NAUKA REKOLEKCYJNA - PODRÓŻ DO NIEBA: POJAZD DO NIEBA
(Dla dzieci)
Witam serdecznie wszystkich podróżników, wszystkie dzieci, które biorą udział w naszej wspólnej, niezwykłej podróży do nieba. Idziemy do Pana Boga, idziemy do Pana Jezusa całą naszą karawaną.
(piosenka: idzie nasza karawana)
Kochane dzieci, na poprzednim spotkaniu odnaleźliśmy cel naszej podróży, odnaleźliśmy niebo, które każdy z nas może mieć w swoim serduszku. Rozszyfrowaliśmy również kamienie, które mogłyby zatrzymać nas w miejscu. Wiemy już, że te kamienie, te ciężary to nasze grzechy. Mam nadzieję, że udało wam się pozbyć przynajmniej części tych kamieni.
Teraz przyszedł czas, abyśmy pomyśleli o środku lokomocji, który mógłby nas zawieść do tego cudownego celu. Możliwości jest wiele: samochód, pociąg, rower itd. ale najlepiej wyruszyć w taką duchową podróż pojazdem niezwykłym, o którym wam zaraz opowiem.
Po pierwsze - jest to pojazd niewidzialny, czyli nie można go zobaczyć.
Po drugie - ma on tylko jedno miejsce, to znaczy, że każdy człowiek podróżuje takim pojazdem samodzielnie.
Po trzecie - sprawność tego pojazdu zależy od jego właściciela, czyli od nas samych.
Taki specjalny, duchowy pojazd nazywa się „niebolot”. Niestety nie można go zobaczyć, ale można go sobie wyobrazić, można go opisać. Spróbujmy więc razem zbudować, czyli opisać taki „niebolot”. Ma on nam posłużyć do podróży, czyli musi mieć silnik, główny motor działania. Co jest takim duchowym silnikiem w życiu każdego człowieka?
(wypowiedzi dzieci)
Silnik to nasza wiara. Im większa i mocniejsza jest nasza wiara, tym szybszy, tym sprawniejszy jest silnik naszego „niebolotu”. Musicie pamiętać, że wielkość wiary wcale nie zależy od tego, czy jesteśmy duzi czy mali. Można być małym dzieckiem, a mieć wielką wiarę, to znaczy bardzo kochać Pana Jezusa, tak jak mała Ania.
Siostra w klasie opowiadała o tym, jak Pana Jezusa złapali źli ludzie, związali i zaprowadzili do więzienia w Jerozolimie. Opowiadała o tym, jak jeden z uczniów, jeden z przyjaciół zdradził Pana Jezusa, a reszta, z wyjątkiem św. Jana uciekła. Nawet Piotr, którego Pan Jezus uczynił najważniejszym z Apostołów, zaparł się Go. I teraz Pan Jezus stoi samotny przed sądem, przed ludźmi, którzy chcą Go zabić. Mała Ania słuchała z zapartym tchem i wyszła z lekcji bardzo poruszona. Na dworze czekał na nią tata. Ania spojrzała na niego smutno i poprosiła:
Tatusiu musimy szybko złapać taxi.
Tata zatrzymał nadjeżdżającą taksówkę i wskazał adres.
Nie do domu, wyszeptała bliska łez dziewczynka - nie do domu. My musimy jak najszybciej jechać do Jerozolimy, może jeszcze zdążymy, może uda nam się obronić Pana Jezusa przed złymi ludźmi.
Tatuś ze wzruszenia nie mógł wyrzec słowa, a pan kierowca zrobił taką minę, jakby chciał płakać bez świadków. Na śmierć zapomniał, że jest niewierzący.
Widzicie, ta mała dziewczynka, która być może nie wiedziała nawet, gdzie jest Jerozolima, okazała Panu Jezusowi wielką miłość, chciała udzielić Mu pomocy, chciała Go obronić. Możemy śmiało powiedzieć, że „niebolot”, którym podróżowała Ania miał naprawdę wspaniały silnik, bo jego właścicielka miała wielką wiarę. Wiara jest podstawą naszego życia, jej symbolem jest krzyż. Dlatego też krzyż jest podstawą, na której budujemy nasz „niebolot”.
Krzyż to znak naszej wiary, to silnik naszego życia i naszego „niebolotu”. Z tego podstawowego elementu wywodzą się inne części naszego duchowego pojazdu, np. kierownica, hamulec itd.
Co jest naszą kierownicą, co kieruje naszym postępowaniem, naszym zachowaniem?
Nasze myśli, pragnienia, zamierzenia i postanowienia kierują naszym życiem i naszym „niebolotem”. Nasz pojazd poleci tylko tam, dokąd my go skierujemy. Poleci do nieba, do Pana Jezusa, jeżeli my tak postanowimy, jeżeli my tego zapragniemy. Pokonamy wówczas wszelkie trudności, wszelkie przeszkody i nikt ani nic nas nie zatrzyma.
Jeżeli zapomnimy o Panu Bogu, jeżeli się od Niego odsuniemy, albo jeszcze gorzej, jeżeli się od Niego odwrócimy, to nasz „niebolot” zboczy z drogi i nigdy nie dotrzemy do celu, nie dotrzemy do nieba, bo nasze serduszka pozostaną puste, bo nie zamieszka w nich Pan Jezus. Nasze myśli, nasze pragnienia są w naszych sercach, dlatego serce będzie znakiem kierownicy naszego „niebolotu”.
Mamy już silnik, mamy kierownicę, dwa bardzo ważne elementy każdego pojazdu. Przydałyby się jeszcze koła, albo może lepiej skrzydła, które oderwą go od ziemi i uniosą wysoko.
Kiedy człowiek może oderwać się od codziennych spraw, kłopotów w szkole, klasówek czy innych zmartwień? Kiedy może poczuć się lekki, jakby odrodzony? Wówczas gdy się szczerze i serdecznie pomodli. Kiedy porozmawia z Panem Bogiem, kiedy opowie Mu o swoich troskach, niepokojach, niepowodzeniach. Pan Bóg nieustannie czeka na naszą modlitwę, czeka aby pospieszyć nam z pomocą w każdej potrzebie. Musimy tylko o tę pomoc poprosić, musimy też na nią zasłużyć.
Pewnego razu ojciec obserwował swojego synka, który próbował unieść i przesunąć wazon z kwiatami. Wazon był ciężki, a chłopczyk był małym brzdącem. Wysilał się, sapał, mruczał coś pod nosem, stękał, próbował na wszelkie sposoby, jednak nie udało mu się przesunąć wazonu ani o milimetr. Po wielu próbach maluch zrezygnował.
Czy spróbowałeś już wszystkich możliwości? - Zapytał ojciec.
Tak - odparł chłopiec.
A ja uważam, że nie - zaprotestował ojciec - ponieważ nie poprosiłeś mnie o pomoc.
Z tego opowiadania możemy wyciągnąć jeden bardzo ważny wniosek, że każde dziecko może zwrócić się o pomoc do swojego ojca, a tym bardziej może zwrócić się o pomoc do naszego wspólnego Ojca Niebieskiego, do Pana Boga, który nas bardzo kocha. Za tę miłość powinniśmy okazać naszą wdzięczność.
Dawno temu w północnych Włoszech, w wielkim mieście Turynie żył św. Jan Bosko. Prowadził on zakład wychowawczy dla chłopców. Były ich tam setki, a wśród nich był Dominik Savio. Któregoś dnia podczas lekcji nauczyciel stwierdził, że nie ma Dominika. Co się stało? Dominik nigdy się nie spóźniał. Już lekcja się skończyła a Dominika ciągle nie ma. Szukają go po całym domu. Na próżno. Dominik przepadł. Już czas na obiad. Zaniepokojeni wychowawcy powiadamiają o tym księdza J. Bosko.
Bądźcie spokojni, Dominik się znajdzie - odpowiada ks. Bosko.
On znał Dominika, wiedział gdzie go szukać. Po obiedzie udał się wraz z wychowawcami do kościoła. Za głównym ołtarzem było trochę miejsca, gdzie nikt Dominika nie szukał. On tymczasem ze złożonymi rękami na piersiach, z oczami wpatrzonymi w tabernakulum odbywał swoje dziękczynienie - modlitwę po Komunii św. Zapomniał o całym świecie. Ks. Bosko podszedł do niego i dotknął go lekko. Dominik zbudził się jakby ze snu.
Przepraszam¸ trochę się zamodliłem. Zaraz chyba będzie ósma godzina. Muszę się spieszyć, bo mógłbym spóźnić się na lekcje.
Ks. Bosko pokazuje zegarek. - Dominiku nie ósma, ale druga po południu. Lekcje już się skończyły.
Dla tego chłopca pogrążonego w modlitwie czas się zatrzymał. Kilka godzin spędzonych na modlitwie było dla niego jedną chwilą. Tak kochał Pana Jezusa, tak wiele miał Mu do powiedzenia. Drogie dzieci, bądźcie takimi Dominikami. Postarajcie się, aby wasza modlitwa była równie głęboka.
Kiedy się modlimy, to składamy nasze ręce. Tak więc złożone ręce stają się znakiem naszej modlitwy, ale kiedy je rozłożymy, to wyraźnie przypominają skrzydła. Dlatego nasza modlitwa służy nam za skrzydła w naszym „niebolocie”.
Całkiem nieźle prezentuje się nasz „niebolot”. Ale to oczywiście nie koniec. Brakuje nam jeszcze dwóch elementów, aby nasz „niebolot” był gotowy. Każdy pojazd musi przecież mieć hamulec, aby był bezpieczny i światła, aby był widoczny.
Hamulec jest bardzo ważnym urządzeniem, bo on pozwala nam uniknąć wielu niebezpieczeństw. Kiedy „niebolot” zbliża się do jakiejś przeszkody, musimy go zatrzymać, musimy powiedzieć sobie - stop. Zupełnie tak samo musimy się zachować w naszym codziennym życiu. jeżeli chcemy zrobić coś złego, coś niedobrego, coś co zaszkodzi nam samym albo komuś innemu, musimy tego unikać, powstrzymywać się, czyli wykazać silna wolę. Silna wola broni nas przed złymi, grzesznymi uczynkami. Jest naszym hamulcem i jednocześnie jest hamulcem naszego „niebolotu”. Nie zawsze przychodzi to łatwo. Trzeba się wykazać pewną dorosłością, dojrzałością.
Kiedy Krzysio skończył 7 lat, poszedł do szkoły. Szkoła była bardzo blisko jego domu, tak więc chłopczyk często sam wracał po lekcjach. Zatrzymywał się wówczas obok sklepu z zabawkami i całymi godzinami oglądał wystawę. Bo na tej wystawie była przepiękna, kolorowa karuzela, nakręcana małym kluczykiem. Krzysio bardzo pragnął mieć taką zabawkę, ale była ona bardzo droga. Pewnego razu spotkał przed sklepem starszego, nieznajomego chłopca. Powiedział mu o swoim marzeniu, o karuzeli.
Jeżeli nie jesteś tchórzem i mazgajem to ta karuzela będzie twoja - powiedział nieznajomy.
Nie jestem tchórzem - szybko odparł Krzysio.
Zobaczymy czy to prawda. Wejdźmy do środka, ja zagadnę sprzedawcę, a ty zabieraj karuzelę i w nogi - oznajmił nieznajomy chłopak i wepchnął Krzysia do sklepu. Podszedł do lady i zaczął rozmowę.
Krzysio stał osłupiały. Mógł wziąć karuzelę i wyjść ze sklepu niezauważony. Przez jedną chwilę nie wiedział co robić. Ale coś mu mówiło, że tak nie wolno, że to zły uczynek, że to nie uczciwe. Wybiegł ze sklepu, nie spojrzawszy już nawet na karuzelę. Na ulicy dogonił go starszy chłopiec.
Jesteś największym tchórzem jakiego widziałem i największą beksą, maminsynkiem - powiedział do Krzysia.
Wieczorem Krzyś nie mógł zasnąć: tchórz, beksa, maminsynek - dźwięczało mu w uszach.
Co ci jest? - Zapytała go mama.
Nic, bronił się początkowo chłopczyk, ale potem opowiedział o swojej przygodzie.
Nie jesteś ani tchórzem, ani beksą - zawyrokowała mama. Jesteś bardzo dobrym chłopcem i jestem dumna z twojego zachowania.
Czy wiecie dlaczego mama Krzysia była dumna? Bo jej mały synek wykazał niezwykle silną wolę. Nie dał się namówić do złego. Umiał powiedzieć sobie - stop. Umiał zahamować.
Popatrzcie, jak pięknie prezentuje się nasz „niebolot”. Ma silnik (krzyż), ma kierownicę (serce), ma skrzydła (dłonie), ma też hamulec. Wszystkie te elementy możemy przedstawić jedynie za pomocą znaków. Ale o każdym z nich możemy się czegoś dowiedzieć na podstawie naszego zachowania. Nasze zachowanie, nasze postępowanie jest takim widocznym sygnałem, który przekazujemy innym ludziom.
Pojazdy, które spotykamy na naszych drogach, mają kierunkowskazy, takie migające żółte światełka, które pokazują dokąd dany pojazd zamierza skręcić, czyli dokąd zmierza. W naszym „niebolocie” takimi kierunkowskazami są nasze uczynki, to one pokazują innym dokąd zmierza nasz „niebolot”, czyli my sami. Kierunkowskazy te świecą tylko wówczas, gdy my dajemy świadectwo naszej wiary.
Zdarza się czasem nawet dzieciom, że ktoś namawia je, by wyrzekły się swej wiary w Chrystusa. Takie właśnie wydarzenie opisuje H. Sienkiewicz „w Pustyni i w puszczy”. Polski chłopiec, Staś Tarkowski, znalazł się wśród wojsk mahometańskich w Sudanie. Ich wód Mahdi wzywa go i proponuje mu by stał się muzułmaninem.
Czy chcesz przyjąć moją naukę? - pyta.
Staś odpowiada, że nie może przyjąć nauki, której nie zna.
To ją poznasz - mówi Mahdi. Na to Staś:
Gdybym przyjął, uczyniłby to ze strachu, jak tchórz i człowiek podły. A czy zależy ci na tym aby twoją wiarę wyznawali tchórze i ludzie podli? Ja jestem chrześcijaninem, jak i mój ojciec.
Staś wiedział, że odrzucając mahometanizm, naraża się na niełaskę muzułmanów, a może nawet na więzienie. Znajomy Grek chciał go ratować i proponował by tylko na zewnątrz przyjął religię Mahometa, a w sercu pozostał chrześcijaninem. Staś odrzucił tą jego niegodną obłudę. Mimo to jednak zdołał się uratować, zarówno on jak i jego towarzyszka Nel. Staś postąpił zgodnie z nauką Pana Jezusa: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a duszy zabić nie mogą (Mt 10,29). Nasze dusze bowiem i nasze zbawienie ważniejsze są nawet od życia ciała.
Piękny dowód swojej wiary dał Staś Tarkowski. Nie wyrzekł się Pana Jezusa nawet dla ratowania własnego życia. Mam nadzieję, że żadne z was nie znajdzie się w takiej dramatycznej sytuacji, w jakiej znalazł się nasz bohater. Ale to wcale nie znaczy, że wy nie macie okazji, czyli możliwości pokazania jak bardzo kochacie Pana Jezusa i jak silna jest wasza wiara. Każdego dnia możecie (a nawet powinniście) dawać świadectwo waszej wiary poprzez uczestnictwo we Mszy św., modlitwę, spowiedź, udział w rekolekcjach, posłuszeństwo wobec rodziców, pomoc udzielaną drugiemu człowiekowi, znak krzyża, który czynicie, medalik, który nosicie na piersi itd. nasze dobre uczynki oświetlają nasz „niebolot” i czynią go widocznym z daleka.
Pomyślcie jaki cudowny pojazd udało nam się stworzyć. Pojazd, który unosi nas do Pana Jezusa, naszego najwierniejszego przyjaciela, naszego nauczyciela i opiekuna.
Ale muszę wam powiedzieć, że jest to pojazd bardzo delikatny. Wystarczy, że zaniedbamy nasze obowiązki np. przestaniemy się modlić, albo zaczniemy opuszczać Msze św. a nasz „niebolot” zaraz zacznie się zmniejszać i będzie coraz mniejszy, mniejszy aż w końcu może zupełnie zniknąć.
Aby tak się nie stało, trzeba każdego dnia pamiętać o Panu Bogu, modlić się i sumiennie wypełniać swoje obowiązki. Trzeba chodzić do kościoła i na lekcje religii, przystępować do spowiedzi i Komunii św.
Jeżeli codziennie okażecie Panu Jezusowi swoją miłość, jeżeli postaracie się być lepszymi, to wasz „niebolot” będzie coraz większy i coraz piękniejszy. Im więcej dobrych uczynków, tym większą radość sprawicie naszemu dzisiejszemu gospodarzowi, Jezusowi Chrystusowi.