922741168

922741168



NUMER 75


SŁOWO LUDU


STRONA 5


Na Łyścu nadal odbywają się zloty czarownic - twierdzi niemiecki mag - J. W. von 1 allcn



_Jcrt bardzo ciemno, a światło pochodni przemienia partacie w straszliwe upiory.

Widzi kobiety wpółnagic, w poszarpanych sukniach i z rozwianym włosem. Widzi jak krążą i wyskakują w dzikich podrzutach, jakby wielki ciężar straciły, tylko od czasu do czasu rozlega się straszny ryk: HAR. HAR! SABAT! SABAT! A naraz, jakby na dany znak, porządkują się pary w wielkim kole. mężczyzna i kobieta, zwróceni piecami do siebie i rozpoczyna się szalona orgia tańca. Słychać rżenie. namiętności, dzikie, rozpustne pieśni, przerywane ochrypłym, dyszącym krzykiem: HAR! HAR! DIABLE! DIABLE! SKACZ TU! SKACZ TAM!

Orgia dochodzi w potwornych skokach i rzutach do najwideklejszego rozbestwienia, zwierzę rozpętało tię w człowieku, choć kojarzy się z pragnieniem krwi, z delirium bólu wyłania się obłąkanie*...

Tak opisywał sabat czarownic Stanisław Przybyszewski w 1899 roku. Sabaty odbywały się zazwyczaj od momentu zachodu słońca w piątek do zachodu słońca w sobotę, a miejscem spotkań wiedźm i czarownic bywały zazwycząj góry i uroczyska. W naszym regionie złoty czarodziejów i ich towarzyszek miały się według legendy odbywać na Łyścu, czyli dzisiejszym Świętym Krzyżu. W czasach prehisto rycznych znajdował się tu największy w środkowej Polsce ośrodek kultu po


gańskiego. To wszyscy pewnie wiedzą. Kto by jednak przypuszczał, że...

Otóż kilka miesięcy temu spotkałem się ze znanym niemieckim, a właściwie pruskim, bo tak się woli nazywać - magiem, J. W. von Tallcncm, który twierdzi, że na Łysej Górze, czyli Łyścu nadal odbywąją się zloty czarownic i magów, w Kielcach zaś podobno istnieje tajne stowarzyszenie grupujące takie osoby. Na co dzień niczym się one nie wyróżniąją spośród mieszkańców naszego grodu, ale wed-ług J. W. von Tallena, reprczcntująjuź taki stopień wtajemniczenia, te zainteresowały się nimi pewne stowarzyszenia z Zachodu. Ludzie ci uczestniczą we współczesnych sabatach czarownic. Dzisiejsze zloty odbywają się podczas nowiu Księżyca. W tym roku takie spotkania mąją się odbyć 3 kwietnia, 8 maja, 5 czerwca, 3 i 31 lipca, 28 sierpnia, 25 września, 2 i 30 października oraz 27 listopada. Nim wyruszy na Łysą Górę, każdy z uczestników (mogą brać udział zaproszeni go-ście) musi swe ciało namaścić specjalną maścią i odprawić modły przy dymach kadzidła składającego się z rozebodnika, ruty i bielunia. Potem nastąpi .odlot” na umówione miejsce na Łysej Górze. Spotkania -jak powiada mag J. W. von Tallen - mąją na celu nie tylko zabawę, ale służą do wymiany wzajemnych doświadczeń i samodoskonalenia się. Obowiązkowe są też spotkania z którymś z upadłych aniołów, czyli demonem. Są one jedną z


form Absolutu. Zresztą, jak wyjaśnia te zagadnienia wspomniany mag. cała PRAWDZIWA MAGIA (przez duże „M") wynika jedynie z boskich praw, bo i upadli aniołowie są we władzy Bo-tA-

Po rozmowie z von Tallcncm miałem mieszane odczucia co do prawdziwości jego rewelacji. Mamy XX wiek, a tu sabaty czarownic i to w dodatku na Łysej Górze? Chyba że mamy do czynienia ze zjawiskiem cksterioryzacji (z ang. out of the body czpcricnces - OBE), czyli doświadczenie z pobytu poza ciałem. Zjawisko to, według T. Zamogilskiego (patrz JŚ wiał dziwów", .Mały leksykon parapsychologu"), to fenomen będący doznaniem egzosomatycznym, w którym przedmioty postrzegane zdają się podlegać takiej organizacji przestrzennej. że obserwator widzi je z miejsca innego niż miejsce, w którym znąjduje się jego dało fizyczne. Jednym słowem: jest to stan, w którym występuje migracja świadomości poza obręb organizmu fizycznego. Zjawis-ko to jest opisane dosyć szeroko w dostępnej u nas w Polsce literaturze, dlatego pominę tu jego szczegóły. Tak więc nie pozostąje mi nic innego, jak szykować się na sabat. Pruski mag o-biccał mi udział w takim zlocie.

JANUSZ WILCZEWSKI

(autorJest prezesem świętokrzyskiego Oddziału Stowarzyszenia Psychotronlków w Kielcach)


Rozmówca, który będzie mi objaśniał istotę bioteletransnusji chce za-. chować anonimowość, by nie łamać zasady przyjętej w organizowanym Klubie Przyjaciół Sił Leczniczych Natury. ale przedcż nie ma potrzeby ukrywać , że ma coś, a nawet wiele wspólnego z bioenergoterapią. Przecież klub, który zakłada, zasadza się na bioenergoterapeutycznej współpracy jego członków, by u chorych, którzy mają być przedmiotem oddziaływania. pobudzić i wzmocnić w celach leczniczych wcwnąlrzorganiczne rezerwy uzdrowicielskicj energii. Przecież taka energia i jej biotclc transmisje istnieją i służą człowiekowi od zarania jego dziejów, co potwierdza powszechne doświadczenie, a mianowiric odbiór myśli i stanów emocjonalnych na odległość, zwłaszcza w nieszczęściu osób szczególnie sobie bliskich, albo na przykład kojący dotyk, spojrzenie czy myśl matki wobec chorego


Sieć rodzinnych ogniw bioteletransmi^i

Zawsze w niedzielę o 10.30

sic - zawsze w niedzielę o lOJOi trwają dziesięć minut. W charakterze stymu-


dziecka. Tak więc energia organiczna jest faktem, a jej właściwości terapeutyczne także są bezsporne: wpływąją na mobilizację sił witalnych chorego pomagając mu osiągać poprawę samopoczucia i osiągnąć motywację i wiarę w powrót do zdrowia. Klub jest tworzony po to, by powstał system zwielokrotnionych oddziaływań bioemisji wykorzystujący kręgi rodzinne oraz wząjcmnc ich wspomaganie.

Pojmuję tę ideę tak, iż oto w domowym kręgu, gdzie znąjduje się chory, nąjbliżsi skupiają się na przesyłaniu w jego kierunku energii, zarazem sieć takich ogniw wpływa na siebie wzraac-niąjąco, albowiem poszczególne seanse odbywąją się w tym samym cza-


latora występuje tu Centrum Biotelc-transmisjł, które, jako ogniwo pierwotnego wzbudzania, uruchamia system wzajemnych połączeń wszystkich uczestniczących chorych oraz ich ogniw rodzinnych. Centrum ma być ruchome, instalowane w różnych miejscach, ma się składać z członków klubu przygotowanych do bioteletransmisji.

Więcej szczegółów na temat klubu, który przyjął nazwę Fan Club Vis Medi-calru Naturac, można zasięgnąć kontaktując się z Młodzieżowym Centrum Kultury w Kielcach, ul. Słowackiego 25. gdzie znąjduje się jego biuro obsługi korespondencyjnej.    (dan)


Pasjonująca ekonomia


Dziś ł Jutro orflrywają się finały ceal-ralne V Olimpiad) Wiedzy Ekonomicznej, do których z Kielecczyzny zakwalifikowano 8 osób, z czego at 7 to ocznlo-wie Zespołu Szkół Ekonomiczny cb nr 2 im. O. (.angego w Kidach. Jak podkreśla pan Andrzej Pawlik, dyrektor szkoły, na sukces ten złożyły się zarówno solidna praca uczniów, jak i dnie zaangażowanie nauczycieli przedmiotów ekonomicznych. Potwierdzają to takie uczniowie klasy 4 TH - Marzena Nowakowska i Andrzej Pulot - których jako reprezentantów nąjlepuych ekonomistów poprosiłem o rozmowę.

•    Czy ekonomia jest naprawdę tak

MARZENA: - Na pewno jeszcze długo będzie wyznaczała wszystko, co dzieje się w naszym kraju. No i jeśli w dodatku ktoś. tak jak my. wiąże z nią swoje życiowe plany to wtedy trudno znaleźć ważniejsze dziedziny.

•    C*y wobec tego było coś, t czym sobie nie mogliście poradzić?

ANDRZEJ: - Olimpiada ma oryginalną formę. Pisze się referat tu jeden z dwócb tematów - w eliminacjach ok-


ręgowych było to np. prawo bankowe i monopole - rozwiązuje zadanie rachunkowe i test 40-60 pytań. Na razie nic mieliśmy większych problemów, może z wyjątkiem tego, źe gdy się ma wiedzę to jest zbyt mało czasu na jej przekazanie.

•    Jak określilibyście nawą obecną sytuację gospodarczą?

ANDRZEJ: - Jesteśmy w dołku między gospodarką centralnie zarządzaną a gospodarką wolnorynkową. Wydąje mi się, źe sytuacja polityczna nic nadąża za przemianami ekonomicznymi. Ważne też, że w dawnych państwach komunistycznych Polska zainicjowała przemiany, teraz wyprzedzają nas w nich np. Czesi i Węgrzy.

•    Z czym kojarzycie plan Balcerowicza?

MARZENA: - Dobre były w nim liberalizacja handlu, wymienialność złotówki i prywatyzacja sektora publicznego-

ANDRZEJ~alc złe było zapominanie, że (Bawienie inflacji i wyrównywanie budżetu zwiększają bezrobocie


i wywołują niezadowolenie ludzi. Tak jest na całym święcie. Oprócz tego chyba zbyt mocno związaliśmy się z kapitałem międzynarodowym, który niczego mc dąje przecież za darmo.

•    Co jest teraz oąjważniejsze dla polskiej gospodarki?

ANDRZEJ: - Równouprawnienie sektorów prywatnego i państwowego. Potrzebne jest też zdecydowanie się na dziedziny, w których moglibyśmy podjąć konkurencję z zagranicą.

MARZENA: - Na pewno nie będzie to technologia. Raczej przemysł lekki, a nąjlepicj - przetwórstwo.

ANDRZEJ: - Z przetwórstwa rodzi się bogactwo. Kraje biedne zawsze tylko dostarczały surowców.

•    Skąd zdobywacie wtadomoid?

MARZENA: - Jeszcze 2-3 lata temu wystarczyłyby podręczniki. Teraz trzeba szukać wiedzy głównie w czasopismach.

ANDRZEJ: - Nawet profesorowie mówią, że ciągle muszą się douczać, żeby być na bieżąco. Ja boję się na przykład pytań z rachunkowości międzynarodowej, bo nic ma na ten temat żadnych wydawnictw. Do rozwiązania wielu problemów trzeba najczęściej dochodzić samemu _, ,

Komu wili

CEZARYJASTRZĘBSKI



(62)

Słyszysz mnie kowboju?

Pamięta, żc wyciągała go c pomocą kierowcy z kupy lisich skór. Pamięta, żc pierwsze co zrobiła, to dała mu butelkę z wodą, a gdy pil łapczywie, widział kątem oka, jak odsuwają się od niego z obrzydzeniem, pomyślał, żc musi cuchnąć. choć sam nic czuł niczego, co by drażniło jego organ powonienia.

Zaciągnęli go nad niewielką rzeczkę. Pomięta, że rozebrał się do naga i zanurzył w chłodnej wodzie. A potem kierowca dał mu swoje zapasowe ubranie, a jego stare ciuchy z obrzydzeniem wrzucili do rzeczki.

W szoferce rzucił się na chleb, i dopiero, gdy zaspokoił głód, dał się namówić na kawałek kiełbasy. Popił to wszystko kubkiem herbaty z termosu. I dopiero wtedy spytał o miesiąc i dzień. A gdy usłyszał odpowiedź, liczył długo, z wysiłkiem. Ale zawsze wychodziło mu, żc przeżył w lisich skórach jedenaście dni. Zdążył jeszcze popatrzeć w oczy kobiety o pieszczotliwym głosie. I wydawało mu się, te skądś zna tę twarz i te o-czy. Przypomniał sobie dopiero, gdy kładł się spać na miejscu kierowcy w tyle kabiny. Ona była po prostu podobna do Izy. I miała ciężki, rosyjski akcent, gdy mówiła po polsku. Ale miał to wszystko gdzieś.

Obudził się dopiero, gdy wjeżdżali do Warszawy.


Pułkownik Wikenhagcn usłyszał dzwonek i przez pewien czas myślał, źe się przesłyszał. Nie otwierał oczu i nic przerywał cichego monologu, zapisywanego przez taśmę. Ale dzwonek odezwał się raz jeszcze. Przerwał dyktowanie. Otworzył oczy i spojrzał na zegarek. Dwie godziny temu minęła północ.

Zatrzymał taśmę. Odruchowo wyciągnął z szuflady swój mały rewolwer, cacuszko wyłożone z wierzchu masą perłopodobną, i włożył go do kieszeni. Nic zgasił zielonkawego światła i nie wyjął z ust fąjki. Był pewien, że za chwilę wróci do gabinetu, gdy tylko wytłumaczy sąsiadowi z parteru, emerytowanemu dygnitarzowi MSZ-u, żc znów pomylił dzień z nocą, i że nie jest to nąjlepsza pora by kogokolwiek namawiać na kieliszek nalewki. Od czasu do czasu sąsiadowi przytrafiały się podobne przygody. I właśnie chciał przez drzwi poinformować go o tym wszystkim. gdy usłyszał cichy, znąjomy głos, stłumiony przez zamknięte drzwi.

-    Otwórz. To ja.

Nie mógł się mylić.To była kobieta, z którą chciał nie tylko zasypiać, ale i budzić się każdego dnia. Ale teraz myślał o czymś innym. Skoro przyjechała, i skoro zdecydowała się, by budzić go w nocy, to oznaczać mogło tylko jedno. Ze stało się coś wyjątkowego.

Otworzył drzwi.

Przed nim stał jakiś straszliwie zmaltretowany facet o lekko obłąkanych oczach, wypalonych gorączką, ubrany w kuse duchy, które pewnie przed chwilą ściągnął z kogoś słabszego od siebie. A za nim stała ona i też nie wyglądała na zbyt wypoczętą. Przypominali niezbyt udany desant, który bez map wylądował w nieznanym terenie i prosi właśnie o pomoc.

Nie dała mu zbyt wiele czasu na zastanawianie się. Popchnęła zmaltretowanego faceta, a on sprawiał wrażenie, że jest mu wszystko jedno, kto go popycha, jak również nic przejawiał specjalnego zainteresowania, do kogo przyszli o tak osobliwej porze.

Dopiero gdy zamknął za nimi drzwi, zauważył, żc ona trzyma go na muszce odbezpieczonego pistoletu. I nim zdołał się zdziwić i o cokolwiek zapytać, powiedziała:

-    Twój kolega, pułkowniku. Nie poznąjcsz?

Wikenhagcn przez sekundę popatrzył uważnie na schuchranego faceta, ale w żaden sposób nie mógł sobie przypomnieć, by go kiedykolwiek widział, a tym bardziej, by ten wymęczony człowiek był jego kołe-84-

-    Wejdźde - powiedział wreszcie, wskazując drzwi prowadzące do pokoju.

-    Gdzie go spotkałaś? - spyta) dcho, głosem wypreparowanym ze wszelkich emocji.

-    W bazie. Ten twój kowboj załatwił dwóch naszych łudzi. A potem poszedł obejrzeć coś, czego nic powinien oglądać.

-    W bazie? - spytał patrząc w jej demne, nienaturalnie błyszczące o-czy, jakby przed chwilą wstrzyknęła sobie niezłą porcję morfiny. - Ty wiesz o bazie?

Już wiedział, kim był ten zszargany facet z oczami pełnymi gorączki. I nie dziwił się wcale, żc wygląda tak, jak wygląda. Jeśli udało mu się dotrzeć do bazy i wyjść stamtąd, miał prawo do znacznie gorszego wyglądu. Kantor się nie mylił. To nie był przeciętny, tuzinkowy łaps.

Ale nie wiedział, kim była U dziewczyna. Rosyjska Żydówka, którą widział kilka miesięcy pod swoim oknem i której ktoś wymyśliłśmicszne imię Żenią.

-    Ty wiesz o bazie? - powtórzył pytanie.

-    Już nie tylko ja, pułkowniku. Gdy nagle zmart generał Kostuszew. musieliśmy dociec, komu przeszkadzał. I dlaczego.

-    Musieliście? - Wikenhagcn zbyt gwałtownie wykonał ten ruch. Zobaczył w wypełnionych gorączką oczach łapsa dezaprobatę. A poza tym obojętność. Zobaczy! również, że ona celiye prosto w niego. I że do pistoletu dokręcony jest tłumik.

-    Nic rób głupstw, pułkowniku - powiedziała cicho. I Wikenhagcn zobaczył w jej oczach tężejący chłód, przypominający jezioro morfiny ścięte mrozem.


Jacek miał już tego wszystkiego dosyć. Idiotycznie surrealistyczny sen trwał zbyt długo, a co najgorsze, nic było żadnego sposobu, żeby się z mego wyrwać.

(cdii)




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
NUMER 75 SŁOWO LUDU STRONA 15 BTMS.A. Ladom. ul. Slmim Ta. tri. 275-09. 278-31. te* 0672602. fiu
NUMER 45 SŁOWO LUDU STRONA 1 1 KOPALNIE I ZAKŁADY PRZETWÓRCZE SIARKI „SIARKOPOL” W
NUMER 45 SŁOWO LUDU STRONA 13 AOGŁOSZENIA DROBNEPOLMOZBYTKIELCE DEALER RAT • KONTYNGENT 96
NUMER 45 SŁOWO LUDU STRONA 3 Fiskus kusi ograniczeniem szarej strefy. Klienci banków mówią o narusza
numer 45 SŁOWO LUDU STRONA 7 Zielone hobbyPrzesadzamy Słońce, chociaż pojawia się tylko na krót
NUMER I900K SŁOWO LUDU MAGAZYN STRONA 1 1 mojej pracy w Kielcach nic idą na marne - mówi. - Zespół s
NUMER 1900 SŁOWO LUDU MAGAZYN STRONA 13 OGŁOSZENIA •••••• •
NUMER 1900 SŁOWO LUDU - MAGAZYN STRONA 15OGŁOSZENIA DROBNE POLMOZBYT KIELCE hurtownia części
NUMER 1900 SŁOWO LUDU MAGAZYN STRONA 17 NUMER 1900 SŁOWO LUDU MAGAZYN STRONA 17
NUMER 1900 SŁOWO LUDU MAGAZYN STRONA 19Sport Sport Sport Przez” Pionki na trasę touruProfi w
NUMER 1900 SŁOWO LUDU MAGAZYN STRONA 3 Prosto z WiejskiejKość niezgody Ustawę „O komercjalizacji i
NUMER 1900 SŁOWO LUDU MAGAZYN STRONA 5 Marta Z. (Nazwisko do wiadomości redakcji) Brakuje odwagi,
NUMER 1900 SŁOWO LUDU MAGAZYN STRONA 7Tylko 12 procent załogi Cementowni „Ożarów” zdecydowało się
NUMER 1900 SŁOWO LUDU - MAGAZYN STRONA 9Dopiero w IVfinale WOSP Radom zobaczyła cala Polska! wa
NUMER 7 5 SŁOWO LUDU STRONA 3Baba na świeczniku Atmosfera była nadzwyczaj przyjazna. Główna
NUMER 7 5 SŁOWO LUDU STRONA 7 Pod patronatem „SL”Radomianie śladami Kolumba Agencja Taś — Taś
NUMER 2 8 2 SŁOWO LUDU STRONA 3 „Mielec” domaga się oficjalnej decyzji Zakład okupowany Komitet
NUMER 4 5 SŁOWO LUDU STRONA 5 Czekają na jasne przepisy, ostrą broń, radary i jednakowe mundury
łMKR W SŁOWO LUDU STRONA 7 RUBjCI ^snrOWY TKA.Tl IM. B. vMi.R)f»o — KINA gaf. —, „K róikw

więcej podobnych podstron