Mrok. 1-14, Moja twórczosc, Mrok


MROK

Nadzieja jutra rozjaśnia mrok dnia dzisiejszego

Ks. A. Henel

SPIS ROZDZIAŁÓW:

Prolog.

1.Niespodziewany telefon.

2. Gdy mówię przepraszam, to myślę o tym, że cię kocham.

3. Głos przeznaczenia.

4. A życie toczy się dalej

5. Moja wizja- Moje przeznaczenie.

6. List jakich niewiele.

7. Miłość kocha łzy.

8. I znowu sen O tym wam nie opowiem

9. Cudowny Tomek, Marzyciel, Siostra i Alojzy. Co ja mam z nimi zrobić? Próba druga- Zaliczona.

10. Uratowana.

11.Wojna. Pokój.

12. Cisza przed burzą.

13.Ucieczka. Odkrycie. Pocałunek.

14.Trening. (OPOV)

PROLOG

Wszystko zaczęło się w dniu kiedy dowiedziałam się, że wyjeżdżam na wymianę do Niemiec. Kraj w którym żyję- Polska jest państwem sąsiadującym z Niemcami. Wymiana polegała na tym, że ja wyjeżdżam do jakiejś rodziny za granicą na tydzień, a jakiś czas później Karolie przyjedzie do mnie. Miałam szczęście i wyjechałam w 2 klasie gimnazjum w październiku. Wyjechałam tam na tydzień lecz zostawiłam wiele wspomnień, jakbym była tam przez rok. Rodzina Karolie bardzo miło mnie przyjęła. Była w moim wieku- miała 14 lat. Jej rodzina składała się z Mamy- Steph, taty Luca i brata o rok starszego od nas Sebastiana. Jej rodzice wyglądali bardzo młodo, na jakieś 27-28 lat, chociaż tak naprawdę mieli 36. Skończył się mój pobyt w Niemczech, z którego przywiozłam bardzo miłe wspomnienie, o moim nowym chłopaku Sebastianie. W następnym roku w maju, gdy było już cieplej przyjechała do mnie Karolie. Świetnie się razem bawiłyśmy. Po tygodniu wyjechała, jednak nadal przez cały ten czas gdy się nie spotykałyśmy utrzymywałyśmy kontakty ze sobą- głównie drogą mailową i telefoniczną. Największym pocieszeniem było dla mnie to że za rok Sebastian przyjeżdżał do Polski na wymianę, oczywiście nie do mnie, ale to zawsze coś. W szkole do której musiałam wrócić wszystko toczyło się jak dawniej. Była końcówka maja, ostateczne poprawy ocen. Jedyną rzeczą, która trzymała mnie w szkole byli moi najlepsi przyjaciele: Sandra i Oliver. Kiedyś nie przyjaźniłam się z Sandrą, lecz w 2 klasie gimnazjum zaczęłyśmy się przyjaźnić. Byłyśmy przyjaciółkami o każdej porze dnia i nocy, o mroku i światłości, zawsze polegałyśmy na sobie. Potem Sandra zapoznała mnie z Oliverem, swoim kolegom. Zaczęliśmy się we troje przyjaźnić. Najpierw Sandra czuła coś więcej do naszego przyjaciela, ale po jakimś miesiącu jej przeszło. Minął rok. Sebastian przyjechał już na wymianę i odjechał. Jest już czerwiec, tydzień do zakończenia roku szkolnego. I właśnie tu zaczyna się moja mroczna historia…

1 NIESPODZIEWANY TELEFON

Jak zwykle wstałam rano z koniecznością pójścia do szkoły. Nie byłam jakąś tam uzdolnioną prymuską, ale bardzo dobrze się uczyłam. Pomyślałam co dzisiaj ubrać, bo Ja z Sandrą i Oliverem musieliśmy być zawsze jakoś ładnie ubrani. Nie rządziliśmy w szkole, tak jak w amerykańskich filmach, ale po prostu to już do nas należało. Wyjęłam z szafy siwe rurki, białą tunikę a do tego założyłam czarną skórzaną kurtę i czarne kozaczki. Jeszcze tylko łańcuszek… Poszłam do łazienki i jak codziennie ustałam przy lustrze wpatrując się w siebie przez dłuższą chwilę i zadając sobie w myślach te same pytania co codziennie: „Dlaczego mam takie szczęście? Przecież nawet nie jestem ładna. Sandra to dopiero coś, ale ja? Nie należałam do najchudszych osób w klasie i rozmiaru 36. Z twarzy też nie byłam za ładna. Codzienna, normalna uroda o brązowych włosach i granatowych oczach. Włosy jak zwykle całe pokręcone po spaniu, ale od tego jest prostownica…” i w tej chwili moje bolesne rozmyślania przerwał telefon. Tak to był mój nowy telefon kupiony wczoraj. Odłożyłam sobie trochę pieniędzy, a resztę dołożyli rodzice (wprawdzie nie byłam za bogata). Rzuciłam twarzy z lustra wściekłe spojrzenie, co oczywiście odwzajemniła tym samym i podbiegłam do telefonu. To była Sandra, która oczywiście dzwoniła do mnie każdego ranka.

- Cześć Sandra… Co u ciebie słychać?- Rzuciłam pierwsze pytanie które mi naszło na język.

-O u mnie dobrze… Oliver ma nam dziś coś ważnego do powiedzenia…- Sandra z Oliverem od dłuższego czasu chcieli mi coś przekazać, ale gdy doszło co do czego Oliver zawsze mówił: „To już nic ważnego”. To powtarzało się codziennie od 1 maja. Czułam że to jakiś żart, lecz nie wiedzieć czemu nie byłam na nich wściekła. Byli moimi najlepszymi przyjaciółmi i to był nasz ostatni tydzień w starej szkole. Za tydzień nasze drogi się rozejdą. Będziemy mogli robić co chcemy i to od nas zależy czy utrzymamy tą przyjaźń. Miałam nadzieje, że podołamy przeciwnościom losu.

-Och… Sandra, czy to „coś ważnego” to: `to już nic ważnego'?

-Och przepraszam za to. Wiem możemy cię trochę denerwować ale wierz mi… po prostu Oliver nie może wziąć się za siebie i Ci to powiedzieć.

-Muszę Kończyc. Idę prostować włosy. Do zobaczenia w szkole.

-Pa!- Rozłączyła się.

Usiadłam na łóżku zamyślona. Myślałam o wielu rzeczach. Szczególnie o wydarzeniach z maja. Przypomniał mi się Sebastian, nasze wspólne rozmowy na placu przed szkołą. Tu w Lubiczu nie mieliśmy parku czy czegoś w tym stylu. Następne wspomnienie… Oliver. Wszedł wtedy na boisko i zaproponował mojemu chłopakowi krótki mecz koszykówki, kto pierwszy trafi do kosza przeciwnika. Mówiłam Sebastianowi żeby nie grał, ale cóż mężczyźni i honor. Oliver był bardzo dobrym graczem, wiedziałam o tym, lecz nie powiedziałam o tym Sebastianowi nie chcąc go urażać. Oczywiście wygrał Oli, a jego przeciwnik był bardzo zły, że zaraz mógłby mu coś zrobić. Podszedł do mnie, pocałował w czoło, złapał za rękę i odeszliśmy w stronę wyjścia. Przy bramce obróciłam się do Olivera i rzuciłam mu wściekłe spojrzenie, takie jak sobie codziennie w lustrze, ale go już tam nie było. Znikł…

Rozejrzałam się ponownie po pokoju. Jego błękitne ściany wyciszały i uspokajały, łóżko było pokryte niebieską narzutą. Okno… biała krótka firanka, za oknem świeciło słońce co wskazywało na pogodę ok. dwadzieścia- parę stopni Celsjusza. Okno było umiejscowione przy jednym końcu ściany, a na przeciwległej ścianie były drzwi od łazienki. Mojej łazienki. Obok drzwi biurko z mnóstwem książek na nim, ale nie takich ze szkoły, ale wiele literatury Polskiej i zagranicznej. Dalej drzwi do wyjścia stąd. Na ścianie naprzeciwko biurka stało moje łóżko, a na ścianie po lewej stronie szafa. Spojrzałam w prawą stronę jeszcze raz, w to okno, w słońce. Po chwili wstałam i poszłam do łazienki prostować włosy. W końcu po ostatnich poprawkach wyszłam z pokoju. Rodzice byli już w pracy. Byłam zdana na siebie, ponieważ byłam dla wszystkich `szczęśliwą jedynaczką'. Gdy już zjadłam kanapki i wypiłam herbatę wzięłam moją torbę z książkami i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i zerknęłam na ulicę. Sandra już tam czekała. Doszłam do niej. Obydwie czekałyśmy, aż któraś się odezwie. Musiałam przerwać tę ciszę. Była nieznośna.

-Sandra możemy iść w milczeniu?? 5 minut chyba wytrzymasz…- uśmiechnęłam się. Kiwnęła głową. Gdy doszliśmy do szkoły na boisku przywitał nas jak zwykle `szczęśliwy Oli'.

-Hej dziewczyny! Co tam? Coś się stało?- Oliver wypatrzył wszystko. Jakby znał nasze charaktery, nasze myśli.

-Nic się nie stało. Więc…- odwróciłam temat- jak tam ta pilna sprawa?

-To już nic ważnego. Naprawdę.- Powtórzył twardo Oliver, a potem rzucił do nas swój najładniejszy uśmiech. Kto jak kto, ale my wiedziałyśmy, że takim uśmiechem podrywa dziewczyny. Dla nas ten uśmiech był uśmiechem `Przyszły moje przyjaciółeczki!'.

Poszliśmy pod salę lekcyjną i niemal jak na zawołanie zadzwonił dzwonek. Weszliśmy na Matematykę. Nauczyciele jak zwykle nie prowadzili już prawdziwych lekcji, tylko mogliśmy robić co chcieliśmy, ale musieliśmy być cicho. Ja, Sandra i Oliver usiedliśmy w ostatniej ławce i rozmawialiśmy.

-To kiedy znów się zobaczysz z tym swoim Sebastianem?- Zapytał z ciekawości Oliver. Nie wiedzieć czemu nienawidził go.

-Na razie nie wiem jeszcze. Czemu go tak nienawidzisz?

-Po prostu chcę ci wpoić do mózgu żebyś lepiej trzymała się od niego z daleka. Stwarza niebezpieczeństwo szczególnie dla ciebie. Na razie nic więcej nie mogę ci powiedzieć. Przykro mi.

-Nie rozumiem tego wszystkiego… Jakie zagrożenie? O czym ty mówisz?

-Nie mogę ci powiedzieć o co mi dokładnie chodzi, ale wierz mi proszę rozstań się z nim. To nie jest partia dla ciebie.

-Zazdrosny, zazdrosny!!!- Krzyknęła ciszej Sandra.

-Wcale nie! Po prostu… nie mogę ci nic powiedzieć.- Gdyby tak naprawdę chodziło o zazdrość to zgadła bym to po jego wyrazie twarzy, ale na razie była pusta, chłodna i nieprzenikniona a jego oczy zielone patrzyły się na mnie ze troską jakby chciały mnie obronić.

-Dziękuje za rady… Naprawdę to doceniam.

-Ale i tak z nim nie zerwiesz?

-Nie, skądże… Po prostu nie wiem dlaczego go nie lubisz… może gdybym wiedziała i to by było naprawdę coś poważnego to może bym to zrobiła, ale nie będę nic robić bez przyczyny.

-Rozumiem, ale powtarzam że nic więcej nie mogę ci powiedzieć. Chcę dla ciebie dobrze, ale ty sama schodzisz na złą drogę.- Powiedział to znowu tym tonem którego nie lubiłam- zimnym i surowym, jakby mi coś nakazywał.- Nie rozmawiajmy już o tym. Jak tam nowy telefon?

-A… Chcecie zobaczyć???

-No jasne!!!- krzyknęli jednocześnie.

Przez resztę lekcji pokazywałam i opisywałam im mój telefon, a gdy już poznali wszystkie jego funkcje, dałam go im żeby go sobie obejrzeli dokładnie. Teraz mogłam się skupić. O co mu chodziło? Jestem w niebezpieczeństwie? Muszę się go wypytać o szczegóły na przerwie gdy będziemy sami. Oliver jak na 15-latka był bardzo dojrzały. Reszta chłopaków z mojej klasy była nie do zniesienia. Oliver potrafił pogadać i pocieszyć(czasem nawet lepiej niż Sandra). Zadzwonił dzwonek, dostałam z powrotem mój nowiutki telefon i wyszliśmy w trójkę z klasy. Następna była Biologia. Usiedliśmy we 3-ójkę na osobnej ławce i rozmawialiśmy… znowu…

-Sandra, pójdziesz do nauczycielki Biologii i poprosisz ją o… no wiesz…- Spytał Oliver. Właśnie chciałam zrobić to samo. Jakby wiedział co mnie trapi.

-Ok. Kapuje. To wy sobie tu pogadajcie.-powiedziała to i poszła. Po minucie ciszy postanowiłam się odezwać.

-Oliver… Ja nie…- nie dokończyłam, bo urwał mi w połowie zdania.

-Wiem, wiem Kinga. Ale już więcej o nic cię nie będę prosił tylko zerwij to…

-Ale dlaczego? Ja go kocham.

-Wiem, on zaczaruje każdego.

-Przed czym chcesz mnie chronić??

- Wiem że ci się to wyda dziwne, ale właśnie przed nim. Przed tym co ci zrobi.

-A co on mi zrobi?

-Tego też nie mogę ci powiedzieć.

-Widzę że chcesz mnie bronic, ale nie wiem przed czym, a raczej przed kim…

-Przed `czym' to jest dobre określenie. Mówię ci to po raz ostatni. Naprawdę. Dałem ci ostrzeżenie. Ale nie myśl że ci odpuszczę. Będę cię pilnował.

-Naprawdę nie musisz. To wszystko wydaje mi się strasznie dziwne. Czy Sandra o tym wie?

-Nie. To wyłącznie mój sekret.

I wtedy coś mi się przypomniało.

-Mam pytanie.

-Słucham.

- Pamiętasz ten dzień jak grałeś z Sebastianem w koszykówkę?

-Jak mógłbym nie pamiętać…

-Po tym jak wychodziliśmy, jak… jak tak szybko „zniknąłeś”. Tak to dobre określenie.

-Po prostu szybko biegam.- odpowiedział i natychmiast się uśmiechnął.

W tej chwili wróciła Sandra, jakieś 10 sekund później zadzwonił mój telefon.

- Zobaczcie! To Sebastian!

Natychmiast odebrałam. Sandra usiadła między nami zadowolona, natomiast Oliver patrzył się w korytarz, ale jednocześnie czułam, że cały czas mnie słucha.

-Cześć!- powiedziałam do Sebastiana gdy tylko odebrałam. Jedyną zaletą rozmów z Sebastianem było to, że żaden z moich przyjaciół nie miał dobrych ocen z j. angielskiego i nie rozumieli mojej rozmowy.

-Hej kochanie! Przed chwilą nasze mamy skończyły rozmawiać przez telefon, więc pomyślałem, że jeszcze nie wiesz i ci to powiem osobiście.

-O co chodzi?- Wyczuwałam przyśpieszony oddech Olivera.

-Przyjeżdżamy do was na wakacje. Na 2 tygodnie. Przyjedziemy za 2 tyg. w poniedziałek.

-Super już nie mogę się doczekać!- Zadzwonił dzwonek na lekcje-muszę kończyc. Obowiązki wzywają. Do zobaczenia!

-Do zobaczenia!

Rozłączyłam się. Oliver z surową miną wstał i sam poszedł pod klasę. Wymieniłyśmy z Sandrą pytające spojrzenia.

-Powiem ci wszystko na lekcji- szepnęłam jej do ucha. Wstałyśmy i poszłyśmy do sali.

Na lekcji jak zwykle siedzieliśmy i rozmawialiśmy.

-Więc o co chodziło?- Zapytała Sandra.

-Sebastian przyjeżdża do mnie z rodziną na 2 tyg. na wakacje! Wyobrażasz sobie?!

-Super! Naprawdę się cieszę!

-A ja nie…- wtrącił Oliver.

-Oliver daj spokój, odpuść sobie, zazdrość do niczego nie prowadzi-Sandra była cały czas przy swoim zdaniu.

-Oliver to mój chłopak. Proszę podczas jego pobytu traktuj go normalnie co?

-Postaram się… Pokaż jeszcze raz ten telefon. Też chcę taki!

Wyjęłam telefon i przez całą lekcje robiliśmy sobie głupie fotografie. Zadzwonił dzwonek. Wyszliśmy z sali i poszliśmy pod następną. Gdy siadałam zauważyłam, że Oliver i Sandra gdzieś razem poszli. Nie chciało mi się ich szukać, więc usiadłam z innymi dziewczynami z mojej klasy i słuchałam tego co mówią.

-Kinga czemu nas podsłuchujesz?- Zapytała się mnie Dominika.

-Miałam nadzieję, że z wami porozmawiam. Dawno zresztą tego nie robiłyśmy.

-Nadzieja jest do kitu. Idź pogadać z Sandrą i Oliverem.- odpowiedziała chłodno. Wiedziałam, że nie mam co więcej się odzywać więc odwróciłam się i dałam zwyciężyć własnym myślom. Zamknęłam oczy i miałam przed nimi samą czerń. To pozwoliło mi się skupić. Jakąś minutę później ktoś puknął mnie w ramię i otworzyłam oczy. To był Oliver, a obok niego stała Sandra.

-Co ty na to żebym urządziła imprezę w piątek po zakończeniu roku szkolnego?- zapytała Sandra.

-Gdzie wy byliście? Ok. Mam nadzieję że jestem zaproszona.

-Oczywiście że jesteś zaproszona. Byliśmy chwilę pogadać.- odpowiedział uprzejmie Oliver.

Przez resztę przerwy moi najlepsi przyjaciele omawiali szczegóły imprezy, na którą nie miałam ochoty, ale cóż ta `imprezowa dwójka' naprawdę to lubiła, a ja zawsze nie chciałam sprawiać im zawodu. Następne lekcje minęły monotonnie. W końcu po ostatniej lekcji wróciłam do domu. Nikogo nie było, a ja byłam strasznie zmęczona, nie wiem nawet po czym. Położyłam się na łóżko, zamknęłam oczy i natychmiast usnęłam.

Obudziłam się dopiero rano, akurat tak jak zawsze. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i jak najprędzej wyszłam z domu. Tym razem na drodze stał Oliver i uśmiechnął się do mnie szeroko. Natychmiast do niego podeszłam.

-Cześć! Co słychać?- Zapytał Oliver.

-Wszystko dobrze. Dlaczego Sandry dzisiaj nie ma?

-Powiedziałem żeby zrobiła sobie wolne, teraz moja kolej. A i przy okazji kazała mi przekazać, żebyśmy przyszli do niej po szkole.

-Nie będzie jej dzisiaj?

-Zrobiła sobie wolne. Wiesz jest chora… przynajmniej udaje, ale jej mama miała jechać gdzieś o 9.00 i wróci dopiero następnego dnia.

-Aha. No to chodźmy do szkoły.

Jak zwykle zanudzał mnie monotonny rozkład zajęć. Lekcja-przerwa i tak cały czas. Na przerwach miałam sporo czasu na przemyślenia, ale też na rozmowę z moim przyjacielem. Szkoła była nawet całkiem duża. Miała parter, 1 i 2 piętro oraz piwnice w której były nasze szatnie. Na jednej lekcji, gdy sprawdzano obecność i wyczytano moje nazwisko zamyśliłam się.

-Kinga Mrok. Czy jest Kinga Mrok?

-Tak, jest.- odpowiedział za mnie Oliver zanim zdążyłam pomyśleć, że ktoś coś do mnie mówi. Potem było parę nazwisk. A następnie jedno mi znajome.

-Sandra Lider?

-Chora.- Odpowiedział Natychmiast Oliver.

-Oliver Sera?

-Obecny.

Po lekcjach razem z Oliverem poszliśmy do Sandry. Szliśmy po poboczu szosy po której musieliśmy do niej iść, ponieważ Sandra mieszkała trochę dalej od szkoły. Po drodze nie obyło się bez rozmów.

-Oliver?

-Proszę pytaj o co chcesz…

-Dlaczego chcesz mnie tak chronić i przed czym?

-Tylko nie o to… Po prostu taki jest mój obowiązek, ściśle to ujmując.

-Wcale nie. Umiem o siebie zadbać!

-Widać nie jeżeli z nim chodzisz.

-O co ci znowu chodzi co?

-Skończmy ten temat co? Więcej się nie dowiesz. Koniec.- powiedział to z taką złością w głosie, że zastanawiałam się czy go znam. Jeszcze nigdy tak nie mówił. Przynajmniej przy nas. Ustałam, a on zauważył to po swoim 1 kroku i też ustał. Odwrócił się, patrzyłam na niego z wielką złością, troską a jednocześnie nienawiścią. Do oka napłynęła mi łza. Zauważył jak mnie zranił.

-Ja prze…

-Idziemy- odrzekłam surowym tonem takim jak on to zrobił, ale nie udało mi się tego do końca tak pewnie zrobić. Był w tym niedościgniony. Przez resztę drogi szliśmy w milczeniu. Gdy szłam kopałam kamyki które napotkałam z taką złością, że trafiały na środek ulicy. Wreszcie po tych chwilach tortury doszliśmy do domu Sandry. Doszliśmy do drzwi i zadzwoniliśmy do dzwonka. Oliver zadzwonił. Otworzyły się drzwi.

-O już jesteście! Szybko wam poszło… Chodźcie zamówiłam pizze.

Poszliśmy za nią na górę. Sandra szukała czegoś w sieci pilnie, a ja siedziałam przy niej i jadłam pizze. Oliver z pizzą w ręku usiadł na sofę i też się nie odzywał.

-Oliver chodź mi pomóż na dół. Nalejemy nam napoju.-powiedziała Sandra po 5 minutach ciszy. Oliver tylko skinął głową. Gdy poszli skupiłam się na dzisiejszej rozmowie, lecz głosy szepczące z dołu dobiegały do moich uszu. Postanowiłam posłuchać o czym rozmawiają.

-Zaproś ją gdzieś wreszcie.- nalegała Sandra.

-Wiem, bardzo ją lubię, ale nie mogę się przemóc. I gdy mówię jej żeby z nim zerwała nie chodzi mi o mnie, ale tak naprawdę o nią. O jej bezpieczeństwo.

-A co jej może grozić?

-Nie mogę ci tego powiedzieć.

Koniec szeptów. Więc Oliver mnie lubił… I to nawet bardzo. Ale nie chodziło mu tylko o jego uczucie, które nie wierzyłam że było prawdziwe. Nie wiedzieć czemu z jego punktu widzenia Sebastian stwarzał dla mnie zagrożenie. Ale jakie? Przerwałam rozmyślania, wzięłam torbę i zbiegłam na dół po schodach. Sandra z moim tajemniczym wielbicielem wracali właśnie z kuchni.

-A ty gdzie idziesz?

-Mama do mnie dzwoniła. Muszę iść do domu. Jutro wszystko wyjaśnię.

-Odprowadzić cię?

-Nie. Mama zaraz po mnie przyjedzie. Do jutra!

Wyszłam. Uwolniłam się z łańcuchów ciążących na mnie. Postanowiłam że nie będę niepokoić mamy i sama pójdę do domu. Świeże powietrze pomoże mi w rozmyślaniach. Ja i Oliver… Nie. Ja kocham Sebastiana. Droga zajęła mi o 20 minut więcej niż zwykle. Gdy weszłam do domu rodzice już byli. Mama widząc mój zły nastrój nic nie mówiła. Ruszyłam pędem do mojego pokoju. Rzuciłam w kąt torbę, a sama runęłam na łóżko i zaczęłam płakać. Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? Przed czym chce mnie chronić Oliver. Muszę się tego dowiedzieć. I to jak najszybciej. Nie mogłam dłużej wałczyć z cisnącymi się do oczu łzami i pozwoliłam im płynąć swobodnie po policzku. Zamknęłam oczy i ogarnął mnie wszechobecny mrok. Tak bardzo go lubiłam, pomagał mi się uspokoić i jeszcze raz wszystko przemyśleć. Odpłynęłam w głęboki sen. Śniło mi się, że stoję pośrodku lasu z Olivierem za rękę i wszystko wydaje się takie łatwe. I nagle zjawia się Sebastian. I walczą. Oboje umierają. Tracę ich na zawsze. Nadchodzi mrok. Wpadam w niego. I właśnie wtedy… się budzę.

2 GDY MÓWIĘ PRZEPRASZAM, TO MYŚLĘ O TYM, ŻE CIĘ KOCHAM

Obudziłam się rano, jednak za wcześnie jak do szkoły. Dopiero świtało i była 4.30 rano. Gdy przypomniałam sobie ten straszny sen i potrząsnęłam głową, jakby chcąc go wymazać z pamięci. Niestety- pozostawał, a ja musiałam się z nim jakoś uporać. Jak codziennie rano ubrałam się, wyprostowałam włosy, umalowałam i usiadłam na łóżko nie wiedząc co z sobą teraz zrobić. Ze sobą to mało powiedziane… Nie wiedziałam co zrobić z moim Sebastianem. Przypomniały mi się jego okrągłe, niebieskie oczy i równie okrągła twarz, wiecznie potargane włosy czarnego koloru i ten uśmiech jak u jakiejś super gwiazdy. Następna osoba, z którą nie wiedziałam co zrobić miała pogodną również okrągłą twarz, wiecznie uśmiechniętą (dla mnie byłoby to nie możliwe) i te zielone oczy, wyglądające jak oaza spokoju, a zarazem tajemniczości i wrogości- oczywiście chodzi o Olivera. Jak żywioły… Sebastian- Ocean, Oliver- Oaza a ja? Z moimi granatowymi oczami to chyba jedynie burza! Jeszcze tylko brakuje błyskawic! Była szósta rano, miałam jeszcze półtorej godziny do wyjścia, więc chwyciłam za książkę, którą ostatnio zaczęłam czytać, usiadłam na łóżku i zupełnie zatonęłam w świecie fikcji. „Intruz” to chyba moja ulubiona książka, a właściwie każda książka jest moją ulubioną. No oprócz takiej, którą muszę czytać z przymusu jak np. „Krzyżaków”, w których jakoś losy Danusi i Zbyszka zbytnio mnie nie fascynowały. Jedyny fragment w tej książce, który mi się podobał, to była piękna śmierć owej Danuty. W książce, którą obecnie czytałam pochłonęłam się zupełnie i parę razy płakałam, np. gdy główna bohaterka miała już umrzeć na pustyni. Wiedziałam, że wszystko się ułoży. I TO JEST WŁAŚNIE NAJGORSZE! W książkach jest za dużo `Happy Endów'. Ja chcę śmierć, miłość, walkę, a tu… Chociaż wiem, że i tak tą książkę przeczytam. Właśnie kończyłam czytać, gdy spodobał mi się jeden fragment `A zatem będę szczęśliwa i smutna, wniebowzięta i zrozpaczona, bezpieczna i zlękniona, kochana i odrzucona, cierpliwa i rozdrażniona, spokojna i dzika, pełna i pusta... Wszystko to będę czuła. Wszystko będzie moje.' Tak… To piękne… Gdy skończyłam czytać książkę, musiałam już wychodzić do szkoły. Rodzice już poszli do pracy, a ja wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i spojrzałam na ulicę i zdziwiłam się. Nikogo tam nie było! Od jakiś dwóch lat Sandra lub Oliver byli tu każdego dnia. Na początku razem, a potem ustalili grafik, co według mnie było śmiesznym pomysłem, jednak to Sandra najczęściej po mnie przychodziła. Mieszkałam pod drodze do szkoły, więc nie było problemów. Otoczona prawie ze wszystkich stron samotnością, oprócz psa przede mną ruszyłam do szkoły. Doszłam i poszłam pod klasę. Oliver i Sandra o czymś zawzięcie dyskutowali.

-Hej- przywitałam się.

-O, hej!- Odpowiedzieli prawie równocześnie.

-I jak tam? Co chciała od ciebie mama?- Zapytała Sandra.

-A to…! Hm…! Musiałyśmy jechać do miasta, bo coś się nie zgadzało w sprawie z telefonem.- Odpowiedziałam po chwili zastanowienia.

-Coś ważnego?- Zapytał Oliver.

-Nie już wszystko w porządku.

-Sandra… Możesz…- Oliver znowu chciał porozmawiać, ze mną na osobności/

-Już mnie nie ma…- Odpowiedziała- On chyba chce cie przeprosić…- Szepnęła mi na ucho kiedy odchodziła.

-Kinga, jest mi naprawdę strasznie przykro za wczorajszy dzień.- Sandra znowu zgadła…- Czuję się podle. Naprawdę. Dlatego odwdzięczę ci się. Powiem Ci dlaczego nie chce, żebyś z nim chodziła.

-Wybaczam ci. Naprawdę?- Nie wierzyłam. Wreszcie dowiem się prawdy!

- Bo ja… Po prostu on jest jakiś dziwny. Myślę, że sadzę tak dlatego, bo jest inny ode mnie, ale obiecuję, że jak przyjedzie tutaj to będę zachowywał się `dobrze' w stosunku do niego.

-Och naprawdę! Dziękuje, dziękuje, dziękuje… Po stokroć Ci dziękuje- Mówiłam to i rzuciłam się mu na szyję.

-Jeżeli on będzie się tak zachowywał.- dopowiedział Oliver. Nie zdążyłam mu rzucić groźnej miny, ponieważ przyszła Sandra.

-Uwielbiam to…- I przytuliła się do nas.- Dziękuje, dziękuje, dziękuje… Po stokroć Wam dziękuje, że się pogodziliście.-Zaczęliśmy się śmiać.- Co?- Sandra nie wiedziała o co chodzi.

-Nic przyjaciółko, nic. Ty to zawsze wiesz co powiedzieć- odpowiedziałam.

-Nie ma sprawy. Zawsze do usług.

-No dziewczyny nie chcę nic mówić, ale reszta klasy się na nas dziwnie patrzy i chyba wiem dlaczego…- Chyba rzeczywiście trochę przesadziliśmy. Puściłyśmy go obydwie i właśnie zadzwonił dzwonek. Na naszej `wolnej' lekcji każdy z nas słuchał muzyki ze swojej komórki. Nikt nie miał ochoty rozmawiać, bo i nie było o czym. Rozmyślałam o Olivierze jako o chłopaku i natychmiast odrzuciłam te myśli… A potem utonęłam w oceanie, moim oceanie…

Jak zwykle z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek. Przez całą przerwę Oliver i Sandra rozmawiali o imprezie, a ja słuchałam ich i co jakieś 10 sekund wtrącałam: `aha', `to dobry pomysł' lub `tak, tak zrobimy' w zależności od zadanego przez nich pytania. Tak minęła nam przerwa, lekcja, następna przerwa… i wreszcie na następnej lekcji nie wytrzymałam.

-Możemy pogadać o czymś innym? - wtrąciłam.

-Najpierw sprawy imprezy.- Powiedziała Sandra.

-O czym chcesz rozmawiać? Może masz trochę racji. Przystopujmy Sandra.- Oliver zawsze wstawiał się za mną.

- To może porozmawiamy o Sebastianie… Ty to masz szczęście do facetów…- Sandra jak zwykle albo o imprezie, albo o chłopakach.

-SANDRA!- Oliver krzyknął, tak głośno, że 23 pary oczu, czyli reszta klasy patrzyła się na nas.- Przepraszam panią.- Powiedział Oliver do nauczycielki.

- Oliver uspokój się! Czemu nadal tak na niego reagujesz ?!- zapytałam.

-Sebastian to, Sebastian tamto… A ja? Mnie tu nie ma? Tak jak bym przy was wychwalał urodę Dominiki. A poza tym, ona jest nawet ładna.- Sandra szturchnęła Olivera łokciem.- I co? Widzicie jak to jest!

-Dobra, już skończcie. Gadajcie sobie o tej imprezie.- Stwierdziłam, skoro mają się kłócić z tego powodu.

-Nie chcę cię zostawiać samej- Oliver powiedział to i złapał mnie za ręce. Natychmiast je strzepnęłam.- O, przepraszam.

-Nic się nie stało. Wracajcie do rozmowy, a ja posłucham muzyki.

I znowu myślałam… Tym razem nie przekupiłam myśli… Głowę zaprzątały mi zielone oczy… Oaza spokoju…

Przy rozmawianiu o imprezie, rozmyślaniu i słuchaniu muzyki minął mi w szkole cały dzień. Po szkole Oliver przyszedł do mojego małego lecz przytulnego pokoju w sprawie… Sama nie wiem jakiej. Wieczorem miała przyjść Sandra i zostać u mnie na noc. Jeszcze tylko dwa dni do szkoły, impreza i wolność. Dwa wspaniałe tygodnie ze Sebastianem, moim oceanem. Żebym tylko tymi błyskawicami nie wywołała sztormu! Bałam się co będzie… Wprawdzie Oliver obiecał mi `dobre' zachowanie, lecz na każdą wzmiankę o Sebastianie reagował szybko, porywczo i na dodatek bardzo głośno. Może mój chłopak także go nie lubił, ale nie zauważyłam żeby jakoś szczególnie to okazywał… Mój przyjaciel nie jest chyba jednak oazą… Mógł by zostać tą błyskawicą, która wywoła sztorm na oceanie. Lecz taki już jest, a ja lubię i akceptuje go za to jakim jest. Nie powiem imponuje mi, jest wysportowany, przystojny, opiekuńczy i miły. Ale to za mało. Musi być jeszcze miłość. Musi być jeszcze zaufanie i zrozumienie. Musimy być My, a nie Ja i On. A na razie tak nie jest. Miłość mojego- no może nie życia, bo zawsze może się cos stać- ale miłość mojej młodości została już wybrana. Cóż poniekąd chciałam, żeby to była ta jedyna miłość. Z naciskiem na życia. Lecz jak wyjdzie, zobaczymy…

Właśnie szukaliśmy z Oliverem na komputerze jakiejś muzyki na imprezę, która miała się odbyć w piątek. Rozmawialiśmy, śmieliśmy się z jakiejś dziwnej muzyki, aż w końcu wybraliśmy okazałą listę utworów na którą składało się 90 piosenek.

- Słyszałaś nas wczoraj?- Oliver nagle zmienił temat.

- Co? Nie.

- Oj, daj spokój. Przecież wiem. Inaczej nie wybiegłabyś jak oparzona bez powodu. Zawsze nam mówisz co się stało, a dzisiaj ewidentnie kłamałaś.

-Oliver, mówiłam prawdę. Przysłali mi za duży rachunek i musiałam jechać do centrum obsługi klienta. I przysięgam, że nie kłamię.

- Na Sebastiana?- zapytał podchwytliwie. Wiedział, że nie jestem w stanie kłamać gdy przysięgam na moją miłość, którą poprzez kłamstwo miałabym stracić. Ach, te nasze przesądy… Ale musiałam zaryzykować.

-Na Sebastiana.- Odpowiedziałam.- A ty przysięgasz, że dasz mu spokój?

-Ok. Ale na co mam przysiąc?

-Na Dominikę.- Chciałam jakoś wybrnąć z tego kłopotliwego tematu.

-Przecież wiesz, że nic do niej nie czuję. To były tylko żarty.

-Na Dominikę?- powtórzyłam.

-No dobrze na Dominikę. Kobieto zaraz mi zaczniesz wmawiać, że kocham kosmitę, ale dla ciebie wszystko.- Odpowiedział. Uśmiechnęliśmy się do siebie.

-Myślisz, że Sandra będzie zadowolona?- Zapytałam.

-Z mojej i twojej przysięgi? Myślę, że raczej z mojej nie, bo ona nie lubi Dominiki.- Zażartował.- I odwrotnie.

- Mówię o muzyce.

-A tak… Ja na pewno byłbym zadowolony.

-Bo to ja…

-Cóż ja nic nie robiłem, tylko cię obserwowałem…

-Ależ oczywiście! Dominikę też tak samo obserwujesz, czy tylko puszczasz jej chwilowe znaki, bo ona na podryw woli chyba te krótsze, ale bardziej zrozumiałe.

-Oczywiście, pani profesor. Będę pamiętał.

-Mam nadzieję, bo jutro będzie sprawdzian i…- Nie zdążyłam dokończyć zdania, gdyż mój wspaniały przyjaciel, który znakomicie poprawił mi humor, zaczął mnie gilgotać. Gdy skończył mnie gilgotać dokończyliśmy temat.

- I co?- Zapytał.

-I pewnie dostaniesz piątkę- odpowiedziałam.

-Ja tam wolę siódemki, ale skoro myślisz, że tylko na piątkę mnie stać, to przekonasz się jutro w szkole…

-Zobaczymy.-Zadzwonił dzwonek.- Sandra przyszła, idę otworzyć.

Zeszłam na dół, ponieważ mój pokój znajdował się na piętrze i otworzyłam drzwi. Za nimi stała Sandra z torbą w ręce. Zaprosiłam ją na górę. Gdy pokazaliśmy jej listę piosenek powiedziała:

-No, no… widzę, że nie próżnowaliście.

-Kinga nie próżnowała. Ja tylko ją obserwowałem.- Szturchnęłam go łokciem.- No co? Przecież taki był układ!

- Jaki układ?

-Nieważne… Wiesz, że Oliver przysiągł, że kocha Dominikę?- Zmieniłam temat.

-Nieprawda, chodziło o coś innego!

- Masz rację, to nie zwykła miłość… To wielkie uczucie!- Sandra włączyła się do rozmowy.

-Nareszcie w czymś się zgadzamy siostro… Oglądamy coś dzisiaj jak Oliver pójdzie?- Zapytałam się Sandry.

-No jasne. Chyba, że on też u ciebie nocuje.

-Jeżeli chce…- nie byłam zbyt pewna, czy to dobry pomysł. Moich rodziców i tak nie było na noc w domu, ale czułam się jakoś dziwnie, gdy miał tu nocować.

-No pewnie, że chcę.- Rozwiał moje wątpliwości.- To ja śpię tu, a wy u twoich rodziców. Pasuje?

-Pasuje. Mam tylko nadzieję, że nie obudzimy się przez ciebie w nocy…- powiedziałam.

-A niby dlaczego miałybyście się przeze mnie obudzić?- Zapytał.

-Chyba nikt cię w nocy nigdy nie nagrywał i siebie nie słyszałeś… Zrobimy to jako pierwsze.-Wpadłam na pomysł.

-Że ja niby chrapię?

-Brawo panie Einstein (czyt. Ajnsztajn). I to jeszcze jak!- Krzyknęła Sandra.

-Teraz to już na pewno się nie wyśpicie. Zapewnię wam tak straszną noc, że uciekniecie z domu.- Zagroził nam, jak jakiś złoczyńca, aczkolwiek wyszło to strasznie śmiesznie, więc zaczęłyśmy się śmiać.

-Dzień z tobą jest straszniejszy, niż noc.- mówiłam, podczas gdy Sandra nie mogła się powstrzymać od śmiechu.- Nie musisz wcale nasz straszyć. Gdy na ciebie spojrzę już się boję.

-No to przegięłyście…

I na tym skończyła się nasza rozmowa. Każdy z nas przebrał się w piżamy, umył i obejrzeliśmy razem komedię. Po filmie ja wraz z moją przyjaciółką poszłyśmy spać do sypialni moich rodziców, a Oliver poszedł spać do mojego pokoju, tak jak to ustaliliśmy. Znowu śnił mi się ten okropny sen o Sebastianie i śmierci, i Oliver tam był, i znowu śmierć. Tym razem nie wciągnął mnie mrok. Coś mną potrząsało i krzyczało moje imię.

-Kinga, Kinga obudź się.- Krzyczała Sandra.

-Która godzina? Jeśli nie umierasz nie budź mnie.

-Druga w nocy! Wstawaj, wstawaj.- Krzyczała.

Usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Sandra miała wystraszone oczy i otwarte usta.

-Ktoś lub coś puka w okno, a potem w drzwi-Przerwała nasłuchując- O! Słyszysz?

-Uspokój się. To tylko Oliver.

-Może masz rację…

I właśnie w tym momencie drzwi do naszego pokoju otworzyły się i wszedł Oliver. Cały zaspany, brązowe włosy miał potargane i wyglądał jakby ktoś go właśnie wyrwał ze snu.

-Słuchajcie, jeżeli chciałyście się zemścić to przestańcie…- Powiedział zaspanym głosem Oliver.

-Co? To ty przestań pukać!- Krzyczała Sandra.

-Chciałem was nastraszyć, ale usnąłem i nic z tego. Przysięgam… Na Dominikę i na Was, że to nie ja!- Krzyknął pod koniec.

-Więc kto?- Zapytałam. Po moim pytaniu ktoś trzy razy zadzwonił do drzwi.

-Chodźmy zobaczyć kto to.- Powiedział Oliver.

-Nie znacie takich filmów, gdzie ciągnie gdzie nie trzeba i krzyczysz: `Nie wchodź tam, to cię zje', a potem słyszysz krzyk bohatera i widzisz jak umiera? To właśnie ten film.-Histeryzowała Sandra.

-Ale tu nikt cię nie zje i to nie jest film.- Starałam się zachować głos rozsądku.

-No właśnie! Tym bardziej chodzi o nasze życie!- Krzyknęła Sandra. Znowu potrójny dzwonek.

-Sandra jeżeli chcesz to zostań, my wrócimy i powiemy ci kto to.-Odpowiedział spokojnie Oliver, a ja byłam już wściekła na moją przyjaciółkę.

-No to idę z wami.- poddała się.

Razem, we trójkę, trzymając się za ręce zeszliśmy na dół. Jeszcze przed przekręceniem klucza Sandra miała wątpliwości.

-To na pewno nie ty Oliver?

-Nie. Przysięgam.-Odpowiedział znowu spokojnie.- Ani nie wy?

-Nie, przysięgamy.- Odpowiedziałyśmy równocześnie.- Na Sebastiana.- Dopowiedziałam.

Przekręciłam klucz i razem otworzyliśmy drzwi. Na wycieraczce przed drzwiami leżała paczka. Jakiś niestarannie owinięty prezent widocznie znajdował się w środku. Na wierzchu, na opakowaniu leżał list przywiązany do paczki szarym sznurkiem. Kucnęłam, chwyciłam paczkę i zamknęłam za sobą drzwi.

-Jak myślisz co to?- Zapytała Sandra.

-Nie wiem.

-Chodźmy do kuchni. Sprawdzimy.-Podpowiedział Oliver.

Tak też zrobiliśmy. Położyliśmy paczkę na stole. Każdy z nas usiadł na krześle. Ja wzięłam list, a moi przyjaciele zajęli się rozpakowywaniem paczki. Po przeczytaniu listu szeroko otworzyłam buzię. Oliver natychmiast to zauważył.

-Nic ci nie jest?- Zapytał.

-Nie nic.- Odpowiedziałam.

-Co tam jest napisane?

- `Kocham cię. I będę zawsze.

Jednak muszę to zrobić.

Przykro mi, że tak wyszło.

Ale nic na to nie poradzę.

To moje przeznaczenie.

Chodzi o losy mojego świata.

Gdybyś wiedziała jakie to ważne

Wiem że teraz nic nie rozumiesz.

Ale wiedz, że niedługo się dowiesz.

Podpisano: Wielbiciel'

Oliver to nie jest śmieszne!- krzyknęłam po odczytaniu listu.

-Ale to nie ja! Przysięgam!

-Więc co było w tej paczce?- Zapytałam nie odrywając wzroku od kartki.

-To.-Odpowiedziała Sandra i natychmiast się na nią spojrzałam.

Trzymała w ręce koszulkę dla mężczyzny dużego rozmiaru, na której było napisane krwią `Przepraszam'. Na pewno nie wybaczę temu komuś.

-To oni.- powiedział cicho Oliver.

-Kto?- Zapytałam.

-Nie wiem i nic nie powiem.

-OLIVER- Krzyknęła Sandra.

-Muszę już iść.- I wybiegł z domu.

Porwałam list. Wzięłam nożyczki i pocięłam koszulkę. Wszystko to wyrzuciłam głęboko do kosza, razem z opakowaniem. Poszłyśmy z Sandrą na górę i usiadłyśmy na łóżku.

-Myślisz, że to on?- Zapytała.

-Wątpię.

-Ja też. A masz może jakieś podejrzenia?

-Co myślisz, że będę podejrzewać swojego chłopaka! Albo ciebie?

-No nie. Przepraszam za to.

-Już nie usnę.- Powiedziałam.

-Ja też.

-To co chcesz robić?

-Nie wiem. Najlepiej się położę i jeszcze raz to wszystko przemyślę. Może jeszcze usnę. Nie mogę iść przecież taka do szkoły.

-Tak ja też.- Cieszyłam się, że Sandra nie chce rozmawiać. Nie miałam teraz na to ochoty.

-Dobranoc.-Powiedziała.

-Ta noc już nie będzie dobra.-Powiedziałam. Zgasiłam światło i poszłam spać. Od godziny drugiej usnęłam tylko raz na 10 min. Sandra o 4 już spała. Jednak nawet podczas tych 10 minut snu miałam dziwny sen. Inny niż dotychczas. Śniły mi się oczy. Najpierw niebieskie, potem zielone, aż w końcu granatowe. Po chwili i barwa oceanu i oazy na pustyni wygasła i został tylko czarny zamglony obraz. Granatowe oczy nadal mrugały. Przepełnione były bólem, pustką i czymś jeszcze… Chęcią śmierci.

3 GŁOS PRZEZNACZENIA

Obudziłam się i oczywiście pierwsze myśli, które nadbiegły jak potok składały się z kilku prostych słów: list, przepraszam, sen, TO ONI. I to ostatnie właśnie najbardziej nie dawało mi spokoju. On wiedział… Czułam to całą duszą. Wiedział o co chodzi, wiedział co się stanie. Ostrzegał mnie przed czymś, ale nie szalejmy. Równie dobrze może kazać mi zakończyć ten związek z powodu jego osobistego uczucia do mnie. Tylko co ja mam mu teraz powiedzieć? Jutro ta przeklęta impreza. Już nie mam ochoty na nią iść. Nie mam ochoty się bawić, szaleć i tańczyć. Nie. Boję się, że coś się stanie. Ale co z tego? Przecież muszę wychodzić na światło dzienne. Nie mogę siedzieć wiecznie w domu. Czuje, że coś się stanie, ale nie boję się o własne życie. Nie boję się o życie kogokolwiek. Bo cokolwiek się przydarzy nie będzie to aż tak tragiczne. Jeszcze tylko jeden dzień. Jeden dzień- z wredną Dominiką, z nauczycielami i całym tym zamieszaniem. Nareszcie… Myśli przerwała mi Sandra, która właśnie się obudziła. Była siódma rano.

-Jak się czujesz?- Zapytałam.

-Wszystko mnie boli, ale jest dobrze.- Odpowiedziała ziewając.- A ty?

-Nie wiem. Czuję przerażenie i fascynację. Radość i smutek. Naraz.

-Ja czuje tylko strach. Dobra wstawajmy, bo spóźnimy się do szkoły.

I wstałyśmy. Jak codziennie rano- poranna toaleta, śniadanie na którym jadłyśmy kanapki wcześniej przygotowane przeze mnie. Wyszłyśmy do szkoły. Po paru minutach znajdowałyśmy się już w budynku. Klasa uzgodniła, że po pierwszej lekcji wszyscy uciekają. Zresztą po co siedzieć na lekcjach i marnować taki ładny dzień. Oliver nie pojawił się w szkole. Chciałam zadąć mu tyle pytań. „Kim są ci ONI?”, „Co oni robią?” i jeszcze jakaś setka innych pytań. Po pierwszej lekcji zgodnie z umową wszyscy poszliśmy do domów. My postanowiłyśmy, że odwiedzimy Olivera. Rozmowa toczyła się normalnie, biorąc pod uwagę wczorajsze zdarzenia.

-Co myślisz o moim stroju?- Zapytała Sandra.

-Bardzo ładny. A mój?

-Też ładny.

I koniec rozmowy.

Gdy dochodziliśmy do domu Olivera dostrzegłyśmy go na podwórzu. Właśnie wychodził z domu. Najwyraźniej nas zauważył.

-Oliver jak się czujesz?- Zapytała Sandra.

-Ja? Dobrze. Nie martwcie się. Dam sobie radę. Ale wy jak się czujecie?

-My? Równie świetnie dajemy sobie radę.- Odpowiedziałam za nas obydwie.

-Przepraszam za wczoraj. Za to że uciekłem. Za to że…

-Ostatnio chyba za dużo przepraszasz…- Wtrąciła się Sandra.

-Tak chyba masz rację. Ale ja po prostu nie wiedziałem co zrobić.

-Spokojnie. Dałyśmy sobie radę. A teraz jedno pytanie. Więcej nie będę nic mówić. Kim są ONI?- Zadałam pytanie, które cisnęło mi się do ust od rana.

-ONI?... Mmmm… Moi kumple. Fanatycy krwi i śmierci. Tak ich można nazwać. A wyszedłem żeby… Ich okrzyczeć.- Odpowiedział po dłuższym namyśle Oliver.- Proszę, wejdźcie do środka.

Tak też zrobiłyśmy. Nadal nie wierzyłam Oliverowi. Jakaś część mnie skrycie wierzyła, a może chciała wierzyć, że to prawda. Wierzyła, że to jacyś fanatycy klubu śmierci. Ale to była ta mała cześć. Ta większa chciała poznać prawdę. Chciała wiedzieć, kto naprawdę to zrobił i dlaczego. I niestety nie dała sobie wmówić słów Olivera. Nie chciała nauczyć się tej regułki na pamięć. Ta mała wierzyła, że chodzi o zastraszenie. Ta duża, że o coś więcej. W końcu chyba jednak poddałam się tej większej, ale wiedziałam, że nie dowiem się niczego od Olivera. A oni nadal, jak gdyby nigdy nic się nie stało omawiali właśnie kolor balonów na jutrzejszej imprezie. Tak minął mi cały dzień. Gdy wróciłam do domu byłam strasznie zmęczona. Odświeżyłam się i poszłam spać. Tej nocy nic mi się nie śniło. Może nic nie miało się stać? Może najgorsze już minęło? Może to rzeczywiście jakiś klub wariatów? Niczego nie byłam pewna.

Gdy wstałam rano oczywiście ubrałam się na galowo, tak jak wypadało. Dostałam świadectwo z wyróżnieniem i moi rodzice byli ze mnie bardzo dumni. Dzięki temu mogę się dostać do lepszego liceum. Po zakończeniu roku weszłam do domu tylko na chwilę, aby się przebrać i zaraz ruszyłam do domu Sandry. Oliver też miał przyjść. Pomogliśmy jej ozdobić Salon, zrobić coś do jedzenia, zrobiliśmy razem zakupy. Praca nie poszła na marne. Było bardzo… nastrojowo. Chcieliśmy, aby impreza miała tematykę, którą były wampiry. Po całym salonie porozstawiane były świeczki, co stworzyło nieodparty klimat. Wszystkie lampy osłonione były czarną bibułą co nadawało mroku i tajemniczości. W rogu salonu stały dwa olbrzymie głośniki, laptop oraz 2 mikrofony. Była już szósta. Impreza zaczynała się o godzinie ósmej, a my musieliśmy się przebrać. Oczywiście czarny makijaż, jasna twarz i czarny strój. Pożegnaliśmy się i ja wraz z Oliverem poszliśmy do swoich domów przebrać się. Gdy wróciliśmy było już około 10 osób i były jakieś problemy w nagłośnieniu, którymi od razu po wejściu zajął się Oliver. Ja z Sandrą natomiast witałam gości. Nagle w drzwiach zobaczyłyśmy Dominikę, której nikt nie zapraszał.

-Przykro mi, ale nie ma cię na liście gości.

-A co mnie obchodzi jakaś lista! Dzięki mnie ta impreza będzie popularna.

-Nie możesz wejść- powtórzyłam

Nagle podszedł do mnie Oliver i szepnął mi do ucha.

-Teraz zobaczysz, że zasługuję na siódemkę.

A na głos powiedział:

-Ta piękna wampirzyca jest ze mną.

-No nareszcie ktoś rozsądny.- Powiedziała sarkastycznie Dominika.- I przystojny…

I tak właśnie zaczął się wieczór flirtów. Chodzili wszędzie ze sobą. Praktycznie po godzinie zabawy wszyscy zaczęli ich uważać za parę. Po każdym tańcu Oliver podchodził do mnie i mówił na ucho coraz to większe liczby: „Dwójka”, „Trójka” itp. Wreszcie podszedł do mnie i powiedział tylko: „Szóstka”, a gdy się odwrócił Dominika pocałowała go i wtedy krzyknął na cały głos: „Siódemka”.

-Super impreza, ale będziemy już iść- powiedziała po pocałunku Dominika cały czas spoglądając na mnie.

-Ja nigdzie nie idę. A ty możesz iść tam gdzie twoje miejsce. Do horroru.- Odpowiedział Oliver.

-Co? Ale przecież my… Ja… Ty… Pocałunek…

-Jakie my? Ja tu zostaję z moimi przyjaciółkami, a ty rób co chcesz. Osiągnąłem co chciałem.- Gdy to mówił objął mnie i Sandrę ramieniem.

Dominika strasznie się zdenerwowała i uciekła imprezy. Zresztą nie dziwie jej się, ale ona nie płakała. Myślę, że to dlatego, że ona jest już do tego przyzwyczajona. Nie wiem czemu, ale jakoś nie było mi jej żal. Zresztą chyba tak samo myślało 40 innych osób na imprezie.

-I jak pani profesor dostanę siódemkę?- Zapytał się Oliver, gdy już opuścił ramię.

-Teraz to już nawet dziesiątkę.- Powiedziałam i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Sandra również wiedziała o co chodzi, ponieważ powiedziałam jej o tym dzisiaj w szkole. Nagle ktoś krzyknął imię mojego przyjaciela.

-Muszę iść. Jakieś problemy z dźwiękiem.- powiedział i już go nie było.

Sandra poszła porozmawiać trochę z gośćmi, natomiast ja widząc już resztki jedzenia na stole poszłam zrobić popcorn. Gdy, już go zrobiłam i zaczęłam rozsypywać do misek pojawił się Oliver.

-No proszę, proszę. Ona się bawi, a ty pracujesz…- odezwał się pierwszy.

-Tak to już jest…

-Pomóc ci?

-Chętnie, ale właściwie już kończę… Au!- krzyknęłam, ponieważ oparzyłam się opakowaniem.

-Daj ja to zrobię.- I wziął ode mnie popcorn. Usiadłam na kredensie.

-Co wiesz jeszcze oprócz tych fanatyków krwi o tej sprawie?- zapytałam i wzięłam sobie jedno ziarenko gorącego popcornu.

-Ej!... Właściwie to wiem tyle co ty.- odpowiedział równie spokojnie.

-A może Dominika jest w tym Clubie?

-No coś ty! Ona! Chyba sobie żartujesz.- Był lekko rozśmieszony tym faktem, zresztą ja też nie wyobrażałam sobie Dominiki wielkiej pani śmierci, wielbicielki krwi.

-No trochę przesadziłam…

-Trochę?- Zapytał rozśmieszony. Szturchnęłam go w ramie.

-No to kto może mnie tak nienawidzić?

-Nie wiadomo czy ten ktoś cie nienawidzi.

-Proszę… Ten list i koszulka…

-No dobrze, może nie specjalnie cie lubi, ale…

-Ale chce mnie zastraszyć.- Dokończyłam za niego zdanie, chociaż pewnie chciał powiedzieć zupełnie co innego.

-Ale cie nie nienawidzi.

-Oliver, wierzysz w przeznaczenie?

-Zależy kiedy…

-Bo wiem, że coś złego mnie spotka. Nawet dzisiaj, ale nie tak złego jak za jakiś czas.

-A wiesz za jaki czas?

-Nie, ale po prostu to wiem.

-Jesteś jakimś medium, jasnowidzem…- zaczął wymieniać.

-Nie! Po prostu to wiem.

-Więc nie ma powodów do obawy.

-Nie wierzysz mi?

-Pamiętasz jak ci uwierzyłem pół roku temu, że Agnieszka lubi za siebie sama płacić na randkach. I widziałaś jak wyszło?

-Tak to było śmieszne…

-Wcale nie! Kopnęła mnie i jeszcze nie zapłaciła! A ja nie wziąłem więcej pieniędzy i musiałem, aby zapłacić za jej posiłek zmywać naczynia w restauracji!

-Ale nie pamiętaj, że przyszłam ci pomóc!- zażartowałam.

-Tak przyszłyście obydwie! Jedna do kina, a druga pomalowała sobie właśnie paznokcie!- Zaczęliśmy się śmiać.

-Ale wracając do tematu. To coś głębszego.- Powiedziałam już gdy skończyliśmy.

-I czujesz się z tym źle?

-Trochę…

-A coś ci może pomóc? Zrobię wszystko…

-Twoje towarzystwo.

-Tak jak mówiłem zrobię wszystko. Nawet to.

I wtedy chciałam tego czy nie. Sama nie wiedziałam. Po prostu stało się. Złapał mnie za dłonie i pocałował. Okłamała bym samą siebie gdybym powiedziała że mi się nie podobało. Czułam, że zdradzam Sebastiana. Ale nie mogłam się powstrzymać. W sumie zaczął mi się podobać. Nie odczuwałam do niego takiej chemii jak do mojego chłopaka, ale coś pomiędzy nami było. Tliło się i nie chciało wygasnąć. Ale zostaniemy tylko przyjaciółmi. Odepchnęłam go.

-Nie chce wszystkiego.

-A więc co chcesz?

-Tylko twojego towarzystwa jako przyjaciela.

-Przepraszam za ten pocałunek, ale skoro tylko tyle mogę ci zaoferować…

-Aż tyle!

-Nie będę ukrywał. Znaczysz dla mnie coś więcej.

-A ty nadal będziesz moim przyjacielem.

-Rozumiem… Więc pozostaje mi tylko żyć nadzieją.

-Najlepiej żyj przyjaźnią. Nadzieja tylko zwodzi.

-Tak więc przyjaciółko Kingo, czy zechcesz ze mną zatańczyć?

-Ależ Olivierze, odpowiem tak.

-No to zapraszam przyjaciółkę na parkiet.

Wyszliśmy razem z kuchni. Zupełnie zapomniałam o popcornie. Wtopiliśmy się w tańczący tłum w salonie i zaczęliśmy tańczyć. Było wspaniale. Muzyka była szybka, rytmiczna, miejscami wolna. Byłam bardzo szczęśliwa, że mam takiego przyjaciela. Teraz już wie co ma do mnie czuć… Zabrzmiałam jak dyktator. Kazać komuś nie kochać? Straszne. Lecz tak musi być. Nie zabraniam mu miłości do innych dziewczyn. Musiał wybrać akurat mnie… Kiedyś wszystko mu się ułoży i będzie miał piękną żonę, trójkę dzieci, basen w lato i łyżwy w zimę. Ja natomiast pragnęłam tego wszystkiego z kimś innym.

Nagle wszyscy przestali tańczyć, ponieważ wydarzyło się coś co nie miało chyba miejsca na żadnej tego typu imprezie. Piosenka ustała i ktoś… żaden ze zgromadzonych, ani DJ, nikt nie mówił przez mikrofon. Nikt nie odtwarzał jakiejś płyty. To były głos jak żaden inny… Ochrypły, smutny, czasem ironiczny przemówił: Kingo, wzywamy cię. To nasze przeznaczenie. Chodzi o losy naszego świata.. Ktoś użył (oprócz pierwszego zdania) takich samych słów, jakie były użyte w liście, który dostałam przedwczoraj. Wszyscy spojrzeli się na mnie. To jeszcze tylko pogorszyło sytuację. Oliver złapał mnie za rękę. Teraz doceniałam wsparcie mojego przyjaciela i nie strąciłam jej. Zachrypnięty głos znowu się odezwał: Panie i Panowie, a teraz coś specjalnie dla naszej wysłanniczki śmierci i pokoju. Nie wierzyłam w te słowa. Śmierci i pokoju? Zarazem? O co chodzi?

-Ja nic nie…- nie zdążyłam dokończyć, ponieważ zachrypiały głos zaczął śpiewać. Mrocznie i niesamowicie przerażająco. Myślałam, że zrobi coś przerażającego, a on po prostu zaczął śpiewać do melodii urodzinowej piosenki w Ameryce. Melodia była słodka, ale ten tekst i głos były okropne.

- Wszystkiego najlepszego dla ciebie,

Wszystkiego najlepszego dla ciebie,

Jutro wypiję twoją krew,

Moja planeta wypije twoją krew!

I zaczął jeszcze raz, ale wyśpiewywał inne słowa.

- Wszystkiego najlepszego dla ciebie,

Wszystkiego najlepszego dla ciebie,

Zginiesz i poświęcisz się,

Ale królową będziesz moją. Yeah!

Zaraz po tym głos ucichł, a wszystkie świece, światła i lampy zgasły. Wszyscy zaczęli uciekać w stronę drzwi, a ja trzymałam cały czas rękę Olivera i czekałam, aż mnie stąd wyprowadzi. Nagle nasze ręce się rozłączyły, a wybiegający ludzie pchali mojego przyjaciela w stronę drzwi, mnie natomiast w odwrotną. Wreszcie uderzyłam plecami w sprzęt muzyczny. Wszyscy już wybiegli, zaczęłam wstawać i łapałam równowagę, gdy nagle wszystkie drzwi i okna pozamykały się od środka. Po omacku doszłam do światła i próbowałam je zapalić, lecz nie mogłam. Potem poszłam do drzwi lecz także nie mogłam ich tworzyć. Usiadłam na ziemię i zaczęłam płakać. Wtedy głos z głośników przemówił ponownie.

-Nie bój się. Teraz.- Starannie podkreślił ostatnie słowo.- Teraz nie zrobię ci nic. Lecz niedługo pomożesz mi.

-W czym?!- Krzyknęłam przez płacz i usłyszałam dobijanie się do drzwi Olivera i Sandry, którzy krzyczeli moje imię. Spojrzałam się na klamkę.

-Oni Ci nie pomogą. Nie będą cie słyszeć.

-Czym jesteś?

-Twoim sumieniem. Zdradziłaś swojego chłopaka i upominam się za to.

-Nieprawda. Sumienia nie spotykają się z ludźmi za takie błahostki.

-Mądralińska… Ale… masz rację. Jestem tu, aby przygotować cię na końcową śmierć.

-ŚMIERC!?- krzyknęłam.

-Tak, nie przesłyszałaś się. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze za wcześnie.

-Czemu nie teraz!? Czemu każesz mi dłużej to znosić! Dlaczego każesz mi dłużej się męczyć!? Zrób to teraz.

-Nie.- Usłyszałam tylko jedną krótką odpowiedź.

-Nie?!- krzyknęłam ze śmiechem.

-Tak jest zabawniej.

-Nie wiem dla kogo.- Odpowiedziałam jak gdyby nigdy nic. Siedziałam zamknięta w domu, w ciemnościach, tajemniczy głos przemawiał do mnie i mówił o mojej śmierci, a ja po prostu siedziałam, już nawet nie płakałam i mu odpowiadałam. I się czasem śmiałam!

-Dla mnie na pewno. Ale jeżeli wymagasz wcześniejszej ofiary Księżniczko braci mroku mogę ci ją złożyć w postaci twoich przyjaciół. Ta twoja przyjaciółka jest taka krucha…

-Ani waż tknąć się Sandry!- Krzyknęłam w ciemność.

-Tak więc śmierć… uwielbiam na to patrzeć…

-Jeżeli ona mnie czeka… Czy… Czy możesz powiedzieć jak będzie ona wyglądała?

-Boleśnie, ale nie opiszę ci jej, bo nie będziesz miała niespodzianki.- Gdy to powiedział zaśmiał się.- A może chcesz mieć lżejszą śmierć? Wystarczy tylko jeden twój przyjaciel przed tobą i będzie lekka i bezbolesna.

-Ani. Się. Waż- Odpowiedziałam groźnie.

-Oo.… Nie wolisz mieć lżejszej śmierci. Wiedz, że czeka cie prawdziwe cierpienie… ale skoro nie chcesz…

-Czekaj…

-Tak?

-Wypchaj się! Będę cierpieć, ale nie skrzywdzę moich przyjaciół!

-Jesteś pierwszą, która wyrzekła się lekkiej śmierci.

-I nie ostatnią. Do czego porównywalny będzie ten ból?

-Powiedzmy, że rozerwanie przez niedźwiedzie czy hieny jest jak zacięcie się kartką przy tym…

-Skąd o tym wiesz…

-Bo sam przez to przechodziłem.

-Przecież żyjesz!

-Ja to co innego. Ty jesteś Księżniczką Braci Mroku. Jesteś wybrana. Jesteś tą jedyną. No ale… Zapewniam cię, że będziesz miała piękny pogrzeb…

-Będę na ciebie czekać…

-Mów mi Salomon. Jednak to nie ja cie zabije, chociaż chciałbym. Zabije cię Wielki Król na Królami Wszechświata.- Jego głos cichł.- Do zobaczenia po tamtej stronie.

Nagle wszystkie światła się zapaliły. Wstałam. Obróciłam się przodem do drzwi, które automatycznie się otworzyły. Za nimi stali przestraszeni Oliver i Sandra.

-Kinga!- Oboje rzucili mi się na szyje.- Tak się o ciebie baliśmy!

-Co się tam działo?- Zapytała się Sandra.

-Nic. Tylko waliłam i nie mogłam wyjść. Potem światła się zapaliły i drzwi się otworzyły.

-Na pewno się bałaś.- powiedział Oliver.

-Teraz, to już niczego się nie boję. Nawet własnej śmierci.

Moi przyjaciele odprowadzili mnie do domu. Nic im nie powiedziałam, nawet Oliverowi, do którego miałam ogromne zaufanie. Położyłam się spać. Pomyślałam o wczorajszym śnie. Te oczy… moje oczy… Chciały się zabić. To się nie spełni! Wytrzymam to! Słyszysz! Twoja przepowiednia się nie spełni! Albo uda mi się przeżyć, albo sama doprowadzę do mojej śmierci… Postanowione.

Sen jak zwykle. A w tym śnie, ten głos, straszny głos. Goni mnie. Chce mnie zabić, a ja nie chcąc tego biorę sztylet, który mam przy sobie i przebijam nim serce. Te oczy które chciały się zabić, zostały zamglone. Już po mnie.

- Przysięgę wypełniłam…- Moje ostatnie słowa.

I umarłam. Leżałam koło niego. Podczas mroku. Tak daleko od domu…

4 A ŻYCIE TOCZY SIĘ DALEJ…

Gdy obudziłam się była jedenasta. Zresztą nie zdziwiło mnie to. Po takiej ciężkiej nocy… I ten sen. Pierwszy, w którym sama umierałam. Nie powiem, bałam się tego jak nigdy niczego. Zaczynałam się zastanawiać nad moją przysięgą. Może źle zrobiłam? W końcu oddała bym życie w imię czegoś, a tak moje życie zakończę na marne. Nie. Stop! Przestań tak myśleć! To jest wcielone zło… Księżniczko Braci Mroku. Te słowa najbardziej utkwiły mi w pamięci z tego nieszczęsnego wieczoru. Na szczęście moi rodzice byli już w pracy. Na pewno zauważyli by mój zły humor. Szczególnie Marta- moja mama, wiedziała gdy mnie coś trapi. Z moim tatą- Adamem, utrzymywałam normalne stosunki. Córka- Ojciec. Lecz chyba jak każda dziewczyna w moim wieku, nie potrafiłabym mu się zwierzyć z moich problemów. Mamie powiedziałabym prawie wszystko. Natomiast przed moją przyjaciółką Sandrą nigdy nie miałam tajemnic. Oprócz tej wczorajszej. I nie zamierzam na razie nikomu o tym mówić. Poradzę sobie sama! Od teraz to chyba stanie się moim mottem ostatnich dni życia. Musiałam sobie z tym wszystkim poradzić: ze strachem, bólem, tym, że nie mogłam nic nikomu powiedzieć, bo kto by uwierzył jakiejś dziewczynie, że po tym jak wszyscy wybiegli z imprezy, ona nie mogła i rozmawiała z nieznajomym głosem o swojej rzekomej śmierci. W moim- na skalę dobrym życiu- dostrzegałam plusy jak i minusy. Plusem było to, że kochałam bardzo mojego chłopaka (i z wzajemnością mam nadzieję). Drugi plus- przyjaciele. Chyba najwierniejsi na świecie. Pierwszym minusem, którego nie mogłam sobie wybaczyć, było to, że pozwoliłam Oliverowi zakochać się we mnie. Drugi minus należał się mnie, jako przyjaciółce tylko tych dwóch osób i niestety co było moim błędem reszty osób nie tolerowałam. Jeszcze coś? Może minusem jest również zbytnie rozpamiętywanie życia, wydarzeń, tak jak teraz stawianie sobie plusów i minusów własnego życia zastanawiając się, czy jest ono coś warte. Na pewno jest! Każde życie ma sens, drogę i przeznaczenie. Tylko dlaczego moje miało być ślepą uliczką? Drogą bez ucieczki? I oto kolejny minus. Za dużo myślę o śmierci! To, że nawiedzają mnie jakieś prorocze sny i głosy nie znaczy, że tak musi się stać. To zawsze można zmienić. Zawsze jest inna droga… Nawet w tej ślepej uliczce… Tylko trzeba Myślec pozytywnie i ją znaleźć!

Podczas tych moich rozmyślań, według których niestety przeważały minusy, bo nie potrafiłam dostrzec plusów, ubrałam się i odświeżyłam, a następnie poszłam zjeść śniadanie. Podczas niezwykle powolnego konsumowania płatków śniadaniowych przy oglądaniu telewizji usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam powoli i je otworzyłam. Za drzwiami stał nie kto inny jak Sandra.

-Ubieraj się. Idziemy!- Powiedziała, a właściwie to pisnęła i krzyknęła zarazem rozkazując mi. Była bardzo podekscytowana. Chyba zapomniała co my… ja przeżyłam poprzedniej nocy w jej domu.

-Naprawdę nie mam ochoty. Proszę.- Błagałam.

-Nie ma mowy. Idziesz. Mamy dla ciebie małą niespodziankę.

-Niespodziankę! O co chodzi?- Zapytałam wściekła.

-Oj, nie złość się na mnie. To nie był mój pomysł. No może po części…

-Poczekaj pięć minut.-odpowiedziałam.

Kto jak kto, ale ja wiedziałam, że nie należy dyskutować z Sandrą. Zresztą ona nic nie wiedziała. Po prostu waliła sobie w drzwi, podczas gdy ja przeżywałam koszmar. Gdy wyszłam z domu zauważyłam na ulicy Olivera, z którym się później przywitałam. Wszystko było dziwne… Ludzie wokół mnie zapomnieli lub nie chcieli pamiętać o wczorajszych wydarzeniach. W sumie ja też powinnam się cieszyć z pierwszego dnia wakacji, ale jakoś nie miałam na to ochoty. Zamiast okazywać nadmierny smutek uśmiechnęłam się radośnie i poszłam za nimi.

-Więc jak się czujesz?- Zapytał Oliver.

-Dobrze.- Odpowiedziała Sandra.- Dzięki, że pytasz.

-Nie do ciebie mówiłem!- Krzyknął Oliver poprzez śmiech.

-Do mnie? Ach, tak… Dobrze.- Odpowiedziałam.

-Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć…- nalegał mój przyjaciel.

-Tak… Wiem…

-A o mnie to już nikt tu nie pamięta?- Zaśmiała się Sandra.- Nie zapytacie jak się czuje?

-Jak się czujesz?- Zapytałam.

-Nie zauważyłaś, że już odpowiedziałam!- Krzyknęła, śmiejąc się z zaistniałej sytuacji, a my dołączyliśmy się do niej.

Podczas drogi, która zajęła nam jakieś 20 minut cały czas rozmawialiśmy. Było bardzo zabawnie. Chyba starali się mnie wyciągnąć z dołka i wciągnąć na górkę. Chociaż oni na tej górze również nie paradowali. Czasem wchodzili na ten niewidoczny szczyt, a czasem z niego schodzili. W końcu weszliśmy do lasu. I nadal szliśmy. Często się potykałam, więc Oliver złapał mnie za rękę. Nie miałam nic przeciwko temu. Doszliśmy, ponieważ Sandra pisnęła, a ja zobaczyłam wielkie ścięte drzewo, nie ono nie było ścięte. Było przełamane. Przez kogo? Lub co? Tego nie wiedziałam. Pień stał samotny, a reszta olbrzymiego drzewa spoczywała obok. Na szerokim pniu rozłożony był koc, na którym stał sok i jakieś przekąski. Pomiędzy jedzeniem zostało trochę wolnego miejsca, dla trzech osób. Chociaż na upartego zmieściły by się cztery. Było ciepło i słonecznie. Natychmiast usiedliśmy na pniu i zaczęliśmy rozmawiać.

-Skąd się o tym miejscu dowiedzieliście?- Zapytałam.

-To nie ja. To Oliver. On mnie tu tylko przyprowadził, ale to ja postarałam się o resztę.- Powiedziała Sandra pochwalając swoją pracę.

-Spacerowałem po lesie i tak po prostu… Mam nadzieję, że Ci…- Sandra zrobiła wściekłą minę.- Przepraszam… Wam się podoba.

-Jest pięknie. Może nie ma tu kwiatów i pięknej łąki, ale jest cudownie.- Stwierdziłam.

-Cudownie i trochę mrocznie, szczególnie wieczorem.- Powiedział.

-Byłeś tu wieczorem? Nie bałeś się?- Sandra była wyraźnie zaciekawiona.

-Nie bałem się. A czego?

-No nie wiem. Może jakiś… A nieważne i tak wiesz o co mi chodzi… Zmieńmy temat co? Kiedy przyjeżdża Sebastian?

-Sandra!- Krzyknęliśmy na przyjaciółkę oboje, potem się do siebie uśmiechnęliśmy i cała trójka zaczęła się śmiać.

-No to kiedy?- Zapytał Oliver gdy skończyliśmy.

-Od poniedziałku za tydzień. A co już nie możesz się go doczekać Oliver?

-Wiesz, że nadal go nie lubię. Powiedziałem Ci pierwszy powód, drugiego chyba się domyślasz, a trzeciego może kiedyś się dowiesz…- Powiedział zagadkowo. Oczywiście tym drugim powodem byłam ja. Ale trzeci? Nie miałam pojęcia o co chodzi.

-A jak bym chciała teraz? Czy ten powód, związany jest z tą twoją małą tajemnicą.

-Po części…

-Której części?- Zapytała tym razem Sandra.

-Większej.- Odpowiedział.

-Następny temat.- Powiedziałam.- Wiesz coś już o wyłączeniu wczoraj prądu w twoim domu Sandra?

-Nie. Reszta mojej ulicy miała prąd. A propos ulicy… Moim sąsiadem jest teraz nowy chłopak. Już go poznałam. Ma na imię Tomek i przyjechał tu z Warszawy, bo jego rodzice chcieli normalnie żyć… Czy coś…- Powiedziała Sandra.

-Mam nadzieję, że mi go przedstawisz!- Krzyknęłam.

-Oczywiście mnie też czeka wizytacja u niego. Skoro Wy, to i Ja.- Narzekał mój przyjaciel.

-Wcale nie musisz! Jak wygląda? Podoba Ci się?- Zapytałam. I tylko Tomek był tematem naszej dalszej rozmowy. Po „pikniku” na drzewie, poszliśmy do domu Sandry.

Zostałam na podwórku i usiadłam na ławce, podczas gdy oni poszli przynieść nam coś do picia. Wkrótce drzwi domu obok otworzyły się i wyjrzał z nich młody chłopak. Podejrzewam, że to był Tomek. Miał blond włosy, był dobrze zbudowany, ubrany był luźno, w Jeansy i biały T-shirt. Był naprawdę przystojny. Wyszedł ze swojego podwórka, stanął przed bramką Sandry i już chciał nacisnąć guzik domofonu, gdy ujrzał mnie, uśmiechnął się i powiedział:

-Hej! Jest Sandra?

-Jest w domu. Zaraz przyjdzie. Możesz wejść.

-Dzięki.- Odpowiedział, wszedł i podał mi rękę.- Tomek jestem.

-Kinga-Odwzajemniłam uścisk.- Sandra zaraz przyjdzie. Siadaj.

-Ok. Więc kolegujesz się z Sandrą?- Zapytał.

-Tak, ale jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, a i żebyś się nie zdziwił. Mamy też przyjaciela …

-Mam pewne pytanie.

-Tak?

-Kim jest ten cały Sebastian? Bo Sandra rano mówiła mi, że za tydzień poznam jakiegoś fajnego Sebastiana itp.

-Ach… ona… Sebastian pochodzi z Niemiec i poznałam go na wymianie. Potem przyjechał do Polski również na wymianę, gdzie poznała go Sandra. Obecny status: Mój chłopak.- Powiedziałam i właśnie w tym momencie z domu wyszli Sandra i Oliver.

-Hej!- Powiedziała Sandra.

-Hej! Przyniosłem ten film o który prosiłaś.- Podał jej film i już zbierał się do wyjścia.

-Dzięki. Może zostaniesz?

-A mogę?- Zapytał nieśmiało.- Nie chcę wam przeszkadzać czy coś…

-Jasne, że możesz.-Odpowiedziałam.

-No to ja idę nalać jeszcze napoju. Zaraz wracam!- Po tych słowach Sandra zniknęła w domu. Oliver podszedł do naszego nowego znajomego, którego widocznie bardzo polubił, w przeciwieństwie do Sebastiana, którego nienawidził.

-Oliver.

-Tomek.

Usiedli na ławce naprzeciwko mnie przy dużym kwadratowym stole i zaczęliśmy rozmawiać.

-Wiec szczerze. Co cię łączy z Sandrą?- Zapytał nagle mój przyjaciel.

-Eeee… Film?

-A tak naprawdę?- Zapytałam.- Podoba Ci się jako ktoś więcej?

-Czyli jako dziewczyna? Nie wiem. Znam ją od rana.- Odpowiedział Tomek widocznie zakłopotany i rozśmieszony sytuacją. Przyszła Sandra. Oliver przesiadł się na ławkę do mnie, a moja chyba zakochana przyjaciółka usiadła obok naszego nowego towarzysza.

-Co tam słychać?- Zapytała Tomka.

-Nic ciekawego. Cały czas przeprowadzka. Rozpakowywanie itp.

-Ćwiczysz coś?- Tym razem to było pytanie Olivera.

-Trochę trenuje koszykówkę.

-Naprawdę! Oliver też!- Krzyknęłam podekscytowana.

-Czekaj, ja to załatwię.- Powiedział i położył mi swój palec na Ustach.- Naprawdę! Ja też!

Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.

-To pokaż jaki jesteś dobry. Choć do mnie na podwórko. Mam małe boisko.

I poszli, a ja z Sandrą zostałam sama. Po odejściu chłopaków dosiadła się na moją ławkę.

-I co o nim myślisz?- Zapytała.

-Myślę, że jak Oliver przegra to nie będzie w najlepszym humorze…

-Mówię o naszym nowym sąsiedzie!

-Naszym?

-No dobrze moim. Uważasz, że to jest odpowiednia partia dla dziewczyny?- Sandra zawsze pytała się mnie o rady w sprawie chłopaków.

-Kiedy mówisz: dziewczyna, myślisz: ja?

-Może…

-Dla byle jakiej dziewczyny może nie, ale dla ciebie?... Idealna!

Po tej krótkiej wymianie zdań poszłyśmy do chłopaków. Rozgrywka skończyła się remisem. Wszyscy się pożegnaliśmy i każdy poszedł w swoją stronę. No może Sandra i Tomek w podobną… Nieważne…

W domu długo myślałam o tym nowym sąsiedzie i o innych sprawach. O dzisiejszym dniu, wczorajszej nocy i znowu przed moje oczy nasunął się ten sen. Już chciałam zacząć od nowa rozpamiętywać moje życie i dzielić je na minusy i plusy, ale przecież miałam tego nie robić. Posprzątałam trochę w pokoju, zjadłam kolację i położyłam się spać. Rodzice oczywiście wrócili nad wieczorem. Długo leżałam i nie mogłam usnąć. Chyba za dużo wrażeń jak na jeden dzień… Jeden dzień bez zmartwień… Nareszcie. Czekałam na taki dzień od jakiś… 2-3 dni, a wydawało się to wiekami. Spędziłam wspaniały czas z moimi przyjaciółmi, zyskałam nowego, prawdopodobnie przyszłego chłopaka mojej przyjaciółki i odkryłam to wspaniałe miejsce. No właśnie… Dopiero teraz znowu przypomniałam sobie o nim. Była dwunasta w nocy. Ubrałam się, zeszłam cicho na dół i wyszłam z domu. Natychmiast poszłam w stronę lasu i tego pamiętnego miejsca. Nie bałam się, bo po pierwsze Oliver tam był i nic mu się nie stało, a po drugie sama powiedziałam, że nic mnie już nie wystraszy, nawet śmierć. Weszłam do lasu i po jakiś 10 minutach odnalazłam ten ogromny pień i drzewo. Gdy tak stałam i je obserwowałam ktoś zakrył mi twarz. Już chciałam jakoś krzyczeć, gdy ten ktoś się odezwał:

-Spokojnie to tylko ja. Przecież mówiłem, że przychodzę tu wieczorami. Co ty tu robisz?- Rozpoznałam głos mojego przyjaciela. Puścił mnie.

-Co robisz!- Wrzasnęłam- Wiesz jak się bałam!

-Domyślam się…

-Domyślasz się?- Powiedziałam ze śmiechem.

-Przepraszam.

-Nie przyjęte.

-No daj spokój.

-Ostatni raz. Naprawdę. Przyjęte.

-Obiecuje poprawę.- Powiedział.-A teraz odpowiedz na moje pytanie.

-Jakie pytanie?

-Co ty tu robisz?

-Nie mogłam spać i chciałam się… przewietrzyć…

-O tej godzinie?

-No, a o której? A ty co tu robisz?

-Ja? Mówiłem ci, że tu przychodzę. Po prostu lubię tu przesiadywać.

-I nie nudzi Ci się to?

-Nie. Wcale.

Usiadł na pniu.

-Siadaj przyjaciółko.- Powiedział i usiadłam obok niego.

-O czym myślisz?- Zapytałam.

-O wszystkim… Powiesz mi co się stało wczorajszej nocy. Wiem, że przy Sandrze nie chcesz mówić, ale mi możesz powiedzieć.

-Wiem. Wszystko już opowiedziałam.- Odpowiedziałam krótko. Bo co miałam już powiedzieć? Że rozmawiałam o swojej śmierci? Nie ma mowy! Na pewno pójdę do szpitala psychiatrycznego.

-Jak chcesz…

-Chce.

-Ale i tak się tego dowiem.

-Na pewno nie ode mnie.

-Czyli jednak coś było?

-Nic nie było. Koniec. Kropka.

-Okej, okej… Ładne te gwiazdy co?

-No. Piękne.

-A co do Sebastiana…- Spojrzałam się na niego wymownie.- No co? Chciałem powiedzieć, że postaram się być grzeczny. Dla ciebie.

-Dziękuje. Naprawdę to doceniam. Nawet nie wiesz jak się cieszę.

-Przyjaciółko chyba pora już wracać…

-Posiedźmy jeszcze chwileczkę…

Siedzieliśmy tam przez jeszcze co najmniej godzinę i rozmawialiśmy o różnych zabawnych sytuacjach w naszym życiu. Po mile spędzonej nocy Oliver odprowadził mnie do domu. Gdy wróciłam od razu położyłam się do łóżka i usnęłam. Zero snów. Zero zmartwień. Zero problemów. Jedno życie.

Niedziela. Piękny dzień. Rodzice nie pracują. Wstałam dopiero o godzinie dwunastej. Jak zwykle ubrałam się, umyłam i zjadłam śniadanie. Potem poszłam z Sandrą, Oliverem i Tomkiem na wspaniałe zakupy. Kupiłyśmy dużo letnich ubrań. Nic dziwnego się nie zdarzyło.

Poniedziałek. Kolejny dzień bez zmartwień. Spotkanie z przyjaciółmi w lesie, w tym pamiętnym miejscu. Tomek był nim również oczarowany. Zero snów. Zero zmartwień. Zero problemów.

Wtorek. Pierwsza randka Sandry i Tomka. Skreślenie kolejnego dnia w kalendarzu. Nie mogę doczekać się przyjazdu Sebastiana! Zero śmierci. Tylko życie.

Środa

Czwartek

Piątek

Sobota

Niedziela

Kolejne randki. Kolejne skreślone dni. Kolejne spotkania. Powtarzam sobie język angielski, tak jak moi rodzice w wolnych chwilach. Jutro przyjeżdża Sebastian! Już nie mogę się doczekać! Jadę po niego na lotnisko w Gdańsku. Będzie wspaniale! Mam nadzieję…

PONIEDZIAŁEK!

Wstałam bardzo wcześnie, ponieważ nie mogłam spać. Wykonałam codzienne poranne czynności. Zadzwoniła do mnie Sandra i oznajmiła, że są z Tomkiem parą. To wspaniale! Naprawdę się cieszyłam. Pasowali do siebie jak… Ja z Sebastianem. Uzupełniali się nawzajem. Tak jak my…

Wsiadłam razem z rodzicami do samochodu. Było strasznie gorąco. Adam włączył klimatyzacje. Nie pytajcie czemu mówię na niego Adam… po prostu jestem już duża i nie lubię mówić: „Mamo” czy „Tato”. Jechaliśmy bite trzy godziny. Niestety…

Gdy zaparkowaliśmy wysiadłam jako pierwsza z samochodu i już zaczęłam prawie biec w stronę lotniska, gdy mama uspokoiła mnie słowami:

-Spokojnie kochanie. Ich samolot przylatuje za 20 minut.

To były straszne 20 minut. Nie powiem, że najstraszniejsze… ale straszne.

Przyleciał samolot. Poszliśmy po naszych znajomych.

W środku czekaliśmy jeszcze 10 minut. Pewnie odbierali walizki…

Wychodzą! Widzę go! Mój ocean spokoju…

Podszedł do mnie. Przytulił mnie. Pocałował.

-Witaj kochanie.- Szepnął mi na ucho po angielsku.

I już byłam spokojna…

5 MOJA WIZJA- MOJE PRZEZNACZENIE.

-Witaj.-Odpowiedziałam i go pocałowałam. Jego oczy wciąż się śmiały. Jego uśmiech był najpiękniejszym darem na świecie. A jego pocałunek… Najlepszą dawką energii i radości dla człowieka. Szczególnie ostatnio tak smutnego jak ja.

-A ja! Ja tak na ciebie czekałam, a ty się wieszasz na mojego brata!- Powiedziała Karoli, oczywiście po angielsku z nutką udawanej złości. Odeszłam od Sebastiana, podeszłam do niej i wyściskałam ją, co oczywiście odwzajemniła tym samym.

-Tak lepiej.-Powiedziała. Potem przywitałam się jeszcze z rodzicami Sebastiana i Karoli i udaliśmy się do samochodu, który niestety nie pomieścił nas wszystkich. My(młodzi) bardzo chcieliśmy porozmawiać, dlatego pojechaliśmy taksówką, za którą zapłacili rodzice rodzeństwa, a reszta(Ci trochę starsi) pojechali naszym samochodem. Sebastian był moim chłopakiem, natomiast Karolie traktowałam jak siostrę, której nigdy nie miałam. Była bardzo miła, otwarta, szczera i z wyglądu była zupełnym przeciwieństwem mojej drugiej przyjaciółki- Sandry. Miała długie, blond włosy, przeważnie jakoś spięte, jasną cerę, uwielbiała się ubierać na kolorowo. Sandra natomiast miała czarne, gęste, sięgające do ramion włosy, które tylko czasami upinała, gdy pasowało to do stroju. Ubierała się zależnie od nastroju. Jej cera nie była tak jasna jak Karoli. Wsiedliśmy do taksówki i ruszyliśmy. Karoli od razu zaczęła dyskusję:

-Są tu jacyś ładni chłopacy?

-Był jeden nowy, nawet przystojny…- Sebastian spojrzał się na mnie i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.- Ale Sandra z nim teraz chodzi.

-Szkoda. Liczyłam na wielką miłość.

-Jeszcze ją znajdziesz.- Powiedział Sebastian i natychmiast mnie pocałował. Przez całą drogę powrotną siedzieliśmy objęci.

-Łatwo Ci mówić.- Gdy to powiedziała pokazała na mnie.- Wy chyba nie możecie mieć lepiej. Nie mogę już się doczekać, kiedy poznam tego nowego chłopaka.

-Uwierz mi jest naprawdę super. Wszyscy czekają na Was.

-Chyba nie wszyscy.- Mruknął Sebastian.

-Jeżeli chodzi Ci o Olivera, to już mu przeszło. Proszę nie kłoć się z nim. Dobrze?

-Dobrze. A tak w ogóle to jak się czujesz? Jak było w szkole gdy pojechałem?

-Wszystko u mnie dobrze, ale bez ciebie było strasznie smutno.

-Ja też za tobą strasznie tęskniłem.- Powiedział to i znowu mnie pocałował.

-Braciszku spakowałeś moją nową komórkę?- Zapytała Karolie.

-Oczywiście.- Odpowiedział. Ktoś by pomyślał: Rodzeństwo Idealne. Nigdy się nie kłócą, pomagają sobie wzajemnie. Nie wiem jakby to było z moją siostrą czy bratem, gdybym ich miała, ale wiem na pewno, że nie było by tak idealnie. Reszta czasu minęła nam na opowiadaniu o tym co robiliśmy przez ten cały czas. Opowiedziałam wszystko pomijając oczywiście list i „spotkanie” w domu.

Dojechaliśmy. Nareszcie. Rodzice IE, czyli Idealnego Rodzeństwa spali w pokoju gościnnym. Karolie spała u mnie, a Sebastian na materacu również u mnie w pokoju. Była już siódma wieczorem. Moi rodzice zrobili jeszcze grilla. Oczywiście oni, razem z rodzicami Karolie i Sebastiana poszli spać około drugiej w nocy. Postanowiłam to wykorzystać. Wykonałam trzy telefony, zawołałam rodzeństwo i poszliśmy do lasu, naszego ukochanego miejsca, gdzie czekali już na nas Oliver, Sandra i Tomek. Po części rozmawiali swobodnie, ale czasem potrzebowali mnie jako tłumacza. Przedstawili się sobie. Sebastian objął mnie i usiedliśmy na pniu. Obok nas usiadła Karolie i Oliver. Sandra z Tomkiem również objęci stali obok. Wiedziałam, że nie jest to dobry pomysł- siedzieć obejmowaną przez Sebastiana przy Oliverze, lecz nie będę ukrywać swoich uczuć do drugiej osoby poprzez inną.

-Nie mogłam się doczekać, kiedy cię poznam Tomek, a z wami wszystkimi się znowu spotkam!- Pisnęła podekscytowana Karolie.

-Ja też się cieszę.- Powiedział Oliver.

-Oli zakończmy tę wojnę. Ona do niczego nie doprowadzi. Zgoda?- Sebastian podał rękę Oliverowi.

-Ok. Zgoda.-Oliver odwzajemnił uścisk.- Tylko następnym razem bądź tu kiedy będzie cię potrzebować dziewczyna.

-O czym ty mówisz?

-W poprzedni piątek, na imprezie zatrzasnęło ją samą w domu, pozagaszały się wszystkie światła i nie mogliśmy się do niej dostać.- Powiedział Oliver, jak gdyby mówił Sebastianowi, co ten już wiedział.

-Naprawdę? Pewnie się bałaś…- Zwrócił się do mnie.

-Właśnie nie.- Odpowiedział za mnie mój przyjaciel.- Powiedziała, że niczego się nie boi i ja jej zawsze pomogę. Słyszałeś? Niczego!

-Słyszałem. Odważna jesteś.- Powiedział to i pocałował mnie znowu. Nie żebym miała coś przeciwko temu.- Kocham to w tobie.- Szepnął mi na ucho.

-No proszę przestańcie! Jedna para, druga para. A Ja?- Powiedziała Karoli i spojrzała się na Olivera.- A no tak. A MY?

-Siostra uspokój się. Rozmawialiśmy już o tym w samochodzie. W końcu się zakochasz.

-I podejrzewam, że to nadejdzie niedługo.- Powiedział Oliver.

Długo jeszcze rozmawialiśmy o naszych słabościach i mocnych stronach. Oliver zacytował moje słowa „Teraz to już niczego się nie boję. Nawet śmierci”. Jakby chciał udowodnić Sebastianowi moją wartość, skarb który ma.

Gdy wróciliśmy do domu ok. trzeciej nad ranem rodzice już spali, więc i my położyliśmy się spać. Nagle Sebastian powiedział:

- Chcecie usłyszeć straszną historię?

-Jak straszną?- Zapytała Karolie.

-Straszną… Straszną.- Odpowiedział.

-Opowiadaj.- Krzyknęłam może trochę za głośno.

-Istnieją takie istoty…- Zaczął opowiadać.

-Kosmici?- Zapytałam i razem z Karolie zaczęłyśmy się śmiać.

-Nie, nie kosmici.- Próbował nas przekrzyczeć. Gdy już uciszyłyśmy się powiedział:- Najstraszniejsze było to, że wyglądali jak ludzie. A byli…

-A byli?- Dociekała Karolie.

-A byli tak zwanymi „Fanatykami„.

-Fanatykami? Fanatykami czego?

-Krwi.- Gdy to powiedział przypomniały mi się słowa Olivera, który mówił, że te żarty robią nam ludzie z clubu „Fanatyków krwi” czy czegoś takiego.

-A co oni takiego strasznego robili?- Zapytałam.

-Rozkochiwali w sobie dziewczyny…

-O… Jakie to piękne…- Powiedziała Karolie.

-No, a potem je zabijali- dodał z nutką ironii.

-Blee…

-Jak?- Zapytałam.

-Oddawali jej krew planecie…- powiedział.

-Jakkk?- Zająkała się Karolie.

-Po prostu ją z niej „spuszczali”.

-Na żywo.

-Nie, w telewizji! Oczywiście, że na żywo.

-Ja już nie chce więcej wiedzieć- podsumowałam.

-Nie bój się. Ja zawsze Ci pomogę i Cię ochronię.- Powiedział Sebastian, przytulił mnie i pocałował. Całe zestresowanie, strach, złość na tych ludzi odeszło i pojawił się spokój. Położyliśmy się spać. Tak minął nam pierwszy dzień pobytu IE. Chyba tego skrótu nie muszę wam tłumaczyć…

Dzień drugi zaczął się ok. godziny trzynastej i telefonu zdesperowanego Olivera z pytaniem: „Gdzie jesteśmy?”. Po rozmowie obudziłam Sebastiana i Karolie, wykonaliśmy wszystkie poranne czynności, zjedliśmy śniadanie i poszliśmy zgodnie z prośbą Olivera do domu Sandry. Chłopacy już grali w koszykówkę. Sebastian się do nich dołączył. My natomiast poszłyśmy zrobić coś do jedzenia i picia.

-Myślicie, że się dogadają?- Zapytałam.

-Kto?- Zapytała Sandra.

-No chłopacy.

- Zależy.-Powiedziała Karolie.

-Od czego?

-Widzisz Sebastian jest bardzo uparty. Zresztą to chyba wiesz…

-Tak wiem, wiem. Oliver również zawsze stawia na swoim zdaniu.

-Pogodzić takie charaktery to chyba rzecz niemożliwa.- Wtrąciła się Sandra.

-Wiecie co? Oni są jak dwaj generałowie. Jak wrogowie. Ale zawsze jeden wychodzi zwycięsko z wysoko podniesioną głową.- Powiedziała Karolie.

-Tak… też tak sadzę…- powiedziałam.

Byliśmy u Sandry jeszcze do wieczora. Jej mamy nie było, bo wyjechała na jakieś spotkanie służbowe, co zresztą często robiła. Jej rodzice się rozwiedli, gdy była mała, a jej tata pracuje teraz za granicą kraju. Około północy Sandra włączyła jakiś horror, który bardzo nam się spodobał. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Sandra wstała i je otworzyła. Na dworze nie było nikogo, jednak na progu domu leżała gazeta. Moja przyjaciółka podniosła ją i przeczytała na głos.

-”28 sierpnia, niespodziewana śmierć nastolatki. Kinga Mrok popełniła samobójstwo, po ciężko przeżywanej depresji”.- W tym momencie wszyscy spojrzeli się na mnie, a Sebastian przytulił mnie mocniej.

Wyrwałam się z jego objęć i pobiegłam prosto przed siebie. Byle jak najdalej od tego miejsca. Więc ten głos dawał mi wybór. Powiedział, że mnie zabije lub co stwierdziłam teraz kazał mi popełnić samobójstwo. Dla niego nie było różnicy. Usiadłam pod drzewem i płakałam. Podszedł do mnie jakiś nieznajomy chłopak i o coś mnie pytał. Nie słyszałam go, ponieważ wciąż płakałam. Nagle poczułam, że ktoś podnosi mnie do góry i trzyma w ramionach. To był ten nieznany chłopak.

-Może teraz mnie posłuchasz.- Powiedział.

-Puść mnie!- Krzyknęłam.

- Ok. Już puszczam.- Powiedział to i postawił mnie na ziemi.

-Dziękuje. Muszę już iść.- Obróciłam się do niego plecami i ruszyłam przed siebie, teraz byle jak najdalej od niego.

-Kingo, nawet mi się nie przedstawisz?

-Co? Skąd wiesz jak mam na imię?- Zapytałam i odwróciłam się do niego twarzą.

-Wiem o tobie wiele rzeczy… Nawet których sama nie wiesz. A przy okazji mam na imię…

-Nie chce znać twojego imienia.

-Alojzy.

-Alojzy? Kto ci wybrał takie głupie imię?

-Nie śmiej się. Mój dziadek miał tak na imię. Był wielkim odkrywcą.

-W jakiej dziedzinie?

-Powiedzmy, że spoza tego świata…

W tej chwili usłyszałam głosy moich przyjaciół, którzy wołali moje imię. Obejrzałam się za siebie. Przybiegli. Widać było, że po raz pierwszy Oliver i Sebastian działają razem.

-Czemu uciekłaś? Nigdy więcej tego nie rób!- Powiedział Oliver.

-Nic Ci nie jest moje kochanie?- Powiedział mój chłopak i przytulił się do mnie.

Potem jeszcze Sandra, Karolie i Tomek pytali się mnie czy czuje się dobrze i czy nic mi nie jest. W odpowiedzi kiwałam tylko głową. Nagle moi znajomi spostrzegli Alojzego… mówmy na niego „odkrywca”.

-A ty co chcesz?- Powiedział do niego agresywnie mój przyjaciel.

-Właśnie! Lepiej stąd idź!- Powiedział Sebastian. „Odkrywca” odwrócił się i poszedł. My natomiast rozeszliśmy się do swoich domów.

Gdy wróciliśmy każdy z nas był wyczerpany. IE poszło się odświeżyć a ja kątem oka spostrzegłam tę nieszczęsną gazetę w torbie Karolie. Szybko ją sięgnęłam i zaczęłam czytać artykuł na pierwszej stronie o śmierci nastolatki.

-”Dziewczynę znaleziono w lesie. Miała wbity sztylet w serce. Z analizy policji wynika, że dokonała ona samobójstwa. Ale z jakiego powodu? Tego nie wiadomo.”- Dalszy fragment mówił:- „Powodem załamania może być również depresja związana z porzuceniem przez chłopaka 17-letniego Sebastiana. Nastolatki przeżywają rozstania, ale nikt nie wiedział, że to może być takie bolesne i zakończyć się tak tragicznie. Będziemy państwa informować na bieżąco o postępie sprawy.”- Gdy skończyłam czytać ostatnie zdanie gazeta „rozpłynęła” się w powietrzu i nie zostało po niej śladu. Zdałam sobie sprawę z tego, że śmierć opisana w gazecie, była taka sama jak moja śmierć we śnie. Teraz już naprawdę się bałam. Nie wiedziałam co z sobą zrobić. Wszystko jedno kto to zrobi ja czy on(głos), moja przyszłość po śmierci(o ile taka istnieje), będzie taka sama i nic tego nie zmieni.

Do pokoju wszedł mój ocean i usiadł koło mnie na łóżku.

-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.- Powiedział.

-To już słyszałam w ponad stu filmach.

-No to co mam ci powiedzieć? Że masz Wierzyc w te brednie?

-Nic nie mów. Po prostu mnie przytul.- I tak też zrobił. Siedzieliśmy tak może z pół godziny, gdy do pokoju weszła Karolie.

-Nie chcę psuć wam chwil, ale jest już prawie trzecia, a my nie poszliśmy jeszcze spać, a ja jestem baaardzo zmęczona.

-Już idziemy spać.- Powiedziałam to i odsunęłam się od Sebastiana, który po chwili mnie pocałował. Wszyscy odeszliśmy w mrok.

I znowu sen…

Chyba jestem księżniczką…

Tak, to na pewno.

Siedzę w wieży.

Dostaję gazetę.

Nagłówek: ”Niespodziewana śmierć nastolatki”.

Rzucam w kąt gazetę.

Chwilę po tym jakiś cień wpada do mojej wieży.

Zabiera mnie do tego martwego ciała.

Mojego ciała.

Widzę uciekającego chłopaka.

Widzę ją… Martwą.

Bez cienia ruchu, oddechu, słowa, myśli.

Po prostu tam leży. Podnoszę ją.

Mrok mi pomaga.

Nie jest taka ciężka.

Zanoszę ją do szpitala.

Tam stwierdzają śmierć.

Biorę ten sztylet i sama się zbijam. Taką samą śmiercią.

Żal mi tej dziewczyny. Chce skończyć tak jak ona. Chce to poczuć.

Ostatni widok- jej martwe ciało.

I wpadam w mrok. Wszechobecny.

Dwa ciała. Identyczne. Obok siebie.

Jak księżniczka i żebraczka.

Nadchodzi jakiś chłopak. Całuje obie.

Ostatni pocałunek… Pocałunek śmierci…

6 CZEKAŁAM NA TO, A JEDNAK SIĘ BAŁAM

Pomimo całego zamieszania w nocy obudziłam się o godzinie ósmej rano. W domu wszyscy jeszcze spali. Ja natomiast ubrałam się, umyłam, jakoś nie miałam ochoty na śniadanie, więc wyszłam na dwór. Zauważyłam, że listonosz przyniósł już nam listy więc szybkim krokiem podeszłam do skrzynki, otworzyłam ją i wyjęłam korespondencję. W tej samej chwili z prawej strony podszedł do mnie Alojzy. Był bardzo wysoki, miał ok. 17 lat i blond włosy. Jego piwne oczy wpatrywały się we mnie z ciekawością, jakby nigdy nie widział człowieka wyjmującego listy ze skrzynki pocztowej. Z jednej strony było mi go żal, ponieważ starał mi się pomóc, a chłopacy go przegonili, z drugiej jednak był bardzo nachalny- czego nie lubiłam. Podszedł do mnie i odezwał się pierwszy:

-O! Dziewczyna od ochroniarzy! Już się boję!

-O! Chłopak od śmiesznego imienia!- Odgryzłam się.- Nie mogę wytrzymać ze śmiechu!

-Śmiej się śmiej! Zobaczysz ja będę górą, a ty…

-Tytaniciem.- Podpowiedziałam i zrobił skwaszoną minę.- Taki statek wielki wiesz? Wielka łódź…- Ostatnie słowa powiedziałam w bardzo wolnym tempie.

-Wiem co to jest. Tylko to jest po prostu złe porównanie.- Powiedział i znowu wziął mnie na ręce.- Teraz ja jestem górą, bo nie możesz nic zrobić. Widzisz na tym to polega.

-Rozumiem, rozumiem. Puść mnie już. Postaw na ziemię!

-Już się robi. Ale najpierw.- Powiedział to i pocałował mnie. Lekko, aczkolwiek pobudzająco. Następnie postawił na ziemię.

-Nigdy więcej tego nie rób!- Krzyknęłam złośliwie.

-Przepraszam. Wiem, że tam na górze jest twój chłopak, który chyba nas właśnie obserwuje…

-Czy nie możesz się ode mnie odczepić?

-Nie. Lubię cię naprawdę.- Stwierdził.

-Ja natomiast przeciwnie.

-Tak naprawdę mnie lubisz. Grasz tylko przed sobą, ale tak naprawdę…

-Ale tak naprawdę cię nienawidzę!

-Jak chcesz… Ale pamiętaj o mnie, gdy ten bałwan cię rzuci. O! Przepraszam. Jest jeszcze magiczny pocałunek z Oliverem… Na razie!

Odwrócił się i odszedł. Czułam ogarniającą mnie nienawiść i złość, jednak nic nie zrobiłam. Doskonale umiałam opanowywać swoje nerwy i lęki. Zgrabnym ruchem przejrzałam listy. Ostatni list był w pożółkłej kopercie i zaadresowany był do mnie. Schowałam go do kieszeni i ruszyłam do domu. W kuchni czekał na mnie mój ukochany. Patrzył się na mnie i czekał, aż coś powiem. Położyłam listy, usiadłam naprzeciwko niego przy stole i zaczęłam rozmowę:

-Słuchaj, to było… Nic.

-Wiem. Muszę Cię bardziej pilnować.- Wstał, podszedł do mnie i pocałował mnie. To był długi pocałunek, który niestety przerwała nam Karolie. Ona zawsze wiedziała kiedy się zjawić. Poszłam do łazienki. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam było wyjęcie listu. Desperackim ruchem go otworzyłam. Pismo- widziałam je już gdzieś… Proste, ale ładne. Zaczęłam czytać. Treść listu zszokowała mnie bardzo.

Witam! To znowu ja. Ten przeklęty głos. Pamiętasz? Jak mogła byś zapomnieć… Wracając do sprawy Księżniczko, Król Wszechświata jest z ciebie bardzo zadowolony. Jesteś bardzo opanowana i taka bezbronna. Nie możesz nic zrobić. My jesteśmy na górze. A właśnie Pamiętasz jak mówiłem ci o twojej śmierci? Może zdecydowałaś się na któregoś przyjaciela? Wiem, że odmówiłaś, ponieważ wybór był trudny Do wyboru, do koloru. Chętnie zasmakował bym, hmm Może Sandry? Oj, nie bądź taka. Już wiem co sobie myślisz. Ale pomyśl- my będziemy zadowoleni, a ty będziesz miała lżejszą śmierć. Gazeta była cudowna. Nie sądzisz? Jeżeli już dokonasz wyboru napisz list, włóż w kopertę i napisz na niej Głos, a potem włóż do skrzynki. Sama się do mnie przyśle. Widzisz jakie to proste?! Magia Czekam na równie miłą odpowiedź.

Twój przyjaciel, Salomon, Głos.

Natychmiast pobiegłam do swojego pokoju, chwyciłam kartkę papieru i zaczęłam pisać:

Przeklęty głosie. Nigdy. Nigdy, przenigdy nie słyszałam tak okrutnych słów. Mówisz o śmierci jakby była zabawą, grą, a tu przecież chodzi o życie! Nie waż się tknąć moich przyjaciół! Pokonam was! Ja będę górą! Zobaczysz! A co do gazety Oryginalny pomysł. Za mało straszny, ale lubię takie filmowe komedie. Nie stać cię na nic straszniejszego?! Żegnaj i nie wracaj! Rozkazuję Ci.

Księżniczka.

Właśnie! Podobno byłam księżniczką! Księżniczki rozkazują! Tak! Może mnie posłucha… Zbiegłam na dół i wybiegłam na dwór, włożyłam list do skrzynki, zamknęłam ją i ponownie otworzyłam. Odpowiedź już czekała. Niezwłocznie otworzyłam list.

Po kolei. Lejesz mi miód na serce kiedy mówisz, że jestem okrutny. Śmierć to zabawa. A co do przyjaciół… Byli by tylko przekąską… Ty była byś daniem głównym dla nas Udajesz, że się nie boisz To na mnie za mało. Niestety, twój pomysł nie był zbyt błyskotliwy. Masz tytuł księżniczki, lecz korony na twojej głowie nie widzę. Żegnam.

Twój przyjaciel, wiesz kto.

Nic. Nic. Nic. Byłam strasznie wściekła. Nic mi nie wychodzi! Podarłam list i wyrzuciłam go do kosza stojącego obok, a następnie wróciłam do domu. Położyłam się na łóżko i rozmyślałam. Ale nie o śmierci… Nie dosłownie.

Rozmyślałam o miłości do drugiego człowieka, o radości, gdy go widzisz, o radości z życia, o smutku, tęsknocie, przyjaźni, wartości życia, koronie, listach, o tykających wskazówkach zegara, które nagle stają. Znowu o radości i miłości, a na końcu o… samej sobie. Jestem dobrym człowiekiem. Nie sprzedałam przyjaciół. Nie zdradziłam najbliższych. Nie… Moje rozmyślania przerwała Karolie, która weszła do pokoju.

-Myślałam, że poszłaś spać. Choć na dół. Twoi rodzice Cię wołają.

Zeszłam posłusznie za Karolie. Na dole było coś w rodzaju zebrania.

-Tak więc. Jeżeli już wszyscy jesteśmy.- Powiedział Adam.- Możemy zaczynać. Otóż chcemy jutro wyjechać nad jezioro na parę dni. Co wy na to?

Od razu słychać było hasła: „Tak”, „Super” i „Już nie mogę się doczekać”. Ja natomiast miałam inne zdanie:

-Czy mogę zostać?

-Jeżeli ona zostaje, to ja zostaje z nią.-Powiedział Sebastian.

-Nie ma mowy. Jedziemy wszyscy.- Powiedziała moja mama Marta.

-To chociaż mogą ze mną pojechać Sandra i Oliver?- Zapytałam.

-No dobrze, na tyle mogę się zgodzić.- Jęknął tata.

Cały dzień zajęły nam przygotowania…

Ranek. Bez żadnego snu. Budzę się. Właściwie to coś mnie budzi. Pocałunki. Chyba wiecie od kogo… Otwieram oczy i widzę go. On również patrzy się na mnie.

-Masz takie piękne oczy.- Powiedział.

Przytuliłam się do niego.

-Chodźmy już. Za godzinę wyjeżdżamy.

Wstałam i podążyłam za nim.

Przed samochodem czekali już Sandra i Oliver z bagażami. Przywitałam się z nimi. Oczywiście trzeba było znowu jechać taksówką. Moi rodzice, ja, Oliver i Sandra pojechaliśmy samochodem, natomiast rodzice IE i samo rodzeństwo pojechało taksówką. Po drodze nie rozmawialiśmy tylko co chwilę pisaliśmy do siebie karteczki, żeby rodzice nic nie wiedzieli. Do jeziora była niecała godzina drogi. Był straszy problem z podziałem pokoi. W końcu wszyscy rodzice zamieszkali razem, a my stwierdziłyśmy, że chłopacy mogą zamieszkać z nami.

Dojechaliśmy. W naszym pokoju było pięć łóżek. Ja spałam blisko Olivera i Sebastiana. Sandra i Karolie również blisko siebie. Cały pierwszy dzień zajęło nam rozpakowywanie i rozmawianie, o tym co przyjdzie na myśl. Wieczorem my(młodzi) przebraliśmy się w stroje kąpielowe i poszliśmy się kapać. Nad wodą był pomost. Niestety jezioro było bardzo płytkie do pomostu i skakaliśmy z niego za pomostem. Tam było już głęboko. Sebastian nie skakał. Nie żeby się bał. Po prostu nie lubił za bardzo wody i chciał, żebyśmy my ją najpierw „przetestowali”. Najpierw skoczył Oliver i ponownie wszedł na pomost. To samo powtórzyła Sandra i Karolie. Ja byłam ostatnia. Skoczyłam i wynurzyłam się. Poczułam, że coś zaciska się na moich nogach, brzuchu i ciągnie mnie w dół. Zapadłam się pod wodę. Widziałam tylko zielone rośliny zaciskające się na moim całym ciele, a w szczególności na gardle. Nagle do wody wskoczył Oliver ze scyzorykiem. Poodcinał trochę chwastów i wynurzyłam się, aby zaczerpnąć powietrza, jednak te po chwili jeszcze bardziej zacisnęły się na moim ciele. Do pomocy skoczyła Sandra. Moi przyjaciele próbowali rozplatać pnącza, chociaż na chwile, abym zaczerpnęła powietrza. Nagle poczułam w wodzie zapach i smak krwi. Rośliny zaczęły uciekać. Czułam się taka wolna, a zarazem bezbronna. Oliver wyciągnął mnie na pomost. Okazało się, że na prawej nodze mam lekkie nacięcie od scyzoryka Olivera, który szepnął mi do ucha:

-To był jedyny sposób na uratowanie Cię. Nic Ci się od tej rany nie stanie. Przepraszam.

Chciałam powiedzieć, że nic się nie stało, jednak po chwili odpłynęłam w nieznane. Nie wiedziałam czy to śmierć… Ale było mi tak dobrze.

7 MIŁOŚC KOCHA ŁZY

Powolnym ruchem otwierałam oczy. Nie wierzę! Żyję! Pierwszy obraz jaki nasunął mi się na oczy to był on… Nie on, ten o którym teraz myślicie… Chociaż sama byłam zdziwiona. To był Oliver.

-Jak się czujesz?

-Dobrze. Nawet bardzo.- Nie kłamałam. W pokoju było jasno, co wskazywało na dzień. Środek dnia.- Jak długo spałam?

-Byłaś bardzo zmęczona. Przespałaś noc i prawie cały dzień. Jest piątek, czwarta popołudniu… Przepraszam za wszystko…- Powiedział ostatnie słowa i spuścił głowę.

-Przepraszasz za to że uratowałeś mi życie! Proszę przestań! Ale odpowiedz mi co to było.

-Jakieś rośliny.

-To nie były jakieś rośliny… Były potężne i chciały mnie zabić!

-Nie będę kłamał. Tak. A za chwilę pewnie zapytasz się dlaczego… O to pytaj się nie mnie. Mogę cię jeszcze o coś prosić? Szczerość za szczerość?

-No dobrze. Pytaj.

-Opowiedz mi co konkretnie działo się w domu Sandry, wtedy w piątkową imprezę.

-No więc… Wtedy tańczyliśmy i trzymałeś mnie za rękę, przemówił ten straszny głos, gdy wszyscy uciekli uderzyłam głową w sprzęt muzyczny, podbiegłam do światła i pamiętam, że nie mogłam go zapalić. Następnie podbiegłam do drzwi, ale były zamknięte. Słyszałam wasze dobijanie, ale wtedy…

-Proszę opowiedz co było dalej.

-Ten głos znowu przemówił… Był straszny. Mówił o mojej śmierci…

-Twojej śmierci?

-Tak. Wiem, że coś o tym wiesz. Proszę powiedz coś!!!

-Ja…

-Mówił też, że może zabić Sandrę. I nazwał mnie cytuję: ”Księżniczką Braci Mroku”. O co w tym wszystkim chodzi?

-Proszę, nie chodź nigdzie sama, nie rób rzeczy, które mogą się dla ciebie źle skończyć, a najlepiej nie zadawaj się z rodzeństwem.

-Dobrze. Wszystkie pozostałe warunki spełnię. Ale tego ostatniego nie mogę!

-Rozumiem. Więc stale będziesz pod moim nadzorem…

-Ale…

-Zostawię Cię. Pewnie chcesz odpocząć.- Powiedział to i pocałował mnie w policzek. Tak po przyjacielsku.- Pamiętaj, że Ci zawszę pomogę.

-Pamiętam.- Powiedziałam i wyszedł. W naszym domku nie było nikogo. Podejrzewam, że wszyscy poszli na plażę lub gdzie indziej… Nie byłam aż taka zmęczona, więc ubrałam się i wyszłam na dwór. Powietrze było gorące, a zarazem orzeźwiające. Ochładzało moją twarz. Zauważyłam IE wracających z plaży. Chyba Oliver musiał już im powiedzieć… Podbiegli do mnie i obydwoje przytulili.

-Jak się czujesz?- Zapytała Karolie.

-Wszystko ok.

-Naprawdę? Jesteś strasznie blada…- Powiedział mój chłopak.

-Mogę zadać wam pytanie?

-Oczywiście.

-Dlaczego mi nie pomogliście? Chcieliście żebym utonęła?- Zapytałam wprost. To zdarzenie nie dawało mi spokoju. Oni po prostu tam stali, gdy ja walczyłam o życie!

-Dlaczego? Ja byłam zszokowana tą całą sytuacją i nawet nie rejestrowałam tego co się dzieje, a Sebastian…

-Ja nie wiem. Po prostu to działo się tak szybko i…

-Dobrze już się nie tłumaczcie.-Powiedziałam to i przytuliłam ich oboje.- Cieszę się, że ciągle jestem wśród żywych.

Przez resztę dnia wszyscy mnie ściskali, przytulali i przede wszystkim bardzo się cieszyli, że jestem pełna sił. Pamiętam tę walkę z wodą. Nie miałam już siły na nic i po wydostaniu się odpłynęłam w świat bez bólu. Ale to nie była śmierć… Nie wiem czy się cieszyć skoro ona i tak mnie spotka, ale chyba jednak wolę życie. Przyszłość zawsze można zmienić. Pewnie chcielibyście zapytać się czy coś mi się śniło(Jeżeli to tak można nazwać)… Nic. A to strasznie dziwne. Wiedziałam tylko, że czuję się wolna, bezbronna i szczęśliwa. Szczęśliwa, że udało mi się uratować. Trudno było mi złapać oddech czy ruszyć jakąkolwiek częścią ciała. Trudno mi było myśleć. Ale dziś. Tryskam energią. Jak inni. Do jeziora już nie wejdę, to na pewno. Nie wiem czy kiedykolwiek pokuszę się o jakąś głębszą wodę. To co się stało, się nie odstanie i człowiek pamięta to do końca swojego życia. Bliskiego końca…

Myślałam o tym również w inny sposób. Głos przepowiadał śmierć, a oto właśnie jeden z żywiołów próbował mnie zabić. Woda- zaliczona. Ale co teraz? Ogień? Powietrze? Myślałam o tym przez cały następny dzień i niewiele słów wypowiadanych przez moich bliskich docierało do mojej podświadomości. Czasem tylko kiwnęłam głową lub odpowiedziałam jednym słowem. Wieczorem Sandra wzięła mnie na spacer.

-Słuchaj nie możesz tak dłużej rozpamiętywać wczorajszych wydarzeń. Trzeba żyć tym co obecnie, a nie wspomnieniami.

-Ale ty nic nie rozumiesz… Chodziło o moje życie!- Kłóciłam się z nią.

-Wiem, wiem. Ale ono jest teraz bezpieczne. Jeżeli będziesz to swoje całe bezpieczne i uratowane życie wspominać jeden wypadek, to w końcu wszyscy od ciebie odejdą i zostaniesz sama.

-Może masz racje… Przepraszam.

-Nie masz za co. Od tego ma się przyjaciół.

-A ja mam najwspanialszą przyjaciółkę.

-Nie chcę się chwalić, ale… tak masz rację.- Powiedziała z nutką samozadowolenia w głosie.

Nasz spacer trwał ok. godziny. Rozmawiałyśmy o związku moim i mojej przyjaciółki, o Oliverze, powiedziałam Sandrze o naszym pocałunku, czym nie była wcale zdziwiona. Powiedziała, że wiedziała że Oliver czuje do mnie coś więcej. Opowiedziała mi o tym dniu, w którym wybiegłam od niej z domu i zaskoczeniem było dla niej to, że wszystko słyszałam. Ten nieszczęsny wypadek chyba zbliżał ludzi. Powiedziałam dużo rzeczy Oliverowi, Sandrze, ale za to było mi trudno otworzyć przed rodzeństwem. Cały następny dzień(Niedzielę) spędziłam tylko z moimi znajomymi z Polski. Nie miałam ochoty z nimi rozmawiać, a oni chyba ze mną tym bardziej. Wprawdzie powiedziałam, że wybaczam im lecz cały czas nie mogłam znieść myśli, że mi nie pomogli, że mnie zostawili i zastanawiałam się czy widok mojego ciała w wodzie bez cienia ruchu ucieszyło by ich czy zmartwiło. Na pewno by zmartwiło… Gdyby nie, to chyba nie byli by ludźmi… A może nie są? W tym momencie zaśmiałam się z własnych myśli. Moi przyjaciele, a szczególnie Oliver traktowali ich z pogardą. Ja zamieniałam z IE chociaż parę słów codziennie, natomiast Sandra i Oliver w ogóle się do nich nie odzywali.

Na wspólnym spędzaniu czasu minął nam poniedziałek, wtorek i środa. Z dnia na dzień coraz bardziej otwierałam się na Sebastiana i Karolie, bardziej z przymusu, niż z chęci. Nie wspomniałam jeszcze co moi przyjaciele powiedzieli rodzicom. Otóż powiedzieli wszystko to co się zdarzyło pomijając te okropne chwasty.

Jutro mieliśmy wracać do domu, a w poniedziałek Sebastian odlatywał już do swojego kraju. Teraz… żałuję, że on przyjechał. To spotkanie miało nas zbliżyć, a nie oddalić… A jednak stało się inaczej…

Czwartek. Poranek. Kłótnia o łazienkę. Było bardzo wesoło. Szczególnie u naszej trójki. Do domu wracaliśmy w takim samym składzie oczywiście pisząc karteczki. Gdy tylko wsiadłam do samochodu dostałam karteczkę od siedzącego obok mnie Olivera:

Jak się czujesz? Wyglądasz coś blado. Naprawdę się martwię.

Czuję się wyśmienicie. Proszę nigdy nie mów, że jestem blada- Odpisałam

Czemu mam tak nie mówić?

Bo to są słowa Sebastiana, zaraz po moim `wypadku'”

Gdy pokazałam mu tą karteczkę kiwnął głową i się uśmiechnął, ale zaraz odpisał.

Między wami już koniec?

Nie wiem. Zależy co będzie miał na swoją obronę. Tego co nie zrobił” Podałam mu karteczkę i się uśmiechnęłam. Sandra widocznie widząc nasze zainteresowanie sobą siedziała cicho.

A czego nie zrobił? Dostałam karteczkę.

Nie pomógł mi. Nie ratował. Stał. Obserwował. Nie przejmował się. Czasami myślę, że oni są nie z tego świata…” Napisałam i podałam karteczkę.

Może się nie mylisz…” Napisał i uśmiechnął się.

Chyba oglądasz za dużo bajek Ale przynajmniej nie jestem jedyną wariatką. Oddałam mu kartkę.

Więcej już nie pisaliśmy. Znowu rozmyślałam o tym zdarzeniu. O tym czy się rozstaniemy… Kochałam go, ale nie wiedziałam czy mu wybaczę. Przez prawie tydzień praktycznie nie rozmawialiśmy ze sobą. Przez prawie tydzień czułam, że jest dla mnie obcą osobą. Przez prawie tydzień… coraz bardziej zaczynał podobać mi się Oliver.

Nadal nie kochałam go tak mocno jak Sebastiana, ale… Jak już mówiłam coś tam się tliło…

Dojechaliśmy i rozeszliśmy się do domów. Obyło się bez niepotrzebnych rozmów.

Następny dzień, piątek. Steph i Luca(rodzice IE) wraz z Karolie pojechali do miasta na zakupy i kupić jakieś pamiątki. Sebastian natomiast chciał zostać. Po wyjeździe moich gości mój chłopak złapał mnie za rękę, pocałował i przytulił, a potem szepnął na ucho:

-Pójdziemy gdzieś. Za pięć minut masz być gotowa. Zgoda?

W odpowiedzi kiwnęłam głową.

Za pięć minut wyszliśmy. Na początku naszej drogi zapytałam się go:

-Gdzie idziemy?

-Zobaczysz.

Zmierzaliśmy w stronę lasu. Czyżby prowadził mnie w stronę naszego miejsca? Właściwie to miejsca mojego, Olivera i Sandry. Miejsca odkrytego przez Olivera dla mnie. Właściwie jakby naszego wspólnego…

Nie myliłam się. Jednak to miejsce wyglądało inaczej. Wszędzie leżało pełno gałązek, płatków róż i prezentów-starannie opakowanych. Na pniu leżał koc z bukietem czerwonych róż. Sebastian wziął go, podszedł do mnie i mi go dał.

-To są prezenty za każdy dzień mojego złego zachowania. Przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Róże są za pierwszy dzień- dzień wypadku. Chcę, żebyś wszystko wiedziała. Usiądźmy.

Zrobiłam co nakazał. Prawdę mówiąc nie spodziewała bym się po 17-latku takiego romantyzmu, ale być może pomagała mu Karolie.

-Pewnie się zastanawiasz, dlaczego wtedy za tobą nie wskoczyłem…- Zaczął.- Sam dokładnie nie wiem. Byłem zszokowany. A poza tym przyznaję, że trochę boje się wody. Gdy byłem dzieckiem o mało nie utonąłem. Uratował mnie wtedy mój ojciec. To było w morzu…

-Rozumiem i również przepraszam cię za wszystko.-Powiedziałam i pocałowałam go.

-Nie masz za co przepraszać. Ten prezent…- Wstał i podał mi kolejny.- Jest za drugi dzień, kiedy nie pomogłem ci. Myślałem, że wszystko jest dobrze, ale nie było. Proszę odpakuj.

Odpakowałam prezent, który okazał się… Bransoletką. Taką, do której można było przyczepiać zawieszki. Były już trzy-serca, każde z innym napisem. Oczywiście po polsku. Na jednym było- Przepraszam, na drugim- za, a na trzecim- wszystko.

-To jest piękne!- Pisnęłam.

-Ale nie wynagradza moich błędów…- Ponownie usiadł koło mnie na pniu.- Widzisz… Nie jesteś dla mnie byle jaką dziewczyną. Naprawdę mi na tobie zależy. Ten…- Znowu podał mi kolejny prezent.- jest za niedzielę. Wtedy już zupełnie się od ciebie oddaliłem. Chciałem się zbliżyć, ale ty i twoi przyjaciele nie pozwalaliście mi na to…- Rozpakowałam prezent. W środku był łańcuszek. Ze srebra. Z olbrzymim czarnym wisiorkiem w kształcie łzy, który otoczony był srebrem.

-Bardzo dziękuję, ale…

-Ale?- Zapytał.

-Nie mogę tego tak po prostu przyjąć. Wystarczy zwykłe przepraszam i po sprawie.

-Nie. Nie wystarczy. To jest za poniedziałek, wtorek i środę. Kiedy To już nie miałem do ciebie… powiedzmy `dostępu'.- Podał mi prezent, który natychmiast rozpakowałam. Był przepiękny. Kolczyki. Długie, również czarne łezki otoczone srebrem. Wyglądały jakby kosztowały parę milionów złotych. Ale to tylko moja wybujała wyobraźnia…

-Ja… Już nie wiem co powiedzieć… Dziękuje jeszcze raz.

-To ja powinienem dziękować za to, że zechciałaś ze mną rozmawiać. A ten prezent…- Podał mi najmniejszy z prezentów.- Otwórz go jeśli mi wybaczyłaś…

-Oczywiście, że tak!

-Ten prezent… Zwiąże nas bliżej i jest przeciwieństwem naszego ostatniego dnia nad jeziorem. Chce, abyś gdy spojrzysz na niego wspomniała mnie i pamiętała o przysiędze.

-Jakiej przysiędze?

-Najpierw otwórz prezent.- Otworzyłam. To był pierścionek. Taki sam jak reszta biżuterii. Wyglądał na strasznie drogi. Sebastian podszedł i założył mi go na palec.

-Mam nadzieję, że to nie są oświadczyny?- Zapytałam.

-Nie. A teraz przysięgnij mi, że będziesz mnie kochać, nie ważne co się stanie…- Gdy to mówił po policzku popłynęła mi łza.- Dlaczego płaczesz?- Zapytał.

-A ma się coś stać?- Zapytałam przez płacz.

-Oczywiście, że nie. Przysięgasz?

-Oczywiście, że przysięgam. Na wszystko.- Powiedziałam to i przytuliłam się do niego. Staliśmy tak może pięć minut, a ja nadal płakałam. Sama nie wiem dlaczego. Po prostu po tych prezentach i przysiędze czułam, że go stracę. Raz na zawsze…

Następnego dnia w sobotę wstałam bardzo późno. Było około jedenastej rano. O ile to można nazwać ranem. Cały czas myślałam o naszym wczorajszym spotkaniu. Pewnie jesteście ciekawi co się działo dalej? Otóż po tym `romantycznym' zdarzeniu zbliżyłam się do Sebastiana jeszcze bardziej, niż kiedyś. Byliśmy nie rozłączni. Z naszego miejsca poszliśmy prosto do kawiarni na coś słodkiego. Wróciliśmy do domu na obiad, a potem całe popołudnie spędziliśmy u Sandry razem z Tomkiem. Do Olivera nie można się było dodzwonić. Mówi się trudno… Sandra i Tomek tworzyli idealną parę. Podobno dzisiaj mieli iść na jakiś piknik czy coś… Karolie z rodzicami wróciła dopiero wieczorem. Zwiedzali miasto i byli zachwyceni jego starówką i urokiem. Kupili chyba z 15 pamiątek. Dla każdego członka rodziny… Żeby było sprawiedliwie…

Gdy obudziłam się wykonałam codzienne, poranne czynności. Zeszłam na dół, aby jak codziennie zjeść śniadanie. Podczas robienia sobie płatków śniadaniowych ktoś zadzwonił do drzwi. Wszyscy nasi rodzice pojechali na zakupy. Karolie poszła do Sandry, a Sebastian pisał e-maile u mnie na komputerze w pokoju do swoich znajomych. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Za nimi stał nie kto inny jak Oliver. Złapał mnie za rękę, wyciągnął szybko na zewnątrz i zatrzasnął drzwi.

-Czyli mu wybaczyłaś?

-Tak, ale skąd ty o tym wiesz?

-Powiedzmy, że mam swoje źródła.

-Sandra? Rozumiem. Nie mogłam się wczoraj do ciebie dodzwonić. Coś się stało?

-Tak. I to dużo. Powiedz mi czy masz jeszcze gdzieś tam trochę rozumu?

-Nie rozumiem o co Ci chodzi.

-Mówiłem Ci, żebyś się z nim nie zadawała. A ty co robisz? Dać ci dzień wolnego i już jesteście parą.- Powiedział twardo.- A to co?- Wskazał na pierścionek.- Już narzeczeni?

-Odczep się ode mnie. Nie twoja sprawa! A może i jesteśmy!- Krzyknęłam i wyrwałam mu się z objęć. Weszłam do domu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Na dole nagle pojawił się Sebastian.

-Coś się stało?- Zapytał.

-Nie. Nic. Tylko… Sama nie wiem…- Gdy to powiedziałam podszedł do mnie i mnie pocałował.

- A teraz lepiej?

-Troszeczkę…- Odpowiedziałam.- Poproszę więcej.

-Czym pani płaci? Gotówką czy kartą?

-Zastanówmy się… Przyjmuje pan czeki?

-Zależy od kogo. Tylko od specjalnych klientów.

-To ja chyba nim jestem.

-Nie wątpię.- Powiedział i pocałował mnie ponownie. To był długi pocałunek… I bardzo namiętny…

Niedziela. Ostatni nasz wspólny dzień razem… Mój i Sebastiana… Nasz… Jak to ładnie brzmi. Zebraliśmy się całą paczką: Ja, Sandra, Oliver, Tomek oraz Karolie z Sebastianem. Tak… Od teraz Tomek był w naszej paczce…

Poszliśmy razem do kina. Oczywiście filmy były z napisami, a że Karolie i Sebastian znali bardzo dobrze język angielski, to nie było problemu. Po filmie poszliśmy do kawiarni. Po mile spędzonym dniu wróciliśmy do domu o godz.16. Moi goście musieli się spakować, wszystko przygotować, więc miałam czas dla siebie. Zajrzałam do siebie do pokoju i postanowiłam sprawdzić skrzynkę mailową. Zaraz wyświetlił mi się napis: „Jedna nieprzeczytana wiadomość”. Gdy zerknęłam na skrzynkę odbiorczą okazało się, że była ona od: „Kochanego Olivera”. Nie ma się co złościć. W końcu ja go tak u siebie nazwałam. Treść wiadomości brzmiała następująco:

Przepraszam cię za wczoraj. Byłem zbyt porywczy Troszeczkę przesadziłem. Mam nadzieję, że się nie gniewasz…”

Od razu odpisałam:

Troszeczkę? A właśnie, że się gniewam. I zrób coś z tą swoją porywczością, bo ostatni raz ci wybaczam!

Wysłałam wiadomość, pograłam chwile na komputerze, a potem zeszłam na kolację. Usiadłam i zabrałam się za jedzenie. Nagle mama rodzeństwa zwróciła się do mnie:

-Kochanie, co ty na to, żebyś za dwa tygodnie przyjechała do nas sama?

-Naprawdę mogę? Dziękuję.

-Oczywiście. I chyba Sebastian też będzie zadowolony…- Powiedział Luca.

Podziękowałam jeszcze raz, pocałowałam Sebastiana- krótko, lecz tematycznie i zabrałam się z powrotem do jedzenia. Ostatnią noc przeważnie przegadaliśmy. Nie mogłam już doczekać się wyjazdu. Nie byłam tam od dwóch lat! Rodzina mojego chłopaka była dosyć bogata. Mieli ładny dom, w pięknej miejscowości, no i oczywiście basen w lato i łyżwy w zimę, jak to kiedyś podsumowałam.

Usnęliśmy bardzo późno…

Następnego dnia wstaliśmy o szóstej. O godz. ósmej wyjechaliśmy spod domu i jedenastej byliśmy już na lotnisku. Moi goście mieli samolot o godzinie 12.30, więc zaczęli już się z nami żegnać i iść na odprawę. Pierwsi podeszli do mnie rodzice rodzeństwa:

-Do zobaczenia kochanie za 2 tygodnie.- Powiedziała Steph i przytuliła mnie mocno.

-Będziemy na ciebie czekać.- Powiedział Luca i powtórzył gest żony.

Po nich podeszła do mnie Karolie, która szepnęła mi na ucho:

-Pamiętaj, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką, a dla mojego brata jesteś najważniejsza w całym wszechświecie. Przysięgnij, że też jestem dla ciebie najlepszą przyjaciółką. Proszę… I przysięgnij, że kochasz Sebastiana równie mocno.

-Ale po co?

-Przysięgnij…

-No dobrze. Przysięgam.

-Żegnaj i do zobaczenia za dwa tygodnie.

-Do zobaczenia. Żegnaj.- Powiedziałam i przytuliłam ją mocno. Ostatni oczywiście podszedł Sebastian.

-Za dwa tygodnie się zobaczymy.- Powiedział i pocałował mnie.- Pamiętaj o pierścionku i noś go codziennie, dobrze?

-Tak, obiecuję. Chyba wasza rodzina lubi obietnice…

-Tak, coś w tym jest.- Powiedział i zaśmiał się.- Nie będę tego już przeciągał. Żegnaj.- Powiedział i pocałował mnie ponownie.

Moi rodzice również się już pożegnali. Moi cudowni i ukochani goście odeszli na samolot. Czułam się strasznie… Ale za 2 tygodnie go zobaczę! Ta myśl podtrzymywała mnie na duchu życia. Wiem, że może przesadzam, ale mam już 16 lat i chyba potrafię prawdziwie pokochać i się zakochać. I on chyba też. Obserwowałam ich dopóki nie znikli mi z pola widzenia. Moi rodzice zaczęli już iść w stronę wyjścia. Ja również odwróciłam się i na kogoś wpadałam. Przewróciłam się i ta nieznajoma osoba wyciągnęła do mnie rękę. Złapałam ją i wstałam.

-Powinieneś uważać.- Pisnęłam.

-Przepraszam.

Podniosłam wzrok i spojrzałam na nieznajomego. Uśmiechnął się do mnie, a ja nadal stałam tam zaskoczona z moją dłonią w jego. Nie wiedziałam co powiedzieć. Widziałam tylko piękne, zielone oczy…

8 I ZNOWU SEN… O TYM WAM NIE OPOWIEM…

Oczywiście te zielone oczy „należały” do mojego przyjaciela Olivera.

-Co ty tu…?- Zapytałam.

-Robisz?- Dokończył za mnie zdanie.- Pilnuję cię. A tak przy okazji mogę liczyć, na odwiezienie do domu?- Zapytał zwyczajnym tonem. Po prostu jak byśmy spotkali się w parku.

-Co? Po co? NIE!- Krzyknęłam i zaczęłam iść w stronę moich rodziców. Nagle złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę.

-Nic nie rozumiesz! Muszę cię chronić!

-Przed kim? Przed Sebastianem!

-Może…

-Sebastian to najlepszy człowiek na świecie. Na pewno lepszy od ciebie.

-Nie po to ratowałem ci wtedy życie, żebyś teraz znowu zginęła.

-Trzeba się było zastanowić trzy razy zanim mnie uratowałeś! Byłabym martwa i kłopot z głowy!

-To nie tak…

-Nie mam czasu marnować życia na pana `chciałem śmierci'. Odczep się!- Krzyknęłam i wyrwałam rękę z jego uścisku. Natychmiast ruszyłam w stronę rodziców. Już mnie nie zatrzymywał…

Do domu wróciłam około godziny 14. Zjadłam obiad, poszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Raz dzwoniła Sandra, a Oliver aż 23, ale nie odbierałam żadnych telefonów. Po około godzinie mama weszła do mojego pokoju.

-Kochanie jest list do ciebie.- Oznajmiła.

-Dziękuję. Połóż na biurko. Zaraz przeczytam.- Odpowiedziałam i Marta wyszła z pokoju.

Wstałam z łóżka i podeszłam do biurka. Chwyciłam list w ręce, otworzyłam kopertę i zerknęłam na pismo. Nie myliłam się. Proste, zgrabne litery. Salomon(jeżeli tak się nazywa) chce mnie chyba naprawdę zadręczyć.

No tak potraktować przyjaciela Nie ładnie! Jaka piękna z was para! Chodzi mi o Ciebie i Sebastiana! Oczywiście Niedługo druga próba. Pamiętaj! A i król nie jest z Ciebie zadowolony teraz. Nie Jeżeli przejdziesz drugą próbę to będziesz chyba jego ulubienicą. Naprawdę! Jeśli chcesz odpisać wiesz co zrobić…

Salomon(tak mam na imię).

Nie miałam zamiaru odpisywać. Podarłam list i wrzuciłam do kosza w moim pokoju. Byłam strasznie zła. Zeszłam na dół do salonu i włączyłam telewizor. Adam usiadł obok mnie i niespodziewanie zaczął rozmawiać:

-Co oglądasz?

-Jakiś teleturniej. Same nudy.

-Coś się stało? Ostatnio jesteś strasznie zdenerwowana.

-Wydaje Ci się…

-Naprawdę?

-Naprawdę.

-A więc dzisiaj idziemy na grilla do rodziców Sandry z okazji rozpoczęcia wakacji. Wchodzisz w to?

-Wchodzę.

-Oliver też tam będzie. Pewnie się cieszysz.

-Ta… Super! Jak nigdy dotąd.

Więcej już nie rozmawialiśmy. Przez jakąś godzinę oglądałam telewizję, a potem poszłam się przygotować na imprezę. Założyłam różowo- morelową sukienkę do kolan, białe baleriny, a do tego lekki makijaż. Włosy rozpuściłam i wyprostowałam. Przygotowania zajęły mi dwie godziny. Rodzice zawołali mnie z dołu. Wzięłam małą torebkę do ręki i ruszyłam na dół w kierunku drzwi. Za chwilę miała się zacząć impreza z moim kochanym przyjacielem. Mimo to sprawiałam wrażenie zadowolonej. Wszyscy rodzice usiądą razem i będą wspominać stare czasy itp., a my mamy czas dla siebie.

Weszłam do domu mojej przyjaciółki, a ona od razu podeszła, przywitała się ze mną i zaprowadziła mnie na górę.

-Jest już Oliver?- Zapytałam się jej gdy wchodziliśmy na górę.

-Nie ma i nie wiem czy przyjdzie. A coś się stało?

-Strasznie mnie zdenerwował.

-Poczekaj. Za chwilę przyjdę. Wezmę telefon i pójdziemy na spacer.- Powiedziała Sandra i zatrzasnęła mi przed nosem drzwi do swojego pokoju. Za jakieś 10 sekund wyszła. Poszłyśmy na spacer.

-A co takiego zrobił?- Zapytała.

-Niby nic, ale jeździ za mną wszędzie i ostatnio pojechał za mną na lotnisko!

-To dziwne. Ale może to nie bez potrzeby. Może coś od ciebie chce. Dzwonił już albo był z przeprosinami?

-Dzwonił. 23 razy…- Odpowiedziałam zawstydzona.

-I co?

-Nie odbierałam.

-To nie dziwię się, że jest taki zły!

-Rozmawiał z tobą?

-Przez telefon. Powiedział, że źle zrozumiałaś jego słowa i nie chce się pokazywać na imprezie, żeby cię bardziej nie zdenerwować.- Po jej słowach zrobiło mi się smutno z jego powodu.

-Ale nie rozumiesz! On powiedział, że wtedy nad jeziorem nie potrzebnie mnie ratował! Wszystko zrozumiałam dobrze.

-Czasami ludzie myślą to co chcą myśleć. a nie to co powinni…

-Ale nie w moim przypadku.- Powiedziałam i w tej chwili zadzwonił mój telefon.

-Kto to?- Zapytała Sandra gdy go wyjęłam.

-Oliver.- Opowiedziałam.- Odebrać?

-No jasne!- Krzyknęła.

Odebrałam.

-Hej. Mam dla ciebie niespodziankę. Nic nie mów. Przyjdź do pokoju Sandry. Chcę cię przeprosić.- Powiedział i rozłączył się.

-Co chciał?- Zapytała moja przyjaciółka po rozmowie.

-Jak byś nie wiedziała…- Powiedziałam, a ona uśmiechnęła się.- Zawracajmy.

Wróciłyśmy do domu Sandry. Ja poszłam do jej pokoju, a ona do ogrodu, gdzie odbywał się grill.

Zaczęłam otwierać drzwi do pokoju. Zobaczyłam Olivera siedzącego na krześle z gitarą w dłoni. Zamknęłam drzwi. Zaczął grac, a potem śpiewać piosenkę One Republic „Stop and Stare”. Na refrenie się popłakałam. Miał anielski głos i pięknie grał. Stałam tak po drzwiami prawie cztery minuty i płakałam. W końcu skończył. Zdjął gitarę, a ja podeszłam i usiadłam mu na kolana.

-Wszystkie dziewczyny tak przepraszasz?- Zapytałam, gdy już się uspokoiłam.

-Inną piosenką.- Zażartował.- I jak podobało się? Przepraszam jeszcze raz za wszystko.

-Było… cudownie. Oczywiście, że ci wybaczam i również cię przepraszam. Za to, że cię tak potraktowałam. To było jeszcze piękniejsze niż przeprosiny Sebastiana!- Krzyknęłam.

-Tak miało być.- Odpowiedział i poczułam jego usta na swoich. Tym razem nie przerwałam pocałunku. Podobało mi się. I nie zamierzałam tego skończyć. Jeżeli tak chciał mogłam mu raz pozwolić się pocałować… Co ty gadasz! Ty też tego chcesz. I pragniesz. I to jeszcze bardziej niż pocałunku z Sebastianem!

-Pierwszy i ostatni raz.- Powiedziałam po pocałunku. Kocham Sebastiana, ale nie poradzę nic, że Oliver też mi się podoba. W końcu jeden pocałunek nic nie zmieni jeśli niewłaściwe osoby się o tym nie dowiedzą…

-Rozumiem. Cieszę się, że chociaż raz.- Powiedział i uśmiechnął się.- Chodźmy na dół. Sandra pewnie już czeka na wieści.

Kiwnęłam głową i zeszłam z jego kolan. Poszliśmy na dół. Sandra siedziała już w salonie. Oczywiście na każdych tego typu spotkaniach mieliśmy swoje ulubione zajęcie. Najpierw szliśmy do sklepu, potem do mnie do domu i piliśmy coś `mocniejszego'. Zaczęło się to mniej więcej rok temu. Nasi rodzice nie mieli nic przeciwko temu. Oczywiście jeżeli `spożywaliśmy' produkt w małych ilościach… Czego nie byliśmy w stanie spełnić…

Obudziłam się rano z lekkim bólem głowy. Wtorek… Wtorek! Zakupy z moimi przyjaciółmi!

Wstałam. Była 10. Mieli tu być za pół godziny! Szybko ubrałam się i wykonałam poranne czynności. W biegu zjadłam śniadanie. Moi rodzice byli już w pracy. Wreszcie do drzwi zapukała Sandra. Zamknęłam drzwi i poszliśmy na zakupy. Było wspaniale i strasznie wesoło! Sandra poszła do swojego domu odnieść zakupy. Była trzynasta. Za godzinę mieliśmy się spotkać w naszym miejscu. Naszym pod wieloma względami. Naszym- Sandry, Olivera i mojego. Naszym- Całej naszej paczki+ Sebastian i Karolie. Naszym- Moim i Sebastiana. Jak dużo znaczeń może mieć jedno słowo… Oliver poszedł ze mną. Odłożyliśmy zakupy i od razu poszliśmy do lasu i `Naszego miejsca'. A może to teraz też miejsce moje i Olivera? Mój przyjaciel chciał o czymś ze mną porozmawiać. Dotarliśmy. Mieliśmy jeszcze pół godziny do przyjścia Sandry.

-Możesz mi powiedzieć co to jest?- Powiedział pierwszy i wyciągnął list. Napisany prostą czcionką. O nie… Salomon.- Znalazłem go w twojej skrzynce.

-Nie powinieneś jej dotykać! Oddaj to!- Pisnęłam i próbowałam wyrwać mu list.

-Przeczytać czy zrobisz to sama?

-Daj go…- Powiedziałam zrezygnowana. Podał mi list i zaczęłam czytać.

Ja Salomon i Król wszechświata przysięgamy Ci śmierć. Przyszłości nie da się zmienić. My jesteśmy przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Życzę powodzenia w następnej próbie niebawem.

Salomon i Król

-Powiesz mi co to jest?- Zapytał.

-To ci fanatycy krwi się bawią…

-Jeszcze nie przestali?

-Nie.

-Nie bój się. Pomogę Ci.- Powiedział i przytulił mnie. Siedzieliśmy tak przytuleni może pięć minut… może dziesięć… W każdym razie dopóki nie przyszła Sandra. Czułam, że on wiedział, że to nie są zwykli fanatycy krwi. Czułam, że mi pomoże. W chwilach słabości…

Sandrę bardzo zdziwił nasz widok. Nic nie mówiła tylko usiadła obok mnie. Dopiero wtedy ją zauważyłam i odsunęłam się od mojego przyjaciela… O ile można go tak jeszcze nazwać…

-To co teraz porobimy?- Zapytała.

-Nie wiem. A co chcesz?- Zapytał Oliver.

-O! Pierwszy raz pytanie kierowane do mnie! Czuję się wyróżniona…

Przez resztę dnia rozmawialiśmy. W `naszym' miejscu…

Każdy kolejny tydzień mijał mi fantastycznie… Oprócz codziennych listów typu: `już niedługo druga próba' itp. Ale szczerze mówiąc nie przejmowałam się tym. Ważne było to, co działo się w moim życiu teraz. Znowu wszyscy byliśmy razem. Codziennie się spotykaliśmy we czwórkę. Nie wyobrażam sobie życia bez nich… Sandra wspaniale dogaduje się z Tomkiem. Można by powiedzieć, że są jeszcze lepszą parą niż ja z Sebastianem. Nigdy się nie kłócą… No może raz, ale tylko o miejsce na ławce. Przez to nie odzywali się do siebie… 3 minuty. A potem był wielki pocałunek. Czasami, gdy tak na nich patrzę to tęsknię za Sebastianem. Ale tylko czasem… Nie wiem czy to źle. Mam nadzieję, że to nie zdrada… Pierścionek noszę codziennie. Tak jak obiecałam na lotnisku. Co do jednej obietnicy nie jestem wystarczająco pewna. I nie chodzi tu o uczucie. Chodzi o przyjaźń. Jest ona dla mnie bardzo ważna. Zaraz druga po miłości oczywiście. Ale wracając do rzeczy obiecałam Karolie, że będę i jestem jej najlepszą przyjaciółką, a tymczasem moją prawdziwą przyjaciółką jest Sandra. Karolie jest nią też, ale nie jest taką, której mogę powierzyć swoje tajne i ścisłe sekrety… No prawie wszystkie… Z wyjątkiem `Fanatyków krwi'.

Tak więc środa. Wracamy na ziemię. Było bardzo zabawnie. Cały dzień spędziliśmy u Olivera w domu, a wieczorem na jego działce za domem zrobiliśmy sobie ognisko. `Gospodarz' umilał nam czas grą na gitarze. I wychodziło mu to wspaniale. Śpiewał znów tę piosenkę, którą mnie przepraszał oraz wiele, wiele innych. Szczerze mówiąc nie wiedziałam, że on gra na gitarze. Czasami proszono mnie abym śpiewała w rytm melodii, ponieważ miałam chyba z całej naszej czwórki najładniejszy głos. Siedzieliśmy do późna.

Wróciłam do domu. I położyłam się spać. I znowu sen… O tym wam nie opowiem…

9 CUDOWNY TOMEK, MARZYCIEL, SIOSTRA I ALOJZY. CO JA MAM Z NIMI ZROBIC? PRÓBA DRUGA- ZALICZONA.

Gdy się obudziłam czułam się znakomicie. Można by powiedzieć, że jak nowonarodzona. Żadnych listów przez cały dzień. Sukces! Chyba pokocham czwartki!

Dzień spędziłam normalnie, ale nie z przyjaciółmi. Sandra pojechała wraz z rodzicami na dwa tygodnie do Włoch. Więc już się długo nie zobaczymy… Ja wyjadę, ona wróci. No i będziemy się widzieć dopiero na końcu lipca… Tomek spędzał dziś dzień z Oliverem. Mieli jakiś `męski dzień'. Powiedzieli, że nie chcą widzieć żadnej dziewczyny, aż do północy, więc zostałam skazana sama na siebie… Przynajmniej tak myślałam…

Wykonałam poranne czynności, zjadłam śniadanie i zaczynałam sprzątać pokój. Moi rodzice oczywiście byli w pracy… A gdzie indziej…?

Cieszyłam się samotnością, gdy do drzwi zadzwonił dzwonek. Podeszłam do nich i otworzyłam je. Za nimi stał… Alojzy. Jak zwykle pewny siebie i uroczy.

-Witaj piękna.- Powiedział, a ja natychmiast zamknęłam drzwi, które on przytrzymał nogą. Próbowałam je zamknąć do końca, ale nie mogłam.- Tak witasz gości? Nie wpuścisz mnie?

Zrezygnowana otworzyłam drzwi i wpuściłam mojego gościa. W drodze do salonu cmoknął mnie w policzek.

-Co ty tu robisz?- Zapytałam.

-Ja? Przyszedłem porozmawiać. Siedzisz tu taka samotna…

-Nie potrzebuje nikogo.

-Tylko tak myślisz… To co pomóc Ci sprzątać pokój, czy będziesz tu stała a ja posprzątam?

-Ale dlaczego?

-Wiesz co…- Powiedział i zamknął drzwi.- Zadajesz za dużo pytań. Pomagam Ci sprzątać, a ty się pytasz dlaczego. Powinnaś dziękować.

-Tobie nie będę dziękować.

-Jak chcesz…- Powiedział i pobiegł na górę. Wszedł do mojego pokoju, pokiwał przecząco głową i… zabrał się za sprzątanie. Pomagałam mu jednak wiele sama nie zdziałałam. Zachowywał się tak, jakby znał mój dom, a przecież nigdy tu nie był!

Po dwudziestu minutach kończył sprzątać, a ja poszłam nam zrobić nam coś na dół do picia. Gdy tylko skończyłam usłyszałam kroki na schodach. Alojzy usiadł na kanapie w salonie. Podałam mu napój i usiadłam w fotelu.

-Przepraszam za te nie miłe powitanie rano.- Powiedziałam.

-Nie ma za co.

-I dzięki za posprzątanie pokoju. Naprawdę.

-O! Jakaś zmiana… Przechodzimy na przepraszam, dziękuję, a może będzie proszę…? Na przykład proszę o pocałunek?

-Nie ma mowy. Naprawdę odpuść sobie…

-Ale ja tak to lubię…- Powiedział i znów mnie pocałował. Znowu krótko, lecz pobudzająco.

-Alojzy!- Krzyknęłam.

-No i proszę… Znowu przechodzimy na krzyki…

-Jeżeli chcesz to zaraz mogę Ci dopiero pokazać co to są krzyki!- Krzyknęłam ze złością w głosie.

-Ja już chyba będę wychodził…

-Co ty nie powiesz?

-Do zobaczenia.- Powiedział. I znów pocałunek! Tym razem w policzek… Naprawdę go nienawidziłam.

-ALOJZY!- Krzyknęłam, ale w domu nie było już po nim śladu.

***

Kolejną godzinę spędziłam na oglądaniu strasznie nudnej telewizji… W wakacje zawsze są powtórki… Znudzona wyłączyłam ją i poszłam do siebie do pokoju. Spojrzałam na biurko i postanowiłam, że jeszcze raz przeczytam „Pamiętniki Wampirów”. Wzięłam pierwszą część do ręki, usiadłam na łóżku i zaczęłam czytać. Po skończeniu moi rodzice wrócili z pracy. Porozmawiałam z nimi chwilkę i poszłam wziąć prysznic. Była dopiero siódma, ale byłam strasznie zmęczona, a nawet nie sprzątałam!!! Usnęłam ok. godziny ósmej. Nie śniło mi się nic. Kompletnie!

Czwartek to jednak mój ulubiony dzień…

Dziś (w piątek) obudziłam się późno. Nareszcie dobrze się wyspałam…

Dzięki mojemu dobremu nastrojowi przypomniałam sobie o moim „pamiętniku”. To nie był zeszyt słodkiej blondynki, która co dzień pisała:

Drogi Pamiętniczku!

Dziś zakochałam się w Arku Albo nie w sobie!

Tego pamiętnika używałam raz na jakiś czas, ale tylko w nastroju bardzo dobrym lub bardzo złym. Sięgnęłam po zeszyt- w kratkę z jakimś krajobrazem na okładce oraz długopis i napisałam:

Zwykły zeszycie, dzisiaj czuję się bardzo szczęśliwa. Inne zmartwienia odeszły w kąt. Nie ma listów- jest szczęście. I to jakie! Mam nadzieję, że dzisiaj też ich nie przyślą… Znowu się nie wyśpię… Nawet nie wiesz jakie to męczące Ty przez większość czasu leżysz w mojej szufladzie i śpisz Co ja gadam! Przecież zeszyty nie śpią! A szczególnie te zwykłe!

Kinga Mrok.

PS. Chociaż jesteś najzwyklejszy, to i tak najpiękniejszy!

Skończyłam pisać, przeczytałam jeszcze raz mój wpis i uśmiechnęłam się sama do siebie. Po chwili wstałam i schowałam pamiętnik głęboko do szuflady, aby nikt nie mógł go przeczytać. Jak co dzień rano ubrałam się, umyłam i zeszłam na dół zjeść śniadanie. Jadłam je pogrążona we własnych myślach.

Po śniadaniu postanowiłam, że odwiedzę Olivera. Założyłam buty i zanim się obejrzałam pędziłam już do Olivera. Zadzwoniłam do drzwi i po chwili zza nich wyjrzał mój kochany przyjaciel. Przytuliłam go i weszłam do domu.

-Fajne powitanie. Proszę o takie częściej.- Powiedział. Poszłam do kuchni i usiadłam na krześle.

-Marzyciel…- Odpowiedziałam.

-Czemu zawdzięczamy ten wspaniały humorek?

-Tylko fanatycy sobie odpuścili. Nie ma listów- jest szczęście.

-Właśnie widzę. To co idziemy po Tomka i wychodzimy gdzieś?

-Poczekaj…

-Tak?- Zapytał się niepewnie.

-Wczoraj był u mnie Alojzy i on nie chce się odczepić… Mówiłam mu, ale nic z tego. On mnie chyba… Bardziej lubi.

-Spokojnie porozmawiam z nim.

-Dziękuję.- Odpowiedziałam i znowu rzuciłam mu się na szyję.

-Czy jest jeszcze więcej takich chłopaków, którzy się narzucają?- Zapytał, gdy trwaliśmy w uścisku.

-Nie ma. Dlaczego pytasz?- Odsunęłam głowę od jego ramienia i popatrzyłam mu w oczy. Czysta oaza i ukojenie. STOP! Wróć myślami na ziemię!

-Bo jeszcze bym cię poprzytulał.

-Marzyciel…- Powtórzyłam się.

-Marzyc każdy może…

-Oliver, Oliver… Coś ci poradzę, dobrze?

-Słucham.

-Znajdź sobie wreszcie dziewczynę!- Krzyknęłam i wybiegłam na dwór. Niestety mój przyjaciel mnie dogonił. Szliśmy razem i rozmawialiśmy o różnych sprawach. Po 20 minutach byliśmy w domu Tomka. Oliver zapukał do drzwi.

-Idziesz?- Zapytał się Tomka.

-Gdzie?

-Zobaczysz…- Powiedziałam.

-No, to idę!- Odpowiedział i już za trzy minuty wychodziliśmy z jego podwórka. Poszliśmy do kawiarni na lody i świetnie się razem bawiliśmy. Z dnia na dzień poprawiały się moje kontakty z Tomkiem i tak samo było w przypadku Olivera. Coraz lepiej go poznawałam i zaczynałam go powoli traktować jako przyjaciela, na takim samym stopniu jak Olivera. Nagle zobaczyłam Alojzego idącego w naszą stronę. Usiadł przy naszym stoliku, lecz przed tym pocałował mnie w policzek. Opanowałam złość i powiedziałam do Olivera:

-Teraz już wiesz, co miałam na myśli…

-Alojzy, możesz sobie odpuścić?- Zapytał się Oliver.

-Dlaczego?

-Bo ona ma chłopaka?!- Krzyknął Tomek.

-No i co z tego…- Odpowiedział Alojzy, a ja wstałam i poszłam zapłacić. Mój ruch powtórzyli Oliver i Tomek.

Alojzy już nas nie gonił. Poszliśmy do domu Tomka i popołudnie spędziliśmy zajmując się jego malutką 3- letnią siostrą Magdą. Była urocza. Wieczorem padnięta wróciłam do domu, wykąpałam się i poszłam spać. Zero snów… Od teraz kocham także piątki… Nie! Alojzy! No tak… No to piątków nienawidzę…

Sobota i Niedziela minęły mi na wspólnym spędzaniu czasu z `cudownym Tomkiem' i `super Oliverem', bo tak nazywali siebie nawzajem. Przy ich towarzystwie nigdy się nie nudziłam i zawsze byłam uśmiechnięta. W sobotę byliśmy u mnie. Oglądaliśmy różne filmy- przeważnie komedie- oraz poszliśmy zając się ponownie Magdą, która powiedziała do mnie `siostra'.

-Siostra podasz mi tamtą zabawkę?- Zapytała się mała.

-Oczywiście proszę…- Powiedziałam i podałam jej zieloną maskotkę kosmity.- Siostra?

-Siostra. Dobrze?- Zapytała się pokazując mi misia, którego podałam jej przed chwilą z chustką na głowie.

-Pięknie siostra.- Powiedziałam i pogłaskałam ją po główce. Wstałam i poszłam do kuchni, ponieważ Tomek miał nam zrobić coś do picia. Jego kuchnia była otwarta na salon, więc doskonale widzieliśmy małą.

-Przepraszam, ale ona strasznie szybko się przywiązuje.- Powiedział Tomek zakłopotany.

-Naprawdę nic się nie stało. Cieszę się, że będę miała siostrę. Nigdy jej nie miałam.

-No, to chyba Tomek jest twoim bratem…- Powiedział Oliver.

-Na to wychodzi.- Powiedziałam i przytuliłam Tomka po przyjacielsku.- Witaj braciszku.

-A ja kim mam być?

-Ty, to jedynie możesz być złym kuzynem. Zgadza się mała?

-Tak, tak.- Pisnęła.

Po chwili leżałam koło Magdy na podłodze i byłyśmy gilgotane przez chłopaków. Mała była zachwycona, ja natomiast nie bardzo, chociaż śmiałam się z całej sytuacji. Nienawidziłam gilgotek.

***

Wieczorem wróciłam do domu, gdzie telefonem zaskoczyła mnie Sandra. Opowiadała, że jest strasznie gorąco i uwielbia tamtejszą kulturę. Po rozmowie umyłam się i poszłam spać. I niespodzianka. Kolejna noc bez snów… Piękna, czarna, a zarazem kolorowa…

Niedzielę spędziliśmy po części u Olivera, a po części w `naszym miejscu'. Nazwaliśmy je `nmnz' czyli nasze miejsce na zawsze. Zrobiliśmy sobie piknik. I tak minął mi kolejny dzień bez listów. Jednak… nic nie trwa wiecznie…

***

Poniedziałek. Miał być cudowny, a okazał się prawie najgorszym dniem w całym moim niedługim życiu… Próba druga- zaliczona.

Obudziłam się wcześnie, wykonałam poranną toaletę i zjadłam śniadanie. Posprzątałam swój pokój i usiadłam przed telewizorem, jak zwykle sama w domu. Rodzice mieli wrócić dopiero o godzinie dwudziestej. Nie miałam ochoty iść do chłopaków. Zresztą mieli iść dzisiaj na siłownię. Tylko bym im przeszkadzała…

Po obejrzeniu prawie dwu- godzinnego filmu poszłam sprawdzić pocztę. Były tam różne listy… Jeden od Salomona. Weszłam do domu i otworzyłam kopertę.

Niedługo próba,

jeśli ci się żyć uda,

Pomożesz nam potem,

I śmierć czeka cię za płotem,

Czekam nieśmiało,

Ale mi się zrymowało,

Do zobaczenia po tamtej stronie.

Salomon

Podarłam list i wyrzuciłam do kosza. Postanowiłam go zignorować. Poszłam pograć na komputerze. Po paru godzinach była siódma. Nie miałam co robić, więc poszłam wziąć kąpiel. Postawiłam magnetofon w łazience na parapecie i włączyłam muzykę. Po kąpieli i założeniu piżam włączyłam suszarkę i zaczęłam suszyć sobie włosy. Przypomniało mi się, że zapomniałam odżywki, więc otworzyłam drzwi i już chciałam wyjść do mojego pokoju, gdy coś mnie zatrzymało…

To był ogień. Mocny i wszechobecny. Zajął cały mój dom. Oprócz mojej łazienki, która za chwilę miała również zatoczyć się w tym kręgu ognia. Zamknęłam szybko drzwi i usiadłam na podłodze. Zaczęłam płakać…

`Nic już nie zrobię…' Pomyślałam i zobaczyłam postać wchodzącą do mojego domu przez okno w łazience.

10 URATOWANA

Na początku nie mogłam rozpoznać przybysza. Jednak po chwili, gdy postać odwróciła się twarzą w moją stronę okazało się, że jest to mój przyjaciel Oliver. Na początku byłam w lekkim szoku i tylko patrzyłam się na niego. Zmartwiony, z troską w oczach pochylił się i wziął mnie na ręce, przodem do siebie, jak niemowlę.

-Wszystko w porządku?- Zapytał.

W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową.

-Gotowa się stąd wydostać?

-Jak… Jak się tu dostałeś?- Zapytałam drżącym głosem.

-Później ci wyjaśnię. Może.- Odparł z półuśmiechem na twarzy.

Chwilę później Oliver jednym zgrabnym ruchem otworzył okno i już staliśmy na parapecie. Za chwilę mieliśmy skoczyć z piętra. Byłam w jego objęciach, ufałam mu, a mimowolnie, chyba jak każdy człowiek krzyknęłam:

-Żartujesz sobie! Zginiemy.

-Wolisz tu zostać?

-Nie, ale zginiemy.- Powtórzyłam się.

-Ufasz mi?

Westchnęłam.

-Tak, ufam.

Poczułam, że ogarnia go uczucie ulgi. Chyba naprawdę myślał, że tu zostanę. Właściwie, to nadal się zastanawiałam. Ale mimo to ufałam mu.

-To zamknij oczy.

Nagle przypomniało mi się, że miałam ogromny lęk wysokości. W dzieciństwie czasami nawet bałam się zjechać ze zjeżdżalni. W moim przypadku zamknięcie oczu tylko pogarszało sprawę.

-Wolę z otwartymi.

Tym razem to on westchnął. Ogień spalił już drzwi i dostał się do łazienki.

-Jak chcesz…

Dosłownie przez jakieś trzy sekundy lecieliśmy w powietrzu, by po chwili gładko jak kot wylądować na pokrytej trawą ziemi z tyłu domu. Cały ten czas ręce miałam zaciśnięte na jego szyi i spoglądałam mu głęboko w oczy, tak jak on mi.

Ocknęłam się i usłyszałam syreny karetek, wozów strażackich itp. Oraz moich rodziców.

-Niech pan coś zrobi! Natychmiast! Tam jest moja córka!- Krzyczała ze szlochem w głosie moja mama.

-Niestety ogień zajął już cały dom. Nic nie możemy zrobić.- Odpowiedział hardo strażak. Rutynowa odpowiedz- pomyślałam. Brzmiała jak formułka wyuczona na pamięć.

Spojrzałam w górę i łazienka zajęła się ogniem.

Lustrowałam wzrokiem dom. Właściwie to jego pozostałości. Ogień zataczał coraz to nowe kręgi niszcząc wszystko co spotka na swojej drodze. Gdyby nie Oliver, byłabym to również ja.

-Wszystko w porządku?- Z zamyśleń wyrwał mnie głos mojego przyjaciela.

-Tak. Tylko głowa mnie boli.- Powiedziałam i na potwierdzenie dotknęłam ręką głowy. Moje kończyny nie chciały się poruszać, więc musiałam zmusić rękę do wysiłku. Widocznie przeżywały jeszcze szok. Moja głowa też. Szumiało mi w uszach. -Jak Ci się to udało?

-A jak Ci odpowiem to zrobisz coś dla mnie?- Zapytał idąc w stronę zamieszania przed domem.

-Wszystko.

-Proszę pozwól lekarzom się tobą zająć. Pojedziesz pewnie do szpitala, a wiem, że tego nie lubisz… Gdy się obudzisz wszystko Ci opowiem.

-Nie chce mi się spać.- Powiedziałam, ale nie odpowiedział, ponieważ doszliśmy do tego wielkiego tłumu. Oliver przez cały ten czas niósł mnie na rękach.

Rodzice podbiegli do mnie. Obydwoje płakali. Najbardziej mama.

-Wszystko jest dobrze.- Uspokoiłam ją szeptem, kiedy pochyliła się nade mną.

-Tak bardzo się martwiłam!- Odpowiedziała.- Pewnie byłaś przerażona.

W odpowiedzi kiwnęłam głową.

Nie dochodziły do mnie już żadne szepty i rozmowy. Byłam zbytnio zmęczona, aby im się przysłuchiwać. Widziałam tylko jak Oliver kładzie mnie na nosze, pochyla się nade mną i coś szepce do ucha. Niestety nic nie rozumiałam. Potem pocałował mnie w policzek. Nie miałam nic przeciwko temu.

Odsunął się i moje `łóżko' zostało wsunięte do karetki. Ostatni raz spojrzałam na zmartwionych rodziców, policjantów, strażaków, lekarzy oraz niebywałego bohatera dzisiejszego wieczoru- Olivera. Uśmiechnął się do mnie i w tym samy momencie lekarze zamknęli drzwi do karetki. Równocześnie z drzwiami zamknęłam powieki. Próbę zaliczyłam. Ciekawe, co będzie dalej… I pogrążyłam się w ciemności.

***

Obudziłam się. Przez chwilę bałam się otworzyć powieki. Gdy już to zrobiłam, od razu je zamknęłam. Jasne światło pomieszczenia raziło i piekło oczy. Ponowiłam próbę tym razem z większym skutkiem, lecz już po chwili moje oczy znowu były zamknięte. Po trzeciej próbie otworzyłam je na stałe.

Byłam w szpitalu. Był czysty, zadbany. Od podłogi do połowy ściany były pomalowane na jaskrawą zieleń. Ich góra była biała. Podłogę pokrywało jasno zielone linoleum w białe prążki. Poręcze łóżka były białe, tak jak i pościel. Jak zauważyłam, właśnie podawano mi kroplówkę. Nie byłam w ciężkim stanie, więc nie potrzebowałam dodatkowych kabelków.

Przekręciłam głowę w lewą stronę. Przy łóżku, na krześle siedziała moja mama i uśmiechała się do mnie. Wszystko mnie bolało. Każdy ruch.

-Jak się czujesz?- Zapytała z wielką troską w głosie.

-Dobrze. W miarę.- Lekko skłamałam. Czułam się fatalnie. Jak po wypadku samochodowym.- Długo spałam?

-Lekarze powiedzieli, że niedługo, ale ja się strasznie niecierpliwiłam. Jest wtorek wieczór. Przespałaś tylko dobę. Myślę, że trzeba się zastanowić nad tym wyjazdem do Sebastiana. W końcu masz jechać za tydzień, a musisz odpocząć. Poza tym musimy znaleźć nowy dom…

-Mamo. Właśnie dlatego chcę jechać. Możemy przełożyć wyjazd o tydzień czy dwa. Wyjadę, a wy znajdziecie coś do zamieszkania. Będzie wam łatwiej… A gdzie teraz mieszkacie?

-U ciotki Sary. Nie starczy tam miejsca dla nas wszystkich… Oliver zaproponował, żebyś u niego na razie zamieszkała. Co ty na to?

-Zgadzam się.- Odpowiedziałam rozradowana.- To teraz musisz zadzwonić do Steph i przełożyć wyjazd o tydzień.

Uśmiechnęła się, a ja razem z nią. Po chwili niecierpliwie wyciągnęła telefon i spojrzała na godzinę. Schowała go i spojrzała na mnie z troską i prośbą.

-Rozumiem, rozumiem. No, idź już.- Powiedziałam po chwili.

-Przepraszam, ale muszę już iść.

-Nic się nie stało, mamo.- Uśmiechnęła się na te słowa.

-Do zobaczenia jutro, córciu.- Powiedziała i pocałowała mnie w czoło. Przed ostatnim słowem zrobiła krótką pauzę. Wszystko sprawiało mi ból, ale uśmiechnęłam się.

-Do zobaczenia.

Już po chwili wychodziła z mojej sali. Jednak nie było mi dane zostać na chwilę samej. Jakąś sekundę po wyjściu Marty pojawił się Oliver. Wszedł, zamknął drzwi i usiadł na krześle zajmowanym przed chwilą przez mamę.

-Obiecałeś.- Przypomniałam.

-Dobrze cie widzieć. Jak się czujesz?- Zapytał. Jak zwykle próbował wykręcić się od tematu. Postanowiłam, że trochę go podpuszczę i udam, że zapomniałam.

-Ciebie też dobrze widzieć. Czuję się dobrze, ale wszystko mnie boli.- Usłyszałam jak wolno wypuszcza powietrze.- Słyszałam, że mam u ciebie mieszkać…

-Tak. Co ty na to?

-Będzie super.

-Ale już za tydzień wyjeżdżasz.

-Za dwa tygodnie… Muszę dojść do siebie. Tak uzgodniłam z mamą.- Po moich słowach jego smutek zastąpił szeroki uśmiech.

-Powiedziałem Sandrze.

-I jak to przyjęła?

-Najpierw histeryzowała.- Jak to ona, pomyślałam.- Potem pozwoliła mi cos powiedzieć, a na samym końcu się uspokoiła i życzyła Ci szybkiego powrotu do zdrowia.

-Podziękuj jej ode mnie. A teraz… Opowiadaj.

Popatrzyłam prosto w jego oczy. Twarz miał spokojną, wręcz opanowaną, ale w oczach ukrywał zdenerwowanie.

-Ja… Zacznę od…

-Początku.- Podpowiedziałam.- Skąd wiedziałeś, że tam jestem?

-Proste. To było jedyne pomieszczenie nie zajęte przez ogień.

-Nie pomyślałeś może, że ogień już mnie skonsumował?- Zapytałam, a jednocześnie dostałam gęsiej skórki.

-Nigdy nie tracę nadziei.

-To teraz czas na finał wieczoru… Jak to zrobiłeś? Jak się tam dostałeś? Jak wydostałeś? Jak… to wszystko jest możliwe.

-Ja… Od zawsze byłem miłośnikiem wspinaczek, więc to nie był dla mnie problem. A co do skoku… Posiadam specjalne… zdolności…

-Ale z piętra!

-Proszę Cię. Nie męcz mnie pytaniami. Powiedziałem tyle co mogłem. Obiecuję…- Powiedział i złapał moją dłoń.- Że niedługo wszystkiego się dowiesz. Ufasz mi?

Spojrzał mi głęboko w oczy. Znowu poczułam się jak w raju… Głupia! On czeka na odpowiedź!

-Ufam. I trzymam za słowo.

Tę piękną chwilę przerwała nam pielęgniarka oznajmująca, że Oliver musi już wychodzić. Kiwnął głową, a ona wyszła abyśmy się pożegnali.

-Dobranoc.- Szepnął mi do ucha.- Miłych snów.

-Dobranoc.- Szepnęłam.

Wstał, pocałował mnie w policzek i poszedł. Gdy wyszedł usłyszałam jeszcze jego krótką wymianę zdań z pielęgniarką.

-Chłopak?- Zapytała.

-Chciałbym… Przyjaciel.

-Powodzenia.

-Dziękuję.

I poszedł.

Chwilę później weszła do mnie do pokoju i zmieniła kroplówkę. Miała może dwadzieścia cztery lata. Była smukłą, zgrabną i ładną brunetką. Miała pogodny uśmiech i piwne oczy. Gdy wyszła spróbowałam usiąść. Wszystko mnie bolało, ale po pięciu minutach prób siedziałam.

Wstałam i podeszłam do okna. Było już ciemno, a ulice oświetlały jedynie uliczne latarnie. Pod szpital zajechał motor. Wielki, czarny, z kierowcą ubranym całym na czarno. Z tyłu, na obcisłej kurtce ze skóry widniał napis: `Kiss my ass'. Mężczyzna zdjął kask i uśmiechnął się do mnie. Po chwili ze szpitala wybiegła pielęgniarka, która jeszcze przed chwilą była u mnie w sali. Była teraz ubrana jak mężczyzna- cała na czarno z taką samą kurtką. Podbiegła do swojego chłopaka i pocałowała go czule. Przez chwilę o czymś rozmawiali, a chłopak wskazał na mnie. Pielęgniarka złożyła ręce i położyła pod głowę, którą przekręciła na bok, każąc mi iść spać. W odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. Chłopak roześmiał się, a potem nałożyli kaski i odjechali.

Bardzo spodobała mi się ta scena. Dla niej to była codzienna sytuacja, a dla mnie coś innego. Różnego. Zmęczona podeszłam do łóżka i położyłam się w nim. Po chwili już spałam. Byłam strasznie zmęczona… W śnie przeżywałam jeszcze raz pożar. Obudziłam się z krzykiem. Byłam cała mokra od potu. Ponowiłam próbę snu, lecz zbudził mnie ten sam koszmar. Usnęłam po raz trzeci, lecz znowu się obudziłam. Postanowiłam, że już nie usnę…

Leżałam tak parę godzin i myślałam o tej całej sytuacji i analizowałam każde słowo mojego przyjaciela. Teraz bałam się przeprowadzki do jego domu…

Zmęczona całonocnymi rozmyślaniami usnęłam o godzinie siódmej rano. Tym razem nie męczył mnie żaden koszmar, a jedynie piękne, jedyne w swoim rodzaju zielone oczy. Nie obudziłam się. Mogła bym o nich śnić, nawet każdej nocy. W tym przypadku także każdego dnia…

11 WOJNA. POKÓJ.

Obudziłam się o już o godzinie jedenastej. Pomimo tego, że spałam tylko cztery godziny byłam bardzo wypoczęta. Marta weszła do mnie na chwile do pokoju i dała znać, że czekają na korytarzu. Ubrałam się i opuściłam pomieszczenie. Okazało się, że wszystkie papiery zostały już załatwione i mogliśmy opuścić szpital. Miałam już dość tej ponurej atmosfery tutaj…

Wraz z moją rodziną w samochodzie jechał z nami także Oliver. Torba z moimi nowymi ubraniami spoczywała w bagażniku samochodu. Kupiła mi je wczoraj mama. Po chwili dostałam od Olivera karteczkę.

Jak się czujesz? Nie wyglądasz blado

Dziękuję, dobrze. Cieszę się, że pamiętałeś. Odpisałam.

Ja zawsze o wszystkim pamiętam.

A pamiętasz, że masz sobie znaleźć dziewczynę???

Nie. O tym zapomniałem…”

No to ci przypominam! Masz przynajmniej kogoś na oku??? Zapytałam.

Taką jedną, ale jest zajęta.

Znam ją???

Raczej nie. Odpisał. Trochę zasmuciłam się tym faktem.

No to szkoda…” Odpisałam. Więcej już nie pisaliśmy.

Zajechaliśmy pod dom Olivera. Pożegnałam się z rodzicami, a mama powiedziała mi, że do Sebastiana jadę za dwa tygodnie. Podobno to nawet dobrze dla nich, bo remontują dla mnie pokój gościnny. Ciekawa jestem czy to prawda, a jeżeli tak, to jaki będzie… Rodzina mojego chłopaka była dosyć zamożną rodziną. Mieli wielki dom, a przed nim wspaniały ogród. Za domem był basen.

Oliver nie miał tak pięknego domu, ale jego miał specyficzny urok. Dom był cały biały, a dach czarny. Był oczywiście parter i piętro. Po chwili wchodziliśmy przez równie czarne drzwi. Takiego samego koloru były też okna. Mój przyjaciel zaprowadził mnie do pokoju gościnnego. Położyłam torbę na łóżko, a następnie na nim usiadłam.

-To… Ja Cię zostawię… Odpoczniesz trochę i się rozpakujesz…

-Wcale nie musisz. Możesz zostać.

-Naprawdę?

-A co przed chwilą powiedziałam?!

Po chwili siedział już w fotelu w rogu, a ja układałam ubrania w szafkach. Pokój był nie duży, ale bardzo przytulny. Na środku stało łóżko, a we wspomnianym rogu fotel. Naprzeciwko łóżka, a jednocześnie obok fotela były szafki. Po lewej stronie łóżka były drzwi, a po prawej okno. Pościel była zielona. Jak oczy Olivera, pomyślałam. Mam bzika na punkcie oczu. Może powinnam się gdzieś zgłosić??? Na jakieś badania… Ale przecież w szpitalu by coś wykryli… Czyli nie jestem nienormalna. A może jestem nienormalna, gdy myślę o tym, że jestem, a za chwilę już nie jestem??? Z całą pewnością mam coś nie tak z głową. Czy ktoś by coś z tego zrozumiał oprócz mnie? Z całą pewnością nie, a jeżeli tak, to też jest nienormalny. Bez urazy.

Oliver cały czas mnie obserwował. Po chwili postanowiłam przerwać niezręczną ciszę.

-Dzwoniłeś do Sandry?

-Nie. Chciała dziś do ciebie zadzwonić.

-Aha… A o której godzinie wrócą twoi rodzice?

-Powinni być za jakieś trzy godziny.

-Hm… Mogę zadać Ci pewne pytanie?

-Zależy jakie…

-Proste.- Zapewniłam.- Jak dwa dodać dwa.

-Zobaczymy…

-Czy twoi rodzice wiedzą, że mnie uratowałeś?

-Tak.

-A czy wiedzą jak? To znaczy, że wyskoczyłeś przez okno itp.

-Hm… Tak.

-A wiedzą jak to zrobiłeś? Jak wyskoczyłeś?

-Koniec pytań.

-Oliver?!- Krzyknęłam.

-A teraz ja mogę się Ciebie o coś zapytać?

-Niech będzie…

-Wiem, że twoi rodzice wiedzą, że cię uratowałem, ale czy wiedzą jak?

-Nie. Myślałam, że nie chcesz, aby wiedzieli…

-I masz rację. Jeszcze jedno pytanie…

-Ostatnie.- Ostrzegłam. Jeżeli on odpowiedział mi na dwa, to wyrównamy rachunki.

-Hm…- Zamyślił się na chwilę.- Czy jadąc tutaj, do mnie, ty podejmowałaś wybór czy był to nakaz?

-Moja mama zaproponowała mi to, ale decyzję podjęłam sama.- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, jednak nie wspomniałam o tym, że bardzo się cieszyłam z tego powodu.

-Czy nadal chcesz jechać do Sebastiana?

-Koniec pytań.

-Kinga?!- Tym razem to on krzyknął.

-Gdybyś odpowiedział mi na moje ostatnie pytanie, ja odpowiedziałabym ci na twoje.

Po moich słowach opuścił pokój z hukiem zatrzaskując drzwi. Westchnęłam. Cokolwiek powiem jest źle. Cokolwiek zrobię jest źle. Wszystko co on zrobi, jest złe, ale potem mnie przeprasza i znowu jest dobrze. Tym razem się nie dam. Nie wybaczę mu tak łatwo. Co on myśli, że może się tak zachowywać?! Że jak u niego mieszkam, to nie mogę się na niego obrazić?! To bardzo się pomylił… Tę wojnę wygram ja.

Wypakowałam ubrania, a potem poszłam do salonu. Wiedziałam, że rodzice Olivera mają olbrzymią kolekcję książek. On sam siedział i oglądał telewizję. Wzięłam pierwszą lepszą książkę i ruszyłam z powrotem do pokoju. Przez cały ten czas czułam na sobie jego wzrok. Gdy już zamknęłam drzwi, rozsiadłam się wygodnie w fotelu i zajęłam się lekturą. Prawdę mówiąc czytałam zdania, ale nie mogłam ich zrozumieć i nie wiedziałam, o czym tak naprawdę opowiada książka. Po jakimś czasie z pracy przyszli rodzice Olivera. Poszłam się grzecznie przywitać.

-Dzień dobry! Dziękuję bardzo za pokój.- Powiedziałam, gdy weszli do kuchni. Mama Olivera- Maria, zaczęła rozpakowywać zakupy. Pomagał jej mąż- Adrian.

-Naprawdę nie ma za co dziękować. To Oliver wpadł na ten pomysł. Powinnaś mu podziękować.- Odpowiedziała Maria. Oliver w tym czasie cały czas był w salonie.- Podoba Ci się pokój?

-Tak jest przepiękny. Tylko boję się o drzwi.

-Dlaczego? Coś się stało?- Zapytał się Adrian. W tym samym czasie do kuchni wszedł Oliver. Spojrzałam na niego znacząco, a następnie ponownie odwróciłam się do jego rodziców.

-Mogą nie wytrzymać kolejnego trzaśnięcia. Nie należy tak okazywać złości, to są tylko biedne drzwi.

Maria spojrzała się na Olivera i pokręciła przecząco głową. Jej oczy zdradzały oburzenie i rozczarowanie.

-Pomóc w czymś?- Zapytałam się jednocześnie z Oliverem. Uśmiechnął się do mnie, ale ja ignorowałam go. Po chwili uśmiech z jego twarzy zastąpiło rozdrażnienie i niedowierzanie. Naprawdę myślał, że po pięknym uśmiechu mu przebaczę? Nie ma mowy. No to szykuje się wojna… Nie ja to wszystko zaczęłam. Trzeba było nie męczyć biednych drzwi. Co ja mówię?! A raczej myślę… Nie o drzwi tu chodzi! Raczej o dumę i honor, te dwie cechy, które czasami gubię- po piosence, pięknym uśmiechu, powiedzeniu `przepraszam'. Ale tym razem zostają na swoim miejscu. Nie zgubię ich po raz kolejny.

-Nie, możecie iść. Oliver zostań tylko na chwileczkę. Muszę z tobą porozmawiać.- Odwróciłam się, uśmiechnęłam do niego, co oczywiście odwzajemnił grymasem i wyszłam z kuchni do salonu. Zdążyłam tylko usłyszeć słowa oburzonej matki Olivera.- Tak traktujesz gości? A zwłaszcza Kingę? Po tym co przeszła?…

Podeszłam ponownie do regału z książkami i znalazłam tam tytuł, który mnie akurat interesował: „101 sposobów na wygranie bitwy z przyjacielem”. Sięgnęłam po książkę i zaczęłam wychodzić z salonu. Wiedziałam, że mój przyjaciel nigdy jej nie czytał, bo uważał to za jakieś bezsensowne brednie. W drodze wyminęłam Olivera. Podszedł do regału, a ja obróciłam się w jego stronę. Sięgnął po książkę, ale znalazł tam jedynie puste miejsce.

-Tego szukasz?- Zapytałam się.- Może oddam Ci jak przeczytam.

Wyszłam z salonu i udałam się do mojego pokoju. Wyszłam z podniesioną głową, uśmiechem na ustach, z książką oraz z dumą i honorem. Jak przystało na prawdziwego żołnierza. No, może oni nie potrzebują książek…

Gdy wróciłam zagłębiłam się w lekturę. Gdy skończyłam czytać sposób nr 50, Maria zawołała nas na obiad. Jedliśmy w milczeniu. Kopnęłam Olivera w nogę i szybko schowałam swoje. Chyba on próbował zrobić to samo, ale wybrał złą nogę. Kopniaka dostał Adrian, a Oliver uśmiechnął się zakłopotany. Nigdy jeszcze nie widziałam takiej miny na jego twarzy.

Po obiedzie przeczytałam kolejne 51 sposobów. Wychodziłam z pokoju, gdy Maria zawołała mnie do gry w `Euro monopol'. Ot tak, rodzinna wieczorna rozrywka. Siedziałam obok Olivera i to niestety on wygrywał. Musiałam coś wymyślić. Gdy wszyscy byli zajęci liczeniem swoich pieniędzy, ja podkradłam trochę z banku, a potem powiedziałam, że te miałam schowane na `czarną godzinę'. To dofinansowanie pomogło mi wygrać. Po grze poszłam się wykapać i poszłam do kuchni. Zapytałam się Adriana czy mają kakao, a on pokazał mi gdzie. Zrobiłam jedno dla siebie, a drugie dla mojego przyjaciela, po czym poszłam do jego pokoju. Zapukałam trzy razy i po chwili wchodziłam już do pokoju Olivera.

-Oliver, naprawdę chciałam cię przeprosić za moje dzisiejsze zachowanie. Jako przeprosiny przyniosłam kakao. Wypijemy razem?- Powiedziałam i zrobiłam skruszoną minę.

-Jasne… Siadaj. Wybaczam Ci.- Powiedział i uśmiechnął się wesoło. Poszedł na chwilę do łazienki umyć ręce. Poszłam za nim. Po chwili podawałam mu już kakao. `Niechcąco' wylałam całą jego zawartość na piżamę mojego przyjaciela. Stał tam zdezorientowany z kakałem na ubraniu.

-Sposób pierwszy, zaliczony!- Krzyknęłam po czym popiłam łyk swojego kakao i wyszłam dumnie z jego pokoju. Duma i honor? Leżą w kieszeni.

Wróciłam do siebie, schowałam książkę z żartami między ubraniami w szafce, gdyby ktoś chciał jej poszukać i położyłam się spać.

Bitwa pierwsza- Wygrana.

Bitwa druga- Zobaczymy jutro.

A potem zapadłam w sen.

Obudziłam się szczęśliwa i zachęcona do walki. Dzisiaj Czwartek. Przecież to jest mój ulubiony dzień tygodnia. Wstałam, ubrałam się i wykonałam poranną toaletę. Po tym wszystkim poszłam zrobić sobie śniadanie. Rodzice Olivera byli już w pracy. Zalałam płatki mlekiem, a następnie usiadłam i zaczęłam je jeść. Do kuchni wszedł mój przyjaciel.

-Smacznego.- Powiedział. Niespodziewanie stał się uprzejmy!

-Wzajemnie.- Odpowiedziałam niechętnie z przebiegłym uśmiechem na ustach.

-Nie możemy tego zakończyć?

-Nie. Muszę wygrać.

-A to wczoraj? To nie była wygrana?

-A to… To była tylko rozgrzewka…

-Dobrze. Skoro chcesz wojny, będziesz ją miała.

-Nie pamiętasz, że ja mam książkę, złotko?- Zapytałam się go znowu z uśmiechem na ustach. Wstałam i odniosłam miskę do zlewu.

-Nie bój się o mnie. Poradzę sobie.

-Na pewno?- Powiedziałam i przysunęłam się do niego bliżej. Obrócił się i spojrzał mi w oczy.

-Na pewno.

Odwróciłam się i odeszłam do pokoju.

-Już ja Ci pokaże!- Krzyknął za mną.

W pokoju umierałam z nudów. Myślałam nad różnymi sposobami upokorzenia Olivera, a gdy już jakiś pomysł z książki mi się spodobał, brakowało mi jakiejś rzeczy potrzebnej do jego wykonania. Kręciłam się niespokojnie. Z nudów zaścieliłam pięknie łóżko, poskładałam jeszcze raz ubrania w szafkach i rozsiadłam się wygodnie w fotelu. W końcu wpadłam na pomysł i ruszyłam do sklepu. Kupiłam zmywalną farbę do włosów koloru różowego i wróciłam do domu. Schowałam ją jak najgłębiej w ubraniach i poszłam oglądać telewizję. Nie zdążyłam nawet dojść do salonu, gdy zjawili się rodzice mojego przyjaciela.

Na obiad była pizza. Przy stole rozmawialiśmy o naszym dzisiejszym dniu, szkole i o tym co będziemy z Oliverem robić jutro. Obydwoje odpowiedzieliśmy, że odpoczniemy w domu. Po południu posprzątałam po obiedzie, ponieważ nie miałam co innego robić i chciałam się jakoś odwdzięczyć za pokój. Następnie wszyscy oglądaliśmy telewizję, a wieczorem trzy razy zagraliśmy w `Rummikub', w tym ja wygrałam za pierwszym razem, Oliver za drugim i niestety Adrian za trzecim.

Poszłam się wykapać, a przy okazji dolałam farby do szamponu Olivera. Miał iść się zaraz kapać, więc nic nie stało na przeszkodzie. Wychodząc z łazienki zauważyłam, że w jej stronę zmierza Maria z zamiarem kąpieli. Szybko podeszłam do niej i spytałam się czy mogę z nią porozmawiać. Kiwnęła głową, krzyknęła do Olivera, że to on teraz może iść się kapać, a następnie udałyśmy się do kuchni. Cieszyłam się, że mój plan się uda, ale bałam się nadchodzącej rozmowy. O czym miałam z nią rozmawiać?

Doszłyśmy do kuchni, a Maria usiadła na krześle.

-Więc… O czym chciałaś porozmawiać?

-Właściwie to… Chciałam podziękować za pokój. Naprawdę. Gdyby nie państwo i Oliver to… Nie było by mnie już na tym świecie.- Powiedziałam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak wiele dla mnie zrobił. A ja mu się tak odpłacałam…

-Miałaś niebywałe szczęście.- Odpowiedziała. Chciałam pobiec do mojego przyjaciela i powiedzieć mu żeby zostawił szampon, ale musiałam dokończyć rozmowę.

-Tak. Dziękuję jeszcze raz. A teraz przepraszam. Muszę iść do pokoju.

Gdy wychodziłam z kuchni zauważyłam wychodzącego z łazienki Olivera. Rodzice zaczęli się z niego śmiać, a on nie wiedział o co chodzi. Podeszłam do niego, złapałam kosmyk jego włosów w palce i pokazałam mu go.

-Przepraszam.- Odpowiedziałam zasmucona.

-Teraz się doigrałaś.- Odpowiedział z uśmiechem i odszedł.

Wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Zdezorientowana wpatrywałam się w zieloną ścianę. Ja go przeprosiłam. Szczerze, od serca, a on powiedział, że się `doigrałam' ??? Już kompletnie nie rozumiem ludzi. Chociaż miał ku temu powody.

Czwartek. Plus- różowe włosy, minus- wściekły Oliver. Jednak… Nadal kocham czwartki…

Położyłam się do łóżka i usnęłam dopiero po godzinie.

Piątek zaczął się szczęśliwie. Jednak dalszy jego przebieg, nie był wspaniały…

Wstałam i… wiecie co zrobiłam. Poszłam do kuchni zjeść śniadanie, a po nim oglądałam telewizję. Od rana nie widziałam nikogo, a szczególnie zdziwił mnie brak Olivera. Nagle wpadł do salonu krzycząc:

-Sandra! Coś jej się stało.

Wstałam.

-Co ty mówisz? Uspokój się. Pewnie to kolejny dowcip.

-To wcale nie dowcip! Masz odsłuchaj wiadomość.- Powiedział i podał mi swój telefon wcześniej wykręcając numer na pocztę głosową. Rzeczywiście nagrała się Sandra.

-Hej. Tu Sandra. Szkoda, że nie odbierasz. Chciałam wam tylko powiedzieć, ze jest super. Co to jest? Aaaaa..

Koniec wiadomości.

-Ona miała dzisiaj płynąc tym promem.- Powiedziałam.

-Wiem i właśnie dlatego się martwię. A jak coś jej się stało? A jeżeli ona… nie żyje?

-Nawet tak nie myśl! Idę do pokoju i będę do niej dzwonić. Ty zadzwoń do rodziców i Oliver…

-Tak?

-Nie panikuj.

Kiwnął głową. Tym razem ja zachowałam zimną krew. Trudno mówić o dumie i honorze w takiej sytuacji, ale chyba je ze sobą wzięłam.

Przez cały ranek próbowałam się dodzwonić do Sandry. Rodzice Olivera mieli się czegoś dowiedzieć, więc mieli być w domu wieczorem. Dzwoniłam również popołudniu. I nic. Może jej naprawdę coś się stało…

O siódmej wieczorem przyszła Maria i Adrian.

-Czy wiedzą państwo coś na temat Sandry?- Zapytałam zniecierpliwiona.

-O ile jestem dobrze poinformowana, jest we Włoszech.- Odpowiedziała mama Olivera.

-Ale chodzi mi o ten wypadek…

-Jaki wypadek?!- Zapytał się zdenerwowany Adrian.

-No, państwo się mieli o niej coś dowiedzieć…

-Dowiedzieć?! Właśnie byliśmy na obiedzie w restauracji i w sklepie z meblami.

Spojrzałam się do Olivera, który zakłopotany opuścił kuchnię.

-Ale… wypadek… i państwo… informacje… Ja… Ona żyje! Oliver!- Krzyknęłam.

Po chwili zadzwonił telefon. Odebrałam połączenie.

-Hej. Tu Sandra. Fajny żart, co nie?

-Fajny żart?!

-Nasz wspólny pomysł!

-I jeszcze się nim chwalisz!

Ze złości zamknęłam telefon, wciągnęłam buty i już za chwilę wychodziłam z domu. Na początku pochodziłam trochę po okolicy, aż wreszcie poszłam do `naszego' miejsca. Jak można wymyśleć tak okropny żart!

Usiadłam na pniu i rozmyślałam. Chyba wolałabym już mieć różowe włosy… mogły by być nawet zielone czy czerwone. Tylko nie ten straszny żart! Ja naprawdę myślałam, że ona zginęła. Po tak prawdopodobnych faktach… Zresztą ostatnio wszystko było możliwe… Wyjęłam telefon. Połączeń nieodebranych: 10. Dobrze im tak… Niech się martwią.

Po chwili zauważyłam kogoś idącego w moją stronę… To był Tomek.

-Skąd ja wiedziałem, że cię tu znajdę?- Zapytał i usiadł koło mnie na pniu.

-Zgadywałeś?

-Zgadłaś!

-Nie mów mi, że mam tam wracać. Wiesz co oni zrobili?!

-Wiem i też tego nie popieram.

-Chociaż ty jeden…

-Ale naprawdę musimy iść. Wszyscy się o ciebie martwią.

-A mam jakieś inne wyjście?- Zapytałam się, a on uśmiechnął się szeroko.

-Raczej nie…

-No to idziemy.

Pod domem wszyscy już na nas czekali. Oliver dostał różnego rodzaju kary. Było wpół do dwudziestej pierwszej. Poszłam do mojego pokoju i wzięłam książkę z dowcipami. W salonie odłożyłam ją na miejsce. Oliver siedział zamyślony na sofie. Jego rodzice poszli na chwilę do sąsiadów.

-Przepraszam…- Powiedział po chwili.

-Książkę oddaje, możesz już wziąć.- Odpowiedziałam i zbierałam się do opuszczenia pomieszczenia. Mój przyjaciel wstał i podszedł do mnie.

-Naprawdę cię przepraszam… Nie wiedziałem, że tak zareagujesz.

-A jak miałam zareagować na śmierć mojej przyjaciółki?!

-No, może to był trochę niestosowny żart…

-Trochę? Bardzo… Ale to bardzo, bardzo, bardzo, bardzo…

-Bardzo niestosowny. Wiem. Przepraszam. Wybaczysz mi i tym razem?

-Zastanowię się.- Powiedziałam i przytuliłam się do niego. Natychmiast mnie odsunął.

-Zastanowisz się?- Powiedział i spojrzał mi prosto w oczy.

-No dobrze. Wybaczam. Wybaczam na zawsze.

Po chwili staliśmy przytuleni do siebie. Chwilę tę przerwali nam rodzice Olivera, którzy akurat weszli do domu. Zakłopotana poszłam do swojego pokoju. Oliver zresztą też.

Wykąpałam się i położyłam do łóżka. Z jednej strony piątek zawsze jest i dobry i zły. Taki niecodzienny kontrast z ludźmi w roli głównej. W tamtym tygodniu tym złym był Alojzy. Długo go nie widziałam. Może da sobie wreszcie spokój?… Marzenie. Nadal go nienawidzę, ale… Nic nie wymyślę. Wciąż go nienawidzę…

12 CISZA PRZED BURZĄ.

Kolejny tydzień, a właściwie tydzień i dwa dni mijały strasznie szybko. Czułam się, jak gdyby to wszystko trwało sekundę lub dwie. Właściwie to nic szczególnego nie robiłam… Codzienne, normalne życie. Szkoda, że to było zapowiedzią przed burzą… A właściwie to potężnym huraganem.

Sobota. Wakacje. Wszystko układało by się dobrze, gdyby nie to, że mieszkałam u przyjaciela i na chwilę obecną nie miałam swojego domu. Takiego prawdziwego. Pozostawało mi mieć nadzieję, że rodzice coś znajdą do mojego powrotu. Wstałam niechętnie i po wykonaniu moich codziennych porannych czynności ruszyłam do kuchni. Sama nie wiem czemu, ale byłam strasznie głodna. Rodzice Olivera mieli dzisiaj wolne. Gdy wyszłam z pokoju poczułam… Tosty. Zajęłam miejsce przy stole, w kuchni obok Olivera. Wszyscy mieli wyśmienity humor, czego nie spodziewałabym się po wczorajszym dniu. Bądź co bądź uciekłam, a oni mnie szukali. Człowiek uczy się na błędach i to był chyba właśnie błąd…

Dzień spędziłam wspólnie z Oliverem i Tomkiem. To naprawdę wspaniałe towarzystwo. Przy nich nie można się nudzić… po prostu się nie da. Postanowiliśmy, że w poniedziałek pojedziemy do kina. Nad wieczorem zagraliśmy w koszykówkę. Wróciłam do domu skonana. Oliver umył trzy razy włosy, lecz farba będzie się trzymać jeszcze przez parę dni. Nosi oczywiście czapkę, lecz co jakiś czas ktoś zauważy różowy kosmyk włosów.

Usnęłam. Tym razem miałam bardzo przyjemny sen. Sandra wróciła, ja miałam piękny dom, mieszkałam wraz z rodzicami, a moim chłopakiem był… Oliver! Od razu się obudziłam. Był już poranek, więc trzeba było wstawać.

Niedziele spędziliśmy wszyscy razem w domu. Był to dzień `odpoczynku', po odpoczynku. Oglądaliśmy jakże ciekawą telewizję, w której leciały znakomite powtórki. Dostałam trochę pieniędzy od rodziców, które mogłam przeznaczyć na coś dla siebie. Dobrze się składało, jutro jedziemy do kina…

Tej nocy miałam problem ze snem. Nie śniło mi się nic, aczkolwiek nie mogłam zasnąć. Usnęłam około drugiej w nocy. Jeszcze tydzień i wyjeżdżam do Sebastiana…

Kolejnego dnia obudził mnie budzik. Film zaczynał się o trzynastej i oczywiście nasz wybór padł na wspaniały „Avatar”. Podczas ścielenia łóżka i ubierania się włączyłam muzykę przez wieżę stojącą u mnie w pokoju. Poprzedniego wieczoru pożyczyłam parę płyt od Olivera. Leciała akurat piosenka Linkin Park. Następnie poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. Rodzice pojechali, a Oliver już jadł kanapki.

-Hej.- Przywitałam się z nim radośnie.- Smacznego!

-Hej. Dzięki.- Powiedział i spojrzał się na mnie zdziwiony gryząc kanapkę.- Widzę, że masz dzisiaj dobry humor.

Zaczęłam robić sobie swoje kanapki.

-Wyśmienity.- Potwierdziłam.- Jak tam włosy?

-Jeszcze parę myć i znowu będą normalne.

-To dobrze. Naprawdę za to przepraszam.

-Przepraszałaś już czterdzieści pięć razy. Daj spokój.- Powiedział.

-Liczyłeś?- Zapytałam zdziwiona.

-Zgadywałem.

Zrobiłam sobie śniadanie i usiadłam przy stole.

-Smacznego.- Powiedział.

-Dziękuję.

-Sandra dzwoniła.

-Co u niej słychać?

-Wszystko dobrze. Kazała cię przeprosić jeszcze raz za ten dowcip i pozdrowić.- Powiedział podkreślając słowa: `jeszcze raz'.

-Widać obydwie lubimy przepraszać.- Stwierdziłam.

-Chyba tak…- Odpowiedział i wstał od stołu. Zaniósł talerzyk do zlewu i w tym samym czasie ktoś zapukał do drzwi.

-To pewnie Tomek. Otworzę.- Powiedział i zniknął. Po chwili w drzwiach stał już z Tomkiem.

-Witam.- Powiedział nasz gość.- A ty jeszcze jesz śniadanie?!

-Tak… Jeszcze jem, a właściwie to już skończyłam.- Odpowiedziałam biorąc ostatni kęs kanapki i wkładając talerz do zlewu.

-Idziemy?- Zapytał Oliver.

-No, jasne.- Odpowiedziałam równocześnie z Tomkiem. Wszyscy parsknęliśmy śmiechem.

Chwyciłam torebkę i pojechaliśmy. Jak się okazało nie mogłam za nic zapłacić… wszystkie koszty pokrywał Oliver, jako że byłam jego gościem. Byłam wściekła z powodu mojej bezradności, lecz dziękowałam mu za każdym razem. Po filmie pojechaliśmy na obiad. Wróciliśmy ok. godziny osiemnastej. Rodzice mojego przyjaciela akurat wypakowywali zakupy.

-Dobry wieczór.- Powiedziałam, gdy weszłam do domu.

-Jesteśmy.- Krzyknął Oliver.

-I jak tam film?- Zapytał się Adrian.

-Był wspaniały.- Powiedziałam.

-Za chwilę będzie kolacja.- Krzyknęła Maria.

-My jedliśmy na mieście. Naprawdę nie jesteśmy głodni.- Powiedział Oliver i poszliśmy do jego pokoju.

Rozsiadłam się wygodnie w fotelu.

-Oliver, ktoś do ciebie.- Krzyknął Adrian.

-Za chwilę wracam.- Powiedział i zniknął w drzwiach. Wszystko przypominało mi zdarzenie z rana, jednak tym razem w progu pojawił się nie kto inny jak Alojzy. Podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek.

-Alojzy!- Krzyknęłam.

-Witaj, piękna.- Powiedział i usiadł na kanapie.

Oliver zamknął drzwi.

-Jeszcze raz to zrób, a oberwiesz.- Powiedział.

-No, proszę cię. Ona nie jest twoją dziewczyną…!- Odpowiedział.

-Czy ty naprawdę chcesz się bić?

-Nie mam nic przeciwko.- Odpowiedział i wstał. Stali teraz naprzeciwko siebie. Podeszłam do Olivera.

-Proszę dajcie spokój. Alojzy… wiem, że nie ładnie jest wypraszać gości i długo tu nie zostałeś, ale idź już stąd. I więcej tu nie przychodź.

Odszedł posłusznie. Dotknął ręką klamki, jednak cofnął się i znowu pocałował mnie w policzek.

-Żegnaj, piękna.- Powiedział.

Wygoniłam Alojzego za drzwi, ponieważ gdybym tego nie zrobiła skończyło by się na bójce. Wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni. Zrobiłam nam kakao i wróciłam do pokoju. Oliver siedział na kanapie. Podeszłam do niego i podałam mu napój.

-Dziękuję.- Powiedział.

-To ja dziękuję.- Odpowiedziałam.

Przez resztę wieczoru rozmawialiśmy, a następnie obejrzeliśmy jakiś horror. Skończyło się na tym, że poszliśmy spać dopiero o trzeciej nad ranem. Zmęczona, obudziłam się dopiero o godzinie dziesiątej.

Wtorek, środa, czwartek, piątek, sobota… Minęły jak zaczarowane. Czas skracał te cudowne chwile i wydłużał te całkiem już nie potrzebne. Jakby wszystko wokoło działało na moją niekorzyść…

Czas spędzałam głównie z chłopakami. Nie obyło się oczywiście bez codziennej koszykówki, wieczornego kakao oraz lektury jakiejś książki z zbioru rodziny mojego przyjaciela. W sobotę długo nie mogłam usnąć… Pojutrze wyjeżdżam, tylko czy ja tego chcę? Oczywiście, że chcę!

Niedziela. Pakowanie, zamieszanie i ostatnie spotkanie z Tomkiem. Nawet Alojzy przyszedł się pożegnać. Ciekawe skąd on o tym wiedział? Na szczęście odbyło się bez żadnych przedstawień przed naszymi rodzicami. Dostałam za to do niego bransoletkę, aby przypominała mi o nim. Gdy tylko odszedł zdjęłam ją i włożyłam do kosmetyczki. Kiedyś na pewno ją założę… Usnęłam bardzo szybko.

Następnego dnia rano wyjechaliśmy na lotnisko o godz. ósmej rano. Pożegnałam się ze wszystkimi. Na końcu podeszłam do Olivera.

-Więc lecisz do niego…- Szepnął.

-Tak.- Odpowiedziałam.- Do zobaczenia.

-Jeśli cię jeszcze zobaczę.- Odpowiedział.

-O czym ty mówisz?

-Nieważne. Do zobaczenia.

Przytuliłam go.

-Uważaj na Alojzego.- Szepnęłam mu na ucho.

-Obiecuję, że będę.

Odsunęliśmy się od siebie. Spojrzał mi w oczy. Teraz, gdy wiedziałam, że po tej drugiej stronie czeka na mnie mój ukochany nie robiły na mnie wielkiego wrażenia. Jak gdyby zastygły. Prosiły mnie, abym została.

-Żegnaj.- Powiedziałam i odwróciłam od niego wzrok.

Po pół godziny wsiadałam już do samolotu. Widok był niesamowity… Wiele osób straszyło mnie wcześniej, że lądowanie będzie okropne, jednak było całkiem dobrze. Najlepszy był jednak start. To jest niezapomniane przeżycie. Chmury wyglądały jak ogromna wata cukrowa. Szkoda tylko, że na zewnątrz samolotu było pięćdziesiąt stopni na minusie.

Wylądowałam na lotnisku w Monachium, w którym mieszkał Sebastian. Oczywiście nie w samym centrum. Wyszłam z samolotu i poszłam do budynku. Tam od razu zobaczyłam Sebastiana, Karolie, Luce i Steph. Podbiegłam do nich, pocałowałam mojego chłopaka i przytuliłam się do każdego z nich. Oczywiście od razu zaczęli zadręczać mnie pytaniami, co do tego jak się czuję i co słychać u moich kochanych rodziców. Cierpliwie odpowiadałam na kolejne pytania, gdy pojawiła się moja walizka. Luca poszedł po nią i ruszyliśmy do samochodu. Podczas drogi, która zajęła nam dwadzieścia minut siedziałam przytulona do Sebastiana.

-Na pewno dobrze się czujesz?- Zapytał z troską.

-Czuję się wyśmienicie.- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.- I cieszę się, że tu przyjechałam.

-Cieszę się twoim szczęściem.- Odpowiedział i mnie pocałował.

-Co tam słychać u twoich przyjaciół?- Zapytał po pocałunku.

-Sandra wyjechała do Włoch, a Oliver… z nim mieszkałam przez prawie dwa tygodnie i naprawdę było fajnie.

-Mieszkałaś u niego?- Zapytał lekko podenerwowany.

-A czy to coś złego? Szczególnie jak się nie ma gdzie mieszkać?

-Oczywiście, że nie. Przepraszam cię.

Dojechaliśmy pod dom. Luca wziął moją torbę, a my ruszyliśmy w stronę pięknej posiadłości. Rodzeństwo od razu zaprowadziło mnie do mojej sypialni. Niepewnie uchyliłam drzwi. To była najpiękniejsza sypialnia jaką kiedykolwiek miałam… Była dwa razy większa od mojego pokoju, a na jej środku stało wielkie łóżko pokryte ciemno siwą narzutą. Zasłony, które zwisały po bokach wielkich okien były tego samego koloru. Na środku pokoju leżał biały, okrągły dywan, który kontrastował z czarnymi panelami. Każda ściana była podzielona na trzy paski. Od dołu był pomalowany na czarno, następny na siwo, a trzeci na biało. Komoda i biurko stały naprzeciwko łóżka, a w lewym rogu, na tej samej ścianie, na której znajdowały się drzwi stał stolik i dwa fotele. Zauważyłam również, że miałam własny balkon z widokiem na basen za domem.

-Podoba Ci się?- Zapytał zmartwiony Sebastian. Trudno mu się nie dziwić… w końcu nie odzywałam się przez jakieś dobre trzy minuty oniemiała z wrażenia.

-Jest… idealny.- Powiedziałam.- Po prostu idealny w każdym calu…

13 UCIECZKA. ODKRYCIE. POCAŁUNEK.

Po wyjściu rodzeństwa zabrałam się za rozpakowywanie ubrań. Właściwie, to tego dnia nic ciekawego się nie działo. Zjedliśmy kolację i poszłam wziąć prysznic. Byłam strasznie zmęczona, więc usnęłam około 22.

Następnego dnia, we wtorek mieliśmy pojechać do centrum Monachium. Co prawda zwiedziałam już je, lecz chciałam zobaczyć to wszystko jeszcze raz, a przy okazji kupić coś dla siebie i najbliższych. Sandra dzisiaj lub jutro wracała już do domu. Do końca wakacji został równy miesiąc… Tak to wszystko szybko minęło… Doskonale pamiętam pierwszy list i koszulkę, którą nam przysłano. Pamiętam tą nieszczęsną imprezę. Pamiętam dokładnie każde wydarzenie, które się zdarzyło, a nie powinno mieć miejsca, w moim poukładanym życiu. Jezioro, pożar… Za dużo nieszczęść jak na jeden raz…

Wyjechaliśmy ok. godziny dziesiątej. Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Oczywiście nie obyło się bez zakupów. Kupiłam przepiękny łańcuszek dla Sandry. Był srebrny i miał otwierany wisiorek w kształcie serca. Dla Olivera kupiłam nową czapkę z daszkiem. Zawsze opowiadał mi, że musi sobie kupić podobną, więc zrobię mu niespodziankę. Była okrągła i czerwona. Dla siebie kupiłam parę ubrań i parę butów, a dokładnie klapek na lato. Dzisiaj pomocne okazały się pieniądze odłożone z kina. Wróciliśmy do domu ok. godziny osiemnastej. Po wieczornej toalecie i długiej rozmowie z Sebastianem poszłam spać.

Środa zapowiadała się cudownie… Zapowiadała i koniec. Wstałam rano i poszłam na śniadanie. Luca poszedł już do pracy, a Steph nie pracowała. Usiadłam do stołu i zaczęłam jeść jogurt, gdy mama rodzeństwa podała mi list zaadresowany do mnie. Czy on musiał się znowu odezwać?! Właśnie teraz?! A poza tym, skąd on wie, że tu jestem?!

-Od kogo?- Zapytała się Karolie.

-Od koleżanki.- Odpowiedziałam i wsunęłam list do kieszeni bluzy. Szybko zjadłam śniadanie i poszłam do mojej sypialni. Gdy tylko usiadłam na łóżku bezzwłocznie otworzyłam list i zaczęłam go czytać.

„Życie jest niesprawiedliwe, wiesz?

Szczególnie dla ciebie.

Teraz nie masz już ochrony i

Możemy się tobą zając.

Przygotuj się na powolną i bolesną

Śmierć z tobą w roli głównej.

Przy okazji, mój Pan jest z ciebie zadowolony.

Do tej pory jesteś najtwardszą wybranką.

Powodzenia i do zobaczenia w piekle.

Salomon.

Byłam zdenerwowana, a jednocześnie przerażona. To były tylko głupie pogróżki, czy prawdziwe groźby? Chyba to drugie…

Głośno przełknęłam ślinę. A co jeśli to prawda? Jeżeli to wszystko mnie czeka…? Piekło. Śmierć. Nie, Niebo, o którym zawsze marzyłam. Już sama nie wiem, czy wierzyc w te brednie. Jak, ktoś może przewidzieć, co mnie czeka po śmierci i w ogóle kiedy ona nastąpi?

Ktoś zapukał do drzwi.

-Proszę.- Powiedziałam.

Do pokoju wszedł nie kto inny jak Sebastian.

-Hej, nic się nie stało?- Powiedział siadając obok mnie.

-Wszystko w porządku.- Powiedziałam.

-Mam nadzieję.

Przytulił mnie. On zawsze wiedział na jakie wsparcie od niego liczę. Zresztą Oliver też… Co ja tak nagle z tym Oliverem?

-Naprawdę wszystko jest dobrze i czuję się… znakomicie.- Skłamałam chowając list do kieszeni bluzy.

Sebastian westchnął. Chyba zauważył, że nie mówię mu całej prawdy. Czasami mogłam kłamać, lecz czasami ludzie po prostu rozpoznawali prawdę. Zdradziecka natura…

Po chwili zaczął mnie całować, ale nie tak jak zawsze, bardziej zachłannie. Zupełnie się tego nie spodziewałam i chyba wiedziałam do czego zmierza. Chwilę później leżałam już na łóżku cały czas całując Sebastiana. Poczułam jak guzik od mojej bluzki zaczyna się rozpinać. Przerwałam pocałunek. Bądź co bądź nie byłam jeszcze na to gotowa- a już kompletnie nie dzisiaj. Sebastian pogłaskał mnie po policzku.

-Spokojnie…- Szepnął.

-Nie.- Odpowiedziałam poważnie. Pochylił się nade mną i znowu zaczął mnie całować. Odepchnęłam go od siebie. Zmarszczył brwi, po czym najzwyczajniej w świecie uniósł rękę do góry. Podążyłam za nią wzrokiem i po sekundzie poczułam ogromny ból w policzku, jak i krew płynącą z rany na wardze. Uderzył mnie! Jak on mógł!!!

Próbowałam wstać, jednak zamknął moje ręce w stalowym uścisku nad moją głową. Swoją wolną ręką cały czas wodził po moim ciele. Kopnęłam go. Nic. Jakby kompletnie nie poczuł bólu. Miał mięśnie jak ze stali. Ponowiłam próbę. Znowu nic. Nachylił się nade mną, jednak nie pocałował mnie.

-Myślisz, że mnie pokonasz?- Szepnął mi na ucho dotykając ręką mojej nogi. Zebrałam w sobie siłę i kopnęłam go po raz trzeci, tym razem w jego czuły punkt. Zajęczał głośno i puścił moje ręce. Podniosłam się szybko z łóżka i wybiegłam z pokoju. Nie zwracałam na nikogo, ani na nic uwagi. Po chwili byłam już przy drzwiach wyjściowych, które z hukiem zatrzasnęłam po sobie. W takiej chwili dziękowałam Bogu, że portfel i komórkę nosiłam zawsze w kieszeniach spodni, jednak nie zamierzałam dzwonić do rodziców. Cały czas chciałam Wierzycc, że to pomyłka…

Wbiegłam na ulicę i zauważyłam nadjeżdżającą taksówkę. Machnęłam ręką i zatrzymała się. Zapłaciłam wystarczającą ilość pieniędzy i pojechałam do samego centrum Monachium przy Ratuszu. Nie wiem dlaczego to robiłam, ale coś, jakaś nadprzyrodzona siła zmuszała mnie do tego. Po 20 minutach byłam już na miejscu i wybiegłam z taksówki. Dobiegłam do sporego tłumu ludzi czekających pod Ratuszem na godzinę dwunastą. Zaczęły bic dzwony. Rozejrzałam się dookoła. Po co ja tu przyjechałam?! Bezradna usiadłam w końcu na ziemi i podciągnęłam kolana pod brodę. Nie płakałam. Nie mogłam. Musiałam sobie poradzić. W końcu melodia z Ratusza ustała, a ja zastanawiałam się nad tym, co teraz zrobię. Nie miałam wystarczającej ilości pieniędzy na bilet powrotny do Polski. Nie chciałam do nich wracać- do rodziny Sebastiana. Ani nie mogłam tu zostać.

-Może Ci w czymś pomóc?- Z zamyśleń wyrwał mnie jakiś głos, jednak nie rozpoznawałam go. Nie miałam ochoty podnieść głowy.

-Nie.- Odpowiedziałam. Miałam nadzieję, że pójdzie sobie stąd jak najszybciej.

Słyszałam jak przybysz kucnął. Przez chwilę nic nie mówił. Czułam jego wzrok na sobie.

-Ale ja muszę Ci pomóc.- Powiedział przez zaciśnięte zęby. Dopiero wtedy podniosłam głowę. Ten ton… Taki, który kiedyś w drodze do Sandry nie chciał mi nic powiedzieć. Nie do wiary… On był tu?! Zlustrowałam wzrokiem jego twarz. Chciałam uzyskać pewność i ją uzyskałam.

-Wiem, że masz pewnie dla mnie przygotowanych jakichś 1000 pytań, ale na razie nie masz gdzie mieszkać, więc może zajmijmy się tym?- Zapytał uprzejmie. Nie byłam w stanie wykrztusić słowa, więc kiwnęłam tylko niepewnie głową, na znak, że się zgadzam. Wstał i podał mi rękę, którą od razu chwyciłam. Po chwili stałam już obok niego.

-Tędy.- Wskazał i ujął moją dłoń. Po chwili ruszyliśmy. Szliśmy w kompletnym milczeniu przez jakieś 20 minut, aż w końcu doszliśmy do hotelu i to naprawdę ogromnego. Weszliśmy do eleganckiego holu i wraz z Oliverem poszłam do recepcji. Odebrał swoje klucze i weszliśmy do windy. Po chwili wjechaliśmy na odpowiednie piętro. Nadal nie docierało do mnie to co robię. Zarejestrowałam tylko przekręcenie klucza w zamku i już po chwili wchodziłam do przepięknego apartamentu. Z resztą nie ma się czemu dziwić- to w końcu hotel. Na jednej ze ścian wisiało ogromne lustro. Podeszłam do niego i obejrzałam swoją twarz. Krew przestała już lecieć z mojej wargi, natomiast policzek zaczynał puchnącc. Świetnie! Jutro będę miała wielkiego siniaka… Pomyślałam. Odwróciłam się w stronę mojego przyjaciela, który nadal zdezorientowany stał w drzwiach. Usiadłam na wielkim łóżku, które zajmowało połowę tego pokoju.

-Przed nim chciałeś mnie chronić?- Zapytałam pierwsza.

Zamknął drzwi, a następnie przekręcił klucz w zamku.

-Tak.- Odpowiedział tak cicho, że ledwie dosłyszałam.

-Ale to jedyna rzecz, którą mógł mi zrobić?

-Nie. Może Ci zrobić coś o wiele gorszego. Te wszystkie straszne rzeczy, które działy się przed twoim przyjazdem tutaj…- Westchnął.- były przedsmakiem tego, co czeka Cię tutaj.

Ruszył w kierunku łóżka i usiadł naprzeciwko mnie.

-Co?- Zapytałam lekko zdenerwowana i zdziwiona.- Co mnie tutaj czeka? I dlaczego mi prędzej nic nie powiedziałeś.?

Zawahał się chwilę.

-Nie mogłem. Takie jest nasze prawo.

-'Nasze prawo'?- Zacytowałam go.- Czyli prawo kogo?

-Braci światła.- Odpowiedział pewnie. Zaczęłam się śmiać.

-Powiedz mi jeszcze, że Sebastian jest `Bratem Mroku'.

-Dokładnie.- Stwierdził śmiertelnie poważnie tępo wpatrując się w podłogę. Uciszyłam się.

-Nie możesz tam wrócić.- Dodał.

-Dlaczego?

-Zabiją Cię.

Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Jak to mnie zabiją? Sebastian? Karolie?! Nie wierze… Oni są normalną rodziną.

Prychnęłam.

-A co, jeśli Ci nie wierzę.

-Zginiesz?- Bardziej zapytał, niż stwierdził.

-Nie żartujesz?- Zapytałam już poważnie.

Pokiwał przecząco głową.

-Nigdy nie okłamałbym Cię w takiej sprawie.- Spojrzał się na moją dłoń.- A teraz zdejmij ten pierścionek.

-Dlaczego?

-Przez cały czas, gdy go nosisz należysz do nich- do Braci Mroku. To tak jakbyś odczuwała do nich miłość, chociaż wcale tak nie jest. Wystarczy, że kochasz Sebastiana i kochasz wszystkich…

Spojrzałam się na pierścionek i chciałam zsunąć go z palca, jednak nie udało się. Próbowałam z całej siły, jednak nie mogłam tego zrobić.

Oliver westchnął.

-Nie zdejmiesz go.- Stwierdził ponuro.- Nie zdejmiesz go, bo nadal go kochasz.

Nie wierzyłam, że go kocham, a jednak ta mała iskierka została tam gdzieś w środku.

-Musisz wzbudzić w sobie jakieś negatywne uczucia względem niego.- Dodał po chwili.- Wtedy będziesz mogła go zdjąć.

Kiwnęłam potakująco głową i zamknęłam oczy.

Pomyślałam o naszych wakacjach nad Jeziorem. Wtedy gdy mnie nie uratował. Wtedy… on zrobił to specjalnie! Nie chciał, abym żyła!

Kolejne wspomnienie- dzisiejsze. Próba tej całej ucieczki. Uderzył mnie.!

Otworzyłam oczy i spróbowałam zdjąć pierścień. Znowu nic. Czy nawet jak wspominam najgorsze chwile z mojego życia z jego udziałem, to nadal go kocham? Zapytałam samą siebie.

-Nie wierzę.- Szepnął Oliver.- Darzyłaś go, aż tak wielkim uczuciem?

Nic nie odpowiedziałam, tylko spojrzałam się w jego oczy. Znowu wołały mnie do siebie. Były czystą oazą i ukojeniem. Przez ułamek sekundy wyłączyłam całe to myślenie i włączyłam serce. Tak naprawdę jego pragnienia się teraz liczyły. I stało się…

Pocałowałam Olivera.

14 TRENING

OPOV

Nie myślałem o tym co teraz robię. W tej chwili liczyło się jedno- to, że mnie pocałowała. Na początku słabo odwzajemniłem pocałunek, zastanawiają się, czy robi to z własnej woli, czy może dlatego, że chce zdjąć ten przeklęty pierścionek i myśli, że jak pokocha kogoś innego, Sebastian odejdzie w kąt, jednak po chwili zaangażowałem się całkowicie. Tyle czasu czekałem… Tyle godzin myślałem o tym, aby kiedyś w pełni zasmakować jej ust… No i tak po prostu stało się. Ale czy ona mnie kocha? Bez najmniejszego wątpienia ja kocham ją. Chociaż tak nie powinno być… Nie powinniśmy zakochiwać się w ogóle, a co dopiero już w śmiertelnikach. Pewnie, gdy wrócę dostanę niemiłosiernie długie kazanie. O ile wrócę… No właśnie. Mogę nie wrócić. Mogę nie zostać nawet na ziemi. Mogę zginąć. Szczerze? Nie bałem się śmierci, tylko tego, że zostawię Kingę samą… Samą na tym okrutnym świecie pozbawionym jakichkolwiek dobrych cech.

Przerwałem pocałunek. Musiała oddychać. Usłyszałem jej przyśpieszony oddech.

-Jak możesz całować tak długo?- Zapytała unosząc brew.

-Nie muszę oddychać.- Odpowiedziałem prosto.

-Jak to nie musisz oddychać?- Nie wierzyła mi?

-Po prostu nie muszę.- Wzruszyłem ramionami.- I tyle.

Zamyśliła się. Przez chwilę nic nie mówiła, a ja podziwiałem jej kształtne wargi, które przed chwilą złączyły się z moimi w pocałunku. Ona musi mi uwierzyć. Nie może tam wracać. Z resztą po tym, co się zdarzyło, to raczej tego nie zrobi.

-Powiesz mi coś więcej o sobie.?- Zapytała po chwili.

Kiwnąłem potakująco głową.

-Więc… Urodziłem się ok. 2000 lat temu w…- Pokazałem palcem do góry.- Takim jakby niebie… Jestem jednym z najwyższych radnych.- Pochwaliłem się, przez co zaśmiała się cicho.- Postanowiłem, że chciałbym dostać jakąś misję na ziemi, a gdy dowiedziałem się, że chodzi jeszcze o Księżniczkę Braci Mroku, bez wątpienia udałem się tutaj. Tylko, że pojawił się jeden problem… Nie wiedziałem, że się zakocham.- Stwierdziłem szczerze.

Westchnęła cicho. Znowu przez chwilę nic nie mówiła.

-Co to właściwie jest ta, Księżniczka Braci Mroku?

-Hmm… Raz na jakieś sto lat, rodzi się taka księżniczka jak ty. Gdy już osiąga wiek 16 lat, najpierw próbują ją zabić, a gdy przetrwa wszystkie próby, to porywają ją i tak jak to wam kiedyś Sebastian ładnie powiedział, oddają jej krew swojej planecie, a ona ginie w prawdziwych mękach. Oczywiście w między czasie też potrzebują pożywienia, świeżej krwi, więc porywają jakieś dziewczyny, ale Księżniczka, to dla nich… honor, zaszczyt, no i jeszcze długi czas `nakarmionej' planety.- Podsumowałem. Kiwnęła głową.

-Czy jakaś księżniczka przede mną przeżyła?

-Tak.- Uśmiechnęła się lekko.- Tylko jedna. Reszta zginęła oddając swoje życie planecie, połowa umarła podczas prób, a kilka przypadków popełniło samobójstwo.- Wzdrygnęła się.- Zimno Ci?

-Nie. Po prostu przypomniała mi się ta gazeta.- Stwierdziła smutna.

Chciałem ją jakoś pocieszyć, tylko nie wiedziałem jak. Za dużo dzisiaj przeszła… Za dużo dzisiaj się wydarzyło. Człowiek nie jest w stanie zarejestrować tego wszystkiego i zapamiętać tyle informacji. Uważnie ją obserwowałem. Ziewnęła. Spojrzałem się na zegarek- było dopiero po 13.

-Chcesz się zdrzemnąć?- Zapytałem troskliwie.

-Yhy.- Odpowiedziała.

Wstałem z łóżka, złapałem kołdrę i odchyliłem ją, aby się położyła. Zrobiła to posłusznie, wcześniej jednak zdjęła buty. Przykryłem ją mocno kołdrą- to co, że był środek lata… W moim apartamencie panowała dosyć niska temperatura, ponieważ taką lubiłem. Uśmiechnąłem się do niej lekko i odwróciłem się. Zacząłem iść w stronę drugiego pokoju, gdy zatrzymała mnie swoim głosem.

-Nie idź.- Szepnęła prawie niedosłyszalnie. Odwróciłem się ponownie w jej kierunku i spojrzałem się na nią zdziwiony. Miała już zamknięte oczy. Obszedłem łóżko i usiadłem na drugiej połowie.

-Mogę?- Zapytałem nieśmiało.

W odpowiedzi pokiwała tylko lekko głową.

Położyłem się obok niej. Była odwrócona do mnie plecami, jednak ja nadal wpatrywałem się w nią, jak w obrazek. Pamiętam, że jeszcze dopiero gdy się położyłem chwyciła moją dłoń i `kazała' mi się przytulic. Po jakiejś godzinie snu odwróciła się twarzą do mnie. Przysunęła się bliżej i wtuliła się w mój tors. Nie wiedziałem co zrobić. Kochałem ją. To było dla mnie najpiękniejsze doświadczenie w całym moim życiu, jednak bałem się, że jej może się to nie spodobać, kiedy powiem jej o tym, gdy się obudzi.. W końcu po paru minutach walki z samym sobą w myślach dałem sobie spokój i zostałem w takiej `pozie' dopóki się nie obudziła. Spała równe pięć godzin. Przeciągnęła się ziewając jednocześnie, a następnie obdarzyła mnie małym uśmiechem. Była słodka. Westchnąłem i odwzajemniłem uśmiech. Otworzyła usta, chciała coś powiedzieć.

-5 godzin.- Uprzedziłem ją. Na pewno zapytała by się: `Ile spała.' Kiwnęła potakująco głową. Spuściła wzrok i przez chwilę siedziała cicho. Nienawidziłem takich chwil. Nie wiedziałem wtedy co powiedzieć. Czy ona się zastanawia, czy jest smutna? A może jeszcze coś innego…? Wywróciłem oczami. Po chwili podniosła wzrok.

-Dziękuję.- Powiedziała cicho.- Dziękuję za wszystko.- Dodała nieco głośniej.

-Nie ma za co. Taka jest moja praca.- Stwierdziłem uśmiechnięty.

-Czy… Skoro jestem tą Księżniczką…

-Tak?- Zachęciłem ją.

-Mogę się jakoś bronic? Czy tylko ty możesz mi pomóc? To znaczy, czy mam jakąś, no nie wiem… moc?- Zapytała z nadzieją.

-Hmmm….- Udałem zamyślenie.- A wiesz, że chyba masz…?- Bardziej zapytałem, niż stwierdziłem. Ożywiła się.- Możesz w pewnym stopniu kontrolować żywioły, ale tylko w pewnym. Na magię taką, jaką posiadają oni potrzeba by ci było wiele lat szkolenia.

-A kto mógłby mnie chociaż trochę nauczyć tej magii?- Czy ona mówiła na serio?

-Na pewno chcesz to zrobić?- Zapytałem dla upewnienia. Wzruszyła tylko ramionami i przytaknęła.

-Tak. Chcę się bronicc. Znasz jakiegoś dobrego nauczyciela?

-Właśnie na niego patrzysz.

-Naprawdę?- Zagryzła wargę.

-Tak.- Odpowiedziałem.

Szybko podniosła się i wstała z łóżka. Nie nadążałem za nią. Po prostu Brat Światła pierwszy raz musi przyznać się do słabości. To niedopuszczalne…

-Idziemy.- Rozkazała i założyła buty.

-Gdzie?- Zapytałem lekko oburzony. Spojrzała się na mnie. Znowu utonąłem w jej oczach.

-Na trening.- `Swoim głosem obudziła mnie ze snu'. Wróciłem do rzeczywistości.

-Teraz? Tak po prostu? Od razu?- Wyrzucałem z siebie pytania. Rozejrzała się po pokoju i przytaknęła głową.

-A masz coś innego do robienia?- Uniosła brew. Zrezygnowany westchnąłem cicho. Podniosłem się i wstałem posłusznie z łóżka. Ubrałem kurtkę i jej również podałem jedną z moich kurtek. Chwyciła ją niepewnie, ale w końcu ją założyła. Wyszliśmy z apartamentu i zjechaliśmy windą na dół. W holu panował straszny chaos. Wyszliśmy przez główne drzwi i znaleźliśmy się na ulicy.

-To gdzie teraz idziemy?- Zapytała zaciekawiona.

-Myślałem, że ty podasz jakieś konkretne miejsce.

-Ja? A skąd ja mam wiedzieć, gdzie ćwiczy się magię?- Zapytała oburzona.

-Dobrze, już dobrze. Żartowałem. Nie znasz się na żartach?

-To nie było zabawne.- Stwierdziła `zła'.

-A właśnie, że było…

Ruszyliśmy przed siebie. Przez całą drogę kłóciliśmy się o to, czy to było śmieszne, czy nie. W końcu poddała się i wygrałem. Doszliśmy na miejsce. Był to bar.

-Zgłupiałeś?- Zapytała.- Tutaj mam się uczyć?

-Oj, nie marudź. Chodź.- Rozkazałem, chwyciłem ją za rękę i zaciągnąłem do środka. Jak w każdym barze pachniało tu mocnym alkoholem oraz dymem tytoniowym. Kinga rozglądała się niespokojnie dookoła. Podeszliśmy do baru.

-Czy możemy przejść na pole treningu?- Zapytałem się barmana. Kinga mocno szarpnęła rękaw mojej kurtki.- Spokojnie, wiem co robię.- Szepnąłem w jej kierunku.

Barman kiwnął tylko głową, łaskawie uniósł rękę i z wielką niechęcią wskazał jedne z drzwi. Ruszyłem w tamtą stronę. Otworzyłem je i weszliśmy do środka.

-Oliver! Co my robimy w schowku?!- Szeptała.

-Zaraz zobaczysz.- Odpowiedziałem.- Pole treningu.- Dodałem głośno. Nie minęła sekunda, a już byliśmy we wskazanym miejscu. Było to wielkie pole pokryte krótko przystrzyżoną zieloną trawą. Nie daleko nas zaczynała się plaża, a dalej ku granicom nieskończoności ciągnęło się błękitne morze. Kinga rozejrzała się dookoła zdziwiona.

-Jak…?

-Jak to zrobiłem? Normalnie. Ty też będziesz tak kiedyś umiała.- Stwierdziłem i puściłem oczko w jej kierunku. `Wróciła' na ziemię i spojrzała się na mnie.

-Co mam robić?- Zapytała.

Zamyśliłem się.

-Usiądź.- Skrzywiła się.- Usiądź.- Powtórzyłem. Wykonała mój rozkaz. Usiadłem naprzeciw niej. Dłońmi dotknąłem trawy.- Ziemia. Żywioł. Moc.- Powiedziałem twardo.- Aby Cię słuchała, ty musisz słuchać jej. Wiem, że to wydaje się głupie, ale tak jest.- Chwyciłem jej dłonie i położyłem niedaleko moich.- Czujesz coś?- Zapytałem nie pewnie.

-Yyy… Trawę?

-Zamknij oczy.- Rozkazałem. Znowu mnie posłuchała.- A teraz?

Nie mówiła nic, po czym otworzyła oczy.

-Tak.

-Co czujesz?- Brnąłem dalej.

-Więź.- Odpowiedziała.

-Czy ta więź jest silna?

Przytaknęła.

-Przepraszam, to było głupie pytanie.

-Dlaczego?- Zapytała.

-Ponieważ Księżniczka Mroku ma dobrą więź ze wszystkimi żywiołami.- Powiedziałem. Wzdrygnęła się na to, jak ją nazwałem.- Mam mówić Kinga?

-Tak będzie lepiej.- Stwierdziła. Wstałem, a ona powtórzyła mój krok.

-Ziemia.- Zacząłem wymieniać i machnąłem ręką. Pomiędzy nami wyrosła wielka roślina, która we wzroście przerastała nawet mnie. `Schowałem' ją z z powrotem pod ziemię.- Woda.- Dodałem i ponownie machnąłem ręką. Morze wzburzyło się i powstała dziesięciometrowa fala. Po chwili opadła, a morze złagodniało.- Powietrze.- Rzuciłem i zaczął wiać silny wiatr. Po chwili się uspokoił.- I ogień.- Dokończyłem i pstryknąłem palcami. Tylna cześć polany zajęła się ogniem. Po chwili ogień zgasł nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Kinga otworzyła buzię ze zdziwienia.

-Kiedy będę to umiała?- Zapytała podekscytowana.

-Myślę, że po jakimś tygodniu. No, góra tydzień i parę dni. A jeszcze szybciej, jeżeli pozbędziesz się pierścionka.- Zagryzła nerwowo wargę.- To są zaklęcia podstawowe.- Kontynuowałem.- Można je wykonać bez większego trudu.

Znowu się zamyśliła.

-Zrobimy coś dzisiaj?- Zapytała w końcu.

-Oczywiście, że tak.- Odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy. Podszedłem do niej i uniosłem do góry jej dłoń.- Pstryknij palcami.- Wykonała moje polecenie. Po chwili poczuliśmy dym. Okazało się, że moja nogawka od spodni się pali. Szybko ugasiłem ją wodą.- Skup się.- Powiedziałem.- Pomyśl o tej polanie, ale nie całej. Podpal chociaż tamten róg.- Wskazałem w odpowiednim kierunku.- A będzie dobrze.

Zamknęła oczy i skoncentrowała się. Złapała oddech, po czym ze świstem wypuściła powietrze. Otworzyła oczy i spojrzała się w wyznaczone przeze mnie miejsce. Pstryknęła palcami. Znowu poczuliśmy dym Zerknąłem na nogawkę. Znowu się paliła… Ugasiłem ją i zerknąłem na Księżniczkę. Podrapała się po głowie, a ja zacząłem się śmiać.

-Przepraszam, za te spodnie…- Zaczęła.

-Daj spokój. To było warte tej chwili zabawy.- Powiedziałem cały czas rozbawiony. Walnęła mnie w ramię.

-Nie ładnie, tak śmiać się z innych. A szczególnie z Księżniczki.- Stwierdziła poważnie.

-Oj, przepraszam, przepraszam… Przyjmujesz jakiekolwiek przeprosiny?

-Może jakieś tam przyjmę.- Powiedziała. Po prostu musiałem to teraz zrobić. Pochyliłem się lekko i pocałowałem ją. Tym razem ona była na początku nie zdecydowana, jednak po chwili odwzajemniła pocałunek. Wreszcie, po chwili przypomniało mi się, że ona musi oddychać. Przerwałem pocałunek, co ona przyjęła z niechęcią.

-Takie przeprosiny wystarczą?- Zapytałem.

-Mogą być…- Mruknęła.

-Mogą być?- Powtórzyłem.

-Były przepiękne. I tyle.

Pocałowałem ją jeszcze w policzek i złapałem za rękę. Poszliśmy parę kroków do przodu, po czym zatrzymała się. Wyrwała rękę z mojego uścisku i pstryknęła palcami. Wyznaczony przeze mnie kawałek trawnika zajął się trawą. Zacząłem bić jej brawo. Ukłoniła się, jak na królową ustało i złapałem ją za rękę.

-Schowek w barze. Monachium.- Dodałem. Po chwili byliśmy już w wyznaczonym miejscu.

-Nigdy mi się to nie znudzi.- Stwierdziła Kinga. Zaśmiałem się cicho.- No co?- Zapytała z wyrzutem.

-Nic, nic…- Mruknąłem i wyszliśmy ze schowka. Przed wyjściem machnąłem do barmana ręką i wyszliśmy. Była godzina dwudziesta, a my szliśmy sobie właśnie jedną z uliczek w Monachium trzymając się za ręce. Czy to nie było wspaniałe?

Uśmiechnięci doszliśmy do naszego hotelu i poszliśmy do apartamentu. Kinga poszła wziąć prysznic, a ja zamówiłem nam kolację. Odżywiałem się jak prawdziwy człowiek i naprawdę się z tego cieszyłem. Cieszyłem się dlatego, ponieważ łączyła nas jakaś mała wspólna rzecz. No, bo co do innych rzeczy… Ja jestem Bratem Światła, a ona Księżniczką Mroku. Ja jestem nieśmiertelny, ona jest śmiertelniczką. Nieśmiertelny oznacza oczywiście, że żyję wiecznie, dopóki ktoś mnie nie zabije, lub coś mi się nie stanie… Ja jestem w niej zakochany po uszy, a ona… sam nie wiem.

Przyjechała nasza kolacja. Odebrałem ją i postawiłem na stole. Po chwili z łazienki wyszła Kinga. Była ubrana w jedną z moich bluzek(która sięgała jej do kolan) oraz szlafrok. Uśmiechnęła się niepewnie i spojrzała się na stół.

-To dla nas?- Zapytała. Przytaknąłem. Usiadła do stołu, a ja naprzeciwko niej. Życzyliśmy sobie smacznego i zabraliśmy się do posiłku. Przez cały wieczór rozmawialiśmy o błahych sprawach. Chyba chciała powrócić choć na chwilę do swojego normalnego życia i normalnych rzeczy. Wiem, że to wszystko było dla niej nowe i trudne, ale uparcie wierzyłem, że da sobie radę. Po kolacji poszedłem się wykapać, a ona położyła się do łóżka. Kiedy wróciłem z łazienki jeszcze nie spała. Spojrzała się na mnie błagalnym tonem. Położyłem się obok niej i objąłem ją. Było tak samo jak poprzedniej nocy. Po jakiejś godzinie obróciła się przodem do mnie i wtuliła się we mnie. To była najpiękniejsza rzecz, jaką doświadczyłem w całym moim życiu. Co było drugą rzeczą? Jej uśmiech, gdy budzi się rano.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
14 Tkanki twórcze, FARMACJA, ROK 1, BOTANIKA
Rozdział 1, Moja twórczość, Wybrana
Rozdział 4, Moja twórczość, Wybrana
Rozdział 1, Moja twórczość, Wybrana
Rozdział 3, Moja twórczość, Wybrana
Rozdział 1, Moja twórczość, Wybrana
Rozdział 4, Moja twórczość, Wybrana
Prolog + Rozdział 1, Moja twórczość, Wybrana
Rozdział 3, Moja twórczość, Wybrana
Eternity begins now. 1-5, Moja twórczosc, Eternity begins now
Feehan Christine Mrok 14 Mroczna żądza
14 - 18 MOJA DROGA DO PRZEDSZKOLA, PLANY PRACY (zebrane)
14 zono moja
T Boy Zeleński Reflektorem w mrok nasi okupani
04 Pamietniki wampirow Mrok L J Smithid 5132
Cate Tiernan Porwana w mrok
Eurowizja 14 Półfinały moja wstępna analiza
T. Żeleński (Boy) Reflektorem w mrok, Filologia polska, III rok

więcej podobnych podstron