OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R. 265
Można sobie wyobrazić, jakie wrażenie zrobił jej wygląd i słowa na zebranych tam ludziach, którzy również ze strachu do piwnicy się ukryli.
Gdy gruchła wieść po klasztorze o nieszczęściu jakie się stało — straszny popłoch i przerażenie ogarnęły lud. Nikt już nie chciał dłużej pozostać w klasztorze; nawet większa część służących naszych poczęła się wybierać do ucieczki. Ludzie odchodzili od zmysłów, z pospiechem zabierali swoje manatki i z tobołami na plecach i na takach, z kołyskami, z dziećmi, z bydłem, z gęsiami i trzodą tłoczyli się gromadnie do wszyst-
' s..
kich drzwi, by jak najprędzej uciec z klasztoru, gdzie im śmierć groziła. Kule ciągle biły i jak grad padały w powietrzu, oni jednak nie zważając na niebezpieczeństwo, spiesznie w ciemności nocy, potykając się co krok o leżące przed klasztorem na podwórcu trupy rosyjskich żołnierzy. Ruch, wrzawa i bie-
s
ganię nie do opisania były w całym klasztorze.
U furty klasztornej zjawił się rosyjski oficer z oznajmieniem, że on tej nocy odchodzi do Królestwa za Wisłę, więc kto chce, może z nim razem przed strzałami do Rosyi uchodzić. Na to wezwanie zgłosiła się zaraz do niego nasza nauczycielka świecka oraz kilka służących, i niosąc małe tłómoczki w ręku uciekły z oficerem pieszo w nocy, w stronę Brzeska za Wisłę.
Po tej strasznej katastrofie O. Holik z wielkiego żalu za Ojcami prawie odchodził od siebie i stanowczo nalegał, byśmy na dalsze krytyczne chwile usunęli się ze Staniątek i nie narażali swego życia, mając namacalny tego dowód na poległych Ojcach.
Sprzeciwiałam się temu bardzo, pragnąc na miejscu pozostać i czekać, co Bóg ześle ; lecz O. Holik słysząc z ust rosyjskich oficerów, że następne dni będą daleko jeszcze krytyczniej-sze, nie chciał słyszeć o zostaniu w klasztorze i prosił, by zaraz