Witam! ^_^
Tak, wiem, że mam spore zaległości i w pisaniu, i w odwiedzaniu waszych blogów, jednak zaczęła się szkoła i niestety tak to u mnie wygląda ;( Zresztą chyba nie tylko u mnie? Mam nadzieję, że gdy złapię trochę systematyczności, to się poprawi. Przez weekend udało mi się jednak sklepać nową notkę! A co do waszych blogów, odwiedzę je prawdopodobnie dziś w nocy lub jutro popołudniu, więc mam nadzieję, że wybaczycie mi! ;) Teraz najprawdopodobniej będę zaglądać tu głównie w weekendy. To tyle z informacji, zapraszam do czytania!
***
*Między uczuciem, a powinnością*
Xellos stał oparty o framugę okna i wodził wzrokiem po niewielkiej izbie. Zelgadis, który do tej pory przyglądał się pęknięciom i bruzdom w drewnianym blacie stołu, odwrócił się gwałtownie w stronę intruza.
- TY?! - wrzasnął widząc Xellosa.
- Ach, no tak... witajcie moi drodzy! - przybysz uśmiechnął się nieśmiało i zakłopotaniem podrapał po głowie.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała Lina wstając ze swojego krzesła.
- Aaa, ja właśnie... yyy...
- Witaj Xellosie - przerwała nagle Yuuki.
- Więc ty go znasz? - Gourry spojrzał ze zdziwieniem na białowłosą.
- Można tak powiedzieć...
- Ceiphied... - Xellos oderwał wzrok od starego obrazu wiszącego nad komodą i skłonił się grzecznie - Przybyłem by was ostrzec.
- Ostrzec? Co masz na myśli?
- Filary nie są bezpieczne. Pieczęcie księgi zostały złamane poprzez otwarcie jej - odpowiedział Xell.
- Jak to? Przecież kiedy ponownie zamknęłam księgę wszystko ustało! - stwierdziła Lina.
- Obawiam się, że nie do końca. Księga była tylko bramą, którą dodatkowo wzmacniały pieczęcie. Zamknięcie bramy byłoby oczywiście dobrym rozwiązaniem, gdyby nie to, że teraz demon ma klucz do jej otwarcia... Wcześniej, pieczęcie uniemożliwiały otwarcie bramy od tamtej strony.
- Amelia... - szepnął Zelgadis i spojrzał z przerażeniem na Xellosa - Chyba nie myślisz, że...?
- Niestety. Za pomocą klucza, demon może swobodnie otworzyć bramę, która nie jest już w żaden sposób zabezpieczona... A ponowne założenie pieczęci odpada, ponieważ jedyne wystarczająco silne, mogłaby założyć tylko Władca Koszmarów.
- Ponowne założenie pieczęci?! O czym ty gadasz?! A co z Amelią? - Zelgadis zerwał się z krzesła i spojrzał groźnie na chłopaka.
- Możemy oczywiście mieć nadzieję, że klucz został unicestwiony... - stwierdził Xellos drapiąc się po brodzie i patrząc zamyślony w sufit.
- TY! - Zelgadis zacisnął pięści, czując, że już dłużej nie będzie w stanie powstrzymywać swojej wściekłości. Jeszcze jedno słowo, a...
- Tak to by zdecydowanie wszystko ułatwiało... - kontynuował Xellos jak gdyby nigdy nic.
- Zamknij się! - Zel w końcu nie wytrzymał i rzucił się na mówiącego.
Nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń, Lina natychmiast wkroczył pomiędzy szarpiących się chłopaków.
- Dość! - krzyknęła odciągając Zelgadisa - A ty, wynoś się stąd! - zwróciła się do Xellosa - Jak możesz traktować Amelię w taki sposób?!
- Jak sobie życzysz - odpowiedział zimno Xellos i po chwili rozpłynął się w przestrzeni.
- Gnida... - dodała po chwili ruda.
- Kim on właściwie był? - padło nagle pytanie Hi.
- Xellos? Hm... właściwie to tylko marny sługus, ale o potężnej mocy. Jest jakby to powiedzieć sługą, podopiecznej Shabranigdo - odparła Yuuki.
- Nie! To tylko wstrętne mazoku, demon. On nie jest nawet człowiekiem! Nie ma uczuć. Jego cała pomoc ogranicza się tylko do tego, że sam ma w tym jakiś interes - wycedził przez zęby Zelgadis i wyszedł z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.
- Zel... - szepnęła Lina, patrząc za wychodzącym przyjacielem.
Na przedmieściach miasta Saillune, bo tam właśnie postanowiła zatrzymać się Yuuki, panował niezwykły spokój. Kłosy zboża falowały niczym wielkie morze targane delikatnymi podmuchami wiatru. Krople wczorajszej rosy odbijały pierwsze promienie słońca, zamieniając zwykłe pole w płynne złoto. Gdzieś w oddali dało się słyszeć okrzyki rolników, którzy właśnie rozpoczynali swój kolejny dzień pracy.
Zelgadis szedł wzdłuż krętej szosy, nie za bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Myśli w jego głowie wirowały niebezpiecznie przy wspomnieniach o pewnej osobie... Za wszelką cenę próbował odpędzić je od siebie, jednak te za nic nie chciały odejść. Poczucie winy zżerało go od środka, niszcząc po drodze każde pozytywne uczucie. Może gdyby lepiej dopilnował Amelii, nic by się nie wydarzyło? Był przecież dla niej jak starszy brat, miał się nią opiekować. Starszy brat? Nie, to się już dawno zmieniło... Amelia też się zmieniła. Więc kim teraz dla niej był? Kim ona była dla niego? Co powinien zrobić? Nie, to jasne, musi ją uratować. Nawet jeśli nie dla siebie, to dla całego świata.
Zmęczony długą drogą, Zelgadis postanowił odpocząć chwilę przed powrotem do starej gospody. Zboczył z drogi i usiadł na wielkim głazie. Obszerny kaptur, zaciągnięty na twarz skutecznie oddzielał go od reszty świata. Powoli przymknął oczy, odchylił głowę w tył i pozwolił swoim myślą ulecieć gdzieś daleko, gdzieś do innego świata... Po chwili zobaczył dookoła siebie tłum. Setki ludzi w rękach demona, ogarniętych nienawiścią, zmierzających w jego stronę. Przerażony otworzył oczy. Nic się nie zmieniło. Nadał siedział na kamieniu, gdzieś wśród pól... Jednak coś było inaczej. Pod palcami wyczuł jakąś bruzdę. Przesunął dłoń i zobaczył małe literki, wyryte w kamieniu. Mimo, że były poważnie wytarte przez czas, wciąż dało się z nich odczytać napis.
- Make ja nai / Nie przegraj - odczytał na głos Zelgadis i jeszcze raz przejechał palcem po zapisie.
- Zel...? - zabrzmiał nagle znajomy głos zza jego pleców.
Szermierz odwrócił się i zmierzył Linę zimnym wzrokiem. Nie miał teraz ochoty na towarzystwo.
- Zel? - padło znowu.
Chłopak odwrócił się ponownie i udał, że tego nie słyszy. Czarodziejka westchnęła głośno i podeszła do swojego przyjaciela. Chwyciła za jego kaptur i ściągnęła go z głowy.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała ruda, siadając na kamieniu.
- Siedzę. A co nie widać? - Lina skrzywiła się lekko, słysząc oschły ton głosu swojego towarzysza.
- Nie musisz być dla mnie nie miły... - powiedziała cicho, przyciągając kolana do piersi i obejmując je rękami.
Między Liną i Zelgadisem zawisła nieprzyjemna cisza. Nawet widok pięknego dnia nie cieszył już, jak kiedyś...
- Ech... - zaczął w końcu chłopak - Wiem, Lina masz racje tylko, że ja... - nagle jego głos załamał się. Co właściwie zamierzał powiedzieć? - Czemu tu jesteś? - zmienił nagle temat.
- Wiesz, w końcu ktoś musi cię pilnować - odpowiedziała uśmiechając się pod nosem i patrząc na przyjaciela.
- Pilnować? - dopytał drwiąco, ale przez twarz przemknął mu ślad uśmiechu.
- Martwisz się prawda? - zapytała zmieniając temat.
- Oczywiście, że się martwię. Amelia to moja przyjaciółka, przecież jestem zobowiązany żeby jej pomóc. A ty się nie martwisz? - spojrzał po chwili na Linę, naprawdę ciekaw jej odpowiedzi.
- Martwię się. To oczywiste. Ale ty... - urwała spoglądając na chłopaka - ty martwisz się inaczej - dokończyła z uśmiechem.
- Inaczej? Nie bądź głupia Lina - uśmiechnął się szyderczo. Czy to aż tak widać?
- Przede mną i tak nic nie ukryjesz - podsumowała wstając z głazu i wyciągając dłoń do Zelgadisa - Chodź, musimy przecież wymyślić sposób na odbicie Amelii! - uśmiechnęła się szeroko.
- Lina... Myślisz, że ona nadal żyje? - palnął nagle Zel. To pytanie jakoś nie dawało mu spokoju.
- Głupi jesteś...- ruda pokiwała ze zrezygnowaniem głową - Oczywiście, że żyje! Inaczej wszystko byłoby bez sensu, nie?
- Pewnie masz racje - szermierz rozchmurzył się lekko i przyjął dłoń wyciągniętą w jego stronę.
Ruszyli razem przed siebie w stronę gospody. Czarodziejka co jakiś czas zerkała na Zelgadisa, jakby upewniając się, że wszystko z nim w porządku.
- Lina? Jak myślisz, dlaczego Xellos przyszedł nam powiedzieć o tym wszystkim? Przecież jemu nie zależy na losach świata - zaczął szermierz.
- Myślałam, że sam się domyślisz. To w końcu mazoku, nie? Jemu nie zależy na tym żeby ten świat przetrwał, wręcz odwrotnie, powiedziałabym, że dąży do jego destrukcji. Z tym, że rasa mazoku jest przekonana o tym, że to oni muszą zniszczyć ten świat. To głupie, ale tym razem ich ambicje nam pomogą. Jestem przekonana, że nie dadzą sobie łatwo odebrać przyjemności zniszczenia świata osobiście - uśmiechnęła się ironicznie - Poza tym to Xellos, czyli chodzący pan intryga i tajemnica. Pewnie znowu chce nas wykorzystać do swoich planów, ale jaki mamy wybór? Tak czy owak i tak musimy wyciągnąć stamtąd Amelię.
- Mówiłem ci już, że podziwiam twój sposób rozumowania? - zakończył sarkastycznie Zelgadis.
- Ej! Co ci znowu nie pasuje?
- Nic - uśmiechnął się lekko, przyspieszając kroku.
Kiedy Lina i Zelgadis wrócili do starego zajazdu, zastali wszystkich siedzących przed głównymi drzwiami.
- Lina! - krzyknął Gourry, podnosząc się ze schodów - Czekaliśmy na was!
- Mamy już plan na wyciągnięcie tej dziewczyny - dodał Hi.
- Świetnie! - podekscytowała się czarodziejka - Więc?
- Trzeba działać szybko - zaczęła Yuuki - Dziś w nocy ponownie otworzymy księgę i spróbujemy wysłać waszą trójkę do tamtego wymiaru.
- Trójkę? A co z wami? - zauważył Zelgadis.
- Ktoś przecież musi zamknąć księgę, kiedy już dostaniecie się do środka. Poza tym, moim obowiązkiem jest pilnowanie Shabranigdo. Skoro jedna część została ożywiona nie wykluczone jest, że pozostałe też mogą zostać odnalezione. Musimy pilnować porządku na tym świecie - odpowiedziała Yuuki.
- Rozumiem... - zamyśliła się Lina.
- Więc, ustalone - powiedział Gourry z uśmiechem.
- Mam jednak nadzieję, że jesteście świadomi ryzyka - odezwał się nagle Mizu, który do tej pory milczał.
- Ryzyka?
- Jeśli klucz, Amelia nie żyje, nie uda wam się otworzyć bramy od tamtej strony i na zawsze pozostaniecie uwięzieni w tamtym wymiarze. My nie będziemy mogli ryzykować ponownym otwarciem księgi. Jesteście na to przygotowani?
- On ma racje... - dodała Yuuki spuszczając głowę.
- Nie musimy rozważać takiej opcji - zaczął Zelgadis po chwili wahania - Amelia żyje. Wiem to.
- Zel ma racje - dodała Lina patrząc na przyjaciela.
- Poza tym - zaczął Gourry - bez ryzyka nie ma zabawy!
- Dobrze, skoro taki jest wasz wybór to bądźcie gotowi do północy - zarządził Mizu.
- Dlaczego nie możemy wyruszyć już teraz? - zapytał Zelgadis.
- Ponieważ w nocy macie większe szanse na to, aby zostać niezauważonym. Nie wiemy jak tam jest więc lepiej zachować ostrożność, albo przynajmniej zrobić to co możemy...
***
Dziewczyna biegła co sił w nogach przed siebie. W głowie czuła zupełną pustkę, jednak jej serce z nieznanego powodu było dziwnie ściśnięte. Po chwili zmęczona przystanęła i skierowała się w kierunku pobliskiego głazu. Usiadła na martwej ziemi, opierając się plecami o zimny kamień. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że cała jest poraniona. Za strachem rozglądała się dookoła siebie, jednak poprzez gęstą mgłę trudno było cokolwiek zobaczyć. Kiedy oglądała jedno ze swoich skaleczeń, przypadkiem znalazła mały nożyk ukryty w bucie. Nie wiedząc dlaczego, obróciła się przodem do głazu i wyryła w kamieniu mały napis...
- Nie przegraj... - odczytała na głos po czym bezwładnie osunęła się na ziemię. Wszystko pokrył mrok...