Ostrzezenie, WSTÊP


OSTRZEŻENIE

WSTĘP

Książka, którą oddaję do rąk Czytelników przeznaczona jest przede wszystkim dla rdzennych Polaków, którzy pomimo tak tragicznej sytuacji w naszym kraju, gdzie naród polski jest okradany i z zimną krwią wydzierana jest jego własność, gdzie gospodarka celowo jest niszczona i z dnia na dzień w coraz większym stopniu za bezcen odsprzedawana obcym (a tak naprawdę tym z (*wybranego narodu*), gdzie nasza kultura narodowa jest wyszydzana, wypaczana i na siłę wprowadzane są wątki z obcej nam nieznanej kultury żydowskiej, gdzie nasza wiara katolicka jest zohydzana i celowo judeizowana, i gdzie, już wydawałoby się, że nie istnieje żaden autorytet, który dałby nadzieję do dalszej walki o suwerenną Polskę, nie stracili jeszcze nadziei, że prawdziwa Polska wciąż istnieje.

Chciałbym, żeby Czytelnicy przeczytali tę książkę od początku do końca bardzo dokładnie, ponieważ jest to warunek peł-nego zrozumienia zawartych w niej myśli, uszeregowanych tak by w końcowym efekcie uwidocznić pełny obraz dziejowej konspiracji żydo-masońskiej przeciwko Bogu, naturze i wszystkim narodom nieżydowskim; by miał jasny i ukształtowany pogląd na te wszystkie zachodzące w szybkim tempie na naszych oczach wydarzenia, co powoduje zdezorientowanie nawet wśród najbar-dziej świadomych i utratę poczucia zagrożenia kryjącego się za działalnością „możnych tego świata”.

____________________

PRZEDMOWA

Książka ta jest zbiorem faktów historycznych z zachodzących wydarzeń światowych, a w szczególności dotyczących Polski, które miały miejsce na przestrzeni stuleci aż do czasów obecnych, jak również komentarzy i artykułów prasowych ukazujących się w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, w prasie polonijnej oraz w jęz. angielskim, a dotyczących prowadzonej od wieków konspiracji żydo-masońskiej wobec ludzkości. Treść przedstawiona jest chronologicznie w formie skryptów.

Bardzo niewielki procent ludzi w skali światowej wiedziało o tej konspiracji, czy też wyczuwało, że taka konspiracja istnieje. Ogromna ich większość nie wiedziała o niej. Ludzie do tej pory nie orientowali się, o co toczyła, i nadal toczy się gra na tym świecie.

Wojny, rewolucje, powstania, tworzenie różnego rodzaju organizacji, stowarzyszeń, religii, systemów, partii − rzekomo zwalczających się − miało na celu podporządkowanie sobie, przez Żydów, innych nacji tzw. pogan i ich zniewolenie. Oraz zaprowadzenie tzw. „nowego porządku światowego”.

Przykładem może być ostatnie 50 lat, gdzie żydo-masoneria stworzyła dwa rzekomo zwalczające się systemy. Kapitalizm zachodni i komunizm wschodni (Wschód-Zachód), wprowadzając tym samym zupełne zamieszanie w orientacji politycznej wśród społeczeństw − pozorując „zimną wojnę”. Była to wielka reżyseria żydo-masoneri − „politycznego teatru” XX wieku. Wszystko jest utrzymywane w tajemnicy przed narodami na tym świecie.

Historia jakiej się uczyliśmy i uczymy się nadal, jest po prostu sztucznym tworem, kompletnie odbiegającym od rzeczywistości. Celowo wypaczona, z której usunięte zostało wszystko to, co skierowałoby podejrzenia o jakąkolwiek konspirację prowadzoną przez naród żydowski wobec innych narodów. Fałszowana, w zależności od sytuacji w danym czasie i wykorzystywana w celu manipulowania nami oraz użycia nas, dla realizacji swoich dalekosiężnych celów. Środki masowego przekazu są używane do kształtowania opini i poglądów jakie są im wy-godne w danej chwili i pomocne do realizacji „nowego porządku światowego!” Pomocnym narzędziem w ich rękach jest fakt, że opanowali niemalże wszystkie dziedziny życia − massmedia, fi-nanse, szkolnictwo, kulturę i sztukę, etc.

Wywołana wojna z Irakiem w 1991 r., była skutkiem faktu, że prezydent Saddam Hussein zdemaskował spisek żydowsko-masoński przeciwko nie-Żydom. Było to dużym zaskoczeniem dla samych Żydów, dlatego w kołach syjonistyczno-masońskich zapadła decyzja o wywołaniu wojny w tym kraju. Liczyli, że poprzez wojnę i całkowitą blokadę tego kraju zniszczą S. Husseina i jego naród.

To zapoczątkowało między innymi proces wzrostu świadomości wśród innych nacji oraz wzrost zrozumienia powagi sytuacji światowej. Do tej pory większość z ludzi skupiała swoją uwagę na ewentualnym zagrożeniu danego narodu. Istniała świadomość wroga narodowego ale nie istniało pojęcie wroga światowego.

W książce tej jest często poruszany temat masonerii jako organizacji o najdłuższym stażu, za którą żydostwo ukrywając się siało spustoszenie wśród narodów tego świata. Zapewne niewielki procent czytelników jest zorientowanych w tym temacie.

Masoneria, w języku angielskim zwana „freemasonery”, czyli „wolnomularstwo”. Obecna propaganda żydowska na całym świecie podaje różne daty jej powstania − XIV, XV, XVI, XVII wieku − jest to niezgodne z prawdą. Żydzi celowo wprowadzają ludzi w błąd, żeby nikt nie domyślił się od kiedy ta organizacja istnieje, od czego powstała i do czego zmierza.

Scharakteryzuję jej zalążki i cele. Z różnych książek i archiwalnych dokumentów wynika niezbicie że wolnomularstwo powstało jeszcze przed narodzeniem Chrystusa. Celem jego jest zdominowanie, przez Żydów, innych nacji − „gojów” − na całym świecie i podporządkowanie ich sobie. Jest to ścisła realizacja żydowskiego programu, który zawarty jest w Talmudzie.

W Talmudzie czytamy: „nie-Żydzi to bydło tylko w ludzkiej postaci. Są stworzeni przez Boga na usługi Żydom. Są gojami. Naród żydowski to naród królewski, do którego należy cały świat i jego bogactwa na nim”.

Zalążki wolnomularstwa datują się (jak głosi legenda) od czasów Króla Salomona. Główny architekt budowli tej świątyni, (a była to pierwsza świątynia masońska) Hiram Abbif, ówczesny Król Tyru i były mistrz, po ukończeniu jej budowy, jako pierwszy ujawnił Salomonowi tajne hasło masońskie, nazwę tej organizacji. Oto wypowiedziane przez niego słowa „Mach Hach Bone”, co po angielsku znaczy „Grand Masonic World”. Hasłem tym posługują się do dnia dzisiejszego.

Czy tak było naprawdę?

Ze Starego Testamentu wynika że Żydzi od czasów rzekomej ucieczki z niewoli egipskiej mieli coś w rodzaju swojej organizacji, która później po klęsce Judei w Babilonii (niewola babilońska) przybrała konkretną nazwę „Sanhedryn”. Był to i nadal jest mózg żydostwa, w skład którego wchodzi 71 rabinów, którzy są zakonspirowani i zarządzają z ukrycia. Nawet sami Żydzi nie wiedzą których, natomiast wiernie wykonują ich polecenia.

Żydzi skupieni w swoich stowarzyszeniach czy organizacjach podlegając sanhedrynowi byli wykonawcami jego poleceń i służyli jako narzędzie do eksterminacji narodów nieży-dowskich. To prawdopodobnie były pierwsze zalążki późniejszej masonerii.

Wszystko wskazuje na to, że korzenie masonerii biorą się z żydostwa. Główne założenia masonerii opierają się na żydowskiej księdze „kabały”.

Po ukrzyżowaniu Chrystusa, który ujawnił ludzkości całą prawdę o żydach i ich szatańskim spisku przeciw innym narodom, Żydzi postanowili zmienić swój kierunek działania i tą tajną organizację skierować do walki z chrześcijaństwem. Żydzi w stosunku do innych narodów, które przyjęły chrześcijaństwo, byli procentowo niewielką siłą. Bali się walczyć jawnie i przeszli do podziemia. Nałożyli sobie rygor przestrzegania jeszcze większej tajności w działaniu tej organizacji już o profilu masońskim.

Dopiero w XVI wieku, gdy ich populacja powiększyła się zaczęli stanowić poważną siłę. Loże masońskie zaczęły działać jaw-nie, szczególnie w Europie Zachodniej w takich krajach jak Anglia, Francja, Niemcy, Włochy i Hiszpania. (Oczywiście nie ujawniając swoich celów do jakich dążą). Oficjalnie masoni głoszą wolność, tolerancję, pokój, itd.

Wszystko jest jednym wielkim *kłamstwem”. Kto zna dobrze Żydów i lichwę żydowską, wie że żaden z nich nigdy nie powie prawdy, żyje on z kłamstwa, podstępu i ludzkiej krzywdy. Są to ludzie, którzy mają w sobie coś z diabła. Oto słowa Chrystusa − Ew. Św. Jana 8,44 − który powiedział do Żydów: wy z ojca diabła jesteście i pożądania ojca waszego czynić chcecie”.

Tak, wygląda − przedstawiona w wielkim skrócie − początkowa historia masonerii. Szczegółowy program i jej działalność przedstawione są w dalszej części książki.

Przestrzegam czytelników przed straszliwą konspiracją żydowską z „Sanhedrynem” na czele.

W książce, spotkacie się z różnymi określeniami jak „Nieznani Naczelnicy”, „Mędrcy Syjonu”, „Nieznani Przywódcy” − jest to nic innego jak „Sanhedryn”.

Nie mniej niebezpieczna jest, niżej stojąca od Sanhedrynu masoneria z jej odrębnymi lożami czy kastami. Wymienię najważniejsze z nich: „Rada 33 stopnia wtajemniczenia”, jest to najwyższa hierarchia w masonerii. Podlegają tej radzie organizacje masońskie jak: Klub „Bilderberg”, „Illuminati”, „Różokrzy-żowcy” (dawniej „Prieure de Sion”), „Rotary Klub”, i wiele innych. Zakony: „Zakon Rycerzy Maltańskich”, „Zakon Templariuszy”, „Za-kon Obrońców Św. Grobu”, i wiele innych.

Następnie organizacje: „ONZ”, „NATO”, „Międzynarodowy Fundusz Walutowy”, „Bank Światowy”, „EWG”, „Światowa Organizacja Zdrowia”, „Czerwony Krzyż”, „Trójstronna Komisja” (Trilateral Commission) i wiele innych mniej znaczących − są to organizacje stworzone i kontrolowane przez żydo-masonerię.

Nazwy określające grupy jak: „Globaliści”, „Kapitaliści”, „Komuniści”, „Syjoniści”, „Liberałowie” (bardzo niebezpieczna grupa ludzi), „Naturyści” itd.

Za wyżej wymienionymi nazwami, kryją się konspiratorzy żydowskiego spisku. Trzeba się ich wystrzegać i być świadomym zagrożenia, jakie niesie ich działalność.

Tomasz Koziej

________________

ŻYDZI I ICH KONSPIRACYJNE PLANY

Podbój świata

Ostatnimi czasy coraz więcej i częściej mówi się o planach i dążeniach żydowskich. Zmierzają one do podboju całego świata i podporządkowania wszystkich narodów władzy narodu żydowskiego. Równocześnie czynione są próby zaprzeczenia temu, próby mało przekonywujące, niepoważne.

Jak więc jest w istocie..?

Otóż stwierdzić należy z naciskiem, że plany podboju całego świata przez Żydów i podporządkowanie ich władzy wszystkich narodów świata nie są żadną nowością. Znane są już one nie od dziś, nie od wczoraj, ani nawet od stu, czy dwustu lat, ale od lat tysięcy. A pierwsze wskazówki i dowody istnienia i nurtowania wśród żydostwa znajdują się w żydowskich księgach świętych.

Rzecz zrozumiała, że cytaty, wzięte z ksiąg Mojżesza i innych żydowskich ksiąg świętych, miały pewne znaczenie i moc obowiązującą wobec Żydów dopóty, dopóki nie sprzeniewierzyli się oni Bożemu posłannictwu, kiedy nie tylko odrzucili naukę Jezusa, jako zapowiedzianego im Mesjasza, ale nawet okrutnie go zamordowali. Wówczas wielkie przyrzeczenia i zapowiedzi Boskie, zawarte w księgach Mojżesza i innych, straciły swoje znaczenie i swoją obowiązującą moc. Dlatego też dalsze powoływanie się na nie jest karygodnym z ich strony nadużyciem, za które też Bóg spuszcza na nich od czasu do czasu srogie kary, jakich prawie od dwóch tysięcy lat, społeczeństwa narodów nieżydowskich są świadkami.

Zauważyć należy, że Jezus Chrystus, jako Mesjasz, spełnił wszystko, co przepowiedzieli Prorocy. Żydzi nie uznali w Nim wysłannika Bożego, i nie uznają Go do dziś. Wierzą uparcie, że zapowiedziany im Mesjasz będzie potężnym królem, mającym za zadanie zaprowadzić na całym świecie królestwo mesjańskie, będące właściwie królestwem żydowskim. W królestwie tym Żydzi, jako „naród wybrany”, będą warstwą panującą a reszta narodów ma być ich niewolnikami.

Jezus Chrystus nie ziszczał tych ściśle materialistycznych nadziei i oczekiwań żydowskich. Nie był wojownikiem i potężnym władcą ziemskim. Dlatego został przez Żydów odtrącony, i zamordowany. − Za co? − Za to, że głosił hasło: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą i módlcie się za prześladujących i oczerniających was”.

Tak wzniosłe hasło nauki Chrystusowej było czymś niepojętym dla Żydów, narodu na wskroś zmaterializowanego i dyszącego straszliwą zemstą do innych narodów. Nie dość na tym. Było ono także kamieniem obrazy dla Żydów, oczekujących Me-sjasza, jako pogromcy narodów nieżydowskich, mściciela krzywd rzeczywistych i urojonych, odnowiciela królestwa Izraelskiego i budowniczego nowego potężnego państwa żydowskiego na całym świecie. O tak pojmowanym Mesjaszu, Żydzi mówią bardzo wiele w całym szeregu różnych, pseudoproroczych pism.

Najciekawsze i najbardziej charakterystyczne we wszystkim − z tych pism − jest to, że prawie jednogłośnie przedstawiają one czasy przyjścia Mesjasza, jako epokę powszechnych walk, zaburzeń, wojen i przewrotów rewolucyjnych, a samego Mesjasza, jako mściciela i pogromcę narodów nieżydowskich oraz twórcę wszechświatowego państwa żydowskiego, w którym Ży-dzi będą narodem panującym nad pozostałymi. Równocześnie Żydzi sądzą, że na nadejście czasów mesjańskich nie powinni cierpliwie wyczekiwać z założonymi rękoma, lecz przeciwnie, powinni dążyć wszelkimi siłami do przyśpieszenia ich nadejścia. W tym też celu Żydzi już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa wywołali cały szereg wojen i zamieszek w państwie rzymskim, które miały po pierwsze: osłabić i zniweczyć państwo rzymskie, co zresztą w końcu V wieku osiągneli; po drugie: zniszczyć chrześcijaństwo, jako twór znienawidzonego i zamordowanego przez nich Jezusa Chrystusa, czego jednak nie udało się im przeprowadzić, gdyż chrystianizm szczęśliwie zniósł i przezwyciężył wszelkie z ich strony prześladowania i zadawane mu rany, by wreszcie w wiekach średnich ku niesłychanej wściekłości Żydów, dojść do wspaniałego rozkwitu. Wówczas to kościół wprowadził, do życia społecznego wiernych, zazdrości godną harmonię i jednocześnie doskonalił ich duchowo w myśl zasad i wskazań nauki Chrystusowej.

Wspaniały rozkwit chrześcijaństwa oraz powstanie i rozwój całego szeregu nowych państw w świecie, opartych o kulturę i cywilizację chrześcijańską, w najwyższym stopniu niepokoiło żydostwo, które w tym czasie, po klęskach, jakie nań spadały wraz z upadkiem państwa rzymskiego, leczyło zadane mu rany, równocześnie przebudowując się wewnętrznie, według zasad i wskazań Talmudu, który też swoimi niezliczonymi nakazami i zakazami, niczym żelaznymi obręczami, ściskał i zamykał coraz bardziej wyznawców, czyniąc je społeczeństwem niesłychanie zwartym i posłusznym woli i rozkazom jego „niezna-nych naczelników”.

Wobec takiego stanu rzeczy należało zmienić metody dzia-łania i przystosować się do nowych warunków, skierowując ży-dostwo na nowe tory rozwoju. Na rozkaz „nieznanych naczelników” narodu żydowskiego, dzieła tego podjęli się: Mojżesz Maj-monides i współcześni mu kabaliści. Na czym polegała ich praca? Na ponownym nawiązaniu ścisłej łączności pomiędzy żydostwem , a światem chrześcijańskim, łączności, która wsku-tek ogarnięcia Żydów przez Talmud, została w średniowieczu zerwana i pozbawiła przez to samo Żydów bezpośredniego wpły-wu na ogół państw chrześcijańskich, tworząc jednocześnie wśród nich dla Żydów faktyczne ghetto już na długi czas przed jego prawnym powstaniem.

Podczas gdy Majmonides dziełami swymi oddziaływał głównie na inteligencję żydowską, kabaliści pracowali nad żydowskimi masami. Pod wpływem ich wspólnego, pozornie niez-godnego z sobą wysiłku, pękły wreszcie niepotrzebne już orga-nizacyjne okowy Talmudu. Społeczność żydowska już wówczas była tak wytresowana, że bez żadnych trudności, dostosowywała się posłusznie do wskazówek i poleceń swoich „niezna-nych naczelników”.

Odtąd też rozpoczyna się nowy okres przygotowawczy Żydów do przyśpieszenia nadejścia czasów mesjańskich, okres w którym kolejno mamy reformację, ten wytwór ducha i mózgu żydowskiego. Spowodowała ona rozłam w dotychczas jednolitym chrześcijaństwie zachodnim i wstrząsnęła potężnie jego podwalinami. Szereg poreformacyjnych ruchów rewolucyjnych, opartych o podłoża sekciarskie i wojny religijne, w których inspirowaniu i kierownictwie udział Żydów, został już niezbicie dowiedziony.

W pierwszych latach poreformacyjnych {mniej więcej pomię-dzy 1517-1540} Żydzi do tego stopnia wierzyli w swoje zwycięstwo nad Kościołem katolickim, że nawet publicznie określali już czas, w którym „Izrael zostanie wywyższony i zapanuje nad światem”. Jednocześnie zapowiadali nadejście Mesjasza raz na rok 1529 , innym razem na rok 1530, 1531, 1533, 1534, przy czym dodawali, że nastąpi to nie później jak do roku 1540, mia-nowicie jeszcze przed upływem 5300 r. według kalendarza żydowskiego.

Jednak te żydowskie nadzieje i rachuby zawiodły na całej linii. Zamiast bowiem Mesjasza, pojawiły się antysemickie pisma Marcina Lutra, który wreszcie przejrzał, do czego go Żydzi użyli i używać nadal zamierzali. Gwałtownie przeciwko nim wystąpił. Wystąpienie Lutra przeciwko Żydom musiało na nich podziałać jak grom z jasnego nieba, tym więcej, że było ono niesłychanie gwałtowne:

Oto co Marcin Luter pisał w owym czasie:

*Nigdy nie było pod słońcem narodu krwi żądniejszego i mściwszego, niż ci, którym się zdaje, że są narodem przez Boga wybranym, aby obowiązani byli i musieli mordować pogan.

Największą rzeczą, jakiej spodziewają się od swego Mesjasza, jest to, że powinien swym mieczem wymordować i zatracić cały świat. Żyd, to jest serce żydowskie, jest drewniano-kamienno-diabelsko-stalowo twarde, niczym niewzruszalne gdy przyjdzie Mesjasz, to on ma zabrać całemu światu złoto i srebro i pomiędzy nich rozdzielić” „Pod ich boźnice i szkoły należy podkładać ogień, a kto może, niech dorzuca do niego smoły i siarki. Kto dorzuciłby do tego piekielnego ognia, uczyniłby dobrze. A czego nie chwyci się ogień, potrzeba posypać grubo ziemią, ażeby żaden człowiek nigdy nie zobaczył kamyka lub żużla z tego. Tak samo potrzeba połamać i zniszczyć ich domy, a ich samych jak cyganów pozamykać pod dachem lub w chlewie, aby wiedzieli, że nie są panami świata. Potrzeba Żydom odebrać urzędową opiekę i zamknąć przed nimi drogi, bo nic na wsi nie mają do szukania. Potrzeba im zakazać wszelkiej lichwy i odebrać im wszelki majątek, klejnoty, złoto i srebro, bo wszystko, co posiadają ukradli swoim rozbojem lichwiarskim, bo w inny sposób żyć nie umieją Bogacą się naszym potem i naszą krwawicą, my stajemy się coraz biedniejsi wskutek ich wyzysku. Wysysają nas jak pijawki, jak zmora leżą nam na piersiach te próżniacze szelmy i leniwce; te brzuchacze piją i żrą i dobre czasy spędzają w naszym domu, za to wszystko bluźnią jeszcze Panu Je-zusowi, kościołom, i nam wszystkim grożą i życzą śmierci i wszelkiego nieszczęścia.*

Rzecz zrozumiała, że następstwa wystąpienia Marcina Lutra przeciwko Żydom były dla nich opłakane: nastały znowu czasy strasznych pogromów.

Zaznaczyć należy tutaj, że niemal cały wiek XVI i pierwsza połowa wieku XVII były okresem niezliczonych prób żydow-skich wywołania w Europie powszechnej zawieruchy, która miała w zakończeniu oddać władzę nad narodami europejskimi w ich ręce. Czasy te są także okresem pojawienia się wśród Żydów całego szeregu fałszywych „mesjaszów”, którzy na polecenie „nieznanych naczelników” podniecali ciemne masy żydowskie i zachęcali je do ponoszenia coraz to nowszych ofiar na rzecz maniackich planów podboju całego świata przez „naród wybrany”.

Ale te wszystkie wysiłki się nie udały: żydostwo znowu spotkał sromotny zawód. Mimo to nie zrezygnowało ono ze swoich tajemnych planów. Po krótkim zaleczeniu otrzymanych ran przystąpiło do ponownej reorganizacji wewnętrznej, mającej na celu przygotowanie się do świeżej akcji. I znowu mamy przygotowania na dwa fronty: na zachodzie, głównie inteligencji żydow-skiej wykreśla nowe drogi postępowania i penetrowania w głąb społeczeństw rdzennych − Mojżesz Mendelssohn; na wschodzie zaś przygotowuje i tresuje ciemne, fanatyczne masy żydowskie do wydatnego poparcia wysiłków „nieznanych przełożonych” − Izrael z Międzyborza, a po jego śmierci Dob Beer z Międzyrzecza, organizując je w związki chassydzkie, które nawiązują tra-dycją do dawnych historycznych związków chassydzkich, znanych w czasach rzymskich ze swej rewolucyjnej działalności.

Jednocześnie „nieznani przełożeni” światowego żydostwa do-chodzą do wniosku, że bez oparcia się o jakoweś „terytorium”, które by na stałe było w niepodzielnym władaniu Żydów, nie uda im się opanować pod swoją władzę narodów europejskich. A że wówczas najwięcej Żydów było już skupionych na ziemiach polskich i że wszystkie czynniki społeczne były na ich usługi, oraz że Polacy ze wszystkich narodów europejskich najłagodniej traktowali ich, przeto „nieznani naczelnicy” przeznaczyli ówczesną Polskę na ziemię obiecaną dla Żydów w Europie i polecili Jakubowi Frankowi założyć na jej terytorium coś w rodzaju niepodległego państwa żydowskiego, na wzór dawnych zakonów rycerskich. Zresztą nie było wówczas podatniejszego terenu w świecie na założenie królestwa żydowskiego nad Polskę, której szlachta, „czego wam właśnie trzeba, − mówił Frank do Żydów − jest dobra, jej królowie dla was zaś byli zawsze jeszcze lepsi, niż ona. Gdy wypędzonych z ziem zachodnich przodków naszych przyjęła szlachta polska na swoją ziemię, wnet poznali w tej ziemi nową, obiecaną”.

Udała się nowa akcja żydowska na zachodzie Europy, głównie we Francji, gdzie Żydzi w imię rzekomej wolności, równości i braterstwa wszystkich ludzi, rozpalili pochodnię rewolucji, która jednak nie spełniła także w całej pełni ich rachub, bo poprzestała tylko na Francji, resztę Europy pozostawiając we względnym spokoju. Przynisła jedynie ona od razu Żydom wielkie korzyści najpierw we Francji w postaci równouprawnienia oraz utorowała ścieżki dla nadania im równouprawnienia w całej Europie. Tym samym przyczyniła się niesłychanie do wzrostu ich potęgi i znaczenia w świecie w ciągu XIX i XX wieku.

Ten wzrost znaczenia i potęgi Żydów w świecie przypomniał im marzenia mesjańskie, t. j. od tysięcy lat snute skrycie plany opanowania pod swoją władzę całego świata. I znowu Żydzi w ciągu XIX wieku rozpoczęli zręcznie siać niepokoje między narodami rdzennymi i pobudzać je do co raz to nowych wojen, które przyniosły żydostwu olbrzymie korzyści, wzmacniając wydatnie zarówno gospodarczo, politycznie i kulturalnie. Dzięki właśnie tej powszechnej niezgodzie narodów-gospodarzy, Żydzi umacniali w ich krajach swoje stanowisko, zdobyli równouprawnienie, ba, nawet przywileje, i chwycili w swoje ręce rządy nad światem. Kapitał zrabowany podstępnie narodom rdzennym dał im do tego siłę. Opanowawszy następnie przy pomocy wolnomularstwa ruch nacjonalistyczny XIX stulecia i zakaziwszy go materialistycznym, handlarsko-przemysłowym światopoglądem i kabalistyczną filozofią, Żydzi uczynili europejską myśl nacjonalistyczną narzędziem własnych celów.

Dla żydowskich celów bowiem wywołano w Europie w 1848 roku ruchy „wolnościowe”, rewolucje oraz wojny: austriacko-pruską w 1866 r. i francusko-pruską w 1870 r. dla żydowskich handlarzy diamentów prowadzili Anglicy wojnę z Boerami; dla handlarzy opium, głównie Żydów, zbombardowano bezbronne miasta chińskie; dla wzmocnienia pozycji Żydów w Rosji, celem łatwiejszego przygotowania przez nich późniejszej rewolucji bolszewickiej, pchnięto Rosję w 1904 roku do wojny z Japonią, a w dziesięć lat potem − dla umocnienia pozycji Żydów w całym świecie i przygotowania gruntu już pod jawne ich panowanie nad narodami nieżydowskimi, sprowokowano wojnę wszechświatową, która co prawda, nie spełniła wszystkich marzeń Izraela: następstwami swymi nie wszędzie zmu-siła narody rdzenne do oddania władzy w ręce żydowskie lub ich pachołków, przyniosła jednak olbrzymie korzyści finansjerze żydowskiej. Wojnę bowiem wygrała nie koalicja francusko−angielsko−włosko−amerykańska, tylko żydowscy kapitaliści.

Dla ścisłości zauważyć należy, że do drugiej połowy XIX wieku, mianowicie do czasu, dopóki żydostwo nie wzmogło się potężnie na siłach i nie doszło niemal wszędzie do wielkich wpływów i wielkiego znaczenia, jego przywódcy w sposób bardzo oględny i niewyraźny mówili o planach i dążnościach Żydów do opanowania całego świata pod swoją władzę. W roku 1859 zostało to już wypowiedziane jasno i wyraźnie na cmentarzu w Pradze przy mogile wielkiego mędrca syjońskiego, ra-bina Symeona-ben-Juhudy, wobec zgromadzonych tam z całego świata najbardziej wpływowych rabinów i mędrców syjońskich, kierujących losami żydostwa, przez znakomitego mędrca syjońskiego rabina Reichhorna. Reichhorn powiedział wówczas, co następuje:

*Bracia! Nasi Ojcowie zawarli związek, wymagający od wszystkich wbrańców pokolenia Izraelskiego, aby się zbierali przynaj-mniej raz w każdym stuleciu przy mogile wielkiego mistrza Kalady, błogosławionego Rabbi Symeona-ben-Jehuda, którego nauka nadaje wybranym potęge na ziemi i władzę nad wszystkimi rodzajami Izraelskiego potomstwa.

Tysiące lat już ciągnie się walka narodu Izraela o wszechwładzę, która była obiecaną Abrahamowi, a która wydartą mu została przez Krzyż.

Nasi uczeni przez całe setki lat z niezrażającą ich niczym wytrwałością, prowadzą święty bój; lud nasz stopniowo podnosi się z upadku. Potęga jego wzmaga się i rozszerza. Do nas należy ten bóg ziemski, którego z taką niechęcią i smutkiem ulał nam Aaron na puszczy ów złoty cielec, któremu się teraz wszyscy kłaniają i którego wszyscy ubóstwiają.

Gdy raz więc złoto ziemskie stanie się wyłącznie naszą własno-ścią, władza przejdzie w nasze ręce, a wtedy spełni się owa obietnica zapowiedziana Abrahamowi Złoto! To pełnia władzy na ziemi; ona jest siłą, rozkoszą i wynagrodzeniem; tym wszystkim, czego się człowiek lęka, a czego pragnie! Oto jest tajemnica Kabały, oto najgłębsza nauka o duchu, który rządzi światem, oto jest cała przyszłość.

Osiemnaście wieków należały do wrogów naszych, lecz następne będą już należały do nas!

Po dziesiąty już raz schodzą się na tym cmentarzu ci, którzy w czasie tysiącletniej walki ludu Izraela z Krzyżem, w każdej nowej generacji wtajemniczeni bywają w ten związek skryty, mający na celu naradzanie się nad sposobami, dającymi możność korzystania z błędów wrogów naszych. Każdym razem nowy Sanhedryn zapowiedział coraz gwałtowniejszą walkę z tymiż wrogami, ale w żadnym stuleciu nie przyszliśmy do takiej potęgi, do tak świetnego powodzenia, jak w obecnych czasach.

Możemy więc słusznie pochlebiać sobie, że to, do czego dążymy, jest już bardzo bliskim, a przyszłość nasza jest zapewniona Minęły bowiem na szczęście owe czarne i smutne chwile, w jakich Żydzi byli tak strasznie prześladowani. Postęp cywilizacji w narodach chrześcijańskich jest dla nas najlepszą tarczą obronną i nie przeszkadza w niczym naszym dążeniom.

Rozpatrzmy się tylko i rozbierzmy uważnie środki materialne, jakimi pokolenie żydowskie władać może, i tak: w Paryżu, Londynie, Wiedniu, Hamburgu, Neapolu, Rzymie, Amsterdamie, u wszystkich Rotszyldów i w wielu innych większych miastach, a zatem w całej Europie, Żydzi są posiadaczami kilku miliardów franków, a przy tym w każdej mniejszej miejscowości są także Żydzi, którzy trzymają w swym ręku całkowity obrót monety krążącej, a ożywiającej przemysł, handel i rolnictwo tejże miejscowości oraz przyległej okolicy.

Dzisiaj panujący królowie i książęta są zadłużeni po uszy na utrzymanie ogromnych armii wojska. Giełda reguluje te długi; jeżeli więc zapanujemy na giełdzie, zbliżymy się znacznie do władzy w państwie. Potrzeba zatem ułatwić pożyczki dla rządów, abyśmy coraz bardziej i więcej trzymali je w naszych rękach. Za kapitały, dawane przez nas, trzeba o ile możności, brać w zastaw koleje żelazne, administrację podatków, lasy, fabryki i wszelkie nieruchomości.

Ziemiowładztwo pozostanie zawsze żelaznym, długowiecznym majątkiem każdego kraju. Stąd wypada, iż potrzeba o ile możności nabywać posiadłości ziemskie, a im bardziej potrafimy wpłynąć na podział większych majątków, tym łatwiej dostają się one do naszych rąk.

Pod pretekstem ulg dla klas ubogich, potrzeba cały ciężar podatków rządowych i gminnych zwalić na posiadaczy ziemi, a skoro tylko będziemy jej właścicielami, cała praca robotników chrześcijańskich dostarczy nam dochodów nadzwyczaj korzystnych.

Praca jest niewolniczą sługą spekulacji, eksploatacja zaś jej i z tego pochodzące wpływy, są sługami rozumu a któż może zaprzeczyć Żydom, że nie posiadają rozumu, przebiegłości i chytrości?

Lud nasz jest ambitny, chciwy, skłonny do niepohamowanej pychy i miłujący rozkosze. Gdzie światło, tam cień; nie bez racji nasz Bóg nadał swemu wybranemu ludowi żywotność węża, chytrość lisa, sokoli rzut oka, pamięć psa, pracowitość mrówki, stowarzyszanie się i solidarność dobra. Byliśmy w niewoli babilońskiej, a staliśmy się potęgą. Świątynia nasza upadła, a tysiące innych świątyń podźwignęliśmy. Tysiąc osiemset lat byliśmy w niewoli, a dzisiaj przerośliśmy czołem nad wszystkie te ludy, które nami pogardziły.

Powiadają, że mnóstwo Żydów przystępuje do chrztu. To wcale nie szkodzi. Ochrzczeni posłużą nam właśnie i będą dla nas stopniami, po jakich wejdziemy na drogi nowoodkryte, obecnie jeszcze nam nieznane; albowiem neofici trzymają się zawsze nas i mimo chrztu ich ciała, duch i umysł zostają prawie zawsze żydowskimi.

Nadejdzie czas, za sto lat najpóźniej że nie Żydzi będą przechodzili na wiarę chrześcijańską, lecz w skutku połączeń fizycznych, chrześcijanie będą się starali zostać Żydami, ale wówczas Izrael z pogardą ich odepchnie.

Naturalnym dla Żydów wrogiem jest Kościół chrześcijański, powinniśmy zatem ze wszystkich sił naszych wszczepiać weń wolnomyślność, sceptycyzm, niewiarę, schizmę, a podniecać wszelkie kłótnie i swary między rozmaitymi sektami chrześcijańskimi. W logicznym porządku rzeczy, zacznijmy od księży, głośmy przeciwko nim otwartą wojnę, otaczając ich podejrzeniami i drwinkami, śledząc pilnie i wyjawiając skandal prywatnego ich życia.

Powinniśmy się starać pozyskać wpływ na młodzież. Pretekst postępu cywilizacji, pociąga za sobą równouprawnienie wszystkich religii, a zatem wystarczy najzupełniej do wykreślenia nauki religii z programu chrześcijańskich szkół. Żydzi zaś potrafią utrzymać katedry nauczycielskie we wszystkich tychże chrześcijańskich szkołach i zakładach wychowania. Wypłynie stąd, że religijne wykształcenie pozostać musi w zakresie domowego wychowania, a ponieważ na to nie starczy dosyć czasu w największej części rodzin chrześcijańskich, rzecz naturalna, że duch religijny stopniowo upadać będzie, aż do zupełnego zatracenia. Wywłaszczenie Kościoła z posiadłości ziemskich sprawi to, iż w krótkim bardzo czasie posiadłości te, jako należące do rządów, przejdą w nasze ręce za pożyczki, jakich tymże rządom czynić nie przestaniemy, a wszystkie te okoliczności wyjdą na naszą korzyść i potęgę, do której dążymy.

Wszelki handel połączony ze spekulacją i wypływającymi z nich korzyściami, nie powinien wychodzić z rąk naszych, boć to przecież że tak powiem jest wrodzonym prawem Żydów. Najpierw powinniśmy zawładnąć handlem spirytusu, masła, ziarna i wełny, a wtedy będziemy posiadali w naszych rękach rolnictwo i całe gospodarstwo wiejskie. My potrafimy dostarczyć zawsze ziarna dla wszystkich, lecz jeżeliby powstały jakieś nieukontentowania między ludem, wypływające z drożyzny i z niej pochodzącej nędzy z łatwością możemy zwalić winę na rządy i wzniecić jakieś zamieszanie, bo każda rewolucja, każde wstrząśnienie, przysparza nam kapitału i zbliża do wytknięcia tego celu.

Wszelkie posady rządowe muszą nam być dostępnymi, a skoro tylko je otrzymamy, przebiegłość i pochlebstwa żydowskich faktorów z rozmaitych klas i postaci dopomogą nam dojść tam, gdzie są prawdziwe wpływy i prawdziwa potęga. Rozumie się, że mowa jest o takich posadach tylko, które przynoszą ze sobą zaszczyty, władzę, przywileje i z tego wszystkiego wypływające zyski, albowiem te posady, których udziałem jest wiedza i praca, a mierne wynagrodzenie, mogą zostawać przy chrześcijanach. Prawnictwo jest dla nas bardzo ważną rzeczą. Adwokatura to wielki krok naprzód, bo fach ten, prowadzący do najwyższych szczebli godności, najwięcej idzie w parze z chytrością i krętactwem, jakie są w nas od dzieciństwa wpajane i uważane za zalety, a które tak potężnie mogą dopomóc nam wznieść się do władzy i do wywierania wpływu na stosunki naszych naturalnych, a śmiertelnych nieprzyjaciół chrześcijan.

I czemuż nie mogliby być ministrami oświaty publicznej, kiedy tyle razy byli już ministrami skarbu? Żydzi muszą również stanąć wszędzie jako prawodawcy, aby znieść prawa Goimów {niewiernych grzeszników}, wymierzone przeciw dzieciom Izraela. My zaś z naszej strony, zostańmy wiernymi na wieki prawom, przekazanym nam przez ojców naszych, to jest: przechowaniu w sercach naszych nieprzebłagalnej nienawiści dla wrogów i nieprzyjaciół Izraela

Zresztą już nie potrzebujemy praw dla obrony naszej, bo takowe z tzw. postępem cywilizacji zostały prawie wszędzie w Europie już nam nadane. W obecnej więc chwili powinniśmy się starać o nabycie takich jeszcze praw, które wyłącznie mogą być korzystnymi dla naszego ludu, jak na przykład: łagodne prawo o bankructwie, uchwalone w celu humanitarnym, stałoby się w naszym ręku bogatszą kopalnią złota, aniżeli niegdyś owe nieprzebrane kopalnie Kalifornii.

Żydzi powinni stanąć na czele wszystkich towarzystw spekulacyjnych, nie narażając się jednakże na żadne niebezpieczeństwo, które by mogło powstać z nadużycia praw krajowych, jakie przez swą przebiegłość powinni zręcznie omijać, i dlatego powinni się oddawać takim tylko naukom, które idą w parze z chytrością i przebiegłością im wrodzonymi, a które z tego powodu są dla nich łatwiejszymi. Najporęczniejszym jest dla Żydów kierować się na doktorów prawa i medycyny, kompozytorów muzyki, autorów w roz-maitych przedmiotach ekonomicznych, a to z przyczyny, że wszystkie te powołania i zajęcia nierozłączne są ze spekulacją. Co do sztuk pięknych nasi wynajdą rozmaite sposoby na dobre przyjęcie debiutanta i chociażby ten był zwykłą marnością, potrafią otoczyć go pewnym kadzidłem pochlebstw i zachęty.

W naukach znowu medycyna i ekonomia polityczna należą do naszego plemienia. Doktór medycyny dopuszczalnym bywa do najskrytszych tajemnic rodzinnych w jego rękach jest życie naszych wrogów. O doktorach prawa, już wspomnianym było W ekonomi zaś politycznej bardzo łatwo jest zamącić głowę i wykazać, że białe jest czarnym, a czarne białym.

Powinniśmy popierać starania chrześcijan o zastąpieniu aktu ślubnego, odbywanego w kościele, prostym kontraktem przed urzędnikiem cywilnym, bo wówczas ujrzeć będzie można żony i ich córy zdążające do naszego obozu, gdzie złoto przyciągać je będzie.

Jeżeli złoto jest pierwszą potęgą tego świata, to niezawodnie drugą jest prasa, lecz cóż ona może znaczyć bez współudziału pierwszej? Wszystkie zatem wyżej przytoczone zasady, rady i myśli wówczas dopiero się zrealizują, gdy prasa będzie nam podwładną. Nasi więc powinni i muszą objąć kierownictwo prasy codziennej w każdym kraju. Jesteśmy chytrzy, zręczni i władamy groszem, potrzeba zatem za pomocą wielkich dzienników politycznych kształcić i kierować opinię publiczną, według naszych wyłącznie interesów; krytykować dzieła i scenę i uzyskać wpływy na publiczność, czyli na proletariat.

Takimi drogami postępując krok za krokiem, odeprzemy chrześcijan od wszelkiego wpływu i podyktujemy światu to wszystko, w co ma wierzyć, co szanować, czym pogardzać i co przeklinać. Powtórzmy żałobny płacz Izraela i skargę na ucisk, który tak długo nas dławił! Wtedy pojedyńczo występować będą nasi nieprzyjaciele, atakując dążności nasze; lecz masy głupie i ciemne będą po naszej stronie.

My zaś, dzierżąc prasę w naszych dłoniach, będziemy mogli zmienić prawość w nieprawość; bezcześć podnieść do prawdziwej czci, będziemy mogli wstrząsnąć nietykalną dotąd instytucją rodziny i rozbić jej członków na oddzielne cząstki będziemy mogli wykorzenić to wszystko, w co dotychczas wrogowie nasi wierzyli będziemy mogli zrujnować kredyt, podburzyć drażniące namiętności, wydać wszystkiemu i wszystkim wojnę otwartą, narzucić sławę lub pogrążyć w otchłań bezcześci kogo i co tylko chcemy!

Wszystko to, niechaj wyrytym zostanie w pamięci każdego Izraelity!!!

Potęga nasza rozwinie się w olbrzymie drzewo, którego konarami będą: szczęście, bogactwo, potęga i rozkosz używania.

Każdy więc Izraelita powinien nieść pomoc drugim. Skoro tylko jeden kroczy naprzód, niechaj ciągnie i innych za sobą, a jeżeli mu się noga poślizgnie, niechaj wszyscy biegną mu na pomoc. Jeżeli który z naszych jest pociągnięty przez sąd chrześcijański za przekroczenia praw kraju w jakim zamieszkuje, inni Żydzi powinni mu dopomagać, lecz tylko w takim razie, jeżeli obwiniony postępował zgodnie z prawami, jakimi się rządził lud izraelski.

Lud nasz jest zachowawczym, konserwatywnym, pielęgnującym i ochraniającym obrządki religijne i ustawy od początkowych źródeł ich pochodzenia. Silnie on stoi przy prastarym; lecz w interesie naszym trzeba się starać przyjąć udział, a nawet przyjąć kierownictwo w reformach, które stoją na porządku dziennym, to jest: polepszeniu bytu materialnego klas roboczych i ubogich. Powinniśmy więc przyjąć udział w tym ruchu, ale tylko pozornie; bo w rzeczy samej starania nasze powinny dążyć do skierowania całego prądu tychże reform, czyli podziału pracy na drogę polityczną.

Masy same przez się głupie i ślepe dają się zawsze powodować i prowadzić krzykaczom a któż lepiej i głośniej od Żyda hałasować i blagą omamiać potrafi? Dlatego też nasi wiodą rej w prasie i na trybunach we wszystkich chrześcijańskich narodach.

Im więcej gromad i zebrań, tym więcej powodów do niezadowolenia, a lenistwa do pracy, z czego koniecznie musi nastąpić zubożenie ładu i poddanie go tym, którzy władają groszem, czyli dźwignią do pomnożenia proletariatu. Wszelki ruch, mający na celu zmianę, wzbogaca nas, rujnując drobne majątki, które muszą brnąć w długi.

Kruchość podstawy podnosi nasze wpływy i naszą potęgę i dlatego popierać wypada wszelkie niezadowolenia, wypływające stąd wstrząśnienia, bo te przysparzają nam bogactw i przyśpieszają chwile dojścia do naszego jedynego celu to jest do panowania na ziemi.*

Tak mówił mędrzec żydowski, rabin Reichhorn. Mowa jego odsłania nam już całą duszę żydowską i kreśli cały program narodu żydowskiego, dlatego też zasługuje ona na poznanie, jako najlepsze studium psychologi tego narodu.

Ale na zjeździe praskim nie tylko został wyraźnie sprecyzowany plan podboju świata przez Żydów, ale także postanowiono powołać do życia jawną organizację żydowską, która by zajęła się praktycznym wcielaniem go w życie i która by równocześnie opiekowała się Żydami na całym świecie, udzielając im potrzebnych rad, pomocy i wskazówek, jak mają postępować. Tak więc powstał w Paryżu w 1860 roku, a więc w rok po zjeździe praskim, Wszechświatowy Związek Żydowski *Allian-ce Israelite Universelle*, założony przez Adolfa Cremieux*ego.

Że „Wszechświatowemu Związkowi żydowskiemu” „nieznani przełożeni” poruczyli zadanie praktycznego wcielania w życie programu podboju świata przez Żydów, świadczy o tym najlepiej manifest, jaki Adolf Cremieux ogłosił przy założeniu tegoż „Związku”. W manifeście tym czytamy:

*Wszyscy Żydzi za jednego i każdy za wszystkich; nauka żydowska powinna zapanować na całym świecie; największy nasz wróg, chrześcijaństwo rozkłada się, trafione w głowę ; naszą narodowością jest religia ojców naszych i nie uznajemy innej, nasza sprawa jest wielka i święta, jej pomyślne zakończenie jest zapewnione, sieć pajęcza, którą Izrael zarzucił na całą kulę świata, powiększa się i rozszerza z dniem każdym, a proroctwo naszych ksiąg świętych nareszcie się spełnia, bliski jest czas, w którym Jeruzalem stanie się domem modlitwy wszystkich narodów i ludów, tam flaga jedynego boga żydowskiego powiewać będzie, i zatknięta zostanie na najdalszych krańcach świata, umiejmy wykorzystać nadarzające się sposobności, nasza potęga jest ogromna, uczmy się używać jej ku chwale zwycięstwa naszej sprawy. Czego mamy się obawiać? Niedalekim jest dzień, w którym wszystkie bogactwa, wszystkie skarby ziemi będą w rękach dzieci Izraela.*

Na zebraniach zaś Związku Cremieux głosił:

*Musi powstać nowe państwo mesjańskie, nowe Jeruzalem musi wznieść się w miejsce cesarzy i papieży.*

Powyższe tłumacząc na język prostszy, bardziej zrozumiały, wyrazić należy następująco:

*Nadszedł już czas na rozpoczęcie bezwzględnego niszczenia wszystkich dotychczasowych odrębnych państw i królestw, na zniesienie wszystkich religii, ma się rozumieć za wyjątkiem talmudowej (żydowskiej), i na ustanowienie na całym świecie jednego państwa żydowskiego, w którym naród żydowski będzie żywiołem panującym i w którym będzie obowiązywała tylko jedna, jedyna religia, mianowicie żydowska.*

Ale przytoczony powyżej tekst mowy mędrca syjońskiego Reichhorna, odsłaniający ostateczny cel dążeń narodu żydow-skiego, dość jednak ogólnie mówi o sposobach, za pomocą któ-rych cel ten (podbój świata przez Żydów) ma być osiągnięty. Te jednak zostały już wypowiedziane dokładnie w pięć lat po tym, mianowicie w 1864 roku, przez innego mędrca syjońskiego, niejakiego Maurice (Mośka) Joly'ego, rzekomo Francuza, a w istocie marrana (Żyda hiszpańskiego), którego przodkowie kie-dyś ochrzcili się dla interesu lub z konieczności życiowych, spokrewnionego z wielu domami szlachty francuskiej różnego autoramentu (pokroju) i pochodzenia, nie wyłączając żydow-skiego.

Joly, podobnie jak i jego przyjaciel Adolf Cremieux, mason najwyższych stopni, mimo chrześcijaństwa, które wyznawał pozornie, a więc oszukańczo, był Żydem z krwi, kości i wiary. On to właśnie w 1864 roku napisał głośną swego czasu książ-kę, pt. Dialogues aux Enfers entre Macchiavel et Montesquieu ou la poltique de Macchiavel aux XIX sieele par un contemporaine (Rozmowy Makiawela i Monteskiusza w piekle, albo polityka makiawelska w XIX wieku, przez współczesnego), skierowaną rzekomo przeciwko rządom Napoleona III we Francji, z którymi jako czynny polityk był w zatargu, a w istocie będąc technicznym doradcą uzurpatorów żydowskich, wskazującym im środ-ki i sposoby, za pomocą których można będzie osiągnąć i utrzy-mać władzę w swym ręku nad narodami rdzennymi nawet wbrew ich woli.

Sztuczka, mistyfikacja (oszustwo) Żyda Mośka Joly'ego udała się znakomicie. Francuzi w książce jego widzieli najwyż-szego gatunku polityczny pamflet (utwór złośliwy) całym swym ostrzem skierowany przeciwko rządom Napoleona III i za to samo uważał ją także rząd cesarski, a tymczaseem Żydzi śmieli się w kułak, że im tak łatwo udało się wywieść w pole głupich „gojów” i jawnie pouczać swych współwyznawców o tym, w jaki sposób i jakimi środkami, „nieznani naczelnicy” Izraela, zamierzają osiągnąć i utrzymać władzę „narodu wybranego” nad całym światem. Nie dość na tym. Doszło nawet do tego, że wielu Francuzów, jak i cudzoziemców uważało i uważa jeszcze do dziś dnia Maurice (Mośka) Joly'ego za wielkiego patriotę francuskiego, kochającego gorąco (tak!) swój kraj − (jaki? czy Pale-stynę?), który na próżno, z narażeniem się cesarzowi, − siedział nawet w więzieniu za swoją prawdomówność (??) i akcję polityczną! (co za wzruszające bohaterstwo!) Ostrzegał naród francuski przed rządami Napoleona III, które prowadziły Francję do nieuchronnej klęski, co też nastąpiło w 1870 roku. Tak mó-wił w 1927 roku w Paryżu na jednym ze swoich wykładów Jean Izoulet, profesor College de France, o rzekomych zasługach dla Francji Maurice (Mośka) Joly'ego.

Ale piewca „patriotycznych czynów" Joly'ego zapomniał widocznie przez „roztargnienie" dodać, że zarówno Maurice Joly, jak i Adolf Cremieux, Rotszyld francuski, słynny baron Hirsch, Józef Reinach, Victor Saint-Paul, Hippolyte Rodrigues, Jules Oppert (Blowitz) i inni Żydzi przygotowywali Francji za czasów Napoleona III zgubę, pchając ją z jednej strony do wojny z Prusakami, wojny, do prowadzenia której nie była zupełnie przygotowana, z drugiej zaś strony dokładnie informując Prusaków o zasobach skarbu francuskiego, o stanie kraju i jego obrony, o nastrojach ludności itp. sprawach.

Wprawdzie niesłychanie ciekawe materiały dowodowe, świad-czące niezbicie o tych haniebnych czynach Żydów francuskich i niefrancuskich, których cała masa pętała się wówczas po Francji, za sprawą Adolfa Cremieux*ego w dziwny sposób znik-nęły z francuskiego ministerium spraw zagranicznych, niemniej jednak o tym wszystkim wiadomym jest dość dobrze prawdziwym patriotom francuskim.

Ale wracam do tematu.

Zarówno mowa rabina Reichhorna, jak i „Rozmowy Makiawela z Monteskiuszem w piele" Joly'ego były jeszcze niedoskonałym żydowskim programem podboju świata. Ten został należycie odtworzony i wypracowany, po prostu z drobiazgową ścisłością dopiero w tzw. „Protokołach Mędrców Syjonu”, które duchowo, ideologicznie i stylistycznie łączą się ściśle z mową rabina Reichhorna i „Rozmowami” Joly'ego, jako że wypływają z jednego i tego samego źródła i środowiska, mianowicie − ży-dowskiego. Są więc bezsprzecznym tworem ducha i mózgu ży-dowskiego, czego w żaden sposób zaprzeczyć nikt nie jest w stanie choć podjęto takie próby.

„Wykłady Mędrca Syjonu” zawierają najnowszy plan, jaki nam jest znany, podboju świata przez Żydów.

Mówię „najnowszy plan dlatego”, że zdaniem moim już od niepamiętnych czasów istnieje wśród Żydów olbrzymi, gigantyczny wprost, rzekłbym, maniacki plan podboju całego świata przez „naród wybrany”. Plan ten, który można by nazwać olbrzymim, przewrotnym spiskiem Żydów, wymierzonym przeciwko wszystkim narodom świata, prawdopodobnie zrodził się już w głowach pierwszych naczelników plemienia izraelskiego... Z biegiem czasu zmieniano go stale i przystosowywano do wymogów chwili życia bieżącego, czyniąc go tym samym zawszę praktycznym, zawsze aktualnym. Nawet całe dotychczasowe dzieje żydostwa są niczym innym, jak tylko łańcuchem całego szeregu wypadków z góry opracowanych i przewidzianych w tym planie przez nieznanych nam, tajemniczych naczelników żydostwa, którzy też są jego właściwym mózgiem i władcą.

„Nieznani naczelnicy” nie są nawet znani samym Żydom, którzy wiedzą tylko to, że tacy istnieją i że ich nakazom i rozkazom należy być bezwzględnie posłusznym. Z pośród kogo oni się rekrutują, kto ich wybiera, czy mianuje kierownikami i władcami życia zbiorowego wszystkich Żydów − to jest tajemnicą, którą dotychczas na próżno starano się zgłębić i poznać. Wiadomo tylko, że władza i potęga tych „nieznanych naczelników” − Żydów − jest nieograniczona; że przed nimi korzyli się nawet najpotężniejsi królowie żydowscy, jakimi byli bezsprzecz-nie Dawid i Salomon; że dzisiaj słuchają ich poleceń i rozkazów także najwpływowsi i najpotężniejsi finansiści żydowscy, trzęsący życiem ekonomicznym całego świata.

Przypuszczać tylko można, że są to członkowie jakiejś tajnej sekty, czy, jak kto woli związku, założonego z najwybitniejszych i najwartościowszych głów żydowskich, które też od niepamiętnych czasów wykreślają drogi życia „narodu wybranego”.

Wprawdzie nie zawsze wszystko działo się i dzieje w myśl planów i zamierzeń tych tajnych kierowników żydostwa, bo narody rdzenne niejednokrotnie potargały już i w niwecz obróciły misternie snute plany i projekty żydowskie, niemniej jednak jest faktem, że nie jedną kombinację Żydzi zrealizowali w pełnych stu procentach. Weźmy dla przykładu żydowską diasporę. Czym ona jest w istocie? Środkiem wiodącym Żydów do celu, wymarzonego i wytkniętego już przed tysiącami lat, a mianowicie − do opanowania przez Żydów całego świata i podporządkowania wszystkich narodów władzy i mocy "narodu wybranego".

Gdzie należy szukać początków diaspory żydowskiej, odpowiedzieć trudno. Skłonny jestem postawić tezę, że właściwie już wędrówka Abrahama i jego następców ma w sobie wiele cech późniejszego rozproszenia żydowskiego. Bo czemże wła-ściwie żyją Żydzi w diasporze? Pasożytnictwem. Jaką zaś rolę spełniają wśród narodów rdzennych? Destrukcyjną, niszczącą szybko ich zdrowe organizmy życia zbiorowego i indywidualnego. Taką zresztą rolę odgrywali już kiedyś, przed tysiącami lat. Brak miejsca nie pozwala mi o tym mówić szerzej. A są to rzeczy niesłychanie ciekawe i ważne. Ich znajomość znakomicie ułatwia nam zrozumienie i poznanie duszy wspóczesnego Ży-da, która bez wielkich zmian pozostała taką, jaką była kiedyś przed tysiącami lat.

Za pierwszą historyczną diasporę żydowską, będącą umyślnym wdarciem się żydostwa do wnętrza obcego sobie społe-czeństwa dla celów pasożytniczych i rozkładczych jego zdrowego organizmu, uważam tzw. „niewolę egipską”. Od kiedy i jak długo ona trwała określić trudno. Uczeni co do czasu jej trwa-nia nie są z sobą zgodni. Faktem jest jednak ustalonym ponad wszelką wątpliwość, że Żydzi przez kilka wieków przebywali w Egipcie i że odegrali w jego dziejach rolę zagadkową, według wszelkich prawdopodobieństw, niesłychanie szkodliwą dla pań-stwa i narodu egipskiego.

Wiemy, że z Egiptu Żydzi udali się ponownie do Palestyny, którą przed kilku wiekami dobrowolnie opuścili. Udali się głów-nie dlatego, że widzieli w ponownym jej zamieszkaniu − niezły interes dla siebie. − Właśnie w tym czasie doszła ponownie do wielkiego rozkwitu i znaczenia Mezopotamia. A że to samo działo się i w Egipcie, przeto Palestyna, jako ziemia, położona pomiędzy tymi dwoma ogniskami ówczesnej cywilizacji, mia-nowicie pomiędzy Egiptem i Mezopotamią, posiadała wielką wartość, jako kraj tranzytowy, staje się po prostu krainą zło-tem płynącą, bo wzmożony ruch handlowo-tranzytowy pomiędzy Egiptem a Mezopotamią i innymi państwami i innymi krajami Azji przynosił jej mieszkańcom olbrzymie zyski i znaczenie na zewnątrz. Wszystko to zostało dobrze ocenione przez Żydów, mających wszędzie, jak za naszych czasów, swoich lu-dzi, którzy donosili im o wszystkim, co się gdziekolwiek działo.

Pozostawiwszy więc część swoich ziomków dla kontynuowa-nia dalszego rozkładu państwa egipskiego, drogą siania w nim fermentu i eksploatowania jego bogactw, Żydzi pod wodzą genialnego prawodawcy swego i reformatora Mojżesza, emigrują z Egiptu i po wielu latach, w czasie których zdobywali i wyrzynali kolejne miasta. A po wyczerpaniu się zapasów mordowano następne. (Ks. Mojżeszowe prawo), wchodzą do Palestyny. Palestynę zamieszkiwali wówczas Kananejczycy, których Żydzi w większości wycięli, a resztę zamienili na niewolników, pracują-cych na ich korzyść.

Izraelici biblijni byli ludźmi o niesłychanie dzikich obyczajach i niskiej kulturze zarówno duchowej, jak i materialnej. A ponieważ Kananeńczycy posiadali dość wysoką kulturę, przeto Żydzi przyswoili ją sobie wraz z ich obyczajami, legendami i opowieściami, które później sztucznym węzłem powiązali z dziejami swoich przodków. W jakim celu to uczynili, domyślić się łatwo, skoro zważy się, że wszystko to zostało powiązane i ujęte w jednolitą całość dopiero po ześrodkowaniu kultu religijnego Żydów w Jerozolimie, tj. po roku 621 przed Chrystusem, a więc w czasie, kiedy już cele i dążenia żydostwa zostały wyraźnie sformułowane, kiedy już „wybraństwo" Żydów i myśl zupełnego opanowania pod swoją władzę całego świata i uczynienia zeń rzekomo królestwa Bożego na ziemi, dostatecznie przeniknęły do szerokich mas narodu żydowskiego i stały się ich kanonem i niezłomną wiarą, że to kiedyś nastąpić musi. Tym planom i dążeniom żydowskim, w których spełnienie od niepamiętnych czasów wierzą z sekciarskim uporem z pokolenia na pokolenie wszyscy Żydzi, zarówno zasymilowani, jak i postępowi ateiści, zarówno liberalni, jak i ortodoksyjni chassydzi, trzeba było dać pewne uzasadnienie, pewną dekorację, które by motywowały je. I do tego właśnie służą różne opowieści i legendy, zaczerpnięte z zamierzchłych dziejów dawnych narodów, zręcznie przy tym powiązane w jedną całość i przystosowane do historii Izraela.

W przeprowadzeniu swoich planów jak też i w utrzymaniu w karbach posłuszeństwa mas żydowskich „nieznani naczelnicy” Izraela, oprócz tajemnych sekt i związków, istniejących juź wśród Żydów w czasie ich pobytu w Egipcie, posługiwali się tzw. sędziami, jednostkami wybitnymi, później prorokami, ludźmi wychowanymi w specjalnych szkołach prorockich. Prorocy speł-niali przeważnie rozkazy „nieznanych naczelników” głosząc i przygotowując wypadki, które, według tajnych planów, wydarzyć się powinny. Wprawdzie były wśród proroków jednostki naprawdę od Boga natchnione, ale takich było mało i przeważnie prześladowano je, ogół bowiem proroków, a było ich bardzo wielu, ulegał zawsze „nieznanym naczelnikom” i speł-niał ich rozkazy. Mówi o tym nawet bardzo ostrożny i powścią-gliwy w słowach historyk żydowski Graetz. Pisze on w swej „Historii Żydów”, że prorok Jezajasz, wiedząc, iż państwo judzkie nie sprosta walce z Assyrią, do której parli „nieznani naczelnicy”, chciał się ich planom przeciwstawić, „chciał przeciw temu podnieść swój potężny głos, lecz nie było mu wolno. Naczelnicy rządu zamknęli prorokowi usta!” (H. Graetz. Historia Żydów, tom 1, str.170).

Na ogół biorąc, opór proroków przeciwko dążeniom „nieznanych naczelników” Izraela, którym we wszystkim ulegali wszyscy królowie żydowscy, był rzadki. Wszyscy prawie im wysłu-giwali się. Jako przykład podaję fakt przygotowania tzw. „niewoli babilońskiej” przez proroka Ezechiela, za którego sprawą Żydzi zawiązali spisek w Jerozolimie przeciwko królowi Nebukaduczarowi, za co zostali potem przez niego uprowadzeni do Babilonu. W Babilonie Jezajasz II przepowiada upadek państwa nowobabilońskiego, któremu zgubę już gotują „nieznani naczelnicy” Izraela w porozumieniu z Persami.

Po zdobyciu Babilonu przez Persów nie wszyscy Żydzi wracają do Palestyny. Wraca ich niewielka garstka. Reszta na rozkaz „nieznanych naczelników” pozostaje w rosnącej w coraz większą potęgę Persji, w celu siania w niej zamętu i eksploato-wania jej bogactw oraz przygotowania z kolei upadku tego państwa.

Ponieważ wówczas masy żydowskie zaczęły powoli wyłamywać się z pod władzy „nieznanych naczelników” i zachodziła obawa, aby „święte nasienie” nie wynarodowiło się wśród obcych społeczeństw, rodzi się więc w Babilonie pomysł ogrodzenia Zakonu, pomysł, którego realizacja oddzieliła duchowym murem Żydów od innych narodów. Na rozkaz *niezna-nych naczelników" ogrodzenie to przeprowadzili wśród Żydów Ezdrasz i Nehemiasz.

Po powrocie Żydów do Palestyny z „niewoli babilońskiej” proroków wśród nich już nie spotykamy. Okazali się przeżytkiem. Zastąpiono więc ich „znawcami” Zakonu (Soferim). Oni też tworzyli najwyższą radę, składającą się z 71 członków, nazywającą się później Synhedrionem, która na zewnątrz kierowała życiem religijno-duchowym żydostwa.

Wkrótce potem przychodzi najazd na Azję Aleksandra Macedońskiego, najazd, na którego przyjęcie Żydzi są już przygotowani, któremu drogi sami zresztą wykreślali i przygotowywali i który miał zapoczątkować w ich dziejach nowy okres, mianowicie okres żydowskiej ekspansji w głąb państw i narodów, tworzących olbrzymie imperium macedońskie, okres ży-dowskiej diaspory, zakrojonej już na skalę całego ówczesnego świata cywilizowanego.

Od tego też czasu widzimy, jak Żydzi niczym ohydne, natrę-tne i wstrętne karaluchy, rozchodzą się do wszystkich państw śródziemnomorskich, dążąc wyraźnie do rozkładu moralnego ich społeczeństw i do osiągnięcia w nich potężnych wpływów, a nawet władzy…

Tak więc zaczęła się na wielką skalę zakrojona diaspora ży-dowska, diaspora, połączona z niesłychanie męczeńskimi scenami i prawdziwą tragedią mas żydowskich, którym kazano dla maniackiego celu − dążności do opanowania całego świata pod władzę Żydów − składać tysiące, ofiar ze swoich najlepszych synów, ojców, braci, sióstr i matek. Bo jeśli jakieś państwa czy narody nie chciały dobrowolnie zgodzić się na swobodną penetrację Żydów do ich wnętrza, wówczas drogą krwa-wych wojen, buntów i prowakacji zmuszano ich do tego. Przecież tylko dzięki prowakacji Palestyna stała się za Pompeniusza autonomiczną prowincją rzymską, a tysiące Żydów, jako niewolników, uprowadzono do Rzymu, w którym Żydzi, osie-dliwszy się, szybko osiągneli wielki wpływ na losy państwa rzymskiego. Uwidoczniło się to już za czasów Cezara, który w ambitnych dążeniach swych opierał się na Żydach, atakujących już wówczas coraz wyraźniej państwo rzymskie od wewnątrz.

Ponieważ istnienie Palestyny, jako autonomicznej prowincji rzymskiej utrudniało Żydom penetrację w głąb innych prowin-cji cesarstwa rzymskiego, przeto znowu drogą prowokacji Żydzi osiągneli to, że Palestynę pozbawiono autonomi i uczyniono ją zwykłą prowincją rzymską. To ostatnie ogromnie ułatwiło Żydom rozlanie się po całym imperium rzymskim i dążenie do owładnięcia jego rządami drogą wpływów gospodarczych, politycznych i kulturalnych. Jednocześnie Żydzi od wewnątrz rozkładają moralnie państwo rzymskie i osłabiają jego siłę i spoistość drogą nieustannych spisków i buntów; od zewnątrz zaś podburzają przeciwko niemu sąsiednie narody, głównie Partów, wśród których posiadali wielkie wpływy, a z którymi Rzym był też w ustawicznej wojnie.

Nie koniec na tym. Na polecenie „nieznanych naczelników” rewolucjoniści żydowscy, tzw. zeloci, rozpoczynają w tym czasie głosić wszędzie coraz gwałtowniej hasła mesjańskie wśród Żydów. Wywołuje to nienawiść religijną, antysemityzm oraz bunty Żydów przeciwko Rzymowi. Dochodzi do zburzenia Jerozolimy, co zresztą leżało w programie „nieznanych naczelników”, którzy w ten sposób chcieli w masach żydowskich wzbu-dzić bezgraniczną nienawiść do Rzymu i chęć zemsty za zniszczenie świątyni. I cel ten osiągnęli. Odtąd też zguba państwa rzymskiego stała się już nieunikniona, bo rozproszone po ca-łym imperium rzymskim masy żydowskie dyszą nienawiścią do Rzymu i pracują nad jego upadkiem. One też organizują potem szereg krwawych powstań w Egipcie, w Cyrenaju, na Cyprze i w Palestynie, podczas których krwiożerczość żydowska objawiła się w sposób niesłychany: Żydzi pili kipiącą krew mordowanych przez siebie Greków i Rzymian lub żywcem darli z nich skórę.

Powstania te i bunty potężnie wstrząsnęły imperium rzymskim. A że osłabiano je równocześnie przez paraliżowanie jego życia gospodarczego i politycznego, przez rozstrajanie obyczajów obywateli i przez osadzenie na tronie cesarskim zjudeizowanych lub judeizujących cesarzy, nic dziwnego, że Rzym upadł.

Wprawdzie Rzym mogło uratować jeszcze od upadku chrześcijaństwo, ale Żydzi intrygami swymi udaremnili wcześniejsze uznanie religii chrześcijańskiej za religię panującą, państwo-wą. A tylko tą drogą można było imperium uratować. Gdy zaś to nastąpiło i zanosiło się na uzdrowienie państwa, wówczas ukazał się w chrześcijaństwie arianizm, dziecko mózgu judejskiego, który ostatecznie udaremnił możność ocalenia Rzymu.

Tak więc, osłabiony duchowo i organizacyjnie Rzym uległ naporowi barbarzyństwa, a jego spuściznę i cywilizację uratowało od całkowitej zagłady tylko chrześcijaństwo, przeciwko któremu też natychmiast obróciła się cała nienawiść żydostwa. A było i jest za co nienawidzieć. Chrześcijaństwo bowiem, głosząc także mesjanizm i królestwo Boże, ale nie z tego świata, odebrało Żydom wszystkich pozelitów (zwolenników Żydów po-śród pogan), wynoszących miliony, którzy byli całkowicie po-słuszni Żydom i służyli ich celom politycznym. Chrześcijaństwo więc zniweczyło wówczas plany opanowania pod władzę „narodu wybranego” całego świata, co już Żydom wydawało się wtedy być rzeczą pewną.

Odtąd rozpoczyna się nieubłagana walka Żydów z chrześcijaństwem i narodami chrześcijańskimi, walka, która w ciągu ostatnich 15 wieków toczy się ze zmiennym szczęściem. Przyniosła ona wprawdzie Żydom wiele strat i klęsk, ale przyniosła także wiele zdobyczy i triumfów. Powiem nawet, że poniesione straty i klęski nie tylko są powetowane przez zdobycze i triumfy Żydów, ale nawet rokują im pewne zwycięstwo, o ile wszystkie narody nie wystąpią zgodnie do mądrej, konsekwentnej i nieubłagalnej walki z nimi.

Jak ta walka jest konieczna i dlaczego ją należy podjąć jak najwcześniej mówią o tym najlepiej „Wykłady Mędrców Syjonu”, które z niesłychanym wprost realizmem, odkrywają nam plany, cele i dążenia żydowskie oraz pouczają, co nas czeka w przyszłości, gdy władza nad nami dostanie się w ręce mściwego, krwiożerczego Izraela. Czytajmy więc „Wykłady Mędrców Syjonu” i zastanawiajmy się głęboko nad ich treścią!!!

„Protokoły Mędrców Syjonu” - Bolesław Rudzki - 1937 r.

___________________

ZBRODNICZE PLEMIĘ

Motto.

*…Kapitalizm, masoneria i bolszewizm zmierzają zgodnie do przemiany ludzi w zorganizowane zwierzęta, używające jak najszerzej życia, dla których jedyną absolutną „prawdą” jest byt doczesny*

Ks Northumberland.

*Koniec wielkiego kapitalizmu europejskiego jest nieunikniony. I nie wiem, czy warto nad jego losami płakać. Miał on wielkie zasługi w dziedzinie materialnej, stworzył w Europie okres największego dobrobytu, jaki świat widział. Jednocześnie jednak podkopał te podstawy moralne, na których opiera się cywilizacja europejska: rozkłada obyczaje, niszczy rodzinę, wypłukuje z dusz ludzkich wszelkie wyższe, szlachetniejsze porywy, osłabia instynkty wiążące jednostkę z całością społeczną, na miejsce trwałych więzów naturalnych, usiłuje wytworzyć sztuczne, nie mające żadnej wartości, wreszcie niszczy w duszach zdolności do silnej wiary w cokolwiek, prócz wiary w pieniądz i użycie*

Roman Dmowski.

*Gdyby nienawiść i wstręt okazywał Żydom jeden tylko naród, byłoby to zrozumiałe. Jednakże Żydzi na tę nienawiść narażeni byli zawsze i od wszystkich narodów, wśród których żyli. Ponieważ wrogowie Żydów należeli do najróżniejszych narodów, narody te żyły w krajach bardzo od siebie odległych, wyznawały religie inne, miały inną kulturę i inne prawa, przeto przyczyny antysemityzmu tkwią w Żydach, a nie w narodach, wśród których żyją*

Baruch Lazaire „La antisemitisme”.

W tym sformułowaniu Barucha Lazaire tkwi głęboka myśl. „Przyzwyczajeni byliśmy do bezkrytycznego przyjmowania sądów obiegowych, potocznych o znaczeniu słowa „antysemityzm”. Nad utrwaleniem tej opini pracuje wytrwale światowa lewica żydowska, powtarzają ją do znudzenia historycy żydowscy, przyjmują ją bezkrytycznie czytelnicy podręczników, książek, opracowań, gazet. „Tymczasem interpretacja, wyjaśniająca tę kategorię jako nienawiść do rasy żydowskiej jest błędna”. Antysemityzm jest pojęciem takim, jak antykomunizm.

Być antykomunistą nie oznacza wcale, że nienawidzi się każdego człowieka, który tkwi formalnie w strukturze komunistycznej. Jest to tylko wyraz postawy wobec pewnej idei, wrogiej człowieczeństwu, wolności i godności człowieka.

Tak samo antysemityzm nie jest stosunkiem otoczenia do każdego bez wyjątku Żyda, ale do idei, których ten Żyd jest nośnikiem. Szczególnie Polacy mogą poszczycić się tym, że w Rzeczypospolitej nigdy nie było nienawiści rasowej, a dowodem tego może być cała nasza historia (zresztą Żydzi nie są wcale rasą − vide: Moryc Iudt „Żydzi jako rasa fizyczna” 1902 r.).

Celem tej pracy jest odkłamanie stosunków polsko-żydow-skich i pokazanie roli, jaką odegrali Żydzi w przełomowych chwilach naszych dziejów. Panuje wśród nas stereotyp Berka Joselewicza czy Jankiela z „Pana Tadeusza”, tymczasem rzeczywistość jest bardziej skomplikowana.

Dawna przedrozbiorowa Rzeczpospolita była z dzisiejszego punktu widzenia państwem wyjątkowym w Europie. Brak jaskrawego feudalizmu na ziemiach polskich, silne poczucie na-rodowe już od XIII − XIV wieku olbrzymie przywileje obywateli − przede wszystko słynne „neminem captivabimus nisi iure victum" z 1430 r. − rękojmia osobistej wolności, 1573 r. Kon-federacja Warszawska, potwierdzająca całkowitą i faktyczną wolność religijną wszystkich obywateli wówczas, gdy w Europie szalały wojny religijne, wreszcie zasada unijna, całkowicie polski wytwór ustrojowy, prawdziwie chrześcijański, zakładający łączenie na zasadzie dobrowolności i autonomi, a nie wchłaniania i redukcji, to są elementy różniące całkowicie kul-turę polską od innych cywilizacji chrześcijańskiej.

Bardzo ważną cechą była duma z posiadanej wolności i skłonność do dzielenia się nią z każdym, kto pragnął być poddanym polskiego króla. Nic więc dziwnego, że gwałtowny wzrost terytorialny odbywał się drogą pokojowych, a nie wojennych podbojów, a wojen napastniczych nie prowadziliśmy. Mowę polską przyjmowali stopniowo wszyscy ludzie wolni, zamieszkujący Rzeczpospolitą − od Litwinów i Rusinów, aż po Ormian i Tatarów − a w miastach szybko postępowała polonizacja napływowych Niemców. Stopniowo mowa i kultura polska przekraczały granice polityczne do tego stopnia, że język polski stał się językiem urzędowym kancelarii chana krymskiego, a na dworze moskiewskim w XVII w. kultura polska była tym, czym francuska dla Europy XVIII wieku. Ba, jeszcze na początku XIX w. − Odessa − która nigdy nie była miastem polskim, mó-wiła po polsku.

Nic więc dziwnego, że do polski i polskości lgnęły kraje przy-ległe. Unie z Litwą, Mazowszem, Prusami Królewskimi, Inflantami, Kurlandię − były wynikiem nie tylko obaw przed pruskim czy moskiewskim podbojem, lecz przede wszystkim dążeniem do zachowania i rozszerzania swobód, samorządu i zapewnienia tolerancji, a właściwie wolności religijnej.

Była jeszcze jedna rzecz, o której często dziś zapominamy, czy zgoła nie wiemy nic − nasz stosunek do Żydów. Stanowili oni w Rzeczypospolitej znaczny liczebnie i ekonomicznie żywioł, całkowicie odrębny obyczajowo, religijnie i politycznie. Ich na-pływ do Polski rozpoczął się już od XIII wieku, po licznych pogromach na zachodzie i wypędzeniu ich z Francji, Anglii, Hiszpani, Portugalii czy Niemiec. Podczas gdy w Europie ponad sto razy spalono uroczyście Talmud, my kierowaliśmy się dosłowną miłością bliźniego. Ciągneli więc masowo do Polski, gdzie uzyskali odrębność prawną, podatkową i sądowniczą. Szybko też narodziło się pojęcie w szerszej opini europejskiej, a także wśród Żydów, że Polska to asilium judeorum” czyli azyl dla Ży-dów.

I nie było w tym żadnej przesady. Pierwszy akt prawny, ustalający ich byt, to „Statuta Judeorum” z 1264 roku, wydany przez księcia kaliskiego, Bolesława Pobożnego. Przywilej ten pozwalał ściągać Żydom lichwę, choć chrześcijanom było to za-kazane (jako ciekawostkę warto podać 31-wszy punkt przywileju:

*Według ustaw papieskich imieniem Ojca naszego świętego srogo rozkazujemy, aby na potym żadni żydowie, którzy są w państwie naszem, nie byli winowani, żeby używać mieli krwi ludzkiej, gdyż według rozkazania zakonu od wszelkiej krwi wstrzymywają się wszyscy żydowie. Ale jeżeli który Żyd o zabicie którego dziecięcia chrześcijańskiego będzie obwinion, ma być pokonan trzema chrześcijany i trzema Żydy ; a gdy będzie pokonan, tedy tylko ma być karan winą, która zwykła naśladować za takim uczynkiem dopuszczonym).*

Statuta Iudeorum” rozszerzony został przez Kazimierza Wielkiego w 1334 roku na całe państwo, a następnie potwierdzał go każdy kolejny władca, ostatni raz w 1765 roku Stanisław August.

Od XVI wieku działał na ziemiach Rzeczypospolitej tzw. Con-gressus Iudaicus (sejm żydowski), oraz sejmiki ziemskie, tzw. waady. W ich kompetencji leżała całość problematyki wewnętrznej społeczności żydowskiej − administracja, oświata, podatki, zagadnienia gospodarcze i religijne oraz sądownictwo. Dopuszczano Żydów do wysokich godności, często nawet bez formalnego przejścia na wiarę chrześcijańską (np. w XVI wieku Salomon Ezofowicz był podskarbim litewskim, a jego brat Michał − podskarbim koronnym). W 1534 roku wydrukowano w Polsce pierwszą rzecz w języku jidysz.

Konstytucja z roku 1567 głosiła „Żydzi zaś obojga płci, nawróceni do wiary chrześcijańskiej, otrzymują przywileje szlacheckie wraz z ich potomstwem”.

Wydawało się więc, że ten bezpaństwowy, wszędzie prześladowany naród znalazł wreszcie miejsce, gdzie będzie się mógł normalnie rozwijać. Stworzono mu w tym celu wszelkie możli-we warunki, a nawet wyróżniono go (punkt 10-ty „Statuta Indeorum” mówił, że *Jeżeli chrześcijanin Żyda zabije, słusznym sądem niech będzie karan i wszystkie dobra jego ruchome i nieruchome w naszą moc niech przepadną* − tymczasem majątek Ży-da mordercy nie ulegał konfiskacie!)

Ludność żydowska w Polsce nie asymilowała się jednak, przeciwnie, dzięki uzyskanym przywilejom, szczelnie odgrodziła się od społeczności polskiej i zamknęła się zgodnie z przepisami Talmudu w swej szerokiej autonomi. Wprawdzie brak asymilacji i odgradzanie się Żydów od „gojów” (pogan) nie był naganny, ale zawierał na przyszłość niebezpieczeństwo odśrodkowych działań.

Mimo rozszerzania przywilejów i autonomi narastała stopniowo w Rzeczypospolitej powszechna niechęć do przybyszów, którzy tymczasem całkowicie zadomowili się i ściągali masowo swoich ziomków.

Niechęć ta nie była irracjonalna, wewnętrzna, gdyż nie dopuszczono by do stworzenia „państwa w państwie” − państwa żydowskiego w państwie polskim. Powstawała ona w trakcie poznawania przybyszów, ich etyki, religii, uczynków, kultu pie-niądza i zdobywania go za wszelką cenę, ale przede wszystkim spowodowana była stosunkiem Żydów do chrystianizmu.

Talmud:

„Szukać u Żyda poczucia prawa i uczciwości znaczy to samo, co szukać dziewictwa u starej …nierządnicy”

Manawi al-Maulid.

Czym jest właściwie Talmud? Graetz w „Historii Żydów” Warszawa 1929 r. (t.v. str.27) mówi wprost: *Talmud stał się wyłącznym autorytetem w łonie żydostwa i wyparł niemal Biblię z świadomości narodu”. W „Wielkiej Literaturze Powszechnej” Warszawa 1930 r. (T.I. str. 331) inny Żyd mówi: „Talmud jest właściwie kodeksem kanonicznym, karnym i cywilnym, zbiorem ustaw dotyczących życia obrzędowego, rodzinnego i osobistego”.

Jest to definicja kapitalna, bowiem według słów rabinów, w Talmudzie „na każdy moment życia jest przepis".

Oto niektóre z tych „przepisów”:

*Najlepszego z gojów zabij* (Soferim XV & 10).

*Jeżeli goj zabił goja lub Żyda, to odpowiada, a jeżeli Żyd zabił goja, to nie odpowiada* (Tosefta, Aboda Zara VIII, 5).

*Majętności gojów są jako pustynia, kto je pierwszy zajął, pierwszy ma do nich prawo* (Baba Batra 546).

*Jeżeli nieŻyd, któremu Żyd był dłużny, umarł, a spadkobiercy jego o tym długu nie wiedzą, Żyd płacić nie potrzebuje* (Choszen Hamiszpat & 283 art. 1).

*Można powiedzieć, wszelki ślub, który uczynię, niechaj będzie unieważniony, lecz powinien on pamiętać podczas ślubu* (Miszna, Nedarim III, 1).

Modlitwa Szefot:

„Wylej twoją zawziętość na gojów, którzy cię nie znają, na królestwa, które imienia twego nie używają, oni bowiem połknęli Jakuba i spustoszyli jego siedzibę. Wylej na nich twoją złość, a żar twojego gniewu niech ich dosięgnie. Prześladuj ich swoim gniewem i wyniszcz ich pod niebem Bożym”.

Dla pobożnych Żydów Talmud jest księgą świętą i „uczył Żydów życzliwości i uczynności dla narodów współzamieszkałych” jak twierdzi Samson R. Hirsch. Talmud według Hirscha jest je-dynym źródłem, z którego żydostwo wypłynęło, jest gruntem, na którym żydostwo istnieje i jest duszą żywiącą, która żydostwo kształtuje i utrzymuje.

Zastanawia nas fakt, dlaczego Talmud nie jest dostępny dla szerokich rzesz czytelników, dlaczego nie jest tłumaczony, roz-powszechniany, oceniany − tak jak to się dzieje z Biblią…

Odpowiedź znajduje się prawdopodobnie w samym Talmudzie, „Traktacie Sanhendryn” (59a): „goj studiujący zakon winien jest śmierci”!

Do dziś aktualne są słowa świętego Justyna (II wiek po Chry-stusie). „Zamiast żałować zabójstwa, popełnionego na Chrystu-sie, nienawidzicie nas, którzy przez Niego wierzymy w Boga, Oj-ca wszystkich stworzeń, zabijacie nas, o ile macie tylko sposobność, ciągle przeklinacie Chrystusa i Jego wyznawców, pod-czas gdy my modlimy się za was i za wszystkich ludzi”. („Cia-logus cum Tryphone Iudaeo”, roz. 133).

Żydzi w dawnej Polsce:

Nie znaczy to, że chrześcijanie w Polsce nie mieli rozeznania co do natury żydowskiej. Punkt 24-ty, „Statuta Iudeorum” mówił: „Chcemy, aby żaden w domu żydowskim nie stawał”. Kazimierz Wielki, obok wydawanych przywilejów ostrzegał jednocześnie ludność chrześcijańską (1343 rok), że są oni „prawdzi-wymi nieprzyjaciółmi naszej wiary chrześcijańskiej” i dalej, że „cel żydowskiej przewrotności do tego zmierza, aby dobra i ma-jętności chrześcijan zawsze uszczuplać i wydrzeć”. „Nie chcemy, aby ktokolwiek był w domu Żyda gościem”.

Władysław Jagiełło w Statucie Krakowskim z roku 1420, mó-wi o nich następująco: „Przewrotna perfidia żydowska zawsze była i jest przeciwna i wroga dla chrześcijan i nie tylko co do wiary i co do ciała, ale także najsilniej zmierza do rozdrapywania posiadłości i przywłaszczenia majętności”.

W roku 1423, nawet zakazał, „aby Żydzi pieniędzy chrześcijanom nie pożyczali na kartę i prowizję pod przepadkiem”. Dalej poszedł Zygmunt I w roku 1538, mówiąc „Postanawiamy, aby nienaruszenie zachowywano, że Żydzi nie powinni być i nie mogą być wyznaczeni na jakiekolwiek cła, uważamy to za niegodne i przeciwne prawu Bożemu, aby tego rodzaju ludzie mogli wśród chrześcijan używać jakichkolwiek zaszczytów lub sprawować urzędy”.

Zygmunt I w 1527 roku, na prośbę mieszczan warszawskich wypędził Żydów z przyszłej stolicy Polski, co zostało utrzymane w mocy aż do rozbiorów. Ale wypędzono ich nie tylko z Warszawy. W roku 1407 z Krakowa, w 1547 z Rawy, za zabójstwo dziecka, a następnie z Pułtuska. W roku 1572 Zygmunt II August skazał Żydów na karę 100.000 zł za fałszowanie monety bitej m. in. z kradzionych sreber kościelnych. W roku 1566 wygnani zostali z Urzędowa, w roku 1578 z Kościana, w roku 1600 z Bochni za świętokradztwo, a także z Sącza, Biecza i Ujścia. W roku 1610 wygnano ich za zabicie dziecka ze Staszowa.

W szybkim tempie narastała więc kwestia żydowska. Seba-stian Klonowicz (1551-1602) sędzia w Lublinie do spraw żydo-wskich w swym dziele Victoria Deorum (cyt. za T. Jeske-Cho-ińskim „Historia Żydów w Polsce” 1919 r. str. 119) mówi o nich następująco:

„Żyd lichwą ciąży wielkim miastom, dziwnemi siły dobija się podług zysku. Przedaje wszystko: handluje wodą, handluje powietrzem, handluje pokojem, frymarczy przedajnym prawem. A wszędzie, gdzie się z handlem wciśnie, przymili się panującym, aby zarzucić sieci zwykłego sobie obłowu. Szarpią go i obdzierają urzędnicy, ale on ich nawzajem, bo nikt, celnik nawet, nie ustrzeże się jego fortelów − tak wszystkich nawet nagle może oślepić złoto. Otóż to Abrahama podobno jedyne potomstwo, naśladujące święte i sprawiedliwe obyczaje przodków”.

Żyd stając do zawodu z chrześcijańskimi kupcami, których obowiązywała tak ściśle wówczas przestrzegana etyka, byli w stanie przetrzymać wszelką konkurencję i wyjść z niej zwycięsko.

Trafnie ocenił to W. Sombart („Żydzi i życie gospodarcze” Wa-wa. 1913 r. str. 240):

(Gdy w Europie przyjmował się powoli zwyczaj pożyczania pieniędzy na procent, inne było położenie pobożnego chrześcijanina i pobożnego Żyda). „Kiedy pobożny chrześcijanin, trapiony na łożu śmierci wyrzutami sumienia, żałuje, że zajmował się lichwą” i przed zgonem jeszcze gotów jest wyzbyć się swego majątku, jako zdobytego w nieuczciwy sposób i ciążącego na jego duszy; „pobożny Żyd pod koniec swego życia przygląda się z uśmiechem pełnym skrzyniom i kufrom, gdzie leżą cekiny, wyłudzone od ubogich chrześcijan lub mahometan. Widok ten raduje pobożne serce, bo każdy grosz procentu był prawie ofiarą, składaną Bogu”.

Chrześcijanin chcąc bogacić się, tak jak Żyd, musi iść na przekór swej etyce, ale Żyd zbiera lichwę „w imię Boże”. Im pobożniejszy Żyd, im lepiej znał swe pisma religijne (Talmud), tym więcej czerpał podniety dla zysków z nauk swej wiary. Szybko opanowywali handel krajowy i uważali, że nikt nie ma takiego prawa, jak oni zajmowania się nim. Miasta stawały się jedynym rynkiem zbytu przemysłu rolnego, a Żydzi stali się jedynymi pośrednikami pomiędzy miastem a szlachtą, reprezentującą polską wieś i rolnictwo.

Ponieważ byli właściwie jedynymi odbiorcami towarów wiejskich, pozostawali w bezustannej styczności z dworem, i stawali się z czasem powiernikami szlachty, gdyż ta oddawała im pacht, czy też inne zajęcia. Powstało stąd sarkastyczne wyrażenie, że „szlachcic bez Żyda obejść się nie może”.

Głos w sprawie żydowskiej zabierali papieże. Oto fragmenty Bulli Piusa V z 26. II. 1567 roku. „Hebraeorum Gens”:

*Naród żydowski, natchniony Boskiemi słowami, uczestniczący w niebieskich tajemnicach, później wskutek swojej niewierności wzgardzony i zaniedbany, zasłużył na odrzucenie (...)

Lecz pobożność chrześcijańska, litując się nad tem fatalnem jego położeniem pozwoliła mu dosyć w ludzki sposób przebywać u siebie, aby patrząc na niego, pamięć męki Pańskiej u wiernych przewijała się częściej przed oczyma, a zarazem, aby przykładami, nauką, upomnieniami, zachęcić raczej do wymiany zdań i zbawienia, które ma nastąpić dla resztek Izraela, jak przepowiedzieli Prorocy, od czego oddalałby się ten naród coraz więcej, gdyby wyrzucony został z siedzib chrześcijańskich, do tych narodów, które nie znają Chrystusa.

Niegodziwość jednak tego narodu uzbrojona najgorszymi wszelkiego rodzaju sposobami do tego doszła, iż zagraża wspólnemu naszemu dobru. Sile jednak tak wielkiej choroby należy zapobiec szybkim środkiem zaradczym.

Albowiem jeśli dopuścimy tak liczne rodzaje lichwy, przez którą Żydzi wszędzie niszczyli majątki biednych chrześcijan, uważamy, że dostatecznie jasną jest rzeczą, iż oni przechowują złodziei, bandytów i są ich wspólnikami, starają się przez nich rzeczy pochwycone i skradzione, nie tylko świeckie, ale i do służby Bożej służące, aby nie były rozeznane, na jakiś czas ukryć, albo przenieść na inne miejsce albo wogóle przerobić. Bardzo wielu również Żydów pod pozorem załatwiania różnych interesów, chodząc do domów uczciwych kobiet, sprowadza liczne do domów nierządu; co zaś ze wszystkiego najzgubniejszym jest, to że oddani przepowiadaniom rzeczy przyszłych, czarom, magicznym zabobonom i oszustwom, naprowadzają do szatańskiego kuglarstwa bardzo wielu nieostrożnych i słabych, którzy wierzą w przepowiadanie rzeczy przyszłych, wyjawianie kradzieży, skarbów, i rzeczy ukrytych, że nadto można poznać wiele rzeczy, których badanie nawet niedozwolone jest wielu śmiertelnikom.

Wreszcie poznaliśmy dostatecznie i zbadali, jak nienawistnie odnosi się ten przewrotny rodzaj do Imienia Chrystusa, jak jest nieprzyjaznym dla wszystkich, którzy zaliczają się do tego imienia, jakimi wreszcie podstępami czychają na ich życie ()*

Bulla Klemensa VIII z 3. IV. 1593 r. (fragmenty), „Cum Haebreorum Malitia”:

*Kiedy złość żydowska wymyśla od dnia do dnia nowe zdrady i jawnie ogłasza w zgubnych dziełach, bezbożnych książkach, zupełnie potępionych, napisanych zaś już to w starożytności, już też świeżo. My za przykładem poprzedników naszych () potępiających bezbożny Talmud i pokrewne dzieła, zakazujemy na wieki, aby Żydzi w żaden sposób nie odważyli się, nie próbowali czytać, mieć, albo przechowywać, kupować lub sprzedawać albo rozszerzać jakiejkolwiek książki i kodeksy bezbożnego Talmudu często potępianego i zabronionego przez naszych poprzedników, tak samo komentarze, traktaty, dzieła i pisma czy to w języku hebrajskim, czy w jakim innym dotąd napisane czy tłumaczone, wydane, drukowane () zawierające ubocznie czy wprost herezje () lub też obelgi i bezbożnictwo i bluźnierstwa przeciw Bogu () i przeciw wiernym Chrystusowym () w których to książkach podane są bezwstydne i rozpustne opowiadania ()*

Tymczasem Żydzi wzrastali ekonomicznie i liczebnie, a wszelkie próby prawnego ograniczenia ich metod zdobywania majątku upadały. Przyczyną tego stanu rzeczy było stanowisko Sejmów i Sejmików ziemsko-szlacheckich, które w tych sprawach były dziwne, egoistyczne i interes prywatny (swych związków z Żydami) stawiały ponad dobro publiczne, ponad dobro skrępowanego mieszczanina polskiego czy wyzyskiwanego chłopa. Ale przecież nic nie dzieje się samo przez się. Otóż kapitalnym źródłem do studiowania wpływu Żydów na stosunki polityczne w przedrozbiorowej Rzeczypospolitej może być artykuł Izzaka Lewina pt. „Udział Żydów w wyborach sejmowych w dawnej Polsce” − opublikowany w „Miesięczniku Żydowskim”, Wa-wa 1932 r., styczeń, strony 46-65. „...niepodobna mówić o stosunkach polsko-żydowskich w dawnej Rzeczypospolitej, a pominąć sztadlanów. (Sztadlan − urzędnik d/s przekupstwa, wybierany przez kahał raz na kilka lat). Doszło bowiem do tego, że rozpowszechniło się w Polsce mniemanie: „Kto o Żydach dobrze mówi, jest już przekupiony; kto na nich wygaduje − chce nim dopiero zostać. Pierwszych i drugich było sporo. A wskutek tego wydatki nieustannie rosły”.

„…Na wybór posłów poniekąd i pośrednio na obrady sejmu wpływali niekiedy − Żydzi (…) W dobie saskiej, kiedy zresztą na kilkadziesiąt zwołanych sejmów doszło do skutku zaledwie 5, postronne te wpływy wzięły już całkiem górę. Co więcej nawet bezpośrednio brali udział w obradach sejmowych ludzie wcale do tego nieuprawnieni (…) W takich warunkach nie wyda się już dziwne liberum veto, wstrzymywanie activitatis i inne zwyczaje, które wyryły swe piętno na dawnym sejmie polskim. Czyż więc przy tym procederze trudno było zainteresowanym osobom postronnym znaleźć sobie odpowiedni wpływ?

Podobnie łatwo można było wpłynąć i na wybór posłów, dając im zobowiązujące instrukcje, do których spełnienia zobowiązywali się posłowie pod przysięgą.

Wiedzieli o tym dobrze Żydzi polscy, że instrukcje poselskie ważyły mocno na sali obrad sejmowych (…) Wiedzieli dalej, że każdy poseł może odegrać ważną rolę i że należy wytężyć siły, aby na sejm pojechali deputaci, dobrze wobec Żydów usposobieni. Wszczynali tedy energiczne starania w tym kierunku i brali w ten sposób czynny udział w wyborach sejmowych". W czym się te starania objawiały było dotychczas tajemnicą kilku, niewyczerpanych zresztą zapisek w starych pinaksach *protokołach* hebrajskich (…)

„Droga to zresztą była jedyna, która wiodła do celu. Jeżeli chciało się istotnie przychylnie usposobić dla jakiejś sprawy posłów czy innych dygnitarzy w dawnej Polsce, to najbardziej i najniezawodniej można to było uskutecznić − podarunkami. Ten argument przemawiał do przekonania, był więc stale w użyciu i wykazywał tendencje do ciągłego wzrostu na wadze i pojemności".

Dalej pisze Lewin o sztadlanach, że „byli oni pomostem, przez który przedostawały się dezyderaty żydowskie na zewnątrz: z drugiej zaś strony komunikowali Żydom, co ich ze strony włodarzy państwa czeka. Oni byli tymi, którzy w imieniu Żydów nawiązywali kontakt z najrozmaitszymi czynnikami polskimi. Sztadlanem był, krótko mówiąc, każdy, kto występował na zewnątrz w imieniu Żydów. Jasne jest, że na sejmikach szlacheckich bronili interesów żydowskich − sztadlani”.

Na potwierdzenie tych wywodów Lewin przytacza kilka pinaksów − protokołów hebrajskich z XVII w.

Uchwała delegatów kahałów: brzeskiego, grodzkiego i pińskiego z 1623 r. Brześć Litewski.

„Odnośnie do wszystkich trzech gmin naczelnych, winni są przełożeni tychże gmin, powinni stać na straży podczas zbierania się sejmików przed sejmem, dowiadywać się i uważać, żeby (…) nie ustanowiły czego nowego, co by nam było bolesnym kolcem. Wydatki, jakie powstaną, zapłaci każda gmina z jej okręgiem (…) A jeżeli się okaże, że jakaś gmina nie stała na straży i nie stanowiła swych sztadlanów na sejmikach, zostanie ona ukarana grzywną stu czerwonych złotych…”

Pinaks z 1628 r.

„Na trzy albo na cztery tygodnie przed sejmikiem powinni przełożeni krajowi w każdej wielkiej rezydencji rozsyłać pisemne wezwania, do przybywających w pobliżu zebrania się sejmiku mężów, by czuwali, ażeby broń Boże nie postanowiono czegoś nowego i by zaradzili, czemu się jeszcze da zaradzić, Posłom zaś do sejmu, którzy zostaną wybrani, należy złożyć podarunki i prosić ich, aby nam byli na sejmie przychylni”.

Pinaks gm. poznańskiej z 1646 r. − w sprawie obniżki podatków, płaconych przez Żydów.

„Wszyscy sztadlani, zarówno z gminy naszej, jak i z okręgu, czynili heroiczne wysiłki, by tę rzecz unicestwić. I Pan Bóg im dopomógł, że starania ich zostały uwieńczone z pomyślnym skutkiem. Ale ich dobrodziejstwo nie jest kompletne: postanowili (na sejmie), aby ściągnąć podymne − 45 kwot podymnego − i nie pomogły żadne skarby, by unicestwić podymne”.

Natomiast zjazd gmin żydowskich w Chomsku w roku 1691 uchwalił, że wśród delegatów na Sejm powinni znajdować się przynajmniej dwaj, którzy by potrafili stanąć w pałacu króla i dygnitarzy, pozostali zaś mają być mądrzy, roztropni i światli.

Musimy prz tym pamiętać, że wiek XVII − to okres nieustannych wojen obronnych, prowadzonych przez Rzeczypospolitą ze Szwedami, Moskwą, Turcją, Tatarami, Siedmiogrodem, Kozakami. Gdy wydatki stale rosły, skarb świecił pustką, kraj w czasie Potopu został zruinowany. I właśnie w tym czasie Żydzi potrafili osiągnąć obniżanie podatków − i tak niezbyt wysokich. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że jednocześnie szlachta potrafiła cały ciężar podatkowy przerzucić na chłopów i polskie mieszczaństwo − które prawa głosu w sejmie nie miało - to jawi nam się podstawowa przyczyna upadku Rzeczypospolitej szlacheckiej. Szlachta, zainteresowana w powiększaniu majątków drogą handlu, w którym pośrednikami byli Żydzi, wyniszcza-jący tego samego szlachcica lichwą. Przekupna szlachta, nie potrafiła zdobyć się na reformę ustroju państwa, ani polityczną, ani ekonomiczną. Przecież to w 1652 r. po raz pierwszy w Sejmie zagrzmiało złowrogie „liberum veto”, choć dopuszczone było już 150 lat przedtem. Gdzie wkradła się korupcja, upadały stosunki publiczne.

W 1658 roku na Sejmie próbowano zająć się sprawą Żydów za ich masowe sprzyjanie Szwedom w czasie Potopu. *W 1656 r. Stefan Czarniecki za otwartą zdradę kazał ich wyciąć w San-domierzu*. Sejm ten zdołał jedynie wypędzić za zdradę arian polskich, ale próby wypędzenia Żydów nie dały wyniku. Zadziałali sztadlani…

Uczciwa opinia publiczna była właściwie bezbronna, mogła swe obawy wyrażać jedynie − słowem.

Ks. Stefan Żuchowski w swej pracy „Proces kryminalny” (…) o niewinne dziecię (...) okrutnie od Żydów zamordowane (1713 r.) pisał:

„Ledwie nie z całej Europy rugowani do nas jako do raju przyszli, bo to już w przysłowie poszło: Polska jest czyścem dla księży, piekłem dla wieśniaków, rajem dla Żydów. Ale te jaszczurki czas by i Polakom z zanadrza wyrzucić…”

O. Gaudenty Pikulski „Złość żydowska” Lwów 1758 r.

„… Jeśli według zdania cudzoziemca Polska jest piekłem wieśniaków − to Żydzi ze stroju i funkcji swojej, jak czarni diabli w tym piekle na arandach i karczmach dopiekają ubogich wieśniaków… (str. 457).

Jedyną właściwie siłą która wówczas dostrzegała w całej pełni niebezpieczeństwo żydowskie, i brała lud chrześcijański pod swą moralną opiekę, był Kościół katolicki.

Uchwały Synodów i Listy pasterskie (które podaje w swej pracy ks. dr Morawski „Stanowisko Kościoła wobec niebezpieczeństwa żydowskiego w dawnej Polsce”) są w swej wymowie wstrząsające.

Synod prowincjonalny w Piotrkowie Episkopatu Polski w 1542 r.

− … W memoriale do Zygmunta Starego zwracał się z prośbą, „aby pomnąć na wielkie szkody i straty, jakie dzieją się Kościołowi i chrześcijańskiej ludności w całym państwie polskim z powodu przyjmowania na jego terytorium tak wielkiej liczby przewrotnych i bezbożnych Żydów, wypędzonych z są-siednich i innych krajów, zamknął całkowicie dostęp i napływ Żydów do Polski, zmniejszył i ograniczył ich liczbę w całym państwie”.

Synod warszawski w 1561 r.

Prosił Zygmunta Augusta „by Żydów nie naznaczano na urzędy publiczne, kierownicze i do poboru cła, jak się to dzieje, niestety, w wielu miejscowościach Polski”.

Synod chełmski w 1604 r.

„Obrzydliwa przewrotność Żydów zarówno w diecezji chełmskiej, jak i całej Rzeczypospolitej doszła już do tego zuchwalstwa i bezczelności, że Żydzi górują nad chrześcijanami nie tylko wszelkiego rodzaju handlem, ale nadto panują nad ludem chrześcijańskim, nad nim się coraz bardziej srożą i znęcają, zajmując podstępnie w posiadanie czy to w dzierżawę majątki i dobra ziemskie. Wobec takiej przewrotności żydowskiej wszyscy wierni katolicy, pomni na odpowiedzialność przed Bogiem na sądzie, powinni zerwać wszelkie stosunki z Żydami, nie popierać ich wcale i ze wszystkich sił powściągać ich niegodziwość”.

Synod poznański w 1642 r.

„Nie można już dalej tolerować wzmagającego się z dniem każdym zuchwalstwa Żydów, którzy nie tylko przez zajmowanie się handlem i rzemiosłem pozbawiają chrześcijan środków do życia ale nadto okazują się najbardziej nienawistnymi wrogami religii chrześcijańskiej, gdyż z pogardy dla praw kościelnych poniżają niedzielę i święta katolickie, wykonując w te dni zakazane prace i handel".

Synod płocki w 1643 r.

„Słuszną jest rzeczą i zgodną ze świętymi kanonami, ażeby chrześcijanie całkowicie zerwali z Żydami”.

Synod wileński w 1685 r.

„Żydzi z pogardy i nienawiści do religii chrześcijańskiej sze-rzą wszędzie zepsucie, bezbożność, i zgorszenie wśród chrześcijan”.

„... Niewiasty chrześcijańskie, będące (...) karmicielkami dzieci żydowskich, uwodzone są przez Żydów, za umówioną cenę pieniężną do strasznych zbrodni, do pijaństwa i rozpusty, i o zgrozo, do wydawania im własnych dzieci, zabijanych następnie okrutnie przez Żydów dla celów rytualnych, jak to już niejednokrotnie w poprzednich czasach zdarzało się,o czem poucza historia”.

Synod poznański w 1720 r.

„Przewrotny naród żydowski, prastarą nienawiścią do Zbawiciela Naszego i zawsze najwięcej wrogo usposobiony do chrześcijaństwa, im bardziej krępowany jest prawem kanonicznym i prawem cywilnym, tym więcej rości sobie urojenia, że mu wszystko wolno, opierając się na protekcjach, pogardza wszystkim i nie pozostawia niczego nienaruszonym. Nie tylko niesprawiedliwą lichwą doprowadza ludność do zubożenia, lecz okrada chytrze skarb państwa na cłach wszelkiego rodzaju, miesza się do sprzedaży kosztowności, do handlu mięsem i artykułami spożywczymi, napojami alkoholowymi, do arend i dzierżawienia browarów, gorzelni gospod i zajazdów, karczem a nawet niekiedy i do posiadłości ziemskich. Utrudniają katolikom sposób do życia i przywłaszczają sobie nad nimi władzę...

Żydzi, ten wróg największy, cieszą się wielką protekcją możnych

Synod przemyski w 1723 r.

„Żydzi ten gad jadowity, ci wygnańcy palestyńscy, którzy już zalali całą Ruś i szerzą się z krzywdy i wyzysku chrześcijan, pełni pychy, nienawiści i chytrości, stawiają sobie za główny cel swej przewrotnej działalności: podstęp zbrodnie i wszelkiego rodzaju występki, bluźnierstwa, zniewagi i wyszydzanie Tajemnic Wiary naszej św.

Jakże nad wyraz bolesną jest rzeczą, iż wielu spośród polskich magnatów i szlachty popiera Żydów, dając im łatwiejszy do siebie dostęp, aniżeli katolikom, łudząc się nadzieją przy-szłych zysków i pożyczek pieniężnych od Żydów, a nie bacząc na to, że pieniądze w tak nieuczciwy sposób nabyte, prędko utracą i ściągną na siebie i na swoje potomstwo karę Bożą i utratę błogosławieństwa Bożego".

Synod płocki w 1733 r.

„Przewrotne żydostwo, ten naród nienawistny Bogu, szerzy-ciel i roznosiciel wszelkiego zepsucia i rozkładu moralnego, herezji (…) zalewa z niebywałą szybkością całą Polskę (…) wzrastają na siłach i korzenie swoje coraz głębiej zapuszczają z uszczerbkiem wielkim i szkodą dla chrześcijan i katolików, wśród których żyją, panoszą się i rozpościerają”.

Synod chełmiński w 1745 r.

„Naród żydowski, przewrotny i nienawistny Bogu (…) jest zepsutego umysłu i zatwardziałego serca, a całem jego dążeniem jest, by majątki i wszelkie dobra chrześcijan rujnować, niszczyć, uszczuplać i niweczyć”.

Synod kijowski w 1762 r.

„Należy ubolewać nad bezczelnością i zuchwalstwem Żydów, którzy, korzystając z protekcji możnych panów, liczących na zyski, szerzą się po całej Polsce, dopuszczają się bezkarnie różnych występków, oszustwa, zdrad, krzywd i wszelkiego rodzaju nienawiści i naigrywania się z chrześcijan, lichwy, zabobonów, czarów, świętokradztwa, bluźnierstw przeciwko Panu Bogu i wierze chrześcijańskiej, naruszenia świąt katolickich i praw tak kościelnych jak i państwowych”.

Synod lwowski w 1762 r.

„Naród żydowski pod protekcją możnych rozszerza się i wszelkich wysiłków używa, zmierzając do ruiny i zniszczenia chrześcijan”.

List pasterski Biskupa łuckiego, Szymona Rupniewskiego z 1722 r.

„Współżycie Żydów z chrześcijanami mogłoby jeszcze być znośniejsze, gdyby Żydzi (…) zachowywali przynajmniej prawa kościelne i państwowe, obowiązujące w kraju, w którym przebywają. Ale oni praw tych nie przestrzegają, przeciwnie, nawet mają je w największej pogardzie i wbrew nim postępują.

Żydzi w Polsce już się pozbyli prawie zupełnie piętna niewolniczego narodu i występują jako wolni i panujący w naszym kraju, w którym założyli sobie jakoby nowy raj, nową ziemię obiecaną, zamiast tamtej pierwszej, którą za karę niegdyś utracili.

Nie dosyć na tem, że Żydzi w Polsce swoje obrządki i nabożeństwa publiczne odprawiają i wszelką sobie wolność przyznawają, ale i nad chrześcijanami ośmielają się rozciągać swo-je zwierzchnictwo i władzę, a również odbierają im środki zarobkowania i sposób do życia i utrzymania, zajmują się handlem, kupiectwem, rzemiosłem i wszelkiego rodzaju przemy-słem.

Skutki tego nad wyraz opłakane już dziś są widoczne, bo oto Żydzi swoją zapobiegliwością, chytrością, podstępem i przebiegłością bogacą się, korzystają z wszelkich przywilejów wolności i opieki, a tymczasem chrześcijanie, prawdziwi czciciele i wyznawcy Boga, wystawieni są na wygnanie i pośmiewisko ze strony tychże Żydów, a pozbawieni opieki i pomocy niszczeją i ubożeją coraz bardziej.

I należy ubolewać nie tyle nad tą niesfornością i samowolą Żydów w Polsce, ile raczej nad ślepotą Katolików Polskich, którzy okazują Żydom swoją przychylność i biorą ich pod własną protekcję”.

List pasterski Biskupa żmudzkiego, Jozafata Michała Karpa z 1737 r.

„Nie ma na świecie drugiego narodu, któryby tak był przewrotnym i zabobonnym, tak wrogim i nienawistnym wierze chrześcijańskiej, jak naród żydowski, którego głównym i jedynym dążeniem jest zawsze to, by podstępnie przez kradzieże, oszukaństwa i truciznę wyniszczali i rozpraszali wszelkie dobra, majątki, bogactwa chrześcijan. I jakże bolesnem, a jednocześnie poniżającym jest to, że w Polsce jest wielu takich, którzy Żydów popierają, pozwalają im na wszystko, wydzierżawiają im cła publiczne, karczmy itp., a nawet dobra ziemskie, poddając jednocześnie pod ich władzę ludność chrześcijańską…”

Doszło wreszcie do tego, że głos w obronie chrześcijan w Polsce zabrał Ojciec Święty, Benedykt XIV.

Bulla Ojca Św. Benedykta XIV do Prymasa, Arcybiskupów i Biskupów Królestwa Polskiego w kwestii żydowskiej w Polsce roku 1751 dnia 14 czerwca.

§ 1.) Zawsze Wiara Chrześcijańska przeciwko niewiernym Żydom nie naruszona została, lub okoliczność czasów na to pozwoliła, ażeby w miastach i miasteczkach tego królestwa jak Chrześcijanie tak i Żydzi razem mieszkali. Te wszystkie dowody jasno pokazują, jak wielką chwałę Naród Polski zasłużył sobie stąd, że św. Wiarę od Przodków swoich przed tylu wiekami przyjętą nienaruszoną starał się zachować.

§ 2.) Na żadną z tych spraw, któreśmy dotychczas wyrazili, nie możemy narzekać, prócz niniejszej, na którą słusznie uskarżać się musimy, tak dalece, że nam z płaczem zawołać należy nad Polskę: zmieniony jest najlepszy twój kolor. Zaiste, dowiedzieliśmy się (…) że tak wielka liczba Żydów rozmnożyła się w Polsce, iż niektóre miejscowości, miasta i miasteczka (…) są teraz zruinowane i wielką liczbą Żydów napełnione tak dalece, że w nich mało co znajduje się Chrześcijan. Nadto, wszystkie z jakimkolwiek zyskiem kupiectwa i handle, jak trunków a nawet i wina Żydom w tem Królestwie są dozwolone; tymże o publiczne dochody starannie zlecona. Arendy, karczmy, pola i wsie w dzierżawę powierzone, przez co nad chrześcijańskimi wieśniakami mając zwierzchność, nie tylko nieludzką władzą i rozkazem przymuszają ich do pracy, podróży i pańszczyzny, ale też im co gorsza i kary naznaczają, a częstokroć i rózgami karzą. Zaczem idzie, że nieszczęśliwi wieśniacy, pod władzę Żyda zostając, jako poddani Pana słuchać go muszą. Chociaż zaś Żydzi sami poddanych karać nie mogą, ale ta rzecz do administratora chrześcijanina należy, ten jednak musi Żyda arendarza słuchać, a z bojaźni przed nim, ażeby administracji nie utracił, tyrańskie rozkazy wypełniać.

§ 3.) Oprócz zaś publicznych dochodów karczem, pola i arendy (…) Żydzi trzymają z krzywdą chrześcijan, z czego tyle i tak wielkie następstwa wynikają w stosunku do chrześcijan, że większą jeszcze szkodę i zgubę aniżeli wyżej wymienione sprowadzić mogą.

To się nam najgorszą rzeczą wydaje, że w domach niektórych panów Żydzi są komisarzami i w jednym domu z chrześcijanami mieszkają, nad nimi mając władzę (…) Ponieważ zaś Żydzi po większej części kupiectwem się zajmują, gdy handlem znaczną sumę pieniędzy nazbierają, z wielką lichwą i wyniszczeniem pożyczają ubogim chrześcijanom. Chociaż zaś i oni od chrześcijan biorą na procent znaczne pieniądze do kahałów i synagogi swojej, każdy jednak osądzić może, że dlatego to czy-nią, ażeby odebrawszy od chrześcijan znaczne pieniądze, nie tylko przez zarobek na handlu i różnych towarach oddać mogli procent i sami dla siebie oprócz tego jaki pożytek uzyskać, ale też i dlatego, ażeby przez ten czas ilu wierzycieli mają, tyle swoich synagog mieli protektorów i obrońców.

§ 7.) Od Duchownych ludzi, jako słuszną i sprawiedliwą jest rzeczą, najpierwej zaczynając, którzy przez przykładne ży-cie innym powinni drogę zbawienną pokazać i przykładem in-nym przyświecać. Tak się bowiem w miłosierdziu Boskim spodziewamy, że dobry przykład Duchownych ludzi, błądzących laików na prostą drogę naprowadzi. Co łatwiej i bezpieczniej rozkazać innym będziecie mogli, jeżeli ani Waszych dóbr, ani uprawnień Żydom nie powierzycie, żadnej sprawy w pożyczaniu albo dawaniu pieniędzy z nimi mieć nie będziecie, jednym słowem (…) od wszelakich stosunków z nimi wolnymi będziecie.

§ 9.) To wam zaś niezawodnie obiecujemy, że gdy tego potrzeba wymagać będzie skutecznie tę sprawę wypełniać chcemy razem z tymi Duchownymi, którzy do Waszej zwierzchności należą, za których powagą i wraz złączoną mocą, może przyjść do tego, że ze Szlachetnego Królestwa Polskiego ta zakała i hańba usunięta zostanie (…)

W chwili, gdy zrozumienie sprawy żydowskiej zaczęło głębiej przenikać do szerokiego ogółu, zjawiły się na widowni dwie rzeczy, które przeszkadzały społeczeństwu w rozwinięciu starań o odżydzenie i unarodowienie handlu i placówek zajmowanych wyłącznie przez Żydów. Do pierwszej z tych rzeczy należał ruch frankistów, który wywołał w społeczeństwie polskim złudzenie w możliwą chrystianizację Żydów. Tolerowano więc wiele dowiedzionych nadużyć, aby nie drażnić i nie odpychać od siebie żywiołu żydowskiego. Na drugą rzecz złożyły się przyczyny natury politycznej. Za Sasów (których elokcje były zresztą przez Żydów finansowane) stan polityczny Rzeczypospolitej był opłakany. Sejmy były zrywane, sąsiednie mocarstwa, chciwe na ziemie polskie, wtrącały się ciągle do spraw we-wnętrznych kraju, krępując wszelkie szlachetniejsze poczyna nia i nie dopuszczając do odrodzenia się narodu.

O ile jednak stan polityczny Polski w XVIII w. jest na ogół lepiej znany, to ruch frankistów dla wielu ludzi jest najwyżej hasłem, pod które nie potrafią dopasować ani faktów, ani dat nawet.

Zajmijmy się więc bliżej tym zagadnieniem.

Ruch Frankistów

5. XII. 1755 roku przybył do Polski z Turcji chacham Frenk Jakoff Jossyf, przywódca religijnego odłamu Żydów, wywodzą-cego się z sekty tzw. Donmah, która w II połowie XVII w. przyjęła islam. Frenk, zwany w Polsce Jakubem Lejbą Frankiem Dobruckim, przygotowywał się wraz ze swymi wyznawcami do przyjęcia chrztu (ciekawą jest rzeczą, że nie przeszkadzali mu w tym miejscowi rabini, nie został obrzucony tzw. „wielkim Cheremeh”, czyli klątwą).

Pierwsze chrzty rozpoczęły się w 1759 r., a podczas chrztu samego Franka był obecny król August III.

Natomiast, ogółem według regestrów prezydenta Witthofa, przyjęło chrzest 24 tys. frankistów, z których większość otrzymała szlachectwo i polskie nazwiska (zresztą sztuczne: np. Do-browolscy − bo z dobrej woli, Jakubowscy − bo od Jakuba, Ma-jewscy − bo w maju itp.). Ale już wkrótce bo w lipcu 1760 roku Frank został aresztowany za poligamię, tajemne obrzędy donmahów itp. i osadzony w twierdzy w Częstochowie. Uwięzienie nie uniemożliwiało mu kontaktów z wyznawcami (obecnie już pozornymi chrześcijanami), był przez nich odwiedzany, wydawał instrukcje, polecenia, słowem prowadził szeroką akcję religijno-polityczną. Uwolniły go dopiero rosyjskie wojska gen. Bibikowa, po pierwszym rozbiorze Polski, w styczniu 1773 roku, a sam Frank udał się do Brna Morawskiego. Tymczasem jego wyznawcy, pozornie zasymilowani, przyjęci do herbów, wrastali w społeczeństwo polskie, opanowując głównie wolne zawody i wchodząc w tworzącą się wówczas inteligencję. Kierowali się oczywiście wskazówkami, które zostawił im Frank w postaci Biblii bałamutnej”, napisanej w czasie jego pobytu w Częstochowie.

Już pierwsza odezwa Franka do wyznawców, z 1755 r. jest wiele mówiąca (cyt. za A. Krzyżanowskim "Dawna Polska" Wa-wa 1844 r. str. 51-53).

*...Nie tylko przez taką ludność, ale także przez niesłychane swobody i rozkosze ludu żydowskiego w Polsce, ja bym ten kraj nazwał prędzej żydowskim, niż polskim, judzką nie polską ziemią, bo te miliony mieszczan i chłopów dla Żydów jedynie żyją, na nich w pocie czoła pracują i sam Bóg po Palestynie Polskę musiał dla Żydów na nową ziemię obiecaną, a Kraków na nową Jerozolimę przeznaczyć”.

„... szlachta polska, czego wam właśnie potrzeba, jest dobra i głupia. Jej królowie nie byli nigdy od niej mędrsi, dla was zaś byli zawsze jeszcze lepsi niż ona*

Co zaś mówi Frank, syn rabina w *Biblii bałamutnej” − (fra-gmenty cytuje A.Kraushar w pracy pt. „Frank i Frankiści polscy” Kraków 1895 r.):

*Potrzeba przede wszystkim przedostać się do społeczeństwa obcego, choćby obwarowanego jako forteca i wtedy dopiero można je pokonać.*

/T. II str. 332 /

*... do rzeczy, do której my staramy się przyjść, bez chrztu, w którym jesteśmy, przystąpić nie można.*

/T. I str. 428 /

*powiadam wam, kto się nie pomiesza z narodami, daremna praca jego.*

/T. I str. 425 /

*musimy krążyć ze słodkimi słowy i oszukaństwem, póki wszystko nie przyjdzie do rąk naszych.*

/T. II str. 80 /

W tych wypowiedziach zawarty jest wystarczająco jasno nakreślony cel pozornego chrztu i metody postępowania, nie wymagające komentarza…

Żydzi w Polsce Porozbiorowej

Tymczasem Rzeczpospolita konała. Po ostatnim rozbiorze ta część Polski, która dostała się w posiadanie Rosji, skazana była na największe zażydzenie, bowiem od pierwszych chwil Austria i Prusy starały się na wszelki sposób pozbyć ludności żydowskiej z zaborów, które im przypadły. Popierały otwarcie emigrację Żydów na wschód. Maria Teresa, cesarzowa austriacka, siłą gromadziła uboższych Żydów z Galicji na granicy Królestwa Polskiego i wprost przepychała ich do Polski. Tych samych środków chwyciła się i Rosja, pozbywając się większości Żydów z rdzennych ziem rosyjskich. Znana jest linia demarkacyjna osiedlenia Żydów, wykreślona przez hrabiego Ignatiewa, pokrywająca się mniej więcej ze wschodnią granicą Polski z 1772 roku.

Od począdku XIX wieku społeczeństwo polskie uwierzyło w asymilację. Przebaczono Żydom ich odrębność, obłudę i wrogość w stosunku do Polski. Tłumaczono sobie, że Żydzi rozpoczynają nowy okres życia, wydobywają się z przestarzałego konserwatyzmu, więc trudno wymagać, aby od razu wyzbyli się swoich przeróżnych wad i nałogów nabytych drogą atowizmu. Wyobrażano sobie, że przeistoczenie duszy żydowskiej wymaga życia kilku pokoleń. W nadziei, że taka przemiana nastąpi, czekano cierpliwie lepszej przyszłości, która może uczynić z Żydów wiernych obywateli polskich.

Taką wielką próbą stało się powstanie listopadowe, które było nadzieją odrodzenia się Polski i odzyskania niepodległości. Niestety, Żydzi okazali się konsekwentnie antypolskimi. Jak podaje Otto Spazier w „Historii powstania Narodu Polskiego w r. 1830 i 1831” (T. I str. 305) po powstaniu listopadowym „car Mikołaj hojnie łaską swoją wszystkich Żydów obsypywał, szczególnie Żydów w Królestwie, którzy mu się nie mało na szkodę powstańców przysłużyli”.

Skutkiem olbrzymiej klęski, prócz poległych, była emigracja 50 tys. najbardziej wartościowych obywateli, władze carskie skonfiskowały w Królestwie ponad 400.000 morgów ziemi, na Litwie, Ukrainie, Podolu i Wołyniu ponad 3,2 mln. morgów, znacznie osłabiając i tak już nadszarpnięty żywioł polski. Z ziem litewskich i ruskich wysiedlono ponad 54 tys. drobnej szlachty. W samej Warszawie zginęło około 35 tys. ludzi, w ca-łym powstaniu straty ludnościowe wyniosły 326.000 ludzi.

Miejsce rodzimej, polskiej inteligencji zaczynało być dostępne dla frankistów.

Wraz z Wiosną Ludów 1848 r. Polacy znowu podjęli walkę o wolność, tym razem głównie w Poznańskiem. I tym razem Żydzi odegrali niechlubną rolę. Zacytujemy, co o tych wydarzeniach mówili współcześni (Pisma Józefa Suppińskiego, wyd. III Wa-wa 1848 r. T. I str. 320):

„W roku 1848, gdy chodziło o dojście, jaka narodowość przeważała w Poznaniu, Żydzi (…) zapisali się wszyscy jako Niemcy. Ta ich podłość przeważyła na stronę narodowości niemieckiej. Po odniesionym triumfie poniewierali Polaków na ulicach, rzucali na nich kamieniami, pluli im w oczy itd. Przy wszystkich narodowych sprawach Żydzi występują jako wrogowie kraju, ile razy strona przeciwna mocniejsza się wydaje. Cymbalista Pana Tadeusza jest meteorem w Polsce lub tylko poezją… Niemcy, przybywający do naszego kraju (mówię tu o Galicji) przyswajają sobie nasz język, silą się by nim mówić przez grzeczność dla osób z któremi rozmawiają − Żydzi niemieccy wydają się wczoraj przybyłem plemieniem, a przybyłem by wyssać krew i zatruć organizm społeczny”.

(Tom V str. 242) „… Żydzi przeszli Prusaków w zawziętości ścigania żywiołu polskiego. Powstańcy polscy, schwytani przez władze tamtejsze, doznawali od nich wszelkiego poniżenia; prowadzonych przez ulice obrzucali kamieniami, opluwali, bili laskami po rękach w tyle skrępowanych itp.

Żydzi galicyjscy po roku 1848 stali na zewnątrz życia politycznego, a w życiu społecznem poślednie tylko zajmowali miejsce.

Z pierwszym dniem ruchu Polacy powitali braćmi jednej matki, wezwali do uczestnictwa tych samych praw, ale i tych samych trudów a Żydzi przyjęli pierwsze, do drugiego natomiast nie poczuli obowiązku, a nie poczuli go dlatego właśnie, że tamto przyszło gotowe. Oni stanęli po stronie, gdzie jest siła”.

Można do tego dodać to, co zaleca Talmud Babiloński: „przyłączaj się do tego, któremu się szczęście uśmiecha”.

O powstaniu w 1848 r. w Poznańskiem mówi także historyk Wacław Sobieski (Dzieje Polski T. II Wa − wa 1924 str. 117): „… Żydzi ławą stanęli po stronie Niemców”, „…wśród represji rej wodzili Żydzi. Generał niemiecki H. Brand pisze: wychodzili nieraz Żydzi milami naprzeciw wojsku pruskiemu, i podżegali je to przeciwko temu, to przeciwko owemu. Mogę dać stanowcze zapewnienie, że gdyby nie oni, sprawa byłaby tu załatwiona bez owego znamienia zemsty, okrucieństwa, które nam Polacy z zupełnem prawem, chociaż niejednokrotnie z przesadą zarzucają”.

Żywioł żydowski ciągle się wzmacniał, zarówno ekonomicznie, jak i liczebnie, zasiedlając głównie miasta i miasteczka. W końcu XVI w. było ich w Polsce około 100.000 (3,5% ludności), w 1667 r. ok. 200.000, a po I rozbiorze (w 1793 r. tuż przed II rozbiorem) już 900.000, czyli 10,2% ludności! Nic więc dziwnego; że wyzysk ekonomiczny narastał, szczególnie przy poparciu Żydów dla władz okupacyjnych w poszczególnych rozbiorach.

„Przegląd rzeczy polskich” − wrzesień 1858 r., wydawany w Paryżu pisał: „wzbogaceni Żydzi warszawscy, nieprzyjaźni narodowości polskiej, a jej wrogom przychylni, jak pijawki wysysają z krajowców mienie”. Natomiast „Gazeta Warszawska”, tak-że z 1858 r. w numerach z 1. 13. IX. i 14. VIII., pisała co następuje:

„Wskutek skupienia wszelkiego rodzaju wytężeń spekulacyjnych, przyszło dziś do tego, że Żydzi owładnęli cały handel w kraju i spekulacjami swemi niezawodnie przemysł wewnętrz-ny podkopują. Nie byłoby końca, gdybyśmy zgubny wpływ ich na stosunki przemysłowe i handlowe wszechstronnie wykazywać chcieli. Dość powiedzieć, że ludzie ci, nie poczuwający się do obowiązków jakichś przynajmniej względem społeczeństwa, które zawsze dla nich jest celem, wyzyskują tylko kraj i jego mieszkańców do najwyższego możliwie stopnia nie troszcząc się wcale o dobrobyt jego. Kto się pragnie naocznie o tem przekonać, niech przejdzie kolejno uczonych i nauczonych Żydów naszych, a nie znajdzie ni jednego prawie, któryby się troszczył naprawdę o wzrost i udoskonalenie rolnictwa i przemysłu, o o-światę mieszkańców lub o książki i pisma polskie, choć każdy oświeceńszy z nich niemieckie skupuje…” „nikt, kto sam z bliska i naocznie się nie przypatrzył, nie zdoła sobie wyobrazić nawet, jak dalece materialny byt i moralność podupada, gdzie Żyd jest dzierżawcą. A jednak nie odstrasza to wielu pomiędzy Panów naszych od wypuszczenia Żydom dóbr w dzierżawę”.

(14. VIII) „Synowie Izraela sieczą, jak dawniej tak i obecnie, po wszystkich niemal karczmach miejskich, żywią siebie i bardzo liczne zwykle potomstwo z wyszynku wódki i drobnego kramarstwa, opłacając się podwójnie Jaśnie Panu włości za prawo wyłącznego wyszynkowania napojów upajających, a rządowi podatkiem dochodowym, musi naturalnie Żyd karczmarz całego dowcipu, pomysłu i przebiegłości używać, aby nie tylko wszelkim opłatom podołać, ale i wyjść na swoje. Jedynym to środkiem rozpijania ludu wiejskiego i nikt nad życie nie potrafi go używać, jak tylko Żyd. Dlatego też uwiecznia się pijaństwo po wsiach (…) W najmniejszej wiosce kilka karczem, gdzie usłużny Żyd umie zawsze wywabiać ostatni grosz na śmierdzącą wódkę z kieszeni włościan miejscowych lub przyjeżdżających (...) W ślad za pijaństwem idzie ogromna demoralizacja, wzrastająca codziennie i to w taki sposób, że najobojętniejszy na losy kraju zatrwożyć się musi. Obok pijaństwa rujnuje lud lichwa, którą każdy karczmarz się bawi, i nie sto, ale dwieście blisko od stu pobiera procentów (...) Straszniejsze są jeszcze skutki wpływu żydowskiego na moralność ludu, między których rozliczne zagęszczają się niecnoty i występki, których w swojej ciemnocie i naiwności za takie nawet nie poczytują. W ogólności Żydzi, którzy dziś wielką bardzo są plagą kraju, mimo całej przebiegłości swojej, mimo zręczności i giętkości umysłowej, tworzą teraz jak i przed laty masę ciemną i przesądną (…) Sądzą dziś jeszcze w zarozumiałości swojej, że są owym wybranym narodem Jehowy, któremu kiedyś ostatecznie oddane będzie (rzekomo) panowanie nad światem”.

Podczas gdy Polacy tracili majątki w powstaniach, bądź na pracę konspiracyjną, gdy byli zsyłani na Sybir, na wieczną tułaczkę, ginęli wreszcie z bronią w ręku lub rozstrzeliwani − Żydzi natomiast w Polsce robili to, co nazywa się dzisiaj w podręcznikach ekonomi akumulacją i koncentracją kapitału. Na miejsca, opróżnione przez polską inteligencję wchodzili wychrzczeni Żydzi, skupowali majątki ziemskie, wielu z nich otrzymywało je od władz carskich za „zasługi”. A były to przecież majątki polskie, brutalnie skonfiskowane za opór stawiany mocarstwom rozbiorowym.

Jednocześnie, zgodnie ze swą naturą, oddziaływalii paraliżująco na walkę samoobronną Polaków, przez donosy i zdrady, a z drugiej strony podburzali do rewolucji. Nie zapomnieli przecież wskazówek swego duchowego przywódcy, chachama Frenka: „Musi być krwi przelewanie na świecie i podczas tego zamieszania odbierzemy zgubę naszą, za którą się teraz uganiamy. Podobnież, gdy woda mętna, wtenczas dobrze ryby łowić. Tak też, gdy się świat krwią zaleje, będziemy mogli złowić rzecz, która do nas należy…” (A. Kraushar. „Frank i Frankiści polscy” T. I str. 80).

Rozpoczęły się przygotowania do wybuchu, najbardziej tragicznego dla nas zrywu w XIX wieku. Leopold Kronenberg, który według M. Berga („Zapiski o powstaniu polskim 1863 i 1864 r.” T. I str. 80) był „wodzem i kierownikiem całego ruchu żydowskiego w kraju”, założył przy pomocy innych neofitów: Ludwika Wołowskiego, Leona Kaplińskiego, Z. Chęcińskiego, B. Szymanowskiego i wielu innych „Gazetę Polską”, nieoficjalny organ „Białych”. Ale sekretarz Kronenberga, neofita Karol Majewski był łącznikiem między „Białymi” i „Czerwonymi” i wypracował sobie także duże wpływy wśród studentów. Podsuwał on zręczne pomysły swym rozmówcom, „aby coś się działo”. (cyt. za ZLS − Przyborowski) w „Historii dwóch lat 1861-1862” (T. III str. 482) przytacza jeden z nich: „niech na Białorusi lub gdziekolwiek bądź chłopi zarżną z pięciu szlachciców, a wtedy kwestia ta sama się rozwiąże”. Inni Żydzi − Jurgens i (frankista) Zwierzchow-ski przygotowywali grunt, twierdząc, że naród polski „chcąc dosłużyć się ojczyzny, wypławić się naprzód musi w krwi własnej potokach”. (cyt. ZLS − Przyborowski) „Historia T. I str. 189. Gdy już wszystko wrzało, „Czerwoni” przygotowywali powstanie, Jurgens i Kronenberg (który wyłożył na ten cel milion złotych rubli) uspokajali „Białych”, że powstania nie będzie.

Na zebraniu przywódców „Białych”, które odbyło się zresztą w mieszkaniu Kronenberga, sam gospodarz zgłosił wniosek, aby w ręce margrabiego Wielopolskiego wydać wszystkich sław-nych działaczy „Czerwonych”, dążących do walki zbrojnej przeciwko Rosji. Wniosek upadł, ale doniósł o tym „Czerwonym” sekretarz Kronenberga, neofita Majewski. Żydzi osiągnęli w tym momeńcie zamierzony cel − rozbicia w ostatniej chwili społeczeństwa. „Gdy woda mętna, wtenczas dobrze ryby łowić” − uczył Frank.

„Czerwoni” działali. Na zjeździe komisarzy wojewódzkich w Skierniewicach uchwalono natychmiast rozpocząć powstanie. Głównym inspiratorem był frankista Józef Piotrowski, pochodzący z rodziny „tych Żydów, którzy wraz z Frankiem dla osiągnięcia równouprawnienia przyjęli powierzchownie tylko chrystianizm i zmienili swe nazwiska na krajowe, zachowując zawsze w głębi duszy i w domu obyczaj żydowski” (M. Berg „Pamiętniki o polskich spiskach i powstaniach 1831 1862” T. I str. 184). Jednocześnie neofita Grzegorz Peretz powiadomił rząd rosyjski o przewidywanym terminie wybuchu. Na czoło kierowników wysunęli się frankiści i neofici: Karol Majewski, Józef Piotrowski, a także Żydzi niechrzczeni. Powstanie oczywiście nie udało się, a propaganda o szybkiej pomocy Anglii i Francji była tylko zasłoną dymną, w celu większego wysiłku i wypławienia „w krwi własnej potokach”. Do dziś lansuje się legendę, że Żydzi polscy w powstaniu styczniowym okazali się lojalnymi obywatelami polskimi. Teza ta nie ma nic wspólnego z prawdą. Ostatni bohaterski dyktator Powstania, Romuald Traugut (toczy się obecnie jego proces beatyfikacyjny) zdradzony został 10. IV. 1864 roku władzom carskim przez Żyda Artura Goldmana, pracującego w skarbowości powstańczej. Żyd Tugendbold (sekretarz płk. Łapińskiego) zdradził Moskalom szlaki przerzutowe broni i amunicji zakupywanej w Anglii przez Rząd Narodowy. Bertold Herman, szpieg rosyjski, Żyd z Krakowa został zasztyletowany w Warszawie w Hotelu Europejskim, gdyż zdemaskowano go jako tego, który miał wydać cały Rząd Narodowy. Tragiczna jest rola żandarmerii powstańczej, licznie obsadzonej przez neofitów − przez jej działalność po raz pierwszy na zieme polskie wkroczył terroryzm… Później neofici szpiegowali emigrację we Francji.

Skutki Powstania Styczniowego były potworne − do 1866 r. zesłano do Rosji i na Syberię 250.000 ludzi, skonfiskowano resztę tych majątków, które przetrwały Powstanie Listopadowe. Polacy, szczególnie na Ukrainie, Podolu i Wołyniu utracili własność ziemską i zdeklasowali się. I znów powstało wolne miejsce, które można było nasycić neofitami.

Kronenberg, który był tak hojny i pełen inicjatywy, uciekł za granicę, ale … wrócił po roku, odznaczony został przez władze carskie orderem św. Włodzimierza i otrzymał dziedziczne szlachectwo. „Dobrze” się zasłużył. Tymczasem praca nad zdobyciem Polski nie ustała, przecież Frank nazwał ją „judzką ziemią”.

Jak ta praca wyglądała, uzmysłowić nam może „Okólnik kierowników politycznych kół żydowskich XI.1898 r. do Żydów polskich” (cyt. za L. Viel'em „Le Juif secretaire” str. 173).

„Bracia i współwyznawcy! Trzeba, aby kraj został naszem królestwem (...) Starajcie się potrochu usunąć Polaków ze wszystkich ważniejszych stanowisk i skupić w waszych rękach wszystkie nici władzy społecznej. Wszystko, co do chrześcijan należy, powinno stać się waszą własnością, związek izraelski dostarczy wam potrzebnych do tego środków. Już zaczęto na ten cel zbierać potrzebne fundusze, a udaje się lepiej, niż przypuścić było można. Dla doprowadzenia do skutku planu wyrwania stanowczo Galicji chrześcijanom, wszyscy nasi wielcy i bogatsi zapisali się na znaczne sumy. Da baron Hirsz, dadzą Rotszyldzi, Bleichroderowie i Mendelschonowie i inni dadzą (...)”

„Bracia i współwyznawcy! Dołóżcie wszelkich usiłowań, ażeby doprowadzić do skutku to, co zamierzamy (…)”.

Działania ich były wielostronne. Oprócz powiększania własności, przenikania do inteligencji, zakładanych wówczas partii politycznych i organizacji społecznych, prowadzili jednocześnie akcję wynaradawiania, potężniejszą nawet niż sami rozbiorcy.

Oddajmy głos im samym.

Jaffe na wiecu w Poznaniu w 1901 roku powiedział (cyt. za Biesiadą Literacką, 1901 z 21. III. str. 259):

„Zwracam uwagę na stanowisko, jakie my Żydzi zajmujemy na pruskim wschodzie (…) Kiedy ten kraj przyłączono do Prus, wtedy to ojcowie nasi przyjęli na swe barki wielką część kulturalnego dzieła. Jeżeli miasta poznańskie stały się głównie warowniami niemczyzny, to właśnie ojcowie nasi spełnili w tym kierunku dobrą, a może najlepszą część pracy. Tysiącami polonizowali się chrześcijańscy Niemcy, lecz żaden Żyd tego nie zrobił i nie zerwał owego związku z niemiecką ideą”.

„… Stoimy też na szmacie ziemi, którą pomogliśmy zniemczyć, a na to dziś głównie kładziemy nacisk…”

Rabin Bloch, poseł w parlamencie austriackim mówił o podobnej akcji w zaborze austriackim (1890):

„Nawet w Polsce, gdzieśmy zostali przyjęci gościnnie, gdzie królowie i książęta świadczyli nam łaski i dobrodziejstwa, nie przestaliśmy wiernie trzymać się niemieckiej mowy. Byliśmy męczennikami języka Niemców, sprowadziliśmy na siebie odrazę i niedowierzanie narodów…”

Wolf Żabotyński w Broszurze Polaki i Jewreje” Odessa 1921 r. podobnie:

„Żydzi w wielu miastach, gdzie nie ma rdzennej rosyjskiej ludności, są jedynymi przedstawicielami rosyjskiej kutury, tj. ściśle mówiąc, wszyscy bez wyjątku kraj rusyfikują”.

Nic dodać nic ująć. Jest to ocena wstrząsająca, a wystawili ją sobie sami Żydzi w przekonaniu, że Polska już się nie odrodzi.

Tymczasem handel żydowski wykazywał już cechy monopolu, Polacy byli w absolutnej mniejszości w przemyśle, rzemiośle, i wolnych zawodach. Ludność żydowska zwiększała się szybciej, niż polska, powstawało więc pytanie, kiedy się zrówna ilość Żydów z liczbą Polaków, a kiedy ich prześcignie.! W 1905 r. wybuchła w Rosji rewolucja, która objęła swym zasięgiem również ziemie polskie. Powszechne stało się dążenie do uzyskania przez Kongresówkę autonomi. Jednocześnie i Żydzi wysunęli roszczenia, aby utworzyć prowincję pod nazwą Judeopolonia, nadając im rozgłos na naradach u rabina Jcchoka Goldberga w Landwarowie pod Wilnem w 1905 r.

Rewolucja 1905-1906 upadła. Jej rezultatem na ziemiach polskich, jak podaje S.Didier („Rola neofitów w dziejach Polski” str.121) była ruina własności polskiej:

„Komitet statystyczny miasta Warszawy wykazał, że wypadki w 1905 r. zburzyły i zniszczyły w Królestwie około 2,000 mniejszych zakładów przemysłowych, należących do Polaków. Cofnięty został o dziesiątki lat wstecz swojski, dopiero kiełkujący przemysł. Lud roboczy zubożał. Wielcy kapitaliści żydowscy drwili zaś sobie z tej „pseudo-antykapitalistycznej rewolucji”.

Ale był to bardzo korzystny grunt pod przygotowanie Judeopoloni. W 1911 r. poeta i pisarz Antoni Lange (ojciec znanego ekonomisty Oskara Lange, Żyd) wydał pracę pod tytułem „O sprzecznościach sprawy żydowskiej” w której dowodził, że powinno nastąpić wzajemne zasymilowanie obu żywiołów − polskiego i żydowskiego. W ten sposób naród polski stanie się narodem półsemickim, co przyczynić się miało do stworzenia nowej rasy, nowego człowieka i nowego Boga«. Żydzi zaczęli powszechnie żądać przyznania ich językom (jidysz i hebrajskiemu) oficjalnego statusu − jako językom urzędowym. Co to miało oznaczać, nie jest żadną tajemnicą − otóż kandydaci na wszystkie funkcje publiczne, urzędy i wszelkiego rodzaju stanowiska, musieliby posługiwać się biegle w mowie i piśmie wszystkimi trzema językami (Żydów było wówczas w Kongresówce 14,64%), co praktycznie potrafili jedynie Żydzi, a więc oni zostaliby legalnie warstwą rządzącą, a Polacy zepchnięci zostaliby w ten sposób do roli „bydła roboczego”.

Tę grę przejrzeli wówczas nawet najwięksi ówcześni przyjaciele Żydów, przeistaczając się w ich gorliwych przeciwników − Aleksander Świętochowski i Andrzej Niemojewski. Wówczas w 1912 r. Roman Dmowski (wielki patriota Polski) rzuca słynne hasło „bojkotu ekonomicznego” Żydów, a jego stronnictwo, Narodowa Demokracja nawołuje „kupuj u swego”, co zyskało im wieczny przydomek *antysemitów*. Do walki samoobronnej przystąpił cały naród, czując śmiertelne zagrożenie. Echo tej sprawy wróciło już w czasie I wojny światowej, gdy Dmowski rozmawiał w Ameryce z przedstawicielami światowego żydostwa − Brandeisem i Frankfurtem − na temat przyszłości Polski. Żydzi tłumaczyli Dmowskiemu, że zamiast bojkotu ekonomicznego woleliby... pogrom ludności żydowskiej! Rozumieli bowiem dobrze, że bojkot podrywał ich pozycję ekonomiczną, a pogrom mógł być wykorzystany jako pretekst do światowego lamentu nad uciskiem Żydów i mógł przczynić się do ich znacznego umocnienia się. Oczywiście polski ruch narodowy był antyżydowski, ale nie był wytworem rasistowskich urojeń, walka ekonomiczna z Żydami była po prostu nieuchronną polityczną koniecznoścą, ale nigdy nie zeszła na pozycję eksterminacyjne czy ludobójcze.

Próby budowy Judeopolonii

Tymczasem rozpoczęła się I wojna światowa, wymarzona przez Mickiewicza wojna narodów, która miała przynieść Polsce niepodległość. Nie ustały jednocześnie plany żydowskie utworzenia Judeopolonii. Karol Kautsky, słynny żydowski ekonomista − marksista wydał na początku wojny w Berlinie pracę „Rasse und Judentum” (Rasa i żydostwo), w której oficjalnie zaproponował utworzenie niedużej Judeopoloni pod opieką Niemiec. W tym samym czasie Rotterdamie 80 rabinów wystąpiło z odezwą, w której twierdzli:

„Niemcy są prawdziwą twierdzą judaizmu. Jeżeli będą one rozbite i zruinowane pod względem ekonomicznym, w takim razie żydostwo międzynarodowe straci to, co zdobyło w ciągu całego stulecia”. (cyt. za: Feliks Koneczny „Cywilizacja żydowska” Londyn str. 354).

Żydzi z całą mocą poparli państwa centralne, przede wszystkim Niemcy, natomiast Polacy opowiedzieli się po stronie państw alianckich *Entanty* rozumiejąc, że podstawowym warunkiem odzyskania niepodległości jest rozbicie potęgi Niemiec. Z tego powodu sprzeciwili się stanowczo dążeniom Polski do odzyskania wolności, początkowo była to akcja propagandowa w światowej prasie żydowskiej i przez Żydów kontrolowanej, później konkretna akcja polityczna (na Konferencji Pokojowej w Wersalu w 1919 r.).

22. XI. 1915 r. „Jewrejskaja Ziźń” nr. 21 pisała:

„… Nie możemy sobie wyobrazić większego nieszczęścia dla Żydów i całej Europy nad niekontrolowaną przez nikogo gospodarką Polaków gdziekolwiek w czasie najbliższym. Uznajemy zasadę samodzielności narodów. Wszelako niepodległość Polski byłaby jaskrawym naruszeniem tej idei…”

„Lecte Najer” z VI.1918 wychodząca w Wilnie:

„… Gdyby była mowa o zmianie granic, to moglibyśmy się zgodzić na rozmaite rozwiązanie, byle nie polskie. Gdyby wystąpiła tendencja oddania Wilna Polsce, wówczas musielibyśmy zmobilizować całe żydostwo do obrony naszej Jerozolimy…”

Nawet wówczas, gdy Żydzi zdecydowanie, jawnie i solidarnie walczyli przeciwko odbudowaniu Polski, Polacy występowali pojednawczo, spokojnie, prosząco…

Przykładem tego stanowiska może być np. artykuł − A. Chołoniewskiego w „Głosie Narodu” (nr. 227-8 ,XII 1918 r.)

„… tym sposobem fakt, żeśmy w ciągu stuleci pogodzili się z Żydami humanitarnie, że nie paliliśmy ich na stosach i nie wypędzaliśmy ich, jak to czyniły inne narody, a co umożliwiło im liczniejsze osiedlanie się w naszym kraju, ten fakt miałby się teraz przeciwko nam zwrócić…”

Sprawa żydowska w Polsce była też rozumiana poza nią, choć rzadko ukazywały się takie artykuły, jak np. ten („Victoire” marzec 1919) podpisany przez Gustawa Herve: … syjoniści w Paryżu upominają się dla Żydów polskich o to żeby Polacy uznali ich za narodowość odrębną i żeby Żydzi w tym charakterze utworzyli coś w rodzaju państwa w państwie, państwa żydowskiego w państwie polskim, państwa żydowskiego ze swoim językiem żargonowym, nauką w żargonie, państwem przemawiającym w imieniu dwu milionów Żydów, mieszkających wśród 25 milionów Polaków. Niechże Żydzi pozwolą Francuzowi − namiętnemu filosemicie − przestrzec ich, że nie ma w Europie ani jednego narodu i ani we Francji, ani w Anglii, ani w Niemczech, któryby przyjął to, czego oni żądają od Polski…”

Tak, chodziło o budowę Judeopolonii, której kierownictwo skupione byłoby w rękach Żydów. A znane było przecież stanowisko Żydów względem Polski i Polaków w czasie wojny. Znane było również ich stanowisko wobec Niemców. Adam Cho-łoniewski tak je scharakteryzowal („Głos Narodu” nr 227-8, XII 1918 r.) „… pobyt niemieckich hord w Polsce stał się jednem nieustannem pasmem gwałtów i zniszczenia. Zburzono i zrównano z ziemią fabryki. Z dymem puszczano kościoły, dwory i pałace. Spalono tysiące siół. Rabowano i kradziono. Nimieccy oficerowie, jak pospolici złodzieje, kobietom polskim zdzierali z palców pierścionki. Szerzono mord i pożogę. Wieszano i rozstrzeliwano. Dziesiątki tysięcy Polaków szły do straszliwych obozów koncentracyjnych, gdzie wśród nieopisanych cierpień nie zabrakło wybitnych polityków i pisarzy. Z rąk niemieckich nie ucierpiała nic tylko jedna kategoria mieszkańców Polski: Żydzi. To byli „swoi”, którzy z radością wybiegali przeciwko zwycięzcy i tysiącem cennych usług umieli uczynić się potrzebnymi (…) Znacząc drogę swego pochodu lasem szubienic, na których zawisły tysiące Polaków, dotarła armia austroniemiecka w lipcu 1915 r. do Lwowa. W ulice miasta wjechał triumfalnie Fryderyk Habsburg. Wielotysięcznym szpalerem głów i olbrzymim pod niebo bijącem „hosanna” witało żydostwo Lwowa zasypując kwiatami automobil, w którym przybywał wróg i kat Polski…”

Tymczasem w grudniu 1918 r. rozpoczął się Kongres Wersalski, który miał zadecydować ostatecznie o politycznej przyszłości ziem polskich, Roman Dmowski tak scharakteryzował panującą na nim atmosferę: „kahał zapanował na konferencji”.

Jednocześnie Żydzi rozpoczęli fantastyczną kampanię prasową przeciwko Polsce. Oskarżali nas o najbardziej potworne zbrodnie, o masowe pogromy ludności żydowskiej, o rzezie ko-biet i dzieci, organizowali w Europie wiece i demonstracje w obronie rzekomo uciskanych Żydów, nie cofając się przed najbardziej niedorzecznymi zarzutami. Wszystko to było patrzebne, aby wywrzeć nacisk na wyniki Konferencji Wersalskiej i ujarzmić Polskę politycznie.

Aby oddać atmosferę tamtych wydarzeń, wystarczy przytoczyć ówczesne publikacje prasowe. W „Gazecie Niedzielnej” nr. 39 z 1919 roku ukazała się korespondencja J. A. Danielaka z Trenton (USA): „… Co się tyczy Żydów, to wszyscy byli za Niemcami, a nawet teraz, kiedy Polska na Kongresie Pokojowym potrzebowała sympatii innych narodów, a zwłaszcza sym-patii naszego amerykańskiego narodu, to Żydzi wytężyli wszy-stkie swoje siły w Ameryce, aby Niemcom dopomóc a Polsce zaszkodzić. Nosili w pochodach tablice z napisami, że Polska Żydom się należy, a nie Polakom, bo Polacy nie umieją sie rządzić, źe w Polsce jest anarchia i są wielkie pogromy niewinnych Żydów, że Polacy morduja nielitościwie, rabują ich sklepy, bezczeszczą ich żony i córki, zabijają dzieci i starców, że Polacy więcej się na nich zbrodni w Polsce dopuścili, aniżeli Niemcy w czasie tej wielkiej wojny na wszystkich ludach przez siebie podbitych.

Po takich pochodach zbierali się w wielkich salach na wiece, na które każdy mógł iść. A co się tyczy Amerykanów, to bardzo ich nawet zapraszali, aby wysłuchali ich rabinów i innych mówców, którzy potępiali Polaków − zbrodniarzy. Mieli na takich wiecach wynajęte Żydówki − płaczki, które w czasie głoszonych mów wybuchały wielkim płaczem nad pomordowanymi przez gojów Żydami, tak, że i niektórzy naiwni Amerykanie z rozczulenia często się popłakali. A w końcu wieców uchwalali rezolucje, potępiające Polaków i takową posyłali do rządu amerykańskiego i na Konferencję Pokojową, aby w najważniejszej chwili dla narodu polskiego zaszkodzić mu w odebraniu polskich ziem, zrabowanych w dawniejszych czasach przez Niemców…”

Jeszcze lepiej scharakteryzowała to „Zgoda” wychodząca w Chicago, z dnia 7. VIII. 1919 r.

„… Nawet piekło nie mogłoby się zdobyć na bardziej zaciętego, nienawistnego i bardziej nieubłaganego wroga, jakim jest Żyd dla Polski…”

W Wersalu jednak, dzięki konsekwentnej, logicznej i patriotycznej polityce prowadzonej przez Romana Dmowskiego i Igna-cego Paderewskiego, delegatów z ramienia Polski, nie doszło do utworzenia Judeopoloni. Ale narzucono Polsce tzw. *traktat” o mniejszościach, przyznający Żydom specjalne prawa i możliwość ingerencji państw zachodnich w sprawy wewnętrzne naszego kraju. Był to traktat jednostronny, nie obowiązujący ani w USA, ani we Francji, ani w W. Brytani, ani w Niemczech. Nie można było jego mocą objąć ludności polskiej, zamieszkałej w Niemczech, chociaż to też była mniejszość. Po latach, żargonowa gazeta żydowska „Hajnt” z 23. XI. 1928 r. nr. 274 wydawana przez ojca późniejszego kata Polski Jakuba Bermana) oceniła ten fakt następująco:

„… Otóż w tej właśnie sprawie Żydom wypadło, ma się rozumieć, tylko instyktownie, zupełnie nieświadomie, uczynić „kawał” żydowski (…) „Kawałów żydowskich” było na świecie bardzo, bardzo dużo, poczynając od „Dziesięciu” przykazań naszego nauczyciela Mojżesza, a kończąc kawałami czasów naszych.

„… Myśmy − jak mam to rzec? − podpowiedzieli światu interpretację, która była bardziej odpowiednia do naszych potrzeb. Myśmy wnieśli różnicę między „narodem” a „państwem”, prawie żeśmy niejako te dwa pojęcia sobie przeciwstawili…”

Zupełnie inaczej oceniła to niezależna prasa francuska. „La Libre Parole” z dn. 31. VII. 1919 r. tak skomentowała narzucony Polsce traktat o mniejszościach: „… Władza tajemna rzą-dząca Ligą Narodów, nie zwróciwszy uwagi gapiów i nie wzruszywszy nicponiów, narzuciła Polsce ciężkie brzemię pomocy dla szczęścia i bezpieczeństwa 3,000,000 mil. pasożytów, toczących jej organizm wyczerpany (…) popierając nad Wisłą separatyzm i nacjonalizm żydowski, kierownicy z Londynu i Nowego Jorku tak właśnie postępują, aby zabezpieczyć swe kraje od napływu żydostwa (…)”

W dalszym ciągu trwały oskarżenia przeciwko Polsce w prasie żydowskiej. „L'Humanite”, wówczas organ masonerii (dziś dziennik Francuskiej Partii Komunistycznej), w dniu 6. IX. 1919 roku zamieścił „apel do ludzkości” w którym między innymi czytamy:

„… Okropne wydarzenia w Pińsku, Lidzie i Wilnie dodały do roczników tragicznych historii żydowskiej jeszcze jedną stronicę pełną łez i krwi…”

Tego było już za dużo. W „Gazecie Warszawskiej” nr. 284 z 17. X. 1919 roku wydrukowana została odpowiedź Władysława Reymonta, której „L'Humanite” na swych łamach umieścić nie chciało:

„Żydzi wytoczyli kampanię prasową przeciwko H. Gibsonowi, posłowi Stanów Zjednoczonych w Polsce, oskarżając go jako antysemitę za to, że podpisał razem z płk. Walterem C. Bailey'em, naczelnikiem amerykańskiej misji Czerwonego Krzyża w Polsce, oraz z dr. Borysem Bogenem, tłumaczem, raport adresowany z Wilna do rządu Stanów Zjednoczonych, zawierający następujące ustępy:

1.) „Dnia 5 maja nie było w Wilnie rozruchów antysemickich, wbrew wiadomościom, pochodzącym z Kowna, w niedzielę Wielkanocną, gdy wojsko polskie wkroczyło do miasta, poległa pewna ilość Żydów, bądź to podczas walk ulicznych, bądź też wskutek tego, że wielu żołnierzy padło od strzałów, które były dane z domów zamieszkanych wyłącznie przez Żydów”.

3.) „Od czasu zajęcia miasta przez Polaków nic się tu nie wydarzyło nigdy takiego, coby bodaj z daleka mogło się wydawać pogromem, ani nawet nic takiego, coby było podobne do mordu popeł-nionego z premedytacją

O tych samych wydarzeniach w Wilnie pisał J. Piłsudski do Ignacego Paderewskiego wiosną 1919 roku (cyt. za: Leon Wasilewski „Józef Piłsudski, jakim go znałem” str. 182):

„Gdym na drugi dzień świąt przyjechał do Wilna, przez parę dni widziałem całe miasto płaczące ze wzruszenia i radości (...). Znacznie gorzej było z Żydami, którzy przy panowaniu − bolszewickiem byli warstwą rządzącą. Z wielkim trudem wstrzymywałem pogrom, który wisiał w powietrzu, z powodu tego, że ludność cywilna żydowska strzelała z okien i dachów i rzucała z tamtąd granaty ręczne”.

Antypolska kampania w prasie kontrolowanej przez Żydów wywołała w końcu ostre wystąpienie samych Polaków. Oto „List otwarty do narodów koalicji w sprawie polskiej”, wydrukowany przez wszystkie pisma polskie w dniu 28 IX 1919 roku:

„W sprawie rzekomych w polsce »pogromów« ograniczymy się do sprostowania dwu faktów najgłośniejszych:

1.) Po oswobodzeniu Wilna gruchnęła po prasie niemieckiej wiadomość, że w Wilnie 5 maja wojska polskie urządziły pogrom, którego ofiarą padło 2,000 tys. Żydów. Faktem jest stwierdzonym w „New York Herald” (wydanie paryskie) przez amerykańskiego korespondenta, który był w dniu tym w Wilnie, że ani wówczas, ani w ogóle nie było w Wilnie wcale pogromu () Takich fikcji pogromowych stworzono cały szereg

2.) W osławionym »pogromie lwowskim«, który Żydzi przedstawili światu jako potworną masakrę bezbronnych tłumów (przemil-czając jednocześnie masowe naprawdę rzezie Żydów na Ukrainie), faktycznie Żydzi byli uzbrojeni i strzelali do wojska polskiego ()

Faktem jest, że Żydzi w ciągu wieków prześladowani i wypędzani z różnych państw Europy, znajdowali jedynie niemal bezpieczne schronienie w Polsce. Czy słuszną tedy jest rzeczą, by ci, co przez swoją nietolerancję Żydów się wyzbyli, dziś rozciągali swoją kontrolę nad stopniem tolerancji tych, co im dali u siebie przytułek? (…)

List podpisali prawie wszyscy rektorzy uniwersytetów polskich, redaktorzy pism, oraz liczni politycy i działacze społeczni.

„Zbrodnicze Plemię” Autor, Jan Polak. Wrocław Warszawa.

___________________

POCZĄTKI OSIEDLANIA SIĘ ŻYDÓW W POLSCE

Handlarze niewolników

W okresie, gdy rządzili w Polsce Sasi, dokonała się w życiu wewnętrznym Polski przemiana, współcześnie nie zauważona, ale która na dalsze życie Polski wywarła niemały wpływ, mianowicie ugruntowanie się roli Żydów.

Żydzi obecni byli w Polsce mniej więcej od początku jej dzie-jów. Zdaje się, że zjawiali się − jako handlarze niewolników − już w Polsce pogańskiej, Mieszko Stary w XII wieku używał Żydów jako pracowników w mennicy i wydawał pieniądze (brak-teaty) z napisami w hebrajskim alfabecie. Od rozmaitych władców Polski lub polskich dzielnic (a także i Litwy), otrzymywali Żydzi w różnych czasach przywileje, dzięki którym mogli się w Polsce (i na Litwie) osiedlać i zdobywać sobie pozycję gospodarczą, czasem nawet znaczną. Okolicznością, która ułatwiła wyrośnięcie w Polsce dużej społeczności żydowskiej, był polski duch tolerancji: pozwalano w Polsce Żydom się osiedlać nie tylko z powodów gospodarczych, ale także i dlatego, że chciano ich uratować przed prześladowaniami w innych krajach. Tak jak wyznawcom rozmaitych sekt protestanckich, tak i Żydom udzielano w Polsce gościny, bo chciano im przyjść z pomocą jako ludziom cierpiącym prześladowanie. Przybywali oni do Pol-ski w wielkich masach zwłaszcza w wieku XVI i XVII. Stopniowo, na okres kilku stuleci, Polska stała się głównym skupieniem żydowskim w świecie i miejscem przetrwania żydowskiej kultury. Zastąpiła w tym Hiszpanię, która w średniowieczu aż po wiek XV tę rolę spełniała, ale skąd w roku 1492 Żydzi zostali wygnani. O ile Hiszpania wydała takie żydowskie postacie jak filozof Majmonides (1135-1204), o tyle na ziemi polskiej narodził się i rozrósł, prócz zjawienia się szeregu wybitnych przywódców talmudycznych, taki prąd religijny i filozoficzny jak chasydyzm (jego nowoczesnym przedstawicielem jest lwowianin Marcin Buber, profesor uniwersytetów berlińskiego i jerozolimskiego). Także i syjonizm, choć zrodzony nie w Polsce, miał w niej później główną podstawę ludnościową i wydał liczną grupę przywódców, w Polsce urodzonych, takich jak np. Chaim Weizman, długoletni prezes światowej organizacji syjonistycznej i pierwszy prezydent republiki izraelskiej, urodzony w Motolu pod Pińskiem.

Główna masa Żydów przybyła do Polski z Niemiec. Żydzi w Polsce w średniowieczu posługiwali się językiem polskim. Ale później, Żydzi niemieccy przywieźli do Polski mowę swoją, tak zwany „jidysz” (dawniej nazywany w Polsce „żargonem”), będący dialektem niemieckim, pisanym hebrajskimi literami. Był to język nie tylko potoczny, ale i literacki Żydów w Polsce do mniej więcej połowy XX wieku, a w niektórych krajach, np. w skupieniach żydowskich w Stanach Zjednoczonych, używany jest po dziś dzień.

W osiemnastym wieku, a zwłaszcza w czasach saskich, Żydzi stali się w Polsce ogromną potęgą, zwłaszcza gospodarczą, lecz także i polityczną.

Polscy historycy jakoś nie zainteresowali się historią Żydów w Polsce; żaden z wybitniejszych, polskich badaczy historycznych nie badał archiwów instytucji żydowskich w Polsce (w języku hebrajskim i „jidysz”), mimo że z pewnością zawierały one wiele wiadomości, dotyczących stosunków w Polsce, np. popierania lub zwalczania interwencją żydowską, często przy pomocy łapówek, takich czy innych decyzji państwowych polskich. Dzisiaj archiwa te po większej części już nie istnieją: Jeśli coś o ich treści wiemy − to głównie dzięki dociekaniom historyków żydowskich, którzy je badali. Należą do nich zwłaszcza H.Graetz („Geschichte der Juden”) i Dubnow („History of the Jews in Russia and Poland”).

Żydzi stali się w Polsce wielką potęgą gospodarczą. Wynikło to stąd, że w dużym stopniu zajęli miejsce mieszczan. Polityka szlachecka, także i magnacka, od dawna ograniczała uprawnienia gospodarcze mieszczan, utrudniając operacje handlowe mieszczańskie, a zwłaszcza prowadzony przez mieszczan handel zagraniczny. Miasta polskie już od dłuższego czasu staczały się ku gospodarczej ruinie. W mniejszych miastach mieszkańcy po prostu schłopieli: w coraz większym stopniu zaczynali żyć z rolnictwa, z uprawiania przylegającej do miasta ziemi. (Oczywiście, żyli także i z rzemiosła, ale rzemiosła małej, nie przemysłowej skali.) W większych miastach zakazy sprawiały, że nie mogły tam wyrosnąć większe fortuny handlowe. Natomiast szlachta korzystała z przywileju sprowadzania towarów zagranicznych na własne potrzeby bez cła. Ale sama prowadzić handlu nie mogła i nie umiała. Posługiwała się, jako swoimi agentami, Żydami. A Żydzi tymi ograniczeniami co mieszczanie nie byli objęci. „Każdy szlachcic ma swojego Żyda” − mówił zwrot przysłowiowy:

„Domami magnackimi rządzą Żydzi” − cytuje Konopczyński opinię Fyderyka Wielkiego o Polsce:

Pisałem przed laty, że w omawianych tu czasach wytworzyła się w Polsce „swoista symbioza szlachecko-żydowska, w której stroną, mającą prawa formalne była szlachta, lecz stroną inspirującą sposób korzystania z tych praw byli Żydzi”.

Stopniowo zaczęły wyrastać wielkie majątki żydowskie, dzięki poparciu szlacheckiemu, a zwłaszcza magnackiemu. Żydzi stali się w Polsce wielką potęgą gospodarczą, zajmując to miejsce, jakie w innych krajach zajmowali mieszczanie.

Zdobyli sobie w Polsce wielkie przywileje. Posiadali w Polsce rozległy samorząd. Składał się on z kahałów (gmin żydowskich) oraz z organizacji ogólnokrajowej w postaci „sejmu żydowskiego”, czyli „waadu”, osobnego w Koronie i osobnego w Litwie, który załatwiał sprawy wspólne całej społeczności żydowskiej, a więc kultu religijnego, dobroczynności, oświaty, spraw gospodarczych (np. prawa o procentach i prawa o upadłościach), sporów między kahałami, oraz miał władzę sądową, a także reprezentował ogół Żydów wobec państwa polskiego. Żydzi sądzeni byli w sprawach cywilnych i karnych przez sądy żydowskie (chyba, że chodziło o spór Żyda z Polakiem). Podatków − zwanych pogłównym i podymnym − nie wpłacali wprost do urzędów polskich: naznaczane one były ryczałtowo na całą ludność żydowską w Polsce, a uiszczał je wobec władz polskich waad, który rozkładał je między ludność żydowską i kontrolował ich pobór przez kahały. Dawało to waadowi i w ogóle samorządowi żydowskiemu wielką niezależność − i uniemożliwiało ingerencję władz polskich w wewnętrzne sprawy żydowskie.

Szczególną funkcją kahałów i waadu było udzielanie przez nie tak zwanej „chazaki”. Polacy o chazace nie wiedzieli. Był to monopol eksploatowania poszczególnych Polaków, lub polskich instytucji (np. klasztorów), udzielany (sprzedawany) przez samorząd żydowski poszczególnym Żydom. Jeśli chazaka na takiego a takiego Polaka udzielona była przez kahał, lub waad określonemu Żydowi, żaden inny Żyd nie miał prawa handlowania i prowadzenia interesów z tym Polakiem; dany Żyd np. oferował temu Polakowi szczególnie niską cenę za jego wytwory (zboże, bydło itd.), ale żaden inny Żyd nie miał prawa zaproponować mu ceny wyższej lub nawet takiej samej.

Przy kahałach znajdowali się specjalni urzędnicy, tak zwani „sztadlanowie”, których zadaniem było utrzymywanie stosunków z polskimi dygnitarzami, a także sejmikami i sejmami i załatwianie interesów społeczności żydowskiej, zwykle przy pomocy „podarunków”, to znaczy łapówek.

Mieszczanie nie mieli takiej jak Żydzi organizacji ogólnokrajowej; stanu zorganizowanego, obejmującego cały kraj, po pro-stu nie tworzyli. Pruski badacz polskich spraw wewnętrznych, który jako młody człowiek pisał o tych sprawach na podstawie danych pruskich (później jako marszałek w wojsku pruskim, był zwycięzcą w wojnie Prus z Francją w latach 1870-71), Helmuth von Moltke, napisał w roku 1832, że w przedrozbiorowej Polsce „Żydzi stanowili obok szlachty najbardziej powa-żany i najbardziej pływowy stan w kraju”. Sam H. Graetz − ży-dowski historyk − napisał, że samorząd żydowski w Polsce stanowił „państwo w państwie”.

Potęga samorządu żydowskiego w Polsce przyczyniła się w wysokim stopniu do zdezorganizowania polskiego aparatu państwowego, a więc do osłabienia Polski w przededniu rozbiorów. Żydzi w Polsce nie tylko dbali o interesy bezpośrednie swojej społeczności, ale także usiłowali osiągnąć daleko idące cele polityczne. Na przykład „dwaj Żydzi nadworni” − Augusta Mocnego − Lehman i Meyer, w roku 1721 zakręcili się między Dreznem i Berlinem, obwożąc augustowski plan rozbioru Polski; już była na to zgoda saska, zgoda pruska, podobno też i cesarzowa Karolowa (...austriacka) maczała w tym ręce. Oparł się znów sam jeden protektor Rzeczypospolitej, Piotr Wielki, gło-sząc, że cały plan przeciwny jest Bogu, sumieniu i uczciwości. Poczem zaraz (...) odsłonił car intrygę niemiecko−żydowską Polakom. (Władysław Konopczyński „Fryderyk Wielki a Polska”).

− „Czyż dziwna, że po takich doświadczeniach nie tylko zdrajcy magnaci, ale i setki przeciętnie uczciwej, a ciemnej jak noc szlachty uznały w carze opiekuna wolności i całości Polski, skoro ów mógł nas zdusić i ograbić, a nie uczynił tego sam i przeniewierczego króla od tego powstrzymał”. Konopczyński pisze dalej, że w przededniu swojej elekcji w 1697 roku, August Mocny „zadłużył się u nadwornego Żyda Bernarda Lehmanna, a później był już od niego uzależniony”.

Żydzi odegrali ogromną rolę w operacji finansowej króla pruskiego Fryderyka II (Wielkiego) fałszowania polskich pieniędzy. Fryderyk Wielki wszedł w zdobytej przez siebie na pewien czas Saksonii w posiadanie stempli mennicy królewskiej polskiej, „gdzie August III i Bruhl fabrykowali od kilku lat nielegalnie i niezbyt rzetelnie − polskie tynfy, szóstki i trojaki” (Konopczyński). Przy pomocy tych stempli król Fryderyk zaczął wyrabiać polskie monety, wyglądające jak prawdziwe, lecz zawierające zmniejszoną ilość szlachetnego kruszcu. Te fałszywe monety przemycał potem do Polski, wymieniając na prawdziwe. Jak bezprzykładnym to było bezprawiem i pogwałceniem przyjętej powszechnie etyki postępowania międzynarodowego, możemy zrozumieć wyobrażając sobie, jakby to było, gdyby dzisiaj np. Niemcy, lub Anglia lub Francja zaczęły fabrykować w swoich zakładach drukarskich i rzucać na rynek międzynarodowy, fałszywe amerykańskie dolary. Konopczyński pisze o tym procederze:

„W lipcu (1753) roku zawarto kontrakty z Żydami Efraimem i Francklem o prowadzenie mennic we Wrocławiu, Aurich i Kliwii, w kwietniu 1755 roku umowy z Mojżeszem i Abrahamem Francklami w sprawie dostawy srebra do mennic, po czym wkrótce zaczęto bić w Królewcu i Wrocławiu tynfy siódmej próby, wartości ledwo pół − pięta trojaka, gorsze od saskich i brandeburskich o 33 procent. W październiku tegoż roku kontrakt z paru dalszymi spółkami żydowskimi pod firmą Moses Gumpertz et consortes, Moses Isaac und Daniel Itzig. Nazwiska firmantów mówią jasno, jaki to gatunek ludzi miał ściągać kruszce z zagranicy, a rozmieszczenie mennic wskazuje kierunki eksportu. Ze strony rządu pruskiego firmował umowy nikt mniejszy, jak (…) Jan Filip Graumann, naczelny dyrektor mennic państwowych. (…) W krytycznym wrześniu 1757 roku Fryderyk zdecydował się bić pieniądz dla zagranicy poniżej 50 procent nominalnej ceny. Później, do roku 1760 wybijano z grzywny srebra zamiast normalnych 12 − 13 talarów − 19, 20, 31, 33, na koniec 40 talarów.

Zarazę ekonomiczną szeroko roznosili po Polsce ajenci (żydowscy) których głównym zresztą zadaniem było ściągnięcie dobrej, starej monety do Prus (…) Pod patronatem Reimera w Gdańsku operowali królewsko − pruscy Schutzjuden (Żydzi pod ochroną) Aleksander Moses i Moses Pinkus Schlesinger. (…) Ten nordycko-semicki polip o niezliczonych główkach i mackach dostarczył skarbowi Fryderyka 20 milionów talarów, tyle samo, ile wpłacił sprzymierzeniec Pitt Starszy − a ile wyssano z Polski, jak zrujnowano wszystkie warstwy ludności (boć zarabiali i przedsiębiorcy, i pośrednicy, i różni miłośnicy fałszer-stwa), o tym w przybliżeniu tylko napisał w Pamiętnikach ostatni król polski: że strata społeczna wyniosła 200.000.000 złotych (25 milionów talarów)” (Konopczyński). Była to na owe czasy suma olbrzymia. Dodać należy, że świat ówczesny wiedział o machinacji fałszerskiej Fryderyka Wielkiego, choć jej nie pochwalał. Znajomość tego faktu stwierdziła także i cesarzowa rosyjska, Katarzyna, mówiąc do Diderota, który wspomniał z odrazą o Fryderyku jako fałszerzu pieniędzy: „Ach, i ja dostałam sporo tych falsyfikatów”.

Konopczyński oblicza na innym miejscu, że Polska straciła na operacjach fałszerskich Fryderyka Wielkiego, bezpośrednio i pośrednio, wcześniej i później 200.000.000 milionów złotych polskich. „Za takie pieniądze − dodaje − można było utrzymać przez dwa lata sześćdziesiąt tysięcy doborowego wojska, i podyktować taki lub inny pokój Europie”.

Tak więc operacje fałszerskie przeprowadził Fryderyk Wielki i rząd pruski. Ale uczestniczyła w tych operacjach społeczność żydowska w Polsce, zajmując się rozprowadzaniem fałszywej monety po Polsce.

Potęga żydowska w Polsce pod rządami saskimi stała się tak wielka, że wzbudziło to zaniepokojenie także i poza Polską. Papież Benedykt XIV wydał w dniu 14 czerwca 1751 roku, czyli na 12 lat przed śmiercią króla Augusta III Sasa, a na 21 lat przed pierwszym rozbiorem Polski, encyklikę, zwaną od pierwszych słów „A quo primum”, zwróconą do „Prymasa, arcybisku-pów i biskupów Królestwa Polskiego”, wzywającą ich do przedsięwzięcia kroków, zmierzających do zmniejszenia ucisku ubogich Polaków przez bogatych Żydów, oraz położenia tamy nienaturalnie wielkiemu wpływowi politycznemu Żydów na życie polskiego państwa.

Później, w okresie zaborów, Żydzi w Polsce byli narzędziem państw zaborczych, używanym przez nie dla przeciwstawienia się polskości. Szczególnie w większych miastach skupiona zo-stała pod rządami zaborczymi tak liczna masa żydowskiej ludności, że polskość tych miast zaczęła się znajdować pod znakiem zapytania.

W Warszawie, stolicy Polski, w roku 1781, a więc jeszcze w Polsce niepodległej, Żydzi stanowili 4 i pół procent ludności. Ale w roku 1810, po 12 latach rządów pruskich i tylko 3 latach wznowionej polskiej wolności (w Księstwie Warszawskim było ich już w Warszawie 14 procent. Pod rządami rosyjskimi, w latach 1859, 1882 i 1897, czyli po 28, 51 i 66 latach rządów rosyjskich, ludność żydowska w Warszawie wynosiła 24,3 proc., 33,4 proc. i 33 proc. Nawet w roku 1931, po 13 latach niepodległości Polski, spis ludności wykazał 30 proc. Żydów, czyli blisko jedną trzecią ogółu ludności. W drugim co do wielkości polskim mieście, Łodzi, było 5,7 proc. Żydów w roku 1793, w przedrozbiorowej Polsce niepodległej, ale pod rządami rosyjskimi w roku 1856, 1897 i 1910 − 12,2, 31,8 i 40,7 procent. Nawet w Polsce odrodzonej, w roku 1931, Łódź miała ich wciąż jeszcze 35 proc. Miasta takie jak Białystok i Pińsk miały w chwili odzyskania przez Polskę niepodległości żydowską większość. W Wilnie, wedle rosyjskiego spisu ludności z roku 1897, Żydzi stanowili 45 proc. Obok nich było wtedy w Wilnie 54,6 proc. chrześcijan, w przytłaczającej większości katolików − Polaków. Wedle spisu z roku 1931 miasto Wilno miało 28 proc. Żydów, 66 proc. Polaków (65 proc. katolików), 0,81 proc. Litwinów, oraz 4 proc. Rosjan, Białorusinów i innych).

W ostatnich przed upadkiem rosyjskiego caratu wyborach w roku 1912 do dumy (rosyjskiego parlamentu) w Warszawie i w Łodzi, dwóch największych polskich miastach, wybrani zostali głosami żydowskimi, wespół z niewielką ilością głosów polskich, posłowie, którzy nie należeli w Dumie do Koła Polskiego, ale do stronnictw rosyjskich.

W Warszawie obrany został polski komunista Jagiełło, który w Dumie należał do rosyjskiego połączonego stronnictwa bolszewików i minszewików. W łodzi obrany został żydowski liberał, Żyd o języku ojczystym jidysz, dr Bomasz, który w Dumie należał do rosyjskiego liberalnego stronnictwa „kadetów” *kon-stytucyjnych demokratów*. Tym właśnie sposobem wybory te zademonstrowały, że Warszawa i Łódź nie są już politycznie miastami polskimi, lecz są organiczną częścią imperium rosyjskiego.

To polska Żydówka, działaczka Socjal-Demokracji Królestwa Polskiego i Litwy, Róża Luksemburg (później działaczka rewolucyjna w Niemczech, zamordowana w roku 1919 przez bojówkę nacjonalistyczną niemiecką) wystąpiła z programem, że Polski niepodległej ma w ogóle nie być i że Polacy powinni się zlać z Rosjanami oraz Niemcami.

Duży odłam Żydów polskich sprzeciwiał się odbudowaniu niepodległej Polski w latach 1918 − 19. Gwałtowną akcję prze-ciwpolską prowadziły żydowskie grupy nacisku w czasie rokowań wersalskich. Autorem tak zwanej „linii Curzona”, która miała odciąć od Polski − i ostatecznie odcięła − Lwów i Wilno, był polski Żyd Ludwik Bernstein-Namierowski, znany w Anglii jako Louis Namier, syn żydowsko-ziemiańskiej rodziny w Polsce, w czasie wojny doradca rządu brytyjskiego w sprawach wschodnio-europejskich, a nienawistny wróg Polski.

"Tysiąc Lat Historii Polskiego Narodu" Jędrzej Giertych. Londyn 1986 r.

____________________

W OBRONIE MOJEGO KRAJU

Przedstawiam kilka najbardziej istotnych cytatów z książki pt. „In Defence of my Country” (autor Jędrzej Giertych 1981 r.), a dotyczące sprawy żydowskiej.

List pasterski Arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego, Metropolity Halickiego, Arcybiskupa Lwowskiego, który został ogło-szony na Ukrainie w 1940 roku i dotyczył ogromnego zagro-żenia dla całej Europy, ze strony polskiego żydostwa.

Arcybiskup pisze w tym dokumencie, „że semici z Polski są najbardziej niebezpieczni, i w odróżnieniu od Żydów z innych krajów Europejskich, powinni być w pierwszej kolejności unicestwieni”.

Należy też nadmienić (jak pisze J. Giertych), że Arcybiskup był zwolennikiem Adolfa Hitlera; w grudniu 1941 roku wystosował do niego coś w rodzaju „memorandum”. Oto cytat:

*Jego ekselencja Adolf Hitler, ma całkowitą rację, dążąc do ustanowienia Nowego Porządku w Europie: stworzenia normalnego bytu dla wszystkich Europejczyków po wyeliminowaniu ciągle konspirującej masy żydowskiej.*

* * *

Jędrzej Giertych ujawnia, że oficjalnie w środkach masowego przekazu podawano, że w okresie międzywojennym, to znaczy do wybuchu II wojny, kraj nasz zamieszkiwało około 3,500,000 Żydów. Natomiast prawdziwe dane cyfrowe nigdy nie były znane. Większość miast bowiem; a do tych zaliczamy między innymi: Łódź, Warszawa, Białystok, Lwów, Lublin, Zamość, Wilno, miały 50% populacji, narodowości żydowskiej. Należy z tego wnioskować, że cała populacja żydowska była znacznie wyższa od oficjalnie podawanej.

* * *

Liga Narodów − Organizacją żydowską!

Autor twierdzi również że powstała w okresie międzywojennym „Liga Narodów” była na wskroś organizacją żydowską. A oficjalna wersja głosiła, że jej głównym zadaniem było niedopuszczenie do kolejnego konfliktu zbrojnego, zrobienia wszyst-kiego, co jest możliwe w celu zachowania stabilizacji i pokoju w Europie…

Natomiast Hitlerowskie Niemcy, nie należały do tej organizacji, gdyż Adolf Hitler uważał, że ta organizacja ma cele inne, jak głosi oficjalnie, że jest to żydowski międzynarodowy „gang”, podszywający się pod różne nacje.

* * *

Kazimierz Kowalski i antysemicki Ruch Narodowy.

Do wielkich orędowników ruchu narodowego w okresie międzywojennym, należał Roman Dmowski, stał on na czele Polskiego Stronnictwa Narodowego. Bardzo znanym i aktywnym działaczem był również Kazimierz Kowalski. W sierpniu 1939 r. ukazała się broszurka pióra tegoż właśnie narodowca, nosząca tytuł „Naród w walce”, Autor ujawnia w niej cele i zamiary żydowskiej konspiracji. Demaskuje oblicza ludzi, podszywają-cych się pod polskich patriotów. Stwierdza jasno, że Polską rzą-dzi żydo-masoneria, do której należą czołowi przedstawiciele rządu z Rydzem-Śmigłym i ministrem spraw zagranicznych Jó-zefem Beckiem na czele.

Okazuje się, że tzw. >>Bereza Kartuzka<<, to było miejsce, gdzie więziono, a w wielu przypadkach likwidowano prawdziwych patriotów i narodowców. Kazimierz Kowalski podaje jako przykład wspaniałego Polaka W.Korfantego.

− W 1922 r. polski parlament proponuje Piłsudskiemu, utworzenie rządu z Wojciechem Korfantym jako premierem. Piłsudski kategorycznie odmawia i tworzy rząd z ludzi zupełnie narodowi nieznanych. Typuje swoich zaufanych żydo-masonów. W. Korfanty protestuje, organizuje wiece próbuje ostrzec społeczeństwo. W 1930 r. zostaje więc aresztowany, torturowany i przebywa w więzieniu do 1934 r. Po wyjściu skazany na „banicję”, opuszcza kraj. Wraca ponownie w kwietniu 1939 r. już za rządów Rydza-Śmigłego. Natychmiast niemal zostaje ponownie aresztowany, osadzony w Berezie i po 83 dniach pobytu na skutek podania specjalnego rodzaju trucizny umiera.

* * *

Giertych ujawnia również dokument Adolfa Hitlera, instruujący swoją armię, co do postępowania jej wobec ludności polskiej.

Obecnie panuje ogólne stwierdzenie rozpowszechniane przez propagandę, że Hitler wszczynając wojnę, pragnął wyeliminować wszystkie inne rasy, a z „germańskiej” uczynić coś w rodzaju „nadludzi”, czyli rasy nadrzędnej. Co jest nieprawdą. Taka wersja jest tworzona i nagłaśniana w większości przez żydowskich pisarzy…, którzy w perfidny sposób, dowolnie przeinaczają fakty.

W 1939 r. 25 listopada Adolf Hitler wydaje oficjalny dokument, a dotyczący sposobu postępowania wobec ludności Polski; do *wszystkich wyższych dowódców wojskowych w swojej armii”. Dokument nosi nazwę: *Sposób postępowania wobec populacji na byłych polskich terytoriach, z punktu widzenia każdego*. Wyraźnie jest w nim zaznaczone, że najbardziej wartościowi są przedstawiciele warstwy robotniczej oraz chłopskiej. Naukowcy, księża czyli tzw. inteligencja to w 80%-tach ukryci Żydzi i powinno się ich wyeliminować. Za przykład takiej eksterminacji autor podaje, wyaresztowanie profesorów Uniwersytetu Jagielońskiego w Krakowie i ich likwidacji.

Kiedy czytamy zestaw nazwisk tych prominentów nauki, okazuje się że większość z nich to ludzie pochodzenia semickiego. Należy więc wyciągnąć jednoznaczny wniosek i stwierdzić, że opanowanie Europy, czy też świata przez Adolfa Hitlera, miało na celu uwolnienie ludzkości od żydowskiej dominacji.

Był to jeden z przykładów odwracania lub zatajania faktów przez propagandę żydowską. Autor przytacza następny przykład, odwracania faktów historycznych przez tą samą propagandę.

Pod koniec wojny Hitlera z Aliantami, kiedy Alianci organizowali masowe naloty, aby złamać naród niemiecki − Giertych pisze, że Roosevelt (Rosenfeld) wydał odpowiednie polecenia stwierdzające, że należy unicestwić nację germańską. Wtedy to zastosowano taktykę nalotów dywanowych na bezbronną ludność cywilną. Przypomnijmy tylko niektóre fakty.

Podczas nalotu alianckiego na Drezno we wrześniu 1944 r. zginęlo 200,000 tys. mieszkańców, podczas nalotu na Wiesbaden około 82,000 tys. na Wrocław w końcowej fazie wojny, zgi-nęło około 40,000 tys. (przypominam: że miasto to przed II wojną należało do Niemiec i dopiero układ w Poczdamie, przyznał je z powrotem Polsce).

* * *

Osobny rozdział dotyczy wpływów żydowskich, w różnych wojnach, począwszy od okresu średniowiecza.

W 1290 r. w Anglii dokonano wielu pogromów semickiej rasy. Byli oni tam bezlitośnie tępieni, a w konsekwencji niewielka ich liczba została specjalnym dekretem, wydalona z tego kraju. Podobnie było w Niemczech czy w Szwajcarii gdzie w XIV w. odbywały się masowe czystki tej rasy. W 1648 r. szczególnie brutalnie eliminowano Żydów na Ukrainie. Szwadrony kozackie oczyszczały wioska, po wiosce, dokonując licznych masakr, na tym „narodzie wybranym”. Ci Żydzi, którzy szczególnie krzywdzili miejscową ludność, byli paleni na stosach, bądź krzyżowani, jako oprawcy, którzy w ten sam sposób postąpili z Jezusem.

Podobne sceny miały miejsce w XVII w. w ówczesnej Litwie. Traktowano ich jako największą zarazę i tępiono bezlitościwie. Natomiast w Polsce żydostwo, cieszyło się ogromnymi przywilejami i miało całkowitą swobodę działania.

Tak więc, gdy w wielu krajach europejskich, Żydzi byli dyskryminowani i prześladowani, w Polsce przyjmowano ich z otwartymi ramionami. Nie wolno również pominąć faktu, a mianowicie: przyjęcia około 600,000 tys. Żydów z Rosji w latach 1919-21. za rządów J. Piłsudskiego. Po przewrocie majowym w 1926 r. wszyscy oni otrzymali polskie obywatelstwo.

Kościół katolicki, odegrał też swoją odpowiednią rolę, a mianowicie podczas II wojny światowej wielu Żydów, znajdowało schronienie na plebaniach, gdzie zamieniano im metryki urodzenia i dawano polsko brzmiące nazwiska. J. Giertych pisze: że w Otwocku, Płudach czy w Warszawie w pośpiechu przerabiano tysiące metryk, wydając inne dokumenty.

Dochodzimy do końca II wojny światowej i okresu tzw. „Pol-ski Ludowej”. Kim byli w rzeczywistości władcy tego kraju, rze-komo oddani przedstawiciele klasy robotniczej. A oto jedni z nich: Jakub Berman, od 1947 r. zastępca premiera, tzw. (szara eminencja). Urodzony w Warszawie w rodzinie żydowskiej. Jego ojciec był wydawcą znanej (ze szczególnego atakowania innych nacji) syjonistycznej gazety „Haint”. Brat Adolf, urodzony w 1906 roku, przywódca żydowskich bojówek. Później wyemigrował do Izraela, został członkiem parlamentu tego kra-ju. Do kolekcji dochodzi następny, Roman Zambrowski urodzony w 1909 r. w Warszawie, syn rabina. W okresie krwawych rządów bierutowskich, piastował on funkcję marszałka Sejmu. Hilary Minc urodzony w 1905 r. w Warszawie, syn bogatego handlowca żydowskiego. Studiował prawo i ekonomię. Od 1945 r. szef departamentu planowania.

Kolejni Żydzi:

1) Eugeniusz Szyr − urodzony w 1915 r. wicepremier od 1947 r.

2) Artur Starewicz − sekretarz Komitetu Centralnego Partii.

3) Zygmunt Modzelewski − urodzony w 1900 r. minister spraw zagranicznych, w latach 1947-51, członek Rady Państwa.

4) Stanisław Skrzeszewski − urodzony w 1901 r. minister edukacji, ambasador w Paryżu i w latach 1951-56 minister spraw zagranicznych.

5) Marian Naszkowski − zastępca ministra spraw zagranicznych.

6) Juliusz Katz-Suchy i Henryk Birecki − delegaci do ONZ.

7) Stefan Staszewski (Schaff) − urodzony w 1913 r. czołowy propagandzista partyjny.

8) Jerzy Borejsza − urodzony w 1905 r. czołowy dziennikarz i propagandzista komunistycznej prasy.

Najwięksi jednak żydowscy zbrodniarze i oprawcy, znajdowali się w służbie bezpieczeństwa. Do nich zaliczany: pułk. Józef Różański, puł. Józef Światło który później „zbiegł” na zachód, a obecnie mieszka w USA. Dalej, pułk. Anatol Feigin i generał Mietkowski. Nie tylko szefowie poszczególnych departamentów byli semickiego pochodzenia, ale praktycznie 90% całej kadry UB to Żydzi.

Tysiące prawdziwych Polaków, patriotów, zostało w bestialski sposób zlikwidowanych przez tych semickich oprawców.

"IN DEFENCE OF MY COUNTRY" Jędrzej Giertych, Lon-dyn 1981 r.

___________________

PLEWY I PERŁY

Afera Lady Parnes

W pierwszym zeszycie monumentalnego, a raczej „momentalnie” monumentalnego wydawnictwa: „Żydzi w Polsce Odrodzonej” (redakcja: dr Schiper, dr Tartakower, radca Hafftka) znajdujemy na samym wstępie występ prezesa dr Ozjasza Thona. Ponieważ dzieło poświęcone jest „społecznej, gospodarczej, kulturalnej i oświatowej działalności Żydów w Polsce” i „drukowane na pięknym bezdrzewnym papierze”, a zapowiada się jako „standard work” żydostwa polskiego, to poseł dr O. Thon kończy swoje przedsłowie takim akordem:

*Żydzi polscy już nieraz nadawali ton w żydostwie światowym. Była chwila, kiedy genjusz narodu żydowskiego doszedł właśnie do pełni rozkwitu w dziedzinie swej specyficznej nauki w Polsce. Mam wrażenie, że rozwój wypadków idzie teraz w tym kierunku, że w Polsce powstanie jeden z głównych duchowych ośrodków ducha żydowskiego.*

Może to nie powiedziane ze zniewalającą skromnością, ale duży procent prawdy w tym jednak jest. Trzeba atoli bardzo uważać na zespół tych, którzy wedle rabbe Thona ton mają nadawać w żydostwie świata. Niektórzy bowiem prawdopodobnie najbardziej stanowczo do tego nadawania tonu się nie nadają, przynajmniej obecnie, to jest w teraźniejszej teraźniejszości. Może będą nadawali się w przyszłości, w tej przyszłości fantastycznej, o której dr Gerszon Lewin mówi, że „gdy narody przekują miecze na lemiesze, będzie mieszkał wilk z baranem, a lampart z koźlęciem będzie leżał, w te oto błogosławione czasy zniesione będą wszelkie święta z wyjątkiem Hamana, święta zwyciężenia, gdy nowych Hamanów wtedy nawet nie zabraknie”… Otóż i Hamanów mogłoby w tej utopijnej, idyllicznej, szczęsnej przyszłości nawet zabraknąć (wbrew wróżbie dr G. Lewina), gdyby właśnie nie ci liczni Lewinowie i synowie z pokolenia Lewi, którzy w zbyt dużym procencie tak moralnością, jak i mentalnością swoją właśnie nie nadają się do nadawania w żydostwie świata tego tonu, o którym mówi rabbi Thon.

Teraz świeżutko o dwóch takich Lewinach było dużo detali w prasie zagranicznej, swojskiej. Jeden to ten doktor (praw?), Izaak Lewin, zbiegły bankier berliński, który klientów ocyganił na 5 milionów marek, poczem zbiegł do …Rio de Janeiro, a potem wypłynął jako profesor ekonomii pod nazwiskiem Norman na katedrze uniwersyteckiej w Cambridge pod Bostonem; przedtem oczywiście sfałszował dokumenty i dyplomy i to… katolickiego uniwersytetu we Fryburgu. Dzielny Lewi został aresztowany podczas wykładu o… sytuacji gospodarczej w pań-stwach południowej Ameryki.

Dość dużo znowu gadania i pisaniny bywało ostatnio o innym Lewinie, naszym swojskim, rodzimym Mojżeszu, pochodzącym z Mińska. Ten znowuż zrobił majątek szybko, poczem zajął się organizowaniem grupy sanatorów, którzy mieli sanować interesy *pana Pless", jak pisują Żydki w „Poranniaku”.

Stanowczo nie nadawał się do „nadawania tonu” w Gdańsku obywatel Aron Noiman, który wraz z Mendlą Merin zdołał, jak dotychczas ustalono, sześć dziewcząt z Piotrkowskiego wy-wieźć do lupanarów w Buenos Aires, za co świeżo aresztowan. Jeszcze mniej młody p. Chaskiel Lindenbaum, który rodzonej rodzicielce swojej Rywce Lindenbaum, zwanej seniorką stręczy-cielek, pomagał w procederze zbierania żywego towaru ludzkiego do salonów przy ulicach Piwnej i Wołyńskiej. Oczywiście tego Lindenbauma nie należy mieszać z innym Lindenbaumem, który zwiał *nagłą śmiercią", zostawiając moc wierzycieli, przedtem pracował kilka lat w branży filmowej, a był do tego stopnia członkiem żydowskiej loży wolnomularskiej „Bnai Brith”, że ta loża objęła na siebie misję mediatorską z wierzycielami…

Nie nadawałaby się do nadawania tonu w Europie − duża banda, dla której zboczony malarz Czarnecki fałszował artystycznie ligitymacje, a to obligacje premiowej pożyczki budowlanej, losy loterii państwowej itp., a których to falsyfikatów kolportażem zajmowali się pp. Abram Leipzygier, Leiba Rabinowicz, Szlama Chumek, Spajzman, Mordka Rapp i ich familje, obecnie wszyscy za kratą. Z fałszywą legitymacją radcy mini-sterialnego M. Librowicza aresztowano znów sleepingowego międzynarodowego działacza p. Rosenbauma.

Również dalej nie nadaje się do nadawania tonu w Europie duża organizacja szmuglerów niemieckich haftów i koronek z Drezna i Bremy z panami Szmulem Pryncem (sic), Prendkiem, Blochem, i Kottem na czele, którą sąd okręgowy w Kaliszu ska-zał nie w pełnym komplecie na dwa lata kryminału, poczem sąd apelacyjny na razie uniewinnił, aż do wznowienia dalszych szmuglerskich poczynań i wyczynów.

Czyż dalej nadają się do nadawania tonu żydostwu światowemu panowie Henoch Stajn et Comp., oraz bracia Silberman, właściciele firm Soplica (sic), i „Polonia”, i Polonez (sic) przy ul. Senatorskiej, którzy jako rzetelny Vermouth Cinzano z Turynu sprzedawali przez długie czasy jakieś świństwo z jabłek i cukru, podrabiając etykiety?…

Z dziennikarskiego świata znów nie nadawałby się na nadawanie tonu w Europie „kolega” Cederbaum z Wilna, który „nawiązywał” stosunki z młodemi dziewczynami, dawał im dobrze płatne posady w Gdańsku, aresztowany został jako pozostający w kontakcie z handlarzami żywym towarem w Gdańsku. Nie bardzo to się tak znowu spisał „kolega” Machonbaum, pseudo-nim Machon (dlaczego nie MacMahon?), założyciel pierwszej mocarstwowej szkoły reporterów w „Palais Wertheim” (Aleje Ujazdowskie), w której wedle nakreślonego planu 700 kandydatów, płacąc rocznie 700 złotych miało po 700 dniach z gotowymi dyplomami zająć wszystkie 700 miejsc wolnych w prasie, zarabiając 700 złotych, gdyby nie fatalna interwencja władz, które położyły ciężką dłoń na ramieniu lekkiego p. Machonbauma!

Jak widzimy z tego krótkiego przeglądu jednego tygodnia styczniowego w Polsce roku 1932, wszyscy ci współobywatele to byli ludzie, którzy zbyt przejęli się talmudyczną wspominaną wielokrotnie w dziele Nachalnika a maksymą brzmiącą: „Gazet kusy muter”, co znaczy: grabić gojim jest dozwolone. Natomiast całkiem zlekceważyli sobie ci panowie rodacy „Zasady Religijne” pana Kopelmana (nauczyciela szkół handlowych w Warszawie), gdzie wyraźnie przecież w komentarzu do 8 przykazania czytamy:

„Ósme przykazanie zakazuje nam przywłaszczania sobie cudzej własności jakimkolwiek bądź sposobem. Powinniśmy też wstrzymywać się od oszustwa, podstępu, łudzenia, kłamstwa, lichwy, fałszywej wagi i miary”.

A więc jednak: wstrzymywać się!

Tymczasem nie zdołała się wstrzymać od tego pewna dama polska, której nazwisko zdradziła wiedeńska „Arbeiter-Zeitung” z 20 grudnia 1932 r., a o której cały artykuł p.t. „Habe die Ehre”, nie wymieniając nazwiska (wyznania rasy), dał w żydowskiej „Weltbuhne” berliński p. Paul Elbogen, pisząc tylko stale: „die Frau des polnischen Attaches”

Lady Marjanna Parnes, jadąc z Wiednia do Czechosłowacji szmuglowała na sobie: 198 szylingów austriackich, 2,800 franków szwajcarskich, 680 dolarów, 700 guldenów holenderskich, 14 dolarów kanadyjskich, 24 funtów angielskich etc. Lady Marjanna Parnes starała się na stacji granicznej Gmund przy rewizji przekupić urzędniczkę-gojkę sumą 1.000 szylingów austriackich. Lady Parnes została aresztowana. Mąż Lady Parnes, długoletni szef wydziału prasowego przy polskim poselstwie w Wiedniu został wydalony ze służby.

Paul Elbogen poświęca cały artykuł cnocie i hartowi urzędniczki proletarjuszki z urzędu celnego w Gmund.

Mąż Lady Parnes, tempore belli, był najzajadlejszym oszczercą narodowego obozu i Komitetu w Szwajcarji. W nagrodę za to nędzny skryba został podporą poselstwa przy Siehmanie („Szarotka”) i przy Baderze (kreacja Radziwiłłów).

Czy rabbi dr Ozjasz Thon obstaje nadal przy swojej tezie o „nadawaniu tonu żydostwu światowemu”?…

Moryce w St. Moritz.

Miesiąc temu przyniosła prasa wiadomość, że baron Leopold Popper w Wiedniu kupił zbroję *polskiego króla Jagiełły" za 60,000 tys. dolarów i umieścił ją w swoim zamku Unterberg, pod Wiedniem.

Przyszły potem szczegóły przeoczone przez naszą prasę. W wiedeńskim sądzie egzekucyjnym odbyła się licytacja tej zbroi, pochodzącej z XVI wieku, roboty słynnych płatnerzy norymberskich Seitenhofa i Hopnera. Zbroję znaleziono na jednym z zamków, czy dworów litewskich w roku 1928 i nabył ją wiedeński handlarz starożytności Dornheim na spółkę z baronem Popperem (mężem śpiewaczki Jeritzy). Rzeczoznawcy wiedeńscy ocenili ją na 15,000 tys. szylingów austriackich, amatorska suma do 30,000 tys. szylingów. Między właścicielami zbroi doszło do procesu cywilnego i do licytacji udziału antykwarjusza Dornheima. Zbroję nabył na wyłączną własność baron Popper za 28,750 tys. szylingów. Wreszcie okazało się, że zbroja ta z królem Jagiełłą nie ma nic wspólnego, ale może być zbroją któregoś z królów polskich. W zamku Poppera, Unterberg, uchodzić będzie oczywiście za zbroję Wł. Jagiełły…

Są zatem jeszcze w erze kryzysu w Europie bogacze! W dzisiejszych czasach dawać takie sumy za objekt dla dekoracji zamku, na to sobie żaden inny kolekcjonista prywatny, żaden Karol Lanckoroński ani żadne muzeum polskie pozwolićby nie mogło. A baron Popper może. A ponieważ Poppery są z Galicji, więc na przekór czy dla upokorzenia polskich „magnatów” (ma gnaty) zbroja króla polskiego będzie ozdabiała zamek Popperów w Unterberg. Pokazuje się więc, że Poppery muszą jeszcze rozporządzać olbrzymimi funduszami, jeżeli sobie na takie arcyluksusy pozwalają w obecnych czasach.

A na co sobie pozwolić znów mogą ci dawni właściciele Popperowskiej zbroi, panowie z zamków i dworów litewskich?

O tem nas informuje nie żaden antagonista Popperów i innych baronów, a właśnie wróg wszelkiej aktywnej judofobji poseł Mackiewicz z Wilna, jak wiadomo dość często zabawnie wy-myślający na Endecję:

„Że we dworach spędza się wieczory przy kominkowym ogniu dla oszczędności nafty, to nasuwa też romantyczne wspomnienia − czasów wojennych − powieści Dickensa… lecz to, że w tychże dworach, mięso pojawia się na stole tylko wówczas, gdy który z domowych myśliwych ubije zająca czy cietrzewia, gdyż wieprze, cielęta i ptactwo muszą być sprzedane na opłacenie podatków − to już zalatuje erą jaskiniową. − Ale i tu nastanie wkrótce nowa faza, bo mało kto jest jeszcze w stanie opłacać pozwolenie na broń i inne, związane z tym dokumentem; więc pozostaną dwie tylko ewentualności: albo zastawiać na zwierzynę, za przykładem wiejskich sąsiadów, sidła, albo żywić się korzonkami i miodem leśnym, jako że szarańczy u nas nie ma”...

Różnica zatem w standard of life jest wielka. Tam, wiedeński baron kupuje sobie zbroję muzealną z litewskiego dworu, a tu „wileńscy panowie” znów z dworów po prostu nie mają na naftę i żyją w ciemnościach. Oczywiście o jakimś wyjeździe za-granicę nie może być mowy. Dawniej sobie wyjeżdżano na Jasny Brzeg, schorowani do Mentony, na Semmering, do Chamonix, do Davos, do Saint-Moritz. Teraz wszędzie w tych miejscowościach same Poppery… i Moryce. Niby to i u nich pauperyzacja, a jednak wszędzie Poppery. W Zakopanem kilka tysięcy Popperów. W Krynicy Poppery. Wspólna korespondentka „Naszego Przeglądu” i „Polski Zbrojnej” (sic!) M. C. pisze z Saint-Moritz list o tamtejszych Popperach, Citroenach, Rotschildach. Przysyłają stamtąd kilka numerów pisma „La Vogue” z kurlistami i w istocie; same Poppery. Numer gazetki z Nicei; same Poppery. No, więc tedy nie musi być taka bryndza w narodzie semickim, skoro sobie mogą pozwalać na szampana i ostrygi, na bobsleigi i na hotele − pałace w Alpach, no i wogóle na pobyt w „zimowych salonach Europy”.

Czyżby więc prawdą było, co w Starym Testamencie czytamy o starych czasach: *Tedy synowie Izraelscy uczynili według rozkazu Mojżeszowego i wypożyczyli u Egipcjan naczynia srebrnego i naczynia złotego i szat. A Pan dał ludowi w oczach Egipcjanów, że im pożyczyli; tedy złupili Egipt?* Tedy ze złupionego Egiptu i Egipcjan żyją sobie Moryce w Saint-Moritz. Ale skar-żyć, to się skarżą i na nas skarżą i lamentują przed całym światem bez przestanku.

W żydowskim paszkwilu na Polskę, którym w styczniu zasypali Amerykę, to jest w Emila Lengyela: „Wrzący kocioł, Polska i jej mniejszości” („The Cauldron Bolls - Poland and its minorities”, w 1933 r.) czyta się:

*W obecnych warunkach Żydzi w Polsce prawie bezsilni, sytuacja zaś ich ledwie nie beznadziejna. Różne komisje oficjalne niezbyt gorliwe zdążają do znalezienia realnego rozwiązania trudności żydowskich. Żydzi w Polsce są zbyt zmęczeni, zbyt pogrążeni w letargu i apatii, aby mogli cokolwiek uczynić.*

Że sytuacja jest ciężka szczególnie dla żydostwa małomia-steczkowego, o tym czytamy i w Romana Dmowskiego książce „Świat powojenny i Polska”.

Poseł dr Rotenstreich na podstawie ogłoszonego przez Główny Urząd Statystyczny sprawozdania przedsiębiorstw handlo-wych w Polsce wykazał, że w porównaniu z r. 1928 wykupiono w r. 1932 mniej o 121,000 świadectw przemysłowych, czyli że tyluż kupców zlikwidowało swe warsztaty pracy i przeszło na luftmenszów lub nawet do lumpenproletarjatu. Poseł Rotenstreich liczy, że razem z rodzinami około 600 tys. zostało zdeklasowanych, razem z rzemiosłem: milion 400 tys. „nie zarabia na utrzymanie”, czyli „43% bezrobotnych”. Zapomina tylko poseł Rotenstreich w swoim artykule („bolesne cyfry”), że wśród tych, co w r. 1932 nie wykupili przemysłowych świadectw... może jednak bądź co bądź jest… chrześcijan, kilku…

Bardzo racjonalnie wynajdują przyczyny pauperyzacji żydowskiej dr Weitzman i poseł Grunbaum w brakach rynków rosyjskich i chińskich, przyczem dr. Weitzman wyraźnie zaznacza, że:

„Nastąpiło to wskutek automatycznych procesów, a bynajmniej nie na tle judofobii. Gdyby bramy imigracyjne były otwar-te, ruszyłaby stamtąd olbrzymia fala emigracji żydowskiej…”

Zaś poseł Grunbaum (15.1. „Haint”) wyraźnie konstatuje:

„Musi się dojść do smutnego wniosku, duża liczba Żydów w Polsce nie ma i nie będzie miała możliwości istnienia. Przychodzimy przeto do drugiego wniosku, żydowska emigracja z Polski jest czynnikiem konstrukcyjnym w życiu polskich Żydów”.

Bądź co bądź jednakże w walce z upiorem pauperyzacji żydostwo polskie doznaje dużej pomocy z wewnątrz i z zewnątrz. Nawet dr Bernard Kahn, delegat z Ameryki w złożonym w Nowym Jorku referacie zaznaczył, że:

„Rząd polski udziela pewnych kredytów spółdzielniom żydowskim i asygnuje subwencje na rzecz instytucji społecznych i w bardzo małej mierze również na rzecz instytucji kulturalnych”.

Żydzi polscy rozbudowali ogromną sieć banków spółdzielczych (458) i kas bezprocentowych (174,000 członków) z rocznym obrotem 132 milionów. Banki te korzystają z kredytów amerykańskiego J.D.C, A.J.R. („American Joint Reconstruction Foundation”) i „Jewisch Colonisation Association”. Od rządu Bank Związków Rzemieślniczych i Bank Ludowy Żydowski (160,000 członków) otrzymały kredyty: 35 milionów złotych.

W okręgu Grodna, Brześcia i Pińska w ręce żydowskie przeszło 25,000 hektarów ziemi. Większej własności już jest w rękach żydowskich 163,000 hektarów. Własności miejskiej mają Żydzi 12%. Uposażenie rabinów żydowskich nietknięte. W radach nadzorczych na Górnym Śląsku pp. dr. H. Askenazy, A. Falter, A. Golklang, E. Landau etc. W Gdyni rządzą. I jeszcze trafiają się czasem całkiem brylantowe geszefty na kresach (skąd zbroja Jagiełły…), jak o tem czytamy w „Słowie”:

*Skromny kupiec z Dubna, pan Szloma Elbert miał kapitalnego nosa i skupował chmiel całą parą. Płacąc po 4 zł. za pud nabył 15,000 tys. pudów. Obecnie cena doszła do 115 zł. za pud, jeśli Ameryka okaże się bardzo spragniona dobrego piwa, to chmiel jeszcze podrożeje. Mądrala Elbert, genjusz z Dubna, zarobił już milion 665 tys. złotych.*

W intendenturze też są wyraźnie preferowani tacy jak krociowy Stern… dostawca marmelady…

W sprawozdaniu danem przez dr. B. Kahna w Nowym Jorku czytało się wyraźnie:

*Zaznaczyć należy, że fala ekscesów antyżydowskich, jaka ostatnio przeszła przez kraj, bezpośrednio nie wyrządziła większych strat gospodarczych ludności żydowskiej.*

Nie jest więc tak źle, jak lamentują i skarżą na nas przed światem.

Bądź co bądź 7,500 tys. „żydowskich młodzieńców” z Polski może sobie pozwolić na studjowanie na wyższych uczelniach zagranicznych! 7,500 tys. przyszłej elity rządzącej!

Bądź co bądź judancingi w stolicy pełne Popperów, kawiarnie: Poppery, Derby wziął koń ze stajni... Poppera... najpiękniejszy premjowany samochód w stolicy... Apfelbaumów, zbroję „Jagiełły” kupił Popper. W Saint-Moritz… król sezonu: Moryc Popper…

*Plewy i Perły” Adolf Nowaczyński, Warszawa 1934

___________________

O PRZYCZYNACH SZKODLIWOŚCI ŻYDÓW A TAKŻE O ŚRODKACH ZAPOBIEGANIA

„Przestroga” Stanisława Staszica z roku 1790

Do przyczyn wielkich nieszczęść narodu polskiego, należą bezprzecznie Żydzi. Niebaczni przodkowie nasi nie zważali na postęp cywilizacji Europy, ani użytkowali z doświadczeń innych narodów.

Kiedy ludy europejskie wychodząc z feudalizmu, ustalały u siebie dziedzictwo tronów, oni wtedy dziedzictwo korony od niepamiętnych czasów w Polsce ustanowione, wstrząsnęli i osła-bili, nie przestając tego istotnego punktu jedności społeczeń-stwa dalej osłabiać i burzyć.

Kiedy w Europie gotowe wojska stawały się jedyną obroną trwałości państwa, kiedy w czasach Ludwika XIV, i Fryderyka II już nie potężniał wzrost stałych wojsk, w Polsce wojsko z ów-czesnych największe, najbitniejsze i laurami zwycięstw okryte, zwinięto pod Augustem II. Kiedy Żydów, jak zarazę niszczącą postęp cywilizacji narodów, wypędzano z Hiszpani, z Francji, z Niemiec i z innych krajów Europy, a pod karą śmierci jako wy-jętych spod wszelkiego prawa, nie wpuszczano do Moskwy, wte-dy Polacy otworzyli im granice, dali przytułek i większą swobodę niż rodowitym mieszczanom i rolnikom.

Dwa pierwsze błędy przywiodły nasz naród do upadku i podziału. W tym nieszczęściu jeszcze byśmy przez oświecenie, przez cywilizację mogli wznieść się i ratować, lecz błąd trzeci - Żydzi byli zarazą wewnątrz, zarazą ciągle polityczne ciało osła-biającą i nędzniejącą. Chociażby nawet to ciało nie było podzielone, chociażby po podziale znowu zjednoczone zostało, przecież z tą wewnętrzną skazą nigdy nie może nabrać właściwych sobie sił, ani czerstwości, musi na zawsze być tylko słabym i wynędzniałym. Żydzi rozsypani po całej Polsce, wszędzie ze swym duchem wyłączności, z naszym ludem pomieszani, tylko zaplugawiają cały naród, zaplugawiają cały kraj, a zmieniając go w kraj żydowski, wystawiając w Europie na pośmiewisko i wzgardę.

Żydzi w innych narodach Europy, którzy swoją szkodliwością zmusili do gwałtownych przeciw nim środków, nie zajmowali się tam szynkiem wszystkich trunków. Zajmowali się częścią, tylko kupczeniem wina. Jakaż już w tym samym różnica w stosunkach szkodliwości tamtych do szkodliwości Żydów naszych…! Inne trunki: wino, piwo są łagodniejsze, są najmniej szkodliwe, nie ułatwiają sposobów do oszukaństwa, do bezkar-nego użytkowania z oszukanych. Te trunki tylko w wielkiej ilo-ści naruszają i burzą porządek w organizacji ludzkiej; mieszają władze umysłowe. W związku z tym, Żydzi u nas najmniej do takich trunków się biorą, owszem są niesprzyjającymi piwu, od którego użytkowania usilnie nasz lud odmawiają i odwodzą; piwa zaś na szynk im wstawiane, umyślnie psują trzymaniem ich w nieczystości, aby od tego napoju lud się odrażał.

Przeciwnie gorzałka, w małej mierze czyni niezwłoczne skutki na ciele i duszy człowieka; obezwładnia pierwsze, a miesza działa-nie drugiej. Gorzałczany alkohol uderza szczególnie w nerwy i organizację umysłową, odbiera jej władzę zastanawiania się, pamięci, rozwagi i całej władzy nad naszym ciałem.

W takim stanie naszego rolnika, postawiwszy samowładność szynkarza, otwiera włościanina kieszeń żydowskiemu sumieniu, które oszukaństw i krzywd człowieka obcego, człowieka przez niego bałwochwalcą nazwanego, bynajmniej Żydowi nie wyrzuca, ani tak niegodziwego czynu nie gani. W takim stanie robi u nas Żyd z rolnikiem swoje rachunki, czyni z nim umowy, zapisuje po drzwiach i po ścianach tego nieszczęśliwego, długów cyrografy, a tak obiera go z jego wszelkich gospodarczych zapasów.

Druga, jeszcze większa, a gorzałkom szczególnie właściwa, jest szkodliwość nadawania używającym jej z przebraną miarą niezbędnego do niej nałogu, który nie tylko dusi działalność władz umysłowych, czy gwałtownie je burzy, albo nagle usypia, a w końcu całe ciało obezwładnia; ale ma jeszcze ten wyskok szczególną sobie właściwą moc, wrażenia z czasem w niepokonanej, ludzkiej organizacji, najgwałtowniejszej żądzy łaknienia tego trunku, żądzy bardziej natarczywej, aniżeli wrodzona żą-dza potrzeb żywności; owszem, okazuje się z doświadczenia, iż raz nabytej żądzy gorzałki ustępuje wszelka inna potrzeba na-turalna, aż do zniszczenia całego organizmu.

Taką to żądzą nawyku do gorzałki przyparty nasz nieszczę-śliwy włościan, ostatni snopek z pola, ostatnie ciele z obory wyprowadza; a gospodyni ostatnią kurę, ostatnią garść mąki z komory do Żydów wyciąga. Jakże rząd w kraju rolniczym, rząd, którego głównym celem jest polepszenie stanu włościan, może zostawić i oddawać Żydom tak niebezpieczny trunek, którego szynk w ręku niesumiennych ludzi ułatwia tyle oszukaństwa sposobów i rozwija tylu zatruwania skutków...? Myliłby się, kto powie, że równie w ręku innych szynkarzy ten trunek niebezpieczny i szkodliwy będzie dla włościan. Doświadczenie w całej Polsce takiemu twierdzeniu zaprzecza. Wszędzie okazało się, iż z karczem, skoro Żydom zostały zabrane, znacznie zmniejszyły się dochody; połowę mniej gorzałki sprzedano.

Wszyscy już z przekonania wiemy, że nadużycia w szynkowaniu tym trunkiem przez Żydów, doprowadzone zostały w Polsce do najwyższego stopnia; one są jedyną naszych Żydów na-uką i przemysłem. Wszystkie środki do dojścia w tym zamiarze, są przez nich używane; namowy, podstępy, prośby, groźby, nawet miłości własnej kieszeni, wreszcie wszelkie do tego trunku złudzenia nie tylko ojców i matek, ale z najmłodszych dzieci wieśniaczych.

W oskarżeniu ich o ten występek przeciw krajowi składa świadectwa cała publiczność; świadczą przeciw Żydom przesłane w roku 1814 ze wszystkich powiatów pisma, skoro do Polaków doszła wiadomość o dobroczynnych zamiarach cesarza. Świadkami tu, w tym zarzucie przeciw Żydom, stają wszyscy Królestwa Polskiego właściciele w podanych prośbach przez de-putowanych. Czy było kiedy jakieś nadużycie, z tak udowodnioną, okazaną winą? Tu stają tysiące świadków, świadków niepodejrzanych, którzy wszyscy mówiąc prawdę, przeciwko wła-snemu dobru swoje zeznania czynią; wszyscy bowiem przez odebranie Żydom szynku wiedzą, że mniej niż połowę „propinacyjnego” dochodu mieć będą.

Rząd za wszystko to złe, krajowi tak oczywiście szkodliwe, tak uroczyście wypowiedziane, zostawiając je dłużej, nie podej-mując przeciw niemu środków skutecznych, stawałby się odpowiedzialnym ojczyźnie i Bogu.Tak Żydzi niweczą w polskich ludziach każdy najmniejszy, rozpoczynający się zalążek przemysłu. Stąd pochodzi, że sami często dziwimy się nad odrętwiałą nieczułością polskiego ludu, który nie zabiera się do przemysłu i do handlu. Tak wszystkie obfitsze, pierwotne w towarzystwie Żydzi opanowawszy żywioły przemysłu, nigdy z zebranych z nich pożytków nie wypuszczają dla tego towarzystwa w dalszym postępie użytecznego owocu. Tak Żydzi całego wewnętrznego ruchu stawszy się panami, tam go w samym środku niszczą, gdzie z niego właśnie miała się rozwijać najzamożniejsza i najpiękniejsza część cywilizacji.

Zagarnąwszy w swoje ręce cały bieg pieniędzy i innych też pieniądze, wystawiających papierów i znaków, sami ich nie obracają, ani innym nie pozwolą użyć na wzbogacenie, na budowanie miast i wsi, na zaprowadzenie wielkich w kraju fabryk i rękodzieł; na wystawienie w zamiarze wzbogacenia i upiększenia kraju kosztownych gmachów, na zakładanie rozmaitych, pożytecznych instytucji, na tworzenie pracowitych i rozwijających się towarzystw, na szukanie nowych ku użytkowi ogólnemu wynalazków, na podejmowanie wielkich przedsięwzięć w robotach publicznych, dla wsparcia rządowych planów, dla ułatwienia rządowych usiłowań w zakładaniu dróg i kanałów, w ulepszaniu rzek, w budowaniu statków do żeglugi, w udoskonaleniu rolnictwa przez przemianę ziem nieużytych, w żyzne role.

Tych wszystkich owoców, które gdzie Żydów nie ma, wydaje wśród siebie ta klasa, która obejmuje szczątkowe źródła handlu i przemysłu, źródła zaczynającego się krajowego bogactwa i zamożności, tych wszystkich owoców naród, gdzie wymienione źródła zostają w rękach Żydów, naród nie okaże nigdy; zamożności, bogactwa, swobody swoich wsi i miast nie ujrzy nigdy…! Z Żydów nie wychodzi już nic dalej, tylko jeszcze szynkarze, przekupnicy, przemytnicy, wekslarze, bankierzy, maklerzy, lichwiarze, faktorzy, którzy wielki łańcuch kontrabandystów utrzymując, zakazane, albo na komorach nieopłacone obce towary wprowadzając, krajowe fabryki i rękodzielnie niszczą.

Ten nieszczęsny szereg żydowskiego pasożytnictwa kończy się wreszcie, albo na przeksztach, co już ma być z Żydów zarodem dla kraju najlepszym, albo na bankrutach, którzy zabrane z oszukaństwa majątki powierzają na hazard, po rozproszonych po świecie synach pod zmienionymi nazwiskami.

Już od kilku wieków ci przybysze wśród naszego narodu gnieżdżą się, dzierżąc ciągle te szczątkowe przemysłu i zysków żródła. Gdzie są po nich w całym kraju najmniejsze ślady jakiegoś zabytku, gmachów, zakładów, instytucji, wynalazków?

Wszędzie na naszej ziemi rozciąga się za nimi tylko nieczystość, ubóstwo, nędza, zgnilizna i zaraza, coraz głębiej nasz nieszczęśliwy naród niszcząca za to, że on jeden dla tych świata wygnańców był ludzkim, był dobroczynnym.

My, przez szczególnie, powszechną w naszym narodzie tolerancję szanujemy ich, ich względem nas nietolerancję, ich obra-żające nas zwyczaje nie dotykania się ich jadła, ich naczyń; a oni bez wszelkiego wzajemnego względu wszystkich używają sposobów wciskania się do naszych miejsc religijnych, szczególnie przez nas święconych. Już nawet Częstochowa, miejsce w religii naszej, tak od całego ludu szanowane, miejsce od tylu wieków jedynie w Królestwie Polskim uświęcone, przez wszystkich królów polskich, od wolności zamieszkania Żydów wyjęte, od piętnastu lat już w Częstochowie 60 rodzin żydowskich osiadło.

Warszawa, stolica królów polskich, od swego założenia nigdy u siebie Żydów nie miała. Jeszcze za czasów sejmu konstytucyjnego tu stałe zamieszkanie wolne im nie było; lat dwadzieścia ledwo mija, a już i ta stolica narodu polskiego, więcej jak czwartą część w swojej ludności mieści Żydów. Przeciw tak nadzwyczajnie rosnącej ludności, Żydów w stosunku do Polaków, trzeba środków szybkich, tęgich i stałych.

Obojętność, uległość, stałego postanowienia niemącąca powolność złego nie wstrzyma, nie poprawi, ani nawet nie zmierzy. Postęp złego jest wielki, niebezpieczeństwo wielkie; przeciw niemu trzeba środków wielkich.

Największa dla Żydów powolność i pewne do nabycia obywatelstwa drogi, były im wskazane i ułatwione w systemie zeszłych rządów Księstwa Warszawskiego. Cóż z tego księstwo zyskało? Oto stało się całego żydostwa stekiem. Cóż stąd polskim miastom, cóż przybyło naszej przemysłowej klasie? Większe przeszkody, większe zniszczenie, a w kraju zlała się zewsząd tłuszcza samych próżniaków, włóczęgów, nowych szynkarzy, lichwiarzy, szpiegów, wekslarzy, machlerów, faktorów, tych ostatnich, ludzi najnikczemniejszych, których pośrednictwem wszystkie cudzoziemców, zepsucia i wszystkich nieprawych czynów, nieuczciwych sprzedaży przechodziły do naszego dotąd najmniej skażonego ludu; przechodziły do naszych, co dotąd w kraju polskim jeszcze znanym nie było, do naszych oficjalistów. Jakie mogą być środki do wyratowania kraju od złego, które tak nagle wśród nas wzrasta? Jakie sposoby do zapobiegania niebezpieczeństwu, które z czasem całemu narodowi zagraża?

Należy pogłębić i rozpoznać gruntownie w samym rodzie żydowskim przyczyny tej jego szkodliwości.

Trzeba prosto w te przyczyny uderzyć, trzeba je zniweczyć, albo tak obezwładnić, ażeby ginęły lub bezwładnymi stawały się ich skutki. Wszystkie złego przyczyny znajdują się w systematycznej tego ludu od innych narodów wyłączności, w jego stosunkach religijnych, moralnych, cywilnych, politycznych, a wszystkich pozorem religii okrytych. Wyłączność ich religii potępia nas jako naród bałwochwalczy: nauka religii pod klątwą zakazuje wszelkich z bałwochwalcami rodzinnych i cywilnych związków, zabrania z narodem bałwochwalskim małżeństw; wy-stępnym czyni wspólne z nami używanie żywności. Dotknięcie nawet przez nas naczyń używanych do potrzeb żydowskich, jest oznaczone religijną klątwą. Takich naczyń używanie jest religijnym występkiem. Ta ich nauka religijna i moralna zakazuje pod klątwą, Żydom ciągłą, użyteczną, pracowitą służbę u osób bałwochwalczego narodu; pozwala im z niego wszystkie zyski ciągnąć, ale dla niego pracować, dla niego być użytecz-nym − zabrania; pozwala po takich ludów ziemi się rozchodzić, rozpościerać się i dla siebie zabierać, ale klątwą miota na Żyda, który by takiemu ludowi służył, albo się pracowitych, rolniczych robót dla niego podejmował. Stąd pochodzi, że lud żydowski już przez tyle wieków pomieszał się z naszym ludem, rozpostarł się po całym naszym narodzie i nie było jeszcze Ży-da, który by ciągłą, pracowitą służbę w domu jakiego gospodarza Polaka − bądź u rolnika, bądź u rzemieślnika, albo ziemianina przyjął.

Przeciwnie, już krocie Polaków Żydom służy, dla pożytku Żydów ciężkie prace w służbie ich ponoszą, dla Żydów dzienną pańszczyznę, nocną stróże odrabiają.

My przez oświecenie, przez tolerancję, przez cywilizację już zmieniliśmy się względem Żydów do tego stopnia, że obcując z nimi przez dotkliwość nie ukazania im jakichś uprzedzeń wzglę-dem religii, względem ich zabobonności, nazywamy ich starozakonnymi synami Izraela, ludem wyznania mojżeszowego; oni zaś zacięci w fanatyzmie, w zasadach swojej nietolerancji i nie-nawiści zaprzysiężonej przez Cherim, skrycie przeciw ludom obcym wśród siebie ich goszczącym, ciągle, jednostajnie nazywa-ją nas bałwochwalcami w swoich księgach, w swoich modlitwach. Uczą swoje dzieci w swoich szkołach, że my nie wierzymy w Boga, że jesteśmy narodem barbarzyńskim. W ogóle uczą swe dzieci już od małego nienawiści do narodów nieżydowskich, jak też że są narodem przez Boga wybranem i narodem królewskim! Nasi ojcowie zwali ich prostym słowem, „Żyd niewierny”, my przez skutek naszego wieku cywilizacji wystrzegamy się dla nie wyrządzania im przykrości, nazwać ich prosto Żydami; a nasze pospólstwo już ich nawet waćpanuje. Oni zaś, tak jak ich najdawniejsi przodkowie zwali Chananejczyków, tym samym słowem w swoich pismach, w swoich religijnych naukach i księgach nazywają nas „goj”, tj. poganin, bałwochwalca.

Jest to więc sekretna korporacja, tajemniczy szatański zakon, jest to związek z wszystkimi dotąd znanymi, i organizowany najdoskonalej, przez to niebezpieczny; on jest w najistotniejszych częściach, podkopuje narody i rządy, a razem z własnego układu pokrywa się najwyższą wzgardą. Tak zasłoniony, broni złego, spokojnie i skutecznie. Ta przemyślanie ułożo-na względem siebie powszechna pogarda, usuwa z niego całą uwagę narodów i rządów, chociaż te, tak podejrzliwymi są względem wszelkich innych korporacji, klubów, zakonów czy innych organizacji. Przecież te sekretne związki mają przynajmniej jakikolwiek w części na widoku użytek narodowy. Przeciwnie, związek żydowski dąży we wszystkim do uszkodzenia i do niszczenia gościnnego narodu, ma wszystkie niepodległej udzielności charaktery, ma skryte rządy, udzielne obrady, publiczne zjazdy, stanowi i rozkłada podatki, utrzymuje swoją szczegóło-wą i najwyższą rachunkowość; wszystkie swoje akta spisuje w nie zrozumiałym języku; ma nadto najtęższą, teokratyzmem uświęconą władzę wykonawczą i wyłączne sądownictwo. Wszędzie postępowania jego są na wszystko czujne, sprężyste; wszędzie jego urządzenia tajemne i nieprzerwanie udaremniają zamiary rządu krajowego i odejmować wszelkie zyski narodom, bałwochwalcami zwanymi.

Owszem jedynie według swoich widoków z każdym jego nie-przyjacielem i przyjacielem równo się wiąże. Inne zakony, kluby, muszą ostrożnie w tysiącach osób szukać i upatrywać, ko-go by im się do związku zaciągnąć udało; Żydzi im więcej dzieci mnożą, tym liczniejszych mają zwolenników. Tamci z bojaźnią, zaciągającemu się powierzają sekret, drżąc by nie był zdrajcą; ci z pierwszym dzieci niemowląt uczuciem związku sekret wpajają w ich serca, a z pierwszym rozwijaniem się zmysłów, wdrażają go w ich rozumu władzę. Tamci od związkowych mają tylko na sekret dane słowo, albo uczynione śluby, ci wzrosłych w fanatyzmie jeszcze ten sekret zaklinają przez najstraszniejszy Cherim.

Taka korporacja, taki lud przez związek tajemny wyłącznie stowarzyszony z tak zastraszającą prędkością, ściągający do Królestwa Polskiego, może łatwo dojść do szóstej i do czwartej części ludności krajowej. W ten czas, on, nie oświecony, cywilizować się nie chcący; fanatyzmem przeciw bałwochwalcom ustawicznie elektryzowany, dla swoich naczelnych pod imieniem starszyzny chowając ślepe posłuszeństwo; ze swoimi związkami w całym świecie prowadząc piśmiennie porozumienia, a w swoim ręku całą krajową gotowiznę mając, gdy za użyciem pod pozorem filantropii sobie wśród mas coraz więcej zwolenników namnoży, gdy praw politycznych uzyska, gdy z dzisiejszej wzgardy otrząśnie się, a więc już ukazującego się zuchwalstwa poczuje, czy nie należałoby się w końcu lękać odnowienia scen wyprawionych pod przewodnictwem Adrejassa w Egipcie, albo pod sprawą Barkogueba w Syrii? Oto główniejsze przyczyny w Żydach, szkodzenia innym narodom. To niebezpieczeństwo dla Polaków jest najgroźniejsze, bo dla Polaków z samym czasem naocznie i niezmiernie rośnie. Na tak uporczywą przez tajemny związek, przez Cherim, w religii, w moralności, we wszystkich stosunkach cywilnych i politycznych zaprzysięgłą Żydów wyłączność, nie ma innego sposobu, tylko użycie wzajemnej przeciw nim wyłączności fizycznej. Albo wydalić z kraju, czego użyły inne narody, a czego użyć już teraz dla nas jest za późno, albo wyznaczyć im w kraju po miastach dla ich mieszkania miejsca całkiem wyłączne, od domów innych mieszkańców kraju, oddzielne. Tego przykłady zostawili nam nasi najdawniejsi przodkowie, które później nierozważnie zaniedbali. Tak w jednym obwodzie połączonych, łatwiej będzie doglądać. Tak tylko ich napływ do nas, a to samego ubóstwa, próżniaków, włóczęgów może być wstrzymany. Tam oni żyć będą wyłącznie co do miejsca, ale nie będą robić wyłącznego miasta. Tam podzieleni na osobne gromady, nie mogliby stanowić osobnego w narodzie narodu, ale razem objęci pod ściślejszym dozorem mieliby jedynie krajowe, narodowe prawa, mieliby tylko jeden krajowy rząd.

Ponieważ Żydzi teraz rozbiegli się po całym kraju, to mogą wciskać się do niego wszędzie i szkodzić nam wszędzie razem. Bez łączenia się, pomieszani z naszym ludem psują, niszczą go wszędzie, przez to nie mogąc razem po całym kraju, po wszystkich miejscach, po wszystkich domach zapobiegać ich szkodliwości, trzeba ich podzielić, trzeba tylko w pewne punkty zebrać. Trudniej im będzie się do tych przedzierać, a łatwiej rządowi mieć nad nimi czujniejszą baczność w pewnych punktach; łatwiej mu zebrać i urządzić skuteczniejsze środki obrony naszego ludu przeciw tej ich szkodliwości w pewnych miejscach, aniżeli po całym kraju. To są prawidła zdrowego rozsądku i porządku.

Rząd mając Żydów podzielonych na pewne punkty w kraju, a połączonych w oddzielnym obwodzie po miastach, dopiero potrafi stawać się dla nich prawdziwie i skutecznie opiekuńczym, a razem nie przestawać dla własnego narodu być zacho-wawczym. Tam będzie mógł przez bliższy dozór skuteczniej szkodliwych przerabiać na użytecznych; tam potrafi stopniowo ich cywilizować, zamierzonymi drogami prowadzić do tego w społeczności usposobienia, a którym według prawa będzie mógł do towarzystwa z pożytkiem ich dopuszczać.

W takim zamiarze potrzebnymi są następne postanowienia:

1) Wszystkich Żydów ze wsi ściągnąć do miast.

2) W miastach wyznaczyć im do mieszkania miejsca oddzielne, opasane obwodem, który by nie dozwalał stykania się ich mieszkań z domami mieszkańców krajowych.

3) W każdym żydowskim rynku czyli obwodzie należy podzielić ich na małe pewnej liczby mieszkańców komisariatu, a zadaniem każdego komisariatu jest, aby dać tam urzędników Polaków.

4) Tam natychmiast ma być zrobiony ścisły spis wszystkich Żydów i nadanie każdemu stałego, rodzinnego nazwiska, którego już zmieniać pod karą wywiezienia z kraju nie może; i tylko tego nazwiska we wszystkich sprawach i czynach używać. Każdy członek jego rodziny powinien go stale używać, nigdy inaczej się nie podpisywać tylko literami polskimi.

5) Z dniem ustąpienia ich ze wsi, a ściągnięcia się do miast ustaje ich wolność szynkowania trunków w kraju, w miastach zaś, tylko w samych żydowskich obwodach pozwolenie tego szynku trunków trwać może do dwóch lat. Po upływie tego czasu, szynk wszelkich trunków w całym kraju ma im być zabroniony.

6) Każdy Żyd od dziecka, lat 7 mający, już rodzinnego nazwiska używający, powinien mieć swoją kartę czyli bilet, zaświadczenie. Tylko taką kartę mający, może w dzień wychodzić i wchodzić do miasta mieszkańców krajowych.

7) W obwodzie zamieszkania Żydów, sami rodacy urzędnikami być powinni, tylko same władze administracyjne i sądowe krajowe, tam znajdować się będą. Przeto wszelkie urzędy żydowskie, pod jakimkolwiek imieniem bądź starszych, bądź kahalnych pod karą występku krajowego będą zakazanymi. Każ-dy Żyd sprawujący jakąś w żydostwie administrację lub sądo-wą władzę, wdający się w czynność należącą do władz krajowych, administracyjnych, policyjnych lub sądowniczych o jako występny przeciw krajowi karany być powinien.

8) Szkolnicy i rabin, należą jedynie do odprawiania nabożeństwa w boźnicach. Przy urodzeniu, przy małżeństwach, rozwodach i pogrzebach sprawują rabini tylko obrządki religijne. Wszystkie zaś spory, sprawy, rozporządzenia, umowy, należą jedynie do krajowych urzędników cywilnych i sądowych. Rów-nież skrypta, zapisy, transakcje, sukcesje, działy między dziećmi lub krewnymi pod nieważnością, pod karą głównego przestęp-stwa, tylko w urzędach robione być mają.

9) Wszelkie przysięgi żydowskie na wezwanie jakiejś władzy żydowskiej, czyli starszych żydowskich, są zabronione, a Cherim pod deportacją z kraju powinien być zakazany.

10) Bez pozwolenia krajowego rządu, zaciąganie na kahały długów, sekretne stanowienie podatków na gminy żydowskie, tajemnie narzucane i pod klątwą wymuszane pożyczki, składki z gminy lub z całego narodu żydowskiego, winny być jako sposoby tajemnych zmów i spisków przeciw krajowi, przeciw rządo-wi i przeciw prawom ich się tyczącym, pod karą główną zbrodni krajowej, zakazanymi. Zakaz ten ze strony rządu wymaga wielkiej w wykonywaniu surowości, gdyż tymi to środkami Żydzi albo zaraz przy wszczęciu się, niszczą postanowienia rządów ku ich cywilizacji przedsięwzięcia, albo uzyskują czas, a za tym paraliżują działanie egzekucji, w końcu sprowadzają postanowienie całkowitego upadku. To im podaje wszędzie tak szko-dliwy, tak niebezpieczny wpływ i ta możność skażenia w naszych ludach, obyczajów i moralności. To im ułatwia ten sposób w podwładnych i w samych urzędnikach krajowych, zagubienia, wstydu czynów nieuczciwych, popełniania niewierności swoim obowiązkom, nadawania im sprzedajności dusz nikczem-nych. To Żydom nadaje te tysiące, te krocie, te miliony, który-mi otwierają sobie drzwi nawet do pierwszych powierników i doradców przy tronach. Nie doświadczyła cała Polska, jak lud ten zaciągnąwszy z narodu Polaków ogromne na swoje kahały sumy, jak przewrotny potrafił los dwóch pierwszych w Rzeczpospolitej stany duchowieństwa i szlachty z losem swych zadłużonych kahałów tak powiązać, iż wierzyciele ich musieli na wszystkich sejmach tych kahałów, jakby najistotniejszej Rzeczypospolitej części stawać się obrońcami; należy więc jako główną zbrodnię przeciw krajowi, gminom żydowskim zakazać bez pozwolenia rządu zaciągać długi, ustanawiać podatki, pożyczki i wszelkie składki.

11) Wszelkie w gminach żydowskich sekretne schadzki, naradzania się i działania powinny surowo być zakazanymi.

12) Archiwa ich uporządkować i urzędnikom krajowym pod dozór oddać należy.

13) Rachunkowość ich, przez rząd ściśle kontrolowaną być powinna, a wszystko w języku polskim ma być pisane.

14) Żydów wychowanie i szkoły dla nich będą tylko krajowe, publiczne. Szkół, szkółek żydowskich mieć osobnych, pokąt-nych, wychowań domowych wyłącznych nie ma im być wolno. Wszystkie dzieci brać będą publiczną, krajową edukację w krajowym języku, a ksiąg przepisanych przez władzę nad edukację przełożoną. Jeden tylko nauczyciel będzie z ich wyznania do dawania im nauki religijnej, jaka jest przepisana dla wszy-stkich innych wyznań.

15) Gdy już teraz Żydzi nie mają swego języka narodowego, ale zepsuty, nikomu niezrozumiały język niemiecki; gdy nie w Niemczech, ale w Polsce schronienie i sposób życia znajdują i ten kraj za ojczysty obierają, przez to w miejsce języka niemieckiego mają przyjąć język polski. Ich pisma, ich druki, ich tłumaczenia bądź moralne, bądź religijne, aby równie cenzurze podlegać mogły, jak wszystkie inne w Polsce drukowane dzieła, mają odtąd być pisane i drukowane w języku polskim.

16) Po odbytych szkołach narodowych, młodzieniec żydow-ski chcący udać się na naukę rzemiosła, rękodzielnictwa, ku-piectwa, mechaniki, rachunkowości, miernictwa, komunikacji wodnej i lądowej, uzyska od komisji spraw wewnętrznych i policji, kartę zaświadczenia do wyjścia z obwodu żydowskiego i udania się na naukę oznaczonego przedmiotu.

17) Tylko Żyd mający zaświadczenie prawem przepisane, po odbytej już nauce w fabryce, w rękodzielni, w rzemiośle lub w posiadaniu innych sztuk pod liczbą poprzedzającą wymienione, uzyska kartę pozwolenia wchodzenia w związki małżeńskie.

18) Żadnemu z chrześcijan, nie ma być wolno w obwodzie żydowskim podejmować w domach Żydów robót ciężkich słu-żebniczych, lecz sami tylko Żydzi w obwodzie żydowskim Żydom służyć, prace czy roboty ciężkie, służebnicze w domach żydowskich i w obwodzie żydowskim będą ponosić. Przeto mają się przyzwyczajać, wprawiać do prac wyrobczych ciężkich, a w towarzystwach ludzkich koniecznie potrzebnych; mają od szynku oddaleni, znaleźć zaraz sposób życia w usłudze, w pracy podejmowanej dla zgromadzenia żydowskiego, a lud nasz dotąd im służący, zamiast pracowania dla próżniaków ma powrócić do prac rolniczych, do rzemiosł, do zastąpienia tych, którzy na szynkarzy pójdą.

19) Każda osobistość żydowska nosząca już stałe, rodzinne nazwisko i swoje własne imię, przyzwyczajona do ciężkiej pracy, służebniczej, gospodarskiej, rolniczej, rzemieślniczej, której dowody już w służbie żydowskiej ciągle przez lat dziesięć, okazała, może dostać kartę zaświadczenia do wejścia w podobną służbę u krajowego gospodarza.

20) Wszyscy Żydzi, kupiectwem się bawiący winni utrzymywać porządne według przepisów w języku polskim książki kupieckie. Żyd-kupiec, noszący stałe imię i nazwisko rodzinne, który ma w towarach rzeczywiście sto tysięcy funduszu i już przez lat dziesięć w obwodzie żydowskim takie kupiectwo uczci-wie prowadził, księgi porządne utrzymywał, dzieci do szkół pu-blicznych, krajowych posyłał, dla nich życia sposób wskazał i inne przepisy kwalifikacji dopełnił, może od komisji rządowej spraw wewnętrznych, odebrać kartę zaświadczenia do wyprowadzenia się z obwodu, do założenia swego kupiectwa wśród mieszkańców krajowych, a po pięciu latach tam doświadczenia, może być przez komisję podany rządowi i do obywatelstwa, do nabycia domu lub placu w mieście, celem założenia swojego handlu.

21) Każda osoba żydowska ze stałym nazwiskiem rodzinnym, które dla pracy, uczenia się w rzemiośle, w fabryce, w rękodzielni zechce wyjść z obwodu i udać się na takową naukę, powinna przez komisarza województwa wskazać komisji rządowej spraw wewnętrznych tego rzemieślnika, fabrykanta, rękodzielnika, u którego chce się uczyć, a wtedy karta zaświadczenia wydana mu będzie.

22) Żyd ze stałym nazwiskiem rodzinnym, który już w obwodzie jaką użyteczną fabrykę, rękodzielnię, rzemiosło warsztato-we założył i sam osobiście pracuje i z czeladzią żydowską swo-ją fabrykę obrabia, po pięciu latach próby w obwodzie, może żądać od komisji rządowej karty zaświadczenia do założenia takiej fabryki, rękodzielni wśród mieszkańców krajowych, tam obrabiać je przez Żydów. Po pięciu latach wśród mieszkańców krajowych doświadczenia, gdy wszystkich innych przepisów dopełnił, może żądać przez komisję, od najwyższego rządu, nabycia prawa obywatelskiego z wolnością nabywania własności domów i placów w miastach, lub pewną ilość mórg gruntu na czynsz lub na wieczną dzierżawę po wsiach.

23) Każda osoba żydowska, która po wypuszczeniu jej z obwodu żydowskiego przez 10 lat sprawowała się dobrze, wiernie, pracowicie w obowiązkach służebniczych, w domu gospodarzy narodowych, która lat 10 ciągle obrabia grunt pańszczyźniany, może uzyskać kartę zaświadczenia, nabycie placu i ogrodu w mieście, albo na objęcie gruntu czynszowego po wsiach.

24) Do nabycia własności dóbr ziemskich tylko jedynie taka osoba żydowska dopuszczona zostanie, która już nabyła prawa obywatelskie.

Od sejmu konstytucyjnego, od czasu, w którym naród polski więcej uwagi zwracać zaczął na swoje niebezpieczeństwo ze strony Żydów − te mylne, a przecież dosyć upowszechnione − spostrzegać dają się myśli, iż najlepszy do reformy Żydów jest sposób: obrócić ich przemysł do rolnictwa, do ziemi. Myśli te nieuważnie, bezwarunkowo użyte nie zreformują Żydów lecz jeszcze dotąd jeden od ich szkodliwości ocalony stan szlachty, stan ziemian poddadzą pod wywłaszczenie i zniszczenie, przez Żydów. Nigdy bezwarunkowo Żydów do wykupowania dóbr zie-miańskich przypuszczać nie można! To narażałoby naród na ostatnie niebezpieczeństwo. W żydowskich rękach dotąd znajduje się w Polsce cały przemysł, cały handel i obieg pieniędzy. Nierozsądnie byłoby ziemię zrobić przedmiotem ich przebiegu i żądzy: tego im w żadnym nie dozwolono narodzie. Przy tylu błę-dach, przez naszych przodków względem żydostwa popełnionych, tylko niedopuszczenie ich do nabywania dóbr ziemskich ocaliło stan szlachecki i utrzymało go w całości przy ziemi. Któż nie wie z niedawnej przeszłości, do jakiego stopnia zuchwałości gwałtowność Żydów wzniosła się na Podolu i na Ukra-inie, gdy z włościan żaden ojciec nie mógł rozporządzić postanowieniem swoich dzieci, żadna dziewka nie mogła pójść za mąż, jeżeli Żyd nie dał pozwolenia, jeżeli Żydowi nie opłaciła kunicy. Nasi przodkowie dopuścili Żydów bezwarunkowo, w niektórych miastach do nabywania placów. Wkrótce wszędzie oni naszych zamożnych mieszczan rujnowali, wszędzie wykupili ich place, ich własności miejskie w rynkach, na głównych ulicach, a lud nasz wypchnęli w zakąty i niedostępne przedmieścia. To stanie się z właścicielami ziemskimi, jak prędko do ich wykupienia bezwarunkowo dopuścimy Żydów. Żydów wzywać do nabywania własności ziemskich jest najprostszym środkiem do przemiany ziemi polskiej w ziemię judzką.

Duch naszego wskrzesiciela i prawodawcy powołuje nas wszędzie do podejmowania wszystkich natężeń, wszystkich usi-łowań, aby ten odradzający się naród, z tej smutnej, z tej obra-żającej postawy ubóstwa i nędzy wyprowadzić, aby wznieść w nim przemysł, rolnictwo, rzemiosło, rękodzieła, handel; aby rów-nająca udolność jego męstwa, jego ziemi obfitości, powrócić mu świetność i bogactwo.

Kto chce rzeczy, ten chce do jej osiągnięcia, środków. Naszą więc powinnością, tych szukać, te odkryć i użyć. Tych przy odradzaniu się, zaniedbanie, albo złych, nieskutecznych, poda-nie będą wyrzucać nam ze złorzeczeniem potomni. Bo my staniemy się przyczyną ich poniżenia, ich nędzy i wzgardy. Obrane środki pewne do wyratowania narodu z tego, ze strony Ży-dów niebezpieczeństwa niezawodne, złóżmy u tronu najłaskawszego z królów z prośbą, aby te prawa, tę opiekę, tę obronę, któ-rą względnie na szkodliwość Żydów doznają pod jego berłem inni poddani, aby tej opieki, tej obrony i my jego uczestnikami zostali.

„Przestrogi dla Polski” Stanisław Staszic, 1790 r.

___________________

NIEWOLNICTWO

Opoka, X 1994 r.

Broniąc się przed zarzutem odpowiedzialności za handel niewolnikami z Afryki żydowska Liga Antydefamacyjna dała ogłoszenie w „The New York Times International” / 24, maj, 1994 r. / rozkładające odpowiedzialność za ten proceder na ludzi różnych ras i narodów *Białych, Arabów, Murzynów, itd*. Przy okazji przyznano, że „Żydzi raczej handlowali Słowianami w Europie Średniowiecznej i wokół Morza Śródziemnego”.

Wyrazy „slav” i „slave” czy też „sclave” oznaczają niewolnika czy też Słowianina, co w krajach śródziemnomorskich było w pewnym okresie równoznaczne dzięki działalności takich han-dlarzy żydowskich jak odwiedzający Polan, Ibrahimi ibn Jakub. Według Iwo Cypriana Pogonowskiego („Jews in Poland, a documentary history”, Hippocrene Books, N.Y. 1993 r.) pierwsze osadnictwo żydowskie w Polsce zorganizowane było by wymieniać produkty leśne, konie, futra, miecze i „niewolników obojga płci na towary luksusowe”. Jedna ze scen na dwunastowiecznych drzwiach gnieźnieńskich przedstawia uwalnianie nie-wolników chrześcijańskich od żydowskich kupców przez syna Bolesława Chrobrego, późniejszego króla Mieszka II.

Miesięcznik „Opoka” redagowany przez Macieja Giertycha, październik-1994 r. Kórnik/Poznań

__________________________________________________________

* * * * * * * * * *

MASONERIA Z PERSPEKTYWY FRANCUSKIEJ

Mówić w Polsce o działalności masonów − to narazić się na ośmieszenie albo zarzuty fanatyzmu, zaściankowości, zacofania… Wszelkie wypowiedzi na ten temat przyjmowane są w laicko-lewicująco-liberalnych kręgach inteligenckich oraz podporządkowanej im prasie jako niepoważne i świadczące o niskim poziomie umysłowym. Nawet gdy relacjonuje się wywiady, jakich udzielają polskim środkom przekazu goszczący u nas coraz częściej dostojnicy zachodnich lóż masońskich.

Pożyteczne zatem będzie zasygnalizowanie artykułu Jana Engelgarda w „Słowie Dzienniku Katolickim” (nr.193), omawiającego wydaną w Warszawie książkę Arnauda de Lassusa pt. „Ma-soneria intrygująca tajemniczość”. W artykule czytamy: „Praca ta zasługuje na szczególną uwagę, gdyż jej zawartość została oparta wyłącznie na źródłach masońskich. Autor zajmuje się analizą ideologi masońskiej, metod jej działania, strukturą organizacyjną − posługując się przekazami wolontariuszy”.

Wiadomo, że ten międzynarodowy związek nie występuje bezpośrednio jako siła polityczna, ale stara się wpływać w sposób decydujący na sprawy polityczne, kulturalne i duchowe, kształtować świadomość społeczną oraz formy życia codziennego. „Jakie stawia sobie cele? Oficjalna propaganda masońska doby współczesnej próbuje lansować tezę o wyłącznie filantropijno − humanitarnym charakterze tej organizacji. Zaprzecza się również tezie o antykatolickim obliczu wolnomularstwa. Z materiału źródłowego, przedstawionego przez Arnauda de Lassusa, wyłania się jednak inny obraz. Naczelnym celem masonerii jest „odkatolicyzowanie świata”.

Jan Engelgard podaje też ważną informację: Według amerykańskiego jezuity H. Grubera, który przeanalizował treść wielu pism masońskich, podstawowe cele wolnomularstwa rysują się następująco:

1) Zniszczyć całkowicie wpływ społeczny Kościoła i religii w ogóle, już to przez otwarte prześladowanie, już to poprzez tzw. rozdział Kościoła od państwa.

2) Zlaicyzować i zsekularyzować całe życie prywatne i publiczne, nade wszystko zaś nauczanie powszechne.

3) Rozwijać systematycznie u dzieci w szkołach wolność myśli i sumienia. Chronić je, jak tylko możliwe, przed wszelkimi zgubnymi wpływami Kościoła lub nawet przed wpływem ich własnych rodziców (…)”.

W walce o odkatolicyzowanie świata istotną rolę odgrywa niszczenie tradycyjnej moralności. Tygodnik „Le Point” z 11 wrze-śnia 1978 r. tak ocenił rolę masonerii w tej kwestii: *Prace ma-sońskie znajdują się często w awangardzie idei. Należy do nich dezorganizacja rodzin, antykoncepcja, aborcja”.

Autor artykułu w „Słowie” podkreśla: „Właśnie rodzina jest głównym celem ataku masonerii”. „Rodzina − instytucja w zaniku” − triumfalnie obwieściło w 1976 r. czasopismo „Huma-nisme”. Działania te najpełniej wyjaśnił jeden z francuskich masonów, Vindice: „Wprowadźcie demoralizację, a nie będziecie mieć więcej katolików”. Przytoczone powyżej wypowiedzi wolnomularzy wskazują dobitnie, że współczesna masoneria nie jest bynajmniej organizacją filantropijną, krzewiącą ideę tolerancji. Jej wpływy używane są do burzenia moralności chrześcijańskiej, do lansowania „nowych” ideologii w rodzaju New Age, do „rozmiękczania” Kościoła katolickiego”.

Na zakończenie trzeba koniecznie przypomnieć, iż wszelkie posunięcia tak bardzo aktywnego międzynarodowego sprzysię-żenia mają charakter anonimowy, a nazwiska członków każdej loży otoczone są ścisłą tajemnicą. To, co od dwóch lat dzieje się w Polsce w dziedzinie walki z Kościołem, etyką chrześcijańską i moralnością społeczną, a przede wszystkim działania środków przekazu warto skonfrontować z powyższym programem walki o „wolność”.

Tygodnik Katolicki *Niedziela” - red. M. Ż. czerwiec 1994 r.

___________________

MASONERIA W POLSCE WSPÓŁCZESNEJ

Z przeszłości

Masoneria albo inaczej wolnomularstwo jest pewnym stowarzyszeniem i jako takie posiada swoją ideologię, w myśl której działa, oraz sobie właściwe formy organizacyjne, w których pracuje. Oczywiście ważniejszą od form organizacyjnych jest ideologia, ona bowiem w pierwszym rzędzie stanowi o istocie stowarzyszenia.

W ideologii masońskiej, która się stopniowo w ciągu lat rozwijała, podlegając pewnym zmianom, możemy z łatwością odnaleźć charakterystyczny motyw, który był i jest jej głównym i podstawowym składnikiem we wszystkich okresach istnienia masonerii. Motywem tym jest ciągła walka z „przeklętym Rzymem”, ze społeczeństwami i narodami chrześcijańskimi i w ogóle z tym wszystkim, co w oparciu o chrystianizm i z jego ducha wyrosło i tym duchem żyje.

Jest rzeczą logiczną, początku tej walki tam szukać, gdzie nauka chrystianizmu najpierw była głoszona, a więc − wśród dawnego żydostwa.

O ile chcemy dobrze zrozumieć istotę masonerii, musimy sięgnąć do czasów bardzo odległych i zająć się aż sektą żydowską faryzeuszów.

Była to pośród sekt żydowskich w Palestynie, w okresie narodzenia Chrystusa, sekta najbardziej zwarta. Ona to wyznawała ów mesjanizm, który później stał się naczelną wiarą spaczonego judaizmu − wiarą w przyjście Mesjasza, który zapewni żydostwu ziemskie panowanie nad całym światem. Również w łonie tej sekty (która po upadku Jerozolimy opanowała całe ży-dostwo) znajdujemy ową mesjańską gwiazdę dawidową, która później będzie widoczna na emblematach wielu jeszcze innych sekt i lóż masońskich.

Wypełnianie tego spaczonego mesjanizmu rozpoczęło żydostwo od judaizacji społeczeństw chrześcijańskich, a judaizacja ta wyrażała się przede wszystkim w ziejącej nienawiścią walce z „przeklętym Rzymem”, w rozbijaniu jedności Kościoła katolickiego, w tworzeniu sekt chrześcijańskich, w skażaniu nauki Kościoła Kabałą żydowską, w niszczeniu wreszcie państw i na-rodów katolickich, przywiązanych do kultury łacińskiej.

Pierwszy okres judaizacji − to penetracja tajnego nauczania żydowskiego do chrześcijaństwa, penetracja pierwiastków ży-dowskich i niebezpieczne ich przemieszanie się (synkretyzacja) z chrześcijańskimi. Dochodzi wkrótce do tego, że niektóre symbole wiary chrześcijańskiej spaczono i zniekształcono, a opatrzone przydawkami z Kabały żydowskiej pojawiają się one w nauce różnych ówczesnych sekt chrześcijańskich.

Owa Kabała żydowska, ta skarbnica mistycyzmu dzisiejszych cadyków, która stanowiła część składową i istotną wszystkich nauk tych sekt, była od zamierzchłych czasów zbiorem tajnych nauk, kanonów i praw żydowskich, dziedziczonych ustną tradycją i uznanych obok prawa pisanego. Później ukształtowała się ona w pewien system filozofii, przejęty do głębi duchem mistycyzmu, właściwym psychice żydowskiej.

Te wierzenia kabalistyczne, które spisywano w księgi tajem-ne, niedostępne laikom (a z których najsłynniejszą jest „Sefer ha-Zohar” − „Księga Światłości”), wywierają wpływ na liczne od-łamy chrześcijaństwa. Powstaje wtenczas „gnoza”, która jest połączeniem nauki chrześcijańskiej z filozofią grecko-orientalną, wierzeniami Wschodu i Kabałą żydowską.

*„Gnoza” ta, przeciwstawiając się Kościołowi świętego Piotra, powoływała się chętnie na innego apostoła, świętego Jana, jako na ulubionego ucznia Chrystusowego, a zarazem twórcę „Czwartej Ewangelii” i „Apokalipsy”. Ten moment jest dla nas bardzo ważny, bo ten „joannityzm” sekciarski przetrwa w sektach bardzo długo, skoro zadomowi się między innymi i w lożach masońskich. Już bowiem w tych wczesnych lożach spoczywała „Czwarta Ewangelia”, jako dzieło mistyczne, na sto-łach tychże lóż, cały zaś szereg lóż później rozwiniętych nosił miano lóż „joannickich” i odbywał niektóre uroczystości swoje w dzień św. Jana*

Inne etapy tej judaizacji − to przede wszystkim epilogi wypraw krzyżowych, wyrażające się między innymi w formacjach znanych zakonów rycerskich, które niekiedy, niewątpliwie pod wpływami kabalizującego Wschodu, przeobrażały się w kolegia okultystyczne. Tutaj wspomnimy choćby o najstarszym z nich, noszącym nazwę Joannitów, którego siedziba Malta aż do końca XVIII stulecia była widownią okultystycznych wtajemniczeń; dalej − o słynnych Templariuszach, fikcyjnych czy rzeczywistych antenatach współczesnej masonerii, którzy bodaj pieczętowali się nawet wczesno-masońskim godłem „Krzyża i Róży", a może, pierwsi, używali także kabalistycznego symbolu, Ducha św. (Parakleta); w końcu zaś, o Krzyżakach, których zakonna symbolika i tradycja okultystyczna plącze się po dziś dzień w rytuałach wolnomularskich.

Albigensi i Husyci byli dalszemi etapami tej judaizacji. Albigensi mocno podlegali wpływom żydowskim, Husyci stanowili już bezpośrednią forpocztę tak zwanej Reformacji.

*Wielkie stowarzyszenie kabalistyczne, znane w Europie pod nazwą masonerii, pojawia się nagle na świecie w momencie, kiedy protest przeciwko Kościołowi rozbił dopiero co jedność chrześcijańską.*

Do okresu więc Reformacji odnośi początki masonerii znany autor masoński Eliphas Levi, masonerię zaś samą − co ważniejsze − nazywa „wielkim stowarzyszeniem kabalistycznym”… Wyznanie to − podkreślające judeo-genetyczne początki masonerii − w ustach znanego masona-okultysty, wtajemniczonego w skryte tradycje swojej organizacji, jest wyznaniem cennym, ale nieodosobnionym. Potwierdza je również znany i ceniony autor masoński August Wolfstieg:

*Wiele w naszych masońskich systemach, a zwłaszcza w na-szej symbolice wywodzi się niewątpliwie z tej Kabały (żydow-skiej).*

To samo stwierdza również poważny pisarz żydowski Bernard Lazare:

*Pewnym jest, że u samej kolebki masonerii byli Żydzi, Żydzi-kabaliści: dowodzą tego niektóre zachowane ryty masońskie.*

Ten czynnik judeo-genetyczny masonerii podkreśla również wtajemniczony, Wielki Mistrz pierwszej „Wielkiej Loży” polskiej i szef warszawskiej „Kapituły Różanego i Złotego Krzyża”, najwyższej władzy dogmatycznej masonerii w Polsce, August Mo-szyński (Żyd). Kiedy bowiem członek loży masońskiej „Karol pod Trzema Hełmami” − pracującej w języku niemieckim i mieszczącej się w domu gminy ewangelickiej, w Warszawie przy ul. Królewskiej − „brat" Salsinatus Magnus, a poza „Zakonem wolnomularskim” król polski, sam Stanisław August Poniatowski, zwrócił się do Moszyńskiego (we wrześniu 1781 roku) z zapytaniem, co to jest masoneria, do której należy, Moszyński w memoriale swoim odpowiedział:

*Wszystkie moje poszukiwania, tyczące się filozofii hermetycznej oraz masonerii, przekonały mnie, że egzystowała (w przeszłości) i egzystuje może jeszcze wiedzą nieznaną uczonym nowoczesnym, co ma za przedmiot działania przyrodzone, które uchodzą za nadprzyrodzone, nadto zaś tradycję przewrotów naszego globu, a nareszcie znajomość mniej niedoskonałą, ani-żeli ta, którą my posiadamy, Istoty Bożej. Rozmaite te wiadomości wydają się pochodzić od Hindusów, od których przeniosły się do Egiptu, gdzie kapłani uczynili z nich przedmiot religji i wiedzy kapłańskiej, w który wtajemniczano jedynie przywódców narodu i kasty kapłańskiej. Stamtąd Mojżesz, genjusz czynny i przedsiębiorczy, zaczerpnął pierwsze swoje wiadomości i zapomocą rzeczonej wiedzy dokonał cudów na dworze Faraona,… Jest rzeczą prawdopodobną, że Mojżesz i Aaron, (jako) dzierżyciele tej wiedzy, posługiwali się nią do rządów nad hordą żydowską i przekazali jej tradycje arcykapłanom narodu (żydowskiego), którzy ze swojej strony wtajemniczali w nią królów, przywiązanych do zakonu, tak jak Dawid i Salomon. Twierdzi się dalej, że te nauki znajdują się zawarte w księdze chaldejskiej, nazwanej „Zoharem”, wszelako są one tam odtworzone tak dalece zawile i pod pokrywką tylu przypowieści i tylu słów, których znać potrzeba wartość liczbową*w alfabecie hebrajskim litery są zarazem liczbami*, jako też źródłosłowy, że mało Żydów rozumie się (na tym „Zaharze”). W tej liczbie wymienia się Falka (Chaim Samuel Jakub Rafałowicz Falk (1710-1782), zwany „Baal Szemem” czyli cudotwórcą) i Franka (Jakub Ben Jehuda lub Frank Dobrucki (1726-1791), żydowski Mesjasz, Cha-cham (trzecia z kolei godność w Sanhedrynie)), co znają się na tym dosyć, ażeby dokonywać pewnych eksperymentów czysto fizykalnych, które jednak wydają się nadprzyrodzonymi ludziom, będącym ich świadkami, a prostą szarlatanerią słyszącym o nich uczonym. Jest wszakże rzeczą niemal pewną: albo, iż ten „Zahar” nie zawiera całej wiedzy tajnej, albo też, że jego interpretatorzy nie pojmują go w zupełności, bez czego nie ograniczaliby się (jedynie tylko) do zadziwiania ciekawych…

…Esseńczycy, jako potomkowie rodzin kapłańskich żydowskich, przechowali również w swoich pustelniach niektóre ślady wspomnianych już nauk i udzielili znowu cząsteczek tychże Krzyżowcom, a w szczególności Templariuszom, którzy… przekazali je na koniec spadkobiercom swoim, co pojawili się w tym ostatniem stuleciu pod nazwą masonów… Jeżeli się zważy, że skutkiem przewrotów dziejowych dzierżyciele tej wiedzy tajnej rozproszyli się, każdy zaś z nich wykształcić musiał po paru uczniów, nie wyda się dziwne, iż ci ze swojej strony wytworzyli stowarzyszenia, które wyposażyli w pewne pierwociny rzeczonej wiedzy, pozostawiając im pieczę o rozwinięcie tychże. Wasza Królewska Mość rozumie, kogo mam tu na myśli…*

Wyprowadza więc Moszyński w memoriale swoim genezę masonerii od − Mojżesza Dawida Salomona, poprzez późniejszych arcykapłanów i mędrców narodu żydowskiego, aż do rabinów i cadyków-kabalistów własnego stulecia: Falka i Franka. Wyznaje również w formie nieco zatajonej − że jego zdaniem, a raczej nie tylko jego, lecz według tradycji wolnomularzy, podstawą ich organizacji tajnej jest wiedza tajna, czerpana wprost z tej skarbnicy mistycznej, którą dla lóż masońskich stanowiła księga żydowska „Sefer ha-Zohar” − główny twór Kabały żydowskiej, („Sefer ha-Zohar” „Księga światłości” − w związku z tym „masońskie światło” − „dążenie do światłości” − „oświecenie” itp). Wskazuje więc tutaj Moszyński wyraźnie − razem zresztą z wieloma innymi wtajemniczonymi głosami − że istotnych źródeł masonerii szukać należy w kabalistyce żydowskiej. Czemżesz jest ta Kabała żydowska?

Salomon Majmon, filozof żydowski z XVIII wieku, wtajemniczony w arkana Kabały członek tajnego żydowskiego stowarzyszenia, znanego pod nazwą „Stowarzyszenie pobożnych”, które według słów jego, − miało cel mniej więcej taki, jak zakon Illuminatów w Bawarii i posługiwało się nader podobnymi środkami, podaje o Kabale nieco szczegółów w swojej „Autobiogra-fii”.

*Kabbala − ażeby nieco obszerniej o tej Boskiej wiedzy pomówić − jest w szerszem znaczeniu tego wyrazu podaniem i oznacza nie tylko wiedzę tajemniczą, którą nikt nie powinien wykładać publicznie, ale jest zarazem metodą wyprowadzenia nowych praw z przepisów, znajdujących się w Piśmie Świętym; podaje wreszcie pewne fundamentalne prawa, które jakoby Mojżesz ustnie przekazał na górze Synaj. W ściślejszem atoli znaczeniu Kabbala oznacza po prostu przekazanie tajnych wiadomości. Takowe dzieli się na Kabałę teoretyczną i praktyczną. Pierwsza zawiera naukę o Bogu, o Jego przymiotach, które wyrażać się dają za pomocą różnorodnych imion, o powsta-waniu świata przez stopniowe samoograniczanie się Jego nieskończonej doskonałości, oraz o stosunku wszystkich rzeczy do Jego najwyższej Istoty. Druga jest nauką o tym, jak z pomocą owych różnorodnych imion Boga, które wyrażają odrębne siły i stosunki do zjawisk natury, − można dowoli oddziaływać na te ostatnie. Owe święte imiona rozważane są tu nie tylko, jako dowolne, ale jako przyrodzone znaki, tak, iż wszy-stko, co się z tymi znakami przedsiębierze, musi jakoby wywierać wpływ na same przedstawiane przez nie rzeczy.

Z początku była prawdopodobnie Kabała li tylko psychologią, fizyką, moralnością, polityką itp., przyodzianą w szaty sym-bolów i hieroglifów w bajkach i alegoriach, których ukryty sens odkrywać mogli jeno ludzie odpowiednio uzdolnieni to jest; przywódcy stowarzyszenia tajnego. Ale stopniowo, może po wielu różnorodnych rewolucjach, ów tajemniczy sens został zatracony i znaki brać poczęto wzamian oznaczonych przez nie pojęć. Ależ gdy łatwo zauważono, iż owe znaki musiały przecie coś oznaczać, dano wyobraźni na wolę wymyślać na nowo ów sens tajemniczy, który zdawna zaginął. Chwytano najbardziej odległe analogie pomiędzy znakami i rzeczami, aż wreszcie Kabała urobiła się na jakąś sztukę szalejącego rozumowania, albo na systemat wiedzy, oparty na kaprysach. Jej wiele obiecujący cel − użyczenie mocy dowolnego oddziaływania na naturę, oraz wysoce napięty i uroczysty ton, którym to zapowiada, oczywiście oddziałać musiały na usposobienia marzycielskie, na umysły, ścisłą wiedzą i gruntowną filozofią nieoświecone.

Głównym dziełem, z którego studiować można Kabałę, jest księga Zohar, która pisana jest w języku syryjskim. Wszystkie inne pisma kabalistyczne są jeno komentarzami lub wyciąga-mi z tamtych.*

*Pewien rabin francuski, imieniem Rabbi Mozes de Lion (XIII wiek po Chr.), sporządził pono, według Rabbiego Józefa Candia, Zohar i podrzucił go narodowi żydowskiemu w charakterze sta-rożytnej księgi, której autorem jakoby miał być słynny talmudysta Rabbi Simon Ben Jochaj (II wiek po Chr.). Księga owa, jak już rzeczono wyżej, zawiera wykład pisma świętego wedle zasad Kabały, a raczej mieści owe zasady (Kabały) w formie wykładu pisma świętego i równocześnie z niego je stwarza. Ma ona tedy, jako „Janus”, oblicze podwójne i winna być wyjaśnio-ną z dwu różnych stanowisk.

Z jednej strony stanowi ona systemat w rodzaju tych, które omawiane są szeroko w pismach kabalistycznych. Daje tedy pole wyobraźni, która buja wedle upodobania, a w końcu bynajmniej nie dochodzi do jaśniejszego ujęcia rzeczy, które z początku były ciemne. Pewne moralne i fizyczne prawdy wyłożo-ne są tu obrazowo, ale i one wreszcie giną w labiryncie hyperfizycznego oglądu. Ten rodzaj Kabały jest umiłowanym zajęciem pisarzy kabalistycznych i stanowi małe misterium wspomnianego stowarzyszenia tajnego (tj. „Stowarzyszenia pobożnych”, które „miało cel mniej więcej taki, jak zakon Illuminatów w Bawarii i posługiwało się nader podobnymi środkami”).

Z innego stanowiska natomiast mamy tu do czynienia z treścią polityczną, która znana jest tylko przywódcom stowarzysze-nia tajnego. Wszelako i oni sami i ich czynności pozostają zawsze w ukryciu; znani są tylko pomniejsi kierownicy. Ci ostatni nie mogą zdradzić tajemnic politycznych, albowiem sami ich nie znają. Pierwsi nie zdradzą ich nigdy, bo to przeczyłoby ich interesom. Tylko małe (po prostu literackie) sekrety udzielane są ludowi i zalecane, jako rzeczy wielkiej wagi. Większe (polityczne) tajemnice nie są przedmiotem nauczania, lecz, o ile zrozumiałe są same przez się, wprowadzane są w czyn.*

Dużą, wprost nie do pokonania zaporę dla chrześcijańskich badaczów masonerii stanowi fakt, że nie są świadomi arkanów tej żydowskiej Kabały. Przystępując bowiem do ustalania genezy masonerii, napotykają oni jakoby tajemniczy mur, którego przebić nie są w stanie. Albowiem nie wystarczyłaby tu nawet dokładna znajomość języka hebrajskiego, skoro uczeni w Kabale twierdzą, że hebrajszczyzna ma podwójne znaczenie i tak, jak litery hebrajskie jednoznaczne są z liczbami, tak nieraz, czytając te zgłoski, napisane alfabetem hebrajskim, doszukiwać się w nich należy raczej kombinacji cyfrowych (jak na przykład co do daty upadku papiestwa czy przyjścia Mesjasza), niż sensu literalnego. Nie mogąc więc dotrzeć do jądra sprawy, tj. do Kabały żydowskiej, musi niewtajemniczony badacz chrześcijański ograniczyć się do sądzenia drzewa po jego owocach: musi osądzić, jakie były rezultaty i wyniki działalności tajnych stowarzyszeń masońskich. Pod tym względem, pomimo tajności, jaką z reguły okrywa masoneria swoje działania, ale dzięki wyjątkowej chełpliwości, jakiej dała upust po sukcesach Wielkiej Wojny, można stosunkowo dużo powiedzieć.

Nie należy jednak wiązać przede wszystkim i wyłącznie powstania masonerii (wolnomularstwa) z rzemieślniczemi cechami średniowiecznych mularzy, którzy trudnili się budową katedr i innych budowli ówczesnych − jak chcą utrzymywać niektórzy masoni. Zwyczaje bowiem wczesnych lóż masońskich we Florencji i Livornie (wiek XVI), jak również niektóre ustępy z dzieł filozofa Franciszka Bacona, wtajemniczonego − jak się wydaje − „Różokrzyżowca” (wczesno-masońska formacja), wyraźnie wskazują na to, że ci wcześni „mularze”, jak i „wolnomularze” w ogóle pracowali nie nad budową jakiejś chrześcijańskiej katedry, ale wprost przeciwnie − nad odbudową symboliczną świątyni Salomona.

Nie należy więc rozpoczynać historii masonerii od fikcyjnej daty roku 1717 (rzekomej daty założenia masonerii), ale sięgnąć śmiało wstecz, przynajmniej do początku wieku XVI. Nie ulega bowiem kwestji, że daty wstępne Reformacji niemieckiej, daty, znamionujące fakt epokowy rozerwania jedności Kościoła katolickiego, stanowią właściwszy prolog do powstania masonerii.

* * *

Faktem jest stwierdzonym, że kabalizacja społeczeństw chrześcijańskich najgłębiej zaznaczyła się w wieku XVI − wieku Reformacji. Wtedy to w Hiszpani, w Niemczech, Włoszech, w Polsce ludzie na wyższych stanowiskach zajmują się okultyzmem, alchemią, astrologią − czy też wprost Kabałą żydowską. We Włoszech działają grupy humanistów, a związek między humaniz-mem i współczesną masonerią został już dziś przez naukę ustalony. Jest również faktem, że wtedy właśnie, we Włoszech, w tych kołach humanistycznych, których działalność uważają dziś masoni za świadomą i zorganizowaną robotę pewnego zespołu, dochodzi do wybitnego zainteresowania się Kabałą żydowską. Pico della Mirandola i inni znani humaniści przeprowadzają głę-bokie studia nad Kabałą. Reformację zaś samą charakteryzuje silny rozkwit okultyzmu i kabalistyki wokół Reuchlina, astrologii wokół Lutra i najrozmaitszego okultyzmu wokół Kalwina. Wnuk Reuchlina, słynny Melanchton należał do klasycznie już sformowanego stowarzyszenia tajnego. Reformator zaś Socyn, który tyle miał do czynienia z Polską, po dziś dzień wielbiony jest przez masonerię, jako jeden z jej praojców duchowych.

Centrum owego kabalistycznego okultyzmu w Europie do końca XV wieku była Salamanka, a od końca XVI wieku − Kra-ków, który − być może − jest nim do dnia dzisiejszego:

*Kraków jest miastem na wskroś żydowskim i musi stać zawsze na straży wielkiej tradycji żydostwa* − głosi publicznie odezwa żydowska, rozlepiona na murach Krakowa w czerwcu 1935 r.

*… sam Bóg po Palestynie Polskę musiał dla Żydów na nową ziemię obiecaną, a Kraków na nową Jerozolimę przeznaczyć* − twierdzi żydowski „Mesjasz” i Chacham, Jakub Frank.

* * *

Reformacja zamyka pierwszy etap judaizacji Europy. Te wszystkie podminowania, jakie w ciągu wieków były pod Kościół katolicki podkładane, wybuchły w Reformacji.

* * *

Również na lata Reformacji spodziewali się Żydzi − na mocy przepowiedni, wysnutych z Kabały − przyjścia Mesjasza i rozwinęli w tym czasie wzmożoną działalność polityczną.

* * *

W ciągu wieku XVI i następnych dochodzi do tego, że w całej Europie pod hasłem wyzwolenia się od doktryn kościelnych powstaje gęsta sieć tajnych organizacji-lóż, hołdujących Kabale żydowskiej, a więc w swej najgłębszej istocie, zazębia-jących się o pierwiastki mistyczne żydostwa.

Przejawia się to bardzo wcześnie w całej symbolice i rytualistyce tych lóż. Jeżeli tutaj już spotykamy tę gwiazdę pięcio − czy sześcioramienną (bo tu zachodzi wariant), która pojawiła się na powstańczych sztandarach Bar Kochby (przywódcy jednego z powstań żydostwa przeciwko „przeklętemu Rzymowi”), jeżeli spotykamy ją także u Cagliostra, jeżeli w lożach i nauce prekursora masonerii, Bacona z Werulamu, znajdujemy symbol odbudowy świątyni Salomona, jeżeli na sztandarach Cromwella pojawia się „śpiący lew Syjonu” − to wszystko to jest argumentem, który świadczy, że hebrajska konstrukcja rytuału i symboliki masońskiej nie może być tylko przypadkową dekora-cją, ale jest zewnętrzną postacią ideologii i nauki masońskiej, wynikającą najściślej z ducha lożowego. A jeszcze jednym więcej dowodem jest ten fakt, że symbolem tzw. „kamienia filozoficznego”, który był celem mozolnych poszukiwań dawnych lóż masońskich, była żydowska sześcioramienna gwiazda dawido-wa − symbol bardzo wiele mówiący.

* * *

Z chaosu walk religijnych w Niemczech wykluwa się pasmo wojen i akcyj politycznych o charakterze wybitnie już masońskim, jak rebelia Cromwella w Anglii, jak najazd Karola Gustawa (a bodaj i Karola XII) na Polskę, jak osadzenie − równoczesne niemal − dynastii saskiej w Polsce, a orano-hanowerskiej w Anglii, jak wreszcie − przygotowanie rewolucji francuskiej.

Lata 1648-49, to pierwsze konkretne sukcesy masonerii: pokój Westfalski, osłabiający katolicyzm i sankcjonujący dokonaną protestantyzację północnych Niemiec i całej Skandynawii, oraz usunięcie sympatyzującej z katolicyzmem dynastii Stuartów w Anglii na rzecz judaizującego Cromwella, pozosta-jącego w bardzo ścisłych związkach z rabinem-kabalistą, Menasse ben Izraelem.

* * *

Również na rok 1648 Żydzi przygotowywali wiele akcji politycznych, jako że w roku tym spodziewali się znowu przyjścia Mesjasza. Byli tego tak pewni, że w dość bezwzględny sposób zaczęli poczynać sobie z ludnością nieżydowską:

*Przyczyniła się do tego nierozważnego postępowania Żydów, puszczona wtedy wieść na mocy kłamliwych wskazówek „Zoha-ru” o mającym się zjawić w roku 1648 Mesjaszu, a ta nadzieja rychłego zbawienia i osiągnięcia najwyższej samoistności, pozbawiła Żydów wszelkich względów, jakimi dotąd względem i-nowierców się powodowali.*

* * *

W zakresie polityki zagranicznej Anglii za Cromwella następuje, po raz pierwszy bodaj w historii, jak najściślejsze już sprzężenie dyplomatyczne państw i mocarstw, mających na dalszym planie obalenie Rzymu, a na bliższym − tronów katolickich. Cromwell, król szwedzki, margrabia brandenburski, Rakoczy na Węgrzech, czeski sekciarz Komeński (Comenius) − wszyscy zaś członkowie tajnych organizacji wczesno-masońskich − maszerują tu pod wspólnym hasłem zniszczenia Rzymu, jego wiary i organizacji. Z tym planem i z niebawem po nim następującą intronizacją dynastji saskiej w Polsce przechodzimy już do naszych spraw rodzimych.

* * *

Ostatnie prace dr K. Morawskiego, wykazują, jakim torem szło opanowanie tronu polskiego przez masonerię. Zaczęło się od najazdu Karola Gustawa na Polskę w roku 1655, kiedy to na przybocznej jego chorągwi, jawi się Duch św. (Paraklet) − symbol w tym wypadku wybitnie masoński, przystosowany do symboliki loży. Na tej samej chorągwi dopatruje się dr K. Mo-rawski słonecznika, który − jak wiadomo − był godłem tajnym przynależności Karola Gustawa do wczesno-masońskiej organi-zacji, „Zakonu Palmowego”.

*(Rok zatem) 1655 − to pierwszy szturm generalny na Polskę (wpływów masońskich), przygotowany przez Żyda czeskiego Komeńskiego, autora masońskiej księgi „Via Lucis” a wyko-nany przez Szweda Karola Gustawa i Prusaka Fryderyka Wilhelma, członków tej samej, tajnej organizacji niemieckiej „Zako-nu Palmowego”, jak również podejrzanego o przynależność do wczesnego wolnomularstwa, Węgra, inowiercy Rakoczego.*

Ta próba ogarnięcia Polski przez „brata” Karola Gustawa − jak wiadomo − zawiodła. „Bracia” nie dali jednak za wygraną i w końcu wieku XVII widzimy czynnych przy robocie tych sa-mych tuzów masońskich, którzy pracowali już nad elekcją pol-ską po abdykacji Jana Kazimierza. Widzimy przede wszystkim Leibniza.

W związku z tym nazwiskiem i rolą, jaką Leibniz odegrał dwukrotnie przy elekcjach polskich (Michała Wiśniowieckiego i Augusta II), wspomnieć należy już tutaj o jednym jeszcze kon-sekwentnym usiłowaniu tajnych organizacji masońskich, które niewątpliwie wynikało z ich związku z żydostwem. I tak, już w najwcześniejszych traktatach masońskich, ziejących nienawiścią do Rzymu i papieża, spotykamy równocześnie wzmiankę o czym innym: spotykamy hasło „pognębienia niewiernego Mahometa”. To zaś hasło tłumaczy się łatwo, jeżeli uprzytomnimy sobie, pod czyjem panowaniem znajdowała się wówczas (i aż do Wielkiej Wojny) Palestyna. Albowiem − według Talmudu − „Syn Dawida (Mesjasz) nie przyjdzie wpierw, dopóki nie ustanie nawet najmniejsze panowanie nad Izraelem”.

Zadaniem też ówczesnych lóż masońskich, których jednym z najznakomitszych przedstawicieli był właśnie Leibniz, było − w dużej mierze − orientowanie mocarstw europejskich frontem przeciwko Turcji. Tym się tłumaczy słynna rozprawa Leibniza, przeznaczona dla króla francuskiego Ludwika XIV, w której Leibniz radzi królowi opanowanie Egiptu (jako drogi do Palestyny). Tym też tłumaczą się nadzieje, jakie wiązali „bracia" z obsadzeniem przez nich tronu polskiego i ewentualnym wyzyskaniem go do celów antytureckich.

* * *

Na przyszłego króla polski, kraju katolickiego, został upatrzony, nie bez poparcia finansjery żydowskiej (domy bankowe Wertheimera i Lehmanna), protestant, sam „Dyrektor Kolegium Ewangelickiego Rzeszy Niemieckiej” książę elektor saski, Fryde-ryk August, późniejszy król polski, August II. Książę saski, jak znowu wykazują badania historyczne K. Morawskiego, zawczasu już zapewne został przyjęty, jeżeli nie wprost do masonerii, to w każdym razie do jej okultystycznych odłamów i można po-wiedzieć, że przez cały ciąg jego panowania znaczą się dosyć wyraźnie ślady bądź przynależności, bądź też skłonności jego do polityki i inspiracji lóż. Najznamienniejszą w tym względzie jest jego korespondencja z Berlina z końcowych lat panowania, korespondencja oznaczona pieczęcią Różokrzyżowców, umieszczoną na dokumentach, które mają związek bezpośredni ze snu-tymi wówczas przez Augusta planami rozbioru Polski - do spółki z Berlinem. Rok zatem 1697 jest datą pokojowego zalewu Polski przez wpływy masońskie w osobie Sasa, Augusta II.

Masoneria a Żydostwo

Jako generalne zagadnienie masonerii wybija się przede wszystkim kwestia jej stosunku do żydostwa. Aby to zagadnienie było możliwe ze wszystkich stron dokładnie oświetlone, podajemy tutaj szereg faktów, głosów i oświadczeń na ten temat z jednej strony Żydów, a z drugiej masonów.

* * *

Żyd, nadrabin okręgowy w Berlinie, a jednocześnie wtajemniczony mason, członek tzw. „masonerii staropruskiej”, Izaak Salomon Borchardt w swojej pracy o masonerii pt. „Das Stu-dium der Freimaurerei” (Studium o masonerii), nakładem wła-snym, Berlin, 1869 (5689), w rozdziale I „Historyczne roztrząsanie masońskich rzeczy" stwierdza:

*Moje więcej niż 30-letnie studia w wolnomularstwie i nad wolnomularstwem dały mi możność dotrzeć do pierwotnej masonerii starożytnych Hebrajczyków, którą patriarcha Abraham założył za pomocą nowego słowa mistrzowskiego „Adonai” i ukształtował jako zakon, król zaś Salomon rozszerzył, a która według obietnicy biblijnej musi przetrwać aż do dnia sądnego.*

Ma tu zapewne na myśli rabin Borchardt − ściślej mówiąc − ideologię masonerii, gdyż ciągłości organizacyjnej w historii ma-sonerii aż od czasów patriarchy Abrahama nauka o stowarzyszeniach tajnych nie stwierdziła. Wyraźnie już w ten sposób mówi inny Żyd i mason, dr Gustaw Karpeles, członek czysto żydowskiego zakonu masońskiego „Bnei Brith”:

*Idea wolnomularstwa wyszła… z naturalną koniecznością z żydostwa; masoneria sprowadza przecież początek swego za-konu aż do króla, który widział największy rozkwit Izraela; ważna też część jej ceremoniału odnosi się wyraźnie do budowy świątyni Salomona, a frazeologia tego ceremoniału częstokroć od tej budowy pochodzi».

* * *

Cytowany wyżej nadrabin i mason I. S. Borchardt wyprowadza dalej w swojem studium, że słowo „loża” pochodzi z hebraj-skiego:

*Bardzo dużo napisano o znaczeniu słowa „loża”. Pochodzi ono od hebrajskiego słowa „liszche” i znaczy„pokój przyległy”. „Dom Boży” czyli świątynia króla Salomona miała oprócz trzech istotnych części albo pomieszczeń specjalnie dużo „pokojów przyległych” (lóż) do określonych celów. Dlaczego zakon masoński wybrał nazwę „loża”, a nie „świątynia” albo „Dom Boży”, tłumaczy się w ten sposób: „Prawdziwa Świątynia” albo „Dom Boży” może być tylko na górze „Morija” (na której była zbudowana świątynia Salomona), gdzie można sobie pomyśleć pion do „Niebiańskiego Jeruzalem” czyli „Duchowego Syjonu”, a więc do pałacu „Wielkiego Budowniczego Wszechświata”. Dlatego wszystkie miejsca, odległe od (góry) „Morija”, muszą otrzymać − bo nie mogą inaczej − tylko nazwę „pokoje przyległe (do świątyni Salomona)" − loże.*

Z wyjaśnień tych rabina Borchardta poza dokładnym wytłumaczeniem pochodzenia nazwy „loża”, dowiadujemy się jeszcze ważnej rzeczy, a mianowicie, że pałacem „Wielkiego Budowniczego Wszechświata” − naczelnego symbolu masońskiego − jest „Niebiańskie Jeruzalem” czyli „Duchowy Syjon” i że pałac ten znajduje się dokładnie nad górą „Morija”, na której zbudowana była świątynia Salomona.

* * *

O fundamentalnym dokumencie masońskim, za jaki jest uważana i uznawana przez wszystkich masonów „Księga Ustaw” An-dersona, tak mówi dr Ferdynand Katsch, mason wysokiego stop-nia, w pracy swojej, pt. „Powstanie i prawdziwy cel ostateczny masonerii”, na podstawie oryginalnych źródeł… tylko dla braci masonów, Berlin, 1897 r:

*...autorowie Księgi Konstytucyjnej z roku 1723, głównego dokumentu i podstawowego prawa masońskiego, sfałszowali prawdę historyczną w najpełniejszej świadomości celów, rzą-dzących Wielką Lożą.*

A zatem „Księga Konstytucyjna” została sformułowana stosownie do potrzeb ówczesnej masonerii, bez uwzględnienia prawdy historycznej.

Jednakże pomimo tego, już wkrótce − bo w 1738 roku − uznali „nieznani przełożeni”, że pierwsza redakcja „Księgi Ustaw” wymaga uzupełnień. Zdecydowano się na poważny krok − na poprawkę podstawowych praw masońskich i wydano „Księgę Ustaw” w nowej redakcji, już z poprawkami.

Jest rzeczą ważną stwierdzić, co skłoniło „nieznanych przełożonych” do tych zmian i jakie poprawki tam wprowadzono. Mówi o tym wyraźnie „Jewrejskaja Encikłopedja” („Żydowska Encyklopedia”) w artykule, zatytułowanym „Masoneria”. Czytamy tam:

*Należy sądzić, że wydanie w r. 1738 „Księgi Ustaw” w nowej redakcji, powierzone temuż Andersonowi, wywołane było pragnieniem kierowników „Wielkiej Loży” położenia kresu wątpliwościom, powstającym w kwestii przyjmowania do masonerii Ży-dów albo niechrześcijan w ogóle. Redakcja pierwszego zasadniczego obowiązku zmieniona została w nowym wydaniu w tym sensie, że „samo powołanie obowiązuje mularza, jako istotnego noachidę, być posłusznym prawom obyczajowym (Noego)”… Po-lecając braciom wykonywanie praw Noego, loża oczywiście nie przywiązywała znaczenia do tego, że wymagane były one przez etykę żydowską.*

Z tego jasno wynika, że mason *jako istotny noachida”, pod-lega prawom, wymaganym przez etykę żydowską. A wyraźnie stwierdza to „Jewrejskaja Encikłopedja”. Dla lepszego zaś uwydat-nienia istotnego znaczenia powyższych poprawek należy jeszcze dodać, że mianem „noachidy” określani są ludzie, których obowiązują tzw. prawa Noego, a pierwsze i najważniejsze z tych praw brzmi:

*Zwierzchności żydowskiej być posłusznym!*

W świetle tych faktów „Księga Ustaw” Andersona − uznana przez masonów całego świata − nabiera całkiem innego znaczenia. Nowa bowiem jej redakcja z roku 1738 wyjaśnia bliżej i ustala autorytatywnie to, co w poprzednim wydaniu było zapewne niezbyt wyraźnie powiedziane, a co dla „Nieznanych Przełożonych” musiało być jednak kwestią bardzo ważną, skoro zdecydowano się na wprowadzenie tych poprawek do podstawowych praw masońskich. Ta decyzja kierowników „Wielkiej Loży” wskazuje nam dość wyraźnie owe ostateczne cele, „rządzące, Wielką Lożą”, cele ostateczne masonerii.

Loże masońskie twierdzą, że dzisiaj ustęp ten, mówiący o „noachidyzmie”, został z „Księgi Ustaw” wykreślony. Jeżeli nawet tak jest, to należy traktować to jedynie jako manewr obronny, gdyż ten „noachidyzm” był punktem, na którym koncentrowały się ataki na masonerię, a który dla masonerii był nie do obrony. Musiano więc w końcu powiedzieć − nic innego nie mając na swoją obronę − że tego punktu w najnowszych wydaniach praw masońskich w ogóle nie ma, że został już usunięty. Nie znaczy to jednak bynajmniej − zważywszy na swo-istą etykę masonerii − by przestał on obowiązywać. Chcąc tutaj ściślej się wyrażać, należałoby powiedzieć, że został on usunięty jedynie z przed oczu niewtajemniczonej publiczności, albowiem:

*Wybijającym się rysem związku wolnomularskiego jest to, że od dawien dawna posługiwał się on dla systematycznego wprowadzania w błąd zarówno niewtajemniczonego ogółu, jak nawet tych członków związku, przed którymi prawdziwe zamiary związku miały pozostać ukryte, systematycznymi fałszerstwami* − stwierdza mason, dr Ferdynand Katsch, w pracy swojej „Die Entstehung und der wahre Endzweck der Freimaurerei” („Powstanie i prawdziwy cel ostateczny masonerii”). „Na podstawie orginalnych źródeł… tylko dla braci masonów”, Berlin, 1897 r.

* * *

Jewrejskaja Encikłopedja” − źródło, którego nikt nie może nawet posądzać o antysemityzm lub antymasońskie tendencje − pisze dalej o masonerii:

*Żydzi niemieccy mieli w tym czasie (koniec XVIII wieku) dostęp do zakonu „braci Azjatyckich” albo „Rycerzy i braci Jana Ewangelisty z Azji w Europie”, założyciel zakonu, a raczej jego odnowiciel, baron Hans Henryk Eckert współpracował z Żydem Hirszmanem (albo Hirszfeldem?). Zakon wewnątrz miał charakterystyczny układ. Wyższe kierownictwo zakonu spoczy-wało w rękach Sanhedrynu, który składał się z 72 członków, na czele którego stał najwyższy wielki mistrz zakonu (Chacham albo Hakem). Wiele godności było o nazwach żydowskich; bra-cia przyjmowali żydowskie imiona i pseudonimy; tak np. Książe Ferdynand Brunszwicki był członkiem sanhedrynu pod imieniem Isch Zaddik (sprawiedliwy człowiek), a książe Karol Heski Ben Oni Ben Mizam. Działalność zakonu ożywiła się po wstąpieniu do niego Żydów… Przy współdziałaniu Żydów bracia azjatyccy gorliwie zajmowali się kabałą, która oczywiście służyła w rękach Żydów, jako środek osiągnięcia zbliżenia z chrześcijanami; przy powszechnym przejęciu się mistyką, kabała dawała Żydom możność przyciągnięcia do zakonu innych lóż i razem z tym umocnienia własnej pozycji w zakonie.*

„Zakon Braci Azjatyckich” rozpadł się, zakładane są nowe loże. „Jewrejskaja Encikłopedja” pisze:

*Loża Tolerancji była założona w Berlinie około 1790 r. tj. w czasie, gdy skończyło się istnienie zakonu azjatyckiego. Człon-kami loży byli Żydzi, jak np. prof. Herz Itzig, którego imię spotykamy w azjatyckim zakonie, bankier Lewi i inni. Mistrzem katedry był Żyd. Założyciele loży postawili sobie za zadanie „za pomocą masonerii przybliżyć Żydów do chrześcijan, usunąć odwieczne uprzedzenia...” Loża Tolerancji była właściwie tajnym schroniskiem, gdzie Żydzi, wymijając formalności, bez hałasu przedostawali się do nowej religii, nie przyjmując jednakże wszystkich jej dogmatów.*

Tu − może najwyraźniej − powiedzieli Żydzi, czym dla nich była między innymi i jest masoneria, jakie jest jej dla nich znaczenie. „Wymijając formalności, bez hałasu przedostawali się” pod osłonę „postępowych braci”, zjudaizowanych przez Ka-bałę żydowską, do społeczeństwa chrześcijańskiego, a masoneria służyła im tylko za narzędzie do realizacji ich celów.

To też Żydzi biorą gorliwie udział w rozpowszechnianiu masonerii. „Jewrejskaja Encikłopedja” pisze dalej:

*Jednym z założycieli loży pod Wschodzącą Jutrzenką, założonej pod protektoratem „Wielkiego Wschodu” Francji, był Żyd, kupiec frankfurcki, S. Heisenheimer Otwarcie loży odbyło się w najbardziej uroczystych warunkach. Na uroczystość otwarcia przybyły delegacje różnych lóż francuskich i niemiec-kich. Mówcą loży był Hildesheimer, prawdopodobnie frankfurcki delegat do Sanhedrynu.*

Mistrzami i dozorcami loży byli Żydzi: Karol Goldszmidt, S. Heisenheimer i J. Gerson.

*Tak w roku 1761 Żyd paryski Stefan Morin otrzymał od „Rady Cesarzy Wschodu i Zachodu” w Paryżu patent, mocą którego był mianowany Delegatem i Wielkim Inspektorem dla Ameryki i był upoważniony rozpowszechniać po drugiej stronie oceanu do 25 stopnia, w masonerii, co też wypełnił z powodzeniem... Niejaką rolę we francuskiej masonerii odegrał w swoim czasie znany mistyk, Martinez Paschalis, Żyd portugalski. W roku 1806 we Francji powstał nowy ryt „Ecossais ancien et accepte” („Ryt Szkocki Dawny i Uznany”), założony przez pięciu Żydów. W początku XIX wieku awinjoński kupiec, Żyd Michel Bedarride założył i rozpowszechnił we Francji przy pomocy swo-ich dwóch braci ryt Misraim, istniejący do dzisiaj. Później Żydzi francuscy zaczęli brać szeroki udział w masonerii; Adolf Cremieux np. był od 1860 r. do śmierci „Wielkim komandorem” w „Najwyższej Radzie” Paryskiej.*

A więc: zakładają loże − Żydzi, rozpowszechniają stopnie − Żydzi, tworzą nowe ryty − Żydzi. Nie jest to dziwne, albowiem według pisma żydowskiego „Verite Israelite” („Prawda żydowska”), (tom V, rok 1861, na str. 74):

*Duch ten (masonerii) − to duch żydostwa w jego wierzeniach podstawowych, to są jego idee, to jest jego język, to jest prawie jego organizacja… Nadzieja, co podtrzymuje i umacnia masonerię − to ta sama nadzieja, co oświeca i umacnia Izrael na bolesnej jego drodze, pokazując mu na przyszłość triumf niezawodny. Nadejście czasów masońskich, czyż znaczy co in-nego, jak ustanowienie uroczyste i obwieszczenie ostateczne zasad wieczystych braterstwa i miłości, zjednoczenie wszystkich serc i wysiłków w interesie każdego i wszystkich, ukoronowanie wreszcie tego cudownego domu modlitwy wszechnarodów, którego Jerozolima stanie się ośrodkiem i symbolem triumfującym*

* * *

Z przytoczonych wyżej cytatów z „Verite Israelite” wynika jeszcze, że nadejście czasów masońskich skończy się odbudową świątyni Salomona w Jerozolimie. Tą samą zaś odbudową świą-tyni Salomona ma się również skończyć − według wierzeń, opartych na Biblii i Talmudzie, współczesnego żydostwa − nadejście żydowskich czasów mesjańskich. A to nadejście − to widoczne, absolutne i wyłączne już objęcie przez Żydów, jako naród wybrany, władzy i panowania nad całym światem.

* * *

Wszystko poprzednie potwierdza również znany współczesny pisarz żydowski Bernard Lazare, w słowach jednak bardziej ostrożnych i łagodnych, lecz nie mniej przez to jasnych i wyraźnych:

*Pewnym jest, że u samej kolebki masonerii byli Żydzi, Żydzi − kabaliści: dowodzą tego pewne zachowane ryty (różnych lóż masońskich); jest wielkie prawdopodobieństwo, że w latach poprzedzających rewolucję francuską wstępowali (Żydzi) w jesz-cze większej liczbie do zarządów tych towarzystw (masońskich) i że sami takie towarzystwa tajne zakładali. Żydzi byli w otoczeniu Weishaupta (masona który był pierwszym założycielem kasty „Illuminatów”), a Martinez de Pasqualis, Żyd pochodzenia portugalskiego, zorganizował liczne grupy Illuminatów we Francji i zwerbował wielu adeptów, których wtajemniczył w dogmat reintegracji. Loże martynistów (to jest loże zorganizowane przez Martineza de Pasqualis) były mistyczne, podczas kiedy inne zakony masońskie były raczej racjonalistyczne, co pozwala może na twierdzenie, że (masońskie) stowarzyszenia tajne reprezentowały obie strony ducha żydowskiego: praktyczny racjonalizm i panteizm, ten panteizm, który będąc metafizycznym odblaskiem wiary w Boga jedynego, doprowadza czasami do teurgii kabalistycznej. łatwo byłoby wykazać zgodność tych dwu tendencji, (łatwo byłoby wykazać) związek Cazotte'a, Cagliostra, Martineza, Saint-Martina, hr. de Saint-Germain, Eckarthausena z encyklopedystami i jakobinami i sposób, w jaki mi-mo swego przeciwieństwa doszli (oni wszyscy) do tego samego rezultatu, to jest do osłabienia chrześcijaństwa. Posłużyłoby to − podkreślmy to raz jeszcze − jedynie do udowodnienia, że Żydzi mogli być dobrymi agentami tajnych stowarzyszeń masońskich, ponieważ doktryny tych tajnych stowarzyszeń zgadzały się z ich własnymi doktrynami, nie zaś, że byli ich inicjatorami.*

Stwierdza więc tutaj Bernard Lazare wyraźnie, że doktryny tajnych stowarzyszeń masońskich „reprezentowały obie strony ducha żydowskiego” i „zgadzały się z doktrynami żydowskimi” czyli − krótko mówiąc − były żydowskie. Stwierdza również Lazare, że działalność wszystkich stowarzyszeń masońskich, pomimo pewnych między nimi różnic, doprowadziła do jednego i tego samego rezultatu: do osłabienia chrześcijaństwa.

* * *

Rozporządzamy również podobnymi faktami z czasów ostat-nich.

Z powodu próby nieprzyjmowania Żydów do klubu masońskiego „Metropolitan Mason Country Club” w New York, nawet w tym wypadku gdyby byli oni chociażby „stuprocentowymi” masonami, żydowskie pismo „Yewish Tribune” („Trybuna Żydow-ska”) z dnia 28 października 1927 roku, piętnując z oburzeniem ten fakt, napisała karcąco:

*Masoneria jest oparta na żydostwie i jeżeli z rytuału masońskiego usunąć naukę judaizmu, to nie pozostanie nic.*

Posiadamy również ciekawą wiadomość z terenu Kanady. „Yewish Guardian” („Opiekun Żydowski”) z dnia 12 kwietnia 1922 roku w rubryce „Nasze listy z Kanady” doniósł:

*Bardzo rzadkie nabożeństwo odbyło się w niedzielę 26 mar-ca b.r. w synagodze reformistów „Emanuel Temple” w Montrealu, gdy „Loża Koryncka” w świątyni tej odprawiała swoją religijną służbę. O ile sobie możemy przypomnieć, jest to pierwszy wypadek w Kanadzie czy USA, że nabożeństwo wolnomularskie odbyło się w żydowskiej bóźnicy przy wspólnym udziale Żydów i chrześcijan. Nabożeństwo zostało odprawione pod kierunkiem poważnego brata, rabina M. J. Merrita, który wygłosił natchnioną mowę o wolnomularstwie: „Nie ma odpowiedniejszego miejsca − powiedział mówca − któreby bardziej nadawało się na odprawianie obrzędów masońskich, jak to, ponieważ wolnomularstwo jest nierozłącznie związane z historią tego ludu, do którego ta świątynia należy. Wolnomularstwo zrodzone jest z Izraela!*

W rosyjskim zaś dzienniku, nie tającym swych sympatii do masonerii, „Siewodnia” („Dziś”) znajdujemy fotografię Żydówki, a pod fotografią taki podpis:

*Annie Kleinfeld, pierwsza w Anglii kobieta, której ślub się odbędzie w świątyni masońskiej.*

A potem jeszcze dopisek informacyjny:

*Ślub odbędzie się dnia 24 czerwca w nowej świątyni londyńskiej; ponieważ jednak Annie Kleinfeld jest Żydówką, przeto ślubu udzielą rabini: londyński Farber i rabin Cardifu − Je-rewicz.*

Z zestawienia chociażby tylko tych dwóch ostatnich faktów zdaje się jasno wynikać, „że pomiędzy świątynią masońską, a bóżnicą żydowską nie ma istotnych różnic”: i tu i tam rabin jest na swoim miejscu.

* * *

W czasie podróży swojej „poprzez cztery kontynenty” odwiedził p. dr H. Szoskies, Żyd z Polski, również i lożę masońską w USA. A. P., a odwiedziny te w książce swojej pt. „Powietrzem, lą-dem i morzem poprzez cztery kontynenty” na str. 141 i 142 tak opisał:

*Zebranie miało przebieg następujący: zebranie loży odbywa się w świątyni „Pitien” na 50 ulicy. Podwoje sali są rozwarte na oścież, ale gdy chcę przestąpić próg, odźwierny zatrzymuje mnie. Tymczasem rzucam spojrzenie wewnątrz sali i ogarnia mnie zdumienie. Wszystko utrzymane jest w stylu egipskim, z barwnemi lampkami pod sfinksami, wołami i kotami, a sala jest pusta. W głębi stoi ołtarz, na którym spoczywa chorągiew amerykańska, oraz kurtyna synagogalna, wyhaftowana złotem. Po bokach otwarta galeria o dwóch rzędach, przepełnionych panami i damami. Naprzeciw mnie, przy ścianie − podium, na którym siedzi prezydent loży i jego zastępca.

Gdy służący melduje prezydentowi, że przybyłem, ten się podnosi i przykłada rękę do serca, potem wyciąga ją ku niebu i wreszcie przykłada palec ręki do ust. Gdybym był członkiem loży, to i ja musiałbym naśladować te wszystkie ruchy i wtedy sam bym już wszedł na salę. Ale ponieważ byłem tylko osobą zaproszoną, to prezydent po daniu znaku zszedł z podium, i podszedł do mnie, wziął mnie pod rękę i doprowadził do ołtarza. Wszyscy powstali z miejsc, gdy prezydent oświadczył:

− Bracia i siostry, przedstawiam wam naszego gościa z Europy, który nie jest „bratem”, ale wiernym Żydem. Witamy go tu!

I znowu uczyniono znak, który oznacza: w sercu miłość, ręka ku niebu; palec do ust − milczenie. Nie będąc „bratem”, przysięga mnie nie obowiązuje, a jednak nie wymieniam nazwy tej loży.

Stałem sprężony, jak żołnierz, trzymany pod rękę przez prezydenta, i czułem się nieco głupio, ale zachowałem powagę. Następnie odprawiono nabożeństwo za członków, zmarłych podczas lata. (Pozostałe po nich rodziny otrzymują od loży 10 tysięcy dolarów, tytułem ubezpieczenia). Wszystkie świece pogaszono i zapalono tylko reflektor nad ołtarze. Śpiewano cicho modlitwę po angielsku.

Udzielono mi głosu, i muszę powiedzieć, że atmosfera mistyczna wywołała silny wpływ na mnie; moje pozdrowienie z Europy dostosowałem do wytworzonego nastroju. Poseł stanowy ze wszystkich lóż nowojorskich złożył sprawozdanie o położeniu żydowskim na całym świecie. Zadawano mi pytania. Cała dyskusja prowadzona była po angielsku, ale wszyscy rozumieli po żydowsku − zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Miałem prawdziwą rozkosz duchową, rozmawiając podczas kolacji z tym towarzystwem, które przeważnie słyszało mowę żydowską w domach rodziców i zachowało całą miłość i pietyzm dla języka macierzystego, starej ojczyzny i ducha żydowskiego.*

Dr H. Szoskies jako „wierny Żyd” − jak z tego widzimy − ma wstęp do loży masońskiej, chociaż sam masonem nie jest. Z tego by może wynikało, że niezbyt wiele różni masona od „wiernego Żyda”.

W loży wśród wielu innych emblematów dostrzegł dr Szoskies kurtynę synagogalną, którą zapewne jako „wierny Żyd” niejednokrotnie widział już w swojej miejscowej bóżnicy, nie mógł się więc pomylić.

Po złożeniu sprawozdania, przez Posła stanowego ze wszystkich lóż nowojorskich, rozwinęła się na ten temat ożywiona dy-skusja w języku angielskim, choć wszyscy rozumieli po żydowsku. Oto obraz pracy loży masońskiej nad „ogólnoludzkimi sprawami”.

* * *

W świetle tych wszystkich faktów, świadectw i głosów samych Żydów określenie, jakie słyszeliśmy w pewnych sferach, że:

*Masoneria jest to hodowla sztucznego Żyda* − wydaje się całkowicie uzasadnione.

Całkowicie również uzasadnioną wydaje się krótka i zwięzła definicja masonerii, podana przez Żyda, rabina krajowego dr Izaaka M. Wise w czasopiśmie żydowskim „Israelite of America” („Izraelita amerykański”) z dnia 3 sierpnia 1855 roku:

*Masoneria jest instytucją żydowską, której historia, stopnie, godności, hasła i nauki są żydowskie od początku do końca.*

* * *

Zwróćmy się teraz do głosów masońskich, nieżydowskich. Wynurzenia są tu rzadsze i ostrożniejsze, przeznaczone przeważnie dla „braci" wyższych stopni, którzy są dostatecznie już silnymi węzłami związani z organizacją i na których atmosfera lożowa wywarła już odpowiedni wpływ. Głosy te i wynurzenia są mniej dostępne dla „braci” niższych stopni, a tymbardziej dla nieczłonków organizacji, dla profanów.

Przede wszystkim należy zaznaczyć, że poza wyraźnymi oświadczeniami na ten temat, znajdujemy w wielu dziełach masońskich dużo poszlak.

Dlaczego na przykład w tak rozpowszechnionym podręczniku masońskim, jakim jest „C. van Dalen'sKalender fur Freimau-rer” („Kalendarz dla masonów”), który zawiera tylko najniezbędniejsze dla każdego masona wiadomości, znajdujemy już na samym początku dokładny spis świąt żydowskich?…

Dlaczego na przykład w części historycznej powyższego wydawnictwa, w spisie najważniejszych dla masonów rocznic znaj-dujemy datę śmierci Mojżesza Mendelssohna, sztandarowej po-staci żydostwa, nazwanego przez Żydów „Trzecim Mojżeszem”?...

Albo dlaczego na przykład w każdej dosłownie encyklopedii masońskiej znajdujemy obszerne artykuły o Kabale żydowskiej?...

Pytań takich możnaby stawiać więcej. Przejdźmy jednak do oświadczeń konkretnych.

* * *

Jak z licznych fotografii, zamieszczanych w masońskich i niemasońskich publikacjach wynika, obrzędy swoje i różne prace w loży odbywają masoni z nakrytymi głowami − podobnie jak Żydzi w synagogach. Znaczenie tego tłumaczy nam mason, Hermann Gloede:

*Ponieważ także nasze zwyczaje nawiązujemy bezpośrednio do żydowskiego kapłaństwa, można więc nasz zwyczaj nakrywania głowy wyjaśnić jako znak, że mamy stanowić świętą kapłańską gminę (żydowską).*

* * *

Tenże Hermann Gloede, mason wysoko wtajemniczony, autor wielu podręczników dla „braci”, w pracy zbiorowej, zatytułowa-nej „Allgemeine Instruktionen.Lehrbuch fur die Mitglieder der Grossen Landesloge der Freimaurer von Deutschland I. Teil. Die Johannisgrade. Neue Bearbeitung von Br. Hermann Gloede”, („Ogólne instrukcje. Książka do nauki dla członków Wielkiej Krajowej Loży Masonów Niemiec. Część I. Stopnie świętojańskie. Nowe opracowanie brata Hermanna Gloede. Drukowane jako rękopis dla braci masonów za pozwoleniem Wielkiego Mistrza”), (tom I, część I, Berlin, 1901 r.) na str. 88 pisze:

*Jam jest Jehowa, Bóg wasz: okażcie się tedy świętymi i bądźcie świętymi, bom Ja święty jest (3. Mojż. 11, 44). To zaś, co przyrzeka adept nie ma w rzeczywistości żadnej innej treści, chociaż przyzwyczajeni jesteśmy oznaczać to innymi słowami.*

W masońskim kalendarzu amerykańskim, Daniel Sickels „The General Ahiman Rezon and Freemason's Guide” (New York, 1901 r.), na str. 71 jako cel masonerii podano:

*Masoni wznoszą budowlę, w której Bóg Izraela ma na zawsze zamieszkać.*

Autor niemiecki, Fryderyk Hasselbacher tłumaczy nam bliżej znaczenie słówAhiman Rezon”, wziętych z tytułu powyż-szego kalendarza. Po hebrajsku „Ahiman” znaczy − bracia; „manach” − wybrany, powołany; „ratzon” − prawo, zakon; więc „Ahi-man Rezon” znaczy „bracia dla zakonu (Jehowy) wybrani”.

W ściśle tajnych, tylko dla „brata” − mistrza przeznaczonych, „Erlauterungen zum Teppich des III. Grades” der Grossen Landesloge der Freimaurer von Deutschland” − w „Objaśnieniach do dywanu trzeciego stopnia” Wielkiej Krajowej Loży Masonów Niemiec, str. 6 czytamy:

*Wolnomularstwo przyjmuje jako założenie − Jehowę.*

O tym zaś Jehowie − Bogu Żydów − czytamy w poważnej pu-blikacji masońskiej, w „Allgemeines Handbuch der Freimaurerei” − „Powszechnym Podręczniku Masońskim”:

*Jehowa jest hebrajskim, nigdy przez Izraelitów nie wypowiadanym imieniem Boga… W różnych stopniach masońskich jest to pełne znaczenia słowo używane częściowo jako słowo rozpoznawcze, częściowo zaś jako hasło to jest, słowo przepu-stkowe. Temu Jehowie budował Salomon w Jerozolimie wspaniałą świątynię, której plan znajduje się na dywanach wszystkich lóż po to, ażeby wskazać, że wymagana od masonów religijność opiera się na Bo-gu Hebrajczyków, Jehowie.*

Potwierdza to również wyraźnie mason S. Mc Gowan w czasopiśmie masońskim „Freemason” („Wolnomularz”) z 2 kwietnia 1930 roku:

*Masoneria opiera się na dawnej wierze Izraela… Izrael zrodził piękno moralne, które jest podstawą masonerii.*

Po tych oświadczeniach nie jest już chyba dla nikogo niespodzianką, że − według masońskiego pisma „Le Symbolisme” („Symbolizm”) z roku 1928, które pisze że:

*Pierwszym czynem (masonerii) będzie gloryfikacja rasy żydow-skiej, która przechowała nienaruszony boski depozyt wiedzy (tajnej). Na niej więc oprą się, by przekreślić granice*

* * *

Nie brak − oczywiście − w tym chórze i polskich głosów. Podamy tutaj wynurzenia na ten temat jednego z wybitniejszych współczesnych masonów polskich, Andrzeja Struga (pseudonim literacki Tadeusza Gałeckiego), byłego „Wielkiego Mistrza Wielkiej Narodowej Loży Polski” i pierwszego „Wielkiego Komandora Najwyższej Rady Polski”. O żydostwie, jego misji i znaczeniu − nie tylko już dla masonerii, ale dla całej ludzkości − mówił on:

*Wierzę, że nadejdzie czas, gdy cały świat bez wyjątku spoglądać będzie z podziwem i uznaniem na Palestynę, że nauczy się od niej wiele… i uzna posłannictwo narodu żydowskiego w odrodzeniu wszystkich narodów świata.*

* * *

Cytatów takich i im podobnych można by znaleźć i więcej. Sądzimy jednak, że już te tylko, któreśmy tutaj podali, dość jasno i dobitnie stwierdzają, że masonerię z żydostwem łączą całkiem wyraźne nici i że żydostwo jest tutaj czynnikiem nadrzędnym, czynnikiem, który ją wywołał i który, wciąż jeszcze, daje jej natchnienie.

Rozwiane legendy

Masoneria, jako organizacja tajna, to taka, która ukrywa ostateczny i prawdziwy cel swego istnienia, chętnie fabrykuje dokoła siebie, swoich zadań i działalności dużo legend. Czyni to przede wszystkim ze względów taktycznych, dla lepszego zamaskowania swych prawdziwych celów i dążeń w myśl wskazania, które sformułował sławny „brat” Voltaire w liście do swe-go masońskiego przyjaciela Theriota:

*Trzeba kłamać jak diabeł, nie lękliwie, nietylko od czasu do czasu, lecz bezczelnie i bezustanku.*

* * *

Do legend o masonerii musimy przede wszystkim zaliczyć rozpowszechnianie dzisiaj szeroko, w dobie wzrostu i rozwoju poczucia narodowego, mniemanie, jakoby masoneria była organizacją narodową, służącą celom danego narodu wiernie i z wielkim pożytkiem. Jest to legenda, jakich o masonerii wiele:

*Nie ma żadnej masonerii narodowej, ani też zorientowanej wyznaniowo, lecz jest tylko jedna, czysta, niepodzielna. Kto co innego głosi, znajduje się w zupełnym błędzie…* − wyraźnie prostuje znane niemieckie pismo masońskie „Auf der Warte” („Na warcie”) w swoim naczelnym artykule, zatytułowanym „Ketzere-ien" („Kacerstwa”), w numerze 5 z dnia 1 marca 1925 roku (str. 35).

Masonerię − organizację międzynarodową ubiera się w szaty narodowe w specjalnym celu.

Wielki Mistrz Wielkiej Loży „Zur Sonne” („Pod słońcem”) w Bayreuth, prof. Bluntschli napisał na ten temat długi artykuł, zamieszczony w masońskim piśmie „Freimaurerzeitung” („Gazeta Masońska”) z 11 kwietnia i 2 maja 1874 roku, w którym to artykule czytamy:

*Od dziesiątek lat jednoczą się loże i przyjmują coraz bardziej formy narodowe, pomimo, że zadanie ich jest międzynarodowe. Dlaczego to? Co to ma za sens? − pytamy; jeżeli bowiem masoneria nie ma wszak nic do czynienia z ojczyzną, to po cóż ubierać ją w narodowe formy? Byłoby to zbyteczne i obojętne. Lecz zdrowym jądrem tego ruchu jest chęć większej zwartości, aby w ten sposób osiągnąć lepsze spożytkowanie siły związku mularskiego…

Międzynarodowe znaczenie masonerii nie zostanie przez to osłabione, przeciwnie − jej siła działania, jej skuteczność zostanie przez to spotęgowana i podniesiona.*

Masoneria jest organizacją międzynarodową i jedną na ca-łym świecie. Nie ma masonerii polskiej, czy francuskiej, jest tylko masoneria w Polsce, we Francji i tak dalej.

*Masoneria wszystkich krajów i części świata tworzy jedną całość” − stwierdza autorytatywnie znany mason, „brat” August Horneffer w książce swojej „Der Bund der Freimaurer” („Związek masonów”) na str. 144.

*Istnieje tylko jedno wolnomularstwo* − mówi Stanisław zu Dohna-Schodien, „Wielki Krajowy Mistrz Wielkiej Krajowej Loży Masonów Niemiec.*

Inny znów mason „brat” A. Preuss w swoim „Studie uber das amerikanische Freimaurertum” („Studium o masonerii amerykańskiej”) pisze na str. 302:

*Masoneria tworzy wszędzie zwartą całość. Ale bynajmniej nie przez rytuał − ten jest tylko przypadkową (?) wspólnością; także nie przez jurysdykcję, która podobnie jest tylko formalnością; i nie przez − opartą na „zewnętrznościach” − wspólność swoich członków, oni bowiem są utrzymywani w nieświadomości nauk Sztuki (Królewskiej). Jest ona zwarta w swoim prawdziwym duchu tajnej nauki; jest ona zwarta w swoim dążeniu do jednego celu i końca, jednolita w swoich naukach i świetle, jednolita w swojej filozofii i w swoich zakonach, tworzy zatem jedną rodzinę, jedno ciało, jeden wspólny łańcuch braterski, jeden jednolity zakon.*

* * *

Masoneria deklamuje również przy wszelkiej sposobności szumne frazesy o „humanitarności”, „ludzkości”, o „człowieczeństwie” itd. Pojęcia te jednak mają w masonerii całkiem specjalne i swoiste znaczenia, odmienne od powszechnie przyjętych. Jak jest pojmowana przez „braci” tzw. „humanitarność”, świadczyć może choćby ten fakt, że według terminologii masońskiej, powszechnie dziś przyjętej, lożami „humanitarnymi” są nazywane tylko te loże masońskie, które przyjmują bez najmniejszych ograniczeń i liczą w swym składzie Żydów. Inne loże są „niehumanitarne”. „Humanitarność” zatem masońska sprowadza się do przyjmowania czy nieprzyjmowania Żydów.

Ale mało tego. Określenia „loża humanitarna” nie spotkaliśmy w żadnym urzędowym tytule zwykłej loży masońskiej, chociażby nawet liczyła ona wśród swoich członków i większą ilość Żydów. Dopiero loże „Niezależnego Zakonu Bnei Brith”, którego członkami są wyłącznie tylko Żydzi, noszą urzędowo nazwę „Stowarzyszenia humanitarne”. Loża zatem, która nie chce − z tych czy innych względów − przyjmować Żydów, jest „niehumanitarna”, ale loża, złożona wyłącznie z Żydów, która nieprzyjmuje nie-żydów, jest „humanitarna”. (chociaż wszystkie dowody, jakie są wskazują wyraźnie, że Żydzi należą do wszystkich lóż, z tą różnicą, że w niektórych lożach, Żydzi nie nazywają się Żydami, tylko przybierają nazwy innych narodowości). Oto masońska „humanitarność”.

A jak jest z tą „ludzkością” i „człowieczeństwem”? Również dziwne − łączą się one i mieszają z judaizmem i żydostwem. Dr rabin Ozjasz Thon, członek masońskiego zakonu, składającego się wyłącznie z Żydów, „Bnei Brith”, w którym − od trzydziestu lat − według słów własnych − zajmuje wcale znaczne miejsce, o celach tego zakonu mówi:

*…te tysiące jednostek są zorganizowane jako Żydzi (w lożach „Bnei Brith”) i dla interesów najwyższego człowieczeństwa, mającego być dokonanym w żydostwie i za pomocą tej olbrzymiej twórczej siły, która nam (to jest Żydom) od tysięcy lat jest przekazaną, a nawet na istniejących, niezachwianych fundamentach starej żydowskiej nauki i praktyki życiowej.*

„Najwyższe człowieczeństwo” − zostanie dokonane w żydostwie.

Krócej i wyraźniej mówi znany polityk żydowski i powieściopisarz żargonowy, Szalom Asz:

*Słowo Izrael ma głębokie znaczenie − ludzkość, co jest identyczne z pojęciem − człowiek.*

W świetle tych wszystkich definicji masońska „humanitarna praca dla ludzkości” nabiera całkiem swoistego znaczenia.

* * *

Inną legendę, nie mniej od rzeczywistości daleką, jest rozpowszechnione w niektórych kołach mniemanie, że masoneria − to stowarzyszenie czysto filantropijne i dobroczynne, które polityką wcale się nie zajmuje.

*Jeżeli loża kiedykolwiek spełni dobroczynność, to dzieje się to nie z litości nad potrzebującym, lecz jest to tylko uważane za cło pasażerskie lub opłatę paszportową wobec świata zewnętrznego* − pisze wyraźnie i bez ogródek masońskie pismo „Die Bauhutte” („Loża”), Berlin, 1872 r. na str. 140.

*Firma dobroczynności służy masonom tylko do ukrycia czegoś innego* − stwierdza również miesięcznik masoński „Lato-mia” z lipca 1865 roku.

*Należy zaprzeczyć, jakoby loże masońskie były stowarzyszeniami dobroczynnymi. Do praktykowania dobroczynności nie potrzeba się przecież zamykać, fartuszkiem i wstęgami obwieszać…

Nie, my budujemy fundamenty nowego porządku społecznego. Do tego nam potrzebna tajemniczość − dla naszej zwartości. Dobroczynność jest jedynie płaszczem przykrywającym, który się odrzuca, skoro już nie jest potrzebny. Przyrzeczenie przestrzegania tajemnicy również nie miałoby żadnego rozumnego sensu, gdyby chodziło tylko o dobroczynność, straszliwe przysięgi masońskie byłyby całkiem niepotrzebne.*

Oto słowa, wypowiedziane przez masonerię − w przystępie szczerości, czy w poczuciu własnej siły − zamieszczone w urzędowym piśmie „Wielkiej Symbolicznej Loży Węgier” − „Kelet" („Wschód”) w numerze lipcowym z 1911 roku.

Stosunek zaś masonerii do polityki, poza tysiącami innych, dziś już powszechnie znanych faktów, ilustruje chociażby uchwała znanej masońskiej formacji „Grand Orient de France” („Wielkiego Wschodu Francji”), opublikowana w masońskim pi-śmie niemieckim „Auf der Warte” („Na warcie”) z dnia 1 maja 1925 roku (nr. 9, na str. 69), gdzie w rubryce „Ausland” („Zagranica”) pod „Frankreich” („Francja”) czytamy:

*Aby o tym nie zapomnieć!

Rada Zakonna Wielkiego Wschodu Francji opublikowała przed zgórą rokiem następującą uchwałę:

„Jest obowiązkiem światowej masonerii udzielić Lidze Narodów nieograniczonego poparcia”.*

A w innym numerze tego czasopisma (nr. 11, rocznik IX, z dnia 1 czerwca 1925 roku, str. 81-82) znajdujemy artykuł ma-sona, podpisującego się literami A.G.F. W artykule tym czytamy:

*Francuscy masoni mieli w roku 1919 zamiar powołać do życia międzynarodowy związek masoński, popierający Ligę Narodów, któryby nazywał się „Federation Maconnique Internationale pour la Societe des Nations” („Międzynarodowa Federacja Masońska (popierania) Ligi Narodów”).*

W proklamacji zaś tego związku czytamy:

*Liga Narodów musi być w świecie ustanowiona, musi zgod-nie ze słowami Wilsona stać się koniecznością życiową…

Przekonani jesteśmy, że we wszystkich krajach, które dziś uczestniczyć mogą w Lidze Narodów, a nawet i w tych, które później (do niej) przystąpią, dokona się analogiczny ruch, że wszędzie mężowie, świadomi swego obowiązku, będą nasze dzieło kontynuować i dla niego pracować, że związek mularski, którego projekt już jest ustalony, powstanie i że dzieło nasze wyda owoce tym większe, im będzie powszechniejsze.

Siły budzić, realizację ułatwiać, potrzebną organizację popierać i względami otaczać, oto zadanie mularstwa.*

Nie jest zatem rzeczą tylko przypadku, że właśnie Genewę, gdzie urzęduje stały organ Ligi Narodów − Sekretariat Generalny, obrała sobie także za siedzibę międzynarodowa organizacja masonerii światowej A. M. I. („Association Maconnique In-ternationale” („Międzynarodowe Zjednoczenie Masońskie”).

Cel bezpośredni działalności politycznej masonerii na najbliższą przyszłość został jasno sformułowany w biuletynie „Wielkiej Loży Francji” (październik 1922 roku, na str. 236):

*Międzynarodowa rewolucja będzie przyszłym dziełem masonerii...*

Loże czysto żydowskie

Żydostwo, poza udziałem i dużą rolą w masonerii powszechnej, niejednokrotnie organizowało swoje własne szeregi w oddzielne formacje masońskie. Na przestrzeni dziejów niejednokrotnie spotykaliśmy i spotykamy czysto żydowską masonerię, w której udział nieżyda był i jest nie do pomyślenia.

Wiadomo jest, że zwolennicy „Sabbataj Cwi”, fałszywego Mesjasza żydowskiego, wyłonili z siebie dwie gałęzie; chasydów, grupujących się koło poszczególnych dworów cadyków-cudotwórców i frankistów. Chasydzi uchodzą za najbardziej ciemnych, zacofanych, przesądnych i fanatycznych przedstawicieli judaizmu. Frankiści zaś, jako mechesi, przedstawiani są jako krzewiciele najradykalniejszego postępu. Ciekawym jest jednak, że oba te odcinki życia żydowskiego w Polsce mają nie tylko ten sam początek i wspólną genezę i są wyrazem nastrojów mesjanistycznych Żydów z terenu Polski, lecz posiadają również jednakowe zasady wewnętrznej struktury organizacyjnej, wyrażające się chociażby w niemal identycznym ustosunkowaniu się do masonerii.

O stosunku chasydyzmu do wolnomularstwa czytamy w „Au-tobiografii” Salomona Majmona, członka tajnego stowarzyszenia „chasydów” albo inaczej „pobożnych”:

*To też i co się tyczy opisanego wyżej tajnego stowarzyszenia („chasydów” albo inaczej „pobożnych”), przekonany jestem, że posiada ono również mało związku z wolnomularstwem, co z wszelkimi innymi stowarzyszeniami tajnymi. Wszelako domniemania na ten temat są dozwolone; chodzi tu o pewien sto-pień prawdopodobieństwa.*

A kilka wierszy niżej, na tej samej stronie:

*Stowarzyszenie pobożnych miało cel mniej więcej taki, jak zakon Illuminatów w Bawarii i posługiwało się nader podobnymi środkami.*

O frankistach zaś czytamy na str. 206, pracy Zygmunta SulimyFrank i frankiści” (Kraków, 1893 r.):

*O ile zrozumieć można, religia ta (tj. szerzona przez Franka) nosiła nazwę Dat i dzieliła się na trzy stopnie, podobne do tych, jakie mieli Illuminaci XVIII wieku lub masoni bieżącego stulecia.*

Naukę tych frankistów, historyk żydowski Aleksander Krau-shar charakteryzuje w następujących słowach:

*Zasady ich (tj. frankistów), pielęgnowane w zaciszu odbywanych schadzek, nie miały nic wspólnego z dogmatami kościelnymi; były one przejawem jakichś mistycznych pragnień do stworzenia sobie wiary (sui generis), ulepionej ze strzępków wolnomularstwa, magii, kabalistycznych zaklęć i okultyzmu… Ten podkład mistyczny był tylko wyrazem ich pragnień do osnucia całokształtu (swoich) wierzeń w formę mesjanicznych przepowiedni, różnych nieco od praktykowanych na szerszą skalę w lożach frankmasonów ówczesnych, lecz zbiegających się z nimi na punkcie − dążeń do uszczęśliwienia i odrodzenia całej ludzkości.*

W czasach nowszych - w okresie narodzin sjonizmu, powstał wśród Żydów tajny zakon „Bnei Mosze” („Synowie Mojżesza”), któ-rego zadaniem było podporządkowanie sjonizmu herzlowskie-go politycznym celom światowego kierownictwa Izraela, które usiłuje realizować spaczony mesjanizm żydowski. O zakonie tym, który również został zorganizowany − podobnie jak poprzednie − na ziemiach polskich, czytamy następujące informacje w „Judisches Lexikon” − w „Leksykonie Żydowskim” (Berlin, tom I, na str. 818):

*Bene Mosze (Bnei Mosze)…

Tajna żydowsko-narodowa liga, założona w r. 1889 w Odes-sie przez Achad Haama, który też ułożył (jej) program „Droga życia” (przedrukowany w Al paraszat derachim” IV, po niemiecku w „Die Welt”, 1913 r.). Celem jej było przez kolonizację Palestyny wychować naród żydowski do fizycznego i duchowego odrodzenia. Liga chciała zjednoczyć w sobie tylko wybranych i duchowo wysoko stojących, którzy jak niegdyś Mojżesz, uwa-żali oswobodzenie ludu i kraju Izraela za cel swego życia. Ponieważ stawiała ona najwyższe wymagania osobiste, była zorganizowana jako związek tajny Geheimbund (Zakon). Przyjęcie następowało tylko większością 2/3 głosów, jeżeli duchowa i mo-ralna wartość kandydata była zagwarantowana. Przyjęcie człon-ka do Ligi poprzedzała skomplikowana ceremonia (kidduszim); zobowiązanie składano przez przysięgę na ustawę Ligi. Bene Mosze miała tajne znaki rozpoznawcze i formuły powitania. Pierwsze zebranie generalne odbyło się w Warszawie w roku 1890, poczym siedziba kierownictwa pozostała w Warszawie. W roku 1893 przeniesiono centralę do Jaffy.*

Żydostwo było nie tylko w dawnych czasach organizowane w oddzielne formacje masońskie, ale dzisiaj, może bardziej jesz-cze niż kiedykolwiek, jest ono w podobny sposób zorganizowane.

Encyklopedia masońska „Allgemeines Handbuch der Freimaurerei” („Powszechny Podręcznik Masoński”) Lipsk, 1900, tom I, na str. 516 w artykule „Judische Geheimbunk in Nordamerika” („Żydowskie tajne związki w Północnej Ameryce”) do tajnych związków zalicza następujące żydowskie organizacje:

1) „B'nai B'rith”.

2) Kesher Shel Barzel”, powstał krótko przed rokiem 1874, zdaje się być w głównej swej osnowie tajną kasą pomocy na wy-padek chorób i śmierci. Wielki Mistrz nazywa się „Grand Saar”, inni wielcy dygnitarze nazywają się „Grand Sophar”, „Grand Nas-si”, „Grand Cohn”, itd.

3) („Bnei Abraham”) „Synowie Abrahama”.

4) („Bnei Benjamin) „Synowie Benjamina”.

5) „Ahawath Israel itd.

Informację powyższą kończy dające dużo do myślenia itd…

Z tych wszystkich organizacji najwięcej dzisiaj rozpowszech-niony jest zakon „Bnei Brith” („Synowie Przymierza”). Zakon ten jest masońskim zakonem żydowskim, powstał w roku 1843 w Ameryce, w Nowym Jorku i posiada w najniższych swych szcze-blach trzy stopnie wtajemniczenia, podobnie jak w każdym ry-cie masońskim. Cele „Bnei Brith zostały sformułowane przez źródło masońskie − według ustaw Zakonu − w następujących słowach:

*Postawił on sobie za zadanie związać Izraelitów w sposób, umożliwiający najszybszy i wszechstronny rozwój najwyższych interesów judaizmu.*

Takie sformułowanie pozwala i umożliwia bardzo szeroką jego interpretację w każdym właściwie kierunku.

Bardziej już konkretnie formułuje cele „Bnei Brith jego czło-nek, rabin Ozjasz Thon w swoim artykule, zatytułowanym „Nasz cel”, a zamieszczonym w miesięczniku „B'nai B'rith”, (organ „Związku Stowarzyszeń Humanitarnych B'nai B'rith w Rzeczypospolitej Polskiej”; wychodzi co miesiąc w Krakowie), w nr. 1 z dnia 1 listopada 1928 roku, na str. 3, pisze:

*Nie było nigdy i nie ma do dnia dzisiejszego „sakramen-talnej” formułki, która by w sposób krótki, lapidarny pouczyła o tym, jakie esencjonalne cele sobie stawia Bnei Brith. Jak dotychczas − a mam nadzieję, tak: nadzieję, że i na przyszłość Związek Bnei Brith nie będzie miał programu w tym, rzekłbym wulgarnym znaczeniu, w jakim układają sobie dźwięczne, a nieraz ogromne programy różne przemijające partie. Bnei Brith jako Związek ogólny nie ma wyraźnie zakreślonego programu, a tym samym istnieje możliwość nieograniczona dla każdego członka, ażeby sobie doszukiwał w swojej duszy, w swoim światopoglądzie, w swoich najgłębszych wierzeniach te punkty, dla których by chciał pracować w obrębie Bnei Brith.

Wiem, że ten brak sformułowanego programu, poczytają nam sceptycy wśród nas i poza naszym dużym kołem jako organiczną wadę, jako niedomogę, która jakoby pomniejszała istotną wartość i treść naszego Związku. A jednak nawet ci sceptycy nie mogą nie uznać i nie przyznać, że Związek Bnei Brith zajmuje w świecie żydowskim niezmiernie poczesne stanowisko. Wszak należy on do tych żydowskich organizacji, dla których się ma i wewnątrz i zewnątrz żydostwa duży szacunek. A jednak nawet ci sceptycy nie mogą nie uznać i nie przyznać, że do ideałów Związku Bnei Brith garną się aż na całej „ge ojkumene”, na całej zamieszkałej ziemi. My, Żydzi, mamy naszą swoistą geografię, trochę obszerną, bo liczymy na rozmiary „zamieszkałej ziemi”! A tylko od nas zależy, ażeby ideałom naszego Związku zapewnić rozpowszechnienie. Toć takie zjawisko musi mieć swoje immanentne uzasadnienie, które leży w samej przyciągającej treści, jeżeli nie programu, to ogólnego ideału, będącego podstawą danego ugrupowania.

Otóż twierdzę, że tym ideałom, a zarazem jedynym „celem”, tym celem, kat'egzochen, jest skoncentrowane zorganizowanie tych Żydów, którzy przez swoje wykształcenie i swoje stanowisko społeczne mają i mogą mieć predestynację do roli przewodników w żydostwie.

Mówię: „skondensowane” zorganizowanie, a rozumiem to w ten sposób, że nasza zasada organizacyjna nie dąży do wytworzenia samego organizmu społecznego zdolnego do tego czy innego zadania, ale dąży do wytworzenia rodziny, która jednak ze znacznie większą intensywnością i koncentracją załatwia swoje własne wewnętrzne sprawy. Stąd się bierze u nas słowo: „braterstwo”. Rzecz jasna, że można to słowo małym szyderstwem pozbawić poważnej i świętej treści. A jednak ta treść się po prostu narzuca, choćby analogicznie do myśli zasadniczej, którą Emanuel Kant uzasadnia swoją teorię o wolnej woli. On powiada: Poczynaj tak, jakbyś miał wolną wolę; żyj i działaj pod ideą wolnej woli. Tak samo twierdzę odnośnie do naszego celu: Działajmy pod ideą braterstwa.

A to nie jest tylko ideał osobisty tych tysięcy jednostek, które są objęte organizacją Bnei Brith. To ma znaczenie o wiele szersze. Przecież te tysiące jednostek są zorganizowane jako Żydzi (…) i dla interesów najwyższego człowieczeństwa, mają-cego być dokonanym w żydostwie i za pomocą tej olbrzymiej twórczej siły, która nam od tysięcy lat jest przekazaną, a nawet na istniejących, niezachwianych fundamentach starej żydow-skiej nauki i praktyki życiowej.

A zatem: braterska organizacja, czyli złączona rodzina w ży-dostwie i dla żydostwa.

To jest nasz „cel”, jedyny, immanentny. Z niego rzecz jasna wypływają i wynikają inne cele, bardzo i bardzo liczne, tak, jak z jednego motywu wypływają tony i akordy. My mamy w pier-wszym rzędzie spełnić to, co nam jest najbliższe: wytworzyć bra-terski organizm przewodników żydostwa, takich, dla których służba dla żydostwa stanowić będzie treść i istotę ich życia.*

Z wynurzeń tych wybitnego członka Zakonu wynika wyra-źnie, że „Zakon Bnei Brith” pragnie przede wszystkim uzyskać decydujący i niepodzielny wpływ i ująć w swe ręce polityczne kierownictwo całego żydostwa na całej „zamieszkałej ziemi” − według geografji rabina Thona − i zorganizować w swoich lo-żach „przewodników” żydostwa. O tym jednak, do czego chce „Zakon Bnei Brith” poprowadzić swój naród, którym ma ambicję kierować − rabin Thon nie mówi. Uważa chyba, że żydow-skiego mesjanizmu nie potrzeba tutaj nikomu przypominać.

Bliższe szczegóły organizacyjne „Zakonu Bnei Brith” znajdujemy w „Judisches Lexikon” − w „Żydowskim Leksykonie” (tom III, na str. 1189):

Loże żydowskie

I. „Niezależny Zakon Bne Briss” („Synowie Przymierza”) międzyterytorialny związek żydowskich lóż (w skróceniu U. O. B. B. (Unabhangiger Orden Bne Briss), w krajach gdzie mówią językiem angielskim. I. O. B. B. (Independent Order B'nai B'rith), tej ostatniej pisowni używają także w Czechosłowacji, Austrii i Pol-sce,( na Wschodzie piszą Bene Berith)…

II. Powstanie Zakonu. Zakon został założony w Ameryce w roku 1843 (13 października). Pierwsza loża powstała w Nowym Jorku p.n. „New York-Loge. Napływowi Żydzi nieniemieccy − na pierwszem miejscu konstruktor maszyn Henry Jones (Hei-nrich Jonas), urodzony w 1811 r. w Hamburgu, zmarł w roku 1866 w Nowym Jorku − może być uważany za założyciela. Loża zjednoczyła różnorodne i wzajemnie zwalczające się różne elementy Żydów napływowych, tworząc dla nich ramy, które wszy-stkim odpowiadały. Jones nazwał pierwszą lożę imieniem B'nai B'rith, tj. „Synowie Przymierza”… Założyciele zakonu wyjaśnili później, że założenia nowej organizacji nie wywołała bynajmniej nietolerancja zakonów wolnomularskich…

III. Rozszerzenie się Zakonu. Cały Zakon obejmuje obecnie (1929 rok) − w czterech częściach świata − 15 terytoriów, zwanych „Dystryktami” („Obwodami”). Jest on reprezentowany w Europie, Ameryce, Azji i Afryce. Australia nie jest jeszcze dotąd przezeń objęta. Ogólna liczba członków wynosi okrągło 80.000, tys. liczba wszystkich lóż okrągło 600. Poza granicami kraju nie wolno zostać członkiem (loży) bez zgody najwyższej władzy „Dystryktu” („Wielkiej Loży”).

IV. Budowa organizacyjna. Poszczególne części związku nazywają się lożami (Laube, Hutte, Loge, Loggia, Legium), członko-wie ich nazywają się nawzajem „braćmi”. W tych krajach, gdzie nazwa „loża” budziła zastrzeżenie ze stanowiska kościelnego, wybrano określenie „Stowarzyszenie Humanitarne”, na przy-kład w Austrii, Czechosłowacji i Polsce.*

„Zakon Bnei Brith” podzielony jest (jak już wyżej wymieni-łem) na 15 „Dystryktów”. „Dystrykt” 13 tworzy Polska.

*XIII Dystrykt: Polska. „Dystrykt” obejmuje 10 lóż i około 900 członków (w r. 1929). Wśród lóż znajdują się 4 dawne loże niemieckie. Ilość lóż polskich przy 2.900.000 żydowskiej ludności jest więc jeszcze bardzo mała. Loże starają się wszelkimi siłami zainteresować Żydów pracą społeczną. W ostatnim czasie (1929 rok) czynione są starania, by utworzyć „Instytut Judaistyczny”, który byłby ośrodkiem żydowskiego życia duchowego. „Wielkim Prezydentem” jest obecnie (1929 rok) dr Leon Ader w Krakowie.*

Spis lóż „Bnei Brith” w Polsce podaje miesięcznik p.t. „B'nai B'rith”, organ „Związku Stowarzyszeń Humanitarnych w Rzeczypospolitej Polskiej”, wychodzący w Krakowie, nr. 1 z dnia 1 listopada 1928 r., na str. 19:

*Obecny stan liczebny Stowarzyszeń B'nai B'rith w Polsce.

W dniu 9/1 1924 odbyło się pierwsze posiedzenie Komitetu Generalnego i pierwsze zebranie reprezentantów.

Do Związku Stowarzyszeń humanitarnych Bnai Brith, Dystryktu XIII, przystąpiło 6 Stowarzyszeń, a mianowicie:

1) Stowarzyszenie humanitarne B'nai B'rith (dawniej „Austria”), które później otrzymało nazwę „Esra”, w Bielsku, liczące członków 90

2) „Solidarność” w Krakowie, ” 170

3) „Leopolis” we Lwowie, " 246

4) Stow. „Amicitia” Poznań " 40

5) Stow. (im.) R. Koscha Leszno " 13

6) Stow. „Braterstwo” Warszawa " 62

__________________________________________________________

Czyli razem 6 Stowarzyszeń o łącznej ilości członków 621.

Następnie do Dystryktu XIII przystąpiły dalsze Stowarzyszenia, a obecnie Związek polski liczy 11 Stowarzyszeń a mianowicie:

Nazwa Stowarzyszenia Siedziba Data założ. Ilość czł.

„Amicitia” Stow. hum. Bne B'rith Poznań 1. XI. 1885 31

Stow. hum. „Esra” Bne B'rith Bielsko 1. IX. 1889 95

Stow. hum. „Solidarność” B*ne B'rith Kraków 7. XII.1892 174

Stow. h. „Leopolis” Bne B'rith Lwów 29. X. 1899 191

Stow. h. im. Rafała Koscha Leszno 15. III. 1905 16

Stow. h. „Braterstwo” Bne B'rith Wa-wa 27. VI. 1922 102

Stow. h. „Humanitas” Bne B'rith Przemyśl 18. III. 1924 53

Stow. h. „Concordia” Bne B'rith Katowice 17. VI. 1883 118

Stow. h. im. Michała Sachsa Królewska Huta 14. VI. 1903 55

Stow. „Montefiore” Bne B'rith Łódź 26. IX. 1926 68

Stow. h. „Achduth” („Jedność”) Stanisławów 14. II. 1928 32

__________________________________________________________

Na str. 21 tegoż miesięcznika czytamy:

*Z życia stowarzyszeń B'nei B'rith w Polsce. Okres ferialny jest czasem, w którym zamiera działalność stowarzyszeń naszych. Mimo to jednak członkowie stowarzyszeń, gdziekolwiek się spotykają w większej liczbie, starają się stworzyć ognisko, w którem omawia się sprawy Bnei Brith. Tak też i w bieżącym roku, jak w ubiegłym, członkowie stowarzyszeń Bnei Brith z ca-łej Polski, przebywający w Krynicy, schodzili się na wspólnych zebraniach, na których wygłaszano odczyty. Zebrania te zapo-wiadają się jako stała instytucja ferialna naszego Związku, po-dobnie jak w Marienbadzie i Karlsbadzie zbierają się rok rocz-nie w celach nawiązania bliższych stosunków towarzyskich… członkowie stowarzyszeń Bnei Brith z rozmaitych krajów.*

Tak więc w okresie letnim pracuje w Krynicy specjalna, sezonowa loża „Bnei Brith”.

Żydostwo w Polsce usilnie stara się powiększyć liczbę lóż „Bnei Brith”.

*Jednym z naszych najbliższych zadań jest powiększenie ilości stowarzyszeń (lóż) Bnei Brith w Polsce. W ubiegłym roku powstało stowarzyszenie w Stanisławowie, a w najbliższych mie-siącach powołane będzie do życia nowe stowarzyszenie w Częstochowie.*

*Dalszym momentem dodatnim dotychczasowej naszej dzia-łalności jest fakt, że zdołaliśmy za pomocą nowo założonej „Ach-duth” („Jedności”) w Stanisławowie wysunąć teren działalności („Zakonu Bnei Brith”) na krańce wschodnie naszego (?) państwa i że coraz to nowe i coraz szersze rzesze postępowego żydostwa polskiego darzą nas zaufaniem i uznaniem. Świadczą o tym starania poważnych sfer obywatelskich w Częstochowie, Białymstoku i Równem, zmierzające do zakładania Stowarzyszeń B'nai B'rith w tych miejscowościach.*

*Przy tej sposobności zaznaczyć należy, że powierzone nam zostały prace przygotowawcze dla stworzenia organizacji B'nei B'rith w Białymstoku i Wilnie.*

Tak więc w Białymstoku, Częstochowie, Równem i Wilnie znajdowały się loże „Bnei Brith” w roku 1928 w trakcie tworze-nia i organizacji. Przypuszczać można, że większość z nich pra-cuje już obecnie jako loże regularne.

Wszystkie loże masońskie, czysto żydowskie, pracujące na ziemiach polskich, nie podlegają w najmniejszym stopniu masońskim czynnikom polskim. A ich centralna władza mieści się w Cincinnati (USA).

Loże okultystyczne

Trzy grupy − poprzednio opisane − masońskich lóż w Polsce są przez niektórych nazywane masonerią polityczną. Celem ich jest praktyczna działalność, przede wszystkim zaś działalność polityczna. Jednakże obok tej masonerii spotykamy jeszcze spe-cjalny jej odłam, tzw. masonerię okultystyczną.

Masoneria okultystyczna uważa się za prawdziwych i jedynych spadkobierców dawnych „Różokrzyżowców” i ich nauk. Uprawia ona i pielęgnuje w swych lożach „Sztukę Królewską”, poświęcając się studiom nad naukami hermetycznymi i okultystycznymi, przechowując i przekazując innym świetlane nauki Hierofantów Starożytności i ich następców, Kabalistów i Doktorów Hermetycznych Średniowiecza. Uważa ona, że obec-na masoneria polityczna jest stowarzyszeniem, które nic nie wie o swojej istocie i pierwotnym swoim celu i nie rozumie na-wet znaczenia używanych przez siebie symboli i znaków. Uwa-ża się ona sama niejako za mózg masonerii powszechnej.

Głównym − jak się wydaje − reprezentantem tego odłamu jest obecnie „Ordre Martiniste” (Zakon Martynistów). Wywodzi on powstanie swoje od Martineza de Pasqually, Żyda portugalskiego (1750 rok) i jego ucznia Louis Claude de Saint-Martina. Jako ryt nowoczesny w obecnej swojej formie rozpowszechnił się Zakon dopiero od roku 1887. Do dużego jego rozwoju w latach poprzedzających bezpośrednio Wielką Wojnę, przyczynił się w znacznym stopniu dr Gerard Encausse, znany pod pseudonimem Papusa.

Na czele Zakonu stoi „Najwyższa Rada” z siedzibą w Paryżu, której władza jest nieograniczona i bezwzględna. Zagranicą sprawuje władzę w ściśle określonym zakresie nad powierzonym sobie okręgiem tzw. „Wielka Rada”.

Martyniści w pracach swoich zajmują się między innymi ta-kimi zagadnieniami, jak na przykład:

*Kabała.*

*Magia i zastosowanie (hypnotyzm, magnetyzm, modlitwy).*

*Hermetyzm; alchemia; astrologia; archeometria.*

*Masoneria praktyczna: układ rytu; różne zastosowania spo-łeczne.*

Tematy, jak widzimy, obszerne; od Kabały żydowskiej aż do praktyki układania rytów masońskich i ich zastosowania spo-łecznego.

Poświęcając się studiom nad Kabałą żydowską, zmuszeni są Martyniści poznać jej język, a −

*Językiem świętym kabalistów, na filozofii których opierają się nauki Masonerii w ogólności, a Martynizmu w szczególności, był język Hebrajczyków.*

Martyniści uważają organizacje swoją za wyższą od masonerii politycznej. Masonów zwykłych, członków masonerii powszechnej, dopuszczają oni do udziału w swoich pracach, ale tylko za specjalnym pozwoleniem, w charakterze gości i dopiero po uzyskaniu przez nich co najmniej 18 stopnia („Różokrzy-żowca”) masonerii powszechnej.

Loże Martynistów w Polsce zostały zdekonspirowane w jesieni 1930 roku z powodu uprawiania przez część członków sa-tanizmu. Ujawnione wówczas zostały dwa ośrodki martynizmu w Polsce: w Warszawie z dr Czyńskim, wybitniejszym członkiem Zakonu na czele, i w Katowicach.

Innych wiadomości o organizacji i liczebności Zakonu tego w Polsce nie posiadamy.

Drugim zakonem masońskim, działającym w Polsce i podobnym do „Zakonu Martynistów”, jest odnowiony „Zakon Różo-krzyżowców”. Dość obszerne informacje o jego najniższej komórce, o tak zwanym „Międzynarodowym Stowarzyszeniu Różo-krzyżowców” zostały ogłoszone w „czasopiśmie wiedzy duchowej” − „Świat ducha” (zeszyt 1, maj 1935 rok) przez Bronisława Kurka z Bydgoszczy, nazwanego przedstawicielem „Stowarzysze-nia Różokrzyżowców”:

*Stowarzyszenie Różokrzyżowców jest międzynarodowym zje-dnoczeniem uczniów i reprezentantów chrześcijańskiego okultyzmu i chrześcijańskiej mistyki z siedzibą główną w południo-wej Kalifornii, w Oceanside, pomiędzy San Diego i Los Angeles.

Cel i pochodzenie. Stowarzyszenie Różokrzyżowców jest nowoczesnym reprezentantem sławnego mistycznego Zakonu, za-łożonego w Europie w roku 1313 przez wielkiego duchowego nauczyciela o symbolicznym imieniu Christian Rosenkreuz, któ-rego zadaniem było przygotować nową fazę religii Chrystusowej, mającej stać się powszechnym udziałem ludzkości w nadchodzącej Epoce Wodnika, w miarę bowiem rozwoju świata i człowieka, muszą się zmienić również religie, by mogły odpowiedzieć potrzebom zmienionych warunków duchowych.

Stowarzyszenie Różokrzyżowców założone zostało w obecnej siedzibie w roku 1911 przez znanego mistyka i okultystę Maxa Heindla, którego starsi Bracia Zakonu R. K. obrali pełnomo-cnym posłannikiem, który miał podać Zachodowi prawdę życia i bytu, zachowaną przez Różokrzyżowców od wieków. Przekonano się, że świat dojrzał do przyjęcia tej doskonałej wiedzy duchowej, jaką jest religijna filozofia nadchodzącej epoki.*

Ekspozytury i organizacje zależne

Aby obraz masonerii w Polsce był kompletny, należy podać jeszcze nieco wiadomości o pomocniczych organizacjach masońskich. Do takich zaliczane są między innymi:

1) „The Independent Order of Odd Fellows” (w skróceniu I. O. O. F.) („Niezależny Zakon Odd Fellows”).

2) „Liga Obrony Praw Człowieka i Obywatela”.

3) „International Rotary („Międzynarodowe Rotary”).

4) „Schlaraffia” („Szlarafja”).

* * *

Według „Allgemeines Handbuch der Freimaurerei” („Międzynarodo-wego Podręcznika Masońskiego”, (Lipsk, wydanie trzecie z 1900 roku, tom II, str. 113), − *Odd Fellows jest nazwą, utworzonego na wzór bractwa masońskiego, powszechnego towarzystwa zapomogowego, jak to jasno wynika z dewizy (towarzystwa): „Przy-jaźń-Miłość-Prawda”.*

Zakon ten zorganizowany jest na zupełnie analogicznych zasadach jak masoneria powszechna. Jego najniższą komórką organizacyjną jest również loża.

*Ale podczas gdy masoneria powszechna główny swój cel widzi w wewnętrznym uszlachetnianiu człowieka, a praktyczną działalność uprawia dopiero na drugim miejscu, to w Zakonie Odd Fellows jest odwrotnie.*

Dr August Weiss, „Ali-Hochmeister” der „Gross-Loge (Odd Fellows) des Deutschen Reiches” („Dawny Wysoki Mistrz Wielkiej Loży (Odd Fellows) Rzeszy Niemieckiej”) cele zakonu przedstawia w pracy swojej „Der Odd Fellows Orden" („Zakon Odd Fellows”). (Gottingen, wydanie V) str. 12 i 13 w sposób podobny, choć nieco odmien-ny:

*Gdy zakon powstał, jego głównym celem była pomoc materialna; jego zadaniem było chorych odwiedzać, umarłych grze-bać, uciśnionym pomagać, wdowy i sieroty wspierać itd. Jednak stopniowo materialne cele zeszły na plan dalszy; z celów ostatecznych stały się środkiem, ażeby charakter ludzi uszlachetniać, złe skłonności zwalczać, dobro czynić. Zakon miał być kołem dobrych, wiernych obowiązkowi mężów, którzyby w poczuciu wspólnych dążeń bratersko jeden drugiemu podali rękę i we wszystkich okolicznościach życia wiernie się wspomagali.*

Przeglądając spisy członków jednej z największych organizacji „Odd Fellows”, stwierdzić można, że członkowie „Odd Fel-lows” rekrutują się przede wszystkim ze środowiska kupców, drobnych przemysłowców, agentów handlowych itp. - pod wzglę-dem fachowym, a w przeważającym procencie, prawie że cał-kowicie, z Żydów − pod względem narodowościowym.

Loże „Zakonu Odd Fellows” na ziemiach, znajdujących się dzisiaj w granicach Państwa Polskiego, a będących dawniej pod zaborem pruskim, istnieją od dawna, gdyż już w roku 1899 pracowała na naszych ziemiach w pełnym rozkwicieBezirks-Gross-Loge von Schlesien und Posen” („Wielka Obwodowa Loża Śląska i Poznania”), która była częścią składową „Gross-Loge des Deutschen Reiches”. Loże „Odd Fellows” w Polsce Odrodzonej powstawały automatycznie przez powrót tych ziem do Polski.

Obecny stan lóż „Odd Fellows” w Polsce został ujawniony w „Odd Fellows Adressbuch fur das Jahr 1932-33 na str. 578:

*Wielka Loża Rzeczypospolitej Polskiej, 7 lóż, 368 członków.

Wielki Sire; Wilhelm Warschauer, tajny radca sanitarny, Ino-wrocław.

Wielki Sire; Ludwig Kantorowicz, radca sanitarny, Poznań.

Wielki Sekretarz: A. Dittmann, Gniezno, Chrobrego 33.

Wielki Sekretarz: Adolf Erdmann, Gniezno, Łubieńskiego 1.

Bydgoszcz. Loża nr. 3 im. „Emanuela Schweitzera”, ul. Libelta 9 a.

Gniezno. loża nr. 4 „Pokój”, Park Kościuszki 14.

Grudziądz . Loża nr. 6 „Dom na Wschodzie” Wybickiego 40 a.

Inowrocław. Loża nr. 2 „Astrea”, Solankowa 61.

Łódź. Loża nr. 7 „Uniwersum

Poznań. Loża nr. 1 „Kosmos”, Aleje Marcinkowskiego 27.

Obóz (loża wyższych stopni) nr 1 „Polonia”.

Toruń. Loża nr. 5 „Kopernik” Chełmińska 21.

Warszawa. Kółko warszawskie (loża w trakcie organizacji, która ostatnio przekształciła się na lożę regularną pod nazwą Loża nr. 8 „Ogniwo” ul. Poznańska 14. M. 7).

Członkami tych lóż są przede wszystkim i głównie miejsco-wi Żydzi, następnie Niemcy, nazwiska zaś polskie w spisach członków spotyka się pojedyńczo i dosyć rzadko. Sądząc z nazwisk, kierownikami zakonu „Odd Fellows” w Polsce są z reguły Żydzi. „Wielkim Sire'm” („Mistrzem”) w roku 1925 był na przykład E. Pulvermacher z Poznania, (ul. Młyńska 9), nie-wątpliwie Żyd.

* * *

„Liga Obrony Praw Człowieka i Obywatela” jest już dzisiaj całkowicie zdekonspirowaną ekspozyturą masonerii i to zarów-no pod względem ideologicznym, jak i co do składu osobowego jej kierownictwa. Ideologia jej nie różni się absolutnie niczem od ideologii czysto masońskiej, niejednokrotnie również stwier-dzono, że na jej czele stoją wybitni masoni. Nie brak zresztą już dzisiaj oficjalnych wynurzeń na ten temat.

Oficjalnie masońskie czasopismo „Alpina”, wychodzące w Szwajcarii, wyraźnie pisze już w numerze z dnia 31 marca 1931 roku:

*Liga Praw Człowieka − to na wielką skalę zakrojone dzieło masonerii, któremu każdy winien swą pomoc i sympatię. Dlatego też nie należy się dziwić, widząc masonów na czele każdej poszczególnej Ligi w różnych krajach. Jest rzeczą niezmiernie ważną, byśmy popierali tą organizację, stanowi ona bowiem łatwy teren dla wszelkiej działalności wolnomularskiej.*

Potwierdził to − również oficjalnie − „Grand Orient de France” („Wielki Wschód Francji”):

*Liga Obrony Praw Człowieka bywa nazywana wolnomular-stwem zewnętrznym*

*Liga Obrony Praw Człowieka pracuje nad obroną idei republikańskiej. Winna ona wchłonąć wszystkich wolnomularzy.*

„Liga Obrony Praw Człowieka i Obywatela” istnieje i w Polsce. W związku z wojną włosko-abisyńską (1935 r.) działalność „Ligi” w Polsce przybrała na sile. Wyraziło się to przede wszy-stkim w urządzaniu wieców i zgromadzeń publicznych „prze-ciwko faszyzmowi” z „bratem” Andrzejem Strugiem na czele.

* * *

W ostatnich czasach powstały w wielu miastach Polski tzw. „Rotary Club'y”.

Prasa żydowska i masońska natarczywie i przy każdej sposobności zaprzecza kategorycznie jakoby „Rotary Club'y” łączy-ło cośkolwiek z masonerią − podobnie, jak to było kilka lat temu z „Ligą Obrony Praw Człowieka i Obywatela”. Chcąc jednak źródłowo dowiedzieć się na przykład o historii, czy organizacji „Rotary Club'ów”, to dość obszerne i wyczerpujące wiado-mości znajdziemy właśnie… w międzynarodowych wydawnictwach masońskich.

„Internationales Freimaurerlexikon” E. Lennhoffa i O. Poznera podaje następujące informacje o „Rotary Club'ach” (na str. 1342 i następnych):

*Rotary International… Pierwszy Rotary Club został założony w Chicago w 1905 roku przez adwokata Harrisa i kilku jego przyjaciół. Zrazu jako „business circle” dla celów wzajemnego po-pierania się i informowania w sprawach zawodowych.

… Prawie we wszystkich dużych miastach świata istnieją Ro-tary Club*y… Poszczególne Club*y są zjednoczone w − przeważnie narodowe − Okręgi („Districts”) pod kierunkiem tzw. „Naczelni-ków”, które to „Okręgi” ze swojej strony podlegają bardzo ostrej i w wielkim stylu centralnej organizacji („Rotary International”) w Chicago. Międzynarodowe konwenty ustalają przepisy bezwarunkowo obowiązujące wszystkie kluby i wszystkich człon-ków.*

*Zasady Rotary Club*u (postanowienie nr. 34). W swym za-łożeniu − Rotary jest pewnego rodzaju filozofią życia praktycznego, która dąży do pogodzenia dwóch sprzecznych skłonności natury ludzkiej; chęci zadośćuczynienia swoim pragnieniom oraz impulsu przysłużenia się bliźniemu.

Ta filozofia „uczynności innym pod korzyść własną” jest oparta na zasadzie, że „ten najwięcej korzysta, kto najlepiej słu-ży”.

W zasadzie klub Rotariański jest grupą wybitnych przedstawicieli handlu, przemysłu itp. oraz zawodów wolnych, którzy bez specjalnej przysięgi i dogmatów − każdy na swój sposób − przyjmują filozofię rotariańską.*

*Rotary International jest organizacją, założoną celem:

1) Obrony, rozpowszechniania oraz propagandy ideałów Ro-tariańskich na całym świecie.

2) Zakładania, popierania i administrowania klubami Rotariańskimi.

3) Studiowania w charakterze biura centralnego zagadnień, które zasługują na uwagę klubów.

Celem ułatwienia klubom orientacji i rozwiązywania tych za-gadnień, biuro centralne uzgadnia zwyczaje i działalność wszy-stkich klubów z zasadami Rotary International.*

*Członkowie czynni: Rotary International jest związkiem, utwo-rzonym przez zgrupowanie wszystkich klubów Rotariańskich, które przyjęły statut i regulamin wewnętrzny Rotary Club International i jako takie wypełniają obowiązki, nałożone przez sta-tut i regulamin wewnętrzny…

Do klubu mogą być jednak przyjęci przedstawiciele kilku czasopism, wychodzących w granicach terytorialnych klubu…

Osoby pełnoletnie, które oddały wyjątkowe usługi ludzkości lub krajowi, zamieszkałe w granicach terytorialnych klubu, mo-gą być wybrane na członków honorowych Klubu.*

*Wybór członków Rotary Klub*u Oto kilka warunków (któ-rym kandydat musi odpowiadać), które nie są jednak podane w porządku ich znaczenia: kandydat winien zajmować kierownicze stanowisko w zawodzie, który reprezentuje… winien być przyjmowany w sferach towarzyskich.*

*Dlaczego dzielimy członków według klasyfikacji? Każdy z czterech założycieli pierwszego klubu w Chicago miał inny za-wód i Rotary Club zachował to w swej tradycji. W ten sposób zasadniczo żaden Rotary Club nie ma w swoim gronie dwóch osób, reprezentujących jedną gałąź przemysłu lub handlu lub też ten sam zawód. Inne związki mogą posiadać tysiące człon-ków w swoich spisach. − Rotary ma o wiele mniejszą liczebność, która jednak wcale nie dowodzi jego słabości.

Jak to było już powiedziane wyżej, Rotary dla osiągnięcia swych zamierzeń musiał przyjąć zupełnie określony sposób przyjmowania członków. Rotary jest klubem międzynarodowym, dążącym do swych celów bez względu na różnice narodowościowe, polityczne lub wyznaniowe.

Wprowadzając do klubu po jednym przedstawicielu z każdej gałęzi pracy zawodowej, zapewnia mu się proporcjonalną reprezentację przemysłu i handlu danego miasta bez uszczerbku dla kogokolwiek.

Rotary Club jest w ten sposób w posiadaniu wszelkich wiadomości, dotyczących różnorodnych przedsiębiorstw i zawodów w mieście, a to daje możność wpływania na ich kierowników w myśl zasad Rotary.

W ten sposób wytwarza się ścisły związek pomiędzy człon-kami klubu i miejscowymi sferami gospodarczymi, członkowie bowiem w charakterze przedstawicieli różnorodnych przedsiębiorstw dostarczają klubowi informacji, co do prowadzenia swo-ich spraw i jednocześnie wynoszą z zebrań klubu cenne dla sie-bie wskazówki i wiadomości.

Skoro tylko członek klubu przestaje reprezentować daną kla-syfikację − musi się podać do dymisji, przestaje bowiem być łącznikiem między gałęzią przez niego reprezentowaną a klubem.

Dzięki temu utrzymuje się łączność między Klubem i wszel-kimi zawodami miasta, bez obawy, by kiedykolwiek Klub miał trudności w swej administracji ze względu na zbyt dużą liczebność.

Rotary nie posiada członków biernych. Ze względu na specjalny sposób przyjmowania członków do klubu, a wybór na członka Rotary jest uważany za zaszczyt.*

Z tego wszystkiego wynika, że „Rotary Club'y” dążą przede wszystkim do uzyskania decydującego i niepodzielnego wpły-wu na życie gospodarcze tego terenu, na którym istnieją i dzia-łają. Poszczególne jednak Club'y” podlegają bardzo ostrej i w wielkim stylu międzynarodowej organizacji centralnej „Rotary International” w Chicago, czyli − ściślej i wyraźniej mówiąc − organizacja ta chce uzależnić od siebie całe światowe i między-narodowe życie gospodarcze przez gęstą sieć „Rotary Club'ów”. Jest to cel, którego osiągnięcie może dać potężne wpływy, a przy tym i duże bogactwo rzeczywistym i istotnym kierownikom „Rotary”. Jednakże pozatym „Rotary Club'y” spełniają jeszcze i inne zadania, o których oficjalnie i publicznie w broszurach programowych nie pisze się i nie mówi, a które jednak sprawiły, że „Rotary Club'y” są na każdym terenie popierane i forsowane przez masonerię, a nie są nigdzie przez nią zwalczane.

Słyszeliśmy o filozofii rotariańskiej i o ideologii Rotary Club'-ów. Jest ona − jak z oficjalnych wynurzeń wynika − wybitnie międzynarodowa, nie rozróżnia wyznań i narodowości, nie wi-dzi między niemi żadnych różnic, dąży do „światowego braterstwa ludzi” (do tego również dąży masoneria), a osoby zasłu-żone dla ludzkości obdarza członkostwem honorowym. Każdy, choć trochę obeznany z zagadnieniem masonerii − pozna w tym typowo masońską frazeologię. Poznajmy jednak bliżej tę rotariańską filozofię i ideologię z ust założyciela „Rotary” i jego członków.

*Nasz program wyklucza prawie zupełnie wszelkie Credo, uwielbia aktywność, otwiera podwoje nasze protestantom, ka-tolikom, Żydom, chrześcijanom, buddystom. Celem naszym jest popierać zgodę, dobrą wolę i pokój wszechświatowy* − głosił Harris, założyciel „Rotary”.

Inny rotarianin, Herman Dons, pisze w „Independance Belge” z dnia 9 czerwca 1927 roku:

*Moralność rotariańska nie zna narodowości ani religii i nie należy do żadnej partii. Jest zadziwiająco i stoicko neutralna w najszerszym tego słowa znaczeniu i w najbardziej dobroczynnym znaczeniu.*

Zaś adwokat Rahaletti w swojej książce „II Rotary” na str. 75 tak pisze:

*Rotary cieszy się kompletną i absolutną autonomią jako program, jako myśl i jako czyn, poza i ponad więzami wszystkimi, nie ma też żadnych uprzedzeń religijnych, politycznych, bądź innych. Tej autonomii naszej jesteśmy i pozostaniemy za-zdrosnymi stróżami.*

Przypomnieć jeszcze tutaj należy czwartą z zasad, które re-alizuje Rotary:

*Popieranie dobrej woli, międzynarodowego porozumienia i pokoju przez światowe braterstwo ludzi…*

W takiej to atmosferze − czysto masońskiej − pracują człon-kowie „Rotary”, taką ideologię szerzą Club'y. że jest to ideologia masońska, zasady masońskie, stwierdza wyraźnie znane pismo masońskie „Alpina”, wychodzące w Szwajcarii, które, pi-sząc w numerze z dnia 30 kwietnia 1927 roku o wykładzie o „Rotary” w loży masońskiej, zaznacza z zadowoleniem, że wśród członków „Rotary Club'ów” jest dużo masonów, dodając od sie-bie: − „co zresztą jest łatwo zrozumiałe, biorąc pod uwagę zasady (Rotary Club'ów)”.

O łączności „Rotary” z masonerią zaczynają już mówić otwar-cie sami masoni.

„Wielka Loża Hiszpanii” ogłosiła 11 stycznia 1928 roku w swoim biuletynie następujący komunikat:

*Rotary Club i Wielka Loża Stanów Zjednoczonych Wenezueli.

Przedstawiciel masonerii regularnej z Caracas (stolica Wenezueli) został specjalnie zaproszony na zebranie Rotary w dniu 15 sierpnia ub. roku. P. Reyes Zumeta był tam obecny jako przedstawiciel „Wielkiej Loży Stanów Zjednoczonych Wenezueli”.

P. Reyes Zumeta spotkał się ze strony członków Rotary ze szczególnymi względami i był specjalnie mile przyjęty przez Don Vincente Dawila (przywódcę „Rotary Club”). Te względy zostały bardzo silnie odczute przez „Wysoką Izbę Symboliczną” Wenezueli, to jest przez najwyższą władzę masonerii w tym kraju.

Rotary Club, wprowadzony ostatnio w Wenezueli, zrealizował już dużą część swego programu działalności społecznej; ale dopiero niedawno masoneria regularna z Caracas zaprosiła Dr Vincente Davila, który wygłosił godny uwagi wykład publiczny. My, masoni, mieliśmy zaszczyt usłyszeć z ust tego wybitnego przywódcy Club'u, że jesteśmy starszymi braćmi rotarian i otrzymaliśmy zapewnienie, że pomiędzy lożami i Rotary istnieją podstawowe punkty styczności.*

Jest to wyraźne przyznanie się do powiązań i identycznych wspólnych celów masonerii z Rotary Club, a masonów − nazywa „starszymi braćmi rotarian”.

W masońskim wydawnictwie „Das Blaubuch der Weltfreimaure-rei”, wydawanym od roku 1935 już oficjalnie przez masońską organizację naukową „Quatuor Coronati Coetus Pragensis” w Pra-dze czeskiej, znajdujemy artykuł masona J. Reissa z Wiednia, zatytułowany „Die Epigoni”, w którym autor omawia masońskie organizacje pomocnicze, a między nimi i „Rotary International”. W artykule tym czytamy:

*Masoneria również nie stanowi wyjątku z reguły, że każdy ruch o historycznej doniosłości znajduje swoich naśladowców. Tak więc powstała z biegiem czasu pewna ilość związków, podobnych do masonerii, które nie tylko dążą do podobnych ce-lów (jak masoneria), lecz również używają rytuału masońskiego, w ten lub ów sposób przystosowanego do swoich celów. Poświęcimy trochę uwagi znaczeniu tylko poważnych i szeroko rozpowszechnionych organizacji, jak „Zakon Odd Fellows”, „Eb-dar” (tzw. Masoneria Biała), zakon „Le Droit Humain” („Prawo Ludzkie”, tzw. masoneria mieszana albo kobieca) i „Rotary International”.*

Wydawnictwo zatem masońskie nazywa „Rotary Club'y” epigonami masonerii i stwierdza wyraźnie, że „Rotary” posiada nietylko podobne cele jak masoneria, ale używa również masońskiego rytuału, odpowiednio do swoich zadań zredukowanego i przerobionego.

Działalność „Rotary Club'ów” świadczy również o ich stosun-ku do masonerii. Nie znamy ani jednego wypadku, aby „Rota-ry” wystąpiły na przykład w obronie katolików, prześladowanych w Rosji Sowieckiej, czy Meksyku, nie znamy również ani jednego wypadku, aby „Rotary” wystąpiły przeciw masonerii.

Pewnym również udokumentowaniem zależności „Rotary” od masonerii jest wyraźny zakaz, wydany przez wielu dostojników Kościoła Katolickiego, zabraniający katolikom należenia do „Rotary Club'ów”.

23 stycznia 1929 roku biskupi hiszpańscy z arcybiskupem z Toledo na czele ostrzegli przed „Rotary” katolików. Kardynał Segura, arcybiskup Toledo, w liście pasterskim w imieniu ca-łego episkopatu pisał:

*Niech wierni zatem wystrzegają się wstępowania do takich stowarzyszeń.*

15 czerwca 1929 roku przyłączył się do tego wezwania bez żadnych zastrzeżeń kardynał Andrieu, ówczesny arcybiskup w Bordeaux we Francji.

12 lipca 1930 roku biskupi holenderscy zamieścili „Rotary” na liście tych stowarzyszeń, do których katolicy nie powinni należeć:

*Uważamy sobie zatem za obowiązek stwierdzić wyraźnie i bez zastrzeżeń, że wstąpienie do stowarzyszenia „Rotary” katolikom nie jest dozwolone.*

4 lutego 1929 roku „Święta Kongregacja Konsystorialna” w Rzymie zapytana, czy duchownym wolno należeć do „Rotary”, po zbadaniu i rozważeniu sprawy odpowiedziała negatywnie.

Gazeta Polska” z dnia 18 kwietnia 1936 roku w rubryce „Z kultury i sztuki”(sic!) podała wiadomość o utworzeniu polskiego „District'u (Okręgu) Rotary Club'ów” w Polsce. Przed utworzeniem „District'u” − „Club'ami” w Polsce (których było wówczas bardzo dużo) opiekował się razem z „Club'ami” w Albanii, Bułgarii, Grecji i Rumunii tzw. „Honorary Commissioner” (Ho-norowy komisarz) którym był inż. M. B. Gerbel (Wiedeń I, Liliengasse. Okręg polski otrzymał nr. 85. „Naczelnikiem” na rok 1936 / 37 został prof. dr Jerzy Loth).

W „European Advisory Committee” − w „Europejskim Komitecie Doradczym” członkiem z ramienia „Rotary” w Polsce jest Piotr Drzewiecki, zastępcą zaś jego dr inż. Emilian Loth, Łódź.

Niektórzy badacze masonerii nazywają „Ligę Obrony Praw Człowieka i Obywatela” narzędziem masonerii łacińskiej, romańskiej („Grand Orient de France”), a „Międzynarodowe Rotary” − narzędziem masonerii anglosaskiej. Stąd też ma pochodzić zasadnicza różnica w nastawieniu, atmosferze i metodach działania tych dwóch organizacji.

Obecnie można zauważyć specjalnie silne forsowanie na wszystkich terenach „Rotary Club'ów”, co − po powszechnym zdekonspirowaniu „Ligi Obrony Praw Człowieka i Obywatela” − nie wydaje się wcale dziwne. Zakresy działania tych dwóch or-ganizacji są różne i uzupłniają się nawzajem. Liga działa w war-stwach wyraźnie, a nawet bojowo ateistycznych i bezbożnych, „Rotary” zaś wśród sfer religijnych − na przykład katolickich, a co najwyżej religijnie obojętnych.

* * *

Najmłodszą organizacją masońską, która przeniknęła na zie-mie Polski z terenu Rzeszy Niemieckiej − przed objęciem rzą-dów przez Hitlera, w obawie przed represjami z jego strony, któ-ry w bezwzględny sposób zwalczał masonerię − jest tzw. „Szla-raffia”. (Według „Allgemeines Handbuch der Freimaurerei” wydanie III z 1900 roku, tom II, na str. 318) −

*Schlaraffia (w języku niemieckim oznacza „bajeczny kraj obżartuchów i próżniaków”) jest nazwą stowarzyszenia, które − według odnośnych ustaw − jest związkiem jednakowo myślą-cych mężów. Ich celem jest pielęgnowanie humoru i sztuki według określonych form i przy przestrzeganiu pewnego ceremoniału. Główną zasadą jest przyjaźń. Ma się tutaj doczynienia z przeniesieniem statutów i rytów masońskich na grunt czysto komercyjny. Wybitny członek stowarzyszenia przyznaje nawet, że założycielami związku mogli być masoni.*

Mamy tutaj doczynienia, jeżeli nie ze szczątkami dawnych masońskich klubów pijackich („Bractwo wrogów wstrzemiężli-wości” i 25 innych klubów), to być może z nawiązaniem do ich tradycji.

Friedrich Hasselbacher ujawnia na terenie Polski jedną lożę „Szlaraffi” w Bielsku pod nazwą „Bilitia” i zalicza ją do masonerii niemieckiej.

* * *

Masoneria, istniejąca dzisiaj w Polsce, opiera się w pracy swojej na innych jeszcze przybudówkach i najrozmaitszych organizacjach jawnych i półjawnych, poza organizacjami już do-tąd wymienionymi. Są one w różnym stopniu uzależnione od masonerii.

Organizacje takie, pozostające pod wpływami lub będące w związku z masonerią, a działające w krajach katolickich, mogą być już dzisiaj dość łatwo i pewnie wskazane. Bezpośrednim bowiem celem masonerii w jej codziennej pracy − jak to już niejednokrotnie mieliśmy możność wskazywać − jest niszczenie i osłabianie państw i narodów katolickich, narodów o cywilizacji zachodnio−rzymskiej.

Dążąc do tego wytrwale i niestrudzenie, walczy masoneria w Polsce z Kościołem katolickim − walczy na każdym terenie, przy każdej sposobności i każdym sposobem. Popiera więc z jed-nej strony najrozmaitsze sekty, które rozbijają jedność Kościo-ła, a z drugiej strony, ruchy wolnomyślicielskie i bezbożnicze, wszystko, by pognębić Kościół. Nie dość orientującemu się w istocie masonerii, mogłoby się wydawać, że w równoczesnym propagowaniu sekciarstwa i bezbożnictwa tkwi pewna sprzeczność. Cel jednakże ostateczny masonerii tę jej działalność tłu-maczy aż nadto dobrze i bardzo logicznie.

Dążąc dalej do swoich celów, usiłuje masoneria rozbić rodzinę polską, jako podstawę i fundament Narodu i Państwa Polskiego, kraju katolickiego. Propaguje więc śluby cywilne i rozwody, propaguje świadome macierzyństwo i regulację urodzin − wszystko, by wyniszczyć naród polski.

Dążąc wreszcie do swoich celów, stara się masoneria zniszczyć poczucie narodowe Polaków, zwalcza ruchy narodowe, a propaguje tzw. „powszechne braterstwo”. Chce, żeby Polak żył „humanitarnymi hasłami dla dobra całej ludzkości” i innymi „ogólnoludzkimi” frazesami − wszystko, by zniszczyć polskość.

Z drugiej znowu strony, Żyd dla masonerii, to nienaruszalne „tabu”. Szerzy ona bezbożnictwo i ateizm, ale tylko wśród nie-żydów. Barbarzyństwa, ciemnoty i strasznego wprost zabobonu dołów żydostwa nie widzi. Rozbija ona naród polski i zwa-lcza poczucie narodowe Polaków w Polsce, ale spaczonego me-sjanizmu i do potwornych rozmiarów rozrosłej, szalonej wprost megalomanii narodowej żydostwa nie widzi. Nie chce urabiać Żydów swymi „humanitarnymi” hasłami dla „dobra całej ludzkości”.

Tę ostatnią cechę, charakterystyczną dla wszystkich masoń-skich organizacji pomocniczych, podkreśla również p. Zofia Mia-nowska w numerze 147 tygodnika „Pion” (Warszawa, dn. 25 lip-ca 1936 roku), omawiając działalność organu „Polskiego Zwią-zku Myśli Wolnej” − najpoważniejszej obecnie u nas organiza-cji „wolnomyślicielskiej” − „dziesięciodniowca”, wychodzącego w Warszawie p.t. „Wolnomyśliciel Polski”:

*Już pobieżne przepatrzenie łamów tegoż pisma przekonuje, że przeważająca ilość artykułów, uwag, wzmianek i notatek jest wycelowana w stronę kleru i Kościoła katolickiego. W tym kierunku idzie nieustający atak „Wolnomyśliciela”, który nie przepuszcza najmniejszej nawet okazji, aby dokuczyć, ośmieszyć lub potępić znienawidzonego przeciwnika. Ta zaciekłość przybiera często formy śmieszne i prostackie…

Rzecz znamienna − „Wolnomyśliciel”, ogłaszający przeważ-nie swą solidarność ze zwalczającymi „przesądy religijne i na-cjonalistyczne” prądami radykalno-międzynarodowymi, potrafi w pewnym wypadku odczuwać patriotyczne obawy o niezale-żność i interes Polski − wtedy, mianowicie, gdy znowu chodzi o Kościół katolicki. Pisze się wtedy: „Obce potencje, których polityka w przeszłości była zgubną dla państwa polskiego, które wyrządziły Polsce wiele krzywd i szkód, mają możność wtrą-cania się do spraw państwowych polskich w bardzo szerokim zakresie”. Oczywiście z radością cytuje się okrzyk Słowackiego („Beniowski”): Polsko twa zguba w Rzymie.

Do tej pory wydaje się, że sytuacja jest zupełnie jasna: mamy do czynienia z zapamiętałym wrogiem „zabobonu religijnego”, wrogiem, który zgodnie z tezą: religia to opium dla ludu, stara się wypierać przesądy religijne z mas, ośmieszając kulty i ich przedstawicieli we wszelki dostępny sobie sposób. Ale to wniosek za pośpieszny. Nie może bowiem nie zadziwić czytelnika fakt, potwierdzany każdym prawie numerem „Wolnomyśli-ciela”: niezliczone napaści i drwiny dotyczą dziwnym trafem jednego tylko wyznania: katolickiego, demaskowanie chciwych władzy i pieniędzy, obłudnych duchownych − tylko księży katolickich; za to minimalne zainteresowanie okazuje „Wolnomy-śliciel” dla spraw innych wyznań − przede wszyskim zaś dla religii mającej w Polsce trzy i pół miliona wyznawców, − dla religii żydowskiej.

Czuły na postęp, higienę, humanitaryzm itd. „Wolnomyśli-ciel” dziwnie mało okazuje się wrażliwy na makabryczne stosunki, panujące w tych dziedzinach w społeczeństwie żydow-skim, w związku z obyczajami kultowymi. Nie uderza on na alarm z powodu szkół religijnych żydowskich, gdzie w smrodliwych, niedogrzanych izbach przez wiele godzin dnia dokonuje się ogłupiania tysięcy małych chłopców żydowskich scho-lastycznymi subtelnościami Talmudu. Nie obrusza się na rolę rabinów a zwłaszcza cudotwórców-cadyków, którzy otaczani są wśród swoich kultem bałwochwalczym, będącym nie do pomyślenia wśród katolików. Nie troszczy się o dolę tysięcy kobiet żydowskich, rzucanych skutkiem potwornego prawa mał-żeńskiego na pastwę nędzy i poniewierki przez pięcio i sześciokrotnie żeniących się mężczyzn. Nie walczy uparcie, do ostatniego tchu z przymusem okaleczania męskich noworodków i to w sposób urągający prymitywnym pojęciom o higienie. Dziś kiedy rewelacyjna dla wielu ludzi ze społeczeństwa polskiego, a oparta na sumiennej, bezstronnej autopsji książka Wandy Me-lcer „Czarny Ląd” odsłoniła niezmiennie istniejący obyczaj religijny trzy i pół milionowej masy żydowskiej, żyjących obok społeczeństwa polskiego, ukazała koszmar ich narodzin, życia i śmierci − wprost niepodobna zrozumieć, czemu „Wolnomyśli-ciel” nie wypowiedział walki bezwzględnej tym plagom egipskim, dręczącym tym razem naród wybrany przez Jehowę.

Tak czujny na przesądy katolickie, takim oburzeniem pło-nący na widok wyzysku ludności, dokonywanego przez kler katolicki − wobec sprawy żydowskiej ogłuchł, oślepł i oniemiał. Ani sam nie podjął tematów, które pani Melcer usiłowała oświe-tlić, ani nie skorzystał z okazji, jaką nastręczyła jej książka, aby podeprzeć jej akcję całymi wolnomyślicielskimi siłami.

Owa obojętność na sprawę żydowską jest tym dziwniejsza, że redakcji dziesięciodniowca, poświęconego sprawom społe-cznym, naukowym i literackim, musi być obyczaj religijny ży-dowski o wiele lepiej znany niż katolicki. Któż lepiej niż panowie Litauer, Landau, Jabłoński, Wroński może być wtajemniczo-ny we wszystkie bolączki, wszelkie średniowieczyzny społeczeń-stwa żydowskiego?

Czy nie jest więc dziwnym zjawisko, że panowie ci całą siłę swego temperamentu, cały bojowy furor judaicus obracają na zwalczanie spraw i ludzi ze środowiska dalszego dla nich − i mniej znanego i mniej dostępnego niż to, z którym ich łączą więzy krwi i wychowania?

Dla ludzi niewtajemniczonych wydawałoby się naturalniejszym układem stosunków, gdyby każdy Samson gromił swoich Filistynów, nie wyręczając innego. Byłoby niezmiernie ciekawe, gdyby resort spraw katolickich objęli w „Wolnomyślicielu” autentyczni znawcy tych spraw, którzy wyszli ze środowiska polskiego (o ile takowi w Związku Myśli Wolnej w ogóle egzystują), panowie zaś Litauer, Landau etc. odkomenderowani zostali na odcinek frontu, gdzie są niezastąpieni. Na razie panowie ci, zabierają czasami głos w sprawie żydowskiej, ale dzieje się to albo w związku z potępianiem antysemityzmu, albo z własnymi projektami wprowadzenia przymusu europeizacji stroju chasy-dzkiego przez rząd lub umożliwienia swobodnej zupełnie zmia-ny imion i nazwisk żydowskich na polskie. Trzeba przyznać, że te kwestie nie są równoległe do występów wolnomyślicielskich w sprawach katolicyzmu…

Stopniowo oblicze „Wolnomyśliciela” nabiera w naszych oczach innego niż na początku charakteru. Zaczynamy coraz staranniej wczytywać się w słowa artykułów, poruszających kwestie żydowskie. Zauważamy, że gdy już koniecznie wypada zająć stanowisko wobec jakiejś sprawy żydowskiej, owi wolno-myśliciele szczególnego autoramentu czują się dziwnie nieswojo i niepewnie i nie ma dla nich dość grubych rękawiczek, przez które chcieliby dotknąć przykrego miejsca. Tak było z kampanią o ubój rytualny, kiedy pan Litauer ostrożnie zestawiał cytaty z innych dzienników z „Robotnika”, Naszego Przeglądu”, z artykułu dr Knappe Maszewskiej itd. a już gorliwie podkreślał, że „wrzawa dookoła uboju jest imprezą reakcyjną”(?), że jest rozgrywką antysemicką − żydowską. Nie piorunował bynajmniej na rabinów utrzymujących lud w ciemnocie i barbarzyństwie, a już ani słówkiem nie podkreślił skandalicznego posmaku finansowego całej sprawy. Przeciwnie, podtrzymywał stanowisko czy-stego humanitaryzmu, przy czym pośpiesznie rozciągał swoje stanowisko negatywne na (…) ubój zwierząt przez polowanie: „wolnomyśliciele żądają zakazu polowania dla rozrywki” − i za-konkludował: „Zostawmy to Goeringowi i jego towarzyszom”. Okazało się, że polowania rasistów sprawiają specjalną przykrość panu Litauerowi. Zakończenie tej sprawy było kapitalne i niepozostawiające żadnych wątpliwości co do właściwego oblicza tego pisma i pisujących w nim autorów. W kłopotliwej spra-wie uboju rytualnego musiał ktoś obszerniej i wyraźniej zabrać głos. I tak się stało: pojawił się w „Wolnomyślicielu” obszerny artykuł, przekonywujący Żydów, że nie powinni bronić sprawy uboju (dzieci chrześcijan), a ukazał się… nie podpisany, opatrzony tylko pseudonimem. Ton owego artykułu jest niesłycha-ny, jest to „odezwa do światłej”, szlachetnej, wolnomyślicielskiej inteligencji żydowskiej (takich epitetów inteligencja polska nigdy nie była widocznie godna),aby zechciała odpowiedzieć, dlaczego nie odezwała się w sprawie szechity. Autor pyta w ten sposób: „Ośmielamy się zadać sumieniom waszym i żołądkom, nie rozróżniającym trefu i koszeru, pytanie, co kazało wam milczeć, gdy rabini i będąca na ich usługach − tak wzorowo postępowa, gdy chodzi o sprawy obce, tak uparcie konserwatywna w obronie wstecznictwa własnego narodu − prasa żydowska wrzeszczała na rogach ulic… że prawodawcy polscy zamierzają zagłodzić trzy i pół miliona Żydów…” Poczem długo i cierpliwie tłumaczy im niesłuszność powyższego zarzutu i pośpiesznie do-daje: „Wiemy dobrze, że ten punkt widzenia jeszcze nie trafia wam do przekonania. Ale wina nie na nas leży. Tkwi ona w waszej niewiedzy, którą mamy nadzieję rozproszyć przy odrobinie dobrej woli i uwagi z waszej strony… raczcie nie podejmować z nami sporu na temat humanitarności przepisów talmudycznych o uboju rytualnym… oceńcie nasz umiar i wyrozumiałość naszą… zwracamy się do was przecie w imię honoru mozaizmu, w imię możności rozwinięcia idealistycznych pierwiastków religii monoteistycznej…”

Czyż potrzebny jest do tego jakikolwiek komentarz? Czy raczej każdemu bezstronnemu czytelnikowi nie rzuca się sama w oczy ta różnica tonu w stosunku do żydostwa i do katolicyzmu? Pisze się z pokorą: raczcie, oceńcie, przemawia się w imię honoru mozaizmu, który nie jest widocznie przesądem, ogłu-piającym swych wyznawców… Nie mamy żadnej wątpliwości, że tym razem „Wolnomyśliciel” wypchnął na plac jakiegoś znie-dołężniałego wolnomyśliciela-ekskatolika, aby zachować werwę panów Litauera, Landau etc. na katolickie okazje.

Czy to ma być insynuacja? Nie, to jasne i wyraźne stwierdzenie faktu, przemawiającego z każdej stronicy „Wolnomyśli-ciela”: rzekomy wolnomyśliciel polski jest po prostu człowie-kiem innej nacji! Wzorowo postępowym, jeżeli chodzi o sprawy obce, przeraźliwie konserwatywnym w obronie własnego wstecz-nictwa, a ponadto obłudnym i tchórzliwym ponad wszelkie wy-obrażenie przeciętnego uczciwego człowieka.*

Głos ten pani Zofii Mianowskiej jest tymbardziej cenny, że „Pion” w żadnym wypadku nie może być zaliczany do pism narodowych czy katolickich.

Nie mniej również charakterystyczną cechą, z poprzednią związaną, jest duży, a nieraz i przeważający udział Żydów w tych wszystkich organizacjach pomocniczych, szczególniej zaś na stanowiskach kierowniczych.

Gazeta Kościelna” (nr. 25 z 1925 roku), jako pewne uzupeł-nienie i rozszerzenie tego, podaje następujące zestawienie ha-seł i poczynań, które − według jej zdania − noszą wyraźne pię-tno ideologii masońskiej:

1) Popieranie akcji sekciarskiej.

2) Zakładanie placówek metodystów, YMCA i „Chrześcijań-skiej Federacji Studentów”.

3) Cały ruch teozoficzno-ezoteryczny i spirytystyczny.

4) Zwalczanie szkoły religijnej.

5) Dążenie do rozdziału Kościoła od państwa.

6) Propaganda na rzecz wprowadzenia rozwodów i ślubów cywilnych.

7) Walka z łaciną. (Wyrugowanie łaciny i liturgii katolickiej i zastąpienie jej przez współczesne języki żywe, to jest zmieniają-ce się, to prowadzi w krótkim czasie do skażenia i zniekształ-cenia nauki Kościoła i przygotowuje grunt pod przyszłe kacer-stwa i herezje).

8) Fałszowanie historii średniowiecza, dążenie do zaciemnienia w świadomości powszechnej wyjątkowego znaczenia tej epoki w dziejach świata.

Organizacja zatem czy stowarzyszenie, które ma takie ha-sła, programowe czy faktycznie, jawne czy ukryte, jako cel swej działalności, albo stworzone przez masonerię, albo o ile go ma-soneria nie powoła bezpośrednio do życia, a co najmniej przez nią popierane. Formalna strona stosunku z masonerią nie jest tutaj rzeczą istotną.

Spokrewnionymi również z masonerią są związki i organizacje, zajmujące się poza teozofią i spirytyzmem również okultyzmem i astrologią, − związki o podkładzie mniej lub więcej mistycznym. Do czego bowiem służyły dawniej (i służą dziś). Okultyzm, spirytyzm czy astrologia, dowiedzieliśmy się już z „Jewrejskaja Encikłopedja”. Dawną zaś Kabałę żydowską − zbyt ordynarne narzędzie na dzisiaj − zastąpiła teozofia, czy inna „postępowa nauka”.

Do tego rodzaju organizacji zalicza Katolicka Agencja Prasowa, następujące sekty i związki, istniejące w Warszawie:

*1) Polski Narodowy Kościół Katolicki. Jest to odłam sekty, który pozostał wierny przywódcy i twórcy sekty Hodurowi. Sekta ta wyrosła wśród Poloni amerykańskiej, w Polsce działa od r. 1921. Pierwszym reprezentantem Hudora w Polsce był Bończak.

2) Starokatolicki Kościół Mariawitów. Mariawici przyznają się do łączności z sektą starokatolików (nie uznającą prymatu papieskiego) od chwili, gdy przywódca mariawitów Kowalski otrzymał sakrę biskupią z rąk biskupa starokatolickiego w Utrechcie. W Warszawie działa filia kozłowitów z Płocka.

3) Polski Narodowy Kościół Prawosławny. Pierwotnie odłam Hodurowców, powstały po secesji Andrzeja Huszny, który wraz z grupką dawnych wyznawców Hodura przystąpił do Cerkwi Prawosławnej.

4) Starokatolicki Kościół Rzeczypospolitej Polskiej. Założony przez Farona, niegdyś człowieka Hodura, później secesjonistę. Zarówno przyznający się do łączności ze starokatolikami − ma-riawici, jak i od paru lat w Łodzi istniejąca sekta starokatolików, jednak nie utrzymują łączności z ekshodurowcem Faronem i jego „Kościołem”.

5) Kościół Metodystów. Amerykańska sekta wyrosła na po-dłożu protestanckiego racjonalizmu, propagująca „powszechne chrześcijaństwo” bezdogmatyczne. Metodyści wraz z podlegają-cą im ideową Imcą (YMCA) działają u nas od roku 1920.

6) Polskie Stowarzyszenie Badaczy Pisma Świętego. Sekta amerykańskiego pochodzenia, działająca u nas od roku 1922, propaguje hasła wywrotowe, zmierzające do obalenia istnieją-cego porządku społecznego i państwowego. Należy do tak zwanych sekt żydujących, to jest ulegających wpływom religijnych koncepcji współczesnego żydostwa. Wraz z Żydami oczekuje przyjścia Mesjasza, odrzuca bóstwo Jezusa Chrystusa. Są to tak zwani Świadkowie Jehowy.

7-8) Stowarzyszenie Badaczy Pisma Św.Złoty wiek” i Stowarzyszenie Badaczy Pisma ŚwiętegoEpifania” stanowią filie głów-nej organizacji sekciarskiej („Badaczy Pisma Św.”). Badacze Pi-sma Św. należą do najaktywniejszych sekt, działających na te-renie polskim.

9-10-11) Społeczność Adwentystów Dnia Siódmego w Polsce, następnie Autonomiczny Zbór Adwentystów Dnia Siódmego oraz Reformowany Zbór Adwentystów Dnia Siódmego stanowią odła-my amerykańskiej sekty adwentystów. Sekta ta, dość liczna niegdyś w Niemczech, działała u nas już za czasów zaboru ro-syjskiego. Adwentyści głoszą powtórne przyjście Chrystusa na świat i bliskie nadejście Sądu Ostatecznego. Odcienia tej sekty, wyrosłej na podłożu protestanckim, różnią się między sobą w wyznaczaniu terminu końca świata. Terminy te zawodzą cią-gle, jednakże adwentyści niestrudzenie „ustalają” nowe.

12-13-14) Związek Słowiańskich Zborów Ewangelicznych Chrze-ścijan w Polsce, następnie Związek Słowiańskich Zborów Baptystów w Polsce i Zbór Baptystów języka niemieckiego − tworzyły do roku 1927 jedną organizację religijną, która będąc rozsadzana od wewnątrz tarciami narodowościowymi, polsko-ukra-ińsko-niemieckimi, rozpadła się w końcu na trzy samoiste od-łamy. Baptyści wywodzą się z Niemiec. Podłoże sekty jest protestanckie. Wierzą w konieczność powtórnego chrztu w wieku dojrzałym. Na równi z Badaczami Pisma Św. propagują skrajny pacyfizm i zwolennikom swym zabraniają służby w wojsku z bronią w ręku.

15) Społeczność Darbistów. Przywódcą sekty w Polsce jest Żyd Gitlin. Niegdyś sekta ta działała w Rosji. Darbiści należą do sekt żydujących, odrzucających Bóstwo Jezusa Chrystusa.

16-17) Zrzeszenie Zwolenników Nauki Pierwszych Chrześcijan oraz Zdecydowani Chrześcijanie tworzą drobne grupki, oparte o propagandę sekciarską niemiecko-amerykańską.

W tych to organizacjach grupują się również nieliczni przed-stawiciele innych sekt, jak bracia morawcy, hernhuci, gminy braterskie, irwingianie, gminy nowoapostolskie i pierwochrześcijanie.

18) Łącznikiem pomiędzy wymienionymi sektami a baptysta-mi jest Stowarzyszenie Wzajemnej Pomocy Ewangelicznych Chrześcijan.

19-20-21) Kościół anglikański w Polsce reprezentują misje. Misja Mildmajska czyli Barbikańska działa wśród Żydów. Misja anglikańska jednoczy anglików, przebywających w Polsce. Misja amerykańska gromadzi ludzi amerykańskiego pochodzenia.

Propagandę teozoficzną uprawiają u nas następujące organizacje:

22-23-24-25-26) Polskie Tow. Teozoficzne, Polski Instytut Odrodzenia MoralnegoMazdaznan”, Liga Braterskiej Współpracy pod kierownictwem adw. Rogowskiego, Towarzystwo Antropozoficzne i Kościół Liberalno-Katolicki.

Teozofia głosi, że każda religia zawiera tylko cząstkę prawdy. Te cząstki jednoczą teozofowie w jedną całość, będąca zda-niem ich prawdziwym objawieniem.

Teozofia jest odłamem panteistycznego światopoglądu, stoi na stanowisku reinkarnacji, kończącej się rozpłynięciem się jednostki w bezosobowym bóstwie. Teozofia, podobnie jak masoneria, rozporządza stopniami wtajemniczenia. Kościół Liberalno-Katolicki należy do niższych stopni wtajemniczenia. Z organizacjami teozoficznymi utrzymują bezpośrednią łączność liczne koła i kółka spirytystyczne, których czołową reprezentacją jest Tow. Badań Metapsychicznych.

27) Przejście od ruchów sekciarskich i teozoficznych do ruchów wolnomyślicielskich tworzy Zbór WolnoreligijnyAgape”, założony przed paru laty przez prof. Lubeckiego. Lubecki należał niegdyś wraz z grupą (złożoną przeważnie z Żydów) do organizacji wolnomyślicielskich. Kiedy organizacje te opowiedziały się za programem bolszewickim, Lubecki ustąpił i zało-żył własną organizację deistyczną, bezdogmatyczną.

28) Propagandę bezbożniczą prowadzi u nas, Polski Związek Myśli Wolnej. Łączność pomiędzy tym związkiem, sektami a masonerią utrzymują następujące placówki, pozostające w ści-słej zależności od masonerii:

29-30-31-32-33) Stowarzyszenie Obrony Wolności i Sumienia w Polsce, Polska Liga Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Liga Reformy Obyczajów, Polskie Stowarzyszenie Etyczne (kier. Amelia Kurlandzka *Żydówka*), Towarzystwo Odrodzenia Moral-nego im. Abramowskiego (przewod. Sujkowska).*

Rzecz prosta, że front wszystkich wymienionych organizacji, skierowany jest przeciwko Kościołowi katolickiemu w pier-wszym rzędzie.

Istnieją jeszcze pozatym sekty ściśle zakonspirowane, jak np. Czciciele Lucyfera, Baphometa, których praktyki połączone są z orgiami rozpusty.

* * *

Ważniejszymi od lóż symbolicznych „Wielkiej Loży Polski” są „warsztaty” wyższych stopni (od 4 do 33), które podlegają „Naj-wyższej Radzie Polski”. Tutaj bowiem przede wszystkim − jak można przypuszczać − są zorganizowani i tutaj pracują wybitniejsi działacze i politycy masońscy. Wielka Loża zaś jest tylko pewnego rodzaju szkołą przygotowawczą, której jednym z zadań jest wychowanie dobrych masonów.

Celem i ambicją działalności tych lóż jest uzyskanie decydującego wpływu na rządy polityczne w kraju i objęcie władzy politycznej w państwie, a gdy to już nastąpiło − wcielanie w ży-cie i realizowanie ideałów masońskich, wyzyskując posiadaną władzę.

Loże niemieckie w Polsce

Loże masońskie, których „Wielkie Loże-matki” znajdują się w Niemczech, są o ile z danych cyfrowych, ujawnionych przez źródła masońskie, sądzić można − liczniejsze od lóż polskich. Loże te pochodzą z końca XVIII i początku XIX wieku i są pozostałością dawnej masonerii w Niemczech jeszcze z okresu jej świetności. Stąd między innymi pochodzi zapewne to rozprzestrzenienie się ich wyłącznie na terenie zaboru pruskiego. Mia-ły one w dawnych czasach dogodne warunki do swego rozwoju na tym terenie, szczególniej ze strony współczesnej im masonerii w Polsce.

Pewnym również uzasadnieniem i wytłumaczeniem tej rozbudowy niemieckich lóż masońskich na ziemiach polskich jest − być może − jeszcze ten fakt, że według Margiolta („Le Satanisme dans la haute maconnerie” („Satanizm w wysokiej masonerii”) organizacja wyższej masonerii dzieli całą powierzchnię ku-li ziemskiej na 77 „trójkątnych” prowincji, z których 46 prowincja, obejmująca prawie całe terytorium dzisiejszej Polski, no-si nazwę prowincji „berlińskiej”. Równocześnie zaś jako siedziba „Zwierzchniego delegata do spraw propagandy” dla tej pro-wincji wskazany jest Lipsk. „Wyższy Zarząd Administracyjny” mieści się właśnie w Berlinie.

Represje antymasońskie rządu A. Hitlera w Niemczech nie pozostały bez wpływu na loże niemieckie u nas. Znacznie ich ostatnio, jak się wydaje, spadło i jak fakty wskazują, są one coraz częściej zamykane i liczebnie maleją i słabną. Stanowią one jednak dzisiaj dość gęstą jeszcze sieć germanizacyjną naszych zachodnich obszarów, grupując przede wszystkim i organizując w swych szeregach mniejszość niemiecką, nie pozwalając jej w ten sposób wynarodowić się w Polsce. W pracy tej loże niemieckie w Polsce mają długą już tradycję, gdyż nad ich rozbudową pracował nie jeden, ale kilka masońskich systemów organizacyjnych pruskich, od 150 lat przeszło.

Jeżeli patrzymy z perspektywy historycznej, na działalność masonerii i jej stosunek do Polski, jako kraju o cywilizacji zachodnio-rzymskiej, to nasuwa się nam jedno przypuszczenie. Jest rzeczą całkiem prawdopodobną, że poza wytrwałym i cią-głym niszczeniem narodu polskiego w stałej codziennej działa-lności, wykorzysta masoneria z pewnością pierwszą nadarzają-cą się okazję, aby ostatecznie Polskę powalić, czego już dawniej byliśmy świadkami i dokonać jej nowego rozbioru. Mamy tu na myśli przede wszystkim nasze ziemie zachodnie: Pomorze, Poznańskie i Śląsk, ziemie rdzennie polskie, posiadające najmniejszy ze wszystkich dzielnic Polski procent mniejszości narodowych w ogóle, a Żydów − skutkiem różnych przyczyn − w szczególności. Oderwanie tych ziem na rzecz Niemiec, nowy rozbiór Polski, być może leży, a w każdym razie jest dużo danych, że leżał (przed przewrotem hitlerowskim w Niemczech) w planach wszechświatowej masonerii. Te dążenia masonerii po-krywały się tutaj z dążeniami protestanckich Prus, wydawało się więc, że tym większe ma szanse masoneria osiągnięcia swe-go celu. Rewolucja narodowa w Niemczech wprowadziła pewne powikłania do tych planów.

Loże Bnei Brith

Trzecią grupę lóż masońskich w Polsce stanowią loże czysto żydowskie „Niezależnego Zakonu Bnei Brith”. Odznaczają się one w porównaniu z lożami nieżydowskimi przede wszystkim znacznym bogactwem i rozporządzają ogromnymi sumami na różne cele. Miarę tego daje nam chociażby taka wiadomość:

*Członkowie nasi (tj. loży „Braterstwo Bnei Brith” w Warsza-wie) zobowiązali się wpłacać (jako zasiłek dla Instytutu Nauk Judaistycznych” w Warszawie) niemniej niż po 10.000 zł. rocz-nie w ciągu trzech pierwszych lat istnienia tej instytucji.*

Taką więc sumę może przeznaczać corocznie jedna tylko lo-ża „Bnei Brith” na jeden tylko cel.

Co do swojej liczebności grupa lóż „Bnei Brith” jest co najmniej równa liczbie lóż polskich, ze względu zaś na znaczenie swoje − jak nam się wydaje − jest ona od nich daleko ważniej-sza. Zakon ten bowiem zajmuje wybitnie uprzywilejowane miej-sce wśród organizacji masonerii światowej. Jest on według od-nośnych ustaw „związkiem mężów żydowskich”, przy czym sło-wo „żydowski” nie oznacza tutaj wyznania, lecz przede wszyst-kim pochodzenie. Członkami Zakonu Bnei Brith nie są wyłącznie Żydzi wyznania mojżeszowego, ale również wyznawcy innych religii, jak również bezwyznaniowcy, tzw. asymilatorzy i inni, byle tylko byli pochodzenia żydowskiego. Mason, członek masonerii powszechnej, najbardziej zasłużony, nie może być człon-kiem tego zakonu, o ile nie jest z pochodzenia Żydem. Z drugiej znowu strony nie ma żadnych, najmniejszych nawet przeszkód, ażeby Żyd, członek „Zakonu Bnei Brith”, nie mógł być jed-nocześnie członkiem jednej z lóż masonerii powszechnej, spra-wować w niej ważnych funkcji, zajmować wysokich i kierowniczych stanowisk, czy urzędów. A zatem, jaki z tego wniosek, „Zakon Bnei Brith” stanowi ściśle zamkniętą, czysto żydowską komórkę, wydzieloną i osobno zorganizowaną w łonie i częścio-wo przynajmniej z pośród masonerii powszechnej.

To też nic dziwnego, że z racji posiadania tak uprzywilejowanego stanowiska, a następnie ze względu na ogólne znacze-nie żydostwa dla masonerii, „Zakon Bnei Brith” jest podejrzany o odgrywanie specjalnej roli w masonerii. Rola ta ma być rolą kierowniczą, czy to jawnie i bezpośrednio pod własną firmą sprawowaną, czy też pośrednio przez tajne opanowanie ośrod-ków kierowniczych masonerii powszechnej, czy też wreszcie innym sposobem, w każdym bądź razie ma to być rola faktyczna.

Po zlikwidowaniu w r. 1920 krwawej rewolty komunistycz-nej Żyda Beli Kuhna na Węgrzech, wpadły w ręce rządu węgierskiego bogate archiwa masońskie. Część dokumentów w nich znalezionych, została ogłoszona przez Adoriana Barclay'a w jego książce pod tytułem „Grzechy masonerii” (nakładem „Egye-sult Kereszteny Nemzeti Liga”, Budapeszt 1921). Dokumenty te musiały być bardzo ważne i wymowne, skoro prezydent Karol von Wolff w przedmowie do tego wydawnictwa mógł wyraźnie i publicznie, w pełni odpowiedzialności napisać (na str. VI):

*Nie można także wątpić o tym, że w wypracowaniu planów wolnomularskich główną rolę grają loże „B'nai B'rith”, które pracują wyłącznie przy pomocy „braci” żydowskich.

Żyd zaś Creiznach z Frankfurtu, przeciwnik Zakonu, oświad-czył już w roku 1897, że „Bnei Brith” dąży do tego, ażeby, pod sztandarem Izraela nadszedł poranek zbratania ludów, ten poranek, do którego realizacji dąży cała bez wyjątku masoneria.

* * *

Po scharakteryzowaniu poszczególnych grup lóż masońskich w Polsce, należy spojrzeć na masonerię w Polsce jako na pewną całość.

Przede wszystkim jest rzeczą dość wyraźnie widoczną, że lo-że polskie stanowią tutaj znikomą mniejszość − w porównaniu z pozostałymi grupami lóż. Chociażby więc już z tego powodu, masonerii, istniejącej i działającej dzisiaj w Polsce, nie można nazwać w żadnym wypadku masonerią polską. Możemy z całą ścisłością twierdzić, że masoneria w Polsce jest organizacją obcą.

Uderzy nas następnie znowu specjalne uprzywilejowanie Ży-dów. „Wielka Loża Polski” jest tzw. lożą humanitarną, to jest przyjmującą bez żadnych ograniczeń i liczącą w swym składzie Żydów (Żydów, w znaczeniu nie tylko wyznaniowym). Świadczy o tym chociażby ten fakt, że „Symbolische Grossloge von Deutschland” („Wielka Symboliczna Loża Niemiec”), loża humanitarna, uważała za stosowne nawiązać bliższe stosunki z „Wiel-ką Lożą Polski” i ustanowiła nawet przy niej swego przedsta-wiciela, ujawnionego w roku 1933 przez wydawnictwa masońskie. Loże niemieckie w Polsce pracują pod zwierzchnictwem i dozorem „Wielkich Lóż” niemieckich, tzw. staropruskich, które obecnie przekształciły się w tzw. „Zakony Chrześcijańskie”. O lożach wytworzono legendę, że nie przyjmują one w żadnym wy-padku Żydów. Jest to jednak tylko legenda, jakich o masonerii znamy więcej. Biegły bowiem sądowy w procesie berneńskim, Ulrich Fleischhauer, dla obalenia tego mniemania przedstawił sądowi fotokopię masońskiego dokumentu ze spisem członków jednej z tych „Wielkich Lóż” w którym to spisie − wbrew tej legendzie − znajdujemy liczne nazwiska żydowskie. Jeżeli zatem loże-matki przyjmują Żydów, to jest rzeczą jasną, że loże zwykłe, im podległe, w tym względzie żadnych ograniczeń stawiać nie mogą. Niezależny Zakon Bnei Brith składa się tylko z Żydów, a loże okultystyczne, oparte przecież na doktrynie Kabały, nie robią żadnych trudności wstępującym Żydom. Stanowisko więc Żydów w masonerii, działającej dziś w Polsce, jest również wyjątkowo uprzywilejowane. W określeniu zatem, iż masoneria w Polsce jest żydowska, nie można znaleźć nieścisłości, czy przesady.

Wpływy masonerii w Polsce

Na temat wpływów masonerii w Polsce można mówić dzisiaj dużo. Ażeby jednak nie być posądzonymi o przesadę, czy bezpodstawność sądów, ograniczymy się tutaj do podania paru faktów bez szerszych komentarzy, pozostawiając czytelnikowi ocenę i wnioski.

* * *

*Musi się czuć masonerię wszędzie, nie powinno się jej odkryć nigdzie* − zaleca konwent (ogólne zebranie) „Grand Orient de France” („Wielkiego Wschodu Francji”) z 1922 roku.

*Wolnomularsto ma wpływ na wszystkie stronnictwa polityczne* − twierdzi konwent „Grand Orient de France” z 1901 roku itd.

Prosto z Mostu” (nr. 36 z dnia 16 sierpnia 1936 roku) dość trafnie wyjaśnia takie, a nie inne stanowisko „Kuriera Warszawskiego” wobec powstania hiszpańskiego.

*Dziwny jest podział republikan w Hiszpanii: jedni walczą po stronie Frontu Ludowego, drudzy po stronie powstania. Dziwnie na szerokim świecie, opowiadają się „ludzie umiarkowani” z lewa i prawa − jedni życzą zwycięstwa Madrytowi, inni Burgos. Dziwnie też bardzo, układa się stosunek prasy polskiej, zwłaszcza na peryferiach szeroko pojętego obozu narodowego do wojny w Hiszpanii. Mniej więcej pokrywa się on ze stosunkiem tych pism do wojny włosko-abisyńskiej. Przypadek?

A może poprostu zapomnieliśmy, że istnieje jeszcze na świecie instytucja, zwana masonerią, która z dwojga złego wybrała komunizm, a nie nacjonalizm i każe swoim ludziom nawet w prasie „pra-wicowej” czy „prorządowej” głosić chwałę Largo Caballero, „Lenin Hiszpanii”?*

Proces sądowy ks. T. Jajki

Dnia 7 marca 1935 roku odbył się proces ks. Tadeusza Jajki. Spra-wozdanie z tego procesu podajemy za „Polonią” katowicką (z dnia 9. III. 1935 roku).

W dniu 7 b. m. odbyła się przed sądem Grodzkim w Niepołomicach jawna rozprawa przeciwko ks. Tad. Jajce, obwinionemu o występek z art. 127 i 170 k. k. Według aktu oskarże-nia ks. T. Jajko dopuścił się występku z przytoczonych arty-kułów przez to, że jako wikary w Niegowicy, pow. Bocheńskiego, w czasie kazania, wygłoszonego 25 listopada 1934 r., znieważył władzę, twierdząc, że w rządzie polskim są masoni, a nadto publicznie rozpowszechniał fałszywe wiadomości przez to swoje właśnie twierdzenie, co mogło wywołać niepokój publicz-ny.”

Rozprawę prowadził sędzia Feil, ks. Jajkę bronił adw. Sygierycz z Krakowa. Przesłuchiwany ks. Jajko oświadczył, że do wi-ny się nie poczuwa i wyjaśnił, że na kazaniu powiedział:

„W rządzie polskim są masoni, co jest rzeczą jawną, a masoni to są ludzie, którzy walczą z Kościołem katolickim”.

Na dowód prawdziwości przytoczonych słów, obrońca oskar-żonego zawnioskował dowód:

1. z przesłuchania pana E. Dworzańczyka, dyr. Dep. Min. Op. Społe... a zarazem sekretarza Wielkiej Loży masońskiej w Warszawie na okoliczność, że loża masońska jest stowarzyszeniem jawnym, w Komisariacie rządu Warszawy zarejestrowanym i że członkami loży są Min. J. Beck, dyr. dep. Min. Spr. Zagr. Schaetzel, szef sztabu gen. Gąsiorowski;

2. z przesłuchania min. Becka i pułk. Schaetzla na okoliczność, iż są członkami loży masońskiej;

3. z przesłuchania Z. Kaczyńskiego, dyr. Kat. Ag. Prasowej w Warszawie, na okoliczność, że jest rzeczą notorycznie znaną, w prasie polskiej i zagranicznej wielokrotnie publikowaną, czemu nie zaprzeczano i co nie ulegało konfiskacie, że min. Beck, Boerner, Miedziński, Matuszewski, wojew. Kostek-Biernacki, szef sztabu generalnego gen. Gąsiorowski, inspektor armii gen. Rydz-Śmigły, marsz. Sejmu Świtalski są członkami loży masońskiej oraz, że głównym celem loży jest walka z Kościołem katolickim, to też z punktu widzenia przepisów religii katolickiej kler ma obo-wiązek uświadamiać wiernych o tym, mówić im o roli i celach masonerii.

4. z wydawnictwa oficjalnego francuskiej loży masońskiej („L'Inter-nationale Maconnique”), w którem na stronie 26, pod tytułem „Pologne”, wśród polskich członków loży masońskiej wy-mienieni są min. Beck i wicemin. Schaetzel i wreszcie:

5. ze świadków Wł. Kucharskiego i Ant. Kucharskiego z Krakuszowic oraz Romana Węgrzyna, celem stwierdzenia, że przemówienie ze względu na to, że poruszone były w nim powszech-nie znane fakty, nie mogło budzić niepokoju.

Zaznaczyć należy, że rozprawa odbywała się przy audytorium, rekrutującym się przeważnie z ludności, pochodzącej z parafii w Niegowicy. Po otwarciu postępowania dowodowego, przesunął się przez salę sądową korowód świadków, którzy przeważnie nie pamiętali słów ks. Jajki.

Ostatnim świadkiem w postępowaniu dowodowym był ks. Naworyta, drugi wikariusz z Niegowicy, który słyszał, jak ks. Jajko twierdził, że i u nas nie są stosunki, o ile chodzi o religię, idealne i oświadczył, że również w rządzie polskim są maso-ni, a masoni to ludzie, którzy walczą z religią katolicką. Nie było mowy o tym, że w Polsce depcze się religię katolicką, lub że u nas dojdzie do tego, co w Hiszpanii i Meksyku, a tylko wspomniał o pewnych niezgodnych z zasadami religii dążeniach, jak dążenie do ślubów cywilnych, propagowanie świadomego macierzyństwa, rozwodów, mówił o czasopismach, propagujących walkę z Ko-ściołem.

Na pytanie obrońcy dr Sygierycza, czy wobec przemówienia Ojca Św. do polskiej pielgrzymki narodowej w dniu 4 paździer-nika 1929 roku, wobec przemówienia ks. kard. Kakowskiego na otwarciu I zjazdu polskich pisarzy katolickich z 17 stycznia 1932 roku i przemówienia ks. nuncjusza arcybiskupa Marmaggiego, mógł oskarżony ks. Jajko mówić o masonerii w Polsce i przestrzegać przed nią, skoro tamte przemówienia nie były skon-fiskowane, owszem były opublikowane w całej prasie katolickiej. Świadek nie mógł odpowiedzieć, gdyż sąd pytanie obrońcy uchy-lił.

Sędzia zamknął postępowanie dowodowe, pominąwszy dowody, zaofiarowane na wstępie przez obrońcę dr. Sygierycza. Obrońca w swym wywodzie końcowym przypomniał, że Ojciec Św. w swym przemówieniu do pielgrzymki z Polski w dniu 4 października 1929 roku zwrócił specjalną uwagę na niebezpieczeństwo, grożące ze strony masonerii i powiedział wyraźnie, że szerzy ona przewrotne zasady i posiada zgubne wpływy w Polsce. Ks. kard. Kakowski 17 stycznia 1932 roku na otwarciu zjazdu pisarzy katolickich, wskazując na ich zadania, podniósł konieczność walki z masonerią w Polsce. Dnia 11 stycznia 1935 roku ks. nuncjusz Marmaggi wyraźnie oświadczył, że największym wrogiem Kościoła i kultury Polski jest masoneria, z którą walka jest obowiązkiem każdego katolika.

Jest faktem, że loże masońskie są szeroko w Polsce rozsiane, są zalegalizowane jako związki jawne, jeżeli zatem obywatel państwa, chociażby nawet członek rządu, uważa za możliwe należenie do takich związków, to stwierdzenie tego faktu nie może stanowić obrazy i nie może być podciągane pod pojęcie rozszerzania fałszywych wiadomości.

Po wywodach obrońcy sędzia ogłosił wyrok, w którym uznał oskarżonego ks. Jajkę winnym występku z art. 127 i 170 kod. kar. i zasądził go na łączną karę 6 tygodni aresztu z zawieszeniem na 4 lata i 30 zł. grzywny. Obrońca oskarżonego dr Sygierycz zapowiedział apelację.

Rozprawa apelacyjna odbyła się w końcu kwietnia 1935 roku w sądzie okręgowym w Krakowie. Sprawozdanie z tej rozprawy podajemy za „Gazetą Warszawską” z dnia 28. kwietnia 1935 roku.:

… Poza dowodami, zaofiarowanymi już sądowi grodzkiemu, przedstawił (obrońca) szczegółowo cele masonerii, a w szczególności walkę jej z Kościołem katolickim. Obrońca, opierając się na oficjalnych i nieoficjalnych publikacjach masońskich, zacytował szereg haseł masońskich w rodzaju:

„Nie ma ani Boga, ani duszy”,

„Należy oczyścić programy szkolne z wszelkiej idei Boga”,

„Przede wszystkim winna być zniszczona religia”,

„Bóg oto nieprzyjaciel”,

„Niewiara oto cel, do którego dążymy”.

Na podstawie tych dowodów stwierdził obrońca: − ksiądz katolicki miał nie tylko prawo, ale i obowiązek występować przeciwko masonerii, ostrzegając wiernych przed jej działalnością. Po-dawanie zaś nazwisk osób, należących do masonerii, której stowarzyszenia są w Polsce prawnie zarejestrowane, nie jest ani roz-powszechnianiem fałszywych wiadomości, ani też obrazą władzy, jeżeli dotyczy np. członków rządu.

Sensacją rozprawy było przemówienie prokuratora D. Boryczki, który przyznał, że w rządzie polskim są członkowie masonerii i należenie do związków masońskich nie może być, zda-niem prokuratora, uważane za obrazę. Wobec tego prokurator cofnął oskarżenie o występek z art. 127 kod. kar. W dalszym ciągu prokurator twierdził, że wśród masonów są tacy, którzy walczą z Kościołem i dążą do zniszczenia religii, jak i tacy, któ-rzy do tego nie dążą, i że wobec tego użycie porównania sto-sunków polskich i meksykańskich było rozpowszechnianiem nieprawdziwych wieści. W końcu prokurator domagał się ukarania ks. Jajki tylko za występek z art. 170 kod. kar…

W rezultacie prowadzący rozprawę sędzia Machalski ogłosił wyrok, mocą którego uznał ks. Jajkę winnym szerzenia wiadomości, mogących wywołać niepokój, natomiast uwolnił go od zarzutu obrazy członków rządu. Ks. Jajko skazany został na 3 tygodnie aresztu i 30 zł. grzywny. Wykonanie kary zawieszone zostało na lat 3. Po ogłoszeniu wyroku mecenas Sygierycz zapowiedział wniesienie kasacji.

Przebieg rozprawy, w szczególności zaś przyznanie prokuratora, iż w rządzie polskim znajdują się masoni wywołało w Krakowie dużą sensację”.

* * *

Henry Coston w książce swojej „Les Francs Macons Celebres” („Sławni masoni”), podaje w rozdziale „Pologne” następujące na-zwiska jako członków masonerii:

Pułk. Schaetzel, attache Ministerstwa Spr. Zagranicznych.

Puł. Bociański, dowódca Szkoły wojskowej w Ostrowiu.

Płk. Pieracki, były minister.

Płk. Beck, minister Spr. Zagr.

Gen. Gąsiorowski, szef Sztabu Generalnego.

Nazwiska powyższe − za Coston'em − ogłosiła prasa polska, między innymi „Gazeta Kościelna”, Lwów, z 11 listopada 1934 ro-ku i wiele innych pism, i żadne z tych pism nie zostało skonfiskowane, ani też nie otrzymało żadnego sprostowania, czy za-przeczenia, chociażby nieurzędowego.

* * *

Revue Internationale des Societes Secretes” w nr. 30 za rok 1927 opublikowała pewną liczbę nazwisk polskich masonów. Obecnie dorzucamy niektóre dalsze szczegóły.

Posterunki, czy to prezesa Rady ministrów, czy to ministrów, bywały powierzane w tym rządzie tymczasowym „bra-ciom” Janowi Kucharzewskiemu, prof. Mikułowskiemu-Pomor-skiemu, Zygmuntowi Chmielewskiemu oraz dr Chodźce, który jest wybitnym masonem. Polityka była w tym czasie kierowana przez Żyda i „brata” masońskiego, Szymona Askenazego.

W Rosji i w emigracji polskiej działało czterech wybitnych „braci”: adwokat Alek. Lednicki, generał w stanie spoczynku Al. Babiański, Alek. Więckowski i prof. Baudouin de Courtenay.

Wielka Loża znajdowała się w Moskwie u „brata” Lednickiego; parawan umieszczony przed kominkiem, posiadał znaki i emblematy masońskie. „Brat” Lednicki jest znanym germanofilem i znanym z gorącej chęci do współpracy z Niemcami, skierowanej przeciwko Entencie. Polscy „bracia” masońscy zgrupowani byli w Petersburgu dokoła „Dziennika Piotrogrodzkiego”, su-bwencjonowanego przez „brata” Lednickiego; dziennik ten sta-rał się siać nienawiść do Francji; jego redaktorem był Jan Dą-browski (w latach 1916 − 1918), obecnie adwokat w Warsza-wie.

Akcja masońska jest obecnie kierowana w Polsce przede wszystkim przeciwko Kościołowi katolickiemu i przeciwko par-tiom, określającym się jako narodowe i katolickie.

Główna komórka masońska znajduje się obecnie (1932 r.) w ministerstwach spraw zagranicznych i wojny. Niedawno uda-ło się odsłonić komórki te z racji pewnego odczytu, wygłoszo-nego przez radio, skierowanego przeciwko zasadom małżeń-stwa katolickiego; wykładowca starał się ukryć pod fałszywym nazwiskiem. Był to szef jednego z ważnych oddziałów ministerstwa spraw zagranicznych, p. Jaśkiewicz (pseudonim Wroń-ski), mason wysokiego stopnia. Późniejsza ankieta wykazała, że łącznikami pomiędzy „Wielkim Wschodem” w Paryżu (rue Cadet)a Polską są: Żyd Muhlstein, radca ambasady polskiej w Paryżu i Żyd Fruhling, dyrektor departamentu w centrali ministerstwa spraw zagranicznych w Warszawie. Przyjaźń, która łączy Żyda Muhlsteina, Filipa Berthelota i Rothszyldów paryskich, godna jest dużej uwagi.

W armii głównym działaczem masonerii wojskowej jest generał Julian Stachiewicz, członek „Wielkiego Wschodu”…, szef Biura Historycznego Wojskowego; obok niego należą do masonerii następujący wojskowi: pułk. Schaetzel, obecnie (1932) szef wydziału wschodniego ministerstwa spraw zagranicznych i pułk. Bociański, obecnie (1932) dowódca szkoły wojskowej w Ostrowiu.

Członkami „Loży Narodowej” są: pułk. Pieracki, obecnie (1932) min. spraw wewnętrznych; pułk. Prystor, obecnie (1932) prezes Rady Ministrów; pułk. Sławek, poseł i prezes partii rządo-wej BBWR; pułk. Boerner, minister poczt i telegrafów; pułk. Mie-dziński, poseł; pułk. Matuszewski, wiceminister skarbu; pułk. Maleszewski, szef policji; pułk. Kostek-Biernacki, wojewoda no-wogrodzki, autor bluźnierczej książki, zatytułowanej „Djabeł zwy-cięzca”.

Do loży „Szarotka” należą następujący wojskowi: gen. Gąsio-rowski, szef sztabu generalnego; gen. Młot-Fijałkowski; gen. Dąb-Biernacki; gen. Rydz-Śmigły; major rezerwy Świtalski, który jest obecnie (1932) marszałkiem Sejmu polskiego.

* * *

Z przytoczonych już dotąd nazwisk wynika, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz II Oddział Sztabu Generalnego, do którego zadań należy informacja i tajny wywiad, stanowią komórki, z których wyszło wielu wybitnych działaczy i polityków masońskich. Do tego rodzaju komórek należy również zaliczyć stanowiska bibliotekarzy ministerialnych i sejmowych.

* * *

Przypomnieć tutaj również należy, że w roku 1926, w roku zamachu majowego, (który to zorganizowała masoneria) zosta-ła założona w Łodzi masońska loża symboliczna pod nazwą „Ga-briel Narutowicz”, która to nazwa nie jest − jak można przypu-szczać − nazwą tylko przypadkową.

* * *

Bezwzględnie wrogie i agresywne stanowisko obozu (tzw.) „sanacji moralnej”, czy też jego najbardziej ruchliwego i krzykliwego odłamu, identyfikującego się z czynnikami rządzącymi w kraju, − w stosunku do Kościoła katolickiego, − jest konie-cznością, wypływającą z wewnętrznego ukształtowania się sił tego obozu, z ich jakości.

Gros tej grupy tworzy radykalna inteligencja polsko-żydo-wska, przesiąknięta do rdzenia ideologią masonerii.

Nie znaczy to − że obóz ten należy w całości do masonerii, nie mniej faktem jest, iż ta właśnie radykalna inteligencja, jest propagatorką haseł masońskich, wykonawczynią woli lóż.

„Masonerja w Polsce Współczesnej” - Bolesław Chełmiński - Warszawa 1936 r.

___________________

POWINOWACTWA ŁĄCZĄCE ŻYDÓW I MASONÓW

Powinowactwa łączące Żydów i masonów - pisze Leon de Pon-cis − były wielokrotnie wykazywane w pracach poświęconych studiom nad masonerią, a prałat Jouin ukuł termin „judeoma-soneria”, który przyjął się w języku potocznym.

Dokonajmy przeglądu najważniejszych spośród tych powinowactw.

W zakresie ideologii

Widzieliśmy, że masoński okultyzm wywodzi się po większej części z Kabały. Jeśli idzie o masoński racjonalizm, wiadomo, że znalazł on wyraz w Deklaracji Praw Człowieka z r. 1789 bę-dącej kodyfikacją ideologii rewolucyjnej. Czy są odniesienia do judaizmu? Owszem, wyraził je tymi słowy wielki rabin Francji, Jo Sitruk:

*Judaizm przenika cały świat współczesny, zwłaszcza poprzez Rewolucję i Deklarację Praw Człowieka.*

W zakresie symbolizmu i obrzędów

„Obrzędowość masońska zdradza swe judaistyczne pochodzenie” − pisze kardynał Caro Rodriguez i daje tego następu-jące przykłady: „Znaki heraldyczne, w których znajdują się po-stacie herubinów, opisanych w drugim widzeniu Ezechiela: wół, człowiek, lew i orzeł; dwie kolumny świątyni masońskiej będą-ce wspomnieniem świątyni Salomona; odbudowa świątyni: wy-rażenie, które określa główny cel masonerii; legendy i nauki wysnute w dużej części z Biblii i prawie zawsze przemieszane z tradycją cechów mularskich, a w szczególności legenda Hirama, która odgrywa tak ważną rolę w obrzędowości mas.; różne nazwy, jak imiona kolumn świątyni, Boaz i Jakin, słowa rozpoznawcze i hasła, jak Tubal-Kain, Szibolet, Makbenak, Żib-lem czy Moabon, Nekum lub Nekam, Abibal itp.”. Kardynał dodaje: „Znaczenie przypisywane liczbom, co jest znamienną cechą Kabały, jest dodatkowym świadectwem wpływu Kabały na masonerię”.

W zakresie organizacji

Przez siedemnaście wieków, które nastąpiły po zburzeniu Jerozolimy i jej świątyni (w roku 70), naród żydowski żył w rozsypce i wśród prześladowań; musiał ukrywać swoje organa kierownicze i dzięki temu w wysokim stopniu opanował sztukę tajnych struktur władzy. Na początku XVIII wieku, kiedy masoneria organizuje się w swych obecnych strukturach, wykazuje tę samą umiejętność, która robi wrażenie czegoś zgodnego z jej naturą. Czy zapożyczyła od narodu żydowskiego tę trudną technikę? Taką tezę podtrzymuje, popierając ją silnymi argumentami, były mason Copi-Albancelli w swojej książce „Le dra-me maconniquela conjuration juive contre le monde chretien” (Dramat masoński − spisek żydowski przeciw światu chrześcijańskiemu).

W zakresie celów

Ten sam ideał mesjanistyczny ziemskiego szczęścia, to samo oczekiwanie nieosiągalnego millenium ożywiają judaizm (tal-mudyczny) i masonerię. Ta sama tendencja i tu i tu do ubóstwienia ludzkości. Ta sama wrogość do Kościoła katolickiego. Ta sama wola popierania aż do ostatka reżimów rewolucyjnych.

Świadectwa autorów żydowskich

Wielu pisarzy żydowskich stwierdziło istnienie tego powino-wactwa. Dodamy kilka świadectw do przytoczonego już świadectwa rabina Eliasza Benamozegha.

La Verite israelite („Prawda Izraelska”)

Duch masonerii to duch judaizmu w jego najbardziej fundamentalnych wierzeniach; to są jego idee, to jest jego język, to jest niemal jego organizacja (…).

Nadzieja, która podtrzymuje i umacnia masonerię, to jest na-dzieja, która przyświeca Izraelowi i utwierdza go na jego bolesnej drodze, ukazując mu w przyszłości pewny triumf. Nadejście czasów mesjańskich nie będzie przecież czymś innym, niż uroczystym potwierdzeniem i ostateczną proklamacją wiecznych zasad braterstwa i miłości, zjednoczenia się wszystkich serc i wszystkich wysiłków w interesie każdego i wszystkich, nie będzie czymś innym, niż ukoronowaniem tego wspaniałego domu modlitwy wszystkich ludów, którego ośrodkiem i trium-fującym symbolem będzie Jerozolima”.

Rabin Isaak Wise

„Masoneria jest instytucją żydowską, której dzieje, stopnie, urzędy, hasła, są żydowskie od początku do końca”.

The Jewish Tribune

„Masoneria opiera się na judaizmie. Usuńcie z rytuału masońskiego treść judaizmu, cóż z niego zostanie?”

Disraeli

Powołując się na wydarzenia z 1848 roku, ów brytyjski mąż stanu oświadczył w 1852 roku w Izbie Gmin:

„Przyrodzona równość ludzi i zniesienie prawa własności są proklamowane przez tajne związki, które tworzą rządy tymczasowe; a ludzie rasy żydowskiej znajdują się na czele każdego z tych związków”.

„Wpływ Żydów można rozpoznać w niedawnym wybuchu sił destrukcyjnych w Europie. Rozszerza się rewolta przeciwko tradycji i arystokracji, przeciwko religii i prawu własności (…)”.

Les Archives Israelites

„Jules Lemaitre zdaje się wierzyć, iż masoneria jest pochodzenia żydowskiego; nie myli się. Jest wiele rzeczy trudniejszych do udowodnienia”.

Bernard Lazare

Jakie więc były powiązania Żydów z tymi tajnymi związkami? Nie jest to łatwe do wyświetlenia, gdyż brak nam poważnych dokumentów. Jest jednak pewne, iż znajdowali się Żydzi u sa-mej kolebki masonerii, Żydzi kabaliści, jak tego dowodzą pewne zachowane ryty. Bardzo możliwe, że w latach poprzedza-jących Rewolucję Francuską weszli w większej jeszcze liczbie do rad tego stowarzyszenia i sami zakładali tajne związki. Byli Żydzi wokół Weishaupta, a Martinez de Pasqualis, Żyd portugalski, zorganizował liczne loże illuminatów we Francji i zwerbował wielu adeptów, których wtajemniczył w dogmat reinte-gracji. Loże martynistów były mistyczne, podczas gdy inne odła-my masonerii były raczej racjonalistyczne. Co uzasadnia stwier-dzenie, że tajne związki reprezentowały dwie strony żydowskie-go ducha: praktyczny racjonalizm i panteizm, który jako odbicie metafizyczne wiary w jednego Boga, prowadzi niekiedy do kabalistycznego czarnoksięstwa. Łatwo można wykazać zgodność tych dwóch tendencji: sojusz Cazotte'a, Cagliostra, Marti-neza, Saint-Martina, hrabiego de Saint-Germain, Eckartshausena z encyklopedystami i jakobinami, oraz sposób, w jaki − pomimo ich oporu − osiągnęli ten sam rezultat, to znaczy o-słabienie chrześcijaństwa. To raz jeszcze dowodziłoby jedynie, iż Żydzi mogli być dobrymi agentami tajnych związków, gdyż doktryny tych związków zgadzały się z ich własnymi doktrynami, lecz to nie znaczy, że byli ich inicjatorami.

Elie Faure

W swej książce „L'ame juive” (Dusza żydowska), wydanej ku chwale i obronie Żydów, Elie Faure tak scharakteryzował oddziaływanie żydowskiego ducha na współczesne społeczeństwo: „Od Majmonidesa do Charlie Chaplina − ścieżka jest łatwa do wyśledzenia, z tym, że krążenie ducha żydowskiego było, by tak rzec, nieuchwytne i dopiero po jego przejściu dawało się zauwa-żyć jego siłę rozkładową. Freud, Einstein, Marcel Proust, Char-lie Chaplin otwarli w nas, w każdym tego słowa znaczeniu, prze-dziwne tunele, obalające mury klasycznej budowli grecko-łaciń-skiej i katolickiej, w łonie której żarliwy sceptycyzm żydowskiej duszy czatował, przez szereg stuleci, na okazję, by nimi wstrzą-snąć od podstaw… a zarazem oczekiwał, że w wyniku samego zaprzeczenia ukształtuje się z wolna nowa budowla, głęboko naznaczona inteligencją, zaciekle zmierzającą do usunięcia na zawsze nadprzyrodzoności z horyzontu człowieka”.

„Inteligencja, zaciekle zmierzająca do usunięcia na zawsze nadprzy-rodzoności z horyzontu człowieka” − ta formuła, wedle Elie Faure, dobrze określa pewien rys ducha żydowskiego, charakteryzuje ona również ideologię masońską. Stąd też oczywistość bliskiego między nimi pokrewieństwa.

Z przytoczonych tekstów zapamiętajmy szczególnie:

− słowa Disraeli'ego, ukazujące nam trzy główne czynniki władzy politycznej w świecie współczesnym;

− słowa Bernarda Lazare: „Tajne związki reprezentowały dwie strony ducha żydowskiego: praktyczny racjonalizm i panteizm, prowadzący niekiedy do kabalistycznego czarnoksięstwa”.

Arnaud de Lassus

__________________

REWOLUCJA FRANCUSKA

Założenia ideowe roku 1789

Jakież były „zasady ówczesnego społeczeństwa cywilnego”, do których czyni aluzję Louis Blanc? W istocie rzeczy były to przykazania Boże, czyli Dekalog. Jakież są zasady masońskie „sprzeczne z zasadami ówczesnego społeczeństwa”? Te, które później nazwano zasadami roku 89.

„Zasady roku 89 − wyjaśnił wielki mistrz Babaud Lariviere 1 sierpnia 1871 roku − były o wiele wcześniej uznawane w wa-szych świątyniach, zanim zostały proklamowane przez Zgromadzenie Konstytuanty, i opierając się na jej dziejach można stwierdzić że masoneria była prawdziwą zwiastunką Rewolucji”.

Zasady roku 1789 zostały skodyfikowane, jak wiadomo, w Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, względem której masoni bardzo słusznie roszczą sobie prawa rodzicielskie:

Kiedy runęła Bastylia, masoneria miała najwyższy zaszczyt obdarzyć ludzkość kartą, którą wypracowała prawdziwie z mi-łością (…). 25 sierpnia 1789 roku Konstytuanta, wśród człon-ków której było przeszło 300 masonów, przyjęła zasady roku 89 niemal dosłownie takie, jakie długo przedtem opracowywano w lożach.

Przejście od Ancien Regime'u do ustroju rewolucyjnego z 89 roku zostało więc dokonane przez zastąpienie Dekalogu deklaracją praw człowieka; aby uwydatnić tę podmianę, ikonografia tamtych czasów przedstawia prawa człowieka wyryte na dwóch tablicach podobnie, jak przykazania Boże były wyryte na dwóch kamiennych tablicach na górze Synaj.

Przygotowanie Wielkiej Rewolucji Francuskiej

Masoneria przekazała rewolucji nie tylko swe idee, lecz także swoje metody i swoich ludzi. Kiedy historyk, mason Henri Mar-tin, zapewnia, że masoneria była laboratorium rewolucji, słowo „Laboratorium” należy rozumieć w szerszym znaczeniu.

Zrozumiały jest entuzjazm masonów wzbudzany tym wyczy-nem, entuzjazm, którego przejawem jest następująca wypowiedź Najwyższej Rady Wielkiego Wschodu:

To masoneria przygotowała naszą rewolucję, największą ze wszystkich epopei ludowych, jakie historia zapisała w swoich annałach, oraz to masonerii należy się najwyższy zaszczyt wyposażenia tego wiekopomnego wydarzenia w dokument, w któ-rym wcielone zostały jej podstawowe założenia.

Gdy wybucha rewolucja, masoneria staje się niewidoczna

Od 1789 roku wszystkie siły napędowe we Francji wpadają w ręce masonów. „Towarzystwo Jakobinów, które było głów-nym sprawcą rewolucji francuskiej, było, że tak powiem, tylko zewnętrznym przejawem loży masońskiej. To, czego dokonali jakobini w czasie nieśmiertelnych pięciu lat, od 1789 do 1794 roku, możemy i powinniśmy uczynić powtórnie, gdyby powróciło zagrożenie…”.

W tychże samych latach masoneria stała się niewidoczna. Oto, jak tłumaczy tę sprawę mason Renaudeau:

„Aby dać wam przykład, czego może dokonać masoneria, po-wołam się na rolę, jaką odegrała podczas rewolucji 1789 roku. Zmiana zapatrywań, jaka nastąpiła w mieszczaństwie XVIII wie-ku, była dziełem masonerii; lecz kiedy wybuchła rewolucja, skończyła się rola masonerii − jakby przestała istnieć. Podczas całego burzliwego okresu rewolucji jej istnienie było jakby fik-cyjne, gdyż zawiesiła swe normalne prace. Nie przeszkadza to jednak temu, iż wszyscy rewolucjoniści oraz członkowie Konwentu wywodzili się z masonerii. Gdzie pracowali? W klubach. Nie znajdowali się już w lożach, bo w lożach nie robi się rewolucji. W lożach przygotowuje się umysły, a one działają gdzie indziej”.

Wyjaśnienie, jakie podaje mason Renaudeau, jest bez wąt-pienia niepełne. W gorącym okres rewolucji usuwa się w cień intelektualna część masonerii, ta, której zadaniem jest właśnie przygotowywanie umysłów i urabianie opinii. Ale w piramidzie tajnych związków, jaką stanowi masoneria, z całą pewnością istnieją kręgi na wyższym poziomie, przygotowane już nie do urabiania umysłów, lecz do przewrotu i walki zbrojnej; i te kręgi nie znajdowały się oczywiście w stanie uśpienia w roku 1789!

Świadectwa dotyczące istnienia i roli wyższych tajnych kręgów

Co to są wyższe tajne kręgi, i jaką spełniają rolę w masonerii, wypowiada się Copin-Albancelli, w swojej książce opubli-kowanej w 1905 r. „Comment je suis entre dans la francmaconnerie j'en suis sorti” („Jak wszedłem do masonerii i jak z niej wyszedłem”), Copin-Albancelli opowiada o zabiegach, których był przedmiotem w czasie, gdy już myślał o wystąpieniu:

Jeden z najznakomitszych ludzi, nie ze świata politycznego, ale ze świata masońskiego, zaproponował mi spotkanie, żeby mi zakomunikować rzeczy, jak mówił, najwyższej wagi. Zaczął od tego, że zażądał zachowania tajemnicy na temat rozmowy, którą ze mną przeprowadzi. Potem powiedział:

„Może pan ocenić potęgę masonerii. A jednak jest pan też w stanie uświadomić sobie, jak mierne są elementy, które ją two-rzą. Jesteśmy wszechmocni nie dlatego, że masoni są bardziej inteligentni, zręczniejsi lub bardziej wykształceni, niż najpospo-litsi profani, bo pan wie, że tak nie jest, ale dlatego, że jesteśmy zorganizowani. Kraj nie ma pojęcia o naszej organizacji i naszym celu. Z tego wynika, że możemy działać, kiedy nikt się tego nie spodziewa, a więc i nie przeciwstawia się naszym dzia-łaniom. W tym tkwi tajemnica naszej siły. Ale niech pan sobie wyobrazi, że na miejscu zrzeszenia się dwudziestu pięciu tysię-cy zer znajdzie się inne stowarzyszenie liczące tylko tysiąc człon-ków, ale do którego nie przyjmowanoby nigdy nowego członka bez przebadania go i śledzenia przez całe lata, bez wypróbowa-nia go w najróżnorodniejszych okolicznościach, jak i trudnościach, by pokonując je mógł wykazać miarę swojej inteligencji i swojej woli. Niech pan sobie wyobrazi podobne stowarzyszenie, z taką rekrutacją, że należą do niego tylko wybrani, tacy, o których można powiedzieć, iż wszyscy mają tylko jedną głowę, jedno serce, jedno ramię. Co pomyślałby pan o sile, jaką dys-ponowałoby podobne stowarzyszenie?”

Odpowiedziałem naturalnie, że takie stowarzyszenie byłoby panem świata. Wtedy, powtórzywszy, że to, o czym mnie powiadomi, powinno pozostać na zawsze między nami, mój rozmówca powiedział: «A więc! takie stowarzyszenie istnieje i jestem upoważniony, jeśli pan tego pragnie, wprowadzić pana do niego.

Piccolo Tigre

(Loże są) składnicą, rodzajem stadniny, ośrodkiem, przez któ-ry trzeba przejść, zanim się przyjdzie do nas (wyższych tajnych kręgów) (…). Poddając go odpowiedniemu szkoleniu, bierze się w posiadanie wolę, rozum i wolność danego człowieka. Rozpo-rządza się nim, wykorzystuje go, bada się go. Odgaduje się je-go skłonności, jego upodobania i dążenia; gdy jest już dojrzały dla nas, kieruje się go do tajnego związku, do którego masoneria może być tylko przedsionkiem raczej źle oświetlonym.

Świadectwo o działaniu poprzez inspirację

W masonerii „polecenia są przekazywane na ogół przez sugerowanie, a nie drogą nakazu, gdyż zawsze istnieje ryzyko, że na podstawie nakazu zostałoby odkryte i skompromitowane źródło inspiracji” − wyjaśnił Leon de Poncins w tekście wyżej cytowanym. Copin-Albancelli potwierdza to na podstawie własnego do-świadczenia:

„Nigdy nie otrzymałem nakazu w czasie sześciu lat spędzonych w tym stowarzyszeniu. Nigdy go też nie wydałem. Nie wi-działem nigdy żadnego masona wydającego ani otrzymującego polecenia, z wyjątkiem pewnego przypadku, o którym zaraz o-powiem. Oddziaływuje się przez poddawanie sugestii. Stosuje się metodę, która została sformułowana w następującym cyta-cie z masońskiego czasopisma: „Oficjalne polecenie pochodzące od masonerii dotyczy aborcji. Trzeba zupełnie inaczej wykorzy-stywać osobiste wpływy, starannie przesłonięte”. A więc żadnych rozkazów, *żadnych oficjalnych rozstrzygnięć”. − Sugerowanie; wpływy osobiste, starannie przesłonięte, które działają pod ukrytą inspiracją tajnej Władzy, często nieświadomie, ale stale i w jednym kierunku dzięki mechanizmowi, który tu opisaliśmy; i to podczas tylu miesięcy, tylu lat, tylu okresów lat, ile potrzeba, aby został wytworzony wymagany stan umysłów.

Koniecznie trzeba silnie to podkreślić, przede wszystkim dla-tego, że ta metoda tłumaczy możliwość funkcjonowania tajnej Władzy; następnie dlatego, że jest to ogółowi nie znane i że zna-jomość tego faktu jest jednak bardzo ważna, jeśli się obmyśla metody walki z masonerią”.

„Masoneria czyżby papierowy tygrys” Arnaud de Las-sus Wa-wa, 1994 rok.

___________________

DEKLARACJA PRAW CZłOWIEKA

Głębsze znaczenie Praw Człowieka

Nie potrzeba udowadniać, że przygotowanie i tryumf Rewolucji Francuskiej były dziełem wolnomularstwa skoro masoni sami się tym chełpią. Stąd też Deklaracja Praw Człowieka jest dziełem masonerii. Gdy padła Bastylia powiedział Bonnet, mów-ca na zgromadzeniu Wielkiego Wschodu w 1904 roku, „maso-neria miała zaszczyt dać ludzkości kartę praw, którą z troską wypracowała”. To nasz brat, de la Fayette, pierwszy przedsta-wił „projekt deklaracji o naturalnych prawach człowieka i oby-watela żyjącego w społeczeństwie”, mającej być pierwszym ar-tykułem konstytucji. 25 sierpnia 1789 r., zgromadzenie kon-stytucyjne, przyjęło Deklarację Praw Człowieka prawie słowo w słowo w zgodzie z formułą przyjęto w lożach. Biorąc pod uwagę naturalizm wolnomularstwa Deklaracja ta nie jest niczym innym jak tylko formalnym odrzuceniem wierności Chrystusowi Królowi, życiu nadprzyrodzonemu i udziałowi w Jego Mistycznym Ciele. Tak więc państwo francuskie oficjalnie oświadczyło, że nie posiada już żadnych obowiązków wobec Boga poprzez Jezusa Chrystusa i że nie uznaje już godności bycia chrześcijanami przez swoich obywateli. Rozpoczęło w ten sposób atak na organizację społeczeństwa pod władzą Chrystusa Króla, co trwa do dzisiaj.

To był tylko pierwszy krok. „Podległość masonerii wobec Ży-dów” pisze ks. Joseph Lmann, „wkrótce ujawniła się”. Jak?… *Gdy zagadnienie emancypacji Żydów stanęło przed Zgromadzeniem Konstytucyjnym (1789-1791) posłowie, którzy podjęli się doprowadzić do jej przegłosowania byli wszyscy wolnomula-rzami. Mirabeau był masonem wyższego stopnia, bliskim Weishaupta i jego wspólników i blisko powiązany z Żydami Berlina. Gdy po dwuletnich wahaniach Zgromadzenie Konstytucyjne na swym przedostatnim posiedzeniu jeszcze nie było zdecydowane, mason i jakobin A. Duport, domagał się przegłosowania tej sprawy przy pomocy pogróżek… Taka oto była pierwsza tajna usługa masonerii wobec judaizmu. Po niej przyjdą inne.*

Przy pomocy więc Rewolucji roku 1789 państwo francuskie nie tylko zadekretowało niechęć wobec prawdziwego nadprzyrodzonego Mesjasza i Jego programu ale dopuściło też do peł-nego obywatelstwa przedstawicieli narodu żydowskiego, w ten sposób pozwalając im by swobodnie pracowali, wbrew nadprzy-rodzoności, na rzecz dominacji ich narodu. Historia współcze-sna od roku 1789 jest w istocie zapisem przechodzenia państwa za państwem pod ponadnarodową, wolnomularską dominację, sprzeczną z porządkiem nadprzyrodzonym. Za nią wy-łania się stopniowo jeszcze silniej zorganizowana i równie sprzeczna z porządkiem nadprzyrodzonym, ponadnarodowa do-minacja narodu żydowskiego. Dlatego to epoka porewolucyjna jest świadkiem wytrwałych ataków na program Chrystusa Kró-la w poszczególnych krajach.

Zaraz po każdej udanej rewolucji masońskiej, zaczynając od pierwszej w roku 1789, a kończąc na hiszpańskiej w roku 1931, świat dowiadywał się, że dany kraj wchodził na drogę „postę-pu”, wprowadzając „oświecone” reformy, takie jak rozdział Kościoła od Państwa (czy też równouprawnienie wszystkich wyznań), legalizacja rozwodów, sekularyzacja szkół, restrykcje wo-bec zakonów jak też ich wypędzenie, gloryfikacja wolnomularstwa, nacjonalizacja własności i nieograniczona swoboda prasy.

Proces eliminacji jedności międzynarodowej opartej na Mistycznym Ciele Chrystusa i zastępowanie go naturalistyczną do-minacją narodu żydowskiego, wydaje się dziś być u progu tryumfu.

Jeszcze w 1922 roku Zgromadzenie Wielkiej Loży Francji uznało, że do jej zadań należy „stworzenie europejskiego ducha ustanowienie Stanów Zjednoczonych Europy lub raczej Federacji Świa-ta”. Po tej stronie żelaznej kurtyny oraz w USA zachęca się na-rody by zrezygnowały z narodowej suwerenności i weszły na drogę federacji, w której ci co kontrolują światową masonerię będą w posiadaniu ogromnej władzy oraz w której nikt nie bę-dzie słuchał autentycznego Nauczyciela prawa moralnego. Z drugiej strony żelaznej kurtyny widzimy kontynuację tego co zdefiniował pan Oudendyke, duński ambasador w St. Petersburgu i co zostało opublikowane w brytyjskim opracowaniu rządowym (White Paper) z kwietnia 1919 roku: „Jeżeli bolszewizm nie zostanie utrącony w zarodku i to natychmiast, rozszerzy się od kraju do kraju poprzez Europę i cały świat, ponieważ jest on zorga-nizowany i sterowany przez Żydów, którzy nie mają żadnej narodowości i których celem jest zniszczenie we własnym interesie istniejącego ładu”.

Hilaire Belloc, pisał 4 lutego 1937 roku w „G. K's Weekly”: „Każdy kto nie wie, że obecny bolszewicki ruch rewolucyjny w Rosji jest ruchem żydowskim, jest człowiekiem oszukanym przez samocenzurę naszej fatalnej prasy”. Kto dzisiaj dokładnie przygląda się przywódcom Rosji i krajów satelickich takich jak np. Polska i Węgry, dojdzie do tego samego wniosku.

Masoneria w krajach protestanckich i katolickich

Gdy raz się zrozumie bezład wynikający z masońskiego na-turalizmu i jej walki z nadprzyrodzonością nie trudno zrozumieć różnorodność dróg postępowania odnośnie różnych rzą-dów. „Mową i piórem”, pisze mason Pike („The Inner Sanctuary”, IV, str. 547), „przy pomocy wszystkich naszych jawnych i tajnych wpły-wów, kiesą a jeżeli trzeba i mieczem, wspierać będziemy postęp ludzkości i pracować nad uwolnieniem ludzkiego umysłu by dać swobodę ludzkiemu sumieniu (w szczególności od papieskich uzurpacji) oraz równe prawa wszystkim ludziom”.

Formacja ku „tolerancji” dawana w lożach ma na celu nie tylko nadać bierny stan umysłu, który każe jednakowo traktować religijną prawdę i fałsz, z równą obojętnością; ale dąży również do tego by wywołać stan aktywnej nienawiści wobec tego co określa jako „nietolerancję” ze strony Kościoła katolickiego, a mianowicie wobec domagania się przez Kościół by przy-jąć boski plan ładu powszechnego. Tak więc formacja w masońskiej „tolerancji” jest w gruncie rzeczy formacją w nienawiści wobec nienaruszalności i siły Kościoła katolickiego stoją-cego na gruncie nadprzyrodzonego życia i ładu w świecie. Oto dlaczego anglosaska masoneria, pozornie tak konserwatywna, nieustannie wspiera ruchy lewicowe, przeciwne prawdziwemu porządkowi na świecie.

Konsekwencją tego dwuznacznego naturalistycznego uformowania się masonerii w odniesieniu do państwa, w połącze-niu z denuncjacją państwowej „tyranii” i „uzurpacji”, odpowiadającej denuncjacji „przesądu” i „nietolerancji” w stosunku do religii, będzie skłonność ku kierunkom lewicowym. Państwa bę-dą ogłaszane jako „tyranie” proporcjonalnie do zakresu w ja-kim akceptować będą Chrystusowy program ładu społecznego. W krajach katolickich gwałtowne rewolucje zawsze skierowane będą przeciwko porządkowi społecznemu opartemu na respektowaniu Królestwa Chrystusowego. Ponieważ kraje protestanc-kie odrzuciły Chrystusowy program ładu nadejście w nich na-turalizmu to tylko kwestia czasu, nie jest konieczne używać w stosunku do nich takich określeń jak „tyrania” czy „despo-tyzm” stosowane swobodnie przez masonerię wobec posiadło-ści Burbonów czy Habsburgów.

Kraje protestanckie jednak nie będą oszczędzone, ponieważ z tyłu za masonerią stoi bardziej zwarta naturalityczna siła narodu żydowskiego, z jego mesjańską misją zdominowania wszystkich narodów. Wszelkie ślady rządów prawdziwego, nad-przyrodzonego Mesjasza muszą być usunięte. Wysoki dostojnik, którego nazwiska Kardynał Pitro nie ujawnia, powiedział mu w Wiedniu w r. 1889: „Kraje katolickie muszą być zmiaż-dżone przez protestanckie. Gdy ten cel zostanie osiągnięty, wy-starczy jedno pchnięcie by osiągnąć powalenie protestantyzmu”. Masoni w Anglii i w USA ustąpią naciskom przywódców żydowskich, nawet wtedy gdy interesy Anglii i USA ewidentnie na tym stracą. Jak podajeThe Brooklyn Tablet z 14 maja 1949 roku niekatolik, Senator Owen Brewster ze stanu Maine, przemawiając w Senacie USA na temat stosunku do Hiszpanii, powiedział: „Hi-szpanii nie uznajemy bo jest krajem katolickim… z ust do ust szeptana jest prawda, że alternatywą dla komunizmu jest katolicyzm. Wiemy, że prawda ta stale powtarzana jest w kuluarach choć Senatorowie niechętnie mówią o tym publicznie”.

Rozbiór Irlandii

Nie tu jest miejsce by roztrząsać masoński plan wobec Irlandii. Już sześć ulsterskich powiatów zostało odłączonych od reszty kraju i ustanowiono państwo z rządem o przytłaczają-cych wpływach masońskich (trzeba pamiętać, że Orange Society jest organizacją paramasońską szkoloną do antykatolickich wystąpień). Nie wszystkie powiaty Ulsteru zostały włączone do tego państwa aby przypadkiem katolicy nie uzyskali przewagi w parlamencie. Katolicy irlandczycy mają pretensje o podział ich kraju. Tymczasem wywiera się na nich naciski by ustąpili masonom jeszcze bardziej odchodząc od programu Chrystuso-wego Królestwa przez naruszenie jedności i nierozerwalności małżeństwa. Ci, którzy mają rozeznanie, wiedzą, że cel senatora H. Lehmana, który dąży do likwidacji podziału Irlandii jest złowieszczy. Opisany on jest w piśmie „Commonsense” z 15 listopada 1949 r. jako „bankier-syjonista zaprzyjaźniony z Moskwą”. Gdyby bp. Dillon żył dzisiaj powiedziałby katolickim Irlandczykom by: „pamiętali o swoich obowiązkach wobec naszego Boskiego Pana, Jezusa Chrystusa, który podtrzymywał ich ojców przez wieki ucisku” (z przepięknego prologu do irlandzkiej kon-stytucji), i by dbali oto by przede wszystkim Jego zadowolić, a nie syjonistów-komunistów czy masonów.

Antysemityzm

W obliczu zamętu jaki dominuje wśród katolików odnośnie zagadnienia antysemityzmu, trzeba i na ten temat powiedzieć parę słów przed zamknięciem tego wstępu.

W doskonałej recenzji książki bp. Dillon „The Kingship of Christ and Organised Naturalism”, która ukazała się w jezuickim magazynie La Civit Cattolica (Rzym) z marca 1947 r. recenzent szcze-gólnie podkreślił rozróżnienie jakie zawierają wszystkie Jego książki. Pisze on: „Autor pragnie wyraźnie odróżnić nienawiść do narodu żydowskiego, która jest antysemityzmem, od opozycji wobec Żydów i ich masońskiego naturalizmu. Ta opozycja ze strony katolików musi być przede wszystkim pozytywna po-przez uznanie, nie tylko indywidualne, ale i społecznie, praw nadprzyrodzonego Królestwa Chrystusa i Jego Kościoła, oraz poprzez dążenie polityczne do tego by prawa te były uznane przez państwa, też i w życiu publicznym. Dla tego koniecznego przedsięwzięcia... aktywne i skuteczne zjednoczenie katolików... jest absolutnie potrzebne”.

Nie ma tu miejsca na obszerne cytowanie papieskich doku-mentów by wykazać, że z jednej strony papieże domagają się by katolicy niezachwianie stali przy niezbywalnych prawach Chrystusa Króla, co zawierają encykliki, a z drugiej strony by zachowali swe umysły i serca wolne od nienawiści wobec narodu żydowskiego. Z jednej strony muszą walczyć o prawa Chry-stusa Króla i nadprzyrodzony ład w organizowaniu społeczeństw, co zawiera encyklika „Quas Primas”, niedwuznacznie ogłaszają-ca, że odrzucenie Jezusa Chrystusa, Prawdziwego Mesjasza, przez Żydów, oraz nieustępliwe trwanie tego narodu w opozycji wobec Niego, stanowi podstawowe źródło bezładu i konfliktów na świecie.

Dwa są powody, dla których wierni Bogu będą zdradzani przez tych, którzy powinni być po stronie Chrystusa Króla. Po pierwsze wielu pisarzy katolickich mówiąc o papieskich potępieniach antysemityzmu nie wyjaśnia znaczenia tego słowa ani nawet nie odwołuje się do dokumentów, które upominają się o prawa naszego Boskiego Pana, Głowy Mistycznego Ciała, Ka-płana i Króla. Tak więc wielu nie wie o obowiązkach spoczywających na wszystkich katolikach by opowiadać się zdecydowanie za Królestwem Bożym w społeczeństwie, a przeciwko ży-dowskiemu naturalizmowi. W rezultacie wielu katolików tak zupełnie nie zna doktryny katolickiej, że stawiają zarzut antysemityzmowi wobec tych, którzy walczą o prawa Chrystusa Kró-la, tym samym wspomagając wrogów Pana Boga. Po drugie wielu pisarzy katolickich bezkrytycznie powtarza co przeczytali w naturalistycznych, zwróconych przeciwko nadprzyrodzoności gazetach, nie rozróżniając między antysemityzmem we wła-ściwym katolickim sensie jak wyjaśniono powyżej, a „antyse-mityzmem” jak pojmują go Żydzi. Dla Żydów „antysemityzmem” jest wszystko co sprzeciwia się naturalistycznej, mesjańskiej dominacji ich narodu nad wszystkimi innymi. Zupełnie więc logicznie przywódcy narodu żydowskiego utrzymują, że upieranie się przy prawach Chrystusa jest przejawem „antysemi-tyzmu”. Określenie „antysemityzm”, ze wszystkimi jego bojowymi skojarzeniami w umysłach niemyślących, jest rozszerzane by objąć nim wszelki opór wobec dążeń narodu żydowskie-go do naturalistycznych celów i wszelkie demaskowanie metod, które stosują do osiągania tych celów.

Papież Pius X powiedział 13. grudnia 1908 r. w czasie beatyfikacji Joanny d'Arc: „W naszych czasach, bardziej niż kiedykolwiek dotychczas, największą siłą czyniących zło jest tchó-rzostwo i słabość ludzi dobrych, a cały wigor rządów szatana wynika ze słabości katolików. O gdybym mógł zapytać Boskiego Zbawiciela, jak uczynił to w duchu prorok Zachariasz: Czym że są rany na twoich dłoniach? Odpowiedź byłaby bez wątpienia następująca: Doznałem tych zranień w domu tych, którzy mnie kochali. Zranili Mnie przyjaciele, którzy nie zrobili nic by Mnie bronić, oraz ci, którzy przy każdej okazji stają się wspólnikami moich przeciwników. Ten wyrzut można skierować do słabych i tchórzliwych katolików wszystkich krajów.

Ks. Denis Fahey, C.S.Sp.

Święto Najświęt. Serca Pana Jezusa

16 czerwiec 1950 r.

Napoleon i masoneria

Muszę teraz skierować uwagę Państwa przez parę chwil na przywódcę, którego wyłoniła pierwsza Rewolucja Francuska i którego militarna i dyplomatyczna sława jest ciągle żywa w pa-mięci, wielu, obecnego pokolenia. Przywódcą tym był Napoleon Bonaparte. W dniach swych największych tryumfów nic go bar-dziej nie drażniło niż przypominanie mu jego jakobińskiej prze-szłości. Chciał pozować na nowego Karola Wielkiego, lub Rudolfa Habsburga. Chciał uchodzić za przyjaciela religii, katolickiej religii w szczególności. Uczynił coś niecoś w kierunku przywrócenia Kościoła we Francji, ale było to tak mało jak tylko mógł sobie na to pozwolić. To zapewne uniemożliwiło bardziej całościową reakcję na rzecz prawdziwych aspiracji religijnych ludności. Dokonano tego z ociąganiem się, oszczędnie i zazdro-śnie. A gdy się dokonało, Napoleon robił wszystko co w jego mo-cy by umniejszyć wynikające z tego korzyści. Wkrótce stał się prześladowcą, bezdusznym, okrutnym, niewdzięcznym prześla-dowcą Papieża i przeciwnikiem najsłuszniejszych interesów re-ligii we Francji jak również we wszystkich krajach, które mia-ły nieszczęście znaleźć się pod jego panowaniem.

Przyczyną tego wszystkiego jest to, że Napoleon rozpoczął swoją karierę jako wolnomularz, i z ducha pozostał wolnomularzem do końca życia. Wiemy, że zawdzięczał swoje pierwsze wyniesienie jakobinom oraz, że jego pierwszym sponsorem był Robespierre. Jego pierwsza kampania we Włoszech charaktery-zowała się największą brutalnością, zaspakajającą masońską nienawiść wobec Kościoła. Rozpędzał klasztory, niszczył kościo-ły, katedry i sanktuaria, sprowadził Papieża do wielkiego poniżenia. Jego słowa były odbiciem jego czynów i jego serca. W jego listach dźwięczy duch zaawansowanego wolnomularstwa. Pyszni się w nich ranami jakie zadał Kościołowi Chrystusowe-mu.

A jednak awanturnik ten z dużą zręcznością potrafił uchodzić wśród wielu, szczególnie w Irlandii, za dobrego katolika. Ponieważ był wrogiem Anglii, lub raczej to Anglia, prowadzona przez Pitta i Burke, uznała siebie za wroga Rewolucji, której był wytworem i kontynuacją, wielu politycznych przeciwników Anglii uznało Bonapartego za bohatera. Nie sposób przeczyć jego geniuszowi wojskowemu, ani w ogóle jego wielkim zdolnościom. We wszystkim jednak co czynił był tym czym go uczyniła masoneria. Był złośliwy, samolubny, tyrański, okrutny. Nie liczył się z krwią. Mógł tolerować i wykorzystywać Kościół gdy to służyło jego polityce. Ale od początku do końca swej kariery był zupełnie obojętny wobec kondycji Kościoła i brakowało mu wiary w jego doktrynę. Taką postawę wpoiły wczesne i na całe życie wiążące związki z illuminizmem.

O. Deschamps pisze o nim: „Napoleon Bonaparte był w rze-czywistości wysokiego stopnia masonem, a okres jego rządów to czas największego rozkwitu masonerii. W okresie terroru Wiel-ki Wschód zawiesił działalność. Gdy tylko Napoleon uchwycił władzę loże otwarły się wszędzie.

Mówiłem, że rewolucyjni przywódcy Francji wszyscy byli illu-minatami, a więc masonami najgorszego typu, których ostatecz-nym celem była destrukcja wszelkiej istniejącej religii i wszelkiej formy rządu świeckiego po to by wprowadzić ateistyczną, republikę społeczną, która powinna rozprzestrzenić się na cały świat i objąć całą ludzkość. Masoneria, jak widzieliśmy zaprasza muzułmanów i Hindusów, Chińczyków i buddystów, chrześcijan i Żydów. Pragnie pokonać wszystkich by sprowadzić ich do jednego poziomu ateizmu i komunizmu. Gdy więc jej Dyrektoriat, pragnąc się pozbyć Napoleona, planował wyprawę do Egiptu i Azji, mieli na uwadze realizację części tego programu jak również usunięcie groźnego rywala. Uniwersalna monarchia jest w ich ujęciu najskuteczniejszą metodą osiągnięcia uniwersalnej republiki. Gdy się ją osiągnie, wówczas sztylet, który u-sunął Gustawa III szwedzkiego czy gilotyna, która usunęła Lu-dwika XVI francuskiego mogą być ponownie użyte. Wezwie się Brutusa by usunął Cezara. Nie są to ludzie, którzy by się zży-mali przed przelewem krwi dla osiągnięcia swoich celów.

Napoleon, który jak informuje nas O. Deschamps był człon-kiem loży Templariuszy, ekstremalnie illuministycznej loży Lyonu, i dał dowody swojej wierności masonerii we Włoszech, był tym człowiekiem, który rozszerzył rządy republikańskie w całej Azji. Pojawił się w Egipcie z tą samą hipokryzją okazując szacu-nek koranowi, Mahometowi i islamowi z jakim okazywał go póź-niej Kościołowi katolickiemu gdy to mu było wygodne. Jego mo-wa do ludności Egiptu jest najlepszym tego dowodem. Z prawdziwie masońską hipokryzją mówił on:

*Cadykowie, Szejkowie, Imani! Powiedzcie ludowi, że jesteśmy przyjaciółmi islamu, że szanujemy Allaha, Jego Proroka i Koran bardziej niż Mamemlucy. Czy to nie my zniszczyliśmy Papieża, który chciał wojny z muzułmanami? Czy to nie my byliśmy poprzez wieki przyjaciółmi Wielkiego Pana niech Bóg spełnia jego ży-czenia oraz wrogiem jego wrogów? Allah jest Bogiem, a Mahomet jest Jego Prorokiem! Przede wszystkim nie obawiajcie się o religię Proroka, którą kocham!*

Skalkulowana hipokryzja widoczna jest z przemówienia jakie wygłosił w tym czasie do swoich własnych żołnierzy. To przemówienie równocześnie ukazuje jaką wartość możemy przypisy-wać jego oświadczeniom o przywiązaniu i szacunku dla chrześ-cijaństwa. Oto tłumaczenie tej wypowiedzi:

*Żołnierze! Ludzie, z którymi mamy teraz żyć to mahometanie. Pierwszą dla nich prawdą wiary jest to, że nie ma Boga prócz Allaha i Mahomet jest Jego Prorokiem. Nie sprzeciwiajcie się im. Traktujcie ich tak jak traktowaliście Żydów i Włochów. Okazujcie taki sam szacunek dla ich muezinów i immamów jak okazywaliście dla rabinów i biskupów. Okazujcie taką samą tolerancję dla ceremonii wymaganych przez Koran i dla meczetów jak okazywaliście dla klasztorów i dla synagog, dla religii mojżeszowej i dla religii Jezusa Chrystusa.*

Czytamy w korespondencji Napoleona I opublikowanej na rozkaz Napoleona III (t.V, str. 185, 191, 241) co myślał o tej swojej proklamacji aż do końca swojej kariery:

*W gruncie rzeczy, sytuacja mogła była zmusić mnie do przyjęcia islamu", oświadczył (będąc więzionym) na skale Św. Heleny. „Czyż myśl o Imperium Wschodu, a może nawet o podporządko-waniu sobie całej Azji, nie byłyby warte turbanu i pantalonów, bo przecież do tego tylko by się to sprowadzało. Utracilibyśmy tylko nasze szelki i kapelusze. Twierdzę, że armia, posiadająca takie nastroje jakie miała, niewątpliwie pogodziłaby się z tym projektem i widziałaby w nim tylko powód do śmiechu i do przyjemności. A tymczasem widzicie konsekwencje. Zdobyłem Europę jednym uderzeniem. Stara cywilizacja została pokonana i kto wówczas myślał o przyszłości naszej Francji i odbudowaniu świata? Kto by się ważył podjąć tego zadania? Kto mógłby to osiągnąć?*

Ani sukcesy ani klęski nie zmieniły Napoleona. Był sceptykiem do samego końca. Powiedział − będąc uwięzionym na ska-le Św. Heleny, skąd już nigdy nie powrócił na wolność, tam też dokończył swego żywota − do Las Cases:

*Wszystko swiadczy o istnieniu Boga w to nie należy wątpić ale wszystkie nasze religie to w sposób ewidentny dzieło ludzi.

Dlaczego te religie zagłuszają jedna drugą, zwalczają się? Cze-mu tak było zawsze i wszędzie? Bo ludzie są zawsze ludźmi. Dlatego, bo zawsze kapłani wprowadzali insynuacje, kłamstwa i fałsz.

Tym niemniej kontynuował od momentu gdy zdobyłem wła-dzę starałem się przywrócić religię. Używałem jej jako podstawy i jako korzenia. W moich oczach była ona podporą dobrej moralności, prawdziwych zasad i dobrych obyczjów.

Daleki jestem od ateizmu. Ale nie mogę wierzyć we wszystko czego mnie uczą wbrew mojemu rozumowi, żądając fałszu i hipokryzji. Mówienie o tym skąd się wziąłem, kim jestem, dokąd idę to przekracza mój światopogląd. A jednak to wszystko istnieje. Jestem jak zegar, który istnieje i nie zna siebie.

Nie mieć wątpliwości! Wszakże mój powątpiewający duch, jako cecha mojego cesarzowania, dobrze służył ludziom. W przeciwnym razie jakże mógłbym jednakowo wspierać przeciwstawne sekty gdy-bym był zdominowany przez jedną z nich? Jak mógłbym zachować niezależność myślenia i ruchów będąc pod wpływem spowiednika, który by rządził mną strasząc piekłem.

Czyż nie mógłby być potęgą zły człowiek, głupi człowiek, w roli spowiednika tych co rządzą państwami?

Tak byłem przepojony tymi prawdami, że pilnowałem się by działać we właściwy sposób,by zadbać o to by mój syn, w miarę jak to odemnie zależało, był wychowany na tych samych zasadach religijnych co ja.*

Dwa miesiące później były Cesarz powiedział, że od wieku lat 13 stracił wszelką wiarę religijną.

Thiers („Histoire du Consulatet de l'Empire, IV str. 14) twier-dzi, że gdy Napoleon zamierzał ogłosić siebie cesarzem pragnął złożyć masonom zapewnienie dotyczące swoich zasad i uczynił to zabijając księcia d'Enghien. Powiedział: „Chcą zniszczyć re-wolucję atakując ją w mojej osobie. Będę jej bronił, ponieważ ja jestem Rewolucją. Ja, i tylko ja. Tak mają to rozumieć od dnia dzisiejszego, ponieważ wiedzą do czego jestem zdolny”.

Mniej odważny jego krewniak, który jednak wiele osiągnął, Napoleon III, w swoich − „Ides Napoleoniennes” − pisze:

*Umierająca ale nie pokonana Rewolucja, pozwoliła Napoleonowi osiągnąć to co było jej celem. Mówiła mu: Oświeć narody. Osadź na mocnych fundamentach główne rezultaty naszych wysiłków. Rozszerz to co zostało pogłębione. Bądź dla Europy tym czym byliśmy dla Francji. Misję tą Napoleon wypełniał do końca.*

Gdy Napoleon zdobył władzę, odbyło to się jak wiemy głów-nie za sprawą illuminata i masona Talleyranda. To on i jego przyjaciele spośród illuminatów ściągnęli Napoleona z Egiptu i ułatwili mu objęcie władzy. Wszyscy jego bracia byli głęboko wtajemniczeni. Najwyższe kierownictwo widziało, że pojawia się reakcja, która jeżeli nie będzie stłumiona w zarodku doprowadzi do powrotu prawowitych, a wygnanych przez rewolucję, Bur-bonów i odebrania rewolucjonistom zagarniętych przez nich dóbr. Uznali więc (masoni) za mniejsze zło oddanie najwyższej władzy w ręce Bonapartego, gdyż dzięki jego zwycięstwom przy-bliżał się ich plan zjednoczenia Europy. Tak więc wspierali jego karierę, uważając równocześnie by ich złowieszcze plany posu-wały się przy każdej sposobności. Zapewnili sobie pierwsze miej-sca w cesarstwie dla siebie. Robili co w ich mocy by odciążyć sumienia od jakichkolwiek skrupułów. Zapewnili fatalny priorytet sekularyzmu w wykształceniu. Wprowadzili też rozdźwięk między papieżem i cesarzem. Doprowadzili do drugiego zaboru państw kościelnych. Spowodowali i podtrzymywali do końca u-więźienie Piusa VII. Stali na zapleczu wszelkich posunięć Napo-leona jako cesarza przeciwko prawom Kościoła, wolności i nie-zależności papieża, przeciwko dobru religii.

Głównym jednak błędem Napoleona było wspieranie masonerii. Służyło to jego celom wspaniale przez jakiś czas, to znaczy do czasu póki służył bieżącym i długofalowym celom spisku − a masoneria jest i zawsze będzie spiskiem. Nawet jeżeli Cambaceres, Talleyrand, Fouche i inni przywódcy illuminatów, którym zaufał i których sowicie nagrodził, byli zadowoleni to jednak pozostawała cała rzesza innych, których żadna nagroda by nie usatysfakcjonowała, i którzy przepojeni duchem sekty zawsze musieli poszukiwać sposobów by posuwać zamiary Weishaupta i jego wspólników. Grono to nigdy nie zaprzestało akcji. Trzymali oni członków sekty we swoim władaniu i absolutnym posłuszeństwie, nie tylko pozwalając im, ale wręcz wspo-magając w osiąganiu światowych zaszczytów. Dla nich jak i dla najskromniejszych członków tajnych spotkań zatruta „aqua top-hana” jak i nóż stały w pogotowiu zapewniając pewną śmierć tym, którzy by zachwiali się w posłuszeństwie wobec zdeprawowanych fanatyków diabolicznej idei, stojących jako wybrane grono u szczytu spisku, na miejscu najwyższej infami i najwyż-szej tajnej władzy. Ci ostatni byli rozsiani potajemnie wśród szeregowych członków lóż, setki doświadczonych spiskowców, dzierżących w swoich rękach prawdziwą władzę wewnętrznej lub wyższej masonerii, będących jej utajonymi mistrzami. Z tego tajnego zaplecza masoneria bez przerwy spiskowała w ce-sarstwie. Wspierała zwycięstwa pogromcy Austerlitz i Jeny. Je-żeli można zaufać Deschamps'sowi, który cytuje z najbardziej wiarygodnych źródeł, uczynili oni więcej dla tych zwycięstw niż sam wielki wódz na polu bitwy. Dzięki ich zabiegom zasoby przeciwników Napoleona nigdy nie znajdywały się pod ręką. Zabiegi austriackich i innych generałów, z którymi Napoleon walczył, były wykolejane. Zdrada była powszechna w ich szeregach, a informacja najistotniejsza dla ich planów donoszona była francuskiemu dowódcy. Wówczas masoneria była po jego stronie i tak jak teraz tajne możliwości organizacji, potęga jej tajnych wpływów, była na usługach celu, któremu służyła. Gdy jednak masoneria miała powód obawiać się, że potęga Napoleona stanie się dziedziczną, gdy jego sojusz z domem cesarskim Austrii, a w szczególności konsekwencja tego sojuszu, czyli na-stępca jego tronu, stworzyła zagrożenie dla uniwersalnej repu-bliki, której życzono sobie po jego śmierci, gdy wreszcie on sam zaczął okazywać niechęć wobec masonerii i począł szukać sposobów by ograniczyć propagandę jej diabolicznych planów, wów-czas masoneria stała się jego wrogiem, i jego koniec stał się bliskim. W jego rządzie zaczęły dominować destruktywne narady. Jego przeciwnicy zaczęli otrzymywać informację dotyczą-ce jego posunięć, podczas gdy uprzednio to on otrzymywał ich informacje. Członkowie sekty namawiali go na ten zwariowany marsz na Moskwę. Jego zasoby były paraliżowane. Jednym sło-wem został sprzedany przez tajnych, niewidocznych przeciwników w ręce wrogów. W Niemczech Weishaupt i jego partia, nadal trudniący się ciemną intrygą, po cichu przygotowywali jego upadek. Jego generałowie byli pokonywani jeden po drugim. Został zdradzony, oszukany i w końcu doprowadzony do klęski i ruiny. Tak więc otrzymał z dokładką podziękowanie ojca kłamstwa, wcielonego w masonerię, w illuminatów i spokrewnione sekty ateistyczne. Wygnany na wyspę Elbę pozwolono mu wrócić do Francji po to tylko by spotkał go los wyrzutka i więźnia na skale Św. Heleny, gdzie zmarł porzucony i prześladowany przez tajną sektę, która użyła go, nadużyła i zdradziła. Jak zobaczymy dalej, czyni to nadal, używając, nadużywając i zdradzając każdego uzurpatora i despotę, którego zwabi w swo-je szeregi.

Masoneria zdemaskowana - Bp. Jerzy F. Dillon - 1994 rok.

__________________

ROZKWIT MASONERII W OKRESIE I CESARSTWA

Trzecia Republika

Masoneria zreorganizowała się z rozmachem w czasie Pierwszego Cesarstwa:

Przyjmuje się na ogół, że okresem wspaniałego rozwoju masonerii była Trzecia Republika. W rzeczywistości w żadnym mo-mencie między 1870 a 1940 rokiem nie zaznała ona takiego rozkwitu, jak pod rządami Pierwszego Cesarstwa.

Napoleon I był masonem, był też jego ojciec, również bracia, jego żona Józefina, prawie wszyscy jego marszałkowie. Stał się on naturalnie protektorem tego „zakonu” i dlatego w lożach na-zywany był „najznamienitszym bratem”. Wojskowe loże Wielkiej Armii rozpropagowały masonerię w wielu krajach Europy, gdzie powoływały do życia loże miejscowe.

Józef Bonaparte był wtedy wielkim mistrzem Wielkiego Wschodu Francji, a jednym z wyższych jego funkcjonariuszy był Ludwik Bonaparte. Hieronim Bonaparte był wielkim mistrzem Wielkiego Wschodu Westfalli, Murat − wielkim mistrzem Wiel-kiego Wschodu Neapolu, Talleyrand, Fouche, Augereau, Kellerman byli masonami.

Aktywna pod rządami Restauracji i Monarchi Lipcowej maso-neria, mocno usadowiła się za czasów Drugiej Republiki (człon-kowie rządu tymczasowego w r. 1848 w większości byli masonami) i utrzymała swoje pozycje pod rządami Drugiego Cesarstwa, a to tymbardziej, że Napoleon III należał do karbonariuszy.

Masoneria czyżby papierowy tygrys Arnaud de Lassus Wa-wa 1994 r.

___________________

MASONERIA (w opisie bp. J. S. Pelczara)

Esperanto

Masoneria stara się także wyzyskać dla swojej propagandy międzynarodowy język „Esperanto”, wynaleziony przez Żyda war-szawskiego dr Zamenhofa. Na pierwszym kongresie esperantystów, odbytym w r. 1905 w mieście Boulogne, było obecnych 12 masonów z Anglii, Francji, Niemiec i Kanady, oni to właśnie utworzyli ligę p.t. „Esperanto Framasona” w tym celu, aby łączyć masonów różnych krajów, posługujących się językiem Esperan-to, usuwać za pomocą tego języka nieporozumienia, zachodzą-ce między braćmi różnych narodowości i rytów i jednać espe-rantystów dla masonerii. Z drugiej strony język ten ma zwo-lenników swoich także pośród katolików, którzy też utworzyli osobną sekcję i otrzymali błogosławieństwo Ojca Św. Piusa X. Na międzynarodowych kongresach Esperantystów (jak np. w Krakowie w r. 1912) odbywają się dla nich osobne nabożeń-stwa w kościołach katolickich, z kazaniami w tymże języku.

Skautowie

Nadto masoneria wciska się do związków młodzieży, zwanych „Boy-Scouts” czyli skautów, które w roku 1907 założył w Anglii pułkownik Baden Powell, protestant i mason. Mają te związki przyczynić się do zdrowego wychowania młodzieży pod względem fizycznym i moralnym, ale co do religii stoją na stanowisku neutralności bezwyznaniowej i tolerancji dogmatycznej; do masonerii zaś i tym się zbliżają, że mają swoje przysięgi, stopnie, próby, hasła i znaki. Głównie staraniem masonów rozszerzył się skautyzm po świecie, bo jej zadaniem jest obecnie zwrócić ludzkość, szczególnie w dni święte, do sportów, za-baw, wykładów różnego rodzaju, klubów, kasyn itp., by nie mia-ła czasu i ochoty myśleć o sprawach religijnych. We Francji stowarzyszenie skautów ma nazwę „Eclaireurs de France” i dzieli się na trzy grupy: protestanckie wyznaniowe − mieszane neutralne − i niby katolickie; ponieważ jednak skautyzm zabrania wszelkich rozmów religijnych i wiedzie do indyferentyzmu, prze-to niektórzy biskupi francuscy, z kardynałem Amiete na czele, zabronili młodzieży katolickiej wstępowania do tych związków. W Belgii tworzą się czysto katolickie związki skautów. U nas skautyzm, propagowany szczególnie przez X. Dr Kazimierza Lu-tosławskiego, mógłby być tolerowany jako środek do wyrabiania charakteru i sił fizycznych; nadto czuwać atoli potrzeba, aby młodzież wskutek swoich wycieczek w niedziele i święta nie za-niedbywała Mszy św. i nie opuszczała się w naukach, albo nie wpadła w ręce ludzi niereligijnych. Religijną opiekę i roztropny nadzór trzeba rozciągnąć także nad związkami skautek, które i u nas w wielkich miastach powstają.

Zwolennicy radykalizmu, demagogii i rewolucji

Sprzymierzeńcami masonerii są zwolennicy radykalizmu, de-magogii i rewolucji, a przeciwnicy zasad chrześcijańskich w ży-ciu politycznym i społecznym. Historia świadczy, że prawie we wszystkich ruchach rewolucyjnych, zwłaszcza wśród ludów ma-sońskich, brali udział masoni i że nawzajem te ruchy wzmacniały zawsze ich siłę.

Sprzymierzeńcami masonów są socjaliści, bo jedni i drudzy mają wiele punktów stycznych, jak nienawiść do religii katolickiej, dążność do „odchrześcijanienia” społeczeństwa i hasła rewolucji francuskiej: wolność, równość i braterstwo. Wprawdzie masoneria składa się przeważnie z „burżuazji”, socjalizmowi wstrętnej i wrogiej, a pisarze masońscy w Niemczech i Anglii oświadczają stanowczo, że loże są przeciwne międzynarodówce czarnej (to jest, katolikom) i czerwonej; (to znowu uderzają na „pseudofilozofów” socjalizmu i komunizmu); ale pomimo to masoneria wchodzi nieraz w sojusz z socjalizmem, by przezeń zepsuć niższe warstwy i popchnąć je do walki z Kościołem i rządami, jakoteż by przy pomocy socjalistów opanować parlamenty i rządy; wszakże już w roku 1845 ogłosił ohydny pismak E. Sue, że wolnomularstwo stoi na czele stron-nictw liberalno-socjalistycznych. Ono też pomogło do utworze-nia socjalistycznego Internacjonału w dniu 28 września roku 1864 w Londynie. Z drugiej strony koryfeusze socjalizmu: Babeuf, Saint-Simon, Bazard, Ludwik Blanc, Proudhon, Ledru-Rollin, Edgar, Quinet, Tolain, Lassalle, Karol Marks i inni, na-leżeli do sekty masońskiej i byli z nią w bliższych stosunkach; a toż samo powiedzieć można o dzisiejszych przywódcach par-tii. Do lóż należą np. socjaliści niemieccy: Karol Ornstein, Robert Schen, Maks Schlifler, Schuhmaier, Zenker i inni.

Kiedy w roku 1871 Komuna zawładnęła Paryżem, loże pary-skie wysłały deputację do rządu rewolucyjnego, przyczem, Thi-rifoque oświadczył, że „komuna jest najwspanialszą rewolucją, jaką tylko kiedy świat widział, że jest to nowa świątynia Salomonowa, której bronić masoni powinni”. Nazajutrz (29 kwietnia 1871 r.) kilka tysięcy masonów, z Maillet na czele, urządziło uroczysty pochód po ulicach Paryża, z niebieskimi chorągwiami na czele i wśród okrzyków: Niech żyje Komuna!!! Niech żyje Wielki Wschód!!! Stanąwszy na wałach, zatknęli masoni swą chorągiew i wezwali Wersalczyków do zaprzestania walki.

W ostatnich czasach sojusz masonerii z partią socjalistyczną stał się jeszcze ściślejszym, i to nie tylko w polityce, gdzie idzie o walkę z katolikami − jak to widzieliśmy w Belgii, Francji i Włoszech − ale także na polu zasad. Już w roku 1894 Bonnardot wystąpił na kongresie lóż francuskich z propozycją, by proklamować kolektywizm jako ideę masońską, która też niebawem do wielu lóż wniknęła; inny zaś mówca − Bedarie − na konwencie z r. 1900 dowodził, że „socjalizm jest konkluzją lo-giczną i jedynie konsekwentnym ukoronowaniem idei solidarności masońskiej”. Co więcej, Raymond na uroczystym zebra-niu W. Wschodu (18 września 1886 r.) nie wahał się twierdzić, że „rewolucja z r. 1789 była raczej polityczną niż socjalną, ale że dalsza jej działalność od r. 1889 ma być więcej socjalną niż polityczną”.

Sam Convent francuski oświadczył się w r. 1896 za wprowadzeniem podatku progresywnego, jakiego chcą socjaliści, a w r. 1899 za utworzeniem kasy emerytalnej dla robotników (caisse de retraite des invalides du travail), na co postanowił obrócić majątek kongregacji zakonnych. Niektóre loże (zwłaszcza paryska) żądały nawet, aby „zdemokratyzować masonerię” i przypuścić do niej robotników; ale wniosek ten wówczas nie przeszedł, nie dlatego tylko, że każdy mason za przyjęcie do jakiegokolwiek stopnia musi płacić dosyć znaczną taksę, ale także i z tej racji, podniesionej przez sprawozdawcę na konwencie francuskim z r. 1900, że „masoneria, jako kierowniczka ludzkości pod względem intelektualnym i moralnym, jest z istoty swojej arystokracją, a nie demokracją”.

Jest rzeczą pewną, że masoneria wspiera strajki socjalistów; ale z drugiej strony posługuje się tą partią, jakoby swoją gwardią pretorjańską; a tej koalicji udało się przeprowadzić we Francji niegodziwe ustawy o zniesieniu kongregacji zakonnych i o rozdzieleniu Kościoła od państwa. Na kongresie ateuszów, nazywających się zwolennikami „wolnej myśli” („Libre pensee”), odbytym w Paryżu w lecie roku 1905, uwidocznił się jeszcze lepiej związek masonerii nie tylko ze socjalistami ale także z anarchistami; co tym łatwiej się powiodło, że głośni anarchiści, jak Wawrzyniec Theilhade, Sebastjan Faure, Karol Malato, Pa-raf-Javal, Fromentin, Cyvoet, Ferrer i inni, należeli do lóż. Po straceniu masona-anarchisty Ferrera (13 paźdz. 1909 r.) loże, zwłaszcza we Francji, Belgii i Włoszech, używały głównie socjalistów i anarchistów do wywołania w wielu miastach napadów na kościoły i duchowieństwo, a jego samego wynosiły pod niebiosa, jako „męczennika idei” i ofiarę fanatyzmu klerykałów, mimo że Ferrer, jako główny twórca zamachu na króla Alfonsa XIII i krwawych rozruchów w Barcelonie, skazany został przez sąd, ustanowiony przez ministerstwo liberalne, w którym na siedmiu sędziów dwóch tylko było wierzących katolików, a pię-ciu masonów.

Słusznie też jeszcze w roku 1884 ostrzegł papież Leon XIII: „Gdy zniknie bojaźń Boża i poszanowanie praw Bożych, gdy powaga panujących pójdzie w pogardę, gdy żądza buntów będzie dozwoloną i pochwaloną, gdy namiętności pospólstwa, po-budzone do wybryków, nie będą miały innego hamulca, prócz kary; wtedy koniecznie musi nastąpić zamieszanie i przewrót wszelkich stosunków. I właśnie do sprowadzenia takiego zamieszania i przewrotu umyślnie dążą i to jako cel swój głoszą liczne sprzymierzone ze sobą związki komunistów i socjalistów; a wspólności z ich zamiarami nie może się wyprzeć sekta masonów, która i celom ich wielce sprzyja i główne zasady ma z nimi wspólne”.

Czy ten sojusz masonerii z partią socjalistyczną da się dłu-go utrzymać? W ostatnich czasach rola pretorjan zaczyna się socjalistom tu i ówdzie nie podobać. Tak np. we Francji socjalista Bietry starał się francuskiemu proletariatowi otworzyć oczy na ten niesłychanie sprytny pomysł miliarderów żydowskich, by wziąć pod komendę proletariat i szczuć go przeciw duchowieństwu, a przez to odwrócić jego uwagę od wielkiego kapitału. Wówczas Bietry'ego okrzyknięto klerykałem. Później na walnym zebraniu delegatów „organizacji syndykalnych” i „giełd pracy”, wytoczono skargę przeciw masonerii o wyzyskiwanie ro-botników, do czego impuls dał „król Paryża” i „dyktator ludowy” Pataud. Wówczas główny mówca Janvion powiedział: Z chytrą zręcznością pracuje Wielki Wschód nad tym, aby owładnąć ru-chem robotniczym i pokierować nim tak, jak tego wymagają interesa wielkiego kapitału. Niektórzy poszli na lep i służyli wolnomularstwu, lecz przekonali się, że padają ofiarą oszustwa, a z nimi razem robotnicy, za których wolność chcieli walczyć. Owładnąć przywódców, aby dysponować armią, to znana taktyka loży”. Wielką wrzawę wywo-łało oświadczenie tegoż mówcy, że na giełdzie pracy przywódcy masońscy założyli lożę pod hasłem La solidarite syndicale, przeznaczoną na to, „aby robotników wodzić za nos i oddać ich w kajdany kapitalizmu”. Oburzeni robotnicy wołali: Precz z kapitalizmem! Precz z Rotszildami! Kiedy masoni i zwolennicy ma-sonerii chcieli nienawiść zebranych skierować przeciw księżom, zawołał Janvion: „Wolę księdza niż masona, bo ksiądz otwarcie nosi sutannę i głosi swe zasady, podczas gdy mason kryje się za swym far-tuszkiem, knując intrygi i zaprzedając lud, zbyt powolny i ufający”.

(Jakaż lisia przebiegłość cechuje masonów). Tożsamo we Wło-szech dziennik socjalistyczny „Avanguardia” wystąpił przeciw ma-sonerii, którą nazwał „zielonym papieżem”, a to dlatego, że ma-soni przy wyborach nie wszędzie popierali kandydatów partii socjalistycznej. Kongresy socjalistów, odbyte w Reggio w r. 1910 i w Ankonie r. 1912, oświadczyły się przeciw sojuszowi z partiami mieszczańskimi i z masonerią.

Nie ulega atoli wątpliwości, że masoneria potrafi zażegnać te rzekomo zrywające się przeciw niej burze. Rzeczywiście w stycz-niu r. 1912 na zebraniu tzw. Federation socialiste de la Seine, jako też na kongresie socjalistów w Lyonie (r. 1912) zapadła większością głosów uchwała, że socjaliści mają wstępować do lóż i krzewić w nich swoje idee.

Sprzymierzeńcami i kierownikami masonerii są wreszcie Ży-dzi. Sojusz ten jest rzeczą pewną; a nie brak nawet pisarzy i to poważnych, którzy twierdzą, że masoneria zawdzięcza Żydom *swój początek”. Cóż za tym zdaniem przemawia? Oto przede wszystkim ta okoliczność, że Żydzi nienawidzą z zasady i bez chęci pojednania się religii Chrystusowej, która ich opór przeciw Zbawicielowi świata potępia, − jako też społeczeństwa chrze-ścijańskiego, w zamian za krzywdy, jakie temu społeczeństwu przez lichwę, wyzysk i demoralizację zadawali i zadają. Konsekwentnie Żydzi dążą do tego, by podkopać byt religii Chrystusowej, której Kościół katolicki jest strażnicą i ogniskiem, a spo-łeczeństwo chrześcijańskie poniżyć i osłabić, używając do tego wszelakich środków; ponieważ zaś masoneria zwraca, jak widzieliśmy, nienawiść swoją przeciw Kościołowi i stara się ze-drzeć ze społeczeństwa cechę chrześcijańską, przeto łatwo wy-snuć stąd wniosek, że Żydzi utworzyli masonerię; jako jeden z pierwszych hufców w walce z chrystianizmem.

Powtóre, Żydzi dążą wytrwale do panowania nad światem, do czego jako środek mają służyć nietylko kapitały, giełdy, dzienniki itp., ale także walki, rewolucje i rozprzężenia pośród narodów chrześcijańskich; ponieważ jednak sama roztropność im radzi, by działali w ukryciu, przeto jako swoich pionierów wysuwają masonów, by chrześcijanie gubili chrześcijan. W tym też celu stają Żydzi na czele partii socjalistycznej, spodziewa-jąc się, że w ten sposób odwrócą od siebie burzę rewolucji spo-łecznej, a jeżeli po wielkich przewrotach przyjdzie do utworzenia międzynarodowej republiki kolektywistycznej, oni w niej rzą-dzić będą.

Po trzecie, Żydzi nie tylko są fanatycznie przywiązani do swo-ich ideałów i tradycji, ale mają swoją organizację, odrębną i taj-ną, bo podlegają ślepo rabinom, ci zaś odbierają rozkazy od wła-dzy najwyższej i ukrytej.

Co więcej, Żydom znaną była oddawna organizacja tajna, bo wszakże zaraz po rozproszeniu swoim w r. 70 (czyli po zburzeniu Jerozolimy przez Tytusa) i w r. 135 (czyli po zduszeniu buntu Barkochby) mieli władzę naczelną ukrytą, która im zastępowała dawny sanhedryn, z przewodniczącego (nasi) i 70 rad-ców złożony. Mianowicie w Palestynie najwyższe acz Rzymianom tajne rządy nad Żydami sprawował przez czas jakiś „pa-triarcha Judei”, rezydujący w Jaffie lub w Tyberiadzie, a pozostali tamże doktorowie prawa wzięli się w drugim wieku po Chrystusie do napisania Miszny, czyli Talmudu jerozolimskiego. Ale to zwierzchnictwo zniknęło w wieku piątym, po edykcie Teo-dozyusza II z r. 449.

Natomiast wyłoniła się już w wieku II po Chrystusie w Babilonie godność „księcia niewoli albo wygnania” (po grecku Ech-malotarcha), jako najwyższa władza nad Żydami Wschodu i Za-chodu, co Talmud babiloński wyraźnie poświadcza (Traktat Sanhedrin fol. 5). Książęta wygnania, wybierani z rodu Dawidowego, wykonywali swą władzę bądź jawnie, bądź tajnie, według tego, czy Żydzi pod panującymi Wschodu używali spokoju, czy byli prześladowani; dopiero w r. 1005 kalif muzułmański kazał zamordować ostatniego „księcia wygnania'' Ezechiasza, co zmu-siło Żydów do nowego rozproszenia się po świecie. Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że miejsce księcia wygnania zajęła ja-kaś naczelna władza tajna, przesyłająca Żydom swe rozkazy za pośrednictwem rabinów. Ale gdzie ona przebywała w biegu wie-ków i o ile ona wpłynęła na tworzące się organizacje masońskie, trudno jest dociec z braku świadectw historycznych, które były i są ukrywane przez wyższe czynniki tajnych organiza-cji żydowskich.

Wprawdzie niektórzy autorowie powołują się na dwa pisma z roku 1489, to jest, na list Żydów z miasta Arles do Żydów w Konstantynopolu (z 13 stycz. 1489) i na odpowiedź „księcia ży-dowskiego” (z 21 listopada 1489).

W pierwszym liście Żydzi z Arles proszą o wskazówkę, co mają czynić wobec rozkazu, wydanego przez króla francuskiego, aby chrzest przyjęli, albo wynieśli się z kraju. W odpowiedzi rabini z Konstantynopola imieniem księcia żydowskiego ra-dzą Żydom w Arles przyjąć chrześcijaństwo pozornie, a zachować w sercu prawo Mojżeszowe i we wszelaki sposób szkodzić chrześcijanom. Oba te listy wydrukował po hiszpańsku Julian de Medrano w „La Silva curiosa” z r. 1583, a za nim Bonis w „La Royalle couronne des roys d'Arles” z r. 1690.

Za to zaprzeczyć się nie da, że między judaizmem i masonerią zachodzi ścisły związek, nie tylko co do ostatecznych ce-lów, ale także co do zewnętrznych form rytuału masońskiego, bo wszakże tego dowodzą same nazwy: Adonai, Salomon, Zorobabel, Noachita, Książę Jerozolimy, Wódz Przybytku, Kawaler Kadosz i inne, dalej legendy masońskie, zwłaszcza o budowie świą-tyni salomońskiej i zamordowaniu Hirama, wreszcie godła ma-sońskie w lożach używane, jak np. świecznik siedmioramienny i liczenie lat; wszystko to przypomina Biblię Starego Zakonu albo historię żydowską. Znać też w rytuale masońskim wpływ żydowskiej Kabały; a nawet jeden z autorów twierdzi, że Kabała jest filozoficzną podstawą i kluczem masonerii.

*Według niektórych autorów legenda o Hiramie Abbifie ma u żydo-masonów takie znaczenie: Zamordowanie Hirama, bu-downiczego świątyni jerozolimskiej (była to pierwsza świątynia masońska w której to wznosili modły do boga światła którym dla żydo-masonów był i jest Lucyfer), oznacza: Upadek synagogi i założenie Kościoła Chrystusowego. Trzej zabójcy Hirama oznacza: zabobon, tyrania i głupota. Poszukiwanie ciała Hira-ma oznacza: Pracę Żydów nad obaleniem Kościoła, a przywróceniem synagogi. Odkrycie ciała Hirama oznacza: Przywrócenie królestwa żydowskiego. Śmierć trzech morderców Hirama oznacza: Zagładę królów chrześcijańskich i duchowieństwa ka-tolickiego.* (Por. Egera. Żydzi i masoni we wspólnej pracy str. 60).

Jest zatem ścisłe pokrewieństwo między judaizmem i masonerią. Są świadectwa historyczne, że już w r. 1723 do loży londyńskiej, która się zbierała w szynkowni „pod różą”, nale-żeli także Żydzi. Jak również że Żyd był mistrzem loży angielskiej w r. 1732.

W wieku XVIII Żydzi wciskali się do lóż, a nawet tworzyli nowe systemy i ryty; tak np. Żyd Stefan Morin zaprowadził wyższe stopnie w masonerii północno-amerykańskiej; Żyd Pasqualis dał początek kabalistycznej sekcie Elus Cohens; Żydzi Bernard Michel i Benarride wynaleźli obrządek zwany Mizraim. Nadto Żydzi mieli i mają dotąd loże osobne, do których chrześcijan nie przyjmują, jak np. w Londynie, Lipsku, Frank-furcie („Zu drei Nesseln”) Hamburgu, Stanach Zjednoczonych Ameryki itd.

Loże przygotowały emancypację i równouprawnienie Żydów, która nastąpiła najprzód we Francji, na mocy uchwały Zgromadzenia narodowego z 27 września 1791 r., później zaś w in-nych krajach, natomiast w Austrii jeszcze później, bo w roku 1867. Za Napoleona I otrzymali Żydzi we Francji uznanie Wiel-kiego Sanhedrynu, czyli naczelnej władzy wyznaniowej, podczas gdy ich bankierzy, zwłaszcza z rodu Rothschildów, do olbrzymiego doszli majątku, w biegu wieku ciągle pomnażanego.

Mając w ręku kapitały, poczęli Żydzi oddziaływać silnie na politykę, już to jawnie przez giełdy i dzienniki, już to skrycie przez udział w tajnych towarzystwach; tak np. Żyd, znany pod pseudonimem Piccolo Tigre, był jednym z najaktywniejszych członków Wysokiej Wenty karbonarskiej, a inny Żyd, nazwiskiem Klaus, osiadły w Niemczech, dostarczał pieniędzy na ce-le rewolucyjne.

Po strąceniu z tronu Ludwika Filipa, który dla Żydów był bardzo łaskawy, Żyd-mason Cremieux dostał się do rządów, jako jeden z ministrów republiki; on też w roku 1860 założył „powszechny związek izraelski” (Alliance israelite universelle), ma-jący jako cel jawny: „obronę interesów żydowskich na całym świecie”, a jako cel ukryty: „zbudowanie nowej Jerozolimy na gruzach tronu papieży i monarchów''. Tak bowiem pismo związku pt. „Ar-chives israelites (z roku 1861 str. 165) wyraźnie zapowiedziało, że „miejsce cesarzy i papieży zajmie teraz nowe królestwo, nowa Jerozolima”. Na czele tego związku stoi komitet centralny, z siedzibą w Paryżu; on też za pomocą komitetów okręgowych i miejscowych kieruje Żydami, po różnych krajach rozproszonymi, a przez dzienniki obrabia opinię publiczną także w społeczeń-stwie chrześcijańskim.

W manifeście programowym ogłasza Cremieux, że *nie pier-wej Żyd stanie się przyjacielem chrześcijanina lub muzułmanina, aż światło wiary żydowskiej, tej jedynej religii rozumu, zaświeci po wszystkich krajach i że przychodzi już dzień, w którym Jeru-zalem stanie się domem modlitwy wszystkich narodów, a sztandar żydowskiego monoteizmu zaszumi na najbardziej odległych wybrzeżach morskich.*

Jak ścisłą jest łączność i jak wielka solidarność żydowska, pokazało się w roku 1858, kiedy to ochrzczenie małego Żydka Edgara Mortary przez służącą chrześcijankę w Bolonii i umiesz-czenie go w katechumenacie rzymskim, by mógł poznać religię chrześcijańską, poruszyło wszystkie dzienniki żydowskie i libe-ralne, wszystkie szczególnie loże masońskie do krucjaty prze-ciw Rzymowi. Większe jeszcze wzburzenie w świecie żydowskim wywołała sprawa Żyda oficera Dreyfusa, skazanego za zdradę przez sąd wojenny francuski; wówczas związek Alliance israelite nałożył na każdego Żyda podatek i nie spoczął, dopóki przy pomocy lóż nie przeprowadził zniesienia wyroku.

Jak sprytnie działa ten związek, wypowiedział trafnie w r. 1868. Ratisbonne, nawrócony Żyd, a potem kapłan: Żydzi z na-tury swojej są zręczni, przemyślni, przejęci żądzą panowania. Z czasem duch ich przeniknął całą obecną cywilizację. Kie-rują oni giełdą, prasą, teatrem, literaturą, administracją państwową, wszelkimi drogami komunikacyjnymi na ziemi i morzu, a przewagą majątku i geniuszu opasali, jakby żelaznym kołem, całe społeczeństwo chrześcijańskie”. Nie dziw też, że pewien uczciwy mason, zapytany, dlaczego wystąpił z sekty, taką dał odpowiedź: „Porzuciłem stanowczo lożę i stowarzysze-nie, bom nabył przekonania, że jesteśmy jedynie narzędziem Żydów, pchających nas do zburzenia chrześcijaństwa''.

Mianowicie w drugiej połowie XIX wieku i na początku XX działalność Żydów w lożach i po za lożami stała się wybitną i szkodliwą. Za Napoleona III ich bankierzy, Perreire, Millaud i inni, trzęśli finansami francuskimi, a nawet Żyd-konwertyta, Jan Marya Bauer, wcisnął się do Tuilleryi na spowiednika ce-sarzowej Eugenii, aby stać się potem oszustem i apostatą. Do rządu tymczasowego w roku 1870 dostał się znowu Żyd-mason Cremieux, ale głównym wówczas działaczem był Gambetta, po-chodzący, z żydowskiej rodziny „Gamberle”.

Trzecia republika wyniosła Żydów w górę, tak że nie tylko opanowali większe dzienniki − (jak we Francji: Matin, Gaulois, Temps, Humanite, i inne; w Anglii: „Times”, „Tribune”, „Daily Telegraph”, „Morning Post”, „Daily News”; w Hiszpanii: „Imparcial”, „Li-beral” i inne, w Wiedniu: „Neue Freie Presse”, „Zeit”, „Fremdenblatt”, „Neues Wiener Tagblatt”, „Wiener Tagblatt”, „Volkszeitung”, „Reichswehr”, „Neues Wiener Journal”, „Extrablatt”, „Arbeiter Zeitung”; w Galicji: wszystkich pism socjalistycznych, Nowin i Wieku Nowego; w Berlinie: „Berliner Tageblatt”, „Berliner Morgenpost”, i innych; we Włoszech: „Tribuna” i innych: na Węgrzech na 1.000 pism jest 800 żydowskich; a znane agencje: Reutera, Havasa i Wolfa są w ręku Żydów) − i kapitały, ale zawładnęli lożami, a przez loże wyborami i rządami, zawarłszy sojusz z radykalistami i socjalistami.

We Włoszech Adryan Lemmi, z katolika Żyd-apostata, i Żyd Ernest Nathan byli przez czas jakiś nader czynnymi wielkimi mistrzami Wielkiego Wschodu i odznaczali się zaciekłą nienawiścią do katolicyzmu. Pierwej jeszcze, bo około r. 1870 Żydzi, niepomni dobrodziejstw otrzymanych od Piusa IX, należeli do najzaciętszych wrogów papiestwa; z nich też po r. 1870 wyszli redaktorowie trzech głównych dzienników rzymskich („Opinio-ne, Liberta”, „Nuova Roma”), nazwiskiem Dina, Arbib i Lewi, niezrównani w szkalowaniu papieża i wyszydzaniu religii katolickiej.

W Hiszpanii Żyd Mendizabal w pierwszych dziesiątkach XIX wieku przewodził w walce z Kościołem i ze stronnictwem konserwatywnym, a nawet w r. 1834 owładnął ster rządu w Hiszpanii.

W Austrii Żydzi są głównymi pionierami liberalizmu antykatolickiego i przez swe dzienniki panowali nad opiniią publiczną, dopóki nie wystąpiło na widownię stronnictwo chrześcijańsko-socjalne, z dzielnym burmistrzem dr Kar. Luegerem na czele. Ale i teraz wielki wpływ wywierają; oni też przewodzą w związ-kach humanitarnych austriackich, które są ukrytymi lożami, jako też w lożach węgierskich i w antyreligijnym związku pt. Freie Schule.

A jakże się dzieje w Galicji? Oto niektóre miasta galicyjskie, jak Brody i Chrzanów, są zupełnie zżydziałe; w wielu innych są Żydzi w większości, a wszystkim prawie miastom i miasteczkom w Galicji i Królestwie zdołali Żydzi nadać piętno semickie. Co do stanu majątkowego, w Galicji wykupili Żydzi swoją lichwą od r. 1867 nie mniej jak 35% ziemi, drugie tyle mają w dzier-żawie, po miastach zaś posiadają przeszło połowę wszystkich parcel i realności. W przeciągu osiemnastu lat, od r. 1874 do r. 1892 przeszło w ich posiadanie 43.000 mniejszych posiadłości ziemskich. Od tego czasu sprzedaje się na drodze publicznej licytacji przeszło 2.000 gospodarstw rok rocznie, a przeważna ich część przechodzi w ręce żydowskie. Co do ducha, wśród Żydów galicyjskich szerzy się syjonizm, jawny wróg społeczeń-stwa chrześcijańskiego i polskiego; oni też podtrzymują głównie partię socjalistyczną polską i jej pisma. Jest rzeczą pewną, że Żydzi mają swoją lożę we Lwowie, w drugiej zaś łączą się z chrześcijanami według metryki.

Z Rosji masoneria od r. 1821 jest wykluczona; za to Żydzi w r. 1905 stanęli na czele ruchów rewolucyjnych, które przez kil-ka lat wstrząsały tym państwem. Oni to zorganizowali w Królestwie Polskim stronnictwo socjalno-rewolucyjne, zwane Bund, a w nim to tzw. „bojówkę” do wykonywania skrytobójstw i napadów na posterunki, kasy i składy monopolowe, z czego potem wyrodził się ohydny bandytyzm. Tak jednak umieli manewrować, że z tych rozruchów i strajków szkodę ponieśli sami robotnicy chrześcijańscy, i w ogóle Polacy, podczas, gdy korzyści mieli Żydzi, Litwakami zwani, i Prusacy.

Wszędzie Żydzi nie tylko łączą się z partią socjalno-demo-kratyczą, ale nią kierują. Ojcami dzisiejszego socjalizmu byli Lassalle i Marks, z których pierwszy był Żydem, a drugi pochodził od Żydów; obecnie przywódcami tegoż ruchu są również Żydzi, jak np. w Austrii Adler, Ellenbogen, Kohn, Verkauf i inni − w Galicji Diamand, Haecker, Liebermann, Czaki, Drob-ner, Mantel i inni. Wszędzie Żydzi posługują się tą samą etyką, to jest, wyzyskiwaniem wszystkiego na swoje dobro, choćby im przyszło użyć środków tak przewrotnych, jak anarchia, szpie-gowanie, oszustwo, lichwa, pornografia, handel żywym towarem itp.

*Wszędzie wreszcie mają Żydzi te same dążności i hasła: „A więc nie tylko opanowanie kapitałów, handlu, wielkiego przemysłu, prasy i rządów, ale także zdemoralizowanie społeczeństwa, zdeptanie Kościoła katolickiego, skrępowanie wolności religijnej, zabór dóbr duchownych, zniesienie zakonów, zaprowadzenie małżeństwa cywilnego, rozwodów i szkół bezwyznaniowych; a ponieważ takie same dążności i hasła ma również masoneria, przeto żydostwo używa masonerii za swoje narzędzie, by odbudować „świątynię jerozolimską” i sprowadzić do niej „mesjasza”, to jest, dojść do panowania nad światem; bo według postępowych pojęć żydowskich, mesjaszem ma być sam naród żydowski po obaleniu chrześcijaństwa”.*

Już kilkadziesiąt lat temu wyrzekł słynny Żyd, minister Disraeli (lord Beaconsfield): „Żyd w naszych czasach doszedł do tego, że na sprawy Europy wywiera wpływ zdumiewający”. O ileż słuszniej powiedzieć to można dzisiaj. − Tymczasem społeczeństwo chrześcijańskie *ZAMYKA OCZY*, by nie widzieć grożącego mu niebezpieczeństwa; a nawet pomaga masonom i Żydom w ich de-strukcyjnej robocie!!!

Masonerya" - dr. Józef S. Pelczar - biskup Przemyski O. ł. - Kraków 1914 r.

___________________

WYPRAWY KRZYŻOWE

W książce pt. „W obronie grobu Chrystusa” autorzy próbują wyjaśnić historię *wypraw krzyżowych”. W jaki sposób zostały zor-ganizowane i kto zorganizował; opis toczonych przez nich wojen w drodze do celu, jakim była Jerozolima. I co najważniejsze z kim walczyli.

Oficjalnie ich celem była obrona miejsc świętych w Jerozolimie, jak również rzekoma pomoc chrześcijaństwu wschodnie-mu w Konstantynopolu, w walce z niewiernymi.

Natomiast, jeżeli wnikliwie przeanalizujemy − na podstawie dowodów historycznych − charakter tych wypraw, dojdziemy wtedy do jedynego wniosku: że jedyną i prawdziwą przyczyną i celem wpraw krzyżowych, było utworzenie państwa żydowskiego w Palestynie”.

Wyprawy krzyżowe są ściśle powiązane z masonerią, przecież ci wszyscy dowódcy, którzy stali na czele poszczególnych wypraw − a o których w dalszej części dowiemy się więcej − to byli ludzie pochodzenia semickiego z rodu Merowingów, którzy (w I i II wieku) po wypędzeniu z Palestyny i przyległych miast i miasteczek przez panujących tam w tym czasie Rzymian, osie-dlili się w Europie zachodniej, a szczególnie we Francji (Lota-ryngia), którzy później nadając sobie różnego rodzaju tytuły szlacheckie; książąt, baronów itp., równocześnie przejmują ster rządów w danym rejonie.

Właśnie tacy dostojnicy jak Rajmund hrabia z Tuluzy, Fulko hrabia z Andegawenii, rycerz Hugon z Szampanii, Gotfryd, Baldwin i wielu innych, zakładali − w owym czasie − zakony masońskie, takie jak: „Zakon Templariuszy”, „Rycerzy Maltańskich”, „Zakon św. Jana”, „Zakon św. Grobu Jerozolimskiego”, „Zakon Szpitalników” itp.

Tak, że jest to ścisły związek wypraw krzyżowych z masonerią.

Znając prawdziwą historię narodu żydowskiego potwierdzo-ną historycznymi dowodami, wiadomo że ten naród, a ściślej określając *jego przywódcy” nigdy nie ujawniają swojego praw-dziwego pochodzenia. Jest to doskonała i sprawdzona metoda ich działalności w konspiracji. Zawsze w swej walce z innymi narodami (prawie od sześciu tysięcy lat) używali metody ukrywania się pod czyimś firnamentem. W tym wypadku użyli nazwy „krzyżowców chrześcijan” aby nikt nie dopatrzył się w tym, żydowskiej roboty.

Tak jak już na wstępie zaznaczyłem te wyprawy były zorga-nizowane dla stworzenia zalążków państwa żydowskiego w Pa-lestynie.

Wyruszając na jedną z wypraw, Papież Urban II który był jej inspiratorem, powiedział: Wyruszacie na wyprawę do Grobu Świętego, zawładniecie tą ziemię którą Bóg dał dzieciom Izraela i która jak mówi Pismo Święte opływa w mleko i miód”.

Ten cytat wyjaśnia częściowo cel tej wyprawy i nasuwa myśl kto się za tym krył. Oczywiście większa część rycerzy którzy walczyli w szeregach „krzyżowców”, jak również żołnierze bio-rący udział w tej wyprawie nie byli Żydami, ale też nie wiedzieli w czyim interesie walczą. Ludzie ci zawierzyli papieżowi, w tym wypadku Urbanowi II i usłuchali jego wezwaniom do „wypraw krzyżowych” i obrony miejsc świętych, tak jak przystało na chrześcijan.

Z braku dowodów historycznych trudno jest dociec, w którym wieku − ale wszystko wskazuje za tym, że po śmierci praw-dziwych ewangelistów − rolę ich, w większym czy w mniejszym stopniu, próbowali przejąć, w podstępny sposób Żydzi, którzy byli zorganizowani i podporządkowani swojej naczelnej organizacji, jakim był „Sanhedryn”.

Przejmując potajemnie częściową kontrolę Kościoła katolic-kiego umiejętnie sterowali całą masą wierzących, (na co później znajdziemy dowody współpracy zwierzchników Kościoła z żydostwem, szczególnie w VII, VIII i IX wieku).

Widać na podstawie tej książki, że walkę prowadzili przede wszystkim z Seldżuckimi Turkami, którzy bardzo dobrze się orientowali, jakie niebezpieczeństwo kryje się za tworzonymi religiami, za sterami których stoją wyznawcy Talmudu. Następnie z Islamem. Jak również, pomimo składanych przysięg, podjęli walkę przeciwko chrześcijaństwu wschodniemu, którego Patriarchat mieścił się w Konstantynopolu, czyli podejmowali walkę ze zorganizowaną siłą, obojętne czy to religijną czy państwową. Natomiast trudno znaleźć zapisu, który by wy-raźnie mówił, że krzyżowcy walczyli z religią żydowską, czy na-wet ze zorganizowaną gminą żydowską. Czy naprawdę Żydzi nie praktykowali w tym czasie swojej religii? Czy w ogóle w tym czasie Żydzi nie istnieli?

Dużo do myślenia dają nazwiska osób występujących w ro-lach głównych tej książki. Jak Gotfryd, Fulko, Boldwin, Eustachy itp.

Dowiadujemy się też o dokładnej dacie założenia „zakonu rycerzy Chrystusa” i „zakonu św. Salomona”. Dla nas obecnie jest bardziej znany pod nazwą zakonu Templariuszy. Zakon ten utworzyli Krzyżowcy Rycerz Hugon wraz ze swoim towarzyszem Gotfrydem. Dla tej działalności otrzymali pozwolenie i opiekę, zarówno od króla Jerozolimy Boldwina II jak i od Patriarchy Jerozolimy. Król Boldwin II zezwolił by zakon ten miał swoją siedzibę w „Świątyni Salomona”.

Pragnę przypomnieć, że „zakon Templariuszy” czy „zakon ry-cerzy Maltańskich”, „zakon św. Jana”, „Szpitalników”, były i są zakonami masońskimi. Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na wymienione kilkakrotnie przez autora, rycerzy krzyżowych, ja-ko „Frankistów”, jak wiadomo „Frankowie” był to odłam Żydów, którzy od wewnątrz niszczyli Kościół i chrześcijaństwo. Jak rów-nież bardzo wojowniczo nastawionych, którzy zaznaczyli się swoją nadgorliwością na terenach Europy wschodniej, a w szcze-gólności na Rusi i w Polsce.

* * * * * *

Pierwsza wyprawa krzyżowa

W połowie listopada 1095 roku miasto Clermont we francuskiej Owerni przeżywało dni pełne emocji. Z udziałem dwustu biskupów, trzynastu arcybiskupów i niezliczonej liczby prostych duchownych i rycerzy obradował tu przez dziesięć dni synod kościelny zwołany przez papieża Urbana II. Synod był kolejnym posunięciem z wielu ofensywnych działań nowego pa-pieża, który dążył do umocnienia kościelnej reformy we Francji, a tym samym również swojej potęgi skierowanej przeciw cesarzowi Henrykowi IV. Europą bowiem w tym czasie wstrzą-sały wojny między papieżem a cesarzem, ich walka o inwestyturę. Dlatego nie było zaskoczeniem, że na synod poproszono przede wszystkim dygnitarzy świata rzymskiego. Dla nas obrady synodu zaczynają być interesujące dopiero w ostatnim jego dniu: 27 listopada papież ogłosił dniem publicznych, jawnych obrad. Kiedy tego dnia, na obszernym placu przed wschodnią bramą miasta zebrały się liczne tłumy prostych i szlachetnie urodzonych wierzących, papież usiadł na podwyższonym tronie i wygłosił mowę, która w oczach współczesnych i późniejszych pokoleń miała stać się słynnym słupem granicznych hi-storii. W przemówieniu tym papież po raz pierwszy uroczyście i zobowiązująco wezwał zachodnie chrześcijaństwo do wyprawy na pomoc wschodnim współwyznawcom uciskanych przez „nie-wiernych”.

Prawdopodobnie było to porywające przemówienie wybitnego mówcy. Słowa jego wzbudziły zapał i były podobno przerywane entuzjastycznymi okrzykami; „Bóg tego chce” („Deus le volt”), zakończenie zaś zostało zagłuszone wiwatującą wrzawą słuchaczy, którzy ofiarowali swe usługi dla przygotowywanej wyprawy.

„I tu zobaczyliśmy − pisze jeden z naocznych świadków − że biskup z Le Puy podszedł z jaśniejącym obliczem do papieża, uklęknął i prosił o pozwolenie wzięcia udziału w wyprawie i pa-pieskie błogosławieństwo (…). Kiedy zaczęło się w ten sposób, podeszli posłowie hrabiego Tuluzy, Rajmunda z Saint-Gilles, aby oznajmić papieżowi, że hrabia zdecydował się osobiście przyjść i przyjąć Krzyż (…). Jakże wspaniałym i miłym widokiem dla nas wszystkich były te błyszczące krzyże z jedwabiu, złota albo innego materiału, które z polecenia papieża pielgrzymi przymocowywali na plecach swych płaszczy i kaftanów”.

Warto zapamiętać oba imiona, z którymi zapoznajemy się w tej scenie. Biskup Ademar z pobliskiego Le Puy zostanie papieskim zastępcą w wyprawie krzyżowej, a więc jej duchowym wodzem. Rajmund, hrabia Tuluzy, jeden z trzech największych panów feudalnych południowej Francji, będzie wkrótce gościł u siebie papieża, zostanie jego doradcą w sprawie wyprawy i poprowadzi krzyżowców z południowej Francji. Wystąpienie obu podczas zakończenia synodalnych obrad nie było tylko wynikiem improwizowanej żywiołowości, lecz z góry przygotowaną dramatyczną sceną: krótko przed rozpoczęciem synodu papież bawił wiele dni u biskupa Ademara, a jego kontakty z Rajmun-dem są dobrze znane. Papież całe swoje wystąpienie wyreżyse-rował w ten sposób, że skierował na scenę osobistości cieszą-ce się autorytetem, aby dały przykład innym.

Właściwa treść przemówienia Urbana II zachowała się w czterech wariantach: wszystkie zostały spisane z pewnym czasowym odstępem, jednak w trzech przypadkach ich zapis pochodzi od kronikarzy, którzy najprawdopodobniej słyszeli to przemówienie osobiście. Kronikarze zgodni są w odtworzeniu trzech podstawowych części mowy papieskiej. W pierwszej pa-pież opisał „cierpienia wschodnich chrześcijan znajdujących się pod jarzmem nowych nieprzyjaciół” (uważano że byli to Turcy seldżuccy), w drugiej „obiecywał nagrody dla uczestników wyprawy spieszącej na pomoc chrześcijanom wschodnim, przede wszystkim darowanie doczesnych kar za popełnione grzechy”, w trzeciej zaś wystosował apel o wzięcie udziału w wyprawie i według, niektórych, dał pewne dyrektywy: osoby słabe i chore mają zostać w domu, kobiety mogą wziąć udział tylko ze swy-mi mężami lub braćmi, duchowni − tylko za zgodą swych prze-łożonych. Wśród kronikarzy jest rozbieżność zdań − obok wielu innych szczegółów − co do jednej istotnej kwestii: dokąd wła-ściwie wyprawa miała się skierować? Ogólny kierunek na Bliski Wschód jest w jednym ze świadectw, przynajmniej pośre-dnio, sprecyzowany obszernymi fragmentami, w których papież opisuje cierpienia „Jerozolimy” (…) oraz innych „świętych miejsc”. Gdzie indziej jednak brak takich wzmianek. Jakkolwiek rzecz się ma, w następnych dokumentach, czy to wydanych przez samego papieża, czy przez synod, jako cel wyprawy określa się już Jerozolimę. I każdemu z uczestników obiecuje się nie tylko odpuszczenie grzechów; przez cały czas jego nieobecności Kościół będzie także strzegł jego mienia.

Brak nam również jednoznacznego świadectwa na ten temat, co pierwotnie miało dziać się ze zdobytymi terytoriami. Przy ogłoszeniu wyprawy mówiło się wyłącznie − według jednych − o zwrocie zdobytych ziem wschodniemu chrześcijaństwu, według opisu innych − a przede wszystkim Roberta Mnicha, który utrzy-muje, że był na synodzie − papież wyraźnie wskazywał, że na Bliskim Wschodzie będzie można zyskać nowe dobra. Podobno powiedział:

*Ta ziemia, na której żyjecie, ściśnięta z jednej strony morzem a z drugiej górami, może tylko z trudnością utrzymać ta-kie mnóstwo ludzi, naprawdę, dostatecznej ilości pożywienia led-wo starcza dla tych, którzy ją uprawiają (). Wyruszacie na wyprawę do Grobu Świętego; zawładniecie tą ziemię, którą Bóg dał dzieciom Izraela, i którą, jak mówi Pismo Święte, odpływa w mleko i miód.*

Prawdopodobnie tak sformułowany apel został włączony do przemówienia papieża dodatkowo, jako odbicie późniejszego roz-woju wypadków, nie mamy jednak pewności, i chyba nie mu-simy usilnie zabiegać o nią, ponieważ wkrótce praktyka wykazała, jak skomplikowane problemy majątkowe i prawne powsta-ły przed krzyżowcami.

Dyplomatyczne przygotowania

Papieskie przemówienie w Clermont nie było oczywiście dzie-łem natchnienia Bożego − lecz rezultatem kilkumiesięcznych ożywionych narad i rozważań. Pierwszych oznak możemy chyba szukać już w 1090 roku, gdy do Urbana II, przybyło poselstwo od bizantyjskiego cesarza, Aleksego I Komnena, z misją poprawienia stosunków między obu chrześcijańskimi Kościo-łami, wschodnim i zachodnim, które uległy zaostrzeniu z powodu gwałtownych sporów minionych kilku dziesięcioleci.

Jeśli oprzemy się na analizie teologicznych polemik między wschodnim i zachodnim Kościołem, to stwierdzimy obustron-ną wyraźną dążność do tego, by nie zaostrzać sporu. Nastawienie Urbana II zrozumiemy, jeśli weźmiemy pod uwagę sytu-ację papieża, który właściwie nie był uznawany przez większą część chrześcijaństwa i nie mógł nawet objąć swego urzędu w Rzymie, który objął w swe posiadanie „papież” Klemens III, (za-chodzi więc pytanie, kto powołał Urbana II na papieża, jak też dlaczego *nie mógł objąć swego urzędu w Rzymie?”). Postawa Aleksego I wypływała z faktu osłabienia Bizancjum po klęsce zadanej mu przez Turków pod Mantzikertem w 1071 roku, a także ze świadomości nowej sytuacji wojennej na wschodnich rubieżach cesarstwa.

Nas oczywiście interesuje przede wszystkim przemówienie bizantyjskich posłów; zachowała się jego treść − chociaż tylko w głównych zarysach. Opisali ciężką sytuację chrześcijan na Bliskim Wschodzie i prosili zachodnich chrześcijan, aby wstępowali na służbę bizantyjskiego cesarza. Nie wiemy o praktycznym skutku ich przemówienia; wydaje się, że przede wszy-stkim zwróciło ono uwagę na możliwość podboju Bliskiego Wschodu. Urban II i jego doradcy najpierw chcieli zorientować się w sytuacji, pertraktować, przemyśleć alternatywy. W zwią-zku z tym szczególnie ważne są odwiedziny Urbana II we francuskim klasztorze Cluny, ognisku ruchu reformy kościelnej. Zakonnicy w Cluny byli bowiem nie tylko głównymi ideologami i dyplomatami papieskiej walki przeciw cesarzowi niemieckiemu, ale także doświadczonymi organizatorami pielgrzymek do Ziemi Świętej i znawcami na Bliskim Wschodzie.

Charakterystyczne, że w czasie synodu − o ile oczywiście źródła nie wprowadzają nas w błąd − nie zastanawiano się nad tym, jak mają ustosunkować się wyprawy krzyżowe do właści-wego ich inicjatora − bizantyjskiego cesarza i jego cesarstwa. Już wtedy było widoczne, że na Bliski Wschód wyśle się nie na-jemnych żołnierzy na służbę Bizancjum, lecz niezależne oddzia-ły rycerskie. Takiego wojska oczywiście nie można było zor-ganizować na podstawie spontanicznego entuzjazmu, jaki wy-wołał papieski apel w Clermont; mogli je wystawić tylko potę-żni ówczesnego świata − wielcy feudałowie i władcy. Dlatego już kilka dni po zakończeniu synodu Urban II wyruszył w podróż do Francji, która miała trwać cały rok. Boże Narodzenie spędził w Limoges, potem znajdujemy go w Poitiers, a w marcu w Tours, gdzie zwołał następny synod. W ramach synodu znów zorganizował zgromadzenie pod gołym niebem, by wezwać obecnych do uczestnictwa w wyprawie. Stąd udał się na połu-dnie, gdzie pozostał najdłużej jako gość Rajmunda, hrabiego Tuluzy. W tym czasie rozesłał listy z apelami do wszystkich wielkich panów feudalnych, którzy uznawali jego papieską go-dność. Jego wysiłki nie poszły na marne; panowie,mający wie-lkie znaczenie we Francji, okazali zainteresowanie wyprawą i przyrzekli w niej swój udział. Jednym z pierwszych po Rajmundzie był sam brat króla francuskiego Filipa I − Hugon z Vermandois. Utworzenie rycerskiej armii dla tak dalekiej wyprawy nie było drobnostką i wymagało pewnego czasu na jej zgromadzenie i wyposażenie, na wystaranie się o fundusze oraz na uporządkowanie spraw majątkowych w ojczyźnie, którą krzy-żowcy mieli opuścić.

Lud udaje się na wyprawę

Najszybsza i najbardziej spontaniczna odpowiedź na apel papieski nadeszła nie od warstw panujących, do których papież przede wszystkim się zwrócił, lecz z całkowicie innego środowiska − od wiejskiego i miejskiego ludu. Już pod koniec 1095 roku we Flandrii i nad dolnym Renem zaczął głosić płomienne kazania dla poparcia wyprawy drobny, niepozorny mnich w średnim wieku, ubrany w zniszczony, gruby habit zakonny − Piotr, zwany od miejsca swego urodzenia Piotrem z Amiens, z powodu swej odzieży Pustelnikiem, a ze względu na wzrost Małym. Prowadził proste życie żebrzącego mnicha, odrzucał mięso i chleb, żywiąc się tylko rybami i winem. Dokąd przyszedł, tam nie tylko głosił kazania, ale także godził spory, pomagał cierpiącym, wspierał materialnie potrzebujących i w ten sposób zyskał sobie w oczach ludu opinię świętego. Wokół bosego, fanatycznego kaznodziei, jeżdżącego na wzór Chrystusa na ośle, zgromadziły się w ciągu lilku tygodni tłumy ludzi. Drobni rolnicy sprzedawali swoje chaty oraz rolę i skupywali zapasy żywności, by następnie opuścić swe wioski i wyruszyć z rodzinami w podróż do krajów, co do których nie mieli najmniejszego pojęcia, jak daleko się znajdują, i narazić się na cierpienia, o których okropnościach nic nie wiedzieli.

I oto w taki sposób w Wielką Sobotę 12 kwietnia 1096 roku wyruszyli „krzyżowcy” w obronie chrześcijan wschodnich (…) i grobu Chrystusowego (…). W bardzo szybkim tempie dotarli do granicy cesarstwa bizantyjskiego. Mimo pierwotnych uzgodnień z Bizancjum o pomocy dla chrześcijaństwa wschodniego które było pod opieką tegoż Bizancjum, umowy krzyżowcy nie dotrzymali. Kiedy w sierpniu 1096 roku krzyżowcy doszli pod mury Konstantynopola (stolica Bizancjum, gdzie znajdowało się centrum chrześcijaństwa wschodniego), zapomnieli o wszelkich uzgodnieniach i zaatakowali cesarstwo bizantyjskie, a w tym niszcząc chrześcijaństwo wschodnie. W tej wojnie z Bizancjum bardzo okrutnie zapisał się w kronikach, (tzw. św.) Piotr Pustelnik (ze świętego przerodził się w kata). Dodajmy przy tym, że „Piotr Pustelnik otrzymał list polecający od francuskiej gminy ży-dowskiej, w którym Żydzi zwracali się do swych współwyznawców w cesarstwie bizantyjskim o pomoc dla wyprawy krzyżowej Piotra Pustelnika na terenie samego Bizancjum (...)”.

Pod koniec sierpnia 1096 roku wyruszyła druga armia krzy-żowców, na czele której stali trzej bracia z rodu hrabiów Boulogne. Najwybitniejszym z nich był Gotfryd z Bouillon, człowiek który stał się jedną z najsłynniejszch osobistości wyprawy. In-dywidualnością bardziej wyrazistą był jego młodszy brat, Bal-dwin z Boulogne, a który później został królem Jerozolimy (to on właśnie wydał zezwolenie na zakładanie zakonów wolnomularskich, jakimi były: zakon św. Jana, zakon Szpitalników, za-kon obrońców Grobu Chrystusowego itp).

Starcie przywódców krzyżowych z cesarzem bizantyjskim nie było *przypadkowe”. Znalazły w nim swoje odbicie napięcia i sprzeczności między dwoma głównymi politycznymi i kulturowymi obszarami, które wyrosły na europejskim gruncie po roz-padzie Cesarstwa Rzymskiego. Zewnętrznym wyrazem tychże sprzeczności był konflikt między Kościołami: rzymskim i greckim, który osiągnął szczyt w 1054 roku, kiedy bizantyjski patriarcha Konstantynopola i rzymski papież wzajemnie się ekskomunikowali.

Politycznym elementem sporu między obu Kościołami było właśnie roszczenie przez Rzym prawa do panowania nad wszy-stkimi chrześcijanami. Tego roszczenia Rzym nie obwieścił w publicznych proklamacjach, ale właśnie w pierwszej połowie XI stulecia twardo je forsował w politycznej, a potem i mocarstwo-wej walce o to, komu jako najwyższej kościelnej zwierzchności ma podlegać bizantyjska część południowej Italii. Obok podsta-wowych sprzeczności co do filioque i kompetencji rzymskiego papieża, oba Kościoły dzieliło jeszcze wiele innych punktów spornych. Kościół wschodni odrzucił celibat forsowany szczególnie przez ruch kluniacki; obstawał przy tym, że „hostię” na-leży przygotowywać z kwaszonego chleba. Ważniejsze były róż-nice w teologicznej argumentacji, które dla naszego tematu nie mają oczywiście większego znaczenia.

Dowódca trzeciego oddziału należał do najbarwniejszych po-staci wyprawy. Hrabstwo Blois, wciśnięte między Normandię i rodowe posiadłości Kapetyngów nad Saoną i Loarą, było w XI wieku jedną z najważniejszych części północnej Francji. Hrabia Stefan z Blois posiadał poza tym bogate i wspaniałe hrabstwo Szampanii. Wystawić krzyżowe wojsko nie było dla niego problemem. Niemniej jednak Stefan do dziejów wypraw krzy-żowych wpisał się nie bojowymi umiejętnościami ani męstwem, lecz tym, co nam pozostawił jako świadectwo o wyprawie − swymi listami do małżonki Adeli, w których szczegółowo i z pewną dozą oryginalności opisał bezpośrednie przeżycia z wyprawy. A do tego włączył do szeregów swej drużyny Żyda Fuchera z Chartres, który miał się stać jednym z najwybitniejszych kronikarzy wyprawy.

Gdy wszystkie trzy grupy wojska zebrały się, wyruszyły na południe przez Alpy do Włoch. Podczas przemarszu przez Lukkę dowódcy spotkali się z papieżem Urbanem II. Przyjęli jego błogosławieństwo, odmówili mu jednak, gdy zwrócił się do nich z żądaniem pomocy w obaleniu papieża Klemensa III, i odzyskaniu Rzymu z rąk jego.

Wyprawa trwała wypełniona po drodze potyczkami i wojnami. W międzyczasie 2 kwietnia 1118 roku zmarł król Jerozolimy Baldwin I, który był pierwszym wybranym królem Jerozolimy z pośród krzyżowców. Następcą Baldwina I, został wybrany jego bliski kuzyn Baldwin z Le Bourg z Francji, przybrał imię „Baldwin II”. W międzyczasie krzyżowcy prowadzili wojny z państwami i królestwami jakie się znajdowały na ich drodze, jak również z poszczególnymi religiami, oprócz religii żydowskiej. Na dziedziczkę jerozolimskiego tronu przeznaczona była najstarsza córka Baldwina II − Melisandra, ponieważ Baldwin II czuł się nie najlepiej, był poważnie chory. Oczywiście było jasne, że sama nie może panować i dlatego Baldwin II zwrócił się z prośbą do króla francuskiego, aby polecił mu odpowiedniego kandydata na męża dla córki, który by mógł zostać królem je-rozolimskim. Ludwik VI polecił mu hrabiego Fulka z Andegawenii (...).

W jego osobie wkracza do naszego opowiadania mądry polityk, jeden z najzdolniejszych w tym okresie. Rezultatem dyplomatycznej przezorności Fulka było to, że jego syn, Gotfryd, w 1128 roku ożenił się z wdową po cesarzu niemieckim Henryku V, Matyldą, która jednocześnie, jako ostatnia potomkini w linii prostej od Wilhelma Zdobywcy, była dziedziczką angielskiego królestwa. Z tego związku powstał później sławny ród Plantagenetów. Nie potrafił natomiast Fulko swą osobą zaimpo-nować nieokrzesanym wojownikom ani pięknym damom euro-pejskich dworów. A do tego miał już czterdzieści lat, co wówczas było już podeszłym wiekiem. Mimo to przyjął ofertę mał-żeństwa z młodziutką Melisandrą.

Na wiosnę 1129 roku przybył Fulko do Jerozolimy, gdzie zo-stał przyjęty z wszelkimi honorami. Ślub z Melisandrą czynił go następcą tronu i współwładcą jerozolimskim. W tej roli wziął u-dział w niezbyt udanej wyprawie przeciwko Damaszkowi. Wypra-wę zaskoczyły długotrwałe deszcze i z powodu grząskiego terenu musiała wrócić do Palestyny. Fulko towarzyszył jeszcze kró-lowi w zbrojnej interwencji przeciwko antiocheńskiej księżniczce Alicji, która chciała objąć rządy jako suwerenna władczyni, a nie jako regentka. Ale była to ostatnia wyprawa w życiu króla. Wkrótce po powrocie z wyprawy Baldwin II zmarł w lecie 1131 roku. Kiedy umierał, mógł być spokojny o sprawy dynastyczne. Tron miał następcę, a małżeństwo Melisandry przyniosło już pierwszy owoc − syna, który miał nosić sławne imię pierwszego i drugiego króla jerozolimskiego, Baldwina III.

Powstanie zakonów rycerskich

Chociaż istnienie państwa jerozolimskiego za panowania Bal-dwina I zostało już pod względem wojskowym zabezpieczone, wciąż jeszcze napaści muzułmańskie utrudniały podróżowanie do Świętych miejsc. Opowiadanie normańskiego pątnika Saevul-fa zgadza się z opisem ruskiego pielgrzyma Daniela, że „Sara-ceni czynią zasadzki wśród skał i w jaskiniach, skąd napadają na grupy krzyżowców (rzekomych chrześcijan), którzy wędru-ją do Jerozolimy”. „Ach jakaż ogromna liczba zwłok, które leżą po brzegach drogi, porzucona została na pastwę dzikich zwie-rząt” − pisze pątnik Saevulf.

Nie można się też dziwić, że w taki oto sposób − a jest to naturalny odruch w obronie swego bytu czy zagrożenia − miejscowa i okoliczna ludność broniła się przed najeźdźcą (oku-pantem), spod znaku czarnego krzyża. Którego celem było opanowanie tego terytorium i stworzenie zalążków państwa ży-dowskiego, a Jerozolimę jako stolicę tego państwa obrać. Czyniąc to wszystko pod sztandarem chrześcijaństwa zachodniego.

W 1119 roku mało znany rycerz Hugon z Payens z Szampa-nii wraz ze swoim przyjacielem Gotfrydem z Saint-Omer utwo-rzyli bractwo rycerzy, początkowo tylko ośmioosobowe, które chciało zapewnić ochronę pielgrzymom wędrującym między Je-rozolimą i Jafą (taka była oficjalna wersja, zakładanych zakonów). Dla tej pobożnej działalności otrzymali pozwolenie i opie-kę zarówno króla Baldwina II, jak i jerozolimskiego patriarchy. Do niepozornej grupy rycerzy przyłączyli się wkrótce inni i sława ich dotarła szybko do Europy. W ten sposób ze skromnych początków narodziła się organizacja, która dziesięć lat później otrzymała swoje reguły na synodzie w Troyes pod patronatem samego Bernarda z Clairvaux. W nowym bractwie do-tychczasowe zwykłe reguły zakonne były tak ułożone, aby czy-niły zadość potrzebie świętej walki, przeciw „niewiernym”. W regułach tych pozostał nakaz osobistego posłuszeństwa, jed-nak zamiast kontemplacji i pracy fizycznej został wprowadzony nakaz zbrojnej walki w służbie, rzekomo Boga i Kościoła (jak zobaczymy dalej walka ta nie miała nic wspólnego z Bogiem i Kościołem).

Król Baldwin II pozwolił, by nowy zakon miał swoją siedzibę w skrzydle pałacu przy jerozolimskiej Świątyni Salomona (była to pierwsza świątynia masońska, którą wybudował Hiram Ab-bif dla króla Salomona, w której to wznosili modły do „Boga Światła”, którym to jest Lucyfer). Stąd też przyjął nazwę: Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona (Pauperes Com-mitiones Christi Templique Salomonici); dla współczesnych i dla nas dzisiaj jest bardziej znany pod nazwą „templariuszy”. Tem-plariusze od trzydziestych lat XII wieku aż do ostatnich chwil panowania krzyżowców na Bliskim Wschodzie będą barwnymi postaciami walk z muzułmanami. Ich białe płaszcze z ciemnoczerwonymi krzyżami należały do niezbędnego instrumentarium romantyki oraz idealizacji wypraw krzyżowych.

Templariusze byli od samego początku swego istnienia zakonem rycerskim. Tym różnili się od drugiego wielkiego zakonu, który wkroczył do dziejów wypraw krzyżowych − joanitów albo szpitalników. Zakon ten w momencie powstania nie stanowił organizacji wojskowej, gdyż jego pierwotnym zadaniem by-ła „troska o zdrowie pielgrzymów zdążających do Ziemi Świętej”. Jak wiadomo na podstawie dokumentów historycznych o masonerii, była to tylko przybudówka, hasło, dla stworzenia do-brej atmosfery wokół tworzących się zakonów różnego rodzaju i aby umożliwić im konspiracyjną działalność pod tymi właśnie dobroczynnymi hasłami. Nie było to właściwie nic nowego: tro-skę o pielgrzymów przejawiał już papież Grzegorz I pod koniec VI stulecia i Karol Wielki na początku IX wieku, a zwłaszcza kupcy italskich republik miejskich, gdyż w XI stuleciu rozpoczęli handel z Lewantem, odnawiając jednocześnie czy budując na nowo hospicja i szpitale dla wiernych pielgrzymujących do Palestyny. Pierwszymi byli kupcy z miasta Amalfi, którzy w XI wieku wybudowali hospicjum ze szpitalem w Jerozolimie i po-święcili je św. Janowi Jałmużnikowi, patriarsze Aleksandrii *) w VII wieku. O schronisko troszczyła się grupa mnichów benedyktyńskiej reguły.

Sytuacja mnichów i ich szpitala od razu zmieniła się, kiedy Jerozolima stała się stolicą krzyżowego królestwa. Jako doświad-czeni znawcy stosunków i jako zręczni chirurdzy pozyskali so-bie przychylność rycerzy. Liczni uczestnicy wypraw krzyżowych wstępowali do bractwa, który zgodnie ze swą działalnością przy-jął nazwę „szpitalników”. Wyrazem rosnącego prestiżu była też zmiana patrona: miejsce mało znanego św. Jana Jałmużnika stopniowo zajął o wiele znaczniejszy patron o tym samym imie-niu − św. Jan Chrzciciel, któremu został poświęcony grecki kościółek znajdujący się niedaleko szpitala. Stąd też pochodzi na-zwa joanitów (łac. Joannis Babtistae).

Za panowania Baldwina II z dawnej garstki oddanych miło-sierdziu braci wyrósł dumny i bogaty zakon, do którego należały nie tylko liczne wsie w Palestynie, ale także posiadłości ________________________

*Miasto Aleksandria, zostało założone przez Aleksandra Wielkiego Macedońskiego w 332-328 r. przed narodzeniem Chrystusa, upamiętniając tym swoje zwycięstwo. Żydzi byli pierwszymi osadnikami tego miasta, których sam Aleksander wprowadził i oddał w ich władanie. Kiedy wkraczał ze swoim wojskiem do Jerozolimy, Żydzi przez dwa dni przyjmowali go z procesją jako ich bohatera w podzięce za to co dla nich uczynił. („Aleksander Wielki Macedoński Witold Dzięcioł, 1963).

w południowej Italii, Francji, w Anglii, Portugalii i w Aragonii. Wówczas też pod wyraźnym wpływem templariuszy zmienił się podstawowy kierunek działalności zakonu. Obok braci, którzy nadal mieli poświęcać się trosce o ubogich i chorych, członka-mi zakonu stawali się rycerze, którzy oprócz ślubu ubóstwa i po-słuszeństwa składali śluby, walki przeciw niewiernym. W ten spo-sób od lat trzydziestych XII stulecia stanął obok templariuszy zakon rycerzy z białym, ośmiorożnym krzyżem, który został charakterystycznym symbolem zakonu do dzisiaj i znany jest pod nazwą krzyża maltańskiego. Pod jego sztandarem walczył od końca lat trzydziestych XII wieku także mały oddział rycerzy, którzy nie znali języka francuskiego, języka przeważające-go w królestwie, pochodzili oni bowiem z niemieckich krajów. Rycerze ci tworzyli wewnątrz zakonu joanitów oddzielną grupę, aż z końcem XII wieku usamodzielnili się jako zakon niemieckich rycerzy − „krzyżaków”, którzy cieszyli się silnym poparciem cesarza Niemiec, Fryderyka II, który w tym czasie był królem Jerozolimy (1225 − 1250 r.). W maju 1230 r. papież uznał Fryderyka II władcą Sycylii.

Ten sukces Fryderyka II jeszcze bardziej wzmocnił jego pre-stiż wśród chrześcijańskich władców. Od tego czasu Fryderyk II władał swym Królestwem Jerozolimskim tylko na odległość i bez większego zainteresowania. Wprowadził przez to nowe pojmowanie roli króla jerozolimskiego − tytuł królewski pozostał sprawą formalną i prestiżową, a rzeczywistą władzę sprawowali inni. Tak oto od okresu silnych rządów Baldwina czasy zmieniły się w sposób istotny.

Skutki wyprawy Fryderyka II do Jerozolimy przejawiły się jeszcze w innym aspekcie dziejów europejskich. Z ambitnymi planami Fryderyka II na Bliskim Wschodzie związane były także pragnienia najmłodszego z rycerskich zakonów. Trwały sukces Fryderyka II mógł zakonowi krzyżaków nie tylko przynieść wiel-kie korzyści, ale także podnieść jego prestiż w Ziemi Świętej. Krzyżacy rekrutujący się z rycerstwa niemieckiego nosili się z zamiarem zdobycia dominującego stanowiska nawet na Cyprze. Ale cesarzowi się nie powiodło, zawiodły również zatem nadzieje krzyżaków. Nie było to dla nich wielką katastrofą, ale zmusiło „naczelników zakonu” do skierowania swych agresywnych planów na inne terytoria. Jak już zresztą wiemy, od początku XIII wieku, a zwłaszcza od 1226 r., dążyli do ekspansji na wschodzie Europy. Fryderyk II wówczas Złotą Bullą w Rimini nadał im Prusy, które po ich zdobyciu miały stać się lennem cesarstwa i główną siedzibą zakonu krzyżackiego, i bazą wypadową na kraje Europy wschodniej, a szczególnie państwa słowiań-skie. Kiedy po 1230 r. było już oczywiste, że zakon nie osiągnie swych celów w Ziemi Świętej, wielki mistrz, Herman von Salza (wysokiego stopnia wolnomularz), rozpoczął z wielkim rozmachem tworzenie nowego państwa zakonnego na wschodzie Eu-ropy.

W XIII wieku w dalszym ciągu formowały się armie, by maszerować na Bliski Wschód pod znakiem krzyża. Na ich czele niejednokrotnie stali wybitni władcy, ale w charakterze samych wypraw − czyli celu, jaki im przyświecał − wiele się nie zmieniło. Wystarczy nawet pobieżny rzut oka, abyśmy dostrzegli ró-żnice, ale tylko w sprawach mniej istotnych, nie dotyczących samego charakteru tych wypraw. Wyprawy następowały częściej po sobie, lecz nie miały bezpośredniego wpływu na wew-nętrzny rozwój państw krzyżowych. Armie krzyżowe były mniej-sze i nie towarzyszyły już im nie uzbrojone grupy pątników. Pod tym względem wyprawy „modernizowały się”, podobnie jak w ogóle rycerstwo w XIII wieku. O wysłaniu wypraw na Bliski Wschód bardziej niż dotychczas decydowały interesy polityczne: Ziemia Święta stawała się elementem i narzędziem politycznej manipulacji tajnych zakonów wolnomularskich.

Obok wojennych wypraw przybywali w XIII wieku na Bliski Wschód również rycerze i pątnicy. Jeśli w XII wieku wielu rycerzy przybywało, aby powalczyć kilka lat i powrócić potem do domu, wielu zaś osiedlało się, to w XIII wieku przybywali z za-sady tylko na jakiś czas. Nie było prawie chętnych do osiedlania się, odnotowujemy raczej odpływ rycerzy z państw krzyżo-wych na Cypr, a zwłaszcza do nowych łacińskich państw zało-żonych na gruzach Cesarstwa Bizantyjskiego.

O wiele głębsze przemiany nastąpiły jednak w samej Europie. Od początku XIII wieku wyprawy krzyżowe organizuje się znacznie częściej na inne już obszary. Zostały wznowione wyprawy za Pireneje. Jedna z nich w 1212 roku osiągnęła decydujące zwycięstwo nad Maurami pod Las Navas de Tolosa. O wiele rozleglejsze były krzyżowe podboje na wschodzie Europy. Przeciwko Liwom i Estończykom walczyli „w imię Krzyża” już od końca XII wieku, a następnie zakon kawalerów mieczowych (Rycerze Chrystusowi) założony w Inflantach. Przy ujściu Wisły i w Prusach prowadził wojnę przeciw Prusom i Litwinom zakon krzyżacki, który od lat dwudziestych XIII wieku budował na tamtym terytorium własne państwo oparte na palestyńskich wzorach. Od początku XIII wieku walki na Ziemi Świętej pozostawały w cieniu pomyślnych krzyżowych podbojów na Bał-kanach i w Grecji, przede wszystkim jednak we wschodniej Eu-ropie. Na tych terenach koncentrowało się główne zainteresowanie rycerskiej Europy; tam można było zdobyć nowe lenna i ustanowić feudalne stosunki.

Wyprawy krzyżowe organizowała hierarchia kościelna również i w innych przypadkach. Kiedy na przykład arcybiskup Bremy popadł w spór z wolnymi chłopami nad dolną Wezerą, ogłosił ich za heretyków i zwoławszy przeciw nim wyprawę krzy-żową pozbawił ich niezależności. Takich przypadków było o wie-le więcej. Na podstawie przytoczonych tu faktów, widać wyraźnie zorganizowaną współpracę, hierarchi kościelnej z tajnymi zakonami i ich wspólny cel jaki chcieli osiągnąć, tworząc armie krzyżowców. A tym celem było wyniszczenie wszelkich innych religii, i utworzenie państwa żydowskiego w Palestynie. Po prawie dwuwiekowym, panowaniu na tych terenach z Jerozolimą włącznie, przez krzyżowców, wreszcie zostali pokonani i wyparci z Palestyny i okolicznych terytoriów, przez armie Mameluków tureckich i wojsk mongolskich, które były w tym cza-sie jedną z najpotężniejszych armi na świecie, twórcą której był słynny Czyngis-Chan. Wtedy ruszyli z wyprawą na Europę Wschodnią, ze szczególnym upodobaniem na państwa słowiań-skie. Krzyżacy którzy później zyskali smutną sławę swymi o-krutnymi rzeziami w Prusach na Litwie a szczególnie w Polsce, inspirowani i dowodzeni byli przez tzw. *nieznanych naczelników”. Wyprawa ta jak się później okazało była dla nich udaną, gdzie pozostali i panują do dzisiejszego dnia!

„Wyprawy Krzyżowe” St. Runciman i „W obronie Grobu Chrystusa” W. i M. Hrochowie.

___________________

ZAKON KAWALERÓW MALTAŃSKICH

Chciałbym zapoznać z dziejami tajnego zakonu, który w tej chwili odgrywa jedną z ważniejszych ról w masonerii − jest nim „Zakon Kawalerów Maltańskich”.

Moim celem jest poszukiwanie prawdziwych powiązań zakonu kawalerów maltańskich, z późniejszą masonerią, oraz ro-lą, jaką odgrywała w tym hierarchia kościelna.

W zapiskach ówczesnych kronikarzy, jest trudno znaleźć, by wszystkie te trzy elementy były ujęte i połączone w jedną ca-łość. Autor książki pt. „Tajemnice Zakonu Maltańskiego” (któ-rej ciekawsze fragmenty przedstawię w dalszej części tego tytułu) gloryfikuje zakon kawalerów maltańskich nie ujawniając, że jest to jedna z najstarszych kast masońskich. Mimo tego, daje dowody obciążające przynależnością zakon kawalerów mal-tańskich do tajnej organizacji masońskiej.

Do zakonu, jak później zobaczymy należeli również królowie polscy wraz ze szlachtą oraz późniejsi przywódcy państwa polskiego, włącznie z członkami hierarchi kościelnej, stojącymi na najwyższym szczeblu tejże hierarchi.

Znając cele organizacji masońskich i ich sposób działania, a równocześnie po zapoznaniu się z materiałami dotyczącymi zakonu maltańskiego i analizując to, zaczynają wyłaniać się prawdziwe czynniki łączące te obie organizacje w jedną całość. A więc z jednej strony kabaliści żydowscy, a z drugiej strony najwyżsi dostojnicy kościelni: tworzą jakoby całość tego zakonu. Żydzi działając w ukryciu, pod szyldem kawalerów maltańskich, a druga strona to hierarchia kościelna, która kreowała ten zakon i zawsze stawała w jego obronie jako autorytet kościelny. Była to bardzo misterna konspiracja, która dzisiaj po tylu latach zaczyna przynosić żniwo w postaci dominacji narodu żydowskiego nad innymi narodami świata i korzystanie ze wszystkich dóbr, oraz judaizacji naszej wiary katolickiej przez Watykan.

Kawalerowie maltańscy zakon nieznany

Polscy czytelnicy niewiele wiedzą o Zakonie Rycerskim Świę-tego Jana, czyli joanitach, zwanych szpitalnikami, kawalerami rodyjskimi i maltańskimi. Musieli więc być zaskoczeni decyzją polskiej dyplomacji o nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z tym zakonem, przypieczętowaną 9 lipca 1990 roku podpisaniem stosownego układu. Czy oznaczało to, że Polska uznała nagle joanitów za podmiot międzynarodowy równy państwom?

Również w innych krajach, podobnie jak w Polsce, wiedza na temat zakonu maltańskiego jest dosyć nikła. Może z wyjątkiem miejsc, gdzie pozostały po nim miasta, budowle, ślady material-ne… I pamięć. Raczej rzadko tak żywa i przeważnie niechętna jak na Malcie (ale w tym przypadku jest to w równym chyba stopniu zasługą historii szpitalników, co i charakteru gospoda-rzy). Częściej jest to niezbyt eksponowany fragment lokalnej historii, związanej z siedzibami władz centralnych zakonu, co można odnieść do Ziemi Świętej, Cypru, Rodos, Petersburga, Ferrary i Rzymu. Albo też − do prawie nieznanych dziejów komandorii i przeorstw joannitów, tak jak w Trypolisie, Anglii, Francji, Hiszpanii, Niemczech i Austrii oraz na Węgrzech i Mo-rawach, w Czechach i Polsce, a także na terenach późniejszej Rumunii i Jugosławi.

Ta powszechna nieznajomość zakonu wydaje się dziwna. tym bardziej, że zarówno bogata tradycja, jak i współczesna działal-ność joannitów traktowane są z dużym szacunkiem… Niemała jest także międzynarodowa obecność zakonu. Kawalerowie mal-tańscy mają swe stowarzyszenia oraz prowadzą działalność me-dyczną i charytatywną w ponad 90 krajach świata, utrzymują stosunki dyplomatyczne z 51 państwami, biorą udział w pracach wielu organizacji i stowarzyszeń międzynarodowych.

Czymże więc są joannici?

Niewątpliwie są zakonem rycerskim. A termin ten kojarzy się powszechnie z „krzyżakami” i „templariuszami”. I w tym tkwi paradoks, gdyż najstarszym, największym i najbardziej wpływo-wym zakonem rycerskim jest zakon „joannitów”. To oni stali się wzorcem dla wszystkich organizacji i stowarzyszeń tego typu. I jedynie oni zachowali do dziś ciągłość…

Warto w tym miejscu parę uwag poświęcić znanym zakonom rycerskim.

Krzyżakom, zwłaszcza w naszym kraju, przypisuje się raczej złą sławę. Do tej obiegowej opini można dodać dwa mniej znane fakty. Otóż zakon teutoński powstał z rozłamu w szeregach joannitów, dokonanego w Palestynie w trakcie walk z niewiernymi, przez kawalerów pochodzących z Niemiec. Według ówczesnego prawa była to ciężka zbrodnia, karana ekskomuniką i śmiercią. Przed karą obronił ich cesarz niemiecki. Widać rokosz nie był spontanicznym zrywem. A drugi fakt, to współcze-sna działalność krzyżaków. Związek używający tej nazwy, z wiel-kim mistrzem na czele, istnieje w Wiedniu. Trudno się jednak zgodzić z tezą, że mimo kasaty oraz sekularyzacji w 1525 roku, stanowi on kontynuację zakonu krzyżackiego.

Również dzieje templariuszy, Ubogich Braci Świątyni Salomona, były powiązane z zakonem joannitów. Bractwo templariuszy tworzono (zresztą pośpiesznie i bez poszanowania dla za-sady arystokratycznego pochodzenia członków) w Palestynie na wzór szpitalników. Zakony te walczyły wspólnie w obronie Kró-lestwa Jerozolimskiego oraz o władzę i wpływy, także świeckie. Niezmierne bogactwo stało się prawdziwą chyba przyczyną ka-saty templariuszy, a okrucieństwo likwidatorów zrodziło sławę, a później i legendę zakonu. Okoliczności procesu i egzekucji z lat 1307-1312 obrastały mitami, powtarzanymi przez poetów i uczonych, od Dantego do Jana Baszkiewicza. Ten pierwszy u-wiecznił ubogich braci w „Boskiej Komedii”. Drugi zaś w „Histo-rii Francji” utrwalił opowieść o spełnieniu się na oprawcach i ich potomnych klątwy rzuconej przez płonących na stosie tem-plariuszy.

Na tle sławy templariuszy i krzyżaków, zakon maltański po-zostaje zakonem nieznanym, skromnym, tajemniczym. I naprawdę trudno ustalić, dlaczego tak jest.

Spróbujmy może zastanowić się, czym jest zakon rycerski. Typową definicję encyklopedyczną tego pojęcia można znaleźć w Leksykonie PWN. Brzmi ona tak: „rycerskie zakony, związki religijne rycerstwa, organizowane w Palestynie w okresie krucjat, do obrony „miejsc świętych” przed muzułmanami (joannici, Krzyżacy, templariusze)... podlegały papieżowi, na czele stał w. mistrz i komturowie; w XIII-XIV wieku miały ogromne wpływy polityczne, niekiedy tworzyły własne organizmy państwowe”.

Definicja ta wydaje się w zasadzie trafna, jednak budzi spore wątpliwości… Zgodnie z obecną modą łatwo byłoby obarczyć były reżim polityczny odpowiedzialnością za dziwną pisownię nazwy „Miejsca Święte”. Trudniej pojąć, czemu krzyżaków uhonorowano pisownią z wielkiej litery, a pozostałe zakony zdegradowano do małej. A co do meritum, to z definicji wynika, że zakony te tworzono jedynie w Ziemi Świętej oraz że przestały one istnieć w XIV wieku. Obie te tezy są błędne. W Portugalii, Hiszpanii i w Anglii również tworzono bractwa rycerskie. I istniały one przez wiele następnych wieków, z czasem zmieniały tylko swe nazwy, na bardziej masońskie. A niektóre z nich prze-trwały do dziś. Znane są na przykład papieskie zakony rycerskie (Ordini Equestri Pontifici), choć spełniają teraz głównie funkcje honorowe. Najważniejszym pośród nich jest zakon Świę-tego Grobu. Ale tak naprawdę to wszystkie cechy bractwa rycerskiego zachowali do dziś jedynie kawalerowie maltańscy. I tylko oni, zgodnie ze starymi wzorami, pretendują do statusu międzynarodowego równego państwom. Choć państwem sensu stricto byli jedynie w latach 1309-1798.

Współcześnie zakon pozbawiony jest własnego, suwerennego terytorium. Jego władze ustawodawcze, wykonawcze i są-downicze mają swą eksterytorialną siedzibę w Rzymie. Spełnia-ją one funkcje władcze wobec swoich członków. Ale też występują jako partnerzy wobec państw. Zawierają umowy międzynarodowe, wysyłają i przyjmują ambasadorów, biją monety, wy-dają paszporty i znaczki pocztowe. Zdolność dokonywania wszy-stkich tych aktów nie przysługuje żadnemu zakonowi, ani też żadnej organizacji, nawet jeśli została ona powołana przez pań-stwa. Dlatego zjawisko to budzi spory wśród ekspertów i ciekawość zwykłych ludzi.

A czy sama historia szpitalników może mieć dziś dla nas ja-kieś znaczenie?

Joannici wnieśli pewien, ważny chyba, wkład w rozwój cy-wilizacji i kultury naszego kontynentu. I chodzi tu nie tylko o stworzenie modelu zakonu rycerskiego, popularyzację idei piel-grzymek (w tym zbrojnych, czyli krucjat) i walki o odzyskanie Miejsc Świętych i Królestwa Jerozolimskiego. Ważniejszy wydaje się udział Zakonu w kreowaniu wzorów obyczajowości, kul-tury sztuki, nauki rzemiosła wojennego. Odnosi się to zwłaszcza do tradycji rycerskiej. Wpływów zakonu możemy doszukać się w etosie rycerskim i jego odbiciu w literaturze, w dominujących od XII do XIX wieku wzorcach wychowania, a także w zwyczajach i etykiecie dworskiej. A także w strojach i sposobie bycia. Działalność szpitalników stanowiła później m.in. inspirację dla organizatorów ruchu czerwonokrzyskiego. Stąd też zakon był nazywany forpocztą Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. A najpopularniejszym dowodem trwałości symboliki zakonu jest krzyż maltański. Krzyż ten zachował się również w wielu odznaczeniach. Zresztą tytuł kawalera orderu ma swój rodowód właśnie w tradycji zakonu.

Można także mówić o stworzeniu przez joannitów własnego modelu warowni i zamków, czego dowodem jest Krak Kawalerów na pograniczu Libanu i Syrii. O pewnych odrębnych wzorcach w architektórze, co można stwierdzić w stolicy Malty − mie-ście zbudowanym przez joannitów. O osiągnięciach w medycy-nie, chirurgii i farmacji. Są to jednak sprawy odległe, prawie nie-znane. Dlatego mało racjonalne wydawać się mogą przejawy międzynarodowego respektu dla zakonu, jak naprzykład fakt, że w latach ostatniej wojny paszport maltański otwierał granice wszystkich państw.

Równie bogate i ciekawe były związki zakonu maltańskiego z Polską. Joannici przybyli do naszego kraju z dwóch stron. Z Moraw na Śląsk, do Strzygłowa, w 1147 roku. I z Ziemi Świętej do Zagości, na ziemie Henryka Sandomierskiego, sprowadzeni przez tego władcę w 1149 roku. Przez następne dwieście lat po-wstało w Polsce ponad 150 fundacji joannickich. Jednak kiedy minęła moda na komandorie zakonne, jak też z przyczyn politycznych, większość z nich upadła. Jedynie komandoria poznańska trwała nieprzerwanie od 1170 do 1850 roku. Fala po-pularności kawalerów wróciła w połowie XVIII wieku. Przyczy-niło się to do utworzenia Przeorstwa Polskiego, podpisania ukła-du między królem a zakonem oraz nawiązania stosunków dyplomatycznych. Na krótko, bo wszystkiemu kres położyły rozbiory.

Interesująca i obfita jest korespondencja polskich królów z władcami zakonu, a także związki znanych Polaków z joannitami. Dla przykładu, Hieronim Łaski, bratanek sławnego arcy-biskupa, jako kawaler wykonywał liczne misje dla króla Zygmunta I. Do zakonu należał Piotr Kochanowski, bratanek Jana, poeta, tłumacz m.in. „Orlanda szalonego” Ariosta oraz „Jeru-zalem wyzwolonej” Tassa. Ignacy Krasicki został odznaczony mal-tańskim Krzyżem Dewocyjnym, a wiele osób z jego rodziny by-ło członkami bractwa św. Jana. Podobnie było z Michałem Kle-ofasem Ogińskim. Joannitami byli w XVIII wieku przodkowie Jerzego Giedroycia, założyciela „Kultury” i Instytutu Literackiego w Paryżu, i Janusza Podoskiego, prezesa wydawnictwa pu-blikującego tę książkę. A − w okresie międzywojennym − nawet Tadeusza Berezy, który twierdził potem, że nie jest z tego du-mny.

O Henryku Sandomierskim i najstarszych komandoriach joannitów w Polsce

W 1149 roku Henryk Sandomierski wracał z wyprawy krzy-żowej do Ziemi Świętej. Brało w niej udział jeszcze kilku rycerzy z Polski. Jednym z nich był Jaksa Gryf. Statek zawinął do Messyny. Tam i na drugim brzegu cieśniny w Cumae, istniały prężne ośrodki szpitalników. Zapewne Polacy spędzili tam parę dni przed wyruszeniem w dalszą drogę.

Książę Henryk, syn Bolesława Krzywoustego, był pełen zachwytu dla joannickiej organizacji rycerskiej. Postanowił spro-wadzić zakon do Polski. Namówił więc kilku kawalerów, by pojechali z nim do dalekiego kraju. Tu wystawił im dokument nadania na quarum uma Zagost vocatur, czyli na wsie Zagość, Breszowiec i Własów. Powstała więc w Zagościu komandoria, a potem zbudowano kościół zakonny (który po wielu przebudowach zachował się do dzisiaj). Ośrodkiem tym opiekowali się Kazimierz Sprawiedliwy, Leszek Biały, Bolesław Wstydliwy i Władysław Łokietek, potwierdzając prawa kawalerów. Książę Henryk był przekonany, że ufundował pierwszą komandorię w Polsce. Ale tak nie było. Już kilkanaście lat wcześniej rycerze św. Jana dotarli do Polski z Czech i Węgier. Założyli oni komandorie na dolnym Śląsku. Okres ten jest dokładnie zrelacjonowany w Kapitularzu Generalnym Zakonu, wydanym w Pa-ryżu w 1867 roku. Czytamy tam między innymi, że w roku 1169 Władysław II, król Czech, podarował Szpitalowi jerozolimskiemu Oleśnicę oraz okoliczne wsie i posiadłości.

Z innych zapisków można wyciągnąć wniosek, że ilekroć wraz z ziemiami darowany był kościół, informowano o tym pa-pieża, który zatwierdzał taką donację. Tak się stało w 1203 ro-ku, kiedy Innocenty III potwierdził joannitom posiadanie kościoła Notre Dame de Wartha w Wielkim Tyńcu, oraz kaplic w Prilanku, Cebanowie, Słuszowie, Kamerawisie, Gościsławiu, Mio-doszewiczach, Glińcu i Pesarze. Nazwy wsi tylko przypadkiem mogą okazać się poprawne. To znaczy wtedy, jeśli w łacińsko-francuskiej transkrypcji zostało odrobinę ich polskiego brzmie-nia. Tak rzecz się ma np. z dokumentem wystawionym w 1238 roku na Lateranie, w którym papież Grzegorz IX „konfermuje” kawalerom w Poznaniu posiadanie kościoła św. Michała i wszy-stkich dóbr przedtym ofiarowanych przez króla i książąt. Tylko, że Poznań to duże miasto. A przy wsiach transkrypcje były równie fantazyjne, co nazwy nadawane przez Fredrę jego posiadłościom.

Po dalszym ślęczeniu nad Kapitularzem można się dowiedzieć, że w XIII wieku istniała praktyka darowania zakonom po-siadłości, z zaznaczeniem, że zezwala się na wprowadzenie Jus Tbeutonicuum, czyli prawa krzyżackiego. Możemy się domyślać, na czym polegało później takie „wprowadzanie prawa”.

W początkach XIV wieku odczuwali to boleśnie mieszkańcy okolic dzisiejszego Ciechocinka. Ze znajdujących się na półno-cy komandorii krzyżackich niemal codziennie ruszała łupieska wyprawa na okoliczne dobra i ziemie. Król Jagiełło próbował rokować z Teutończykami, ale bezskutecznie. A kiedy krzyżacy spalili zamek w Raciążku, wymordowali załogę i ludność pobliskich wsi oraz zatruli studnie, biskup Włocławka (pod presją wiernych) obłożył ich klątwą. Ale „bogobojni” pochodzący z te-renów niemieckich rycerze lekceważyli wszystkie klątwy.

Mieszko II, książę opolski, dokumentem wystawionym w Ra-ciborzu w 1240 roku, stwierdzał: że nadaje szpitalnikom pra-wo posiadania targu we wsi Maków. Potem, w ciągu kilku dzie-sięcioleci, kawalerowie uzyskują tam dochody z ziemi i nastę-pnie całą wieś, lichwą wykupują… W 1242 roku księżniczka śląska Anna wymieniła ziemie z joannitami ze Strzegomia. Książę Przemysław I wziął pod swą opiekę szpitalników z Zieleńca i Koła. Kazimierz książę Łęczycy i Kujaw oddał kawalerom ziemie Niemierowic. A Bolesław IV, książę Słowian i Kaszubów, potwierdził joannitom wszystkie uprzednie nadania i przywileje.

Polscy biskupi z Wrocławia wyświęcili kościoły joannitów w Strzygłowie i Wielkim Tyńcu (fundacja tyniecka kawalerów prze-trwała aż do 1810 roku). Przez następne 150 lat śląskie komandorie szpitalników rosły jak grzyby po deszczu: w Rychtalu, Bolkowie, Lwówku, Złotogórze, Oleśnicy, Łozińcach… Było ich ponad pięćdziesiąt. Dalszych kilkadziesiąt przejęli joannici po templariuszach. Ci ostatni, zwani też „Ubogimi Rycerzami Świątyni Salomona”, zjawili się w Polsce w połowie XII wieku. Jednak dopiero sto lat później zdobyli tu większe dobra. Na Pomorzu książę Branim I darował im Banię, Swobodnicę, Ru-rki, Pyrzyce i Grysin. Przemysław II natomiast ofiarował im Cza-plinek z jeziorami i okolicami. Henryk Brodaty i Henryk Pobożny − nadali im posiadłości na pograniczu śląsko-łużyckim. Ponadto mieli oni komandorie w Oleśnicy, Legnicy, Łukowie i innych miejscowościach. Więc Ubodzy Bracia wcale nie byli w Polsce tak biedni. Na dodatek na zachodzie i północy zasiedlali ziemie osadnikami obcej narodowości. I lekceważąco traktowali polskich feudałów. Toteż książę Bogusław IV najechał i złupił dobra templariuszy. Został za to obłożony klątwą kościelną.

Wielu śląskich książąt wstępowało w szeregi rycerstwa św. Jana ( w tym wielu w nieświadomości co się za tym kryje): Kazimierz Bytomski i jego syn Mieszko II, Ziemowit, Przemek Cieszyński i inni. Powstawały domy zakonne, zwane wtedy monasteriami, na Kujawach (Niemojewo, Soblacz), na Mazowszu, w Prusach Królewskich (Stargród, Skarszewy, Pogutki, Lubieszów) i na Pomorzu.

* * * * * *

Wróćmy jednak do końca XII wieku. Mieczysław Stary, brat Henryka Sandomierskiego, utworzył komandorię w Poznaniu. Sprowadził on rycerzy-szpitalników. Nadał im kościół św. Micha-ła na Śródce i przyległe parcele. Świątynia przeszła pod wezwa-nie św. Jana, a obok powstała lecznica. Donację tę uzupełniono dwunastoma wsiami. Powstały też komandorie w Kościanie, Ka-liszu, Gostyniu i Międzyrzeczu. A Jan Długosz wspomina też o domach rycerzy św. Jana w Krakowie i Gnieźnie.

Monasterie św. Jana nie były w Polsce tak liczne, jak w Europie Zachodniej. Toteż nie tworzyły one własnego przeorstwa. przez sześć wieków jednemu przeorowi podlegały komandorie z Polski, Czech, Moraw i Węgier. Urząd ten piastował przez pewien czas Ziemowit, książę cieszyński. Później przeor rezydował raczej w Pradze lub Wiedniu.

Moda na tworzenie komandorii zanikać poczęła w XIV wieku. Jedne po drugich upadały domy i fundacje szpitalników. Nieliczne tylko dotrwały do XVII wieku. Jedynie komandoria poznańska stworzyła własną osiemsetletnią historię.

Na Cyprze i na Rodos

Kawalerowie św. Jana schronili się na Cyprze, korzystając z gościny władcy wyspy, Henryka de Lusignan. Osiedli w Limosso, zamieniając miasto i port w warowną twierdzę. W niespeł-na rok zbudowali dla siebie piękny zamek Colossi. Pozbawieni terytorium, całą swą aktywność zwrócili ku morzu. Szybko rozbudowali swoją flotę, patrolującą okoliczne wody. Rekwirowali wszystkie przepływające statki innowierców. Rośli więc w siłę i bogactwo.

Sytuacja taka nie odpowiadała władcy wyspy. Prowadziło to do konfliktów. Zaangażowany w nie król Henryk nie dostrzegł knowań templariuszy, które doprowadziły do zrzucenia go z tronu w 1305 roku. Na szczęście wyspa została w ręku rodu Lusignanów.

W zakonie panowała żałoba po śmierci wielkiego mistrza Wilhelma de Villaret. Kapituła wybrała na ten urząd jego brata − Fulka. On właśnie miał zrealizować marzenie kawalerów o wła-snym terytorium. Zdobył, na rodzie Gualów, wyspę Rodos. Źró-dła historyczne podają rozbieżne daty (1307-1310) oraz formy tego faktu: od papieskiej krucjaty, po podstępny atak i intrygi. Odtąd, przez 214 lat zakon będzie nosić nazwę kawalerów rodyjskich.

* * * * * *

Szybko przystąpiono do fortyfikacji wyspy. Budowano kościoły, zamki i monasterie. Kawalerowie z poszczególnych kra-jów stawiali własne gospody. Tu utrwalił się podział na osiem grup narodowych, czyli języków: Owernię, Prowansję, Włochy, Niemcy, Anglię, Francję, Aragonię z Katalonią i Kastylię z Por-tugalią. Każdy z nich miał swój sztandar (sztandary te zachowały się do dziś i zdobią kościół na Awentynie). Językowi podlegały przeorstwa, które dzieliły się na komandorie i baliwaty. Podział taki utrzymywał się przez sześć następnych wieków.

Tymczasem kawalerowie rodyjscy przekształcili swą wyspę w militarny bastion i państwo suwerenne. Ustanowili własne prawa i sądownictwo (prawie wszystkie zakony miały takie sa-me tendencje, „rządzić i sądzić”), zaczęli bić monetę i wykuwać zbroje, stworzyli bogate struktury władzy świeckiej i religijnej. Szefem wszystkich organów centralnych był wielki mistrz, dla-tego przysługiwało mu ponad dwadzieścia dodatkowych tytułów. Rosnąca siła zakonu spotykała się z aprobatą papieża. Rycerze bowiem tworzyli zaporę przeciw „zalewowi pogan”. Jo-annici poszerzyli więc swe terytoria. Włączyli do swego państwa okoliczne wyspy: Kalchi, Limoni, Simi, Piscopi, Nisiro, Kos, Kalimo i Lera. Urządzali śmiałe wyprawy. Ich okręty zapuszczały się daleko. Stawali się potęgą.

Ich odwaga graniczyła nieraz z szaleństwem. Doświadczył tego wielki mistrz − Fernandez Harieda. Wyruszył on przeciw Albańczykom w północnej Grecji z tak małymi siłami, że został bez trudu pobity i wzięty do niewoli. Wykupiony przez współ-braci za wielkie skarby, nie mógł już żyć spokojnie i w zgodzie z własnym honorem. Zrezygnował z urzędu i schronił się w klasztorze w Awinionie, gdzie wkrótce zmarł. Kawalerowie walczyli i nad Dunajem, i w Nicopoli, w Koryncie, w Armenii i Hi-szpanii. Gromili baszów z Azji Mniejszej. Doskonalili też sztukę budowania okrętów. Skonstruowali sławne wtedy statki „carac-ca”, które łączyły rozmiary dużego transportowca z najlepszymi walorami bojowymi. Pierwszy okręt tego typu nazywał się „Świę-ty Jan Chrzciciel” i był jednostką flagową zakonu. Zaczęli rów-nież pokrywać metalowym pancerzem galery wojenne. Taka flo-ta gwarantowała bezpieczeństwo rodyjskich portów, a także szla-ków handlowych na Morzu Śródziemnym. Rycerze byli tym za-interesowani, gdyż sami również zajmowali się działalnością ku-piecką. Duże dochody lokowali głównie w posiadłościach ziem-skich w Europie, gdzie rozrastały się ich komandorie. Rodos stawało się silnym państwem. Miało swych posłów przy większych dworach chrześcijańskich. A zważywszy, że w okresie palestyńskim prokurator zakonu w Rzymie pełnił funkcję ambasadora, czyli najwyższą dostępną dla posła państwa, znaczy-ło to, że kawalerowie zdobyli już prawo do królewskiego prestiżu.

* * * * * *

Na wyspę chętnie przybywali europejscy dostojnicy. Rezydo-wał tu arcybiskup Świętego Kościoła rzymskiego. Garnęła się też do zakonu młodzież z arystokratycznych rodów. Zwłaszcza dla biedniejszej szlachty była to wizja nie tylko rycerskiej przygody oraz nobilitacji, ale i bogactwa. Skarby przywożone przez kawalerów, którzy osiadali w europejskich komandoriach, były imponujące. Toteż Rodyjczycy nie byli w stanie przyjąć wszy-stkich chętnych. Dlatego ustanowili surowe zasady naboru.

Do wymaganych kwalifikacji należało zaliczenie dwóch mor-skich wypraw zwanych corso. Corso oznaczało spędzenie w służ-bie wojskowej na morzu sześciu miesięcy. Służba taka nazywała się „karawaną”. Wszystkie opisane okoliczności sprawia-ły, że kawalerowie rodyjscy byli prekursorami nowych metod walki i mieli najnowocześniejszą flotę na świecie.

Ale swej ziemi i fortuny musieli oni nieustannie bronić. Dro-bne eskapady Saracenów czy baszów nie były groźne. Co innego gdy zjawiła się wielka wojenna armada. I to stało się udzia-łem naszych rycerzy. Pierwsze oblężenie wyspy, siłami kilkunastu tysięcy żołnierzy, dowodzone przez Otomana I, zostało łatwo przełamane, a nieprzyjaciel pobity. Drugiego dokonał suł-tan Egiptu w 1444 roku. Wtedy nie wystarczyły już siły własne kawalerów. Trzeba było wezwać posiłki z europejskich komandorii zakonu, a potem bronić się aż do ich przybycia. W maju 1480 roku Mahomet II dowodził kolejnym, trzecim już oblę-żeniem wyspy. Brało w nim udział 160 fregat tureckich, 42 ty-siące żołnierzy i ciężka artyleria. Walki trwały cztery miesiące, aż do przybycia odsieczy państw chrześcijańskich. Pod koniec bitwy schronił się na wyspie syn walczącego sułtana − Zizim. Mając tak cennego jeńca, zaczęli kawalerowie snuć intrygę oraz wciągać w nią papieża, Węgry, Wenecję, Neapol i Francję. Chcie-li wymusić od następcy Mahometa II jak największy okup. Ale misterne knowania okazały się zbyt przewlekłe, a zdrowie zakładnika bardzo wątłe. Zizim zmarł z przyczyn naturalnych, niwecząc zakonowi plany i wizje ogromnych korzyści.

Ostatnie oblężenie nastąpiło w 1522 roku. Wyspę otoczyła armada sułtana Sulejmana II Wspaniałego. Turcy zgromadzili ponad 1000 galer i 200 fregat, 8 tysięcy żołnierzy szturmowych, 2 tysiące janczarów i ponad 100 tysięcy zwykłego wojska. Przy-puścili atak na fortyfikacje bronione przez 700 kawalerów i 8 tysięcy pozostałej załogi. Pierwsze szturmy zostały odparte. Pod osłoną nocy popłynęli posłańcy do Rzymu i państw chrześcijań-skich prosić o pomoc. Mijały miesiące niezwykle bochaterskiej obrony. A odsiecz nie nadchodziła. A zebrane we włoskich por-tach siły komandorii zakonnych były zbyt szczupłe, by ruszyć przeciw stutysięcznej armii. Po 220 dniach krwawej walki na Rodos zabrakło żywności, sił… i nadziei. Dalsza obrona groziła unicestwieniem zakonu. Wbrew zwyczajom rycerzy św. Jana, wielki mistrz zdecydował się na kapitulację. W wigilię Bożego Narodzenia z murów wywieszono białe flagi. Na wyspę weszły oddziały tureckie. Sułtan rozkazał uszanować męstwo pokona-nych. Zostawił im broń i wolność oraz pozwolił odejść w wojskowym ordynku. Po tygodniu przygotowań kawalerowie rodyj-scy z chorągwiami i w zbroi jechali do portu. Była to ostatnia defilada. Turcy oddawali honory wojskowe. Rycerze zaokrętowali się na trzech caraccach − „Świętej Marii”, „Świętej Annie” i „Świętej Katarzynie”. Zostawiali resztę floty i swoją wyspę. Uzy-skali od Sulejmana obietnicę szanowania religii ludności miejscowej oraz nieściągania podatków przez pięć lat. Podniesiono żagle i statki popłynęły w kierunku Krety.

* * * * * *

Kiedy wiadomość o klęsce dotarła do cesarza Karola V, miał się on rozpłakać i rzec:

„Nic na świecie nie zostało tak szlachetnie stracone, jak Ro-dos”.

Z Krety kawalerowie rodyjscy popłynęli do Messyny. Potem do Neapolu, Gaety i Civitavecchii. Papież oddał im miasto Viterbo, gdzie rozbiła namioty część rycerzy. Reszta pożeglowała do Nicei i Marsylii. Niektórzy zatrzymali się w licznych komandoriach zakonnych. Wielki mistrz z dygnitarzami zakonu przez wiele miesięcy pływał bez celu na flagowej caracce. Rodos została bezpowrotnie stracona. Szpitalnicy św. Jana byli znowu bezdomni.

W Komandorii poznańskiej

W 1187 roku biskup poznański Radwan oraz książę Mieczy-sław Stary przekazali braciom szpitalnym św. Jana jerozolimskiego kościół św. Michała i szpital w Poznaniu oraz wsie i do-chody z latyfundiów. Uczynili to „aby Bracia służbę Bożą kanonicznie odprawiali, a ubogich, chorych i pielgrzymów wspierali”… (takie hasła były tylko szyldem dla wierzącego ludu, a pod którym kryli się prawdziwi inspiratorzy intryg, wojen świa-towych i zamieszek lokalnych). Po pokryciu kosztów tej dzia-łalności, kawalerowie mieli przekazywać resztę dochodów swo-jemu zakonowi w Ziemi Świętej, jako responsiones, czyli daninę z komandorii. Utworzona tak fundacja, była wzbogacana przez następnych władców. A kuria biskupia nadała braciom prebendę kanoniczną, czyli urząd wyższego duchownego w katedrze, wraz z płynącymi ztąd dochodami. Komandorię obdarowywali Władysław Laskonogi, Władysław Odonic, Przemysław i Kazimierz Wielki, który powiększył posiadłości zakonu o kilka wsi mazowieckich. A Władysław Jagiełło nadał kawalerom przywileje podatkowe. Widać z tego, że komandoria poznańska była wielka, zamożna i przez królów ceniona. Stojącym na jej czele komandorem miał być rycerz zakonu św. Jana z pełnymi prawami. To znaczy, że po odbyciu nowicjatu i zapłaceniu passaggio dbyć musiał „karawanę”, a następnie złożyć śluby. Dla no-minacji na komandora konieczna była dodatkowo co najmniej dwuletnia służba rycerska w głównej siedzibie zakonu. Koman-dorowi podlegała grupa zbrojnych rycerzy (często kawalerów), kanonicy i bracia zakonni, tworzący monasterię (czyli klasztor), a także szpital prowadzony przez braci szpitalnych. Wła-snością komandorii poznańskiej było 13 wsi oraz służebności z sześciu dalszych majątków. W każdym z tych dóbr wyznaczano zakonnego zarządcę. Czasem były w nich kościoły i domy joan-nitów. Komandorowi poznańskiemu przysługiwały tytuły: Stre-nuus, Perillustris et Religiosissmus, czyli dzielnego, jaśnie wiel-możnego i najbogobojniejszego.

* * * * * *

Ciekawym przyczynkiem do najstarszych dziejów tego ośrod-ka kawalerów św. Jana jest dokument króla Zygmunta I, wy-stawiony w 1544 roku na prośbę komandora Jakuba Brzozowca. Stanowi on potwierdzenie przywilejów komandorii. Zaczyna się od stwierdzenia, że: „Zygmunt I, z łaski Bożej Król Polski, Wielki Książę Litewski, Książę Ruski, Pruski, Mazowiecki po-twierdza i podaje wszystkim do wiadomości, iż zapoznał się z pi-smem sporządzonym przez Wincentego Jordana Mole, kanonika i sędziego wrocławskiego, depozytariusza przywilejów i praw monasterii św. Jana jerozolimskiego”. Dalej opisany jest wygląd do-kumentu, pieczęcie i podpisy księdza Mole. Po czym cytuje się wspomnianego duchownego, który (po zawiłym wstępie) twier-dzi, że zapoznał się z pisanym na pergaminie dokumentem spo-rządzonym w 1218 r. przez biskupa poznańskiego Pawła. Opisawszy pieczęcie i wymieniwszy świadków tych oględzin, ksiądz Mole podaje treść dokumentu biskupa Pawła. A w nim następuje relacja o tym, że siódmy poprzednik autora, biskup Radwan, pospołu z księciem Mieczysławem, nadali braciom św. Ja-na; kościół, szpital i budynki w Poznaniu, sześć wsi w okolicy oraz służebności z innych dziewięciu wsi. Po czym wymienia ksiądz Paweł dygnitarzy, którzy potwierdzili później te nadania. A wszystko to Paweł poświadcza podpisem swoim i świadków. Po podpisach księdza Mole pojawia się notariusz Mikołaj Piotr de Nausonia, który ma liczne tytuły, a stwierdza, że „wszy-stko to przepisał a nic od siebie nie dodał”, na co świadków po nazwisku przytacza. I teraz już następuje tekst podpisany przez króla Zygmunta, „w Piotrkowie dan, pieczęcią opatrzon, a przy-wileje wszystkie potwierdzający”. Ale to jeszcze nie koniec. Bo wreszcie biskup płocki Samuel to potwierdza, a podkanclerzy o wiarygodności powyższego zapewnia i wszystko podpisuje… Uf!!! Ciężką robotę mają historycy przy „rozbieraniu” dokumen-tów.

Z zachowanych w Poznaniu archiwaliów można odtworzyć dzieje komandorii joannitów w tym mieście od 1250 roku aż do połowy XIX wieku, a także ustalić listę 38 komandorów i ich życiorysy. Jednak początkowe 70 lat zaginęło w mroku hi-storii. Dlatego pierwszym wzmiankowanym komandorem jest Teodoryk, który prosił Przemysława Wielkopolskiego o wzięcie pod szczególną opiekę mieszkańców Zielęcina i Koła. Po nim następują: Maurycy, Jan Zielenicz i Helman.

Dwudziestym szóstym komandorem poznańskim był Stani-sław Sędziwój Czarnkowski, herbu Nałęcz. Człowiek wykształco-ny. Parał się nauką. W służbie króla Zygmunta Starego doszedł do godności starosty drahimskiego, płockiego i inowłodzkiego oraz referendarza koronnego. W 1566 roku Zygmunt August wymógł na kapitule poznańskiej wprowadzenie go na urząd komandora. Stąd też 24 lipca następnego roku odbył się jego uroczysty ingres. Tak opisany:

Ze swej zakonnej rezydencji ruszył Czarnkowski konno, w pełnej zbroi, pięknym szyszakiem zwieńczonej, do katedry. Tuż za nim panowie możni: hrabia Łukasz z Górki oraz wojewodowie poznański i inowrocławski, postępowali, a potem giermkowie w pięknych strojach, broń i sztandary niosący. Dalej w or-szaku jechało dwóch kasztelanów, pięciu starostów, czterech wo-jewodziców, sześciu burgrabigów i liczni podstarościce, a z tyłu konni pachołkowie. Przed drzwiami katedry Czarnkowski z ko-nia zsiadł, szyszak z głowy zdjął i giermkowi oddał, a do świą-tyni wkroczył. Miecz, łańcuch, ordery i proporce za nim niesiono, za którymi to trzej najgodniejsi panowie kroczyli. Cała ka-pituła zaś, w uroczystym ordynku, wewnątrz oczekiwała. Biskup Jakub Dziaduski, naprzód wyszedłszy, komandora powitał. A ten listy królewskie mu wręczył. Tedy instalację całą na pergaminie opisaną, wszyscy potwierdzić raczyli. A Czarnkowski 10 grzywien „titulo iucundi ingressus” zapłacił. Podał więc biskup rycerzowi szyszak złocony, miecz obosieczny i łańcuch zło-ty na szyję założył, które to o godności miały zaświadczać. Do mów uroczystych zatem przystąpiono, po czym biskup komandora do stalli zaprosił. Wtenczas solenne Te Deum na wieczną rzeczy pamiątkę odprawiono

Ta forma uroczystego wprowadzenia komandora na urząd ustaliła się już dużo wcześniej i miała przetrwać w zasadzie do końca istnienia komandorii.

W tym czasie następnym komandorem był wybrany Feliks Wojnowski, którego w 1600 roku wielki mistrz zaaprobował i wystawił mu nominację. Od czasów Feliksa Wojnowskiego, fun-dacji w Poznaniu podlegała też komandoria oraz kościoły i do-my joannitów w Kościanie, Pogorzelicy, Radzimiu i Miastku.

Kolejnym komandorem został Bartłomiej Nowodworski. Rze-miosło rycerskie opanował w wojnach przeciw Turkom i Tatarom na Rusi, Wołyniu i Podolu. Potem, na Węgrzech, walczył w wojskach Stefana Batorego. Kiedy we Francji nastał czas pokoju, pojechał na Maltę i wstąpił w szeregi kawalerów. Przez osiem lat pobytu w zakonie wsławił się w walkach przeciw Turkom. Zdobyty rozgłos sprawił, że Zygmunt III pozwolił mu w 1607 roku wrócić do Polski. Mianował go też dowódcą straży królew-skiej. Kawaler Nowodworski starał się nie opuścić żadnej bi-twy. W przerwach między wojaczkami, zaprzyjaźnił się z księciem Januszem Ostrogskim. Pod wpływem jego opowieści o maltańczykach książę zapisał w testamencie swą ordynację zakonowi. Przy tak aktywnym trybie życia, miał Nowodworski jeszcze czas zajmować się nauką oraz finansowo ją wspierać. Był m.in. protektorem krakowskiej Alma Mater. Jedna z jego fundacji naukowych dotrwała do dziś. Jest to liceum im. Nowodworskiego w Krakowie, którego absolwenci dumnie noszą znaczki w kształcie maltańskiego krzyża, nie wiedząc nawet, że jest to symbol masoński. Krótko przed śmiercią Nowodworski otrzymał komandorię poznańską. Wrosła ona już wtedy w pejzaż miasta. Na dzielnicę z kościołem zakonnym od dawna mó-wiono już: Malta. Istniały też ulice św. Jana, Świętojańskiego Młyna i Świętojańskiego Stawu. Pobliskie jezioro nazwano Mal-tą.

Następnym komandorem był Zygmunt Karol Radziwiłł. W wieku 17 lat wstąpił on do zakonu maltańskiego. Po kilkuletnich walkach w szeregach kawalerów, wrócił do kraju i objął − założoną przez ojca na Litwie − komandorię stwołowicką. Na krótko, bo znów pojechał na Maltę, by walczyć u boku wielkiego mistrza. Po kilku latach wrócił do kraju, by bić się pod Cho-cimiem. Fundację poznańską powierzono mu w 1625 roku. Za-jął się energicznie jej odbudową i porządkowaniem.

Kolejny zwierzchnik fundacji książe Janusz Ossoliński dostał więc komandorię w kwitnącym stanie. Ale spustoszył ją potop szwedzki. Potem urząd komandora sprawowali H. A. Lu-bomirski, M. K. Pac, M. S. Dąbrowski i B. I. Stecki. Ten ostatni wykazał się iście szlachecką kłótliwością. Nominację wielkiego mistrza otrzymał w 1741 roku. Ale nie dostał nominacji królewskiej, czym poczuł się urażony. Zaczął więc kłótnię z kapitułą o przysługujące komandorom godności. Sprawa trafiła do władz zakonu i do kongregacji kardynałów. Minęło piętnaście lat kłótni. Wyjaśniła ona tylko to, co wiedziano i przedtem: że królowie nie mają prawa mianować komandorów, a tylko sam mistrz zakonu. Charakter Steckiego został wykpiony przez Igna-cego Krasickiego wierszykiem:

Przyzwyczajony do Wojny Tureckiej

Pięknie się spisał nasz Komandor Stecki.

Jakże w nim widać odwagę Maltańską,

Choć sam, uderzył w portę Otomańską”.

W 1780 roku wielki mistrz de Rohan mianował komandorem Andrzeja M. Miastkowskiego.

Nadeszły rozbiory i komandoria poznańska znalazła się w Prusach. Po 52 latach przewodnictwa w komandorii poznańskiej, zmarł w 1832 roku.

Malta, wyspa niezwyciężona

Tułaczka kawalerów rodyjskich martwiła nie tylko ich samych. Papież Klemens VII był w młodości członkiem tego zakonu!… Jako Juliusz Medyceusz przywdziewał na Rodos taką samą jak oni zbroję, walczył pod ich sztandarami. W rodzinnej Florencji bywał i w komandorii, i w kościele św. Jana. Chciał im pomóc. W grę nie wchodziło zbrojne odbicie wyspy, gdyż wymagałoby to zbyt wielkich sił. Przeciwnikiem tej koncepcji był cesarz rzymsko-niemiecki. Długo więc papież przekonywał Karola V, że zakon jest ważną siłą militarną, że winien osła-niać Europę przed zalewem islamu (?). Cesarz, po długich wahaniach, podpisał w marcu 1530 roku dokument oddający ka-walerom „wyspy Maltę i Gozzo oraz miasto Trypolisu Afrykańskiego”. Zastrzegł sobie płacenie symbolicznej daniny. A więc miało to być tylko lenno? Szpitalnicy przyjęli je jednak jako własne terytorium suwerenne. Ale również w tej kwestii historycy różnie interpretują zachowane dokumenty.

Książe Ostrogski i przeorstwo polskie

Według starej kroniki, książe Janusz Ostrogski „widząc się bez potomstwa płci męskiej, fortuny swojej dziedzicem chciał Boga i Ojczyznę uczynić”. Przedstawił więc Sejmowi prośbę o zezwolenie na zapisanie części swych dóbr zakonowi maltańskiemu. Chodziło tu o 600 wsi i miasteczek. A kiedy otrzymał zgodę, sporządził konstytucję ordynacką i złożył ją w 1618 roku w trybunale lubelskim. Po tym ordynacja ta przechodziła z rąk do rąk, finansowo pustoszona. Po pięćdziesięciu latach zarządcą ordynacji wybrany został na sejmiku książę Hieronim Lubomirski. Napisał on list do wielkiego mistrza, sugerując, by ten podjął starania u króla i w Sejmie o egzekucję zapisu. Sugerował też skorzystanie z poparcia nuncjusza papieskiego. I tak się stało. Z polecenia zakonu zabiegi o te dobra podjęli Sa-muel Proski, Michał Dąbrowski i August Czartoryski oraz nun-cjusz apostolski. Początkowo nie przynosiły one rezultatu. W końcu król August II wyznaczył Janusza Sanguszkę administratorem ordynacji. Ten zaś zaczął jednak rozdawać jej dobra, wywołując właśnie, skargi i lamenty na sejmikach. Dobra zostały najechane przez hetmana Branickiego i księcia Lubomirskiego. A ambasador francuski zażądał oddania tych majątków Stanisławowi Leszczyńskiemu.

* * * * * *

Wielki mistrz w połowie XVIII wieku rozpoczął energiczne działania dla odzyskania ordynacji ostrogskiej i stworzenia Wie-lkiego Przeorstwa Polskiego. Już wcześniej zawarł pisemne po-rozumienie w tej sprawie z królem Władysławem IV. Nie zostało ono odnowione przez jego następcę, dlatego też słano do Polski liczne delegacje zakonu. Posłował do Warszawy przeor z Pragi − Emanuel Kolowrath i ambasador wielkiego mistrza w Austrii − Michał Sagramosso. Ten ostatni miał wyznaczyć kan-dydatury polskich kawalerów maltańskich na szefów, planowanych dopiero w przyszłości dziesięciu komandorii. Do zabie-gów u króla i w Sejmie włączył się nuncjusz Garampi. A także, niestety, trzy sąsiednie dwory. Działania te zjednoczyły wszy-stkich, skłóconych dotąd, pretendentów do spadku po Ostrogskim. W związku ze śmiercią wielkiego mistrza zakwestionowa-no też pełnomocnictwa ambasadora Sagramosso. Musiał więc on pojechać na Maltę i przywieźć nowe plenipotencje od Emanuela de Rohan. Potem podjął działania na dworze, a możnym rozdawał ordery maltańskie. I tak doprowadził do zwołania ko-misji sejmowych oraz do opracowania odpowiednich ustaw i konstytucji. Sejm w 1774 roku uchwalił zniesienie zapisu Ostrogskiego. Pozbawił zakon prawa do tych dóbr, w zamian za utworzenie z królewskiej kiesy Wielkiego Przeorstwa Polskiego i ufundowanie sześciu komandorii. Zezwolono też na założenie dalszych sześciu prywatnych fundacji zakonu. Ustalono, że skarb państwa będzie płacił na utrzymanie polskiego przeorstwa za-konu łącznie ok. 155 tysięcy złotych rocznie. Gwarantem tych umów miały być dwory Prus, Rosji i Austrii. Później król Polski i ambasador Sagramosso podpisali w tej sprawie umowę międzynarodową, która została ratyfikowana przez Sejm w roku następnym.

Zanim to się stało, władze zakonu przystąpiły do nominacji na maltańskie urzędy; Wielkim przeorem został Adam Poniński, a sześcioma komandorami zostali: Franciszek Sułkowski, Kazimierz Sapieha, Szymon Szydłowski, Kalikast Poniński, Sta-nisław Łuba i Maciej Mielżyński. Osiem komandorii patronackich ufundowały rodziny: Platerów (dwie), Ponińskich, Szamoc-kich, Sułkowskich, Podoskich, Łopattów i Hilzenów (większość to były rody Żydów polskich). Ten stan rzeczy został potwierdzony bullami wielkiego mistrza i papieża Piusa VI, choć nie wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Nie rodziło problemów uiszczenie opłaty za objęcie urzędu komandorów − tzw. passaggio.

Gorzej było z własnością komandorii. miała ona należeć do Zakonu. A w Polsce każdy upierał się przy własności indywidu-alnej, którą w końcu czasowo dopuszczono. Jeszcze więcej kło-potów było z wymogami reguły joannitów. Komandorowie musieli złożyć śluby zakonne, przed czym się specjalnie nie wzbra-niali, choć nie zamierzali przestrzegać − przewidzianych śluba-mi − cnót pokory, posłuszeństwa i ubóstwa. Najgorzej jednak wyglądała sprawa z czystością, w tym − z bezżeństwem. Wszyscy kandydaci byli szczęśliwie żonaci i nie zamierzali z tego stanu rezygnować. Więc krakowskim targiem zgodzono się, by dopiero ich następcy dotrzymali tego warunku. Miał kłopoty ambasador Sagramosso także z innymi sprawami. Opłaty na rzecz skarbu zakonu zgodził się zbierać bezinteresownie (?) ban-kier Piotr Tepper.

Z naborem kandydatów na polskich kawalerów nie było żad-nych problemów. Wobec nadmiaru zgłoszeń, przyjmowano głó-wnie przedstawicieli sławnych szlacheckich rodów, byli to: Bru-ehl, Małachowski, Tarło, Grabowski, Potocki, Sołtyk, Świdziński, żeby wymienić tylko niektóre. Ale zważywszy na smutne dotychczas doświadczenia, hrabia Sagramosso nabrał podej-rzeń, że i w kwestii szlachectwa Polacy będą się starać omijać prawo.

Warto jednak zaznaczyć, że mimo kłopotów z płaceniem, za pierwsze dwa lata wpłynęło z polskich komandorii do kasy za-konu aż 23.380 skudów. Wyprzedziliśmy więc Niemcy, które za-płaciły skarbowi zakonu 20,000 skudów. Ale do Francji (jeden milion) było nam nieco daleko.

Ambasador Sagramosso dobrze dbał o interesy zakonu. Pod-jął np. daleką podróż do Pajczewa na Ukrainie, by tam w klasz-torze Bazylianów przyjąć śluby maltańskie od starosty kamie-nieckiego − Antoniego Potockiego, który był już na łożu śmierci. Dawało to widoki na opłatę passaggio, lecz głównie na dobra po starościcu.

Wraz z powstaniem silnego przeorstwa polskiego zrodził się problem stworzenia w zakonie nowej grupy − „języka”. Jakoś nie chciano się zgodzić, by Polska świszcząco-szeleszcząca, ma-zowiecka mowa wybiła się na niepodległość. Najpierw chciano polskich kawalerów włączyć do „języka niemieckiego”. Potem przyłączono ich do grupy anglo-bawarskiej. I tak, w 1785 roku, utworzono „język anglo-bawarsko-polski”. Spory w tym był udział hrabiego Adama Ponińskiego.

* * * * * *

W wyniku rozbiorów Polski najpierw Wołyń i jego komandorie, a potem i większość dóbr Polskiego przeorstwa znalazły się w Rosji. Zawarty w 1791 roku układ z Maltą ustalał sposób traktowania polskich komandorii. Po inwazji Napoleona na Mal-tę, car utworzył najpierw przeorstwo polsko-rosyjskie, a potem Wielki Katolicki Przeorat w Rosji. Zgodził się też na wpłacanie z przejętych dóbr polskich 120 tysięcy złotych do skarbu zakonu.

Wielu polskich kawalerów znalazło się pod zaborem rosyjskim. Razem z emigrantami innych nacji (…) weszli oni do gru-py łacińskiej zakonu. Jej przedstawiciel, francuski książę Kon-deusz, został wielkim przeorem. Na naszych ziemiach przez następne 20 lat zachowały się w zasadzie wszystkie polskie ko-mandorie. Powstawały nawet nowe: np. Wincentego Modzelewskiego, Jerzego Wielhorskiego, Wincentego Raczyńskiego i Kor-wina-Kossakowskiego. Jednak w 1817 roku ukaz Aleksandra I postanowił, że wraz ze śmiercią komandorów wszystkie fundacje maltańskie zostają zaliczone do dóbr carskich. Zabronio-no także noszenia odznaczeń i używania tytułów nadanych przez zakon maltański. Dzieje komandorii polskich na przełomie XVIII i XIX wieku są jednak, wobec braku dokumentów źródłowych, trudne do odtworzenia.

Listy królów polskich

W Biblitece Królewskiej w La Valletcie znajdują się bogate, zachowane niemal w całości archiwa joannitów, od ich pierwszych statutów w Ziemi Świętej, aż do zdobycia wyspy przez Napoleona. Jest tam również kilkaset listów polskich królów do wielkich mistrzów oraz pism kierowanych przez władze za-konu do naszych monarchów. Znaczna część tej koresponden-cji pochodzi z lat 1620 − 1770 i dotyczy zapisu dóbr księcia Ostrogskiego na rzecz zakonu. Pozostałe listy odnoszą się prze-ważnie do spraw protokolarnych, a zwłaszcza przypadków in-tronizacji po obu stronach, rekomendacji kandydatów na człon-ków zakonu, protekcji dla kawalerów, nominacji komandorów itp. Wiele z nich jednak odnosi się do spraw dużo ważniejszych. I może te właśnie listy zasługują na uwagę.

Warto przypomnieć dwa listy Władysława IV. W pierwszym, z 22 marca 1635 roku, król poleca opiece wielkiego mistrza kawalera z Tenczyna, Jana Ossolińskiego, syna Maksymiliana i księżnej Kazanowskiej, a także wojskowego kapitana, kawalera Łukowicza (który, jak widać, nie ma ani rodowodu, ani nawet imienia). W drugim liście, z 3 września 1636 roku, polski król życzy wielkiemu mistrzowi de Paule wszelkiej pomyślności w walce z Turkami. Trudno tu ustalić, czy list zdążył do-trzeć do adresata. Bowiem w tym mniej więcej czasie mistrz de Paule zmarł, a zakon podjął walki z Turkami. Z dostępnych do-kumentów nie sposób też wywnioskować, czy zgon władcy na-stąpił z przyczyn wojennych, czy naturalnych.

Michał Korybut Wiśniowiecki pisał 13 listopada 1669 roku z Krakowa do wielkiego mistrza Cotonera, dziękując za życze-nia przekazane za pośrednictwem Augusta Lubomirskiego oraz podkreślając, że Polska i zakon walczą z tym samym wrogiem − Turcją… Trzy lata później nasz król musiał sam stawić czoło najazdowi wojsk otomańskich, doprowadzając do traktatu w Buczaczu…

W archiwach maltańskich najwięcej zachowało się listów króla Jana III Sobieskiego. Były one pisane na przemian po łacinie i po francusku. Bardzo ciekawy jest list napisany w Grodnie 14 kwietnia 1679 roku, a wysłany na Maltę przez kuriera, którym był kawaler Kazimierz Michał Pac. Pomijając ży-czenia i zwroty kurtuazyjne, warto zwrócić uwagę na posłanie. Król stwierdza, że wojna między Polską i Turcją jest nieunikniona. A imperium otomańskie zagraża całemu chrześcijaństwu. Dlatego do walki winni przyłączyć się wszyscy monarchowie, cała Europa.

Z dokumentów zakonu, a zwłaszcza z Liber Conciliorum (czy-li protokołów narad rządu) wynika, że Wielka Rada wyrażała podziw dla króla i Polaków, ale nie oferowała wielkiej pomocy. A sprawę załatwiła dyplomatycznie, czyli tanim kosztem. Udzie-liła mianowicie pozwolenia wszystkim joannitom na przyłącze-nie się do wojsk polskich, ustalając, że każde 6 miesięcy odbytej w nich służby będzie zaliczane jako zakonna karawana, a po 2 latach uzyska się wysługę kapitana statku (czyli szereg przywilejów, w tym pierwszeństwo otrzymania komandorii). Tak więc decyzja ta zrównywała służbę wojskową w Polsce ze służ-bą w szeregach zakonu… Ale nie spowodowała ona napływu kawalerów do oddziałów króla Jana III.

Sobieski podziękował za te postanowienia listem pisanym z Warszawy 6 czerwca 1680 r.. A po upływie trzech lat zdecydo-wał ruszyć na odsiecz wiedeńską. Spod Wiednia po raz kolejny pisał do mistrza Caraffy de Roccella, polecając do służby na Malcie kawalera Samuela Proskiego. Warto uzmysłowić sobie, że list powstał przed niezwykle ważną bitwą, a król ponadto cały czas zajmował się sprawami państwa. Jakimś cudem naj-widoczniej jego kancelaria zatrudniała prawdziwych (a nie z au-tonominacji) fachowców.

10 października 1683 roku, listem pisanym w Parkanach, król zawiadamia wielkiego mistrza o zwycięstwie odniesionym nad potęgą otomańską. W późniejszym piśmie, już z kraju, So-bieski informuje o śmierci komandora poznańskiego − Jana Chryzostoma Ossolińskiego. Stwierdza zarazem, że urząd ten powierzył kawalerowi Hieronimowi Augustowi Lubomirskiemu, prosząc o zatwierdzenie tej decyzji. W odpowiedzi wielki mistrz przekazał swą aprobatę i załączył akt nominacyjny dla nowego komandora.

Król August II Sas, w liście z 11 lipca 1726 roku, poleca swo-jego syna (ze związku z księżną cieszyńską Alten-Bockum) Hansa Gregora Teschena (−) jako kawalera do służby w zakonie. Zaznacza, że młodzieniec mówi po włosku, w związku z tym można go nazywać Giovanni Giorgio. Oczywiście kandydat ten został zaakceptowany, powitany na Malcie z honorami i przyjęty w szeregi „języka włoskiego”. Kolejne pismo króla jest listem polecającym dla kawalera Adama Stanisława Grabowskiego, udającego się na Maltę do służby w wojskach zakonu.

August III, listem z Drezna pisanym 18 marca 1741 roku, przesyła gratulacje bratu Emanuelowi Pinto z okazji wyboru na księcia i wielkiego mistrza, życząc mu jak najpomyślniejszych rządów zakonem i państwem.

Stanisław August Poniatowski pismem z Warszawy, datowanym 3 grudnia 1764 roku, zawiadamia wielkiego mistrza, że został obrany królem Polski oraz uroczyście intronizowany. Wy-raża uznanie i szacunek dla rycerzy św. Jana.

* * * * * *

W tych samych archiwach zachowały sie również liczne listy kierowane przez kawalerów polskich do władz zakonu, naj-częściej z prośbami o awans, zwolnienie z opłat, wystawienie bulli nominacyjnej lub patentu na fundację zakonną oraz zatwierdzenie dokumentów. Malta z kolei prowadziła bogatą korespondencję z różnymi władzami w Polsce, głównie w sprawach komandorii i fundacji zakonu, przejmowania legacji i dóbr po zmarłych kawalerach oraz egzekwowania kompetencji i autonomi joannickich dostojników.

Najwięcej listów, dokumentów oraz zapisów w Liber Conciliorum dotyczy Hieronima Augusta Lubomirskiego. Wstąpił on młodo do zakonu, był kawalerem, wielekroć pełnomocnikiem joannitów, ich prokuratorem w Polsce i oddał im wielkie usługi w zabiegach o dobra Ostrogskich. Potem został komandorem poznańskim, ale tylko na trzy lata. Bo − jak głosi plotka − biskup poznański Stefan Wierzbowski zachęcił go do poślubienia urodziwej Konstancji de Alten-Bockum. Faktem jest, że biskup sam ślubu udzielił i na weselu był, czego nie mógł mu wybaczyć papież Innocenty XI. W każdym razie kawaler Lubomirski, śluby złamawszy, musiał ustąpić z urzędu komandora.

Inną ciekawą sprawą był casus Andrzeja Marcina Miaskowskiego. Jako jeden z niewielu Polaków odbył on karawanę na Malcie, otrzymał tytuł kawalera, a potem służył w wojskach za-konu. Po latach pojawiła się dla niego perspektywa awansu na komandora poznańskiego. Złożył więc w Pradze odpowiednie do-kumenty. Tamtejszy przeor podważył jednak dowody szlachectwa. Miaskowski odwołał się do La Valletty, która zatwierdziła jego dokumenty mimo… braku metryki chrztu (−). Widać już wtedy osobiste znajomości były w cenie.

* * * * * *

Przykłady te mogą stanowić pewną ilustrację ówczesnego znaczenia zakonu maltańskiego, a także sprawności działania jego władz centralnych.

Przygody zakonu z carami Rosji

Stosunki zakonu maltańskiego z Rosją stanowią bardzo cie-kawy, czasami nawet sensacyjny, wątek dziejów. Związki te się-gają podobno czasów Piotra Wielkiego. Miał on przebywać na Malcie incognito, jako Piotr Michajłow, w świcie znanego podróżnika, bojara Borysa Szeremietiewa. Car miał tam poznać życie kawalerów i zaczerpnąć wzory dla własnych szkół rycerskich. Wygląda to na legendę, ale wielki mistrz jednej z lóż masońskich, Voltaire i niektórzy historycy i znawcy masonerii twierdzili, że tak było naprawdę.

Później, już po drugim rozbiorze Polski, wielki mistrz wysłał baliwa Giulio Littę z poselstwem do carycy Katarzyny. Poseł upominał się dość skutecznie o prawa do polskich komandorii przyłączonych do Rosji.

Jakie argumenty przekonały ostatecznie carycę? Tym razem historia dyskretnie milczy. Ale kawaler Litta zasłynie jeszcze w Rosji i w zakonie.

Za Pawła I stosunki zakonu z Rosją nabrały szczególnego charakteru. Zwłaszcza, że znane były sympatie tego cara do wszelkiego rodzaju zakonów i jego − nie zawsze wyważone − po-mysły.

Paweł, jeszcze jako następca tronu, gościł w Rzymie i został przyjęty przez papieża. Audiencja ta zrobiła na nim wielkie wra-żenie. Był to wstrząs psychiczny, rozbudzający jego wizje na przyszłość. Przybyszom z Zachodu, w tym jezuicie Gruberowi, car przekonywająco tłumaczył, że „w sercu czuje się katolikiem”. Papież wykorzystał to, proponując, by akredytowano w Petersburgu nuncjusza apostolskiego. Mianował nim, za zgodą Pa-wła I, Lorenza Littę, brata rezydującego już w Rosji ambasadora zakonu − Giulia. I tak rokowania papiestwa i kawalerów z Pe-tersburgiem znalazły się w rękach dwu braci, co było złą wróż-bą. Udokumentowanym początkiem stosunków dwustronnych były układy między Rosją a zakonem zawarte w 1791 i 1797 roku. Ten ostatni traktat przewidywał powołanie w Rosji Wiel-kiego Przeorstwa Joannitów dla szlachty wyznania Rzymskokatolickiego. W jego skład miało wejść 10 komandorii. Na ich zakup i urządzenie zakon zgodził się wyasygnować 300 tysięcy florenów. Umowa nie obejmowała przejętych komandorii polskich, których dotyczył układ między stronami zawarty sześć lat wcześniej. Po podpisaniu umowy Giulio Litta otrzymał jed-ną komandorię i 30 tysięcy florenów.

Niezbyt zorientowana w sprawie arystokracja zachodnia cie-szyła się z zawarcia tego układu. Liczyła ona na umocnienie za-chodnich wpływów politycznych w Rosji. A zakon miał nadzieję, że − po stratach we Francji − umocni dzięki caratowi swe mię-dzynarodowe znaczenie. Przekonywał o tym swe władze amba-sador Litta, podsuwając im też niekonwencjionalne pomysły. Ich realizacja została ułatwiona przez wybór von Hompescha na wielkiego mistrza. Dostojnik ten posłał do cara specjalnego kuriera. Był nim kawaler Wincenty hrabia Raczyński (ale jest to jedyny pozytywny element w całej sprawie). Kurier miał po-dziękować carowi za życzliwość, prosić go o przyjęcie tytułu pro-tektora zakonu i wręczyć mu dar − historyczny łańcuch wielkiego mistrza Jana de la Vallette. Wszystko to obrażało nie tylko zdrowy rozsądek, ale również zasady wiary i przepisy za-konne. Prawosławny car stawał się w ten sposób kawalerem i dygnitarzem katolickiego zakonu.

Rozentuzjazmowany otrzymanym tytułem Paweł I kazał sobie szybko uszyć specjalny strój kawalera i nałożywszy łań-cuch wielkiego mistrza, uświetnił specjalną uroczystość zorga-nizowaną ku własnej czci. A z wdzięczności dla braci Litta dał im 36 tysięcy florenów i jeszcze pałac Woroncowa, gdzie miały się mieścić rezydencje braci oraz ambasada zakonu.

Od Petersburga do czasów wojny

W czasie wojny Napoleońskiej, zakon stracił wyspę na rzecz Napoleona, gdzie po dwóch latach wyspę zdobyli Anglicy. Próbowali później kawalerowie uzyskać dla siebie jakieś inne terytorium. Starali się o jedną z wysp na Adriatyku. Zabiegali też o Elbę, o Aland na Bałtyku, a także o posiadłości w Algierii. Na próżno. W 1823 roku Grecja odstąpiła zakonowi wyspy Scarpanto i Stampalia. Stamtąd rysowała się bardziej realna wizja starań o odzyskanie Rodos. Ale brak pieniędzy zniweczył nie tylko te dalekie plany, ale nawet możliwość objęcia w posiadanie greckich wysp.

Tymczasem, po ewakuacji z Petersburga, władze maltańskie tułały się po Europie. Zatrzymały się w Messynie, Catanii i Viterbo. Potem, w latach 1825-1834, osiadły w Ferrarze. Tam, przy placu Ariostea mieli pałac zakonny. A opodal, w dzielnicy św. Jana − swoją komandorię. Zakon był w bardzo trudnej sy-tuacji. Utracono nie tylko posiadłości w Rosji, ale też majątki wszędzie tam, gdzie przetoczyła się wojna. Dlatego postanowio-no przenieść siedzibę najwyższych władz do Rzymu. Najpierw do pałacu Bosio, przy via Condotti, gdzie mieściła się ambasada kawalerów przy Stolicy Apostolskiej, potem także do Villi Malta na Awentynie.

Starania zakonu doprowadzały do stopniowej poprawy jego sytuacji (a to dzięki szczególnej pomocy gmin żydowskich, jak też i ich międzynarodowych organizacji, które wspomagały ma-terialnie i duchowo, a przede wszystkim w postaci, dobrze przy-gotowanego potencjału ludzkiego, który zasilał szeregi zakonu), Cesarz Ferdynand I uznał prawa kawalerów do dóbr w Wenecji i Lombardii. Podobnie postąpił król Neapolu i Sycylii. W regionach tych zostały odtworzone przeorstwa. Zakon nawiązał sto-sunki dyplomatyczne z księstwami Modeny i Reggio oraz Parmy i Piacenzy. I tak w połowie XIX wieku pozycja joannitów została wyraźnie umocniona. Władze maltańskie zaczęły tworzyć nowe struktury zakonu. Kawalerom nieprofesyjnym (czyli nie posiadającym ślubów zakonnych) zezwolono na zakładanie stowarzyszeń narodowych w poszczególnych krajach. Jeden z pierwszych takich związków założyli Polacy na Śląsku. Stowarzyszenia tworzyły własne komandorie patronackie i baliwaty oraz ośrodki pomocy, medycznej i charytatywnej (…). Zakonem kierował wówczas Alessandro Borgia − siódmy z kolei namie-stnik po śmierci mistrza Tommasiego. Ciągle jeszcze bowiem nie przywrócono urzędu wielkiego mistrza.

Nową, ciężką próbą dla joannitów był proces jednoczenia się Włoch. Znikały wówczas księstwa i królestwa, z którymi joannici mieli dobre stosunki. A powstająca monarchia wydała de-kret o konfiskacie dóbr zakonnych. Jedynie dzięki usilnym za-biegom kawalerów udało się uchronić przed nią majątki zako-nu maltańskiego. Król Italii uznał potem historyczne prawa jo-annitów. Swym dekretem potwierdził, że zakon pozostaje „su-werenny w europejskim prawie narodów”. Tak wyrażona przychylność była oparta głównie na specjalnej opinii wydanej przez zakon św. Maurycego i Łazarza, skupiający starą, wpływową arystokrację włoską. Cieszył się on na rzymskim dworze sporym prestiżem. Dzięki temu uznano też prawa kawalerów do wysyłania i przyjmowania ambasadorów, czyli czynne i bierne prawo legacji. Umowy z państwem włoskim pozwoliły również na stworzenie Włoskiego Stowarzyszenia Kawalerów, które zo-stało uznane za „instytucję publiczną prawa obcego!” Czyli de facto za organizację innego, suwerennego państwa. Taki status pozwolił związkowi włoskiemu na utworzenie własnego korpusu wojskowego, będącego militarną służbą medyczną zakonu.

Na tle działalności publicznej władz i instytucji zakonu oraz własności nieruchomości dochodziło do sporów między kawalerami a obywatelami i organami państwa włoskiego. Sądy Kró-lestwa Italii orzekały niezmiennie, że instytucje i posiadłości jo-annitów, mają taki immunitet „jakby należały do państwa obcego (…)”.

* * * * * *

W tym czasie odbyła się konferencja założycielska Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża, na czele którego sta-nął Jean Dunant. Rola nowej organizacji na polu walki miała być niemal identyczna, jak działalność medyczna kawalerów maltańskich. Toteż na konferencje zaproszono uroczyście i na równi z państwami delegację zakonu, nadając jej status reprezentacji „rządu na wygnaniu”. I odpowiadało to chyba prawdzie: rząd na wygnaniu władał maltańskim państwem bez ziemi.

Po I wojnie światowej Austria, po perturbacjach związanych z upadkiem monarchi, przywróciła stosunki dyplomatyczne z zakonem maltańskim. Zostały odbudowane wielkie przeorstwa Austrii i Czech, stając się głównym bogactwem zakonu. Wło-chy uznały immunitet wielkiego mistrza i kanclerza na równi z szefami państw i rządów. Nadały też wysoką rangę odznaczeniom zakonu. Kawalerowie otworzyli swe placówki zwane „dele-gaturami” we Francji, Szwajcarii i Monako. Wielki mistrz złożył wizytę, z honorami głowy państwa, w Paryżu. W okresie międzywojennym zakon przywrócił też stosunki dyplomatyczne z Watykanem, Hiszpanią, San Marino i Rumunią. Po długich i skomlikowanych rokowaniach, w lutym 1938 roku, wymieniono posłów z Czechosłowacją.

Wielkim mistrzem zakonu został książę Chigi Albani, potomek jednego z najstarszych włoskich rodów. Ale faszyzm ogra-niczał coraz bardziej możliwości działania zakonu. Kawalerowie, mimo że deklarowali zawsze neutralność w wojnie, opowiedzieli się w 1943 roku przeciw Mussoliniemu. Nawiązali też kontakty z aliantami.

W czasie II wjny ciekawą rolę odegrał również… paszport za-konu. Wydawało się, że nie ma w nim nic niezwykłego. Ot, ksią-żeczka oprawiona w skórę (dla dyplomatów − w czerwony safian), z białym krzyżem maltańskim na okładce. A okazało się, że otwierała ona granice walczących państw , za wyjątkiem hi-tlerowskich Niemiec. Z paszportem zakonu maltańskiego pozwalano podróżować nawet bez wiz. Z tego paszportu skorzystali również w roku 1944 członkowie królewskiej rodziny Sa-voia, ewakuujący się z Włoch.

Kawalerowie polscy w kraju i na emigracji

Polonia Restituta, Polonia Rediviva… Iluż to radosnymi ha-słami witano w 1918 roku powrót ojczyzny po ponad 120 latach zaborów. Z zapałem przywracano polskie instytucje, zwyczaje, tradycje. Napisano już o tym grube tomy. Ale epizod z naszymi kawalerami okazał się zbyt drobny dla historyków.

W 1919 roku Alfred Chłapowski, późniejszy ambasador RP w Paryżu, członek związku śląskiego maltańczyków, podjął pró-bę stworzenia polskiej organizacji zakonu. Zwrócił się do najstarszego z kawalerów − Ferdynanda Radziwiłła − o objęcie pa-tronatu nad akcją. Książę Ferdynand zgodził się zostać pierwszym prezydentem związku. Jednak wiek i prowadzenie wła-snych majątków nie pozwalały mu na oddanie się tej dzia-łalności.

W 1920 roku zwołano w Poznaniu zebranie założycielskie Związku Polskich Kawalerów Maltańskich. Stowarzyszenie to zarejestrowano w sądzie i Poznań stał się jego siedzibą. Dwa lata później liczyło ono już 27 członków. Próbowano też zyskać przychylność władz zakonu. Wydelegowano do Rzymu, na ro-zmowy w Wielkim Magisterium, Bogdana Hutten-Czapskiego. Później nastąpiła wymiana korespondencji i kolejny pobyt hra-biego Bogdana w Wiecznym Mieście. Pozwoliło to ustalić warun-ki stawiane nowej organizacji przez władze zakonu. Tak więc statut miał się opierać na wzorze związku śląskiego, a liczba członków miała przekraczać 50 kawalerów. Po zredagowaniu i przyjęciu stosownych dokumentów, zwrócono się do władz w Rzymie o ich zatwierdzenie oraz o wydanie bulli konstytucyjnej.

Władze w Rzymie w 1927 roku wpisały do rejestrów maltań-skich polski związek, uznając jego istnienie od chwili założe-nia. Zarząd polskiego stowarzyszenia wysłał więc pisma zawia-damiające o tym fakcie do władz najwyższych RP i Episkopatu Polski oraz do przeorstw i instytucji zakonnych. Zewsząd otrzymał wyrazy uznania, gratulacje i życzenia. Odtąd kawalerowie polscy, w historycznych strojach, tworzyli asystę honorową wszystkich ważniejszych uroczystości państwowych i ko-ścielnych. Prezydent RP udał się nawet do Poznania na obchody święta Jana Chrzciciela, zorganizowane w Katedrze w sposób przypominający ingres dawnych komandorów. Przyjmował też wielokrotnie kawalerów w Sali Rycerskiej Zamku Królewskiego.

Prezydent RP i marszałek Józef Piłsudski zostali odznaczeni Wielkimi Krzyżami Baliwowskimi nadanymi przez wielkiego mi-strza zakonu. Władze związku polskiego zorganizowały więc dwie uroczystości na których dekorowano prominentów, pierwszą na zamku, drugą w Belwederze. Podczas tej ostatniej uroczystości, 22 lutego 1930 roku, prezydent Bogdan Hutten-Czapski powiedział między innymi:

*Czcigodny Panie Marszałku, Wodzu i Naczelniku Rzeczypospolitej! Gdy lat temu przeszło osiemset Zakon Rycerzy Świę-tego Jana został w Jerozolimie ustanowiony, miał cele wojenne, a mianowicie orężną obronę Grobu Zbawiciela i miejsc uświę-conych działalnością Chrystusa (?). Walczył przeciwko napo-rowi islamu. Ale gdy potężna flota zakonu została zniszczona, a Malta przeszła w posiadanie Anglii, nie mógł zakon dalej pro-wadzić swego wojennego rzemiosła. W ciągu ubiegłego stulecia zmienił więc swoją działalność i zaniechawszy zadawania ran w bitwach na lądzie i na morzu, postanowił goić rany w bitwach zadane

Zaraz po utworzeniu Państwa Polskiego poczuli polscy kawa-lerowie maltańscy potrzebę założenia związku narodowego By-ło naszym gorącym życzeniem złożyć przy tej sposobności wobec Pana Marszałka ślubowanie, że na wypadek wojny spełni-my nasz obowiązek zakonny

Związek pozwala sobie wyrazić nadzieję, że stosunki dyplomatyczne między jego państwowymi i zakonnymi zwierzchnika-mi zostaną niebawem nawiązane, jak to było za czasów przedrozbiorowych*

Po tym przemówieniu prezydent związku wręczył marszałko-wi Piłsudskiemu pismo odręczne wielkiego mistrza, bullę nomi-nacyjną oraz Wielki Krzyż Baliwa ze Wstęgą, zaznaczając, że za-kon czci w ten sposób przede wszystkim rycerza, który odparł najazd wschodnich nieprzyjaciół, zrobił wszystko by przywró-cić ład i praworządność w Europie, „a przede wszystkim pierw-szego Naczelnika Odrodzonej Polski, której Opatrzność powierzyła straż nad cywilizacją Zachodu, a także potomka wielkie-go rodu Ginetów (!), odgrywającego tak wybitną rolę w historii Litwy”.

Marszałek Piłsudski podziękował za nadane mu odznaczenie, wyraził wielkie uznanie dla tradycji oraz obecnej kondycji zakonu i podkreślił konieczność zorganizowania maltańskiej służby sanitarnej na wypadek wojny.

Bardzo podobne, we fragmentach nawet identyczne, przemówienie wygłosiła delegacja władz związku polskiego wręcza-jąc prezydentowi RP równie wysokie odznaczenie maltańskie. Ignacy Mościcki złożył podziękowanie władzom zakonu, a następnie wydał dla kawalerów uroczyste śniadanie na Zamku Królewskim.

Wysokie odznaczenia rycerskie otrzymali też kardynałowie Hlond i Kakowski oraz członkowie rządu RP, a wśród nich mi-nister August Zaleski. Rząd polski zaś nadał dygnitarzom zakonu Wielkie Krzyże Orderu „Polonia Restituta”, a wielki mistrz otrzymał również Order Orła Białego. Odznaczenia te wręczał ambasador RP przy Kwirynale − Stefan Przeździecki (sam zresz-tą kawaler maltański). Miał on rezydencję w Palazzo Rospigliosi al Quirinale.

Ambasada polska przy Kwirynale mieściła się wtedy w pa-łacu Caetani, a konsulat − przy Nomentanie. Na placu Pilota 2 była ambasada RP przy Stolicy Apostolskiej. Wszędzie tam by-ło sporo dzieł sztuki, będących własnością państwa. Wspominał jeszcze o nich w 1960 r.. Witold Zahorski, autor przewodnika „Polak w Rzymie”. Opisał on m.in. dzieła znajdujące się w poselstwie rządu emigracyjnego przy Watykanie.

Jak widać z powyższych danych, a też i z innych źródeł dowodowych, większość członków gabinetu Józefa Piłsudskiego, włącznie z nim należała do zakonu lub innych organizacji masońskich. W obecnym czasie coraz częściej poruszany jest temat marszałka i jego świty, którym zarzuca się przynależność do organizacji masońskich m. in. zakonu kawalerów maltańskich. Pomimo tego, że historycy nie-chętnie podejmowali ten temat, to w obecnym czasie ukazuje się, coraz więcej do-wodów obciążających przynależnością Józefa Piłsudskiego − jak też i poszczególnych członków jego rządu, a w szczególności wyższych oficerów w jego armii − do licznych zakonów i organizacji wolnomularskich. Zakon kawalerów maltańskich był tym który skupiał w swych szeregach ich najwięcej.

Zakon Kawalerów Maltańskich w obecnym czasie odgrywa bardzo ważną rolę w tworzeniu tzw. „nowego porządku światowego”. Główną siedzibą tegoż zakonu jest Watykan.

Jak zobaczymy w dalszej części tej książki, wielkimi protektorami zakonu maltań-skiego byli też papieże. Chociaż nie wszyscy np. papież Pius XII (który pełnił urząd papieski od 2 marca 1939 roku, zmarł w 1958 r.) zakazał jakiejkolwiek działalności, rycerzy zakonu maltańskiego w Watykanie, jak też podjął nieoficjalną walkę z elementami masońskimi. Był to przełom w prowadzonej działalności politycznej Watykanu, na niekorzyść tzw. sił postępowych czyli wszelakich zakonów i organizacji masońskich.

Papież Pius XII, oficjalnie poparł Hitlera i jego politykę prowadzoną przede wszystkim przeciwko żydo-masonerii (chociaż historycy milczą na ten temat). Wyruszając na drugą wojnę światową Hitler powiedział: „Naszym celem jest oczyścić świat z żydostwa, wszelkiego rodzaju organizacji i stowarzyszeń, opa-nowanych przez nich” („Awake”, miesięcznik wychodzący w Nowym Jorku z XII, 1994 roku). Pius XII jak pamiętamy błogosławił Hitlera i jego armię, kiedy wyruszał na wojnę.

Po śmierci Piusa XII w 1958 roku, na urzędzie papieskim zasiadł Jan XXIII. Za jego to też przyczyną zakon kawalerów maltańskich powrócił do łask Watykanu, od tego czasu została przywrócona władza papieżowi nad zakonem maltańskim, jak również i nad samym wielkim mistrzem tegoż zakonu, którą to, do chwili obecnej piastuje. Interesujące jest, dlaczego było i jest utrzymywane to przez Watykan w tajemnicy przed narodami chrześcijańskimi. Być może już w niedługim czasie otrzymamy odpowiedź…

* * * * * *

Wróćmy jednak do hrabiów Przeździeckich. Brat Stefana − Rajnold, też kawaler maltański, w latach 1919−1939 kierował protokołem dyplomatycznym naszego MSZ. Rycerzem maltańskim był też trzeci z braci − Konstanty. Jako ziemianin posiadał on wieś Woropajewo i okolice, a jako wojskowy doszedł do stopnia pułkownika. Wspólną ich własnością był pałacyk przy ulicy Foksal 6 w Warszawie.

Podobną „familię maltańską” stanowiła rodzina Chłapowskich. Hrabia Alfred, jeden z założycieli polskiego związku, został mia-nowany w 1923 roku ambasadorem RP w Paryżu. Ziemianin, posiadał Bonikowo, wieś wchodzącą kiedyś do komandorii ko-ściańskiej. Hrabia Henryk miał w tej samej okolicy majątek Czerwona Wieś. Konstanty zaś, pułkownik ułanów, miał posia-dłość Mościejewo koło Międzychodu.

O Radziwiłłach przezornie nie wspomnę, bo rodzina ta była najliczniej reprezentowana w zakonie maltańskim.

* * * * * *

Dzieje emigracyjne związku polskiego trzeba zacząć od końca 1939 roku. Po kampanii wrześniowej część kawalerów dotarła do Francji. W Paryżu wyłoniono nowe władze z Olgierdem Czartoryskim na czele. Potem nastała długa przerwa.

Po wojnie podejmowane były próby odtworzenia związku pol-skiego, Został zwołany w 1948 roku, w Londynie, zjazd stowarzyszenia, który wybrał prezydentem związku Emeryka Hutten-Czapskiego. Kawalerowie polscy rozproszeni byli wówczas w 14 krajach Europy, Afryki i Ameryki. W kraju pozostawała nieliczna grupka z baliwem Januszem Radziwiłłem na czele.

Mimo tego rozproszenia Polacy odgrywali pewną rolę w powo-jennych dziejach zakonu. Emeryk Hutten-Czapski brał udział w redakcji praw i konstytucji, a w 1955 roku sprawował krótko urząd kanclerza. Olgierd Czartoryski został ambasadorem zakonu w Brazylii, a Jerzy Potocki − w Republice Peru. Później Karol Radziwiłł uzyskał nominację na ambasadora w Argentynie. W 1963 roku kapelanem ad honorem polskiego związku został Andrzej Maria Deskur, który − po otrzymaniu kapelusza kardynalskiego − przyjął godność kardynała-patrona stowarzyszenia. Członkami związku byli też generał Władysław Anders, August Zaleski i inni członkowie władz emigracyjnych.

O najnowszych dziejach zakonu maltańskiego, wizycie w Watykanie, o wielkim mistrzu i konklawe

Po II wojnie światowej sytuacja zakonu stała się trudna. Utracono wiele instytucji i dóbr w Europie Wschodniej. Z czasem usilne zabiegi międzynarodowe kawalerów zaczęły przynosić rezultaty. W latach 1946−1948 na forum ONZ stawiano sprawę opieki nad Miejscami Świętymi (sic!). Przyjęto nawet trzy rezolucje w tej kwestii. Ochronę tych miejsc chciano powierzyć „organizacji międzynarodowej o uznanym prestiżu”. I tu wymieniono zakon maltański. Nieco później, w 1949 roku, prezydenci Nikaragui i Argentyny wydali deklarację stwierdza-jącą, że zakon pozostaje suwerennym podmiotem prawa narodów.

I tak dochodzimy do 1950 roku − momentu, kiedy zrodził się spór między Watykanem i kawalerami. Jego prawdziwe przy-czyny, tło i mechanizmy pozostaną tajemnicą obu stron. Sekret ten rodził i wówczas, i później, różne plotki i domysły. W ich rozpowszechnianiu wzięli udział Roger Peyrefitte i Tadeusz Bereza.

Autor „Spiżowej Bramy” stwierdził, że zakon maltański jest tworem archaicznym, teatralnym i snobistyczno-arystokratycz-nym. Jego członkowie są bogaci i dlatego nie przestrzegają re-guły zakonnej. W kultywowaniu swych wad zaszli aż tak daleko, że usunęli ze stanowiska szefa zakonu − księcia Thun und Hohensteina. A ten poleciał na skargę do Watykanu. Tam tylko na to czekano. Z okazji skorzystał zarządzający finansami kardynał Canali. Od dawna już nie mógł zcierpieć, że zakon opływa w bogactwa, a nawet „ma pół Umbrii”. Jeszcze gorzej znosił wielkie tradycje joannitów, zwłaszcza że on sam należał tylko do „ubogiego, mieszczańskiego i bez przeszłości” zakonu Świętego Grobu Jerozolimskiego… Poirytowany był też cały se-kretariat stanu. Tym bardziej, że w terenie nuncjusze ciągle przegrywali z kawalerami, którzy otwierali liczne, nowe ambasady. Podważali w ten sposób prestiż Watykanu. Dlatego powołano kolejno trzy komisje kardynalskie. Miały one ubezwła-snowolnić zakon. Zabroniono więc joannitom wyboru wielkiego mistrza, a nawet zakazano na trzy lata działalności politycznej i dyplomatycznej… Spór miał już trwać ponad pięć lat. A zakon nic sobie z tego nie robił. Przeciwnie, rósł w siłę. Miał nawet ogromną administrację. W Pałacu Magistralnym istniało, zatrudniające wielkie rzesze ludzi, Ministerstwo Spraw Zagranicznych. A w nim duże departamenty: Europy, Morza Śródziemnego i Wschodu, obu Ameryk. A do tego sekretariaty generalne.

W tym samym duchu utrzymane były rewelacje na temat kościoła maltańskiego na Awentynie, a nawet ponownego pogrzebu wielkiego mistrza Zacosty, którego szczątki − przechowywane w kopercie − wypadły na podłogę.

Ile w tym wszystkim jest prawdy? Raczej bardzo mało: tyle co w opisie zakonu Bożogrobowców. Choć wystarczyło sięgnąć na przykład po watykański rocznik „Annuario Pontificio”, który był w zasięgu ręki radcy ambasady PRL.

Bardziej szanował fakty, również nie stroniący od sensacji, Roger Peyrefitte. Po ukazaniu się jego Kawalerów maltańskich szef zakonu − książę Paterno musiał tłumaczyć się w Kurii oraz zamieszczać sprostowania w „Osservatore Romano”.

Prawdą jest iż między Watykanem a zakonami wynikł spór na tle czysto politycznym. Jak wiemy również w ówczesnym cza-sie papieżem był Pius XII któremu „organizacje postępowe” czy-li zakony i stowarzyszenia masońskie nie mogły wybaczyć oficjalnego poparcia dla Hitlera w czasie II wojny światowej.

Pius XII w swoich encyklikach potępiał ostro wszelakie „or-ganizacje postępowe”; podkreślając iż mają one na celu zniszczenie Kościoła katolickiego, oraz iż głównym ich celem jest przeniknięcie do Watykanu niszcząc go od wewnątrz; przestrzegał ich przed infiltracją kleru w poszczególnych krajach przez członków tychże organizacji. Prawdziwy konflikt podyktowany był tym, iż powstające z powojennego upadku zakony rycerskie, przy pomocy stowarzyszeń masońskich, wypowiedzia-ły nieoficjalną wojnę psychologiczną papieżowi. Dopiero po jego śmierci w 1958 roku, zakony zaczęły przeżywać swój prawdziwy rozkwit na nowo. Który przypadał na lata sześćdziesiąte.

W początku lat sześćdziesiątych rozpoczęto wydawać znaczki oraz powrócono do bicia własnej monety. Zachowano przy tym dawny system monetarny, w którym 1 skud = 12 tarów = 240 granów. Skud jest wymienialny po kursie 480 lirów włoskich. Ale monety te można nabywać głównie w Wielkim Magisterium jako atrakcję pamiątkarską. Trudno za nie cokolwiek kupić, bo nie ma sklepów maltańskich. Można więc zapytać, co to za pie-niądz? I słusznie, choć niezupełnie. Identyczną technikę sprze-dawania własnej monety zbieraczom − a handlowania za liry włoskie − stosuje Watykan i San Marino. Z tym, że „państewka” te na dodatek biją swe monety w mennicy włoskiej. Joannici są ambitniejsi − sami produkują pieniądze. Mimo to nasuwa się pytanie, czy skudy, tary i grany są walorami numizmatycznymi? Wydawałoby się, że są, ale − w przeciwieństwie do monet San Marino i Watykanu − nie są umieszczane w katalogach wydawanych dla zbieraczy. A co do znaczków, to zakon zawarł dotąd konwencje pocztowe z około czterdziestoma krajami. Nie jest jednak członkiem Powszechnej Unii Pocztowej. Dlatego trwają spory, czy znaczki joannitów są walorami filatelistycznymi.

* * * * * *

Po ostatniej wojnie nastąpił duży rozwój dyplomacji maltań-skiej. Liczba ambasad zakonu za granicą wzrosła z 32 w 1965 roku do 52 w 1991 roku. Ponadto kawalerowie utrzymują ambasadę przy komisji EWG w Brukseli oraz kilka stałych przed-stawicielstw przy organizacjach międzynarodowych.

Kalendarz protokolarny wielkiego mistrza jest również prze-ładowany, co agenda szefa normalnego państwa. Zresztą obowiązki szefa zakonu są niemal identyczne: wizyty, spotkania, negocjacje, obowiązki reprezentacyjne, zatwierdzanie najistotniejszych decyzji i dokumentów, troska o najważniejsze sprawy wewnętrzne i zagraniczne. Od końca lat pięćdziesiątych wielki mistrz przyjmuje wizyty szefów państw i rządów. Rzadziej udaje się z wizytą oficjalną. Przyjmowany jest wtedy z honorami należnymi głowie państwa. Wizyty takie wymieniano dotąd w zasadzie ze wszystkimi krajami, z którymi zakon utrzymuje sto-sunki dyplomatyczne.

W maju 1988 r. premier Malty złożył oficjalną wizytę wielkie-mu mistrzowi. Przebiegała ona według zwykłego programu pro-tokolarnego: pobyt w Wielkim Magisterium i rozmowy z kanc-lerzem, potem, na Awentynie, spotkanie z wielkim mistrzem, złożenie wieńca w kościele na grobie poprzedniego szefa zakonu i rozmowy. Premier złożył propozycję oddania joannitom w eksterytorialne władanie fortu św. Anioła na Malcie. Nie ukrywał, że liczy i na wzrost turystyki, i na ożywienie gospodarcze wyspy (…). Czyżby więc kawalerowie mieli znowu powrócić na Maltę?

* * * * * *

Zanim jednak doszło do tej wizyty, zakon przeżył dwa wydarzenia: śmierć wielkiego mistrza i konklawe.

W styczniu 1988 roku zmarł wielki mistrz zakonu maltańskiego − Angelo de Mojana di Cologna. Miał 82 lata. W linii mę-skiej wywodził się od władców średniowiecznej osady włoskiej Mojana w górnym Comasco. W żeńskiej − z rodu Nassali Rocca. Urodził się w Mediolanie. Ukończył Gimnazjum Barnabitów. Po studiach prawniczych w rodzinnym mieście, pracował w sądownictwie. Do zakonu wstąpił w 1940 r.. Osiem lat później, jako członek Włoskiego Stowarzyszenia Kawalerów, podjął służbę w maltańskim korpusie wojskowym. Awansował do stop-nia pułkownika. W 1950 roku złożył śluby zwykłe. Jako arystokrata od wielu pokoleń i Kawaler Sprawiedliwości uzyskał promocję do pierwszej klasy członków zakonu. Należał do prze-orstwa Lombardii i Wenecji, które reprezentował w Suwerennej Radzie. W 1957 roku złożył śluby wieczyste. Swój talent praw-niczy wykorzystał przy pracach nad redakcją reguły, kodeksu i Karty Konstytucyjnej zakonu. W 1962 roku 8 maja został wybrany siedemdziesiątym siódmym z kolei wielkim mistrzem za-konu. Przez 26 lat stał na czele organizacji rycerzy szpitalników. Zakon umocnił wówczas swoją pozycję w świecie. Nawią-zał stosunki dyplomatyczne z kilkunastoma kolejnymi państwa-mi, zawarł szereg umów międzynarodowych i konwencji pocztowych, stworzył własne sądownictwo, rozpoczął bicie monety i emisję znaczków. Jako pierwszy suweren zakonu po wojnie, zaczął składać i przyjmować wizyty państwowe. Papież Jan Pa-weł II udekorował go niezwykle zaszczytnym odznaczeniem − Orderem Chrystusa Najwyższego (…).

8 kwietnia 1988 roku otwarto ciężką bramę Villi Malta na Awentynie. Wejścia strzegli giermkowie w renesansowych stro-jach. O godzinie 9, w kościele św. Marii, rozpoczęła się msza odprawiana po łacinie. Celebrował ją prałat zakonu − monsignor Mario Brini. Uczestniczyli kawalerowie w średniowiecznych, religijnych strojach.

Uformował się orszak kawalerów. Na czele szpitalnik zakonu. Za nim sztandar rycerstwa niesiony przez najmłodszego uczestnika uroczystości. W Pałacu Mistrzów weszli na pierwsze piętro, do Wielkiej Sali Pełnej Rady Państwa. Rycerze zajeli miejsca za ogromnym stołem, nakrytym „czerwonym suknem” z białymi maltańskimi krzyżami. Pośrodku krucyfiks z relikwią Świętego Krzyża. Na ścianach portrety 77 wielkich mistrzów zakonu. Strażnik konsylium, w asyście dwóch koaudytorów zamknął, od zewnątrz, na klucz drzwi od sali.

Zaczęło się konklawe. Przewodniczył namiestnik zakonu. Od-czytał przepisy zakonnego kodeksu, ustalając zasady elekcji. Przed każdym kawalerem leżał alfabetyczny spis rycerzy, którzy spełniali warunki ubiegania się o urząd wielkiego mistrza. Obok − plik kartek z nadrukiem Eligo et postulo in Magnum Magisterium oraz miejscem na wpisanie nazwiska. Zobowiązali się dokonać godnego wyboru i dochować tajemnicy.

Zapadła cisza. (Zakaz rozmawiania ze sobą członków konklawe wprowadził papież Urban VII.

Wypełnione w skupieniu formularze kawalerowie zginają na pół. Głosy wrzucają do dużej, srebrnej urny.

W trzecim głosowaniu wybór został dokonany. żaden uczestnik nie mógł jednak ujawnić nazwiska mistrza elekta, aż do ogłoszenia papieskiej aprobaty. Pospiesznie spisywano pro-tokół wyboru. Nastąpiło otwarcie drzwi. O 14,30 wezwano ambasadora zakonu przy Watykanie. Polecono mu poinformować o rezultacie konklawe Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej. Po trzech dniach, rankiem, 11 kwietnia kardynał patron zakonu został wezwany do Watykanu. Otrzymał notę sekretarza sta-nu zawiadamiającą, iż: „Papież Jan Paweł II … aprobuje wybór Wielkiego Mistrza Suwerennego Rycerskiego Zakonu Maltańskiego w osobie kawalera „brata” Andrew W. N. Bertie'ego”.

Czyli papież jako głowa kościoła pozostaje ponad wielkim mistrzem. Osobą która ma decydujący głos w sprawach zakonu.

* * * * * *

Kim jest siedemdziesiąty ósmy wielki mistrz rycerzy św. Ja-na? Andrew Willoughby Ninian Bertie w chwili wyboru miał 58 lat. Jest potomkiem książąt Lindsay i Abingdon − ze starej dy-nastii Merowingów. Przez matkę − ze Stuartów − jest spokrew-niony z królową Elżbietą II. Przez ojca − Sir Jamesa − z Winstonem Churchillem. Urodził się w Londynie. Maturę zdał w Kolegium Benedyktynów. Potem wstąpił do Gwardii Szwajcarskiej, gdzie dosłużył się oficerskich szlifów. Ukończył studia z zakresu historii, orientalistyki i afrykanistyki. Był wykładowcą języków nowożytnych, potem dziennikarzem. Odbył podróże do Indii, Sikkimu i Tybetu. Opanował 15 języków. Do zakonu na-leży od 1956 roku. Był wiceprzeorem W. Brytanii. W 1981 roku złożył śluby wieczyste. Został członkiem Wielkiego Magiste-rium. Przebywał na Malcie, chroniąc się przed zgiełkiem współ-czesnego życia, jak to później wyznał. Jego osobowość zyskała uznanie papieża Jana Pawła II, co podkreślił kardynał patron: „Był to wybór bardzo piękny i dobry dla zakonu. Papież Jan Paweł II żywi duży szacunek i ciepłe uczucia dla wielkiego mistrza”.

* * * * * *

Osobnego potraktowania wymagają stosunki z Włochami i Stolicą Apostolską. Państwo włoskie bardzo długo nie mogło się zdecydować, czy traktować oficjalnie zakon jako państwo obce. Wprawdzie w praktyce uznawało odznaczenia, immunitety wiel-kiego mistrza i kanclerza oraz eksterytorialność siedzib kawalerów, ale nie chciało stawiać kropki nad i... Bardziej konse-kwentne były sądy włoskie. Uznawały one prawa władcze i ma-jątkowe zakonu i szanowały jego jurysdykcję. Chroniły nazwę zakonu i podkreślały jego podmiotowość międzynarodową. W końcu, w 1960 roku nastąpiło zawarcie oficjalnej umowy między stronami. Towarzyszyło temu utworzenie ambasad.

Z Watykanem, z kolei, po wyroku Trybunału Kardynalskiego, stosunki układały się bardzo dobrze. Od pontyfikatu Jana XXIII wszyscy papieże odnosili się z wielkim szacunkiem do za-konu i jego wielkiego mistrza. Oficjalnym wizytom tego ostatniego nadawano niezwykle uroczystą oprawę. Taką, jakiej dostępują tylko niliczne głowy państw. Ilustrować to może opis wi-zyty oficjalnej z lipca 1988 roku, który cytuję z oficjalnego pro-tokołu:

„Orszak samochodów, poprzedzany limuzyną Wielkiego Mistrza z jego flagą herbową, wjechał na plac św. Piotra. Gwardia Szwajcarska, ustawiona przed Bazyliką, oddała honory wojsko-we. Świta, przez łuk Dzwonów, wjeżdza na podwórzec św. Damazego. Rozlegają się fanfary. Wielki Mistrz wysiada z samochodu. Gwardia Szwajcarska oddaje honory. Prefekt Domu Pa-pieskiego, delegat Komisji Państwa-Miasta Watykan, Komendant Gwardii i Szlachcice papiescy witają Jego Wysokość. Usta-wia się szereg osobistości towarzyszących. Orkiestra gra Hymn Suwerennego Rycerskiego Zakonu Maltańskiego. Jego Wysokość rozmawia krótko z witającymi go osobistościami. Tymcza-sem świta udaje się po schodach na drugą Loggię. Tam formuje się orszak, do którego dołączają dostojnicy papiescy. Wszyscy zatrzymują się w Salach Tronu i Ambasadorów. Kardynał Kamerling zaprasza Wielkiego Mistrza na rozmowę do Bibliote-ki prywatnej papieża. Papież wychodzi na spotkanie Jego Wy-sokości.

Rozmowa trwa 25 minut. Potem Prałaci Honorowi wprowadzają orszak do salonu Biblioteki. Jego Wysokość przedstawia członków świty Jego Świątobliwości. Wchodzą również kardynałowie, witając się z delegacją Zakonu. Papież wygłasza prze-mówienie. Wielki Mistrz odpowiada na nie, również w języku francuskim. Następuje wymiana darów. Papież otrzymuje kielich złoty z 1789 r., zakonny mszał wotywny, album o Madonnie z Fileremo i złoty medal Zakonu. Wręcza Mistrzowi srebrny krucyfiks i trzy złote medale swego pontyfikatu. Członkowie de-legacji dostają medale srebrne. Świta opuszcza Bibliotekę. Pa-pież odprowadza Jego Wysokość do Sali Małego Tronu. Tu następuje pożegnanie. W sali Ambasadorów formuje się orszak. Idzie on poprzez Salę Klementyńską i Schody Szlacheckie do Sekretariatu Stanu. Kardynał Agostino Casaroli wita Jego Wysokość i zaprasza na rozmowy.

Orszak delegacji wchodzi do Sali Królewskiej. Oczekuje tu korpus dyplomatyczny przy Stolicy Apostolskiej w strojach ga-lowych. Kardynał Sekretarz Stanu wita wszystkich…”.

Zakony rycerskie, ich swary i rozłamy

Ile było zakonów rycerskich? Ile z nich przetrwało do naszych czasów? Czy te, które pojawiają się ostatnio, są autentyczne?

Elżbieta Dzikowska w programie telewizyjnym stwierdziła, że istniały tylko trzy zakony rycerskie: joannici, krzyżacy i templariusze. Sam fakt istnienia zakonów rycerskich dość łatwo ustalić. Trudniej dowieść ich autentyczności, gdyż konieczna tu jest rzetelna analiza historyczna.

Wydaje się, że w poprzednich rozdziałach przekonaliśmy się co do istnienia i autentyczności zakonu maltańskiego.

Może jednak istnieją także inne zakony rycerskie, z którymi Polska nawiąże stosunki dyplomatyczne? A może nawet cudzo-ziemcy zaczną otwierać indywidualne ambasady w RP, zgodnie z teorią podmiotowości prawno-międzynarodowej osób fizycznych. To dopiero byłby luksus. Każdy emeryt mógłby codziennie podejść na dyplomatycznym raucie.

Oficjalne roczniki watykańskie informowały o istnieniu, wa-żnych prestiżowo, papieskich zakonów, zwanych tam Ordini Equestri Pontifici. Są to zakony rycerskie. Niektóre z nich sku-piają tylko kawalerów wysokich odznaczeń. Ale jest też zakon Konny Świętego Grobu Jerozolimskiego. Początki tego zakonu nie są dokładnie zbadane. Wiadomo, że istniał on już w okresie krucjat. Założony został prawdopodobnie przez Godfryda de Bouillon, wodza pierwszej wyprawy krzyżowej. Wniosek taki wy-ciągany jest m. in. z faktu, że rycerz ów otrzymał od króla Jerozolimy tytuł Obrońcy Grobu Chrystusa.

Potem, w XV wieku, przez blisko 100 lat zakon Świętego Gro-bu podlegał wielkiemu mistrzowi joannitów, w którego łaciń-skim tytule do dziś zachował się tego ślad. Współcześnie zakon był reorganizowany przez papieży; Piusa IX i Leona XIII. A Pius XI zastrzegł dla papieży tytuł wielkiego mistrza, a także przywrócił pierwotny cel zakonu, czyli „dzieło zachowania wiary w Palestynie”. Natomiast za Piusa XII urząd wielkiego mistrza zli-kwidowano, znane było krytyczne podejście Pius XII do wszelkich zakonów. Jan XXIII i Paweł VI zatwierdzili obecne statuty zakonu. Jego siedzibą jest klasztor San Onofrio na rzymskim Janiculum, a biura reprezentacyjne znajdują się na rogu ulic Conciliazione i Santo Sepolcro. Zakon, „za wybitne zasługi dla Stolicy Apostolskiej”, nadaje własne, wysoko cenione odznacze-nia. A członkami tego bractwa są wybitni arystokraci i przedstawiciele hierarchii kościelnej. Struktura zaś jest typowa dla zakonów rycerskich. Kawalerowie-strażnicy Świętego Grobu uczestniczą w najważniejszych uroczystościach watykańskich, jako asysta honorowa.

* * * * * *

Czym jest zakon maltański? Organizacją międzynarodową, zgromadzeniem religijnym, czy też małym państwem?

W działalności dobroczynnej skupiają oni wokół siebie wielokrotnie liczniejszy woluntariat, zrzeszony w korpusy skautowe. Wśród kawalerów są znani politycy: Francesco Cossiga, Giu-lio Andreotti, Amintore Fanfani, John Volpe (ambasador USA) i William Simon (b. amerykański sekretarz skarbu). Wielu jest przemysłowców i finansistów, jak: Gianni Agnelli, Lee Iacocca (Chrysler), Peter Grace (ropa, statki) i multimilioner brazylijski Dino Samaja. Liczni są przedstawiciele rodów królewskich i sta-rej arystokracji, takich jak Polignac, Hohenzollern, Savoia, Ra-nier i Baudouin. Są wśród nich członkowie loży masońskiej P-2, założonej ongiś przez Licio Gellego. Są też wśród nich, wpły-wowi politycy i wojskowi. Większość z tego grona to Żydzi.

Dziś, podobnie jak przed dziewięciuset laty, głównym celem zakonu pozostaje rzekome niesienie pomocy chorym oraz opie-ka nad biednymi. Te − medyczne i humanitarne − aspekty ek-sponują joannici w swej publicznej, w tym też międzynarodowej aktywności. Stąd wynika ich duży udział w pracach Międzynarodowego Czerwonego Krzyża oraz Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców, a także UNESCO, FAO i Światowej Organizacji Zdrowia.

Wymienione wyżej organizacje, są pod ścisłą kontrolą „The Trilateral Commision” („Rada Trzystu”, − „Matrix III” Valdamar Valerian 1992 r.). Jak twierdzi autor − *Rada Trzystu pełni ro-lę „Tajnego Światowego Rządu”.*

Zupełnie wyjątkowym wyróżnieniem zakonu jest traktowanie go na równi z państwami w Międzynarodowym Komitecie Medycyny i Farmacji Wojskowej. Jest to organizacja między-rządowa, której członkiem joannici są od 1946 roku.

Zakon maltański stworzył wiele organizacji i fundacji międzynarodowych. Najważniejszymi z nich są: „Międzynarodowa Organizacja Pomocy w Walce przeciw Głodowi” (AIOM), „Komi-tet Wykonawczy ds. Pomocy Trędowatym” (CIOMAL), „Fundusz na Rzecz Szczepionek”, „Instytut Studiów i Badań Szpitalnych” w Rzymie. Organizuje również międzynarodową wymianę doświadczeń, w tym tematyczne kongresy i seminaria. Wydaje pi-sma fachowe, m. in. Acta Leprologica.

* * * * * *

W polskiej prasie, radiu i telewizji − począwszy od jesieni 1989 roku − zaczęły pojawiać się wzmianki o zakonie maltańskim, przeważnie mało rzetelne informacyjnie i traktowane ja-ko ciekawostki. Jednak po raz pierwszy tzw. szeroka opinia pu-bliczna dowiedziała się o istnieniu zakonu i o jego działalności, że *Polski Związek Zakonu zasilił „Fundusz SOS” kwotą 60 milionów złotych. Dokonał też wmurowania tablicy upamiętniającej wojenne lo-sy szpitala maltańskiego przy ulicy Senatorskiej 40 w Warszawie.* Uniwersytet Warszawski zaś przyznał doktorat honoris causa zamieszkałemu w Anglii Andrzejowi Ciechanowieckiemu, ówczesnemu sekretarzowi Polskiego Stowarzyszenia Kawalerów. Opublikowano nawet w tygodniku „Solidarność” wywiad z prezy-dentem tej organizacji, ale tekst roił się od przeinaczeń… A oże-niony z Hinduską kawaler Tadeusz de Virion (?) został mianowany ambasadorem RP w Londynie. Czyli nasz MSZ powrócił do przedwojennej tradycji. Tylko że wtedy członek zakonu mógł poślubić jedynie arystokratkę.

W historii związków naszego kraju z zakonem, joannici trzy-krotnie próbowali nawiązać stosunki dyplomatyczne z Polską. Najpierw w XVIII wieku, ich działania zostały uwieńczone formalną umową z 1781 roku. Ze względu na rozbiorową zawieruchę nie zdołano wtedy jednak zorganizować ambasady zakonu. A kładąc tym relacjom kres traktat między joannitami a Rosją, podpisany w Petersburgu 15 stycznia 1790 roku, może nawet dziś budzić pewien niesmak. Po ostatniej wojnie bardziej intensywne zabiegi władze joannitów, rozpoczęły w połowie lat sześćdziesiątych, a jeszcze bardziej w latach osiemdziesiątych.

9 lipca 1990 roku, w salonach recepcyjnych polskiego MSZ obie strony zawarły umowę międzynarodową. Nosiła ona nazwę protokołu o nawiązaniu stosunków dyplomatycznych między Rzeczypospolitą Polską a Suwerennym Zakonem Maltańskim. Podpisy złożyli: za Polskę − minister Krzysztof Skubiszewski, w imieniu zakonu − ambasador joannitów w Wiedniu, Gioacchino Malfatti di Montetretto.

Porozumienie oznaczało wzajemne ustanowienie ambasadorów oraz otwarcie placówek dyplomatycznych. Realizacja takie-go przedsięwzięcia zawsze jednak rodzi problemy materialne, logistyczne i protokolarne. W praktyce, by nie mnożyć kosztow-nych dygnitarzy, zaiteresowane państwa powierzają przeważnie funkcję ambasadora przy zakonie, szefowi swojej misji przy Wa-tykanie. (Praktycznie, naczelne władze zakonu są w Watykanie, ale jak na razie jest to utrzymywane w tajemnicy).

W grudniu 1990 roku ambasador RP przy zakonie, pan prof. Kupiszewski złożył wielkiemu mistrzowi listy uwierzytelniają-ce... 18 kwietnia 1991 roku Polska zawarła z zakonem umowę międzynarodową o obrocie pocztowym. Ta konwencja pocztowa oznaczała, że Polska zobowiązuje się do transportowania i dostarczania, na całym swym terytorium, przesyłek pocztowych ofrankowanych przez zakonne poczty magistralne.

* * * * * *

Fatum nie chcianej tajemniczości zakonu przełamali w koń-cu Elżbieta Dzikowska i Tony Halik. Byli na Malcie. Francis Ebejer skontaktował ich z kawalerem Anthonym Montanaro. I tak dotarli do wielkiego mistrza, wypoczywającego w Attard, w Casa del Piro”. Tylko że na ich filmie Jego Najeminentniejsza Wysokość wypadł niezwykle mizernie. W niczym nie przypominał dygnitarza, którego widywano podczas uroczystości inwestytury. Może dlatego artykuł, zrobiony przy tej samej okazji, a zamieszczony w „Gazecie Wyborczej”, wydawał się inny. Ale obie rzeczy były ciekawe. Zawierały też sporo nigdzie przedtem nie publikowanych poloniców (a któż mógłby lepiej wiedzieć jak nie koledzy po fachu!). Przedstawmy najważniejsze z nich:

Prezydentem Polskiego Związku Kawalerów, po Emeryku Huttenie-Czapskim i Władysławie Ponińskim, jest obecnie hra-bia Jan Badeni. (Muszę wierzyć na słowo, bo roczniki wydawane w Rzymie podają wszystkie dane z opóźnieniem). Dwaj wiceprezydenci to hrabia Andrzej Ciechanowiecki z Anglii i hra-bia Władysław Tarnowski z Francji. Szpitalnikiem został hrabia Adam Zamoyski z Wielkiej Brytanii, a jałmużnikiem − Woj-ciech Sulimirski z USA (tylko szlachcic). Skarbnikiem jest hra-bia Rafał Smorczewski. Delegatem związku na Polskę mianowano Juliusza Ostrowskiego z Krakowa. Stworzono też fundację „Pomoc Maltańska” z prezesem Mikołajem Radziwiłłem na czele. Podczas ostatniej wizyty papieża pielgrzymami opiekowały się m. in. sanitarne drużyny maltańskie z Irlandii. Ulicami Warszawy jeździ ambulans z ośmiopromiennymi krzyża-mi − dar Wielkiego Magisterium. A nowym ambasadorem zakonu w Polsce został Francuz Francois de Varesquiel.

* * * * * *

Z ufnością chłonąłem wszystkie informacje. Nagle natknąłem się na coś dziwnego. Któryś z zakonnych braci twierdził, że jeśli się ma luki w rodowodzie, to wystarczy dowieść ciągłości szlachectwa przodków po kądzieli od 1683 roku lub po mieczu − jedynie od 1589 roku…? W innym miejscu kawalerowie poda-ją, że wystarcza im udowodnienie arystokratycznego pochodze-nia od ośmiu generacji… O ile wiem, to tylko od czterech. Ma-ło. Wystarczy na pergaminie wyrysować drzewo genealogiczne z 16 herbami i uzyskać pod tym podpisy czterech kawalerów, złożone sub fide nobili ed iuramenti loco. Nie musi to być aż tak trudne, zwłaszcza jeśli ktoś nie rozumie łaciny. Takie drobne nieścisłości, a natychmiast nasuwają wiele wątpliwości w kwe-stiach, które przedtem przyjmowało się bez wahania za prawdę.

Bo jeśli hrabia Badeni został wybrany na 5 lat, a ustępuje z urzędu w 1992 roku, to dlaczego wiosną 1990 hrabia Poniński twierdził, że to on jest aktualnym prezydentem związku? I czy rzeczywiście te dary z lekarstwami maltańskimi płyną do Polski transportami, aż po kilkanaście ton każdy? Czy związek pol-ski wspiera kraj sumami po kilkadziesiąt tysięcy dolarów rocz-nie? I czy to jest dużo, jeśli w zarządzie tego stowarzyszenia zasiada dwóch bankierów i jeden hojny mecenas kultury? A wreszcie, skąd się wzięło wśród Polaków aż tylu hrabiów? Może więc lepiej być tylko szlachcicem, za to na pewno autentycznym. Choć z drugiej strony, skoro ongiś w Polsce szlachta sta-nowiła większość, może powinno się cenić raczej brak herbowego pochodzenia.

I na końcu sprawa nieco poważniejsza. Dlaczego polscy ka-walerowie, i nie tylko oni, zapomnieli o Związku Śląskim? Prze-cież jest to najstarsze maltańskie stowarzyszenie narodowe, w dodatku o polskim rodowodzie… Czyżby uważali, że należy go zostawić obcym pragnącym powrotu?

„Tajemnice zakonu maltańskiego” Jarosław Sozański Wa-wa 1993 r.

___________________

NAJWYŻSZA RADA RYCERZY MALTAŃSKICH

Rada Wojskowa Rycerzy Maltańskich, jest potężną, międzyna-rodową tajną organizacją, mającą bezpośrednie połączenie z Wa-tykanem Informacje na temat rycerzy maltańskich jakie istnie-ją są informacjami pobieżnymi. Niektóre badania łączą ich z wolnomularstwem… Większość wiąże ich ze średniowiecznym zakonem templariuszy… Często jednak łączy się ich razem z przynależnością do obu zakonów. W każdym razie, jest to organizacja z ciemną i niejasną przeszłością, która jest okryta honorem, etyką i działalnością charytatywną. (Jest tam katolicka i protestancka odnoga). Wielkim mistrzem 5 kontynentów jest Andrew Bertic, niemniej jednak absolutną głową jest papież Jan Paweł II.

Dzisiejsi rycerze maltańscy, skądinąd znani jako „Najwyż-szy Rząd Wojskowy − Rycerzy Maltańskich” (SMOM) mają 900 lat i są wyłącznie rycerskim rządem. Tenże antyczny rząd rycerski był w egzystencji jeszcze przed Krzyżakami. Był on za-łożony pod nazwą „szpitalnicy” św. Jana z Jeruzalem. W XI wie-ku, podobnie jak wolnomularstwo zaczął on posuwać się naprzód jako organizacja charytatywna. Mimo wszystko rząd ten ma dwie strony: militarną i polityczną i jest najwyższym pośrednikiem władzy.

Kiedy wojska tureckie zaatakowały Świętą Ziemię, rząd maltański utworzył jednostkę wojskową do obrony Jeruzalem wraz ze świętymi miastami.

Własna literatura zakonu opisuje ich korzenie w następu-jący sposób „gdy Jeruzalem było utracone oni (rycerze) przenieśli się do Acre. W sto lat później gdy miasto wpadło w ręce muzułmanów, zakon przeniósł się na Cypr, gdzie papież dał im wyspę − Rhodes którą trzymali, przez wiele stuleci broniąc przed najeźdźcami muzułmańskimi. Ostatecznie ekspansja muzułma-nów zmusiła ich do opuszczenia Rhodes. Dano im wyspę Maltę którą władali jako suwerennym państwem przez 300 lat do 1798 roku, kiedy to Napoleon zmusił ich do oddania wyspy”. Ich późniejsza historia twierdzi:

„Po utraceniu Malty rycerze wędrowali z miejsca na miejsce, aż do 1834 roku, kiedy to papież Leon XII przyjął ich i stworzył im rząd w Rzymie… Wielcy mistrzowie rządu w dalszym ciągu cieszą się prawami jako głowy państwa, jak też tenże rząd wojskowy rycerzy maltańskich ma pozycję w świecie dyplomacji i „umiejętności” rządzenia państwem.

Dzisiaj ponad 40 państw uznaje suwerenność rządu maltań-skiego oraz utrzymuje z nim pełny dyplomatyczny stosunek. Do-datkowo, są oficjalnie przedstawiane delegacje rządu wojskowe-go rycerzy maltańskich do pszczególnych państw jak i organizacji międzynarodowych… oraz wiele krajów uznawało i uznaje rząd maltański jako nadrzędny − które według zasad prawa mię-dzynarodowego odpowiada suwerenności”. Wyraźnie, ten „dobro-czynny” katolicki prąd jest władzą − rządem sam w sobie i od-powiada tylko przed papieżem. Papież który to zalegalizował − Leon XII (1821 − 1829) − potępił wolność religijną, tolerancję, stowarzyszenia biblijne oraz tłumaczenia Bibli oznajmiając: że „ktokolwiek oddzielony jest od kościoła Rzymsko-katolickiego mimo braku winy pod innymi względami, nie ma prawa do ży-cia wiecznego”.

Obecnie urzędujący papież Jan Paweł II, kieruje się dokła-dnie tymi samymi perspektywami.

Międzynarodowa głowa rządu − wielki mistrz jest wybierany dożywotnio, przez dekret papieski oraz biura jakie prowadzi, ma on rangę księcia, precedens kardynała i tytuł „Najwyższej Emi-nencji”.

SMOM czyli: (Najwyższa rada wojskowa rycerzy maltańskich), okazuje się mieć połączenia z monarchami oraz wpływowymi bogatymi rodzinami arystokratycznymi przeważnie w Europie. Polityka ich okazuje się być bynajmniej odpowiednia; ma wyraźne związki z C.I.A. SMOM zdecydowało się na oddawanie honorów − indywidualnościom. Historyk Stephen Birmingham powiedział o nich: „rycerze maltańscy zawierają coś co być mo-że jest najbardziej eksklusywnym klubem na ziemi; Są czymś więcej niż katolicka arystokracja, mogą podnieść słuchawkę uciąć sobie pogawędkę z samym papieżem” (…)

Jak wskazują badania Betty Mills, że w latach trzydziestych naszego wieku istniał plan wojskowy SMOM by przeniknąć i w krótkim czasie zawładnąć „Białym Domem”. John J. Raskob, członek rycerzy maltańskich, był zamieszany w to… Poczyniono zamiary w efekcie których oficer Marine USA, generał Sme-dley Butler, miał objąć dowództwo w tym przedsięwzięciu. W zamian generał Butler miał zabezpieczyć demaskujące dowody całej akcji przejęcia „Białego Domu” przez SMOM. Według Bet-ty Mills, gen. Butler zdemaskował cały plan tego przedsięwzię-cia.

Na ile jest w tym prawdy trudno powiedzieć. Wiadomo jednak, że Biały Dom od początku swego istnienia − począwszy od pierwszego prez. Jerzego Waszyngtona − był opanowany przez masonerię, gdzie rządzi ona po dzień dzisiejszy. Wystarczy po-jechać do Aleksandrii koło Waszyngtonu, gdzie mieści się jedna z najważniejszych (rangą) świątyń masońskich im. „G. Wa-shingtona”, by się przekonać i zobaczyć dowody świadczące o przynależności do masonerii większości prezydentów USA, jak też członków poszczególnych gabinetów rządowych. Powstaje więc pytanie − dlaczego masoneria miała by się dublować? Być może była to zagrywka propagandowa (…)

John J. Raskob, jeden z trzynastu fundatorów oddziału SMOM działającego w USA, prezes General Motors, był uwikłany w ten zamierzony rzekomy zamach. Zeznania Kongresu w sprawie spi-sku odbyły się, lecz wielki mistrz SMOM nigdy nie był wzywany do zeznania pod przysięgą. Jest to interesujące a jednocześnie intrygujące, że podane wyżej wydarzenie z 1930 roku, nie jest notowane ani w książkach historycznych ani w encyklope-dii. Pisze dalej Betty Mills; „SMOM cieszy się taką potęgą oraz powiązaniami z innymi tajnymi organizacjami w całym świecie, że może wywierać bardzo poważne oddziaływanie na sprawy światowe”. Poprzez zagadkowość, SMOM łączy wpływowe źródła z innymi niejasnymi, tajnymi organizacjami w celu zrealizowania swych zamierzeń, jakim jest „Nowy Porządek Świata”.

Na przełomie listopada i grudnia 1990 roku założona zosta-ła fundacja w imię istniejącego porozumienia, między Prieure de Sion a Janem Pawłem II − pod nazwą „Trumpet” (trąba), wbrew wypowiedzi Malachi Martin iż Prieure de Sion jest mitem, który nie istnieje. My natomiast wierzymy, że istnieje w rzeczywistości, i że pracuje w zgodzie z Watykanem.

W książce „The Messianic Legacy” autorzy piszą o sposobie w jaki, tajemnicze organizacje działają razem, gromadzą wspólnie kapitał, bogactwa naturalne, owoce współczesnej techniki aby potem potajemnie ogołocić wysiłki innych i wrócić z powrotem do autonomi. Autorzy piszą: „Pomimo iż stało się jasne, że Prie-ure de Sion miał interes i prowadził działalność w jakiejś niejasnej strefie − strefie gdzie europejskie chrześcijańsko-demokra-tyczne partie, różnorodne ruchy dedykujące swą działalność ku jedności Europy, kliki arystokrackie, sekty wolnomularskie, CIA, rycerze maltańscy i inne zakony rycerskie i Watykan „wi-rują” razem, gromadzą kapitał dla jednego specyficznego celu.

Te wygodne pokrewieństwa związków, działają na wielu fron-tach poprzez wysokie finansowanie przez międzynarodową fi-nansjerę, korzystając z różnego rodzaju sieci informacyjnych, wszelkich fundacji, sekt religijnych, massmediów, wojska, poli-tyki, poprzez różnorodne formowanie opini publicznej w posta-ci odpowiednio sterowanych „modeli” do naśladowania rzuconych w wir życia, na wcześniej już przygotowane podłoże − czę-sto wystawione i pozbawione zdolności samodzielnego myślenia. Dodatkowo dla zatracenia przynależności narodowościowych, następuje krzyżowanie ludzi poprzez umożliwianie wyjazdów za-granicznych w celach zarobkowych i osiedlanie się w nich na stałe, często nawet poprzez sztuczne zapładnianie, w taki oto sposób następuje powolne wynaradawianie społeczeństw.

Wracając do związków, na przykład rycerz maltański William Buckley, jest również członkiem Rady do Spraw Zagranicznych. Inny rycerz maltański Frank Shakespeare, pełni funkcję ambasadora USA przy Watykanie, był też prezydentem CBS i viceprezydentem RKO General. Frank Shakespeare przyłączył się do skrajnej organizacji Paula Weyrich'a gdy ten został prezesem Rady w Fundacji „Weyrich's Heritage Foundation". Prawdo-podobnie przypadkowo Paul Weyrich podróżował po Moskwie, jak się później okazało celem jego podróży było udzielenie Rosjanom pomocy, w założeniu demokratycznego rządu. Weyrich Heritage Foundation sprowadziła do USA, Karla von Habsburga i mianowali go na przewodniczącego Izby Reprezentantów. Dynastia Habsburgów jest pirwszorzędną siłą kryjącą się za Pan European Movement (czyli za europejskim rządem).

Inni dawni i współcześni członkowie SMOM to: Lee Iacocca, grecki magnat handlowy Spyros Skouras, przyjaciel prez. Nixo-na − Robert Abpplanalp, Baron Hilton, John Volpe, William Si-mon, sekretarz skarbu Alexander Haig, William Buckley, Bennett Williams − słynny adwokat broniący sławnych i bogatych osobistości i William Casey. Zakon rycerzy maltańskich, zrzesza elitę o nieprecedensowej sile i potędze na skalę światową. Mogą oni usunąć z urzędu liderów światowych, a nawet całe rządy. To daje im nieograniczoną moc do kształtowania i kreowania prototypu rządu światowego.

Czy dzisiejsze SMOM jest neorycerską organizacją pomaga-jącą papieżowi Janowi Pawłowi II rozszerzyć granice Europy i umożliwienie mu pozostania głównym graczem „w Nowym Po-rządku Świata”?

*Jak podają niektóre źródła, Papież, jest tylko wykonawcą poleceń *Sanhedrynu”, czy bardziej znanych, jako *nieznani naczelnicy”, o któ-rych trudno znaleźć jakiegokolwiek zapisu w dokumentach historycznych. Wspomina o nich Bolesław Rudzki w swojej przedmowie napisanej do „Protokołów Mędrców Syjonu”. Jednak wszystko wskazuje na to, że w Watykanie mieści się całe centrum wykonawcze, poleceń tychże „nieznanych naczelników”. Papież natomiast, jako głowa Kościoła katolickiego w Watykanie i zwierzchnik zakonu rycerzy maltańskich, ma do dyspozycji rycerzy tegoż zakonu, jak też i rycerzy innych zakonów i członków niektórych organizacji masońskich. Członkowie tychże organizacji czy zakonów piastują najwyższe stanowiska państwowe w poszczególnych krajach a w taki sposób bardzo łatwo jest kontrolować sytuację na świecie i nią decydować. Pełnią oni tzw. podwójną rolę, z jednej strony będąc członkiem związku masońskiego czy jakiegoś zakonu są zobowiązani do ścisłego wykonywania zleconych zadań przez swych zwierzchników, w tym wypadku przez Watykan. Z drugiej strony pełniąc wysokie i odpowiedzialne funkcje w danym rządzie czy w jakiejś priorytetowej organizacji, mają duży wpływ na wprowadzanie w życie danych decyzji związanych z wprowadzaniem „nowego porządku światowego”. Było to okryte jak do tej pory ścisłą tajemnicą.

Od wojny z Irakiem, to jest od roku 1991, kiedy ówczesny prez. USA George Bush, ujawnił częściowo skrupulatnie ukrywane plany przez tyle wieków. Właśnie od tego czasu nastąpił wyraźny wzrost w świadomości społeczeństw, co do sytuacji na świecie i zagrożenia, jakie na-dchodzi ze strony międzynarodowych globalistów konspiratorów.

Wystarczy dokładnie przeczytać „Stary Testament”, gdzie Żydzi wyraźnie przyznają się do swoich czynów wobec innych nacji (tzw. „gojów”), jak też planów na przyszłość związanych z opanowaniem przez nich świata. Chodzi tu o zaprowadzenie od prawie, 6 tysięcy lat oczekiwanego i realizowanego przez Żydów, „królestwa na ziemi”.

Nasuwa się niecierpliwie pytanie jeżeli im się uda zaprowadzić to, co planują, co będzie z nami nieżydami? Można się domyślać, że ma-ją na to już przygotowane plany. Czy uda im się zrealizować to już za-leży od tego, na ile będziemy świadomi by się temu przeciwstawić.*

„Matrix III” str. 0680 Valdamar Valerian 1992 r.

__________________

RÓD MEROWINGÓW

Mnisi-wojownicy

Rzecz dzieje się na terenie Francji, a konkretnie w okolicach słynnego miasteczka Rennes-le-Chateau. Ekipa składająca się z kilku osób, poszukuje historycznych dowodów powstania zakonu Templariuszy. A oto niektóre ciekawsze frag-menty dotyczące tych poszukiwań:

Badania nad templariuszami okazały się niełatwym przedsięwzięciem. Onieśmielała nas ogromna liczba prac im poświęconych, nie wiedzieliśmy również, które z nich są wiarygodne. Wokół „katarów” powstało wiele romantycznych legend, ale tem-plariusze znacznie przewyższali ich pod tym względem.

Niemal każdy słyszał o tych srogich, fanatycznych mnichach-wojownikach, rycerzach-mistykach odzianych w białe opończe z czerwonym krzyżem, którzy odegrali istotną rolę w wyprawach krzyżowych. Templariusze stanowili w pewnym sensie archetyp krzyżowca, byli żołnierzami szturmowych oddziałów Ziemi Świętej. W gruncie rzeczy niewiele jednak o nich wiemy. Do dziś niektórzy badacze uważają, że templariusze tworzyli tajny zakon uwikłany w mroczne intrygi, sekretne knowania i spiski. Historycy wciąż nie potrafią wyjaśnić intrygującego faktu: otóż pod koniec swej dwusetletniej kariery owi biało odziani chrześcijańscy wojownicy zostali oskarżeni o wyparcie się Chrystusa i Świętokradcze opluwanie i deptanie krzyża.

W powieści Waltera Scotta pt. Ivanhoe, templariusze przedstawieni są jako butni, wyniośli cięmiężcy, chciwi i pełni hipokryzji despoci, przebiegli intryganci, od których zależą losy po-jedynczych osób i całych królestw. Inni dziewiętnastowieczni pi-sarze przedstawiali ich jako budzących odrazę wyznawców sza-tana, czcicieli Diabła, praktyków wszelkiego rodzaju plugawych, heretyckich rytuałów. Większość współczesnych historyków uważa, że templariusze padli ofiarą spisku, że byli bezwolnymi pionkami w grze politycznej pomiędzy papiestwem a rzekomą monarchią francuską. Niektórzy badacze, szczególnie ci, którzy pozostają pod wpływem tradycji masońskiej, utrzymują, że templariusze byli adeptami mistyki, strażnikami wiedzy taje-mnej wykraczającej poza myśl chrześcijańską.

Powszechnie przyjęta wersja wydarzeń

Pierwszą historyczną informację o templariuszach podaje kronikarz frankijski Wilhelm z Tyru, który w latach 1175 − 1185 spisywał dzieje wypraw krzyżowych. Był to okres największego powodzenia krucjat. Rycerze z Zachodu podbili już w tym czasie Ziemię Świętą i założyli Królestwo Jerozolimskie, nazywane przez templariuszy Outremer, to znaczy zamorski kraj.

Informację o templariuszach, które podaje Wilhelm z Tyru, są dość ogólnikowe, a to właśnie one stały się źródłem wszy-stkich późniejszych wersji kariery zakonu, wszystkich opisów jego powstania i kronik działalności. Z powodu niejasności re-lacji Wilhelma, a także z powodu nieznajomości opisywanych wypadków jego kronika stanowi dość kruchą podstawę do usta-lenia ostatecznej wersji wydarzeń. Z pewnością może być ona użyteczna, ale błędem jest − a błąd ten popełniło wielu history-ków − traktować ją bezkrytycznie. Nawet daty, co podkreśla Ste-ven Runciman, są u Wilhelma pomieszane i ewidentnie błędne.

Według Wilhelma z Tyru Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona powstał w 1118 roku. Jego założycielem był podobno niejaki Hugon de Payns, rycerz i wasal hrabiego Szampanii. Otóż pewnego dnia Hugon zjawił się wraz z ośmio-ma towarzyszami w pałacu króla Jerozolimy, Baldwina I, którego starszy brat, Godfryd de Bouillon, zdobył Święte Miasto dziewiętnaście lat wcześniej. Najwyraźniej Baldwin przyjął ich niezwykle serdecznie. Podobnie uczynił też patriarcha Jerozolimy − religijny przywódca nowego królestwa, a zarazem specjalny wysłannik papieża.

Celem działalności templariuszy, jak pisze Wilhelm z Tyru, miała być ochrona pielgrzymów na drogach i szlakach Ziemi Swiętej. Królowi zamiar ów wydał się tak szlachetny, że oddał do dyspozycji rycerzy jedno skrzydło swego pałacu, a ci, pomi-mo wiążącej ich przysięgi ubóstwa, wprowadzili się do tych peł-nych wygód komnat. Legenda głosi, że owe komnaty wzniesio-ne były na fundamentach starożytnej Świątyni Salomona i od niej to nowo powstały zakon wziął nazwę.

Tak więc według Wilhelma zakon templariuszy powstał w 1118 roku w królewskich komnatach Baldwina, skąd prawdopodobnie wyruszał chronić pielgrzymów. W owym czasie oficjal-ny kronikarz w służbie królewskiej, niejaki Fulcher de Chartres, spisywał dzieje Królestwa Jerozolimskiego. Co ciekawe, nie wspomina on w ogóle ani o Hugonie de Payns, ani o żadnym z jego towarzyszy, ani o czymkolwiek, co miałoby związek z tem-plariuszami. Tak naprawdę działalność templariuszy w pierw-szych latach istnienia zakonu pominięta została głuchym milczeniem. Można stwierdzić z całą pewnością, że nawet póź-niejsze źródła nie wspominają o jakichkolwiek działaniach tem-plariuszy mających na celu ochronę pielgrzymów. Należy się dziwić, że garstka rycerzy ufała, iż może wykonać tak olbrzymie zadanie. Dziewięciu ludzi chciało chronić wszystkich pielgrzymów w całej Ziemi Świętej? Jeśli rzeczywiście taki mieli zamiar, to z radością winni byli powitać w swych szeregach re-krutów. A jednak, jak pisze Wilhelm z Tyru, przez dziewięć lat nie przyjęli do zakonu żadnych nowych członków.

Mimo to sława templariuszy rychło dotarła do Europy. Wła-dze kościelne spoglądały na nich bardzo przychylnie i wychwalały ich chrześcijańskie zamiary. Około 1128 roku ukazał się traktat sławiący cnoty templariuszy, napisany przez samego świętego Bernarda, opata Clairvaux, największego rzecznika chrześcijaństwa tamtego stulecia. Rozprawa Bernarda, zatytu-łowana „Traktat pochwalny ku chwale nowego rycerstwa”, głosiła, że templariusze są wzorowymi chrześcijanami.

Po dziewięciu latach, w 1127 roku, sześciu z dziewięciu rycerzy powróciło do Europy, gdzie witano ich jak zwycięzców, co było w dużej mierze zasługą właśnie świętego Bernarda. W sty-czniu 1128 roku odbył się w Troyes, na dworze hrabiego Szam-panii, seniora Hugona de Payns, sobór, na którym Bernard znów odegrał przewodnią rolę. Templariusze zostali wówczas ofi-cjalnie uznani za zakon o charakterze wojskowym. Hugonowi de Payns nadano tytuł wielkiego mistrza Świątyni. Odtąd on i jego podwładni mieli być mnichami-wojownikami, rycerzami-mistykami łączącymi w sobie dyscyplinę klasztorną z fanatycz-nym zapałem żołnierskim.

W 1139 roku papież Innocenty II, „były mnich zakonu cy-stersów i protegowany świętego Bernarda, wydał bullę, według której żadna władza kościelna oprócz papiestwa i żadna wła-dza świecka nie mogły wymagać posłuszeństwa od templariuszy”. W ten sposób papież uczynił ich niezależnymi od wszystkich królów, książąt i prałatów. W rezultacie templariusze stwo-rzyli w pełni autonomiczne międzynarodowe imperium, stano-wiąc prawo dla samych siebie.

Po soborze w Troyes zakon zaczął się rozrastać z niewiarygodną szybkością i na niewiarygodną skalę. Gdy pod koniec 1128 roku Hugon de Payns przybył do Anglii, król Henryk I po-witał go, jak mówią źródła, z „wielkim szacunkiem”. Z całej Eu-ropy napływali w szeregi zakonu młodsi synowie szlacheckich rodów. Templariusze szbko powiększali też swój stan posiada-nia − niemal w każdym zakątku chrześcijańskiego świata otrzy-mywali dary w postaci pieniędzy, towarów i ziemi. Hugon de Payns przekazał zakonowi własne dobra i wszyscy nowi człon-kowie czynili tak samo. Każdy, kto chciał zostać templariuszem, musiał zrzec się na rzecz zakonu praw do wszystkiego, co posiadał.

W rok po soborze w Troyes w 1128 roku zakon posiadł dobra we Francji, Anglii, Szkocji, Flandrii, Hiszpanii i Portugalii. W ciągu następnych dziesięciu lat ziemie we Włoszech, Austrii, Niemczech, na Węgrzech, w Ziemi Świętej oraz forpoczty na wschód od Palestyny. Przysięga ubóstwa, którą składali wszyscy templariusze, nie przeszkadzała zakonowi w gromadzeniu ogromnych bogactw.

W 1146 roku templariusze obrali za swój znak czerwony krzyż pattee. Z tym godłem na opończach rycerze towarzyszyli królowi Francji Ludwikowi VII w drugiej wyprawie krzyżowej. Wyróżnili się wówczs ogromną odwagą graniczącą z ryzykanctwem i arogancją. W rzeczy samej templariusze byli świetnie wyszkolonymi żołnierzami i stanowili najbardziej zdyscyplinowaną siłę zbrojną owych czasów. Sam król przyznał, że gdyby nie oni, druga krucjata − źle zaplanowana i nieudolnie poprowadzona − zamieniłaby się w pogrom łacinników.

W ciągu następnego stulecia zakon stał się międzynarodo-wą potęgą. Angażował się w działania dyplomatyczne, był mediatorem w sporach między możnowładcami a monarchami, i to zarówno na Zachodzie, jak i w Ziemi Świętej.

Polityczna działalność templariuszy wykraczała poza granice chrześcijańskiego świata. Rycerze nawiązali bliskie stosu-nki z muzułmanami, z którymi tak często przecież ścierali się na polu bitwy, i cieszyli się wielkim szacunkiem wodzów saraceńskich. utrzymywali także kontakty z asasynami. Asasyni pła-cili templariuszom haracz i, jak głosiły plotki, wykonywali ich rozkazy.

Zakon spełniał rolę arbitra w najróżniejszych sporach politycznych i nawet koronowane głowy podporządkowywały się je-go decyzjom. W 1252 roku król Anglii Henryk III odważył się przeciwstawić templariuszom i zagroził, że skonfiskuje niektóre z ich posiadłości: *Wy, templariusze, posiadacie tak wiele swobód i przywilejów, tak wiele ziem, że rozsadza was duma i pycha. Zatem to, co zostało pochopnie podarowane, musi być odebrane, co nieroztropnie nadane musi być odwołane.* Na to mistrz zakonu odpowiedział: *Co rzeczesz, o królu? Usta twe nie powinny wypowiadać tak gwałtownych i nieopatrznych słów. Jak długo będziesz czynić sprawie-dliwość, tak długie będzie twoje panowanie. Jeśli zaś ją pogwałcisz, przestaniesz być królem.*

Trudno dziś w pełni uświadomić sobie zuchwalstwo tej odpowiedzi. Mistrz templariuszy po prostu uzurpuje sobie prawo, którego żaden inny autorytet na świecie nie odważył się otwarcie domagać − prawo obierania i usuwania monarchów.

Zainteresowania zakonu nie ograniczały się jedynie do wojny i polityki. Jednym z największych jego osiągnięć było podło-żenie podwalin pod nowoczesny system bankowy. „Templariu-sze udzielali ogromnych pożyczek królom i w efekcie stali się bankierami wszystkich koronowanych głów Europy, a także niektórych władców muzułmańskich”. Posiadając sieć komandorii w całej Europie i na Bliskim Wschodzie, zakon stworzył system przekazów pieniężnych o niskiej stopie procentowej, z którego korzystali kupcy. Pieniądze zdeponowane w jednym mieście mogły być podjęte w innym za okazaniem zaszyfrowanego weksla. W ten sposób ośrodki templariuszy stały się głów-nymi kantorami wymiany w owych czasach, zaś paryska ko-mandoria − centrum finansowym Europy. Być może templariu-sze wynaleźli także czek i używali go, tak jak dziś to czynimy.

Zakon gromadził nie tylko pieniądze, ale i wiedzę. Dzięki trwałym i bliskim stosunkom ze światem judaizmu mógł czerpać do woli z kultur obcych chrześcijańskiemu światu. Templariusze posiadali monopol na najlepsze technologie epoki − wypracowane przez ówczesnych płatnerzy, rymarzy, kamieniarzy, architektów wojskowych i inżynierów. Wnieśli wkład w roz-wój miernictwa, kartografii, budowy dróg i nawigacji. Posiadali własne porty morskie, stocznie oraz flotę wojenną i handlową, które jako jedne z pierwszych używały kompasu magnetycznego. Zawód żołnierza zmusił templariuszy do pogłębiania wiedzy medycznej. Mieli własne szpitale i wysoko wykwalifikowanych medyków. Doceniali znaczenie higieny dla zdrowia człowieka.

Zakon odnosił sukces za sukcesem, stawał się coraz bo-gatszą i potężniejszą instytucją. Nic więc dziwnego, że w jego poczynaniach pojawiła się buta i bezwzględność, a także rozprzężenie i zepsucie moralne. „Pić jak templariusz” stało się jed-nym z najpopularniejszych powiedzonek owych czasów. Niektó-re źródła podają, że zakon nie wzbraniał się nawet przed werbowaniem rycerzy objętych ekskomuniką.

W tym czasie, gdy templariusze osiągnęli w Europie zarówno dobrobyt, jak i sławę, sytuacja w Ziemi Świętej stawała się coraz trudniejsza. W 1185 roku zmarł król Baldwin IV. Na-stąpił okres walki politycznej o tron. Gerard de Ridefort, wielki mistrz Świątyni, złamał przysięgę daną zmarłemu królowi i nie-mal rozpętał wojnę domową w królestwie palestyńskim. Nie by-ło to zresztą jedyne kontrowersyjne posunięcie Rideforda. Jego niefrasobliwa postawa wobec Saracenów spowodowała zerwanie długiego rozejmu i wznowienie działań wojennych. Następ-nie, w 1187 roku, Rideford pochopnie powiódł swych konfra-trów i resztę chrześcijan do zgubnej, jak się okazało, bitwy pod Hattinem. Siły „Franków” zostały dosłownie zmiecione z powierzchni ziemi. Dwa miesiące później Jerozolima − zdobyta niecałe sto lat wcześniej − była już w rękach Saracenów.

W ciągu następnego stulecia sytuacja stawała się coraz bar-dziej beznadziejna. Do 1291 roku niemal cała Ziemia Święta znalazła się pod panowaniem muzułmanów. Pozostała tylko Ak-ka, ale i ona padła w maju 1291 roku. Wielki mistrz, choć po-ważnie ranny, walczył do śmierci. Ponieważ brakowało miejsca na galerach, ewakuowano tylko kobiety i dzieci. Mężczyźni, na-wet ranni, zdecydowali się pozostać. Kiedy runął ostatni ba-stion Akki, nastąpił apokaliptyczny koniec. Walące się mury pogrzebały zarówno obrońców, jak i napastników.

Nową kwaterę główną zakon Świątyni założył na Cyprze. Jednak po utracie Ziemi Świętej praktycznie stracił on rację bytu. Ponieważ nie było już żadnych ziem, które mógłby podbić, zaczął coraz częściej spoglądać ku Europie, mając nadzieję, że tam znajdzie uzasadnienie swego dalszego istnienia.

W 1190 roku templariusze przyczynili się do założenia innego religijno-wojskowego zakonu, krzyżaków. Krzyżacy dzia-łali na Bliskim Wschodzie w niewielkiej liczbie, za to już w po-łowie XIII wieku skierowali swą uwagę na północno-wschodnie rubieże chrześcijańskiego świata. Tam też założyli udzielne księ-stwo, które obejmowało swym wpływem niemal całą wschodnią część Bałtyku. W państwie tym, rozciągającym się od Prus po Zatokę Fińską i Rosję, krzyżacy sprawowali niepodzielną władzę, której nie mógł zagrozić żaden król czy biskup.

Od początku istnienia państwa krzyżackiego templariusze zazdrościli bratniemu zakonowi całkowitej niezależności politycznej. Po upadku Królestwa Jerozolimskiego coraz częściej myśleli o utworzeniu własnego państewka, gdzie mogliby się cieszyć taką samą nie skrępowaną władzą i autonomią jak Za-kon Najświętszej Marii Panny (pierwotna nazwa zakonu krzy-żaków). Jednak w przeciwieństwie do krzyżaków, templariuszy nie nęciła dzikość i surowy klimat Europy Wschodniej, zbyt już się bowiem przyzwyczaili do wygód i zbytku. Myśleli zatem o za-łożeniu własnego państwa na mniej niedostępnych terenach − w Langwedocji.

Od początku swego istnienia zakon utrzymywał bliskie stosunki z langwedockimi katarami. Wielu feudałów − katarów lub ich zwolenników − przekazało mu wielkie obszary ziemi. Jak twierdzi pewien współczesny badacz, co najmniej jeden z zało-życieli zakonu Świątyni był katarem. Wydaje się to mało prawdopodobne, ale nie ma wątpliwości, że Bertrand de Blanchefort, czwarty wielki mistrz zakonu, pochodził z katarskiej rodziny. Czterdzieści lat po śmierci Bertranda jego potomkowie walczyli ramię w ramię z wielmożami katarskimi przeciwko na-jeźdźcom Szymona de Montfort.

W wojnie między katarami a Północą Francji zakon pozosta-wał oficjalnie neutralny. Rzekomo nie popierał żadnej ze stron, obserwował jedynie bieg wypadków. Ale były to tylko pozory. Wydaje się, że ówczesny wielki mistrz dość wyraźnie określił stanowisko zakonu w tej sprawie, skoro stwierdził, że w istocie jedyną prawdziwą krucjatą jest krucjata przeciwko Saracenom. Dokumenty z tamtego okresu świadczą też o tym, że templariusze udzielali schronienia prześladowanym katarom. Prawdopodobnie czasami chwytali nawet za broń w ich obronie. Ba-dania archiwów zakonu wykazały, że tuż przed krucjatą antyalbigeńską w jego szeregi napłynęło wielu katarów. Z rodów ka-tarskich pochodziło niemało dostojników zakonu. Wśród lan-gwedockich templariuszy było więcej katarów niż katolików. Katarscy wielmoże, którzy wstępowali do zakonu, nie podró-żowali tak często i daleko jak ich katoliccy konfratrzy. Zazwyczaj zostawali w Langwedocji, tworząc w tym regionie stałą ba-zę i zaplecze zakonu.

Około 1306 roku król Francji Filip IV, zwany Pięknym, postanowił oczyścić swój kraj z templariuszy. Byli butnymi i nieposłusznymi poddanymi. Stanowili doborową, świetnie wyszko-loną siłę zbrojną, której nie mogły się równać żadne królewskie hufce. Trzymali w sieci swych komandorii całą Francję i tylko nominalnie podlegali papieżowi. Filip też nie miał nad nimi żadnej władzy. Był im winien pieniądze. Został poniżony, kiedy schronił się nikczemnie w komandorii templariuszy przed rozwścieczonym tłumem paryżan. Zazdrościł zakonowi bogactw, które wówczas zobaczył. I jakby tego było mało, poczuł się znie-ważony, kiedy jego prośba o przyjęcie go na postulanta spotkała się z kategoryczna odmową zakonu. Niepokoiła go również możliwość powstania niezależnego państwa zakonnego na południu Francji. To wystarczyło, by król zaczął działać. Dogodnym pretekstem była walka z herezją.

Filip Piękny przede wszystkim musiał nakłonić do współpra-cy papieża, który miał formalnie władzę nad zakonem. Między rokiem 1303 a 1305 król Francji zorganizował porwanie i zabójstwo papieża Bonifacego VIII i prawdopodobnie otrucie papieża Benedykta XI. Następnie doprowadził do wyboru na tron Piotrowy własnego kandydata, arcybiskupa Bordeaux. Nowy papież przybrał imię Klemensa V. Pozostawał on pod wpływem króla i nie mógł odmówić jego żądaniom, a jednym z nich była właśnie likwidacja zakonu templariuszy.

Filip wszystko dokładnie zaplanował. Zredagowano listę o-skarżeń, opierając się na informacjach królewskich szpiegów, którzy przeniknęli w szeregi zakonu, a także na dobrowolnych zeznaniach pewnego templariusza − renegata. Mając konieczne oskarżenia, król mógł zadać zakonowi nagły i śmiertelny cios. Przeprowadził operację po mistrzowsku. Do wszystkich seneszalów w całym kraju zostały wysłane zalakowane tajne rozkazy, które miały być jednocześnie odczytane i natychmiast wykonane. O świcie, w piątek 13 października 1307 roku, wszyscy templariusze mieli zostać aresztowani, a ich dobra skonfiskowane. Królowi − jak się może wydawać − udało się zaskoczyć templariuszy, ale jego główny zamiar − przechwycenie bo-gactw zakonu − spełzł na niczym.

Można mieć wątpliwości, czy atak Filipa Pięknego na zakon Świątyni był w istocie tak niespodziewany jak się jemu oraz póź-niejszym historykom zdawało. Świadectwa źródłowe sugerują, że templariusze zostali ostrzeżeni o nadchodzącej katastrofie. Na krótko przed aresztowaniami wielki mistrz, Jakub de Molay, ka-zał spalić wiele dokumentów i ksiąg zakonu. Wielki skarbnik Świątyni powiedział pewnemu rycerzowi, który w tym czasie o-puszczał zakon, że postępuje „niezwykle rozsądnie”. Po komandoriach krążył oficjalny zakaz ujawniania jakichkolwiek informacji o zwyczajach i rytuałach zakonnych.

Nawet jeśli templariusze nie otrzymali żadnego ostrzeżenia, to i tak domyślili się, co wisi w powietrzu, i podjęli pewne środki ostrożności. Po pierwsze, rycerze, którzy zostali schwytani, pod-dali się bez walki, jakby zawczasu rozkazano im tak uczynić. Nie ma żadnych informacji o jakichkolwiek starciach pomiędzy templariuszami a urzędnikami królewskimi. Po drugie, istnieją poważne poszlaki sugerujące, że doszło do ucieczki grupy templariuszy, z których każdy miał jakiś związek ze skarbnikiem zakonu. Nie należy się zatem dziwić, że skarbiec Świątyni z niemal wszystkimi dokumentami zniknął bez śladu. Krążyły po-głoski, że został potajemnie wywieziony z paryskiej komandorii i wozami przetransportowany na wybrzeże, prawdopodobnie do La Rochelle, morskiego ośrodka zakonu. Tam został załado-wany na osiemnaście galer, których nikt już potem nigdy nie widział. Czy tak było w istocie, nie wiadomo, ale wydaje się, że cała flota zakonu wymknęła się królowi z rąk, bowiem nigdzie nie ma najmniejszej wzmianki o przechwyceniu okrętów templariuszy. Zniknęły razem z tym, co miały w lukach.

Aresztowani templariusze zostali postawieni przed sądem. Wyduszono z nich zeznania i wytoczono im oskarżenia. Po Fran-cji zaczęły krążyć interesujące historie: że templariusze czcili diabła o imieniu Bafomet. Podczas tajnych rytuałów bili czo-łem przed męską brodatą głową, która do nich przemawiała i obdarzała ich mocą nadprzyrodzoną. Niepożądani świadkowie tych obrządków znikali w tajemniczy sposób. Wysuwano jeszcze bardziej poważniejsze oskarżenia: o dzieciobójstwo, naucza-nie kobiet, jak dokonywać sztucznych poronień, o składanie sprośnych pocałunków podczas przyjmowania postulantów do zakonu, o homoseksualizm. Jednak ze wszystkich oskarżeń najbardziej oburzającym było oskarżenie templariuszy, owych rycerzy Chrystusa, o to, że wypierali się go podczas rytuałów oraz deptali i opluwali krzyż.

We Francji los zakonu był już przesądzony. Filip Piękny nie okazał żadnej litości dla *zbrodniczej i demoralizującej” dzia-łalności zakonu templariuszy. Wielu templariuszy więziono i torturowano, wielu spalono na stosie. Król cały czas namawiał papieża przeciwko zakonowi, żądając od niego podjęcia działań. Mimo oporów papież w końcu się ugiął i w 1312 roku oficjalnie rozwiązał zakon. Nigdy jednak nie zapadł ostateczny werdykt, który orzekałby o winie lub nienawiści templariuszy. We Fran-cji procesy i przesłuchania ciągnęły się jeszcze przez dwa lata. Wreszcie w marcu 1314 roku wielki mistrz, Jakub de Molay, oraz komandor Normandii Gotfryd de Charnay, zostali spaleni na stosie. Owa egzekucja to tylko pozorny koniec dziejów tem-plariuszy. Zakon wcale nie przestał istnieć. Biorąc pod uwagę liczbę rycerzy, którzy pozostali na wolności, oraz tych, których uniewinniono, dziwne by było, gdyby tak się stało.

Filip Piękny usiłował wpłynąć na inne koronowane głowy, aby poszły jego śladem. Chciał, żeby w całym chrześcijańskim świecie nie został ani jeden templariusz. Starania króla nie przyniosły jednak oczekiwanych rezultatów. Jego własny zięć, król Anglii Edward II, początkowo chciał nawet stanąć w obronie templariuszy. Ostatecznie, pod naciskiem zarówno teścia, jak i papieża Klemensa V, dał za wygraną i zlikwidował zakon, choć zrobił to powoli i bez przekonania. Większość angielskich templariuszy zdołała uciec. Tych, których aresztowano, spotkały lekkie kary: kilka lat pokuty w jakimś klasztorze czy opactwie, gdzie pędzili wygodny żywod. Uniknęli zatem lo-su, jaki zgotował ich braciom we Francji Filip Piękny. Ich ziemie przejęli szpitalnicy. Biedny król nie wiedział kim naprawdę są szpitalnicy (...).

W innych częściach Europy likwidacja zakonu przebiegała jeszcze oporniej. W Szkocji, pozostającej wówczas w stanie woj-ny z Anglią, nie było żadnych możliwości wprowadzenia w ży-cie prawnych rozporządzeń papieża. Bulle papieskie o kasacie templariuszy nigdy nie zostały tam oficjalnie proklamowane i dzięki temu zakon praktycznie nie uległ rozwiązaniu. Wielu an-gielskich i, jak można sądzić, francuskich templariuszy znala-zło schronienie na szkockiej ziemi. Pokaźny poczet rycerzy Świą-tyni walczył podobno u boku Roberta Bruce'a w bitwie pod Bannockburn w 1314 roku. Legenda głosi, a istnieją świadectwa na jej poparcie, że zakon istniał w Szkocji jeszcze przez następne stulecia. Lata 1688 − 1691 to okres walki o tron angielski. Kiedy Wilhelm Orański odebrał koronę królowi Anglii Jakubowi II Stuartowi, szkoccy zwolennicy zdetronizowanego monarchy zorganizowali powstanie. W 1689 roku doszło do bi-twy pod Killiecrankie, w której poległ John Claverhouse, wice-hrabia Dundee. Kiedy go odnaleziono martwego na polu bitwy, miał jakoby na sobie wielki krzyż zakonu Świątyni, godło tem-plariuszy pochodzące sprzed 1307 roku.

W Lotaryngii, która należała w owym czasie do Niemiec, w obliczu niebezpieczeństwa templariusze uzyskali znaczne poparcie władcy księstwa. Mimo to kilku postawiono przed sądem, ale wszyscy zostali uniewinnieni. Większość prawdopodobnie u-słuchała rady swego komandora − „zgoliła brody”, zrzuciła ha-bity i została wchłonięta przez miejscową ludność.

W samych Niemczech templariusze otwarcie przeciwstawili się władcom, grożąc, że chwycą za broń. Zastraszeni sędziowie uznali ich za niewinnych. Kiedy zaś zakon oficjalnie został roz-wiązany, wielu niemieckich templariuszy znalazło schronienie u szpitalników i krzyżaków. Także w Hiszpanii rycerze Świątyni przeciwstawili się prześladowcom i wstąpili w szeregi innych zakonów.

W Portugalii zakon został oczyszczony z zarzutów i po prostu zmienił nazwę na Rycerzy Chrystusa {!!!}. W tej formie istniał aż do XVI wieku, poświęcając się żeglarstwu. Do Rycerzy Chrystusa należał słynny Vasco de Gama, a królewicz Henryk żeglarz był ich wielkim mistrzem. Okręty zakonu pływały pod banderą czerwonego krzyża (...). To właśnie pod nią przepłynęły Atlantyk i rzekomo odkryły Nowy Świat trzy karawele Krzysztofa Kolumba (a wiadomo, że ten „Nowy Świat” był odkryty jeszcze przed narodzeniem Chrystusa przez Chińczyków, Egipcjan później byli tam Katalończycy itd. świadczą o tym archiwalne dokumenty historyczne). Teściem Kolumba był były rycerz za-konu Chrystusa, jak też wiele dokumentów świadczy, że sam Kolumb był rycerzem zakonu Chrystusa.

Tak oto w różny sposób zakon templariuszy przetrwał atak z 13 października 1307 roku. W roku 1522 zaś pruscy protego-wani rycerzy Świątyni, krzyżacy, wypowiedzieli posłuszeństwo Rzymowi, sekularyzując swój zakon i popierając nowego buntownika i heretyka. Dwa wieki po rozwiązaniu zakonu Świą-tyni templariusze dokonali zemsty zza grobu na Kościele, który ich zdradził. Tak, że od tej pory celem zakonu stało się prze-niknięcie i z powrotem kontrolowanie Rzymu.

Templariusze zagadki

Oto w bardzo skróconej formie dzieje zakonu templariuszy. Tak przedstawiają je wszstkie źródła, do których można było dotrzeć. Przekonać się można jednak, że dzieje te mają jeszcze inny, o wiele bardziej nieuchwytny i intrygujący wymiar. Zakon zawsze osnuwała mgła tajemnicy. Niektórzy uważali templariuszy za czarodziei i magów biegłych w wiedzy tajemnej i alchemii. Już w 1208 roku, na krótko przed antyalbigeńską wyprawą krzyżową, papież Innocenty III ganił templariuszy za niechrześcijańskie uczynki. Inni papieże z kolei wychwalali za-kon pod niebiosa. Pod koniec XII wieku Wolfram von Eschen-bach, największy minnesinger Średniowiecza, odbył podróż do Outremer, aby ujrzeć templariuszy w akcji. W swoim poemacie epickim pt. „Parzival”, napisanym gdzieś w latach 1195−1220, powierzył templariuszom rolę, o której marzyli wszyscy średnio-wieczni rycerze − rolę strażników Świętego Graala.

Likwidacja zakonu nie rozwiała otaczającej go aury tajemni-czości. Ostatnim rozdziałem w oficjalnej historii Świątyni było spalenie na stosie wielkiego mistrza Jakuba de Molay w 1314 roku. Wieść niesie, że wydając ostatnie tchnienie rzucił on ze środka dymu i płomieni klątwę na papieża Klemensa V i Filipa Pięknego. Nie minął miesiąc, jak umarł papież, zarażony dyzenterią przez templariuszy. W niecały rok po egzekucji zmarł także król Francji. Okoliczności jego śmierci do dziś nie zostały dokładnie wyjaśnione. Oczywiście nie należy doszukiwać się w niej sił nadprzyrodzonych. Templariusze doskonale znali się na truciznach. Z pewnością nie brakowało ludzi, którzy pałali pra-gnieniem zemsty. Króla mogli zabić rycerze zakonni, którym udało się zbiec, sympatycy zakonu lub choćby krewni tych tem-plariuszy, których torturowano i skazano. Z tego co można do-ciec, został prawdopodobnie otruty. Niemniej jednak klątwa mi-strza się spełniła, a to umocniło ogólne przekonanie, że zakon miał konszachty z siłami nieczystymi. Nie był to bynajmniej koniec zemsty zza grobu. Jakub de Molay jak echo niesie prze-klął jakoby cały królewski ród Francji. Echo tej klątwy rozbrzmiewało poprzez wieki, gdy tylko bowiem tron francuski trząsł się w posadach, templariusze natychmiast rozdmuchiwali słowa mistrza.

W XVIII wieku istniały już różnorodne tajne i na poły tajne bractwa, które odwoływały się do tradycji zakonu Świątyni. Wielu ówczesnych masonów uważało siebie za bezpośrednich następców templariuszy i spadkobierców ich dziedzictwa. Nie-które masońskie rytuały i obrzędy były ponoć wzorowane na ceremoniach zakonu. Większość z tych roszczeń do sukcesji po templariuszach była zupełnie słuszna. Pamiętajmy, że zakon najprawdopodobniej przetrwał w Szkocji.

Pod koniec XVIII wieku moda na templariuszy jeszcze bardziej przybrała na sile. Historyczną prawdę o zakonie całkowi-cie przesłoniły mity i romantyczne legendy. Templariuszy uwa-żano za alchemików, magów, masonów, jednym słowem, za nad-ludzi, którzy mieli do dyspozycji cały arsenał wiedzy tajemnej i za którymi stały moce nadprzyrodzone, zresztą templariusze bardzo sobie pochlebiali takie pojmowanie sprawy przez lud. Uznano ich także za bohaterskich męczenników i zwiastunów antyklerykalizmu, który zapanował w XVIII wieku. Wielu francuskich masonów spiskujących przeciwko Ludwikowi XVI uwa-żało, że pomagają w spełnieniu klątwy Jakuba de Molay. Kiedy ostrze gilotyny spadło na królewską głowę, pewien człowiek wskoczył podobno na rusztowanie, umoczył dłoń we krwi monarchy i zatoczywszy ręką ponad tłumem gapiów wykrzyknął: „Pomszczonyś, Jakubie de Molay!” W taki właśnie sposób, tem-plariusze czy masoni wykorzystywali okazję dla przypomnienia słów klątwy Jakuba de Molay.

Po Wielkiej Rewolucji Francuskiej zainteresowanie templariuszami wcale nie zmalało. Dziś istnieją co najmniej trzy organizacje, które nazywają siebie zakonem templariuszy i utrzy-mują, że ich rodowód sięga 1314 roku, choć nigdy tego nale-życie nie udowodniły. W hierarchii lóż masońskich istnieje ranga „templariusza”, a ich rytuały i stosowana terminologia pochodzą od zakonu. Pod koniec XIX wieku powstał w Niemczech i w Austrii złowrogi Zakon Nowych Templariuszy, który za jedno ze swych godeł obrał swastykę, nazizmu żydowskiego, który to bardzo często pojawia się w książkach wydawanych przez teozofistów, a szczególnie przez H. P. Blavatsky. Takie po-stacie jak H. P. Blavatsky, twórczyni teozofii, oraz Rudolf Steiner, twórca antropozofii, prawiły o ezoterycznej „tradycji mą-drości” znanej templariuszom i przekazanej współczesności za pośrednictwem różokrzyżowców i katarów. Sami templariusze mieli być strażnikami jeszcze starszych tajemnic. W Stanach Zjednoczonych nastoletni chłopcy wstępują do organizacji zwanej Towarzystwo de Molay, choć pewnie ani oni, ani ich instruk-torzy nie wiedzą, skąd pochodzi ta nazwa. W Europie Zachod-niej istnieją różnorodne tajne kluby retoriańskie, których człon-kowie, nierzadko wybitne osobistości, dodają sobie splendoru nazywając się templariuszami. Hugon de Payns w królestwie niebieskim, o które tak zaciekle walczył mieczem, musi teraz z dość kwaśną miną i pewnym zażenowaniem spoglądać w dół na dzisiejszych łysawych, brzuchatych i uzbrojonych w okulary rycerzy, mieniących się jego konfratrami. Ale też może być dumny, że jego idea okazała się nieśmiertelna, choć całkowicie odwrotna od prawa Bożego.

Widać to szczególnie we Francji, gdzie legendy i historia zakonu to ulubiony temat pisarzy i wydawców (ale proszę się nie dziwić, ponieważ właśnie we Francji zakony wszelkiego rodzaju czy jak kto woli, masoneria, zapuściły swe korzenie najgłębiej i na każdym ważniejszym stanowisku, jest ukryty mason lub rycerz zakonny a szczególnie w takich dziedzinach jak wyżej wymienione), podobnie jak w Wielkiej Brytanii potwór z Loch Ness i Glastonbury. Paryskie księgarnie pękają w szwach od książek o templariuszach. Jedne to rzetelne opracowania historyczne, inne zaś można by raczej nazwać radosną twórczością. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza wysunięto wiele interesujących hipotez na temat templariuszy. Niektórzy badacze przypisują im udział w budowaniu gotyckich katedr lub przynajmniej pobudzenie w ludziach wiary i zapału, których owocem są owe arcydzieła architektury. Inni twierdzą, że już w 1269 roku zakon nawiązał kontakty handlowe z obiema Amerykami i że dużą część jego majątku stanowiło sprowadzane z Meksyku srebro. Często można się spotkać z twierdzeniem, że templariusze znali jakąś tajemnicę dotyczącą początków chrze-ścijaństwa, że byli gnostykami, heretykami lub też apostatami na mahometanizm. „Poszukiwali sposobów pokojowego połą-czenia judaizmu z chrześcijaństwem i islamem”. Wielu do dziś utrzymuje, tak jak osiem wieków temu czynił to Wolfram von Eschenbach, że templariusze byli strażnikami Świętego Graala.

Nas jednak nie interesowały ani niedorzeczne twierdzenia niektórych badaczy, ani ezoteryczna spuścizna po templariuszach. Nie dawały nam spokoju kwestie o wiele bardziej prozaiczne i przyziemne, a mianowicie sprzeczności, nieprawdopodobieństwa, i „zasłony dymne” dotyczące historii zakonu. Bardzo możliwe, że templariusze znali wiele sekretów wiedzy taje-mnej, ale nam wydawało się, że zagadka dotyczy przede wszy-stkim religii i polityki. Na tym skoncentrowaliśmy naszą uwagę.

Zaczęliśmy od końca, to znaczy od upadku templariuszy i od oskarżeń, które przeciw nim wytoczono. Wielu historyków usiłowało odpowiedzieć na pytanie, ile prawdy zawierały owe oskarżenia. Doszliśmy do wniosku, a nie był to tylko nasz pogląd, że nie były one całkowicie bezpodstawne. Przesłuchiwani przez inkwizycję rycerze mówili często o czymś nazywanym „Ba-fomet”. Rycerzy było na tyle wielu i pochodzili z tak różnych stron, że ów Bafomet nie mógł być wymysłem pojedynczego człowieka ani nawet zakonników z jednej komandorii. Nie wie-my jednak, czym lub kim był Bafomet, co miałby symbolizować i jak wielkie znaczenie miał dla zakonu. Wydaje się, że oddawano mu bałwochwalczą cześć. Niektórzy sądzą, że imię to może mieć związek z demonicznymi rzeźbami znalezionymi w różnych komandoriach lub też z ową wspomnianą już broda-tą głową. Formułowana w przeszłości teza, że Bafomet to wersja słowa „Mahomet”, jest najprawdopodobniej fałszywa, choć nie można wykluczyć, że może to być zniekształcone arabskie sło-wo „abufihamet”, wymawiane przez hiszpańskich Maurów jako „bufihimat”. Oznacza ono „ojca mądrości”, a w języku arabskim słowo „ojciec” znaczy też „źródło”. Jeśli w istocie taka jest etymologia słowa „Bafomet”, oznaczałoby ono przypuszczalnie ja-kąś nadprzyrodzoną istotę lub bóstwo. Pozostaje jednak pytanie, czym różnił się Bafomet od innych boskich istot. Jeśli był po prostu Bogiem czy Allachem, to dlaczego templariusze inaczej go nazywali? Jeśli zaś nie był ani jednym, ani drugim, to kim lub czym był?

Nasze badania udowodniły niezbicie, że templariusze rzeczywiście odprawiali rytuały, w których istotne znaczenie odgrywała brodata głowa. Informacje o istnieniu owej głowy stanowią jeden z dominujących wątków w aktach inkwizycji. Ale znaczenie tego symbolu czy relikwii jest niejasne. Może ona dotyczyć alchemi, ówcześni alchemicy używali bowiem określe-nia „caput mortuum”, czyli „martwa głowa”, lub inaczej: „nigredo” to jest „czernienie”, które oznaczało fazę procesu chemicznego poprzedzającą finalne wytrącenie kamienia filozoficznego. We-dług niektórych badaczy owa głowa była głową Hugona de Payns, założyciela zakonu i pierwszego wielkiego mistrza. Zna-mienne, że Hugon de Payns nosił tarczę, na której namalowane były trzy czarne głowy na złotym polu.

Symbol ten może też mieć związek z całunem turyńskim, który w latach 1204−1307 był prawdopodobnie w posiadaniu zakonu. W komandorii Templecombe w Somerset odnaleziono kopię głowy, która jest uderzająco podobna do oblicza z cału-nu. Ostatnio nieśmiało wysunięto hipotezę, że chodzi tu o gło-wę Jana Chrzciciela. Templariusze byli jakoby „zarażeni” herezją mandaitów, czyli tzw. chrześcijan świętego Jana, którzy za prawdziwego Mesjasza uważali Jana Chrzciciela, zaś Jezusa odrzucili jako fałszywego proroka. Bez wątpienia zakon nawią-zał na Bliskim Wschodzie kontakty z sektami mandaitów, a za-tem teza mówiąca o heretyckich skłonnościach templariuszy nie musi być wyssana z palca. Trudno jednak twierdzić, że wszyscy rycerze wyznawali doktrynę mandaicką i że była ona wyznacznikiem oficjalnej polityki zakonu.

Ze wszystkich oskarżeń przeciwko templariuszom najcięż-szym wydaje się to, które mówi o bluźnierstwie i herezji, to zna-czy o deptaniu i opluwaniu krzyża. Do dziś nie wiadomo, co taki rytuał miałby oznaczać. Czy templariusze wyrzekli się Chry-stusa? A może odrzucali tylko krzyż lub ukrzyżowanie? Jeśli nie przyjmowali niektórych dogmatów wiary, musieli w zamian wierzyć w coś innego, ale w co? Nikt dotąd nie potrafił zadowalająco odpowiedzieć na te pytania. Wydaje się, że templariusze rzeczywiście odprawiali ceremonie, podczas których rytualnie odrzucali niektóre dogmaty wiary. Jeden z rycerzy zeznał, że w dniu wstąpienia do zakonu usłyszał słowa: „Wierzysz błędnie, albowiem on (Chrystus) jest fałszywym prorokiem. Pokładaj wiarę tylko w Bofamecie, a nie w nim”. Inny templariusz wyznał, że powiedziano mu: „Nie wierz, że ten człowiek, Jezus, którego Żydzi ukrzyżowali w Outremer, jest Bogiem i że może cię zbawić”. Jeszcze inny rycerz twierdził, że pouczono go, aby nie wierzył w Chrystusa, który był fałszywym prorokiem, lecz w „wyższego Boga”. Pokazano mu krucyfiks i powiedziano: „Nie pokładaj w tym wiary, albowiem zbyt to młode”.

Podobnych zeznań jest tak dużo i są na tyle ze sobą zgodne, że trudno uważać oskarżenie o herezję za wyssane z palca. Ponadto relacje te, przy całej grozie przestępstwa, są dość bezbarwne. Gdyby inkwizytorzy chcieli sfabrykować zarzuty, wymyśliliby coś bardziej szokującego i obciążającego. Nie ma więc raczej wątpliwości, że stosunek templariuszy do Chrystusa, choć wciąż pozostaje niejasny, nie był w zgodzie z ortodoksją katolicką.

Templariusze ukryta prawda

Powstanie jak i wczesna działalność zakonu obfitują chyba w jeszcze więcej niewiadomych niż jego upadek. Od początku nie dawały nam spokoju sprzeczności i nieprawdopodobieństwa w relacji Wilhelma z Tyru. Dziewięciu „ubogich” rycerzy pojawiło się ni ztego, ni z owego u króla, a ten natychmiast oddał im całe skrzydło swego pałacu! I tych dziewięciu rycerzy podjęło się ochrony wszystkich pielgrzymów w Palestynie! Ale na tym nie koniec! Żaden z dziejopisarzy, nawet królewski kronikarz Fulcher de Chartres, który musiał się przecież zetknąć z templariuszami, nie wspomina o tym ani słowa! Zastanawialiśmy się, jak to możliwe, by działalność rycerzy zakonnych i ich zamieszkanie w pałacu umknęły uwagi kronikarza? Wydaje się to nieprawdopodobne, a jednak Fulcher de Chartres milczy jak zaklęty. Wszyscy milczą jak zaklęci! Dopiero ponad pięćdziesiąt lat później Wilhelm z Tyru wspomina o templariuszach w kro-nice wypraw krzyżowych. Jaki z tego wypływa wniosek? Może rycerze wcale nie zajmowali się chwalebną ochroną pielgrzymów? Może tak naprawdę uczestniczyli w jakimś tajnym przed-sięwzięciu, o którym nawet królewski kronikarz nie miał pojęcia? Możliwe także, że kronikarzowi nakazano milczenie. To chyba najbardziej prawdopodobne, wkrótce bowiem do owych dziewięciu rycerzy dołączyło dwóch najznamienitszych panów, których obecność nie mogła zostać nie zauważona.

Według Wilhelma z Tyru ten dziewięcioosobowy zakon powstał w 1118 roku i przez dziewięć lat nie przyjął w swe szeregi żadnego zakonnika. A jednak źródła historyczne wyraźnie podają, że w 1120 roku, a więc dwa lata po powstaniu zakonu. W tym to też roku wstąpił do niego hrabia Andegawenii, zaś w 1124 roku templariuszem został hrabia Szampanii, jeden z naj-bogatszych wielmożów Europy. Jeśli Wilhelm z Tyru pisze praw-dę, templariusze nie przyjęliby nowych członków do 1127 roku. Tymczasem w rzeczywistości już w 1126 roku zakon powiększył się o co najmniej czterech rycerzy. Czy zatem Wilhelm my-li się, twierdząc, że przez dziewięć lat nikt nie wstąpił do zakonu? A może ta informacja jest zgodna z prawdą, a jedynie po-dana przez kronikarza data powstania zakonu jest błędna? Je-śli nie przyjmowano członków przez dziewięć lat, a hrabia Andegawenii został templariuszem w 1120 roku, oznaczałoby to, że zakon Świątyni powstał nie w 1118 roku, ale najpóźniej 1111 lub 1112 roku.

Istnieje bardzo przekonywające świadectwo na poparcie tej tezy. Otóż w 1114 roku, hrabia Szampanii gotował się do podróży do Ziemi Świętej, otrzymał list od biskupa Chartres. Bi-skup pisał między innymi: „Słyszymy, Panie, że przed wyruszeniem do Jeruzalem ślubowaliście wstąpić w szeregila milice du Christ”, że pragniecie dołączyć do tych bogobojnych żołnierzy”.La milice du Christ” była pierwszym przydomkiem zakonu, nadanym mu przez świętego Bernarda. Określenie to nie może odnosić się do żadnej innej organizacji. Nie może też oznaczać wszystkich krzyżowców, albowiem biskup mówi o złożeniu przysięgi czystości, która z reguły nie obowiązywała zwykłych uczestników krucjaty. Z listu wynika, że zakon istniał, lub przynajmniej że planowano jego założenie, już w 1114 roku − cztery lata wcześniej, niż się powszechnie uważa. Dowiadujemy się także, że już wtedy hrabia Szampanii zamierzał wstąpić do zakonu, co w końcu uczynił dziesięć lat później.

Ponadto, od 1070 roku na dworze hrabiego Szampanii w Troyes rozwijał się wpływowy ośrodek studiów Kabały żydow-skiej i wiedzy tajemnej. To właśnie na synodzie w Troyes w 1128 roku oficjalnie proklamowano istnienie templariuszy i przez następne dwa stulecia miasto to pozostawało strategicznym ośrodkiem zakonu. Tam też, na dworze hrabiego Szampanii, Chretien de Troyes napisał jeden z pierwszych romansów rycerskich o Świętym Graalu.

Wśród tych splotów faktów zaczęliśmy dostrzegać pewne pra-widłowości. Sieć powiązań pomiędzy najważniejszymi osobami oraz logiczność biegu wydarzeń wydawały się nieprzypadkowe i wskazywały na istnienie jakiegoś planu, według którego wszy-stko się odbywało. Jeśli tak było, potwierdzałoby to tezę, że tem-plariusze uczestniczyli w jakimś tajnym przedsięwzięciu. Mogli-śmy jednak jedynie snuć domysły, na czym ono polegało. Pewną wskazówką zdawało się być miejsce, w którym templariusze założyli swą kwaterę; tak łatwo uzyskane skrzydło królewskie-go pałacu. W dawnych czasach stała tam Świątynia, splądro-wana w 70 roku po Chrystusie przez legiony Tytusa. Skarby Świątyni poniesiono do Rzymu, skąd z kolei Wizygoci zabrali je prawdopodobnie w Pireneje. A może ten święty przybytek krył coś jeszcze oprócz kosztowności czy złota, coś, co było warte znacznie więcej niż wszystkie skarby razem wzięte? Możliwe, że widząc nadchodzące centurie, kapłani Świątyni wystawili na łup bogactwa, które spodziewali się znaleźć Rzymianie, ratując w ten sposób o wiele bardziej drogocenne przedmioty. Jeśli w i-stocie było coś takiego, kapłani mogli to ukryć przed najeźdźcami gdzieś w pobliżu Świątyni lub nawet pod nią.

Pośród rękopisów znad Morza Martwego, znalezionych w Qumran, znajduje się jeden zwany „rękopisem miedzianym”. Dokument ten wyraźnie mówi o wielkich ilościach złota, srebra, przedmiotów sakralnych oraz innych, nie sprecyzowanych bogactw, a także o jakimś skarbie. Wszystko to, usypane w dwadzieścia cztery stosy, miało być zakopane pod Świątynią.

W połowie XII wieku Johann von Wurzburg, pielgrzym nie-miecki do Ziemi Świętej, pisał o swym pobycie w stajniach Sa-lomona. Owe stajnie, wybudowane bezpośrednio pod Świąty-nią, można oglądać do dziś. Według Johanna von Wurzburga były one wówczas tak duże, że mogły pomieścić dwa tysiące koni, i to właśnie tam templariusze trzymali swe wierzchowce. Inny kronikarz utrzymywał, że zakon używał tych pomieszczeń już w 1124 roku, kiedy wciąż liczył tylko dziewięciu rycerzy. Można by więc wysunąć przypuszczenie, że wkrótce po powstaniu templariusze rozpoczęli prace wykopaliskowe pod Świą-tynią. Oznaczałoby to, że zostali wysłani do Ziemi Świętej z zadaniem odnalezienia czegoś. Jeśli istotnie tak było, wyjaśnia-łoby to, czemu król oddał im lekką ręką połowę swego pałacu i czemu milczał o tym królewski kronikarz. Na czyje jednak polecenie templariusze przybyli do Palestyny?

W 1104 roku hrabia Szampanii uczestniczył w tajnym spot-kaniu kilku nobilów znakomitych rodów − Brienne, Joinville i Chaumont − które, jak się później przekonaliśmy, odgrywają istotną rolę w tajemnicy z Rennes-le-Chateau. Co najmniej je-den z owych panów powrócił właśnie z Jerozolimy. W spotkaniu wziął także udział senior Andre de Montbarda, założyciela zakonu templariuszy i wuja świętego Bernarda.

Wkrótce po tej naradzie hrabia Szampanii wyruszył do Zie-mi Świętej, gdzie spędził cztery lata. W 1114 roku ponownie udał się do Palestyny, zamierzając wstąpić do „la milice du Christ”. Zmienił jednak zamiar i powróciwszy do Europy podarował zie-mię cystersom. Na tej właśnie ziemi święty Bernard wybudował opactwo Clairvaux, obierając je za swą siedzibę i konsolidując wokół niego zakon.

Do 1112 roku cystersom niezbyt dobrze się powodziło. Byli wręcz bliscy bankructwa. Kiedy jednak na scenie pojawił się święty Bernard, ich los nagle się odmienił. W ciągu zaledwie kilku lat wybudowano sześć nowych opactw. W 1153 roku było ich już ponad trzysta, z których sześćdziesiąt dziewięć założył święty Bernard osobiście. Ten niesamowity rozkwit zakonu cy-stersów zbiega się w czasie z błyskawiczną karierą templariuszy. A jak już nadmieniliśmy, jeden z założycieli Świątyni był wujem świętego Bernarda.

Zreasumujmy: w 1104 roku, po spotkaniu z grupą wielmo-żów, z których jeden jest seniorem Andre de Montbarda, hrabia Szampanii wyrusza do Ziemi Świętej. W 1112 roku siostrzeniec Andre de Montbarda, święty Bernard, wstępuje do za-konu cystersów. Dwa lata później hrabia Szampanii powtórnie udaje się do Ziemi Świętej z zamiarem wstąpienia do zakonu templariuszy, założonego przez jego wasala razem z Andre de Montbardem. Zakon albo już wtedy istniał, albo miał wkrótce powstać, o czym świadczy list biskupa Chartres. W 1115 roku, po niespełna roku, hrabia powraca do Europy i przekazuje cy-stersom ziemię pod opactwo Clairvaux, na którego czele staje święty Bernard. W ciągu następnych lat zarówno cystersi, jak i templariusze − to jest zarówno zakon świętego Bernarda, jak i zakon Andre de Montbarda − stają się niezmiernie bogaci i po-tężni.

Zastanawiając się nad kolejnością owych wydarzeń, coraz bardziej byliśmy przekonani, że nie rządził nią ślepy los czy przypadek. Wprost przeciwnie, wszystko wskazywało, że mieliśmy do czynienia z kolejnymi etapami realizacji skomplikowane-go, zakrojonego na wielką skalę planu, którego szczegóły skry-wają mroki dziejów.

Tymczasem zajęliśmy się inną kwestią. Według naszej hipotezy templariusze znaleźli coś w Świątyni Salomona. Co to mo-gło być? Jaka tajemnica łączyła templariuszy, świętego Bernar-da i hrabiego Szampanii? Przede wszystkim do dziś nie wiadomo, co się stało ze skarbcem zakonu. Nie zachowały się nawet żadne dokumenty. Gdyby skarbiec zawierał tylko złoto czy srebro, nie zaszłaby konieczność zniszczenia czy ukrycia wszy-stkich archiwów. Nasuwa się wniosek, że templariusze mieli w swej pieczy coś niezwykle cennego i nawet żołnierze Filipa Pię-knego nie zdołali wydusić z nich żadnej informacji. Rycerze za-konni nie dochowaliby bezwzględnie tajemnicy, gdyby chodziło tylko o złoto czy klejnoty. Owym tajemniczym „skarbem” zakonu musiało być coś innego, mającego prawdopodobnie zwią-zek ze stanowiskiem templariuszy wobec Jezusa.

Tak naprawdę 13 października 1307 roku nie wszyscy francu-scy templariusze zostali aresztowani. Z sieci zastawionej przez Filipa Pięknego wymknęli się rycerze co najmniej jednej komandorii. Chodzi tu o komandorię w Bezu, niedaleko Rennes-le-Chateau. żeby odpowiedzieć na pytanie, jak to się stało, zmu-szeni byliśmy zbadać dokładnie, na czym polegały działania zakonu w tamtej okolicy, gdzie na obszarze mniej więcej trzydziestu kilometrów kwadratowych miał on około sześciu komandorii i kilka innych nieruchomości.

Rezultaty naszych badań okazały się bardzo interesujące. W 1153 roku pan tych okolic i sympatyk kataryzmu Bertrand de Blanchefort został czwartym wielkim mistrzem zakonu Świą-tyni. Siedzibą jego rodu był zamek na górskim szczycie, kilka kilometrów od Bezu i Rennes-le-Chateau. Bertrand de Blanchefort stał na czele zakonu do 1170 roku i był prawdopodo-bnie najwybitniejszym z wszystkich jego przywódców. Zanim nastały rządy Bertranda, administracja i hierarchia zakonu by-ły w powijakach. To właśnie Bertrand de Blanchefort przeobra-ził go w niezwykle sprawną i doskonale zorganizowaną instytu-cję polityczno-wojskową o międzynarodowym znaczeniu. Dzię-ki niemu także templariusze rozwinęli działalność w Europie, szczególnie we Francji. Według świadectw źródłowych mentorem Bertranda, a według niektórych historyków także jego be-zpośrednim poprzednikiem na stanowisku wielkiego mistrza był Andre de Montbard.

Kilka lat po oficjalnym ukonstytuowaniu zakonu Bertrand de Blanchefort wstąpił w jego szeregi i podarował mu swoje ziemie w pobliżu Rennes-le-Chateau i Bezu. W 1156 roku zaś, kiedy już był wielkim mistrzem, sprowadził w te okolice grupę niemieckich górników. Podobno byli oni poddani niezwykle su-rowej dyscyplinie i nie wolno im było nawiązywać żadnych kon-taktów z miejscową ludnością. Ukonstytuowano nawet specjal-ne kolegium sądowe, które zajmowało się prawnymi aspektami ich pobytu w Rennes-le-Chateau. Oficjalnie ich celem była eks-ploatacja pokładów złota w pobliżu zamku Blanchefort. Tak naprawdę jednak musiało chodzić o coś innego, bowiem złoża te zostały wyczerpane całkowicie przez Rzymian niemal tysiąc lat wcześniej.

W XVII wieku francuscy inżynierowie przeprowadzili badania złóż mineralnych w okolicy Rennes-le-Chateau i sporządzili bardzo dokładne raporty ze swej pracy. Jeden z nich, niejaki Cesar d'Arcons, odkrył ślady pozostałe po działalności niemiec-kich górników. Według niego nie zajmowali się oni wcale gór-nictwem. Czym zatem? D'Arcons nie był pewien, ale wydawało mu się, że wytapianiem czy przetapianiem metali, być może nawet drążeniem podziemnych magazynów.

Jak było naprawdę, nie wiemy, ale faktem jest, że obecność templariuszy w okolicy Rennes-le-Chateau datuje się co najmniej od połowy XII wieku. W 1285 roku istniała już duża komandoria w Campagne-sur-Aude, kilka kilometrów od Bezu. Mimo to u schyłku XIII wieku Pierre de Voisins, pan Bezu i Rennes-le-Chateau, sprowadził nową kompanię templariuszy z prowincji Roussillon w Aragonii. Oddział ów zamieszkał na szczy-cie Bezu, gdzie wzniósł warownię i kaplicę. Oficjalnie templariusze mieli czuwać nad bezpieczeństwem okolicy i strzec pielgrzymiego szlaku do Santiago de Compostela. Ale prawdziwy powód ich przybycia musiał być inny. Po pierwsze, byli zbyt nieliczni, by wykonać takie zadanie, po drugie, w okolicy byli już templariusze, po trzecie, Pierre de Voisins miał własne od-działy, które razem z miejscowymi templariuszami w zupełno-ści wystarczały do zapewnienia spokoju. W jakim więc celu tem-plariusze z Roussillon przybyli do Bezu? Według legendy przybyli tam na przeszpiegi, a przede wszystkim, żeby strzec skarbu albo też ukryć lub odnaleźć jakiś skarb.

Nie wiemy, na czym naprawdę polegała misja tych templariuszy, ale najwyraźniej cieszyli się oni dużą nietykalnością, byli bowiem jedynymi ze wszystkich rycerzy zakonnych we Francji, których nie tknęli seneszalowie. Dowódcą tego oddziału w Bezu był niejaki Seigneur de Goth.

Dzieje templariuszy w okolicy Rennes-le-Chateau obfitują w równie wiele niewiadomych co historia całego zakonu. W trakcie naszych badań pojawiło się kilka wątków, jak choćby rola Bertranda de Blanchefort, które łączyły tajemnice Świątyni z zagadkami z Rennes-le-Chateau. Dostrzegliśmy także wiele dziwnych zbiegów okoliczności, których, prawdę mówiąc, było za dużo, by je za takowe uważać. Wszystko wskazywało, że wydarzenia, które powyżej przedstawiliśmy, miały ze sobą wiele wspól-nego − łączyło je przemyślane ludzkie działanie według mister-nego planu. Jeśli tak było w istocie, nasuwało się pytanie, kto obmyślił ten plan. Coraz bardziej podejrzewaliśmy, że był on dzie-łem zwartej grupy ludzi − trzeciego zakonu, działającego za ku-lisami. Nie musieliśmy nawet szukać potwierdzenia, że zakon ów istniał w rzeczywistości. Zupełnie nieoczekiwanie dowody na to pojawiły się same.

Tajne dokumenty

Początkowo trudno nam było uwierzyć, że naprawdę istniał trzeci zakon, który działał w cieniu templariuszy i cystersów. Informacje o nim pochodziły z nie znanego nam źródła. Dopóki więc nie stwierdziliśmy jego wiarygodności, nie mogliśmy uznać owych informacji za pewne.

W 1956 roku we Francji zaczęły się ukazywać książki, artykuły i inne publikacje na temat Berengera Sauniere'a i Rennes-le-Chateau. Wydaje się, że wszystkie informacje w nich za-warte pochodzą z tego samego źródła. Liczba publikacji jest przeogromna. Wysiłek i środki niezbędne do tego rodzaju przed-sięwzięcia świadczą, że chodzi o sprawy niebłahe.

Obok większych publikacji, z których część została wydana prywatnie, pojawiło się także wiele artykułów prasowych. Były to między innymi wywiady z osobami, które twierdziły, że wie-dzą to czy owo o tajemnicy z Rennes-le-Chateau. Jednak najbardziej interesujące informacje zawierają pojedyncze dokume-nty i broszurki ukazujące się od czasu do czasu poza normalnym obiegiem wydawniczym. Wiele z nich, wydanych prywatnie w niewielkich nakładach, złożono w zbiorach Biblioteki Na-rodowej w Paryżu. Niektóre to po prostu kartki maszynopisu skopiowane na offsetowym powielaczu. Owe broszury i ulotki zdawały się pochodzić z tego samego źródła co większe publikacje. Obfitowały w tajemnicze przypisy i odnośniki, które się nawzajem potwierdzały i uzupełniały. W większości wypadków wydawnictwa te sygnowane były oczywistymi pseudonimami, ta-kimi jak: Madeleine Blancassal, Nicolas Beaucean, Jean Delaude i Antoine l'Ermite. Madeleine to oczywiście aluzja do Marii Magdaleny, patronki kościoła w Rennes-le-Chateau, na której cześć Sauniere wzniósł wieżę. Blancassal to połączenie nazw dwóch rzeczułek, Blanque i Salas, zbiegających się w pobliżu Rennes-les-Bains. Beaucean to zniekształcone słowo „Beauseant” okrzyk bojowy templariuszy. Jean Delaude to po prostu Jean de l'Aude, a więc Jan z Aude. A właśnie w departamencie Aude leży Rennes-le-Chateau. Antoine l'Ermite to aluzja do świętego Antoniego Pustelnika, którego posąg zdobi kościół i którego świę-to przypada na dzień 17 stycznia. Jest to data wyryta na nagro-bku markizy de Blanchefort i dzień, w którym Sauniere dostał wylewu.

Praca napisana przez Madeleine Blancassal nosi tytuł „Po-tomkowie Merowingów i zagadka wizygockiego Razes” („Les Descendants merovingiens et l'enigme du Razes visigoth”). Razes to starodawna na-zwa regionu Rennes-le-Chateau. Jak informuje strona tytuło-wa, dziełko to zostało pierwotnie opublikowane w języku niemieckim, a następnie przetłumaczone na francuski przez niejakiego Waltera Celse-Nazaire. Jest to kolejny pseudonim skła-dający się z imion świętych, którzy są patronami kościoła w Rennes-les-Bains. Strona tytułowa informuje także, że wydawcą była Wielka Loża Alpina, najwyższa loża masońska w Szwajcarii. Nie wiadomo, dlaczego współcześni masoni mieliby zajmować się jakimś dziewiętnastowiecznym księdzem i historią jego parafii, sięgającą półtora tysiąca lat wstecz. Jeden z naszych współpracowników oraz pewien badacz rozmawiali o tym z członkami Wielkiej Loży Alpina. Ci nie tylko zaprzeczyli, że mieli coś wspólnego z wydaniem książeczki, ale stwierdzili, że nie wiedzą o jej istnieniu. A jednak ów badacz twierdzi, że na własne oczy widział pracę Madeleine Blancassal w bibliotece Wielkiej Loży Alpina. My zaś odkryliśmy, że nazwa loży widnieje na dwóch innych broszurach.

Ze wszystkich materiałów złożonych w Bibliotece Narodowej w Paryżu najważniejszy wydaje się zbiór dokumentów zatytu-łowany Tajne akta (Dossiers secrets). Zbiór ten, skatalogowany pod numerem 4/1 m 249, dostępny jest teraz tylko na mikrofiszkach. Do niedawna była to po prostu zwykła tekturowa teczka zawierająca artykuły prasowe, listy, broszury, drzewa genealo-giczne oraz tajemniczą stronicę pochodzącą z jakiejś większej pracy. Co jakiś czas ktoś usuwał ze zbioru to lub owo, dołączał do niego nowe dokumenty, a na starych odręcznie dopisywał informację i poprawki. Później materiały te znikały, a ich miejsce zajmowały kopie, zawierające wszystkie dotychczasowe po-prawki.

Autorem części Tajnych akt, obejmującej drzewa genealogi-czne, miał być podobno niejaki Henri Lobineau, ale w teczce są dwa inne dokumenty, według których to nazwisko jest pseudonimem pochodzącym od ulicy Lobineau w pobliżu Saint-Su-lpice. W rzeczywistości owe genealogie miały być sporządzone przez człowieka o nazwisku Leo Schidlof, austriackiego history-ka i antykwariusza, który do swej śmierci w 1966 roku mieszkał w Szwajcarii. Zaczęliśmy wobec tego zbierać informacje o Leo Schidlofie.

Po krótkich poszukiwaniach udało nam się wyjaśnić sprawę z Leo Schidlofem. Okazało się, że pod pseudonimem Henri Lobineau krył się nie Leo Schidlof, lecz francuski arystokrata, hrabia Henri de Lenoncourt. Późniejsze publikacje potwierdzi-ły tą informację.

Tożsamość Henri Lobineau to nie jedyna zagadka związana z Tajnymi aktami. Znajdowała się w nich także notatka mówią-ca o „skórzanej teczce Leo Schidlofa”. Teczka miała zawierać tajne informacje na temat dziejów Rennes-le-Chateau od 1600 do 1800 roku. Wkrótce po śmierci Schidlofa dostała się ona po-dobno w ręce jakiegoś kuriera o nazwisku Fakhar ul Islam, któ-ry w lutym 1967 roku miał się spotkać w Niemczech Wschodnich z „agentem z Genewy”. Zanim jednak doszło do spotkania, Fakhar ul Islam został ponoć wydalony z NRD i powrócił do Paryża. Dnia 20 lutego 1967 roku znaleziono jego zwłoki przy torach kolejowych w Melun. Został wyrzucony z ekspresu relacji Paryż-Genewa, teczka zaś zniknęła.

Usiłowaliśmy ustalić prawdziwość tej ponurej opowieści. Po-twierdzało ją kilka artykułów w prasie francuskiej z dnia 21 lutego. Rzeczywiście na torach w Melun znaleziono ciało z obciętą głową. Po zidentyfikowaniu zwłok stwierdzono, że był to Pakistańczyk o nazwisku Fakhar ul Islam. Pociągiem jechał z Paryża do Genewy. Prasa podawała, że władze francuskie zleciły dochodzenie w tej sprawie kontrwywiadowi. Gazety jednak w ogóle nie wspominały ani o Leo Schidlofie, ani o jego teczce, ani o niczym, co mogłoby mieć związek z tajemnicą z Rennes-le-Chateau. Dlaczego komuś zależałoby na wytworzeniu złowro-giej atmosfery wokół tajemnicy z Rennes-le-Chateau? Jaki byłby cel? Co można było osiągnąć dzięki temu? I kto się za tym krył?

Pytania te, ciągle nie dawały nam spokoju. Co więcej, śmierć Fakhara ul Islama nie była jedyna. Otóż w niespełna miesiąc później w Bibliotece Narodowej pojawiła się kolejna praca, za-tytułowana Czerwony wąż (Le Serpent rouge), opatrzona znaczącą datą 17 stycznia. Miała być efektem współpracy trzech autorów: Pierre'a Feugere'a, Louisa Saint-Maxenta i Gastona de Kokera.

Czerwony wąż to osobliwe dzieło. Zawiera jedną genealogię Merowingów, dwie mapy Francji za ich panowania, opatrzone krótkim komentarzem, oraz plan kościoła Saint Sulpice w Paryżu z zaznaczonymi kaplicami poszczególnych świętych. Głów-ną część dzieła stanowi trzynaście krótkich poematów prozą o imponującej wartości literackiej. Niektóre przywodzą na myśl twórczość Rimbauda. Każdy z poematów poświęcony jest jednemu znakowi zodiaku, przy czym dodatkowym, trzynastym, jest Ophiuchus, czyli Wężownik, umieszczony między Skorpio-nem a Strzelcem.

Owe poematy stanowią symboliczną wędrówkę zaczynającą się od Wodnika, a kończącą na Koziorożcu, który panuje 17 stycznia. Teksty są niejasne i tajemnicze, obfitują w wiele alu-zji do rodu Blanchefortów, do wystroju kościoła w Rennes-le-Chateau, do Poussina, jego obrazu i inskrypcji ET IN ARCADIA EGO. Jeden z poematów zawiera wzmiankę o „wymienionym w pergaminach” czerwonym wężu, który rozwija swe sploty poprzez wieki. Jest to, symboliczne przedstawienie jakiegoś rodu. Znakowi Lwa poświęcony jest ustęp o zagadkowej treści, który warto przytoczyć w całości: *Od tej, którą pragnę wyzwolić, unosi się ku mnie woń perfum i wypełnia Grób. Dawniej niektórzy zwali ją ISIS, królową i źródłem wszelkiego dobra. PRZYJDŹCIE DO MNIE WY WSZYSCY, KTÓRZY CIERPICIE I JESTEŚCIE NIESZCZĘŚLI-WI, A DAM WAM WYTCHNIENIE. Dla innych jest Magdaleną od słynnej wazy wypełnionej uzdrawiającym olejkiem. Wtajemniczeni zna-ją jej prawdziwe imię: NOTRE DAME DES CROSS.*

Jest to niezwykle interesujący fragment. Isis to oczywiście Izyda, Wielka Macierz i patronka tajemnic. Biała Królowa − ja-ko bóstwo dobra, Czarna Królowa − jako bóstwo zła. Liczni an-tropologowie, religioznawcy i teologowie uznają, że pogański kult Wielkiej Macierzy przetrwał do czasów chrześcijańskich i przy-jął formę kultu Dziewicy Maryi − Królowej Niebios. W Starym Testamencie Królową Niebios określano boginię Asztoreth, czyli Isztar, fenicki odpowiednik Izydy. Ale według zacytowanego po-wyżej tekstu chrześcijańską Boginią Matką, czy też raczej Matką Boską byłaby nie Najświętsza Maria Panna, ale Magdalena, patronka kościoła w Rennes-le-Chateau. Co więcej, przydomek Notre Dame (Nasza Pani) też nie odnosi się w tym tekście do Marii Panny. Ten wspaniały tytuł, będący nazwą wielkich francuskich katedr, również należny jest Magdalenie. Lecz dlaczego należałoby ją czcić jako Naszą Panią, a tym bardziej jako Boginię Matkę, czy też Matkę Boską? Macierzyństwo to ostatnia rzecz, jaka kojarzy się z Magdaleną, która dostąpiła zbawie-nia przyłączając się do Jezusa. Według Ewangelii Magdalena była pierwszą osobą, która ujrzała zmartwychwstałego Jezusa. Z tego powodu uważana jest przez chrześcijan za świętą, szczególnie we Francji. Jednak umieszczenie Magdaleny na miejscu Najświętszej Marii Panny zakrawa na herezję.

Autorów, czy raczej rzekomych autorów Czerwonego węża spotkał taki sam tragiczny los co Fakhara ul Islama. Dnia 6 marca 1967 roku znaleziono ciała powieszonych Louisa Saint-Maxenta i Gastona de Kokera, następnego dnia − Pierre'a Feu-gere'a.

Oczywiście trudno oprzeć się wrażeniu, że ich śmierć miała związek z dziełem, które napisali. Jednak, tak jak w wypadku Fakhara ul Islama, nie mogliśmy odrzucić innej ewentualności. To także mogła być mistyfikacja.

Założyliśmy, że nie było to oszustwo, a zatem musieliśmy znaleźć odpowiedź na kilka pytań. Można bowiem zrozumieć, że likwiduje się trzech ludzi, żeby nie zdradzili cennej informacji, ale w tym wypadku informacja została już wyjawiona. Czy więc śmierć trzech ludzi była karą lub zemstą za ich zdradę? Czy też może zamknięto im usta, by nie zdradzili czegoś więcej? Żadna z tych odpowiedzi nie jest zadowalająca.

Nie możemy tu przedstawić wszystkich materiałów, które od 1956 roku gromadzone były w Bibliotece Narodowej, a doty-czyły Rennes-le-Chateau. Jest ich zbyt wiele. Zawierają nadto mnóstwo powikłanych, często nie powiązanych ze sobą i prowadzących donikąd wątków. Lecz mimo to z tego chaosu informacyjnego wyłoniło się kila zagadnień, które wytyczały kierunek dalszych badań. Oto one, przedstawiane w źródłach ja-ko bezsporne historyczne fakty:

1. W cieniu templariuszy działał tajny zakon. Ów zakon po-wołał do życia zakon rycerzy Świątyni jako swoje zbrojne ramię. Występował pod wieloma nazwami, z których najczęściej używano Prieure de Sion (Klasztor Syjonu).

2. Prieure de Sion kierowali kolejni wielcy mistrzowie, z których wielu należało do najwybitniejszych postaci w historii Eu-ropy.

3. Mimo że w latach 1307 − 1314 dokonano likwidacji tem-plariuszy, Prieure de Sion pozostał nietknięty. Pomimo zawziętych wewnętrznych sporów przetrwał wieki. Pozostając w ukry-ciu i prowadząc zakulisowe działania, odegrał istotną rolę w kil-ku ważnych wydarzeniach historycznych.

4. Prieure de Sion istnieje do dnia dzisiejszego. Jest bardzo wpływową organizacją − odgrywa dużą rolę zarówno w istotnych sprawach międzynarodowych, jak i w sprawach wewnętrznych niektórych państw europejskich. Jest w dużej mierze odpowie-dzialny za rozpowszechnianie materiałów, których egzemplarze zgromadzone zostały w Bibliotece Narodowej.

5. Oficjalnie głównym celem Prieure de Sion jest restauracja dynastii Merowingów nie tylko na tronie Francji, ale i w innych państwach europejskich i nie tylko, plany ich sięgają całego światu.

6. Restauracja Merowingów jest( można powiedzieć) uzasad-niona prawnie. Ród ten nie wygasł, mimo że został zdetronizowany w VIII wieku. Jego potomkowie pochodzą w prostej linii od Dagoberta II i jego syna Sigiberta IV. Na przestrzeni wieków ród ten wchodził w koligacje dynastyczne z innymi arystokratycznymi i królewskimi domami, takimi jak: Blanchefort, Gi-sors, Saint-Clair (w Anglii Sinclair), Montesquieu, Montpezat, Poher, Luisignan, Plantard i Habsburgowie lotaryńscy. Obecnie ród Merowingów legitymuje się prawem do odzyskania należne-go mu dziedzictwa.

W ten sposób dotarliśmy do wyjaśnienia wzmianki o Sionie w pergaminach Sauniere'a. Zrozumieliśmy także, co oznaczają tajemnicze inicjały P.S. w jednym z pergaminów i na nagrobku markizy de Blanchefort.

Jak większość ludzi, nieufnie odnosiliśmy się do tego rodzaju spiskowych teorii dziejów. Większość powyższych twierdzeń wydawała się nieprawdopodobna, by nie powiedzieć − zupełnie niedorzeczna. Faktem było jednak, że ktoś z całą powagą upar-cie wysuwał te twierdzenia. Prawdziwe czy nie − niewątpliwie miały one związek z tajemnicą z Rennes-le-Chateau.

Nieznany zakon

Zanim dotarliśmy do materiałów złożonych w Bibliotece Narodowej w Paryżu, zaczęliśmy podejrzewać, że w cieniu templa-riuszy działała jakaś spójna grupa, być może nawet zakon. Wobec tego twierdzenie, że zakon templariuszy został stworzony przez Prieure de Sion, wydawało się teraz mniej gołosłowne niż pozostałe informacje w „dokumentach klasztornych”. Potrak-towaliśmy je jako punkt wyjścia w naszych dalszych badaniach.

W 1962 roku, w jednej z książek Gerarda de Sede'a, pojawiły się krótkie, zamaskowane wzmianki o istnieniu Prieure de Sion, ale pierwszą szczegółową informację znaleźliśmy na pewnej luźnej kartce w Tajnych aktach. Na górze stronicy widniał cytat z pracy Rene Grousseta, jednego z największych dwudzie-stowiecznych znawców historii krucjat, którego monumentalne dzieło na ten temat, opublikowane w latach trzydziestych, uzna-wane jest za podstawowe źródło przez wielu współczesnych hi-storyków, na przykład Stevena Runcimana. Cytat ów dotyczył Baldwina, młodszego brata Godfryda de Bouillon − księcia Lo-taryngii, zdobywcy Ziemi Świętej. Po śmierci Godfryda, Baldwin przyjął ofiarowaną mu koronę i tym samym został pierwszym królem Jerozolimy. Według Rene Grousseta w Baldwinie I żyła „tradycja królów”. Ponieważ „fundamentem tej tradycji by-ła Skała Syjonu”, dorównywała ona innym dynastiom panują-cym w Europie − Kapetyngom we Francji, Plantagenetom w An-glii, Habsburgom i Hohenstauffom w Niemczech. Baldwin i je-go potomkowie byli jednak królami elekcyjnymi − w ich żyłach nie płynęła królewska krew. Dlaczego więc Grousset mówi o „tradycji królów” żyjącej w Baldwinie? Nie wiadomo. Nie wiemy też, dlaczego oparcie tej tradycji na Skale Syjonu miało ją czy-nić równą najznamienitszym dynastiom Europy.

Cytat z Grousseta poprzedzał aluzję do tajemniczego Prieure de Sion, lub inaczej: Ordre de Sion (Zakon Syjonu), jak zwano tę organizację w owym czasie. Otóż Ordre de Sion miał zostać za-łożony przez Godfryda de Bouillon w 1090 roku, dziewięć lat przed zdobyciem Jerozolimy, choć według innych dokumentów stało się to w 1099 roku. Brat Godfryda, Baldwin, miał „za-wdzięczać koronę temu zakonowi”, którego oficjalną siedzibą by-ło opactwo Notre Dame du Mont de Sion (Opactwo Naszej Pani z Góry Syjon). Znajdowało się ono tuż pod Jerozolimą, na szczy-cie góry Syjon, owym słynnym „wysokim wzgórzu” leżącym na południe od miasta.

W żadnych pracach historycznych poświęconych krucjatom nie znaleźliśmy najmniejszej nawet wzmianki o Ordre de Sion. Musieliśmy wobec tego na własną rękę ustalić, czy taki zakon istniał, a jeśli tak, czy był na tyle potężny, by obierać królów. Zmuszeni byliśmy przetrząsnąć stosy dokumentów historycznych. Szukaliśmy nie tylko wyraźnych informacji o Prieure de Sion, ale także śladów jego bezpośrednich działań czy wpływów. Staraliśmy się również znaleźć świadectwa istnienia opactwa zwanego Notre Dame du Mont de Sion.

Na południe od Jerozolimy wznosi się góra Syjon. W 1099 ro-ku, roku zdobycia Jerozolimy przez krzyżowców Godfryda, stały na niej ruiny starożytnej bazyliki bizantyjskiej, pochodzącej pra-wdopodobnie z IV wieku, zwanej Matką Wszystkich Kościołów. Według licznych dokumentów i kronik, które zachowały się do dziś, na miejscu tym na polecenie Godfryda de Bouillon wznie-siono w krótkim czasie opactwo. Jeden z kronikarzy pisał w 1172 roku, że owo opactwo, nazywane Notre Dame du Mont de Sion, było istną fortecą, z murami obronnymi i basztami.

Ktoś oczywiście musiał tam mieszkać. Czy był to zakon, któ-ry wziął nazwę od miejsca swej siedziby? Czy był to Ordre de Sion? Bardzo możliwe, że tak. Z rycerzy i mnichów, którzy rów-nież na rozkaz Godnych, zajęli kościół Grobu Świętego, utwo-rzono oficjalnie Zakon Grobu Świętego. Ta sama zasada mogła obowiązywać mieszkańców góry Syjon, i zdaje się, że tak było.

Tajemnica powstania zakonu templariuszy

Badając dzieje templariuszy, dostrzegliśmy gęstą sieć powią-zań pomiędzy sprawcami i uczestnikami najważniejszych wydarzeń. Działania tych ludzi wskazują na konsekwentną realizację jakiegoś ambitnego planu. Biorąc pod uwagę wszystkie znane nam fakty, sformułowaliśmy kolejną hipotezę. Czy odpo-wiadała ona prawdzie, nie wiedzieliśmy, ale łączyła widoczne elementy owego nie znanego nam planu w logiczną całość.

1. W drugiej połowie XI wieku tajemnicza grupa mnichów z Kalabrii pojawia się w Ardenach. Zakonnicy otrzymują od ciotki Godfryda de Bouillon ziemię w Orval.

2. Możliwe, że wśród nich znajduje się wychowawca Godfry-da. Być może jest nim ten sam człowiek, który zostaje później jednym z inicjatorów pierwszej krucjaty.

3. Nie później niż w 1108 roku mnisi opuszczają Orval i zni-kają bez śladu. Ich celem może być Jerozolima, choć nie ma na to żadnych dowodów. Z pewnością udaje się tam Piotr Pustelnik i jeśli należy do zakonników z Orval, być może jego konfratrzy dołączają później do niego.

4. W 1099 roku Jerozolima zostaje zdobyta, a anonimowi elektorzy, na których czele stoi mnich pochodzący z Kalabrii, obierają królem Godfryda.

5. Na polecenie Godfryda na górze Syjon zostaje wybudowa-ne opactwo, w którym zamieszkuje zakon o tej samej nazwie, a jego członkowie mogą być tymi samymi ludźmi, którzy wybrali Godfryda na króla.

6. Już w 1114 roku działają templariusze, być może jako zbrojne ramię Ordre de Sion. Jednak dopiero trzy lata później król Baldwin nadaje im status zakonu, a w 1118 roku informacja o ich istnieniu zostaje podana do publicznej wiadomości.

7. W 1115 roku święty Bernard − mnich zakonu cystersów, będącego o krok od upadku − pojawia się na scenie jako czo-łowy rzecznik chrześcijaństwa.

8. W 1131 roku święty Bernard otrzymuje opactwo w Orval, opuszczone przez mnichów z Kalabrii. Orval staje się wówczas własnością cystersów.

9. We wszystkich tych wydarzeniach uczestniczą tajemnicze postacie, które niczym osnowa łączą poszczególne fragmenty tkaniny, choć jej wzór wciąż pozostaje niejasny. Do nich należy hrabia Szampanii, który darowuje świętemu Bernardowi ziemię pod opactwo, a siedzibą swego dworu czyni Troyes, gdzie później rodzą się opowieści o Graalu. W 1114 roku postanawia wstąpić w szeregi templariuszy, których wielkim mistrzem jest Hugon de Payns, jego wasal.

10. Andre de Montbard, wuj świętego Bernarda i domniemany członek Ordre de Sion, towarzyszy Hugonowi de Payns w powoływaniu do życia zakonu templariuszy. Wkrótce jego dwaj bracia dołączają do świętego Bernarda w Clairvaux.

11. Święty Bernard staje się zagorzałym zwolennikiem tem-plariuszy, bierze udział w ich oficjalnym ukonstytuowaniu i zre-dagowaniu ich reguły, opartej w dużej mierze na regule cystersów.

2. Mniej więcej w latach 1115-1140 templariusze i cystersi przeżywają rozkwit, otrzymując w darze wielkie kwoty pieniężne i posiadłości ziemskie.

Stanęliśmy przed pytaniem, czy ta skomplikowana sieć po-wiązań była zupełnie przypadkowa. Czy jedynie ślepy traf zkrzy-żował drogi tych ludzi, a wydarzenia, w których uczestniczyli, całkiem przypadkowo następowały w takiej, a nie innej kolejności? Czy też nie był to zbieg okoliczności, lecz misterny plan, obmyślony i zrealizowany przez Ordre de Sion?

Czy za świętym Bernardem i templariuszami rzeczywiście stał Ordre de Sion? Czy działali oni z jego polecenia?

Ludwik VII i Prieure de Sion

„Dokumenty klasztorne” nie wspominają o żadnych działa-niach Ordre de Sion od 1118, to jest od roku oficjalnego powstania templariuszy, do 1152 roku. Wydaje się, że przez cały ten czas pozostawał on w Ziemi Świętej, w opactwie pod Jerozolimą. Później powracający z drugiej krucjaty król Francji, Ludwik VII, miał sprowadzić ze sobą dwudziestu dziwięciu człon-ków tegoż zakonu. Nie wiadomo, w jakim charakterze występowali i dlaczego król przyjął ich do swego otoczenia. Jeśli Or-dre de Sion rzeczywiście stał za zakonem Świątyni, to mogło tak być, gdyż Ludwik VII zaciągnął u templariuszy wysokie po-życzki i korzystał z ich pomocy wojskowej. W każdym razie Or-dre de Sion, powstały dzięki Godfrydowi de Bouillon pół wieku wcześniej, zaczął w roku 1152 na nowo zapuszczać korzenie we Francji. Według „dokumentów klasztornych” sześćdziesięciu dwóch członków zakonu osiedliło się w podarowanym im przez króla Ludwika „wielkim klasztorze” Saint-Samson w Orleanie. Siedmiu zaciągnęło się do templariuszy. Dwudziestu sześciu − dwie grupy po trzynastu − wstąpiło do „małego klasztoru Mont de Sion” na peryferiach Orleanu.

Sprawdzenie tych informacji nie nastręczało wielu trudności. Akty królewskie, na których podstawie Ordre de Sion uczy-nił z Orleanu swą siedzibę, istnieją do dziś. Ich odpisy podawane są w wielu źródłach, a oryginały można zobaczyć w archiwach miejskich w Orleanie. Tam też znajduje się bulla papieża Aleksandra III z 1178 roku, która oficjalnie zatwierdza własności Ordre de Sion. Były wśród nich domy i wielkie obszary ziemi w Pikardii, we Francji, w Lombardii, na Sycylii, w Hiszpanii, w Kalabrii, a także, rzecz jasna, w Ziemi Świętej. Przed drugą wojną światową było w archiwach Orleanu nie mniej niż dwadzieścia aktów wymieniających posiadłości Ordre de Sion. Po bombardowaniu miasta w 1940 roku pozostały tylko trzy.

Ścięcie wiązu w Gisors

Jeśli „dokumenty klasztorne” mówią prawdę, to rok 1188 był punktem zwrotnym w historii zarówno Ordre de Sion, jak i templariuszy. Do 1188 roku wielki mistrz Ordre de Sion był także wodzem templariuszy. I tak na przykład Hugon de Payns i Bertrand de Blanchefort stali jednocześnie na czele obydwu zakonów. Od chwili ścięcia wiązu w Gisors, Ordre de Sion wy-bierał własnego wielkiego mistrza, który nie miał nic wspólnego z templariuszami. Według dokumentów klasztornych pierwszym takim mistrzem był Jean de Gisors.

W tym samym roku Ordre de Sion zmienił nazwę na Prieure de Sion, pod którą działa jakoby do dziś. Przyjął także inną, bar-dzo dziwną nazwę − Ormus − której przestał używać w 1306 ro-ku, a więc na rok przed upadkiem templariuszy. Znakiem Ormusa było M. Z. liter tego wyrazu można ułożyć kilka niedokład-nych anagramów. Pierwszy to „ours”, co po francusku znaczy „niedźwiedź”, odpowiednik łacińskiego słowa „ursus”, które − jak się później przekonaliśmy − miało związek z Dagobertem II. Ko-lejne dwa anagramy to „orme”, co znaczy „wiąz”, oraz „or”, co oczy-wiście znaczy „złoto”. Z kolei litera „m”, która stanowi w słowie „Ormus” oś łączącą boczne litery, może, jak już wspominaliśmy, przedstawiać astrologiczny symbol Panny, oznaczającej w średniowiecznej ikonografii Notre Dame.

Nie natknęliśmy się nigdzie choćby na najmniejszą wzmian-kę o średniowiecznym zakonie czy jakiejkolwiek innej instytucji z Tajnych akt. A jednak Ormus pojawia się w historii, i to dwukrotnie, choć w związku z zupełnie innymi sprawami. Nazwa ta występuje w filozofii zaratustriańskiej oraz w tekstach gnostyckich i oznacza „źródło światła”. Ponownie pojawia się w siedemnastowiecznych opowieściach masońskich dotyczących rodowodu wolnomularstwa. Według nich Ormus był egipskim mędrcem, mistykiem i gnostykiem z Aleksandrii, który żył w czasach wczesnochrześcijańskich. W 46 roku naszej ery wraz z sześcioma zwolennikami został nawrócony na chrześcijaństwo. W rezultacie powstała nowa sekta, czy też zakon łączący zasady chrześcijaństwa z naukami innych, starszych jeszcze szkół mistycznych. O ile wiemy, nie istnieją żadne źródła potwierdza-jące tę historię, co oczywiście nie znaczy, że jest ona nieprawdziwa. W I wieku naszej ery Aleksandria była istną wylęgarnią różnych prądów filozoficznych, gdzie niczym w tyglu mieszały się doktryny przede wszystkim judaizmu a w dalszej kolejności mitraizmu, zaratustrianizmu, pitagoreizmu, hermetyzmu i neo-platonizmu. W mieście roiło się od nauczycieli i filozofów wszel-kiego pokroju i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jeden z nich przyjął imię „boga światła”.

Według zapisów masońskich w 46 roku za znak swego nowo powstałego zakonu Ormus przyjął on czerwony czy też ró-żowy krzyż. Oczywiście było to później godło templariuszy. Lecz nie o to tu chodzi. Wymowa faktów podanych w tajnych aktach i w innych „dokumentach klasztornych” jest niedwuznaczna. Otóż ich czytelnik ma dojrzeć w Ormusie początki tzw. „Różane-go Krzyża", czyli różokrzyżowców. Służyła temu także informacja, że w 1188 roku, oprócz nazwy Ormus, Prieure de Sion przy-jął jakoby nazwę Ordre de la Rose-Croix „Veritas”.

Frances Yates utrzymuje, że tajne stowarzyszenia, które by-ły różokrzyżowe nie w nazwie, ale w swych filozoficznych i politycznych orientacjach, działały na długo przed pojawieniem się w XVII wieku różokrzyżowców. W rozmowie z jednym z naszych współpracowników nazwała różokrzyżowcem Leonarda de Vinci, używając tego terminu do określenia wyznawanych przez niego poglądów.

Ale nie koniec na tym. W 1629 roku, kiedy zainteresowanie różokrzyżowcami sięgało zenitu, Robert Denyau, proboszcz Gi-sors, napisał wyczerpującą historię swego miasta i rodu de Gi-sors. Stwierdził w niej otwarcie, że Różany Krzyż został założo-ny przez Jeana de Gisors w 1188 roku. Innymi słowy, informa-cje z „dokumentów klasztornych” znalazły pełne potwierdzenie w siedemnastowiecznym rękopisie. Oczywiście Denyau napisał swą pracę cztery i pół wieku po domniemanym założeniu Ró-żanego Krzyża, jednak nie można jej było z tego powodu zlekceważyć, a fakt, że powstała w Gisors, zmuszał do potraktowa-nia jej bardzo poważnie.

Niezbitych dowodów na istnienie Różanego Krzyża w XII wie-ku nie znaleźliśmy, ale informacje z „dokumentów klasztornych” wydawały się wiarygodne. Nie mogliśmy uważać ich za absolutnie pewne, lecz równocześnie nie mogliśmy ich z góry odrzucić jako fałszywe. Na tym etapie badań wstrzymaliśmy się z oceną ich wiarygodności.

Prieure de Sion w Orleanie

Poza wymienionymi wyżej rewelacjami „dokumenty klasztor-ne” zawierały także drobne, pozornie nieistotne szczegóły. I ta błahość przemawiała za ich prawdziwością. Wydawało nam się, że zmyślanie tego rodzaju informacji nie miałoby żadnego sensu. Poza tym znajdowały one potwierdzenie w innych źródłach.

I tak na przykład wedle „dokumentów klasztornych” Girard, w latach 1239-1244 opat „małego klasztoru w Orleanie”, poda-rował krzyżakom ziemię w Akce. Nie wiadomo, dlaczego wydarzenie to było tak ważne, że informacja o nim znalazła się w dokumentach, ale potwierdzał ją niezbicie zachowany oryginal-ny akt darowizny z 1239 roku, sygnowany podpisem Girarda.

Były też wzmianki o innym opacie „małego klasztoru”, Ada-mie. W 1281 roku podarował on ziemię w pobliżu Orval mnichom, którzy zamieszkiwali tamtejsze opactwo. Byli to cystersi przybyli w te okolice półtora wieku wcześniej pod przewodnictwem świętego Bernarda. Nie znaleźliśmy żadnych materiałów źródłowych, które by to potwierdzały, ale uważaliśmy to za cał-kiem prawdopodobne, istnieje bowiem wiele dokumentów świad-czących, że bardzo często składano tego rodzaju darowizny.

Dużo do myślenia dawało ponowne pojawienie się nazwy Or-val. Intrygował także fakt, że oddając ziemię cystersom Adam ściągnął na siebie gniew swych współbraci i zmuszony był do rezygnacji z urzędu opata. Świadkiem abdykacji był Thomas de Sainville, wielki mistrz Zakonu Świętego Łazarza. Wkrótce Adam udał się do Akki, a kiedy miasto wpadło w ręce Saracenów, uciekł na Sycylię, gdzie zmarł w 1291 roku. Nie udało nam się znaleźć żadnych dokumentów potwierdzających dymisję opata Adama. Natomiast Thomas de Sainville rzeczywiście był w 1281 roku wielkim mistrzem Zakonu Świętego Łazarza. Zakon ten miał swą siedzibę w pobliżu Orleanu, gdzie przecież doszło do ustąpienia Adama. Ponadto nie ma żadnych wątpliwości, że by-ły opat udał się do Akki. Zachowały się dwa dokumenty i dwa listy z jego podpisem. Jeden pochodzi z sierpnia 1281 roku, drugi z marca 1289.

Jak już wspomnieliśmy, ostateczny rozłam pomiędzy templa-riuszami a Prieure de Sion miał nastąpić w 1288 roku po ścię-ciu wiązu w Gisors. Pomimo to zakony nadal utrzymywały ze sobą kontakty, a w 1307 roku Wilhelm de Gisors otrzymał ja-koby od Świątyni srebrną głowę, nazwaną CAPUT LVIII m.

Łączenie sprawy tajemniczego relikwiarza z Prieure de Sion oraz z rodem de Gisors zaczęło budzić nasze wątpliwości. Wy-glądało na to, że autorzy „dokumentów klasztornych” usiłowali za wszelką cenę dopisać do historii nowe wątki. A jednak, ku naszemu zaskoczeniu, właśnie ta bardzo niepewna informacja okazała się bez wątpienia prawdziwa. Otóż według raportów in-kwizycji:

*Po aresztowaniach strażnikiem i administratorem dóbr w paryskiej Świątyni templariuszy był człowiek króla, Wilhelm Pi-doye. Dnia 11 maja 1308 roku zeznał on przed obliczem Inkwi-zycji, że w czsie aresztowań templariuszy nakazano mu i jego towarzyszowi Wilhelmowi de Disors oraz niejakiemu Rayniero-wi Bourdonowi okazać Inkwizycji wszystkie znalezione w Świą-tyni figury z metalu i drzewa jak również różnego rodzaju dokumenty, była wśród nich lista wielkich mistrzów. Badania po-równawcze różnych list wielkich mistrzów zabrały nam sporo czasu. Badaliśmy również źródła historyczne, takie jak kronika Wilhelma z Tyru, a także wszystkie współczesne zakonowi do-kumenty. Porównywaliśmy podpisy i tytuły. Na podstawie tych gruntownych badań doszliśmy do wniosku, że lista z Tajnych akt jest pełniejsza niż jakakolwiek inna. Uznaliśmy, że jeśli istnieje pełna i dokładna lista wielkich mistrzów zakonu Świątyni, to jest nią lista z Tajnych akt.*

Wielcy mistrzowie i podziemny strumień

Oto zamieszczona w Tajnych aktach lista kolejnych wielkich mistrzów Prieure de Sion, czyli − używając ich oficjalnego tytu-łu − „Nautonnierów”, co w języku starofrancuskim oznacza „na-wigatora” lub „sternika”.

Nazwisko rok

Jean de Gisors 1188 − 1220

Marie de Saint-Clair 1220 − 1266

Wilhelm de Gisors 1266 − 1307

Edouard de Bar 1307 − 1336

Jeanne de Bar 1336 − 1351

Jean de Saint-Clair 1351 − 1366

Blanche d'Evreux 1366 − 1398

Nicolas Flamel 1398 − 1418

Rene Andegaweński 1418 − 1480

Iolande de Bar 1480 − 1483

Sandro Filipepi 1483 − 1510

Leonardo da Vinci 1510 − 1519

Connetable de Bourbon 1519 − 1527

Ferdynand Gonzaga 1527 − 1575

Ludwik de Nevers 1575 − 1595

Robert Fludd 1595 − 1637

J. Valentin Andrea 1637 − 1654

Robert Boyle 1654 − 1691

Isaac Newton 1691 − 1727

Charles Radclyffe 1727 − 1746

Karol Lotaryński 1746 − 1780

Maksymilian Lotaryński 1780 − 1801

Charles Nodier 1801 − 1844

Wiktor Hugo 1844 − 1885

Claude Debussy 1885 − 1918

Jean Cocteau 1918 −

Lista ta od razu wzbudziła nasze podejrzenia. Zawierała wpra-wdzie nazwiska legendarnych ezoteryków, ale również nazwiska słynnych postaci historycznych, których nikt nigdy nie po-dejrzewałby o przewodzenie tajnemu stowarzyszeniu.

Nasz stosunek do tej listy był zatem pełen sceptycyzmu. Owszem, zawierała znanych ezoteryków, jak choćby Nicolasa Flamela, najsłynniejszego i najlepiej chyba dziś znanego średniowiecznego alchemika, czy Roberta Fludda, siedemnastowie-cznego filozofa, przedstawiciela hermetyzmu i innych dyscyplin tajemnych, czy wreszcie wspomnianego już Johanna Valentina Andrea. Ale jednocześnie wymienia Leonarda da Vinci oraz Sandro Filipepi, znanego jako Botticelli, a także znamienitych uczonych − Roberta Boyle'a i Isaaca Newtona. Wielkimi mi-strzami Prieure de Sion w ostatnich dwóch stuleciach byli tacy luminarze kultury europejskiej jak Wiktor Hugo, Claude Dedussy i Jean Cocteau.

Wydawało nam się wprost niewiarygodne, aby wszyscy ci lu-dzie przewodzili tajnemu stowarzyszeniu, i to stowarzyszeniu o ezoterycznej orientacji. Boyle i Newton to nazwiska, których chy-ba nikt nie łączyłby z ezoteryzmem. Hugo, Debussy i Cocteau zgłębiali wprawdzie podobne zagadnienia, ale trudno aż uwierzyć, że pełnili funkcję wielkiego mistrza.

Trzeba nadmienić, że na liście figurowali nie tylko wybitni przedstawiciele kultury czy nauki, lecz również przedstawiciele europejskiej arystokracji, z których wielu zginęło w mrokach dziejów. To postacie nie znane nie tylko przeciętnemu czytelnikowi, ale nawet zawodowemu historykowi. Na przykład Wilhelm de Gisors, który w 1306 roku przeorganizował ponoć Prie-ure de Sion w „hermetyczną masonerię”. Na liście znajduje się także dziadek Wilhelma, Jean de Gisors, który był jakoby pierwszym niezależnym wielkim mistrzem Prieure de Sion, objąwszy ten urząd w 1188 roku, po ścięciu wiązu w Gisors i oddzieleniu się zakonu od templariuszy.

* * * * * *

Następna słynna postać − do której trzeba nawiązać to Peladan, słynny malarz nie ograniczał się przy tym tylko do malarstwa. Usiłował propagować swoją estetykę także w muzyce i teatrze. Założył nawet własną trupę teatralną, która wykonywała specjalnie dla niej napisane sztuki o Orfeuszu, Argonautach i poszukiwaniu złotego runa, o tajemnicy Różanego Krzy-ża i tajemnicy Graala. Jednym ze stałych sponsorów i patronów tych przedstawień był sam Claude Debussy. Do wspólnych zna-jomych Peladana i Debussy'ego należał również Maurice Barres, który w młodości związany był z różokrzyżowcami Wiktora Hugo.

Jean Cocteau

Wydawało się nam zupełnie nieprawdopodobne, aby taki człowiek jak Jean Cocteau był wielkim mistrzem tajnego stowarzyszenia. Mieliśmy co do tego jeszcze więcej wątpliwości niż w wypadku Charlesa Radclyffe'a i Charlesa Nodiera, choć w życiorysach tych ostatnich udało nam się znaleźć niezwykle interesujące fakty. U Cocteau odkryliśmy niewiele.

Rodzina Cocteau posiadała wpływy polityczne, jego wuj był wysokiej rangi dyplomatą, z pewnością więc artysta wychował się wśród ludzi, którzy byli blisko ośrodków władzy − mimo że pozornie porzucił ten świat, opuścił dom rodzinny w wieku piętnastu lat i ugrzązł w subkulturowych środowiskach Marsylii. Już w 1908 roku zdobył prawo obywatelstwa w kręgach bohemy artystycznej. Miał niewiele ponad dwadzieścia lat, kie-dy związał się z Proustem, Gide'em i Maurice'em Barresem. Był także bliskim przyjacielem prawnuka Wiktora Hugo − Jeana, z którym zajmował się spirytualizmem i okultyzmem. Rychło po-siadł rozległą wiedzę o ezoteryzmie; filozofia hermetyzmu nie tylko wywarła wpływ na wiele z jego dzieł, ale kształtowała rów-nież jego poglądy estetyczne. Najpóźniej w 1912 roku zaprzyja-źnił się z Debussym, o którym często, choć bez kurtuazji, wspo-mina w swych dziennikach. W 1926 roku opracował scenografię do opery Peleas i Melisanda, gdyż, jak mówi jeden z jego bio-grafów, „nie mógł oprzeć się pokusie umieszczenia swego nazwiska obok nazwiska Claude'a Debussy'ego”.

Cocteau, jako prywatna osoba prowadził niespokojny tryb życia − w którym zdarzały się okresy zażywania narkotyków i przygody z homoseksualistami − było życiem, pozornie lekkomyślnego i nieodpowiedzialnego człowieka. W rzeczywistości jed-nak Cocteau zawsze w pełni świadomie tworzył swój publiczny „image”. Nigdy nie pozwolił, by jego postępki zamknęły mu drzwi do ludzi wpływowych. Nigdy nie angażował się otwarcie w politykę, ale w czasie II wojny potępił nacjonalistyczny rząd Vichy, mało tego, ujawnił się jako zajadły wróg nacjonalizmu, był też związany z francuskim ruchem oporu. W 1949 roku został mia-nowany kawalerem Legii Honorowej. W 1958 roku brat de Gaul-le'a poprosił go o publiczne wygłoszenie mowy politycznej na cześć Francji. Nikt nie podejrzewałby Cocteau o robienie tego ro-dzaju rzeczy, a jednak wydaje się, że czynił to wielokrotnie i znaj-dował w tym przyjemność.

Dwóch Janów XXIII

Tajne akta, a wśród nich lista rzekomych wielkich mistrzów Prieure de Sion, pochodzą z 1956 roku. Cocteau umarł dopiero w 1963 roku, nie wiadomo więc, kto został jego następcą ani kto obecnie przewodzi zakonowi. Z Jeanem Cocteau łączy się jeszcze jedna, niezwykle intrygująca sprawa.

Jak już wspomnieliśmy, do ścięcia wiązu w Gisors w 1188 roku Prieure de Sion i zakon temlariuszy posiadali wspólnego wielkiego mistrza. Później Sion wybierał własnych przywódców, z których pierwszym był Jean de Gisors. Według „dokumentów klasztornych” każdy, kto wstępował na urząd wielkiego mistrza, przyjmował imię Jean (Jan), a cztery kobiety − Jeanne Joanna). Od 1188 roku po dzień dzisiejszy przywódcy Prieure de Sion mają wobec tego tworzyć nieprzerwaną linię Janów i Joann. Ta wielowiekowa sukcesja z pewnością oznacza ezoteryczne, hermetyczne papiestwo wywodzące się od Jana, w odróżnieniu od (lub być może nawet w przeciwieństwie do) papiestwa egzoterycznego, któremu początek dał Piotr.

Nasuwało się oczywiście pytanie, dlaczego akurat imię Jan? Do którego Jana nawiązywano? Jana Chrzciciela? Jana Ewangelisty − umiłowanego ucznia Jezusa z czwartej Ewangelii? A może do świętego Jana, autora Apokalipsy? Wydaje się pewne, że musiał być jakiś Jan I, bo zostając wielkim mistrzem w 1188 roku Jean de Gisors przyjął imię Jana II. Kim więc był ten pierwszy Jan?

Jean Cocteau figurował na liście wielkich mistrzów jako Jan XXIII. W 1959 roku, kiedy Cocteau wciąż sprawował swój urząd, umarł papież Pius XII i konklawe zdecydowało, że jego następcą będzie kardynał Angelo Roncalli z Wenecji. Otóż, wiadomo wszy-stkim, że każdy nowo wybrany papież przyjmuje nowe imię. Kar-dynał Roncalli przyjmując imię Jana XXIII wywołał tym duże za-skoczenie. Ponieważ imię Jan było nieoficjalnie wyklęte, odkąd w początkach XV wieku nosił je antypapież, który abdykował w 1415 roku − wcześniej był biskupem Alet − nosił właśnie imię Jan XXIII. A więc przed kardynałem Roncallim był już papież o takim samym imieniu. Wielu ludzi związanych z Kościołem by-ło zaszokowanych tą decyzją kardynała Roncalliego, co automa-tycznie nasuwało podejrzenia, że imiona − papieża Jana XXIII i wielkiego mistrza Prieure de Sion Jana XXIII − łączy coś wspólnego.

Pierre Plantard de Saint-Clair

Jednym z nazwisk, które najczęściej pojawiało się w „doku-mentach klasztornych”, było nazwisko rodziny Plantard. Przy czym spośród wszystkich osób związanych z zagadką Sauniere'a i Rennes-le-Chateau najlepiej poinformowany wydawał się Pierre Plantard de Saint-Clair. Według genealogii Pierre Plantard był w prostej linii potomkiem króla Dagoberta II i całej dy-nastii Merowingów, a także panów na zamku Barberie, zburzo-nym w 1659 roku przez kardynała Mazariniego.

Podczas naszych badań na nazwisko Plantard natykaliśmy się nieustannie. Można w zasadzie powiedzieć, że wszystkie in-formacje, które ukazały się w ostatnich dwudziestu latach, zda-wały się prowadzić właśnie do tego człowieka. W wywiadzie przeprowadzonym przez Gerarda de Sede'a w 1960 roku mówił on o międzynarodowej tajemnicy ukrytej w Gisors. Zdaje się, że to głównie od niego pochodziły informacje zamieszczane przez de Sede'a w książkach o Gisors i Rennes-le-Chateau. Według ostatnich rewelacji dziad Pierre'a Plantarda był znajomym Berengera Sauniere'a. Okazało się również, że Pierre Plantard po-siada ziemie w pobliżu Rennes-le-Chateau i Rennes-les-Bains, łącznie z górą Blanchefort, a antykwariusz miejski w Stenay po-wiedział nam, że jest on również właścicielem gruntu, na którym stoi kościół Świętego Dagoberta. Według statutu Prieure de Sion otrzymanego od policji był także sekretarzem generalnym zakonu.

W 1973 roku jedno z francuskich czasopism opublikowało wywiad telefoniczny z Pierre'em Plantardem, ale, jak można się było spodziewać, nie podał on w nim żadnych rewelacji − jego odpowiedzi były wykrętne i pełne aluzji, rodziły raczej nowe py-tania, niż wyjaśniały cokolwiek. Mówiąc o linii merowińskiej i jej królewskich pretensjach, Plantard stwierdził: *Należy zbadać początki pewnych wielkich rodów francuskich, a wtedy stanie się jasne, dlaczego człowiek o nazwisku Henri de Montpezat mógł pewnego dnia zostać królem*. Spytany o cele Prieure de Sion, odrzekł: *Nie mogę na to odpowiedzieć. Stowarzyszenie, do którego należę, ma niezwykle stary rodowód. Jestem jedynie następcą innych, ogniwem w łańcuchu. Jesteśmy strażnikami pewnych rzeczy i nie możemy głośno o nich mówić.*

To samo czasopismo opublikowało również charakterystykę Pierr'a Plantarda napisaną przez jego pierwszą żonę, Anne Lea Hisler, zmarłą w 1971 roku. Ów szkic − jak podaje redakcja − pojawił się po raz pierwszy w „Circuit”, wewnętrznym wydawnictwie Prieure de Sion, dla którego Plantard pisywał regularnie pod pseudonimem „Chyren”. Oto jego treść:

„Nie zapominajmy, że ten psycholog był przyjacielem takich osobistości jak hrabia Israel Monti, jeden z braci Świętego We-ma, Gabriel Trarieux d'Egmont, jeden z trzynastu członków Ró-żanego Krzyża, Paul Lecour, filozof na temat Atlantydy, ksiądz Hoffet z działu dokumentacji Watykanu, Th. Moreaux, dyrektor konserwatorium w Bourges, itp. Pamiętajmy, że podczs oku-pacji był aresztowany, poddany przesłuchaniom i internowany na długie miesiące jako więzień polityczny. Jako doktor nauk tajemnych, potrafił docenić wagę tajnej informacji, co bez wątpienia przyczyniło się do otrzymania tytułu honorowego członka kilku stowarzyszeń hermetycznych. Wszystko to uformowało człowieka wyjątkowego, mistyka pokoju, apostoła wolności, ascetę. Cóż w tym dziwnego, że został szarą eminencją, u której szukają rady wielcy tego świata? Zaproszony w 1947 roku przez federalny rząd Szwajcarii, spędził w tym kraju kilka lat w pobliżu Jeziora Lemańskiego, gdzie zbierają się liczni wysłannicy specjalni z całego świata”.

Bez wątpienia Anne Hisler usiłowała przedstawić Pierre'a Plantarda we wspaniałym świetle. Chwilami jednak jej styl cechuje niejasność i przesada. Odnosi się wrażenie, że bochater tego szkicu był wielkim dziwakiem, a owi wybitni ludzie wymienieni jako jego przyjaciele, to, mówiąc delikatnie, również dość orginalni osobnicy.

Przeżycia Plantarda z gestapo świadczyły o jakiejś chwalebnej działalności podczas okupacji. Udało się nam znaleźć materiały, które to potwierdzały. Już w 1941 roku Pierre Plantard zaczął wydawać w Paryżu podziemny dziennik „Vaincre”. Spędził w niemieckim więzieniu ponad rok, od października 1943 do końca 1944 roku.

Okazało się również, że wśród przyjaciół i znajomych Pierre'a Plantarda znajdowali się ludzie bardziej znani od tych, których wymienia Anne Hisler, a mianowicie Andre Malraux i Charles de Gaulle. Można więc wnosić, że utrzymywał on ścisłe kontakty z ludźmi z kręgów władzy. Kiedy w 1958 roku doszło do powsta-nia w Algierii, generał de Gaulle usiłował ponownie zostać prezydentem Francji. Wydaje się, że zwrócił się o pomoc w tej sprawie właśnie do Pierre'a Plantarda. Plantard wraz z Andre Malraux i innymi osobistościami założył tak zwane Komitety Bezpieczeństwa Publicznego, które odegrały kluczową rolę w powrocie de Gaulle'a do Pałacu Elizejskiego. De Gaulle podziękował Pierre'owi Plantardowi za jego służbę w liście z 29 lipca 1958 roku. W innym liście, napisanym pięć dni później, generał polecił mu rozwiązać komitety, które spełniły swoje zadanie, co też ten uczynił w oficjalnym komunikacie ogłoszonym w pra-sie i w radiu.

Oczywiste, że w miarę jak nasze badania posuwały się naprzód, mieliśmy coraz większą ochotę poznać Pierre'a Plantarda. Początkowo sądziliśmy, że nie mamy na to dużych szans, ponieważ Plantard był nieuchwytny, ale kiedy wiosną 1979 ro-ku rozpoczęliśmy realizację kolejnego filmu o Rennes-le-Chate-au, udało nam się w końcu, nawiązać kontakt z Pierre'em Plan-tardem i Prieure de Sion.

Pomogła nam w tym pewna angielska dziennikarka mieszkająca w Paryżu, która wielokrotnie współpracowała z BBC i która dysponowała imponującą liczbą informatorów na terenie całej Francji. Początkowo prowadziła poszukiwania wśród lóż masońskich i świadka paryskiej subkultury ezoterycznej, gdzie natrafiła na grubą ścianę mistyfikacji i dezinformacji. Pewien dziennikarz ostrzegł ją, że każdego, kto zbytnio interesuje się Prieure de Sion, prędzej czy później spotyka śmierć. Inny dzien-nikarz powiedział jej, że Sion to średniowieczny zakon, który już dziś nie istnieje. Z kolei reprezentant Wielkiej Loży Alpina poinformował ją, że Sion istnieje, ale że jest to nowa organizacja, której nie było w przeszłości.

Przedzierając się żmudnie przez ten gąszcz sprzeczności, nasza współpracowniczka nawiązała ostatecznie kontakt z Jean-Luc Chaumeilem, który przeprowadził kiedyś dla prasy wywiad z Plantardem i który pisał wiele o Saunierze, Rennes-le-Cha-teau i Prieure de Sion. Chaumeil powiedział, że nie jest człon-kiem zakonu, ale że skontaktuje się z Plantardem i być może uda mu się zorganizować dla nas spotkanie z nim. Tymczasem dostarczył naszej dziennikarce dodatkowe informacje.

Według Chaumeila Prieure de Sion nie był tajnym stowarzyszeniem w pełnym tego słowa znaczeniu. Zakonowi zależało jedynie na zachowaniu dyskrecji w sprawie swego istnienia i działalności. Chaumeil potwierdził natomiast, że Prieure de Sion nosił się z ambitnymi planami politycznymi na najbliższą przy-szłość. W ciągu kilku lat miał doprowadzić do dramatycznych zmian w sferach rządowych Francji i utorować drogę monarchi z merowińskim władcą na tronie. Chaumeil nie miał wątpliwości, że to Prieure de Sion kryje się za tymi zmianami, tak jak krył się za innymi w ciągu wielu stuleci. Chaumeil podkreślił wiekowość rodowodu Prieure de Sion, jak również to, że członkowie zakonu reprezentują wszystkie warstwy społeczne. Do-dał też, że zakon ma na celu nie tylko restaurację linii merowińskiej. I ni stąd, ni zowąd wypowiedział dość osobliwe sło-wa: nie wszyscy członkowie Prieure de Sion są „Żydami”. Co to oznacza, nie trzeba chyba wyjaśniać. Oczywiste było, że niektórzy członkowie zakonu lub ich większość są Żydami.

Nie była to jedyna zaskakująca wypowiedź Jean-Luc Chau-meila. Wspomina on również o jakimś księciu Lotaryngii, w którego żyłach płynie merowińska krew i którego „święta misja jest wobec tego oczywista”. Słowa te są o tyle dziwne, że, o ile wiadomo, nie ma obecnie żadnego księcia Lotaryngii ani nikogo, kto mógłby zgłaszać pretensje do tego tytułu? A może użył słowa „książę” w szerszym znaczeniu, mając na myśli po prostu potomka jakiegoś wielkiego rodu? W takim wypadku obecnym księciem Lotaryngii byłby doktor Otto von Habsburg, któ-ry nosi tytuł diuka Lotaryngii.

Po długich wywodach Jean-Luc Chaumeil zgodził się wreszcie zatelefonować do Pierre'a Plantarda. I tak w marcu 1979 roku − razem z naszym producentem z BBC Royem Daviesem i naszą współpracowniczką − doszło do spotkania z Pierre'em Plantardem. Miało ono coś ze spotkań bossów mafii. Odbyło się na neutralnym gruncie, to znaczy w jednym z paryskich kin, wynajętym na tę okazję.

Podczas pierwszego spotkania, jak i podczas dwu następnych Pierre Plantard dał nam wyraźnie do zrozumienia, że nic nie powie o obecnych zamiarach czy działaniach Prieure de Sion. Zgodził się natomiast odpowiedzieć na pytania dotyczące przyszłości zakonu. Mimo to prywatnie (o wypowiedziach w filmie na temat teraźniejszości czy przyszłości nie było mowy) podał nam kilka drobnych informacji. Stwierdził choćby, że Prieure de Sion posiada zagubiony skarb ze Świątyni Jerozolimskiej − owe łupy zagarnięte w 70 roku przez legiony Tytusa. Zostanie on „zwrócony Izraelowi, kiedy nadejdzie odpowiednia pora”. Plantard podkreślił, że historyczna, archeologiczna czy nawet polityczna wartość tego skarbu jest zupełnie drugorzędna, że w isto-cie to skarb „duchowy”, stanowiący pewnego rodzaju tajemnicę, która może doprowadzić do gruntownych zmian społecznych. Powtórzył słowa Chaumeila, że w niedalekiej przyszłości dojdzie we Francji, i nie tylko, ale i na całym świecie, do radykalnych zmian w systemie politycznym, które utorują drogę powrotowi monarchi wywodzącej się z rodu Merowingów. Wypowiedzi tej nie towarzyszyło żadne prorocze uniesienie − Pierre Plantard zapewnił nas o tym spokojnym, beznamiętnym i bardzo stanowczym tonem.

Wypowiedzi Pierre'a Plantarda cechowała pewna dwoistość. Czasami sprawiał wrażenie, że wypowiada się w imieniu Prieure de Sion − używając, na przykład, zaimka „my” − innym ra-zem dystansował się od zakonu, mówiąc o sobie jako o merowińskim pretendencie do tronu i prawowitym królu, o Sionie zaś jako o grupie sprzymierzeńców czy popleczników. Odnosili-śmy wrażenie, że słuchamy dwóch różnych osób, które nie zawsze się ze sobą zgadzają: jedną był sekretarz generalny Prie-ure de Sion, drugą król, który „panuje, lecz nie rządzi” i który uważa zakon za rodzaj osobistej tajnej rady.

Po trzech spotkaniach z Pierre'em Plantardem i jego świtą nie byliśmy wcale mądrzejsi. Oprócz Komitetów Bezpieczeństwa Publicznego i listów od generała de Gaulle'a nie było żadnych innych oznak politycznego wpływu czy potęgi Prieure de Sion. Nie udało nam się również znaleźć niczego, co potwierdzałoby, że ludzie, z którymi rozmawialiśmy, są w stanie dokonać zmian w systemie politycznym Francji i nie tylko, ale wszędzie tam gdzie mają zamiar to uczynić. Nie wiedzieliśmy też, dlaczego dynastię merowińską należałoby traktować powa-żniej niż inne dynastie, które usiłują powrócić na trony. Jeśli zaś chodzi o teraźniejszość, mieliśmy nieprzeparte wrażenie, że cała sprawa kryje w sobie coś więcej, niż widać było na pierwszy rzut oka. Na przykład obojętność zakonu dla pieniędzy. Gdyby Plantard zechciał, mógłby z łatwością przemienić Prieure de Sion w niezwykle dochodowe przedsięwzięcie, tak jak obecnie modne sekty, kulty i organizacje Nowego Wieku (…) A przecież najbardziej interesujące „dokumenty klasztorne” wychodziły po-tajemnie, w bardzo ograniczonych nakładach, a zakon na ogół nie przyjmował nowych członków, choćby tak dyskretnie, jak robią to loże masońskie. O ile mogliśmy się zorientować, nowicjuszy przyjmowano tylko wtedy, kiedy pojawiały się wolne miejsca. Ta ekskluzywność świadczyła między innymi o dużej pewności siebie i przekonaniu, że nie istnieje potrzeba tłumne-go naboru nowych członków − czy to dla zysku, czy dla osiągnięcia jakiejkolwiek innej korzyści. Innymi słowy, coś innego sprawiło, że zakon czuł się silny i przyciągał do współpracy takich ludzi jak Malraux i de Gaulle. Lecz czy naprawdę można poważnie myśleć, że Malraux i de Gaulle chcieli przywrócić do władzy Merowingów?

Polityka Prieure de Sion

W 1973 roku została opublikowana książka zatytułowana „Źródła ambicji politycznej” (Les Dessous d'une ambition politique). Jej autor, szwajcarski dziennikarz Mathieu Paoli, opowiedział o swych próbach poznania Prieure de Sion. Paoli, choć nie miał poparcia BBC, nawiązał kontakt z nieznanym członkiem zakonu, jednak niższej rangi i mniej rozmownym niż Pierre Plantard. Ale ponieważ mieszkał na kontynencie i miał większą niż my swobodę działania, udało mu się zdobyć kilka cennych informacji, które zamieścił w swojej książce, zapowiadając jej dru-gą część. Niestety, nic nowego nigdy się nie ukazało. Kiedy spróbowaliśmy dowiedzieć się czegoś o autorze, powiedziano nam, „że jako szpieg został w 1977 lub 1978 roku zastrzelony z polecenia rządu izraelskiego za usiłowanie sprzedaży Arabom pewnych tajemnic”.

Podejście Paolego było pod wieloma względami podobne do naszego. On również skontaktował się z córką Leo Schidlofa w Londynie i usłyszał, że jej ojciec nie miał nic wspólnego z tajnymi stowarzyszeniami, masonerią czy merowińskimi genealo-giami. Dotarł też do Wielkiej Loży Alpina, spotkał się z jej Kan-clerzem, lecz od niego też niewiele się dowiedział. Kanclerz zaprzeczył podobno, że zna Schidlofa czy Lobineau. Jeśli zaś cho-dzi o liczne „dokumenty klasztorne”, na których widniał znak Wielkiej Loży Alpina, Kanclerz stanowczo stwierdził, że nic takiego nie istnieje. Natomiast przyjaciel Paolego, który był człon-kiem Wielkiej Loży Alpina, zapewniał, że widział te prace w bibliotece loży. Oto wnioski Mathieu Paolego:

W oddziale wersalskim Biblioteki Narodowej Paoli odkrył cztery wydania „Circuit”, pisma wymienionego w statucie Prieure de Sion. Pierwsze nosiło datę 1 lipca 1959 roku, a jako redaktor naczelny figurował Pierre Plantard. W piśmie tym nie przyznawano się jednak do zakonu, stwierdzano natomiast, że jest ono oficjalnym organem Federacji Sił Francji. Opatrzone pieczęcią, której reprodukcję Paoli zamieścił w swej książce, podawało następujące dane:

Periodyk kulturalny

Federacji Sił Francji

116 Rue Pierre Jouhet, 116

Aulnay-sous-Bois-(Seine-et-Oise)

tel: 929-72-49

Paoli sprawdził powyższy adres. Nigdy nie wydawano tam żadnego czasopisma. Wszystkie próby natrafienia na trop Federacji Sił Francji okazały się bezowocne. Do dziś niczego nie dowiedzieliśmy się o tej organizacji. Trudno jednak uznać za zbieg okoliczności, że siedziba główna Komitetów Bezpieczeństwa Publicznego mieściła się również w Aulnay-sous-Bois. Z tego można wnosić, że owa federacja miała powiązania z komitetami. Są także inne solidne podstawy, by tak sądzić. Paoli donosi, że w drugim numerze „Circuit" wspominano o liście de Gaulle'a do Pierre'a Plantarda, zawierającym podziękowania za służbę. Chodziło zapewne o pracę w Komitetach Bezpieczeństwa Publicznego.

Według Paolego większość artykułów w „Circuit” dotyczyła za-gadnień ezoterycznych. Sygnowane były nazwiskiem Pierre'a Plantarda, jego pseudonimem „Chyren” oraz nazwiskiem Anne Lea Hisler i innych, z którymi i my już się zetknęliśmy. Oprócz tych były jednak i zupełnie inne artykuły, dotyczące tajemnej nauki kultywacji winorośli i szczepienia wina, co wywiera jakoby wpływ na kwestie natury politycznej. Brzmiało to wszystko bezsensownie, chyba że przyjmiemy, iż winorośl ma znaczenie symboliczne − jest metaforą genealogii, drzew rodowych i dynastycznych aliansów.

Jedne artykuły w „Circuit” były zagadkowe i niejasne, inne żarliwie i otwarcie dziwno-nacjonalistyczne. Nawoływano w nich do stworzenia ruchu dziwno-patriotycznego, i rysowano plany przywrócenia Francji jej rzekomo utraconej świetności. Podkreślano konieczność rozwiązania ministerstw i ponownego wpro-wadzenia administracji kraju składającej się z prowincji.

Plan zarządzania państwem przedstawiony w „Circuit” nie był nadmiernie kontrowersyjny i mógł być prawdopodobnie wprowadzony w życie przy minimum wstrząsów w kraju. Trudno go było natomiast zaklasyfikować politycznie; nie był ani lewicowy, ani prawicowy; ani liberalny, ani konserwatywny; ani radykalny, ani reakcyjny. Wydawał się zupełnie zwyczajny i nie sposób było zrozumieć, w jaki sposób miałby posłużyć do przy-wrócenia Francji jej utraconej świetności. W przedstawionym planie rządzenia państwem nie wymienia się bowiem wyraźnie fundamentów, na których plan ów by się opierał, gdyby został zrealizowany. Sądzimy, że nie było żadnej potrzeby wspominania o tym, albowiem podstawową zasadą, na której wszystko w „Circuit” się opierało − restauracja rodu Merowingów − dla czytelników pisma była celem uznanym i oczywistym.

W tym miejscu Paoli stawia podstawowe pytanie, które i nam nie dawało spokoju:

„Z jednej strony mamy nieznany ród pochodzenia merowińskiego, z drugiej zaś − tajny ruch Prieure de Sion, którego celem jest umożliwienie restauracji merowińskiej monarchi (…) Lecz należałoby dowiedzieć się, czy ów ruch należy do ezoteryczno-politycznych mód (których nieoficjalnym celem jest za-robienie mnóstwa pieniędzy na łatwowierności i naiwności świa-ta), czy też jest naprawdę aktywny”.

Paoli próbuje odpowiedzieć na to pytanie, posiłkując się zebranymi dowodami. Jego wnioski są następujące:

„Prieure de Sion bezsprzecznie posiada potężne wpływy. Każda tworząca się organizacja poddawana jest zwykle wstępnemu badaniu ze strony Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Od-nosi się to również do każdego pisma i wydawnictwa. Natomiast ludzie ze Sionu wydają pod pseudonimami, pod fałszywymi ad-resami, za pośrednictwem nie istniejących wydawnictw prace, których nie można znaleźć w obiegu ani w Szwajcarii, ani we Francji. Są dwie możliwości: albo władze nie robią tego, co do nich należy, albo…” Paoli nie kończy.

Oczywiste jest jednak, że dla niego bardziej prawdopodobna jest ta druga, nie dopowiedziana możliwość, że urzędnicy rzą-dowi albo należą do Sionu, albo też są mu posłuszni. Jeśli tak jest w istocie, Sion musi być rzeczywiście bardzo wpływową organizacją.

Na podstawie dogłębnych badań Mathieu Paoli dochodzi do wniosku, przypuśćmy że merowińskie roszczenia są uzasadnio-ne. Jaki sens bowiem ma restauracja Merowingów w tysiąc trzysta lat po ich zdetronizowaniu? Czy współczesny ustrój merowiński różniłby się czymkolwiek od innych dzisiejszych ustrojów? Jeśli tak, to czym i dlaczego? Cóż jest szczególnego w Merowingach? przypuśćmy, że ich pretensje są uzasadnione, zdaje się w XX wieku bez znaczenia. Dlaczego od wieków tak wielu potężnych i inteligentnych ludzi popiera potomków merowińskich?

Gdybyśmy mieli do czynienia z grupą maniakalnych dziwaków, uznalibyśmy sprawę za zamkniętą, my jednak mieliśmy do czynienia z niewiarygodnie wpływową organizacją, w której szeregach znaleźli się wybitni ludzie. W wielu wypadkach ludzie ci zdawali się uważać restaurację Merowingów za cel wystarczająco ważny, aby przezwyciężyć dzielące ich różnice polityczne, społeczne i religijne.

Jak to się mogło stać, by restauracja tysiąctrzechsetletniej linii rodowej była tak ważną sprawą dla tylu znanych i cieszących się dużym szacunkiem osób? Może coś przeoczyliśmy? Mo-że historyczna słuszność nie była jedynym argumentem w rękach merowińskich potomków? Może było coś jeszcze, co wyróżniało Merowingów spośród innych dynastii? To coś szczegól-nego mogło dotyczyć królewskiej krwi Merowingów.

Królowie o długich włosach

W tym czasie zdążyliśmy już przeprowadzić badania nad dynastią Merowingów. Na tyle, na ile było to możliwe, przedarliśmy się przez mgłę fantazji i zapomnienia, gęstszą jeszcze niż ta, która okrywała dzieje katarów i templariuszy. Spędziliśmy wiele miesięcy usiłując rozwikłać splot historii i baśni.

Dynastia merowińska wywodziła się od Sigambrów, ludu, który pomiędzy wiekami V i VIII władał wielkimi obszarami dzi-siejszej Francji i Niemiec. Okres jej panowania zbiega się z epo-ką króla Artura, stanowiącą tło opowieści o Świętym Graalu. Jest to prawdopodobnie najbardziej nieprzenikniony okres wie-ków mrocznych. Szybko jednak stało się dla nas jasne, że wie-ki te nie były aż tak bardzo mroczne, że ich historia została raczej umyślnie zaciemniona. W zakresie, w jakim Kościół rzym-ski miał monopol na naukę, szczególnie zaś na piśmiennictwo, zachowane dokumenty historyczne reprezentowały jeden tylko punkt widzenia. Z kolei niemal wszystkie inne źródła zostały albo bezpowrotnie stracone, albo ocenzurowane. Pomimo to gdzieniegdzie przenikało coś czasem przez zasłonę zaciągniętą na przeszłości. Z tych szczątkowych śladów odtworzyliśmy rze-czywistość historyczną szczególnego rodzaju, zupełnie odmien-ną od tej, jaką się powszechnie dotychczas przedstawiało.

Legenda

Już badając pochodzenie Merowingów natknęliśmy się na kilka zagadek. Zwykle kiedy mówi się o jakiejś dynastii, ma się na myśli ród, który panuje z racji zdetronizowania innego rodu lub przejęcia po nim władzy. Innymi słowy, zazwyczaj przyjmuje się, że dynastie rozpoczynają panowanie w wyniku jakiegoś zamachu stanu, który nierzadko oznacza wytępienie poprzedniej linii panującej. Stuartowie wstąpili na tron, kiedy wygasła linia Tudorów, sami zaś później siłą zostali zdetronizowani przez dom orański i hanowerski.

W wypadku Merowingów trudno jednak mówić o gwałtownych zmianach politycznych, uzurpacji, detronizacji czy wytępieniu poprzednich władców. Linia, która została później na-zwana merowińską, rządziła Frankami od niepamiętnych czasów. O Merowingach, by tak rzec, stworzono mit rodu królewskiego, od zawsze i powszechnie uważani byli za prawowitych królów. Ten, który dał dynastii swe imię, nie był wcale jej protoplastą. Wyróżniał się jedynie pod pewnym względem i dlatego od niego nazwano cały ród.

Władca, od którego Merowingowie wzięli nazwę, to postać bardzo tajemnicza, otoczona legendą. Merowing (Merowech, Meroweusz) był podobno istotą na poły nadprzyrodzoną, niczym z klasycznego mitu.

Legendy tego rodzaju występują powszechnie nie tylko w starożytnych mitach, ale i tradycjach o późniejszym rodowodzie. Zazwyczaj nie są czczym wymysłem, lecz raczej alegorycznym czy symbolicznym przedstawieniem rzeczywistych wydarzeń, ich baśniowym upiększeniem. W tym wypadku może chodzić o połączenie się dwóch rodów poprzez małżeństwo matki Merowiga. Być może Frankowie weszli w alians dynastyczny z jakąś li-nią, prawdopodobnie „zza morza”, której reprezentant dla określonych powodów został w opowieści przemieniony w morskiego stwora.

Tak czy inaczej, z racji podwójnego synostwa Merowig miał być obdarzony mocą nadprzyrodzoną. Niezależnie od tego, co się kryło za legendą, przez wieki całe otaczała Merowingów aura magii, czarów i niesamowitości. Jak mówi tradycja, znali naj-głębsze tajemnice, uprawiali sztuki tajemne − słowem, byli god-nymi rywalami legendarnego Merlina, który żył mniej więcej w tych samych czasach. Zwano ich nierzadko królami-czarownikami lub królami-cudotwórcami. Z racji jakiejś cudownej wła-ściwości ich krwi potrafili jakoby uzdrawiać przez położenie rąk. Chwasty u kraju ich szat miały moce lecznicze. Byli ponoć jasnowidzami, umieli porozumiewać się telepatycznie ze światem zwierząt i roślin oraz nosili magiczne naszyjniki. Każdy z Merowingów nosił ponoć charakterystyczne znamię, po którym natychmiast można było go rozpoznać i które świadczyło o pół-boskiej czy też świętej krwi. Owo znamię miało formę czerwonego krzyża i widniało albo na piersi − osobliwa zapowiedź godła templariuszy − albo między łopatkami.

Merowingowie zwani byli również często „królami o długich włosach”. Podobnie jak Samson ze Starego Testamentu, wzbra-niali się ścinać włosy, gdyż tam właśnie miała mieszkać ich ver-tu − czyli moc. Najwyraźniej wiara w to, że źródłem mocy kró-lów są ich włosy, była bardzo silna, bowiem przetrwała co najmniej do 754 roku. Wtedy to na polecenie papieża obcięto włosy zdetronizowanemu i uwięzionemu Childerykowi III.

Niedźwiedź z Arkadii

Legendy otaczające Merowingów można by przyrównać do tych, które krążą o królu Arturze i Świętym Graalu. Oddzielały nas one grubym murem od rzeczywistości historycznej, którą pragnęliśmy poznać. Kiedy w końcu udało nam się do niej dotrzeć − lub raczej do tego, co z niej zostało − okazało się, że różni się ona od legend. Co nie oznacza, że była mniej tajemnicza, niezwykła czy wspaniała.

Nie zdołaliśmy znaleźć wielu rzetelnych informacji o rodowodzie Merowingów. Oni sami utrzymywali, że pochodzą od „Noego”, którego bardziej niż Mojżesza uważali za źródło biblijnej mądrości. Jest to dość osobliwy pogląd, który pojawił się tysiąc lat później wśród wolnomularzy. Merowingowie twierdzili również, że wywodzą się w prostej linii od Trojan. Wyjaśniałoby to obecność we Francji trojańskich nazw, takich jak Troyes czy Paryż. Natomiast współcześni pisarze, nie wyłączając autorów „dokumentów klasztornych”, usiłują odnaleźć korzenie dynastii w starożytnej Grecji, konkretnie w Arkadii. Według nich przodkowie Merowingów związani byli z tamtejszym domem panu-jącym. W bliżej nie określonym momencie u zarania ery chrześcijańskiej wywędrowali nad Dunaj, następnie dalej na północ, nad Ren, i w końcu osiedlili się na terenach dzisiejszych zacho-dnich Niemiec.

To, czy Merowingowie pochodzili z Arkadii czy z Troi, zdaje się dziś kwestią akademicką, poza tym jedno nie wyklucza dru-giego. Według Homera w oblężeniu Troi brał udział spory hufiec Arkadyjczyków, zaś wczesne podania greckie mówią, że Tro-ja w rzeczywistości została założona przez osadników przyby-łych z Arkadii. Warto również przypomnieć, że świętym zwierzę-ciem w starożytnej Arkadii był niedźwiedź. To też później otaczano kultem i składano mu ofiary. Słowo „Arkadia” pochodzi od słowa „Arkades”, które oznacza „Lud Niedźwiedzia”.

Sigambrowie wkraczają do Galii

W początku V wieku inwazja Hunów spowodowała ogromne migracje niemal wszystkich ludów. To właśnie wtedy Merowingowie − ściślej mówiąc: sigambryjscy przodkowie Merowingów − przepłynęli Ren i ludnie wkroczyli do Galii, osiedlając się w po-bliżu Ardenów, na obszarach dzisiejszej Belgii i północnej Fran-cji. Sto lat później rejon ów nazwano Austrazją. Sercem tego królestwa była dzisiejsza Lotaryngia.

Kiedy zaś pod koniec V wieku upadło Cesarstwo Rzymskie, wypełnili oni powstałą próżnię. Bez żadnych wstrząsów przejęli kontrolę nad istniejącym już, lecz opustoszałym aparatem ad-ministracyjnym. Z tego powodu organizacja państwowości za wczesnych Merowingów przypominała w dużym stopniu model Cesarstwa Rzymskiego.

Pierwszy Merowing, wódz Sigambrów, pojawia się na kartach historii w 417 roku. Jeden z badaczy sugeruje, że odwiedził nawet Rzym, gdzie wywołał spore zainteresowanie swą oso-bą. Historia rzeczywiście odnotowuje przybycie do wiecznego miasta wspaniałego wodza frankijskiego.

W 448 roku syn Merowiga, noszący to samo imię co ojciec, został ogłoszony w Tournai „królem Franków” i panował aż do śmierci, czyli jeszcze dziesięć lat. Być może był to pierwszy oficjalny król zjednoczonego państwa Franków. Zapewne z tej racji, a także z powodu tego, czego symbolem było owo podwójne synostwo, od jego imienia wzięła później nazwę cała dynastia.

Pod panowaniem następców Merowiga królestwo Franków rozkwitało. Pomimo − jak się to często przyjmuje − wrodzonej kultury barbarzyńskiej.

Za panowania Merowingów Frankowie często dawali dowody bitności. Trudno przyrównać ich do wikingów, Wandalów, Wizygotów czy Hunów. Zajmowali się głównie handlem. Rozwinęli handel morski, szczególnie w basenie Morza Śródziemnego. Także rękodzielnictwo epoki merowińskiej stało na wysokim poziomie.

Bogactwa zebrane przez królów merowińskich były przeogromne, nawet jak na późniejsze czasy. Znajdowały się wśród nich złote monety z kruszcu o najwyższej próbie, bite przez królewskie mennice usytuowane w pewnych znaczących miejscowościach, między innymi na terenie dzisiejszego Sion w Szwajcarii. Pojedyncze monety tego rodzaju znaleziono właśnie w ło-dzi zakopanej w Sutton Hoo i można je dziś oglądać w British Museum. Na wielu z nich widnieje wizerunek krzyża laskowanego − greckiego − identycznego z tym, który w epoce krucjat stał się symbolem Królestwa Jerozolimskiego Franków.

*Władcy merowińscy żyli w poligamii, niczym patriarchowie ze Sta-rego Testamentu. Trwało to nadal także po przejściu Franków na chrze-ścijaństwo. Zdarzało się, że posiadali haremy orientalnych wręcz roz-miarów. Nawet kiedy pod naciskiem Kościoła arystokracja przejęła rygorystyczną monogamię.* I − co zadziwiające − Kościół tolerował ten przywilej bez nadmiernego sprzeciwu. Mówi jeden ze współ-czesnych historyków:

*Dlaczego Frankowie po cichu ją (poligamię) aprobowali? Możemy mieć tu do czynienia ze starożytną koncepcją poligamii w rodzinie królewskiej rodzinie o takim statusie, że jej krew nie może już zostać ani bardziej uszlachetniona przez żaden związek, żeby nie wiadomo jak korzystny, ani splamiona krwią niewolników () Była to sprawa bez znaczenia, czy królową będzie kobieta z dynastii królewskiej, czy spośród nałożnic () Los dynastii spoczywał w jej własnej krwi i dzielili go wszyscy, w których ta krew płynęła.*

Wygnany lud

Postanowiliśmy więc jeszcze raz przyjrzeć się dokładnie wszystkim „dokumentom klasztornym”, szczególnie nader ważnym Tajnym aktom. Ponownie przeczytaliśmy ustępy, które przedtym nic nam nie mówiły. W niektórych dostrzegaliśmy teraz sens, choć nadal nie dostarczały nam one odpowiedzi na żadne zasadnicze pytanie, nie mówiąc już o wyjaśnieniu całej zagadki.

Jak już wspominaliśmy, Merowingowie utrzymywali, że pochodzą od starożytnych Trojan. Z kolei niektóre z „dokumen-tów klasztornych” twierdzą, że „rodowód Merowingów jest starszy od Troi, sięga epoki Starego Testamentu”.

W Tajnych aktach zamieszczone były liczne przypisy i adnotacje przy genealogiach. Wiele z nich dotyczyło „jednego z dwunastu plemion starożytnego Izraela plemienia Beniamina”. Pewien do-pisek mówił o trzech ustępach z Biblii Starego Testamentu: o Księgach Powtórzonego Prawa 33, o Księdze Jozuego 18 i o Księdze Sędziów 20 i 21.

Księgi Powtórzonego Prawa opowiadają o błogosławieństwie Moj-żesza udzielonym patriarchom dwunastu plemion. O Beniami-nie Mojżesz mówi: „Ten jest najmilszy Panu; będzie mieszkał przy nim bezpiecznie; bronić go będzie na każdy dzień, a między ramiony jego przebywać będzie”. Słowem, Beniamin i jego lud zostali wyróżnieni pełnym błogosławieństwem. Dziwiły nas słowa obietnicy, że Pan „między ramiony jego przebywać będzie”. Czy należało to kojarzyć z legendarnym znamieniem Merowingów, owym czerwonym krzyżem pomiędzy łopatkami? Wydawało się to nieco naciągane. Były i inne, znacznie bardziej uderza-jące podobieństwa pomiędzy starotestamentowym Beniaminem a frankijskimi królami. Według Roberta Gravesa, na przykład, dniem Beniamina był 23 grudnia − dzień świętego Dagoberta. Wśród rodów tworzących to plemię znajdował się ród Ahirama. Imię to przywodzi na myśl Hirama, budowniczego Świątyni Sa-lomona i centralną postać w tradycji wolnomularzy. Ponadto najbardziej oddany uczeń Hirama nazywał się Benoni, a to sa-mo imię nadała w chwili śmierci nowonarodzonemu Beniaminowi jego matka Rachela.

Drugi fragment Biblii Starego Testamentu, do którego odsy-łały „Tajne akta”, Księga Jozuego 18, jest bardziej zrozumiały. Mówi on o przybyciu ludu mojżeszowego do Ziemi Obiecanej i o po-dziale terytoriów między dwanaście plemion. Według tego podziału ziemia plemienia Beniamina obejmowała swym zasięgiem późniejszą Jerozolimę.

Trzeci ustęp biblijny, wymieniony w Tajnych aktach, opowiada o dość powikłanych wydarzeniach.Pewien Lewita podróżujący przez terytorium Beniaminitów zostaje napadnięty, a jego nałożnica zgwałcona przez wyznawców Beliala − bożka będącego odmianą sumeryjskiej Wielkiej Macierzy, zwanej przez Babilończyków „Isztar”, zaś przez Fenicjan − „Asztarte”. Wezwawszy na świadków reprezentantów wszystkich dwunastu plemion, Lewi-ta domaga się zadośćuczynienia za wyrządzone krzywdy. Rada postanawia, że Beniaminici powinni wydać złoczyńców, aby została im wymierzona sprawiedliwość. Rezultatem tego jest zacię-ta i krwawa wojna między Beniaminitami a pozostałymi jedenastoma plemionami. W trakcie walki plemiona rzucają klątwę na każdego, kto oddałby swą córkę Beniamincie. Po zakończe-niu wojny, kiedy lud Beniamina jest już właściwie wytępiony, zwycięzcy Izraelici żałują, że rzucili owo przekleństwo, którego nie można już cofnąć:

„I żałowali synowie Izraelscy Beniamina, brata swego, a mówili: Wygładzone jest dziś pokolenie jedno z Izraela. Cóż uczynimy tym, co pozostali, aby mieli żony, gdyżeśmy przysięgli przez Pana, że im nie mamy dać córek naszych za żony?” (Księga Sędziów 21 6-7).

Nie jest jasne, dlaczego tajne akta odsyłały czytelnika akurat do tych fragmentów Biblii. Niezależnie jednak od powodów, Beniaminici, przynajmniej jeśli chodzi o dzieje biblijne, z pewnością stanowią ważny wątek. Pomimo dotkliwej porażki w woj-nie rychło odzyskują dawną świetność, a także liczebność. Przychodzą do siebie tak szybko, że już w I księdze Samuela dają Izraelowi pierwszego króla, Saula.

*Tajne akta” sugerują, że wojna o wyznawców Beliala była punktem zwrotnym w dziejach plemienia Beniamina. Wnosić należało, że przyniosła ona emigrację wielu, jeśli nie większości Beniaminitów. Mówi o tym złowieszcza, napisana dużymi literami notatka:

Pewnego dnia potomkowie Beniamina opuścili swą ziemię; Dwa ty-siące lat później Godfryd de Bouillon VI został królem Jeruzalem i założył Zakon Sionu.

Początkowo wydawało się, że pomiędzy tymi dwoma postaciami nie może być żadnego związku. Kiedy jednak zebraliśmy różne, często fragmentaryczne wzmianki rozsiane po Tajnych aktach, zaczęła się z nich wyłaniać spójna historia. Otóż większość Beniaminitów udała się podobno na obczyznę. Najprawdopodobniej wyemigrowali na środkowy Peloponez, a więc do Arkadii. U zarania ery chrześcijańskiej ruszyli jakoby dalej na północ, nad Dunaj i Ren, asymilując się z plemionami germańskimi i dając w ten sposób początek ludowi Sigambrów, do którego należeli Merowingowie.

Tak więc według „dokumentów klasztornych” Merowingowie poprzez Arkadyjczyków wywodzili się od plemienia Beniamina. Innymi słowy, byli, podobnie jak ich potomkowie − Plantardo-wie i Lotaryńczycy − semickiego czy też izraelskiego pochodze-nia. Jeśli Jerozolima naprawdę była dziedziczną własnością Beniaminitów, maszerujący na Święte Miasto Godfryd de Bouillon upominał się w rzeczywistości o swoją starożytną, ojcowiznę.

W tym momencie nasuwa się pytanie; skoro w tych wszy-stkich krucjatach walczyli o swoją ojcowiznę, to dlaczego utrzymywali w ścisłej tajemnicy przed narodami? Tu odsyłam do Starego Testamentu, a jest tam dokładnie opisane w jaki sposób zdobywali i tworzyli tą swoją ojcowiznę (…)

Jak łatwo zgadnąć, nie sposób było się upewnić, czy Merowingowie pochodzili od Beniaminitów. Informacje zawarte w „dokumentach klasztornych” dotyczyły zbyt odległych, zbyt mrocznych dziejów, po których nie ostały się żadne świadectwa. Owe informacje nie były aż tak rewelacyjne. Wprost przeciwnie, krążyły już od dawna, tyle że w formie niejasnych pogłosek i mętnych przekazów. Wykorzystał je w swym wielkim dziele Proust, zaś nie tak dawno temu pisarz Jean d'Ormesson otwarcie zasugerował, że „pewne francuskie rody szlacheckie są żydowskiego pochodzenia”. W 1965 roku Roger Peyrefitte, który najwyraźniej lubi szokować swych rodaków, napisał w głośnej powieści, że większość arystokracji europejskiej, w tym cała arystokracja francuska, ma żydowski rodowód.

W rzeczywistości twierdzenia te, choć nie dające się udowod-nić na sto procent, nie są wcale takie niewiarygodne. Podobnie ma się rzecz z „dokumentami klasztornymi” o emigracji plemie-nia Beniamina. Beniaminici chwycili za broń w obronie wyznawców Beliala − odpowiednika Wielkiej Macierzy, częstokroć kojarzonej z wizerunkami „byka” czy „cielca”. Są dowody, by uwa-żać, że oni sami również czcili to bóstwo. Możliwe nawet, że kult „złotego cielca” w biblijnej Księdze Wyjścia − znamienne, że to te-mat jednego z najsłynniejszych obrazów Poussina − był specjal-nością Beniaminitów.

Świadectwa żydowskiej emigracji do Arkadii istnieją również poza mitologią. Region znany jako Arkadia był w starożytności we władzy potężnej, bitnej Sparty. Spartanie wiele przejęli ze starej kultury arkadyjskiej. Ów legendarny Arkadyjczyk Likaon może być w istocie Likurgiem, który to skodyfikował prawo spartańskie. Osiągając wiek męski, Spartanie, podobnie jak Me-rowingowie, zaczynali przypisywać magiczne właściwości swym długim włosom. Według jednego z uczonych „długość włosów oznaczała siłę fizyczną i stała się świętym symbolem". Co więcej, w obydwu apokryficznych Księgach Machabejskich podkreśla się związek między Spartanami a Żydami. Księga II opowiada, jak to pewni Żydzi „wyruszyli do Lacedemończyków w nadziei, że z racji pokrewieństwa znajdą tam schronienie”. A Księga I mówi otwarcie: „Odnaleziono pisma, że „Spartanie i Żydzi pochodzą z rodu Abrachama”.

Mogliśmy zatem uznać żydowską emigrację do Arkadii przynajmniej za możliwą. Wprawdzie na podstawie „dokumentów klasztornych” nie można było tego potwierdzić, ale nie można było również zanegować. Jeśli zaś chodzi o wpływy semickie na kulturę frankijską, świadczą o nich rzetelne znaleziska archeologiczne. Fenickie lub semickie szlaki handlowe prowadziły przez całe francuskie południe, od Bordeaux po Marsylię i Narbonne. Sięgały aż po Ren. Już w VII wieku przed Chrystusem istniały we Francji fenickie osiedla, i to nie tylko wzdłuż wybrzeża, ale również w głębi kraju, w Carcassonne i Tuluzie. Wśród znalezionych tam wyrobów wiele jest pochodzenia semickiego. Nic dziwnego. W IX wieku przed Chrystusem feniccy królowie z Tyru skoligacili się z królami Judei, co zacieśniło kontakty mię-dzy tymi dwoma ludami.

Z czasem Żydzi celowo wymieszali się z Fenicjanami, i powoli przejęli kontrol nad tym narodem, uznając go za swój.

Zburzenie Świątyni w 70 roku spowodowało olbrzymi exodus Żydów z Ziemi Świętej. Dlatego w Pompejach, zasypanych przez popioły Wezuwiusza w 79 roku, znalazła się społeczność żydowska. Mniej więcej w tym samym czasie również niektóre francuskie miasta, na przykład Arles, Lunel i Narbonne, posłu-żyły za schronienie żydowskim uchodźcom. Ale napływ Żydów do Europy, szczególnie do Francji, rozpoczął się jeszcze przed erą chrześcijańską. Już pomiędzy rokiem 106 a 48 przed Chry-stusem powstała kolonia żydowska w Rzymie. Wkrótce została założona następna osada, tym razem na północy, w nadreńskiej Koloni. W niektórych legionach rzymskich służyły grupy żydow-skich niewolników, którzy towarzyszyli swym panom w podróżach po całej Europie. Wielu z nich kupiło czy też podstępem zdobyło wolność i dało początek żydowskim społecznościom na kontynencie.

W rezultacie po Francji rozsianych jest wiele miejsc o typowo semickich nazwach. Niektóre leżą w centrum starego królestwa Merowingów, tworząc kwadrat. Kilka kilometrów od Stenay, na granicy Lasu Woevres, gdzie został zamordowany Dagobert II, znajduje się wieś Baalon. Pomiędzy Stenay a Orval leży miasteczko zwane Avioth. Góra Sion w Lotaryngii − ów natchniony pagórek − nazywała się kiedyś Mount Semita.

I znów znaleźliśmy się w sytuacji, kiedy nie można było udowodnić w stu procentach prawdziwości ani fałszywości twierdzeń zawartych w „dokumentach klasztornych”. Z pewnością wiele przemawiało za tym, by uznać je za prawdziwe; było mo-żliwe, że „Merowingowie i wywodzące się z nich linie szlacheckie miały żydowski rodowód”.

Zastanawialiśmy się jednak, czy na tym kończy się cała historia. Czy to właśnie była ta budząca grozę tajemnica, wokół której od wieków toczyło się tak wiele zabiegów i intryg, tak wie-le mistyfikacji i knowań, tak wiele kontrowersji i konfliktów?

Czy można wyjaśnić motywy, jakimi kierował się Prieure de Sion, lub na czym opierały się roszczenia Merowingów? Czy można wytłumaczyć, z jakiego powodu w historię tę uwikłani byli ludzie pokroju Leonarda da Vinci lub Newtona? Czy można wyjaśnić politykę Gwizjuszów i Lotaryńczyków, podziemną działal-ność Zakonu Świętego Sakramentu albo niejasne tajemnice wolnomularstwa rytu szkockiego?

Dlaczego pochodzenie od Beniaminitów miałoby stanowić niebezpieczną tajemnicę? I być może najważniejsze pytanie: jakie znaczenie w obecnych czasach mo-że mieć fakt, że ktoś od nich pochodzi? Jak ów rodowód mógłby wyjaśnić dzisiejszą działalność i cele Prieure de Sion?

Jeśli nasze badania dotyczyły sprawy, w której chodziło o jakieś żydowskie czy semickie interesy, dlaczego występowało w niej tak wiele wyraźnie chrześcijańskich wątków? W związku z ostatnim pytaniem, odpowiedź jest najprostsza: A jakżesz lepiej można ująć masy chrześcijan jak tylko poprzez afiszowanie się symbolami chrześcijańskimi. Występując pod szyldem chrześcijańskim przekonuje w zupełności w oczach chrześcijan o ich chrześcijańskich intencjach. Nikt nie wnika czy mają w sobie coś z chrześcijaństwa czy nie nie ma to większego znaczenia. Chrześcijanie tego nie dociekają. Dla Chrześcijan ważnym jest, że ten ktoś używa symboli chrześcijańskch, i to im wystarcza. Zaakceptują i poprą. Żydzi doskonale o tym wiedzieli, tworząc wszelkiego rodzaju tajne organizacje, jak zakony rycerskie czy loże masońskie.

„The Holy Blood and the Holy Grail” M. Baigent R. Leigh H. Lincoln 1982 r.

5

5



Wyszukiwarka