Wahadło poparcia po stronie PiS


Wahadło poparcia po stronie PiS
Nasz Dziennik, 2011-03-03
Z dr. Tomaszem Żukowskim, politologiem, wykładowcą na
Uniwersytecie Warszawskim, byłym doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego, rozmawia
Bogusław Rąpała
Platforma boi się nadchodzących wyborów parlamentarnych?
- Bez wątpienia myśli o nich inaczej niż jeszcze kilka miesięcy temu. Znika niedawna wiara w zdobycie
bezwzględnej większości miejsc w obu izbach i całkowite zdominowanie polskiej polityki. Zagrożony
staje się nawet obecny stan posiadania. Wyrazny spadek notowań w sondażach uświadamia ludziom
Platformy, że w przyszłym parlamencie może ich być mniej niż w obecnym. Że po latach sukcesów
może przyjść czas politycznej bessy. Stąd kłopoty ze znalezieniem szefa nadchodzącej kampanii
("Nikt nie chce brać na siebie odpowiedzialności za ewentualną porażkę" - mówią anonimowi
rozmówcy z PO). Stąd intensywność wewnątrzpartyjnej walki o dobre ("biorące") miejsca na listach
wyborczych.
Słaby wynik Platformy pogorszyłby także pozycję tej partii w powyborczych koalicyjnych
"układankach"...
- Potencjalni partnerzy byliby bez wątpienia bardziej wymagający niż PSL w roku 2007. Kłopoty z
utrzymaniem roli szefa rządu (i z partyjnym przywództwem) miałby też Donald Tusk. To dlatego już
teraz pacyfikuje swojego najgrozniejszego rywala (i potencjalnego następcę) - marszałka Schetynę.
Stawka w tej grze jest jednak znacznie wyższa niż konieczność zawarcia przez Platformę mniej
komfortowej koalicji czy prezesura Donalda Tuska. Część grup interesu popierających od 2005 roku
Platformę z obawy przed wejściem w życie projektu IV RP zaczyna ostatnio spoglądać w stronę
Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Inne dają do zrozumienia, że chętnie zobaczyłyby na polskiej scenie
jakąś nową, centroprawicową inicjatywę, która mogłaby zastąpić (lub przynajmniej uzupełnić)
Platformę w roli gwaranta ich wpływów. Dlatego największe wysiłki Tuska skupiają się dziś na tym, by
Platforma zachowała pozycję politycznego lidera "obozu anty-PiS-u".
Widać wyraznie, że rząd przeforsowuje najdogodniejsze dla siebie przepisy zakazujące emisji
płatnych spotów wyborczych. Chce też wprowadzenia dwudniowych wyborów.
- Dodam, że niedawno parlament obciął także dotacje dla partii. Co łączy wszystkie te działania? Na
pewno nie oszczędność pieniędzy. Odbierając budżetowe środki partiom, dodano je przecież ważnym
państwowym urzędom. Dziesiątki milionów złotych kosztować też będzie drugi dzień głosowania.
Wspólnym motywem dokonanych zmian nie jest również chęć uzyskania społecznej aprobaty.
Dwudniowe wybory nie cieszą się przecież poparciem większości opinii publicznej.
Regułą tłumaczącą wymienione modyfikacje zasad politycznej rywalizacji jest co innego: chęć
osłabienia opozycji przez obóz władzy. Cięcia budżetowe i ograniczenia dotyczące spotów i
billboardów spowodują, że opozycji będzie trudniej mówić własnym głosem. Codziennej nierównowagi
położenia różnych formacji w debacie publicznej nie będzie można choć w części równoważyć w
czasie kampanii wyborczych. 30-sekundowych spotów przygotowanych przez opozycję nie zastąpią
przecież w głównych stacjach telewizyjnych wielominutowe poważne dyskusje organizowane przez
bezstronnych dziennikarzy. To będą krótkie, często dalekie od bezstronności, materiały w programach
informacyjnych. To, co dla danej partii szczególnie ważne, może być w ogóle pominięte. Tak jest w tej
chwili. Przypomnę niedawne wyciszanie przez media stanowiska głównej partii opozycyjnej - Prawa i
Sprawiedliwości - w sprawie patriotyzmu gospodarczego czy reformy OFE. Obie te propozycje są - jak
wiadomo z wielu badań - zgodne z oczekiwaniami większości Polaków (którzy chcą i polskiego
Lotosu, i prawa wyboru między OFE a ZUS). Obie zostały praktycznie przemilczane.
Świadczy to o tym, że chce się zrobić z PiS partię zajmującą się tylko i wyłącznie tematem
katastrofy smoleńskiej.
- To jeden z głównych zarzutów stawianych tej partii przez środowiska dominujące w mediach.
Uważam go za podwójnie nieprawdziwy. Po pierwsze, dlatego że PiS stara się przedstawiać w
debacie różne ważne dla Polski tematy. Mówiliśmy o tym przed chwilą. Po drugie, dlatego że
wyjaśnianiem katastrofy smoleńskiej zajmować się trzeba. I to, że wiemy o niej dziś coraz więcej, jest
niewątpliwą zasługą Prawa i Sprawiedliwości (a także wielu dziennikarzy i dziesiątków często
anonimowych ekspertów). Znamienne, że te same środowiska, które domagały się "dnia bez
1
Smoleńska", w ciągu ostatnich dni intensywnie wprowadzają do debaty publicznej niesprawdzone
wiadomości mające obciążać polskich lotników. Nie o rezygnację z debaty im więc chodzi, lecz o
narzucenie stanowiska.
Wzrasta liczba rozczarowanych rządami partii Donalda Tuska. Jakie czynniki mają na to
największy wpływ?
- Jest ich wiele. Przypomnę kryzys na kolei. Przypomnę też dyskusję w sprawie OFE i ostre starcie
rządu z Leszkiem Balcerowiczem. Niewątpliwie niekorzystnie na notowaniach rządu odbił się
ogłoszony przez MAK raport w sprawie katastrofy smoleńskiej. Ale ważne jest i to, że zmienia się
sytuacja społeczno-gospodarcza. Obecny rok jest dla konsumentów znacznie gorszy od
poprzedniego. Mamy do czynienia z wyraznym wzrostem cen podstawowych produktów i usług. Tego
czynnika lekceważyć nie wolno. Dotyka bowiem ludzkich portfeli.
Do tego dochodzi wyrazne "rozszczelnienie" Platformy wywołane wspomnianymi już w naszej
rozmowie konfliktami, a także zmiana linii znacznej części mediów. To konsekwencja napięć w
"obozie anty-PiS-u". Jego lewicowa część, jak mówiliśmy, zerka ku SLD, krytykując równocześnie
swojego niedawnego faworyta. Te wszystkie czynniki razem wzięte powodują, że Platforma w
sondażach traci.
Czy Prawo i Sprawiedliwość potrafi to wykorzystać?
- Platforma planowała po wyborach zbudować w Polsce system partii dominującej. Próbowała
zatrzymać wahadło politycznych nastrojów i preferencji wychylone wyraznie w jej kierunku. Jak widać,
nie udało się tego planu zrealizować. Wahadło zaczyna się przemieszczać od obozu rządowego w
kierunku opozycji. W końcu zeszłego roku i na początku obecnego korzystały na tym zarówno główna
partia opozycyjna (PiS), jak i Sojusz Lewicy Demokratycznej wspierany przez kontrolowane w dużym
stopniu przez siebie media publiczne, a także mogący liczyć na życzliwość mediów komercyjnych. Z
ostatnich badań wynika jednak, że trwalszym beneficjentem kłopotów Platformy staje się nie SLD,
tylko Prawo i Sprawiedliwość. Działania tej partii polegające na równoczesnym zajmowaniu się
wartościami i interesami, polską tożsamością i kwestiami gospodarczymi zaczynają przynosić efekt.
Sojusz ma z tym - jak wynika z sondaży z końca lutego - kłopoty. Nie sprzyja mu kontrofensywa
Platformy próbującej odbudować swoje uprzywilejowane relacje z centrolewicową częścią
establishmentu.
Choć nie da się ukryć, że zwiększa się też tendencja zmierzająca do skierowania sympatii
wyborców rozczarowanych rządami PO na inne, mniejsze formacje polityczne.
- To prawda. Ostatnie tygodnie pokazały jednak, że próby te były dotąd ewidentnie nieskuteczne, a
nad progiem wyborczym w różnego typu badaniach pozostają zazwyczaj cztery partie, które weszły do
parlamentu w poprzednich wyborach. Nowe inicjatywy po chwilowym zwiększonym zainteresowaniu
nimi ze względu na ich nowość mają dziś bardzo poważne problemy.
Skoro jesteśmy przy nowych inicjatywach. Jaką rolę odgrywa PJN na obecnej scenie
politycznej?
- Niezależnie od tego, jakie były cele założycieli tej formacji, widać dziś, że o jej początkowej dynamice
decydowało wsparcie mediów głównego nurtu oraz nadzieje Platformy, że nowa formacja będzie
odbierać głosy Prawu i Sprawiedliwości.
A może jest to jedna z szalup ratunkowych dla polityków PO, którzy obawiają się słabego
wyniku w wyborach?
- No właśnie. Jak dziś wiemy, możliwości pozyskiwania przez PJN wpływów w elektoracie PiS są
bardzo ograniczone. Równocześnie okazało się, że formacja ta może stać się istotna w razie
głębszego kryzysu wewnątrz Platformy. I odkąd to wiadomo, wsparcie i życzliwość mediów głównego
nurtu dla tej inicjatywy wyraznie maleje.
Nie da się ucieć od polityki, jak to proponowała Platforma w ostatnich wyborach
samorządowych. W debacie publicznej muszą znalezć się wreszcie kwestie ważne dla państwa.
Czy będzie to szansa dla Prawa i Sprawiedliwości?
- Myślę, że tak. Z chwilą kiedy zaczyna słabnąć siła oddziaływania marketingu opartego na
kształtowaniu wizerunku, dzieleniu partii i polityków na tych "trendy" i tych "obciachowych", pojawia się
przestrzeń do dyskusji na serio. Do rozmawiania o tym, co dla Polski najważniejsze. Debata na serio
jest zresztą potrzebna nie tylko partiom, ale - przede wszystkim - całemu społeczeństwu, państwu. To,
że spory polityków zaczynają wreszcie dotyczyć coraz częściej spraw najistotniejszych: polskich
2
interesów, tożsamości, wizji polityki wewnętrznej i zagranicznej, to bardzo dobry objaw. Jeśli tak się
dzieje, to polityka może odzyskać "dobre imię". Uciec od takiego bardzo niedobrego stereotypu,
według którego jest czymś brudnym, czym nie należy się zajmować. Albo że jest jak telenowela, której
się przyglądamy, ale nieważne jest, kto co mówi, tylko jak wygląda. To, że nasza debata powoli
zmienia się na poważniejszą rozmowę na serio, jest zasługą inicjatyw podejmowanych przez partie i
media, ale także przez tysiące ludzi w portalach internetowych. Przez tych wszystkich, którzy nadal
wierzą, że warto rozmawiać o tym, co najważniejsze.
Polacy dojrzewają do podejmowania świadomych wyborów politycznych? Czy w nadchodzącej
kampanii politycznej będą bardziej odporni na zagrywki propagandowe, za to zaczną rozliczać
polityków z ich obietnic?
- Większość ludzi jest zakładnikami sytuacji w dużym stopniu od nich niezależnej, czyli tego, co się
dzieje wśród tych, którzy tę debatę organizują, bardziej ufa mediom niż samym partiom i politykom. I
jest to zjawisko występujące nie tylko w Polsce. Dlatego poprawa jakości debaty wymaga pluralizmu w
mediach. Pocieszające jest to, że dzięki niektórym mediom, wliczając w to również internet,
poszerzyło się pole debaty i możliwości wyrażania opinii dla obozu konserwatywnego i
republikańskiego.
Jak będzie wyglądała nadchodząca kampania wyborcza?
- Prognozując to, co się wydarzy jesienią, warto najpierw zastanowić się nad tym, co stanie się
wiosną. Przedwyborcza rywalizacja może składać się z kilku etapów, które mogą różnie wyglądać.
Kluczową kwestią jest stan Platformy za miesiąc, dwa. Czy wewnętrzny kryzys w tej formacji zostanie,
przynajmniej na jakiś czas, opanowany, czy też napięcia jeszcze się nasilą? Jeśli to pierwsze, latem i
jesienią czekać nas będzie zapewne kampania zdominowana przez spór Platformy Obywatelskiej z
Prawem i Sprawiedliwością. Jeśli to drugie, wolno się spodziewać scenariuszy, które mogą wielu
zaskoczyć. Zastanówmy się na przykład, co się stanie, jeśli niebawem któryś z sondaży poda
informację, że PiS wyprzedziło Platformę, zaś Sojusz zbliża się do tej formacji. Jak wtedy zareaguje
wahająca się część opinii publicznej, jak lewicowa część "anty-PiS-owego" establishmentu? A przede
wszystkim warto stawiać sobie pytanie, co będzie się działo, jeżeli dalej utrzymają się sygnały
świadczące o pogarszaniu się stanu polskiej gospodarki, zwłaszcza kiedy konsumenci jeszcze
dotkliwiej odczują wzrost cen.
Dziękuję za rozmowę.
3


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Stanąć po stronie Jezusab0601
Dlaczego w Polsce jeździ się po prawej stronie jezdni
Byc po jasnej stronie mocy
Po tamtej stronie 1x14
Poseł PiS Rządy PO to rządy patałachów
PO SLONECZNEJ STRONIE txt
PO DRUGIEJ STRONIE NOBLA
obrazek po prawej i lewej stronie, i w środku

więcej podobnych podstron