plik


ÿþNa podstawie: Rudyard Kipling (1865-1936), Ksiga d|ungli, tBum. Franciszek Mirandola, Lwów-PoznaD, Wydawnictwo Polskie, 1923 Wersja lektury on-line dostpna jest na stronie wolnelektury.pl. Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje si w domenie publicznej, co oznacza, |e mo|esz go swobodnie wy- korzystywa, publikowa i rozpowszechnia. RUDYARD KIPLING Ksiga d|ungli Zazwyczaj, gdy si pojawia ksi|ka tego roóaju, specjali[ci zasypuj autora nader hoj- nie pytaniami, skd czerpaB materiaB. Tote| na wstpie czyni zado[ ich ciekawo[ci i [piesz z wyja[nieniem oraz poóikowaniem dla mych Baskawych informatorów. W pierwszej linii poczuwam si do gorcej wóiczno[ci wobec czcigodnego, uczonego i zasBu|onego Bahadur Szacha, sBonia jucznego Rzdu Indyjskiego, zare- jestrowanego w spisie pod liczb 174, który wraz z urocz sw towarzyszk, genialn Pudmini, dostarczyB mi mnóstwo nieocenionych szczegóBów do ustpu pt. u a a i l s ni. SzczegóBy owe weszBy tak|e do opowie[ci pt. s u| i l . Opowie[ pt. a ia a g aul powstaBa na podstawie danych zebranych w ró|- nych czasach i miejscach, otrzymanych od mnóstwa cnych P. T. informatorów, któ- rzy pragn zachowa jak naj[ci[lejsze inkognito. W tym miejscu winien jeszcze autor wyrazi hoBd swój pewnemu hinduskiemu d|entelmenowi, którego rezydencja mie[ci si na stromych lesistych szczytach gór Jakko. Zpiesz tedy wyrazi mu sw, uszczypliw mo|e nieco, estym, wymownie kre[lc poóiwu godne cechy charakterystyczne jego rasy, zaprawd baróo starej, któr nazwaBbym  prezbiteriaDsk. Ogromnie du|o zawóiczam równie| mdrcowi  a i  owemu niezmor- dowanemu w badaniach i przemy[lnemu je|ozwierzowi, czBonkowi rozproszonego niedawno szczepu ludów seeoneeDskich. Ten óielny artysta, który wszyB wszóie i wycieraB wszystkie kty, zaznajomiB mnie z wieloma lokalnymi sprawami poBudnio- wych Indii. Wraz ze swym mistrzem zwieóaB on wielk poBa kraju, pocignity urokiem, pikno[ci i roóinn kultur wielu wiosek i osiedli i odeD to otrzymaBem mnóstwo wa|nych wiadomo[ci odno[nie do ludowych zwyczajów i obyczajów. Du|o z nich weszBo do opowiadania pt. a g sa, |a Kaa oraz a ia a g auli. Odno[nie do ustpu i i i i a i autor o[wiadcza, |e wszystko winien jest uprzej- mo[ci jednego z najwybitniejszych herpetologów Górnych Indii, nieustraszonemu badaczowi, którego hasBem jest  |y to wieóie . Ów nie[miertelnej sBawy, samoist- ny mdrzec po[wicaB nieraz swe |ycie, kierujc si t maksym przy badaniu naszych wschodnich tenatofidii ( jadowitych ). Szcz[liwy przypadek w podró|y sprawiB równie|, |e autor, jadc statkiem  Cesa- rzowa Indii , miaB za wspóBpasa|era pewnego maleDkiego informatora. Ile wziB odeD nieocenionych szczegóBów, sam czytelnik osói zechce, przegldajc opowiadanie pt. ia a a. Noc nadchoói, to pora Bupów spa Chila I nietoperza Manga, i innego zwierza. Ludy d|ungli bój zaczn lub wznowi przymierza, Bo nadszedB czas turnieju, wielka Bowów chwila. Walczcie| óielnie, o ludy, póki óieD nie wstawa, Szanujc jednak wiernie stare d|ungli prawa. na ud a s  u Skwarny to byB wieczór, kiedy okoBo siódmej przebuóiB si wilk-ojciec, [pi- cy dotd w jaskini na pBaskowzgórzu Seeonee poBo|onej i zaczB przeciga powoli, z namysBem Bapy, chcc wygna rozleniwienie senne i przywróci gibko[ koDczy- nom. Matka-wilczyca le|aBa z nosem utkwionym w czered czworga wilczt, które ruszaBy si niespokojnie, piszczc. Przez otwór wej[ciowy jamy zagldaBa pyzata twarz miesica.  Uu!  mruknB wilk  Czas na polowanie! WBa[nie chciaB ruszy na Bowy, gdy nagle w wej[ciu zjawiB si cieD jakowego[ maBego stworzenia o puszystym ogonie i zaskowyczaB gBos:  Szcz[liw bdz zawsze, o wielki woóu wilków! Niech ci si darz óiatki, niech maj ogromne biaBe kBy i niech w sercu swym nie zapomn nigdy o nieszczsnym gBodomorze! GBos ten wydawaB szakal, zwany Tabaki-pieczeniarz. Marn ow stwor garó zazwyczaj wilki d|ungli Hindostanu, bowiem jest to natrtny gaBgan, wywoBuje in- trygi, plotkuje, waói jedne rody zwierzt z innymi, a przy tym |ywi si wstrtnymi odpadkami po [mietnikach wiejskich, po|erajc nawet szmaty i kawaBki rzemieni. Jednocze[nie zwierzta obawiaj si szakala-pieczeniarza, popada on bowiem Batwo we w[cieklizn, a w takim razie porzuca wroóon tchórzliwo[, biega po caBym lesie i ksa ka|de stworzenie, jakie dosign mo|e. Staje si tak straszny, |e sam nawet tygrys zmyka przed nim, w[cieklizna bowiem to najwiksza haDba, jaka spa[ mo|e na zwierz d|ungli. Zw j one  d an , czyli szaleDstwem i chroni si przed owym zBem na wszelkie sposoby.  Wejdz i poszukaj!  odparB oschle wilk-ojciec  Chocia|, o ile wiem, nie ma tutaj |adnego po|ywienia.  Naturalnie!  rzekB przypochlebnie Tabaki  Nie ma mo|e jadBa godnego wilka, ale mizerota jak ja, zadowoli si byle jak kosteczk! Czyli| nam  gidu l g (ludowi szakali)  wolno przebiera i w po|ywieniu? ZaczB wszy i niebawem wygrzebaB góie[ w kcie sarni kostk z odrobin misa. PrzykucnB i zaczB smacznie zajada.  Baróo óikuj za tak go[cinny poczstunek!  zawoBaB mlaszczc jzykiem  Ach! Co za uroczy mBoóieDcy!  dodaB, patrzc na mBode wilczki  Jak|e bystre maj oczy i to w tak mBodym wieku! Hm& hm& prawda& óieci wBadcy dorastaj baróo prdko! Tabaki wieóiaB dobrze, |e nie nale|y chwali óieci w oczy. UczyniB to jednak, by nasyci si zakBopotaniem wilka i wilczycy. Przez chwil sieóiaB cicho, rozkoszujc si zBo[liw uwag swoj, potem za[ rzekB:  Wielki Shere Khan przenosi si na inne miejsce. SByszaBem, |e od najbli|szego nowiu zacznie tutaj polowa. Ksiga d|ungli 2 Shere Khan, wielki tygrys, mieszkaB dotd nad rzek Wajgung, odlegB o jakich[ dwaóie[cia mil¹.  Nie wolno mu uczyni tego!  zawarczaB wilk gniewnie  Prawa d|ungli zabraniaj nachoóenia cuóych obszarów Bowieckich bez zawiadomienia i pozwolenia wBa[cicieli. PrzepBoszy nam zwierzyn w obrbie przynajmniej óiesiciu mil i to jak na zBo[ wBa[nie teraz, gdy ja musz polowa za dwoje.  Matka moja  rzekBa Bagodnie wilczyca  sBusznie zwaBa go  kuternog & lung i& Od maBego utyka na jedn Bap i dlatego poluje tylko na bydBo domowe. MusiaB pewnie doprowaói do w[ciekBo[ci farmerów znad Wajgungi, ucieka przed nimi i zjawia si, by tutaj uczyni to samo. Oczywi[cie niebawem przetrzsn w po- szukiwaniu za nim caB d|ungl. Zapewne ucieknie, ale m[ciwi luóie podpal traw i my i óieci nasze bóiemy si musieli równie| wynosi. To wszystko zawóicza bóiemy przekltemu Shere Khanowi.  Czy mam mu powieóie, jakie dlaD |ywicie uczucia?  spytaB Tabaki.  Milcz!  szczeknB wilk gwaBtownie  Wyno[ mi si std razem z twym kulawym chlebodawc! Do[ Bajdactw i tak narobiBe[ ói[! Tabaki odrzekB spokojnie:  Id. MogBem, co prawda, oszczói sobie przynoszenia wam wie[ci, bo oto, jak sami sByszycie, zapewne Shere Khan przybyB osobi[cie i sieói w pobliskich zaro- [lach. Wilk nastawiB uszu. Od strony Bki zbiegajcej w dóB ku strumieniowi doleciaB wrzask gniewny, do- no[ny podra|nionego tygrysa, który chybiB w skoku na zdobycz i nic sobie nie robi z tego, |e dowie si o jego pora|ce caBa d|ungla.  DureD  powieóiaB wilk  Któ| zaczyna robot od takiego krzyku? Czy sói, |e nasze jelenie s podobne do jego spasionych byków znad Wajgungi? PrzerwaBa mu wilczyca:  Cicho bdz! Nie na woBu ni jelenia poluje on tej nocy, ale na czBowieka! Ryk tygrysa przemieniB si w pomruk, a gBos dolatywaB nie z jednego punktu, ale jakby zewszd. Jest to sztuczka znana dobrze, a wprawia w takie osBupienie luói spóajcych noc w d|ungli i tak ich myli, |e czsto chcc ucieka, sami wpadaj tygrysowi w szpony.  Poluje na czBowieka?  zóiwiB si wilk, szczerzc kBy  Czy| tedy zabrakBo ju| glist i |ab w bagniskach, |e zabiera si do luói i to w dodatku na naszym obszarze? SBuszne i mdre prawa d|ungli wzbraniaj zwierztom zab3a czBowieka. Do- zwolone to jest tylko, gdy ióie o pokazanie óieciom, jak nale|y walczy z ludz- mi, a i wówczas polowanie takie musi si odbywa z dala od roóimego lasu, poza terytorium gminy wBasnej, czy rodu. Prawo to uzasadnione jest wzgldami natury praktycznej. Zamordowanie czBowieka wywoBuje niechybnie naj[cie na d|ungl luói biaBych, z karabinami, sieócych na sBoniach, otoczonych krajowcami uzbrojonymi w haBa[liwe gongi, pochodnie i inne straszne przyrzdy. Gdy taka czereda zwali si do lasu, zle si óieje mieszkaDcom óiewiczych borów. Zwierzta tBumacz sobie owo prawo inaczej. Nie przystoi, powiadaj, óielnemu Bowcy ugania si za czBowie- kiem, który jest najsBabszym ze stworzeD i nie posiada naturalnych narzdów obrony. W dodatku pono wszyscy zjadacze luói parszywiej rychBo i wypadaj im zby. Pomruk tygrysi rósB coraz baróiej, a| przemieniB si w pot|ny okrzyk bojowy. Widocznie zwierz rzuciB si na zdobycz. Ale niezwBocznie zabrzmiaBo przerazliwe, naprawd niegodne tygrysa wycie Shere Khana. ¹ ila  choói o mil angielsk, równ ok. 2 km. Ksiga d|ungli 3  Nie powiodBo mu si co[!  powieóiaBa wilczyca. Wilk-ojciec wychyliB si z jamy i usByszaB wyraznie óiki pomruk gniewu i war- czenie Shere Khana miotajcego si w zaro[lach.  NiedoBga. SkoczyB na ognisko rozBo|one przez drwali i poparzyB sobie Bapy. Tabaki jest przy nim.  Kto[ ióie wzgórzem!  powieóiaBa wilczyca, nastawiajc jedno ucho  Uwa|aj! W zaro[lach rozlegB si trzask gaBzi. Wilk zebraB si w sobie i zBo|yB do skoku. Szkoda, droóy czytelnicy, |e nie mogli[cie wióie, co si teraz staBo. Oto wilk-ojciec odrzuciB si od ziemi pot|nie i cisnB wprzód caBe ciaBo, ale nagle wywinB si prosto w gór, podleciaB jak ptak w powietrze na kilka stóp i spadB na to samo niemal miejsce. ZatrzymaB si tedy w skoku, zmieniwszy zamiar.  To czBowiek!  warknB ze zBo[ci  MaleDki czBowiek! Popatrz no, matko! Zobaczyli tu| przed sob maBego brunatnego chBopczyn, wspartego na k3ku. ByB tBusty, nagusieDki i stpaB z trudem niemaBym. Naprawd, nic chyba podobnego nie zjawiBo si dotd w wilczym osiedlu. Malec staB ju| przed wilkiem z podniesion gBowin i [miaB si w najlepsze.  To ma by czBowiek?  zóiwiBa si wilczyca  Nie wióiaBam nigdy takiego czBowieka! Przynie[ go do jamy. Wilki, nawykBe przenosi swe maBe, umiej to czyni tak delikatnie, |e mogByby wzi w paszcz jajko, nie uszkaóajc go. Tote|, mimo |e zby zwierzcia objBy maBe ciaBko, nie zadrasnBy skóry óiecka, które za chwil le|aBo po[ród wilczt u Bona karmicielki.  Jaki Badniutki! Jaki golutki! Jaki [miaBy!  óiwowaBa si wilczyca. òiecko szukaBo wolnej sutki u ciepBej piersi przybranej matki.  Ho& ho& jaki mdry! Zabiera si do ssania! Wic to jest maBe szczenitko luókie? Chyba nie ma na [wiecie drugiej wilczycy, która by si mogBa poszczyci takim wychowankiem!  Podobno staBo si tak ju| raz, doszBy mnie sBuchy, ale nie zdarzyBo si to ani w roóie naszym, ani w tych czasach!  powieóiaB ojciec powa|nie  Jest goBy, sBaby, mógBbym go po prostu rozdepta nog, a jednak patrzy mi prosto w oczy, nie odczuwajc strachu. W tej chwili zamiBo si wej[cie do jamy, albowiem caBy otwór wypeBniB olbrzymi, kanciasty Beb i potworny kark Shere Khana. Tygrys staraB si wcisn do [rodka, a Tabaki stojcy za nim skomliB:  WBadco d|ungli, malec tutaj si schowaB!  Co wió? To Shere Khan!  zawoBaB wilk-ojciec, bByskajc w[ciekle oczyma  Wielki to dla mnie zaszczyt! Czego |yczysz sobie, kuternogo?  Oddaj mi Bup! MaBy czBowiek schowaB si tutaj& Oddaj mi go zaraz! Shere Khan rzeczywi[cie poparzyB sobie Bapy, skoczywszy na ognisko drwali, a przeto popadB w wielk w[ciekBo[. Nie obawiaB go si jednak ojciec-wilk, wie- óc dobrze, |e dla tygrysa otwór jamy jest za szczupBy. TkwiB on te| w nim gBow i karkiem i nie mógB si rusza podobnie, jak by nie mógB wystpowa zaczepnie czBowiek wtBoczony w beczuBk.  Wilki s wolnym ludem!  zawoBaB ojciec-wilk  SBuchaj tylko woóa wBasnego rodu, nie robi sobie natomiast nic z bydBobójców, choby byli pomalowani w prgi. MaBy czBowiek jest naszym Bupem i zrobimy z nim, co nam si spodoba!  Ho& ho& !  zaryczaB tygrys  Có| to za gBupie przechwaBki! Czy| mam tkwi nosem w tej [mierócej buóie? Oddaj mi natychmiast co moje! SByszysz, parszywy psie? Shere Khan do ciebie mówi! Ksiga d|ungli 4 GBos tygrysa rozttniB si dono[nie w jamie. Matka-wilczyca zerwaBa si z posBa- nia, poskoczyBa ku napastnikowi, utopiBa [wiecce niby ksi|yce [lepia w rozgorzaBych zrenicach jego i zawarczaBa:  SBuchaj, lung i, sBuchaj, kuternogo, tego co ci powiem ja, a s a, wilczyca, zwana szatanem. MaBy czBowiek jest mój, bóie |yB i na zBo[ tobie bóie polowaB razem z naszym rodem. Przekonasz si, skrytobójco, po|eraczu niemowlt, Bowco zdechBych ryb i [mierócych |ab, |e niedBugo ten malec rozpocznie polowanie na ciebie! Wyno[ mi si precz! SByszysz? Inaczej kln si na sambhura, którego ói[ upolowaBam,  nie |ywi si bowiem jak ty padlin  |e bóiesz zmykaB za chwil, oparzony niedoBgo, kulejc lepiej jeszcze, jak to czynisz od chwili, kiedy ci matka na [wiat wydaBa. Wyno[ mi si std zaraz, powiadam! Wilk-ojciec spojrzaB ze zdumieniem. WspomniaB one czasy, kiedy zdobyB sw |on w uczciwej, a zaciekBej walce z piciu rywalami. Nie darmo zyskaBa ona czasu wypraw Bowieckich caBego rodu miano szatana, czyli a s . ZmiarkowaB to snadz i Shere Khan, |e nie da rady wilczycy, zwBaszcza w danej sytuacji, bo bóie wal- czyBa do upadBego. WycofaB si tedy z ciasnego otworu, a poczuwszy si na wolnej przestrzeni, warknB zaciekle:  Ka|dy pies [miaBy jest na wBasnym [mietniku! Przekonamy si, co powie ród wasz o tym gBupim pomy[le hodowania czBowieka w wilczej jamie. Malec jest mój i próej czy pózniej wpadnie w moj paszcz! Zapamitajcie to sobie, zBoóieje o pu- szystych ogonach! Wilczyca wróciBa do maBych, pomrukujc z irytacji, a wilk-ojciec rzekB powa|nie:  Musz przyzna sBuszno[ Shere Khanowi. Nale|y malca pokaza rodowi. Czy chcesz go naprawd chowa, matko? OburzyBa si.  Po có| pytasz o to? PrzywlókB si tutaj sam jeden biedny, naguteDki, mrcy gBodem i nie baB si wcale. OdepchnB jedno z moich maBych i ssie. Ten drab byBby go porwaB i zaniósB nad Wajgung, a tymczasem luóie naszych okolic urzóiliby wielk obBaw, mszczc [mier malca. Aadnie by[my wygldali wszyscy! Naturalnie, zatrzy- mam go w jamie. Le| sobie mój maleDki, mój auli, moja droga |abko! Przyjóie czas, |e zapolujesz na kulawego Shere Khana, jak on polowaB na ciebie.  Zobaczymy, co powie rada!  zauwa|yB wilk-ojciec. Wedle praw d|ungli ka|dy wilk pojwszy |on, |yje osobno w swej jamie, ale skoro jego wilczta podrosn na tyle, |e mog biega, winien przywie[ je na zgro- maóenie rady, odbywajce si raz w miesicu przy peBni ksi|yca. Ma to na celu stwieróenie ich to|samo[ci i nadanie praw rodu, którego staj si czBonkami. Po oglóinach mBode wilczki udaj si do roóiców, |yj z nimi, wzrastaj i dopóki nie upoluj pierwszej sarny, |adnemu wilkowi z tego samego rodu nie wolno ich za- czepia ani rani. Prawo to nie zna Baski i wilk, który by zabiB mBoóieDca, zostaje natychmiast ukarany [mierci na miejscu czynu. Ka|dy chyba przyzna, |e prawo to jest mdre i sBuszne. Gdy wilczta zaczBy ju| biega, wilk-ojciec i wilczyca-matka zaprowaóili je wraz z Maulim-|abk na SkaB Rady, czyli otoczony zBomami skalnymi wierzchoBek wzgó- rza, góie byBo do[ miejsca dla obrad stu wilków co najmniej. Na pBaskim bloku skalnym, po[rodku wzgórza le|aB wycignity wielki, siwy ju| wilk-samotnik, tak silny, sprytny i mdry, |e zostaB obrany naczelnikiem rodu. Wo- kóB niego przysiadBo okoBo czteróie[ci wilków ró|nej wielko[ci i ma[ci. Byli tam weterani o sier[ci przypominajcej borsuka, tak pot|ni, |e w pojedynk zarzynali z Batwo[ci rosBe jelenie d|ungli, a obok nich widniaBy czarniawe, trzyletnie wilczury, zaóier|yste i butne, pewne, |e potrafi dokaza tej|e samej sztuki. Akela-samotnik Ksiga d|ungli 5 ju| od roku byB naczelnikiem rodu. W |yciu zdarzyBo mu si niejedno, kilka razy wpadaB do doBu naje|onego palami, byB tak zbity k3ami, |e porzucono go jako trupa, tote| posiadaB wiele do[wiadczenia i znaB si na podstpach i chytro[ci luói. Rozprawy na Skale Rady byBy baróo zwizBe. WokóB zasiedli roóice wilczt, które igraBy wesoBo po[rodku. Od czasu do czasu zbli|aB si do tej gromadki starszy wilk, przygldaB si bacznie to temu, to innemu malcowi, a potem wracaB w milczeniu na swoje miejsce. Czasem która[ z matek wysuwaBa swe óiecko na [rodek zalanej ksi|ycowym [wiatBem polanki, by nie zostaBo przypadkiem pominite. Akela le|aB na swym gBazie i powtarzaB raz po raz:  Znacie prawo& znacie je dobrze! Badajcie| tedy dobrze, o wilki! Matki powtarzaBy woBanie niespokojnymi gBosami:  Badajcie| uwa|nie& badajcie| uwa|nie, o wilki! Matka-wilczyca uczuBa, |e grzywa je|y jej si na karku, gdy m| wysunB Mau- li-|abk na [rodek koBa. Malec rzuciB si zaraz ze [miechem na ziemi i zaczB skwa- pliwie zbiera iskrzce si w [wietle, poByskliwe krzemienie. Akela le|aB dalej spokojnie z Bbem pomióy Bapami i naszczekiwaB monotonnie:  Badajcie uwa|nie, o wilki! Nagle spoza skalnych zBomów doleciaB gBuchy ryk tygrysa.  Malec jest moim Bupem! Oddajcie mi go natychmiast. Có| wolnemu rodowi po maBym czBowieku? Akela nie potrzsnB nawet uszyma. PowtarzaB dalej swoje:  Badajcie| uwa|nie, o wilki! Wolny ród nie sBucha innych rozkazów ponad wBasne prawo! Badajcie| dobrze, o wilki! RozlegBy si wokóB szemrania, a który[ z mBodych wilków zwróciB si do Akeli i powtórzyB pytanie Shere Khana:  Có| wolnemu rodowi po maBym czBowieku? Prawo d|ungli powiada, |e w razie sporu, czy mBode szczeni ma nale|e do rodu, czy nie, o tej jego przynale|no[ci rozstrzygaj dwa gBosy przychylne czBonków rodu, oczywi[cie z pominiciem gBosów roóiców.  Kto gBosuje za maBym czBowiekiem?  spytaB Akela  Kto spo[ród czBonków wolnego rodu chce, by przyj luókie szczeni do gromady? ZalegBa cisza. Matka-wilczyca uczuBa, |e musi stoczy teraz walk, a zarazem, |e bóie to ostatnia walka w jej |yciu. Naraz ozwaB si ci|ki, spasBy, brunatny niedzwiedz Balu, jedyny obcy przypusz- czony do rodu, wykBadajcy wilcztom prawo d|ungli. Balu wszóie byB mile wióia- ny, albowiem nie spieraB si z nikim o Bup, |ywiB si miodem óikich barci, orzechami i korzonkami.  Ja daj gBos za maBym czBowiekiem! Ja gBosuj za szczeniciem luókim! Có| nam zBego mo|e uczyni Mauli-|abka? Nie mam daru wymowy, ale mówi prawd. Pozwólcie mu pozosta po[ród gromady wilków, ja za[ bd go uczyB praw d|ungli.  To gBos jeden!  powieóiaB Akela  Któ| daje gBos drugi? Balu, nauczyciel óieci naszych, o[wiadczyB si za szczeniciem luókim, któ| spo[ród rodu przyBcza si do jego zdania? Wtem cieD jaki[ zamajaczyB na zalanej [wiatBem polance. ByBa to Bagera, pantera czarna. Sier[ jej kruczej barwy, w peBnym, ksi|ycowym [wietle ByskaBa srebrnymi ctkami, niby mienicy si jedwab czarny. Wszyscy znali Bager i spo[ród caBego rodu |aden wilk nie o[mieliBby si stawa wbrew jej zamysBom. ByBa przebiegBa jak Tabaki, popdliwa jak óiki bawóB, a nieustraszona jak ranny sBoD. Natomiast sBodki jej gBos przypominaB patok cieknc po pniach drzew z óikich barci le[nych, a wBos przewy|szaB mikko[ci puch najdelikatniejszy. Ksiga d|ungli 6  Czcigodny Akelo i wy czBonkowie wolnego ludu wilków!  powieóiaBa  Co prawda nie przystoi mi zabiera gBosu w waszym zespole. Atoli ogólne prawo d|ungli powiada, |e je[li ióie o spór, dotyczcy niedorostka, jakiegokolwiek bdz narodu puszczy, wolno o losie jego i |yciu wyrokowa za pomoc okupu. Tak mówi prawo, nie obja[nia za[ komu wolno okup ten zBo|y. Tedy nie jest zabronione, by czBonek jednego rodu skBadaB okup za czBonka rodu innego! Czy nie mam racji?  Masz racj! NajzupeBniejsz racj!  wrzasnBa czereda mBodych, wiecznie gBodnych wilków.  SBuchajmy Bagery!  ozwali si wszyscy  Szczeni luókie mo|e zosta okupione! Prawo wyraznie zezwala na to!  Nie mam prawa gBosowa w waszym roóie!  powieóiaBa Bagera  Prosz was o pozwolenie przemawiania w tej sprawie.  Mów! Mów! wrzasnBo caBe zgromaóenie.  Jest to rzecz nikczemn mordowa nagie, bezbronne szczeni. Zwa|cie| przy tym, |e gdy malec podro[nie i utyje, stanie si znacznie lepszym kskiem. Balu gBo- sowaB za tym, by |yB w waszym roóie, ja gBosuj za pomoc okupu, dodajc do jego gBosu mBodego, tBustego bawoBu, którego przed chwil zadusiBam o maBe póB milki std. Spo|yjcie| go ze smakiem, ale prosz, przyjm3cie maBe luókie szczeni, wedle prawa, do swego rodu. Só, |e nic temu nie stoi na przeszkoóie? ZaczBy si burzliwe narady, na ogóB jednak przychylne dla malca.  Mniejsza z tym! Zginie i tak czasu pory deszczowej! Zginie od |aru sBoDca w lecie! Có| nam szkoói mo|e ta goBa |aba? Niech sobie biega z wilkami! Góie| ten bawóB, Bagero! Poka| nam! Trzeba przyj okup! Po[ród tego rozbrzmiewaBo nieustanne naszczekiwanie Akeli:  Badajcie dobrze, o wilki! Badajcie dobrze! Malec pozostaB zupeBnie obojtny na to wszystko, nie zwa|aB wcale na wilki, które go przychoóiBy oglda i bawiB si kamykami. Za chwil caBe zgromaóenie udaBo si na poszukiwanie bawoBu, a na Skale Rady pozostali tylko Akela, Bagera, Balu i sprzymierzone z Maulim wilki. Shere Khan porykiwaB w dali, rozgniewany pora|k i niemo|no[ci oóyskania swego Bupu.  Wyj sobie, wyj!  szyóiBa Bagera.  Znam si na luóiach i pewna jestem, |e ten malec zmusi ci do skomlenia z innego zgoBa tonu.  Rad jestem, |e si tak staBo!  powieóiaB Akela.  Luóie, to przemy[lne stworzenia. Ten malec mo|e nam si nieraz przyda.  Tak & Tak  odrzekBa Bagera  mo|e si baróo przyda, zwBaszcza, |e nikt nie mo|e Buói si, i| panowanie jego nad rodem trwa bóie w nieskoDczono[. ZmilkB Akela. Przez my[l mu przeszBo, |e mo|e niedaleki ju| óieD, kiedy zostanie zabity przez wilki jako stary i niedoB|ny wóó, by ustpi miejsca innemu, który po pewnym czasie dozna tego samego losu.  Zabierz go z sob  rzekB do wilka-ojca  i wychowuj, jak przystaBo ksztaBci czBonka wolnego ludu! Mauli-|abka zostaB w ten sposób przyjty do rodu wilków seeoneeDskich, oku- piony bawoBem oraz |yczliwym wstawiennictwem mdrego Balu. Musicie, czytelnicy, przerzuci si my[l przez okres jakich[ lat óiesiciu czy jedenastu i w wyobrazni tylko wBasnej przedstawi sobie ów óiwny |ywot maBego Mauli po[ród wilków, gdy|, chcc wszystko opisa, musiaBbym stworzy mnóstwo ksi|ek. WychowywaB si razem z wilcztami, które jednak, jak to Batwo zrozumie, wyro- sBy na stare wilki, gdy tymczasem on byB cigle jeszcze maBym chBopcem. Wilk-ojciec wyuczyB go, jak si ma stara o |ywno[ oraz tBumaczyB mu wszystko, co go otaczaBo Ksiga d|ungli 7 w d|ungli. Z czasem zrozumiaB, co znaczy najl|ejsze drgnienie zdzbBa trawy, powiew ciepBego wiatru w nocy, krzyk sowy w óiupli drzewa, szmer na korze pnia, spowo- dowany przez przysiadajcego na chwil nietoperza lub plu[nicie rybki w woóie. Te wszystkie odgBosy poznaB dokBadnie i zaznajomiB si z nimi tak dobrze, jak czBowiek z coóiennymi swymi zajciami zawodowymi. Gdy si nie uczyB, grzaB si na sBoDcu i spaB, potem szukaB po|ywienia i zasypiaB znowu. Gdy czuB, |e jest brudny lub |e mu gorco, zanurzaB si w jednej z le[nych saóawek, a chcc dobra si do miodu, którego spo|ywanie wraz z orzechami zaleciB mu Balu i który mu smakowaB nieraz lepiej ni| surowe miso  wdrapywaB si poD na drzewa. Tej to sztuki wyuczyBa go Bagera. Sieóc na gaBzi, wabiBa go do siebie, a Mauli wspinaB si w gór, zrazu niezdarnie jak opasBy rosomak, potem jednak, nabrawszy wprawy, hulaB po[ród gaBzi, niby pBowa maBpa. MiaB swe miejsce na Skale Rady podczas zebraD wilków i przy jednej z takich sposobno[ci uczyniB odkrycie, |e wystarczy mu spojrze bystro w oczy któremu[ z wilków, by go zmusi do odwrócenia gBowy. RobiB te| nieraz przysBugi swym przy- jacioBom, wycigaB im z kudBów ciernie, co jest rzecz niemaB, bowiem takie drobne, nikBe, kBujce kolce dokuczaj baróo zwierztom. Nieraz w nocy udawaB si w dolin ku polom uprawnym i spozieraB z ciekawo[ci na mieszkania luói. Ale nie miaB do nich zaufania od kiedy Bagera pokazaBa mu w lesie pa[ ukryt zrcznie po[ród g- stwiny. ByBo to pudBo czworoboczne z zapadajcym si pomostem, przeznaczone do Bapania óikich zwierzt i Mauli omal|e nie wstpiB na zdraóieck desk. Najbaróiej atoli lubiB kry si wraz z panter na caBe dni w niedostpnych oczeretach puszczy i spa tam goóinami a| do wieczora. Gdy sBoDce zaszBo, Bagera rozpoczynaBa Bowy, a chBopiec przypatrywaB si i uczyB od niej. Pantera polowaBa na wszystk zwierzyn, podBug zachcianki czy podniety gBodu. Mauli czyniB to samo, z pewnym jednak za- strze|eniem. UnikaB zab3ania bawoBów, bowiem od chwili, kiedy zaczB pojmowa, wieóiaB od przyjacióBki, i| |ycie jego okupione zostaBo ofiar bawoBu.  Wszystko w d|ungli jest twoje!  nauczaBa go Bagera,  Polowa mo|esz na ka|de stworzenie, któremu podoBasz siBami. Ale przez pami tego bawoBu, któ- rym zostaBe[ okupiony, nie zab3aj czBonków owego rodu, ani nie jeó ich misa. Tak nakazuje prawo puszczy! Mauli pilnie przestrzegaB owego prawa. RósB, m|niaB i staB si silny, zreszt inaczej nie mogBo sta si z chBopcem, który nie choóiB do szkoBy, nie mczyB si niczym, a dbaB tylko o to, by miaB co je[. Matka-wilczyca powtarzaBa mu ze swej strony, by nie dowierzaB Shere Khanowi, który jest jego wrogiem. WieóiaB od niej, |e przyjóie óieD, w którym bóie mu- siaB zabi tygrysa i gdyby byB mBodym wilkiem, nie zapomniaBby niezawodnie o tym obowizku. UleciaBo mu to jednak rychBo z gBowy, albowiem byB tylko chBopcem, chocia| nazwaBby si niewtpliwie sam wilkiem, gdyby umiaB my[l sw wyrazi w ja- kimkolwiek narzeczu luókim. Ale Shere Khan nie zapomniaB o nim wcale. W miar jak stary Akela, naczelnik, niedoB|niaB z wiekiem, kulawy tygrys nawizywaB coraz to bli|sze stosunki z mBod- szymi wilkami rodu, woóiB je za sob i karmiB resztkami upolowanej zwierzyny. Gdyby Akela byB w peBni siB i mógB wymusi poszanowanie praw obowizujcych, nie byBoby nigdy doszBo do tego. Shere Khan schlebiaB gBupim mBoóikom, wychwa- laB ich pikno[ i podburzaB je przeciwko Akeli, óiwujc si niby, |e tylu óielnych, mdrych wojowników znakomitego rodu mo|e podlega wBaóy starego samotnika i goBego szczenicia luókiego.  SByszaBem  mawiaB tygrys chytrze  |e podczas obrad nie ma z was |aden odwagi spojrze mu w oczy! Ksiga d|ungli 8 MBode wilki warczaBy groznie i je|yBy sier[, gdy| wstyd im byBo tej ni|szo[ci swojej. Bagera miaBa sBuch niezrównany i dowieóiaBa si, jak sprawa stoi, tote| nieraz przypominaBa z naciskiem Maulemu, |e pora skoDczy z Shere Khanem. Ale chBopak [miaB si nieÊîasobliwie i odpowiadaB:  Mam po swojej stronie wikszo[ powa|nych czBonków rodu, wreszcie ty i Balu, chocia| leniwy, nie bóie szczóiB pazurów w mej obronie, nie potrzebuj si tedy niczego lka! Pewnego dnia przyszBo to znów na my[l Bagerze, a mo|e podszepnBa jej nowin je|atka sa i waBsajca si wszóie. SieóiaBa wraz z Maulim zaszyta w najwiksz gstw boru, a chBopiec spoczywaB z gBow opart o jej czarne futro.  Wspomn3  powieóiaBa mu  ile razy ostrzegaBam ci przed kulawym bydBobójc!  Tyle razy chyba, ile orzechów jest na tym drzewie!  odrzekB Mauli, który naturalnie nie umiaB rachowa  Ale có| std wynika? Nie boj si, spa mi si chce, a z Shere Khana robi sobie tyle, co z krzykliwego pawia Mora!  Nie czas teraz na spanie! Sprawa jest wa|na! Wiem o tym, wie Balu, wie caBy ród, caBa puszcza, nie wyBczajc nawet gBupich |ubrów. Wszak|e nawet Tabaki mówiB ci niedawno&  Tak!  zawoBaB Mauli.  Przed paru dniami przyszedB do mnie [mierócy szakal i zaczB natrzsa si z mej nago[ci oraz twieróiB, |e nie potrafi nawet zna- lez trufli pod ziemi, do czego zdolny jest ka|dy odyniec. Wobec tego schwyciBem gBuptaka za kit, okrciBem w kóBko i grzmotnBem nim kilka razy o pieD gojawy, by go przyuczy lepszych obyczajów.  GBupstwo[ zrobiB!  odrzekBa pantera  Tabaki jest drab, ale miaB ci wBa[nie powieóie co[, co ci obchoói powinno. Uwa|aj na to, co mówi, Mauli! Shere Khan nie ma odwagi rozszarpa ci w ostpie, uknuB jednak spisek. Wie, |e Akela zestarzaB si i niebawem przestanie by naczelnikiem stada, taki sam los spotkaB te| ow wikszo[ rady, która zgoóiBa si na twe przyjcie, za[ mBode wilki s przezeD pozyskane i uwa|aj, |e nie ma miejsca po[ród ich rodu dla czBowieka. Przy tym wyrosBe[ ju| i niebawem zostaniesz m|czyzn.  Czy| dorosBemu m|czyznie ma by wzbronione to, co wolno chBopcu?  spytaB  Czy| nie przestrzegaBem praw d|ungli i nie |yBem w niej? Nie ma ni jednego wilka, któremu bym nie wycigaB cierni z Bap i grzywy, wszyscy oni s mymi brami! Bagera przecignBa si, przymknBa oczy i powieóiaBa:  Bracie, dotkn3 dBoni mej szyi pod doln szczk! Mauli signB pod delikatny podbródek pantery, nad którym ByskaBy pot|ne, [nie|nej biaBo[ci kBy i znalazB niewielki, ogoBocony z wBosów kawaBek skóry.  W caBej d|ungli nikt nie wie, |e nosz na szyi ten znak. To [lad obro|y. Tak, mój maBy, uroóiBam si po[ród luói, a matka moja zmarBa w królewskim zwierzyDcu w Udajporze. Dlatego to daBam za ciebie okup wówczas na Skale Rady, kiedy byBe[ nagim szczeniciem luókim. UroóiBam si po[ród luói i za mBodu nie wieóia- Bam nawet, co znaczy d|ungla. ChowaBam si w wielkiej okratowanej klatce. Pewnej jednak nocy poczuBam, |e jestem Bager, panter czarn, nie stworzon na to, by stanowi zabawk dla luói. RozerwaBam nón, sBab zapor i uciekBam. I dlatego to, |e poznaBam sposoby luókie, staBam si pot|na w puszczy, grozniejsza od Shere Khana&  Tak!  odrzekB  CaBa d|ungla dr|y przed Bager z wyjtkiem mnie jednego!  Ty[ czBowiek& ty[ mój brat!  powieóiaBa pantera pieszczotliwie  Ale podobnie jak ja wróci musiaBam do swoich, tak i ty, Mauli, wróci musisz do braci Ksiga d|ungli 9

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Księga dżungli Przykładowe wypracowania
Księga dżungli streszczenie, opracowanie
E book Księga dżungli Rudyard Kipling
Ebook Ksiega Dzungli Fundacja Nowoczesna Polska
Rudyard Kipling Księga dżungli

więcej podobnych podstron