Gardner Laurence - Nieznane dzieje Jezusa (Ukryte dzieje Jezusa i Świętego Graala), ARCHEOLOGIA, popularno - naukowe


Wcale nie planowałem napisania książki Bloodline ofthe Hoty Grail (Krew z krwi Jezusa1). Jest ona dziełem przypadku, a nie zamysłu. Powstała w rezultacie pełnienia przeze mnie przez ostatnie 10 lat funkcji historyka i genealoga 33 rodzin królewskich. Jest wynikiem dokumentowania przeze mnie we wczesnym okresie mojej działalności w powyższym charakterze dziejów tych rodzin oraz ich szlachetnych odgałęzień, a także studiowania rycerskich archiwów rodzin tych szlachetnie urodzonych suwerenów.

Moja praca polegała między innymi na gromadzeniu chronologicznych zapisów spraw, które te rodziny znały, ale nie zawsze dostatecznie szczegółowo. Z tego tez względu znacznie mniej czasu poświęciłem w Brytanii i Europie studiowaniu biblijnego aspektu zagadnienia, o którym będzie tu mowa, a także, dlatego, ze większość tego materiału jest w Europie dobrze znana. Kiedy ukazała się moja książka, dla większości tych ludzi nie była ona zaskoczeniem, ponieważ nigdy nie było dla nich tajemnicą, ze Jezus był żonaty i miał potomków, gdyż było to zapisane w ich rodzinnych archiwach, z których część stanowi własność publiczną. Opublikowane pisma Mary, Królowej Szkotów2, mówią o tym bardzo obszernie. Pisma króla Anglii, Jakuba II3, również zawierają obszerne fragmenty poświęcone tej sprawie.

Dopasowując mozolnie szczegół do szczegółu, pokolenie po pokoleniu, dokonaliśmy kompilacji czegoś, co może być użyteczne dla przyszłych pokoleń, czegoś, co w chwili, gdy zaczynaliśmy pracę, było zamknięte w skrzyniach i szafach. Byłem osobą, której dane było usłyszeć: “Niech pan spojrzy, tu jest napisane, że otwierano to po raz ostatni w roku 1732!" Tak więc dotarliśmy do bardzo, bardzo starych dokumentów, i to me tylko otwieranych po raz ostatni w tysiąc siedemset którymś roku, ale rzeczywiście spisanych setki lat wcześniej.

Książka ta powstała przypadkiem. W pewnym okresie, jakieś 10 do 12 lat temu rozpocząłem pracę na zlecenie różnych rodzin mającą na celu spisanie ich genealogu. W czasie jej wykonywania okazało się, ze zaczynają się one ze sobą zbiegać. Stało się to wręcz oczywiste, lecz dojście do tego zajęło mi sporo czasu, ponieważ kiedy spisuje się genealogię, pracę wykonuje się do tym, składa się poszczególne elementy cofając w czasie, aż w końcu piramida uformowana z dużej ilości danych dotyczących różnych linii genealogicznych, zaczyna schodzić się w jej wierzchołku.

Nagle zdałem sobie sprawę, co ten punkt zbieżności oznacza i powiedziałem: “No, no, czy macie pojęcie, co ja tu znalazłem?" W odpowiedzi usłyszałem: “Och, nic wielkiego. Ojca tego to a tego i nic więcej". A ja im na to: “O nie, odkryłem, że to pochodzi z Domu Judy z okresu pierwszego stulecia". “Tak, wiemy o tym" - odparli - “nam chodziło jednak o to, abyś..." Ja zaś na to: “Otóż są na świecie miliony ludzi, którzy nic nie wiedzą na ten temat, odwróćmy więc tę piramidę do góry nogami i zamieńmy jaw książkę!" I tak oto doszło do napisania tej książki.

Co więcej, od 6 lat pełnię funkcję Wielkiego Brytyjskiego Przeora Kościoła Uświęconej Rodziny Świętego Kolumby4, który jest siedzibą Królewskiego Kościoła Celtyckiego5. Dzięki temu miałem dostęp do pism Kościoła Celtyckiego pochodzących z 37 roku n.e. Za sprawą osobistych kontaktów z zakonami rycerskimi miałem również dostęp do dokumentów Templariuszy, tych, które przywieźli oni do Europy w roku 1128 i przedstawili hierarchom Kościoła Rzymskokatolickiego, śmiertelnie ich tym przerażając, gdyż odnosiły się one do rodowodów i genealogii, do czego wrócimy później.

Tak więc wyruszamy na poszukiwanie przemierzając minione stulecia. Niektórzy nazywają je nawet poszukiwaniem ostatecznym. Kościół Chrześcijański potępił je jako herezję. Chodzi tu oczywiście o poszukiwanie Świętego Graala6.

Definicja herezji podawana we wszystkich słownikach brzmi następująco: “poglądy przeciwne w stosunku do ortodoksyjnych dogmatów chrześcijańskich biskupów" W świetle tej definicji wszystkie inne poszukiwania, w których mieści się większość współczesnych naukowych i medycznych dociekań, to również herezja Słowo “herezja" to nic innego jak obraźliwa etykietka stosowana przez lękliwą hierarchię kościelną, która od wieków stara się rządzie ludźmi za pomocą strachu przed nieznanym Tak więc herezją są wszystkie te aspekty filozofii i badań, które usiłują poznać to, co nieznane, i które znajdują czasami rozwiązania będące w całkowitej sprzeczności z doktryną Kościoła.

Wszelkie poszukiwania są z natury pasjonujące Historia i poszukiwania historyczne mają charakter pouczający, lecz odkrycia z nich wynikające będą bezużyteczne, dopóki me znajdziemy dla nich współczesnych zastosowań, jak to ma miejsce w nauce i medycynie, które staną się zalążkiem lepszej przyszłości.

Historia jest niczym więcej jak zapisem doświadczeń, zazwyczaj tych, którym udało się wyjść z nich zwycięsko Uczenie się na doświadczeniach starszych pokoleń jest sprawą zdrowego rozsądku To właśnie to doświadczenie jest fundamentem, na którym spoczywają moralne, kulturowe, polityczne i społeczne klucze do przyszłości, i w tym kontekście Święty Graal podtrzymuje to, co zwykliśmy nazywać “Mesjanistycznym Posłannictwem" Jest to posłannictwo społecznej działalności ustanowionej przez Jezusa, kiedy obmywał stopy swoich apostołów podczas Ostatniej Wieczerzy Oznacza to obowiązek świadczenia i uzyskiwania usług, określa zasadę, zgodnie z którą ci, którzy w drodze wyboru znaleźli się na pozycjach dających im władzę i wpływy, winni zawsze być świadomi swoich obowiązków jako przedstawiciele społeczeństwa, tego ze winni mu służyć, a nie stawiać władzy nad mm Posłannictwo to stanowi podstawę rządów demokratycznych Określa się je jako rządy ludzi dla ludzi Bez zastosowania Posłannictwa Graala mamy do czynienia jedynie z - niestety zbyt popularnymi - rządami ludzi To me jest demokratyczny sposób rządzenia.

W trakcie naszej wyprawy będziemy omawiać wiele spraw, które są nam dokładnie znane, lecz przyjrzymy się im pod trochę innym kątem niż ten, do którego przywykliśmy Właśnie z tego względu może się wydawać ze wstąpiliśmy na zupełnie nowy teren, lecz w rzeczywistości jest to teren, który istniał JUŻ wcześniej, lecz został przykryty kobiercem tajemnicy przez tych, którzy kierują się w swoim działaniu partykularnymi interesami Tylko wtedy, kiedy uda się nam zdjąć tę zasłonę tajemnicy, nasze poszukiwania Świętego Graala zakończą się sukcesem.

Nasze poszukiwania rozpoczniemy w Ziemi Świętej, w Judei w czasach Jezusa, gdzie spędzimy dużo czasu Nie ruszymy się stamtąd, dopóki me ustalimy obrazu, który stał się zalążkiem wydarzeń, które następowały przez kolejne 2000 lat.

Później ruszymy do średniowiecznej Europy gdzie tajemnica Graala zaprowadzi nas do Brytanii króla Ar tura, a stamtąd do Stanów Zjednoczonych Ameryki, której założyciele byli jednymi z największych rzeczników Posłannictwa Świętego Graala Dostojni obywatele Stanów Zjednoczonych tacy jak Jerzy Waszyngton, John Adams, Benjamin Franklin, Charles Thompson, Thomas Jefferson byli me mniejszymi orędownikami Świętego Graala niż kroi Artur, sir Lancelot czy Galahad.

To, że Jezus miał potomków, może dla wielu okazać się nie lada niespodzianką. Należy jednak wiedzieć, że fakt ten był szeroko znany w Brytanii i Europie aż do schyłku średniowiecza.

Książka Bloodline of the Holy Grail (Krew z krwi Jezusa) została określona jako “księga zstąpienia mesjasza" Tak nazwał ją pewien dziennikarz radiowy i jest to trafne określenie, jako ze jej podtytuł brzmi The Hidden Lineage of Jesus Revealed (Święty Graal i tajemnica potomków Jezusa) Podtytuł ten wskazuje oczywiście na to, ze Jezus miał dzieci i co za tym idzie, był żonaty.Zatem był żonaty czy nie? Miał dzieci czy nie? Jeśli tak, to co się z nimi stało? Czy jego potomkowie nadal żyją? Odpowiedz na te wszystkie pytania brzmi tak Przyjrzymy się dokładnie wyłaniającej się przed naszymi oczami linii rodowej Pójdziemy jej tropem, tropem jej dziejów, przemierzając stulecie po stuleciu, tropem dziejów mężnej królewskiej dynastii, dziedziców Jezusa, którzy walczyli z wszelkimi przeciwnościami, jakie napotykali przez stulecia w swoim dziele zachowania do dzisiejszego dnia Królewskiego Mesjanistycznego Posłannictwa.

Historia, którą przesiedzimy, to opowieść o charakterze spiskowym - historia uzurpatorów królewskich, procesów i oskarżeń, morderstw oraz bezpodstawnego skrywania informacji przed ludźmi Zachodniego Świata Jest to historia o złych i dobrych rządach, a także o tym, jak patriarchalny system władzy ludu został zastąpiony przez dogmatyczną tyranię i dyktatorskie panowanie nad licznymi krajami To owoc przemożnej chęci dokonania odkrycia, spojrzenia na minione wieki ze wzrokiem zwróconym ku przyszłości To historia, którą kiedyś napisano, ale nikt jej me wyraził mową.

Zacznijmy od najoczywistszego z pytań, czym jest Święty Graal? W jaki sposób wiąże się on z potomkami, spadkobiercami Jezusa? To, ze Jezus miał potomków, może dla wielu okazać się me lada niespodzianką Należy jednak wiedzieć, ze fakt ten był szeroko znany w Brytanii i Europie aż do schyłku średniowiecza.

W okresie średniowiecza mesjanistyczną linię zstępującą określało francuskie słowo Sangreal Pochodzi ono od słów Sang Real oznaczających “krew królewska Była mą krew królewska Judei, krew rodu dawidowego, która płynęła w żyłach Jezusa i jego potomków W angielskim tłumaczeniu określenie Sangréal stało się "San Gréal" podobnie jak w nazwie “San" Francisco. Zapisane w pełniejszej formie stało się “Saint Grailem" z "Saint" w znaczeniu oczywiście "Holy" (święty), a z czasem w wyniku naturalnego procesu lingwistycznej transformacji uzyskało romantyczną formę w postaci “Holy Grail"7, która prze trwała do naszych czasów.

W okresie średniowiecza w Brytanii i Europie powstał cały szereg rycerskich zakonów o charakterze wojskowym związanych z Krwią Królewską Mesjasza (niejako spowinowaconych z nim - przyp. tłum) Należały do nich Zakon Królestwa Syjonu Zakon Rycerzy Świętego Grobu i cieszący się największym prestiżem Królewski Zakon Sangreal Rycerzy Świętego Graala Był to dynastyczny zakon szkockiej rodziny królewskiej Stuartów.

W znaczeniu symbolicznym Graal jest często przed stawiany jako kielich zawierający krew Chrystusa lub jako winorośl Wino powstaje z winogron i właśnie kielich i wino stanowią w tradycji Graala podstawę komunii, mszy, eucharystii - ich symbol. Święty Kielich, zawiera wino reprezentujące odradzającą się w nieskończoność krew Jezusa.

Jest zupełnie oczywiste, że zachowując starożytny zwyczaj komunii Kościół Chrześcijański postanowił dla swojej wygody pomijać w swoich naukach jego prawdziwe znaczenie i pochodzenie. Bardzo niewielu ludzi zastanawia się nad rzeczywistym znaczeniem sakramentu kielicha i wina i jednocześnie sądzi, że wywodzi się on z odpowiednich ustępów ewangelii nawiązujących do Ostatniej Wieczerzy. W rzeczywistości obrazuje on wiecznie odradzającą się krew Jezusa. W jaki sposób krew Jezusa lub kogokolwiek innego może odradzać się w nieskończoność? Odpowiedź jest prosta - poprzez rodzinę i dziedziczenie.

Dlaczego zatem hierarchowie kościoła postanowili ignorować symbolikę związaną z linią krwi (pokrewieństwem) w sakramencie Graala? Sam sakrament zachowali, czemu jednak posunęli się do przypisania podaniu o Graalu i jego symbolice miana herezji?

Jak wiadomo, każdy rząd i każdy kościół nauczają takiej formy historii i dogmatów, jakie są im wygodne do realizacji ich własnych interesów. Biorąc to pod uwagę musimy pamiętać, że my wszyscy jesteśmy uwarunkowywani na przyjęcie bardzo selektywnych nauk. Uczy się nas tego, co powinniśmy wiedzieć, i mówi się nam to, w co powinniśmy wierzyć. W ten oto sposób uczymy się głównie historii politycznej i religijnej, którą państwowa i klerykalna propaganda podaje nam zwykle jako absolutny dogmat - naukę, której nie wolno krytykować pod groźbą narażenia się na prześladowanie.

Jeśli chodzi o stosunek Kościoła do symboliki kielicha i wina, od początku było wiadomo, że biskupi muszą na nowo ją zinterpretować, ponieważ wskazywała ona, że Jezus miał potomków, czyli połączył się cieleśnie z kobietą.

I nie był to jedyny sakrament i zwyczajowy rytuał, który uległ wtórnej interpretacji. Przeinaczono nawet ewangelie. Zrobiono to, aby dopasować je do poglądu, że Kościół Rzymskokatolicki został ustanowiony wyłącznie przez osobników płci męskiej, podobnie jak współczesny producent filmowy selekcjonuje i dobiera taśmy, tak, aby otrzymać pożądany rezultat, który jest zgodny z jego interesem.

Wszyscy znamy ewangelie Mateusza, Marka, Łukasza i Jana, a co z pozostałymi. Co z ewangeliami Filipa, Tomasza, Marii i Marii Magdaleny? Co z całym szeregiem prawd wiary, aktów i listów, które nie zostały zaaprobowane przez synody Kościoła w okresie weryfikacji Nowego Testamentu. Z jakiego powodu odrzucono je podczas tej selekcji?

Przy doborze prawd wiary do Nowego Testamentu kierowano się dwoma kryteriami, które w roku 397 określił synod w Kartaginie. Pierwsze kryterium mówiło, że Nowy Testament musi składać się z pism podpisanych imionami bezpośrednich apostołów Jezusa. Marek nie był jednak apostołem Jezusa i jak nam wiadomo, również Łukasz. Byli to koledzy późniejszego świętego Pawła. Z drugiej strony Tomasz był jednym z dwunastki apostołów, a mimo to ewangelia podpisana jego mieniem został odrzucona. Co więcej, została nie tylko odrzucona, ale razem z wieloma innymi prawdami wiary i tekstami skazana na zniszczenie.

Tak więc w całym średniowiecznym świecie Ewangelia według św. Tomasza oraz wiele innych ksiąg były w V wieku palone i ukrywane. Dopiero w ostatnich latach udało się odkopać niektóre z tych manuskryptów. Wśród nich największym odkryciem było to, którego dokonano w roku 1945 w Nag Hammadi w Egipcie, gdzie znaleziono zakopane 1500 lat wcześniej dokumenty8.

Chociaż ksiąg tych nie odnaleziono aż do naszego stulecia, były one otwarcie używane przez pierwszych chrześcijan. O niektórych z nich, tych, które już wymieniłem, oraz Ewangelii Prawdy, Ewangelii Egipcjan i innych, liczne wzmianki znaleźć można w pismach wczesnochrześcijańskich kronikarzy kościelnych. Klemens z Aleksandrii, Ireneusz z Lyonu, Origen z Aleksandrii - wszyscy oni wspominają o nich w swoich pismach.

Dlaczego więc ewangelie według św. Marka i Łukasza zostały zaakceptowane, mimo iż ci dwaj nie byli apostołami Jezusa? Ponieważ obaj w rzeczy samej byli nimi i ojcowie wczesnochrześcijańskiego kościoła wiedzieli o tym. W tamtych czasach, przed zafałszowaniem Nowego Testamentu, wiedziano dobrze, że Jezus przeżył ukrzyżowanie. We wczesnych ewangeliach nie było mowy o Zmartwychwstaniu. Dodano to do nich później.

Dlaczego odrzucono ewangelie innych apostołów? Ponieważ było jeszcze drugie kryterium, znacznie ważniejsze, według którego dokonano właściwej selekcji. Było to kryterium płci, w myśl którego odrzucano wszystko, co podtrzymywało status kobiety w Kościele lub społeczeństwie.

Właśnie na tej regule został zbudowany kościelny system praw i zasad. Powiedziane jest: “Nie pozwalamy, by nasze kobiety nauczały w Kościele, wolno im tylko modlić się i słuchać tych, co nauczają. A jest tak, ponieważ głową kobiety jest mężczyzna, a czyż przystoi, by ciało nauczało głowę?"

Była to oczywista bzdura, lecz właśnie za jej sprawą odrzucono wiele ewangelii, gdyż zawierały one dane świadczące o tym, że w służbie Jezusa uczestniczyło wiele kobiet. Maria Magdalena, Marta, Salome, Maria żona Kleofasa, Joanna byty nie tylko służebnicami, ale również kapłankami prowadzącymi godne naśladowania szkoły wiary w tradycji nazareńskiej.

W liście do Rzymian Paweł wspomina o swoich służebnicach: Febe, którą zwie siostrą Kościoła, Julii i Prysce. Nowy Testament żyje imionami służebnic, lecz Kościół zignorował je wszystkie. Kiedy stanowiono zasady zawodu duchownego, powiedziano: “Nie wolno kobiecie w Kościele głosić nauk ani też rościć jakichkolwiek pretensji do którejkolwiek z męskich funkcji". Lecz przecież to sam Kościół określił, co jest męską funkcją.

Kościół tak bardzo bał się kobiet, że wprowadził obowiązujący księży celibat, który w roku 1138 stał się prawem. Ta zasada nigdy nie była tym, czym wydaje się być przy pobieżnym spojrzeniu. Ktoś, kto ją czyta, kto studiuje historię, widzi wyraźnie, że to nie seksualna aktywność była powodem troski Kościoła. Konkretną przyczyną sankcjonującą wprowadzenie tego prawa były stosunki intymne księży z kobietami. Dlaczego? Ponieważ kobiety stają się żonami, kochankami. Szczególną własnością macierzyństwa jest przekazywanie linii krwi. Właśnie to niepokoiło Kościół: temat tabu - macierzyństwo, genealogia. Ta sprawa musiała być całkowicie odseparowana od pożądanego wizerunku postaci Jezusa.

Lecz to wcale nie Biblia głosiła takie zasady. Święty Paweł stwierdza w swoim liście do Tymoteusza, że biskup winien mieć jedną żonę i dzieci, że mężczyzna z doświadczeniami pochodzącymi z jego własnej rodziny ma znacznie lepsze kwalifikacje do zajmowania się sprawami Kościoła (3,2 Biskup więc powinien być nienaganny, mąż jednej żony... 3,4 ...dobrze rządzący własnym domem, trzymający dzieci w uległości, z całą godnością. 3,5 Jeśli bowiem ktoś nie umie stanąć na czele własnego domu, jakżeż będzie się troszczył o Kościół Boży? - Pierwszy List do Tymoteusza). Chociaż władze Kościoła Rzymskokatolickiego podtrzymują nauki Świętego Pawła, zdecydowały się na kompletne pominięcie tej jednoznacznej dyrektywy w celu zachowania własnych interesów, tak, aby cywilny status Jezusa można było ze strategicznych względów zignorować.

Rzecz w tym, że celibat kościelny oraz wizerunek nieżonatego Jezusa stały w opozycji do innych opisów tamtych czasów. Było to przedmiotem otwartych publicznych sprzeciwów, dopóki nie ogłoszono, że mówienie prawdy na ten temat jest herezją podlegającą karze. Stało się to zaledwie 450 lat temu, w roku 1547, w którym w Anglii zmarł król Henryk VIII.

Nie tylko chrześcijański Nowy Testament cierpi z powodu restrykcji płciowych. Podobnemu procesowi edytorskiemu poddano żydowskiego pochodzenia Stary Testament, dzięki czemu stał się on wygodny i pasujący do chrześcijańskiej Biblii. Jest to szczególnie widoczne za sprawą kilku wyjątków, którym udało się ujść uwadze cenzorów.

Księga Jozuego i II Księga Samuela odwołują się do znacznie starszej Księgi Jaszera9. W obu księgach znajdujemy stwierdzenie, że jest ona bardzo ważna. Lecz gdzie ona jest? Nie ma jej w Biblii. Podobnie jak wiele innych ksiąg została z rozmysłem pominięta. Czy jeszcze istnieje? Otóż tak. Mierzący 9 stóp (2,7 m) długości hebrajski zwój Księgi Jaszera istnieje. Od dawna jest to historycznie bardzo ważny dokument. Był on skarbem dworu cesarza Karola Wielkiego, zaś jej przekład był bezpośrednią przyczyną założenia w roku 800 Uniwersytetu Paryskiego, to znaczy sto lat przed nadaniem Staremu Testamentowi formy, w jakiej znamy go dzisiaj.

Jaszer był opiekunem laski Mojżesza. Jego zapiski mają ogromne znaczenie i dotyczą pobytu Izraelitów w Egipcie aż do exodusu do ziemi kananejskiej. Opisane przez niego dzieje różnią się znacznie od wersji, którą znamy dzisiaj. Według niego to nie Mojżesz był duchowym przywódcą plemion, które przeszły przez Morze Czerwone do góry Synaj, ale Miriam10.

W owych czasach Żydzi nie słyszeli o Jahwe i czcili boginię Aszirat11, zaś ich duchowymi przywódcami były głównie kobiety. Miriam stała się według Księgi Jaszera (Sprawiedliwego) dla Mojżesza tak dużą przeszkodą w jego dążeniu do ustanowienia męskiej dominacji, że musiał ją uwięzić. Jednak Naród Żydowski powstał zbrojnie przeciwko niemu w obronie Miriam. Tego nie ma w Biblii.

Przejdźmy teraz do momentu narodzin wiary chrześcijańskiej. Weźmy ewangelie, przyjrzyjmy się im i sprawdźmy, co one w rzeczywistości nam mówią, nie bacząc na to, co nam się wydaje, że mówią, a co jest swego rodzaju nawykiem myślowym wpojonym nam w szkole i kościele. Czy wykładnia nauk zawsze jest właściwa? Czy zgadza się z tym, co zostało zapisane? To zadziwiające, jak wiele rzeczy, które wydają się nam znane, wpojono nam w szkolnych ławkach z pomocą obrazkowych historyjek nie zawsze opartych na oryginalnych tekstach.

Historia narodzin (Jezusa) jest bardzo dobrym tego przykładem. Powszechnie uważa się - mówią nam o tym również pocztówki bożonarodzeniowe, - że Jezus urodził się w stajni. Ewangelie tego nie mówią. W żadne] z autoryzowanych ewangelii nie ma najdrobniejszej wzmianki o stajni. W ewangeliach Marka i Jana w ogóle nie ma mowy o narodzinach Jezusa, zaś Mateusz oświadcza, wprost, że urodził się on w domu.

Skąd więc wzięła się stajnia? Po prostu z błędnej interpretacji ewangelii Łukasza, w której jest mowa, ze Jezus został położony w żłobie - nie urodzony, ale położony! Żłób był w owych czasach i nadal jest dzisiaj niczym innym jak zwierzęcym karmnikiem. Wystarczy jednak zajrzeć do historii społecznej tamtych czasów, aby dowiedzieć się, że używanie żłobu w charakterze kołyski dla niemowląt było wówczas rzeczą powszechną i były one w takim przypadku wnoszone do wnętrza domu.

Dlaczego więc przyjęto, że ten konkretny żłób stał w stajni? Otóż dlatego, że angielski przekład ewangelii Łukasza mówi nam, ze w zajeździe nie było miejsca. Zatem musiało być w stajni! Co ciekawe, inne wcześniejsze od angielskiego przekłady ewangelii Łukasza nic nie mówią na temat jakiegokolwiek zajazdu. W rękopisie ewangelii Łukasza nie ma mowy o braku miejsca w zajeździe. W rzeczywistości w tamtych czasach w ogóle nie było na Wschodzie żadnych zajazdów. Nawet teraz jest ich tam niewiele. Ludzie zatrzymywali się w tamtych czasach w prywatnych domach - był to popularny wówczas zwyczaj. Nazywało się to gościnnością rodziny. Domy były otwarte dla podróżnych.

Gwoli ścisłości należy również stwierdzić, ze w tamtych czasach nie było również stajen. W rzeczywistości “stable"12 (“stajnia") jest angielskim słowem i określa miejsce, w którym trzyma się konie, i to konie jakiejś szczególnej stajni. Któż, u licha, jeździł w Judei na koniach? Na wołach, wielbłądach, owszem. Konia mógł mieć co najwyżej jakiś rzymski oficer. Nawet woły i muły, jeśli już je trzymano pod dachem, to pod czymś w rodzaju wiaty, zadaszenia, a nie stajni, jakie znamy.

Jeśli chodzi o ten mityczny zajazd, tekst grecki wcale nie mówi, że nie było w nim miejsca. Jak zostało powiedziane w ewangelii Mateusza, Jezus urodził się w domu i, co zostało tam właściwie przetłumaczone, został położony w żłobie, karmniku dla zwierząt, ponieważ nie było kołyski. Będąc przy narodzinach Jezusa, warto przyjrzeć się dokładnie chronologii, co jak sądzę, może być ważne, ponieważ ewangelie, dwie ewangelie, które mówią o narodzinach Jezusa, podają zupełnie inne daty tego wydarzenia.

Według ewangelii Mateusza Jezus urodził się w czasie panowania króla Heroda - Heroda Wielkiego, - który po naradzie z magami zarządził rzeź niemowląt. Jak wiadomo, Herod zmarł w 4 roku przed Chrystusem (przed naszą erą), podczas gdy ewangelia Mateusza podaje, że Jezus urodził się przed jego śmiercią. I właśnie dlatego większość popularnych wersji Biblii przyjmuje, że Jezus urodził się w 5 roku p.n.e., czyli rok przed śmiercią Heroda... i wszystko wydaje się już być w porządku.

Lecz u Łukasza jest zupełnie inaczej. Łukasz nie opowiada nam o królu Herodzie ani niczym podobnym. Twierdzi on, że Jezus urodził się w czasach, gdy Kwiryniusz był gubernatorem Syrii, dokładnie w roku, w którym cesarz August (Oktawian) zarządził spis powszechny. I aby wziąć w nim udział, Józef i Maria udali się do Betlejem.

Znajdujemy tu dwie istotne informacje, o których jest mowa również w żydowskich annałach pochodzących z pierwszego stulecia naszej ery. Kwiryniusz został wyznaczony na gubernatora Syrii w 6 roku n.e. (po narodzeniu Chrystusa). Był to rok, w którym przeprowadził on na mocy zarządzenia cesarza Augusta spis ludności. Według Łukasza był to pierwszy i jedyny spis ludności wykonany w tym regionie.

Tak więc Jezus musiał urodzić się pomiędzy 4 rokiem p.n.e. a 5 rokiem n.e. Czy to jakiś błąd? Niekoniecznie, ponieważ na podstawie sposobu, w jaki to zostało oryginalnie przedstawione, mamy do czynienia z dwoma różnymi urodzinami.

Obie ewangelie mówią prawdę. Chodzi tu o datę fizycznych urodzin Jezusa oraz datę jego urodzin społecznych. W owym czasie obie daty byty określane jako pierwsze i drugie narodziny i stosowało się je w przypadku ludzi z pewnych grup społecznych, zwłaszcza dziedziców tronu.

Drugie urodziny chłopców były obchodzone w formie rytuału powtórnego urodzenia. Miał on charakter bardzo fizyczny: owijano chłopców w powijaki i rodzili się oni na nowo z matczynego łona. W przypadku chłopców rytuał ten odbywał się po ukończeniu przez nich dwunastego roku życia.

Wiemy zatem, że w roku 6 n.e. Jezus miał 12 lat, a to oznacza, że urodził się w 7 roku p.n.e., co dokładnie zgadza się z opisem Mateusza mówiącym, że urodził się on pod koniec panowania króla Heroda.

I oto dochodzimy do czegoś, co wydaje się być kolejną niezgodnością, ponieważ Łukasz w dalszej części swojej ewangelii mówi, że kiedy Jezus miał 12 lat, jego rodzice, Maria i Józef, zabrali go na jeden dzień do Jerozolimy. Po jej opuszczeniu udali się w towarzystwie przyjaciół w całodniową podróż powrotną do domu, w trakcie której zauważyli, że nie ma go z nimi. Wrócili do Jerozolimy i znaleźli go w świątyni dyskutującego z nauczycielami o sprawach swojego Ojca. Cóż to za rodzice, którzy wędrując przez cały dzień przez pustynię nie widzą, że w ich grupie nie ma ich dwunastoletniego syna?

Rzecz w tym, że sens tego akapitu gdzieś się zagubił. Między określeniami “dwunastoletni syn" i “syn w dwunastym roku życia" była ogromna różnica. Kiedy syn po ukończeniu pierwszych dwunastu lat życia, to znaczy na swoje trzynaste urodziny, był wprowadzany w czasie ceremonii drugich narodzin do społeczności, traktowano go tak, jakby wkraczał w pierwszy rok życia. Takie są korzenie współczesnego prawa żydowskiego. Kolejna inicjacja miała miejsce w dziewiątym roku, kiedy kończył 21 lat, co leży również u podstaw współczesnego prawa do pewnych przywilejów po osiągnięciu 21 roku życia. Potem następowały kolejne wtajemniczania. Następny wielki sprawdzian miał miejsce w dwunastym roku, to znaczy w wieku 24 lat, a dokładniej w dniu dwudziestych czwartych urodzin. Kiedy Jezus został w świątyni w wieku dwunastu lat, w rzeczywistości miał już 24 lata, przeto nic dziwnego, że rodzice nie spodziewali się po nim, iż będzie się trzymał blisko nich w czasie podróży przez pustynię!

Jego dyskusja z nauczycielami dotyczyła jego kolejnej inicjacji. Musiał przedyskutować tę sprawę z duchowym ojcem, ojcem społeczności, co też uczynił. To były sprawy tego ojca, o których dyskutował. Wiemy, kim był ów ojciec. Otóż ojcem duchowym społeczności był w tym czasie esseńczyk13 Symeon i jeśli cofniemy się w ewangelii Łukasza o kilka wersetów, zobaczymy, że to właśnie o niego chodziło, o sprawiedliwego i pobożnego Symeona, który zalegalizował Jezusa wobec prawa.

Czy możemy zatem wierzyć ewangeliom? Jak z tego widać, tak, możemy wierzyć im, ale tylko do pewnego stopnia, to znaczy w samą ich treść. Nie możemy jednak ufać ich przeinaczeniom i zniekształceniom, które wpajali w nas ludzie nie rozumiejący tego, czego nauczają.

Obecne anglojęzyczne ewangelie sięgają czasów tak zwanej Autoryzowanej Biblii opracowanej na zlecenie króla Anglii Jakuba I (z dynastii Stuartów) na początku XVII wieku.14 Została ona opublikowana i wydana drukiem kilka lat przed odpłynięciem pierwszych Pilgrim Fathers15 oraz 165 lat przed ogłoszeniem Amerykańskiej Deklaracji Niepodległości.

Ewangelie wczesnochrześcijańskiego kościoła były napisane w II i III wieku greką i razem z innymi tekstami zostały w IV wieku przetłumaczone na łacinę jako Biblia. Wszystko to działo się ponad tysiąc lat przed pierwszym angielskim przekładem.

Tłumaczenie Biblii było w owych czasach przedsięwzięciem ryzykownym. Czternastowieczny reformator John Wycliff został ogłoszony heretykiem za przełożenie jej na język angielski. W rezultacie jego książki spalono. Kolejną ofiarą był William Tyndale, który za przekład Biblii na angielski został na początku XVI wieku uduszony w Belgii, po czym jego ciało na wszelki wypadek spalono. Nieco później kolejnego przekładu dokonał jego uczeń, Miles Coverdale, który miał więcej szczęścia, bowiem Kościół był już w tym czasie podzielony. Jego wersja została przyjęta przez Kościół Protestancki, co nie przeszkadzało jednak Rzymowi traktować go jako heretyka.

Chodziło o to, że dopóki drukowany tekst pozostawał niejasny (nie była to zwykła łacina, lecz koszmarna forma łaciny kościelnej) i tylko księża potrafili go zrozumieć, mogli oni nauczać, czego tylko chcieli. Przełożenie Biblii na inne języki sprawiało, że również inni ludzie mogli ją przeczytać i zrozumiawszy zawarte w niej przekazy, zacząć zadawać kłopotliwe dla Kościoła pytania, a nawet podważać jego nauki.

Przypisy:

1. Laurence Gardner, Krew z krwi Jezusa - Święty Graal i tajemnica potomków Jezusa (Bloodline ofthe Holy Grail: The Hidden Lineage ofJesus Revealed), przekład Paweł Korombel, Wydawnictwo Da Capo, Warszawa, 1998.

2. Chodzi tu o Mary, Królową Szkotów, katoliczkę, wnuczkę Henryka VIII, która od roku 1568 była przez 19 lat nie chcianym więźniem królowej Elżbiety I i po procesie o zdradę stanu ścięta w roku 1586. - Przyp. tłum.

3. Król Anglii w latach 1685-1688, ostatni król z dynastii Stuartów, również katolik. - Przyp. tłum.

4. Inaczej Kolumban, święty, 521-597, irlandzki misjonarz, założyciel misji na wyspie łona, schrystianizował pomocną Szkocję. - Przyp. tłum.

5. Kościół Celtycki - wczesnochrześcijański kościół na Wyspach Brytyjskich założony w drugim lub trzecim wieku o charakterze bardzo ascetycznym, zasłużony w nawracaniu Anglo-Saksonów w siódmym wieku, przetrwał w Walii do 11 wieku, a w Szkocji i Irlandii do 12 wieku. - Przyp. tłum.

6. Jak podaje Almerican Hentage Dictionary, “Graal, z angielska Grail, to puchar, naczynie, którego Jezus używał w czasie Ostatniej Wieczerzy, który stał się później celem wielu wypraw poszukiwawczych. Z kolei Encyklopedia Britannica podaje: “Grail, zwany również Świętym Graalem, obiekt legendarnych poszukiwań rycerzy czasów króla Artura, nazwa niewątpliwie pochodząca od naczynia o szerokim wejściu lub płytkiego, jednakowoż dokładne jej pochodzenie nie Jest znane. Legenda Graala powstała w wyniku inspiracji klasyczne] i celtyckie] mitologii... Pierwszym tekstem przywiązującym do tego naczynia symbolikę chrześcijańską, jako tajemniczego, świętego obiektu podał Chrétien de Troyes w swym nie dokończonym dwunastowiecznym romansie Perceval, or Le Conte du Graal (Percewal z Walii), w którym występuje postać naiwnego prowincjonalnego rycerza Percewala, którego podstawową zaletą jest niewinność..." Natomiast w Słowniku Mitów i Tradycji Kultury Władysława Kopalińskiego czytamy: “Graal to sławny talizman przedstawiany jako kamień, talizman (do którego biblijny Józef z Arymatei miał zebrać krew Chrystusa, spływającą z grota lancy), będący tematem przewodnim licznych legend..." - Przyp. tłum.

7. W języku angielskim istnieją dwa odpowiedniki polskiego słowa “święty": “saint", który jest rzeczownikiem, i “hoły", który jest przymiotnikiem. Pierwsze z nich, “saint", oznacza osobę formalnie uznaną przez kościół za świętą, zaś w potocznym znaczeniu osobę o niepodważalnych zaletach i cnotach, podczas gdy drugie, “holy", jest przede wszystkim przymiotnikiem określającym przymioty osób lub rzeczy świętych. - Przyp. tłum.

8. W roku 1945 w Nag Hammadi położonym między Bahgura i Hiw znaleziono zbiór papirusów składający się z 13 rękopisów pism gnostycz-nych oraz komentarzy spisanych w III wieku. - Przyp. tłum.

9. Chodzi o tak zwaną Księgę Sprawiedliwego według Biblii Tysiąclecia lub Księgę Jaszera według innych wydań. W Księdze Jozuego jest do niej odwołanie (Jozue 10:13) "I zatrzymało się słońce, i stanął księżyc, aż pomścił się lud nad wrogami swymi. Czyż nie jest napisane w Księdze Sprawiedliwego:..."

10. Przybrana siostra Mojżesza. - Przyp. tłum.

11. Ugarycka bogini, żona najwyższego boga panteonu Ela (u Hebrajczyków Aszera, u Akadyjczyków Aszratum). Jej pełne imię brzmiało prawdopodobnie “Ta Która Chodzi Po Morzu" - Przyp. tłum.

12. Słowo “stable" ma w języku angielskim aż trzy znaczenia: stabilny, stajnia, stado koni. - Przyp. tłum.

13. Esseńczycy byli ascetyczną sektą żydowską, która istniała w starożytnej Palestynie w okresie od II wieku p.n.e. do końca I wieku n.e. - Przyp. tłum.

14. Pierwszego przekładu Biblii na język angielski dokonał John Wycliffe (1380-1382). 150 lat później kolejnego przekładu podjął się William Tyndale. Jego dzieło dokończył Miles Coverdale. Pierwszą Biblią wydaną po angielsku w Anglii była Biblia Mateusza (1537) stanowiąca zestawienie tekstów Tyndale'a i Coverdale'a autorstwa niejakiego Rogersa piszącego pod pseudonimem Mateusz. Wielka Biblia, opublikowana w roku 1539 i wznowiona w roku 1568 jako Biblia biskupia, była pierwszą oficjalną Biblią w języku angielskim. Kolejna Biblia wydana po angielsku zwana genewską została przetłumaczona przez emigrantów i wydana w roku 1560 w Genewie i Londynie. Najsłynniejszą datą w dziejach angielskich przekładów Biblii jest rok 1611, kiedy to po raz pierwszy ukazała się Wersja Autoryzowana (Authorized Version), zwana czasem Biblią króla Jakuba. Nad jej poszczególnymi częściami pracowało 6 grup tłumaczy. W dalszym etapie prac po dwóch członków z każdej grupy utworzyło komisję redakcyjną. Ten najsłynniejszy angielski przekład stał się i jest nadal dla Anglików najbardziej autorytatywnym i najulubieńszym przekładem, nawet jeśli nie zawsze jest należycie rozumiany. Nowe odkrycia naukowe wykazały konieczność ponownego zredagowania Authorized Version z 1611 roku. Miało to miejsce pod koniec XIX wieku - powstała wtedy tzw. Wersja poprawiona (1881-1895). - Przyp. red.

15. Mianem Pilgrim Fathers - najczęściej spotykane polskie tłumaczenie tej nazwy to Ojcowie Założyciele - określa się grupę pierwszych 102 angielskich osadników zamieszkałych w Ameryce w Nowej Anglii, wśród których znajdowało się 35 członków Angielskiego Kościoła Separatystycznego (radykalna frakcja purytanów), którzy jeszcze przed odpłynięciem do Nowego Świata zbiegli do Holandii uciekając przed prześladowaniami religijnymi w swoim kraju. Statek, na którym płynęli, nosił nazwę MayfIower. - Przyp. tłum.

16. Jakobitami nazywano po roku 1688 zwolenników Jakuba II i pretendentów do tronu Anglii z dynastii Stuartów.

Pierwsza możliwa do zaakceptowania anglojęzyczna Biblia została opracowana na zlecenie króla Szkotów Jakuba VI (Stuarta1) i zarazem króla Anglii Jakuba I2 dopiero w początku siedemnastego wieku. Była to tak zwana Autoryzowana Wersja, na której bazowała większość kolejnych anglojęzycznych Biblii. Ale nawet ta wersja nie była bezpośrednim tłumaczeniem oryginału. Większość jej tekstu to tłumaczenie z greki, a część z łaciny, co więcej, niektóre jej fragmenty pochodziły z innych, wcześniejszych, nielegalnych przekładów.

W opracowaniu Nowego Testamentu tłumacze króla Jakuba I usiłowali pogodzić protestantów z katolikami. Był to jedyny sposób stworzenia ogólnie akceptowalnego tekstu, lecz ich wysiłki nie były w pełni udane. Katolicy uważali, że tłumacze wzięli stronę protestantów i starali się przeciwstawiać królowi Jakubowi na forum parlamentu, zaś protestanci twierdzili, że tłumacze byli w zmowie z katolikami.

Nawiasem mówiąc Biblia ta przetrwała, zaś j ej tłumacze usiłowali osiągnąć coś, co nazwa się “polityczną poprawnością". Dziś wiemy, co to znaczy, i jak widać, funkcjonowało to również w tamtych czasach. W całym tekśde można znaleźć liczne przykłady zastosowania tej zasady -jednym z nich może być przekład tekstu mówiącego o grupie ludzi zwanych “niebiańskimi żołnierzami". To określenie im się nie podobało i zamienili je na “niebiańską armię". Ale zjawił się ktoś jeszcze i stwierdził: “Nie, to nie tak, to sugeruje, że tu chodzi o uzbrojoną jednostkę, a to nie jest politycznie w porządku". Przeto wykreślono to sformułowanie i zastosowano od dawna nie używane w języku angielskim słowo “host" (“heavenly host"3). Nikt nie wie co to takiego “niebiańskie zastępy". To niezwykłe jak wiele niezrozumiałych, starych, nie używanych słów wprowadzono z powrotem do obiegu, aby zapewnić Biblii króla Jakuba polityczną poprawność, tyle że nikt tych słów nie rozumiał. W tym samym czasie William Szekspir uprawiał ten sam proceder w swoich sztukach.

Jeśli zajrzymy do odpowiednich książek, tych, które napisano przed królem Jakubem i Szekspirem, a potem do tych, które ukazały się po Jakubie i Szekspirze, bez trudu można się zorientować, że zasób słów języka angielskiego zwiększył się o ponad 50 procent w wyniku przyjęcia słów wymyślonych bądź wydobytych z zapomnienia. Problem polegał na tym, że nikt, łącznie z twórcami słowników, nie wiedział, co większość z nich znaczy. Trzeba je było jakoś zdefiniować i “niebiańskie zastępy" określono jako “niebiańskie mnóstwo ludzi"!

Tak więc, aczkolwiek dostojnie poetycki, język Autoryzowanej Biblii Angielskiej jest zupełnie niepodobny do żadnego z języków, jakimi kiedykolwiek mówiono w Anglii lub gdzie indziej. Nie ma on żadnego związku z greką lub łaciną, z których jej tekst był tłumaczony. Z pewnością nie był to język, którym posługiwał się Bóg, jak oświadczyli mi sami księża, lecz to właśnie z tej kanonicznej interpretacji wywodzą się wszystkie pozostałe anglojęzyczne Biblie w całej różnorodności ich form. Mimo wszystkich jej błędów, przepięknej stylistyki wersetów i wszystkich nowych stów, wersja ta wciąż jest najbliższa oryginalnym greckim rękopisom spośród wszystkich anglojęzycznych wersji Biblii. Wszystkie inne tłumaczenia, Wersja Standardowa, Nowa Wersja, wersje Poprawione, Nowoczesna Wersja Angielska są mocno przekłamane i nie stanowią materiału odpowiedniego do studiów, ponieważ stworzono je w konkretnych celach.

Oto jeden z najbardziej wyrazistych przykładów w tej materii. Zajrzyjmy do Biblii wydawanej obecnie w Papui i Nowej Gwinei, gdzie żyją plemiona, które nie zetknęły się nigdy w codziennym życiu z innym zwierzęciem niż świnia. W obecnym wydaniu ich Biblii wszystkie zwierzęta występujące w normalnej Biblii, bez względu na to, czy był to wół, lew, osioł, owca, czy jeszcze inne zwierzę, są świnią! Nawet Jezus tradycyjnie określany jako “Baranek Boży" w ich Biblii nazwany jest “Świnią Bożą"!

Tak więc, aby móc pokładać wiarę w treści zawarte w ewangeliach, musimy wrócić do oryginalnych greckich rękopisów wraz z występującymi w nich wtrętami w postaci słów i wyrażeń hebrajskich i aramejskich. Kiedy to zrobimy, odkryjemy, że już w rodowodzie Jezusa duża część istotnych danych została źle zinterpretowana, błędnie zrozumiana, błędnie przetłumaczona lub po prostu pominięta. Czasami przyczyną tego był brak odpowiednich słów w językach, na które je tłumaczono.

Wszystkich nas uczono, że ojciec Jezusa, Józef, był stolarzem. “Czemu nie? Przecież tak mówią ewangelie". Rzecz w tym, że w oryginalnych ewangeliach nie ma o tym mowy. Najlepsze tłumaczenie podaje, że Józef był “Mistrzem Rzemiosła" lub “Mistrzem Sztuk". Słowo “stolarz" było uproszczonym wyobrażeniem tłumacza na temat znaczenia słowa “craftsman" (rzemieślnik, mistrz w zawodzie). Każdy, kto zetknął się z współczesną masonerią, z miejsca rozpozna znaczenie słowa “the Craft" (sztuka). Nie ma ono nic wspólnego ze stolarką. Tekst po prostu informował, że Józef był mistrzem, człowiekiem wykształconym.

Inny przykład dotyczy konceptu Niepokalanego Poczęcia. Nasze anglojęzyczne ewangelie mówią nam, że matka Jezusa Maria była dziewicą.4 Powtarzają to nieustannie. Zastanówmy się więc nad znaczeniem słowa “dziewica". Rozumiemy, że jest to kobieta, która nie odbyła jeszcze stosunku seksualnego z mężczyzną. Ustęp dotyczący tej sprawy nie był tłumaczony z greki, lecz z łaciny. Tłumaczenie było łatwe, ponieważ w łacinie określano ją słowem “virgo", czyli Maria była “virgo". Ale to wcale nie znaczyło wtedy tego, co dziś kryje się pod słowem “dziewica". “Virgo" w znaczeniu łacińskim to po prostu “młoda kobieta". Aby znaczenie było identyczne z tym, jakie się temu słowu przypisuje dziś, jej łacińskie określenie musiałoby brzmieć “virgo intacta", co tłumaczy się jako “nietknięta młoda kobieta".

Przyjrzyjmy się raz jeszcze tekstowi łacińskiemu, aby zobaczyć, dlaczego nazwano ją “virgo" - młoda kobieta. Być może chodziło o coś, co było prawdą, a co my wypaczyliśmy później. Otóż okazuje się, że słowem, które przetłumaczono na “virgo", było starohebrajskie “almah", które znaczyło właśnie “młoda kobieta". Nie miało ono żadnego seksualnego podtekstu. Gdyby Maria była fizycznie rzeczywiście “virgo intacta", w oryginale użyto by wówczas hebrajskiego słowa “bethula", a nie “almah".

Czy to znaczy, że zostaliśmy wprowadzeni w błąd przez ewangelie? Otóż nie, zostaliśmy wprowadzeni w błąd przez angielskie tłumaczenie ewangelii. Zostaliśmy również wprowadzeni w błąd przez kościelny establishment, który zrobił wszystko, co było w jego mocy, aby pozbawić kobiety występujące w ewangelii wszelkich normalnych cech ich płci. Najważniejsze kobiety Nowego Testamentu są dziewicami, ladacznicami5 bądź wdowami, nigdy zaś przyjaciółkami, żonami lub matkami, a już z pewnością nie osobami duchownymi lub świętymi siostrami (siostrami w Chrystusie).

Poza tym ewangelie mówią nam, i to kilkakrotnie, że rodowód Jezusa wywodzi się od króla Dawida poprzez jego ojca Józefa. Nawet święty Paweł mówi o tym w swoim Liście do Hebrajczyków. Mimo to naucza się nas, że ojciec Jezusa był człowiekiem prostym, stolarzem, zaś jego matka była dziewicą, z których to określeń żadne nie znajduje potwierdzenia w tekście oryginalnym. Wynika z tego, że aby wydobyć z ewangelii to co najlepsze, należy przeczytać je w tym języku, w jakim zostały napisane, a nie interpretować ich treści z punktu widzenia współczesnych języków.

Nie wiadomo, kiedy dokładnie napisano pierwsze cztery ewangelie. Wiemy jedynie, że po raz pierwszy opublikowano je w różnych etapach w drugiej połowie pierwszego wieku naszej ery. Wszystkie zgodnie twierdzą, że Jezus był Nazareńczykiem (a nie Nazaretańczykiem). Potwierdzają to również roczniki rzymskie, poza tym kroniki żydowskie z pierwszego wieku naszej ery oraz Dzieje Apostolskie stwierdzają, że brat Jezusa, Jakub, i święty Paweł byli przywódcami sekty nazareńczyków.

Określenie “nazareński" jest bardzo istotne w historii Świętego Graala, ponieważ narosło wokół niego nieporozumienie, w wyniku którego zapanowało przekonanie, że Jezus pochodzi z Nazaretu. Przez ostatnie 400 lat anglojęzyczne ewangelie powtarzają ten błąd mylnie tłumacząc “Jezus nazareńczyk" na “Jezus Nazaretańczyk". Nie ma żadnego związku między Nazaretem i nazareńczykami. W rzeczy samej osiedle o nazwie Nazaret zostało założone w latach sześćdziesiątych pierwszego wieku n.e., czyli około 30 lat po ukrzyżowaniu Jezusa, co oznacza, że nikt, zwłaszcza w pierwszych latach jego życia, nie mógł stamtąd pochodzić, bo po prostu Nazaretu jeszcze nie było!

Nazareńczycy byli liberalną żydowską sektą sprzeciwiającą się zasadom ostrego hebrajskiego obrządku saduceuszy i faryzeuszy. Kultura i język nazareńczyków pozostawały pod silnymi wpływami filozofów starożytnej Grecji, poza tym ich sekta głosiła równość mężczyzn i kobiet. Dokumenty pochodzące z tamtych czasów nie odnoszą się do Nazaretu, lecz do społeczności nazareńczyków. W społeczności tej byli zarówno duchowni męskiego, jak i żeńskiego rodzaju i różniła się ona znacznie od zdominowanej przez mężczyzn społeczności żydowskiej i tego, czego wymagał w późniejszym czasie zdominowany przez mężczyzn Kościół Rzymskokatolicki.

Należy pamiętać, że Jezus nie był chrześcijaninem - był nazareńczykiem, pozostającym pod zachodnimi wpływami Żydem. Ruch chrześcijański został założony przez kogoś innego na podstawie jego (Jezusa) misji. Słowo “chrześcijanin" zostało po raz pierwszy zapisane i użyte w roku 44 n.e. w Antiochii w Syrii.

W świecie arabskim słowem, którego używa się dzisiaj, tak jak i w tamtych czasach, na określanie Jezusa i jego wyznawców, jest Nazara. Potwierdzają to zapisy Koranu: Jezus jest Nazara; jego wyznawcy są Nazara. Słowo to oznacza “podtrzymujący" lub “strażnicy". Jego pełne brzmienie to “Nazrie ha-Brit" i oznacza ono “podtrzymujący przymierze". Przy okazji mamy tu brytyjski aspekt, ponieważ słowo Brit jest źródłosłowem nazwy Brytania, zaś słowa Brit-ain znaczą “kraj przymierza" lub “kraj ugody".

W czasach Jezusa nazareńczycy mieszkali w Galilei oraz w tajemniczym miejscu określanym w Biblii jako “Puszcza"6. W rzeczywistości Puszcza była dokładnie określonym miejscem. Były to przede wszystkim ziemie wokół Qumran ciągnące się aż do Mird i innych miejsc. To właśnie tam zostały stworzone, a następnie odkryte w roku 1948 tak zwane Zwoje znad Martwego Morza7.

Jakiś czas po ukrzyżowaniu Piotr i jego przyjaciel Paweł wyruszyli do Antiochii, a następnie do Rzymu, gdzie założyli ruch, który stał się chrześcijaństwem. Z kolei w innych annałach zapisano, że Jezus, jego brat Jakub i większość pozostałych apostołów kontynuowali działalność ruchu nazareńskiego i przenieśli się do Europy. Ruch ten stał się Kościołem Celtyckim. Zgodnie z udokumentowanymi zapisami Kościoła Celtyckiego w roku 37 n.e., czyli cztery lata po ukrzyżowaniu, ruch nazareński przekształcił się formalnie w Kościół Jezusowy. Kościół Rzymskokatolicki został stworzony 300 lat później, po 3 wiekach od stracenia Piotra i Pawła.

Kościół Celtycki, którego korzenie tkwiły w ruchu nazareńskim, stał przez wiele stuleci w opozycji do Kościoła Rzymskokatolickiego. Różnica między nimi była prosta - wiara nazareńska opierała się na naukach samego Jezusa. Ich sednem były zasady moralne, wzorce zachowań, praktyka społeczna, prawo i sprawiedliwość wywodzące się ze Starego Testamentu i połączone z liberalnym przekazem równości. Rzymska chrześcijańskość była “kościelnością". Nie było w niej ważne, czego nauczał Jezus. Kościół ten uczynił religie z samego Jezusa. Krótko mówiąc Kościół Nazareński był prawdziwie społecznym kościołem, podczas gdy Kościół Rzymskokatolicki kościołem cesarzy i papieży - hybrydą ruchu imperialnego.

Poza oczywistymi niezrozumieniami, błędnymi interpretacjami i chybionymi tłumaczenia kanoniczne ewangelie cierpią z powodu wielu rozmyślnie wprowadzonych poprawek. Pewne oryginalne akapity zostały zmienione, inne usunięte, a jeszcze inne dodano tak, aby zadowolić partykularny interes kościoła. Większość z tych poprawek wprowadzono w czwartym wieku, kiedy dokonywano przekładu na łacinę z oryginalnych greckich i semickich tekstów.

Nawet jeszcze wcześniej, około roku 195 n.e., czyli 1800 lat temu, biskup Klemens z Aleksandrii dokonał pierwszej znaczącej poprawki tekstu ewangelii. Usunął on istotną część z ewangelii Marka napisanej około sto lat wcześniej i uzasadnił swój czyn w liście: “Bo gdyby one nawet mówiły coś, co jest prawdą, ten, który kocha Prawdę, nie... zgodziłby się z nimi... Albowiem nie wszystkie prawdy będą ogłoszone wszystkim ludziom". Interesujące. Chodziło mu o to, że nawet w tym wczesnym okresie istniały już rozbieżności między tym, co napisali twórcy ewangelii, a tym, czego chcieli nauczać biskupi.

Tej usuniętej przez biskupa Klemensa części do dziś brak w ewangelii Marka. Ale jeśli porównamy Marka z wersją jego ewangelii, jaką znamy dzisiaj, okaże się, że nawet bez tej usuniętej części jest ona znacznie dłuższa od oryginalnej! Jedna z dodatkowych jej części opisuje proces zmartwychwstania i składa się z 12 pełnych wersetów umieszczonych pod jej koniec, rozdział 16.

Obecnie wiadomo, że wszystko, co dotyczy wydarzeń po ukrzyżowaniu, zostało dodane przez biskupów Kościoła lub ich skrybów około czwartego wieku. Chociaż watykańskie archiwa potwierdzają to, większość ludzi ma utrudniony do nich dostęp, a nawet jeśli im się to uda, to okazuje się, że stara greka jest bardzo trudna do zrozumienia.

Co znajdowało się w tej części ewangelii Marka, którą Klemens postanowił usunąć? Była to część dotycząca wskrzeszenia Łazarza. W oryginalnym tekście ewangelii Marka Łazarz został przedstawiony jako osoba ekskomunikowana-jednostka w stanie śmierci duchowej w wyniku wyklęcia, a nie w stanie śmierci fizycznej. Opisana była nawet scena, w której Jezus i Łazarz nawołują się nawzajem przed otwarciem grobu. Ten opis kolidował z chęcią biskupa do przedstawienia podniesienia Łazarza jako cudu, a nie zwykłego uwolnienia go ze stanu ekskomuniki. Co więcej, to ustawiało w pewien sposób scenę ukrzyżowania samego Jezusa, którego zmartwychwstanie z duchowej śmierci podobnie jak w przypadku Łazarza również nastąpiło w podobnym trzydniowym trybie.

W wyniku wyroku Jezus został podniesiony (uwolniony lub zmartwychwstały) ze stanu śmierci zgodnie z obowiązującym prawem trzeciego dnia. Jednak w przypadku Łazarza Jezus pogwałcił prawo przez podniesienie swojego przyjaciela po trzydniowym okresie symbolicznej choroby. W oczach rady starszych prawna śmierć Łazarza oznaczała w tym momencie śmierć fizyczną. Łazarzowi groziło w tej sytuacji wpakowanie do worka i pogrzebanie żywcem. Jego zbrodnia polegała na tym, że poprowadził zbuntowanych ludzi do zabezpieczenia wodociągu, którego bieg zmieniono puszczając wodę poprzez nowy rzymski akwedukt w Jerozolimie. Jezus dokonał uwolnienia nie mając do tego uprawnienia (nie był kapłanem, którym przysługiwało to prawo). Potem Herod-Antypas Galilejski zmusił najwyższego kapłana Jerozolimy do złagodzenia swojego wyroku na korzyść Jezusa i właśnie to było potraktowane jako niezwykły cud!

Było jednak jeszcze coś więcej, co spowodowało usunięcie części ewangelii Marka. Otóż w opisie przypadku Łazarza Marek stwierdził wyraźnie, że Jezus i Maria Magdalena byli w rzeczywistości mężem i żoną. Historia o Łazarzu w ewangelii Jana zawiera dosyć dziwne zdanie, które mówi, że Marta przybywa od grobu Łazarza, aby pozdrowić Jezusa, podczas gdy jej siostra, Maria Magdalena, pozostaje w domu i czeka na wezwanie Jezusa. Natomiast w oryginalnym tekście Marka, jest mowa, że Maria Magdalena w rzeczywistości wyszła z domu z Martą i po upomnieniu przez uczniów Jezusa została odesłana z powrotem do domu, gdzie miała czekać na jego wezwanie. Była to szczególna zasada prawa judaistycznego, zgodnie z którą żonie w czasie uroczystości żałobnych nie wolno było wyjść z domu, dopóki nie zezwoli jej na to mąż.

Jest wiele informacji, już pozabiblijnych, dowodzących, że Jezus i Maria Magdalena byli mężem i żoną, lecz czy w samych ewangeliach jest coś na ten temat, coś, co uszło uwadze redaktorów i potwierdza to przypuszczenie? Otóż jest kilka szczegółów potwierdzających ten fakt.

Jest w ewangeliach siedem list kobiet, które cały czas kręcą się wokół Jezusa. Na listach tych znaj duj e się oczywiście matka Jezusa, lecz na sześciu z nich imię Marii Magdaleny znajduje się na pierwszym miejscu, nawet przed jego matką. Studiując inne listy z tego okresu można zauważyć, że nazwisko “First Lady" (“Pierwszej Damy") było zawsze umieszczane na pierwszym miejscu. Zwrot “First Lady" jest do dziś stosowany w Ameryce. Była to zawsze kobieta najstarsza rangą i zawsze wymieniano ją na pierwszym miejscu. I Królowa Mesjasza, Maria Magdalena, powinna być wymieniana na pierwszym miejscu, co faktycznie miało miejsce.

Ale czy małżeństwo to jest opisane w ewangeliach? Otóż jest. Wielu ludzi sugerowało, że ślub w Kanie był ślubem Jezusa i Marii Magdaleny. Nie była to ceremonia ślubna jako taka, aczkolwiek w ewangeliach jest mowa o ślubie. Ślub jest zupełnie odrębnym namaszczeniem w Betanii. U Łukasza mamy pierwsze namaszczenie Jezusa przez Marię, dwa i pół roku przed drugim namaszczeniem. U niewielu ludzi zdarza się, aby były to dwa wydarzenia, a w tym wypadku są to wydarzenia odległe od siebie w czasie o dwa i pół roku.

Czytelników z pierwszego stulecia naszej ery wcale nie zdziwiłaby dwuetapowa ceremonia zaślubin następcy tronu. Jezus był, jak wszystkim wiadomo, “Mesjaszem", co po prostu oznacza “Namaszczony". Tak naprawdę wszyscy wyżsi kapłani i królowie z rodu Dawida byli Mesjaszami. Jezus nie był tu wyjątkiem. Chociaż nie miał święceń kapłańskich, zyskał prawo to tytułu Mesjasza z uwagi na to, że był potomkiem króla Dawida i pochodził z rodu królewskiego, lecz nie nadano mu tego tytułu, dopóki nie został fizycznie namaszczony przez Marię Magdalenę, z racji je] uprawnień jako wyższej kapłanki- nie długo przed ukrzyżowaniem.

Słowo “Mesjasz" pochodzi od żydowskiego czasownika “namaszczać", który wywodzi się z kolei od staroegipskiego słowa “messeh", czyli “święty krokodyl". To właśnie sadłem messeha siostry-panny młode faraonów namaszczały swoich mężów w czasie zaślubin. Ten egipski zwyczaj ma swoje źródło w królewskich obyczajach starożytnej Mezopotamii.

W Pieśni nad Pieśniami Starego Testamentu znajdujemy również namaszczanie króla podczas zaślubin. Mówi się, że olejem używanym w Judei był wonny olejek ze spikanardu8 (Nardostachysjatamansi) -bardzo drogi olejek z korzenia krzewu rosnącego w Himalajach. Rytuał namaszczania miał zawsze miejsce wtedy, gdy mąż / król zasiadał do stołu. W Nowym Testamencie namaszczenie Jezusa przez Marię Magdalenę rzeczywiście odbyło się w chwili, gdy zasiadł on do stołu, i to ślubnym olejkiem nardowym. Następnie Maria omiotła jego stopy swoimi włosami i przy pierwszym namaszczeniu dwuczęściowych zaślubin zapłakała. Wszystkie te fakty świadczą, że chodziło o małżeńskie namaszczenie następcy tronu.

Inne namaszczenia Mesjaszy, w czasie koronacji lub uzyskiwania wyższych święceń kapłańskich, były zawsze dokonywane przez mężczyzn, Wysokiego Zadoka9 lub najwyższych kapłanów. Przy tych okazjach stosowano olej z oliwek zmieszany z cynamonem i innymi korzennymi przyprawami - nigdy nie stosowano do tego olejku nardowego.

Olejek nardowy miał wyrażać prerogatywy żony Mesjasza, którą musiała być Maria, siostra świętego zakonu. Matka Jezusa również była Marią i Marią miała być także jego żona, jeśli nie z imienia, to przynajmniej tytularnie. Niektóre zakony do dzisiaj kontynuują tradycję dodawania tytułu “Maria" do chrzestnych imion swoich mniszek, na przykład siostra Maria Teresa czy siostra Maria Luiza.

Śluby Mesjaszy były zawsze dwuetapowe. Według Łukasza pierwszy etap namaszczenia był aktem zobowiązania do wejścia w związek małżeński (zaręczyny), natomiast drugi, opisany przez Mateusza, Marka i Jana, był już właściwym aktem zawarcia małżeństwa. W przypadku Jezusa i Marii drugie namaszczenie w Betanii miało duże znaczenie i właśnie tu zaczyna się historia Graala, bowiem jak podają księgi praw żydowskich oraz Józef Flawiusz10 w dziele Dawne dzieje Izraela, druga część ceremonii ślubnej następowała dopiero po stwierdzeniu, że żona jest już w trzecim miesiącu ciąży.

Kontynuatorzy dynastii, tacy jak Jezus, mieli obowiązek przedłużenia dynastii. Małżeństwo było istotnym elementem tego obowiązku, zaś prawo chroniło ich przed małżeństwem z kobietą, która mogłaby się okazać bezpłodna bądź miała częste poronienia. Z tego też względu ta ochrona prawna wyrażała się zasadą trzymiesięcznej ciąży, gdyż poronienia rzadko zdarzają się w późniejszym okresie ciąży. Uważano, że kiedy żona przeszła już bezpiecznie przez ten okres, można bez zbytniego ryzyka potwierdzić kontrakt ślubny. Podczas namaszczania męża na tym etapie, o żonie Mesjasza mówiło się, że namaszcza go na pogrzeb. Potwierdzenie tego znajdujemy w ewangeliach. Od tego dnia żona nosiła zawieszone na szyi naczynie z olejkiem nardowym aż do końca życia swojego męża. Po raz drugi używała go w chwili złożenia męża do grobu.

Właśnie dlatego Maria Magdalena poszłaby do grobu, co też zrobiła, w Szabat po ukrzyżowaniu. W związku z drugim namaszczeniem w Betanii ewangelie przytaczają słowa Jezusa: “Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę ewangelię, będą również opowiadać na jej pamiątkę to, co uczyniła".

W słynnej interpretacji tego wydarzenia renesansowy artysta Angelico Fra11 przedstawia Jezusa koronującego Marię Magdalenę. Pomijając to, że Angelico Fra był wykształconym, piętnastowiecznym dominikaninem, czy władze Kościoła Chrześcijańskiego honorowały jednak Marię Magdalenę i mówiły o tym akcie jako czynionym “na jej pamiątkę"? Niestety nie. Całkowicie zignorowały dyrektywę samego Jezusa i ogłosiły Marię jako jawnogrzesznicę.

W kościele ezoterycznym oraz wśród Templariuszy Maria Magdalena zawsze była traktowana jako święta i jako taka do dziś jest czczona przez wielu, zaś najbardziej interesującą częścią tego kultu, zwłaszcza mając na uwadze sprawę Graala, jest to, że podaje się ją jako patronkę hodowców winorośli, strażniczkę winorośli, strażniczkę Świętego Graala, strażniczkę świętej krwi.

W ewangeliach jest wiele rzeczy, których nie podejrzewamy, że tam są, ponieważ nikt nas nigdy nie zachęcał do ich uważnego studiowania. Ostatnimi laty dużą pomocą w tym względzie okazały się Zwoje znad Morza Martwego oraz doniosłe badania australijskiej teolog, dr Barbary Thiering.

Badania Zwojów znad Morza Martwego udostępniły nam nową wiedzę na temat ówczesnego żargonu i zyskaliśmy dzięki nim olbrzymi zasób wiedzy na ten temat. Określają one nam społeczne instytucje Mesjasza Izraela. Mówią o dwunastu apostołach-delegatach, którzy byli na stałe oddelegowani do przewodniczenia pewnym działom działalności rządu i pewnym rytuałom. Prowadzi to do lepszego poznania samych apostołów. Znamy obecnie nie tylko ich imiona - znaliśmy je zawsze - ale potrafimy teraz zrozumieć, kim byli, jakie były ich rodziny, jakie mieli obowiązki i jaka była ich pozycja.

Studiując obecnie ewangelie zrozumieliśmy, że są w nich alegorie, słowa, których dotychczas nie rozumieliśmy. Wiemy obecnie, że kapłanów chrzcicieli nazywano “rybiarzami"; wiemy, że tych, którzy pomagali im przy wciąganiu chrzczonych do łodzi przy pomocy wielkich sieci nazywano “rybakami", a także i to, że samych kandydatów do chrztu nazywano “rybami". Apostołowie Jakub i Jan byli wyświęconymi “rybiarzami". Bracia Piotr i Andrzej byli “rybakami" i Jezus przyrzekł im kapłaństwo w nowej służbie, mówiąc: “Uczynię was «rybiarzami» ludzi".

Wiemy obecnie, że był to specyficzny żargon czasów ewangelicznych i że byłby on z łatwością zrozumiały dla każdego, kto żył w pierwszym wieku n.e. i wcześniej. Znaczenie tych specyficznych wyrażeń zatraciło się w późniejszych interpretacjach. Na przykład naszych teatralnych mecenasów nazywamy obecnie “aniołami"12, zaś największe osobistości ze świata rozrywki “gwiazdami" (“stars"). Jak zrozumiałby czytelnik odległy w czasie o 2000 lat i pochodzący z innej kultury słowa: “Anioł poszedł porozmawiać z gwiazdami"? Ewangelie pełne są takich żargonowych wyrażeń. “Biedacy", “trędowaci", “zastępy", “ślepi" - żadne z tych słów nie znaczyło tego, co się im dziś przypisuje. Definicje słów takich jak “chmury", “owce", “ryby", “bochenki" oraz wielu innych były związane z ludźmi, podobnie jak dziś słowo “gwiazda".

Kiedy pisano w pierwszym wieku naszej ery ewangelie, wprowadzono je w środowisko kontrolowane przez Rzym, przeto ich treść musiała być ukryta przed rzymską cenzurą. Informacje te często miały charakter polityczny, przez co były zawoalowane, zakodowane. Miejsca, w których występowały ważne informacje, często poprzedzały słowa: “To jest dla tych, którzy potrafią słuchać" - czyli dla tych, którzy rozumieją szyfr. Nie różniły się one niczym od informacji przekazywanych między członkami prześladowanych grup w całej historii ludzkości. W dokumentach przekazywanych między Żydami w Niemczech w latach trzydziestych i czterdziestych również stosowano kodowanie.

Dzięki dzisiejszej wiedzy dotyczącej tej piśmienniczej krypto-logii potrafimy obecnie z dużą dokładnością określić datę i miejsce danego wydarzenia. Potrafimy odkodować wiele ukrytych znaczeń znajdujących się w ewangeliach, tak że nawet cuda zyskują zupełnie inne znaczenie. Czyniąc to, wcale nie umniejszamy znaczenia takich postaci jak Jezus i z całą powagą stwierdzam, że był on postacią szczególną, obdarzoną niezwykłą mocą, niemniej ewangelie opisują pewne związane z nim zdarzenia jako “cuda". Nie chodziło tu wcale o to, że były one rzeczywiście cudownymi, ponadnaturalnymi wydarzeniami, lecz że w świetle wówczas panujących obyczajów i warunków politycznych były bezprecedensowymi aktami, które skutecznie omijały prawo.

Wiemy jeszcze wiele innych rzeczy. Wiemy, dlaczego poszczególne ewangelie nie zgadzają się ze sobą. Na przykład w ewangelii Marka czytamy, że Jezus został ukrzyżowany w trzeciej godzinie, podczas gdy w ewangelii Jana to samo wydarzenie dzieje się w szóstej godzinie. Ten szczegół wydaje się z pozoru niezbyt ważny, lecz jak zobaczymy później, ta trzygodzinna różnica w czasie była bardzo istotna dla dalszych wydarzeń.

Przyjrzyjmy się wydarzeniom związanym z wodą i winem w Kanie, przyjrzyjmy się dokładnie, co Biblia mówi na ten temat, wbrew temu, co się nam wydaje, że wiemy. Temu, co kiedyś było zupełnie zrozumiałą sprawą, nadaje się obecnie ponadnaturalny charakter. Ślub w Kanie opisany jest tylko w jednej z czterech ewangelii, w ewangelii Jana. Jeśli był to, jak twierdzi Kościół, cud i jeśli przypisuje mu on tak duże znaczenie, to dlaczego tak doniosłe wydarzenie nie znalazło się w pozostałych trzech ewangeliach? Ewangelia wcale nie mówi, jak to często słyszymy z ambon, że “skończyło się im wino". Ewangelia mówi: “A kiedy zapragnęli wina, matka Jezusa powiedziała: «0ni nie mają wina»".

Ewangelia mówi nam, że osobą odpowiedzialną był gospodarz wesela / uczty. Informacja ta determinuje fakt, że nie była to ceremonia zaślubin, lecz przedślubna uczta zaręczynowa. Wino pite w czasie ceremonii zaręczyn było podawane tylko kapłanom i Żydom żyjącym w celibacie, nie pili go żonaci mężczyźni, nowicjusze i inni, którzy byli traktowani jako nie posiadający święceń. Tym wolno było pić tylko wodę - jak podaje Jan, stanowiło to rytuał oczyszczenia.

Kiedy nadszedł czas tego rytuału, Maria, najwidoczniej niezbyt szczęśliwa z powodu dyskryminacji, chcąc skierować uwagę Jezusa na gości bez święceń, powiedziała: “Oni nie mają wina" . Nie będąc jeszcze namaszczonym Mesjaszem, Jezus odrzekł: “Moja godzina jeszcze nie nadeszła"14. W ten sposób Maria wywarła presję na Jezusa, który złamał zwyczaj i odrzucił wodę. Wino dla wszystkich! Gospodarz uczty nie uczynił żadnej uwagi na temat cudu, po prostu wyraził zdziwienie, że wino pojawiło się na tym etapie ceremonii.

Często pada przypuszczenie, że ślub w Kanie Galilejskiej był ślubem samego Jezusa, ponieważ zarówno on, jak i jego matka mieli prawo do wydawania poleceń, co nie było przywilejem zwykłych gości. Ucztę tę można datować na lato 30 roku n.e. w miesiącu będącym odpowiednikiem czerwca. Pierwsze zaślubiny zawsze odbywały się w miesiącu Pokuty (wrzesień), zaś związane z nimi uczty zaręczynowe były wydawane trzy miesiące wcześniej. W naszym przypadku więc, pierwsze małżeńskie namaszczenie Jezusa przez Marię Magdalenę odbyło się w miesiącu Pokuty (wrzesień) w 30 roku n.e., trzy miesiące po ceremonii w Kanie Galilejskiej, która zdaje się być ich ucztą zaręczynową.

Ewangelie opowiadają historie, które mimo iż nie zawsze są zgodne ze sobą, można także prześledzić na podstawie informacji pozabiblijnych. Opis działalności Jezusa aż do chwili jego ukrzyżowania można znaleźć w różnych zapiskach pochodzących z tamtego okresu. W oficjalnych rocznikach Imperium Rzymskiego jest wzmianka na temat procesu pod przewodnictwem Piłata oraz o ukrzyżowaniu. Możemy na podstawie tej chronologicznie spisanej kroniki rzymskich gubernatorów ściśle określić datę ukrzyżowania na Paschę w marcu 33 roku n.e. Drugie namaszczenie w Betanii miało miejsce w tygodniu poprzedzającym ukrzyżowanie. Wiemy, że Maria Magdalena musiała być już zgodnie z prawem od trzech miesięcy brzemienna, co oznaczało, że winna była urodzić we wrześniu roku 33 n.e., ale do tego wrócimy później.

Traktując ewangelie dosłownie, tak jak zostały napisane, widzimy Jezusa jako dziedzicznego władcę, wyzwoliciela starającego się zjednoczyć ludzi z tamtych terenów przeciwko uciskowi Rzymu. W tym czasie Judea miała status podobny do tego, jaki Francja miała pod niemiecką okupacja w czasie drugiej wojny światowej. Władze były pod nadzorem wojsk okupacyjnych i częste były przejawy sprzeciwu przeciwko temu stanowi rzeczy.

Jezus był oczekiwany, spodziewany, i pod koniec historii staje się namaszczonym Mesjaszem. W Dawnych dziejach Izraela Józefa Flawiusza pochodzących z pierwszego wieku naszej ery Jezus nazywany jest “mądrym człowiekiem", “nauczycielem" i “królem". Nie ma tam nic na temat jego boskości.

Zwoje znad Morza Martwego określają Mesjasza Izraela jako Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych Izraela, przeto nie będzie zaskoczeniem fakt, że apostołowie byli uzbrojeni. Z chwilą ich zwerbowania Jezus sprawdzał, czy każdy ma miecz. Pod sam koniec całej historii (Ewangelia według św. Jana, Pojmanie Jezusa) Piotr zwraca swój miecz przeciwko Malchosowi, zaś Jezus powiada: “Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz".

W Jerozolimie było wielu wysoko postawionych Żydów zajmujących wysokie stanowiska, których trwałość gwarantowały obce (rzymskie) wojska i którzy nie mieli nic przeciwko temu. Poza tym żydowskie grupy miały charakter sekciarski i nie chciały dzielić swojego boga Jahwe z nikim innym, a zwłaszcza z nieczystymi gojami. Dla faryzeuszy i saduceuszy Żydzi byli narodem wybranym przez Boga - On należał do nich, a oni do Niego. Byli jednak oprócz tego inni Żydzi, na przykład nazareńczycy i esseńczycy, którzy pozostawali pod wpływami bardziej liberalnej, zachodniej doktryny. Misja Jezusa nie udała się i powstał rozłam nie do pokonania. Goje, czyli innowiercy, to we współczesnym języku nieżydowskie rasy, zwłaszcza arabskie, między którymi po dziś dzień istnieje nieprzezwyciężony rozdźwięk.

Wyrok wydał rzymski gubernator Poncjusz Piłat, lecz w rzeczywistości Jezus został wcześniej wyklęty i ekskomunikowany przez Sanhedryn15. Aby zrzucić z siebie odpowiedzialność, pokierowano sprawą tak, aby Jezus został skazany przez rzymskiego gubernatora, który już wcześniej skazał innych więźniów za udział w powstaniu przeciwko niemu.

Według najwyższego sędziego i naczelnego prokuratora Izraela Sanhedryn nie miał prawa obradować nocą lub w czasie Paschy, co stanowiło dla niego doskonałą okazję, aby umyć ręce od tej sprawy i móc oświadczyć: “Przykro nam, ale nie możemy tego zrobić. To Ty, Rzymski Gubernatorze, musisz to zrobić".

Jeśli chodzi o śmierć Jezusa na krzyżu, jest oczywiste, ze chodziło wyłącznie o śmierć duchową, a nie śmierć fizyczną, co określała zasada trzech dni i co wszyscy czytelnicy żyjący w pierwszym wieku zrozumieliby bez najmniejszych wątpliwości. Z chwilą umieszczenia go na krzyżu Jezus stał się z miejsca w świetle prawa osobą martwą. Został oskarżony, skazany i przygotowany na śmierć. Dzisiaj taki stan nazywamy “ekskomuniką". Nominalnie przez trzy dni pozostawałby chory, po czym czwartego dnia nadeszłaby śmierć fizyczna. Tego dnia zostałby pochowany, zakopany żywcem, lecz w czasie trzech pierwszych mógł być podniesiony, wskrzeszony. W rzeczy samej przewidział, że tak się stanie.

Podniesienia i wskrzeszenia mógł dokonać jedynie (wyłączając przypadek, kiedy to Jezus sam pogwałcił prawo, co było właśnie cudem!) Najwyższy Kapłan lub Ojciec Społeczności. Najwyższym Kapłanem był wtedy Józef Kajfasz, który wyklął Jezusa, i dlatego podniesienia musiał dokonać patriarcha, Ojciec Społeczności. Jest w ewangelii rozmowa między wiszącym na krzyżu Jezusem i Ojcem, której kulminacją są słowa: “Ojcze, w ręce twoje polecam ducha mego". Jak wiemy z zapisów historycznych, w tym czasie Ojcem Społeczności był mędrzec Magi apostoł Szymon Zelota .

Uczono nas, że fizyczna śmierć Jezusa została potwierdzona przez krew i wodę, która wypłynęła z jego ciała, kiedy został przebity włócznią. W rzeczywistości ustęp ten został błędnie przetłumaczony. Słowa oryginału nie znaczą “przebity', ale “ukłuty" lub “zadrapany". Słowa te przetłumaczono na łaciński czasownik “otworzyć", a ten na angielskie słowo “przebity".

To nie były prymitywne czasy, ale czasy, w których byli już lekarze, ludzie zajmujący się medycyną; były nawet swego rodzaju szpitale. I tak jak dziś, tak i wtedy testem na sprawdzenie istnienia odruchów było zadrapanie lub ukłucie skóry ostrym narzędziem.

W moim posiadaniu znajduje się list od chirurga z Brytyjskiej Rady Medycznej, w którym stwierdza on, “że z punktu widzenia medycyny wypływ wody jest niewytłumaczalny. Krew wypływająca z rany kłutej jest dowodem życia, a nie śmierci. Należałoby wykonać bardzo dużą, ciętą ranę, aby spowodować wypłynięcie kropli krwi z martwego ciała, a to dlatego, że nie ma już akcji naczyniowej".

Zobaczmy, co dokładnie mówią ewangelie na ten temat. Józef z Arymatei zdjął ciało Jezusa z krzyża. Gwoli ścisłości wyrazem, który przetłumaczono na angielskie “body" (ciało), było greckie słowo “soma" oznaczające “żywe ciało". Gdyby chodziło o “martwe ciało", czyli “zwłoki", użyto by słowa “ptoma".

Jezus przeżył ukrzyżowanie i jest to wyraźnie widoczne w innych księgach. Nawet Koran mówi o tym otwarcie.

W piątkowe popołudnie, kiedy Jezus wisiał na krzyżu, wypadało trzygodzinne przesunięcie czasu do przodu. Czas odmierzany był wtedy za pomocą zegarów słonecznych przez kapłanów, którzy odznaczali upływ godzin poprzez mierzony czas sesji modlitewnych. Chodziło w tym o to, że były godziny dzienne i godziny nocne. Dziś mamy dwudziestoczterogodzinną dobę. W ewangelii Jana Jezus mówi: “Czyż dzień nie ma dwunastu godzin?" Tak, było dwanaście godzin dnia i dwanaście godzin nocy, zaś dzień zaczynał się o wschodzie słońca. Od czasu do czasu początek dnia ulegał zmianie, w związku z czym ulegał jej również początek nocy. W marcu, jak wiadomo, początek dnia wypadałby około szóstej rano.

Wiemy, że Józef z Arymatei negocjował z Poncjuszem Piłatem w sprawie zdjęcia Jezusa z krzyża po jego kilkugodzinnym wiszeniu na nim. Ewangelie nie są w tym miejscu zgodne co do kolejności zdarzeń - niektóre podają czas przed jego zmianą, inne czas po jego zmianie. Jest jednak pewne, że z czasu dnia znikają trzy godziny i przechodzą do czasu nocnego. Godziny dnia zostają zastąpione godzinami nocy. Jak mówią ewangelie, kraj pogrążył się w ciemności na trzy godziny. Dziś te trzy nocne godziny dodalibyśmy bez wahania do godzin dziennych.

Te trzy godziny stanowiły jednak najistotniejszy punkt każdego z następnych wydarzeń, ponieważ hebrajscy lunarzyści17 dokonywali zmian czasu w ciągu dnia, zaś solarzyści18, których frakcją byli esseńczycy i mędrcy Magi, nie dokonywali zmian przed północą, co oznacza, że według czasu ewangelii, który odnosi się do czasu hebrajskiego, Jezus został ukrzyżowany w trzeciej godzinie, zaś według czasu solarnego (słonecznego) został ukrzyżowany w szóstej godzinie.

Tego wieczora Żydzi rozpoczęli Szabat o dziewiątej godzinie starego czasu, zaś esseńczycy i Magi mieli jeszcze do jego rozpoczęcia trzy godziny. To właśnie te trzy godziny umożliwiły im przeprowadzenie działań w sprawie Jezusa i na jego rzecz, ponieważ w ciągu tych trzech godzin nikt inny nie mógł podjąć się jakiejkolwiek pracy fizycznej.

Tak więc doszliśmy do jednego z najbardziej błędnie zinterpretowanych elementów Biblii i od tego miejsca zaczniemy posuwać się do przodu, do okresu nie opisanego w Biblii, aby opowiedzieć, jak przebiegł poród dziecka Jezusa i Marii Magdaleny we wrześniu 33 roku n.e. Jednym z najbłędniej rozumianych ustępów Biblii jest sprawa Wniebowstąpienia i omawiając ten temat rozważymy narodziny trojga dzieci Jezusa i ich potomków.

Przypisy:

1. Istnieją dwie pisownie tego nazwiska. Obecnie nazwisko te] rodziny królewskie) pisze się jako Stuart, jednak pierwotnie pisało się Stewart.

2. Król Szkotów Jakub VI (panował w latach 1567-1625) i król Anglii Jakub I (panował w latach 1603-1625) to jedna i ta sama osoba, pierwszy król z dynastii Stuartów na tronie angielskim, zwolennik absolutyzmu, zaś jego konflikty z parlamentem stanowiły powód do buntu przeciwko jego sukcesorowi, Karolowi I. - Przyp. tłum.

3. Niebiańskie zastępy lub niebiański gospodarz, bądź niebiańska hostia - Przyp. tłum.

4. Nie tyko anglojęzyczne, polskojęzyczne również - Przyp. tłum.

5. Autor używa tutaj bardziej wulgarnego określenia, lecz ze względu na to, ze nasze życie publiczne jest już i tak przeładowane wulgaryzmami, pozwalam sobie trochę je złagodzić - Przyp. tłum.

6. “Głos wołającego na Puszczy" - chodzi tu jednak raczej o pustkowie a nie teren porośnięty lasami. - Przyp. tłum.

7 Zwoje znad Martwego Morza to starożytne rękopisy wykonane na skórze, papirusie i miedzi odkryte w pustynnych grotach i starożytnych ruinach znajdujących się na pustkowiach Judei. Jest to jedno z ważniejszych odkryć współczesne] archeologu. Odkrycie ich pozwoliło na ustalenie daty ustabilizowane) żydowskie] Biblii na nie później niż 70 rok n.e, zrekonstruowanie historii Palestyny w okresie pomiędzy 4 wiekiem p.n.e. a rokiem 135 n.e. oraz rzuciło nowe światło na powstanie chrześcijaństwa i rabinicznego judaizmu, jak również na zależności między wczesnochrześcijańskimi i żydowskimi tradycjami. - Przyp. tłum.

8 Chodzi tu o olejek nardowy. - Przyp. tłum

9. Zadok byt jednym z kapłanów popierających króla Salomona w jego walce o tron. - Przyp. tłum.

10. Josef Ben Matatia, żydowski kapłan, nauczyciel i historyk, autor wartościowych pozycji opisujących dzieje Żydów. Jego główne dzieła to Dzieje wojny żydowskie] przeciwko Rzymianom, Dawne dzieje Izraela oraz Przeciwko Aplonowi - Przyp. tłum.

11. Guldo di Piętro, zwany również II Beato lub Fra Giovanm da Fiesole, jeden z największych włoskich malarzy XV wieku; większość jego prac to freski, które wykonał w Klasztorze San Marco we Florencji oraz w kaplicy papieskie] (tzw. Capella Niccolina) i prywatnych apartamentach papieskich w pałacu watykańskim, a także malowidła nadrzwiowe w sanktuarium Kościoła Santissima Annunziata we Florencji. - Przyp. tłum

12 Bardzo popularne w języku angielskim określenie mecenasa teatralnego brzmi “angel" - Przyp. tłum.

13. Brzmienie tego zdania w wersji autora artykułu jest podobne do brzmienia: “Wina nie mają" - które występuje w polskojęzyczne) wersji Biblii wydanej w roku 1982 przez Tnę British and Foreign Bibie Society, natomiast Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu opracowane przez Zespół Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich i wydane przez Wydawnictwo Pallottinum w roku 1980, opatrzone wstępem kardynała Wyszyńskiego, podaje ten tekst w brzmieniu: “Nie mają już wina". - Przyp. tłum

14. Odpowiednie teksty z wyże) cytowanych Biblii brzmią: “Jeszcze me nadeszła moja godzina" i “Czyż jeszcze me nadeszła godzina moja?" - Przyp. tłum.

15. Synedrion, żydowska instytucja religijna i sądownicza w starożytne) Judei; sanhedryn składał się z 71 członków, głównie arystokracji saducejskie); od czasu Machabeuszów w skład sanhedrynu wchodzili także faryzeusze.

16. Szymon Zelota lub Kananejczyk, jeden z 12 apostołów. Chociaż me wiadomo mc pewnego o jego życiu, sądzi się, ze był jednym z Zelotów, czyli członkiem ruchu wolnościowego w Palestynie wymierzonego przeciwko panowaniu Rzymu, które było nie do pogodzenia z monoteistyczną religią żydowską. - Przyp. tłum.

17. Przypuszczalnie chodzi o astronomów opierających swoje obliczenia na obserwacji Księżyca - Przyp. tłum.

18. Przypuszczalnie chodzi o astronomów opierających swoje obliczenia na obserwacji Słońca. - Przyp. tłum

Na podstawie chronologii Ewangelii wiadomo nam, że drugie małżeńskie namaszczenie Jezusa przez Marię Magdalenę w Betanii miało miejsce w tygodniu poprzedzającym ukrzyżowanie. Wiemy również, że Maria była wtedy w trzecim miesiącu ciąży i w związku z tym powinna była urodzić we wrześniu.

Co zatem mówią nam Ewangelie na temat wydarzeń, które miały miejsce we wrześniu roku pańskiego 33? W rzeczy samej nic, niemniej sprawa ta została podjęta w Dziejach Apostolskich, gdzie podane są szczegóły wrześniowego wydarzenia, które znamy jako “Wniebowstąpienie".

W Dziejach Apostolskich nie ma jednak mowy o jednej rzeczy, to jest o “Wniebowstąpieniu". Nazwa ta została nadana temu rytuałowi trzy wieki później, kiedy Kościół Rzymskokatolicki ustalał swoje doktryny. Oto, jak brzmią dosłownie stosowne słowa tekstu: “I gdy to powiedział, a oni patrzyli, został uniesiony w górę i obłok wziął go sprzed ich oczu". Dalej mówi się, że “mężowie w białych szatach" rzekli do uczniów: “...czemu stoicie patrząc w niebo? Ten Jezus... tak przyjdzie, jak go widzieliście idącego". Nieco dalej w Dziejach mówi się, że “niebo" musi przyjąć Jezusa aż do czasu jego “powrotu"1.

Wiedząc, że był to właśnie miesiąc, w którym Maria Magdalena spodziewała się dziecka, zastanówmy się zatem, czy istnieje jakiś związek między połogiem Marii a tak zwanym “Wniebowstąpieniem"? Otóż istnieje i wynika on z istoty czasu powrotu.

Istniały zasady nie tylko rządzące ceremonią zaślubin sukcesorów rodów mesjanistycznych, ale również rządzące samym małżeństwem. Zasady dynastycznych więzów małżeńskich różniły się od obowiązujących w przeciętnej rodzinie, zaś rodzice mesjanistyczni byli formalnie rozdzielani na czas porodu. Nawet zbliżenia między dynastycznym mężem i żoną były dozwolone jedynie w grudniu, tak aby urodziny następców zawsze wypadały we wrześniu, miesiącu Atonement, najświętszym miesiącu żydowskiego kalendarza.

To właśnie tę zasadę złamali rodzice Jezusa (Józef i Maria) i było to przyczyną, dla której Żydzi nie byli zgodni co do tego, czy Jezus jest ich prawdziwym Mesjaszem.

Kiedy dynastyczne dziecko było poczęte w niewłaściwej porze roku, matka bywała zazwyczaj umieszczana na czas porodu pod klasztornym nadzorem, aby uniknąć publicznego zawstydzenia. Nazywało się to “oddaleniem prywatnym / potajemnym" i święty Mateusz całkiem wyraźnie podaje, że kiedy odkryto ciążę Marii, “Józef, jej mąż, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie".

W tym przypadku na urodzenie została udzielona dyspensa przez archanioła Simeona, który piastował wówczas stanowisko “Gabriela" będąc anielskim kapłanem dyżurnym. Zarówno Zwoje znad Morza Martwego, jak i Księga Enocha (która została usunięta ze Starego Testamentu) definiują “archaniołów" (lub głównych ambasadorów) jako starszych kapłanów w Qumran noszących tradycyjnie tytuły “Michał", “Gabriel", “Rafael", “Sariel" etc.

W przypadku Jezusa i Marii Magdaleny wszelkie zasady więzów małżeńskich zostały zachowane i ich pierwsze dziecko zostało poczęte w grudniu roku pańskiego 32 i urodzone we wrześniu roku 33.

Z chwilą urodzenia się dynastycznego dziecka rodzice byli rozdzielani na sześć lat, jeśli to był chłopiec, i na trzy lata, jeśli urodziła się dziewczynka. Ich małżeństwo było restytuowane dopiero po tym czasie. W międzyczasie matka z dzieckiem udawała się do odpowiednika klasztoru, zaś o małżonku mówiło się, że wstępuje do “Królestwa Niebios". To Królestwo Niebios było w rzeczywistości Esseńskim Nadrzędnym Klasztorem w Mird nad Morzem Martwym, zaś ceremonia wstępowania była prowadzona przez anielskich kapłanów pod nadzorem wyznaczonego przywódcy pielgrzymów.

W Księdze Wyjścia Starego Testamentu izraelskich pielgrzymów prowadził do Ziemi Świętej “obłok". Kontynuując tę tradycję kapłan, przywódca pielgrzymów, nosił od tamtego czasu tytuł “Obłok".

Jeśli przeczytamy teraz Dzieje Apostolskie zgodnie z intencją autorów, zobaczymy, że Jezus został wzięty przez “Obłok" (czyli wodza pielgrzymów) do Królestwa Niebieskiego (czyli do Nadrzędnego Klasztoru w Mird), zaś człowiek w bieli (anielski kapłan) powiedział, że Jezus powróci, kiedy nadejdzie czas restytucji (kiedy przywrócone zostanie fizyczne małżeństwo).

Jeśli rzucimy teraz okiem na List św. Pawła do Hebrajczyków, zauważymy, że wyjaśnia on bardziej szczegółowo wydarzenie noszące nazwę Wniebowstąpienia. Św. Paweł opowiada, jak Jezus został przyjęty do Kapłaństwa Niebiańskiego, ponieważ w rzeczy samej nie miał uprawnień do tak uświęconego tytułu. Tłumaczy on, że Jezus urodził się (poprzez ojca Józefa) w żydowskiej linii Dawida, linii, która miała prawo do tytułu królewskiego, lecz nie miała prawa do kapłaństwa, ponieważ to ostatnie było wyłącznym przywilejem rodu Aarona i Lewiego.

Paweł powiada, że udzielono jednak specjalnej dyspensy, i dodaje, że “skoro bowiem zmienia się kapłaństwo, musi nastąpić zmiana zakonu" (zakon = prawo). Jako wynik tej zmiany zakonu (prawa) Jezus miał prawo wejścia do Królestwa Niebieskiego według kapłańskiego porządku Melchizedeka.

Tak więc we wrześniu roku pańskiego 332 rodzi się pierwsze dziecko, zaś Jezus zgodnie z prawem wstępuje do Królestwa Niebieskiego. Nie ma żadnej wzmianki na temat męskiej płci tego dziecka (są natomiast w przypadku kolejnych dwóch narodzin) i widząc, że Jezus wraca trzy lata później, w roku 36, wiemy, że Maria urodziła dziewczynkę.

Śledząc chronologię Dziejów Apostolskich widzimy, że we wrześniu roku 37 rodzi się drugie dziecko, a następnie kolejne w roku 44. Okres, jaki upływa między tymi dwoma urodzinami a drugą restytucją (małżeństwa) w roku 43, wynosi sześć lat, co wskazuje, że drugie dziecko było chłopcem. Fakt ten potwierdzają również użyte słowa kryptologiczne - takich samych użyto w stosunku do dziecka z roku 44, co oznacza, że trzecie dziecko również było chłopcem.

Zgodnie z tym, co znajdujemy w Zwojach znad Morza Martwego, wszystko, co ma charakter kryptologiczny w Nowym Testamencie, zostało ustalone z góry przez inny termin, który wyjaśnia, że dany termin oznacza coś ukrytego zgodnie z zasadą: “To jest dla tych z uszami do słuchania". Kiedy już się zrozumie te kody i alegorie, łatwiej jest rozumieć inne przekazy, bowiem ich znaczenie nie zmienia się. Znaczą dokładnie to samo za każdym razem, kiedy zostają użyte - inaczej mówiąc, zawsze są używane, kiedy chodzi o to samo.

I tak na przykład Ewangelie wyjaśniają, dlaczego Jezus był nazywany “Słowem Boga": “A słowo ciałem się stało i mieszkało między nami... w pełni gracji i prawdy". Jan bardzo długo wyjaśnia znaczenie tego wyrażenia, zaś kolejne przykłady cytatów brzmią następująco: “Słowo Boga stało nad jeziorem" i “Słowo Boga było w Samarii".

Przesłania dotyczące żyzności i nowego życia są sformułowane w Przypowieści o siewcy, którego ziarno “wydało plon". I stąd, ilekroć jest mowa, że “Słowo Boga plon wydało" oraz “to jest dla tych z uszami do słuchania", oznacza to, że Jezus miał syna. Są dwa takie wyrażenia w “Dziejach Apostolskich" i przypadają one dokładnie na rok 37 i 44.

Przypuszczalnie najgorzej zinterpretowaną księgą Nowego Testamentu jest Apokalipsa św. Jana (inaczej Objawienie św. Jana). Chodzi tu o błędną interpretację przez Kościół a nie błędy w samej księdze. Księga ta jest niepodobna do pozostałych. Jest wypełniona okropnymi, nadprzyrodzonymi podtekstami, zaś jej bezpośredni charakter wyobrażeniowy został skażony przez Kościół, który przeobraził jej tekst w pewien rodzaj ostrzeżenia, przepowiedni katastrofy! Lecz księga ta nie ma w tytule słowa “Przepowiednia" lub “Ostrzeżenie". Nazywa się “Objawienie"3.

Cóż zatem ta księga objawia? Chronologicznie opisane tam wydarzenia następują po tych, jakie opisane są w Dziejach Apostolskich, czyli księga Objawienia św. Jana jest w rzeczywistości kontynuacją historii Jezusa, Marii Magdaleny i ich synów, w szczególności starszego syna, Jezusa Justusa. Podaje ona szczegóły jego życia i małżeństwa wraz z urodzinami jego syna. Ta błędnie interpretowana przez Kościół księga Nowego Testamentu nie jest ani ostrzeżeniem, ani pełną grozy przepowiednią. Jest dokładnie tym, co mówi jej tytuł: objawieniem (lub raczej: ujawnieniem - przyp. tłum.).

Jak już wcześniej zauważyliśmy, wyświęceni księża w tamtych czasach nosili przydomek “rybiarzy", ich pomocników nazywano z kolei “rybakami", zaś kandydatów do chrztu - “rybami". Po wstąpieniu do Królestwa Niebieskiego Jezus stał się wyświęconym “rybiarzem", lecz do chwili wstąpienia tam (jak wyjaśnia św. Paweł) nie posiadał tytułu kapłańskiego. W trakcie rytuału wyświęcania prowadzący ceremoniał kapłani z sanktuarium, Lewici, podawali kandydatom pięć bochenków chleba i dwie ryby. Prawo w tej mierze było bardzo rygorystyczne. Kandydat musiał być obrzezanym Żydem. Innowiercy i nie obrzezani samarytanie nie mogli w żadnym wypadku dostąpić tego zaszczytu.

I to właśnie był ten szczególny kapłański rytuał, który Jezus pogwałcił w czasie tak zwanego “nakarmienia pięciu tysięcy"4, ponieważ w ten sposób dał dostęp do swojej nowej, liberalnej posługi ofiarowując bochenki chleba nie uświęconemu zgromadzeniu ludzi. Poza tym, z uwagi na to, że stał się “rybiarzem", o Jezusie mówiono również jako o “Chrystusie" - jest to grecka definicja i znaczy “Król". Wymawiając słowa Jezus Chrystus faktycznie mówimy Jezus Król, zaś jego królewskie pochodzenie wywodziło się z Królewskiego Domu Judy (Domu Dawidowego), jak to wielokrotnie podkreślają ewangelie oraz listy świętego Pawła.

Tak więc poczynając od roku 33 n.e. Jezus wyłania się w podwójnej roli: jako “Kapłan Chrystus", a jeszcze częściej jako “Rybiarski Król" (“Fisher King"). Definicja ta, jak zobaczymy, miała przerodzić się w dziedziczny i dynastyczny urząd potomków Jezusa i następni “Rybiarscy Królowie" byli dominującymi postaciami w historii linii krwi Graala.

Przed urodzeniem drugiego syna w roku 44 Maria Magdalena została wydalona z Judei w związku z zaangażowaniem się jej w powstanie o charakterze politycznym. Wraz z Filipem, Łazarzem i kilkoma innymi wiernymi przyjaciółmi udała się (w myśl umowy z królem Herodem Agryppą II) do posiadłości Herodów w pobliżu Lionu w kraju Gaul (który stał się później Francją).

Od najwcześniejszych czasów przez średniowiecze aż do renesansu jej emigracja z Judei była portretowana w rękopisach luminarzy i podobnych im dziełach sztuki. Jej życie i praca we Francji, a w szczególności w Langwedocji, została opisana nie tylko w pracach dotyczących historii europejskiej, ale nawet w liturgii rzymskokatolickiej, dopóki Watykan nie usunął jej stamtąd.

Deportacja Mary Magdaleny jest opisana w Apokalipsie św. Jana (inaczej Objawieniu św. Jana), która podaje, że była ona w tym czasie w ciąży. Opowiada ona również, jak rzymskie władze oskarżyły ją, jej syna i jego następców: “A jest brzemienna. I woła cierpiąc bóle i męki rodzenia... Oto wielki smok barwy ognia mający siedem głów i dziesięć rogów - a na głowach jego siedem diademów... I stanął smok przed mającą rodzić Niewiastą, ażeby, skoro porodzi, pożreć jej dziecię. I porodziła syna - Mężczyznę... A niewiasta zbiegła na pustynię... I rozgniewał się smok na niewiastę i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa". (Apokalipsa św. Jana, 12,1-18).

Jest powiedziane, że to do kraju Gaul (Francji) Maria zaniosła Sangreal (Krew Królewską, Świętego Graala), i to właśnie w Gauł potomkowie sławnej linii Jezusa i Marii, “Rybiarscy Królowie", rozkwitali przez 300 lat.

Odwiecznym mottem Rybiarskich Króli było “W Sile". Wywodziło się ono od imieniem ich przodka, Boaza (pradziadka króla Dawida), które znaczyło “W Sile". Po przetłumaczeniu na łacinę brzmiało ono “In Forte" (Głośno), co później zostało zniekształcone na “Anfortas", które stało się imieniem Rybiarskiego Króla w romansie mówiącym o Graalu5.

Możemy obecnie powrócić do tradycyjnej symboliki Graala jako kielicha napełnionego krwią Jezusa. Możemy również zastanowić się nad graficzną symboliką stworzoną na długo przed Wiekami Ciemnoty, około 3500 lat p.n.e. Kiedy tego dokonamy, zauważymy, że kielich lub puchar jest najstarszym symbolem kobiety. Jego reprezentacją było Święte Naczynie - macica.

Tak więc uciekając do Francji, Maria Magdalena przeniosła Sangreal w Uświęconym Kielichu swojej macicy, tak jak to opisuje Księga Objawienia. Imię tego drugiego syna było Józef.

Równoważnym tradycyjnym symbolem mężczyzny było ostrze rogu przedstawiane zazwyczaj w postaci miecza lub jednorożca. W Starym Testamencie w Pieśni nad Pieśniami oraz w Księdze Psalmów płodny jednorożec symbolizuje królewski ród Judy i właśnie z tego względu katarowie z Prowansji używali tej mistycznej bestii jako symbolu linii krwi Graala.6

Maria Magdalena zmarła w Prowansji w roku 63 n.e. W tym samym roku Józef z Arymatei zbudował sławną kaplicę w Glastonbury w Anglii jako pomnik Mesjanistycznej Królowej. Był to pierwszy “nie podziemny" kościół chrześcijański na świecie, zaś w następnym roku syn Marii, Jezus Justus, poświęcił go swojej matce. Jezus Młodszy był już przedtem w Anglii z Józefem, w wieku dwunastu lat, w roku 49. To właśnie to wydarzenie zainspirowało sławną pieśń Williama Blake'a, Jeruzalem; “I te stopy w starożytności, stąpały po zieleni Anglii gór".7

Kim był Józef z Arymatei, człowiek, który przejął kontrolę nad biegiem wypadków w czasie ukrzyżowania? I dlaczego matka Jezusa, jego żona i reszta rodziny zaakceptowała interwencję Józefa bez zadawania jakichkolwiek pytań?

Dopiero w roku 900 n.e. Kościół Rzymski zdecydował się wydać oświadczenie, że Józef z Arymatei był wujem matki Jezusa, Marii. Od tego czasu obrazy zaczęły ukazywać go w chwili ukrzyżowania jako stosunkowo starego człowieka, kiedy matka Maria miała już ponad pięćdziesiąt lat. Dokumenty historyczne dotyczące Józefa sprzed oświadczenia Rzymu przedstawiają go jako znacznie młodszego człowieka. Podają one, że zmarł on w wieku 80 lat 27 lipca 82 roku n.e., czyli w chwili ukrzyżowania Jezusa musiał mieć 32 lata.

Józef z Arymatei był w rzeczywistości nikim innym jak bratem Jezusa Jakubem, zaś tytuł, jakim się go obdarza, nie ma nic wspólnego z nazwą jakiegokolwiek miejsca. Arymatea nigdy nie istniała. Nie powinno więc dziwić, że to właśnie on negocjował z Piłatem sprawę umieszczenia Jezusa w swoim własnym grobie rodzinnym.

Rodowy przydomek “Arymatea" wziął się z angielskiego zniekształcenia grecko-hebrajskiego terminu ha Rama Theo - “Boska Wysokość" lub “Królewska Wysokość", jak to dziś mówimy. Ponieważ Jezus był najstarszym mesjanistycznym potomkiem - Chrystusem, Kristosem lub po prostu królem - jego młodszy brat był księciem krwi królewskiej, Królewską Wysokością, Rama-Theo. W nazareriskiej hierarchii książę krwi królewskiej zawsze posiadał patriarchalny tytuł “Józefa" - podobnie jak Jezus był tytularnie “Dawidem", a jego żona “Marią".

Na początku V wieku potomkowie Jezusa i Marii skoligacili się poprzez małżeństwo z Frankami sigambryjskimi. Z tego związku wyłoniła się nowa rodzina “panująca", która zapoczątkowała dynastię Merowingów. Merowingowie założyli królestwo Francji i wprowadzili dobrze znany “fleur-de-lys" (kwiat lilii - starożytny, żydowski symbol obrzezania) jako symbol królów francuskich.

Z Merowingów wyłoniła się kolejna linia, która założyła niezależne żydowskie królestwo w południowej Francji, Królestwo Septimanii, znanej obecnie jako Langwedocja. Pierwsi książęta Tuluzy, Akwitanii i Prowansji wywodzili się z mesjanistycz-nej linii krwi Świętego Graala. Septimania otrzymała Królewski Dom Dawidowy w roku 768, zaś jej książę Bernard poślubił później córkę cesarza Charlemagne (Karola Wielkiego).

Spośród “Rybiarskich Króli" wyłoniła się również kolejna linia sukcesji w Gaul. Podczas gdy Merowingowie kontynuowali patrymonialną “męską" linię dziedzictwa Jezusa, druga linia przedłużała matriarchalne dziedzictwo Marii Magdaleny w “żeńskiej" linii. Były to dynastyczne królowe Avallonu w Burgundii, z domu del Acqs - co znaczy “wody" - tytuł nadany Marii Magdalenie wcześniej, kiedy udała się morzem do Prowansji.

Ci z nas, którym nie są obce tradycje arturiańskie i św. Graala, zorientowali się w tej chwili w ostatecznej doniosłości tej mesjanistycznej rodziny Rybiarskich Królów, królowych Avallonu i domu del Acqs (przekształconego w arturiańskim romansie na “du Lac").

Potomkowie Jezusa stanowili potężne zagrożenie dla Kościoła Rzymskokatolickiego, ponieważ byli dynastycznymi przywódcami Kościoła Nazareńskiego. W rzeczywistości Kościół Rzymskokatolicki nie powinien był nigdy powstać, ponieważ nie był on niczym innym jak ruchem “hybrydowym" złożonym z najróżniejszych doktryn pogańskich przyklejonych do podstawowej żydowskiej bazy.

Jezus urodził się w 7 roku p.n.e. i jego urodziny przypadają na dzień będący odpowiednikiem l marca, z “oficjalnymi" urodzinami w dniu 15 września, aby zadowolić wymagania dynastyczne. W chwili ustanawiania zasad Kościoła Rzymskokatolickiego w czwartym stuleciu naszej ery cesarz Konstantyn zignorował jednak obie daty i zamiast nich ustanowił 25 grudnia jako dzień Bożego Narodzenia, tak aby zbiegało się ono z pogańskim Świętem Słońca.

Później, na Synodzie w Whitby, w roku 664, biskupi przejęli celtyckie święto Eostre, bogini wiosny i urodzaju, i przywiązali do niego nowe, chrześcijańskie znaczenie. Czyniąc to zmienili datę celtyckiego święta, by oddzielić ją od tradycji żydowskiej Paschy.8

Chrześcijaństwo ewoluowało, jak wiadomo, jako “religia kompozytowa", zupełnie niepodobnie do innych. Gdyby Jezus miał być jego żywym katalizatorem, wówczas chrześcijaństwo bazowałoby na jego naukach - moralnych i społecznych zasadach uczciwego, tolerancyjnego kapłaństwa z ludźmi w charakterze udziałowców tej religii.

Ortodoksyjne chrześcijaństwo nie jest zbudowane na podstawie nauk Jezusa, bazuje ono na naukach Kościoła Rzymskiego, które różnią się całkowicie od nauk Jezusa. Istnieje cały szereg przyczyn takiego stanu rzeczy, z których najważniejszą jest to, że nauki Jezusa zostały z rozmysłem zepchnięte na bok na rzecz nauk Piotra i Pawła, które nie były uznawane przez Kościół Nazareński jako legalne dziedzictwo Jezusa i jego brata Jakuba.

Papieże i kardynałowie mogli rządzić niepodzielnie jedynie poprzez usunięcie Jezusa z czołowego miejsca. Konstantyn orzekł, że to “on sam" jest “Zbawicielem Mesjaszem" a nie Jezus! Jeśli chodzi o biskupów Rzymu (papieży), to przydzielono im apostolskie dziedzictwo świętego Piotra, nie będącego spadkobiercą Jezusa i jego braci, co zachował Kościół Nazareński.

Jedynym sposobem, przy pomocy którego Kościół Rzymski mógł zapobiec wpływom potomków Marii Magdaleny, było zdyskredytowanie jej samej i zaprzeczenie, że była żoną Jezusa. Ale co z bratem Jezusa Jakubem? On' również miał potomków, mieli ich również jego pozostali bracia, Simon, Joses i Jude. Kościołowi nie udało się uciec od ewangelicznego stwierdzenia, że Jezus był Błogosławionej Matki Maryi “pierworodnym synem", przeto macierzyństwo samej Marii też musiało zostać ukryte.

W wyniku tej opcji Matka Maria została przedstawiona jako dziewica, zaś Maria Magdalena jako ladacznica, o czym nie wspominają oryginalne Ewangelie. Następnie, w celu umocnienia pozycji Marii, zaczęto głosić, że jej własna matka, Anna, urodziła ją w sposób “bezgrzeszny"!

Z upływem czasu te wyrachowane doktryny zaczęły odnosić skutek. Na samym początku jednak trzeba było czegoś więcej, aby scementować te idee, ponieważ kobiety z ruchu nazareńskiego, takie jak Maria Magdalena, Marta, Maria żona Kleofasa i Salome, które prowadziły szkoły i misje w całym śródziemnomorskim świecie, miały znaczne wpływy w Kościele Celtyckim. Wszystkie one były uczennicami Jezusa i bliskimi przyjaciółkami jego matki, Marii, której towarzyszyły w chwili jego ukrzyżowania, co potwierdzają Ewangelie.

Jedyną drogą ocalenia dla kościoła było usunięcie kobiet, i to nie tylko usunięcie ich ze stanowisk kościelnych, ale odmówienie im także jakichkolwiek praw w społeczeństwie. Tak więc Kościół ogłosił, że wszystkie kobiety są heretyczkami i czarownicami!

W dziele tym biskupów wspomagały słowa Piotra i Pawła. Opierając się na ich naukach Kościół Rzymskokatolicki mógł przyjąć ideę absolutnego seksizmu. W Liście do Tymoteusza Paweł napisał: “Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem, lecz [chcę, by] trwała w cichości". (Pierwszy List do Tymoteusza, 2,12). W Ewangelii według św. Filipa (w apokryfach) cytuje się nawet następującą wypowiedź Piotra: “Kobiety nie są warte życia". Biskupi cytowali nawet słowa Księgi Rodzaju, kiedy to Bóg mówi do Ewy na temat Adama tymi słowy: “...on zaś będzie panował nad tobą" (Księga Rodzaju, 3,16).

Ojciec Kościoła Tertulian podsumowuje całość poglądów kościoła, kiedy mówi o uczennicach Marii Magdaleny: “Te heretyckie kobiety! Jak one śmią! Są na tyle bezwstydne, by nauczać, by angażować się w dyskusje i spory, by chrzcić... Nie wolno kobiecie przemawiać w kościele... ani pretendować... do udziału w jakichkolwiek męskich funkcjach - a już na pewno nie mogą być kapłankami".

Następnie, jako ukoronowanie wszystkiego, pojawia się najbardziej zadziwiający dokument Kościoła Rzymskokatolickiego, Apostolski Porządek (The Apostolic Order). Dokument ten został pomyślany jako “wyimaginowana" dyskusja tocząca się między apostołami po Ostatniej Wieczerzy. W przeciwieństwie do Ewangelii dokument ten sugeruje udział Marii Magdaleny w Ostatniej Wieczerzy i wszyscy zgadzają się, że powodem, dla którego Jezus nie przekazał przy stole Marii ani kropli wina było to, że zauważył, iż się ona śmieje!

Na podstawie tego osobliwego, fikcyjnego dokumentu biskupi postanowili, że mimo iż Maria być może była towarzyszką Jezusa, kobietom nie należy się żadne miejsce w Kościele, ponieważ nie są one poważne! Postawa seksistowska przetrwała w Kościele do dzisiaj. Dlaczego? Ponieważ należało zdyskredytować Marię Magdalenę i pozbawić uznania, tak aby można było ignorować jej spadkobierców. Ale czasy zmieniają się i przynajmniej w Kościele Anglikańskim kobietom przywraca się prawo do stanu kapłańskiego.

Mimo zakusów seksistów, mesjanistyczni dziedzice utrzymali swoją pozycje społeczną poza establishmentem Kościoła Rzymskokatolickiego. Utworzyli własne kościoły, Kościół Nazareński i Kościół Celtycki, i założyli własne królestwa w Brytanii i Europie. Stali się zagrożeniem dla Kościoła Rzymskokatolickiego i figuranckich monarchów oraz rządów przezeń animowanych. To właśnie z ich powodu utworzono brutalną inkwizycję, jako że podtrzymywali oni moralne i społeczne zasady, które stały w opozycji do doktryny Kościoła Rzymskokatolickiego.

Stało się to bardzo wyraźne w Wieku Rycerskości, w którym kultywowano szacunek dla kobiet, czego przykładem mogą być templariusze, których zakonna przysięga odzwierciedlała szacunek dla “Matki Graala", Królowej Marii Magdaleny.

W okresie poprzedzającym średniowiecze historie poszczególnych członków tego rodu były dobrze znane. Lecz kiedy Kościół rozpoczął swoje rządy i zaczął wysuwać oskarżenia (Wielka Inkwizycja), cały dorobek nazareński musiał zejść do podziemia.

Po co jednak komu była potrzebna rządna odwetu Inkwizycja? Kiedy zakon templariuszy wrócił do Europy, nie tylko przywiózł ze sobą dokumenty, które poddawały w wątpliwość nauki Kościoła, lecz zaczął zakładać własne kościoły cysterskie przeciwstawiające się Rzymowi. Nie były to byle jakie kapliczki, ale największe religijne pomniki, jakie kiedykolwiek wystrzeliły ku niebu zachodniego świata, na przykład katedra Notre Dame we Francji.

Wbrew ich dzisiejszemu obliczu te wywierające olbrzymie wrażenie gotyckie katedry nie miały nic wspólnego z oficjalnym Kościołem Rzymskokatolickim. Zostały ufundowane i zbudowane przez templariuszy i były dedykowane Marii Magdalenie - Notre Dame, Naszej Pani - którą nazywali “Graalem świata".

Tego rodzaju działalność pozostawała oczywiście w sprzeczności z wszystkimi dogmatami Kościoła Rzymskokatolickiego i biskupi przemianowali je, poświęcając je Marii, matce Jezusa. Czyniąc to wydali nakaz ścisłego przestrzegania sposobu przedstawiania na artystycznych portretach Matki Marii, Madonny. Musiała być odziana w szaty w kolorze “wyłącznie białym i niebieskim", tak aby nie wywołać przeświadczenia, że przyznano jej prawo do piastowania jakichkolwiek stanowisk w wyłącznie męskim stanie kapłańskim.

Z drugiej strony Maria Magdalena była portretowana (przez największych artystów świata) w czerwonej pelerynie (mantyli), podobnej do tych, jakie noszą kardynałowie, lub w czarnej szacie wyższej kapłanki nazareńskiej, i Kościół nic nie mógł na to poradzić. Biskupi twierdzili jedynie, że jest to praktyka grzeszna i heretycka, jako że Maria Magdalena była poza ich jurysdykcją, gdyż zgodnie ze swoimi intencjami postanowili ignorować ją i jej następców.

Było to w czasie, kiedy tradycja Graala została ogłoszona przez Watykan jako herezja. Pochodzące z VI wieku pisma Merlina zostały potępione przez Radę Ekumeniczną, zaś oryginalny Kościół Nazareński stał się “nurtem podziemnym" wspomaganym przez tak znaczących sponsorów, jak Leonardo da Vinci i Sandro Botticelli.

W tamtych czasach Kościół kontrolował większość literatury wydawanej na użytek ogólny i dlatego w celu uniknięcia represji ze strony jego cenzury wszelkie wzmianki o Graalu były czynione w postaci alegorii. Wiadomości przekazywane były w postaci tajnych znaków wodnych, ezoterycznych pism, kart Taro-ta i symbolicznych dzieł sztuki.

Dlaczego tradycja Graala i pisma Merlina stanowiły taki problem dla Kościoła Rzymskokatolickiego? Otóż, dlatego że między wierszami tych tekstów o charakterze przygodowym przemycana była historia rodowodu Graala - rodu, który został usunięty z należnej mu dynastycznej pozycji przez papieży i biskupów rzymskich, którzy zdecydowali się na rządy w drodze “sukcesji apostolskiej".

Twierdzono, że to apostolskie dziedzictwo wywodzi się od pierwszego biskupa, świętego Piotra (ta wersja obowiązuje do dzisiaj). Jeśli ktoś przejrzy Konstytucje Apostolskie Kościoła Rzymskokatolickiego, dojdzie do wniosku, że nie jest to prawda, bowiem Piotr nigdy nie był biskupem Rzymu ani jakiegokolwiek innego miasta!

Watykańskie Konstytucje zawierają zapis mówiący, że pierwszym biskupem Rzymu był książę Brytanii, Linus, syn Caractacusa Pendragona. Został tam osadzony przez św. Pawła w roku 58 n.e., jeszcze za życia Piotra.

Od początku XII wieku potężni wówczas templariusze i ich katedry stanowili poważne zagrożenie dla “wyłącznie męskiego" Kościoła, dlatego że uświadamiali całej społeczności spuściznę, jaka została po Jezusie i Marii Magdalenie.

Kardynałowie zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli pozwolą na to, aby potomkowie mesjaszowego rodu doszli do głosu, ich gmach runie. Należało zatem ich zniszczyć! I utworzono wówczas brutalną inkwizycję, która oskarżała wszystkich, którzy wyłamywali się z zasad ustanowionych przez biskupów.

Wszystko zaczęło się w roku 1208, kiedy to papież Innocenty III wysłał 30000 żołnierzy do Langwedocji w południowej Francji, która była siedliskiem katarów (czystych), o których mówiono, że są strażnikami wielkiego, świętego skarbu - tajemnicy, która może przewrócić do góry nogami ortodoksyjne chrześcijaństwo. Krucjata papieska, zwana także “krucjatą przeciwko albigensom", trwała 36 lat. W jej trakcie wyrżnięto dziesiątki tysięcy niewinnych ludzi, ale skarbu nie znaleziono.9

Główny okres działalności inkwizycji przypada na pontyfikat papieża Grzegorza IX, kiedy to w roku 1231 miała miejsce masakra wszystkich, którzy popierali “herezję Graala". W roku 1252 wydano oficjalne zezwolenie na torturowanie ofiar oraz wykonywanie egzekucji poprzez palenie na stosie.

“Herezja" była bardzo wygodnym oskarżeniem, ponieważ tylko Kościół mógł definiować, co to słowo znaczy. Ofiary były torturowane aż do momentu przyznania się do jej popełnienia, a następnie były tracone. Jeśli nie chciały się przyznać, tortury kontynuowano, w konsekwencji czego i tak umierały. Jedną ze stosowanych wówczas form tortur było rozciąganie ofiary, a następnie pieczenie jej żywcem nad ogniem, kawałek po kawałku, kończyna po kończynie.

Te barbarzyńskie oskarżenia i kary były utrzymywane w mocy przez ponad 400 lat i działanie ich rozciągnięto na żydowskich, muzułmańskich i protestanckich odszczepieńców. Inkwizycja nigdy nie została formalnie zniesiona. Nie dalej jak w roku 1965 jej nazwę zmieniono na “Święta Kongregacja". Jej prerogatywy są wciąż w mocy.

Nie złamany przez inkwizycję ruch nazareński prowadził nadal swoją działalność i historia linii krwi była kontynuowana w literaturze w takich dziełach jak Grand Saint Grail (Wielki Święty Graal) oraz High History ofHoly Grail (Dostojna historia świętego Graala). Dzieła te były sponsorowane głównie przez francuskie, wierne Graalowi, dwory (dwór Szampanii, Anjou i inne), jak również przez templariuszy. Arturiańskie romanse stały się na tym etapie popularnym nośnikiem tradycji Graala.

Właśnie z tych przyczyn templariusze stali się w roku 1307 celem inkwizycji, kiedy zausznicy papieża Klemensa V i króla Francji Filipa IV skierowali przeciwko nim swoje ostrze. Papieskie armie przetrząsały Europę w poszukiwaniu ich dokumentów i skarbów, lecz podobnie jak w przypadku katarów, nic nie znaleziono, co nie przeszkadzało poddawać templariuszy torturom. Wielu z nich zginęło, zaś ich towarzysze zbiegli do krajów położonych z dala od władzy papieskiej.

Lecz ich skarb nie przepadł. W czasie gdy watykańscy emisariusze przeczesywali Europę, dokumenty spoczywały zamknięte w zbiorach Skarbca Sali Kapitulnej w Paryżu. Znajdowały się pod opieką Wielkiego Zakonu Rycerzy Templariuszy pod wezwaniem św. Antoniego (Templar Grand Knights of St Anthony), który zwano też “Opiekuńczą Księżną Królewskiej Tajemnicy". Zakon ten załadował pewnej nocy w porcie La Rochelle skarb na 18 należących do niego galeonów, i wyruszył z mm o świcie do Szkocji, gdzie został serdecznie powitany przez władcę Szkocji, Roberta I Bruce, który został ekskomunikowany wraz z całym narodem szkockim przez papieża za przeciwstawienie się katolickiemu królowi Anglii, Edwardowi. Templariusze pozostali razem ze swoimi skarbami w Szkocji i walczyli u boku Roberta w bitwie pod Bannockburn w roku 1314 w obronie niepodległości Szkocji i o jej uniezależnienie od Anglii Plantagenetów.10

W wyniku zwycięstwa pod Bannockburn Bruce i templariusze z zakonu pod wezwaniem św. Antoniego założyli w roku 1317 Zakon Starszych Braci Różanego Krzyża i od tej chwili królowie Szkocji posiadają dziedzicznie tytuł Wielkich Mistrzów, zaś każdy król z dynastii Stewartów (Stuartów) był uhonorowany tytułem Wielkiego Opata “Księcia Saint Germain".

Dlaczego więc król Artur, celtycki wódz z VI wieku, był osobą tak ważną dla templariuszy oraz dworów europejskich wiernych tradycji Graala? Otóż, dlatego że była to postać wyjątkowa o “podwójnym" pochodzeniu w linii mesjanistycznej.

Król Artur nie był postacią mityczną, jak wielu sądzi. W żadnym wypadku. Lecz szukano go zazwyczaj nie tam, gdzie trzeba. Badacze zmyleni fikcyjną lokalizacją podawaną w romansach, bezowocnie przeszukiwali archiwa i kroniki Brytanii, Walii i zachodniej Anglii. Informacje o Arturze znajdują się jednak w szkockich i irlandzkich annałach. Był on “dostojnym królem Celtyckiej Wyspy" i w rzeczywistości suwerenem, dowódcą brytyjskich oddziałów pod koniec VI wieku.

Artur urodził się w roku 559 i zmarł w 603. Jego matką była Ygerna del Acqs, córka królowej Avallonu, Viviane, która pochodziła od Jezusa i Marii Magdaleny. Jego ojcem był król Aedan z Dalriady (wyżyna szkocka nosząca obecnie nazwę Argyll od nazwy klanu Campbell of Argyle, byłego hrabstwa w zachodniej Szkocji) będący brytyjskim Pendragonem (“Head Dragon" - “Główny Smok" lub “Król Królów") pochodzącym od Jakuba, brata Jezusa. Właśnie z tego powodu historie Artura i Józefa z Arymatei są tak mocno ze sobą związane w romansach osnutych na legendzie Graala.

I rzeczywiście, zapisy koronacyjne szkockiego króla Kennetha Mac-Alpina11, potomka Aedana Pendragona, mówią, że pochodzi on z dynastii królowych Avallonu.

Dziedzictwo po ojcu, królu Aedanie, wywodzi się w prostej linii z najstarszego domu Camulot (Angielski Królewski Dwór Colchester) od pierwszego Pendragona, króla Cymbehne'a, który jest dobrze znany badaczom zajmującym się twórczością Szekspira.

W owym czasie potomkowie rodu mesjaszy założyli królestwa w Walii w rejonie Strathciyde i Gór Kambryjskich. Ojciec Artura, król Szkotów Aedan, był pierwszym królem brytyjskim osadzonym na tronie według rytuału kościelnego. Został on w roku 574 koronowany i namaszczony przez świętego Kolumbę z Kościoła Celtyckiego. Doprowadziło to oczywiście biskupów Kościoła Rzymskiego do wściekłości, ponieważ uważali oni, że wyznaczanie królów jest wyłącznie ich przywilejem, zaś ich koronowanie należy wyłącznie do papieża!

Koronacja ta stała się bezpośrednią przyczyną wysłania w roku 597 z Rzymu św. Augustyna, którego zadaniem było rozmontowanie Kościoła Celtyckiego. Trzy lata później ogłosił się on arcybiskupem Canterbury, lecz jego misja nie powiodła się i nazereńska tradycja utrzymała się w Szkocji, Walii, Irlandii oraz pomocnej Anglii.

Należy pamiętać, że monarchowie z linii Graala nigdy nie byli zarządcami ziem. Tak jak i Jezus, byli oni wyznaczonymi “Strażnikami" ludzi. Merowingowie z Gauł (Francji) byli na przykład królami Franków - nigdy królami Francji. Król Aedan, Robert I Bruce i ich sukcesorzy w linii Stewartów byli królami Szkotów - nigdy królami Szkocji.

Kościół Rzymskokatolicki nie mógł pogodzić się ze “społecznym" aspektem nazareńskiej tradycji, ponieważ biskupi woleli być nadrzędni w stosunku do “terytorialnych królów", zaś najstarszym rangą duchowym mistrzem ludzi miał być papież. Kościół Rzymskokatolicki mógł rządzić jedynie utrzymując kontrolę duchową i z tego względu każdy dynastyczny następca z linii Graala spotykał się ze wściekłymi atakami machiny papieskiej.

W roku 751 biskupom udało się odsunąć od władzy w Gaul dynastię Merowingów i ustanowić nowy zwyczaj, zgodnie z którym królowie z linii Karolingów (z której pochodził Karol Wielki) musieli być zatwierdzani i koronowani przez papieża. Kościołowi nigdy jednak nie udało się usunąć ze Szkocji linii wywodzących się od Jezusa, mimo iż celtyckie królestwa Anglii zniknęły w wyniku germańskich i anglosaksońskich najazdów z VI wieku.

Nawet w średniowieczu, wiele lat po normandzkim najeździe na Anglię, Kościół Nazareński i pielęgnowany przezeń kult Marii Magdaleny był obecny w Europie. Walkę o prawa kobiet podtrzymywały celtyckie organizacje i stanowiło to olbrzymi problem dla wyłącznie męskiego kapłaństwa ortodoksyjnego chrześcijaństwa.

U podstaw działania monarchów z linii Graala zawsze leżała zasada służby zgodnie z tradycją ustanowioną przez Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy, kiedy to obmywał on stopy swoich apostołów. Tak więc prawdziwi królowie Graala byli zawsze strażnikami swoich domen, nigdy zaś ich rządcami.

Ten kluczowy aspekt tradycji Graala zawsze istniał w samym sercu wszelkich opowieści opiekuńczych i ludowych na ten temat. Nigdy nie zdarzyło się, aby jakiś odważny kardynał czy też biskup jechał z pomocą komuś, kto był uciskany, lub młodej kobiecie w niebezpieczeństwie. Tego rodzaju działalność była zawsze domeną książąt Graala i rycerzy spod tego znaku.

W prawach Graala postęp oznacza wyższą jakość, wiedzę o strukturze społecznej, ale nade wszystko - demokrację. Bez względu na zrozumienie należą one zarówno do przywódców, jak i tych, którzy za nimi idą. Są one również częścią składową krainy i środowiska, wymagają, aby wszystko było “jednością" we wspólnej, zunifikowanej Posłudze.

Poprzez wieki rządy miały równie wielkie jak Kościół trudności w konfrontacji z mesjanistycznym, społecznym prawem i trwa to do dzisiaj. Prezydenci i premierzy są “wybierani" przez ludzi, których mają reprezentować. Lecz czy jest tak naprawdę? Otóż, wcale nie. Zawsze są oni związani z jakąś partią polityczną i osiągają swoją pozycję poprzez uzyskanie większości głosów swojej partii. Lecz nie wszyscy głosują, poza tym często jest więcej niż jedna partii, na które można głosować. W rezultacie zwykle ponad połowa społeczeństwa nie jest reprezentowana przez partię polityczną, która jest akurat u władzy. Tak więc, mimo iż system głosowania jest demokratyczny, nie jest zachowana zasada demokracji. W wyniku wyborów nie mamy “rządów ludzi dla ludzi" lecz “rządy ludzi nad ludźmi".

Jezus stał przed bardzo podobną sytuacją w I wieku. W owych czasach Jerozolima i Judea znajdowały się pod rzymską okupacją. Był król Herod i gubernator Poncjusz Piłat, obaj mianowani przez Rzym. A kto reprezentował ludzi? Ludzie nie byli Rzymianami, byli to Żydzi Ziemi Świętej - faryzeusze, saduceusze, esseńczycy i inni. Nie mówiąc już o znacznej liczbie samarytan i innowierców (nie-żydów, Arabów). Kto ich reprezentował? Otóż, “nikt" - aż do chwili, kiedy stało się to misją Jezusa.

Taki był początek systemu Graala, nie związanej z żadną partią królewskiej służby, systemu powielanego przez mesjanistycznych dynastów w ich nie kończącej się roli “wspólnych ojców" ludzi. System Graala bazuje na zasadach wolności, braterstwa i równości i uwidocznił się szczególnie w rewolucji amerykańskiej i francuskiej, które pozbawiały władzy despotyczną arystokrację. Lecz co zastąpiło ideały, które przyświecały tym rewolucjom? Zastąpił )e system partii politycznych i w większości przypadków nie reprezentatywne składy rządów.

Poczynając od średniowiecza, w Europie i Wielkiej Brytanii powstał cały szereg zakonów kawalerskich i wojskowych w szczególny sposób związanych z linią królewską mesjaszy. Był wśród nich Zakon Królestwa Syjonu, Zakon Świętego Grobu, lecz najważniejszym, cieszącym się największym poważaniem, był Królewski Zakon Sangreal - Rycerzy Świętego Graala. Był to dynastyczny zakon Szkockiego Domu Królewskiego Stewartów, domu, który w XIV wieku wprowadził jednorożca katarów jako królewski symbol Szkocji. Wkrótce potem założono Zakon Jednorożca, którego graalowskie motto głosiło: “Wszystko w jedności".

Podobnie jak król Artur, również królowie z dynastii Stewartów szczycili się podwójnym pochodzeniem: od Jezusa i jego brata Jakuba. Od lat siedemdziesiątych XIV wieku stali się najstarszym domem szczycącym się mesjanistycznym pochodzeniem i byli najdłużej w Europie panującą dynastią, która utrzymywała koronę przez 317 lat, dopóki nie została w roku 1688 zdetronizowana przez Kościół Anglikański. Zdetronizowano ich, ponieważ w myśl zasad Graala utrzymywali swoją przynależność do Boga i narodu, a nie do parlamentu, Kościoła i arystokracji.

Obecnie najstarszym legalnym spadkobiercą tej linii jest HRH książę Michael Stewart, hrabia Albany, którego książka The Forgotten Monarchy of Scotland (Zapomniana monarchia Szkocji) ma się ukazać w roku 1998 nakładem wydawnictwa Element Books.

Przejdźmy obecnie do pytania, które często jest mi zadawane od chwili opublikowania Bloodline of the Holy Grail (Krew z krwi Jezusa). Pytanie to brzmi: Dlaczego te wszystkie informacje ujrzały światło dzienne właśnie teraz?

W rzeczy samej informacje te nigdy nie były ukrywane przez tych, których dotyczą. Były one tłumione z zewnątrz - przez tych, którzy starają się zaspokajać swoje własne interesy, zamiast służyć społeczeństwu, które powinni reprezentować.

Żyjemy obecnie w okresie “pytań", jako że coraz więcej ludzi rozczarowuje się wpajanymi nam przez rządzących dogmatami. Żyjemy w epoce komunikacji satelitarnej, podróży z prędkościami przekraczającymi barierę dźwięku, komputerów i Internetu, dzięki czemu świat stał się znacznie mniejszy, niż wydawał się przedtem. W takim środowisku wiadomości przemieszczają się znacznie szybciej i znacznie trudniej jest stłamsić prawdę.

Jest to również okres, w którym cała tkanka “zdominowanego przez mężczyzn" kościoła i rządów jest poddawana w wątpliwość i panuje ogólne odczucie, że stare metody kontroli dusz i zarządzania terytoriami nie działają. Coraz więcej ludzi poszukuje oryginalnych, nie zafałszowanych korzeni swojej wiary oraz swojego miejsca w społeczeństwie.

Poszukują bardziej efektywnych metod administrowania, które pozwolą na przeciwstawienie się wyraźnie widocznemu moralnemu i społecznemu upadkowi. De facto, szukają oni Świętego Graala.

Poszukiwanie nowego oświecenia potęguje zbliżanie się nowego tysiąclecia. Panuje powszechne przekonanie, że winno ono przynieść ze sobą nowy renesans, erę odrodzenia, w której zasady praw Graala zostaną ujawnione i wdrożone w życie, erę zasad wolności, braterstwa i równości.

Tradycja Graala głosi, że rana “Rybiarskiego Króla" musi zostać uleczona, jeśli to duchowe pogorzelisko ma znowu rozkwitnąć. Skoro zatem obdarzono mnie przywilejem dostępu w kilku ostatnich latach do archiwów templariuszy, Kościoła Celtyckiego oraz królewskich domów europejskich wywodzących się z mesjanistycznej linii Świętego Graala, nadszedł czas, abym wniósł swój wkład w próbę uleczenia rany Rybiarskiego Króla. Owocem tych starań jest moja książka Bloodline of the Holy Grail (Krew z krwi Jezusa).

Przypisy:

1 Zarówno polski tekst Biblii wydane] w roku 1982 przez Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, jaki i wydanej przez Wydawnictwo Pallottinum w roku 1980 wyraźnie zaznaczają, ze Jezus udał się do nieba - przyp. tłum.

2 Chrześcijańskie kraje anglojęzyczne używają zamiast naszego skrótu n.e. (naszej ery) skrótu A.D. (Anno Domini) - przyp. tłum.

3. Jeśli angielski tytuł tej księgi jest właściwy “Revelation", to po polsku powinien on raczej brzmieć “Ujawnienie" - przyp. tłum.

4. W polskiej wersji nazywa się to “Pierwsze rozmnożenie chleba" - przyp. tłum.

5 Prawdopodobnie chodzi o poemat Perceval, or Le Conte du Graal (Percewal z Walii) autorstwa Chretiena de Troyesa - przyp. tłum.

6. Katarowie byli członkami jednej z wielu sekt dualistycznych znanych pod takimi nazwami, jak albigensi, bogomolcy itd. W walce z katarami rozwinęła się ostatecznie inkwizycja, zaś krucjaty, które wysyłał przeciw nim papież Innocenty III, zrujnowały doszczętnie kulturę prowansalską. - Przyp. tłum

7. Do słów tej pieśni Milton Pany napisał później, w 1916 roku, muzykę i stała się ona niemal drugim narodowym hymnem angielskim podczas i po pierwsze] wojnie światowej. - Przyp. tłum.

8. Synod w Whitby to zjazd Kościoła Chrześcijańskiego Królestwa Anglosaksońskiego Noorthumbrn, który odbył się w latach 663-664 l którego celem było zdecydowanie się na obrządek celtycki lub rzymski. Szalę na rzecz obrządku rzymskiego przeważył król Oswiu, ponieważ uważał, ze Rzym idzie za wskazaniami świętego Piotra, który jest strażnikiem kluczy do Królestwa Niebieskiego. Decyzja ta spowodowała akceptację obrządku rzymskiego w pozostałej części Anglii i zbliżyła Kościół Angielski z Kontynentem (Europą).

9. Albigensi byli mieszczącą się w Langwedocji sektą chrześcijańską, która wyróżniała się pobożnością i cnotami w wieku rozwiązłości Oskarżeni o manicheizm (system religijno-filozoficzny utworzony w Persji w III w n.e. przez Marnego, który uznawał za podstawę bytu dwa przeciwstawne pierwiastki: światło i dobro oraz ciemność i zło; rozpowszechnił się w Azji, północne] Afryce i południowej Europie) zostali bezlitośnie wytępieni, najpierw przez tę krucjatę, a później przez inkwizycję. - Przyp. tłum.

10. Bitwa ta odbyła się 23-24 czerwca 1314 roku i była przełomowa dla Szkocji. Dowodzeni przez Roberta I Bruce'a Szkoci pokonali Anglików, na których czele stał Edwarda II, i odzyskali niepodległość. - Przyp. tłum

11. Kenneth MacAlpin, pierwszy król zjednoczonych Szkotów i Piktów Uważa się, ze to on dostarczył Skałę Przeznaczenia (Stone of Scone), na które) aż do roku 1651 byli koronowani wszyscy szkoccy królowie. - Przyp. tłum.

Minęły już prawie dwa lata od wydania mojej książki Bloodline ofthe Holy Grail (Krew z krwi Jezusa1). Tych, którzy jej nie czytali (ani trzyczęściowego artykułu, który ukazał się w poprzednich numerach Nexusa2) wyjaśniam, że chodziło tam o badania mesjanistycznej linii krwi Jezusa, która istnieje do dzisiaj. Mowa tam była również o ewangeliach Nowego Testamentu w odniesieniu do materiałów historycznych pochodzących z tamtych czasów z “pierwszej ręki" wymienianych zarówno w chrześcijańskich, jak i żydowskich archiwach. W ich kontekście omówione zostało także, w jaki sposób Kościół Rzymskokatolicki zniekształcił najwcześniejsze przekazy, tak aby mogły one służyć jego politycznym celom.

Pomijając kontrowersyjną doktrynę głoszącą, że Jezusa zrodziła dziewica i że był on “jedynym i tylko jedynym" synem Boga (definicje te nie istniały w oryginalnych, przedrzymskich tekstach), zawarte w Nowym Testamencie ewangelie Mateusza i Łukasza podają rodowód Jezusa, wywodząc go z rodu Dawida Izraelskiego, rodu królów Izraela. Doprowadziło to do pytania, które zadawałem sobie częściej od innych. A brzmi ono (w różnych formach) następująco: Co było takiego niezwykłego w tej szczególnej linii krwi?

Zważywszy na to, że dynastyczni spadkobiercy Jezusa wyraźnie zaznaczyli swoją obecność w ciągu ostatnich 2000 lat w sprawach dotyczących królów i polityki - rodzina ta niezmiennie popierała demokrację konstytucyjną przeciwstawiając ją kontroli hierarchii kościelnej. Jej status wynika z tego, że Jezus był w prostej linii potomkiem króla Dawida.

Co uczyniło linię krwi Dawida tak ważną i tak różną od pozostałych? Właśnie to pytanie skierowało mnie na drogę, która zaowocowała kolejną książką, Genesis of the Grail Kings (Potomkowie Dawida i Jezusa3) przedstawiającą historię linii mesjanistycznej od samego jej początku.

Biblia podaje, że wywodzi się ona od Adama i Ewy, których trzeci syn. Set, założył ród, który poprzez Matuzalema i Noego dochodzi ostatecznie do Abrahama, Wielkiego Patriarchy Narodu Żydowskiego. Mówi ona, że Abraham poprowadził swoją rodzinę z Mezopotamii (obecnie Irak) na zachód do Kanaanu (Palestyny), skąd część jego potomków przeniosła się do Egiptu. Po kilku pokoleniach wrócili oni do Kanaan, gdzie ostatecznie Dawid Betlejemski został królem nowo powstałego Królestwa Izraela.

Jeśli przyjrzymy się tej historii, tak jak jest ona przedstawiana w księgach Starego Testamentu, ujrzymy fascynującą opowieść, ale nie zobaczymy niczego, co by wyjaśniało, dlaczego ród Dawida jest szczególny. W rzeczywistości sprawa wygląda wręcz odwrotnie. Jego przodkowie przedstawiani są jako włóczykije poszukujący nowych terytoriów, którzy nic nie znaczyli, aż do czasu nastania króla Dawida. Biblijna historia tego rodu pod żadnym względem nie przypomina dziejów innych współczesnych mu rodów, na przykład faraonów Starożytnego Egiptu. Ich znaczenie, jak się nam mówi, opiera się na tym, że (od czasów Abrahama) są oni uważani za “wybrańców Boga". Ale nawet to określenie nas nie zadowala, ponieważ ich Bóg, jak podaje Biblia, prowadził ich przez kolejne klęski głodu, wojny i inne nie kończące się udręki. Co więcej, biorąc to wszystko pod uwagę. Hebrajczycy tamtych czasów sprawiają wrażenie niezbyt bystrych!

Tak więc mamy do wyboru dwie możliwości: albo Dawid wcale nie był potomkiem Abrahama i został, po prostu, dopisany do tej listy przez późniejszych autorów, albo przedstawiono nam mocno zniekształconą historię początków tej rodziny - wersję stworzoną w celu podtrzymania tworzącej się żydowskiej wiary, która nie była odzwierciedleniem prawdy historycznej.

Zastanawiając się nad tą sprawą przypomniały mi się moje doświadczenia z badaniem Nowego Testamentu. Znane nam od stuleci teksty ewangelii mają niewiele wspólnego z relacjami pochodzącymi z pierwszej ręki z czasów, w których rozgrywały się opisywane wydarzenia. Nowy Testament, jak już wiemy, został poddany w IV wieku przez biskupów kompilacji, w taki sposób, aby wspierał nowo narodzoną wiarę chrześcijańską. Czyżby żydowscy skrybowie zrobili wcześniej to samo?

Było oczywiste, że aby to stwierdzić, będę musiał dotrzeć do starszych tekstów. Problem polegał na tym, że najwcześniejsze pisma hebrajskie (które zostały zinterpretowane wiele stuleci później) były spisane między VI i I wiekiem przed naszą erą, przeto jest mało prawdopodobne, aby były wiarygodne, jeśli chodzi o wydarzenia, które miały miejsce tysiące lat wcześniej. Stało się niemal pewne, że ta sprawa tak właśnie się ma, bowiem kiedy pisano te księgi po raz pierwszy, ich zadaniem było przekazanie historii, która podtrzymywała zasady wiary żydowskiej - wiary, która wyłoniła się dopiero w następnych pokoleniach.

Zważywszy że pierwsza grupa tych ksiąg napisana została w czasach, kiedy Żydzi znajdowali się w babilońskiej niewoli, to znaczy w VI wieku przed naszą erą, jest oczywiste, że to właśnie w księgach babilońskich należy szukać oryginalnych zapisów z tamtych czasów. Niezaprzeczalnym faktem jest to, że całość patriarchalnej historii Starego Testamentu, począwszy od Adama, przez około 19 kolejnych pokoleń, aż do Abrahama, to dzieje mezopotamskie. A dokładniej, historia ta zaczyna się w czasach Sumerów zamieszkujących południowe tereny Mezopotamii, gdzie znajdowała się porośnięta trawą delta Eufratu, którą ich starożytni przodkowie nazywali Edenem.

W czasie badań prowadzonych podczas pracy nad książką Bloodline ofthe Holy Grail (Krew z krwi Jezusa) odkryłem, że dobrym źródłem informacji przedstawiającym kulisy wydarzeń są różne ewangelie i teksty, które nie zostały włączone do kanonicznego Nowego Testamentu. Pomyślałem także, że niektóre z nich mogą odnosić się do Starego Testamentu. Na przykład księgi Henocha i Jubileuszy należą do tych, które nie zostały doń włączone.

Kolejną księgą, do której jest wiele odnośników w Starym Testamencie, w księgach Jozuego i Samuela, jest Księga Jaszara4 (10.13). Pomimo jej bezspornego znaczenia nie została ona ostatecznie włączona do Starego Testamentu.

Jeszcze dwie inne prace są cytowane w Biblii. Księga Liczb powołuje się na Księgę Wojen Jehowy5 (21.14), zaś Księga Izajasza odsyła nas do Księgi Jehowy6 (34.16).

Co to za księgi? Gdzie one są? Są wymieniane w Starym Testamencie (co oznacza, że go poprzedzają) i wszystkie są cytowane z racji ich wagi. Dlaczego redaktorzy uznali za konieczne usunięcie ich w czasie selekcji?

W trakcie szukania odpowiedzi na to pytanie oraz analizy zawartości Starego Testamentu przed jego wypaczeniem okazało się, że w anglojęzycznych bibliach słowa “Pan" używa się w ogólnym kontekście, podczas gdy w tekstach wcześniejszych występuje wyraźne zróżnicowanie między “Jehowa" i “Pan".

Często zastanawiano się, dlaczego biblijny Bóg Hebrajczyków prowadził ich poddając ich próbom i cierpieniom, sprowadzając na nich powodzie i katastrofy, a (od czasu do czasu) ukazywał zupełnie odmienne, pełne litości oblicze. Odpowiedź na ten dylemat brzmi następująco: chociaż obecnie obie religie, żydowska i chrześcijańska, uznają “jednego i jedynego Boga", początkowo występowała znaczna różnica między Jehową i Panem. Były to w rzeczywistości dwa różne bóstwa. Bóg, którego zastępczo (ponieważ jego imię było niewymawialne) nazywano Jehową, był tradycyjnie bogiem burz, gniewu i zemsty, natomiast bóg, którego zwano Panem, był bogiem żyzności, płodności i mądrości.

Jak zatem nazywano Pana we wczesnych rękopisach? Określano go, po prostu, dominującym hebrajskim słowem “Adon" odpowiadającym znaczeniowo słowu “Pan". Z kolei Jehowy nie nazywano na początku żadnym konkretnym imieniem i nawet Biblia powiada, że Bóg Abrahama nazywany był “El Szaddai", co znaczy “Wyniosła Góra".

Zastępcza nazwa, Jehowa, pochodzi od oryginalnego hebrajskiego tetragramu, to jest czterech hebrajskich liter, YHWH, które oznaczają “Jestem tym, który jest" - podobno tym słowem Bóg zwrócił się do Mojżesza na górze Synaj, setki lat po Abrahamie. “Jehowa" nie był więc imieniem, zaś wczesne manuskrypty mówią po prostu o “El Szaddai", a o jego odpowiedniku o przeciwnym charakterze - “Adon".

Wśród Kananejczyków bogowie ci nosili odpowiednio imiona “El Eljon" (“Alijan") i “Baal", które miały dokładnie takie same znaczenia (“Wyniosła Góra" i “Pan").

W naszych współczesnych bibliach określenia “Bóg" i “Pan" używane są wymiennie, jak gdyby dotyczyły jednej i tej samej postaci, lecz początkowo wcale tak nie było. Jeden z nich był bogiem mściwym (nienawidzącym ludzi), a drugi bogiem o charakterze socjalnym (podporą ludzi), i każdy z nich miał żony, synów i córki. Stare pisma mówią, że przez cały patriarchalny okres Izraelici pasjonowali się czczeniem Adona, Pana, lecz przy każdej okazji El Szaddai (bóg burzy, Jehowa) brał odwet w postaci powodzi, burz, głodu i destrukcji. Nawet przy samym końcu (około roku 600 p.n.e.) Biblia podaje, że Jerozolima została zniszczona z rozkazu Jehowy, zaś dziesiątki tysięcy Żydów dostały się do babilońskiej niewoli, dlatego że ich król (potomek króla Dawida) wzniósł ołtarze na cześć Baala, czyli Adona.

To właśnie w czasie tej niewoli Izraelici osłabli i ostatecznie dali za wygraną. Zdecydowali poddać się “Bogu Gniewu" i stworzyli nową religię z najzwyklejszego strachu przed jego karą. Właśnie w tym czasie po raz pierwszy pojawiło się imię Jehowa - było to zaledwie 500 lat przed Jezusem.

Konsekwentnie Kościół Chrześcijański przyjął również Jehowę nazywając go po prostu “Bogiem", zaś wszystkie społeczne aspekty Adona zostały odrzucone. Obie religie zaczęły od tego momentu opierać się na wierze w strach, obawie przed karą. Nawet jeszcze dziś ich wyznawcy określani są jako żyjący w “bojaźni bożej".

Gdzież zatem jesteśmy? Otóż wiemy, że w ramach całego panteonu bogów i bogiń (z których wiele ma swoje odnośniki w Biblii) istniało dwóch głównych przeciwstawnych bogów. W różnych religiach znani oni byli pod nazwami El Eljon i Baal, El Szaddai i Adon, Aryman i Mazda (Ormuzd), Jehowa i Pan, Bóg i Ojciec - wszystko to są nazwy o charakterze tytularnym, nie ich nazwy własne.

Kim więc w rzeczywistości byli ci bogowie? Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, nie musimy szukać zbyt daleko, wystarczy tylko sprawdzić miejsce, w którym ci bogowie działali. Starokananejskie teksty (odkryte w Syrii w latach dwudziestych) powiadają, że ich dwory znajdowały się w dolinach Tygrysu i Eufratu, w Mezopotamii, w sumeryjskiej delcie położonej nad Zatoką Perską zwanej Eden.

Jak zatem starożytni Sumerowie nazywali tych dwóch bogów? Jakie mieli imiona? Jesteśmy w stanie śledzić sumeryjskie teksty wstecz aż do 3 700 lat p.n.e. Wszystkie one mówią, że interesujący nas bogowie byli braćmi. W Sumerze bóg burz, który ostatecznie stał się znany pod imieniem Jehowy, nazywany był “Enlil" lub “Ilu-kur-gal" (co znaczyło “Władca Gór"), zaś jego brat, który stał się Adonem, nazywany był “Enki". Imię to ma duże znaczenie w naszej historii, ponieważ “Enki" znaczy “archetyp" (pierwowzór, prototyp).

To właśnie te wczesne syryjskie manuskrypty powiadają nam, że to Enlil sprowadził Potop, a także zniszczył Ur i Babilon, to on cały czas sprzeciwiał się kształceniu i oświeceniu rodzaju ludzkiego. Wczesnosumeryjskie teksty podają także, że to Enlil zrównał z ziemią Sodomę i Gomorę nad Martwym Morzem i wcale nie dlatego, że były to siedliska nieprawości, jak się nas uczy, ale dlatego że były to ośrodki mądrości i nauczania.

Z kolei Enki był tym, który mimo sprzeciwu swojego brata, obdarował Sumerów dostępem do Drzewa Wiedzy i Drzewa Życia. To właśnie on opracował strategię ucieczki przed Potopem i przekazał Tablice Przeznaczenia, które przetrwały czas - tablice praw naukowych, które stały się fundamentem pierwszych szkół tajemnic w Egipcie.

W wielu księgach jest mowa o hermetycznej szkole Tutmosisa III, który panował w Egipcie około roku 1450 p.n.e. Nie jest jednak powszechnie wiadome, że szkoła, którą odziedziczył, była z Królewskiego Dworu Smoka i została założona przez kapłanów Mendes około roku 2200 p.n.e., a następnie ratyfikowana przez pochodzącą z dwunastej dynastii królową Sobeknefru.

Ten królewsko-kapłański zakon przeszedł z Egiptu do królów Jerozolimy; do czarnomorskich książąt Scytii i na Bałkany - w szczególności do węgierskiego domu królewskiego, wywodzący się z którego król Sigizmund (Zygmunt) restytuował 600 lat temu dwór. Dziś istnieje on pod postacią Królewskiego Dworu Smoczej Monarchii i po 4000 lat jest to najstarszy monarszy dwór na świecie.

Jakie były jednak najwcześniejsze cele i ambicje zakonu - jeszcze w czasach faraonów? Chodziło o zachowanie i rozwinięcie alchemicznej mocy Królewskiej Krwi Pana Enki, Archetypu (Pierwowzoru).

Królowie wczesnej sukcesji (którzy panowali w Sumerze i Egipcie, zanim stali się królami Izraela) byli namaszczani w chwili koronacji tłuszczem smoka (świętego krokodyla). Ta święta bestia nosiła w Egipcie nazwę Messeh (od której pochodzi hebrajskie słowo oznaczające “namaszczać"), zaś królów tej dynastycznej sukcesji zawsze nazywano “Smokami" lub “Mesjaszami" (czyli “Namaszczonymi").

W czasach wojen, kiedy łączyły się armie kilku królestw, wybierano naczelnego dowódcę i nazywano go “Wielkim Smokiem" (“Królem Królów") lub “Pendrago-nem" od starej celtyckiej formy tej nazwy.

Jedną z bardziej interesujących rzeczy pochodzących z archiwów Smoczego Dworu jest źródłosłów słowa “monarchia". Wywodzi się ono z początków kultury sumeryjskiej, gdzie słowa “monarchia" (“kingship") i “pokrewieństwo" (“kinship") miały to samo znaczenie, przy czym słowo “kin" oznacza “najbliższy w krwi", czyli krewny. Oryginalną formą słowa “kinship" było “kainship", zaś pierwszym królem z mesjanistycznej, smoczej sukcesji był biblijny Kain, głowa królewskiego sumeryjskiego domu Kish.

Ustaliwszy to, z miejsca dostrzegamy pierwszą anomalię w tradycyjnie podawanej Genesis (Księdze Rodzaju), ponieważ historycznie linia Dawida i Jezusa wcale nie wywodzi się od Seta, syna Adama i Ewy. Pochodzi ona od syna Ewy Kaina, którego odnotowani sukcesorzy (aczkolwiek w Biblii poświęca się im bardzo mało miejsca) byli pierwszymi królami (lub inaczej Kainami) Mezopotamii i Egiptu.

Mając to na względzie, ponowna lektura Biblii ujawnia dwa kolejne ważne fakty. Wszyscy sądzimy, że Kain był pierwszym synem Adama i Ewy, lecz tak nie było. Nawet Księga Rodzaju mówi nam, że nie był nim, co znajduje potwierdzenie w stwierdzeniu Ewy, kiedy oświadcza ona Adamowi, że ojcem Kaina jest Pan. Kim był ten “Pan"? Pan to Adon, zaś Adon to Enki. Nawet dane pochodzące spoza Biblii, hebrajskiego Talmudu i Midrasz, wyraźnie stwierdzają, że Kain nie był synem Adama.

Czego jeszcze błędnie uczono nas na temat tego okresu historii? Księga Rodzaju (w formie anglojęzycznej) powiada nam, że Kain “uprawiał rolę" (tekst polskojęzycznej wersji Biblii brzmi identycznie - Księga Rodzaju 4.3). Jednak oryginalne teksty wcale tego nie mówią. Podają one, że “miał on zwierzchnictwo nad Ziemią", co znaczy zupełnie co innego, biorąc pod uwagę jego królewski status.

Wydaje się, że interpretatorzy Biblii mieli nieustające kłopoty ze słowem “Ziemia", często tłumacząc je jako “grunt", “glina" lub “pył". Pierwotne teksty odnosiły się jednak do “Ziemi". Nawet jeśli chodzi o Adama i Ewę tłumacze wszystko poplątali. Biblia mówi: “Stworzył mężczyznę i kobietę i nazwał ich imieniem Adam". Starsze zapiski używają pełniejszej nazwy: “Adama", co oznacza “Ziemi", lecz nie znaczy, że stworzył ich z ziemi, a jedynie, że byli “Ziemi" lub, jak to bardzo precyzyjnie tłumaczy Anchor Hebrew Bibie, byli oni “ziemscy, śmiertelni".

Można by jeszcze wiele mówić na temat historii Adama i Ewy i o tym, jak powstali oni w wyniku klinicznego klonowania. Pisarze, tacy jak na przykład Zecharia Sitchin, napisali wiele na ten temat, zaś moja nowa książka porusza ten temat jeszcze dogłębniej. Nie będę snuł obecnie rozważań w tej sprawie, ponieważ chcę przejść bezpośrednio do alchemii Mesjanistycznej Linii Krwi Smoczych Królów Ziemi. Dodam jedynie, że sumeiyjskie zapisy głoszą, iż około 6 000 lat temu Adam i Ewa (znani wówczas pod imionami “Atabba" i “Awa", zaś łącznie jako “Adama") byli wychowywani przez Enki i jego siostrę-żonę Nin-khursag w celu królowania w Domu Shimti. W języku sumeryjskim słowo Shi-im-ti oznacza “oddech-wiatr-życie".

Adam z całą pewnością nie był pierwszym człowiekiem na Ziemi, lecz był pierwszym z alchemicznie pomyślanego rodu królewskiego. Nin-khursag zwana była “Panią Zarodka" lub “Panią Życia" i była zastępczą matką Attaba i Awa, którzy zostali stworzeni z ludzkiego jaja zapłodnionego przez Pana Enki.

Właśnie dlatego, że Nin-khursag nosiła tytuł “Pani Życia", Hebrajczycy nadali później Awie (Ewie) ten sam tytuł. I rzeczywiście imię Awa (lub Ewa) znaczyło później “Życie". Jest tu jeszcze jedna interesująca paralela, która wynika z różnicy znaczeń między podobnie brzmiącymi wyrażeniami w języku sumeryjskim. Otóż “Pani Życia" brzmi po sumeryjsku Nin-ti (przy czym Nin znaczy “Pani", zaś “ti" - “Życie"), zaś inne sumeryjskie słowo, “ti" (z dłużej wymawianym “i"), oznacza żebro. Stąd też wzięło się pomieszanie przez Hebrajczyków znaczeń tych dwóch stów - “ti" i “ti" - czego konsekwencją było powiązanie Ewy z żebrem Adama.

Zarówno Enki, jak i Nin-khursag (wraz z ich bratem Emilem, późniejszym Jehową) należeli do panteonu bogów i bogiń, który nazywano Anunnaki, czyli “Niebo zstąpiło na Ziemię". W Psalmie 82 jest wzmianka o Wielkim Zgromadzeniu Anunnaki (w późniejszym czasie zwanym Dworem Elohima), podczas którego Jehowa próbuje przejąć władzę nad pozostałymi bogami.

Zgodnie z tradycją Smoka ważność Kaina polegała na tym, że był on bezpośrednim dziełem Enki i Awy (Ewy), w związku z czym jego krew była w trzech czwartych krwią Anunnaki. Jego przyrodni bracia Hevel i Satanael (bardziej znani pod imionami Abel i Set) mieli mniej niż połowę krwi Anunnaki, ponieważ byli synami Atabba i Awa (Adama i Ewy).

Krew (pochodzenie) Kaina była tak bardzo nadrzędna, że mówiono, iż krew jego brata, Abla, była w porównaniu z nią “Ziemska". Kain, jak mówią starożytne teksty, “wznosił się wysoko ponad Ablem", tak że krew jego brata wsiąkła w ziemię. Niestety to oryginalne określenie zostało błędnie przetłumaczone i włączone do współczesnej Biblii w postaci: “Kain wzniósł się ponad Abla i rozlał jego krew po ziemi". Znaczenie tego, jak widać, jest zupełnie inne.

Możemy teraz przenieść się bliżej współczesności i rozważyć sprawę najstarszego “Grant of Arms" (dar szlachectwa, uszlachcenie, nadanie herbu) w dziejach monarchów - uszlachcenia, które wyznacza Mesjanistyczną Krew Smoka na wsze czasy. Sumerowie określali to insygnium słowem Gra-al. Brzmi znajomo, nieprawdaż? Jednak z Biblii znamy to jako “Znamię Kaina" (“Dał też Pan znamię Kainowi..." - Księga Rodzaju, 4.15).

Znamię to Kościół przedstawia nam jako swego rodzaju przekleństwo. Lecz wiedząc już to, co wiemy, Biblia faktycznie tego nie mówi. Mówi ona, że w wyniku wdania się w spór z Jehową dotyczący posłuszeństwa Kain obawiał się o swoje życie. Podaje się nam, że Pan naznaczył Kaina znamieniem i zaprzysiągł siedmiokrotną zemstę jego nieprzyjaciołom.

Nikt nie potrafił nigdy wytłumaczyć, dlaczego Jehowa miałby chronić Kaina, który się mu sprzeciwiał. W rzeczywistości to nie było postanowienie Jehowy. To nie on był protektorem Kaina. Jest powiedziane, że “znamię" nadane zostało Kainowi przez Pana (Adon, Enki), który był jego ojcem.

Mało kto zastanawiał się kiedykolwiek, kim są nieprzyjaciele Kaina, o których mówi Księga Rodzaju. Któż to mógł być? Skąd się wzięli? Według Biblii na Ziemi byli w owym czasie tylko Adam i Ewa oraz ich synowie Kain i Abel, przy czym Kain miał niebawem zabić Abla. Jeśli uznamy ten tekst za prawdziwy, to będziemy musieli stwierdzić, że nie było wówczas nikogo, kto mógłby być nieprzyjacielem Kaina!

Czymże więc był ten sumeryjski Gra-al, który Biblia zwie “Znamieniem Kaina"? Był to pełen godności herb w postaci “Pucharu Wody" lub Rosi-Crucis (“Puchar Rosy"), który istnieje we wszystkich zapiskach (włącznie z egipskimi, fenickimi i hebrajskimi annałami) w postaci zwróconego ku górze czerwonego krzyża umieszczonego w środku koła. Na przestrzeni wieków znak ten ulegał różnym modyfikacjom i upiększeniom, lecz jego istota pozostała nie zmieniona i uznaje się go za oryginalny symbol Świętego Graala.

Kolejna nieprawidłowość zawarta w Księdze Rodzaju znajduje się w miejscu, w którym mówi ona, że Kain znalazł sobie żonę. Należy zatem zapytać, kim byli jej rodzice, skoro Adam i Ewa byli wówczas jedyną żyjącą parą? Nie wdając się w wyjaśnienie tej niedorzeczności Księga Rodzaju przechodzi do wyliczania imion potomków Kaina!

To oznacza, że pewne bardzo ważne informacje zostały usunięte ze Starego Testamentu. Jest oczywiste, że w tamtych czasach na Ziemi było już wielu ludzi i ich dzieje znaleźć można w źródłach pozabiblijnych. Pomijając teksty sumeryjskie, znacznie więcej informacji na ten temat znaleźć można nawet w tekstach hebrajskich i wczesnochrześcijańskich.

W celu przedłużenia linii Kaina został on ożeniony ze swoją siostrą przyrodnią - księżniczką czystej krwi Anunnaki, Luluwą. Jej ojcem był Enki, zaś matką Lilith, wnuczka Enlila. Biblia nie podaje imienia żony Kaina, niemniej podaje imię ich młodszego syna, Henocha, z kolei teksty sumeryjskie podają imię ich starszego syna, dziedzica tronu, Atuna, który jest bardziej znany pod imieniem Etana, król Kish.

O Etanie mówi się, że “przechadzał się z bogami" i był karmiony z “Rośliny Narodzin" (lub “Drzewa Życia", jak podaje Księga Rodzaju). Od tej chwili królowie tej linii byli określani jako gałęzie Drzewa, przy czym starożytnym odpowiednikiem słowa “gałąź" było słowo klone (“klon"). Później owa “Roślina" lub “Drzewo" zostało przedefiniowane na “Winorośl" i stąd Gra-al. W ten sposób Winorośl i Mesjanistyczna Linia Krwi (rodowód) zespoliły się w jedno pojęcie w literaturze kolejnych stuleci.

Poprzez tworzenie odpowiednich związków ta królewska linia była tak kształtowana, aby móc pełnić przywódczą rolę. Jej sukcesorzy zawsze przewyższali sobie współczesnych pod względem wiedzy, kultury, świadomości, mądrości i intuicji. Aby zachować czystość krwi, zawsze zawierali małżeństwa ze ściśle spokrewnionymi ze sobą partnerami.

Wiedziano, że dominujący gen dziedzictwa jest przenoszony z krwią matki. Dziś nazywamy to “mitochondrialnym DNA". W ten oto sposób zrodziła się tradycja, którą odziedziczyli ich królewscy spadkobiercy w Egipcie i późniejsi władcy celtyccy. Prawdziwy status królewski był utrzymywany i przekazywany poprzez kobietę i z tego względu królewskie małżeństwa były strategicznie zawierane z przyrodnimi maternalnymi siostrami (wspólna matka) lub ciotecznymi kuzynami.

Dotarłszy do miejsca, w którym po raz pierwszy padła nazwa Drzewo Życia, to znaczy do około 3 500 roku p.n.e., zaczniemy teraz poznawać zasady, przy pomocy których ród królewski od jego prapoczątków odżywiany był doustnie składnikami pochodzącymi z ludzkiego ciała. Praktyka ta była kontynuowana przez ponad 1000 lat, aż do chwili gdy program żywienia zyskał postać w pełni naukową i alchemiczną.

Zanim zagłębimy się w szczegóły królewskiej diety, warto zastanowić się, dlaczego tak ważna, pochodząca od Kaina, linia krwi królewskiej została ze względów strategicznych zignorowana przez Hebrajczyków i Kościół Katolicki na rzecz równoległej, młodszej linii wywodzącej się od syna Adama, Seta. Dlaczego bojaźliwi uczniowie EnhIa-Jehowy ostatecznie odżegnali się od dynastii Kaina?

Księga Rodzaju Starego Testamentu podaje rodowody pochodzące od Kaina i jego przyrodniego brata Seta. Warto jednak zauważyć, że imiona figurujące na tych listach w pierwszych pokoleniach są bardzo podobne, mimo iż podawane są w innym porządku: Henoch - Enosz, Irad - Jered, Machujael - Mahalaleel, Metuszael - Metuszelach i Lamek - Lamek.

Biorąc to pod uwagę, często wysuwano przypuszczenie, że linia pochodząca od Seta aż do Noego, syna Lameka, była (niezbyt zręcznie) zakamuflowana przez kompilatorów Biblii w celu ukrycia, że w rzeczywistości pochodziła ona aż do czasów Noego od Kaina. Jeśli rzeczywiście tak było, wówczas w czasie życia Noego musiało wydarzyć się coś, co spowodowało konieczność ukrycia przez późniejszych historiografów rzeczywistego pochodzenia jego przodków. Odpowiedzi na to należy szukać w samej Biblii.

W tym momencie historii rodziny mściwy Jehowa najwidoczniej ostrzegł Noego i jego synów przed spożywaniem krwi - edykt ten stał się bardzo ważny i zaważył na późniejszym stylu życia żydów. Od dawna żydowskim zwyczajem jest wieszanie mięsa, aby ściekła z niego krew, zanim zostanie ono ugotowane i zjedzone.

Natomiast w tradycji chrześcijańskiej, wręcz przeciwnie, symboliczne spożywanie krwi jest bardzo ważne. Zwyczajem chrześcijan jest przyjmowanie sakramentu Komunii, w czasie którego pite jest wino z poświęconego kielicha symbolizujące krew Jezusa, życiodajną krew Mesjanistycznej Winorośli.

Być może ten chrześcijański zwyczaj jest nawrotem do odległego, pochodzącego jeszcze z czasów sprzed Noego, rytuału, któremu sprzeciwił się Jehowa? Jeśli tak rzeczywiście jest, to być może kielich będący symbolem kobiety odnoszącym się od zarania dziejów do macicy, odnosił się również do ekstraktu z krwi menstruacyjnej? Odpowiedź na te pytania brzmi: “Tak". Taki był właśnie ten zwyczaj, lecz nie był on aż tak podejrzany (odpychający), jak to się może wydawać. Kto z nas wie lub stara się dociec, skąd biorą się spożywane dziś leki oraz różne suplementy. Co więcej, ci, którzy to wiedzą, niechętnie o tym mówią. I tak na przykład hormon Premarin wytwarzany jest z moczu klaczy, a niektóre hormony wzrostu z Escherichia coli (pałeczka okrężnicy), bakterii znajdującej się w kale.

Ekstrakt krwi, o który chodzi, nie pochodził pierwotnie z ludzkiej krwi, lecz z poświęconej księżycowej esencji Anunnaki, to znaczy od Nin-khursag, siostry Enki, zwanej Panią Życia. Uważano go za najpotężniejszą siłę życiową i nazywano “Gwiezdnym Ogniem". Królewska linia została zrodzona z łona Nin-khursag i to właśnie jej krwią, boskim Gwiezdnym Ogniem, dokarmiano dodatkowo Smoczy ród.

W Starożytnym Egipcie Nin-khursag była czczona pod postacią Izis i pod obydwoma imionami była ona matką mesjanistycznej linii (rodu), ponieważ to jej gen był twórcą “Początku", “Gene-Izis", lub - jak określali to Grecy - Genesis.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że edykt zabraniający spożywania krwi nie pochodził od Enki Mądrego, lecz Enlila-Jehowy - Boga Gniewu, który zesłał Potop, spustoszył Ur i Babilon oraz usiłował zmylić Adama, mówiąc, że umrze, jeśli spróbuje zjeść owoc z Drzewa Wiedzy. Nie był to bóg kochający ludzi i sumeryjskie teksty mówią to jasno. Ponieważ zabronił on spożywania krwi, należy sądzić, że nie był to edykt mający na celu dobro Noego i jego następców, ale raczej ich szkodę.

W ścisłej recepturze Gwiezdnego Ognia znajdowała się księżycowa esencja Bogini, lecz nawet w warunkach naszego ziemskiego środowiska wydzielina menstruacyjna zawiera w sobie najwartościowsze endokrynologiczne składniki, w szczególności pochodzące z szyszynki i przysadki mózgowej. To właśnie szyszynka była zawsze łączona bezpośrednio z Drzewem Życia, gdyż uważano, że ten maleńki gruczoł wydziela substancję zapewniającą długie aktywne życie zwaną somą lub według Greków - ambrozją.

W kręgach mistycznych menstruacyjnej “flow-er" (“ta, która płynie") od dawna przypisuje się nazwę “flower" (“kwiat") i przedstawia się ją symbolicznie jako kwiat lilii lub lotosu. W rzeczywistości definicja “flow-er" stanowi rdzeń współczesnego słowa “flower". W starożytnym Sumerze najważniejsze kobiety z rodu Smoka traktowano jak lilie i nadawano im takie imiona, jak Liii, Luluwa, Lilith, Lilutu czy Lillette.

W wyobrażeniach malarskich Mesjanistyczny Smok zdradzał niewielkie podobieństwo do uskrzydlonej, dyszącej ogniem bestii z późniejszej zachodniej mitologii. Był to zasadniczo wąż o olbrzymich szczękach posiadający cztery nogi, podobny do krokodyla lub warana. Był to święty Messeh, który nosił imię “Draco". Draco był symbolem boskości egipskich faraonów, egipskiego lecznictwa, esseńczyków z Qumran, a także Bistea Neptunisem (wężem morskim) europejskich następców rybiarskich królów z dynastii Merowingów.

W starych hebrajskich Bibliach wszystkie odniesienia do węży czynione są za pomocą słowa nahash (od źródło-słowu NHSH), lecz nie odnosi się ono do węży, jakie znamy, to znaczy jadowitych gadów, lecz do węży w ich tradycyjnym znaczeniu, symboli mądrości i oświecenia, bowiem słowo nahash jest czasownikiem określającym czynność rozszyfrowywania, wynajdywania.

Węże, w tej lub innej formie, zawsze były wiązane z mądrością i uzdrawianiem i zwyczajowo Drzewa Życia i Wiedzy są z nimi łączone. W insygniach wielu stowarzyszeń medycznych do dzisiaj znajduje się wąż owinięty wokół Drzewa Narodzin (Drzewa Życia). Wizerunek ten przedstawiany jest na wielu reliefach starożytnego Sumeru jako symbol Enki.

Warto również podkreślić, że innym pospolitym symbolem medycznej profesji są dwa węże wijące się wokół uskrzydlonej laski Hermesa. W tym przypadku również przekazywana jest prawdziwa symbolika Gwiezdnego Ognia, zaś pochodzenia tego symbolu można doszukiwać się w początkach szkół tajemnic i instytucji gnostycznych8.

Starożytne teksty wyjaśniaj ą, że laska i bliźniacze węże symbolizują rdzeń kręgowy i sprzężony ze zmysłami system nerwowy. Dwa górne skrzydła symbolizują dwuczłonową strukturę mózgu. Między skrzydłami, na zwieńczeniu kolumny rdzenia, znajduje się małe wybrzuszenie, które reprezentuje szyszynkę.

Kombinację centralnie położonego symbolu szyszynki i bocznych skrzydeł przez długi czas nazywano “Łabędziem", który w tradycyjnej symbolice Graala (tak jak w niektórych kręgach jogistycznych) oznacza w pełni oświeconą istotę. Chodzi tu o stan świadomości osiąganej przez średniowiecznych Rycerzy Łabędzia uosabianych przez takie postacie, jak Perceval i Lohengrin.

Tym, którzy nie znają funkcji szyszynki i pozostałych gruczołów dokrewnych, wyjaśniam, że szyszynka jest bardzo małym gruczołem w kształcie stożka wielkości ziarenka kukurydzy. Położona jest ona w centralnej części mózgu na zewnątrz półkul mózgowych i nie jest jego częścią.

Według siedemnastowiecznego francuskiego uczonego, Renę Descartesa (Kartezjusz), szyszynka jest siedliskiem ducha - miejscem, w którym ciało i rozum łączą się ze sobą. Starożytni Grecy traktowali ją podobnie, zaś Herofilos opisał ją w IV wieku p.n.e. jako organ regulujący przepływ myśli. Gruczoł ten od dawna intryguje badaczy ludzkiego ciała, ponieważ w przeciwieństwie do pozostałych części mózgu nie jest zdublowany.

W czasach starożytnego Sumeru kapłani Anu (ojca Enhia i Enki) rozwijali i doskonalili wielokierunkową wiedzę medyczną dotyczącą substancji ożywionych, z menstruacyjnym Gwiezdnym Ogniem jako źródłem istotnych składników włącznie. Na początku była to czysta księżycowa esencja Anunnaki zwana “Złotem Bogów" podawana wyłącznie królom i królowym z rodu Smoka. Później, w Egipcie i krajach śródziemnomorskich, menstrualny “Gwiezdny Ogień" był zbierany od świętych dziewic-kapłanek, które czczono jako “Szkarłatne Kobiety". Wydaje się, że słowo “rytualny" ma swoje źródło w tych praktykach i pochodzi od słowa ritu, które określało świętą ceremonię “Czerwonego Złota".

Wydzieliny gruczołów dokrewnych są, oczywiście, do dzisiaj używane w terapii, lecz ich składniki, takie jak melatonina i serotonina, są uzyskiwane z gruczołów martwych zwierząt i wykazują brak bardzo ważnych elementów, które są obecne jedynie w wydzielinach gruczołów żywych ludzi.

W symbolice ognia starożytnej alchemii “czerwień" jest synonimem metalicznego “złota". W niektórych tradycjach (na przykład hinduskiej) “czerwień" identyfikuje się z “czernią". Stąd bogini Kali jest zarówno “czerwona", jak i “czarna". Kali pochodzi jednak od Sumerów, którzy twierdzili, że jest ona Kalimath, siostrą żony Kaina, Luluwy.

Kali była główną księżniczką Domu Smoka i za sprawą jej związku z Gwiezdnym Ogniem stała się boginią czasu, pór roku, okresów i cykli. Z tego też względu imię jej stało się rdzeniem słowa kalendarz (kalindar) oznaczającego podział na pory roku.

Jak z tego wynika, na początku metale alchemików nie były zwykłymi metalami, lecz żywymi esencjami, zaś starożytne misteria nie miały charakteru metafizycznego, ale czysto fizyczny. Pochodzenie słowa “sekret" wynika z ukrytej wiedzy o wydzielinach (sekrecjach) gruczołów dokrewnych. Ritu (“czerwień" lub “czerń") oznaczało prawdę. Pochodzi od niego nie tylko słowo “rytualny", ale również “rite" (“obrządek"), “root" (“korzeń") i “red" (“czerwień"). Powiadano, że ritu objawia się w formie materii fizycznej najczystszego i najszlachetniejszego ze wszystkich metali - złota. Stąd też złoto uważane było za “ostateczną prawdę".

Podobnie jak ze słowem “sekret" ma się sprawa z innymi słowami. W starożytnym Egipcie słowo Amen było używane do podkreślania czegoś ukrytego lub zatajonego. Słowo “occult" (“okultystyczny", “tajemny") znaczyło dokładnie to samo, niemniej dziś na zakończenie modlitw używamy słowa “Amen", podczas gdy słowo “okultyzm" kojarzy się z czymś złowrogim. W rzeczywistości oba one są związane ze słowem “sekret" i wszystkie one były w pewnych okresach związane z mistyczną nauką o sekrecjach,

Ponieważ Kali była związana z “czernią" (będąc “czarną i piękną"), od jej imienia wywodzi się również angielskie słowo “coal" (“węgiel"), znaczące “ten, który jest czarny", tyle że poprzez pośrednie słowo kol. W hebrajskiej tradycji Bath-Kol (odpowiedniczka Kali) zwana była “Córą Głosu", zaś głos był związany z okresem dojrzewania kobiety. Tak więc łono było związane z głosem i uważano, że Gwiezdny Ogień jest “Słowem Łona" mającym charakter wyroczni. Przeto łono nazywano “utterer" (“przepowiadacz") lub “uterus" (“macica").

Nazwa “Szkarłatne Kobiety" jest pochodną ich bezpośredniego związku ze źródłem Gwiezdnego Ognia. W Grecji zwano je hierodulami (“Święte Kobiety"). W późniejszym czasie słowo to przekształcono (poprzez średniowieczny francuski na angielski) na “harlot" (“prostytutka", “dziwka", “kurwa"). W jeżyku wczesnogermańskim były one zwane Horesami i z czasem słowo to zostało zangielszczone na “whores" (“kurwy"). Początkowo słowo to oznaczało jednak “Ukochane". Jak podkreślają dobre słowniki etymologiczne, słowa te były opisami wielkiej czci i w żadnym wypadku nie były odpowiednikami takich stów, jak “prostytutka" i “cudzołożnica". Ich obecne potoczne znaczenie jest wynikiem ukartowanych działań średniowiecznego Kościoła Rzymskokatolickiego mających na celu zdeprecjonowanie szlachetnego statusu tych świętych kapłanek.

Wycofanie z życia publicznego wiedzy o prawdziwej tradycji Gwiezdnego Ognia nastąpiło, kiedy wiedza wczesnych adeptów i późniejszych gnostyków (prawdziwych przedchrześcijańskich chrześcijan) została zdeformowana przez fałszerzy historycznego chrześcijaństwa. Pewien zasób oryginalnej gnosis (wiedzy o sprawach duchowych) jest zachowany w talmudycznej i rabinicznej tradycji, lecz żydzi i chrześcijanie głównego nurtu tych religii uczynili, ogólnie mówiąc, wszystko, aby zniekształcić wszelkie pozostałości tej starożytnej sztuki.

Oprócz bycia “Złotem Bogów" esencja menstruacyjna Anunnaki zwana była również “Wehikułem Światła" i stawiana na równi z mistycznymi “Wodami Kreacji" - przepływem nieskończonej wiedzy. Dlatego Rosi-Crucis (Puchar Rosy lub Puchar Wód identyfikowany z czerwonym krzyżem wewnątrz koła) stał się Znamieniem Kaina i późniejszym herbem Jego królewskiego rodu.

Mówiono, że Światło pozostaje w osobie duchowo nie rozbudzonej w stanie uśpienia i że można je pobudzić i umotywować przy pomocy duchowej energii własnej woli oraz poprzez stałe sprawdzanie samego siebie. Nie jest to jednak jakikolwiek proces umysłowy, ale prawdziwie wolna od myśli świadomość - bezcielesna forma czystego Bytu.

Przypisy:

1. Laurence Gardner, Krew z krwi Jezusa - Święty Graal i tajemnica potomków Jezusa, przekład Pawet Korombel, Wydawnictwo Da Capo, Warszawa, 1998. - Przyp. red.

2. W polskiej edycji Nexusa artykuł ten ukazał się w poprzednich trzech numerach: 4 (2/1999), 5 (3/1999) i 6 (4/1999). - Przyp. red.

3. Laurence Gardner, Genesis of the Grail Kings: The Pendragon Legacy of Adam And Eve (Potomkowie Dawida i Jezusa), przekład Grażyna Gasparska, Wydawnictwo Amber, Warszawa, 1999.

4. W Piśmie Świętym Starego t Nowego Testamentu w przekładzie z jeżyków oryginalnych (Biblii Tysiąclecia) nosi ona nazwę Księgi Sprawiedliwego, natomiast w Piśmie Świętym w Przekładzie Nowego Świata (Biblia Świadków Jehowy) Księgi Jaszara. - Przyp. red.

5. W “Biblii Tysiąclecia" nosi ona nazwę Księgi “Wojen Pana", natomiast w Biblii Świadków Jehowy Księgi Wojen Jehowy. - Przyp. red.

6. W “Biblii Tysiąclecia" nosi ona nazwę Księgi Pańskiej, natomiast w “Biblii Świadków Jehowy" Księgi Jehowy. - Przyp. red.

7. W przypisach do polskojęzycznej wersji Biblii jest taka próba: “Owo znamię było czymś co chroniło Kaina - może cechą przynależności do szczepu, który stosuje prawo krwawej zemsty za zabicie swego członka". - Przyp. tłum.

8. Gnostycyzm to religijno-filozficzny kierunek powstały w pierwszych wiekach chrześcijaństwa na wschodzie Cesarstwa Rzymskiego łączący elementy chrześcijaństwa, filozofii hellenistycznej i religii wschodnich. - Przyp. tłum.

Tym, co stanowiło kluczowy problem dla EnIiIa-Jehowy, była koncepcja “istoty" lub “samokompletności". Z kolei jego brat Enki wiedział, że ludzie, którzy spożywali owoc Drzewa Wiedzy (mądrości Anunnaki) oraz Rośliny Narodzin (Gwiezdnego Ognia), mogą stać się niemal równi bogom. Jehowa doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Księga Rodzaju mówi, że kiedy Adam zerwał owoc z Drzewa, Jehowa rzekł: “Oto człowiek stał się taki jak My..." (Księga Rodzaju, 3.21).

Enki Mądry, Strażnik Drzewa Wiedzy, również miał inne imię w tradycji hebrajskiej. Nazywano go Samael (Sama-El), ponieważ został mianowany Panem Sama w północnej Mezopotamii. Nauki wczesnych szkół wiedzy tajemnej wyrażały się bardzo zdecydowanie na temat Drzew Życia i Wiedzy i było to dokładne powtórzenie nauk samego Enki. Było tam powiedziane:

Niczego nie można zdobyć tylko pragnieniem lub zrzucaniem odpowiedzialności na wyższe autorytety. Wiara jest aktem “uwierzenia", bo “żyć" znaczy “wierzyć"...1 a Wola jest ośrodkiem decyzyjnym jaźni.

Sumeryjskie teksty podają, że syn Kaina, król Etana, spożywał z Rośliny Narodzin w celu usynowienia swojego własnego syna i następcy, króla Baali, zaś Roślina Narodzin była bezpośrednio wiązana z indywidualną długowiecznością oraz urzędem Kainowym lub inaczej królewskością. Sama w sobie była związana z Gwiezdnym Ogniem i czynnościami szyszynki, zaś spożywanie z Rośliny Narodzin było rytuałem przyjęcia Gwiezdnego Ognia - czystej żeńskiej esencji Anunnaki, Nektaru Najwyższej Doskonałości.

W tym znaczeniu “flow-er" (kwiat lub lilia) Anunnaki była postrzegana jako posiadaczka czary, przekazicielka Bogatego Pokarmu Macierzy. W tym wcieleniu zwano ją Różą Sharon (od słowa Sha znaczącego “orbita" wraz ze słowami Ra i On odnoszącymi się do świątyni “Światłości"). Znaczenie tej wysoko czczonej godności jest w pełni uwidocznione w Pieśni Salomona, w której mesjanistyczna oblubienica zwraca się do króla następującymi słowy: “Jam narcyz Saronu lilia dolin" (Pieśń nad Pieśniami, 2.1 - jest to tekst wg polskojęzycznej wersji Biblii, natomiast tekst podany przez autora artykułu brzmi: “Jam róża Sharon i lilia dolin").

Odbiorca Gwiezdnego Ognia, król, był uważany za tego, który zakwalifikował się na to stanowiska po osiągnięciu predestynującej do tego stanu oświeconej świadomości - stanu, w którym jego uzdolnienia z poziomu mądrości i przywództwa wzniosły się na poziom królewskości zwany Malkű. To właśnie z mezopotamskiego słowa Malku Hebrajczycy utworzyli swoje słowa Malchus (król) i Malkhut (królestwo).

Dopiero w ostatnich czasach naukowcom udało się odkryć hormonalną wydzielinę szyszynki, którą wyodrębniono ostatecznie w roku 1968. Jej zasadniczy składnik nazwano melatoniną, co oznacza “nocny pracownik" (od greckich słów: “melos" - “czarny" i “tosos" - “praca"). Ci, u których obserwujemy wysoki poziom melatoniny, silnie reagują na słońce, ponieważ ma ono wpływ na ich poziom umysłowy, są oni zdecydowanie bardziej czynni nocą. Melatoniną nosi nazwę “hormonu ciemności", jako że jest wytwarzana tylko nocą, w ciemności. Wystawienie się na działanie promieni słonecznych powoduje zmniejszenie rozmiaru szyszynki i zmniejsza duchową świadomość, podczas gdy ciemności i wysoka aktywność szyszynki zwiększają intuicyjną wiedzę i subtelne myślenie, zmniejszając jednocześnie czynniki stresotwórcze.

Warto w tym miejscu zastanowić się, jak to się stało, że Kościół Chrześcijański ostatecznie zniszczył prawdziwe znaczenie rytuału Gwiezdnego Ognia przenosząc go w obszar złowrogiej legendy gotyckiej. Według dawnych tradycji władcy (posiadacze) Malkhut byli znani pod imieniem Smoków lub inaczej Pendragonów, zaś głowa panująca zawsze zwana była Draco (co również znaczy Smok).

Z racji ich cielesnych zalet, które zawdzięczali dodatkowej ilości melatoniny oraz innych hormonalnych wydzielin, byli w rzeczy samej “Książętami Ciemności", a wyższy poziom świadomości, wyższą od przeciętnej moc i długowieczność, uzyskiwali spożywając Gwiezdny Ogień wytwarzany z miesiączkowej krwi królowych Anunnaki i kapłanek zwanych Szkarłatnymi Kobietami.

Jak podałem w Krew z krwi Jezusa, brutalni średniowieczni katoliccy inkwizytorzy zostali skierowani przeciwko wszystkim - tak zwanym - heretykom, którzy wspierali w ten lub inny sposób mesjanistyczną linię krwi (Sangreal) Smoczych Królów stojącą w opozycji do skorumpowanych dogmatów biskupów. Wiele ich ofiar uznano za okultystów lub wiedźmy i oskarżono o wspieranie starożytnego, heretyckiego kultu Smoka, Księcia Ciemności. Władcy Kościoła ogłosili, że są oni wampirami.

Już wcześniej wspomniałem o znaczeniu starożytnego Egipskiego Dworu Smoka, podkreślając, że ten królewski Zakon działa od około 4000 lat do dzisiaj. W XV wieku dostojnym kanclerzem tego Dworu (Zakonu) był książę Transylwanii-Wołoszczyzny Wład III, ten sam, który zbudował bukareszteńską cytadelę. Wład zapadł jednak bardziej w ludzkiej pamięci jako hrabia Drakula, co znaczy “syn Drakula". Drakul (Smok) było imieniem jego ojca, pod którym występował on w Zakonie (Dworze) od roku 1431.

Wład był zwolennikiem ostrej dyscypliny, zaś karą za wykroczenia przeciwko państwu było nadziewanie na pal. Metoda ta była kompatybilna z pozostałymi okropnymi karami stosowanymi w tamtych czasach (gotowanie we wrzącym oleju, palenie na stosie, rozciąganie, ćwiartowanie etc.). Ta szczególna kara obróciła się w końcu przeciwko jemu samemu w późniejszej gotyckiej powieści, która mówiła, że on sam powinien być nadziany na drewniany pal.

Rzeczywistą przyczyną obaw ówczesnego establiszmentu przed Drakula nie było jednak brutalne traktowanie przez niego swoich wrogów (tego rodzaju praktyki były na porządku dziennym), ale jego rozległa wiedza alchemii i starożytnego rytuału Gwiezdnego Ognia. Ucząc się w Austriackiej Szkole Salomona w Hermannstadzie zdobył dogłębną wiedzę na temat cielesnych efektów melatoniny i serotoniny, które wpływają dodatnio na długość życia oraz świadomość.

Z rzymskich kronik jasno wynika, że należał do ludzi, których organizm wytwarzał dużo melatoniny, a tacy ludzie, jak już wiemy, są uczuleni na słońce. Są aktywni nocą (melas tosos), z czego właśnie bierze się ów transylwański mit i wydana w roku 1897 powieść Briana Stokera Dracula (Drakula), w której Wład-Drakula został opisany jako wampir, Książę Ciemności, który wysysał krew dziewic!

Pomijając ten fakt, podstawą licznych wczesnych baśni i ludowych podań stały się tradycje Graala i Smoka, z których wywodzi się koncepcja “fairies" (“wróżek") oznaczająca “fair folk" (“sprawiedliwy lud"), której nazwa pochodzi od słów fee lub “fey" odnoszących się w szczególności do “fate" (“los"). W świecie celtyckim mówiło się, że pewne rodziny królewskie noszą w sobie “fairy blood" (“krew wróżów"), co oznaczało, że ich los, przeznaczenie, związane są z linią krwi Graala, zaś o księżniczkach z tej linii występujących w historycznych romansach często mówi się jako o “elf-maidens" (“elfowych pannach"). Był to lud desygnowany do pełnienia roli strażników ziemi, światła gwiazd i lasów, którą Tolkien, autor słynnej książki Lord of the Rings (Władca pierścieni), przypisał z kolei rasie elfów.

W języku południowej Europy, elf rodzaju żeńskiego nosił nazwę ylbi i między innymi od tego słowa pochodzi nazwa miasta Albi, langwedockiego, średniowiecznego centrum gnostycznych katarów (Czystych)2. Kiedy papież Innocenty III rozpoczął w roku 1208 swoją brutalną, trzydziestopięcioletnią kampanię przeciwko katarom, nazwano ją “krucjatą przeciwko albigensom", bowiem została ona wysłana przeciwko zwolennikom albi-genów (“elfiej krwi").

Melatonina wzmacnia system odpornościowy organizmu i prawdopodobieństwo zapadnięcia na raka przez ludzi charakteryzujących się wysokim poziomem wydzielania hormonów przez szyszynkę jest znacznie niższe. Wysoki poziom melatoniny zwiększa energię, wytrzymałość i fizyczną tolerancję i zależy bezpośrednio od trybu snu, utrzymując ciało w stanie zrównoważonym przy pomocy czynników, które oddziałują na nie poprzez układ krążenia. Jest to w rzeczywistości najefektywniejszy przeciw-utleniacz organizmu, który posiada ponadto dodatnie własności mentalne i przeciwstarzeniowe. Produkuje go szyszynka poprzez uaktywnienie chemicznego przekaźnika o nazwie serotonina, która przekazuje odpowiednie impulsy poprzez pary chromosomów w momencie podziału jądra komórki i chromosomów (proces ten nosi nazwę meiosis), aby mogły się one w końcu połączyć z drugim zestawem w procesie zapłodnienia.

Żywica sosen była przez długi czas identyfikowana z wydzieliną szyszynki (stąd podobieństwo nazw: pine - sosna i pineal - szyszynkowy) i była stosowana do produkcji kadzideł (kadzideł kościelnych). Z drugiej strony tradycyjnym symbolem królewskości było złoto. Tak więc złoto, kadzidło i mirra (żywica stosowana w charakterze środka uspokajającego i jednocześnie symbol śmierci) były tradycyjnym symbolem królów-kapłanów z mes-janistycznej linii krwi.

W starożytności wyższy poziom wiedzy kojarzono ze słowem daath (od którego pochodzi angielskie słowo death - śmierć). Jak doskonale wiemy, Nowy Testament podaje, że magi (mędrcy) podarowali Jezusowi trzy rzeczy: mirrę, kadzidło i złoto - co było wyrazem uznania go jako dziedzica, króla-kapłana, z linii Smoka.

Mistrzowie jogi sugerują, że szyszynka, którą zwą “trzecim okiem" lub “okiem mądrości", ma olbrzymie znaczenie w procesie rozwijania świadomości, jako że jest ona ostatecznym źródłem Oświecenia. Iluminiści oraz inni adepci spod znaku różokrzyżowców od dawna traktują szyszynkę jako tajemne ayin (starożytne słowo oznaczające oko). Pisownia tego słowa (a-y-i-n) jest dosyć istotna, ponieważ pierwotnie słowo Kain (bez względu czy pisało się je na początku przez K, C, czy Q) pisano nie tak jak obecnie (Kain lub Cain), ale “C-a-y-i-n". Imię Kain oznaczało w rzeczywistości w swoich różnych formach “Jeden z [posiadaczy, kręgu] Wewnętrznego Oka". Od słowa Kayin pisanego przez K wywodzi się słowo “King" (król), zaś od jego odmiany pisanej w postaci Qayin - słowo “Queen" (królowa). Co ciekawe, ojciec Kaina, Enki-Samael, był sumeryjskim Panem Świętego Oka.

Mówi się, że prawdziwie uduchowiona osoba potrafi w sposób automatyczny postrzegać przy pomocy trzeciego oka (subtelnego oka wnętrza), nie dając się mamić obrazom ukazywanym przez zwykłe oczy, które ujawniają jedynie fizyczny obraz rzeczy zajmujących ściśle określone miejsce w czasoprzestrzeni. Osoby potrafiące posługiwać się możliwościami stwarzanymi przez szyszynkę potrafią przekraczać granice czasu i przestrzeni, przenikać do wymiaru, w którym nie ma oddziaływania czasu i przestrzeni. Odkrycie tego wymiaru wcale nie jest zasługą współczesnej nauki, bowiem znany jest on od tysięcy lat pod nazwą Poziomu Sharon lub Poziomu Orbity Światła.

Tak więc kainowi królowie Mezopotamii (pierwsi pen-dragoni3 z mesjanistycznej linii krwi), będący wysoko urodzonymi, jako że pochodzili od bogów Anunnaki, byli karmieni Gwiezdnym Ogniem Anunnaki mającym na celu podnoszenie ich percepcji, świadomości i intuicji, tak by stali się mistrzami wiedzy w niemal takim samym stopniu, jak bogowie. Jednocześnie wzmocnieniu ulegał poziom ich wytrzymałości i system odpornościowy, tak że zapobiegające starzeniu własności regularnie spożywanej melatoniny i serotoniny Anunnaki dawały im możliwość przeżycia większej ilości lat. Wszystkie zapisy z tamtych czasów potwierdzają, że tak właśnie miała się sprawa z pochodzącymi z królewskiej linii, którzy żyli setki lat. Biorąc to pod uwagę należy zrezygnować z nadmiernego sceptycyzmu w kwestii długich okresów życia wczesnych patriarchów podanych w Księdze Rodzaju.

Oprócz Gwiezdnego Ognia, królowie należący do królewskiej linii krwi spożywali Mleko Bogini, które zawierało, jak się wydaje, enzym sprzyjający długowieczności. Obecnie naukowcy zwą go telomerazą. Jak ostatnio doniósł magazyn Science (Nauka), nr 279 z 16 stycznia 1998 roku, badania prowadzone w Southwestern Medical Center (Zakład Medycyny) na Uniwersytecie Stanu Teksas prowadzą do wniosku, że telomerazą posiada unikalne własności zapobiegające procesowi starzenia.

Komórki zdrowego ciała są zaprogramowane na wielokrotny podział w okresie życia organizmu, przy czym ilość podziałów jest ograniczona, tak że w końcu organizm dochodzi do momentu, w którym jego komórki nie mogą się już dzielić. Jest to najistotniejszy czynnik procesu starzenia. Zdolność do podziału określają kapsle znajdujące się na końcach łańcucha DNA (podobnie jak metalowe lub plastykowe skuwki na końcach sznurowadeł). Za każdym razem, gdy komórka ulega podziałowi, znika pewna część telomeru. Kiedy telomery osiągają krytyczną długość, proces podziału ustaje. Wówczas proces replikowania komórki zanika i następuje jej śmierć.

Prowadzone w laboratoriach na próbkach tkanek badania wykazały, że działanie genetycznym enzymem telomerazy może zapobiec skracaniu się telomeru w czasie podziału komórki. W związku z tym komórki mogą kontynuować proces podziału w okresie dłuższym od wynikającego z naturalnego zaprogramowania (podobnie jak komórki rakowe, które mogą osiągnąć nieśmiertelność poprzez wzbogacenie w telomerazę). Telomerazą nie występuje zazwyczaj w normalnych tkankach i oprócz guzów złośliwych jest obecna jedynie w komórkach reprodukcyjnych. Wygląda więc na to, że gdzieś w strukturze DNA zawarta jest genetyczna zdolność do produkowania tego przeciwstarzeniowego enzymu, lecz potencjał jego wytwarzania został w jakiś sposób wyłączony i prawdopodobnie jest zawarty w tych strukturach DNA, które naukowcy nazywają obecnie “złomowiskiem".

Kanoniczna Biblia mówi, że w czasie życia Noego i jego synów Jehowa wydał zakaz spożywania krwi - w każdym bądź razie temu okresowi dziejów ludzkości tłumacze Starego Testamentu z VI wieku p.n.e. przypisują wprowadzenie tego zakazu. Jest jednak mało prawdopodobne, że nastąpiło to właśnie wtedy, ponieważ w tamtym czasie EnIiI-Jehowa nie mógł jeszcze mieć tak dużej przewagi nad Enkim i Wielkim Zgromadzeniem Anunnaki.

Tym niemniej faktem jest, że od tamtego czasu wiek członków rodu patriarchów zaczął się systematycznie skracać i od czasów Abrahama i Izaaka nie przekraczał już on normalnej długości. Z kolei okresy życia królów Sumeru, potomków Kaina i Etany, pozostały długie.

Tym, co wiemy ponad wszelką wątpliwość, jest to, że bez względu na realia i chronologię wydania tego zakazu, wprowadzenie głównej zmiany w praktyce Gwiezdnego Ognia nastąpiło około 1960 roku p.n.e. To właśnie wtedy, jak podaje Biblia, Abraham przeniósł się wraz z rodziną z chaldejskiego Ur (stolicy Sumeru) na północ do Haranu (w polskiej wersji Biblii - Charan), a następnie do Kanaanu.

Pochodzące z tamtych czasów teksty mówią, że Ur zostało wówczas zdobyte przez króla pobliskiego Elamu - tuż po roku 2000 p.n.e. - i chociaż miasto to zostało odbudowane, ośrodek władzy przesunął się na pomoc, do Haranu w Królestwie Mari. Haran było nie tylko nazwą kwitnącego miasta, ale również imieniem brata Abrahama (ojca Lota). Istniejące dokumenty (odnalezione w roku 1934) podają, że również inne miasta w Mezopotamii nosiły nazwy nadane im na cześć przodków Abrahama - na przykład Terah (imię ojca Abrahama), Nahor (imię ojca Teraha), Serug (imię ojca Nahora) czy Peleg (imię dziadka Seruga).

Pozostając w zgodzie ze wszystkimi sumeryjskimi dowodami opisującymi królewską linię wywodzącą się od Kaina, ostatnio odkryte zapisy potwierdzają, że członkowie najbliższej rodziny Abrahama (potomkowie Noego) byli wysokimi rangą dostojnikami tamtego regionu. Jest oczywiste, że patriarchowie nie pochodzili z byle jakiej rodziny, lecz byli członkami potężnej dynastii. Co było przyczyną, która położyła kres tej długotrwałej linii i zmusiła Abrahama do opuszczenia Mezopotamii i przeniesienia się do Kanaanu?

Odpowiedź na to pytanie można znaleźć na glinianych tabliczkach datowanych na około 1960 rok p.n.e. Podają one, że w tym czasie wszystko uległo zmianie na świętej ziemi Sumeru, który został najechany ze wszystkich stron - przez Akadów z północy, Amorytów z Syrii i Elamitów z Persji. W opisującym to tekście czytamy:

Gdy obalili, kiedy ład zniszczyli, wówczas niczym potop wszystko pochłonęli. Co z tobą będzie, Sumerze! Czy cię zmienili? Świętą dynastię ze świątyni wygnali.

To właśnie na tym etapie dziejów Sumeru nastąpił upadek imperium i Abraham został zmuszony do ucieczki na północ od Ur.

Co stało się jednak z Anunnaki, Wielkim Zgromadzeniem Bogów, które stanowiło o wszystkim? W tekście tym czytamy dalej:

Ur zniszczone, przejmujący jest jego lament. Krew kraju wypełnia teraz jego dziury jak gorący brąz formę. Ciała rozpuszczają się jak tłuszcz na słońcu. Nasza świątynia zniszczona. Dym całunem zasnuł nasze miasta Bogowie opuścili nas jak migrujące ptaki.

W kategoriach historycznych ten kompletny upadek sumeryjskiego imperium nastąpił po założeniu około roku 2000 p.n.e. Babilonu przez króla Ur-Babę. Tak więc historia o Wieży Babel i wynikający z niej gniew Jehowy dokładnie pasuje do ram czasowych odejścia Anunnaki z Sumeru.

Księga Rodzaju podaje, ze ludzie, o których Jehowa mówił, ze są “bardzo dobrzy", zostali surowo ukarani z powodu dziwnego wykroczenia, które wcześniej nim nie było. Polegało ono na tym, ze wszyscy ludzie mówili tym samym językiem, którym był oczywiście język sumeryjski - pierwszy język na Ziemi posiadający formę pisemną.

Z przyczyn, których Biblia nie podaje jasno, w Księdze Rodzaju czytamy, ze Jehowa me był szczęśliwy z powodu Wieży Babel, przeto “zstąpił i pomieszał języki całej Ziemi".4

Sumeryjskie dokumenty mówią prawie to samo, tyle ze pomieszanie języków jest w nich wyjaśnione znacznie lepiej i przypisane hordom najeźdźców, którzy przybyli do tego regionu. Okazuje się, ze najazd był wynikiem tarć wewnątrz Anunnaki, ponieważ po odejściu Anu z Wielkiego Zgromadzenia przewodnictwo nad mm objął jego najstarszy syn EnIil-Jehowa. Ogłosił on, ze jest panem całej Ziemi, pozostawiając swojemu bratu Enki-Samaelowi zwierzchność nad morzami. Enki wcale me był szczęśliwy z powodu roszczeń swojego brata, ponieważ mimo iż był on starszy, jego matka, Ki, była młodszą siostrą ich ojca Anu, podczas gdy matka Enki, Antu, była jego starszą siostrą. Prawdziwe dziedziczenie, twierdził Enki, następuje w linii matriarchalnej, w związku z czym to on jest pierworodnym synem, któremu należy się sukcesja:

— Jam jest Enki.. wielki brat bogów.

— jam jest ten, który został zrodzony jako pierwszy syn boskiego Anu.

W rezultacie Babilończycy oświadczyli, ze uznają Enki i jego syna Marduka, czego EnIil-Jehowa nie mógł JUŻ znieść. Straciwszy popularność otworzył najeźdźcom bramy Sumeru. Kronikarze piszą, ze przepełniony chęcią odwetu, sprowadził “wielką i okropną burzę", która spowodowała kompletne zniszczenie całej kultury Sumeru, tak ze język sumeryjski przestał być językiem dominującym i nastąpiło “wielkie pomieszanie języków".

Cały trud włożony w budowanie unikalnej cywilizacji został zniszczony jednym pociągnięciem EnhIa-Jehowy, który me chciał się dzielić władzą ze swoim bratem Enki. Pochodzące z tamtego okresu zapisy potwierdzają, ze w tym momencie historii Sumeru Wielkie Zgromadzenie Anunnaki opuściło swoją siedzibę l odeszło “jak migrujące ptaki".

Wszystko to zbiegło się w jednym czasie i ponieważ Gwiezdny Ogień Anunnaki nie był już dostępny, zaistniała pilna potrzeba zmiany procedury wprowadzania na tron królewski. Należało stworzyć substytut Gwiezdnego Ognia. Jak JUŻ wcześniej wspomniałem, kapłanki zwane Szkarłatnymi Kobietami były specjalnie do tego celu przygotowywane, niemniej było oczywiste, ze mimo starannego doboru partnerów ich esencja z biegiem pokoleń osłabnie.

Tak się złożyło, ze stworzenie bardziej trwałego i bardziej uniwersalnego substytutu me stanowiło problemu, ponieważ była to prowincja dobrze wyszkolonych metalurgów, którym Enki nadał nazwę Mistrzów Rzemiosła. Pierwszym z nich był Tu-bal-kain zwany Wulkanem - potomek Kaina w szóstej generacji, o którym pamięć przetrwała do dziś w kręgach masonem.

Warto w tym miejscu zauważyć, ze znany z Nowego Testamentu ojciec Jezusa, Józef, był we wczesnych wersjach ewangelii opisywany jako Mistrz Rzemiosła W Bibliach napisanych nowoczesnym językiem angielskim Józefowi w wyniku błędnego tłumaczenia przypisuje się zawód stolarza. Słowo “stolarz" zostało błędnie przetłumaczone z greckiego słowa ho-tekton, które w rzeczywistości określa mistrza w rzemiośle, czyli alchemika-metalurga wyszkolonego według nauk jego przodków.

Księga Wyjścia Starego Testamentu podaje, ze w czasach Mojżesza żył człowiek imieniem Besaleel (syn Un Ben Hura), o którym mówi się, ze został obdarzony duchem Elohima w mądrości, rozumieniu i wiedzy. Dowiadujemy się również, ze był on biegłym złotnikiem i Mistrzem Rzemiosła oraz ze został mianowany kierownikiem zespołu, któremu zlecono budowę Arki Przymierza.5 Tekst Biblii podaje szczegółowo, jak Besaleel ma wykonać z czystego złota różne korony, pierścienie, naczynia i lichtarze, a na końcu wymienia bez słowa komentarza coś, co nazywa się chlebem pokładnym6 przymierza.

Chociaż słowo “przymierze" kojarzy się obecnie z kontraktowymi ugodami, pierwotnie znaczyło “jeść chleb z". Warto tu zauważyć, ze modlitwa Ojcze Nasz (która jest kopią jej egipskiego odpowiednika) mówi “chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj.. " Obecnie tym słowom przypisuje się powszechnie ogólnikowe znaczenie, pierwotnie jednak była to konkretna prośba dotycząca enigmatycznego chleba pokładnego - Złotego Chleba Besaleela.

Księga Lewicka (w języku polskim przyjęła ona nazwę Księgi Kapłańskiej) również wspomina o chlebie pokładnym: “Następnie weźmiesz najczystszej mąki i upieczesz z niej dwanaście placków... (24.5) Położysz na każdym stosie trochę czystego kadzidła... (24.7).

Użycie słowa “mąka" w anglojęzycznej wersji Biblii (polskojęzycznej również - przyp. tłum.) jest w rzeczywistości błędem. Bardziej właściwe byłoby w tym miejscu słowo “proszek" lub “puder". Kroniki szkół wiedzy tajemnej podają precyzyjniejszy opis mówiący, że chleb pokładny był wyrabiany z białego proszku złota, co jest szczególnie istotne, ponieważ w Księdze Wyjścia mówi się, że Mojżesz wziął złotego cielca, którego sporządzili Izraelici, i “spalił go w ogniu i starł na biały proch"7. W tym przypadku tłumacze stosują właściwe słowo - “proch" - lecz jak wiadomo, palenie złota nie daje prochu, a jedynie stopione złoto.

Czym więc był ten magiczny biały proch? Czy przy pomocy podgrzewania można zamienić metaliczne złoto w biały pył, który można spożywać i to z pożytkiem? Oczywiście, że tak, i to właśnie w tym momencie ma zastosowanie główna chemiczna formuła Mistrzów Rzemiosła: “Aby robić złoto, należy brać złoto".

Złoto jest najszlachetniejszym z metali i zawsze było symbolem prawdy. Poprzez regularne zażywanie Gwiezdnego Ognia Anunnaki (Złota Bogów) ci, którzy je spożywali, przechodzili na wyższe poziomy świadomości i sumienia za sprawą wchłanianej przez nich melatoniny i serotoniny. Była to dziedzina wyższego oświecenia, którą zwano Równiną Sharon8, zaś złoto Gwiezdnego Ognia było traktowane jako ostateczna droga ku Światłości. W ten sposób ciężki, przyziemny człowiek (ołów) mógł wznieść się na wyższy poziom świadomości (postrzegany jako złoto). Ten pogląd stał podstawą całej późniejszej tradycji alchemicznej.

Chleb pokładny lub, jak nazywali go Egipcjanie, pożywienie scheffa stanowił tradycyjne wtajemniczenie izraelskich i egipskich mesjaszy (królów), jako że pierwsi faraonowie byli w pełni wyświęconymi kapłanami-królami z linii Graala, będąc poprzez Nimrod potomkami z linii Kaina.

W starożytnym Egipcie scheffa, chleb pokładny, był zawsze przedstawiany w postaci stożkowatego ciastka. Jak można wyczytać w starych tekstach ten metaliczny chleb był używany do karmienia świetlistego ciała będącego przeciwieństwem ciała fizycznego, przy czym świetliste ciało było traktowane jako świadomość. Już w roku 2 200 p.n.e. faraonowie używali tego środka zastępczego w celu zwiększenia aktywności szyszynki, czyli zwiększenia zdolności percepcji, rozszerzenia świadomości i intuicji, lecz jedynie adepci wydziału metalurgicznego szkół wiedzy tajemnej (Mistrzowie Rzemiosła Dworu Smoka) znali sekret jego produkcji.

W egipskiej Księdze Umarłych (to najstarsza kompletna książka świata) szukając najlepszego pożywienia oświecającego faraon zadaje na każdym etapie swojej podróży jedno powtarzające się pytanie: “Co to jest?" - pytanie, które w języku hebrajskim (jak podają Dawne dzieje Izraela) było zadawane za pomocą jednego słowa: “Manna?"

Kiedy ukończono budowę Arki Przymierza, podobno Aaron, brat Mojżesza, włożył do niej omer9 manny. Ta święta manna była powszechnie identyfikowana jako mistyczna forma chleba (chleb pokładny) lub -jak go nazywano w Mezopotamii - Tubal-kain, shem-an-na.

W tym momencie doszliśmy do szczególnie ważnej definicji shem-an-ny, ponieważ według Mistrzów Rzemiosła to stożkowate (lub shemo-ksztattne) pożywienie było wykonane z materiału, który mieszkańcy Sumeru zwali Wysoko-chronionym Ogniowym Kamieniem (Highward Fire-stone).

W Apokalipsie Świętego Jana (2.17) napisano: “Zwycięzcy dam manny ukrytej i dam mu biały kamyk..."

Zanim przyjrzymy się dokładnie naturze białego kamienia shem-an-ny - chleba wykonanego z proszku alchemicznego złota - przyjrzyjmy się najpierw sławnemu posągowi kapłana-króla Melchizedeka w katedrze Chart-res we Francji.

Pomnik przedstawia Melchizedeka z czarą zawierającą kamień będący symbolem chleba i wina, które ofiarował on Abrahamowi, jak to napisano w Księdze Rodzaju. Wino, jak wiemy, reprezentuje święty Gwiezdny Ogień (podobnie jak wino komunijne jest dziś symbolem mes-janistycznej krwi), lecz najważniejsze w tym wyobrażeniu jest to, że chleb-kamień znajduje się wewnątrz czary, co oznacza, że w czasach Melchizedeka i Abrahama Gwiezdny Ogień został zamieniony na zastępcze pożywienie. Substytut ten został wykonany z shem-an-ny - białego proszku złota lub inaczej z “wyso-ko-chronionego ognistego kamienia". Substytut spełniał proste zadanie. Zamiast karmić biorcę gotowymi wydzielinami hormonalnymi, podawano mu proszek, który oddziaływał na jego układ endo-krynalny (w szczególności szyszynkę) wymuszając produkcję znacznie większej ilości hormonów takich jak melatonina.

W słynnym średniowiecznym romansie o Parsifalu autorstwa Wolframa von Eschenbacha o Rycerzach Świątyni z Zamku Graala mówi się:

Żyją oni z racji najczystszego kamienia. Jeśli nie znasz jego imienia, dowiedz się teraz: zwą go lapis exilis. Mocą tego kamienia feniks zostaje spalony na popiół, lecz popiół szybko przywraca mu życie. Feniks linieje i wydziela z siebie jasne światło, tak że staje się równie piękny jak był poprzednio.

Wielu ludzi zastanawiało się nad nazwą lapis exilis, ponieważ wydaje się ona stanowić grę słów łączącą dwa elementy. Po pierwsze, chodzi o lapis ex caelis, co oznacza “kamień niebiański", i, po drugie, jest to lapis elixir - Kamień Filozoficzny, przy pomocy którego pierwiastki są transformowane na wyższy stopień istnienia. W każdym bądź razie wiąże się on bezpośrednio z “wysoko-chronionym ognistym kamieniem" - shem-an-ną egzotycznego substytutu Gwiezdnego Ognia.

Klucz do alegorii z Parsifalem mieści się w opisie mówiącym, że Feniks zostaje “spalony na popiół", lecz z tego popiołu powstaje Wielkie Oświecenie. Czym więc dokładnie jest Feniks? Moglibyśmy odpowiedzieć, że jest to mityczny ptak, ale nie mielibyśmy racji! Słowo “feniks" jest znacznie starsze od mitów o ptaku Bennu10 i jego pochodzenie jest grecko-fenickie. “Feniks" znaczy “kar-mazyn" lub “czerwone złoto".

Jeszcze dzisiaj odprawia się Mszę Feniksa jako symbol rytuału Gwiezdnego Ognia w ramach Ordo Templi Orientis. Co ciekawe, Brian Stoker, autor Drakuli, był oficerem tego zakonu, w konsekwencji czego jego książka zawiera zakodowaną treść dotyczącą wiedzy tajemnej. Dwa symbole tej ceremonii dziewiątego stopnia to zwrócony jednym wierzchołkiem pionowo do góry trójkąt Złota i Światła (reprezentujący ducha), oraz skierowany do dołu trójkąt Krwi i Wody (reprezentujący materię). Połączone z sobą trójkąty tworzą znaną Pieczęć Salomona, znaną również pod nazwą Klejnotu Alchemii.

Stary aleksandryjski tekst alchemiczny podaje charakterystykę szczególnego ciężaru Kamienia Filozoficznego, który zwany jest w nim Rajskim Kamieniem:

Kiedy umieścimy go na wadze, kamień przeważy równą mu ilość złota, zaś kiedy jest w postaci pyłu nawet najlżejsze piórko zdolne jest do przeważenia szali.

W kategoriach matematycznych zależność ta ma postać: O = (+1) + (-1). Suma ta wydaje się być bardzo prosta na pierwszy rzut oka, jako że (+1) + (-1) rzeczywiście daje zero. Lecz zastosowana do fizycznej materii okazuje się niedorzeczna, ponieważ odnosi się do “pozytywu" i odpowiadającego mu “negatywu" mających wytworzyć “nic". Mając kawałek czegoś dodatniego nie jest możliwe doprowadzenie do anihilacji dodając coś równego o ujemnym charakterze. W najlepszym przypadku można “dodatni" element usunąć z zasięgu wzroku, niemniej będzie on nadal istniał nie zmieniając się w nicość.

Jedynym sposobem zamiany czegoś w nic jest, jeśli chodzi o sferę materialną, przeniesienie tego czegoś do innego wymiaru, tak że przestanie to istnieć w otaczającym nas środowisku. Jeśli uda się to uczynić, ciężar tego czegoś również zniknie.

Czymże w takim razie jest coś, co jest w stanie przeważyć siebie samego i jednocześnie niedoważyć się i stać się niczym - nicością? Czym jest to coś, co może być złotem, a jednocześnie można to spalić i zmienić w proszek? Tym czymś jest feniks - czerwone złoto, które spala się w proch, po czym jest odzyskiwane w postaci oświecenia. Złoty cielec, którego Mojżesz spalił na pył. To właśnie wysoko-chroniony ognisty kamień shem-an-ny. Z sumeryjskich zapisów wiemy, że nie był on wcale robiony z kamienia, lecz ze świecącego metalu.

W alchemicznej tradycji kamień filozoficzny to coś takiego, co zamienia podstawowe pierwiastki w złoto. Uważa się, że jest to prawda zarówno w znaczeniu metalurgicznym, jak i duchowym wyższego oświecenia. W znaczeniu fizycznym musimy odwołać się jednak do najstarszego ze wszystkich alchemicznych praw najdawniejszych szkół wiedzy tajemnej, które mówi: “Aby robić złoto, należy brać złoto".

Tak więc ustalono, że istnieją dwie różne formy fizycznego złota: metaliczna, którą dobrze znamy, i znacznie “wyższa", mająca postać białego proszku, która istnieje w innym wymiarze postrzegania materii - ukryta manna, której sekret produkcji znany był jedynie Mistrzom Rzemiosła.

Czym jest ów “wysoko-chroniony" lub inaczej “wysokospinowy" stan zamieniający złoto (i inne metale z grupy platynowców) w biały niewyczuwalny proszek o słodkawym smaku?

Normalny atom posiada wokół siebie ekranujący potencjał - dodatnie ekranowanie wytwarzane przez jądro. Większość, z wyjątkiem najbardziej zewnętrznych, elektronów krążących wokół jądra znajduje się wewnątrz tego ekranującego potencjału. Jądro przechodzi w stan wysoko-chroniony lub wysokospinowy, gdy dodatni potencjał ekranujący obejmuje swoim zasięgiem wszystkie elektrony i podporządkowuje je kontroli jądra.

W normalnych warunkach elektrony krążą wokół jądra w parach - elektron o spinie przednim i elektron o spinie wstecznym. Dostawszy się pod wpływ wysokospinowego jądra, wszystkie elektrony o spinie przednim zostają skorelowane z elektronami o spinie wstecznym. Kiedy dochodzi do doskonałego skorelowania, elektrony zamieniają się w białe światło i jest niemożliwe, aby pojedyncze atomy substancji znajdującej się w stanie wysokospinowym łączyły się ze sobą. Tak więc nie mogą one przyjąć formy metalu i przyjmują postać niewyczuwalnego białego proszku.

Prawdziwie niezwykłą własnością tego proszku jest to, że przy pomocy różnych procesów można zmieniać jego ciężar o kilkaset procent, redukując go nawet do zera. Co więcej, jego optymalna waga wynosi 56 procent wagi metalu, z którego powstał. Gdzie więc podziewa się pozostałe 44 procent? Staje się nicością, czyli czystym światłem, i przechodzi do innego wymiaru, poza nasz fizyczny świat. Zgadza się to dokładnie z aleksandryjskim tekstem, który mówi, że Rajski Kamień umieszczony na szalkach wagi przeważa równą mu ilość złota, a kiedy przyjmuje postać pyłu, nawet najlżejsze pióro zdolne jest przeważyć go na szali.

Niektórzy z czytelników być może przypominają sobie opublikowany w roku 1996 przez Nexusa odczyt Davida Hudsona z ORMES LLC w Arizonie." David opisał w nim, w jaki sposób doszedł zupełnie przypadkowo do metody produkcji białego proszku badając laboratoryjnie próbki gruntu i rudy.

W rezultacie szeroko zakrojonych badań odkrył, że ten proszek jest nie tylko wysoko-chronionym ognistym kamieniem zdolnym do podnoszenia ludzkiej świadomości, ale również monoatomowym nadprzewodnikiem, na który nie oddziałuje pole grawitacyjne.

Pragnąłbym w tym miejscu ostrzec, że biały proszek złota, o którym mowa, nie ma nic wspólnego z substancjami dostępnymi obecnie na rynku pod nazwami Etherium Gold (Złoto Eteryczne), Isis Gold (Złoto Izis) i Manatau Gold (Złoto Manatau). Bez względu na opisane w materiałach reklamowych zalety tych substancji żadna z nich nie zawiera ani szczypty złota w stanie wysoko-chronionym.

Jednym z wielkich badaczy grawitacji, poczynając od lat sześćdziesiątych, jest rosyjski fizyk Sacharow. Stworzoną przez niego teorię z grawitacją jako punktem zerowym opisał matematycznie i opublikował w roku 1989 (Physical Review A, vol. 35, nr 5, l marzec 1989) Hal Puthoff z Institute of Advanced Studies (Instytut Zaawansowanych Badań). W sprawie monoatomowego białego proszku Puthoff wysunął przypuszczenie, że z uwagi na określanie czasoprzestrzeni przez grawitację ma on zdolność zaginania czasoprzestrzeni. To “egzotyczna materia" o przyciąganiu grawitacyjnym mniejszym od zera - stwierdził.

Aby spojrzeć na tę sprawę szerzej, należy pamiętać, że wszystko, co wiemy na temat życia i poziomu starożytnej cywilizacji sprzed naszej ery, zostało odkryte w okresie od końca XIX wieku do chwili obecnej. Przedtem Stary Testament był jednym z bardzo niewielu dokumentów podających realia tamtych czasów i nigdy nie było zamiarem jego autorów składanie dokładnej, historycznej relacji o tamtych czasach. Była to święta księga stworzona wyłącznie w celu podtrzymania rosnącego ruchu religijnego.

Pisma hebrajskie bazowały do pewnego stopnia, podobnie jak święte księgi innych religii, na mitologicznej tradycji, lecz ze względu na to, że zawarte w nich historie nie zostały nigdy i nigdzie, aż do niedawna, potwierdzone w jakiejkolwiek innej dokumentalnej formie. Stary Testament był przez wiele wieków traktowany tak, jakby zawarte w nim treści były ostateczne i jedynie prawdziwe.

Tak więc mitologia została przez rządzące i nauczające nas establiszmenty przekształcona w historię, której naucza się w szkołach i kościołach od dawien dawna.

Obecnie po odkopaniu wielkiej ilości starożytnych dokumentów, z których wiele jest starszych od Genesis (Księgi Rodzaju) o ponad 2 000 lat, uzyskaliśmy ogromną liczbę oryginalnej literatury dostarczającej znacznie pełniejszych informacji.

Wbrew oczekiwaniom, że tego rodzaju odkrycia zostaną przyjęte z entuzjazmem, tak się nie stało. Zamiast entuzjazmu spotkały się one z ostrym sprzeciwem; zamiast być traktowane jako coś dobrego, uważa się je za zagrożenie. Czemu zagrażają? Otóż grożą zniszczeniem zaufania do dawnej mitologii, którą uznano kiedyś za zapis historyczny. W jaki sposób establiszment daje sobie radę z tym zagrożeniem? Otóż kurczowo trzyma się ukartowanej wersji historii i twierdzi, że to właśnie pochodzące z pierwszej ręki historyczne dokumenty są mitologicznym opisem!

W latach 1850-1930 zapisy, które przez niezliczone pokolenia były ukryte pod warstwą przemieszczanych wiatrem piasków pustyni, nagle ujrzały światło dzienne i okazało się, że nawiązują do imion tak znanych postaci, jak Abraham, Esau, Israel, Hęber, Nahor, Terah i wielu innych, które wymienia Biblia. Dokumenty te zostały spisane przez ludzi współczesnych opisywanym postaciom, którzy byli z nimi bezpośrednio związani, podczas gdy księgi Starego Testamentu zostały opracowane ponad 1000 lat później. Mimo to dokumenty te jeden po drugim degradowano do rangi mitu. Czemu? Ano dlatego, że opowiadają zupełnie inną wersję historii, niż ta, której naucza Biblia.

Przypisy:

1. W języku angielskim mamy tu do czynienia z pewnego rodzaju grą stów polegającą na tym, ze “żyć" pisane po angielsku “be live" znaczy po połączeniu tych dwóch członów w “belive" - “wierzyć". - Przyp. red.

2. Katarowie lub katarzy to członkowie ruchu rehgijno-społecznego rozwijającego się w południowej Francji i północnych Włoszech w XI-XIII wieku skierowanego przeciwko ustrojowi feudalnemu i hierarchii kościelnej. - Przyp. tłum.

3. Pendragon to inaczej przywódca smoków, król nad królami. - Przyp. tłum.

4. W polskim tłumaczeniu Biblii, tak zwanej Biblii Tysiąclecia, czytamy: “A Pan zstąpił z nieba, by zobaczyć to miasto i wieżę, które budowali ludzie, i rzekł: «Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, ze zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Zejdźmy zatem i pomieszajmy tam im język, aby jeden nie rozumiał drugiego!»" (Księga Rodzaju, 11.5-7). W świetle tego tłumaczenia powód pomieszania języków jest oczywisty - Przyp tłum

5. W polskojęzycznym tekście brzmi to następująco: “I rzekł Pan do Mojżesza. «0to wybrałem Besaleela, syna Unego, syna Chura z pokolenia Judy. Napełniłem go duchem Bożym, mądrością i rozumem, i umiejętnością wykonania wszelkiego rodzaju prac, pomysłowością w pracach w złocie, w srebrze, w brązie i w rzeźbieniu kamieni do oprawy, i w rzeźbieniu drzewa oraz wykonaniu różnych dzieł. A dodam mu Oholiaba, syna Achisamaka z pokolenia Dana. Napełniłem umysł wszystkich rękodzielników mądrością, aby mogli wykonać, co ci rozkazałem:... » (Księga Wyjścia, 31.1-6). - Przyp tłum

6. W języku angielskim ten rodzaj chleba opisany jest słowem shewbread lub showbread, które Wielki Słownik Angielsko-Polski Jana Stanisławskiego tłumaczy jako “chleb pokładowy wystawiany w świątyni żydowskiej w starożytności", natomiast w Biblii Tysiąclecia nosi on nazwę chleba pokładnego i tę nazwę przyjęliśmy w naszym tłumaczeniu. - Przyp. red.

7. Biblia Tysiąclecia podaje to następująco- “spalił go w ogniu, starł na proch..." (Księga Wyjścia, 32.20) - Przyp. tłum.

8 Sharon to nazwa żyznej równiny w zachodniej części Izraela rozciągającej się wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego na południe od Hajfy - Przyp. tłum.

9. Omer to stara hebrajska miara objętości równa dziesiątej części ephaha, który jest równy z kolei mniej więcej jednemu bushelowi odpowiadającemu 35 litrom; innymi słowy Aaron włożył do Arki 3,5 litra manny. - Przyp. tłum.

10. Chodzi o egipskiego świętego ptaka słońca Bennu przedstawianego w postaci czapli - Przyp. tłum

W latach osiemdziesiątych XIX wieku elity rządzące chrześcijaństwa odczuwały paniczny strach przed słowem “archeolog" i dlatego prowadzenie wykopalisk objęto ścisłą kontrolą. Ich podejmowanie i prowadzenie wymagało aprobaty specjalnie utworzonych do tego celu instytucji.

Jedną z nich była utworzona w Wielkiej Brytanii w roku 1891 Fundacja Eksploracji Egiptu (Egypt Exploration Fund). Na pierwszej stronie jej statutu mówi się, że jej głównym zadaniem jest promowanie prac wykopaliskowych “w celu objaśnienia lub zobrazowania Starego Testamentu". Krótko mówiąc, przyjęto, że jeśli znajdzie się coś, co będzie wspierało nauki płynące z Biblii, wówczas poinformuje się nas (społeczeństwo). Wszystko, co nie było zgodne z kościelną interpretacją Biblii, miało nie oglądać światła dziennego.

Obecnie przyjrzymy się jednemu z odkryć tego rodzaju, o którym wie zaledwie niewielka garstka ludzi. W rzeczywistości jest to prawdopodobnie najważniejsze z odkryć dotyczących Biblii, jakich kiedykolwiek dokonano. Co więcej, wynikające z niego implikacje są znacznie donioślejsze niż ono samo, jako że jest to ostateczna historia Feniksa i Ogniowego Kamienia.

W Księdze Wyjścia pojawia się nazwa pewnej ważnej góry biblijnej. Leży ona w rozległym paśmie na Półwyspie Synaj - trójkątnym, wypiętrzonym masywie lądowym położonym nad Morzem Czerwonym między Zatokami Sueską i Akaba. W Starym Testamencie góra ta początkowo określana jest mianem Horeb, potem nazywa się Synaj, a na końcu wraca do początkowej nazwy - Horeb.

Historia ta dotyczy oczywiście Mojżesza i wyjścia Izraelitów z Egiptu. Była to góra, na której według Księgi Wyjścia Mojżesz zobaczył gorejący krzak, rozmawiał z Jehową i gdzie otrzymał Dziesięcioro Przykazań oraz Tablice Świadectwa (prawo mojżeszowe).

Należy wiedzieć, że w czasach Mojżesza (około 1350 roku p.n.e.) nie było góry Synaj. Nie było góry o tej nazwie nawet w czasach Jezusa, a także przez następne 300 lat. Ważne podkreślenia jest również to, że Stary Testament, który dziś znamy, jest tłumaczeniem tekstu hebrajskiego opracowanego zaledwie 1000 lat temu, w związku z czym jest on o kilkaset lat młodszy od kanonicznego Nowego Testamentu.

Góra znana dziś jako Synaj znajduje się w południowej części Półwyspu Synaj, dosyć blisko podstawy wypiętrzonego trójkąta. Nazwę tą otrzymała w IV wieku n.e. od misji chrześcijańskich greckich zakonników, czyli 1700 lat po czasach, w których żył Mojżesz. Niekiedy nazywa się ją dziś Dżabal Musa (Góra Mojżesza), zaś wzniesiona na niej chrześcijańska pustelnia. Klasztor Świętej Katarzyny, wciąż tam stoi. Czy ta góra była jednak tą, którą Stary Testament określa mianem Horeb? Otóż, jak się okazuje, nie.

Księga Wyjścia podaje pewne szczegóły dotyczące drogi, którą przemierzał Mojżesz i Izraelici w drodze z delty Nilu do kraju Goszen, w poprzek Synaju przez pustynne obszary Shur i Paran aż do krainy Midian (położonej na północ od współczesnej Jordanii). Na podstawie tej trasy łatwo określić położenie góry Horeb. Leży ona dość daleko na północ od Dżabal Musa (Góry Mojżesza).

Słowo “horeb" znaczy po prostu “pustynia" i ta wielka pustynna góra, która wznosi w środku skalistego płaskowyżu nad równiną Paran aż do wysokości ponad 2 600 stóp (780 m) nazywa się dziś Serabit, a dokładniej Serabit el-Khadim (Dostojeństwo Khadima).

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych XIX wieku brytyjski egiptolog William Flinders Petrie, profesor University College w Londynie wystąpił do Fundacji Eksploracji Egiptu z propozycją zorganizowania ekspedycji na Półwysep Synaj. Przybył lam razem ze swoim zespołem w roku 1904 i w marcu tego samego roku zorganizował wyprawę na szczyt góry Serabit.

W następnym roku opublikował dokładne sprawozdanie ze swojej wyprawy z adnotacją, że nie może być ono oficjalnie udostępnione prenumeratorom wydawnictw Fundacji Eksploracji Egiptu. Udostępnione mogły być im jedynie mapy i ogólnikowy opis. Co więcej, Petrie wyznał, że początkowo jego zespoły były finansowane przez Fundację, lecz od chwili wyprawy na Półwysep Synaj Fundacja przestała go sponsorować. Co było tego przyczyną? Czyżby chodziło o to, że złamał zasady statutu, ujawniając coś, co nie było zgodne z naukami Biblii? W rzeczywistości tak właśnie było.

Otóż Petrie odkrył wielki sekret świętej Góry Mojżesza, który nie tylko tłumaczył to, co zostało opisane w Księdze Wyjścia, ale podważył jednocześnie powszechnie obowiązującą jej interpretację.

Tym, czego Biblia nie mówi jasno, jest to, że Półwysep Synaj nie był dla Egiptu ziemią położoną poza jego granicami, bowiem znajdował się on pod kontrolą faraona i był uważany za część Egiptu. Tak więc Mojżesz i Izraelici znalazłszy się na wschód od Delty Nilu wcale nie byli poza granicami Egiptu, ale wciąż na jego terytorium i mieli przed sobą do pokonania cały Półwysep Synaj przed wejściem do palestyńskiej krainy Kanaan.

W czasach Mojżesza Synaj podlegał dwóm dostojnikom egipskim: królewskiemu kanclerzowi i królewskiemu namiestnikowi. Był to okres panowania XVIII dynastii, z której pochodzili faraonowie Totmes i Amenhotep, a także Echnaton i Tutanchamon. Królewskim namiestnikiem był w tym czasie Neby, który był również głównodowodzącym wojsk w Żaru w regionie Gozen w Delcie Nilu, czyli w miejscu, w którym Izraelici mieszkali przed exodusem.

Stanowisko królewskiego kanclerza było dziedziczne i należało do hyksoskiego rodu Pa-Nehas, zaś Panahesy pochodzący z tego rodu sprawował funkcję oficjalnego gubernatora Synaju. Bardziej znany jest pod imieniem Phinehas, pod jakim występuje w Biblii. Stał się jednym z pierwszych kapłanów nowego mojżeszowego wyznania, lecz zanim do tego doszło, był arcykapłanem w świątyni faraona Echnatona w Amarnie.

Zanim wrócimy do Williama F. Petrie'ego, warto dokonać rozróżnienia między Izraelitami i Hebrajczykami epoki Mojżesza, aby zrozumieć znaczenie jego odkrycia. W tamtych czasach nie stanowili oni jedności i nie byli tym samym, jak to sugeruje Biblia. Hebrajczycy byli rodziną, potomkami Abrahama, którzy zamieszkiwali głównie Kanaan (Palestynę). Izraelici byli natomiast rodziną wywodzącą się od jednego z wnuków Abrahama, Jakuba, którego imię zostało zmienione na Izrael. To jedynie rodzina Jakuba przeniosła się do Egiptu i to ich potomkowie wrócili z Mojżeszem, aby po wielu pokoleniach ponownie połączyć się ze swoimi współbraćmi Hebrajczykami.

Różnica między tymi dwiema gałęziami polegała na tym, że Izraelici przez długi czas znajdowali się pod wpływem praw i religii Egiptu i niewiele wiedzieli o zwyczajach swoich kuzynów z Kanaanu. Przez ponad 400 lat przebywali w środowisku zasiedlonym przez panteon bogów i chociaż rozwinęli w ramach swojej wspólnoty koncepcję “jedynego boga", tym bogiem nie był Jehowa1 kananejskich Hebrajczyków.

Bóg Izraelitów był postacią bez twarzy, którego nazywali oni po prostu “Pan". W języku Izraelitów nosił on imię Adon. Z tego właśnie względu imiona “Pan" i “Jehowa" były w najwcześniejszych tekstach zawsze rozróżniane, chociaż w późniejszym czasie zlały się w postać jedynego Boga, który pasował zarówno do rodzącej się religii żydowskiej, jak i chrześcijańskiej. U Egipcjan imię Pan (Adon) było bardzo podobne i brzmiało Aton. Od niego też pochodzi imię faraona Echnatona, które znaczyło “sługa Atona".

Tak więc kiedy Mojżesz i Izraelici udali się na Półwysep Synaj, nie przybyli tam jako czciciele Jehowy, ale Atona, i z tego też względu dano im nowy zestaw praw i przykazań, aby przystosować ich do kultury mieszkańców Kanaanu, gdzie miała być ich nowa ojczyzna.

Gdy Mojżesz i Izraelici opuścili deltę Nilu, ich najprostsza droga do Kanaanu (do którego zmierzali) winna była prowadzić przez pustkowia północnego Synaju. Co sprawiło, że poszli na południe w wysoko położone, trudne do przebycia okolice, aby spędzić pewien czas pod górą Horeb - Serabit? Właśnie to pytanie nie dawało spokoju Petrie'emu i jego zespołowi.

Cóż więc znaleźli oni wysoko na biblijnej, świętej górze? Na początku niewiele, niemniej na obszernym płaskowyżu w pobliżu szczytu było wyraźnie widać ślady starożytnego siedliska - kilka filarów i pionowych obelisków wystających z rumowiska. Rumowisko to było skutkiem postępującej przez 3 000 lat erozji powodowanej przez wiatr i osunięcia gruntu. Kiedy je oczyszczono, ukazała się cała prawda o biblijnej historii. Petrie pisał:

Nie ma żadnego innego zabytku, którego byśmy bardziej żałowali, że nie zachował się w lepszym stanie. Cały był pogrzebany i nikt nie miał o nim pojęcia, dopóki nie oczyściliśmy tamtego miejsca.

Pod rumowiskiem znajdował się ogromny kompleks świątynny. W obrębie murów znajdowała się zewnętrzna świątynia ponad siedemdziesięciometrowej długości, która wychodziła z wewnętrznej świątyni wyciosanej w wielkiej grocie w zboczu góry. Z różnych kartuszy2, rzeźb i inskrypcji wynikało, że świątynia ta była użytkowana już w czasach faraona Snofru, który żył około 2600 lat p.n.e. i którego bezpośredni potomkowie zbudowali piramidy w Gizie.

Nadziemna część świątyni zbudowana była z piaskowca wyciętego z góry i składała się z szeregu przylegających do siebie przedsionków, kaplic, dziedzińców, kabin i komór. Najważniejszymi z nich, które odkopano, były: główne sanktuarium, kaplica królów, dziedziniec portykowy i sala bogini Hathor, której zresztą poświęcony był cały ten świątynny kompleks.

Wszędzie wkoło stały filary i stele poświęcone królom (faraonom) panującym na przestrzeni wieków w Egipcie. Wizerunki niektórych z nich, jak na przykład Totmesa III (założyciela ruchu różokrzyźowców w Egipcie) widniały na wielu obeliskach i ściennych reliefach.

Znajdująca się obok grota Hathor była wykuta w skale. Jej ściany były płaskie i gładkie. W środku stał (od około 1820 roku p.n.e.) wielki filar faraona Amenemhata III, zięcia Esaua. Byli tam również przedstawieni jego główny szambelan i strażnik pieczęci.

Głęboko w grocie Petrie odnalazł wapienną płytę faraona Ramzesa I (uważanego przez egiptologów za przeciwnika kultu Atona), na której, co ciekawe, określa on siebie jako “władcę wszystkiego, co podlega Atonowi". Znaleziono również popiersie matki Echnatona, królowej Egiptu Teje, z jej kartuszem osadzonym w koronie.

Na dziedzińcach i w holach zewnętrznej świątyni znajdowały się liczne zbiorniki i okrągłe baseny wraz z szeregiem dziwnie ukształtowanych ławo-stołów z niszami z przodu i blatami na różnych poziomach. Były tam również okrągłe stoły, tace i talerze, oraz alabastrowe wazy i pojemniki, z których wiele miało kształt kwiatu lotosu. W pomieszczeniach znajdowała się też pokaźna kolekcja płytek o szklistej powierzchni, kartuszy, skarabeuszy i świętych ornamentów ozdobionych spiralami, rombami i koszyczkami. Były tam ponadto magiczne pałeczki z nieznanego, twardego materiału, a w portyku dwa stożkowate kamienie o wysokości 6 i 9 cali (15 i 23 cm).

Znaleziska te zaskoczyły odkrywców, lecz w jeszcze większe zdumienie wprawiły ich metalurgiczne tygle. Egip-tolodzy do dzisiaj nie są zgodni co do przeznaczenia tygli w świątyni... a także w kwestii tajemniczej substancji zwanej mfkzt, która, jak się zdaje, jest w jakiś sposób związana z tymi tyglami i stożkowatymi kamieniami, o których mówiły liczne wzmianki na ściennych napisach i stelach.

Niektórzy sugerowali, że mfkzt może oznaczać miedź, inni, że turkus, a jeszcze inni, że malachit. Były to jednak przypuszczenia pozbawione podstaw, zwłaszcza że nigdzie w pobliżu nie było żadnego z tych materiałów.

Synaj znany jest z kopalni turkusów, lecz jeśli wydobywanie tych kamieni było jednym z zadań świątynnych mistrzów przez tyle stuleci, wówczas należałoby spodziewać się ich obfitości w egipskich świątyniach. Tak jednak nie jest. Znajdowano je tam bardzo rzadko.

Kolejną przyczyną wątpliwości były niezliczone inskrypcje dotyczące “chleba" w połączeniu z wyraźnie widocznym hieroglifem oznaczającym “światło", które znaleziono w kaplicy królów.

Jednak odkryciem, które wywołało największą konsternację, było odkopanie czegoś, co zidentyfikowano jako enigmatyczną substancję mfkzt, do której zdawał się odnosić symbol “chleba". Była to znaczna ilość czystego, nie postarzałego białego proszku, który spoczywał na głębokości kilku cali w pomieszczeniu magazynowym.

Niektórzy sugerowali, że to pozostałość po wytopie miedzi, lecz bardzo szybko odrzucono tę hipotezę, z uwagi na to, że proces wytopu miedzi nie pozostawia białego proszku, ale gęstą czarną szlakę. Co więcej, w promieniu wielu mil od świątyni nie było żadnych źródeł miedzi, zaś dawne warsztaty hutnicze znajdowały się w odległych dolinach.

Inni sądzili, że ten proszek jest popiołem powstałym z palenia roślin w procesie uzyskiwania zasad, lecz nie znaleziono najdrobniejszych śladów jakichkolwiek osadów roślinnych.

Z braku innego wyjaśnienia uznano, że biały proszek i stożkowate naczynia były prawdopodobnie związane z jakąś formą obrządku składania ofiar, lecz część uczonych zakwestionowała tę wersję, wskazując na fakt, że świątynia była egipska i że w tym kraju nie istniał zwyczaj składania ofiar ze zwierząt. Co więcej, nie odnaleziono żadnych resztek kości lub jakiejkolwiek obcej substancji w mfkzt, który wyglądał dla wszystkich jak sakralny talk w proszku.

Część tego tajemniczego proszku zabrano do Wielkiej Brytanii w celu jego zbadania, jednak wyników tych badań nigdy nie opublikowano. Resztę (otwartą po 3 000 lat i wystawioną na działanie żywiołów) zostawiono na pastwę pustynnych wiatrów.

Wkrótce stało się oczywiste, że ten proszek wygląda bardzo podobnie do mezopotamskiego Ogniowego Kamienia lub shem-an-ny - substancji, która była sporządzana w postaci chleba i używana do karmienia świetlistych ciał babilońskich królów i egipskich faraonów.

To tłumaczy również znalezione w świątyni inskrypcje podkreślające znaczenie chleba i światła. Ten biały proszek (shem-an-na) był identyfikowany ze świętą manną, którą Aaron umieścił w Arce Przymierza. W Egipcie ciastka wykonane z tego proszku zwano “pokarmem scheffa", z kolei Izraelici nazywali je “chlebem pokładnym".

Księga Wyjścia mówi, że Mistrzem Rzemiosł, tym, który sporządził oryginalny chleb pokładny dla Mojżesza na Synaju, był Besaleel, syn Uriego Ben Hura. Besaleel nie był jednak piekarzem, ale znanym złotnikiem, tym, który wykonał złote ozdoby do Tabernakulum i Arki Przymierza. Jest to zgodne z funkcją kapłanów - Mistrzów Rzemiosł w Mezopotamii. Byli oni wielkimi Wulkanami i metalurgami Tubal-kaina, którzy produkowali shem-an-nę z czystego złota.

Liczne tygle, stożkowate naczynia, różnorodne zbiorniki, stoły i inne sprzęty sprawiały, że ta synajska świątynia bardziej przypominała laboratorium niż miejsce kultu. Tak też i było.

To, co znalazł Petrie, było w rzeczywistości laboratorium alchemicznym Echnatona i osiemnastu dynastii faraonów, którzy panowali przed nim. Była to świątynia-laboratorium, w której piec metalurgiczny ryczał i dymił w procesie wytwarzania świętego ogniowego kamienia wysokospinowej shem-an-ny.

I oto zupełnie nieoczekiwanie słowa Księgi Wyjścia nabierają sensu, kiedy je analizujemy ze zupełnie innego punktu widzenia:

Góra zaś Synaj była cała spowita dymem, gdyż Pan zstąpił na nią w ogniu i uniósł się dym z niej jakby z pieca, i cała góra bardzo się trzęsła. [19.18]

W Księdze Wyjścia czytamy, że Mojżesz wziął złotego cielca, którego wykonali Izraelici, i spalił go w ogniu, obracając go w biały proszek. Jest to właśnie opis procesu wytwarzania shem-an-ny. Jest również oczywiste, że egipscy kapłani bogini Hathor od niezliczonych pokoleń podsycali swój ogień, dopóki w czasach Mojżesza do głosu nie doszli kapłani Atona.

Tym, który zreorganizował starożytne szkoły nauk tajemnych Thota i założył Królewska Szkołę Mistrzów Rzemiosła w Karnaku, był faraon Totmes III. Nazywano ich Wielkim Białym Bractwem ze względu na ich zainteresowanie tajemniczym białym proszkiem. Jeden z jego odłamów zajmował się medycyną i uzdrawianiem i stał się znany jako Egipscy Terapeuci. W późniejszym czasie Terapeuci rozciągnęli swoją działalność na Palestynę, a w szczególności na judejs-ką osadę Oumran, gdzie przeszli do historii jako esseńczycy.

Czym szczególnym wyróżniała się bogini Hathor? Dlaczego synajscy kapłani wybrali ją na swoje bóstwo? Otóż była ona najważniejszą z bogiń opiekuńczych i mówiło się, że jako córka boga Ra dała życie słońcu. Pierwotnie nazywano ją Królową Zachodu i Panią Piekieł, dokąd wiodła, jak mówiono, tych, którzy znali właściwe zaklęcia. Była czczona jako protektorka macierzyństwa, bogini miłości, grobów i pieśni. Mówiono, że to właśnie za sprawą jej mleka faraonowie zyskiwali boskość i stawali się prawomocnymi bogami.

Na jednej z kamiennych tablic w pobliżu wejścia do jaskini na górze Serabit przedstawiony jest Totmes IV w towarzystwie Hathor. Przed nim znajdują się dwa ofiarne podwyższenia zakończone ornamentem z kwiatów lotosu, a za nim mężczyzna trzymający stożkowe ciasto z białego chleba. Na innym reliefie widać masona Anchiba ofiarowującego królowi dwa stożkowe ciasta chlebowe z shem-an-ny. Podobne wizerunki znajdują się w całej świątyni. Jednym z najbardziej znaczących jest wizerunek Hathor i Amen-hotepa III. Bogini trzyma w ręku naszyjnik, a drugą ofiarowuje faraonowi symbol życia i zwierzchnictwa. Za nią stoi skarbnik Sobekhotep, który trzyma w pogotowiu stożkowe ciasto z białego chleba. Sobekhotepa określa się jako “Nadzorcę Sekretów Domu Złota, który dostarczył szlachetny i cenny kamień Jego Wysokości".

Już wcześniej mówiłem, że w chwili wyjścia z Egiptu na Synaj Izraelici w drodze do Kanaan mieli zapoznać się z prawami i zasadami panującymi w ich nowej ojczyźnie. Chociaż rzeczywiście tak się częściowo stało, to jednak w sprawach dotyczących religii było odwrotnie - egipskie zwyczaje i tradycje zostały zaszczepione Hebrajczykom.

To właśnie na górze Synaj Jehowa po raz pierwszy uświadomił Mojżeszowi swoje istnienie. Będąc wyznawcą Atona Mojżesz zapytał swojego nowego pana i mistrza, kim jest, i w odpowiedzi usłyszał: “Jam Jest, Który Jest", co w fonetyce hebrajskiego zabrzmiało “Jehowa", jednak przez bardzo długi czas Izraelitom nie wolno było używać tego imienia, z wyjątkiem najwyższego kapłana, któremu wolno było szeptać je raz w roku i to w kompletnym odosobnieniu. To zrodziło problem, który polegał na tym, że modły miały być skierowane do tego nowego boga, lecz skąd miał on wiedzieć, że są one skierowane właśnie do niego, skoro jego imię w nich się nie pojawiało?

Izraelici wiedzieli, że Jehowa nie jest Atonem (ich tradycyjnym Adonem lub inaczej Panem) i przyjęli, że musi on być odpowiednikiem wielkiego, państwowego boga Egiptu, mimo iż w rzeczy samej nim nie był. Postanowiono zatem, że do wszystkich modlitw należy dodawać imię tego państwowego boga, które brzmiało Amen (w obowiązującej w języku polskim pisowni: Amon - przyp. red.). Do dzisiaj imię to jest wypowiadane na zakończenie każdej modlitwy. Nawet dobrze znana chrześcijańska Modlitwa Pańska (Ojcze nasz, który jesteś w niebie... - znana z Ewangelii św. Mateusza) wywodzi się z egipskiej modlitwy zaczynającej się od słów: “Amen, Amen, który jesteś w niebie..."

Dziesięć Przykazań, o których mówi się, że zostały dane Mojżeszowi przez Boga na górze Synaj, jest również egipskiego pochodzenia i wywodzi się bezpośrednio z Zaklęcia 125 z egipskiej Księgi umarłych. Nie był to nowy kodeks postępowania wymyślony na użytek Izraelitów, ale nowa wersja wyznania faraona. Na przykład wyznanie: “Nie zabijałem" - zostało przetłumaczone na: “Nie będziesz zabijał". Wyznanie: “Nie kradłem" - stało się: “Nie będziesz kradł", “Nie mówiłem kłamstw" stało się: “Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu swemu kłamstwa jako świadek" i tak dalej.

Nie tylko Dziesięcioro Przykazań zostało skopiowane z egipskiego rytuału, ale również psalmy, które stanowią transpozycję egipskich hymnów (mimo iż są przypisywane królowi Dawidowi). Nawet Księga Przysłów Starego Testamentu, tak zwane Słowa Mądrości Salomona, są niemal dosłownym tłumaczeniem na hebrajski przypowieści egipskiego mędrca zwanego Amenemopem. Znajduje się ona obecnie w British Museum i porównując ją wiersz po wierszu z Księgą Przysłów na każdym kroku można znaleźć jej odpowiedniki. Obecnie odkryto, że nawet pisma Amenemopego są kopią jeszcze starszych Nauk Ptahhotepa, które powstały co najmniej 2000 lat przed Salomonem.

Poza Księgą umarłych i Mądrościami Ptahhotepa istnieje cały szereg innych tekstów egipskich, których użyto przy pisaniu Starego Testamentu. Są wśród nich na przykład Teksty Piramid i Teksty Sarkofagów, z których zaczerpnięto odniesienia do bogów egipskich i tak je przekształcono, żeby odnosiły się do hebrajskiego Jehowy.

W Krew z krwi Jezusa podkreślam, że współczesne chrześcijaństwo, które rozwinęło się z Rzymskiego Kościoła z IV wieku n.e., jest faktycznie religią hybrydową, która opiera się na zasadach innych religii, w tym, oczywiście, na judaizmie.

Obecnie widać, że judaizm także był od początku hybrydą stworzoną z egipskich, kananejskich i mezopotamskich tradycji, z przypowieściami, hymnami, modlitwami i rytuałami odnoszącymi się do najróżniejszych bogów, które zebrano razem i odniesiono do nowo utworzonej koncepcji “Jedynego Boga".

Z historycznego punktu widzenia szczególnie interesujące jest to, że nie wszystko zostało ukartowane w czasach Abrahama ani nawet później, w czasach Mojżesza. Zaczęło się to dopiero w VI wieku p.n.e., kiedy to dziesiątki tysięcy Izraelitów zostało wziętych do niewoli przez babilońskiego króla Nabuchodono-zora. Do tego czasu hebrajskie i izraelskie zapisy odnosiły się do poszczególnych bogów poprzez ich indywidualne imiona oraz przy pomocy ogólnego, odnoszącego się do liczby mnogiej, identyfikatora “Elohim"3.

Przez około 500 lat od czasu niewoli babilońskiej pisma te istniały wyłącznie w postaci oddzielnych zapisków i dopiero w czasach, które nastały po Chrystusie, zebrano je w jedno dzieło. Jezus nigdy nie słyszał o Starym Testamencie, a tym bardziej o Biblii. Teksty, do których miał dostęp, zawierały wiele ksiąg, które pominięto w kompilacji, którą dziś znamy.

O dziwo, o niektórych z nich wciąż są wzmianki we współczesnej Biblii jako o ważnych dla tradycji. Mowa tu o Księdze Pana, Księdze Wojen Jehowy i Księdze Jaszara. Dlaczego je pominięto? Po prostu dlatego, że ich kontekst nie pasował do koncepcji nowo tworzonej religii opierającej się na wierze w Jehowę. Jaszar był na przykład urodzonym w Egipcie synem Kaleba, szwagrem pierwszego izraelskiego sędziego Othneila, a także nosicielem laski Mojżesza. Jest ogólnie przyjęte, że miejsce Księgi Jaszara w Biblii jest między Księgą Powtórzonego Prawa i Księgą Jozuego, lecz redaktorzy odrzucili ją, ponieważ w zupełnie innym świetle przedstawia wydarzenia, które miały miejsce na Synaju i górze Horeb.

Znana nam Księga Wyjścia podaje, że Jehowa wydał Mojżeszowi instrukcje dotyczące panów i sług, chciwości, sąsiedzkich stosunków, zbrodni, małżeństwa, moralności i wielu innych zagadnień, łącznie z prawami dotyczącymi Szabatu i Dziesięciu Przykazań.

Natomiast w Księdze Jaszara, która została napisana wcześniej niż Księga Wyjścia, to nie Jehowa przekazuje Mojżeszowi te prawa i przykazania. W rzeczywistości w ogóle nie ma tam mowy o Jehowie. Nowe prawa, jak głosi Księga Jaszara, zostały przekazane Mojżeszowi i Izraelitom przez Jetro, Najwyższego Kapłana Midian i Pana Góry, co czyniło go generalnym zarządcą świątyni synajskiej. Pan Góry (lub Ten Wysoki) tłumaczy się na hebrajski jako El Szaddai, co ma szczególne znaczenie, jako że było to imię, które Mojżesz usłyszał, kiedy poprosił Pana, aby ujawnił, kim jest. Pan rzekł: “Jam jest, który jest. Jestem ten, którego Abraham zwał El Szaddai". Ostatecznie “Jam jest, który jest" stało się po przetłumaczeniu imieniem Jehowa, lecz jak podaje Księga Jaszara (co również potwierdza Księga Wyjścia, jeśli czyta się ją właściwie) ów Pan nie był wcale bóstwem. Był to Jetro El Szaddai, wielki wulkan i Mistrz Rzemiosł świątyni Hathor.

Pomijając fakt, że jesteśmy uczeni interpretacji pewnych aspektów tekstu biblijnego, niewielu z nas samodzielnie ją studiuje. W rezultacie obrazy powstałe w naszym umyśle są zazwyczaj odzwierciedleniem tego, co widzimy na ilustracjach w książkach i w kinie. Hollywood wprawia nas, oczywiście, w dumę swoimi wyobrażeniami Mojżesza na górze i Boga wypalającego słowa Dziesięciu Przykazań na wielkich, trudnych do uniesienia, granitowych płytach. W Księdze Wyjścia nie ma jednak odpowiadającego tej scenie opisu, natomiast w kwestii Przykazań mówi się, że Mojżesz sam je spisał (pod dyktando Pana), po tym jak stłukł pierwsze tablice, które otrzymał.

Jeśli chodzi o drugą część synaj-skiego przekazu, Tablice Świadectwa, w Kabale4 i Midraszu5 mówi się, że jest on zawarty w świętym kamieniu szlachetnym, który Mojżesz umieścił w “dłoni swej ręki". Mówi się, że jest to ten sam Boski Kamień Mądrości, który odziedziczył Salomon. We wcześniejszych tekstach egipskich nosił on nazwę “Tabliczki Hermesa", która ucieleśniała mądrość Thota.

Według pism starożytnego Dworu Smoka Egiptu (założonego przez królową Sobeknefru w roku 1785 p.n.e) strażnikiem Stołu był Chem, Wysoki Kapłan Mendes. Słowo chem (lub khame) znaczy “czerń" i z tego rdzenia zrodziło się słowo “alchemia" - nauka wydobywania światła z czerni. Jeśli chodzi o nas, to Chem jest nam bardziej znany jako biblijny Cham, dziadek Nimroda, którego rodzina została wyklęta przez Hebrajczyków, ponieważ jego historyczne tradycje pozostawały w konflikcie z rodzącą się, bazującą na pojęciu Jehowy, kulturą.

Czytelnicy gotyckich powieści i książek na temat czarno-księstwa oczywiście z miejsca rozpoznają imię Chema z Mendes. Często przedstawiany jest on w nich symbolicznie w postaci kozła, który był właśnie symbolem Chama w starożytnym Egipcie. Jedyną różnicą jest to, że w okresie współczesnego chrześcijaństwa kozioł stał się symbolem diabła. Idąc śladami historii Chema z Mendes dochodzimy jednak do synajskiej świątyni i białego proszku złota.

Mendes było głównym miastem Egipskiej Delty, zaś Chem był mianowanym przez świątynię Archonem (dostojnikiem) X Wieku Koziorożca. Z tego właśnie względu jego symbolem był kozioł, przedstawiany zazwyczaj w postaci odwróconego pentagramu6. Pięcioramienna gwiazda ma dwa promienie zwrócone ku górze, które symbolizują rogi Kozła z Mendes. Dwa promienie zwrócone ku dołowi symbolizują uszy, zaś pojedynczy promień reprezentuje podbródek i brodę.

Kiedy pentagram jest przedstawiony w pozycji odwróconej uważa się go za symbol męskości, lecz gwiazda pentagramu jest, oczywiście, symbolem kobiecości (symbol Wenus) i zazwyczaj jest przedstawiana z jednym promieniem skierowanym prosto do góry.

Kiedy pentagram jest w męskiej pozycji, Chem jest upostaciowiony przez szmaragd osadzony centralnie w punkcie połączenia rogów. Kiedy go obrócimy, zyskuje status żeński, zaś najwyższy punkt promienia zwróconego pionowo do góry symbolizuje głowę bogini, boczne promienie reprezentują jej ramiona, a bliźniacze promienie zwrócone teraz ku dołowi (które były poprzednio rogami) stają się jej nogami, natomiast centralny szmaragd jest wyobrażeniem sromu.

Czasami odwrócony pentagram Chema jest przedstawiany z płomieniami wydobywającymi się ze świętego klejnotu między rogami. Płomienie te są odpowiednikiem Astralnego Światła. Kiedy go jednak odwrócimy do pozycji Wenus, płomienie wychodzące z macicy reprezentują Gwiezdny Ogień, księżycową esencję bogini.

Od najwcześniejszych czasów pentagram zawsze był, bez względu na to, czy reprezentuje Astralne Światło, czy też Gwiezdny Ogień, symbolem oświecenia. Był związany z przedżydowskim szabatem - rytualnym okresem refleksji nad doświadczeniami poza obszarem codziennego trudu. Z tego względu Chem z Mendes był zwany Szabatowym Kozłem, skąd wzięło się obecne znaczenie przymiotnika “szabatowy" używanego w kręgach akademickich.7

Mając na względzie tę wiekową tradycję, nie należy się dziwić, że pentagram i Szabatowy Kozioł zadomowiły się w tradycjach innowierczych chrześcijan (na przykład katarów z Langwedocji) z okresu średniowiecza. Z kolei ortodoksyjny Kościół Chrześcijański usiłował zniwelować respekt dla starych mądrości szkół wiedzy tajemnej poprzez utworzenie hybrydowej religii przyjmującej za postawę zbawienie od nieznanego - zbawienie, które można osiągnąć jedynie w drodze podporządkowania się autorytetowi biskupów. W rezultacie opierające się na spirytyzmie doktryny ruchu gnostycznego (który usiłował odkryć “nieznane"), zostały uznane przez Inkwizycję za bluźniercze, a pentagram i kozła ogłoszono symbolami czarnej magii i czarów.

W tamtych czasach, a nawet obecnie, osobiste zaangażowanie się kogoś w nauki nie aprobowane przez biskupów jest traktowane w pewnych kręgach jako herezja, zaś strach przed indywidualnie (samodzielnie) zyskaną wiedzą jest tak przemożny, że Kozioł z Mendes został uznany za uosobienie samego diabła. Taka jest wymowa licznych bezwartościowych książek o charakterze propagandowym (autorstwa Dennisa Wheatleya i innych) głoszących, że krucyfiks i polewanie święconą wodą stanowią jedyną broń przeciwko tak zwanym emisariuszom szatana.Cham (lub Chem) jest opisany w Starym Testamencie jako syn Noego, lecz w najstarszych zapiskach figuruje zgodnie z prawdą (razem z Jafetem) jako syn wielkiego Wulkana i złotnika Tubal-kaina, który historykom znany jest bardziej jako król Meskalam-dug, bohater Dobrej Ziemi.

We wczesnych palestyńskich podaniach Chem był synonimem niejakiego Azazel Koziorożca, który (według nie włączonej do Starego testamentu Księgi Enocha) udostępnił ludziom “wszelkie metale, nauczył ich artystycznej obróbki i stosowania antymonu". Antymon (Sb) to czarny pierwiastek znany również pod nazwą stibium. Stanowi on zasadniczy element służący alchemikom do produkcji Kamienia Filozoficznego. W starożytnym świecie arabskim nazywano go khol, skąd pochodzi słowo “coal" (“węgiel") oznaczające “ten, który jest czarny". Słowo pochodne “alkohol" pochodzi od arabskiego “al-kohul" - “filozoficznej rtęci" o wysokim stopniu czystości wyprodukowanej ze spirytusu winnego oczyszczonego antymonem.

Azazel Koziorożca rzeczywiście występuje w Biblii, lecz nie w autoryzowanej wersji anglojęzycznej. W Wulgacie3 jest wzmianka o zwyczaju Zadośćuczynienia i mowa o tym, że Aaron rzuci losy na dwie kozy, “jeden dla Pana i drugi dla Azazela". Ta, na którą padnie los dla Pana, zostanie poświęcona jako “ofiara grzechu", natomiast druga będzie odesłana na pustkowie jak “zadośćuczynienie".

Bardziej znana wersja anglojęzyczna jest nieco myląca, jako że imię Azazel zostało tam zmienione na “kozioł ofiarny". Powodem tego podstawienia było to, że oryginalny tekst mówił jasno, iż Hebrajczycy składali ofiary zarówno Jehowie, jak i Chem-Azazelowi, z kolei Księga Enocha wskazywała na bezpośredni związek między Azazelem i alchemią.

W tradycji różokorzyźowcowych szkół wiedzy tajemnej prace Chema (Tabula Smaragdina Hermetis) były określane jako “najstarszy pomnik Chaldejczyków dotyczący Kamienia Filozoficznego". Związane z mądrością Thota (lub Hermesa) były one określone jako nauki hermetyczne i miały bezpośredni związek z alchemią ognia stosowaną przy budowie piramid.

Imię Hermes wywodzi się od słowa herma, które oznacza “stos kamieni", z kolei Wielką Piramidę zwano Sanktuarium Thota. Słowo pyr, od którego pochodzą “pyre" i “pyramid" (piramida), w rzeczywistości znaczy “ogień", natomiast piramidom nadano tę nazwę, dlatego że były “zrodzone z ognia".

To prowadzi nas do jednego z najbardziej zagadkowych pytań: Jak zbudowano piramidy? Czy tysiące potężnych bloków uniesiono na dużą wysokość i osadzono z tak wielką precyzją przy pomocy tysięcy niewolników nie dysponujących niczym poza sznurami i rampami i pracujących przez bliżej nie określony okres czasu, jak się powszechnie sądzi? Oczywiście, że nie. Pochyła rampa biegnąca aż do szczytu Wielkiej Piramidy nachylona w stosunku 1:10 musiałaby mieć długość około 1500 metrów i trzy razy większą objętość od samej piramidy.

Jak już wcześniej wspomniałem, wysokochroniony (wysokospinowy) Ogniowy Kamień jest jednoatomowym nad-przewodnikiem. Jest to wielce egzotyczna materia o przyciąganiu grawitacyjnym mniejszym od zera. Ostatnie eksperymenty z tym zadziwiającym białym proszkiem złota dowodzą, że w pewnych warunkach substancja ta waży mniej niż nic (ma ujemną wagę) i można zniknąć przechodząc do innego wymiaru. Najbardziej interesującą własnością tego proszku jest jednak to, że może on “jeździć" na magnetycznym polu ziemskim, tak że kiedy jest w stanie zerowej grawitacji, może przekazywać swoją nieważkość swojemu “nosicielowi", a więc wywoływać jego lewitację. Tym nosicielem może być naczynie laboratoryjne, pojemnik... bądź kamienny blok!

Stare przekazy mówią, że w tajnym schowku Komory Królewskiej znajdującej się wewnątrz Wielkiej Piramidy budowniczowie umieścili “instrumenty z żelaza, i broń, która nie rdzewieje, oraz szkło, które daje się giąć i nie pęka, a także dziwne zaklęcia". Cóż jednak znaleźli pierwsi odkrywcy po wdarciu się do opieczętowanej komory? Jedyną rzeczą, jaką tam ujrzeli, była pozbawiona wieka kamienna skrzynia, której dno pokrywała warstwa tajemniczego proszku. Na pierwszy rzut oka wyglądał on jak ziarenka szpatu polnego i miki - minerałów z grupy glinokrzemianów.

W trakcie ostatnich badań białego proszku konwencjonalne metody analityczne wykryły w nim obecność krzemu i glinu, mimo iż było wiadomo, że badana próbka składała się w 100 procentach z pierwiastków należących do grupy platynowców.

Standardowy test laboratoryjny polega na poddaniu próbki przez 15 sekund wyżarzaniu łukiem elektrycznym w temperaturze 5 500 "C. W przypadku białego proszku kontynuacja wyżarzania poza okres standardowy ujawniła obecność szlachetnych metali z grupy platynowców, z których w rzeczywistości składała się ta substancja.

Z powodu ograniczeń konwencjonalnych metod analiz chemicznych uważa się, że 5 procent suchej masy naszego mózgu stanowi węgiel, podczas gdy bardziej szczegółowa analiza ujawnia, że są to metale z grupy platynowców - iryd i rod w stanie wysokospinowym.

Komora Królewska była w rzeczywistości wykonana jako nad-przewodnik zdolny do przeniesienia faraona w inny wymiar czasoprzestrzeni. I to właśnie w tym miejscu odbywał się zgodnie z tym, co podaje Księga umarłych, Obrządek Przejścia faraona.

Klucz do tego obrządku zdefiniowany jest pojedynczą, stożkową inskrypcją umieszczoną w pobliżu wejścia do Komory. Znaczenie tego hieroglificznego symbolu - jedynego weryfikowalnego hieroglifu na całym płaskowyżu w Gizie i jednocześnie dokładnie takiego samego jak ten, który występuj e w wielu miejscach w świątyni na górze Synaj - brzmi po prostu “chleb".

W czasie tego wykładu wykroczyliśmy daleko poza granice Biblii, aby być świadkami alchemicznych i naukowych procesów, które legły u genezy królów z linii Graala. Ta linia sukcesji, poczynając od Kaina i dalej poprzez Egipt, króla Dawida aż do Jezusa, była “hodowana" przez ziemskich dostarczycieli Światłości. Jej sukcesorzy byli prawdziwymi Synami Bogów, którzy od około 3800 roku p.n.e. byli karmieni Gwiezdnym Ogniem Anunnaki, a od mniej więcej 2000 roku p.n.e. - “wysokospinowymi" materiałami zastępczymi. Krótko mówiąc “hodowano" ich na przywódców ludzkości i byli oni, zarówno fizycznie, Jak i umysłowo, utrzymywani w stanie “wysokochronionym" (“wysokiej odporności"): ostatecznym wymiarze brakujących 44 procent - wymiarze Orbity Światła lub Równiny Sharon.

W ciągu zaledwie 150 ostatnich lat, a właściwie ostatnich 80 lat, z piasków pustyń wykopano wielkie egipskie, mezopotamskie, syryjskie i kananejskie biblioteki dokumentów. Te pochodzące z pierwszej ręki z czasów poprzedzających opisane w Biblii wydarzenia dowody o dokumentalnym charakterze wyłoniły się w postaci tekstów zapisanych w kamieniu i glinie, a także na pergaminie i papirusie. Te dziesiątki tysięcy dokumentów dają świadectwo znacznie bardziej fascynujących historii niż te, które nam dotąd opowiadano.

Gdyby te dokumenty były dostępne przez cały czas, koncepcja wybranego narodu czerpiącego korzyści z objawienia pojedynczej istoty nadprzyrodzonej nigdy by się nie narodziła, a zwłaszcza koncepcja Jehowy, która oślepia nas już od długiego czasu czyniąc z nas bojowników wojujących z wyznawcami innej wiary, nigdy by nie nabrała tak aroganckiego wymiaru.

Wraz z nowymi odkryciami stopniowo staje się jasne, że dopiero teraz zaczynamy wychodzić z mroku fałszywych, nie znajdujących potwierdzenia w faktach, przekonań. Mimo to całe wieki prowadzonej pod przewodnictwem Kościoła indoktrynacji stanowią poważną trudność w odrzuceniu ograniczających dogmatów, pochodzących ze skorumpowanych źródeł z trzeciej ręki, na rzecz oświecenia, którego podstawą są przekazy tych, którzy byli uczestnikami tamtych zdarzeń.

Prawdziwie inspirującym faktem jest to, że krzywa uczenia się wciąż pnie się do góry. Starożytne mądrości, które wpadają nam w ręce jedna po drugiej, są wraz z każdym nowym aspektem poznania gotowym do wypełnienia luki w dawnej wiedzy elementem niczym lodowiec będący rezultatem nawarstwiania się wiekowych wydarzeń.

Na szczęście świt świadomości mamy już za sobą i chociaż niektórzy wybiorą spojrzenie wstecz, wielu z wigorem wkroczy w następne milenium, aby być świadkiem nowego wschodu słońca - ujawnienia nieograniczonych możliwości i przywrócenia naszego prawdziwego, uniwersalnego dziedzictwa.

Przypisy:

1. Jehowa lub Jahwe to współczesna rekonstrukcja starożytnego, niewymawialnego imienia boga Hebrajczyków - transliteracja tzw. tetragramu, tj. czterech liter hebrajskich YHWH tworzących niewymawialne i nieprzekazywalne imię Boga - Przyp. tłum

2. W starożytnym Egipcie owalna ramka zakończona z jednej strony kreską (schematyczny rysunek pierścienia), w piśmie hierograficznym w kartuszu umieszczano imiona królów egipskich. - Przyp. red

3. W liczbie pojedyncze] Eloah, Bóg Hebrajczyków - Bóg Izraela w Starym Testamencie. W znaczeniu mnogim używany jest w sensie “majestaticus pluralis" - dostojna liczba mnoga - cos jak Wasza (nie Twoja) Wysokość, zarówno do Boga Jedynego, jak l - czasami - w stosunku do innych bogów, takich jak moabicki bóg Chemos, sydońska bogini Astarte, również w stosunku do innych dostojnych postaci, takich jak aniołowie, królowie, sędziowie l Mesjasz - Przyp. tłum.

4. Kabała to ustna tradycja prawa mojżeszowego, która we wczesnym średniowieczu rozwinęła się w mistyczny system interpretacji Biblii - Przyp. tłum.

5. Midrasz to komentowanie ksiąg Starego Testamentu zawierające normy postępowania przekazywane ustnie przez rabinów i uczonych, spisane w XI wieku - Przyp. tłum.

6. Chodzi o pięcioramienną gwiazdę narysowaną na bazie pięciokąta l zawierającą wewnątrz pięciokąt. - Przyp. tłum

7. Chodzi o okres czasu, często cały rok, raz na siedem lat, w którym ktoś, w szczególności nauczyciel uniwersytecki, nie wykonuje swoich normalnych obowiązków i może sobie podróżować, zająć się studiami itp., lecz w dalszym ciągu otrzymuje pensję - Przyp. tłum.

8. Przekład Biblii na łacinę dokonany w latach 382-406 przez św Hieronima ze Strydonu na zlecenie papieża Damazego I Począwszy od VII-VIII wieku Wulgala była najczęściej używaną w liturgii Kościoła zachodnią wersją Biblii W roku 1546 sobór trydencki uznał ją za oficjalny l autentyczny przekład Biblii obowiązujący w Kościele rzymskokatolickim Od roku 1979 w liturgii łac. Kościoła rzymskokatolickiego powszechnie używa się poprawionej wersji Wulgaty zwanej Neowulgatą - Przyp. red.

Minęło dziesięć miesięcy od czasu, gdy byłem tu po raz ostatni, a mimo to mam wrażenie, jakby to było wczoraj. Kilka miesięcy temu ukończyłem książkę Genesis of the Grail Kings (Potomkowie Dawida i Jezusa1), która właśnie niedawno ukazała się w Wielkiej Brytanii, gdzie spotkała się z dużym oddźwiękiem.

Duncan poprosił mnie, abym na początku opowiedział jeszcze raz o sobie. Otóż działam w wielu organizacjach, zwłaszcza w Kościele Celtyckim, w którym jestem Wielkim Przeorem na obszar Wielkiej Brytanii (chodzi o Celtycki Kościół Uświęconej Rodziny Świętego Kolumby). Jestem również akredytowany w charakterze Prezydenckiego Attache organizacji o nazwie Europejska Rada Książąt (The European Council of Princes).

Radę tę założono tuż po wojnie, w roku 1946, a jej cel był całkiem prosty. (Część funduszy przeznaczonych na jej działalność pochodzi z Australii, najwięcej jednak z Ameryki). Były to czasy, w których narastał strach przed wzrostem wpływów prawicowych ugrupowań ekstremistycznych, jak również przed przejęciem władzy w Europie przez komunistyczne elementy lewackie. Postanowiono więc stworzyć coś w rodzaju komitetu, któremu nadano nazwę The International Council of Government (Międzynarodowa Rada Rządu), który miał śledzić ekstremalne ugrupowania polityczne. Po powstaniu Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej okazało się, że nie bardzo jest już co śledzić, i już w latach sześćdziesiątych Rada zaangażowała się w działalność na jej rzecz. Rada jest zwolennikiem umów handlowych i ogólnej wspólnoty, aczkolwiek nie zawsze zgadza się z metodami ich wdrażania wewnątrz Unii Europejskiej.

Mniej więcej dziesięć lat temu Międzynarodowa Rada Rządu zmieniła nazwę na Europejską Radę Książąt (The European Council of Princes). W związku z utworzeniem Parlamentu Europejskiego nie można było utrzymywać czegoś, co nazywało się Radą Rządu. W rzeczywistości Rada nigdy nie była rządem, a jedynie ciałem doradczym, w którego skład wchodzili przedstawiciele trzydziestu trzech europejskich domów panujących. Mogły to być domy faktycznie panujące, odsunięte od władzy, zdetronizowane - bez względu na swój rzeczywisty status ich przedstawiciele utworzyli Radę, której głównym zadaniem było czuwanie nad zgodnością prawa z konstytucjami poszczególnych krajów (wszystkie kraje europejskie, z wyjątkiem Wielkiej Brytanii, posiadają pisane konstytucje). Kiedy więc Parlament Europejski postanawia wprowadzić nowe prawo lub nowe przepisy, Rada Książąt może na przykład powiedzieć: “Słuchajcie, nie wolno wam tego robić, ponieważ to jest sprzeczne z paragrafem 7 punkt b konstytucji danego kraju".

Rada Książąt nie jest organem politycznym - ma raczej charakter społeczny, zaś ja zostałem mianowany jej attache, dlatego że od roku 1992 jej przewodniczącym jest Jego Królewska Wysokość Książę Michael of Albany, obecny spadkobierca Królewskiego Domu Stuartów, który zdetronizowano w Wielkiej Brytanii w roku 1688.

Dom Stuartów po przejęciu przewodnictwa w Radzie od Domu Habsburgów Austriackich związał Radę ze swoją dawną Akademią Królewską, która ma ściśle naukowy charakter. W XVIII wieku miała charakter różokrzyżowcowy - ściśle naukowy i alchemiczny. Od czasów Roberta I Bruce'a, jej kanclerzom nadawano tytuł Księcia Saint Germain. Tytuł ten ma niewiele wspólnego z rzeczywistym świętym Hermanem żyjącym w V wieku n.e. (oczywiście są takie związki, ale nie bezpośrednie) i wiąże się z Królewskim Domem Stuartów we Francji oraz Pałacem Saint Germain.

Tytuł należny kanclerzowi zmieniono w XVIII wieku na Hrabiego Saint Germaina, a w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku na Kawalera Saint Germaina (Chevalier Saint Germain). Mój obecny tytuł brzmi właśnie Chevalier Saint Germain i wskazuje na źródło mojego szlachectwa. W odróżnieniu od szlachectwa angielskiego moje ma korzenie frankońsko-szkockie związane z Królewskim Dworem Stuartów we Francji poprzez Szlachecką Straż Domową założoną w roku 1692 (i ratyfikowaną w tym samym roku przez króla Francji Ludwika XIV) w Saint Germain-en-Laye w pobliżu Paryża.

Będąc poplecznikiem Stuartów nie jestem, jak zapewne zdają sobie państwo sprawę, wielbicielem Domu Hanowers-kiego2, tym niemniej związałem się z pewną instytucją hanowerską. Założone w połowie XVIII wieku przez Dom Hanowerski najstarsze towarzystwo antykwaryczne świata (na mocy statutu brytyjskiego króla Jerzego III) za sprawą swoich związków zwane jest Towarzystwem Antykwariuszy, które w Szkocji stanowi filię Historie Scotland (Historyczna Szkocja) będącego jednym z resortów rządowych. Mimo iż nie jestem zwolennikiem Domu Hanowerskiego, kilka miesięcy temu dostąpiłem zaszczytu nadania mi członkostwa Towarzystwa Antykwariuszy Szkocji (Society of Antiquaries of Scotland) - wygląda więc na to, że dopuszczono mnie nieco do akademickiego establiszmentu.

To tyle, jeśli chodzi o mnie.

W październiku 1997 roku po raz pierwszy zacząłem publicznie mówić o sprawach poruszanych w książce Potomkowie Dawida i Jezusa i na lipcowej konferencji Nexusa omówiłem znaczną część tych zagadnień. Kiedy skończyłem tę książkę i ukazała się ona drukiem, nadszedł czas, aby przejść do kolejnych zagadnień w ramach przygotowań do przyszłych opracowań.

Pisząc Bloodline of the Holty Grail (Krew z krwi Jezusa3), planowałem, że będą to trzy książki dotyczące zagadnienia Graala przedstawiające 6 000 lat mesjanistycznego dziedzictwa, poczynając od czasów Adama, poprzez króla Dawida i Jezusa, aż do czasów współczesnych. W trakcie kompilowania tego historycznego rodowodu i fascynujących, związanych z nim wydarzeń, wpadł mi do głowy pomysł jeszcze jednej książki. Zrodził się on bardziej ze społecznego zapotrzebowania niż ze strategicznego planowania i tak się do niego zapaliłem, że w końcu powstaną cztery książki z tej serii. I dzisiaj, tak naprawdę, będę mówił raczej o tej czwartej książce (niż kontynuacji Potomków...).

Krew z krwi Jezusa obejmuje okres od czasów Jezusa, to znaczy ostatnie 2 000 lat. Z kolei Potomkowie Dawida i Jezusa udziela odpowiedzi na najczęściej powtarzane przez czytelników pytanie: “Dlaczego linia krwi Graala była tak ważna? Dlaczego królewska linia, której spadkobiercą był Jezus i jego następcy, wywodząca się ze starożytnej Mezopotamii, była tak wyjątkowa od samego początku?"

Był to temat, który omawialiśmy tu rok temu. Poznaliśmy, w jaki sposób mesjanistyczna sukcesja władców Graala (lub Królów Smoków) była alchemicznie poczęta i celowo chowana do roli ziemskich przywódców. Przyjrzeliśmy się pismom starożytnych Sumerów, które opowiadały o bogach Anunnaki i ich “komorze tworzenia". Poznaliśmy, jak wielcy Wulkani tamtych czasów produkowali enigmatyczny Tajemniczy Kamień Ogniowy (biały proszek monoatomowego złota), którego używano do karmienia świetlistych ciał (dusz) babilońskich królów i egipskich faraonów, i jak oszałamiający wpływ miała ta substancja na układ endokrynologiczny. W końcu prześledziliśmy główną linię dziedziczenia królewskości (linii, która była genetycznie określona mitochondrialnym DNA Smoczych Królowych) aż do czasów Mojżesza. Odwiedziliśmy również odkrytą w roku 1904 na biblijnej górze Horeb świątynię, w której produkowano monoatomowy kamień ogniowy.

Obecnie przyjrzymy się szerszemu wachlarzowi zagadnień zawartych w folklorze, legendach i przypowieściach, które wywodzą się z alchemicznego królestwa Pendragonów. Rozważymy również sprawę długotrwałych sporów, jakie narosły między linią świętej krwi i hierarchami Kościoła. Historie te i ich korzenie przedstawiane w bajkach o wróżkach, kołysankach dla dzieci lub powieściach gotyckich, będą stanowiły podstawę przyszłej książki zatytułowanej Ring Lords of the Dragon: Beyond the Portal of the Twilight Realm (Władcy Pierścienia z rodu Smoka - poza portalem wiodącym do Królestwa Brzasku).

Tak więc, spojrzymy dziś na słowo “oczarowanie" (lub “czar") biorąc pod uwagę otaczającą je legendę, magię, jak również liczne historyczne fakty, jako że wielu bohaterów legend ma swoje odpowiedniki w realnej rzeczywistości, a na koniec naszych rozważań otworzymy szeroko drzwi do jednego z najbardziej intrygujących i jednocześnie zakazanych sekretów naszego dziedzictwa.

Otóż historie związane z Graalem, czy to będą opowieści o Kopciuszku, Robin Hoodzie, Śpiącej Królewnie, czy też hrabim Drakuli, zawierają osobne tajemnice i czary i, co więcej, mało kto wie, że wszystkie one wywodzą się ze wspólnej historycznej podstawy, której korzenie tkwią w kulturze królów Graala. Mimo iż niektóre z tych historii wywodzą się z bardzo starych podań, większość opowieści w postaci, w jakiej je znamy - uzyskała swoją postać w czasach Średniowiecza, kiedy to oskarżenia kierowane przez Kościół pod adresem heretyków spod znaku Graala osiągnęły swoje apogeum i doprowadziły do utworzenia Świętej Inkwizycji.

Do najbardziej znanych heterodoksyjnych chrześcijan (heretyków) należeli w Średniowieczu katarzy, tak zwani “Czyści", z Langwedocji leżącej na południu Francji. Zgodnie z tradycją smoczych Władców Pierścienia Ouroborosa4 odnosili się oni do mesjanistycznej linii krwi jako do Rasy Elven . Jak później zobaczymy, terminy takie jak “elf, “wróżka", skrzat i inne im podobne określały różne kasty w ramach sukcesji królewskiej linii krwi.

Ouroboros (omówiony szczegółowo w Potomkach Dawida i Jezusa) to symbol określający wszechrzecz, jedność i nieskończoność, przedstawiany zazwyczaj w postaci węża (zwiniętego w pierścień) z ogonem we własnym pysku. Jeśli do tego pierścienia z węża dodamy u dołu krzyż, otrzymamy dobrze nam znany symbol żeńskości - symbol Wenus (jak to widać na okładce książki Potomkowie Dawida i Jezusa). Jeśli krzyż umieścimy z kolei nad pierścieniem z węża, otrzymamy męskie jabłko regaliów królewskich. Umieszczając krzyż w środku pierścienia uzyskujemy symbol Świętego Graala określany jako Puchar Rosy lub Rosi-crucis.

W języku katarów starej Prowansji elf rodzaju żeńskiego nosił nazwę albi (elbe lub ylbi). Albi było też nazwą głównego ośrodka katarów w Langwedocji. Nazwa ta była przejawem szacunku, jakim darzono dziedziczoną w żeńskiej linii dynastię Graala, jako że katarzy byli zwolennikami Albi-genscw - linii krwi elfiańskiej, która ciągnęła się poprzez dawne Królowe Smoka, takie jak Lilith, Miriam, Batszeba i Maria Magdalena. To właśnie dlatego, kiedy Simon de Montfort i armie papieża Innocentego III najechali ten region w roku 1209, napaść tę nazwano krucjatą przeciwko albigensom. W ciągu blisko 35 lat trwania tej kampanii wyrżnięto dziesiątki tysięcy niewinnych ludzi, tylko dlatego, że byli zwolennikami oryginalnej koncepcji królewskości Graala stojącej w opozycji do pseudomonarchii w stylu popieranym przez papieską machinę.

W kategoriach praktycznych kościelna monarchia dominuje od VIII wieku do dzisiaj, lecz pozostaje niezaprzeczalnym faktem, że w świetle ścisłych reguł praktyk królewskich wszystkie ustanowione w ten sposób monarchie były i są nielegalne.

Czym więc jest kościelna monarchia? Jest dokładnie tym, do czego przywykliśmy. Dotyczy wszystkich monarchów, których królewskość została potwierdzona w drodze koronacji uświęconej przez Kościół - przez papieży lub, jak to ma miejsce w Wielkiej Brytanii, arcybiskupa Canterbury. W przypadku prawdziwej królewskości nie istnieje potrzeba koronacji, ponieważ w wyniku dziedziczenia płynęła i płynie ona “w krwi", a ściślej w mitochondrialnym DNA Sangreala.

Dawniej królewskość była sprawą automatyczną, ponieważ była ona przekazywana w drodze alchemicznej dziedziczności, która nie miała w praktyce nic wspólnego z rządzeniem kimkolwiek lub gdziekolwiek. Za sprawą nielegalnego dyktatu monarchie zostały podporządkowane kontroli Kościoła i magiczne Królestwo Panów Pierścienia zostało zastąpione przez materialne i terytorialne królestwa papieskich królów.

Można by zapytać, jak do tego mogło dojść. Dlaczego nikt nie ujął się za prawowitością Świętego Graala? Otóż byli tacy, którzy się ujęli - katarzy, templariusze, różokrzyżowcy. W rzeczywistości czyniło to wiele grup o charakterze gnostycznym, bractw, i był to ten rodzaj wsparcia, który prowadził do okropnych tortur i egzekucji w wykonaniu papieskiej Świętej Inkwizycji, do polowań na czarownice, które trwały przez wiele pokoleń.

W średniowieczu Kościół kontrolował już większość europejskich monarchii (z godnym podziwu wyjątkiem Szkocji, w wyniku czego król Robert I Bruce i cały naród szkocki zostali ekskomunikowani). Tak więc Kościół miał bezpośredni wpływ na rządy, parlamenty i instytucje edukacyjne i sytuacja ta nie zmieniła się do dzisiaj. Często poprzez sugerowanie, jeśli nie przez bezpośrednie instruowanie, sprawiał, że siły wojskowe pseudokrólów działały pod jego dyktando.

Kościół posiadł tak wielką finansową, polityczną i wojskową siłę, że zwolennicy Graala musieli zejść do “podziemia" żyjąc w ciągłej obawie o życie. Byli traktowani nie tylko jako heretycy, ale i odizolowywani jako siły nieczyste, jako nekromanci. Ponieważ nie podporządkowywali się dyktatowi papieża, musieli być satanistami! Wszystkie ich kobiety były nierządnicami, co nie było nowym wynalazkiem - Kościół Rzymskokatolicki stworzył tę dogmatyczną klasyfikację już we wcześniejszych stadiach swojego rozwoju!

Zanim przyjrzymy się pewnym aspektom spuścizny Pierścienia należy zapoznać się z treścią dokumentu, który umożliwił powstanie kościelnego hieratyzmu. Z rozmysłem używam słowa “należy", ponieważ wprowadzenie w życie tego szczególnego dokumentu 1248 lat temu doprowadziło do wszystkich społecznych krzywd i niesprawiedliwości, które są udziałem świata chrześcijańskiego. Dokument, o którym mówię, nosi nazwę “Donacja Konstantyna". Podstawą wszelkich monarchicznych i rządowych praktyk była i jest od stuleci interpretacja wyrażonych w tym dokumencie zasad,

lecz jak się o tym przekonamy, ta interpretacja była całkowicie błędna.

Są w naszej obecnej rzeczywistości tacy, którzy zgodnie z dynastycznymi zasadami Graala mają prawo do tytułu królewskiego, i wiele dynastii, które w rzeczywistości panowały i panują z niewielkimi lub bez żadnych do tego uprawnień. Uzyskali swoje pozycje dzięki temu, że Kościołowi odpowiadało ukoronowanie ich w charakterze swoich marionetkowych przedstawicieli.

Przemieszczając się zgodnie z biegiem czasu od egipskich faraonów poprzez dawidowych królów Judei i smoczych królów Scytii docieramy do Średniowiecza z celtyckimi królestwami Europy i - głównie dla potrzeb niniejszej historii - z Rybiarskimi Królami w Galii (która później stała się Francją).

To właśnie z powodu kontynuacji okresu panowania dziedzictwa Graala w celtyckich królestwach obecna historiografia używa pojęcia “Wieki Ciemności"7, na których temat, jak się nam wmawia, istnieje niewiele dokumentów. W rzeczywistości istnieje wiele ocalałych dokumentów dotyczących tego okresu. Ten okres jest “ciemny" tylko dlatego, że Kościół i cesarscy władcy uznali, iż należy otoczyć go zasłoną i uniemożliwić jego badanie, usuwając dowody i dokumenty z zasięgu środowiska naukowców, aby zapewnić dalsze trwanie mitowi mówiącemu, że wszyscy, którzy nie należeli do rzymskiego establiszmentu, byli ignorantami i barbarzyńcami.

Jak to szczegółowo opisuję w Krew z krwi Jezusa, Kościół Rzymskokatolicki (założony przez cesarza Konstantyna Wielkiego w IV wieku p.n.e.) miał niewiele wspólnego z nazareńskim stylem chrześcijaństwa, który jest oficjalnie zakazany i nadal wyklęty. Była to kompletnie nowa hybrydowa forma zdominowanego przez mężczyzn “chrześcijaństwa" bazująca na narzuconej doktrynie o apostolskiej sukcesji papieży. Oddzielny nazareński nurt (zwany często Kościołem Celtyckim) był w opozycji do Kościoła Rzymskokatolickiego, pozostając pod przywództwem spadkobierców Graala z rodziny Jezusa, którzy byli kształtowani jako Desposyni, co znaczyło Spadkobiercy Pana.

W tamtych czasach domy wywodzące się z tej linii krwi, domy Desposynów, utrzymywały linię smoczej królewskości w Europie, zaś biskupi Kościoła Rzymskokatolickiego starali się podważyć tę tradycję, co się im ostatecznie udało w VIII wieku n.e., kiedy zdetronizowali frankońskich Rybiarskich Królów z dynastii Merowingów po ich ponad trzechsetletnim panowaniu.

Po tym nagłym, podstępnym obaleniu owej dynastii Graala w roku 751 na Zachodzie wprowadzono nowy styl władzy królewskiej - królowanie nie na podstawie prawa sukcesji, lecz indywidualnego dekretu papieża - i właśnie to stało się przyczyną powstania opowieści o wróżkach i różnych legend znanych nam po dzień dzisiejszy. Ten nowy styl papieskiego królowania był możliwy dzięki zasadom zawartym w tak zwanej “Donacji Konstantyna", która mimo iż była, jak dziś wiemy, sfałszowana, nie była dostępna w owym czasie.

Kiedy “Donacja" ujrzała po raz pierwszy światło dzienne w połowie VIII wieku n.e., miała liczyć sobie już 400 lat i przez cały ten czas od chwili jej spisania przez cesarza Konstantyna nie była, co jest bardzo dziwne, przedstawiona publicznie. Była ona rzekomo datowana i opatrzona jego podpisem. Dokument ten głosił, że papież jest wybieralnym następcą Chrystusa na Ziemi i zostaje wyposażony w przywilej “powoływania" królów jako swoich podwładnych. Watykan zastosował ten przywilej w praktyce dopiero w roku 751 detronizując na jego mocy panujących od dawna Merowingów, na których miejsce podstawił dynastię Karolingów wywodzącą się z rodziny, której członkowie piastowali poprzednio stanowisko mayorów (burmistrzów) pałacu królewskiego (odpowiadające w przybliżeniu dzisiejszemu premierowi). Nadano im nazwę Karolingów, a ich jedynym znaczącym królem był legendarny Charlemagne (Karol Wielki).

W wyniku tego posunięcia charakter monarchii uległ całkowitej zmianie - ze służenia ludziom i ich ochrony na rządzenie nimi. Tak więc papiescy królowie stali się bardziej lokalnymi gubernatorami niż patriarchami, nauczycielami ludzi. Ta zasadnicza zmiana sprawiła, że stosowany od wieków Kodeks Graala mówiący o służbie szlachetnie urodzonych na rzecz swojego ludu został odrzucony i europejscy królowie stali się sługami Kościoła, który od tego momentu był w mocy wynosić ich na trony i obalać.

Skąd dziś wiadomo, że “Donacja" była oszustwem? Otóż przemawia za tym wiele przesłanek, z których najbardziej oczywistą jest to, że powołuje się ona na Nowy Testament w wersji Biblii zwanej popularnie Wulgatą. Wersja ta została przetłumaczona i opracowana przez świętego Heronima, który urodził się w roku 347 n.e., czyli jakieś 33 lata po tym, jak cesarz Konstantyn (który zmarł w roku 337) podpisał rzekomo ten dokument! Tak więc upłynęło co najmniej pół wieku między domniemanym spisaniem “Donacji" i ukazaniem się łacińskiej wersji Biblii, która była w niej cytowana. Poza tym język, którym spisano “Donację", był typowy dla VIII wieku i w najmniejszym stopniu nie przypominał stylu obowiązującego w czasach Konstantyna.

Mocno ośmieszającym aferę z “Donacją" był również fakt, że to fałszerstwo udowodniono już blisko 550 lat temu, w czasach renesansu, lecz jej przemożna treść, która czyniła z papieża najwyższego duchowego i świeckiego władcę chrześcijaństwa, przeważyła zarzuty.

Jak podałem w Potomkach Dawida i Jezusa, monarchowie z linii Graala byli nazywani mesjaszami (namaszczonymi), ponieważ na początku istnienia Mezopotamii i Egiptu byli namaszczani tłuszczem Messeha (świętego smoka lub krokodyla). Dlatego między innymi nazywano ich smokami. Będąc symbolem mądrości, smok był upostaciowieniem Świętego Ducha, który unosił się według Biblii nad wodami czasu, zaś Graal był wieczną Krwią Królewską - Sangrealem. Na początku w starożytnej Mezopotamii nazywano go Gra-a/em8 - Świętą Krwią Królowych Smoka - i mówiło się o nim, że stanowi “nektar najwyższego dostojeństwa". Starożytni Grecy zwali go ambrozją.

Właśnie stąd pochodzi pojęcie wróżek lub wróżów (w języku angielskim “fairies") będące pochodną słów “fey" (nieziemski, nadprzyrodzony) i “fate" (los). W świecie celtyckim o pewnych rodzinach królewskich (w szczególności Pendragonów lub Head Dragons) mówiło się, że noszą w sobie krew wróżów (Fairy Blood), inaczej mówiąc krew nadprzyrodzoną, losu i przeznaczenia, lub że są z linii krwi Graala, zaś Elf Maidens (Elfowe Panny) Albi-gensów były wyznaczonymi strażniczkami Ziemi, światła gwiazd i lasów.

Lecz jak to się stało, że historycznie istniejące smoki, wróżki, wróżę i elfy zostały osłonięte mgiełką nadprzyrodzonej tajemnicy? Dlaczego ich historie zostały przemieszczone ze świata rzeczywistego w świat romansów i bajek dla dzieci? Jaki to wszystko ma związek z “Donacją Konstantyna"?

Aby odpowiedzieć na te pytania, musimy przekroczyć Portal Krainy Czarów i wstąpić do Królestwa Brzasku Jaśniejących, jako że ich jest Królestwo Władców Pierścienia.

Trzy pierścienie dla królów elfów pod otwartym niebem,
Siedem dla władców krasnali w ich kamiennych pałacach,
Dziewięć dla śmiertelników, ludzi śmierci podległych,
Jeden dla Władcy Ciemności na czarnym tronie
W Krainie Mordor, gdzie zaległy cienie,
Jeden, by wszystkimi rządzić, Jeden, by wszystkie odnaleźć,
Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać
W Krainie Mordor, gdzie zaległy cienie.
9

Tak brzmią słowa Gandalfa, czarodzieja, postaci z trylogii Tolkiena zatytułowanej Władca Pierścieni (The Lord of the Rings), jednej z najpopularniejszych opowieści wszechczasów. Rywalizacja o posiadanie Jednego Pierścienia rożni się w rzeczy samej od nie kończących się poszukiwań Świętego Graala. Chociaż oba te zmagania prowadzone są z innych punktów widzenia, zarówno jedno, jak i drugie dotyczy poszukiwania królewskości, jednak w różnych okresach dziejów zabierano się do tego niewłaściwie, bowiem ci, którzy ich poszukiwali, postrzegali Pierścień i Graala jako potężne bronie. Stąd (w odnoszących się do nich opowieściach) pojawiał się wymóg istnienia odpowiednich zabezpieczeń chroniących dostęp do Graala. Podobnie kluczową sprawą było utrzymanie Jednego Pierścienia z dala od złego Saurona z Mordom, który utracił ostatecznie swoją moc, gdy Pierścień został zniszczony w ogniu Góry Przeznaczenia.

Jest jednak zasadnicza różnica między tolkienowskim Jednym Pierścieniem, który jest opisany jako ciemny i tworzący podziały, a Złotym Pierścieniem romansu Graala, który jest pierścieniem miłości i oświecenia. Symbolem tego ostatniego był pierścień rycerzy zakutych w stal siedzących przy Okrągłym Stole - pierścień, który został przerwany (co doprowadziło kraj do chaosu i upadku), kiedy Artur porzucił Celtycki Kodeks na rzecz rzymskich racji (co późniejsza, schrystianizowana wersja tej historii, wyjaśnia zdradą Ginew-ry z Lancelotem).

Czasami mówi się, że wielki geniusz XIX wieku, kompozytor Ryszard Wagner, traktował historię-sagę o Pierścieniu jako jedną z wersji dotyczących poszukiwań Graala. Cokolwiek by o tym nie sądzić, to z pewnością twierdzenie odwrotne jest prawdziwe. Według niego popularne legendy o Świętym Graalu stanowiły stylizowane przetworzenie bardziej tradycyjnych poszukiwań Pierścienia.

Zarówno Ryszard Wagner jak i Alfred, lord Tennyson10 rozumieli (co znajduje swoje odzwierciedlenie w ich twórczości dotyczącej czasów arturiańskich), że poszukiwania Graala stanowią duchowy aspekt poszukiwań Pierścienia i że w gruncie rzeczy są one do siebie podobne, jeśli nie takie same. Zdawali sobie również sprawę, że zarówno Pierścień, jak i Graal mogą być przyczyną katastrofy, choć z różnych powodów. Mocy Pierścienia należało przeciwstawić się, bowiem w przeciwnym przypadku uzależniał on swojego właściciela, z kolei moc Graala powodowała odwet, zemstę, jeśli była błędnie użyta. W każdym przypadku płynący z tego morał jest taki sam i brzmi następująco: moc jest samoniszcząca, kiedy dochodzi się do niej poprzez zaprzedanie własnej duszy. Inaczej mówiąc Pierścień Ouroborosa może stanowić aureolę korony, ale równie dobrze może zamienić się w pętlę.

Fanatyczna obsesja Adolfa Hitlera na punkcie szukania relikwii zamku Graala jest doskonałym przykładem tego poronionego poglądu na potęgę. W trakcie tych poszukiwań Hitler zdobył starożytną lancę (o której mówiono, że była używana przez Karola Wielkiego), twierdząc, że była ona własnością Longinusa, który przekłuł nią bok Jezusa wiszącego na krzyżu. Była więc ona, jak twierdził, czczoną w tradycji Graala świętą Włócznią Przeznaczenia. Mając ją, Hitler uważał, że jego imperium będzie tak potężne, jak imperium Karola Wielkiego. Lecz legenda mówi również, że po wielu wspaniałych zwycięstwach został on (Karol Wielki) skazany na przegraną, w chwili gdy utracił swoją magiczną broń. Podobnie potoczyły się wypadki po 30 kwietnia 1945 roku, kiedy to dowodzona przez generała Pattona VII Armia Stanów Zjednoczonych przejęła lancę z Zamku Nuremberg - Adolf Hitler pogodził się wówczas z przegraną i (najwidoczniej) zastrzelił się.

Bez względu na to, czy pojęcie Pierścienia i Graala odnosiło się do faktów, czy fantazji, miało tę własność, że pobudzało nadzieję na przywrócenie społecznego porządku i naturalnego środowiska. Graalowskie relikwie (Miecz, Kielich, Ouroboros i Włócznia) byty tradycyjnie traktowano jako narzędzia książęcej służby, ale kiedy używano ich jako broni, zawsze obracały się przeciwko swojemu użytkownikowi i niszczyły go. Relikwie te są reprezentowane w czterech głównych arkanach taro-ta w postaci Mieczy, Pucharów, Pentagramów (Monet) i Różdżek, po czym przekształciły się w znane nam dzisiaj piki (łopatki), kiery (serca), kara (romby) i trefle (pałki).

Przez większą część obecnego tysiąclecia żadnej innej organizacji nie udało się równie błędnie i z większym skutkiem wykorzystać symbolu Kielicha Graala, niż Kościołowi. Będąc emblematem królewskiej krwi w łonie Królowej Smoka, Rosi-crucis (kielich wina sakramentu Graala) od najwcześniejszego okresu był prerogatywą Albi-gensów. Kościół od dawna błędnie interpretuje ten aspekt ceremonii uświęcenia, który w jego wydaniu stał się potężnym narzędziem-bronią eucharystii, prawdopodobnie po to, aby związać swoich wyznawców w jedno z kościelnym dogmatem. Wraz z upływem czasu ta szczególna moc wyraźnie jednak maleje, podobnie jak maleją kongregacje w poszukiwaniu większych prawd i bardziej rzeczowego oświecenia pochodzącego z uprawnionych do nauczania źródeł.

W szekspirowskim Śnie nocy letniej (Midsummer Night's Dream) królową wróżek jest Tytania, której imię jest symbolem przedolimpijskiej rasy tytanów. Konkretnie jest ona Księżycową Boginią Dianą. Natomiast występujący tam król, Oberon, ma pochodzenie historyczne i został zainspirowany postacią przodka kolegi Szekspira, Edwarda de Vere, XVII Hrabiego Oksfordu. Był on członkiem-założycielem szesnastowiecznego elżbietańskiego Syndykatu Dworu Poezji i Magii, wspólnie z Francisem Baconem, Johnem Dee, Edmundem Spenserem i innymi różokrzyżowcami z “podziemnego nurtu", z których inicjatywy i przy których pomocy powstało wiele dzieł Szekspira.

Edward de Vere był wówczas lordem kanclerzem Anglii, podobnie jak to miało miejsce w wielu generacjach jego przodków łącznie z Albreyem, dwunastowiecznym Księciem Anjou i Guisnes, którego tytularna nazwa brzmiała Albe-Righ, co znaczyło Król Elfów. Syndykat doskonale zdawał sobie sprawę, mimo lojalności wobec królowej Elżbiety I, że Tudorzy nie mieli żadnych praw do angielskiego tronu i zagarnęli go siłą od poprzedzającej ich dynastii Plantagenetów.

Pomijając to, sami Plantageneci byli młodszym odgałęzieniem Domu Anjou, którego starszą linią był Dom Vere. W roku 1861 znany królewski historyk, baron Thomas Babington Macaulay opisał dom Vere jako “najdłuższą i najznakomitszą linię szlachecką, jaką Anglia kiedykolwiek oglądała". Wywodzili się oni zarówno od Piktów, jak i Merowin-gów, pochodząc bezpośrednio od starożytnego Domu Graala Scytii. Była to prawdziwa linia rasy Elfów i właśnie dlatego Oberon (wariant imienia Aubrey / Albrey, historyczny król Elfów) stał się szekspirowskim królem Wróżek / Wróżów. Taka była wymowa całej różokrzyźańskiej symboliki, bez względu na to, gdzie ją przedstawiano, w opowiadaniach, dziełach artystów, znakach wodnych czy tarocie.

Nieco wcześniej, w roku 1408, przodek Edwarda de Vere, Richard (XI baron Oksfordu), został mianowany w zamku Windsor przez króla Henryka IV Kawalerem Orderu Podwiązki. W tym samym czasie nominację otrzymał król Węgier Sigismund (Zygmunt), który wskrzesił starożytny egipski Zakon Smoka, w którym Richard de Vere dzierżył dziedziczny tytuł Lorda Draconisa (Pana Smoków).

Dziecięce bajki, które wyłoniły się z “podziemnego nurtu", były historiami o utraconych narzeczonych i królach uzurpatorach wynikającymi z podporządkowania sobie przez Kościół Rzymskokatolicki królewskiej linii krwi Graala, a w późniejszych czasach także przez purytanów i protestantów. Katolicy mieli swojego dominikańskiego Wielkiego Inkwizytora, Tomasa de Torquemadę, a purytanie Mathew Hopkinsa, Generalnego Poszukiwacza Wiedźm. W obu przypadkach ulubionymi sposobami egzekucji było wieszanie, topienie lub palenie na stosie, zaś najczęściej stosowanym rozkazem było: “Zbić wszystkich - Bóg będzie wiedział swoje!"

Koncept opowieści o wróżkach był skierowany głównie na historie dotyczące tych właśnie oskarżeń, był to alegoryczny przekaz kłopotliwego położenia prawdziwie królewskiej rodziny - Władców Pierścienia Sangreala, których wróżki, wróżę i elfy (po wymanewrowaniu ze śmiertelnego planu ortodoksji i status quo) zostali skazani na egzystencję w zaświatach.

Były to opowieści o Księciach Graala zamienionych w żaby, o Księciach Łabędzia, którzy wędrowali po pustkowiach, i o Księżniczkach Smoka zamkniętych w wieżach lub uśpionych na setki lat. W wyniku oskarżeń panny Elfów były kłute szpilami, karmione zatrutymi jabłkami lub skazywane na służbę, podczas gdy ich obrońcy przepływali wielkie jeziora, przedzierali się przez gąszcze i wdrapywali na potężne wieże, aby zabezpieczyć i ochronić przekazywaną w linii żeńskiej spuściznę Albi-gensów. Chodzi tu o takie opowieści, jak Śpiąca Królewna, Kopciuszek, Królewna Śnieżka i Roszpunka.

We wszystkich przypadkach myśl przewodnia jest taka sama, zawsze chodzi o księżniczkę krwi trzymaną (przy pomocy narkotyzowania, uwięzienia lub innej formy ograniczenia wolności) poza zasięgiem księcia Graala, który musi odnaleźć ją i uwolnić w celu zachowania linii krwi. W większości tych opowieści “Kościół-Matka" jest przedstawiany w postaci wrogiej macochy, złej wiedźmy lub innych zazdrosnych kobiet starających się do tego nie dopuścić. Historie te zawsze przypominają Utraconą Narzeczoną Króla ze starotestamentowej Pieśni nad Pieśniami. Ich treść odzwierciedla również rozpaczliwą sytuację Marii Magdaleny, panny młodej Jezusa, której królewskie pochodzenie i spuścizna w linii żeńskiej zostały starannie zniszczone przez katolickich biskupów.

Interesującym aspektem wielu klasycznych bajek jest to, że są one bardzo stare. Jako przykład weźmy Kopciuszka. Gdyby zapytać o jej autora, wielu ludzi odpowiedziałoby, że są nim bracia Grimm, a inni, że Karol Perrault. Jednak to nie oni stworzyli te bajki, mimo iż tak się powszechnie uważa. Oni je tylko zebrali, zredagowali i zinterpretowali. Dzieje Kopciuszka sięgają aż do czasów Karolingów - pierwsza znana jej wersja pochodzi z roku 850. Perrault opublikował swoją dobrze dziś znaną wersję w roku 1697 we Francji, a Jakub i Wilhelm Grimm stworzyli jej niemiecką wersję w roku 1812.

Przez lata wielu ludzi wiązało tolkienowskiego czarownika Gandalfa z Merlinem, a Aragorna z królem Arturem. Jednak - jak to podkreśla sam Tolkien - Aragorn to bardziej Charlemagne (Karol Wielki).

Wyzwanie, przed którym stanął Karol Wielki, będąc oskarżonym przez Kościół o utworzenie imperium z różnych skłóconych królestw, nie różniło się zbytnio od tego, przed którym stanął Aragom, który połączył podzielone królestwa Środkowej Ziemi. Zaistniała tu jednak znaczna różnica w praktykach, ponieważ Aragom znacznie bardziej przypominał Artura za sprawą swojego doradcy czarownika niż Karola Wielkiego, który takiego doradcy nie miał, jako że Kościół nie wyraziłby zgody na doradcę spoza swojego grona.

Środowisko Aragorna miało więc bardziej celtycki charakter, z wrogiem w postaci złego Saurona. Z drugiej strony Karol Wielki był obrońcą Kościoła Rzymskokatolickiego, którego adwersarzami byli zwolennicy nielegalnie usuniętego rodu Merowingów, do którego Aragorn osobiście bardzo by pasował.

Kościołowi bardzo zależało, aby ustanowić wokół osoby Karola Wielkiego pewien rodzaj uprawnień związanych z Pierścieniem i wywołać w ten sposób wrażenie, że jest on związany z tradycją Smoka. W tym celu wymyślono odpowiednią historię mówiącą, że na jego dworze pojawił się wąż ze złotym pierścieniem w pysku, który był zaczarowany i zmuszał go do kochania tego, na czyim palcu się znajdował.

W tym momencie warto odnotować, że nowo proponowany trzyczęściowy serial na podstawie Władcy pierścienia Tolkiena znajduje się we wczesnym stadium realizacji. Po około osiemnastomiesięcznych negocjacjach z amerykańską wytwórnią filmową Newline Cinema dwustusześćdziesięcio-milionowy kontrakt powędrował do nowozelandzkiego producenta Petera Jacksona.

Niektóre części Nowej Zelandii świetnie pasują do obrazu Środkowej Ziemi i spodziewamy się, że pierwszy film kręcony na podstawie pierwszej części trylogii Tolkiena zostanie zakończony w ciągu kilku najbliższych lat. Po tym filmie zatytułowanym Fellowship ofthe Ring (polski tytuł tej części trylogii brzmi Wyprawa) zostaną nakręcone dwa następne The Two Towers (Dwie wieże) i The Retum ofthe King (Powrót króla).

W filmie ma wystąpić około 60 aktorów i wiele tysięcy statystów, krążą też pogłoski, że rolę Gandalfa ma zagrać Sean Connery. Biorąc pod uwagę, że Władca Pierścieni została okrzyknięta “najpopularniejszą książką stulecia" oraz obsadę złożoną z gwiazd dużego kalibru, oczekujemy jednego z pierwszych, mamucich kasowych przebojów nowego tysiąclecia,

Z uwagi na osobisty związek Ryszarda Wagnera z tradycją Pierścienia i jego słynny cykl oper dotyczących tego tematu, jest chyba słuszne, że jednym z bardzo obiecujących pretendentów do skomponowania muzyki do tych filmów jest jego potomek, Adrian Wagner, który prowadzi obecnie negocjacje w tej sprawie z wytwórnią filmową.

Wieść, że wagnerowska tradycja Graala upostaciowiona w kolejach losów Lohengrina11 i Parsifala12 wciąż cieszy się dużym zainteresowaniem, dotarła do mnie po ukazaniu się Krew z krwi Jezusa i bardzo podniosła mnie na duchu. To właśnie wtedy, równolegle z moją książką, Adrian Wagner wydał album Duch Święty i Święty Graal, a obecnie skomponował i wydał jako dzieło towarzyszące mojej ostatniej książce suitę muzyczną o tym samym tytule Genesis of the Grail Kings (Narodziny królów z rodu Graala).

Jedną z głównych różnic między tolkienowskim ludem elfów a milutkimi elfami z bajek dla dzieci jest to, że ci pierwsi są więksi i potężniejsi od zwykłych śmiertelników. Są oni również wyposażeni w znacznie większą mądrość, jeżdżą na czarodziejskich koniach i bardzo przypominają starożytne irlandzkie królewskie plemię Tuatha DeDanann. Pod tym względem Tolkien był dokładny w swojej ocenie oryginalnych Władców Pierścienia Albi-gensow, którzy w odległych czasach przed Chrystusem byli nazywani Panami Sidhe (wymawiać “szii").

Sidhe było transcendentalnym intelektem znanym Druidom pod nazwą Sieć Mądrości, zaś słowo “druid" (druidhe) było pochodzenia celtyckiego i znaczyło “witch" (czarownica), które było anglojęzyczną formą saksońskiego czasownika wicca13 oznaczającego “giąć" lub “wydzielać", jak to ma miejsce w przypadku “willow" (wierzby) i “wicker" (łozy).

Tuatha De Danann (Smoczy Władcy Anu) byli panami transcendentalnego Sidhe i byli traktowani jako “fates" (parki, władcy losu) lub “fairies" (wróżki, wróżę). Przed osiedleniem się w Irlandii (od około 800 roku p.n.e.) byli obok wczesnych królów Egiptu najszlachetniejszą rasą świata, Czarnomorskimi Książętami Scytii (obecnie Ukraina). Podobnie jak faraonowie z oryginalnych dynastii wywodzili swoje pochodzenie od wielkich Pendragonów Mezopotamii i to ich odroślami były królewska linia irlandzkich Bruithnighów i Pik-tów szkockiej Kaledonii. W Walii założyli królewski dom Gwyneddów, a w położonej na południowym zachodzie Anglii Komwalii, byli świętą szlachtą znaną pod nazwą Pict-sidhe, skąd wziął się termin “pixie" (skrzat).

Tak więc znaleźliśmy wiele opisowych słów tworzących jądro popularnych ludowych opowieści wywodzących się z jednego szczepu oryginalnej krwi królewskiej, znanego jako Sangreal, Albi-gens lub Władcy Pierścienia (Ring Lords). Stało się tak, ponieważ mamy w tej szlachetnej rasie “elves" (elfy), “fairies" (wróżki) i “pixies" (skrzaty), które wcale nie są małymi złudnymi stworzeniami, ale znaczącymi królami i królowymi z sukcesji Smoka.

Jednym z najważniejszych słów scytyjskich było uper, które znaczyło “ponad" lub “powyżej" i którego wciąż używamy we współczesnym jeżyku angielskim między innymi w takich określeniach jak “superintendent" (kierownik, inspektor) lub “supervisor" (kierownik, opiekun, promotor). W formie tytularnej scytyjski Uper był nadzorcą lub suwerenem, inaczej mówiąc Pendragonem. Później, w rejonach obecnych Węgier i Rumunii, słowo to uzyskało postać Oupire (Nadprzyrodzeni).

Do momentu popełnienia w średniowieczu przez Kościół Rzymskokatolicki fałszerstw nie było nic złowróżbnego lub nadprzyrodzonego w znaczeniu słowa Oupire. Zmieniło się to, kiedy nastały czasy polowań na czarownice, ponieważ kapłańscy / królewscy Oupire byli w oczach Rzymu odpowiednikami Czarowników-Druidów. Zostali zatem czarnoksiężnikami, zaś definicja słowa Sidhe (Sieć Mądrości) nabrała nowego znaczenia - “Sieć Niesamowitości".

Poza celtyckimi regionami Brytanii tradycyjni Oupire występowali jeszcze na Bałkanach, w rejonie Karpat - w czasach starożytnych zdominowali obszary od Transylwanii do Morza Czarnego. Byli więc spokrewnieni nie tylko z czarownicami, ale również z Cyganami. Biskupi Kościoła i inkwizytorzy podejrzewali, że byli oni niepodzielnymi władcami Elfanii - królestwa brzasku, czarodziejskiego złota, magicznych źródeł i przestrzegania tradycji zielonych kniei, które były znienawidzone przez Kościół. Mówiło się o nich, że byli błąkającymi się nocą ludźmi, którzy zadawali się ze złymi duchami. Na tym właśnie etapie powstało nowe słowo chrześcijańskiej Europy będące bezpośrednim wykoślawieniem Oupire, które brzmiało vampire (wampir).

W dodatku do wampirów w słowniku inkwizycyjnym pojawiła się wkrótce kolejna klasyfikacja, kiedy to Czarni Bracia Dominikanie i Szarzy Bracia Franciszkanie utworzyli swoje listy niepożądanych na tym świecie. Wykroczyli oni teraz znacznie poza domenę zwykłych heretyków i pogan i równolegle do sfabrykowanego mitu o wampirach wyczarowali kolejną postać - wilkołaka.

Nagle okazało się, że nie ma końca niesamowitym stworom, które zaludniały drogi i lasy w poszukiwaniu niewinnych, niczego nie spodziewających się ofiar. Artyzm (perfidia) tego rodzaju działania polegała na tym, że przerażeni ludzie oddawali się pod opiekę Kościoła jako jedynego, który może doprowadzić ich do zbawienia. Wampirów i wilkołaków nie dawało się zabić prostymi metodami. Nawet Bóg nie wchodził w rachubę, jako że jedynie Jezus Chrystus (zbawiciel ludzkości) mógł pokonać swoją mocą te diaboliczne potwory. Przedstawiano je pod postaciami diabłów, demonów i emisariuszy Szatana, którzy musieli być traktowani egzorcyzmami i zniszczeni przez zakonników i księży. W ten sposób Kościół otworzył nowy interes z kompletnie nowym asortymentem przerażających opowieści ludowych, których celem było przeciwstawienie się legendom o poszukiwaniu Graala i ezoterycznym arcydziełom sztuki “podziemnego nurtu".

Z jednej strony mieliśmy opowieści Albigensów o Łabędzich Książętach, Królowych Smoka i Pannach Elfowych stanowiących odzwierciedlenie tradycji zapomnianej linii krwi Utraconej Narzeczonej, w których rycerze i szlachetni kawalerowie zwalczali wszelkie przeciwności stojące na drodze wiodącej do zachowania uświęconego dziedzictwa Świętego Graala. W historiach tych występowali czarownicy ze szkoły Druidów i mądrzy pustelnicy, którzy wskazywali kierunek rycerzom w ich podróżach i misjach. Nigdy jednak nie zdarzyło się, aby ksiądz lub biskup ruszyli z pomocą damie będącej w potrzebie, jako że Kościół był w rzeczywistości ich przeciwnikiem.

Przypisy:

1. Laurence Gardner, Genesis of the Grad Kings The Pendragon Legacy of Adam And Eve (Potomkowie Dawida i Jezusa - rodowód królów Świętego Graala), przekład Grażyna Gasparska, Wydawnictwo Amber, Warszawa, 1999. - Przyp. red.

2. Dom Hanowerski, inaczej dynastia Hanowerska, to brytyjska dynastia królewska niemieckiego pochodzenia wywodząca się od Jerzego-Ludwika, elektora Hanoweru, który zasiadł na tronie brytyjskim w roku 1714 jako Jerzy I. Ostatnim władcą z tej dynastii była Królowa Wiktoria (1937-1901). Kolejna dynastia brytyjska to Saxe-Coburg-Gotha, która w roku 1917 zmieniła nazwę na House of Wmdsor. Nazwa dynastii pochodzi od nazwiska małżonka królowej Wiktom, księcia Alberta, również pochodzenia niemieckiego, wywodzącego się z niemieckiej dynastii Saxe-Coburg-Gotha (oryginalna nazwa niemiecka Sach-sen-Coburg-Gotha lub Sachsen-Coburg und Gotha). W wyniku antyniemieckich nastrojów w czasie I wojny światowe] Jerzy V ogłosił w roku 1917, ze wszyscy następcy królowe] Wiktom w linii męskiej, którzy są obywatelami brytyjskimi, przyjmą nazwisko “Windsor". Dzieci obecnej królowe] Elżbiety II w normalnych warunkach nosiłyby nazwisko Mountbatten (zangielszczone z “Battenberg"), jednak w roku 1952 ogłosiła ona, ze je] następcy będą nosili nazwisko “Windsor". Decyzja ta została zmodyfikowana w roku 19601 głosi, ze potomstwo wszystkich, z wyjątkiem noszących tytuły książąt, księżniczek oraz “ich królewskich wysokości", będzie nosiło nazwisko Mountbatten-Windsor, zaś dodatek Mountbatten to zangielszczona forma nazwiska Battenberg, hrabiowskiego rodu niemieckiego wymarłego około roku 1314, z siedzibą w zamku Kellerburg w pobliżu Battenberg w Hesji. Tytuł ten został przywrócony w roku 1851, kiedy Aleksander (1823-1888), młodszy syn Ludwika II, Wielki Książe Hesji, zawarł morganatycz-ny związek małżeński z polską hrabiną Julią Teresą von Hauke, która otrzymała tytuł hrabiny Battenberg W roku 1858 hrabina i jej dzieci zostali uhonorowani tytułami książąt i księżniczek Battenberg. W roku 1917 najstarszy syn z tego związku, Ludwik Aleksander (1854-1921), który dosłużył się stopnia admiralskiego w marynarce brytyjskie], uzyskał tytuł markiza Milford Haven Na żądanie króla Jerzego V, wszyscy członkowie te] rodziny mieszkający w Anglii zrzekli się w roku 1917 niemieckiego tytułu księcia Battenberg i przyjęli jego anglojęzyczną formę Mountbatten Milford Haven był ojcem księżne] Alicji (1885-1969), która wyszła za greckiego księcia Andrze]a (1882-1944), a ich jedyny syn, książę Filip (ur. 1921) przyjął nazwisko Mountbatten i otrzymał tytuł księcia Edynburga, kiedy to w roku 1947 poślubił księżniczkę Elżbietę (obecną królową Elżbietę II) i uzyskał obywatelstwo brytyjskie. - Przyp. tłum.

3. Laurence Gardner, Bloodime ofthe Holy Grali (Krew z krwi Jezusa - Święty Graal i tajemnica potomków Jezusa), przekład Paweł Korombel, Wydawnictwo Da Capo, Warszawa, 1998 - Przyp. red.

4 Ouroboros to staroegipski i grecki symbol przedstawiający węża z ogonem w pysku, węża bez przerwy pożerającego samego siebie l odradzającego się z siebie Jako symbol gnostyków i alchemików, ouroboros wyraża jedność duchową i fizyczną wszechrzeczy, która nigdy me zaniknie i będzie trwać w nieskończoność w formie ciągłej destrukcji i odradzania się. - Przyp. tłum

5. Elven to przymiotnik pochodny od słowa “elf" - Przyp. tłum.

6. “Wróżka" w języku angielskim to - w przeciwieństwie do naszych wyobrażeń związanych z tym terminem - zwykle małe stworzenie o ludzkiej postaci, które cechuje chytrość, skłonność do psot i posiadanie nadprzyrodzonych mocy. - Przyp. tłum.

7. Wieki Ciemności to wczesne średniowiecze w historii zachodnioeuropejskie) trwające w latach 476-800, kiedy me było cesarza na zachodzie, lub traktując ten okres bardziej ogólnie - okres między rokiem 500 i 1000, który charakteryzuje się częstymi konfliktami i zamkiem miast. Obecnie termin ten jest używany przez historyków rzadko ze względu na konotację, jaką zawiera ta nazwa. Tym niemniej używa się go czasami, zakładając, ze ta nazwa wynika me tyle z braku materiałów o tamtych czasach, co z faktu, ze był to okres intelektualnej ciemnoty i barbarzyństwa. - Przyp. tłum na podstawie Encyclopaedia Britannica

8. Obecnie anglojęzyczna pisownia tego słowa brzmi “Grali", podczas gdy w języku polskim, jak widać, jest zgodna z brzmieniem oryginalnym. - Przyp. thim.

9. J.R.R. Tolkien, Wladca pierścieni (The Lord ofthe Rings), przekład Maria Skibmewska, przekład wierszy Włodzimierz Lewik, Czytelnik, Warszawa, 1981.

10. Alfred Tennyson, Pierwszy Baron Tennyson znany jako Alfred, Lord Tennyson (1809-1892). Brytyjski poeta, którego twórczość odzwierciedla wiktoriańską romantykę i estetykę W roku 1850 za swoje poezje otrzymał nagrodę. W roku 1859 wydał Sielanki króla (Idylis of the King) stanowiące cykl 12 połączonych ze sobą poematów na kanwie legendy o królu Arturze, jego miłości

do Gmewry i ostatecznie upadku jego królestwa Poematy opisują głównie proces wkraczania zła do Camelotu z powodu cudzołożnej miłości między Ginewrą i Lancelotem - Przyp. tłum

11. Lohengrm to Rycerz Łabędzia, bohater niemieckiej wersji legendy, znane] dobrze od czasów średniowiecza w Europie Widać w niej wyraźne związki z północnoeuropejską legendą o siedmiu łabędziach, jednak je) faktyczne pochodzenie nie jest znane. Historia dotyczy tajemniczego rycerza, który przybywa łodzią ciągniętą przez łabędzie, aby pomoc szlachetnej pani w niebezpieczeństwie Poślubiają, ale me pozwala pytać o swoje pochodzenie. Po pewnym czasie zapomina ona o swoim przyrzeczeniu, a on opuszcza ją i nigdy me powraca - Przyp. tłum.

12. Percewal to bohater arturianskiego romansu charakteryzujący się wręcz dziecinną niewinnością, która chrom go przed pokusami świata i stawia na boku w stosunku do pozostałych Rycerzy Okrągłego Stołu W poemacie Perceval, or Le Conte du Graal (Percewal z Walii) Chretiena de Troyesa Percewal odwiedza zamek zranionego Króla Rybiarza, gdzie ogląda tajemnicze naczynie (Graala), ale ponieważ jest strofowany za zadawanie zbyt wielu pytań, zapomina zadać pytanie, które uzdrowiłoby króla. Historia duchowego rozwoju Parsifala od naiwnego rycerzyka do obrońcy Graala swoją ostateczną formę uzyskała w trzynastowieczne) opowiesci-poemacie epickim Wolframa von Eschenbacha Parzi-val, na podstawie którego Ryszard Wagner napisał swoją ostatnią operę Parsifal (1882). - Przyp tłum.

13. Wicca to pogańska religia tkwiąca korzeniami w przedchrześcijańskiej zachodniej Europie, która przezywa okres odrodzenia w XX wieku, głównie w USA i Wielkie) Brytanii

To, co zrobili biskupi na soborze w Trydencie w roku 1545 w północnych Włoszech, było formalnym wyklęciem proroctw Merlina, w następstwie którego z publicznie dostępnych materiałów usunięto wszelkie dotyczące go dane. W celu przechylenia wagi na rzecz Kościoła stworzono nawet nowy gatunek literacki, który znamy dziś pod nazwą romansu gotyckiego.

Przesłanką kryjącą się za tymi historiami nie było ocalenie ofiar, ale raczej zniszczenie wrogów ukartowanego “chrześcijaństwa" - za pomocą krucyfiksu i ton święconej wody będących podstawową bronią w ponurych zmaganiach ze złowrogimi “siłami zła".

Po pewnym czasie ruch chrześcijański wpadł na genialny pomysł ustanowienia własnego konkurenta Merlina, który nie był czarownikiem, ale kanonizowanym biskupem wczesnego Kościoła. Wybór, jakiego dokonano, był nadzwyczaj dziwny!

W roku 325 n.e. jednym z uczestników soboru nicejskiego zwołanego za czasów cesarza Konstantyna był biskup Myry, Mikołaj. Na soborze tym biskupi debatowali na temat natury Świętej Trójcy i tego, że Jezus nie był jedynie synem Boga, ale jego inkamacją. To nowe podejście nie podobało się sędziwemu biskupowi Aleksandrii, Ariuszowi, który postanowił wyrazić w tej kwestii swoje zdanie. Kiedy wstał, aby przemówić, biskup Myry, Mikołaj, z miejsca uderzył go w twarz.

To zdarzenie od razu skierowało dyskusję na właściwe tory, w efekcie czego krewki dyskutant został nagrodzony za swoją postawę, stając się wkrótce Świętym Mikołajem (Saint Nicholas). To tytularne imię zostało w części Europy zniekształcone i uzyskało brzmienie Sinterklaas lub Sintniklaus, zaś w krajach anglojęzycznych uzyskało w końcu swoją obecną postać “Santa Ciaus" (“Święty Mikołaj"). W ramach strategicznej propagandy jest on lansowany obecnie w postaci przynoszącego dzieciom prezenty “Father Christmasa"1 - jakże odległego w swojej naturze od swojego historycznego pierwowzoru, zapalczywego biskupa.

W ramach Kościoła Celtyckiego z okresu wczesnego średniowiecza (w czasach kiedy Merlin i Taliesin2 przedstawiali swoje widzenia królom) działali wpływowi adepci starych mądrości, opaci i tak zwani Clid lub Culdees3, tacy jak święty Dawid, święty Patryk i święty Kolumba4, których Kościół Rzymskokatolicki potępił jeszcze za ich życia za rzekome szarlataństwo i pogańskie obyczaje. Hierarchia kościelna przez długi czas traktowała ich jako nekromantów i czarowników i dopiero w ostatnim okresie zmieniła wobec nich zdanie. Chociaż proroctwa Merlina zostały ostatecznie potępione przez sobór trydencki, nauki Dawida, Patryka i Kolumby tak mocno zakorzeniły się wśród ludzi, że Kościół był zmuszony zastosować wobec nich trochę inną strategię.

Tysiąc lat po śmierci tych druidycznych mędrców Watykan wprowadził ich do panteonu ortodoksyjnych świętych, chcąc w ten sposób ukryć ich prawdziwy, celtycki charakter. Kilka lat temu Poczta Brytyjska i Kościół Anglikański połączyły swoje siły w promowaniu łagodnego św. Kolumby obok jego zgorzkniałego katolickiego konkurenta, św. Augustyna z Rzymu, który przybył do Anglii zaraz po śmierci św. Kolumby w roku 597 n.e. z papieskim poleceniem zniszczenia kierującego się jego naukami ruchu. Nie bacząc na prawdę historyczną, jubileuszowe znaczki pocztowe i odpowiednie materiały propagandowe z roku 1997 przedstawiają tych przeciwników jako niemal braci w walce o wspólną sprawę, co dowodzi, że w kościele do dzisiaj trwa proces kreowania mitów.

Pojęcie wilkołaków5, o których mówiono, że pokazują się w pełni księżyca, pochodzi prawdopodobne z okresu istnienia kasty druidów zwanych “Wood Lords" (“Panowie Lasu"), których nazywano “Wereami" lub “Wallanami". Ich zwierzęcym symbolem, totemem, był wilk, tak jak w przypadku innych plemion na przykład niedźwiedź lub koń. Totemy te były prekursorami znaków heraldycznych, przy pomocy których rozpoznawano poszczególne rody. Często zawierały one symbole zwierząt, roślin i innych rzeczy, które umieszczano na proporcach.

Jak wiadomo z historycznych źródeł Wallanowie osiągnęli wielkie wpływy i stali się założycielami wielkich królewskich dynastii irlandzkich, walijskich i angielskich. Wielki Cadwallan Walijski6 pochodził właśnie z tego rodu Druidów, jak również król Casswallan, nieustraszony syn Beli Mawra, największego ze wszystkich Panów Lasu z około 100 roku p.n.e.

Inne totemy były, oczywiście, wyobrażeniami różnych bogów i boginek i, co ważne podkreślenia, jeden z nich przetrwał przez stulecia od początków kultury Panów Lasu i wciąż utrzymuje swoją dominującą pozycję wśród brytyjskich symboli.

Pierwotni Wallanowie żyli w Mezopotamii około 3 800 lat temu, czyli około roku 1800 p.n.e. Nazywano ich wówczas Yulannu, co znaczyło, po prostu, Panowie Lasu. To właśnie z ich kultury wywodzi się tradycja Yule7, która przeszła tryumfalnie przez Europę i zawędrowała aż do Skandynawii.

Boginią Yulannu była Barat An-na (Wielka Matka Ogniowego Kamienia). Sumerowie nazywali ją Antu. Była żoną króla Anu i matką Enkiego. W późniejszych czasach była identyfikowana z Dianą z Efezu (Diana Dziewięciu Ogni). Kult Barat An-ny rozprzestrzenił się poprzez Syrię do Feni-cji, gdzie jej wyobrażenie zaczęto przedstawiać na monetach. W tej wersji siedziała na brzegu morza z zapaloną pochodnią i okrągłą tarczą z symbolem krzyża różo-krzyżowców u boku.

Wraz z druidami Wallanami na Wyspy Brytyjskie trafiła kultura Barat An-ny, gdzie z czasem jej imię zmieniło brzmienie na Bratanna. Jej kult był tu tak wielki, że stała się wielką boginią plemienną, która mimo stuleci chrześcijaństwa przetrwała do dzisiaj. Jej wizerunek na monetach niewiele się zmienił, z wyjątkiem tego, że zamiast pochodni jest teraz na nich latarnia morska, a zamiast krzyża różokrzyżowców Union Jack (flaga brytyjska, na której wyobrażone są trzy krzyże w kolorach białym, niebieskim i czerwonym). Mimo upływu wieków jest ona nadal Boginią Matką lądu. Panią Ogniowego Kamienia - Brytanią.

Wcześniej wymieniłem króla Casswallana, który panował w Brytanii w mniej więcej tych samych czasach co Herod Wielki w Juei. Będąc synem wielkiego Beli Mawra, był nie tylko Panem Lasu, ale również Panem Pierścienia Cassi, czyli Cassi-Wallanem lub Casswallanem.

Rody Cassi również pochodzą z Mezopotamii. Wcześniej były to rody karpackich książąt Sidhe, które osiadły wcześniej wraz z Yulannu w pomocnej części gór Zargos. Pochodzili z linii wróżów Tuatha De Danann i panowali w rejonie Mezopotamii od XVIII wieku p.n.e. i od około 1600 roku p.n.e. przez 500 lat rządzili Babilonią.

Ten szczególny szczep rozwinął się w jedną z najstarszych kultur Pierścienia i w starożytnej Irlandii stanowił święty ród “god-men" (“ludzi-bogów") zwanych tam Vere-Bolg. Najbardziej znane miejsce ich kultu wciąż istnieje i znane jest dziś pod nazwą Newgrange - pierwotnie była to święta królewska siedziba nazywana Rath. Te miejsca kultu (“magiczne pierścienie") nosiły nazwę Creachaire (świątynia-grobowiec) i mieściły się w Rathach, które były pokrytymi darnią kopcami-siedliskami zbudowanymi na szkielecie z pali. W późniejszych czasach nazywano je Tepesami - od których pochodzą amerykańscy Indianie tepee - i były one uważane za “Bramy do Krainy Zmarłych", świętego królestwa duchów przodków.

To właśnie od tej praktyki zasiedlania kopców powstała rodowa nazwa królów Cassi, jako że Cassi znaczy “miejsce lasu". Były to siedziby Strażników Bram, zwanych też Oupire lub Władcami Pierścienia Sidhe, których przechrzczono później, jak już wcześniej wspomniałem, na “wampirów".

Jedną z bardziej znanych w historii wróżek Graala była księżniczka Meluzyna, córka króla Piktów, Elinasa z Alby, potomka panującego w II wieku króla Kaledonii, Vere'a, Władcy Smoka. W roku 733 Meluzyna poślubiła (podtrzymując ciągłość linii rodowej) Rainfroi de Vere'a, księcia Anjou. Do ich potomków zaliczał się późniejszy hrabia Maelo, dowódca armii Karola Wielkiego. Z jego związku z siostrą Karola Wielkiego narodziła się hrabiowska linia Vere z Guisnes, której członkowie byli, jak już wspomniałem, zwani Królami Elfami i stali się Wielkimi Szambelanami Anglii oraz Hrabiami Oxfordu.

W tradycji arturiańskiej i magdaleńskiej Pań Jeziora (jak to zostało omówione w Krew z krwi Jezusa) Meluzyna była “fontanną nieziemskości", czarodziejką Underwood. Jej fontanna w Verrieres en Forez została nazwana Lusina (co znaczy “dostarczycielka światła"), od którego to imienia wywodzi się nazwa królewskiej dynastii Lusignan - dynastii królów Jerozolimy z okresu wypraw krzyżowych. Mówiono, że Źródło Meluzyny tryskało w głębi zarośli lasu Anjou, zaś ją samą przedstawiano często w postaci syreny, jak to w czarujący sposób ukazuje stary obraz w zamku Bran hrabiego Drakuli w Rumunii.

W XII wieku potomek Meluzyny, Robert de Vere, trzeci hrabia Oxfordu i prawowity pretendent do tytułu hrabiego Huntingdonu, został zarządcą lasów Fitzooth króla Ryszarda I. Jako Pan na Greenwood i tytularny Herne8 Dzikich Łowów był popularnym wśród ludzi przedstawicielem linii Sidhe - ostatecznie został banitą za zbrojne wystąpienie przeciwko królowi Janowi. To właśnie on, późniejszy Robin Fitzooth, stał się pierwowzorem bohatera popularnych legend o Robin Hoodzie.

Spośród wszystkich monarchów, jacy kiedykolwiek zasiadali na tronie Anglii, najbardziej zharmonizowana ze starożytną kulturą i tradycją lasu była królowa Elżbieta I z dynastii Tudorów. Nazywano ją nawet Królową Wróżką, a przed oficjalną koronacją lud ustanowił ją swoją Królową Zielonego Lasu. Był to starożytny rytuał Oświeconych - Rasy Elven Albi-gensów. Ceremonię odprawiono o świcie w głębi Puszczy Windsor i w celu uświetnienia tej nominacji przekazano jej zwyczajowo dziedzictwo Robin Hooda będące spuścizną domu Vere.

W tym czasie lordem szambelanem królowej był Edward de Vere Loxley, XVII hrabia Oxfordu. Do jego obowiązków należało wyniesienie podczas tej ceremonii Elżbiety na tron po uprzednim zdetronizowaniu Caille Doauine'a, tradycyjnego Króla Puszczy (od którego imienia wywodzi się nazwa szkockiego piktyjskiego królestwa Kaledonii) - potężnego Rogacza Siedmiu Szpikulców, na którego grzbiecie Lord Vere jechał na ceremonialną polanę.

W czasach studenckich Edward de Vere z Orfordu był przyjacielem różokrzyżańskiego alchemika i agenta tajnych służb Johna Dee oraz bliskim współpracownikiem męża stanu i filozofa Francisa Bacona (późniejszego wicehrabiego St Albans). Utworzyli oni (wraz z innymi) elżbietański Syndykat Dworu Poezji i Magii, który dostarczał ich koledze, dramato-pisarzowi Williamowi Szekspirowi, materiałów do jego sztuk.

Jak już wspomniałem przy okazji omawiania Meluzyny, fontanny, źródła i wody wiązano zazwyczaj z linią żeńską Władców Pierścienia. Wywodzi się to z czasów bogów Anunnaki, których rodu matką założycielką była (według tekstów starożytnej Mezopotamii) Tiamat, Morski Smok. W późniejszych czasach królowe te były przedstawiane zazwyczaj w postaci syren (ich anglojęzyczna nazwa to mermaids od łacińskiego merę maids, co po polsku znaczy “morskie panny") i często nazywano je Paniami Jeziora. Był to zwyczaj, który przypisano Marii Magdalenie, kiedy osiadła w Prowansji w roku 44 n.e.

Podczas gdy męscy potomkowie Marii Magdaleny i Jezusa stali się znanymi Królami Rybiarzami w Galii, linia żeńska zachowała swój status Smoczych Królowych w całkiem innej dynastii - jako matriarchalne królowe Avallonu w Burgundii. Dynastia ta znana była pod nazwą Domu delAcqs (Domu Wód) i to z niego pochodzi żyjąca w VI wieku wielka królowa Viviane znana z arturiańskich romansów jako Pani Jeziora. To pochodzenie było tak ważne dla Celtyckiego Kościoła, że kiedy w roku 844 król Kenneth MacAlpin zjednoczył Szkotów i Piktów, jego dokument koronacyjny w sposób szczególny podkreślał jego pochodzenie od królowych Avallonu.

Najbardziej istotnym, jeśli chodzi o króla Artura, było jego pochodzenie zarówno od męskiej, jak i żeńskiej linii Albigensów. Jego ojcem był król Aedan Dalriada, Pendragon Brytanii w roku 559 i potomek Władcy Lasów Beli Mawra. Jego matką była Ygerna del Acqs, córka królowej Viviane, której wnuk (z matki Viviane II, siostry Ygerny) był legendarnym Lancelotem del Acqs. Ygerna (w tradycji arturiańskiej czasami nazywa się ją Igraine) była Wysoką Królową Celtyckich Królestw, zaś jej siostra Morgaine (po jej pierwszym mężu Gwyr Llewie z Carlisle) była Wysoką Kapłanką Sióstr Avallonu.

Od wielu lat trwają spekulacje na temat historycznego Artura, lecz są to głównie zabiegi ludzi zaangażowanych w turystykę, którzy usiłują wykorzystać jego pochodzenie do zainteresowania turystów konkretnymi częściami Anglii i Walii. W rzeczywistości (w zgodzie z tradycyjnymi relacjami) był tylko jeden Wysoki Król Brytanii zwany Arturem. Zawsze był tylko jeden Artur, syn Pendragona. Ten sam, którego matką była Igraine'a z Avallonu, córka królowej Viviane, znanej jako Pani Jeziora. Był tylko jeden Artur, który miał syna Modreda i siostrę o imieniu Morgaine (lub Morgana, jak się ją nazywa w niektórych relacjach).

Dawne annały Szkocji i Irlandii oraz zapiski Kościoła Celtyckiego zgodnie identyfikują Artura mac Aedana z Dalriady. W roku 575 druid Merlin Emrys ogłosił go Królewskim Dowódcą i Wysokim Królem. Jego główną siedzibą było Carlisle na północy Anglii, skąd dowodził obroną granicy oddzielającej Szkocję od Anglii.

Wracając do Rathów (inaczej królewskich kopców-siedlisk) powinniśmy zastanowić się nad nazwą tych Bram do Świata Zmarłych - Tepes - jako że był to przydomek przypisywany jednej z najbardziej enigmatycznych postaci późnego średniowiecza - hrabiemu Drakuli. Traktując rzecz historycznie, nie biorąc pod uwagę chrześcijańskiego mitu propagandowego, w który spowito wampiryczną postać bohatera książki Brama Stokera, Drakula był księciem wołoskim o imieniu Wład III, którego często nazywa się również Władem Tepesem.

Ponieważ słowo tepes jest pokrewne “drewnianym palom", często uważa się, że opisowy przydomek Włada ma związek z jego surową metodą wykonywania egzekucji na więźniach, czyli z nadziewaniem ich na drewniany pal. Przeto imię Wlad Tepes tłumaczy się jako Wład Falownik. Jest to jednak wierutne kłamstwo. Przydomek Tepes nadano mu (podobnie jak wielu innym druidzkim dostojnikom przed nim), ponieważ w ramach starożytnej kultury Władców Pierścienia Sidhe został mianowany Creachai-re'em, Strażnikiem Wrót.

Piętnastowieczny książę rumuński Wład Tepes był założycielem stolicy tego kraju, Bukaresztu. Jego popularne imię, Drakula (Dracula), oznaczało “Syn Drakula", z kolei Drakul (Dracuł) znaczyło Smok i było formą, jaką bractwo Graala z Ordo Daconis (Imperialny Dwór Smoka) określało od roku 1431 jego ojca.

W ostatnim stuleciu, od czasu wydania w roku 1897 powieści Drakula, Wład stał się archetypem promowanej przez Kościół gotyckiej tradycji. Jednak rzeczywisty lęk hierarchii kościelnej przed nim nie dotyczył jego surowych metod traktowania wrogów, jak się często uważa, i tego, że był on pijącym krew wampirem z horroru Stokera9, ale jego głębokiej wiedzy alchemicznej i tego, że był on działającym Oupire - szacownym Suwerenem Rath, Strażnikiem Wrót w starożytnym rytuale Yulannu Władców Pierścienia.

Ci, którzy czytali Krew z krwi Jezusa l Potomków Dawida i Jezusa, znają terakotową mozaikę sprzed około 2000 latp.n.e. przedstawiającą sumeryjską boginię Lilith. Na tym wizerunku (tak jak i innych przedstawiających najwyższych rangą bogów Anunnaki) widzimy Lilith trzymającą Pręt i Pierścień Bosko Mierzonej Sprawiedliwości. Pręt był w rzeczywistości miarą i na niektórych obrazach jest on przedstawiany z oznakowaniem pozwalającym na wykonanie pomiaru w określonych jednostkach (tak jak współczesne nam linijki z podziałką). W czasach babilońskich była ona określana jako Rule (reguła, panowanie, liniał) i ten, kto ją dzierżył, był Rulerem (władcą lub miarą), skąd wywodzi się nasze określenie rządzących.

Jak wspomniałem na wstępie, pierścień był symbolem kompletności, jedności i wieczności. Reprezentował kontynuację Boskiej Sprawiedliwości, sprawiedliwości mierzonej przy pomocy pręta (lub miarki). Pierścień stanowił więc symbol władców wywodzących się z Anunnaki - tajemniczych Oupires odpowiedzialnych za ustanawianie rządów i władzy królewskiej - którzy byli potomkami cywilizacji powstałej około 4 000 lat p.n.e.

Biorąc to pod uwagę, warto odnotować, że kiedy zapytano Tolkiena o środowisko Środkowej Ziemi występujące w jego trylogii Władca Pierścieni, odrzekł on, że pochodzi ono z około 4000 roku p.n.e. “W kotle zawsze wrzało i wrze" - odrzekł. - “My tylko dodajemy nowe składniki do zupy". Jego ciesząca się dużą popularnością powieść, aczkolwiek fascynująca, wcale nie jest jakimś nowym pomysłem. Od najdawniejszych czasów uważano w Europie, że saksoński bóg Wotan (lub Odyn - odpowiednik sumeryjskiego Anu) rządzi światem za pomocą ośmiu pierścieni, będąc w posiadaniu jeszcze jednego, dziewiątego pierścienia (Pierścienia Jeden), który pozwalał mu władać pozostałymi.

W czasie średniowiecznych procesów kościelnych prowadzonych przeciwko heretykom, a także w późniejszym okresie, wszystko, co było związane z Graalem, padało łupem wściekłości biskupów i braci zakonnych. Nie spodziewające się niczego ofiary oskarżano o cały szereg podejrzanych praktyk. Zakazany był jakikolwiek związek z kulturą Pierścienia.

Kiedy oskarżono Joannę d'Arc, jednym z głównych zarzutów, jakie biskupi wysunęli przeciw niej, było używanie przez nią do leczenia magicznych pierścieni i czarów. W rezultacie spalono ją w roku 1431 na stosie. W roku 1920 Kościół ponownie rozpatrzył jej sprawę, w rezultacie czego ułaskawił ją i kanonizował!

Jak to szczegółowo omówiłem w Krew z krwi Jezusa, zakazy nie dotyczyły tylko pism Merlina, ale także całego szeregu innych prac, które rzekomo zaginęły w okresie wczesnego średniowiecza. Zakazami objęto również malarstwo i ustanowiono wiele nowych zasad. Jedna z nich mówiła, że Dziewica Maria może być przedstawiana jedynie w szatach niebieskich i białych, jak jest obecnie najczęściej malowana, bowiem inne kolory, zwłaszcza czerwień, mogłyby sugerować, że piastowała jakieś stanowisko w Kościele, który nie dopuszczał, aby kobiety pełniły w nim jakiekolwiek funkcje.

Mało kto wie, że kościelne zasady stosują się również do muzyki, w szczególności muzyki starożytnej, która wywodzi się z kultur innych niż rzymska, grecka lub lidyjska. To właśnie z powodu tych religijnych ograniczeń współczesne książki poświęcone muzyce podają, ze jej korzenie tkwią w kulturze Grecji lub różnych części Rzymskiego Imperium.

Podobnie jest z językiem angielskim, o którym mówi się błędnie, że pochodzi głównie z greki i łaciny. Aby wpoić nam ten pogląd, uczy się nas takich klasyków literatury, jak Homer i Wirgiliusz, zupełnie zapominając, że zarówno łacina, jak i greka rozwinęły się z innych, znacznie starszych języków. Pochodzenie większości języków europejskich, włącznie z angielskim, można prześledzić cofając się w czasie aż do okresu starożytnej Fenicji, Syrii, Egiptu, Indii i Mezopotamii. Wiele słów liczy sobie tysiące lat.

Podobnie jest z muzyką. Na podstawie odkryć dokonanych w kilku ostatnich dziesięcioleciach można stwierdzić, że muzyka odgrywała bez wątpienia dużą rolę w czasach babilońskich królestw, a nawet wcześniejszych. W pokładach datowanych na sześć tysięcy lat położonych na terenie starożytnego Sumeru znajdowano srebrne fujarki, dzwonki i bębny oraz pięknie zdobione harfy i liry. Wiadomo także, że już wtedy używano lutni.

Te precyzyjnie wykonane instrumenty pogrzebane u boku królów i królowych z rodu Smoka miały z całą pewnością charakter ceremonialny i wygląda na to, że używano ich w rytuałach starożytnego Gwiezdnego Ognia i Ogniowego Kamienia, co opisałem w Potomkach Dawida i Jezusa. Rytuał Ogniowego Kamienia (rytuał bogini Antu lub Barat An-ny) był głównie ceremonią o charakterze lewitacyjnym odprawianą z zastosowaniem monoatomowego, nadprzewodnikowego pierwiastka - Ogniowego Kamienia (białego proszku złota).

Muzyka nawet współcześnie jest używana do kreowania zjawiska lewitacji, zwłaszcza w Tybecie, gdzie wysoko w górach unoszono przy zastosowaniu antygrawitacyjnych częstotliwości dźwiękowych bardzo ciężkie bloki skalne. W rytuale tym bierze udział dziewiętnastu muzyków i dwustu mnichów ustawionych wzdłuż promieni w grupach po pięć osób i w odstępach co pięć stopni, z twarzami zwróconymi w kierunku górskiej jaskini. Muzycy używali trzynastu bębnów beczkowych różnych rozmiarów i wadze do 150 kilogramów zawieszonych na drewnianych ramach i skierowanych ku położonej między muzykami i jaskinią miskowatej niecce, w której ustawiano kamienny blok. Było tam jeszcze dodatkowo sześć długich trąb umieszczonych w odstępach między muzykami grającymi na bębnach. Na dany znak muzycy zaczynali grać na bębnach i trąbach, a mnisi śpiewać. Po czterech minutach kamienie zaczynały lewitować i wznosić się 400 metrów w górę, a następnie opuszczać na właściwe miejsce w górskiej świątyni.

Po intensywnych badaniach zawiłości tej starożytnej procedury Adam Wagner odtworzył ten muzyczny rytuał w utworze “Feniks i ogniowy kamień" na płycie Genesis of the Grail Kings - kompozytor strategicznie przerywa sekwencję Złotego Środka, po czym następuje czterominutowa cisza, w czasie której odtwarzane są tak niskie częstotliwości, że są one niesłyszalne. Chociaż nie docierają do naszej świadomości, rezonują bezpośrednio z szyszynką, która, jak wiadomo, jest odpowiedzialna za stany wyższej świadomości i percepcji.

Do albumu Genesis of the Grail Kings włączone zostały również aspekty muzycznych współbrzmień, których używania Watykan zakazał w średniowieczu, ponieważ Templariusze i Cystersi wykorzystywali je w swoich poświęconych Marii Magdalenie katedrach Notre Damę, które są znane z tego, że ich architektoniczna konstrukcja przeczy prawom grawitacji. Rycerze tego szczególnego odłamu Templariuszy (założonego w roku 1118 przez króla Jerozolimy Baldwina) zwani byli Książętami, Strażnikami Królewskiej Tajemnicy.

Jedna z tych muzycznych sekwencji jest bardzo sławna - jest to trójdźwięk ochrzczony przez Kościół “diabelskim interwałem" będący bezpośrednim wyciągiem z harmonicznych skal starożytnych mezopotamskich bóstw, które obejmują skalę Enkiego, skalę Eniiia, skalę Anu, skalę Marduka, skalę Kingu, skalę Inanna i inne.

Żaden z kompozytorów nie zrobił tyle dla zachowania tradycji Pierścienia, co prapradziadek Adriana Ryszard Wagner. Jego słynna szesnastogodzinna tetralogia Pierścień Nibelunga (Złoto Renu, Walkiria, Zygfryd i Zmierzch bogów) została w znacznej części oparta na folklorze burgundzkim, jednak jej główną osnową jest bardzo stara mitologia skandynawska nosząca nazwę Saga Volsunga.

Głównym bohaterem Pierścienia Nibelunga jest wojownik Zygfryd, który znajdując się pod wpływem czarów płynących z magicznego napoju zdradza ukochaną kobietę - przemienioną w śmiertelniczkę boginię Brunhildę, która aranżuje następnie jego śmierć. Brunhilda zdaje sobie w końcu sprawę ze swojego błędu i rzuca się na stos pogrzebowy, aby połączyć się w zaświatach ze swoim ukochanym. Panny Renu, prawowite Wodne Strażniczki Złota wydobywają z prochu stosu pogrzebowego magiczny pierścień, który Zygfryd dał Brunhildzie. Dzięki temu oraz dzięki poświęceniu Brunhildy zniesiona zostaje klątwa (rzucona na ten Pierścień przez Alberyka Nibelunga, Władcę Karłów Podziemi).

Pierścień został wykradziony Pannom Renu przez Nibelunga, który stracił go na korzyść ojca Brunhildy, boga nieba, Wotana. Potem zdobywa go Zygfryd zabijając smoka, lecz w chwili ostatecznego oczyszczania pierścienia przez Panny Renu, Wotan ginie razem ze swoim wymarzonym królestwem Walhallą. Kiedy Pierścień trafia w końcu w prawowite ręce, świat zostaje uratowany i następuje zamknięcie pełnego Cyklu.

Tradycja Pierścienia jest tu wyraźnie widoczna, podobnie jak w historii Tolkiena i legendach Graala - Pierścień niszczy ostatecznie tego, który wchodzi w jego posiadanie nie odczuwając właściwej z nim więzi. Ten złoty Pierścień, wykuty z zaczarowanego płaskiego kamienia złota Renu, dawał jego posiadaczowi władzę nad całym światem, lecz pod warunkiem wyrzeczenia się miłości i zaprzedania duszy budzącej grozę mocy Pierścienia.

Najpotężniejszym z Władców Pierścienia w kategoriach bezpośredniej linii mesjanistycznej króla Dawida i Jezusa był król Solomon, którego żydowski Talmud określa jako najpotężniejszego czarodzieja tamtych czasów. Jego wielka mądrość i rozważny królewski osąd były przypisywane posiadaniu przezeń czarodziejskiego pierścienia. To właśnie legenda o pierścieniu króla Solomona zainspirowała Tolkiena.

Podobnie jak Solomon tolkie-nowski Władca Pierścienia, Sau-ron, używał swojego Jednego Pierścienia do rządzenia wszystkimi demonami Ziemi. Solomon użył demonów do budowy świątyni w Jerozolimie, podczas gdy Sau-ron użył ich do budowy wieży w Mordorze. Podobne były również pierścienie (takie, jakie występują zazwyczaj w tej tradycji), jako że każdy z nich był zdolny zniszczyć swojego pana. Pierścień Solomona osiąga swój cel poprzez demona Asmodeusza, natomiast w przypadku Saurona zniszczenia dokonuje jego własny demon destrukcji.

W obu historiach są jeszcze inne podobieństwa. W obu przypadkach występują klejnoty wypromieniowujące światło, w przypadku Solomona jest to Schamir, a w przypadku króla elfów Thingola - Silmaril. Każdy z nich jest skarbem rodzinnym odpowiedniego rodu królewskiego.

Tego rodzaju żydowskie pisma skierowały wściekłość dominikanów kierujących hiszpańską inkwizycją (od około 1480 roku) głównie na Żydów, zwłaszcza tych, którzy zajmowali się studiowaniem kabały. To właśnie z tego powodu zaczęły się polowania na czarownice.

Wcześniej rzymska inkwizycja zajmowała się głównie heretykami - heterodoksyjnymi chrześcijanami należącym do różnych odłamów (arianami, nestorianami, nazareńczykami i innymi), którzy nie byli członkami Kościoła Rzymskokatolickiego i których kultura była w jakiś sposób związana z tradycjami magii i alchemii pozostającymi poza kontrolą Kościoła. I oto pojawili się Żydzi ze swoimi wersjami dawnych dziejów, zwłaszcza Żydzi z regionu Narbonne hiszpańskich Marchii, gdzie kiedyś domowi Dawida Karol Wielki udzielił przywileju niezależności na prawach księstwa.

To oznaczało, że sieć należy zarzucić znacznie szerzej, tak aby objąć nią również ludzi o zupełnie innej orientacji.

Sprawa przestała już dotyczyć pragnień Kościoła, aby oczyścić swoje chrześcijańskie szeregi. A co Żydami? Muzułmanami? I wreszcie poganami?

I tak oto począwszy od XV wieku inkwizycja przystąpiła do etnicznej czystki. Nikt poza czystej krwi zdeklarowanymi chrześcijanami nie był bezpieczny. Zaistniała konieczność stworzenia nowego rodzaju klasyfikacji zdolnej do wciągnięcia zdobyczy w nadzwyczaj rozciągliwą sieć. W owych czasach stanowisko wielkiego inkwizytora piastował brutalny Tomas de Torquemada, starszy spowiednik Ferdynanda II i królowej Hiszpanii Izabeli. Pod jego kierunkiem znaleziono rozwiązanie i wkrótce zakonnicy postawili swoje znaki na “najbardziej diabolicznych poganach, jacy kiedykolwiek konspirowali w celu obalenia Kościoła Rzymskokatolickiego".

W roku 1484 dwaj dominikanie, Heinrich Kramer i James Sprenger opublikowali księgę Młot na czarownice. To przesiąknięte złem, lecz napisane z wyobraźnią dzieło podawało szczegółowo, jak należy rozpoznawać nowe podstępne zagrożenie ze strony praktykujących sataniczną magię. Księga była tak przekonująca, że dwa lata później papież Innocenty VIII wydał bullę autoryzującą prześladowania tej bluźnierczej sekty. Do tego momentu kult znany jako Czary (jeśli w ogóle istniał) nie zagrażał nikomu. Ostał się on głównie w pozostałościach pogańskich zwyczajów oraz w obrządkach związanych z urodzajem i klasą wieśniaczą. W rzeczywistości była to jedynie pozostałość pierwotnych wierzeń w nadludzkie moce sił natury ogniskujących się głównie na Panie, psotnym arkadyjskim bożku pasterzy.

Pan był tradycyjnie przedstawiany z kozimi nogami, uszami i rogami, lecz twórczy dominikanie mieli inny pogląd na temat grającego na fujarce rogacza i zaczernili jego obraz tak, aby przypominał samego diabła. Ponieważ jednak inkwizytorzy byli mężczyznami, ustalono, że czary są formą deprawacji związaną z niestabilnością natury kobiecej.

Problem polegał na tym, że, tak naprawdę, nikt nie wiedział, jak rozpoznać czarownice, i w związku z tym wymyślono do tego celu szereg tragicznie śmiesznych prób i testów. W całej tej aferze bezwzględna sekta purytan stała się bliska politycznie rzymskiej strategii wprowadzając swoje własne polowania na czarownice w Anglii, a później w Ameryce. W czasie ponad 250 lat upoważnieni przedstawiciele poszukiwaczy czarownic zamordowali ponad milion niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci.

To właśnie przeciwko religijnemu fanatyzmowi i oskarżeniom zrodził się ruch, który zyskał miano renesansu - okres odrodzenia i wskrzeszenia wspomagany środowiskiem demokratycznego sposobu myślenia. W okresie tym, którego apogeum przypadło na początek XVI wieku, Leonardo da Vinci, Rafael i Michał Anioł rozwinęli harmonię sztuki klasycznej w jej najwyższej formie. Był to czas ponownej fascynacji pogańskimi naukami, które eksplodowały szerokim wachlarzem barw, przekraczając nowe horyzonty nauki, architektury i sztuki.

Właśnie wtedy, w latach 1614-1615, powstały w Niemczech dwa traktaty zatytułowane Manifesty Różokrzyżow-ców. Po nich pojawił się romans Chemiczny Ślub napisany przez luterańskiego pastora Johanna Valentina Andreae. Publikacje te były zapowiedzią odrodzenia hermetyzmu i nastania okresu Oświecenia, w którym ujawnione zostaną pewne uniwersalne tajemnice.

Biorąc pod uwagę pojawienie się w Brytanii Królewskiego Towarzystwa (Royal Society) naukowego i genialne opracowania Izaaka Newtona, Roberta Boyle'a, Roberta Hooka, Edmunda Halleya, Christophera Wrena i wielu innych, które pojawiły się kilkadziesiąt lat później, przepowiednie były w zasadzie prawidłowe, lecz w tamtych czasach były zawoalowane w postaci alegorii i zdawały się przekazywać jeszcze bardziej adekwatny przekaz.

Piśmiennictwo koncentrowało się na podróżach i naukach tajemniczej postaci imieniem Christian Rosenkreutz, brata Różanego Krzyża. Jego imię zostało tak dobrane, aby świadczyło o jego różokrzyżańskiej przynależności, i był on przedstawiany zazwyczaj w stroju templariuszy.

Akcja Chemicznego Ślubu rozgrywa się w magicznym zamku panny i pana młodego - miejscu wypełnionym wizerunkami lwów, w którym dworzanami są badacze nauk Platona. W scenerii godnej romansu Graala Dziewica Lamplighter aranżuje ważenie wszystkich obecnych na wadze, podczas gdy zegar odmierza ruchy nieba, zaś gościom przedstawiane jest Złote Runo. Cały czas grają instrumenty strunowe i trąby, zaś wszystko odbywa się w atmosferze rycerskości pod przewodnictwem rycerzy świętych zakonów.

Poniżej zamku znajduje się tajemniczy grób z dziwnymi inskrypcjami, a w porcie stoi dwanaście zacumowanych statków Złotego Kamienia, z których każdy ma flagę z innym znakiem Zodiaku. W zamku oprócz dziwnego przyjęcia grana jest przykuwająca uwagę fantazyjna sztuka opowiadająca o bezimiennej księżniczce, którą wyrzuconą na brzeg w drewnianej skrzyni znajduje książę. Księżniczka poślubia wkrótce księcia, dzięki czemu odradza się pozbawiony niegdyś praw prawowity królewski ród.

Jest to kolejna opowieść z rodzaju “zagubionej narzeczonej", któremu już się przyglądaliśmy. Kiedy połączy się znaczenia wynikające z Chemicznego Ślubu z dwoma wcześniejszymi traktatami, staje się jasne, że chodzi tu o ideę Graala, i Kościół z miejsca potępił odradzający się ruch różokrzyźowców.

Po przeanalizowaniu historycznych wróżek/wróżów (Fairies), skrzatów (Pixies) i elfów (Elves) możemy obecnie przyjrzeć się innym, tak zwanym “oświeconym": krasnoludkom (Sprites), chochlikom (Goblins) i gnomom (Gnomes).10

Definicja “sprite" oznacza ni mniej, ni więcej tylko “spirit person" (“osoba duchowa") - jedna z tych, które należą do transcendentalnego królestwa Sidhe. Oryginalni sprite'owie to starożytni scytyjscy wojownicy-duchy, którzy malowali swoje ciała szaroniebieską farbą, aby wyglądać na polu walki jak zwłoki.

Występująca w szekspirowskim Śnie nocy letniej postać o imieniu Puck jest opisywana jako “sprite", zaś w tradycy-jonej angielskiej legendzie leśnej Puck jest określany jako Robin Goodfellow, o którym mówiono, że jest “gob-linem". Jego ojcem był Hern the Hunter (Hern Łowca). Jak z tego wynika, Oberon i Hern to jedna i ta sama osoba. Imię Oberon (to, jak już mówiliśmy, wariant imienia króla Elfów, Albreya) jest pochodną scytyjskiego Oupire (znaczącego “ponad") i Roń (znaczącego “panować"). Tak więc Oberon oznacza “Ponad Panujący", czyli dokładnie to samo co High King (Wysoki Król) lub Pendragon.

Słowo “goblin" (chochlik) wywodzi się bezpośrednio ze starogermańskiego kobelin określającego robotników kopalnianych lub tych, którzy pracują pod ziemią. W kontekście kultury Pierścienia gobliny były w zasadzie pomocnikami Strażników Bram Rath - mieszkańcami kopców Tepes będących bramami do świata zmarłych przodków - i byli takimi samymi ludźmi, jak Strażnicy.

O gnomach, podobnie jak i o goblinach, mówiło się, że są strażnikami podziemnych skarbów i z tego względu słowo to jest dziś wiązane z bankami, jak w przypadku tak zwanych “Gnomów Zurichu". Rdzeń tego słowa odpowiada w greckiemu gno- , które występuje w takich słowach jak “gnosis" i “gnoble" (czyli “noble" - “szlachetny"). To oznacza, że gnomy pochodziły ze szlachetnej (szlacheckiej) rasy. Określano ich także mianem “Mądrzy". Ich zajęciem była rzeczywiście ochrona - byli strażnikami gnosis (wiedzy) i Świętej Linii Krwi Albi-gensów. To właśnie z racji szlachetnego (inaczej gnomicznego) wyróżnienia rasa wró-żów (Fairies) była w stosunku do nas szlachtą - w szczególności kasta druidów Pict-sidhe (Pixies - skrzatów), którzy byli ostatecznymi strażnikami praw i kultury. Ich żeńskie partnerki nosiły nazwę Behn-sidhe (Banshee), co w staroiriandzkim znaczy po prostu “mądra kobieta".

Jeśli ktoś staje w życiu przed trudnym do pokonania problemem, może ulec wywołanemu przezeń stresowi i presji bądź go rozumowo pomniejszyć. Nie oznacza to oczywiście, że problem zniknie, będzie jednak wydawać się znacznie mniej dokuczliwy i możliwy do kontrolowania. Tak właśnie postąpił Kościół z problemem sukcesji Smoka - Władcami Pierścienia Albigensów. Uświęconą Linią Krwi Świętego Graala. Redefiniując oryginalne znaczenia Fairies (wróżek / wróżów), Elves (elfów), Pixies (skrzatów), Gnomes (gnomów), Goblins (chochlików), Sprites (krasnoludków) i innych postaci zmniejszył rozmiary problemu poprzez miniaturyzację ich rzeczywistego znaczenia. W procesie tym transcendentalną rasę Sidhe sportretowano jako malutkie postacie i przesunięto ją do królestwa mitów. Potem wprowadzono w życie fałszywą Donację Konstantyna, w myśl której jedynie Kościół mógł decydować, kto jest królem, a kto nie!

Kiedy ta strategia przestała dawać zadowalające wyniki, jak to miało miejsce w okresie renesansu (kiedy to nastąpił okres względnej odwilży, rozwoju myśli racjonalistycznej i oświecenia), wdrożono drugą część planu. Tym razem działania Kościoła były bardziej ukierunkowane i zostały zwrócone na kluczowych członków mesjanistycznego rodu - stojących najwyżej w sukcesji Smoka Albigensów, dynastycznych królów i królowych Sangreala i ich starszych Ouipre'ów. Ludzie ci byli postaciami historycznymi i wszyscy o tym wiedzieli, w związku z czym nie dało się ich wtłoczyć w ramy nadprzyrodzonego królestwa fantazji. Ponieważ byli z linii krwi Smoka, można ich było jednak przedstawić jako szczep niesamowitych półludzi, niemożliwych do zaakceptowania dla chrześcijan. W najlepszym przypadku przekształcano ich w syreny, a w najgorszym w wampiry - w każdym z tych wariantów byli złymi, zmiennokształtnymi emisariuszami szatana!

Dziś, w czasach znacznie większego racjonalizmu, doprawdy trudno pojąć, że można było poważnie traktować te bzdury. Jednak ten mit jest nadal aktualny i do pewnego stopnia spełnia swoją dyskryminacyjną rolę. Działa nawet w stosunku do tych, których misją jest obnażanie tego rodzaju propagandowych dogmatów, którzy w wyniku tej chytrze obmyślanej strategii sami stają się jej ofiarą. Jeszcze dziś nie brak ludzi, często znanych i podobno inteligentnych, którzy wszystko wiedząc najlepiej utrzymują, że Brytyjska Rodzina Królewska i ja razem z nią to w rzeczywistości pochodzące z innej planety szkaradne gady!

Jednym z najbardziej szokujących faktów dotyczących scytyjskich Władców Pierścienia jest to, że ich zachowane szczątki, pochodzące sprzed tysięcy lat (odkryte daleko na północ na Syberii), ukazują ich ciała pokryte tatuażem wyobrażającym lemury z ogonami pokrytymi pierścieniami".

Jak nas uczono, lemury pochodzą (prawie wyłącznie) z Madagaskaru oraz Komorów leżących na wschód od Mozambiku. I oto mamy je tam, gdzie, jak się nas uczy, nigdy ich nie było - w północnej Europie i w rejonie Morza Czarnego!

Od dawna wiadomo, że istniał kiedyś znany z lemurów kontynent zamieszkany przez potężny królewski szczep. Stąd Jego nazwa “Lemuria". Wielu entuzjastów poszukuje go pod powierzchnią Atlantyku, Pacyfiku i Oceanu Indyjskiego niczym zaginionej Atlantydy. Być może taki zaginiony ląd istnieje, niemniej niezaprzeczalnym faktem jest, że największa część Lemurii (bez względu na to, jak się rzeczywiście nazywała) nigdy nie zaginęła. Był to wielki kontynent, który istnieje do dziś i rozciąga się od wschodniej Europy na obszar byłego Związku Radzieckiego.

To właśnie tam 40000 lat temu znajdowała się kraina wielkich Władców Pierścienia - ojczyzna Oupire'ów Pict-Sidhe. Był to kraj potężnych wojowników Smoka, dopóki nie wyemigrowali oni i me wywalczyli sobie drogi na południe z powodu stale ochładzającego się klimatu podczas ostatniej epoki lodowcowej. Nie ulega wątpliwości, że klimat był tam kiedyś bardzo ciepły, czego dowodzi dotarcie tam z południa lemurów drogą lądową, zanim Madagaskar i Komory oderwały się od Afryki.

Jak wyglądali ci najwcześniejsi królowie-bogowie? Są oni obecnie dobrze znani dzięki zachowanym szczątkom, które udało się odnaleźć podczas prac wykopaliskowych prowadzonych w Transylwanii i Tybecie. Mieli jasnobrą-zowe włosy, jasne oczy i ubierali się w zwierzęce skóry. Mężczyźni mierzyli około 2 metrów wzrostu, a kobiety ponad 1,8 metra. Ci przodkowie celtyckich i galijskich Wysokich Króli byli bez wątpienia jednymi z budzących największy respekt wojownikami wszechczasów.

Co ciekawe, bogowie Anunnaki byli w tym samym stopniu częścią kultury Sidhe, co tradycji mezopotamskiej. Nie bez przyczyny było to, ze siedziba Anu znajdowała się setki mil na pomoc od Sumeru, nad Morzem Kaspijskim, jak również to, że starożytny ośrodek Scytopolis (Sidhe-opolis), który Syryjczycy nazywali Beth-Shean (Dom Mocy), znajdował się 800 mil (1290 km) dalej, w Galilei. Obecnie przypuszcza się, że cywilizacja Ubaid z południowej Mezopotamii, która wprowadziła 5 000 lat p.n.e. strukturę miejską, była w rzeczywistości cywilizacją Uper-ad, czyli stworzoną przez scytyjskich władców, Uperów lub inaczej Oupire'ów.

Uważa się również, że kolejna cywilizacja tego regionu, sumeryjska, była w rzeczywistości cywilizacją Sidhe-mu-rian. Ma to istotne znaczenie, jako że wczesnych Władców Pierścienia Scytii (ród królewski Tuatha De Danann) w rzeczywistości nazywano Sumatrę. Z kolei Sumatrę w języku staroirlandzkim (dokąd zawędrowało wiele kast) znaczy ni mniej, ni więcej tylko “smok".

Dlaczego zatem nie uczymy się o tych ludziach na lekcjach historii? Odpowiedź jest prosta. Dlatego że byli oni w rzeczywistości Elfami i Wróżami, naszą spuścizną. Ich historia została już na samym początku rzymskich zakazów i podporządkowania poddana represjom. Zmniejszenie ich rangi spowodowało zmniejszenie znaczenia ich dziejów.

Nie ulega wątpliwości, że wszystko, czego nas uczono na temat naszej kulturowej tożsamości jako wywodzącej się z Grecji i Imperium Rzymskiego, jest nieprawdą. Ta wersja historii narodziła się stosunkowo niedawno.

Prawdziwa królewska spuścizna zachodniej kultury, na której gruncie powstały wszystkie tak zwane mity i legendy, na stałe umiejscowione w kolektywnej pamięci rasy - bez względu na to, co Kościół i akademicy uczeni będą twierdzić, aby nami sterować - pochodzi wyłącznie z jednego miejsca i czasu, który z powodzeniem można nazwać Średnią Ziemią bądź w jakikolwiek inny sposób. Pochodzi z odległego Królestwa Władców Pierścienia.

Przypisy:

1 W dosłownym tłumaczeniu “Bożonarodzeniowy Ojciec" Mimo nie tak dawnych starań zmierzających do przechrzczenia go na Dziadka Mrożą nadal pozostał Świętym Mikołajem - Przyp. tłum

2 Jeden ze znanych poetów walijskich z VI wieku n e Spisana 700 lat później Księga Tabesma, najstarsza istniejąca kopia jego dzieł, zawiera liczne wiersze i pewne opracowania o charakterze religijnym wywodzące się z celtyckiej tradycji Na brzegu jeziora Geinonydd w hrabstwie Caer-narvonshire w Wału do dziś stoi jego pomnik. - Przyp. tłum.

3 Na początku VII wieku Piktowie i Szkoci zaakceptowali rzymską interpretację problemów dotyczących religii, zaś kościół szkocki pozostał celtycki aż do XI wieku i pozostawał pod silnymi wpływami swojego własnego kleru, którego członkowie nosili nazwę Clid lub Culdees. - Przyp tłum.

4. Także Kolumban (521-597), irlandzki zakonnik, misjonarz; pochodził z królewskiego rodu 0'Neill. W roku 563 założył klasztor na wyspie łona w Hebrydach Wewnętrznych, którego został później opatem i skąd prowadził chrystianizację plemion Piktów w obecnej zachodniej i północnej Szkocji - Przyp. tłum.

5 Po angielsku werewolf, gdzie “were" oznacza “człowieka", zaś “wolf" - “wilka"; inaczej mówiąc, “werewolf to “człowiek-wilk". - Przyp. tłum.

6. Cadwallon, można również spotkać pisownię Caedwalla lub Cadwalder, brytyjski król na Gwynedd (obecnie kraina w pomocnej Wału). - Przyp. tłum.

7. Yule Log to polano spalane w kominku w Wigilię Bożego Narodzenia, zaś samo Yule odnosi się ogólnie do świąt Bożego Narodzenia - Przyp. tłum.

8 Heme oznacza leśnego ducha, półboga lub herosa. - Przyp. tłum

9. Brytyjski pisarz Abraham Stoker, znany pod imieniem Bram, (1847-1912), jest autorem wydanego w roku 1897 gotyckiego horroru zatytułowanego Dracula (Drakula). - Przyp. tłum.

10. Ze względu na znacznie mniejszy, a przynajmniej mniej znany zakres nazewnictwa polskiego dotyczącego tych mityczno-bajkowych postaci, będę posługiwał się anglojęzyczną wersją, podając w nawiasie polskie znaczenia, które często są niestety zbyt uproszczone. Wszystkie wymienione w tym akapicie w nawiasach nazwy są w liczbie mnogie), dlatego dla zainteresowanych, którzy me znają języka angielskiego, podaję, ze ich formy w liczbie pojedynczej przedstawiają się następująco: Fairy, Pixie, Elf, Spnte, Goblin i Gnomę. - Przyp. tłum.

11. Lemury mają długie ogony porośnięte futrem w prążki, jak gdyby w pierścienie. - Przyp. tłum

Wykład wygłoszony 28 lipca 1995 roku w Portland w stanie Oregon. Niniejszy tekst pochodzi z australijskiego dwumiesięcznika Nexus, vol. 3, nr 5, (sierpień-wrzesień 1996). Tytuł oryginalny “White Powder Gold: a Miracle of Modern Alchemy".

Nazywam się David Hudson. Jestem od trzech pokoleń mieszkańcem Phoenix1 wywodzącym się ze starej osiadłej w jego okolicach rodziny. Jesteśmy rodziną o bardzo konserwatywnych poglądach i nigdy nie przyszło mi do słowy, że kiedykolwiek będę robił, to co teraz robię. W latach 1975-1976 bardzo rozczarowałem się amerykańskim systemem bankowości. Byłem właścicielem mającej 70000 akrów (28 350 hektarów) powierzchni farmy położonej w dolinie Yuma w pobliżu Phoenix. Byłem facetem dużego formatu. Do uprawy tej ziemi zatrudniałem około 40 robotników. Miałem w banku otwartą linię kredytową do wysokości 4 milionów dolarów. Jeździłem Mercedesem i miałem dom o powierzchni 15 000 stóp kwadratowych (l 394 metry kwadratowe). Byłem Kimś przez duże “K".

W roku 1975 zająłem się analizą naturalnych produktów pochodzących z terenów, na których położona była moja farma. Musicie państwo wiedzieć, że w Arizonie mamy problem ze zbyt dużą zawartością sodu w glebie. Gleba ta, przypominająca kolorem czekoladowe lody, wygląda z wierzchu jak chrzęszczący pod nogami czarnoziem. Nie wchłania wody i sód nie jest z niej wypłukiwany. Nazywamy ją tu czarną ziemią alkaliczną.

Radziliśmy sobie z tym problemem w ten sposób, że w arizońskich kopalniach miedzi kupowaliśmy dziewięćdziesięciotrzyprocentowy kwas siarkowy. Dla ciekawości podaję, że stężenie kwasu w akumulatorach samochodowych wynosi od 40 do 60 procent. Stężenie używanego przez nas kwasu wynosiło 93 procent, czyli było bardzo wysokie. Przywoziliśmy ten kwas na farmę cysternami i zakwaszaliśmy nim ziemię w ilości 30 ton na jeden akr. Następnie rozkładaliśmy na gruncie sześciocalowe (15 cm) paski, które zagłębiał)' się weń na głębokość od 3 do 4 cali (7,5-10,0 cm). Po nawodnieniu - w Arizonie nic nie wyrośnie bez nawodnienia - grunt ulegał w wyniku działania kwasu spienieniu - musował. Prowadziło to do przekształcenia czarnych gruntów alkalicznych w grunty alkaliczne białe, rozpuszczalne w wodzie. W ten sposób można było w ciągu półtora lub dwóch lat doprowadzić ziemię do stanu umożliwiającego uprawę.

W czasie przekształcania tego gruntu w ziemię uprawną ważne było utrzymanie wysokiej zawartości wapnia w postaci węglanu wapnia. Węglan wapnia buforuje działanie kwasu siarkowego. Jeśli nie ma wystarczającej ilości węglanu wapnia kwasowość gleby spada, pH obniża się do 4-4,5, co powoduje związanie wszystkich śladowych mikroelementów i jeśli uprawia się na przykład bawełnę, to wyrasta ona do pewnej wysokości, a następnie przestaje rosnąć. W czasie aplikowania tych środków do ziemi bardzo ważne jest pamiętanie o wszystkich elementach, które się w niej znajdują - ile jest w niej żelaza, wapnia etc.

W czasie badania składu gruntu natknęliśmy się na pewien materiał, którego nikt nie potrafił zidentyfikować. Zaczęliśmy badać jego pochodzenie i stwierdziliśmy, że bierze się on z pewnych tworów geologicznych. Doszliśmy do wniosku, że, czymkolwiek on jest, najlepiej będzie badać go w miejscu, gdzie jest go najwięcej.

Zabraliśmy go do laboratorium chemicznego, rozpuściliśmy i otrzymaliśmy krwistoczerwony roztwór. Kiedy jednak doprowadziliśmy go do strącenia za pomocą sproszkowanego cynku, otrzymaliśmy czarny osad, którego należało się spodziewać w przypadku pierwiastka szlachetnego, który po chemicznym wyizolowaniu go z kwasu nie podlega powtórnemu w nim rozpuszczeniu.

Wyizolowawszy tę substancję z czarnej ziemi alkalicznej, wysuszyliśmy ją. Użyliśmy do tego celu dużego porcelanowego lejka Buchnera wysłanego papierowym filtrem. Substancja osiadła na filtrze tworząc warstwę grubości około 1/4 cala (0,635 cm). Nie miałem wtedy do dyspozycji pieca suszarniczego, więc skorzystałem z ciepła dostarczanego przez arizońskie słońce, które podgrzało ją do temperatury około 115 stopni, dzięki czemu przy wilgotności powietrza wynoszącej 5 procent wyschła bardzo szybko.

Po wyschnięciu substancja ta nagle wybuchła. Eksplozja ta nie przypominała żadnej z tych, jakie widziałem w swoim życiu, a miałem już do czynieni z różnymi materiałami wybuchowymi. Nie było ani eksplozji ani implozji. Wyglądało to tak jakby ktoś jednocześnie odpalił około 50000 żarówek błyskowych - puff!... i po wszystkim. Cala substancja zniknęła, podobnie jak i filtr, zaś lejek pękł.

Wziąłem więc nowiutki ołówek, który jeszcze nie był temperowany, postawiłem go pionowo obok lejka i zacząłem suszyć kolejną próbkę tej substancji. Kiedy ponownie nastąpił wybuch, okazało się, że ołówek został spalony w około 30 procentach, ale nie przewrócił się. Cała próbka znowu zniknęła. Nie była to więc ani eksplozja, ani implozja. Było to coś w rodzaju potężnego błysku światła. Wyglądało tak, jakby ktoś postawił ten ołówek obok kominka i po 20 minutach stwierdził, że z jednej strony on dymi i jednocześnie pali się z obu stron. Tak właśnie wyglądał on tuż po błysku. Najbardziej zastanawiało mnie to nieoczekiwane zachowanie tej substancji. Odkryliśmy, ze jeśli wysuszy się ją bez dostępu światła słonecznego, nie wybucha, a jeśli na słońcu - wybucha,

Następnie wzięliśmy trochę tej substancji, wysuszonej bez dostępu światła słonecznego, i poddaliśmy procesowi redukcji w tyglu. Reakcję tę przeprowadziliśmy w porcelanowym tyglu w kształcie filiżanki, do którego włożyliśmy nasz proszek zmieszany z ołowiem i innymi topnikami i podgrzewaliśmy, dopóki ołów nie uległ stopieniu. Dzięki temu zabiegowi metale cięższe od ołowiu pozostają w nim, a lżejsze wypływają na wierzch. Na tej zasadzie opiera się znana od setek lat metoda ogniowego oznaczania metali szlachetnych. W jej wyniku złoto i srebro pozostają w ołowiu, zaś wszystkie pozostałe lekkie pierwiastki wypływają z niego. Jest to wypróbowana metoda analizy metali.

Nasza substancja przemieściła się na dno roztopionego ołowiu, jakby była złotem lub srebrem. Zdawała się mieć większą od niego gęstość. Następnie zlaliśmy szlakę, która nie mogła zawierać żadnych pierwiastków szlachetnych, po czym odlaliśmy ołów. Okazało się wówczas, że nasza substancja uformowała na dnie roztopionego ołowiu wyraźnie oddzielającą się od niego zwartą grudkę. Kiedy następnie umieści się ołów w kupelce z popiołem kostnym, ołów wsiąka w popiół, pozostawiając na wierzchu grudkę złota i srebra. Wykonaliśmy identyczną operację i również uzyskaliśmy grudkę, która powinna była składać się z mieszaniny złota i srebra.

Przekazaliśmy ją do zbadania wszelkim możliwym prywatnym laboratoriom chemicznym i wszędzie uzyskaliśmy jednobrzmiącą odpowiedź: “To jest wyłącznie złoto ze srebrem". Wszystko w porządku, tylko że kiedy umieściło się próbkę tej substancji na stole i uderzyło w nią młotkiem, rozpryskiwała się, jakby była ze szkła, a przecież jak dotąd nie są znane żadne stopy złota i srebra, które nie byłyby kowalne. Złoto i srebro rozpuszczają się w sobie i tworzą trwałe stopy. Oba metale są miękkie i ich stop również. Jeśli to, co otrzymaliśmy, było mieszaniną złota i srebra, to powinno być miękkie i kowalne. Stop złota i srebra można rozwałkować, zrobić z niego naleśnik. Nasza próbka natomiast rozpryskiwała się jak szkło. Powiedziałem więc:

— Dzieje się tu coś, czego nie rozumiemy. Coś bardzo niezwykłego. Cóż więc zrobiliśmy. Ano oddzieliliśmy chemicznie złoto i srebro i jako pozostałość otrzymaliśmy sporą ilość jakiejś czarnej substancji. Kiedy dałem ją do analizy laboratoryjnej, powiedziano mi, że to mieszanina żelaza, krzemionki i aluminium.

— To niemożliwe — stwierdziłem — to nie może być żelazo, krzemionka i aluminium. Po pierwsze, kiedy już zostanie wysuszona, nie da się jej rozpuścić w żadnym kwasie lub zasadzie. Nie rozpuszcza się w dymiącym kwasie siarkowym, siarkowo-azotowym czy solno-azotowym. Kwasy te rozpuszczają nawet złoto, ale nie potrafią rozpuścić naszej czarnej substancji.

Uważałem, że zachowuje się ona bardzo dziwnie i że musi istnieć wytłumaczenie tego zachowania. Jednak nikt nie potrafił mi jego podać.

Udałem się przeto na Uniwersytet Cornella i powiedziałem:

— Panowie, mamy zamiar wydać trochę forsy na rozwiązanie tej zagadki. Wynająłem w końcu pewnego doktora z tej uczelni, który uważał się za specjalistę od pierwiastków szlachetnych, bowiem sądziłem, że mamy tu do czynienia z którymś z nich.

Powiedziałem mu krótko:

— Chcę się dowiedzieć co to takiego.

Zapłaciłem mu i wróciłem da Arizony, on zaś przyjrzał się naszym dotychczasowym ustaleniom i stwierdził:

— Mamy w Cornell urządzenie zdolne do wykrywania stężeń rzędu jednej miliardowej. Proszę mi dać próbkę tego materiału do zbadania w Cornell, a powiem panu, z czego się ona składa, pod warunkiem że nie jest to chlor, brom lub któryś z lżejszych pierwiastków, bowiem w takim przypadku nie jestem w stanie wykonać odpowiedniej analizy. Jeśli jednak jest to pierwiastek cięższy od żelaza, to znajdziemy go.

Niestety, kiedy przyjechałem po wyniki, oświadcz)'! mi, że to wyłącznie żelazo, krzemionka i aluminium. Zapytałem go wówczas:

— Doktorze, czy zna pan jakieś laboratorium chemiczne, które moglibyśmy wynająć?

— Tak — odrzekł doktor.

— Zatem chodźmy tam.

Pracowaliśmy w laboratorium przez resztę dnia i udało nam się oddzielić całą krzemionkę, całe żelazo i aluminium. To, co pozostało, stanowiło 98 procent całej próbki - i to miało być to nic.

Oświadczyłem wówczas:

— Niech pan spojrzy, mogę to wziąć do ręki, mogę to zważyć, mogę przeprowadzić reakcje chemiczne. To jest coś. Wiem, że to jest coś. To nie jest nic. A on na to:

— Widma absorpcyjne i emisyjne nie zgadzają się z tym, co zostało zaprogramowane w naszych przyrządach.

Odpowiedziałem mu, że to jest jednak coś i że zamierzam dowiedzieć się, co to takiego.

— Panie Hudson — odrzekł doktor — gdyby przydzieliłby pan nam stypendium w wysokości 350 000 dolarów, moglibyśmy zlecić naszym dyplomantom dokładne zbadanie tej próbki.

Zapłaciłem temu facetowi 22000 dolarów, ponieważ twierdził, że potrafi zbadać wszystko, ale jak się okazało, nie potrafił. Nawet nie zaproponował zwrotu choćby części tej sumy, w związku z czym powiedziałem mu:

— Proszę pana, nie wiem, ile pan tu płaci ludziom. Jeśli o mnie chodzi, płacę robotnikom na farmie minimalne pobory i za 350000 dolarów mogę uzyskać znacznie więcej niż pan. Dlatego wracam do siebie i postaram się wykonać to zadanie sam.

Wróciłem do Phoenix całkowicie rozczarowany nauką uniwersytecką. Nie wywarły na mnie wrażenia doktoraty tamtych ludzi. Byłem zdegustowany ludźmi, którym płaciłem pieniądze. Odkryłem, że to potężny system, który generuje dyplomantów produkujących dużą ilość zapisanego papieru, z którego nic nie wynika. Mimo to rząd płaci im za każdy papierek, jaki zapiszą, dzięki czemu dostają pieniądze proporcjonalnie do ilości zapisanego papieru. Wszyscy twierdzą to samo, że otrzymują nagrodę za to, co napisali, i zabierają się do zapisywania kolejnego papieru. Kiedy się człowiek dowiaduje, co się teraz robi na uniwersytetach, doznaje głębokiego rozczarowania.

Prowadząc poszukiwania na własną rękę, dowiedziałem się, że w okolicy Phoenix mieszka człowiek, który jest specjalistą od spektroskopii i przez wiele lat pracował w zachodnioniemieckim Instytucie Spektroskopii. Przez jakiś czas pracował jako główny specjalista do spraw spektroskopii w spółce Lab Test w Los Angeles, która zajmuje się budową sprzętu spektroskopowego. Był tym, który projektował, a następnie sprawdzał w działaniu te urządzenia. Powiedziałem sobie: “Oto właściwy człowiek. Jest nie tylko technikiem, ale wie również jak działają te urządzenia".

Udałem się do niego z rosyjską książką, którą podarował mi człowiek od analizy płomieniowej. Nosiła ona tytuł Chemiczna analiza pierwiastków z grupy platynowców i była napisana przez Ginzburga i jego współpracowników. Wydana została przez Akademię Nauk ZSRR. Pisało w niej, że w celu wykrycia tych pierwiastków należy poddać je wyżarzaniu przez 300 sekund.

Biorąc pod uwagę, że niektórzy z państwa nigdy nie mieli do czynienia z spektroskopią, pragnę wyjaśnić, że proces ten polega na tym, że bierze się węglową elektrodę z wgłębieniem na jednym końcu, do którego wkłada się badany materiał, po czym zbliża się do niej drugą elektrodę i inicjuje łuk elektryczny. W powstałej w ten sposób wysokiej temperaturze w ciągu 15 sekund wypala się węgiel i elektroda znika wraz z próbką. Tak więc wszystkie laboratoria w naszym kraju wykonują piętnastosekundowe wyżarzanie i podają jego wynik jako miarodajny. Zdaniem uczonych z Akademii Nauk ZSRR temperatura wrzenia wody ma się tak do temperatury wrzenia żelaza, jak ta ostatnia do temperatury wrzenia tych pierwiastków.

Jak wszystkim wiadomo, silnik samochodowy nagrzewając się nie przekroczy temperatury wrzenia wody dopóty, dopóki w chłodnicy znajduje się woda. Jeśli ktoś podgrzewał wodę w garnku na płytce, wie doskonale, że garnek nie osiąga temperatury większej od temperatury wrzącej w nim wody. Ale kiedy woda wygotuję się, jego temperatura zaczyna bardzo szybko rosnąć.

Analogicznie jest z tą próbką. Dopóki jest w niej żelazo, dopóty nie przekroczy ona temperatury wrzenia żelaza. Dopiero kiedy ono wyparuje, można podnosić temperaturę dalej. Dosyć trudno jest pojąć, że coś topiącego się i wrzącego w tak wysokiej temperaturze, jak ma to miejsce w przypadku żelaza, może spełniać w stosunku do innych pierwiastków rolę wody, ale tak właśnie jest. Aby zrealizować nasz cel, musieliśmy zbudować komorę wyżarzania, w której elektroda w osłonie argonowej zapobiegającej jej kontaktowi z tlenem lub powietrzem pozwoliłaby na wyżarzanie próbki nie przez 15 sekund, ale przez 300 sekund, który to czas był zdaniem Akademii Nauk ZSRR konieczny do oznaczenia składników naszej próbki.

Byliśmy dobrze przygotowani - mieliśmy wskaźniki pK, określiliśmy standardy, zmodyfikowaliśmy urządzenie, wykonaliśmy wszystkie analizy niezbędne do uzyskania wyniku i oznaczyliśmy wszystkie linie spektralne na mierzącym trzy i pół metra instrumencie. Te wymiary pokazują, jak duży musiał być nasz pryzmat, który służy do tworzenia linii spektralnych. Dla porównania podam, że większość uniwersytetów posługuje się przyrządami wielkości 1,5 metra. Nasz miał 3,5 metra. Była to ogromna maszyna, która zajmowała prawie cały garaż. Miała około 30 stóp (9 m) długości i prawie 9 stóp (2,7 m) wysokości.

Przejdźmy jednak do konkretów. Kiedy rozpoczęliśmy doświadczenie, w ciągu pierwszych 15 sekund uzyskaliśmy potwierdzenie istnienia żelaza, krzemionki i aluminium, śladowych ilości wapnia, sodu i tytanu. Potem, pod koniec pierwszych 15 sekund, odczyty urwały się. Nic nie pojawiło po kolejnych 20, 25, 30 i 40 sekundach. Minęło 45, 50, 55, 60, 65 sekund i wciąż nic się nie pokazywało. Patrząc na elektrodę przez kolorowe szkło, widać było jednak, że wciąż znajduje się na niej mała kuleczka jakiejś białej substancji, lecz mimo to nie pojawiały się żadne odczyty.

Po 70 sekundach, dokładnie jak to opisywał podręcznik Akademii Nauk ZSRR, ukazał się odczyt palladu a potem platyny. Po platynie wystąpił rod, po rodzie ruten, potem iryd, a na końcu osm.

Nie wiem, czy w przypadku innych ludzi jest tak samo, jak było w moim przypadku, ale jeśli mam być szczery, nie miałem pojęcia co to za pierwiastki. Wiedziałem, że w grupie platynowców w okresowym układzie pierwiastków znajduje się sześć pierwiastków - nie tylko platyna. Nie odkryto ich jednocześnie, lecz były stopniowo dodawane. Są to odrębne pierwiastki, tak jak odrębne są żelazo, kobalt i nikiel. Ruten, rod i pallad to tak zwane lekkie platynowce, zaś osm, iryd i platyna to ciężkie platynowce.

Dowiedzieliśmy się, że cena rodu wynosi około 3 000 dolarów za uncję2, złota - 400 dolarów, irydu - 800 dolarów, a rutenu - 150 dolarów.

“No, no!" - pomyśleliśmy - “to chyba bardzo ważne pierwiastki?"

I rzeczywiście to ważne pierwiastki a ich największe znane złoża znajdują się w Południowej Afryce. Aby się do nich dostać i móc eksploatować złoże o grubości 18 cali (45 cm), trzeba wryć się w ziemię na pół mili (800 m). Kiedy już wydobędzie się urobek na powierzchnię, okazuje się, że w jedna jego tona zawiera zaledwie jedną trzecią uncji tych cennych pierwiastków.

Wielokrotnie sprawdziliśmy wszystkie analizy, które wykonaliśmy w okresie dwóch i pół roku. Sprawdziliśmy przebieg każdej linii spektralnej, wszystkie potencjały interferencyjne - sprawdziliśmy wszystko bardzo dokładnie.

Kiedy zakończyliśmy analizę jakościową, mój człowiek zajął się analizą ilościową

1 w końcu oświadczył:

— Wiesz Dave, w jednej tonie masz 6 do 8 uncji palladu, 12 do 13 uncji platyny, 150 uncji osmu, 250 uncji rutenu, 600 uncji irydu i 800 uncji rodu, inaczej mówiąc masz około

2 000 uncji tych pierwiastków w jednej tonie surowego materiału, podczas gdy w znanych obecnie najbogatszych złożach zawartość tych pierwiastków w jednej tonie rudy nie przekracza 1/3 uncji.

Jak można zauważyć, stymulatorem naszej pracy nie było to, że znajdziemy tam te pierwiastki. Były one tam jednak i to w bardzo znacznych ilościach. I mówiły do nas:

“Słuchaj, głupcze, spójrz na to uważnie, próbujemy ci coś pokazać". Gdyby okazało się, że są one tam w niewielkich ilościach, prawdopodobnie bym na tym poprzestał zadowolony, że udało mi się w końcu ustalić, co to jest. Ale było ich zbyt dużo i zadałem sobie kolejne pytanie: “Boże, jak to możliwe, aby były one tam w takich ilościach i nikt o tym nie wiedział?"

Proszę nie zapominać, że nie chodzi tu o jedną analizę, ale całą ich serię wykonaną w ciągu dwóch i pół roku codziennej mozolnej pracy. Co więcej, człowiek, który wykonywał dla mnie te badania, po zapoznaniu się z ich wynikami, odesłał mnie z kwitkiem, ponieważ nie mógł w nie uwierzyć. Pracował nad tym jeszcze przez dwa miesiące, po czym zadzwonił do mnie i stwierdził krótko:

— Miałeś rację, Dave.

Aż takim był sceptykiem. Nie był w stanie sam mnie przeprosić. To niemiecki badacz z niemiecką dumą. Poprosił więc swoją żonę, aby zadzwoniła do mnie i przeprosiła mnie w jego imieniu.

Był pod tak silnym wrażeniem, że wyjechał do Niemiec, do Instytutu Spektroskopii. Opisano go później w specjalistycznych magazynach naukowych poświęconych spektroskopii jako tego, który udowodnił występowanie wspomnianych pierwiastków w naturalnych tworach geologicznych południowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych. Nie są to magazyny powszechnie dostępne, niemniej udało mi się do nich dotrzeć i przeczytać o nim.

W Instytucie nie miano pojęcia, skąd dokładnie pochodził materiał poddawany analizie, jaka była jego koncentracja - nic nie wiedzieli. Przeprowadzili tylko analizę małej ilości proszku. Najbardziej szalone w tym wszystkim było to, że usunęliśmy z proszku jedynie krzemionkę i przesłaliśmy im to, co pozostało. Wyniki były wręcz nieprawdopodobne.

Kiedy już poznaliśmy końcowe wyniki, stwierdziliśmy, że cały problem sprowadzał się to odpowiedniej ilość pieniędzy, gdyż one, jak zapewne państwo wiedzą, rozwiązują wszystko.

Tak więc po wyżarzaniu próbki przez 69 sekund przerwałem proces. Pozwoliłem aparaturze ostygnąć, wyjąłem kieszonkowy nóż i wydłubałem z wierzchołka elektrody maleńką kulkę, która po wyłączeniu łuku elektrycznego zapadła się w jej głąb. Następnie wysłałem ją do analizy do Laboratorium Harwella w Londynie, gdzie wykonano analizę na zawartość metali szlachetnych. W swoim sprawozdaniu napisali: “Nie wykryto pierwiastków szlachetnych". A przecież przerwałem proces na sekundę przed rozpoczęciem uwalniania się palladu. Zastosowali pobudzanie neutronowe, a mimo to nie wykryli obecności pierwiastków szlachetnych. To nie miało żadnego sensu. Musiało istnieć na to jakieś wytłumaczenie. Albo pierwiastek został przemieniony w inny, albo istniał w jakiejś formie, której nie znaliśmy. Postanowiłem zebrać więcej danych na ten temat.

Udałem się do laboratorium drą Johna Sickafoose'a, człowieka biegłego w wydzielaniu i oczyszczaniu pierwiastków z materiałów o nieznanym składzie. Jest absolwentem Uniwersytetu Stanowego w Iowa i doktorem w dziedzinie wydzielania metali. To on zajmował się problemem ścieków w firmach Motorola i Sperry położonych w Arizonie. W swojej karierze zawodowej miał do czynienia ze wszystkimi pierwiastkami znajdującymi się w układzie okresowym z wyjątkiem czterech. Miał do czynienia ze wszystkimi pierwiastkami ziem rzadkich, a także wszystkimi stworzonymi przez człowieka. Wyizolował wszystkie pierwiastki z układu okresowego z wyjątkiem czterech. Tak się złożyło, że to ja zwróciłem się do niego z prośbą wyizolowania sześciu pierwiastków, wśród których były owe cztery, z którymi nie miał do tej pory do czynienia. W odpowiedzi na tę propozycję powiedział:

— Panie Hudson, słyszałem o tym już wcześniej. Odkąd sięgam pamięcią, a musi pan wiedzieć, że tak jak i pan jestem rodowitym Arizończykiem, dochodziły mnie słuchy o tych szlachetnych pierwiastkach. Jestem pod silnym wrażenie sposobu, w jaki pan się do tego zabrał, a także systematycznością pańskiego działania. Nie mogę obecnie umawiać się z panem na zapłatę za moją ewentualną pracę, ponieważ jeśli to zrobię, będę zmuszony do napisania pisemnego sprawozdania. A wszystko, co mam do sprzedania, to moja reputacja, moja wiarygodność. Jestem w Arizonie przysięgłym ekspertem w dziedzinie sposobów wydzielania metali. Mogę się zgodzić pracować dla pana bez żadnej zapłaty, dopóki nie odkryję, w którym miejscu popełnia pan błąd. Kędy już to odkryję, dam panu sprawozdanie na piśmie i wówczas zapłaci mi pan po 60 dolarów za każdą przepracowaną na pańską rzecz godzinę.

Obliczyłem, że suma ewentualnego wynagrodzenia wynosiłaby od 12 000 do 15 000 dolarów. Pomyślałem sobie, że jeśli to ma zdjąć ze mnie przekleństwo niepowodzeń, jeśli uzyskam ostateczną odpowiedź, to gra jest warta świeczki. Tak wtedy uważałem i powiedziałem mu, że zgadzam się na jego propozycję.

Po trzech latach oświadczył mi:

— Mogę z całą stanowczością stwierdzić, że to nie jest jakiś inny pierwiastek. Jesteśmy w końcu ludźmi wykształconymi, nauczono nas jak chemicznie oddzielać od siebie pierwiastki, a następnie poddawać je ścisłemu określaniu.

Jako przykład podam rod. A to dlatego, że w roztworze chlorkowym ma on charakterystyczny żurawinowy kolor, bardzo zbliżony do koloru soku z czerwonych winogron. Żaden inny pierwiastek nie daje takiego koloru w roztworze chlorkowym. Kiedy już rod zostanie wydzielony z pozostałych pierwiastków, daje właśnie ten kolor w roztworze chlorkowym. Ostatnią czynnością, jaką wykonuje się przed wydzieleniem pierwiastka, jest neutralizacja kwaśnego roztworu, w czasie której następuje jego wytrącenie z roztworu w postaci czerwonobrązowego dwutlenku, który jest podgrzewany potem przez godzinę do temperatury 800 stopni w kontrolowanej atmosferze, co powoduje powstanie bezwodnego dwutlenku, z którego po poddaniu go redukcji wodorowej w kontrolowanej atmosferze wydziela się czysty pierwiastek, zaś nadmiar wodoru zostaje wypalony.

Tak więc przeprowadziliśmy neutralizację kwaśnego roztworu i wytrąciliśmy zeń czerwonobrązowy dwutlenek, czyli w takim kolorze, jakiego należało się spodziewać. Odfiltrowaliśmy go, podgrzewaliśmy przez godzinę w atmosferze tlenowej w piecu tunelowym, po czym poddaliśmy redukcji wodorowej, aż otrzymaliśmy szarobiały proszek, czyli w takim kolorze, jaki powinien mieć czysty rod. Następnie w celu jego wyżarzenia pogrzaliśmy go do temperatury 1400 stopni w atmosferze argonu i wówczas zmienił on kolor na śnieżnobiały, co nie powinno mieć miejsca. Widząc to John powiedział:

— Dave, mam zamiar podgrzać to aż do momentu uzyskania bezwodnego tlenku, a następnie oziębić, oddzielić jedną trzecią próbki i włożyć ją do szczelne zakorkowanej i opieczętowanej fiolki. Pozostałe dwie trzecie próbki włożę z powrotem do pieca tunelowego i będę podgrzewał w atmosferze tlenowej, następnie jeszcze raz oziębię ją, oczyszczę gazem szlachetnym i pogrzeję w atmosferze wodoru w celu zredukowania tlenków. Wodór wejdzie w związek z tlenem tworząc wodę i oczyści w ten sposób metal. Potem oziębię go aż do otrzymania białoszarego proszku, którego połowę włożę do następnej szczelnie zakorkowanej i opieczętowanej fiolki. Pozostałą część proszku ponownie włożę do pieca, utlenię, zredukuję wodorem i wyżarzę do momentu otrzymania śnieżnobiałego proszku, który włożę do kolejnej, zakorkowanej i opieczętowanej fiolki. Wszystkie trzy fiolki prześlę do Pacific Spectrochem w Los Angeles, która jest jedną z najlepszych firm w USA zajmujących się spektroskopią.

Wkrótce nadeszła analiza pierwszej próbki: czerwonobrązowy dwutlenek okazał się tlenkiem żelaza. W następnej fiolce wykryto wyłącznie krzemionkę i aluminium - ani śladu żelaza. To oznaczało, że działanie wodorem na tlenek żelaza przekształciło go w krzemionkę i aluminium. W trzeciej fiolce wykryto wapń i krzemionkę - a gdzie podziało się aluminium?

John westchnął i rzekł:

— Dave, moje życie było takie proste, zanim cię poznałem. Przecież to wszystko nie ma najmniejszego sensu. To, nad czym pracujesz, spowoduje rewizję podręczników fizyki i konieczność napisania od nowa podręczników chemii oraz wyciągnięcia zupełnie nowych wniosków.

Następnie dał mi rachunek, który opiewał na sumę 130 000 dolarów. Zapłaciłem mu, zaś on rzekł:

— Dave, wyizolowałem pierwiastki i sprawdziłem je chemicznie na 50 różnych sposobów. W tonie materiału wyjściowego masz od 4 do 6 uncji palladu, od 12 do 14 uncji platyny, 150 uncji osmu, 250 uncji rutenu, 600 uncji irydu i 800 uncji rodu.

Były to prawie identyczne ilości z tymi, które podał mi specjalista od spektroskopii, i były tak duże, że John oświadczył:

— Dave, muszę się udać tam, skąd to wziąłeś, i osobiście pobrać próbki. Pojechał więc ze mną, schodził na piechotę prawie całą moją posiadłość, pobrał osobiście próbki, wsadził je do swojej torby, zawiózł do laboratorium, sproszkował i zaczął badać. Ponieważ próbki pochodziły z różnych miejsc, stanowiły ogólny przegląd geologiczny terenu. Otrzymane wyniki były identyczne.

Badanie tej sprawy trwało od roku 1983 do 1989. W tym czasie zajmował się nią jeden doktor i trzech magistrów chemii oraz dwóch techników - wszyscy w pełnym wymiarze godzin. Wykorzystując jako punkt wyjścia metody podane przez Akademię Nauk ZSRR oraz Biuro Normalizacyjne Stanów Zjednoczonych3 nauczyliśmy się ilościowego i jakościowego wyodrębniania i oznaczania pierwiastków z grupy platynowców. Nauczyliśmy się, jak sprawić, aby znikały dostępne w handlu metale. Dowiedzieliśmy się jak po kupieniu od firmy Johnson, Matthey & Engelhardt trójchlorku rodu w postaci metalicznej rozerwać wszelkie więzy między metalami aż do otrzymania czerwonego roztworu, w którym nie można już było wykryć rodu. A przecież to było nic innego jak tylko rod kupiony w firmie Matthey & Engelhardt. Dowiedzieliśmy się, jak wykonywać identyczne sztuczki z irydem, złotem, osmem i rutenem. To właśnie odkryliśmy, kiedy kupiliśmy urządzenie do wysokociśnieniowej chromatografii cieczy.

Jako ciekawostkę mogę podać, że to właśnie John Sickafoose był osobą, która obroniła na Uniwersytecie Stanowym w Iowa pracę doktorską poświęconą zasadom budowy i działania takiego przyrządu. Koncepcję budowy tego przyrządu stworzył on już w latach 1963-1964. Po ukończeniu przez niego studiów część współpracujących z nim studentów podyplomowych podjęła i rozwinęła jego myśl, co zaowocowało zakupieniem tego pomysłu przez firmę Dow Chemical, która przekształciła go w najbardziej wyrafinowane obecnie urządzenie do chemicznego wyodrębniania pierwiastków. Instrument jest sterowany komputerowo, zapewnia wysokie ciśnienie i można przy jego pomocy precyzyjnie odseparowywać pierwiastki. Ponieważ to on był człowiekiem, który stworzył koncepcję, opracował konstrukcję i określił ograniczenia tego przyrządu, był idealną osobą do posługiwania się i udoskonalenia tej technologii.

W ten oto sposób byliśmy w stanie zastosować ich technologię i rozwinąć sposób wyodrębniania pierwiastków w odniesieniu do trójchlorku rodu. Z jego handlowej postaci wyizolowaliśmy pięć różnych pierwiastków. Słowo “metal" ma w tym przypadku znaczenie bardziej zbliżone do słowa “armia". Nie można mieć armii składającej się z jednego żołnierza. Słowo “metal" odnosi się tu do całego konglomeratu, który posiada pewne szczególne właściwości: przewodnictwo elektryczne, przewodnictwo cieplne i wiele innych cech. Kiedy rozpuści się metale w kwasie, otrzymuje się roztwór bez jakichkolwiek ciał stałych. Można założyć, że jest to roztwór wolnych jonów. Kiedy jednak mamy do czynienia z pierwiastkami szlachetnymi, nie mamy do czynienia z wolnymi jonami. Mamy tu do czynienia z tak zwaną “chemią klastrową".

Na początku lat pięćdziesiątych rozwinęła się na uczelniach cała dziedzina badań z zakresu chemii klastrowej i materiałów katalitycznych. Co się jednak dzieje, kiedy wiązania typu metal-metal są nadal zachowywane w materiale. Otóż, kiedy kupuje się trójchlorek rodu w firmie Johnson, Matthey & Engelhardt, to w rzeczywistości otrzymuje się Rh12Cl36 lub Rh15Cl45, a nie RhCl3. Istnieje istotna różnica między materiałem posiadającym wiązania typu metal-metal a materiałem całkowicie dysocjującym na wolne jony. Jeśli poddamy ten pierwszy badaniu instrumentalnemu, to w rzeczywistości poddamy badaniu wiązania klastra - przyrząd nie bada w tym przypadku wolnych jonów.

Dowiedziałem się, że firma Generał Electric buduje ogniwa paliwowe wykorzystujące rod i iryd. Skontaktowałem się z ich ludźmi zajmującymi się tą sprawą w Massachusetts, po czym pojechałem z nimi porozmawiać. Na naszą rozmowę przybyło także trzech wyznaczonych przez firmę prawników, których zadaniem była ochrona Generał Electric przed ludźmi, którzy twierdzą, że wynaleźli nową technologię, którą przedstawili tej firmie i że następnie ona im ją ukradła. Potem w celu obrony Generał Electric musi ujawniać szczegóły swoich technologii i udowadniać, że stworzyła ją sama. Dlatego właśnie Generał Electric odnosi się bardzo sceptycznie do ludzi twierdzących, że wymyślili coś nowego, i zawsze na rozmowy z nimi delegują prawników, których zadaniem jest sprawdzenie, czy rozmówca nie jest zwykłym naciągaczem.

Po godzinnej rozmowie z nami padło stwierdzenie: “Ci faceci nie są naciągaczami. Prawnicy mogą odejść". Ich ludzie doszli do tego wniosku, ponieważ u nich również miały miejsce eksplozje. Wiedzieli, że po kupieniu handlowej postaci trójchlorku rodu bardzo dobrze poddaje się on analizie, ale żeby móc wprowadzić go do ogniw paliwowych, należy poddać go efuzji. Wiedzieli, że po tym zabiegu nie da się już wykryć tego metalu. Kiedy więc powiedzieliśmy im, że posiadamy materiał, który w ogóle nie poddaje się analizie, wiedzieli, że to możliwe. Nigdy czegoś takiego jednak nie widzieli, przeto powiedzieli:

— Jesteśmy zainteresowani.

Potem przedstawili mi następującą propozycję:

— Dave, może zrobiłbyś trochę rodu i przesłał go nam, a my wprowadzimy go do naszych ogniw paliwowych. Zobaczymy, czy to będzie działać, tam gdzie działa tylko rod. Sprawdzimy, na czym polega mechanizm przemiany jednoatomowego rodu na rod metaliczny w tych ogniwach paliwowych.

Jak dotąd nie odkryto innego metalu poza rodem i platyną, który działałby katalitycznie w procesach wodorowych wykorzystywanych w ogniwach paliwowych. Rod jest wyjątkowy w porównaniu z platyną, ponieważ w przeciwieństwie do niej nie łączy się z tlenkiem węgla. Powiedzieli mi:

— Dave, sprawdzimy, czy jest to czynnik katalizujący w procesach wodorowych i jeśli okaże się, że tak jest, będzie to oznaczało, że to rod albo jakaś jego odmiana.

Pracowaliśmy przez sześć miesięcy i oczyściliśmy pewną ilość materiału, potem oczyściliśmy ją jeszcze raz i jeszcze raz. Chcieliśmy mieć absolutną pewność, że materiał jest czysty. Chcieliśmy uniknąć jakichkolwiek związanych z tym problemów. W końcu przesłaliśmy gotową próbkę do Tony'ego LaConti w Generał Electric.

Generał Electric odsprzedało w międzyczasie swoją technologię ogniw paliwowych firmie United Technologies, która miała już swoją własną technologię ogniw tego typu. Wszyscy ludzie z Generał Electric pracowali dla United Technologies, ale ponieważ United Technologies miała swoje własne zespoły ludzie z Generał Electric nie zostali do nich włączeni. Stali się młodszym personelem - nie byli już najważniejsi i po kilku miesiącach zwolnili się z United Technologies. Jose Giner, który był szefem działu ogniw paliwowych w United Technologies, również się zwolnił i założył w Waltham w stanie Massachusetts własną firmę o nazwie Giner Incorporated. Tony i reszta ludzi z Generał Electric poszła za nim.

W czasie kiedy nasz materiał dotarł tam, zdążyli już założyć swoje własne przedsiębiorstwo w Waltham, przeto zleciliśmy im budowę ogniw paliwowych dla nas.

Kiedy otrzymali nasz materiał i przeprowadzono jego analizę, okazało się, że w ogóle nie ma w nim rodu. Tym niemniej kiedy dołączyli go do węgla w ramach ich technologii ogniw paliwowych, wszystko działało jak należy, to znaczy, nasz materiał działał tak jak rod i co ciekawe nie łączył się z tlenkiem węgla.

Trzy tygodnie później wyłączyli ogniwa paliwowe, wyjęli elektrody i przesłali je w to samo miejsce, z którego otrzymali ekspertyzę mówiącą, że w oryginalnej próbce nie było rodu. Obecnie okazało się, że w oryginalnej próbce jest ponad 8 procent rodu. Rod zaczął wydzielać się na węglu. W rzeczywistości zaczął już wytwarzać wiązania typu metal-metal. I na elektrodzie znalazł się metaliczny rod, tam gdzie go przedtem w ogóle nie było. Ludzie z Generał Electric stwierdzili wówczas:

— Dave, jeśli okaże się, że jesteś pierwszym, który to odkrył, jeśli będziesz pierwszym, który potrafi wytłumaczyć, jak to się dzieje, jeśli będziesz pierwszym, który powie światu, że coś takiego istnieje, będziesz mógł to opatentować.

A ja im na to:

— Nie jestem zainteresowany opatentowywaniem tego. Wtedy wyjaśnili mi, że jeśli ktoś inny odkryje to i opatentuje, wówczas może zmusić mnie, abym więcej tego nie robił, nawet jeśli do tego czasu robiłem to codziennie.

— W takim razie — odrzekłem — chyba będę musiał to opatentować. W marcu 1988 roku przesłaliśmy do urzędów patentowych USA i całego świata opis patentowy pod nazwą Orbitally Rearranged Monatomic Elements (Jednoatomowe pierwiastki o przekształconych orbitach). Ponieważ nazwa ta jest nieco długa, nazywamy to po prostu ORME. Można więc mieć złoto ORME, pallad ORME, iryd ORME, ruten ORME, osm ORME lub ORME-y.

W czasie trwania procedury patentowej Biuro Patentowe oznajmiło mi:

— Dave, potrzebujemy bardziej dokładnych danych, potrzebujemy więcej informacji na temat procesu przekształcania do postaci tego białego proszku.

Jednym z problemów, na jaki natknęliśmy się, było to, że kiedy już wytworzy się ten biały proszek i wystawi go na działanie atmosfery, z miejsca zaczyna przybierać na wadze. I nie chodzi to o jakiś niewielki przyrost, mowa tu o dwudziesto- a nawet trzydziesto- procentowym przyroście ciężaru. W normalnych warunkach można by to potraktować jako absorpcję gazów atmosferycznych: powietrze wchodzi w związek z proszkiem i powoduje przyrost jego ciężaru, lecz nie aż o 20 do 30 procent.

Tym niemniej musieliśmy uczynić zadość żądaniom Biura Patentowego. Musieliśmy podać im dokładne dane.

Wzięliśmy więc przyrząd do analizy termo-grawimetrycznej, który umożliwia pełną kontrolę atmosfery, w której znajduje się próbka. Można ją utleniać, odtleniać wodorem i wyżarzać i jednocześnie cały czas ważyć ją w kontrolowanej atmosferze. Całość jest absolutnie szczelna. Brakowało już nam pieniędzy i nie stać nas było na zakup takiego przyrządu, więc wynajęliśmy go od korporacji Vanana w Bay Area. Kiedy go otrzymaliśmy, podłączyliśmy go do naszych komputerów.

Podgrzewaliśmy materiał z prędkością 1,2 stopnia na minutę i chłodziliśmy z prędkością 2 stopni na minutę. Okazało się, że przy utlenianiu materiał waży 102 procent, a kiedy się go odtleni wodorem, waży 103 procent. Jak dotąd nic nadzwyczajnego. Nie ma żadnych problemów. Ale kiedy proszek przechodzi w śnieżnobiałą postać, waży tylko 56 procent! Wydało nam się to niemożliwe! Kiedy się go wyżarzy i zamieni się w śnieżnobiałą postać, waży tylko 56 procent pierwotnej wagi! Jeśli pogrzeje się go do punktu zeszklenia, czernieje i cała jego pierwotna waga wraca.

To oznacza, że ta substancja się nie ulatnia. Wciąż tam jest, tylko nie da się jej zważyć. I właśnie w tym momencie wszyscy powiadają: “Tak być nie może, coś tu jest nie tak!"

Proszę sobie wyobrazić, że kiedy podgrzewaliśmy, a następnie oziębialiśmy naszą substancję w atmosferze helu lub argonu, a powtarzaliśmy tę procedurę trzy razy, próbka zyskiwała na wadze od 200 do 300 procent początkowego ciężaru. Kiedy ją następnie podgrzewaliśmy, ważyła mniej niż mc? Gdyby zważyć pustą szalkę, okazałoby się, że waży ona więcej niż kiedy znajduje się na niej ta substancja!

Muszę podkreślić, że przyrząd ten obsługiwali ludzie o wysokich kwalifikacjach, a mimo to przychodzili i mówili: “Proszę na to spojrzeć, to w ogóle nie ma sensu!"

Ten przyrząd jest bardzo dobrze zaprojektowany i kontrolowany. Mają do testów pewien materiał, który w temperaturze pokojowej nie posiada właściwości magnetycznych, ale kiedy włoży się go do tego urządzenia i podgrzeje do temperatury 300 stopni, namagnesowuje się. Staje się wówczas silnym magnesem. Następnie po pogrzaniu do temperatury 900 stopni traci SWOJO właściwości magnetyczne. Pozwala on stwierdzić, czy oddziaływanie jego pola magnetycznego na podgrzewaną substancję powoduje jakiekolwiek zmiany jej ciężaru.

Ogrzewany materiał owinięty jest w dwa zwoje. Jeden zwój zwinięty jest w jednym kierunku, a drugi w przeciwnym. Jeżeli przepuścimy przez nie prąd elektryczny, to wytworzą one pola elektromagnetyczne, których linie sił są skierowane przeciwnie i znoszą się nawzajem. Jest to ten sam rodzaj uzwojenia, który używany jest w telewizji w celu zniesienia pola magnetycznego. Intencją konstruktorów była chęć wyeliminowania wszelkich wpływów pola magnetycznego na pomiar.

Kiedy wkładaliśmy ten materiał do przyrządu i ważyliśmy go, cały czas ważył tyle samo, zarówno kiedy stawał się magnetykiem, jak i kiedy przestawał nim być. Kiedy jednak wkładaliśmy naszą substancję i przekształcała się w śnieżnobiały proszek, jej ciężar zmniejszał się do 56 procent pierwotnej wagi. Kiedy wyłączano przyrząd i pozostawiano go, aby ostygł, ciężar próbki nadal wynosił 56 procent. Po jej kolejnym pogrzaniu jej ciężar zanikał zupełnie, zaś po ochłodzeniu zyskiwał od 200 do 300 procent pierwotnego ciężaru, ale w końcu zawsze powracał do 56 procent.

Skontaktowaliśmy się z korporacją Variana w Bay Area i powiedzieliśmy im:

— Słuchajcie, to nie ma sensu. Coś jest nie w porządku z waszym przyrządem. Za każdym razem gdy go używamy, pracuje dobrze aż do momentu wytworzenia przez nas czystego, monoatomowego materiału. Ilekroć dochodzimy do tego momentu, otrzymujemy śnieżnobiały proszek i urządzenie przestaje działać prawidłowo.

Ludzie z Variana obejrzeli wyniki i powiedzieli:

— Wie pan, panie Hudson, gdyby pan oziębiał swoją substancję, powiedzielibyśmy, że ma pan do czynienia z nadprzewodnictwem, ale ponieważ pan ją podgrzewał, nie wiemy, z czym ma pan do czynienia.

Postanowiłem podszkolić się w chemii, tak jak poprzednio w fizyce, z tym że teraz musiałem jeszcze dodatkowo nauczyć się fizyki nadprzewodników. Pożyczyłem całą stertę książek na temat nadprzewodnictwa i zacząłem je studiować.

Zrobiliśmy następującą rzecz: wzięliśmy nasz biały proszek i ponieważ miał być on nadprzewodnikiem, umieściliśmy go na stole, i przyłączyliśmy doń woltomierz. Jak wiadomo, woltomierz ma dwie elektrody. Kiedy przyłączymy do nich drut i włączymy baterię, woltomierz wskaże nam opór drutu.

Jeśli jedną elektrodą dotkniemy nasz proszek z jednej strony a drugą z drugiej i włączymy prąd, to wskazówka miernika powinna zająć taką pozycję (pokazuje na ekranie wskazanie na tablicy miernika), co oznacza doskonałą nadprzewodliwość. Nic z tego, figa, zero, żadnego nadprzewodnictwa. Zaczęliśmy się zastanawiać, o co tu chodzi.

Z definicji nadprzewodnika wynika, że nie jest możliwe zaistnienie w nim jakiegokolwiek potencjału elektrycznego lub pola magnetycznego. Aby odprowadzić prąd z drutu, potrzeba napięcia, podobnie jak aby go doń wprowadzić. Skoro tak, skoro nie można otrzymać prądu z samego przewodu, przeto nie da się również uzyskać energii nadprzewodnictwa w przewodzie bez przyłożenia doń napięcia.

Wiem, jakie zadajecie sobie państwo w tym momencie pytanie. Brzmi ono: “Do czego więc, u diabła, nadaje się ta substancja?" Jeśli nie można do niej wprowadzić energii i jeśli nie można jej z niej wyprowadzić, to do czego, u diabła, może się ona nadawać? Otóż, okazuje się, że przez nadprzewodnik przepływa światło o jednej długości fali, jednorodne, takie jak w laserze, i że płynie ono w nim bez przerwy, nieskończenie, zaś przepływając przezeń wytwarza wokół niego pole noszące nazwę pola Meissnera, które występuje wyłącznie w nadprzewodnikach.

Pole Meissnera eliminuje z próbki wszelkie zewnętrzne pola magnetyczne. Jakiego wiec to musi być koloru? Otóż, musi być białe. Cokolwiek odcina wszelkie światło od próbki, musi być białe, zaś to, co je absorbuje, musi być czarne. (Jak to się jednak ma do błysku w naczyniu wystawionym na działanie promieni słonecznych)? Jeśli to odbija wszelkie światło, musi być białe - mówię tu teraz o czystym, pojedynczym elemencie nadprzewodnikowym. Musi być biały, kiedy jest w stanie nadprzewodzenia.

Należy więc wziąć nadajnik radiowy i dostroić częstotliwość rezonansową nadprzewodnika do częstotliwości przewodu, a właściwie dostroić częstotliwość przewodu do częstotliwości nadprzewodnika. Wówczas fale elektronowe przewodu oscylują dokładnie tak samo, jak nadprzewodnik. W tym stanie para elektronów może przejść na nadprzewodnik bez żadnego dodatkowego impulsu, ponieważ elektrony przemieszczają się bez przerwy i szukają drogi najmniejszego oporu. Jeśli więc zsynchronizuje się je z nadprzewodnikiem przechodzą parami bez żadnego dodatkowego impulsu.

To wymaga oczywiście pewnych wyjaśnień, ponieważ spin połowy elektronu plus spin połowy elektronu to dwie cząstki. Kiedy jednak te dwie cząstki utworzą parę i każda z nich stanowi idealne, lustrzane odbicie drugiej, tracą własności cząstki i stają się czystym światłem. Bez sensu, prawda? Ale tak jest. Spin jednej drugiej plus spin jednej drugiej daje spin jedności, który staje się czystym światłem. Proszę mi wierzyć, że tak jest. Tak więc nie mogą one poruszać się jako pojedyncze elektrony, ale mogą przemieszczać się w postaci światła.

Elektrony wykazują pewną zwariowaną właściwość, mianowicie to, że elektron istniejący w jednej czasoprzestrzeni przechodząc do innej czasoprzestrzeni emituje lub absorbuje światło. Przenosi się z jednej czasoprzestrzeni do drugiej. Mamy więc światło, które składa się z dwóch elektronów. Światło nie istnieje w żadnej czasoprzestrzeni. Można zapalić 50 miliardów świateł w jednej i tej samej przestrzeni i wszystko jest w porządku.

Ale nie mamy jeszcze przewodnika. Przewodnika, którym popłynie prąd do przewodu i którym zeń odpłynie. Bez niego nie będzie przepływu prądu. Trzeba go uziemić, prawda? W przypadku nadprzewodnika tak nie jest. Prąd może płynąć i płynąć, i płynąć... i wcale nie musi z niego odpływać. Jeśli chcemy, aby odpłynął musimy podłączyć szeregowo przewodnik i dostroić jego częstotliwość rezonansową do nadprzewodnika. I kiedy oba znajdą się w harmonii, przykładamy napięcie... i ciach, i energia ulatnia się.

Tak więc, gdybyśmy chcieli stworzyć nadprzewodnik, który ciągnąłby się od Portland do Nowego Jorku, i ładowali go tu energią przez dwa lub trzy dni, nie musielibyśmy go jednocześnie rozładowywać w drugim miejscu. Wszystko byłoby w porządku, można byłoby go ładować w dalszym ciągu. A kiedy tym z Nowego Jorku potrzebna byłaby energia, dostroiliby częstotliwość rezonansową swojego przewodu, przyłożyli napięcie i wyssali całą energię z nadprzewodnika. Energia zostałaby “bezpłatnie", bez strat, przetransportowana z Portland do Nowego Jorku na fali kwantowej nadprzewodnika, przeniesiona pod postacią światła a nie elektryczności.

Jak zmierzyć tę energię, skoro nie ma ona napięcia? W jaki sposób zbudować urządzenie, które potrafiłoby zmierzyć to światło? No i proszę sobie wyobrazić, że nie da się tego zrobić, a to z tego względu, że wszystkie przyrządy pomiarowe, jakie wymyślił człowiek, opierają się na zasadzie pomiaru różnic, zaś w nad-przewodniku nie ma żadnego napięcia, to znaczy różnicy potencjałów. Przepływ w nadprzewodniku zostaje zainicjowany przyłożeniem pola magnetycznego. Reaguje on na nie przepływem światła w swoim wnętrzu i powstaniem większego pola Meissnera wokół niego.

Następnie można odłożyć magnes i pójść sobie, i wrócić za sto lat. I okaże się, że płynie w nim nadal to samo światło, które płynęło w nim, kiedy odjęliśmy magnes. Przepływ nie ulega spowolnieniu. Nadprzewodnik nie eliminuje 99,9999 procenta, ale dokładnie 100 procent wszystkich zewnętrznych pól magnetycznych. Nie istnieje jakikolwiek opór, ruch odbywa się na zasadzie perpetum mobile, może trwać całą wieczność.

Rosyjski fizyk Sacharow stwierdził w latach sześćdziesiątych, że szukając istoty ciążenia nigdy nie odnajdziemy jej w postaci pola magnetycznego. Ciążenie jest rezultatem wzajemnych oddziaływań między protonami, neutronami, elektronami i energią próżni. Tą energią, która znajduje się wszędzie, w całym wszechświecie, i jest ponadczasowa. Ta energia to tak zwany eter. Gdybyśmy wypompowali z wszechświata całe ciepło i całą materię, dokładnie wszystko, pozostałaby w nim jeszcze ta energia, którą nazywamy energią próżni. Kiedy protony, neutrony i elektrony wchodzą w reakcję z tą energią, wytwarzają ciążenie. Jeśli nie ma materii, nie ma również ciążenia. Interesująca teoria. Jak dotąd wszyscy ją ignorują.

No, jest jeszcze facet o nazwisku Hal Puthoff z Teksasu, który pochodzi z Bay Area w Kalifornii, gdzie rozpoczął eksperymenty ze zdalnym widzeniem. Teraz pracuje w Austin w Teksasie. (H.E. Puthoff pracuje w Instytucie Zaawansowanych Badań w Austin w Teksasie). To właśnie on opisał matematycznie teorię grawitacji Sacharowa. Opublikował ją w roku 1993 w jednym z najbardziej liczących się pism naukowych. (W rzeczywistości po raz pierwszy opublikowano ją w Physical Review A4 z 1 marca 1989 roku. Artykuł nosił tytuł: “Gravity as a zero-point-fluctuation force"5.

Z matematycznego modelu (to on wykonuje osobiście wszystkie obliczenia matematyczne) wynika, że kiedy materia reaguje w dwóch wymiarach, w przeciwieństwie do reakcji zachodzących w przestrzeni trójwymiarowej, (zaś z definicji nadprzewodnik to parzysty kwantowy oscylator rezonujący w dwóch wymiarach, a nie w trzech), kiedy reaguje w dwóch wymiarach, to powinna według wzorów matematycznych tracić cztery dziewiąte swojego ciężaru. Czy wiecie państwo, że to, co zostaje po odjęciu czterech dziewiątych, to dokładnie 56 procent?

Postanowiłem więc pojechać do Hala Puthoffa. Wziąłem wszystkie swoje wyniki i pojechałem do niego. Po przybyciu oświadczyłem:

— Słuchaj, Hal, mamy eksperymentalne potwierdzenie słuszności twoich wzorów matematycznych, co stanowi dodatkowo potwierdzenie słuszności założeń teorii grawitacji Sacharowa. A jest tak, ponieważ nasza substancja waży tylko 56 procent tego, co na początku, kiedy przechodzi w stan nadprzewodnictwa.

— Dave, czy zdajesz sobie sprawę, że grawitacja jest czynnikiem determinującym czasoprzestrzeń — odrzekł Hal. — Skoro ta substancja waży tylko 56 procent swojej rzeczywistej wagi, to musisz zdawać sobie sprawę, że w rzeczy samej zakrzywia ona czasoprzestrzeń.

Jeśli się nad tym zastanowić, ma rację.

— Posłuchaj, Dave — ciągnął dalej. — To, czego naprawdę nam potrzeba, to materiał, który całkowicie zakrzywia czasoprzestrzeń. Materiał, który w ogóle nie podlega przyciąganiu grawitacyjnemu.

Chodziło mu o coś, co waży mniej niż zero. W swoich pracach nazywa on tę materię materią egzotyczną. Słysząc to powiedziałem:

— Hal, czy wiesz, że jeśli ogrzejemy tę substancję, przestaje ona podlegać przyciąganiu grawitacyjnemu?

Przeczytałem wiele prac na temat energii próżni. Czy wiecie państwo, że spektrum termalne nakłada się na spektrum punktu zerowego. Te dwa widma nakładają się na siebie. Tak więc jeśli coś podgrzejemy, to powinno to reagować wewnętrznie z energią punktu zerowego. Rezonując w dwuwymiarowej przestrzeni materiał ten dosłownie traci cały ciężar. Czy wiedzą państwo, co mi powiedział Puthoff? Otóż stwierdził:

— Dave, w tym momencie nie powinieneś widzieć tego materiału.

— Masz rację, Hal — odrzekłem. — Kiedy zagląda się do naczynia przez kwarcowy wziernik, okazuje się, że nic w nim nie ma, przy czym ciężar naczynia jest inny, niż wtedy gdy jest ono puste.

Okazało się, że popełniłem błąd, zakładając, że nasza substancja rezonuje przy częstotliwości, której nie byliśmy w stanie określić, jako że Hal stwierdził:

— Dave, teoretycznie powinien on zniknąć z przestrzeni trójwymiarowej. Wręcz nie powinien w niej istnieć.

— No, no... — mruknąłem ze zdumienia.

— Dave, musisz zaplanować takie doświadczenie, w którym będziesz w stanie wykonać następującą rzecz: kiedy materiału już nie będzie, przesuń ręką nad naczyniem, i jeśli okaże się, że tam jest i rezonuje przy częstotliwości, której nie jesteś w stanie ustalić, strącisz go z naczynia.

Dzieje się tak dlatego, że kiedy materiał zostaje oziębiony i zaczyna się ponownie ukazywać, zawsze ukazuje się w tym samym kształcie, jaki miał, zanim zniknął.

— Jeśli znajduje się tam, zsuniesz go z naczynia, a kiedy zaczniesz go ochładzać, wróci dokładnie w to miejsce, gdzie był poprzednio, i będzie to stanowiło dowód, że opuścił naszą trójwymiarową przestrzeń — dodał. — Dave, jeśli ci się to uda, nigdy już nie odczujesz braku pieniędzy.

Czy myślicie, że samoloty typu “stealth" są naprawdę czymś ważnym? Co by się stało, gdyby mogły dosłownie znikać?

Jakie są jeszcze inne właściwości nadprzewodników? W roku 1988 zgłosiłem wnioski patentowe na ORME-y, a następnie na S-ORME-y. Sprzężony rezonują-co-kwantowy system oscylacyjny wieloatomowych ORME-ów. Mam 11 patentów na ORME-y i 11 patentów na S-ORME-y - łącznie 22 patenty.

A co z kolejnymi własnościami nadprzewodnika? Nadprzewodnik - jak udowodnić, że to nadprzewodnik? Bierze się więc stałe pole magnetyczne i wkłada do niego badany materiał. Jeśli nie jest on nadprzewodnikiem, to po przyłożeniu doń pola magnetycznego uzyskamy dodatnią indukcyjność. Jeśli przedstawimy to na wykresie w postaci wartości przyłożonego pola magnetycznego na jednej osi i indukcyjności na drugiej, to w przypadku doskonałego izolatora otrzymamy prostą równoległą. Bez względu na to jak silne pole magnetyczne przyłożymy, nie będzie żadnej indukcji. Jeśli nasz materiał jest doskonałym przewodnikiem, to w jego przypadku pewna niewielka ilość pola magnetycznego sprawi, że wykres skieruje się w górę. Tak więc mniej więcej w tym zakresie (pokazuje na planszy) będą mieściły się wykresy większości metali.

Jeśli jednak mamy do czynienia z nadprzewodnikiem, to po przyłożeniu pola magnetycznego stanie się ono ujemne. Dosłownie zjada on pole magnetyczne, żywi się nim i wchłania je w siebie. Ujemna indukcja przy dodatnio przyłożonym polu magnetycznym stanowi dowód, że mamy do czynienia z nadprzewodnikiem. Innymi słowy, gdyby ktoś miał urządzenie, które byłoby zbudowane z nad-przewodnika, to przy przesuwaniu go wewnątrz linii pola magnetycznego spowodowałoby ono unicestwienie potencjału tego pola. Gdyby zabrać takie urządzenie do domu, w którym znajdują się elektryczne mechanizmy, zostałyby one wyłączone, nastąpiłoby zahamowanie i wyłączenie.6

Czy wiecie państwo, że gdybyście posiadali urządzenie mogące to robić, mogłoby ono dosłownie przenosić się w czasoprzestrzeni. Tak twierdzi Hal. Mogłoby znikać i ponownie pojawiać się w naszej czasoprzestrzeni? Mogłaby przenieść się z naszej trójwymiarowej czasoprzestrzeni w przestrzeń pięciowymiarową, w której pomiędzy nami a jakimś odległym układem gwiezdnym nie istnieje ani odległość, ani czas i wyłonić się z tej pięciowymiarowej przestrzeni właśnie w tym układzie. Słyszeliście państwo o czymś takim?

Pomijając to wszystko, ta substancja jest bardzo ważna - ona sama i sposób, w jaki ona działa. Chodzi tu o to, że wkraczamy w dziedzinę kontroli grawitacji oraz czasoprzestrzeni.

Aby to wyjaśnić, posłużę się analogią. Jeśli... jeśli byłoby możliwe skurczenie państwa molekuł do takich rozmiarów, że znaleźliby się państwo wewnątrz atomu, znaleźliby się państwo w świecie kwantów, gdzie nie ma przyszłości i przeszłości, gdzie wszystko jest nawzajem wymienialne. Nie istnieje tam czas taki, jakim go znamy. Staliby się państwo nieśmiertelni. W świecie kwantów mogliby państwo żyć wiecznie.

Nadprzewodnik składa się miliardów miliardów miliardów atomów i wszystkie one działają jak jeden wielki makroatom. Tak więc można stworzyć sobie pojazd, do którego można by wejść, do tego nadprzewodnika, można by go naładować energią i wyłączyć wszystkie zewnętrzne pola magnetyczne i grawitacyjne. Wtedy bylibyście państwo w naszym świecie, lecz jednocześnie bylibyście nie z tego świata. Podkreślam: w tym świecie, ale nie z tego świata. I dosłownie poprzez ogrzanie go moglibyście zniknąć z tej czasoprzestrzeni. Po prostu, brzdęk i nie ma was. Ale wy nadal moglibyście widzieć wszystko i wszystkich w tym świecie, tylko oni nie mogliby widzieć was. To coś podobnego do tego, kiedy jest się nad wodą i patrzy w dół na ryby. Nie jest się w ich rybim świecie, ale widzi się je.

[— Ale nie mielibyśmy również żadnych myśli, ponieważ myśli wytwarzają pola elektromagnetyczne — wtrąca się słuchacz z sali.

Dave Hudson milknie i ktoś inny odzywa się z widowni:

— Znajdowalibyśmy się w stanie czystej świadomości. Dave Hudson odzyskuje rezon i powiada.}

— Tak jest. Jak widać sprawa bardzo szybko zaczyna się komplikować i wkracza na obszary czysto filozoficzne. Kiedy państwo to zrozumiecie, tak jak my, to nie zdziwi was, że powiedzieliśmy sobie: dobrze, skoro posiadamy tę analityczną zdolność, jesteśmy chyba w stanie ilościowo i jakościowo przeanalizować, gdzie to wszystko w końcu się znajduje?

Udaliśmy się więc do A.J. Baylessa i kupiliśmy kilka krowich i świńskich mózgów. Zwęgliliśmy je w dymiącym kwasie siarkowym. Był to bardzo wulgarny

sposób, ale nic lepszego nie przyszło nam do głowy. Nie jesteśmy specjalistami od chemii organicznej, lecz nieorganicznej, więc zniszczyliśmy węgiel, zwęgliliśmy, dodaliśmy kwasu azotowego, znużyliśmy znowu w dymiącym kwasie siarkowym, jeszcze raz w azotowym, znowu w siarkowym i jeszcze raz w azotowym, aż zupełnie pozbyliśmy się węgla. Potem to, co zostało, płukaliśmy wodą, aż wymyliśmy wszelkie związki azotu.

Czy wiecie państwo, że ponad pięć procent ciężaru suchej masy tkanki mózgowej stanowią rod i iryd i to w stanie wysokospinowym? Że komórki komunikują się między sobą za pomocą nadprzewodnictwa? Że instytucja o nazwie U.S. Naval Research Facility (Instytut Badań Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych) wie, że drogi porozumiewania się między komórkami wiodą przez nadprzewodnictwo? Że zmierzyli oni to zjawisko stosując SQUID-y? Nadprzewodnikowe Kwantowe Urządzenia Interferencyjne (Superconducting Quantum Interference Device) wyposażone w nadprzewodnikowy pierścień otaczający ciało. Dzięki tym urządzeniom stwierdzili, że to właśnie światło przepływa między komórkami, z komórki do komórki i tak dalej. Czy wiecie państwo, że wasze impulsy nerwowe nie są elektrycznością, że przemieszczają się z prędkością bliższą prędkości dźwięku niż światła? Czy wiecie państwo, z jaką prędkością przemieszcza się fala nadprzewodnictwa? Właśnie z prędkością dźwięku. To jest właśnie to, co znajduje się w naszych ciałach, co nazywamy świadomością i co różni nas od komputera.

To jest dosłownie światło życia. To ta część naszego ciała, która jest w nim cały czas i której naukowcy nie mogli wykryć, ponieważ nie dawała się zmierzyć przyrządami, które posiadali. Nazywali ją węglem, ponieważ nie posiada ona widma emisyjnego ani absorpcyjnego i w związku z tym zakładali, że to węgiel, podczas gdy naprawdę to wcale nie węgiel. Jest jedenaście pierwiastków, które mogłyby tym być, ale głównie w naszych ciałach znajduje się rod i iryd. I to właśnie one łączą się rezonansowe i dosłownie podtrzymują nieprzerwanie nić życia w naszym ciele. Zaś wokół naszego ciała znajduje się niespolaryzowane pole magnetyczne zwane również polem Meissnera lub aurą.

Właśnie one są atomami duszy naszego ciała. Atomami znajdującymi się w harmonii rezonansowej z energią próżni. Zaś energia próżni stanowi kolejny wymiar, w którym nie istnieje czas. Wszystko, co kiedykolwiek istniało i co będzie istnieć, jest odnotowane właśnie tam, w próżni. I powiadam wam, przyjaciele, że kiedy spotkacie się z Bogiem, to spotkacie go w próżni. Stamtąd wzięła się materia, stamtąd ona pochodzi i tam wszystko jest odnotowywane. I wasz związek z nią dokonuje się za pośrednictwem tych rezonujących oscylatorów znajdujących się w stanie kwantowego rezonansu z jej energią. To jest właśnie to, co przenosi światłość życia ze świata kwantów do makroskopowego ciała, które nazywacie swoją fizyczną formą.

Atomy te w stanie makro i po wysuszeniu wyglądają jak biały proszek. Jeśli jednak przyjrzymy się im pod mikroskopem to okaże się, że wyglądają jak szkło. Można podgrzać ten biały proszek do temperatury l i 60 stopni w warunkach próżni i przekształci się on w szkło bardzo podobne do tego, jakie mamy w oknach. Jest to inna forma istnienia tego pierwiastka.

Każdy z tych atomów rezonuje z energią próżni. Nie można pojedynczego atomu okiełznać. Tej maszyny pracującej na zasadzie perpetum mobile nie można ograniczyć i kazać jej pracować dla nas. Kiedy jeden atom rezonuje w dwóch wymiarach, wytwarza fale kwantową, która się z niego wydobywa. Następny atom zagnieżdża się w niej i przekazuje ją dalej.

Atomy znajdują się zbyt daleko od siebie, aby wywoływać jakieś reakcje chemiczne, lecz jednocześnie znajdują się dostatecznie blisko, aby rezonować w doskonałej harmonii. Energia, która dosłownie przelewa się nieustannie wokół atomu. Czy zastanawiali się kiedykolwiek państwo, dlaczego atom nigdy się nie wyczerpuje? Jest tak dlatego, że cały czas nurza się on w energii punktu zerowego. Mamy więc wszystkie atomy pozostające w rezonansowej harmonii ze sobą i każdy z nich nurza się w energii punktu zerowego. Mamy więc ich nieskończoną liczbę i wszystkie robią to samo. Mamy więc machinę ruchu wykonywanego w nieskończoność. Mamy coś, co porusza się w nieskończoność na paliwie energii punktu zerowego. Można by zbudować pierścień z tego materiału, który płynąłby i reagował na ziemskie pole magnetyczne.

Czy wiecie państwo, że jednoelementowy nadprzewodnik, nadprzewodnik pierwszego rodzaju, będzie reagował z polem magnetycznym o mocy dwa razy dziesięć do minus piętnastej erga (2 x 10-15 erga)? A czy wiecie, że pole o natężeniu jednego Gausa ma moc dziesięć do osiemnastej ergów (1018 ergów)7?

Ziemskie pole magnetyczne oddziaływujące na igłę kompasu ma moc około 0,5 Gausa? Zatem jeden erg energii stanowi miarę natężenia pola magnetycznego wokół jednego elektronu, zaś nadprzewodnik reaguje na pole magnetyczne o wielkości dwa razy dziesięć do minus piętnastej erga?

Mój Boże. Kiedy myślimy, on to rejestruje. Kiedy pracujemy z tym materiałem, nasze myśli są w nim rejestrowane.

Pewnie niektóre z pań wezmą mi za złe, kiedy powiem, że doszliśmy do wniosku, że są to pierwiastki żeńskie. Ponieważ powiedzieliśmy sobie: “Wiecie co, podenerwujmy te pierwiastki. Pokonamy je. Dostarczając im energii sprawimy, aby robiły to, na co mamy ochotę?" Kupiliśmy piec łukowy, wzięliśmy około trzydziestu gramów naszego białego proszku i włożyliśmy go do niego. Piec ma odizolowany tygiel, nasz miał miedziany tygiel w wannie wodnej pozwalającej utrzymywać go w niskiej temperaturze. Tygiel przykrywa się pokrywką. W tyglu zanurzony jest wolframowy pręt i między nim i tyglem przepływa prąd wytwarzający łuk elektryczny.

Siedzi się przy tym tyglu i przy włączonym łuku miesza się elektrodą wolframową do czasu, aż wszystko się stopi. Tak więc odpompowaliśmy z wnętrza pieca powietrze, wypełniliśmy tygiel helem, aby uzyskać plazmę gazową, i włączyliśmy łuk. Łuk zabzyczał i wyłączył się. Kiedy otworzyliśmy piec, okazało się, że wolframowa elektroda zniknęła. Elektroda ta jest mniej więcej wielkości mojego kciuka. Wolfram to materiał, z którego produkuje się włókna do żarówek. Ludzie, którzy zbudowali piec, twierdzili, że możemy używać go od 35 do 40 razy bez potrzeby wymiany elektrody. Mogliśmy palić go przez wiele, wiele minut. My natomiast nie zdążyliśmy używać go dłużej niż przez sekundę.

Wysłaliśmy więc reklamację do producenta i w odpowiedzi otrzymaliśmy nową elektrodę, założyliśmy ją, wypompowaliśmy powietrze, wpompowaliśmy szlachetny gaz, włączyliśmy łuk, bzyknęło i łuk się wyłączył. Otworzyliśmy i znowu okazało się, że wolframowa elektroda przekształciła się w proszek.

Kiedy poddaliśmy go analizie, stwierdziliśmy, że to nie jest ten sam pierwiastek, co przedtem. Ustaliliśmy również, że nastąpił około tysiąckrotny wzrost ciepła i nie było to ciepło pochodzące z reakcji chemicznych, ale z reakcji jądrowych. Zauważyliśmy również, że wszystkie przewody w laboratorium zaczynają rozpadać się na kawałki. Można było podejść do miedzianego przewodu, ruszyć go i rozsypywał się w proszek.

W szkle laboratoryjnej zlewki znajdującej się w pobliżu pieca pojawiły się pęcherzyki powietrza i kiedy usiłowaliśmy dotknąć ich, rozlatywały się na kawałki. Wszystkie te zniszczenia spowodowane były radiacją. Nie da się tego inaczej wyjaśnić. Jutro pokażę państwu ekspertyzę laboratorium Berkley-Brookhaven, które ustaliło, że były to fotony o energii 25000 elektronowoltów. Kiedy tym wysokospinowym atomom dostarczy się za dużo energii, emitują promieniowanie typu gamma. Tak jak w przypadku wszystkiego, co żeńskie, kiedy się mu powie, że zostanie zmuszone do czegoś, nie osiągnie się nic, ale jeśli da się mu to, czego chce, to otrzyma się to, co się chce samemu. Tak więc należy te pierwiastki hołubić, a nie z nimi walczyć. Są one żywe. To, co należy zrobić, to dać im właściwe środowisko chemiczne, którego potrzebują, współpracować z nimi, dać im to, czego chcą, a wrócą do stanu niskospinowego i wtedy można je przekształcić w metale lub używać w postaci wysokospinowej.

Wszystko układało się jak należy, dopóki mój wuj nie pokazał mi w roku 1991 książki Secrets of Alchemists (Sekrety alchemików). Stwierdziłem, że nie interesuje mnie to, nie mam ochoty czytać na temat alchemii, o czasach kiedy kościół włączał się w te sprawy. Uważałem, że wszystko na ten temat było przesadzone. Mówiłem, że nie jestem tym zainteresowany. Chcę zajmować się fizyką i chemią. Jednak mój wuj nie dawał za wygraną:

— Dave, ależ tam jest mowa o białym proszku złota — powiedział.

— Czyżby? — rzuciłem w odpowiedzi. I w ten sposób zainteresowałem się alchemią. Okazało się, że kamień filozoficzny, źródło światłości życia, był białym proszkiem złota.

I zadałem sobie pytanie: “Czy to możliwe, aby ten biały proszek, który mam, był białym proszkiem złota, o którym oni mówią? Czy też istnieją dwa różne białe proszki złota? Opisy mówią, że jest to źródło, esencja życia, że przenosi on światło życia. To już zostało udowodnione. To jest nadprzewodnik i przenosi światło znajdujące się w naszym ciele. Alchemicy twierdzili, że poprawia on komórki ciała.

Otóż mogę jutro państwu pokazać wyniki badań przeprowadzonych przez Bristol-Myers-Squib, z których wynika, że ten materiał wchodzi w reakcje z DNA, że je koryguje. Wszelkie rakowe deformacje, popromienne deformacje, wszystko to jest korygowane przez te pierwiastki. Nie wchodzą w chemiczne reakcje z DNA, a jedynie je korygują.

Bardzo mnie to zaintrygowało. Co by się stało, gdybyśmy podali tę substancję ludziom? Nie jest to wiązanie typu metal-metal, nie ma więc właściwości ciężkich metali. Aby to sprawdzić, poszukaliśmy biorcy. Był nim pies, któremu daliśmy tę substancję. Był chory na gorączkę odkleszczową, gorączkę dolinną i miał duży wrzód, tu (pokazuje), po tej stronie. W związku z kombinacją tych trzech chorób żaden weterynarz nie mógł znaleźć leku na jego dolegliwości. W pewnym momencie poddano się i przestano go leczyć. Zaczęliśmy aplikować mu zastrzyki w ilości l miligrama białego proszku na l centymetr sześcienny roztworu. Jeden zastrzyk w okolice wrzodu i drugi dożylnie. Po półtorej tygodnia zarówno gorączka odkleszczową, jak i dolinną zniknęły, zaś wrzód skurczył się i zapadł. Przestaliśmy więc robić mu zastrzyki. Po tygodniu nastąpił nawrót choroby, więc wznowiliśmy iniekcje i choroba znowu się cofnęła, ale tym razem kontynuowaliśmy iniekcje przez kolejny tydzień i choroba już nie wróciła. Pies czuł się wspaniale.

Wówczas lekarz, z którym współpracowaliśmy, powiedział:

— Wiecie, to naprawdę wspaniała rzecz. Mam pomocnika, który pracuje w moim gabinecie i którego od śmierci dzielą dosłownie dni, umiera na AIDS. W tej chwili odżywiany jest już tylko dożylnie. Nie może już mówić, nie potrafi sam się ubrać, umiera. Wiecie, chciałbym podawać mu w niewielkich ilościach tę substancję i zobaczyć, jaki będzie efekt.

Półtora tygodnia później odłączył mu wszystkie kroplówki, całe zewnętrzne odżywianie, facet zaczął sam jeść i sam ubierać się - robił ogromne postępy. Półtora miesiąca później siedział w samolocie w drodze na rodzinny ślub w stanie Indiana i nikomu nie przyszło do głowy, że kiedykolwiek był chory na AIDS.

Lekarz był zachwycony wynikiem leczenia. Wziął kolejnego pacjenta, który cierpiał na KS, Karposi Sarcoma (...), raka, który występuje na skórze całego ciała, i zaczął podawać mu dożylnie l centymetr sześcienny dziennie. Po niespełna dwóch miesiącach zniknęły wszystkie aktywne ogniska KS. Tylko jeden miligram dziennie! Ci, którzy słyszeli o KS, wiedzą zapewne, że chorobę tę można leczyć jedynie przy pomocy promieniowania, którego ilość jest ograniczona i po pewnym czasie, po maksymalnej dawce, lekarze muszą przerwać kurację, ponieważ choroba nasila się i pacjent umiera. Nasza substancja natomiast całkowicie usunęła ogniska KS.

Potem przystąpiliśmy do pracy z kolejnym pacjentem - była to kobieta, która została zarażona AIDS w czasie zapłodnienia in vitro. Stało to się na Uniwersytecie Stanowym w Arizonie. Dziesięć kobiet otrzymało wówczas spermę od pacjenta zarażonego wirusem HIV. Była jedyną, która zapadła na tę chorobę. Była chora od 11 lat. Właśnie była w okresie schyłkowym choroby. Liczba białych krwinek i limfocytów T stanowiła klasyczny obraz tej choroby. Po raz pierwszy podaliśmy jej nasz proszek doustnie, ale nie spowodowało to żadnych zmian w obrazie białych krwinek i limfocytów T. Natomiast po podaniu proszku w postaci zastrzyku liczba jej białych ciałek w ciągu półtorej godziny wzrosła z 2 200 do 6 500. Niesamowite, prawda?

Kiedy podawaliśmy to doustnie, nic się nie działo z liczbą białych krwinek, a jest to jedyny dostępny nam analityczny wskaźnik. Po miesiącu pacjentka stwierdziła: “Chcę zastrzyki. Chcę, aby nastąpił wzrost białych krwinek". Przygotowaliśmy więc zestaw, który miała przyjmować w iniekcjach. Jednocześnie pobraliśmy próbki jej krwi i wysłaliśmy do laboratorium w południowej Kalifornii z poleceniem oznaczenia ilości komórek zakażonych wirusami w jednym milimetrze krwi. W tym czasie przyjęła pierwszy zastrzyk.

Dostała wysokiej gorączki, podobnie jak to było u innych pacjentów, więc j zmniejszyła dawkę o połowę (w rzeczywistości to lekarz polecił zmniejszyć tę s dawkę). Wzięła ją następnego dnia, dostała konwulsji i zmarła. Zaraz potem j otrzymaliśmy wyniki z laboratorium i okazało się, że procent komórek zarażonych był tak mały, że nie powinna nawet myśleć o AIDS.

Do tej pory nie robiliśmy takich analiz przed rozpoczęciem podawania tego preparatu. Od tego czasu postanowiliśmy najpierw robić te analizy. Pracowaliśmy z człowiekiem, który miał liczbę zakażonych komórek w ilości 57 000. Był tak słaby, że chodząc musiał wspierać się na lasce. Lekarz dawał mu dwa, najwyżej trzy tygodnie życia. Przyjął nasz preparat doustnie i po około 60 dniach zaczął się spadek liczby zarażonych komórek. Po okresie pierwszych 60 dni liczba zarażonych komórek zmniejszała się o 30 procent w ciągu każdych kolejnych 30 dni. Po upływie siedmiu miesięcy liczba komórek zarażonych zmalała do tego stopnia, że ledwie można było je wykryć. Był to rezultat doustnego przyjmowania 50 miligramów dziennie.

Proszę pamiętać, że nie jestem lekarzem i nie mam zamiaru nim zostać. Chciałem się tylko dowiedzieć, czy moja substancja działa. Tylko to chciałem wiedzieć !

W pomocnym Phoenix był pewien lekarz, któremu dałem dwie buteleczki suchego preparatu. Podał on go dwóm pacjentkom chorym na raka. Były to kobiety, jedna w wieku 42 lat, druga zaś - 57. Obie cierpiały na raka piersi. Czterdziestodwuletniej pacjentce usunięto pierś dwa lata wcześniej i poddano ją intensywnej radioterapii. Po dwóch latach zaczęła odczuwać bóle szyi i żeber. Poszła do kręglarza, ale nie był on w stanie jej pomóc. W końcu trafiła do onkologa, który stwierdził u niej raka szyi, ramion, pleców, kręgosłupa i żeber. Powiedział, że to już czwarte stadium i że powinna jak najszybciej pozałatwiać swoje doczesne sprawy. Stwierdził, że można jeszcze zastosować chemoterapię, ale i tak umrze.

W końcu trafiła do wyżej wymienionego lekarza, który dał jej nasz preparat w ilości wystarczającej na przyjmowanie go przez półtora miesiąca. Przyjmowała go w dawkach 100 miligramów dziennie przez około 1,5 miesiąca. Pod koniec tego okresu poszła powtórnie do onkologa. Okazało się, że w ogóle nie ma raka. Nawet nie wiedziałem, kim jest ta kobieta. Nie miałem nic wspólnego z podawaniem jej tego preparatu w charakterze leku. Pewnego dnia zadzwonił telefon i w słuchawce usłyszałem jej głos:

— Panie Hudson, nie wiem, kim pan jest ani czym był pański preparat, ale to jest fantastyczne. — No i opowiedziała mi swoją historię.

W przypadku pięćdziesięciosiedmioletniej kobiety sprawa nie wyszła.

Udaliśmy się więc na Uniwersytet Chicagowski, aby przeprowadzić badania na myszach. I co się okazało? Otóż połowa myszy zginęła od raka, zaś u drugiej zaczął się on rozwijać znacznie szybciej. Pod koniec badań prowadzący badania wstrzyknęli myszom estrogen, który powinien spowodować jeszcze szybszy rozwój raka. Efekt był wręcz przeciwny. Po wstrzyknięciu estrogenu, po upływie zaledwie 24 godzin, rak znikał. Sugeruję więc teraz ludziom, aby każdy, kto przekroczył 40 lat, zaczął przyjmować DHEA (jeden z androgenów - dehydroepiandrosteron) lub jakiś inny żeński hormon, ponieważ w leczeniu raka piersi żeńskie hormony odgrywają bardzo dużą rolę.

Nie podaję tego państwu jako informacji o charakterze technicznym. Mówię o tym, ponieważ takie są moje doświadczenia. I dlatego właśnie mogę państwu o nich opowiadać.

Mamy również lekarza na Florydzie, który podawał w listopadzie nasz specyfik choremu na raka trzustki. Pacjent w sposób zatrważający tracił wagę. Lekarz nie dawał mu nadziei na utrzymanie go przy życiu, w związku z czym pacjent gotów był na wszystko. Brał nasz specyfik przez 60 dni i obecnie odzyskał już normalną wagę i czuje się wspaniale. Lekarz nie może zrozumieć, jak to się stało. Jest zupełnie zdezorientowany, ponieważ nikomu jak dotąd nie udało się przeżyć z rakiem trzustki.

Nasza substancja nie stanowi panaceum na wszystko. Nie jest to lek przeciwko AIDS. Nie jest to lek przeciwrakowy. To jest dosłownie duch. Ten preparat nie jest po to, aby leczyć AIDS czy raka. Jest po to, aby doprowadzać do doskonałości nasze ciała. Sprawia, że nasze ciała wracają do stanu, w którym być powinny. To nasz własny system immunologiczny zwalcza chorobę. Jeśli można poprawić DNA w każdej komórce ciała, jeśli można naprawić zniszczenia spowodowane przez wirusa, nawet AIDS, to można stać się istotą idealną. Można wrócić do pierwotnego stanu zdrowia, w którym powinniśmy się znajdować.

To nie jest lekarstwo. Materiał ten jest w rzeczy samej substancją o charakterze filozoficznym. Jest po to, aby oświecić i wznieść na wyższy poziom świadomość rodzaju ludzkiego. Jeśli w trakcie wykonywania powyższych zadań leczy przy okazji choroby, to dobrze. Dla większości z nas trudno jest zrozumieć, o co tu naprawdę chodzi.

Zbliża się już dziewiąta godzina. Jutro postaram się przedłożyć państwu wszystkie procesy fizyczne, które zostały odkryte i opisane od czasu, kiedy uzyskałem patenty. Przedłożę państwu wszystkie teorie dotyczące nadprzewodnictwa oraz atomów w stanie wysokiego spinu. Zorientujemy się w całości literatury opublikowanej na ten temat; wyświetlę państwu przy pomocy rzutnika wyniki badań, abyście mogli państwo przeczytać, kto jest ich autorem, a są wśród nich Państwowe Laboratoria Brookhaven, Państwowe Laboratoria Oakridge, Instytut Nielsa Bohra z Kopenhagi i wiele innych. Udostępnię państwu wszystkie prace na temat nadprzewodników w ciele. Obejrzycie wszystkie prace dotyczące światła życia w postaci nadprzewodników. Przedyskutujemy dogłębnie sprawę energii punktu zerowego, energii próżni, czasoprzestrzeni i grawitacji. Postaram się to wszystko państwu wytłumaczyć - mam nadzieję przejrzyście. Opowiem o tym, że Jesteśmy tylko hologramem, obrazem przedstawiającym nas samych, że nie jesteśmy rzeczywistością. Potem cofniemy się w przeszłość, cztery lub pięć tysięcy lat przed naszą erą, do dolin Tygrysu i Eufratu, do pism Zecharii Sitchina, do faraonów egipskich i ich najwyższych kapłanów. Do Hebrajczyków i Biblii. Do proroctw Nostradamusa i Kluczy Henocha, do wszystkich przepowiedni dotyczących tego zagadnienia. Przepowiedni mówiących, że to pojawi się tu i stanie się znane nauce około roku 1999. Taka jest tego historia. Zobaczymy się jutro, jeśli będziecie mieli ochotę przyjśćJB

Przypisy:

1. Stolica i największe miasto Arizony.

2. l uncja równa się 28,35 grama.

3. United States Bureau of Standards.

4. Przegląd fizyczny A.

5. “Grawitacja jako fluktuacja siły bez punktu przyłożenia".

6. Jest to szczególnie interesujący akapit z punktu widzenia ufologii, bowiem zjawisko wyłączania urządzeń elektrycznych przez NOLe jest niezwykle często opisywanie przez świadków. Czyżby latające spodki lub ich powłoki były wykonane z nad-przewodników i znikając podobnie jak one przechodziły do innowymiarowej przestrzeni? Inną ciekawą informacją z tym związaną jest to, że kiedy świadkowie próbowali dotknąć powłoki latającego spodka zaraz po jego wylądowaniu, kierujące nim istoty ostrzegały ich, aby tego nie robili, gdyż mogą się poparzyć. Może to oznaczać - choć niekoniecznie! - że tak jak w opisanym w tym artykule przypadku do przejścia nadprzewodzącej powłoki latającego spodka do innego wymiaru trzeba ją podgrzać. - Przyp. R.Z.F.

7. Autor dokonał tu skrótu myślowego polegającego na odniesieniu natężenia pola magnetycznego do pracy, jakie może ono wykonać (Gaus jest jednostką indukcji magnetycznej, zaś erg jednostką pracy).

Zainteresowani dalszymi informacjami na ten temat oraz opisaną w tym artykule substancją mogą pisać na adres (w języku angielskim oczywiście!): Science of the Spirit Foundation, P.O. Box 25709, Tempe, AŻ 85285, USA.

Sir Laurence Gardner

"UKRYTE DZIEJE JEZUSA I
ŚWIĘTEGO GRAALA"
część pierwsza
część druga
część trzecia

"GWIEZDNY OGIEŃ -
ZŁOTO BOGÓW"
część pierwsza
część druga
część trzecia

"W KRÓLESTWIE
WŁADCÓW PIERŚCIENIA"
część pierwsza
część druga

Sir Laurence Gardner, Kt St Gm, KCD, jest znanym na całym świecie genealogiem rodzin królewskich i rycerskich. Piastuje stanowisko Brytyjskiego Wielkiego Przeora Kościoła Uświęconej Rodziny Świętego Kolumby i nosi tytuł Chevalier Labhran de Saint Germain. Jest również Głównym Attache Europejskiej Rady Książąt, konstytucyjnego ciała doradczego założonego w roku 1946. Formalnie należy do Szlacheckiej Straży Domowej Królewskiego Domu Stuartów założonej w roku 1692 w St Germain-en-Laye i jest Królewskim Historiografem Jakobitów.