214-215


214

Rozdział X

Kochać i umierać

215



0x08 graphic
Po takiej szczerości za niezbędną uznano odrobinę hipokryzji: ludzie z pospólstwa chadzali z odkrytymi twarzami w świede lampionów i latarni z Yoshiwary do Edo, z Shimabary do Kioto, z Shimmachi lub z Sonezaki do Osaki, ale samurjowie zmuszeni byli przez konwenans do wypożycza­nia za kilka groszy w wejściowym pawilonie kapelusza ze słomy (amiga-sa), którego obniżone brzegi zasłaniały twarz. Z tych samych względów wenecka szlachta musiała wynaleźć czarną maskę i domino. W tym świe­cie oddalonym od społeczeństwa różnica statusów nie miała już znacze­nia, wszyscy byli sobie równi — oczywiście w zależności od posiadanego majątku. Był to mały sztuczny świat, zabiegany, teatralny, żarliwie odda­jący się przyjemności. Noszący ze sobą miecz musieli zostawiać swoją broń w garderobie. Chciano uniknąć zbrojnych kłótni przy alkoholu i rywalizacji męskiej próżności. Ale też inne zmartwienie trapiło właścicieli lokali: chciano również uniknąć tego (ponury środek ostrożności), by leżąca przy poduszce broń nagle zachęciła którąś z dziewczyn do uchyle­nia się od uczestnictwa w przedsięwzięciu, w którym była towarem. Zmuszone koniecznością, czasem bardzo wcześnie sprzedane przez rodzi­ców lub nieco później przez mężów, związane były umową trwającą za­zwyczaj dziesięć lat. Wiele z nich nie dożywało jej końca. Nie myślały nawet o ucieczce - dzielnica otoczona była murami i fosami. Wychodziły z niej raz czy dwa razy do roku, aby zobaczyć drzewa wiśni w Ueno, przez pobożność lub dla pożegnania się z chorymi, umierającymi rodzicami. Poza tym, gdzie tu się ukryć? Szybko by je schwytano. Najodważniejsze uciekały w śmierć, czasem szczęśliwie na tyle darzone miłością, że ich kochanek pragnął im towarzyszyć. Jeszcze inne, wymieniane jako wzory mądrości i sprytu, przekonywały któregoś ze swoich klientów do wyku­pienia pozostałych im jeszcze lat służby, i za cenę negocjowaną z właści­cielem stawały się konkubinami bogatych mężczyzn. Wreszcie większość zgadzała się jednak już nigdy nie opuszczać swojego więzienia: jeżeli żyły dłużej niż ich wdzięki, zostawały opiekunkami młodszych dziewczyn, dozorczyniami, pomocnicami, instrumentalistkami, makijażystkami, krawcowymi, wreszcie zwykłymi służącymi lub pomywaczkami. Wiele z nich, już zobojętniałych na ciało, które nie należało do nich, umierało na rozmaite choroby. Zachowano od 1743 r. księgi zgonów dziewcząt z Yoshiwary pochowanych w świątyni Seikanji. Cyfry przerażają swoją dokładnością i wymową: umierały średnio w wieku poniżej dwudziestu trzech lat, dokładnie 22,7!

Jednakże w najlepszych domach dookoła kurtyzan, których nazwiska i wizerunki możemy poznać dzięki drzeworytom, wokół ich wijących się

sylwetek ozdobionych wzorami piwonii i smoków, istniał całkowicie zamknięty świat, zdawałoby się samowystarczalny w swoich niebiańskich rozkoszach. Były tam zabawy i śpiewy, tańce, kwiaty i muzyka, dysputy na tematy duchowe, delikatne aluzje i wyborne przekąski — wszelkie sub­telności sztuki, zbytek i luksus, wszelkie uroki życia towarzyskiego. Zu­pełnie jakby rozkwitło drugie życie dworskie, tak wspaniałe, jak na dwo­rze Heian, tak samo spokojnie zwrócone ku rozrywkom i uciechom. Była to, na marginesie społeczeństwa „poważnego", wesoła społeczność odda­na wyłącznie swoim przyjemnościom. Można było spędzić tu całe godzi­ny bez zwracania uwagi na cokolwiek innego, będąc oczarowanym wdziękami kurtyzan i ze wszystkich stron otoczonym szumiącym małym dworem, prawie tak wyrafinowanym i pełnym przepychu, jak dwór ce­sarski za czasów swojej świetności. Pod warunkiem że było się wystarcza­jąco próżnym i bogatym, można było na jakiś czas zapomnieć o praw­dziwym, anonimowym i podstępnym władcy tego światka — pieniądzu, którego zimny despotyzm skrywał się pod tyloma uśmiechami i gorliwy­mi ukłonami.

Iluzja i prawda

Świat ukiyo był światem iluzji. Skąd więc wśród tylu nagromadzo­nych złudzeń, mogła brać się potrzeba prawdy, jeśli nie z miłości? Robiono wszystko, aby schlebić klientowi, by uczynić go wiernym i zakochanym, tym samym hojnym. Niewinne spojrzenia, nieśmiałe wyznania, rozma­rzone miny - to cała strategia, która osiągała czasem zamierzony cel. Ale im bardziej klient się zadurzał, tym bardziej czuł, że jego bijące serce dręczy jedno pytanie: czy jestem naprawdę kochany? Gdyż prośba o mi­łość jest bardziej pytaniem: czy mnie kochasz? niż rozkazem: kochaj mnie! Dlaczego? Dlatego że druga osoba musi być wolna w swoim wybo­rze — wymagana jest od niej jedynie szczerość. Miłość, nawet rezygnując z wieczności, domaga się prawdy. "Na próżno. Żadne wyznanie nie jest w stanie jej zadowolić - to, co najbardziej przekonujące jest tym samym najbardziej podejrzane, zaś najszczersze jednocześnie najbardziej rozcza­rowuje. Król Lear przekonuje się o tym własnym kosztem: prawdziwa miłość wiąże się z milczeniem, love and be silent, szepcze Kordelia. Czy należy tu rozumieć, jak sugeruje to Freud komentujący w tym wypadku Szekspira, że miłość musi potrafić w końcu zjednać się ze śmiercią, bladą,



Wyszukiwarka