Teoria chaosu, teoria chaosu 7


Ohayo! ^_^

 

W końcu z dumą mam zaszczyt przedstawić wam rozdział VII, który jest z pewnością najdłuższym jaki do tej pory napisałam. Nie ukrywam, że miałam z nim pewne problemy więc prosze postarajcie się docenić! ;) Kolejna sprawa... Jutro wyjeżdżam i wróce dopiero za tydzień więc przez ten czas nie będą się pojawiać żadne nowiny :(

 

Dziękuje za wszystkie komenty w poprzedniej notce i zapraszam do czytania! ^_^

 

***

 

*Klucz do koszmaru*

 

     Był wczesny poranek, a dzień już zapowiadał się dużo lepiej niż poprzedni. Ciemne chmury zniknęły z nieba by ustąpić miejsca ciepłym promieniom słońca. Świat ponownie budził się do życia po deszczowej nocy. Miejscowe ptaki rozpoczęły już swój codzienny rytuał i swoimi śpiewami radośnie witały nowy dzień.

Zelgadis powoli wracał do rzeczywistości. Zajęło trochę czasu zanim całkowicie odpędził od siebie wszystkie marzenia senne, w których znów mógł wyglądać normalnie. Kiedy w końcu się to udało i chłopak się przebudził, postanowił mimo to nie otwierać oczu. Chciał jeszcze przez chwilę zatrzymać panujący wokół spokój. Dobrze wiedział co zastaną kiedy dotrą do Saillune. Będzie na nich czekał szalony ojciec Amelii, a wraz z nim mnóstwo zamieszania. Służba biegająca w tę i we wtę, a wszystko po to, aby jak najlepiej ugościć przybyszy. A i przybysze nie byle jacy. W końcu powraca księżniczka Saillune, co jak przypuszczał Zelgadis, niestety spowoduje jeszcze więcej zamętu. Chłopak czuł w głębi siebie, że jakoś nie pasowałby do takiego życia. W sumie to dziwił się, że Amelia tam wytrzymuje. A mając takiego ojca to musiało być już w ogóle utrudnione. Facet ma chyba jeszcze większego bzika na punkcie szerzenia sprawiedliwości niż sama Amelia i kocha nad życie swoją córkę...
Ta ostatnia uwaga skierowała myśli Zelgadisa na nowy tor. Może życie księżniczki nie było aż tak straszne jak myślał? Miała kogoś kto ją kochał. A on? On był sam...

- Ach zobacz Gourry! Czy oni nie wyglądają słodko? - zabrzmiał nagle głos Liny.

Zelgadis szybko otworzył oczy chcąc dowiedzieć się o czym mówi ruda. Wtedy zobaczył przed sobą siedzącą Linę i Gourry'ego, którzy (ku jego zdziwieniu) wpatrywali się właśnie w niego! W niego i... Amelię?! Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nadal przytulał do siebie śpiącą dziewczynę, która aktualnie wtulona była w jego ramię.

- Uroczo! - odpowiedział jej Gourry, wpatrując się w tamtym kierunku maślanym wzrokiem i podpierając głowę na rękach.

- I kto by pomyślał, że nasz wredny Zel jest w stanie wykazać się odrobiną ludzkich uczuć? Przez jakiś czas nawet się bałam, że ten demon, z którym cię zmieszano przejął jednak tą większą połówkę - stwierdziła Lina uśmiechając się cynicznie.

Tymczasem Zelgadis odsunął się od śpiącej Amelii tak szybko, że ta zsunęła się uderzając głową o ziemię. Zrezygnowana otworzyła oczy i dotknęła zbolałego miejsca. Po krótkich oględzinach wykryła między włosami wielkiego guza, który za nic nie chciał się zmniejszyć.

- Cooo znoowuu? - jęknęła przeciągle patrząc na pozostałych.

- Ech Zel, ty jak zwykle musisz wszystko zepsuć! - obruszyła się Lina wstając z ziemi.

- I to mówisz panna siejąca wokół siebie totalne zniszczenie... - chłopak odburknął jej pod nosem otrzepując swój płaszcz.

- Mówiłeś coś?!

- A co walniesz we mnie jakimś ze swoich zaklęć? - ironiczny uśmieszek pojawił się na jego twarzy.

- Już po tobie! - zagroziła Lina szykując się do jednego ze swoich najlepszych zaklęć. Całe szczęście, że w tym momencie oprzytomniała Amelia, która zdążyła powstrzymać rudą w pół ruchu.

 - Amelio zostaw mnie! On musi pożałować swojej bezczelności! Może wtedy nauczy się jak powinno zwracać się do damy!

Cała ta szamotanina pewnie trwała by jeszcze jakiś czas, gdyby nie głośne westchnienie Gourry'ego, które zwróciło uwagę wszystkich. Blondyn siedział na ziemi i nadal wpatrywał się w miejsce, w którym wcześniej spali Zel i Amelia.

- Yyy Gourry? Gourry co ty właściwie robisz? - zapytała Lina wyrywając się z uścisku Amelii.

- No, przecież sama mówiłaś, że wyglądają słodko? - odpowiedział chłopak po czym wykonał kolejne demonstracyjne westchnienie mające wyrazić jego podziw.

- No tak, ale... - spojrzała na Amelia i Zelgadisa - Gourry, ale o kim ty mówisz?

- Lina masz gorszą pamięć ode mnie! Mówię przecież o tych dwóch ślimakach, które oglądaliśmy dziś rano!

- Cooooo?! - wrzasnęła ruda.

Ślimaki chyba jako jedyne potrafiły przestraszyć potężną Linę Inverse. Przestraszyć? Nie, to mało powiedziane one ją przerażały! I faktycznie na starym pniu drzewa siedziały dwa małe szkodniki z mistycznie zdobionymi skorupkami, którym Gourry przyglądał się z zachwytem.

- Zabierz to! - wrzasnęła Lina wskazując na nie palcem i przytupując z nogi na nogę.

- Panno Lino, o co tyle krzyku? To tylko dwa malutkie ślimaki - powiedział Kazuki zdejmując je z drzewa i odkładając gdzieś, gdzie Lina nie mogła ich zobaczyć.

- Nawet nie wyobrażasz sobie, co one potrafią zrobić! I są takie ohydne!

- Naprawdę czasem wydaje mi się, że jesteś z innego świata - stwierdził Zelgadis kiwając głową z dezaprobatą - Czy możemy już ruszać dalej?

- A śniadanie?!

    Kiedy dotarli do Saillune słońce chowało się już za horyzontem. W blasku zachodzącej gwiazdy całe miasto wydawało się być jeszcze piękniejsze. Promienie słońca tańczyły na ulicach, a wszystko wokół mieniło się tysiącem świateł. Nawet szkło rozbite na ulicy wyglądało jak diamenty.

- Późno już - stwierdził Kazuki.

- Bylibyśmy tutaj wcześniej gdyby nie ciągłe postoje na posiłek! - powiedział zirytowany Zelgadis.

- Zel i czego się denerwujesz? Przecież moje moce nie biorą się z powietrza! Muszę skądś mieć siły do walki - odpowiedziała Lina klepiąc się po brzuchu.

- Ach, nie wątpię! Przy takiej ilości jedzenia jaką pochłaniasz mogłabyś spokojnie dać radę całej armii wojska! - odgryzł się Zelgadis.

- Nie zaczynaj ze mną dobrze ci radzę - przymrużyła oczy, a jej brew drgnęła niebezpiecznie.

Zelgadis już miał odpowiedzieć, na szczęście jednak w porę zreflektował się na widok błagającej miny Amelii i po prostu wzruszył ramionami. Sam też nie chciał oglądać zagłady miasta Saillune, wielkiej stolicy białej magii.

Po pokonaniu kilku ulic znaleźli się przed królewskim pałacem. Straż, która strzegła wejścia, widząc Amelię natychmiast wpuściła ich do środka. Księżniczka z dumnie podniesioną głową wkroczyła do swojego domu, a za nią reszta towarzyszy. Stukot ich butów odbijał się echem po wielkiej sali, gdy kroczyli marmurową posadzką.

- Córeczko? - zabrzmiało nagle pytanie.

- Tatku! - Amelia już biegła w stronę swojego ojca.

- Tak się cieszę, że cię widzę! I was również - zwrócił się do pozostałych trzymając córkę w uścisku.

Dalej wszystko potoczyło się tak jak przypuszczał Zelgadis. Philionel, ojciec Amelii biegał wraz z służbą wokół gości chcąc zapewnić im wszelkie wygody. Postanowiono też wydać ucztę z okazji powrotu księżniczki. Lina natomiast, ucieszona wizją stołów zastawionych jedzeniem pomogła nawet w przygotowaniach. O ile pomocą nazywamy kierowanie Gourry'm i mówienie mu, co ma robić. Kazuki zaś zmył się szybko do komnaty pod pretekstem zmęczenia.

Po niedługim czasie wszystko było gotowe. Chybotliwe światło świec i pochodni wyciągało z cienia stoły zastawione po same brzegi najróżniejszymi przysmakami. Królewscy kucharze nie próżnowali. Po dużej sali roznosiły się smakowite zapachy pieczeni. O takim widoku z pewnością marzyli Gourry i Lina, bo natychmiast zabrali się za jedzenie.

Wieczór mijał im przyjemnie, głównie na rozmowach z Phill'em i żartach. Dowiedzieli się, co działo się w królestwie i sami opowiedzieli trochę o swojej podróży. Poza tym Phill przedstawił im nowe plany zwalczania przestępczości w mieście.

- Phill... - zaczęła nagle Lina zmieniając temat - czy słyszałeś o Księdze Chaosu? - na to pytanie wszyscy ucichli i skierowali na niego swój wzrok wyczekując w napięciu.

- Hmm...- podrapał się po głowie - Niestety wydaje mi się, że nie mogę ci pomóc Lina.

- Rozumiem - odparła zrezygnowana i sięgnęła po kolejnego pieczonego kurczaka.

- Chociaż może... - zaczął - Wydaje mi się, że kiedyś słyszałem jakąś legendę o tym, ale niestety nie mogę sobie jej teraz przypomnieć.

- Mmm... - zamyśliła się ruda przeżuwając ciągle ten sam kawałek mięsa - Trudno - dodała po chwili choć widać było, że nadal nad czymś się zastanawia.

- Już bardzo późno - zaczął Philionel - Proponuje żebyśmy zakończyli już nasze miłe spotkanie. Napewno jesteście bardzo zmęczeni. Służba wskaże wam wasze pokoje - dokończył wstając od stołu - A ciebie Amelio poproszę byś poszła ze mną do głównego gabinetu. Jest kilka spraw, z którymi powinnaś się zapoznać - zwrócił się do córki, a ta tylko przytaknęła głową.

Wszyscy wstali od stołu i zaczęli rozchodzić się we wskazanych kierunkach. Philionel natomiast ruszył ciemnymi korytarzami zamku w stronę gabinetu, za nim powlokła się Amelia.

- Tato? - zaczęła niespodziewanie.

- Tak córeczko?

- Kocham cię - powiedziała po prostu i przytuliła się do jego ramienia.

- Ja ciebie też - uśmiechnął się - Smutno tu było bez ciebie.

- Ja też tęskniłam, ale niestety jutro będziemy musieli zniknąć znowu na jakiś czas.

- Znowu wyruszacie w podróż co?

- Szukamy tej księgi, o którą pytała cię panienka Lina...

- Szkoda, że nie pamiętam tamtej legendy - zamyślił się.

- To nic tato - pocieszyła go z uśmiechem. Miała wielką ochotę zdradzić mu jaka moc kryje się w księdze, ale obiecała przecież, że nie powie nikomu o tym co ujawnił jej Kazuki. Być może niedługo będzie mogła ożywić mamę? Tata napewno byłby szczęśliwy.

- Nie martw się to zebranie nie potrwa długo - powiedział, gdy znaleźli się przed potężnymi drzwiami do gabinetu.

    Zelgadis leżał na wygodnym łóżku, w pięknej komnacie, ale jakoś nie mógł zasnąć. Wpatrywał się w cienie tańczące na ścianie i wsłuchiwał w odgłosy dochodzące zza okna. Obok jego komnaty była też sypialnia Liny, więc przez otwarte okno doskonale słyszał jej pochrapywanie i mamrotanie przez sen. Kiedy usłyszał teksty o jego własnej `niekompetencji' postanowił wstać i uciszyć to wszystko. Podniósł się powoli z łóżka i postawił stopy na podłodze, która wydała ciche skrzypnięcie. Siedział tak przez chwilę przecierając oczy po czym wstał i podszedł do okna. Czując chłodne powietrze na twarzy nagle zachciał przejść się po zamku. Odwrócił się w stronę drzwi i wyszedł cicho na korytarz by zrealizować swój spontaniczny plan. Spacerował samotnie korytarzami pogrążonymi w półmroku. Nie wiedział jak poruszać się po zamku, aby nie zabłądzić więc starał się trzymać prostej trasy. Kiedy dotarł do końca wybranego przez siebie przejścia zobaczył po swojej prawej stronie wielką bibliotekę. Znudzony wszedł do środka. Gładził palcami skórzane oprawy woluminów, gdy po chwili do jego głowy wpadł kolejny pomysł. Czemu by tutaj nie poszukać czegoś o księdze?

    Amelia szła pustym korytarzem w stronę swojego pokoju. Wszystko można było powiedzieć o zebraniu, z którego właśnie wracała, ale napewno nie to, że było krótkie! Obrady trwały dobre trzy godziny! Całe szczęście, że nie była osamotniona w swoich mękach. Towarzyszyć musiała jej cała rada. Ojciec ubzdurał sobie, że jest to sprawa nie cierpiąca zwłoki więc nakazał wszystkim tam być mimo późnej godziny! Staruszek już chyba zupełnie wariuje... Miały to być nowe reformy, o których wspominał przy kolacji. Amelia jednak nie sądziła, że pomysły ojca zmniejszą wzrost przestępczości. Sięgnęła do papierów trzymanych w dłoni by jeszcze raz przyjrzeć się pomysłowi reformy i wprowadzić do niego swoje poprawki. Wychodziła właśnie na korytarz prowadzący do komnat, gdy wpadła na kogoś... Wszystkie kartki wyleciały z jej ręki i rozsypały się po całym pomieszczeniu.

- Ej! Może byś trochę uważał?! - krzyknęła z wyrzutem jednak, gdy podniosła wzrok na osobę, w którą wcześniej wleciała natychmiast zamilkła.

- Wybacz Amelio. Masz racje nie powinienem szwendać się po zamku w środku nocy, ale nie mogłem spać - wytłumaczył Zelgadis drapiąc się po głowie zakłopotany.

- Panie Zelgadis? - zaczęła, a na jej twarzy pojawił się szkarłatny rumieniec.

- Jak tak do mnie mówisz to czuję się staro - powiedział wstając z posadzki i wyciągnął rękę do dziewczyny.

- Myślałam, że wtedy nie mówił pan na serio?

- Amelio... ja zawsze mówię na serio - stwierdził siląc się na powagę jednak w jego głosie brzmiała nuta rozbawienia.

- Tak, wiem - powiedziała z uśmiechem i chwyciła jego dłoń.

Pech chciał, że stopę postawiła na jednej z upuszczonych wcześniej kartek i gdy próbowała się podnieść to pośliznęła się na niej. Bez ostrzeżenia runęła wprost na chłopaka.

- Straszna z ciebie niezdara - zaczął Zelgadis trzymając dziewczynę w swoich ramionach.

- A z ciebie straszny zapominalski! - stwierdziła rumieniąc się cała.

- Niby czemu?

- Temu, że przed wyjściem ze swojego pokoju raczej należało by pamiętać o tym, żeby się stosownie ubrać! - chłopak tylko spojrzał po sobie i oblał się rumieńcem chyba jeszcze większym niż u Amelii. Miał na sobie tylko krótkie, czarne spodenki i koszulę, która rozpięta zwisała u jego boków. Nacodzień Zelgadis nie odsłaniał tak swojego ciała z wiadomych powodów.

- Wygrałaś - powiedział zażenowany i szybko zapiął koszule, by chociaż tę część swojego ciała ukryć.

Amelia tylko zaśmiała się pod nosem i schyliła się, aby pozbierać leżące papiery.

- Co to za kartki? - chłopak szybko zmienił temat.

- To plany reformy wymyślonej przez tatę, chociaż ja uważam, że są beznadziejne - odparła z uśmiechem.

- Nie poznaję cię ostatnio - stwierdził przyglądając jej się uważnie.

- Ja ciebie też - odpowiedziała spokojnie spoglądając mu w oczy.

- Eee - zaczął zawstydzony jej zachowaniem - Myślałem, że spotkanie dawno się skończyło?

- Jak widać nie. Dopiero z niego wracałam. A ty co tu robiłeś sam?

- Byłem w bibliotece i szukałem czegoś o księdze, ale niestety nic nie znalazłem...

- Tato też nic sobie nie przypomniał... - zaczęła zamyślona.

- Trudno. Niedługo sami się przekonamy.

- Racja, ale teraz chodźmy już spać. Jestem strasznie zmęczona - ziewnęła przeciągle.

- Dobry pomysł. Dobranoc Amelio - dokończył z uśmiechem i oddalił się w swoim kierunku.

- Dobranoc Zel... - szepnęła za nim, ale chłopak już tego nie usłyszał...

Amelia ruszyła dalej innym korytarzem. Kiedy znalazła się już na zakręcie do swojej sypialni zdziwiły ją uchylone drzwi do pokoju obok. Po drodze do swojej komnaty mijała zawsze sypialnie ojca. Tata jednak zawsze zamykał drzwi na noc. Cicho podeszła i uchyliła je szerzej by zajrzeć do środka.

- Tato? - zapytała cicho, wchodząc do izby

W pomieszczeniu było bardzo ciemno. Kiedy jednak znalazła się na tyle blisko by widzieć łóżko zatrzymała się gwałtownie.

- Tato? - zapytała ponownie, a jej głos załamał się.

To nie dzieję się naprawdę. To nie może być.

Podeszła bliżej łóżka i wyciągnęła rękę w stronę leżącego Phill'a.

Tato obudź się proszę!

Kiedy dotknęła jego ramienia poczuła, że jest bardzo zimne. Przerażona otworzyła szerzej oczy.

- Tato?! - zaczęła potrząsać nim energicznie jednak on... nie chciał się obudzić... - Nie możesz mi tego zrobić! Nie zostawiaj mnie! Ja nie chcę być sama... - ostatnie zdanie było już raczej ciągiem niezrozumiałych słów - Nie możesz... tatusiu... nie odchodź ode mnie... proszę nie... ja nie... ja nie chcę... kocham cię... tatusiu...

Słowa Amelii systematycznie były przerywane przez kolejne ataki płaczu. Jednak słowa, nawet najpiękniejsze nie byłby w stanie przywrócić życia w martwe ciało. Czy nie wypowiedziane słowa mogłyby je zatrzymać? Czy to nasza wina? W obliczu śmierci nie było ważne kim jesteśmy. A sama śmierć zawsze pozostanie głucha na nasze wołania...

- Tato dlaczego?! - zawyła rozpaczliwie dławiona łzami.

Tak jak i ludzie, których już z nami nie ma...

Kiedy Amelia podniosła dłoń do twarzy by otrzeć łzy zobaczyła na swoich rękach krew. Spojrzała na ciało ojca i z przerażeniem odkryła sztylet wbity w serce ojca. To było więcej niż mogła znieść. Dlaczego musiała przeżywać to na nowo?

- NIEE!!! - krzyknęła tak głośno na ile tylko pozwalało jej ciało. Chociaż w środku krzyk był o wiele większy. Zdawał się dolatywać aż do samych bram królestwa bezwzględnej śmierci.

Nagle do pokoju wpadł z hukiem Kazuki.

- Chodź! - schwycił zesztywniałą dziewczynę za nadgarstek i pociągną za sobą wybiegając z pomieszczenia.

- Zostaw mnie! - krzyknęła zapłakana.

- Głupia! Nie pamiętasz już co ci mówiłem o Księdze Chaosu?! Jeśli się pośpieszymy to ożywimy twojego ojca!

Nagle błysk nadziei pojawił się w sercu dziewczyny.

- Świątynia jest niedaleko, ale musimy się pospieszyć!

Amelia nie pytała już o nic więcej. Biegła tylko za czarnowłosym chłopakiem.

- Amelia! - zawołał ktoś za nimi.

- Nie odwracaj się! Oni nie mogą iść z nami - wyjaśnił i przyspieszył biegu.

Po chwili byli na dziedzińcu, po kolejnej w centrum miasta, a po następnej przez wejściem do świątyni znajdującej się w samym środku Saillune, a tym samym ochronnego pentagramu.

- To tutaj - odparł zdyszany Kazuki.

- W świątyni Saillune?!

- Tak - powiedział.

- Stój! - dobiegł ich czyjś krzyk.

Amelia spojrzała w jego kierunku i zobaczyła grupkę ludzi w białych strojach biegnącą ku nim. Po chwili w ich stronę wyleciała cała seria najróżniejszych zaklęć. Przestraszona Amelia zamknęła oczy i przez moment przeleciało jej przez głowę, że znów będzie mogła być z rodziną. Kiedy jednak otworzyła oczy zobaczyła Kazuki'ego, który wytworzył ochronną tarczę.

- Idź do środka! - krzyknął do niej.

- Nie otwieraj księgi! - krzyknął ktoś inny z oddali.

Dziewczyna posłusznie wbiegła do świątyni, a zaraz za nią czarnowłosy. Wymruczał szybko pod nosem jakieś zaklęcie, które uniemożliwiało dostanie się innym do świątyni i spojrzał na Amelię...

***

Lina, Gourry i Zelgadis biegli za oddalającą się dwójką. Stracili ich na jakiś czas z oczu, ale nagłe odgłosy walki ponownie naprowadziły ich na odpowiedni kierunek. Po chwili znaleźli się przed główną świątynią Saillune. Zobaczyli stojącą przed nią grupę ludzi, którzy patrzyli na siebie zrezygnowani.

- Czy ktoś wyjaśni mi co się tu do cholery dzieje! - krzyknęła Lina patrząc na to całe zbiorowisko i ochronną barierę wokół świątyni.

- To oni podróżowali z tą małą! - krzyknął jakiś mężczyzna wskazując palcem Linę.

- Wy idioci! Jak mogliście nic nie zauważyć?! - z grupy wystąpiła jakaś młoda kobieta i podeszła do czarodziejki popychając ją w tył.

- Co mieliśmy niby zauważyć?! - odwarknęła Lina i już zamachnęła się by uderzyć nieznajomą, gdy niespodziewanie Zelgadis chwycił jej rękę.

- O czym mówisz? - zapytał usiłując zachować spokój.

- Jeśli oni otworzą tą księgę to będzie koniec! - powiedziała nieznajoma.

- Jeśli otworzą księgę? Czym jest ta księga? - zapytał Zelgadis wpatrując się w kobietę.

- To klucz do koszmaru...



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Alternatywa II Teoria chaosu
Teoria chaosu, teoria chaosu 10
Teoria chaosu, teoria chaosu 16
Teoria chaosu, teoria chaosu 4
Teoria chaosu, teoria chaosu 18
Teoria chaosu, teoria chaosu 5
Teoria chaosu, teoria chaosu 12
Teoria chaosu, teoria chaosu 3
Teoria chaosu
Teoria chaosu, teoria chaosu 17 cz.1
Teoria chaosu, teoria chaosu 9
Teoria chaosu, teoria chaosu 20
Teoria chaosu, teoria chaosu 15
Teoria Chaosu skrypt, Informacja Naukowa i Bibliotekoznawstwo, Materiały
Teoria chaosu ~$oria chaosu
Efekt motyla i Teoria chaosu
Teoria chaosu, teoria chaosu 1
Teoria chaosu, teoria chaosu 13

więcej podobnych podstron