17



















Anne McCaffrey    
  Jeźdźcy Smoków

   
. 17 .    










Honor wszystkim jest dla smoka,
W myśli, słowie i szaleństwie.
Światy giną i powstają
Od tych zmagań w smoczym męstwie.
   Lessa wyciągnęła szyję w kierunku
Gwiezdnego Kamienia na szczycie Benden i obserwowała cztery skrzydła jeźdźców
dopóki nie zniknęły z pola widzenia.
   Westchnęła głęboko, by uciszyć swój wewnętrzny niepokój.
Zbiegła po schodach na dno krateru Benden Weyr. Zauważyła, że rozpalono na
brzegu jeziora ognisko, a Manora donośnym głosem wydaje swoim kobietom
polecenia.
   Stary C'gan ustawił w szeregu pary weyrzątek. Zobaczyła,
jak z okien baraków zazdrośnie spoglądają najmłodsi jeźdźcy. Będą mieli jeszcze
dość czasu, by polatać na miotającym ogniem smoku. Z obliczeń F'lara wynikało,
że Nici będą opadały jeszcze przez wiele Obrotów.
   Stojąc przed parami weyrzątek Lessa nieznacznie drżała, ale
zdobyła się na uśmiech. Wydała im rozkazy i wysłała ich z ostrzeżeniem do
wszystkich posiadłości. Pospiesznie skontaktowała się z każdym smokiem, aby
upewnić się, czy jeździec podał mu dokładne punkty odniesienia. Posiadłości będą
miały wkrótce pełne ręce roboty.
   Canth przekazał jej, że w Keroon pojawiły się już Nici i
opadają od strony zatoki Nerat. Powtórzył jej, że F'nor nie sądzi, aby dwa
skrzydła wystarczyły do ochrony łąk.
   Lessa zatrzymała się w miejscu. Próbowała przypomnieć
sobie, ile skrzydeł opuściło już Weyr.
   Jest tu jeszcze skrzydło Knela , poinformowała ją Ramoth.
Na Szczycie.
   Lessa uniosła głowę i zobaczyła, jak spiżowy Piyanth w
odpowiedzi rozpościera swe skrzydła. Poleciła mu, aby udał się w pomiędzy do
Keroon, niedaleko zatoki Nerat. Całe skrzydło posłusznie wzbiło się w powietrze
i zniknęło.
   Z westchnieniem odwróciła się do Manory, gdy nagle zwalił
ją z nóg gwałtowny podmuch wiatru i ohydny swąd. Powietrze ponad Weyr pełne było
smoków. Właśnie miała zapytać Piyantha, dlaczego nie polecieli do Keroon, gdy
zdała sobie sprawę, że widzi dużo więcej bestii niż dwudziestka K'neta.
   Ale dopiero co wylecieliście, zawołała, rozpoznawszy
wyraźnie cielsko Mnementha.
   Dla nas było to zaledwie dwie godziny temu, oznajmił
Mnementh z takim znużeniem w głosie, że Lessa już o nic nie pytała Niektóre
smoki pospiesznie lądowały. Niezdarność z jaką wykonywały ten manewr wskazywała
na odniesione rany.
   Kobiety złapały za wiadra z maścią, czyste szmaty i
przywoływały do siebie poranione smoki. Smarowały uśmierzającym ból olejkiem
rany na skrzydłach, przypominające czarne i czerwone smagnięcia biczem.
   Każdy jeździec, nienależnie od tego jak ciężko był
poraniony, najpierw zajmował się swą bestią.
   Lessa była przekonana, że F'lar nie wydałby polecenia do
odlotu spiżowemu smokowi, gdyby był on zbyt mocno poturbowany. Pomagała właśnie
T'sumowi opatrzeć Muntha, który miał paskudnie rozdarte prawe skrzydło, gdy
zdała sobie sprawę, że niebo ponad Gwiezdnym Kamieniem jest puste.
   Zmusiła się do tego, by skończyć opatrywanie Muntha, a
dopiero potem ruszyła na poszukiwanie spiżowego smoka i jego jeźdźca. Gdy ich w
końcu odnalazła, spostrzegła też Kylarę, która smarowała maścią policzek i ramię
F'lara. Zdecydowanym krokiem ruszyła już ku nim przez piaski, gdy nagle
posłyszała, jak Canth usilnie domaga się pomocy. Ujrzała jak Mnementh, który
także odebrał myśl brunatnego smoka, wahadłowym ruchem wzniósł głowę.
   - Canth mówi, że potrzebują pomocy, F'larze- zawołała
Lessa. Nie zauważyła nawet, kiedy Kylara niepostrzeżenie umknęła szybko w tłum.

   F'lar nie był poważnie ranny. Kylara opatrzyła rany, które
wyglądały jak paskudne oparzenia. Ktoś wyszukał dla F'lara inne futro w miejsce
popalonych przez Nici łachmanów. Zmarszczył brwi, ale zaraz skrzywił się, gdyż
ten grymas podrażnił jedynie poparzony policzek. W pośpiechu łykał gorący klah.

   Mnementh, ile smoków jest zdolnych do walki? Zresztą to nie
ważne, po prostu rozkaż im wznieść się w powietrze z pełnym zapasem smoczego
kamienia.
   - Nic ci nie jest? - spytała Lessa, przytrzymując swą dłoń
na jego ramieniu. - Nie możesz przecież tak po prostu odlecieć! Uśmiechnął się
do niej z trudem i wciskając w jej ręce pusty kubek, uścisnął ją pospiesznie.
Wskoczył na kark Mnementha, a weyrzątko podało mu obciążone ładunkiem worki.

   Błękitne, zielone, brunatne i spiżowe smoki wzniosły się z
krateru Weyr w pospiesznie formowanym szyku. Niewiele ponad sześćdziesiąt bestii
zawisło przez moment ponad Weyrem. Zaledwie kilka minut wcześniej było ich tam
osiemdziesiąt. To niewiele smoków i jeźdźców. Jak długo wytrzymają przy takich
stratach?
   Canth przesłał wiadomość, że F'nor potrzebuje więcej
smoczego kamienia.
   Rozejrzała się niespokojnie wokół. Żadna z par weyrzątek
nie powróciła jeszcze. Jakiś smok zaskowyczał żałośnie. Odwróciła się
gwałtownie, ale to była tylko młoda Pridith, która potykając się szła przez Weyr
w kierunku pastwisk i dla zabawy trącała po drodze Kylarę. Pozostałe smoki były
również ranne. Jej wzrok spoczął na C'ganie wychodzącym z baraku, gdzie
przebywały weyrzątka.
   - C'gan, czy ty i Tagath możecie dostarczyć F'norowi w
Keroon więcej smoczego kamienia?
   - Oczywiście - zapewnił ją stary błękitny jeździec z
błyskiem w oku wypinając dumnie pierś. Początkowo nie myślała o tym, żeby go
gdzieś wysłać, ale przecież C'gan całe swoje życie trenował w oczekiwaniu na
taką okazję. Nie można go było pozbawiać tej szansy.
   Gdy ładowali ciężkie worki na kark Tagatha, z uśmiechem
przyglądała się jego gorliwości. Stary błękitny smok porykiwał i dreptał
tanecznie, jakby był znów młody i silny. Podała im punkty odniesienia, które
przekazał dla nich Canth.
   Obserwowała, jak oboje znikają w pomiędzy ponad Gwiezdnym
Kamieniem.
   To niesprawiedliwe. Mają całą zabawę dla siebie, zrzędziła
Ramoth. Lessy zobaczyła ją, jak wygrzewa się w słońcu na skalnym występie i
gładzi jęzorem swe ogromne skrzydła.
   - Żuj smoczy kamień, to zdegradujesz się do poziomu
głupiego, zielonego smoka - głośno zawyrokowała Lessa. W duchu była jednak
rozbawiona gderaniem królowej.
   Lessa podeszła do rannych. Filigranowa, zielona piękność
B'fola pojękiwała i potrząsała głową nie mogąc zgiąć jednego skrzydła. Nici
pokaleczyły ją tak, że widać było nagie kości. Tygodniami będzie więc wyłączona
z walki. B'foła została najbardziej poszkodowana ze wszystkich smoków. Lessa
pospiesznie odwróciła głowę, by nie patrzeć na cierpienie wyzierające z
zatroskanych oczu smoczycy.
   Podczas obchodu stwierdziła, że ludzie odnieśli więcej ran
niż bestie. Dwóch jeźdźców ze skrzydła R'gula miało ciężkie rany głowy. Jeden
być może całkowicie straci oko. Manora uśpiła go przy pomocy uśmierzających ból
ziół. Inny jeździec miał ramię przepalone do kości. Choć większość ran była
mniej groźna, ich liczba przeraziła Lessę. Ilu jeszcze ucierpi w Keroon?
   Ze stu siedemdziesięciu dwóch smoków, piętnaście było już
wyłączonych z walki, choć niektóre tylko na dzień lub dwa. Nagle Lessie
zaświtała pewna myśl. Jeśli N'ton rzeczywiście latał na Canth, być może mógłby
wyruszyć na następną batalię smoków na bestii jakiegoś innego jeźdźca, skoro
więcej jeźdźców odniosło rany. F'lar łamał tradycje, jak mu się tylko podobało.
To była jeszcze jedna, którą należy odrzucić - pod warunkiem, że smok wyraziłby
na to zgodę.
   N'ton nie był jedynym nowym jeźdźcem, zdolnym przesiąść się
na inną bestię. Czy ta umiejętność przystosowania się nie byłaby dobrym
rozwiązaniem? F'lar twierdził zdecydowanie, że najazdy nie będą początkowo zbyt
częste, gdyż Czerwona Gwiazda dopiero zaczynała swoje, trwające pięćdziesiąt
Obrotów, przejście. Co to jednak znaczy częste? On by to wiedział. Ale niestety
jego tutaj nie ma.
   Nie pomylił się dzisiaj rano przewidując pojawienie się
Nici. Ślęczenie nad kronikami nie poszło na marne.
   Oczywiście nie był zbytnio dokładny. Zapomniał bowiem
polecić swoim ludziom, aby zwracali uwagę nie tylko na ciepłą pogodę, ale i na
czarny pył. Wszystko jednak dobrze się skończyło, dlatego można łaskawie
wybaczyć mu to drobne potknięcie. Ostatecznie umiał trafnie przewidzieć rozwój
wypadków. Tu Lessa znów się poprawiła. On nie przewidywał. On po prostu
studiował i planował. Kierował się przy tym zdrowym rozsądkiem. Obliczył na
przykład, na podstawie danych zawartych w kronikach, gdzie i kiedy Nici uderzą.
Lessy poczuła się spokojniejsza o ich przyszłość.
   Jeśli tylko zdoła nakłonić jeźdźców, aby nauczyli się ufać
niewodnemu w bitwie instynktowi smoków, zmniejszy to liczbę rannych.
   Rozdzierający pisk przeszył powietrze. Ponad Gwiezdnym
Kamieniem, pojawił się błękitny smok.
   Ramoth! - Lessa wykrzyknęła instynktownie, sama nie wiedząc
dlaczego. Zanim echo jej głosu zamarło, królowa już wzbiła się w powietrze.
Chyboczący się w locie błękitny smok miał najwyraźniej poważne kłopoty. Starał
się wytracić swą początkową szybkość, jednak jedno skrzydło miał niesprawne.
Jeździec zsunął się z karku i niepewnie trzymał się szyi smoka tylko jedną ręką
.
   Lessa przesłoniła usta rękami i patrzała z przerażeniem. W
kraterze zapadła absolutna cisza. Słychać było jedynie uderzenia ogromnych
skrzydeł Ramoth. Królowa szybko znalazła się obok zdesperowanego, błękitnego
smoka i podparła swym skrzydłem jego znieruchomiały bok.
   Obserwatorzy wstrzymali oddech, gdy jeździec zwolnił uchwyt
i spadł - lądując na szerokich barkach Ramoth.
   Błękitny smok runął jak kamień. Ramoth wylądowała
delikatnie obok niego i przykucnęła nisko, aby mieszkańcy Weyr mogli zabrać jej
pasażera.
   To był C'gan.
   Lessa widziała, jak potwornego spustoszenia dokonały Nici
na twarzy starego harfiarza. Poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła.
Uklęknęła obok niego i położyła jego głowę na swych kolanach. Otoczył ich cichy,
pełen szacunku tłum.
   Twarz Manory była jak zawsze pogodna, ale w oczach miała
łzy. Przyklęknęła i położyła swą rękę na piersi starego jeźdźca. Gdy podniosła
wzrok na Lessę, w jej oczach widać było zatroskanie. Potrząsnęła głową.
Przygryzając wargi zaczęła wolno nakładać na rany jeźdźca znieczulającą maść.

   - Stary i bezzębny nie mógł zionąć ogniem i był za wolny,
by uskoczyć w pomiędzy - mamrotał C'gan obracając głowę to w jedną, to w drugą
stronę. - Zbyt stary. Ale Jeźdźcom smoków tylko trzeba, by przed Nićmi bronić
nieba... - jego głos słabł i przeszedł w ciche westchnienie.
   Lessa i Manora wymieniły pełne udręki spojrzenia.
Przerażający ryk przeciął ciszę. Tagath wzniósł się potężnym skokiem w
powietrze:
   Lessa, wstrzymawszy oddech, obserwowała błękitnego. Nie
chciała się zgodzić na to, co miało nastąpić, gdy Tagath znikał między niebem a
ziemią.
   Niskie zawodzenie, podobne do wycia wiatru, rozległo się w
całym Weyr. To smoki wyrażały swój hołd.
   - Czy on... odszedł? - spytała Lessa, choć z góry znała
odpowiedź.
   Manora wolno skinęła głową. Gdy wyciągnęła rękę, by zamknąć
martwe oczy C'gana, po jej policzkach popłynęły łzy.
   Lessa wolno podniosła się i skinęła ręką na kilka kobiet,
żeby usunęły ciało starego jeźdźca. W roztargnieniu wytarła zakrwawione ręce w
spódnicę. Próbowała skupić się na tym, co powinna dalej zrobić.
   Wciąż jednak powracała do tego, co właśnie się wydarzyło.
Jeździec smoka umarł. Jego smok także. Nici zabrały już swą pierwszą parę. Ilu
ich jeszcze zginie w trakcie tego strasznego Obrotu? Jak długo Weyr zdoła
przetrwać? Nawet wtedy, gdy dojrzeje potomstwo Ramoth, jak również te młode,
które wkrótce urodzi.
   Lessa nie chciała żadnego towarzystwa. Pragnęła bowiem
zagłuszyć swą niepewność i ukoić żal. Zobaczyła, jak Ramoth szybuje w powietrzu,
a potem majestatycznie ląduje na szczycie. Wcale nie chciała, aby te złote
skrzydła zżarte były czerwonymi i czarnymi śladami Nici! Czy Ramoth... zniknie?
Nie, Ramoth nie zniknie. Nie opuści jej, dopóki żyje Lessa.
   Dawno temu F'lar zapewniał ją, że musi nauczyć się przestać
myśleć jedynie wąskimi kategoriami mieszkanki posiadłości Ruatha i powinna czuć
coś więcej niż tylko pragnienie zemsty. Jak zwykle miał rację. Jako władczyni
Weyr uczyła się, że życie to coś więcej niż hodowanie smoków i wiosenne manewry.
Życie jest przecież ciągłym zmaganiem się po to, by dokonać czegoś niemożliwego
- zwyciężyć lub polec, ale umrzeć ze świadomością, że się próbowało.
   Lessa zdała sobie sprawę, że całkowicie zaakceptowała swoją
rolę - władczyni Weyr i towarzyszki F'lara. Pomagała mu w kształtowaniu ludzi i
zdarzeń po to, by uratować Pern przed Nićmi.
   Lessa wypięła dumnie pierś i uniosła wysoko głowę. Stary
C'gan miał na pewno rację.


następny   









Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cin 10HC [ST&D] PM931 17 3
17 Prawne i etyczne aspekty psychiatrii, orzecznictwo lekarskie w zaburzeniach i chorobach psychiczn
17 (30)
Fanuc 6M [SM] PM956 17 3
ZESZYT1 (17)
17 Iskra Joanna Analiza wartości hemoglobiny glikowanej Hb
B 17 Flying Fortress II The Mighty 8th Poradnik Gry Online
Obj 7w 17 BÓG OTRZE WSZELKĄ ŁZĘ

więcej podobnych podstron