P1010475

P1010475



mi. W ręce trzymała mały bat, zakończony u góry złotą gałką; dotknęła mnie nim delikatnie, mówiąc:

-    Zbudź się, miły śpiochu! To tak gotujesz się do podróży? Myślałam, że cię znajdę gotowego. Wstawaj, wstawaj szybko; nie mamy czasu do stracenia.

Wyskoczyłem z łóżka.

-    Chodź, ubieraj się i jazda! - zawołała, wskazując mi małą paczkę, którą przyniosła.

-    Nasze konie ledwie ustoją przy bramie. Powinniśmy już być o dziesięć mil stąd. Ubierałem się szybko, podczas gdy ona pouczała mnie, wręczała różne części rycerskiego stroju i śmiała się z mojej nieporadności. Uczesała mi włosy i, kiedy byłem już gotów, podała mi małe weneckie lusterko w srebrnej ramce, wołając:

-    Co teraz myślisz o sobie? Czy mnie przyjmiesz za swego pokojowca?

Nie poznałem w lustrze własnej twarzy, bo tak byłem niepodobny do siebie jak posąg do nieobciosanego kamienia. Byłem piękny i dumny z tej przemiany. Strojne, złotem haftowane szaty uczyniły ze mnie innego człowieka i zdumiewałem się nad magią kilku łokd sukna, przemyślnie ułożonych. Charakter mych szat stał się moim charakterem i w ciągu dziesięciu minut byłem wystarczająco zarozumiały. Klarymonda patrzyła na mnie z macierzyńskim upodobaniem, gdy przechadzałem się po pokoju, jakby próbując nowego stroju.

Zawołała potem:

-    Chodź, dość tej dziecinnej zabawy! Naprzód, mój Romualdzie! Daleka droga przed nami, nigdy nie dojedziemy.

Wzięła mnie za rękę i wyprowadziła z domu. Brama otwarła się za dotknięciem jej palców; gdy wychodziliśmy, pies nie obudził się. Przed bramą znaleźliśmy służącego i trzy konie, podobne do tych, które przyprowadził kiedyś, hiszpańskie rumaki, mknące jak wiatr.

Niebawem przybyliśmy na równinę, gdzie już czekał na nas powóz zaprzężony w cztery konie. Pocztylion pognał je jak szalony. Ręką obejmowałem kibić Klarymondy, jej głowa spoczywała na moim ramieniu, jej pierś przyciskała się do mojej.

Od tej chwili rozpocząłem podwójne życie: było we mnie dwóch ludzi, nieznają-cych się nawzajem - ksiądz, który śnił, że w nocy jest szlachetnym kawalerem, i kawaler, który śnił, że w nocy jest księdzem.

Z pewnością byłem - albo wydawało mi się, że byłem - w Wenecji, w wielkim pałacu na Canale Grandę. Klarymonda lubiła życie w wielkim stylu. Nie spowszedniała mi przez przyzwyczajenie. Miłować ją to znaczyło miłować dwadzieścia kochanek. Odwzajemniała mi się stokrotnie.

Pewnego dnia, gdy dość już długo czuła się niezdrowa, skaleczyłem się w rękę i ona wyssała mi krew z rany.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
IMGY06 (2) 112 Z. KRASIŃSKI: IRYDION zys1 wieniec zemsty dla nas w każdej ręce trzyma! Z wy- cięstw
koc5 • Go/rcd • I do tajemnic z dawna obrócone Miłości — w ręce trzymać mu je dała. On śmiejące się,
koc5 • Gofred • I do tajemnic z dawna obrócone Miłości — w ręce trzymać mu je dała. On śmiejące się,
ksiega0 - p.w. siad ugięły, ręce trzymają za podudzia, przetaczanie na plecy i powrót do siadu ugię
Siedzę w knajpce z Gastonem, właśnie umyto mi ręce. Zaprosił mnie tu, bo pożaliłem mu się na marną j
Image001701 poczęty wyraz mi (?) zmieniono w: błyszczała; mika: mica. 5 dopisane u góry: do po podo
43198 strona (704) Plecy wklęsłe Pozycja wyjściowa: Siad skulny. Ręce trzymają podudzia. Ruch: Przet
Jawny, a skryty antysemityzm. Przypadkowo wpadła mi w ręce bardzo polecenia godna książka B. Carneri
Z MODLITEWNIKA EKUMENICZNEGO 961 niezliczonych sterów oddanych w nieznane mi ręce. Jestem dorosły,
Z MODLITEWNIKA EKUMENICZNEGO 961 niezliczonych sterów oddanych w nieznane mi ręce. Jestem dorosły,
PUBLICYSTYKA ® Zbrodnia na wokandzieNóż w brzuchu - Rysiek stal przede mną. w ręce trzymał nóż-mówi
kundalini reiki3a 1.    Usiać wygodnie w krześle i położyć ręce na kolana dłońmi do g
Mi. 3 tir I smutny mały niski wiele Ur 5 • • • • • •

więcej podobnych podstron