Sens ślubu / 30 styczeń 2008
Zofia Milska-Wrzosińska
"Nie potrzebujemy papierka" - mówią przeciwnicy formalizowania związków. Są zdecydowani na wspólne mieszkanie, łóżko i finanse, ale nie chcą stanąć przed ołtarzem. Choć może się to wydawać paradoksem - ślub ma dla nich znaczenie.
Gabinety terapeutów małżeńskich odwiedza coraz więcej osób, które żyją w związkach nieformalnych. To bardzo ciekawe zjawisko - para nie legalizuje wprawdzie związku, a jednak uważa go za na tyle trwały i ważny, by nad nim pracować. Psychoterapeuta, zbierając wstępne informacje, na ogół pyta partnerów o przyczyny niezawarcia ślubu. Czasem pytanie takie wywołuje zdziwienie albo dezaprobatę - może wtedy paść odpowiedź w tonie cokolwiek lekceważącym: „Ależ proszę pani, przecież to zupełnie bez znaczenia”.
Najczęściej przeciwnicy sformalizowania związku głoszą, że znaczenie ma samo uczucie i nie ma co go sankcjonować w urzędzie albo w świątyni. Ich zdaniem ten krok - złośliwie nazywany obrączkowaniem - nie gwarantuje przecież trwałości związku, więc się nie liczy. Taki światopogląd bywa jednak kamuflażem głębokich, osobistych wątpliwości. Bo przecież gdy jakaś konwencja jest nam zupełnie obojętna, to ze względu na innych raczej jej przestrzegamy, niż z nią walczymy. Jeśli dla kogoś nie ma znaczenia, jak się ubierze na pogrzeb, to i tak założy coś stonowanego, a nie kreację w neonowych barwach. Ci, dla których ślub rzeczywiście nie jest istotny, biorą go bez wahań, problemów i kosztów psychicznych. Po prostu dostosowują się do powszechnej konwencji. Natomiast dla osób, które ślubu unikają, jest on właśnie bardzo ważny - wywołuje wiele silnych, sprzecznych i nierzadko trudnych uczuć i wyobrażeń.
Ślubna powściągliwość na ogół nie jest równie mocna u obu stron. Gdy rozmawia się z partnerami oddzielnie, to zazwyczaj okazuje się, że jeden z rezygnacją i niekiedy wbrew sobie dostosowuje się do decyzji drugiego, który stawia weto. Ale dlaczego właściwie ktoś zdecydowany na wspólne mieszkanie, łóżko i finanse wzdraga się przed ślubem?
Zawarcie małżeństwa to publiczne, formalne zobowiązanie się do tworzenia monogamicznego, stabilnego związku z konkretną osobą przeciwnej płci. Są ludzie, dla których złożenie takiej obietnicy jest bardzo dużym wyzwaniem.
Najprostszym powodem niechęci do zawarcia małżeństwa może być świadoma lub nieświadoma wątpliwość dotycząca partnera. Ideologia „nie potrzeba nam papierka” służy ukryciu faktu, że nie jest się pewnym swojej decyzji o związku na tyle, by potwierdzać to ślubem. Jednak zadziwiająco wielu przeciwników małżeństwa zmienia zdanie, gdy pojawia się nowy, ekscytujący obiekt uczuć. Rozmawiałam z czterdziestoletnim mężczyzną opuszczonym przez młodszą o kilka lat partnerkę, z którą był bardzo długo. Kobieta ta zawsze głosiła niechęć do ślubu, twierdząc, że słowa „mąż” i „żona” zabijają erotyzm, że ani ksiądz, ani urzędnik nic nie mają do jej miłości. Gdy jednak poznała kogoś nowego, szybko zdecydowała się na tradycyjną, religijną ceremonię zaślubin. Mój pacjent czuł się oszukany. Okazało się, że źródłem oporu tej kobiety nie była niechęć do konwencji - ona po prostu nieświadomie czekała na innego mężczyznę.
Niekiedy ślub kojarzy się z ograniczeniem i ubezwłasnowolnieniem. Niektórzy mężczyźni są kochającymi partnerami, a nawet ojcami rodzin, ale gdy pod presją partnerki godzą się wreszcie na wyznaczenie daty ślubu, popadają w nieufną wrogość. Zamiast radosnego oczekiwania przejawiają bierny opór i ponurą desperację, a na wszelkie pytania odburkują: „To już tam sobie rób, jak uważasz”. Efekt jest taki, że narzeczona odwołuje ceremonię i zrywa. Wtedy jednak po swojemu kochający partner próbuje ją przebłagać. Ustalają nowy termin ślubu - i historia się powtarza. Znam parę, która przeszła sześć takich cykli, i w końcu zaimprowizowany ślub odbył się za granicą, w tajemnicy przed najbliższymi.
Ślub można rozumieć jako potwierdzenie wiary i nadziei. Wiary, że podejmujemy dobrą decyzję, oraz nadziei, że dzięki temu nasze życie będzie dobre. Niektórzy ludzie nie mają jednak ani wiary, że mogą być naprawdę kochani, ani nadziei, że bliskość przetrwa. Ich związek może istnieć dopóty, dopóki nie staną wobec perspektywy formalnego aktu ufności, jakim jest ślub. Wtedy uruchamia się ich ukryty, ale ogromny lęk. Wzdragając się przed ślubem, próbują chronić swój związek przed niszczącą siłą własnego pesymizmu.
Ceremonia ślubna to publiczne objawienie spraw intymnych, potwierdzenie seksualnego aspektu związku, deklaracja zaangażowania na długi czas, a nawet na całe życie. Przysięgę przed reprezentantem społeczeństwa można przeżywać jako naruszenie prywatności i inwazję zewnętrznego świata w życie osobiste. Ta niechęć może być psychologicznie zrozumiała, ale czasem przezwyciężenie jej - i innych źródeł ślubnego oporu - to wyraz miłości. Miłość to przecież również gotowość do pracy nad swoimi wewnętrznymi ograniczeniami.