plik


ÿþRozdziaB drugi Historia i Andrus 1 Tego samego dnia zadzwoniBa do Marcina, u którego chciaBa zostawi dzisiaj swojego siostrzeDca. - SBucham - rozlegB si gBos w sBuchawce. - Cze[ Marcin, tu Natalia. - A witam - rzekB. - Co sprawiBo, |e postanowiBa[ zadzwoni? Dziewczyna westchnBa. - Wy[wiadczysz mi przysBug? - rzuciBa. - Mog Ci o to prosi? Przez chwil w sBuchawce panowaBa cisza. - Jasne - powiedziaB. - Dla Ciebie zawsze. Na twarz Natalii zago[ciB u[miech. - Nie bd owija w baweBn - orzekBa. - Zaopiekujesz si Karolkiem przez jaki[ czas? - Jasne - Marcin odpowiedziaB od razu. - Co[ si staBo? - Mam po prostu du|o pracy - wyja[niBa. - Jury prosiBo mnie o to, |ebym w przyszBym tygodniu pokazaBa im wicej moich rysunków. Cisza. Widocznie rozmówca sBuchaB. - Bdzie... - To wystarczy si cieszy - przerwaB jej. - DostaBa[ t prac i trzeba... - Jeszcze jej nie dostaBam - Natalia weszBa mu w sBowo. - Chodzi o to, |e jury chce zobaczy moje prace, na których wykonanie mam tydzieD. Rozumiesz? - Tak. - I wtedy jak im je poka|, o ile si wyrobi z tym narysowaniem, to wtedy otrzymam decyzj  powiedziaBa, po czym dodaBa nieco ciszej: - No, a przynajmniej mam tak nadziej. - Aha. A tak w ogóle jak to jury Ci traktowaBo? - zadaB kolejne pytanie Marcin. - Byli surowi? - Nie sdz - odpowiedziaBa dziewczyna. - Wygldali na miBych, ale wiesz, pozory czasami myl. - To fakt - rzuciB. - W takim razie trzymam za Ciebie kciuki, zBotko. Natalia si zarumieniBa. LubiBa jak Marcin mówiB do niej zBotko. - Dzikuj - mruknBa. - I o Karolka si nie martw - dodaB. - Zaopiekuj si nim tak dBugo, jak tylko bdzie trzeba. - Jeste[ kochany, Marcin - zakomunikowaBa. - Bd twoj dBu|niczk. - Nie wygBupiaj si - zaprzeczyB. - Robi to, bo lubi towarzystwo Twojego siostrzeDca. Natalia si za[miaBa. - Dobrze - rzuciBa na koniec. - Tak, czy inaczej jeszcze raz dzikuj za fatyg. - Trzymaj si, zBotko - powtórzyB ulubione sBowo Natalii. - Do zobaczenia - dodaBa i odBo|yBa sBuchawk. PodeszBa do swojego ulubionego czarnego fotela i na chwil si zadumaBa. - Dobrze zrobiBa[, |e do niego zadzwoniBa[ - powiedziaBa do siebie. - Przynajmniej bdziesz mogBa skupi si teraz tylko na narysowaniu wntrza domu we mgle. Na brzmienie czterech ostatnich sBów zadr|aBa, ale staraBa si na to nie zwraca na razie wikszej uwagi. UsiadBa w fotelu, a rce splotBa pod piersiami (niezaprzeczalnie okre[lanymi przez wielu m|czyzn, którzy prawili jej ro|nego rodzaju komplementy, za bardzo ksztaBtne). Szczerze mówic puszczaBa te komplementy mimo uszu (nie po[wicajc im w ogóle uwagi). StwierdziBa, |e tacy m|czyzni stroj gBupków i próbuj si jej przypodoba, albo lepiej - uwie[ i potem zacign do Bó|ka. Aajdaki, pomy[laBa, nie ze mn te numery. U[miechnBa si szeroko, po czym pogr|yBa si w my[lach. 2 Historia miasteczka jest nieco uboga. Wiadomo tylko tyle, |e pierwsza wzmianka pochodzi z roku 1486. Wtedy przybyB tu pewien pastor, który mieszkaDcom wydaB si troch podejrzany. Natalia nie pamitaBa jego imienia. Zreszt, uznaBa to za maBo wa|n informacj... Kiedy pastor przybyB, miasteczko byBo du| wsi, która ssiadowaBa (mo|na powiedzie, |e ssiadowaBa, poniewa| w promieniu kilku kilometrów nie byBo innej wsi) z niejak, nieco mniejsz, pod dziwn nazw - Czarnobór. Natalia wiedziaBa tylko tyle, |e ten Czarnobór posiadaB bardzo bogat histori i prawdopodobnie o wiele bardziej mroczniejsz ni| jej miasteczko, które od samego pocztku miaBo przyjemn nazw - WesoBa. Z tego, co pamitaBa to na wsi Czarnobór ci|y kltwa, konkretnie na tamtejszym lesie. Dziewczyna sdziBa, |e tylko nieliczni wiedzieli, co si tam wydarzyBo. Tylko garstka znaBa tamtejsz histori od kolebki po czasy obecne. Domy[laBa si, |e ci nieliczni wiedz jak zostaBa rzucona ta kltwa. Uwa|aBa jednak, |e nikt nie zna sposobu na jej zdjcie. No có|, pomy[laBa, to mo|e na razie poczeka. W tym czasie kiedy pojawiB si tajemniczy pastor wydarzyBo si wiele rzeczy. Acznie z jego wygnaniem. Jak si okazaBo, rok po jego przybyciu, czyli w 1487 roku, pastor okazaB si oszustem i w nielicznych wypadkach morderc. MieszkaDcy pocztkowo nic nie wiedzieli, poniewa| pastor dziaBaB z zaskoczenia. Ale jego sBawa jako mordercy szybko dobiegBa koDca. A wtedy wyniknBa nastpujca sytuacja: "MaBy chBopak wyszedB na spacer. ChciaB si oderwa od obowizków, które wyznaczyli mu rodzice. Praca w gospodarstwie i na polu. To zaczBo go powoli wykaDcza. Pomy[laB, |e wpadnie do ssiadki i razem si przejd. WszedB na podwórko i trzy razy zapukaB do drzwi. Po chwili jego oczom ukazaB si wysoki m|czyzna o bujnej czuprynie. Z uwag przygldaB si chBopcu. OdezwaB si dopiero po dBu|szej chwili: - PrzyszedBe[ do Zosi? ChBopiec si u[miechnB. - Tak prosz pana, jest w domu? - Wejdz - Nie - zaprzeczyB. - ChciaBem, |eby si ze mn przeszBa. M|czyzna przygldaB mu si z dziwnym wyrazem na twarzy, jakby nie zrozumiaB tego, co chBopiec do niego powiedziaB. - Mo|e i[ ze mn na spacer? M|czyzna si u[miechnB. - Oczywi[cie - rzekB. - Poczekaj chwilk. Pójd jej powiedzie. ZniknB we wntrzu domu pozostawiajc drzwi otwarte. Przez chwil panowaBa cisza. Jednak nie trwaBa dBugo. Dziewczyna pojawiBa si w drzwiach, szeroko si u[miechajc. - Widz, |e ssiad zaprasza mnie na spacer - rzuciBa na pocztek. -Tak - u[miechnB si chBopak. - Przyjmujesz? Zosia byBa ju| dziewczyn, która przechodziBa okres dojrzewania. MiaBa mo|e 15 lat. Wida to byBo, poniewa| jej niedu|e piersi rysowaBy si pod jej wiejsk koszul... Po chwili ruszyli na spacer. Milczeli przez chwil, a| do czasu kiedy zatrzymali si przy rozgaBzieniu dróg. Jedna prowadziBa na górki, a druga do niedu|ego ko[cioBa. Skrcili w te pierwsz. - Pikna pogoda - przerwaBa cisz Zosia. ChBopak si u[miechnB, jednak jego u[miech nagle zgasB. W oczach kole|anki widziaB strach. - Co si dzieje? - zapytaB j. PodszedB bli|ej i poBo|yB dBonie na jej ramionach. - Wracajmy lepiej - rzuciBa cicho. - Boj si. ChBopak natychmiast si zgodziB, poniewa| strach w oczach kole|anki wzrósB. Teraz byBa przera|ona. ObjB j i ju| mieli ruszy, kiedy z krzaków wyskoczyB m|czyzna... Wszystko potem staBo si za szybko... ChwyciB dziewczyn, mocno odpychajc chBopaka, który upadB na ziemi i mocno uderzyB kolanem o wystajcy kamieD. M|czyzna - nie... pastor - to byB pastor, rzuciB dziewczyn na ziemi. Zosia si szarpaBa. ChBopak próbowaB wsta, ale w kolanie odezwaB si przenikliwy ból. Mimo to wstaB i chwiejnie przeszedB kilka kroków przed siebie. Ból odrobin zel|aB. Pastor ostrym ruchem zerwaB z dziewczyny koszul, która krzyknBa próbujc zakry dBoDmi swoje piersi. Niestety, bezskutecznie. Pastor wymierzyB jej siarczysty policzek. Piersi byBy odkryte. ChBopak pocztkowo my[laB, |e pastor obna|y jego kole|ank do koDca. Tak si nie staBo, caBe szcz[cie. Zamiast tego wycignB wielki rzeznicki nó|. ChBopak krzyknB i nie zwa|ajc na ból w kolanie pognaB w jego kierunku. Pastor na chwil wstaB, ale tylko spojrzaB na chBopaka, który gnaB w jego kierunku. - Zostaw j!!! - wrzeszczaB chBopak, ale nie przestaB biec. Wrcz przeciwnie. - jeszcze przyspieszyB. DobiegB do pastora mocno go popychajc. Pastor si zachwiaB, ale nie upadB. ChBopak wci| na niego napieraB, ale teraz pastor si przygotowaB. Z szyderczym u[miechem na twarzy wymierzyB ostrze no|a na chBopaka, który to spostrzegB i próbowaB si zatrzyma. Nie udaBo mu si to. Nó| ugrzzB w brzuchu chBopaka i zapadBa niezrczna cisza. Pastor chwiejnie cofnB si kilka kroków, majc min, jakby nie wiedziaB skd wziB si nó|. Zosia zaczBa piszcze z caBych siB i nie przejmujc si obna|onymi piersiami wstaBa i zaczBa biec do chBopaka, który upadB ju| na kolana. Pastor uciekB. A to tchórz. Pisk Zosi usByszaBo kilku m|czyzn we wsi i natychmiast pobiegli w kierunku zródBa dzwiku. Zosia dotarBa do chBopaka. PomogBa mu si poBo|y. WiedziaBa, |e to ju| jego koniec, ale nie chciaBa przyj tego do wiadomo[ci. ChBopak spojrzaB na ni ze smutkiem. - Odchodz - powiedziaB. - Wyjdziesz z tego - mówiBa, ale wiedziaBa, |e to nieprawda. ChBopak milczaB. - ChciaBem ci co[ wyzna, ale nie zostanie mi to dane. ChciaBem... - przerwaB, krztuszc si krwi w gardle. - Nic nie mów - powiedziaBa. - Wiem, co chciaBe[ mi wyzna. ChBopak milczaB. - Ja... ja... - zakrztusiB si znowu Oczy Zosi napeBniBy si Bzami. - Ja Ci... Ko... - zaczB znowu, ale nie zdoBaB ju| dokoDczy. ZabrakBo mu tchu, kiedy wypowiadaB ostatnie sBowo, które zniknBo gdzie[ w jego sercu, niedokoDczone. Sercu, które za wcze[nie przestaBo bi. Zdecydowanie za wcze[nie... Martwe ciaBo chBopaka bezwBadnie osunBo si w ramionach Zosi. Dziewczyna po chwili zapBakaBa... Dziesi minut pózniej przybiegB jej tata z ssiadem. PrzeraziB ich widok, który ujrzeli. PBaczca Zosia nad martwym ciaBem chBopaka. Jak si pózniej okazaBo, pastor ju| nie popeBniB |adnej zbrodni, poniewa| odnaleziono go na drugi dzieD przy jeziorze. PróbowaB si tBumaczy, ale nic to nie daBo. Zwizali go i zakneblowali, po czym wywiezli w najodleglejsze i najniebezpieczniejsze miejsce. Na pastw losu. - Zobaczysz, jak to jest gni za kogo[ innego oszu[cie - szydzili z niego, a potem zostawili. Nastpnego dnia odbyB si pogrzeb chBopca. CaBa wie[ byBa w |aBobie". Tak byBo, pomy[laBa Natalia. W 1520 roku, 33 lata pózniej zaczto rozbudowywa wie[. ByBo to bardzo du|e przedsiwzicie. Za|yczyB sobie tak soBtys. ByB czBowiekiem cenionym. Ludzie kochali go za jego decyzje. Twierdzili, |e to byBy bardzo mdre decyzje. Prawdopodobnie soBtys podzielaB ich zdanie i raz w miesicu organizowaB festyn, z którego pienidze przeznaczane byBy na wie[ i rozbudow powstaBego przed czterema laty szpitala dla chorych i ubogich. W cigu kolejnych lat wie[ zaczBa si jeszcze bardziej rozrasta. Szpital przeznaczono dla chorych, a dla bezdomnych wybudowano co[ na wzór Domu Pomocy SpoBecznej. Tam tacy ludzie mogli odpocz, zje[ ciepBy posiBek... Natomiast w 1989 nastpiB przeBom. Miasteczko rozrosBo si jeszcze bardziej. Polne drogi zostaBy zastpione przez drogi asfaltowe. Zainstalowano sygnalizacj [wietln i wybudowano mocniejsze domy z betonu. Ludzie chcieli przygotowa si do wej[cia w XXI wiek. A teraz, pomy[laBa Natalia, mamy 2008 rok. WestchnBa i wstaBa. - Mo|e pójd wzi prysznic - powiedziaBa na gBos. Dziwnie si poczuBa, poniewa| dzwik jej gBosu zabrzmiaB tak gBucho w mieszkaniu. Chyba, |e to byBo jej wra|enie. PrzecignBa si i ruszyBa w kierunku Bazienki. 3 OdczuBa wyraznie, |e kto[ oprócz niej jest w mieszkaniu. To byBo dziwne uczucie. ZdjBa bluzk, skarpetki i jeansowe spodnie. Na chwil stanBa w bieliznie. Staniku i majtkach. Nie wiedziaBa, co teraz zrobi. ObejrzaBa si i podeszBa do drzwi, zamykajc je. Dla bezpieczeDstwa. I odrobiny prywatno[ci. WestchnBa. StanBa przed lustrem i rozpiBa stanik. Po chwili jej piersi (niedu|e, ale rzeczywi[cie ksztaBtne) wypBynBy na zewntrz mierzc sutkami w lustro. WestchnBa i zdjBa majtki. Chwil postaBa nago. PodobaBa si sobie. Zgrabne ciaBo, pomy[laBa, biust i równie| ksztaBtna pupa. OdwróciBa si i weszBa pod prysznic, zasuwajc zasBon. Pu[ciBa wod i ustawiajc odpowiedni temperatur, pierwszy raz si rozejrzaBa. Kiedy ju| j ustawiBa, zaczBa si my, ale co[ ponad poziomem [wiadomo[ci, zakBóciBo jej prywatno[. Nie potrafiBa okre[li jednak, co to byBo. ZignorowaBa to kontynuujc swoj czynno[... Jednak po chwili, owa czynno[ zostaBa bezczelnie przerwana. Natalia stanBa tak, jakby zostaBa ugodzona no|em. SBuchawka z Boskotem upadBa na wykafelkowan podBog. Dziewczyna na chwil wstrzymaBa oddech i tak pozostaBa w bez ruchu dBu|sz chwil. Nastpnie bez udziaBu wBasnej woli, albo raczej wbrew wBasnej woli zakrciBa kurki. Woda przestaBa lecie. ZalegBa tajemnicza, niemal grobowa cisza. Nic si na razie nie dziaBo. W uBamku sekundy jej nagie ciaBo owiaB lodowaty chBód. PojawiB si znikd. Dziewczyna mocno zadr|aBa, a jej ciaBo obsypaBo si gsi skorka. Wyraznie czuBa, |e kto[ oprócz niej jest w Bazience. I obserwuje j. Mimo, |e si baBa i lekko dr|aBa, poczuBa si nieswojo. - Czy kto[ tu jest? - zapytaBa dr|cym gBosem. Nikt si nie odezwaB, co tylko wzmogBo w Natalii strach. PostanowiBa si odwróci. ZrobiBa to z trudno[ci, jednak zdoBaBa tego dokona. WstrzymaBa oddech. Co do tego, |e kto[ oprócz niej jest w Bazience miaBa 100% pewno[ci. Za zasBon kto[ staB. Nieruchomo. Natalia dla bezpieczeDstwa i wBasnej prywatno[ci zakryBa si dBoDmi, ostro|nie cofajc si o krok. - Kim jeste[? - usByszaBa znowu swój dr|cy gBos. - I czego ode mnie chcesz? Nieznajomy milczaB. Sdzc po ksztaBcie, byB to kto[ wysoki w jakim[ kapturze. Ani drgnB. - Prosz Ci, powiedz - powtórzyBa. - Powiedz kim jeste[ i jak si tu dostaBe[? Boj si. Jej oczy ze strachu napeBniBy si Bzami. - Co chcesz mi zrobi? - jej usta znowu wypowiedziaBy kolejne pytanie. Dalej nic. Natalia dr|aBa. Pomy[laBa, |e nieznajomy nagle odsunie zasBon, szyderczo si u[miechnie i zniknie. A wtedy to, co by ujrzaBa, byBoby wyobra|eniem jej najgorszych koszmarów... Tak si oczywi[cie nie staBo. Nieznajomy caBy czas staB. Ani drgnB i w ogóle si nie odezwaB. - Boj si - nie poznawaBa siebie, ale widocznie ten strach tak sprawiB. RozpBakaBa si. Opu[ciBa gBow z nadziej, kiedy nieznajomy... - Jestem Andrus - odezwaB si nagle. Jego gBos byB tak szorstki, jakby kto[ tarB papierem [ciernym po goBym betonie. Natali przeszBy dreszcze. GBos dochodziB jakby z otchBani. Dopiero teraz, gdy go usByszaBa zrozumiaBa, |e ma do czynienia z duchem. Nie potrafiBa wykrztusi sBowa. Nieznajomy znowu zamilkB, czekajc na to, co powie dziewczyna. PanowaBa niezrczna cisza. SprawiaBo to wra|enie, jakby Natalia prowadziBa towarzysk rozmow i jakby wBa[nie zabrakBo jej tematów. - Jak si tu dostaBe[? - usByszaBa swój przera|ony gBos. My[laBa, |e znowu nieznajomy bdzie si zastanawiaB nad odpowiedzi, ale nie. OdezwaB si od razu: - Niewa|ne, jak si tu dostaBem. Wa|ne jest tylko to, co masz do zrobienia. - Nic nie mam do zrobienia! Nieznajomy milczaB przez chwil. - Prosz, posBuchaj co mam ci do powiedzenia. To wa|ne. Mimo, |e dziewczyna dr|aBa, to odpowiedziaBa. Nie wiedziaBa z kim ma do czynienia, no z wyjtkiem tego, |e si przedstawiB, niejaki Andrus. Nie wiedziaBa te|, jakie ma wobec niej zamiary. - Nie. I daj mi [wity spokój! - Chodzi o twoje rysunki. Te z domem we mgle. - Co to ma wspólnego z Tob? - Dowiesz si w swoim czasie, ale daj mi co[ przekaza. MusiaBbym odsun to, co nas teraz dzieli. - Wykluczone!!! - krzyknBa. - Ani si wa|!!! Nieznajomy zamilkB, ale nie zniknB. - Prosz - odezwaB si. - PowiedziaBam NIE!!! - ten jej krzyk byB tak dono[ny, |e a| zaczBo jej dzwoni w uszach. Znowu cisza. - Jak uwa|asz, ale licz si z tym, |e otrzymasz dzi[ wieczorem wiadomo[, któr odczytasz. Natalia zadr|aBa. - Wyno[ si std. - Odczytasz j na kartce w swojej pracowni - z ka|dym sBowem gBos Andrusa stawaB si coraz bardziej odlegBy. - Strze| si nieznajoma i niech ci si dobrze w |yciu dzieje. Potem umilkB. Posta tak|e zniknBa. Natalia odetchnBa z ulg. Zbli|yBa si do zasBony, ale jeszcze jej nie uchyliBa. CzuBa jak serce wali jej w piersi. Ostro|nie j odsunBa. Nikogo nie byBo. Przynajmniej na razie. Z lewej - nic. Z przodu - nic. OdwróciBa gBow w prawo i zamarBa. Posta tam staBa. Zbli|yBa si. UniosBa gBow i zdjBa kaptur, ukazujc swoje oblicze. Twarz si zmieniaBa. - Dostaniesz wiadomo[ - powiedziaB duch bdcy Andrusem. - Dzi[ wieczorem. Strze| si. Natalia zaczBa krzycze. Posta zniknBa, ale dziewczyna dalej krzyczaBa. UsiadBa na podBodze. Kiedy przestaBa, ukryBa twarz w dBoniach i zaczBa pBaka. 4 Kiedy si uspokoiBa, wyszBa spod prysznica. ZaBo|yBa szlafrok i opu[ciBa Bazienk. Z trudno[ci, poniewa| nogi jej dr|aBy. Przez chwil nie wiedziaBa, co ze sob pocz. Gdzie i[... (Dostaniesz wiadomo[) SByszaBa szorstki gBos Andrusa. (Dzi[ wieczorem) (Strze| si) Te sBowa rozbrzmiewaBy echem w jej gBowie. (PosBuchaj co mam ci do powiedzenia. To wa|ne) - Do[ - powiedziaBa Bamicym si gBosem. PoszBa do pokoju caBy czas dr|c. Nie z zimna. Ze strachu. (Odczytasz j na kartce w swojej pracowni) PotrzsnBa gBow. GBos zamilkB... Przynajmniej na razie. 5 UsiadBa w fotelu i bez |adnego zastanowienia wykrciBa numer do Kamila. OdebraB prawie od razu. - SBucham Natalia przeBknBa [lin i powiedziaBa: - Kamil... mógBby[... przyjecha? - Natalia - rzuciB. - C si staBo? - Wyj... wyja[ni ci jak przyjedziesz - powiedziaBa dr|cym gBosem. - Dobrze? - Dobrze - powiedziaB. - Ju| jad. Trzymaj si - i odBo|yB sBuchawk. Natalia uczyniBa to samo, kBadc telefon na stoliku... 6 Po chwili wstaBa i podeszBa do okna umiejscowionego w kuchni. WyjrzaBa przez nie. Na podjezdzie nie byBo mustanga. Wci| czuBa ten dziwaczny strach i do[wiadczaBa uczucia, jakby ten dziwny kapturnik gdzie[ tu byB. Nerwowo obejrzaBa si za siebie. Nie potrafiBa ogarn my[lami tych zdarzeD, które miaBy miejsce niecaB godzin temu w Bazience. Po prostu nie potrafiBa... WzruszyBa ramionami ponownie kierujc wzrok w okno. Mo|liwe, |e jej wyobraznia rozrosBa si do niewyobra|alnych rozmiarów. Za czasów, kiedy byBa maB dziewczynk, jej [witej pamici dziadziu[ WBadziu opowiadaB przeró|ne historyjki. ByBo to w tych czasach, kiedy jej mama (tylko mama, poniewa| jej tata zginB pod koBami ci|arówki, podczas gdy Natalia miaBa zaledwie dwa latka. Dlatego maBo co pamitaBa swojego ojca) zamieszkaBa z ni na wsi u jej dziadków. ByBa wtedy bardzo szcz[liwa, poniewa| dziadziu[ i babcia pomagali mamie, mimo, ze byB to dla nich trudny okres. Natalia miaBa wtedy mo|e 6 albo 7 lat. Najlepsze chwile spdzaBa z dziadkiem, który codziennie opowiadaB jej jakie[ historie. Codziennie inn... DziwiBa si wtedy, jak to mo|liwe, |eby starszy czBowiek pamitaB a| tyle opowie[ci. Kiedy podrosBa i byBa ju| w miar du| dziewczyn, mama, wraz z babci i dziadkiem wyjawili jej pewn prawd. - Kochanie - zaczBa babcia. - pamitasz swojego tatusia? Natalia, wówczas 15 letnia powiedziaBa, |e prawie ju| go nie pamita. - No có| - stwierdziBa mama. - przyszedB odpowiedni moment, |eby powiedzie ci jaki byB twój tata. Natalia spojrzaBa na mam. - Co si staBo tatusiowi? - zapytaBa. Mama westchnBa. - ByB wspaniaBym m|em i ojcem - wyznaBa córce, - ale niestety pech sprawiB, |e twój tata zginB pod koBami ci|arówki. - Jak to si staBo? - rzuciBa Natalia. Mama podeszBa do niej. UjBa jej rczki i wyja[niBa. - Nigdy nie zapomn chwil, kiedy braB ci na rce. ZmiaB si i caBy czas powtarzaB "Kochanie spójrz, to nasza [liczna córeczka - Natalka". - tu gBos mamy si zaBamaB. - KochaB Ci. Nie pozwoliB Ci skrzywdzi. LubiB Ci przytula, a Ty spogldaBa[ na niego i si [miaBa[. - Dlaczego tak maBo pamitam? - zapytaBa Natalia i pocignBa nosem. - TrwaBo to niecaBe dwa lata - mówiBa mama. - Nie wiem córciu, czemu nie pamitasz. Prawdopodobnie odszedB za szybko, a ty byBa[ jeszcze malutka. Oczy Natalii si zaszkliBy. - Ale dlaczego, mamo? - Kochanie - orzekBa, ale jej gBos ju| dr|aB. - Po prostu wyszedB na zakupy. ChciaB mnie wyrczy. - Czemu go nie powstrzymaBa[? - Natalii gBos zadr|aB. - Bo nie podejrzewaBam, |e dojdzie do tragedii. PrzechodziB przez przej[cie dla pieszych, kiedy pijany kierowca na miejscu go zabiB - z oczu matki popBynBy Bzy. Nie byBa w stanie ju| mówi. ZalegBa krotka cisza: - Kochanie - powiedziaBa babcia. - MiaBa[ najwspanialszego tatusia, jakiego tylko mogBaby[ sobie wymarzy. Natalia spojrzaBa na babci i natychmiast przytuliBa si do mamy. - Dlaczego on!? - krzyknBa przez Bzy. - Dlaczego mój tatu[!? Dalej nie potrafiBa wykrztusi sBowa... - Tak byBo - powiedziaBa Natalia spogldajc w okno. Po jej policzku popBynBa Bza. - Kocham ci, tatusiu. WestchnBa. No có|, zostawmy to, pomy[laBa, to przeszBo[, ale zawsze warto powspomina. WyBczyBa my[li i w tym samym momencie na podjazd wtoczyB si mustang Kamila. Natalia z twarz mokr od Bez i caBy czas ci|cym strachem zbli|yBa si do drzwi. RozejrzaBa si i po chwili otworzyBa drzwi. Kamil biegB ju| w jej kierunku. Natalia nagle zaczBa dr|e, chocia| sama nie wiedziaBa dlaczego. Kamil dobiegB i spogldajc na dziewczyn rzekB: - Co si staBo? Natalia dr|c odpowiedziaBa: - Wejdz, opowiem ci. Boj si. ChBopak zauwa|yB strach w jej oczach i nagle chciaB j przytuli, pocieszy. ZastanawiaB si, co takiego mogBo sprawi, |e Natalia wygldaBa, jakby byBa bliska utraty zmysBów. Albo nie, dziewczyna wygldaBa jak póB nieszcz[cia. ByBa blada i caBa dr|aBa. WszedB do [rodka... 7 - Czyli jak byBo? - rzuciB Kamil i usiadB. - Jaka to pilna sprawa sprawiBa, |e poprosiBa[ mnie, |ebym przyjechaB? Natalia spojrzaBa na niego przestraszonym wzrokiem, jakby obawiaBa si, |e Kamil mógBby zrobi jej jak[ krzywd. - Wic jak - odezwaB si znowu. - Ile bdziesz mnie jeszcze trzyma w niepewno[ci? Dziewczyna usiadBa obok, zadajc pytanie tak cicho, |e Kamil ledwo j usByszaB: - WidziaBe[ kiedy[ ducha? - Co?! Dziewczyna spu[ciBa wzrok i Kamil spostrzegB, |e jego odpowiedz zabrzmiaBa troch za ostro. - Przepraszam - wyznaB po chwili. - Opowiedz mi, co si tu wydarzyBo. Natalia ponownie uniosBa wzrok. - Boj si. Nie potrafi poj tego, co mnie dzisiaj spotkaBo. Kamil skinB gBow, dajc jej do zrozumienia, |e sBucha. - ZaczBo si tak - mówiBa dziewczyna. - Kiedy weszBam do domu, postanowiBam si przespa, lecz nie potrafiBam usn. Bez udziaBu mojej woli przypomniaBam sobie histori naszego miasteczka. Po dBu|szej chwili ogarnBa mnie przemo|na ch, |eby si wykpa. WeszBam pod prysznic, lecz po chwili ogarnB mnie paniczny strach. - Tak po prostu? - Tak... Upu[ciBam sBuchawk od prysznica i w uBamku sekundy zdrtwiaBam. Nie wiedziaBam, co zrobi. OdwróciBam si i ujrzaBam jak[ posta w kapturze po zewntrznej stronie zasBony prysznica. PanowaBa cisza. Po kilku dBugich sekundach i moich pytaniach, które mu ze strachem zadaBam, odpowiedziaB. WyjawiB mi, |e mam pewne zadanie do wykonania NastpiBa wymiana zdaD. PowiedziaBam mu, |eby mi daB [wity spokój i dodaBam, |e nie mam |adnych zadaD do wykonania. On upieraB si chwil, ale wreszcie odpu[ciB. Zanim zniknB, powiedziaB mi, |e otrzymam dzisiaj wieczorem wiadomo[ i |e odczytam j w mojej pracowni. Potem zniknB.... No... mo|e nie do koDca. Kiedy uchyliBam zasBon prysznica, ujrzaBam go. StaB tam... z boku. PowtórzyB tylko swoj wiadomo[ i ju| na dobre zniknB. - I co zrobiBa[? - KrzyknBam, a potem si skuliBam i zaczBam pBaka. Po dBu|szej chwili opanowaBam si, wstaBam, wBo|yBam szlafrok i na dr|cych nogach wyszBam z Bazienki. - I do mnie zadzwoniBa[? - dodaB pytajco Kamil. - Tak - stwierdziBa Natalia - Wiesz, co to mo|e by? Kamil zastanawiaB si chwil. - ChciaBbym wiedzie - wzruszyB ramionami i dodaB. - ZdradziB ci swoje imi? - Tak  oznajmiBa. - PowiedziaB, |e nazywa si Andrus. - Nic wicej? Natalia przeczco pokrciBa gBow. W salonie zalegBa cisza. - Co proponujesz? - przerwaBa ja Natalia. Kamil spojrzaB na ni. - Nie chc ci straszy - powiedziaB nagle, - ale je|eli chcesz, |eby daB ci spokój, to koniecznie musisz pozna tre[ tej wiadomo[ci. Nie twierdz, |e zdradzi ci swój |yciorys. Sam nie wiem, jakiej ona bdzie tre[ci. - Dobrze - skwitowaBa Natalia, wbijajc wzrok w podBog. - Ale nie sama. Kamil wyostrzyB wzrok. - Chc, |eby[ byB przy mnie - wyja[niBa. - Podczas odczytywania wiadomo[ci, a| do czasu, kiedy tego wszystkiego nie zakoDczymy. Kamil chwil milczaB. - Je|eli nalegasz - powiedziaB. - Sama nie dam rady - o[wiadczyBa. ChBopak si u[miechnB. - Jasne, |e bd. Nigdy nie zostawi Ci w potrzebie. Na bladej twarzy dziewczyny pojawiB si nie[miaBy u[miech. - Jeste[ kochany - zaczBa i przerwaBa, ale po chwili dodaBa. - Boj si. Prosz, przytul mnie. PrzysunBa si bli|ej Kamila, spuszczajc wzrok. - Chodz tu - powiedziaB z tak trosk, |e Natalia maBo si nie rozkleiBa. - Nigdy nie zostawi Ci w potrzebie. ZalegBa kolejna cisza. - Kocham Ci - powiedziaB nagle. Natalia ponownie si u[miechnBa. - Ja Ciebie te| - rzekBa, po czym przytuliBa si do niego, dodajc na koniec. - Czuj si przy Tobie taka bezpieczna.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ II Rozdział 20
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ I Rozdział 4
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ II Rozdział 21
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ I Rozdział 3
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ I Rozdział 1
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ II Rozdział 15
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ II Rozdział 18
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ II Rozdział 19
Cienie we mgle
zapamietywanie przyrody, statki we mgle, ślepy wąż, stópki rączki
Jeżyk we mgle (1975)

więcej podobnych podstron