Obraz2

Obraz2



Jerzy Jasirzębiki

w ostatecznym rachunku oznaczającej społeczny, materialny i cywilizacyjny awans ludzi z marginesu historii. Zanikanie średniowiecznej (bo innej przecież nie było) wsi opłakiwały pokolenia ludoznawców, poetów, duchownych i polityków, a nawet sam lud dawał się niekiedy obałamucić twierdzeniami, że kulturowa Formuła bytowania wiejskiego nie tylko się nic przeżyła, ale może być wzorcem dla całych społeczeństw i narodów (agraryzml). Już w XIX w. tradycyjne „życie po wiejsku" było w Europie takim samym anachronizmem jak koczownictwo i zbieractwo parę tysięcy lat wcześniej, kiedy odkryto uroki i korzyści życia osiadłego, rolnictwa i hodowli. Od dwóch stuleci procent rolników jest (przynajmniej na naszym kontynencie, ale nie tylko) odwrotnie proporcjonalny do stopnia rozwoju kraju i współdecyduje o jego potencjale gospodarczym i cywilizacyjnym na równi ze wskaźnikami skolaryzacji. Pod jednym i pod drugim względem jesteśmy na samym końcu kontynentalnego rankingu. Wydajność pracy na wsi odnoszona do wartości przypadającej na nią części produktu krajowego brutto jest sześciokrotnie niższa niż ludności zatrudnionej w miastach. Urbanizacja jednak utknęła ze względu na brak mieszkań i miejsc pracy. Ze wsi chcą i mogą odejść tylko ludzie wykształceni, lecz awans przez edukację jest wśród chłopskich dzieci zjawiskiem coraz rzadszym. W ciągu ostatniej dekady liczba studentów pochodzenia chłopskiego zmniejszyła się dziesięciokrotnie, choć już i tak było ich mniej niż przed wojną.

Obroniliśmy polskie indywidualne rolnictwo przed zaborcami i komunistami ku chwale Ojczyzny i Kościoła. Ale jak tu teraz opuścić pole chwały z możliwie najmniejszymi stratami dla chłopów i nicchłopów?

Oczywiście na pulu chwały można uporczywie pozostawać — z pożytkiem podobno nie tylko dla wsi, ale i całej reszty społeczeństwa. Namawiają i przekonują do tego nawet habilitowani doktorzy i profesorowie na niezliczonych zjazdach, kongresach, konferencjach, spotkaniach i warsztatach.

Przyjęcie wykorzystaniu, realizowani* i upowszechniania takich trwałych wartości kultury chłopskiej, juk fundamentalne znaczenie rodźmy, lod/inności. szacunek do ziemi, uformowanie rodzinnego gospodarstwu rolnego jako skutecznej formy organizacji gospodarczej i gwarancje praw jednostki i rodziny oraz dcntokralyc/nośet w społeczeństwie, uznanie pracy i jej godności, jako współtworzenia przyrody i społeczeństwa w jednostce ludzkiej, ukształtowanie normatywnego modelu osobowości jednostki, uznanie lokalnej i regionalnej wnpólnoiowuści oraz naluralno-ngrarysiyeznycli i roligijno-światopoglądowych kryteriów waloryzacji — stunowią czynniki i szanse, perspektywę dla rozwoju współczesnego społeczeństwa7.

Tak mówił na III Krajowym Zjeździć Towarzystw Regionalnych Działających nu Wsi profesor KUL-u, Jan Turowski (Sobieszyn, 24-26 maju 1996 r.). Inny profesor. Leon Dyczewski spróbował przedstawić tę ideę wnoszenia „nalural-

’ J. Turowski. TiwttU wurtnici kultury chlo/nkiej, |w:| WUJ u reęutnalttm. Ciechanów 1997.

s. 20.

no-ugrarysiycznych i religijno-światopogląduwydi" kryteriów waloryzacji w sposób bardziej przystępny, na przykładzie dwóch jadących do Europy pojazdów:

Wyobraźmy sobie — zaproponował — dwa autobusy wycieczkowe jadące z Lublin1 lub Sobieszyna do Wiednia, albo jeszcze dalej — do Rzymu: jeden luksusowy mercedes z toaletą, kuchnią, telewizją, rozkładanymi do spania siedzeniami, drugi — polski san, w miarę wygodny, ale bez tych luksusowych wyposażeń |...|. W pierwszym autobusie pasażerowie siedzą wygodnie odgrodzeni jedni od drugich, jedm czytują, inni śpią. jeszcze inni oglądają filmy z wideokuset lub słuchają muzyki z walknunowych l! J si uchu wek. Są spokojni, schludni, w tym autobusie niewiele się dzieje. Nic ma osób. które by potrafiły wszystkich czymkolwiek zjednoczyć, uruchomić w nieb i wyzwolić potencjał iwóic/y. Między nimi nic się nic d2icjc i niczego wsjólnie nic twor/ą i1o powrocie do domu, we wspomnieniach nic wracają do autobusu, co najwyżej stwierdzają — byl wygodny. W drugim autobusie panuje zupełnie inna atmosfera. Przewodnik wycieczki wszystkich wita przy wejściu do uuiobusu, z każdym rozmawiu i za-znajamiu z jego sąsiadem, proponuje, aby każdy co< o sobie powiedział, inicjuje opowiadania, piosenki, proponuje chwile refleksji. Pasażerowie szybko nawiązują ze sobą kontakt, pcdcjmtiją wspólne dziuluiti1. które jednocześnie zawiązaną między nimi więź ubogacają i wzmacniają. Po powrocie do domów stwierdzają, że z toreb nic wyciągnęli swoich mądrych książek i walkmanów, nie obejrzeli żadnego widcofilmu, ale nieustannie opowiadają, jak wielu wspaniałych ludzi ]rozsiali, jak wiele zabytków obejrzeli, jak wiele ciekawych opowiadań usłyszeli i nowych piosenek się nauczyli. Wielu z nich swoje głębokie przeżycia zapisało w pamiętniku4.

Z gusłami nic wypada i nie warto dyskutować. Skoro komfort [todróży nic ma dla kogoś znaczenia, niech wyrzeka się technicznych nowinek i wędruje choćby furmanką lub piechotą z nieodzownym tobołkiem na kiju przełożonym przez ramię. Taka wędrówka ma na pewno swoje uroki, u może nawet i przynosi jakieś kbrzyści, np. w postaci bardziej bezpośredniego kontaktu z ludźmi, przyrodą i kulturą. Wolno mi jednak chyba powiedzieć, że na wycieczkę wolałbym jechać mercedesem a nic sanem, choćby dlatego, że ten ostatni nic miałby szans na przekroczenie granicy ze względów technicznych. Zamiast leśnych przystanków poprzedzanych okrzykami „punie na lewo, panowie na prawo" wolę toalely. Zumiast spleśniałych kanapek i cieplej wódki wolę kuchnie i lodówki. Spać wolę na siedzeniach rozkładanych, a nie w pozycji pionowej. Lubię, gdy w autobusie nic się nic dzieje, każdy zajmuje się sobą i nikt nie wyzwala w nikim |iotcncjalów twórczych. Nic lubię piosnek w rodzaju „Panic szofer gazu” i „Szła dzieweczka do laseczka" przerywanych „odbijanym" („chluśnicm, bo uśnicm") albo innymi formami „wspólnych działań". Chyba po prostu nic lubię „swoich”. Boć przecież len pędzący do Rzymu sun to Polska właśnie, ufundowana na trwałych wartościach kultury ludowej, podtrzymywanej, krzewionej i reprezentowanej przez tzw. animatorów, czyli niegdysiejszych „kaowców" lub „jktywistów". Bo najwyższą wartością w sferze kultury jest aktywność, wszystko jedno jaka. I choćby dlatego kultura ludowa bije na głowę wszystkie inne kultury.

1

L. Dyczewski. Poiencjul ludzki czynnikiem rozwoju .tpolecznoiei lokalnej, ibidem, s. 21.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
skanuj0008 (53) v: A. Jędrzejewska i innr Wnioski !• Obraz kliniczny i patobiomechan ika osteoporozy
feng01he7 BOGACTWO 1 POMYŚLNOŚĆ / -» monety w szklanym naczyniu akwarium obraz przedstawiający
fizykaegz6 A 124. W wyniku przechodzenia fali przez otwór o rozmiarach rzędu długości fali otrzymamy
fotografowanie architektury( Rys. 58 r*s r.s ^ r;. my obraz negatywu. Na tej szybie czarną temperą c
HH2 PS Plik Edycja Obraz Warstwa Tekst Zaznaczanie Filtr Widok Okno Pomoc ▼ Ścieżka i Producent
histologia wyk?ad8 52 -między osiemnastym a dwudziestym ósmym dniem cyklu obraz rozmazu ulega zmi

więcej podobnych podstron