Wizja Boga, świata i człowieka na podstawie utworów literackich (od
starożytności do baroku)
Już od zamierzchłej starożytności pojęcia Boga (lub bogów), świata i człowieka
ściśle były ze sobą powiązane w ludzkiej świadomości. Zauważyć wypada, że
im głębiej sięgamy w historyczną przeszłość, tym mocniej te byty były ze sobą
powiązane.
Dla ludzi starożytności bogowie byli istotami bardzo im bliskimi. Jeśli wczytać się
w grecką mitologię, nietrudno zaobserwować, że bogowie byli bardzo "ludzcy".
Nieobca była im nienawiść, knuli rozmaite intrygi, toczyli ze sobą boje, kochali
się, zdradzali, uciekali się w swych działaniach do podstępów. Mówiąc krótko,
bogowie olimpijscy stworzeni zostali w wyobraźni starożytnych Greków na
obraz i podobieństwo człowieka. Jest to oczywiście swoiste, obrazoburcze
odwrócenie porządku rzeczy, gdyż wedle wierzeń greckich najpierw z Chaosu
wyłonili się bogowie, a ludzie pojawili się na ziemi znacznie później. Tak mówi
mitologia. Lecz jeśli zaprzęgnąć do pracy przyrodniczy rozum, dojdziemy do
wniosku, że pierwsi bogowie pojawili się w ludzkiej wyobraźni długo po tym, jak
pierwsi ludzie zeszli z drzew. Oczywiście, bardzo jest możliwe, że bogowie
istnieli od zawsze, tylko człowiek będąc przez tysiące lat prymitywną istotą nie
dostrzegał ich istnienia. Jest to wszystko jednak tylko i wyłącznie kwestią wiary.
A o dogmatach wiary nie ma co dyskutować.
Już w czasach starożytnych ludzie przekonani byli, że zarówno oni sami, jak i
cały świat ma nadprzyrodzone pochodzenie. Ziemię zaludniały wielkie ilości istot
boskich czy tylko półboskich. Praktycznie wszędzie można było spotkać się z
magicznymi zjawiskami, począwszy od zwykłej burzy, a na zaćmieniu Słońca
skończywszy. Bogowie, ludzie i świat bardzo mocno od siebie zależeli. I była to
zależność dwustronna. Zarówno bogowie mogli wpływać na losy ludzi i świata,
jak też i ludzie mogli oddziaływać na bogów. Przypomnieć wystarczy choćby
Syzyfa, z powodu którego sam Zeus miał spore kłopoty. Jednak już w
starożytności bogowie górowali siłą i zdolnościami nad człowiekiem. Z czasem
przepaść między człowiekiem a istotami o boskim pochodzeniu zaczęła się
powiększać.
Lecz jeszcze Bóg występujący w Starym Testamencie, to Bóg bliski człowiekowi.
Wielokrotnie rozmawiał on z prorokami Izraela. Gniewał się, osobiście karał
naród wybrany i często ingerował w jego losy. Im bliżej jednak do czasów
nowożytnych, tym mniejsza bezpośrednia ingerencja Boga-Ojca w losy
człowieka i świata. Oczywiście zsyła On na Ziemię swego Syna, Odkupiciela
świata, ale mimo to Bóg jest coraz trudniejszy do zmysłowego
zaobserwowania, staje się w oczach ludzi coraz potężniejszy. Do wyczucia Jego
obecności w ludzkim życiu zaczynają służyć nie oczy i uszy, a głębokie
przekonanie o tym, że boża Opatrzność czuwa nad światem i jego losami i nic
na ziemi nie dzieje się bez bożego przyzwolenia.
Dochodzimy w ten sposób do średniowiecza, gdzie relacje między Bogiem,
człowiekiem a światem były już diametralnie inne niż w starożytności. Bóg staje
się doprawdy wielkim bytem, z którym człowiek w żaden sposób porównywać
się nie może. Wzajemne relacje Boga i człowieka stają się jednokierunkowe.
Bóg jest panem życia i śmierci człowieka. Bóg może też dowolnie kierować
ludzkim żywotem. Wszystko, co się człowiekowi na ziemi przytrafia, wszystko,
co człowiek posiada, jest bożym zrządzeniem.
Nie tylko nad człowiekiem Bóg posiada nieograniczoną władzę. Bóg wedle swej
woli kieruje także losami całego świata, który ludzie średniowieczni utożsamiali
z wszechświatem. Bóg w średniowieczu był wszechmocny oraz wszechobecny
w kulturze. Toteż człowiek nie mógł być obojętny wobec istnienia Boga. Nawet
jeśli grzeszył, czyli żył niezgodnie z bożymi przykazaniami, lękał się Boga i
obawiał się o przyszłe losy swej duszy.
Także w literaturze średniowiecznej Bóg miał poczesne miejsce. Był on znacznie
ważniejszy niż autor dzieła. Stąd większość utworów średniowiecznych to
teksty anonimowe, pisane na chwałę bożą. Dzieła średniowieczne poświęcone
były w przeważającej większości wskazywaniu człowiekowi, jak żyć, aby żywot
ten był miły Bogu i stał się godny rajskiej nagrody. Nawet jeśli pojawiała się w
średniowieczu literatura nie moralizująca wprost, to ze sposobu przedstawiania
w niej świata płynęło przekonanie o tym, że istnieje tylko jedna słuszna droga
życia - ta, która prowadzi do zbawienia. Przykładem takiego ujęcia świata są
Dzieje Tristana i Izoldy. Historia miłości Tristana i Izoldy ma być przestrogą przed
wiarołomstwem. Uczucie w tragiczny sposób wybuchłe między Tristanem a
Izoldą jest grzeszne, gdyż Izolda miała być poślubiona Markowi, królowi
Tristana. Najlepiej moralne przesłanie utworu obrazuje język, jakim się on
posługuje:
Nie, nie, to nie było wino [napój miłosny] - to była chuć, to była rozkosz straszliwa i
męka bez końca, i śmierć!
W taki sposób Dzieje Tristana i Izoldy opisują cudowny stan zakochania.
Doprawdy nie wydaje się on być w ujęciu średniowiecznym zachwycający. Tutaj
miłość łączy się ze śmiercią. Dlaczego? Gdyż dla tej miłości w świetle surowych
zasad moralnych średniowiecza, wytyczonych przez dekalog, nie mogło być
miejsca. Taka miłość była grzechem śmiertelnym. Nieszczęśni kochankowie mają
świadomość tego, że błądzą. Tristan tak wypowiada się o swoim uczuciu:
Izold jest twoją (króla Marka) żoną, a ja twym lennikiem.
Izold jest twoją żoną, a ja twoim synem [w istocie bratankiem].
Izold jest twoją żoną i nie może mnie kochać.
Tak to nawet w romansie rycerskim ujawniała się średniowieczna wizja Boga,
świata i człowieka. Człowiek był podporządkowany bez reszty Bogu i Jego
nakazom, nawet jeśli te nakazy były sprzeczne z naturą człowieka. A trzeba
przyznać, że oficjalna moralność epoki średniowiecza była w wielu miejscach
sprzeczna z ludzką naturą. Nie ma się czemu dziwić, przecież w rozumieniu ludzi
średniowiecznych ludzka natura była z gruntu zła. Człowiek w naturalny sposób
dążył do grzechu. Te naturalne skłonności był w stanie przełamać tylko rozum
motywowany wiarą w nagrodę w życiu wiecznym. Postępowanie wbrew
ludzkiej naturze, męczenie ciała, przysparzanie sobie udręk było w rozumieniu
ludzi średniowiecznych hartowaniem ducha, wyrazem cnoty i świętości. Stąd w
średniowieczu taka pochwała ascezy i ascetów. Przypomnieć wystarczy choćby
Legendę o św. Aleksym. Dobrowolnie wybrał on żywot męczennika:
...Każdy nań pomyje lał.
A leżał tu szesnaście lat,
Wszytko cirpiał prze Bóg rad
Takie wyniszczające zachowanie, mimo że w dzisiejszej nauce Kościoła nosiłoby
znamiona grzechu przeciw przykazaniu „nie zabijaj", w średniowieczu było
godne najwyższej pochwały. Po śmierci Aleksego w Rzymie odnotowano szereg
niesamowitych wypadków:
Tu się wielki dziw zstał:
Samy zwony zwoniły,
Wszytki, co w Rzymie były. (...)
Kogokole para zaleciała
Od tego świętego ciała,
Który le chorobę miał,
Natemieście zdrów ostał.
mimo że po kilkunastu następnych wersach rękopis się urywa, nietrudno
odgadnąć, iż z dużą dozą prawdopodobieństwa Aleksy został wzięty wprost do
nieba, aby cieszyć się wieczną szczęśliwością u stóp tronu samego Pana Boga.
Taka była średniowieczna wizja Boga, człowieka i świata. Jednakże już
następujący po średniowieczu renesans przywrócił zachwiany porządek
wartości w świecie. Ludzki żywot został wyzwolony z okowów dążenia ku
zbawieniu. Nie można mówić, że w renesansie zapanował upadek moralny, o
nie! Jednak życie wieczne przestało kłaść się cieniem na doczesnym bycie
człowieczym. Zbawienie było wciąż wielką wartością, ale inna, od
średniowiecznej, prowadziła w renesansie doń droga. Na zbawienie zasługiwał
ten, kto wiódł cnotliwe życie. Cnota nie oznaczała tu wszak ascezy i cierpienia.
Cnota renesansowa to szlachetność charakteru pozwalająca żyć godnie i
prostolinijnie. Taka cnota za życia gwarantowała życzliwość i szacunek bliźnich,
zaś po śmierci dobrą sławę u potomnych, a i pewne miejsce w raju. Pisze o tej
cnocie Jan Kochanowski w Pieśni o dobrej sławie.
Renesans odkrył na nowo potępiony przez surowe średniowiecze antyk. Odkrył
i zachwycił się nim. Wielkie przecież były zasługi dla europejskiej kultury
położone przez antycznych twórców. Z zainteresowaniem antykiem łączy się
wiodący w renesansie prąd filozoficzny - humanizm. Kierunek ten stawiał
człowieka na pierwszym planie zainteresowania twórców. Jednakże Bóg i
sprawy z Nim związane wcale nie straciły znaczenia po tej rewizji hierarchii
wartości. Religijność jest przecież bardzo mocno związana z człowiekiem i jako
ważny aspekt jego życia była także jednym z głównych punktów
zainteresowania humanistów. Dewizą renesansowej filozofii życia było
powiedzenie rzymskiego poety Terencjusza, które w odrodzeniu zyskało nie
spotykaną dotąd popularność:
Człowiekiem jestem i nic, co ludzkie, nie jest mi obce.
Twórca-humanista szczycił się tym, że zna i blaski, i cienie życia. Człowiek
renesansu powinien umieć znaleźć się w każdej życiowej sytuacji, zarówno
przyjemnej, jak i przykrej. Wyśmienitym przykładem renesansowej twórczości
jest całokształt spuścizny wielkiego naszego poety Jana Kochanowskiego.
Poruszał on szeroki wachlarz tematów - od wesołej zabawy, która bywa treścią
niektórych jego fraszek i pieśni, poprzez sprawy narodowe i polityczne, co
zawarł w części pieśni i słynnej Odprawie posłów greckich, aż po tragiczny cykl
Trenów poświęconych przedwcześnie zmarłej córce poety.
Właśnie w Trenach Kochanowski najlepiej jawi się jako humanista. Śmierć
ukochanej córki to wielki cios dla ojca. Takie zdarzenie musi zachwiać
światopoglądem największego stoika. Śmierć dziecka jest bowiem sprzeczna z
naturą. Umierać powinni ludzie starzy, nie zaś dzieci, przed którymi życie stało
otworem. Zdarzenie takie może zbudzić wątpliwość w istnienie Boga i
naturalnego, odwiecznego porządku świata. Tak też zachowuje się poeta pod
wpływem tragicznej śmierci Urszuli. Pierwszym jego odruchem jest bezdenna
rozpacz, później przychodzi zwątpienie w bożą Opatrzność i sens praw natury.
Jednak poeta szybko się opamiętuje. Jeśli Bóg zabrał dziecko, to taki był jego
plan, którego śmiertelnik pojąć nie może. Humanistyczny światopogląd poety
wychodzi cało z ciężkiej próby. Można nawet powiedzieć, iż cierpienie umocniło
Kochanowskiego. Dało mu hart ducha i świadomość, że człowiek renesansu
może znieść wszystko i nie załamać się.
W renesansie zmienia się także wizja Boga. Przestaje On być surowym sędzią
nie znającym litości, jak przedstawiano Go w średniowieczu. Bóg znacznie
łagodnieje. Człowiek nie musi się Go bać. Człowiek powinien kochać Boga, tak
jak Bóg umiłował sobie człowieka. Wszystko to staje się za sprawą swoistej
zmiany wyobrażenia istoty Boga. Zyskuje on więcej pierwiastków
przebaczającego i miłosiernego Chrystusa, a traci starotestamentową surowość
i mściwość.
Aleś Ty Pan jest dobrotliwy,
Pan z przyrodzenia lutościwy,
Co przeciw Tobie u wszech ludzi
Uczciwość wielką w sercu budzi.
Cieszy mię, Panie, dobroć Twoja,
Cieszą mię słowa; dusza moja
Upatrza Twego smiłowania
Barziej niż nocna straż świtania.
W ten sposób pisał o Bogu Kochanowski, parafrazując jeden ze
starotestamentowych psalmów (Psałterz Dawidów, Psalm CXXX). Takie
wyobrażenie Boga, jako łagodnego Ojca ludzi, odpowiada pojmowaniu przez
człowieka renesansu świata. Natura była przyjazną człowiekowi siłą. Ona
karmiła go, odziewała, jej człowiek zawdzięczał swoje życie i swój majątek. Na
jej łonie szukał także wytchnienia, gdy był utrudzony. Taki obraz dobrotliwej i
przyjaznej człowiekowi natury wielokrotnie przedstawiają renesansowi twórcy
w chętnie pisanych wówczas sielankach.
W baroku humanistyczny optymizm ustępuje miejsca dramatycznym pytaniom o
miejsce człowieka na świecie. Nie wszystko bowiem układa się tak pięknie, jak
to chcieli widzieć renesansowi humaniści. Europą wstrząsają konflikty religijne,
szerzy się reformacja, upadają autorytety, człowiek zostaje osamotniony ze
swymi egzystencjalnymi problemami.
Stąd barok stał się dobrym podłożem dla katastroficznych wizji historii i
człowieka. Twórcom tego okresu przyświecała starotestamentowa maksyma z
Księgi Koheleta: marność nad marnościami i wszystko marność. Tą marnością
były wszelkie doczesne sprawy. Ludzie czasu baroku doskonale zdawali sobie
sprawę z ulotności życia i dóbr, jakie można było w jego czasie zgromadzić.
Uciechy życia trwają tylko chwilę, a potem przychodzi zdać przed
Wszechmogącym rachunek z tego, co się w tym krótkim żywocie zdziałało. Toteż
pojawił się w baroku prąd nawołujący do wyrzeczeń, do dbania o przyszłe życie
duszy, a nie o kruche i nietrwałe przyjemności ciała. Jednak z powodu
niewątpliwego kryzysu religijnego nie wszyscy ulegali nawoływaniom do
samoograniczenia. Niektórzy wychodzili z założenia, że skoro nic nie jest
wieczne i wszystko na świecie trwa tylko chwilę, należy ten krótki czas dobrze
wykorzystać. Ci oddawali się doczesnym zabawom i przyjemnościom.
Wciąż jednak wybawieniem w ciężkich czasach dla człowieka mogła być wiara w
Boga i przestrzeganie jego przykazań. Kto nimi się kierował, mógł nie bać się
ulotności życia i czyhającej nań śmierci. Daniel Naborowski przestrzegał w
wierszu o wymownym tytule Marność:
Nad wszytko bać się Boga -
Tak fraszką śmierć i trwoga.
W baroku Bóg stracił jednak nieco ze swej renesansowej przychylności dla
człowieka. Znowu stał się niedostępny. Nie ma się temu zjawisku co dziwić.
Szerzące się różne odłamy chrześcijaństwa sobie tylko przypisywały monopol
na możliwość skutecznego dotarcia przed boży majestat. Katolicy, arianie,
luteranie, kalwiniści szkalowali się wzajemnie, twierdzili, że tylko ich pacierze są
ważne, zaś modły i błagania "konkurencji" w ogóle nie trafiają do Boga. Stąd w
zwykłym człowieku nieustanna obawa. Nie wiedział on z całą pewnością, czy nie
popełnia pomyłki, wiążąc się z tym lub z owym wyznaniem. Wszystko to zaś
wpływało na poczucie, że Bóg stoi wysoko ponad ludzkimi swarami, że jest
zupełnie niedostępny dla ludzkiego poznania.
W oczach ludzi baroku świat był zaś siedliskiem zepsucia. Dostarczał on licznych
pokus i ze względu na swoją materialność reprezentował błyszczącą, acz
niewiele wartą w istocie marność. Nadto wstrząsały nim liczne spory i wojny,
które powodowały poczucie nieustannego zagrożenia i braku stabilności.
Sposobami na pokonanie strachu i niepewności jutra była więc wiara w Boga
lub zapamiętałe oddawanie się cielesnym uciechom.
Jak więc widać, wizje Boga, człowieka i świata mocno zależą od historycznych i
kulturowych warunków danego okresu. Daje się wszak poznać pewną ewolucję
tych pojęć. Początkowo występują nierozerwalnie związane ze sobą, z czasem
zaś oddalają się one od siebie. Szczególnie mocno widać rozdźwięk między
światem materialnym a duchowym. Właściwie materia i duch spotyka się tylko w
człowieku. A i tu nawet człowiek wyraźnie potrafi oddzielić swe ziemskie sprawy
od metafizycznej sfery życia.