plik


Święty Ojciec Pio - Stygmatyk Najsłynniejszym stygmatykiem XX wieku był ojciec Pio. Ten włoski zakonnik cierpiał z powodu ciągle powracających i krwawiących ran przez ponad 50 lat. Odnawiające się stygmaty dały ojcu Pio niezwykłą moc uzdrawiania. Mógł nawet leczyć na odległość - do dziś żyje wielu świadków jego daru(są wśród nich również Polacy!). Medycyna nie była już w stanie im pomóc, ratunek przyniosły modlitwy ojca Pio. Zdumiewający był też jego dar bilokacji- zakonnik pojawiał się w różnych miejscach jednocześnie. Terminem STYGMATY określa się rany pojawiające się bez zewnętrznej przyczyny na dłoniach, stopach, i w boku, a przypominające rany ukrzyżowanego Chrystusa Z zeznań współbraci Ojca Pio, którzy mieszkali wówczas w San Giovanni Rotondo, wynika, iż po otrzymaniu stygmatów z trudem dowlókł się on z chóru do swej celi (oznaczonej wówczas numerem 5) zostawiając po sobie na posadzce korytarza krwawe ślady. Jak tylko wszedł do celi, starał się zahamować krwotok obwiązując dłonie i stopy chusteczkami. Opatrunki nie mogły nie być zauważone, toteż gwardian klasztoru zażądał wyjaśnień. Ojciec Pio musiał mu pokazać swe rany. Ojciec Pio nie dał się sfotografować żadnym aparatem przez 50 lat. A odwiedzało Go dziennie setki różnych gości, rozmawiając z Nim bezpośrednio, spowiadając się czy też uczestnicząc we Mszy św. Fotoreporterzy robiący Ojcu zdjęcia przy różnych okazjach, byli rozczarowani po przybyciu do swoich ciemni fotograficznych. Zdjęć na kliszy nie było. Zdegustowani prosili więc innych zakonników o pomoc w tej sprawie. Pewnego dnia przełożony Kapucynów rozkazał Ojcu Pio pod posłuszeństwem, ażeby pozwolił się wreszcie fotografować. Od tej pory zdjęcia wychodziły. Posiadał niezwykłe dary m.in. dar bilokacji. "Podówczas San Giovanni Rotondo było mało komu znaną mieściną. Francesco Morcaldi, zaprzyjaźniony z O.Pio od 1918 roku, przez wiele lat był tu burmistrzem. Oddajmy mu głos: "W owych czasach San Giovanni Rotondo było maleńkim miasteczkiem, niemalże odciętym od świata z powodu braku dróg i szybkich środków komunikacji. Warunki życia jego mieszkańców bardziej niż prymitywne - brak światła, wody pitnej i najprostszych chociażby sanitariatów. Wielodzietne rodziny gnieździły się pod tym samym dachem ze zwierzętami, w mrocznych i dusznych ruderach, niżej poziomu ulicy. Choroby zakaźne zbierały smutne żniwa. Częste były napady rabunkowe i zbrodnie, siejące postrach wśród ludności". W klasztorze Ojciec Pio pełnił funkcję spowiednika parafian oraz kierownika duchowego młodych chłopców pragnących poświęcić się życiu zakonnemu. Alumnów było niewielu, toteż Pio miał sporo wolnego czasu, który spędzał na modlitwie. 5 sierpnia l918 roku, kiedy spowiadał swych chłopców, spotkało go nadzwyczajne doznanie mistyczne, które tak opisał w liście do swego kierownika duchowego: "Słuchałem spowiedzi, kiedy nagle zdrętwiałem z przerażenia: przed oczami mego umysłu stanął Niebiański Gość. Trzymał w ręku coś na kształt narzędzia podobnego do długiej, żelaznej klingi, zakończonej dobrze wyostrzonym szpicem, który zdawał się ziać ogniem. I tym rozpalonym narzędziem rzucił z całych sił w mą duszę. Z wielkim trudem wydobyłem z siebie jęk. Zdawało mi się, że umrę. Chłopca, którego spowiadałem, poprosiłem, żeby odszedł, gdyż czułem się bardzo źle i nie miałem siły dalej spowiadać. Ta męka trwała nieprzerwanie aż do 7 sierpnia rano. Nie potrafię opisać moich cierpień. Miałem uczucie, jakby mi rozdzierano wnętrzności. Od owego dnia zacząłem nosić w sobie śmiertelną ranę. W samej głębi duszy czuję stale otwartą ranę, źródło mych ustawicznych katuszy". Ból spowodowany tym mistycznym przeżyciem trwał aż do 20 września. Chwilami cierpienie tak się wzmagało, że młody zakonnik błagał o śmierć. Oto, co napisał w owych dniach do swego kierownika duchowego: "Rana jest tak bolesna, że wystarczyłaby tysiąckroć na zadanie mi śmierci. Boże, dlaczego nie umieram? A jednak jesteś okrutny - głuchy na krzyk cierpiącego, nie dajesz mu ukojenia. Wybacz mi, Ojcze, chyba tracę zmysły. Nie wiem, co mówię. Nadmiar cierpień doprowadza mnie, wbrew mej woli, do złości". *** "Czułem, że umieram" Rany, jakie objawiły mu się w czasie mistycznej wizji w dniu 5 sierpnia, stały się widzialne 20 września. Ojciec Pio opisał to niezwykłe wydarzenie w następujący sposób: "Siedziałem na chórze po odprawieniu Mszy św., kiedy owładnęła mną jakaś dziwna ociężałość, podobna do słodkiego snu. Wszystkie moje wewnętrzne i zewnętrzne zmysły, a także cała dusza pogrążyły się w nieopisanym ukojeniu. Trwałem w tym stanie, gdy zobaczyłem nagle obok siebie tajemniczą postać, podobną do tej, którą widziałem już 5 sierpnia, z tą tylko różnicą, że ta miała ręce, stopy i bok broczące krwią. Jej widok przeraził mnie. Doznałem uczuć, których nigdy nie zdołam opisać. Czułem, że umieram, i umarłbym, gdyby Pan nie podtrzymał kołaczącego się w piersiach serca. Kiedy tajemnicza postać zniknęła, spostrzegłem, że moje dłonie, stopy i bok są przebite i ociekają krwią. Proszę sobie wyobrazić mękę, jakiej wówczas doznałem i doznaję nieustannie każdego dnia. Rana serca krwawi obficie, zwłaszcza od piątkowego wieczora do soboty. Obawiam się, że umrę z upływu krwi, jeśli Pan nie wysłucha mych jęków i nie odejmie mi tych ran. Niech zostawi mi ból i mękę, lecz niechaj odejmie mi te znaki zewnętrzne, które sprawiają mi nieopisane zawstydzenie i upokorzenie". Z zeznań współbraci Ojca Pio, którzy mieszkali wówczas w San Giovanni Rotondo, wynika, iż po otrzymaniu stygmatów z trudem dowlókł się on z chóru do swej celi (oznaczonej wówczas numerem 5) zostawiając po sobie na posadzce korytarza krwawe ślady. Jak tylko wszedł do celi, starał się zahamować krwotok obwiązując dłonie i stopy chusteczkami. Opatrunki nie mogły nie być zauważone, toteż gwardian klasztoru zażądał wyjaśnień. Ojciec Pio musiał mu pokazać swe rany. Ojciec Paolino poinformował o wszystkim prowincjała, który nakazał zachowanie całego wydarzenia w tajemnicy, po czym bezzwłocznie udał się do San Giovanni Rotondo. Obejrzał rany i nie wiedząc, co czynić, wysłał list do generała zakonu, stwierdzając między innymi: "Nie są to plamy ani też odciśnięte ślady, lecz autentyczne rany na wylot. Z boku zaś widnieje istne rozdarcie, z którego nieustannie wypływa krew bądź krwawa ciecz". Na nic zdało się bezwzględne milczenie Ojca Pio, jak i ostrożność jego przełożonych. Wiadomość o "bracie ze stygmatami" lotem błyskawicy obiegła Apulię, a wkrótce potem całe Włochy i inne kraje, dając początek pielgrzymowaniu do San Giovanni Rotondo tłumów ludzi, żądnych zobaczyć to dziwne zjawisko na własne oczy. Dała również początek sporom pomiędzy tymi, którzy pośpiesznie rozgłaszali światu o cudzie, a tymi, którzy z góry negowali wszystko. Do spokojnego klasztoru kapucynów zaczęli zjeżdżać się dziennikarze. Doszło do pierwszych głośnych nawróceń i pierwszych "cudów", przypisywanych "świętemu ze stygmatami". Przełożeni zakonni czuli się w obowiązku poddania tych dziwnych ran badaniu lekarskiemu. Trzeba było odpowiedzieć na ataki kierowane pod adresem Ojca Pio i całej wspólnoty zakonnej w San Giovanni Rotondo, oskarżanym o szalbierstwo. *** Badania lekarskie Pierwszym lekarzem, który badał stygmaty Ojca Pio, był profesor Luigi Romanelli, ordynariusz szpitala w Barletcie. Zbadał zakonnika, z polecenia prowincjała, w dniach 15 i 16 maja 1919 roku. W swoim sprawozdaniu napisał między innymi: ,,0brażenia widoczne na dłoniachpokryte są błoną czerwono-brązowej barwy, bez punktu krwawiącego i opuchlizny. Brak również śladów zapalenia sąsiednich tkanek. Przekonany jestem, a wręcz pewny, iż nie są to rany powierzchowne, gdyż przyciskając równocześnie dłoń kciukiem, zaś palcem wskazującym wierzch ręki czuje się wyraźnie, iż w środku jest puste miejsce. Obrażenia stóp mają identyczny charakter. W boku widnieje wyraźne nacięcie, równoległe do żeber, długie na siedem do ośmiu centymetrów. Odnotowałem uszkodzenia tkanek miękkich. Jak w każdym przypadku obrażeń klatki piersiowej, nie można przeprowadzić sondowania rany , stąd trudno jest ocenić jej głębokość i kształt. Rana mocno krwawi, a krew ma charakter tętniczy". W dwa miesiące później, 26 lipca, na prośbę władz kościelnych, do San Giovanni Rotondo przybył profesor Amico Bignami, kierownik katedry Patologii w Uniwersytecie Rzymskim. Badaniu ran Ojca Pio profesor poświęcił cały tydzień. Jego wnioski w zasadzie nie różniły się od wniosków profesora Romanellego. Również ocena osobowości Stygmatyka pełna była słów uznania. Będąc jednakże pozytywistą i przekonanym ateistą, postawił wnioski zgodne z uznawanymi przez siebie teoriami. Stwierdził, iż jego zdaniem jedynie w początkowej fazie stygmaty były "charakteru patologicznego (wywołane neurotyczną martwicą skóry), następnie zaś wspomagane były być może nieświadomie, poprzez autosugestię, jakimś środkiem chemicznym, na przykład jodyną". Takim stwierdzeniom ostro sprzeciwił się profesor Romanelli Ponowił badania ran Ojca Pio i napisał nowe sprawozdanie, w którym punkt po punkcie zbijał tezy Bignamiego Dokładne badania Stygmatyka przeprowadził wraz z profesorem Romanellim doktor Giorgio Festa. Opisał je w pokaźnym tomie opublikowanym pod tytułem "Tajemnice wiedzy i świata wiary". Festa podał w wątpliwość tezy profesora Bignamiego, zauważając: "Obrażenia powstałe w jakikolwiek - nieważne, w jaki - sposób powinny były zgodnie z naturą rzeczy bądź z wolna zabliźniać się, bądź przejść w stadium martwicze spowodowane działaniem zarazków, czego przecież trudno było uniknąć". Przeciwko profesorowi Bignamiemu obrócił się nawet eksperyment, który on sam polecił przeprowadzić. Wybitny naukowiec zakładał, iż rany Ojca Pio zagoją się, jeśli zakaże mu się smarowania ich jodyną przez jeden tydzień. Zalecony eksperyment przeprowadzono z jak największą skrupulatnością. Po ośmiu dniach rany nie tylko nie zagoiły się, lecz krwawiły jeszcze obficiej. Ojciec Paolino z Casacalendy, jeden ze świadków eksperymentu, napisał: ,,ósmego dnia, po ściągnięciu opatrunków, rany Ojca Pio krwawiły tak obficie, że musieliśmy donieść mu w czasie Mszy św. chusteczki, by mógł zetrzeć całą tę krew ze swych dłoni". (z książki "Cuda Ojca Pio" str. 24-29) Rys biograficzny OJCA PIO Ojciec Pio urodził się 25 maja 1887 r. w Pietrelcinie, w małym ciasnym domu jako czwarte dziecko, przy czym dwoje z nich wcześniej zmarło. Jego rodzicami byli Grazio Forgione i Maria Giuseppa Di Nunzio, ubodzy rolnicy. Na chrzcie otrzymał imię Francesco. Mały Francesco wzrastał w łasce i dobroci serca pod czujnym okiem matki, która od najmłodszych lat uczyła go miłości do modlitwy, do Jezusa i do Matki Bożej. Od najmłodszych lat uczestniczył w codziennej Mszy świętej i pozostawał na długich medytacjach przed Tabernakulum. Uwielbiał samotność i ciszę z rozważaniem Męki Jezusa Chrystusa. W tych warunkach wzrasta jego pragnienie całkowitego poświęcenia się Bogu. Od piątego roku życia doświadcza nadprzyrodzonych wizji Pana Jezusa, Matki Bożej i innych świętych, którzy przygotowują go do przyszłej trudnej misji. Przez poświęcenie siebie Panu Bogu będzie musiał zmierzyć się z szatanem i światem, lecz wspomagany przez Pana Jezusa, Matkę Bożą, świętych i aniołów zawsze odniesie zwycięstwo. Będą to jednak zwycięstwa okupione wielkim, acz dobro-wolnym cierpieniem. 22 stycznia 1903 r. włożył tak upragniony od dzieciństwa habit franciszkański i przy-jął nowe imię: brat Pio z Pietrelciny. Tam w nowicjacie zrozumiał ogrom łask, jakimi go Pan Bóg obdarzał i tę wielką miłość, która ochraniała go przed szponami szatana i powabami tego świata. Zaczął pojmować, do jak wielkiej misji Bóg go przeznaczył, dlatego mógł napisać: “Najwznioślejsza misja od chwili, gdy powierzyłeś ją swojemu Synowi. Misja znana jedynie Tobie i mnie”. 10 sierpnia 1910 r. brat Pio otrzymał święcenia kapłańskie, po których napisał: “Moje serce jest na-pełnione po brzegi radością i czuje się ciągle coraz bardziej przygotowane na przyjęcie jakiegokolwiek cierpienia, byleby tylko poddać się Panu Jezusowi”. Ojciec Pio rozpoczął swą wielką misję w Pietrelcinie, wśród prostych ludzi, którzy go kochali i podziwiali. Dni spędzał na długotrwałej modlitwie i medytacji, odwiedzał chorych i uczył młodych katechizmu, udzielał nauk dorosłym i pomagał proboszczowi. Pobyt w Pietrelcinie składał się z okresów szatańskich udręk i najmilszych ekstaz. W międzyczasie chorował na tajemnicze choroby, podczas których niekiedy przez wiele dni jedynym pożywieniem była Eucharystia. Ojciec przełożony mawiał wtedy, że Ojciec Pio żyje prawie że cudem, bez żadnego pożywienia. Straszliwe udręczenia szatańskie przyjmował z wielką pokorą, czyniąc się żertwą ofiarną, by wszyscy grzesznicy zostali zbawieni. Przybycie w 1916 r. Ojca Pio do klasztoru Kapucynów w San Giovanni Rotondo spowodowało wielkie przebudzenie franciszkańskiej duchowości, nie dostrzeganej w poprzednich latach i przyciągało do sanktuarium Matki Bożej Łaskawej wciąż wzrastającą liczbę dusz tęskniących za chrześcijańską doskonałością. Centrum życia duchowego Ojca Pio był Pan Jezus w Eucharystii. Jego oddanie koncentrowało się wokół Tabernakulum. Toteż z godziny na godzinę, dzień i noc, trwał na rozmowie z Bogiem, Mieszkańcem Tabernakulum. Gdy pytano, gdzie można go znaleźć, jeśli nie ma go w celi albo w konfesjonale, odpowiadał: “Przyjdź i szukaj mnie na chórze, przed obliczem Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie”. Msza święta była Kalwarią dla niego, lecz również była jego Rajem. Widział niebo otwarte, wspaniałość Pana Boga, chwałę aniołów i świętych. Świat – powiedział Ojciec Pio – mógłby nawet istnieć bez słońca, lecz nie mógłby istnieć bez Mszy świętej. Msza święta sprawowana przez Ojca Pio, widzialnie odtwarzała Mękę Jezusa Chrystusa, nie tylko w mistycznej formie, ale także fizycznie, w jego ciele. Ktokolwiek wątpił w prawdziwą obecność Pana Jezusa w Eucharystii, uczestnicząc w Mszy świętej Ojca Pio, musiał w to uwierzyć. Wielu biskupów i kapłanów mówiło: “Dzięki Ojcu Pio poznaliśmy wartość i doniosłość Mszy świętej; nauczyliśmy się, jak sprawować Mszę świętą”. Bezsenne noce spędzone na modlitwie, były przygotowaniem do Mszy świętej i zjednoczenia z Jezusem Chrystusem w Komunii świętej. Dni przeżyte na modlitwie, w konfesjonale, na posłudze duszpasterskiej były hymnem dziękczynienia. Jego myśli, spojrzenia, westchnienia były zawsze dla Jezusa w Najświętszym Sakramencie, od którego nie potrafił się odłączyć bez cierpienia, jak gdyby przyciągany silnym magnesem. Ojciec Pio miał wiele duchowych dzieci, które pod jego kierownictwem najpewniej podążały w kierunku zbawienia. Lucia Fiorentino, prosta dusza, uświęcona pod kierownictwem Ojca Pio tak zapisała w swoim dzienniku: “Pan Jezus mówił mi: ‘Z daleka przyjdzie ksiądz, symbolizowany przez wielkie drzewo, które miało być zasadzone w klasztorze. Drzewo tak wielkie i dobrze ukorzenione, że osłoni swoim cieniem cały świat. Ktokolwiek, mający wiarę, schroni się pod tym drzewem, tak pięknym i bogatym w liście, otrzyma prawdziwe zbawienie; a temu, kto pogardzi i wyśmieje to drzewo, Pan Jezus zapowiedział ukaranie”. Wieść o świętości Ojca Pio rozeszła się po całej Italii oraz świecie, a krwawe ukrzyżowanie, które odbyło się 20 września 1918 r., co objawiło się wyciśnięciem stygmatów – ran na rękach i nogach, a także rany boku, potężną siłą przyciągało tłumy do klasztoru Matki Bożej Łaskawej i na górę Gargano, znajdującą się obok klasztoru i słynącą dodatkowo z trzykrotnego ukazania się na niej św. Michała Archanioła w V w. Po tym cudownym wydarzeniu natychmiast zaobserwowano niezwykłe i szczere przebudzenie chrześcijan i eucharystycznego życia. Ojciec Pio swoim przykładem dawał najlepszy przykład kapłańskiego życia, co najlepiej zaznaczył na jednym z obrazków ofiarowanych swemu współbratu: “Pan Bóg domaga się serc wszystkich, lecz najbardziej ze wszystkich – serc swoich sług. O ileż więcej czułości ma zwykły samarytanin od księdza! P. Pio Capp. no.”. W ten sposób pragnął przypomnieć wszystkim kapłanom, żeby byli Chrystusami na tej ziemi, aby utrzymali Jezusa żyjącego, działającego w duszach i w służbie dla zbawienia dusz. Chciał też podkreślić miłość i dobro zwykłego samarytanina dla bliźnich, którzy są nieszczęśliwi i biedni, w przeciwieństwie do apatii i obojętności tak wielu księży, którzy jej nie odczuwają i nie robią nic dla zbawienia dusz i dla dobra cierpiących. Bardzo bolał z tego powodu. Ta szczerość Ojca Pio nie u wszystkich kapłanów przysparzała mu przyjaciół, toteż wiele w życiu wycierpiał zarówno od współbraci w kapłaństwie jak i od władz kościelnych. Lud prosty nigdy go jednak nie opuścił. Ojciec Pio mógł tak stanowczo głosić prawdę, ponieważ całkowicie był podobny do Jezusa Ukrzyżowanego, a nawet często na oczach wielkich tłumów przemieniał się w Niego podczas sprawowania Najświętszej Ofiary. Mawiał wtedy: “W czasie sprawowanej Ofiary Mszy świętej wiszę na krzyżu razem z Jezusem i cierpię wszystko, co Jezus cierpiał na Kalwarii tak bardzo, jak to jest możliwe dla człowieka”. Mszy świętej nie odprawiał nigdy krócej niż dwie godziny, a przygotowywał się do niej gorliwie już od północy. Mimo tego wierni podczas sprawowanej przez niego Najświętszej Ofiary nie mieli poczucia upływu czasu, a widząc to zjednoczenie z Chrystusem wielu się nawracało ze łzami w oczach. Wielu wiernych, nawet niewierzących, widziało wtedy twarz Ojca Pio przeobrażoną w Ecco Homo lub w Jezusa Ukrzyżowanego, lub świetlaną i świecącą oślepiającym blaskiem nieopisanego piękna. Ilekroć Ojciec Pio pojawiał się, oniemiałe i wzruszone tłumy patrzyły na niego, płakały, błagając o modlitwę, błogosławieństwo, łaskę, skruchę i powrót do Boga, jak też o uzdrowienie fizyczne. Ojciec Pio był pośrednikiem niewiarygodnej ilości cudów w duszach i ciałach tych, którzy w niego wierzyli, zgodnie z tym, co Pan Jezus wcześniej o nim powiedział: “Jestem Tym, który działa w tej duszy, znalazłem w niej wielkie upodobanie i w nią zstąpiłem. Wszystko, co Ojciec Pio czyni, jest całkowicie przeze Mnie przyzwolone... Uczynię go wielkim, tego syna Mojego, który wypełnia Moją wolę nawet za wysoką cenę okropnego bólu i trudnych poświęceń. Nakłonię go, aby zdumiał wszystkich, by przyciągnął do Mnie dusze...” Tę książkę warto przeczytać: Spośród wielu pozycji, które ukazały się na temat błogosławionego Ojca Pio, jedna zasługuje na szczególną uwagę, jako, iż została napisana przez jego współbrata i bliskiego przyjaciela O. Alberto D’Apolito: “Ojciec Pio z Pietrelciny”. Jest ona wydana przez Archidiecezjalne Wydawnictwo Łódzkie. 22 września 1968 roku stygmaty wyryte przed 50 lat znikły. Od r. 1919 ojciec Pio wiedział, że to będzie znak, iż pójdzie na spotkanie z Tym, któremu poświęcił całe życie przyjmując bez zastrzeżeń wszelkie cierpienia fizyczne i duchowe, które mu się podobało zesłać, aby pomóc nawrócić grzeszników i otworzyć Niebiosa wielkiej liczbie spośród nich. I rzeczywiście 23 września 1968 r. o 2.30 odszedł do tego, który posłużył się nim w sposób tak niezwykły. Jeszcze w przeddzień odprawił Mszę św. i spowiadał aż do wieczora. Ponad 100 tys. ludzi uczestniczyło w pogrzebie. Mszę św. celebrowało 35 kapłanów i 2 biskupów. Po śmierci stygmaty Ojca Pio zniknęły. Dziś, z Nieba, Ojciec Pio nadal wyprasza wszelkie rodzaje cudów, tak samo jak za życia. A jego zapach nie raz wskazuje, że jest z nami. Prości pielgrzymi, wytrawni pisarze, uczeni teologowie, autorzy licznych książek o O. Pio zgłębiają codzienne takie, wydawałoby się, zwyczajne i monotonne życie człowieka, który stał się znakiem zapytania dla współczesnego świata, który w swoim ciele, przez pięćdziesiąt lat, nosił znamiona będące znakiem uczestnictwa w cierpieniach Syna Bożego. Ojciec Pio - patron ufnej wiary, pokornego wyrzeczenia się swoich słabości, cierpliwie i z miłością znoszonego cierpienia, posłuszeństwa i wierności Kościołowi. Człowiek z "tego świata", a zarazem człowiek, który poznał rzeczywistość, przekraczającą ludzkie poznanie. Materiały zaczerpnięte z książki "Z Chrystusem przybity do krzyża" wydanej przez OO Kapucynów, Kraków 1992

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
CUDA ĹšW OJCA PIO STYGMATYKA 20 WIEKU
Ojciec Pio i kapłanka wudu
Ojciec PIO 1
Ojciec Pio i dar języków
Ojciec PIO Kanonizowany szarlatan
Ĺšwiadectwo Beaty MĂłj przyjaciel Ojciec Pio

więcej podobnych podstron