codzienność, Głowa pełna ciała, Głowa pełna ciała / 22 kwiecień 2008


Głowa pełna ciała / 22 kwiecień 2008
Tomasz Kozłowski

0x01 graphic

Gdy jemy loda, czujemy, że nasz język staje się zimny. Po włożeniu ręki do wody wyczuwamy wilgoć. O skaleczeniu informuje nas ból promieniujący z miejsca, w którym do niego doszło... Te odczucia to tylko złudzenia. Wszystko odbywa się w głowie, gdzie zapisany jest dokładny obraz naszego ciała. To tu zapadają decyzje o tym, że coś boli, moknie czy marznie.

Każdy żywy organizm wyposażony jest w ciało. Ciało to zbiór organów potrzebnych do życia. O pracy wielu z nich nie mamy nawet pojęcia. Nie wiemy, ile śniadania zdążył już strawić nasz żołądek, ile cukrów ma do obrobienia trzustka, jaki plan dnia ma na dziś laboratorium w wątrobie. Ale nie oznacza to, że części te działają samowolnie. Ich praca od początku do końca koordynowana jest przez ośrodki podkorowe mózgu, ukryte przed oczami naszej świadomości. Od naszej woli zależne są kończyny, ruchy gałek ocznych, czy mowa. Wszystko to razem składa się na wielki model ciała w naszym mózgu, nad którym tylko w niewielkim procencie sprawujemy świadomą kontrolę. Ów model jest tak doskonały, że sprawia, iż czujemy z naszym ciałem jedność. W pewnym sensie czujemy się z nim tożsami.

Wewnętrzny schemat i spaghetti

To niezwykłe wrażenie jedności warunkowane jest przez szereg czynników, które są w centrum zainteresowania neurologów. Jednym z takich czynników jest propriocepcja. Nazwa sugeruje zbieżność z percepcją i tak jest faktycznie. Propriocepcja jest spostrzeganiem własnego ciała. Nie jest to jednak proste odczuwanie bólu czy czucie gęsiej skórki w chłodny dzień. Jest to odczuwanie o wiele głębsze i subtelniejsze. Propriocepcja warunkuje działanie naszego szóstego zmysłu - przestrzennej orientacji ciała.
W każdej chwili - nawet wtedy, gdy mamy zamknięte oczy, nawet wtedy, gdy wisimy głową w dół - potrafimy powiedzieć, gdzie są nasze dłonie, stopy, w jakiej pozycji jest nasza prawa ręka, lewe udo i w którą stronę zwrócona jest głowa. A z serii zdjęć potrafimy wybrać to, które przedstawia obecną pozycję naszego ciała. Propriocepcja składa się na pewien twór, który tacy badacze jak prof. Shaun Gallagher, specjalista w zakresie nauk kognitywnych z Uniwersytetu Środkowej Florydy, zwą schematem ciała. Zdaniem tego badacza, schemat naszego ciała to nie to samo, co jego obraz. Obraz jest tym wszystkim, co potrafimy przywołać i z czego zdajemy sobie sprawę. Stanowi on świadomą wiedzę o całym naszym ciele: o ułożeniu członków, ale także o twarzy, czy kolorze włosów. Bywa, że obraz może zostać poszerzony o pewne modyfikacje ciała, takie jak piercing, czy tatuaże. Może też zostać zakłócony, tak jak chociażby w przypadku anoreksji, gdzie - pomimo wyniszczającego wychudzenia - chorzy nadal utrzymują, że są otyli. Schemat natomiast leży o wiele głębiej. Obejmuje na przykład programy poruszania się, aktywowania odpowiednich grup mięśni w momencie wbijania młotkiem gwoździa, czy pisania na kartce papieru. Jasne jest, że nie zdajemy sobie sprawy z działania pojedynczych włókienek mięśni i ścięgien przy pisaniu litery „A”, nawijaniu spaghetti na widelec, czy przewracaniu strony ulubionej książki. A wszystko to dokonuje się właśnie w oparciu o schemat ciała.
Obraz ciała obejmuje tylko nieznaczną „powierzchnię zjawisk” - wolę uchwycenia kartki i przewrócenia jej, świadomość okręcania widelca makaronem znajdującym się na talerzu. Nie mamy jednak bladego pojęcia, co faktycznie dzieje się w takich chwilach z muskulaturą dłoni. Podobnie jak przy zawiązywaniu sznurowadła, z którego nie potrafimy krok po kroku zdać relacji...
O tym, że schemat ciała jest dokładnie uporządkowaną i istniejącą strukturą miało nieszczęście przekonać się zaledwie kilka osób na tej planecie. Wszystkie przypadki da się zliczyć na palcach dwóch dłoni. Utrata schematu ciała jest chyba najrzadszym uszkodzeniem układu nerwowego, jakie można sobie wyobrazić!

Strażnik rąk i nóg

Najsłynniejszy z pewnością jest przypadek Brytyjczyka Iana Watermana, któremu Shaun Gallagher w swojej pracy „How the body shapes the mind” („Jak ciało kształtuje umysł”) poświęca sporo miejsca. W wieku 19 lat Waterman doświadczył wirusowej infekcji, która okazała się katastrofalna w skutkach dla jego układu nerwowego. Stracił możliwość odbierania odpowiedzi płynących z własnego ciała. Potrafi wydawać stosowne rozkazy, na przykład wcisnąć klawisz X, jednak nie otrzymuje żadnej zwrotnej informacji płynącej z ręki. To zupełnie tak, jakby nie wiedział, czy jego ręka przyjęła polecenie, czy też nie. Dlatego Ian w pewnym sensie nie może tak jak my ufać swojemu ciału. Bez przerwy musi je kontrolować, patrząc na nie! Wielu ludzi podczas czytania lubi popijać herbatę, nie musi jednak z każdym łykiem odrywać wzroku od lektury. W przypadku Iana sprawa wygląda zupełnie inaczej. Nie może ufać swoim dłoniom tak jak my. Jeżeli pragnie napić się stojącej przed nim herbaty, musi dokładnie przyglądać się swojej dłoni i kontrolować każdy jej ruch. W odpowiednim momencie rozewrzeć palce tak, by objęły kubek, następnie zacisnąć je, lekko unieść do góry całą rękę razem z kubkiem, zgiąć ją w łokciu tak, by kubek przysunął się do jego ust, przekręcić nadgarstek, by się odpowiednio przechylił (nie za mocno!) i dopiero się napić. To, co my robimy automatycznie, Ian musi od początku do końca zrobić w pełni świadomie.
Jego życie bezustannie wypełnione jest koordynacją ciała, a cała jego uwaga poświęcona jest kontroli odpowiedniej postawy i środka ciężkości. - Kiedy podnoszę jakiś przedmiot - mówi Ian - na przykład arbuza przy stoisku z warzywami w supermarkecie, muszę pamiętać o tym, by mnie nie przeważył i bym razem z nim nie runął na półkę z owocami!
Możliwe, że gdybyśmy zawołali wtedy Iana, to on - chcąc się do nas odwrócić - osunąłby się pod ciężarem arbuza na podłogę albo wypuścił go z rąk. Ciało pozbawione kontroli przestaje pełnić swoje obowiązki. Przykład Iana Watermana uświadamia nam, z jak niewielu rzeczy zdajemy sobie sprawę w życiu codziennym. Rzecz niebywała, że Ian - za sprawą długotrwałej rehabilitacji - nauczył się od nowa chodzić, a nawet prowadzić samochód (warto tutaj zaznaczyć, że inne odnotowane przypadki osób cierpiących na tego typu zaburzenia to zazwyczaj ludzie z trudem raczkujący). Ian wszystkie układy sterownicze pojazdu ma w zasięgu wzroku. Nogi nie mają żadnych zadań, bowiem - gdyby było inaczej - Waterman podczas jazdy musiałby co chwila patrzeć na swoje stopy. W ten sposób, bez posługiwania się stopami, Ian jest w stanie przejechać całą Anglię. - W zasadzie większy problem mam wtedy, gdy muszę wysiąść i zatankować! - śmieje się.
Waterman nie może jednak kontrolować ruchu, gdy nic nie widzi. Ciemny pokój może być dla niego wielkim wyzwaniem, a w chwili, gdy zasłonimy mu oczy jest bezbronny jak dziecko. Moglibyśmy wtedy złapać jego rękę i tarmosić nią na wszystkie sposoby, a i tak nie miałby o tym najmniejszego pojęcia. Czułby tylko dotyk, ale żadnego ruchu!

Echo dłoni

O tym, że całe nasze ciało obecne jest w mózgu przekonują nas również przypadki ludzi z amputowanymi kończynami. Uświadamiają nam one niebywałą prawdę: kiedy skaleczymy się w palec, czujemy w nim ból, ale to złudzenie. Choć czujemy, że boli nas „w palcu”, ból nie płynie z niego, ale z neuronowego obrazu palca w mózgu. Oznacza to mniej więcej tyle, że nie odbieramy jakiegoś nieprzyjemnego bodźca, który nerwami płynie przez nasze ciało prosto do mózgu i który mówi nam: „oho, coś boli!”. To raczej mózg preparuje poczucie bólu, które tylko pozornie jest w palcu, a tak naprawdę nie wychodzi nigdzie poza naszą głowę! Taka właśnie nauka płynie z fantomów, czyli kończyn, które wciąż odczuwamy, pomimo faktu, że nam je odjęto. Po amputacji przez jakiś czas czujemy jeszcze nieistniejące części ciała, a odczucia z tym związane mogą być bardzo różne. Z początku jest to olbrzymi ból. Zdarza się też, że oprócz bólu pacjenci czują bardzo wyraźnie każdy szczegół - na przykład palce stóp, czy noszone niegdyś pierścionki, bransoletki albo zegarki, których przecież... nie ma gdzie założyć!
Jak to możliwe? Otóż obraz i schemat ciała tworzone przez nasz mózg nie przywykły jeszcze do tak gwałtownej zmiany, jaką jest utrata kończyny. Fantom jest czymś na kształt neurologicznego echa, które - pomimo ucichnięcia źródła doznań - nadal pobrzmiewa. To echo daje o sobie znać w najprzeróżniejszy sposób. Bywa, że osoby z amputowanymi kończynami odczuwają w nich wyraźne ciepło, gdy znajdują się blisko jego źródła.
Mało tego, mają czasem wyraźne wrażenie, że ruszają nimi i układają w określonej pozycji. Choć wydaje się to niemożliwe, osoby z fantomami twierdzą, że potrafią nieistniejącą dłonią schwycić filiżankę stojącą na stole. Gdybyśmy wtedy nagle zabrali filiżankę, poczuliby, że została im wyrwana!

Granice cielesności

Ian Waterman i osoby z fantomatycznymi kończynami skłaniają uczonych do poszukiwania odpowiedzi na niezwykłe, ale zasadnicze pytania: co traktujemy jako nasze ciało i od czego jest to zależne? gdzie ono się kończy, a gdzie zaczyna w neurologicznym, czy świadomościowym sensie? skoro nie czujemy ubrania, które nas przykrywa, to czy udajemy się tym samym na „neuroskróty” i naszą odzież traktujemy podobnie jak ciało albo jego część? czy narzędzia, których używamy, mózg traktuje jak osobne przedmioty, czy może raczej jako przedłużenia kończyn? czy obraz oparty o schemat naszego ciała jesteśmy w stanie rozszerzać i wchłaniać nim jakieś przedmioty?...
Nie są to problemy wzięte z sufitu. Nawet zwykła jazda rowerem powoduje, że schemat ciała całkowicie się przestawia. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów zrobienie paru kroków może nam sprawić niemały kłopot. Nie jest to jednak wynik zmęczenia, ale pedałowania. Kolarze, którzy deklarują jedność ze swoim środkiem lokomocji nie są tym samym jakimiś romantycznymi „bicyklofilami”. Mamy tu do czynienia ze złożonymi, odrębnymi istotami, jednocześnie człowiek i jego rower stanowią dwie integralne części. Jak dwa organy tworzące jeden układ! Podobnie kierowcy jadący spokojną drogą, wjeżdżający samochodem z dużą prędkością w głęboką dziurę - choć siedzą w wygodnym fotelu - zawyją z bólu.
Ponieważ granice naszego ciała wydają się dość płynne, można również przypuszczać, że „ja” - będące istotnym elementem naszego neuroautoportretu - może przebywać w różnych miejscach. I nie chodzi w tym wypadku o stany śmierci klinicznej, w trakcie których pacjenci deklarują przebywanie poza ciałem. Bo równie ciekawych przykładów dostarczają chociażby... niewidomi. Widzącym ludziom zdaje się, że ich „ja” umieszczone jest gdzieś za oczami, a przynajmniej w głowie. Niewidomi często deklarują coś zupełnie innego! Zwłaszcza tacy, którzy ze swoim problemem zmagają się od dawna. Ponieważ ich oczy pozostają niewidzące, braki starają się nadrabiać innymi zmysłami: słuchem i dotykiem. Ich „ja” często przebywa... w opuszkach palców - to nimi czytają i postrzegają świat. My, widzący, możemy tylko domyślać się, jak naprawdę wygląda ich świat i co czują, posługując się laską dla ociemniałych.
Obraz naszego ciała pozostaje nieobojętny również na nowinki technologiczne. Gdyby przeprowadzić stosowną ankietę, z pewnością okazałoby się, że wiele osób pozbawionych komputera czy komórki może czuć się... jak po amputacji ważnej kończyny. Pozbawieni takiej formy kontaktu z innymi, możemy poczuć się odgrodzeni od świata, czy wręcz sparaliżowani. A zatem prognozy piewców science fiction o przetransportowaniu „ja” do wszelkiego rodzaju technologicznych gadżetów chyba powoli zaczynają stawać się rzeczywistością...



Wyszukiwarka