The City rozdział 1-3


0x08 graphic

THE CITY

Opowiadanie śledzi losy Belli, Alice i Rosalie mieszkających w Nowym Jorku.
Wszystkie trzy są młode, modne i odnoszą sukcesy. Czy jednak odnajdą miłość w amerykańskiej stolicy mody?

Autorka: amitte
Oryginał:
http://www.fanfiction.net/s/4909117/1/The_City
Kategoria: romans/przyjaźń

[OOC]
[AU/AH]
[+9]

Tłumaczenie: Amaranthine
Beta: kirke (dziękuję! ;*)
banner: Amaranthine

opowiadanie dostępne również na: http://www.twilightseries.fora.pl/ oraz http://charmed-4ever.phorum.pl/index.php

Rozdział 1 - Breathe

You're the only thing I know like the back of my hand, and I can't breathe, without you, but I have to. Breathe. - Taylor Swift


Jacob miał czelność, żeby wejść za nią aż do windy w budynku, w którym mieszkała. Bella wciąż była w szoku. Jego wcześniejsze oświadczenie jeszcze nie do końca do niej dotarło. Pocałowałem ją. Znowu. Zdradził ją już po raz trzeci.

- Mógłbym chociaż wytłumaczyć - błagał Jacob, zupełnie jakby próbował przekonać kogoś do oddania mu ostatniej, kiedykolwiek stworzonej torby Marca Jacobsa.

- Nie, a teraz wynoś się z mojego budynku - odpowiedziała chłodno Bella, stając na wprost windy i nawet nie odwracając się w jego stronę. Nie pozwoli mu zobaczyć, że jest załamana; jej matka wychowała ją na silną kobietę. Czy ta winda nie mogłaby poruszać się szybciej?! Bella wynajmowała jeden z apartamentów na najwyższym piętrze wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką z Princeton, ale ile można!

Jacob, usiłując skorzystać na aktualnej prędkości windy, zaczął się tłumaczyć.

- Ona nic dla mnie nie znaczyła... przysięgam.

Och, facet miał tupet.

Kiedy drzwi windy w końcu się otworzyły, Bella wyskoczyła na zewnątrz i popędziła do swojego mieszkania. To był już koniec, miała tego dosyć. Lecz on oczywiście nie zrozumiał co się dzieje, bo po chwili dogonił ją i złapał za ramię.

Wyrywając się z jego uchwytu niczym kobra, Bella odpowiedziała lodowato, wsuwając klucz do zamka.

- Nie dotykaj mnie. Trzy nieudane próby i odpadasz. Z nami KONIEC.

- Skarbie, zaczekaj - zawołał.

To wystarczyło. Gwałtownie odwracając się na obcasach czarnych czółenek od Alexandra McQueena, stanęła z nim twarzą w twarz, z jej bursztynowych oczu biła wściekłość. Jacob nieomal cofnął się pod siłą jej spojrzenia.

- Nie jestem twoim skarbem.

Po czym otworzyła drzwi, by następnie zatrzasnąć je przed jego otępiałą twarzą.

Kładąc swoją białą, pikowaną Chanel na blacie kuchennej szafki, Bella przeszła na tyły apartamentu i otworzyła podwójne szklane drzwi prowadzące na balkon. Musiała wesprzeć się o ścianę, kiedy w końcu pozwoliła ostatnim nowinom dotrzeć do swojej świadomości. Czuła się, jakby ktoś uderzył w nią kulą do kręgli i oderwał jej nogi, niczym odrzucony kawałek materiału.

Gdy Bella położyła rękę na swoim gładkim policzku, poczuła wilgotną substancję spływającą po jej twarzy. Przyciskając dłonie do oczu próbowała powstrzymać łzy. Był świnią i nie miała zamiaru po nim płakać.

Jednak jakkolwiek by próbowała, łzy płynęły dalej.

Gdy wpatrywała się w niezliczone drapacze chmur i budynki w mieście, które kochała, uderzył ją silny podmuch jesiennego wiatru. Ocierał jej łzy i zwiewał jej długie, kasztanowe włosy do tyłu.

Omójbosz! Wiatr był znakiem! Bóg pomagał jej pozostać silną. Pomagał jej odsunąć od siebie okropne uczucie bycia odrzuconą. Pomagał zapomnieć o świni, która była jej chłopakiem od początku college'u. To trochę potrwa - nauczyła się tego na podstawie obserwacji wielu związków swojej siostry - ale upora się z tym z wdziękiem. Będzie żyła dalej tak, jak Jen, po tym, kiedy Brad i Angelina stali się Brangeliną.


-------------------------------------------------------------------------------


Alice szła przez hałaśliwe ulice Chelsea w Nowym Jorku, szczęśliwa i podekscytowana. Nie chcąc wystraszyć pozostałych przechodniów, przyspieszyła, będąc tylko dwa bloki od mieszkania, które dzieliła z jedną z najlepszych przyjaciółek ze studiów.

Alice była pełna zachwytu. Właśnie zdobyła dwie przepustki dla swoich dwóch najlepszych przyjaciółek, Rosalie i Belli na pokaz Calvina Kleina, który miał się odbyć w przyszłym tygodniu. Praca na stanowisku asystenta dla słynnego projektanta miała swoje dodatkowe korzyści. Oczywiście Bella, przy swojej pozycji starszego redaktora działu mody w New York Timesie mogła równie łatwo zdobyć wejściówki na każdy pokaz, ale zwykle były one w którymś z dalszych rzędów. Nie należało zapominać o tym, że pozycja Rosalie, na stanowisku dyrektora marketingu u Michaela Korsa też miała pewne bonusy, ale nie wystarczające by zdobyć bilety w pierwszym rzędzie. Była pewna, że zwariują, gdy o tym usłyszą.

Stukot obcasów jej brązowych zamszowych kozaczków Calvina Kleina sięgających do kostki przywrócił ją do rzeczywistości i skręciła w ulicę prowadzącą przed jej budynek.

- Dobry wieczór, panno Brandon - rzekł odźwierny, otwierając przed Alice drzwi. Był to starszy, mniej więcej 65-letni mężczyzna. Pomimo swojego wieku był wysoki i dobrze zbudowany, co było podstawą w światowej stolicy mody.

- Dziękuję Thomasie - odpowiedziała, grzecznie się uśmiechając.

- Panno Brandon, - powiedział Thomas, zatrzymując ją w połowie drogi do windy. - Panna Swan i Pan Black przyjechali wcześniej i kłócili się wchodząc do windy.

Jej uśmiech opadł niczym złote bransoletki, które usiłowała przesunąć wzdłuż szczupłej ręki. To mogło oznaczać tylko jedno - łajdak znowu ją zdradził. Czując nagłą potrzebę zobaczenia się z przyjaciółką, Alice pobiegła wzdłuż świeżo woskowanej, marmurowej podłogi do lakierowanej, drewnianej windy.

Nie była pewna, czy powinna:

a) zabić Jacoba
b) zabić wywłokę, z którą zdradził Bellę
c) wynająć płatnego zabójcę, żeby zabił ich oboje
d) zadzwonić do Rose
e) zadzwonić po pomoc do swej ukochanej matki
f) pójść schodami zamiast czekać na tę ślamazarną windę

Wybrała opcję d, bo była pewna, że przy swoich stu pięćdziesięciu centymetrach wzrostu raczej nie poradzi sobie ze 190-centymetrową sylwetką Jacoba.

Po wystukaniu na iPhonie numeru Rosalie, Alice usłyszała jej wysoki głos.

- Słucham.

- Rose, Bella nas potrzebuje, ten idiota znowu to zrobił - powiedziała surowo do telefonu.

- Będę za sekundę, właśnie wychodzę ze spotkania - szybko odpowiedziała Rosalie, od razu rozumiejąc o co chodzi Alice.

Po rozłączeniu się i otwarciu drzwi do mieszkania, Alice zobaczyła Bellę rozłożoną na czarnej skórzanej kanapie. Z ekranu plazmowego telewizora dochodziły dźwięki programu 'Jak się nie ubierać'. Bella miała na sobie białą bokserkę i granatowy dres od Juicy.

Przyglądając się uważniej, Alice zauważyła, że Bella płakała. To było bardziej szokujące niż fakt, że Chris Brown i Rihanna ponownie się zeszli.

Bella nigdy nie płakała. Zawsze była najsilniejsza z ich trójki. Zawsze była gotowa pomóc przyjaciółkom, odkładając na drugi plan własne uczucia, co było dość przygnębiające.

Kładąc swoją brązową torebkę typu hobo* na granitowym blacie, Alice podeszła do Belli i złapała ją w mocnym uścisku.

- Tak mi przykro, to totalny idiota - powiedziała szczerze.

Nigdy nie lubiła Jacoba, nawet na początku ich związku.

- Dlaczego on znowu mi to zrobił? - spytała Bella.

- Nie wiem kochana, ale jest świnią i poradzisz sobie o wiele lepiej bez niego - odpowiedziała przecierając poplamione rozmazaną maskarą policzki Belli rąbkiem swojego kremowego sweterka od BCBG.

- To boli Al - wymruczała Bella, przyciskając twarz do krótkich włosów Alice, pachnących liliami.


-------------------------------------------------------------------------------


Rosalie chwyciła z biurka swoją czarną torbę od Marka Jacobsa i wybiegła - na tyle szybko, na ile pozwoliły jej czółenka na 12-centymetrowych obcasach i ołówkowa spódnica z podwyższonym stanem - na ulicę, podnosząc rękę, by zawołać taksówkę.

Kiedy samochód zatrzymał się przed nią, Rosalie wskoczyła do środka wykrzykując w stronę łysego kierowcy z nadwagą adres apartamentu przyjaciółki.

- O co tylko poprosisz, moja słodka - odpowiedział mężczyzna, puszczając do niej oko we wstecznym lusterku.

Ugh, kolejny oblech. Rosalie przewróciła oczami i wyjrzała przez okno, podczas gdy kierowca manewrował wzdłuż uliczek, ignorując dźwięki klaksonu dochodzące z pozostałych musztardowo żółtych pojazdów.

Gdy taksówka w końcu się zatrzymała, rzuciła kierowcy 20-dolarowy banknot i popędziła w stronę budynku.

- Proszę pójść schodami, panno Hale - poradził Thomas, otwierając przed nią drzwi, bo już po jej minie poznał, że jest w pośpiechu.

- Dziękuję Thomasie - zawołała przez ramię, nie chcąc zachować się niekulturalnie w stosunku do starszego mężczyzny.

Przypominał Rose jej własnego ojca, pomijając fakt, że nie posiadał własnej firmy prawniczej. Oboje byli wysocy i zawsze zachowywali się jak dżentelmeni. To dzięki temu jej tacie udało się poślubić modelkę.

Po otworzeniu drzwi do mieszkania zapasowym kluczem, który dostała od przyjaciółek, zobaczyła obie siedzące na kanapie, a Alice kojącym gestem kreśliła koła na plecach Belli.

Rzuciła torebkę na fotel i mocno objęła Bellę. Usłyszała jej szept.

- To wciąż boli... cz-czy dobrze zrobiłam?

Rosalie była zdumiona. Bella zawsze była tak bardzo pewna swego - zawsze była pewna siebie. Widząc, jak jej oczy wypełniają się łzami, próbowała jakoś odwrócić jej uwagę.

- Oczywiście, że tak, B - układając ramiona w geście charakterystycznym dla Vanny White**, dodała - W końcu jesteś Isabellą Swan, starszą redaktorką New York Timesa. Jesteś młoda, piękna i silna. On jest zwykłą świnią, a ty zasługujesz na znacznie więcej.

Każde słowo zabrzmiało szczerze. Wszystko, co mogła zrobić Alice, to pokiwać głową zgadzając się z nimi.


_____________________________________________________________________


Od autorki: Uwielbiam wyobrażenie Beli, Alice i Rosalie mieszkających w Nowym Jorku, więc obudziłam swoje zainteresowanie modą.
Dodatkowo:
*przykład torebki typu hobo - http://www.swiatluksusu.com.pl/files/jimmy-choo-ring-typu-hobo-torebka-damska.jpg
**Vanna White to słynna w Stanach prezenterka tamtejszej wersji Koła Fortuny (łatwiej będzie wyobrazić sobie gest Rose).

Rozdział 2 - We break the dawn

Ooh, there's somethin' `bout the skylight tonight. Somethin that lets me know everythin's gon' be alright. - Michelle Williams

Rosalie zdecydowała, że zostanie na noc i po tym, jak przebrała się we własny dres, wyjęty z szuflady w pokoju Belli, którą sobie zaadoptowała, dziewczyny rozpoczęły 4-godzinny maraton z 'Jak się nie ubierać'.

Z małą pomocą połowy tuzina ruloników sushi z baru Geisha, serce Belli zostało zacerowane. Nitka po nitce, utkała się łatka zasłaniająca dziurę.

Do tej pory przypominająca pustą tubkę błyszczyku - pustą i wykorzystaną - wiara Belli powoli powracała. Powoli, lecz na dobre.

- Mam ogromną nowinę - zapiszczała Alice, wpierw odkładając swój talerzyk na ich twardą drewnianą podłogę. Dłużej nie mogła zatrzymać tego dla siebie i miała pewność, że poprawi tym humor Belli.

- Jaką? - spytały chórem Bella i Rosalie, chichocząc na widok podekscytowanej Alice.

- ZgadnijciektozdobyłdwieprzepustkidopierwszegorzędunapokazCalvinaKleina? - wrzasnęła podskakując na kanapie, niczym piłeczka.

- Ahhhhhhhhhhhhhhh - krzyknęły Rosalie i Bella, ściskając z całej siły Alice.

- Omójbosz... tylko gwiazdy dostają takie bilety! - zawołała Bella. Była tak zaskoczona, czuła się jakby właśnie zobaczyła św. Mikołaja stojącego przed choinką.

- Wiem, ale musicie zrozumieć, w końcu to ja - odrzekła nonszalancko Alice, strzepując z ramienia niewidzialny pyłek.

-------------------------------------------------------------------------------

Dziewczyny wcześniej zaplanowały wspólną kolację w trakcie tygodnia mody, wiedząc, że przed samym show Alice będzie latała wkoło, żeby prawidłowo poinstruować wszystkie modelki, jakby nabawiła się owsików.

Bella musiała tylko dokończyć ostatni paragraf i wydrukować swój artykuł na temat Mediolańskiego Tygodnia Mody dla redaktora naczelnego i resztę wieczoru miała wolną.

To będzie już trzeci jej artykuł, który trafi na okładkę; musiała jedynie odpowiednio go zakończyć. Ale co mogło być na tyle ciekawe, by utrzymać czytelników w oczekiwaniu na kolejny tekst?

Lecz sylwetka Polliniego potrzebuje czegoś więcej niż tylko symboli. Ona wymaga własnego, rozpoznawalnego stylu, zakorzenionego w połączeniu swojej historii i skoku w przyszłość.

Jeszcze tylko kropka... zapisać... wydrukować...

Wyjąć kartki z drukarki... wyłączyć komputer...

Nareszcie kończąc, Bella złapała swoją czarną torebkę od Fendi Spy, leżącą na rogu biurka z lakierowanego drewna.

- Życzę udanego wieczoru, panno Swan - rzekła jej praktykantka, korzystająca z każdej okazji, żeby wejść komuś do dupy, widząc, że wychodzi z biura. Na początku Bella myślała, że wysyłanie studentów college'u do Starbucksa jest niezwykle zabawne, skoro równie dobrze mogła pójść tam sama, ale szybko dała sobie z tym spokój.

- Hej, Caitlin, idę dziś z dziewczynami do tej restauracji Nipote przy Lexington i Sześćdziesiątej Piątej, więc jeśli chcesz możesz pójść wcześniej do domu - powiedziała Bella. Czuła się podle każąc biednej dziewczynie zostawać niekiedy do bardzo późna. Miała tylko 20 lat.

- Oh, to się idealnie składa. Dziś są urodziny Ryana, więc urządzamy mu przyjęcie-niespodziankę... bla, bla, bla - Bella po chwili przestała zwracać na nią uwagę. Caitlin była uroczą dziewczyną i miała talent do pisania, ale kurczę, umiała się rozgadać.

Po pożegnaniu się z praktykantką, Bella odniosła swój artykuł i wyszła na zewnątrz, by złapać taksówkę.

Fakt, że od zdobycia jedzenia dzieliło ją jedynie dwadzieścia minut był bardzo pocieszający, bo właśnie zidentyfikowała to dziwne, ssące uczucie, połączone z lekkimi zawrotami głowy, pojawiające się, gdy zapomniała, żeby coś zjeść. Musiała obejrzeć piętnaście filmów z różnych pokazów, które dostała na maila jako pomoce w napisaniu artykułu. Taka była cena, którą zmuszona była zapłacić, żeby móc zamieścić przeglądową relację z tygodnia mody w innym kraju, zanim zdołają to zrobić inne liczące się na rynku magazyny. To właśnie jej zaangażowanie pozwoliło im tak szybko podskoczyć w rankingu.

Wsiadając do podrapanej taksówki, naciągnęła na szyję swój złoty, jedwabny szal od Hermesa. Po zamknięciu drzwi, niczym taran uderzył ją w twarz zapach czosnkowo-rybno-serowej pizzy. Przykładając do nosa dłonie nasiąknięte zapachem Chanel no.19, Bella przekazała kierowcy ubranemu w czapkę z logiem New York Mets gdzie ma jechać.

-------------------------------------------------------------------------------

Niecierpliwie przytupując stopą odzianą w fioletowe balerinki od Tory Burch, Alice czekała przy stoliku na przybycie swoich przyjaciółek. Dla czego to ona zawsze musiała być punktualna?

Nie żeby nie miała nic innego do roboty. Przygotowania do wielkiego show jak zwykle były przepełnione stresem.

Musiała upewnić się, że modelki będą wystarczająco godne zaufania, że każdy z modeli ma odpowiednio dopasowane kreacje, nadzorować ostatnie przymiarki, światła, scenę, muzykę i siedzenia, nie wspominając o dawaniu sobie rady z szaleńczymi zmianami nastroju Francisca Costy...

Alice kochała to bardziej niż swojego czerwonego Birkina*, a to już coś znaczyło.

Zatopiona w swoich myślach niczym gąbka, nie zauważyła, kiedy do środka weszły Rosalie i Bella.

- Cześć dziewczęta - powiedziała, gdy siadały przy ich stoliku.

- Cześć Al... wyglądasz na trochę zmęczoną - odparła Rosalie. - Wszystko w porządku?

- Tak, wszystko do-obrze - odpowiedziała Alice, nie zdając sobie sprawy z tego, że przy okazji ziewnęła. - To tylko pokaz; Francisco doprowadza mnie do skraju wytrzymałości. W trakcie przymiarek zwolnił trzy modelki. Mało brakowało, a rzuciłabym w niego swoją komórką.

- Jesteś pewna? Zawsze możemy wziąć coś na wynos i wypożyczyć film - powiedziała Bella, zaniepokojona dużymi fioletowymi sińcami, formującymi się pod oczami jej przyjaciółki z powodu braku snu.

- Całkowicie! W każdym razie słyszałam, że mają tu znakomite jedzenie. Krytycy przyznali im pięć gwiazdek! - dodała Alice, rozglądając się po robiącym wrażenie wnętrzu restauracji.

Ściany były wykonane z ciemnego drewna klonowego, a stoły nakryte białą tkaniną i srebrnymi sztućcami. To, razem z kelnerami ubranymi w dopasowane czarne spodnie i koszule nadawało lokalowi elegancki i prestiżowy wygląd. Usytuowany pomiędzy pierwszą, a drugą Aleją, był miejscem, w którym jadali najbogatsi.

Bella poczuła ogromną ulgę, gdy wreszcie w jej organizmie znalazło się jedzenie. I to całkiem dobre jedzenie. Jedno z lepszych, jakie miała okazję jeść!

Każdy posiłek składał się z pięciu dań. Bella zamówiła bulion z kraba, gotowanego halibuta i zapiekany stek oraz tradycyjną sałatkę i brzoskwinie z tahitańskimi lodami waniliowymi, duszone w przyprawionym czerwonym winie. Jedzenie było przepięknie ułożone na talerzykach - każda porcja niczym mały obrazek.

Nie chcąc faszerować swego smukłego ciała niczym więcej, Bella położyła białą płócienną serwetkę obok opróżnionego do połowy talerza i westchnęła z satysfakcją. Była ogromnym łakomczuchem.

Podnosząc swój kieliszek z winem do posmarowanych błyszczykiem ust, zauważyła, że do ich stolika podchodzi jakiś mężczyzna.

Miał gęste brązowe włosy, postawione na żelu tak, że odsłaniały jego marmurowo gładkie czoło.

Był normalnego wzrostu, około metra siedemdziesiąt pięć. Ale dopiero patrząc w jego jasnozielone oczy Bella wpadła na całego. Kolorem przypominały jadeity. Błyszczące i piękne tak, że aż zaparło jej dech w piersiach.

Na szczęście otrząsnęła się z transu i odłożyła kieliszek na stół, gdy poczuła znajome wibracje w przedniej kieszeni swoich ciemnogranatowych dżinsów z prostymi nogawkami, wyglądającymi jak sprane, bo chłopak podchodził coraz bliżej.

Miał na sobie śnieżnobiałą koszulę z podwiniętymi rękawami, charakterystyczną dla szefa kuchni i ciemne dżinsy.

- Dobry wieczór paniom, nazywam się Masen. Mam nadzieję, że posiłek sprostał waszym oczekiwaniom - powiedział uprzejmie. Gdy to mówił jego oczy wędrowały po ich twarzach i zatrzymały się na uśmiechniętej twarzy Belli.

- Jedzenie było znakomite - powiedziała z całego serca.

- No cóż, w takim razie bardzo się cieszę, że spędziłyście miło czas w mojej restauracji - odrzekł wciąż przyglądając się Belli. Sposób, w jaki na nią patrzył powodował, że pociły jej się dłonie.

Wtedy posłał im uśmiech, który spowodował, że serce Belli przyspieszyło, zupełnie, jak po przebiegnięciu pięciu mil w Central Parku z Rosalie. I nie chciało zwolnić.

Dostrzegając w jakim jest stanie, Alice i Rosalie szybko interweniowały.

- Tak, dziękujemy - powiedziała Alice błądząc wzrokiem od Belli do szefa kuchni, i z powrotem w stronę swojej przyjaciółki. Jej głowa poruszała się tak szybko, że wyglądała niczym postać wyjęta z kreskówki i przypatrując się tej scence Rosalie musiała stłumić chichot.

A oni wciąż spoglądali na siebie uśmiechając się.

- Um, więc dziękuję za skorzystanie z usług Nipote i będzie nam niezmiernie miło, jeśli znów tu powrócicie - jego słowa zabrzmiały tak, jakby były zaproszeniem dla samej Belli. Po tym odwrócił się, by porozmawiać z pozostałymi gośćmi w restauracji.

Kiedy odchodził Bella miała bardzo dobry widok na tylne kieszenie jego ciemnych spranych dżinsów. Musiały być od Diesela.

Pochrząkując, by zwrócić na siebie jej uwagę, Rosalie powiedziała.

- Ekheeeeeeem, mega zadurzenie!!!

- Albo raczej gigantyczne! - zaskomlała Alice.

- Ależ prrroooszęęę... wcale się NIE zakochałam - odpowiedziała obronnie Bella.

- To cała nasza B - odparła Alice wszystkowiedzącym tonem. - Rozpoznałam sposób w jaki na siebie patrzyliście. Masz nawet zaróżowione policzki.

- Al, Rose... Ja… ja nie jestem pewna, czy właśnie tego teraz potrzebuję w życiu... Nie jestem pewna, czy właśnie tego teraz chcę - powiedziała Bella nagle przyjmując poważny wyraz twarzy. Dopiero co udało jej się na nowo poskładać swoje życie. Nitki były pozszywane i powiązane. Nie chciała, żeby ktoś wkroczył w jej życie i porozrywał je na nowo. Bella nie była pewna ile jeszcze jest w stanie znieść. - Tak czy inaczej, dajcie mi spokój... zachowujecie się, jakbyśmy miały po piętnaście lat!

- Dobrze już, dobrze. Poprośmy o rachunek - wyjęczała Rosalie, pozbawiona okazji do zabawy. - Ktoś tu chyba potrzebuje snu, zupełnie, jak Justin Bobby** zmiany uczesania - powiedziała, wskazując na Alice i jednocześnie wsuwając pasmo swoich złocistych włosów za wsuwki podtrzymujące zrobiony na biznesową modłę kok, usytuowany tuż nad jej karkiem. Alice twierdziła, że wszystko jest w porządku, ale Rosalie nie lubiła patrzeć jak katuje się pracą. Pracowała szesnaście godzin na dobę i to było zdecydowanie ważniejsze od Fergie farbującej włosy na ciemny brąz.

Śmiejąc się z anegdoty Rosalie odnośnie serialu 'The Hills', dziewczyny zapłaciły rachunek i chwyciły swoje torebki.

-------------------------------------------------------------------------------

- B, Manolo czy Jimmy? - zawołała Alice z wnętrza swojej głębokiej na sześć metrów garderoby, nie odrywając oczu od dwóch par czarnych, 15-centymetrowych szpilek, które trzymała przed sobą. Tylna ściana szafy była sekcją zapełnioną od podłogi po sufit butami. Miała trzy wbudowane części: płaskie obcasy, szpilki i koturny. Wszystkie posortowane w zależności od koloru, projektanta i stylu. Alice miała nawet specjalną drabinkę, dzięki której mogła dosięgnąć wyższych rzędów - tak samo było z Bellą.

Blahniki miały krój rzymianek***, paski oplatały stopę aż do kostki, niczym sieć. Ciemne kamyczki były przyczepione do pasków położonych najwyżej tak, że ustawiony pod odpowiednim kątem but lekko połyskiwał.

Buty projektu Jimmiego Choo miały jeden prosty pasek oplatający stopę i uroczą czarną wstążeczkę, wiązaną tuż nad kostką.

Obie pary tych pięknych butów pasowały do jej czarnej mini na jedno ramię od Calvina Kleina. Zebrana w jej drobniutkiej talii, dosięgała do połowy ud. Stan sukienki był na tyle wysoki, że nie musiała obawiać się spojrzeń tych wszystkich szaleńczo wysokich modeli.

- Manolo, zawsze Manolo - krzyknęła Bella z własnej garderoby. Obydwie przygotowywały się na pokaz. Alice była na sali przez cały dzień i właśnie wskoczyła do domu, żeby się przebrać.

Teraz szybko potrzebowała opinii drugiej osoby. Wybiegając z garderoby złapała swój telefon komórkowy, który leżał na wierzchu jej łóżka.

- Rose, Manolo czy Jimmy - wykrzyknęła gorączkowo. Miała jedynie niewiele ponad dwadzieścia minut do wyjścia.

- Manolo, Choo połamią się po dwóch godzinach.

Rosalie miała rację. Obcasy, których szerokość nie przekraczała dwóch centymetrów nie zniosłyby więcej niż godzinę biegania za kulisami, nie mówiąc już o dwóch.



_____________________________________________________________________


Od autorki: Francisco Costa w 2002 roku, po odkupieniu marki został ogłoszony następcą Calvina Kleina. To dlatego Alice powiedziała „Francisco”, a nie „Calvin” ;).

Dodatkowo:

*przykłady toreb marki Birkin - http://www.zeberka.pl/img_users/1206272300.jpg

**Dla ciekawych przykład fryzury Justina Bobby przed wizytą u fryzjera ;D http://craignj.files.wordpress.com/2009/04/audrina-justin-bobby1.jpg

***przykładowe rzymianki - http://galerki.pl/files/g/2_2083549985_deichmann.jpg

Rozdział 3 - Beautiful

Like the clouds you drift me away, far away, yeah, and like the sun, you brighten my day, brighten my day, yeah - Akon

Była uzbrojona i niebezpieczna. No cóż, w każdym razie na tyle, na ile niebezpieczna mogła być za kulisami pokazu mody.

W zagięciu swego małego ramienia trzymała masywny clipboard ze zdjęciami modeli i modelek, i ich strojów na dzisiejszy wieczór oraz kolejność w jakiej mają wychodzić. Wokół jej głowy był owinięty cienki czarny kabelek z mikroportu, ze słuchawką i mikrofonem, dzięki czemu mogła porozumieć się z pozostałymi pracownikami.

Ciągnąc za sobą wieszak z sukniami, które razem ważyły więcej niż ona sama, Alice weszła na zaplecze sceny, gdzie przebierali się modele.

Na wpół ubrane modelki usiłowały pozostać w bezruchu, podczas, gdy makijażyści próbowali zakryć wszelkie niedoskonałości. Do tego wyczekujący fryzjerzy mieli przyczepione do pasków szczotki i grzebienie, i butelki lakieru do włosów w rękach, jakby gotowali się na wojnę.

Do rozpoczęcia pokazu zostało już tylko czterdzieści pięć minut. Nie trzeba było zaznaczać, że wszyscy panikowali.

Jeden z asystentów projektantów właśnie zadzwonił, twierdząc, że ma alarmową sytuację.

- Co to za problem Hayden - spytała młodego mężczyznę. Jego falujące brązowe włosy były przycięte tuż nad uszami. Ze swoją mocno zarysowaną szczęką mógłby z powodzeniem pracować jako model, ale miał tylko metr siedemdziesiąt wzrostu.

- Alice, nie możemy znaleźć lewego buta Elle! - krzyknął, a jego twarz nabrała koloru strażackiego wozu; wyglądał, jakby miał dostać ataku serca.

Wtedy zdając sobie sprawę z kim rozmawia, zawstydzony spuścił wzrok na swoje czarne buty. Alice nie miała czasu na głupie problemy z butami. Asystenci byli strasznie wnerwiający. Nie wiedziała, czy powinna:

a) powiedzieć mu, żeby użył rozumu, który dostał od Boga i sam coś wymyślił

b) wylać go za to, że zawraca jej głowę takimi sprawami

c) pomóc mu wydostać się z tych tarapatów

d) zaśmiać mu się w twarz i po prostu sobie pójść

Postanawiając wcielić się na chwilę w Matkę Teresę, wybrała c.

- Szukałeś naprawdę wszędzie?

- Tak, przepraszam. Musiał zapodziać się gdzieś wśród wieszaków, kiedy były przenoszone - powiedział próbując wymyślić wymówkę tłumaczącą jego brak przygotowania.

- Nie chcę słyszeć żadnych wymówek. Czy masz taki sam but w innym rozmiarze? - spytała Alice, próbując coś wymyślić.

- Tak, ale mam tylko ósemki, a ona nosi dziesiątkę - odpowiedział nie do końca rozumiejąc, do czego jej to potrzebne.

- Nie obchodzi mnie to - odparła błyskawicznie Alice. - Przykro mi kochana, ale będziesz musiała się w nie wcisnąć - dodała odwracając się w stronę zdenerwowanej modelki. Była dosłownie chuda jak słomka i nie mogła mieć więcej niż siedemnaście lat.

Posyłając dziewczynie przepraszający uśmiech, Alice odwróciła się na pięcie swych 15-centymetrowych obcasów w kierunku makijażystów, którzy poprosili o pomoc tuż przed aferą ze zgubionym butem.

Gdy podeszła do lewej strony sceny, gdzie usytuowano lustra i miejsce dla makijażystów, usłyszała w uchu dźwięk oznaczający przychodzące połączenie.

Uderzając w guzik przy słuchawce, Alice czekała na rozmowę.

Trzy sekundy później usłyszała głos swojego szefa, naznaczony silnym akcentem.

- Aulice, nie masz nic przeciwko ubraniu rejszty menszczyzn? Muszę się przywietać z Victorią i Sarą Jessicą.

Tak, chodziło o Victorię Beckham i Sarę Jessicę Parker.

- Tak, oczywiście, już tam idę - odpowiedziała do mikrofonu, biegnąc na drugą stronę do męskiej sekcji.

-------------------------------------------------------------------------------

Półnadzy mężczyźni nie robili już na Alice żadnego wrażenia. Na początku zachowywała się niczym buzująca hormonami piętnastolatka, filuterna i chichocząca. Przyzwyczaiła się do widoku po swoim drugim pokazie. Jej skóra nie pokrywała się gęsią skórką, kiedy jej ręce dotykały ich twarzy w trakcie poprawiania ich włosów. Wszyscy mężczyźni byli wysocy i mieli idealnie wyrzeźbione ciała, atuty obowiązkowe w tej pracy.

Gdy dotarła do męskiej sekcji, zobaczyła jak jej 30-letni szef rzuca spodniami w jednego z modeli. Był ubrany tak jak zazwyczaj - w białą, zapinaną marszczoną koszulę, ciemne dżinsy i czarne eleganckie buty (Kline, oczywiście).

Kiedy zobaczył Alice biegnącą w tym kierunku, na jego muśniętej brazylijskim słońcem twarzy pojawił się uśmiech przepełniony ulgą.

- Och, dzięki Bogu - powiedział Francisco, podczas gdy Alice wyjęła swój fioletowy długopis spod klipsa w teczce. - Ubrałem Franco, Daniela, Nicolasa, Liama i Brooklyna - wyliczał, a Alice po kolei odznaczała wymieniane imiona na swojej liście. Razem było dziesięciu męskich modeli. Dziewczyna miała jedynie trzydzieści minut, ale wykona zlecone jej zadanie - jak zawsze.

- Nie martw się, mam to pod kontrolą - odrzekła, zanim wybiegł tylnymi podwójnymi drzwiami na widownię.

Zerkając do notatnika przejrzała listę modeli wychodzących najpierw.

- Noah, Joel, Ayden, Landon i Jasper, weźcie proszę z toreb swoje pierwsze stroje, a ja za chwilę dokonam ostatnich poprawek - wyrzuciła z siebie, nie odrywając wzroku od notatek.

-------------------------------------------------------------------------------

Po tym, jak w końcu poradziła sobie z make-upowym chaosem, Alice wróciła do części dla modeli, w prawym rogu. Dzięki Rosalie i przedłużaczom, które kazała zabrać jej i Belli, była ledwo zziajana.

W końcu wracając do stylizacji czterech modeli, według zdjęć z teczki, Alice spojrzała na jedyne nie odznaczone nazwisko.

- Jasper - krzyknęła. Chłopak usłyszał, jak woła jego imię i nagle jego głowa wyskoczyła do góry, jak z procy. Gdy jego ciemne, szafirowo niebieskie oczy napotkały jej orzechowe, głos uwiązł jej w gardle. Jego falujące włosy koloru piasku pod wpływem nagłego ruchu opadły na opaloną twarz. Jego długie nogi przykrywały ciemnozielone spodnie, a idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa pozostała nieokryta.

Alice nie mogła normalnie myśleć. Głos w jej głowie kazał jej ubrać go na pokaz, bo pozostało tylko dwadzieścia minut, ale jej ciało było sparaliżowane. Co się z nią działo? Zdarzało się jej oglądać mężczyzn w samych bokserkach i nigdy tak nie reagowała. Jej usta wyschły, wiążąc słowa, które musiała wypowiedzieć. Potrzebowała łyku witaminizowanej wody.

W końcu wracając do rzeczywistości, Alice podeszła do modela i podniosła swoją teczkę, szukając jego zdjęć. Przeszukując ją po raz drugi, zorientowała się, że jego zdjęć po prostu tam nie było, co oznaczało, że nie wie w jakim stylu chce go ubrać Francisco. Cholera.

- Wszystko w porządku, proszę pani? - powiedział, widząc, że Alice przeszukuje papiery z takim zapałem, jakby próbowała znaleźć pracę domową dla nauczyciela, który stoi obok. Jego słowa były naznaczone ciężkim południowym akcentem. O mój Boże, to sprawiało, że był jeszcze bardziej pociągający.

- Nie mogę znaleźć twojego info - powiedziała szybko. Myśląc jeszcze szybciej przycisnęła wymanikurowany paznokieć do słuchawki i czekała na nawiązanie połączenia.

- Francisco, wybacz, że Ci przeszkadzam, ale nie mam fotek Jaspera. Jak ma wyglądać jego pierwsza zmiana? - spytała znowu przeszukując notatnik.

- Dwa górne guziki rozpięte i blezer na wierzch - odpowiedział z trudem łapiąc oddech. Musiał biec z powrotem na scenę.

- Okej, rozumiem - zakończyła, wyjmując z torby koszulę i blezer. - Załóż to, proszę - Alice zwróciła się do stojącego przed nią mężczyzny. Była zdziwiona, że rzeczywiście wypowiedziała to wyraźnie, bez jednego zająknięcia.

Alice patrzyła, jak wygina się biceps Jaspera, w trakcie gdy wkładał ręce do rękawów swojej czarnej koszuli, a po chwili nakładał pasujący do całości sweter, błyskawicznie reagując na jej polecenia.

- Włóż koszulę do środka - poleciła. Musiała odwrócić wzrok, gdy Jasper rozpiął spodnie odsłaniając kawałek opalonej skóry nad białymi bokserkami od CK.

Kiedy skończył, Alice zauważyła, że kołnierzyk jego blezera wywinął się z tyłu na lewą stronę. Pomimo 15-centymetrowych obcasów, musiała jeszcze stanąć na palcach, by dosięgnąć jego szyi.

Sięgając ręką do jego ramienia wyczuła miodowe nuty w jego wodzie kolońskiej. Przebywanie tak blisko niego spowodowało, że serce Alice obijało się po jej klatce piersiowej, a jej dłonie się pociły.

Nie mogąc się powstrzymać, oparła ręce na jego szerokich ramionach, strzepując nitkę, która zawieruszyła się na czarnym swetrze. Albo raczej ona chciała, żeby tak myślał.

Robiąc krok do tyłu, żeby podziwiać swoje dzieło, ujrzała, jak pod wpływem jej spojrzenia omiatającego jego ciało, mocno zaznaczone kości policzkowe Jaspera formują się w uśmiech, odsłaniający rząd prostych białych zębów.

Posyłając mu jeden ze swych najbardziej kuszących uśmiechów, Alice utonęła w jego oczach. Były jak głębiny oceanu i niebo chwilę przed końcem zachodu słońca.

Otrzeźwił ją znajomy sygnał w słuchawce.

- Alice, masz dziesięć minut - usłyszała niski głos dźwiękowca.

- Już ich ustawiam, Jim - odpowiedziała, odwracając się od pana mega uroczego, z którym właśnie pojedynkowała się na uśmiechy. Co było trudniejsze niż oddanie ostatniej pary okularów przeciwsłonecznych marki BCBG Max Azaria sprzedawcy i powiedzenie 'Nie, dziękuję. Znalazłam lepsze w Targecie.' Nie żeby Alice kiedykolwiek coś takiego zrobiła. Ależ prrroszęęę.

-------------------------------------------------------------------------------

- Uwaaaagaa!!! - zawołała, wchodząc na piąty stopień drabinki i w tym samym czasie ściskając nogi razem, żeby mieć pewność, że nikt nie zobaczy jej majtek. To numer Whitney Port z trzeciego sezonu The Hills, ale lepsze to niż nic.

- Kiedy wyczytam wasze imiona ustawicie się jeden za drugim przed Olivią i Payton po prawej stronie. One poustawiają was w odpowiedniej kolejności - ogłosiła, wskazując na dwie blondwłose asystentki z notatnikami i mikroportami identycznymi do tych, które miała ona sama. - Carla, Franco, Gabriele, Daniel, Belina, Nicolas, Madison, Liam, Kina i Brooklyn - jeśli tylko chciała jej głos mógł być bardzo donośny - nie należało oceniać jej po wzroście.

- Niech osoby, których imion nie wymieniłam pójdą ze mną na drugą stronę - dodała schodząc na dół.

- Powtórzę tylko raz, więc jeśli któreś z Was nie rozumie, spytajcie kogoś innego, albo poczujecie gniew Francisco Corty pod wpływem kofeiny - powiedziała do pozostałej dziesiątki.

- Okej, więc potrzebuję Evę, potem Noah, za nim Addison, Joel, Sophia, Ayden, Elle i Landon. Na końcu każdego z trzech wystąpień pójdą Mia i Jasper - wykrzyczała Alice, tonem używanym przez wojskowych na poligonie.

Nieomal odtańczyła taniec szczęścia, gdy zorientowała się, że Jasper jest w jej grupie. Wiedząc, że z pewnością ściągnie na siebie dziwne spojrzenia, powstrzymała podekscytowanie.

Taki facet na pewno był zajęty; na litość boską, on był punktem kulminacyjnym pokazu! Zajmował miejsce zarezerwowane dla najlepszego modela. To było zupełnie, jak myśl, że Zac jest singlem. Tak, już w to wierzę. Vanessa już go sprzątnęła, niczym ostatnią fioletową Birkin; spróbuj jeszcze raz w innym życiu, frajerko.

-------------------------------------------------------------------------------

Podczas, gdy jej modele ustawiali się w kolejce, Alice upewniła się, że jej pomocnice są gotowe. Zawsze czuła potrzebę posiadania nad wszystkim kontroli, może to po prostu jej wewnętrzny fanatyk.

- Olivia, Payyyton? - rzuciła z pokrytych błyszczykiem ust.

- Jesteśmy gotowe, Alice - usłyszała, jak jedna z dziewczyn odpowiada przez mikroport.

- Jim, możemy zaczynać - oświadczyła mężczyźnie w kontrolnej budce.

- Dobrze. Będę odliczał od pięciu w dół Alice. Okej, światła Bill - usłyszała, jak mówi.

Reflektory nad nimi zgasły, a światła podświetlające długi na pięćdziesiąt stóp wybieg rozbłysły... i... showtime.

- Gotowi? - powiedziała Alice, podnosząc wzrok tak, żeby spojrzeć na pierwszą modelkę. Dziewczyna pokiwała w odpowiedzi głową, przy okazji powodując, że z jej szyi spadł szal przyczepiony do sukni. Alice włożyła jej go z powrotem i posłała modelce podnoszący na duchu uśmiech.

- Okej Alice, za pięć, cztery, trzy... - zaczął Jim.

Odliczając w myślach pozostałe dwie sekundy, Alice chwyciła chude ramię modelki i wypchnęła ją na wybieg.

-------------------------------------------------------------------------------

Zmuszona do udzielenia co najmniej dwóch wywiadów, Alice posmarowała usta błyszczykiem, wygładziła brzeg sukienki i ruszyła na korytarz.

Hall obok sali, w której odbywał się pokaz był wypełniony podekscytowanymi kamerzystami, modelami, biznesmenami, gwiazdami i fotografami, których na szczęście nie przepuszczano za barierkę. Zamknięci, jak zwierzęta.

- Panno Brandon... panno Brandon... panno Brandon - słyszała, jak woła ją kilku reporterów. Przez to, że była główną organizatorką pokazu, dziennikarze zawsze byli bardzo chętni by przeprowadzić z nią rozmowę na temat wpadek i problemów zza kulis i z projektantem.

Alice podpłynęła do dziennikarza, który wyglądał na największą szychę. Mężczyzna miał na sobie klasyczny, szary 3-częściowy garnitur. Okulary bez ramek osłaniały jego zmęczone brązowe oczy. Z długopisem i notatnikiem w ręku wyglądał, jakby miał się zaraz na kogoś rzucić.

- Panno Brandon - powiedział uśmiechając się, gdy zobaczył, że się do niego zbliża. - Evan Park. Vogue.

Kurczę, że też umiała wybrać to, co najlepsze. Alice przygotowała się na przewidywalne pytania - zawsze były zadawane etapami.

Etap pierwszy: opinia?

- Panno Brandon, czy mogłaby pani przedstawić nam spojrzenie na poprzednią kolekcję okiem specjalisty?

- W tym sezonie kolekcja jest godna królowej. Każdy najmniejszy element jest najlepszej jakości. Według mnie suknie pokazywane pod koniec stanowią idealny tego przykład - odpowiedziała przekonująco. Zresztą wszystko, o czym mówiła było prawdą. Alice była w stanie zobaczyć oczyma wyobraźni Jackie O przechadzającą się w dopasowanym, granatowym kostiumie.

Etap pierwszy: zaliczony.

Etap drugi: problemy z organizacją?

- Jak wyglądały przygotowania do tak dużego przedsięwzięcia?

- Jak zwykle, proces doboru modelek i modeli, posiadających cechy, które Francisco lubi uwydatniać na swoich pokazach był wyzwaniem, jednakże wierzę, że ja i moi pracownicy byliśmy w stanie wykonać to zadanie - odparła Alice.

Etap drugi: zaliczony.

Etap trzeci: problemy z projektantem?

- Mam jeszcze jedno pytanie, jeśli pani pozwoli, panno Brandon - odrzekł dziennikarz, spoglądając znad notatnika, w którym zdążył już zapisać dwie strony. - Czy pan Costa napotkał w trakcie pokazu, od początku do końca jakiekolwiek problemy?

Zawsze zadawali organizatorom to pytanie, jakby sądzili, że dowiedzą się od nich o większych brudach, niż od konkurencji. To raczej się nie doczeka!

- Francisco przeszedł przez ten sam proces, przez jaki przechodzi każdy projektant, którego ubrania są prezentowane na pokazach. Wierzę, że Francisco bierze na siebie wystarczająco dużo obowiązków, by zapewnić swoim klientom najlepszą jakość. Wie, czego ludzie oczekują od jego kolekcji i jeszcze nigdy nikogo nie zawiódł - odpowiedziała Alice. Jej matka zawsze powtarzała, że powinna zająć się prawem, bo z łatwością umiała obrócić wszystko na swoją korzyść i wydostać się z niemiłej sytuacji.

Etap trzeci: zaliczony.

- Bardzo dziękuję za poświęcony mi czas, panno Brandon - odrzekł reporter, podlizując się jej.

- Nie ma za co, życzę udanego wieczoru - odparła szeroko się uśmiechając i odwracając w stronę następnego w kolejce dziennikarza.

-------------------------------------------------------------------------------

Wysłała swoich pomocników, by pozbierali ubrania i przywiesili na odpowiednie wieszaki, więc jedyne co jej pozostało to odparowanie zagnieceń na ostatnich czterech sukniach.

Bella i Rosalie były przekomiczne. Stały nieporadnie naprzeciwko tylnej ściany i przyglądały się sprzątaniu. Alice obiecała im, że jeśli nie będą niczego dotykać, zabierze je za kulisy.

Gdy wpatrywały się w suknie na powrót zakładane na wieszaki, wydawało się, że ich oczy za chwile wyskoczą z orbit. Wyglądały niczym dwunastoletnie dziewczynki na koncercie the Jonas Brothers.

Kiedy Alice pracowała nad trzecią suknią, usłyszała w tle szept Belli.

- Omójbosz, to jest przepiękne!

Bella i Rosalie wgapiały się w finałową suknię. Metaliczno srebrzysta kreacja sięgała do kostek, miała 5-centymetrowe ramiączka i głęboki dekolt w kształcie litery „V”.

- B, nie jesteś na tyle wysoka, żeby pasował Ci ten dekolt - powiedziała Alice, jakby to było jasne jak słońce, a następnie odwróciła się i uśmiechnęła pokazując im, że to był tylko żart.

- Ależ prrroszęęę, jesteś jakieś dziesięć centymetrów niższa, karzełku - odparła Bella, chichocząc.

- Hej, to ja cię tu wpuściłam, pamiętasz! Jedyną osobą, na którą by pasowała jest Rose - dodała Alice. - A ponadto mam w ręce żelazko na parę i nie zawaham się go użyć! - powiedziała wskazując nagrzanym końcem urządzenia w stronę przyjaciółki.

Na ten widok dziewczyny wybuchnęły śmiechem, jak gdyby właśnie oglądały jeden z filmów Willa Farrella.

- W porządku, spotkamy się na korytarzu, dajcie mi tylko schować te suknie - odparła Alice, pchając wieszak na tyły pomieszczenia.

-------------------------------------------------------------------------------

Nawet mimo że większość osób przeniosła się do Soho na imprezę po pokazie, po pomieszczeniu wciąż kręciło się kilku modeli próbujących odnaleźć swoje własne ubrania, więc Alice nie była sama. Rozdzielając stroje na odpowiednie wieszaki usłyszała za sobą znajomo brzmiący, łagodny głos z południowym akcentem.

- Przepraszam panią - sam jego głos nieźle ją oszołomił. Uśmiechnęła się odwracając, bo była pewna, że doskonale wie, kto to jest.

- Czy nie wiesz przypadkiem, gdzie odłożyli wszystkie płaszcze? Tak przy okazji, jestem Jasper - powiedział nieśmiało, patrząc na swoje buty. Ale to sprawiło tylko, że Alice wydał się jeszcze bardziej uroczy.

- Och, tak. Oni, um, włożyli je do szafy za, um, wózki z przyborami do makijażu... a ja jestem Alice - odpowiedziała wyciągając w jego stronę swoją małą dłoń. Nieźle, Alice, pomyślała przygryzając dolną wargę swymi śnieżnobiałymi zębami i karcąc się za to, że zapomniała poprawić błyszczyka.

- Bardzo miło mi cię poznać, panno Alice, dziękuję za pomoc - odparł muskając wargami wierzch jej dłoni.

I posyłając jej nieśmiały uśmiech wyszedł z pomieszczenia w poszukiwaniu swojego płaszcza, zostawiając Alice nawet bardziej zszokowaną, niż była po tym, gdy dowiedziała się, że Audrina odchodzi z The Hills.

_____________________________________________________________________


Od autorki:
Tym razem autorka dodaje tylko, że pisząc ten rozdział przez cały czas tańczyła wesoły taniec Alice i pyta, kto wyłapał nawiązanie do wojska :) (w polskim tłumaczeniu niestety widać je trochę mniej).



Wyszukiwarka