Bankierzy Boga

background image

Mario Guarino

Bank Boga

i bankierzy papieża

afery i skandale watykańskiej kasy

background image

Spis treści

Od Wydawcy 7

WATYKAN, FINANSE, BANKIERZY

Papieska kasa 11

Mediolańska mafia 21

Piracka trójca 35

Początek końca 49

Duszom zmarłych - chwała 63

PURPURA, KAPTURY, PUCHARY

Masoni za spiżową bramą 8!

Rycerze konnego zakonu 99

NIERUCHOMOŚCI, TRANSAKCJE, PODATKI

Podatkowy raj 119

Złoty cielec w kościelnej nawie 161

KRUCHTA, HANDEL, ZYSK

Bohaterowie katolickiego lobby 177

Sekty pieniądza 203

BIZNES BOŻEJ OPATRZNOŚCI

Holding leczenia dusz 225

"Lourdes" ojca Pio 257

ZBŁĄKANE OWCE, ZBRUKANE HABITY

Celebra nowoczesności 271

Charyzma pieniądza 299

background image

MILLENIJNY KRAM

Przedsiębiorczy paulini - bracia nożownicy 315

Superstar mass mediów 343

DOKUMENTY

Clara Calvi zeznaje... 371

Anna Calvi wspomina... 391

background image

Od Wydawcy

Przedstawiamy naszym Czytelnikom kolejną pozycję z serii poświęconej

Kościołowi Jego historii, problematyce i ludziom. Autorem książki jest Mario

Guarino - włoski dziennikarz z tygodnika ekonomicznego // Mondo - opisujący

mniej lub bardziej kompromitujące Watykan sprawy - nie tylko zresztą finansowe.

Bowiem, jak to się w życiu zdarza, i tu zapach pieniądza miesza się nieraz z wonią

krwi.

Z uwagi na to, że opowieść autora jest bogato uzupełniana cytatami z włoskiej

publicystyki oraz ilustrowana przykładami nie zawsze powszechnie znanych

osobistości tamtejszego kleru i świata polityki -Wydawca uznał za właściwe

dokonanie pewnych

skrótów, zwłaszcza pominięcie tych fragmentów książki, w których obce

polskiemu Czytelnikowi realia mogą utrudniać lekturę. Z tych samych względów

zrezygnowano z wielu gloss i odsyłaczy, zastępując je omówieniem w tekście

głównym. Pominięto wreszcie cały rozdział o przygotowaniach milenijnego

jubileuszu uznając, że to już dziś i tak musztardowy deser.

Niezwykle skomplikowany i pokrętny obraz finansów kościelnych, jaki nam

Autor na przykładzie swojego kraju serwuje, wzbudza w Czytelniku refleksję, jak

też te problemy prezentują się w życiu publicznym - i w Kościele - takich krajów,

jak USA, Niemcy, Francja, Hiszpania czy wreszcie - co nas najbardziej ciekawi

-jak to wygląda w Polsce.

Do wielu tutaj poruszanych zagadnień będziemy mieli okazję wkrótce

powrócić przy lekturze książki Roberta A. Haaslera "Polowanie na papieża", którą

w dwudziestą rocznicę zamachu zaproponujemy naszym Czytelnikom.

Wiele obiecujemy sobie też po wydaniu pozycji Christophera Hitchensa o

Matce Teresie z Kalkuty, którą to książkę będziemy chcieli przedstawić ocenie

background image

naszych Czytelników także jeszcze w tym roku.

Jak zawsze dziękujemy serdecznie za nadsyłane listy oraz uwagi i propozycje

nie tylko wydawnicze.

background image

Watykan, finanse, bankierzy

Papieska kasa

11 lutego 1929 Benito Mussolini i kardynał Piętro Gasparri podpisują w

Rzymie - pomiędzy państwem włoskim i Stolicą Apostolską - Traktaty Laterańskie.

Historyczne porozumienie składa się z trzech części: z właściwego traktatu, z

konkordatu i z umowy finansowej. Zgodnie z postanowieniami tej ostatniej Włochy

zwalniaj ą od podatków i ceł towary importowane przez nowo powstałe Państwo

Watykańskie - Citta del Vaticano. Ponadto umowa przewiduje odszkodowanie za

wszelkie straty finansowe, których Stolica Apostolska doznała w wyniku

zjednoczenia Włoch. W artykule l oszacowane są te straty na kwotę 750 milionów

tirów, a dodając równowartość

pięcioprocentowych obligacji państwowych, odszkodowanie to zamyka się łącznie

- w przeliczeniu na warunki obecne - kwotą ponad 2000 miliardów lirów.

Jeszcze tego samego roku Traktaty Laterańskie zostały ratyfikowane i tego

samego dnia, 7 czerwca, papież Pius XI powołał Administrację Specjalną dla

Działań Religijnych (Amministrazione speciale delle Opere di religione)

przekształconą później w Administrację Dóbr Stolicy Apostolskiej

(Amministrazione del patrimonio della sede apostolica-APSA). Nowa instytucja

wyłoniona została z dotychczas istniejących struktur Watykanu, których zadaniem

było administrowanie olbrzymim, powiększonym jeszcze przez reżim

Mussoliniego, majątkiem watykańskim.

Kierownictwo nową instytucją objął laicki finansista, brat jednego z

biskupów, Bernardino Nogara. Dysponując papieskim upoważnieniem, co

praktycznie uwalniało go od wszelkiej kontroli, Nogara natychmiast rozpoczął

background image

serię operacji spekulacyjnych na rynku złota i dewiz, a także - na rynku akcji.

Zlecając nabycie pakietów kontrolnych i udziałów mniejszościowych w wielu

włoskich spółkach najróżniejszych branż - w przemyśle tekstylnym, w

telekomunikacji, w transporcie kolejowym, w produkcji cementu, w energetyce, w

wodociągach - Bernardino Nogara naprawdę pojawiał się wszędzie. Kiedy w ł 935

roku

Mussolini, gotując siedo inwazji na Etiopię potrzebował broni, spore jej zasoby

zostały mu dostarczone przez jedną z fabryk amunicji, którą Nogara zakupił dla

Watykanu.

W wyniku postanowień drugiego konkordatu, zawartego 20 lipca 1933

pomiędzy Watykanem i Niemcami, Stolica Apostolska dostaje kolejny zastrzyk

finansowy; Pius Xl uzyskuje wtedy od nowego kanclerza Niemiec, Adolfa Hitlera,

potwierdzenie otrzymywania Kirchensteuer, czyli pięcioprocentowego podatku od

dochodów, który obywatele niemieccy obowiązani byli płacić na rzecz kościołów:

katolickiego i zreformowanego.

Po śmierci Piusa XI, który zmarł l O lutego 1939 (Achille Ratti był papieżem

od 6 lutego 1922), na tron Piętrowy wybrany został Eugenio Pacelli - jako Pius XII.

Pierwsze lata jego pontyfikatu przypadają na trudny okres drugiej wojny światowej

(l 939 -1945), i chociaż pożoga wojenna wykrwawiała kontynent europejski, kasa

Stolicy Apostolskiej napełniała się dzięki "eksterytorialności i neutralności"

Państwa Watykańskiego.

Wiele źródeł historycznych wykazuje, że Watykan uczestniczył w

przetrzymywaniu majątku zrabowanego w czasie wojny Żydom i innym podbitym

narodom. I tak w lipcu 1997 opublikowano dokumenty

(zebrane w roku 1946 przez agenta skarbowego USA Emersona Bigelowa), z

których wynika, że w watykańskiej kasie znalazły się setki milionów franków

szwajcarskich, które naziści i ich pobratymcy pod wodzą Ante Pavelica zagarnęli w

background image

Chorwacji w latach 1941 -1945. Wiele o tych sprawach opowiada w

dziesięciotomowej Kriminalgeschichte des Christentum (Historii kryminalnej

chrześcijaństwa) niemiecki historyk Karlheinz Descher, który poddał też wnikliwej

analizie życie prywatne papieża, stwierdzając między innymi, że Pius XII umarł z

majątkiem w wysokości 80 milionów marek w złocie i w dewizach, a jego trzej

krewniacy zgromadzili podczas dziewiętnastu lat pontyfikatu swego wuja aż 120

milionów marek.

Dnia 27 czerwca 1942 Pius XII przekształca dotychczasową Administrację

Specjalną dla Działań Religijnych w Instytut Działań Religijnych (Istituto per le

Opere di religione - IOR). Akt założycielski IOR wyjaśnia, że nie chodzi o nadanie

nowej nazwy dawnej strukturze administracyjnej, ale o ustanowienie naj-

prawdziwszego banku watykańskiego, któremu nadana zostaje oddzielna

osobowość prawna, a którego celem nie jest już tylko samo administrowanie mająt-

kiem Stolicy Apostolskiej, ale "strzeżenie i zarządzanie środkami pieniężnymi oraz

dobrami zbytymi lub powierzonymi instytutowi przez osoby prywatne

i prawne w celach prowadzenia działalności religijnej i szerzenia miłosierdzia

chrześcijańskiego".

I jakkolwiek formalne kierowanie instytutem powierzone zostało

przedstawicielowi watykańskiego kleru (od 24 stycznia 1944 był nim biskup, a

potem kardynał Alberto Di Jorio), to rzeczywiste prowadzenie spraw banku

watykańskiego pozostawało nadal w kompetencji Bernardino Nogary, do którego,

jeszcze przed końcem wojny, dołączył przedstawiciel rzymsko-papieskiej

arystokracji, znany adwokat i makler, książę Massimo Spada.

Tuż po wojnie zawiadowany przez Nogarę i Spade IOR nabywa znaczące

pakiety akcji w takich dużych firmach, jak: Generale Immobiliare, Ceramene

Pozzi, Pastifìcio Pantanella, Condotte d'Acqua itd. Wchodzi także - chociaż już bez

większych inwestycji - w branżę ubezpieczeniową (Assicurazioni Generali, RAS),

background image

na rynek telekomunikacji (SIP) oraz do budownictwa (Italcementi). W ten sposób

w zarządach, w których watykański bank posiadał pakiet kontrolny lub tylko

pewną liczbę udziałów, znaleźli się cieszący się osobistym zaufaniem

przedstawiciele papieża.

Tak się stało choćby w przypadku Carla, Marcantonia i Giulia Pacellich,

trzech kuzynów Piusa XII. Giulio, na przykład, reprezentował interesy Watykanu

15

w takich dużych firmach, jak Banco di Roma czy Società Italiana Gas, a także w

zakładach farmaceutycznych Serono czy spółkach Esercizio Navi oraz Condil-Tubi

Opere Idrauliche e Affini. Warto też dodać, że minister finansów Włoch, Giulio

Andreotti, zwolnił w 1957 roku obywatela Włoch, Giulio Pacellego, od obowiązku

płacenia podatków ze względu na status dyplomaty nadany mu przez Stolicę

Apostolską.

Prowadzony przez duet Nogara-Spada IOR był zresztą niezmiernie aktywny w

przechwytywaniu dających kontrolę pakietów akcji najróżniejszych banków. I tak

w roku 1946 bank watykański nabył większościowy pakiet akcji Banca Cattolica

del Veneto, a nieco później udało mu się odkupić 51 procent akcji Banco di Roma

per la Svizzera (przy czym reszta, a więc 49 procent, pozostawała nadal własnością

Banco di Roma, który należał wprawdzie do państwa włoskiego, ale w którym IOR

posiadał też pewne udziały) . W nabytych przez Watykan instytucjach kredytowych

były reprezentowane także interesy lokalnych kurii, które w ten sposób zapewniały

sobie szczególnie korzystne warunki obsługi bankowej i otrzymywania kredytów -

i to nie tylko na działania zwykłego zarządu, ale i na realizację tzw. specjalnych

"zbożnych uczynków".

W roku 1958 zmarł Bernardino Nogara, który był w istocie mózgiem działania

IOR. Wkrótce potem umiera też Pius Xli. Dnia 28 października papieżem zostaje

wybrany Angelo Roncalli - Jan XXIII.

background image

Nowy papież, dawny patriarcha Wenecji, bardzo się różnił od swojego

poprzednika. Wprowadzając w życie model apostolstwa opartego na miłości i

ukierunkowanego na masy, Jan XXIII czynił często wyłom w tradycjach

watykańskich, stąd zwano go "dobrym papieżem". Zaznaczyło się to również w

dziedzinie finansów. Papież nakazał IOR zaprzestanie działalności spekulacyjnej, a

potrzeby finansowe swojego pontyfikatu wolał zaspakajać przez upowszechnianie

w całej światowej wspólnocie katolickiej systemu datków i darowizn. Tak więc

podczas pięciu lat panowania papieża Roncallego IOR ograniczał się do czynności

zwyczajnego zarządzania.

Po śmierci Jana XXIII (zmarł 3 czerwca 1963), papieżem wybrany został syn

przedsiębiorcy bankowego z Brescii - Giovanni Battista Montini (Paweł VI).

Podobnie jak Pacelli, również i Montini był arcybiskupem w Mediolanie, i

podobnie jak Pius XII również i Paweł VI będzie prowadził watykańskie interesy z

dużym, wolnym od jakichkolwiek zahamowań rozmachem.

Zaraz po wyborze papież Montini musiał zająć się poważnym kryzysem

finansowym. Kwoty dobrowolnych datków, hojnie dzięki popularności Jana XXIII

przekazywane dotąd przez wiernych, po śmierci "dobrego papieża" poważnie się

zmniejszyły: z poziomu 19 miliardów lirów spadły do kwoty poniżej 5 miliardów i

nie były już w stanie zaspakajać potrzeb finansowych Watykanu. Co więcej,

papieskie kasy poważnie odczuły skutki nowego włoskiego ustawodawstwa

podatkowego - od grudnia 1962 podatek od zysków z dywidend akcyjnych wzrósł

do 30 procent. W Watykanie zrodziła się więc myśl całkowitego zwolnienia z

opodatkowania operacji prowadzonych na rynkach finansowo-giełdowych i, o ile

chadecja wyrażała na to zgodę, to socjaliści, którzy uczestniczyli wtedy w

centrolewicowym rządzie Aldo Moro, sprzeciwiali się przyznaniu tego niespra-

wiedliwego przywileju. Sprawa ta stała się przedmiotem delikatnych negocjacji

dyplomatycznych, które będą się ciągnąć latami już to z powodu niestabilności

background image

kolejnych włoskich rządów, już to z powodu uporu Watykanu w poddaniu się

obowiązującemu prawu.

Ostatecznie kwestię rozstrzygnięto w 1968 roku, kiedy to rząd oświadczył, że

Watykan zobowiązany jest płacić podatki od zysków z posiadanych akcji, i że do

końca roku winien on rozpocząć spłatę

zaległości skarbowych. W wyniku tej decyzji Watykan miał w ratach spłacać na

rzecz włoskiego fiskusa zaległości w wysokości 6,5 miliarda lirów (około 85

miliardów dzisiejszych lirów). Wobec takiego obrotu spraw Stolica Apostolska -

aby uniknąć opodatkowania przez włoskiego fiskusa - decyduje się przenieść

posiadany w akcjach majątek poza terytorium Włoch. Zadanie przeprowadzenia tej,

ocierającej się o nielegalność, operacji otrzymuje znany z różnorodnych machinacji

sycylijski finansista, przyjaciel Pawła VI i jego doradca z Mediolanu, Michele

Sindona.

background image

Mediolańska mafia

Michele Sindona urodził siqw Messynie 8 maja 1920 roku. W 1942 roku

uzyskał dyplom magistra prawa. Na okupowanej przez angielskie i amerykańskie

wojska Sycylii zarabiał na życie handlując z aliantami i z Cosa nostra: alianckim

dowódcom wojskowym odprzedawał zboże i cytrusy, które wcześniej dostarczał

mu mafijny boss Baldassarre Tinebra.

Podczas studiów uniwersyteckich Sindona pracował przez dwa lata w urzędzie

skarbowym w Messynie, co dało mu pewne obeznanie w dziedzinie przepisów

podatkowych. Pod koniec wojny przeniósł się do Mediolanu, gdzie przybył z listem

polecającym podpisanym przez arcybiskupa Messyny. W roku 1947

otworzył kancelarię doradztwa podatkowego - znajdowała się ona w samym

centrum Mediolanu, tuż obok siedziby Izby Skarbowej. Sindona był katolikiem, ale

niezbyt pryncypialnym. Wyspecjalizował się za to w znakomicie opłacanej sztuce

wynajdywania luk w prawie podatkowym, dogłębnie też poznał zasady

funkcjonowania europejskich rajów podatkowych. W 1950 roku utworzył swoją

pierwszą zagraniczną spółkę - Fasco Ag w Liechtensteinie.

W roku 1955 dokonał Sindona całej serii spekulacji budowlanych na

przedmieściach Mediolanu. W tym właśnie czasie arcybiskup Giovanni Battista

Montini zamierzał zrealizować swój plan budowy domu spokojnej starości.

Katolicki Sindona nie tylko przekazał mu do dyspozycji działkę, ale też znalazł

niezbędne do realizacji budowy kapitały. Inwestycję ukończono w roku 1959, i

arcybiskup mógł zainaugurować funkcjonowanie domu pod wezwaniem Matki

Boskiej, natomiast Sindona został doradcą finansowym mediolańskiej kurii. Stał się

nie tylko zaufanym Montiniego, ale także powiązał interesami z ekscelencją

Pasquale Macchini, wpływowym sekretarzem wielce wpływowego prałata.

background image

Kościelne związki Sindony nie ograniczały się jedynie do arcybiskupstwa

mediolańskiego, w swych kontaktach dotarł wkrótce aż do Watykanu. Mógł tam

zresztą liczyć na poparcie dalekiej krewnej, Anny Rosy, będącej bratową biskupa

Amieto Tondiniego, latynisty z watykańskiego Sekretariatu Stanu.

W roku 1960 Sindona uzyskał status bankowca właśnie dzięki transakcji

przeprowadzonej z papieskim bankiem: jego zagraniczna spółka Fasco Ag - za

pośrednictwem księcia Massimo Spady - nabyła kontrolny pakiet udziałów w

mediolańskiej instytucji kredytowej Moizzi & C. W krótkim czasie Sindona

wyrugował pozostałych współwłaścicieli i zmienił nazwie banku na Banca Privata

Finanziaria. Następnie odprzedał pakiet akcji IOR. Była to w istocie pierwsza 7

wielu operacji bankowych, które Sindona i IOR wykonali wspólnie, l tak, na

przykład, w 1964 roku IOR odstąpi Sindonie większościowy udział w Fina-banku

(Banque de Financement w Genewie), ale zatrzyma dla siebie 29 procent akcji, co

sprawi, że IOR stanie się wspólnikiem wszystkich pozostałych operacji

dokonywanych przez sycylijskiego finansistę.

Kiedy w 1963 roku Montini wstępuje na tron Piętrowy, sprowadza ze sobą do

Watykanu nie tylko biskupa Macchiego, ale całą grupę osobistości z lombardzkiej

kurii: stanowić będą krąg współpracowników, który szybko w kurii rzymskiej

zyska przydomek "mediolańskiej mafii", co było w końcu o tyle uzasadnione, że

widywany wśród nich Sindona,

22

występujący w charakterze doradcy z zewnątrz, rzeczywiście kojarzył się z mafią.

W istocie. Paweł VI usiłował podreperować sytuację finansową Watykanu poprzez

intensyfikację i ekspansję działań finansowych Stolicy Apostolskiej. Dokonał

formalnej reorganizacji finansów watykańskich: w 1967 roku utworzył Prefekturę

do spraw Gospodarczych, która miała zajmować się koordynacją struktur

finansowych i struktur administracyjnych Watykanu. Kierowanie tą instytucją

background image

powierzył kardynałowi Egidio Vagnozziemu. Jednakże prefektura nie sprawowała

faktycznie żadnej władzy nad IOR, który choć formalnie nadzorowany był przez

komisję złożoną z kilku kardynałów, to w rzeczywistości pozbawiony był wszelkiej

kontroli. Zadanie wzmożenia aktywności IOR powierzył papież Sindonie, z którym

miał współpracować watykański ekspert finansowy Massimo Spada, podczas gdy

formalnie lOR-em kierowali Luigi Mennini i Pellegrino De Strobel.

W drugiej połowie lat sześćdziesiątych Sindona nie zajmuje się już jedynie

watykańskimi finansami, ale świadczy też usługi doradcy podatkowego, między

innymi dla włosko-amerykańskiego mafijnego bossa Joe Doto - znanego FBI jako

Joe Adonis - który w Mediolanie był ukrytym właścicielem firmy Milbeton, a

posiadał także sieć supermarketów Stella.

Usługi doradcze okazały się zapewne na tyle skuteczne, że skłoniły mafijnego

bossa do powierzenia sycylijskiemu finansiście innych bardziej ryzykownych i bar-

dziej delikatnych operacji finansowych.

Na zlecenie Adonisa Sindona udał się do Stanów Zjednoczonych (sam boss

miał tam sporo problemów z policją) i w Nowym Jorku został przyjęty przez

mafijny klan Vito Genovese. Na zlecenie rodziny Genovese Sindona prowadził

sprawy kilku spółek przygotowując kanały do prania brudnych pieniędzy.

Mówiono, że w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych Sindona organizował pranie

brudnych pieniędzy mafijnej organizacji Meyera Lansky'ego i jego prawej ręki

Santo Trafficante, która to organizacja miała podobno uczestniczyć w

przygotowanym przez CIA planie zamordowania Fidela Castro.

Sycylijski finansista, pełniący jednocześnie funkcję doradcy Watykanu i

doradcy włosko-amerykańskiej mafii, rychło zabłysnął wkrótce także i w USA

stając siew krótkim czasie bohaterem północnoamerykańskiego rynku

finansowego. Prestiżowe czasopisma, takie jak Time i Business Week, poświęciły

mu sporo miejsca podkreślając jego oszałamiający sukces i przydając mu epitet

background image

"superdynamicznego specjalisty od interesów". Sukces ten wynikał przede

wszystkim z biznesowych układów łączących Sindonę

24

25

z Davidem M. Kennedym (prezesem Continental Illinois Bank, któremu Sindona

sprzeda 22 procent udziałów Banca Privata Finanziaria) oraz z adwokatem

Richardem Nixonem, który - wybrany potem na prezydenta USA - powierzy pieczę

nad skarbem państwa wspólnikowi Sindony, Davidowi M. Kennedy'emu. Układy

te wynikały prawdopodobnie z wspólnego upodobania do kręgów międzynarodo-

wej masonerii. Szwagier Sindony, Francesco Bellantonio, byt kiedyś wielkim

mistrzem wspólnoty masońskiej Piazza del Gesù, a sam Sindona należał do tajnej

loży Giustizia e Libertà. Latem 1973 zostanie także członkiem tajnej Loży P2,

którą kierował Licio Gelli. A David M. Kennedy i Richard Nixon także byli zwią-

zani z środowiskami masońskimi w USA.

Jednakże w Ameryce poczynania Sindony dosyć szybko wzbudziły

podejrzenia. W piśmie przesłanym l listopada 1967 przez szefa waszyngtońskiej

policji, Freda J. Douglasa, do policji kryminalnej w Rzymie Sindona, Daniel

Antohony Porco, Ernest Gengarella i RolfVio (wspólnicy sycylijskiego finansisty

w wielu operacjach o posmaku afer) określeni zostali jako "indywidua zamieszane

w nielegalny handel środkami uspokajającymi, pobudzającymi i halucynogennymi,

prowadzony pomiędzy Włochami i USA, a być może także i z innymi regionami

Europy".

Ale podczas gdy w USA Sindona podejrzewany był już o związki z mafią i

udział w międzynarodowym handlu narkotykami, to we Włoszech mógł on nadal

spokojnie oddawać się swoim podejrzanym operacjom finansowym. Mógł tak

czynić dzięki doskonałym stosunkom z politykami chadecji i rekomendacji

wynikającej z faktu powiązania z Watykanem oraz osobistej znajomości z

background image

papieżem. W roku 1968 znajomość ta staje się wręcz zażyłością. Rzeczywiście

Paweł VI, którego zamiarem było uchronić przed opodatkowaniem we Włoszech

spore pakiety posiadanych przez Watykan akcji, polegał na Sindonie.

Spór z włoskim fiskusem sprawił też, że ujawniono realne wartości

posiadanego przez Stolicę Apostolską majątku w akcjach. W roku 1967 wartość ich

szacowano na blisko 100 miliardów tirów (obecnie około 1300 miliardów), przy

czym wartość tę posiadały wyłącznie akcje podlegające opodatkowaniu. Znawcy

problematyki obliczają, że w tym samym czasie pełna wartość realna inwestycji

Watykanu we włoskie akcje wynosiła ponad 202 miliony dolarów. Do tego

należałoby także dodać wartość posiadanych w Rzymie i poza Rzymem

nieruchomości, a także inwestycji poczynionych poza granicami Włoch.

Realizację delikatnego zadania uporania się z włoskim fiskusem powierzył papież

sycylijskiemu

26

27

finansiście. A ten oczekiwań papieża nie zawiódł. Jak pisze Luigi Di Ponzo w

opracowaniu Saint Peter's Bank (Bank Świętego Piotra), Sindona przedstawił Ojcu

Świętemu swój plan: "należy wyprowadzić inwestycje z Włoch na rynki, gdzie

eurodolary zwolnione są z opodatkowania; w operacjach tych trzeba posłużyć się

siecią banków typu off-shore (posiadających siedzibę w strefie podatkowych

rajów). Papieża to niepokoiło, ale tak naprawdę to decyzję już podjął: przekazał

Sindonie podpisany przez siebie dokument, na mocy którego powierzył mu

kontrolę nad zagranicznymi inwestycjami Watykanu. Obydwaj uklękli i zmówili

modlitwę. Potem Sindona chwycił dłoń Pawła VI i ucałował papieski pierścień".

Inne źródła utrzymują, że w rzeczywistości watykańskie pełnomocnictwo dla

Sindony nie miało podpisu papieża, ale sygnował je kardynał Sergio Guerri,

odpowiadający za działalność Administracji Dóbr Stolicy Apostolskiej - APSA, co

background image

przecież i tak nie zmienia istoty faktów.

Jednakże konieczne było, aby zewnętrzny reżyser watykańskich operacji miał

swój odpowiednik w samym Watykanie, żeby postać tę cechowała taka sama

zręczność i brak skrupułów. W związku z tym Paweł VI postanowił, że kierowanie

IOR zostanie powierzone osobie cieszącej się jego całkowitym

zaufaniem, a zarazem wielostronnie utalentowanemu prałatowi -jego ekscelencji

biskupowi Paulowi Casimirowi Marcinkusowi.

Paul Marcinkus urodził się 15 stycznia 1922 w Cicero (na przedmieściach

Chicago w czasach Al Capone'a). Na księdza został wyświęcony w roku 1947, a w

1950 roku przyjechał do Rzymu, gdzie studiował prawo kanoniczne w

Uniwersytecie Gregoriańskim, a później został słuchaczem Papieskiej Akademii

Kościelnej - szkoły przygotowującej kadry dla dyplomacji watykańskiej. Tam

dostrzegł go kardynał Giovanni Benelli, czyli "Numer dwa" kurii watykańskiej,

który powołał go do kierowanych przez siebie urzędów w Sekretariacie Stanu.

Paweł VI, który zyskał przydomek pierwszego w historii papieża

podróżującego, udał się w 1964 roku z misją apostolską do Izraela. Podróż ta

okazała się organizacyjną klęską, zwłaszcza w zakresie zapewnienia papieżowi

ochrony osobistej. Wobec tego organizację następnej podróży papieskiej, tym

razem do Indii, powierzono Paulowi Marcinkusowi. Pochodzący z Chicago prałat,

który znal biegle cztery języki, pojechał z papieżem oficjalnie jako tłumacz, ale

zarówno jego imponująca postura, jak i zachowanie, kiedy eskortował Ojca

Świętego, sugerowały, że prawdziwą rolą było pełnienie funkcji osobistego

28

29

ochroniarza Pawła VI. Potwierdza to fakt, że kiedy podczas kolejnej wizyty

papieskiej - na Filipinach w 1970 roku - pewien niezrównoważony malarz rzucił

się na papieża z nożem, nóż ten osobiście wyrwał mu właśnie Marcinkus.

background image

Kariera Marcinkusa jest dosyć podobna do kariery Sindony - była piorunująca.

W grudniu 1968 Paweł VI mianuje go sekretarzem IOR. Miesiąc później

Marcinkus zostaje biskupem diecezji Orte, a wkrótce potem zostaje mu powierzona

prezesura watykańskiego banku. Jak usłyszeli to odeń Mennini, Spada i De Strobel,

a więc kolejni prezesi IOR, Marcinkus nie czuł się ekspertem w dziedzinie finan-

sów, ale - dzięki pomocy superfachowca Sindony -była to wada do usunięcia.

Wiosną 1969 duet Sindona-Marcinkus uaktywnia się celem dokonania

sprzedaży akcji spółki Società Generale Immobiliaria (SGI), od lat będącej

oczkiem w głowie Watykanu, jako że Watykan posiadał w niej 38 procent udziału

o wartości szacowanej wtedy na 30 miliardów lirów. Oficjalnym uzasadnieniem tej

operacji było znaczne zadłużenie spółki. I oto Sindona oświadcza, że skłonny jest

zakupić posiadany przez IOR pakiet tej spółki płacąc po dolarze za każdą akcję - co

stanowiło wówczas cenę dwukrotnie wyższą od ceny rynkowej. W rzeczywistości

jednak sycylijski finansista nie dysponował środkami na zakup całego pakietu i

zakupił tylko jego część, natomiast resztę, pozostającą w posiadaniu IOR, przeniósł

Marcinkus do spółki mającej siedzibę w luksemburskim raju podatkowym, co

sprawiło, że papiery te nie podlegały już opodatkowaniu na rzecz fiskusa

włoskiego.

Machinacje duetu Sindona-Marcinkus w odniesieniu do pozostającej w

posiadaniu IOR spółki SGI opierały się w istocie na pewnym oszustwie, w którym

uczestniczył Charles Bludhom - żydowski finansista austriackiego pochodzenia,

stojący na czele imperium Gulfand Western Industries, właściciel szybów

naftowych, hoteli, kopalni, a nawet wytwórni filmowej Paramount. W USA

działalność aferzysty Bludhorna obciążona była dużymi podejrzeniami o związek z

mafijno-żydowskim syndykatem, na czele którego stali Meyer Lansky, Harry

Stromberg i Mickey Cohen. Bludhom był wspólnikiem Sindony w Continental

Finance (spółce, która miała największy udział w kierowanym przez Kennedy'ego

background image

Continental Illinois Bank).

Wspomniany wcześniej Di Fonzo pisze, że Bludhom gotów był nabyć akcje

SGI za kwotę ośmiu milionów dolarów, ale nie mając gotówki zaproponował, że

nabędzie je płacąc nie dolarami lecz

30

pięćdziesięcioprocentowym udziałem w spółce kapitałowej, która posiadała 230

tysięcy metrów kwadratowych terenu należącego do wytwórni filmowej

Paramount. Teren ten miał być w przyszłości przeznaczony na działki pod budowę

domków. Kontrahenci dogadali się, i w ten sposób Bludhom stał się jednym z

głównych akcjonariuszy SGI, a pierwsza operacja na rzecz Watykanu prowadzona

przez tandem Sindona-Marcinkus, znalazła szczęśliwe zakończenie.

W istocie chodziło Jednak tylko o stworzenie pozorów, bowiem jakiś czas po

podpisaniu umowy wyszło na jaw, że ta operacja, jak zresztą wiele innych

firmowanych przez Bludhorna, opierała się na ukrytym matactwie; jeszcze dzisiaj

obecnie wiele osób zadaje sobie pytanie, czy wtedy naprawdę wykorzystano dobrą

wiarę takich dwóch superspryciarzy jak Sindona i Marcinkus, czy też uczestniczyli

oni w oszustwie na zasadzie wspólników. A oszustwo stało się oczywiste w

momencie, gdy emisariusze z Watykanu przybyli do Los Angeles, aby przejąć w

posiadanie grunt, który okazał się obłożony długami i hipoteką, a sama okolica w

ogóle nie nadawała się do zabudowy. Jak wykazało późniejsze dochodzenie

przeprowadzone przez Security and Exchange Commission (instytucję kontrolną z

ramienia amerykańskich giełd), transakcja z Bludhomem była fikcyjną

operacją, która miała generować zysk w wyniku przechodzenia przedmiotu

sprzedaży z rąk do rąk.

Poczynając od tej operacji duet Sindona-Marcinkus rozpoczął długą serię

machinacji akcyjnych, zabiegów księgowych, spekulacji i oszustw podatkowych.

Było to finansowe piractwo, w których już wkrótce miał uczestniczyć trzeci

background image

bohater: katolicki bankier i mason w jednej osobie - Roberto Calvi.

background image

Piracka trójca

Roberto Calvi urodził się 13 kwietnia 1920 w Mediolanie. Dyplom z ekonomii

i handlu uzyskał na Uniwersytecie im. Bocconiego (szefa biura propagandy w

uniwersyteckiej federacji faszystów w Mediolanie). Podczas drugiej wojny

światowej razem z Navara walczył w oddziale artylerzystów na froncie

wschodnim. Kiedy w 1944 roku został zwolniony z wojska, rozpoczął pracę w

Lecco, w "laickim" oddziale Banca Commerciale (gdzie urzędnikiem był też jego

ojciec) Jednak dwa lata później - może dlatego, że był żarliwym katolikiem -

przeszedł do Banco Ambrosiano, mediolańskiej instytucji kredytowej zwanej

bankiem dla księży. Banco Ambrosiano został

35

utworzony w 1896 roku przez biskupa Giuseppe Toviniego, działającego na

polecenie kardynała Andrea Ferrari. Na początku wieku bank kojarzony był z

propagowaniem działalności religijnej i dobroczynnej - kredytował instytucje

religijne, dobroczynne, kongregacje religijne. Kontrolę nad nim sprawowała

mediolańska kuria. Celem utrzymania opinii banku katolickiego umieszczono w

statucie zapis, na mocy którego jego akcjonariuszami mogli być posiadacze

świadectwa chrztu oraz wydawanego przez proboszcza zaświadczenia o praktyce

religijnej.

W roku 1958 Calvi awansował na asystenta dyrektora generalnego banku

Carlo Alessandro Canesi, a w 1965 - kiedy Canesi został powołany na stanowisko

prezesa zarządu - Calvi został dyrektorem naczelnym. Pod koniec 1970 roku, kiedy

to współpracował już z S indona i z dwoma przepotężnymi braćmi masonami:

przyszłym przywódcą Loży P2 Licio Gellim i Umberto Ortolanim, otrzymał

background image

funkcję dyrektora generalnego Banco Ambrosiano. Nick Tosches wll mistero

Sindona (Tajemnica Sindony) powołując się na opinię Sindony pisze, że Calvi

posiadał osobowość człowieka zdecydowanego w dążeniu do władzy i bogactwa, i

prosił Sindonę o pomoc w uzyskaniu pozycji, jaką już Sindona posiadał, chciał być

sam dla siebie panem. Wtedy Sindona postanowił, że zrobi

wszystko, aby go wspierać. Poinstruował go, jak utworzyć sieć instytucji

finansowych w Luksemburgu, na Bahama, w Kostaryce, w Vaduz. Instytucje te

cieszyły się poparciem banku Ambrosiano, a jednocześnie korzystały z luksusu

poufności, jaki oferowały wymienione kraje.

W Boże Narodzenie 1969, w kancelarii mecenasa Umberto Ortolani, odbyła

się historyczna kolacja, w której poza gospodarzem uczestniczyli: Calvi, Sindona,

Gelli. Celem spotkania było ustalenie wspólnej strategii i określenie rodzaju

pomocy, jaką każdy z uczestników mógłby okazać Calviemu. w zrobieniu przeń

kariery w Banco Ambrosiano. Ortolani był twórcą włoskiej agencji prasowej,

prezesem zrzeszenia dziennikarzy włoskich za granicą, pozostawał w znakomitych

układach z Fanfanim i Andreottim, posiadał też świetne stosunki z Watykanem.

Sindona obiecywał, że będzie wspierał Calviego z zewnątrz oraz że chętnie

zostanie wspólnikiem w prowadzonych w przyszłości interesach. Gelli natomiast

deklarował wsparcie ze strony polityków każdego szczebla.

Z chwilą nominacji Calviego na dyrektora Banco Ambrosiano pierwotny

watykański zamysł wywinięcia się z zobowiązań wobec włoskiego fiskusa nabrał

nowych, zupełnie realnych kształtów. Strategicznym celem stało się utworzenie

katolickiego lobby

37

finansowego, które zdolne byłoby konkurować z międzynarodowym środowiskiem

finansistów laickich na takim poziomie, który umożliwiałby nie tylko samo

zabezpieczenie interesów doczesnych Kościoła, ale i wywieranie nacisku na

background image

zachodnie gremia polityczne, by budować szeroki front zaporowy wobec komuni-

zmu. Projekt wydawał się skrojony na miarę cieszącego się zaufaniem papieży

Sindony - który nie tylko że był uznanym finansistą, ale też Jako związany z wło-

ską chadecją, znał wpływowych polityków administracji amerykańskiej, miał

kontakty z włosko-amerykańską mafią oraz z międzynarodowymi środowiskami

masonerii, a wszyscy oni byli zagorzałymi antykomunistami. Jednakże sycylijski

finansista wiedział już wtedy, że dla realizacji ambitnego planu same jego banki

oraz IOR nie wystarczą i że niezbędne będzie współdziałanie z mediolańskim

"bankiem księży". Od początku istnienia Banco Ambrosiano wśród jego ak-

cjonariuszy, byli także: Papieski Instytut do spraw Zewnętrznych, spółka Fabbrica

del Duomo (Warsztaty Katedralne), bank San Paolo di Brescia, Instytut Figlie del

Sacro Cuore di Gesù (Instytut Córek od Świętego Serca Jezusowego), Seminarium

Arcybiskupie w Mediolanie. I rzeczywiście, pod kierownictwem Calviego, Banco

Ambrosiano bardzo szybko osiągnął w świecie międzynarodowej finansjery

najlepszą pozycję spośród wszystkich prywatnych banków włoskich.

Jedna z pierwszych operacji wykonanych przez trio Sindona-Marcinkus-Calvi

dotyczyła spółki akcyjnej Compendium, mającej siedzibę w Luksemburgu. Spółka

ta pozostawała pod kontrolą IOR i grupy finansowej Sindony działającego przez

Fasco Ag. W listopadzie 1970 roku 20 procent akcji Compendium zostało

sprzedanych szwajcarskiemu bankowi del Gottardo (pakiet większościowy dający

kontrolę nad bankiem należał do IOR i do Ambrosiano), kolejne 40 procent zostało

zbyte bankowi Ambrosiano, a pozostałe 40 procent akcji pozostało w Fasco Ag, a

więc w gestii Sindony. Operacja została dokonana na terytorium raju podatkowego

w Nassau (na Bahama). Następnie, w marcu 1971 roku, kontrolowana przez

Ambrosiano spółka Compendium utworzyła spółkę o nazwie Cisalpine Overseas

Bank, będącą instytucją kredytową z siedzibą w Nassau. Prezesem spółki został

kardynał Marcinkus.

background image

Operacja Compendium zapoczątkowała niebezpieczną, utkaną przez trójcę

Sindona-Marcinkus-Calvi, sieć pogmatwanych transakcji między spółkami.

Wszystko odbywało się na zasadzie domina: dokonywane w zawrotnym tempie

operacje kupna-sprzedaży akcji zawsze kończyły się tym, że pakiety

38

39

docierały do jakichś spółek akcyjnych z siedzibą w Liechtensteinie, na Bahama lub

w innym raju podatkowym. Ruchom akcji towarzyszyły ruchy kapitałów

wysyłanych i przyjmowanych przez Banca Cattolica del Veneto, Cisalpine

Overseas Bank, Centrale Finanziaria, Bastogi, amerykański Franklin Bank oraz

Credito Varesino.

Afera ze spółką Finambro dobrze obrazuje styl działania trzech katolickich

bankierów. Dysponując kwotą nie mniejszą niż 200 milionów (ówczesnych)

dolarów, co do pochodzenia których nikt w tamtych czasach nie był w stanie

otrzymać żadnych wyjaśnień, Sindona dokonuje prania tych pieniędzy tworząc

inne spółki, by pod ich szyldem nabywać niewielkie banki, w które inwestuje "nie

budzące podejrzeń" kapitały, a te urastają już później do zawrotnych kwot. W przy-

padku spółki Finambro dwaj ukryci wspólnicy Sindony - Calvi i Marcinkus - w

ogóle się nie ujawniają. Do utworzonej 26 października 1972 spółki weszli:

Cosimo Viscuso (handlarz mebli z Palermo) i Maria Sebastiani (gospodyni

domowa), wnosząc kapitał założycielski w wysokości jednego miliona lirów.

Wkrótce, 6 czerwca 1973, Finambro przekształca się w spółkę akcyjną, a także

dwukrotnie podwyższa swój kapitał zakładowy: za pierwszym razem do kwoty 500

milionów lirów, a za drugim - zaraz potem -

do 20 miliardów lirów. Po otrzymaniu zezwolenia komisji do spraw kredytów i

oszczędności spółka Finambro, która do tej pory nie prowadziła żadnej

działalności, nabywa pakiet akcji Banca Generale di Credito, niewielkiej instytucji

background image

kredytowej, powstałej z inicjatywy znanego konstruktora budowlanego Renzo

Zingone (zresztą pierwszego męża Donatelli Pasquali, która wyjdzie powtórnie za

mąż za przyszłego premiera Lamberto Dini). Transakcja odbyła się za cenę dwu

miliardów lirów.

Interesujące, że prowadzone w późniejszym czasie śledztwo pozwoliło ustalić,

iż miejscowość Trezzano sul Naviglio, będąca miejscem spotkań wielu

pochodzących z Sycylii mafiosów (między innymi rodzin Ciulla, Carollo i

Guzzardi), stanowiła jednocześnie centrum dowodzenia realizowanych akcji

porwań znanych osobistości.

Tak więc, wobec zawrotnego - notowanego na mediolańskiej giełdzie -

sukcesu spółki będącej własnością Cosimo Viscuso, pojawiło się pytanie, kto

naprawdę stoi za sycylijskim handlarzem. Czyją jest marionetką?

Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. l to właśnie sam Sindona dał do

zrozumienia, że faktycznym właścicielem spółki Finambro jest tylko i wyłącznie

on sam. Fakt, że spółka to jego własność,

40

dość szybko znalazł swoje potwierdzenie. 2 sierpnia 1973 odbyło się nadzwyczajne

zgromadzenie akcjonariuszy Finambro, które przyjęło uchwałę o kolejnym

podwyższeniu kapitału spółki z kwoty 20 miliardów do poziomu 160 miliardów.

Ruch ten został jednak zastopowany ponieważ włoski Urząd do spraw Obrotu

Dewizowego stwierdził, że do kasy Finambro dokonała wpłaty poważnych kwot

jedna z luksemburskich instytucji kredytowych. Spółką tą była Capisce Holding

SA, którą urząd zidentyfikował jako podmiot kontrolowany przez znany już tercet:

Sindona-Mar-cmkus-Calvi.

Układ istniejący pomiędzy trzema katolickimi bankierami od samego

początku jawi się jako rodzaj przestępczej zmowy. Sindona powiększa własne

imperium, przy czym udaje mu się prać i lokować ogromne pieniądze,

background image

przekazywane przez mafijne sycylijsko-amerykańskie grupy przestępcze. Calvi z

kolei wykorzystuje kapitały Banco Ambrosiano do nabywania na własny rachunek

kolejnych, coraz większych pakietów akcji banku, zamierzając stać się jego

jedynym właścicielem. Marcinkus natomiast dokonuje operacji pozwalających

ratować majątek watykański przed opodatkowaniem go przez włoskiego fiskusa, co

ma wpływ na rozwój doczesnych spraw papiestwa.

Ale finanse Kościoła zyskują jeszcze inne korzyści dodatkowe: IOR pobiera

nie tylko lichwiarskie prowizje od dokonywanych przez znane trio transakcji, ale

też inkasuje ogromne zyski z eksportu włoskich kapitałów. Samo przesyłanie

pieniędzy odbywa się zresztą pozornie legalnie dzięki zasadzie

eksteryterytorialności Państwa Watykańskiego wobec Włoch. Sam Sindona tak

później o tym opowie: "IOR otwierał konto we włoskim banku. Klient włoskiego

banku wpłacał na to konto gotówkę, a 10R zajmował się już przekazywaniem

pieniędzy we wskazanej przez klienta walucie do określonego banku za granicę.

Wykonując tę operację IOR pobierał prowizję, która była nieco wyższa od ogólnie

praktykowanych. Władze włoskie ani bank centralny nigdy się do tego nie wtrą-

cały. .. Kiedy biskup Marcinkus zrozumiał, na czym polega cała ta operacja, mógł

się przekonać, że stosowany przez IOR do przesyłania pieniędzy system był

rodzajem przestępstwa doskonałego".

W dokonywanych w latach 1971-1973 finansowych kombinacjach Sindona i

Marcinkus zdobyli się także na obracanie fałszywymi, sfabrykowanymi przez

mafię obligacjami na kwotę około półtora miliarda dolarów. Fakty te zaczęły

wychodzić na jaw pod koniec 1971 roku, przy okazji prób przejęcia kontroli nad

holdingiem o nazwie Società Italiana per

le strade ferrate meridionali (Włoska spółka eksploatacyjna kolei południowych -

znana jako Bastogi). Spółka ta w rzeczywistości prowadziła interesy w branżach:

obrotu nieruchomościami, górniczej, chemicznej, produkcji cementu itd. Dosyć

background image

szybko poznano, kim był ten, kto zamierzał posilić się tym ogromnym tortem: był

to Michele Sindona - w spółce z Marcinkusem.

Wkrótce do rozpowszechniających się z tej okazji w środowisku bankierów

pogłosek dochodzi nowa - oto Sindona i Marcinkus zamierzaj ą ulokować w kilku

niemieckich bankach pakiet amerykańskich obligacji wartości stu milionów

dolarów. I banki godzą się podobno wypłacić w zamian gotówkę potrzebną na

zakup 50 procent udziałów kapitałowych w spółce Bastogi. Gdy prezes spółki,

Tullio Torchiani, usiłował dowiedzieć się na ten temat czegoś więcej, wszelkie

próby napotykaj ą początkowo ze strony niemieckich banków na mur milczenia.

Wkrótce jednak Torchiani i inni europejscy bankierzy nie mają już wątpliwości, że

nie są to tylko pogłoski. Ale mimo to nie było łatwo ani nikt nie był na tyle mocny,

aby ów mur milczenia obalić. W końcu jednakże intryga ujawniła się i próba

zawładnięcia spółką Bastogi zakończyła się fiaskiem. Coraz powszechniej też

zaczęto mówić, że obligacje te były fałszywe i że zostały

przekazane do kasy pancernej watykańskiego banku, gdzie strzegł ich Marcinkus.

Podążając śladem pierwszego pakietu fałszywych obligacji, niedługo potem,

wiosną 1973, agenci FBI odkryli, że włoski kombinator Mario Foligni ulokował

część tych obligacji w Handelsbanku w Zurychu - na rachunku prałata

watykańskiego monsignora Mario Fomasariego. Druga ich część trafila na rachu-

nek jednego z oddziałów Banco di Roma.

Dodać warto, że w niecały rok później także Banco di Roma stanie się dla

klanu Andreottiego punktem oparcia dla próby ratowania chwiejącego się im-

perium Sindony. Wtedy prezesem zarządu banku zostaje mianowany Mario

Barone, przyjaciel zarówno Sindony jak i Andreottiego, i to wówczas wdrożona

będzie "strategia ratunkowa", która okaże się prawdopodobnie odpowiedzialna za

ogromne straty banku związanego z włoskimi bankami Sindony.

Foglini oświadczył później, że pierwsze lokaty obligacji stanowiły wymagany

background image

przez Marcinkusa test potwierdzenia wiarygodności tych walorów. Ujawnił też w

szczegółach całą operację i kulisy prób przejęcia Bastogi przez Sindonę, co

doprowadziło śledczych do watykańskich poczekalni.

Z końcem kwietnia 1973 agenci FBI przesłuchali Marcinkusa. Prezes papieskiego

banku stwierdził,

44

że z Sindoną utrzymywał "wyłącznie kontakty dotyczące mało istotnych spraw

handlowych", zaprzeczył, że miał cokolwiek wspólnego z fałszywymi walorami, a

także sugerował, że cała sprawa spowodowana jest pomówieniami ze strony osób,

które jemu, pierwszemu amerykańskiemu prałatowi z tak wysoką pozycją w

hierarchii watykańskiej, zazdroszczą osiągnięcia znaczącego sukcesu osobistego

(dwa lata później, w 1975 roku, w wywiadzie dla dziennikarza Time Paula Homera

Marcinkus stwierdzi, że "nigdy nie utrzymywał w ogóle kontaktów handlowych z

Sindoną"). Amerykańscy śledczy zdawali się uwierzyć w kłamliwe oświadczenia

biskupa, bowiem w lipcu 1973, kiedy przedstawili zarzuty szesnastu osobom (w

tym także Foligniemu), w tym gronie nie znaleźli się ani sam Marcinkus, ani inni

dygnitarze z IOR. Niektórzy uważają, że śledztwo FBI zostało zablokowane

właśnie dlatego, że w sprawie obrotu fałszywymi papierami pojawił się wątek

watykański.

Poczynania trójki Sindona-Marcinkus-Calvi znalazły się też pod lupą władz

federalnych USA. Oto komisja kontrolna giełd amerykańskich (Security and

Exchange Commission) prowadząc dochodzenie w sprawie działalności pewnej

dziwnej spółki o nazwie Fiduciary Investment Service, która usiłowała nabyć

pakiet akcji korporacji Vecto Offshore

Industries z Los Angeles, odkryła liczne ślady aktywności zespołu Sindona-

Marcinkus-Calvi. Okazało się, że Fiduciary Investment działa jako spółka

powiernicza na rzecz Continental Illinois Bank z Chicago, który z kolei był

background image

parawanem innej, działającej w Luksemburgu spółki akcyjnej Zelinka Holding,

będącej właścicielem tajemniczego Amincor Bank w Zurychu. W tej sytuacji

wspomniana komisja wydała zakaz nabycia akcji Vecto przez Fiduciary

Investment, uzasadniając decyzję faktem, że operacja ta stanowiła machinację

grupy finansowych aferzystów, wśród których prym wiódł zarządca IOR Luigi

Mennini, przy czym sam Amincor Bank (związany z grupą Sindona-Marcinkus)

określono jako "wysoce podejrzany ośrodek działalności finansowej".

46

47

background image

Początek końca

W pierwszych miesiącach 1974 roku międzynarodowy rynek akcji znalazł się

w złej koniunkturze. Sindona musiał stawić czoła sytuacji, w której notowania jego

spółek gwałtownie spadały i dawał się odczuwać brak pieniędzy. Taki feralny

zbieg dwóch kryzysów mógłby przynieść fatalne skutki dla finansowego imperium

zbudowanego przez osobistego doradcę Pawła VI.

Poszukując wyjścia z trudnej sytuacji, Sindona liczył na uzyskanie pomocy ze

strony swoich ojców chrzestnych - polityków włoskich, a więc klerykalno-

prawicowej frakcji Fanfaniego i chadecji Andreottiego, oraz polityków

amerykańskich, czyli administracji

49

Nixona. Jednakże rok 1974 był politycznie trudnym okresem także dla protektorów

Sindony. I chociaż sycylijski finansista wpłacił do kasy chadecji ponad dwa

miliardy na wsparcie popieranej żarliwie przez Watykan kampanii

antyrozwodowej, to jednak 12 marca chadecja batalie przy urnach wyborczych

przegrywa i przeżywa głęboki kryzys polityczny. W Ameryce pozycja przyjaciół

Sindony jest jeszcze gorsza: latem wybucha afera Watergate i 8 sierpnia Richard

Nixon zmuszony jest opuścić Biały Dom.

Pozbawiony politycznego wsparcia zarówno we Włoszech jak i w USA,

znalazł się Sindona w trudnej sytuacji. A wkrótce stało się jeszcze gorzej. Oto 27

września sąd w Mediolanie wszczyna postępowanie likwidacyjne Banca Privata.

Na likwidatora wyznaczono mecenasa Giorgio Ambrosoli. Niecały tydzień później

w Stanach Zjednoczonych sąd orzeka niewypłacalność Franklin Bank, a 14

października, sąd mediolański również ogłasza stan niewypłacalności Banca

background image

Privata.

Nieuchronna jest reakcja łańcuchowa: 7 stycznia 1975 szwajcarski sąd wydaje

wyrok o upadłości Finabank w Genewie - jego dwoma właścicielami są sycylijski

bankrut i IOR. W poufnej notatce włoskich służb specjalnych (SID) z 13 stycznia

1975 podaje się, że "sytuacja księgowa Sindony wykazuje

»dziurę« szacowaną na 600-700 miliardów" i że Watykan "stracił na transakcjach z

Sindona kilka miliardów lirów". Krach imperium Sindony niesie w istocie poważne

skutki finansowe i prawne również dla dwóch wspólników-partnerów: IOR i Banku

Ambrosiano.

Aby ratować co się da, biskup Marcinkus i Calvi wykonuj ą serię

ryzykownych operacji finansowych. Sytuacja staje się tym trudniejsza, że kilka

miesięcy wcześniej Watykan doznał straty 25 miliardów ulokowanych w

szwajcarskim Svirobanku w Lugano, który - zarządzany przez prezesa Giulio

Pacellego i dyrektora wykonawczego Luigiego Menniniego --w 51 procentach

należał do IOR. I oto jesienią 1974 roku na kontach Svirobanku stwierdzono

ogromne manko.

Odpowiedzialnością obciążono wicedyrektora Mario Tronconi. Wkrótce ciało

Tronconiego znaleziono na torach kolejowych pomiędzy Lugano i Chiasso. W

kieszeni nieboszczyk miał list pożegnalny do żony, dlatego uznano, że było to

samobójstwo. Natomiast w biurku kierownictwa IOR był inny list, podpisany przez

Tronconiego, zawierający jego "najgłębszą spowiedź". Pojawiły się głosy, że być

może nie było to samobójstwo.

W ramach doraźnej strategii Banco Ambrosiano zakupił, na przykład, w 1976 roku

pakiet

50

większościowy banku Banco Mercantile z Florencji. David Yallop w książce In

nome di Dio (W imieniu Boga) podaje, że zakupu tego dokonano na rzecz banku

background image

watykańskiego. 7 grudnia akcje znalazły siew rękach domu maklerskiego Giammei

and Company, który często działał na zlecenie Watykanu. Tego samego dnia akcje

zostały "zdeponowane" w banku watykańskim. Brak ze strony Watykanu

wystarczających środków na opłacenie akcji został wyrównany kredytem dla Banca

Vaticana w wysokości 8 miliardów lirów. Pieniądze te znalazły się na otwartym od

niedawna koncie nr 42801. Dnia 29 czerwca 1977 Giammei, działając za

pośrednictwem Credito Commerciale. wykupił akcje od Banca Vaticana. W trakcie

odbywania tej krętej drogi wartość akcji, przynajmniej na papierze, dramatycznie

wzrosła. Pierwotnego zakupu dokonano za cenę 14 tysięcy lirów za akcję. a kiedy

wróciły one znowu do Giammei, warte były już po 26 tysięcy za sztukę. 30

czerwca 1977 zostały sprzedane spółce Immobiliare XX Settembre, która

pozostawała pod kontrolą Calviego. Na papierze Banca Vaticana zarobiła na tym

prawie osiem miliardów tirów. Jak powiada dalej Yallop - w rzeczywistości Calvi

zapłacił bankowi watykańskiemu 800 milionów lirów za przywilej używania jego

nazwy i za związane z tym ułatwienia. Sprzedając sobie samemu

za podwójną cenę akcje, które już posiadał. Calvi znacznie podniósł - na papierze -

wartość Banco Mercantile, czyli po prostu ukradł 7 724 378 100 lirów, tj. kwotę,

którą wpłacił do Banca Vaticana. Następnie Calvi sprzedał akcje swojej

mediolańskiej rywalce Annie Bonomi za cenę 33 miliardów lirów, Biorąc pod

uwagę, że 10R był formalnie i faktycznie udziałowcem w Banco Ambrosiano, a

także w wielu innych spółkach kontrolowanych przez ten bank, za opisaną wyżej

"kradzież" odpowiedzialność ponoszą także i Calvi, i Marcinkus.

Tymczasem Sindona w Nowym Jorku, gdzie oczekiwał go proces w związku z

krachem Franklin Bank, czynił desperackie wysiłki, żeby ratować swoje umierające

imperium finansowe. Uaktywniał wszelkie możliwe koneksje w kręgach mafijnych

i masońskich, naciskał na Watykan i na Chrześcijańską Demokrację.

Aby uniknąć zażądanej w grudniu 1976 przez mediolańską prokuraturę

background image

ekstradycji (włoski wymiar sprawiedliwości zamierzał pociągnąć go do odpowie-

dzialności za spowodowanie bankructwa), Sindona oświadczył wobec

amerykańskich sędziów, że jest ofiarą "komunistycznego spisku" i na poparcie

powyższego przedstawił złożone pod przysięgą zeznania mistrza Loży P2 Licio

Gelli, wysokiego rangą sędziego

i członka tejże loży Carmelo Spagnuolo, włosko-amerykańskiego masona Philipa

Guarino, byłego mistrza wspólnoty masońskiej z Piazza del Gesù Francesco

Bellantonio, członka Loży P2 Edgardo Sogno, deputowanego z ramienia Włoskiej

Partii Socjalistyczno-Demokratycznej Flavio Orlandi oraz swojego eks-wspólnika

w interesach Johna McCaffery'ego.

W tym samym czasie sycylijski bankrut usiłuje wywrzeć nacisk na

likwidatorze Banca Privata Giorgio Ambrosolim, nie wahając się nawet przed

groźbą, że zorganizuje porwanie jednego z prezesów Mediobanku - Enrico Cuccia.

Przede wszystkim domaga się wdrożenia strategii ratunkowej, o której wspominał

wcześniej klan Andreottiego (a więc uzdrawiającej interwencji Banco di Roma,

jawnego wsparcia ze strony Banco Ambrosiano i dyskretnych działań IOR).

Wdrożeniu tego planu sprzeciwił się jednak włoski bank centralny i likwidator

Giorgio Ambrosoli.

Calvi i Marcinkus wolą się nie ujawniać: wykonują chaotyczne ruchy, aby

przyjść na ratunek ich eks-wpólnikowi (co w istocie jest bardzo trudne) i robią

wszystko, aby ograniczyć straty wynikłe z krachu Sindony. W zaistniałej sytuacji

sycylijski bankrut wybiera sobie za cel prezesa banku Ambrosiano.

Z początkiem listopada 1977 Calvi otrzymuje list z pogróżkami podpisany

nazwiskiem Cavallo,

a kilka dni później pojawiają siew centrum Mediolanu plansze ze szczegółowym

opisem całej serii operacji dokonanych wspólnie przez Sindonę i Calviego. Fakty te

Sindona potwierdził 24 listopada w piśmie swojego pełnomocnika Luigi Cavallo

background image

skierowanym do gubernatora włoskiego banku centralnego Paolo Baffi. Tak

rozpoczęła się cała kampania obrzucania oskarżeniami prezesa Ambrosiano. Trwać

ona będzie aż do lutego. 17 kwietnia 1978 włoski bank centralny zarządza kontrolę

w Banco Ambrosiano. Kontrola ta, ukończona 17 listopada tego samego roku,

wskazywać będzie na gąszcz nieprawidłowości, nadużyć i protekcji w

przyznawaniu kredytów na rzecz spółek Sindony, a także innych ważnych

osobistości z kręgów masońskich zbliżonych do Loży P2, oraz wielu działań

ryzykownych dla płynności finansowej, w tym też posunięć związanych z

finansami zagranicznymi -"wobec których wykonywanie kontroli przez włoskie

władze monetarne jest niemożliwe".

I oto 6 sierpnia 1978 Paweł VI umiera. Śmierć Montiniego, będącego

inspiratorem zawiązania trójcy Sindona-Marcinkus-Calvijest ciężkim ciosem dla

wątłych już i tak nadziei Sindony. Cios ten staje się ostateczny z chwilą wyboru

nowego papieża.

26 sierpnia konklawe złożone z kardynałów wynosi na tron Piotrowy byłego

patriarchę Wenecji

54

55

Albino Lucianiego, który przybiera imię Jana Pawła I. Nowy papież znany jest z

surowości przestrzegania zasad moralnych, a w przeszłości miał już pewne utarczki

z prezesem IOR Paulem Marcinkusem. Miało to miejsce w 1972 roku, kiedy

Marcinkus sprzedał bankowi Ambrosiano pakiet kontrolny akcji Banca Cattolica

del Veneto, w którym niewielki udział posiadały również diecezje regionu

weneckiego. Za sprawą Cal viego Banca Cattolica cofnęła korzystne warunki,

którymi cieszyły się instytucje weneckie, co spowodowało protest patriarchy

weneckiego w Watykanie. W trakcie spotkania z zastępcą sekretarza stanu

background image

Giovannim Benellim Luciani dowiedział się o praktykach Marcinkusa.

Tuż po wyborze, 31 sierpnia, do nowego papieża zwrócił się na lamach

tygodnika gospodarczego II Mondo dziennikarz Paolo Panerai, który w liście

otwartym do Jana Pawła I pyta: "Wasza Świątobliwość, czy właściwym jest, aby

Watykan działał na rynkach finansowych jako podmiot dokonujący spekulacji?

Czy właściwym jest, aby Watykan posiadał bank, który przeprowadza nielegalne

transfery kapitałów z Włoch do innych krajów? Czy właściwym jest, aby bank ten

dopomagał Włochom w unikaniu opodatkowania przez włoski system

podatkowy?"

Drugi list otwarty papież Luciani otrzymał już 12 września. Tym razem

opublikowany został przez kontrowersyjny tygodnik Op, kierowany przez członka

Loży P2 Mino Pecorelliego. W artykule zatytułowanym Wielka Loża Watykańska

tygodnika zdecydował się przedstawić między innymi listę 121 nazwisk

watykańskich dygnitarzy, którzy mieliby być związani z masonerią. Na liście tej,

wśród nazwisk innych prałatów, znajdowały się także nazwiska Pania Marcinkusa i

prawej ręki prezesa IOR - Donata De Bonisa.

W tym samym czasie Jan Paweł I otrzymał także poufne pismo od włoskiego

ministra handlu zagranicznego Rinaldo Ossoli, który przypominał, że zgodnie z

niedawno wydanymi przepisami włoskich władz finansowych IOR powinien być

traktowany "formalnie i faktycznie jako instytucja bankowa nie posiadająca stałej

siedziby na terytorium Włoch" i że w związku z tym powinien podlegać przepisom

regulującym stosunki między włoskimi i zagranicznymi instytucjami kredytowymi.

Stanowiło to jasne wezwanie, aby nowy papież ukrócił domniemane oszustwa

walutowe polegające na nielegalnym wywozie środków pieniężnych z Włoch za

pośrednictwem IOR.

Wspomniany już wcześniej Yallop pisze, że "zarządzany przez Marcinkusa bank

watykański obracał

background image

56

57

kapitałem w wysokości ponad l miliarda dolarów brutto. Jego zysk w 1978 roku

wyniósł 120 milionów dolarów. Dysponowanie 85 procentami tej kwoty było

wyłącznym przywilejem papieża, który wykorzystywał ją według własnego

uznania. Bank prowadził ponad 11 000 rachunków bankowych... Kiedy Albino

Luciani został papieżem tylko 1047 rachunków należało do zakonów i innych

instytucji religijnych, 312 do parafii i 290 do diecezji. Pozostałe 93 51 rachunków

należało do dyplomatów, prałatów i uprzywilejowanych obywateli. Spora liczba

kont z tej kategorii nie należała nawet do obywateli włoskich. Czterech z nich to:

Sindona, Calvi, Gelli i Ortolani. Inne konta należały do ważnych polityków i

wielkich przemysłowców. Wielu właścicieli posługiwało się tym przywilejem, aby

potajemnie i nielegalnie przesyłać dewizy za granice Włoch. Wszelkie składane w

banku depozyty nie podlegały żadnemu opodatkowaniu".

Jan Paweł I zarządził przeprowadzenie dochodzenia co do obecności masonów

wśród watykańskich dostojników, a 28 września spotkał się z sekretarzem stanu

Jeanem Villotem, z którym omawiał delikatną kwestię - działalność IOR. Yallop

opowiada, że Luciani poinformował Villota, iż Marcinkus musi być natychmiast

przeniesiony, Villot wówczas zaproponował na to stanowisko biskupa Giovanni

Angelo

Abbo, pełniącego aktualnie funkcję sekretarza Prefektury do spraw Gospodarczych

Stolicy Apostolskiej. Luciani wówczas dodał, że są też niezwłocznie potrzebne

inne zmiany w ramach struktur IOR. "Mennini. De Strobel i biskup De Bonis winni

odejść. Natychmiast... Chcę, żeby zostały zerwane wszelkie nasze kontakty z

Banco Ambrosiano, i winno to nastąpić w najbliższej przyszłości".

Rankiem 29 września - kilka godzin po rozmowie z Villotem i po wydaniu

tych dyspozycji dotyczących IOR - Jan Paweł I został znaleziony martwy. Była to

background image

śmierć nagła, pod wieloma względami tajemnicza, tym bardziej że ciało

pośpiesznie zabalsamowano, a na mocy decyzji kardynała Jeana Villota nie

dokonano sekcji zwłok. Zdaniem Yallopa Jan Paweł I został otruty na zlecenie

osób z wysokiego szczebla hierarchii watykańskiej. Jesienią 1997 - a więc prawie

20 lat później - prokuratura włoska w Rzymie wznowiła śledztwo w związku ze

śmiercią Albino Lucianiego.

16 października 1978 konklawe wybrało papieżem polskiego kardynała

Karola Wojtyłę -jako Jana Pawła II. Na znak całkowitej ciągłości z pontyfikatem

Pawła VI, Wojtyła nie dokonał żadnych z postanowionych przez Lucianiego

zmian. A zatem -jak pisze Yallop - "Marcinkus, wspomagany przez Menniniego,

De Strobela i biskupa De Bonisa, nadal

58

kierował bankiem watykańskim i nadal czynił tak, że przestępcza współpraca z

Banco Ambrosiano kwitła. Calvi i jego mistrzowie z Loży P2 - Gelli i Ortolani

-mieli nadal swobodę dokonywania swoich oszustw i defraudacji pod bezpiecznym

skrzydłem IOR".

Papież Wojtyła będzie wysoko cenić Marcin-kusa: we wrześniu 1981 mianuje

go arcybiskupem i powierzy mu także stanowisko wicegubematora Państwa

Watykańskiego, odpowiadającego za przychody Watykanu wynikające z napływu

pielgrzymów i turystów. Wypełniając swoje obowiązki Marcinkus w pełni sprosta

oczekiwaniom papieża, bowiem w krótkim czasie wpływy do skromniutkiej kasy

Państwa Watykańskiego osiągnęły poziom prawie 8 miliardów lirów. Ponadto, na

początku 1982 roku, Jan Paweł II będzie chciał mianować Marcinkusa kardynałem,

ale arcybiskup nie dostąpi jednak honoru noszenia purpury właśnie z powodu

sądowych implikacji największego ze skandali w historii Kościoła.

O zamiarze dokonania tej nominacji szef redakcji Reppublica, Eugenio

Scalfari, napisze: "Niech Bóg oświeci papieża Wojtyłę i powstrzyma jego dłoń! A

background image

gdyby Bóg chciał dokonać jeszcze cudu, to niech zasugeruje swojemu Wikaremu,

żeby podjął wiedzę o dwuznacznych transakcjach dokonywanych przez swojego

biskupa finansistę i niech go odeśle tam, skąd

przyszedł. Postać tak godna i tak uduchowiona jak Jan Paweł II nie może być

wspólnikiem w interesach dla Gelliego, Sindony i panamskich spółek Roberta

Calviego".

60

background image

Duszom zmarłych - chwała

Nastanie Jana Pawła II uratowało ekscelencję Paula Marcinkusa, który -

zgodnie z wolą Ojca Świętego - miał nadal kierować IOR. Nie umiano sobie tej

decyzji papieskiej wytłumaczyć. Wprawdzie wzbudziła opory w Watykanie i

wywołała dyskusję we Włoszech, ale też dała promyk nadziei Sindonie.

W Ameryce sytuacja sycylijskiego bankruta staje się coraz gorsza: w marcu

1979 prokuratura w Nowym Jorku wnosi przeciwko niemu oskarżenie za

spowodowanie krachu Franklin Banku. W akcie oskarżenia zarzuca mu nie tylko

oszustwo, ale i bezprawne zawłaszczenie bankowych funduszy. S indona jest w

rozpaczy. Finansista z coraz większą,

determinacją przesyła groźby pod adresem Enrico Cuccia i postanawia w końcu

zorganizować zabójstwo likwidatora Banca Privata-Giorgio Ambrosoliego. 11

lipca, w Mediolanie, po złożeniu zeznań w obecności amerykańskich śledczych na

okoliczność odnalezionych podczas procedury likwidacyjnej dokumentów

Sindony, stwierdzono, że Ambrosoli został zamordowany przez Wiliama Arico,

zabójcę wysłanego przez Cosa nostra. A dopiero w 1986 roku za zlecenie

zabójstwa Sindona zostanie skazany na dożywocie, a 20 marca tegoż roku w

więzieniu w Vogherà umrze po wypiciu zawierającej truciznę kawy.

Ale nie wyprzedzajmy faktów. Nie czekając na nowojorski proces, Sindona

potajemnie opuszcza USA pozorując ucieczkę porwaniem dokonanym przez

Czerwone Brygady. W rzeczywistości bankrut, dzięki kontaktom mafijnym i

masońskim, które udzieliły mu wsparcia, zdołał się ukryć na Sycylii, skąd usiłował

szantażować zarówno polityków chadeckich, jak i hierarchów Watykanu, a także

Calviego. W tym samym czasie prawa ręka Sindony, Carlo Bordoni, udziela w

więzieniu wywiadu, w którym kieruje wyraźne ostrzeżenia pod adresem Stolicy

Apostolskiej : "mam szacunek dla zmarłych i dlatego nie lubię wymieniać nazwisk,

background image

ale na posiadanej przez Sindonę liście pięciuset eksporterów dewiz rachunek nr

01616

należał do osób z najwyższego szczebla Watykanu", Jednakże na nic się to zdało,

było już za późno, i Sindona wrócił do Ameryki.

6 lutego Ì 980 rozpoczął się w Nowym Jorku proces o spowodowanie krachu

w Franklin Banku. Mimo że początkowo Marcinkus i kardynał Giuseppe Caprio i

Sergio Guerri indagowani przez amerykańskich adwokatów Sindony oświadczyli,

że skłonni są zeznawać na korzyść sycylijskiego bankruta, jednak po kategorycznej

interwencji watykańskiego sekretarza stanu, kardynała Agostino Casaroli, musieli z

tego zrezygnować. Cztery miesiące później Sindona został skazany na trzy różne

kary pozbawienia wolności po 25 lat każda.

Dokładna kwota strat watykańskich finansów w wyniku krachu Sindony

pozostaje do dziś niewiadoma. Tylko jedna watykańska instytucja - APSA,

posiadająca status banku centralnego, uznawana jest przez Bank Światowy,

Międzynarodowy Fundusz Walutowy i przez Bank of lnternational Settlement z

Bazylei. W treści dorocznego raportu, publikowanego przez ten ostatni w

odniesieniu do roku 1975, określa się wysokość depozytów APSA w zagranicznych

instytucjach kredytowych na kwotę 120 milionów dolarów. Stwierdza się tam

także, że Watykan, jako jedyne państwo na świecie, nie ma żadnego zadłużenia.

64

65

Pod koniec roku 1980 Carlo Bordoni decyduje się na współpracę z włoską

prokuraturą. Mówi, między innymi, o kierującym IOR Luigim Menninim, który

uprzednio pełnił funkcję doradcy w należącym do Sindony Banca Unione:

"Pominąwszy fakt, że Mennini zachowywał się jak prałat, to był znakomitym

hazardzistą. Dręczył mnie, i to w dosłownym znaczeniu, bo chciał zarabiać coraz

więcej i więcej pieniędzy. Robił spekulacje w Finabanku, zarówno na akcjach jak i

background image

na towarach. Pamiętam, że pewnego razu przekazał mi krótki liścik od Pawła VI, w

którym papież udzielał mi swojego błogosławieństwa za pracę w charakterze

doradcy na rzecz Stolicy Apostolskiej. Praktycznie Mennini był niewolnikiem

zależnym od Sindony. Sindona często groził mu, że upubliczni informacje o

nielegalnych operacjach, dokonywanych przez Mennmiego w Finabanku". W

lutym 1981 Mennini zostaje aresztowany za spowodowanie upadłości i przemyt

dewiz, a w lutym 1984 sąd w Mediolanie skaże go na 7 lat więzienia.

Bordoni ujawnił też mediolańskiej prokuraturze nowe szczegóły odnośnie

wspomnianej "listy pięciuset", stanowiącej spis posiadaczy rachunków, ważnych

osobistości włoskich, którzy za pośrednictwem banku i spółek powierniczych

Sindony nielegalnie wyprowadzali dewizy za granicę. Szukając właśnie tego

dokumentu, 12 marca 1981 dwaj prokuratorzy z Mediolanu, Gherardo Colombo i

Giuliano Turone, wydali nakaz rewizji u szefa Loży P2 Licio Gelli. Zabezpieczono

wtedy ważne dokumenty Sindony, rejestry członków loży i dokumentacje operacji

prowadzonych w Banco Ambrosiano»

20 maja, kiedy to - po opublikowaniu list członków Loży P2 -wybucha

skandal, członek loży Roberto Calvi trafia do aresztu za przestępstwa dewizowe,

stwierdzone zresztą jeszcze podczas kontroli przeprowadzonej w 1978 roku przez

bank centralny, a potwierdzone w dokumentach znalezionych w archiwum

Gelliego. Już z więzienia prezes Ambrosiano usiłuje skontaktować się z

Marcinkusem i wysyła mu list z dopiskiem: "Ten proces będzie procesem przeciw-

ko IOR". Zaraz po aresztowaniu Roberta Calvi "nadzór" nad jego żoną i dziećmi

przejmie Allessandro Mennini (pracownik banku Ambrosiano, a zarazem syn

kierującego lOR-em Luigi Mennmiego). Tuż po przeczytaniu skierowanej do

Marcinkusa wiadomości od Calviego, Mennini miał powiedzieć: "Słowo IOR nie

powinno być wypowiadane nawet w konfesjonale".

Presję na prezesie IOR stara się wywrzeć również mason, będący agentem

background image

służb specjalnych, Francesco Pazienza, którego Calvi zatrudnił jako swojego

osobistego asystenta, a który chwalił się

66

67

posiadaniem "dobrych chodów" w Watykanie. Rzeczywiście pozostawał w

dobrych stosunkach z biskupem Achille Silvestrinini (sekretarzem kardynała

Agostino Casaroli), z biskupem Giovanni Chelim (przedstawicielem Watykanu w

ONZ) i z biskupem Virgilio Levim (dyrektorem Osservatore Romano). Ponadto

Pazienza, który był wiernym uczniem członka Loży P2 Giuseppe Santovito (agenta

wojskowych służb specjalnych), posiadał dobre kontakty z politykami chadecji, ze

służbami specjalnymi i z administracją USA. Tenże Pazienza udaje się osobiście do

Watykanu , gdzie Marcinkus uspokaja go oświadczając, że IOR robi wszystko, aby

Calvi dostał to, o co prosi, i że "robimy to, co powinniśmy robić". Po rozmowie z

Marcinkusem Pazienza wysyła Calviemu do więzienia telegram: "Widziałem

Paolo. Serdecznie Cię pozdrawia. Wszystko w porządku. Całuję".

Jednakże zapewnienia, które prezes IOR kierował do Calviego, nie miały

pokrycia w rzeczywistości. Faktycznie biskup Marcinkus - tak jak to już czynił w

przypadku krachu Sindony - robił wszystko, aby utrzymać IOR jak najdalej od

skandalu związanego z Calvim i Ambrosiano oraz starał się ograniczyć do

minimum wynikające stąd następstwa finansowe. I tak, na przykład, wysłał De

Strobela do Banca del Gottardo w Lugano, aby ten na miejscu przejrzał

dokumenty odnoszące się do transakcji banku Ambrosiano z zagranicą.

20 lipca 1981 sąd w Mediolanie skazuje Roberto Calvi na 4 lata więzienia i

grzywnę w wysokości 15 miliardów lirów, uznając go winnym popełnienia

przestępstw dewizowych. W oczekiwaniu na rozprawę apelacyjną sąd zgodził się

na czasowe zwolnienie go z aresztu.

Sądowe perypetie Calviego wywołuj ą niepokój - zarówno we Włoszech, jak i

background image

za granicą - co do sytuacji banku Ambrosiano. Włoski bank centralny, Banca

d'Italia, wzywa katolickiego bankiera do złożenia dymisji z funkcji prezesa zarządu

banku, ale pod koniec lipca zarząd Ambrosiano potwierdza, że ma pełne zaufanie

do swojego prezesa. l tak IOR nie decyduje się narazie na usunięcie Calviego:

przede wszystkim należy ratować bank, zapobiec krachowi Ambrosiano lub

przynajmniej działać na zwłokę, aby IOR zyskał czas na rozwiązanie problemu

swojego własnego zaangażowania w sprawy banku.

W sierpniu Marcinkus wzywa Calviego do Watykanu i dyktuje mu warunki

porozumienia, które chroniłoby interesy IOR, a których prezes Ambrosiano nie

może nie przyjąć. Calvi zmuszony jest podpisać pismo, w którym przyjmuje na

siebie wszelką odpowiedzialność za operacje przeszłe, obecne i przyszłe

68

69

- dokonywane przez Ambrosiano, zwalniając Marcin-kusa i papieski bank od

wszelkich podejrzeń. W zamian 10R przekazuj e prezesowi banku kilka ' 'pism

patronackich", które mają stanowić zabezpieczenie debetu w kilku zagranicznych

spółkach Ambrosiano. To porozumienie nie do odrzucenia zawiera jednak termin:

do 30 czerwca 1982. Po upływie tego terminu Calvi zobowiązany jest zapłacić na

korzyść 10R karę umowną w wysokości 300 milionów dolarów, jako rekompensatę

za utratę udziałów w Ambrosiano. Znaczące są daty dokumentów: list Calviego

zdejmujący odpowiedzialność 10R, nosi datę 26 sierpnia, natomiast "pisma

patronackie" banku watykańskiego datowane są l września i podpisane nie przez

Paula Marcinkusa, ale przez Luigiego Menniniego ("Numer dwa" w 10R). W

praktyce, przekazując dokumenty potrzebne do uspokojenia rynków i znalezienia

nowych kontrahentów i kapitałów, Marcinkus dał Calviemu l O miesięcy czasu na

uregulowanie sytuacji Ambrosiano. W tym czasie 10R winien być uwolniony od

odpowiedzialności za długi spółki Ambrosiano, długi, do których sam się

background image

przyłożył.

Calvi robił co mógł, aby znaleźć nowy kapitał i uratować Banco Ambrosiano.

Pierwszy z nowych akcjonariuszy Ambrosiano pojawia się na scenie w

październiku: jest nim prezes firmy Olivetti, Carlo

De Benedetti, który za 50 miliardów nabywa dwuprocentowy pakiet i przyjmuje

funkcję wiceprezesa zarządu banku. Niektórzy twierdzą, że celem De Benedettiego

było wyrugowanie Calviego z kierowania bankiem. Jednak większość

akcjonariuszy stała murem za Calvim i Marcinkusem i rozgrywka szybko dobiegła

końca wraz z odejściem De Benedettiego ze spółki. Dodać tu wypada, że Benedetti

wycofał się z Ambrosiano 22 grudnia 1982 odsprzedając Calviemu uprzednio

nabyte akcje. Za uzyskaną w tej operacji nadwyżkę w cenie zostaje w 1992 roku

skazany przez sąd pierwszej instancji, który zarzuci mu przyczynienie się do

doprowadzenia do upadłości Ambrosiano. Skazanie to jednak uległo kasacji orze-

czonej przez Sąd Najwyższy w miesiąc po odejściu Benedettiego.

26 stycznia 1982, kolejnym akcjonariuszem i wiceprezesem Ambrosiano

zostaje włoskoszwajcarski finansista Orazio Bagnasco, reprezentujący frakcję nie

tyle zainteresowaną w ratowaniu banku, co uważającą, że skoro krach jest nie do

uniknięcia, to trzeba być w dobrej pozycji do zabrania tego, co pozostanie. W kilka

tygodni później, 10 marca 1982, katolicki finansista Carlo Pesenti zgłasza fakt

nabycia 3,62 procent akcji Ambrosiano i tego samego dnia wchodzi do zarządu. W

rzeczywistości owe sto miliardów,

wpłaconych formalnie przez Pesentiego do kasy banku, stanowi zabezpieczenie

udzielone przez samego Calviego. Zresztą, jak wynika z dokumentu odnalezionego

w lipcu 1979 w archiwum Loży P2, Calvi i Pesenti zawarli porozumienie o

"rozwijaniu współpracy w szczegółowo ustalonym zakresie... bądź poprzez

współdziałanie w określonych branżach... bądź w ramach wspólnej strategii".

Porozumienie to zostało podpisane również przez dwóch "gwarantów": Lieto Gelli

background image

i Umberto Ortolani.

Niemniej los banku był już i tak przesądzony. 31 maja 1982 włoski bank

centralny zawiadamia zarząd banku, że nad Ambrosiano ciąży zadłużenie w

wysokości 1400 milionów lirów, dlatego też domaga się niezwłocznego podjęcia

stosownych kroków, a przede wszystkim pozbawienia funkcji dotychczasowego

prezesa zarządu. 9 czerwca Roberto Calvi salwuje się ucieczką. 17 czerwca ma

miejsce ostatnie, dramatyczne zebranie zarządu banku. Z samego rana gazeta //

sole - 24 ore publikuje tekst pisma Banca d'Italia, i pod nieobecność prezesa

członkowie zarządu stawiają wniosek o ustanowienie komisarycznego nadzoru nad

Ambrosiano. Dnia następnego, 18 czerwca, zwłoki Roberto Calvi odnaleziono w

Londynie : powiesił się pod Black Friars Bridge.

Według wersji ustalonej przez kilku śledczych sądowych Calvi miałby być

zamordowany przez członka Camorry Vicenzo Casillo na zlecenie Cosa nostra,

która w ten sposób miałaby go ukarać za to, że nie chronił należycie mafijnych

pieniędzy złożonych w Ambrosiano.

Pod koniec czerwca 1982 kontrolerzy włoskiego banku centralnego

stwierdzają, że spora część wierzytelności Ambrosiano dotyczy zagranicznych

spółek powiązanych z IOR. Zwracają się zatem do Marcin-kusa wzywając papieski

bank do uznania długów. Jednak prezes IOR jest niewzruszony: nie zamierza

wydać ani grosza. Znacząca jest w tym względzie wypowiedź jednego z

kontrolerów, Giovanniego Arduino: "Zwróciłem się zatem do biskupa Marcinkusa

po angielsku: czy zdaje sobie ksiądz sprawę z tego, co mówi? W poniedziałek rano

zawali się cały świat, i nie tylko Ambrosiano, ale także i IOR będzie pokazywany

palcem jak ktoś, kto nie płaci swoich długów. A on na to: Mnie to wcale nie

obchodzi - czy coś w tym guście - i bez żenady nas wyprosił".

6 sierpnia 1982 minister skarbu Beniamino Andreatta zarządza wszczęcie

postępowania likwidacyjnego Banco Ambrosiano. Także w opinii ministra IOR jest

background image

jednym z głównych klientów odpowiedzialnych za spustoszenia w kasie

Ambrosiano, ale

również jemu Marcinkus powtarza swoje twarde nie. W tym czasie sekretarz stanu

kardynał Agostino Casaroli powołuje watykańską komisję ekspertów do zbadania

"afery" na styku IOR - Ambrosiano. W jej skład wchodzą: były prezes firmy Stet

Carlo Cerutti, administrator Emigrant Savings Bank Joseph Brennan i były prezes

szwajcarskiej grupy bankowej, Union de Banques Suisses, Philippe de Weck.

Końcowy raport komisji watykańskiej trójki mędrców nie został opublikowany.

Ujawniono publicznie jedynie jego streszczenie, w którym zaprzecza się, jakoby

watykańska instytucja kredytowa ponosiła jakąkolwiek odpowiedzialność za krach

banku. Później wyjdzie na jaw, że właśnie przez grupę UBS, której prezesem był

De Weck, przepływały ogromne sumy z kas Ambrosiano. Po rozwiązaniu komisji

wszyscy trzej eksperci stali się oficjalnie doradcami IOR, po czym dołączył do nich

także osiemdziesięcioletni Niemiec Hermann Abs.

W latach 1940-1945 Abs był prezesem niemieckiego banku centralnego,

Deutsche Bank. Tu znowu Yallop informuje, że "Deutsche Bank pozostawał ban-

kiem nazistów przez całą drugą wojnę światową. Abs był faktycznie oficjalnym

bankierem Hitlera... Abs był też członkiem zarządu I.G. Farben, kompleksu

przemysłowo chemicznego, który hojnie udzielał swojego

wsparcia wojennym wysiłkom Hitlera. Abs uczestniczył w zebraniach zarządu I.G.

Farben, w trakcie których dyskutowano nad wykorzystywaniem pracy niewolniczej

w jednym z zakładów produkcji gumy, należącym do firmy Farben i znajdującym

siew obrębie obozu zagłady w Auschwitz".

Mimo że IOR nie był skłonny uznać swoich własnych, podjętych za granicą

zobowiązań wobec Ambrosiano, to jednak doznał, w wyniku krachu banku

Calviego, poważnych szkód. Do tego stopnia poważnych, że sam Ojciec Święty

musiał się tym zająć. I Wojtyła ogłasza, że rok 1983 będzie wyjątkowo pro-

background image

klamowany Rokiem Świętym. Za decyzją tą nie stoją żadne względy natury

duchowej, podyktowana ona była koniecznością przyciągnięcia gotówki do opusto-

szałych kas Stolicy Apostolskiej. Faktem jest bowiem, że Rok Święty ogłaszany

jest co 25 lat. Ostatni Rok Święty przypadał na 1975, a więc kolejny przewidywany

był na rok 2000.

Skandal wywołany spektakularnym krachem Banco Ambrosiano -

przestępczym doprowadzeniem do bankructwa ze stratą ponad tysiąca miliardów

tirów - miał swoje konsekwencje na arenie międzynarodowej.

Chociaż dyplomacja watykańska długo zachowywała niewzruszoną pozycję, IOR

musiał w końcu

75

pójść na kompromis. 25 maja 1984 podpisano w Genewie porozumienie, na mocy

którego Watykan zobowiązał się wypłacić wierzycielom banku 240 miliardów

lirów. Jednakże w porozumieniu mówi się jedynie o "dobrowolnym świadczeniu"

ze strony banku watykańskiego, uzasadnianym wyłącznie "jego szczególną

pozycją", jakby faktycznie chodziło tylko o wspaniałomyślny akt miłosierdzia...

Mimo przysłowiowej powolności włoskiego sądownictwa, ciąg dalszy

wynikający z upadłości Banco Ambrosiano w końcu następuje. 20 lutego 1987

mediolańska prokuratura w wydaje nakazy zatrzymania Paula Marcinkusa, Luigi

Menniniego i Pellegrino De Strobela. Prowadzący śledztwo są przekonani, że

kierownictwo IOR jest współodpowiedzialne za przestępcze doprowadzenie do

upadłości Ambrosiano. Jednakże 17 lipca Trybunał Kasacyjny dostrzega "wadę w

określeniu właściwości" - chociaż Prokuratura Generalna twierdzi zupełnie coś

innego - i uchyla postanowienie powołując się na przepisy artykułu 11 Traktatów

Laterańskich, których stronami są Republika Włoch i Watykan.

Dzięki świadomemu poparciu papieża Wojtyły Marcinkus pozostanie u

szczytu władzy IOR aż do 19 czerwca 1989, kiedy to będzie musiał w końcu

background image

wrócić do rodzinnego Chicago.

16 kwietnia 1992 sąd w Mediolanie wymierzy srogie kary pozbawienia

wolności osobom odpowiedzialnym za działanie na szkodę Ambrosiano, ale wśród

skazanych biskupa Paula Casimira Marcinkusa zabrakło.

***

31 grudnia 1989 brytyjska gazeta Sunday Correspodent opublikowała tekst

"Czyżby Noriega szantażował Watykan?" W artykule przedstawiającym perypetie

panamskiego dyktatora (wobec którego amerykańskie sądy federalne w Miami i w

Tampa wydały 4 lutego 1988 nakaz zatrzymania w związku z międzynarodowym

przemytem narkotyków) wyrażono obawę, że Watykan będzie chciał dopomóc

Noriedze w jego kłopotach z władzami USA; w istocie, przy dokonywaniu

transferów pieniędzy pochodzących z handlu narkotykami panamski dyktator

korzystał, między innymi, z usług spółki Bellatrix. należącej do tercetu Marcinkus-

Calvi-Sindona.

Włoski tygodnik Espresso napisał wtedy: "Nikt nie pomyślałby, że Kościół

mógłby wyrażać chęć udzielenia schronienia komuś, kto oskarżony jest o handel

narkotykami... Krok Noriegi był zuchwały, ale też i doskonale wyrachowany.

Dawny mocarz z Panamy

76

posiadał pewien atut: znał stare tajemnice Banco Ambrosiano... »Śmieszne i

absolutnie nie do pomyślenia« - natychmiast zdementował z Rzymu Joaquin

Navarro Valls, rzecznik papieża Wojtyły. Jednak jego wypowiedź dla wielu

zabrzmiała zbyt słabo. W istocie bowiem wiele śladów i ścieżek wiodących w tym

kierunku nakazywało traktować to podejrzenie bardziej poważnie niż zwykłą

hipotezę".

Przeprowadzone później śledztwo wykazało, że całe connection wynikało z

faktu, że kolumbijski Banco Mercantil Agricolo posiadał udziały w Ambrosiano.

background image

Noriega był jednym z większych klientów i jednym z większych akcjonariuszy

banku, tak samo zresztą jak Pablo Escobar, szef kartelu z Medellin, światowej

centrali produkcji i handlu narkotykami.

background image

Purpura, kaptury, puchary

Masoni za spiżową bramą

W 1738 papież Klemens XII (Lorenzo Corsini) ogłosił w stosownej bulli

ekskomunikę członków - powstałego 20 lat wcześniej w Anglii i rozpowszechnia-

jącego się na kontynencie europejskim - "Związku wolnomularskiego". Nakaz

zachowania tajemnicy na temat organizacji masońskiej, a także przyjęte zasady

tolerancji religijnej, którym hołdowali masoni, zostały ocenione jako niebezpieczne

dla katolicyzmu; ekskomunika została wiec wkrótce, w 1752 roku, powtórzona

przez Benedykta XIV (Prospero Lambertinie-go), i dla braci masonów bramy

Świętego Piotra pozostały szczelnie zamknięte przez następne dwa

wieki, w czasie których papieskie potępienie zostało powtórzone w czterech

różnych papieskich bullach.

Wraz z rozpoczęciem pontyfikatu Giovanniego Battisty Montiniego

stanowisko Kościoła wobec masonerii zaczęło się zmieniać. Dnia 19 lipca 1974

kardynał Franjo Seper (sekretarz watykańskiej Kongregacji Doktryny Wiary)

omawia ten problem w poufnym piśmie do przewodniczącego konferencji bisku-

pów USA - kardynała Josepha J. Króla.

"Wielu biskupów zwracało się do tutejszej Kongregacji Doktryny Wiary z

zapytaniem dotyczącym zasięgu i interpretacji kanonu 2335 kodeksu prawa ka-

nonicznego, którego przepis, pod karą klątwy, zakazuje katolikom przystępowania

do związków wolnomularskich i do innych pochodnych stowarzyszeń. W trakcie

długiej analizy tego problemu Stolica Apostolska konsultowała się wielokrotnie z

konferencjami biskupów, które wskazywały szczególne zainteresowanie tą kwestią.

background image

Celem konsultacji było lepsze zapoznanie się z charakterem i działalnością tych

stowarzyszeń, a także poznanie opinii samych biskupów. W odpowiedziach

odnotowuje się duże zróżnicowanie... w obrębie każdego z narodów, co nie

pozwala Stolicy Apostolskiej na zmianę ogólnego, obowiązującego w tym zakresie

ustawodawstwa. Przepisy te obowiązują zatem do czasu, aż właściwa komisja

papieska opublikuje nową normę prawa kanonicznego, stanowiącą poprawkę do

kodeksu prawa kanonicznego".

W swoim piśmie wysoki prałat podkreśla zachowanie dotychczasowego

stanowiska Watykanu wobec wolnomularstwa, ale wprowadza też pewną znaczącą

dwuznaczność: "Biorąc jednakże pod uwagę przypadki szczególne, należy

uświadamiać sobie, że prawo karne winno być interpretowane w znaczeniu

restrykcyjnym. Z tego też względu można z pewnością przyjąć i stosować

interpretację tych autorów, którzy uważają, że wyżej wskazany kanon 2335 do-

tyczy wyłącznie tych katolików, którzy przy stopiwszy do zgromadzeń faktycznie

prowadzą działalność konspiracją przeciwko Kościołowi. Niemniej, w każdym

wypadku, winien przestrzegany być zakaz przystępowania do wszelkich

stowarzyszeń masońskich dla kleryków, duchownych, jak również i członków

zgromadzeń świeckich".

Dokument ten znalazł się w posiadaniu komisji parlamentarnej prowadzącej

śledztwo w sprawie Loży P2. A więc, w gruncie rzeczy, kardynał Seper wprowadza

pewne novum polegające na różnicowaniu na kategorie wielu istniejących

masońskich związków, co tak naprawdę stanowi wyłom w niewzruszonym i

niezmiennym przez dwa wieki stanowisku Kościoła.

Wyłom ten stanie się otwartymi drzwiami już w październiku tego samego

roku, kiedy to publicznie dyrektor czasopisma Civiltà Cattolica - ksiądz Giovanni

Caprile, odnosząc siedo katolików należących do organizacji wolnomularskich,

napisze: "Nikt lepiej od ich samych nie umie oceniać w sumieniu i w poczuciu

background image

lojalności charakteru i rodzaju działalności prowadzonej przez grupę masońską, do

której należy. Jeżeli poczucie wiary katolickiej takiej osoby nie znajduje w tym nic,

co byłoby zdecydowanie wrogie, skierowane przeciwko Kościołowi i jego zasadom

doktrynalno-moralnym, taka osoba może pozostać w stowarzyszeniu. Nie powinna

być już traktowana jak ktoś wyklęty, a zatem na równi z każdym innym wiernym

może przystępować do sakramentów i w pełni uczestniczyć w życiu Kościoła. Nie

potrzebuje żadnego specjalnego rozgrzeszenia od ekskomuniki, ponieważ

ekskomunika w konkretnym przypadku do tej osoby nie ma zastosowania".

Zresztą owo "pełne uczestnictwo w życiu Kościoła" sporej części katolików i

masonów w jednej osobie jest od wielu lat po prostu faktem. Od końca lat

pięćdziesiątych arcybiskup Mediolanu Montini zatrudniał w charakterze doradcy

finansowego żarliwego katolika a jednocześnie masona Michela Sindonę. I zaraz

po wyborze na papieża, Paweł VI powierzył

losy katolickich finansów właśnie temuż Sindonie, a także katolikowi i też

masonowi Robertowi Calvie-mu. Przez tych dwóch i za pośrednictwem biskupa

Paula Marcinkusa, Watykan zacieśnił więzy w interesach z LożąP2, której

przewodzili arcykatoliccy masoni Lieto Gelli i Umberto Ortolani. Co do Ortolanie-

go, to pod koniec 1974 roku, on sam, podobnie jak i Caprile, uważał kwestię

wiekowej niechęci Watykanu do braci masonów za zamkniętą. Protegowany

Andreottiego Mario Genghini oświadczy później, że kiedy przystępował do Loży

P2, brat Ortolani twierdził, że "Paweł VI zdjął już z masonów klątwę" (cytat z

wyroku sądu mediolańskiego, wydanego 16 kwietnia 1992 w procesie Banco

Ambrosiano).

Nawet jeżeli mistrz Loży P2 Licio Gelli cieszył się utrzymywaniem

bezpośrednich kontaktów z kręgami duchownych, a w szczególności z

pozostającym przez 40 lat w watykańskich służbach dyplomatycznych toskańskim

kardynałem Paolo Bertolim, to jednak głównym inicjatorem stosunków pomiędzy

background image

Lożą P2 i samym Watykanem był Umberto Ortolani.

W roku 1953 Ortolani znał już kardynała Giacomo Lercaro. Kontakt ten był

tak częsty i tak osobisty, że w kręgach kurii Ortolani był często określany mianem

"kuzyna" potężnego prałata. W czerwcu 1963, zaraz po śmierci papieża

Roncalliego, Ortolani

84

85

oddał do dyspozycji kardynałowi swój ą własną willę w Grottaferrata, by mógł tam

zorganizować ważne spotkanie purpuratów przygotowujących nadchodzące

konklawe. Frakcja zgromadzona wokół Lercaro miała wypracować swoje

stanowisko i określić, którego kandydata zamierza popierać.

Kandydat wskazany przez frakcję - arcybiskup Mediolanu Giovanni Battista

Montini - został faktycznie wybrany papieżem i zaraz po wyborze, by wynagrodzić

gościnnego Ortolaniego, przyznał mu tytuł Kawalera Domu Papieskiego. Tytuł ten

gwarantował finansiście z Loży P2 nowe przywileje w dostępie do Watykanu, w

tym także możliwość bliskiego kontaktu z kardynałem Agostino Casaroli.

Zacieśnianie związków pomiędzy członkami Loży P2 i bankierami papieży

odbywa się na przestrzeni całych lat siedemdziesiątych. W roku 1971 trójca

Sindona-Marcinkus-Calvi tworzy w Nassau, w obrębie bahamskiego raju

podatkowego, Cisalpine Overseas Bank. Będzie to jeden z głównych kanałów

operacji finansowych dokonywanych przez Banco Ambrosiano oraz IOR. Cztery

lata później włoski minister skarbu, usiłując przyhamować ryzykowne transakcje

bankowe "z zagranicą", wydaje decyzję, aby kontrola włoskich władz dewizowych

objęła również operacje pomiędzy bankami Ambrosiano

i Cisalpine. Ortolani tłumaczy wtedy Calviemu, że problem ten rozwiązać można

przez właściwe kontakty i układy z pracownikami włoskiego banku centralnego

oraz urzędów obrotu dewizowego i handlu zagranicznego. W archiwach Loży P2

background image

zostaną odnalezione nazwiska urzędników i polityków pełniących kierownicze

funkcje w organach kontroli dewizowej, a wśród nich: Ruggero Firrao (dyrektor

generalny w Ministerstwie Handlu Zagranicznego, wicedyrektor urzędu obrotu

dewizowego) a także i samych ministrów handlu zagranicznego: Gaetano Stammati

(i jego sekretarz Giuseppe Battista) oraz Enrico Manca.

Ponadto, we wrześniu 1975, Banco Ambrosiano oraz IOR nabywając - znowu

za pośrednictwem Cisalpine - 5 procent akcji urugwajskiego Banco Financiero

Sudamericano, pozostającego pod kontrolą Ortolaniego, stają się faktycznie

wspólnikami włoskiego masona-finansisty.

Związki pomiędzy LożąP2 i Watykanem zacieśniają się jeszcze bardziej w

lipcu 1977, kiedy to loża przejmuje kontrolę nad grupą wydawniczą Rizzoli

-Corriere della Sera.

Zetknięcie się Loży P2 i Watykanu w odniesieniu do własności grupy Rizzoli

-Corriere della Sera oznacza dokonanie się pojednania pomiędzy pewnymi

kręgami masonerii i kręgami kościelnymi. Sergio

86

87

Flamigni w swej książce o sekretnej Loży P2 pisze: "W praktyce Watykan,

działając za pośrednictwem IOR, przyzwala i patronuje temu, aby tajemna loża

masońska przejęła i zdobyła kontrolę nad spółką Rizzoli Editore oraz spółką

Corriere della Sera. W ten sposób Watykan staje się niejako wspólnikiem w po-

wyższym interesie i jest oczywiste, że po spłacie udziału Agnellich -jak zeznawać

będzie później Ortolani -kontrola grupy Rizzoli - Corriere della Sera została

przejęta przez Gelliego i że masoneria sprawowała kontrolę nad całością".

W roku 1979 dokonany zostaje kolejny krok na drodze urzeczywistniania

ambitnego watykańskiego projektu utworzenia katolickiego centrum finansowego,

będącego w stanie konkurować z finansjerą laicką; Golii i Ortolani cieszą się

background image

gwarancjami otrzymanymi w wyniku porozumienia o rozwijaniu współpracy

gospodarczo-finansowej, zawartego pomiędzy Roberto Calvi (z ramienia Banco

Ambrosiano) i Carlo Pesenti.

Tak oto w ciszy tajemnicy bankowej grupie braci masonów udaje się powiązać z

Watykanem i aktywnie włączyć w życie Kościoła, chociaż oficjalnie ekskomunika

papieska zachowuje jeszcze nadal swą moc. 9 sierpnia 1978 - a więc trzy dni po

śmierci papieża Montiniego i w trakcie przygotowań do konklawe,

które ma wybrać jego następcę - dziennika Messaggero publikuje dosyć osobliwy

nekrolog: "Bracia Masoni! W artykule wstępnym masońskiego czasopisma (które

ma się wkrótce ukazać) napisano, że śmierć Pawła VI oznacza dla nas śmierć tego,

który uchylił wyrok wydany przez Klemensa XII i jego następców. A zatem po raz

pierwszy w historii współczesnej masonerii przywódca religii świata zachodniego

zmarł pozbawiony uczucia wrogości wobec masonów". W rzeczywistości jednak

Paweł VI - przynajmniej w sposób oficjalny - nie uchylił wyroku wydanego przez

Klemensa XII, a zapowiedź masońskiego wstępniaka wypada odczytać raczej jako

próbę nacisku na kardynałów zgromadzonych na konklawe.

W okresie pomiędzy 17 i 25 sierpnia, a więc podczas trwającego jeszcze

konklawe, agencja informacyjna Euroitalia publikuje dwa artykuły, w których

upublicznia kody, numery wpisów i daty przyjęcia czterech kardynałów do pewnej

loży masońskiej. Mówi się przy tym, że każdy z nich ma szansę zostania papieżem.

Podane inicjały łatwo można rozszyfrować: "Seba" - to Sebastiano Baggio, prefekt

Kongregacji Biskupów (jak się okaże do Loży P2 należał również brat kardynała

Francesco Baggio); "Salpa" - to Salvatore Pappalardo, arcybiskup Palermo; "Upo"

- to Ugo Potetti, wikary, czyli "Numer dwa" w watykańskiej

88

89

hierarchii; "Jeanvi" - to Jean Vìllot, sekretarz stanu Państwa Watykańskiego.

background image

12 września - a więc już po dokonanym 26 sierpnia wyborze na papieża

Albina Lucianiego - kontrowersyjny tygodnik Op, należący do członka Loży P2

Mino Pecorelli, publikuje artykuł pod tytułem "Wielka Loża Watykańska", w

którym postawiona została hipoteza, że niedyskrecje podane przez agencję

Euroitalia były próbą zdyskredytowania szans kandydatów określonych jako

masonów.

W artykule Op czytamy między innymi: "Czyżby również w Watykanie

rozbłysła gwiazda Wielkiej Loży Wschodu? Od jakiegoś czasu w środowiskach

katolickich - a w szczególności tych powiązanych z Lefebvrem - pojawiaj ą się

głosy, które bez ogródek stwierdzają, że wraz z papieżem Montinim loża z Piazza

del Gesù weszła i do Watykanu. Wprawdzie biorąc pod uwagę delikatność

problemu, prasa uznała za stosowne przemilczeć tę kwestię, ale czar prysł w środę

9 sierpnia, kiedy to na czwartej skonie Mes saggerò ukazał się wielce wymowny

komunikat... Wyjście masonerii z ukrycia poprzez oficjalne wyrażenie żalu z

powodu śmierci Pawła VI oznacza, że może już wkrótce, za kilka dni, masoneria

będzie się starała w jakiś sposób wpłynąć na decyzje konklawe? Postawienie takich

pytań nie przysłużyło się utrzymaniu spokoju

w tak delikatnym momencie Jakim są przygotowania do wyboru nowego papieża.

Zrodziło to cień posądzenia o schizmę w łonie Kościoła katolickiego. Na szczęście,

w trakcie rozważania tego problemu, nadeszła wiadomość o niezręczności naszego

ambasadora przy Stolicy Apostolskiej.

W dalszym ciągu Op informuje, że do prasy przedostały się notatki Vittorio

Corderò di Monteze-molo na temat konklawe, przygotowane między innymi dla

głowy państwa. Uwagi i oceny ambasadora na temat niejednego kardynała (nie

uchronili się od nich ani Villot, ani Pignedoli, ani Poletti, ale najbardziej gorzkie

słowa - "nie jest to ktoś, kto idzie z duchem czasu" - dostały się Benelliemu)

obiegły szybko wszystkie redakcje, powodując przypływ wyobraźni u

background image

"watykanologów", którzy wypowiadali karkołomne hipotezy na temat losów

konklawe. Tak zrodziły się "prawdziwe" niedyskrecje na temat Baggio, Bertoliego,

Pironio, na temat kardynałów z "r" w nazwisku, na temat kardynałów

wyróżnianych ze względu na wagę i wzrost... Było to coś, czego z pewnością

życzyli sobie ci, którzy pragnęli, żeby nie mówiono już o problemie masonerii.

Innym powodem - czytamy dalej w Op - który skłonił nas do pogłębienia

kwestii styku Watykan --masoneria, było to, że wskazani przez agencję

90

Euroitalia kardynałowie należeli do grupy uchodzącej za najbardziej postępową.

Przeciek informacji w przeddzień konklawe był zapewne formą nachalnej presji. I

dalej tygodnik informuje, że 28 sierpnia uzyskał listę nazwisk 121 osób - wśród

których byli kardynałowie, biskupi i inni prałaci - wraz z zakodowanymi imionami

wskazującymi na przynależność do lóż masońskich.

"Dla osoby laickiej należenie do masonerii nie jest z całą pewnością żadnym

przestępstwem, przeciwnie - może to być nawet powód do dumy, bo przecież loże

realizują cele humanitarne propagując wolność, porządek i postęp cywilizacyjny.

Jednak w przypadku osoby duchownej rzecz ma się nieco inaczej. Pozostawanie w

stanie duchownym już samo przez się zakłada wszystkie te obowiązki, o których

mówi się w masonerii, a przynależność do tajemnej sekty (chociaż obecnie, z

niewielkimi wyjątkami, masoneria nie polega już na tajnych zgromadzeniach)

podlega zakazowi na mocy przepisów prawa kanonicznego, które słusznie dba o to,

aby nie dopuszczać do sytuacji, w której kapłani podlegaliby dwóm hierarchiom.

Ten kto narusza jedną zasadę, zdolny jest naruszać i inne - oświadczył bardzo

wysokiej rangi prałat, który zresztą wykluczył, aby tak wielka liczba księży mogła

należeć do masonerii. Ale całe Włochy przeżywają chwile

dużej niepewności. Wszystkie ideologie laickie umarły, a nawet zostały

pogrzebane, kryzys gospodarczy udowodnił, co znaczy komunizm i jego mity. W

background image

całkowitym mroku, właśnie w tych dniach, w okresie tuż po śmierci papieża Pawła

VI Ì Aldo Moro, Kościół katolicki jawi się znowu i to w pełnym swoim blasku jako

propozycja do rozważenia. Pozostaje dzisiaj jedynym wielkim punktem

przyciągania. Ta latarnia nie powinna być zasnuta mgłą ani ulegać deformacji.

Papież Luciani ma przed sobą trudne zadanie i wielką misję. Musi, między

innymi zaprowadzić porządek na szczytach władzy Watykanu. Publikując listę

duchownych, którzy, być może, należą do lóż masońskich, sądzimy, że dodajemy

do tego nasz własny drobny przyczynek" - kończy swój artykuły.

Do powyższego artykułu dołączono cytowaną listę watykańskich dygnitarzy,

podejrzewanych o przynależność do masonerii. Podano numer wpisu oraz za-

kodowane imię. Znaleźli się na niej między innymi: wspomniany Giovanni Caprile,

biskup Alberto Abiondi, monsignor Fiorenzo Angelini, ojciec Emesto Balducci,

biskup Luigi Bettazzi, ojciec David Maria Turoldo, wicedyrektor Osservatore

Romano monsignor Virgilio Levi. Lista prałatów będących domniemanymi maso-

nami zawiera osoby znajdujące się na szczytach watykańskiej hierarchii: jest tam

sekretarz Pawła VI

92

Pasquale Macchi, prezes IOR Paul MarcinkusJego prawa ręka Donato De Bonis,

prefekt Kongregacji Biskupów Sebastiano Baggio, nuncjusz apostolski w

Argentynie Pio Laghi, kardynał wikariusz Ugo Po-letti, a nawet sekretarz stanu

Jean Villot. Co do wspomnianego Ugo Poletti, to jeszcze we wrześniu 1978 jego

nazwisko pojawiło się w kontekście skandalu z Lożą P2 : chodziło o przemyt ropy

naftowej organizowany w porozumieniu z politykami, urzędnikami państwowymi i

kierownictwem z policji skarbowej. W trakcie śledztwa zostanie wkrótce ustalone,

że członka Loży P2 Raffaele Giudice (bohatera głównego skandalu) nominowano

na szefa policji skarbowej po tym. Jak kardynał Poletti przesłał na ręce

Andreottiego stosowny list polecający.

background image

W następstwie artykułu opublikowanego w Op nowo wybrany papież zwrócił

się o konsultację do wiekowego kardynała Pericle Felici, którego poprosił o ocenę

wiarygodności listy upublicznionej przez Pecorelliego i o informację na temat

przypisywanej Pawłowi VI intencji zmiany stanowiska Kościoła wobec

wolnomularstwa. Felici poinformował papieża; że podobna lista krążyła już po

Watykanie wiosną 1976 roku i że w jego opinii tylko kilku z wymienionych

prałatów faktycznie należało do lóż masońskich. Co do zamiarów papieża

Montiniego, Felici wyjaśnił:

"W trakcie ostatnich lat pojawiło się wiele grup nacisku; niektóre zainteresowane

kręgi sugerowały, aby na masonerię patrzeć w sposób bardziej nowoczesny. Ojciec

Święty, zanim zmarł, ciągle jeszcze zastanawiał się nad tym zagadnieniem".

Flamigni, powołując się na oświadczenia członka loży generała Fulberto

Lauro, potwierdza fakt należenia do Loży P2 także kardynałów i biskupów. AL

'Europeo cytuje słowa innego członka Loży P2Piera Carpi, który w 1987 roku

również będzie mówić o obecności masonów za watykańskimi murami: "Loża ta

nazywa się »Loggia Ecclesia« i pozostaje w kontakcie w wielkim mistrzem

»Loggia Unita d'Inghilterra« - hrabią Michelem z Kent. Działa ona w Watykanie od

1971 roku, należy do niej ponad stu członków, wśród których są kardynałowie,

biskupi i wysocy dygnitarze z kurii. Udaje im się zachować całkowity sekret, ale

nie do tego stopnia, żeby informacje nie dotarły do ludzi z Opus Dei".

Myśląc o przyszłych nominacjach nowych hierarchów watykańskich, Jan

Paweł I zleca kardynałowi Giovanniemu Benelli przeprowadzenie dochodzenia w

sprawie obecności masonów w strukturach kościelnych. Jednak papież nie pozna

jego wyników. Umrze w tajemniczych okolicznościach 29 września, właśnie

wtedy, gdy przygotowywał się do odwołania

z kierownictwa IOR domniemanego masona Paula Marcinkusa i do zerwania

wszelkich kontaktów papieskiego banku z Banco Ambrosiano kierowanym przez

background image

masona Roberto Calvi.

Przy decydującym poparciu konserwatywnego skrzydła, kierowanego przez

Opus Dei, 16 października 1978 konklawe wybiera nowego papieża w osobie

Polaka Karola Wojtyły. Tak więc Marcinkus nie zostanie odwołany z funkcji szefa

IOR i będzie jeszcze przez całe lata mógł prowadzić swoje finansowe matactwa za

pośrednictwem banku papieskiego. Swoje stanowiska zachowaj ą także inni

prałaci, o których mówiono, że należeli do lóż masońskich, a którym groziło

dochodzenie zarządzone przez papieża Lucianiego.

Loża P2 będzie się starała odwdzięczyć papieżowi Wojtyle za tę jego

pobłażliwość wyrażoną przez zaniechanie. Przydarzyło się, na przykład, że kiedy

pewien fotograf zdołał zrobić kilka zdjęć Janowi Pawłowi II w kostiumie

kąpielowym w basenie w Castel Gandolfo, Licio Gelli nakazał firmie Rizzoli

natychmiast - za 170 milionów -je odkupić, by następnie za pośrednictwem Giulio

Andreottiego przekazać je papieżowi.

Kwestia stosunków pomiędzy Kościołem i masonerią pozostaje uśpiona na kolejne

pięć lat. Temat

powróci dopiero jesienią 1983 roku, w przeddzień ogłoszenia przez Stolicę

Apostolską nowego kodeksu kanonicznego. Dziennikarskim spekulacjom Jakoby

miał nastąpić kres potępienia masonerii, Joseph Ratzinger (prefekt Kongregacji

Doktryny Wiary) przeciwstawił 26 listopada następujące sztywne oświadczenie:

"Osąd Kościoła wobec stowarzyszeń wolnomularskich pozostaje negatywny

bez zmian. Zasady tych stowarzyszeń zawsze uważane były jako nie dające się

pogodzić z doktryną Kościoła: dlatego przystępowanie do masonerii objęte jest

zakazem. Wierni, którzy należą do stowarzyszeń wolnomularskich, tkwią w

ciężkim grzechu i nie mogą przystępować do Świętej Komunii."

Jednak słowa tradycjonalisty Ratzingera mijają się z faktami: wraz z

opublikowaniem nowego kodeksu kanonicznego Jan Paweł II uchyla normę

background image

prawną, na mocy której masoni przez ponad dwa wieki podlegali automatycznie

ekskomunice.

Za pośrednictwem kardynała Camillo Ruini, 21 grudnia 1996, Wielka Loża

Wschodu we Włoszech z siedzibą w Palazzo Giustiniani przekaże papieżowi

Karolowi Wojtyle Order Galileusza, najwyższe masońskie odznaczenie honorowe

nadawane osobom spoza kręgu masonów.

Do orderu dołączono następujące uzasadnienie: "Promował uniwersalne wartości

wolnomularstwa, braterstwo, szacunek dla godności człowieka i ducha tolerancji,

naczelne zasady życia prawdziwych wolnomularzy". Papież przesyłkę odeśle

nadawcy.

background image

Rycerze konnego zakonu

W pierwszej połowie lat osiemdziesiątych komisja parlamentarna odkrywa nie

tylko przestępczą współpracę pomiędzy dygnitarzami Watykanu i grupą masońską

z Loży P2, ale też naświetla sprawę stosunków utrzymywanych przez hierarchów i

kręgi kościelne z stowarzyszeniami innymi niż masoneria, ale również

"sekretnymi" i tajemniczymi, takimi jak Zakon Konny Grobu Świętego w

Jerozolimie.

Zakon powstał pod egidą Watykanu i przez długi czas kierował nim kardynał

Giuseppe Caprio. Monsignor Salvatore Cassisa, kierownik sekcji zakonu w

Palermo określi stowarzyszenie jako kontynuację dawnego Zakonu Krzyżowców

Goffredo di Buglione,

98

99

przy czym o ile dawniej jego zadaniem była militarna obrona Ziemi Świętej, to

dzisiaj działania jego polegają przede wszystkim na obronie religii katolickiej na

obszarach Ziemi Świętej oraz na zbieraniu datków na realizację przedsięwzięć o

dużym znaczeniu społecznym, takich choćby jak tworzenie szkół, szpitali,

żłobków, sierocińców czy hoteli pracowniczych.

Oficjalnie Zakon Konny Grobu Świętego w Jerozolimie miał działać na pięciu

kontynentach i przyjmować do swojego grona wyłącznie osoby godne pełnego

zaufania oraz nie miał posiadać cech stowarzyszenia tajnego. Kandydaci na rycerzy

mieli być poddawani skrupulatnym weryfikacjom, musieli przedkładać

zaświadczenie o niekaralności, a także - wystawiane im przez proboszcza -

świadectwo obyczajności. Praktyka jednak miała się zgoła odmiennie: przez długie

background image

lata przewodniczącym ("zawiadującym") sekcji regionu Lazio był członek Loży P2

Umberto Ortolani, a w radzie tejże sekcji zasiadał, również członek P2, generał

Fulberto Lauro. Co więcej - według słów tego ostatniego - czołowe postacie loży,

takie jak Licio Gelli i generałowie oraz dygnitarze policji skarbowej Donato Lo

Prete i Raffaele Giudice, również mieliby pełnić odpowiedzialne funkcje w

Zakonie.

Cień i mgła przesłaniaj ą jednak przede wszystkim sekcję zakonu w Palermo. W

grudniu 1992

senator Carmine Mancuso, zwracając się z zapytaniem parlamentarnym do ministra

spraw wewnętrznych i do ministra sprawiedliwości, określa zakon mianem

stowarzyszenia paramasońskiego, demaskując jego typową strukturę ukrytej

władzy, sprawowanej przez wiele dosyć dwuznacznych postaci. Wśród nazwisk

139 członków wpisanych na listę sekcji zakonu w Palermo ujawnia grupę

duchownych piastujących wysokie funkcje w hierarchii kościelnej, wysokich

urzędników sił zbrojnych, parlamentarzystów, dygnitarzy z wymiaru

sprawiedliwości oraz bankierów. A w dodatku na kilku rycerzach zakonu ciążą

podejrzenia o związki z Cosa nostra.

Najbardziej bulwersujący przykład stanowi rycerz Bruno Contrada, główny

zwierzchnik sił porządku publicznego, członek zakonu od 22 listopada 1982,

posiadający z czasem tytuł zawiadującego. W latach osiemdziesiątych Contrada był

wiele mogącym szefem Lotnej Brygady w Palermo, po czym awansował do

kierownictwa cywilnych służb specjalnych. W 1996 roku Contrada zostanie

skazany przez sąd pierwszej instancji na 10 lat więzienia za przynależność do sto-

warzyszenia o charakterze mafijnym. Poprzednio, w 1993, był oskarżony w

procesie o rzeź w Capaci (później postępowanie umorzono). Następnie prokuratura

postawiła mu zarzut w sprawie zamachu,

100

background image

101

w którym życie stracił sędzia Paolo Borsellino. Na Contradzie ciążyły też poważne

podejrzenia o współdziałanie z mordercami, których ofiarami stali się jego byli

koledzy: Boris Giuliano (zamordowany 21 lipca 1979) i Ninni Cassara (którego

zamordowano 5 sierpnia 1985).

Według śledczego Gaspare Mutoli pośrednikiem pomiędzy Contrada i

mafijnymi bossami miałby być inny bardzo wpływowy członek zakonu - hrabia Ar-

turo Cassina. O podejrzewanych związkach Cassiny ze środowiskami mafijnymi

mówiono wielokrotnie w 1985 roku, kiedy to tygodniki Siciliani, którego

redaktorem był Giuseppe Fava (również i on został potem zamordowany przez

Cosa nostra), opublikował artykuł o zamordowaniu Cessary, prowadzącym śledz-

two w sprawie pieniędzy rodziny Cassina.

Cassina, z pochodzenia lombardczyk, do Palermo przeniósł się zaraz po

wojnie. Do Zakonu Grobu Świętego wstąpił 7 lutego 1951. Jako rycerz Wielkiego

Krzyża działał energicznie na rzecz rozwoju zakonu na Sycylii, a jego aktywność

została nagrodzona kilka lat później nominacją na funkcję głównego

zawiadującego. W pierwszej połowie lat sześćdziesiątych hrabia Cassina był

uznawany za najbardziej wpływowego budowniczego w Palermo: jego

przedsiębiorstwa wznosiły w mieście liczne obiekty

użyteczności publicznej, a także zajmowały się konserwacją dróg i sieci

kanalizacyjnej. 16 sierpnia 1972 jego syn, Luciano Cassina, został porwany przez

Cosa nostra i - według słów śledczego Mutoli - hrabia zwrócił się wówczas o

pomoc do mafijnego bossa Stefano Bon-taty. I wtedy Mimmo Teresi, podwładny

Bontaty, został przyjęty do pracy w biurze syna Cassiny w Cardillo.

Kolejnym obiektem śledztw w sprawie mafijnych kapitałów stał się Pietro Di

Miceli, księgowy prowadzący kancelarie w Palermo i w Rzymie, rycerz zakonu od

9 grudnia 1987. Śledczy dotarli do Di Miceli w wyniku przechwycenia rozmów

background image

telefonicznych, które prowadzili ze sobą Gaspare Gambino i Salvatore Nicolosi,

dyrektor Cassa di Risparmio di Monreale, banku podejrzanego o pranie brudnych

pieniędzy mafii z Corleone. Nazwisko Di Miceli pojawiało się kilkakrotnie w

dokumentach zabezpieczonych w 1992 roku w trakcie przeszukania u

przedsiębiorcy Gaspare Gambino, oskarżonego o przynależność do mafii. Ten sam

Di Miceli został wskazany przez kilka osób jako Jeden z księgowych związanych z

mafią z Corleone. Podobno przed długi czas dbał o jej interesy. DÌ Miceli będzie

utrzymywać, że stał się ofiarą mafijnego spisku, wymierzonego przeciwko jego

działaniom w charakterze biegłego sądowego przy sądzie w Palermo.

J02

103

Podczas wyżej wspomnianego śledztwa dotarto również do kilku innych

sycylijskich banków. Prokuratura podejrzewała je o utrzymywanie kontaktów ze

środowiskami mafijnymi. Najważniejszym wśród nich był Banco di Sicilia. W

swojej książce Tajemnica Sindony dziennikarz Nick Tosches przytacza fragment

swojego wywiadu z mafijnym bankrutem.

"Którymi bankami posługuje się mafia? - zapytałem Sindony. Ten chwilę

pomyślał. - To niebezpieczne pytanie. - Chwilę zastanawiał się. Wzruszyłem ra-

mionami, a on uśmiechnął się i nie wahając się już powiedział: - Na Sycylii Banco

di Sicilia, czasami..."

Różne śledztwa prowadzone przez prokuraturę wykażą sposoby, które

stosował bank udzielając poręczenia hierarchom mafijnych organizacji. Śledztwa

wykazały też, że wśród rycerzy zakonu w Palermo trzej z nich sprawowali

kierownicze funkcje w Banco di Sicilia: byli to wicedyrektorzy Gerlando Micciche

(w zakonie od29 grudnia 1971) i Gaspare Governale (rycerz zakonu od 24 grudnia

1976), a także Carlo Marino (w zakonie od 25 stycznia 1974).

Wśród bankierów działających w Zakonie Grobu Świętego znaleźli się

background image

ponadto: Giovanni Ferrare (od 24 czerwca 1978) i Agostino Mule (od 9 grudnia

1987), kolejno prezes i dyrektor generalny banku Sicilcassa, kolejnej instytucji

kredytowej podejrzewa-

nej o związki z mafią. W tym właśnie banku w pierwszej połowie lat

siedemdziesiątych pracował Marcello Dell 'Utri (deputowany z ramienia partii

Forza Italia), który w 1997 roku stanie przed sądem za współpracę z mafią.

Pracę Dell'Utri w banku Sicilcassa określono jako pracę o wysokim ryzyku,

bowiem w kolejce przed okienkiem stawało wielu mafiosów. W tamtym czasie

również oddziały banku Vittorio Emanuele Orlando - Cassa di Risparmio delle

Province Siciliane -traktowały mafiosów ze szczególnym poważaniem. Proces

przeciwko Spatoli - pierwsze poważne śledztwo, które prowadził Giovanni Falcone

- unaoczni, w jaki sposób handlarze narkotyków z grupy Spato-la-Inzerillo

prowadzili swoje interesy, zarówno te legalne, jak i te nielegalne, przy świadomym

uczestnictwie niektórych funkcjonariuszy banku Orlanda.

Do Zakonu Grobu Świętego należał również (od 9 kwietnia 1981) Enrico La

Loggia, senator z ramienia Forza Italia, syn byłego senatora z kręgu Fanfaniego -

Giuseppe La Loggia. Podobno wybór do parlamentu La Loggia seniora także

promował boss sycylijsko-amerykańskiej mafii Nick Gentile.

Zresztą w swojej późniejszej biografii Nick Gentile opowiedział historię tego

poparcia. "W 1951 roku zadałem sobie trud udzielania poparcia Peppino

104

105

La Logia. Tano Di Leo miał w Rzymie informatora i dowiedział się o tym,

przyjechał zatem do Palermo do mojego sklepu. Był wściekły. Powiedział mi, że

nie powinienem absolutnie popierać La Loggia. Odpowiedziałem, że

zaangażowałem się, ponieważ szwagier La Loggia, kiedy w czasach

faszystowskich znalazłem się w więzieniu, zeznawał na mój ą korzyść' '.

background image

W śledztwie zdołano także ustalić, że spośród polityków będących rycerzami

para-religijnego zakonu znaleźli się także: były chrześcijański demokrata

Raimondo Maira - pełniący w przeszłości funkcję referenta frakcji Andreottiego w

Caltanissetta, wobec którego w 1992 roku wydział do walki z przestępczością

zorganizowaną będzie domagał się uchylenia immunitetu celem wszczęcia

postępowania o przynależność do organizacji mafijnej. Od oskarżenia tego Maira

zostanie następnie uwolniony.

W Palermo przedstawiciele Kościoła tworzyli w Zakonie Grobu Świętego

całkiem sporą grupę; należał doń sam biskup Sotir Ferrara (eparcha z Równiny

Albańskiej), biskup Giuseppe Carcione (diecezjalny wikariusz), biskup Alfredo

Garsia (arcybiskup Caltanisetta), biskup Francesco Guercio Marmino. A 9 kwietnia

1990 do grona tego dołączył również biskup Giovanni Carella De Caro, który w

dokumentach zakonnych określany był jako "prałat

Domu Papieskiego" (tzn. asystent) papieża Karola Wojtyły.

Jednakże najbardziej znanym ze wszystkich rycerzy należących do zakonu byt

arcybiskup Salvadore Pappalardo, który od października 1970 do kwietnia 1996

kierował diecezją Palermo. Ten wysoki dostojnik dał się poznać z karcącego tonu

niekończących się, wygłaszanych z ambony wysokim głosem kazań o

"machinacjach i knowaniach jawnych przestępców z ukrytymi kombinatorami,

prowadzącymi swoje podejrzane interesy pod sprytnymi przykrywkami i

protekcją". Przytoczone słowa pochodzą ze znanej, skierowanej przeciwko mafii,

homilii wygłoszonej 4 września 1982 w San Domenico nad trumnami prefekta

Carlo Alberto dalla Chiesa i Jego żony Emanueli Setti Carraro, zamordowanych

przez kile-rów z Cosa nostra. Zaledwie w pięć miesięcy po objęciu funkcji

ordynariusza Pappalardo został wyświęcony na rycerza Wielkiego Krzyża Grobu

Świętego (9 marca ł 971 ). W istocie godność tę dzielił właśnie z kilkoma

"ukrytymi kombinatorami prowadzącymi podejrzane interesy" w środowiskach

background image

mniej lub bardziej bliskich mafii. Natomiast zaufanym przedsiębiorcą kurii z

Palermo (a zatem i samego arcybiskupa), któremu powierzano przez wiele lat

roboty remontowe i restauracyjne kościołów z obszaru

106

107

arcybiskupstwa, był Salvatore Sbeglia, oskarżony później o dostarczenie aparatu

zdalnego sterowania użytego przez Cosa nostra w trakcie rzezi w Capaci (chodzi o

zamach z 23 maja 1992, w którym zginęli sędzia Giovanni Falcone, jego zona

Francesca Morvillo oraz agenci ochrony). Według niektórych śledczych Sbeglia

miałby należeć do rodziny mafijnej z Malaspina.

Innym ważnym duchownym należącym do palermiańskiej sekcji Zakonu

Grobu Świętego był biskup Salvatore Cassisa, piastujący godność arcybiskupa w

Monreale (największej i najbogatszej diecezji na Sycylii). Do zakonu, gdzie

posiadał tytuł zawiadującego, przystąpił 15 lutego 1979. Dnia l listopada 1984,

kiedy to zakon demonstracyjnie pokazywał swoją moc miastu Palermo i Włochom

w trakcie wystawnej ceremonii przyjmowania 39 nowych rycerzy, zorganizowanej

w katedrze w Monreale, Salvatore Cassisa wystąpił wyłącznie jako prior rycerzy

Grobu Świętego i tylko w takim charakterze towarzyszył prowadzącemu obrządek

patriarsze Jerozolimy. Cztery lata później sam stanie na czele palermiańskiej sekcji

zakonu, gdy Arturo Cassina, w następstwie podejrzeń o powiązania z mafią,

zobowiązany został do złożenia płaszcza i szpady.

W lutym 1992 roku biskup Cassisa dochodzi do wniosku, że potężna katedra

posadowiona na skale

Monreale wymaga gruntownego remontu i prac restauratorskich. W związku z tym

zwraca się o ogromną dotację ze środków publicznych, przedkładając wraz z

wnioskiem cztery listy zaadresowane do równie znaczących chadeckich

dygnitarzy: do ówczesnego premiera Andreottiego (jeszcze przed jego procesem o

background image

powiązania z mafią), do ministra robót publicznych Pradoliniego (przed jego

perypetiami w ramach akcji "Czystych rąk"), do przewodniczącego parlamentarnej

komisji bilansowej Salvo D'Acquisto i do podsekretarza Ferdinando Russo

(sycylijskiego przedstawiciela frakcji Arnaldo Forlaniego). Dodać należy, że

Ferdinando Russo, od 12 października 1983 był już członkiem zakonu, a tym

samym jako rycerz podlegał Cassisie. Wspomniane wyżej listy trafiły w końcu do

prokuratorskich akt; według prokuratury biskup zgarnął do kieszeni ogromne

kwoty przeznaczone na odrestaurowanie katedry. Wraz z nim przed sądem staną

również bracia Fulvio i Daniele Lima -administrator i kierownik techniczny kurii

monrealskiej.

W lipcu 1995 palermiańscy prokuratorzy Roberto Scarpinato i Luigi

Patronaggio wnieśli do sądu akt oskarżenia przeciwko potężnemu arcybiskupowi

Cassisa zarzucając mu także oszustwo na niekorzyść Unii Europejskiej. Na

potrzeby trzydziestoośmiohektarowej posiadłości, należącej do arcybogatej diecezji

108

109

Monreale, poproszono o dotację ze środków Unii w wysokości 750 milionów

lirów. Jednakże w rzeczywistości posiadłość liczyła tylko dwanaście hektarów, a

zatem pomoc mogła wynosić tylko 180 milionów lirów: cudowne rozmnożenie się

hektarów nie było bynajmniej dziełem Ducha Świętego, ale według aktu oskarżenia

było zwykłym oszustwem w przesłanych do Brukseli dokumentach.

Na koncie rycerza Grobu Świętego - arcybiskupa Salvatore Cassisa znalazły

się także dwa inne postępowania wszczęte przez prokuraturę w Palermo. Pierwsze

było wynikiem doniesienia złożonego przez jednego z wiernych, który oskarżał

arcybiskupa o nielegalne zawłaszczenie kwoty około miliarda lirów, stanowiącej

spadek po zmarłej krewnej skarżącego. Druga sprawa dotyczyła natomiast

powiązań z Cosa nostra: sekretarz osobisty Cassisy, ksiądz Campisi, był

background image

zamieszany w sprawę bossa Luca Bagarelli, szwagra Toto Riiny. W trakcie

drugiego okresu ukrywania się boss miał podobno używać telefonu komórkowego

należącego do Campisisiego.

Arcybiskup Cassisa zawsze i wszędzie twierdził jednak, że jest niewinny. W

maju 1997, po uzyskaniu wieku emerytalnego (dla biskupów było to 75 lat),

potężny prałat, przed którego obliczem klękali wszyscy liczący siew Palermo,

postanowił się wycofać.

Decyzja została natychmiast przyjęta przez papieża Wojtyłę, działającego zresztą

zgodnie z sugestiami przewodniczącego włoskiej konferencji episkopatu, Camillo

Ruini.

Wśród 139 palermiańskich rycerzy Grobu Świętego, był także generał

karabinierów Salvatore Rovelli, który do zakonu wstąpił 7 lutego 1980.

l8 grudnia 1974 w trakcie posiedzenia parlamentarnej komisji śledczej

badającej powiązania sycylijskiej mafii, wówczas jeszcze pułkownik, Rovelli

przedstawił długie i szczegółowe sprawozdanie na temat działalności mafii w

Palermo i w okolicy. Sprawozdanie zawierało opis licznych zabójstw i usiłowań

zabójstw, a także porwań dokonanych przez grupy przestępcze działające bądź na

samej Sycylii bądź też na terytorium północnych Włoch. Po tym sprawozdaniu na

zebraniu komisji przesłuchano kapitana Giuseppe Russo, dowódcę komórki

śledczej karabinierów w Palermo oraz byłego ścisłego współpracownika generała

Carlo Alberto dalla Chiesa (dalla Chiesa w latach siedemdziesiątych był dowódcą

karabinierów w Palermo i wtedy także rycerzem zakonu). Przesłuchiwany ujawnił

szczegółową listę z imionami i nazwiskami bossów działających w najbardziej

zbrodniczych klanach mafii. Dnia 20 sierpnia 1977 na ulicy w Palermo Russo i

nauczyciel Filippo Costa zostali

110

111

background image

zamordowani przez zabójców należących do grupy Toto Riina z Corleone. Tym, co

łączyło porwania opisane przez pułkownika Rovelli z zabójstwem kapitana Russo,

była działalność corleonistów, tj. środowiska, z którym bliskie kontakty

utrzymywał inny wysoki prałat z Monreale, ojciec Agostino Coppola.

Mafijne konszachty ojca Coppoli tak opisuje były prokurator Giovanni

Pizzillo: "W odniesieniu do odpowiedzialności zakonnika Coppoli za porwania

osób dokonane na terenie Północnych Włoch należy dodać, że przy wspomnianym

duchownym znaleziono banknoty, którymi opłacono okup za uwolnienie

porwanego Baroniego... W trakcie śledztwa w sprawie porwania Cassiny pewien

duchowny, jezuita, zdecydował się zeznać, że pośrednikiem, którym posłużył się w

rozmowach z porywaczami, był ojciec Coppola, były ekonom w seminarium w

Monreale... W domu jego brata znaleziono 4 miliony 200 tysięcy lirów

pochodzących z okupu za wydanie Baroniego na terytorium Lombardii. Był to w

istocie początek nitki prowadzącej do kłębka rozlicznych powiązań pomiędzy

miejscową mafią i specjalistami od porwań »Anonima Sequiestri« z północy kraju.

Śledztwo prowadzone przez policję sądową wobec Coppoli pozwoliło ponadto

ustalić, że tenże zakonnik działał, na wyraźne żądanie sprawców przestępstwa, jako

pośrednik w negocjacjach z rodziną porwanego Rossi z Montelera. Sławna walizka

z 3,5 miliardami lirów miała być przekazana ojcu Coppoli; nie została jednak

przekazana bowiem szczęśliwie odnaleziono kryjówkę, gdzie przetrzymywano

porwanego i z której go uwolniono".

Wpisany pod numerem 1529 oficjalnego rejestru mafiosów prowincji

Palermo, ojciec Agostino Coppola jest właśnie tym księdzem, który udzielił ślubu

Toto Riinie z Ninettą Bagarella, siostrą Leoluca. Natomiast skruszony mafioso

Francesco Marino Mannoia opowiadał o księdzu-bossie jako o kimś bardzo dobrze

zorientowanym w interesach grupy corleońskiej: "Słyszałem od Bonate Stefano i

od innych ludzi honoru z naszej rodziny, że Calo Pippo, Riina Salvatore, Madonia

background image

Francesco i inni z tej samej grupy posiadali pewne pieniądze-za pośrednictwem

Gelli Licio -zainwestowane w Rzymie. Mówiło się również, że część z tych

pieniędzy była zainwestowana w banku watykańskim. Ta sama informacja została

przekazana także ojcu Coppoli".

Chodzi o tajemnice finansowe, które znało zaledwie kilku księgowych

corleońskich bossów. Wśród nich był księgowy Riiny, mason Giuseppe Mandalari,

aresztowany w grudniu 1995, o którym Salvatore Rovelli mówił, że pozostawał w

bliskich stosunkach

112

113

z ojcem Coppola i że zamieszany był w pranie pieniędzy pochodzących z porwań -

przypisywanych mafii lub dokonanych faktycznie przez mafię - a przeznaczonych

na zakup posiadłości ziemskich, inwestycje rolne czy tworzenie najróżniejszych

spółek.

Nazwisko Madalariego będzie często powtarzane w trakcie śledztw

prowadzanych przez sycylijską prokuraturę, która skłonna go będzie uznawać za

jednego z kontaktowych pośredników pomiędzy środowiskami mafijnymi,

masońskimi, politycznymi i kościelnymi na wyspie. Powodów dla takiej konkluzji

nie brak.

Na przykład 21 listopada 1982 mason Giuseppe Mandalari został opisany

przez dziennik // Giornale di Sicilia z okazji podróży papieża Jana Pawła II do

Palermo. W relacji z papieskiej wizyty dziennik zwraca uwagę na powitanie Jana

Pawła II przez "członków masońskiej komisji z Piazza del Gesù", wśród których

wymienia się właśnie Madalariego występującego w charakterze "Zwierzchnika i

Wielkiego Zawiadującego, Wielkiego Mistrza Zakonu". Warto tu dodać, że masoni

z Trinacria powitali papieża -jak gdyby chodziło o jednego z ich braci -typowym

dla organizacji wolnomularskich potrójnym uściskiem.

background image

Również Cosa nostra skorzystała z okazji i aktywnie uczestniczyła w wydarzeniu.

Oto fragment

relacji z pisma Panorama: "Na czele świętej procesji (tj. papieskiego orszaku)

jechał biały samochód bez dachu, prowadzony przez szczególną postać - przed-

siębiorcę budowlanego, którego hobby jest uczestniczenie w wyścigach

samochodowych. Pań ten nazywał się Angelo Siino. Będzie o nim głośno dziesięć

lat później, jako o ministrze robót publicznych z Cosa nostra. Tego dnia Siino

pozostał przy papieżu przez całe dziewięć godzin. Gazety rozpisywały się o spoj-

rzeniach i o uśmiechach za każdym razem, gdy ich spojrzenia się spotykały."

114

115

background image

Nieruchomości, transakcje, podatki

Podatkowy raj

Rzym, styczeń 1977. Parlament przygotowuje się do debaty nad projektem

nowego konkordatu z Watykanem, którego tekst przedstawia trzeci - politycznie

jednobarwny, bo złożony wyłącznie z chadeków - rząd Andreottiego.

Prezentowany projekt konkordatu jest zdecydowanie korzystny dla Stolicy Apo-

stolskiej przede wszystkim ze względu na zwolnienia podatkowe. Obiekcje

wysuwa jedynie Partia Radykalna, której parlamentarzyści wielokrotnie wnosili

bardzo krytyczne interpelacje i wnioski, domagając się między innymi dokonania

rzetelnej wyceny watykańskiego majątku ruchomego i nieruchomego na terytorium

Włoch. Nie umiano się jednak wobec

119

tego żądania zdobyć na żadną instytucjonalną odpowiedź.

Zadania częściowego choćby wypełniania informacyjnej pustki wokół

watykańskich nieruchomości znajdujących się na terenie Rzymu podejmuje

należące do spółki Rizzoli czasopismo L'Europeo, którym kieruje nowy szef

redakcji Gianluigi Melega. Dnia 7 stycznia 1977 tygodnik publikuje pierwszy

odcinek sondażu-spisu sygnowany nazwiskiem dziennikarza Paolo Ojetti. Artykuł

nosi tytuł "Watykan S.A.". Oto jego tekst.

Czwarta część Rzymu pozostaje w rękach ulotnych spółek panamskich, spółek

z Liechtensteinu, z Luksemburga, spółek szwajcarskich. Kolejna ćwiartka należy

do instytucji publicznych i do państwa. Trzecia z kolei ćwiartka jest własnością

background image

bardziej lub mniej bogatych osób prywatnych. Ale ostatnia ćwiartka, być może

najlepsza, należy do Watykanu. W przeddzień rewizji konkordatu z 1929 roku

warto, być może, zadać sobie trud zajęcia się tym zagadnieniem. Tym bardziej że

wobec przygotowywanych zmian w układzie prawnym pomiędzy państwem i

Kościołem, sporo się mówi o religijnej edukacji w szkołach, o ustroju małżeńskim,

ale tylko przelotnie wspomina o przyszłym opodatkowaniu ogromnego majątku

Stolicy Apostolskiej.

Oficjalnie majątek kościelny złożony z nieruchomości położonych poza

watykańskimi murami uznawany jest za dobro korzystające z "eksterytorialności"

-gwarantują to zapisy w artykułach od 13 do 16 Traktatów Laterańskich. Chodzi o

bazylikę Świętego Jana na Lateranie, o bazylikę Santa Maria Maggiore, bazylikę

Świętego Pawła (z przyległymi zabudowaniami), o pałac papieski w

Castelgandolfo, o willę Barberini, także znajdującą się w Castelgandolfo, o kilka

budynków na wzgórzu Gianicolo, które poprzednio stanowiły własność

państwową, o budynki byłego klasztoru przyległe do bazyliki Świętych Apostołów

i o kościoły Sant Andrea della Valle i San Carlo ai Catinari, o pałac Dataria, o

Cancelleria, o siedzibę Propaganda Fide przy placu Hiszpańskim, o gmach

Świętego Ofìcjum, o Co-nvertendi przy Placu Scossacavalli, o Pałac Wikariatu i o

jeden budynek przy via della Conciliazione (gdzie w końcu przeniesiono

Convertenti z poprzedniej siedziby w Kościele Wschodnim). Analogicznie do

wyżej wymienionych, z przywileju wyłączenia od wszelkiego wywłaszczenia

("chyba że za uprzednią zgodą Stolicy Apostolskiej") i z prawa całkowitego

zwolnienia z opłat korzystają także: Uniwersytet Gregoriański, Instytut Biblijny,

Instytut Orientalny, Instytut Archeologii, Seminarium Rosyjskie, Kolegium

Lombardzkie, oba pałace świętego Apoloniusza oraz dom ćwiczeń dla kleryków

pod wezwaniem świętego Jana i Pawła.

Oprócz tych uprzywilejowanych budowli konkordat przewidywał specjalne

background image

zwolnienia z podatków i opłat w odniesieniu do posiadłości Stolicy Apostolskiej

oraz "instytucji kościelnych i religijnych". Wszystko to zostało uzupełnione

zamiarem uzdrowienia sytuacji zaległej "kwestii rzymskiej", która już w 1929 roku

kosztowała państwo włoskie 750 milionów lirów. Pięćdziesiąt lat później niewiele

się w tym względzie zmieniło. Czwarta część miasta jest ciągle jeszcze w

przedsiębiorczych

120

121

rękach właścicieli i dysponentów wszelkich seminariów, stancji kardynalskich,

parafii, caritasów, agend apostolskich, domów prowincjalnych, komisariatów,

sekretariatów, klasztorów, instytutów, monastyrów, kongregacji, kolegiów Ì

domów kolegialnych, domów świętych, domów generalnych, domów religijnych

oraz prokuratur, oratoriów, seminariów, domów studenckich, bazylik i arcybazylik,

towarzystw, zgromadzeń, opusów, domu-sów, pobożnych zgromadzeń, pobożnych

domów, szkół, uniwersytetów, instytutów i seminariów papieskich, domów

pielgrzyma, kurii biskupich, domów biskupich, siedzib episkopalnych,

diecezjalnych, archidiecezjalnych, schronisk, kapituł, komitetów, konferencji

biskupów, domów opieki, wspólnot, konserwatoriów, bractw, arcybractw, agencji

generalnych, prokuratur generalnych, rektoratów, nuncjatur i przedstawicielstw

apostolskich, sióstr (boleściwych, miłujących, służebnic, apostolskich,

wspomagających, szarych, białych, kanoniczek, katechetek od Krzyża, klarysek,

dam apostolskich, diakonek, nauczycielek, pielęgniarek, córek, opiekunek, po-

tulnych, miłosiernych, misjonarek, mniszek, oblatek, szlachetnych oblatek,

szpitalniczek, cierpiętniczek, małych apostołek, małych sióstr, małych

służebniczek, małych córek, małych uczennic, robotnic, ubogich, wybranych,

różanniczek, sakramentek, stygmatyczek, tercjanek, od Trójcy Świętej, wizytantek,

panien robotnic i powołanych) i braci (którzy w zależności od rodzaju zgroma-

background image

dzenia zwą się: ojcami, duchownymi, misjonarzami, tercjanami, braciszkami,

synami, legionistami, przeorami, arcyksiężmi, bosymi, szarymi, zwyczajnymi,

klerykami, diakonami, priorami, mniejszymi, kanonikami, szpitalnikami,

zreformowanymi...). Tak w sumie tylko

zgromadzeń kobiecych, które widnieją jako właściciele nieruchomości w mieście

Rzym, jest aż 325. Zgromadzeń męskich jest trochę mniej: 87.

Stolica Apostolska posiada w Rzymie swoje ulubione strefy. Z historycznego

centrum miasta do Watykanu należy obszar od Campo de'Fiori wzdłuż Tybru,

naprzeciwko Zamku Świętego Anioła, poprzez piazza Navona i przyległości. Po

drugiej stronie rzeki posiadłości watykańskie rozwidlaj ą się: z jednej strony ocie-

rają się o sam Watykan, w górę aż do wzgórza Ganicollo, a potem w dół w

kierunku Zatybrza, a następnie znowu w górę do via Aurelia, w stronę najstarszych

kolegiów i domów generalnych. Znajdują się tam - nabyte lub otrzymane jako

darowizny - posiadłości ziemskie i działki gruntów. Z drugiej strony jest ich sporo

na początku dzielnicy Prati - tej, którą po wzięciu szturmem Rzymu zbudowali

Piemontczycy z zamysłem, by z żadnego miejsca dzielnicy nie było widać kopuły

bazyliki Świętego Piotra. Wielkie enklawy: Santa Maria Maggiore i San Giovanni

jak magnes przyciągnęły pozostałe wielkie budynki należące do Kościoła. Cała

strefa, która rozpoczyna się w głębi via Nazionale i rozciąga się w kierunku

Koloseum jest majątkiem Stolicy Apostolskiej. To samo tyczy się samego serca

centrum zabytkowo-handlowego: duże posiadłości Stolicy Apostolskiej znajdują

się przy via Condotti, przy placu Hiszpańskim, przy San Sebastianello, przy piazza

della Pigna, przy via Sant'Andra delle Fratte. Tarasy zgromadzenia maronitów

rozpościerają się dalej ponad wzgórzem Fatugale i cała zielona oaza, którą widać z

kościoła San Pietro in Vincoli /Świętego Piotra w Okowach/ schodzi w kierunku

Koloseum. Tam, gdzie kończy się dzielnica

122

background image

123

wokół dworca centralnego, rozpoczyna się kolejny gruby kęs własności

kościelnych: od via Merulana do via Manzoni, od piazza Dante do via Emanuele

Filiberto, od Santa Croce in Gerusalemme aż do piazza di San Giovanni in

Laterano. Pojedynczo rozrzucone budynki znajdują się jeszcze wzdłuż ulic z

konsulatami aż do peryferii miasta, a także - tu i ówdzie - w centrum dawnej

eleganckiej dzielnicy Parioli.

Określenie rynkowej wartości tego imperium jest niemożliwe. Są to bowiem

zarówno hektary działek pod zabudowę, jak i stare kamienice, które dojrzały do re-

montu. Co chwila napotyka się tam kolegia lub klasztory, gdzie dzisiaj mieszka

zaledwie kilku zakonników, a które powinny zostać zamienione (i taki los już wiele

z nich spotkał) na dogodne, luksusowe rezydencje, na hotele czy centra handlowe.

Aktualna wartość tych nieruchomości powinna zostać przemnożona przez tysiąc

albo i przez dziesięć tysięcy. Wszystko to, jak można odczytać w części

konkordatu poświęconej nieruchomościom, jest zwolnione z opodatkowania.

Jednakże od kilku lat Stolica Apostolska poczyniła w swoim majątku pewne

zmiany. Robiła to po cichutku, bez szumu i bez nagłaśniania, l jest to całkowicie

zrozumiale. Nie tylko Kościół jest od dawna świadomy, że szczególny i korzystny

status podatkowy podarowany Watykanowi przez stary konkordat, kiedyś przecież

się skończy. Ale przede wszystkim Kościół pragnie zmienić strukturę swojego

majątku: duże i male pałace, które były mało wykorzystywane przez kongregacje

religijne i instytucje charytatywne przekształcają się w spółki akcyjne, w spółki z

ograniczoną odpowiedzialnością, w hotele, przedsiębiorstwa handlowe, rezydencje.

W trakcie tych odmładzających zabiegów Kościół korzysta także z przywilejów.

Kiedy nie sprzedaje sobie samemu przez spółkę, której jest większościowym ak-

cjonariuszem, natychmiast zjawia się tłum chętnych: banków, towarzystw

background image

ubezpieczeniowych, agencji nieruchomości, spółek najmujących mieszkania.

Powód jest prosty: żeby dzisiaj wyszukać w centrum miasta spory pałac należący

do jednego tylko właściciela koniecznie trzeba się udać za spiżową bramę. Z

pewnością Stolica Apostolska dobrze na tym wychodzi, do jej kas wpływają

dziesiątki miliardów lirów, wpłacanych przez banki zainteresowane bezpiecznymi

inwestycjami, a przy okazji Kościół pozbywa się, na przykład, starego kolegium

lub klasztoru, wymagających zachodu i nie przynoszących żadnego dochodu. Lub

też sprzedaje i następnie inwestuje zarobione pieniądze w nieruchomości

nowoczesne lub w grunty znajdujące się nieco poza miastem, idąc z biegiem

naturalnego rozrastania się miasta. Lub też, w innych przypadkach, z powiązanych

z Kościołem banków otrzymuje środki niezbędne na zamknięcie starego domu

generalnego, gruntownie go remontuje Ì robi z niego hotel.

Ten olbrzymi majątek powstał w wyniku wielowiekowego procesu akumulacji

i, w tych mniej odległych czasach, z napływających od obywateli włoskich datków

Ì darowizn, które od opodatkowania zwalniał najpierw król, a potem prezydent

republiki. Stolica Apostolska niezbyt często przejmuje się warunkami, w których

znalazły się darowizny. Jak już majątek znajdzie się w jej rękach, dysponuje nim

według swego uznania. Często jest tak, że sierociniec lub dom starców, który

sfinansował pobożny świętej pamięci spadkodawca,

124

125

kilka lat potem przenoszony jest gdzie indziej lub po prostu zaniedbywany.

Są przypadki - dotyczy to choćby dwóch pałaców przy via Sant'Andrea delle

Fratte ofiarowanych szacownej kongregacji Świętego Różańca z Besazio, w

diecezji Lugano, z obietnicą "odprawiania codziennej mszy w kaplicy Świętego

Różańca w Besazio i obdarowywania co roku nowicjuszek dwoma wyprawkami za

trzydzieści rzymskich skudów oraz białymi habitami za rzymskich skudów pięć "-

background image

że nabywca (w tym konkretnym wypadku nabywcą była spółka z o.o. o nazwie

Milena immobiliare, która w 1974 roku kupiła budynki za zaledwie 160 milionów

lirów - praktycznie za bezcen) oprócz przejęcia samej nieruchomości zobowiązał

się zorganizować odprawianie mszy w Szwajcarii i postarania się o białe habity dla

nowicjuszek za kwotę owych pięciu rzymskich skudów, w przeliczeniu na walutę

obecną. Prawdopodobnie spółka ta odprzeda kiedyś, po wyremontowaniu

budynków wraz z mieszkaniami, również i zlecenie odprawiania mszy oraz do-

starczania habitów dla nowicjuszek.

Administrowanie majątkiem Stolicy Apostolskiej jest nieporównanie

swobodniejsze w porównaniu z administrowaniem majątkiem państwa włoskiego.

Nie podlega bowiem żadnej kontroli i nie potrzeba na to żadnych zezwoleń. Na

mocy własnoręcznie podpisanego aktu z dnia 13 maja 1969 papież powołał

kardynała Villota, aktualnego sekretarza stanu, na stanowisko zarządcy majątku

Stolicy Apostolskiej. Z kolei Villot wystawia zaufanemu biskupowi

pełnomocnictwa do załatwienia konkretnej transakcji. Tworzy się rodzaj łańcuszka

uwierzytelnionych podpisów: najpierw podpis

"upoważnionego notariusza dokonującego transakcji", potem podpis

przedstawiciela Sekretariatu Stanu, przedstawiciela nuncjatury apostolskiej, a w

końcu dokument dociera na biurko w pałacu Farnesina, gdzie mieści się

watykańskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które wszystko zatwierdza nic

wchodząc w meritum sprawy.

Wśród wielu przykładów wybraliśmy te, które stały się najbardziej głośne i

potwierdzają to, co powiedziano wyżej o ostatnich operacjach na nieruchomo-

ściach. Oto 4 grudnia 1970 Stolica Apostolska sprzedaje włoskiemu bankowi

centralnemu pałac Antonelli przy via Quattro Novembre (usytuowany około 100 m

od Kwirynału, dokładnie na wprost głównej siedziby tego właśnie banku) za kwotę

półtora miliarda lirów. Budynek ten przeszedł na własność Stolicy Apostolskiej w

background image

1932 roku w wyniku zapisu dokonanego przez hrabinę Marię Emme Garcia della

Palmira, wdowę po niejakim Antonellim. Już uprzednio Banca d'Italia budynek ten

wynajmował płacąc czynsz roczny w wysokości 44 milionów lirów. Cały gmach

liczy sześć pięter i ma 1350 metrów kwadratowych powierzchni. Od operacji tej

ani Banca d'Italia, ani tym bardziej Stolica Apostolska nie zapłacili grosza podatku.

Już wcześniej Banca d'Italia kupiła w tej okolicy inny budynek: siedmio-piętrowy

pałac z wejściem od via Panna i via Consulta. W umowie sprzedaży wskazano

niewielką cenę w wysokości 240 milionów - kontrahentem w tym wypadku była

spółka Immobiliare Paco, która dwa lata wcześniej zakupiła ten sam budynek za

200 milionów od kongregacji sióstr prowadzących szkołę. Siostry z kolei w 1957

roku otrzymały nieruchomość w darowiźnie od domu

126

127

generalnego braci młodszych z zakonu franciszkanów. Bracia ci pobili pewien

rekord: wobec wszystkich jedenastu wydano nakaz zajęcia majątku z powodu naru-

szenia prawa budowlanego w ramach remontu przeprowadzanego w będącym ich

własnością ogromnym budynku przy placu della Pigna 24, dokładnie w centrum

starego miasta.

Jak przebudowywać

Pierwszy przykład dał bank Nazionale del Lavoro, który 14 lipca 1962 kupił

od Papieskiego Kolegium Będą za kwotę 355 milionów wspaniały siedmiopiętrowy

pałac usytuowany na rogu ulic via del Basilico i via San Nicola da Tolentino,

dokładnie od tyłu via Veneto. Bank miał szczęście: gmach otrzymał już uprzednio

pozwolenie na wykonanie prac restauratorskich, na podstawie którego sami

zakonnicy zaczęli wykonywać prace. Jeszcze dzisiaj znajduje się tam część biur

obsługi centrali banku (z czasem bank wykupił zresztą także budowle okoliczne).

background image

Jednakże władze miejskie zorientowały się, że wyszczególniony w zezwoleniu

zakres robót przekroczono, wszczęto postępowanie karne i przedstawiono żądanie

zapłaty kilku miliardów lirów tytułem odszkodowania (do tej pory go nie

zapłacono).

Innym przykładem interesu, który zrobiła Stolica Apostolska, jest transakcja z

Banco di Roma. Dnia 25 czerwca 1971 bank ten kupił za 5 50 milionów wielką

sześciopiętrową kamienicę przy via dell'Unita (około 100 metrów od piazza

Venezia, na gruncie przylegającym bezpośrednio do centrali tego banku). Część

lokatorów została przymusowo wysiedlona, a część opuściła

pomieszczenia na zasadzie ugody. Zaraz potem rozpoczęły się prace remontowe.

Również i ta okrąglutka sumka pół miliarda lirów powędrowała do kas Watykanu

bez żadnych podatków.

28 stycznia bieżącego roku inny bank - Credito Artigiano di Milano - nabył od

Stolicy Apostolskiej (która tym razem podpisywała umowę jako instytucja o na-

zwie "Zarząd miejsc kultu dla katechumenów i neofitów w Rzymie", działająca pod

przewodnictwem wikariusza Rzymu - Ugo Poletti) zgrabny budyneczek przy via in

Selci 88 (o sto metrów od Koloseum) za kwotę 500 milionów lirów. Mimo zakazu

wynikającego z planu przestrzennego zagospodarowania miasta bank przeniesie

tam swoją centralę. W szczególności interesujące jest to, że dwa hektary terenów

przyległych i pewna część tegoż obiektu zostały natychmiast sprzedane - za kolejne

650 milionów lirów -jeszcze tego samego dnia powiązanej z bankiem

mediolańskiej spółce Nibbio. Również tam wszczęto roboty restauratorskie, na

które pozwolenie zostało wydane jeszcze w 1975 roku, to jest przed dokonaniem

wyżej wskazanej transakcji. I nikt tak naprawdę nie wie, co tam się będzie

mieściło.

Z kolei spółka Intereuropea Assicurazioni w październiku 1973 roku nabyła za

miliard lirów palazzo Alberti (małe arcydzieło, które zaprojektował uczeń Rafaela -

background image

Giulio Romano) usytuowany przy ulicy Banco Santo Spirito, naprzeciwko Zamku

Świętego Anioła, oraz przyległą starą manufakturę, mieszczącą się przy uliczce

San Celso. Palazzo Alberini był dawną siedzibą Papieskiego Kolegium

Portugalskiego. Prace restauratorskie zostały jednak wstrzymane , a sędzia pokoju

Adalberto Albamonte zarządził zaplombowanie pałacu

128

129

zarzucając "naruszenie zasad budowlanych". Spółka Intereuropea (której jednym z

członków zarządu jest były minister z ramienia socjaldemokracji - Giuseppe Lupis)

domagała się wręcz zastosowania ustawy Tupinicgo i wyburzenia manufaktury

uznawanej za klejnot architektoniczny. Gwoli ścisłości należy dodać, że Stolica

Apostolska sprzeciwiła się takiemu barbarzyństwu.

W poszukiwaniu nie tyle miejsca na swoją siedzibę, ale po prostu dobrej

inwestycji, również i przedstawiciele spółki Italcasse, dzięki pośrednictwu spółki

Socogen, trafiają do Watykanu i zaklepują sobie gmach byłego Międzynarodowego

Kolegium Kapucynów wraz z kościołem Świętego Wawrzyńca z Brindisi. Czworo-

boczny kompleks ograniczony jest ulicami via Boncompagni, via Sicilia i via

Romagna (jest to zaplecze via Veneto). Kapucyni sprzedali go spółce Socogen z

Mediolanu 29 kwietnia 1970 za kwotę 5,7 miliarda lirów. Po remoncie kolegium

zniknęło, natomiast z kościoła pozostała tylko fasada. Będzie tu superrezydencja z

basenem, pokojami, biblioteką, salą konferencyjną. Na miejscu dawnego kolegium

prowadzone są już prace wykończeniowe monumentalnego budynku przeznaczone-

go na biura, mieszkania, gabinety i sklepy. W suterenie można jeszcze dostrzec

pozostałości starożytnych murów uwięzionych w żelbetonie. Aby zrozumieć czyją

własnością jest spółka Socogen wystarczy wspomnieć, że prezesem zarządu j est

pewien "pracoholik" Alessandro Alexandri, pełniący również funkcję prezesa

background image

schroniska Świętej Rity i konsula honorowego Malty. Ów boży przybytek został

odkupiony 5 kwietnia 1973 od spółki Italcasse za godną uwagi kwotę 24 miliardów

lirów. Proszę zwrócić uwagę, że w przy tej transakcji ze strony

spółki Italcasse występował osobiście nawet sam Giuseppe Arcani, który pod

koniec 1977 roku będzie bohaterem skandalu związanego z firmą: to właśnie on za

pośrednictwem sieci banków kierował operacją udzielania "na czarno"

gigantycznych pożyczek dla polityków i przedsiębiorców.

Inna rezydencja - w istocie superluksusowa (w sprzedaży dwa miliony lirów

za metr kwadratowy) przy czym spółka Socogen ograniczyła się tym razem jedynie

do wykonania prac restauratorskich - wyrosła przy sławnej i bardzo ekskluzywnej

via dell'Orso w rzymskiej dzielnicy zbudowanej przez Borgiów. Chodzi o

renesansowy pałac podarowany w 1945 roku siostrom urszulankom z Somasca

celem '"wsparcia uczynków religijno-dobroczynnych". Dnia 28 lutego 1973 siostry

pozbywają się pałacu za niespełna 400 milionów lirów. Nowym właścicielem staje

się spółka Senofonte, kontrolowana przez enigmatyczne Satafinco Trust et

placement z Vaduz. Członkiem zarządu w Senofonte jest adwokat Tornasse

Addario, jeden z dyrektorów generalnych spółki Italcasse i prawa ręka Giuseppe

Arcaini. Tomasso Addario, który po transakcji podał się do dymisji, pojawia się na

nowo w maju bieżącego roku i w zamian za kwotę 840 milionów lirów staje się

prawnym właścicielem ośmiu najlepszych mieszkań w całym kompleksie. Być

może interes okazał się nieco mniej lukratywny niż przewidywano, bowiem po

interwencji pozaparlamentarnej grupy z Tor di Nona (tej od "Fruwającego osła" i

autorki sławnych już dzisiaj graffitt) rezydencja z via dell'Orso została

zaplombowana z powodu robót wykonywanych niezgodnie z zakresem

udzielonych zezwoleń budowlanych (z dwunastu

130

131

background image

przewidzianych w zezwoleniu mieszkań zrobiło się ich aż dwadzieścia cztery).

Co do powiązań z Liechtensteinem, to w istocie kilka lat później udowodnione

zostanie, że w Vaduz miało siedzibę wiele efemerycznych spółek zarządzanych

bezpośrednio przez instytucje kościelne i Watykan. Spółki te sprawowały kontrole

nad większą częścią nieruchomości Stolicy Apostolskiej. W szczególności wyjdzie

na jaw, że w biurowcu Manie Holding SA w Vaduz króluje aż dwadzieścia pięć

takich spółek-efemeryd z siedzibą w Liechtensteinie i w Panamie (w tym ostatnim

państewku, rządzonym przez dyktatora Manuela Noriegę ma siedzibę aż

czternaście spółek).

11 grudnia 1974 Stolica Apostolska sprzedaje spółce Minerva z siedzibą w

Rzymie za półtora miliarda li-rów sześć i pół hektara gruntu - wraz z willą

mieszczącą Loyola University - położonego przy via della Camilluccia 180 (jest to

ulica najbardziej luksusowych willi w północnej części Rzymu). W chwili

dokonywania transakcji spółka Minerva znajdowała się pod kontrolą dwóch firm

powierniczych należących do banków Banca Nazionale del Lavoro i Banque

Nationale de Paris. Obecnie na terenie tych sześciu hektarów znajduje się osiedle

Tré colli. Jedynym członkiem zarządu jest Claudio Reichlin z Mediolanu, sekretarz

zarządu spółki RAS, spółki Assicuratrice Italiana oraz spółki Lloyd Siciliano. Jako

"wisienkę na ciastko z kremem" obydwa banki - działając za pośrednictwem spółki

Fioranna - kupiły sobie jeszcze 30 czerwca 1975, za kwotę 290 milionów lirów,

przyległy teren o powierzchni nieco powyżej hektara. Również te dwa miliardy

trafiły nieuszczuplone do kasy Watykanu.

Najbardziej ekskluzywne osiedle mieszkalne w Rzymie nosi nazwę Residence

Aldrovandi. Znajduje się ono naprzeciwko rzymskiego zoo, w samym sercu

najbardziej eleganckiej części dzielnicy Parioli. Kilka lat temu było tam liceum

prowadzone przez siostry misjonarki od Najświętszego Serca Jezusowego.

Sprzedały go - czy raczej chyba podarowały - spółce akcyjnej Immobiliare

background image

Aldrovandi zNeapolu za kwotę 250 milionów tirów, co za działkę o wielkości 2500

metrów kwadratowych i znajdujący się na niej budynek starego kolegium było

prawie niczym. Spółka Immobiliare Aldrovandi nabyła także prawo pierwokupu

należącej do mniszek pozostałej części posiadłości, która z tyłu osiedla dochodzi

do trzech najbardziej eleganckich ulic miasta. Pobożne misjonarki zainwestowały

ten kapitał, a dokładając jeszcze 80 milionów tirów przeniosły się do domku przy

via Cortina d'Ampezzo 269, znajdującego się w innej dzielnicy, usytuowanej

równolegle do wspomnianej już wcześniej via Camilluccia.

W górnej części via Veneto pojawiła się inna szkoła - Assunzione -

gimnazjum dla dziewcząt z dobrej przedwojennej burżuazji. Przez jakiś czas w

budynku tym mieściło się Papieskie Kolegium Francuskie. Obecnie można tu

ujrzeć metal i szkło luksusowego Jolly Hotel. Spółka ItalJolly w roku 1967 nabyła

cały kompleks za kwotę 145 milionów lirów. Wprawdzie miała tam zbudować

hotel, ale nie luksusowy. Oczywiście tego warunku nie dotrzymano.

132

133

background image

Darowizny

Dnia 28 maja 1971 egipskie siostry z via Cicerone (chodzi o franciszkanki

misjonarki od Niepokalanego Serca Maryi) pozostawiły swojemu losowi inną szko-

łę, znajdującą się o dwa kroki od piazza Cavour. Spółka akcyjna Residence

Cicerone nabyła od sióstr zabudowania i działkę za l, l miliarda lirów. Zburzyła

całość i zbudowała hotel pierwszej kategorii. Za 4,5 miliarda lirów hotel (11 pięter,

2500 m2) został odprzedany spółce Genghini. W rzeczywistości odprzedała hotel

sobie samej, bowiem spółka Residence Cicerone od samego początku znajdowała

się - poprzez najmującą mieszkania spółkę Socan Holding z Luksemburga - pod

kontrolą Mario Genghini, prezesa spółki Immobiliare. Było to klasyczne obejście

przepisów podatkowych.

Inny klasztor także został zamieniony na hotel po zbyciu go przez instytucje

franciszkańskie. Klasztor przy via Machiavelli 22 (tuż przy bazylice Santa Maria

Maggiore) stanowił własność kurii generalnej Instytutu Świętej Rodziny z

Nazaretu. Został "podarowany" prokuraturze Instytutu Ducha Świętego. Wartość

darowizny (sto milionów) podwoiła się już w następnym miesiącu, kiedy to został

odprzedany spółce Machiavelli, której jedynym członkiem zarządu był Fancesco

Fina. Komenda policji wyraziła zgodę na prowadzenie działalności hotelowej na

czas trwania Roku Świętego. Co ciekawe, hotel rozpoczął działalność nie

posiadając stosownych zezwoleń nawet na jego budowę.

Kongregacja sióstr Najświętszej Marii Panny od Miłosierdzia Dobrego

Pasterza sprzedała w dniu 8 listopada 1972 za cene 400 miliardów lirów działkę o

powierzchni dwóch hektarów przy via Aurelia - wraz

134

z posiadanym już uprzednio zezwoleniem na remont -spółce akcyjnej Aurelia

Palące, której większościowym akcjonariuszem była firma Primalux Holding -

background image

spółka akcyjna z Luksemburga. Dwa lata wcześniej zmieniła jednak nazwę; jej

obecna nazwa brzmi Midas Hotel, a prezesemjest Aldo De Luca. Spółka Midas

również pozostaje pod kontrolą innej luksemburskiej spółki, która - co za zbieg

okoliczności - także nosi nazwę Midas. I wszystko to dla ogromnego hotelu, który

od dwóch lat może budzić podziw, przy czym znajduje się najbliżej w linii prostej

od lotniska Fiumicino.

Kolejny przykład: darowizna przekazana niegdyś prokuraturze Instytutu

Ducha Świętego (działka o powierzchni dwu i pół ha, położona przy via Aurelia

Antica) została z czasem nabyta przez spółkę akcyjną Immobiliare Consea z

siedzibą w Rzymie przy via Lovania 2. Pod adresem tym spotykamy Condotte

d'acqua - spółkę w części kontrolowaną przez In, akcjonariusza spółki Consea,

dzielącej się własnością z innym akcjonariuszem: holenderską spółką FourSeasons

HotelsAdministration. Obecnie działka stanowi plac budowy. Miał tam być już

ukończony hotel, ale wszystko jest jeszcze oplombowane.

Jaki los spotyka darowizny dobrze widać również na przykładzie działki o

powierzchni 101 ha, która administracji watykańskiej spadła z nieba w 1969 roku.

Działka, leżąca w najbliższym sąsiedztwie miejscowości Magliana, została

sprzedana przez IOR, i to zaledwie dwa lata później, spółce Alitalia za prawie 2,22

miliarda lirów, a więc około 3,5 miliona dolarów.

Dobry interes ze Stolicą Apostolską zrobił także budowlany biznesmen Alvaro

Marchini, który 2 paździer-

135

nika 1965 nabył od włoskiej prowincji Zgromadzenia Sług Miłosierdzia dwa pałace

o krok od Koloseum, jeden przy via Celimontana 16, a drugi przy via dei Santi

Quattro Coronati. Marchini posłużył się przy transakcji swoją spółką Pomar

Immobiliare. Cena była niewiarygodna: 50 milionów lirów za obydwa pałace.

background image

Natomiast irlandzcy bracia Ibemesi sprzedali 31 października 1968 prawo

własności spółce Edilcrispi do - znajdujących się zaledwie kilka kroków od via Ve-

neto - podziemi ogrodu przy klasztorze Świętego Izydora. Obecnie znajduje się tam

podziemny czteropiętrowy parking o powierzchni 17700 m2. Prezcsem spółki Edil-

crispi jest Pellegrino De Strobel, piastujący między innymi funkcjami także i

wiceprezesurę spółki Vianini, której notowany na giełdzie kapitał zakładowy

kontrolowany jest w czterdziestu procentach przez IOR. Tylko że te czterdzieści

procent należy w części do powstałej w 1928 roku spółki Immobiliare Tirrena

posiadającej kapitał zakładowy w wysokości 2,6 miliarda lirów. Z kolei

dziewięćdziesiąt procent tej spółki należy także do IOR. Reszta to własność

efemerycznej spółki Etablissement Herold z Vaduz. W ostatnim bilansie Tirrena

wskazuje grunty o wartości 9,1 miliarda lirów oraz warte 5,6 miliarda lirów

budynki przemysłowe. Vianini jest oczywiście większościowym wspólnikiem

Edilcrispi: mniejszościowym wspólnikiem pozostaje natomiast - tu kolejna

niespodzianka - spółka Ambrolat Anstalt z Vaduz, zarządzana przez

szwajcarskiego konsula w Vaduz. Bracia Ibemesi dostaną w ramach czynszu za

każdy kwartał l ,6 miliarda lirów.

Po przeciwnej stronie via Ludovisi, za skrzyżowaniem z via Veneta spotykamy

znowu spółkę Socogen,

136

która nabywa w dniu 15 grudnia 1972 od kurii generalnej Instytutu Sióstr od

Dzieciątka Jezus pięciopiętrową kamienicę (wraz z przybudówką i ogrodem) przy

via Boncompagni. Spółka Socogen wydała 700 milionów lirów, a 6 miesięcy

później odprzedaje całość spółce Immobiliare Ratazzi z Mediolanu za kwotę 2,65

miliarda lirów. Prace remontowe w obrębie starego gmachu są w toku. Co z tego

będzie, jest jeszcze tajemnicą.

background image

15 lutego 1972 znika również Kongregacja Braci Miłosierdzia nazywana też

"braćmi szarymi". Wszystkie dobra należące do braci wędruj ą w pojemne ramiona

Stolicy Apostolskiej. Cały gmach byłego klasztoru, znajdujący się w pół drogi

pomiędzy Koloseum i kościołem Świętego Jana zostaje sprzedany 2 maja 1975

spółce Edif Immobiliare z Rzymu, za kwotę ponad miliarda lirów. Obecnie spółka

ta przebudowuje wszystko na biura. Szkoda Jedynie, że Edif istnieje w zasadzie

tylko na papierze, gdyż ta efemeryczna spółka znajduje się w dziewięćdziesięciu

procentach pod kontrolą spółki komandytowej Costruzione Franconetti, której

kolejnym wspólnikiem komandatariuszem (znowu w 90 procentach) jest Modern

Building Corporation z Panamy.

Zmienił szyld również ogromny budynek położony pomiędzy via Lanza,

pasażem Visconti Venosta, via Cavouri via Sforza. Należał kiedyś do córek

Najświętszego Serca Jezusowego. Podzielony na trzy odrębne części, sprzedany

został 21 grudnia 1973 trzem powiązanym ze sobą spółkom: Iniziativa Immobiliare

Romana, Iniziativa Immobiliare Cavour i Fondiaria Giovanni Lanza. Wszystkie

trzy spółki należą w dziewięćdziesięciu procentach do Banca di Credito e

Commercio z siedzibą w Lugano. Siostry zainkasowały 1,4 miliarda

137

lirów. Prace adaptacyjne w budynku starej szkoły jeszcze trwają. Prowadzone są z

rozmachem. Od maja bieżącego roku w tylnej części znajduje się biuro

ubezpieczalni Iccrea wynajmowane za 4 miliardy lirów rocznie.

W trakcie reinwestycji swojego majątku Stolica Apostolska pozbywa się

sukcesywnie nawet całego kompleksu zabudowań przy via della Dataria (pomiędzy

Kwirynałem i fontanną di Trevi), które w pewnej części otrzymały przywilej

eksterytorialności na mocy Traktatów Laterańskich. Dnia 24 października 1972

spółka Edilappia 77 wchodzi w posiadanie części kawałka nieruchomości za jedyne

200 milionów lirów. Edilappia należąca do trzech braci Tonelli (inżyniera,

background image

architekta i adwokata) zamieniła wszystko na gabinety i apartamenty. Sprzedaż już

rozpoczęto. Dwa miesiące później Stolica Apostolska praktycznie daje w prezencie

drugą część kompleksu Dataria spółce I Muschi właśnie w tym celu utworzonej. Za

jedyne 17 milionów maleńka spółka zapewnia sobie własność jednego z

najbardziej charakterystycznych zakątków Rzymu wokół piazza Scanderbeg.

Mieszkają tam jeszcze starzy lokatorzy, ale spółce I Muschi nie śpieszy się, tym

bardziej że za nieruchomość zapłaciła tak niewiele.

Trzecia część kompleksu Dataria zostaje sprzedana 29 października 1973.

Chodzi tym razem o kęs całkiem spory, bo zajmujący róg ulic via Omonima z via

San Vicenza, która schodzi ku fontannie di Trevi. Również i to wygląda na ładny

prezent dla spółki Dataria di Roberto Palea & C. z Turynu, gdyż nabyła nierucho-

mość za jedyne 170 milionów. Również Dataria dokonała przebudowy, a

mieszkania i luksusowe biura wystawiła na sprzedaż.

Dwa miesiące po tej transakcji następuje ostatni akt sprzedaży największego

kawałka. Nabywcą jest spółka ANSA, krajowa agencja informacyjna, która za

kwotę 650 milionów w gotówce i S50 milionów kredytu nabywa główną część

starego, korzystającego z eksterytorialności pałacu (3900 m2 na czterech piętrach).

Wnętrze tym razem nie zostało poddane przebudowie. W odniesieniu do tej

transakcji, traktowanej jako sprzedaż "nieruchomości znajdującej się w obcym

państwie", zapłacono tylko opłatę ryczałtową w wysokości dwóch tysięcy lirów.

Sposoby robienia po swojemu Za jedyne 280 milionów itrów 26 czerwca 1974

Stolica Apostolska sprzedaje czteropiętrową kamienicę z ogrodem przy via

Priscilla, dokładnie naprzeciwko parku Villa Ada i w sąsiedztwie wejścia do

katakumb Santa Priscilla. Kupującym jest spółka Delta Tau 74, z kapitałem

zakładowym w wysokości 100 000 lirów, należąca do hrabiego Piero Spalletti.

Spółkę Delta Tau powołano dla tej konkretnie transakcji w tym samym czasie, co

jej dwie siostrzyczki z 1974 roku: spółka Tau Delta i Delta Sigma. Na razie hrabia

background image

Spalletti ograniczył się do podwyższenia czynszów do kwoty dziesięciu milionów

lirów rocznie.

Siostry franciszkanki Niepokalanego Poczęcia z Belle Prairie pozbywają się w

lipcu 1970 siedziby swojej kongregacji przy via Dandolo (w centrum dzielnicy

Trastevere). Dostają za nią 600 milionów od spółki Villa delle Mimose (Jedynym

członkiem zarządu jest znowu Francesco Fino, spotkany wcześniej przy transakcji

ze spółką Machiavelli). W gronie mniejszościowych

138

139

wspólników występuje Cespelminis Holding - spółka akcyjna z siedzibą w

Genewie, z kapitałem zakładowym w wysokości 500 milionów lirów. Budynek

został zrównany z ziemią. Pozwolenie na budowę przewidywało powstanie

mieszkań o średnim standardzie dla ludności. Natomiast już w 1974 roku można

tam było podziwiać siedmiopiętrowy budynek mieszczący 27 apartamentów, z

garażami, z sześcioma windami, z ogrzewaniem i klimatyzacją oraz z basenem.

Religijna organizacja Pobożnych Nauczycielek prowadząca działalność

edukacyjno-oświatową, sprzedała 24 lipca 1970 spółce Restauri Centro Storico za

kwotę 225 milionów tirów (cenę faktycznie śmieszną) dwa budynki: jeden

-położony przy via del Teatro Pace, i drugi - siedemnastowieczną kamienicę pod

patronatem Akademii Sztuk Pięknych przy via del Governo 62. Spółka ta

natychmiast odprzedała pierwszy budynek i przedstawiła projekt przebudowy

drugiego. Dlaczego w sumie siostry zażądały ceny tak śmiesznie niskiej?

Odpowiedź nasuwa się sama: spółka Restauri Centro Storico to po prostu kolejna

etykietka spółki Immobiliare (bowiem jest jej jedynym udziałowcem) i - jak

wiadomo - pozostawała wtedy pod całkowitą kontrolą Watykanu. Co do spółki

Restauri Centro Storico należy się pewne wyjaśnienie: zawsze zadawano sobie

pytanie jak to możliwe, że działalność Immobiliare omijała zabytkowe centrum

background image

miasta? Można było zobaczyć tablice informacyjne budów przeprowadzanych

przez fìrme Beni Stabili i inne duże przedsiębiorstwa, ale Immobiliare nigdy na

tych tablicach nie figurowała. Obecnie dla nikogo nie jest to już tajemnicą: w

obrębie murów Aureliusza spółka Immobiliare woli przybierać

nazwę Restauri Centro Storico. Po tą nazwą dokonała przebudowy dawnych

ciągów ulicznych via di Grottapinata, via di Memoro, via Giulia, via dei Cimatori,

via in Caterina, zaułka delle Palle. Jej ulubionymi klientami są zawsze bądź to

osoby prawne, bądź też instytucje religijno-kościelne.

W końcu także, zupełnie przez przypadek, udało nam się odkryć kilka

przykładów efemerycznych spółek zarządzanych bezpośrednio przez instytucje ko-

ścielne i przez Watykan.

Spółka zajmująca się rolnictwem i nieruchomościami Cafaggiolo, która do

maja 1976 należała do zreformowanej wspólnoty cysterskiej (znanej pod nazwą

trapistów), przeszła na własność tych samych spółek powierniczych, które brały

udział w omawianej wcześniej transakcji Tré colli: chodzi o Servizio Italia i spółkę

SAF. Siedziba spółek - via San Nicola dei Cesarmi -wyjaśnia wszystko. Tam

usytuowany jest także Banca Nazionale del Lavoro. Spółka Cafaggiolo poza

pałacem przy via San Nicola dei Cesarmi (przylegającym do piazza Argentina, o

dwa kroki od piazza Venezia), posiada magazyn przy via Monteverde 240 (czyżby

był to skład czekoladek i zielników trapistów), działkę w dzielnicy La mamma, pół

hektara gruntu przy via Laurentina, gdzie później wzniesiono nowy dom generalny.

Innymi spółkami podobnego typu są: Pro Juventute. Pro Infantia, Pro Orfanis,

Pro Castris. Spółka Pro Juventute powstała w roku 1950, jej siedziba mieściła się

przy via della Conciliazione IO, a jej kapitał założycielski wynosił 900 tysięcy

lirów. Spółką kierowała osobistość watykańskiego świata interesów Luigi Mennini.

Tuż po powstaniu spółka Pro Juventute rozpoczęła

Ì40

background image

141

energiczną działalność. Od kanoników Premostratensów zakupiła ogromną

pięciopiętrową kamienicę, związaną z Akademią Sztuk Pięknych, położoną przy

via Urbana, u stóp bazyliki Santa Maria Maggiore (w gruncie rzeczy Watykan

sprzedał nieruchomość sobie samemu). Uzgodniona cena wynosiła 52,5 miliona

tirów. Obecnie jednak ta sama spółka zadłużona jest wobec Stolicy Apostolskiej na

kwotę 63 milionów lirów.

Spółka Pro Infantia powstała także w 1950 roku, jej siedziba miała ten sam

adres i pozostawał ten sam zarząd. Nie ma dowodów na to, że prowadziła interesy

w samym Rzymie.

Spółka Pro Orfanis powstała pięć lat później. Również jej działalność miała

polegać na obrocie nieruchomościami. W gronie udziałowców jest jeden bardzo

znany - IOR. Spółka posiadała jeden hektar gruntu w Pineta Sacchetti (na wzgórzu

Monte Mario), który został zbyty w latach sześćdziesiątych rzecz INPDAI, który

stał się nowym akcjonariuszem.

Ostatnia z wymienionych spółek. Opus pro Castris - również utworzona w

1955 i posiadająca ten sam adres - natychmiast zakupiła czteropiętrową willę przy

via Monte Nevoso 8, w dzielnicy Montesacro. Zapłaciła za nią 10 milionów lirów.

Administratorką willi przeznaczonej na działalność religijną jest siostra Maria

Giuseppa Cinotti di Campobasso. Trzy la temu podjęto decyzję darowizny willi na

rzecz sióstr Świętej Rodziny z Bordeaux. Ale do tej pory siostry decyzji tej nie zre-

alizowały. Być może czekają na regulacje nowego konkordatu.

Powyższe przykłady wskazują na nieustanne metamorfozy spółek. Chociaż

występuje tu majątek

należący do Watykanu, ale zarządzany Jest przez spółki, które faktycznie i prawnie

są spółkami włoskimi. A zatem powinny podlegać włoskiemu ustawodawstwu i

włoskiemu fiskusowi. Jednak są to spółki korzystające z tych wszystkich

background image

uprawnień Jakie wynikają ze statusu spółek z o.o. Wśród dwustu tysięcy spółek

wpisanych do sądowego rejestru handlowego w Rzymie, ile z nich ma podobny

charakter?

Powyższa ilustracja przedstawia relacje Stolicy Apostolskiej wobec własnego

majątku zawartego w nieruchomościach, a przecież analizie poddano wyłącznie

samo miasto Rzym - chociaż jest prawdą, że to przede wszystkim w stolicy

uformowało się przez wieki zjawisko akumulacji watykańskiego bogactwa.

Gwarancje zawarte w artykułach konkordatu i ustawie wykonawczej z lutego 1929

zapewniają w odniesieniu do tego majątku godny pozazdroszczenia ustrój

legalnego obchodzenia przepisów podatkowych. Byłoby to do przyjęcia w sytuacji,

gdyby Kościół korzystał z tego szczególnego ustroju prawnego we właściwy

sposób. Prawdą jest bowiem, że nie zdołałby utrzymać wspólnot religijnych,

zakonów, klasztorów i monasterów, które same nie wytwarzaj ą zysku, a które -

przeciwnie - służą "celom społecznym" poprzez dobroczynność, wspomaganie

ubogich, opiekę nad chorymi. Jednakże z chwilą, gdy Stolica Apostolska obraca

tym olbrzymim majątkiem i przez prawdziwe lub pozorne transakcje zmienia jego

przeznaczenie wyłącznie w celach spekulacyjnych, podatkowy raj panujący za

watykańskimi murami nie ma już sensu. Pobożne siostry zajmujące się nie-

produktywną dobroczynnością być może zasługują na spokój od podatków. Ale nie

powinno dotyczyć

142

143

to pobożnych sióstr, które na chybił trafił obracaj ą mili ardami.

Tygodnika 'Europeo z 7 stycznia 1977 podaje opracowaną przez dziennikarza

Ojetti listę wszystkich posiadłości kościelnych w Rzymie - nie tylko gruntów i

pałaców stanowiących własność Stolicy Apostolskiej, ale także i poszczególnych

zakonów; lista zajmuje bite siedem stron gazety. Wyniki opublikowanych przeze

background image

'Europeo ustaleń wywołują burzę i natychmiastową reakcję Stolicy Apostolskiej. L

'Osseratore Romano - oficjalny organ Watykanu - atakuje wprost szczegóły

opracowania Paolo Ojetti oskarżając tygodnik o nieodpowiedzialne

skandalizowanie. Jednakże Z- 'Europeo nie pozwala się zastraszyć i publikuje

drugą część ustaleń, również autorstwa Ojettiego, zatytułowaną "Finansiści

Świętego Piotra" (z podtytułem "Konta w watykańskich kasach"). Oto fragmenty

tej publikacji. Być może dlatego, że został opublikowany w przeddzień trzeciego

spotkania burmistrza Rzymu Carlo Argana z Pawłem VI, być może dlatego, że

poruszył parlament niezbyt zważający dotąd na rządowy slalom zapisów nowego

konkordatu w kwestiach podatkowych, być może dlatego, że radykałowie uczynili

ten temat przedmiotem interpelacji i wniosków - faktem pozostaje, że

opublikowane przez L'Europeo ustalenia na temat watykańskiego majątku w

nieruchomościach wywołały ciąg interesujących reakcji: władze miejskie

zapowiedziały chęć dokonania spisu wszystkich watykańskich dóbr znajdujących

się w stolicy; parlament otworzył oczy na pakiet nowego konkordatu; L'Osse-

rvatore Romano chwycił za pióro i w dwóch gęsto zapisanych szpaltach w wydaniu

z 6 grudnia przedstawił stanowisko kurii wobec poczynań dziennikarskich, które

ośmielają się uchylać zasłonę skrywającą kościelne interesy: nasza praca - zdaniem

watykańskiej gazety -była dezinformująca, fałszywa, niekulturalna, siejąca zamęt,

nieodpowiedzialna, skandalizująca, antyklerykalna, niezręczna.

Aby uniknąć zbędnej polemiki słownej, przejdźmy do argumentów.

Zarzuty L'Osservatore Romano są następujące: że pomylono nieruchomości

Stolicy Apostolskiej, którym traktat z 1929 roku zapewnia "eksterytorialność", ze

wszystkimi innymi nieruchomości; że zbyt pochopnie stwierdzono, iż Watykan

posiada kontrolę nad dobrami należącymi do instytucji kościelnych; że

stwierdzono, iż Watykan i instytucje kościelne cieszą się nadmiernymi

przywilejami podatkowymi.

background image

Nie ulega wątpliwości, że jedną sprawą są nieruchomości, które zostały

wpisane do treści traktatów, i które na mocy tego cieszą się przywilejem

"eksterytorialności", a inną- pozostałe dobra Stolicy Apostolskiej i instytucji

kościelnych. W naszych ustaleniach zostały one faktycznie odpowiednio

rozdzielone. Przytoczyliśmy nawet w tym względzie tekst samego traktatu wraz z

odnośnymi przepisami późniejszych ustaw, dodając dla rzetelności palazzo dei

"Convertendi" przy via della Conciliazione (zgodnie z treścią not wymienionych

pomiędzy ambasadorami w 1937 roku), grunty i budynki

144

145

przylegające do willi Barbenni w Castelgandolfo (na mocy ustawy z dnia 21 marca

1950), grunty Radia Watykańskiego (około 541 ha pomiędzy Ponte Galeria i via

Pontina, co w istocie było dosyć przesadnym rozszerzeniem działki, wcale nie

uzasadniającym rozciągnięcie przywileju eksterytorialności pod tym tylko pre-

tekstem, że zamierzano zbudować tam ośrodek nadawczo-odbiorczy radia).

Fakt, że w ogóle mówiliśmy o nieruchomościach eksterytorialnych Watykanu

sprawił, iż L 'Osservatore Romano napisał, że Z, 'Europeo zachowuje się w sposób

niekulturalny i że nie ma już dzisiaj nikogo "kto tak naprawdę pragnąłby

ponownego otwarcia kwestii rzymskiej" zamkniętej w 1929 roku na mocy owego

porozumienia o "odszkodowaniu" w wysokości l miliarda (w obligacjach

państwowych) i 750 milionów tirów (w odniesieniu do obecnych realiów byłoby to

około 2000 miliardów lirów), a o którym to porozumieniu Pius IX mówił, że

wyrażało minimum, tego co niezbędne.

Przez długi okres wiele środowisk katolickich zastanawiało się, co stanie się z

tą sumą, zapłaconą Watykanowi tak, jakby to było odszkodowanie za szkody

wojenne. Jednakże pominąwszy to, co pisze Z, 'Osservatore Romano na temat

kwestii rzymskiej, nie wszystko jest do końca prawdziwe. 2 grudnia bieżącego

background image

roku, w trakcie dyskusji nad projektem ustawy dotyczącej nowego konkordatu,

właśnie pewien chadek, leader prawicy katolickiej, szacowny Giuseppe

Costamagna, Piemontczyk, oświadczył: "Ja, jako katolik, domagam się zmiany w

traktacie, który został wymuszony na Mussolinim, jakby to była zamiana towar na

towar, a co do dzisiaj musi ciążyć na sumieniu: na wiele zgodzono się

w konkordacie, a za mało w traktacie. Wobec zmian w konkordacie włoscy

katolicy winny domagać się, żeby zmiany wprowadzono również do traktatu, żeby

Stolica Apostolska otrzymała obszar godny jej wymagań, a w każdym razie nie

mniejszy od obszaru uznawanego jako minimum dla państw takich jak Księstwo

Monako i Republika San Marino, których tradycje historyczne są z pewnością dużo

mniejsze niż tradycje Stolicy Apostolskiej . Tylko w ten sposób można by zaradzić

niesprawiedliwości popełnionej w 1929 roku." Ta dosyć ekstrawagancka homilia

szacownego Costamagna została nagrodzona - przy pełnym spokoju ze strony

L'Osservatore Romano - rzęsistymi oklaskami.

Zdaniem L'Osservatore Romano, "niekulturalnych zachowań" dopuścił się

także L'Europeo, gdy mówiąc o "Watykańskim imperium" dobra Stolicy Apostol-

skiej mylił z dobrami stanowiącymi własność mniejszych lub większych instytucji

kościelnych. A więc, w gruncie rzeczy, kto jest w rzeczywistości właścicielem tych

nieruchomości? Jeżeli, jak utrzymuje urzędowy organ Watykanu, stanowią one

oddzielną własność, to należałoby równocześnie wznowić dyskusję na temat

"spuścizny kanonicznej",

Weźmy, na przykład, "braci szarych", czyli kongregację braci miłosierdzia.

Kongregacja ta została rozwiązana na mocy dekretu wydanego przez Świętą Kon-

gregację Zakonów i Instytutów Świeckich z dnia 15 lutego 1972, a sam majątek,

zgodnie z prawem kanonicznym, przypadł Stolicy Apostolskiej. A mówiąc

konkretnie, pod skrzydła Stolicy Apostolskiej przeszedł ogromny kompleks

usytuowany pomiędzy via Tasso i viale Manzoni. Aktem z 2 maja 1975 Stolica

background image

Apostolska

146

147

sprzedała całość spółce Edif zajmującej się obrotem nieruchomościami,

kontrolowanej przez inną, bliżej nieokreśloną panamską spółkę, za cenę l ,05

miliarda lirów. Ale faktycznie już rok wcześniej spółka Edif przejęła budynek w

posiadanie. Była to wprawdzie szczególna umowa kupna-sprzedaży: wraz z

przedstawicielami Stolicy Apostolskiej, która na mocy prawa kanonicznego stała

się właścicielką majątku, przy akcie było obecnych również owych kilku

pozostałych "braci szarych", którzy w świetle włoskiego prawa cywilnego byli

ciągle jeszcze prawnymi właścicielami dopiero co rozwiązanego zgromadzenia. W

tym miejscu wypada zapytać, co się później stalo z owym miliardem.

Gdyby prawdą było to, co utrzymuje dzisiaj L'Osservatore Romano,

należałoby przyjąć, że ów miliard został podzielony później między

poszczególnych braci. W rzeczywistości jednak znalazł się w on watykańskiej

kasie na zasadzie wspomnianej "spuścizny kanonicznej". Takie spuścizny mają

zatem faktycznego pośrednika przekazywania środków pomiędzy instytucjami,

które Stolica Apostolska stara się na próżno przedstawiać jako podmioty

niezależne. I zadziwiające jest też, że takie przekazywanie środków nie podlega

żadnej kontroli ani opodatkowaniu.

Przypadków takich, jak sprawa "braci szarych", jest na pęczki. Ale istnieją też

inne formy maskowania się, jeszcze bardziej prymitywne. Na przykład jest regułą,

że przedstawiciel Stolicy Apostolskiej reprezentuje "Miejsca kultu dla

katechumenów", "Miejsca kultu dla katechumenów i neofitów", "Religijny instytut

katechumenów i neofitów", "Religijny dom katechumenów i neofitów". Ta ostatnia

instytucja, która została

określona jako "instytucja posiadająca odrębną osobowość prawną" działa pod

background image

przewodnictwem "jego eminencji kardynała Ugo Poletti, generalnego wikariusza

jego świątobliwości papieża Pawła VI". Rok temu sprzedał on olbrzymi kompleks

budynków i ogrodów przy via in Selci bankowi Credito Artigiano z Mediolanu i

spółce Nibbio, za kwotę 1,15 miliarda lirów. Biorąc pod uwagę, że plan

zagospodarowania przestrzennego zabrania tworzenia biur w tej części

zabytkowego centrum miasta, dlaczegóż to Credito Artigiano tak się poświęciła i to

za tak znaczącą kwotę? Odpowiedź Jest prosta; część banku Credito Artigiano

pozostaje pod kontrolą Watykanu. Już w trakcie zgromadzenia wspólników w roku

1971 biskup Ferdinando Maggioni, podziękowawszy kierownictwu i pracownikom

za dobrą pracę, zapewniał, ze bank korzysta "z pomocy boskiej opatrzności".

Ten sam tryb zwolnienia z opodatkowania, który stosowany J est wobec

"spuścizny kanonicznej", chroni także spadki i darowizny, które spływają do kas

Watykanu. Dnia 26 czerwca 1974 Stolica Apostolska sprzedała utworzonej ad hoc

spółce Delta Tau pięciopiętrowy budynek oraz 103 pomieszczenia przy via di

Priscilla 14 za cenę 280 milionów lirów. W jaki sposób budynek przeszedł na

własność Stolicy Apostolskiej (która tym razem występowała jako Papieski Instytut

Dobroczynności)? W wyniku legatu siostry Marii della Croce, poprzednio

nazywającej się Valerla Cavalieri, w sekretnym testamencie z 28 maja 1962,

złożonym na przechowanie 9 czerwca 1963 w konsulacie włoskim w Rio de

Janeiro. Po śmierci siostry Marii spadek został zatwierdzony w 1969 roku przez

prezydenta Saragata

148

149

i natychmiast przyjęty przez Stolicę Apostolską. Wszystko to odbyło się całkowicie

gratis.

Część zabudowań pałacu della Dataria, ta która znajduje się na rogu via San

Vicenzo, została sprzedana przez Stolicę Apostolską dnia 30 grudnia ł972turyń-

background image

skiej spółce komandytowej Dataria Sas (własność Roberto Palea i S-ka) za kwotę

170 milionów lirów. To faktycznie prezent. Natomiast Stolicę Apostolską nie

kosztowało to nic, bo dostała go 29 lipca 1921 dzięki pobożności pani Elviry

Mannoni Tobia, małżonki Francesco Rosi Bernardini. Żeby nie płacić podatku od

nieruchomości miejskich, który zaczął obowiązywać od stycznia 1973, Stolica

Apostolska pośpiesznie się go pozbyła.

Przytoczmy inne, te zupełnie świeże przykłady darowizn. Dnia 8 kwietnia

1975 niejaka Olga Zayo darowuje Stolicy Apostolskiej kompleks nieruchomości

przy via delle Nespole (w dzielnicy Centocelle). Dnia 9 lipca 1976 Stolica

Apostolska, występując tym razem pod etykietą Administracji Dóbr Stolicy

Apostolskiej, przyjmuje darowiznę działając poprzez biskupów Giuseppe i

Giovanni De Andrea. Chodzi o mieszkanie mieszczące się na czwartym piętrze,

klatka schodowa A, numer mieszkania 12, przy via del Mascherino 12. Po "wysłu-

chaniu opinii Rady Państwa" dnia 21 lutego tego samego roku darowizna została

autoryzowana podpisami Leone i Cossigi. Ponieważ powołano się na przewidziane

w ustawie zwolnienia od podatków, jako że darowizna została dokonana na "cele

praktyki religijnej", uzasadnienie zostało bezkrytycznie przyjęte przez Leone, który

natychmiast wydał podpisane przez siebie postanowienie. Chcielibyśmy się

dowiedzieć, czy prezydent

Republiki Włoch lub Ministerstwo Spraw Wewnętrznych są nam w stanie

zagwarantować, że w tym mieszkaniu na czwartym piętrze wkrótce zostanie

otworzone biuro parafialne lub przynajmniej ośrodek kontemplacyjny.

Dnia 6 sierpnia 1976 Stolica Apostolska przyjmuje sporą darowiznę

przekazaną przez rodzeństwo: Letizia, Giuseppina, Domitilla i Luigi Mollari. Jest

to działka o powierzchni 20 hektarów z zabudowaniami wiejskimi, znajdująca się

w miejscowości La Mandria, przy ulicy Laurentina 1351. We wniosku o

zwolnienie od podatku podano to samo uzasadnienie. W stosunku do tej darowizny

background image

należy podkreślić jednak dwa nowe elementy. Pierwszy - że wycena rzeczoznawcy

jest całkiem nieoczekiwana: zaledwie 500 milionów lirów. Drugi - że decyzja

prezydenta Leone nakazuje Stolicy Apostolskiej odprzedać całość nieruchomości w

terminie do 5 lat. Bylibyśmy zainteresowani w otrzymaniu informacji, w oparciu o

jakie przepisy ma się odbyć ta sprzedaż? Jaką korzyść otrzyma Watykan, który

nieruchomość uzyskał nieodpłatnie? Jakie "praktyki religijne, nauczanie, działania

dobroczynne, ewangelizacyjne, uczynki miłosierdzia" będą tam kiedykolwiek

wykonywane, by można było w jakiś sposób uzasadnić uzyskane zwolnienie od

opodatkowania przyjętej darowizny?

W artykule wstępnym L'Osservatore Romano pisze też, iż "jest zjawiskiem

pozytywnym, że wiele instytucji religijnych - mimo wszelkich przeszkód i niedo-

godności, a także uznania, iż przeniesienie swojej siedziby do innych krajów

byłoby dla nich korzystniejsze -posiada ciągle jeszcze swoje domy w Rzymie".

Pominąwszy nieco grożący ton tej wypowiedzi, zawiera ona pewną nieścisłość:

żadna instytucja, mimo

150

151

"niedogodności" nie mogłaby opuścić Rzymu, jeżeli Stolica Apostolska nie dałaby

na to swojej zgody. I przy okazji: żadna instytucja religijna, pragnąca dokonać

transakcji kupna-sprzedaży, nic może tego uczynić bez zezwolenia, które - w

zależności od przypadku - wydawane jest przez Stolicę Apostolską działającą

poprzez Sacra congragatio clericis. Sacra congregatio pro religiosis et institutis

saecularibus, Istitito di Propaganda Fide lub w wyniku bezpośredniej i osobistej

interwencji któregoś z kardynałów.

Uzyskanie zezwolenia jest nie tylko obowiązkowe (co potwierdza naszą tezę

ścisłego powiązania, przynajmniej w zakresie administrowania majątkiem, pomię-

dzy instytucjami kościelnymi i Stolicą Apostolską), ale też i kosztowne. Gdyż aby

background image

otrzymać potrzebne zezwolenie dana instytucja, kolegium, instytut, dom

dobroczynny musiałby - po łacinie -"pokornie błagać" Stolicę Apostolską przez

całą drabinę hierarchicznych pośredników, obficie uzasadniając swoje błaganie i

zapewniając, że gdzieś tam zupełnie pod spodem nie skrywa się inhonestos usus, a

nadto zapłacić około 200 tysięcy li-rów różnorodnych opłat libellarum italicarum.

Zatem nie jest prawdą, że Stolica Apostolska nie posiada orientacji w

interesach prowadzonych przez swoje instytucje. Tkwi w nich tak dogłębnie, że na

marginesie każdego z zezwoleń wpisuje, aby rzecz była całkiem jasna, że należy

pamiętać, że "ze wzglądu na swój specjalny charakter instytucji opierającej się na

publicznym prawie kościelnym" nie odpowiada ani finansowo, ani cywilnie za

działania wnioskodawców i osób trzecich. Stolica Apostolska, uważa na przykład,

że formułka ta uwalniają od odpowiedzialności za naruszenia

prawa budowlanego, pojawiające się w następstwie ryzykownych transakcji

dokonywanych przez swoje kongregacje.

Co gorsza. Stolica Apostolska, która jednak śledzi przebieg transakcji

prowadzonej przez daną instytucję kościelną, przestaje się zupełnie interesować

sprawdzeniem, czy zobowiązania podjęte przez tę instytucję zostały wypełnione.

Na przykład Szacowna Wspólnota Najświętszego Różańca z Besazio, zobowiązała

się 160 milionów lirów, otrzymane ze sprzedaży dwóch kamienic z ulicy

Sant'Andrea delle Fratte, zainwestować w Rzymie. Ale "szacowni bracia z

Besazio" nie zainwestowali w Rzym ani lira. Czyżby dokonano tego w Szwajcarii.

W innych przypadkach (jak pałacyk w zaułku Scanderbeg) Stolica Apostolska

zastrzega sobie, że w razie zaistnienia jakichkolwiek sporów, celem umknięcia

kłopotów i nieporozumień, jedynym właściwym sądem do ich rozstrzygania będzie

sąd watykański.

L'Osservatore Romano szczegółowo informuje o przeznaczeniu uzyskanych

korzyści ze sprzedaży pewnego budynku przy via dell'Umiltà, co ma pokazać, w

background image

jaki sposób napływające do watykańskiej kasy pieniądze wykorzystywane są potem

na godne pochwały społeczne cele. Z tych pieniędzy (550 milionów lirów)

sfinansowana została budowa części z 99 mieszkań socjalnych na peryferiach

Acilia. Argument ten na niewiele się zdaje. Przede wszystkim nikt nigdy nie będzie

mógł wykazać, że właśnie te 550 milionów faktycznie na ten cel wykorzystano (w

owym czasie ten miłosierny gest wykonany był bez rozgłosu, a Stolica Apostolska

nie wysunęła zastrzeżeń wobec sprzedaży na rzecz

152

153

Banco di Roma). Po drugie, fakt ten naświetla zjawisko, powszechnie uznawane za

jeden z najbardziej ważkich problemów, jakie pojawiają się w wyniku zmiany

przeznaczenia uprzednio sprzedanych przez Watykan nieruchomości. Dawnych

lokatorów z ulicy dell'Umiltà odprawiono za odstępne. W miejscu ich mieszkań po-

wstaną prawdopodobnie jakieś biura wspomnianego Banco di Roma. Dawni

lokatorzy przemienili się, nawet jeżeli nie jest to przemiana fizyczna, w

dojeżdżający do centrum tłum - rezultat wymuszonej ucieczki poza obręb miasta

oraz postępującego wynaturzenia zabytkowego centrum.

Zamiast przywdziewać szaty dobrego filantropa, dlaczego L'Osservatore

Romano nie wspominało o wielkim budynku via della Dataria, sprzedanym agen-

cji informacyjnej ANSA? Oto dlatego, że budynek ten -jako "eksterytorialny" - nie

podlega wpisowi do ksiąg wieczystych, i przy jego sprzedaży Stolica Apostolska

nie zapłaciła podatku ani lira[...]

Gromy rzucane przez L'Osservatore Romano miały spopielić tygodnika

'Europeo zaledwie w tydzień po opublikowaniu wyników ustaleń. A jednak

szpalty, na których "wymieniano z nazwiska" uczyniły swoje. Wszystkie nasze

tezy, potwierdzone analizą danych i dokumentów, pozostają aktualne. Watykańskie

imperium jest ciągle przeogromne. Gdy pomyśleć, że ustalenia L'Europeo

background image

ograniczały się tylko do Rzymu, to nie sposób wyobrazić sobie, jak jest w

pozostałej części Włoch. Przypadki przebudowy, zmian sposobów użytkowania i

remontowania biur, które poprzednio miały służyć celom religijnym, potwierdzają,

że doczesna władza Kościoła opiera się i rozprzestrzenia na tych

samych układach: to właśnie banki, towarzystwa ubezpieczeniowe, kapitał

tradycyjnie zbliżony do kręgów kurii, wnoszą do kasy Stolicy Apostolskiej środki

potrzebne na wzmocnienie jej władzy finansowej. Nie sposób nie gorszyć się

faktem, że mimo nadejścia nowych czasów oraz pojawiających się w łonie samego

Kościoła presji i obaw o konieczność unowocześnienia. Kościół w gruncie rzeczy

zachowuje się według strategii typowych dla ponadnarodowej firmy. Gdy przyjdzie

dokonać wyboru pomiędzy inwestycją o charakterze miłosiernym a inwestycją

ukierunkowaną na zysk. Kościół preferuje tę drugą. Aby utrzymać i rozwijać swoją

władzę doczesną, Watykan nawet nie musiał zbytnio wysilać się, by wskazywać

drogę swoim hierarchom. Drogę tę wytyczały mu zawsze luki we włoskim ustawo-

dawstwie, podporządkowanie banków tradycji katolickiej, karygodna pobłażliwość

świata laickiego, całkowita bezużyteczność formalizmów w procedurach kontrol-

nych.

Po opublikowaniu drugiego odcinka ustaleń tygodnika L'Europeo organ

Watykanu nie zareagował. Nie było trzeba. Rizzoli Editore, kontrolowane przez

loże masońską P2, zatroszczyło się, by szef tygodnika, Gianluigi Malega, uzyskał

natychmiastowe zwolnienie.

***

Dokonanie spisu i oszacowanie nieruchomości będących w posiadaniu Stolicy

Apostolskiej na terytorium

154

155

background image

Włoch było i jest nadal przedsięwzięciem niemożliwym. Nieruchomości

odpowiednio wpisane do włoskich ksiąg wieczystych stanowią jedynie ich pewną

część; wicie z nich nie zostało zarejestrowanych, ponieważ Jak wiadomo, Watykan

jest państwem zagranicznym, co wywołuje określone skutki prawne.

Bezwzględność i pozbawiona skrupułów współczesna działalność

praktykowana przez Kościół w transakcjach z nieruchomościami wcale nie różni

się tak bardzo od sytuacji opisywanej w L'Europeo w 1977 roku. Dosyć niedawny

przykład z lipca 1997. Oto podjęto decyzję o zamknięciu liceum im. Piusa XII:

klasy jednej z najlepszych rzymskich szkół katolickich zostaną przekształcone na

pokoje czterogwiazdkowe-go hotelu. Hiszpańscy misjonarze, którzy do tej pory

administrowali tą szkołą, tłumaczą decyzję spadkiem zapisów. Nauczyciele jednak

to dementują twierdząc, że zwolniono ich bezceremonialnie, w związku z czym

domagają się przeniesienia do innej placówki na terytorium rzymskiego wikariatu.

Watykan w tym przypadku twierdzi, że nie ma nic wspólnego z administrowaniem

byłego liceum. Dziwne, ponieważ aż do maja 1997 pensje nauczycieli i innych

pracowników szkoły przychodziły bezpośrednio ze Stolicy Apostolskiej.

Rozwiązanie tego rebusu jest proste: w perspektywie jubileuszu roku

dwutysięcznego staje się jasne,

że hotel wydawał się dużo bardziej dochodowy niż szkoła...

W czerwcu 1996 deputowani Pier Paolo Cento (Zieloni), Giorgio Mele (Ulivo)

i Donato Manfroi (Lega Nord) zwrócili się do ministra robot publicznych Antonio

Di Pietro z zapytaniem, jak doszło do sytuacji, w której IOR "dokonał już w

Rzymie sprzedaży większej części własnych nieruchomości. Około 15 rodzin nie

mogło wykupić zajmowanych mieszkań, a stało się tak mimo podjętego przez IOR

zobowiązania, że nie sprzeda ich osobom z zewnątrz, nie potrzebującym lokali do

natychmiastowego zamieszkania; natomiast dokonano właśnie takiej sprzedaży

nabywcom, »z zewnątrz«, uprzywilejowując ich kosztem potrzeb dotychczasowych

background image

mieszkańców..."

Sprawa dotyczy zabudowań z ulicy Casetta MatteÌ439 (najdalsze

przedmieście Rzymu). Właścicielem budynku jest IOR, który w 1994 roku zdecy-

dował się sprzedać go osobom prywatnym wykwaterowując wcześniej

dotychczasowych lokatorów, w dodatku skromnych emerytów. I tak dla 54 rodzin

zamieszkujących budynek rozpoczął się dramat.

Wielu lokatorów z Casetta Mattei udało się na via della Conciliazione l O, aby

prosić kierownictwo IOR o wycofanie się z tej decyzji. Przyjął ich Beniamino

Pintus, od września 1994 pełniący funkcję

756

757

jedynego członka zarządu spółki SGIR (zajmującej się administrowaniem

budynków w Rzymie). Ale Pintus nie miał kompetencji, żeby zmieniać decyzje

kierownictwa IOR. Wykwaterowani zwrócili się zatem pisemnie do burmistrza

(byłego radykała i antyklerykała) Francisco Rutelli. Oto fragmenty wystąpienia:

W 1978 roku szukaliśmy bezpiecznego mieszkania i dla 54 rodzin wydawało

się nader szczęśliwym zbiegiem okoliczności, kiedy dowiedziały się, że prawdzi-

wym właścicielem był IOR. Dottor Mingoli, administrator, głęboko zapewniał, że

instytucja należąca do Watykanu nigdy mieszkań nie sprzeda... Wprowadziliśmy

się do budynku, mimo że mieszkania nic były jeszcze całkowicie wykończone, i

tak już pozostało, a z czasem było coraz gorzej. Budynek to blok z betonu, gdzie

pordzewiałe żelazne konstrukcje wystają na zewnątrz, a garaże, piwnice i szyby

wind zalewane są przy każdym deszczu...

Różnorodne ekscelencje z IOR - zdając sobie sprawę, że aby poprawić

warunki, należałoby wydać, na remont co najmniej 2,5 miliarda lirów -

postanowiły w 1994 roku mieszkania sprzedać (po 265 milionów każde). Nie dało

się nic zrobić, żeby ze sprzedaży zrezygnowano, ale wynegocjowano obniżkę 25

background image

procent ceny. Sprytnie w umowach sprzedaży narzucono nabywcom klauzule,

zgodnie z którymi koszty zaszłości oraz remontu budynku musieli ponieść oni

sami. Innym zobowiązaniem, podjętym przez IOR w obecności komitetu

lokatorów, było to, że w mieszkaniach zostaną ci lokatorzy, których nie stać na

wykup mieszkań, tj. emeryci,

inwalidzi itd. A mimo to sprzedano wszystko, z wyjątkiem mieszkania portiera i

dwóch pracowników...

IOR inkasował czynsze zarabiając miliardy, żeby później sprzedać te

mieszkania z gipsu i betonu po 200 milionów lirów, co daje łącznie 11 miliardów.

Akty notarialne zawierają narzucone przez nich warunki, bo i notariusz jest ich.

Nikt nie może zaproponować innego notariusza, zresztą i tak inny notariusz nie

zgodziłby się spisać takiego aktu, bo przecież nie istnieją do tej pory, odnośnie tego

budynku, żadne wpisy do ksiąg wieczystych.... Papież, kardynał Ruini i inne

osobistości zalecają nowemu rządowi chrześcijański szacunek i wspomaganie

rodzin, podczas gdy oni sami eksmituj ą własnych lokatorów...".

Listy, podania i prośby nic nie zmieniają, również dlatego, że ich echo nie

dociera do wyciszonych i komfortowych mieszkań kardynałów - zarówno tych za

murami watykańskimi jak i tych w mieście. Faktem jest, że IOR jest w sumie

jednak bankiem, i jako taki musi realizować zysk. Zysk "święty" zgodnie z zasa-

dami doczesnych praw. Finansiści świętego Piotra dążą do tego zysku, jak gdyby

chodziło o nakaz jedenastego przykazania.

158

159

background image

Zloty cielec w kościelnej nawie

W październiku 1995 prokuratura w Neapolu wszczyna śledztwo w sprawie

działań kurii i 380 miejsc kultu rozsianych w całym regionie Kampanii i najbliż-

szych okolicach. Trzynaście kościołów - bez uprzedniego otrzymania zezwolenia

na zmiana przeznaczenia obiektu - zmieniło faktycznie rodzaj działalności: w ich

wnętrzu nie odbywa się już praktyk religijnych, ale reperuje lub garażuje

samochody, sprzedaje bądź magazynuje towary albo przy muzyce prowadzi kursy

gimnastyki.“. Zasady przeznaczenia obiektu określone w kodeksie cywilnym z

1939 roku obowiązują do dzisiaj. Przepisy te przewiduj ą sankcje za naruszenie

zakazu przeznaczania dóbr o charakterze

161

religijnym, artystycznym i zabytkowym na cele nie odpowiadające ich

charakterowi.

Prokuratorzy neapolitańscy zajmujący się tym skandalem - prokurator Vicenzo

Piscitelli i zastępca prokuratora Raffaele Greco - postawili zarzut popełnienia

przestępstwa polegający na nadużyciu funkcji i uzyskaniu korzyści osobistych. Na

liście podejrzanych znalazł się również biskup Raffaele Petrone, ekonom

miejscowej kurii.

Szef prokuratury otrzymuje w tej sprawie list protestacyjny podpisany przez

kardynała Michele Giordano, który zaciekle broni stanowiska kurii; żąda wręcz

zawieszenia postępowania nazywając je inicjatywą bez precedensu, która przeczy

zasadom i przepisom wynikającym z prawa konkordatowego, po czym grozi

nagłośnieniem sprawy aż do uczynienia z niej kwestii stosunku państwa do

Kościoła, kierując jednocześnie formalny komunikat do Stolicy Apostolskiej,

uprzednio już o sprawie powiadomionej.

background image

Odpowiedź prokuratora Vicenzo Piscitelli jest stanowcza: "Nie jest prawdą, że

zostały naruszone postanowienia konkordatu. Dobra kulturowe Kościoła podlegaj ą

faktycznie ustawodawstwu włoskiemu. Kuria z dużym uprzedzeniem została

poinformowana o środkach podjętych przez prokuraturę, a funkcjonariusze policji,

którzy towarzyszyli biegłym dokonującym oględzin w miejscach kultu, przybywali

tam po otrzymaniu zgody władz kościelnych. Kardynał dobrze o tym wie. A winien

wiedzieć również i to, że kilka miesięcy wcześniej, piony ekonomiczne kurii

pobrały czynsz za kilka kościołów zamienionych na biura".

Biorąc pod uwagę sporą liczbę miejsc kultu, których przeznaczenie zostało

zmienione, śledztwo zapowiada się długie i żmudne. Prokuratura w Neapolu

zamierza ponadto także sprawdzić, czy znajdujące się w kościołach dzieła sztuki

zostały skatalogowane i są odpowiednio strzeżone. Tymczasem w wielu kościołach

nadal odpłatnie naprawia się silniki, dokonuje transakcji handlowych i prowadzi

zabawę w stylu disco dance... Być może tak być musi, bo sam kardynał Michele

Giordano jest bardzo nowoczesnym prałatem: "Musimy przejść na takie same fale

co młodzi ludzie... najważniejsze jest to, by udało się nam przekazać nasze

nauczanie w ich własnym języku... A oni rozmawiaj ą przy muzyce" - stwierdził.

W maju 1996 kardynał miał odwagę zorganizować coś, czego w Europie jeszcze

wcześniej nie dokonano - na inaugurację synodu biskupów poświęconego

problemom młodzieży przedstawiono wielki happening na świeżym powietrzu. W

trakcie tego Woodstock w Neapolu sam kardynał ponoć pogodnie się uśmiechał,

kiedy

762

163

pewna brunetka z zespołu Baraonna poruszała rytmicznie pępkiem widocznym

między częściami białego kompleciku w stylu Saint Tropez.

A pomiędzy koncertami i wynajmowaniem kościołów kardynał Giordano

background image

zajmował się jeszcze biznesem: w październiku 1997 neapolitańska kuria weszła w

spółkę z firma Fiat Engineering, Banca di Roma, Banco di Napoli i z firma Crediop

celem utworzenia strefy przemysłowej Interporto w Noia. Ta "boska inwestycja" o

wartości 300 milionów lirów ma dać w przyszłości wspaniale owoce. Przewiduje

się, że do roku dwutysięcznego strefa Interporto stanie się jednym z ważniejszych

węzłów przeładunkowych w handlu towarami w regionie Kampania.

Na początku roku 1998 nazwisko przedsiębiorczego kardynała Michele

Giordano pojawi się w związku z aferą stosowania lichwy. Rzecz została odkryta

przez Gazzetta del Mezzogiorno, która 11 lutego opublikowała artykuł na temat

postępowania prowadzonego przez prokuratora państwowego z Lagonegro

(prowincja Potenza) Michelangelo Russo. W sprawę miałoby być zamieszanych

wielu przedsiębiorców z regionu Puglia, z Lucca i z Kampanii, a wśród nich także i

brat dostojnego prałata - Mario Lucio Giordano. Według dziennika z Bari policja

skarbowa miała skonfiskować kilku lichwiarzom czeki (na kwotę

70 milionów lirów) podpisane przez kardynała i wystawione na nazwisko jego

brata. Z tego powodu kardynałowi miałby być postawiony przez prokuratora

zarzut, co podobno zostało autorytatywnie potwierdzone przez śledczych i źródła

urzędowe. Hałas spowodowany tą sprawą uciszono w ciągu doby. Prokurator

generalny z Potenza - Pasquale Cristiani - po prostu zdementował fakt, że

prowadzone jest postępowanie przeciwko wysokiemu prałatowi. Zapytywany przez

dziennikarzy, nie negował wprawdzie istnienia czeków, ale uzasadnił je

pożyczkami na rzecz brata i przeznaczonymi na remont domu rodzinnego oby-

dwóch braci Giordano w Sant'Arcangelo.

W czasie gdy w diecezji neapolitańskiej kościoły wynajmowane sana cele nie

mające nic wspólnego z życiem duchowym, w skali kraju miejsca kultu są

obdarowywane wspaniałomyślnymi przywilejami udzielanymi Watykanowi przez

włoskie państwo. Rzecz zdarzyła się w lutym 1996. Wbrew przepisom

background image

obowiązującej ustawy z 1939 roku o dziełach sztuki (ustanawiającej obowiązek

nadzoru państwa nad spuścizną artystyczną niezależnie od tego, kim jest właściciel

dzieła sztuki) 113 kościołów nieocenionej wartości architektonicznej i artystycznej

zostało przekazanych pod nadzór Watykanu, co praktycznie oznacza, że zostały

podarowane Stolicy Apostolskiej.

164

165

W przekazach kościelnych i miejscach kultu znajdują się dzieła takich twórców,

jak: Caravaggio, Fontana, Rafael, Reni, Rubens, Bernini, Domenichino.

Podstawą udzielonego przez państwo przywileju były ustalenia nowego,

podpisanego w 1985 roku, konkordatu, który okazał się dla Kościoła bardziej

wspaniałomyślny niż konkordat z 1929 roku, i z tego powodu krytykowanego

przez historyków sztuki, intelektualistów, prawników i organizacje ekologiczne

(np. Italia Nostra). Nieroztropne przywileje na korzyść parafii uzasadniane są tym,

że nadzór nad majątkiem znajdującym się w miejscach kultu, kosztowałby

instytucje państwowe zbyt dużo i że Kościół może to zadanie wypełniać lepiej.

Przekazanie własności przez państwowy Fundusz Budynków Wyznaniowych

(FEC) na rzecz parafii nie budził sprzeciwu rzymskiego konserwatora zabytków

Claudio Strinati, który oświadczył, że zjawisko go nie niepokoi, bowiem dzieła

sztuki znajdujące siew kościołach przekazanych Watykanowi zostały całkowicie

skatalogowane. Ale optymizmowi konserwatora zaprzecza rzeczywistość:

zgłoszenia kradzieży dzieł sztuki w kościołach są częste. Wystarczy przypomnieć,

tytułem przykładu, że w październiku 1995 nawet z sal watykańskich, w trakcie

obchodów siedemnastej rocznicy pontyfikatu Jana Pawła II,

zniknęło z siedziby papieskiej Komisji ds. Dóbr Kultury, mieszczącej siew pałacu

della Cancellerìa, czternaście płócien z XV wieku, a wśród nich dzieła Belliniego i

Sebastiano del Plombo. Komisja działająca pod przewodnictwem arcybiskupa

background image

Francesco Marchisa-no została utworzona przez papieża w 1993 roku właśnie w

celu lepszego nadzoru nad artystyczną spuścizną Watykanu...

Inny przykład: w marcu 1996 w miejscowości Montecchio Precalcino, w

pobliżu Vicenzy, z muzeum parafialnego zniknęło około osiemdziesięciu dzieł

sztuki. Proboszcz Augusto Pianalto zdradził później karabinierom, że sprzedał

dzieła, żeby spłacić dług bankowy w wysokości 600 milionów lirów, zaciągnięty

na odrestaurowanie kościoła.

Kolejny z wielu przykładów, w jaki sposób strzeżone są dzieła sztuki w

miejscach kultu religijnego, dowodzący jak bardzo zdane są one na przypadki losu.

We Florencji w maju 1997 z wnętrza starego i wspaniałego pałacu - przekazanego

w 1986 roku przez markizę Francesca Martelli (ostatnią spadkobierczynię starego

rodu kupców i mecenasów) na rzecz wyższego seminarium duchownego - zniknęło

wiele przedmiotów sztuki i obrazów stanowiących imponującą kolekcję. Klucze

pałacu otrzymał Paolo Piovanelli, brat Silvana - kardynała toskańskiej stolicy.

166

167

Stwierdzono, że zaraz po przejęciu obiektu w 1987 roku wyższe seminarium

duchowne usiłowało sprzedać cały pałac wraz ze zbiorami sztuki, ale sprzedaż

okazała się niemożliwa, bowiem przedmioty sztuki i obrazy zostały skatalogowane

i sklasyfikowane jako stanowiące nieodłączne wyposażenie całego obiektu. Paolo

Piovanelli - sam to zeznał wobec sędziego Gaetano Magnelli - w okresie od 1990

roku wielokrotnie otwierał pałacowe sale handlarzom dzieł sztuki i innym osobom

zainteresowanym "niemożliwym zakupem". Po czym eksponaty i obrazy ulotniły

się. Piovanelli i kilku antykwariuszy stanęło przed sądem, a i sam wysoki prałat

także będzie się tam musiał tłumaczyć.

Według biskupa Alessandro Maggiolini z Como "pieniądze z

ośmiopromilowego funduszu nie są wykorzystywane przez Kościół katolicki

background image

wyłącznie na uposażenie księży, ale także na utrzymywanie zabytków artystyczno-

religijnych... »Pensja« księdza wynosi około miliona dwustu do miliona trzystu

tysięcy lirów. Gdyby państwo miało płacić tylko za zabytki i dzieła sztuki, których

oni strzegą i które odnawiają, to i tak państwo musiałoby wydać o wiele więcej...".

Być może, iż państwo włoskie naprawdę w ten sposób oszczędza, ale faktem

jest, że przekazanie obowiązku strzeżenia narodowej spuścizny artystycznej

na rzecz Kościoła, przypomina nieco historię Poncjusza Piłata...

*+*

Powyżej pokazano, że kościoły nie pozostają wyłącznie miejscem kultu

religijnego, ale także miejscem prowadzenia zgoła pogańskiej działalności, a także

miejscem, skąd w bardzo łatwy sposób można skraść artystyczne skarby. A

czasami są także ostatnim miejscem spoczynku papieży, kardynałów i biskupów -

ale nie tylko ich.

Gazety z l O lipca 1997 poinformowały na przykład, że w krypcie wspaniałej

bazyliki Sant'Apollinare, w najbliższym sąsiedztwie dosyć centralnie położonego

placu Navona w Rzymie, leży trumna z prostym napisem Enrico De Pedis, bez daty

urodzenia ani śmierci, ani żadnej innej informacji.

Kim był ów Enrico De Pedis? Nie ma go wśród świętych, ale był za to dość

znany w kręgach rzymskiej policji, zwłaszcza pod pseudonimem Renatino. De

Pedis był faktycznie bossem cieszącej się ponurą sławą bandy z Magliana

tworzącej przestępczy holding pod przywództwem Pippo Calo, kasjera mafii, która

osiadła w Rzymie w latach siedemdziesiątych. De Pedis działał także pod

fałszywymi nazwiskami:

Ì68

169

Mario Aglialoro i Mario Salamandra. Po sporej serii ciężkich przestępstw (od

background image

udziału w związku przestępczym - do handlu narkotykami, od nielegalnego po-

siadania broni - do korupcji, od napadów z bronią -do zabójstw) pod koniec 1983

roku De Pedis, szef bandziorów z dzielnicy Testaccio-Trastevere, skończył w

kajdankach. Mimo że popełnione przez niego czyny były szczególnie ciężkimi

przestępstwami, po kilku latach Renatino wrócił na wolność i rozpoczął na nowo

swoje przestępcze życie. Aż do 2 lutego 1990, kiedy to, w Rzymie na via del

Pellegrino, został zabity przez konkurencyjną bandę. Na jego pogrzebie,

odprawianym przez biskupa Piero Vergari, byli obecni członkowie rodziny i ci z

jego przyjaciół, którzy nie musieli się chronić przed czujnym okiem policji.

Trumna z ciałem zmarłego bossa została następnie pogrzebana na cmentarzu

Verano.

9 lipca 1997 deputowany Mario Borghezio kieruje do ministra spraw

wewnętrznych zapytanie parlamentarne o powody, dla których znany gangster

Enrico De Pedis spoczywa w bazylice Sant'Apollinare. "To kardynał wikariusz

Ugo Poletti - wyjaśnia Angelo Żarna z biura prasowego wikariatu - udzielił

zezwolenia na pogrzebanie De Pedisa, na wniosek biskupa Piero Vergari, który był

wtedy rektorem bazyliki". Chodzi zatem o tego samego prałata, który

na pogrzebie udzielił ostatniego błogosławieństwa zamordowanemu bossowi z

dzielnicy Testaccio-Trastevere.

Ale z jakiego powodu ciało De Pedisa zostało przeniesione z cmentarza

Verano do krypty w sławnej bazylice, dlaczego zgodzono się na przywilej, który

-zgodnie z prawem kanonicznym - przysługuje wyłącznie biskupowi Rzymu,

kardynałom i biskupom z diecezji? Zastanawia się nad tym także i rektor Marco

Porta, który zastąpił biskupa Vergari po przeniesieniu go decyzją władz

kościelnych.

-Nie znam powodów, dla których ten człowiek został tu pogrzebany - tylko

tyle mógł oświadczyć ksiądz Porta. - Gdyby prawdą było to, co się o De Pedisie

background image

mówi, byłaby to sytuacja kłopotliwa...

W związku z tym arcybiskup z Rawenny - Ersilio Tonini stwierdza: - Z

pewnością osoba ta dała dowody głębokiej skruchy. Nie jest możliwe, aby stało się

to ze względu na polecenie lub sympatię, tym bardziej że wszyscy wiedzą, jak

ostrożny był kardynał Poletti...

W następstwie tych kontrowersji ciało bandyckiego bossa zostanie

przeniesione na cmentarz komunalny.

Szkoda, że De Pedis aż do kresu swojego życia poświęcał się przestępczej

działalności i że

170

171

materialnie nie miał czasu na wykazanie skruchy w chwili śmierci. Zmarł też

wszechpotężny prałat Ugo Poletti (w lutym 1997 - w wieku 87 lat).

Według dziennika .Ł 'Unita rozwiązanie tej gorszącej tajemnicy tkwi w

układzie na styku polityki i religii: "W szczególności jeżeli chodzi o zabójstwo

Pecorelliego w 1979 roku prokuratura w Perugii podejrzewała istnienie ścisłych

kontaktów pomiędzy bandą z Magliana, Cosa nostra i politycznymi kręgami

Rzymu, skupionymi wokół Giulio Andreottiego i Claudio Vitalone. Według zeznań

kilku skruszonych mafiosów, Pecorelli został zamordowany przez ekipę, do której

należeli ludzie z Magliana i płatni mordercy z Cosa nostra. W świetle związków z

1990 roku pomiędzy Giulio Andreottim i kardynałem Ugo Polettim, szarą

eminencją watykańską, prokuratorzy z Perugii winni przeanalizować informacje na

temat przeniesienia ciała Renatina do wspomnianej bazyliki. Ścisłe związki między

nimi dwoma znaj duj ą potwierdzenie w aktach znajdujących siew archiwum

komisji parlamentarnej badającej sprawę Loży P2. No bo niby dlaczego taki

kryminalista jak De Pedis zostaje pochowany obok kardynałów i męczenników?

Może chodzi o przysługę Polettiego dla Andreottiego, który w 1990 roku był

background image

jeszcze człowiekiem posiadającym we Włoszech największą władzę?".

Począwszy od roku 1991 bazylika Sant'Apollinare korzysta ze statusu

eksterytorialności. Wtedy właśnie została ona powierzona Opus Dei, religijnej

organizacji z siedzibą w Hiszpanii, cieszącej się dużą atencją w kręgach "czarnej

arystokracji" Rzymu. A znanym jest też fakt, że banda z Magliana miała po-

wiązania nie tylko ze służbami specjalnymi, ale i z kręgami faszystowskimi.

Dlaczego zatem bazylika, gdzie przechowywane są dzieła sztuki, a więc miejsce

znajdujące się pod ochroną państwa, została powierzona zagranicznej organizacji?

172

173

background image

Kruchta, handel, zysk

Bohaterowie katolickiego lobby

Upadek Muru Berlińskiego otwarł nowe możliwości na arenie

międzynarodowej polityki. Wraz z rokiem 1989 "rewolucja" nastąpi również w

dziedzinie finansów Stolicy Apostolskiej.

Jan Paweł II decyduje się w końcu odesłać na emeryturę prezesa IOR - Paula

Casimira Marcin-kusa i wprowadzić zmiany w watykańskim banku. Zarządzanie

IOR zostaje powierzone międzynarodowej grupie ekspertów finansowych

pracujących pod kierownictwem Włochów: Angelo Caloia (prezesa) i Giovanni

Bodio (dyrektora generalnego). Starając się poprawić wizerunek będący skutkiem

wielu lat finansowego piractwa trójcy: Marcinkus-Sindona-Calvi,

777

kierownictwo IOR zostaje powierzone mediolańczykowi Caloia, wykładowcy

ekonomii uniwersytetu katolickiego w Mediolanie, pełniącemu niegdyś funkcję

prezesa banku Mediocredito Regionale Lombardo, a także jednemu z głównych

dysponentów banku Cassa di Risparmio delle Provincie Lombarde.

Jednak dekady dwuznacznych i mrocznych afer, których aktorem był IOR za

czasów Sindony, rzucają nadal cień na lata dziewięćdziesiąte. Nie mogłoby być

inaczej: Kościół jest ciągle świątynią zamieszkałą przez kupców, i bardziej

poświęca się władzy doczesnej niż sprawom duchowym.

We wrześniu 1992 światowe rynki walutowe przeżywają wstrząs w wyniku

spekulacyjnego zamętu, który znawcy ekonomii określają mianem "walutowego

Czernobyla". Włoski lir szczególnie ucierpiał na tym wyjątkowo mocno, i w czasie

background image

gdy niemiecka marka pnie się do góry, rząd Amato zmuszony jest zadekretować

siedmioprocentową dewaluację lira w odniesieniu do innych walut europejskiego

systemu monetarnego.

Zanim jeszcze walutowy kryzys się zakończy, wielki mistrz Włoskiej Loży

Wielkiego Wschodu - Giuliano di Bernardo oskarża Watykan i środowiska ka-

tolickie (a w szczególności Opus Dei) o aktywne współuczestnictwo w działaniach

spekulacyjnych wymierzonych przeciwko lirowi.

Oskarżenia Di Bernardo poszły nawet jeszcze dalej, wielki mistrz włoskiego

wolnomularstwa stwierdza, że Opus Dei miałby "jak polip przeniknąć do mię-

dzynarodowej fìnansjery a nawet do finansjery włoskiej" i jako przykład podaje

nazwiska prezesa fìrmy Montedison - Giuseppe Garofano, państwowego bojara

Ettore Bemabei i bankiera rozlicznych interesów Gianmario Roveraro.

Watykański "minister skarbu" - kardynał Castillo Lara, ostro sprzeciwił się

oskarżeniom wysuniętym przez mistrza loży: "Nie wymienialiśmy środków, któ-

rych nie posiadaliśmy" ; ale gazety potwierdziły, że IOR zadbał o nabycie, jeszcze

przed dewaluacją, ogromnych kwot w markach niemieckich Ì nalegał, aby jego

klienci - przede wszystkim zakony - wzorowały się na tym przykładzie.

W roku 1993 w Turynie braciom Stefano i Pietro Paolo Marenda został

postawiony zarzut uczestniczenia w korupcji. Pierwszy jest byłym sekretarzem

generalnym organizacji Unitalsi (włoskiego związku transportowego,

prowadzącego przewozy chorych do Lourdes i do sanktuariów włoskich), a drugi

jest "szlachcicem przy jego świątobliwości" oraz doradcą watykańskiej prefektury

spraw gospodarczych.

Śledztwo, prowadzone przez prokuratora Stefano Ferrando, dotyczyło

domniemanej łapówki

178

779

background image

w wysokości 250 milionów lirów, zainkasowanej w lipcu 1990 przez chadeka Vito

Bonsignore (pro-konsula z kręgu Andreottiego w Piemoncie) wpłaconej przez

przedsiębiorstwo budowlane Gilardi (którego bracia Marendo byli założycielami)

za przyznanie im zlecenia o wartości 40 miliardów na wykonanie robót w nowej

siedzibie turyńskiego instytutu Galileo Ferraris. Stefano Marenda okazał się być

właścicielem konta prowadzonego w watykańskim banku APSA, na którym

rzekomo złożona była łapówka przekazana Bonsignore.

Podejrzenia o korupcję ciążące na braciach Marenda w okolicznościach, które

wskazują, że zamieszana w sprawie zostaje także struktura watykańska,

spowodowały ostrą reakcję ze strony byłego prezesa Unitalsi i wikariusza Rzymu

kardynała Ugo Po-letti. Wykluczył on kategorycznie jakiekolwiek zjawiska

korupcji, w czasie gdy zarządzał diecezją.

W tych latach organizacja Unitalsi nawet nie otarła się o podobne posądzenia -

grzmiał. -Wszystkie one pojawiły się dopiero później.

Według wielu osób autoobrona Polettiego nie była niczym innym jak

brutalnym atakiem na kardynała Camillo Ruini, następcę Polettiego na stanowisku

wikariusza Rzymu i prezesa rzymskiej Unitalsi.

Prowadzone przez turyńską prokuraturę postępowanie umorzono w marcu

1994, postanowieniem podpisanym przez prokuratora Ferrando, który rozgrzesza

braci Marenda stwierdzając, że "na koncie bankowym prowadzonym w

watykańskim banku APSA nie zostały złożone kwoty łapówek, ale prezenty

turyńskiego budowniczego Gilardi dla osób prywatnych w związku ze zleceniami,

którymi interesował się rzymski oddział firmy Gilardi".

Również Vito Bonsignore z kręgu Andreottiego wyjdzie bez szwanku ze

śledztwa w sprawie łapówek za zlecenie wykonania nowej siedziby instytutu Gali-

leo Ferraris. Niemniej zostanie skazany na dwa lata więzienia za łapówki przy

budowie szpitala w Asti, a wraz z nim, autor tego pomysłu Grassetto Alessandro

background image

Sodano, brat watykańskiego sekretarza stanu kardynała Angelo Sodano.

W styczniu 1994 wybucha skandal gigantycznej łapówki firmy Enimont. W

sprawę zamieszany jest Watykan, bowiem do kas IOR miało trafić około 110

miliardów w papierach wartościowych, przeznaczonych na opłacenie łapówek dla

decydentów politycznych. Ich spieniężeniem miał się ponoć zajmować dziennikarz

ANSA z kręgu Andreottiego i były członek Loży P2 - Luigi Bisignani. Po dotarciu

"czarnych walorów" do kas IOR, watykański bank miał

180

181

dokonać całej seni przelewów do banków włoskich, szwajcarskich i

luksemburskich. Na te nowe podejrzenia IOR zareagował- oburzonym głosem

kardynała Castillo Lara: "Należy pamiętać, że trzy lata temu Feruzzi uważani byli

za osoby godne poważania i uczynne. A przelewy za granicę uznawano za zwy-

czajne operacje bankowe. Adresatami były skróty literowe i liczby, a nie osoby

fizyczne. Gdyby jako właścicieli kont wskazano nazwiska takie jak Craxi albo

jakieś inne, np. Forlani, być może pojawiłoby się jakieś podejrzenie".

Watykański "minister skarbu" nie waha się użyć nazwisk tych dwóch

polityków, uznawanych uprzednio przez Stolicę Apostolską jako "szacownych": w

1986 roku z okazji drugiej rocznicy podpisania nowego konkordatu, Bettino Craxi

i Arnaldo Forlani zostali uhonorowani papieskim tytułem "kawalerów Wielkiego

Krzyża".

W trakcie procesu o gigantyczną łapówkę w aferze Enimont, pojawiła się

również kwestia uczestnictwa watykańskiego banku i uwagę sądu zwróciła pobrana

przez IOR prowizja za spieniężenie walorów użytych w transakcji. Według

"oficjalnego płatnika" firmy Montedison, Carlo Sama, papieski bank doskonale

orientował się, co do korupcyjnych implikacji operacji zleconych przez

Bisignaniego, a okoliczność

background image

tę potwierdzała wielkość zażądanej przez IOR prowizji, rzędu dziesięciu miliardów

lirów, o wiele przewyższającej koszt zwyczajnej operacji bankowej. Natomiast,

według Watykanu, prowizja pobrana przez IOR nie przekraczała dwóch miliardów

lirów.

W trakcie rozprawy sąd w Mediolanie kieruje do Watykanu kilka

międzynarodowych wniosków o udzielenie pomocy prawnej na okoliczność ustale-

nia dokładnej liczby walorów złożonych w IOR i kwoty prowizji pobranej przy

wymianie. W odpowiedzi nowy prezes IOR, Angelo Caloia, przekazał włoskim sę-

dziom precyzyjne informacje dotyczące liczby walorów będących przedmiotem

transakcji, ale też odparł, że prowizja pobrana przez IOR wynosiła niespełna dwa

miliardy lirów ( l 923 000 dolarów zaksięgowanych na konto IOR Carity Found

prowadzone w Banca di Lugano). Analizując dokumenty przesłane przez IOR, sąd

stwierdził jednak brak dokumentacji kwoty prawie 14 miliardów, które - zdaniem

IOR - zostały pobrane w gotówce przez Luigiego Bisignani. Argumentacji tej

mediolańscy sędziowie nie uznali za prawdopodobną i w uzasadnieniu wyroku

stwierdzą, że dowody każą "uznać za prawdopodobne, iż na rzecz IOR zapłacono

za transakcje sprzedaży prowizję w wysokości wyższej niż wynika to z wpisu na

konto IOR Carity Found, ale środki dowodowe

]82

]83

nie pozwalają określić sposobu zapłaty ewentualnego salda". Wątpliwości pojawiły

się znowu w 1997 roku wraz z nowym śledztwem wszczętym przez prokuraturę

państwową z Perugii w sprawie dawania łapówek przez Sergio Melpignano. W

trakcie postępowania wyszło na jaw, że po otrzymaniu zapłaty od firmy

Montedison, 6 grudnia 1990 Melpignano miałby przelać ponad pięć miliardów

tirów z Banco di Sicilia do Banca Popolare di Spoleto. Z tejże kwoty, tydzień

później, Melpignano miał podjąć ponad 3 miliardy li-rów, żeby nabyć za nie

background image

papiery wartościowe, a następnie przekazać je budowniczemu Domenico Bonifaci.

Karabinierzy ustalili, że część wspomnianych walorów (o wartości dwu miliardów)

została spieniężona przez IOR, który wpłacił je na konto banku Comit w Rzymie.

Śledczym ta wędrówka pieniędzy wydała się wysoce podejrzana. Zresztą w obrocie

walorami - prawdziwymi lub nie - funkcjonariusze papieskiego banku mieli już

nabyte spore doświadczenie.

W trakcie procesu sędziom nie udało się nawet ustalić, czy tajemniczy

"monsignor Enimont" (który udzielił watykańskiemu bankowi zezwolenia na

zamianę na gotówkę walorów o wartości około 110 miliardów z przeznaczeniem na

gigantyczną łapówkę zapłaconą politykom przez firmę Montedison)

to w rzeczywistości monsignor De Bonis, pełniący w 1990 roku funkcję sekretarza

generalnego IOR, którym zresztą pozostał nawet już po odprawieniu biskupa Paula

Marcinkusa, mimo że przez lata był jego prawą ręką.

Oczywistym było natomiast, że wielebny finansista De Bonis pozostawał w

doskonałych stosunkach ze wszystkimi stronami tej sprawy. Na przykład - to on

osobiście w watykańskim kościele Sant'Anna udzielił ślubu Carlowi Samie z

Alessandrą Fenuzzi. A ponadto, o znajomość z Luigim Bisignanim dbał do tego

stopnia, że kiedy dziennikarz napisał książkę II sigillo della porpora (Znak

purpury), wielebny De Bonis zamówił u wydawcy aż tysiąc egzemplarzy, aby

rozdawać je w upominku ważnym osobistościom. Znajomość pomiędzy De

Bonisem i spryciarzem Bisignanim osiągnęła swój punkt kulminacyjny w kwietniu

1993, kiedy to prałat skierowany z IOR na emeryturę przeszedł do Zakonu

Maltańskiego. Zresztą owo przeniesienie nie przeszkodziło biskupowi De Bonisowi

w pełnieniu funkcji finansowej - chociaż dużo mniejszej rangi - generalnego

skarbnika Domu Papieskiego. A zatem w kwietniu 1993, aby uczcić swoją

nominację na biskupa, wielebny De Bonis odprawiał nabożeństwo w rzymskim

kościele Santa Maria della

background image

184

185

Fiducia, a sama uroczystość została zorganizowana dzięki zapobiegliwości

Bisignaniego.

Dziennikarz Alberto Staterà pisał o niej w La Stampa: "Kościelne

nabożeństwo przeistoczyło się nagle w aplauz dla Giulio Andreottiego,

ustępującego premiera rządu oskarżonego o powinowactwo z mafią, siedzącego w

pierwszym rzędzie majestatycznej nawy. - Dziękuję premierowi Andreottiemu -

zawołał elegancki prałat błyskając złotymi spinkami mankietów - za to, że dziesięć

lat temu swoimi radami nas uratował. W tym momencie pobożny lud zgromadzony

w kościele eksplodował dziesięciominutową owacją, w której uczestniczyło 15

kardynałów, 45 biskupów i arcybiskupów, były prezydent Republiki Włoch

Francesco Cossiga i aktualnie urzędujący minister spraw zagranicznych Emilio

Colombo".

Cień IOR pojawiał się także w tle i innych śledztw prowadzonych w ramach

akcji "Czyste ręce". Tak było w przypadku łapówek oraz nielegalnego transferu

walut i akcji, których bohaterem był włosko-szwajcarski bankier Pacini Battaglia (o

czym pisał Corriere della Sera w artykule "Brudne sutanny"...). Zamieszanymi w

inną, ogromną aferę łapówkarską miały być także osobistości, znane z sądowych

kronik, jak m.in.: łapówkarze (Sergio Melpignano), wydawcy (Domenico Bonifaci

- właściciel Tempo),

członkowie Loży P2 (ten sam Luigi Bisignam i eks polityk chadecki Emo Danesi),

prokuratorzy (były prokurator Cassino Grazio Savia), urzędnicy państwowi

(Lorenzo Necci - wysoki funkcjonariusz kolei).

Odpowiadając na jedno z trzech zapytań sądowych Watykan poświadczył fakt

wypłacenia pieniędzy w ramach gigantycznej łapówki Enimont. Prokuratorzy

zdobyli wyciągi obrazujące operacje na kontach Bisignaniego, dzięki czemu doszli

background image

do trzech depozytów określonych nazwami Bulka, Lacey i Norange,

zdeponowanych w pewnym banku w Luksemburgu, z upoważnieniem dla

socjalisty z kręgu Craxiego -Sergio Cusani, pełniącego od lat rolę łącznika pomię-

dzy politykami, przedsiębiorcami i właścicielami nieruchomości (w procesie

Enimont otrzymał on wyrok skazujący).

Jednym z głównych aktorów był działający w Rzymie, wcześniej już

wspomniany Sergio Melpignano, którego aresztowano wiosną 1997 za oszustwo

podatkowe w wysokości 500 miliardów, o co prokuratorzy oskarżali grupę

należącą do zmarłego właściciela firmy budowlanej Renato Armelliniego.

Melpignano był między innymi także syndykiem firmy z branży nieruchomości

Immobiliare Tirrena, spółki akcyjnej z kapitałem założycielskim w wysokości 47

miliardów tirów. Spółka ta, utworzona w 1928

186

187

roku, w czterdzieści lat później posiadała wspólnie z bankiem watykańskim 40

procent udziałów w spółce Vanini, której wiceprezesem był Pellegrino De Strobel

-jeden z finansowych mózgów IOR. Według ustaleń kontroli sądu rejestrowego z

lipca 1997 roku w spółce Tirrena, oprócz Melpignano, byli także: Anna Maria

Amoretti (jego sekretarka) i De Strobelowie (dziewięćdziesięcioletni Pietro i

czterdziestoletni Francesco). Prezesem firmy okazała się inna, dobrze znana w

kręgach watykańskich osoba - Tommaso Addario, ten sam, który w roku 1973

nabył - za skromną kwotę 400 milionów lirów - renesansowy pałac na

ekskluzywnej ulicy Rzymu via dell'Orso.

Istnienie koneksji środowisk katolickich (Ruch Ludowy - Movimento

popolare) ze spółkami powiązanymi z Pacinim Battaglia (nazywanym "bankierem

o stopień niżej od Boga") wynika ze sporządzonego w 1996 roku raportu

finansistów z firmy Gico z Florencji. W centrum zainteresowania śledztwa znalazła

background image

się rzymska spółka Magint zajmująca się kontrolą ruchu lotniczego na małych

lotniskach. Otóż spółka ta zależy od luksemburskiej spółki Rinopyl, która z kolei

jest kontrolowana przez Battaglie. Aż do kwietnia 1996 przedstawicielem

luksemburskiej spółki w zarządzie Magint był Antonio Intiglietta - były

wiceburmistrz Mediolanu. Intiglietta jest jednym z trzech

założycieli Towarzystwa Sprawnego Działania (Compagnia delle Opere),

ekonomicznej struktury połączonej z arcykatolickim Ruchem Ludowym

związanym z kolei z mediolańską kurią. W należącym do Battaglii banku Karfinco

(później Banque des Patrimoines Prives) odnaleziono dwa rachunki, które zostały

założone na nazwiska Intiglietty i Antonia Simone, byłego szefa służb medycznych

Lombardii i decydenta Ruchu Ludowego. Towarzystwo Sprawnego Działania

zostało przez wiele osób uznane za strukturę związaną z kurią, choć niektórzy

sądzą, że chodzi raczej o rodzaj gospodarczego lobby. W istocie nie była to ani

spółka akcyjna, ani holding, choc Towarzystwo miało 32 siedziby rozsiane na

całym terytoriom Włoch i sporządzało skonsolidowany bilans. Jego 9000 członków

- wśród których znajdowały się też najrozmaitsze małe przedsiębiorstwa, na

przykład, spółdzielnia ceramiczna, ruch obywatelskiego porządku, salony

piękności, spółki produkujące telefony komórkowe -płaciło składki w zamian za

udzielane im najróżniejsze usługi: porady prawne, pomoc w eksporcie, a przede

wszystkim - ułatwienie w uzyskaniu korzystnych warunków kredytowych

wynegocjowanych przez towarzystwo z kilkoma bankami.

Z początkiem 1998 roku, choć to jeszcze trwają procesy sądowe spowodowane

krachem Banco

188

189

Ambrosiano, dobiega końca procedura likwidacyjna banku kierowanego długi czas

przez Roberto Calvie-go. Celem wszczętego 6 sierpnia 1982 postępowania było

background image

odzyskanie przynajmniej części z 1193 miliardów deficytu, który ów krach

spowodował. Końcowy bilans, podpisany przez likwidatora Lanfranco Gerini,

wykazuje, że udało się odzyskać 580 miliardów lirów - w większości w wyniku

przeprowadzonych spraw sądowych o odszkodowanie.

W jednym z wywiadów Gerini stwierdza: "W początkowym okresie

postępowania likwidacyjnego otrzymywałem mnóstwo gróźb. Miałem do dys-

pozycji kuloodporny samochód, eskortę i codziennie zmieniałem trasę przejazdu.

Mimo to ... komuś udało się wypisać na dachu samochodu znak P2 będący

symbolem loży masońskiej kierowanej przez Licie Gelliego. Pogróżki miały nas

zniechęcić do kontynuowania pewnych wątków mających na celu ustalenie, gdzie

podziały się pieniądze. Ale kiedy zostało już to ustalone, pogróżki ustały, bo nie

miały już racji bytu... Licio Gelli oddał nam 200 miliardowa Dzięki współpracy

szwajcarskiej prokuratury, odnaleźliśmy i zablokowaliśmy jego konta w

Szwajcarii. A później przyszła kolej na IOR, bank watykański kierowany wtedy

przez Paula Marcinkusa. Ciampi (Carlo Azeglio, który wtedy był prezesem

włoskiego banku

centralnego Banca d'Italia) zażądał początkowo 400 miliardów lirów, a IOR

odmówił. Ciampi i Giovanni Goria, ówczesny minister skarbu, odbyli długie

spotkania. W końcu doszło do ugody na poziomie 250 miliardów- lirów

(równowartość ponad 3000 miliardów w- przeliczeniu na warunki obecne)."

Nowy bankier papieża - Angelo Calcia miota się między niebem i ziemią

usiłując łączyć księgowość z duchowością. "Od kiedy jestem w IOR - oświadczył

w jednym ze swoich niewielu wywiadów w Corriere della Sera - próbowałem

posuwać się do przodu naciskając przycisk: przejrzystość. Niestety, ostatnio znów

znaleźliśmy się na pierwszych stronach gazet [z powodu skandalu Enimont],

background image

chociaż bez naszej winy... Rachunki dają pozytywny wynik. Jest zysk. IOR daje

Kościołowi swoją działkę, co w dosyć mało zabawnej pod względem finansów

sytuacji Watykanu, jest bardziej niż błogosławieństwem. Ponadto w toku są

czynności kontrolne, które mają przynieść zatwierdzenie bilansu IOR. Ukończono

już badanie dotyczące stanu majątkowego za rok 1994. Od tego roku badanie jest

kompletne." Jednakże faktyczna przejrzystość watykańskiego banku pozostaje

ciągle

190

19Ì

w sferze pobożnych życzeń: oficjalne dane o wysokości dokonanego przez IOR

obrotu ciągle stanowią tajemnicę.

Aż do roku 1992 nad watykańskimi finansami wisiała zmora sporych

pasywów. Od 1993 przywrócono pewną, niewielką, przewagę po stronie aktywów,

natomiast stan zadłużenia i inflacja zostały sprowadzone praktycznie do poziomu

zerowego. Jako niezależne państwo również Ì Watykan przygotowuje się do

przewidzianego w Traktacie z Maastricht wprowadzenia jednolitej europejskiej

waluty. W gruncie rzeczy istnieją w tym zakresie dwa rozwiązania: pierwsze - to

negocjacje bezpośrednie z przyszłym europejskim bankiem centralnym celem

zawarcia porozumienia określającego wszelkie parametry; drugie - co bardziej

prawdopodobne - to pozostać w pewnym odniesieniu do włoskiego lira, nawet

jeżeli -w prowadzonych przez siebie na całym świecie operacjach finansowych -

Stolica Apostolska używa różnych walut. Z całą pewnością należy zabrać się do

opracowania pewnych zmian i modyfikacji w regulującym watykańskie finanse

prawie dewizowym, które zostało uchwalone w roku 1930 za pontyfikatu Piusa

XI... Należałoby również wprowadzić zmiany do zawartego z Włochami

porozumienia, w którym ustala się jedynie na poziomie 400 milionów lirów

wartość złotych monet puszczanych przez Watykan do obiegu, a przeznaczonych

background image

przede wszystkim dla numizmatyków.

W porządkowaniu watykańskich finansów działania Caloia okazują się

faktycznie skuteczne i w połowie lat dziewięćdziesiątych prezes IOR może już

pochwalić się bilansem dodatnim przed Prefekturą do spraw Gospodarczych

słowackiego kardynała Edmunda Casimira Szoka. Wynik ten Watykan zawdzięcza

także utworzeniu w 1993 r. nowej fundacji o nazwie "Centesimus Annus" (od

tytułu encykliki społecznej Jana Pawła II opublikowanej 2 maja 1991). Fundacja ta

zajmuje się wyszukiwaniem środków mogących służyć Kościołowi w jego

dobroczynnej misji poprzez działania prowadzone w duchu zasad doktryny

społecznej, co równoznaczne jest z dobroczynną "zrzutką" organizowaną przez

zarząd fundacji, którym kierują prezes Cariplo - Roberto Mazzetta i sekretarz

generalny IOR - Andrea Gibellini. Do akcji przyłączyli się przedsiębiorcy, spółki

handlowe, banki i instytucje religijne, wpłacając po 50 milionów lirów na

utworzenie kapitału początkowego, który urósł do kwoty 3,25 miliarda lirów.

Nominacja Mazzotty na prezesa Fundacji "Centesimus Annus" kończy ciąg

skrytych działań inicjowanych przez Angelo Caloia, starającego się

Ì92

!93

doprowadzić do odejścia Mazzotty ze stanowiska prezesa Cariplo.

Stanie się to jednak później. W 1994 roku Roberto Mazzetta skończy w

więzieniu z oskarżeniem o korupcję, paserstwo i naruszenie ustawy o finansowaniu

partii politycznych.

Wśród inicjatyw przedsięwziętych przez Angelo Calcia na rzecz integracji i

współpracy katolickiej fìnansjeryjest powołanie grupy "Kultura etyczna i finanse",

w której uczestniczą, z różnymi funkcjami i w różnym zakresie: prezes Banco

Ambroveneto Giovanni Bazoli, prezes Banca d'Italia Antonio Fazio, "numer jeden"

Banca Popolare di Bergamo orazwi-ceprezes Centrobanca (a także spory producent

background image

nabiału) Emilio Zanetti i wielu innych bankierów, finansistów i przemysłowców.

Członkiem tej grupy był też Luigi Roth, prawa ręka Roberto Formigoni. Roth

był pełnomocnikiem zarządu spółki finansowej Emesto Breda, działającej w tej

części branży zbrojeniowej, której patronowała spółka Efim (kiedy skończyło się

śledztwo w sprawie Battaglii zmieniła nazwę na Breda Meccanica Bresciana oraz

Oto Melara) i prezes kolei państwowych okręgu północnego.

Natomiast co do banku Ambroveneto wypada wspomnieć, że utworzony on został

w 1989 roku

w wyniku fuzji Nuovo Banco Ambrosiano i Banca Cat tolica del Veneto. Na

początku lat dziewięćdziesiątych Ambroveneto był czołowym prywatnym bankiem

we Włoszech. IOR posiadał 2,3 procenta jego kapitału zakładowego i uczestniczył

w kierującym bankiem syndykacie. Watykański bank nie korzystał bezpośrednio z

prawa głosu, ale działał przez firmę powierniczą Mittel (której prezesem był

Bazoli) i przez Banca San Paolo z Brescii (którego Basoli był wiceprezesem).

Łącznie te trzy spółki posiadały 10,2 procent udziałów w Ambroveneto, a wkrótce

katolicka obecność została jeszcze wzmocniona przez 6 procent udziału nabytego

przez Banca Popolare di Verona,

Inny ważny ośrodek katolickiej finansjery działał pod przewodnictwem już

wyżej wspomnianego bankiera Giovanniego Bazoli. Bazoli urodził się w Brescii

w .1932 roku, w swoim czasie był wykładowcą prawa publicznego w

Uniwersytecie Katolickim w Mediolanie i to właśnie jemu w sierpniu 1982 zostało

powierzone zadanie kierowania bankiem Ambrosiano -już po zabiegach

reanimacyjnych.

Bazoli dokonuje mistrzowskiego posunięcia: w lipcu 1997 z

błogosławieństwem trzech wpływowych i żarliwych katolików z kręgów chadecji

(prezydenta Republiki Włoch Oscara Luigiego Scalfaro, prezesa Banca d'Italia

Antonio Fazio i ministra

background image

194

195

obrony Beniamino Andreatta) udaje się mu doprowadzić do fuzji banku

Ambroveneto z Cariplo. Wśród udziałowców nowego finansowego kolosa znalazł

się również IOR: bank watykański uczestniczy bowiem w "Grupie lombardzkiej"

(wraz z bankiem San Paolo di Brescia, spółką powierniczą Mittel i z Istbank

-centralnym instytutem zrzeszającym banki i bankierów), która posiada 7 procent

kapitału w tym holdingu. Niektórzy zachowali w pamięci słowa Bazoli z 1985

roku: "Nie należy sądzić, że w ogóle istnieje jakaś odmiana finansjery katolickiej, a

tym bardziej jakieś katolickie zakusy jednoczenia władzy gospodarczej".

Oprócz działalności związanej z pomnażaniem pieniędzy, Bazoli udziela się w

działalności ewangelizacyjnej -jest bowiem wiceprezesem wydawnictwa La Scuola

(założonego przez jego dziadka) w Brescii. Z La Scuola nierozerwalnie związany

jest pełniący funkcję sekretarza wydawnictwa Giuseppe Camadini - zatwardziały

kawaler, człowiek stroniący od rozgłosu, zaufany kurii, prezes Instytutu Edukacji i

Fundacji Tovini (wydającej gazetę Giornale di Brescia i prowadzącej Uniwersytet

Katolicki). Naturalnie zasiada również w zarządzie - kluczowego dla wszelkich

dużych operacji i stanowiącego główny sztab finansjery w Brescii - banku San

Paolo. Co to za

operacje, łatwo zgadnąć - nowy szpital za 100 miliardów lirów, usytuowany w

dzielnicy Brescii San Polo, zatrudniający około 500 lekarzy i pielęgniarek,

dysponujący 300 łóżkami. Pod kierownictwem Camadiniego szpital prowadzą

siostry służebniczki pańskie. Jest to jeden z największych kompleksów szpitalnych

w Lombardii, gdzie siostry wykorzystują doświadczenia nabyte w prowadzeniu

trzech gigantycznych przychodni, działających z dużym rozmachem w miastach:

Brescia, Mantova i Lumazzane. Ponadto, prowadzony jest oddział terminalny dla

chorych na AIDS i - prawie jako naturalna konsekwencja -"Domus Salutis", lepiej

background image

znany w- okolicy pod nazwą "Domu dobrej śmierci". Rejent Camadini, a wraz z

nim cała katolicka fìnansjera z Brescii, pokazuj ą te klejnoty z dumą. Zadaje to

kłam tym, którzy uważają, że etyka w interesach pasuje jak moralność do burdę li.

W Brescii rejent Camadini jest potęgą, stoi na straży działań na rzecz

chrześcijańskiej edukacji, jest moralną instytucją nadzorującą wydawnictwa La

Scuola i Morcelliana, spółki powiernicze Mittel i Intesa, banki Ambroveneto i San

Paolo. Natomiast religijne centrum całego holdingu na rzecz edukacji

chrześcijańskiej mieści się w trzynastowiecznym kościółku San Marco.

!96

797

O Camadinim mówiono, że był powiernikiem dwóch kurii w Trydencie i w

Brescii oraz najbardziej tradycjonalistycznych chrześcijańskich środowisk, ale

przede wszystkim mówiono o jego ścisłym powiązaniu z potężnym

przewodniczącym włoskiego episkopatu - kardynałem Camillo Ruini, który w

obliczu wyborów politycznych w marcu 1994 na próżno wspierał kandydaturę

rejenta-fìnansisty pragnącego kandydować z listy Partii Ludowej.

W istocie, w latach dziewięćdziesiątych Brescia wydaje się być kolebką

katolickiej finansjery. Inne znane w Brescii osobistości balansujące pomiędzy

Kościołem i władzą to: rodzina Martinazzoli (z której pochodził były sekretarz

Chrześcijańskiej Demokracji Mino, obecny burmistrz), inżynier Piero Corna

Pellegrini (gazety i programy telewizyjne), rodzina Paolo Peroni (finanse i

nieruchomości). Ale tymi, których ślady prowadzą bezpośrednio do Watykanu, są

Vittorio i Giambattista Bosco Montini, bratankowie Pawła VI, będący

właścicielami przedsiębiorstw budowlanych.

W Watykanie dysponentem wielkiej władzy jest kardynał Camillo Ruini,

który zasiada na fotelu prezesa CEI (włoskiej konferencji episkopatu). Jednym z

jego najbliższych współpracowników jest biskup Giancarlo Santi, kierujący

background image

urzędem dóbr kultury,

instytucją, która sprawuje nadzór nad ogromnym majątkiem artystyczno-

historycznym Watykanu. Majątek ten to 80 procent ogółu włoskich dóbr kultury.

Biała księga prowadzona przez Vittorio Emiliani z włoskiego Touring Clubu

wymienia m.in. sto tysięcy kościołów, półtora tysiąca klasztorów, trzy tysiące

sanktuariów, pięć i pół tysiąca bibliotek, sześćset muzeów kościelnych i 26 tysięcy

archiwów diecezjalnych, parafialnych, seminaryjnych. Nie mówiąc już o nieskoń-

czonej liczbie mebli, obrazów, rzeźb, fresków....

Kardynał Ruini, który wykazuje niezwykłą aktywność wobec mass mediów,

nie jest osobą poza wszelkimi podejrzeniami. Według zawiadomienia o

przestępstwie złożonego w listopadzie 1995 w prokuraturze rzymskiej przez

biskupa Arrigo Pintonellego, byłego ordynariusza polowego włoskich sił zbroj-

nych, metody stosowane przez przewodniczącego konferencji episkopatu niewiele

miały wspólnego z chrześcijańskim miłosierdziem. Jak podaje La Stampa, biskup

oskarżył go o pozbawienie własności pewnego pobożnego dzieła, Mater Ecclesiae,

pochodzącego z fundacji Pro Gioventù od prywatnego darczyńcy - firmy Telejolly.

Wartość dzieła miałaby wynosić, według biskupa Pintonello, około 110 miliardów

li-rów. Z tego powodu biskup w rzymskiej prokuraturze zarzucił kardynałowi

wikariuszowi, biskupowi

198

199

Liberio Andreatta, administratorowi rzymskiej Unitalsi i dwóm innym prałatom,

Mario Allario i Luigiemu Moretti, przestępstwo polegające na dokonywaniu li-

chwy. Małe imperium biskupa Pintonellego przeżywa pod koniec 1992 roku kryzys

z powodu długów. Biskup prosi o pomoc wikariat. Działania podejmuje biskup

Liberio Andreatta, któremu były ordynariusz polowy - za zgodą kardynała

Ruiniego - udzielił pełnomocnictwa ogólnego. W wyniku kilku transakcji ze

background image

zbywaniem udziałów w spółkach i podwyższaniem kapitałów założycielskich,

biskup Pintonello czuje się wyrugowany, odwołuje pełnomocnictwo udzielone bi-

skupowi Andreatta i decyduje się wystąpić na drogę działań prawnych. Jednak

zanim zawiadomił prokuraturę, odwołał się do Kongregacji do spraw Kleru, ale

Stolica Apostolska nie przyznała mu racji, uznając "czynności dokonane i tryb

postępowania zastosowany przez wikariat za zgodne z prawem".

Zresztą nawet w siedzibie konferencji włoskiego episkopatu oddycha się

atmosferą miłosiernych miliardów spływających wartkim strumieniem ze zbiórki

ośmiopromilowego podatku nałożonego na włoskich podatników. Składkę tę

rozreklamowano w telewizji Ì w prasie, co kosztowało w sumie ponad 10 miliar-

dów lirów. Do watykańskich kas przybywa średnio, od 1989 roku, około 700

miliardów lirów rocznie.

W lipcu 1996 minister solidarności społecznej Livia Turco zaproponowała,

żeby ów ośmiopromilowy podatek płacony na rzecz państwa został przeznaczony

na realizację konkretnych inicjatyw dla ubogich dzieci. Ta szlachetna propozycja

wzbudziła oburzenie Attilio Nicora, dygnitarza z konferencji episkopatu włoskiego,

który stwierdził, że państwo winno unikać wszelkiej formy "niewłaściwej

konkurencji" wobec Kościoła . A to konferencja episkopatu obawia się tej

konkurencji, bowiem bardziej roztropne rozporządzanie ośmiopromilowym

funduszem przez państwo mogłoby przekonać podatników do dopominania się, aby

właśnie państwo dysponowało funduszami przekazywanymi obecnie Kościołowi.

Oprócz kwot pochodzących z podatków konferencja episkopatu może liczyć

na wolne datki składane przez wiernych na wsparcie Kościoła, co daje sumę około

50 miliardów lirów rocznie. W siedzibie włoskiego episkopatu zwracają ponadto

uwagę, że jest wyraźny rozdział pomiędzy przychodami Kościoła włoskiego -

wykorzystywanymi, między innymi, na wypłacanie pensji i emerytur tysiącom du-

chownym - i przychodami Watykanu i Kościoła Powszechnego. Tymczasem

background image

konferencja episkopatu ma z czego sowicie dotować swój dzienna Avvenire czy

finansować kosztowne "programy kulturalne"

200

201

w rodzaju nowych inicjatyw wydawniczych, a przede wszystkim - wejście na rynek

płatnej telewizji.

background image

Sekty pieniądza

Pod kościelną egidą działa aktywnie wiele organizacji, które określają się jako

niezależne i w większości laickie, a które w gruncie rzeczy są ściśle powiązane z

Kościołem. Ich niewielkie oddziały oddają się religijno-biznesowemu

marketingowi: z jednej strony zadaniem ich jest powstrzymywanie postępującej

dechrystianizacji społeczeństw, a z drugiej -związki z Watykanem czynią z nich

skuteczne narzędzia w aspekcie organizacyjno-finansowym.

Konkretnym tego przykładem były Światowe Dni Młodzieży odbywające się

w Paryżu w dniach od 21 do 24 sierpnia 1997. Pominąwszy krytykę natury czysto

religijnej (późne, bo spóźnione aż o 400

202

203

lat, przeprosiny papieża za dokonaną przez katolików rzeź hugenotów), francuskie

gazety, jak np. "Evénement du Jeudi", zwróciły uwagę na handlowy aspekt tej

wielkiej imprezy. Światowe Dni Młodzieży stały się bowiem okazją do wycieczki

dla hiszpańskich zwolenników Kiko Arguello, członków włoskiej religijnej rodziny

Focolarmi d'Italia i Legionistów Chrystusa pod wodzą ojca Marciala Maciela -

wszystkie imprezy zostały zorganizowane przez Opus Dei i sfinansowane przez

neogaullistę Alaina Juppe (byłego premiera). Nie zabrakło też słów krytyki dla

katolickich przemysłowców, którzy wspierali ten kiermasz: dla firmy Sodexho

odpowiedzialnej za dostarczenie posiłków, dla firmy Möet i Chandon, która

background image

dostarczyła szampana dla biskupów i kardynałów, podczas gdy gawiedź musiała

zadowolić się oranginą... Odpust w najbardziej klasycznym religijno-handlowym

sosie.

Komentując to wydarzenie - w wywiadzie z 20 sierpnia 1997 - znany ze

swoich inicjatyw na rzecz biednych i bezpaństwowców francuski biskup Jacques

Gaillo oświadczył: "To zapach wielkich pieniędzy sprawił, że powróciły duchy

kupców handlujących w świątyni, l żeby chociaż pojawił się Chrystus, aby ich

wygnać... Papieżowi powiedziałbym, żeby nie zapominać o tych wszystkich,

którzy znaleźli się

na marginesie życia.. Powiedziałbym mu na kolanach: Kościoła nie ma tam, gdzie

jest cierpienie".

Względnie mało znanymi, w porównaniu z innymi sektami i kongregacjami,

są jeszcze Legioniści Chrystusa, którzy stopniowo zdobywają popularność w

kręgach katolickich integrystów i czarnej elity, ciesząc się uznaniem głównie

zwolenników francuskiego biskupa - zbuntowanego i reakcyjnego Marcela

Lefebvre'a. Legioniści zakorzeniaj ą się przede wszystkim w Meksyku i w

Hiszpanii, ale ich ośrodki znajdują się już w około trzydziestu krajach (w Rzymie

takich ośrodków jest pięć, z których najważniejszy znajduje się przy via Aurelia).

Założyciel sekty Marciai Maciel z głoszoną nauką powoli przebij a się również do

środowisk wysokiej finansjery, odczuwających potrzebę "duchowej odnowy".

Dzieje się tak przede wszystkim w- Hiszpanii, gdzie Legioniści Chrystusa -jak

podaje L'Espresso - wkrótce otrzymają świetny zastrzyk gotówki. Mówi się, że

Alicia Koplowitz, jedna z najbogatszych kobiet świata, zdecydowała się sprzedać

należącą do niej część (28 procent o wartości 1200 miliardów lirów) rodzinnej

firmy, by sfinansować kilka inicjatyw grupy, którą przed półwieczem (w 1946)

papież Pius XII witał słowami: "musicie być jak regularne wojsko"...

204

background image

205

W Rzymie działa potężna kościelna organizacja: neokatechumeni. Grupa ta

powstała z inicjatywy Hiszpana Francisco Arguello, zwanego Kiko, pod koniec lat

sześćdziesiątych. Sekta przestrzega żelaznych reguł: ślepej wiary w najbardziej

ortodoksyjne zasady katolicyzmu oraz bezwzględnego wymogu wierności wobec

wspólnoty. Pary połączone prawowitym węzłem małżeńskim maj ą obowiązek

zwiększania liczby potomstwa, przy czym, o ile to konieczne, wciągnięcia do

swojej grupy małżonka; muszą wyspowiadać się ze wszystkich swoich grzechów, a

także - i przede wszystkim - powinny przekazać swoje dobra na rzecz wspólnoty.

Ideę katechumenatu pomaga propagować współtwórczyni ruchu - także Hiszpanka

- Carmen Hemandez.

Łatwo spotkać tych integrystów głoszących Ewangelię na ulicach, placach

targowych, czy peryferiach miast (głównie w Rzymie, który stał się jednym z ich

bastionów). Jak podaje L'Espresso - na przestrzeni zaledwie dziewięciu lat zdołali

wybudować na czterech kontynentach 28 seminariów (w których kształciło się już

ponad 1000 alumnów), mają 200 misyjnych rodzin rozsianych po najodleglejszych

zakątkach świata. We Włoszech istnieje 3000 wspólnot, przy czym w samym

Rzymie zdobyli co trzecią parafię. Ale przede wszystkich udało im się zjednać

Jan Pawła li, do którego Carmen Hemandez ma swobodny dostęp o każdej porze

("nawet po obiedzie, kiedy w Watykanie zalega święta cisza...").

Sekta Kiko nie jest zbyt dobrze widziana w innych dużych diecezjach (w

Mediolanie, Turynie, Palermo). Najbardziej krytyczny wobec neokatachumenów

jest kardynał z Florencji - Silvano Piovanelli, który w pewnym dokumencie określił

ich następująco: "Sądzą, że są lepsi od innych... w parafiach są źródłem podziałów

ustanawiając bariery, nieporozumienia i podejrzenia... wszystkim narzucają swoje

doświadczenia jako jedyną drogę ku odrodzeniu się Kościoła".

Bardzo osobliwa z socjologiczno-politologicznego punktu widzenia jest

background image

Wspólnota Świętego Idziego, powstała w latach sześćdziesiątych z inicjatywy

środowisk ruchu "Komunia i wyzwolenie". Obecnie działa już w świecie około 12

000 aktywistów, którym patronuje - finansowana przez sponsorów prywatnych i

instytucjonalnych - wspólnota. Jej członkowie wspomagaj ą rozmaite instytucje

lokalne, świadczące pomoc osobom starszym, emigrantom, chorym na AIDS w

stanie terminalnym, narkomanom.

Założyciel wspólnoty Andrea Riccardi - za milczącym przyzwoleniem

włoskiego rządu - zainicjował również formę działalności dyplomatycznej w

krajach

206

207

owładniętych wojną domową. Podejmowane zabiegi czasami okazują się na tyle

skuteczne, że wspólnotę zaczęto nazywać "dyplomatycznym ramieniem Watykanu"

bądź też "ONZ z Trastevere" (od nazwy dzielnicy Rzymu, w której mieści się

siedziba wspólnoty) Spośród najważniejszych sukcesów należy wymienić

doprowadzenie (w 1990) do pokojowego rozwiązania sytuacji w Mozambiku,

kiedy to prosowiecki rząd zawarł ugodę z prozachodnimi buntownikami. Ale były

też i porażki. Dość wskazać na przykład Hassana Al Tourabiego, polityczno-

religijnego leadera Sudanu, walczącego o islamizację południowej części tego - w

większości katolickiego - kraju. Oto chociaż Al Tourabiego uznano za ideologa

islamskiej międzynarodówki (którą zawiadują integrystyczni terroryści), to jednak -

w wyniku mediacji prowadzonej przez wspólnotę - został przyjęty w Rzymie przez

papieża. Później zresztą kierownictwo organizacji będzie twierdzić, że stało się tak

przez czysty przypadek.

Inną polityczną klęską dyplomatyczną Wspólnoty Świętego Idziego były

działania w Algierii, gdzie od lat toczyła się wyniszczająca wojna między islam-

skimi organizacjami terrorystycznymi i militarystycznym rządem. Gdy 1995 roku

background image

leaderom wspólnoty udało się doprowadzić do wszczęcia negocjacji pomiędzy

przywódcami obu walczących stron, zawarcie

porozumienia uniemożliwiła nieobecność wojskowych przywódców z rządu.

Zanim zginął od bomby, którą podłożono w jego samochodzie, biskup Oranu Pierre

Claverie oskarżył właśnie Wspólnotę Świętego Idziego, że opóźniła możliwe

zakończenie konfliktu.

Dnia 12 sierpnia ł 997 moskiewski ośrodek dla bezdomnych dziewcząt,

Christian Mercy Society, prowadzony wraz z prawosławnymi Rosjanami przez

Wspólnotę Świętego Idziego przeżył napad uzbrojonych przestępców, którzy

porwali trzy dziewczynki. Prowadzące śledztwo rosyjskie władze wysunęły przy-

puszczenie, że chodziło o odwet na humanitarnej organizacji, za to że przyjmując

do siebie wiele młodych dziewcząt de facto podbiera je z lukratywnego rynku

prostytucji. Lub też że chodziło o wymuszenie na wspólnocie zgody na

uczestniczenie w nielegalnym handlu (instytucje takie, jak Wspólnota Świętego

Idziego, korzy stają bowiem z wielu ułatwień celnych i bywają rzadko przez

władze kontrolowane).

Oprócz zabiegów natury dyplomatycznej "ONZ z Trastevere" (którego

sympatykami są również Giulio Andreotti i Beniamino Andreatta) ma od niedawna

nowy obowiązek zajęcia się problemem dużo bardziej materialnym: chodzi o

pozyskiwanie funduszy na remont pałacu Leopardi, znajdującego się przy placu

Santa Riccardi w dzielnicy Trastevere. Wspólnota

208

209

(którą wspierał proboszcz bazyliki Santa Maria - ojciec Vincenzo Paglia) z

łatwością zebrała sześć miliardów lirów - dwa miliardy pochodziły od firmy

Mediaset-Fininvest, której w zamian udzielono prawa do filmowania telewizyjnego

kiermaszu "Trzydzieści godzin dla życia", a o wpłatę kolejnych czterech miliardów

background image

zwrócono się do burmistrza Francesco Rutelli. Niegdyś radykał i antyklerykał, a

obecnie czuły na papieskie zachcianki bigot - Cicciobello Rutelli nie zawiódł

oczekiwań wspólnoty: zapowiedział, że potrzebna na remont kwota zostanie

uzyskana ze specjalnych europejskich funduszy, przeznaczonych na ratowanie

spuścizny artystycznej mającej związek z "celami socjalnymi".

Teologia, finanse i tajemnica są naczelnymi hasłami najbardziej znanej,

największej i najbardziej wpływowej organizacji mającej powiązania z Kościołem -

chodzi o Opus Dei. "Obra"-jak określają ją w Hiszpanii - od lat uznawana jest za

rodzaj przepotężnej "klerykalnej masonerii". W istocie do organizacji tej należy

około 80 000 mężczyzn i kobiet. Utworzył ją w 1928 roku zakonnik Josemaria

Escriva de Balaguer. Zresztą proces beatyfikacji Balaguera okazał się najszybszy w

historii, bowiem zmarł on w 1975 roku, a ogłoszono go błogosławionym w 17 lat

później. Szybkość ta stanowiła podarunek

dla sekty ze strony Jana Pawła II, który w dużej mierze właśnie jej zawdzięcza

swój wybór na tron Piotrowy.

Obecnie Opus Dei skupia około 1500 duchownych, działających w około 50

krajach. Dysponuje placówkami - ośrodkami, punktami pomocy społecznej,

uniwersytetami (z których dwa znajdują się w Rzymie) - na wszystkich

kontynentach. Związek pomiędzy przebogatą sektą i papieżem jest tak ścisły, że tuż

po swoim wyborze papież Jan Paweł II zdecydował wynieść ją do godności

"prałatury personalnej" tworząc z niej eksterytorialną diecezję (obecnie funkcję

prałata sprawuje biskup Saverio Echevarria). Do Obra należy szereg znanych

osobistości z hierarchii kościelnej, począwszy od samego rzecznika papieża -

Joaquin Novarro Valls.

Chociaż zasadniczo Opus Dei dba o tradycyjny aspekt swej religijności, to

jednak kieruje swoje spojrzenie w przyszłość, do której kluczem ma być no-

woczesność. Przykładem tego jest jej rzymska uczelnia Świętego Krzyża (gdzie

background image

uczy się ponad 600 studentów na kierunkach takich jak: filozofia, teologia i prawo

kanoniczne). Oto w 1996 roku uruchomiono na niej nowe kierunki studiów: public

relations i techniki marketingowe. Pochodzący z Granady Diego Contreras

(sekretarz wydziału) wyjaśnia, że "w spo-

210

211

łeczeństwie rządzonym przyzwoleniem mas jest absolutną koniecznością

znajomość zasad komunikacji. I należy znać je wszystkie, w tym te najnowsze,

które obowiązują w Intemecie i w bankach danych. Weźmy na przykład dziedzinę

marketingu usług: nie polega ona tu na tym, jak robić forse, ale jak zarządzać

organizacjami typuno-profìt, które nie powstają wprawdzie, by generować zysk, ale

w sporządzanym przez nie bilansie wynik końcowy musi być na plus". Takie tech-

nokratyczne podejście popiera główna osobistość z papieskiej uczelni - biskup

Lluis Clavell (pochodzący z Barcelony rektor): "Wykładanie ustnych technik

porozumiewania się, czyli retoryki, nie oznacza, że staramy się zrobić z naszych

studentów supersprzedawców lub też świetnych aktorów. U nas osoba kształcąca

się w komunikacji musi nauczyć się, jak sprawić, aby w kontakcie ona znikła, a

istniał sam przekaz. Tak, jak to określał błogosławiony Escriva de Balaguer: jestem

kopertą, a liczy się wiadomość, którą zawiera ona w środku. Nie oznacza to, że

należy zaniedbać poznanie technik niezbędnych, aby mówić do ludzi

przyzwyczajonych do telewizji, ale też należy umieć mówić do ludzi, którzy

telewizji nigdy nie widzieli, ponieważ mamy studentów z całego świata, od Włoch

po Filipiny, od Polski do Indii".

Zgromadzenie Opus Dei posiada wielu najróżniejszych sympatyków, w tym

również osobistości ze świata interesów i świata polityki. Ale nie wszystko złoto,

co się świeci. Ponad siedemdziesięcioletnia Hiszpanka Maria del Carmen Tąpią -

która do Opus Dei przystąpiła w 1948 roku, a opuściła je w 1966-napisała bardzo

background image

krytyczną książkę o kongregacji (Za progiem. Życie w Opus Dei) i o "Świętej

Mafii", jak sama określiła Obra w swojej książce. Maria Tąpią jest pracownikiem

naukowym i obecnie pracuje na uniwersytecie w Santa Barbara w Kalifornii.

Książka daje - z pozycji kogoś, kto znajduje się wewnątrz

- bezlitosny obraz kongregacji z jej obyczajami i tajemnicami, począwszy od

samego mechanizmu werbowania: "Pierwsze kontakty następują, gdy np. młody

człowiek poznaje jakiegoś członka Opus. Często są to osoby o wysokim poziomie

intelektualnym i duchowym, ale wkrótce powiada się takiemu młodemu

człowiekowi, żeby nie mówił - nawet swojej rodzinie

- że należy do Opus. Formalnie to prawda: do Opus należy się faktycznie dopiero z

chwilą wypowiedzenia zobowiązania, ale jednocześnie przecież skłania się

młodego człowieka, żeby nie mówił prawdy swoim rodzicom. Również i później

członek Opus nie powinien mówić nic o swojej działalności oprócz bardzo

ogólnych rzeczy. W Mediolanie spotkałam matkę,

272

213

która nie wie, co jej syn robi w Belgii, w Szwajcarii lub we Francji. Członkowie

Opus Dei nic nie mogą mówić innym o organizacji, nawet swojemu biskupowi i

papieskiemu nuncjuszowi. Ja sama dostałam upomnienie, ponieważ naiwnie

wyjawiłam nuncjuszowi w Hiszpanii - biskupowi Dadagho, ile w pewnym roku

było powołań. Wszystko to nazywa się dyskrecją. W siedzibach ośrodków

widziałam mroczne miejsca, gdzie przechowywane są karty członków i gdzie mu-

siała stać również butelka z benzyną, na wypadek, gdyby zaistniała konieczność

podpalenia wszystkiego...

Ten kto prosi o przyjęcie - pisze dalej Tąpią -cofa się w rozwoju do etapu

psychologii dziecka... Nic nie wie, musi zachowywać się jak dzieciątko, które

dopiero musi się wszystkiego uczyć i nieustannie straszy się go przywołaniem do

background image

zachowania odpowiedniego stanu ducha, co w gruncie rzeczy oznacza unikanie

krytycznej refleksji, przyjmowanie wszelkich odpowiedzi jako takich,

dostosowanie się do zasad nieustannego kultu założyciela, Escriva de Balaguera.

Ci, którzy go spotykali, musieli uklęknąć na lewym kolanie i ucałować jego dłoń.

Istnieje ciągła indoktrynacja i stała presja, aby poddać się całkowicie swoim

zwierzchnikom..."

W sprawie tego, że Balaguer na początku nie zamierzał przyjmować do organizacji

kobiet, Tąpią

pisze: "Sam potwierdził to, że nie chciał. Później mówił nam, że powinniśmy

dziękować Matce Świętej, że mogłyśmy wstąpić do Opus. W praktyce w orga-

nizacji istnieje ścisły podział na kobiety i mężczyzn. Sekcja męska podejmuje

decyzje i obmyśla plany, żeńska może je tylko wykonywać. Założyciel Escriva

odczuwał wobec kobiet rodzaj strachu, zorganizował zatem cały system w ten

sposób, że członkini (szeregowa) nie może nawet normalnie porozmawiać z księ-

dzem, prócz sytuacji spowiedzi... Jest ogromna presja, aby każdy szeregowy

uzyskał nawróconych. W żargonie to określa się mianem pintar to znaczy

przywołać na gwizdek. Ten kto nie zdobył nawróconych jest bezpłodny. Zawsze

miałam wrażenie, że bardziej niż apostolstwem w ramach Opus zajmowałam się

raczej szukaniem kandydatów do Opus. Lub też współpracowników tj. takich osób,

które chociażby nie były katolikami i należały do innych religii, to mogły przydać

się organizacji ze względu na sprawy finansowe, pozycję społeczną, zawód..."

W Rzymie aktywnie działa stowarzyszenie rodzin pokrzywdzonych przez

Opus Dei, które powołuj e się na doświadczenia bliźniaczej organizacji działającej

w Stanach Zjednoczonych, założonej przez byłego członka Opus, hiszpańskiego

socjologa Alberto Moncada. Od kilku lat człowiek ten zwalcza -

214

275

background image

poprzez publikacje prasowe i wystąpienia telewizyjne - wyznawane przez

parareligijną sektę credo. Rodzinom, które zarzucają Opus Dei pranie w mózgach

ich synów, Giuseppe Congliano lakonicznie odpowiada: "Również rodzina

świętego Franciszka nie była zadowolona z jego nawrócenia".

Po wstąpieniu do Opus Dei kawalerowie i panny przekazują organizacji

otrzymywane za pracę wynagrodzenie, a od organizacji otrzymuj ą niezbędne

środki na zakup odzieży i przedmiotów osobistych, o ile są one faktycznie

konieczne, oraz środki potrzebne na przeżycie. Reszta zarządzana jest przez organi-

zację: mówi się, że przeznaczana jest na "działania ewangelizacyjne" o bliżej nie

sprecyzowanym charakterze i na potrzeby własne organizacji. Prawie wszyscy

adepci podpisują rodzaj rozporządzenia na wypadek śmierci w formie testamentu

zapisując wszystko Opus. To pewien zwyczaj - oświadcza rzecznik organizacji

Giuseppe Corigliano. - Nie jest to obowiązek, ale jest to całkowicie naturalne,

biorąc pod uwagę, że osoby związane małżeństwem zapisują w testamencie

wszystko na rzecz małżonka.

Wśród 80 000 członków Opus znajdują się najróżniejsze i najbarwniejsze

osobowości, a wśród nich i takie, które niezbyt licują z religijno-humanitarnym

duchem inspirowanym niegdyś przez samego

Balaguera. Takim głośnym przypadkiem, by ograniczyć się choćby do jednego

przykładu, jest postać Tito Tettamanti. Jak pisze Avvenimenti (1994) - to bardzo

wpływowy człowiek, szef jednego z najpotężniejszych finansowych lobby

kierujących interesami ze Szwajcarii - grupy Sardere. Tettamanti stoi w centrum

rozległej sieci układów biznesowych i znajomościowych ułatwiających mu

działanie w kręgach europejskich finansów. Jest wspólnikiem Vittorio Ghidelli

(ściganego przez prokuraturę w Bari w związku z oszustwem na szkodę banku

Cassa del Mezzogiorno), wielkiego przyjaciela byłego wiceprezesa banku

Ambrosiano Orazio Bagnasco i kombinatora z Lugano Marco Gambazziego

background image

(zamieszanego w sprawie krachu Ambrosiano i najświeższego administratora konta

"Cassonetto" należącego do skorumpowanego sędziego Diego Curto). Tettamanti j

est powiązany, oprócz samego Opus Dei, z bossem z Zurychu (także z Opus Dei)

Peterem Duftem (postawionym przed mediolańskim sądem pod zarzutem udziału w

szantażu wobec Roberta Calviego) oraz z Banca Karfinco. Prasa przypominała też,

że Tettamanti był podobno jednym z tych, którzy na początku finansowali Silvio

Berlusconiego.

Wpływy polityczne Opus Dei są silne przede wszystkim w Hiszpanii, i to od

czasów dyktatury

216

277

Franco. Przykładem tego były wybory parlamentarne z 1996 roku, kiedy to prawica

Jose Marii Aznara pobiła socjalistów Felipe Gonzaleza. W swojej książce pisarz

Jesus Ynfante opisuje, jak Obra w wielkim stylu powracała na scenę

instytucjonalno-fìnansowego życia w Hiszpanii, aby popierać swoimi wysiłkami

zjednoczenie prawicy. "Opus Dei - pisze Ynfante - stało się jednym z filarów Partii

Ludowej. Jego celem było przekształcenie swojej siły nacisku na władzę politycz-

ną". Pisarz wymienia wiele osobistości z Partii Ludowej, które należą do Obra, a

wśród nich: przewodniczącego parlamentu Federico Trillo (w Opus od młodości) i

ministrów: panią Loyola del Palacio (od rolnictwa) i panią Isabel Tocino (od

środowiska). W zamian rząd Aznara dał wyraźny znak wdzięczności dla Opus Dei:

mimo poważnych cięć budżetowych subwencje, które państwo przekazywało na

rzecz Kościoła, pozostały bez zmian, a przypuszcza się wręcz, że ich poziom

wzrósł.

Również we Włoszech Obra posiada pewien wpływ na scenę polityczną.

Nacisk taki wywarła, na przykład, pod koniec 1993 roku, kiedy to Silvio

Berlusconi potajemnie organizował swoją partię-przedsiębiorstwo Forza Italia.

background image

Projekt, który - wcześniej nim został publicznie ogłoszony - uzyskał już

błogosławieństwo czasopisma Studi Cattolici

(zbliżonego do Opus Dei). - Berlusconi słusznie robi, że znowu pojawia się na

scenie. Jego zaangażowanie w politykę z całą pewnością wzmocni inicjatywę

utworzenia wielkiej, umiarkowanej koalicji - pisał naczelny czasopisma Cesare

Cavalieri. Jeden z członków Obra, były dziennikarz RAI, Alberto Michelini był

nawet kandydatem w wyborach lokalnych w kwietniu 1995 z ramienia Forza Italia.

Głos Opus Dei dało się także usłyszeć w gronie tych, którzy usiłowali bronić

wielokrotnego deputowanego (oskarżonego o zlecenie zabójstwa i wspomaganie

mafìi) Giulio Andreottiego. Latem 1993 biskup Luigi Tirelli oświadczył wręcz, że

ci, którzy oskarżają Andreottiego, mówią absurdy. "Znam Andreottiego, i jest to

godna osoba. Napisałem do niego list z wyrazami wsparcia... Oskarżający zaś nie

są dżentelmenami, są mafiosami i łajdakami." Inny prałat powiązany z Opus Dei,

monsignor Francesco Angelicchio, oświadczył dziennikarzowi tygodnika z kręgu

"Komunia i wyzwolenie" Sabało: "Andreotti jest symbolem katolickiej obecności

w polityce... To zmowa mafìi i międzynarodowej masonerii". A rzecznik

organizacji Giuseppe Corighano dodał: "Opus Dei stanęło za Andreottim. Wiele

osób osobiście świadczy na rzecz przyjaciela oskarżanego o rzeczy niepraw-

dopodobne." I faktycznie, Andreotti jest przyjacielem

218

279

Obra i to od dawna. W 1975 (był wtedy ministrem) wystosował do Pawła VI list, w

którym napisał: "Czuję się w obowiązku wyrazić Waszej Świątobliwości mój głos

za tym, aby jak najszybciej został wszczęty proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny

biskupa Escriva, bowiem przekonany jestem, że służył on sławie Boga i dobru

dusz".

Żeńskim odpowiednikiem potężnej hiszpańskiej sekty jest Opus Mariae,

background image

bardziej znana pod nazwą Focolarmi (Piastunki ogniska domowego). Członkinie tej

sekty prowadzą wspólne życie przekazując jej wszystko, co posiadają: wszystko

jest wspólne, ale to szefowie podejmują decyzje i wszystkim zawiadują. Zresztą

Opus Mariae postało w wyniku pewnego świętego widzenia: po dobiciu

pielgrzymki do Loreto pewna dwudziestoletnia nauczycielka z Trydentu Chiara

Lubich ujrzała żłobek. Później ujrzała też orszak dziewic. Kiedy miała 23 lata

ujrzała wręcz samego Boga. Widzenia te zmieniły jej życie i życie tysięcy osób. W

czasie wojny sławna Lubich spotkała inne kobiety i założyła pierwsze ognisko, a

wszystkie wierne postanowiły żyć w czystości.

Wysiłki mające na celu nawracanie kobiet wydały z czasem swoje owoce:

nauczanie Lubich zjednało około 6000 osób zamieszkujących różne części globu

(we Włoszech jest około 50 ognisk żeńskich

i tyleż samo męskich). Sympatyków i członków jest już jednak ponad dwa miliony.

Wszyscy otrzymują informacje o parareligijnym ruchu poprzez publikacje

wydawnictwa Citta nuova, broszurki pisane przez samą Lubich w "cytadeli"

znajdującej się Loppiano, w samym sercu Toskanii. Około dwadzieścia ośrodków

tego ruchu rozsianych jest na wszystkich kontynentach.

Poprzez pączkującą organizację Chiarze Lubich udaje się przyciągnąć sporą

liczbę księży i biskupów. Wśród tych ostatnich, najbardziej znane jest nazwisko

Ennio Antonelliego, prawej ręki kardynała Camillo Ruini. A także i papież ma

dużo estymy dla tej religijnej armady, ponieważ realizuje ona ten sam cel:

przyciągnąć do Kościoła jak największą liczbę wyznawców innych religii. W roli

papieża w spódnicy Lubich dużo podróżuje, utrzymuje kontakty z głowami państw

(przede wszystkim z Azji i Ameryki Południowej - w Brazylii Opus Mariae ma

jeden ze swoich bastionów).

Organizacja posiada jednak i pewne minusy -przede wszystkim dla tych,

którzy pozbywszy się wszystkiego, co posiadali, są zmuszeni w imię Marii Panny -

background image

ciężko pracować, żeby zasilać machinę produkującą wiarę, a wyciskającą gotówkę.

220

221

background image

Biznes opatrzności bożej

Holding leczenia dusz

Trudno o nazwę bardziej budzącą zaufanie: Zgromadzenie Sióstr

Służebniczek Bożej Opatrzności. Ale mieszkańcy Bisceglie (w prowincji Bari),

gdzie zgromadzenie ma swój ą siedzibę, są bardziej lapidarni -"Wariatkowo ojca

Uva" (od nazwiska założyciela).

Z dwoma tysiącami pacjentów i prawie taką samą liczbą pracowników Dom

Bożej Opatrzności jest jedną z największych placówek tego typu we Włoszech. Od

lat czterdziestych daje miejsca pracy i obraca rocznie setkami miliardów lirów. To,

że jest to instytucja nie ukierunkowana na zysk, stanowi tylko statutowy detal. W

rzeczywistości na działalność ośrodka w Bisceglie i trzech włoskich oddziałów

(Foggi,

225

Guidoma i Potenza) oraz oddziału w Argentynie (Parana) siostry służebniczki

otrzymują, średnio, 400 miliardów tirów rocznie, do czego należy dodać jeszcze

emerytury i renty około 600 pacjentów (licząc tylko z ośrodka w Bisceglie)

uznanych za "pacjentów pozostających pod opieką prawną o środka". Zgodnie z

przepisami jedna osoba może sprawować opiekę nad co najwyżej trzema osobami.

W Bisceglie limit ten nie jest respektowany: na 600 podopiecznych przypada

niewielka liczba osób obsługi. Zgromadzenie zawiaduje zatem miliardowym

budżetem, co czyni zeń małe imperium. Na jego czele stoi zarząd złożony z

nominowanych przez Watykan prałatów.

background image

O powstaniu siedziby-centrali z Bisceglie krążą legendy, które współistniej ą z

faktami. Założycielem był Pasquale Uva, który urodził się w małej wiosce w

regionie Puglia w 1883 roku. W 1906 roku został wyświęcony na księdza. Mówi

się, że młody ksiądz łączył powołanie religijne z dość bystrym zmysłem do

interesów. Opowiada się, że w 1921 roku sprzedał silnik do projektora kinowego za

niebagatelną wtedy kwotę 9 tysięcy lirów. Kiedy później znalazł siew Watykanie,

w trakcie audiencji, której udzielił mu papież Benedykt XV (Giacomo della Chiesa,

wybrany w 1914 i zmarły w 1922 roku), oj ciec Uva zdołał przekonać papieża o

celowości zbudowania

w Bisceglie szpitala psychiatrycznego. Benedykt XV przekazał mu 10 tysięcy

lirów, a przedsiębiorczy ojciec Uva, z pomocą ośmiu sióstr służebniczek, rozpoczął

budowę i nazwał ośrodek swoim własnym nazwiskiem.

Po kilku latach ośrodek zapełnił się pacjentami potrzebującymi opieki, przede

wszystkim osobami cierpiącymi na choroby psychiczne lub też uważanymi za

cierpiące na te choroby.

Coraz szybszy obieg pieniądza i najróżniejsze interesy ożywiające

koniunkturę w regionie powojennej Puglii, przy jednoczesnym ciągłym wzroście

liczby pensjonariuszy, naprowadziły ojca Uva na myśl, by zarządzanie placówką

powierzy ć osobom laickim, mającym niejako więcej doświadczenia w kwestiach

finansowych. Tak rozpoczęła się kariera Lorenzo Leone, który do pracy w ośrodku

przyjęty został w latach trzydziestych.

Począwszy od funkcji głównego pomocnika ojca Uva, Leone przeszedł przez

wszystkie szczeble hierarchii. Mówi się, że w ośrodku był i szewcem, i krawcem, i

księgowym, aż doczekał się odpowiedzialnej funkcji szefa pielęgniarek (ale

prawdopodobnie to tylko legendy). Faktem jest natomiast, że tuż przed śmiercią, w

1955, ojciec Uva wyznaczył go na szefa placówki. Potem, już w latach

sześćdziesiątych,

background image

226

227

zgodnie z wolą generalnej rady sióstr, Leone objął stanowisko sekretarza

generalnego.

I tak pomiędzy kolejnymi zaszczytami religijnymi i cywilnymi -w tym

nadania mu tytułu honorowego obywatela Bisceglie - Lorenzo Leone poświęcił się

tkaniu gęstej sieci powiązań. W Watykanie miał oparcie w przyszłym kardynale

Eduardo Martinez Somalo (który zostanie mianowany prefektem Kongregacji do

spraw Duchowieństwa), a w Bisceglie i w regionie Puglii nawiązał kontakty z

sędziami, prokuratorami, przedsiębiorcami, urzędnikami państwowymi. Te zna-

jomości i przyjaźnie na wiele lat zapewnianiu całkowitą kurtynę milczenia ze

strony lokalnej prasy w odniesieniu do wszystkiego, co działo się w zakładzie

psychiatrycznym Boskiej Opatrzności.

W 1975 roku miał miejsce pierwszy krótki epizod odsłonięcia rąbka tego, co

skrywała zasłona -związkowiec Giovanni Gentile złożył doniesienie o różnych

nieprawidłowościach w działalności domu. Lecz w trakcie jednego ze strajków

został wraz z czterema kolegami osadzony w areszcie pod zarzutem stawiania

oporu wobec funkcjonariuszy publicznych, l znowu wokół placówki religijnej

zapadła cisza, w której monarcha Leone triumfalnie powtarzał swoją naczelną

zasadę: "Prawo zatrzymuje się u bram tego szpitala. Dalej już jestem ja".

Skandal ze szpitalem psychiatrycznym w Bisceglie wybucha na początku lat

dziewięćdziesiątych po donosach pracownika - związkowca Francesco Saverio

Cervone. Do ośrodka przyjęty został w 1973 roku w charakterze terapeuty. W 1990

stał się aktywistą niezależnego związku zawodowego Confili i publicznie wyjawił,

że w kuchni zakładu w przygotowaniu posiłków dla pacjentów wykorzystuje się

przeterminowane produkty. Zwrócił się do dyrekcji o informację, w wobec ilu

pacjentów monsignor Felice Posa i doktor Celestino Selvaggio pełnią funkcję

background image

opiekunów prawnych, dysponując ich pieniędzmi. Zażądał też od kierownictwa

placówki okazania mu listy dostawców i doradców zewnętrznych. Domagał się wy-

jawienia wysokości wynagrodzenia pobieranego przez Leone i inne osoby z

kierownictwa. Ponadto złożył różne inne oświadczenia w prokuraturze i oskarżył

przedstawicieli dużych związków zawodowych, że zamykaj ą oczy na

nieprawidłowości mające miejsce w zakładzie psychiatrycznym.

Wystąpienia Cervone zmuszaj ą Leone do powołania komisji dyscyplinarnej,

której powierzono nadzorowanie działalności prowadzonej w obrębie szpitala. Do

komisji weszli trzej przedstawiciele największych włoskich związków

zawodowych i trzej przedstawiciele administracji zakładu: Roberto Ciaccia,

228

229

Sante Pellegrino i Celestino Selvaggio. K-omisji przewodniczył prokurator

Vincenzo Nardi (ten sam, który będzie kierował zespołem inspektorów wysłanych

przez rząd Berlusconiego w sprawie mediolańskich prokuratorów działających w

akcji "Czyste ręce").

W dziewięciu zawiadomieniach skierowanych przez Cervone do prokuratury

w Trani i do inspekcji pracy mówi się, między innymi, o licznych pracownikach

zakładu psychiatrycznego, którzy choć nie posiadali wymaganego dyplomu

psychiatrów (a obowiązek taki wynikał z umowy o pracę) to jednak zapewniono im

zaszeregowanie do kategorii najwyższej; dwiema osobami z tej grupy byli Roberto

Giaccia i Sante Pellegrino, a więc członkowie wspomnianej komisji

dyscyplinarnej... Co się stało z donosami Cervone? Leżą sobie gdzieś w zakątku

archiwum sądu w Trani, gdzie, w podległej sądowi prokuraturze, pracuje jako

zastępca prokuratora Michele Nardi, syn przewodniczącego komisji

dyscyplinarnej...

W połowie marca 1993 minister zdrowia Raffaele Costa dokonuje inspekcji

background image

Domu Bożej Opatrzności. Po zakończeniu kontroli gratuje pracownikom do-

skonałego stanu higieny i organizacji, co osobiście stwierdził w placówce. Cervone

wysyła do ministra telegram: "Uznaję za swój obowiązek przesłać panu

dokumentację fotograficzną obrazującą rzeczywisty

stan efektów zarządzania w dziedzinie higieny i organizacji pracy i oświadczam, że

pozostaję do pańskiej całkowitej dyspozycji celem udzielenia dalszych wyjaśnień".

Fotografìe pokazuj ą natomiast wielu zaniedbanych lub związanych pacjentów.

Dnia 20 lipca 1993 Leone doświadcza pierwszej porażki w zetknięciu z

wymiarem sprawiedliwości. Sąd w Potenza skazuje go i monsignora Italo Lelli na

siedem miesięcy pozbawienia wolności za zaniedbania obowiązków służbowych.

Obydwaj zostają uznani za winnych tego, że nie wprowadzili w placówce

szpitalnej zasad ustanowionych w umowie zawartej sześć lat wcześniej pomiędzy

zakładem opieki zdrowotnej w Luca i Domem Bożej Opatrzności. Za to samo

przestępstwo karę siedmiu miesięcy pozbawienia wolności otrzymali także

przewodniczący i wiceprzewodniczący rady regionalnej Basilicata -chadek Antonio

Potenza i socjalista Gabriele Di Mauro. Ponadto skazani na sześć miesięcy

więzienia zostali dyrektor medyczny domu Luigi Morcaldi i ordynator jednego z

oddziałów Antonio Calabrese, których uznano za winnych zastosowania "środków

pozbawienia wolności osobistej wobec około dwudziestu pacjentów". Wszyscy

skazani skorzystali z dobrodziejstwa warunkowego zawieszenia kary i niewpisania

do centralnego rejestru skazanych.

230

231

Później - w wyniku apelacji - wszyscy zostaną uniewinnieni.

W sobotę 27 sierpnia 1994 Dom Bożej Opatrzności w Bisccglie jak nigdy, lśni

od czystości. Szpaler granatowych samochodów przekracza bramę wjazdową. Z

samochodów wy siadaj ą politycy, prokuratorzy, przedsiębiorcy, dostawcy

background image

placówki - wszyscy zostali zaproszeni na najbardziej wystawną uroczystość ślubną,

jaką kiedykolwiek widziało to miasto: żeni się ukochany wnuk Lorenzo Leone -

adwokat Pasquale Procacci Leone. Aby uczestniczyć w nabożeństwie

odprawianym w stojącej pośrodku ośrodka bazylice Świętego Józefa, z Rzymu

fatyguje się nawet jeden z watykańskich protektorów Leone - biskup Donato De

Bonis.

Ów 27 sierpnia jest prawdziwie szczęśliwym dniem dla młodej pary. Szczodry

dziadek Lorenzo podarował wnukowi jako ślubny prezent willę delle Magnolie,

posiadłość szacowaną- oprócz cennego wyposażenia - na ponad trzy miliardy

lirów.

To że monarcha religijnego zakładu psychiatrycznego mógł sobie na taki

prezent pozwolić, że był bogatym starszym panem, było faktem w Bisceglie po-

wszechnie znanym. Wiele osób utrzymuje, że ponieważ Leone od zawsze pracował

w Domu Bożej Opatrzności, więc wzbogacił się obracając setkami

miliardów, które co roku wpływały do kasy placówki. Czy były to tylko

pomówienia? Faktem jest, że Lorenzo Leone ma się doskonale. Kamienica przy via

Andrea Ciardi, w której mieszka, należy do niego. Oczywiście zatrudnia służbę

domową i osobistego kierowcę. Ma również małą willę na przedmieściach. Jeszcze

lepiej ma się jego córka, pięćdziesięcioletnia Anastasia, na którą zapisany jest w

księgach wieczystych gmach przy corso Cavour w pobliskim Capirro. Zdaniem

wielu osób jest ona także właścicielką rozlicznych nieruchomości, działek gruntu i

hoteli rozsianych po całej Kalabrii i Val d'Osta. Nie powinien też dziwić fakt, że na

wystawnym ślubie Pasquale Procacci zjawili się lokalni politycy z ramienia

chadecji: Chrześcijańska Demokracja zawsze była oparciem dla Lorenzo Leone,

który przez lata pozostawał uczniem pochodzącego z Bari ministra, Vito Lattanzio.

Za kilka miesięcy, 28 marca 1995, eksminister Lattanzio zostanie aresztowany w

związku ze sprawą afery łapówkarskiej w zakładzie opieki zdrowotnej w Bari.

background image

Oczywiście i on, i wiele innych osobistości oskarżonych w tej sprawie, zostaje

później uznanych za niewinnych przez wszystkie, do najwyższej włącznie, in-

stancje sądowe...

Jednakże długa kariera dziadka Leone zbliżała się do końca. Echo Jego

pierwszej sądowej porażki

232

233

oraz dyskusje i pogłoski, które jej towarzyszyły, zmusiły Watykan do interwencji.

W połowie listopada 1994 Leone zostaje mianowany "honorowym prezesem"

Domu Bożej Opatrzności, a jego kompetencje przechodzą na komisarza - biskupa

Riccardo Ruotolo, który prowadził pobliski Dom Wsparcia w Cierpieniu w San

Giovanni Rotondo (rodzinnej wiosce ojca Pio).

Aby podołać wysiłkowi zarządzania ośrodkiem w Bisceglie biskup Ruotolo

korzystał z pomocy swojego młodszego brata - ojca Giuseppe, którego mianował

komisarzem wikariuszem. Ojciec Giuseppe był w istocie bardzo przedsiębiorczym

zakonnikiem; piastował funkcję członka zarządu w Cooperativa Arcobaleno, która

zajmowała się prowadzeniem przedszkoli i był pasjonatem piłki nożnej (w Andria

szeptano, że prowadził jakieś interesy z miejscowym klubem sportowym Fidelis).

Nad jego aktywnością ciążył pewien cień związany z faktem, że rok wcześniej

zamieszany był w lokalny skandal, nazwany cmentarną aferą łapówkarską.

Ustanowienie nowego kierownictwa domu w osobach braci Ruotolo i co

najwyżej symboliczna funkcja, która pozostała Leone, wywołało komentarz ze

strony związkowca Cervone: "W rzeczywistości za pomocą tego manewru Stolica

Apostolska usiłowała odżegnać się od przestępstw popełnionych przez

poprzednią ekipę, której niezaprzeczalnym leaderem był szacowny Leone... Ale ta

zaciągnięta przez Watykan »nabożna zasłona« niewiele uczyni, bo mimo po-

wołania zarządcy komisarycznego pozostali ci sami pracownicy, a

background image

nieprawidłowości nadal maj ą miejsce".

Tak więc waleczny związkowiec na nowo podejmuje akcję i oskarża

aktualnego komisarza o trwonienie publicznych pieniędzy, wskazując jako

przykład zakup za dwa miliony lirów jednorazowych strzykawek wkrótce

ulegających przeterminowaniu.

W innym, już nie wiadomo którym z kolei, zawiadomieniu do prokuratury

Cervone mówi o przyjęciu do pracy dziesięciu ogrodników, którzy - mimo iż

faktycznie pracy nie wykonywali przez dwa lata -pobierali regularne

wynagrodzenie. Zgłasza ponadto przypadki przyjmowania do pracy osób z rodziny

i osób "z polecenia" (przy czym sam siebie kwalifikuje do tej właśnie kategorii).

Przytacza w tym względzie wiele konkretnych przypadków...

Dnia l O czerwca 1995 w stosunku do ponad osiemdziesięcioletniego już

Lorenzo Leone zostaje wydany nakaz zatrzymania. Prokurator wydaje posta-

nowienie o osadzeniu w areszcie domowym w jego luksusowej willi przy via

Ciardi. Przedmiotem wytoczonego przeciwko byłemu szefowi ośrodka nowego

postępowania sądowego jest naruszenie przepisów

234

235

o nawiązywaniu stosunku pracy. Chodzi o zatrudnienie Saverio Torelli w

charakterze pomocnika technicznego. Był on z zawodu fryzjerem i Leone przyjął

go do pracy jako inwalidę cywilnego, chociaż kilka miesięcy wcześniej Torelli

został wykreślony z rejestru "z powodu fałszywego inwalidztwa", a ponadto nie

posiadał ani wymaganego wykształcenia ani też odpowiedniego stażu pracy.

Lorenzowi Leone poleciła go szwagierka Francesca Micucci, sekretarka z biura

obsługi administracyjnej zespołu opieki zdrowotnej, tego samego, który określał

dzienny limit wydatków należny ośrodkowi... Lorenza Leone (który miał już za

sobą warunkowe umorzenie postępowania) oskarżono o poświadczenie nieprawdy i

background image

współdziałanie w przekroczeniu kompetencji w celach przysporzenia korzyści

majątkowej.

Również nowy szef ośrodka - biskup Riccardo Ruotolo, trafił w końcu na ławę

oskarżonych, ale w charakterze administratora Domu Wsparcia w Cierpieniu w San

Giovanni Rotondo, założonego przez ojca Pio. W zarządzie fundacji domu

zasiadywali: Vincenzo D'Addario (rezydujący w siedzibie arcybiskupstwa w

Manfredonia), Antonio Cicchetti i Domenico Fazio (zamieszkały w Mediolanie).

Najbardziej znany z tego kwartetu Domenico Fazio - którego nazwisko znalazło się

na bolońskiej liście członków Włoskiej Loży

Wielkiego Wschodu, a w latach siedemdziesiątych pełnił funkcję dyrektora w

ministerstwie oświaty - był kuzynem Aldo Moro, leadera Chrześcijańskiej Demo-

kracji, porwanego i zamordowanego przez Czerwone Brygady (1978).

Biskupowi Ruotolo zarzucono naruszenie przepisów prawa budowlanego,

usiłowanie oszustwa i poświadczenie nieprawdy. Wraz z Ruotolo przed sądem

odpowiadało siedmiu innych oskarżonych, wśród których znajdował się były

burmistrz Nicola De Bonis i była burmistrz Felicetta Baldinetti. Sprawa dotyczyła

budowy Domu Chorego Pielgrzyma, dużej wielo-specjalistycznej przychodni z

aneksem w postaci ogromnego parkingu, budowy prowadzonej - według aktu

oskarżenia - z naruszeniem norm urbanistycznych i wbrew planowi

zagospodarowania przestrzennego.

Dla wpływowego biskupa prokurator Antonio Vaccaro zażądał kary sześciu

miesięcy pozbawienia wolności i grzywny w wysokości 40 milionów lirów.

Prokurator domagał się nadto wszczęcia śledztwa celem określenia sytuacji

procesowej pozostałych odpowiedzialnych osób, wśród których znajdował się

dyrektor wydziału architektury Genneto Longo, który w 1987 roku wydał

zezwolenie na budowę mimo -według aktu oskarżenia - zupełnego braku

szczegółowego projektu budowy. Na sali sądowej tenże bronił

background image

236

237

się twierdząc, że projekt już istniał, a jego nazwa brzmiała "Święty, Święty,

Święty". Określono też w nim technologię prac budowlanych, a przedstawiony

zakres "umożliwiał traktowanie go jako spełniającego wymogi prawne projektu

budowlanego".

W jaki sposób mogło zakończyć się postępowanie sądowe w sprawie

"świętego planu" budowy obiektu o kubaturze 100 000 metrów sześciennych,

którego kamień węgielny poświęcił osobiście papież Jan Paweł II? Z pewnością nie

sądowym zajęciem budynku i nakazem j ego zburzenia, ale należytym unie-

winnieniem wszystkich odpowiedzialnych za zaistniały stan.

Faktem jest, że Dom Wsparcia w Cierpieniu zawiaduje rocznie dziesiątkami

miliardów lirów, do których należy jeszcze doliczyć przychody z dwóch hoteli z

restauracjami w San Giovanni Rotondo, gdzie przybywają ogromne rzesze

wiernych. Ciekawe, jak się ma do przykazań kościelnych treść wywieszek ho-

telowych w Domu Ćwiczeń Duchowych i w Domu Wieczerzy Pańskiej im. Świętej

Klary, informujących, że "zgodnie z zezwoleniem władz napoje na bazie alkoholu i

trunki wysokoprocentowe podaje się tylko gościom hotelowym".

Pewnego dnia na zapalczywego związkowca Francesco Saverio Cervone spada

gniew z niebios:

13 września 1995 zostaje aresztowany i osadzony w superwięzieniu w Trani.

Ten dzień był w istocie dosyć szczególny dla Domu Bożej Opatrzności,

obchodzono bowiem czterdziestą rocznicę śmierci założyciela - ojca Pasquale Uva.

Od samego rana przez szeroko otwarte bramy ośrodka wjeżdżały samochody

wiozące osobistości duchowne, sędziów i prokuratorów, prominentnych

przedstawicieli sił porządkowych. Cervone też tam był. Sam jeden rozdawał ulotki

polemizujące z zarządzeniami nowego i starego kierownictwa domu. Przyglądało

background image

się temu kilku policjantów. Po zakończeniu uroczystości, kiedy związkowiec

wrócił do domu, dokonano aresztowania i doprowadzono do więzienia. Prokuratura

w Trani oskarżyło go o to, że w kwietniu 1993 - a więc dwa lata wcześniej -

wystawił czek bez pokrycia na dwa miliony lirów...

- Jestem pierwszym włoskim obywatelem - bronił się Cervone - który trafia do

więzienia za coś takiego. Z różnych powodów nie mogłem uregulować czeku w

terminie płatności. Zrobiłem to później -1 marca 1994 - pokrywając również

wszelkie wynikłe koszty.

Ale postępowanie karne trwało nadal, ponieważ już wcześniej prokuratura

wystawiła dokument stwierdzający brak możliwości określenia miejsca pobytu

238

239

Cervone. - Chociażby z racji prowadzonej przeze mnie działalności związkowej,

która dosyć szerokie echo znalazła w lokalnych gazetach, wszyscy wiedzą, gdzie

pracuję i gdzie mieszkam... Tak samo też nie mogłem wnosić w ustawowym

terminie o zamianę kary na grzywnę pieniężną i 26 lipca 1995 dostałem nakaz

zgłoszenia się do więzienia celem odbycia kary. Gdy zwróciłem się do sądu

nadzorującego przebieg kar w Bari z wnioskiem o zamianę kary na przydzielenie

do pracy socjalnej, wniosek został odrzucony z powodu jego niedopuszczalności...

Ale -jak opowiada dalej Cervone - to jeszcze nie wszystko. Po tym upokorzeniu

skazania mnie na więzienie, upokorzeniu, którego doznałem i jako człowiek, i jako

związkowiec, Dom Bożej Opatrzności najpierw zawiesił mnie w obowiązkach

służbowych w wyniku postępowania dyscyplinarnego, a następnie - 18

października 1995 -zostałem zwolniony. Stało się tak, ponieważ zgłosiłem

prokuraturze działania o charakterze administracyjnym i działania medyczne, które

nosiły znamiona poważnych przestępstw...

Prokuratura - oświadcza dalej związkowiec -winna wszczęć śledztwo w

background image

sprawie sytuacji majątkowej wielu pracowników ośrodka, zarówno

administracyjnych, jak i innych. Jest jasne, że ktoś, kto żyje z jednej tylko pensji,

nie zostaje właścicielem mieszkań,

willi, luksusowych samochodów i wysokości kont bankowych... Żeby szukać

sprawiedliwości zwróciłem się także do Maurizio Costanze, Vittorio Sgarbi i

Michele Santoro, przedstawiając ini znane mi fakty. Pierwszy nawet mi nie

odpowiedział; drugi kazał sobie przesłać dokumentacje, ale też nie odpowiedział

mi słowa; trzeci wysłał wprawdzie ekipę do Bisceglie, ale i tu odpowiedzi nie

otrzymałem.

Wygnany z Domu Bożej Opatrzności związkowiec Cervone nie będzie już

szkodzić wielkiemu ośrodkowi specjalizującemu się w interesach i leczeniu.

Dopiero teraz przywódcy wielkich central związkowych, jakby obudzeni po długim

śnie, rozpoczęli zgłaszać przypadki malwersacji, klientelizmu i poplecznictwa.

"Pomoc medyczna - pisze centrala związkowa CGIL-FPP -jest złej jakości, a

odzież pacjentów jest w stanie, który przeczy wszelkim zasadom szacunku dla

godności ludzkiej ". Wraz z nadejściem biskupa Ruotolo - stwierdza związek

zawodowy - rozpoczął się etap "ukrytych zleceń", sankcjonując podobne praktyki,

które miały miejsce poprzednio. I jako przykład podaje usługi pralnicze: już od

dawna ośrodek zamierzał zlecić te usługi jakiejś prywatnej firmie z zewnątrz,

prosząc zarazem pracowników tego działu, aby dobrowolnie zatrudnili się w firmie

zleceniobiorcy.

240

24]

O tym jak ogromne interesy prowadzone są wokół "holdingu szaleństwa" z

siedzibą w Bisceglie, ale z duszą w Watykanie, świadczy fakt, że wewnątrz

ośrodka psychiatrycznego działają punkty bankowe i spółki zajmujące się usługami

finansowymi. Oczywiście, trudno sobie wyobrazić, by około 2000 pacjentów z

background image

problemami psychicznymi prowadziło jakieś interesy z najróżniejszymi

instytucjami finansowymi. Ale przecież jest tam też prawie 2000 pracowników

Domu Bożej Opatrzności i wiele tysięcy krewnych i odwiedzających.

Jeden z działających w obrębie ośrodka punktów bankowych zatrudnia trzech

pracowników. Działa tam od 1990 roku i należy do Banca del Salento, niewielkiej

instytucji kredytowej, która przekazała ośrodkowi w darze kilka karetek. Od

początku lat dziewięćdziesiątych bank ten wykazuje niemożliwy wręcz zysk.

Niemożliwy, bowiem działa w takiej części Włoch, która dotknięta jest wysokim

bezrobociem i mocno zaznacza się obecność tzw. czwartej mafìi -Świętej Korony

Zjednoczonej (Sacra Corona Unita).

Il Mondo pisze o tym następująco: "Ambitny bank z Barletta, Banca del

Salente, Popolare z Bari, Banca della Capitanata są bohaterami wielkich finan-

sowych manewrów dokonujących się obecnie w regionie... Banca del Salento,

największe prywatne

przedsiębiorstwo kredytowe w regionie, oczekuje właśnie odpowiedzi »tak« ze

strony banku Credito Popolare Salentino... »tak« oznaczać będzie zakup całości lub

części udziałów. Byłaby to kolejna potwierdzająca odpowiedź po operacji trzech

innych banków sprzedanych w tej okolicy: Banca di Credito Cooperativo z

Pulzano, Banca Leuzzi i Megha, a także banku Cooperativa di Maruggio.

Włączając w to bank Credito Popolare, rodziny prezesa Giovanni Semeraro i

wiceprezesów Lorenzo Gorgoni i Donato Mantinari tworzyłyby kredytowy biegun

dysponujący około 80 punktami kasowymi i 8000 miliardów wpływów".

Kiedy indziej ten sam tygodnik dodaje: "To jedyny bank obecny na nowym

rynku opcji na akcje notowane na giełdzie w Mediolanie... i jedyny bank

posiadający koncesję na dokonywanie operacji na wszystkich walorach. W ten

sposób Banca del Salento rozszerza swoją specjalizację w dziedzinie finansów. To

rodzaj awansu w tej branży, tuż po niedawnym potwierdzeniu koncesji na usługi

background image

primary dealer (bezpośredniej wymiany walut) na telematycznym rynku obligacji

(wartość obligacji sprzedanych w 1995 roku osiągnęła kwotę 500 000 miliardów,

podczas gdy w 1994 wynosiła 200 000 miliardów)". Jak widać, są to kolosalne

kwoty jak na "lokalny", ale bardzo

242

243

przedsiębiorczy bank. Tak przedsiębiorczy, że jego nazwa padła w trakcie

telefonicznych rozmów prowadzonych przez bankiera Pierfì-ancesco Pacini Bat-

taglia, właściciela banku Karfinco z Genewy, z jego dyrektorem Josephem

Pappalardo.

Wewnątrz Domu Bożej Opatrzności działa także spółka Financial Trusts

świadcząca usługi finansowe. Spółka została założona w 1982 roku, jej siedziba

znajduje się przy via Montello 15, a kapitał założycielski wynosi miliard sześćset

milionów lirów. Od 1991 w zarządzie spółki zasiada profesor Antonio Bertolino, a

od 1989 Giovanni Caprioli; pierwszy z nich jest dyrektorem do spraw medycznych

domu, drugi jego dyrektorem administracyjnym... Kiedy rzecz została

upubliczniona w 1995, rozpętała się burza. Wtedy obydwaj przesłali polemiczny

list do redakcji dziennika z Bari La Gazzetta del Mezziogiorno pisząc w nim

między innymi: "W ośrodku Dom Bożej Opatrzności działa około dwudziestu spó-

łek świadczących usługi finansowe, które wespół z bankami zarządzają około

dwudziestoma procentami kwot wynagrodzeń przekazywanych im przez

pracowników. Wśród spółek tych znajduje się także Financial Trusts. Wspólnikami

w tej powstałej w 1982 roku spółce są również niżej podpisani, jednakże wielkość

ich udziałów jest minimalna (profesor Bertolino jest

udziałowcem od 1989). Spółka jednak nie prowadzi działalności od 1991 roku.

Kilka miesięcy temu, w następstwie oczerniającego oświadczenia, sugerującego

prowadzenie nielegalnych interesów, kwestia ta, na żądanie zgłaszającego, była

background image

przedmiotem postępowania wyjaśniającego prowadzonego przez prokuraturę. Nie

znaleziono nic, co byłoby niezgodne z prawem. Ponadto, w tamtym okresie niżej

podpisani nie piastowali w Domu Bożej Opatrzności żadnych funkcji".

Jednakże fakty, przynajmniej w części, nie od-powiadaj ą wersji

przedstawionej przez nonszalanckich szefów ośrodka. Jak wynika z wpisów w

rejestrze, byli oni w zarządzie aż do 16 lutego 1996, natomiast prezesem zarządu

był w tym okresie Maurantonio Caprioli, brat dyrektora administracyjnego. Nie jest

natomiast jasne, co stało się z samą spółką i z jej kapitałem założycielskim. Pod

tym samym adresem, tj. przy via Montello 15, zgodnie z wpisami w rejestrze han-

dlowym z marca 1997, istnieje spółka z o.o. Financial Trusts, ale jej kapitał

założycielski wynosi już tylko 50 milionów lirów. Nie ulega wątpliwości, że chodzi

o tę samą spółkę: świadczy o tym także numer identyfikacji podatkowej, data

utworzenia spółki, numer telefonu i nazwisko notariusza. W dniu 15 lipca 1996

spółka została postawiona w stan likwidacji, a likwi-

244

245

datorem mianowany został Antonio Soldani, który okazuje się być również

likwidatorem pewnej spółki z branży obrotu nieruchomościami o nazwie Abacus (z

kapitałem założycielskim w wysokości 100 milionów lirów), utworzonej w lutym

1990, z takim samym adresem i takim samym numerem telefonu jak spółka

Financial Trusts.

W sprawie tego dwuznacznego zamętu dochodzenie prowadzi zastępca

prokuratora Domenico Seccia. Jednakże postępowanie okazuje się trudne z racji

prawnych konfiguracji Domu Bożej Opatrzności, jest to bowiem osoba prawna na

prawie kościelnym, uznana przez państwo, co oznacza, że może korzystać z

pewnego rodzaju franszyzy w odniesieniu do przestępstw o charakterze cywilnym.

Pozostaje faktem, że kontynuując dochodzenia prokuratura mogłaby ustalić

background image

okoliczności tej doprawdy szczególnej sprawy. Na przykład to, że rzymska spółka

Delta Petroli (z siedzibą przy punkcie kilometrowym 9300 przy ulicy via Ostiense),

która 29 maja 1991 otworzyła oddział terenowy w Bisceglie przy ulicy Largo

canonico Pasquale Uva nr l: jest to (do 29 czerwca 1991) ten sam adres, jak

pierwszej spółki Financial Trusts. Przypadek sprawia, że spółka Delta (której

prezesem jest rzymianin Umberto Morpurgo, a której kapitał założycielski wynosi

700 milionów lirów) dostała zlecenie

na wywóz wszystkich śmieci z ośrodka, w tym odpadków szpitalnych.

Rzeczywiście łaskawy ten 1991 rok; w tym samym jeszcze roku Giovanni Caprioli

-członek zarządu Financial Trusts - został mianowany dyrektorem

administracyjnym Domu Bożej Opatrzności...

To, żeby dyrektor medyczny i dyrektor administracyjny jednej najbardziej

znanych we Włoszech placówek leczniczych - pisze deputowany z ramienia

Rifundazione Nichi Vendola, członek komisji prowadzącej śledztwo w sprawie

mafii, w opublikowanej notatce - byli jednocześnie wspólnikami w placówce

świadczącej usługi finansowe, jest czymś, co budzi zdziwienie i niedowierzanie...

Ileż czystych interesów i ile tych brudnych ciągle jeszcze prowadzi siew imieniu i

pod przykrywką troski o zdrowie obywateli! -Tłumaczy to dlaczego jest tyle

oporów przed zamknięciem innych placówek psychiatrycznych, co winno być

dokonane zgodnie z ustawą i z zasadami kultury kraju cywilizowanego -

oświadczył deputowany Nichi Vendola, członek antymafìjnej komisji śledczej.

Dnia l lutego 1996 Dom Bożej Opatrzności stał się teatrem nowego skandalu.

Nocą pozostawiona bez opieki 3 9-letnia pacjentka, Maria De Mauro, sama

urodziła wcześniaka, i to będąc przywiązana do łóżka . Epizod ten wywołał burzę

nawet w samym ośrodku

246

247

background image

przerywając zmowę milczenia. Później profesor Antonio Bertolmo potwierdził, że

faktycznie była przywiązana, ale za nogę, i za pomocą paska, który dawał jej sporą

swobodę ruchu...

Natomiast związkowiec Sergio Altomare oświadczył: "Jeszcze kilka dni temu

na oddziale przebywało 22 ciągle związanych pacjentów. Teraz, po aferze z Marią

De Mauro jest ich mniej, tylko ośmiu... Psychotropów tutaj jest na pęczki, nawet

bez zaleceń lekarzy. Widziałem tylu ludzi umierających, zbyt dużo. Niedawno

dwóch pacjentów umarło mi na rękach, tak się nałykali tych psychotropów"...

Reakcja kierownictwa ośrodka była natychmiastowa: komisarz wikariusz Giuseppe

Ruotolo zawiesza związkowca na czas nieokreślony. Ale Altomare, pełniący

funkcję sekretarza centrali związkowej CGIL, nie prowadzi donkiszoterii w stylu

Francesco Cervone, i potężna organizacja związkowa odwołuje się przeciwko

wydanej decyzji do sądu i miesiąc później Altomare powraca do pracy w ośrodku.

Radcy miejscy Gaetano Carrozzo (z partii demokratyczno-socjalistycznej) i

Silvia Godelli (z Rifondazione comunista) zwracają się do władz sanitarnych

regionu o natychmiastowe zawieszenie umowy zawartej pomiędzy miastem i

szpitalem psychiatrycznym. Twardo zabrzmi komentarz z ust prezesa

stowarzyszenia "Demokratyczna Psychiatria" Rocco Canosy: "Wszyscy wiedzieli,

że w zakładzie psychiatrycznym w Bisceglie chorzy byli systematycznie wiązani (i

szybko rozwiązywani przed momentem inspekcji bądź wizyty ważnych

osobistości), że spętlaly się ze sobą sfery gospodarczych interesów ze sferą

polityki, że prowadzono leczenie metodami jeszcze oficjalnie nie dopuszczonymi,

ale wszystkim wydawało się to normalne... W gruncie rzeczy, ten tak wychwalany

ośrodek psychiatryczny powinien być natychmiast zamknięty, i to zanim narobi

kolejnych szkód (a ile ich już wyrządzono, tego się chyba nikt tak naprawdę nigdy

nie dowie). Winno się zatem odrzucić wszelkie już przedstawione i przyszłe

propozycje zmian. Problem personelu, który pozostałby bez pracy, kryje w sobie

background image

wyłącznie problem utracenia 120 miliardów lirów rocznie..."

Kolejny z wielu skandali, których przedmiotem był Dom Bożej Opatrzności,

zmusił Watykan do wysłania kardynała Eduardo Martineza Somalo, celem

dokonania inspekcji. Następnie Stolica Apostolska dokonuje zmiany dyrekcji

ośrodka: kierowanie ośrodkiem zostaje powierzone pięćdziesięcioletniemu bratu

zakonnemu Marco Fabello, którego wspomagać mieli: dyrektor urzędu rej

estrowego w Trani Domenico Scarcella, doktor Nicola Simonetti (były dyrektor do

spraw

248

249

medycznych w zespole sanatoryjnym w Bari) i dwie siostry służebniczki: Teresina

Abruzzese (generalna przełożona zakonu) i Grazia Santoro.

Zatem zgodnie z decyzją podjętą przez Stolicę Apostolską, Marco Fabello i

wiekowa siostra Abruzzese nadzoruj ą działalność czterech podległych Wa-

tykanowi placówek psychiatrycznych. W kręgach kościelnych Fabello ma opinię

przebojowego zakonnika managera o dużym doświadczeniu. Pod jego kie-

rownictwem zakon bonifratrów dokonał restrukturyzacji starego zakładu

psychiatrycznego w Brescii zamieniając go na godną zaufania "wspólnotę terapeu-

tyczną". Fabello zajmuje ponadto stanowisko członka zarządu w szpitalu

bonifratrów na wyspie Tiberina w Rzymie (jest to jedna z wielu placówek

szpitalnych podlegających Watykanowi). Bardzo zabiegana jest również siostra

Teresina, która podróżuje nieustannie wielkim samochodem z jednego końca

Włoch na drugi. Tak wielopłaszczyznowa aktywność duetu Fabello - Abruzzese

często odrywa ich od obowiązków związanych z zarządzaniem czterech Domów

Bożej Opatrzności.

Podobnie jak w Bisceglie również w przypadku ośrodka ojca Uva w Guidonia

prawo zatrzymuje się przed bramą. Piękne alejki i zadbane ogródki dają wrażenie,

background image

że jest to oaza zdrowia, ale to tylko pozory.

Przebywa tam niewielka grupa chorych, ponieważ większa część z pięciuset

pensjonariuszy jest praktycznie stale zamknięta w budynkach, których okna

wyposażone są w ciężkie i gęste żelazne kraty.

Ustawa budżetowa z 1994 roku nakazywała zamknięcie wszystkich zakładów

psychiatrycznych do 31 grudnia 1996, ale były szpital dla przewlekle chorych w

Guidonia, głuchy na zalecenia kierowane przez władze, funkcjonuje nadal. Ciągle

powstają kraty w oknach, stałą regułą jest zamykanie w pokojach, często

praktykowane przywiązywanie do łóżka, a "indywidualny rozkład czasu"

realizowany w formie "godzinnego oddychania świeżym powietrzem", odbywa się

w ten sposób, że większa część pacjentów przebywa na boisku - naturalnie

odpowiednio ogrodzonym i zabezpieczonym od obcych spojrzeń wysokim

żywopłotem.

Wewnątrz panuje spokój, którego zapewnia dyrektor medyczny Fernando

Saraceni, bohater błyskawicznej kariery: po wielu latach asystentury, w przeciągu

kilku miesięcy, na przełomie lat 1996 i 1997, Saraceni szybko awansował -

najpierw na pomocnika ordynatora, potem ordynatora, a w końcu na dyrektora do

spraw medycznych całego zakładu psychiatrycznego. Referencje Fernando

Saraceni wzbudzają respekt: jeden z jego braci jest ordynatorem

250

251

polikliniki Gemelli w Rzymie - szpitala wysokich prałatów, łącznie z papieżem.

Średnia wieku pensjonariuszy ośrodka w Guidonia przekracza sześćdziesiąt lat

i wielu z nich otrzymuje najniższą emeryturę. Zgodnie z dyrektywami zapisanymi

w ustawie władz regionalnych 700 tysięcy tirów, stanowiących ów najniższy

wymiar emerytury, winno zostać przeznaczone naprowadzenie działań spoleczno-

przystosowawczych wobec benefìcjentów, ale tylko niewielka część z tych kwot

background image

trafia do rodziny pensjonariuszy. W sytuacji braku biura opieki prawnej

rzeczywiste zarządzanie tymi środkami powierzone jest opiekunkom społecznym,

mianowanym przez ośrodek macierzysty w Bisceglie, zatrzymujący w swojej kasie

większą część emerytur należnych pensjonariuszom.

Wielu z grona około pięciuset pracowników zakładu swoje zatrudnienie

zawdzięcza wstawiennictwu sióstr i biskupów (w latach siedemdziesiątych wielkim

producentem listów polecających był biskup Donato De Bonis), ale w sumie

działalność zakładu -w przeciwieństwie do Bisceglie - przebiega bez zakłóceń.

Jednakże również i w tej placówce ośmielił się ktoś wzruszyć żelazne, dyktowane z

góry reguły, starając się uczynić życie pacjentów bardziej ludzkim. Chodzi o dwoje

lekarzy, którzy pracują w tymże

ośrodku: ordynatora Enzo Maria Izze t lekarkę Annę Cannavina. Pierwszy cieszy

się międzynarodową sławą, ma na swoim koncie liczne opracowania i publikacje,

jest członkiem włoskiego towarzystwa psychiatrii, lekarka natomiast posiada

dyplom specjalisty uzyskany w Instytucie Junga w Zurychu i należy do sto-

warzyszenia "Demokratyczna Psychiatria", której założycielem był wspomniany

już wcześniej Rocco Canosa.

Na początku lat osiemdziesiątych Izzo stworzył w ośrodku małą spółdzielnię

rolniczo-rzemieślniczą, która dawała zatrudnienie około pięćdziesięciu pen-

sjonariuszom. Ta godna pochwały działalność miała ułatwiać przystosowanie

społeczne pacjentów: pracujący w spółdzielni wychodzili poza bramy zakładu i

zajmowali się sprzedażą swoich produktów, korzystali z płatnych urlopów i mieli

własne zarobki. W 1995 roku, wraz z nominacją siostry Teresiny Abruzzese,

działalność spółdzielni została brutalnie przerwana i pięćdziesięcioro pracujących

pacjentów z dnia na dzień wróciło pod klucz do swoich pokojów-sypialni. A wobec

dwójki lekarzy-innowatorów rozpoczęły się represje. W lipcu 1997 Izzo został

zwolniony a Cannavina zawieszona w czynnościach na czas nieokreślony. Sąd

background image

pracy w Tivoli, do którego zwróciła się lekarka, nakazał niezwłoczne przywrócenie

zatrudnienia, ale w grudniu 1997 lekarka znowu została

252

253

zawieszona w obowiązkach (w praktyce całe dnie, bez żadnego zajęcia, spędza w

swoim gabinecie). Zarówno Izzo jak i Cannavina pozwali ośrodek do sądu, ale

kierownictwo - korzystając z protekcji Watykanu -ostentacyjnie demonstruje

pewność siebie.

W prokuraturze rzymskiej jest złożone oświadczenie doktora Izzo,

opisującego fakt, że około dwudziestu pensjonariuszy było systematycznie

przywiązywanych do łóżek, przy czym dwie kobiety były unieruchomione

nieustannie od dnia ich przyjęcia, co miało miejsce około piętnaście lat temu.

Podczas gdy, z mocy prawa, wszystkie włoskie zakłady psychiatryczne zostały

zlikwidowane, ośrodki kościelne prowadzone przez siostry służebniczki w

Bisceglie, Foggia, Potenza i Guidonia - kontynuują swoją działalność jak gdyby

nigdy nic. Prowadzenie ośrodków uzasadniane jest dwoma argumentami: nie-

możnością znalezienia innego miejsca dla tysięcy pacjentów i brakiem zatrudnienia

dla tysięcy swoich pracowników. W rzeczywistości jednak organizatorom i

kierownictwu ośrodka zależy wyłącznie na utrzymaniu lukratywnego biznesu,

zasilanego strumieniem publicznych pieniędzy, podczas gdy pensjonariuszom od-

działów dla obłożnie chorych, dla uniknięcia dławiącego "miłosierdzia", pozostaje

wyłącznie nadzieja rychłego powołania ich przez Stwórcę do siebie.

W kwietniu 1997 ojciec Fabello przedstawił senackiej komisji zdrowia projekt

(przez niektórych na zwany "faraonowym"), który przewiduje umieszczanie

chorych psychicznie, osoby niepełnosprawne, starców i cierpiących na chorobę

Alzheimera w wielkich -już istniejących lub które trzeba zbudować - ośrodkach.

Projekt ten mogły być chwalebny, ale kosztowny i bardzo złożony, a więc celem

background image

jego jest, być może, tak zmieniać, żeby nic nie zmienić, odraczając w nie-

skończoność dzień, w którym należałoby dostosować się do przepisów aktualnie

obowiązującego prawa. Ale przecież Opatrzność kościoła jest bardziej doczesna

niż Boża, a towarzyszą jej setki miliardów lirów, które przepływają wraz z

całkowitymi rozgrzeszeniami.

254

255

background image

"Lourdes" ojca Pio

Po zakończeniu swojej misji komisarza w Domu Bożej Opatrzności w

Bisceglie i po szczęśliwym dla siebie rozstrzygnięciu procesu sądowego w sprawie

olbrzymiej polikliniki, pod koniec grudnia 1996 biskup Riccardo Ruotolo powrócił

na fotel prezesa religijnej fundacji Domu Wsparcia w Cierpieniu - Instytutu Ojca

Pio w San Giovanni Rotondo ( w prowincji Foggia). Fundacja jest kolejnym

holdingiem biznesowym o charakterze religijnym, sprawującym nadzór nad

kilkoma ośrodkami szpitalnymi; przede wszystkim nad gigantycznym szpitalem o

nazwie Dom Wsparcia w Cierpieniu (1200 łóżek, 34 oddziały, około dwa tysiące

zatrudnionych - usytuowanym przy viale Cappuccini),

257

nad Domem Ćwiczeń Duchowych Cenacolo Sant'Andrea (przy via San Salvatore),

nad Domem Starców im. Ojca Pio (z 250 komfortowo wyposażonymi mini

apartamentami, także przy viale Cappuccini), nad Ośrodkiem Rehabilitacji Ruchu

im. Ojca Pio, nad Ośrodkiem Przyjęć Santa Maria delle Grazie i wreszcie nad

klasztorem kapucynów, a więc tą placówką, gdzie działał' sławny ojciec Pio,

którego prawdziwe nazwisko brzmi Francesco Forgione.

Olbrzymi kompleks religijno-finansowy wokół San Giovanni Rotondo, wioski

znajdującej się około 20 kilometrów od stolicy prowincji Foggia, znany jest o wiele

więcej niż fakt, że corocznie państwo włoskie - za pośrednictwem kasy chorych -

wpompowuje w istniejący tam szpital dziesiątki miliardów lirów. Ale znane są

także perypetie, które towarzyszyły w swoim czasie budowie ośrodka - kłótnie

pomiędzy zakonnikami i skandale finansowe.

Z ojcem Pio Kościół wojował już od 1923 roku, kiedy to nakazał

background image

pochodzącemu z Pietrelcina bratu zakonnemu, aby msze odprawiał wyłącznie

prywatnie, a w latach 1931 do 1944 otrzymał w ogóle zakaz odprawiania mszy

uroczystych.

W San Giovanni Rotondo żyją jeszcze tacy, którzy pamiętaj ą dobrze, co

działo się w latach czterdziestych i później. W 1934 roku - na wiadomość,

że w okolicy klasztoru kapucynów sporą część gruntu wystawiono na sprzedaż -

ojciec Pio pilnie skontaktował się z bogatą, pochodzącą z Turynu panią Marią

Basilio - która porzuciwszy Piemont osiedliła siew San Giovanni Rotondo

pozwalając, aby zawładnął nią (oczywiście duchowo) zakonnik - i poprosił ją o

pieniądze na zakup działki, na której pragnął zbudować szpital.

Oto przebieg rozmowy, odnotowanej w dzienniku kobiety, odnalezionym w

1997 roku przez wnuczkę Annę Marię Blanco.

Ojciec Pio: Mario Jeżeli sienie mylę, masz zamiar osiedlić się na stałe w tym

miejscu?

Basilio: Oczywiście, ojcze.

Ojciec Pio: I zawsze domagałaś się od twoich krewnych, aby dokonali

likwidacji olbrzymiego kapitału, który pozostawił w spadku twój ojciec.

Basilio: To prawda, ojcze.

Ojciec Pio: A zatem proszę cię, abyś oddała Opatrzności twoje bogactwo,

uczynisz dobro i nie stracisz ani grosza.

Basilio: Mów dalej, mój ojcze duchowy.

Ojciec Pio: Właśnie wystawiono na sprzedaż działkę ziemi naprzeciwko

klasztoru, i ty ją zakupisz, żeby zbudować pierwszy wielki dom przy viale

258

259

di Cappuccini. Pomożesz wielu biednym ludziom, a dobry Jezus wynagrodzi ci to

tysiąckrotnie.

background image

Maria Basilio, gotowa na spełnienie prośby ojca Pio, natychmiast zabrała się

do dzieła. Spotkała się z właścicielem gruntu niejakim Lombardim i parafowali

warunki umowy, następnie poleciła, aby bank w Turynie przekazał jej potrzebne na

ten cel pieniądze. Ale zanim dokonała zapłaty, kilka osób z Turynu

- uciekając się nawet do zakamuflowanych gróźb -próbowało odwieść właściciela

gruntów od realizacji przyrzeczonej umowy. Zatem, na prośbę ojca Pio, Basilio

napisała list do szacownego Francesco Morcaldi, dyrektora biura ksiąg

wieczystych, powiadamiając go o zawartym porozumieniu z Lombardim, zlecając

mu zarazem wykonanie prac budowlanych przy wznoszeniu obiektu - okazało się

bowiem, że Morcaldi był także inżynierem... Wtedy do mieszkania kobiety zapukał

ojciec Ignazio, przełożony z klasztoru świętej Anny z Foggia, powiadamiając ją o

swoim zdecydowanym zamiarze zakupu tych samych gruntów. Żeby przyśpieszyć

sporządzenie aktu notarialnego zakupu ojciec Pio zwrócił się do przyjaciela

Ciccillo

- to jest do burmistrza sprawującego władzę w San Giovanni Rotondo, Franco

Morcaldi - który zapewnił go o swoim bezwarunkowym poparciu. I faktycznie to

właśnie skrzętny Ciccillo rozstrzygnął wszystkie

kontrowersje wywieszając 15 stycznia 1934 na tablicy urzędu miejskiego

ogłoszenie o przeniesieniu własności.

Po zakupie gruntów projekt budowy wielkiego szpitala nie posuwał się jednak

do przodu przez kilka lat - brakowało kapitałów, a także pojawiały się "diabelskie

przeszkody", oszczerstwa, a nawet grożono wręcz spiskiem.

W tym czasie sława ojca Pio urosła do niewyobrażalnych rozmiarów i to nie

tylko we Włoszech. W latach czterdziestych do San Giovanni Rotondo zaczęły

napływać coraz większe rzesze wiernych z najbardziej odległych stron. Zaczęły

napływać także i datki, w tym również z zagranicy - 300 milionów lirów (wartości

obecnej) wysłał z Paryża Emanuele Brunatto (wynalazca silnika diesla), który

background image

nawrócił się na wiarę chrześcijańską właśnie dzięki zakonnikowi. Kwotę 400

milionów obiecała wdowa po burmistrzu Nowego Jorku Fiorello La Guardia, przy

czym uzgodniono, że w dowód wdzięczności szpital będzie nosił imię świętej

pamięci mera amerykańskiej metropolii, jednak później okazało się, że z obiecanej

sumy wpłacono rzeczywiście tylko nieco ponad połowę, a zatem i wdzięczność nie

powinna być aż tak wielka...

Do ojca Pio napływały darowizny w postaci dóbr ruchomych i nieruchomości.

Były to tak znaczące

260

267

kwoty, że 4 kwietnia 1957 papież musiał zwolnić zakonnika ze ślubów ubóstwa -

był to pierwszy taki przypadek w całej historii zakonu kapucynów. Jak wspomina

biograf ojca Pio, Enrico Malatesta, po kilku łatach okaże się, że wielu innych

kapucynów, w tym biskupów, postarało się o podobną dyspensę, aby kąpać w się

niezmierzonym oceanie interesów, świętokupstwa, lichwy i spekulacji. I oto oni

będą się starali wplątać w swój niegodny pęd do bogactwa również ojca Pio. A

kiedy im się to nie uda, rozpętaj ą przeciwko niemu serię pomówień i prze-

śladowań...

Po śmierci papieża Piusa XII (1958) jego następcą zostaje Jan XXIII. W

kręgach Stolicy Apostolskiej, i nie tylko, narasta niechęć w stosunku do bardzo

popularnego już zakonnika i jego ciągle rosnącej fortuny.

Już od pewnego czasu z powodzeniem działał pozbawiony skrupułów

finansista, Giovambattista Giufìre. Zarządzał on pieniędzmi zakonu kapucynów i

stał się partnerem w interesach około setki diecezji rozsianych po całych Włoszech.

Proboszczowie, dostojnicy kościelni i biskupi powierzali - powiązanemu z

chadecją - emerytowanemu urzędnikowi bankowemu pieniądze z ofiary (bywało,

że również i pieniądze wiernych), a on premiował te kapitały bardzo

background image

wysokimi odsetkami, ale otrzymanych kwot nie zwracał... Ponad trzystu

zakonników, w tym i takich, którzy uczynili śluby ubóstwa, zostało oszukanych

tracąc nie tylko sam kapitał, ale i odsetki. Co więcej, wielu z nich znalazło się w

poważnych tarapatach po krachu Giuffre, bowiem zaciągnęli piramidalne kredyty

na budowę diecezjalnych kościołów.

W październiku 1994 prowincja zakonna w Foggia, do której należy San

Giovanni Rotondo, stanie się centrum afery. Ojca Gerardo Saldutto, ekonoma

prowincji zakonnej w Foggia, naiwność w dziedzinie finansów i zbytnia wiara, że

pieniądze szybko przyniosą wysokie zyski, kosztowały sześć miliardów lirów.

Taką bowiem kwotę osiągnęła inwestycja polegająca na powierzeniu pieniędzy

spółce powierniczej, która później zbankrutowała.

A ponieważ te pieniądze, będące owocem hojnych datków ze strony wiernych,

były przeznaczone przede wszystkim na budowę gigantycznego sanktuarium,

wiadomość o krachu finansowym wstrząsnęła miastem ojca Pio. Bowiem to do rąk

ojca Saldutto, opisywanego jako człowiek dynamiczny, który osobiście utrzymuje

kontakt z projektantem świątyni i z firmami budowlanymi, napływały wszystkie

ofiary. Pieniądze te następnie, przez klasztor w San Giovanni Rotondo, były

rozdysponowywane na rzecz innych

262

263

klasztorów kapucynów rozsianych po Molise, Campami i Capitanata, należących

do prowincji zakonnej.

W rezultacie finansowych akrobacji Giovambattisty Giuffre - i jego

zakonnych wspólników - krach nastąpił w 1958. Przewodniczący utworzonej celem

wyjaśnienia kulis skandalu stosownej komisji parlamentarnej senator Giuseppe

Paratore oświadczył: "Giuffre zajmował się budowaniem obiektów przeznaczonych

dla kultu religijnego i z kultem religijnym związanych, a więc domów parafialnych,

background image

klasztorów, seminariów itd... Wszystkie kwoty zostały przyjęte przez Giuffre celem

"zarządzania" nimi z przyrzeczeniem odsetek, które określał on na swój sposób

jako należność, a ich stopa procentowa miała wynosić od 40 do 70 procent, a

czasami nawet i 100 procent, i więcej... Ustalono, że instytucji i osób, które

przekazały pieniądze Giuffre i które otrzymały należności, było łącznie 483, z

czego 302 było instytucji i osób duchownych i 181 laickich...". Faktem jest też, że

Giuffre mógł powoływać się na protekcje i znajomości zarówno w Watykanie Jak i

w kręgach polityków z Chrześcijańskiej Demokracji.

Jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników ojca Pio był, również

kapucyn, Girolamo Bortignon, biskup Padwy. Aby podratować pustą już kasę swo-

jej diecezji, Bortignon usiłował uzyskać pieniądze

od ojca Pio, ale brat zakonny mu ich odmówił. W ramach odwetu Bortignon

przekonał kilku prałatów do wysłania "wizytatora apostolskiego" - monsignora

Carlo Maccari, sprawującego w praktyce funkcję inspektora kontroli. Inspekcja

Maccariego korzystała z poparcia ze strony wpływowego biskupa Lorisa Ca-

povilla, sekretarza osobistego Jana XXIII, a także przyjaciela i byłego sekretarza

samego Bortignona. Żeby znaleźć argumenty na oj ca Pio - źle widzianego przez

samych braci zakonnych z jego klasztoru - ukryto w jego celi (a nawet w

konfesjonale) kilka mikrofonów. W ten sposób sławny zakonnik został oskarżony o

popieranie przesądów, o przyjmowanie buntowniczych postaw wobec Kościoła i o

inne "wypaczenia", w tym i "czynności nieczyste".

Usiłując zmienić kierunek przekazywanych dla ojca Pio ofiar. Kościół kazał

wydrukować stosowny formularz z numerem konta bankowego i z tekstem: "Ojciec

Pio modli się za was, zgodnie z waszą intencją, i prosi was o modlitwę. Błogosławi

was, życząc wam wszystkiego dobrego. By przekazać ofiarę, najlepiej dokonać

wpłaty na konto bankowe (nr 13/8511)". Na diecezjalnym formularzu Bortignon,

poszukujący usilnie pieniędzy na wzniesienie seminarium duchownego i szpitala

background image

Cottolengo Veneto, kazał napisać: "Odradza się duchownym i wiernym

264

265

organizowanie pielgrzymek do ojca Pio z Pietrelcina i odprawianie mszy i

wieczornic modlitewnych w intencji wyżej wymienionego ojca. Przypomina się, że

nie jest to zgodne z sensus Ecclesiae Christi, ponieważ pewne działania są

zastrzeżone przez Kościół tylko dla zmarłych sług bożych". Niezadowolony z ak-

tualnego stanu, rzeczy prałat zobowiązał niektórych braci zakonnych własnej

diecezji, aby przekonywali zwolenników ojca Pio, żeby do San Giovanni Rotondo

kierowali tylko połowę ofiary, a drugą j ej część przeznaczali dla diecezji w

Padwie. I by wydać się bardziej przekonywującym Bortignon postarał się o - za-

adresowane do "szacownego biskupa Padwy" - listy z poparciem podpisane przez

papieża i jego osobistego sekretarza.

Olbrzymia popularność ojca Pio oraz towarzysząca jej legenda w

najmniejszym stopniu nie doznała uszczerbku w wyniku tych upomnień i dekretów

wystosowanych pod jego adresem. A we wspomnianych dekretach urząd

Watykański groził ojcu Pio poważnymi sankcjami: czasowym odsunięciem od

kontaktu z wiernymi, zakazem odprawiania mszy i częstymi kontrolami ze strony

watykańskich prałatów. Kiedy 23 września 1968 ojciec Pio zmarł, jego śmierć

wprawiła Kościół w prawdziwe zakłopotanie, gdyż tysiące wiernych twierdziło, że

widziało stygmaty na dłoniach

zakonnika. Według Enrico Malatesta stygmaty zniknęły z rąk zakonnika na dobę

przed jego śmiercią, a "cud" zachowano w tajemnicy, aby uniknąć napływu do

klasztoru lekarzy z całego świata.

Od 1968 roku pielgrzymki do San Giovanni Rotondo stały się prawdziwą

przemysłową machiną. Dziesiątki tysięcy wyznawców świętości ojca Pio udaje się

do "świętego miejsca" zasilając nadzwyczaj dobrze prosperujący biznes. Obecnie

background image

mówi się o projekcie gigantycznej budowli, której realizację powierzono sławnemu

architektowi Renzo Piano - chodzi o obiekt zdolny pomieścić 30 tysięcy osób.

Obecnie największymi - obok San Giovanni Rotondo - miejscami kultu

religijnego, gdzie wiara i interesy swobodnie się przenikają, są: sanktuarium w

Fatimie w Portugalii (od 1930 roku, kiedy to trzy pasterki miały "widzenia" Matki

Boskiej, do chwili obecnej miejsce to odwiedziło około 150 milionów

pielgrzymów), sanktuarium w Częstochowie, dokąd ikona Czarnej Madonny

przyciąga miliony pielgrzymów, Lourdes we Francji, które bije rekordy jako cel

turystyki religijnej (od 1858 roku, kiedy to Bemadette Soubirous stwierdziła, że

ujrzała Matkę Boską, przybyło tam przynajmniej 300 milionów pielgrzymów) czy

wreszcie miejsca święte w Palestynie, które co roku przyciągają setki tysięcy

wiernych.

266

267

Miejscem kultu najświeższej daty jest Medjugorie -mała miejscowość w Bośni

Hercegowinie; również tam 24 czerwca 1981 Matka Boska miała ukazać się kilku

młodym osobom.

"Włoskie Lourdes", które na świecie rozsławiane jest dzięki działalności 2000

grup modlących się w intencji zakonnika z Pietrelcina, jest obecnie ośrodkiem

religijno-biznesowym z szeroka, infrastrukturą w postaci domów ćwiczeń

duchowych, domów dla starców, domów dla pielgrzymów, placówek rehabi-

litacyjnych, wielkiego szpitala i "świętego klasztoru". Wokół kwitnie handel

kasetami wideo, figurkami, broszurkami, świeczkami, statuetkami, zegarkami z wi-

zerunkiem legendarnego brata zakonnego.

I być może dlatego w Watykanie, po ogłoszeniu ojca Pio błogosławionym,

myśli się także o celowości ogłoszeniu go świętym...

background image

Zbłąkane owce, zbrukane habity

Celebra nowoczesności

Kiedyś przedstawiciele Kościoła zajmowali się duchowym formowaniem

owieczek w obrębie własnych parafii, trudzili nawracaniem tych, którzy od wiary

się oddalali, a sama religia miała przemożny wpływ na życie całych społeczeństw.

Jednakże w dobie dzisiejszych przemian społecznych Ì obyczajowych,

wynikających również z rozwoju środków masowego przekazu, Kościół nie

potrafił zreformować się sam na tyle, by zmodyfikować swe formy oddziaływania i

w konsekwencji ulega, a czasami i popiera panujący na postprzemysłowym

Zachodzie materializm.

U progu trzeciego tysiąclecia Kościół Rzymskokatolicki przeżywa poważny kryzys

powołań i wiernych.

271

Wykazuje coraz mniej umiejętności przemawiania do serc i sumień narodów, a

coraz więcej skupia się na prezentowaniu instytucjonalnej władzy, celebrowanej

przez mass media poprzez pokazywanie podróżującego Jana Pawła II. Dzisiaj to

już nie Kościół uzależnia społeczeństwo i uwarunkowuje jego wartości, ale

odwrotnie. Dobitnie poświadcza to zawartość gazet. Coraz większa liczba

kościelnych dostojników wydaje się zainfekowana nowoczesnością i jej mate-

rialnymi pokusami: seksem, deizmem, luksusem, a przede wszystkim - pieniądzem

i interesami.

Istniej ą księża-uzdrawiacze - jak Roberto Peruzzi, który z Ewangelią w dłoni

ulega pokusie sławy w realizacji biblijnego "wstań i idź" i udowadniając moc słowa

background image

Bożego dokonuje "cudu za każdym razem, kiedy ktoś z wiarą o to prosi" (ostatnim

uzdrowionym był skazany na wózek robotnik, który z woli księdza nagle odzyskał

władzę w nogach).

Inny prałat - ksiądz Gianni Baget Bozzo - dzięki sutannie stał się gwiazdą

mass mediów w roli politologa i komentatora służącego władzy i władcom.

Z kolei inny biskup - Girolamo Grillo z Civitavecchia, traktując

instrumentalnie pewien domniemany cud ("krwawe łzy" figurki Matki Boskiej), nie

ustaje w wysiłkach, aby przekształcić swoją diecezję w ośrodek pielgrzymkowo-

biznesowy.

A propos owej figurki: statuetka miałaby zapłakać krwawymi łzami po raz

pierwszy 2 lutego 1995, czego świadkiem miałaby być zaledwie pięcioletnia

dziewczynka. Po sceptycznym przyjęciu tej informacji również Ì sam biskup Grillo

potwierdził fakt analogicznego wydarzenia i oświadczył dziennikarzom, że figurka

płakała na jego rękach. Cudowna figurka została zatem ustawiona w kościele w

Pantano i, odpowiednio chroniona szklaną zaporą, stała się celem setek

pielgrzymów. Po tym jak Watykan dał swoje przyzwolenie na kult statuetki,

komitet obrony praw konsumenta zażądał niezwłocznego przeniesienia biskupa z

powodu instrumentalnego traktowania wydarzeń pozwalających domniemywać ich

"święte i cudowne pochodzenie". W kwietniu 1997 r. biskup Grillo znowu był

opisywany w gazetach: podobno spoliczkował pewnego księdza - ojca Salvatore

Vitiello.

Faktem jest, że historii, których bohaterami są księża - również księża

zamieszam pośrednio lub bezpośrednio w historie mające swój finał w sądzie -jest

na pęczki, a zdarzają się także i poważne sprawy karne, mające związek z

przestępczością zorganizowaną.

Oczywiście owe zagubione owieczki i brudne sutanny to w istocie mniejszość

w ogromnej rzeszy duchownych, ale ta mniejszość ciągle rośnie, co stanowi

background image

272

273

niewątpliwie coraz bardziej zaznaczającą się tendencję, a zatem obfitując ą w

przykłady. Niżej opisane sprawy sądowe nie dotarły jeszcze do ostatecznej in-

stancji (czytaj: do kasacji), a więc opisywane osoby mogą być traktowane

chwilowo jako winne zarzucanych im czynów.

Aktualny "Numer dwa" w Watykanie - kardynał Angelo Sodano otarł się o

dwie sprawy sądowe, w których jednym z bohaterów był jego brat - inżynier

Alessandro, ów przedstawiciel wolnego zawodu wplątał się w aferę łapówkarską w

Asti, w związku z czym wszczęto śledztwo i 7 lutego 1994 brat kardynała został

aresztowany. Jednak w lutym 1997 inżyniera Sodano uniewinniono, podobnie jak i

pozostałych oskarżonych.

Dnia 3 lipca 1997 podczas uroczystości żałobnych po śmierci inżyniera,

biskup Asti Severino Po-letto wszczął polemikę z prokuratorem Sebastiano

Sorbello. "Wszyscy wiedzą - oświadczył prałat w swoim wystąpieniu żałobnym w

obecności koncelebrującego kardynała Sodano - że inżynier był zamieszany, jak

wiele innych osób, w kilka spraw, którymi żyło nasze miasto przez kilka ubiegłych

lat -i przypominając fakt aresztowania dodał - takie zdarzenie jest samo dla siebie

komentarzem i powinno stanowić dla wszystkich przestrogę. Przypomniałem

je, ponieważ możemy wyciągnąć z niego naukę, która uczyni nas bardziej

ostrożnymi; bądźmy srodzy, ale szanując prawdę bądźmy przede wszystkim

bardziej wrażliwi na godność osób, które czasami mogą zapłacić bardzo wysoką

cenę za rzeczy, które w ogóle nie pasują do tego, jak te osoby żyją".

Na homilię biskupa odpowiedział prokurator Sorbello przypominając, że

biskup Severino Poletto zwykł zajmować się sprawami sądowymi za każdym

razem, kiedy dotyczą one wpływowych osobistości tego miasta. Zrobił tak, na

przykład, w 1994 roku podczas pogrzebu innego ważnego mieszkańca Asti - by-

background image

łego przewodniczącego rady miejskiej Giovanniego Gorii. Również wtedy biskup

skrytykował wydanie politykowi chadecji zakazu opuszczania miejsca za-

mieszkania. Prokurator Sorbello skorzystał też z okazji, aby przypomnieć, że brat

potężnego kardynała dostał już kiedyś wyrok skazujący, o czym w trakcie gorzkiej

żałobnej polemiki biskup zapomniał...

W roku 1986 biskup Mario Peressin z Pordenone, rocznik 1923, obejmuje

diecezję w L'Acquila. Stolica regionu Abruzze jest ostatnim etapem w jego karierze

- przez lata był dyplomatą Stolicy Apostolskiej w wielu krajach. Słynący ze

zdolności w sztuce porozumiewania się biskup Peressin jest biskupem no-

woczesnym, który ma słabość do znajdywania się

274

275

w centrum zainteresowania. W 1991 roku jego inwektywy przeciwko zwolennikom

aborcji były tak gwałtowne, że rozpisywały się o nich gazety i zainteresowała

telewizja. Zachęcony echem w środkach masowego przekazu, biskup Peressin

wystawił na głównym cmentarzu miasta pomnik poświęcony dzieciom nie

narodzonym. Ten prowokacyjny i teatralny gest, którego cele były nade wszystko

propagandowe, wywołał ostre reakcje (grupy feministek na murach ogrodzenia

cmentarnego wywiesiły transparenty z dedykacją "Dla kobiet zamordowanych w

wyniku potajemnych zabiegów usuwania ciąży"). Ale wytworzony zamęt wzmógł

apetyt biskupa na gwiazdorstwo - wyzwanie podjął i rozesłał do proboszczów

diecezji okólnik z żądaniem, aby nagłaśniali przypadki przerywania ciąży

opowiedziane im przez parafianki w trakcie spowiedzi. A ponieważ ciągle nie był

zadowolony, podczas kampanii wyborczych nakłaniał wiernych do oddawania

głosu na partie sprzeciwiające się aborcji. Mimo prowokacyjnego charakteru

wystąpień biskupa na postępowanie jego Stolica Apostolska patrzyła łaskawym

okiem udzielając swego cichego przyzwolenia.

background image

Po mieście zaczęły jednak krążyć mało budujące pogłoski na temat biskupa.

Mówiono o brudnych interesach w światku budownictwa i o nierzetelności

podatkowej. Późniejsza kontrola wykazała, że faktycznie Peressin nie ujął w

zeznaniu podatkowym z 1989 roku swoich osobistych dochodów w wysokości 15

tysięcy dolarów, uzyskanych z inwestycji w Stanach Zjednoczonych. Z faktu tego

wynika, że biskup musiał zainwestować w USA około 250-300 milionów lirów.

Zainteresowany odpowiedział groteskową uwagą, że chodzi wyłącznie o plotki

rozpowszechnianie przez "siły tajemne i szatańskie" i - być może, aby wydać się

bardziej przekonywającym -oskarżył całe dzielnice miasta, że oddają się demo-

nicznym rytuałom, którym towarzyszą seksualne orgie...

I tak, oprócz awersji wielu parafian, biskup zyskał sobie dodatkowo niechęć

wielu duchownych. W lutym 1991 dwudziestu siedmiu proboszczów diecezji

wystosowało petycję do papieża prosząc, aby obdzielił ich "łaską nowego biskupa,

który miałby nieco wiary w Boga, trochę miłości dla bliźniego i był mniej pazerny

na pieniądze" (określając go przy tym jako osobę niepohamowaną, niemoralną i

patologiczną).

Późnej zdarzyła się rzecz nieoczekiwana: stary biskup doznał zawału serca i

znalazł się w klinice Gemelli w Rzymie (w ulubionym szpitalu prałatów, w tym

także i papieża). W tych okolicznościach Watykan

276

277

na miejsce kontrowersyjnego biskupa wysłał "administratora apostolskiego" -

Giuseppe Di Falco, biskupa z pobliskiego Sulmona, któremu później przydzielono

pomocnika w osobie koadiutora Giuseppe Molinari.

W regionie Abruzzo również miały znaleźć swój finał oszukańcze transakcje

dokonywane przez wysokiego dostojnika z zakonu klaretianów. Pochodzący z

Triestu ojciec Antonio Leghisa, od 1967 do roku 1979 pełnił funkcję generalnego

background image

przełożonego kongregacji. Oszustwo, którego stał się on bohaterem, zostało

odkryte przypadkowo po banalnej kradzieży, dokonanej podczas podróży koleją na

trasie Mediolan - Rzym. Oto anonimowy złodziej skradł torbę należącą do

zakonnika, ale później ją porzucił. Bagaż odnalazł pewien kolejarz i przekazał

torbę policji. Wewnątrz znaleziono dokumenty potwierdzające dokonywanie przez

ojca Leghisę gigantycznego oszustwa: były to setki kwitów wielomiliardowego

przemytu pieniędzy.

Okoliczności sprawy stały się bardziej jasne w trakcie rozprawy 15

października 1997 w sądzie w Lecco, gdzie na ławie oskarżonych zasiadł też ojciec

Emilio Boccatto, klaretianin przez wiele lat prowadzący księgi rachunkowe

kongregacji we Włoszech. Mieszkańcy pobliskiego Galbiate oskarżali obu

zakonników, że zdefraudowali ich oszczędności, które przez lata powierzali ojcom

w nadziei otrzymania odsetek wyższych niż praktykowały to banki. W sumie

chodziło o sześć miliardów lirów przekazanych z Abruzzo do rzymskiej kurii i

wydatkowanych na bliżej nie określone, dokonane w imię Boga, transakcje

nieruchomościami.

W trakcie procesu ojciec Boccatto - usiłując zdjąć odpowiedzialność z władz

kurii - przyznał, że odbierał od mieszkańców Galbiate wpłaty sam, i choć działania

te mu się nie podobały, o czym wielokrotnie mówił ojcu Leghisie, niewiele mógł

poradzić, gdyż musiał być swemu przełożonemu (czyli Leghisie) posłuszny.

Obrona ojca Boccetto nie była zbyt przekonywająca. Dowody zebrane przez ofiary

oszustwa przeczyły jego słowom: zarówno w Lecco jak i w Rzymie kierownictwo

kongregacji doskonale orientowało siew szczegółach sprawy.

W Bergamo, w kręgach kościelnych i w kręgach finansjery nazywają go

"Marcinkusem 2000". Chodzi o biskupa Aldo Nicoli, który przez piętnaście lat

pełnił funkcję pełnomocnika episkopatu do spraw działalności gospodarczej

potężnej kurii w Bergamo. Z racji swojej funkcji Nicoli był również dobrze znany

background image

wysokim hierarchom z Watykanu. I faktycznie, Nicoli ma wiele wspólnego z

kowbojskim bossem

278

279

z IOR: również i on, na podobieństwo biskupa z Chicago, ze jednaką swobodą

posługuje się Ewangelią i bilansami spółek i, podobnie jak Amerykanin, zajmuje

się sprawami wiecznymi przez angażowanie się w najbardziej doczesne ziemskie

sprawy. Corriere della Sera pisał, że kiedy Nicoli przejmował w kurii sprawy

finansowe, diecezjalne kasy były opustoszałe z powodu olbrzymich kosztów

utrzymywania seminarium w Citta Alta. W krótkim jednak czasie nastąpił

przypływ gotówki, a kuria znalazła się w centrum dużych operacji gospodarczo-

finansowych. Najbardziej spektakularna z nich to zainwestowanie w bank Credito

Bergamasco i sukcesywne przejście pod kontrolę banku Credit Lyonnais. Na jego

koncie znalazło się również utworzenie centrum kongresowego przy via Paleocapa

oraz nieskończony ciąg transakcji nieruchomościami.

To właśnie do Nicoli w 1995 roku zwróciła się Stolica Apostolska, kiedy

Towarzystwo Świętego Pawła (jedna z najbogatszych włoskich kongregacji

kościelnych) przeżywała kryzys finansowy. Majątek stowarzyszenia

(nieruchomości w centrum Mediolanu, hotele, domy wypoczynkowe, "Republika

młodzieży" w Civita) wykazywał olbrzymie zadłużenie (które osiągnęło kwotę

około czterdzieści miliardów lirów na około sześćdziesiąt miliardów obrotu).

Ujemny

wynik bilansowy spowodował dymisję księdza Pierluigi Borracco (przełożonego

towarzystwa) i ekonoma generalnego Marii Teresy Sarati.

"Zbawca" w osobie biskupa Nicoli natychmiast zabrał się do pracy. Odnowił

dobre kontakty z przyjaciółmi bankierami (którymi byli: Cesare Zonca - prezes

Credito Bergamasco, Andrea Gibellini - ówczesny dyrektor generalny Banca

background image

Popolare di Bergamo, pracujący później w IOR), z przedsiębiorcami (rodziną

Radici) i z kontrowersyjnym finansistą Emesto Preatoni (z którym w 1992 Nicoli,

według pogłosek, miał zrobić kilka interesów o wartości dziesiątków miliardów

lirów). Pięć miesięcy po objęciu tego ważnego stanowiska "Marcinkus 2000" -

oskarżony o oszustwo - stanął przed sądem wraz z innymi członkami kierownictwa

katolickiego dziennika L'Eco di Bergamo.

Oczekując na proces, biskup Nicoli kontynuuje swoje eucharystyczne interesy, w

tym również poprzez spółkę Ivet (z kapitałem założycielskim miliarda 350

milionów lirów), której jest prezesem, a główną jej działalnością pozostaje

organizacja pielgrzymek do Lourdes i innych miejsc świętych na całym świecie.

"Pojechał z misją do Europy Wschodniej "albo "zachorował i jest na zwolnieniu" -

tajemnica otaczająca Bolesława Krawczyca, robiącego karierę polskiego

dostojnika, jest nieprzenikniona. Zaledwie

280

281

czterdziestoletni Krawczyc nie jest jednym z wielu księży, należy do tej wąskiej

grupy zakonników, którzy mają wstęp na uroczystości celebrowane przez papieża.

Ponadto kieruje sekretariatem Kongregacji do spraw Praktyki Wiary, na której

czele stoi chilijski kardynał Giorgio Arturo Medina. Oprócz tego odpowiedzialny

jest za utrzymywanie kontaktów z włoskim Czerwonym Krzyżem. I wszystko to

znalazło się w zagrożeniu, gdy 30 października 1995 odebrał Krawczyc

prokuratorski zakaz opuszczania miejsca zamieszkania. Rzymska prokuratura

zastosowała ten środek w związku z handlem samochodami, które były nielegalnie

wywożone, a potem z zarobkiem sprzedawane w Polsce. Sądowe perypetie

spowodowały zniknięcie zakonnika.

Jak wiele innych zdarzeń dziejących się wewnątrz watykańskich murów,

również i ta sprawa otoczona jest tajemnicą. Rzecznik Joaquin Navarro Valls ogra-

background image

niczył się do zdementowania faktu, że wobec Krawczyca wydano nakaz

aresztowania, a zatem i brak powodu do ukrywania się. Nie pozostaje więc nic in-

nego, jak tylko uwierzyć pogłoskom krążącym po Watykanie, według których

Krawczyc, po przesłuchaniu w prokuraturze (w lipcu 1995), po prostu się

zapodział, wracając do... "życia prywatnego" z pewną kobietą w mieszkaniu

wynajętym

od kardynała Andrzeja Marii Deskura (przyjaciela Jana Pawła II).

W Watykanie zakłopotanie jest bardziej niż wyczuwalne. I aby pomniejszyć

znaczenie osoby zakonnika w oczekiwaniu na rozwój sytuacji w sądzie, Stolica

Apostolska daje do zrozumienia, że przysługujący Krawczycowi tytuł

"monsignore" został mu nadany tymczasowo Jako że był związany z pełnioną

funkcją papieskiego mistrza ceremonii.

Rzym, 16 listopada 1994. W auli-bunkrze więzienia w Rebibbia w ramach

procesu przeciwko regionalnemu deputowanemu z chadecji Enzo Culicchia,

oskarżonemu o powiązania z mafią, składa zeznania skruszony mafioso Vincenzo

Calcara. Dawniejszy "człowiek honoru" z "rodziny" z Castelvetrano opowiada

teraz o zaistniałym przed trzynastu laty epizodzie prania brudnych pieniędzy. W

sprawę zamieszani są politycy i wysocy prałaci, a wśród nich prezes IOR biskup

Paul Marcinkus. Wyprana, pochodząca z napadów, okupów i handlu narkotykami -

podana przez bandytę - kwota jest przeogromna, równa około dziesięciu miliardom

ówczesnych lirów.

Pieniądze, wszystkie w dziesięciotysięcznych banknotach - zeznawał Calcara -

zostały zabrane z mieszkania bossa Francesco Messiny Denaro (adwokata, szefa

grupy mafijnej z Campobello di Mazara)

282

283

i ułożone w dwóch walizkach. Walizki te załadowano w Castelvetrano do dwóch

background image

samochodów, które miały bezpośrednio pojechać na lotnisku Fiumicino.

Skruszony przestępca uściślił, że w samochodzie, który wyjechał z Sycylii,

znajdowało się kilku ważnych mafiosów, a wraz z nimi były burmistrz z

Castelvetrano Antonio Vaccai-ino, były chadek i deputowany Enzo Culicchia,

regionalny deputowany socjalista Enzo Leone (kilka lat później aresztowany za

łapówki) oraz pozostający na usługach Cosa nostra kapitan karabinierów.

- Kiedy przyjechaliśmy na Fiumicino - kontynuował bandyta - czekały na nas

już trzy samochody ciemnego koloru i w jednym z nich był Marcinkus z jakimś

innym kardynałem. Po załadowaniu walizek do samochodu, gdzie siedzieli prałaci,

wszyscy pojechaliśmy na via Cassia, do Rzymu, gdzie znajdowała się kancelaria

notariusza Alfano.

Fakty opowiedziane przez Calcara znajdują potwierdzenie w zeznaniach

składanych przez innego, także skruszonego a bardziej znanego, mafiosa Rosario

Spatole, który parę lat wcześniej opowiadał ówczesnemu prokuratorowi z Marsali

Paolowi Borsellino o handlarzu narkotyków, który przechwalał się, że ma układy z

Marcinkusem. Ten sam Calcara zafundował późniejszemu sędziemu Paolo

Borsellino

dokładny przekrój sieci organizacji mafijnych w zachodniej części Sycylii.

Na rewelacje Calcary replikował kardynał Rosalio Castillo Lara, niegdysiejszy

szef IOR, a później kierujący papieską komisją do spraw watykańskich.

- Oskarżenia te są całkowicie bezzasadne, bowiem znając osobiście

arcybiskupa Marcinkusa jestem pewien, że nie przyjąłby żadnych podejrzanych

kwot, tym bardziej od nieznanych mu osób - oświadcza kategorycznie oburzony

kardynał Rosalio Lara. -Jestem też przekonany, że z przebywającego od lat w Sta-

nach Zjednoczonych arcybiskupa Marcinkusa ktoś chce zrobić kozła ofiarnego, aby

skryć już nie wiem jakie zbrodnie, wyjawiane przez mafiosów, co do których

wiarygodności, jak wiadomo, należy zachować zdecydowanie ostrożną postawę...

background image

Torrechiara (Parma), 31 grudnia 1995. Po udzieleniu rozgrzeszenia

parafiankom pragnącym przystąpić do ostatniej w roku komunii w poczuciu

obmycia z grzechów, w klasztornej kaplicy Świętej Marii Panny dwóch

policjantów podeszło do księdza Franco Mondellini i dokonało aresztowania. Jak

na ironię kościółek nosił wezwanie Świętej Marii od Śniegów, a aresztowanie

nastąpiło w związku z międzynarodowym handlem "śniegiem", czyli kokainą.

284

285

Pochodzący z Parabiago ksiądz spędzał czas zajmując sienie tylko

eucharystią. Oznaczone jego nazwiskiem akta spraw leżą w sądach w Locri i w

Reggio Calabria, a także w Avezzano (Abruzzo) i w Acquapendente (Lazio).

Karierę duchownego znaczyły nie tylko ceremonie i nabożeństwa kościelne.

Odprawianie mszy przeplatało się z lotniczymi podróżami odbywanymi pomiędzy

kalabryjskimi spelunami i kolumbijskimi narcos, a także łapówkami, ucieczkami, a

nawet ukrywaniem się.

Na lotnisku w Santa Fé (Kolumbia) w 1991 roku dwaj agenci zażądali, aby

ksiądz Franco otworzył torbę podróżną. Zakonnik podniósł krucyfiks, ale to nie

odwiodło funkcjonariuszy od dokonania kontroli. W bagażu zakonnika znajdowała

się drewniana figurka, która wydała się nadmiernie ciężka: faktycznie, wewnątrz

ukryte były cztery kilogramy kokainy warte ponad dwa miliardy lirów. Aby nie

ryzykować zbyt długiego pobytu w cieszących się złą sławą kolumbijskich

więzieniach nie tylko otworzył książkę do nabożeństwa, ale też wyznał śledczym,

że pozostawał na usługach kalabryjskich grup przestępczych. Podając nazwiska

małych i dużych bossów wymienił nazwisko swojego kolumbijskiego kontaktu:

Antonio Julio Jimenez.

Jak to się stało, że ksiądz z Parabiago znalazł się na usługach kalabryjskiej

mafii? W latach siedemdziesiątych ksiądz Mondellini został skierowany do pracy

background image

w parafii Brancaleone (Licride) i tam właśnie rozpoczął podwójne życie - z

Ewangelią i handlem narkotykami. A kiedy jego nazwisko znalazło się na nakazie

aresztu tymczasowego, podpisanego przez prokuratora z okręgowej dyrekcji walki

z mafią, szybko zmienił styl życia. Dzięki sutannie ksiądz Franco mógł skrywać się

w monastyrach i klasztorach, gdzie obecność gości nieczęsto zgłaszana jest policji.

Czasami księdzu-przemytnikowi przypominało się inne jego hobby polegające na

tym, że za dziesiątki milionów, powołując się na znajomość z papieżem, obiecywał

uzyskanie tytułów kościelnych i herbów szlacheckich. Oszustwo takie udawało się

w Avezzano, a także -tuż przed drugim aresztowaniem - i w Torrechiara.

Po głośnym aresztowaniu księdza Mondelliniego, ksiądz Cipriano Carini,

kierujący opactwem Santa Maria della Neve, opowie dziennikarzom, że ksiądz

"potrzebował odpoczynku fizycznego i psychicznego, ponieważ przeszedł atak

serca". Biskup z Viterbo także się za nim wstawił. A ksiądz Franco? Po prostu po-

wie, że aresztowanie w Kolumbii nastąpiło w wyniku pomyłki polegającej na

zwykłej zamianie walizek.

286

287

Ponad osiemdziesięcioletni biskup Simeone Duca wydaje się być żywym

wcieleniem zasady: "błądzić jest rzeczą ludzką, ale tkwić w błędzie jest rzeczą

diabelską". Na szpalty gazet, gdzie opisywane są jego perypetie sądowe, trafił już

w 1983 roku, kiedy to został aresztowany i oskarżony w skandalu z wydobyciem

nafty, a z więzienia wyszedł po wpłaceniu grzywny w wysokości miliarda lirów.

Żywotny prałat z Żary, pełniący kiedyś funkcję sekretarza papieskich archiwów,

uległ z czasem ponownej pokusie. I to jakiej? Praniu brudnych pieniędzy

pochodzących z porwań dokonywanych przez kalabryjskic grupy przestępcze. A

przy okazji wplątał się jeszcze w aferę z fałszywymi pieniędzmi. Opowiadał o tym

skruszony mafioso Saverio Morabito (były boss jednego z kalabryjskich

background image

ugrupowań).

W postępowaniu karnym, w którym zarzuty powiązania z mafią postawiono

165 osobom, o biskupie Duca mówi się, że na podstawie podsłuchu telefonicznego

i zdjęć ustalono jego ścisłe związki z Ferraro-Giovanni. Osoba biskupa -jak

zauważył prokurator -wywoływała niepokój nie tylko z powodu swoich ścisłych

kontaktów z bossami przestępczych organizacji, ale też i dlatego, że nazwisko jego

pojawiło się w trakcie postępowania w sprawie handlu narkotykami, kiedy to

zachodziło podejrzenie, czy nie jest

to ta sama osoba, której została dostarczona spora partia czystej morfiny.

O Simeone Duca była mowa także w wyroku wydanym przez sąd 2 grudnia

1990 po procesie "Operacja Kwiat Lotosu", która doprowadziła do aresztowania

handlarza narkotyków Santo Pasquale Morabito. W połowie lat osiemdziesiątych

pochodzący z Bova Marina Morabito zakotwiczył w Mediolanie, gdzie oprócz

wsparcia ze strony środowiska handlowo-wojskowego mógł liczyć także na pomoc

wpływowych, a przede wszystkim pożytecznych przyjaciół: ordynatora dużego

szpitala w Mediolanie, pewnego dostojnika kościelnego, a nawet dwóch policjan-

tów. Co do prałata, przyjaciela Morabito, to okazało się, że był nim właściciel willi

wartej miliard lirów i obligacji państwowych na cztery miliardy - biskup Simeone

Duca.

Nazwisko biskupa Duca pojawia się również w postępowaniu sądowym

znanym pod nazwą "Operacja Cara vaggio". Sprawa ta dotyczyła handlu na wielką

skalę fałszywymi banknotami. Epicentrum tejże działalności znajdywało się we

Florencji, ale ośrodki znajdywały się także w Neapolu i w Kalabrii. W paź-

dzierniku 1996 prokuratura we Florencji wydała wiele nakazów aresztowania i aż

130 zakazów oddalania się z miejsca zamieszkania. Bohaterem sprawy był

288

289

background image

młody inżynier Stefano Labanti, który wykorzystując najnowsze techniki laserowe

oraz fotokopiowania, zdolny był produkować fałszywe bilety tramwajowe, karty

bankomatowe, paszporty, karty kredytowe i znaczki skarbowe, a przede wszystkim

- umiał przerabiać banknoty jednodolarowe na studolarowe. I to właśnie on

umożliwił śledczym zlokalizowanie jego licznych wspólników. Wśród nich

znajdował się Lorenzo Fallani, z którego tajnej drukami wychodziło fałszywek na

około 300 miliardów rocznie, przy czym - według Labantiego - Fallani w

przeszłości pracował jako sekretarz osobisty biskupa Duca.

- Prałat - oświadczył adwokat jednego z oskarżonych - spełniał funkcję

kuriera: odbierał fałszywe pieniądze we Florencji, by później przekazać je bossom

z przestępczej organizacji la'ndragheta w Kalifornii. Tamci z kolei odprzedawali

fałszywki za czterdzieści procent ich wartości.

W innej sprawie sądowej nazwisko biskupa Duca pojawia się w związku z

kontaktami duchownego z szefostwem organizacji la'ndrangheta. W roku 1983

Rocco Lo Presti, kalabryjczyk skazany w Turynie za zabójstwo i porwanie, zwrócił

się do biskupa o ułatwienie postępowania kasacyjnego. W zamian za 30 milionów

lirów prałat wyraził gotowość wstawienia się u sędziego sądu kasacyjnego Ugo

Dinacci.

Owa "interesowność" kosztowała prałata wszczęcie postępowania karnego, w

wyniku którego Dinacci został uwolniony od zarzutów, ale biskup Duca został

skazany na dziewięć miesięcy więzienia za łapówkę. W październiku 1984, w

trakcie procesu apelacyjnego, biskup potwierdził, że zainkasował 30 milionów od

Lo Presti, ale bronił się twierdząc, że przyjął te pieniądze, aby następnie

przeznaczyć je na dobre uczynki. Było to dosyć surrealistyczne usprawiedliwienie,

ale sąd apelacyjny uznał jednak tę okoliczność za prawdopodobną i biskupa

uniewinnił.

***

background image

Wierni zapewniają, że nigdy nie widzieli, by w kościele Świętej Agnieszki w

Nowym Jorku (przy Czterdziestej Trzeciej Alei) ksiądz Lorenzo Zorza odprawiał

niedzielną mszę. Ale wszyscy zgodnie opisują go jako proboszcza sympatycznego i

uczynnego. Dla żebraków okupujących chodnik przed kościołem ksiądz Zorza z

jego hojnością jest prawie świętym,

W celu szerzenia chrześcijańskiego miłosierdzia proboszcz założył spółkę

Family Trading Ine. z siedzibą w jednym z budynków przy Piątej Alei. To właśnie

tam nadchodzą przesłane z Kalabrii olbrzymie paczki z odzieżą - przeznaczone dla

biednych

290

291

z parafii. Zresztą father Lorenzo nie jest jakimś przeciętnym księdzem. Jest grubą

rybą w hierarchii Stolicy Apostolskiej, gdyż pełni funkcję nuncjusza apostolskiego,

a więc ambasadora Watykanu przy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ma

amerykańskie obywatelstwo i paszport dyplomatyczny, co daje mu dużą swobodę

we wszelkich jego podróżach.

5 lutego 1988 w Mediolanie brygada operacyjna do walki z narkotykami

dokonuje konfiskaty pięciu kilogramów kokainy zapakowanych w torebki znanej

marki brazylijskiej kawy. W trakcie śledztwa policja odkrywa istnienie siatki

handlu narkotykami i kradzionymi dziełami sztuki. Uczestniczą w niej włoskie

grupy przestępcze współpracujące z grupami amerykańskimi. W tym wszystkim

przewija się nazwisko księdza Lorenzo Zorzy - zamieszanego zarówno w handel

narkotykami jak i w paserstwo dziełami sztuki.

28 marca 1988 prokuratura rzymska wystawia przeciwko prałatowi

międzynarodowy list gończy zarządzając, aby o powyższym środku "zostały zawia-

domione wszystkie punkty graniczne i żeby przekazany został również poza

granice państwa włoskiego". Identyczny środek - także w związku z przemytem

background image

skradzionych dzieł sztuki - został zastosowany przez prokuratora federalnego z

Nowego Jorku, Rudolpha Giulianiego. Dwa dni po rozesłaniu nakazu aresztowania,

30 marca, obecność watykańskiego nuncjusza apostolskiego - oskarżonego o

powiązania z mafią, o handel narkotykami i o handel dziełami sztuki - została

zgłoszona przez międzynarodowe lotnisko w Ciampino: oczekiwał na lot do

Nowego Jorku. Ale ksiądz Zorza do tego samolotu nie wsiadł, lecz po prostu

-znikł. W kilka dni później, 7 kwietnia, funkcjonariusze policji skarbowej

zlokalizowali go w małej willi w Montecalvo di Pianoro (w pobliżu Bolonii) i

dokonali aresztowania. Przedstawiono mu zarzut współudziału w prowadzonym

przez mafię przestępczym procederze handlu skradzionymi dziełami sztuki i handlu

narkotykami. A ponieważ ksiądz Zorza był obywatelem amerykańskim, w ramach

ekstradycji został odesłany do USA.

Domek, w którym skrył się ksiądz Zorza, był własnością Adrii Gialdini i jej

męża, Vittorio Santunione. Kobieta jest znaną na całym świecie konserwatorką

dzieł sztuki, a jej mąż sławnym malarzem. Obydwoje zostali oskarżeni o pomoc w

ukrywaniu osoby poszukiwanej i aresztowani. Później od zarzutów ich

uniewinniono. Adwokat kobiety - mecenas Gianfranco Bordoni z Bolonii napisze,

że Adria Gialdini "wielokrotnie zaznaczyła w trakcie przesłuchania, że poznała

księdza Zorzę kilka lat wcześniej, w trakcie kilkumiesięcznego pobytu w USA.

Ksiądz Zorza,

292

293

który był wtedy członkiem delegacji watykańskiej przy ONZ, wykazał się wielką

uprzejmością towarzysząc pani Adria w zwiedzaniu galerii i muzeów. Chodziło

zatem o znajomość zawartą w najczystszych okolicznościach, a sama osoba

wydawała się nadzwyczaj godna zaufania...

W trakcie procesu wyszła na jaw wieloletnia przestępcza działalność księdza.

background image

Na przykład fakt, że miał on swój udział w zniknięciu, a później w odnalezieniu

obrazu Tycjana5wf'erć Świętego Piotra Męczennika (arcydzieła nieocenionej

wartości, które -od momentu wybuchu w 1867 roku austriackiej bomby w kościele

Świętego Piotra i Pawła w Wenecji, gdzie obraz przechowywano - uznawane było

za zniszczone). Ustalono także, że w 1982 roku sąd amerykański uznał go winnym

przemytu skradzionych we Włoszech dzieł sztuki. Wówczas to znaleziono w jego

bagażu na nowojorskim lotnisku dwa obrazy olejne z XVI wieku (wartości 200

milionów tirów) niepewnego pochodzenia. Prokuratura oskarżyła go o

zainkasowanie ośmiu tysięcy dolarów za przemycenie obu obrazów, a sąd skazał

go na trzy lata więzienia (w zawieszeniu). Włoski sąd stwierdził ponadto, że w

innych okolicznościach, w Rzymie, zabezpieczono u niego 74 tysiące dolarów w

banknotach autentycznych, ale przerobionych (pierwotne

jednodolarowe były przerabiane na banknoty studolarowe). Takimi banknotami

amerykańska Cosa nostra pokrywała różnicę w trakcie wymiany kokainy na

dostarczaną przez Włochów heroinę.

We Włoszech nazwisko księdza Zorzy pojawiło się już wcześniej w związku

ze sprawą banku Ambrosiano i śmiercią Roberto Calviego. I rzeczywiście, 18

czerwca 1982, syn zmarłego bankiera - Carlo, opowiedział mediolańskim

prokuratorom o dziwnych osobach - przyjaciołach Francesco Paziency - kręcących

się wokół jego ojca.

- Pazienza - mówił Carlo Calvi - powiedział mi, że bardzo ambitny biskup

Luigi Cheli był jego dobrym przyjacielem i że aspirował do stanowiska zajmowa-

nego przez Marcinkusa. W tym czasie nie było go w Stanach Zjednoczonych i

powiedział mi, żebym poszedł do pewnego mieszkania w Nowym Jorku, gdzie

przebywał ojciec Zorza. - Przy drugim spotkaniu, to właśnie ojciec Zorza

towarzyszył Carlowi, kiedy ten udał się do biskupa.

- Cheli powiedział mito - opowiadał dalej syn bankiera - co już wcześniej

background image

telefonicznie przekazał mi Marcinkus: miałem powiedzieć mojemu ojcu w

areszcie, żeby był cicho, żeby nie zdradzał żadnych tajemnic i żeby ciągle wierzył

w Opatrzność... Wydaje mi się celowe zaznaczyć, że od śmierci ojca

294

295

do dzisiaj, kontaktowało się z nami oferując bliżej nie określoną pomoc i wsparcie,

wielu przyjaciół Pazienzy, a wśród nich niejaki Alfonso Bove z Nowego Jorku,

niejaki ojciec Zorza, duchowny mieszkający w Nowym Yorku, niejaki Sciubba,

wykładowca z uniwersytetu katolickiego w Waszyngtonie i niejaki Alvaro

Giardili...

Również Clara Canetti (wdowa po Roberto Calvi) wymieniła nazwisko

księdza Zorzy mówiąc o wysokich prałatach działających na terytorium USA.

- Na przełomie lipca i sierpnia mój syn - opowiada wdowa - miał telefon od

biskupa Sbarbaro, prałata mieszkającego w Waszyngtonie i - o ile wiem -

pełniącego funkcję kontrolną nad zachowaniem innych wysokich prałatów

przebywających za granicą. Sbarbaro, zaprosił go do siebie, ponieważ pragnął mu

osobiście złożyć kondolencje. Spotkanie to polegało głównie na całym ciągu mniej

lub bardziej ważnych stwierdzeń i uwag, zupełnie w stylu języka jezuitów

pełniących czołowe fùnkcj e w watykańskim świecie polityki. Między innymi

Sbarbaro powiedział mojemu synowi, że Kościół daje priorytet problemom wol-

ności narodów nad ich potrzebami materialnymi, jak głód na świecie. Robił też

aluzje do faktu, że mój mąż zapłacił swój ą cenę i wyraził uwagę, że inni też po-

dobnie zapłacą...

- W jakiś czas po śmierci mojego męża - kontynuuje Canetti - przyjechał do

mnie wykładający na uniwersytecie w Nowym Jorku profesor Costa, który zasiada

w zarządzie banku Ambrosiano, w którym pracuje mój syn. Profesor Costa

przyprowadził ze sobą niejakiego ojca Zorzę, włoskiego duchownego, który pełnił

background image

jakąś funkcję w Organizacji Narodów Zjednoczonych, ale którą stracił w wyniku

jakichś perypetii sądowych związanych z kradzieżą dzieł sztuki. Zorza został

przedstawiony mojemu synowi przez Pazienze, który był także przyjacielem

profesora Costy. Wtedy właśnie Zorza powiedział mi, ale tak żeby nie słyszeli tego

mój syn i moja córka, że Pazienza kazał mu przekazać mi, że on sam nie miał nic

wspólnego z tą straszną sprawą...

Jak powstał układ pomiędzy rodziną Calvich i księdzem Zorzą? Już w połowie

lat osiemdziesiątych wyjdzie na jaw, że sędzia Giovanni Falcone, który zajmował

się aktywnie powiązaniami między przedstawicielami sycylijskiej mafii [Cosa

nostra, otrzymał od swoich amerykańskich kolegów akta, w których to Pazienza

wskazywał na związki pomiędzy sporą niezależnością finansową księdza Zorzy a

znajomością i kontaktami Zorzy z Vicentem Restivo, zamieszanym w pranie

brudnych pieniędzy należących do wpływowej familii Bonnano. W mieszkaniu

Pazienzy

296

297

prokuratorzy znajdą nagranie rozmowy telefonicznej pomiędzy Maurizio Mazzetta

(sekretarzem aferzysty) i księdzem Zorzą, w której wyraźnie była mowa o handlu

skradzionymi dziełami sztuki. Ale co więcej - w aktach podano, że część pieniędzy

banku Ambrosiano podlegało kontroli ze strony księdza Zorzy. Chodziło o kwoty

przekazywane między bankami mającymi siedzibę w raj ach podatkowych w

Panamie (gdzie trio Calvi-Sindona-Marcinkus posiadało spółki powiernicze i

banki) oraz w Brazylii. Po krachu -dane zawarte w dokumentach Ambrosiano będą

wyznaczać ślady przelewów na ogromne kwoty, które przekazywano w okresie od

1980 do 1982 do co najmniej trzech banków z San Paolo w Brazylii: do Banco do

Comercio e Industria (około 106 milionów dolarów), do Banco Itau (50 milionów

dolarów), wreszcie do Banco Real (50 milionów dolarów). A to właśnie San Paolo

background image

jest miastem, gdzie w przyszłości ksiądz Zorza będzie chciał osiąść na state.

background image

Charyzma pieniądza

Duchownym będącym symbolem najbardziej niepohamowanego powołania

do interesów jest znany ksiądz Luigi Maria Verze. Ów ksiądz-manager jest

autorem profetycznej książki noszącej tytuły carisma del denaro (Charyzma

pieniądza), w której ksiądz Verze doszedł wręcz do konkluzji, że nie ma sprzecz-

ności pomiędzy Bogiem i pieniądzem.

Biografìa bezwzględnego w interesach księdza-managera doskonale

charakteryzuje jego osobowość. Już w 1964 roku ksiądz Verze otrzymał od

mediolańskiej kurii "upomnienie", w którym mu - zabroniono odprawiania mszy

świętej. Powody tak poważnej sankcji nie są znane, ale zapewne nie były budujące.

298

299

Faktem jest natomiast, że po owym "upomnieniu", pochodzący z Werony ksiądz

(urodzony w Illasi w 1920 roku) zdjął habit, założył najbanalniejszy strój biznes-

mena i zaczął czynić w interesach swoje "cuda", których efektem - po kilku latach -

były narodziny prawdziwego gospodarczego imperium.

Pierwszy biznesowy wyczyn księdza Verze wiązał się z połacią działek gruntu

przeznaczonego na organizację terenów zielonych, a położonego w okolicy

lotniska Forlani i przylegającego do cytadeli "Milano 2" wznoszonej przez Silvio

Berlusconiego (budowę realizowano za pośrednictwem podstawionej firmy, a

finansowana była z tajemniczych źródeł pochodzących ze Szwajcarii). Oto ksiądz-

manager zamierzał zbudować na tym gruncie szpital San Raffaele. Ale za jakie

pieniądze? Nie wiadomo.

- Nie dostaliśmy żadnych spadków, ani też nie było ukrytych źródeł

finansowania. Były tylko pożyczki i darowizny, jak np. 25 tysięcy metrów

kwadratowych gruntu otrzymanego nieodpłatnie od hrabiego Bonzi w 1960 roku.

background image

Reszta pochodzi z banków - stwierdzi wiele lat później ksiądz-manager w

wywiadzie dla tygodnika Panorama.

Ale dziennikarz Giovanni Ruggerijest bardziej zorientowany i precyzyjny,

kiedy w swojej książce podaje, że hrabia Bonzi działkę o powierzchni

46 tysięcy metrów kwadratowych sprzedał w 1966 roku tajemniczemu ośrodkowi

opieki szpitalnej Monte Tabor, działającemu pod kierownictwem księdza Luigi

Maria Verze, a rok później burmistrz z Segrate wydał pozwolenie na wzniesienie

tam prywatnego ośrodka geriatrycznego "Szpital San Raffaele". Zdaniem

dziennikarza, zarówno klinika jak i jej pomysłodawca okazują się mieć związek z

budową "Milano 2" i z jego przedsiębiorczym (i ukrytym) budowniczym

Berlusconim. Wybucha skandal nad skandale spowodowany nadużyciami,

nieprawidłowościami, a przede wszystkim powiązaniami politycznymi.

A zatem, odmiennie od tego, co twierdził ksiądz-manager, grunty i

pozwolenie na budowę znalazły się w jego gestii dopiero 1967 roku (kamień

węgielny pod budowę kompleksu szpitalnego położono 24 października 1969),

działka okazała się prawie dwukrotnie większa, no Ì wcale nie chodziło o

darowiznę. Co do pożyczek, to chodziło być może o 600 milionów lirów (z 2,156

miliarda wnioskowanych), które ksiądz Verze otrzymał od państwa dzięki

wpływowym przyjaciołom z Chrześcijańskiej Demokracji, l faktycznie, ich

wsparcie okazało się dla księdza-managera decydujące, gdyż 15 kwietnia 1971

ówczesny - chadecki - premier Emilio Colombo uznał istnienie osobowości

prawnej placówki, która rok wcześniej

300

30]

przyjęła nazwę fundacji religijnej Ośrodka San Romanello del Monte Tabor.

Rządowy akt pozwolił także księdzu-biznesmenowi korzystać również z dostępu

do funduszów regionalnego programu leczenia szpitalnego, ale postanowienie to

background image

regionalny asesor do spraw opieki zdrowotnej Vittorio Rivolta (chadek) uznał za

nieprawne, gdyż klinika księdza Luigiego jako placówka prywatna nie może

uczestniczyć w regionalnym programie podziału środków rządowych.

Pomiędzy księdzem Verze i regionalnym asesorem rozpoczął się długi okres

upartych sporów. Ksiądz pozostający w dobrych stosunkach również i z socja-

listami (burmistrzami Renato Turri z Segrate oraz Aldo Aniasi z Mediolanu, a

także i samym bossem włoskiej partii socjalistycznej - mediolańczykiem Bettino

Craxi) nie zaniedbał niczego, co mogłoby zjednać asesora Rivolte. Najpierw były

naciski administracyjne, potem groźby, a w końcu także i próba przekupstwa.

Ksiądz Verze pisał do Rivolty we wrześniu 1971, że rozpoczęte w 1969 prace

budowlane zostały wkrótce wstrzymane "z powodu przerwania środków finan-

sowania, które państwo w swoim czasie zobowiązało się dostarczyć, a potem

scedowało na władze regionalne... Jeżeli pozycja ta nie zostanie wpisana na listę

lombardzkich szpitali, które winny być finansowane ze źródeł publicznych zgodnie

z zapisami

obowiązującej ustawy, pierwsza część szpitala San Raffaele pozostanie piękną, ale

nieukończoną budowlą, zupełnie nieprzydatną dla celów szpitalnych". W

listopadzie 1973 ksiądz wystosował nowe pismo do asesora. Jego ton był już

odmienny: "Ponieważ wiem, bo mam tego dowody, że nasze dzieło jest dziełem

upragnionym przez Boga i że to Bóg nie pozwala nam się poddać, radzę panu

więcej nie przeszkadzać". Później nastąpiła próba przekupstwa - asesorowi

obiecano łapówkę w wysokości pięciu procent dotacji - ale rzecz skończyła się

sprawą sądową, w wyniku której ksiądz Verze otrzymał w pierwszej instancji

wyrok skazujący.

W końcu księdzu-managerowi - dzięki potężnemu wsparciu polityków z

Rzymu - udało się pokonać przeszkody. Dnia 25 lipca 1972 chadeccy ministrowie

Athos Valsecchi (zdrowie) i Oskar Luigi Scalfaro (oświata) stosownym

background image

postanowieniem uznali klinikę San Raffaele za "placówkę szpitalno-medyczną o

charakterze naukowym", co umożliwiało księdzu Verze dostęp do państwowych

funduszy i przywilejów, a władze regionalne pozbawiło kompetencji do

zajmowania się jego ośrodkiem.

Dzięki wspólnej protekcji polityków z prawej i lewej strony ksiądz Verze

razem z przyjacielem Berlusconim zdołali nawet uzyskać zmianę kierunku

302

303

mchu na pobliskim lotnisku, aby starty i lądowania nie zakłócały spokoju

pacjentów szpitala oraz mieszkańców luksusowego okrąglaka Milano 2. Po długiej

i skomplikowanej procedurze, która miała także swoje epizody sądowe, kierunki

ruchu samolotów zostały zmienione, a Berlusconi mógł podnieść cenę budowanych

przez siebie mieszkań z 130 do 280 tysięcy li-rów za metr kwadratowy.

W latach siedemdziesiątych biznesowe wyczyny księdza były stałą pozycją

gazetowych kronik sądowych w lokalnych brukowcach. Ale nic nie zdołało

zatrzymać "upragnionej przez Boga kliniki", której funkcje jej twórca określał jako

"szpital przede wszystkim dla lekarza, nawet bardziej dla lekarza niż dla chorego,

aby lekarz mógł realizować się jako mistrz i profesjonalista w tej świętej sztuce... A

chorego szpital San Raffaele przyjmuje i traktuje jako jednostkę biologiczno-

psychiczno-duchową, która, przez fakt choroby, nabyła prawo do najlepszego i

indywidualnego leczenia... Zaś przez pojęcie »jednostki biologiczno-

psychologiczno-duchowej« należy rozumieć, że szpital musi widzieć w chorym

pewną organiczną jedność - złożoną ze strony fizycznej, z wartości psychiczno-

intelektualnych i z wiecznej ponad wszystko duszy - która to całość dotknięta

została nową

patologiczną sytuacją... Walka przeciw chorobie jest wręcz starciem człowieka z

człowiekiem..."

background image

Pod koniec 1990 roku, w ramach wymyślonego przez Berlusconiego projektu

budowy (na Sardynii) spekulacyjnego kompleksu "Olbia 2-Costa Turchese",

zaprojektowano wielką klinikę, która - usytuowana na obrzeżach osiedla - miała

składać się z kilku pokaźnych budynków. Dziennika La Nuoba Sardegna wysunął

hipotezę, że teren pod klinikę mógł być szczodrym upominkiem firmy Fininvest

dia księdza Verze.

- W tę sprawę zaangażowałem się osobiście -oświadczył wtedy burmistrz

Olbia Giampiero Scanu. - Wyjaśniam też, że nie chodzi o jakąś klinikę dla super-

vipów, ani o rodzaj beauty farm, jak zresztą to ktoś już sugerował, ale o szpital dla

wszystkich z pięciuset łóżkami, z wyposażeniem sportowym i z centrum

kongresowym. I taki jest potrzebny : jeżeli komuś coś się stanie, dzisiaj trzeba go

wieźć do Sassari lub do Cagliari. - Jednak projekt "Olbia 2" z przyległą super

kliniką nie wypalił z powodu oporu sił politycznych i mchów ekologicznych,

zaniepokojonych tym, że budowlany harmider zakłóci życie na wybrzeżach tego

regionu.

Kilka lat później, 24 października 1996, ksiądz-biznesmen w wywiadzie do

należącego do Berlusconiego tygodnika Panorama zatytułowanym "Leczę

304

305

Was, jak chce tego Bóg", przypuszcza atak na prokuratorów (a więc tych, którzy

zwalczali mafię, korupcję i aferzystów): "Sądzę, że sprawiedliwość prezentowana

przez niektórych prokuratorów już nianie jest, ale raczej staje się prawną szykaną,

arogancją, prywatą..." A następnie wypowiada się na korzyść pokrzywdzonego i

zmuszonego do ukrywania się Bettino Craxiego: "Niezależnie od jego problemów z

sądami, ciągle jestem jego przyjacielem. A nawet coraz większym przyjacielem..."

Obiekt, który przez wielu usłużnych dziennikarzy został uznany jako szpital

wzorcowy lub wręcz wzór do naśladowania na skalę krajową, w styczniu 1998

background image

znowu będzie przedmiotem prokuratorskiego śledztwa. W wyniku pożaru, który

tam wybuchł, stracił życie jeden z pracowników kliniki.

Przedmiotem działalności przedsiębiorstwa Ośrodek San Raffaele del Monte

Tabor (który wpisano do rejestru, dla poszerzenia korzyści i przywilejów, pod

hasłem Dział specjalny: przedsiębiorstwa rolne) jest realizacją programu,

złożonego z mieszaniny górnolotnych haseł chrześcijańskiego miłosierdzia i nie-

skrywanych aspiracji finansowych. Bowiem -Jak to wynika z dokumentu - "celem

fundacji jest sprowadzenie założeń i praktyki leczenia do zastosowania ducha

ewangelicznego przykazania »Uzdrawiajcie

chorych« (Mateusz X,8) drogą inspiracji i podejmowania wszelkich inicjatyw,

zarówno kościelnych jak i laickich, celem spopularyzowania nowego chrześci-

jańskiego konceptu opieki zdrowotnej... zgodnie z ideą założyciela księdza

profesora Luigi M. Verze". Dlatego też - czytamy dalej - "fundacja może

prowadzić, zarówno we Włoszech, jak i za granicą, wszelkie działania uznane za

niezbędne, potrzebne - lub w każdym razie uznane za wskazane - do osiągnięcia

celów fundacji, a także wszelką działalność gospodarczą, finansową, operacje

majątkowe, operacje na nieruchomościach i ruchomościach, w tym uczestniczenie

we wszelkiego rodzaju spółkach, ich zbywanie oraz udzielanie poręczeń

majątkowych na rzecz osób trzecich..."

Dzisiaj stowarzyszenie San Raffaele del Monte Tabor, któremu prezesuje,

oczywiście, ksiądz Verze, jest potężnym, obracającym miliardami biznesowym

holdingiem posiadającym międzynarodowe rozgałęzienia. Należy do niego sieć

szpitali San Raffaele w Se-grate i w dzielnicy Eur w Rzymie (ostatni z nich, który

kosztował 250 miliardów lirów, przez ponad dwa lata nie pracował, a zezwolenie

na działalność otrzymał od maja 1997). Fundacja nadzoruje też szpitale i przy-

chodnie w Tarante, w Brazylii, na Malcie, w Polsce, w Indiach. Inne rodzaje

działalności prowadzi spółka

background image

306

307

powiernicza Finraf, skupiająca takie firmy, jak: Science Park Raf (usługi), Europa

Scienze Umane (wydawnictwo), Dom Opieki Santa Maria (klinika). Szpital San

Raffaele Resnati, Ortesa (enginneering), Torricola (obrót nieruchomościami) a

także - aby uczynić zadość statutowi całej grupy, ale przewidującemu właśnie i ten

rodzaj działalności - nieokreślone bliżej gospodarstwo rolne produkujące wino i

oliwę.

Chociaż jest placówką prywatną, to jednak szpital San Raffaele w Segrate

(który zatrudnia 2255 pracowników, dysponuje 1200 łóżkami, rejestruje 60 tysięcy

przyjęć rocznie) korzystał latami z ogromnych dotacji publicznego (państwowego)

systemu opieki zdrowotnej. Według władz regionu Lombardii (dostępne dane

dotyczą roku 1993) koszt dziennego pobytu szpitalnego pacjenta wyniósł ponad

809 tysięcy lirów. Nie przez przypadek zatem określany jest jako szpital możnych

tego świata.

Mimo miliardów wpompowywanych w szpital każdego roku, holding księdza

Verze znajduje się w poważnych kłopotach finansowych (według niektórych opinii

jego pasywa osiągnęły poziom około 500 miliardów lirów). Aby się z nimi uporać,

ksiądz-manager zatrudnił byłego polityka z prawego skrzydła chadecji i

jednocześnie byłego bankiera Roberto Mazzette, który dał się poznać jako jeden z

bohaterów

śledztwa akcji "Czyste ręce". Mazzetta poszukuje wspólników zdolnych wyłożyć

gotówkę i planuje wejście na giełdę. Fundacja pozostanie właścicielem całego

majątku, ale utworzona zostanie spółka akcyjna, która zajmować się będzie

zarządzaniem szpitala i która otworzy się na nowych wspólników...

Dzisiaj, tak jak kiedyś, interesy księdza Verze mogą liczyć na poparcie

polityków - z dawnej chadecji i partii socjalistycznej - związanych obecnie na pra-

background image

wicy u Berlusconiego.

Zgodnie z tym co twierdzi lombardzki oddział partii demokratyczno-

socjalistycznej, wiosną 1997 centro-prawicowa rada regionalna Lombardii miała

stworzyć warunki na to, aby szpitalowi San Raffaele podarować około pięć

miliardów rocznie. Na mocy tak zwanej złotej umowy, zawartej pomiędzy władza-

mi regionalnymi i kliniką księdza Verze, pracownicy urzędów regionalnych i

członkowie ich rodzin mieliby możliwość dokonywania kompletnych badań

okresowych w szpitalu San Raffaele, za kwotę 490 tysięcy lirów od osoby (podczas

gdy cena dla osób nie ubezpieczonych wynosi 750 tysięcy lirów). Kwota ta mia-

łaby być zwracana przez kasę regionalną, nawet gdyby wydatkowana była na rzecz

pozostających na utrzymaniu danego pracownika członków rodziny. Według

oświadczenia regionalnego szefa partii

308

309

demokratyczno-socjalistycznej - Fabio Bienellego, jest to teatralny gest

uprzywilejowania San Raffaele na niekorzyść innych ośrodków leczniczych,

ograniczenie prawa do swobodnego wyboru lekarza, a przede wszystkim doskonały

interes dla szpitala kosztem całej społeczności, gdyż zaokrąglając liczby i kwoty

faktura wystawiona przez San Raffaele mogłaby osiągnąć właśnie wartość czterech

miliardów ośmiuset milionów lirów rocznie.

25 czerwca 1997 ośrodek San Raffaele staje się bohaterem kolejnego

skandalu. Na zarządzenie mediolańskich prokuratorów, funkcjonariusze policji

skarbowej dokonuj ą przeszukania i zajęcia wielu dokumentów. W związku z

otrzymanymi sygnałami prokuratorzy podejrzewają możliwość oszustwa, że lo-

kalne władze sanitarne płaciły klinice księdza Verze za badania, których nigdy nie

wykonano.

Zresztą cała historia kliniki San Raffaele naszpikowana jest epizodami spraw

background image

sądowych, zwłaszcza tych związanych z nadużyciami budowlanymi - ale i nie

tylko takich - i kilkakrotnie epizody te kończyły się wyrokami. Tak się stało, na

przykład, 25 listopada 1995, kiedy sąd w Mediolanie za naruszenie przepisów

budowlanych skazał księdza Verze m.in. na pięć miesięcy pozbawienia wolności.

Nowy proces w podobnej sprawie rozpoczął się, również w Mediolanie,

l O czerwca 1997. Innym razem na rok i cztery miesiące więzienia został skazany

ksiądz Verze w październiku 1997, kiedy sąd pokoju uznał go winnym paserstwa

dwóch szesnastowiecznych neapolitańskich płócien, skradzionych z kościołów w

prowincji Neapol. Zgodnie z linią obrony obydwa płótna zostały nabyte za 60

milionów lirów przez kierowcę księdza Verze - Danilo Donati, który je później

podarował księdzu-managerowi. Jednak według wersji prokuratorskiej w sprawie

tej uczestniczyła aktywnie również siostra księdza Luigiego Verze - Giuliana

310

311

background image

Milenijny kram

Przedsiębiorczy paulini - bracia nożownicy

- Jesteśmy bardziej znani od Boga - oświadczył latem 1997 Noel Gallagher,

leader grupy popowej Oasis (jakieś dwadzieścia lat wcześniej identyczne słowa

wypowiedział Lennon, leader Beatlesów, który jednak pośpiesznie potwierdził

swój "dogłębny szacunek dla Jezusa"). Bluźniercze zdanie Gallaghera wywołało

natychmiastową reakcję Kościoła. - To nasza wina - pisał ze skruchą katolicki

dziennik Avvenire - chcieliśmy przemienić tych dwudziestolatków w opinions-

leaders, a teraz musimy znosić te ich nie trzymające się ładu ni składu wygłupy.

Kiedyś Kościół Rzymskokatolicki zajmował się wyłącznie kluczowymi

zagadnieniami. Jednak

315

od kilku lat najbardziej autorytatywni przedstawiciele kleru wypowiadaj ą się

publicznie na temat wszystkiego, a w szczególności na temat bzdur. Nierzadko sam

Jan Paweł II w trakcie zgromadzeń na Placu Świętego Piotra zabiera głos na tematy

zupełnie marginalnych wydarzeń: warunków meteorologicznych, swoich wakacji

w górach... Jest to zgodne z bardzo konkretną strategią porozumiewania się,

realizowaną przez Kościół w celu zjednania sobie dusz zgromadzonych w tłumie,

który coraz bardziej jest tłumem laickim. Żaden papież przed Janem Pawłem 11 nie

podróżował tyle co on i po Włoszech, i po świecie. Nigdy przedtem Kościół nie

brał udziału w takim stopniu, jak to się dzieje dzisiaj Jako aktywny uczestnik i bo-

hater społeczeństwa, grając sam dla siebie wielki spektakl.

Zresztą machina propagandowa, którą dziś dysponuje Kościół we Włoszech

Jest faktycznie imponująca. Oprócz rzesz duchownych wszystkich parafii, diecezji,

background image

szpitali i wszelkiego rodzaju i poziomu szkół, słowo Boże przekazywane jest za

pomocą 144 tygodników diecezjalnych, 470 lokalnych stacji radiowych, ponad 350

księgarni oraz ponad 200 wydawnictw katolickich. Wszystko to stanowi potężny

arsenał środków masowego przekazu, które są także - to też się zmieniło - dosyć

dochodowym biznesem.

Wśród wszystkich stacji radiowych inspirowanych przez Święty Kościół

Rzymskokatolicki, najbardziej popularne jest rzymskie Radio Maria, które od 1990

roku dzięki swoim 750 przekaźnikom, dociera do wszystkich zakątków kraju, a

swoim potencjałem technicznym prawie dorównuje RAI. Dzięki hojnym datkom

wiernych, które osiągaj ą łącznie dziesiątki miliardów lirów, nosząca imię Matki

Boskiej rozgłośnia nadaje już w siedemnastu krajach. Oprócz pierwszego miejsca

w rankingu liczby słuchaczy, Radio Maria może się pochwalić również przodowa-

niem w emitowaniu "elektrycznego smogu". Fakt ten potwierdzili 30 stycznia 1998

technicy z ośrodka kontroli transmisji radiowych przy ministerstwie poczty:

religijna stacja radiowa odpowiedzialna jest za prawdziwe bombardowanie falami

elektromagnetycznymi rzymskiej dzielnicy Monte Mario, co z pewnością nie

pozostaje bez wpływu na zdrowie jej mieszkańców i całej okolicy.

Spore audytorium ma także Radio Vaticano, które z około czterdziestu

rozsianych po całym świecie ośrodków studyjnych nadaje programy w prawie

pięćdziesięciu językach. Dużym sukcesem, co do liczby słuchaczy, może

pochwalić się także Novaradio (mieszanka katolicyzmu i rozrywki), będące lokalną

rozgłośnią diecezji mediolańskiej.

316

317

Wśród stacji telewizyjnych należy wymienić Telepace, stację założona przez

Guido Todeschini, nadającą z dwóch dużych ośrodków: z Rzymu i z Werony. A w

lutym 1998 rozpoczęła działalność nowa -zdolna rywalizować nawet z RAI i z

background image

Fininvest - katolicka stacja SAT 2000. Finansowana przez wpływową CEI

(konferencję biskupów włoskich), stacja ta może być odbierana przez wszystkich,

którzy posiadają anteny satelitarne. Kanał satelitarny telewizji episkopatu

udostępniony został przez samą RAI za skromną kwotę miliarda dwustu milionów

lirów rocznej opłaty. Mimo początkowo niewielkiego kręgu odbiorców - obok

kościelnego radiowo-telewizyjnego centrum nadawczego w Rzymie, mieszczącego

się w supernowoczesnym gmachu przy via Aurelia -organizuje się oddzielne biuro

mające zajmować się świadczeniem usług reklamowych. Oprócz zaangażowania w

działalność dostojników duchownych ze szczytów watykańskiej hierarchii - z

kardynałem-supergwiazdą mediów Ersilio Toninim - należąca do CEI stacja

nadawcza opiera się na współpracy z bardzo znanymi dziennikarzami i reżyserami.

Inauguracja telewizyjnej stacji CEI wzbudziła sceptyzm u popularnego

duchownego księdza Antonio Mazzi.

- Telewizja biskupów wydaje mi się marnotrawieniem pieniędzy i pomysłów.

Powinniśmy raczej wykorzystać tę energię na robienie czegoś lepszego... Wśród

księży jedni mówią: otwierajmy nasze szkoły, wydawajmy nasze gazety,

utrzymujmy nasze stacje telewizyjne. W gruncie rzeczy takie integralistyczne po-

dejście spowodowałoby tylko usunięcie nas na margines. Ci z biskupiej telewizji to

filozofowie z katolickiego Aventynu - chcą, aby za wszelką cenę katolicka szkoła

była dofinansowana, mówią, żeby robić swoje, ponieważ świat jest brudny i źle

urządzony. Ja natomiast należę do innej, licznej grupy księży -tych, którzy pragną

zmieniać instytucje już istniejące, nawet jeżeli to zmusza do dużych kompromisów.

Wypowiedź swą ksiądz Mazzi kończy stwierdzeniem, że katolicyzm

przefiltrowany przez telewizję już utracił sporą część swojej radykalności, bo

przyjął schematy i propozycje społeczeństwa konsumpcyjnego.

Dzisiejszą działalność wydawniczą Kościoła należy oceniać jako wyjątkowo

kwitnącą. Wśród najlepiej sprzedających się we Włoszech periodyków są dwie

background image

pozycje katolickie: wydawany w Padwie miesięcznik Messagero di S. Antonio

(Zwiastun Świętego Antoniego) i mediolański tygodnik Famiglia Cristiana

(Chrześcijańska rodzina).

318

319

Ten boom potęgowany jest setkami milionów dotacji z państwowej kasy. Na

przykład wspomniany Messagero (którego sukces wydawniczy jest w dużej części

rezultatem prenumeraty pozyskiwanej z okazji pielgrzymek do Padwy i w gruncie

rzeczy nie potrzebuje żadnych dotacji), otrzymuje corocznie od państwa około 80

milionów lirów. Dziesiątki i setki milionów lirów dotacji otrzymują liczne religijne

periodyki, ukazujące się pod szyldem nie zawsze wyłącznie religijnych

stowarzyszeń czy spółek. Dzieje się tak w oparciu o przyjętą w 1990 roku ustawę,

która przewiduje subwencje dla czasopism partyjnych, spółdzielczych,

wydawanych w językach mniejszości narodowych, a także dla czasopism

wydawanych przez fundacje i inne instytucje "nie nastawione na zysk". A że pod

takim szyldem działaj ą często właśnie czasopisma inspirowane przez Kościół, i on,

jak każdy kto wydaje gazetę lub prowadzi wydawnictwo, może domagać się od

państwa określonej kwoty dotacji. Możliwość ta jest bardzo doceniana w diecezji w

Novara (rodzinne miasto arcykatolickiego prezydenta Republiki Włoch Oscara

Luigiego Scalfaro), która stata się prawdziwą kuźnią wydawniczo-dziennikarską:

oprócz Nuova campana di S,Agabio (nakład: 400 egzemplarzy) w Nawarze ukazuje

się dziesiątka innych maleńkich tytułów o łącznym nakładzie

około 15 000 egzemplarzy - oczywiście przy wsparciu państwowych subwencji.

Według Włoskiej Federacji Tygodników Katolickich (FISC) wszystkie 11 tytułów,

których redakcje mieszczą się w Novarze i prowincji, kierowane są przez te same

osoby: Giuseppe Cacciami i jego zastępcę Piero Cerutti. Sytuacja wygląda nieco

inaczej w przypadku mediolańskiego Avvenire stanowiącego własność CE1 ( 100

background image

000 egzemplarzy nakładu); dzięki temu, że wydaje go firma mająca formę

spółdzielni, otrzymuje ona pięć miliardów dopłaty rocznej od państwa.

Oprócz dotacji "urzędowych", kolejne subwencje dla tytułów pozostających

pod wpływem Stolicy Apostolskiej przekazuje prawdopodobnie firma reklamowa

Multimedia Pubblicità (Mmp) będąca własnością grupy Set, która została przejęta

przez operatora telefonicznego Telecom. W styczniu 1998 prasa poinformowała, że

rzymska prokuratura wszczęła postępowanie zarzucając Mmp sfałszowanie bilansu

i nielegalne finansowanie partii politycznych. Akt oskarżenia zarzucał firmie

(postawionej zresztą w stan likwidacji po odnotowaniu straty około 260

miliardów), że zawierała umowy na preferencyjnych warunkach, nie

uzasadnionych względami handlowymi, z redakcjami wydającymi tytuły związane

z partiami i mchami politycznymi. Poprzez mechanizm "zagwarantowane-

320

321

go minimum" (tj. określonej liczby reklam, które firma gwarantowała wyemitować

na rzecz danych tytułów, niezależnie od rzeczywistej kwoty uiszczonych opłat)

spółka Mmp miała bezprawnie wydatkować znaczne kwoty na rzecz

watykańskiego L'Osservatore Romano, dziennika CEI Avvenire oraz na rzecz

tygodnika kongregacji paulinów Famiglia Cristiana.

Przykładem biznesu, który przynosi niezłe dochody z wydawania katolickich

tytułów jest oficyna Periodici San Paolo (Sp. z o.o.) z siedzibą w Alba. Jest to duże,

czwarte co do wielkości wydawnictwo (po Mondadori, Rizzoli, Rusconi)

posiadające także zakład poligraficzny, w którym drukowane są gazety (około 10

tygodników, dwutygodników i miesięczników) wydawane przez paulinów.

Redakcje mieszczą się w Mediolanie przy via Giotto. Najważniejszą paulińską

publikacją jest Famiglia Cristiana. Jej nakład wynosi ponad l milion egzemplarzy,

w redakcji zatrudnionych j est (wraz z korespondentami w Paryżu i w Londynie)

background image

około 60 dziennikarzy i grafików, co stanowi zespół dwa razy większy w

porównaniu z takimi tygodnikami o charakterze rodzinnym jak Gente (Ludzie) i

Oggi (Dzisiaj), które sprzedają jednak około 700 000 egzemplarzy tygodniowo. Na

sukces czasopisma składają się po trochu: praca drukami, wpływy z reklam, sieć

sprzedaży (prowadzonej nie

tylko przez parafie, ale także i w kioskach), 14 ośrodków dystrybucji rozsianych po

całych Włoszech, hojne dotacje państwowe - wszystko to czyni z Famiglia

Cristiana doskonały wielomiliardowy biznes.

Władcami wydawniczego imperium Periodici San Paolo są bracia zakonni -

paulini. Ci naśladowcy świętego Pawła -jak charakteryzuje ich L 'Espresso -

"składali śluby ubóstwa i swoje zarobki przekazują do klasztornej kasy, ale jeżdżą

BMW i na wzór laickich managerów posługują się firmowymi kartami kre-

dytowymi oraz jadają w najlepszych restauracjach. Składali śluby posłuszeństwa

swoim przełożonym i papieżowi, a później - po kolei - buntują się przeciwko

nakazom płynącym od hierarchów. Zachęcają do rozwijania ducha i służenia

innym, ale w swoich własnych redakcjach rządzą żelazną ręką. Nauczają miłości

bliźniego, ale umieją bezlitośnie posługiwać się przysłowiową szpilką. Paulini -

bracia nożownicy. Są faktycznie duchownymi przedsiębiorcami i to

przedsiębiorcami nadzwyczaj przedsiębiorczymi..."

Zgromadzenie paulinów zostało założone w 1914 roku przez księdza Giacomo

Alberione, który od samego początku głosił swoją wolę

322

323

ewangelizowania innych przez oddziaływanie masmediów. Obecnie paulini

działają w 27 krajach. Łącznie paulinów zakonników i paulinów laickich (laiccy

background image

złożyli wszystkie śluby, ale nie mogą udzielać sakramentów) jest około 1200.

Zorganizowani są w ramach tzw. prowincji. Najliczniejsza i najsilniejsza jest

prowincja włoska licząca 376 członków. Grupa wydawnicza Świętego Pawła

(publikująca gazety, książki, materiały audiowizualne) stanowi przede wszystkim

wielkie zaplecze finansowe, które umożliwia dzielić zyski zarówno wśród braci

włoskich i wśród prowincji zagranicznych. Podział środków odbywa się za pośred-

nictwem organizacji St. Paulus Intemational. Od roku 1980 paulini prowadzą w

Rzymie także SPICS - uniwersytet ze specjalnością: środki przekazu (w którym

rocznie pobiera naukę około 40 studentów).

Od wielu lat uznanym szefem paulinów jest ksiądz Leonardo Zega, którego

wrogowie nazywają "Nietykalnym". Urodził siew 1928 roku w Sant'Angelo in

Fontano. Od habitu woli doskonałej jakości garnitury -jak zresztą przystało na

managera niezbyt skłonnego do studiowania Ewangelii, a o wiele bardziej

zainteresowanego analizą wielomiliardowych bilansów wydawnictwa (około 300

miliardów obrotu, 700 pracowników i ogromny majątek w nieruchomościach).

Władza księdza Zega jest zatem bardzo

rozległa, i to nie tylko w obrębie zgromadzenia, jak i wewnątrz watykańskich

murów.

W połowie roku 1995 między paulinami rozpaliła się zaciekła wojna.

Wszystko zaczęło się z chwilą, kiedy to Tommaso Mastrandrea, pełnomocny czło-

nek zarządu wydawnictwa zwolnił dyrektora handlowego Corrado Minellę.

Powodem zwolnienia było odkrycie, że ten świetny manager -jedyna osoba laicka

w gronie ścisłego kierownictwa - naruszył postanowienia zawartej umowy i

uczestniczył w innych spółkach wydawniczych (Agepe, Christian Jacques,

Publistampa, Alfa Linea, Park engineering, Cep Communication Italia), przy czym

nawet jedną z tych spółek - Harnac - utworzył w 1988 roku wraz z żoną, która w

tym czasie w wydawnictwie San Paolo pełniła funkcję osoby odpowiedzialnej za

background image

utrzymywanie publics relations z RAI. Natomiast publiczna telewizja włoska

(RAI) za pośrednictwem spółki Sipra zajmowała się reklamą Famiglia Cristiana i

innych gazet wydawanych przez Periodici San Paolo. Współpraca ta podobno

miała sprawić, że dziesiątki milionów lirów rocznie trafiało do kasy Harnac.

I tak rozpoczęła się bezpardonowa wojna pomiędzy księżmi -managerami

całej grupy. Mastrandrea zażądał od księdza Zegi, aby usunął nazwisko Minelli ze

stopki gazet, ale wpływowy dyrektor -jako

324

325

że Minnella był jego ścisłym współpracownikiem - zignorował to żądanie.

Natomiast ksiądz Silvio Pignotti, korzystając z prerogatyw przysługujących mu

jako przełożonemu zgromadzenia, postanowił unieważnić zwolnienie Minnelli z

pracy. W tym celu zwołał zgromadzenie wspólników spółki, które miało wybrać

nowy zarząd spółki w miejsce obecnego ustanowionego kilka miesięcy wcześniej,

w którym działał zgodny duet księży: Mastrandrea - Andreatta. A między Stefano

Andreatta, pełniącym również funkcję dyrektora generalnego Periodici San Paolo,

oraz księdzem Zegą żarzyło już pewne zarzewie konfliktu wobec zmiany postaw

tego pierwszego.

W zaistniałym konflikcie ksiądz Paolo Saorin, przełożony prowincji

zgromadzenia paulinów, przeciwstawił się księdzu Pignottiemu i pozwał do sądu

Watykan. Dnia 11 listopada 1995 biskup Francisco Erraruiz Ossa doręczył księdzu

Pignottiemu list od kardynała Eduardo Martineza Somalo (przewodniczącego

Komisji d/s Zakonów), który wzywał księdza Pignotti do zawarcia kompromisu z

księdzem Saorin. Ale wszystko okazało się bezskuteczne: aby wyrugować rywali

księdza Zegi, ksiądz Pignotti doprowadził do zatwierdzenia uchwały o

zmniejszeniu liczby członków zarządu spółki Periodici San Paolo. I tak zgro-

madzenie wspólników przedłużyło ważność mandatu

background image

tylko dwóch członków: prezesa księdza Giuseppe Proietti i brata zakonnego

Antonio Micocci, powołując jednocześnie dwóch nowych członków: księdza Pietro

Campusa i brata Bergamini.

Na początku roku 1996, aby uniemożliwić ewentualny powrót swojego

przeciwnika księdza Stefano Andreatty, ksiądz Zega rozgrywa decydującą kartę:

rozważa swoje odejście z kierownictwa grupy wydawniczej, ale pod określonymi

warunkami. Do swoich przełożonych pisze zatem list.

"Strumień plotek i oszczerstw zdaje się nigdy nie wyschnąć... Nie pozostaje

mi więc nic innego, jak przystać na propozycję wypowiedzianą kiedyś jasno przez

moich wysokich przełożonych: opuścić włoską prowincję zakonną, w której nie

widzę już dla siebie miejsca... Nie mogę jednak ani nie chcę porzucić dzieła, które

powstało z mojej inicjatywy, Ì to przynajmniej do końca okresu umowy, tj. do 1998

roku. Jednakże, biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację, uważam za nieuniknioną

rezygnację z funkcji kierowniczych w Famiglia Cristiana, ale chcę zachować tytuł

dyrektora... Będę zatem także redagował rubrykę "Rozmowy z Ojcem" i w nowej

roli będę uczestniczył w życiu gazety..." - a to wszystko pod warunkiem, że nowym

dyrektorem tygodnika stanie się współdyrektor - Antonio Sciortino.

326

327

Jednak ksiądz Zega pozostaje na swoim stanowisku, a zwolnienie Minelli

zostaje odwołane.

- Utrzymywanie kontaktów Minnelli ze spółkami spoza grupy - oświadczył

ksiądz Zega w jednym z wywiadów - było zlecone przez nas samych i odbywało

się za naszą zgodą. W każdym razie byliśmy o nich poinformowani, i z tego

powodu fakt ten nie mógł stanowić przyczyny wypowiedzenia umowy o pracę. Co

do spółki Hamac - to wszystko jest nieprawdą, w obiegu krążą fałszywe

dokumenty, które, być może, zostały wykradzione z mojej kasy. Niech ci, co się na

background image

nie powołują, będą uważni.

Po powyższych perypetiach ksiądz Zega znowu był górą i mógł przystąpić -

działając przez podstawione osoby - do przeprowadzenia czystek wśród swoich

wrogów. Z hukiem zwolniony został zatem ksiądz Giovanni Serra, który od lat był

kierownikiem działu dystrybucji, a który zawinił opowiadając w wywiadzie

udzielonym pewnej gazecie o swoich niesnaskach z Minellą- powodem decyzji o

jego zwolnieniu było niezachowanie tajemnicy służbowej. Później przyszła kolej

na księdza Stefano Andreattę. Najpierw został wykluczony z dyrekcji generalnej, a

następnie wezwany przez przełożonego generalnego zgromadzenia paulinów do

odejścia. List, który skierował do niego ksiądz Pignotti 26 stycznia 1996, jest

majstersztykiem hipokryzji: "Drogi księże Stefanie, miałem nadzieję, że przykra

sytuacja, w której się znalazłeś po usunięciu Ciebie przez dyrektora generalnego,

znajdzie rozwiązanie w trakcie najbliższych tygodni. Z informacji, które do mnie

doszły - domniemywam, że ta niezręczna sytuacja ciągle trwa. Dla Twojego dobra,

radzę Ci, żebyś na kilka miesięcy skorzystał z odpoczynku odrywając się na jakiś

czas od środowiska pracy i znajomych. Wiem, że w Australii masz krewnych, z

którymi utrzymujesz dobre kontakty. Mógłbyś pojechać i spędzić jakiś czas z

nimi..." Ksiądz Andreatta nie skorzystał z "braterskiej rady" i dlatego, 8 lutego

1996, został zwolniony.

Cztery dni później, przełożony prowincji zgromadzenia paulinów, Saorin

poprosił swoich zakonnych braci do wysłania pism solidarności z Andreatta. Aby

go wesprzeć, fatyguje się nawet "Numer dwa" w Watykanie, kardynał Sodano,

który wzywa księdza Pignotti (wysyłając najpierw do niego telegram, a później

bezpośrednio podczas spotkania w Rzymie) do pojednania się z księdzem

Andreatta, co sprawiłoby przyjemność papieżowi. Korzystając z poparcia księdza

Zegi i księdza Piętro Campusa (który w międzyczasie mianowany został

dyrektorem generalnym), ksiądz Pignotti ignoruje watykańskie dyrektywy i do

background image

kierownictwa czasopisma Jesus wprowadza

328

329

księdza Vincenzo Marre. Tercet ten cieszy się jawnym poparciem ze strony

znanego z postępowej orientacji kardynała z Mediolanu Carlo Marii Martiniego.

Następnie ksiądz Zega ogłasza, że po spotkaniu z wysokimi hierarchami

Watykanu zdołał załagodzić wszystkie nieporozumienia.

Spotkałem się z sekretarzem stanu - stwierdził - i wszystko sobie

wyjaśniliśmy. Drodzy kardynałowie, drodzy biskupi, przedsiębiorstwa nie mogą

być zarządzane zgodnie z prawem kanonicznym, które nadaje się dla klasztorów.

Jesteśmy firmą, w której paulini nie mogą być traktowani inaczej niż pozostałych

700 pracowników laickich.

Konflikt między Watykanem i księdzem Zegą rozpali się wkrótce na nowo,

bowiem ksiądz-manager nie dostosował się do dyrektyw Kościoła.

W swojej cotygodniowej rubryce "Rozmowy z Ojcem" szef paulinów mówi w

sposób otwarty o aborcji, moralności w seksie, antykoncepcji, masturbacji,

homoseksualizmie... Ksiądz Zega obala również istniejące od zawsze tabu -

stwarza możliwość reklamy bielizny na stronach Famiglia Cristiana.

Ta polityka otwartości rozszerza się również na czasopismo Famiglia oggi

(Rodzina dzisiaj) kierowane przez siostrę Cristmę Beffa. Zakonnicy, która musiała

za to odpowiadać przed Świętym Oficjum

i kardynałem Josephem Ratzingerem, nie przebaczono autoerotycznych opisów,

które w Kościele zawsze traktowano jako "obrzydliwy grzech".

W końcu Famiglia Cristiana zajmie się także dwoma arcydelikatnymi

zagadnieniami: brakiem demokracji w łonie Kościoła i problemem finansów w

diecezjach. Severino Dianich, będący jednym z najpopularniejszych teologów,

pisze w tygodniku kierowanym przez księdza Zegę, że "wiara nie podlega

background image

decyzjom większości... Istnieje wiele rozległych obszarów, w których decyzje

mogłyby być podejmowane przez organy przedstawicielskie ludu bożego... Wydaje

się dosyć oczywiste, aby to konferencja biskupów japońskich wybierała japońskich

biskupów, a nie jakiś szczebel władzy w kurii rzymskiej, znajdującej się

12tysięcykmod Japonii". W powyższej kwestii (znajdującej się wśród postulatów

ruchu "My jesteśmy Kościołem") grupa włoskich teologów i intelektualistów

katolickich rozpoczęła w 1996 roku akcję zbierania podpisów, ale bez powodzenia.

Jednakże w 1995 roku w Niemczech podpis pod analogicznym dokumentem

złożyły dwa miliony wiernych (w Austrii pół miliona).

Natomiast na temat watykańskich finansów ten sam teolog pisze: "Nie byłoby

w żaden sposób sprzeczne z wiarą, gdyby w diecezji nie było biskupa,

330

331

ale rada kompetentnych wiernych, która decydowałaby o przeznaczeniu pieniędzy

należących do wspólnoty, albo gdyby w parafiach inicjatywy społeczne były

prowadzone przez osoby laickie, które się na tym dobrze znają".

Do udzielenia odpowiedzi na powyższe kwestie Watykan zobowiązał

kardynałów Ratzingera i Ruinie-go, którzy w listopadzie 1996 wezwali

przełożonego generalnego zgromadzenia paulinów - księdza Pignottę i zganili go

za treści zamieszczone w artykułach z trzech gazet oraz zagrozili powołaniem

komisji, która miałaby sprawdzać, przed każdą publikacją, treść artykułów - a więc

wprowadzeniem pewnej formy cenzury. Ksiądz Pignotti wystosował po spotkaniu

do komitetu redakcyjnego wydawnictwa pismo, w którym przedstawił zamiary

hierarchów z watykańskich szczytów. Wówczas ksiądz Zega, za poparciem

redakcyjnego związku zawodowego dziennikarzy, oświadczył prasie, ieFamiglia

Cristiana nie zmieni swojej linii.

- Do czasu kiedy ja będę redaktorem naczelnym, nie będzie w tym zakresie

background image

zmian. Nie boję się żadnych nacisków. Jeżeli jutro naprawdę będą chcieli zmienić

linię gazety, to najpierw będą musieli zmienić naczelnego, to znaczy mnie.

W zaistniałej sytuacji interweniuje osobiście papież. W piśmie upublicznionym

przez biuro

prasowe Watykanu 28 lutego 1997 Jan Paweł II nakazuje zwierzchnikowi paulinów

biskupowi Antonio Buoncristiani, wysokiemu prałatowi z kręgów zbliżonych do

rzymskiej czarnej szlachty, aby podjął się zadania "unormowania" działalności

wydawniczej spółki Periodici San Paolo.

W informacji podpisanej wspólnie przez biskupa Antonio Buonristianiego i

przez generalnego przełożonego księdza Silvio Pignottiego, podaje się do wia-

domości, że "paulini przyjęli treść listu papieża z powagą i zamierzają

bezwarunkowo dostosować się do istniejących w nim zaleceń... Do struktury spółki

w chwili obecnej nie będzie się wprowadzało zmian, a kierownictwa

poszczególnych tytułów pozostaną na swoich stanowiskach". Z dużym taktem, aby

nie powodować nowych zatargów, biskup Buoncristiani wzywa na rozmowę

niepokornego księdza Zegę (po raz ostatni 6 listopada 1997) prosząc go o odejście

ze stanowiska, ale na próżno. Naczelny redaktor odpowiada mu, że pozostawi ster

redakcji tylko wtedy, gdy zażąda tego ksiądz Pignotti, to znaczy jego wydawca.

W styczniu 1998 woj na wśród paulinów rozpala się na nowo. Katolicka

agencja informacyjna Adista pisze na temat watykańskiego komisarza - biskupa

Antonio Buoncristianiego: "Wydaje się,

332

333

że Buoncristiani za swoją pracę komisarza przynosi do domu jedenaście milionów

miesięcznie i że dla spokojnego wypełniania swoich służbowych obowiązków

urzęduje w biurze, którego remont (przeprowadzony na jego żądanie) ma

kosztować około 100 milionów lirów. Włączając w to także i wannę z

background image

hydromasażem Jacuzzi". Watykański komisarz informację tę dementuje grożąc

pozwami do sądu.

Wypowiedzi na temat seksu, otwarcie na najbardziej palące problemy życia

społecznego, różnice w odniesieniu do tendencji watykańskich - to jedno. Ale

gdzieś w głębi jest jeszcze inna ważna przyczyna ustanowienia papieskiego

"zarządu komisarycznego" : obrót grupy wydawniczej wynosi rocznie - i to według

bardzo realnych oszacowań - około tysiąca miliardów lirów, z czego trzysta

miliardów tylko w samych Włoszech.

Oprócz czasopism wydawanych przez paulinów, oficjalna katolicka

działalność wydawnicza reprezentowana jest przez miesięcznik Studi cattolici

(Studia katolickie) - pod redakcją Cesare Cavallieriego, członka Opus Dei - a

przede wszystkim przez dziennik Avvenire (Przyszłość) i L'Osservatore Romano

(Rzymski obserwator), będące autentycznymi megafonami Stolicy Apostolskiej.

Mediolański àzìeY\nikAvvenire ~ własność CEI, a więc włoskich biskupów

-jest rodzajem oficjalnego organu Kościoła Rzymskokatolickiego. Dziennikowi

towarzyszy opinia przesadnej nowoczesności oraz braku uprzedzeń, czego

przykładem może być choćby zwyczaj publikowania uszczypliwych felietonów na

temat takiej lub innej osobowości telewizyjnej.

Jednakże należący do CEI dziennik zajmuje się przede wszystkim

nawracaniem najmłodszych. Od 1996 roku wydaje co drugi tydzień dodatek

Popotus będący opowiadaniem aktualności dzieciom. Uzupełnieniem jego jest

trzydziestostronicowy miesięcznik Noi genitori e fìgli (My rodzice i dzieci), będący

rodzajem biuletynu Minculpop w katolickim sosie.

Organem oficjalnym Stolicy Apostolskiej jest L'Osservatore Romano, którego

nakład jest odwrotnie proporcjonalny do autorytetu. Zgodnie z maksymą papieża

Montiniego, że L 'Osservatore nie ma podawać wiadomości, ale tworzyć myśli,

kieruje redakcją Mario Agnes, który zwykł mówić o sobie: "jestem kamerdynerem

background image

Boga", a który faktycznie jest kamerdynerem czołobitnym zawsze wobec władzy,

zarówno tej kościelnej, jak i politycznej. O Agnes Corriere

334

335

della Sera pisał: "Nie drukuje tego, co rzeczywiście myśli Jego myśli już zostały

wymyślone, »obmyślone« przez wysokich hierarchów, a doniosłe słowa, które

czasami pisze, skrywają słowa przyjaźni, których nie ujawnia... Tak oto wąskim

korytarzem wolności Mario Angesa jest dwuznaczność..."

Sześćdziesięciopięcioletni Mario Rosario Pompeo Agnes, pochodzący z

Avelline (ma brata Biagio -byłego dyrektora generalnego RAI i STET), od zawsze

był katolickim integrystą. Kultywując rodzinną tradycję (siostrzeniec biskupa

Mariano Vigorita) od 1973 do 1980 pełnił funkcja przewodniczącego Akcji

Katolickiej, a obecnie - oprócz kierowania watykańskim dziennikiem - wykłada

chrześcijaństwo na uniwersytecie. Prowadzi klasztorne życie dzieląc je wyłącznie

pomiędzy domem (w Watykanie, zajmuje wielkie mieszkanie wraz z siostrą Luisą)

i pracą w redakcji.

Z uwagi na sztandarową pozycję gazety, jego artykuły znajdują często echo w

innych dziennikach, jak na przykład 6 listopada 1995, kiedy zaatakował

bezpośrednio prokuratorów uczestniczącym w akcji "Czyste ręce". Określił ich

wówczas jako władzę, która "przekroczyła granice wyznaczone przez prawo

ustanowione przez państwo, stwarzając wrażenie, i to uzasadnione wrażenie, że

stała się jedyną władzą.

A ci, którzy tę władzę uosabiaj ą, wydają się prezentować w oczach obywateli tę

postawę, którą dawniej, i wobec innych, określano mianem arogancji". Potem zaś -

odnosząc się wprost do byłego prokuratora Antonio Di Pietro - stwierdził: "a w

tym czasie znajduje się ktoś, kto uzurpując sobie miano »bohatera« zmienia zawód

i rolę oraz porzuca to, co robił. Nie odczuwa obowiązku wytłumaczenia się wobec

background image

kogokolwiek - a tym kimkolwiek są tu obywatele - mimo że powinien byłby się

wytłumaczyć; następnie to jemu stawiane są zarzuty, a mimo to wydaje się

prosperować, wydając dziś jakieś oświadczenie lub coś dementując, a godząc się

jutro na jakieś spotkanie, wydając decyzje o charakterze politycznym". Po czym,

aby dopełnić obrazu, redaktor naczelny L'Osservatore Romano ujął się za

osobistością, która "stworzyła kawałek historii", to znaczy Giulio Andreottim.

"Chce się znaleźć i sądzić faktycznych zabójców Pecorelliego [pod tym zarzutem,

między innymi, stanął przed sądem Andreotti], czy też dać upust politycznym

urazom wobec osób i temu, co one reprezentowały?".

Reakcja Agnesa była elementem prawdziwej kampanii przeciwko

prokuraturze, która ośmieliła się prowadzić śledztwo i oskarżać przed sądem

wpływowe osobistości, kampanii, która nabrała

336

337

formy groteski usiłując oskarżać i prokuratorów, i sędziów.

Celestine Bohlen w Herald Tribune z 26 grudnia 1996 porównała

L'Osservatore Romano do ówczesnej Prawdy - organu partii komunistycznej

byłego ZSRR: "Niekompletny serwis informacyjny, pomijanie niewygodnych

tematów, brak możliwości, aby dziennikarze byli w stanie wyrazić ewentualny pro-

test, realne zagrożenie ekskomuniką dla tych, którzy ośmielają się powiedzieć coś

poza wspólnym chórkiem... L'Osservatore czytany jest, podobnie jak Prawda, ze

względu na informacje, których nie zamieszcza..."

Katolickim wydawnictwem książkowym, które z maleńkiej firmy stało się

bardzo dużym przedsiębiorstwem - jest Piemme z Asti. Chociaż prowadzone przez

arcykatolickiego Piętro Marietti (47 lat, syn założyciela) wydawnictwo jest

formalnie od Stolicy Apostolskiej niezależne, to jednak wydaje się wcale takim nie

być: "O wszelkich naszych decyzjach, które podejmujemy w sposób zupełnie

background image

niezależny, powiadamiamy Sekretariat Stanu. Nigdy nie zdarzyło się, żeby wyraził

sprzeciw. Jesteśmy otwarci na wszystko, co dotyczy świata katolickiego... Nasza

oficyna jest wydawnictwem katolickim, które działa jak wielkie firmy laickie".

Firma Marietti, założona w 1920 roku, prawie przez cały wiek miała - wraz z

dwoma innymi wydawnictwami na świecie - wyłączność na wydawanie łacińskich

pozycji liturgicznych z papieskim imprimatur. Potem, od 1983 roku, uległa pokusie

działalności handlowej, i pod nową nazwą Piemme przeżywała boom, którego

istotnym elementem było wydawanie wielonakładowych przedruków i kalendarzy

pisanych przez siostrę Germane. W grudniu 1996 zakonnica podała wydawnictwo

do sądu, zarzucając mu naruszenie praw autorskich. Sąd wydał wyrok dla Piemme

niekorzystny i nakazał siostrze wypłatę sporego odszkodowania (756 milionów

lirów - oprócz kwot, które zapłacono jej już wcześniej).

Wydawnictwo Piemme wydało szereg bestsellerów napisanych przez

kardynałów i biskupów (Martiniego, Biffìego, Maggioliniego), księży (Davida Ma-

rii Turoldo), jezuitów (Pintacuda, Sorge) i autorów preferujących katolicyzm.

Z zasady nie wydajemy- oświadczył Marietti -jedynie pozycji

wychwalających przemoc oraz tych, które zawierają bezpodstawne ataki na

Kościół. Kilka miesięcy temu odrzuciliśmy opracowanie niemieckiego teologa

Eugena Drewermanna.

Wydawnictwo Piemme to dzisiaj ogromny biznes. Były harcerz Marietti i jego

współpracownicy

338

339

wydają się niestrudzeni : sprzedają książki z różnymi gadżetami, miliardy lirów

płacą za telewizyjne kampanie reklamowe, przeznaczaj ą wielomilionowe kwoty na

pozyskanie czytelników, organizuj ą gigantyczne imprezy, wydają wysoko

nakładowe czasopismo, które wysyłaj ą nauczycielom (wpływając tym na dobór

background image

lektur szkolnych) i przez specjalnie utworzone w tym celu stowarzyszenie

organizują dla nauczających kursy doskonalenia zawodowego.

Od 1992 roku w zarządzie wydawnictwa, którego członkami są Marietti, Carlo

Cavanna, a także Lorenzo De Petris i Femando Cahgaris, zasiada również trzech

Hiszpanów: Jorge Teig Delkader, Javier Francisco Larrea Carretero i Manuel

Pacual Gonzalez Rubio, reprezentujący Jose Luisa Cortesa (dyrektora

wydawnictwa Piemme junior, wydającego książki dla dzieci). Wszyscy czterej są

członkami fundacji Fundacion Santa Maria - katolickiego zgromadzenia, którego

wydawnictwo zmonopolizowało w Hiszpanii rynek książek dla dzieci.

Wydawnictwo Piemme planuj e utworzyć jego odpowiednik we Włoszech, to

znaczy zamierza zarabiać kolejne miliardy na książkach i katolickich materiałach

audiowizualnych, które będą "kształtować" umysł przyszłych ludzi dorosłych. Z

papieskim błogosławieństwem.

Poczynania spółki Piemme stanowią jedynie mały strumyk rwącej rzeki

katolickiej działalności edytorskiej. Biznes ten koncentruje się przede wszystkim w

wielkich księgarniach religijnych: ponad setka takich księgami znajduje się we

Włoszech, około osiemdziesiąt z nich należy do grupy San Paolo-Paoline.

Sprzedaje się tam zarówno beletrystykę jak i eseje, których wprawdzie nie spotyka

się na laickich listach bestsellerów, ale które znajdują się na honorowym miejscu

listy miesiecznika Letture wydawanego przez firmę San Paolo.

Z rzadka tylko Stowarzyszenie Wydawców Katolickich (UECI) podaje liczby

sprzedanych egzemplarzy, ale kiedy to robi, to prezentuje nakłady naprawdę

imponujące. Pozycje takie, jak Krótkie modlitwy przed kolacją czy Pomówmy w

rodzinie o telewizji, których autorem jest Carlo Maria Martini, dawno Już

przekroczyły - każda z nich - nakład miliona sprzedanych egzemplarzy. Tak jak

sprzedano ponad milion egzemplarzy Hipotez na temat Jezusa, których autorem

jest katolicki historyk Vittorio Messori. Jednak absolutne pierwszeństwo w

background image

rozmiarach sprzedaży przypada liturgicznej antologii noszącej prosty tytuł

Modlitwy. Według UECI pozycja ta sprzedała się prawie w trzech milionach

egzemplarzy.

340

341

background image

Superstar mass mediów

Sobota, 25 listopada 1995, Watykan, Sala im. Pawła VI. -1 oto senator Giulio

Andreotti! - zaanonsował biskup Fiorenzo Angellini. Obecni - sala wypełniona

specjalnymi gośćmi - witali go ponad pięciominutową owacją na stojąco.

Dostojnicy, biskupi i kardynałowie klaskali z entuzjazmem. Wśród nich był

również Jan Paweł II, który z zadowoleniem wszystkiemu się przyglądał. Wiedział,

przez jak długie lata Giulio Andreotti oddawał nieocenione przysługi zarówno

Kościołowi, jak i jego politycznemu ramieniu -Chrześcijańskiej Demokracji. Ani

dla długiej ławy purpuratów, ani dla Ojca Świętego nie miało żadnego znaczenia,

że przeciwko podeszłemu wiekiem

343

chadeckiemu senatorowi, który przez lata był bohaterem najbrudniejszych intryg w

świecie władzy, toczył się właśnie proces o jego związki z mafią (w sądzie w

Palermo) i o zabójstwo Mino Pecorelliego (w Perugii). Pięć minut rzęsistych braw

ze strony przedstawicieli Boga było wręcz równoważne "boskiemu rozgrzeszeniu"

dla pięciokrotnego premiera Włoch.

13 grudnia 1995 z mównicy przy ołtarzu w bazylice Świętego Piotra - zgodnie

ze scenariuszem obmyślonym przez mistrza ceremonii liturgicznej biskupa Piero

Mariniego - przemawiał w ramach spotkania z młodzieżą akademicką student,

Maurizio Anastasi. I - niespodziewanie - przy marmurowej ciszy zajętej przez

prałatów ławy student wypomniał papieżowi, w jego obecności, ową owację na

cześć Andreottiego oraz bezwarunkowe poparcie, którym ekspremier cieszy się

wśród watykańskiej hierarchii. Po skończonej przemowie, aby uniemożliwić

wyemitowanie materiału, służby papieskie zarekwirowały kasetę z nagraniem

background image

uroczystości, wykonanym przez katolicką stację telewizyjną Telepace.

Ale wróćmy do momentu i miejsca wspomnianej przez studenta owacji.

Senator Andreotti i biskup Angelini promienieją z radości. Bo faktycznie, tych

dwóch to świetni przyjaciele, i to od dawna. To o tym właśnie solidarnym

związku opowiadał Mino Pecorelli w czerwcu 1978 -o historii wspólnej religijnej

wiary, ale przede wszystkim o historii wspólnych interesów i obopólnych, wza-

jemnych przysług.

W czasach tych monsignore Angelini skupiał godności: biskupa tytularnego

Messyny, honorowy tytuł commendatore Duch a Świętego, pełnomocnika

papieskiego do niesienia posługi religijnej w szpitalach i klinikach Rzymu,

krajowego asystenta kościelnego przy zrzeszeniu włoskich lekarzy katolickich.

- Monsignore Angelini - pisał Pecorelli -jest osobistością nad wyraz znaną w

kręgach farmaceutów i lekarzy. W Ministerstwie Zdrowia mówi się, że jest jego

domownikiem od chwili swego urodzenia. Jest przyjacielem ministrów, sekretarzy,

podsekretarzy, a wydaje się, że i niektórych sekretarek też. Jest tak wpływowy i tak

się go boją, że jego wizyty w Ministerstwie Zdrowia są przyjmowane z honorowym

komitetem powitalnym i z orkiestrą. Od niepamiętnych czasów jest przyjacielem

Andreottiego, a szczególnie czczony jest przez ludzi u steru ministerstwa. Mówi

się, że jemu, z racji powiązań braterską przyjaźnią, jak i z racji wspólnoty

interesów, a także zważywszy na jego żarliwą katolicką wiarę i bogobojność, nawet

profesor Poggiolini, dyrektor generalny departamentu farmaceutyki niczego nie

umiałby odmówić.

344

345

Głośno mówiono o firmach farmaceutycznych, które dzięki zabiegom

wpływowego Angeliniego, pozostającego w politycznym układzie z jeszcze

bardziej wpływowym Andreottim, uzyskały podwyżkę cen na swoje lekarstwa.

background image

- Prawdziwe powody - pisał Pecorelli - oprócz zawiadującego firmą, zna tylko

biskup Angelini i kilka innych osób. Na przykład warto byłoby o to spytać

Ferruccio De Lorenzo, ówczesnego podsekretarza w Ministerstwie Zdrowia i

prezesa Krajowej Federacji Izb Lekarskich.

Pecorelli, który także był członkiem Loży P2, mówił w ten sposób o swoich

"braciach": Poggiolinim i De Lorenzo, biskupie Angelinim (którego nazwisko

widniało na liście domniemanych członków Loży Watykańskiej) i o Andreottim -

zanim zaistniał skandal z lat dziewięćdziesiątych. Bohaterami tego skandalu byli

właśnie Poggiolini i Francesco De Lorenzo.

W połowie lat dziewięćdziesiątych biskup Angelini był w Watykanie ciągle

jeszcze potęgą: należał do najbardziej żarliwych zwolenników wcielania się

papieża w rolę supergwiazdy mass mediów. I faktycznie, Jan Paweł II został

obwołany przez media żyjącym pomnikiem. Naukowiec Alfonso Maria Di Noia

(były wykładowca historii religii w uniwersytecie trzeciego wieku w Rzymie)

określił go "papieżem

przeciętnym, o niezbyt wysokim poziomie intelektualnym, niezdolnym do objęcia

znaczenia obecnych czasów, ponieważ z pozycji niewyobrażalnego otwarcia

przechodzi do typowych dla teologii średniowiecza pozycji ideologicznego

zamknięcia", a który swoją ogromną popularność i charyzmę zawdzięcza wizerun-

kowi, który czyni z niego papieża-idol a: "jest piękny, jest silny, jest idolem,

porusza instynkt Erosa i instynkt Życia, wyzwala Kościół od ponuractwa, wydaje

się otwartym na świat, bo ma basen i wyjeżdża na narty". To papież

"średniowieczny" przebrany w strój "nowoczesności", papież, który oczekując

nadejścia święta "pierwszego milenium ery telemediatycznej" - to jego własne

słowa - podjął decyzję, czego żaden jego poprzednik nie ośmielił się dotychczas

uczynić: użyczył watykańskiego emblematu w celu reklamowania produktów

handlowych.

background image

Stało się tak w październiku 1995 po ostatniej wizycie Jana Pawła II w

Stanach Zjednoczonych, kiedy to zezwolił kilku firmom na wykorzystywanie em-

blematu papieskiego dla celów handlowych. Według amerykańskiego dziennika

finansowego Wall Street Journal, rynek USA zostanie wkrótce zalany masą

towarów z watykańskim znaczkiem: koszulkami, pocztówkami, biżuterią,

zegarkami i wszelkiego rodzaju gadżetami.

346

347

Bezwstydna operacja handlowa, upowszechniana za pomocą reklamowych

spotów, prowadzona jest przez Archiwum Watykańskie.

Uznawane jest ono za jedno z najbardziej istotnych i największych na świecie.

Przechowuje zbiory książek, dzieł sztuki, prace naukowe, około miliona

egzemplarzy książek. Ponadto posiada tysiące druków, obrazów i narzędzi

naukowych.

Oblicza się, że interesy te przyniosą do kasy IOR około dwadzieścia milionów

dolarów rocznie.

- To legalny sposób uzyskania pieniędzy -oświadczył Leonard Boyle, kustosz

Biblioteki Watykańskiej. - Zresztą, zważywszy na szczupłość środków, zmuszeni

jesteśmy trzymać w zamknięciu większą część dzieł, które posiadamy.

Jednakże jakiś czas później Boyle został zdjęty ze stanowiska i zastąpiony

przez ojca Raffaele Farina (byłego rektora uniwersytetu salezjanów). L'Osserva-

tore Romano pisał o tym Jak o najzwyklejszym wydarzeniu; w rzeczywistości

ojciec Boyle, który przeszło trzynaście lat szefował bibliotece, w którego gestii

pozostawała księgarnia watykańska, drukarnia i zbiory samego papieskiego

dziennika - został przeniesiony na emeryturę bez żadnego uprzedzenia, w czasie

kiedy przebywał za granicą, i to rok wcześniej niż powinien (wiek emerytalny

ustanowiono

background image

na 75 lat). "Według tego, co sam prefekt wyznał swoim przyjaciołom, zdjęcie go ze

stanowiska miało miejsce w tym samym czasie, kiedy sąd watykański wydał

postanowienie o zamknięciu sklepiku, gdzie handlowano wszelkimi produktami

(kopiami pergaminów, reprodukcjami, pamiątkami) z biblioteki, a także barku.

Pozornie bez żadnego wyraźnego powodu papiescy sędziowie zastopowali całkiem

dobrze prosperujący biznes polegający na sprzedaży wszelkich materiałów

wytwarzanych przez Bibliotekę Watykańską. Wierząc w to, o czym głośno w

Watykanie mówiono, zablokowanie to należy łączyć z serią przegranych spraw

sądowych, wytoczonych przez spółki wydawnicze, z którymi Stolica Apostolska

zawarła niegdyś umowy o wyłączności na reprinty książek i reprodukcję

dokumentów. Wydaje się, że biblioteka wielokrotnie nie dotrzymywała tych umów,

dlatego też poszkodowane firmy zażądały zapłaty kar umownych na łączną kwotę

około 12 miliardów lirów"

Po archiwum kolej przyszła na muzeum, które udzieliło zgody na korzystanie

z jego znaku wraz z osobistym błogosławieństwem Jana Pawła II. W listopadzie

1995 spółka Clementoni z Recanati podpisała ze Stolicą Apostolską umowę, na

mocy której nabyła prawa do produkcji puzzli przedstawiających sławne dzieła

Watykańskiego Muzeum - obrazy Michelangela,

348

349

Rafaela, Perugina... Spółka Clementoni, pracująca nad poszerzeniem oferty o

licencjonowane przez Stolicę Apostolską gry, będzie mogła sprzedawać swe towa-

ry również, a raczej - przede wszystkim - z okazji jubileuszu roku 2000, kiedy to

miliony pielgrzymów nawiedzą Rzym i inne pełne zabytków włoskie miasta.

Chociaż on sam stał się supergwiazdą masmediów, to jednak Jan Paweł II nie

szczędzi słów krytyki wobec środków masowego przekazu. Na przykład w trakcie

niedzielnego spotkania 28 stycznia 1996 na placu Świętego Piotra papież grzmiał:

background image

"Wolność słowa nie jest celem samym w sobie... Prasa powinna być na

usługach prawdy, solidarności i pokoju... Informacja łatwo poddaje się rynkowym

gierkom". Dwa miesiące później wezwał do wyłączania telewizora przynajmniej

przez jeden tydzień w trakcie Wielkiego Postu oskarżając mały ekran o "działanie

na szkodę życia rodzinnego, rozpowszechnianie fałszywych i poniżających

wartości i wzorców zachowań. Teraz już seks i przemoc jest nawet w telewizyj-

nych programach dla dzieci".

Medialna supergwiazda podoba się wszystkim. Nawet powszechnie znanemu

tradycyjnemu "księdzożercy" - nobliście Darto Fo.

- Karol zaczął mówić do ludzi, do mas, do osób, które cierpią... Podróżując

wiele zrozumiał. Chyba zrozumiał to, że pokazywano mu sztuczne miasta i kraje,

miejsca "podrasowane", gdzie rzeczywistość była... pieczołowicie ukryta, a bieda

na czas jego pobytów dokładnie zakamuflowana. Chyba zrozumiał też, że wśród

tych zafałszowań były również i takie, że przed nim czy obok niego stawali

autentyczni bandyci, łobuzy, łajdaki, którzy ściskali jego dłoń...

Uroczystym napomnieniom na temat mediów towarzyszą fakty zadziwiające.

Jak, na przykład, zdarzenie z marca 1996, kiedy papież zdecydował się wy-stąpić w

pewnym fìlmiku reklamowanym dla telewizji (trwającym 45 sekund, emitowanym

w wielu krajach, gdzie katolicyzm cieszy się dużym poparciem). Ojciec Święty

pokazywany Jest w trakcie samotnego spaceru (w 1984 roku w kanadyjskim lesie),

ma żwawą minę - choć podpiera się laską - i odmawia różaniec po łacinie - wraz z

innymi głosami spoza kadru i śpiewem chóru Radia Watykańskiego. Spot

reklamuje zestaw dwu płyt CD - lub, do wyboru, audiokaset -zatytułowanych Jan

Paweł II i Papież z różańcem, oraz podręcznik, różaniec i mały plakat...

Reklamowy spot, zrealizowany przez amerykańską spółkę Alliance

Entertainment Corporation, został przedstawiony po raz pierwszy 21 marca 1996

350

background image

351

w siedzibie Radia Watykańskiego przez biskupa Franco Ceriottiego (dyrektora

urzędu d/s komunikacji społecznej CEI) i przez ojca Pasquale Borgomeo

(dyrektora generalnego radia); obydwaj pośpiesznie uprzedzili, że inicjatywa

pozbawiona jest jakiejkolwiek formy kokieterii, dewocyjności i "kultu jednostki"...

Po czym setki tysięcy pakunków ze wspomnianymi zestawami (w sprzedaży w

cenie 79 tysięcy lirów) zostało skierowanych do diecezji, parafii i rozsianych po

całym świecie zgromadzeń zakonnych.

Gigantyczna operacja handlowa - określona przez organizatorów z rzadkim

doprawdy brakiem krytycyzmu jako wyjątkowo duchowa - uzyskała wsparcie

masowej i superkosztownej kampanii reklamowej w najbardziej nakładowych

czasopismach. Pod sugestywnym tytułem "W każdym domu, aby trafić do każdego

domu" i ze zdjęciem papieża odmawiającego w skupieniu różaniec widniał

reklamowy slogan: "Ojciec Święty modli się wraz z Tobą w skupieniu Twojego

domu. Po raz pierwszy na dwóch płytach CD lub na dwóch kasetach audio", po

czym następowało zaproszenie, aby natychmiast zamówić zestaw Papież z

różańcem wysyłając kupon pod wskazany adres.

Według angielskiego dziennika Sunday Telegraph w listopadzie 1995 spółka

McKenzie's Smokehouse zawarła z Watykanem porozumienie,

którego pozazdrościli j ej wszyscy konkurenci: chodziło o umowę na dostawę

wędzonego łososia na papieski stół. Dwieście kilogramów cenionej ze względu na

smak ryby z dołączeniem szampana miało urozmaicić posiłki Jana Pawła II i jego

otoczenia.

Rok później dostawy, realizowane dotąd przez szkocką firmę, zostały nagle

wstrzymane: Stolica Apostolska nie zapłaciła odpowiednich faktur i zalega na

kwotę sześciu milionów lirów. Na pytanie jednego z dziennikarzy kardynał Rosalio

Jose Castillo Lara wyraził przypuszczenie, że powodem tego stało się naj-

background image

prawdopodobniej jakieś zwyczajne "techniczne niedopatrzenie".

Jednakże w sprawie papieskiego stołu, warto jeszcze zaakcentować dbałość o

szczegóły. I tak, od 1996, obsługa kredensowa Ojca Świętego wpada w zachwyt

nad pucharami w stylu "Leonardo". Artystycznie wykonane kielichy są owocem

nowej umowy handlowej zawartej pomiędzy Stolicą Apostolską i sieneńskim

przedsiębiorstwem Calp. Tym razem papież nie reklamuje już przedmiotów

związanych z religią. W ogłoszeniach reklamowych na stronach L'Osservatore

Romano [Avvenire (a także i w innych gazetach) firma ze Sieny pisze: "Pragnąc

oddać hołd Ojcu Świętemu, mistrzowie w produkcji szkła artystycznego z fìrmy

Calp wykonali cenną monstrancję, a dla

352

353

jego prywatnych apartamentów serwis pucharów w stylu Leonardo z serii Da Vinci

Crystal". Kryształowa monstrancja, która osiągnęła metr wysokości i wagę

osiemnastu kilogramów, została ręcznie oszlifowana, co kosztowało kilka miesięcy

pracy. Wraz z setką zrobionych na zamówienie kielichów ozdobionych papieskim

emblematem, monstrancja została podarowana papieżowi 28 marca 1996 z okazji

jego podróży do Sieny. Pastersko-handlowa wizyta była reklamowana na całych

stronach katolickich gazet (jakżeby nie) tekstem: Jego Świątobliwość papież Jan

Paweł II wybrał firmę Calp, aby nieść swoje błogosławieństwo całemu światu

pracy.

Umberto Trezzi, dyrektor toskańskiej firmy, w sprawie tej wizyty powiedział:

- Zleciliśmy przeprowadzenie tej małej kampanii informacyjnej podobnie jak

setki innych firm podczas papieskiej wizyty. Co więcej, aby nie wykraczać poza

przyj etą konwencję, sprawdziliśmy, jak robili to inni, a biorąc pod uwagę fakt, że

papież przyjeżdża do nas, byliśmy szczególnie wrażliwi na formę. Nasze reklamy

ukazywały się zresztą za zgodą i diecezji, i episkopatu".

background image

Ale jakie były warunki finansowe umowy między Stolicą Apostolską i firmą

Calp - o tym się nie mówi.

W trakcie wizyty w Sienie Ojciec Święty spotkał się z krytyką grupy

młodzieży, która zarzuciła mu, że Stolica Apostolska sprzeciwia się używaniu pre-

zerwatyw jako metodzie prewencyjnej. Prezerwatywy i środki antykoncepcyjne są

także przedmiotem sporu pomiędzy Watykanem i Unicefem (agendą ONZ, której

zadaniem jest promowanie inicjatyw na rzecz dzieci). Dnia 4 listopada 1996

nuncjusz apostolski Renato Martino, który kierował stałą misją Watykanu przy

ONZ, w trakcie "Konferencji na rzecz promowania rozwoju" ogłosił drastyczną

redukcję rocznego budżetu przekazywanego na rzecz Unicef. W oficjalnej nocie

wystosowanej przez misję papieską wytłumaczono, że składka coroczna jest

symbolicznym gestem, za pomocą którego Kościół katolicki potwierdza fakt

uczestnictwa w pracy takich organizacji, które -jak Unicef- zajmują się dziećmi. W

nocie precyzuje się ponadto, że fundusze przekazywane przez Stolicę Apostolską

pochodzą ze zbiórek pieniężnych przeprowadzonych wśród katolików, dlatego też

działalność organizacji, które z tych subwencji korzystają, nie powinny być

rozbieżne z odczuciami katolików. No to czym w końcu Unicef zawinił? Oto -

wyjaśnia watykańska nota - chodzi o wykorzystywanie środków na promowanie

tego rodzaju działalności, jak "popularyzowanie podręcznika Narodów

Zjednoczonych

354

355

na temat środków antykoncepcyjnych stosowanych post coitum" albo też

medycznych środków wywołujących poronienie, a także wykorzystywanie swoich

pracowników w akcjach rozdawnictwa środków antykoncepcyjnych w krajach

Trzeciego Świata. A zatem jest to retorsja, która warta jest toastu pucharami "w

stylu Leonardo..."

background image

Kontrast między teologicznym obskurantyzmem papieża Wojtyły i jego

"nowoczesnością" w dziedzinie interesów i masmediów j est przeogromny. Z jed-

nej strony polski papież jest zwolennikiem archaicznej, zamkniętej i

nietolerancyjnej doktryny, a z drugiej - uczestnicząc w "społeczeństwie spektaklu",

godząc się na działanie Kościoła na modłę wielkiego biznesowego holdingu, kreuje

wizerunek pontyfikatu "nowoczesnego".

I tak papież Wojtyła, który aborcji i rozwodom grozi anatemami, który na

homoseksualistów rzuca klątwę, a kobietom odmawia prawa do kapłaństwa, który

potępia stosowanie wszystkich bez wyjątku metod antykoncepcji, jest tym samym

papieżem, który zerka na "asów włoskiej giełdy", gdzie w rubryce publikowanej od

września 1996 przez tygodnik

Affari &. Finanza, wśród posiadaczy największych pakietów, Jan Paweł II z

portfelem 93 miliardów lirów znajduje się na 51 miejscu, tuż za właścicielem

nieruchomości z półświatka - Salvatorem Ligresti. Głowa katolickiego Kościoła

jest głuchy i ślepy na wszelkie teologiczne otwarcie, ale jako udziałowiec spółki

IMI (w której IOR posiada 0,84 procent udziału) j est zainteresowany zyskami ze

spółek Eni, Aeroporti di Roma, Banco San Paolo, a nawet Mediaset. Jan Paweł II,

który demonizuje związki między osobami tej samej płci, upatrując zło nawet w

fakcie ich legalizowania na gruncie prawa cywilnego, jest tym samym papieżem,

który od 1996 roku podróżuje superluksusowym Mercedesem S500 Landaulet.

Za czasów papieża Wojtyły niestosowności i sprzeczności w poczynaniach

Kościoła Rzymskokatolickiego jest aż nazbyt dużo. Przykładem niech będzie

wystawna ceremonia zorganizowana w grudniu 1996 przez księdza Santino Sparte

(dziennikarza Radia Watykańskiego) w parafii Świętej Anny, wewnątrz

watykańskich murów. Podczas tej wydawniczo-towarzyskiej imprezy ksiądz Sparta

przedstawił swoją książkę zawierającą "wyznania wiary" dokonane przez wiele

osobistości ze środowiska sceny. Wśród wielu tekściarzy, tancereczek,

background image

showmanów, aktoreczek, dziennikarzy i śpiewaków, kuriozalną była obecność

356

357

i wypowiedź byłej bohaterki filmów erotycznych Edwige Fenech, która wyznała,

że zdobyła ją osobowość Jezusa i to "on sprawił, że czuje się jego córką i córką

Matki Boskiej, wobec której mój Anioł Stróż służy mi za pośrednika".

Udział w "nowoczesności" udowadnia również tygodnik Famiglia Cristiana,

który nawet dedykował swoją okładkę showmanowi Fiorello, mającemu niedawno

kłopoty z prokuraturą z powodu narkotyków. Wydawany przez paulinów tygodnik

nie waha się wskazywać młodzieży showmana jako pozytywny wzór do

naśladowania, bowiem zadeklarował on w wywiadzie decyzję unikania skandali w

życiu prywatnym (później dopiero okaże się, że dwa tygodnie wcześniej Fiorello

swoim talentem urozmaicał wieczór uczestnikom zorganizowanej przez

chwalących Boga paulinów morskiej wycieczki do Ziemi Świętej).

Z pozycji supergwiazdy kapitalistycznych masmediów, dumny antykomunista

Wojtyła rozszerza marketing dusz również na młodzież, która - jako te zbłąkane

owieczki - lgnie do "demonicznej" muzyki rockowej. "Dzisiaj piosenkarze są

nowymi autorytetami od porozumiewania" - stwierdził papież, a Stolica Apostolska

zorganizowała w Bolonii 27 września 1997 najprawdziwszy koncert Hope music

(muzyki nadziei) z udziałem, za zawrotnym wynagrodzeniem,

legendarnej gwiazdy muzyki pop - Boba Dylana. Być może wszystko to dlatego, że

dla Rzymskokatolickiego Kościoła dusze młodych ludzi są prawdziwą zgryzotą.

Oto - według przeprowadzonego we Włoszech sondażu, opublikowanego w

kwietniu 1997 - 68 procent dziewcząt i chłopców, którzy ukończyli 14 lat, ani nie

chodzi już do kościoła, ani nie uczestniczy w grupach parafialnych, ani też nie

uczęszcza na lekcje religii; odsetek tych, którzy odmawiają modlitwę zmniejszył

się o 31 procent, a uczestnictwo w nabożeństwach aż o 68 procent. Wszystko to,

background image

zdaniem ekspertów, jest konsekwencją złego przykładu ze strony rodziców, a

ogólniej - "rozrywek" życia codziennego, a zwłaszcza telewizji i muzyki.

"Merkantylny modernizm" wojtyłowskiego pontyfikatu powoduje jednak

czasem też nieprzyjemne incydenty, W czasie, gdy 16 lutego 1996 papież nama-

wiał usilnie księży i biskupów, aby upowszechniali Ewangelię przez Internet,

Stolica Apostolska była zmuszona napiętnować dosyć kłopotliwą inicjatywę, którą

podjęła niemiecka spółka o nazwie Lazarus Gesellschaft (dosłownie Spółka

Łazarza). W sierpniu 1996 firma ta przekazała do sprzedaży płytę CD, która po

wprowadzeniu jej do cd-romu stawała się "multimedialnym spowiednikiem",

zaprogramowanym na udzielenie rozgrzeszenia za wszelkie grzechy.

358

359

Na płycie znajdowała się lista około dwustu grzechów, przy czym za każdy z nich

przewidziano inny rodzaj pokuty. Maksymalna kara (50 Ojcze Nasz i tyle samo

Zdrowaś Mario) groziła temu, kto splamił się zabójstwem. Płyta CD podaje też

adresy spowiedników, z którymi można skontaktować się przez Internet, a także i

"prawdziwych" księży.

Watykan określił tę inicjatywę mianem "dyskusyjnej operacji handlowej, która

nie ma nic wspólnego z rzeczywistym znaczeniem sakramentu spowiedzi".

Jednakże Peter Seyel - dyrektor ekumeniczno-humanitamej organizacji z Kolonii -

odpowiedział na ten zarzut: "Na miłość Boską, wyprodukowane przez nas

oprogramowanie nie jest i nie będzie przedstawiane jako surogat spowiedzi.

Sakrament zawsze był i pozostanie pewnym wzajemnym stosunkiem pomiędzy

dwiema osobami, i tak też musi pozostać. Za pomocą płyty CD staraliśmy się

jedynie udzielić pomocy w poruszeniu sumienia każdego z nas".

Również i sam Wojtyła-superstar nie oparł się pokusie informatyki: papież

jest bohaterem płyty CD, która ukazała się- podobnie jak wcześniejsza książka -

background image

pod tytułem Przekroczyć próg nadziei i sprzedawana była przez wydawnictwo

Mondadori New Media. Jak entuzjastycznie zapowiadała należąca do

Berlusconiego Panorama, płyta wymaga

oprogramowania Windows i Windows 95, będzie kosztować 59 tysięcy lirów i

będzie do nabycia w księgarniach i sklepach komputerowych całego świata -przy

czym jej pierwszy pokaz odbędzie się na Targach Książki we Frankfurcie, gdzie

Jan Paweł II -w wersji elektronicznej - będzie gwiazdą stoiska Mondadori.

A jednocześnie interesującym przykładem hipokryzji Jana Pawła II było jego

wystąpienie we wrześniu 1996, kiedy to z balkonu rezydencji w Castelgandolfo

wydawał się wykazywać swój dystans wobec cywilizacji informatycznej

massmediów.

- Dobra wytwarzane przez cywilizację przemysłową - mówił papież - mogą

uczynić nasze życie wygodniejszym, ale nie zrealizują potrzeb serca. Telewizja i

informatyka, w pewnym sensie niosą świat do naszych domów, ale to nie zawsze

zapewnia głębię i spokój stosunków międzyludzkich... Wiele osób manifestuje

zatem pilną potrzebę powrotu do korzeni, mocne pragnienie ciszy, kontemplacji,

poszukiwania absolutu. Wśród tylu słów - często ściągających na manowce i

pustych - szuka się słów potrzebnych do życia.

Ale to są też tylko słowa - fakty mówią coś przeciwnego. Stolica Apostolska

otworzyła swój własny portal na tym mediatycznym stworzonym przez

360

361

Internet bazarze, na którym się znajduje wszystko -od informacji dziennikarskich

do nowości technologicznych, od seksu do sportu, od acid music do najbardziej

pogmatwanych gier elektronicznych. I watykański portal jest faktycznie

gigantyczny: działa dniem i nocą, informacje podawane są w ośmiu językach, a

wszystko to dzięki trzem potężnym komputerom nazwanym - od imion bliblijnych

background image

trzech archaniołów -Raffaele, Michele i Gabriele. - To Ojciec Święty tak

zdecydował - potwierdziła Judith Zoebelein, amerykańska zakonnica

odpowiedzialna za działanie całego działu. Intemetowa rewolucja dotarła dzisiaj

już wszędzie, a zatem i Kościół musi w niej uczestniczyć.

Debiut wirtualnego papieża miał miejsce w czasie Świąt Wielkanocnych 1997

roku przy okazji udzielanego Urbi et orbi błogosławieństwa. - Dwa tygodnie

później - cieszył się papieski rzecznik prasowy Jaquin Navarro Valls -już dwa

miliony 386 tysięcy osób z siedemdziesięciu krajów świata odwiedziło strony

Stolicy Apostolskiej, gdzie mogło odczytać treść papieskiej przemowy. Na nasz

elektroniczny adres nadeszło 4678 wiadomości w dziesięciu różnych językach i to

w czasie jednego tylko tygodnia.

Co może znaleźć katolik dryfujący po papieskim portalu? Treści papieskich

przemówień, dokumenty Stolicy Apostolskiej (zarówno te z przeszłości, jak

i obecne), encykliki, informacje na temat Jubileuszu... Szkoda tylko, że aby się na

te strony dostać, trzeba zapłacić 15 tysięcy lirów. A więc znowu biznes, który

dostarczy do kas Watykanu dziesiątki miliardów lirów rocznie.

Jan Paweł II to prawdziwy motor watykańskich, rozlicznych interesów, nawet

tych dokonywanych nie-jako w sposób pośredni. Tak było choćby w przypadku

Vittorio Gassmana i Moniki Vitti, przyjętych przez papieża w dniu 6 listopada

1997. Z tej okazji dwójka aktorów przekazała Ojcu Świętemu płytę CD

Towarzysze podróży, na której Gassman recytuje około piętnastu wierszy

napisanych przez Karola Wojtyłę (z tłem muzycznym autorstwa Olimpo Petrassi).

Natomiast Monica Vitti nagrała wraz z Alberto Sordi (uczestnikiem reklam

telewizyjnych CEI) kolejne piętnaście liryków papieża, opublikowanych na CD z

okazji nadchodzących Świąt Wielkanocy.

W księgarniach sprzedawane są także płyty CD wytwarzane przez organizacje

i osoby z kręgów bliskich Stolicy Apostolskiej. Jedna z takich płyt, W po-

background image

szukiwaniu szczęścia, przeznaczona dla dzieci w wieku od 8 do 13 lat, powstała z

inicjatywy rzecznika prasowego Opus Dei - Giuseppe Corigliano i dostojnika

mediolańskiej kurii - księdza Luca Bagatin. Jej cena - 80 tysięcy lirów. Dorośli

natomiast mogą

362

363

nabyć za 99 tysięcy lirów Żywą historię Całunu Turyńskiego, przy gotowaną przez

Emanuelę i Maurizia Marinellich, opublikowaną przez wydawnictwo San Paolo.

Wśród inicjatyw fonografìczno-religijnych nie pominięto także i głosu samego

papieża. Na płycie CD Hymn for thè World, Jan Paweł II odmawia modlitwę za

pokój, a w tle słychać chór i orkiestrę Santa Cecilia, którą dyryguje Koreańczyk

Myung Whun Chung. Inne pozycje wykonywane są przez Andrea Bocellego i

Cecilie Bartoli.

I kolejne modlitwy, kolejna płyta CD, ale tym razem z odrobiną suspense,

bowiem całą operację otacza nimb tajemnicy. Chodzi o album, w którym papież

śpiewa kilka modlitw. - Pomysł, żeby nagrać papieża śpiewającego, pochodzi od

pewnego oboisty Andrea Mariottiego - opowiada Francesco Battistini. -

Przedsięwzięcie zyskało poparcie ze strony ojca Pasquale Borgomeo, dyrektora

Radia Watykańskiego, jezuity z Neapolu, który od dziewiętnastu lat w otoczeniu

papieża zajmuje się strzeżeniem praw autorskich każdego słowa Jana Pawła II... No

i papież śpiewa. Na płycie CD znajduje się około czterdziestu minut modlitwy.

Łacińskim inwokacjom z Praefatio towarzyszy śpiew chórów prawosławnych i

popisy gitarowe w stylu Pink Floyd. Pater noster przy

akompaniamencie perkusji. Victimue Pascalis w rytmie nowojorskiego rapu. Płytę

emitowało ciągle to samo wydawnictwo paulinów. Produkt dyskograficzny miał

ambicję dostać się na szczyty list przebojów.

Wojtyła-superstar nie sprzeciwia się też swojej obecności nawet na dużym

background image

ekranie. Krzysztof Zanussi wyłowił dziełko napisane przez Jana Pawła II w mło-

dości i przy pomocy biskupa Jana Chrapka (również przyjaciela Wojtyły)

wykrzesali z tego film Brat naszego Boga. Produkcję filmu ukończono w marcu

1997. To dzieło kinematografii jest, jak można się spodziewać, również

wspaniałym interesem - prawa do rozpowszechniania filmu zostały już wykupione

przez telewizje wielu krajów...

Ale jest też coś więcej i znacznie gorszego. Oto papież-gwiazdor użycza

swojego wizerunku najbardziej pogańskiej i obrazoburczej spośród wszystkich

merkantylnych dziedzin - reklamie. Rzecz przydarzyła się 16 czerwca 1997

podczas meetingu zorganizowanego w Mediolanie przez klub Santa Chiara. W de-

bacie poświęconej reklamie, zainspirowanej właśnie papieskim dokumentem Etyka

w reklamie papież wziął udział za pośrednictwem nagrania na kasecie video. Przy

stole konferencyjnym, jako przedstawiciel papieża, zasiadał arcybiskup John Foley,

obok

364

365

którego znaleźli się reprezentanci mediów Berlusconiego: Giulio Malgara (prezes

zrzeszenia reklamodawców) i Giuliano Adreani (pełnomocny członek zarządu

firmy Pubitalia, działającej z ramienia Mediaset), Alberto Contri (prezes włoskiej

konfederacji środków masowego przekazu), Mauro Miccio (prezes firmy Ferpi) i

Antonello Perricone (pełnomocny członek zarządu firmy Sipra).

W kwietniu 1997 na stronach kilku czasopism ukazało się ogłoszenie

reklamowe przedstawiające papieża i wypowiedziane przez niego słowa: "Koniecz-

ne jest, aby etapem przygotowania do Świętego Jubileuszu była praca w każdej

rodzinie". Niżej - po facsimile papieskim - następowała reklama lansująca cza-

sopismo Tertium Millenium, które miało być oficjalnym organem Wielkiego

Jubileuszu: "Wielkiej watykańskiej inicjatywie na rzecz przygotowań do Wielkiego

background image

Jubileuszu roku 2000".

Te ogłoszenia to mieszanka wiary i biznesu. "Jubileusz roku 2000! U progu

światowego wydarzenia, które zaznaczy przyszłość milionów ludzi, również i Ty

przyjmij zaproszenie papieża do starannego przygotowania się do niego ! Dla

wiernych, którzy pragną pogłębić własne przeżycie związane z wiarą, Watykan

stworzył..." i dalej: "Pytaj o Tertium Millenium przez cały rok korzystając z

niepowtarzalnej

oferty, która gwarantuje Ci dwudziestopięcioprocentową zniżkę. Przedstawiając

poniższy kupon zapłacisz tylko 69 zamiast 90 tysięcy lirów. Złap w lot tę

niepowtarzalną okazję i powiedz o niej także drogim Ci osobom! Będziesz w ten

sposób świadkiem..." Zakończenie jest w iście handlowym stylu: "Gratis kaseta

video Odkrycie Chrystusa na nowo... Dodatkowo otrzymasz prezent". Kupon na

prenumeratę i przyjmowanie datków zaadresowany jest do wydawnictwa Piemme,

które zachwala siebie sloganem "jakość naszych czasów". Amen.

366

367

background image

Dokumenty

Clara Calvi zeznaje

W ramach śledztwa prowadzonego w sprawie śmierci bankiera Roberto

Calvi mediolańscy prokuratorzy Bruno Siclari i Pierluigi Dell'Osso przyjęli ze-

znania złożone przez panią Clarę Canetti, po mężu Calvi. Śmierć katolickiego

bankiera, a jednocześnie masona, którego znaleziono 18 czerwca 1982 powie-

szonego pod mostem Blackfriars w Londynie (co, zdaniem tamtejszej prokuratury,

było aktem samobójstwa), obciąża osoby z kręgów: Loży P2 - mafii -Watykanu.

Oto fragmenty zeznań wdowy Calvi.

371

19 października 1982

Mój mąż, jak powiedziałam już wcześniej, około roku 1971 nawiązał

znajomość z panem Minciaroni Aladino, przedsiębiorcą budowlanym, z którym

spotykał się w Rzymie. Aladino był dobrym przyjacielem Francesco Consentino,

sekretarza generalnego Izby Deputowanych. Sądzę, że mąż poznał Minciaroniego -

poprzez pana Mario Valeri Manera - w Wenecji podczas ceremonii wręczania

nagrody Campiello... W tym czasie mąż często jeździł do Rzymu i pewnego razu

zabrał mnie tam ze sobą. Wzięliśmy pokój w Grand Hotelu i mąż powiedział, że

chce przedstawić mi Umberto Ortolani i Licio Gelli, z którymi spotykał się dosyć

często w tamtym okresie, i którzy byli ważnymi osobistościami. Podjęliśmy wyżej

wspomnianych, Gellego i Ortolaniego, kolacją w restauracji hotelowej. Po kolacji

przyszli do nas Minciarioni, Cosentino i niejaki Firrao, i w tym gronie wszyscy

zaczęliśmy rozmawiać o trwającym właśnie kryzysie rządowym i jak się okazało

Minciaroni i Cosentino byli członkami Loży P2, tak samo zresztą jak Rugherò

background image

Firrao, który wówczas pełnił funkcje dyrektora generalnego w Ministerstwie

Handlu Zagranicznego].

Panowie ci mówili ze sobą o różnych kandydatach na stanowiska w rządzie, a

z treści wypowiedzi można było wnioskować, że byli dobrze zorientowani w

środowiskach politycznych i dobrze znali rządzące tymi środowiskami

mechanizmy. Tego samego dnia miałam też sposobność poznać inne osoby... Mąż

przedstawił mi Lorisa Crobi [członek Loży P2, prezes spółki "Condotte" Gaetano

Stammati [członek Loży P2, chadek i senator} oraz dziennikarza Cesare Zappulli...

Owi Gelli i Ortolani podejmowali działania, aby ułatwiać mojemu mężowi

nawiązywanie kontaktów, o których sądził, że ich potrzebuje ze względu na swą

pracę. Gelli i Ortolani pośredniczyli także w niektórych interesach, ale co to były

za interesy, nie umiem tego sprecyzować...

Sądzę, że w tym okresie [w roku 1971} mąż przystał do masonerii. Powiedział

mi sam on o tym, ale później, twierdząc, że został "wtajemniczony" w Genewie. W

tych latach mąż prowadził różne interesy i utrzymywał intensywne kontakty z

bankiem watykańskim IOR, a w szczególności z Luigim Menninim, który w tym

banku był najbardziej wpływowym specjalistą. W zakres kontaktów wchodziły

również spotkania w gronie rodzin. Częste były także kontakty z prezesem IOR bi-

skupem Marcinkusem, który - w wyniku decyzji mojego męża, Ì właśnie ze

względu na ścisłe i częste kontakty pomiędzy bankiem IOR i bankiem

Ambrosiano-wszedł do zarządu zagranicznej wspólniczki banku Ambrosiano -

firmy Overseas z Nassau na wyspach Bahama. Z tego też powodu widywaliśmy

często Marcinkusa w Nassau, gdzie bywał naszym gościem podczas wszystkich

zebrań zarządu.

Później w zbliżeniu się mojego męża do kręgów kościelnych miał swój udział

wspomniany już Ortolani, bardzo z tymi kręgami związany, szczególnie, że był

dobrym przyjacielem zmarłego kardynała Lercaro. Pragnę podkreślić, że w tym

background image

okresie, jak zresztą i później, mąż bywał w Watykanie bardzo często i utrzymywał

kontakty ze zmarłym papieżem Pawłem VI. Były to stosunki na tyle zażyłe, że mąż

mógł się do niego udawać z wizytą nie potrzebując żadnej uprzedniej formalności...

372

373

Niedługo potem [20 maja 1981} nastąpiło aresztowanie mojego męża.

Skontaktowałam się z przebywającą wtedy w Genui adwokatką Lagosteną Bassi...

Adwokatka zgodziła się przyjść do mnie do domu, gdzie została na obiedzie wraz z

towarzyszącym jej synem. Na moją prośbę udzieliła mi wskazówek, jak powinnam

się zachować; zasugerowała, abym nic absolutnie nic mówiła w trakcie

ewentualnego przesłuchania i żebym robiła wrażenie takiej z kategorii "żon

idiotek", która o niczym nie wiedziała... Pożegnałyśmy się i, chociaż nie udzieliłam

adwokatce żadnego pełnomocnictwa, w kilka miesięcy później adwokatka przesłała

mi rachunek na 2 miliony tirów, który odpowiednio uregulowałam...

20 października 1982

...W dniu następnym [po aresztowaniu Roberto Calvi] ja, córka, syn.

Pazienza, Mazzetta i Ciarrapico, pod eskortą prywatnej ochrony, udaliśmy się do

gabinetu szacownego Andreottiego. O ile pamiętam, jego gabinet znajdował się

dosyć blisko naszego domu w Rzymie, dlatego poszliśmy tam pieszo. Na górę

weszliśmy tylko ja, córka i Ciarrapico, który to spotkanie umówił, a inni czekali na

nas na dole. Nie pamiętam, czy z nami poszedł również Pazienza, czy też czekał

razem z innymi na dole. Od razu zostaliśmy przyjęci przez szacownego

Andreottiego, którego miałam już okazję dawniej kilka razy spotkać w domu pani

Marii Angiolillo [wdowy po założycielu rzymskiego centroprawicowego II Tempo},

u której bywałam czasami razem z mężem. W jej domu spotykaliśmy także pana

Piccoli ,jego żonę i wielu wpływowych polityków, głównie z kręgów

background image

chadecji. Tam wielokrotnie miałam możliwość spotkania kardynałów Casaroliego i

Silvestriniego.

Premier Andreotti powiedział mi, że włoski bank centralny zamierza narzucić

bankowi Ambrosiano dwóch komisarzy i dodał, że Cuccia z Mediobanca za-

oferował się kupić udziały Ambrosiano, żeby przyjść z pomocą przyjacielowi

Calvicmu. Premier Andreotti powiedział jeszcze, że on doradzał, aby komisarzem

w Ambrosiano został prezes Banca Popolare di Nova-ra, Venini i pań Orazio

Bagnasco. Poprosił mnie, bym powiedziała to mężowi, aby usłyszeć jego zdanie...

Mąż odpowiedział, że jeśli do banku wprowadzą Veniniego i Bagnasco, to on

będzie skończony [w i 995 roku Lino Venini stanie przed sądem z powodu

doprowadzenia do krachu spółki Sasea].

Zaraz po aresztowaniu mojego męża otrzymałam grzecznościowy telefon od

żony premiera Craxiego. Podała mi swój telefon w Rzymie, na wypadek gdybym

potrzebowała się z nią skontaktować. Mówiłam o tym wszystkim również z

Piecenzą i z Ciarrapico, i wtedy powstał pomysł pójścia do premiera Craxiego.

Ciarrapico sugerował mi, żebym powiedziała bez ogródek "panie premierze,

trzydzieści miliardów to nie żart". Nigdy nie słyszałam od mojego męża nic na ten

temat, ale uznałam za stosowne polegać na sugestiach Ciarrapico, który wydawał

się być pewny tego, co mówił, dając mi do zrozumienia, że mogłam spokojnie i bez

obaw powiedzieć zasugerowane mi zdanie.

Umówiłam się zatem na spotkanie z panią Craxi w Rzymie, w hotelu [San

Raphael], gdzie mieszkała razem z mężem. Udałam się tam wraz z moją córką i

moim bratem pod eskortą tych samych, co zawsze,

374

375

prywatnych ochroniarzy... Zostaliśmy uprzejmie przyjęci przez panią Craxi, a nieco

później dołączył do nas pań Formica, z którym przez pewien czas rozmawiałam na

background image

tarasie mieszkania na osobności, a pani domu rozmawiała wtedy z moją córką i z

moim bratem. Od razu powiedziałam obu politykom, że oczekiwałam z ich strony,

że udzielą mojemu mężowi pomocy i włączyłam także owo zdanie, że trzydzieści

miliardów to nie jest żart. Obydwaj panowie na moje oświadczenie nie zareagowali

nawet mrugnięciem oka i nie robili żadnych komentarzy, odpowiedzieli tylko, że

zamierzali pomóc mojemu mężowi, bo jest ich przyjacielem. Ja ze swej strony

dodałam, że to, co powiedziałam, to nie było moje własne zdanie, ale że zostało mi

przekazane przez kogoś innego. Pamiętam, że powiedziałam także, że dopóki

będzie tam Cuccia z Mediobanca, to mój mąż będzie prześladowany i dodałam - co

chyba także było wcześniej zasugerowane mi przez Ciarrapico - że "Pań, szanowny

panie premierze, działając przez swego De Michelisa, może w pół godziny

odprawić Cućcie". Przypominam sobie, że pań Craxi odpowiedział, że w pół go-

dziny to nie jest to możliwe, ale w dwa miesiące - tak. Przy okazji powiedziałam

też, że w sytuacji, w której się znalazłam, byłam skłonna nawet doprowadzić się do

śmierci głodowej... Rozstaliśmy się, kiedy na to moje stwierdzenie odpowiedziano,

że nikt nie potraktuje tego poważnie. Wyszłam w poczuciu, że pomoc zostanie mi

udzielona i muszę powiedzieć, że później dochodziło do licznych kontaktów ze

strony pani Craxi, która odwiedzała mnie w moim mieszkaniu. Kilkakrotnie pani

Craxi przyniosła mi powycinane z gazet artykuły pana Craxi, w których brał on w

obronę mojego męża...

Kilka dni przed wszczęciem procesu [który -przeciwko osobom oskarżonym o

doprowadzenie do krachu banku Ambrosiano - rozpoczął się 10 czerwca 198]]

udałam się na widzenie do więzienia do mojego męża. Byłam wtedy w

towarzystwie mojej córki i Alessandro Menniniego. Na rozmowę poszłyśmy my

dwie, ja i moja córka, której ojciec kazał zapisać do załatwienia różne rzeczy.

Między innymi powiedział córce, żeby zapisała drukowanymi literami na kartce

następujące zdanie: "Ten proces oznacza postawienie pod sąd IOR". Powiedział

background image

nam też, żeby spytać Menniniego, czy kapelan więzienny, który poprosił go o roz-

mowę, zrobił to, aby przedyskutować kwestie dotyczące IOR. Dodał, że od lutego

1981 błagał na wszystkie możliwe sposoby kierownictwo IOR, aby za wątki zwią-

zane z IOR, o których będzie mowa na procesie, wzięło na siebie

odpowiedzialność. Powiedział jeszcze, żebym szybko udała się do Rzymu, aby

zobaczyć się z Marcinkusem, Ì żebym dowiedziała się, czy możliwe jest to, czego

do tej pory nie mógł doprosić się on sam, to jest żeby IOR potwierdził, że to on

dokonał transakcji z Toro, w sprawie której prowadzono śledztwo, a przynajmniej,

żeby zwolniono Banca Gottardo z tajemnicy bankowej, co umożliwiłoby złożenie

zeznań tym wszystkim, którzy tej transakcji dokonali. Muszę przyznać, że słysząc

to wszystko, zaczynałam rozumieć różne rzeczy dotyczące stosunków pomiędzy

bankiem Ambrosiano i IORem i znalazłam wyjaśnienie dla faktu, że Alessandro

Mennini, syn szefa IOR, w tym okresie zawsze był gdzieś w pobliżu mnie.

Po wyjściu z więzienia zastałam Menniniego w jeszcze gorszym humorze niż

wcześniej, gdy

376

377

zostawiłyśmy go samego. Jak tylko spostrzegł, że ja i moja córka wsiadałyśmy do

samochodu, on też do niego wskoczył, a córka pokazała mu kartę, na której zapi-

sała zdanie podyktowane jej przez ojca. Ja, w nawiązaniu do tego zdania,

zapytałam go wtedy, czy kapelan więzienny, który chciał rozmawiać z moim

mężem, miał rzeczywiście przedyskutować wyżej wspomniane sprawy. Mennini

wydawał się dosłownie przerażony i na moje pytanie powiedział: "Tego słowa nie

należy wypowiadać nawet w konfesjonale". A zaraz potem Mennini chwycił do rąk

kartkę, by ją podrzeć, ale ja ją mu z rąk natychmiast wyrwałam...

Uprzedziłam również i mojego syna Carla, który przebywał w Waszyngtonie,

o tym, czego dowiedziałam się od mojego męża o IOR. Syn, jak mi to potem

background image

powiedział, skontaktował się z Watykanem wysyłając teleks, w którym prosił

Marcinkusa o oddzwonienie do niego o danej godzinie. Marcinkus punktualnie o

wskazanej godzinie oddzwonił, a mój syn opowiedział mu o tej sprawie, ale

otrzymał jedynie niejasne i wymijające odpowiedzi. Mój syn wysłał też teleksy do

kardynała Casaroliego i do kardynała Silvestriniego, prosząc ich o interwencję,

zaklinając ich na wszystko co święte, aby spowodowali ujawnienie prawdy. Od

Pazienzy dowiedziałam się, że też rozmawiał z Marcinkusem i że przekonał go,

aby podjął działania. Pazienza powiedział mi także potem, że poprzez swoich

znajomych ze służb specjalnych dowiedział się, że Marcinkus i Luigi Mennini z

całą pewnością przekroczyli w wielkiej tajemnicy granicę i udali się do Lugano, do

Szwajcarii, celem wydania dyspozycji bankowi Gottardo, aby zezwolił

szwajcarskim prokuratorom

przejrzeć dokumenty banku mimo tajemnicy bankowej, i żeby kierownictwo banku

poświadczyło, że to nie mój mąż był wszystkiemu winien. Miała miejsce także roz-

mowa telefoniczna pomiędzy Alessandro Menninim i moim synem, który czynił

wyrzuty jemu samemu i IOR za to wszystko, co przydarzyło się ojcu,

Ja sama otrzymałam telefon od Olgiatiego, który poprosił o możliwość

złożenia mi wizyty, i ja się na nią zgodziłam. Olgiati przyszedł do mnie w

towarzystwie Menniniego, którego zupełnie nie oczekiwałam. Mennini

opowiedział mi o rozmowie telefonicznej z moim synem i spytał, czy sama

chciałabym coś dodać. Twardym tonem odpowiedziałam, że nie, i Mennini, wście-

kły, poszedł sobie. Olgiati powiedział mi wtedy, że źle zrobiłam, bowiem

potrzebowaliśmy pomocy Menniniego w sprawie dostępu do poświadczających

niewinność męża dokumentów z Banca del Gottardo. Odpowiedziałam, że doszła

do mnie już wiadomość, że Marcinkus i Luigi Mennini pojechali do Szwajcarii do

wspomnianego banku. Kilka dni później Alessandro Mennini pojechał - w imieniu

IOR, a nie banku Ambrosiano, którego był pracownikiem - do Lugano, żeby

background image

odebrać postanowienia szwajcarskiego wymiaru sprawiedliwości, w których

poświadczano, że mój mąż nie miał nic wspólnego z tą sprawą. O ile wiem, to

Mennini przekazał te postanowienia bezpośrednio adwokatom mojego męża,

którzy bronili go przed sądem.

W trakcie trwania procesu chodziłam wielokrotnie do więzienia do męża

korzystając z widzeń, które mi przyznano. W czasie jednego z takich widzeń opo-

wiedziałam mężowi, to co powiedziałam panu Craxi, to jest to zdanie, które

zasugerował mi Ciarrapico. Mój

378

379

mąż powiedział mi, że miał już dość poświęcania się dla innych, i że - o ile ta

sytuacja nie zmieni się natychmiast - jest całkowicie zdecydowany powiedzieć na

rozprawie w sądzie rzeczy, które wiedział na temat IOR i polityków. Sadze, że

słowa te powtórzyłam przez telefon żonie pana Craxi, z którą utrzymywałam częsty

kontakt.

Muszę powiedzieć, że przez cały czas trwania procesu ciągle wydzwaniała do

mnie pani Angiolillo, która prosiła o kolejne informacje i przekazywała mi ze swej

strony różne wiadomości. Pani Angiolillo przekazywała mi pozdrowienia od

Piccolego i mówiła mi, że robiła co mogła na rzecz mojego męża i że chodziła na

rozmowę w jego sprawie do Banca d'Italia, do jego prezesa, a przede wszystkim do

dyrektora generalnego Diniego. Muszę przyznać, że potem, po wyjściu z więzienia,

mój mąż dał pani Angiolillo najpierw 10 milionów lirów, a potem kolejne 50

milionów, z okazji Bożego Narodzenia - tym razem korzystając z pośrednictwa

mecenasa Gregori z Rzymu. Były to pieniądze za to, co pani Angiolillo zrobiła dla

męża - była ona znana z tego, że w swoim domu organizowała spotkania pomiędzy

biznesmenami, działaczami i innymi, przyjmując w zamian pieniężne

gratyfikacje... Powiedziałam Pazienzy, że dowiedziałam się od pani Angiolillo, że

background image

była ona u prezesa banku centralnego Ciampiego i u dyrektora Diniego, a Pazienza

skontaktował się z panią Angiolillo, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Pani

Angiolillo pogniewała się na mnie za to, że Pazienzy o tym powiedziałam...

Pani Angiolillo przekazała mi także, że Ciampi i Dini pragnęli powiadomić

mojego męża, że podział grupy dokona się za pięć lat, tak jak chciał on sam,

a zatem, że może pozostawać spokojny i nie martwić się. Pragnę podkreślić, że

kiedy kierownictwo Banca d'Italia objęli Ciampi i Dini, mój mąż powiedział mi, że

dowiedział się od Gellego , że tych dwóch było przyjaciółmi, że należeli obaj do

Loży P2 i że to sam Gelli przyczynił się do ich nominacji. Gelli powiedział mu też,

że Dini otrzymał polecenie, aby Calviemu nie stwarzał problemów i żeby był dla

niego przyjazny, i muszę powiedzieć, że mąż, od samego początku, był

zadowolony ze sposobu, w jaki traktował go Dini, który przyjmował go, kiedy mąż

chciał, także i w sposób prywatny i w tajemnicy przed innymi [nazwisk Carlo

Azeglio Ciampiego i Lamberto Diniego nie było w zarekwirowanych Lido Gelliemu

dokumentach Loży P2; nie było także nazwiska Carlo De Benedettiego, o którym w

swych zeznaniach mówi wdowa Calvi}. Mój mąż mówił mi, że Dini pozostawał w

bardzo bliskich związkach z niejakim Battista z Loży P2 i że Battista dawał mu

miliard, półtora miliarda lirów za każdą załatwioną sprawę (którą mu Dini

załatwił).

21 października 1982

Proces {przeciwko oskarżonym z banku Ambrosiano} skończył się i mąż mój

został tymczasowo zwolniony z aresztu, ale przebywał jeszcze w szpitalu w Lodi.

Wyszedł kilka dni później i potwierdzono, że ma nadal pełnić funkcję prezesa

zarządu banku Ambrosiano... Dość szybko po wypisaniu ze szpitala [Calvi

próbował popełnić samobójstwo} mąż zaczął znowu często jeździć do Rzymu,

zawsze mu w tym towarzyszyłam...

background image

W Rzymie widywał się z Marcinkusem i z dyrektorem włoskiego banku

centralnego Dinim; z nim

380

381

widywał się w wielkiej tajemnicy Jak zresztą przez cały ten okres, a także i później

- na przykład w przeddzień święta Wniebowzięcia. Mąż opowiadał mi, że jego sto-

sunki z Dinim układały się bardzo dobrze i że Dini z nim współpracował, natomiast

z Marcinkusem stosunki stały się fatalne. Marcinkus nie przyjmował już do wiado-

mości, że wobec banku Goliardo powinien był nadał zachowywać takie

stanowisko, jak to obiecał uczynić wcześniej. Według słów mojego męża,

Marcinkusowi bardzo zależało, aby tajemnice Banca del Gottardo nie wyszły na

jaw. Mąż mawiał wtedy: "Księża każą mi zapłacić za wszystko, a nawet za

wszystko już płacę"...

Z czasem zaczęło się pojawiać nazwisko niejakiego Hilarego Franco,

papieskiego kapelana, monsignora, z którym mój mąż nawiązał kontakt i z którym

miał kilka różnych spotkań w Rzymie. Mąż mówił mi, że ten Hilary Franco trzymał

jego stronę i że często, aby podtrzymać go na duchu, powtarzał mu pewne zdanie

po angielsku, które dosłownie brzmiało: "Jesteś pod moją całkowitą ochroną".

Właśnie w tym czasie, jak mi opowiadał mąż, miewał on bezpośrednie kontakty z

papieżem. Nie jestem w stanie opisać, w jakich okolicznościach, dokładnie kiedy i

na jakich warunkach odbywały się te kontakty. Mogę jedynie przytoczyć usłyszane

od męża słowa: "Papież powiedział mi, że jak tylko rozwiążemy nasz problem,

powierzy mi całość watykańskich finansów, żebym je mógł uzdrowić".

24 października 19 82

Kiedy, po nominacji [Carlo] De Benediettego na stanowisko w banku

Ambrosiano minął już jakiś czas, zaczęły się pierwsze zatargi między nim a moim

background image

mężem. Mąż mówił, że ten De Benedetti początkowo był z nim zgodny i można się

było dogadać, ale później, jak już dostał się do banku, zaczął siać zamęt i nawiązał

bliskie stosunki z Rosone [wiceprezesem], z którym nieustannie spotykał się na

obiadach i kolacjach. Pewnego razu mój mąż powiedział mi nawet, że widziano

dokumenty, które potwierdzały, że De Benedetti należał do Loży P2 i przypomniał

mi fakt, iż kiedyś pokazywał mi w Buenos Aires pewną kamienicę, o której mówił,

że są w toku rozmowy na temat jej sprzedaży przez firme Olivetti na rzecz banku

Ambrosiano.

Wtedy, gdy mój mąż przypomniał mi ten epizod z kamienicą i kiedy

wspomniał o członkostwie De Benedettiego w Loży P2, odpowiedziałam: "A więc

za tą umową sprzedaży musiał stać Golii", a wówczas mój mąż powiedział mi:

"Oczywiście, że tak, był pośrednikiem". Mąż powiedział mi też, że wspomniał De

Benediettiemu o jego przynależności do loży i dodał, że potem przez jakiś czas De

Benedetti wydawał się zdezorientowany, ale że później nastąpił z jego strony cały

ciąg zdarzeń - na przykład jego pisma do prezydenta Włoch pana Pertiniego i zaraz

potem wyjazd do Genewy, czego, według słów mojego męża, nigdy nie robił,

ponieważ ze swoją rodziną, która mieszkała w Genewie, widywał się we Włoszech

i kazał dzieciom przyjeżdżać do siebie. Zatargi pomiędzy moim mężem i De

Benedettini pogłębiały się coraz bardziej.

Jakiś czas później - przebywaliśmy wtedy w Drezzo - chciałam wrócić do

tematu z De Benedettini i spytałam męża, czy to była prawda, że istniały faktycznie

dokumenty potwierdzające przynależność De Benedettiego do Loży P2, i dlaczego

tych dokumentów

382

383

nie ujawniono. Na to mój mąż - który Już wtedy, kiedy po ich rozmowie De

Benedetti pojechał do Genewy, wyraził opinie, że najpewniej pojechał do

background image

Ortolaniego, a nie żeby zobaczyć się z rodziną - odpowiedział mi, że dokumenty te

istniały na pewno ponieważ były w posiadaniu obu braci Vitalone [chodzi o

chadeckie-go deputowanego - Claudio Vitalone i o jego brata - adwokata

Wilfredo].

2 5 października 1982

Na początku wiosny prawdopodobnie. J982] mąż powiedział mi, że zamierza

pojechać do Hiszpanii. Byłam bardzo zdziwiona i spytałam go, po co tam chce

jechać, ale najpierw mój mąż uśmiechał się robiąc przekorną minę, a potem

odpowiedział, że w Hiszpanii Opus Dei, które tam jest bardzo bogate, posiada

ogromną władzę. Było to pierwszy raz, kiedy mąż wspomniał mi o Opus Dei i

kiedy powiedział, że Opus Dei może rozwiązać problemy finansów Watykanu i że

Opus Dci mogło przeważyć szalę w walce o władzę w łonie Watykanu pomiędzy

dwiema frakcjami, które od lat ze sobą konkurowały - frakcją opowiadającą się za

prowadzeniem Ostpolitik i frakcją ją zwalczającą, będącą skrzydłem

konserwatywnym.

Mój mąż wyjaśnił mi, że miał ułatwić działania Opus Dei, ponieważ jedynie w

ten sposób mogły być rozwiązane jego własne problemy z bankiem IOR, a także Ì

problemy finansowe Watykanu. Powiedział mi, że zmieniłoby to gruntownie

polityczne stosunki w obrębie samego Watykanu, ponieważ Opus Dei uzyskując

silniejszą pozycję, dałoby przewagę skrzydłu konserwatywnemu. O podróży do

Hiszpanii nie było już więcej

między nami mowy... W tym czasie Carboni nagle przestał w ogóle dzwonić i

przez około tydzień nie dał znaku życia. Kiedy znowu się pojawił, to znaczy

przyjechał do nas do Drezzo, powiedział mi, że porozumiał się z biskupami-

masonami... Carboni utrzymywał wówczas stałe kontakty zarówno z masonerią jak

i z dostojnikami watykańskimi...

background image

Mogę dodać, że już od jakiegoś czasu słyszałam, jak mój mąż mawiał, że

"sprawa posuwała się do przodu dzięki wspólnym wysiłkom". Mąż dodawała że za-

kończenie sprawy, będzie dla niego sporym plusem w procesie apelacyjnym, który

miał się odbyć w Mediolanie. Wyjaśnił mi, że byt zmuszony przyśpieszyć moment

zakończenia sprawy, bo proces apelacyjny już wkrótce miał się zacząć, i że kiedy

już wyjaśnią się wszystkie rzeczy z IOR, to z pewnością wynik procesu będzie dla

niego pozytywny...

Mój mąż podszedł do mnie Ì widząc, że czytam artykuł, w którym mowa była

o końcu Ostpolitik, powiedział mi dosłownie: "To ja wykończyłem Ostpolitik.

Jeżeli w trakcie następnych dwóch tygodni Andreotti nie podstawi mi nogi, to

wszystko będzie w porządku". Nie minęło dużo czasu, a mój mąż zaczął mi

wspominać o sporych zatargach, które zaczęły się otwarcie pojawiać między nim a

panem Andreottim... Potem powiedział mi o wyraźnym grożeniu mu śmiercią

bezpośrednio przez samego Andreottiego. I już wtedy samopoczucie i humor

mojego męża stale się pogarszały... W tym, co do mnie mówił, często pojawiało się

zdanie "jeżeli mnie zamordują", i często powtarzał "to już koniec". Od maja

panowała w domu atmosfera przygnębienia i strachu... W rytmie uzależnionym od

rozwoju

384

385

wypadków w Watykanie, gdzie toczyła się ostra walka między przeciwnymi

frakcjami, a która dotyczyła bezpośrednio stosunków pomiędzy IOR i bankiem

Ambrosiano - u nas w domu chwile zupełnej beznadziei przeplatały się z euforią.

Mój mąż powtarzał z przekonaniem: "jeżeli coś mi się przydarzy, papież

będzie musiał podać się do dymisji" i dodawał, że Watykan będzie miał takie

problemy, że nawet będą zmuszeni przenieść siedzibę Watykanu...

Mąż wspomniał mi, że później polecił Carboniemu nawiązać kontakt z

background image

ważnymi osobistościami z Opus Dei ze Szwajcarii, żeby przyśpieszyć działania

Opus Dei dla uregulowania długów IOR. W niedzielę wieczór, w przeddzień

mojego wyjazdu do Waszyngtonu, kiedy weszłam do sypialni, zobaczyłam męża,

jak leżał na łóżku i wyglądał na bardzo przygnębionego. Podeszłam, żeby

powiedzieć mu coś pokrzepiającego, ale on powiedział mi "jeżeli mnie zamordują",

a później dodał "być może już sienie zobaczymy" i zaczął okropnie płakać.

Ogromnie mnie to zmieszało i wyszłam, żeby nie zmienić zamiaru wyjazdu, który

miał być nazajutrz, i na który on zresztą bardzo nalegał... W ostatniej rozmowie

telefonicznej, którą odebrałam od męża przed wiadomością o jego zniknięciu,

powiedział mi, że dzwoni, o ile dobrze zrozumiałam, z naszego domu w

Mediolanie. Pamiętam, że powiedział mi, mówiąc po angielsku, iż sprawa miała się

ku końcowi, i że była to już kwestia godzin. Na koniec powiedział po włosku:

"Miejmy nadzieję, że wszystko dobrze się skończy".

26 października 1982 darà Calvi opowiedziała o rozmowie telefonicznej

odbytej na kilka dni przed londyńską tragedią.

Mąż zadzwonił do mnie do Waszyngtonu tylko jeden raz... Pamiętam, że

powiedział mi wtedy, że "rzecz idzie do przodu z dużymi oporami, ale jednak do

przodu, niestety, w trakcie zaistniały przykre incydenty". Te ostatnie słowa

powiedział głosem, w którym wyczuwało się ogromną przykrość. Chciałam go

spytać mówiąc "Ale ty, ty...", ale był Jakiś defekt na linii i rozmowa została

przerwana. Zaraz potem mąż zadzwonił znowu mówiąc, że "wkrótce wyjdą na jaw

rzeczy niesamowite, ale bardzo dla nas korzystne, co może zmienić całe nasze

życie". I to powiedział już z radością. Przekazałam mu, że nasz syn otrzymał

wyrazy solidarności od dyrektora banku Ambrosiano z Managua - Alvaresa, który

oświadczył, że jest wyrazicielem słów przyjaźni pochodzących z Ameryki

Południowej i Ameryki Środkowej. Alvares powiedział też, że ze strony prezydenta

Kostaryki zgłoszona została nawet oferta przyjęcia go do swojego kraju i o

background image

wydaniu mu paszportu dyplomatycznego. Kiedy przekazałam mu tę informację

mąż odpowiedział chłodno "dobrze wiedzieć". I spytał mnie, jak ja się czuję,

dodając: "Bądź cierpliwa, jeszcze trochę". Powiedział mi też, żebym absolutnie nie

ruszała się z domu, gdzie było mi dobrze, i gdzie, powtórzył, pozostawałam pod

ochroną bardzo wpływowych osób. Ja pytałam ciągle, co się z nim dzieje, ale on

nie powiedział nic więcej...

386

387

Dzień później, pamiętam, że było to około godziny wpół do trzeciej po południu, w

pewnej chwili poczułam się źle i całe popołudnie przeleżałam na kanapie w stanie

ogromnego przygnębienia. Zadzwonił do mnie mój brat Luciano, który powiedział

mi o samobójstwie Corrochera i o decyzji kierownictwa banku Ambrosiano, które

zwróciło się z wnioskiem o ustanowienie zarządu komisarycznego... Przed

pójściem spać ja i moja córka rozmawiałyśmy przez chwilę i ja wyraziłam

przypuszczenie, że być może mąż załatwił sprawę, którą zajmował się ostatnio, i że

może do nas wkrótce przyjedzie. W środku nocy zbudził mnie telefon od mojego

brata Luciano, który powiedział mi o śmierci mojego męża. Powiedział mi, że

martwe ciało mojego męża zostało znalezione w Tamizie, w Londynie... Za-

reagowałam gwałtownie, i owładnięta rozpaczą wybuchłam płaczem....

Dnia 2 listopada 1983 dziennik Corriere della Sera publikuje nekrolog

zamieszczony przez rodzinę Calvi:

"W to smutne święto zmarłych, Clara, Anna i Carlo Calvi proszą rodzinę i

przyjaciół o modlitwę za duszę bankiera Roberto Calvi, którego wykorzystano,

ścigano i w końcu zamordowano z wyrafinowanym okrucieństwem. Rodzina nie

zapomni, nie przebaczy, nie pogodzi się z tym, ale prosi Boga o sprawiedliwość w

tym życiu i w życiu wiecznym".

9 kwietnia ł 997 sędzia rzymski Otello Lupaccini wyda postanowienie o

background image

zastosowaniu aresztu tymczasowego wobec bossa Pippo Calo, byłego kasjera

mafii, i wobec Flavio Carboni. Według tezy oskarżenia prokuratora Giovanni

Salviego obaj zorganizowali zabójstwo Roberta Calviego. Trzymając się zeznań

trójki skruszonych mafiosów (Buscetta, Calderone i Mannoia) bankier miałby być

zamordowany na zlecenie Calo i Gelliego, którzy powierzyli mu do

zainwestowania ogromne kwoty pieniężne, które do nich później nie powróciły.

Udusić Calviego miał - według słów bossa Ignazio Pullara - Francesco Di Carlo,

który temu zaprzeczył (obecnie przebywa w więzieniu w Londynie za handel

narkotykami). W trakcie przesłuchania w Nowym Jorku Manoia dodał, że "Calo,

Riina i Francesco Madonia ulokowali w Rzymie - za pośrednictwem Gelliego -

pewne kwoty pieniędzy. O pieniądze miał dbać Gelli... Salvatore Inzerillo i Stefano

Bontade mieli Sindonę".

388

389

background image

Anna Calvi wspomina

22 października 1982 prokuratorzy Bruno Siclari i Pierluigi Dell'Osso

przesłuchali w ambasadzie włoskiej w Waszyngtonie również córkę bankiera Ro-

berto Calviego - Annę. Jej zeznania pozwalają poznać kolejne zakulisowe

okoliczności skandalu z bankiem Ambrosiano, dotyczące stosunków bankiera z

IOR i jego osobistych kontaktów z papieżem. Oto wybrane, najważniejsze

fragmenty jej zeznań.

W miesiącu maju [roku 1982 na około miesiąc przed śmiercią Calviego}, a

dokładniej " w drugiej połowie maja, mój ojciec przekonał moją matkę, żeby wy-

jechała z Włoch, powtarzając jej wielokrotnie, że ciąży nad nimi poważne

niebezpieczeństwo. Pamiętam, że w trakcie ostatniego weekendu spędzonego w

Drezzo

39]

przed wyjazdem matki, która faktycznie wyjechała następnego poniedziałku,

przyjechał do nas jak zwykle, Carboni. Przyjechał do nas, wtedy w towarzystwie

pana Pisanu [byłego chadeka, a obecnie prawej ręki Berlusconiego}. Po obiedzie

ojciec odszedł na stronę, żeby porozmawiać z Carbonim, natomiast matka

gawędziła w tym czasie w innym miejscu w panem Pisanu.

Muszę przyznać, że owładnęła mną ciekawość, żeby usłyszeć, o czym to mój

ojciec i Carboni mogli między sobą w trakcie tych długich, dysput rozmawiać,

więc zaczęłam im się za uchylonymi drzwiami przysłuchiwać. Usłyszałam - a

mówili dosyć głośno - że dyskutowali o czymś , co wiązało się z Watykanem.

Konkretnie usłyszałam, jak mój ojciec powiedział do Carboniego, że winien on dać

do zrozumienia w Watykanie, iż księża powinni zdawać sobie sprawę ze swych

background image

zobowiązań, ponieważ w przeciwnym razie on o wszystkim opowie. Pamiętam

dokładnie, że mój ojciec tę myśl Carboniemu, który tego słuchał i potakiwał,

powtórzył wielokrotnie. Rozmowę na temat problemów istniejących pomiędzy

moim ojcem i Watykanem, a w szczególności między ojcem i IOR, słyszałam nie

po raz pierwszy. Słyszałam, jak ojciec wspominał o tym już w czasie jego

aresztowania, a także i później, jak wielokrotnie mówił, że największym

problemem do rozwiązania były jego układy z IOR.

Pewnego razu powiedział mi właśnie to, że prawdziwym problemem nie były

jego perypetie związane z toczącymi się prawami sądowymi, ale właśnie kłopoty z

IOR. Pamiętam, że powiedział do mnie wtedy: "Księża nas wykończą". A potem

dodał: "oni sądzą, że w sumie, jeżeli ktoś umrze, nadal jego dusza żyje,

i dlatego nie stanowi to takiego zła". Dobrze pamiętam poważny i gorzki ton głosu

mojego ojca, kiedy mówił mi takie rzeczy... Mówił, że gdyby nie udało mu się roz-

wiązać ogromnego problemu z Watykanem, to będą z tego koszmarne kłopoty.

Podkreślał, że pracuje nad projektem, który z pewnością wielu osobom spędza sen

z powiek, i że te osoby będą chciały wyrządzić nam krzywdę...

W trakcie Jednego z weekendów, który ja i on spędziliśmy w Drezzo - sądzę,

że było to w ostatnich dniach maja - poprosiłam go o wyjaśnienie, co się tak

naprawdę stało. Ojciec odpowiedział mi, że aby rozwiązać problem stosunków z

IOR opracowali i realizowali pewien plan, który przewidywał bezpośrednią

interwencję Opus Dei, organizacji, która będzie musiała wyłożyć przeogromną

kwotę, rzędu ponad tysiąca miliardów lirów, na pokrycie zadłużenia IOR wobec

banku Ambrosiano.

Mój ojciec powiedział, że rozmawiał o tym bezpośrednio z papieżem, który

zapewnił go o swoim dla niego poparciu i przyzwoleniu. Ojciec dodał też jednak,

że w Watykanie istniały przeciwne sobie frakcje, które różniły się zupełnie

poglądami w kwestii realizacji tego planu, który - jeżeliby miał zostać

background image

doprowadzony do końca - to stworzyłby zupełnie nowy układ sił w samym

Watykanie: a to dlatego, że Opus Dci przejęłoby kontrolę nad IOR, a zatem

zyskałoby pozycję dużej przewagi wewnątrz Watykanu. I właśnie z powodu tych

zatargów i tych wewnętrznych walk ojciec był tak zmartwiony. Powiedział mi, że

realizacji planu sprzeciwiał się kardynał Casaroli i powiedział jeszcze, że gdyby

plan nie był realizowany, to doszłoby do bankructwa IOR, a to spowodowałoby

również krach banku Ambrosiano.

392

393

Dodał, że Watykan byłby zmuszony w takiej sytuacji sprzedać plac Świętego

Piotra, a powiedział to tonem, który bardziej niż ironię, wyrażał przygnębienie i

powagę. Po opowiedzeniu mi tego wszystkiego, ojciec stwierdził, że za pieniądze,

o które w tym wszystkim chodzi, ludzie są w stanie nawet zabijać.

Rozmowa z ojcem kontynuowana była również przy obiedzie, w trakcie

którego powiedział mi, że niedawno rozmawiał z panem Andreottim, który

dziwnie do niego mówił i wydawał się nie znać ostatnich faktów, a który -

przeciwnie - dawał mu do zrozumienia, że wiele wie... Powiedział mi, że bardzo się

bał Andreottiego, ponieważ wiedział, że związany jest z frakcją istniejącą w łonie

Watykanu, tą, która walczyła przeciw realizacji planu z Opus Dci... Wyjaśnił mi, że

pozycja Marcinkusa w Watykanie była dosyć delikatna, i że przeciw niemu

prowadzono wewnętrzne śledztwo z powodu realizowanych przez niego

nielegalnych transakcji, a także i dlatego, że prowadził niegodne duchownego życie

prywatne. Mój ojciec powiedział mi, że najprawdopodobniej będą chcieli

doprowadzić do przeniesienia Marcinkusa, aby pozbawić go funkcji w IOR, na

jakąś ważną funkcję w Stanach Zjednoczonych. Dodał, że jego proces w

Mediolanie skończył się źle, ponieważ IOR nie udzielił mu pomocy, mimo że miał

taki obowiązek i mimo że był w stanie to zrobić...

background image

Po południu zauważyłam, że mój ojciec wydobył z jednej z szaf swój

rewolwer, który kupił wiele lat temu, i zaczął go czyścić. Spytałam go, po co go

wyjął..., a on odpowiedział mi dosłownie: "jeżeli przyjdą, będę strzelać", i pokazał

mi, jak ładuje się pistolet. Spytałam go, kto w sumie miałby przyjść, a on

odpowiedział,

że w tym czasie wiele osób byłoby zainteresowanych, aby go wyeliminować i

dodał, że miał już sygnały, że operacja, nad która pracował, przysparzała mu wielu

wrogów... Na koniec powiedział: "jutro pójdę do Watykanu, usiądę tam i nie pójdę,

dopóki nie zdecydują się zrobić w końcu to, co zrobić powinni".

W sobotę 5 czerwca 1982, bardzo wcześnie rano - sądzę, że było koło piątej

może szóstej - ojciec przyszedł mnie obudzić i powiedział mi bardzo zdenerwo-

wanym głosem: "Sytuacja się wali i nie mogę dłużej tutaj pozostać. Muszę

wyjechać i kontynuować moją pracę za granicą, a żeby ją kontynuować, muszę być

w bezpiecznym miejscu"...

Wieczorem w poniedziałek 7 czerwca ojciec przyszedł do domu w

towarzystwie Carboniego i razem zjedliśmy coś na zimno... Ojciec i Carboni

nieustannie ze sobą rozmawiali mówiąc o czymś, czego w ogóle nie byłam w stanie

zrozumieć, ale co dotyczyło, jak mogłam wywnioskować, w gruncie rzeczy spraw

związanych z IOR... Mój ojciec powiedział mi, żebym przyniosła mu te dwie

walizki, które spakował w minioną sobotę i które przywieźliśmy ze sobą z Drezzo.

Ja po nie poszłam i przekazałam Je Carboniemu, który zabrał je ze sobą. Po

wyjściu Carboniego spytałam ojca, co się dzieje, a on mi odpowiedział, że sprawy

zaczęły się okropnie komplikować, że IOR został zamknięty, że zbankrutował.

Dodał, że biskupi, którzy mieli ocenić działalność Marcinkusa, stwierdzili nie tylko

to, że Marcinkus dopuścił się rzeczy okropnych, ale że sam IOR musi być

zamknięty. Ojciec też stwierdził, że tego, iż Marcinkus zostanie odstawiony na

boczny tor, on się spodziewał, ale nie tego, że zostanie zablokowany IOR,

background image

394

395

bo to zrodziłoby fatalne następstwa. I zakończył słowami: "Teraz ty musisz stąd

wyjechać, nie możesz dłużej tu zostać".

Następnego ranka, było to w środę, ojciec przed swoim wyjściem pożegnał się

ze mną mówiąc głosem szczególnie przybitym: "jeżeli nie będziesz miała ode mnie

wiadomości przez dłuższy czas, to się tym nie przejmuj, muszę wyruszyć w

podróż..."

background image

Układ graficzny książki Adam Beyda Opracowanie techniczne Grzegorz Bodura

Druk i oprawa Cieszyńska Drukarnia Wydawnicza

Adres korespondencyjny Wydawcy

Forum Sztuk Dom Wydawniczy 40-001 Katowice l skr. pocztowa 1200

Telefony (032)2800786-0501312739 (032) 206 ł 175 (fax)

e-mail: forum-sztuk@go2.pl

396

digitalizacja książki - abangel


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bankierzy Boga
Mario Guarino Bank Boga i bankierzy papieża
Bankierzy Pana Boga
Guarino Mario Bank Boga i bankierzy papieża
bank boga i bankierzy papiec5bca
duchu zyjacego boga
Mąż powołany przez Boga 581005e
Największy szwindel bankierów
Motyw Boga, prezentacja j.polski motyw Boga
To jest mój świat, S E N T E N C J E, E- MAILE OD PANA BOGA
Księga pomagająca poznać Boga i człowieka, S E N T E N C J E, Konspekty katechez
Nie możesz ugasić pragnienia, S E N T E N C J E, E- MAILE OD PANA BOGA
Dlaczego ja wierzę w Boga, ► Dokumenty
Wybuduj drogę w swoim sercu, S E N T E N C J E, E- MAILE OD PANA BOGA
O miłości Boga do człowieka, Teksty, Miłość
NABOŻEŃSTWO DO BOGA OJCA, Modlitwy
Kluczowy argument Dawkinsa przeciw istnieniu Boga, # EWOLUCJA ŚWIATA I CZŁOWIEKA #
Dowody na istnienie Boga i życia po śmierci compressed

więcej podobnych podstron