7. Spotkanie


W Internecie były same bzdury typu:

 

Boisz się wampirów ? U nas odstraszający czosnek !

 

Czytając takie oferty, o ile można to tak nazwać, tłumiłam w sobie śmiech. Sprawdzałam wszystkie strony po kolei. Aż w końcu moją uwagę przykuł zachęcający nagłówek, a mianowicie Wampiry od A do Z . . . Taki nagłówek nie mógł mnie zawieść.

Na stronie głównej widniał obrazek przedstawiający wampira - zupełnie nie podobnego do Edwarda ani żadnego z jego rodzeństwa. Przede wszystkim nie mieli kłów.

Już miałam nacisnąć czerwony krzyżyk, gdy moją uwagę przyciągnął pewien link. Miał mnie ponoć zaprowadzić do strony, gdzie będą mi opisane różne wampiry. Kliknęłam. Pokazała się dość skromna strona. Widniały na niej tylko 2 cytaty. Nawet ich nie czytałam. Przewinęłam stronę w dół. Były tam wypisane pionowo wszystkie imiona wampirów z przeszłości. Kliknęłam na jedno z imion. Było tam tylko napisane, że kiedyś jego żona skaleczyła się w palec, a ten wypił z niej całą krew. Został ukarany przed `dowództwo` Volturich mieszkających we Włoszech.

Przeczytałam historię jeszcze kilku wampirów i zrezygnowana wyłączyłam komputer. Było już późno, więc poszłam się umyć. Trochę zdołowana położyłam się w łóżku. Szybko zasnęłam. Oczywiście znów miałam koszmary, a w nich Jacob, który chciał mnie przed czymś chronić i Edward z kłami do połowy szyi. 

Obudziłam się z krzykiem. Nie mogłam dojść jeszcze do siebie. Przede wszystkim nie mogłam uwierzyć w to, że Edward jest wampirem. Jak to było możliwe ?! A może to wszystko było tylko snem ? Jednak pewna część mnie wiedziała, że to prawda. Przecież normalny człowiek tak nie wygląda. Nie jest tak przystojny, biały, silny, szybki . . .

Zwlokłam się z łóżka i poszłam wziąć prysznic. Po porannych przygotowaniach zeszłam na dół do kuchni. Zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Wszystko robiłam jak w jakimś amoku. Nie podobało mi się to.

W szkole byłam stosunkowo wcześnie. Miałam czas na rozmyślania, ale nie chcą się ponownie dołować zajęłam się czytaniem podręcznika od matematyki. Nieświadomie naszkicowałam parę czarnych oczu. Przerażona tym co zrobiłam zamknęłam książkę i wrzuciłam do torby. Już miałam wstawać, gdy usłyszałam, że jakiś samochód podjeżdża pod szkołę. Podniosłam głowę. To było srebrne volvo ! Gwałtownie podniosłam się z ławki i o mało co się nie przewróciłam. Nagle usłyszałam swoje imię.

- Bello ?

- Co ? - spytałam oschle.

- Zaczekaj ! - przystanęłam.

- Nie podchodź - zaraz pożałowałam, że to powiedziałam.

- Boisz się ?

- Niby czego ?

- W takim razie pozwól zaprosić się na spacer po szkole.

- A po co ? - spytałam.

- A tak . . . - wzruszył ramionami.

- Jeszcze wczoraj się do mnie nie odzywałeś - zauważyłam - Skąd ta zmiana ?

Obróciłam się na pięcie i odeszłam. Szybko mnie jednak dogonił.

- Dobrze, przepraszam. To dasz się namówić ?

- Nie wiem.

- Proszę, bardzo mi zależy - zamruczał.

- Oh. No dobrze . . .

- Bardzo dziękuję, proszę pani.

- Bardzo proszę, proszę pana.

Zaśmiał się. Jego śmiech był niczym srebrne dzwonki.

- Przyjadę po ciebie. Osiemnasta może być ?

- Hm . . . tak.

Taki zbieg okoliczności sprzyjał mojemu nastrojowi. Dzięki temu lekcje minęły szybko. Po dzwonku wybiegłam ze szkoły w kierunku samochodu. Ale cos mnie zatrzymało. Przy moim samochodzie stał Edward.

- A co ty tu robisz ? - spytałam.

- Chciałem się upewnić, że nie zmieniłaś zdania.

- Nie, nie zmieniałam.

- W takim razie do zobaczenia.

Jechałam szybko, tak szybko na jak pozwalała mi moja furgonetka, ale i tak wróciłam późno.

Wbiegłam do domu - Charli już wrócił.

- Ostrożnie, chyba nie chcesz znowu złamać nogi !

- Nie. Wybacz tato - umówiłam się z . . . Jessicą i trochę mi się spieszy.

- Dobrze dobrze.

Wbiegłam na górę. Wzięłam ekspresowy prysznic i pobiegłam się przebrać. Nie miałam za dużo ubrań i ciężko mi było cokolwiek wybrać. Zdecydowałam się na zieloną bluzkę i jeansy. Skontrolowałam czas - była 17.30.

- Okej - przejrzałam się w lustrze.

Już spokojniej zeszłam na dół.

- Bello ? - zawołał Charli.

- Tak ?

- O której wrócicie ?

- Nie wiem. O dwudziestej ?

- Dobrze . . .

Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. W oczy rzuciła mi się książka.

- Sonety ? - zdziwiłam się, ale z braku czegokolwiek innego do roboty pogrążyłam się w Szekspirze. Nawet nie zauważyłam, kiedy minęło pół godziny. Usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Oh . . . To Jesicca. Pa tato !

- Bawcie się dobrze !

- Dzięki.

Otworzyłam drzwi. Stał nich Edward opierając się noszlancko o ścianę. Szybko zamknęłam drzwi i popchnęłam go na podjazd.

- Jesteś Jessicą, więc lepiej żeby Charli cię nie zobaczył - wyjaśniłam.

- Aha, rozumiem - powiedziała obojętnym tonem, ale widziałam, że trzęsie się ze śmiechu.

- No i z czego się śmiejesz ?

- Nie śmieję się.

- Mhm - powiedziałam z sarkazmem.

- Nie dąsaj się tylko wsiadaj.

- Oh dobrze . . . Już dobrze . . .

Uśmiechnął się i otworzył mi drzwiczki.

- Dokąd jedziemy ?

- A dokąd byś chciała ?

- Hm . . . może tu, do parku ?

- Dobrze.

Jechaliśmy w milczeniu. W końcu przerwałam ciszę.

- Skąd ta zmiana ?

- Jaka ?

- Ta, że postanowiłeś się do mnie odezwać. No i zapraszasz mnie na spacer . . .

- Trudno mi cię ignorować.

Gdy tylko to powiedział, pomyślałam, że chce mnie zjeść, ale szybko odgoniłam tę myśl.

- Kim ty jesteś, do cholery ?

- Co masz na myśli ?

- Normalny człowiek tak nie wygląda - pożaliłam się.

- Masz jakieś propozycje ?

- Powiem ci jak dojedziemy.

- Już jesteśmy. Czekaj.

Pochylił się i nacisnął klamkę. O nie ! Zdecydowanie na taki kontakt nie byłam przygotowana.

- Dzięki - bąknęłam.

- Proszę - odpowiedział najwidoczniej zadowolony z siebie.

Wysiadłam z samochodu.

- Powiedz mi teraz.

- Hm . . . - zawahałam się - myślałam, że jesteś na sterydach, ale zastanawiała się, czy nie jesteś przypadkiem kopią spidermana. Nie ugryzł cię kiedyś radioaktywny pająk ?

- Kryptonitu tez nie biorę - zaśmiał się głośno.

- Ale . . .

- Ale co ?

- Nie tam . . .

- Już nie będę się śmiał.

- Ewentualnie gniewał.

- A co ? Aż tak źle ?

- Chyba . . .

- Mów . . . jestem przygotowany na najgorsze.

- No więc . . . mam kolegę - mieszka w La Push. Mój tata zaprosił ich niedawno do nas do domu i ten . . .

- Powiedział ci - to nie było pytanie, ale musiałam coś odpowiedzieć.

- Tak - szepnęłam.

- Odpowiem na twoje pytania.

- Dlaczego . . . słyszałam ! - usprawiedliwiłam się widząc jego spojrzenie - możesz pokazywać się w dzień ?

- To mit - zachichotał.

- Słońce was nie spala ?

- Też mit.

- A spanie w trumnach ?

- Mit . . . ja nie śpię . . .

- Wcale ?

- Nigdy.

Odebrało mi mowę.

- Nie spytałaś, czy naprawdę piję krew.

- Ah . . .

- Nie interesuje cię moja dieta ?

- Eee . . . Jacob coś wspominał . . .

- No i ?

- Że ponoć pijecie ludzką krew, ale wy - wskazałam głową na Edwarda - ograniczacie się do zwierząt.

- Chłopak ma dobrą pamięć . . . - powiedział bardziej do siebie niż do mnie.

- Mogę cię o coś spytać ?

- Zależy . . .

- Dlaczego tego pierwszego dnia tak się zachowywałeś ? No i miałeś wtedy takie . . . czarne oczy . . . A kiedy po tej przerwie przyszedłeś do szkoły miałeś takie jak dziś - złote.

- Tego pierwszego dnia . . . - zaśmiał się - po prostu . . . byłem głody . . . A twoja krew - chyba najwspanialsza jaką czułem . . . miałem ochotę cię zabić rozumiesz ? - z przerażeniem w oczach wpatrywał się we mnie - No i te oczy . . . tak mamy - gdy jesteśmy po polowaniu są złote, gdy mija trochę czasu . . . za dużo czasu . . . są czarne . . . brzydzę się wtedy siebie . . .

Żeby go pocieszyć chciałam dotknąć jego ręki, ale nie byłam pewna czy dobrze to przyjmie. Widziałam jednak ból w jego oczach, nie mogłam go nie pocieszyć. Chwyciłam jego dłoń i poklepałam po wierzchu.

- Dzięki - uśmiechnął się.

- A ten wypadek ? Czemu kłamałeś ?

- A jak myślisz ? Nie mam ci tego za złe, że dowiedział się od tego tam . . . Jacoba . . . ale gdybyś dowiedziała się ode mnie nigdy bym sobie tego nie wybaczył . . . Carlisle bardzo pomógł mi w byciu tym, czym jestem teraz . . . Nie mógłbym zdradzić tajemnicy . . . Czułbym się jak wygnaniec . . .

- Aha - tylko na taka odpowiedz było mnie stać. Spuściłam głowę i zobaczyłam, że nadal trzymam Edwarda za rękę. Natychmiast ją puściłam.

- Boisz się mnie ? - spytał ze smutkiem.

- Nie - skłamałam.

- Chyba lepiej będzie, jeśli przestaniemy się spotykać.

- Czemu ?

- Stanowię dla ciebie zagrożenie Bello ! A poza tym . . . jeśli jest to coś poważnego . . . Jeszcze ja . . . jakoś to zniosę ! Ale ty ?!

Zrobiło mi się przykro. Jego słowa bardzo raniły, a po policzkach ciekły łzy. Do tego zrobiło mi się zimno i zaczęłam dygotać.

- Zimno ci ?

- Trochę - wyjąkałam.

- Nie masz kurtki ?

Pokręciłam głową.

- Proszę - zdjął swoją i założył mi na plecy. Pomimo tego, że Edward nie wydawał mi się dobrze zbudowany, myliłam się, był bardzo dobrze zbudowany. A jego kurtka, a nosił ją przez cały czas była zimna i pięknie pachniała. Z pewnością nie były to żadne perfumy.

- Zależy ci ? - spytał po chwili ciszy.

- Na czym ?

- Na tym, żebym nie zrywał z tobą kontaktów . . .

- Jeśli to ma w czymś pomóc - zatrząsł mi się głos, bo nadal płakałam.

- Bello, posłuchaj - wziął moją twarz w obie dłonie - Płaczesz ?

- Nie - szybko się uwolniłam.

- Widzę że . . . Oh Bello !

- To nie moja wina . . .

- Tak, masz rację. To tylko i wyłącznie moja wina !

- Nie ! Edwardzie . . . nie o to mi chodziło . . .

- A o co ?

- Chodziło o . . . ale to nie ma żadnego sensu !

- Jedźmy już - rozkazał i pociągnął mnie za sobą do samochodu.

Widziałam, że jest zły. Zły na mnie. Nie mogłam pohamować łez. Było mi tak przykro. Jego słowa bardzo mnie zraniły. Liczyłam chociaż na przyjaźń, a on chciała zerwać ze mną kontakt.

- Eh . . . - westchnęłam, przy czym zadrżał mi głos i nie uszło to uwadze Edwarda.

- Płaczesz ?

- Nie . . . - wytarłam pospiesznie łzy.

- Przecież widzę - odparł zażenowany.

- Myślałam . . .

- Że co ?

- Nie ważne . . .

Po chwili milczenia Edward się odezwał.

- O czym myślisz ?

- O wszystkim . . .

- A konkretnie ?

- O tobie . . .

- O mnie, mówisz ?

- A ty ?

- O niczym . . .

- Rozumiem - powiedziałam z sarkazmem.

- A ja nie . . .

- Nie rozumiem.

- Zdecyduj się ! - zachichotał.

- Ha ha. No, to czego nie rozumiesz ?

- Dlaczego jesteś taka . . .

- Jaka ? - zbił mnie z tropu.

- Nie mogę czytać ci w myślach . . .

- Co ?!

- Spokojnie . . .

- Spokojnie ?! Mówisz: nie mogę czytać ci w myślach i uważasz, że będę spokojna ?!

- Spokojnie - powtórzył i wziął mnie za rękę - zatkało mnie - Każdy . . . no . . . nie każdy . . . wniósł coś ze sobą z poprzedniego życia. Ja umiem czytać w myślach, ale tobie jednej nie. I to mnie zastanawia.

- Wiedziałam ! - krzyknęłam - Wiedziałam, że coś jest ze mną nie tak !

- No nie . . . ona się przejmuje, że jest wariatką . . . a ja tu słyszę w głowie głosy ! Oczywiście ! - zaśmiał się.

- Edward ? - zmieniałam temat, ale to, do czego zmierzałam na pewno nie przyniesie nic dobrego . . .

- Tak ?

- Czy naprawdę . . . Nie możemy się przyjaźnić ?

- To i tak za wiele . . .



Wyszukiwarka