Slayers win, Rozdział 1


Rozdział 1: Deszcz! Przygoda jest wciąż żywa!

 

-To jest ten piękny, tętniący życiem świat?- wydarła się Lina na Shukiego.

Nieśmiertelny jak i pozostali mokry był do suchej nitki, chociaż byli w tym wymiarze zaledwie parę minut. Deszcz siekał ich strugami wody, jakby chciał by poszli precz. W takiej atmosferze nawet dobry humor Xellosa długo nie przetrwał.

-A wy? No kim wy jesteście?!-wrzeszczała dalej ruda, tym razem na Shabranigdo i Cephied.

Rubinowooki uśmiechnął się szeroko.

-To chyba nie najlepszy moment, Lina-jęknął Gourry.

-Jestem jak najbardziej za-przytaknął Xell.

Shuki zaprowadził ich do karczmy. Takie obiekty były na tym filarze wyjątkowo rzadkie, może z powodu znacznej przewagi terenu pod wodą. Nawet tu wszystko było wilgotne, a serwowano same potrawy z alg i owoce morza. Dziwny osobnik i zielonej, śliskiej skórze podał im wielką michę dwugłowych ryb i trzyramiennych ośmiornic wymieszanych z brązowymi wodorostami i polanych podejrzanym, zielonym śluzem. Nawet szermierzowi zrzedła na ich widok mina. Na sali oprócz przygniłych kelnerów i zgarbionego gospodarza było tylko kilku zakapturzonych typków, siedzących w najdalszym kącie. Lokal również nie sprawiał wrażenia przytulnego. Ławy i stoły skrzypiały  oblepione były glonami i muszlami, jakby długo dryfowały po morzu, do ścian poprzybijane były przedziwne głowy wielkich ryb, a podłoga była śliska i pokryta dywanem z wodorostów.

-Urocze miejsce-skwitował Shabby, szukając najsuchszego miejsca na ławce.

-Do rzeczy-Lina odsunęła od siebie miskę z „posiłkiem”.- Kim jesteście i co tu robicie?

-Jestem…Rei-wymyślił na poczekaniu Demoni Lord.-A to jest…eee…

-Rumi-podsunęła bez zająknięcie Cephied.

Nie mogli powiedzieć kim byli naprawdę. Jeszcze nie teraz. Pewnie zaczęliby panikować, albo gorzej…Nie to trzeba było rozegrać delikatnie. A może się sami domyślą?

-Okej. Czemu nam pomagacie?- drążyła czarodziejka.

-To chyba jasne-żachnął się brunet.-Chcemy chronić nasz wszechświat! Zawsze byłem wielkim patriotą i…

-Chyba idiotą-mruknęła Cephied.

Shabranigdo natychmiast zamilkł. Uśmiechnął się do niej nieznacznie. Wiedział, że gdyby paplał dalej mógłby później nie dać rady grać postaci Reia. Cóż, właściwie wychodzi mu całkiem ciekawa osoba.

-A po co podróżujecie?- zagadnął Gourry.- Bo chyba nie grabicie bandytów?

-Żeby czynić dobro, oczywiście!-„Rei” poderwał się na równe nogi, ściągając na siebie zdumione spojrzenia wszystkich obecnych. Gdy to zauważył, udał speszonego i znów usiadł. Naprawdę, był coraz bardziej zadowolony ze swojej gry.

Lina uświadomiła sobie, że nie przedstawiła jeszcze siebie i swoich przyjaciół. Otworzyła usta, by to zrobić, kiedy Demoni Lord uśmiechnął się słodko:

-Siebie i twoich towarzyszy, Lino Inverse, oczywiście nie musisz przedstawiać. Musiałbym być zacofanym głupcem, by nie słyszeć o genialnej, znakomitej czarodziejce, pogromczyni bandytów, mistrzyni czarnej magii pannie Inverse i jej wybitnych towarzyszach, Gourrym Gabrievie, Zelgadisie Greywords, Amelii Will Tesla Seyruune, Xellosie Metalium i Filii Ul Coupt. Ale widzę, że szybko jednasz sobie przyjaciół i twoja drużyna się nieco powiększyła-spojrzał na Shukiego.

-Shuki Fog, badacz wymiarów-przedstawił się chłodno zielonowłosy. Uwadze jego przyjaciół nie umknęło, że użył oficjalnej wersji i nie powiedział, że jest Nieśmiertelnym. Lina zaszczyciła nowych towarzyszy promiennym uśmiechem. Na początku wydawało jej się, że coś ukrywają, ale skoro ją tak wychwalali...Powiodła wzrokiem po twarzach zgromadzonych. Nie, żaden z nich do końca im nie zaufał. Nawet Gourry, który teraz próbował jakoś wcisnąć w siebie danie, które im podano, raz po raz zerkał na nich niepewnie. A niech sobie nawet będą Mazoku…Nie, Xell jest ostatnim, przynajmniej tak twierdził. Uchwyciła spojrzenie jarzących się czerwienią oczu Reia i przypomniała sobie, że już gdzieś ten kolor widziała…Gdzieś, kiedyś…Ale on nie mógł być…Prawda?

-Opowiedz cos o sobie, Rei?- poprosiła niewinnie.

-Co? Więcej?- Shabby nie spodziewał się tego.-No…Jestem za Atlas City… Tak, z Atlas. Dużo podróżowałem i…Podobno moim przodkiem był Lei Magnus…-widząc okrągłe ze zdumienia oczy czarodziejki, zrozumiał, że popełnił błąd-A przynajmniej moja matka tak mówi…Może po prostu tak sobie…Znaczy…-jąkał się, a Lina robiła coraz bardziej podejrzliwa minę. Rzucił Cephied błagalne spojrzenie. Pokręciła głową. Zabrnął za daleko. Nie da rady już się cofnąć.- Ajajaj, dałem plamę co?- roześmiał się zakładając ręce na kark.-Pewnie myślicie teraz, że jestem jakimś Mazoku, albo gorzej…Rany, to trochę kłopotliwe…

-O wiele gorzej, Rei-mruknęła Lina.

-Nie wyciągajcie pochopnych wniosków! To nic nie znaczy-przyszła mu z pomocą Boska Władczyni.

-Niby fakt…Przesadzasz, Lina-uspokoił ją Shuki.

Odetchnęła. Może miał rację? Tak, pewnie była przewrażliwiona. Nie każdy kto ma czerwone oczy musi być Shabranigdo. Mimo to w głębi jej duszy coś podpowiadało jej, że się nie myliła. Stłumiła to szybko i przeprosiła czarnowłosego. Wydukał, że nic nie szkodzi i udał się na górę do swojego pokoju. Reszta zrobiła to samo. Było tak ciemno, że można było uznać, iż już jest noc. Deszcz dalej znęcał się nad niewielkim kawałkiem lądu, który ośmielał się nie być jeszcze zalany.

Tak jak ruda się spodziewała, pokój, który miała dzielić z Filią nie grzeszył suchością. Miał bardzo niski sufit, z którego zwisały koła ratunkowe i wypchane ryby. Ściany były pomalowane na niebiesko, ale ledwo było to widać przez obrazy(malowane akwarelami) i trofea wędkarskie wiszące na nich oraz liczne szafki. W jednej z szuflad czarodziejka odkryła zwój liny, w innej zaś zapyziały dziennik okrętowy. Sklejone lepkim śluzem strony nie pozwalały go przeczytać, ani nawet otworzyć. Lina wręcz bała się usiąść na łóżku. Gdy zdobyła się na to, okazało się całkiem znośne, tyle, że śmierdziało zgniłymi rybami, było lekko wilgotne i gumowy materac dziwnie chlupotał. Wzdrygnęła się gdy znalazła ośmiornicę pod poduszką. Wyrzuciła ją przez małe okienko. Małe i jedyne w pokoju. Przez myśl przeszło jej, gdzie też może być Filia. Wyszła z pokoju. Smoczyca opierała się plecami o ścianę korytarza naprzeciwko drzwi do pokoju Shukiego, Gourryego i Xella. Obok niej stał uśmiechnięty w/w Mazoku. Na widok rudej Filia uśmiechnęła się.

-Jak pokój?- zapytała.

-Gnije-odparła z westchnieniem Lina.

-Nasz też- Xellos otworzył drzwi, by sama się przekonała. W środku Shuki z Gourrym penetrowali szuflady szafek. Ogarnęła pokój wzrokiem i zauważyła, że jest taki sam jak ich, tylko nieco większy i że w kącie stoi kotwica.

-I gdzie ten piękny świat, o którym opowiadałeś?- zapytał z przekąsem szermierz.

Nieśmiertelny wzruszył ramionami.

-Poczekajcie-powiedział tajemniczo.

-Po co wam kotwica?- zdziwiła się Filia, wchodząc za Liną.

-Spytaj gospodarza-mruknął Xellos.- I przy okazji zagadnij o zmianę materacy. Nie zamierzam spać na takich.

-Nie potrzebujesz snu!- warknęła na niego złota.

-A co mam robić w nocy?- Mazoku otworzył oczy imitując zdumienie.

-Może szpieguj Rumi i Reia- uśmiechnęła się Lina.

-Przesadzasz, Płomyczku- Shuki usiadł na łóżku.

Zrobiła przebiegłą minę. Nagle do pokoju wtargnęło światło. Gourry wychylił się przez okno i stwierdził, że przestało padać, chmury się rozproszyły i świeci piękny księżyc. Przynajmniej to się nie zmieniło. Wyszli na spacer, próbując się przekonać jak duża jest wyspa, na której wylądowali. Szli brzegiem, rozkoszując się piękną nocą. Było zadziwiająco ciepło. Powietrze pachniało deszczem. By to świeży i orzeźwiający zapach. Czasem zawiał chłodny wiatr, przynosząc ze sobą błyszczące w świetle księżyca kropelki wody. Lina stanęła na jakimś wzgórzu. Spojrzała w dal. Wydało jej się, że w wodzie świecą światła. Nie, niemożliwe. Przetarła oczy, ale nadal je widziała. Zawołała pozostałych. Shuki przyznał jej rację.

-Tak, to podwodne miasto. Mieszkańcy tego filaru bardzo często świętują. Wsłuchajcie się, to usłyszycie muzykę.

Rzeczywiście, spod powierzchni wody dobiegały ciche spokojne tony muzyki. Nagle wszystko ucichło. Nieskazitelna dotąd tafla oceanu zaczęła falować. Z daleka płynęły delikatne, słodkie dźwięki, tym razem nie stłumione, ale pełne i wyraziste. Wiatr zawiał zapachem róż.

-Wybiła północ-oznajmił Shuki, kiedy wszystko ucichło. -Muzyka pochodziła z wieży na odległej wyspie-wskazał przed siebie.-Co noc tak jest. Pięknie, co?

Przytaknęli. Filia odwróciła się by odejść, kiedy ujrzała przed sobą parę świecących, czerwonych oczu. Wrzasnęła.

-Co jest, Filia?- Xellos błyskawiczne się odwrócił.

-Na Cephieda, Rei…Nie podchodź nas tak od tyłu-jęknęła złota.

Czarnowłosy posłał jej jeden ze swoich zabójczych uśmiechów. Potargał sobie ręką włosy.

-Co tu robisz?- warknął kapłan.

-Nic, a nic. Wyszedłem na spacer. A nawet jeślibym miał iść za wami, to co? Przecież jesteśmy teraz jak to mówią, towarzyszami broni, podróżnikami, walczącymi marzycielami itd… Nie mam racji?

-Nie sądzę- Mazoku otworzył oczy.

-Myślisz, że się ciebie boję?- roześmiał się Shabranigdo.

-Przestań, Xellos- ostrzegła Filia. -Idziemy.

Wrócili do pokoi i położyli się spać.

Demoni Lord zmierzył wzrokiem zamknięte drzwi ich pokoi. Chyba powinien być milszy…Już wypadał z roli „walczącego marzyciela” Reia. Tak, to postać nie dla niego. Ale musi to skończyć. Tak, zdecydowanie wypadało to prowadzić do końca.

 

C.D.N.



Wyszukiwarka