Szamanizm w czasach ponowoczesnych
Szamanizm: martwy czy żywy?
Kilkadziesiąt lat temu uważano powszechnie, że szamanizm na Syberii zanikł i może zostać zaliczony do bezwartościowych ideologicznych reliktów przeszłości. Opinia taka przeważała zarówno w komunistycznym Związku Sowieckim, który istniał w owych czasach, jak również w innych częściach świata, w kapitalistycznych krajach Zachodu. W połowie dwudziestego wieku i nawet w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych oba te systemy przeżywały jeszcze gorączkę postępu. Najważniejszym ideałem tamtych dziesięcioleci był ideał nowoczesnego świata, który powinien zostać stworzony dzięki postępowi.
"Nowoczesność" była jednym z najczęściej powtarzanych haseł dwudziestego wieku i w konsekwencji idea ta zyskała sobie nieomal magiczną moc. Nadawano jej wysoce pozytywną treść, po części dlatego, że była kojarzona z postępem - przede wszystkim postępem technicznym - a po części dlatego, że widziano w niej odrzucenie tradycji okresów wcześniejszych, a co więcej: zaprzeczenie wszelkiej tradycji.
Wiek dwudziesty często był nazywany epoką rewolucji i rewolucyjnych zmian. Jednakże za tą etykietką kryje się coś, co było jedną z najbardziej istotnych cech tego procesu: nowoczesności bowiem zawsze towarzyszyła destrukcja. W większości przypadków transformacja oznaczała zniszczenie wcześniejszych struktur. Równolegle do postępu techniki ulegały zmianom struktury społeczne, szczególnie tam, gdzie przeobrażenia takie były przyśpieszone lub wręcz wymuszone przez siły polityczne lub ideologiczne. Zapewne najsilniej zmiany te dotknęły kulturę ludową. Z punktu widzenia bojowników nowoczesności to właśnie tradycje kultury były najbardziej znienawidzonym wrogiem. Tak było zwłaszcza na Syberii, gdzie archaiczne wierzenia i mitologie, epika heroiczna i tradycja narracji były ostoją tożsamości mniejszości etnicznych. Oznaczało to, że szamanizm znalazł się wśród tych składników tradycyjnej kultury, które miały zostać wyrwane z korzeniami.
Krótko mówiąc: przeobrażenia, których dokonywano w imię nowoczesności i tak zwanego postępu, były wymierzone przeciwko tradycji. Jednak chociaż przez dziesiątki lat wydawało się, że ideologia ta odnosi sukcesy, to w końcu lat siedemdziesiątych, a zwłaszcza w osiemdziesiątych i w dziewięćdziesiątych oczywiste stały jej ograniczenia i błędy, a także konieczność jej rewizji. Okazało się mianowicie, że wymuszony rozwój przemysłowy nie tylko przyniósł niewątpliwe osiągnięcia i stworzył pewien poziom dobrobytu: gdyż ten sam rozwój wywołał także potworne zanieczyszczenie środowiska. Rozbicie tradycyjnych lokalnych społeczności i wyrugowanie tradycji kulturowych (religii i obrzędów) dało jako skutek stan moralnego zachwiania (i rosnącej liczby przestępstw).
Reakcją na to jest powrót do tradycji, dający się wyraźnie zauważyć w epoce po-nowoczesnej. Dzieje się tak również w postkomunistycznej Rosji, pośród małych grup etnicznych na obszarze obecnej Syberii.
Obecnie, ćwierć wieku po moich badaniach terenowych na Syberii, widoczne jest powstawanie nowego nurtu, który nazwać można szamanizmem po-nowoczesnym. Miałem okazję obserwować wiele form tego post-tradycyjnego szamanizmu. W dalszej części tego artykułu przedstawię główne typy współczesnego euroazjatyckiego szamanizmu na podstawie doświadczeń, jakie zebrałem na tym polu. Oczywiście, zaprezentowana typologia nie jest ostateczną; powinna zostać poszerzona i udoskonalona, ale na razie można ja uznać za dobrą ramę dla obserwowanych zjawisk. Typologia taka jest potrzebna, gdyż większość moich kolegów bada "stary" szamanizm, ale skłonna jest lekceważyć zjawiska nowego szamanizmu po-nowoczesnego.
Należy wyróżnić dwie główne grupy zjawisk: jedna obejmuje te kultury w których szamanizm jako zjawisko autochtoniczne przetrwał i zachował swoją ciągłość w większym lub mniejszym stopniu aż do dzisiaj, na drugą natomiast grupę zjawisk składa się neo-szamanizm (inaczej szamanizm miejski), który rozwinął się głównie w środowisku ludzi wiodących miejski tryb życia. Pierwsza grupa może być podzielona na dwie dalsze podgrupy. Pierwsza z nich obejmuje kultury, w których szamanizm przetrwał i był utrzymywany przy życiu dzięki tradycji właściwie bez zakłóceń, podczas gdy druga grupa zawiera te grupy etniczne i ich formy szamanizmu, gdzie szamani zostali niemal całkowicie wyeliminowani, ale w ostatniej chwili uniknęli zagłady.
Korea - kraj szamanizmu narodowego
Najlepiej chyba będzie zacząć od Koreańczyków. Korea leży na wschodniej rubieży kontynentu Eurazji, pomiędzy Chinami a Japonią, wytworzyła jednak całkowicie autonomiczną kulturę. Ważnym składnikiem tej autochtonicznej kultury jest szamanizm (musok). Uczeni wyrażali wiele rozbieżnych opinii odnośnie koreańskiego szamanizmu, ale wszyscy zgadzają się co do tego, że szamanizm stanowi najstarszą warstwę ludowej religii Korei.
Wszystkie aspekty koreańskiej kultury, włączając religię, są przesycone ideologią buddyzmu i neokonfucjanizmu. Zachowała się jednak instytucja króla-szamana, która istniała już w czasach królestwa Silla, czyli w 8-mym wieku n.e. Jeśli pominąć działalność rozmaitych misji chrześcijańskich oraz "nowe" ruchy religijne (w rodzaju światowej religii Moona), to najsilniejszym nurtem są codzienne religijne praktyki wypełniane przez szamanki (mudang) - praktyki zaliczane przez religioznawców do szamanizmu. Współczesne ceremonie szamańskie - wyrafinowane, pełne ozdobników i przypominające teatralne przedstawienia - dominują w codziennym życiu religijnym Koreańczyków, narodu posługującego się najbardziej rozwiniętą techniką 20-go wieku. Autor był w Seulu trzy razy i miał okazje parę razy brać udział w ceremoniach (kut) prowadzonych przez szamanki. Ceremonie te, trwające po kilka godzin, mają, jak sam stwierdziłem, nie tylko potężne działanie usuwające stres, ale także zapewniają kulturową ciągłość pomiędzy kolejnymi pokoleniami w obrębie narodu. Szamańska ceremonia działa jako ważny środek przekazu tradycji, jako że służy do podtrzymania "bezpośredniego" związku i komunikowania się z przodkami. (W szczególności taką funkcję pełni obrzęd zwany chinogwikut, którego zadaniem jest przywoływanie duchów zmarłych przodków. Autor brał udział w takiej całodniowej ceremonii w mieście Inchon, w aglomeracji Seulu, w roku 1994.) Chociaż w koreańskich obrzędach szamańskich można odnaleźć elementy o rozmaitym kulturowym pochodzeniu (oprócz dawnych wpływów buddyjskich i konfucjańskich, włącza się również elementy współczesnego życia), to jednak ich podstawową cechą jest kulturowa ciągłość, jako że działania szamanek-mudang w Korei Południowej nie były wystawione na żadne niszczące wpływy. Oczywiście, sytuacja jest z gruntu odmienna w Korei Północnej, gdzie hegemonia komunistycznej ideologii nie dopuszcza żadnej religii. Na Południu, przeciwnie, szamanizm jest traktowany jako tradycyjny wyraz kultury narodowej, a jego najwybitniejsze przedstawicielki są cenione jako "narodowe skarby", a ich zadaniem jest umacnianie tożsamości narodu.
Mandżuria - pamięć dawnej chwały
Ciekawe, że coś podobnego dzieje się także w Mandżurii, będącej jednym z regionów Chin, zamieszkałym przez wiele narodowości. Tutaj także zaczyna się odradzać kulturowa ciągłość. Mandżurowie, którzy liczą cztery i pół miliona ludzi, są jedną z największych mniejszości narodowych we współczesnych Chinach, i posiadają także silną świadomość historyczną, jako że z tego narodu wywodziła się ostatnia dynastia chińskich cesarzy. Ponadto, żyją oni w zwartej grupie w prowincji Jilin, szamanizm zaś ma wśród nich ( w porównaniu z innymi pojęciami religijnymi) bardzo dawne tradycje. Przybiera on tutaj szczególna formę szamanizmu klanowego, a jedną z jego głównych funkcji jest podtrzymywanie poczucia więzi etnicznej, a także więzi rodzinnych i związków krwi z okazji wielkich zebrań i zjazdów rodzinnych.
Dokumentalny etnograficzny film, który nakręciłem tam w roku 1992, pokazuje, że tradycja ta jest ciągle żywa. Podczas wielkich zgromadzeń występuje naraz wielu szamanów, prowadzących ciągi obrzędów w intencji pomyślności całego klanu. Mandżurscy szamani od setek lat mają własne ręcznie pisane obrzędowe księgi, co z całą pewnością przyczyniło się do nieprzerwanego zachowania szamańskich tradycji tego narodu. (Podczas pobytu w Mandżurii w roku 1993 spotkałem starego szamana, który był posiadaczem takiej właśnie ręcznie pisanej ceremonialnej księgi. Jego zdjęcie zdobi okładkę mojej książki "Schamanen und Schamanismus".)
Mandżurski szamanizm stosunkowo dobrze przeżył okres komunistycznych ideologicznych represji, a w ostatnich latach stało się możliwe opublikowanie coraz większej liczby książek i opracowań. Również badacze sami będący z pochodzenia Mandżurami donoszą, że tradycja ta ma wielu naśladowców i aktywnych praktyków - także wśród młodego pokolenia.
Tunguzi i Jakucja - ci, którzy ocaleli z pogromów
Na drugim brzegu Amuru, na dalekim wschodzie rosyjskiego imperium żyje mały naród Tunguzow, z których języka wywodzi się słowo "szaman". W roku 1993 przebywałem wśród jednej z ich grup - u Nanajów, gdzie stwierdziłem, że z punktu widzenia typologii, tutejszy szamanizm można uznać za zasadniczo ciągły. Starsza szamanka - Lindza Beldi - która jest niepiśmienna, ale mimo to (albo raczej właśnie z tego powodu) zachowała w pamięci bogaty zasób szamańskich opowieści, jest w istocie dowodem na ciągłość tej tradycji. W tym odległym zakątku imperium, w małej wiosce nad Amurem, miejscowej ludności potrzebna była pomoc szamanów (jako uzdrowicieli), i to było przyczyną, dla której władza radziecka nie prześladowała ich zbyt zawzięcie.
Przykład ten nie jest typowy, i w innych okolicach szamani wycierpieli gorsze prześladowania. Przykładem niech będzie Jakucja, gdzie sprawa szamanizmu była traktowana jako problem polityczny, i to już od początku władzy radzieckiej praktycznie aż do czasów obecnych. Nie ma w tym nic zaskakującego, jako że to właśnie szamani byli tymi, którzy przechowywali tradycje Jakutów, ich dawne wierzenia, ustną tradycję epiczną i mitologię. Dzięki niemal codziennemu praktykowaniu swojej sztuki zapewniali oni ciągłość istnienia kultury ludowej, i dlatego nie jest przypadkiem, że lokalne instytucje represji zaczęły prześladować ich już w latach trzydziestych. Kilkuset szamanów straciło życie w obozach koncentracyjnych lub w obozach pracy przymusowej (gułagach).
Mimo to, nie zostali oni całkiem unicestwieni i kiedy z początkiem lat dziewięćdziesiątych restrykcje ideologicznego przymusu zaczęły się rozluźniać, natychmiast wyszli z podziemia; i o ile wcześniej byli tylko zabierani na festiwale folkloru, to w ciągu ostatnich kilku lat podjęli na nowo swoją pracę, zajmując się głównie uzdrawianiem. Kiedy odwiedziłem Republikę Sacha(*), stwierdziłem, że prześladowani wcześniej jakuccy szamani (oyuun lub udagan) pojawili się na nowo i udzielają się jako uzdrowiciele. Dla uczestników międzynarodowej konferencji na temat szamanizmu wykonano nawet w miejscowym Teatrze Narodowym przedstawienie teatralne, w którym aktorzy grali role szamanów. Przedstawienie to stworzono z myślą o zachowaniu ciągłości narodowej tradycji poetyckiej, jako że ogromna większość ludności Sacha (Jakutów) już nie mówi językiem swoich przodków. Teatr jest wspaniałym środkiem służącym ożywieniu niektórych elementów kultury ludowej , a szczególnie utrzymaniu przy życiu pieśni i tradycyjnych opowieści. W tym samym czasie moi jakuccy koledzy-naukowcy natychmiast zwrócili uwagę, że dla odradzającego się narodu szamanizm może mieć znaczenie jako własna ideologia.
Tuwa - szamani i lamowie
Podobne zjawiska mają miejsce w Tuwie, gdzie po wielu dziesiątkach lat prześladowań szamanów, obserwuje się coś, co nazwać można renesansem szamanizmu. Dawni komunistyczni przywódcy polityczni, którzy obecnie stali się głównymi orędownikami nacjonalizmu, jednocześnie popierają w swoim kraju lamaizm(*) - i odrodzony szamanizm. Warto wspomnieć, że na początku lat trzydziestych było tu nawet więcej szamanów niż lamów, i obie grupy zgodnie działały na rzecz zachowania duchowego zdrowia narodu. Obie te formy religijnej praktyki współistniały pokojowo.
M. Hoppal używa terminu "lamaizm", jakkolwiek pamiętać należy, że nie jest to osobna religia, a "lamaizmem" nazywa się różne odlamy buddyzmu tybetańskiego. W Mongolii i Tuwie buddyści należą do odłamu Gelugpa, którego głową jest Dalajlama. Tuwa przed rewolucją 1917 nie należała do Rosji, i została zajęta przez ZSRR dopiero w 1944 roku. W.J.
Sytuacja w Tuwie jest szczególnie korzystna, gdyż badania nad tutejszym szamanizmem od dawna były tu prowadzone przez wybitnych ekspertów, takich jak W.P. Djakonowa, S.I. Wajnsztejn i miejscowy naukowiec M.B. Kenin-Lopsan. Zebrali oni wielki zasób materiałów, które są dostępne do dalszych opracowań. Mongus Kenin-Lopsan odegrał ważną rolę jako ten, dzięki któremu zainteresowanie tuwińskim szamanizmem nie wygasło. Jest on nie tylko etnografem-zbieraczem, ale również pisarzem, jednym najlepszych znawców tuwińskiego folkloru, żyjącym klasykiem i przewodniczącym organizacji społecznej pod nazwa Dungur. Dungur to nazwa bębna, jakiego używają tuwińscy szamani, i słowo to posłużyło jako nazwa stowarzyszenia, zrzeszającego szamanów-uzdrowicieli, którzy działają w stolicy kraju, Kyzył, zajmując się dywinacją, diagnozowaniem chorób i uzdrawianiem, i czynią to w sposób doskonale profesjonalny, we współczesnym (po-nowoczesncym lub post-komunistycznym) środowisku miejskim.
Współcześnie szamani z Tuwy, których wielu miałem szczęście spotkać, są charakterystycznymi postaciami w historii syberyjskiego szamanizmu: wielu z nich zostało uwięzionych w latach pięćdziesiątych, spędzili długie lata w obozach pracy, lecz mimo to od nowa praktykują swoje rzemiosło. Kiedy się z nimi rozmawia, od razu daje się odczuć ich zaangażowanie i gotowość do niesienia pomocy, jak również wyczuwa się ich dumę z faktu, że przechowują i kontynuują prawdziwą tradycję swojego narodu.
Ugrofińskie narody Północy - szamanizm na festiwalach
Sytuacja nie jest tak oczywista w przypadku narodów ugrofińskich (uralskich) żyjących w północnych regionach Federacji Rosyjskiej. Szamanizm nigdy tam nie był tak silny, jak wśród ludów południowej Syberii mówiących językami z rodziny tureckiej. Te małe społeczności, które dziś liczą zaledwie kilka tysięcy osób, zawsze były bardziej narażone na rosyjskie wpływy kulturowe i zagrożone rusyfikacją. Z punktu widzenia typologii, szamanizm tych grup etnicznych najbardziej zbliżył się do etapu zupełnego zapomnienia. A jednak wśród tych ludów północy także zaczęły się pojawiać interesujące oznaki odrodzenia, a niektórzy badacze uważają szamanizm za "wyraz północnej tożsamości".
Szamańskie tradycje występujące u Chantów (ludu rodziny ugryjskiej znad Obu), przybrały ciekawy obrót w ostatnich dziesięcioleciach. O ile dawniejsza literatura na ten temat uważa szamanizm za zjawisko już wygasłe, to dokumentalne filmy etnograficzne nakręcone niedawno podczas "święta niedźwiedzi" u Ostiaków, jednej z tamtejszych grup etnicznych, zwróciły uwagę na jednego z ostatnich szamanów, jacy dotąd przeżyli. Pod wpływem tych filmów wielu badaczy odbyło wycieczki, aby odwiedzić ową szamańską rodzinę.
Podobny przypadek miał miejsce ze sławną rodzina szamanów z ludu Nganasanów, małej grupy etnicznej żyjącej na półwyspie Tajmyr. Od pokoleń szamani całej tej społeczności brali się spośród członków klanu Ngamtusuo. Zachowali oni te role aż do czasów współczesnych. W latach siedemdziesiątych Lennart Meri nakręcił film o ostatnim wielkim szamanie, Demnime. Później powstało jeszcze kilka podobnych filmów. Dzisiaj praktycznie wszyscy jego krewni włączyli się do ruchu folklorystycznego, i w teatralnych formach odtwarzają pieśni i sztuki ojca-szamana. Działalność ta jest z jednej strony w pełni autentyczna, gdyż powtarzają oni pieśni, których nauczyli się z oryginalnego źródła; z drugiej strony jednak całkiem autentyczna nie jest, gdyż pieśni i gra na bębnie odbywają się poza rytualnym, sakralnym kontekstem. Oczywiście członkowie rodziny, grający role szamanów, nie są wcale inicjowanymi szamanami, i jako tacy nie mają nawet prawa wykonywać świętych pieśni. Jednakże tylko w ten sposób tradycja może przetrwać, uniezależniając się od otoczenia politycznego i społecznego.
Badacze mogą twierdzić, iż tak właśnie wygląda ostatni rozdział historii syberyjskiego szamanizmu. Kiedy latem 1994 wśród uczestników festiwalu folklorystycznego na południu Francji natknąłem się na rodzinę Kosterkinów, ubranych w syberyjskie zimowe, futrzane stroje, w których wykonywali krótkie przedstawienie na letnim skwarze, mogłem też ogłosić, że właśnie oglądam "koniec szamanizmu na Syberii". Lecz na pewno nie jest to prawdziwy koniec, gdyż właśnie takie festiwale i okazje, aby pokazać się w telewizji, są przyczyną, dla której młodsze pokolenie kontynuuje tradycję, choć już tylko w roli aktorów wykonujących zamierzchły rytuał. Oczywiście, jest to z gruntu odmienny szamanizm niż ten, o jakim piszą antropolodzy. Przedstawiciele neo-szamanizmu pojawili się już na Syberii, podobnie jak i w innych częściach świata, i ich rola tak samo zasługuje na uwagę, jak działalność ich poprzedników. Antropologia kulturowa nie może w swoich badaniach pomijać także nowych zjawisk, a także tych, które pojawią się dopiero w przyszłości.
Mihaly Hoppal
Zakopywanie Się jako Vision Quest
Okazuje się, że praktyka Zakopywania Się Do Ziemi znana jest Indianom (przynajmniej z plemienia Lakota), że to nie jest tylko dowolny pomysł Castanedy i Victora Sancheza [1]. Właśnie czytałem nowy 58-my numer pisma "Shaman's Drum", gdzie nowojorski healer Marco Ridomi przedstawia swoją praktykę [2] u "dziadka" Godfrey'a Chipps'a, medicine man'a z ludu Lakota, u którego pobierał nauki. Jedną z praktyk była vision quest, czyli wyprawa po wizje, która miała postać SPĘDZENIA NOCY W ZIEMI, tzn. w wykopanej (nie przez niego! - inaczej niż u nas [3]) jamie. Jama ta miała "osiem stop głębokości, sześć stop szerokości", czyli ok. 240 na 180 na 180 cm. (Znowu inaczej niż u nas.) Wszedł tam wieczorem, po swetlodżu (tak samo jak my!). Wewnątrz siedział (nie leżał), nago (jak niektórzy z nas), ale przykryty kocem. Miał też ze sobą świętą fajkę. Nakrywało jamę i uszczelniało pokrycie DWÓCH asystentów. W środku panowała ciemność absolutna. (Chyba nikt z nas nie miał takiej, a to wydaje mi się bardzo ważne.) Zadanie polegało, aby nie zasnąć, lecz modlić się o wizje. Wizje, jak pisze Ridomi, przychodzą, kiedy się ich usilnie pragnie. (Wydaje mi się że ten wizyjny cel naszej praktyki nie był zbyt silnie przeze mnie podkreślony.) Jego "wizja" nie miała charakteru wizualnego, nie był to obraz. (A wiec ci z nas którzy nie mieli obrazowych wizji, nie musza czuć się gorsi.) Jego wizja miała postać doświadczenia, które autor, wierzący katolik, nazwał "głębokim poczuciem bliskiej obecności Boga". Poczuł się też (jak większość z nas) ogromnie naładowany energią. Jest w artykule zdjęcie autora jak wychodzi z "grobu". Nie pisze nic, czy jama była jednorazowa i kto ją zasypał, czy też wielokrotnego użycia.
W tym samym numerze Frank Henderson Mac Eowen pisze [4] m.i. o tym, że podczas jednej z ceremonii swetlodżu (inipi w języku Lakota, było to także u Lakotów) doznał wyjścia z ciała i latał nad wierzchołkami drzew obserwując ogniomistrzów wkładających świecące kamienie do środka. Wrócił do ciała, kiedy mistrz ceremonii polał kamienie wodą i zrobiło się jeszcze goręcej. (Mistrz zauważył jego przygodę.)
Przypisy:
[1] Victor Sanchez; Nauki Don Carlosa. Limbus, Bydgoszcz 1997, s. 263 i nast., ćwiczenie Pogrzeb Wojownika.