66
powinien trzymać się następujących zasad: 1) nie strzelać dalej, niż na 50 kroków; wtenczas kaczka będzie nietylko zbarczona, lecz i inne śruty ją dosięgną tak, że rychło osłabnie i nie ujdzie łatwo dobremu psu; 2) nie męczyć wyżła bez celu, gdy kaczka ukośnie po strzale spada w wodę, tylko odłożyć poszukanie jej na później. Rozumnie więc postąpił nasz myśliwy, cofając Bekasa. Wzdłuż wybrzeża poluje dalej i kilkakrotnie jeszcze spotyka krzyżówki na strzał. Wtem wyżeł nad brzegiem zaciął się znowu, i nim strzelec zdążył zbliżyć się do niego, zrywa się stadko cyraneczek, i niezmiernie chyżym lotem mija go na 50 kroków. Tu trudniejsza sprawa niż z podlotami — krzyżówkami. Cyraneczka bowiem mknie ze zwinnością i szybkością bekasa, wystawiając sprawność Strzelca na ostrą próbę. Na dwa strzały jedna tylko spada kamieniem w wysoką trawę przyległej łąki, gdzie ją wyżeł z łatwością znajduje. Galopem wraca do pana, przysiada i lekko ją oddaje.
Na huk strzałów mnóstwo ptactwa wodnego zerwało się z trzciny" i zarośli, i ożywia powietrze nad stawem i łąkami. Czajki, brodźce,. różne gatunki kaczek prują wysoko fale powietrzne, nadawając krajobrazowi, dotąd tak zacisznemu, nowy zupełnie wygląd. Myśliwy nasz wie, że póki się ptactwo, strzałami spłoszone, nie uspokoi, dalsze polowanie tutaj nie ma widoków powodzenia; poza tern nie daje mu spokoju owa zbarczona kaczka — postanowił dołożyć wszelkich starań, jak na prawidłowego myśliwego przystoi, w odszukaniu postrzałka1). Narazie więc korzysta z przerwy, by nieco wytchnąć. Pod starą wierzbą przysiadł w cieniu, wydobywa z plecaka dla siebie i dla wiernego towarzysza zasłużone śniadanie. Niebogata wprawdzie zastawa — kawał suchej kiełbasy, nieco chleba i owocu, ot i wszystko. Ale żadne zakąski w „Empirze", w „Carltonie" czy „Bazarze" nie smakowały jeszcze nikomu tak, jak naszemu myśliwemu smakuje jego skromny posiłek na wolnem powietrzu wśród lipcowej przyrody nad stawem leśnym!
Ileż razy gościły go już te kąty kochane, dalekie od zgiełku i wrzawy świata! Jak tu dobrze! Jak rozkosznie! Jakiż spokój tu panuje! Jak odpocząćby tu mogły nerwy, szarpane nielitościwie codzienną szaloną gonitwą za szczęściem, które przecież nie pozwala się przemocą przykuć ani do przepychu sułtańskich pałaców, ani do fotelów ministerialnych, ani do kantorów wielkokupieckich, ani do katedr profesorskich, ani do palety artysty, ani do loży bogacza, Iluż takich, co widzą je w zaszczytach, tytułach, stosunkach, bogactwie! Wszystko to, o ile jest celem dążeń ludzkich, dawać może tylko jakieś zewnętrzne szczęście, może dać łupinę, ale nigdy treść życiu człowieka. Ludzie stawaja
J) skaleczona strzałem zwierzyna.