspać i nie przegapić tej rozmowy, rolnicy zostawili obrządek i pobiegli do telewizorów, całe społeczeństwo stanęło na nogi, aby za piętnaście siódma rano dokształcać się w problematyce europejskiej! Są to kpiny. Ta godzinna rozmowa miała 0,1 % oglądalności, czemu oczywiście nie można się dziwić. Ale z pewnością w sprawozdaniach zostało podane, że tyle a tyle godzin programu telewizji publicznej poświęcono edukacji europejskiej. Tyle tylko że efekt takiej edukacji jest żaden. Tymczasem jeśli chcielibyśmy naprawdę osiągnąć jakieś efekty edukacyjne - to po dzienniku, o godzinie ósmej wieczorem, zamiast puszczać kolejny film amerykański, powinniśmy pokazać zwolenników i przeciwników Unii i naszej integracji i nie tyle nawet pozwolić im spierać się ze sobą - z czego często wynika ten...quot;szum informacyjny", o którym już pisałem - ale dać im możność przedstawienia swoich argumentów, danych, wykresów, argumentów, które docierałyby do społeczeństwa.

Efektem prowadzonej dotychczas edukacji europejskiej jest to, że obecnie nasze wejście do Unii Europejskiej popiera zaledwie słabe 50 % społeczeństwa, a liczba ta będzie spadać, ponieważ ludzie patrzą na naszą integrację europejską przez pryzmat własnego życia. Boją się więc jeszcze większej utraty pracy, ponieważ Unia może nas zalać swoimi nadwyżkami produkcyjnymi, które w krajach unijnych sięgają 20 % całej produkcji, młodzież przestaje wierzyć w możliwości pracy w krajach unijnych, ponieważ wielu Polaków zakosztowało już tej pracy i wie, jaki tam jest stosunek do nas jako pracowników, rolnicy boją się taniej, dotowanej żywności zachodniej, a więc spadku cen naszych produktów, nie wierzą też w wielkie dotacje. Zamiast unijnego wsparcia dla naszego rolnictwa widzimy u nas nie tylko szynkę zachodnią czy zachodnie mleko, ale także zachodni mrożony chleb i zachodnie ziemniaki i pomidory.

Myślę, że kierunek globalizacyjny jest obecnie w coraz mniejszym stopniu kierunkiem, w którym naprawdę idzie świat. Jest to raczej kierunek, w którym świat szedł. Obecnie jednak, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń, wydaje mi się, że oczywiście z jednej strony konieczne jest wzmocnienie instytucji międzynarodowych, jak ONZ i inne, choćby dlatego, aby strzec światowego bezpieczeństwa, z drugiej jednak - umacniać się będzie rola państw narodowych, powiązanych tradycją, kulturą, własną tożsamością.

Świat staje po prostu wobec nowych wyzwań, na które nie ma jeszcze gotowych odpowiedzi i które trzeba na nowo przemyśleć bez uprzedzeń i bez z góry narzuconych rozwiązań. Przez pryzmat eurorealizmu.

TO OD NAS ZALEŻY

Warszawa, 2001

Rozpoczynałem pisać tę książkę po wyborach jako wicemarszałek Sejmu RP. Kończę ją dzień po tym, kiedy Sejm w dniu 29 listopada 2001. większością głosów pozbawił mnie tego urzędu.

Podsumowując sejmowe głosowanie marszałek Marek Borowski powiedział:...quot;Poseł Andrzej Lepper nie został odwołany dlatego, że walczył z krzywdą i niesprawiedliwością, ale za to, że pochwalał i wzywał do naruszania prawa oraz publicznie lżył i poniżał ludzi".

Dobrze, że chociaż moją walkę z krzywdą i niesprawiedliwością pan marszałek był łaskaw zauważyć. Prawda jednak o moim odwołaniu z funkcji wicemarszałka jest inna.

Sądzę, że jego celem było pozbawienie mnie dostępu do dokumentów i danych, do których miałem wgląd jako wicemarszałek, a z których dowiedzieć się można zarówno o stanie państwa, jak i o działaniu władz państwowych. A więc dowiedzieć się tego, czego nie mówi się społeczeństwu, a o czym ja mówiłem na głos.

Prawdziwym powodem mego odwołania było również to, o czym mówiłem z trybuny sejmowej:

"Doprowadziliście kraj do ruiny, a naród do nędzy -kulturalnie, bez inwektyw - a teraz marzycie o...quot;wersalu". Na tej sali już go nie będzie, bo kraj tonie, bo ludzie nie mają na chleb. Mówicie, że jestem niekulturalny, że używam słów nieparlamentarnych, a ja tylko powtarzam to, co mówią ludzie, między innymi i ci, którzy was wybrali. Z tej trybuny przestrzegam was: jeśli natychmiast nie zmienicie polityki społeczno-ekonomicznej państwa, to te...quot;kanalie",...quot;śmierdzące kości", rózgi,...quot;zjazdy i marsze gwiażdziste" oraz gnojowica przyjadą tu pod parlament upomnieć się o swoje prawa".

Sejm postąpił tak, jak wcześniej już podyktowała mu to prasa, pisząc o mnie na przykład w...quot;Rzeczypospolitej":...quot;Ten facet ma poczucie własnej siły, bo wie, że stoją za nim miliony chamów".

Te ...quot;miliony chamów" to półtora miliona obywateli Rzeczypospolitej, którzy w wyborach do Sejmu oddali swoje głosy na...quot;Samoobronę". To również te miliony, które -jestem tego dziś pewien bardziej niż dotąd - poprą...quot;Samoobronę" w wyborach samorządowych i w przyszłych wyborach do Sejmu. Wybory te, jeśli rząd i Sejm nie zmienią swojej polityki, nastąpić mogą znacznie wcześniej niż dopiero za cztery lata.

W książce, którą trzymacie w ręku, starałem się powiedzieć wyraźnie, o co mi chodzi, jaki jest mój pogląd na to, co działo się i dzieje w Polsce, jakie są wreszcie moje cele i rozwiązania, dzięki którym można te cele osiągnąć.

Jestem człowiekiem lewicy. Nie żadnej...quot;lewicy narodowej" czy jakiejkolwiek innej, lecz lewicy po prostu, bez żadnego przymiotnika. Dlatego też liczyłem na to, że rząd SLD, Unii Pracy i PSL-u, a także Sejm, w którym tak silną większość ma SLD, zmieni zgubny kierunek, w którym idzie Polska. Będzie uprawiać politykę prospołeczną, upomni się o najbiedniejszych i najbardziej pokrzywdzonych i nie w ich kieszeni szukać będzie środków na zatkanie...quot;dziury budżetowej". Że postawi na rozwój gospodarczy, budownictwo, rolnictwo, tworzenie miejsc pracy, bez czego wyjście z kryzysu jest niemożliwe. Chciałem -jak parokrotnie powtarzam w tej książce - pomóc temu rządowi w uniknięciu buntu społecznego i w wyprowadzeniu Polski z kryzysu.

Wiem, że rozwiązanie obecnego kryzysu nie jest łatwe i nikt nie spodziewa się cudów. Ale wiem również, że o wszystkich trudnych problemach można uczciwie mówić ze społeczeństwem pod jednym wszakże warunkiem: że społeczeństwo otrzyma namacalne i przekonywające dowody, iż celem działania rządu jest dobro ludzi pracy najemnej, drobnych i średnich przedsiębiorców, inteligencji i młodzieży, nie zaś tylko interes elit, a często wręcz interesy obcego kapitału. Jednym z takich dowodów, potwierdzających wiarygodność władzy, powinno być jasne wskazanie, kto w procesie prywatyzacji doprowadził do rozkradzenia majątku narodowego, przy czym wysokość tych strat, za które nikt nie odpowiada, równa jest - o czym mówiłem w Sejmie - wielkości naszej...quot;dziury budżetowej".

Dlatego właśnie mówiłem do posłów SLD:

"Ja mam serce z lewej strony. Zastanówcie się, czy wasi przywódcy mają serce czy puszki blaszane z lewej strony. Zastanówcie się bardzo głęboko, bo jeśli lewica ma być tą, która broni interesów najbiedniejszych - żadnych obikoków, żadnych niebieskich ptaków, ale ludzi pracy w Polsce - to głęboko się zastanówcie, co robicie, żebyście tego nie żałowali za cztery lata, a niewykluczone, że może za pół roku albo za rok. Nie będzie was tylu tu w Sejmie, jeśli nie wprowadzicie polityki proludzkiej i prospołecznej".

Dziś widzę coraz wyraźniej, że tylko nowa siła, nie skażona zarówno rządami w minionym czterdziestopięcioleciu, jak i rządami w ciągu ostatnich lat dwunastu, jest w stanie wprowadzić w Polsce nowy program.

Takim programem jest wysuwana przez...quot;Samoobronę"...quot;nowa droga". Ten program nie zapewni automatycznie i natychmiast powszechnego dobrobytu. Jeśli ktoś twierdzi, że ma taką cudowną receptę, to kłamie.

My zaś mówimy uczciwie, że nie uda się szybko i bez trudności zagwarantować poprawy wszystkim. Ale potrafimy - dysponując także odpowiednim zapleczem intelektualnym - zapewnić tym wszystkim, którzy wywiązują się ze swoich obowiązków wobec państwa, godne życie. Potrafimy sprawić, aby młodzi ludzie bez lęku mogli myśleć o swojej przyszłości wiedząc, że są potrzebni zarówno krajowi, jak swojemu środowisku i swoim rodzinom. Że otrzymają szansę, aby ciężką pracą pomnażać swój stan posiadania, poprawiać swoje warunki życiowe, bezpiecznie wychowywać swoje dzieci. Że Polska będzie krajem żyjącym w przyjaźni ze wszystkimi swoimi sąsiadami, z Zachodu i ze Wschodu, dbając zarazem w pierwszym rzędzie o swój własny rozwój i o dobro swoich własnych obywateli.

Doprowadzenie do tego zależy od nas samych. Największym naszym wrogiem jest bierność. W Polsce jest wielu ludzi rozczarowanych i przygnębionych, którzy utracili już wiarę w możliwość poprawy. Do nich więc chciałbym powiedzieć: jeśli straciłeś nadzieję, jeśli twierdzisz, że nic się nie zmieni i że nic już nie da się zrobić -to pomyśl nie o sobie, ale o swoich dzieciach i wnukach. Każdy z nas kiedyś odejdzie z tego świata. Ale pomyśl o tych, którzy zostaną po tobie, i o tym, co im zostawiamy. Abyśmy uniknęli ich potępienia i wzgardy jako ci, którzy nie byli zdolni zapewnić im żadnej przyszłości, a wtedy, kiedy trzeba było walczyć, chowali głowę w piach, licząc najwyżej, że ktoś inny to za nich załatwi.

Bierność nie ma żadnych usprawiedliwień. Człowiek musi być aktywny, wypełniać swoje obowiązki wobec przyszłych pokoleń i wobec Ojczyzny. Takim obowiązkiem jest również udział w wyborach. Wielu ludzi nie chodzi u nas do urn wyborczych, bo nie wierzy w skuteczność oddanego głosu, a udział w wyborach traktuje nie jako obowiązek, lecz jako przywilej. Tymczasem udział w wyborach jest zarówno przywilejem, jak i obowiązkiem każdego obywatela. To nieprawda, że demokracja pozwala głosować albo też nie głosować zależnie od upodobania. Istnieje wiele krajów o starszym niż u nas systemie demokratycznym, w których udział w wyborach jest wręcz obowiązkowy. Takim samym obowiązkiem powinno być to również i dla nas, jeśli życie własne i naszych najbliższych nie jest dla nas obojętne.

Przemawiając w Sejmie 29 listopada 2001 roku, mówiłem do premiera Rządu RP:...quot;Panie premierze, życzyłem panu zawsze jak najlepiej i dalej tego życzę, ale jeżeli będzie pan nadal brnął w obecnym kierunku, to my już naprawdę wspólnego języka nie znajdziemy".

To od nas zależy, komu powierzymy ster kraju i udzielimy swego zaufania.

Powiedziałem również w Sejmie - a z sali sejmowej całemu narodowi - o nadużyciach i przestępstwach, jakich dopuścili się niektórzy z ludzi rządzących naszym krajem. Mówiłem, że mam dokumenty, potwierdzające moje słowa, i te dokumenty - jeśli zajdzie taka potrzeba - ujrzą światło dzienne w oddzielnej publikacji.

Wiem, że naraziłem się przez to rządzącym elitom. Nie mam złudzeń, że dążeniem tych ludzi będzie wywarcie na mnie zemsty. Poseł i wiceminister Janusz Zemke napisał już o tym całkiem wyraźnie w dzienniku...quot;Życie" (30 XI 2001): , Jeżeli to, co powiedział Lepper, jest nieprawdą, to powinien znaleźć dla siebie znacznie lepsze, mniejsze i ciaśniejsze miejsce niż to, które ma tutaj na terenie Sejmu", zaś w wywiadzie radiowym stwierdził nawet, że można mnie pozbawić praw publicznych, na co dobrze poszukawszy znajdzie się w kodeksie jakiś paragraf, chociaż takiego paragrafu w kodeksie nie ma.

W latach trzydziestych radziecki prokurator, oskarżyciel w haniebnych ...quot;procesach moskiewskich", Andriej Wyszyński, mawiał ponoć: ...quot;Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie".

Być może ja będę tym człowiekiem.

Od nas jednak zależy, czy w tę stronę potoczą się wypadki w naszym kraju. Ponieważ każdy kij ma dwa końce.



Wyszukiwarka