plik


B/401: N.Norbu, M.Katz - Tybetańska Joga Snu i Praktyka Naturalnego Światła Wstecz / Spis treści / Dalej 3. PIELGRZYMKA DO MARATIKI W 1984 Norbu. Rinpocze wybrał się na pielgrzymkę do północnego Nepalu, do klasztoru Tolu i jaskini Maratika,48 w której mahasiddha49 Padmasambhawa odbywał odosobnienie wraz ze swoją partnerką Mandarawą.51 Poniższy tekst stanowi świadectwo serii nadzwyczajnych snów, jakie miał podczas tej podróży, poczynając od snu, jaki śnił w dwa dni po dotarciu do klasztoru. Akcja snu rozgrywała się w samym klasztorze Tolu. Jeżeli śni się miejsce lub coś znajomego z przeszłości, zazwyczaj odzwierciedla to powtórkę, do której dochodzi za sprawą karmicznego śladu; jeżeli śni ci się miejsce lub sytuacja, w której cię nie ma. odzwierciedla to pragnienie lub życzenie. Z drugiej strony, jeżeli śnisz o miejscu, w którym aktualnie się znajdujesz, często jest to znaczące. Wskazywało to na to, że sen ten może mieć znaczenie. We śnie znalazłem się w jaskini Tolu, a wraz ze mną przebywali tam nawet ci, którzy faktycznie towarzyszyli mi podczas podróży do niej. Kiedy udzielałem nauk swoim uczniom, przyłączył się do nas mój wuj. Chciałbym wam powiedzieć, że nie był on tylko moim wujem, ale również jednym z głównych moich nauczycieli, wyjątkowym praktykującym i tertonem.52 W celu zilustrowania nadzwyczajnych właściwości życia mojego wuja, opowiem wam teraz krótką historię. Jako dziecko mieszkałem w pobliżu klasztoru. W czasie, o którym opowiadam, zdechł pewien młody koń. Sępy pożerały jego zwłoki, ale gdy skończyły, pozostał jeden z nich. Mój wuj poprosił dwóch mnichów, aby poszli i przynieśli tego sępa. Po powrocie do klasztoru wraz z sępem, mnisi oznajmili, że ptak jest zraniony. W jego skrzydle zatrzymał się kawałek żelaza. Jeden z mnichów próbował go wyjąć, ale wówczas sęp stawał się bardzo poruszony i dlatego mój wuj kazał mu przestać i zanieść ptaka do ogrodzonego ogrodu. Pamiętam, iż pomyślałem sobie, że ciche i pasywne zachowanie się tego sępa podczas całego zajścia jest bardzo dziwne. Cała ta sytuacja w istocie stawała się coraz bardziej niezwykła. Następnego dnia mój wuj nakazał mi zanieść ptaku trochę mleka. Kiedy wszedłem do ogrodu, który miał półokrągły kształt, drewniane podłoże i zadaszenie, sęp siedział w bezruchu. Położyłem przed nim naczynie z mlekiem. Poruszył delikatnie głową i zaczai pić. Kiedy wypił całe zaofiarowane mu mleko, zaczął biec, a podczas biegu delikatnie poruszał skrzydłami. Pomimo tego, że rejon ten był całkiem rozległy, potrafił przebiec długi dystans, następnie zawrócił, przybiegł z powrotem na środek ogrodu, zatrzymał się i z jego skrzydła wypadł kawałek metalu. W tej samej chwili, w której ten metalowy pręt wypadł, sęp odleciał na wschód, w kierunku dużej góry zwanej Sitang, poza którą znajduje się sławny klasztor Dzogczien.53 Na tej samej górze znajdowała się jaskinia, w której zazwyczaj żył mój wuj. Zbadaliśmy ten kawałek żelaza, który wypadł z sępiego skrzydła. Był dość długi, a jego koniec, osadzony w skrzydle, miał trójkątny kształt. Ciągle pamiętam piękny dźwięk, jaki wydał, odpadając od skrzydła. To wydarzenie było zaledwie jedną z osobliwości, które często miały miejsce w obecności mego wuja. Tak więc z tej okazji, w Tolu, mój wuj pojawił mi się we śnie. We śnie miał nie więcej, niż czternaście, piętnaście lat. Powiedział mi, że jest bardzo zadowolony z tego, że przekazałem tak piękne nauki, które przyniosą każdemu pożytek. Spytałem go, czy naprawdę ich słuchał. Odparł, że słyszał każde słowo. We śnie nauczałem Thik sum nedek,54 sławnych trzech stwierdzeń Garaba Dordże.55 Następnie wuj poprosił mnie, żebym wyjaśnił mój gomter56 dotyczący namkhi.57 Odparłem, że mój sen o namkha nie był gomterem. Pozwólcie, że wyjaśnię, do czego się to odnosi. Przed kilku laty byłem w Nowym Jorku, gdzie prowadziłem seminarium na temat funkcji elementów i energii, jak również historii Tybetu. W czasie tego seminarium wyjaśniałem elementy i sposób, w jaki funkcjonują według starożytnej tradycji bonpo.58 Tej nocy miałem sen. w którym pojawił się mały, ubrany na niebiesko chłopiec. Spytałem go, kim jest, a on odparł, że na imię ma Puel. Puel to sławne bóstwo bonpo, szczególnie znane dzięki swym zdolnościom przepowiadania z pomocą astrologii. – Jeżeli naprawdę jesteś Puel – powiedziałem – to wyjaśnij mi funkcję elementów jednostki i sposób, w jaki mogę sharmonizować je, kiedy pojawiają się problemy. – Wówczas to małe dziecko zaczęło mi wyjaśniać różne rodzaje funkcji elementów, związanych z ciałem, życiem, losem, zdolnościami, itp. Dzięki temu odkryłem dokładną zasadę namkhi. metodę harmonizowania elementów jednostki. Powiedziałem wujowi, że ten sen o Puel nie był gomterem, ale tylko zwykłym snem, on jednak nalegał, że ponieważ był to gomter, chciałby otrzymać przekaz. Ponieważ jednak wuj jest moim nauczycielem, jego życzenie naprawdę nie dawało mi spokoju, a jego nalegania sprawiły, że w końcu przeczytałem mu książkę i w ten sposób udzieliłem przekazu. Kiedy skończyłem, powiedział, że w przyszłości namkha będzie ważną praktyką. Dodał też, że muszę praktykować i nauczać “pięciu praktyk w ciemności". Spytałem, o jakie praktyki chodzi. Odpowiedział, że później pojawią się pewne wskazówki. Taki był jeden z moich snów. W ciągu tych dni, które spędziliśmy w klasztorze Tolu, nieustannie miałem wyjątkowo ważne sny i zanim zbliżyliśmy się do mającego astrologiczne znaczenie 25-go dnia,59 obawiałem się trochę o sen. Zaniepokojony tym, co się stanie, poszedłem spać, ale przez długą chwilę nie mogłem zasnąć. Kiedy w końcu zasnąłem, znalazłem się w pewnego rodzaju śnie, w którym z kimś rozmawiałem. Tak naprawdę to nie byłem pewien, czy rozmawiam z kimś, czy też prowadzę rozmowę z samym sobą. Głos nakazał mi zrelaksować, najpierw oddech, a następnie ciało, dopóki nie znalazłem się w zrelaksowanym stanie samaja.60 Pomyślałem sobie, że nigdy nie słyszałem o tym zrelaksowanym stanie samaja. Tym niemniej raz po raz próbowałem się zrelaksować i znaleźć się w tym stanie. Za każdym razem jednak budziłem się. głównie wskutek niewygód związanych z warunkami, w jakich przyszło mi spać w Tolu. Próbując wejść w stan relaksacji, budziłem się przynajmniej dwa albo trzy razy. Podczas jednej z takich okazji, we śnie otrzymałem wyjaśnienia, aby zdjąć spodnie do wspinaczki w górach, o czym przed pójściem spać, wskutek wyczerpania, zapomniałem. Kiedy zbudziłem się. mając w pamięci tę instrukcję, zdjąłem je i ponownie położyłem się spać. powoli relaksując się w stanie samaja. Głos jednak powiedział, że ten stan “nie jest jeszcze doskonały; musimy mieć świeższe, łatwiejsze oddychanie". Aby moc spełnić prośbę, otwarłem namiot, chcąc wpuścić nieco świeżego powietrza, mimo iż było bardzo zimno i wiał porywisty wiatr. Ponownie zasnąłem i wszedłem w samaję. Znowu pomyślałem sobie, że ta samaja nie jest niczym strasznym, nie jest też stanem kontemplacji.61 Głos powrócił i powiedział: “Teraz, kiedy to zrobiłeś, powinieneś wejść w stan dharmadhatu".62 Zgodnie z wyjaśnieniami zrelaksowałem się i skierowałem do tego stanu dharmadhatu. W międzyczasie obudził mnie kaszel dobiegający z sąsiedniego namiotu. Ponownie położyłem się spać i nakierowałem na przejście przez kolejne poziomy relaksacji. Raz za razem, przy tej czy innej okazji, budziłem się i musiałem zaczynać od początku. Niespodziewanie glos ponownie przemówił, mówiąc: “Jesteśmy tutaj, to jest stan dharmadhatu". Wydawało mi się, że jest to stan kontemplacji. Głos poinstruował mnie teraz, żebym skierował się do innego stanu. Kiedy to zrobiłem, zaczęło się pojawiać pewnego rodzaju thigle,63 podobne do tego, które pojawiło się w poprzednim śnie, jaki miałem w jaskini Tolu. Zobaczyłem również jakieś pismo, a potem po raz kolejny obudziłem się... Musiałem zaczynać od początku, relaksować się poprzez różne stany, dopóki thigle nie pojawiło się na nowo. W thigle ujrzałem tytuł tekstu. Tym razem w ślad za tytułem pojawił się sam tekst, tak jakbym patrzył na ekran w kinie. Jedna po drugiej, zaczęła się pojawiać cala seria praktyk medytacyjnych. Czytałem strona po stronie, ale jeśli w którymś miejscu nie mogłem odczytać tekstu, wystarczyło, że pomyślałem, że było to dla mnie niejasne i dany fragment pojawiał się na nowo. Powtarzał się sam z siebie, jak gdyby powstała pewnego rodzaju łączność. W ten sposób przynajmniej trzy lub cztery razy przeczytałem cały tekst od początku do końca. Wskutek przerw często się budziłem. Za każdym razem jednak, kiedy powracałem do snu, zaczynałem od samaji i całej reszty, a potem tekst rozwijał się przed moimi oczami. Niespodziewanie głos powiedział: “Teraz znajdujesz się w następnym stanie". Stan ten odróżniało od poprzedniego to, że tych kilka słów, które nie były w pełni widoczne, obecnie pojawiły się, wypełniając sobą całą przestrzeń. Mimo iż nie skupiałem się na nich, ani ich nie wypatrywałem, po prostu się pojawiały. Dzięki temu kontynuowałem czytanie bez przerwy, niemal do samego świtu. W pewnym miejscu silnie zakaszlałem i obudziłem się. Mając otwarte oczy, ciągle widziałem słowa. Nie był to sen. Zobaczyłem je na krótka chwilę, a potem zniknęły. Pomyślałem sobie, że być może nie był to po prostu wpływ snu. Zaciekawiony, nadal wpatrywałem się w niebo. Było bardzo przejrzyste, ale nie pojawiły się żadne wizje. Pamiętam, że kiedy praktykowałem na odosobnieniu w Norwegii, ta sama rzecz zdarzyła wtedy, gdy znajdowałem się w środku praktyki. Wspomniałem kilku ludziom o doświadczeniach, jakie wówczas miałem. O nang ła gi gerśar64 czytałem niegdyś w biografiach kilku urzeczywistnionych nauczycieli. W Norwegii przypomniałem sobie myśl, że poprzednio nie rozumiałem znaczenia nang ła gi gerśar. Tak czy inaczej, ponownie udało mi się zasnąć i zrelaksować w kolejnych fazach. We śnie, w którym otrzymałem nauki o wejściu w kolejne stany relaksacji, niespodziewanie naszła mnie myśl o jeszcze głębszym stanie, czymś, co nosi nazwę dzia drub jeszie, najgłębszego stanu mądrości. Glos odpowiedział na moją myśl, mówiąc: “On się pojawi, gdy wszystko zostanie dopełnione". Potem nadszedł świt. Byłem naprawdę wyczerpany. Wszyscy inni smacznie sobie spali. To była opowieść o 25-tym dniu. Następnego dnia mieliśmy długą wspinaczkę. Wieczorem, kiedy położyłem się spać, wszystko się powtórzyło. Ponownie kilkakroć czytałem tekst, a zwłaszcza te fragmenty, w których litery nie były ostre. W pewnej chwili nagle obudziłem się. Zobaczyłem, że głowę mam przykrytą kocem. Wiał taki wiatr, że musiałem się przed nim chronić. Po odkryciu głowy, otworzyłem oczy i natychmiast popatrzyłem do góry. Tam litery ponownie się pojawiły, jakby streszczone. Teraz chciałbym wam opowiedzieć o śnie, jaki miałem pierwszej nocy po przybyciu do jaskini Maratika. Przed położeniem się spać pomyślałem sobie, że jutro powinien być dobry dzień do rozpoczęcia praktyki medytacyjnej długiego życia, dla której tam przybyłem. Nadal nie rozwinąłem w pełni szczególnej metody wykonywania tej praktyki, ale zabrałem z sobą tekst praktyki, ponieważ sądziłem, że Maratika będzie miłym miejscem do tego celu. Tej nocy śniłem, że przygotowywałem się do wykonywania praktyki w dużej jaskini. Wyjaśniałem, jak należy wykonywać tę praktykę i udzieliłem inicjacji, która pozwoliłaby uczniom samodzielnie ją wykonywać. Jeżeli w naszej tradycji chce się wykonywać praktykę długiego życia, zazwyczaj należy otrzymać inicjację długiego życia. Ci spośród was, którzy znają mnie, wiedzą, że nie jestem kimś, kto w typowy sposób udziela złożonych, formalnych inicjacji,65 ale zawsze mówiłem, że posiadanie pewnych inicjacji jest konieczne, ponieważ wyposażają w moc. We śnie pojawiła się we mnie idea, że wpierw muszę udzielić dokładnych wyjaśnień odnośnie znaczenia inicjacji. Kiedy zostanie to dobrze zrozumiane, udzielę przekazu mocy z mantrą. Potem będziemy mogli razem praktykować. Stworzy to przekaz głosu. A zatem w moim śnie wyjaśniałem każdy kolejny punkt inicjacji, poczynając od inicjacji ciała. Wtedy zauważyłem, że siedząca w pobliżu mnie osoba coś mi podaje. Kiedy zwróciłem się w jej stronę, stwierdziłem, że nie jest to zwykły człowiek. Tego akurat byłem pewien, ponieważ pierwszą rzeczą, jaką zaobserwowałem patrząc na niego, było to, że dolna część jego ciała była wężowa. Myślałem, że być może jest to jeden ze strażników, Rahula,66 kiedy jednak popatrzyłem mu w twarz, nie przypominała twarzy Rahuli. Wtedy pomyślałem, że być może jest to ktoś, kogo znam lub kto go reprezentuje. Popatrzyłem raz jeszcze; z wyglądu jego oblicze przypominało smoka, a jego ciało było białe. Nagle włożył mi coś do ręki. Wiadomo, że podczas inicjacji nauczycielowi, który jej udziela, towarzyszy zwykle ktoś, kto podaje mu różne rzeczy. W odpowiednim punkcie ceremonii asystent podaje właściwy przedmiot. W moim śnie podobna do smoka istota podała mi okrągły przedmiot, którym zamierzałem potwierdzić udzieloną przez siebie inicjację ciała. Wziąłem ten okrągły przedmiot do ręki. Było to zwierciadło, ale na obrzeżu wokół niego znajdowało się coś, co wyglądało na dwanaście małych zwierciadeł. Otaczała je pewnego rodzaju tęcza, a wokół niej znajdowały się pawie pióra. Było to bardzo piękne. Kiedy wziąłem to do ręki, wiedziałem, że jest to obiekt, przy pomocy którego mogę udzielić inicjacji ciała. Zazwyczaj podczas inicjacji zwierciadło reprezentuje umysł, aspekt zrozumienia. We śnie natychmiast pojawiło się we mnie zrozumienie: “Ciało wydaje się być substancjalne, ale w sposób wrodzony jest puste. Symbolem tego jest odbicie, które jawi się w zwierciadle jako nasza forma". Wyjaśniając to, użyłem we śnie zwierciadła, aby udzielić inicjacji ciała. Zwierciadłem dotknąłem we śnie głów wszystkich, którzy otrzymali inicjację. Kiedy kolejno podchodzili, mówiłem też mantrę.67 Następnie zacząłem wyjaśniać inicjację głosu. W tej samej chwili po lewej stronie poczułem obecność innej istoty. Ta istota również wręczyła mi przedmiot, którym mogłem potwierdzić otrzymanie inicjacji. Przedmiot był malą,68 wykonaną z ciemnoczerwonych rubinów, uformowanych w kształt ósemki. Przyjrzałem się dokładnie istocie, która podała mi małe. Miała ciemnoczerwone ciało i tylko jedno oko. Pomyślałem sobie, że nie jest to zwykła ludzka istota, ale prawdopodobnie Ekadżati.69 Z drugiej strony wcale nie przypominała Ekadżati, a w rękach trzymała te dziwne przedmioty. W każdym razie stwierdziłem, że tuż po tym, jak wręczyła mi małe, kontynuowałem udzielanie wyjaśnień. “Ta mała reprezentuje stałe wypowiadanie mantry". Nie tylko wyjaśniłem funkcję, jaką spełnia mantrą, lecz również udzieliłem bardzo rzadko przekazywanych wyjaśnień o tej formie mantry, która została przedstawiona w postaci ósemki. Wszystko to było całkiem dziwne, ponieważ wyjaśnienie nie miało nic wspólnego z konkretną praktyką długiego życia Njagla Padma Duddul70, z zamiarem praktykowania której tam przybyłem. Następnego dnia po tym, jak śniłem o innej praktyce długiego życia, w której pojawia się dakini Mandarawa. odkryłem istnienie praktyki jang-thik, która w istocie zawiera tę wizualizację. W międzyczasie postać Ekadżati włożyła mi do ręki inny przedmiot, będący symbolem przekazu mocy w inicjacji umysłu. Przypominał on swastykę, na szczycie której znajdowały się jednak trzy trójzęby. Swastyka, która znajdowała się w środku, została wykonana z przezroczystego, cennego, niebieskiego kamienia. Następnie wyjaśniłem znaczenie przekazu umysłu. Potem tym przedmiotem dotknąłem po kolei serca każdej osoby, mówiąc zarazem mantrę związaną z inicjacją umysłu. Kiedy dotknąłem nim serca pierwszej osoby, ujrzałem, że pozostawił po sobie odbicie i że ten znak obiektu obracał się, wydając słaby dźwięk. Wydawało się, że przedmiot żyje. To samo zdarzyło się podczas inicjowania następnej osoby. Kiedy skończyłem, ujrzałem, że wszystkie znaki pozostawione przez swastyki wciąż się obracają. W ten sposób prowadziłem inicjację. Wkrótce potem się obudziłem. Następnego dnia postanowiłem odbyć odosobnienie w jaskini. Wielu uczniów, którzy towarzyszyli mi w tej pielgrzymce, razem ze mną wykonywało praktykę Pema Duddul w jaskini Maratika. Na drugi dzień miałem jednak szczególny sen. Chociaż wielu spośród nas jeszcze tam nie dotarło, śniłem, że wszyscy razem zebraliśmy się w tej jaskini. Wykonaliśmy już wspólnie praktykę i zacząłem nauczać. We śnie wydawało mi się, jakby sen z poprzedniej nocy został dokładnie odtworzony. Po lewej stronie obok mnie znajdowała się czerwono-brązowa postać z jednym okiem. Ponownie w swojej dłoni trzymała wiele przedmiotów. Tym razem wręczyła mi kryształowy paciorek. Stało się teraz jasne, że ta istota towarzyszyła mi podczas udzielania wyjaśnień. Wziąłem kryształ do ręki i przyjrzałem mu się. W środku kryształu ujrzałem słowo; kiedy je zobaczyłem, wiedziałem już, że ta istota to faktycznie Ekadżati. Miałem również bardzo przejrzystą senną wizję strażniczki Ekadżati, która udzieliła mi rady, mówiąc: “Nadszedł czas, aby otworzyć skarbnicę twojego umysłu z cyklem wadżry życia, praktyką dakini, umożliwiającą osiągnięcie długiego życia". Patrząc do wnętrza małej, krzyształowej kulki, mogłem zobaczyć promienie światła, które rozchodziły się ze słowa we wszystkich kierunkach, ale nie wydostawały się na zewnątrz kulki. Gdy wziąłem ją do ręki, spytałem: “Co to jest?" Powiedziała: “To jest ta-te. Musisz zrobić ta-te". “Nie rozumiem", odparłem. W chwili, w której to powiedziałem, wydawało się, że krzyształ znika we mnie. Rozglądnąłem się wokół siebie szukając Ekadżati. ale nie było jej tam. Pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy po obudzeniu się, było ta-te: zastanawiałem się, co to może oznaczać. Ponieważ było jeszcze daleko do świtu, miałem dużo czasu i dalej koncentrowałem się na słowie ta-te. Nie jest to znajome słowo. Ta oznacza «czysty», a te znaczy «skonfrontować się (z czymś)» lub, czasami, «spisać». O tym słowie myślałem na wpół obudzony, kiedy dotarło do mnie, iż żądano ode mnie, żebym zapisał ten tekst, a następnie przepisał go jeszcze raz, nie odwołując się do pierwszej wersji, aby w ten sposób sprawdzić jego autentyczność. Teraz stało się doskonale jasne, co trzeba zrobić. Po umyciu się, wziąłem papier i pióro i wyszedłem na zewnątrz. Usiadłem na skale i tam, bez żadnego planu, spisałem to, co pojawiło się w moim umyśle. Zapisałem szereg stron, a to, co się wtedy wyłoniło, było ceremonią Ekadżati. To był początek. Potem poszedłem na śniadanie. Przy śniadaniu poprosiłem jedną z moich uczennic o przyniesienie mi notesu. Kiedy skończyłem śniadanie, a uczennica ciągle nie wracała, wziąłem inny notes i poszedłem do tego szczególnego miejsca, w którym byłem pierwszego dnia, do miejsca mocy Maratiki, i usiadłem. Prawie zaczynałem, kiedy uczennica przyniosła mi czarny notes ł czerwone pióro. Zacząłem pisać. Było tak, jakbym zaczynał od jednej litery. Nazwałem ją Maratika, postawiłem też godzinę i dzień. Była 9.15 rano. Kiedy pisałem, obok przechodzili różni ludzie z naszej grupy. Niektórzy z nich nie wiedzieli, co robię. Gdy zbliżali się, żeby mnie powitać, starałem się ich pozbyć. Pomimo przerw, skończyłem o 12.15. Wówczas okazało się, że zapisałem cały notes aż do ostatniej linijki na ostatniej stronie, tak jakbym to wszystko zaplanował. Pomyślałem sobie, że jest to dobry znak. Po powrocie do obozu, powierzyłem tekst na kilka dni na przechowanie dwóm uczniom. Pomyślałem, że po kilku dniach przepiszę go na nowo. Powinna to być ta-te, druga wersja, którą należy porównać z pierwszą w celu potwierdzenia jego autentyczności. Miał to być dowód na to, że tekst jest autentyczny i nie stanowi tylko gry mojego intelektu. Minęły dwa dni. Na trzeci dzień miałem sen, wskazujący, że nadszedł czas na dokonanie powtórnego zapisu i wyjaśnienie pewnych kwestii. Po zakończeniu porannej praktyki ponownie zasiadłem do pisania i kontynuowałem ją do obiadu. Za drugim razem zapisałem go bardzo pewnie swobodnym pismem. Tym razem zajęło mi to dwie i pół godziny. Wtedy poprosiłem o zwrot oryginału; zwróciłem się także do mojej starszej siostry z prośbą o porównanie obu wersji. Pomiędzy nimi nie było właściwie różnic, za wyjątkiem dwóch czy trzech gramatycznych poprawek. Tak powstał tekst praktyki, pozwalającej na osiągnięcie długiego i trwałego życia. W tekście znajdują się mantry. ćwiczenia oddechowe i praktyki pozwalające na kontrolowanie własnej energii, jak również wizualizacje. Zawiera on również wyjaśnienia związane z czakrami i kanałami. W tradycji tybetańskiej tego typu praktykę często się pieczętuje, co oznacza, że na wiele, wiele lat zostanie utajniona. Kiedy utrzymuje się taką rzecz w tajemnicy, nie wolno nawet powiedzieć, że posiada się coś tajemnego. W tym wypadku nie było to konieczne. Nie otrzymałem wskazówki, że tekst ten należy zapieczętować. Ponieważ nie mam nic tajemnego, dlatego mogę o tym mówić. Mówiłem też o tym w Maratice i udzielałem przekazu mantr.

Wyszukiwarka