„Kot na rozdrożu” cz. VIII by Miko-chan
Witam ponownie. Powinnam teraz powiedzieć, że akcja dotarła do momentu kulminacyjnego, ale tego nie powiem, gdyż rozmijałoby się to z prawdą. Zresztą przekonacie się o tym sami czytając ósmą część mojego opowiadanka (zakładając, że w ogóle ktoś to czyta). Tak czy inaczej, miłej lektury.
Linę i jej przyjaciół w jednej chwili ogarnęły ciemności i czuli się, jakby porwało ich jakieś niewidzialne tornado. Jednak nim zdążyli zorientować się w sytuacji, wszystko wróciło do normy. Cała drużyna znalazła się w ciemnym pomieszczeniu, oświetlanym jedynie blaskiem bijącym od ognia płonącego na kominku, obok którego leżał duży, szary wilk. Ruda czarodziejka od razu zrozumiała, gdzie trafili, ale ta wiedza wcale nie poprawiła jej nastroju. Przed chwilą próbowała zabić Xellosa, czego w takim razie mogła od niej chcieć jego pani. Z pewnością niczego dobrego.
- Witam ponownie, Lino Inverse. - Odezwała się kobieta siedząca za biurkiem.
- Co tu jest grane? Czego od nas chcesz, Zellas? - Spytała pewnym głosem Lina, podchodząc parę kroków bliżej.
- To jest Zellas?!!! - Na twarzy Filii odmalowało się autentyczne przerażenie. - Jeden z Mroczny Lordów?
- Dokładnie. A ty zapewne jesteś Filia Ul Copt, była kapłanka Króla Ognistego Smoka, mam rację?
Smoczyca nic nie odrzekła, jakby bliskość Lorda Mazoku odebrała jej mowę.
- Sporo o tobie słyszałam. - Kontynuowała Zellas nie doczekawszy się odpowiedzi na swoje pytanie. - Ale do rzeczy, nie sprowadziłam was tutaj, aby prowadzić kronikę towarzyską. Sądzę, że mamy wspólny problem.
- Co masz na myśli? - Lina miała dziwne przeczucie, że zna odpowiedź.
- Usiądźcie. - Beastmaster wskazała im kanapę stojącą obok, a także dwa fotele, których poprzednio tam nie było.
Przyjaciele dość niepewnie skorzystali z zaproszenia, jedynie Filia nie ruszyła się z miejsca. Widząc to Zellas uśmiechnęła się cynicznie, wyraźnie bawiło ją przerażenie jakie wywoływała.
- Zamieniłaś się w słup soli, smoku? - Rzuciła z sarkazmem w głosie.
- Gdzie jest Valgarv? - Padło ciche, choć nieoczekiwane pytanie.
- Starożytny Smok? To teraz nie istotnie.
Dłonie smoczycy zacisnęły się w pięści i drgały nerwowo.
- Nie wyjdę stąd bez niego!
Wcześniejszy uśmiech spełzł z twarzy Lorda Mazoku, a jego miejsce zajęła śmiertelna powaga.
- Nie zwykłam się powtarzać. Nie mam zamiaru rozmawiać teraz o tym dzieciaku.
- Ale ja mam!!! - Zaczęła niemal krzyczeć Filia. - To ty odpowiadasz za wszystkie nieszczęścia jakie mnie spotykają! To ty kazałaś Xellosowi nas prześladować! To ty odebrałaś mi Valgarva! To ty jesteś naszym największym wrogiem!!
Zellas wyglądała na niewzruszoną tymi oskarżeniami. Wpatrywała się jedynie badawczo w swoją przeciwniczkę, po czym oparła łokcie na blacie biurka i zaplotła palce.
- Zabawna jesteś, smoku. Z jaką łatwością przychodzi ci obarczanie winą innych, ale tym razem to ci się nie uda. Nie odpowiadam za to, że Valgarv od ciebie odszedł, to nie ja wymordowałam jego rodzinę, i nie ja ukrywałam przed nim prawdę.
- Dosyć! Zabiję cię i zakończę to szaleństwo! - Filia wyglądała tak, jakby chciała się zmienić w smoka.
- No dalej. Daj mi powód, a zniszczę cię z przyjemnością. - Na twarzy Zellas odmalował się sadystyczny uśmiech, a oczy zrobiły się wąskie jak szparki.
- Wystarczy, Filio! - Lina zerwała się z fotela i podeszła do smoczycy. - To nie jest rozwiązanie, tylko ją prowokujesz.
Czarodziejka niemal siłą zmusiła przyjaciółkę, by usiadła na ostatnim wolnym miejscu.
- Nareszcie ktoś rozsądny. - Twarz Mrocznego Lorda powróciła do pierwotnego wyrazu.
- Więc czego od nas chcesz?
- Rozmawialiście z Xellosem, więc wiecie, że przejął on potęgę Starożytnego Smoka. Było to możliwe dzięki pewnemu artefaktowi, który nazywa się Lustro Daru. Sami zresztą, go dla mnie zdobyliście ze strefy antymagicznej, gdyż był ukryty pod obrazem z wieży tego maga. Nie będę wnikać w szczegóły, gdyż nie mają one dla was większego znaczenia. Istotne jest tylko to, iż z chwilą, gdy mój kapłan zaabsorbował moc Valgarva, straciłam z nim kontakt. - Zellas zamilkła i obserwowała bacznie swoich gości, jakby chcąc sprawdzić, czy rozumieją co miała na myśli.
- Kontakt? - Odezwał się Zel.
- Słudzy Lordów powiązani są ze swoimi stwórcami trwałą więzią - Tłumaczyła Zellas. - Dzięki niej możemy się porozumiewać ze sobą w każdym momencie, bez względu na dzielącą nas odległość. W ten sposób nie ruszając się z Wolf Pack Island mogę bez przeszkód kontrolować poczynania moich wszystkich sług, w tym Xellosa.
- Jeśli dobrze rozumiem - wtrąciła Lina - zerwanie takiej więzi, powoduje utratę kontroli nad daną jednostką.
Zellas ponownie uśmiechnęła się, choć teraz jej twarz przybrała prawie łagodny wraz.
- Nie bez przyczyny Xellos chwalił twoją przenikliwość. Rzeczywiście, w momencie utraty kontaktu, straciłam całkowicie panowanie nad moim kapłanem, co jak się zapewne domyślasz, jest mi wybitnie nie na rękę. Póki co wykonuje on nadal moje ostatnie polecenie, ale co zrobi, gdy już je wypełni? Dodając do tego moc, jaką uzyskał, która rzecz jasna, również nie jest pokojowo nastawiona, gdyż pochodzi od pałającego zemstą smoka, to jaką mam pewność, że Xellos nie zwróci się przeciwko mnie? A do tego dopuścić nie mogę.
W pokoju zapanowała dłuższa chwila przytłaczającej ciszy.
- Co więc sugerujesz? - Pierwsza przerwała milczenie ruda czarodziejka.
- To proste, powiem wam jak go zniszczyć.
- Dlaczego sama tego nie zrobisz? - W Linie obudziła się dusza skąpca, który nie cierpi pracować za darmo.
- Od czego mam was? Nie zwykłam osobiście brudzić sobie rąk, przynajmniej do czasu, aż nie zmuszą mnie do tego okoliczności. Oczywiście możecie odmówić, z pełnymi konsekwencjami takiej decyzji.
- Grozisz nam?
- Skądże znowu, jedynie dobrze radzę. Pamiętajcie, że wdzięczność Lorda Mazoku może być więcej warta, niż niejeden skarb tego świata.
Lina pokręciła z rezygnacją głową, po czym stwierdziła.
- W takim razie nie mamy większego wyboru. Co mamy zrobić?
- Aby przejąć moc Starożytnego Smoka, Xellos musiał zasymilować fragment Lustra Daru ze swoim ciałem. Wystarczy, więc usunąć ten odłamek, by stracił większość swej obecnej potęgi. Już raz zdołałaś naruszyć jego powłokę, za pomocą Miecza Złotego Władcy, a jeśli uda ci się to ponownie, będzie można dosłownie wyjąć fragment tego Lustra.
- A co się wtedy z nim stanie? - Odezwała się niespodziewanie Filia.
- Zginie, gdyż tak gwałtowny ubytek energii, wywoła potężną implozję.
- Tak łatwo godzisz się z jego śmiercią?! - W słowach smoczycy czuć było wyraźnie odrazę do Beastmaster. - Przecież służył ci od tylu lat.
Zellas wyglądała na całkowicie nie przejętą taką wypowiedzą. Zmierzyła jedynie Filię spojrzeniem.
- Proszę, proszę. Smocza kapłanka ubolewająca nad losem Mazoku. Wzruszające. - Stwierdziła z ironią, po czym dodała już całkiem poważnie. - Wybrałam Xellosa do tego zadania, gdyż był najsilniejszym z moich sług, a zachodziła obawa, że moc smoka będzie trudna do opanowana. Okazało się, jednak, że sprawy przybrały znacznie gorszy obrót niż pierwotnie zakładałam. Nie mam zamiaru zabawiać się w siostrę miłosierdzia. Mogę stworzyć setki sług i nie będę podejmować zbędnego ryzyka, by uratować jednego z nich. Mówi się trudno.
- Jesteś odrażająca. - Wyszeptała smoczyca, gdyż jej gardło z niewyjaśnionych przyczyn zostało ściśnięte przez jakąś niewidzialną obręcz.
- Uznam to za komplement. - Skwitowała Zellas uśmiechając się przebiegle. - Xellos rozprawił się już z generałem Dynasta, dlatego odeślę was z powrotem na miejsce i mam nadzieję, że nie zawiedziecie moich oczekiwań.
Lina spojrzała na przyjaciół, po czym odparła pewna siebie.
- Ta cała sprawa jest wybitnie paskudna, ale postawiłaś nas w sytuacji bez wyjścia, więc zrobimy co chcesz, choć wcale mi to nie w smak.
- To już mało mnie obchodzi.
Mroczny Lord machnęła, jakby od niechcenia ręką i cała drużyna w jednej chwili znikła.
Przyjaciele pojawili się z powrotem na arenie, gdzie jeszcze niedawno toczyła się bitwa. Teraz jednak wszystko się zakończyło. Mimo to Filia wciąż wyraźnie czuła obecność kapłana, a raczej tkwiącą w nim energię Valgarva.
- Xellos!! Pokaż się, wiemy, że tu jesteś!!! - Zaczęła wrzeszczeć ruda czarodziejka.
Przez chwilę wydawało się, że jej nawoływania nie przyniosą rezultatu, ale moment później, kilka metrów od nich pojawił się Mazoku.
- Wybacz Lino, ale jestem trochę zajęty i nie mogę pojawiać się na każde twoje wezwanie. - Powiedział uśmiechając się przekornie.
Czarodziejkę od razu uderzyło to, że wyglądał tak zwyczajnie, jakby zupełnie nic się nie zmieniło. Tym gorzej poczuła się na myśl o tym co zamierzają zrobić. Ale nie było już odwrotu.
- Przykro mi Xellosie, ale to nasze ostatnie spotkanie. - Stwierdziła wojowniczo, po czym szeptem dodała do smoczycy. - Dużo będzie zależeć od ciebie, Filio.
- Rozumiem. Wiem co mam robić. - Odpowiedziała tym samym konspiracyjnym szeptem była kapłanka.
- Zel! Amelia! - Krzyknęła ruda czarodziejka.
Chimera i księżniczka od razu zrozumieli czego oczekuje od nich Lina.
- Zawiodłem się na tobie, Lino. Zawsze uważałem, że posiadasz więcej rozsądku. - Tajemniczy kapłan uniósł się w powietrze, a jego ciało otoczyła czarna aura.
- La Tilt!!! - Krzyknęli równocześnie Zel i Amelia, gdy już zakończyli inkantacje.
- Elmekia Lance! - Dorzuciła swoje trzy grosze również Lina.
Oba ataki dotarły do celu, ale nie zdołały wyrządzić większej krzywdy Mazoku. Xellos bez trudu je odparł, ale z jego twarzy znikł bezczelny uśmiech. Kto, jak kto, ale on doskonale zdawał sobie sprawę, że lekceważenie Liny Inverse jest błędem. Nie miał jednak zamiaru go popełniać. W jednej chwili teleportował się obok czarodziejki i zamachnął na nią laską. Niespodziewanie jednak powstrzymał go Gourry, który choć nie miał już Miecza Światła, wciąż chciał chronić czarodziejkę.
- Jesteś naszym przyjacielem, Xellosie, ale nie pozwolę ci skrzywdzić Liny. - Powiedział z trudem Gourry, wykorzystując całą siłę na powstrzymanie Mazoku.
Niestety o ile mógł mu dorównać siłą fizyczną, to w żaden sposób nie potrafił obronić się przed magią. Jedno szybkie zaklęcie i dzielny szermierz znalazł się poza ringiem.
- Władco ciemności czterech światów…
- Nic z tego. - Syknął Xellos.
- Astralna sieć!
Zelgadis w jednej chwili zaczarował swój miecz i odciągnął Demona od wypowiadającej czar Liny. On jednak również nie był godnym przeciwnikiem dla wzmocnionego kapłana. Po wymianie kilku ciosów, od poważnego zranienia uratowała go jedynie bariera wiatru ustawiona w ostatniej chwili przez Amelię.
- …potęgo, zdolna zmiażdżyć nawet duszę bogów! Laguna Blade!
- Znów to sam. Powtarzasz się. - Xellos dla pewności uniósł się z powrotem w powietrze.
Wiedział doskonale, że Lina nie zdoła długo utrzymać tego zaklęcia, a on nie miał zamiaru ponownie stać i czekać na cios. Nagle jednak coś wzbudziło jego niepokój. Zaczął się rozglądać za jedyną osobą, która jak dotąd nie uczestniczyła w walce.
Filia stała nieco z boku i również wypowiadała jakieś zaklęcie, jednak w języku, którego nawet Xellos nie rozumiał. W końcu spojrzała bojowo w stronę Mazoku i krzyknęła zdecydowanie.
- Zamrożenie!!!
Demon poczuł, jak jego ciało ogarnia paraliż, a on sam nie jest w stanie poruszyć choćby palcem.
W tym samym czasie Lina zdołała z pomocą Amelii wznieść się w powietrze i zaatakować przeciwnika.
- Tnij, mieczu ciemności!! - Wrzasnęła zadając cios.
W ciele kapłana ponownie otworzyła się rana ziejąca mroczną pustką, a ruda czarodziejka na powrót wylądowała na ziemi, blada z wysiłku.
- To i tak nic nie da. - Stwierdził pewnie Mazoku.
- Mylisz się, Xellosie. - Odezwała się niespodziewanie Filia, która pojawiła się tuż obok niego. - To już koniec. Mimo wszystko żałuję, że jestem tą, która musi cię zniszczyć.
Po tych słowach zanurzyła rękę w ciemność, jaka wypełniała ciało Demona. Smoczycę przeszył prąd, kiedy poczuła całą tę negatywną energię, która zaatakowała jej dłoń. Bez trudu jednak odnalazła fragment Lustra Daru, gdyż promieniował on wyraźnie mocą Valgarva.
Z ust Xellosa wydobył się przeraźliwy krzyk, kiedy smoczyca wyciągnęła ten niepozorny szklany odłamek. W jednej chwili potężna fala uderzeniowa odrzuciła Filię do tyłu, tak że z trudem zdołała wylądować obok swoich przyjaciół. Ci z dziwną mieszaniną uczuć przyglądali się temu co działo się z tajemniczym kapłanem. Mazoku zgięty w pół zaczął emanować olbrzymią ilością energii, która z czasem coraz bardziej go otaczała. W końcu nikt nie mógł już patrzeć w tamtym kierunku, gdyż promieniująca moc wręcz oślepiała. Wszystko wskazywało na to, że za moment potężna eksplozja zmiecie ich z powierzchni ziemi, dlatego Amelia i Zel zaczęli przygotowywać osłonę. Niespodziewanie jednak wszystko ucichło, a Xellos po prostu rozpłynął się w powietrzu.
- Czy to już koniec? - Spytała z niedowierzaniem Amelia.
- Na to wygląda. - Odparł Zelgadis.
Lina siedziała na ziemi próbując zebrać nadwątlone siły, choć w rzeczywistości jej myśli zaprzątnięte były zupełnie czymś innym.
- Cholerny Xellos!! - Krzyknęła dając tym samym upust swojej frustracji. - Przecież wiedział, że nie powinien ze mną zadzierać! Sam jest sobie winien!
- To nie do końca jego wina. - Stwierdziła Filia podchodząc do czarodziejki. - Robił to czego wymagała od niego Zellas. Ona za to odpowiada.
Argumenty smoczycy jakoś nie za bardzo trafiły do przekonania Liny. Szczerze mówiąc czuła się trochę tak jak po walce z Dark Starem, znowu miała wrażenie, że sprawy nie powinny potoczyć się takim torem. Niestety teraz nie mogła już nic na to poradzić.
Po paru minutach przyjaciele zebrali się do odejścia z tego pola walki. Mimo zmęczenia Filia zdołała przenieść ich do najbliższego miasta, gdzie zatrzymali się w gospodzie. Na widok jedzenia Linie od razu poprawił się humor. Choć w rzeczywistości było to trochę na pokaz, gdyż czarodziejka nie widziała sensu, żeby obarczać przyjaciół własnymi wyrzutami sumienia. W końcu zabiła kogoś, kogo uważała za przyjaciela. Paskudne uczucie.
Ponieważ był już późny wieczór, więc wszyscy rozeszli się na spoczynek.
Tej nocy Filia nie mogła nawet zmrużyć oczu, gdyż natychmiast wracały do niej wydarzenia minionego dnia. Wszystko to zdawało się być gorsze od niejednego sennego koszmaru, ale niestety taka właśnie była rzeczywistość. Po odejściu Valgarva powzięła za cel przeszkodzenie Mazoku w realizacji ich planu, co w sumie udało się osiągnąć. Jednak czy z tego powodu czuła się lepiej? Z pewnością nie. Nadal nie wiedziała gdzie przebywa jej mały podopieczny, jak się czuje, czy w ogóle żyje. Na samą myśl o śmierci Starożytnego Smoka ogarniał ją niemalże paraliż. Nie, on musiał żyć, czuła to wewnątrz siebie. Valgarv - gdziekolwiek teraz był - z pewnością nie umarł… w odróżnieniu od niego… Ta niespodziewana myśl wstrząsnęła Filią. Dopiero teraz powoli docierała do niej świadomość tego, co wydarzyło się raptem kilka godzin temu, i choć wtedy wydawało jej się, że działa rozważnie i z premedytacją, to tak naprawdę zadziałał chyba wyłącznie instynkt.
Oni rzeczywiście go zabili. Unicestwili tego, który wydawał się być ponad takie sprawy jak śmierć. Przecież ona nie powinna mieć nad nim władzy, więc jak to możliwe, że zginął. Uświadomienie sobie tej prawdy było dla Filii bardziej bolesne niż mogłaby początkowo przypuszczać. Jednak te dwa miesiące odbiły na niej swoje piętno. A przecież powinna się cieszyć, gdyż w ten sposób pozbywała się dręczącego ją problemu. Jednak nie potrafiła. Nagle dotarło do niej, że ta strata jest równie bolesna, jak odejście Valgarva, jeśli nawet nie bardziej. Musiała przyznać sama przed sobą, że jednak los tego Mazoku nie był jej całkowicie obojętny, choć szkoda, że zrozumiała to tak późno. Poczuła żal, tak wielki, jak rzadko kiedy.
Leżąc na łóżku wpatrywała się w niewielki szklany odłamek. Była to jedyna rzecz, która w tej chwili przypominała jej zarówno Valgarva, jak i Xellosa.
Następnego ranka wszyscy zgodnie zadecydowali, że należy udać się do miasta Omara. Lina była przekonana, że Valgarv wciąż przetrzymywany jest na Wolf Pack Island i żeby go uratować oni również powinni się tam znaleźć. Temat wczorajszej walki stał się niemal tabu, gdyż przy śniadaniu nikt nawet słowem nie wspomniał o zdarzeniach ubiegłego dnia. Jednak ta cisza była bardziej wymowna, niż jakiekolwiek słowa. Wyraźnie zły humor rudej czarodziejki i nienaturalne milczenie Filii jeszcze potęgowało nieprzyjemne odczucia.
W końcu jednak wszyscy byli gotowi i smoczyca teleportowała ich do wyznaczonego miejsca. Tam jednak okazało się, że portal został uszkodzony i w żaden sposób nie można było z niego skorzystać. Taka sytuacja jeszcze bardziej zirytowała Linę, czarodziejka była pewna, że to nie mógł być przypadek.
- Ale w takim razie, jak trafimy na Wolf Pack Island, panno Lino? - Pytała księżniczka. - Przecież nie możemy zostawić małego Valgarva samego.
- Wiem, Amelio. Ale na razie nie mam żadnego pomysłu. - Czarodziejka pokręciła z irytacją głową. - Muszę coś zjeść, to może przyjdzie mi coś do głowy.
Przyjaciele bez oporów zgodzili się na to nieoczekiwane drugie śniadanie, gdyż trudno było o tej porze mówić o obiedzie.
- Czyli mam na nich po prostu zaczekać?
- Tak, niedługo tutaj się zjawią.
- A ty?
- Wątpię bym był mile widziany.
- Myślę, że jednak powinieneś zostać.
- Zastanowię się.
Cała drużyna przemierzała wciąż jeszcze senne miasteczko Omara, a ich celem jak zwykle była pobliska gospoda, w której już wcześniej gościli. Był to niewielki budyneczek, z małymi okienkami, które wpuszczały niewiele światła, przez co wewnątrz panował ciągły mrok bez względu na porę dnia. Także teraz kiedy weszli do środka, nie dostrzegli nikogo, prócz starego karczmarza i jakiegoś pijaczka usilnie walczącego z kacem. Nagle jednak Filia stanęła jak wryta, gdyż wzdłuż kręgosłupa przeszedł ją znany dreszcz, który nie miał już prawa się pojawić. Przyjaciele spojrzeli na nią zaniepokojeni, a ona bacznie rozglądała się po pomieszczeniu, by w końcu zatrzymać wzrok w najciemniejszym kącie. To właśnie stamtąd po chwili wyłoniła się drobna sylwetka zielonowłosego chłopca.
- Valgarv!!! - Krzyknęła smoczyca, a z jej oczu popłynęły łzy.
Filia podbiegła do młodego smoka i bez wahania przytuliła go do siebie, czując jednocześnie, że rozkleja się coraz bardziej. Dopiero teraz w pełni zrozumiała, jak bardzo za nim tęskniła, jak bardzo obawiała się, że już nigdy go nie zobaczy. Przecież to było jej dziecko, jej największy skarb, za który bez wahania oddałaby życie.
Nawet jeśli w sercu Starożytnego Smoka tliłaby się jeszcze jakakolwiek iskierka gniewu czy żalu, to w tej właśnie chwili musiałaby zgasnąć. Przecież dla niego również Filia była najważniejszą osobą na świecie.
- Nie płacz, ciociu. Już wszystko w porządku.
To niewiarygodne, aby wiara mogła dzielić.
To niewiarygodne, aby rozkosz mogła spalić.
I niewiarygodne, aby słowa mogły ranić.
I niewiarygodne, aby miłość mogła zabić.
To jest niemożliwe, aby dusza mogła krwawić.
To jest niemożliwe, by nadzieja mogła zgubić.
I jest niemożliwe, aby oczy mogły kłamać.
I jest niemożliwe, aby gwiazdy mogły spadać.
A jednak są łzy szczęścia, które spływają z oczu mych
I gładzą cicho moją twarz, kiedy w ramionach jestem twych.
A jednak są łzy szczęścia, które spływają z oczu mych
I gładzą cicho moją twarz, kiedy w ramionach jestem twych.
- Xellos!?!?!?!?!?!?
Niespodziewany wrzask Liny wyrwał Filię ze wzruszenia. Smoczyca podniosła głowę i dopiero wtedy dostrzegła, że w najdalszym i najciemniejszym kącie, przy stoliku siedział jakby nigdy nic tajemniczy kapłan.
- Xellos! Ty pijawko! Karaluchu! Beznadziejny przypadku skończonego kretyna! - Lina rzuciła się w stronę Mazoku. - Ty obmierzły kaszalocie! Porąbany idioto! Zjełczały kefirze! Ty…ty…ty… skończyły mi się epitety!
- Mi też… miło cię widzieć…, Lino… - Wydukał Demon nie mogąc wyswobodzić się z uścisku czarodziejki.
- Obyś był jakimś widmem! Bo jeśli jakimś cudem żyjesz, to osobiście cię zabiję! - Wrzeszczała wciąż ruda wiedźma nie wypuszczając plugawca z rąk. - Wiesz co ja musiałam przez ciebie przechodzić! Nabawiłam się wyrzutów sumienia i wrzodów żołądka i to wszystko twoja wina! Ty pasożycie! Ty motylico wątrobowa!
- Lino, daj mu już spokój, udusisz go. - Wtrącił się Gourry próbując powstrzymać rudą furię.
- Jego nie można udusić! Ten bydlak nawet nie raczy oddychać! Przecież jest Mazoku!
- No, niby racja - szermierz zamyślił się - ale możesz mu coś złamać.
- Znowu pudło, Gourry. Ten pędrak nie ma również kości! O kręgosłupie moralnym nie wspominając!
- W takim razie, chyba rzeczywiście możesz go dalej dręczyć. - Skwitował inteligentnie wojownik.
- Dziękuję Gourry…przynajmniej…próbowałeś… - Wydusił Xellos.
- A ty się przymknij, bezkręgowcu! Jeszcze z tobą nie skończyłam.
- Właśnie…widzę…
- Gadaj lepiej jak to możliwe, że w ogóle mogę wyładowywać na tobie swoją złość, ty przegniły korniszonie!
- To dłuższa…opowieść…więc… gdybyś mogła…
- Niech ci będzie, ale to jeszcze nie koniec, gwarantuję ci to! - Lina rozluźniła nieco uścisk nie spuszczając jednak wzroku z tajemniczego kapłana.
Amelia, Zel i Filia przyglądali się tej scenie z mieszaniną rozbawienia i strachu. Znając temperament rudej czarownicy nigdy nie wiadomo było czy lepiej śmiać się czy może uciekać. Jednak Lina zdawała się być daleka od ciskania Fireballami we wszystko co się rusza, a wręcz przeciwnie. Wypuściwszy Mazoku z rąk natychmiast spoważniała. Xellos odetchnął z ulgą i poprawił poprzekręcane szaty. Reszta drużyny rozsiadła się po okolicznych krzesłach i wszystkie spojrzenia utkwione zostały w Demonie.
- Mówże wreszcie o co w tym wszystkim chodzi! - Niecierpliwiła się ruda. - Przez ostatnią dobę byliśmy święcie przekonanie, że wysłaliśmy cię na tamten świat! Tylko żadnych „to tajemnica”!!!
- Dobrze, już dobrze. Widzę, że wszyscy jesteście przewrażliwieni na tym punkcie. - Zaczął kapłan. - Wasze przypuszczenia były całkowicie prawidłowe, gdyż w zaistniałych okolicznościach, rzeczywiście powinienem bez przeszkód powrócić do pierwotnego morza chaosu. Na szczęście dla mnie Złoty Władca miał inne plany co do mojej osoby.
- Gadasz jak potłuczony, to nic nie tłumaczy! - Stwierdziła Lina bębniąc palcami o stół.
- Już przechodzę do sedna sprawy. Otóż w chwili, kiedy Filia usunęła z mojego ciała fragment Lustra Daru, uchodząca energia miała mnie unicestwić, jednak Zellas-sama zadecydowała inaczej.
- Zellas?! - Krzyknęły jednocześnie Lina i Filia, obie doskonale pamiętały rozmowę z Beastmaster.
- Dokładnie. W chwili, gdy miał nastąpić koniec, przeniosła mnie na Wolf Pack Island i tam zdołała ocalić moją egzystencje. Co prawda wyspa wygląda teraz jakby przeszedł przez nią tajfun, a mojej pani zajmie trochę czasu powrót do formy, ale w sumie wszystko zakończyło się pozytywnie. O ile można tak powiedzieć, w obliczu całkowitej klapy naszej operacji.
- Ale jak to możliwe? - Wtrąciła smoczyca. - Przecież ona wyraźnie powiedziała, że nie ma zamiaru ciebie ratować. Chciała twojej śmierci.
Xellos nie wyglądał na zaskoczonego tymi słowami, co więcej uśmiechnął się jeszcze bardziej rozbrajająco.
- Zellas-sama stwierdziła, że nie chce ponosić zbędnego ryzyka, ale jak to często u niej bywa, w końcu zmieniła zdanie i podjęła je. Sam zastanawiam się, czy było to dobre posunięcie, gdyż teraz przez najbliższą dziesięciolatkę będę musiał sprzątać ten bałagan powstały na wyspie. A mówiąc poważnie, doszła do wniosku, że bardziej opłaca jej się utrzymanie mnie przy życiu, niż tworzenie nowego kapłana. Najwyraźniej ma do mnie sentyment po tylu latach. O ile to w ogóle możliwe. - Wypowiadając ostatnie zdania Xellos nieświadomie złapał się ręką za tył głowy.
- A co z Valgarvem? - Wtrącił Zel. - Tak po prostu go nam oddajecie? Aż trudno w to uwierzyć.
Mazoku obrzucił przelotnym spojrzeniem młodego smoka, który siedział teraz obok Filii, wciąż obejmowany przez nią ramieniem.
- Doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu dalej trzymać go w wilczej twierdzy. Jak już wspomniałem, cała ta akcja przyniosła nam więcej strat niż pożytku, więc Zellas-sama zadecydowała, iż nie warto dalej się tym zajmować. Ponieważ wypełniliście powierzone wam polecenie, to jak sama stwierdziła, macie jej wdzięczność, a Valgarv jest niejako podarunkiem od niej.
Lina zmierzyła Demona zabójczym spojrzeniem.
- Ubierasz w ładne słówka, paskudną rzeczywistość. - Stwierdziła ostro. - Wykorzystałeś nas do swoich celów, sfingowałeś śmierć Gourrego, porwałeś Valgarva i zmusiłeś nas do walki! A teraz przychodzisz tutaj i zachowujesz się tak jakby zupełnie nic się nie stało.
- Przecież w sumie nic wam się nie stało, czyż nie? - Zapytał Xellos robiąc niewinną minę.
Ruda czarodziejka westchnęła ciężko, opanowując nieodpartą pokusę ponownego rzucenia się na kapłana.
- Nie o to chodzi, panie Xellosie! - Odezwała się niespodziewanie Amelia, zrywając się z krzesła i stając w bojowej postawie. - Wśród przyjaciół powinno być zaufanie i oddanie, a pan wykorzystał nas jakbyśmy byli jakimiś marionetkami. Tak się po prostu nie robi.
- Zapominasz Amelio, że jestem Mazoku, o zaufaniu raczej nie może być mowy.
- To nie jest żadna odpowiedź. Każda istota rozumna posiada wolną wolę i postępuje tak jak nakazuje jej sumienie. Pańskie działanie sugeruje, że nie istnieją dla pana żadne wartości.
- Daj spokój, Amelio. To próżny trud. - Powstrzymała ją zniechęconym głosem Lina. - Wolna wola Xellosa jest w znacznym stopniu ograniczona, a sumienia on w ogóle nie posiada, w końcu jak sam stwierdził jest Demonem. Wół jest wołem i nie zamienisz go w motyla. - Skwitowała nader filozoficznie.
- Tak czy inaczej, powinniście się raczej cieszyć. - Dodał kapłan wciąż nie przestając się uśmiechać. - Moja pani, kazała wam przekazać, iż w nagrodę, za pozbycie się jej problemów, nie będzie podejmować, żadnych działań, które mogłyby waszej szóstce bezpośrednio zaszkodzić, chyba że sami zrobicie coś głupiego.
- Czyli póki nie zaatakujemy jej albo ciebie, wy także nie będziecie atakować nas. - Rzucił Zel.
- Mniej więcej.
- Rozumiem z tego, że wszystko zostaje po staremu. - Skomentowała Lina. - My udamy, że nie pamiętamy o całym wydarzeniu, a ty dalej będziesz snuł swoje intrygi, mam rację?
- Chyba tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
- Zwłaszcza dla ciebie. - Warknęła ruda czarodziejka.
Choć Lina wciąż pozowała na strasznie rozgniewaną, to w rzeczywistości odczuła znaczną ulgę słysząc, słowa kapłana. Wcale nie przeszkadzała jej perspektywa powrotu do poprzedniego układu. Ostatecznie zawsze wiedziała kim jest Xellos i jakich rzeczy można się po nim spodziewać, zaufać mu to była najgłupsza z możliwości. No, ale w końcu był Mazoku, które lubują się w takich sytuacjach, a on wyglądał na szczerze rozbawionego. Czarodziejka zadawała sobie sprawę, że takie rozważania do nikąd nie prowadzą i trzeba się pogodzić z faktami. Zresztą znacznie bardziej wolała mieć tego szurniętego kapłana po swojej stronie, niż przeciwko sobie.
- Dobra Xellos, - rzuciła na koniec. - Ty wiesz, że przegiąłeś i my wiemy, że przegiąłeś, ale znaj pańską łaskę, wybaczamy ci. Jednak ostrzegam, jeśli jeszcze kiedyś choćby przejdzie ci przez myśl, by odwalić taki numer, to zapewniam, sama Pani Nocnych Koszmarów ci nie pomoże, a twoje szczątki będą zbierać po wszystkich filarach! Czy wyrażam dostatecznie jasno?!
- Jaśniej nie można. - Odparł natychmiast kapłan z całkowicie udawaną skruchą.
Tymczasem daleko na północy w swym lodowym pałacu, wściekły mężczyzna przechadzał się po komnacie. Stracił dwoje swoich sług, ale to nie żal po nich tak go wzburzał, lecz świadomość, kto to zrobił. Właśnie teraz w jego głowie powstawał plan odwetu na tej znienawidzonej pani bestii.
Koniec części ósmej.
c.d.n.
Tak, tak, wbrew pozorom to jeszcze nie koniec (czyżbym słyszała jakiś jęk zawodu), obawiam się, że jeszcze troszkę będziecie musieli się ze mną pomęczyć. Wiem, jestem okrutna. Z góry przepraszam wszystkie wielbicielki Xellosa za te wymyślne przekleństwa, jakimi potraktowałam naszego drogiego Mazoku. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale uwielbiam wymyślać dla niego różne tego typu przezwiska. Bez większej nadziei na jakąkolwiek reakcję, podaję mój e-mail. Miko-chan1@wp.pl lub Miko_chan1@op.pl , wiecie co z tym zrobić.
Pozdrowienia
Miko-chan
03.09.2006r.
7
7