Kot na Rozdrożu, Kot Na Rozdrożu 06, Ohayo-o


„Kot na rozdrożu” cz. VI by Miko-chan

 

Więc…( tak, wiem nie zaczyna się zdania od „więc”) Tak więc… w ostatniej części mieliśmy do czynienia z dziwnym wytworem mojej wyobraźni, ale teraz czas najwyższy wrócić na ziemię. Zachowajmy przynajmniej pozory powagi i bez ociągania wróćmy tam gdzie zostawiliśmy naszą biedną trzódkę. Miłej lektury.

 

 

- Jaki on ogromny! Przy nim Filia to karzełek! - Krzyknęła zachwycona Lina patrząc na wiszącego wśród chmur smoka.

- Przybyłem by spełnić wasze życzenie. - Odezwał się donośnym barytonem Sheng Long.

Czarodziejka poczuła dziwny zamęt w głowie (forsa czy Gourry, forsa czy Gourry, forsa czy Gourry…). W przeszłości słyszała o wielu próbach wskrzeszania zmarłych, ale żadna nie przyniosła spodziewanego rezultatu. Jednak miało to miejsce w jej świecie, a tutaj widocznie panowały inne zasady. Nie miała zamiaru dłużej się nad tym zastanawiać, jeśli jest sposób by ożywić szermierza to wykorzysta go.

- Dobrze, smoku. Moje życzenie brzmi następująco: Pragnę aby G…

- …Lustro Daru odzyskało swą moc! - Wszedł je w słowo Xellos.

- Co?!! - Wszyscy spojrzeli na Mazoku.

Oczy smoka zalśniły czerwienią.

- Spełniłem twoje życzenie, teraz odchodzę.

I nim ktokolwiek zdołał zareagować, smok rozpłynął się zabierając ze sobą siedem kryształów. Chmury znikły, z powrotem zrobiło się jasno i normalnie. Jednak w miejscu gdzie przebywali nasi bohaterowie panowała nienaturalna, niczym nie zmącona cisza. Amelia i Zel stali całkowicie zszokowani, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa, Son Goku i Trunks nie rozumieli o co chodzi, natomiast Lina wciąż patrzyła w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą lewitował smok. Dopiero po pewnym czasie odwróciła się w stronę Demona, który wyglądał na całkowicie nie przejętego sprawą. Co dziwne w jej spojrzeniu nie było złości, raczej zaskoczenie pomieszane ze smutkiem. Widać nadal nie otrząsnęła się z szoku. Powoli ruszyła w jego stronę, a gdy stała już ledwo metr od niego, wypowiedziała tylko jedno słowo.

- Dlaczego?

- Widzisz, Lino, takie dostałem polecenie. - Odparł łapiąc się ręką za tył głowy i uśmiechając bezczelnie. - Nie miałem wyjścia. Ale nie martw się, Gourry jest… - Demon nagle umilkł.

Spojrzał badawczo na czarodziejkę, która jak w transie, szeptem wypowiadała jakieś słowa. Nachylił się nad nią by posłuchać.

- …mieczu lodu i zimnej pustki…

Odskoczył od niej nieco przestraszony.

- Amelio - zwrócił się do księżniczki. - Przekaż Linie, jak już wróci do normalnego stanu, że Gourry będzie czekać na nią w gospodzie z której wyruszyliśmy. Ja muszę już iść, bo mam ważny interes do Filii. - A potem dodał do siebie. - Nie mam czasu, ani ochoty spotkać się z mieczem Złotego Władcy.

Po tych słowach wyjął amulet i nim Lina skończyła wypowiadać formułę zniknął. Na ziemi, w miejscu gdzie stał pozostał jedynie zielony kryształ z czarnym smokiem.

 

Było późne popołudnie, gdy Filia wróciła do domu wraz z Valgarvem. Oboje byli bardzo zmęczeni, ponieważ cały dzień spędzili na mieście. Smoczyca szybko przyrządziła obiad, a potem chłopiec poszedł do swojego pokoju, żeby trochę odpocząć. Filia również nie miała ochoty brać się za swoje codzienne czynności, dlatego z kubkiem herbaty (jakby mogło być inaczej) usiadła na kanapie i zaczęła rozmyślać. Jedna niepokojąca myśl nie dawała jej spokoju. To już nie było tylko przypuszczenie, ale coś znacznie bardziej namacalnego. Przez ostatnie kilka dni, dokładnie od chwili, gdy po raz ostatni widziała w swoim domu Xellosa, nie opuszczało jej przekonanie, że kiedy on pojawi się znowu, to jej życie się zmieni. Nie chciała przy Valgarvie dawać tego po sobie poznać, ale w chwilach samotności ogarniający ją niepokój był ciężki do przezwyciężenia. Tym bardziej teraz zadrżała, gdy poczuła czyjąś obecność za swoimi plecami. Zamknęła oczy i w ciszy modliła się, by jej przeczucia okazały się błędne.

- Witaj, Filio. - Powiedział dziwnie cierpkim głosem Mazoku.

Smoczyca odwróciła się niepewnie i zobaczyła to czego obawiała się najbardziej. Xellos stał raptem metr za nią i lustrował ją zimnym spojrzeniem. Otwarte oczy, które tak bardzo upodabniały go do Demona, patrzyły wprost na nią i nie pozostawiały nawet cienia złudzeń.

- Przyszedłem po Valgarva. - Dodał widząc, że ona nie ma zamiaru odpowiedzieć na jego powitanie.

Filia milczała. Wciąż jedynie patrzyła dziwnym wzrokiem na Mazoku. Zresztą słowa nie były ważne, w końcu i tak nie zmieniłyby jego zamierzeń. Cokolwiek by powiedziała, cokolwiek by zrobiła, nie zdoła go powstrzymać, wiedziała o tym od początku, tak samo jak wiedziała, ze ten dzień kiedyś nadejdzie i on upomni się o swoje. Teraz jedyny wybór jaki posiadała ograniczał się do śmierci z jego ręki, albo do śmierci z rozpaczy.

- Będziesz musiał mnie zabić, bo nie oddam ci go po dobroci. - Powiedziała cicho, tak jakby liczyła, że on nie usłyszy tych słów.

- Nie mam zamiaru z tobą walczyć. - Odparł spokojnie okrążając kanapę. - Co więcej dam ci dziesięć minut, w imię powiedzmy, naszej znajomości. Możesz się pożegnać, albo odbyć spowiedź za grzech swego rodu. To jest ostatnia okazja by to zrobić. Potem go zabiorę.

- Co się z nim stanie?

- To tajemnica.

- Ale…

- Czas ucieka.

Smoczyca nie czekała dłużej. Jeśli to mają być jej ostatnie chwile, to wolała je spędzić z Valgarvem. Cokolwiek potem się stanie, przynajmniej będzie wiedziała, że nie umarła w kłamstwie. Tak to była ostatnia szansa, by wyznać wszystkie swoje winy. Starożytny Smok przestał być już dzieckiem, i jeśli teraz tego nie zrobi, to prawdopodobnie nie zrobi tego nigdy.

Xellos z zadowoleniem obserwował jak Filia wchodzi na schody w kierunku pokoju Valgarva. Po raz kolejny przekonał się, że smokami bardzo łatwo jest manipulować. Teraz rozsiadł się na kanapie i po prostu czekał. Przez kilka minut słyszał cichy głos smoczycy, choć nawet nie starał się zrozumieć jej słów i bez tego doskonale wiedział o czym mówi. W końcu zapadła cisza, którą przerwało trzaśnięcie drzwi i tupot stóp po schodach. Kapłan powiódł wzrokiem za wybiegającym z domu chłopcem, po czym sam zniknął.

 

 

„Moi bracia, mój ród Złote Smoki, zabiły całą twoją rodzinę.”

Valgarv biegł drogą starając się nie słyszeć wciąż powracających słów jego cioci. Coś zaczęło go dusić w piersi, a jednocześnie głowa pulsowała mu od nadmiaru myśli. Biegł tak długo jak starczyło mu sił, ale nie zdołał uciec przed tym co przed chwilą usłyszał. Nie znał swojej rodziny, ale słowa Filii poruszyły w nim jakąś napiętą strunę, która teraz nie pozwalała uspokoić się. Osłabiony biegiem usiadł na przydrożnym kamieniu i trzymając rękoma za głowę, patrzył tępo w ziemię.

„Okłamała cię…” usłyszał dziwnie znajomy głos.

„Okłamała cię i wykorzystała do własnych celów…”

Rozejrzał się jakby w poszukiwaniu źródła tego głosu, ale nikogo w okolicy nie było. Dopiero po chwili zrozumiał, że te słowa same powstają w jego głowie.

„Tak jak dawniej, tak i teraz Złote Smoki okazują się kłamcami, zdrajcami i mordercami…”

„One nigdy się nie zmieniają…”

„Przecież pamiętasz jak było dawniej…”

- Nie pamiętam. - Powiedział jakby próbując przekonać własne myśli.

„Jesteś smokiem musisz pamiętać…”

„Krew, ból, przerażenie, śmierć, samotność…”

- Nie chcę pamiętać!

„Musisz pamiętać! Zostałeś sam! Tylko ty możesz pomścić swoją rodzinę…”

„Musisz zabić Złotego Smoka…”

- Nie chcę, nie potrafię!

„Potrafisz. Jesteś Starożytnym Smokiem, a także Mazoku…”

- Mazoku?

„Tak. Narodzony ponownie dla jednego celu…”

„Jedyny, niepowtarzalny, wszechpotężny…”

- A kim ty jesteś?

„Jestem Valgarv, Demon zemsty!”

Starożytny Smok poczuł jak w jego ciele gromadzi się dziwna, nieznana mu energia. Czuł coraz wyraźniej jak wszystkie negatywne emocje zaczynają przejmować nad nim kontrolę. Nieokiełznana nienawiść, żal tak wielki, że nie można tego opisać, rozpacz nie dająca się ukoić i chęć zemsty zagłuszająca wszystko inne. Te straszne uczucia zawładnęły jego umysłem, sercem i ciałem, tak, że nie wiedział co dzieje się wokół niego. Nie dostrzegł więc jak trawa naokoło zaczyna płonąć, jak liście na pobliskim krzewie czernieją i skręcają się, jak owady wiją się w śmiertelnej agonii.

Nagle z jego pleców wyrwały się czarne skrzydła, drąc koszulę, którą miał na sobie. Jednocześnie poczuł straszny ból rozrywający mu głowę. Chciał krzyczeć, ale słowa uwięzły w gardle, chciał płakać, jednak nie był już w stanie. Myślał, że tutaj umrze. Mimo to przeżył, a gdy ból ustąpił na jego głowie widniał róg.

„Zabij! Zemścij się!”

- Nie! Nie mogę tego zrobić! To moja ciocia, moja matka! Kocham ją!

„Głupcze, to Złoty…”

- Milcz! Nie wiem kim jesteś! Czy może kim byłeś! Ale nie jesteś mną! Odejdź!!!

Cisza.

Valgarv nie zdawał sobie sprawy, że cały czas siedzi na tym samym kamieniu. Jednak w promieniu metra od niego, nie pozostała już żadna żywa istota. Jego moc przebudziła się w pełni, choć on wcale tego nie chciał. Teraz zupełnie nie wiedział co ma zrobić. Świadomy swojej przeszłości nie był pewnie czy potrafi wrócić do domu, a jednocześnie nie chciał go opuszczać. Czuł, że nie powinien zostawiać Filii samej, ale równocześnie obawiał się czy zdoła spojrzeć jej w twarz. Czy zdoła jej wybaczyć? Przecież to nie ona zabiła Starożytne Smoki. Ale to właśnie ona zataiła przed nim prawdę. Valgarv bił się z własnymi myślami, nie potrafiąc podjąć żadnej decyzji. Nagle poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu. Uniósł głowę i zobaczył uśmiechniętą twarz tajemniczego kapłana.

- Wyglądasz teraz jak mały przestraszony kotek, który nie wie jaką ścieżkę wybrać. - Stwierdził Xellos. - Chodź ze mną, a pomogę ci wybrać właściwą drogę.

- Pomożesz mi? Nie wiem co mam teraz zrobić.

Mazoku uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym obaj znikli.

 

 

Amelia, Zel i Lina z niedowierzaniem patrzyli na szermierza, który jak gdyby nigdy nic zajadał kolację. Ten gdy ich ujrzał, pomachał im ręką zupełnie nieświadomy ostatnich wydarzeń.

- Jak to nie pamiętasz, gdzie byłeś?! - Lina na widok Gourrego od razu powróciła do równowagi psychicznej. - Myśleliśmy, że zginąłeś, ty meduzo!!!

- Nic nie poradzę, że ostatnie co pamiętam to jak rzuciłem się na tego gada, a potem obudziłem się w tej gospodzie. A co wy w tym czasie robiliście?

- Długo by tłumaczyć. - Czarodziejka potarmosiła ręką swoje rude włosy. - Jedno jest pewne, Xellos zasłużył na spotkanie z podwójnym Dragon Slave'm.

- To było bardzo podłe z jego strony. - Oburzała się Amelia. - Wykorzystał nas do swoich celów już drugi raz.

- I z pewnością na tym nie poprzestanie. - Wtrącił Zel.

- Tak, on wraz ze swoją panią coś kombinują, to pewne. Mam co do tego bardzo złe przeczucia. - Lina zamyśliła się chwilę. - Powiedziałaś Amelio, że uciekł mówiąc, iż ma jakiś interes do Filii?

- Tak.

- Więc lepiej sprawdźmy co słychać u naszej smoczycy.

 

 

- A więc smok jest już u nas?

- Tak, teraz śpi.

- Doskonale, jutro przejdziemy do ostatniego aktu.

- Czy wybrałaś już odpowiednie „naczynie”?

- Oczywiście. Ty nim będziesz.

- Rozumiem.

 

 

Filia siedziała wciąż w pokoju Valgarva nieświadoma tego co działo się właśnie ze Starożytnym Smokiem. W ogóle obecnie była w stanie niejakiego odrętwienia i nie czuła już praktycznie niczego. Łzy zaschły na jej policzkach, a ona wciąż wzrok miała utkwiony w miejscu, gdzie jeszcze kilka minut temu siedział jej podopieczny. Wiedziała jedynie, że nadszedł koniec. Cokolwiek by się stało, nawet gdyby Xellos nic nie zrobił, dla niej był to koniec. Valgarv odszedł, a razem z nim sens jej życia. Bo niby po co miałaby dalej żyć, nie było już świątyni, nie było jej braci, nie było również małego smoka, którym miała się opiekować. Demon, który prześladował ją przez ostatni czas osiągnął swój cel, nie kiwnąwszy nawet palcem. Teraz do woli może napawać się jej cierpieniem, rozpaczą i swoim nad nią zwycięstwem. Ale dla niej nie miało to już najmniejszego znaczenia. Po prostu czuła zbliżającą się śmierć, która przyjdzie i przyniesie jej ukojenie. Podobno największym wrogiem nieśmiertelnych jest rezygnacja, brak woli życia, i właśnie to dopadło Filię. No bo po co żyć, skoro i tak wszystko obraca się w ruinę.

 

To niewiarygodne, aby wiara mogła dzielić.

To niewiarygodne, aby rozkosz mogła spalić.

I niewiarygodne, aby słowa mogły ranić.

I niewiarygodne, aby miłość mogła zabić.

 

To jest niemożliwe, aby dusza mogła krwawić.

To jest niemożliwe, by nadzieja mogła zgubić.

I jest niemożliwe, aby oczy mogły kłamać.

I jest niemożliwe, aby gwiazdy mogły spadać.

 

 

Koniec części szóstej.

 

c.d.n.

 

No to się zrobiło bardziej dramatycznie. Niedługo wszystkie karty zostaną wyłożone na stół i już nie będzie żadnych wątpliwość. Jestem wyjątkowo zadowolona z tej części, bo wyszła krótka i treściwa. Najwyraźniej mam ciągoty do pisania dramatów. Ponadto chciałam zamieścić pewne wyjaśnienie. Tytuł mojego opowiadania powstał w czasach, gdy jego fabuła miała wyglądać zupełnie inaczej. Potem wszystko się zmieniło, ale tytuł pozostał, stąd też ta moja nieudolna próba powiązania tego nieszczęsnego kota na rozdrożu z obecną treścią. Nie wiem czy to ma jakikolwiek logiczny sens, ale ja tak lubię koty, że nie miałam serca zmieniać tego tytułu. To tyle ode mnie. Wszelkie opinie jak zwykle na Miko-chan1@wp.pl . Do następnego przeczytania.

 

Miko-chan

10.08.2006r.

 

P.S.

Zamieszczony na końcu tekst jest fragmentem piosenki zespołu Łzy.

4

4



Wyszukiwarka