Oblicza Smoka - Trzecie życie - rozdział VIII
-Fireball!!
Huk zagłuszył krzyki ludzi i trzask walących się ścian.
Ogień trawił budynek, który służył za siedzibę miejscowym bandytom, napadającym na przejezdnych kupców i zamożnych ludzi.
Jednak tym razem na bandytów spadła największa klęska o jakiej świat słyszał. Tej nocy po wschodzie księżyca z lasu wyszło troje ludzi, dwie kobiety i jeden mężczyzna. Wyglądali dość niepozornie. Kiedy kilku zbirów z szajki rzuciło się na nich z zamiarem złupienia i zabawienia się z dwiema dziewczynami, rozpętało się piekło.
Rudowłosa okazała się prawdziwą diablicą, miotała ognistymi kulami gdzie popadło. Większość bandytów poległo od jej czarów, a tym którym udało się do niej zbliżyć, napotykała śmierć o obliczu jasnowłosego szermierza na usługach diablicy.
Druga dziewczyna o biało-brązowych włosach przemykała między bandytami niczym zwiastun rychłej śmierci. Wypatrywała swych ofiar i szybko przylegała do nich wbijając ostre kły w ich szyje. Kiedy kończyła, u jej stóp leżała już tylko pusta powłoka cielesna, która do niedawna służyła ludzkiej duszy.
Nikt nie przeżył. Ta noc okazała się zgubna dla bandytów, których Lina Inverse dopisała do swojej długiej listy "pokonanych w imię sprawiedliwości i wypchanej sakiewki."
-Nie ma to jak nocny wypad po skarby- cieszyła się Lina, kiedy po kilku godzinach zatrzymali się na odpoczynek.
Rozpalili ognisko i przekąsili coś, a następnie rozdzielili warty i dwie dziewczyny ułożyły się spać, Lina przytulona do ogromnego wora kosztowności, które "odebrała" bandytom.
Tydzień minął od momentu, gdy cała grupa rozstała się u stóp Jedynej Góry i ruszyła własnymi drogami. Lina, Gourry i Mesea byli już w państwie Cerville i za dwa dni mieli dojść do miasteczka, w którym zamieszkała Filia.
"Valgarv ma dwa lata." Myślała Lina kiedy nadeszła jej kolej na trzymanie warty. "Filia pewnie nadała mu jego pierwsze imię...Valterria...tak się nazywał zanim Garv zmienił go w Mazoku. Będę musiała uprzedzić Gourrego żeby nie powiedział przy dziecku czegoś dotyczącego jego poprzedniego życia. Filia wściekłaby się. Ciekawe czy ma jeszcze swoją maczugę..."
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Jak to wynieśli się?!- wykrzyknęła Lina.
-Rok temu ta blondyna z dziwnym dzieciakiem i dwoma stworami wyniosła się z naszego miasteczka, dzięki bogom- mówił mężczyzna po czterdziestce zaczepiony przez Linę, która zapytała o dom Filii.- Ten dzieciak był naprawdę dziwny, nie wiadomo skąd się wziął, bo ta kobieta...Filia, o ile mnie pamięć nie myli, wcale nie wyglądała jakby była w ciąży. Ot jednego dnia zobaczyliśmy ją przed domem z małym dzieckiem na ręku, a po trzech miesiącach ten dzieciak już sam biegał, zupełnie jakby miał ze cztery lata. Jeszcze w dodatku te włosy, ni to zielone, ni niebieskie, jakiś dziwoląg. Ludzie zaczęli spode łba patrzeć na tą Filię, więc się wyniosła i zabrała ze sobą całe swoje stadko dziwolągów.
-Dokąd poszli?- zapytała lekko rozgniewana Lina.
-Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Bodajby ich piekło pochłonęło, wystarczy nam tego dziadostwa co z lasów wyłazi, nie potrzeba nam jeszcze jakichś dziwactw.
Lina musiała zebrać całą siłę woli żeby się opanować i nie potraktować tego prostaka Fireballem. Rzuciła mu wściekłe spojrzenie i odeszła bez słowa, za nią ruszyli Gourry i Mesea.
-Co teraz?- zapytała obojętnie Mesea.
-Popytamy innych ludzi może ktoś będzie wiedział dokąd udała się Filia- odpowiedziała Lina czerwieniejąc ze złości.- Jak można tak się odnosić do czegoś o czym się nie ma zielonego pojęcia! Idioci!
-Po prostu odrzucają to, czego nie są w stanie zrozumieć, to całkiem normalne dla was ludzi- odezwała się Mesea.
Pytali jeszcze kilkanaście osób i niczego konkretnego się nie dowiedzieli. Każdy mówił to samo, że dzieciak był dziwny, Filia agresywna, rudy lis miał zadatki na piromana, a duży szary potwór wyglądał strasznie. W końcu Lina miała najszczerszą ochotę wysadzić całe miasteczko w powietrze.
-Co za stado kretynów!- z jej ust popłynęło mnóstwo obelg, od których trawa mogłaby zżółknąć.
-Przepraszam- usłyszeli za swoimi plecami czyjś głos.- Czy to wy szukacie Filii?
Odwrócili się. Przed nimi stał wysoki mężczyzna w wieku około trzydziestu lat, miał ciemne włosy i oczy, był dobrze ubrany i wyglądał na miłego człowieka.
-Tak. Wie pan coś o niej?- zapytała Mesea.
-Wystarczająco żeby odpowiedzieć na wasze pytania- odparł mężczyzna.
-Znał ją pan?- spytała Lina.
-Byliśmy przyjaciółmi. Chętnie wam o tym opowiem, ale w jakimś wygodniejszym miejscu. Niedaleko jest gospoda- zaproponował mężczyzna.
Linie i Gourremu nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Nieco później siedzieli już w gospodzie z wypełnionymi żołądkami i sączyli wino.
Mężczyzna przedstawił się jako Brillon i był szczerze ubawiony apetytem Liny i Gourrego.
-Dlaczego szukacie Filii?- zapytał.
-Mamy do niej sprawę- odpowiedziała Lina.- Od niej zależy życie naszego przyjaciela.
-Znaliście wcześniej Filię?
-Podróżowaliśmy z nią przez pewien czas i pomogliśmy jej ocalić świat- wyjaśniła Lina.
Brillon zaśmiał się, nie do końca wierząc w słowa Liny.
-Filia wspominała mi kiedyś, że podróżowała z grupą zabawnych ludzi, Liną Inverse i jej kompanami. Z tego co widziałem przed chwilą jestem skłonny uwierzyć, że to ty jesteś panną Inverse. Wobec tego mogę wam powiedzieć dokąd udała się Filia.
-A gdyby ktoś inny o nią pytał nie powiedziałbyś mu?- zapytał Gourry.
-Nie. Ludzie źle reagują na rzeczy, o których nie mają pojęcia. Filia wolała unikać kłopotów. Dlatego opuściła to miasto. Chciała żeby Val żył normalnie i nie był wytykany palcami jako dziwadło. W nowym mieście czekało nowe życie, a przeszłość miała się za nią nie ciągnąć.
-Rozumiemy. Wspomniałeś imię Val. Tak nazwała chłopca, którym się opiekowała?- zapytała Lina.
-To było tymczasowe rozwiązanie- tłumaczył Brillon.- Filia miała dylemat. Nie wiedziała czy ma nadać chłopcu imię Valterria czy Valgarv. Postanowiła używać skrótu Val dopóki chłopiec nie urośnie, a wtedy sam będzie mógł wybrać któreś imię.
-Ile czasu minęło od odejścia Filii i dokąd poszła?- zapytała Lina.
-Wyprowadziła się ponad rok temu do Navros, miasteczka w sąsiednim państwie zwanym Noir.
-Dużo wiesz o Filii- powiedziała Lina rzucając mu przeciągłe spojrzenie.- Co was łączyło?
-Już mówiłem, byliśmy przyjaciółmi- odparł Brillon, ale z jego tonu można było wywnioskować, że łączyło ich coś więcej niż przyjaźń.
W tym momencie do ich stolika podeszła kelnerka.
-Proszę pana, pana matka przysłała Giriego z wiadomością. Pańska żona przed chwilą urodziła.
Brillon natychmiast zerwał się z krzesła.
-Wspaniała wiadomość!- wykrzyknął uradowany po czym zwrócił się do kelnerki.- Powiedz Nazerowi żeby dopilnował gospody. Ci państwo nocują tu dzisiaj, spełnijcie każdą ich prośbę- polecił po czym pożegnał się i wybiegł z gospody.
-O co chodzi?- zapytał zdezorientowany Gourry.
-Żona pana Brillona urodziła mu czwarte dziecko- poinformowała radośnie kelnerka.- Szykuje się wielkie świętowanie. Pan Brillon jest wysoko postawionym urzędnikiem i właścicielem tej gospody, za każdym razem kiedy urodzi mu się potomek wydaje wielki bankiet.
-Coś takiego- Lina wytrzeszczyła oczy.- Ile lat jest już żonaty?
-Około ośmiu- odpowiedziała kelnerka.
-Coś mi się wydaje, że Filia miała więcej powodów żeby opuścić to miasto- wymamrotała Lina.
Wyruszyli następnego dnia, wczesnym popołudniem. Brillon zapraszał ich na bankiet, ale Lina odrzuciła zaproszenie. Miasto działało jej na nerwy, więc postanowiła wynieść się z niego jak najprędzej.
Wypytali o drogę Nazera- zarządcę gospody. Dostali od niego mapę z zaznaczoną trasą, którą im polecał. Otrzymali również wiele wskazówek i prowiant na drogę. Lina cieszyła się, że nie musieli za nic płacić.
Noir sąsiadowało z Cerville od południa. Było państwem, w którym od wielu dziesięcioleci panował pokój. Ludzie w Noir wiedli spokojne życie, większość z nich zajmowała się uprawą ziemi i hodowlą bydła, niewielu poświęcało się doskonaleniu swojego umysłu, ale mimo to Noir nie był krajem zacofanym, mędrcy pochodzący z tych stron byli znani na całym kontynencie.
Wędrując przez Noir, Lina, Gourry i Mesea, nie napotykali wielu miast, dominowały głównie wsie lub duże gospodarstwa rolne należące do możnych panów.
Minęły dwa tygodnie i dotarli do miasteczka Navros, gdzie, jak twierdził Brillon, przeprowadziła się Filia.
-Ten kraj jest nudny- narzekała Lina.- Nie spotkaliśmy po drodze żadnych bandytów.
Rzeczywiście, Noir było wolne od plagi rozbójników, napadających podróżnych lub mniejsze osady. Król wypędzał bandytów ze swojego królestwa. Jeśli do jego uszu doszły słuchy o grasujących bandach natychmiast wysyłał oddział straży, aby pozbyli się ich.
-Przepraszam. Czy mogłaby nam pani powiedzieć gdzie mieszka Filia?- zapytała Mesea kobiety w średnim wieku, która właśnie przechodziła koło nich.
-Filia? Jesteście jej znajomymi?- odparła kobieta.
-Tak. Dawno się nie widzieliśmy, więc postanowiliśmy ją odwiedzić- powiedziała Lina.
-Ah, rozumiem. Filia ma gospodarstwo pięć mil za miasteczkiem. Pójdziecie tą drogą prosto, a kiedy wejdziecie do lasu skręcicie w pierwszą drogę w prawo.
-Dziękujemy bardzo.
Zgodnie ze wskazówkami skręcili z głównej drogi na leśną ścieżkę, która była dość szeroka żeby pomieścić dwukonny wóz, ale zarośnięta. Widocznie rzadko jej używano.
W pewnym momencie zauważyli, że w pobliżu drogi rośnie mnóstwo bardzo dziwnych grzybów.
Były duże, sięgały mniej więcej kolan Liny, miały czerwone kapelusze z czarnymi plamkami i brązowe trzonki.
-Jakie dziwne grzyby- powiedział Gourry.- Ciekawe czy nadają się do jedzenia...
Podszedł do jednego i szturchnął go palcem. Grzyb poruszył się i ugryzł wyciągnięty palec.
Gourry krzyknął z zaskoczenia i zaczął miotać się na wszystkie strony, próbując uwolnić się od grzyba.
Jak na komendę wszystkie grzyby wyskoczyły z ziemi i zaczynały zbliżać się do trójki wędrowców, eksponując przy tym swoje pokaźne zęby. Dwie największe czarne plamki na każdym kapeluszu okazały się oczami grzybów.
-Co to jest?!- wzdrygnęła się Lina, kiedy kilka stworzeń rzuciło się na nią.- Flare Arrow!
Strzała ognia usmażyła kilka grzybów, które opadły bezwładnie na ziemię. Mesea rozpłatała kilka swoim kordem, a Gourry skutecznie używał miecza, po tym jak oswobodził palec z morderczych szczęk grzyba.
Po kilkudziesięciu strzałach ognia i Fireballach oraz wielu uderzeń mieczy, drogę zasłały nieruchome szczątki drapieżnych stworzeń.
-Co za paskudztwa- skrzywiła się Mesea, trącając nogą przysmażony kapelusz.
-Myślicie, że nadają się do jedzenia?- zapytał Gourry, wpatrując się w uwędzone grzyby.
-Lepiej nie próbuj- odpowiedziała Lina.- Chodźmy stąd.
Ruszyli dalej leśną drogą. Ku ich uldze nie napotkali już dziwnych grzybów. Niebawem wyszli z lasu na otwartą przestrzeń.
W prawo odbijała ścieżka wiodąca do zabudowań, na które składał się dom z czerwonym dachem, kwiatami w oknach i ogródkiem z rabatami. W niejakim oddaleniu od niego znajdowały się dwie stodoły, kurnik, obora i stajnia.
Na podwórku nie było nikogo widać, jedynie kury kręcące się za ogrodzeniem z siatki.
Kiedy podeszli nieco bliżej, drzwi domu otworzyły się i wyszła z nich jasnowłosa kobieta średniego wzrostu ubrana w proste ciuchy i biały fartuch. Utkwiła wzrok w nadchodzącej grupie.
Lina od razu ją poznała.
-Witaj Filio!- krzyknęła, machając ręką na powitanie.
Kobieta postąpiła parę kroków naprzód i również im pomachała.
-Witajcie!- powiedziała, gdy stanęli kilka kroków przed nią.- Miło was widzieć po tylu latach!- uśmiechnęła się do nich.- A kim jest ta panienka?
-To jest Mesea- przedstawiła ją Lina.- Podróżuje z nami od jakiegoś czasu.
-Witaj, jestem Filia Ul Copt.
-Wiem, Lina wiele o tobie opowiadała- odparła Mesea z cieniem uśmiechu na wargach.
-Zapraszam do środka, właśnie szykowałam kolację, na pewno jesteście głodni. Chłopcy niedługo wrócą, chodźcie.
Weszli do domu i natychmiast ich nosy wyłapały wspaniały aromat przygotowywanego jedzenia. Filia zaprowadziła ich do kuchni i wskazała miejsca przy stole, a sama zajęła się przygotowywaniem kolacji.
-Co się stało z twoimi włosami, Lino?- zapytała.
-Obcięłam je- odpowiedziała Lina nie chcąc wnikać w szczegóły.
-Co was do mnie sprowadza?- pytała dalej Filia.
Lina opowiedziała pobieżnie wyprawę na wyspę Dafris, o uzdrowieniu Zelgadisa przez Elfy i zadaniu jakie mu powierzono.
Ledwo skończyła mówić, a otworzyły się drzwi kuchenne i do środka weszło dwóch osobników. Jeden wysoki o szarej skórze, szpiczastych uszach i szklanym oku, drugi był niższy i pokryty rudym futrem, a jego prawe oko zasłaniała czarna przepaska.
Zatrzymali się w progu, wytrzeszczając oczy z zaskoczenia, wcześniej widzieli, że ktoś zbliża się do domu, ale nie spodziewali się takich gości.
-To Grabos i Jiras- odezwała się Filia.- Panienka Mesea jeszcze ich nie zna, ale Lina i Gourry na pewno ich pamiętają- powiedziała po czym zwróciła się do dwóch stworów.- Siadajcie, zaraz będzie kolacja. Nie widzieliście Valgarva?
-Niedługo wróci- odparł Grabos spoglądając wilkiem na gości. Kiedyś byli wrogami i trudno było mu zapomnieć stare waśnie.
Lina go zignorowała i zwróciła się do Filii.
-Jednak wybrał imię, które nosił, kiedy był Mazoku. Czy on coś pamięta?
Filia zadrżała i wyjrzała nerwowo przez okno.
-Nie mów tak. Nie wspominaj nic z jego przeszłości. Valgarv ma teraz nowe życie- powiedziała.- Nie chcę żeby nawiedzały go cienie poprzednich wcieleń. Porozmawiamy o tym później.
-Dobrze- odparła Lina.- Wobec tego powiem ci dlaczego tutaj przyszliśmy. Jak już mówiłam Zelgadis otrzymał zadanie od Królowej Elfów. Miał do wyboru dwie opcje. Mógł spłodzić dziecko z królową albo przynieść jej kilka przedmiotów- Lina uśmiechnęła się.- Znasz Zela i możesz się domyślić co wybrał. Zdecydowaliśmy się pomóc mu w poszukiwaniach. Sam nie poradziłby sobie, te przedmioty to w większości potężne artefakty i zdobycie ich graniczy z cudem.
-Myślałem, że to ty zmusiłaś go do tej podróży- wtrącił Gourry.
-To nie myśl!- warknęła Lina i zdzieliła go w żebra.- Wracając do tematu... Dwa z tych przedmiotów posiadasz ty. Potrzebujemy kawałka skorupy jaja Valgarva i pukla twoich włosów.
Filia spojrzała na nią nieco zdziwiona.
-Dziwne żądania ma ta królowa, ale oczywiście spełnię waszą prośbę...
Nagle urwała, bo otworzyły się drzwi do kuchni i do środka wszedł młody chłopak.
Wyglądał na, conajmniej, osiemnaście lat. Był średniego wzrostu, ubrany w strój łowcy, miał złote oczy i włosy koloru morza. W ręku trzymał łuk, a na plecach miał zawieszony kołczan ze strzałami zaopatrzonymi w czarne pióra.
Zatrzymał się w progu i rzucił gościom przeciągłe, badawcze spojrzenie, po czym wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
-Dobry wieczór- powiedział.
Linę przeszedł zimny dreszcz, na dźwięk jego głosu. Znała te oczy, pamiętała rysy twarzy i kolor włosów. To on dwa lata temu usiłował ją zabić...ale...nie to nie była ta sama osoba. Nie wyczuwała tej wrogości i agresji, która emanowała od tamtego Mazoku, z którym walczyli.
"To jest smok, który otrzymał trzecią szansę." Pomyślała, ale nie do końca w to wierzyła.
-Witaj Valgarv- powiedziała Filia lekko drżącym głosem, obawiała się, że mógł usłyszeć słowa Liny, kiedy wspominała o jego poprzednim życiu- Siadaj, już podaję kolację. Jak ci poszło?
Valgarv usiadł między Jirasem i Grabosem, którzy zrobili mu miejsce.
-Znalazłem je, ale ktoś mnie ubiegł i zastałem tylko ich szczątki- odpowiedział Valgarv.- Zniszczyła je magia, może nasi goście wiedzą coś o kilku grzybach?
-Chodzi ci o takie duże brązowo- czerwone grzyby?- zapytał Gourry.- Kiedy tu szliśmy rzuciły się na nas, Lina większość przysmażyła.
Lina zaśmiała się nerwowo.
-Co to w ogóle było?- zapytała.
-Mięsożerne grzyby- odparł Valgarv.- Poprzedniej nocy uciekło mi całe stado.
-Uciekło ci?- zdziwiła się Lina.
-Przegryzły się przez ogrodzenie- odpowiedział, ale napotykając zdziwione spojrzenia wyjaśnił.- Ja je wyhodowałem.
-Miałeś jakiś konkretny powód?- zapytał Gourry.
-Po prostu je wyhodowałem.
Reszta kolacji upłynęła na rozmowach o tegorocznych plonach, terminie żniw itp.
Po zakończonym posiłku przenieśli się do głównego pokoju z kominkiem i wygodnymi kanapami. Filia poszła na górne piętro żeby przygotować pokoje dla gości. Lina powiedziała, że będzie spać z Gourrym, na co Filia lekko się zdziwiła, ale uśmiechnęła się i zrobiła cichy komentarz na temat "przełamywania lodów".
Siedzieli w ciszy.
Grabos patrzył wilkiem na Linę. Jiras rozpalał ogień w kominku. Lina przyglądała się Valgarvowi Gourry czyścił swój miecz. Mesea wpatrywała się w sufit, a Valgarv błądził wzrokiem po gościach.
-Czym ty jesteś?- zwrócił się do Mesei.
Spojrzała na niego leniwie.
-Jestem wampirem- odpowiedziała.- Jeszcze nie rozwinąłeś w pełni swoich umiejętności, skoro tego nie wyczułeś.
-Nie mogę uczyć się wszystkiego na raz- odparł z lekko oburzoną miną.
-Czego się jeszcze uczysz?- zapytała Lina.
-Języków starożytnych, genetyki, eliksirów, niedawno skończyłem naukę o mitycznych zwierzątach.
-Całkiem sporo tego wszystkiego, dziwię ci się, że masz czas jeszcze biegać po lesie- powiedziała Lina.
-Smoki uczą się bardzo szybko- odparł.- Ludzie są ograniczeni, to co wam zajmuje rok, smok jest w stanie nauczyć się w miesiąc lub krócej, zależnie od materiału.
Lina oburzyła się słysząc jego komentarz, ale nic nie powiedziała, zamiast tego spiorunowała go wzrokiem. Valgarv uśmiechnął się lekko.
Zdumienie odbiło się na twarzy Liny, pierwszy raz widziała jak Valgarv się śmieje. Wcześniej były to tylko okrutne uśmieszki nie wróżącego niczego dobrego albo opętańczy śmiech. Teraz zobaczyła szczery i wesoły uśmiech. Nagle zdała sobie w pełni sprawę, że nie ma już do czynienia z tym samym Valgarvem co kiedyś, od tej chwili zaczęła go traktować jak kogoś zupełnie innego i nie przypominał jej się pewien nieżyjący Mazoku, gdy patrzała na Valgarva.
Niedługo dołączyła do nich Filia i zaczęła wypytywać Linę o różne sprawy. Co robili przez ostatnie dwa lata, jak im się wiedzie i tym podobne. Kiedy Lina opowiedziała o Sharrze i Amaranth, Valgarv wtrącił się do rozmowy i chciał usłyszeć od niej wszystko co wie o Kolorowych Smokach. Później Filia wypytywała się o Zelgadisa, jak bardzo zmienił się jego wygląd i umiejętności magiczne, jak to przyjął.
-A jak się ma Amelia? Nic o niej nie mówicie, czyżby nie towarzyszyła wam w podróży?- zapytała Filia.
Lina nagle zesztywniała i opuściła głowę. Gourry spojrzał na nią zatroskany.
-Księżniczka Sailuune zginęła w trakcie podróży na Dafris- odpowiedziała Mesea.
Filia od razu pożałowała swojego pytania i poczuła wielki żal i smutek. Lubiła małą Amelię, księżniczka zawsze była taka dobra i miła, wzbudzała sympatię.
-Przepraszam, ale chciałabym już się położyć, to był ciężki dzień- powiedziała cicho Lina.
Filia zaprowadziła ją i Gourrego do ich pokoju. Pozostali wiedli za nimi oczami dopóki nie zniknęli w ciemnym korytarzu.
Mesea westchnęła i zrobiła znudzoną minę.
"Ciągle to samo." Pomyślała. "Jak długo ona jeszcze będzie płakać po tej dziewczynie?"
-Gdzie jest jakaś najbliższa osada ludzka?- zapytała głośno.
-Hm? Najbliżej leży miasteczko, przez które przechodziliście...Czemu pytasz?- zdziwił się Valgarv.
-Dzisiaj jest pełnia, szkoda marnować tak pięknej nocy na sen- odpowiedziała uśmiechając się i prezentując przy tym dwa ostre kły.
-Chcesz pozabijać ludzi i narobić wampirów w miasteczku?!- obruszył się Jiras.
-Żaden człowiek nie zasługuje na ten zaszczyt- odparła Mesea z szyderczym uśmieszkiem.- Nie mam ochoty dzielić się z nikim moją krwią. Jeśli nie chcesz żebym poleciała do miasta zawsze mogę wziąć twoją krew.
-Nie waż się mnie dotknąć!!- warknął nieco przestraszony Jiras.
Valgarv i Grabos rzucili jej ostrzegawcze spojrzenia.
Mesea zaśmiała się.
-Nie bój się futrzaku, nie gustuję w krwi zwierzoludzi- odpowiedziała.- A teraz przeproszę państwa, idę zapolować- uśmiechnęła się ujmująco i wyszła z domu.
Kiedy doszła do skraju lasu przystanęła i spojrzała na okrągły księżyc, który był doskonale widoczny na nocnym niebie.
Czuła głód, który mogła zaspokoić jedynie świeżą krwią. Chciała poczuć jak kły wbijają się w miękkie, ludzkie ciało. Pełnia księżyca powiększała jej żądze.
Nie piła krwi od tygodnia i tej nocy musiała nadrobić braki. W przeciwieństwie do Blaze'a, musiała polować regularnie, w przeciwnym razie zapadłaby w letarg. Krew była jej potrzebna tak samo jak ludziom woda i jedzenie. Blaze mógł nie pić krwi bardzo długo, ale dla niej było to niestety niemożliwe.
Zamknęła oczy i zaczęła chłonąć moc, a po chwili jej ciało spowiła czarna mgła, z której wyłonił się czarny kruk.
Mesea była wampirem i potrafiła zmieniać postać, ale nie musiała przybierać formy nietoperza, zamiast tego mogła zmienić się w kruka lub czarnego kota.
Uniosła się wysoko w powietrze i poleciała w kierunku miasta. Las był cichy i spokojny, co zdziwiło ją nieco, bo w czasie pełni księżyca wiele stworów wypełza na łowy i zwykle dzieje się wiele dziwnych rzeczy. Gdy dotarła do miasta zobaczyła, że wielu mieszkańców, mimo późnej godziny, jeszcze nie śpi. Ucieszyło ją to, bo nie musiała wywabiać ludzi z ich łóżek.
Wylądowała i rozpoczęła łowy.
Wybierała ofiary z najlepszą krwią. Nie uśmiercała ich. Zostawiała im wystarczająco krwi, żeby mogli przeżyć. Po kilku godzinach zadowolona wracała na farmę Filii.
Kiedy dotarła na miejsce i szykowała się do lądowania, zauważyła postać przyczajoną na skraju lasu. Była dobrze ukryta i ludzkie oczy mogłyby jej nie dostrzec, ale Mesea widziała bardzo dobrze w ciemności. Zatoczyła koło nad tajemniczą postacią i usiadła na gałęzi drzewa, znajdującej się dokładnie na przeciw dziwnej osoby.
Tajemnicza istota była wysoka i człekokształtna, okryta czarnym płaszczem i zakapturzona, nie było widać twarzy, tylko płaszcz. Stała nieruchomo z głową zwróconą w kierunku domu Filii. W pewnym momencie ten ktoś zwrócił głowę w stronę kruka siedzącego na drzewie.
-Kim jesteś i czego chcesz?- odezwał się głos, spokojny niczym powiew wiatru.
Ciało kruka spowiła czarna mgła, a po chwili na gałęzi siedziała młoda dziewczyna.
-O to samo mogłabym zapytać ciebie- powiedziała Mesea wpatrując się z uwagą w czarną postać.
Tajemniczy osobnik odrzucił kaptur i Mesea ujrzała oblicze młodego mężczyzny, który wyglądał na około dwadzieścia lat. Miał jasną cerę, włosy koloru miedzi i ciemne oczy, które spokojnie przyglądały się wampirzycy.
Wyczuła magię.
-Dlaczego obserwujesz ten dom czarodzieju?- zapytała.
-Mam swoje powody- odpowiedział spokojnie.- A co taka ładna dziewczyna robi na tym odludziu?
-Mieszkam- odparła.
-O ile mi wiadomo to mieszkają tutaj dwa smoki i zwierzoludzie- powiedział pewnie nieznajomy.
-Nie mylisz się, jestem ciekawa jak długo obserwujesz ten dom i czego chcesz od jego mieszkańców.
-To tajemnica- odparł po czym odwrócił się i ruszył w las.
Mesea z kocią zwinnością zeskoczyła z gałęzi i zagrodziła drogę nieznajomemu.
Spojrzał na nią spokojnie.
-Masz jakąś sprawę, kotku?- zapytał.
-Chyba nie myślisz, że dam ci tak po prostu odejść- powiedziała, uśmiechając się przyjaźnie.
-Wiem, że nie możesz mi się oprzeć, ale śpieszy mi się- odparł, odwzajemniając uśmiech.
Spojrzała na niego przenikliwie ciągle się uśmiechając. Był czarodziejem i w innych okolicznościach mogłaby sobie z nim nie poradzić, ale tej nocy była pełnia.
Nieznajomy zmrużył oczy i sięgnął po miecz, ale jego ręka zatrzymała się i opadła.
Mesea nie odrywała od niego spojrzenia, w jej karminowych oczach młodzieniec widział nakaz, który uniemożliwiał mu poruszanie się. Wymamrotał pod nosem zaklęcie, ale nie udało mu się oswobodzić.
Mesea uśmiechnęła się zalotnie i przylgnęła do niego zarzucając mu ręce na szyję.
-Nie doceniłeś mnie- wymamrotała mu do ucha.- To był twój błąd.
Nieznajomy zaczął inkantować coś cicho, ale zanim skończył para ostrych kłów zanurzyła się w jego ciele. Kiedy wysysała z niego krew, jedną ręką sięgnęła do noża zawieszonego przy pasie, wysunęła go lekko i przeciągnęła wskazującym palcem po krawędzi ostrza. Następnie własną krwią nakreśliła na czole młodzieńca znak, który zaczął świecić czerwienią.
Nieznajomy w tym momencie dokończył inkantację i między nim a wampirzycą błysnęło niebieskie światło. Mesea, jak
rażona piorunem, odskoczyła natychmiast od czarodzieja. Oswobodzony mężczyzna zachwiał się i osunął na jedno kolano, ale nie spuszczał oka z wampirzycy.
-Lightning!!- wykrzyknął i oślepiający błysk rozjaśnił ciemności.
Mesea zasłoniła oczy. Jej źrenice były rozszerzone, a nagła dawka jasnego światła bolała niczym ukłucia tysiąca igieł.
Kiedy światło zniknęło rozejrzała się uważnie. Była sama, tajemniczy młodzieniec wykorzystał sposobność i uciekł.
Mesea oblizała wargi. Nie musiała go gonić.
-Nie uciekniesz ode mnie- powiedziała cicho.- Od teraz należysz do mnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Itadakimasu!- Lina i Gourry rzucili się na jedzenie ze swoją zwykłą żarłocznością. Tym razem Lina miała olbrzymi apetyt i mało brakowało, a śniadanie przerodziłoby się w bitwę o jedzenie.
-Jak poszły wczorajsze łowy?- zapytał Valgarv.
-Całkiem nieźle- odpowiedziała Mesea.- Ludzie z tego miasta mają dobrą krew. Ale w lesie znalazłam kogoś o wiele ciekawszego.
-Zostaw to Gourry!!! To moje!!- krzyknęła Lina.
-Ja pierwszy to wziąłem!!
-Ale ja to zobaczyłam przed tobą!!!
-Co to było takiego?- zapytała Filia Mesei, wielkim wysiłkiem woli trzymając swoje nerwy na wodzy.
-Jakiś młody mężczyzna stał na skraju lasu i przyglądał się waszemu domowi. To był czarodziej o nieprzeciętnej mocy.
-Oddawaj!! Kobiety mają pierwszeństwo!!
-Dowiedziałaś się co to za osobnik?- zapytał Valgarv.
-Ałała!! To niesprawiedliwe- narzekał Gourry.- Oddaj!!
-Nie chciał mi nic powiedzieć, był bardzo tajemniczy.
-....i pozwoliłaś mu uciec- stwierdził Jiras.
-Nie dotykaj tego!! To moje!- wykrzyknęła Lina.
-Nie widzę na tym twojego imienia- odparował Gourry.
-Poszedł sobie, ale wróci- odpowiedziała Mesea, oblizując wargi.
-Gourry, ptasi móżdżku, ten kurczak jest mój!!!- wrzasnęła Lina, usiłując wyrwać Gourremu kurczaka.
-SPOKÓJ!- krzyknęła Filia uderzając pięściami w stół- JAK WY SIĘ ZACHOWUJECIE! Przypominam wam, że przy stole obowiązują pewne zasady i kultura osobista! Wy zaprzeczacie wszystkiemu!
Jiras i Grabos widząc ogień w oczach Filii wymknęli się cichaczem z kuchni, Valgarv wkrótce do nich dołączył.
-Zachowujcie się przyzwoicie!!
-Nie denerwuj się tak...- powiedziała Lina z beztroskim uśmiechem.
-Jak mam się nie denerwować, widząc jak się zachowujecie!!- następnie Filia wygłosiła obszerną tyradę na temat dobrych manier.
Potem kazała im posprzątać po śniadaniu i pozmywać naczynia. Myśleli, że dzięki temu ją udobruchają, ale Filia postanowiła ukarać ich i wyznaczyła każdemu z nich zadania do wykonania na farmie.
-Ale ja nic nie zrobiłam- broniła się Mesea.- Dlaczego też mam pracować?
-Nie dyskutuj ze mną młoda damo!- Filia była nieugięta.- To za twoje nocne wypady.
-Ale...
-Żadnego 'ale', bierz się do roboty!
Dzień im upłynął na ciągłej pracy, a jedyną przerwą był obiad. Lina i Gourry zachowywali się przyzwoicie, bo nie chcieli jeszcze bardziej rozdrażnić Filii.
Gourry razem z Jirasem i Grabosem pracował w polu. Wykorzystywał siłę fizyczną, co bardzo mu odpowiadało i do każdego zajęcia zabierał się z wyjątkowym zapałem. Lina i Mesea pomagały Filii posprzątać dom, zająć się zwierzętami, wypielić ogródek warzywny, zrobić pranie i przygotować posiłki.
Valgarva nie było przez cały dzień i spotkali go dopiero wieczorem.
Po kolacji znowu usiedli przed kominkiem i zaczęli rozmawiać. Filia z zadowoleniem sączyła herbatkę.
-Valgarv, zdaje mi się, że interesują cię różne dziwne stwory- odezwała się Lina.- Może będziesz mógł mi powiedzieć czyje to jajo- w ręku zmaterializowała swoją nagrodę.
Valgarv wziął je od niej i dokładnie obejrzał, od czasu do czasu delikatne popukując w skorupę.
-Gdzie je znalazłaś?- zapytał.
-Wygrałam je w elfim turnieju magicznym- wyjaśniła.- Królowa Elfów znalazła je na jednej z wysp archipelagu wokół Dafris, na Wielkim Oceanie.
-Kiedy je dostałaś?- zadał kolejne pytanie.
-Jakiś miesiąc temu- odpowiedziała.
-Ogrzewałaś je?
-Niee. Ciągle trzymałam je w 'strefie', to znaczy w bańce przestrzeni zawieszonej w pomiędzy, czyli czarnej i zimnej pustce.
Spojrzał na nią spode łba.
-A nie przyszło ci na myśl, że jajo trzeba ogrzewać żeby coś się z niego wykluło?
-Ehehe..- zaśmiała się nerwowo.- Prawdę mówiąc miałam inne sprawy na głowie.
-Idiotka. Jednak mimo twojego zaniedbania, wydaje mi się, że coś niedługo wykluje się z tego jaja. Skorupa jest już cienka i pisklę, czy cokolwiek to jest, nie będzie miało problemu z przebiciem się przez nią.
-Czyli nie wiesz jakie zwierzę złożyło to jajo?- zapytała Lina.
-Nie mam pojęcia- przyznał- ale niedługo się dowiemy, lada dzień powinno się wykluć.
Oddał jej jajo, a Lina położyła je sobie na kolanach i wpatrzyła się w nie z uwagą jakby chciała przeniknąć wzrokiem skorupę.
-Ah to mi przypomniało...- Filia wstała i podeszła do regału, który stał pod ścianą i otworzyła jedną z szafek. Wyjęła z niej średniej wielkości szkatułkę. Otworzyła ją i wyjęła z niej kawałek czarnej skorupy, następnie odstawiła szkatułkę i wyciągnęła nożyczki, którymi odcięła pasmo swoich włosów. Po czym owinęła wszystko chustką i podała Linie.
-Prosiłaś o skorupę jaja Starożytnego Smoka i włosy Złotej Smoczycy- powiedziała.
-Dziękuję bardzo- odparła Lina i położyła zawiniątko obok jaja.
-Ile rzeczy już zebraliście?- zapytał Valgarv.
-Mamy włosy, skorupę i pióro Świętego Feniksa- wyliczyła Mesea.
-Zelgadis ze swoją grupą jest w drodze po wodę ze źródła Duszków Gór- dodała Lina.- Niedługo my ruszamy po Kryształ Afforil.
-Mogę zobaczyć pióro feniksa?- poprosił Valgarv.
-Pewnie- odpowiedziała Lina i zmaterializowała piękne pióro emanujące pomarańczowym światłem.
Valgarv sięgnął po nie, ale gdy tylko go dotknął od razu cofnął oparzoną rękę.
-Co jest?- zdziwił się.
-Ze mną też tak było na początku. Kiedy je po raz pierwszy wzięłam do ręki zaczęło parzyć mi dłoń, ale po paru chwilach, emanowało tylko przyjemnym ciepłem, tak jak teraz- wyjaśniła.
-Mogę?- wyciągnął rękę i Lina podała mu pióro.
Gdy tylko znalazło się na jego dłoni, poczuł ogień parzący jego skórę. Mimo to nie wypuścił pióra i zacisnął mocno zęby z bólu. Po kilku długich chwilach, pióro, zamiast emanować tylko niewielkim ciepłem, zaczęło płonąć ogniem. Valgarv krzyknął.
Lina wyszarpnęła mu pióro z ręki, a przerażona Filia natychmiast znalazła się przy młodzieńcu, aby uleczyć ranę chłopaka.
-Nie rozumiem- wymamrotała Lina przyglądając się oparzonej dłoni Valgarva.- Dlaczego?
-Przecież to pióro jest twoje- odezwał się znienacka Gourry.- Może tylko ty możesz je trzymać.
Lina spojrzała zdumiona na Gourrego.
-Chyba masz rację- powiedziała, opanowując ochotę żeby zapytać go, czy dobrze się czuje.
Po paru minutach rana Valgarva była wyleczona, a on sam wyglądał na niepocieszonego.
-Nie rób takiej miny, to nie twoja wina. Widocznie pióra feniksa tak już mają- odezwała się Lina.
Jej uwaga nie pomogła, więc rozmowa skierowała się na inne tory. Valgarv nie odzywał się wcale i siedział pogrążony we własnych myślach.
-Mogę pójść z wami?- odezwał się niespodziewanie.
-Co?- zdziwiła się Lina.
-Chcę żebyście zabrali mnie ze sobą na waszą wyprawę- wyjaśnił.
-Nie ma mowy- sprzeciwiła się Filia.- To są bardzo dziwni, nieodpowiedzialni i agresywni ludzie. Kłopoty towarzyszą im na każdym kroku! Nigdzie z nimi nie pójdziesz, mogłoby ci się coś stać!
-Kogo nazywasz dziwnym!?- zdenerwowała się Lina.
-To ona jest nieodpowiedzialna- Gourry wskazał na Linę.
-I agresywna- dodała Mesea.
-Ściąga wszystkie kłopoty- kontynuował Gourry.
-Właśnie- potwierdziła Mesea.
-Niby ja jestem wszystkiemu winna?!- krzyknęła Lina.- Mówicie o Wielkiej Linie Inverse! Nie pozwolę siebie obrażać!
-W dodatku jest impulsywna, a niewielki wzrost nadrabia przerostem ambicji- powiedziała Mesea.
-Coś ty powiedziała!?- warknęła Lina.
-Tylko i wyłącznie prawdę!- odparła Mesea.
-Uciszcie się!- krzyknęła Filia.
Jednak nikt jej nie usłyszał, bo krzyki Liny obudziłyby martwego.
-FIRE...- Lina miała zamiar rzucić kulą ognia w Meseę, ale na szczęście Gourry unieszkodliwił ją, łapiąc jedną ręka za nadgarstki a drugą za talię i sadowiąc sobie na kolanach rozwrzeszczaną czarodziejkę.
-Puść mnie!!- krzyczała Lina, wyrywając się z kolan Gourrego.
-SPOKÓJ!!!- krzyknęła Filia.
W pokoju zapadła nagła cisza.
-Ta awantura potwierdza tylko moje słowa- powiedziała smoczyca.- Oni nie są najlepszym towarzystwem do podróży.
Lina chciała zaoponować, ale Filia spiorunowała ją wzrokiem.
-Wiem jacy oni są- powiedział Valgarv- i mimo to, a może właśnie dlatego chcę iść z nimi. Proszę, Filio. Do tej pory pozwalałaś mi samemu wybierać drogę jaką chcę podążać w życiu. Pozwól, że i tym razem też tak będzie.
Filia najwyraźniej zmiękła po jego słowach, bo z jej twarzy zniknął grymas gniewu, a w jej oczach pojawił się głęboki smutek.
-Ja po prostu nie chcę żeby coś ci się stało- powiedziała cicho.- Ale skoro taka jest twoja wola, nie będę przeszkodą na twej drodze.
Valgarv skinął głową i zwrócił się do Liny.
-Zabierzecie mnie ze sobą?
Lina spojrzała niepewnie na Filię, ale ta spuściła głowę i wyglądała na przygnębioną.
-Oczywiście.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W ogromnej sali pogrążonej w półmroku na kamiennym podwyższeniu stał tron. Po obu jego stronach znajdowały się złote świeczniki, na których płonął ogień. U stóp tronu leżały cztery duże wilki o srebrno-czarnej sierści. Na samym zaś tronie siedziała piękna kobieta o włosach w kolorze platyny i złotych oczach. Miała na sobie zwiewną, zieloną sukienkę, która podkreślała jej ponętne kształty. Kobieta trzymała w dłoni długą cygaretkę z papierosem, którego właśnie zaczęła palić.
U stóp schodków prowadzących do tronu stał mężczyzna, który z respektem pochylał głowę.
-Pani- przemówił- zadanie, które mi zleciłaś zostało wykonane bez usterek.
Kobieta odjęła papierosa od ust i wydmuchała strugę dymu.
-Bardzo dobrze- powiedziała.- Ilu udało ci się zwerbować?
-Pięcioro- opowiedział.- Dwie uzdolnione czarodziejki i jeden czarodziej oraz dwóch znających się na swym fachu szermierzy.
-Doskonale- zaciągnęła się dymem, jej oczy wydawały się wpatrywać w pustkę.- Nie mam dla ciebie innych zadań- powiedziała po dłuższej przerwie.- Możesz powrócić do grupy ludzi, którym wcześniej towarzyszyłeś.
-Pani, ludzie ci rozdzielili się na dwie mniejsze grupki.
-Na razie nie musisz pilnować Liny Inverse. Tymczasowo interesuje mnie ta szara dziewczyna, niedługo może nadejść rozwiązanie.
-Zgodnie z Twą wolą, Juuo-sama- mężczyzna skłonił się i zniknął.
Kobieta dopaliła papierosa.
-Niebawem Lina Inverse nie będzie warta naszej uwagi- powiedziała do siebie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Wykluwa się!!!- wykrzyknęła Lina, z zachwytem wbiegając do kuchni.
Trzymała w rękach jajo, które ostrożnie położyła na poduszce na stole.
Wszyscy z zaciekawieniem spojrzeli na chyboczące się na wszystkie strony jajko. W pewnym momencie na skorupie pojawiło się niewielkie pęknięcie.
-Chodź do mamusi!- powiedziała Lina z wielkim uśmiechem na twarzy, jakby zaraz miała dostać księgę z najpotężniejszymi zaklęciami.
Jajo zakołysało się mocniej i pojawiły się na nim kolejne pęknięcia. Po chwili skorupa pękła na kilka części i z jaja wygramolił się żółty kaczor.
Miał mokre, żółte pióra, masywny i płaski dziób, dużą głowę i oczy, ale małe źrenice, które wyglądały jak czarne kropeczki na białym tle. Kaczor od razu stanął na krótkich nogach i złapał się skrzydłami, a raczej łapami zaopatrzonymi w cztery palce, za głowę.
-Psaj!!- kwęknął żałośnie.
Gleba.
-Co to jest?- zapytała Lina, podnosząc się z podłogi.
-Wygląda jak kaczka- powiedział Gourry.
-Psaj!
-Chyba jest głodny- powiedziała Filia i dała mu rozdrobnionego chleba.
Kaczor zjadł go ze smakiem i zakwakał o jeszcze, a po połowie bochenka ułożył się do snu na kolanach Filii.
-Co to za dziwoląg?- rozmyślała głośno Lina, przyglądając się śpiącemu pisklęciu.
-To jakiś dziwny kaczor- powiedział Valgarv, podzielając zainteresowanie Liny.
-Jest rozkoszny- odezwała się Filia z uśmiechem przyglądając się pisklakowi.
-Nie czuje w nim żadnych zdolności magicznych- powiedziała Mesea.
Po dłuższych obserwacjach i chwili namysłu Lina stwierdziła:
-Nie potrzebuję tego czegoś w podróży, byłyby z nim same kłopoty. Zostawię go tobie- zwróciła się do Filii.- Żebyś nie czuła się poszkodowana. Zabieramy ci Valgarva, ale zostawiamy w zastępstwie kaczora. Na pewno nie poczujesz różnicy.
-Ja nie jestem kaczką- oburzył się Valgarv.
-Jesteście podobni- podzieliła się swoim spostrzeżeniem Mesea.
-Jak byłeś malutki też byłeś taki rozkoszny- powiedziała Filia.
-Nie porównuj mnie do tej kaczki- jęknął Valgarv.
-Może go nazwiemy ChibiVal- zaproponował Jiras.
-Albo Valgarv Junior- dorzuciła Mesea.
-Nawet tak nie żartujcie!- bronił się, lekko zrozpaczony Valgarv.
-ChibiVal brzmi całkiem nieźle- ucieszyła się Filia.- Prawda malutki?- pogłaskała pisklaka po łebku.
-Nie zgadzam się na takie imię dla niego!- zaprotestował Valgarv.
-Ależ co ty mówisz- odparła Filia.- Przecież to urocze imię, a poza tym, to ja go dostałam i nazwę go jak chcę- powiedziała tonem nie dopuszczającym sprzeciwu.
Valgarv z rezygnacją zwiesił głowę.
-Nie przejmuj się tak- pocieszał go Gourry i poklepał go po ramieniu.
-Łatwo ci mówić, to nie twoim imieniem nazwano kaczkę- odpowiedział chłopak.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Do zobaczenia!!- wołała na pożegnanie Filia, machając ręką.
Jej nogi trzymał się kaczor, który również machał czteroosobowej grupie odchodzącej w nieznane. Obok Filii stali Jiras i Grabos, którzy, ze łzami w oczach, żegnali swojego pana.
Lina i Valgarv na podstawie map i ksiąg, które znajdowały się w domu Filii, ustalili, że aby dojść do Terrigoru muszą skierować się na wschód i przejść przez mało gościnne, równinne tereny. Zdążali do miasta Taris, położonego w zachodniej części państwa. W Taris znajdował się Święty Kryształ Afforil, który został tam przywieziony przez poprzedniego władcę Terrigoru, Semrona Wielkiego, który znany był z umiłowania we wszelkich naukach. Postanowił, więc podarować mędrcom z Taris wielki artefakt, żeby dzięki niemu poszerzali horyzonty swojej wiedzy.
Dwa dni po opuszczeniu państwa Noir , grupa Liny została zaatakowana przez bandytów, którzy czyhali na drodze wiodącej z Noir do Terrigoru.
-Oddajcie pieniądze, to darujemy wasze życia!- krzyknął wysoki, zarośnięty bandyta tarasujący im drogę.
-Wolne żarty- wymamrotała Lina, a głośno powiedziała.- Spadaj palancie albo poczujesz czym jest gniew Liny Inverse.
Bandyta widocznie jeszcze nie słyszał o Naturalnym Wrogu Wszystkiego co Żyje, więc rozkazał swoim ludziom zaatakować grupkę podróżnych, ale niedługo przekonali się co to znaczy stanąć na drodze Linie Inverse, która po załatwieniu całej bandy zajęła się również pieniędzmi, które bandyci mieli przy sobie.
-Złodziej, który okrada złodzieja...- rzuciła Lina, machając podwędzonym rabusiom na pożegnanie.
Szli dalej równą drogą. Lina radośnie przeglądała zdobyte sakiewki, w których niestety nie było zbyt wiele pieniędzy, ale wystarczająco żeby wynająć pokoje w gospodzie.
W pewnym momencie Mesea potknęła się i niemal upadła, złapała jednak równowagę i ruszyła dalej chwiejnym krokiem.
-Nic ci nie jest?- zapytał Gourry.- Bardzo zbladłaś.
-Źle się czuję- powiedziała cicho.- Coś się...dzieje z....Blaze....- wydusiła z siebie i złapała się za gardło, a po chwili straciła przytomność i osunęła na ziemię.
-Co jest?!- Lina ze zdenerwowaniem podbiegła do wampirzycy.- Meseo obudź się!- klepnęła ją po policzku, ale nie było żadnej reakcji.
-Powiedziała, że coś się dzieje z Blazem- powtórzył Valgarv.- Blaze to ten wampir, który ją zmienił?
-Tak- oparła Lina.- Może jemu stało się coś poważnego i jej organizm również na to reaguje.
-Całkiem możliwe- przytaknął Valgarv.- Czytałem, że niektóre wampiry stworzone przez innego wampira giną, kiedy ich protoplasta zostaje uśmiercony.
-Ale ona żyje- powiedział Gourry.
-Tak, ale to może znaczyć, że Blaze, Zelgadis i Sharra mają kłopoty- odezwała się Lina, a w jej głosie wyraźnie było słychać obawę.
-Nie martw się- pocieszył ja Gourry.- Nic im nie będzie, przecież ta smoczyca Sharry nie pozwoli żeby stała im się krzywda.
-Może masz rację- powiedziała Lina, a po chwili uśmiechnęła się.- W nagrodę za swoją błyskotliwość poniesiesz Meseę.
-Dlaczego ja?- jęknął.
-Nie jęcz, później zmieni cię Valgarv- nakazała.
Poszli dalej, Gourry niósł na plecach nieprzytomną Meseę, która wydawała się wcale nie oddychać. Po paru godzinach Valgarv wziął od niego wampirzycę i ku jego radości nie musiał jej dźwigać zbyt długo, bo dotarli do miasta. Lina, za pieniądze "skonfiskowane" bandytom, wynajęła dwa pokoje. Jeden dla niej i Mesei, drugi dla Valgarva i Gourrego. Ustalili, że w trakcie podróży mężczyźni i kobiety śpią osobno.
Valgarv położył Meseę do łóżka i dołączył do swoich kompanów, którzy właśnie rozpoczęli kolację. Lina znowu jadła mniej. Ze zmartwienia o przyjaciół nie miała apetytu.
W pewnym momencie podszedł do ich stolika mężczyzna w średnim wieku, dobrze ubrany i zadbany.
-Przepraszam- powiedział.- Wyglądacie na ludzi, którzy byliby skłonni udostępnić swoje usługi za pieniądze.
-Możliwe, że masz rację - odparła Lina, nie podnosząc oczu znad miski zupy z makaronem.
-W takim razie mam dla was propozycję- kontynuował nieznajomy.
-Poczekaj chwilkę, teraz jemy- Lina uciszyła go gestem ręki.- Usiądź- wskazała wolne krzesło.
Mężczyźnie najwidoczniej się nie śpieszyło i był bardzo cierpliwy, bo czekał spokojnie dopóki nie skończyli posiłku.
-Jaką masz do nas sprawę i z kim mamy przyjemność?- zapytała w końcu Lina.
-Nazywam się Ferhas Ourhens i miałbym dla was pewne, niezbyt trudne zadanie. Jeśli dobrze was oceniłem, panienka jest czarodziejką, ten mężczyzna szermierzem, a chłopak łucznikiem.
-Dobrze nas osądziłeś. Na czym ma polegać owe zadanie?- zadała pytanie Lina, uważnie obserwując mężczyznę.
-Kilka mil za miastem mają swoją kryjówkę bandyci, którzy napadają na kupców i wozy z towarami, a czasem nawet na domy położone na obrzeżach miasta. Podczas jednej z tych napaści, moja córka została uprowadzona przez tych zbirów. Chciałbym żebyście im ją odebrali.
-Być może się zgodzimy- odparła Lina świdrując wzrokiem mężczyznę- jeśli wynagrodzenie będzie odpowiednio wysokie.
-Oferuję 50 złotych monet.
-Za tyle mogę ci pokazać jak wygląda czar Fireball- odparła Lina z rozbawieniem.- Wybierając się do kryjówki bandytów musielibyśmy przejść kilka mil, rzucić kilkanaście czarów i walczyć z bandytami. Za taką cenę szkoda zachodu.
-W takim razie proponuję dwa razy tyle- odparł spokojnie mężczyzna.
-Dobra! Stoi- ucieszyła się Lina.
Mężczyzna zamówił wino żeby przypieczętować umowę.
-Możemy omówić szczegóły?- zapytał Ourhens.
-Oczywiście. Gdzie leży kryjówka tych bandytów?- zapytała Lina.
-Około dziesięciu mil na północ od miasta, gdzieś w pobliżu wielkiego jeziora. Nie znam dokładnej lokalizacji, bo nikt nie zapuszcza się w tamte okolice- wyjaśnił mężczyzna.
-Jak nazywa się twoja córka i jak ją poznamy?- spytał Valgarv.
-Ma na imię Loreana. Jest mniej więcej o głowę wyższa od panny Liny, ma włosy w kolorze dojrzałego zboża i pomarańczowe oczy, jest szczupła i zawsze nosi przy sobie woreczek z pachnącymi ziołami, zawieszony na szyi.
-Ile czasu upłynęło od porwania twojej córki?- zapytała Lina.
-Trzy tygodnie- odparł Ourhens.- Nie patrzcie tak na mnie. Już dawno wysłałbym kogoś żeby ją odebrał całą i zdrową, ale nikt nie chciał podjąć się tego zadania.
-No i znalazłeś odpowiednich ludzi- odpowiedziała Lina.- Wyruszymy jutro przed południem.
-Dobrze- mężczyzna położył na stole skórzaną sakiewkę, zabrzęczały monety.- To wasza zaliczka. Trzydzieści złotych monet. Kiedy przyprowadzicie do mnie Loreanę otrzymacie resztę swojego wynagrodzenia- odsunął krzesło i wstał.- Do zobaczenia.
Odprowadzili go wzrokiem do drzwi, a kiedy wyszedł Lina sięgnęła po sakiewkę i sprawdziła jej zawartość.
-Dobra, złoto- powiedziała.- Gościowi bardzo zależy na odzyskaniu córki, bez dłuższego namysłu zaproponował sto złotych monet.
-Tu gdzieś musi być haczyk- odezwał się podejrzliwie Valgarv.
-Nieważne, mamy trzydzieści sztuk złota, jeśli będzie zbyt gorąco ulotnimy się- odpowiedziała Lina podrzucając sakiewką.
-Zawsze jesteś taka w interesach?- zapytał Valgarv.
-Dbam wyłącznie o siebie i moje najbliższe otoczenie, nie obchodzą mnie problemy innych ludzi- odparła z podstępnym uśmiechem- chyba, że dobrze płacą.
-Jasne- skomentował Valgarv, dopijając wino.
-Powinniśmy sprawdzić co z Meseą- wtrącił Gourry.
-Właśnie chciałam to zaproponować, mam dość tej dusznej izby i hałaśliwej hołoty- powiedziała Lina, wstając od stołu.
Położyła na stole zapłatę za posiłek i wskazała kelnerce, że wychodzą.
Udali się na górę do pokoju, w którym spała Mesea, ale kiedy weszli do środka wampirzycy nigdzie nie było. Firanka łopotała na otwartym oknie.
-Gdzie ona się podziała?- zaniepokoiła się Lina.
-Może poszła się przejść- powiedział Gourry.
-Nie bądź śmieszny- Lina zbyła jego uwagę machnięciem ręki.- Godzinę temu ledwo oddychała.
-Może szuka tego Blaze'a- odezwał się Valgarv, podchodząc do okna.
-Nie byłaby aż tak głupia- skomentowała Lina.
-Chyba powinniśmy jej poszukać, nie mogła odejść daleko, jest ciemno- powiedział Gourry.
-Chodźmy.
Wybiegli z gospody i rozdzielili się, każde z nich podążyło w innym kierunku. Pytali przechodniów czy nie widzieli samotnej dziewczyny o brązowo-białych włosach, ale zwykle spotykali się z tą samą odpowiedzią:
-O tej porze tylko dziwki chodzą po ulicach.
Czas płynął, a po Mesei nie było śladu.
Valgarv skręcił za róg szarego budynku i stanął w pół kroku. Znajdował się w ślepej uliczce, a na jej końcu zobaczył trzech wyrostków. Jeden z nich przypierał do muru młodą dziewczynę.
"Znalazłem cię." Pomyślał.
-Cnotka z niej nie jest- zarechotał jeden z oberwańców, cała trójka najwyraźniej nadużyła wina.
Jeden z nich pochylił się nad Meseą i zaczął ją obmacywać, a ona wydawała się nie mieć nic przeciwko. Nawet zarzuciła mu ręce na szyję.
-Przepraszam, że przerywam wam zabawę, ale ona pójdzie ze mną- wtrącił się Valgarv, podchodząc bliżej.
-Kolega tej małej?- zapytał najwyższy z drwiącym uśmieszkiem.
-To jakiś szczeniak- powiedziała Mesea.- Idź się gdzieś pobawić i nie przeszkadzaj.
-Właśnie, zjeżdżaj, bo oberwiesz- odezwał się ten wysoki, robiąc kilka kroków w kierunku Valgarva.
Tymczasem wyrostek zajmujący się Meseą nie odwracał od niej uwagi i zaczął całować jej szyję. Wydawało się, że ona tylko na to czekała. Wyciągnęła głowę i wbiła swoje kły w jego szyję. Mężczyzna nie wydał żadnego dźwięku i znieruchomiał, a po dłuższej chwili osunął się na ziemię.
Jego kompani byli zajęci straszeniem Valgarva i nie zauważyli co się stało z ich kumplem.
Mesea podeszła do najwyższego z nich i przylgnęła do niego, a po jakimś czasie opadł bezwładnie na ziemię. Ostatni z trójki widział co się stało z jego towarzyszem i cofnął się o parę kroków w tył od wampirzycy.
-Co do cholery?!- wybełkotał. Wyglądał na skołowanego, wyciągnął nóż z pochwy przy pasie.- Nie zbliżaj się!
Ale ona wydawała się go wcale nie słyszeć, jej oczy błyszczały w euforii. Błyskawicznie znalazła się przy nim i zanim zdążył zareagować, wbiła kły w jego szyję. Po niezbyt długim czasie dołączył do dwójki swoich kompanów.
-Co ty wyprawiasz?- zdenerwował się Valgarv.- Mogłabyś nas przynajmniej uprzedzić, że wychodzisz. Martwiliśmy się, że poszłaś szukać Blaze'a.
Stała do niego tyłem, więc podszedł do niej, pociągnął za ramię i odwrócił. Spojrzała na niego błyszczącymi oczyma, z kącika jej ust spłynęła strużka krwi. Wyglądała jak opętana.
Stanowczym, ale delikatnym ruchem uwolniła swoje ramię z jego uścisku. Zrobiła kilka kroków w tył.
-Nie wydurniaj się, wracamy- powiedział coraz bardziej zdenerwowany Valgarv i podszedł do niej.
Ona uśmiechnęła się, jakby te kilka kroków, które wykonał w jej kierunku, było swego rodzaju przyzwoleniem. Powoli pokonała odległość jaka ich dzieliła i zarzuciła ręce na szyję Valgarva.
Zaskoczyło go to i chciał się cofnąć, ale jej spojrzenie było paraliżujące.
-Wypadałoby najpierw zapytać o pozwolenie- powiedział z ironicznym uśmiechem.
-Mogę?- zapytała i wbiła kły w jego ciało.
Poczuł ból, ale po chwili ogarnęło go przyjemne ciepło. Czuł jak Mesea wysysa z niego krew, ale postanowił nie reagować. Nie obawiał się utraty krwi, gdyż jego szpik kostny szybko uzupełniał braki. Stał spokojnie i czekał aż wampirzyca się nasyci.
W końcu odjęła usta od jego szyi, ale nie odsunęła się od niego. Spojrzała mu w oczy.
Na chwile go zamroczyło, ale nie dał tego po sobie poznać.
-Następnym razem oszczędź nam kłopotu i nie wymykaj się po nocach- powiedział i uwolnił się od jej ramion, złapał ją za nadgarstek i zaprowadził do gospody, w której zatrzymali się na noc.
Nie odzywała się przez całą drogę, a gdy tylko weszli do pokoju Lina rzuciła się na nią i wygarnęła wszystko co myśli o jej nocnych eskapadach, braku odpowiedzialności i beztrosce.
-Dobra, dobra- odpowiedziała beznamiętnie Mesea.- Daj mi spokój.
Podeszła do łóżka, zdjęła buty oraz tunikę i położyła się, odwracając plecami do trójki kompanów.
-Co za małpa!!- wykrzyknęła Lina i wymaszerowała z pokoju, za nią podążyli Gourry i Valgarv.
Poszli do pokoju chłopaków i Lina usiadła ze wściekłością na łóżku.
-Gdzie ją znalazłeś?- zapytała z trudem opanowując się żeby nie krzyczeć.
-Była w ciemnym zaułku i towarzyszyli jej trzej faceci, z których wyssała część krwi- odpowiedział.
Lina spojrzała na niego i zauważyła dwie małe ranki na jego szyi.
-A to co?- zapytała.
-Ze mnie też trochę wypiła- odparł z gorzkim uśmiechem. Widząc, że Lina zaraz wybuchnie, szybko dodał.- To nic takiego nie wzięła dużo, a mój szpik kostny szybko nadrobił brak. Już wszystko w porządku.
-Mam ochotę jej przyłożyć! Jak ona może żerować na swoich towarzyszach. Pewnie tylko po to chciała z nami iść żeby napić się krwi Starożytnego Smoka!- powiedziała Lina podniesionym głosem.
-Nie rozumiem- odezwał się zdezorientowany Valgarv.
-Zanim nasza grupa podzieliła się na dwie mniejsze daliśmy obojgu wampirom możliwość wyboru. Mesea powiedziała, że pójdzie z tą grupą, która wybiera się po skorupę i włosy, bo chciała zobaczyć Starożytnego Smoka- wyjaśniła Lina.
Valgarv zamyślił się.
-Nie wrócę do tamtego pokoju, nie ręczę za siebie- powiedziała Lina.- Prześpię się z Gourrym na jednym łóżku.
-Nie ma takiej potrzeby, weź moje łóżko- zaoferował Valgarv.- Chcę z nią porozmawiać, to może chwilę potrwać, będę spać w tamtym pokoju. Ona mi niczego nie zrobi.
-Skąd ta pewność?- zapytała podejrzliwie Lina.
Valgarv wzruszył ramionami.
-Przeczucie- powiedział i wyszedł.
-Jeśli mu się coś stanie, osobiście ją usmażę- warknęła Lina.
Wszedł do pokoju, w którym panował półmrok. Lampa łojowa, która stała na stole ledwo się tliła.
-Chcę porozmawiać, mogłabyś się odwrócić?- poprosił.
Przeturlała się na drugi bok i utkwiła w nim spojrzenie. W jej oczach tlił się jeszcze błysk euforii.
-Lina powiedziała, że poszłaś z nią specjalnie po to żeby zobaczyć Starożytnego Smoka- zaczął i usiadł na wolnym łóżku.
-Rzeczywiście- potwierdziła.
-Dlaczego?
Uśmiechnęła się, a jej oczy zaczęły błyszczeć jeszcze bardziej.
-Przeznaczenie- odparła krótko.
Spojrzał na nią pytająco.
-Wyjaśnij- zażądał.
-Za dużo chcesz wiedzieć- odpowiedziała z rozbawieniem.- Słowa przepowiedni były przeznaczone wyłącznie dla moich uszu.
-Lina jest wściekła, uważa, że od początku chciałaś napić się mojej krwi i po to z nimi poszłaś.
-Ah to- machnęła ręką, jakby to co się wydarzyło było drobnostką.- Tego nie miałam w planach, ale masz wspaniałą krew.
-Uznam to za komplement.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Daleko jeszcze?- zapytał Gourry ze znużeniem.
-Skąd mam wiedzieć- odparła gniewnie Lina.- Ten Ourhens nie wiedział gdzie jest ich kryjówka.
Od dwóch godzin szli przez las wzdłuż brzegu jeziora w poszukiwaniu siedziby bandytów. Było już późne popołudnie. Las był zarośnięty, co utrudniało przeprawę. Nie chcieli iść brzegiem jeziora, bo byliby wtedy bardzo dobrze widoczni.
W pewnym momencie Valgarv zatrzymał się i spojrzał w górę.
-Spójrzcie- wskazał pień drzewa, do którego były przybite ludzkie zwłoki. Procesy gnilne były już zaawansowane, ale poznali, że ciało należały do mężczyzny.
-Chyba się zbliżamy- powiedziała Lina.
Poszli dalej i coraz częściej natykali się na różne 'odstraszacze', w postaci ludzkich głów i czaszek zawieszonych na gałęziach, gnijących trolich ciał nabitych na pale, maski i fetysze przybite do drzew.
-Mają nieciekawy gust- odezwała się z odrazą Lina, odwracając oczy od kolejnych czaszek.
Nagle tuż przed jej twarzą świsnęła strzała.
-Co jest?- powiedziała zaskoczona i zaczęła się rozglądać. Nikogo nie zobaczyła.- Widzieliście coś?
-Ten ktoś jest bardzo szybki- odparł Valgarv.
Wyciągnął strzałę z pnia drzewa i przyjrzał się jej, po czym wziął swój łuk i założył strzałę. Coś wymamrotał pod nosem i zaczął obracać się dookoła, w pewnym momencie wystrzelił. Strzała pomknęła między drzewami i usłyszeli łoskot.
-Tam- powiedział i wszyscy pobiegli we wskazanym kierunku.
Znaleźli jedynie ułamany drzewiec i trochę krwi na poszyciu leśnym.
-Niezła sztuczka- przyznał Gourry.- Szkoda, że zdążył uciec.
-Jednak znasz magię- odezwała się Lina.- Mówiłeś, że się nie uczyłeś.
-Bo to prawda- odpowiedział Valgarv.- Filia nie chciała żebym uczył się magii. Sam wymyśliłem kilka zaklęć, które są przydatne w lesie. Na przykład rzucenie czaru na strzałę żeby wróciła do swojego właściciela. Działa na niewielką odległość, ale zwykle wystarcza.
-Zdolny jesteś- przyznała Lina.-Dobra, my tu sobie gadu gadu, a bandyci czekają. Chodźmy!
Przedzierali się dalej przez las nigdzie już nie widzieli rozkładających się ciał.
-Musimy być blisko- powiedział Valgarv.- Tam się kończy las- wskazał jasną przestrzeń kilkanaście metrów przed nimi.
Nie przeszli dwóch kroków kiedy w pień drzewa przed nimi wbiły się trzy strzały zaopatrzone w różnokolorowe pióra.
-Czego chcecie!?- rozległ się donośny, kobiecy głos.
-Czterech ludzi po prawej, trzech właśnie zajęło tył, dwoje za pniami drzew z lewej i pięciu przed nami- szepnęła Mesea.
-Przyszliśmy po Loreanę!- odkrzyknęła Lina
-Kim jesteście?!- usłyszeli ten sam głos, ale nie widzieli jego właścicielki.
-Jestem piękną i inteligentną czarodziejką, która dba o zasobność swojej sakiewki!- odpowiedziała Lina.- Ja i moi kompani dostaliśmy dobrze płatne zadanie i mamy zamiar je wykonać!
-Głupcy! Odejdźcie, a ocalicie życia, w przeciwnym wypadku dołączycie do naszych maskotek w głębi lasu!- zagroziła kobieta i stanęła na gałęzi drzewa, które znajdowało się na przeciw grupy Liny.
Była wysoka, miała czarne włosy związane wysoko w koński ogon, ciemno niebieskie oczy, które spoglądały na nich z wyższością. Nosiła ubranie przystosowane do życia w lesie i polowania, do pasa zsuniętego na biodra był przytroczony miecz i długi nóż, a w ręku trzymała łuk, którego nie naprężyła.
-Odejdźcie!- powtórzyła.
-Pewnie, że odejdziemy. Oddaj nam Loreanę i już nas więcej nie zobaczysz- odparła Lina.
-Kto was przysłał?- zapytała gniewnie kobieta.
-Jej ojciec. Chce odzyskać córkę, którą uprowadziliście!- wykrzyknęła Lina, wymierzając palcem w kobietę.
-Nikogo nie uprowadziliśmy!- odparła.- Jeśli nie chcecie odejść, zginiecie!
W ich kierunku poleciało wiele strzał, które niestety nie trafiły celu, ponieważ Lina rzuciła Windy Shield na siebie i swoich przyjaciół. Strzały odbiły się od ściany wiatru i upadły na ziemię. Mimo to łucznicy nie przestawali strzelać.
-Nie marnować strzał!- rozkazała kobieta, ostrzał natychmiast ustał, a Lina opuściła osłonę.
-Sleeping!!- nagle ktoś wykrzyknął w pobliży czteroosobowej grupy.
Mesea, Gourry, Valgarv nieprzytomni, osunęli się na ziemię. Jednak Linie nic się nie stało, miała swoją opaskę.
-Twoja kolej!- wykrzyknęła kobieta zwracając się do dziewczyny stojącej na pobliskim drzewie, która ściskała niewielki woreczek emanujący zieloną poświatą.
Nagle grunt pod nogami Liny zatrząsł się i z ziemi wystrzeliły korzenie drzew, które natychmiast oplotły jej kostki, a po chwili owinęły się wokół całego ciała czarodziejki, skutecznie ją unieruchamiając.
-Cholera- syknęła Lina przez zaciśnięte zęby próbując oswobodzić ręce, jednak bezskutecznie.
Usłyszała kroki za swoimi plecami. Po chwili poczuła tępy ból w głowie i świat spowiły ciemności.
1