Tatuś siedział i patrzył w deszcz.
- Magnus pojechał na Wyspę Wielkanocną! Pokazał nam ja na globusie, zanim zniknął! - wykrzyknąłem podniecony swoim odkryciem.
- Myślę, że trudno o lepszy adres na spędzenie świąt - uśmiechnął się tatuś.
- No właśnie - przyznałem - Dlatego chcielibyśmy też tam pojechać. Na znak poparcia przybiegł do mnie na czworakach Filip, a za nim Iza z Wacusiem na ręku. Spod podłogi dało się słyszeć wymowne stukanie.
To Lucuś, on też się wybiera.
- Porozumiem się z mamusią i zadzwonię do dziadka - obiecał tatuś.
Następnego dnia szykowaliśmy się do drogi, a jeszcze następnego
byliśmy już na wyspie.
Wszędzie tam leżała pełno pisanek: maleńkich jak ziarnka piasku i wielgachnych jak góry. Niektóre jajka były jeszcze nie pomalowane. Stały koło nich wiaderka z farbami i pędzle. Od razu zabraliśmy się do roboty.
- Musimy zdążyć przed świętami! - spieszyła się Iza, malując swoje jajko w esy - floresy.
- Koniecznie - przyznała mamusia i zabrała się za sprzątanie wyspy.
- Wydaje mi się, że coś stuka - szepnął Lucuś, rozpłaszczając się na dużej pisance.
Po chwili pisanka rozpadła się z trzaskiem, a z jej wnętrza wyskoczył duży, kolorowy kurczak.
- Wesołych świąt! - pisnął wesoło i pobiegł przed siebie.
- Ale naśmiecił - zmartwiła się mamusia.
- Nie będę malował tego jajka - zdecydował tatuś, drapiąc się pędzlem po głowie. - W nim też coś puka.
Na jajku pokazały się rysy, a potem skorupka pękła i ze środka wylazł Magnus kurząc fajkę.
- Prima aprilis - mruknął i przeciągnął się z zadowoleniem.