Mario Guarino
Bank Boga
i bankierzy papieża
afery i skandale watykańskiej kasy
Spis treści
Od Wydawcy 7
WATYKAN, FINANSE, BANKIERZY
Papieska kasa 11
Mediolańska mafia 21
Piracka trójca 35
Początek końca 49
Duszom zmarłych - chwała 63
PURPURA, KAPTURY, PUCHARY
Masoni za spiżową bramą 8!
Rycerze konnego zakonu 99
NIERUCHOMOŚCI, TRANSAKCJE, PODATKI
Podatkowy raj 119
Złoty cielec w kościelnej nawie 161
KRUCHTA, HANDEL, ZYSK
Bohaterowie katolickiego lobby 177
Sekty pieniądza 203
BIZNES BOŻEJ OPATRZNOŚCI
Holding leczenia dusz 225
"Lourdes" ojca Pio 257
ZBŁĄKANE OWCE, ZBRUKANE HABITY
Celebra nowoczesności 271
Charyzma pieniądza 299
MILLENIJNY KRAM
Przedsiębiorczy paulini - bracia nożownicy 315
Superstar mass mediów 343
DOKUMENTY
Clara Calvi zeznaje... 371
Anna Calvi wspomina... 391
Od Wydawcy
Przedstawiamy naszym Czytelnikom kolejną pozycję z serii poświęconej
Kościołowi Jego historii, problematyce i ludziom. Autorem książki jest Mario
Guarino - włoski dziennikarz z tygodnika ekonomicznego // Mondo - opisujący
mniej lub bardziej kompromitujące Watykan sprawy - nie tylko zresztą finansowe.
Bowiem, jak to się w życiu zdarza, i tu zapach pieniądza miesza się nieraz z wonią
krwi.
Z uwagi na to, że opowieść autora jest bogato uzupełniana cytatami z włoskiej
publicystyki oraz ilustrowana przykładami nie zawsze powszechnie znanych
osobistości tamtejszego kleru i świata polityki -Wydawca uznał za właściwe
dokonanie pewnych
skrótów, zwłaszcza pominięcie tych fragmentów książki, w których obce
polskiemu Czytelnikowi realia mogą utrudniać lekturę. Z tych samych względów
zrezygnowano z wielu gloss i odsyłaczy, zastępując je omówieniem w tekście
głównym. Pominięto wreszcie cały rozdział o przygotowaniach milenijnego
jubileuszu uznając, że to już dziś i tak musztardowy deser.
Niezwykle skomplikowany i pokrętny obraz finansów kościelnych, jaki nam
Autor na przykładzie swojego kraju serwuje, wzbudza w Czytelniku refleksję, jak
też te problemy prezentują się w życiu publicznym - i w Kościele - takich krajów,
jak USA, Niemcy, Francja, Hiszpania czy wreszcie - co nas najbardziej ciekawi
-jak to wygląda w Polsce.
Do wielu tutaj poruszanych zagadnień będziemy mieli okazję wkrótce
powrócić przy lekturze książki Roberta A. Haaslera "Polowanie na papieża", którą
w dwudziestą rocznicę zamachu zaproponujemy naszym Czytelnikom.
Wiele obiecujemy sobie też po wydaniu pozycji Christophera Hitchensa o
Matce Teresie z Kalkuty, którą to książkę będziemy chcieli przedstawić ocenie
naszych Czytelników także jeszcze w tym roku.
Jak zawsze dziękujemy serdecznie za nadsyłane listy oraz uwagi i propozycje
nie tylko wydawnicze.
Watykan, finanse, bankierzy
Papieska kasa
11 lutego 1929 Benito Mussolini i kardynał Piętro Gasparri podpisują w
Rzymie - pomiędzy państwem włoskim i Stolicą Apostolską - Traktaty Laterańskie.
Historyczne porozumienie składa się z trzech części: z właściwego traktatu, z
konkordatu i z umowy finansowej. Zgodnie z postanowieniami tej ostatniej Włochy
zwalniaj ą od podatków i ceł towary importowane przez nowo powstałe Państwo
Watykańskie - Citta del Vaticano. Ponadto umowa przewiduje odszkodowanie za
wszelkie straty finansowe, których Stolica Apostolska doznała w wyniku
zjednoczenia Włoch. W artykule l oszacowane są te straty na kwotę 750 milionów
tirów, a dodając równowartość
pięcioprocentowych obligacji państwowych, odszkodowanie to zamyka się łącznie
- w przeliczeniu na warunki obecne - kwotą ponad 2000 miliardów lirów.
Jeszcze tego samego roku Traktaty Laterańskie zostały ratyfikowane i tego
samego dnia, 7 czerwca, papież Pius XI powołał Administrację Specjalną dla
Działań Religijnych (Amministrazione speciale delle Opere di religione)
przekształconą później w Administrację Dóbr Stolicy Apostolskiej
(Amministrazione del patrimonio della sede apostolica-APSA). Nowa instytucja
wyłoniona została z dotychczas istniejących struktur Watykanu, których zadaniem
było administrowanie olbrzymim, powiększonym jeszcze przez reżim
Mussoliniego, majątkiem watykańskim.
Kierownictwo nową instytucją objął laicki finansista, brat jednego z
biskupów, Bernardino Nogara. Dysponując papieskim upoważnieniem, co
praktycznie uwalniało go od wszelkiej kontroli, Nogara natychmiast rozpoczął
serię operacji spekulacyjnych na rynku złota i dewiz, a także - na rynku akcji.
Zlecając nabycie pakietów kontrolnych i udziałów mniejszościowych w wielu
włoskich spółkach najróżniejszych branż - w przemyśle tekstylnym, w
telekomunikacji, w transporcie kolejowym, w produkcji cementu, w energetyce, w
wodociągach - Bernardino Nogara naprawdę pojawiał się wszędzie. Kiedy w ł 935
roku
Mussolini, gotując siedo inwazji na Etiopię potrzebował broni, spore jej zasoby
zostały mu dostarczone przez jedną z fabryk amunicji, którą Nogara zakupił dla
Watykanu.
W wyniku postanowień drugiego konkordatu, zawartego 20 lipca 1933
pomiędzy Watykanem i Niemcami, Stolica Apostolska dostaje kolejny zastrzyk
finansowy; Pius Xl uzyskuje wtedy od nowego kanclerza Niemiec, Adolfa Hitlera,
potwierdzenie otrzymywania Kirchensteuer, czyli pięcioprocentowego podatku od
dochodów, który obywatele niemieccy obowiązani byli płacić na rzecz kościołów:
katolickiego i zreformowanego.
Po śmierci Piusa XI, który zmarł l O lutego 1939 (Achille Ratti był papieżem
od 6 lutego 1922), na tron Piętrowy wybrany został Eugenio Pacelli - jako Pius XII.
Pierwsze lata jego pontyfikatu przypadają na trudny okres drugiej wojny światowej
(l 939 -1945), i chociaż pożoga wojenna wykrwawiała kontynent europejski, kasa
Stolicy Apostolskiej napełniała się dzięki "eksterytorialności i neutralności"
Państwa Watykańskiego.
Wiele źródeł historycznych wykazuje, że Watykan uczestniczył w
przetrzymywaniu majątku zrabowanego w czasie wojny Żydom i innym podbitym
narodom. I tak w lipcu 1997 opublikowano dokumenty
(zebrane w roku 1946 przez agenta skarbowego USA Emersona Bigelowa), z
których wynika, że w watykańskiej kasie znalazły się setki milionów franków
szwajcarskich, które naziści i ich pobratymcy pod wodzą Ante Pavelica zagarnęli w
Chorwacji w latach 1941 -1945. Wiele o tych sprawach opowiada w
dziesięciotomowej Kriminalgeschichte des Christentum (Historii kryminalnej
chrześcijaństwa) niemiecki historyk Karlheinz Descher, który poddał też wnikliwej
analizie życie prywatne papieża, stwierdzając między innymi, że Pius XII umarł z
majątkiem w wysokości 80 milionów marek w złocie i w dewizach, a jego trzej
krewniacy zgromadzili podczas dziewiętnastu lat pontyfikatu swego wuja aż 120
milionów marek.
Dnia 27 czerwca 1942 Pius XII przekształca dotychczasową Administrację
Specjalną dla Działań Religijnych w Instytut Działań Religijnych (Istituto per le
Opere di religione - IOR). Akt założycielski IOR wyjaśnia, że nie chodzi o nadanie
nowej nazwy dawnej strukturze administracyjnej, ale o ustanowienie naj-
prawdziwszego banku watykańskiego, któremu nadana zostaje oddzielna
osobowość prawna, a którego celem nie jest już tylko samo administrowanie mająt-
kiem Stolicy Apostolskiej, ale "strzeżenie i zarządzanie środkami pieniężnymi oraz
dobrami zbytymi lub powierzonymi instytutowi przez osoby prywatne
i prawne w celach prowadzenia działalności religijnej i szerzenia miłosierdzia
chrześcijańskiego".
I jakkolwiek formalne kierowanie instytutem powierzone zostało
przedstawicielowi watykańskiego kleru (od 24 stycznia 1944 był nim biskup, a
potem kardynał Alberto Di Jorio), to rzeczywiste prowadzenie spraw banku
watykańskiego pozostawało nadal w kompetencji Bernardino Nogary, do którego,
jeszcze przed końcem wojny, dołączył przedstawiciel rzymsko-papieskiej
arystokracji, znany adwokat i makler, książę Massimo Spada.
Tuż po wojnie zawiadowany przez Nogarę i Spade IOR nabywa znaczące
pakiety akcji w takich dużych firmach, jak: Generale Immobiliare, Ceramene
Pozzi, Pastifìcio Pantanella, Condotte d'Acqua itd. Wchodzi także - chociaż już bez
większych inwestycji - w branżę ubezpieczeniową (Assicurazioni Generali, RAS),
na rynek telekomunikacji (SIP) oraz do budownictwa (Italcementi). W ten sposób
w zarządach, w których watykański bank posiadał pakiet kontrolny lub tylko
pewną liczbę udziałów, znaleźli się cieszący się osobistym zaufaniem
przedstawiciele papieża.
Tak się stało choćby w przypadku Carla, Marcantonia i Giulia Pacellich,
trzech kuzynów Piusa XII. Giulio, na przykład, reprezentował interesy Watykanu
15
w takich dużych firmach, jak Banco di Roma czy Società Italiana Gas, a także w
zakładach farmaceutycznych Serono czy spółkach Esercizio Navi oraz Condil-Tubi
Opere Idrauliche e Affini. Warto też dodać, że minister finansów Włoch, Giulio
Andreotti, zwolnił w 1957 roku obywatela Włoch, Giulio Pacellego, od obowiązku
płacenia podatków ze względu na status dyplomaty nadany mu przez Stolicę
Apostolską.
Prowadzony przez duet Nogara-Spada IOR był zresztą niezmiernie aktywny w
przechwytywaniu dających kontrolę pakietów akcji najróżniejszych banków. I tak
w roku 1946 bank watykański nabył większościowy pakiet akcji Banca Cattolica
del Veneto, a nieco później udało mu się odkupić 51 procent akcji Banco di Roma
per la Svizzera (przy czym reszta, a więc 49 procent, pozostawała nadal własnością
Banco di Roma, który należał wprawdzie do państwa włoskiego, ale w którym IOR
posiadał też pewne udziały) . W nabytych przez Watykan instytucjach kredytowych
były reprezentowane także interesy lokalnych kurii, które w ten sposób zapewniały
sobie szczególnie korzystne warunki obsługi bankowej i otrzymywania kredytów -
i to nie tylko na działania zwykłego zarządu, ale i na realizację tzw. specjalnych
"zbożnych uczynków".
W roku 1958 zmarł Bernardino Nogara, który był w istocie mózgiem działania
IOR. Wkrótce potem umiera też Pius Xli. Dnia 28 października papieżem zostaje
wybrany Angelo Roncalli - Jan XXIII.
Nowy papież, dawny patriarcha Wenecji, bardzo się różnił od swojego
poprzednika. Wprowadzając w życie model apostolstwa opartego na miłości i
ukierunkowanego na masy, Jan XXIII czynił często wyłom w tradycjach
watykańskich, stąd zwano go "dobrym papieżem". Zaznaczyło się to również w
dziedzinie finansów. Papież nakazał IOR zaprzestanie działalności spekulacyjnej, a
potrzeby finansowe swojego pontyfikatu wolał zaspakajać przez upowszechnianie
w całej światowej wspólnocie katolickiej systemu datków i darowizn. Tak więc
podczas pięciu lat panowania papieża Roncallego IOR ograniczał się do czynności
zwyczajnego zarządzania.
Po śmierci Jana XXIII (zmarł 3 czerwca 1963), papieżem wybrany został syn
przedsiębiorcy bankowego z Brescii - Giovanni Battista Montini (Paweł VI).
Podobnie jak Pacelli, również i Montini był arcybiskupem w Mediolanie, i
podobnie jak Pius XII również i Paweł VI będzie prowadził watykańskie interesy z
dużym, wolnym od jakichkolwiek zahamowań rozmachem.
Zaraz po wyborze papież Montini musiał zająć się poważnym kryzysem
finansowym. Kwoty dobrowolnych datków, hojnie dzięki popularności Jana XXIII
przekazywane dotąd przez wiernych, po śmierci "dobrego papieża" poważnie się
zmniejszyły: z poziomu 19 miliardów lirów spadły do kwoty poniżej 5 miliardów i
nie były już w stanie zaspakajać potrzeb finansowych Watykanu. Co więcej,
papieskie kasy poważnie odczuły skutki nowego włoskiego ustawodawstwa
podatkowego - od grudnia 1962 podatek od zysków z dywidend akcyjnych wzrósł
do 30 procent. W Watykanie zrodziła się więc myśl całkowitego zwolnienia z
opodatkowania operacji prowadzonych na rynkach finansowo-giełdowych i, o ile
chadecja wyrażała na to zgodę, to socjaliści, którzy uczestniczyli wtedy w
centrolewicowym rządzie Aldo Moro, sprzeciwiali się przyznaniu tego niespra-
wiedliwego przywileju. Sprawa ta stała się przedmiotem delikatnych negocjacji
dyplomatycznych, które będą się ciągnąć latami już to z powodu niestabilności
kolejnych włoskich rządów, już to z powodu uporu Watykanu w poddaniu się
obowiązującemu prawu.
Ostatecznie kwestię rozstrzygnięto w 1968 roku, kiedy to rząd oświadczył, że
Watykan zobowiązany jest płacić podatki od zysków z posiadanych akcji, i że do
końca roku winien on rozpocząć spłatę
zaległości skarbowych. W wyniku tej decyzji Watykan miał w ratach spłacać na
rzecz włoskiego fiskusa zaległości w wysokości 6,5 miliarda lirów (około 85
miliardów dzisiejszych lirów). Wobec takiego obrotu spraw Stolica Apostolska -
aby uniknąć opodatkowania przez włoskiego fiskusa - decyduje się przenieść
posiadany w akcjach majątek poza terytorium Włoch. Zadanie przeprowadzenia tej,
ocierającej się o nielegalność, operacji otrzymuje znany z różnorodnych machinacji
sycylijski finansista, przyjaciel Pawła VI i jego doradca z Mediolanu, Michele
Sindona.
Mediolańska mafia
Michele Sindona urodził siqw Messynie 8 maja 1920 roku. W 1942 roku
uzyskał dyplom magistra prawa. Na okupowanej przez angielskie i amerykańskie
wojska Sycylii zarabiał na życie handlując z aliantami i z Cosa nostra: alianckim
dowódcom wojskowym odprzedawał zboże i cytrusy, które wcześniej dostarczał
mu mafijny boss Baldassarre Tinebra.
Podczas studiów uniwersyteckich Sindona pracował przez dwa lata w urzędzie
skarbowym w Messynie, co dało mu pewne obeznanie w dziedzinie przepisów
podatkowych. Pod koniec wojny przeniósł się do Mediolanu, gdzie przybył z listem
polecającym podpisanym przez arcybiskupa Messyny. W roku 1947
otworzył kancelarię doradztwa podatkowego - znajdowała się ona w samym
centrum Mediolanu, tuż obok siedziby Izby Skarbowej. Sindona był katolikiem, ale
niezbyt pryncypialnym. Wyspecjalizował się za to w znakomicie opłacanej sztuce
wynajdywania luk w prawie podatkowym, dogłębnie też poznał zasady
funkcjonowania europejskich rajów podatkowych. W 1950 roku utworzył swoją
pierwszą zagraniczną spółkę - Fasco Ag w Liechtensteinie.
W roku 1955 dokonał Sindona całej serii spekulacji budowlanych na
przedmieściach Mediolanu. W tym właśnie czasie arcybiskup Giovanni Battista
Montini zamierzał zrealizować swój plan budowy domu spokojnej starości.
Katolicki Sindona nie tylko przekazał mu do dyspozycji działkę, ale też znalazł
niezbędne do realizacji budowy kapitały. Inwestycję ukończono w roku 1959, i
arcybiskup mógł zainaugurować funkcjonowanie domu pod wezwaniem Matki
Boskiej, natomiast Sindona został doradcą finansowym mediolańskiej kurii. Stał się
nie tylko zaufanym Montiniego, ale także powiązał interesami z ekscelencją
Pasquale Macchini, wpływowym sekretarzem wielce wpływowego prałata.
Kościelne związki Sindony nie ograniczały się jedynie do arcybiskupstwa
mediolańskiego, w swych kontaktach dotarł wkrótce aż do Watykanu. Mógł tam
zresztą liczyć na poparcie dalekiej krewnej, Anny Rosy, będącej bratową biskupa
Amieto Tondiniego, latynisty z watykańskiego Sekretariatu Stanu.
W roku 1960 Sindona uzyskał status bankowca właśnie dzięki transakcji
przeprowadzonej z papieskim bankiem: jego zagraniczna spółka Fasco Ag - za
pośrednictwem księcia Massimo Spady - nabyła kontrolny pakiet udziałów w
mediolańskiej instytucji kredytowej Moizzi & C. W krótkim czasie Sindona
wyrugował pozostałych współwłaścicieli i zmienił nazwie banku na Banca Privata
Finanziaria. Następnie odprzedał pakiet akcji IOR. Była to w istocie pierwsza 7
wielu operacji bankowych, które Sindona i IOR wykonali wspólnie, l tak, na
przykład, w 1964 roku IOR odstąpi Sindonie większościowy udział w Fina-banku
(Banque de Financement w Genewie), ale zatrzyma dla siebie 29 procent akcji, co
sprawi, że IOR stanie się wspólnikiem wszystkich pozostałych operacji
dokonywanych przez sycylijskiego finansistę.
Kiedy w 1963 roku Montini wstępuje na tron Piętrowy, sprowadza ze sobą do
Watykanu nie tylko biskupa Macchiego, ale całą grupę osobistości z lombardzkiej
kurii: stanowić będą krąg współpracowników, który szybko w kurii rzymskiej
zyska przydomek "mediolańskiej mafii", co było w końcu o tyle uzasadnione, że
widywany wśród nich Sindona,
22
występujący w charakterze doradcy z zewnątrz, rzeczywiście kojarzył się z mafią.
W istocie. Paweł VI usiłował podreperować sytuację finansową Watykanu poprzez
intensyfikację i ekspansję działań finansowych Stolicy Apostolskiej. Dokonał
formalnej reorganizacji finansów watykańskich: w 1967 roku utworzył Prefekturę
do spraw Gospodarczych, która miała zajmować się koordynacją struktur
finansowych i struktur administracyjnych Watykanu. Kierowanie tą instytucją
powierzył kardynałowi Egidio Vagnozziemu. Jednakże prefektura nie sprawowała
faktycznie żadnej władzy nad IOR, który choć formalnie nadzorowany był przez
komisję złożoną z kilku kardynałów, to w rzeczywistości pozbawiony był wszelkiej
kontroli. Zadanie wzmożenia aktywności IOR powierzył papież Sindonie, z którym
miał współpracować watykański ekspert finansowy Massimo Spada, podczas gdy
formalnie lOR-em kierowali Luigi Mennini i Pellegrino De Strobel.
W drugiej połowie lat sześćdziesiątych Sindona nie zajmuje się już jedynie
watykańskimi finansami, ale świadczy też usługi doradcy podatkowego, między
innymi dla włosko-amerykańskiego mafijnego bossa Joe Doto - znanego FBI jako
Joe Adonis - który w Mediolanie był ukrytym właścicielem firmy Milbeton, a
posiadał także sieć supermarketów Stella.
Usługi doradcze okazały się zapewne na tyle skuteczne, że skłoniły mafijnego
bossa do powierzenia sycylijskiemu finansiście innych bardziej ryzykownych i bar-
dziej delikatnych operacji finansowych.
Na zlecenie Adonisa Sindona udał się do Stanów Zjednoczonych (sam boss
miał tam sporo problemów z policją) i w Nowym Jorku został przyjęty przez
mafijny klan Vito Genovese. Na zlecenie rodziny Genovese Sindona prowadził
sprawy kilku spółek przygotowując kanały do prania brudnych pieniędzy.
Mówiono, że w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych Sindona organizował pranie
brudnych pieniędzy mafijnej organizacji Meyera Lansky'ego i jego prawej ręki
Santo Trafficante, która to organizacja miała podobno uczestniczyć w
przygotowanym przez CIA planie zamordowania Fidela Castro.
Sycylijski finansista, pełniący jednocześnie funkcję doradcy Watykanu i
doradcy włosko-amerykańskiej mafii, rychło zabłysnął wkrótce także i w USA
stając siew krótkim czasie bohaterem północnoamerykańskiego rynku
finansowego. Prestiżowe czasopisma, takie jak Time i Business Week, poświęciły
mu sporo miejsca podkreślając jego oszałamiający sukces i przydając mu epitet
"superdynamicznego specjalisty od interesów". Sukces ten wynikał przede
wszystkim z biznesowych układów łączących Sindonę
24
25
z Davidem M. Kennedym (prezesem Continental Illinois Bank, któremu Sindona
sprzeda 22 procent udziałów Banca Privata Finanziaria) oraz z adwokatem
Richardem Nixonem, który - wybrany potem na prezydenta USA - powierzy pieczę
nad skarbem państwa wspólnikowi Sindony, Davidowi M. Kennedy'emu. Układy
te wynikały prawdopodobnie z wspólnego upodobania do kręgów międzynarodo-
wej masonerii. Szwagier Sindony, Francesco Bellantonio, byt kiedyś wielkim
mistrzem wspólnoty masońskiej Piazza del Gesù, a sam Sindona należał do tajnej
loży Giustizia e Libertà. Latem 1973 zostanie także członkiem tajnej Loży P2,
którą kierował Licio Gelli. A David M. Kennedy i Richard Nixon także byli zwią-
zani z środowiskami masońskimi w USA.
Jednakże w Ameryce poczynania Sindony dosyć szybko wzbudziły
podejrzenia. W piśmie przesłanym l listopada 1967 przez szefa waszyngtońskiej
policji, Freda J. Douglasa, do policji kryminalnej w Rzymie Sindona, Daniel
Antohony Porco, Ernest Gengarella i RolfVio (wspólnicy sycylijskiego finansisty
w wielu operacjach o posmaku afer) określeni zostali jako "indywidua zamieszane
w nielegalny handel środkami uspokajającymi, pobudzającymi i halucynogennymi,
prowadzony pomiędzy Włochami i USA, a być może także i z innymi regionami
Europy".
Ale podczas gdy w USA Sindona podejrzewany był już o związki z mafią i
udział w międzynarodowym handlu narkotykami, to we Włoszech mógł on nadal
spokojnie oddawać się swoim podejrzanym operacjom finansowym. Mógł tak
czynić dzięki doskonałym stosunkom z politykami chadecji i rekomendacji
wynikającej z faktu powiązania z Watykanem oraz osobistej znajomości z
papieżem. W roku 1968 znajomość ta staje się wręcz zażyłością. Rzeczywiście
Paweł VI, którego zamiarem było uchronić przed opodatkowaniem we Włoszech
spore pakiety posiadanych przez Watykan akcji, polegał na Sindonie.
Spór z włoskim fiskusem sprawił też, że ujawniono realne wartości
posiadanego przez Stolicę Apostolską majątku w akcjach. W roku 1967 wartość ich
szacowano na blisko 100 miliardów tirów (obecnie około 1300 miliardów), przy
czym wartość tę posiadały wyłącznie akcje podlegające opodatkowaniu. Znawcy
problematyki obliczają, że w tym samym czasie pełna wartość realna inwestycji
Watykanu we włoskie akcje wynosiła ponad 202 miliony dolarów. Do tego
należałoby także dodać wartość posiadanych w Rzymie i poza Rzymem
nieruchomości, a także inwestycji poczynionych poza granicami Włoch.
Realizację delikatnego zadania uporania się z włoskim fiskusem powierzył papież
sycylijskiemu
26
27
finansiście. A ten oczekiwań papieża nie zawiódł. Jak pisze Luigi Di Ponzo w
opracowaniu Saint Peter's Bank (Bank Świętego Piotra), Sindona przedstawił Ojcu
Świętemu swój plan: "należy wyprowadzić inwestycje z Włoch na rynki, gdzie
eurodolary zwolnione są z opodatkowania; w operacjach tych trzeba posłużyć się
siecią banków typu off-shore (posiadających siedzibę w strefie podatkowych
rajów). Papieża to niepokoiło, ale tak naprawdę to decyzję już podjął: przekazał
Sindonie podpisany przez siebie dokument, na mocy którego powierzył mu
kontrolę nad zagranicznymi inwestycjami Watykanu. Obydwaj uklękli i zmówili
modlitwę. Potem Sindona chwycił dłoń Pawła VI i ucałował papieski pierścień".
Inne źródła utrzymują, że w rzeczywistości watykańskie pełnomocnictwo dla
Sindony nie miało podpisu papieża, ale sygnował je kardynał Sergio Guerri,
odpowiadający za działalność Administracji Dóbr Stolicy Apostolskiej - APSA, co
przecież i tak nie zmienia istoty faktów.
Jednakże konieczne było, aby zewnętrzny reżyser watykańskich operacji miał
swój odpowiednik w samym Watykanie, żeby postać tę cechowała taka sama
zręczność i brak skrupułów. W związku z tym Paweł VI postanowił, że kierowanie
IOR zostanie powierzone osobie cieszącej się jego całkowitym
zaufaniem, a zarazem wielostronnie utalentowanemu prałatowi -jego ekscelencji
biskupowi Paulowi Casimirowi Marcinkusowi.
Paul Marcinkus urodził się 15 stycznia 1922 w Cicero (na przedmieściach
Chicago w czasach Al Capone'a). Na księdza został wyświęcony w roku 1947, a w
1950 roku przyjechał do Rzymu, gdzie studiował prawo kanoniczne w
Uniwersytecie Gregoriańskim, a później został słuchaczem Papieskiej Akademii
Kościelnej - szkoły przygotowującej kadry dla dyplomacji watykańskiej. Tam
dostrzegł go kardynał Giovanni Benelli, czyli "Numer dwa" kurii watykańskiej,
który powołał go do kierowanych przez siebie urzędów w Sekretariacie Stanu.
Paweł VI, który zyskał przydomek pierwszego w historii papieża
podróżującego, udał się w 1964 roku z misją apostolską do Izraela. Podróż ta
okazała się organizacyjną klęską, zwłaszcza w zakresie zapewnienia papieżowi
ochrony osobistej. Wobec tego organizację następnej podróży papieskiej, tym
razem do Indii, powierzono Paulowi Marcinkusowi. Pochodzący z Chicago prałat,
który znal biegle cztery języki, pojechał z papieżem oficjalnie jako tłumacz, ale
zarówno jego imponująca postura, jak i zachowanie, kiedy eskortował Ojca
Świętego, sugerowały, że prawdziwą rolą było pełnienie funkcji osobistego
28
29
ochroniarza Pawła VI. Potwierdza to fakt, że kiedy podczas kolejnej wizyty
papieskiej - na Filipinach w 1970 roku - pewien niezrównoważony malarz rzucił
się na papieża z nożem, nóż ten osobiście wyrwał mu właśnie Marcinkus.
Kariera Marcinkusa jest dosyć podobna do kariery Sindony - była piorunująca.
W grudniu 1968 Paweł VI mianuje go sekretarzem IOR. Miesiąc później
Marcinkus zostaje biskupem diecezji Orte, a wkrótce potem zostaje mu powierzona
prezesura watykańskiego banku. Jak usłyszeli to odeń Mennini, Spada i De Strobel,
a więc kolejni prezesi IOR, Marcinkus nie czuł się ekspertem w dziedzinie finan-
sów, ale - dzięki pomocy superfachowca Sindony -była to wada do usunięcia.
Wiosną 1969 duet Sindona-Marcinkus uaktywnia się celem dokonania
sprzedaży akcji spółki Società Generale Immobiliaria (SGI), od lat będącej
oczkiem w głowie Watykanu, jako że Watykan posiadał w niej 38 procent udziału
o wartości szacowanej wtedy na 30 miliardów lirów. Oficjalnym uzasadnieniem tej
operacji było znaczne zadłużenie spółki. I oto Sindona oświadcza, że skłonny jest
zakupić posiadany przez IOR pakiet tej spółki płacąc po dolarze za każdą akcję - co
stanowiło wówczas cenę dwukrotnie wyższą od ceny rynkowej. W rzeczywistości
jednak sycylijski finansista nie dysponował środkami na zakup całego pakietu i
zakupił tylko jego część, natomiast resztę, pozostającą w posiadaniu IOR, przeniósł
Marcinkus do spółki mającej siedzibę w luksemburskim raju podatkowym, co
sprawiło, że papiery te nie podlegały już opodatkowaniu na rzecz fiskusa
włoskiego.
Machinacje duetu Sindona-Marcinkus w odniesieniu do pozostającej w
posiadaniu IOR spółki SGI opierały się w istocie na pewnym oszustwie, w którym
uczestniczył Charles Bludhom - żydowski finansista austriackiego pochodzenia,
stojący na czele imperium Gulfand Western Industries, właściciel szybów
naftowych, hoteli, kopalni, a nawet wytwórni filmowej Paramount. W USA
działalność aferzysty Bludhorna obciążona była dużymi podejrzeniami o związek z
mafijno-żydowskim syndykatem, na czele którego stali Meyer Lansky, Harry
Stromberg i Mickey Cohen. Bludhom był wspólnikiem Sindony w Continental
Finance (spółce, która miała największy udział w kierowanym przez Kennedy'ego
Continental Illinois Bank).
Wspomniany wcześniej Di Fonzo pisze, że Bludhom gotów był nabyć akcje
SGI za kwotę ośmiu milionów dolarów, ale nie mając gotówki zaproponował, że
nabędzie je płacąc nie dolarami lecz
30
pięćdziesięcioprocentowym udziałem w spółce kapitałowej, która posiadała 230
tysięcy metrów kwadratowych terenu należącego do wytwórni filmowej
Paramount. Teren ten miał być w przyszłości przeznaczony na działki pod budowę
domków. Kontrahenci dogadali się, i w ten sposób Bludhom stał się jednym z
głównych akcjonariuszy SGI, a pierwsza operacja na rzecz Watykanu prowadzona
przez tandem Sindona-Marcinkus, znalazła szczęśliwe zakończenie.
W istocie chodziło Jednak tylko o stworzenie pozorów, bowiem jakiś czas po
podpisaniu umowy wyszło na jaw, że ta operacja, jak zresztą wiele innych
firmowanych przez Bludhorna, opierała się na ukrytym matactwie; jeszcze dzisiaj
obecnie wiele osób zadaje sobie pytanie, czy wtedy naprawdę wykorzystano dobrą
wiarę takich dwóch superspryciarzy jak Sindona i Marcinkus, czy też uczestniczyli
oni w oszustwie na zasadzie wspólników. A oszustwo stało się oczywiste w
momencie, gdy emisariusze z Watykanu przybyli do Los Angeles, aby przejąć w
posiadanie grunt, który okazał się obłożony długami i hipoteką, a sama okolica w
ogóle nie nadawała się do zabudowy. Jak wykazało późniejsze dochodzenie
przeprowadzone przez Security and Exchange Commission (instytucję kontrolną z
ramienia amerykańskich giełd), transakcja z Bludhomem była fikcyjną
operacją, która miała generować zysk w wyniku przechodzenia przedmiotu
sprzedaży z rąk do rąk.
Poczynając od tej operacji duet Sindona-Marcinkus rozpoczął długą serię
machinacji akcyjnych, zabiegów księgowych, spekulacji i oszustw podatkowych.
Było to finansowe piractwo, w których już wkrótce miał uczestniczyć trzeci
bohater: katolicki bankier i mason w jednej osobie - Roberto Calvi.
Piracka trójca
Roberto Calvi urodził się 13 kwietnia 1920 w Mediolanie. Dyplom z ekonomii
i handlu uzyskał na Uniwersytecie im. Bocconiego (szefa biura propagandy w
uniwersyteckiej federacji faszystów w Mediolanie). Podczas drugiej wojny
światowej razem z Navara walczył w oddziale artylerzystów na froncie
wschodnim. Kiedy w 1944 roku został zwolniony z wojska, rozpoczął pracę w
Lecco, w "laickim" oddziale Banca Commerciale (gdzie urzędnikiem był też jego
ojciec) Jednak dwa lata później - może dlatego, że był żarliwym katolikiem -
przeszedł do Banco Ambrosiano, mediolańskiej instytucji kredytowej zwanej
bankiem dla księży. Banco Ambrosiano został
35
utworzony w 1896 roku przez biskupa Giuseppe Toviniego, działającego na
polecenie kardynała Andrea Ferrari. Na początku wieku bank kojarzony był z
propagowaniem działalności religijnej i dobroczynnej - kredytował instytucje
religijne, dobroczynne, kongregacje religijne. Kontrolę nad nim sprawowała
mediolańska kuria. Celem utrzymania opinii banku katolickiego umieszczono w
statucie zapis, na mocy którego jego akcjonariuszami mogli być posiadacze
świadectwa chrztu oraz wydawanego przez proboszcza zaświadczenia o praktyce
religijnej.
W roku 1958 Calvi awansował na asystenta dyrektora generalnego banku
Carlo Alessandro Canesi, a w 1965 - kiedy Canesi został powołany na stanowisko
prezesa zarządu - Calvi został dyrektorem naczelnym. Pod koniec 1970 roku, kiedy
to współpracował już z S indona i z dwoma przepotężnymi braćmi masonami:
przyszłym przywódcą Loży P2 Licio Gellim i Umberto Ortolanim, otrzymał
funkcję dyrektora generalnego Banco Ambrosiano. Nick Tosches wll mistero
Sindona (Tajemnica Sindony) powołując się na opinię Sindony pisze, że Calvi
posiadał osobowość człowieka zdecydowanego w dążeniu do władzy i bogactwa, i
prosił Sindonę o pomoc w uzyskaniu pozycji, jaką już Sindona posiadał, chciał być
sam dla siebie panem. Wtedy Sindona postanowił, że zrobi
wszystko, aby go wspierać. Poinstruował go, jak utworzyć sieć instytucji
finansowych w Luksemburgu, na Bahama, w Kostaryce, w Vaduz. Instytucje te
cieszyły się poparciem banku Ambrosiano, a jednocześnie korzystały z luksusu
poufności, jaki oferowały wymienione kraje.
W Boże Narodzenie 1969, w kancelarii mecenasa Umberto Ortolani, odbyła
się historyczna kolacja, w której poza gospodarzem uczestniczyli: Calvi, Sindona,
Gelli. Celem spotkania było ustalenie wspólnej strategii i określenie rodzaju
pomocy, jaką każdy z uczestników mógłby okazać Calviemu. w zrobieniu przeń
kariery w Banco Ambrosiano. Ortolani był twórcą włoskiej agencji prasowej,
prezesem zrzeszenia dziennikarzy włoskich za granicą, pozostawał w znakomitych
układach z Fanfanim i Andreottim, posiadał też świetne stosunki z Watykanem.
Sindona obiecywał, że będzie wspierał Calviego z zewnątrz oraz że chętnie
zostanie wspólnikiem w prowadzonych w przyszłości interesach. Gelli natomiast
deklarował wsparcie ze strony polityków każdego szczebla.
Z chwilą nominacji Calviego na dyrektora Banco Ambrosiano pierwotny
watykański zamysł wywinięcia się z zobowiązań wobec włoskiego fiskusa nabrał
nowych, zupełnie realnych kształtów. Strategicznym celem stało się utworzenie
katolickiego lobby
37
finansowego, które zdolne byłoby konkurować z międzynarodowym środowiskiem
finansistów laickich na takim poziomie, który umożliwiałby nie tylko samo
zabezpieczenie interesów doczesnych Kościoła, ale i wywieranie nacisku na
zachodnie gremia polityczne, by budować szeroki front zaporowy wobec komuni-
zmu. Projekt wydawał się skrojony na miarę cieszącego się zaufaniem papieży
Sindony - który nie tylko że był uznanym finansistą, ale też Jako związany z wło-
ską chadecją, znał wpływowych polityków administracji amerykańskiej, miał
kontakty z włosko-amerykańską mafią oraz z międzynarodowymi środowiskami
masonerii, a wszyscy oni byli zagorzałymi antykomunistami. Jednakże sycylijski
finansista wiedział już wtedy, że dla realizacji ambitnego planu same jego banki
oraz IOR nie wystarczą i że niezbędne będzie współdziałanie z mediolańskim
"bankiem księży". Od początku istnienia Banco Ambrosiano wśród jego ak-
cjonariuszy, byli także: Papieski Instytut do spraw Zewnętrznych, spółka Fabbrica
del Duomo (Warsztaty Katedralne), bank San Paolo di Brescia, Instytut Figlie del
Sacro Cuore di Gesù (Instytut Córek od Świętego Serca Jezusowego), Seminarium
Arcybiskupie w Mediolanie. I rzeczywiście, pod kierownictwem Calviego, Banco
Ambrosiano bardzo szybko osiągnął w świecie międzynarodowej finansjery
najlepszą pozycję spośród wszystkich prywatnych banków włoskich.
Jedna z pierwszych operacji wykonanych przez trio Sindona-Marcinkus-Calvi
dotyczyła spółki akcyjnej Compendium, mającej siedzibę w Luksemburgu. Spółka
ta pozostawała pod kontrolą IOR i grupy finansowej Sindony działającego przez
Fasco Ag. W listopadzie 1970 roku 20 procent akcji Compendium zostało
sprzedanych szwajcarskiemu bankowi del Gottardo (pakiet większościowy dający
kontrolę nad bankiem należał do IOR i do Ambrosiano), kolejne 40 procent zostało
zbyte bankowi Ambrosiano, a pozostałe 40 procent akcji pozostało w Fasco Ag, a
więc w gestii Sindony. Operacja została dokonana na terytorium raju podatkowego
w Nassau (na Bahama). Następnie, w marcu 1971 roku, kontrolowana przez
Ambrosiano spółka Compendium utworzyła spółkę o nazwie Cisalpine Overseas
Bank, będącą instytucją kredytową z siedzibą w Nassau. Prezesem spółki został
kardynał Marcinkus.
Operacja Compendium zapoczątkowała niebezpieczną, utkaną przez trójcę
Sindona-Marcinkus-Calvi, sieć pogmatwanych transakcji między spółkami.
Wszystko odbywało się na zasadzie domina: dokonywane w zawrotnym tempie
operacje kupna-sprzedaży akcji zawsze kończyły się tym, że pakiety
38
39
docierały do jakichś spółek akcyjnych z siedzibą w Liechtensteinie, na Bahama lub
w innym raju podatkowym. Ruchom akcji towarzyszyły ruchy kapitałów
wysyłanych i przyjmowanych przez Banca Cattolica del Veneto, Cisalpine
Overseas Bank, Centrale Finanziaria, Bastogi, amerykański Franklin Bank oraz
Credito Varesino.
Afera ze spółką Finambro dobrze obrazuje styl działania trzech katolickich
bankierów. Dysponując kwotą nie mniejszą niż 200 milionów (ówczesnych)
dolarów, co do pochodzenia których nikt w tamtych czasach nie był w stanie
otrzymać żadnych wyjaśnień, Sindona dokonuje prania tych pieniędzy tworząc
inne spółki, by pod ich szyldem nabywać niewielkie banki, w które inwestuje "nie
budzące podejrzeń" kapitały, a te urastają już później do zawrotnych kwot. W przy-
padku spółki Finambro dwaj ukryci wspólnicy Sindony - Calvi i Marcinkus - w
ogóle się nie ujawniają. Do utworzonej 26 października 1972 spółki weszli:
Cosimo Viscuso (handlarz mebli z Palermo) i Maria Sebastiani (gospodyni
domowa), wnosząc kapitał założycielski w wysokości jednego miliona lirów.
Wkrótce, 6 czerwca 1973, Finambro przekształca się w spółkę akcyjną, a także
dwukrotnie podwyższa swój kapitał zakładowy: za pierwszym razem do kwoty 500
milionów lirów, a za drugim - zaraz potem -
do 20 miliardów lirów. Po otrzymaniu zezwolenia komisji do spraw kredytów i
oszczędności spółka Finambro, która do tej pory nie prowadziła żadnej
działalności, nabywa pakiet akcji Banca Generale di Credito, niewielkiej instytucji
kredytowej, powstałej z inicjatywy znanego konstruktora budowlanego Renzo
Zingone (zresztą pierwszego męża Donatelli Pasquali, która wyjdzie powtórnie za
mąż za przyszłego premiera Lamberto Dini). Transakcja odbyła się za cenę dwu
miliardów lirów.
Interesujące, że prowadzone w późniejszym czasie śledztwo pozwoliło ustalić,
iż miejscowość Trezzano sul Naviglio, będąca miejscem spotkań wielu
pochodzących z Sycylii mafiosów (między innymi rodzin Ciulla, Carollo i
Guzzardi), stanowiła jednocześnie centrum dowodzenia realizowanych akcji
porwań znanych osobistości.
Tak więc, wobec zawrotnego - notowanego na mediolańskiej giełdzie -
sukcesu spółki będącej własnością Cosimo Viscuso, pojawiło się pytanie, kto
naprawdę stoi za sycylijskim handlarzem. Czyją jest marionetką?
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. l to właśnie sam Sindona dał do
zrozumienia, że faktycznym właścicielem spółki Finambro jest tylko i wyłącznie
on sam. Fakt, że spółka to jego własność,
40
dość szybko znalazł swoje potwierdzenie. 2 sierpnia 1973 odbyło się nadzwyczajne
zgromadzenie akcjonariuszy Finambro, które przyjęło uchwałę o kolejnym
podwyższeniu kapitału spółki z kwoty 20 miliardów do poziomu 160 miliardów.
Ruch ten został jednak zastopowany ponieważ włoski Urząd do spraw Obrotu
Dewizowego stwierdził, że do kasy Finambro dokonała wpłaty poważnych kwot
jedna z luksemburskich instytucji kredytowych. Spółką tą była Capisce Holding
SA, którą urząd zidentyfikował jako podmiot kontrolowany przez znany już tercet:
Sindona-Mar-cmkus-Calvi.
Układ istniejący pomiędzy trzema katolickimi bankierami od samego
początku jawi się jako rodzaj przestępczej zmowy. Sindona powiększa własne
imperium, przy czym udaje mu się prać i lokować ogromne pieniądze,
przekazywane przez mafijne sycylijsko-amerykańskie grupy przestępcze. Calvi z
kolei wykorzystuje kapitały Banco Ambrosiano do nabywania na własny rachunek
kolejnych, coraz większych pakietów akcji banku, zamierzając stać się jego
jedynym właścicielem. Marcinkus natomiast dokonuje operacji pozwalających
ratować majątek watykański przed opodatkowaniem go przez włoskiego fiskusa, co
ma wpływ na rozwój doczesnych spraw papiestwa.
Ale finanse Kościoła zyskują jeszcze inne korzyści dodatkowe: IOR pobiera
nie tylko lichwiarskie prowizje od dokonywanych przez znane trio transakcji, ale
też inkasuje ogromne zyski z eksportu włoskich kapitałów. Samo przesyłanie
pieniędzy odbywa się zresztą pozornie legalnie dzięki zasadzie
eksteryterytorialności Państwa Watykańskiego wobec Włoch. Sam Sindona tak
później o tym opowie: "IOR otwierał konto we włoskim banku. Klient włoskiego
banku wpłacał na to konto gotówkę, a 10R zajmował się już przekazywaniem
pieniędzy we wskazanej przez klienta walucie do określonego banku za granicę.
Wykonując tę operację IOR pobierał prowizję, która była nieco wyższa od ogólnie
praktykowanych. Władze włoskie ani bank centralny nigdy się do tego nie wtrą-
cały. .. Kiedy biskup Marcinkus zrozumiał, na czym polega cała ta operacja, mógł
się przekonać, że stosowany przez IOR do przesyłania pieniędzy system był
rodzajem przestępstwa doskonałego".
W dokonywanych w latach 1971-1973 finansowych kombinacjach Sindona i
Marcinkus zdobyli się także na obracanie fałszywymi, sfabrykowanymi przez
mafię obligacjami na kwotę około półtora miliarda dolarów. Fakty te zaczęły
wychodzić na jaw pod koniec 1971 roku, przy okazji prób przejęcia kontroli nad
holdingiem o nazwie Società Italiana per
le strade ferrate meridionali (Włoska spółka eksploatacyjna kolei południowych -
znana jako Bastogi). Spółka ta w rzeczywistości prowadziła interesy w branżach:
obrotu nieruchomościami, górniczej, chemicznej, produkcji cementu itd. Dosyć
szybko poznano, kim był ten, kto zamierzał posilić się tym ogromnym tortem: był
to Michele Sindona - w spółce z Marcinkusem.
Wkrótce do rozpowszechniających się z tej okazji w środowisku bankierów
pogłosek dochodzi nowa - oto Sindona i Marcinkus zamierzaj ą ulokować w kilku
niemieckich bankach pakiet amerykańskich obligacji wartości stu milionów
dolarów. I banki godzą się podobno wypłacić w zamian gotówkę potrzebną na
zakup 50 procent udziałów kapitałowych w spółce Bastogi. Gdy prezes spółki,
Tullio Torchiani, usiłował dowiedzieć się na ten temat czegoś więcej, wszelkie
próby napotykaj ą początkowo ze strony niemieckich banków na mur milczenia.
Wkrótce jednak Torchiani i inni europejscy bankierzy nie mają już wątpliwości, że
nie są to tylko pogłoski. Ale mimo to nie było łatwo ani nikt nie był na tyle mocny,
aby ów mur milczenia obalić. W końcu jednakże intryga ujawniła się i próba
zawładnięcia spółką Bastogi zakończyła się fiaskiem. Coraz powszechniej też
zaczęto mówić, że obligacje te były fałszywe i że zostały
przekazane do kasy pancernej watykańskiego banku, gdzie strzegł ich Marcinkus.
Podążając śladem pierwszego pakietu fałszywych obligacji, niedługo potem,
wiosną 1973, agenci FBI odkryli, że włoski kombinator Mario Foligni ulokował
część tych obligacji w Handelsbanku w Zurychu - na rachunku prałata
watykańskiego monsignora Mario Fomasariego. Druga ich część trafila na rachu-
nek jednego z oddziałów Banco di Roma.
Dodać warto, że w niecały rok później także Banco di Roma stanie się dla
klanu Andreottiego punktem oparcia dla próby ratowania chwiejącego się im-
perium Sindony. Wtedy prezesem zarządu banku zostaje mianowany Mario
Barone, przyjaciel zarówno Sindony jak i Andreottiego, i to wówczas wdrożona
będzie "strategia ratunkowa", która okaże się prawdopodobnie odpowiedzialna za
ogromne straty banku związanego z włoskimi bankami Sindony.
Foglini oświadczył później, że pierwsze lokaty obligacji stanowiły wymagany
przez Marcinkusa test potwierdzenia wiarygodności tych walorów. Ujawnił też w
szczegółach całą operację i kulisy prób przejęcia Bastogi przez Sindonę, co
doprowadziło śledczych do watykańskich poczekalni.
Z końcem kwietnia 1973 agenci FBI przesłuchali Marcinkusa. Prezes papieskiego
banku stwierdził,
44
że z Sindoną utrzymywał "wyłącznie kontakty dotyczące mało istotnych spraw
handlowych", zaprzeczył, że miał cokolwiek wspólnego z fałszywymi walorami, a
także sugerował, że cała sprawa spowodowana jest pomówieniami ze strony osób,
które jemu, pierwszemu amerykańskiemu prałatowi z tak wysoką pozycją w
hierarchii watykańskiej, zazdroszczą osiągnięcia znaczącego sukcesu osobistego
(dwa lata później, w 1975 roku, w wywiadzie dla dziennikarza Time Paula Homera
Marcinkus stwierdzi, że "nigdy nie utrzymywał w ogóle kontaktów handlowych z
Sindoną"). Amerykańscy śledczy zdawali się uwierzyć w kłamliwe oświadczenia
biskupa, bowiem w lipcu 1973, kiedy przedstawili zarzuty szesnastu osobom (w
tym także Foligniemu), w tym gronie nie znaleźli się ani sam Marcinkus, ani inni
dygnitarze z IOR. Niektórzy uważają, że śledztwo FBI zostało zablokowane
właśnie dlatego, że w sprawie obrotu fałszywymi papierami pojawił się wątek
watykański.
Poczynania trójki Sindona-Marcinkus-Calvi znalazły się też pod lupą władz
federalnych USA. Oto komisja kontrolna giełd amerykańskich (Security and
Exchange Commission) prowadząc dochodzenie w sprawie działalności pewnej
dziwnej spółki o nazwie Fiduciary Investment Service, która usiłowała nabyć
pakiet akcji korporacji Vecto Offshore
Industries z Los Angeles, odkryła liczne ślady aktywności zespołu Sindona-
Marcinkus-Calvi. Okazało się, że Fiduciary Investment działa jako spółka
powiernicza na rzecz Continental Illinois Bank z Chicago, który z kolei był
parawanem innej, działającej w Luksemburgu spółki akcyjnej Zelinka Holding,
będącej właścicielem tajemniczego Amincor Bank w Zurychu. W tej sytuacji
wspomniana komisja wydała zakaz nabycia akcji Vecto przez Fiduciary
Investment, uzasadniając decyzję faktem, że operacja ta stanowiła machinację
grupy finansowych aferzystów, wśród których prym wiódł zarządca IOR Luigi
Mennini, przy czym sam Amincor Bank (związany z grupą Sindona-Marcinkus)
określono jako "wysoce podejrzany ośrodek działalności finansowej".
46
47
Początek końca
W pierwszych miesiącach 1974 roku międzynarodowy rynek akcji znalazł się
w złej koniunkturze. Sindona musiał stawić czoła sytuacji, w której notowania jego
spółek gwałtownie spadały i dawał się odczuwać brak pieniędzy. Taki feralny
zbieg dwóch kryzysów mógłby przynieść fatalne skutki dla finansowego imperium
zbudowanego przez osobistego doradcę Pawła VI.
Poszukując wyjścia z trudnej sytuacji, Sindona liczył na uzyskanie pomocy ze
strony swoich ojców chrzestnych - polityków włoskich, a więc klerykalno-
prawicowej frakcji Fanfaniego i chadecji Andreottiego, oraz polityków
amerykańskich, czyli administracji
49
Nixona. Jednakże rok 1974 był politycznie trudnym okresem także dla protektorów
Sindony. I chociaż sycylijski finansista wpłacił do kasy chadecji ponad dwa
miliardy na wsparcie popieranej żarliwie przez Watykan kampanii
antyrozwodowej, to jednak 12 marca chadecja batalie przy urnach wyborczych
przegrywa i przeżywa głęboki kryzys polityczny. W Ameryce pozycja przyjaciół
Sindony jest jeszcze gorsza: latem wybucha afera Watergate i 8 sierpnia Richard
Nixon zmuszony jest opuścić Biały Dom.
Pozbawiony politycznego wsparcia zarówno we Włoszech jak i w USA,
znalazł się Sindona w trudnej sytuacji. A wkrótce stało się jeszcze gorzej. Oto 27
września sąd w Mediolanie wszczyna postępowanie likwidacyjne Banca Privata.
Na likwidatora wyznaczono mecenasa Giorgio Ambrosoli. Niecały tydzień później
w Stanach Zjednoczonych sąd orzeka niewypłacalność Franklin Bank, a 14
października, sąd mediolański również ogłasza stan niewypłacalności Banca
Privata.
Nieuchronna jest reakcja łańcuchowa: 7 stycznia 1975 szwajcarski sąd wydaje
wyrok o upadłości Finabank w Genewie - jego dwoma właścicielami są sycylijski
bankrut i IOR. W poufnej notatce włoskich służb specjalnych (SID) z 13 stycznia
1975 podaje się, że "sytuacja księgowa Sindony wykazuje
»dziurę« szacowaną na 600-700 miliardów" i że Watykan "stracił na transakcjach z
Sindona kilka miliardów lirów". Krach imperium Sindony niesie w istocie poważne
skutki finansowe i prawne również dla dwóch wspólników-partnerów: IOR i Banku
Ambrosiano.
Aby ratować co się da, biskup Marcinkus i Calvi wykonuj ą serię
ryzykownych operacji finansowych. Sytuacja staje się tym trudniejsza, że kilka
miesięcy wcześniej Watykan doznał straty 25 miliardów ulokowanych w
szwajcarskim Svirobanku w Lugano, który - zarządzany przez prezesa Giulio
Pacellego i dyrektora wykonawczego Luigiego Menniniego --w 51 procentach
należał do IOR. I oto jesienią 1974 roku na kontach Svirobanku stwierdzono
ogromne manko.
Odpowiedzialnością obciążono wicedyrektora Mario Tronconi. Wkrótce ciało
Tronconiego znaleziono na torach kolejowych pomiędzy Lugano i Chiasso. W
kieszeni nieboszczyk miał list pożegnalny do żony, dlatego uznano, że było to
samobójstwo. Natomiast w biurku kierownictwa IOR był inny list, podpisany przez
Tronconiego, zawierający jego "najgłębszą spowiedź". Pojawiły się głosy, że być
może nie było to samobójstwo.
W ramach doraźnej strategii Banco Ambrosiano zakupił, na przykład, w 1976 roku
pakiet
50
większościowy banku Banco Mercantile z Florencji. David Yallop w książce In
nome di Dio (W imieniu Boga) podaje, że zakupu tego dokonano na rzecz banku
watykańskiego. 7 grudnia akcje znalazły siew rękach domu maklerskiego Giammei
and Company, który często działał na zlecenie Watykanu. Tego samego dnia akcje
zostały "zdeponowane" w banku watykańskim. Brak ze strony Watykanu
wystarczających środków na opłacenie akcji został wyrównany kredytem dla Banca
Vaticana w wysokości 8 miliardów lirów. Pieniądze te znalazły się na otwartym od
niedawna koncie nr 42801. Dnia 29 czerwca 1977 Giammei, działając za
pośrednictwem Credito Commerciale. wykupił akcje od Banca Vaticana. W trakcie
odbywania tej krętej drogi wartość akcji, przynajmniej na papierze, dramatycznie
wzrosła. Pierwotnego zakupu dokonano za cenę 14 tysięcy lirów za akcję. a kiedy
wróciły one znowu do Giammei, warte były już po 26 tysięcy za sztukę. 30
czerwca 1977 zostały sprzedane spółce Immobiliare XX Settembre, która
pozostawała pod kontrolą Calviego. Na papierze Banca Vaticana zarobiła na tym
prawie osiem miliardów tirów. Jak powiada dalej Yallop - w rzeczywistości Calvi
zapłacił bankowi watykańskiemu 800 milionów lirów za przywilej używania jego
nazwy i za związane z tym ułatwienia. Sprzedając sobie samemu
za podwójną cenę akcje, które już posiadał. Calvi znacznie podniósł - na papierze -
wartość Banco Mercantile, czyli po prostu ukradł 7 724 378 100 lirów, tj. kwotę,
którą wpłacił do Banca Vaticana. Następnie Calvi sprzedał akcje swojej
mediolańskiej rywalce Annie Bonomi za cenę 33 miliardów lirów, Biorąc pod
uwagę, że 10R był formalnie i faktycznie udziałowcem w Banco Ambrosiano, a
także w wielu innych spółkach kontrolowanych przez ten bank, za opisaną wyżej
"kradzież" odpowiedzialność ponoszą także i Calvi, i Marcinkus.
Tymczasem Sindona w Nowym Jorku, gdzie oczekiwał go proces w związku z
krachem Franklin Bank, czynił desperackie wysiłki, żeby ratować swoje umierające
imperium finansowe. Uaktywniał wszelkie możliwe koneksje w kręgach mafijnych
i masońskich, naciskał na Watykan i na Chrześcijańską Demokrację.
Aby uniknąć zażądanej w grudniu 1976 przez mediolańską prokuraturę
ekstradycji (włoski wymiar sprawiedliwości zamierzał pociągnąć go do odpowie-
dzialności za spowodowanie bankructwa), Sindona oświadczył wobec
amerykańskich sędziów, że jest ofiarą "komunistycznego spisku" i na poparcie
powyższego przedstawił złożone pod przysięgą zeznania mistrza Loży P2 Licio
Gelli, wysokiego rangą sędziego
i członka tejże loży Carmelo Spagnuolo, włosko-amerykańskiego masona Philipa
Guarino, byłego mistrza wspólnoty masońskiej z Piazza del Gesù Francesco
Bellantonio, członka Loży P2 Edgardo Sogno, deputowanego z ramienia Włoskiej
Partii Socjalistyczno-Demokratycznej Flavio Orlandi oraz swojego eks-wspólnika
w interesach Johna McCaffery'ego.
W tym samym czasie sycylijski bankrut usiłuje wywrzeć nacisk na
likwidatorze Banca Privata Giorgio Ambrosolim, nie wahając się nawet przed
groźbą, że zorganizuje porwanie jednego z prezesów Mediobanku - Enrico Cuccia.
Przede wszystkim domaga się wdrożenia strategii ratunkowej, o której wspominał
wcześniej klan Andreottiego (a więc uzdrawiającej interwencji Banco di Roma,
jawnego wsparcia ze strony Banco Ambrosiano i dyskretnych działań IOR).
Wdrożeniu tego planu sprzeciwił się jednak włoski bank centralny i likwidator
Giorgio Ambrosoli.
Calvi i Marcinkus wolą się nie ujawniać: wykonują chaotyczne ruchy, aby
przyjść na ratunek ich eks-wpólnikowi (co w istocie jest bardzo trudne) i robią
wszystko, aby ograniczyć straty wynikłe z krachu Sindony. W zaistniałej sytuacji
sycylijski bankrut wybiera sobie za cel prezesa banku Ambrosiano.
Z początkiem listopada 1977 Calvi otrzymuje list z pogróżkami podpisany
nazwiskiem Cavallo,
a kilka dni później pojawiają siew centrum Mediolanu plansze ze szczegółowym
opisem całej serii operacji dokonanych wspólnie przez Sindonę i Calviego. Fakty te
Sindona potwierdził 24 listopada w piśmie swojego pełnomocnika Luigi Cavallo
skierowanym do gubernatora włoskiego banku centralnego Paolo Baffi. Tak
rozpoczęła się cała kampania obrzucania oskarżeniami prezesa Ambrosiano. Trwać
ona będzie aż do lutego. 17 kwietnia 1978 włoski bank centralny zarządza kontrolę
w Banco Ambrosiano. Kontrola ta, ukończona 17 listopada tego samego roku,
wskazywać będzie na gąszcz nieprawidłowości, nadużyć i protekcji w
przyznawaniu kredytów na rzecz spółek Sindony, a także innych ważnych
osobistości z kręgów masońskich zbliżonych do Loży P2, oraz wielu działań
ryzykownych dla płynności finansowej, w tym też posunięć związanych z
finansami zagranicznymi -"wobec których wykonywanie kontroli przez włoskie
władze monetarne jest niemożliwe".
I oto 6 sierpnia 1978 Paweł VI umiera. Śmierć Montiniego, będącego
inspiratorem zawiązania trójcy Sindona-Marcinkus-Calvijest ciężkim ciosem dla
wątłych już i tak nadziei Sindony. Cios ten staje się ostateczny z chwilą wyboru
nowego papieża.
26 sierpnia konklawe złożone z kardynałów wynosi na tron Piotrowy byłego
patriarchę Wenecji
54
55
Albino Lucianiego, który przybiera imię Jana Pawła I. Nowy papież znany jest z
surowości przestrzegania zasad moralnych, a w przeszłości miał już pewne utarczki
z prezesem IOR Paulem Marcinkusem. Miało to miejsce w 1972 roku, kiedy
Marcinkus sprzedał bankowi Ambrosiano pakiet kontrolny akcji Banca Cattolica
del Veneto, w którym niewielki udział posiadały również diecezje regionu
weneckiego. Za sprawą Cal viego Banca Cattolica cofnęła korzystne warunki,
którymi cieszyły się instytucje weneckie, co spowodowało protest patriarchy
weneckiego w Watykanie. W trakcie spotkania z zastępcą sekretarza stanu
Giovannim Benellim Luciani dowiedział się o praktykach Marcinkusa.
Tuż po wyborze, 31 sierpnia, do nowego papieża zwrócił się na lamach
tygodnika gospodarczego II Mondo dziennikarz Paolo Panerai, który w liście
otwartym do Jana Pawła I pyta: "Wasza Świątobliwość, czy właściwym jest, aby
Watykan działał na rynkach finansowych jako podmiot dokonujący spekulacji?
Czy właściwym jest, aby Watykan posiadał bank, który przeprowadza nielegalne
transfery kapitałów z Włoch do innych krajów? Czy właściwym jest, aby bank ten
dopomagał Włochom w unikaniu opodatkowania przez włoski system
podatkowy?"
Drugi list otwarty papież Luciani otrzymał już 12 września. Tym razem
opublikowany został przez kontrowersyjny tygodnik Op, kierowany przez członka
Loży P2 Mino Pecorelliego. W artykule zatytułowanym Wielka Loża Watykańska
tygodnika zdecydował się przedstawić między innymi listę 121 nazwisk
watykańskich dygnitarzy, którzy mieliby być związani z masonerią. Na liście tej,
wśród nazwisk innych prałatów, znajdowały się także nazwiska Pania Marcinkusa i
prawej ręki prezesa IOR - Donata De Bonisa.
W tym samym czasie Jan Paweł I otrzymał także poufne pismo od włoskiego
ministra handlu zagranicznego Rinaldo Ossoli, który przypominał, że zgodnie z
niedawno wydanymi przepisami włoskich władz finansowych IOR powinien być
traktowany "formalnie i faktycznie jako instytucja bankowa nie posiadająca stałej
siedziby na terytorium Włoch" i że w związku z tym powinien podlegać przepisom
regulującym stosunki między włoskimi i zagranicznymi instytucjami kredytowymi.
Stanowiło to jasne wezwanie, aby nowy papież ukrócił domniemane oszustwa
walutowe polegające na nielegalnym wywozie środków pieniężnych z Włoch za
pośrednictwem IOR.
Wspomniany już wcześniej Yallop pisze, że "zarządzany przez Marcinkusa bank
watykański obracał
56
57
kapitałem w wysokości ponad l miliarda dolarów brutto. Jego zysk w 1978 roku
wyniósł 120 milionów dolarów. Dysponowanie 85 procentami tej kwoty było
wyłącznym przywilejem papieża, który wykorzystywał ją według własnego
uznania. Bank prowadził ponad 11 000 rachunków bankowych... Kiedy Albino
Luciani został papieżem tylko 1047 rachunków należało do zakonów i innych
instytucji religijnych, 312 do parafii i 290 do diecezji. Pozostałe 93 51 rachunków
należało do dyplomatów, prałatów i uprzywilejowanych obywateli. Spora liczba
kont z tej kategorii nie należała nawet do obywateli włoskich. Czterech z nich to:
Sindona, Calvi, Gelli i Ortolani. Inne konta należały do ważnych polityków i
wielkich przemysłowców. Wielu właścicieli posługiwało się tym przywilejem, aby
potajemnie i nielegalnie przesyłać dewizy za granice Włoch. Wszelkie składane w
banku depozyty nie podlegały żadnemu opodatkowaniu".
Jan Paweł I zarządził przeprowadzenie dochodzenia co do obecności masonów
wśród watykańskich dostojników, a 28 września spotkał się z sekretarzem stanu
Jeanem Villotem, z którym omawiał delikatną kwestię - działalność IOR. Yallop
opowiada, że Luciani poinformował Villota, iż Marcinkus musi być natychmiast
przeniesiony, Villot wówczas zaproponował na to stanowisko biskupa Giovanni
Angelo
Abbo, pełniącego aktualnie funkcję sekretarza Prefektury do spraw Gospodarczych
Stolicy Apostolskiej. Luciani wówczas dodał, że są też niezwłocznie potrzebne
inne zmiany w ramach struktur IOR. "Mennini. De Strobel i biskup De Bonis winni
odejść. Natychmiast... Chcę, żeby zostały zerwane wszelkie nasze kontakty z
Banco Ambrosiano, i winno to nastąpić w najbliższej przyszłości".
Rankiem 29 września - kilka godzin po rozmowie z Villotem i po wydaniu
tych dyspozycji dotyczących IOR - Jan Paweł I został znaleziony martwy. Była to
śmierć nagła, pod wieloma względami tajemnicza, tym bardziej że ciało
pośpiesznie zabalsamowano, a na mocy decyzji kardynała Jeana Villota nie
dokonano sekcji zwłok. Zdaniem Yallopa Jan Paweł I został otruty na zlecenie
osób z wysokiego szczebla hierarchii watykańskiej. Jesienią 1997 - a więc prawie
20 lat później - prokuratura włoska w Rzymie wznowiła śledztwo w związku ze
śmiercią Albino Lucianiego.
16 października 1978 konklawe wybrało papieżem polskiego kardynała
Karola Wojtyłę -jako Jana Pawła II. Na znak całkowitej ciągłości z pontyfikatem
Pawła VI, Wojtyła nie dokonał żadnych z postanowionych przez Lucianiego
zmian. A zatem -jak pisze Yallop - "Marcinkus, wspomagany przez Menniniego,
De Strobela i biskupa De Bonisa, nadal
58
kierował bankiem watykańskim i nadal czynił tak, że przestępcza współpraca z
Banco Ambrosiano kwitła. Calvi i jego mistrzowie z Loży P2 - Gelli i Ortolani
-mieli nadal swobodę dokonywania swoich oszustw i defraudacji pod bezpiecznym
skrzydłem IOR".
Papież Wojtyła będzie wysoko cenić Marcin-kusa: we wrześniu 1981 mianuje
go arcybiskupem i powierzy mu także stanowisko wicegubematora Państwa
Watykańskiego, odpowiadającego za przychody Watykanu wynikające z napływu
pielgrzymów i turystów. Wypełniając swoje obowiązki Marcinkus w pełni sprosta
oczekiwaniom papieża, bowiem w krótkim czasie wpływy do skromniutkiej kasy
Państwa Watykańskiego osiągnęły poziom prawie 8 miliardów lirów. Ponadto, na
początku 1982 roku, Jan Paweł II będzie chciał mianować Marcinkusa kardynałem,
ale arcybiskup nie dostąpi jednak honoru noszenia purpury właśnie z powodu
sądowych implikacji największego ze skandali w historii Kościoła.
O zamiarze dokonania tej nominacji szef redakcji Reppublica, Eugenio
Scalfari, napisze: "Niech Bóg oświeci papieża Wojtyłę i powstrzyma jego dłoń! A
gdyby Bóg chciał dokonać jeszcze cudu, to niech zasugeruje swojemu Wikaremu,
żeby podjął wiedzę o dwuznacznych transakcjach dokonywanych przez swojego
biskupa finansistę i niech go odeśle tam, skąd
przyszedł. Postać tak godna i tak uduchowiona jak Jan Paweł II nie może być
wspólnikiem w interesach dla Gelliego, Sindony i panamskich spółek Roberta
Calviego".
60
Duszom zmarłych - chwała
Nastanie Jana Pawła II uratowało ekscelencję Paula Marcinkusa, który -
zgodnie z wolą Ojca Świętego - miał nadal kierować IOR. Nie umiano sobie tej
decyzji papieskiej wytłumaczyć. Wprawdzie wzbudziła opory w Watykanie i
wywołała dyskusję we Włoszech, ale też dała promyk nadziei Sindonie.
W Ameryce sytuacja sycylijskiego bankruta staje się coraz gorsza: w marcu
1979 prokuratura w Nowym Jorku wnosi przeciwko niemu oskarżenie za
spowodowanie krachu Franklin Banku. W akcie oskarżenia zarzuca mu nie tylko
oszustwo, ale i bezprawne zawłaszczenie bankowych funduszy. S indona jest w
rozpaczy. Finansista z coraz większą,
determinacją przesyła groźby pod adresem Enrico Cuccia i postanawia w końcu
zorganizować zabójstwo likwidatora Banca Privata-Giorgio Ambrosoliego. 11
lipca, w Mediolanie, po złożeniu zeznań w obecności amerykańskich śledczych na
okoliczność odnalezionych podczas procedury likwidacyjnej dokumentów
Sindony, stwierdzono, że Ambrosoli został zamordowany przez Wiliama Arico,
zabójcę wysłanego przez Cosa nostra. A dopiero w 1986 roku za zlecenie
zabójstwa Sindona zostanie skazany na dożywocie, a 20 marca tegoż roku w
więzieniu w Vogherà umrze po wypiciu zawierającej truciznę kawy.
Ale nie wyprzedzajmy faktów. Nie czekając na nowojorski proces, Sindona
potajemnie opuszcza USA pozorując ucieczkę porwaniem dokonanym przez
Czerwone Brygady. W rzeczywistości bankrut, dzięki kontaktom mafijnym i
masońskim, które udzieliły mu wsparcia, zdołał się ukryć na Sycylii, skąd usiłował
szantażować zarówno polityków chadeckich, jak i hierarchów Watykanu, a także
Calviego. W tym samym czasie prawa ręka Sindony, Carlo Bordoni, udziela w
więzieniu wywiadu, w którym kieruje wyraźne ostrzeżenia pod adresem Stolicy
Apostolskiej : "mam szacunek dla zmarłych i dlatego nie lubię wymieniać nazwisk,
ale na posiadanej przez Sindonę liście pięciuset eksporterów dewiz rachunek nr
01616
należał do osób z najwyższego szczebla Watykanu", Jednakże na nic się to zdało,
było już za późno, i Sindona wrócił do Ameryki.
6 lutego Ì 980 rozpoczął się w Nowym Jorku proces o spowodowanie krachu
w Franklin Banku. Mimo że początkowo Marcinkus i kardynał Giuseppe Caprio i
Sergio Guerri indagowani przez amerykańskich adwokatów Sindony oświadczyli,
że skłonni są zeznawać na korzyść sycylijskiego bankruta, jednak po kategorycznej
interwencji watykańskiego sekretarza stanu, kardynała Agostino Casaroli, musieli z
tego zrezygnować. Cztery miesiące później Sindona został skazany na trzy różne
kary pozbawienia wolności po 25 lat każda.
Dokładna kwota strat watykańskich finansów w wyniku krachu Sindony
pozostaje do dziś niewiadoma. Tylko jedna watykańska instytucja - APSA,
posiadająca status banku centralnego, uznawana jest przez Bank Światowy,
Międzynarodowy Fundusz Walutowy i przez Bank of lnternational Settlement z
Bazylei. W treści dorocznego raportu, publikowanego przez ten ostatni w
odniesieniu do roku 1975, określa się wysokość depozytów APSA w zagranicznych
instytucjach kredytowych na kwotę 120 milionów dolarów. Stwierdza się tam
także, że Watykan, jako jedyne państwo na świecie, nie ma żadnego zadłużenia.
64
65
Pod koniec roku 1980 Carlo Bordoni decyduje się na współpracę z włoską
prokuraturą. Mówi, między innymi, o kierującym IOR Luigim Menninim, który
uprzednio pełnił funkcję doradcy w należącym do Sindony Banca Unione:
"Pominąwszy fakt, że Mennini zachowywał się jak prałat, to był znakomitym
hazardzistą. Dręczył mnie, i to w dosłownym znaczeniu, bo chciał zarabiać coraz
więcej i więcej pieniędzy. Robił spekulacje w Finabanku, zarówno na akcjach jak i
na towarach. Pamiętam, że pewnego razu przekazał mi krótki liścik od Pawła VI, w
którym papież udzielał mi swojego błogosławieństwa za pracę w charakterze
doradcy na rzecz Stolicy Apostolskiej. Praktycznie Mennini był niewolnikiem
zależnym od Sindony. Sindona często groził mu, że upubliczni informacje o
nielegalnych operacjach, dokonywanych przez Mennmiego w Finabanku". W
lutym 1981 Mennini zostaje aresztowany za spowodowanie upadłości i przemyt
dewiz, a w lutym 1984 sąd w Mediolanie skaże go na 7 lat więzienia.
Bordoni ujawnił też mediolańskiej prokuraturze nowe szczegóły odnośnie
wspomnianej "listy pięciuset", stanowiącej spis posiadaczy rachunków, ważnych
osobistości włoskich, którzy za pośrednictwem banku i spółek powierniczych
Sindony nielegalnie wyprowadzali dewizy za granicę. Szukając właśnie tego
dokumentu, 12 marca 1981 dwaj prokuratorzy z Mediolanu, Gherardo Colombo i
Giuliano Turone, wydali nakaz rewizji u szefa Loży P2 Licio Gelli. Zabezpieczono
wtedy ważne dokumenty Sindony, rejestry członków loży i dokumentacje operacji
prowadzonych w Banco Ambrosiano»
20 maja, kiedy to - po opublikowaniu list członków Loży P2 -wybucha
skandal, członek loży Roberto Calvi trafia do aresztu za przestępstwa dewizowe,
stwierdzone zresztą jeszcze podczas kontroli przeprowadzonej w 1978 roku przez
bank centralny, a potwierdzone w dokumentach znalezionych w archiwum
Gelliego. Już z więzienia prezes Ambrosiano usiłuje skontaktować się z
Marcinkusem i wysyła mu list z dopiskiem: "Ten proces będzie procesem przeciw-
ko IOR". Zaraz po aresztowaniu Roberta Calvi "nadzór" nad jego żoną i dziećmi
przejmie Allessandro Mennini (pracownik banku Ambrosiano, a zarazem syn
kierującego lOR-em Luigi Mennmiego). Tuż po przeczytaniu skierowanej do
Marcinkusa wiadomości od Calviego, Mennini miał powiedzieć: "Słowo IOR nie
powinno być wypowiadane nawet w konfesjonale".
Presję na prezesie IOR stara się wywrzeć również mason, będący agentem
służb specjalnych, Francesco Pazienza, którego Calvi zatrudnił jako swojego
osobistego asystenta, a który chwalił się
66
67
posiadaniem "dobrych chodów" w Watykanie. Rzeczywiście pozostawał w
dobrych stosunkach z biskupem Achille Silvestrinini (sekretarzem kardynała
Agostino Casaroli), z biskupem Giovanni Chelim (przedstawicielem Watykanu w
ONZ) i z biskupem Virgilio Levim (dyrektorem Osservatore Romano). Ponadto
Pazienza, który był wiernym uczniem członka Loży P2 Giuseppe Santovito (agenta
wojskowych służb specjalnych), posiadał dobre kontakty z politykami chadecji, ze
służbami specjalnymi i z administracją USA. Tenże Pazienza udaje się osobiście do
Watykanu , gdzie Marcinkus uspokaja go oświadczając, że IOR robi wszystko, aby
Calvi dostał to, o co prosi, i że "robimy to, co powinniśmy robić". Po rozmowie z
Marcinkusem Pazienza wysyła Calviemu do więzienia telegram: "Widziałem
Paolo. Serdecznie Cię pozdrawia. Wszystko w porządku. Całuję".
Jednakże zapewnienia, które prezes IOR kierował do Calviego, nie miały
pokrycia w rzeczywistości. Faktycznie biskup Marcinkus - tak jak to już czynił w
przypadku krachu Sindony - robił wszystko, aby utrzymać IOR jak najdalej od
skandalu związanego z Calvim i Ambrosiano oraz starał się ograniczyć do
minimum wynikające stąd następstwa finansowe. I tak, na przykład, wysłał De
Strobela do Banca del Gottardo w Lugano, aby ten na miejscu przejrzał
dokumenty odnoszące się do transakcji banku Ambrosiano z zagranicą.
20 lipca 1981 sąd w Mediolanie skazuje Roberto Calvi na 4 lata więzienia i
grzywnę w wysokości 15 miliardów lirów, uznając go winnym popełnienia
przestępstw dewizowych. W oczekiwaniu na rozprawę apelacyjną sąd zgodził się
na czasowe zwolnienie go z aresztu.
Sądowe perypetie Calviego wywołuj ą niepokój - zarówno we Włoszech, jak i
za granicą - co do sytuacji banku Ambrosiano. Włoski bank centralny, Banca
d'Italia, wzywa katolickiego bankiera do złożenia dymisji z funkcji prezesa zarządu
banku, ale pod koniec lipca zarząd Ambrosiano potwierdza, że ma pełne zaufanie
do swojego prezesa. l tak IOR nie decyduje się narazie na usunięcie Calviego:
przede wszystkim należy ratować bank, zapobiec krachowi Ambrosiano lub
przynajmniej działać na zwłokę, aby IOR zyskał czas na rozwiązanie problemu
swojego własnego zaangażowania w sprawy banku.
W sierpniu Marcinkus wzywa Calviego do Watykanu i dyktuje mu warunki
porozumienia, które chroniłoby interesy IOR, a których prezes Ambrosiano nie
może nie przyjąć. Calvi zmuszony jest podpisać pismo, w którym przyjmuje na
siebie wszelką odpowiedzialność za operacje przeszłe, obecne i przyszłe
68
69
- dokonywane przez Ambrosiano, zwalniając Marcin-kusa i papieski bank od
wszelkich podejrzeń. W zamian 10R przekazuj e prezesowi banku kilka ' 'pism
patronackich", które mają stanowić zabezpieczenie debetu w kilku zagranicznych
spółkach Ambrosiano. To porozumienie nie do odrzucenia zawiera jednak termin:
do 30 czerwca 1982. Po upływie tego terminu Calvi zobowiązany jest zapłacić na
korzyść 10R karę umowną w wysokości 300 milionów dolarów, jako rekompensatę
za utratę udziałów w Ambrosiano. Znaczące są daty dokumentów: list Calviego
zdejmujący odpowiedzialność 10R, nosi datę 26 sierpnia, natomiast "pisma
patronackie" banku watykańskiego datowane są l września i podpisane nie przez
Paula Marcinkusa, ale przez Luigiego Menniniego ("Numer dwa" w 10R). W
praktyce, przekazując dokumenty potrzebne do uspokojenia rynków i znalezienia
nowych kontrahentów i kapitałów, Marcinkus dał Calviemu l O miesięcy czasu na
uregulowanie sytuacji Ambrosiano. W tym czasie 10R winien być uwolniony od
odpowiedzialności za długi spółki Ambrosiano, długi, do których sam się
przyłożył.
Calvi robił co mógł, aby znaleźć nowy kapitał i uratować Banco Ambrosiano.
Pierwszy z nowych akcjonariuszy Ambrosiano pojawia się na scenie w
październiku: jest nim prezes firmy Olivetti, Carlo
De Benedetti, który za 50 miliardów nabywa dwuprocentowy pakiet i przyjmuje
funkcję wiceprezesa zarządu banku. Niektórzy twierdzą, że celem De Benedettiego
było wyrugowanie Calviego z kierowania bankiem. Jednak większość
akcjonariuszy stała murem za Calvim i Marcinkusem i rozgrywka szybko dobiegła
końca wraz z odejściem De Benedettiego ze spółki. Dodać tu wypada, że Benedetti
wycofał się z Ambrosiano 22 grudnia 1982 odsprzedając Calviemu uprzednio
nabyte akcje. Za uzyskaną w tej operacji nadwyżkę w cenie zostaje w 1992 roku
skazany przez sąd pierwszej instancji, który zarzuci mu przyczynienie się do
doprowadzenia do upadłości Ambrosiano. Skazanie to jednak uległo kasacji orze-
czonej przez Sąd Najwyższy w miesiąc po odejściu Benedettiego.
26 stycznia 1982, kolejnym akcjonariuszem i wiceprezesem Ambrosiano
zostaje włoskoszwajcarski finansista Orazio Bagnasco, reprezentujący frakcję nie
tyle zainteresowaną w ratowaniu banku, co uważającą, że skoro krach jest nie do
uniknięcia, to trzeba być w dobrej pozycji do zabrania tego, co pozostanie. W kilka
tygodni później, 10 marca 1982, katolicki finansista Carlo Pesenti zgłasza fakt
nabycia 3,62 procent akcji Ambrosiano i tego samego dnia wchodzi do zarządu. W
rzeczywistości owe sto miliardów,
wpłaconych formalnie przez Pesentiego do kasy banku, stanowi zabezpieczenie
udzielone przez samego Calviego. Zresztą, jak wynika z dokumentu odnalezionego
w lipcu 1979 w archiwum Loży P2, Calvi i Pesenti zawarli porozumienie o
"rozwijaniu współpracy w szczegółowo ustalonym zakresie... bądź poprzez
współdziałanie w określonych branżach... bądź w ramach wspólnej strategii".
Porozumienie to zostało podpisane również przez dwóch "gwarantów": Lieto Gelli
i Umberto Ortolani.
Niemniej los banku był już i tak przesądzony. 31 maja 1982 włoski bank
centralny zawiadamia zarząd banku, że nad Ambrosiano ciąży zadłużenie w
wysokości 1400 milionów lirów, dlatego też domaga się niezwłocznego podjęcia
stosownych kroków, a przede wszystkim pozbawienia funkcji dotychczasowego
prezesa zarządu. 9 czerwca Roberto Calvi salwuje się ucieczką. 17 czerwca ma
miejsce ostatnie, dramatyczne zebranie zarządu banku. Z samego rana gazeta //
sole - 24 ore publikuje tekst pisma Banca d'Italia, i pod nieobecność prezesa
członkowie zarządu stawiają wniosek o ustanowienie komisarycznego nadzoru nad
Ambrosiano. Dnia następnego, 18 czerwca, zwłoki Roberto Calvi odnaleziono w
Londynie : powiesił się pod Black Friars Bridge.
Według wersji ustalonej przez kilku śledczych sądowych Calvi miałby być
zamordowany przez członka Camorry Vicenzo Casillo na zlecenie Cosa nostra,
która w ten sposób miałaby go ukarać za to, że nie chronił należycie mafijnych
pieniędzy złożonych w Ambrosiano.
Pod koniec czerwca 1982 kontrolerzy włoskiego banku centralnego
stwierdzają, że spora część wierzytelności Ambrosiano dotyczy zagranicznych
spółek powiązanych z IOR. Zwracają się zatem do Marcin-kusa wzywając papieski
bank do uznania długów. Jednak prezes IOR jest niewzruszony: nie zamierza
wydać ani grosza. Znacząca jest w tym względzie wypowiedź jednego z
kontrolerów, Giovanniego Arduino: "Zwróciłem się zatem do biskupa Marcinkusa
po angielsku: czy zdaje sobie ksiądz sprawę z tego, co mówi? W poniedziałek rano
zawali się cały świat, i nie tylko Ambrosiano, ale także i IOR będzie pokazywany
palcem jak ktoś, kto nie płaci swoich długów. A on na to: Mnie to wcale nie
obchodzi - czy coś w tym guście - i bez żenady nas wyprosił".
6 sierpnia 1982 minister skarbu Beniamino Andreatta zarządza wszczęcie
postępowania likwidacyjnego Banco Ambrosiano. Także w opinii ministra IOR jest
jednym z głównych klientów odpowiedzialnych za spustoszenia w kasie
Ambrosiano, ale
również jemu Marcinkus powtarza swoje twarde nie. W tym czasie sekretarz stanu
kardynał Agostino Casaroli powołuje watykańską komisję ekspertów do zbadania
"afery" na styku IOR - Ambrosiano. W jej skład wchodzą: były prezes firmy Stet
Carlo Cerutti, administrator Emigrant Savings Bank Joseph Brennan i były prezes
szwajcarskiej grupy bankowej, Union de Banques Suisses, Philippe de Weck.
Końcowy raport komisji watykańskiej trójki mędrców nie został opublikowany.
Ujawniono publicznie jedynie jego streszczenie, w którym zaprzecza się, jakoby
watykańska instytucja kredytowa ponosiła jakąkolwiek odpowiedzialność za krach
banku. Później wyjdzie na jaw, że właśnie przez grupę UBS, której prezesem był
De Weck, przepływały ogromne sumy z kas Ambrosiano. Po rozwiązaniu komisji
wszyscy trzej eksperci stali się oficjalnie doradcami IOR, po czym dołączył do nich
także osiemdziesięcioletni Niemiec Hermann Abs.
W latach 1940-1945 Abs był prezesem niemieckiego banku centralnego,
Deutsche Bank. Tu znowu Yallop informuje, że "Deutsche Bank pozostawał ban-
kiem nazistów przez całą drugą wojnę światową. Abs był faktycznie oficjalnym
bankierem Hitlera... Abs był też członkiem zarządu I.G. Farben, kompleksu
przemysłowo chemicznego, który hojnie udzielał swojego
wsparcia wojennym wysiłkom Hitlera. Abs uczestniczył w zebraniach zarządu I.G.
Farben, w trakcie których dyskutowano nad wykorzystywaniem pracy niewolniczej
w jednym z zakładów produkcji gumy, należącym do firmy Farben i znajdującym
siew obrębie obozu zagłady w Auschwitz".
Mimo że IOR nie był skłonny uznać swoich własnych, podjętych za granicą
zobowiązań wobec Ambrosiano, to jednak doznał, w wyniku krachu banku
Calviego, poważnych szkód. Do tego stopnia poważnych, że sam Ojciec Święty
musiał się tym zająć. I Wojtyła ogłasza, że rok 1983 będzie wyjątkowo pro-
klamowany Rokiem Świętym. Za decyzją tą nie stoją żadne względy natury
duchowej, podyktowana ona była koniecznością przyciągnięcia gotówki do opusto-
szałych kas Stolicy Apostolskiej. Faktem jest bowiem, że Rok Święty ogłaszany
jest co 25 lat. Ostatni Rok Święty przypadał na 1975, a więc kolejny przewidywany
był na rok 2000.
Skandal wywołany spektakularnym krachem Banco Ambrosiano -
przestępczym doprowadzeniem do bankructwa ze stratą ponad tysiąca miliardów
tirów - miał swoje konsekwencje na arenie międzynarodowej.
Chociaż dyplomacja watykańska długo zachowywała niewzruszoną pozycję, IOR
musiał w końcu
75
pójść na kompromis. 25 maja 1984 podpisano w Genewie porozumienie, na mocy
którego Watykan zobowiązał się wypłacić wierzycielom banku 240 miliardów
lirów. Jednakże w porozumieniu mówi się jedynie o "dobrowolnym świadczeniu"
ze strony banku watykańskiego, uzasadnianym wyłącznie "jego szczególną
pozycją", jakby faktycznie chodziło tylko o wspaniałomyślny akt miłosierdzia...
Mimo przysłowiowej powolności włoskiego sądownictwa, ciąg dalszy
wynikający z upadłości Banco Ambrosiano w końcu następuje. 20 lutego 1987
mediolańska prokuratura w wydaje nakazy zatrzymania Paula Marcinkusa, Luigi
Menniniego i Pellegrino De Strobela. Prowadzący śledztwo są przekonani, że
kierownictwo IOR jest współodpowiedzialne za przestępcze doprowadzenie do
upadłości Ambrosiano. Jednakże 17 lipca Trybunał Kasacyjny dostrzega "wadę w
określeniu właściwości" - chociaż Prokuratura Generalna twierdzi zupełnie coś
innego - i uchyla postanowienie powołując się na przepisy artykułu 11 Traktatów
Laterańskich, których stronami są Republika Włoch i Watykan.
Dzięki świadomemu poparciu papieża Wojtyły Marcinkus pozostanie u
szczytu władzy IOR aż do 19 czerwca 1989, kiedy to będzie musiał w końcu
wrócić do rodzinnego Chicago.
16 kwietnia 1992 sąd w Mediolanie wymierzy srogie kary pozbawienia
wolności osobom odpowiedzialnym za działanie na szkodę Ambrosiano, ale wśród
skazanych biskupa Paula Casimira Marcinkusa zabrakło.
***
31 grudnia 1989 brytyjska gazeta Sunday Correspodent opublikowała tekst
"Czyżby Noriega szantażował Watykan?" W artykule przedstawiającym perypetie
panamskiego dyktatora (wobec którego amerykańskie sądy federalne w Miami i w
Tampa wydały 4 lutego 1988 nakaz zatrzymania w związku z międzynarodowym
przemytem narkotyków) wyrażono obawę, że Watykan będzie chciał dopomóc
Noriedze w jego kłopotach z władzami USA; w istocie, przy dokonywaniu
transferów pieniędzy pochodzących z handlu narkotykami panamski dyktator
korzystał, między innymi, z usług spółki Bellatrix. należącej do tercetu Marcinkus-
Calvi-Sindona.
Włoski tygodnik Espresso napisał wtedy: "Nikt nie pomyślałby, że Kościół
mógłby wyrażać chęć udzielenia schronienia komuś, kto oskarżony jest o handel
narkotykami... Krok Noriegi był zuchwały, ale też i doskonale wyrachowany.
Dawny mocarz z Panamy
76
posiadał pewien atut: znał stare tajemnice Banco Ambrosiano... »Śmieszne i
absolutnie nie do pomyślenia« - natychmiast zdementował z Rzymu Joaquin
Navarro Valls, rzecznik papieża Wojtyły. Jednak jego wypowiedź dla wielu
zabrzmiała zbyt słabo. W istocie bowiem wiele śladów i ścieżek wiodących w tym
kierunku nakazywało traktować to podejrzenie bardziej poważnie niż zwykłą
hipotezę".
Przeprowadzone później śledztwo wykazało, że całe connection wynikało z
faktu, że kolumbijski Banco Mercantil Agricolo posiadał udziały w Ambrosiano.
Noriega był jednym z większych klientów i jednym z większych akcjonariuszy
banku, tak samo zresztą jak Pablo Escobar, szef kartelu z Medellin, światowej
centrali produkcji i handlu narkotykami.
Purpura, kaptury, puchary
Masoni za spiżową bramą
W 1738 papież Klemens XII (Lorenzo Corsini) ogłosił w stosownej bulli
ekskomunikę członków - powstałego 20 lat wcześniej w Anglii i rozpowszechnia-
jącego się na kontynencie europejskim - "Związku wolnomularskiego". Nakaz
zachowania tajemnicy na temat organizacji masońskiej, a także przyjęte zasady
tolerancji religijnej, którym hołdowali masoni, zostały ocenione jako niebezpieczne
dla katolicyzmu; ekskomunika została wiec wkrótce, w 1752 roku, powtórzona
przez Benedykta XIV (Prospero Lambertinie-go), i dla braci masonów bramy
Świętego Piotra pozostały szczelnie zamknięte przez następne dwa
wieki, w czasie których papieskie potępienie zostało powtórzone w czterech
różnych papieskich bullach.
Wraz z rozpoczęciem pontyfikatu Giovanniego Battisty Montiniego
stanowisko Kościoła wobec masonerii zaczęło się zmieniać. Dnia 19 lipca 1974
kardynał Franjo Seper (sekretarz watykańskiej Kongregacji Doktryny Wiary)
omawia ten problem w poufnym piśmie do przewodniczącego konferencji bisku-
pów USA - kardynała Josepha J. Króla.
"Wielu biskupów zwracało się do tutejszej Kongregacji Doktryny Wiary z
zapytaniem dotyczącym zasięgu i interpretacji kanonu 2335 kodeksu prawa ka-
nonicznego, którego przepis, pod karą klątwy, zakazuje katolikom przystępowania
do związków wolnomularskich i do innych pochodnych stowarzyszeń. W trakcie
długiej analizy tego problemu Stolica Apostolska konsultowała się wielokrotnie z
konferencjami biskupów, które wskazywały szczególne zainteresowanie tą kwestią.
Celem konsultacji było lepsze zapoznanie się z charakterem i działalnością tych
stowarzyszeń, a także poznanie opinii samych biskupów. W odpowiedziach
odnotowuje się duże zróżnicowanie... w obrębie każdego z narodów, co nie
pozwala Stolicy Apostolskiej na zmianę ogólnego, obowiązującego w tym zakresie
ustawodawstwa. Przepisy te obowiązują zatem do czasu, aż właściwa komisja
papieska opublikuje nową normę prawa kanonicznego, stanowiącą poprawkę do
kodeksu prawa kanonicznego".
W swoim piśmie wysoki prałat podkreśla zachowanie dotychczasowego
stanowiska Watykanu wobec wolnomularstwa, ale wprowadza też pewną znaczącą
dwuznaczność: "Biorąc jednakże pod uwagę przypadki szczególne, należy
uświadamiać sobie, że prawo karne winno być interpretowane w znaczeniu
restrykcyjnym. Z tego też względu można z pewnością przyjąć i stosować
interpretację tych autorów, którzy uważają, że wyżej wskazany kanon 2335 do-
tyczy wyłącznie tych katolików, którzy przy stopiwszy do zgromadzeń faktycznie
prowadzą działalność konspiracją przeciwko Kościołowi. Niemniej, w każdym
wypadku, winien przestrzegany być zakaz przystępowania do wszelkich
stowarzyszeń masońskich dla kleryków, duchownych, jak również i członków
zgromadzeń świeckich".
Dokument ten znalazł się w posiadaniu komisji parlamentarnej prowadzącej
śledztwo w sprawie Loży P2. A więc, w gruncie rzeczy, kardynał Seper wprowadza
pewne novum polegające na różnicowaniu na kategorie wielu istniejących
masońskich związków, co tak naprawdę stanowi wyłom w niewzruszonym i
niezmiennym przez dwa wieki stanowisku Kościoła.
Wyłom ten stanie się otwartymi drzwiami już w październiku tego samego
roku, kiedy to publicznie dyrektor czasopisma Civiltà Cattolica - ksiądz Giovanni
Caprile, odnosząc siedo katolików należących do organizacji wolnomularskich,
napisze: "Nikt lepiej od ich samych nie umie oceniać w sumieniu i w poczuciu
lojalności charakteru i rodzaju działalności prowadzonej przez grupę masońską, do
której należy. Jeżeli poczucie wiary katolickiej takiej osoby nie znajduje w tym nic,
co byłoby zdecydowanie wrogie, skierowane przeciwko Kościołowi i jego zasadom
doktrynalno-moralnym, taka osoba może pozostać w stowarzyszeniu. Nie powinna
być już traktowana jak ktoś wyklęty, a zatem na równi z każdym innym wiernym
może przystępować do sakramentów i w pełni uczestniczyć w życiu Kościoła. Nie
potrzebuje żadnego specjalnego rozgrzeszenia od ekskomuniki, ponieważ
ekskomunika w konkretnym przypadku do tej osoby nie ma zastosowania".
Zresztą owo "pełne uczestnictwo w życiu Kościoła" sporej części katolików i
masonów w jednej osobie jest od wielu lat po prostu faktem. Od końca lat
pięćdziesiątych arcybiskup Mediolanu Montini zatrudniał w charakterze doradcy
finansowego żarliwego katolika a jednocześnie masona Michela Sindonę. I zaraz
po wyborze na papieża, Paweł VI powierzył
losy katolickich finansów właśnie temuż Sindonie, a także katolikowi i też
masonowi Robertowi Calvie-mu. Przez tych dwóch i za pośrednictwem biskupa
Paula Marcinkusa, Watykan zacieśnił więzy w interesach z LożąP2, której
przewodzili arcykatoliccy masoni Lieto Gelli i Umberto Ortolani. Co do Ortolanie-
go, to pod koniec 1974 roku, on sam, podobnie jak i Caprile, uważał kwestię
wiekowej niechęci Watykanu do braci masonów za zamkniętą. Protegowany
Andreottiego Mario Genghini oświadczy później, że kiedy przystępował do Loży
P2, brat Ortolani twierdził, że "Paweł VI zdjął już z masonów klątwę" (cytat z
wyroku sądu mediolańskiego, wydanego 16 kwietnia 1992 w procesie Banco
Ambrosiano).
Nawet jeżeli mistrz Loży P2 Licio Gelli cieszył się utrzymywaniem
bezpośrednich kontaktów z kręgami duchownych, a w szczególności z
pozostającym przez 40 lat w watykańskich służbach dyplomatycznych toskańskim
kardynałem Paolo Bertolim, to jednak głównym inicjatorem stosunków pomiędzy
Lożą P2 i samym Watykanem był Umberto Ortolani.
W roku 1953 Ortolani znał już kardynała Giacomo Lercaro. Kontakt ten był
tak częsty i tak osobisty, że w kręgach kurii Ortolani był często określany mianem
"kuzyna" potężnego prałata. W czerwcu 1963, zaraz po śmierci papieża
Roncalliego, Ortolani
84
85
oddał do dyspozycji kardynałowi swój ą własną willę w Grottaferrata, by mógł tam
zorganizować ważne spotkanie purpuratów przygotowujących nadchodzące
konklawe. Frakcja zgromadzona wokół Lercaro miała wypracować swoje
stanowisko i określić, którego kandydata zamierza popierać.
Kandydat wskazany przez frakcję - arcybiskup Mediolanu Giovanni Battista
Montini - został faktycznie wybrany papieżem i zaraz po wyborze, by wynagrodzić
gościnnego Ortolaniego, przyznał mu tytuł Kawalera Domu Papieskiego. Tytuł ten
gwarantował finansiście z Loży P2 nowe przywileje w dostępie do Watykanu, w
tym także możliwość bliskiego kontaktu z kardynałem Agostino Casaroli.
Zacieśnianie związków pomiędzy członkami Loży P2 i bankierami papieży
odbywa się na przestrzeni całych lat siedemdziesiątych. W roku 1971 trójca
Sindona-Marcinkus-Calvi tworzy w Nassau, w obrębie bahamskiego raju
podatkowego, Cisalpine Overseas Bank. Będzie to jeden z głównych kanałów
operacji finansowych dokonywanych przez Banco Ambrosiano oraz IOR. Cztery
lata później włoski minister skarbu, usiłując przyhamować ryzykowne transakcje
bankowe "z zagranicą", wydaje decyzję, aby kontrola włoskich władz dewizowych
objęła również operacje pomiędzy bankami Ambrosiano
i Cisalpine. Ortolani tłumaczy wtedy Calviemu, że problem ten rozwiązać można
przez właściwe kontakty i układy z pracownikami włoskiego banku centralnego
oraz urzędów obrotu dewizowego i handlu zagranicznego. W archiwach Loży P2
zostaną odnalezione nazwiska urzędników i polityków pełniących kierownicze
funkcje w organach kontroli dewizowej, a wśród nich: Ruggero Firrao (dyrektor
generalny w Ministerstwie Handlu Zagranicznego, wicedyrektor urzędu obrotu
dewizowego) a także i samych ministrów handlu zagranicznego: Gaetano Stammati
(i jego sekretarz Giuseppe Battista) oraz Enrico Manca.
Ponadto, we wrześniu 1975, Banco Ambrosiano oraz IOR nabywając - znowu
za pośrednictwem Cisalpine - 5 procent akcji urugwajskiego Banco Financiero
Sudamericano, pozostającego pod kontrolą Ortolaniego, stają się faktycznie
wspólnikami włoskiego masona-finansisty.
Związki pomiędzy LożąP2 i Watykanem zacieśniają się jeszcze bardziej w
lipcu 1977, kiedy to loża przejmuje kontrolę nad grupą wydawniczą Rizzoli
-Corriere della Sera.
Zetknięcie się Loży P2 i Watykanu w odniesieniu do własności grupy Rizzoli
-Corriere della Sera oznacza dokonanie się pojednania pomiędzy pewnymi
kręgami masonerii i kręgami kościelnymi. Sergio
86
87
Flamigni w swej książce o sekretnej Loży P2 pisze: "W praktyce Watykan,
działając za pośrednictwem IOR, przyzwala i patronuje temu, aby tajemna loża
masońska przejęła i zdobyła kontrolę nad spółką Rizzoli Editore oraz spółką
Corriere della Sera. W ten sposób Watykan staje się niejako wspólnikiem w po-
wyższym interesie i jest oczywiste, że po spłacie udziału Agnellich -jak zeznawać
będzie później Ortolani -kontrola grupy Rizzoli - Corriere della Sera została
przejęta przez Gelliego i że masoneria sprawowała kontrolę nad całością".
W roku 1979 dokonany zostaje kolejny krok na drodze urzeczywistniania
ambitnego watykańskiego projektu utworzenia katolickiego centrum finansowego,
będącego w stanie konkurować z finansjerą laicką; Golii i Ortolani cieszą się
gwarancjami otrzymanymi w wyniku porozumienia o rozwijaniu współpracy
gospodarczo-finansowej, zawartego pomiędzy Roberto Calvi (z ramienia Banco
Ambrosiano) i Carlo Pesenti.
Tak oto w ciszy tajemnicy bankowej grupie braci masonów udaje się powiązać z
Watykanem i aktywnie włączyć w życie Kościoła, chociaż oficjalnie ekskomunika
papieska zachowuje jeszcze nadal swą moc. 9 sierpnia 1978 - a więc trzy dni po
śmierci papieża Montiniego i w trakcie przygotowań do konklawe,
które ma wybrać jego następcę - dziennika Messaggero publikuje dosyć osobliwy
nekrolog: "Bracia Masoni! W artykule wstępnym masońskiego czasopisma (które
ma się wkrótce ukazać) napisano, że śmierć Pawła VI oznacza dla nas śmierć tego,
który uchylił wyrok wydany przez Klemensa XII i jego następców. A zatem po raz
pierwszy w historii współczesnej masonerii przywódca religii świata zachodniego
zmarł pozbawiony uczucia wrogości wobec masonów". W rzeczywistości jednak
Paweł VI - przynajmniej w sposób oficjalny - nie uchylił wyroku wydanego przez
Klemensa XII, a zapowiedź masońskiego wstępniaka wypada odczytać raczej jako
próbę nacisku na kardynałów zgromadzonych na konklawe.
W okresie pomiędzy 17 i 25 sierpnia, a więc podczas trwającego jeszcze
konklawe, agencja informacyjna Euroitalia publikuje dwa artykuły, w których
upublicznia kody, numery wpisów i daty przyjęcia czterech kardynałów do pewnej
loży masońskiej. Mówi się przy tym, że każdy z nich ma szansę zostania papieżem.
Podane inicjały łatwo można rozszyfrować: "Seba" - to Sebastiano Baggio, prefekt
Kongregacji Biskupów (jak się okaże do Loży P2 należał również brat kardynała
Francesco Baggio); "Salpa" - to Salvatore Pappalardo, arcybiskup Palermo; "Upo"
- to Ugo Potetti, wikary, czyli "Numer dwa" w watykańskiej
88
89
hierarchii; "Jeanvi" - to Jean Vìllot, sekretarz stanu Państwa Watykańskiego.
12 września - a więc już po dokonanym 26 sierpnia wyborze na papieża
Albina Lucianiego - kontrowersyjny tygodnik Op, należący do członka Loży P2
Mino Pecorelli, publikuje artykuł pod tytułem "Wielka Loża Watykańska", w
którym postawiona została hipoteza, że niedyskrecje podane przez agencję
Euroitalia były próbą zdyskredytowania szans kandydatów określonych jako
masonów.
W artykule Op czytamy między innymi: "Czyżby również w Watykanie
rozbłysła gwiazda Wielkiej Loży Wschodu? Od jakiegoś czasu w środowiskach
katolickich - a w szczególności tych powiązanych z Lefebvrem - pojawiaj ą się
głosy, które bez ogródek stwierdzają, że wraz z papieżem Montinim loża z Piazza
del Gesù weszła i do Watykanu. Wprawdzie biorąc pod uwagę delikatność
problemu, prasa uznała za stosowne przemilczeć tę kwestię, ale czar prysł w środę
9 sierpnia, kiedy to na czwartej skonie Mes saggerò ukazał się wielce wymowny
komunikat... Wyjście masonerii z ukrycia poprzez oficjalne wyrażenie żalu z
powodu śmierci Pawła VI oznacza, że może już wkrótce, za kilka dni, masoneria
będzie się starała w jakiś sposób wpłynąć na decyzje konklawe? Postawienie takich
pytań nie przysłużyło się utrzymaniu spokoju
w tak delikatnym momencie Jakim są przygotowania do wyboru nowego papieża.
Zrodziło to cień posądzenia o schizmę w łonie Kościoła katolickiego. Na szczęście,
w trakcie rozważania tego problemu, nadeszła wiadomość o niezręczności naszego
ambasadora przy Stolicy Apostolskiej.
W dalszym ciągu Op informuje, że do prasy przedostały się notatki Vittorio
Corderò di Monteze-molo na temat konklawe, przygotowane między innymi dla
głowy państwa. Uwagi i oceny ambasadora na temat niejednego kardynała (nie
uchronili się od nich ani Villot, ani Pignedoli, ani Poletti, ale najbardziej gorzkie
słowa - "nie jest to ktoś, kto idzie z duchem czasu" - dostały się Benelliemu)
obiegły szybko wszystkie redakcje, powodując przypływ wyobraźni u
"watykanologów", którzy wypowiadali karkołomne hipotezy na temat losów
konklawe. Tak zrodziły się "prawdziwe" niedyskrecje na temat Baggio, Bertoliego,
Pironio, na temat kardynałów z "r" w nazwisku, na temat kardynałów
wyróżnianych ze względu na wagę i wzrost... Było to coś, czego z pewnością
życzyli sobie ci, którzy pragnęli, żeby nie mówiono już o problemie masonerii.
Innym powodem - czytamy dalej w Op - który skłonił nas do pogłębienia
kwestii styku Watykan --masoneria, było to, że wskazani przez agencję
90
Euroitalia kardynałowie należeli do grupy uchodzącej za najbardziej postępową.
Przeciek informacji w przeddzień konklawe był zapewne formą nachalnej presji. I
dalej tygodnik informuje, że 28 sierpnia uzyskał listę nazwisk 121 osób - wśród
których byli kardynałowie, biskupi i inni prałaci - wraz z zakodowanymi imionami
wskazującymi na przynależność do lóż masońskich.
"Dla osoby laickiej należenie do masonerii nie jest z całą pewnością żadnym
przestępstwem, przeciwnie - może to być nawet powód do dumy, bo przecież loże
realizują cele humanitarne propagując wolność, porządek i postęp cywilizacyjny.
Jednak w przypadku osoby duchownej rzecz ma się nieco inaczej. Pozostawanie w
stanie duchownym już samo przez się zakłada wszystkie te obowiązki, o których
mówi się w masonerii, a przynależność do tajemnej sekty (chociaż obecnie, z
niewielkimi wyjątkami, masoneria nie polega już na tajnych zgromadzeniach)
podlega zakazowi na mocy przepisów prawa kanonicznego, które słusznie dba o to,
aby nie dopuszczać do sytuacji, w której kapłani podlegaliby dwóm hierarchiom.
Ten kto narusza jedną zasadę, zdolny jest naruszać i inne - oświadczył bardzo
wysokiej rangi prałat, który zresztą wykluczył, aby tak wielka liczba księży mogła
należeć do masonerii. Ale całe Włochy przeżywają chwile
dużej niepewności. Wszystkie ideologie laickie umarły, a nawet zostały
pogrzebane, kryzys gospodarczy udowodnił, co znaczy komunizm i jego mity. W
całkowitym mroku, właśnie w tych dniach, w okresie tuż po śmierci papieża Pawła
VI Ì Aldo Moro, Kościół katolicki jawi się znowu i to w pełnym swoim blasku jako
propozycja do rozważenia. Pozostaje dzisiaj jedynym wielkim punktem
przyciągania. Ta latarnia nie powinna być zasnuta mgłą ani ulegać deformacji.
Papież Luciani ma przed sobą trudne zadanie i wielką misję. Musi, między
innymi zaprowadzić porządek na szczytach władzy Watykanu. Publikując listę
duchownych, którzy, być może, należą do lóż masońskich, sądzimy, że dodajemy
do tego nasz własny drobny przyczynek" - kończy swój artykuły.
Do powyższego artykułu dołączono cytowaną listę watykańskich dygnitarzy,
podejrzewanych o przynależność do masonerii. Podano numer wpisu oraz za-
kodowane imię. Znaleźli się na niej między innymi: wspomniany Giovanni Caprile,
biskup Alberto Abiondi, monsignor Fiorenzo Angelini, ojciec Emesto Balducci,
biskup Luigi Bettazzi, ojciec David Maria Turoldo, wicedyrektor Osservatore
Romano monsignor Virgilio Levi. Lista prałatów będących domniemanymi maso-
nami zawiera osoby znajdujące się na szczytach watykańskiej hierarchii: jest tam
sekretarz Pawła VI
92
Pasquale Macchi, prezes IOR Paul MarcinkusJego prawa ręka Donato De Bonis,
prefekt Kongregacji Biskupów Sebastiano Baggio, nuncjusz apostolski w
Argentynie Pio Laghi, kardynał wikariusz Ugo Po-letti, a nawet sekretarz stanu
Jean Villot. Co do wspomnianego Ugo Poletti, to jeszcze we wrześniu 1978 jego
nazwisko pojawiło się w kontekście skandalu z Lożą P2 : chodziło o przemyt ropy
naftowej organizowany w porozumieniu z politykami, urzędnikami państwowymi i
kierownictwem z policji skarbowej. W trakcie śledztwa zostanie wkrótce ustalone,
że członka Loży P2 Raffaele Giudice (bohatera głównego skandalu) nominowano
na szefa policji skarbowej po tym. Jak kardynał Poletti przesłał na ręce
Andreottiego stosowny list polecający.
W następstwie artykułu opublikowanego w Op nowo wybrany papież zwrócił
się o konsultację do wiekowego kardynała Pericle Felici, którego poprosił o ocenę
wiarygodności listy upublicznionej przez Pecorelliego i o informację na temat
przypisywanej Pawłowi VI intencji zmiany stanowiska Kościoła wobec
wolnomularstwa. Felici poinformował papieża; że podobna lista krążyła już po
Watykanie wiosną 1976 roku i że w jego opinii tylko kilku z wymienionych
prałatów faktycznie należało do lóż masońskich. Co do zamiarów papieża
Montiniego, Felici wyjaśnił:
"W trakcie ostatnich lat pojawiło się wiele grup nacisku; niektóre zainteresowane
kręgi sugerowały, aby na masonerię patrzeć w sposób bardziej nowoczesny. Ojciec
Święty, zanim zmarł, ciągle jeszcze zastanawiał się nad tym zagadnieniem".
Flamigni, powołując się na oświadczenia członka loży generała Fulberto
Lauro, potwierdza fakt należenia do Loży P2 także kardynałów i biskupów. AL
'Europeo cytuje słowa innego członka Loży P2Piera Carpi, który w 1987 roku
również będzie mówić o obecności masonów za watykańskimi murami: "Loża ta
nazywa się »Loggia Ecclesia« i pozostaje w kontakcie w wielkim mistrzem
»Loggia Unita d'Inghilterra« - hrabią Michelem z Kent. Działa ona w Watykanie od
1971 roku, należy do niej ponad stu członków, wśród których są kardynałowie,
biskupi i wysocy dygnitarze z kurii. Udaje im się zachować całkowity sekret, ale
nie do tego stopnia, żeby informacje nie dotarły do ludzi z Opus Dei".
Myśląc o przyszłych nominacjach nowych hierarchów watykańskich, Jan
Paweł I zleca kardynałowi Giovanniemu Benelli przeprowadzenie dochodzenia w
sprawie obecności masonów w strukturach kościelnych. Jednak papież nie pozna
jego wyników. Umrze w tajemniczych okolicznościach 29 września, właśnie
wtedy, gdy przygotowywał się do odwołania
z kierownictwa IOR domniemanego masona Paula Marcinkusa i do zerwania
wszelkich kontaktów papieskiego banku z Banco Ambrosiano kierowanym przez
masona Roberto Calvi.
Przy decydującym poparciu konserwatywnego skrzydła, kierowanego przez
Opus Dei, 16 października 1978 konklawe wybiera nowego papieża w osobie
Polaka Karola Wojtyły. Tak więc Marcinkus nie zostanie odwołany z funkcji szefa
IOR i będzie jeszcze przez całe lata mógł prowadzić swoje finansowe matactwa za
pośrednictwem banku papieskiego. Swoje stanowiska zachowaj ą także inni
prałaci, o których mówiono, że należeli do lóż masońskich, a którym groziło
dochodzenie zarządzone przez papieża Lucianiego.
Loża P2 będzie się starała odwdzięczyć papieżowi Wojtyle za tę jego
pobłażliwość wyrażoną przez zaniechanie. Przydarzyło się, na przykład, że kiedy
pewien fotograf zdołał zrobić kilka zdjęć Janowi Pawłowi II w kostiumie
kąpielowym w basenie w Castel Gandolfo, Licio Gelli nakazał firmie Rizzoli
natychmiast - za 170 milionów -je odkupić, by następnie za pośrednictwem Giulio
Andreottiego przekazać je papieżowi.
Kwestia stosunków pomiędzy Kościołem i masonerią pozostaje uśpiona na kolejne
pięć lat. Temat
powróci dopiero jesienią 1983 roku, w przeddzień ogłoszenia przez Stolicę
Apostolską nowego kodeksu kanonicznego. Dziennikarskim spekulacjom Jakoby
miał nastąpić kres potępienia masonerii, Joseph Ratzinger (prefekt Kongregacji
Doktryny Wiary) przeciwstawił 26 listopada następujące sztywne oświadczenie:
"Osąd Kościoła wobec stowarzyszeń wolnomularskich pozostaje negatywny
bez zmian. Zasady tych stowarzyszeń zawsze uważane były jako nie dające się
pogodzić z doktryną Kościoła: dlatego przystępowanie do masonerii objęte jest
zakazem. Wierni, którzy należą do stowarzyszeń wolnomularskich, tkwią w
ciężkim grzechu i nie mogą przystępować do Świętej Komunii."
Jednak słowa tradycjonalisty Ratzingera mijają się z faktami: wraz z
opublikowaniem nowego kodeksu kanonicznego Jan Paweł II uchyla normę
prawną, na mocy której masoni przez ponad dwa wieki podlegali automatycznie
ekskomunice.
Za pośrednictwem kardynała Camillo Ruini, 21 grudnia 1996, Wielka Loża
Wschodu we Włoszech z siedzibą w Palazzo Giustiniani przekaże papieżowi
Karolowi Wojtyle Order Galileusza, najwyższe masońskie odznaczenie honorowe
nadawane osobom spoza kręgu masonów.
Do orderu dołączono następujące uzasadnienie: "Promował uniwersalne wartości
wolnomularstwa, braterstwo, szacunek dla godności człowieka i ducha tolerancji,
naczelne zasady życia prawdziwych wolnomularzy". Papież przesyłkę odeśle
nadawcy.
Rycerze konnego zakonu
W pierwszej połowie lat osiemdziesiątych komisja parlamentarna odkrywa nie
tylko przestępczą współpracę pomiędzy dygnitarzami Watykanu i grupą masońską
z Loży P2, ale też naświetla sprawę stosunków utrzymywanych przez hierarchów i
kręgi kościelne z stowarzyszeniami innymi niż masoneria, ale również
"sekretnymi" i tajemniczymi, takimi jak Zakon Konny Grobu Świętego w
Jerozolimie.
Zakon powstał pod egidą Watykanu i przez długi czas kierował nim kardynał
Giuseppe Caprio. Monsignor Salvatore Cassisa, kierownik sekcji zakonu w
Palermo określi stowarzyszenie jako kontynuację dawnego Zakonu Krzyżowców
Goffredo di Buglione,
98
99
przy czym o ile dawniej jego zadaniem była militarna obrona Ziemi Świętej, to
dzisiaj działania jego polegają przede wszystkim na obronie religii katolickiej na
obszarach Ziemi Świętej oraz na zbieraniu datków na realizację przedsięwzięć o
dużym znaczeniu społecznym, takich choćby jak tworzenie szkół, szpitali,
żłobków, sierocińców czy hoteli pracowniczych.
Oficjalnie Zakon Konny Grobu Świętego w Jerozolimie miał działać na pięciu
kontynentach i przyjmować do swojego grona wyłącznie osoby godne pełnego
zaufania oraz nie miał posiadać cech stowarzyszenia tajnego. Kandydaci na rycerzy
mieli być poddawani skrupulatnym weryfikacjom, musieli przedkładać
zaświadczenie o niekaralności, a także - wystawiane im przez proboszcza -
świadectwo obyczajności. Praktyka jednak miała się zgoła odmiennie: przez długie
lata przewodniczącym ("zawiadującym") sekcji regionu Lazio był członek Loży P2
Umberto Ortolani, a w radzie tejże sekcji zasiadał, również członek P2, generał
Fulberto Lauro. Co więcej - według słów tego ostatniego - czołowe postacie loży,
takie jak Licio Gelli i generałowie oraz dygnitarze policji skarbowej Donato Lo
Prete i Raffaele Giudice, również mieliby pełnić odpowiedzialne funkcje w
Zakonie.
Cień i mgła przesłaniaj ą jednak przede wszystkim sekcję zakonu w Palermo. W
grudniu 1992
senator Carmine Mancuso, zwracając się z zapytaniem parlamentarnym do ministra
spraw wewnętrznych i do ministra sprawiedliwości, określa zakon mianem
stowarzyszenia paramasońskiego, demaskując jego typową strukturę ukrytej
władzy, sprawowanej przez wiele dosyć dwuznacznych postaci. Wśród nazwisk
139 członków wpisanych na listę sekcji zakonu w Palermo ujawnia grupę
duchownych piastujących wysokie funkcje w hierarchii kościelnej, wysokich
urzędników sił zbrojnych, parlamentarzystów, dygnitarzy z wymiaru
sprawiedliwości oraz bankierów. A w dodatku na kilku rycerzach zakonu ciążą
podejrzenia o związki z Cosa nostra.
Najbardziej bulwersujący przykład stanowi rycerz Bruno Contrada, główny
zwierzchnik sił porządku publicznego, członek zakonu od 22 listopada 1982,
posiadający z czasem tytuł zawiadującego. W latach osiemdziesiątych Contrada był
wiele mogącym szefem Lotnej Brygady w Palermo, po czym awansował do
kierownictwa cywilnych służb specjalnych. W 1996 roku Contrada zostanie
skazany przez sąd pierwszej instancji na 10 lat więzienia za przynależność do sto-
warzyszenia o charakterze mafijnym. Poprzednio, w 1993, był oskarżony w
procesie o rzeź w Capaci (później postępowanie umorzono). Następnie prokuratura
postawiła mu zarzut w sprawie zamachu,
100
101
w którym życie stracił sędzia Paolo Borsellino. Na Contradzie ciążyły też poważne
podejrzenia o współdziałanie z mordercami, których ofiarami stali się jego byli
koledzy: Boris Giuliano (zamordowany 21 lipca 1979) i Ninni Cassara (którego
zamordowano 5 sierpnia 1985).
Według śledczego Gaspare Mutoli pośrednikiem pomiędzy Contrada i
mafijnymi bossami miałby być inny bardzo wpływowy członek zakonu - hrabia Ar-
turo Cassina. O podejrzewanych związkach Cassiny ze środowiskami mafijnymi
mówiono wielokrotnie w 1985 roku, kiedy to tygodniki Siciliani, którego
redaktorem był Giuseppe Fava (również i on został potem zamordowany przez
Cosa nostra), opublikował artykuł o zamordowaniu Cessary, prowadzącym śledz-
two w sprawie pieniędzy rodziny Cassina.
Cassina, z pochodzenia lombardczyk, do Palermo przeniósł się zaraz po
wojnie. Do Zakonu Grobu Świętego wstąpił 7 lutego 1951. Jako rycerz Wielkiego
Krzyża działał energicznie na rzecz rozwoju zakonu na Sycylii, a jego aktywność
została nagrodzona kilka lat później nominacją na funkcję głównego
zawiadującego. W pierwszej połowie lat sześćdziesiątych hrabia Cassina był
uznawany za najbardziej wpływowego budowniczego w Palermo: jego
przedsiębiorstwa wznosiły w mieście liczne obiekty
użyteczności publicznej, a także zajmowały się konserwacją dróg i sieci
kanalizacyjnej. 16 sierpnia 1972 jego syn, Luciano Cassina, został porwany przez
Cosa nostra i - według słów śledczego Mutoli - hrabia zwrócił się wówczas o
pomoc do mafijnego bossa Stefano Bon-taty. I wtedy Mimmo Teresi, podwładny
Bontaty, został przyjęty do pracy w biurze syna Cassiny w Cardillo.
Kolejnym obiektem śledztw w sprawie mafijnych kapitałów stał się Pietro Di
Miceli, księgowy prowadzący kancelarie w Palermo i w Rzymie, rycerz zakonu od
9 grudnia 1987. Śledczy dotarli do Di Miceli w wyniku przechwycenia rozmów
telefonicznych, które prowadzili ze sobą Gaspare Gambino i Salvatore Nicolosi,
dyrektor Cassa di Risparmio di Monreale, banku podejrzanego o pranie brudnych
pieniędzy mafii z Corleone. Nazwisko Di Miceli pojawiało się kilkakrotnie w
dokumentach zabezpieczonych w 1992 roku w trakcie przeszukania u
przedsiębiorcy Gaspare Gambino, oskarżonego o przynależność do mafii. Ten sam
Di Miceli został wskazany przez kilka osób jako Jeden z księgowych związanych z
mafią z Corleone. Podobno przed długi czas dbał o jej interesy. DÌ Miceli będzie
utrzymywać, że stał się ofiarą mafijnego spisku, wymierzonego przeciwko jego
działaniom w charakterze biegłego sądowego przy sądzie w Palermo.
J02
103
Podczas wyżej wspomnianego śledztwa dotarto również do kilku innych
sycylijskich banków. Prokuratura podejrzewała je o utrzymywanie kontaktów ze
środowiskami mafijnymi. Najważniejszym wśród nich był Banco di Sicilia. W
swojej książce Tajemnica Sindony dziennikarz Nick Tosches przytacza fragment
swojego wywiadu z mafijnym bankrutem.
"Którymi bankami posługuje się mafia? - zapytałem Sindony. Ten chwilę
pomyślał. - To niebezpieczne pytanie. - Chwilę zastanawiał się. Wzruszyłem ra-
mionami, a on uśmiechnął się i nie wahając się już powiedział: - Na Sycylii Banco
di Sicilia, czasami..."
Różne śledztwa prowadzone przez prokuraturę wykażą sposoby, które
stosował bank udzielając poręczenia hierarchom mafijnych organizacji. Śledztwa
wykazały też, że wśród rycerzy zakonu w Palermo trzej z nich sprawowali
kierownicze funkcje w Banco di Sicilia: byli to wicedyrektorzy Gerlando Micciche
(w zakonie od29 grudnia 1971) i Gaspare Governale (rycerz zakonu od 24 grudnia
1976), a także Carlo Marino (w zakonie od 25 stycznia 1974).
Wśród bankierów działających w Zakonie Grobu Świętego znaleźli się
ponadto: Giovanni Ferrare (od 24 czerwca 1978) i Agostino Mule (od 9 grudnia
1987), kolejno prezes i dyrektor generalny banku Sicilcassa, kolejnej instytucji
kredytowej podejrzewa-
nej o związki z mafią. W tym właśnie banku w pierwszej połowie lat
siedemdziesiątych pracował Marcello Dell 'Utri (deputowany z ramienia partii
Forza Italia), który w 1997 roku stanie przed sądem za współpracę z mafią.
Pracę Dell'Utri w banku Sicilcassa określono jako pracę o wysokim ryzyku,
bowiem w kolejce przed okienkiem stawało wielu mafiosów. W tamtym czasie
również oddziały banku Vittorio Emanuele Orlando - Cassa di Risparmio delle
Province Siciliane -traktowały mafiosów ze szczególnym poważaniem. Proces
przeciwko Spatoli - pierwsze poważne śledztwo, które prowadził Giovanni Falcone
- unaoczni, w jaki sposób handlarze narkotyków z grupy Spato-la-Inzerillo
prowadzili swoje interesy, zarówno te legalne, jak i te nielegalne, przy świadomym
uczestnictwie niektórych funkcjonariuszy banku Orlanda.
Do Zakonu Grobu Świętego należał również (od 9 kwietnia 1981) Enrico La
Loggia, senator z ramienia Forza Italia, syn byłego senatora z kręgu Fanfaniego -
Giuseppe La Loggia. Podobno wybór do parlamentu La Loggia seniora także
promował boss sycylijsko-amerykańskiej mafii Nick Gentile.
Zresztą w swojej późniejszej biografii Nick Gentile opowiedział historię tego
poparcia. "W 1951 roku zadałem sobie trud udzielania poparcia Peppino
104
105
La Logia. Tano Di Leo miał w Rzymie informatora i dowiedział się o tym,
przyjechał zatem do Palermo do mojego sklepu. Był wściekły. Powiedział mi, że
nie powinienem absolutnie popierać La Loggia. Odpowiedziałem, że
zaangażowałem się, ponieważ szwagier La Loggia, kiedy w czasach
faszystowskich znalazłem się w więzieniu, zeznawał na mój ą korzyść' '.
W śledztwie zdołano także ustalić, że spośród polityków będących rycerzami
para-religijnego zakonu znaleźli się także: były chrześcijański demokrata
Raimondo Maira - pełniący w przeszłości funkcję referenta frakcji Andreottiego w
Caltanissetta, wobec którego w 1992 roku wydział do walki z przestępczością
zorganizowaną będzie domagał się uchylenia immunitetu celem wszczęcia
postępowania o przynależność do organizacji mafijnej. Od oskarżenia tego Maira
zostanie następnie uwolniony.
W Palermo przedstawiciele Kościoła tworzyli w Zakonie Grobu Świętego
całkiem sporą grupę; należał doń sam biskup Sotir Ferrara (eparcha z Równiny
Albańskiej), biskup Giuseppe Carcione (diecezjalny wikariusz), biskup Alfredo
Garsia (arcybiskup Caltanisetta), biskup Francesco Guercio Marmino. A 9 kwietnia
1990 do grona tego dołączył również biskup Giovanni Carella De Caro, który w
dokumentach zakonnych określany był jako "prałat
Domu Papieskiego" (tzn. asystent) papieża Karola Wojtyły.
Jednakże najbardziej znanym ze wszystkich rycerzy należących do zakonu byt
arcybiskup Salvadore Pappalardo, który od października 1970 do kwietnia 1996
kierował diecezją Palermo. Ten wysoki dostojnik dał się poznać z karcącego tonu
niekończących się, wygłaszanych z ambony wysokim głosem kazań o
"machinacjach i knowaniach jawnych przestępców z ukrytymi kombinatorami,
prowadzącymi swoje podejrzane interesy pod sprytnymi przykrywkami i
protekcją". Przytoczone słowa pochodzą ze znanej, skierowanej przeciwko mafii,
homilii wygłoszonej 4 września 1982 w San Domenico nad trumnami prefekta
Carlo Alberto dalla Chiesa i Jego żony Emanueli Setti Carraro, zamordowanych
przez kile-rów z Cosa nostra. Zaledwie w pięć miesięcy po objęciu funkcji
ordynariusza Pappalardo został wyświęcony na rycerza Wielkiego Krzyża Grobu
Świętego (9 marca ł 971 ). W istocie godność tę dzielił właśnie z kilkoma
"ukrytymi kombinatorami prowadzącymi podejrzane interesy" w środowiskach
mniej lub bardziej bliskich mafii. Natomiast zaufanym przedsiębiorcą kurii z
Palermo (a zatem i samego arcybiskupa), któremu powierzano przez wiele lat
roboty remontowe i restauracyjne kościołów z obszaru
106
107
arcybiskupstwa, był Salvatore Sbeglia, oskarżony później o dostarczenie aparatu
zdalnego sterowania użytego przez Cosa nostra w trakcie rzezi w Capaci (chodzi o
zamach z 23 maja 1992, w którym zginęli sędzia Giovanni Falcone, jego zona
Francesca Morvillo oraz agenci ochrony). Według niektórych śledczych Sbeglia
miałby należeć do rodziny mafijnej z Malaspina.
Innym ważnym duchownym należącym do palermiańskiej sekcji Zakonu
Grobu Świętego był biskup Salvatore Cassisa, piastujący godność arcybiskupa w
Monreale (największej i najbogatszej diecezji na Sycylii). Do zakonu, gdzie
posiadał tytuł zawiadującego, przystąpił 15 lutego 1979. Dnia l listopada 1984,
kiedy to zakon demonstracyjnie pokazywał swoją moc miastu Palermo i Włochom
w trakcie wystawnej ceremonii przyjmowania 39 nowych rycerzy, zorganizowanej
w katedrze w Monreale, Salvatore Cassisa wystąpił wyłącznie jako prior rycerzy
Grobu Świętego i tylko w takim charakterze towarzyszył prowadzącemu obrządek
patriarsze Jerozolimy. Cztery lata później sam stanie na czele palermiańskiej sekcji
zakonu, gdy Arturo Cassina, w następstwie podejrzeń o powiązania z mafią,
zobowiązany został do złożenia płaszcza i szpady.
W lutym 1992 roku biskup Cassisa dochodzi do wniosku, że potężna katedra
posadowiona na skale
Monreale wymaga gruntownego remontu i prac restauratorskich. W związku z tym
zwraca się o ogromną dotację ze środków publicznych, przedkładając wraz z
wnioskiem cztery listy zaadresowane do równie znaczących chadeckich
dygnitarzy: do ówczesnego premiera Andreottiego (jeszcze przed jego procesem o
powiązania z mafią), do ministra robót publicznych Pradoliniego (przed jego
perypetiami w ramach akcji "Czystych rąk"), do przewodniczącego parlamentarnej
komisji bilansowej Salvo D'Acquisto i do podsekretarza Ferdinando Russo
(sycylijskiego przedstawiciela frakcji Arnaldo Forlaniego). Dodać należy, że
Ferdinando Russo, od 12 października 1983 był już członkiem zakonu, a tym
samym jako rycerz podlegał Cassisie. Wspomniane wyżej listy trafiły w końcu do
prokuratorskich akt; według prokuratury biskup zgarnął do kieszeni ogromne
kwoty przeznaczone na odrestaurowanie katedry. Wraz z nim przed sądem staną
również bracia Fulvio i Daniele Lima -administrator i kierownik techniczny kurii
monrealskiej.
W lipcu 1995 palermiańscy prokuratorzy Roberto Scarpinato i Luigi
Patronaggio wnieśli do sądu akt oskarżenia przeciwko potężnemu arcybiskupowi
Cassisa zarzucając mu także oszustwo na niekorzyść Unii Europejskiej. Na
potrzeby trzydziestoośmiohektarowej posiadłości, należącej do arcybogatej diecezji
108
109
Monreale, poproszono o dotację ze środków Unii w wysokości 750 milionów
lirów. Jednakże w rzeczywistości posiadłość liczyła tylko dwanaście hektarów, a
zatem pomoc mogła wynosić tylko 180 milionów lirów: cudowne rozmnożenie się
hektarów nie było bynajmniej dziełem Ducha Świętego, ale według aktu oskarżenia
było zwykłym oszustwem w przesłanych do Brukseli dokumentach.
Na koncie rycerza Grobu Świętego - arcybiskupa Salvatore Cassisa znalazły
się także dwa inne postępowania wszczęte przez prokuraturę w Palermo. Pierwsze
było wynikiem doniesienia złożonego przez jednego z wiernych, który oskarżał
arcybiskupa o nielegalne zawłaszczenie kwoty około miliarda lirów, stanowiącej
spadek po zmarłej krewnej skarżącego. Druga sprawa dotyczyła natomiast
powiązań z Cosa nostra: sekretarz osobisty Cassisy, ksiądz Campisi, był
zamieszany w sprawę bossa Luca Bagarelli, szwagra Toto Riiny. W trakcie
drugiego okresu ukrywania się boss miał podobno używać telefonu komórkowego
należącego do Campisisiego.
Arcybiskup Cassisa zawsze i wszędzie twierdził jednak, że jest niewinny. W
maju 1997, po uzyskaniu wieku emerytalnego (dla biskupów było to 75 lat),
potężny prałat, przed którego obliczem klękali wszyscy liczący siew Palermo,
postanowił się wycofać.
Decyzja została natychmiast przyjęta przez papieża Wojtyłę, działającego zresztą
zgodnie z sugestiami przewodniczącego włoskiej konferencji episkopatu, Camillo
Ruini.
Wśród 139 palermiańskich rycerzy Grobu Świętego, był także generał
karabinierów Salvatore Rovelli, który do zakonu wstąpił 7 lutego 1980.
l8 grudnia 1974 w trakcie posiedzenia parlamentarnej komisji śledczej
badającej powiązania sycylijskiej mafii, wówczas jeszcze pułkownik, Rovelli
przedstawił długie i szczegółowe sprawozdanie na temat działalności mafii w
Palermo i w okolicy. Sprawozdanie zawierało opis licznych zabójstw i usiłowań
zabójstw, a także porwań dokonanych przez grupy przestępcze działające bądź na
samej Sycylii bądź też na terytorium północnych Włoch. Po tym sprawozdaniu na
zebraniu komisji przesłuchano kapitana Giuseppe Russo, dowódcę komórki
śledczej karabinierów w Palermo oraz byłego ścisłego współpracownika generała
Carlo Alberto dalla Chiesa (dalla Chiesa w latach siedemdziesiątych był dowódcą
karabinierów w Palermo i wtedy także rycerzem zakonu). Przesłuchiwany ujawnił
szczegółową listę z imionami i nazwiskami bossów działających w najbardziej
zbrodniczych klanach mafii. Dnia 20 sierpnia 1977 na ulicy w Palermo Russo i
nauczyciel Filippo Costa zostali
110
111
zamordowani przez zabójców należących do grupy Toto Riina z Corleone. Tym, co
łączyło porwania opisane przez pułkownika Rovelli z zabójstwem kapitana Russo,
była działalność corleonistów, tj. środowiska, z którym bliskie kontakty
utrzymywał inny wysoki prałat z Monreale, ojciec Agostino Coppola.
Mafijne konszachty ojca Coppoli tak opisuje były prokurator Giovanni
Pizzillo: "W odniesieniu do odpowiedzialności zakonnika Coppoli za porwania
osób dokonane na terenie Północnych Włoch należy dodać, że przy wspomnianym
duchownym znaleziono banknoty, którymi opłacono okup za uwolnienie
porwanego Baroniego... W trakcie śledztwa w sprawie porwania Cassiny pewien
duchowny, jezuita, zdecydował się zeznać, że pośrednikiem, którym posłużył się w
rozmowach z porywaczami, był ojciec Coppola, były ekonom w seminarium w
Monreale... W domu jego brata znaleziono 4 miliony 200 tysięcy lirów
pochodzących z okupu za wydanie Baroniego na terytorium Lombardii. Był to w
istocie początek nitki prowadzącej do kłębka rozlicznych powiązań pomiędzy
miejscową mafią i specjalistami od porwań »Anonima Sequiestri« z północy kraju.
Śledztwo prowadzone przez policję sądową wobec Coppoli pozwoliło ponadto
ustalić, że tenże zakonnik działał, na wyraźne żądanie sprawców przestępstwa, jako
pośrednik w negocjacjach z rodziną porwanego Rossi z Montelera. Sławna walizka
z 3,5 miliardami lirów miała być przekazana ojcu Coppoli; nie została jednak
przekazana bowiem szczęśliwie odnaleziono kryjówkę, gdzie przetrzymywano
porwanego i z której go uwolniono".
Wpisany pod numerem 1529 oficjalnego rejestru mafiosów prowincji
Palermo, ojciec Agostino Coppola jest właśnie tym księdzem, który udzielił ślubu
Toto Riinie z Ninettą Bagarella, siostrą Leoluca. Natomiast skruszony mafioso
Francesco Marino Mannoia opowiadał o księdzu-bossie jako o kimś bardzo dobrze
zorientowanym w interesach grupy corleońskiej: "Słyszałem od Bonate Stefano i
od innych ludzi honoru z naszej rodziny, że Calo Pippo, Riina Salvatore, Madonia
Francesco i inni z tej samej grupy posiadali pewne pieniądze-za pośrednictwem
Gelli Licio -zainwestowane w Rzymie. Mówiło się również, że część z tych
pieniędzy była zainwestowana w banku watykańskim. Ta sama informacja została
przekazana także ojcu Coppoli".
Chodzi o tajemnice finansowe, które znało zaledwie kilku księgowych
corleońskich bossów. Wśród nich był księgowy Riiny, mason Giuseppe Mandalari,
aresztowany w grudniu 1995, o którym Salvatore Rovelli mówił, że pozostawał w
bliskich stosunkach
112
113
z ojcem Coppola i że zamieszany był w pranie pieniędzy pochodzących z porwań -
przypisywanych mafii lub dokonanych faktycznie przez mafię - a przeznaczonych
na zakup posiadłości ziemskich, inwestycje rolne czy tworzenie najróżniejszych
spółek.
Nazwisko Madalariego będzie często powtarzane w trakcie śledztw
prowadzanych przez sycylijską prokuraturę, która skłonna go będzie uznawać za
jednego z kontaktowych pośredników pomiędzy środowiskami mafijnymi,
masońskimi, politycznymi i kościelnymi na wyspie. Powodów dla takiej konkluzji
nie brak.
Na przykład 21 listopada 1982 mason Giuseppe Mandalari został opisany
przez dziennik // Giornale di Sicilia z okazji podróży papieża Jana Pawła II do
Palermo. W relacji z papieskiej wizyty dziennik zwraca uwagę na powitanie Jana
Pawła II przez "członków masońskiej komisji z Piazza del Gesù", wśród których
wymienia się właśnie Madalariego występującego w charakterze "Zwierzchnika i
Wielkiego Zawiadującego, Wielkiego Mistrza Zakonu". Warto tu dodać, że masoni
z Trinacria powitali papieża -jak gdyby chodziło o jednego z ich braci -typowym
dla organizacji wolnomularskich potrójnym uściskiem.
Również Cosa nostra skorzystała z okazji i aktywnie uczestniczyła w wydarzeniu.
Oto fragment
relacji z pisma Panorama: "Na czele świętej procesji (tj. papieskiego orszaku)
jechał biały samochód bez dachu, prowadzony przez szczególną postać - przed-
siębiorcę budowlanego, którego hobby jest uczestniczenie w wyścigach
samochodowych. Pań ten nazywał się Angelo Siino. Będzie o nim głośno dziesięć
lat później, jako o ministrze robót publicznych z Cosa nostra. Tego dnia Siino
pozostał przy papieżu przez całe dziewięć godzin. Gazety rozpisywały się o spoj-
rzeniach i o uśmiechach za każdym razem, gdy ich spojrzenia się spotykały."
114
115
Nieruchomości, transakcje, podatki
Podatkowy raj
Rzym, styczeń 1977. Parlament przygotowuje się do debaty nad projektem
nowego konkordatu z Watykanem, którego tekst przedstawia trzeci - politycznie
jednobarwny, bo złożony wyłącznie z chadeków - rząd Andreottiego.
Prezentowany projekt konkordatu jest zdecydowanie korzystny dla Stolicy Apo-
stolskiej przede wszystkim ze względu na zwolnienia podatkowe. Obiekcje
wysuwa jedynie Partia Radykalna, której parlamentarzyści wielokrotnie wnosili
bardzo krytyczne interpelacje i wnioski, domagając się między innymi dokonania
rzetelnej wyceny watykańskiego majątku ruchomego i nieruchomego na terytorium
Włoch. Nie umiano się jednak wobec
119
tego żądania zdobyć na żadną instytucjonalną odpowiedź.
Zadania częściowego choćby wypełniania informacyjnej pustki wokół
watykańskich nieruchomości znajdujących się na terenie Rzymu podejmuje
należące do spółki Rizzoli czasopismo L'Europeo, którym kieruje nowy szef
redakcji Gianluigi Melega. Dnia 7 stycznia 1977 tygodnik publikuje pierwszy
odcinek sondażu-spisu sygnowany nazwiskiem dziennikarza Paolo Ojetti. Artykuł
nosi tytuł "Watykan S.A.". Oto jego tekst.
Czwarta część Rzymu pozostaje w rękach ulotnych spółek panamskich, spółek
z Liechtensteinu, z Luksemburga, spółek szwajcarskich. Kolejna ćwiartka należy
do instytucji publicznych i do państwa. Trzecia z kolei ćwiartka jest własnością
bardziej lub mniej bogatych osób prywatnych. Ale ostatnia ćwiartka, być może
najlepsza, należy do Watykanu. W przeddzień rewizji konkordatu z 1929 roku
warto, być może, zadać sobie trud zajęcia się tym zagadnieniem. Tym bardziej że
wobec przygotowywanych zmian w układzie prawnym pomiędzy państwem i
Kościołem, sporo się mówi o religijnej edukacji w szkołach, o ustroju małżeńskim,
ale tylko przelotnie wspomina o przyszłym opodatkowaniu ogromnego majątku
Stolicy Apostolskiej.
Oficjalnie majątek kościelny złożony z nieruchomości położonych poza
watykańskimi murami uznawany jest za dobro korzystające z "eksterytorialności"
-gwarantują to zapisy w artykułach od 13 do 16 Traktatów Laterańskich. Chodzi o
bazylikę Świętego Jana na Lateranie, o bazylikę Santa Maria Maggiore, bazylikę
Świętego Pawła (z przyległymi zabudowaniami), o pałac papieski w
Castelgandolfo, o willę Barberini, także znajdującą się w Castelgandolfo, o kilka
budynków na wzgórzu Gianicolo, które poprzednio stanowiły własność
państwową, o budynki byłego klasztoru przyległe do bazyliki Świętych Apostołów
i o kościoły Sant Andrea della Valle i San Carlo ai Catinari, o pałac Dataria, o
Cancelleria, o siedzibę Propaganda Fide przy placu Hiszpańskim, o gmach
Świętego Ofìcjum, o Co-nvertendi przy Placu Scossacavalli, o Pałac Wikariatu i o
jeden budynek przy via della Conciliazione (gdzie w końcu przeniesiono
Convertenti z poprzedniej siedziby w Kościele Wschodnim). Analogicznie do
wyżej wymienionych, z przywileju wyłączenia od wszelkiego wywłaszczenia
("chyba że za uprzednią zgodą Stolicy Apostolskiej") i z prawa całkowitego
zwolnienia z opłat korzystają także: Uniwersytet Gregoriański, Instytut Biblijny,
Instytut Orientalny, Instytut Archeologii, Seminarium Rosyjskie, Kolegium
Lombardzkie, oba pałace świętego Apoloniusza oraz dom ćwiczeń dla kleryków
pod wezwaniem świętego Jana i Pawła.
Oprócz tych uprzywilejowanych budowli konkordat przewidywał specjalne
zwolnienia z podatków i opłat w odniesieniu do posiadłości Stolicy Apostolskiej
oraz "instytucji kościelnych i religijnych". Wszystko to zostało uzupełnione
zamiarem uzdrowienia sytuacji zaległej "kwestii rzymskiej", która już w 1929 roku
kosztowała państwo włoskie 750 milionów lirów. Pięćdziesiąt lat później niewiele
się w tym względzie zmieniło. Czwarta część miasta jest ciągle jeszcze w
przedsiębiorczych
120
121
rękach właścicieli i dysponentów wszelkich seminariów, stancji kardynalskich,
parafii, caritasów, agend apostolskich, domów prowincjalnych, komisariatów,
sekretariatów, klasztorów, instytutów, monastyrów, kongregacji, kolegiów Ì
domów kolegialnych, domów świętych, domów generalnych, domów religijnych
oraz prokuratur, oratoriów, seminariów, domów studenckich, bazylik i arcybazylik,
towarzystw, zgromadzeń, opusów, domu-sów, pobożnych zgromadzeń, pobożnych
domów, szkół, uniwersytetów, instytutów i seminariów papieskich, domów
pielgrzyma, kurii biskupich, domów biskupich, siedzib episkopalnych,
diecezjalnych, archidiecezjalnych, schronisk, kapituł, komitetów, konferencji
biskupów, domów opieki, wspólnot, konserwatoriów, bractw, arcybractw, agencji
generalnych, prokuratur generalnych, rektoratów, nuncjatur i przedstawicielstw
apostolskich, sióstr (boleściwych, miłujących, służebnic, apostolskich,
wspomagających, szarych, białych, kanoniczek, katechetek od Krzyża, klarysek,
dam apostolskich, diakonek, nauczycielek, pielęgniarek, córek, opiekunek, po-
tulnych, miłosiernych, misjonarek, mniszek, oblatek, szlachetnych oblatek,
szpitalniczek, cierpiętniczek, małych apostołek, małych sióstr, małych
służebniczek, małych córek, małych uczennic, robotnic, ubogich, wybranych,
różanniczek, sakramentek, stygmatyczek, tercjanek, od Trójcy Świętej, wizytantek,
panien robotnic i powołanych) i braci (którzy w zależności od rodzaju zgroma-
dzenia zwą się: ojcami, duchownymi, misjonarzami, tercjanami, braciszkami,
synami, legionistami, przeorami, arcyksiężmi, bosymi, szarymi, zwyczajnymi,
klerykami, diakonami, priorami, mniejszymi, kanonikami, szpitalnikami,
zreformowanymi...). Tak w sumie tylko
zgromadzeń kobiecych, które widnieją jako właściciele nieruchomości w mieście
Rzym, jest aż 325. Zgromadzeń męskich jest trochę mniej: 87.
Stolica Apostolska posiada w Rzymie swoje ulubione strefy. Z historycznego
centrum miasta do Watykanu należy obszar od Campo de'Fiori wzdłuż Tybru,
naprzeciwko Zamku Świętego Anioła, poprzez piazza Navona i przyległości. Po
drugiej stronie rzeki posiadłości watykańskie rozwidlaj ą się: z jednej strony ocie-
rają się o sam Watykan, w górę aż do wzgórza Ganicollo, a potem w dół w
kierunku Zatybrza, a następnie znowu w górę do via Aurelia, w stronę najstarszych
kolegiów i domów generalnych. Znajdują się tam - nabyte lub otrzymane jako
darowizny - posiadłości ziemskie i działki gruntów. Z drugiej strony jest ich sporo
na początku dzielnicy Prati - tej, którą po wzięciu szturmem Rzymu zbudowali
Piemontczycy z zamysłem, by z żadnego miejsca dzielnicy nie było widać kopuły
bazyliki Świętego Piotra. Wielkie enklawy: Santa Maria Maggiore i San Giovanni
jak magnes przyciągnęły pozostałe wielkie budynki należące do Kościoła. Cała
strefa, która rozpoczyna się w głębi via Nazionale i rozciąga się w kierunku
Koloseum jest majątkiem Stolicy Apostolskiej. To samo tyczy się samego serca
centrum zabytkowo-handlowego: duże posiadłości Stolicy Apostolskiej znajdują
się przy via Condotti, przy placu Hiszpańskim, przy San Sebastianello, przy piazza
della Pigna, przy via Sant'Andra delle Fratte. Tarasy zgromadzenia maronitów
rozpościerają się dalej ponad wzgórzem Fatugale i cała zielona oaza, którą widać z
kościoła San Pietro in Vincoli /Świętego Piotra w Okowach/ schodzi w kierunku
Koloseum. Tam, gdzie kończy się dzielnica
122
123
wokół dworca centralnego, rozpoczyna się kolejny gruby kęs własności
kościelnych: od via Merulana do via Manzoni, od piazza Dante do via Emanuele
Filiberto, od Santa Croce in Gerusalemme aż do piazza di San Giovanni in
Laterano. Pojedynczo rozrzucone budynki znajdują się jeszcze wzdłuż ulic z
konsulatami aż do peryferii miasta, a także - tu i ówdzie - w centrum dawnej
eleganckiej dzielnicy Parioli.
Określenie rynkowej wartości tego imperium jest niemożliwe. Są to bowiem
zarówno hektary działek pod zabudowę, jak i stare kamienice, które dojrzały do re-
montu. Co chwila napotyka się tam kolegia lub klasztory, gdzie dzisiaj mieszka
zaledwie kilku zakonników, a które powinny zostać zamienione (i taki los już wiele
z nich spotkał) na dogodne, luksusowe rezydencje, na hotele czy centra handlowe.
Aktualna wartość tych nieruchomości powinna zostać przemnożona przez tysiąc
albo i przez dziesięć tysięcy. Wszystko to, jak można odczytać w części
konkordatu poświęconej nieruchomościom, jest zwolnione z opodatkowania.
Jednakże od kilku lat Stolica Apostolska poczyniła w swoim majątku pewne
zmiany. Robiła to po cichutku, bez szumu i bez nagłaśniania, l jest to całkowicie
zrozumiale. Nie tylko Kościół jest od dawna świadomy, że szczególny i korzystny
status podatkowy podarowany Watykanowi przez stary konkordat, kiedyś przecież
się skończy. Ale przede wszystkim Kościół pragnie zmienić strukturę swojego
majątku: duże i male pałace, które były mało wykorzystywane przez kongregacje
religijne i instytucje charytatywne przekształcają się w spółki akcyjne, w spółki z
ograniczoną odpowiedzialnością, w hotele, przedsiębiorstwa handlowe, rezydencje.
W trakcie tych odmładzających zabiegów Kościół korzysta także z przywilejów.
Kiedy nie sprzedaje sobie samemu przez spółkę, której jest większościowym ak-
cjonariuszem, natychmiast zjawia się tłum chętnych: banków, towarzystw
ubezpieczeniowych, agencji nieruchomości, spółek najmujących mieszkania.
Powód jest prosty: żeby dzisiaj wyszukać w centrum miasta spory pałac należący
do jednego tylko właściciela koniecznie trzeba się udać za spiżową bramę. Z
pewnością Stolica Apostolska dobrze na tym wychodzi, do jej kas wpływają
dziesiątki miliardów lirów, wpłacanych przez banki zainteresowane bezpiecznymi
inwestycjami, a przy okazji Kościół pozbywa się, na przykład, starego kolegium
lub klasztoru, wymagających zachodu i nie przynoszących żadnego dochodu. Lub
też sprzedaje i następnie inwestuje zarobione pieniądze w nieruchomości
nowoczesne lub w grunty znajdujące się nieco poza miastem, idąc z biegiem
naturalnego rozrastania się miasta. Lub też, w innych przypadkach, z powiązanych
z Kościołem banków otrzymuje środki niezbędne na zamknięcie starego domu
generalnego, gruntownie go remontuje Ì robi z niego hotel.
Ten olbrzymi majątek powstał w wyniku wielowiekowego procesu akumulacji
i, w tych mniej odległych czasach, z napływających od obywateli włoskich datków
Ì darowizn, które od opodatkowania zwalniał najpierw król, a potem prezydent
republiki. Stolica Apostolska niezbyt często przejmuje się warunkami, w których
znalazły się darowizny. Jak już majątek znajdzie się w jej rękach, dysponuje nim
według swego uznania. Często jest tak, że sierociniec lub dom starców, który
sfinansował pobożny świętej pamięci spadkodawca,
124
125
kilka lat potem przenoszony jest gdzie indziej lub po prostu zaniedbywany.
Są przypadki - dotyczy to choćby dwóch pałaców przy via Sant'Andrea delle
Fratte ofiarowanych szacownej kongregacji Świętego Różańca z Besazio, w
diecezji Lugano, z obietnicą "odprawiania codziennej mszy w kaplicy Świętego
Różańca w Besazio i obdarowywania co roku nowicjuszek dwoma wyprawkami za
trzydzieści rzymskich skudów oraz białymi habitami za rzymskich skudów pięć "-
że nabywca (w tym konkretnym wypadku nabywcą była spółka z o.o. o nazwie
Milena immobiliare, która w 1974 roku kupiła budynki za zaledwie 160 milionów
lirów - praktycznie za bezcen) oprócz przejęcia samej nieruchomości zobowiązał
się zorganizować odprawianie mszy w Szwajcarii i postarania się o białe habity dla
nowicjuszek za kwotę owych pięciu rzymskich skudów, w przeliczeniu na walutę
obecną. Prawdopodobnie spółka ta odprzeda kiedyś, po wyremontowaniu
budynków wraz z mieszkaniami, również i zlecenie odprawiania mszy oraz do-
starczania habitów dla nowicjuszek.
Administrowanie majątkiem Stolicy Apostolskiej jest nieporównanie
swobodniejsze w porównaniu z administrowaniem majątkiem państwa włoskiego.
Nie podlega bowiem żadnej kontroli i nie potrzeba na to żadnych zezwoleń. Na
mocy własnoręcznie podpisanego aktu z dnia 13 maja 1969 papież powołał
kardynała Villota, aktualnego sekretarza stanu, na stanowisko zarządcy majątku
Stolicy Apostolskiej. Z kolei Villot wystawia zaufanemu biskupowi
pełnomocnictwa do załatwienia konkretnej transakcji. Tworzy się rodzaj łańcuszka
uwierzytelnionych podpisów: najpierw podpis
"upoważnionego notariusza dokonującego transakcji", potem podpis
przedstawiciela Sekretariatu Stanu, przedstawiciela nuncjatury apostolskiej, a w
końcu dokument dociera na biurko w pałacu Farnesina, gdzie mieści się
watykańskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które wszystko zatwierdza nic
wchodząc w meritum sprawy.
Wśród wielu przykładów wybraliśmy te, które stały się najbardziej głośne i
potwierdzają to, co powiedziano wyżej o ostatnich operacjach na nieruchomo-
ściach. Oto 4 grudnia 1970 Stolica Apostolska sprzedaje włoskiemu bankowi
centralnemu pałac Antonelli przy via Quattro Novembre (usytuowany około 100 m
od Kwirynału, dokładnie na wprost głównej siedziby tego właśnie banku) za kwotę
półtora miliarda lirów. Budynek ten przeszedł na własność Stolicy Apostolskiej w
1932 roku w wyniku zapisu dokonanego przez hrabinę Marię Emme Garcia della
Palmira, wdowę po niejakim Antonellim. Już uprzednio Banca d'Italia budynek ten
wynajmował płacąc czynsz roczny w wysokości 44 milionów lirów. Cały gmach
liczy sześć pięter i ma 1350 metrów kwadratowych powierzchni. Od operacji tej
ani Banca d'Italia, ani tym bardziej Stolica Apostolska nie zapłacili grosza podatku.
Już wcześniej Banca d'Italia kupiła w tej okolicy inny budynek: siedmio-piętrowy
pałac z wejściem od via Panna i via Consulta. W umowie sprzedaży wskazano
niewielką cenę w wysokości 240 milionów - kontrahentem w tym wypadku była
spółka Immobiliare Paco, która dwa lata wcześniej zakupiła ten sam budynek za
200 milionów od kongregacji sióstr prowadzących szkołę. Siostry z kolei w 1957
roku otrzymały nieruchomość w darowiźnie od domu
126
127
generalnego braci młodszych z zakonu franciszkanów. Bracia ci pobili pewien
rekord: wobec wszystkich jedenastu wydano nakaz zajęcia majątku z powodu naru-
szenia prawa budowlanego w ramach remontu przeprowadzanego w będącym ich
własnością ogromnym budynku przy placu della Pigna 24, dokładnie w centrum
starego miasta.
Jak przebudowywać
Pierwszy przykład dał bank Nazionale del Lavoro, który 14 lipca 1962 kupił
od Papieskiego Kolegium Będą za kwotę 355 milionów wspaniały siedmiopiętrowy
pałac usytuowany na rogu ulic via del Basilico i via San Nicola da Tolentino,
dokładnie od tyłu via Veneto. Bank miał szczęście: gmach otrzymał już uprzednio
pozwolenie na wykonanie prac restauratorskich, na podstawie którego sami
zakonnicy zaczęli wykonywać prace. Jeszcze dzisiaj znajduje się tam część biur
obsługi centrali banku (z czasem bank wykupił zresztą także budowle okoliczne).
Jednakże władze miejskie zorientowały się, że wyszczególniony w zezwoleniu
zakres robót przekroczono, wszczęto postępowanie karne i przedstawiono żądanie
zapłaty kilku miliardów lirów tytułem odszkodowania (do tej pory go nie
zapłacono).
Innym przykładem interesu, który zrobiła Stolica Apostolska, jest transakcja z
Banco di Roma. Dnia 25 czerwca 1971 bank ten kupił za 5 50 milionów wielką
sześciopiętrową kamienicę przy via dell'Unita (około 100 metrów od piazza
Venezia, na gruncie przylegającym bezpośrednio do centrali tego banku). Część
lokatorów została przymusowo wysiedlona, a część opuściła
pomieszczenia na zasadzie ugody. Zaraz potem rozpoczęły się prace remontowe.
Również i ta okrąglutka sumka pół miliarda lirów powędrowała do kas Watykanu
bez żadnych podatków.
28 stycznia bieżącego roku inny bank - Credito Artigiano di Milano - nabył od
Stolicy Apostolskiej (która tym razem podpisywała umowę jako instytucja o na-
zwie "Zarząd miejsc kultu dla katechumenów i neofitów w Rzymie", działająca pod
przewodnictwem wikariusza Rzymu - Ugo Poletti) zgrabny budyneczek przy via in
Selci 88 (o sto metrów od Koloseum) za kwotę 500 milionów lirów. Mimo zakazu
wynikającego z planu przestrzennego zagospodarowania miasta bank przeniesie
tam swoją centralę. W szczególności interesujące jest to, że dwa hektary terenów
przyległych i pewna część tegoż obiektu zostały natychmiast sprzedane - za kolejne
650 milionów lirów -jeszcze tego samego dnia powiązanej z bankiem
mediolańskiej spółce Nibbio. Również tam wszczęto roboty restauratorskie, na
które pozwolenie zostało wydane jeszcze w 1975 roku, to jest przed dokonaniem
wyżej wskazanej transakcji. I nikt tak naprawdę nie wie, co tam się będzie
mieściło.
Z kolei spółka Intereuropea Assicurazioni w październiku 1973 roku nabyła za
miliard lirów palazzo Alberti (małe arcydzieło, które zaprojektował uczeń Rafaela -
Giulio Romano) usytuowany przy ulicy Banco Santo Spirito, naprzeciwko Zamku
Świętego Anioła, oraz przyległą starą manufakturę, mieszczącą się przy uliczce
San Celso. Palazzo Alberini był dawną siedzibą Papieskiego Kolegium
Portugalskiego. Prace restauratorskie zostały jednak wstrzymane , a sędzia pokoju
Adalberto Albamonte zarządził zaplombowanie pałacu
128
129
zarzucając "naruszenie zasad budowlanych". Spółka Intereuropea (której jednym z
członków zarządu jest były minister z ramienia socjaldemokracji - Giuseppe Lupis)
domagała się wręcz zastosowania ustawy Tupinicgo i wyburzenia manufaktury
uznawanej za klejnot architektoniczny. Gwoli ścisłości należy dodać, że Stolica
Apostolska sprzeciwiła się takiemu barbarzyństwu.
W poszukiwaniu nie tyle miejsca na swoją siedzibę, ale po prostu dobrej
inwestycji, również i przedstawiciele spółki Italcasse, dzięki pośrednictwu spółki
Socogen, trafiają do Watykanu i zaklepują sobie gmach byłego Międzynarodowego
Kolegium Kapucynów wraz z kościołem Świętego Wawrzyńca z Brindisi. Czworo-
boczny kompleks ograniczony jest ulicami via Boncompagni, via Sicilia i via
Romagna (jest to zaplecze via Veneto). Kapucyni sprzedali go spółce Socogen z
Mediolanu 29 kwietnia 1970 za kwotę 5,7 miliarda lirów. Po remoncie kolegium
zniknęło, natomiast z kościoła pozostała tylko fasada. Będzie tu superrezydencja z
basenem, pokojami, biblioteką, salą konferencyjną. Na miejscu dawnego kolegium
prowadzone są już prace wykończeniowe monumentalnego budynku przeznaczone-
go na biura, mieszkania, gabinety i sklepy. W suterenie można jeszcze dostrzec
pozostałości starożytnych murów uwięzionych w żelbetonie. Aby zrozumieć czyją
własnością jest spółka Socogen wystarczy wspomnieć, że prezesem zarządu j est
pewien "pracoholik" Alessandro Alexandri, pełniący również funkcję prezesa
schroniska Świętej Rity i konsula honorowego Malty. Ów boży przybytek został
odkupiony 5 kwietnia 1973 od spółki Italcasse za godną uwagi kwotę 24 miliardów
lirów. Proszę zwrócić uwagę, że w przy tej transakcji ze strony
spółki Italcasse występował osobiście nawet sam Giuseppe Arcani, który pod
koniec 1977 roku będzie bohaterem skandalu związanego z firmą: to właśnie on za
pośrednictwem sieci banków kierował operacją udzielania "na czarno"
gigantycznych pożyczek dla polityków i przedsiębiorców.
Inna rezydencja - w istocie superluksusowa (w sprzedaży dwa miliony lirów
za metr kwadratowy) przy czym spółka Socogen ograniczyła się tym razem jedynie
do wykonania prac restauratorskich - wyrosła przy sławnej i bardzo ekskluzywnej
via dell'Orso w rzymskiej dzielnicy zbudowanej przez Borgiów. Chodzi o
renesansowy pałac podarowany w 1945 roku siostrom urszulankom z Somasca
celem '"wsparcia uczynków religijno-dobroczynnych". Dnia 28 lutego 1973 siostry
pozbywają się pałacu za niespełna 400 milionów lirów. Nowym właścicielem staje
się spółka Senofonte, kontrolowana przez enigmatyczne Satafinco Trust et
placement z Vaduz. Członkiem zarządu w Senofonte jest adwokat Tornasse
Addario, jeden z dyrektorów generalnych spółki Italcasse i prawa ręka Giuseppe
Arcaini. Tomasso Addario, który po transakcji podał się do dymisji, pojawia się na
nowo w maju bieżącego roku i w zamian za kwotę 840 milionów lirów staje się
prawnym właścicielem ośmiu najlepszych mieszkań w całym kompleksie. Być
może interes okazał się nieco mniej lukratywny niż przewidywano, bowiem po
interwencji pozaparlamentarnej grupy z Tor di Nona (tej od "Fruwającego osła" i
autorki sławnych już dzisiaj graffitt) rezydencja z via dell'Orso została
zaplombowana z powodu robót wykonywanych niezgodnie z zakresem
udzielonych zezwoleń budowlanych (z dwunastu
130
131
przewidzianych w zezwoleniu mieszkań zrobiło się ich aż dwadzieścia cztery).
Co do powiązań z Liechtensteinem, to w istocie kilka lat później udowodnione
zostanie, że w Vaduz miało siedzibę wiele efemerycznych spółek zarządzanych
bezpośrednio przez instytucje kościelne i Watykan. Spółki te sprawowały kontrole
nad większą częścią nieruchomości Stolicy Apostolskiej. W szczególności wyjdzie
na jaw, że w biurowcu Manie Holding SA w Vaduz króluje aż dwadzieścia pięć
takich spółek-efemeryd z siedzibą w Liechtensteinie i w Panamie (w tym ostatnim
państewku, rządzonym przez dyktatora Manuela Noriegę ma siedzibę aż
czternaście spółek).
11 grudnia 1974 Stolica Apostolska sprzedaje spółce Minerva z siedzibą w
Rzymie za półtora miliarda li-rów sześć i pół hektara gruntu - wraz z willą
mieszczącą Loyola University - położonego przy via della Camilluccia 180 (jest to
ulica najbardziej luksusowych willi w północnej części Rzymu). W chwili
dokonywania transakcji spółka Minerva znajdowała się pod kontrolą dwóch firm
powierniczych należących do banków Banca Nazionale del Lavoro i Banque
Nationale de Paris. Obecnie na terenie tych sześciu hektarów znajduje się osiedle
Tré colli. Jedynym członkiem zarządu jest Claudio Reichlin z Mediolanu, sekretarz
zarządu spółki RAS, spółki Assicuratrice Italiana oraz spółki Lloyd Siciliano. Jako
"wisienkę na ciastko z kremem" obydwa banki - działając za pośrednictwem spółki
Fioranna - kupiły sobie jeszcze 30 czerwca 1975, za kwotę 290 milionów lirów,
przyległy teren o powierzchni nieco powyżej hektara. Również te dwa miliardy
trafiły nieuszczuplone do kasy Watykanu.
Najbardziej ekskluzywne osiedle mieszkalne w Rzymie nosi nazwę Residence
Aldrovandi. Znajduje się ono naprzeciwko rzymskiego zoo, w samym sercu
najbardziej eleganckiej części dzielnicy Parioli. Kilka lat temu było tam liceum
prowadzone przez siostry misjonarki od Najświętszego Serca Jezusowego.
Sprzedały go - czy raczej chyba podarowały - spółce akcyjnej Immobiliare
Aldrovandi zNeapolu za kwotę 250 milionów tirów, co za działkę o wielkości 2500
metrów kwadratowych i znajdujący się na niej budynek starego kolegium było
prawie niczym. Spółka Immobiliare Aldrovandi nabyła także prawo pierwokupu
należącej do mniszek pozostałej części posiadłości, która z tyłu osiedla dochodzi
do trzech najbardziej eleganckich ulic miasta. Pobożne misjonarki zainwestowały
ten kapitał, a dokładając jeszcze 80 milionów tirów przeniosły się do domku przy
via Cortina d'Ampezzo 269, znajdującego się w innej dzielnicy, usytuowanej
równolegle do wspomnianej już wcześniej via Camilluccia.
W górnej części via Veneto pojawiła się inna szkoła - Assunzione -
gimnazjum dla dziewcząt z dobrej przedwojennej burżuazji. Przez jakiś czas w
budynku tym mieściło się Papieskie Kolegium Francuskie. Obecnie można tu
ujrzeć metal i szkło luksusowego Jolly Hotel. Spółka ItalJolly w roku 1967 nabyła
cały kompleks za kwotę 145 milionów lirów. Wprawdzie miała tam zbudować
hotel, ale nie luksusowy. Oczywiście tego warunku nie dotrzymano.
132
133
Darowizny
Dnia 28 maja 1971 egipskie siostry z via Cicerone (chodzi o franciszkanki
misjonarki od Niepokalanego Serca Maryi) pozostawiły swojemu losowi inną szko-
łę, znajdującą się o dwa kroki od piazza Cavour. Spółka akcyjna Residence
Cicerone nabyła od sióstr zabudowania i działkę za l, l miliarda lirów. Zburzyła
całość i zbudowała hotel pierwszej kategorii. Za 4,5 miliarda lirów hotel (11 pięter,
2500 m2) został odprzedany spółce Genghini. W rzeczywistości odprzedała hotel
sobie samej, bowiem spółka Residence Cicerone od samego początku znajdowała
się - poprzez najmującą mieszkania spółkę Socan Holding z Luksemburga - pod
kontrolą Mario Genghini, prezesa spółki Immobiliare. Było to klasyczne obejście
przepisów podatkowych.
Inny klasztor także został zamieniony na hotel po zbyciu go przez instytucje
franciszkańskie. Klasztor przy via Machiavelli 22 (tuż przy bazylice Santa Maria
Maggiore) stanowił własność kurii generalnej Instytutu Świętej Rodziny z
Nazaretu. Został "podarowany" prokuraturze Instytutu Ducha Świętego. Wartość
darowizny (sto milionów) podwoiła się już w następnym miesiącu, kiedy to został
odprzedany spółce Machiavelli, której jedynym członkiem zarządu był Fancesco
Fina. Komenda policji wyraziła zgodę na prowadzenie działalności hotelowej na
czas trwania Roku Świętego. Co ciekawe, hotel rozpoczął działalność nie
posiadając stosownych zezwoleń nawet na jego budowę.
Kongregacja sióstr Najświętszej Marii Panny od Miłosierdzia Dobrego
Pasterza sprzedała w dniu 8 listopada 1972 za cene 400 miliardów lirów działkę o
powierzchni dwóch hektarów przy via Aurelia - wraz
134
z posiadanym już uprzednio zezwoleniem na remont -spółce akcyjnej Aurelia
Palące, której większościowym akcjonariuszem była firma Primalux Holding -
spółka akcyjna z Luksemburga. Dwa lata wcześniej zmieniła jednak nazwę; jej
obecna nazwa brzmi Midas Hotel, a prezesemjest Aldo De Luca. Spółka Midas
również pozostaje pod kontrolą innej luksemburskiej spółki, która - co za zbieg
okoliczności - także nosi nazwę Midas. I wszystko to dla ogromnego hotelu, który
od dwóch lat może budzić podziw, przy czym znajduje się najbliżej w linii prostej
od lotniska Fiumicino.
Kolejny przykład: darowizna przekazana niegdyś prokuraturze Instytutu
Ducha Świętego (działka o powierzchni dwu i pół ha, położona przy via Aurelia
Antica) została z czasem nabyta przez spółkę akcyjną Immobiliare Consea z
siedzibą w Rzymie przy via Lovania 2. Pod adresem tym spotykamy Condotte
d'acqua - spółkę w części kontrolowaną przez In, akcjonariusza spółki Consea,
dzielącej się własnością z innym akcjonariuszem: holenderską spółką FourSeasons
HotelsAdministration. Obecnie działka stanowi plac budowy. Miał tam być już
ukończony hotel, ale wszystko jest jeszcze oplombowane.
Jaki los spotyka darowizny dobrze widać również na przykładzie działki o
powierzchni 101 ha, która administracji watykańskiej spadła z nieba w 1969 roku.
Działka, leżąca w najbliższym sąsiedztwie miejscowości Magliana, została
sprzedana przez IOR, i to zaledwie dwa lata później, spółce Alitalia za prawie 2,22
miliarda lirów, a więc około 3,5 miliona dolarów.
Dobry interes ze Stolicą Apostolską zrobił także budowlany biznesmen Alvaro
Marchini, który 2 paździer-
135
nika 1965 nabył od włoskiej prowincji Zgromadzenia Sług Miłosierdzia dwa pałace
o krok od Koloseum, jeden przy via Celimontana 16, a drugi przy via dei Santi
Quattro Coronati. Marchini posłużył się przy transakcji swoją spółką Pomar
Immobiliare. Cena była niewiarygodna: 50 milionów lirów za obydwa pałace.
Natomiast irlandzcy bracia Ibemesi sprzedali 31 października 1968 prawo
własności spółce Edilcrispi do - znajdujących się zaledwie kilka kroków od via Ve-
neto - podziemi ogrodu przy klasztorze Świętego Izydora. Obecnie znajduje się tam
podziemny czteropiętrowy parking o powierzchni 17700 m2. Prezcsem spółki Edil-
crispi jest Pellegrino De Strobel, piastujący między innymi funkcjami także i
wiceprezesurę spółki Vianini, której notowany na giełdzie kapitał zakładowy
kontrolowany jest w czterdziestu procentach przez IOR. Tylko że te czterdzieści
procent należy w części do powstałej w 1928 roku spółki Immobiliare Tirrena
posiadającej kapitał zakładowy w wysokości 2,6 miliarda lirów. Z kolei
dziewięćdziesiąt procent tej spółki należy także do IOR. Reszta to własność
efemerycznej spółki Etablissement Herold z Vaduz. W ostatnim bilansie Tirrena
wskazuje grunty o wartości 9,1 miliarda lirów oraz warte 5,6 miliarda lirów
budynki przemysłowe. Vianini jest oczywiście większościowym wspólnikiem
Edilcrispi: mniejszościowym wspólnikiem pozostaje natomiast - tu kolejna
niespodzianka - spółka Ambrolat Anstalt z Vaduz, zarządzana przez
szwajcarskiego konsula w Vaduz. Bracia Ibemesi dostaną w ramach czynszu za
każdy kwartał l ,6 miliarda lirów.
Po przeciwnej stronie via Ludovisi, za skrzyżowaniem z via Veneta spotykamy
znowu spółkę Socogen,
136
która nabywa w dniu 15 grudnia 1972 od kurii generalnej Instytutu Sióstr od
Dzieciątka Jezus pięciopiętrową kamienicę (wraz z przybudówką i ogrodem) przy
via Boncompagni. Spółka Socogen wydała 700 milionów lirów, a 6 miesięcy
później odprzedaje całość spółce Immobiliare Ratazzi z Mediolanu za kwotę 2,65
miliarda lirów. Prace remontowe w obrębie starego gmachu są w toku. Co z tego
będzie, jest jeszcze tajemnicą.
15 lutego 1972 znika również Kongregacja Braci Miłosierdzia nazywana też
"braćmi szarymi". Wszystkie dobra należące do braci wędruj ą w pojemne ramiona
Stolicy Apostolskiej. Cały gmach byłego klasztoru, znajdujący się w pół drogi
pomiędzy Koloseum i kościołem Świętego Jana zostaje sprzedany 2 maja 1975
spółce Edif Immobiliare z Rzymu, za kwotę ponad miliarda lirów. Obecnie spółka
ta przebudowuje wszystko na biura. Szkoda Jedynie, że Edif istnieje w zasadzie
tylko na papierze, gdyż ta efemeryczna spółka znajduje się w dziewięćdziesięciu
procentach pod kontrolą spółki komandytowej Costruzione Franconetti, której
kolejnym wspólnikiem komandatariuszem (znowu w 90 procentach) jest Modern
Building Corporation z Panamy.
Zmienił szyld również ogromny budynek położony pomiędzy via Lanza,
pasażem Visconti Venosta, via Cavouri via Sforza. Należał kiedyś do córek
Najświętszego Serca Jezusowego. Podzielony na trzy odrębne części, sprzedany
został 21 grudnia 1973 trzem powiązanym ze sobą spółkom: Iniziativa Immobiliare
Romana, Iniziativa Immobiliare Cavour i Fondiaria Giovanni Lanza. Wszystkie
trzy spółki należą w dziewięćdziesięciu procentach do Banca di Credito e
Commercio z siedzibą w Lugano. Siostry zainkasowały 1,4 miliarda
137
lirów. Prace adaptacyjne w budynku starej szkoły jeszcze trwają. Prowadzone są z
rozmachem. Od maja bieżącego roku w tylnej części znajduje się biuro
ubezpieczalni Iccrea wynajmowane za 4 miliardy lirów rocznie.
W trakcie reinwestycji swojego majątku Stolica Apostolska pozbywa się
sukcesywnie nawet całego kompleksu zabudowań przy via della Dataria (pomiędzy
Kwirynałem i fontanną di Trevi), które w pewnej części otrzymały przywilej
eksterytorialności na mocy Traktatów Laterańskich. Dnia 24 października 1972
spółka Edilappia 77 wchodzi w posiadanie części kawałka nieruchomości za jedyne
200 milionów lirów. Edilappia należąca do trzech braci Tonelli (inżyniera,
architekta i adwokata) zamieniła wszystko na gabinety i apartamenty. Sprzedaż już
rozpoczęto. Dwa miesiące później Stolica Apostolska praktycznie daje w prezencie
drugą część kompleksu Dataria spółce I Muschi właśnie w tym celu utworzonej. Za
jedyne 17 milionów maleńka spółka zapewnia sobie własność jednego z
najbardziej charakterystycznych zakątków Rzymu wokół piazza Scanderbeg.
Mieszkają tam jeszcze starzy lokatorzy, ale spółce I Muschi nie śpieszy się, tym
bardziej że za nieruchomość zapłaciła tak niewiele.
Trzecia część kompleksu Dataria zostaje sprzedana 29 października 1973.
Chodzi tym razem o kęs całkiem spory, bo zajmujący róg ulic via Omonima z via
San Vicenza, która schodzi ku fontannie di Trevi. Również i to wygląda na ładny
prezent dla spółki Dataria di Roberto Palea & C. z Turynu, gdyż nabyła nierucho-
mość za jedyne 170 milionów. Również Dataria dokonała przebudowy, a
mieszkania i luksusowe biura wystawiła na sprzedaż.
Dwa miesiące po tej transakcji następuje ostatni akt sprzedaży największego
kawałka. Nabywcą jest spółka ANSA, krajowa agencja informacyjna, która za
kwotę 650 milionów w gotówce i S50 milionów kredytu nabywa główną część
starego, korzystającego z eksterytorialności pałacu (3900 m2 na czterech piętrach).
Wnętrze tym razem nie zostało poddane przebudowie. W odniesieniu do tej
transakcji, traktowanej jako sprzedaż "nieruchomości znajdującej się w obcym
państwie", zapłacono tylko opłatę ryczałtową w wysokości dwóch tysięcy lirów.
Sposoby robienia po swojemu Za jedyne 280 milionów itrów 26 czerwca 1974
Stolica Apostolska sprzedaje czteropiętrową kamienicę z ogrodem przy via
Priscilla, dokładnie naprzeciwko parku Villa Ada i w sąsiedztwie wejścia do
katakumb Santa Priscilla. Kupującym jest spółka Delta Tau 74, z kapitałem
zakładowym w wysokości 100 000 lirów, należąca do hrabiego Piero Spalletti.
Spółkę Delta Tau powołano dla tej konkretnie transakcji w tym samym czasie, co
jej dwie siostrzyczki z 1974 roku: spółka Tau Delta i Delta Sigma. Na razie hrabia
Spalletti ograniczył się do podwyższenia czynszów do kwoty dziesięciu milionów
lirów rocznie.
Siostry franciszkanki Niepokalanego Poczęcia z Belle Prairie pozbywają się w
lipcu 1970 siedziby swojej kongregacji przy via Dandolo (w centrum dzielnicy
Trastevere). Dostają za nią 600 milionów od spółki Villa delle Mimose (Jedynym
członkiem zarządu jest znowu Francesco Fino, spotkany wcześniej przy transakcji
ze spółką Machiavelli). W gronie mniejszościowych
138
139
wspólników występuje Cespelminis Holding - spółka akcyjna z siedzibą w
Genewie, z kapitałem zakładowym w wysokości 500 milionów lirów. Budynek
został zrównany z ziemią. Pozwolenie na budowę przewidywało powstanie
mieszkań o średnim standardzie dla ludności. Natomiast już w 1974 roku można
tam było podziwiać siedmiopiętrowy budynek mieszczący 27 apartamentów, z
garażami, z sześcioma windami, z ogrzewaniem i klimatyzacją oraz z basenem.
Religijna organizacja Pobożnych Nauczycielek prowadząca działalność
edukacyjno-oświatową, sprzedała 24 lipca 1970 spółce Restauri Centro Storico za
kwotę 225 milionów tirów (cenę faktycznie śmieszną) dwa budynki: jeden
-położony przy via del Teatro Pace, i drugi - siedemnastowieczną kamienicę pod
patronatem Akademii Sztuk Pięknych przy via del Governo 62. Spółka ta
natychmiast odprzedała pierwszy budynek i przedstawiła projekt przebudowy
drugiego. Dlaczego w sumie siostry zażądały ceny tak śmiesznie niskiej?
Odpowiedź nasuwa się sama: spółka Restauri Centro Storico to po prostu kolejna
etykietka spółki Immobiliare (bowiem jest jej jedynym udziałowcem) i - jak
wiadomo - pozostawała wtedy pod całkowitą kontrolą Watykanu. Co do spółki
Restauri Centro Storico należy się pewne wyjaśnienie: zawsze zadawano sobie
pytanie jak to możliwe, że działalność Immobiliare omijała zabytkowe centrum
miasta? Można było zobaczyć tablice informacyjne budów przeprowadzanych
przez fìrme Beni Stabili i inne duże przedsiębiorstwa, ale Immobiliare nigdy na
tych tablicach nie figurowała. Obecnie dla nikogo nie jest to już tajemnicą: w
obrębie murów Aureliusza spółka Immobiliare woli przybierać
nazwę Restauri Centro Storico. Po tą nazwą dokonała przebudowy dawnych
ciągów ulicznych via di Grottapinata, via di Memoro, via Giulia, via dei Cimatori,
via in Caterina, zaułka delle Palle. Jej ulubionymi klientami są zawsze bądź to
osoby prawne, bądź też instytucje religijno-kościelne.
W końcu także, zupełnie przez przypadek, udało nam się odkryć kilka
przykładów efemerycznych spółek zarządzanych bezpośrednio przez instytucje ko-
ścielne i przez Watykan.
Spółka zajmująca się rolnictwem i nieruchomościami Cafaggiolo, która do
maja 1976 należała do zreformowanej wspólnoty cysterskiej (znanej pod nazwą
trapistów), przeszła na własność tych samych spółek powierniczych, które brały
udział w omawianej wcześniej transakcji Tré colli: chodzi o Servizio Italia i spółkę
SAF. Siedziba spółek - via San Nicola dei Cesarmi -wyjaśnia wszystko. Tam
usytuowany jest także Banca Nazionale del Lavoro. Spółka Cafaggiolo poza
pałacem przy via San Nicola dei Cesarmi (przylegającym do piazza Argentina, o
dwa kroki od piazza Venezia), posiada magazyn przy via Monteverde 240 (czyżby
był to skład czekoladek i zielników trapistów), działkę w dzielnicy La mamma, pół
hektara gruntu przy via Laurentina, gdzie później wzniesiono nowy dom generalny.
Innymi spółkami podobnego typu są: Pro Juventute. Pro Infantia, Pro Orfanis,
Pro Castris. Spółka Pro Juventute powstała w roku 1950, jej siedziba mieściła się
przy via della Conciliazione IO, a jej kapitał założycielski wynosił 900 tysięcy
lirów. Spółką kierowała osobistość watykańskiego świata interesów Luigi Mennini.
Tuż po powstaniu spółka Pro Juventute rozpoczęła
Ì40
141
energiczną działalność. Od kanoników Premostratensów zakupiła ogromną
pięciopiętrową kamienicę, związaną z Akademią Sztuk Pięknych, położoną przy
via Urbana, u stóp bazyliki Santa Maria Maggiore (w gruncie rzeczy Watykan
sprzedał nieruchomość sobie samemu). Uzgodniona cena wynosiła 52,5 miliona
tirów. Obecnie jednak ta sama spółka zadłużona jest wobec Stolicy Apostolskiej na
kwotę 63 milionów lirów.
Spółka Pro Infantia powstała także w 1950 roku, jej siedziba miała ten sam
adres i pozostawał ten sam zarząd. Nie ma dowodów na to, że prowadziła interesy
w samym Rzymie.
Spółka Pro Orfanis powstała pięć lat później. Również jej działalność miała
polegać na obrocie nieruchomościami. W gronie udziałowców jest jeden bardzo
znany - IOR. Spółka posiadała jeden hektar gruntu w Pineta Sacchetti (na wzgórzu
Monte Mario), który został zbyty w latach sześćdziesiątych rzecz INPDAI, który
stał się nowym akcjonariuszem.
Ostatnia z wymienionych spółek. Opus pro Castris - również utworzona w
1955 i posiadająca ten sam adres - natychmiast zakupiła czteropiętrową willę przy
via Monte Nevoso 8, w dzielnicy Montesacro. Zapłaciła za nią 10 milionów lirów.
Administratorką willi przeznaczonej na działalność religijną jest siostra Maria
Giuseppa Cinotti di Campobasso. Trzy la temu podjęto decyzję darowizny willi na
rzecz sióstr Świętej Rodziny z Bordeaux. Ale do tej pory siostry decyzji tej nie zre-
alizowały. Być może czekają na regulacje nowego konkordatu.
Powyższe przykłady wskazują na nieustanne metamorfozy spółek. Chociaż
występuje tu majątek
należący do Watykanu, ale zarządzany Jest przez spółki, które faktycznie i prawnie
są spółkami włoskimi. A zatem powinny podlegać włoskiemu ustawodawstwu i
włoskiemu fiskusowi. Jednak są to spółki korzystające z tych wszystkich
uprawnień Jakie wynikają ze statusu spółek z o.o. Wśród dwustu tysięcy spółek
wpisanych do sądowego rejestru handlowego w Rzymie, ile z nich ma podobny
charakter?
Powyższa ilustracja przedstawia relacje Stolicy Apostolskiej wobec własnego
majątku zawartego w nieruchomościach, a przecież analizie poddano wyłącznie
samo miasto Rzym - chociaż jest prawdą, że to przede wszystkim w stolicy
uformowało się przez wieki zjawisko akumulacji watykańskiego bogactwa.
Gwarancje zawarte w artykułach konkordatu i ustawie wykonawczej z lutego 1929
zapewniają w odniesieniu do tego majątku godny pozazdroszczenia ustrój
legalnego obchodzenia przepisów podatkowych. Byłoby to do przyjęcia w sytuacji,
gdyby Kościół korzystał z tego szczególnego ustroju prawnego we właściwy
sposób. Prawdą jest bowiem, że nie zdołałby utrzymać wspólnot religijnych,
zakonów, klasztorów i monasterów, które same nie wytwarzaj ą zysku, a które -
przeciwnie - służą "celom społecznym" poprzez dobroczynność, wspomaganie
ubogich, opiekę nad chorymi. Jednakże z chwilą, gdy Stolica Apostolska obraca
tym olbrzymim majątkiem i przez prawdziwe lub pozorne transakcje zmienia jego
przeznaczenie wyłącznie w celach spekulacyjnych, podatkowy raj panujący za
watykańskimi murami nie ma już sensu. Pobożne siostry zajmujące się nie-
produktywną dobroczynnością być może zasługują na spokój od podatków. Ale nie
powinno dotyczyć
142
143
to pobożnych sióstr, które na chybił trafił obracaj ą mili ardami.
Tygodnika 'Europeo z 7 stycznia 1977 podaje opracowaną przez dziennikarza
Ojetti listę wszystkich posiadłości kościelnych w Rzymie - nie tylko gruntów i
pałaców stanowiących własność Stolicy Apostolskiej, ale także i poszczególnych
zakonów; lista zajmuje bite siedem stron gazety. Wyniki opublikowanych przeze
'Europeo ustaleń wywołują burzę i natychmiastową reakcję Stolicy Apostolskiej. L
'Osseratore Romano - oficjalny organ Watykanu - atakuje wprost szczegóły
opracowania Paolo Ojetti oskarżając tygodnik o nieodpowiedzialne
skandalizowanie. Jednakże Z- 'Europeo nie pozwala się zastraszyć i publikuje
drugą część ustaleń, również autorstwa Ojettiego, zatytułowaną "Finansiści
Świętego Piotra" (z podtytułem "Konta w watykańskich kasach"). Oto fragmenty
tej publikacji. Być może dlatego, że został opublikowany w przeddzień trzeciego
spotkania burmistrza Rzymu Carlo Argana z Pawłem VI, być może dlatego, że
poruszył parlament niezbyt zważający dotąd na rządowy slalom zapisów nowego
konkordatu w kwestiach podatkowych, być może dlatego, że radykałowie uczynili
ten temat przedmiotem interpelacji i wniosków - faktem pozostaje, że
opublikowane przez L'Europeo ustalenia na temat watykańskiego majątku w
nieruchomościach wywołały ciąg interesujących reakcji: władze miejskie
zapowiedziały chęć dokonania spisu wszystkich watykańskich dóbr znajdujących
się w stolicy; parlament otworzył oczy na pakiet nowego konkordatu; L'Osse-
rvatore Romano chwycił za pióro i w dwóch gęsto zapisanych szpaltach w wydaniu
z 6 grudnia przedstawił stanowisko kurii wobec poczynań dziennikarskich, które
ośmielają się uchylać zasłonę skrywającą kościelne interesy: nasza praca - zdaniem
watykańskiej gazety -była dezinformująca, fałszywa, niekulturalna, siejąca zamęt,
nieodpowiedzialna, skandalizująca, antyklerykalna, niezręczna.
Aby uniknąć zbędnej polemiki słownej, przejdźmy do argumentów.
Zarzuty L'Osservatore Romano są następujące: że pomylono nieruchomości
Stolicy Apostolskiej, którym traktat z 1929 roku zapewnia "eksterytorialność", ze
wszystkimi innymi nieruchomości; że zbyt pochopnie stwierdzono, iż Watykan
posiada kontrolę nad dobrami należącymi do instytucji kościelnych; że
stwierdzono, iż Watykan i instytucje kościelne cieszą się nadmiernymi
przywilejami podatkowymi.
Nie ulega wątpliwości, że jedną sprawą są nieruchomości, które zostały
wpisane do treści traktatów, i które na mocy tego cieszą się przywilejem
"eksterytorialności", a inną- pozostałe dobra Stolicy Apostolskiej i instytucji
kościelnych. W naszych ustaleniach zostały one faktycznie odpowiednio
rozdzielone. Przytoczyliśmy nawet w tym względzie tekst samego traktatu wraz z
odnośnymi przepisami późniejszych ustaw, dodając dla rzetelności palazzo dei
"Convertendi" przy via della Conciliazione (zgodnie z treścią not wymienionych
pomiędzy ambasadorami w 1937 roku), grunty i budynki
144
145
przylegające do willi Barbenni w Castelgandolfo (na mocy ustawy z dnia 21 marca
1950), grunty Radia Watykańskiego (około 541 ha pomiędzy Ponte Galeria i via
Pontina, co w istocie było dosyć przesadnym rozszerzeniem działki, wcale nie
uzasadniającym rozciągnięcie przywileju eksterytorialności pod tym tylko pre-
tekstem, że zamierzano zbudować tam ośrodek nadawczo-odbiorczy radia).
Fakt, że w ogóle mówiliśmy o nieruchomościach eksterytorialnych Watykanu
sprawił, iż L 'Osservatore Romano napisał, że Z, 'Europeo zachowuje się w sposób
niekulturalny i że nie ma już dzisiaj nikogo "kto tak naprawdę pragnąłby
ponownego otwarcia kwestii rzymskiej" zamkniętej w 1929 roku na mocy owego
porozumienia o "odszkodowaniu" w wysokości l miliarda (w obligacjach
państwowych) i 750 milionów tirów (w odniesieniu do obecnych realiów byłoby to
około 2000 miliardów lirów), a o którym to porozumieniu Pius IX mówił, że
wyrażało minimum, tego co niezbędne.
Przez długi okres wiele środowisk katolickich zastanawiało się, co stanie się z
tą sumą, zapłaconą Watykanowi tak, jakby to było odszkodowanie za szkody
wojenne. Jednakże pominąwszy to, co pisze Z, 'Osservatore Romano na temat
kwestii rzymskiej, nie wszystko jest do końca prawdziwe. 2 grudnia bieżącego
roku, w trakcie dyskusji nad projektem ustawy dotyczącej nowego konkordatu,
właśnie pewien chadek, leader prawicy katolickiej, szacowny Giuseppe
Costamagna, Piemontczyk, oświadczył: "Ja, jako katolik, domagam się zmiany w
traktacie, który został wymuszony na Mussolinim, jakby to była zamiana towar na
towar, a co do dzisiaj musi ciążyć na sumieniu: na wiele zgodzono się
w konkordacie, a za mało w traktacie. Wobec zmian w konkordacie włoscy
katolicy winny domagać się, żeby zmiany wprowadzono również do traktatu, żeby
Stolica Apostolska otrzymała obszar godny jej wymagań, a w każdym razie nie
mniejszy od obszaru uznawanego jako minimum dla państw takich jak Księstwo
Monako i Republika San Marino, których tradycje historyczne są z pewnością dużo
mniejsze niż tradycje Stolicy Apostolskiej . Tylko w ten sposób można by zaradzić
niesprawiedliwości popełnionej w 1929 roku." Ta dosyć ekstrawagancka homilia
szacownego Costamagna została nagrodzona - przy pełnym spokoju ze strony
L'Osservatore Romano - rzęsistymi oklaskami.
Zdaniem L'Osservatore Romano, "niekulturalnych zachowań" dopuścił się
także L'Europeo, gdy mówiąc o "Watykańskim imperium" dobra Stolicy Apostol-
skiej mylił z dobrami stanowiącymi własność mniejszych lub większych instytucji
kościelnych. A więc, w gruncie rzeczy, kto jest w rzeczywistości właścicielem tych
nieruchomości? Jeżeli, jak utrzymuje urzędowy organ Watykanu, stanowią one
oddzielną własność, to należałoby równocześnie wznowić dyskusję na temat
"spuścizny kanonicznej",
Weźmy, na przykład, "braci szarych", czyli kongregację braci miłosierdzia.
Kongregacja ta została rozwiązana na mocy dekretu wydanego przez Świętą Kon-
gregację Zakonów i Instytutów Świeckich z dnia 15 lutego 1972, a sam majątek,
zgodnie z prawem kanonicznym, przypadł Stolicy Apostolskiej. A mówiąc
konkretnie, pod skrzydła Stolicy Apostolskiej przeszedł ogromny kompleks
usytuowany pomiędzy via Tasso i viale Manzoni. Aktem z 2 maja 1975 Stolica
Apostolska
146
147
sprzedała całość spółce Edif zajmującej się obrotem nieruchomościami,
kontrolowanej przez inną, bliżej nieokreśloną panamską spółkę, za cenę l ,05
miliarda lirów. Ale faktycznie już rok wcześniej spółka Edif przejęła budynek w
posiadanie. Była to wprawdzie szczególna umowa kupna-sprzedaży: wraz z
przedstawicielami Stolicy Apostolskiej, która na mocy prawa kanonicznego stała
się właścicielką majątku, przy akcie było obecnych również owych kilku
pozostałych "braci szarych", którzy w świetle włoskiego prawa cywilnego byli
ciągle jeszcze prawnymi właścicielami dopiero co rozwiązanego zgromadzenia. W
tym miejscu wypada zapytać, co się później stalo z owym miliardem.
Gdyby prawdą było to, co utrzymuje dzisiaj L'Osservatore Romano,
należałoby przyjąć, że ów miliard został podzielony później między
poszczególnych braci. W rzeczywistości jednak znalazł się w on watykańskiej
kasie na zasadzie wspomnianej "spuścizny kanonicznej". Takie spuścizny mają
zatem faktycznego pośrednika przekazywania środków pomiędzy instytucjami,
które Stolica Apostolska stara się na próżno przedstawiać jako podmioty
niezależne. I zadziwiające jest też, że takie przekazywanie środków nie podlega
żadnej kontroli ani opodatkowaniu.
Przypadków takich, jak sprawa "braci szarych", jest na pęczki. Ale istnieją też
inne formy maskowania się, jeszcze bardziej prymitywne. Na przykład jest regułą,
że przedstawiciel Stolicy Apostolskiej reprezentuje "Miejsca kultu dla
katechumenów", "Miejsca kultu dla katechumenów i neofitów", "Religijny instytut
katechumenów i neofitów", "Religijny dom katechumenów i neofitów". Ta ostatnia
instytucja, która została
określona jako "instytucja posiadająca odrębną osobowość prawną" działa pod
przewodnictwem "jego eminencji kardynała Ugo Poletti, generalnego wikariusza
jego świątobliwości papieża Pawła VI". Rok temu sprzedał on olbrzymi kompleks
budynków i ogrodów przy via in Selci bankowi Credito Artigiano z Mediolanu i
spółce Nibbio, za kwotę 1,15 miliarda lirów. Biorąc pod uwagę, że plan
zagospodarowania przestrzennego zabrania tworzenia biur w tej części
zabytkowego centrum miasta, dlaczegóż to Credito Artigiano tak się poświęciła i to
za tak znaczącą kwotę? Odpowiedź Jest prosta; część banku Credito Artigiano
pozostaje pod kontrolą Watykanu. Już w trakcie zgromadzenia wspólników w roku
1971 biskup Ferdinando Maggioni, podziękowawszy kierownictwu i pracownikom
za dobrą pracę, zapewniał, ze bank korzysta "z pomocy boskiej opatrzności".
Ten sam tryb zwolnienia z opodatkowania, który stosowany J est wobec
"spuścizny kanonicznej", chroni także spadki i darowizny, które spływają do kas
Watykanu. Dnia 26 czerwca 1974 Stolica Apostolska sprzedała utworzonej ad hoc
spółce Delta Tau pięciopiętrowy budynek oraz 103 pomieszczenia przy via di
Priscilla 14 za cenę 280 milionów lirów. W jaki sposób budynek przeszedł na
własność Stolicy Apostolskiej (która tym razem występowała jako Papieski Instytut
Dobroczynności)? W wyniku legatu siostry Marii della Croce, poprzednio
nazywającej się Valerla Cavalieri, w sekretnym testamencie z 28 maja 1962,
złożonym na przechowanie 9 czerwca 1963 w konsulacie włoskim w Rio de
Janeiro. Po śmierci siostry Marii spadek został zatwierdzony w 1969 roku przez
prezydenta Saragata
148
149
i natychmiast przyjęty przez Stolicę Apostolską. Wszystko to odbyło się całkowicie
gratis.
Część zabudowań pałacu della Dataria, ta która znajduje się na rogu via San
Vicenzo, została sprzedana przez Stolicę Apostolską dnia 30 grudnia ł972turyń-
skiej spółce komandytowej Dataria Sas (własność Roberto Palea i S-ka) za kwotę
170 milionów lirów. To faktycznie prezent. Natomiast Stolicę Apostolską nie
kosztowało to nic, bo dostała go 29 lipca 1921 dzięki pobożności pani Elviry
Mannoni Tobia, małżonki Francesco Rosi Bernardini. Żeby nie płacić podatku od
nieruchomości miejskich, który zaczął obowiązywać od stycznia 1973, Stolica
Apostolska pośpiesznie się go pozbyła.
Przytoczmy inne, te zupełnie świeże przykłady darowizn. Dnia 8 kwietnia
1975 niejaka Olga Zayo darowuje Stolicy Apostolskiej kompleks nieruchomości
przy via delle Nespole (w dzielnicy Centocelle). Dnia 9 lipca 1976 Stolica
Apostolska, występując tym razem pod etykietą Administracji Dóbr Stolicy
Apostolskiej, przyjmuje darowiznę działając poprzez biskupów Giuseppe i
Giovanni De Andrea. Chodzi o mieszkanie mieszczące się na czwartym piętrze,
klatka schodowa A, numer mieszkania 12, przy via del Mascherino 12. Po "wysłu-
chaniu opinii Rady Państwa" dnia 21 lutego tego samego roku darowizna została
autoryzowana podpisami Leone i Cossigi. Ponieważ powołano się na przewidziane
w ustawie zwolnienia od podatków, jako że darowizna została dokonana na "cele
praktyki religijnej", uzasadnienie zostało bezkrytycznie przyjęte przez Leone, który
natychmiast wydał podpisane przez siebie postanowienie. Chcielibyśmy się
dowiedzieć, czy prezydent
Republiki Włoch lub Ministerstwo Spraw Wewnętrznych są nam w stanie
zagwarantować, że w tym mieszkaniu na czwartym piętrze wkrótce zostanie
otworzone biuro parafialne lub przynajmniej ośrodek kontemplacyjny.
Dnia 6 sierpnia 1976 Stolica Apostolska przyjmuje sporą darowiznę
przekazaną przez rodzeństwo: Letizia, Giuseppina, Domitilla i Luigi Mollari. Jest
to działka o powierzchni 20 hektarów z zabudowaniami wiejskimi, znajdująca się
w miejscowości La Mandria, przy ulicy Laurentina 1351. We wniosku o
zwolnienie od podatku podano to samo uzasadnienie. W stosunku do tej darowizny
należy podkreślić jednak dwa nowe elementy. Pierwszy - że wycena rzeczoznawcy
jest całkiem nieoczekiwana: zaledwie 500 milionów lirów. Drugi - że decyzja
prezydenta Leone nakazuje Stolicy Apostolskiej odprzedać całość nieruchomości w
terminie do 5 lat. Bylibyśmy zainteresowani w otrzymaniu informacji, w oparciu o
jakie przepisy ma się odbyć ta sprzedaż? Jaką korzyść otrzyma Watykan, który
nieruchomość uzyskał nieodpłatnie? Jakie "praktyki religijne, nauczanie, działania
dobroczynne, ewangelizacyjne, uczynki miłosierdzia" będą tam kiedykolwiek
wykonywane, by można było w jakiś sposób uzasadnić uzyskane zwolnienie od
opodatkowania przyjętej darowizny?
W artykule wstępnym L'Osservatore Romano pisze też, iż "jest zjawiskiem
pozytywnym, że wiele instytucji religijnych - mimo wszelkich przeszkód i niedo-
godności, a także uznania, iż przeniesienie swojej siedziby do innych krajów
byłoby dla nich korzystniejsze -posiada ciągle jeszcze swoje domy w Rzymie".
Pominąwszy nieco grożący ton tej wypowiedzi, zawiera ona pewną nieścisłość:
żadna instytucja, mimo
150
151
"niedogodności" nie mogłaby opuścić Rzymu, jeżeli Stolica Apostolska nie dałaby
na to swojej zgody. I przy okazji: żadna instytucja religijna, pragnąca dokonać
transakcji kupna-sprzedaży, nic może tego uczynić bez zezwolenia, które - w
zależności od przypadku - wydawane jest przez Stolicę Apostolską działającą
poprzez Sacra congragatio clericis. Sacra congregatio pro religiosis et institutis
saecularibus, Istitito di Propaganda Fide lub w wyniku bezpośredniej i osobistej
interwencji któregoś z kardynałów.
Uzyskanie zezwolenia jest nie tylko obowiązkowe (co potwierdza naszą tezę
ścisłego powiązania, przynajmniej w zakresie administrowania majątkiem, pomię-
dzy instytucjami kościelnymi i Stolicą Apostolską), ale też i kosztowne. Gdyż aby
otrzymać potrzebne zezwolenie dana instytucja, kolegium, instytut, dom
dobroczynny musiałby - po łacinie -"pokornie błagać" Stolicę Apostolską przez
całą drabinę hierarchicznych pośredników, obficie uzasadniając swoje błaganie i
zapewniając, że gdzieś tam zupełnie pod spodem nie skrywa się inhonestos usus, a
nadto zapłacić około 200 tysięcy li-rów różnorodnych opłat libellarum italicarum.
Zatem nie jest prawdą, że Stolica Apostolska nie posiada orientacji w
interesach prowadzonych przez swoje instytucje. Tkwi w nich tak dogłębnie, że na
marginesie każdego z zezwoleń wpisuje, aby rzecz była całkiem jasna, że należy
pamiętać, że "ze wzglądu na swój specjalny charakter instytucji opierającej się na
publicznym prawie kościelnym" nie odpowiada ani finansowo, ani cywilnie za
działania wnioskodawców i osób trzecich. Stolica Apostolska, uważa na przykład,
że formułka ta uwalniają od odpowiedzialności za naruszenia
prawa budowlanego, pojawiające się w następstwie ryzykownych transakcji
dokonywanych przez swoje kongregacje.
Co gorsza. Stolica Apostolska, która jednak śledzi przebieg transakcji
prowadzonej przez daną instytucję kościelną, przestaje się zupełnie interesować
sprawdzeniem, czy zobowiązania podjęte przez tę instytucję zostały wypełnione.
Na przykład Szacowna Wspólnota Najświętszego Różańca z Besazio, zobowiązała
się 160 milionów lirów, otrzymane ze sprzedaży dwóch kamienic z ulicy
Sant'Andrea delle Fratte, zainwestować w Rzymie. Ale "szacowni bracia z
Besazio" nie zainwestowali w Rzym ani lira. Czyżby dokonano tego w Szwajcarii.
W innych przypadkach (jak pałacyk w zaułku Scanderbeg) Stolica Apostolska
zastrzega sobie, że w razie zaistnienia jakichkolwiek sporów, celem umknięcia
kłopotów i nieporozumień, jedynym właściwym sądem do ich rozstrzygania będzie
sąd watykański.
L'Osservatore Romano szczegółowo informuje o przeznaczeniu uzyskanych
korzyści ze sprzedaży pewnego budynku przy via dell'Umiltà, co ma pokazać, w
jaki sposób napływające do watykańskiej kasy pieniądze wykorzystywane są potem
na godne pochwały społeczne cele. Z tych pieniędzy (550 milionów lirów)
sfinansowana została budowa części z 99 mieszkań socjalnych na peryferiach
Acilia. Argument ten na niewiele się zdaje. Przede wszystkim nikt nigdy nie będzie
mógł wykazać, że właśnie te 550 milionów faktycznie na ten cel wykorzystano (w
owym czasie ten miłosierny gest wykonany był bez rozgłosu, a Stolica Apostolska
nie wysunęła zastrzeżeń wobec sprzedaży na rzecz
152
153
Banco di Roma). Po drugie, fakt ten naświetla zjawisko, powszechnie uznawane za
jeden z najbardziej ważkich problemów, jakie pojawiają się w wyniku zmiany
przeznaczenia uprzednio sprzedanych przez Watykan nieruchomości. Dawnych
lokatorów z ulicy dell'Umiltà odprawiono za odstępne. W miejscu ich mieszkań po-
wstaną prawdopodobnie jakieś biura wspomnianego Banco di Roma. Dawni
lokatorzy przemienili się, nawet jeżeli nie jest to przemiana fizyczna, w
dojeżdżający do centrum tłum - rezultat wymuszonej ucieczki poza obręb miasta
oraz postępującego wynaturzenia zabytkowego centrum.
Zamiast przywdziewać szaty dobrego filantropa, dlaczego L'Osservatore
Romano nie wspominało o wielkim budynku via della Dataria, sprzedanym agen-
cji informacyjnej ANSA? Oto dlatego, że budynek ten -jako "eksterytorialny" - nie
podlega wpisowi do ksiąg wieczystych, i przy jego sprzedaży Stolica Apostolska
nie zapłaciła podatku ani lira[...]
Gromy rzucane przez L'Osservatore Romano miały spopielić tygodnika
'Europeo zaledwie w tydzień po opublikowaniu wyników ustaleń. A jednak
szpalty, na których "wymieniano z nazwiska" uczyniły swoje. Wszystkie nasze
tezy, potwierdzone analizą danych i dokumentów, pozostają aktualne. Watykańskie
imperium jest ciągle przeogromne. Gdy pomyśleć, że ustalenia L'Europeo
ograniczały się tylko do Rzymu, to nie sposób wyobrazić sobie, jak jest w
pozostałej części Włoch. Przypadki przebudowy, zmian sposobów użytkowania i
remontowania biur, które poprzednio miały służyć celom religijnym, potwierdzają,
że doczesna władza Kościoła opiera się i rozprzestrzenia na tych
samych układach: to właśnie banki, towarzystwa ubezpieczeniowe, kapitał
tradycyjnie zbliżony do kręgów kurii, wnoszą do kasy Stolicy Apostolskiej środki
potrzebne na wzmocnienie jej władzy finansowej. Nie sposób nie gorszyć się
faktem, że mimo nadejścia nowych czasów oraz pojawiających się w łonie samego
Kościoła presji i obaw o konieczność unowocześnienia. Kościół w gruncie rzeczy
zachowuje się według strategii typowych dla ponadnarodowej firmy. Gdy przyjdzie
dokonać wyboru pomiędzy inwestycją o charakterze miłosiernym a inwestycją
ukierunkowaną na zysk. Kościół preferuje tę drugą. Aby utrzymać i rozwijać swoją
władzę doczesną, Watykan nawet nie musiał zbytnio wysilać się, by wskazywać
drogę swoim hierarchom. Drogę tę wytyczały mu zawsze luki we włoskim ustawo-
dawstwie, podporządkowanie banków tradycji katolickiej, karygodna pobłażliwość
świata laickiego, całkowita bezużyteczność formalizmów w procedurach kontrol-
nych.
Po opublikowaniu drugiego odcinka ustaleń tygodnika L'Europeo organ
Watykanu nie zareagował. Nie było trzeba. Rizzoli Editore, kontrolowane przez
loże masońską P2, zatroszczyło się, by szef tygodnika, Gianluigi Malega, uzyskał
natychmiastowe zwolnienie.
***
Dokonanie spisu i oszacowanie nieruchomości będących w posiadaniu Stolicy
Apostolskiej na terytorium
154
155
Włoch było i jest nadal przedsięwzięciem niemożliwym. Nieruchomości
odpowiednio wpisane do włoskich ksiąg wieczystych stanowią jedynie ich pewną
część; wicie z nich nie zostało zarejestrowanych, ponieważ Jak wiadomo, Watykan
jest państwem zagranicznym, co wywołuje określone skutki prawne.
Bezwzględność i pozbawiona skrupułów współczesna działalność
praktykowana przez Kościół w transakcjach z nieruchomościami wcale nie różni
się tak bardzo od sytuacji opisywanej w L'Europeo w 1977 roku. Dosyć niedawny
przykład z lipca 1997. Oto podjęto decyzję o zamknięciu liceum im. Piusa XII:
klasy jednej z najlepszych rzymskich szkół katolickich zostaną przekształcone na
pokoje czterogwiazdkowe-go hotelu. Hiszpańscy misjonarze, którzy do tej pory
administrowali tą szkołą, tłumaczą decyzję spadkiem zapisów. Nauczyciele jednak
to dementują twierdząc, że zwolniono ich bezceremonialnie, w związku z czym
domagają się przeniesienia do innej placówki na terytorium rzymskiego wikariatu.
Watykan w tym przypadku twierdzi, że nie ma nic wspólnego z administrowaniem
byłego liceum. Dziwne, ponieważ aż do maja 1997 pensje nauczycieli i innych
pracowników szkoły przychodziły bezpośrednio ze Stolicy Apostolskiej.
Rozwiązanie tego rebusu jest proste: w perspektywie jubileuszu roku
dwutysięcznego staje się jasne,
że hotel wydawał się dużo bardziej dochodowy niż szkoła...
W czerwcu 1996 deputowani Pier Paolo Cento (Zieloni), Giorgio Mele (Ulivo)
i Donato Manfroi (Lega Nord) zwrócili się do ministra robot publicznych Antonio
Di Pietro z zapytaniem, jak doszło do sytuacji, w której IOR "dokonał już w
Rzymie sprzedaży większej części własnych nieruchomości. Około 15 rodzin nie
mogło wykupić zajmowanych mieszkań, a stało się tak mimo podjętego przez IOR
zobowiązania, że nie sprzeda ich osobom z zewnątrz, nie potrzebującym lokali do
natychmiastowego zamieszkania; natomiast dokonano właśnie takiej sprzedaży
nabywcom, »z zewnątrz«, uprzywilejowując ich kosztem potrzeb dotychczasowych
mieszkańców..."
Sprawa dotyczy zabudowań z ulicy Casetta MatteÌ439 (najdalsze
przedmieście Rzymu). Właścicielem budynku jest IOR, który w 1994 roku zdecy-
dował się sprzedać go osobom prywatnym wykwaterowując wcześniej
dotychczasowych lokatorów, w dodatku skromnych emerytów. I tak dla 54 rodzin
zamieszkujących budynek rozpoczął się dramat.
Wielu lokatorów z Casetta Mattei udało się na via della Conciliazione l O, aby
prosić kierownictwo IOR o wycofanie się z tej decyzji. Przyjął ich Beniamino
Pintus, od września 1994 pełniący funkcję
756
757
jedynego członka zarządu spółki SGIR (zajmującej się administrowaniem
budynków w Rzymie). Ale Pintus nie miał kompetencji, żeby zmieniać decyzje
kierownictwa IOR. Wykwaterowani zwrócili się zatem pisemnie do burmistrza
(byłego radykała i antyklerykała) Francisco Rutelli. Oto fragmenty wystąpienia:
W 1978 roku szukaliśmy bezpiecznego mieszkania i dla 54 rodzin wydawało
się nader szczęśliwym zbiegiem okoliczności, kiedy dowiedziały się, że prawdzi-
wym właścicielem był IOR. Dottor Mingoli, administrator, głęboko zapewniał, że
instytucja należąca do Watykanu nigdy mieszkań nie sprzeda... Wprowadziliśmy
się do budynku, mimo że mieszkania nic były jeszcze całkowicie wykończone, i
tak już pozostało, a z czasem było coraz gorzej. Budynek to blok z betonu, gdzie
pordzewiałe żelazne konstrukcje wystają na zewnątrz, a garaże, piwnice i szyby
wind zalewane są przy każdym deszczu...
Różnorodne ekscelencje z IOR - zdając sobie sprawę, że aby poprawić
warunki, należałoby wydać, na remont co najmniej 2,5 miliarda lirów -
postanowiły w 1994 roku mieszkania sprzedać (po 265 milionów każde). Nie dało
się nic zrobić, żeby ze sprzedaży zrezygnowano, ale wynegocjowano obniżkę 25
procent ceny. Sprytnie w umowach sprzedaży narzucono nabywcom klauzule,
zgodnie z którymi koszty zaszłości oraz remontu budynku musieli ponieść oni
sami. Innym zobowiązaniem, podjętym przez IOR w obecności komitetu
lokatorów, było to, że w mieszkaniach zostaną ci lokatorzy, których nie stać na
wykup mieszkań, tj. emeryci,
inwalidzi itd. A mimo to sprzedano wszystko, z wyjątkiem mieszkania portiera i
dwóch pracowników...
IOR inkasował czynsze zarabiając miliardy, żeby później sprzedać te
mieszkania z gipsu i betonu po 200 milionów lirów, co daje łącznie 11 miliardów.
Akty notarialne zawierają narzucone przez nich warunki, bo i notariusz jest ich.
Nikt nie może zaproponować innego notariusza, zresztą i tak inny notariusz nie
zgodziłby się spisać takiego aktu, bo przecież nie istnieją do tej pory, odnośnie tego
budynku, żadne wpisy do ksiąg wieczystych.... Papież, kardynał Ruini i inne
osobistości zalecają nowemu rządowi chrześcijański szacunek i wspomaganie
rodzin, podczas gdy oni sami eksmituj ą własnych lokatorów...".
Listy, podania i prośby nic nie zmieniają, również dlatego, że ich echo nie
dociera do wyciszonych i komfortowych mieszkań kardynałów - zarówno tych za
murami watykańskimi jak i tych w mieście. Faktem jest, że IOR jest w sumie
jednak bankiem, i jako taki musi realizować zysk. Zysk "święty" zgodnie z zasa-
dami doczesnych praw. Finansiści świętego Piotra dążą do tego zysku, jak gdyby
chodziło o nakaz jedenastego przykazania.
158
159
Zloty cielec w kościelnej nawie
W październiku 1995 prokuratura w Neapolu wszczyna śledztwo w sprawie
działań kurii i 380 miejsc kultu rozsianych w całym regionie Kampanii i najbliż-
szych okolicach. Trzynaście kościołów - bez uprzedniego otrzymania zezwolenia
na zmiana przeznaczenia obiektu - zmieniło faktycznie rodzaj działalności: w ich
wnętrzu nie odbywa się już praktyk religijnych, ale reperuje lub garażuje
samochody, sprzedaje bądź magazynuje towary albo przy muzyce prowadzi kursy
gimnastyki.“. Zasady przeznaczenia obiektu określone w kodeksie cywilnym z
1939 roku obowiązują do dzisiaj. Przepisy te przewiduj ą sankcje za naruszenie
zakazu przeznaczania dóbr o charakterze
161
religijnym, artystycznym i zabytkowym na cele nie odpowiadające ich
charakterowi.
Prokuratorzy neapolitańscy zajmujący się tym skandalem - prokurator Vicenzo
Piscitelli i zastępca prokuratora Raffaele Greco - postawili zarzut popełnienia
przestępstwa polegający na nadużyciu funkcji i uzyskaniu korzyści osobistych. Na
liście podejrzanych znalazł się również biskup Raffaele Petrone, ekonom
miejscowej kurii.
Szef prokuratury otrzymuje w tej sprawie list protestacyjny podpisany przez
kardynała Michele Giordano, który zaciekle broni stanowiska kurii; żąda wręcz
zawieszenia postępowania nazywając je inicjatywą bez precedensu, która przeczy
zasadom i przepisom wynikającym z prawa konkordatowego, po czym grozi
nagłośnieniem sprawy aż do uczynienia z niej kwestii stosunku państwa do
Kościoła, kierując jednocześnie formalny komunikat do Stolicy Apostolskiej,
uprzednio już o sprawie powiadomionej.
Odpowiedź prokuratora Vicenzo Piscitelli jest stanowcza: "Nie jest prawdą, że
zostały naruszone postanowienia konkordatu. Dobra kulturowe Kościoła podlegaj ą
faktycznie ustawodawstwu włoskiemu. Kuria z dużym uprzedzeniem została
poinformowana o środkach podjętych przez prokuraturę, a funkcjonariusze policji,
którzy towarzyszyli biegłym dokonującym oględzin w miejscach kultu, przybywali
tam po otrzymaniu zgody władz kościelnych. Kardynał dobrze o tym wie. A winien
wiedzieć również i to, że kilka miesięcy wcześniej, piony ekonomiczne kurii
pobrały czynsz za kilka kościołów zamienionych na biura".
Biorąc pod uwagę sporą liczbę miejsc kultu, których przeznaczenie zostało
zmienione, śledztwo zapowiada się długie i żmudne. Prokuratura w Neapolu
zamierza ponadto także sprawdzić, czy znajdujące się w kościołach dzieła sztuki
zostały skatalogowane i są odpowiednio strzeżone. Tymczasem w wielu kościołach
nadal odpłatnie naprawia się silniki, dokonuje transakcji handlowych i prowadzi
zabawę w stylu disco dance... Być może tak być musi, bo sam kardynał Michele
Giordano jest bardzo nowoczesnym prałatem: "Musimy przejść na takie same fale
co młodzi ludzie... najważniejsze jest to, by udało się nam przekazać nasze
nauczanie w ich własnym języku... A oni rozmawiaj ą przy muzyce" - stwierdził.
W maju 1996 kardynał miał odwagę zorganizować coś, czego w Europie jeszcze
wcześniej nie dokonano - na inaugurację synodu biskupów poświęconego
problemom młodzieży przedstawiono wielki happening na świeżym powietrzu. W
trakcie tego Woodstock w Neapolu sam kardynał ponoć pogodnie się uśmiechał,
kiedy
762
163
pewna brunetka z zespołu Baraonna poruszała rytmicznie pępkiem widocznym
między częściami białego kompleciku w stylu Saint Tropez.
A pomiędzy koncertami i wynajmowaniem kościołów kardynał Giordano
zajmował się jeszcze biznesem: w październiku 1997 neapolitańska kuria weszła w
spółkę z firma Fiat Engineering, Banca di Roma, Banco di Napoli i z firma Crediop
celem utworzenia strefy przemysłowej Interporto w Noia. Ta "boska inwestycja" o
wartości 300 milionów lirów ma dać w przyszłości wspaniale owoce. Przewiduje
się, że do roku dwutysięcznego strefa Interporto stanie się jednym z ważniejszych
węzłów przeładunkowych w handlu towarami w regionie Kampania.
Na początku roku 1998 nazwisko przedsiębiorczego kardynała Michele
Giordano pojawi się w związku z aferą stosowania lichwy. Rzecz została odkryta
przez Gazzetta del Mezzogiorno, która 11 lutego opublikowała artykuł na temat
postępowania prowadzonego przez prokuratora państwowego z Lagonegro
(prowincja Potenza) Michelangelo Russo. W sprawę miałoby być zamieszanych
wielu przedsiębiorców z regionu Puglia, z Lucca i z Kampanii, a wśród nich także i
brat dostojnego prałata - Mario Lucio Giordano. Według dziennika z Bari policja
skarbowa miała skonfiskować kilku lichwiarzom czeki (na kwotę
70 milionów lirów) podpisane przez kardynała i wystawione na nazwisko jego
brata. Z tego powodu kardynałowi miałby być postawiony przez prokuratora
zarzut, co podobno zostało autorytatywnie potwierdzone przez śledczych i źródła
urzędowe. Hałas spowodowany tą sprawą uciszono w ciągu doby. Prokurator
generalny z Potenza - Pasquale Cristiani - po prostu zdementował fakt, że
prowadzone jest postępowanie przeciwko wysokiemu prałatowi. Zapytywany przez
dziennikarzy, nie negował wprawdzie istnienia czeków, ale uzasadnił je
pożyczkami na rzecz brata i przeznaczonymi na remont domu rodzinnego oby-
dwóch braci Giordano w Sant'Arcangelo.
W czasie gdy w diecezji neapolitańskiej kościoły wynajmowane sana cele nie
mające nic wspólnego z życiem duchowym, w skali kraju miejsca kultu są
obdarowywane wspaniałomyślnymi przywilejami udzielanymi Watykanowi przez
włoskie państwo. Rzecz zdarzyła się w lutym 1996. Wbrew przepisom
obowiązującej ustawy z 1939 roku o dziełach sztuki (ustanawiającej obowiązek
nadzoru państwa nad spuścizną artystyczną niezależnie od tego, kim jest właściciel
dzieła sztuki) 113 kościołów nieocenionej wartości architektonicznej i artystycznej
zostało przekazanych pod nadzór Watykanu, co praktycznie oznacza, że zostały
podarowane Stolicy Apostolskiej.
164
165
W przekazach kościelnych i miejscach kultu znajdują się dzieła takich twórców,
jak: Caravaggio, Fontana, Rafael, Reni, Rubens, Bernini, Domenichino.
Podstawą udzielonego przez państwo przywileju były ustalenia nowego,
podpisanego w 1985 roku, konkordatu, który okazał się dla Kościoła bardziej
wspaniałomyślny niż konkordat z 1929 roku, i z tego powodu krytykowanego
przez historyków sztuki, intelektualistów, prawników i organizacje ekologiczne
(np. Italia Nostra). Nieroztropne przywileje na korzyść parafii uzasadniane są tym,
że nadzór nad majątkiem znajdującym się w miejscach kultu, kosztowałby
instytucje państwowe zbyt dużo i że Kościół może to zadanie wypełniać lepiej.
Przekazanie własności przez państwowy Fundusz Budynków Wyznaniowych
(FEC) na rzecz parafii nie budził sprzeciwu rzymskiego konserwatora zabytków
Claudio Strinati, który oświadczył, że zjawisko go nie niepokoi, bowiem dzieła
sztuki znajdujące siew kościołach przekazanych Watykanowi zostały całkowicie
skatalogowane. Ale optymizmowi konserwatora zaprzecza rzeczywistość:
zgłoszenia kradzieży dzieł sztuki w kościołach są częste. Wystarczy przypomnieć,
tytułem przykładu, że w październiku 1995 nawet z sal watykańskich, w trakcie
obchodów siedemnastej rocznicy pontyfikatu Jana Pawła II,
zniknęło z siedziby papieskiej Komisji ds. Dóbr Kultury, mieszczącej siew pałacu
della Cancellerìa, czternaście płócien z XV wieku, a wśród nich dzieła Belliniego i
Sebastiano del Plombo. Komisja działająca pod przewodnictwem arcybiskupa
Francesco Marchisa-no została utworzona przez papieża w 1993 roku właśnie w
celu lepszego nadzoru nad artystyczną spuścizną Watykanu...
Inny przykład: w marcu 1996 w miejscowości Montecchio Precalcino, w
pobliżu Vicenzy, z muzeum parafialnego zniknęło około osiemdziesięciu dzieł
sztuki. Proboszcz Augusto Pianalto zdradził później karabinierom, że sprzedał
dzieła, żeby spłacić dług bankowy w wysokości 600 milionów lirów, zaciągnięty
na odrestaurowanie kościoła.
Kolejny z wielu przykładów, w jaki sposób strzeżone są dzieła sztuki w
miejscach kultu religijnego, dowodzący jak bardzo zdane są one na przypadki losu.
We Florencji w maju 1997 z wnętrza starego i wspaniałego pałacu - przekazanego
w 1986 roku przez markizę Francesca Martelli (ostatnią spadkobierczynię starego
rodu kupców i mecenasów) na rzecz wyższego seminarium duchownego - zniknęło
wiele przedmiotów sztuki i obrazów stanowiących imponującą kolekcję. Klucze
pałacu otrzymał Paolo Piovanelli, brat Silvana - kardynała toskańskiej stolicy.
166
167
Stwierdzono, że zaraz po przejęciu obiektu w 1987 roku wyższe seminarium
duchowne usiłowało sprzedać cały pałac wraz ze zbiorami sztuki, ale sprzedaż
okazała się niemożliwa, bowiem przedmioty sztuki i obrazy zostały skatalogowane
i sklasyfikowane jako stanowiące nieodłączne wyposażenie całego obiektu. Paolo
Piovanelli - sam to zeznał wobec sędziego Gaetano Magnelli - w okresie od 1990
roku wielokrotnie otwierał pałacowe sale handlarzom dzieł sztuki i innym osobom
zainteresowanym "niemożliwym zakupem". Po czym eksponaty i obrazy ulotniły
się. Piovanelli i kilku antykwariuszy stanęło przed sądem, a i sam wysoki prałat
także będzie się tam musiał tłumaczyć.
Według biskupa Alessandro Maggiolini z Como "pieniądze z
ośmiopromilowego funduszu nie są wykorzystywane przez Kościół katolicki
wyłącznie na uposażenie księży, ale także na utrzymywanie zabytków artystyczno-
religijnych... »Pensja« księdza wynosi około miliona dwustu do miliona trzystu
tysięcy lirów. Gdyby państwo miało płacić tylko za zabytki i dzieła sztuki, których
oni strzegą i które odnawiają, to i tak państwo musiałoby wydać o wiele więcej...".
Być może, iż państwo włoskie naprawdę w ten sposób oszczędza, ale faktem
jest, że przekazanie obowiązku strzeżenia narodowej spuścizny artystycznej
na rzecz Kościoła, przypomina nieco historię Poncjusza Piłata...
*+*
Powyżej pokazano, że kościoły nie pozostają wyłącznie miejscem kultu
religijnego, ale także miejscem prowadzenia zgoła pogańskiej działalności, a także
miejscem, skąd w bardzo łatwy sposób można skraść artystyczne skarby. A
czasami są także ostatnim miejscem spoczynku papieży, kardynałów i biskupów -
ale nie tylko ich.
Gazety z l O lipca 1997 poinformowały na przykład, że w krypcie wspaniałej
bazyliki Sant'Apollinare, w najbliższym sąsiedztwie dosyć centralnie położonego
placu Navona w Rzymie, leży trumna z prostym napisem Enrico De Pedis, bez daty
urodzenia ani śmierci, ani żadnej innej informacji.
Kim był ów Enrico De Pedis? Nie ma go wśród świętych, ale był za to dość
znany w kręgach rzymskiej policji, zwłaszcza pod pseudonimem Renatino. De
Pedis był faktycznie bossem cieszącej się ponurą sławą bandy z Magliana
tworzącej przestępczy holding pod przywództwem Pippo Calo, kasjera mafii, która
osiadła w Rzymie w latach siedemdziesiątych. De Pedis działał także pod
fałszywymi nazwiskami:
Ì68
169
Mario Aglialoro i Mario Salamandra. Po sporej serii ciężkich przestępstw (od
udziału w związku przestępczym - do handlu narkotykami, od nielegalnego po-
siadania broni - do korupcji, od napadów z bronią -do zabójstw) pod koniec 1983
roku De Pedis, szef bandziorów z dzielnicy Testaccio-Trastevere, skończył w
kajdankach. Mimo że popełnione przez niego czyny były szczególnie ciężkimi
przestępstwami, po kilku latach Renatino wrócił na wolność i rozpoczął na nowo
swoje przestępcze życie. Aż do 2 lutego 1990, kiedy to, w Rzymie na via del
Pellegrino, został zabity przez konkurencyjną bandę. Na jego pogrzebie,
odprawianym przez biskupa Piero Vergari, byli obecni członkowie rodziny i ci z
jego przyjaciół, którzy nie musieli się chronić przed czujnym okiem policji.
Trumna z ciałem zmarłego bossa została następnie pogrzebana na cmentarzu
Verano.
9 lipca 1997 deputowany Mario Borghezio kieruje do ministra spraw
wewnętrznych zapytanie parlamentarne o powody, dla których znany gangster
Enrico De Pedis spoczywa w bazylice Sant'Apollinare. "To kardynał wikariusz
Ugo Poletti - wyjaśnia Angelo Żarna z biura prasowego wikariatu - udzielił
zezwolenia na pogrzebanie De Pedisa, na wniosek biskupa Piero Vergari, który był
wtedy rektorem bazyliki". Chodzi zatem o tego samego prałata, który
na pogrzebie udzielił ostatniego błogosławieństwa zamordowanemu bossowi z
dzielnicy Testaccio-Trastevere.
Ale z jakiego powodu ciało De Pedisa zostało przeniesione z cmentarza
Verano do krypty w sławnej bazylice, dlaczego zgodzono się na przywilej, który
-zgodnie z prawem kanonicznym - przysługuje wyłącznie biskupowi Rzymu,
kardynałom i biskupom z diecezji? Zastanawia się nad tym także i rektor Marco
Porta, który zastąpił biskupa Vergari po przeniesieniu go decyzją władz
kościelnych.
-Nie znam powodów, dla których ten człowiek został tu pogrzebany - tylko
tyle mógł oświadczyć ksiądz Porta. - Gdyby prawdą było to, co się o De Pedisie
mówi, byłaby to sytuacja kłopotliwa...
W związku z tym arcybiskup z Rawenny - Ersilio Tonini stwierdza: - Z
pewnością osoba ta dała dowody głębokiej skruchy. Nie jest możliwe, aby stało się
to ze względu na polecenie lub sympatię, tym bardziej że wszyscy wiedzą, jak
ostrożny był kardynał Poletti...
W następstwie tych kontrowersji ciało bandyckiego bossa zostanie
przeniesione na cmentarz komunalny.
Szkoda, że De Pedis aż do kresu swojego życia poświęcał się przestępczej
działalności i że
170
171
materialnie nie miał czasu na wykazanie skruchy w chwili śmierci. Zmarł też
wszechpotężny prałat Ugo Poletti (w lutym 1997 - w wieku 87 lat).
Według dziennika .Ł 'Unita rozwiązanie tej gorszącej tajemnicy tkwi w
układzie na styku polityki i religii: "W szczególności jeżeli chodzi o zabójstwo
Pecorelliego w 1979 roku prokuratura w Perugii podejrzewała istnienie ścisłych
kontaktów pomiędzy bandą z Magliana, Cosa nostra i politycznymi kręgami
Rzymu, skupionymi wokół Giulio Andreottiego i Claudio Vitalone. Według zeznań
kilku skruszonych mafiosów, Pecorelli został zamordowany przez ekipę, do której
należeli ludzie z Magliana i płatni mordercy z Cosa nostra. W świetle związków z
1990 roku pomiędzy Giulio Andreottim i kardynałem Ugo Polettim, szarą
eminencją watykańską, prokuratorzy z Perugii winni przeanalizować informacje na
temat przeniesienia ciała Renatina do wspomnianej bazyliki. Ścisłe związki między
nimi dwoma znaj duj ą potwierdzenie w aktach znajdujących siew archiwum
komisji parlamentarnej badającej sprawę Loży P2. No bo niby dlaczego taki
kryminalista jak De Pedis zostaje pochowany obok kardynałów i męczenników?
Może chodzi o przysługę Polettiego dla Andreottiego, który w 1990 roku był
jeszcze człowiekiem posiadającym we Włoszech największą władzę?".
Począwszy od roku 1991 bazylika Sant'Apollinare korzysta ze statusu
eksterytorialności. Wtedy właśnie została ona powierzona Opus Dei, religijnej
organizacji z siedzibą w Hiszpanii, cieszącej się dużą atencją w kręgach "czarnej
arystokracji" Rzymu. A znanym jest też fakt, że banda z Magliana miała po-
wiązania nie tylko ze służbami specjalnymi, ale i z kręgami faszystowskimi.
Dlaczego zatem bazylika, gdzie przechowywane są dzieła sztuki, a więc miejsce
znajdujące się pod ochroną państwa, została powierzona zagranicznej organizacji?
172
173
Kruchta, handel, zysk
Bohaterowie katolickiego lobby
Upadek Muru Berlińskiego otwarł nowe możliwości na arenie
międzynarodowej polityki. Wraz z rokiem 1989 "rewolucja" nastąpi również w
dziedzinie finansów Stolicy Apostolskiej.
Jan Paweł II decyduje się w końcu odesłać na emeryturę prezesa IOR - Paula
Casimira Marcin-kusa i wprowadzić zmiany w watykańskim banku. Zarządzanie
IOR zostaje powierzone międzynarodowej grupie ekspertów finansowych
pracujących pod kierownictwem Włochów: Angelo Caloia (prezesa) i Giovanni
Bodio (dyrektora generalnego). Starając się poprawić wizerunek będący skutkiem
wielu lat finansowego piractwa trójcy: Marcinkus-Sindona-Calvi,
777
kierownictwo IOR zostaje powierzone mediolańczykowi Caloia, wykładowcy
ekonomii uniwersytetu katolickiego w Mediolanie, pełniącemu niegdyś funkcję
prezesa banku Mediocredito Regionale Lombardo, a także jednemu z głównych
dysponentów banku Cassa di Risparmio delle Provincie Lombarde.
Jednak dekady dwuznacznych i mrocznych afer, których aktorem był IOR za
czasów Sindony, rzucają nadal cień na lata dziewięćdziesiąte. Nie mogłoby być
inaczej: Kościół jest ciągle świątynią zamieszkałą przez kupców, i bardziej
poświęca się władzy doczesnej niż sprawom duchowym.
We wrześniu 1992 światowe rynki walutowe przeżywają wstrząs w wyniku
spekulacyjnego zamętu, który znawcy ekonomii określają mianem "walutowego
Czernobyla". Włoski lir szczególnie ucierpiał na tym wyjątkowo mocno, i w czasie
gdy niemiecka marka pnie się do góry, rząd Amato zmuszony jest zadekretować
siedmioprocentową dewaluację lira w odniesieniu do innych walut europejskiego
systemu monetarnego.
Zanim jeszcze walutowy kryzys się zakończy, wielki mistrz Włoskiej Loży
Wielkiego Wschodu - Giuliano di Bernardo oskarża Watykan i środowiska ka-
tolickie (a w szczególności Opus Dei) o aktywne współuczestnictwo w działaniach
spekulacyjnych wymierzonych przeciwko lirowi.
Oskarżenia Di Bernardo poszły nawet jeszcze dalej, wielki mistrz włoskiego
wolnomularstwa stwierdza, że Opus Dei miałby "jak polip przeniknąć do mię-
dzynarodowej fìnansjery a nawet do finansjery włoskiej" i jako przykład podaje
nazwiska prezesa fìrmy Montedison - Giuseppe Garofano, państwowego bojara
Ettore Bemabei i bankiera rozlicznych interesów Gianmario Roveraro.
Watykański "minister skarbu" - kardynał Castillo Lara, ostro sprzeciwił się
oskarżeniom wysuniętym przez mistrza loży: "Nie wymienialiśmy środków, któ-
rych nie posiadaliśmy" ; ale gazety potwierdziły, że IOR zadbał o nabycie, jeszcze
przed dewaluacją, ogromnych kwot w markach niemieckich Ì nalegał, aby jego
klienci - przede wszystkim zakony - wzorowały się na tym przykładzie.
W roku 1993 w Turynie braciom Stefano i Pietro Paolo Marenda został
postawiony zarzut uczestniczenia w korupcji. Pierwszy jest byłym sekretarzem
generalnym organizacji Unitalsi (włoskiego związku transportowego,
prowadzącego przewozy chorych do Lourdes i do sanktuariów włoskich), a drugi
jest "szlachcicem przy jego świątobliwości" oraz doradcą watykańskiej prefektury
spraw gospodarczych.
Śledztwo, prowadzone przez prokuratora Stefano Ferrando, dotyczyło
domniemanej łapówki
178
779
w wysokości 250 milionów lirów, zainkasowanej w lipcu 1990 przez chadeka Vito
Bonsignore (pro-konsula z kręgu Andreottiego w Piemoncie) wpłaconej przez
przedsiębiorstwo budowlane Gilardi (którego bracia Marendo byli założycielami)
za przyznanie im zlecenia o wartości 40 miliardów na wykonanie robót w nowej
siedzibie turyńskiego instytutu Galileo Ferraris. Stefano Marenda okazał się być
właścicielem konta prowadzonego w watykańskim banku APSA, na którym
rzekomo złożona była łapówka przekazana Bonsignore.
Podejrzenia o korupcję ciążące na braciach Marenda w okolicznościach, które
wskazują, że zamieszana w sprawie zostaje także struktura watykańska,
spowodowały ostrą reakcję ze strony byłego prezesa Unitalsi i wikariusza Rzymu
kardynała Ugo Po-letti. Wykluczył on kategorycznie jakiekolwiek zjawiska
korupcji, w czasie gdy zarządzał diecezją.
W tych latach organizacja Unitalsi nawet nie otarła się o podobne posądzenia -
grzmiał. -Wszystkie one pojawiły się dopiero później.
Według wielu osób autoobrona Polettiego nie była niczym innym jak
brutalnym atakiem na kardynała Camillo Ruini, następcę Polettiego na stanowisku
wikariusza Rzymu i prezesa rzymskiej Unitalsi.
Prowadzone przez turyńską prokuraturę postępowanie umorzono w marcu
1994, postanowieniem podpisanym przez prokuratora Ferrando, który rozgrzesza
braci Marenda stwierdzając, że "na koncie bankowym prowadzonym w
watykańskim banku APSA nie zostały złożone kwoty łapówek, ale prezenty
turyńskiego budowniczego Gilardi dla osób prywatnych w związku ze zleceniami,
którymi interesował się rzymski oddział firmy Gilardi".
Również Vito Bonsignore z kręgu Andreottiego wyjdzie bez szwanku ze
śledztwa w sprawie łapówek za zlecenie wykonania nowej siedziby instytutu Gali-
leo Ferraris. Niemniej zostanie skazany na dwa lata więzienia za łapówki przy
budowie szpitala w Asti, a wraz z nim, autor tego pomysłu Grassetto Alessandro
Sodano, brat watykańskiego sekretarza stanu kardynała Angelo Sodano.
W styczniu 1994 wybucha skandal gigantycznej łapówki firmy Enimont. W
sprawę zamieszany jest Watykan, bowiem do kas IOR miało trafić około 110
miliardów w papierach wartościowych, przeznaczonych na opłacenie łapówek dla
decydentów politycznych. Ich spieniężeniem miał się ponoć zajmować dziennikarz
ANSA z kręgu Andreottiego i były członek Loży P2 - Luigi Bisignani. Po dotarciu
"czarnych walorów" do kas IOR, watykański bank miał
180
181
dokonać całej seni przelewów do banków włoskich, szwajcarskich i
luksemburskich. Na te nowe podejrzenia IOR zareagował- oburzonym głosem
kardynała Castillo Lara: "Należy pamiętać, że trzy lata temu Feruzzi uważani byli
za osoby godne poważania i uczynne. A przelewy za granicę uznawano za zwy-
czajne operacje bankowe. Adresatami były skróty literowe i liczby, a nie osoby
fizyczne. Gdyby jako właścicieli kont wskazano nazwiska takie jak Craxi albo
jakieś inne, np. Forlani, być może pojawiłoby się jakieś podejrzenie".
Watykański "minister skarbu" nie waha się użyć nazwisk tych dwóch
polityków, uznawanych uprzednio przez Stolicę Apostolską jako "szacownych": w
1986 roku z okazji drugiej rocznicy podpisania nowego konkordatu, Bettino Craxi
i Arnaldo Forlani zostali uhonorowani papieskim tytułem "kawalerów Wielkiego
Krzyża".
W trakcie procesu o gigantyczną łapówkę w aferze Enimont, pojawiła się
również kwestia uczestnictwa watykańskiego banku i uwagę sądu zwróciła pobrana
przez IOR prowizja za spieniężenie walorów użytych w transakcji. Według
"oficjalnego płatnika" firmy Montedison, Carlo Sama, papieski bank doskonale
orientował się, co do korupcyjnych implikacji operacji zleconych przez
Bisignaniego, a okoliczność
tę potwierdzała wielkość zażądanej przez IOR prowizji, rzędu dziesięciu miliardów
lirów, o wiele przewyższającej koszt zwyczajnej operacji bankowej. Natomiast,
według Watykanu, prowizja pobrana przez IOR nie przekraczała dwóch miliardów
lirów.
W trakcie rozprawy sąd w Mediolanie kieruje do Watykanu kilka
międzynarodowych wniosków o udzielenie pomocy prawnej na okoliczność ustale-
nia dokładnej liczby walorów złożonych w IOR i kwoty prowizji pobranej przy
wymianie. W odpowiedzi nowy prezes IOR, Angelo Caloia, przekazał włoskim sę-
dziom precyzyjne informacje dotyczące liczby walorów będących przedmiotem
transakcji, ale też odparł, że prowizja pobrana przez IOR wynosiła niespełna dwa
miliardy lirów ( l 923 000 dolarów zaksięgowanych na konto IOR Carity Found
prowadzone w Banca di Lugano). Analizując dokumenty przesłane przez IOR, sąd
stwierdził jednak brak dokumentacji kwoty prawie 14 miliardów, które - zdaniem
IOR - zostały pobrane w gotówce przez Luigiego Bisignani. Argumentacji tej
mediolańscy sędziowie nie uznali za prawdopodobną i w uzasadnieniu wyroku
stwierdzą, że dowody każą "uznać za prawdopodobne, iż na rzecz IOR zapłacono
za transakcje sprzedaży prowizję w wysokości wyższej niż wynika to z wpisu na
konto IOR Carity Found, ale środki dowodowe
]82
]83
nie pozwalają określić sposobu zapłaty ewentualnego salda". Wątpliwości pojawiły
się znowu w 1997 roku wraz z nowym śledztwem wszczętym przez prokuraturę
państwową z Perugii w sprawie dawania łapówek przez Sergio Melpignano. W
trakcie postępowania wyszło na jaw, że po otrzymaniu zapłaty od firmy
Montedison, 6 grudnia 1990 Melpignano miałby przelać ponad pięć miliardów
tirów z Banco di Sicilia do Banca Popolare di Spoleto. Z tejże kwoty, tydzień
później, Melpignano miał podjąć ponad 3 miliardy li-rów, żeby nabyć za nie
papiery wartościowe, a następnie przekazać je budowniczemu Domenico Bonifaci.
Karabinierzy ustalili, że część wspomnianych walorów (o wartości dwu miliardów)
została spieniężona przez IOR, który wpłacił je na konto banku Comit w Rzymie.
Śledczym ta wędrówka pieniędzy wydała się wysoce podejrzana. Zresztą w obrocie
walorami - prawdziwymi lub nie - funkcjonariusze papieskiego banku mieli już
nabyte spore doświadczenie.
W trakcie procesu sędziom nie udało się nawet ustalić, czy tajemniczy
"monsignor Enimont" (który udzielił watykańskiemu bankowi zezwolenia na
zamianę na gotówkę walorów o wartości około 110 miliardów z przeznaczeniem na
gigantyczną łapówkę zapłaconą politykom przez firmę Montedison)
to w rzeczywistości monsignor De Bonis, pełniący w 1990 roku funkcję sekretarza
generalnego IOR, którym zresztą pozostał nawet już po odprawieniu biskupa Paula
Marcinkusa, mimo że przez lata był jego prawą ręką.
Oczywistym było natomiast, że wielebny finansista De Bonis pozostawał w
doskonałych stosunkach ze wszystkimi stronami tej sprawy. Na przykład - to on
osobiście w watykańskim kościele Sant'Anna udzielił ślubu Carlowi Samie z
Alessandrą Fenuzzi. A ponadto, o znajomość z Luigim Bisignanim dbał do tego
stopnia, że kiedy dziennikarz napisał książkę II sigillo della porpora (Znak
purpury), wielebny De Bonis zamówił u wydawcy aż tysiąc egzemplarzy, aby
rozdawać je w upominku ważnym osobistościom. Znajomość pomiędzy De
Bonisem i spryciarzem Bisignanim osiągnęła swój punkt kulminacyjny w kwietniu
1993, kiedy to prałat skierowany z IOR na emeryturę przeszedł do Zakonu
Maltańskiego. Zresztą owo przeniesienie nie przeszkodziło biskupowi De Bonisowi
w pełnieniu funkcji finansowej - chociaż dużo mniejszej rangi - generalnego
skarbnika Domu Papieskiego. A zatem w kwietniu 1993, aby uczcić swoją
nominację na biskupa, wielebny De Bonis odprawiał nabożeństwo w rzymskim
kościele Santa Maria della
184
185
Fiducia, a sama uroczystość została zorganizowana dzięki zapobiegliwości
Bisignaniego.
Dziennikarz Alberto Staterà pisał o niej w La Stampa: "Kościelne
nabożeństwo przeistoczyło się nagle w aplauz dla Giulio Andreottiego,
ustępującego premiera rządu oskarżonego o powinowactwo z mafią, siedzącego w
pierwszym rzędzie majestatycznej nawy. - Dziękuję premierowi Andreottiemu -
zawołał elegancki prałat błyskając złotymi spinkami mankietów - za to, że dziesięć
lat temu swoimi radami nas uratował. W tym momencie pobożny lud zgromadzony
w kościele eksplodował dziesięciominutową owacją, w której uczestniczyło 15
kardynałów, 45 biskupów i arcybiskupów, były prezydent Republiki Włoch
Francesco Cossiga i aktualnie urzędujący minister spraw zagranicznych Emilio
Colombo".
Cień IOR pojawiał się także w tle i innych śledztw prowadzonych w ramach
akcji "Czyste ręce". Tak było w przypadku łapówek oraz nielegalnego transferu
walut i akcji, których bohaterem był włosko-szwajcarski bankier Pacini Battaglia (o
czym pisał Corriere della Sera w artykule "Brudne sutanny"...). Zamieszanymi w
inną, ogromną aferę łapówkarską miały być także osobistości, znane z sądowych
kronik, jak m.in.: łapówkarze (Sergio Melpignano), wydawcy (Domenico Bonifaci
- właściciel Tempo),
członkowie Loży P2 (ten sam Luigi Bisignam i eks polityk chadecki Emo Danesi),
prokuratorzy (były prokurator Cassino Grazio Savia), urzędnicy państwowi
(Lorenzo Necci - wysoki funkcjonariusz kolei).
Odpowiadając na jedno z trzech zapytań sądowych Watykan poświadczył fakt
wypłacenia pieniędzy w ramach gigantycznej łapówki Enimont. Prokuratorzy
zdobyli wyciągi obrazujące operacje na kontach Bisignaniego, dzięki czemu doszli
do trzech depozytów określonych nazwami Bulka, Lacey i Norange,
zdeponowanych w pewnym banku w Luksemburgu, z upoważnieniem dla
socjalisty z kręgu Craxiego -Sergio Cusani, pełniącego od lat rolę łącznika pomię-
dzy politykami, przedsiębiorcami i właścicielami nieruchomości (w procesie
Enimont otrzymał on wyrok skazujący).
Jednym z głównych aktorów był działający w Rzymie, wcześniej już
wspomniany Sergio Melpignano, którego aresztowano wiosną 1997 za oszustwo
podatkowe w wysokości 500 miliardów, o co prokuratorzy oskarżali grupę
należącą do zmarłego właściciela firmy budowlanej Renato Armelliniego.
Melpignano był między innymi także syndykiem firmy z branży nieruchomości
Immobiliare Tirrena, spółki akcyjnej z kapitałem założycielskim w wysokości 47
miliardów tirów. Spółka ta, utworzona w 1928
186
187
roku, w czterdzieści lat później posiadała wspólnie z bankiem watykańskim 40
procent udziałów w spółce Vanini, której wiceprezesem był Pellegrino De Strobel
-jeden z finansowych mózgów IOR. Według ustaleń kontroli sądu rejestrowego z
lipca 1997 roku w spółce Tirrena, oprócz Melpignano, byli także: Anna Maria
Amoretti (jego sekretarka) i De Strobelowie (dziewięćdziesięcioletni Pietro i
czterdziestoletni Francesco). Prezesem firmy okazała się inna, dobrze znana w
kręgach watykańskich osoba - Tommaso Addario, ten sam, który w roku 1973
nabył - za skromną kwotę 400 milionów lirów - renesansowy pałac na
ekskluzywnej ulicy Rzymu via dell'Orso.
Istnienie koneksji środowisk katolickich (Ruch Ludowy - Movimento
popolare) ze spółkami powiązanymi z Pacinim Battaglia (nazywanym "bankierem
o stopień niżej od Boga") wynika ze sporządzonego w 1996 roku raportu
finansistów z firmy Gico z Florencji. W centrum zainteresowania śledztwa znalazła
się rzymska spółka Magint zajmująca się kontrolą ruchu lotniczego na małych
lotniskach. Otóż spółka ta zależy od luksemburskiej spółki Rinopyl, która z kolei
jest kontrolowana przez Battaglie. Aż do kwietnia 1996 przedstawicielem
luksemburskiej spółki w zarządzie Magint był Antonio Intiglietta - były
wiceburmistrz Mediolanu. Intiglietta jest jednym z trzech
założycieli Towarzystwa Sprawnego Działania (Compagnia delle Opere),
ekonomicznej struktury połączonej z arcykatolickim Ruchem Ludowym
związanym z kolei z mediolańską kurią. W należącym do Battaglii banku Karfinco
(później Banque des Patrimoines Prives) odnaleziono dwa rachunki, które zostały
założone na nazwiska Intiglietty i Antonia Simone, byłego szefa służb medycznych
Lombardii i decydenta Ruchu Ludowego. Towarzystwo Sprawnego Działania
zostało przez wiele osób uznane za strukturę związaną z kurią, choć niektórzy
sądzą, że chodzi raczej o rodzaj gospodarczego lobby. W istocie nie była to ani
spółka akcyjna, ani holding, choc Towarzystwo miało 32 siedziby rozsiane na
całym terytoriom Włoch i sporządzało skonsolidowany bilans. Jego 9000 członków
- wśród których znajdowały się też najrozmaitsze małe przedsiębiorstwa, na
przykład, spółdzielnia ceramiczna, ruch obywatelskiego porządku, salony
piękności, spółki produkujące telefony komórkowe -płaciło składki w zamian za
udzielane im najróżniejsze usługi: porady prawne, pomoc w eksporcie, a przede
wszystkim - ułatwienie w uzyskaniu korzystnych warunków kredytowych
wynegocjowanych przez towarzystwo z kilkoma bankami.
Z początkiem 1998 roku, choć to jeszcze trwają procesy sądowe spowodowane
krachem Banco
188
189
Ambrosiano, dobiega końca procedura likwidacyjna banku kierowanego długi czas
przez Roberto Calvie-go. Celem wszczętego 6 sierpnia 1982 postępowania było
odzyskanie przynajmniej części z 1193 miliardów deficytu, który ów krach
spowodował. Końcowy bilans, podpisany przez likwidatora Lanfranco Gerini,
wykazuje, że udało się odzyskać 580 miliardów lirów - w większości w wyniku
przeprowadzonych spraw sądowych o odszkodowanie.
W jednym z wywiadów Gerini stwierdza: "W początkowym okresie
postępowania likwidacyjnego otrzymywałem mnóstwo gróźb. Miałem do dys-
pozycji kuloodporny samochód, eskortę i codziennie zmieniałem trasę przejazdu.
Mimo to ... komuś udało się wypisać na dachu samochodu znak P2 będący
symbolem loży masońskiej kierowanej przez Licie Gelliego. Pogróżki miały nas
zniechęcić do kontynuowania pewnych wątków mających na celu ustalenie, gdzie
podziały się pieniądze. Ale kiedy zostało już to ustalone, pogróżki ustały, bo nie
miały już racji bytu... Licio Gelli oddał nam 200 miliardowa Dzięki współpracy
szwajcarskiej prokuratury, odnaleźliśmy i zablokowaliśmy jego konta w
Szwajcarii. A później przyszła kolej na IOR, bank watykański kierowany wtedy
przez Paula Marcinkusa. Ciampi (Carlo Azeglio, który wtedy był prezesem
włoskiego banku
centralnego Banca d'Italia) zażądał początkowo 400 miliardów lirów, a IOR
odmówił. Ciampi i Giovanni Goria, ówczesny minister skarbu, odbyli długie
spotkania. W końcu doszło do ugody na poziomie 250 miliardów- lirów
(równowartość ponad 3000 miliardów w- przeliczeniu na warunki obecne)."
Nowy bankier papieża - Angelo Calcia miota się między niebem i ziemią
usiłując łączyć księgowość z duchowością. "Od kiedy jestem w IOR - oświadczył
w jednym ze swoich niewielu wywiadów w Corriere della Sera - próbowałem
posuwać się do przodu naciskając przycisk: przejrzystość. Niestety, ostatnio znów
znaleźliśmy się na pierwszych stronach gazet [z powodu skandalu Enimont],
chociaż bez naszej winy... Rachunki dają pozytywny wynik. Jest zysk. IOR daje
Kościołowi swoją działkę, co w dosyć mało zabawnej pod względem finansów
sytuacji Watykanu, jest bardziej niż błogosławieństwem. Ponadto w toku są
czynności kontrolne, które mają przynieść zatwierdzenie bilansu IOR. Ukończono
już badanie dotyczące stanu majątkowego za rok 1994. Od tego roku badanie jest
kompletne." Jednakże faktyczna przejrzystość watykańskiego banku pozostaje
ciągle
190
19Ì
w sferze pobożnych życzeń: oficjalne dane o wysokości dokonanego przez IOR
obrotu ciągle stanowią tajemnicę.
Aż do roku 1992 nad watykańskimi finansami wisiała zmora sporych
pasywów. Od 1993 przywrócono pewną, niewielką, przewagę po stronie aktywów,
natomiast stan zadłużenia i inflacja zostały sprowadzone praktycznie do poziomu
zerowego. Jako niezależne państwo również Ì Watykan przygotowuje się do
przewidzianego w Traktacie z Maastricht wprowadzenia jednolitej europejskiej
waluty. W gruncie rzeczy istnieją w tym zakresie dwa rozwiązania: pierwsze - to
negocjacje bezpośrednie z przyszłym europejskim bankiem centralnym celem
zawarcia porozumienia określającego wszelkie parametry; drugie - co bardziej
prawdopodobne - to pozostać w pewnym odniesieniu do włoskiego lira, nawet
jeżeli -w prowadzonych przez siebie na całym świecie operacjach finansowych -
Stolica Apostolska używa różnych walut. Z całą pewnością należy zabrać się do
opracowania pewnych zmian i modyfikacji w regulującym watykańskie finanse
prawie dewizowym, które zostało uchwalone w roku 1930 za pontyfikatu Piusa
XI... Należałoby również wprowadzić zmiany do zawartego z Włochami
porozumienia, w którym ustala się jedynie na poziomie 400 milionów lirów
wartość złotych monet puszczanych przez Watykan do obiegu, a przeznaczonych
przede wszystkim dla numizmatyków.
W porządkowaniu watykańskich finansów działania Caloia okazują się
faktycznie skuteczne i w połowie lat dziewięćdziesiątych prezes IOR może już
pochwalić się bilansem dodatnim przed Prefekturą do spraw Gospodarczych
słowackiego kardynała Edmunda Casimira Szoka. Wynik ten Watykan zawdzięcza
także utworzeniu w 1993 r. nowej fundacji o nazwie "Centesimus Annus" (od
tytułu encykliki społecznej Jana Pawła II opublikowanej 2 maja 1991). Fundacja ta
zajmuje się wyszukiwaniem środków mogących służyć Kościołowi w jego
dobroczynnej misji poprzez działania prowadzone w duchu zasad doktryny
społecznej, co równoznaczne jest z dobroczynną "zrzutką" organizowaną przez
zarząd fundacji, którym kierują prezes Cariplo - Roberto Mazzetta i sekretarz
generalny IOR - Andrea Gibellini. Do akcji przyłączyli się przedsiębiorcy, spółki
handlowe, banki i instytucje religijne, wpłacając po 50 milionów lirów na
utworzenie kapitału początkowego, który urósł do kwoty 3,25 miliarda lirów.
Nominacja Mazzotty na prezesa Fundacji "Centesimus Annus" kończy ciąg
skrytych działań inicjowanych przez Angelo Caloia, starającego się
Ì92
!93
doprowadzić do odejścia Mazzotty ze stanowiska prezesa Cariplo.
Stanie się to jednak później. W 1994 roku Roberto Mazzetta skończy w
więzieniu z oskarżeniem o korupcję, paserstwo i naruszenie ustawy o finansowaniu
partii politycznych.
Wśród inicjatyw przedsięwziętych przez Angelo Calcia na rzecz integracji i
współpracy katolickiej fìnansjeryjest powołanie grupy "Kultura etyczna i finanse",
w której uczestniczą, z różnymi funkcjami i w różnym zakresie: prezes Banco
Ambroveneto Giovanni Bazoli, prezes Banca d'Italia Antonio Fazio, "numer jeden"
Banca Popolare di Bergamo orazwi-ceprezes Centrobanca (a także spory producent
nabiału) Emilio Zanetti i wielu innych bankierów, finansistów i przemysłowców.
Członkiem tej grupy był też Luigi Roth, prawa ręka Roberto Formigoni. Roth
był pełnomocnikiem zarządu spółki finansowej Emesto Breda, działającej w tej
części branży zbrojeniowej, której patronowała spółka Efim (kiedy skończyło się
śledztwo w sprawie Battaglii zmieniła nazwę na Breda Meccanica Bresciana oraz
Oto Melara) i prezes kolei państwowych okręgu północnego.
Natomiast co do banku Ambroveneto wypada wspomnieć, że utworzony on został
w 1989 roku
w wyniku fuzji Nuovo Banco Ambrosiano i Banca Cat tolica del Veneto. Na
początku lat dziewięćdziesiątych Ambroveneto był czołowym prywatnym bankiem
we Włoszech. IOR posiadał 2,3 procenta jego kapitału zakładowego i uczestniczył
w kierującym bankiem syndykacie. Watykański bank nie korzystał bezpośrednio z
prawa głosu, ale działał przez firmę powierniczą Mittel (której prezesem był
Bazoli) i przez Banca San Paolo z Brescii (którego Basoli był wiceprezesem).
Łącznie te trzy spółki posiadały 10,2 procent udziałów w Ambroveneto, a wkrótce
katolicka obecność została jeszcze wzmocniona przez 6 procent udziału nabytego
przez Banca Popolare di Verona,
Inny ważny ośrodek katolickiej finansjery działał pod przewodnictwem już
wyżej wspomnianego bankiera Giovanniego Bazoli. Bazoli urodził się w Brescii
w .1932 roku, w swoim czasie był wykładowcą prawa publicznego w
Uniwersytecie Katolickim w Mediolanie i to właśnie jemu w sierpniu 1982 zostało
powierzone zadanie kierowania bankiem Ambrosiano -już po zabiegach
reanimacyjnych.
Bazoli dokonuje mistrzowskiego posunięcia: w lipcu 1997 z
błogosławieństwem trzech wpływowych i żarliwych katolików z kręgów chadecji
(prezydenta Republiki Włoch Oscara Luigiego Scalfaro, prezesa Banca d'Italia
Antonio Fazio i ministra
194
195
obrony Beniamino Andreatta) udaje się mu doprowadzić do fuzji banku
Ambroveneto z Cariplo. Wśród udziałowców nowego finansowego kolosa znalazł
się również IOR: bank watykański uczestniczy bowiem w "Grupie lombardzkiej"
(wraz z bankiem San Paolo di Brescia, spółką powierniczą Mittel i z Istbank
-centralnym instytutem zrzeszającym banki i bankierów), która posiada 7 procent
kapitału w tym holdingu. Niektórzy zachowali w pamięci słowa Bazoli z 1985
roku: "Nie należy sądzić, że w ogóle istnieje jakaś odmiana finansjery katolickiej, a
tym bardziej jakieś katolickie zakusy jednoczenia władzy gospodarczej".
Oprócz działalności związanej z pomnażaniem pieniędzy, Bazoli udziela się w
działalności ewangelizacyjnej -jest bowiem wiceprezesem wydawnictwa La Scuola
(założonego przez jego dziadka) w Brescii. Z La Scuola nierozerwalnie związany
jest pełniący funkcję sekretarza wydawnictwa Giuseppe Camadini - zatwardziały
kawaler, człowiek stroniący od rozgłosu, zaufany kurii, prezes Instytutu Edukacji i
Fundacji Tovini (wydającej gazetę Giornale di Brescia i prowadzącej Uniwersytet
Katolicki). Naturalnie zasiada również w zarządzie - kluczowego dla wszelkich
dużych operacji i stanowiącego główny sztab finansjery w Brescii - banku San
Paolo. Co to za
operacje, łatwo zgadnąć - nowy szpital za 100 miliardów lirów, usytuowany w
dzielnicy Brescii San Polo, zatrudniający około 500 lekarzy i pielęgniarek,
dysponujący 300 łóżkami. Pod kierownictwem Camadiniego szpital prowadzą
siostry służebniczki pańskie. Jest to jeden z największych kompleksów szpitalnych
w Lombardii, gdzie siostry wykorzystują doświadczenia nabyte w prowadzeniu
trzech gigantycznych przychodni, działających z dużym rozmachem w miastach:
Brescia, Mantova i Lumazzane. Ponadto, prowadzony jest oddział terminalny dla
chorych na AIDS i - prawie jako naturalna konsekwencja -"Domus Salutis", lepiej
znany w- okolicy pod nazwą "Domu dobrej śmierci". Rejent Camadini, a wraz z
nim cała katolicka fìnansjera z Brescii, pokazuj ą te klejnoty z dumą. Zadaje to
kłam tym, którzy uważają, że etyka w interesach pasuje jak moralność do burdę li.
W Brescii rejent Camadini jest potęgą, stoi na straży działań na rzecz
chrześcijańskiej edukacji, jest moralną instytucją nadzorującą wydawnictwa La
Scuola i Morcelliana, spółki powiernicze Mittel i Intesa, banki Ambroveneto i San
Paolo. Natomiast religijne centrum całego holdingu na rzecz edukacji
chrześcijańskiej mieści się w trzynastowiecznym kościółku San Marco.
!96
797
O Camadinim mówiono, że był powiernikiem dwóch kurii w Trydencie i w
Brescii oraz najbardziej tradycjonalistycznych chrześcijańskich środowisk, ale
przede wszystkim mówiono o jego ścisłym powiązaniu z potężnym
przewodniczącym włoskiego episkopatu - kardynałem Camillo Ruini, który w
obliczu wyborów politycznych w marcu 1994 na próżno wspierał kandydaturę
rejenta-fìnansisty pragnącego kandydować z listy Partii Ludowej.
W istocie, w latach dziewięćdziesiątych Brescia wydaje się być kolebką
katolickiej finansjery. Inne znane w Brescii osobistości balansujące pomiędzy
Kościołem i władzą to: rodzina Martinazzoli (z której pochodził były sekretarz
Chrześcijańskiej Demokracji Mino, obecny burmistrz), inżynier Piero Corna
Pellegrini (gazety i programy telewizyjne), rodzina Paolo Peroni (finanse i
nieruchomości). Ale tymi, których ślady prowadzą bezpośrednio do Watykanu, są
Vittorio i Giambattista Bosco Montini, bratankowie Pawła VI, będący
właścicielami przedsiębiorstw budowlanych.
W Watykanie dysponentem wielkiej władzy jest kardynał Camillo Ruini,
który zasiada na fotelu prezesa CEI (włoskiej konferencji episkopatu). Jednym z
jego najbliższych współpracowników jest biskup Giancarlo Santi, kierujący
urzędem dóbr kultury,
instytucją, która sprawuje nadzór nad ogromnym majątkiem artystyczno-
historycznym Watykanu. Majątek ten to 80 procent ogółu włoskich dóbr kultury.
Biała księga prowadzona przez Vittorio Emiliani z włoskiego Touring Clubu
wymienia m.in. sto tysięcy kościołów, półtora tysiąca klasztorów, trzy tysiące
sanktuariów, pięć i pół tysiąca bibliotek, sześćset muzeów kościelnych i 26 tysięcy
archiwów diecezjalnych, parafialnych, seminaryjnych. Nie mówiąc już o nieskoń-
czonej liczbie mebli, obrazów, rzeźb, fresków....
Kardynał Ruini, który wykazuje niezwykłą aktywność wobec mass mediów,
nie jest osobą poza wszelkimi podejrzeniami. Według zawiadomienia o
przestępstwie złożonego w listopadzie 1995 w prokuraturze rzymskiej przez
biskupa Arrigo Pintonellego, byłego ordynariusza polowego włoskich sił zbroj-
nych, metody stosowane przez przewodniczącego konferencji episkopatu niewiele
miały wspólnego z chrześcijańskim miłosierdziem. Jak podaje La Stampa, biskup
oskarżył go o pozbawienie własności pewnego pobożnego dzieła, Mater Ecclesiae,
pochodzącego z fundacji Pro Gioventù od prywatnego darczyńcy - firmy Telejolly.
Wartość dzieła miałaby wynosić, według biskupa Pintonello, około 110 miliardów
li-rów. Z tego powodu biskup w rzymskiej prokuraturze zarzucił kardynałowi
wikariuszowi, biskupowi
198
199
Liberio Andreatta, administratorowi rzymskiej Unitalsi i dwóm innym prałatom,
Mario Allario i Luigiemu Moretti, przestępstwo polegające na dokonywaniu li-
chwy. Małe imperium biskupa Pintonellego przeżywa pod koniec 1992 roku kryzys
z powodu długów. Biskup prosi o pomoc wikariat. Działania podejmuje biskup
Liberio Andreatta, któremu były ordynariusz polowy - za zgodą kardynała
Ruiniego - udzielił pełnomocnictwa ogólnego. W wyniku kilku transakcji ze
zbywaniem udziałów w spółkach i podwyższaniem kapitałów założycielskich,
biskup Pintonello czuje się wyrugowany, odwołuje pełnomocnictwo udzielone bi-
skupowi Andreatta i decyduje się wystąpić na drogę działań prawnych. Jednak
zanim zawiadomił prokuraturę, odwołał się do Kongregacji do spraw Kleru, ale
Stolica Apostolska nie przyznała mu racji, uznając "czynności dokonane i tryb
postępowania zastosowany przez wikariat za zgodne z prawem".
Zresztą nawet w siedzibie konferencji włoskiego episkopatu oddycha się
atmosferą miłosiernych miliardów spływających wartkim strumieniem ze zbiórki
ośmiopromilowego podatku nałożonego na włoskich podatników. Składkę tę
rozreklamowano w telewizji Ì w prasie, co kosztowało w sumie ponad 10 miliar-
dów lirów. Do watykańskich kas przybywa średnio, od 1989 roku, około 700
miliardów lirów rocznie.
W lipcu 1996 minister solidarności społecznej Livia Turco zaproponowała,
żeby ów ośmiopromilowy podatek płacony na rzecz państwa został przeznaczony
na realizację konkretnych inicjatyw dla ubogich dzieci. Ta szlachetna propozycja
wzbudziła oburzenie Attilio Nicora, dygnitarza z konferencji episkopatu włoskiego,
który stwierdził, że państwo winno unikać wszelkiej formy "niewłaściwej
konkurencji" wobec Kościoła . A to konferencja episkopatu obawia się tej
konkurencji, bowiem bardziej roztropne rozporządzanie ośmiopromilowym
funduszem przez państwo mogłoby przekonać podatników do dopominania się, aby
właśnie państwo dysponowało funduszami przekazywanymi obecnie Kościołowi.
Oprócz kwot pochodzących z podatków konferencja episkopatu może liczyć
na wolne datki składane przez wiernych na wsparcie Kościoła, co daje sumę około
50 miliardów lirów rocznie. W siedzibie włoskiego episkopatu zwracają ponadto
uwagę, że jest wyraźny rozdział pomiędzy przychodami Kościoła włoskiego -
wykorzystywanymi, między innymi, na wypłacanie pensji i emerytur tysiącom du-
chownym - i przychodami Watykanu i Kościoła Powszechnego. Tymczasem
konferencja episkopatu ma z czego sowicie dotować swój dzienna Avvenire czy
finansować kosztowne "programy kulturalne"
200
201
w rodzaju nowych inicjatyw wydawniczych, a przede wszystkim - wejście na rynek
płatnej telewizji.
Sekty pieniądza
Pod kościelną egidą działa aktywnie wiele organizacji, które określają się jako
niezależne i w większości laickie, a które w gruncie rzeczy są ściśle powiązane z
Kościołem. Ich niewielkie oddziały oddają się religijno-biznesowemu
marketingowi: z jednej strony zadaniem ich jest powstrzymywanie postępującej
dechrystianizacji społeczeństw, a z drugiej -związki z Watykanem czynią z nich
skuteczne narzędzia w aspekcie organizacyjno-finansowym.
Konkretnym tego przykładem były Światowe Dni Młodzieży odbywające się
w Paryżu w dniach od 21 do 24 sierpnia 1997. Pominąwszy krytykę natury czysto
religijnej (późne, bo spóźnione aż o 400
202
203
lat, przeprosiny papieża za dokonaną przez katolików rzeź hugenotów), francuskie
gazety, jak np. "Evénement du Jeudi", zwróciły uwagę na handlowy aspekt tej
wielkiej imprezy. Światowe Dni Młodzieży stały się bowiem okazją do wycieczki
dla hiszpańskich zwolenników Kiko Arguello, członków włoskiej religijnej rodziny
Focolarmi d'Italia i Legionistów Chrystusa pod wodzą ojca Marciala Maciela -
wszystkie imprezy zostały zorganizowane przez Opus Dei i sfinansowane przez
neogaullistę Alaina Juppe (byłego premiera). Nie zabrakło też słów krytyki dla
katolickich przemysłowców, którzy wspierali ten kiermasz: dla firmy Sodexho
odpowiedzialnej za dostarczenie posiłków, dla firmy Möet i Chandon, która
dostarczyła szampana dla biskupów i kardynałów, podczas gdy gawiedź musiała
zadowolić się oranginą... Odpust w najbardziej klasycznym religijno-handlowym
sosie.
Komentując to wydarzenie - w wywiadzie z 20 sierpnia 1997 - znany ze
swoich inicjatyw na rzecz biednych i bezpaństwowców francuski biskup Jacques
Gaillo oświadczył: "To zapach wielkich pieniędzy sprawił, że powróciły duchy
kupców handlujących w świątyni, l żeby chociaż pojawił się Chrystus, aby ich
wygnać... Papieżowi powiedziałbym, żeby nie zapominać o tych wszystkich,
którzy znaleźli się
na marginesie życia.. Powiedziałbym mu na kolanach: Kościoła nie ma tam, gdzie
jest cierpienie".
Względnie mało znanymi, w porównaniu z innymi sektami i kongregacjami,
są jeszcze Legioniści Chrystusa, którzy stopniowo zdobywają popularność w
kręgach katolickich integrystów i czarnej elity, ciesząc się uznaniem głównie
zwolenników francuskiego biskupa - zbuntowanego i reakcyjnego Marcela
Lefebvre'a. Legioniści zakorzeniaj ą się przede wszystkim w Meksyku i w
Hiszpanii, ale ich ośrodki znajdują się już w około trzydziestu krajach (w Rzymie
takich ośrodków jest pięć, z których najważniejszy znajduje się przy via Aurelia).
Założyciel sekty Marciai Maciel z głoszoną nauką powoli przebij a się również do
środowisk wysokiej finansjery, odczuwających potrzebę "duchowej odnowy".
Dzieje się tak przede wszystkim w- Hiszpanii, gdzie Legioniści Chrystusa -jak
podaje L'Espresso - wkrótce otrzymają świetny zastrzyk gotówki. Mówi się, że
Alicia Koplowitz, jedna z najbogatszych kobiet świata, zdecydowała się sprzedać
należącą do niej część (28 procent o wartości 1200 miliardów lirów) rodzinnej
firmy, by sfinansować kilka inicjatyw grupy, którą przed półwieczem (w 1946)
papież Pius XII witał słowami: "musicie być jak regularne wojsko"...
204
205
W Rzymie działa potężna kościelna organizacja: neokatechumeni. Grupa ta
powstała z inicjatywy Hiszpana Francisco Arguello, zwanego Kiko, pod koniec lat
sześćdziesiątych. Sekta przestrzega żelaznych reguł: ślepej wiary w najbardziej
ortodoksyjne zasady katolicyzmu oraz bezwzględnego wymogu wierności wobec
wspólnoty. Pary połączone prawowitym węzłem małżeńskim maj ą obowiązek
zwiększania liczby potomstwa, przy czym, o ile to konieczne, wciągnięcia do
swojej grupy małżonka; muszą wyspowiadać się ze wszystkich swoich grzechów, a
także - i przede wszystkim - powinny przekazać swoje dobra na rzecz wspólnoty.
Ideę katechumenatu pomaga propagować współtwórczyni ruchu - także Hiszpanka
- Carmen Hemandez.
Łatwo spotkać tych integrystów głoszących Ewangelię na ulicach, placach
targowych, czy peryferiach miast (głównie w Rzymie, który stał się jednym z ich
bastionów). Jak podaje L'Espresso - na przestrzeni zaledwie dziewięciu lat zdołali
wybudować na czterech kontynentach 28 seminariów (w których kształciło się już
ponad 1000 alumnów), mają 200 misyjnych rodzin rozsianych po najodleglejszych
zakątkach świata. We Włoszech istnieje 3000 wspólnot, przy czym w samym
Rzymie zdobyli co trzecią parafię. Ale przede wszystkich udało im się zjednać
Jan Pawła li, do którego Carmen Hemandez ma swobodny dostęp o każdej porze
("nawet po obiedzie, kiedy w Watykanie zalega święta cisza...").
Sekta Kiko nie jest zbyt dobrze widziana w innych dużych diecezjach (w
Mediolanie, Turynie, Palermo). Najbardziej krytyczny wobec neokatachumenów
jest kardynał z Florencji - Silvano Piovanelli, który w pewnym dokumencie określił
ich następująco: "Sądzą, że są lepsi od innych... w parafiach są źródłem podziałów
ustanawiając bariery, nieporozumienia i podejrzenia... wszystkim narzucają swoje
doświadczenia jako jedyną drogę ku odrodzeniu się Kościoła".
Bardzo osobliwa z socjologiczno-politologicznego punktu widzenia jest
Wspólnota Świętego Idziego, powstała w latach sześćdziesiątych z inicjatywy
środowisk ruchu "Komunia i wyzwolenie". Obecnie działa już w świecie około 12
000 aktywistów, którym patronuje - finansowana przez sponsorów prywatnych i
instytucjonalnych - wspólnota. Jej członkowie wspomagaj ą rozmaite instytucje
lokalne, świadczące pomoc osobom starszym, emigrantom, chorym na AIDS w
stanie terminalnym, narkomanom.
Założyciel wspólnoty Andrea Riccardi - za milczącym przyzwoleniem
włoskiego rządu - zainicjował również formę działalności dyplomatycznej w
krajach
206
207
owładniętych wojną domową. Podejmowane zabiegi czasami okazują się na tyle
skuteczne, że wspólnotę zaczęto nazywać "dyplomatycznym ramieniem Watykanu"
bądź też "ONZ z Trastevere" (od nazwy dzielnicy Rzymu, w której mieści się
siedziba wspólnoty) Spośród najważniejszych sukcesów należy wymienić
doprowadzenie (w 1990) do pokojowego rozwiązania sytuacji w Mozambiku,
kiedy to prosowiecki rząd zawarł ugodę z prozachodnimi buntownikami. Ale były
też i porażki. Dość wskazać na przykład Hassana Al Tourabiego, polityczno-
religijnego leadera Sudanu, walczącego o islamizację południowej części tego - w
większości katolickiego - kraju. Oto chociaż Al Tourabiego uznano za ideologa
islamskiej międzynarodówki (którą zawiadują integrystyczni terroryści), to jednak -
w wyniku mediacji prowadzonej przez wspólnotę - został przyjęty w Rzymie przez
papieża. Później zresztą kierownictwo organizacji będzie twierdzić, że stało się tak
przez czysty przypadek.
Inną polityczną klęską dyplomatyczną Wspólnoty Świętego Idziego były
działania w Algierii, gdzie od lat toczyła się wyniszczająca wojna między islam-
skimi organizacjami terrorystycznymi i militarystycznym rządem. Gdy 1995 roku
leaderom wspólnoty udało się doprowadzić do wszczęcia negocjacji pomiędzy
przywódcami obu walczących stron, zawarcie
porozumienia uniemożliwiła nieobecność wojskowych przywódców z rządu.
Zanim zginął od bomby, którą podłożono w jego samochodzie, biskup Oranu Pierre
Claverie oskarżył właśnie Wspólnotę Świętego Idziego, że opóźniła możliwe
zakończenie konfliktu.
Dnia 12 sierpnia ł 997 moskiewski ośrodek dla bezdomnych dziewcząt,
Christian Mercy Society, prowadzony wraz z prawosławnymi Rosjanami przez
Wspólnotę Świętego Idziego przeżył napad uzbrojonych przestępców, którzy
porwali trzy dziewczynki. Prowadzące śledztwo rosyjskie władze wysunęły przy-
puszczenie, że chodziło o odwet na humanitarnej organizacji, za to że przyjmując
do siebie wiele młodych dziewcząt de facto podbiera je z lukratywnego rynku
prostytucji. Lub też że chodziło o wymuszenie na wspólnocie zgody na
uczestniczenie w nielegalnym handlu (instytucje takie, jak Wspólnota Świętego
Idziego, korzy stają bowiem z wielu ułatwień celnych i bywają rzadko przez
władze kontrolowane).
Oprócz zabiegów natury dyplomatycznej "ONZ z Trastevere" (którego
sympatykami są również Giulio Andreotti i Beniamino Andreatta) ma od niedawna
nowy obowiązek zajęcia się problemem dużo bardziej materialnym: chodzi o
pozyskiwanie funduszy na remont pałacu Leopardi, znajdującego się przy placu
Santa Riccardi w dzielnicy Trastevere. Wspólnota
208
209
(którą wspierał proboszcz bazyliki Santa Maria - ojciec Vincenzo Paglia) z
łatwością zebrała sześć miliardów lirów - dwa miliardy pochodziły od firmy
Mediaset-Fininvest, której w zamian udzielono prawa do filmowania telewizyjnego
kiermaszu "Trzydzieści godzin dla życia", a o wpłatę kolejnych czterech miliardów
zwrócono się do burmistrza Francesco Rutelli. Niegdyś radykał i antyklerykał, a
obecnie czuły na papieskie zachcianki bigot - Cicciobello Rutelli nie zawiódł
oczekiwań wspólnoty: zapowiedział, że potrzebna na remont kwota zostanie
uzyskana ze specjalnych europejskich funduszy, przeznaczonych na ratowanie
spuścizny artystycznej mającej związek z "celami socjalnymi".
Teologia, finanse i tajemnica są naczelnymi hasłami najbardziej znanej,
największej i najbardziej wpływowej organizacji mającej powiązania z Kościołem -
chodzi o Opus Dei. "Obra"-jak określają ją w Hiszpanii - od lat uznawana jest za
rodzaj przepotężnej "klerykalnej masonerii". W istocie do organizacji tej należy
około 80 000 mężczyzn i kobiet. Utworzył ją w 1928 roku zakonnik Josemaria
Escriva de Balaguer. Zresztą proces beatyfikacji Balaguera okazał się najszybszy w
historii, bowiem zmarł on w 1975 roku, a ogłoszono go błogosławionym w 17 lat
później. Szybkość ta stanowiła podarunek
dla sekty ze strony Jana Pawła II, który w dużej mierze właśnie jej zawdzięcza
swój wybór na tron Piotrowy.
Obecnie Opus Dei skupia około 1500 duchownych, działających w około 50
krajach. Dysponuje placówkami - ośrodkami, punktami pomocy społecznej,
uniwersytetami (z których dwa znajdują się w Rzymie) - na wszystkich
kontynentach. Związek pomiędzy przebogatą sektą i papieżem jest tak ścisły, że tuż
po swoim wyborze papież Jan Paweł II zdecydował wynieść ją do godności
"prałatury personalnej" tworząc z niej eksterytorialną diecezję (obecnie funkcję
prałata sprawuje biskup Saverio Echevarria). Do Obra należy szereg znanych
osobistości z hierarchii kościelnej, począwszy od samego rzecznika papieża -
Joaquin Novarro Valls.
Chociaż zasadniczo Opus Dei dba o tradycyjny aspekt swej religijności, to
jednak kieruje swoje spojrzenie w przyszłość, do której kluczem ma być no-
woczesność. Przykładem tego jest jej rzymska uczelnia Świętego Krzyża (gdzie
uczy się ponad 600 studentów na kierunkach takich jak: filozofia, teologia i prawo
kanoniczne). Oto w 1996 roku uruchomiono na niej nowe kierunki studiów: public
relations i techniki marketingowe. Pochodzący z Granady Diego Contreras
(sekretarz wydziału) wyjaśnia, że "w spo-
210
211
łeczeństwie rządzonym przyzwoleniem mas jest absolutną koniecznością
znajomość zasad komunikacji. I należy znać je wszystkie, w tym te najnowsze,
które obowiązują w Intemecie i w bankach danych. Weźmy na przykład dziedzinę
marketingu usług: nie polega ona tu na tym, jak robić forse, ale jak zarządzać
organizacjami typuno-profìt, które nie powstają wprawdzie, by generować zysk, ale
w sporządzanym przez nie bilansie wynik końcowy musi być na plus". Takie tech-
nokratyczne podejście popiera główna osobistość z papieskiej uczelni - biskup
Lluis Clavell (pochodzący z Barcelony rektor): "Wykładanie ustnych technik
porozumiewania się, czyli retoryki, nie oznacza, że staramy się zrobić z naszych
studentów supersprzedawców lub też świetnych aktorów. U nas osoba kształcąca
się w komunikacji musi nauczyć się, jak sprawić, aby w kontakcie ona znikła, a
istniał sam przekaz. Tak, jak to określał błogosławiony Escriva de Balaguer: jestem
kopertą, a liczy się wiadomość, którą zawiera ona w środku. Nie oznacza to, że
należy zaniedbać poznanie technik niezbędnych, aby mówić do ludzi
przyzwyczajonych do telewizji, ale też należy umieć mówić do ludzi, którzy
telewizji nigdy nie widzieli, ponieważ mamy studentów z całego świata, od Włoch
po Filipiny, od Polski do Indii".
Zgromadzenie Opus Dei posiada wielu najróżniejszych sympatyków, w tym
również osobistości ze świata interesów i świata polityki. Ale nie wszystko złoto,
co się świeci. Ponad siedemdziesięcioletnia Hiszpanka Maria del Carmen Tąpią -
która do Opus Dei przystąpiła w 1948 roku, a opuściła je w 1966-napisała bardzo
krytyczną książkę o kongregacji (Za progiem. Życie w Opus Dei) i o "Świętej
Mafii", jak sama określiła Obra w swojej książce. Maria Tąpią jest pracownikiem
naukowym i obecnie pracuje na uniwersytecie w Santa Barbara w Kalifornii.
Książka daje - z pozycji kogoś, kto znajduje się wewnątrz
- bezlitosny obraz kongregacji z jej obyczajami i tajemnicami, począwszy od
samego mechanizmu werbowania: "Pierwsze kontakty następują, gdy np. młody
człowiek poznaje jakiegoś członka Opus. Często są to osoby o wysokim poziomie
intelektualnym i duchowym, ale wkrótce powiada się takiemu młodemu
człowiekowi, żeby nie mówił - nawet swojej rodzinie
- że należy do Opus. Formalnie to prawda: do Opus należy się faktycznie dopiero z
chwilą wypowiedzenia zobowiązania, ale jednocześnie przecież skłania się
młodego człowieka, żeby nie mówił prawdy swoim rodzicom. Również i później
członek Opus nie powinien mówić nic o swojej działalności oprócz bardzo
ogólnych rzeczy. W Mediolanie spotkałam matkę,
272
213
która nie wie, co jej syn robi w Belgii, w Szwajcarii lub we Francji. Członkowie
Opus Dei nic nie mogą mówić innym o organizacji, nawet swojemu biskupowi i
papieskiemu nuncjuszowi. Ja sama dostałam upomnienie, ponieważ naiwnie
wyjawiłam nuncjuszowi w Hiszpanii - biskupowi Dadagho, ile w pewnym roku
było powołań. Wszystko to nazywa się dyskrecją. W siedzibach ośrodków
widziałam mroczne miejsca, gdzie przechowywane są karty członków i gdzie mu-
siała stać również butelka z benzyną, na wypadek, gdyby zaistniała konieczność
podpalenia wszystkiego...
Ten kto prosi o przyjęcie - pisze dalej Tąpią -cofa się w rozwoju do etapu
psychologii dziecka... Nic nie wie, musi zachowywać się jak dzieciątko, które
dopiero musi się wszystkiego uczyć i nieustannie straszy się go przywołaniem do
zachowania odpowiedniego stanu ducha, co w gruncie rzeczy oznacza unikanie
krytycznej refleksji, przyjmowanie wszelkich odpowiedzi jako takich,
dostosowanie się do zasad nieustannego kultu założyciela, Escriva de Balaguera.
Ci, którzy go spotykali, musieli uklęknąć na lewym kolanie i ucałować jego dłoń.
Istnieje ciągła indoktrynacja i stała presja, aby poddać się całkowicie swoim
zwierzchnikom..."
W sprawie tego, że Balaguer na początku nie zamierzał przyjmować do organizacji
kobiet, Tąpią
pisze: "Sam potwierdził to, że nie chciał. Później mówił nam, że powinniśmy
dziękować Matce Świętej, że mogłyśmy wstąpić do Opus. W praktyce w orga-
nizacji istnieje ścisły podział na kobiety i mężczyzn. Sekcja męska podejmuje
decyzje i obmyśla plany, żeńska może je tylko wykonywać. Założyciel Escriva
odczuwał wobec kobiet rodzaj strachu, zorganizował zatem cały system w ten
sposób, że członkini (szeregowa) nie może nawet normalnie porozmawiać z księ-
dzem, prócz sytuacji spowiedzi... Jest ogromna presja, aby każdy szeregowy
uzyskał nawróconych. W żargonie to określa się mianem pintar to znaczy
przywołać na gwizdek. Ten kto nie zdobył nawróconych jest bezpłodny. Zawsze
miałam wrażenie, że bardziej niż apostolstwem w ramach Opus zajmowałam się
raczej szukaniem kandydatów do Opus. Lub też współpracowników tj. takich osób,
które chociażby nie były katolikami i należały do innych religii, to mogły przydać
się organizacji ze względu na sprawy finansowe, pozycję społeczną, zawód..."
W Rzymie aktywnie działa stowarzyszenie rodzin pokrzywdzonych przez
Opus Dei, które powołuj e się na doświadczenia bliźniaczej organizacji działającej
w Stanach Zjednoczonych, założonej przez byłego członka Opus, hiszpańskiego
socjologa Alberto Moncada. Od kilku lat człowiek ten zwalcza -
214
275
poprzez publikacje prasowe i wystąpienia telewizyjne - wyznawane przez
parareligijną sektę credo. Rodzinom, które zarzucają Opus Dei pranie w mózgach
ich synów, Giuseppe Congliano lakonicznie odpowiada: "Również rodzina
świętego Franciszka nie była zadowolona z jego nawrócenia".
Po wstąpieniu do Opus Dei kawalerowie i panny przekazują organizacji
otrzymywane za pracę wynagrodzenie, a od organizacji otrzymuj ą niezbędne
środki na zakup odzieży i przedmiotów osobistych, o ile są one faktycznie
konieczne, oraz środki potrzebne na przeżycie. Reszta zarządzana jest przez organi-
zację: mówi się, że przeznaczana jest na "działania ewangelizacyjne" o bliżej nie
sprecyzowanym charakterze i na potrzeby własne organizacji. Prawie wszyscy
adepci podpisują rodzaj rozporządzenia na wypadek śmierci w formie testamentu
zapisując wszystko Opus. To pewien zwyczaj - oświadcza rzecznik organizacji
Giuseppe Corigliano. - Nie jest to obowiązek, ale jest to całkowicie naturalne,
biorąc pod uwagę, że osoby związane małżeństwem zapisują w testamencie
wszystko na rzecz małżonka.
Wśród 80 000 członków Opus znajdują się najróżniejsze i najbarwniejsze
osobowości, a wśród nich i takie, które niezbyt licują z religijno-humanitarnym
duchem inspirowanym niegdyś przez samego
Balaguera. Takim głośnym przypadkiem, by ograniczyć się choćby do jednego
przykładu, jest postać Tito Tettamanti. Jak pisze Avvenimenti (1994) - to bardzo
wpływowy człowiek, szef jednego z najpotężniejszych finansowych lobby
kierujących interesami ze Szwajcarii - grupy Sardere. Tettamanti stoi w centrum
rozległej sieci układów biznesowych i znajomościowych ułatwiających mu
działanie w kręgach europejskich finansów. Jest wspólnikiem Vittorio Ghidelli
(ściganego przez prokuraturę w Bari w związku z oszustwem na szkodę banku
Cassa del Mezzogiorno), wielkiego przyjaciela byłego wiceprezesa banku
Ambrosiano Orazio Bagnasco i kombinatora z Lugano Marco Gambazziego
(zamieszanego w sprawie krachu Ambrosiano i najświeższego administratora konta
"Cassonetto" należącego do skorumpowanego sędziego Diego Curto). Tettamanti j
est powiązany, oprócz samego Opus Dei, z bossem z Zurychu (także z Opus Dei)
Peterem Duftem (postawionym przed mediolańskim sądem pod zarzutem udziału w
szantażu wobec Roberta Calviego) oraz z Banca Karfinco. Prasa przypominała też,
że Tettamanti był podobno jednym z tych, którzy na początku finansowali Silvio
Berlusconiego.
Wpływy polityczne Opus Dei są silne przede wszystkim w Hiszpanii, i to od
czasów dyktatury
216
277
Franco. Przykładem tego były wybory parlamentarne z 1996 roku, kiedy to prawica
Jose Marii Aznara pobiła socjalistów Felipe Gonzaleza. W swojej książce pisarz
Jesus Ynfante opisuje, jak Obra w wielkim stylu powracała na scenę
instytucjonalno-fìnansowego życia w Hiszpanii, aby popierać swoimi wysiłkami
zjednoczenie prawicy. "Opus Dei - pisze Ynfante - stało się jednym z filarów Partii
Ludowej. Jego celem było przekształcenie swojej siły nacisku na władzę politycz-
ną". Pisarz wymienia wiele osobistości z Partii Ludowej, które należą do Obra, a
wśród nich: przewodniczącego parlamentu Federico Trillo (w Opus od młodości) i
ministrów: panią Loyola del Palacio (od rolnictwa) i panią Isabel Tocino (od
środowiska). W zamian rząd Aznara dał wyraźny znak wdzięczności dla Opus Dei:
mimo poważnych cięć budżetowych subwencje, które państwo przekazywało na
rzecz Kościoła, pozostały bez zmian, a przypuszcza się wręcz, że ich poziom
wzrósł.
Również we Włoszech Obra posiada pewien wpływ na scenę polityczną.
Nacisk taki wywarła, na przykład, pod koniec 1993 roku, kiedy to Silvio
Berlusconi potajemnie organizował swoją partię-przedsiębiorstwo Forza Italia.
Projekt, który - wcześniej nim został publicznie ogłoszony - uzyskał już
błogosławieństwo czasopisma Studi Cattolici
(zbliżonego do Opus Dei). - Berlusconi słusznie robi, że znowu pojawia się na
scenie. Jego zaangażowanie w politykę z całą pewnością wzmocni inicjatywę
utworzenia wielkiej, umiarkowanej koalicji - pisał naczelny czasopisma Cesare
Cavalieri. Jeden z członków Obra, były dziennikarz RAI, Alberto Michelini był
nawet kandydatem w wyborach lokalnych w kwietniu 1995 z ramienia Forza Italia.
Głos Opus Dei dało się także usłyszeć w gronie tych, którzy usiłowali bronić
wielokrotnego deputowanego (oskarżonego o zlecenie zabójstwa i wspomaganie
mafìi) Giulio Andreottiego. Latem 1993 biskup Luigi Tirelli oświadczył wręcz, że
ci, którzy oskarżają Andreottiego, mówią absurdy. "Znam Andreottiego, i jest to
godna osoba. Napisałem do niego list z wyrazami wsparcia... Oskarżający zaś nie
są dżentelmenami, są mafiosami i łajdakami." Inny prałat powiązany z Opus Dei,
monsignor Francesco Angelicchio, oświadczył dziennikarzowi tygodnika z kręgu
"Komunia i wyzwolenie" Sabało: "Andreotti jest symbolem katolickiej obecności
w polityce... To zmowa mafìi i międzynarodowej masonerii". A rzecznik
organizacji Giuseppe Corighano dodał: "Opus Dei stanęło za Andreottim. Wiele
osób osobiście świadczy na rzecz przyjaciela oskarżanego o rzeczy niepraw-
dopodobne." I faktycznie, Andreotti jest przyjacielem
218
279
Obra i to od dawna. W 1975 (był wtedy ministrem) wystosował do Pawła VI list, w
którym napisał: "Czuję się w obowiązku wyrazić Waszej Świątobliwości mój głos
za tym, aby jak najszybciej został wszczęty proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny
biskupa Escriva, bowiem przekonany jestem, że służył on sławie Boga i dobru
dusz".
Żeńskim odpowiednikiem potężnej hiszpańskiej sekty jest Opus Mariae,
bardziej znana pod nazwą Focolarmi (Piastunki ogniska domowego). Członkinie tej
sekty prowadzą wspólne życie przekazując jej wszystko, co posiadają: wszystko
jest wspólne, ale to szefowie podejmują decyzje i wszystkim zawiadują. Zresztą
Opus Mariae postało w wyniku pewnego świętego widzenia: po dobiciu
pielgrzymki do Loreto pewna dwudziestoletnia nauczycielka z Trydentu Chiara
Lubich ujrzała żłobek. Później ujrzała też orszak dziewic. Kiedy miała 23 lata
ujrzała wręcz samego Boga. Widzenia te zmieniły jej życie i życie tysięcy osób. W
czasie wojny sławna Lubich spotkała inne kobiety i założyła pierwsze ognisko, a
wszystkie wierne postanowiły żyć w czystości.
Wysiłki mające na celu nawracanie kobiet wydały z czasem swoje owoce:
nauczanie Lubich zjednało około 6000 osób zamieszkujących różne części globu
(we Włoszech jest około 50 ognisk żeńskich
i tyleż samo męskich). Sympatyków i członków jest już jednak ponad dwa miliony.
Wszyscy otrzymują informacje o parareligijnym ruchu poprzez publikacje
wydawnictwa Citta nuova, broszurki pisane przez samą Lubich w "cytadeli"
znajdującej się Loppiano, w samym sercu Toskanii. Około dwadzieścia ośrodków
tego ruchu rozsianych jest na wszystkich kontynentach.
Poprzez pączkującą organizację Chiarze Lubich udaje się przyciągnąć sporą
liczbę księży i biskupów. Wśród tych ostatnich, najbardziej znane jest nazwisko
Ennio Antonelliego, prawej ręki kardynała Camillo Ruini. A także i papież ma
dużo estymy dla tej religijnej armady, ponieważ realizuje ona ten sam cel:
przyciągnąć do Kościoła jak największą liczbę wyznawców innych religii. W roli
papieża w spódnicy Lubich dużo podróżuje, utrzymuje kontakty z głowami państw
(przede wszystkim z Azji i Ameryki Południowej - w Brazylii Opus Mariae ma
jeden ze swoich bastionów).
Organizacja posiada jednak i pewne minusy -przede wszystkim dla tych,
którzy pozbywszy się wszystkiego, co posiadali, są zmuszeni w imię Marii Panny -
ciężko pracować, żeby zasilać machinę produkującą wiarę, a wyciskającą gotówkę.
220
221
Biznes opatrzności bożej
Holding leczenia dusz
Trudno o nazwę bardziej budzącą zaufanie: Zgromadzenie Sióstr
Służebniczek Bożej Opatrzności. Ale mieszkańcy Bisceglie (w prowincji Bari),
gdzie zgromadzenie ma swój ą siedzibę, są bardziej lapidarni -"Wariatkowo ojca
Uva" (od nazwiska założyciela).
Z dwoma tysiącami pacjentów i prawie taką samą liczbą pracowników Dom
Bożej Opatrzności jest jedną z największych placówek tego typu we Włoszech. Od
lat czterdziestych daje miejsca pracy i obraca rocznie setkami miliardów lirów. To,
że jest to instytucja nie ukierunkowana na zysk, stanowi tylko statutowy detal. W
rzeczywistości na działalność ośrodka w Bisceglie i trzech włoskich oddziałów
(Foggi,
225
Guidoma i Potenza) oraz oddziału w Argentynie (Parana) siostry służebniczki
otrzymują, średnio, 400 miliardów tirów rocznie, do czego należy dodać jeszcze
emerytury i renty około 600 pacjentów (licząc tylko z ośrodka w Bisceglie)
uznanych za "pacjentów pozostających pod opieką prawną o środka". Zgodnie z
przepisami jedna osoba może sprawować opiekę nad co najwyżej trzema osobami.
W Bisceglie limit ten nie jest respektowany: na 600 podopiecznych przypada
niewielka liczba osób obsługi. Zgromadzenie zawiaduje zatem miliardowym
budżetem, co czyni zeń małe imperium. Na jego czele stoi zarząd złożony z
nominowanych przez Watykan prałatów.
O powstaniu siedziby-centrali z Bisceglie krążą legendy, które współistniej ą z
faktami. Założycielem był Pasquale Uva, który urodził się w małej wiosce w
regionie Puglia w 1883 roku. W 1906 roku został wyświęcony na księdza. Mówi
się, że młody ksiądz łączył powołanie religijne z dość bystrym zmysłem do
interesów. Opowiada się, że w 1921 roku sprzedał silnik do projektora kinowego za
niebagatelną wtedy kwotę 9 tysięcy lirów. Kiedy później znalazł siew Watykanie,
w trakcie audiencji, której udzielił mu papież Benedykt XV (Giacomo della Chiesa,
wybrany w 1914 i zmarły w 1922 roku), oj ciec Uva zdołał przekonać papieża o
celowości zbudowania
w Bisceglie szpitala psychiatrycznego. Benedykt XV przekazał mu 10 tysięcy
lirów, a przedsiębiorczy ojciec Uva, z pomocą ośmiu sióstr służebniczek, rozpoczął
budowę i nazwał ośrodek swoim własnym nazwiskiem.
Po kilku latach ośrodek zapełnił się pacjentami potrzebującymi opieki, przede
wszystkim osobami cierpiącymi na choroby psychiczne lub też uważanymi za
cierpiące na te choroby.
Coraz szybszy obieg pieniądza i najróżniejsze interesy ożywiające
koniunkturę w regionie powojennej Puglii, przy jednoczesnym ciągłym wzroście
liczby pensjonariuszy, naprowadziły ojca Uva na myśl, by zarządzanie placówką
powierzy ć osobom laickim, mającym niejako więcej doświadczenia w kwestiach
finansowych. Tak rozpoczęła się kariera Lorenzo Leone, który do pracy w ośrodku
przyjęty został w latach trzydziestych.
Począwszy od funkcji głównego pomocnika ojca Uva, Leone przeszedł przez
wszystkie szczeble hierarchii. Mówi się, że w ośrodku był i szewcem, i krawcem, i
księgowym, aż doczekał się odpowiedzialnej funkcji szefa pielęgniarek (ale
prawdopodobnie to tylko legendy). Faktem jest natomiast, że tuż przed śmiercią, w
1955, ojciec Uva wyznaczył go na szefa placówki. Potem, już w latach
sześćdziesiątych,
226
227
zgodnie z wolą generalnej rady sióstr, Leone objął stanowisko sekretarza
generalnego.
I tak pomiędzy kolejnymi zaszczytami religijnymi i cywilnymi -w tym
nadania mu tytułu honorowego obywatela Bisceglie - Lorenzo Leone poświęcił się
tkaniu gęstej sieci powiązań. W Watykanie miał oparcie w przyszłym kardynale
Eduardo Martinez Somalo (który zostanie mianowany prefektem Kongregacji do
spraw Duchowieństwa), a w Bisceglie i w regionie Puglii nawiązał kontakty z
sędziami, prokuratorami, przedsiębiorcami, urzędnikami państwowymi. Te zna-
jomości i przyjaźnie na wiele lat zapewnianiu całkowitą kurtynę milczenia ze
strony lokalnej prasy w odniesieniu do wszystkiego, co działo się w zakładzie
psychiatrycznym Boskiej Opatrzności.
W 1975 roku miał miejsce pierwszy krótki epizod odsłonięcia rąbka tego, co
skrywała zasłona -związkowiec Giovanni Gentile złożył doniesienie o różnych
nieprawidłowościach w działalności domu. Lecz w trakcie jednego ze strajków
został wraz z czterema kolegami osadzony w areszcie pod zarzutem stawiania
oporu wobec funkcjonariuszy publicznych, l znowu wokół placówki religijnej
zapadła cisza, w której monarcha Leone triumfalnie powtarzał swoją naczelną
zasadę: "Prawo zatrzymuje się u bram tego szpitala. Dalej już jestem ja".
Skandal ze szpitalem psychiatrycznym w Bisceglie wybucha na początku lat
dziewięćdziesiątych po donosach pracownika - związkowca Francesco Saverio
Cervone. Do ośrodka przyjęty został w 1973 roku w charakterze terapeuty. W 1990
stał się aktywistą niezależnego związku zawodowego Confili i publicznie wyjawił,
że w kuchni zakładu w przygotowaniu posiłków dla pacjentów wykorzystuje się
przeterminowane produkty. Zwrócił się do dyrekcji o informację, w wobec ilu
pacjentów monsignor Felice Posa i doktor Celestino Selvaggio pełnią funkcję
opiekunów prawnych, dysponując ich pieniędzmi. Zażądał też od kierownictwa
placówki okazania mu listy dostawców i doradców zewnętrznych. Domagał się wy-
jawienia wysokości wynagrodzenia pobieranego przez Leone i inne osoby z
kierownictwa. Ponadto złożył różne inne oświadczenia w prokuraturze i oskarżył
przedstawicieli dużych związków zawodowych, że zamykaj ą oczy na
nieprawidłowości mające miejsce w zakładzie psychiatrycznym.
Wystąpienia Cervone zmuszaj ą Leone do powołania komisji dyscyplinarnej,
której powierzono nadzorowanie działalności prowadzonej w obrębie szpitala. Do
komisji weszli trzej przedstawiciele największych włoskich związków
zawodowych i trzej przedstawiciele administracji zakładu: Roberto Ciaccia,
228
229
Sante Pellegrino i Celestino Selvaggio. K-omisji przewodniczył prokurator
Vincenzo Nardi (ten sam, który będzie kierował zespołem inspektorów wysłanych
przez rząd Berlusconiego w sprawie mediolańskich prokuratorów działających w
akcji "Czyste ręce").
W dziewięciu zawiadomieniach skierowanych przez Cervone do prokuratury
w Trani i do inspekcji pracy mówi się, między innymi, o licznych pracownikach
zakładu psychiatrycznego, którzy choć nie posiadali wymaganego dyplomu
psychiatrów (a obowiązek taki wynikał z umowy o pracę) to jednak zapewniono im
zaszeregowanie do kategorii najwyższej; dwiema osobami z tej grupy byli Roberto
Giaccia i Sante Pellegrino, a więc członkowie wspomnianej komisji
dyscyplinarnej... Co się stało z donosami Cervone? Leżą sobie gdzieś w zakątku
archiwum sądu w Trani, gdzie, w podległej sądowi prokuraturze, pracuje jako
zastępca prokuratora Michele Nardi, syn przewodniczącego komisji
dyscyplinarnej...
W połowie marca 1993 minister zdrowia Raffaele Costa dokonuje inspekcji
Domu Bożej Opatrzności. Po zakończeniu kontroli gratuje pracownikom do-
skonałego stanu higieny i organizacji, co osobiście stwierdził w placówce. Cervone
wysyła do ministra telegram: "Uznaję za swój obowiązek przesłać panu
dokumentację fotograficzną obrazującą rzeczywisty
stan efektów zarządzania w dziedzinie higieny i organizacji pracy i oświadczam, że
pozostaję do pańskiej całkowitej dyspozycji celem udzielenia dalszych wyjaśnień".
Fotografìe pokazuj ą natomiast wielu zaniedbanych lub związanych pacjentów.
Dnia 20 lipca 1993 Leone doświadcza pierwszej porażki w zetknięciu z
wymiarem sprawiedliwości. Sąd w Potenza skazuje go i monsignora Italo Lelli na
siedem miesięcy pozbawienia wolności za zaniedbania obowiązków służbowych.
Obydwaj zostają uznani za winnych tego, że nie wprowadzili w placówce
szpitalnej zasad ustanowionych w umowie zawartej sześć lat wcześniej pomiędzy
zakładem opieki zdrowotnej w Luca i Domem Bożej Opatrzności. Za to samo
przestępstwo karę siedmiu miesięcy pozbawienia wolności otrzymali także
przewodniczący i wiceprzewodniczący rady regionalnej Basilicata -chadek Antonio
Potenza i socjalista Gabriele Di Mauro. Ponadto skazani na sześć miesięcy
więzienia zostali dyrektor medyczny domu Luigi Morcaldi i ordynator jednego z
oddziałów Antonio Calabrese, których uznano za winnych zastosowania "środków
pozbawienia wolności osobistej wobec około dwudziestu pacjentów". Wszyscy
skazani skorzystali z dobrodziejstwa warunkowego zawieszenia kary i niewpisania
do centralnego rejestru skazanych.
230
231
Później - w wyniku apelacji - wszyscy zostaną uniewinnieni.
W sobotę 27 sierpnia 1994 Dom Bożej Opatrzności w Bisccglie jak nigdy, lśni
od czystości. Szpaler granatowych samochodów przekracza bramę wjazdową. Z
samochodów wy siadaj ą politycy, prokuratorzy, przedsiębiorcy, dostawcy
placówki - wszyscy zostali zaproszeni na najbardziej wystawną uroczystość ślubną,
jaką kiedykolwiek widziało to miasto: żeni się ukochany wnuk Lorenzo Leone -
adwokat Pasquale Procacci Leone. Aby uczestniczyć w nabożeństwie
odprawianym w stojącej pośrodku ośrodka bazylice Świętego Józefa, z Rzymu
fatyguje się nawet jeden z watykańskich protektorów Leone - biskup Donato De
Bonis.
Ów 27 sierpnia jest prawdziwie szczęśliwym dniem dla młodej pary. Szczodry
dziadek Lorenzo podarował wnukowi jako ślubny prezent willę delle Magnolie,
posiadłość szacowaną- oprócz cennego wyposażenia - na ponad trzy miliardy
lirów.
To że monarcha religijnego zakładu psychiatrycznego mógł sobie na taki
prezent pozwolić, że był bogatym starszym panem, było faktem w Bisceglie po-
wszechnie znanym. Wiele osób utrzymuje, że ponieważ Leone od zawsze pracował
w Domu Bożej Opatrzności, więc wzbogacił się obracając setkami
miliardów, które co roku wpływały do kasy placówki. Czy były to tylko
pomówienia? Faktem jest, że Lorenzo Leone ma się doskonale. Kamienica przy via
Andrea Ciardi, w której mieszka, należy do niego. Oczywiście zatrudnia służbę
domową i osobistego kierowcę. Ma również małą willę na przedmieściach. Jeszcze
lepiej ma się jego córka, pięćdziesięcioletnia Anastasia, na którą zapisany jest w
księgach wieczystych gmach przy corso Cavour w pobliskim Capirro. Zdaniem
wielu osób jest ona także właścicielką rozlicznych nieruchomości, działek gruntu i
hoteli rozsianych po całej Kalabrii i Val d'Osta. Nie powinien też dziwić fakt, że na
wystawnym ślubie Pasquale Procacci zjawili się lokalni politycy z ramienia
chadecji: Chrześcijańska Demokracja zawsze była oparciem dla Lorenzo Leone,
który przez lata pozostawał uczniem pochodzącego z Bari ministra, Vito Lattanzio.
Za kilka miesięcy, 28 marca 1995, eksminister Lattanzio zostanie aresztowany w
związku ze sprawą afery łapówkarskiej w zakładzie opieki zdrowotnej w Bari.
Oczywiście i on, i wiele innych osobistości oskarżonych w tej sprawie, zostaje
później uznanych za niewinnych przez wszystkie, do najwyższej włącznie, in-
stancje sądowe...
Jednakże długa kariera dziadka Leone zbliżała się do końca. Echo Jego
pierwszej sądowej porażki
232
233
oraz dyskusje i pogłoski, które jej towarzyszyły, zmusiły Watykan do interwencji.
W połowie listopada 1994 Leone zostaje mianowany "honorowym prezesem"
Domu Bożej Opatrzności, a jego kompetencje przechodzą na komisarza - biskupa
Riccardo Ruotolo, który prowadził pobliski Dom Wsparcia w Cierpieniu w San
Giovanni Rotondo (rodzinnej wiosce ojca Pio).
Aby podołać wysiłkowi zarządzania ośrodkiem w Bisceglie biskup Ruotolo
korzystał z pomocy swojego młodszego brata - ojca Giuseppe, którego mianował
komisarzem wikariuszem. Ojciec Giuseppe był w istocie bardzo przedsiębiorczym
zakonnikiem; piastował funkcję członka zarządu w Cooperativa Arcobaleno, która
zajmowała się prowadzeniem przedszkoli i był pasjonatem piłki nożnej (w Andria
szeptano, że prowadził jakieś interesy z miejscowym klubem sportowym Fidelis).
Nad jego aktywnością ciążył pewien cień związany z faktem, że rok wcześniej
zamieszany był w lokalny skandal, nazwany cmentarną aferą łapówkarską.
Ustanowienie nowego kierownictwa domu w osobach braci Ruotolo i co
najwyżej symboliczna funkcja, która pozostała Leone, wywołało komentarz ze
strony związkowca Cervone: "W rzeczywistości za pomocą tego manewru Stolica
Apostolska usiłowała odżegnać się od przestępstw popełnionych przez
poprzednią ekipę, której niezaprzeczalnym leaderem był szacowny Leone... Ale ta
zaciągnięta przez Watykan »nabożna zasłona« niewiele uczyni, bo mimo po-
wołania zarządcy komisarycznego pozostali ci sami pracownicy, a
nieprawidłowości nadal maj ą miejsce".
Tak więc waleczny związkowiec na nowo podejmuje akcję i oskarża
aktualnego komisarza o trwonienie publicznych pieniędzy, wskazując jako
przykład zakup za dwa miliony lirów jednorazowych strzykawek wkrótce
ulegających przeterminowaniu.
W innym, już nie wiadomo którym z kolei, zawiadomieniu do prokuratury
Cervone mówi o przyjęciu do pracy dziesięciu ogrodników, którzy - mimo iż
faktycznie pracy nie wykonywali przez dwa lata -pobierali regularne
wynagrodzenie. Zgłasza ponadto przypadki przyjmowania do pracy osób z rodziny
i osób "z polecenia" (przy czym sam siebie kwalifikuje do tej właśnie kategorii).
Przytacza w tym względzie wiele konkretnych przypadków...
Dnia l O czerwca 1995 w stosunku do ponad osiemdziesięcioletniego już
Lorenzo Leone zostaje wydany nakaz zatrzymania. Prokurator wydaje posta-
nowienie o osadzeniu w areszcie domowym w jego luksusowej willi przy via
Ciardi. Przedmiotem wytoczonego przeciwko byłemu szefowi ośrodka nowego
postępowania sądowego jest naruszenie przepisów
234
235
o nawiązywaniu stosunku pracy. Chodzi o zatrudnienie Saverio Torelli w
charakterze pomocnika technicznego. Był on z zawodu fryzjerem i Leone przyjął
go do pracy jako inwalidę cywilnego, chociaż kilka miesięcy wcześniej Torelli
został wykreślony z rejestru "z powodu fałszywego inwalidztwa", a ponadto nie
posiadał ani wymaganego wykształcenia ani też odpowiedniego stażu pracy.
Lorenzowi Leone poleciła go szwagierka Francesca Micucci, sekretarka z biura
obsługi administracyjnej zespołu opieki zdrowotnej, tego samego, który określał
dzienny limit wydatków należny ośrodkowi... Lorenza Leone (który miał już za
sobą warunkowe umorzenie postępowania) oskarżono o poświadczenie nieprawdy i
współdziałanie w przekroczeniu kompetencji w celach przysporzenia korzyści
majątkowej.
Również nowy szef ośrodka - biskup Riccardo Ruotolo, trafił w końcu na ławę
oskarżonych, ale w charakterze administratora Domu Wsparcia w Cierpieniu w San
Giovanni Rotondo, założonego przez ojca Pio. W zarządzie fundacji domu
zasiadywali: Vincenzo D'Addario (rezydujący w siedzibie arcybiskupstwa w
Manfredonia), Antonio Cicchetti i Domenico Fazio (zamieszkały w Mediolanie).
Najbardziej znany z tego kwartetu Domenico Fazio - którego nazwisko znalazło się
na bolońskiej liście członków Włoskiej Loży
Wielkiego Wschodu, a w latach siedemdziesiątych pełnił funkcję dyrektora w
ministerstwie oświaty - był kuzynem Aldo Moro, leadera Chrześcijańskiej Demo-
kracji, porwanego i zamordowanego przez Czerwone Brygady (1978).
Biskupowi Ruotolo zarzucono naruszenie przepisów prawa budowlanego,
usiłowanie oszustwa i poświadczenie nieprawdy. Wraz z Ruotolo przed sądem
odpowiadało siedmiu innych oskarżonych, wśród których znajdował się były
burmistrz Nicola De Bonis i była burmistrz Felicetta Baldinetti. Sprawa dotyczyła
budowy Domu Chorego Pielgrzyma, dużej wielo-specjalistycznej przychodni z
aneksem w postaci ogromnego parkingu, budowy prowadzonej - według aktu
oskarżenia - z naruszeniem norm urbanistycznych i wbrew planowi
zagospodarowania przestrzennego.
Dla wpływowego biskupa prokurator Antonio Vaccaro zażądał kary sześciu
miesięcy pozbawienia wolności i grzywny w wysokości 40 milionów lirów.
Prokurator domagał się nadto wszczęcia śledztwa celem określenia sytuacji
procesowej pozostałych odpowiedzialnych osób, wśród których znajdował się
dyrektor wydziału architektury Genneto Longo, który w 1987 roku wydał
zezwolenie na budowę mimo -według aktu oskarżenia - zupełnego braku
szczegółowego projektu budowy. Na sali sądowej tenże bronił
236
237
się twierdząc, że projekt już istniał, a jego nazwa brzmiała "Święty, Święty,
Święty". Określono też w nim technologię prac budowlanych, a przedstawiony
zakres "umożliwiał traktowanie go jako spełniającego wymogi prawne projektu
budowlanego".
W jaki sposób mogło zakończyć się postępowanie sądowe w sprawie
"świętego planu" budowy obiektu o kubaturze 100 000 metrów sześciennych,
którego kamień węgielny poświęcił osobiście papież Jan Paweł II? Z pewnością nie
sądowym zajęciem budynku i nakazem j ego zburzenia, ale należytym unie-
winnieniem wszystkich odpowiedzialnych za zaistniały stan.
Faktem jest, że Dom Wsparcia w Cierpieniu zawiaduje rocznie dziesiątkami
miliardów lirów, do których należy jeszcze doliczyć przychody z dwóch hoteli z
restauracjami w San Giovanni Rotondo, gdzie przybywają ogromne rzesze
wiernych. Ciekawe, jak się ma do przykazań kościelnych treść wywieszek ho-
telowych w Domu Ćwiczeń Duchowych i w Domu Wieczerzy Pańskiej im. Świętej
Klary, informujących, że "zgodnie z zezwoleniem władz napoje na bazie alkoholu i
trunki wysokoprocentowe podaje się tylko gościom hotelowym".
Pewnego dnia na zapalczywego związkowca Francesco Saverio Cervone spada
gniew z niebios:
13 września 1995 zostaje aresztowany i osadzony w superwięzieniu w Trani.
Ten dzień był w istocie dosyć szczególny dla Domu Bożej Opatrzności,
obchodzono bowiem czterdziestą rocznicę śmierci założyciela - ojca Pasquale Uva.
Od samego rana przez szeroko otwarte bramy ośrodka wjeżdżały samochody
wiozące osobistości duchowne, sędziów i prokuratorów, prominentnych
przedstawicieli sił porządkowych. Cervone też tam był. Sam jeden rozdawał ulotki
polemizujące z zarządzeniami nowego i starego kierownictwa domu. Przyglądało
się temu kilku policjantów. Po zakończeniu uroczystości, kiedy związkowiec
wrócił do domu, dokonano aresztowania i doprowadzono do więzienia. Prokuratura
w Trani oskarżyło go o to, że w kwietniu 1993 - a więc dwa lata wcześniej -
wystawił czek bez pokrycia na dwa miliony lirów...
- Jestem pierwszym włoskim obywatelem - bronił się Cervone - który trafia do
więzienia za coś takiego. Z różnych powodów nie mogłem uregulować czeku w
terminie płatności. Zrobiłem to później -1 marca 1994 - pokrywając również
wszelkie wynikłe koszty.
Ale postępowanie karne trwało nadal, ponieważ już wcześniej prokuratura
wystawiła dokument stwierdzający brak możliwości określenia miejsca pobytu
238
239
Cervone. - Chociażby z racji prowadzonej przeze mnie działalności związkowej,
która dosyć szerokie echo znalazła w lokalnych gazetach, wszyscy wiedzą, gdzie
pracuję i gdzie mieszkam... Tak samo też nie mogłem wnosić w ustawowym
terminie o zamianę kary na grzywnę pieniężną i 26 lipca 1995 dostałem nakaz
zgłoszenia się do więzienia celem odbycia kary. Gdy zwróciłem się do sądu
nadzorującego przebieg kar w Bari z wnioskiem o zamianę kary na przydzielenie
do pracy socjalnej, wniosek został odrzucony z powodu jego niedopuszczalności...
Ale -jak opowiada dalej Cervone - to jeszcze nie wszystko. Po tym upokorzeniu
skazania mnie na więzienie, upokorzeniu, którego doznałem i jako człowiek, i jako
związkowiec, Dom Bożej Opatrzności najpierw zawiesił mnie w obowiązkach
służbowych w wyniku postępowania dyscyplinarnego, a następnie - 18
października 1995 -zostałem zwolniony. Stało się tak, ponieważ zgłosiłem
prokuraturze działania o charakterze administracyjnym i działania medyczne, które
nosiły znamiona poważnych przestępstw...
Prokuratura - oświadcza dalej związkowiec -winna wszczęć śledztwo w
sprawie sytuacji majątkowej wielu pracowników ośrodka, zarówno
administracyjnych, jak i innych. Jest jasne, że ktoś, kto żyje z jednej tylko pensji,
nie zostaje właścicielem mieszkań,
willi, luksusowych samochodów i wysokości kont bankowych... Żeby szukać
sprawiedliwości zwróciłem się także do Maurizio Costanze, Vittorio Sgarbi i
Michele Santoro, przedstawiając ini znane mi fakty. Pierwszy nawet mi nie
odpowiedział; drugi kazał sobie przesłać dokumentacje, ale też nie odpowiedział
mi słowa; trzeci wysłał wprawdzie ekipę do Bisceglie, ale i tu odpowiedzi nie
otrzymałem.
Wygnany z Domu Bożej Opatrzności związkowiec Cervone nie będzie już
szkodzić wielkiemu ośrodkowi specjalizującemu się w interesach i leczeniu.
Dopiero teraz przywódcy wielkich central związkowych, jakby obudzeni po długim
śnie, rozpoczęli zgłaszać przypadki malwersacji, klientelizmu i poplecznictwa.
"Pomoc medyczna - pisze centrala związkowa CGIL-FPP -jest złej jakości, a
odzież pacjentów jest w stanie, który przeczy wszelkim zasadom szacunku dla
godności ludzkiej ". Wraz z nadejściem biskupa Ruotolo - stwierdza związek
zawodowy - rozpoczął się etap "ukrytych zleceń", sankcjonując podobne praktyki,
które miały miejsce poprzednio. I jako przykład podaje usługi pralnicze: już od
dawna ośrodek zamierzał zlecić te usługi jakiejś prywatnej firmie z zewnątrz,
prosząc zarazem pracowników tego działu, aby dobrowolnie zatrudnili się w firmie
zleceniobiorcy.
240
24]
O tym jak ogromne interesy prowadzone są wokół "holdingu szaleństwa" z
siedzibą w Bisceglie, ale z duszą w Watykanie, świadczy fakt, że wewnątrz
ośrodka psychiatrycznego działają punkty bankowe i spółki zajmujące się usługami
finansowymi. Oczywiście, trudno sobie wyobrazić, by około 2000 pacjentów z
problemami psychicznymi prowadziło jakieś interesy z najróżniejszymi
instytucjami finansowymi. Ale przecież jest tam też prawie 2000 pracowników
Domu Bożej Opatrzności i wiele tysięcy krewnych i odwiedzających.
Jeden z działających w obrębie ośrodka punktów bankowych zatrudnia trzech
pracowników. Działa tam od 1990 roku i należy do Banca del Salento, niewielkiej
instytucji kredytowej, która przekazała ośrodkowi w darze kilka karetek. Od
początku lat dziewięćdziesiątych bank ten wykazuje niemożliwy wręcz zysk.
Niemożliwy, bowiem działa w takiej części Włoch, która dotknięta jest wysokim
bezrobociem i mocno zaznacza się obecność tzw. czwartej mafìi -Świętej Korony
Zjednoczonej (Sacra Corona Unita).
Il Mondo pisze o tym następująco: "Ambitny bank z Barletta, Banca del
Salente, Popolare z Bari, Banca della Capitanata są bohaterami wielkich finan-
sowych manewrów dokonujących się obecnie w regionie... Banca del Salento,
największe prywatne
przedsiębiorstwo kredytowe w regionie, oczekuje właśnie odpowiedzi »tak« ze
strony banku Credito Popolare Salentino... »tak« oznaczać będzie zakup całości lub
części udziałów. Byłaby to kolejna potwierdzająca odpowiedź po operacji trzech
innych banków sprzedanych w tej okolicy: Banca di Credito Cooperativo z
Pulzano, Banca Leuzzi i Megha, a także banku Cooperativa di Maruggio.
Włączając w to bank Credito Popolare, rodziny prezesa Giovanni Semeraro i
wiceprezesów Lorenzo Gorgoni i Donato Mantinari tworzyłyby kredytowy biegun
dysponujący około 80 punktami kasowymi i 8000 miliardów wpływów".
Kiedy indziej ten sam tygodnik dodaje: "To jedyny bank obecny na nowym
rynku opcji na akcje notowane na giełdzie w Mediolanie... i jedyny bank
posiadający koncesję na dokonywanie operacji na wszystkich walorach. W ten
sposób Banca del Salento rozszerza swoją specjalizację w dziedzinie finansów. To
rodzaj awansu w tej branży, tuż po niedawnym potwierdzeniu koncesji na usługi
primary dealer (bezpośredniej wymiany walut) na telematycznym rynku obligacji
(wartość obligacji sprzedanych w 1995 roku osiągnęła kwotę 500 000 miliardów,
podczas gdy w 1994 wynosiła 200 000 miliardów)". Jak widać, są to kolosalne
kwoty jak na "lokalny", ale bardzo
242
243
przedsiębiorczy bank. Tak przedsiębiorczy, że jego nazwa padła w trakcie
telefonicznych rozmów prowadzonych przez bankiera Pierfì-ancesco Pacini Bat-
taglia, właściciela banku Karfinco z Genewy, z jego dyrektorem Josephem
Pappalardo.
Wewnątrz Domu Bożej Opatrzności działa także spółka Financial Trusts
świadcząca usługi finansowe. Spółka została założona w 1982 roku, jej siedziba
znajduje się przy via Montello 15, a kapitał założycielski wynosi miliard sześćset
milionów lirów. Od 1991 w zarządzie spółki zasiada profesor Antonio Bertolino, a
od 1989 Giovanni Caprioli; pierwszy z nich jest dyrektorem do spraw medycznych
domu, drugi jego dyrektorem administracyjnym... Kiedy rzecz została
upubliczniona w 1995, rozpętała się burza. Wtedy obydwaj przesłali polemiczny
list do redakcji dziennika z Bari La Gazzetta del Mezziogiorno pisząc w nim
między innymi: "W ośrodku Dom Bożej Opatrzności działa około dwudziestu spó-
łek świadczących usługi finansowe, które wespół z bankami zarządzają około
dwudziestoma procentami kwot wynagrodzeń przekazywanych im przez
pracowników. Wśród spółek tych znajduje się także Financial Trusts. Wspólnikami
w tej powstałej w 1982 roku spółce są również niżej podpisani, jednakże wielkość
ich udziałów jest minimalna (profesor Bertolino jest
udziałowcem od 1989). Spółka jednak nie prowadzi działalności od 1991 roku.
Kilka miesięcy temu, w następstwie oczerniającego oświadczenia, sugerującego
prowadzenie nielegalnych interesów, kwestia ta, na żądanie zgłaszającego, była
przedmiotem postępowania wyjaśniającego prowadzonego przez prokuraturę. Nie
znaleziono nic, co byłoby niezgodne z prawem. Ponadto, w tamtym okresie niżej
podpisani nie piastowali w Domu Bożej Opatrzności żadnych funkcji".
Jednakże fakty, przynajmniej w części, nie od-powiadaj ą wersji
przedstawionej przez nonszalanckich szefów ośrodka. Jak wynika z wpisów w
rejestrze, byli oni w zarządzie aż do 16 lutego 1996, natomiast prezesem zarządu
był w tym okresie Maurantonio Caprioli, brat dyrektora administracyjnego. Nie jest
natomiast jasne, co stało się z samą spółką i z jej kapitałem założycielskim. Pod
tym samym adresem, tj. przy via Montello 15, zgodnie z wpisami w rejestrze han-
dlowym z marca 1997, istnieje spółka z o.o. Financial Trusts, ale jej kapitał
założycielski wynosi już tylko 50 milionów lirów. Nie ulega wątpliwości, że chodzi
o tę samą spółkę: świadczy o tym także numer identyfikacji podatkowej, data
utworzenia spółki, numer telefonu i nazwisko notariusza. W dniu 15 lipca 1996
spółka została postawiona w stan likwidacji, a likwi-
244
245
datorem mianowany został Antonio Soldani, który okazuje się być również
likwidatorem pewnej spółki z branży obrotu nieruchomościami o nazwie Abacus (z
kapitałem założycielskim w wysokości 100 milionów lirów), utworzonej w lutym
1990, z takim samym adresem i takim samym numerem telefonu jak spółka
Financial Trusts.
W sprawie tego dwuznacznego zamętu dochodzenie prowadzi zastępca
prokuratora Domenico Seccia. Jednakże postępowanie okazuje się trudne z racji
prawnych konfiguracji Domu Bożej Opatrzności, jest to bowiem osoba prawna na
prawie kościelnym, uznana przez państwo, co oznacza, że może korzystać z
pewnego rodzaju franszyzy w odniesieniu do przestępstw o charakterze cywilnym.
Pozostaje faktem, że kontynuując dochodzenia prokuratura mogłaby ustalić
okoliczności tej doprawdy szczególnej sprawy. Na przykład to, że rzymska spółka
Delta Petroli (z siedzibą przy punkcie kilometrowym 9300 przy ulicy via Ostiense),
która 29 maja 1991 otworzyła oddział terenowy w Bisceglie przy ulicy Largo
canonico Pasquale Uva nr l: jest to (do 29 czerwca 1991) ten sam adres, jak
pierwszej spółki Financial Trusts. Przypadek sprawia, że spółka Delta (której
prezesem jest rzymianin Umberto Morpurgo, a której kapitał założycielski wynosi
700 milionów lirów) dostała zlecenie
na wywóz wszystkich śmieci z ośrodka, w tym odpadków szpitalnych.
Rzeczywiście łaskawy ten 1991 rok; w tym samym jeszcze roku Giovanni Caprioli
-członek zarządu Financial Trusts - został mianowany dyrektorem
administracyjnym Domu Bożej Opatrzności...
To, żeby dyrektor medyczny i dyrektor administracyjny jednej najbardziej
znanych we Włoszech placówek leczniczych - pisze deputowany z ramienia
Rifundazione Nichi Vendola, członek komisji prowadzącej śledztwo w sprawie
mafii, w opublikowanej notatce - byli jednocześnie wspólnikami w placówce
świadczącej usługi finansowe, jest czymś, co budzi zdziwienie i niedowierzanie...
Ileż czystych interesów i ile tych brudnych ciągle jeszcze prowadzi siew imieniu i
pod przykrywką troski o zdrowie obywateli! -Tłumaczy to dlaczego jest tyle
oporów przed zamknięciem innych placówek psychiatrycznych, co winno być
dokonane zgodnie z ustawą i z zasadami kultury kraju cywilizowanego -
oświadczył deputowany Nichi Vendola, członek antymafìjnej komisji śledczej.
Dnia l lutego 1996 Dom Bożej Opatrzności stał się teatrem nowego skandalu.
Nocą pozostawiona bez opieki 3 9-letnia pacjentka, Maria De Mauro, sama
urodziła wcześniaka, i to będąc przywiązana do łóżka . Epizod ten wywołał burzę
nawet w samym ośrodku
246
247
przerywając zmowę milczenia. Później profesor Antonio Bertolmo potwierdził, że
faktycznie była przywiązana, ale za nogę, i za pomocą paska, który dawał jej sporą
swobodę ruchu...
Natomiast związkowiec Sergio Altomare oświadczył: "Jeszcze kilka dni temu
na oddziale przebywało 22 ciągle związanych pacjentów. Teraz, po aferze z Marią
De Mauro jest ich mniej, tylko ośmiu... Psychotropów tutaj jest na pęczki, nawet
bez zaleceń lekarzy. Widziałem tylu ludzi umierających, zbyt dużo. Niedawno
dwóch pacjentów umarło mi na rękach, tak się nałykali tych psychotropów"...
Reakcja kierownictwa ośrodka była natychmiastowa: komisarz wikariusz Giuseppe
Ruotolo zawiesza związkowca na czas nieokreślony. Ale Altomare, pełniący
funkcję sekretarza centrali związkowej CGIL, nie prowadzi donkiszoterii w stylu
Francesco Cervone, i potężna organizacja związkowa odwołuje się przeciwko
wydanej decyzji do sądu i miesiąc później Altomare powraca do pracy w ośrodku.
Radcy miejscy Gaetano Carrozzo (z partii demokratyczno-socjalistycznej) i
Silvia Godelli (z Rifondazione comunista) zwracają się do władz sanitarnych
regionu o natychmiastowe zawieszenie umowy zawartej pomiędzy miastem i
szpitalem psychiatrycznym. Twardo zabrzmi komentarz z ust prezesa
stowarzyszenia "Demokratyczna Psychiatria" Rocco Canosy: "Wszyscy wiedzieli,
że w zakładzie psychiatrycznym w Bisceglie chorzy byli systematycznie wiązani (i
szybko rozwiązywani przed momentem inspekcji bądź wizyty ważnych
osobistości), że spętlaly się ze sobą sfery gospodarczych interesów ze sferą
polityki, że prowadzono leczenie metodami jeszcze oficjalnie nie dopuszczonymi,
ale wszystkim wydawało się to normalne... W gruncie rzeczy, ten tak wychwalany
ośrodek psychiatryczny powinien być natychmiast zamknięty, i to zanim narobi
kolejnych szkód (a ile ich już wyrządzono, tego się chyba nikt tak naprawdę nigdy
nie dowie). Winno się zatem odrzucić wszelkie już przedstawione i przyszłe
propozycje zmian. Problem personelu, który pozostałby bez pracy, kryje w sobie
wyłącznie problem utracenia 120 miliardów lirów rocznie..."
Kolejny z wielu skandali, których przedmiotem był Dom Bożej Opatrzności,
zmusił Watykan do wysłania kardynała Eduardo Martineza Somalo, celem
dokonania inspekcji. Następnie Stolica Apostolska dokonuje zmiany dyrekcji
ośrodka: kierowanie ośrodkiem zostaje powierzone pięćdziesięcioletniemu bratu
zakonnemu Marco Fabello, którego wspomagać mieli: dyrektor urzędu rej
estrowego w Trani Domenico Scarcella, doktor Nicola Simonetti (były dyrektor do
spraw
248
249
medycznych w zespole sanatoryjnym w Bari) i dwie siostry służebniczki: Teresina
Abruzzese (generalna przełożona zakonu) i Grazia Santoro.
Zatem zgodnie z decyzją podjętą przez Stolicę Apostolską, Marco Fabello i
wiekowa siostra Abruzzese nadzoruj ą działalność czterech podległych Wa-
tykanowi placówek psychiatrycznych. W kręgach kościelnych Fabello ma opinię
przebojowego zakonnika managera o dużym doświadczeniu. Pod jego kie-
rownictwem zakon bonifratrów dokonał restrukturyzacji starego zakładu
psychiatrycznego w Brescii zamieniając go na godną zaufania "wspólnotę terapeu-
tyczną". Fabello zajmuje ponadto stanowisko członka zarządu w szpitalu
bonifratrów na wyspie Tiberina w Rzymie (jest to jedna z wielu placówek
szpitalnych podlegających Watykanowi). Bardzo zabiegana jest również siostra
Teresina, która podróżuje nieustannie wielkim samochodem z jednego końca
Włoch na drugi. Tak wielopłaszczyznowa aktywność duetu Fabello - Abruzzese
często odrywa ich od obowiązków związanych z zarządzaniem czterech Domów
Bożej Opatrzności.
Podobnie jak w Bisceglie również w przypadku ośrodka ojca Uva w Guidonia
prawo zatrzymuje się przed bramą. Piękne alejki i zadbane ogródki dają wrażenie,
że jest to oaza zdrowia, ale to tylko pozory.
Przebywa tam niewielka grupa chorych, ponieważ większa część z pięciuset
pensjonariuszy jest praktycznie stale zamknięta w budynkach, których okna
wyposażone są w ciężkie i gęste żelazne kraty.
Ustawa budżetowa z 1994 roku nakazywała zamknięcie wszystkich zakładów
psychiatrycznych do 31 grudnia 1996, ale były szpital dla przewlekle chorych w
Guidonia, głuchy na zalecenia kierowane przez władze, funkcjonuje nadal. Ciągle
powstają kraty w oknach, stałą regułą jest zamykanie w pokojach, często
praktykowane przywiązywanie do łóżka, a "indywidualny rozkład czasu"
realizowany w formie "godzinnego oddychania świeżym powietrzem", odbywa się
w ten sposób, że większa część pacjentów przebywa na boisku - naturalnie
odpowiednio ogrodzonym i zabezpieczonym od obcych spojrzeń wysokim
żywopłotem.
Wewnątrz panuje spokój, którego zapewnia dyrektor medyczny Fernando
Saraceni, bohater błyskawicznej kariery: po wielu latach asystentury, w przeciągu
kilku miesięcy, na przełomie lat 1996 i 1997, Saraceni szybko awansował -
najpierw na pomocnika ordynatora, potem ordynatora, a w końcu na dyrektora do
spraw medycznych całego zakładu psychiatrycznego. Referencje Fernando
Saraceni wzbudzają respekt: jeden z jego braci jest ordynatorem
250
251
polikliniki Gemelli w Rzymie - szpitala wysokich prałatów, łącznie z papieżem.
Średnia wieku pensjonariuszy ośrodka w Guidonia przekracza sześćdziesiąt lat
i wielu z nich otrzymuje najniższą emeryturę. Zgodnie z dyrektywami zapisanymi
w ustawie władz regionalnych 700 tysięcy tirów, stanowiących ów najniższy
wymiar emerytury, winno zostać przeznaczone naprowadzenie działań spoleczno-
przystosowawczych wobec benefìcjentów, ale tylko niewielka część z tych kwot
trafia do rodziny pensjonariuszy. W sytuacji braku biura opieki prawnej
rzeczywiste zarządzanie tymi środkami powierzone jest opiekunkom społecznym,
mianowanym przez ośrodek macierzysty w Bisceglie, zatrzymujący w swojej kasie
większą część emerytur należnych pensjonariuszom.
Wielu z grona około pięciuset pracowników zakładu swoje zatrudnienie
zawdzięcza wstawiennictwu sióstr i biskupów (w latach siedemdziesiątych wielkim
producentem listów polecających był biskup Donato De Bonis), ale w sumie
działalność zakładu -w przeciwieństwie do Bisceglie - przebiega bez zakłóceń.
Jednakże również i w tej placówce ośmielił się ktoś wzruszyć żelazne, dyktowane z
góry reguły, starając się uczynić życie pacjentów bardziej ludzkim. Chodzi o dwoje
lekarzy, którzy pracują w tymże
ośrodku: ordynatora Enzo Maria Izze t lekarkę Annę Cannavina. Pierwszy cieszy
się międzynarodową sławą, ma na swoim koncie liczne opracowania i publikacje,
jest członkiem włoskiego towarzystwa psychiatrii, lekarka natomiast posiada
dyplom specjalisty uzyskany w Instytucie Junga w Zurychu i należy do sto-
warzyszenia "Demokratyczna Psychiatria", której założycielem był wspomniany
już wcześniej Rocco Canosa.
Na początku lat osiemdziesiątych Izzo stworzył w ośrodku małą spółdzielnię
rolniczo-rzemieślniczą, która dawała zatrudnienie około pięćdziesięciu pen-
sjonariuszom. Ta godna pochwały działalność miała ułatwiać przystosowanie
społeczne pacjentów: pracujący w spółdzielni wychodzili poza bramy zakładu i
zajmowali się sprzedażą swoich produktów, korzystali z płatnych urlopów i mieli
własne zarobki. W 1995 roku, wraz z nominacją siostry Teresiny Abruzzese,
działalność spółdzielni została brutalnie przerwana i pięćdziesięcioro pracujących
pacjentów z dnia na dzień wróciło pod klucz do swoich pokojów-sypialni. A wobec
dwójki lekarzy-innowatorów rozpoczęły się represje. W lipcu 1997 Izzo został
zwolniony a Cannavina zawieszona w czynnościach na czas nieokreślony. Sąd
pracy w Tivoli, do którego zwróciła się lekarka, nakazał niezwłoczne przywrócenie
zatrudnienia, ale w grudniu 1997 lekarka znowu została
252
253
zawieszona w obowiązkach (w praktyce całe dnie, bez żadnego zajęcia, spędza w
swoim gabinecie). Zarówno Izzo jak i Cannavina pozwali ośrodek do sądu, ale
kierownictwo - korzystając z protekcji Watykanu -ostentacyjnie demonstruje
pewność siebie.
W prokuraturze rzymskiej jest złożone oświadczenie doktora Izzo,
opisującego fakt, że około dwudziestu pensjonariuszy było systematycznie
przywiązywanych do łóżek, przy czym dwie kobiety były unieruchomione
nieustannie od dnia ich przyjęcia, co miało miejsce około piętnaście lat temu.
Podczas gdy, z mocy prawa, wszystkie włoskie zakłady psychiatryczne zostały
zlikwidowane, ośrodki kościelne prowadzone przez siostry służebniczki w
Bisceglie, Foggia, Potenza i Guidonia - kontynuują swoją działalność jak gdyby
nigdy nic. Prowadzenie ośrodków uzasadniane jest dwoma argumentami: nie-
możnością znalezienia innego miejsca dla tysięcy pacjentów i brakiem zatrudnienia
dla tysięcy swoich pracowników. W rzeczywistości jednak organizatorom i
kierownictwu ośrodka zależy wyłącznie na utrzymaniu lukratywnego biznesu,
zasilanego strumieniem publicznych pieniędzy, podczas gdy pensjonariuszom od-
działów dla obłożnie chorych, dla uniknięcia dławiącego "miłosierdzia", pozostaje
wyłącznie nadzieja rychłego powołania ich przez Stwórcę do siebie.
W kwietniu 1997 ojciec Fabello przedstawił senackiej komisji zdrowia projekt
(przez niektórych na zwany "faraonowym"), który przewiduje umieszczanie
chorych psychicznie, osoby niepełnosprawne, starców i cierpiących na chorobę
Alzheimera w wielkich -już istniejących lub które trzeba zbudować - ośrodkach.
Projekt ten mogły być chwalebny, ale kosztowny i bardzo złożony, a więc celem
jego jest, być może, tak zmieniać, żeby nic nie zmienić, odraczając w nie-
skończoność dzień, w którym należałoby dostosować się do przepisów aktualnie
obowiązującego prawa. Ale przecież Opatrzność kościoła jest bardziej doczesna
niż Boża, a towarzyszą jej setki miliardów lirów, które przepływają wraz z
całkowitymi rozgrzeszeniami.
254
255
"Lourdes" ojca Pio
Po zakończeniu swojej misji komisarza w Domu Bożej Opatrzności w
Bisceglie i po szczęśliwym dla siebie rozstrzygnięciu procesu sądowego w sprawie
olbrzymiej polikliniki, pod koniec grudnia 1996 biskup Riccardo Ruotolo powrócił
na fotel prezesa religijnej fundacji Domu Wsparcia w Cierpieniu - Instytutu Ojca
Pio w San Giovanni Rotondo ( w prowincji Foggia). Fundacja jest kolejnym
holdingiem biznesowym o charakterze religijnym, sprawującym nadzór nad
kilkoma ośrodkami szpitalnymi; przede wszystkim nad gigantycznym szpitalem o
nazwie Dom Wsparcia w Cierpieniu (1200 łóżek, 34 oddziały, około dwa tysiące
zatrudnionych - usytuowanym przy viale Cappuccini),
257
nad Domem Ćwiczeń Duchowych Cenacolo Sant'Andrea (przy via San Salvatore),
nad Domem Starców im. Ojca Pio (z 250 komfortowo wyposażonymi mini
apartamentami, także przy viale Cappuccini), nad Ośrodkiem Rehabilitacji Ruchu
im. Ojca Pio, nad Ośrodkiem Przyjęć Santa Maria delle Grazie i wreszcie nad
klasztorem kapucynów, a więc tą placówką, gdzie działał' sławny ojciec Pio,
którego prawdziwe nazwisko brzmi Francesco Forgione.
Olbrzymi kompleks religijno-finansowy wokół San Giovanni Rotondo, wioski
znajdującej się około 20 kilometrów od stolicy prowincji Foggia, znany jest o wiele
więcej niż fakt, że corocznie państwo włoskie - za pośrednictwem kasy chorych -
wpompowuje w istniejący tam szpital dziesiątki miliardów lirów. Ale znane są
także perypetie, które towarzyszyły w swoim czasie budowie ośrodka - kłótnie
pomiędzy zakonnikami i skandale finansowe.
Z ojcem Pio Kościół wojował już od 1923 roku, kiedy to nakazał
pochodzącemu z Pietrelcina bratu zakonnemu, aby msze odprawiał wyłącznie
prywatnie, a w latach 1931 do 1944 otrzymał w ogóle zakaz odprawiania mszy
uroczystych.
W San Giovanni Rotondo żyją jeszcze tacy, którzy pamiętaj ą dobrze, co
działo się w latach czterdziestych i później. W 1934 roku - na wiadomość,
że w okolicy klasztoru kapucynów sporą część gruntu wystawiono na sprzedaż -
ojciec Pio pilnie skontaktował się z bogatą, pochodzącą z Turynu panią Marią
Basilio - która porzuciwszy Piemont osiedliła siew San Giovanni Rotondo
pozwalając, aby zawładnął nią (oczywiście duchowo) zakonnik - i poprosił ją o
pieniądze na zakup działki, na której pragnął zbudować szpital.
Oto przebieg rozmowy, odnotowanej w dzienniku kobiety, odnalezionym w
1997 roku przez wnuczkę Annę Marię Blanco.
Ojciec Pio: Mario Jeżeli sienie mylę, masz zamiar osiedlić się na stałe w tym
miejscu?
Basilio: Oczywiście, ojcze.
Ojciec Pio: I zawsze domagałaś się od twoich krewnych, aby dokonali
likwidacji olbrzymiego kapitału, który pozostawił w spadku twój ojciec.
Basilio: To prawda, ojcze.
Ojciec Pio: A zatem proszę cię, abyś oddała Opatrzności twoje bogactwo,
uczynisz dobro i nie stracisz ani grosza.
Basilio: Mów dalej, mój ojcze duchowy.
Ojciec Pio: Właśnie wystawiono na sprzedaż działkę ziemi naprzeciwko
klasztoru, i ty ją zakupisz, żeby zbudować pierwszy wielki dom przy viale
258
259
di Cappuccini. Pomożesz wielu biednym ludziom, a dobry Jezus wynagrodzi ci to
tysiąckrotnie.
Maria Basilio, gotowa na spełnienie prośby ojca Pio, natychmiast zabrała się
do dzieła. Spotkała się z właścicielem gruntu niejakim Lombardim i parafowali
warunki umowy, następnie poleciła, aby bank w Turynie przekazał jej potrzebne na
ten cel pieniądze. Ale zanim dokonała zapłaty, kilka osób z Turynu
- uciekając się nawet do zakamuflowanych gróźb -próbowało odwieść właściciela
gruntów od realizacji przyrzeczonej umowy. Zatem, na prośbę ojca Pio, Basilio
napisała list do szacownego Francesco Morcaldi, dyrektora biura ksiąg
wieczystych, powiadamiając go o zawartym porozumieniu z Lombardim, zlecając
mu zarazem wykonanie prac budowlanych przy wznoszeniu obiektu - okazało się
bowiem, że Morcaldi był także inżynierem... Wtedy do mieszkania kobiety zapukał
ojciec Ignazio, przełożony z klasztoru świętej Anny z Foggia, powiadamiając ją o
swoim zdecydowanym zamiarze zakupu tych samych gruntów. Żeby przyśpieszyć
sporządzenie aktu notarialnego zakupu ojciec Pio zwrócił się do przyjaciela
Ciccillo
- to jest do burmistrza sprawującego władzę w San Giovanni Rotondo, Franco
Morcaldi - który zapewnił go o swoim bezwarunkowym poparciu. I faktycznie to
właśnie skrzętny Ciccillo rozstrzygnął wszystkie
kontrowersje wywieszając 15 stycznia 1934 na tablicy urzędu miejskiego
ogłoszenie o przeniesieniu własności.
Po zakupie gruntów projekt budowy wielkiego szpitala nie posuwał się jednak
do przodu przez kilka lat - brakowało kapitałów, a także pojawiały się "diabelskie
przeszkody", oszczerstwa, a nawet grożono wręcz spiskiem.
W tym czasie sława ojca Pio urosła do niewyobrażalnych rozmiarów i to nie
tylko we Włoszech. W latach czterdziestych do San Giovanni Rotondo zaczęły
napływać coraz większe rzesze wiernych z najbardziej odległych stron. Zaczęły
napływać także i datki, w tym również z zagranicy - 300 milionów lirów (wartości
obecnej) wysłał z Paryża Emanuele Brunatto (wynalazca silnika diesla), który
nawrócił się na wiarę chrześcijańską właśnie dzięki zakonnikowi. Kwotę 400
milionów obiecała wdowa po burmistrzu Nowego Jorku Fiorello La Guardia, przy
czym uzgodniono, że w dowód wdzięczności szpital będzie nosił imię świętej
pamięci mera amerykańskiej metropolii, jednak później okazało się, że z obiecanej
sumy wpłacono rzeczywiście tylko nieco ponad połowę, a zatem i wdzięczność nie
powinna być aż tak wielka...
Do ojca Pio napływały darowizny w postaci dóbr ruchomych i nieruchomości.
Były to tak znaczące
260
267
kwoty, że 4 kwietnia 1957 papież musiał zwolnić zakonnika ze ślubów ubóstwa -
był to pierwszy taki przypadek w całej historii zakonu kapucynów. Jak wspomina
biograf ojca Pio, Enrico Malatesta, po kilku łatach okaże się, że wielu innych
kapucynów, w tym biskupów, postarało się o podobną dyspensę, aby kąpać w się
niezmierzonym oceanie interesów, świętokupstwa, lichwy i spekulacji. I oto oni
będą się starali wplątać w swój niegodny pęd do bogactwa również ojca Pio. A
kiedy im się to nie uda, rozpętaj ą przeciwko niemu serię pomówień i prze-
śladowań...
Po śmierci papieża Piusa XII (1958) jego następcą zostaje Jan XXIII. W
kręgach Stolicy Apostolskiej, i nie tylko, narasta niechęć w stosunku do bardzo
popularnego już zakonnika i jego ciągle rosnącej fortuny.
Już od pewnego czasu z powodzeniem działał pozbawiony skrupułów
finansista, Giovambattista Giufìre. Zarządzał on pieniędzmi zakonu kapucynów i
stał się partnerem w interesach około setki diecezji rozsianych po całych Włoszech.
Proboszczowie, dostojnicy kościelni i biskupi powierzali - powiązanemu z
chadecją - emerytowanemu urzędnikowi bankowemu pieniądze z ofiary (bywało,
że również i pieniądze wiernych), a on premiował te kapitały bardzo
wysokimi odsetkami, ale otrzymanych kwot nie zwracał... Ponad trzystu
zakonników, w tym i takich, którzy uczynili śluby ubóstwa, zostało oszukanych
tracąc nie tylko sam kapitał, ale i odsetki. Co więcej, wielu z nich znalazło się w
poważnych tarapatach po krachu Giuffre, bowiem zaciągnęli piramidalne kredyty
na budowę diecezjalnych kościołów.
W październiku 1994 prowincja zakonna w Foggia, do której należy San
Giovanni Rotondo, stanie się centrum afery. Ojca Gerardo Saldutto, ekonoma
prowincji zakonnej w Foggia, naiwność w dziedzinie finansów i zbytnia wiara, że
pieniądze szybko przyniosą wysokie zyski, kosztowały sześć miliardów lirów.
Taką bowiem kwotę osiągnęła inwestycja polegająca na powierzeniu pieniędzy
spółce powierniczej, która później zbankrutowała.
A ponieważ te pieniądze, będące owocem hojnych datków ze strony wiernych,
były przeznaczone przede wszystkim na budowę gigantycznego sanktuarium,
wiadomość o krachu finansowym wstrząsnęła miastem ojca Pio. Bowiem to do rąk
ojca Saldutto, opisywanego jako człowiek dynamiczny, który osobiście utrzymuje
kontakt z projektantem świątyni i z firmami budowlanymi, napływały wszystkie
ofiary. Pieniądze te następnie, przez klasztor w San Giovanni Rotondo, były
rozdysponowywane na rzecz innych
262
263
klasztorów kapucynów rozsianych po Molise, Campami i Capitanata, należących
do prowincji zakonnej.
W rezultacie finansowych akrobacji Giovambattisty Giuffre - i jego
zakonnych wspólników - krach nastąpił w 1958. Przewodniczący utworzonej celem
wyjaśnienia kulis skandalu stosownej komisji parlamentarnej senator Giuseppe
Paratore oświadczył: "Giuffre zajmował się budowaniem obiektów przeznaczonych
dla kultu religijnego i z kultem religijnym związanych, a więc domów parafialnych,
klasztorów, seminariów itd... Wszystkie kwoty zostały przyjęte przez Giuffre celem
"zarządzania" nimi z przyrzeczeniem odsetek, które określał on na swój sposób
jako należność, a ich stopa procentowa miała wynosić od 40 do 70 procent, a
czasami nawet i 100 procent, i więcej... Ustalono, że instytucji i osób, które
przekazały pieniądze Giuffre i które otrzymały należności, było łącznie 483, z
czego 302 było instytucji i osób duchownych i 181 laickich...". Faktem jest też, że
Giuffre mógł powoływać się na protekcje i znajomości zarówno w Watykanie Jak i
w kręgach polityków z Chrześcijańskiej Demokracji.
Jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników ojca Pio był, również
kapucyn, Girolamo Bortignon, biskup Padwy. Aby podratować pustą już kasę swo-
jej diecezji, Bortignon usiłował uzyskać pieniądze
od ojca Pio, ale brat zakonny mu ich odmówił. W ramach odwetu Bortignon
przekonał kilku prałatów do wysłania "wizytatora apostolskiego" - monsignora
Carlo Maccari, sprawującego w praktyce funkcję inspektora kontroli. Inspekcja
Maccariego korzystała z poparcia ze strony wpływowego biskupa Lorisa Ca-
povilla, sekretarza osobistego Jana XXIII, a także przyjaciela i byłego sekretarza
samego Bortignona. Żeby znaleźć argumenty na oj ca Pio - źle widzianego przez
samych braci zakonnych z jego klasztoru - ukryto w jego celi (a nawet w
konfesjonale) kilka mikrofonów. W ten sposób sławny zakonnik został oskarżony o
popieranie przesądów, o przyjmowanie buntowniczych postaw wobec Kościoła i o
inne "wypaczenia", w tym i "czynności nieczyste".
Usiłując zmienić kierunek przekazywanych dla ojca Pio ofiar. Kościół kazał
wydrukować stosowny formularz z numerem konta bankowego i z tekstem: "Ojciec
Pio modli się za was, zgodnie z waszą intencją, i prosi was o modlitwę. Błogosławi
was, życząc wam wszystkiego dobrego. By przekazać ofiarę, najlepiej dokonać
wpłaty na konto bankowe (nr 13/8511)". Na diecezjalnym formularzu Bortignon,
poszukujący usilnie pieniędzy na wzniesienie seminarium duchownego i szpitala
Cottolengo Veneto, kazał napisać: "Odradza się duchownym i wiernym
264
265
organizowanie pielgrzymek do ojca Pio z Pietrelcina i odprawianie mszy i
wieczornic modlitewnych w intencji wyżej wymienionego ojca. Przypomina się, że
nie jest to zgodne z sensus Ecclesiae Christi, ponieważ pewne działania są
zastrzeżone przez Kościół tylko dla zmarłych sług bożych". Niezadowolony z ak-
tualnego stanu, rzeczy prałat zobowiązał niektórych braci zakonnych własnej
diecezji, aby przekonywali zwolenników ojca Pio, żeby do San Giovanni Rotondo
kierowali tylko połowę ofiary, a drugą j ej część przeznaczali dla diecezji w
Padwie. I by wydać się bardziej przekonywującym Bortignon postarał się o - za-
adresowane do "szacownego biskupa Padwy" - listy z poparciem podpisane przez
papieża i jego osobistego sekretarza.
Olbrzymia popularność ojca Pio oraz towarzysząca jej legenda w
najmniejszym stopniu nie doznała uszczerbku w wyniku tych upomnień i dekretów
wystosowanych pod jego adresem. A we wspomnianych dekretach urząd
Watykański groził ojcu Pio poważnymi sankcjami: czasowym odsunięciem od
kontaktu z wiernymi, zakazem odprawiania mszy i częstymi kontrolami ze strony
watykańskich prałatów. Kiedy 23 września 1968 ojciec Pio zmarł, jego śmierć
wprawiła Kościół w prawdziwe zakłopotanie, gdyż tysiące wiernych twierdziło, że
widziało stygmaty na dłoniach
zakonnika. Według Enrico Malatesta stygmaty zniknęły z rąk zakonnika na dobę
przed jego śmiercią, a "cud" zachowano w tajemnicy, aby uniknąć napływu do
klasztoru lekarzy z całego świata.
Od 1968 roku pielgrzymki do San Giovanni Rotondo stały się prawdziwą
przemysłową machiną. Dziesiątki tysięcy wyznawców świętości ojca Pio udaje się
do "świętego miejsca" zasilając nadzwyczaj dobrze prosperujący biznes. Obecnie
mówi się o projekcie gigantycznej budowli, której realizację powierzono sławnemu
architektowi Renzo Piano - chodzi o obiekt zdolny pomieścić 30 tysięcy osób.
Obecnie największymi - obok San Giovanni Rotondo - miejscami kultu
religijnego, gdzie wiara i interesy swobodnie się przenikają, są: sanktuarium w
Fatimie w Portugalii (od 1930 roku, kiedy to trzy pasterki miały "widzenia" Matki
Boskiej, do chwili obecnej miejsce to odwiedziło około 150 milionów
pielgrzymów), sanktuarium w Częstochowie, dokąd ikona Czarnej Madonny
przyciąga miliony pielgrzymów, Lourdes we Francji, które bije rekordy jako cel
turystyki religijnej (od 1858 roku, kiedy to Bemadette Soubirous stwierdziła, że
ujrzała Matkę Boską, przybyło tam przynajmniej 300 milionów pielgrzymów) czy
wreszcie miejsca święte w Palestynie, które co roku przyciągają setki tysięcy
wiernych.
266
267
Miejscem kultu najświeższej daty jest Medjugorie -mała miejscowość w Bośni
Hercegowinie; również tam 24 czerwca 1981 Matka Boska miała ukazać się kilku
młodym osobom.
"Włoskie Lourdes", które na świecie rozsławiane jest dzięki działalności 2000
grup modlących się w intencji zakonnika z Pietrelcina, jest obecnie ośrodkiem
religijno-biznesowym z szeroka, infrastrukturą w postaci domów ćwiczeń
duchowych, domów dla starców, domów dla pielgrzymów, placówek rehabi-
litacyjnych, wielkiego szpitala i "świętego klasztoru". Wokół kwitnie handel
kasetami wideo, figurkami, broszurkami, świeczkami, statuetkami, zegarkami z wi-
zerunkiem legendarnego brata zakonnego.
I być może dlatego w Watykanie, po ogłoszeniu ojca Pio błogosławionym,
myśli się także o celowości ogłoszeniu go świętym...
Zbłąkane owce, zbrukane habity
Celebra nowoczesności
Kiedyś przedstawiciele Kościoła zajmowali się duchowym formowaniem
owieczek w obrębie własnych parafii, trudzili nawracaniem tych, którzy od wiary
się oddalali, a sama religia miała przemożny wpływ na życie całych społeczeństw.
Jednakże w dobie dzisiejszych przemian społecznych Ì obyczajowych,
wynikających również z rozwoju środków masowego przekazu, Kościół nie
potrafił zreformować się sam na tyle, by zmodyfikować swe formy oddziaływania i
w konsekwencji ulega, a czasami i popiera panujący na postprzemysłowym
Zachodzie materializm.
U progu trzeciego tysiąclecia Kościół Rzymskokatolicki przeżywa poważny kryzys
powołań i wiernych.
271
Wykazuje coraz mniej umiejętności przemawiania do serc i sumień narodów, a
coraz więcej skupia się na prezentowaniu instytucjonalnej władzy, celebrowanej
przez mass media poprzez pokazywanie podróżującego Jana Pawła II. Dzisiaj to
już nie Kościół uzależnia społeczeństwo i uwarunkowuje jego wartości, ale
odwrotnie. Dobitnie poświadcza to zawartość gazet. Coraz większa liczba
kościelnych dostojników wydaje się zainfekowana nowoczesnością i jej mate-
rialnymi pokusami: seksem, deizmem, luksusem, a przede wszystkim - pieniądzem
i interesami.
Istniej ą księża-uzdrawiacze - jak Roberto Peruzzi, który z Ewangelią w dłoni
ulega pokusie sławy w realizacji biblijnego "wstań i idź" i udowadniając moc słowa
Bożego dokonuje "cudu za każdym razem, kiedy ktoś z wiarą o to prosi" (ostatnim
uzdrowionym był skazany na wózek robotnik, który z woli księdza nagle odzyskał
władzę w nogach).
Inny prałat - ksiądz Gianni Baget Bozzo - dzięki sutannie stał się gwiazdą
mass mediów w roli politologa i komentatora służącego władzy i władcom.
Z kolei inny biskup - Girolamo Grillo z Civitavecchia, traktując
instrumentalnie pewien domniemany cud ("krwawe łzy" figurki Matki Boskiej), nie
ustaje w wysiłkach, aby przekształcić swoją diecezję w ośrodek pielgrzymkowo-
biznesowy.
A propos owej figurki: statuetka miałaby zapłakać krwawymi łzami po raz
pierwszy 2 lutego 1995, czego świadkiem miałaby być zaledwie pięcioletnia
dziewczynka. Po sceptycznym przyjęciu tej informacji również Ì sam biskup Grillo
potwierdził fakt analogicznego wydarzenia i oświadczył dziennikarzom, że figurka
płakała na jego rękach. Cudowna figurka została zatem ustawiona w kościele w
Pantano i, odpowiednio chroniona szklaną zaporą, stała się celem setek
pielgrzymów. Po tym jak Watykan dał swoje przyzwolenie na kult statuetki,
komitet obrony praw konsumenta zażądał niezwłocznego przeniesienia biskupa z
powodu instrumentalnego traktowania wydarzeń pozwalających domniemywać ich
"święte i cudowne pochodzenie". W kwietniu 1997 r. biskup Grillo znowu był
opisywany w gazetach: podobno spoliczkował pewnego księdza - ojca Salvatore
Vitiello.
Faktem jest, że historii, których bohaterami są księża - również księża
zamieszam pośrednio lub bezpośrednio w historie mające swój finał w sądzie -jest
na pęczki, a zdarzają się także i poważne sprawy karne, mające związek z
przestępczością zorganizowaną.
Oczywiście owe zagubione owieczki i brudne sutanny to w istocie mniejszość
w ogromnej rzeszy duchownych, ale ta mniejszość ciągle rośnie, co stanowi
272
273
niewątpliwie coraz bardziej zaznaczającą się tendencję, a zatem obfitując ą w
przykłady. Niżej opisane sprawy sądowe nie dotarły jeszcze do ostatecznej in-
stancji (czytaj: do kasacji), a więc opisywane osoby mogą być traktowane
chwilowo jako winne zarzucanych im czynów.
Aktualny "Numer dwa" w Watykanie - kardynał Angelo Sodano otarł się o
dwie sprawy sądowe, w których jednym z bohaterów był jego brat - inżynier
Alessandro, ów przedstawiciel wolnego zawodu wplątał się w aferę łapówkarską w
Asti, w związku z czym wszczęto śledztwo i 7 lutego 1994 brat kardynała został
aresztowany. Jednak w lutym 1997 inżyniera Sodano uniewinniono, podobnie jak i
pozostałych oskarżonych.
Dnia 3 lipca 1997 podczas uroczystości żałobnych po śmierci inżyniera,
biskup Asti Severino Po-letto wszczął polemikę z prokuratorem Sebastiano
Sorbello. "Wszyscy wiedzą - oświadczył prałat w swoim wystąpieniu żałobnym w
obecności koncelebrującego kardynała Sodano - że inżynier był zamieszany, jak
wiele innych osób, w kilka spraw, którymi żyło nasze miasto przez kilka ubiegłych
lat -i przypominając fakt aresztowania dodał - takie zdarzenie jest samo dla siebie
komentarzem i powinno stanowić dla wszystkich przestrogę. Przypomniałem
je, ponieważ możemy wyciągnąć z niego naukę, która uczyni nas bardziej
ostrożnymi; bądźmy srodzy, ale szanując prawdę bądźmy przede wszystkim
bardziej wrażliwi na godność osób, które czasami mogą zapłacić bardzo wysoką
cenę za rzeczy, które w ogóle nie pasują do tego, jak te osoby żyją".
Na homilię biskupa odpowiedział prokurator Sorbello przypominając, że
biskup Severino Poletto zwykł zajmować się sprawami sądowymi za każdym
razem, kiedy dotyczą one wpływowych osobistości tego miasta. Zrobił tak, na
przykład, w 1994 roku podczas pogrzebu innego ważnego mieszkańca Asti - by-
łego przewodniczącego rady miejskiej Giovanniego Gorii. Również wtedy biskup
skrytykował wydanie politykowi chadecji zakazu opuszczania miejsca za-
mieszkania. Prokurator Sorbello skorzystał też z okazji, aby przypomnieć, że brat
potężnego kardynała dostał już kiedyś wyrok skazujący, o czym w trakcie gorzkiej
żałobnej polemiki biskup zapomniał...
W roku 1986 biskup Mario Peressin z Pordenone, rocznik 1923, obejmuje
diecezję w L'Acquila. Stolica regionu Abruzze jest ostatnim etapem w jego karierze
- przez lata był dyplomatą Stolicy Apostolskiej w wielu krajach. Słynący ze
zdolności w sztuce porozumiewania się biskup Peressin jest biskupem no-
woczesnym, który ma słabość do znajdywania się
274
275
w centrum zainteresowania. W 1991 roku jego inwektywy przeciwko zwolennikom
aborcji były tak gwałtowne, że rozpisywały się o nich gazety i zainteresowała
telewizja. Zachęcony echem w środkach masowego przekazu, biskup Peressin
wystawił na głównym cmentarzu miasta pomnik poświęcony dzieciom nie
narodzonym. Ten prowokacyjny i teatralny gest, którego cele były nade wszystko
propagandowe, wywołał ostre reakcje (grupy feministek na murach ogrodzenia
cmentarnego wywiesiły transparenty z dedykacją "Dla kobiet zamordowanych w
wyniku potajemnych zabiegów usuwania ciąży"). Ale wytworzony zamęt wzmógł
apetyt biskupa na gwiazdorstwo - wyzwanie podjął i rozesłał do proboszczów
diecezji okólnik z żądaniem, aby nagłaśniali przypadki przerywania ciąży
opowiedziane im przez parafianki w trakcie spowiedzi. A ponieważ ciągle nie był
zadowolony, podczas kampanii wyborczych nakłaniał wiernych do oddawania
głosu na partie sprzeciwiające się aborcji. Mimo prowokacyjnego charakteru
wystąpień biskupa na postępowanie jego Stolica Apostolska patrzyła łaskawym
okiem udzielając swego cichego przyzwolenia.
Po mieście zaczęły jednak krążyć mało budujące pogłoski na temat biskupa.
Mówiono o brudnych interesach w światku budownictwa i o nierzetelności
podatkowej. Późniejsza kontrola wykazała, że faktycznie Peressin nie ujął w
zeznaniu podatkowym z 1989 roku swoich osobistych dochodów w wysokości 15
tysięcy dolarów, uzyskanych z inwestycji w Stanach Zjednoczonych. Z faktu tego
wynika, że biskup musiał zainwestować w USA około 250-300 milionów lirów.
Zainteresowany odpowiedział groteskową uwagą, że chodzi wyłącznie o plotki
rozpowszechnianie przez "siły tajemne i szatańskie" i - być może, aby wydać się
bardziej przekonywającym -oskarżył całe dzielnice miasta, że oddają się demo-
nicznym rytuałom, którym towarzyszą seksualne orgie...
I tak, oprócz awersji wielu parafian, biskup zyskał sobie dodatkowo niechęć
wielu duchownych. W lutym 1991 dwudziestu siedmiu proboszczów diecezji
wystosowało petycję do papieża prosząc, aby obdzielił ich "łaską nowego biskupa,
który miałby nieco wiary w Boga, trochę miłości dla bliźniego i był mniej pazerny
na pieniądze" (określając go przy tym jako osobę niepohamowaną, niemoralną i
patologiczną).
Późnej zdarzyła się rzecz nieoczekiwana: stary biskup doznał zawału serca i
znalazł się w klinice Gemelli w Rzymie (w ulubionym szpitalu prałatów, w tym
także i papieża). W tych okolicznościach Watykan
276
277
na miejsce kontrowersyjnego biskupa wysłał "administratora apostolskiego" -
Giuseppe Di Falco, biskupa z pobliskiego Sulmona, któremu później przydzielono
pomocnika w osobie koadiutora Giuseppe Molinari.
W regionie Abruzzo również miały znaleźć swój finał oszukańcze transakcje
dokonywane przez wysokiego dostojnika z zakonu klaretianów. Pochodzący z
Triestu ojciec Antonio Leghisa, od 1967 do roku 1979 pełnił funkcję generalnego
przełożonego kongregacji. Oszustwo, którego stał się on bohaterem, zostało
odkryte przypadkowo po banalnej kradzieży, dokonanej podczas podróży koleją na
trasie Mediolan - Rzym. Oto anonimowy złodziej skradł torbę należącą do
zakonnika, ale później ją porzucił. Bagaż odnalazł pewien kolejarz i przekazał
torbę policji. Wewnątrz znaleziono dokumenty potwierdzające dokonywanie przez
ojca Leghisę gigantycznego oszustwa: były to setki kwitów wielomiliardowego
przemytu pieniędzy.
Okoliczności sprawy stały się bardziej jasne w trakcie rozprawy 15
października 1997 w sądzie w Lecco, gdzie na ławie oskarżonych zasiadł też ojciec
Emilio Boccatto, klaretianin przez wiele lat prowadzący księgi rachunkowe
kongregacji we Włoszech. Mieszkańcy pobliskiego Galbiate oskarżali obu
zakonników, że zdefraudowali ich oszczędności, które przez lata powierzali ojcom
w nadziei otrzymania odsetek wyższych niż praktykowały to banki. W sumie
chodziło o sześć miliardów lirów przekazanych z Abruzzo do rzymskiej kurii i
wydatkowanych na bliżej nie określone, dokonane w imię Boga, transakcje
nieruchomościami.
W trakcie procesu ojciec Boccatto - usiłując zdjąć odpowiedzialność z władz
kurii - przyznał, że odbierał od mieszkańców Galbiate wpłaty sam, i choć działania
te mu się nie podobały, o czym wielokrotnie mówił ojcu Leghisie, niewiele mógł
poradzić, gdyż musiał być swemu przełożonemu (czyli Leghisie) posłuszny.
Obrona ojca Boccetto nie była zbyt przekonywająca. Dowody zebrane przez ofiary
oszustwa przeczyły jego słowom: zarówno w Lecco jak i w Rzymie kierownictwo
kongregacji doskonale orientowało siew szczegółach sprawy.
W Bergamo, w kręgach kościelnych i w kręgach finansjery nazywają go
"Marcinkusem 2000". Chodzi o biskupa Aldo Nicoli, który przez piętnaście lat
pełnił funkcję pełnomocnika episkopatu do spraw działalności gospodarczej
potężnej kurii w Bergamo. Z racji swojej funkcji Nicoli był również dobrze znany
wysokim hierarchom z Watykanu. I faktycznie, Nicoli ma wiele wspólnego z
kowbojskim bossem
278
279
z IOR: również i on, na podobieństwo biskupa z Chicago, ze jednaką swobodą
posługuje się Ewangelią i bilansami spółek i, podobnie jak Amerykanin, zajmuje
się sprawami wiecznymi przez angażowanie się w najbardziej doczesne ziemskie
sprawy. Corriere della Sera pisał, że kiedy Nicoli przejmował w kurii sprawy
finansowe, diecezjalne kasy były opustoszałe z powodu olbrzymich kosztów
utrzymywania seminarium w Citta Alta. W krótkim jednak czasie nastąpił
przypływ gotówki, a kuria znalazła się w centrum dużych operacji gospodarczo-
finansowych. Najbardziej spektakularna z nich to zainwestowanie w bank Credito
Bergamasco i sukcesywne przejście pod kontrolę banku Credit Lyonnais. Na jego
koncie znalazło się również utworzenie centrum kongresowego przy via Paleocapa
oraz nieskończony ciąg transakcji nieruchomościami.
To właśnie do Nicoli w 1995 roku zwróciła się Stolica Apostolska, kiedy
Towarzystwo Świętego Pawła (jedna z najbogatszych włoskich kongregacji
kościelnych) przeżywała kryzys finansowy. Majątek stowarzyszenia
(nieruchomości w centrum Mediolanu, hotele, domy wypoczynkowe, "Republika
młodzieży" w Civita) wykazywał olbrzymie zadłużenie (które osiągnęło kwotę
około czterdzieści miliardów lirów na około sześćdziesiąt miliardów obrotu).
Ujemny
wynik bilansowy spowodował dymisję księdza Pierluigi Borracco (przełożonego
towarzystwa) i ekonoma generalnego Marii Teresy Sarati.
"Zbawca" w osobie biskupa Nicoli natychmiast zabrał się do pracy. Odnowił
dobre kontakty z przyjaciółmi bankierami (którymi byli: Cesare Zonca - prezes
Credito Bergamasco, Andrea Gibellini - ówczesny dyrektor generalny Banca
Popolare di Bergamo, pracujący później w IOR), z przedsiębiorcami (rodziną
Radici) i z kontrowersyjnym finansistą Emesto Preatoni (z którym w 1992 Nicoli,
według pogłosek, miał zrobić kilka interesów o wartości dziesiątków miliardów
lirów). Pięć miesięcy po objęciu tego ważnego stanowiska "Marcinkus 2000" -
oskarżony o oszustwo - stanął przed sądem wraz z innymi członkami kierownictwa
katolickiego dziennika L'Eco di Bergamo.
Oczekując na proces, biskup Nicoli kontynuuje swoje eucharystyczne interesy, w
tym również poprzez spółkę Ivet (z kapitałem założycielskim miliarda 350
milionów lirów), której jest prezesem, a główną jej działalnością pozostaje
organizacja pielgrzymek do Lourdes i innych miejsc świętych na całym świecie.
"Pojechał z misją do Europy Wschodniej "albo "zachorował i jest na zwolnieniu" -
tajemnica otaczająca Bolesława Krawczyca, robiącego karierę polskiego
dostojnika, jest nieprzenikniona. Zaledwie
280
281
czterdziestoletni Krawczyc nie jest jednym z wielu księży, należy do tej wąskiej
grupy zakonników, którzy mają wstęp na uroczystości celebrowane przez papieża.
Ponadto kieruje sekretariatem Kongregacji do spraw Praktyki Wiary, na której
czele stoi chilijski kardynał Giorgio Arturo Medina. Oprócz tego odpowiedzialny
jest za utrzymywanie kontaktów z włoskim Czerwonym Krzyżem. I wszystko to
znalazło się w zagrożeniu, gdy 30 października 1995 odebrał Krawczyc
prokuratorski zakaz opuszczania miejsca zamieszkania. Rzymska prokuratura
zastosowała ten środek w związku z handlem samochodami, które były nielegalnie
wywożone, a potem z zarobkiem sprzedawane w Polsce. Sądowe perypetie
spowodowały zniknięcie zakonnika.
Jak wiele innych zdarzeń dziejących się wewnątrz watykańskich murów,
również i ta sprawa otoczona jest tajemnicą. Rzecznik Joaquin Navarro Valls ogra-
niczył się do zdementowania faktu, że wobec Krawczyca wydano nakaz
aresztowania, a zatem i brak powodu do ukrywania się. Nie pozostaje więc nic in-
nego, jak tylko uwierzyć pogłoskom krążącym po Watykanie, według których
Krawczyc, po przesłuchaniu w prokuraturze (w lipcu 1995), po prostu się
zapodział, wracając do... "życia prywatnego" z pewną kobietą w mieszkaniu
wynajętym
od kardynała Andrzeja Marii Deskura (przyjaciela Jana Pawła II).
W Watykanie zakłopotanie jest bardziej niż wyczuwalne. I aby pomniejszyć
znaczenie osoby zakonnika w oczekiwaniu na rozwój sytuacji w sądzie, Stolica
Apostolska daje do zrozumienia, że przysługujący Krawczycowi tytuł
"monsignore" został mu nadany tymczasowo Jako że był związany z pełnioną
funkcją papieskiego mistrza ceremonii.
Rzym, 16 listopada 1994. W auli-bunkrze więzienia w Rebibbia w ramach
procesu przeciwko regionalnemu deputowanemu z chadecji Enzo Culicchia,
oskarżonemu o powiązania z mafią, składa zeznania skruszony mafioso Vincenzo
Calcara. Dawniejszy "człowiek honoru" z "rodziny" z Castelvetrano opowiada
teraz o zaistniałym przed trzynastu laty epizodzie prania brudnych pieniędzy. W
sprawę zamieszani są politycy i wysocy prałaci, a wśród nich prezes IOR biskup
Paul Marcinkus. Wyprana, pochodząca z napadów, okupów i handlu narkotykami -
podana przez bandytę - kwota jest przeogromna, równa około dziesięciu miliardom
ówczesnych lirów.
Pieniądze, wszystkie w dziesięciotysięcznych banknotach - zeznawał Calcara -
zostały zabrane z mieszkania bossa Francesco Messiny Denaro (adwokata, szefa
grupy mafijnej z Campobello di Mazara)
282
283
i ułożone w dwóch walizkach. Walizki te załadowano w Castelvetrano do dwóch
samochodów, które miały bezpośrednio pojechać na lotnisku Fiumicino.
Skruszony przestępca uściślił, że w samochodzie, który wyjechał z Sycylii,
znajdowało się kilku ważnych mafiosów, a wraz z nimi były burmistrz z
Castelvetrano Antonio Vaccai-ino, były chadek i deputowany Enzo Culicchia,
regionalny deputowany socjalista Enzo Leone (kilka lat później aresztowany za
łapówki) oraz pozostający na usługach Cosa nostra kapitan karabinierów.
- Kiedy przyjechaliśmy na Fiumicino - kontynuował bandyta - czekały na nas
już trzy samochody ciemnego koloru i w jednym z nich był Marcinkus z jakimś
innym kardynałem. Po załadowaniu walizek do samochodu, gdzie siedzieli prałaci,
wszyscy pojechaliśmy na via Cassia, do Rzymu, gdzie znajdowała się kancelaria
notariusza Alfano.
Fakty opowiedziane przez Calcara znajdują potwierdzenie w zeznaniach
składanych przez innego, także skruszonego a bardziej znanego, mafiosa Rosario
Spatole, który parę lat wcześniej opowiadał ówczesnemu prokuratorowi z Marsali
Paolowi Borsellino o handlarzu narkotyków, który przechwalał się, że ma układy z
Marcinkusem. Ten sam Calcara zafundował późniejszemu sędziemu Paolo
Borsellino
dokładny przekrój sieci organizacji mafijnych w zachodniej części Sycylii.
Na rewelacje Calcary replikował kardynał Rosalio Castillo Lara, niegdysiejszy
szef IOR, a później kierujący papieską komisją do spraw watykańskich.
- Oskarżenia te są całkowicie bezzasadne, bowiem znając osobiście
arcybiskupa Marcinkusa jestem pewien, że nie przyjąłby żadnych podejrzanych
kwot, tym bardziej od nieznanych mu osób - oświadcza kategorycznie oburzony
kardynał Rosalio Lara. -Jestem też przekonany, że z przebywającego od lat w Sta-
nach Zjednoczonych arcybiskupa Marcinkusa ktoś chce zrobić kozła ofiarnego, aby
skryć już nie wiem jakie zbrodnie, wyjawiane przez mafiosów, co do których
wiarygodności, jak wiadomo, należy zachować zdecydowanie ostrożną postawę...
Torrechiara (Parma), 31 grudnia 1995. Po udzieleniu rozgrzeszenia
parafiankom pragnącym przystąpić do ostatniej w roku komunii w poczuciu
obmycia z grzechów, w klasztornej kaplicy Świętej Marii Panny dwóch
policjantów podeszło do księdza Franco Mondellini i dokonało aresztowania. Jak
na ironię kościółek nosił wezwanie Świętej Marii od Śniegów, a aresztowanie
nastąpiło w związku z międzynarodowym handlem "śniegiem", czyli kokainą.
284
285
Pochodzący z Parabiago ksiądz spędzał czas zajmując sienie tylko
eucharystią. Oznaczone jego nazwiskiem akta spraw leżą w sądach w Locri i w
Reggio Calabria, a także w Avezzano (Abruzzo) i w Acquapendente (Lazio).
Karierę duchownego znaczyły nie tylko ceremonie i nabożeństwa kościelne.
Odprawianie mszy przeplatało się z lotniczymi podróżami odbywanymi pomiędzy
kalabryjskimi spelunami i kolumbijskimi narcos, a także łapówkami, ucieczkami, a
nawet ukrywaniem się.
Na lotnisku w Santa Fé (Kolumbia) w 1991 roku dwaj agenci zażądali, aby
ksiądz Franco otworzył torbę podróżną. Zakonnik podniósł krucyfiks, ale to nie
odwiodło funkcjonariuszy od dokonania kontroli. W bagażu zakonnika znajdowała
się drewniana figurka, która wydała się nadmiernie ciężka: faktycznie, wewnątrz
ukryte były cztery kilogramy kokainy warte ponad dwa miliardy lirów. Aby nie
ryzykować zbyt długiego pobytu w cieszących się złą sławą kolumbijskich
więzieniach nie tylko otworzył książkę do nabożeństwa, ale też wyznał śledczym,
że pozostawał na usługach kalabryjskich grup przestępczych. Podając nazwiska
małych i dużych bossów wymienił nazwisko swojego kolumbijskiego kontaktu:
Antonio Julio Jimenez.
Jak to się stało, że ksiądz z Parabiago znalazł się na usługach kalabryjskiej
mafii? W latach siedemdziesiątych ksiądz Mondellini został skierowany do pracy
w parafii Brancaleone (Licride) i tam właśnie rozpoczął podwójne życie - z
Ewangelią i handlem narkotykami. A kiedy jego nazwisko znalazło się na nakazie
aresztu tymczasowego, podpisanego przez prokuratora z okręgowej dyrekcji walki
z mafią, szybko zmienił styl życia. Dzięki sutannie ksiądz Franco mógł skrywać się
w monastyrach i klasztorach, gdzie obecność gości nieczęsto zgłaszana jest policji.
Czasami księdzu-przemytnikowi przypominało się inne jego hobby polegające na
tym, że za dziesiątki milionów, powołując się na znajomość z papieżem, obiecywał
uzyskanie tytułów kościelnych i herbów szlacheckich. Oszustwo takie udawało się
w Avezzano, a także -tuż przed drugim aresztowaniem - i w Torrechiara.
Po głośnym aresztowaniu księdza Mondelliniego, ksiądz Cipriano Carini,
kierujący opactwem Santa Maria della Neve, opowie dziennikarzom, że ksiądz
"potrzebował odpoczynku fizycznego i psychicznego, ponieważ przeszedł atak
serca". Biskup z Viterbo także się za nim wstawił. A ksiądz Franco? Po prostu po-
wie, że aresztowanie w Kolumbii nastąpiło w wyniku pomyłki polegającej na
zwykłej zamianie walizek.
286
287
Ponad osiemdziesięcioletni biskup Simeone Duca wydaje się być żywym
wcieleniem zasady: "błądzić jest rzeczą ludzką, ale tkwić w błędzie jest rzeczą
diabelską". Na szpalty gazet, gdzie opisywane są jego perypetie sądowe, trafił już
w 1983 roku, kiedy to został aresztowany i oskarżony w skandalu z wydobyciem
nafty, a z więzienia wyszedł po wpłaceniu grzywny w wysokości miliarda lirów.
Żywotny prałat z Żary, pełniący kiedyś funkcję sekretarza papieskich archiwów,
uległ z czasem ponownej pokusie. I to jakiej? Praniu brudnych pieniędzy
pochodzących z porwań dokonywanych przez kalabryjskic grupy przestępcze. A
przy okazji wplątał się jeszcze w aferę z fałszywymi pieniędzmi. Opowiadał o tym
skruszony mafioso Saverio Morabito (były boss jednego z kalabryjskich
ugrupowań).
W postępowaniu karnym, w którym zarzuty powiązania z mafią postawiono
165 osobom, o biskupie Duca mówi się, że na podstawie podsłuchu telefonicznego
i zdjęć ustalono jego ścisłe związki z Ferraro-Giovanni. Osoba biskupa -jak
zauważył prokurator -wywoływała niepokój nie tylko z powodu swoich ścisłych
kontaktów z bossami przestępczych organizacji, ale też i dlatego, że nazwisko jego
pojawiło się w trakcie postępowania w sprawie handlu narkotykami, kiedy to
zachodziło podejrzenie, czy nie jest
to ta sama osoba, której została dostarczona spora partia czystej morfiny.
O Simeone Duca była mowa także w wyroku wydanym przez sąd 2 grudnia
1990 po procesie "Operacja Kwiat Lotosu", która doprowadziła do aresztowania
handlarza narkotyków Santo Pasquale Morabito. W połowie lat osiemdziesiątych
pochodzący z Bova Marina Morabito zakotwiczył w Mediolanie, gdzie oprócz
wsparcia ze strony środowiska handlowo-wojskowego mógł liczyć także na pomoc
wpływowych, a przede wszystkim pożytecznych przyjaciół: ordynatora dużego
szpitala w Mediolanie, pewnego dostojnika kościelnego, a nawet dwóch policjan-
tów. Co do prałata, przyjaciela Morabito, to okazało się, że był nim właściciel willi
wartej miliard lirów i obligacji państwowych na cztery miliardy - biskup Simeone
Duca.
Nazwisko biskupa Duca pojawia się również w postępowaniu sądowym
znanym pod nazwą "Operacja Cara vaggio". Sprawa ta dotyczyła handlu na wielką
skalę fałszywymi banknotami. Epicentrum tejże działalności znajdywało się we
Florencji, ale ośrodki znajdywały się także w Neapolu i w Kalabrii. W paź-
dzierniku 1996 prokuratura we Florencji wydała wiele nakazów aresztowania i aż
130 zakazów oddalania się z miejsca zamieszkania. Bohaterem sprawy był
288
289
młody inżynier Stefano Labanti, który wykorzystując najnowsze techniki laserowe
oraz fotokopiowania, zdolny był produkować fałszywe bilety tramwajowe, karty
bankomatowe, paszporty, karty kredytowe i znaczki skarbowe, a przede wszystkim
- umiał przerabiać banknoty jednodolarowe na studolarowe. I to właśnie on
umożliwił śledczym zlokalizowanie jego licznych wspólników. Wśród nich
znajdował się Lorenzo Fallani, z którego tajnej drukami wychodziło fałszywek na
około 300 miliardów rocznie, przy czym - według Labantiego - Fallani w
przeszłości pracował jako sekretarz osobisty biskupa Duca.
- Prałat - oświadczył adwokat jednego z oskarżonych - spełniał funkcję
kuriera: odbierał fałszywe pieniądze we Florencji, by później przekazać je bossom
z przestępczej organizacji la'ndragheta w Kalifornii. Tamci z kolei odprzedawali
fałszywki za czterdzieści procent ich wartości.
W innej sprawie sądowej nazwisko biskupa Duca pojawia się w związku z
kontaktami duchownego z szefostwem organizacji la'ndrangheta. W roku 1983
Rocco Lo Presti, kalabryjczyk skazany w Turynie za zabójstwo i porwanie, zwrócił
się do biskupa o ułatwienie postępowania kasacyjnego. W zamian za 30 milionów
lirów prałat wyraził gotowość wstawienia się u sędziego sądu kasacyjnego Ugo
Dinacci.
Owa "interesowność" kosztowała prałata wszczęcie postępowania karnego, w
wyniku którego Dinacci został uwolniony od zarzutów, ale biskup Duca został
skazany na dziewięć miesięcy więzienia za łapówkę. W październiku 1984, w
trakcie procesu apelacyjnego, biskup potwierdził, że zainkasował 30 milionów od
Lo Presti, ale bronił się twierdząc, że przyjął te pieniądze, aby następnie
przeznaczyć je na dobre uczynki. Było to dosyć surrealistyczne usprawiedliwienie,
ale sąd apelacyjny uznał jednak tę okoliczność za prawdopodobną i biskupa
uniewinnił.
***
Wierni zapewniają, że nigdy nie widzieli, by w kościele Świętej Agnieszki w
Nowym Jorku (przy Czterdziestej Trzeciej Alei) ksiądz Lorenzo Zorza odprawiał
niedzielną mszę. Ale wszyscy zgodnie opisują go jako proboszcza sympatycznego i
uczynnego. Dla żebraków okupujących chodnik przed kościołem ksiądz Zorza z
jego hojnością jest prawie świętym,
W celu szerzenia chrześcijańskiego miłosierdzia proboszcz założył spółkę
Family Trading Ine. z siedzibą w jednym z budynków przy Piątej Alei. To właśnie
tam nadchodzą przesłane z Kalabrii olbrzymie paczki z odzieżą - przeznaczone dla
biednych
290
291
z parafii. Zresztą father Lorenzo nie jest jakimś przeciętnym księdzem. Jest grubą
rybą w hierarchii Stolicy Apostolskiej, gdyż pełni funkcję nuncjusza apostolskiego,
a więc ambasadora Watykanu przy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ma
amerykańskie obywatelstwo i paszport dyplomatyczny, co daje mu dużą swobodę
we wszelkich jego podróżach.
5 lutego 1988 w Mediolanie brygada operacyjna do walki z narkotykami
dokonuje konfiskaty pięciu kilogramów kokainy zapakowanych w torebki znanej
marki brazylijskiej kawy. W trakcie śledztwa policja odkrywa istnienie siatki
handlu narkotykami i kradzionymi dziełami sztuki. Uczestniczą w niej włoskie
grupy przestępcze współpracujące z grupami amerykańskimi. W tym wszystkim
przewija się nazwisko księdza Lorenzo Zorzy - zamieszanego zarówno w handel
narkotykami jak i w paserstwo dziełami sztuki.
28 marca 1988 prokuratura rzymska wystawia przeciwko prałatowi
międzynarodowy list gończy zarządzając, aby o powyższym środku "zostały zawia-
domione wszystkie punkty graniczne i żeby przekazany został również poza
granice państwa włoskiego". Identyczny środek - także w związku z przemytem
skradzionych dzieł sztuki - został zastosowany przez prokuratora federalnego z
Nowego Jorku, Rudolpha Giulianiego. Dwa dni po rozesłaniu nakazu aresztowania,
30 marca, obecność watykańskiego nuncjusza apostolskiego - oskarżonego o
powiązania z mafią, o handel narkotykami i o handel dziełami sztuki - została
zgłoszona przez międzynarodowe lotnisko w Ciampino: oczekiwał na lot do
Nowego Jorku. Ale ksiądz Zorza do tego samolotu nie wsiadł, lecz po prostu
-znikł. W kilka dni później, 7 kwietnia, funkcjonariusze policji skarbowej
zlokalizowali go w małej willi w Montecalvo di Pianoro (w pobliżu Bolonii) i
dokonali aresztowania. Przedstawiono mu zarzut współudziału w prowadzonym
przez mafię przestępczym procederze handlu skradzionymi dziełami sztuki i handlu
narkotykami. A ponieważ ksiądz Zorza był obywatelem amerykańskim, w ramach
ekstradycji został odesłany do USA.
Domek, w którym skrył się ksiądz Zorza, był własnością Adrii Gialdini i jej
męża, Vittorio Santunione. Kobieta jest znaną na całym świecie konserwatorką
dzieł sztuki, a jej mąż sławnym malarzem. Obydwoje zostali oskarżeni o pomoc w
ukrywaniu osoby poszukiwanej i aresztowani. Później od zarzutów ich
uniewinniono. Adwokat kobiety - mecenas Gianfranco Bordoni z Bolonii napisze,
że Adria Gialdini "wielokrotnie zaznaczyła w trakcie przesłuchania, że poznała
księdza Zorzę kilka lat wcześniej, w trakcie kilkumiesięcznego pobytu w USA.
Ksiądz Zorza,
292
293
który był wtedy członkiem delegacji watykańskiej przy ONZ, wykazał się wielką
uprzejmością towarzysząc pani Adria w zwiedzaniu galerii i muzeów. Chodziło
zatem o znajomość zawartą w najczystszych okolicznościach, a sama osoba
wydawała się nadzwyczaj godna zaufania...
W trakcie procesu wyszła na jaw wieloletnia przestępcza działalność księdza.
Na przykład fakt, że miał on swój udział w zniknięciu, a później w odnalezieniu
obrazu Tycjana5wf'erć Świętego Piotra Męczennika (arcydzieła nieocenionej
wartości, które -od momentu wybuchu w 1867 roku austriackiej bomby w kościele
Świętego Piotra i Pawła w Wenecji, gdzie obraz przechowywano - uznawane było
za zniszczone). Ustalono także, że w 1982 roku sąd amerykański uznał go winnym
przemytu skradzionych we Włoszech dzieł sztuki. Wówczas to znaleziono w jego
bagażu na nowojorskim lotnisku dwa obrazy olejne z XVI wieku (wartości 200
milionów tirów) niepewnego pochodzenia. Prokuratura oskarżyła go o
zainkasowanie ośmiu tysięcy dolarów za przemycenie obu obrazów, a sąd skazał
go na trzy lata więzienia (w zawieszeniu). Włoski sąd stwierdził ponadto, że w
innych okolicznościach, w Rzymie, zabezpieczono u niego 74 tysiące dolarów w
banknotach autentycznych, ale przerobionych (pierwotne
jednodolarowe były przerabiane na banknoty studolarowe). Takimi banknotami
amerykańska Cosa nostra pokrywała różnicę w trakcie wymiany kokainy na
dostarczaną przez Włochów heroinę.
We Włoszech nazwisko księdza Zorzy pojawiło się już wcześniej w związku
ze sprawą banku Ambrosiano i śmiercią Roberto Calviego. I rzeczywiście, 18
czerwca 1982, syn zmarłego bankiera - Carlo, opowiedział mediolańskim
prokuratorom o dziwnych osobach - przyjaciołach Francesco Paziency - kręcących
się wokół jego ojca.
- Pazienza - mówił Carlo Calvi - powiedział mi, że bardzo ambitny biskup
Luigi Cheli był jego dobrym przyjacielem i że aspirował do stanowiska zajmowa-
nego przez Marcinkusa. W tym czasie nie było go w Stanach Zjednoczonych i
powiedział mi, żebym poszedł do pewnego mieszkania w Nowym Jorku, gdzie
przebywał ojciec Zorza. - Przy drugim spotkaniu, to właśnie ojciec Zorza
towarzyszył Carlowi, kiedy ten udał się do biskupa.
- Cheli powiedział mito - opowiadał dalej syn bankiera - co już wcześniej
telefonicznie przekazał mi Marcinkus: miałem powiedzieć mojemu ojcu w
areszcie, żeby był cicho, żeby nie zdradzał żadnych tajemnic i żeby ciągle wierzył
w Opatrzność... Wydaje mi się celowe zaznaczyć, że od śmierci ojca
294
295
do dzisiaj, kontaktowało się z nami oferując bliżej nie określoną pomoc i wsparcie,
wielu przyjaciół Pazienzy, a wśród nich niejaki Alfonso Bove z Nowego Jorku,
niejaki ojciec Zorza, duchowny mieszkający w Nowym Yorku, niejaki Sciubba,
wykładowca z uniwersytetu katolickiego w Waszyngtonie i niejaki Alvaro
Giardili...
Również Clara Canetti (wdowa po Roberto Calvi) wymieniła nazwisko
księdza Zorzy mówiąc o wysokich prałatach działających na terytorium USA.
- Na przełomie lipca i sierpnia mój syn - opowiada wdowa - miał telefon od
biskupa Sbarbaro, prałata mieszkającego w Waszyngtonie i - o ile wiem -
pełniącego funkcję kontrolną nad zachowaniem innych wysokich prałatów
przebywających za granicą. Sbarbaro, zaprosił go do siebie, ponieważ pragnął mu
osobiście złożyć kondolencje. Spotkanie to polegało głównie na całym ciągu mniej
lub bardziej ważnych stwierdzeń i uwag, zupełnie w stylu języka jezuitów
pełniących czołowe fùnkcj e w watykańskim świecie polityki. Między innymi
Sbarbaro powiedział mojemu synowi, że Kościół daje priorytet problemom wol-
ności narodów nad ich potrzebami materialnymi, jak głód na świecie. Robił też
aluzje do faktu, że mój mąż zapłacił swój ą cenę i wyraził uwagę, że inni też po-
dobnie zapłacą...
- W jakiś czas po śmierci mojego męża - kontynuuje Canetti - przyjechał do
mnie wykładający na uniwersytecie w Nowym Jorku profesor Costa, który zasiada
w zarządzie banku Ambrosiano, w którym pracuje mój syn. Profesor Costa
przyprowadził ze sobą niejakiego ojca Zorzę, włoskiego duchownego, który pełnił
jakąś funkcję w Organizacji Narodów Zjednoczonych, ale którą stracił w wyniku
jakichś perypetii sądowych związanych z kradzieżą dzieł sztuki. Zorza został
przedstawiony mojemu synowi przez Pazienze, który był także przyjacielem
profesora Costy. Wtedy właśnie Zorza powiedział mi, ale tak żeby nie słyszeli tego
mój syn i moja córka, że Pazienza kazał mu przekazać mi, że on sam nie miał nic
wspólnego z tą straszną sprawą...
Jak powstał układ pomiędzy rodziną Calvich i księdzem Zorzą? Już w połowie
lat osiemdziesiątych wyjdzie na jaw, że sędzia Giovanni Falcone, który zajmował
się aktywnie powiązaniami między przedstawicielami sycylijskiej mafii [Cosa
nostra, otrzymał od swoich amerykańskich kolegów akta, w których to Pazienza
wskazywał na związki pomiędzy sporą niezależnością finansową księdza Zorzy a
znajomością i kontaktami Zorzy z Vicentem Restivo, zamieszanym w pranie
brudnych pieniędzy należących do wpływowej familii Bonnano. W mieszkaniu
Pazienzy
296
297
prokuratorzy znajdą nagranie rozmowy telefonicznej pomiędzy Maurizio Mazzetta
(sekretarzem aferzysty) i księdzem Zorzą, w której wyraźnie była mowa o handlu
skradzionymi dziełami sztuki. Ale co więcej - w aktach podano, że część pieniędzy
banku Ambrosiano podlegało kontroli ze strony księdza Zorzy. Chodziło o kwoty
przekazywane między bankami mającymi siedzibę w raj ach podatkowych w
Panamie (gdzie trio Calvi-Sindona-Marcinkus posiadało spółki powiernicze i
banki) oraz w Brazylii. Po krachu -dane zawarte w dokumentach Ambrosiano będą
wyznaczać ślady przelewów na ogromne kwoty, które przekazywano w okresie od
1980 do 1982 do co najmniej trzech banków z San Paolo w Brazylii: do Banco do
Comercio e Industria (około 106 milionów dolarów), do Banco Itau (50 milionów
dolarów), wreszcie do Banco Real (50 milionów dolarów). A to właśnie San Paolo
jest miastem, gdzie w przyszłości ksiądz Zorza będzie chciał osiąść na state.
Charyzma pieniądza
Duchownym będącym symbolem najbardziej niepohamowanego powołania
do interesów jest znany ksiądz Luigi Maria Verze. Ów ksiądz-manager jest
autorem profetycznej książki noszącej tytuły carisma del denaro (Charyzma
pieniądza), w której ksiądz Verze doszedł wręcz do konkluzji, że nie ma sprzecz-
ności pomiędzy Bogiem i pieniądzem.
Biografìa bezwzględnego w interesach księdza-managera doskonale
charakteryzuje jego osobowość. Już w 1964 roku ksiądz Verze otrzymał od
mediolańskiej kurii "upomnienie", w którym mu - zabroniono odprawiania mszy
świętej. Powody tak poważnej sankcji nie są znane, ale zapewne nie były budujące.
298
299
Faktem jest natomiast, że po owym "upomnieniu", pochodzący z Werony ksiądz
(urodzony w Illasi w 1920 roku) zdjął habit, założył najbanalniejszy strój biznes-
mena i zaczął czynić w interesach swoje "cuda", których efektem - po kilku latach -
były narodziny prawdziwego gospodarczego imperium.
Pierwszy biznesowy wyczyn księdza Verze wiązał się z połacią działek gruntu
przeznaczonego na organizację terenów zielonych, a położonego w okolicy
lotniska Forlani i przylegającego do cytadeli "Milano 2" wznoszonej przez Silvio
Berlusconiego (budowę realizowano za pośrednictwem podstawionej firmy, a
finansowana była z tajemniczych źródeł pochodzących ze Szwajcarii). Oto ksiądz-
manager zamierzał zbudować na tym gruncie szpital San Raffaele. Ale za jakie
pieniądze? Nie wiadomo.
- Nie dostaliśmy żadnych spadków, ani też nie było ukrytych źródeł
finansowania. Były tylko pożyczki i darowizny, jak np. 25 tysięcy metrów
kwadratowych gruntu otrzymanego nieodpłatnie od hrabiego Bonzi w 1960 roku.
Reszta pochodzi z banków - stwierdzi wiele lat później ksiądz-manager w
wywiadzie dla tygodnika Panorama.
Ale dziennikarz Giovanni Ruggerijest bardziej zorientowany i precyzyjny,
kiedy w swojej książce podaje, że hrabia Bonzi działkę o powierzchni
46 tysięcy metrów kwadratowych sprzedał w 1966 roku tajemniczemu ośrodkowi
opieki szpitalnej Monte Tabor, działającemu pod kierownictwem księdza Luigi
Maria Verze, a rok później burmistrz z Segrate wydał pozwolenie na wzniesienie
tam prywatnego ośrodka geriatrycznego "Szpital San Raffaele". Zdaniem
dziennikarza, zarówno klinika jak i jej pomysłodawca okazują się mieć związek z
budową "Milano 2" i z jego przedsiębiorczym (i ukrytym) budowniczym
Berlusconim. Wybucha skandal nad skandale spowodowany nadużyciami,
nieprawidłowościami, a przede wszystkim powiązaniami politycznymi.
A zatem, odmiennie od tego, co twierdził ksiądz-manager, grunty i
pozwolenie na budowę znalazły się w jego gestii dopiero 1967 roku (kamień
węgielny pod budowę kompleksu szpitalnego położono 24 października 1969),
działka okazała się prawie dwukrotnie większa, no Ì wcale nie chodziło o
darowiznę. Co do pożyczek, to chodziło być może o 600 milionów lirów (z 2,156
miliarda wnioskowanych), które ksiądz Verze otrzymał od państwa dzięki
wpływowym przyjaciołom z Chrześcijańskiej Demokracji, l faktycznie, ich
wsparcie okazało się dla księdza-managera decydujące, gdyż 15 kwietnia 1971
ówczesny - chadecki - premier Emilio Colombo uznał istnienie osobowości
prawnej placówki, która rok wcześniej
300
30]
przyjęła nazwę fundacji religijnej Ośrodka San Romanello del Monte Tabor.
Rządowy akt pozwolił także księdzu-biznesmenowi korzystać również z dostępu
do funduszów regionalnego programu leczenia szpitalnego, ale postanowienie to
regionalny asesor do spraw opieki zdrowotnej Vittorio Rivolta (chadek) uznał za
nieprawne, gdyż klinika księdza Luigiego jako placówka prywatna nie może
uczestniczyć w regionalnym programie podziału środków rządowych.
Pomiędzy księdzem Verze i regionalnym asesorem rozpoczął się długi okres
upartych sporów. Ksiądz pozostający w dobrych stosunkach również i z socja-
listami (burmistrzami Renato Turri z Segrate oraz Aldo Aniasi z Mediolanu, a
także i samym bossem włoskiej partii socjalistycznej - mediolańczykiem Bettino
Craxi) nie zaniedbał niczego, co mogłoby zjednać asesora Rivolte. Najpierw były
naciski administracyjne, potem groźby, a w końcu także i próba przekupstwa.
Ksiądz Verze pisał do Rivolty we wrześniu 1971, że rozpoczęte w 1969 prace
budowlane zostały wkrótce wstrzymane "z powodu przerwania środków finan-
sowania, które państwo w swoim czasie zobowiązało się dostarczyć, a potem
scedowało na władze regionalne... Jeżeli pozycja ta nie zostanie wpisana na listę
lombardzkich szpitali, które winny być finansowane ze źródeł publicznych zgodnie
z zapisami
obowiązującej ustawy, pierwsza część szpitala San Raffaele pozostanie piękną, ale
nieukończoną budowlą, zupełnie nieprzydatną dla celów szpitalnych". W
listopadzie 1973 ksiądz wystosował nowe pismo do asesora. Jego ton był już
odmienny: "Ponieważ wiem, bo mam tego dowody, że nasze dzieło jest dziełem
upragnionym przez Boga i że to Bóg nie pozwala nam się poddać, radzę panu
więcej nie przeszkadzać". Później nastąpiła próba przekupstwa - asesorowi
obiecano łapówkę w wysokości pięciu procent dotacji - ale rzecz skończyła się
sprawą sądową, w wyniku której ksiądz Verze otrzymał w pierwszej instancji
wyrok skazujący.
W końcu księdzu-managerowi - dzięki potężnemu wsparciu polityków z
Rzymu - udało się pokonać przeszkody. Dnia 25 lipca 1972 chadeccy ministrowie
Athos Valsecchi (zdrowie) i Oskar Luigi Scalfaro (oświata) stosownym
postanowieniem uznali klinikę San Raffaele za "placówkę szpitalno-medyczną o
charakterze naukowym", co umożliwiało księdzu Verze dostęp do państwowych
funduszy i przywilejów, a władze regionalne pozbawiło kompetencji do
zajmowania się jego ośrodkiem.
Dzięki wspólnej protekcji polityków z prawej i lewej strony ksiądz Verze
razem z przyjacielem Berlusconim zdołali nawet uzyskać zmianę kierunku
302
303
mchu na pobliskim lotnisku, aby starty i lądowania nie zakłócały spokoju
pacjentów szpitala oraz mieszkańców luksusowego okrąglaka Milano 2. Po długiej
i skomplikowanej procedurze, która miała także swoje epizody sądowe, kierunki
ruchu samolotów zostały zmienione, a Berlusconi mógł podnieść cenę budowanych
przez siebie mieszkań z 130 do 280 tysięcy li-rów za metr kwadratowy.
W latach siedemdziesiątych biznesowe wyczyny księdza były stałą pozycją
gazetowych kronik sądowych w lokalnych brukowcach. Ale nic nie zdołało
zatrzymać "upragnionej przez Boga kliniki", której funkcje jej twórca określał jako
"szpital przede wszystkim dla lekarza, nawet bardziej dla lekarza niż dla chorego,
aby lekarz mógł realizować się jako mistrz i profesjonalista w tej świętej sztuce... A
chorego szpital San Raffaele przyjmuje i traktuje jako jednostkę biologiczno-
psychiczno-duchową, która, przez fakt choroby, nabyła prawo do najlepszego i
indywidualnego leczenia... Zaś przez pojęcie »jednostki biologiczno-
psychologiczno-duchowej« należy rozumieć, że szpital musi widzieć w chorym
pewną organiczną jedność - złożoną ze strony fizycznej, z wartości psychiczno-
intelektualnych i z wiecznej ponad wszystko duszy - która to całość dotknięta
została nową
patologiczną sytuacją... Walka przeciw chorobie jest wręcz starciem człowieka z
człowiekiem..."
Pod koniec 1990 roku, w ramach wymyślonego przez Berlusconiego projektu
budowy (na Sardynii) spekulacyjnego kompleksu "Olbia 2-Costa Turchese",
zaprojektowano wielką klinikę, która - usytuowana na obrzeżach osiedla - miała
składać się z kilku pokaźnych budynków. Dziennika La Nuoba Sardegna wysunął
hipotezę, że teren pod klinikę mógł być szczodrym upominkiem firmy Fininvest
dia księdza Verze.
- W tę sprawę zaangażowałem się osobiście -oświadczył wtedy burmistrz
Olbia Giampiero Scanu. - Wyjaśniam też, że nie chodzi o jakąś klinikę dla super-
vipów, ani o rodzaj beauty farm, jak zresztą to ktoś już sugerował, ale o szpital dla
wszystkich z pięciuset łóżkami, z wyposażeniem sportowym i z centrum
kongresowym. I taki jest potrzebny : jeżeli komuś coś się stanie, dzisiaj trzeba go
wieźć do Sassari lub do Cagliari. - Jednak projekt "Olbia 2" z przyległą super
kliniką nie wypalił z powodu oporu sił politycznych i mchów ekologicznych,
zaniepokojonych tym, że budowlany harmider zakłóci życie na wybrzeżach tego
regionu.
Kilka lat później, 24 października 1996, ksiądz-biznesmen w wywiadzie do
należącego do Berlusconiego tygodnika Panorama zatytułowanym "Leczę
304
305
Was, jak chce tego Bóg", przypuszcza atak na prokuratorów (a więc tych, którzy
zwalczali mafię, korupcję i aferzystów): "Sądzę, że sprawiedliwość prezentowana
przez niektórych prokuratorów już nianie jest, ale raczej staje się prawną szykaną,
arogancją, prywatą..." A następnie wypowiada się na korzyść pokrzywdzonego i
zmuszonego do ukrywania się Bettino Craxiego: "Niezależnie od jego problemów z
sądami, ciągle jestem jego przyjacielem. A nawet coraz większym przyjacielem..."
Obiekt, który przez wielu usłużnych dziennikarzy został uznany jako szpital
wzorcowy lub wręcz wzór do naśladowania na skalę krajową, w styczniu 1998
znowu będzie przedmiotem prokuratorskiego śledztwa. W wyniku pożaru, który
tam wybuchł, stracił życie jeden z pracowników kliniki.
Przedmiotem działalności przedsiębiorstwa Ośrodek San Raffaele del Monte
Tabor (który wpisano do rejestru, dla poszerzenia korzyści i przywilejów, pod
hasłem Dział specjalny: przedsiębiorstwa rolne) jest realizacją programu,
złożonego z mieszaniny górnolotnych haseł chrześcijańskiego miłosierdzia i nie-
skrywanych aspiracji finansowych. Bowiem -Jak to wynika z dokumentu - "celem
fundacji jest sprowadzenie założeń i praktyki leczenia do zastosowania ducha
ewangelicznego przykazania »Uzdrawiajcie
chorych« (Mateusz X,8) drogą inspiracji i podejmowania wszelkich inicjatyw,
zarówno kościelnych jak i laickich, celem spopularyzowania nowego chrześci-
jańskiego konceptu opieki zdrowotnej... zgodnie z ideą założyciela księdza
profesora Luigi M. Verze". Dlatego też - czytamy dalej - "fundacja może
prowadzić, zarówno we Włoszech, jak i za granicą, wszelkie działania uznane za
niezbędne, potrzebne - lub w każdym razie uznane za wskazane - do osiągnięcia
celów fundacji, a także wszelką działalność gospodarczą, finansową, operacje
majątkowe, operacje na nieruchomościach i ruchomościach, w tym uczestniczenie
we wszelkiego rodzaju spółkach, ich zbywanie oraz udzielanie poręczeń
majątkowych na rzecz osób trzecich..."
Dzisiaj stowarzyszenie San Raffaele del Monte Tabor, któremu prezesuje,
oczywiście, ksiądz Verze, jest potężnym, obracającym miliardami biznesowym
holdingiem posiadającym międzynarodowe rozgałęzienia. Należy do niego sieć
szpitali San Raffaele w Se-grate i w dzielnicy Eur w Rzymie (ostatni z nich, który
kosztował 250 miliardów lirów, przez ponad dwa lata nie pracował, a zezwolenie
na działalność otrzymał od maja 1997). Fundacja nadzoruje też szpitale i przy-
chodnie w Tarante, w Brazylii, na Malcie, w Polsce, w Indiach. Inne rodzaje
działalności prowadzi spółka
306
307
powiernicza Finraf, skupiająca takie firmy, jak: Science Park Raf (usługi), Europa
Scienze Umane (wydawnictwo), Dom Opieki Santa Maria (klinika). Szpital San
Raffaele Resnati, Ortesa (enginneering), Torricola (obrót nieruchomościami) a
także - aby uczynić zadość statutowi całej grupy, ale przewidującemu właśnie i ten
rodzaj działalności - nieokreślone bliżej gospodarstwo rolne produkujące wino i
oliwę.
Chociaż jest placówką prywatną, to jednak szpital San Raffaele w Segrate
(który zatrudnia 2255 pracowników, dysponuje 1200 łóżkami, rejestruje 60 tysięcy
przyjęć rocznie) korzystał latami z ogromnych dotacji publicznego (państwowego)
systemu opieki zdrowotnej. Według władz regionu Lombardii (dostępne dane
dotyczą roku 1993) koszt dziennego pobytu szpitalnego pacjenta wyniósł ponad
809 tysięcy lirów. Nie przez przypadek zatem określany jest jako szpital możnych
tego świata.
Mimo miliardów wpompowywanych w szpital każdego roku, holding księdza
Verze znajduje się w poważnych kłopotach finansowych (według niektórych opinii
jego pasywa osiągnęły poziom około 500 miliardów lirów). Aby się z nimi uporać,
ksiądz-manager zatrudnił byłego polityka z prawego skrzydła chadecji i
jednocześnie byłego bankiera Roberto Mazzette, który dał się poznać jako jeden z
bohaterów
śledztwa akcji "Czyste ręce". Mazzetta poszukuje wspólników zdolnych wyłożyć
gotówkę i planuje wejście na giełdę. Fundacja pozostanie właścicielem całego
majątku, ale utworzona zostanie spółka akcyjna, która zajmować się będzie
zarządzaniem szpitala i która otworzy się na nowych wspólników...
Dzisiaj, tak jak kiedyś, interesy księdza Verze mogą liczyć na poparcie
polityków - z dawnej chadecji i partii socjalistycznej - związanych obecnie na pra-
wicy u Berlusconiego.
Zgodnie z tym co twierdzi lombardzki oddział partii demokratyczno-
socjalistycznej, wiosną 1997 centro-prawicowa rada regionalna Lombardii miała
stworzyć warunki na to, aby szpitalowi San Raffaele podarować około pięć
miliardów rocznie. Na mocy tak zwanej złotej umowy, zawartej pomiędzy władza-
mi regionalnymi i kliniką księdza Verze, pracownicy urzędów regionalnych i
członkowie ich rodzin mieliby możliwość dokonywania kompletnych badań
okresowych w szpitalu San Raffaele, za kwotę 490 tysięcy lirów od osoby (podczas
gdy cena dla osób nie ubezpieczonych wynosi 750 tysięcy lirów). Kwota ta mia-
łaby być zwracana przez kasę regionalną, nawet gdyby wydatkowana była na rzecz
pozostających na utrzymaniu danego pracownika członków rodziny. Według
oświadczenia regionalnego szefa partii
308
309
demokratyczno-socjalistycznej - Fabio Bienellego, jest to teatralny gest
uprzywilejowania San Raffaele na niekorzyść innych ośrodków leczniczych,
ograniczenie prawa do swobodnego wyboru lekarza, a przede wszystkim doskonały
interes dla szpitala kosztem całej społeczności, gdyż zaokrąglając liczby i kwoty
faktura wystawiona przez San Raffaele mogłaby osiągnąć właśnie wartość czterech
miliardów ośmiuset milionów lirów rocznie.
25 czerwca 1997 ośrodek San Raffaele staje się bohaterem kolejnego
skandalu. Na zarządzenie mediolańskich prokuratorów, funkcjonariusze policji
skarbowej dokonuj ą przeszukania i zajęcia wielu dokumentów. W związku z
otrzymanymi sygnałami prokuratorzy podejrzewają możliwość oszustwa, że lo-
kalne władze sanitarne płaciły klinice księdza Verze za badania, których nigdy nie
wykonano.
Zresztą cała historia kliniki San Raffaele naszpikowana jest epizodami spraw
sądowych, zwłaszcza tych związanych z nadużyciami budowlanymi - ale i nie
tylko takich - i kilkakrotnie epizody te kończyły się wyrokami. Tak się stało, na
przykład, 25 listopada 1995, kiedy sąd w Mediolanie za naruszenie przepisów
budowlanych skazał księdza Verze m.in. na pięć miesięcy pozbawienia wolności.
Nowy proces w podobnej sprawie rozpoczął się, również w Mediolanie,
l O czerwca 1997. Innym razem na rok i cztery miesiące więzienia został skazany
ksiądz Verze w październiku 1997, kiedy sąd pokoju uznał go winnym paserstwa
dwóch szesnastowiecznych neapolitańskich płócien, skradzionych z kościołów w
prowincji Neapol. Zgodnie z linią obrony obydwa płótna zostały nabyte za 60
milionów lirów przez kierowcę księdza Verze - Danilo Donati, który je później
podarował księdzu-managerowi. Jednak według wersji prokuratorskiej w sprawie
tej uczestniczyła aktywnie również siostra księdza Luigiego Verze - Giuliana
310
311
Milenijny kram
Przedsiębiorczy paulini - bracia nożownicy
- Jesteśmy bardziej znani od Boga - oświadczył latem 1997 Noel Gallagher,
leader grupy popowej Oasis (jakieś dwadzieścia lat wcześniej identyczne słowa
wypowiedział Lennon, leader Beatlesów, który jednak pośpiesznie potwierdził
swój "dogłębny szacunek dla Jezusa"). Bluźniercze zdanie Gallaghera wywołało
natychmiastową reakcję Kościoła. - To nasza wina - pisał ze skruchą katolicki
dziennik Avvenire - chcieliśmy przemienić tych dwudziestolatków w opinions-
leaders, a teraz musimy znosić te ich nie trzymające się ładu ni składu wygłupy.
Kiedyś Kościół Rzymskokatolicki zajmował się wyłącznie kluczowymi
zagadnieniami. Jednak
315
od kilku lat najbardziej autorytatywni przedstawiciele kleru wypowiadaj ą się
publicznie na temat wszystkiego, a w szczególności na temat bzdur. Nierzadko sam
Jan Paweł II w trakcie zgromadzeń na Placu Świętego Piotra zabiera głos na tematy
zupełnie marginalnych wydarzeń: warunków meteorologicznych, swoich wakacji
w górach... Jest to zgodne z bardzo konkretną strategią porozumiewania się,
realizowaną przez Kościół w celu zjednania sobie dusz zgromadzonych w tłumie,
który coraz bardziej jest tłumem laickim. Żaden papież przed Janem Pawłem 11 nie
podróżował tyle co on i po Włoszech, i po świecie. Nigdy przedtem Kościół nie
brał udziału w takim stopniu, jak to się dzieje dzisiaj Jako aktywny uczestnik i bo-
hater społeczeństwa, grając sam dla siebie wielki spektakl.
Zresztą machina propagandowa, którą dziś dysponuje Kościół we Włoszech
Jest faktycznie imponująca. Oprócz rzesz duchownych wszystkich parafii, diecezji,
szpitali i wszelkiego rodzaju i poziomu szkół, słowo Boże przekazywane jest za
pomocą 144 tygodników diecezjalnych, 470 lokalnych stacji radiowych, ponad 350
księgarni oraz ponad 200 wydawnictw katolickich. Wszystko to stanowi potężny
arsenał środków masowego przekazu, które są także - to też się zmieniło - dosyć
dochodowym biznesem.
Wśród wszystkich stacji radiowych inspirowanych przez Święty Kościół
Rzymskokatolicki, najbardziej popularne jest rzymskie Radio Maria, które od 1990
roku dzięki swoim 750 przekaźnikom, dociera do wszystkich zakątków kraju, a
swoim potencjałem technicznym prawie dorównuje RAI. Dzięki hojnym datkom
wiernych, które osiągaj ą łącznie dziesiątki miliardów lirów, nosząca imię Matki
Boskiej rozgłośnia nadaje już w siedemnastu krajach. Oprócz pierwszego miejsca
w rankingu liczby słuchaczy, Radio Maria może się pochwalić również przodowa-
niem w emitowaniu "elektrycznego smogu". Fakt ten potwierdzili 30 stycznia 1998
technicy z ośrodka kontroli transmisji radiowych przy ministerstwie poczty:
religijna stacja radiowa odpowiedzialna jest za prawdziwe bombardowanie falami
elektromagnetycznymi rzymskiej dzielnicy Monte Mario, co z pewnością nie
pozostaje bez wpływu na zdrowie jej mieszkańców i całej okolicy.
Spore audytorium ma także Radio Vaticano, które z około czterdziestu
rozsianych po całym świecie ośrodków studyjnych nadaje programy w prawie
pięćdziesięciu językach. Dużym sukcesem, co do liczby słuchaczy, może
pochwalić się także Novaradio (mieszanka katolicyzmu i rozrywki), będące lokalną
rozgłośnią diecezji mediolańskiej.
316
317
Wśród stacji telewizyjnych należy wymienić Telepace, stację założona przez
Guido Todeschini, nadającą z dwóch dużych ośrodków: z Rzymu i z Werony. A w
lutym 1998 rozpoczęła działalność nowa -zdolna rywalizować nawet z RAI i z
Fininvest - katolicka stacja SAT 2000. Finansowana przez wpływową CEI
(konferencję biskupów włoskich), stacja ta może być odbierana przez wszystkich,
którzy posiadają anteny satelitarne. Kanał satelitarny telewizji episkopatu
udostępniony został przez samą RAI za skromną kwotę miliarda dwustu milionów
lirów rocznej opłaty. Mimo początkowo niewielkiego kręgu odbiorców - obok
kościelnego radiowo-telewizyjnego centrum nadawczego w Rzymie, mieszczącego
się w supernowoczesnym gmachu przy via Aurelia -organizuje się oddzielne biuro
mające zajmować się świadczeniem usług reklamowych. Oprócz zaangażowania w
działalność dostojników duchownych ze szczytów watykańskiej hierarchii - z
kardynałem-supergwiazdą mediów Ersilio Toninim - należąca do CEI stacja
nadawcza opiera się na współpracy z bardzo znanymi dziennikarzami i reżyserami.
Inauguracja telewizyjnej stacji CEI wzbudziła sceptyzm u popularnego
duchownego księdza Antonio Mazzi.
- Telewizja biskupów wydaje mi się marnotrawieniem pieniędzy i pomysłów.
Powinniśmy raczej wykorzystać tę energię na robienie czegoś lepszego... Wśród
księży jedni mówią: otwierajmy nasze szkoły, wydawajmy nasze gazety,
utrzymujmy nasze stacje telewizyjne. W gruncie rzeczy takie integralistyczne po-
dejście spowodowałoby tylko usunięcie nas na margines. Ci z biskupiej telewizji to
filozofowie z katolickiego Aventynu - chcą, aby za wszelką cenę katolicka szkoła
była dofinansowana, mówią, żeby robić swoje, ponieważ świat jest brudny i źle
urządzony. Ja natomiast należę do innej, licznej grupy księży -tych, którzy pragną
zmieniać instytucje już istniejące, nawet jeżeli to zmusza do dużych kompromisów.
Wypowiedź swą ksiądz Mazzi kończy stwierdzeniem, że katolicyzm
przefiltrowany przez telewizję już utracił sporą część swojej radykalności, bo
przyjął schematy i propozycje społeczeństwa konsumpcyjnego.
Dzisiejszą działalność wydawniczą Kościoła należy oceniać jako wyjątkowo
kwitnącą. Wśród najlepiej sprzedających się we Włoszech periodyków są dwie
pozycje katolickie: wydawany w Padwie miesięcznik Messagero di S. Antonio
(Zwiastun Świętego Antoniego) i mediolański tygodnik Famiglia Cristiana
(Chrześcijańska rodzina).
318
319
Ten boom potęgowany jest setkami milionów dotacji z państwowej kasy. Na
przykład wspomniany Messagero (którego sukces wydawniczy jest w dużej części
rezultatem prenumeraty pozyskiwanej z okazji pielgrzymek do Padwy i w gruncie
rzeczy nie potrzebuje żadnych dotacji), otrzymuje corocznie od państwa około 80
milionów lirów. Dziesiątki i setki milionów lirów dotacji otrzymują liczne religijne
periodyki, ukazujące się pod szyldem nie zawsze wyłącznie religijnych
stowarzyszeń czy spółek. Dzieje się tak w oparciu o przyjętą w 1990 roku ustawę,
która przewiduje subwencje dla czasopism partyjnych, spółdzielczych,
wydawanych w językach mniejszości narodowych, a także dla czasopism
wydawanych przez fundacje i inne instytucje "nie nastawione na zysk". A że pod
takim szyldem działaj ą często właśnie czasopisma inspirowane przez Kościół, i on,
jak każdy kto wydaje gazetę lub prowadzi wydawnictwo, może domagać się od
państwa określonej kwoty dotacji. Możliwość ta jest bardzo doceniana w diecezji w
Novara (rodzinne miasto arcykatolickiego prezydenta Republiki Włoch Oscara
Luigiego Scalfaro), która stata się prawdziwą kuźnią wydawniczo-dziennikarską:
oprócz Nuova campana di S,Agabio (nakład: 400 egzemplarzy) w Nawarze ukazuje
się dziesiątka innych maleńkich tytułów o łącznym nakładzie
około 15 000 egzemplarzy - oczywiście przy wsparciu państwowych subwencji.
Według Włoskiej Federacji Tygodników Katolickich (FISC) wszystkie 11 tytułów,
których redakcje mieszczą się w Novarze i prowincji, kierowane są przez te same
osoby: Giuseppe Cacciami i jego zastępcę Piero Cerutti. Sytuacja wygląda nieco
inaczej w przypadku mediolańskiego Avvenire stanowiącego własność CE1 ( 100
000 egzemplarzy nakładu); dzięki temu, że wydaje go firma mająca formę
spółdzielni, otrzymuje ona pięć miliardów dopłaty rocznej od państwa.
Oprócz dotacji "urzędowych", kolejne subwencje dla tytułów pozostających
pod wpływem Stolicy Apostolskiej przekazuje prawdopodobnie firma reklamowa
Multimedia Pubblicità (Mmp) będąca własnością grupy Set, która została przejęta
przez operatora telefonicznego Telecom. W styczniu 1998 prasa poinformowała, że
rzymska prokuratura wszczęła postępowanie zarzucając Mmp sfałszowanie bilansu
i nielegalne finansowanie partii politycznych. Akt oskarżenia zarzucał firmie
(postawionej zresztą w stan likwidacji po odnotowaniu straty około 260
miliardów), że zawierała umowy na preferencyjnych warunkach, nie
uzasadnionych względami handlowymi, z redakcjami wydającymi tytuły związane
z partiami i mchami politycznymi. Poprzez mechanizm "zagwarantowane-
320
321
go minimum" (tj. określonej liczby reklam, które firma gwarantowała wyemitować
na rzecz danych tytułów, niezależnie od rzeczywistej kwoty uiszczonych opłat)
spółka Mmp miała bezprawnie wydatkować znaczne kwoty na rzecz
watykańskiego L'Osservatore Romano, dziennika CEI Avvenire oraz na rzecz
tygodnika kongregacji paulinów Famiglia Cristiana.
Przykładem biznesu, który przynosi niezłe dochody z wydawania katolickich
tytułów jest oficyna Periodici San Paolo (Sp. z o.o.) z siedzibą w Alba. Jest to duże,
czwarte co do wielkości wydawnictwo (po Mondadori, Rizzoli, Rusconi)
posiadające także zakład poligraficzny, w którym drukowane są gazety (około 10
tygodników, dwutygodników i miesięczników) wydawane przez paulinów.
Redakcje mieszczą się w Mediolanie przy via Giotto. Najważniejszą paulińską
publikacją jest Famiglia Cristiana. Jej nakład wynosi ponad l milion egzemplarzy,
w redakcji zatrudnionych j est (wraz z korespondentami w Paryżu i w Londynie)
około 60 dziennikarzy i grafików, co stanowi zespół dwa razy większy w
porównaniu z takimi tygodnikami o charakterze rodzinnym jak Gente (Ludzie) i
Oggi (Dzisiaj), które sprzedają jednak około 700 000 egzemplarzy tygodniowo. Na
sukces czasopisma składają się po trochu: praca drukami, wpływy z reklam, sieć
sprzedaży (prowadzonej nie
tylko przez parafie, ale także i w kioskach), 14 ośrodków dystrybucji rozsianych po
całych Włoszech, hojne dotacje państwowe - wszystko to czyni z Famiglia
Cristiana doskonały wielomiliardowy biznes.
Władcami wydawniczego imperium Periodici San Paolo są bracia zakonni -
paulini. Ci naśladowcy świętego Pawła -jak charakteryzuje ich L 'Espresso -
"składali śluby ubóstwa i swoje zarobki przekazują do klasztornej kasy, ale jeżdżą
BMW i na wzór laickich managerów posługują się firmowymi kartami kre-
dytowymi oraz jadają w najlepszych restauracjach. Składali śluby posłuszeństwa
swoim przełożonym i papieżowi, a później - po kolei - buntują się przeciwko
nakazom płynącym od hierarchów. Zachęcają do rozwijania ducha i służenia
innym, ale w swoich własnych redakcjach rządzą żelazną ręką. Nauczają miłości
bliźniego, ale umieją bezlitośnie posługiwać się przysłowiową szpilką. Paulini -
bracia nożownicy. Są faktycznie duchownymi przedsiębiorcami i to
przedsiębiorcami nadzwyczaj przedsiębiorczymi..."
Zgromadzenie paulinów zostało założone w 1914 roku przez księdza Giacomo
Alberione, który od samego początku głosił swoją wolę
322
323
ewangelizowania innych przez oddziaływanie masmediów. Obecnie paulini
działają w 27 krajach. Łącznie paulinów zakonników i paulinów laickich (laiccy
złożyli wszystkie śluby, ale nie mogą udzielać sakramentów) jest około 1200.
Zorganizowani są w ramach tzw. prowincji. Najliczniejsza i najsilniejsza jest
prowincja włoska licząca 376 członków. Grupa wydawnicza Świętego Pawła
(publikująca gazety, książki, materiały audiowizualne) stanowi przede wszystkim
wielkie zaplecze finansowe, które umożliwia dzielić zyski zarówno wśród braci
włoskich i wśród prowincji zagranicznych. Podział środków odbywa się za pośred-
nictwem organizacji St. Paulus Intemational. Od roku 1980 paulini prowadzą w
Rzymie także SPICS - uniwersytet ze specjalnością: środki przekazu (w którym
rocznie pobiera naukę około 40 studentów).
Od wielu lat uznanym szefem paulinów jest ksiądz Leonardo Zega, którego
wrogowie nazywają "Nietykalnym". Urodził siew 1928 roku w Sant'Angelo in
Fontano. Od habitu woli doskonałej jakości garnitury -jak zresztą przystało na
managera niezbyt skłonnego do studiowania Ewangelii, a o wiele bardziej
zainteresowanego analizą wielomiliardowych bilansów wydawnictwa (około 300
miliardów obrotu, 700 pracowników i ogromny majątek w nieruchomościach).
Władza księdza Zega jest zatem bardzo
rozległa, i to nie tylko w obrębie zgromadzenia, jak i wewnątrz watykańskich
murów.
W połowie roku 1995 między paulinami rozpaliła się zaciekła wojna.
Wszystko zaczęło się z chwilą, kiedy to Tommaso Mastrandrea, pełnomocny czło-
nek zarządu wydawnictwa zwolnił dyrektora handlowego Corrado Minellę.
Powodem zwolnienia było odkrycie, że ten świetny manager -jedyna osoba laicka
w gronie ścisłego kierownictwa - naruszył postanowienia zawartej umowy i
uczestniczył w innych spółkach wydawniczych (Agepe, Christian Jacques,
Publistampa, Alfa Linea, Park engineering, Cep Communication Italia), przy czym
nawet jedną z tych spółek - Harnac - utworzył w 1988 roku wraz z żoną, która w
tym czasie w wydawnictwie San Paolo pełniła funkcję osoby odpowiedzialnej za
utrzymywanie publics relations z RAI. Natomiast publiczna telewizja włoska
(RAI) za pośrednictwem spółki Sipra zajmowała się reklamą Famiglia Cristiana i
innych gazet wydawanych przez Periodici San Paolo. Współpraca ta podobno
miała sprawić, że dziesiątki milionów lirów rocznie trafiało do kasy Harnac.
I tak rozpoczęła się bezpardonowa wojna pomiędzy księżmi -managerami
całej grupy. Mastrandrea zażądał od księdza Zegi, aby usunął nazwisko Minelli ze
stopki gazet, ale wpływowy dyrektor -jako
324
325
że Minnella był jego ścisłym współpracownikiem - zignorował to żądanie.
Natomiast ksiądz Silvio Pignotti, korzystając z prerogatyw przysługujących mu
jako przełożonemu zgromadzenia, postanowił unieważnić zwolnienie Minnelli z
pracy. W tym celu zwołał zgromadzenie wspólników spółki, które miało wybrać
nowy zarząd spółki w miejsce obecnego ustanowionego kilka miesięcy wcześniej,
w którym działał zgodny duet księży: Mastrandrea - Andreatta. A między Stefano
Andreatta, pełniącym również funkcję dyrektora generalnego Periodici San Paolo,
oraz księdzem Zegą żarzyło już pewne zarzewie konfliktu wobec zmiany postaw
tego pierwszego.
W zaistniałym konflikcie ksiądz Paolo Saorin, przełożony prowincji
zgromadzenia paulinów, przeciwstawił się księdzu Pignottiemu i pozwał do sądu
Watykan. Dnia 11 listopada 1995 biskup Francisco Erraruiz Ossa doręczył księdzu
Pignottiemu list od kardynała Eduardo Martineza Somalo (przewodniczącego
Komisji d/s Zakonów), który wzywał księdza Pignotti do zawarcia kompromisu z
księdzem Saorin. Ale wszystko okazało się bezskuteczne: aby wyrugować rywali
księdza Zegi, ksiądz Pignotti doprowadził do zatwierdzenia uchwały o
zmniejszeniu liczby członków zarządu spółki Periodici San Paolo. I tak zgro-
madzenie wspólników przedłużyło ważność mandatu
tylko dwóch członków: prezesa księdza Giuseppe Proietti i brata zakonnego
Antonio Micocci, powołując jednocześnie dwóch nowych członków: księdza Pietro
Campusa i brata Bergamini.
Na początku roku 1996, aby uniemożliwić ewentualny powrót swojego
przeciwnika księdza Stefano Andreatty, ksiądz Zega rozgrywa decydującą kartę:
rozważa swoje odejście z kierownictwa grupy wydawniczej, ale pod określonymi
warunkami. Do swoich przełożonych pisze zatem list.
"Strumień plotek i oszczerstw zdaje się nigdy nie wyschnąć... Nie pozostaje
mi więc nic innego, jak przystać na propozycję wypowiedzianą kiedyś jasno przez
moich wysokich przełożonych: opuścić włoską prowincję zakonną, w której nie
widzę już dla siebie miejsca... Nie mogę jednak ani nie chcę porzucić dzieła, które
powstało z mojej inicjatywy, Ì to przynajmniej do końca okresu umowy, tj. do 1998
roku. Jednakże, biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację, uważam za nieuniknioną
rezygnację z funkcji kierowniczych w Famiglia Cristiana, ale chcę zachować tytuł
dyrektora... Będę zatem także redagował rubrykę "Rozmowy z Ojcem" i w nowej
roli będę uczestniczył w życiu gazety..." - a to wszystko pod warunkiem, że nowym
dyrektorem tygodnika stanie się współdyrektor - Antonio Sciortino.
326
327
Jednak ksiądz Zega pozostaje na swoim stanowisku, a zwolnienie Minelli
zostaje odwołane.
- Utrzymywanie kontaktów Minnelli ze spółkami spoza grupy - oświadczył
ksiądz Zega w jednym z wywiadów - było zlecone przez nas samych i odbywało
się za naszą zgodą. W każdym razie byliśmy o nich poinformowani, i z tego
powodu fakt ten nie mógł stanowić przyczyny wypowiedzenia umowy o pracę. Co
do spółki Hamac - to wszystko jest nieprawdą, w obiegu krążą fałszywe
dokumenty, które, być może, zostały wykradzione z mojej kasy. Niech ci, co się na
nie powołują, będą uważni.
Po powyższych perypetiach ksiądz Zega znowu był górą i mógł przystąpić -
działając przez podstawione osoby - do przeprowadzenia czystek wśród swoich
wrogów. Z hukiem zwolniony został zatem ksiądz Giovanni Serra, który od lat był
kierownikiem działu dystrybucji, a który zawinił opowiadając w wywiadzie
udzielonym pewnej gazecie o swoich niesnaskach z Minellą- powodem decyzji o
jego zwolnieniu było niezachowanie tajemnicy służbowej. Później przyszła kolej
na księdza Stefano Andreattę. Najpierw został wykluczony z dyrekcji generalnej, a
następnie wezwany przez przełożonego generalnego zgromadzenia paulinów do
odejścia. List, który skierował do niego ksiądz Pignotti 26 stycznia 1996, jest
majstersztykiem hipokryzji: "Drogi księże Stefanie, miałem nadzieję, że przykra
sytuacja, w której się znalazłeś po usunięciu Ciebie przez dyrektora generalnego,
znajdzie rozwiązanie w trakcie najbliższych tygodni. Z informacji, które do mnie
doszły - domniemywam, że ta niezręczna sytuacja ciągle trwa. Dla Twojego dobra,
radzę Ci, żebyś na kilka miesięcy skorzystał z odpoczynku odrywając się na jakiś
czas od środowiska pracy i znajomych. Wiem, że w Australii masz krewnych, z
którymi utrzymujesz dobre kontakty. Mógłbyś pojechać i spędzić jakiś czas z
nimi..." Ksiądz Andreatta nie skorzystał z "braterskiej rady" i dlatego, 8 lutego
1996, został zwolniony.
Cztery dni później, przełożony prowincji zgromadzenia paulinów, Saorin
poprosił swoich zakonnych braci do wysłania pism solidarności z Andreatta. Aby
go wesprzeć, fatyguje się nawet "Numer dwa" w Watykanie, kardynał Sodano,
który wzywa księdza Pignotti (wysyłając najpierw do niego telegram, a później
bezpośrednio podczas spotkania w Rzymie) do pojednania się z księdzem
Andreatta, co sprawiłoby przyjemność papieżowi. Korzystając z poparcia księdza
Zegi i księdza Piętro Campusa (który w międzyczasie mianowany został
dyrektorem generalnym), ksiądz Pignotti ignoruje watykańskie dyrektywy i do
kierownictwa czasopisma Jesus wprowadza
328
329
księdza Vincenzo Marre. Tercet ten cieszy się jawnym poparciem ze strony
znanego z postępowej orientacji kardynała z Mediolanu Carlo Marii Martiniego.
Następnie ksiądz Zega ogłasza, że po spotkaniu z wysokimi hierarchami
Watykanu zdołał załagodzić wszystkie nieporozumienia.
Spotkałem się z sekretarzem stanu - stwierdził - i wszystko sobie
wyjaśniliśmy. Drodzy kardynałowie, drodzy biskupi, przedsiębiorstwa nie mogą
być zarządzane zgodnie z prawem kanonicznym, które nadaje się dla klasztorów.
Jesteśmy firmą, w której paulini nie mogą być traktowani inaczej niż pozostałych
700 pracowników laickich.
Konflikt między Watykanem i księdzem Zegą rozpali się wkrótce na nowo,
bowiem ksiądz-manager nie dostosował się do dyrektyw Kościoła.
W swojej cotygodniowej rubryce "Rozmowy z Ojcem" szef paulinów mówi w
sposób otwarty o aborcji, moralności w seksie, antykoncepcji, masturbacji,
homoseksualizmie... Ksiądz Zega obala również istniejące od zawsze tabu -
stwarza możliwość reklamy bielizny na stronach Famiglia Cristiana.
Ta polityka otwartości rozszerza się również na czasopismo Famiglia oggi
(Rodzina dzisiaj) kierowane przez siostrę Cristmę Beffa. Zakonnicy, która musiała
za to odpowiadać przed Świętym Oficjum
i kardynałem Josephem Ratzingerem, nie przebaczono autoerotycznych opisów,
które w Kościele zawsze traktowano jako "obrzydliwy grzech".
W końcu Famiglia Cristiana zajmie się także dwoma arcydelikatnymi
zagadnieniami: brakiem demokracji w łonie Kościoła i problemem finansów w
diecezjach. Severino Dianich, będący jednym z najpopularniejszych teologów,
pisze w tygodniku kierowanym przez księdza Zegę, że "wiara nie podlega
decyzjom większości... Istnieje wiele rozległych obszarów, w których decyzje
mogłyby być podejmowane przez organy przedstawicielskie ludu bożego... Wydaje
się dosyć oczywiste, aby to konferencja biskupów japońskich wybierała japońskich
biskupów, a nie jakiś szczebel władzy w kurii rzymskiej, znajdującej się
12tysięcykmod Japonii". W powyższej kwestii (znajdującej się wśród postulatów
ruchu "My jesteśmy Kościołem") grupa włoskich teologów i intelektualistów
katolickich rozpoczęła w 1996 roku akcję zbierania podpisów, ale bez powodzenia.
Jednakże w 1995 roku w Niemczech podpis pod analogicznym dokumentem
złożyły dwa miliony wiernych (w Austrii pół miliona).
Natomiast na temat watykańskich finansów ten sam teolog pisze: "Nie byłoby
w żaden sposób sprzeczne z wiarą, gdyby w diecezji nie było biskupa,
330
331
ale rada kompetentnych wiernych, która decydowałaby o przeznaczeniu pieniędzy
należących do wspólnoty, albo gdyby w parafiach inicjatywy społeczne były
prowadzone przez osoby laickie, które się na tym dobrze znają".
Do udzielenia odpowiedzi na powyższe kwestie Watykan zobowiązał
kardynałów Ratzingera i Ruinie-go, którzy w listopadzie 1996 wezwali
przełożonego generalnego zgromadzenia paulinów - księdza Pignottę i zganili go
za treści zamieszczone w artykułach z trzech gazet oraz zagrozili powołaniem
komisji, która miałaby sprawdzać, przed każdą publikacją, treść artykułów - a więc
wprowadzeniem pewnej formy cenzury. Ksiądz Pignotti wystosował po spotkaniu
do komitetu redakcyjnego wydawnictwa pismo, w którym przedstawił zamiary
hierarchów z watykańskich szczytów. Wówczas ksiądz Zega, za poparciem
redakcyjnego związku zawodowego dziennikarzy, oświadczył prasie, ieFamiglia
Cristiana nie zmieni swojej linii.
- Do czasu kiedy ja będę redaktorem naczelnym, nie będzie w tym zakresie
zmian. Nie boję się żadnych nacisków. Jeżeli jutro naprawdę będą chcieli zmienić
linię gazety, to najpierw będą musieli zmienić naczelnego, to znaczy mnie.
W zaistniałej sytuacji interweniuje osobiście papież. W piśmie upublicznionym
przez biuro
prasowe Watykanu 28 lutego 1997 Jan Paweł II nakazuje zwierzchnikowi paulinów
biskupowi Antonio Buoncristiani, wysokiemu prałatowi z kręgów zbliżonych do
rzymskiej czarnej szlachty, aby podjął się zadania "unormowania" działalności
wydawniczej spółki Periodici San Paolo.
W informacji podpisanej wspólnie przez biskupa Antonio Buonristianiego i
przez generalnego przełożonego księdza Silvio Pignottiego, podaje się do wia-
domości, że "paulini przyjęli treść listu papieża z powagą i zamierzają
bezwarunkowo dostosować się do istniejących w nim zaleceń... Do struktury spółki
w chwili obecnej nie będzie się wprowadzało zmian, a kierownictwa
poszczególnych tytułów pozostaną na swoich stanowiskach". Z dużym taktem, aby
nie powodować nowych zatargów, biskup Buoncristiani wzywa na rozmowę
niepokornego księdza Zegę (po raz ostatni 6 listopada 1997) prosząc go o odejście
ze stanowiska, ale na próżno. Naczelny redaktor odpowiada mu, że pozostawi ster
redakcji tylko wtedy, gdy zażąda tego ksiądz Pignotti, to znaczy jego wydawca.
W styczniu 1998 woj na wśród paulinów rozpala się na nowo. Katolicka
agencja informacyjna Adista pisze na temat watykańskiego komisarza - biskupa
Antonio Buoncristianiego: "Wydaje się,
332
333
że Buoncristiani za swoją pracę komisarza przynosi do domu jedenaście milionów
miesięcznie i że dla spokojnego wypełniania swoich służbowych obowiązków
urzęduje w biurze, którego remont (przeprowadzony na jego żądanie) ma
kosztować około 100 milionów lirów. Włączając w to także i wannę z
hydromasażem Jacuzzi". Watykański komisarz informację tę dementuje grożąc
pozwami do sądu.
Wypowiedzi na temat seksu, otwarcie na najbardziej palące problemy życia
społecznego, różnice w odniesieniu do tendencji watykańskich - to jedno. Ale
gdzieś w głębi jest jeszcze inna ważna przyczyna ustanowienia papieskiego
"zarządu komisarycznego" : obrót grupy wydawniczej wynosi rocznie - i to według
bardzo realnych oszacowań - około tysiąca miliardów lirów, z czego trzysta
miliardów tylko w samych Włoszech.
Oprócz czasopism wydawanych przez paulinów, oficjalna katolicka
działalność wydawnicza reprezentowana jest przez miesięcznik Studi cattolici
(Studia katolickie) - pod redakcją Cesare Cavallieriego, członka Opus Dei - a
przede wszystkim przez dziennik Avvenire (Przyszłość) i L'Osservatore Romano
(Rzymski obserwator), będące autentycznymi megafonami Stolicy Apostolskiej.
Mediolański àzìeY\nikAvvenire ~ własność CEI, a więc włoskich biskupów
-jest rodzajem oficjalnego organu Kościoła Rzymskokatolickiego. Dziennikowi
towarzyszy opinia przesadnej nowoczesności oraz braku uprzedzeń, czego
przykładem może być choćby zwyczaj publikowania uszczypliwych felietonów na
temat takiej lub innej osobowości telewizyjnej.
Jednakże należący do CEI dziennik zajmuje się przede wszystkim
nawracaniem najmłodszych. Od 1996 roku wydaje co drugi tydzień dodatek
Popotus będący opowiadaniem aktualności dzieciom. Uzupełnieniem jego jest
trzydziestostronicowy miesięcznik Noi genitori e fìgli (My rodzice i dzieci), będący
rodzajem biuletynu Minculpop w katolickim sosie.
Organem oficjalnym Stolicy Apostolskiej jest L'Osservatore Romano, którego
nakład jest odwrotnie proporcjonalny do autorytetu. Zgodnie z maksymą papieża
Montiniego, że L 'Osservatore nie ma podawać wiadomości, ale tworzyć myśli,
kieruje redakcją Mario Agnes, który zwykł mówić o sobie: "jestem kamerdynerem
Boga", a który faktycznie jest kamerdynerem czołobitnym zawsze wobec władzy,
zarówno tej kościelnej, jak i politycznej. O Agnes Corriere
334
335
della Sera pisał: "Nie drukuje tego, co rzeczywiście myśli Jego myśli już zostały
wymyślone, »obmyślone« przez wysokich hierarchów, a doniosłe słowa, które
czasami pisze, skrywają słowa przyjaźni, których nie ujawnia... Tak oto wąskim
korytarzem wolności Mario Angesa jest dwuznaczność..."
Sześćdziesięciopięcioletni Mario Rosario Pompeo Agnes, pochodzący z
Avelline (ma brata Biagio -byłego dyrektora generalnego RAI i STET), od zawsze
był katolickim integrystą. Kultywując rodzinną tradycję (siostrzeniec biskupa
Mariano Vigorita) od 1973 do 1980 pełnił funkcja przewodniczącego Akcji
Katolickiej, a obecnie - oprócz kierowania watykańskim dziennikiem - wykłada
chrześcijaństwo na uniwersytecie. Prowadzi klasztorne życie dzieląc je wyłącznie
pomiędzy domem (w Watykanie, zajmuje wielkie mieszkanie wraz z siostrą Luisą)
i pracą w redakcji.
Z uwagi na sztandarową pozycję gazety, jego artykuły znajdują często echo w
innych dziennikach, jak na przykład 6 listopada 1995, kiedy zaatakował
bezpośrednio prokuratorów uczestniczącym w akcji "Czyste ręce". Określił ich
wówczas jako władzę, która "przekroczyła granice wyznaczone przez prawo
ustanowione przez państwo, stwarzając wrażenie, i to uzasadnione wrażenie, że
stała się jedyną władzą.
A ci, którzy tę władzę uosabiaj ą, wydają się prezentować w oczach obywateli tę
postawę, którą dawniej, i wobec innych, określano mianem arogancji". Potem zaś -
odnosząc się wprost do byłego prokuratora Antonio Di Pietro - stwierdził: "a w
tym czasie znajduje się ktoś, kto uzurpując sobie miano »bohatera« zmienia zawód
i rolę oraz porzuca to, co robił. Nie odczuwa obowiązku wytłumaczenia się wobec
kogokolwiek - a tym kimkolwiek są tu obywatele - mimo że powinien byłby się
wytłumaczyć; następnie to jemu stawiane są zarzuty, a mimo to wydaje się
prosperować, wydając dziś jakieś oświadczenie lub coś dementując, a godząc się
jutro na jakieś spotkanie, wydając decyzje o charakterze politycznym". Po czym,
aby dopełnić obrazu, redaktor naczelny L'Osservatore Romano ujął się za
osobistością, która "stworzyła kawałek historii", to znaczy Giulio Andreottim.
"Chce się znaleźć i sądzić faktycznych zabójców Pecorelliego [pod tym zarzutem,
między innymi, stanął przed sądem Andreotti], czy też dać upust politycznym
urazom wobec osób i temu, co one reprezentowały?".
Reakcja Agnesa była elementem prawdziwej kampanii przeciwko
prokuraturze, która ośmieliła się prowadzić śledztwo i oskarżać przed sądem
wpływowe osobistości, kampanii, która nabrała
336
337
formy groteski usiłując oskarżać i prokuratorów, i sędziów.
Celestine Bohlen w Herald Tribune z 26 grudnia 1996 porównała
L'Osservatore Romano do ówczesnej Prawdy - organu partii komunistycznej
byłego ZSRR: "Niekompletny serwis informacyjny, pomijanie niewygodnych
tematów, brak możliwości, aby dziennikarze byli w stanie wyrazić ewentualny pro-
test, realne zagrożenie ekskomuniką dla tych, którzy ośmielają się powiedzieć coś
poza wspólnym chórkiem... L'Osservatore czytany jest, podobnie jak Prawda, ze
względu na informacje, których nie zamieszcza..."
Katolickim wydawnictwem książkowym, które z maleńkiej firmy stało się
bardzo dużym przedsiębiorstwem - jest Piemme z Asti. Chociaż prowadzone przez
arcykatolickiego Piętro Marietti (47 lat, syn założyciela) wydawnictwo jest
formalnie od Stolicy Apostolskiej niezależne, to jednak wydaje się wcale takim nie
być: "O wszelkich naszych decyzjach, które podejmujemy w sposób zupełnie
niezależny, powiadamiamy Sekretariat Stanu. Nigdy nie zdarzyło się, żeby wyraził
sprzeciw. Jesteśmy otwarci na wszystko, co dotyczy świata katolickiego... Nasza
oficyna jest wydawnictwem katolickim, które działa jak wielkie firmy laickie".
Firma Marietti, założona w 1920 roku, prawie przez cały wiek miała - wraz z
dwoma innymi wydawnictwami na świecie - wyłączność na wydawanie łacińskich
pozycji liturgicznych z papieskim imprimatur. Potem, od 1983 roku, uległa pokusie
działalności handlowej, i pod nową nazwą Piemme przeżywała boom, którego
istotnym elementem było wydawanie wielonakładowych przedruków i kalendarzy
pisanych przez siostrę Germane. W grudniu 1996 zakonnica podała wydawnictwo
do sądu, zarzucając mu naruszenie praw autorskich. Sąd wydał wyrok dla Piemme
niekorzystny i nakazał siostrze wypłatę sporego odszkodowania (756 milionów
lirów - oprócz kwot, które zapłacono jej już wcześniej).
Wydawnictwo Piemme wydało szereg bestsellerów napisanych przez
kardynałów i biskupów (Martiniego, Biffìego, Maggioliniego), księży (Davida Ma-
rii Turoldo), jezuitów (Pintacuda, Sorge) i autorów preferujących katolicyzm.
Z zasady nie wydajemy- oświadczył Marietti -jedynie pozycji
wychwalających przemoc oraz tych, które zawierają bezpodstawne ataki na
Kościół. Kilka miesięcy temu odrzuciliśmy opracowanie niemieckiego teologa
Eugena Drewermanna.
Wydawnictwo Piemme to dzisiaj ogromny biznes. Były harcerz Marietti i jego
współpracownicy
338
339
wydają się niestrudzeni : sprzedają książki z różnymi gadżetami, miliardy lirów
płacą za telewizyjne kampanie reklamowe, przeznaczaj ą wielomilionowe kwoty na
pozyskanie czytelników, organizuj ą gigantyczne imprezy, wydają wysoko
nakładowe czasopismo, które wysyłaj ą nauczycielom (wpływając tym na dobór
lektur szkolnych) i przez specjalnie utworzone w tym celu stowarzyszenie
organizują dla nauczających kursy doskonalenia zawodowego.
Od 1992 roku w zarządzie wydawnictwa, którego członkami są Marietti, Carlo
Cavanna, a także Lorenzo De Petris i Femando Cahgaris, zasiada również trzech
Hiszpanów: Jorge Teig Delkader, Javier Francisco Larrea Carretero i Manuel
Pacual Gonzalez Rubio, reprezentujący Jose Luisa Cortesa (dyrektora
wydawnictwa Piemme junior, wydającego książki dla dzieci). Wszyscy czterej są
członkami fundacji Fundacion Santa Maria - katolickiego zgromadzenia, którego
wydawnictwo zmonopolizowało w Hiszpanii rynek książek dla dzieci.
Wydawnictwo Piemme planuj e utworzyć jego odpowiednik we Włoszech, to
znaczy zamierza zarabiać kolejne miliardy na książkach i katolickich materiałach
audiowizualnych, które będą "kształtować" umysł przyszłych ludzi dorosłych. Z
papieskim błogosławieństwem.
Poczynania spółki Piemme stanowią jedynie mały strumyk rwącej rzeki
katolickiej działalności edytorskiej. Biznes ten koncentruje się przede wszystkim w
wielkich księgarniach religijnych: ponad setka takich księgami znajduje się we
Włoszech, około osiemdziesiąt z nich należy do grupy San Paolo-Paoline.
Sprzedaje się tam zarówno beletrystykę jak i eseje, których wprawdzie nie spotyka
się na laickich listach bestsellerów, ale które znajdują się na honorowym miejscu
listy miesiecznika Letture wydawanego przez firmę San Paolo.
Z rzadka tylko Stowarzyszenie Wydawców Katolickich (UECI) podaje liczby
sprzedanych egzemplarzy, ale kiedy to robi, to prezentuje nakłady naprawdę
imponujące. Pozycje takie, jak Krótkie modlitwy przed kolacją czy Pomówmy w
rodzinie o telewizji, których autorem jest Carlo Maria Martini, dawno Już
przekroczyły - każda z nich - nakład miliona sprzedanych egzemplarzy. Tak jak
sprzedano ponad milion egzemplarzy Hipotez na temat Jezusa, których autorem
jest katolicki historyk Vittorio Messori. Jednak absolutne pierwszeństwo w
rozmiarach sprzedaży przypada liturgicznej antologii noszącej prosty tytuł
Modlitwy. Według UECI pozycja ta sprzedała się prawie w trzech milionach
egzemplarzy.
340
341
Superstar mass mediów
Sobota, 25 listopada 1995, Watykan, Sala im. Pawła VI. -1 oto senator Giulio
Andreotti! - zaanonsował biskup Fiorenzo Angellini. Obecni - sala wypełniona
specjalnymi gośćmi - witali go ponad pięciominutową owacją na stojąco.
Dostojnicy, biskupi i kardynałowie klaskali z entuzjazmem. Wśród nich był
również Jan Paweł II, który z zadowoleniem wszystkiemu się przyglądał. Wiedział,
przez jak długie lata Giulio Andreotti oddawał nieocenione przysługi zarówno
Kościołowi, jak i jego politycznemu ramieniu -Chrześcijańskiej Demokracji. Ani
dla długiej ławy purpuratów, ani dla Ojca Świętego nie miało żadnego znaczenia,
że przeciwko podeszłemu wiekiem
343
chadeckiemu senatorowi, który przez lata był bohaterem najbrudniejszych intryg w
świecie władzy, toczył się właśnie proces o jego związki z mafią (w sądzie w
Palermo) i o zabójstwo Mino Pecorelliego (w Perugii). Pięć minut rzęsistych braw
ze strony przedstawicieli Boga było wręcz równoważne "boskiemu rozgrzeszeniu"
dla pięciokrotnego premiera Włoch.
13 grudnia 1995 z mównicy przy ołtarzu w bazylice Świętego Piotra - zgodnie
ze scenariuszem obmyślonym przez mistrza ceremonii liturgicznej biskupa Piero
Mariniego - przemawiał w ramach spotkania z młodzieżą akademicką student,
Maurizio Anastasi. I - niespodziewanie - przy marmurowej ciszy zajętej przez
prałatów ławy student wypomniał papieżowi, w jego obecności, ową owację na
cześć Andreottiego oraz bezwarunkowe poparcie, którym ekspremier cieszy się
wśród watykańskiej hierarchii. Po skończonej przemowie, aby uniemożliwić
wyemitowanie materiału, służby papieskie zarekwirowały kasetę z nagraniem
uroczystości, wykonanym przez katolicką stację telewizyjną Telepace.
Ale wróćmy do momentu i miejsca wspomnianej przez studenta owacji.
Senator Andreotti i biskup Angelini promienieją z radości. Bo faktycznie, tych
dwóch to świetni przyjaciele, i to od dawna. To o tym właśnie solidarnym
związku opowiadał Mino Pecorelli w czerwcu 1978 -o historii wspólnej religijnej
wiary, ale przede wszystkim o historii wspólnych interesów i obopólnych, wza-
jemnych przysług.
W czasach tych monsignore Angelini skupiał godności: biskupa tytularnego
Messyny, honorowy tytuł commendatore Duch a Świętego, pełnomocnika
papieskiego do niesienia posługi religijnej w szpitalach i klinikach Rzymu,
krajowego asystenta kościelnego przy zrzeszeniu włoskich lekarzy katolickich.
- Monsignore Angelini - pisał Pecorelli -jest osobistością nad wyraz znaną w
kręgach farmaceutów i lekarzy. W Ministerstwie Zdrowia mówi się, że jest jego
domownikiem od chwili swego urodzenia. Jest przyjacielem ministrów, sekretarzy,
podsekretarzy, a wydaje się, że i niektórych sekretarek też. Jest tak wpływowy i tak
się go boją, że jego wizyty w Ministerstwie Zdrowia są przyjmowane z honorowym
komitetem powitalnym i z orkiestrą. Od niepamiętnych czasów jest przyjacielem
Andreottiego, a szczególnie czczony jest przez ludzi u steru ministerstwa. Mówi
się, że jemu, z racji powiązań braterską przyjaźnią, jak i z racji wspólnoty
interesów, a także zważywszy na jego żarliwą katolicką wiarę i bogobojność, nawet
profesor Poggiolini, dyrektor generalny departamentu farmaceutyki niczego nie
umiałby odmówić.
344
345
Głośno mówiono o firmach farmaceutycznych, które dzięki zabiegom
wpływowego Angeliniego, pozostającego w politycznym układzie z jeszcze
bardziej wpływowym Andreottim, uzyskały podwyżkę cen na swoje lekarstwa.
- Prawdziwe powody - pisał Pecorelli - oprócz zawiadującego firmą, zna tylko
biskup Angelini i kilka innych osób. Na przykład warto byłoby o to spytać
Ferruccio De Lorenzo, ówczesnego podsekretarza w Ministerstwie Zdrowia i
prezesa Krajowej Federacji Izb Lekarskich.
Pecorelli, który także był członkiem Loży P2, mówił w ten sposób o swoich
"braciach": Poggiolinim i De Lorenzo, biskupie Angelinim (którego nazwisko
widniało na liście domniemanych członków Loży Watykańskiej) i o Andreottim -
zanim zaistniał skandal z lat dziewięćdziesiątych. Bohaterami tego skandalu byli
właśnie Poggiolini i Francesco De Lorenzo.
W połowie lat dziewięćdziesiątych biskup Angelini był w Watykanie ciągle
jeszcze potęgą: należał do najbardziej żarliwych zwolenników wcielania się
papieża w rolę supergwiazdy mass mediów. I faktycznie, Jan Paweł II został
obwołany przez media żyjącym pomnikiem. Naukowiec Alfonso Maria Di Noia
(były wykładowca historii religii w uniwersytecie trzeciego wieku w Rzymie)
określił go "papieżem
przeciętnym, o niezbyt wysokim poziomie intelektualnym, niezdolnym do objęcia
znaczenia obecnych czasów, ponieważ z pozycji niewyobrażalnego otwarcia
przechodzi do typowych dla teologii średniowiecza pozycji ideologicznego
zamknięcia", a który swoją ogromną popularność i charyzmę zawdzięcza wizerun-
kowi, który czyni z niego papieża-idol a: "jest piękny, jest silny, jest idolem,
porusza instynkt Erosa i instynkt Życia, wyzwala Kościół od ponuractwa, wydaje
się otwartym na świat, bo ma basen i wyjeżdża na narty". To papież
"średniowieczny" przebrany w strój "nowoczesności", papież, który oczekując
nadejścia święta "pierwszego milenium ery telemediatycznej" - to jego własne
słowa - podjął decyzję, czego żaden jego poprzednik nie ośmielił się dotychczas
uczynić: użyczył watykańskiego emblematu w celu reklamowania produktów
handlowych.
Stało się tak w październiku 1995 po ostatniej wizycie Jana Pawła II w
Stanach Zjednoczonych, kiedy to zezwolił kilku firmom na wykorzystywanie em-
blematu papieskiego dla celów handlowych. Według amerykańskiego dziennika
finansowego Wall Street Journal, rynek USA zostanie wkrótce zalany masą
towarów z watykańskim znaczkiem: koszulkami, pocztówkami, biżuterią,
zegarkami i wszelkiego rodzaju gadżetami.
346
347
Bezwstydna operacja handlowa, upowszechniana za pomocą reklamowych
spotów, prowadzona jest przez Archiwum Watykańskie.
Uznawane jest ono za jedno z najbardziej istotnych i największych na świecie.
Przechowuje zbiory książek, dzieł sztuki, prace naukowe, około miliona
egzemplarzy książek. Ponadto posiada tysiące druków, obrazów i narzędzi
naukowych.
Oblicza się, że interesy te przyniosą do kasy IOR około dwadzieścia milionów
dolarów rocznie.
- To legalny sposób uzyskania pieniędzy -oświadczył Leonard Boyle, kustosz
Biblioteki Watykańskiej. - Zresztą, zważywszy na szczupłość środków, zmuszeni
jesteśmy trzymać w zamknięciu większą część dzieł, które posiadamy.
Jednakże jakiś czas później Boyle został zdjęty ze stanowiska i zastąpiony
przez ojca Raffaele Farina (byłego rektora uniwersytetu salezjanów). L'Osserva-
tore Romano pisał o tym Jak o najzwyklejszym wydarzeniu; w rzeczywistości
ojciec Boyle, który przeszło trzynaście lat szefował bibliotece, w którego gestii
pozostawała księgarnia watykańska, drukarnia i zbiory samego papieskiego
dziennika - został przeniesiony na emeryturę bez żadnego uprzedzenia, w czasie
kiedy przebywał za granicą, i to rok wcześniej niż powinien (wiek emerytalny
ustanowiono
na 75 lat). "Według tego, co sam prefekt wyznał swoim przyjaciołom, zdjęcie go ze
stanowiska miało miejsce w tym samym czasie, kiedy sąd watykański wydał
postanowienie o zamknięciu sklepiku, gdzie handlowano wszelkimi produktami
(kopiami pergaminów, reprodukcjami, pamiątkami) z biblioteki, a także barku.
Pozornie bez żadnego wyraźnego powodu papiescy sędziowie zastopowali całkiem
dobrze prosperujący biznes polegający na sprzedaży wszelkich materiałów
wytwarzanych przez Bibliotekę Watykańską. Wierząc w to, o czym głośno w
Watykanie mówiono, zablokowanie to należy łączyć z serią przegranych spraw
sądowych, wytoczonych przez spółki wydawnicze, z którymi Stolica Apostolska
zawarła niegdyś umowy o wyłączności na reprinty książek i reprodukcję
dokumentów. Wydaje się, że biblioteka wielokrotnie nie dotrzymywała tych umów,
dlatego też poszkodowane firmy zażądały zapłaty kar umownych na łączną kwotę
około 12 miliardów lirów"
Po archiwum kolej przyszła na muzeum, które udzieliło zgody na korzystanie
z jego znaku wraz z osobistym błogosławieństwem Jana Pawła II. W listopadzie
1995 spółka Clementoni z Recanati podpisała ze Stolicą Apostolską umowę, na
mocy której nabyła prawa do produkcji puzzli przedstawiających sławne dzieła
Watykańskiego Muzeum - obrazy Michelangela,
348
349
Rafaela, Perugina... Spółka Clementoni, pracująca nad poszerzeniem oferty o
licencjonowane przez Stolicę Apostolską gry, będzie mogła sprzedawać swe towa-
ry również, a raczej - przede wszystkim - z okazji jubileuszu roku 2000, kiedy to
miliony pielgrzymów nawiedzą Rzym i inne pełne zabytków włoskie miasta.
Chociaż on sam stał się supergwiazdą masmediów, to jednak Jan Paweł II nie
szczędzi słów krytyki wobec środków masowego przekazu. Na przykład w trakcie
niedzielnego spotkania 28 stycznia 1996 na placu Świętego Piotra papież grzmiał:
"Wolność słowa nie jest celem samym w sobie... Prasa powinna być na
usługach prawdy, solidarności i pokoju... Informacja łatwo poddaje się rynkowym
gierkom". Dwa miesiące później wezwał do wyłączania telewizora przynajmniej
przez jeden tydzień w trakcie Wielkiego Postu oskarżając mały ekran o "działanie
na szkodę życia rodzinnego, rozpowszechnianie fałszywych i poniżających
wartości i wzorców zachowań. Teraz już seks i przemoc jest nawet w telewizyj-
nych programach dla dzieci".
Medialna supergwiazda podoba się wszystkim. Nawet powszechnie znanemu
tradycyjnemu "księdzożercy" - nobliście Darto Fo.
- Karol zaczął mówić do ludzi, do mas, do osób, które cierpią... Podróżując
wiele zrozumiał. Chyba zrozumiał to, że pokazywano mu sztuczne miasta i kraje,
miejsca "podrasowane", gdzie rzeczywistość była... pieczołowicie ukryta, a bieda
na czas jego pobytów dokładnie zakamuflowana. Chyba zrozumiał też, że wśród
tych zafałszowań były również i takie, że przed nim czy obok niego stawali
autentyczni bandyci, łobuzy, łajdaki, którzy ściskali jego dłoń...
Uroczystym napomnieniom na temat mediów towarzyszą fakty zadziwiające.
Jak, na przykład, zdarzenie z marca 1996, kiedy papież zdecydował się wy-stąpić w
pewnym fìlmiku reklamowanym dla telewizji (trwającym 45 sekund, emitowanym
w wielu krajach, gdzie katolicyzm cieszy się dużym poparciem). Ojciec Święty
pokazywany Jest w trakcie samotnego spaceru (w 1984 roku w kanadyjskim lesie),
ma żwawą minę - choć podpiera się laską - i odmawia różaniec po łacinie - wraz z
innymi głosami spoza kadru i śpiewem chóru Radia Watykańskiego. Spot
reklamuje zestaw dwu płyt CD - lub, do wyboru, audiokaset -zatytułowanych Jan
Paweł II i Papież z różańcem, oraz podręcznik, różaniec i mały plakat...
Reklamowy spot, zrealizowany przez amerykańską spółkę Alliance
Entertainment Corporation, został przedstawiony po raz pierwszy 21 marca 1996
350
351
w siedzibie Radia Watykańskiego przez biskupa Franco Ceriottiego (dyrektora
urzędu d/s komunikacji społecznej CEI) i przez ojca Pasquale Borgomeo
(dyrektora generalnego radia); obydwaj pośpiesznie uprzedzili, że inicjatywa
pozbawiona jest jakiejkolwiek formy kokieterii, dewocyjności i "kultu jednostki"...
Po czym setki tysięcy pakunków ze wspomnianymi zestawami (w sprzedaży w
cenie 79 tysięcy lirów) zostało skierowanych do diecezji, parafii i rozsianych po
całym świecie zgromadzeń zakonnych.
Gigantyczna operacja handlowa - określona przez organizatorów z rzadkim
doprawdy brakiem krytycyzmu jako wyjątkowo duchowa - uzyskała wsparcie
masowej i superkosztownej kampanii reklamowej w najbardziej nakładowych
czasopismach. Pod sugestywnym tytułem "W każdym domu, aby trafić do każdego
domu" i ze zdjęciem papieża odmawiającego w skupieniu różaniec widniał
reklamowy slogan: "Ojciec Święty modli się wraz z Tobą w skupieniu Twojego
domu. Po raz pierwszy na dwóch płytach CD lub na dwóch kasetach audio", po
czym następowało zaproszenie, aby natychmiast zamówić zestaw Papież z
różańcem wysyłając kupon pod wskazany adres.
Według angielskiego dziennika Sunday Telegraph w listopadzie 1995 spółka
McKenzie's Smokehouse zawarła z Watykanem porozumienie,
którego pozazdrościli j ej wszyscy konkurenci: chodziło o umowę na dostawę
wędzonego łososia na papieski stół. Dwieście kilogramów cenionej ze względu na
smak ryby z dołączeniem szampana miało urozmaicić posiłki Jana Pawła II i jego
otoczenia.
Rok później dostawy, realizowane dotąd przez szkocką firmę, zostały nagle
wstrzymane: Stolica Apostolska nie zapłaciła odpowiednich faktur i zalega na
kwotę sześciu milionów lirów. Na pytanie jednego z dziennikarzy kardynał Rosalio
Jose Castillo Lara wyraził przypuszczenie, że powodem tego stało się naj-
prawdopodobniej jakieś zwyczajne "techniczne niedopatrzenie".
Jednakże w sprawie papieskiego stołu, warto jeszcze zaakcentować dbałość o
szczegóły. I tak, od 1996, obsługa kredensowa Ojca Świętego wpada w zachwyt
nad pucharami w stylu "Leonardo". Artystycznie wykonane kielichy są owocem
nowej umowy handlowej zawartej pomiędzy Stolicą Apostolską i sieneńskim
przedsiębiorstwem Calp. Tym razem papież nie reklamuje już przedmiotów
związanych z religią. W ogłoszeniach reklamowych na stronach L'Osservatore
Romano [Avvenire (a także i w innych gazetach) firma ze Sieny pisze: "Pragnąc
oddać hołd Ojcu Świętemu, mistrzowie w produkcji szkła artystycznego z fìrmy
Calp wykonali cenną monstrancję, a dla
352
353
jego prywatnych apartamentów serwis pucharów w stylu Leonardo z serii Da Vinci
Crystal". Kryształowa monstrancja, która osiągnęła metr wysokości i wagę
osiemnastu kilogramów, została ręcznie oszlifowana, co kosztowało kilka miesięcy
pracy. Wraz z setką zrobionych na zamówienie kielichów ozdobionych papieskim
emblematem, monstrancja została podarowana papieżowi 28 marca 1996 z okazji
jego podróży do Sieny. Pastersko-handlowa wizyta była reklamowana na całych
stronach katolickich gazet (jakżeby nie) tekstem: Jego Świątobliwość papież Jan
Paweł II wybrał firmę Calp, aby nieść swoje błogosławieństwo całemu światu
pracy.
Umberto Trezzi, dyrektor toskańskiej firmy, w sprawie tej wizyty powiedział:
- Zleciliśmy przeprowadzenie tej małej kampanii informacyjnej podobnie jak
setki innych firm podczas papieskiej wizyty. Co więcej, aby nie wykraczać poza
przyj etą konwencję, sprawdziliśmy, jak robili to inni, a biorąc pod uwagę fakt, że
papież przyjeżdża do nas, byliśmy szczególnie wrażliwi na formę. Nasze reklamy
ukazywały się zresztą za zgodą i diecezji, i episkopatu".
Ale jakie były warunki finansowe umowy między Stolicą Apostolską i firmą
Calp - o tym się nie mówi.
W trakcie wizyty w Sienie Ojciec Święty spotkał się z krytyką grupy
młodzieży, która zarzuciła mu, że Stolica Apostolska sprzeciwia się używaniu pre-
zerwatyw jako metodzie prewencyjnej. Prezerwatywy i środki antykoncepcyjne są
także przedmiotem sporu pomiędzy Watykanem i Unicefem (agendą ONZ, której
zadaniem jest promowanie inicjatyw na rzecz dzieci). Dnia 4 listopada 1996
nuncjusz apostolski Renato Martino, który kierował stałą misją Watykanu przy
ONZ, w trakcie "Konferencji na rzecz promowania rozwoju" ogłosił drastyczną
redukcję rocznego budżetu przekazywanego na rzecz Unicef. W oficjalnej nocie
wystosowanej przez misję papieską wytłumaczono, że składka coroczna jest
symbolicznym gestem, za pomocą którego Kościół katolicki potwierdza fakt
uczestnictwa w pracy takich organizacji, które -jak Unicef- zajmują się dziećmi. W
nocie precyzuje się ponadto, że fundusze przekazywane przez Stolicę Apostolską
pochodzą ze zbiórek pieniężnych przeprowadzonych wśród katolików, dlatego też
działalność organizacji, które z tych subwencji korzystają, nie powinny być
rozbieżne z odczuciami katolików. No to czym w końcu Unicef zawinił? Oto -
wyjaśnia watykańska nota - chodzi o wykorzystywanie środków na promowanie
tego rodzaju działalności, jak "popularyzowanie podręcznika Narodów
Zjednoczonych
354
355
na temat środków antykoncepcyjnych stosowanych post coitum" albo też
medycznych środków wywołujących poronienie, a także wykorzystywanie swoich
pracowników w akcjach rozdawnictwa środków antykoncepcyjnych w krajach
Trzeciego Świata. A zatem jest to retorsja, która warta jest toastu pucharami "w
stylu Leonardo..."
Kontrast między teologicznym obskurantyzmem papieża Wojtyły i jego
"nowoczesnością" w dziedzinie interesów i masmediów j est przeogromny. Z jed-
nej strony polski papież jest zwolennikiem archaicznej, zamkniętej i
nietolerancyjnej doktryny, a z drugiej - uczestnicząc w "społeczeństwie spektaklu",
godząc się na działanie Kościoła na modłę wielkiego biznesowego holdingu, kreuje
wizerunek pontyfikatu "nowoczesnego".
I tak papież Wojtyła, który aborcji i rozwodom grozi anatemami, który na
homoseksualistów rzuca klątwę, a kobietom odmawia prawa do kapłaństwa, który
potępia stosowanie wszystkich bez wyjątku metod antykoncepcji, jest tym samym
papieżem, który zerka na "asów włoskiej giełdy", gdzie w rubryce publikowanej od
września 1996 przez tygodnik
Affari &. Finanza, wśród posiadaczy największych pakietów, Jan Paweł II z
portfelem 93 miliardów lirów znajduje się na 51 miejscu, tuż za właścicielem
nieruchomości z półświatka - Salvatorem Ligresti. Głowa katolickiego Kościoła
jest głuchy i ślepy na wszelkie teologiczne otwarcie, ale jako udziałowiec spółki
IMI (w której IOR posiada 0,84 procent udziału) j est zainteresowany zyskami ze
spółek Eni, Aeroporti di Roma, Banco San Paolo, a nawet Mediaset. Jan Paweł II,
który demonizuje związki między osobami tej samej płci, upatrując zło nawet w
fakcie ich legalizowania na gruncie prawa cywilnego, jest tym samym papieżem,
który od 1996 roku podróżuje superluksusowym Mercedesem S500 Landaulet.
Za czasów papieża Wojtyły niestosowności i sprzeczności w poczynaniach
Kościoła Rzymskokatolickiego jest aż nazbyt dużo. Przykładem niech będzie
wystawna ceremonia zorganizowana w grudniu 1996 przez księdza Santino Sparte
(dziennikarza Radia Watykańskiego) w parafii Świętej Anny, wewnątrz
watykańskich murów. Podczas tej wydawniczo-towarzyskiej imprezy ksiądz Sparta
przedstawił swoją książkę zawierającą "wyznania wiary" dokonane przez wiele
osobistości ze środowiska sceny. Wśród wielu tekściarzy, tancereczek,
showmanów, aktoreczek, dziennikarzy i śpiewaków, kuriozalną była obecność
356
357
i wypowiedź byłej bohaterki filmów erotycznych Edwige Fenech, która wyznała,
że zdobyła ją osobowość Jezusa i to "on sprawił, że czuje się jego córką i córką
Matki Boskiej, wobec której mój Anioł Stróż służy mi za pośrednika".
Udział w "nowoczesności" udowadnia również tygodnik Famiglia Cristiana,
który nawet dedykował swoją okładkę showmanowi Fiorello, mającemu niedawno
kłopoty z prokuraturą z powodu narkotyków. Wydawany przez paulinów tygodnik
nie waha się wskazywać młodzieży showmana jako pozytywny wzór do
naśladowania, bowiem zadeklarował on w wywiadzie decyzję unikania skandali w
życiu prywatnym (później dopiero okaże się, że dwa tygodnie wcześniej Fiorello
swoim talentem urozmaicał wieczór uczestnikom zorganizowanej przez
chwalących Boga paulinów morskiej wycieczki do Ziemi Świętej).
Z pozycji supergwiazdy kapitalistycznych masmediów, dumny antykomunista
Wojtyła rozszerza marketing dusz również na młodzież, która - jako te zbłąkane
owieczki - lgnie do "demonicznej" muzyki rockowej. "Dzisiaj piosenkarze są
nowymi autorytetami od porozumiewania" - stwierdził papież, a Stolica Apostolska
zorganizowała w Bolonii 27 września 1997 najprawdziwszy koncert Hope music
(muzyki nadziei) z udziałem, za zawrotnym wynagrodzeniem,
legendarnej gwiazdy muzyki pop - Boba Dylana. Być może wszystko to dlatego, że
dla Rzymskokatolickiego Kościoła dusze młodych ludzi są prawdziwą zgryzotą.
Oto - według przeprowadzonego we Włoszech sondażu, opublikowanego w
kwietniu 1997 - 68 procent dziewcząt i chłopców, którzy ukończyli 14 lat, ani nie
chodzi już do kościoła, ani nie uczestniczy w grupach parafialnych, ani też nie
uczęszcza na lekcje religii; odsetek tych, którzy odmawiają modlitwę zmniejszył
się o 31 procent, a uczestnictwo w nabożeństwach aż o 68 procent. Wszystko to,
zdaniem ekspertów, jest konsekwencją złego przykładu ze strony rodziców, a
ogólniej - "rozrywek" życia codziennego, a zwłaszcza telewizji i muzyki.
"Merkantylny modernizm" wojtyłowskiego pontyfikatu powoduje jednak
czasem też nieprzyjemne incydenty, W czasie, gdy 16 lutego 1996 papież nama-
wiał usilnie księży i biskupów, aby upowszechniali Ewangelię przez Internet,
Stolica Apostolska była zmuszona napiętnować dosyć kłopotliwą inicjatywę, którą
podjęła niemiecka spółka o nazwie Lazarus Gesellschaft (dosłownie Spółka
Łazarza). W sierpniu 1996 firma ta przekazała do sprzedaży płytę CD, która po
wprowadzeniu jej do cd-romu stawała się "multimedialnym spowiednikiem",
zaprogramowanym na udzielenie rozgrzeszenia za wszelkie grzechy.
358
359
Na płycie znajdowała się lista około dwustu grzechów, przy czym za każdy z nich
przewidziano inny rodzaj pokuty. Maksymalna kara (50 Ojcze Nasz i tyle samo
Zdrowaś Mario) groziła temu, kto splamił się zabójstwem. Płyta CD podaje też
adresy spowiedników, z którymi można skontaktować się przez Internet, a także i
"prawdziwych" księży.
Watykan określił tę inicjatywę mianem "dyskusyjnej operacji handlowej, która
nie ma nic wspólnego z rzeczywistym znaczeniem sakramentu spowiedzi".
Jednakże Peter Seyel - dyrektor ekumeniczno-humanitamej organizacji z Kolonii -
odpowiedział na ten zarzut: "Na miłość Boską, wyprodukowane przez nas
oprogramowanie nie jest i nie będzie przedstawiane jako surogat spowiedzi.
Sakrament zawsze był i pozostanie pewnym wzajemnym stosunkiem pomiędzy
dwiema osobami, i tak też musi pozostać. Za pomocą płyty CD staraliśmy się
jedynie udzielić pomocy w poruszeniu sumienia każdego z nas".
Również i sam Wojtyła-superstar nie oparł się pokusie informatyki: papież
jest bohaterem płyty CD, która ukazała się- podobnie jak wcześniejsza książka -
pod tytułem Przekroczyć próg nadziei i sprzedawana była przez wydawnictwo
Mondadori New Media. Jak entuzjastycznie zapowiadała należąca do
Berlusconiego Panorama, płyta wymaga
oprogramowania Windows i Windows 95, będzie kosztować 59 tysięcy lirów i
będzie do nabycia w księgarniach i sklepach komputerowych całego świata -przy
czym jej pierwszy pokaz odbędzie się na Targach Książki we Frankfurcie, gdzie
Jan Paweł II -w wersji elektronicznej - będzie gwiazdą stoiska Mondadori.
A jednocześnie interesującym przykładem hipokryzji Jana Pawła II było jego
wystąpienie we wrześniu 1996, kiedy to z balkonu rezydencji w Castelgandolfo
wydawał się wykazywać swój dystans wobec cywilizacji informatycznej
massmediów.
- Dobra wytwarzane przez cywilizację przemysłową - mówił papież - mogą
uczynić nasze życie wygodniejszym, ale nie zrealizują potrzeb serca. Telewizja i
informatyka, w pewnym sensie niosą świat do naszych domów, ale to nie zawsze
zapewnia głębię i spokój stosunków międzyludzkich... Wiele osób manifestuje
zatem pilną potrzebę powrotu do korzeni, mocne pragnienie ciszy, kontemplacji,
poszukiwania absolutu. Wśród tylu słów - często ściągających na manowce i
pustych - szuka się słów potrzebnych do życia.
Ale to są też tylko słowa - fakty mówią coś przeciwnego. Stolica Apostolska
otworzyła swój własny portal na tym mediatycznym stworzonym przez
360
361
Internet bazarze, na którym się znajduje wszystko -od informacji dziennikarskich
do nowości technologicznych, od seksu do sportu, od acid music do najbardziej
pogmatwanych gier elektronicznych. I watykański portal jest faktycznie
gigantyczny: działa dniem i nocą, informacje podawane są w ośmiu językach, a
wszystko to dzięki trzem potężnym komputerom nazwanym - od imion bliblijnych
trzech archaniołów -Raffaele, Michele i Gabriele. - To Ojciec Święty tak
zdecydował - potwierdziła Judith Zoebelein, amerykańska zakonnica
odpowiedzialna za działanie całego działu. Intemetowa rewolucja dotarła dzisiaj
już wszędzie, a zatem i Kościół musi w niej uczestniczyć.
Debiut wirtualnego papieża miał miejsce w czasie Świąt Wielkanocnych 1997
roku przy okazji udzielanego Urbi et orbi błogosławieństwa. - Dwa tygodnie
później - cieszył się papieski rzecznik prasowy Jaquin Navarro Valls -już dwa
miliony 386 tysięcy osób z siedemdziesięciu krajów świata odwiedziło strony
Stolicy Apostolskiej, gdzie mogło odczytać treść papieskiej przemowy. Na nasz
elektroniczny adres nadeszło 4678 wiadomości w dziesięciu różnych językach i to
w czasie jednego tylko tygodnia.
Co może znaleźć katolik dryfujący po papieskim portalu? Treści papieskich
przemówień, dokumenty Stolicy Apostolskiej (zarówno te z przeszłości, jak
i obecne), encykliki, informacje na temat Jubileuszu... Szkoda tylko, że aby się na
te strony dostać, trzeba zapłacić 15 tysięcy lirów. A więc znowu biznes, który
dostarczy do kas Watykanu dziesiątki miliardów lirów rocznie.
Jan Paweł II to prawdziwy motor watykańskich, rozlicznych interesów, nawet
tych dokonywanych nie-jako w sposób pośredni. Tak było choćby w przypadku
Vittorio Gassmana i Moniki Vitti, przyjętych przez papieża w dniu 6 listopada
1997. Z tej okazji dwójka aktorów przekazała Ojcu Świętemu płytę CD
Towarzysze podróży, na której Gassman recytuje około piętnastu wierszy
napisanych przez Karola Wojtyłę (z tłem muzycznym autorstwa Olimpo Petrassi).
Natomiast Monica Vitti nagrała wraz z Alberto Sordi (uczestnikiem reklam
telewizyjnych CEI) kolejne piętnaście liryków papieża, opublikowanych na CD z
okazji nadchodzących Świąt Wielkanocy.
W księgarniach sprzedawane są także płyty CD wytwarzane przez organizacje
i osoby z kręgów bliskich Stolicy Apostolskiej. Jedna z takich płyt, W po-
szukiwaniu szczęścia, przeznaczona dla dzieci w wieku od 8 do 13 lat, powstała z
inicjatywy rzecznika prasowego Opus Dei - Giuseppe Corigliano i dostojnika
mediolańskiej kurii - księdza Luca Bagatin. Jej cena - 80 tysięcy lirów. Dorośli
natomiast mogą
362
363
nabyć za 99 tysięcy lirów Żywą historię Całunu Turyńskiego, przy gotowaną przez
Emanuelę i Maurizia Marinellich, opublikowaną przez wydawnictwo San Paolo.
Wśród inicjatyw fonografìczno-religijnych nie pominięto także i głosu samego
papieża. Na płycie CD Hymn for thè World, Jan Paweł II odmawia modlitwę za
pokój, a w tle słychać chór i orkiestrę Santa Cecilia, którą dyryguje Koreańczyk
Myung Whun Chung. Inne pozycje wykonywane są przez Andrea Bocellego i
Cecilie Bartoli.
I kolejne modlitwy, kolejna płyta CD, ale tym razem z odrobiną suspense,
bowiem całą operację otacza nimb tajemnicy. Chodzi o album, w którym papież
śpiewa kilka modlitw. - Pomysł, żeby nagrać papieża śpiewającego, pochodzi od
pewnego oboisty Andrea Mariottiego - opowiada Francesco Battistini. -
Przedsięwzięcie zyskało poparcie ze strony ojca Pasquale Borgomeo, dyrektora
Radia Watykańskiego, jezuity z Neapolu, który od dziewiętnastu lat w otoczeniu
papieża zajmuje się strzeżeniem praw autorskich każdego słowa Jana Pawła II... No
i papież śpiewa. Na płycie CD znajduje się około czterdziestu minut modlitwy.
Łacińskim inwokacjom z Praefatio towarzyszy śpiew chórów prawosławnych i
popisy gitarowe w stylu Pink Floyd. Pater noster przy
akompaniamencie perkusji. Victimue Pascalis w rytmie nowojorskiego rapu. Płytę
emitowało ciągle to samo wydawnictwo paulinów. Produkt dyskograficzny miał
ambicję dostać się na szczyty list przebojów.
Wojtyła-superstar nie sprzeciwia się też swojej obecności nawet na dużym
ekranie. Krzysztof Zanussi wyłowił dziełko napisane przez Jana Pawła II w mło-
dości i przy pomocy biskupa Jana Chrapka (również przyjaciela Wojtyły)
wykrzesali z tego film Brat naszego Boga. Produkcję filmu ukończono w marcu
1997. To dzieło kinematografii jest, jak można się spodziewać, również
wspaniałym interesem - prawa do rozpowszechniania filmu zostały już wykupione
przez telewizje wielu krajów...
Ale jest też coś więcej i znacznie gorszego. Oto papież-gwiazdor użycza
swojego wizerunku najbardziej pogańskiej i obrazoburczej spośród wszystkich
merkantylnych dziedzin - reklamie. Rzecz przydarzyła się 16 czerwca 1997
podczas meetingu zorganizowanego w Mediolanie przez klub Santa Chiara. W de-
bacie poświęconej reklamie, zainspirowanej właśnie papieskim dokumentem Etyka
w reklamie papież wziął udział za pośrednictwem nagrania na kasecie video. Przy
stole konferencyjnym, jako przedstawiciel papieża, zasiadał arcybiskup John Foley,
obok
364
365
którego znaleźli się reprezentanci mediów Berlusconiego: Giulio Malgara (prezes
zrzeszenia reklamodawców) i Giuliano Adreani (pełnomocny członek zarządu
firmy Pubitalia, działającej z ramienia Mediaset), Alberto Contri (prezes włoskiej
konfederacji środków masowego przekazu), Mauro Miccio (prezes firmy Ferpi) i
Antonello Perricone (pełnomocny członek zarządu firmy Sipra).
W kwietniu 1997 na stronach kilku czasopism ukazało się ogłoszenie
reklamowe przedstawiające papieża i wypowiedziane przez niego słowa: "Koniecz-
ne jest, aby etapem przygotowania do Świętego Jubileuszu była praca w każdej
rodzinie". Niżej - po facsimile papieskim - następowała reklama lansująca cza-
sopismo Tertium Millenium, które miało być oficjalnym organem Wielkiego
Jubileuszu: "Wielkiej watykańskiej inicjatywie na rzecz przygotowań do Wielkiego
Jubileuszu roku 2000".
Te ogłoszenia to mieszanka wiary i biznesu. "Jubileusz roku 2000! U progu
światowego wydarzenia, które zaznaczy przyszłość milionów ludzi, również i Ty
przyjmij zaproszenie papieża do starannego przygotowania się do niego ! Dla
wiernych, którzy pragną pogłębić własne przeżycie związane z wiarą, Watykan
stworzył..." i dalej: "Pytaj o Tertium Millenium przez cały rok korzystając z
niepowtarzalnej
oferty, która gwarantuje Ci dwudziestopięcioprocentową zniżkę. Przedstawiając
poniższy kupon zapłacisz tylko 69 zamiast 90 tysięcy lirów. Złap w lot tę
niepowtarzalną okazję i powiedz o niej także drogim Ci osobom! Będziesz w ten
sposób świadkiem..." Zakończenie jest w iście handlowym stylu: "Gratis kaseta
video Odkrycie Chrystusa na nowo... Dodatkowo otrzymasz prezent". Kupon na
prenumeratę i przyjmowanie datków zaadresowany jest do wydawnictwa Piemme,
które zachwala siebie sloganem "jakość naszych czasów". Amen.
366
367
Dokumenty
Clara Calvi zeznaje
W ramach śledztwa prowadzonego w sprawie śmierci bankiera Roberto
Calvi mediolańscy prokuratorzy Bruno Siclari i Pierluigi Dell'Osso przyjęli ze-
znania złożone przez panią Clarę Canetti, po mężu Calvi. Śmierć katolickiego
bankiera, a jednocześnie masona, którego znaleziono 18 czerwca 1982 powie-
szonego pod mostem Blackfriars w Londynie (co, zdaniem tamtejszej prokuratury,
było aktem samobójstwa), obciąża osoby z kręgów: Loży P2 - mafii -Watykanu.
Oto fragmenty zeznań wdowy Calvi.
371
19 października 1982
Mój mąż, jak powiedziałam już wcześniej, około roku 1971 nawiązał
znajomość z panem Minciaroni Aladino, przedsiębiorcą budowlanym, z którym
spotykał się w Rzymie. Aladino był dobrym przyjacielem Francesco Consentino,
sekretarza generalnego Izby Deputowanych. Sądzę, że mąż poznał Minciaroniego -
poprzez pana Mario Valeri Manera - w Wenecji podczas ceremonii wręczania
nagrody Campiello... W tym czasie mąż często jeździł do Rzymu i pewnego razu
zabrał mnie tam ze sobą. Wzięliśmy pokój w Grand Hotelu i mąż powiedział, że
chce przedstawić mi Umberto Ortolani i Licio Gelli, z którymi spotykał się dosyć
często w tamtym okresie, i którzy byli ważnymi osobistościami. Podjęliśmy wyżej
wspomnianych, Gellego i Ortolaniego, kolacją w restauracji hotelowej. Po kolacji
przyszli do nas Minciarioni, Cosentino i niejaki Firrao, i w tym gronie wszyscy
zaczęliśmy rozmawiać o trwającym właśnie kryzysie rządowym i jak się okazało
Minciaroni i Cosentino byli członkami Loży P2, tak samo zresztą jak Rugherò
Firrao, który wówczas pełnił funkcje dyrektora generalnego w Ministerstwie
Handlu Zagranicznego].
Panowie ci mówili ze sobą o różnych kandydatach na stanowiska w rządzie, a
z treści wypowiedzi można było wnioskować, że byli dobrze zorientowani w
środowiskach politycznych i dobrze znali rządzące tymi środowiskami
mechanizmy. Tego samego dnia miałam też sposobność poznać inne osoby... Mąż
przedstawił mi Lorisa Crobi [członek Loży P2, prezes spółki "Condotte" Gaetano
Stammati [członek Loży P2, chadek i senator} oraz dziennikarza Cesare Zappulli...
Owi Gelli i Ortolani podejmowali działania, aby ułatwiać mojemu mężowi
nawiązywanie kontaktów, o których sądził, że ich potrzebuje ze względu na swą
pracę. Gelli i Ortolani pośredniczyli także w niektórych interesach, ale co to były
za interesy, nie umiem tego sprecyzować...
Sądzę, że w tym okresie [w roku 1971} mąż przystał do masonerii. Powiedział
mi sam on o tym, ale później, twierdząc, że został "wtajemniczony" w Genewie. W
tych latach mąż prowadził różne interesy i utrzymywał intensywne kontakty z
bankiem watykańskim IOR, a w szczególności z Luigim Menninim, który w tym
banku był najbardziej wpływowym specjalistą. W zakres kontaktów wchodziły
również spotkania w gronie rodzin. Częste były także kontakty z prezesem IOR bi-
skupem Marcinkusem, który - w wyniku decyzji mojego męża, Ì właśnie ze
względu na ścisłe i częste kontakty pomiędzy bankiem IOR i bankiem
Ambrosiano-wszedł do zarządu zagranicznej wspólniczki banku Ambrosiano -
firmy Overseas z Nassau na wyspach Bahama. Z tego też powodu widywaliśmy
często Marcinkusa w Nassau, gdzie bywał naszym gościem podczas wszystkich
zebrań zarządu.
Później w zbliżeniu się mojego męża do kręgów kościelnych miał swój udział
wspomniany już Ortolani, bardzo z tymi kręgami związany, szczególnie, że był
dobrym przyjacielem zmarłego kardynała Lercaro. Pragnę podkreślić, że w tym
okresie, jak zresztą i później, mąż bywał w Watykanie bardzo często i utrzymywał
kontakty ze zmarłym papieżem Pawłem VI. Były to stosunki na tyle zażyłe, że mąż
mógł się do niego udawać z wizytą nie potrzebując żadnej uprzedniej formalności...
372
373
Niedługo potem [20 maja 1981} nastąpiło aresztowanie mojego męża.
Skontaktowałam się z przebywającą wtedy w Genui adwokatką Lagosteną Bassi...
Adwokatka zgodziła się przyjść do mnie do domu, gdzie została na obiedzie wraz z
towarzyszącym jej synem. Na moją prośbę udzieliła mi wskazówek, jak powinnam
się zachować; zasugerowała, abym nic absolutnie nic mówiła w trakcie
ewentualnego przesłuchania i żebym robiła wrażenie takiej z kategorii "żon
idiotek", która o niczym nie wiedziała... Pożegnałyśmy się i, chociaż nie udzieliłam
adwokatce żadnego pełnomocnictwa, w kilka miesięcy później adwokatka przesłała
mi rachunek na 2 miliony tirów, który odpowiednio uregulowałam...
20 października 1982
...W dniu następnym [po aresztowaniu Roberto Calvi] ja, córka, syn.
Pazienza, Mazzetta i Ciarrapico, pod eskortą prywatnej ochrony, udaliśmy się do
gabinetu szacownego Andreottiego. O ile pamiętam, jego gabinet znajdował się
dosyć blisko naszego domu w Rzymie, dlatego poszliśmy tam pieszo. Na górę
weszliśmy tylko ja, córka i Ciarrapico, który to spotkanie umówił, a inni czekali na
nas na dole. Nie pamiętam, czy z nami poszedł również Pazienza, czy też czekał
razem z innymi na dole. Od razu zostaliśmy przyjęci przez szacownego
Andreottiego, którego miałam już okazję dawniej kilka razy spotkać w domu pani
Marii Angiolillo [wdowy po założycielu rzymskiego centroprawicowego II Tempo},
u której bywałam czasami razem z mężem. W jej domu spotykaliśmy także pana
Piccoli ,jego żonę i wielu wpływowych polityków, głównie z kręgów
chadecji. Tam wielokrotnie miałam możliwość spotkania kardynałów Casaroliego i
Silvestriniego.
Premier Andreotti powiedział mi, że włoski bank centralny zamierza narzucić
bankowi Ambrosiano dwóch komisarzy i dodał, że Cuccia z Mediobanca za-
oferował się kupić udziały Ambrosiano, żeby przyjść z pomocą przyjacielowi
Calvicmu. Premier Andreotti powiedział jeszcze, że on doradzał, aby komisarzem
w Ambrosiano został prezes Banca Popolare di Nova-ra, Venini i pań Orazio
Bagnasco. Poprosił mnie, bym powiedziała to mężowi, aby usłyszeć jego zdanie...
Mąż odpowiedział, że jeśli do banku wprowadzą Veniniego i Bagnasco, to on
będzie skończony [w i 995 roku Lino Venini stanie przed sądem z powodu
doprowadzenia do krachu spółki Sasea].
Zaraz po aresztowaniu mojego męża otrzymałam grzecznościowy telefon od
żony premiera Craxiego. Podała mi swój telefon w Rzymie, na wypadek gdybym
potrzebowała się z nią skontaktować. Mówiłam o tym wszystkim również z
Piecenzą i z Ciarrapico, i wtedy powstał pomysł pójścia do premiera Craxiego.
Ciarrapico sugerował mi, żebym powiedziała bez ogródek "panie premierze,
trzydzieści miliardów to nie żart". Nigdy nie słyszałam od mojego męża nic na ten
temat, ale uznałam za stosowne polegać na sugestiach Ciarrapico, który wydawał
się być pewny tego, co mówił, dając mi do zrozumienia, że mogłam spokojnie i bez
obaw powiedzieć zasugerowane mi zdanie.
Umówiłam się zatem na spotkanie z panią Craxi w Rzymie, w hotelu [San
Raphael], gdzie mieszkała razem z mężem. Udałam się tam wraz z moją córką i
moim bratem pod eskortą tych samych, co zawsze,
374
375
prywatnych ochroniarzy... Zostaliśmy uprzejmie przyjęci przez panią Craxi, a nieco
później dołączył do nas pań Formica, z którym przez pewien czas rozmawiałam na
tarasie mieszkania na osobności, a pani domu rozmawiała wtedy z moją córką i z
moim bratem. Od razu powiedziałam obu politykom, że oczekiwałam z ich strony,
że udzielą mojemu mężowi pomocy i włączyłam także owo zdanie, że trzydzieści
miliardów to nie jest żart. Obydwaj panowie na moje oświadczenie nie zareagowali
nawet mrugnięciem oka i nie robili żadnych komentarzy, odpowiedzieli tylko, że
zamierzali pomóc mojemu mężowi, bo jest ich przyjacielem. Ja ze swej strony
dodałam, że to, co powiedziałam, to nie było moje własne zdanie, ale że zostało mi
przekazane przez kogoś innego. Pamiętam, że powiedziałam także, że dopóki
będzie tam Cuccia z Mediobanca, to mój mąż będzie prześladowany i dodałam - co
chyba także było wcześniej zasugerowane mi przez Ciarrapico - że "Pań, szanowny
panie premierze, działając przez swego De Michelisa, może w pół godziny
odprawić Cućcie". Przypominam sobie, że pań Craxi odpowiedział, że w pół go-
dziny to nie jest to możliwe, ale w dwa miesiące - tak. Przy okazji powiedziałam
też, że w sytuacji, w której się znalazłam, byłam skłonna nawet doprowadzić się do
śmierci głodowej... Rozstaliśmy się, kiedy na to moje stwierdzenie odpowiedziano,
że nikt nie potraktuje tego poważnie. Wyszłam w poczuciu, że pomoc zostanie mi
udzielona i muszę powiedzieć, że później dochodziło do licznych kontaktów ze
strony pani Craxi, która odwiedzała mnie w moim mieszkaniu. Kilkakrotnie pani
Craxi przyniosła mi powycinane z gazet artykuły pana Craxi, w których brał on w
obronę mojego męża...
Kilka dni przed wszczęciem procesu [który -przeciwko osobom oskarżonym o
doprowadzenie do krachu banku Ambrosiano - rozpoczął się 10 czerwca 198]]
udałam się na widzenie do więzienia do mojego męża. Byłam wtedy w
towarzystwie mojej córki i Alessandro Menniniego. Na rozmowę poszłyśmy my
dwie, ja i moja córka, której ojciec kazał zapisać do załatwienia różne rzeczy.
Między innymi powiedział córce, żeby zapisała drukowanymi literami na kartce
następujące zdanie: "Ten proces oznacza postawienie pod sąd IOR". Powiedział
nam też, żeby spytać Menniniego, czy kapelan więzienny, który poprosił go o roz-
mowę, zrobił to, aby przedyskutować kwestie dotyczące IOR. Dodał, że od lutego
1981 błagał na wszystkie możliwe sposoby kierownictwo IOR, aby za wątki zwią-
zane z IOR, o których będzie mowa na procesie, wzięło na siebie
odpowiedzialność. Powiedział jeszcze, żebym szybko udała się do Rzymu, aby
zobaczyć się z Marcinkusem, Ì żebym dowiedziała się, czy możliwe jest to, czego
do tej pory nie mógł doprosić się on sam, to jest żeby IOR potwierdził, że to on
dokonał transakcji z Toro, w sprawie której prowadzono śledztwo, a przynajmniej,
żeby zwolniono Banca Gottardo z tajemnicy bankowej, co umożliwiłoby złożenie
zeznań tym wszystkim, którzy tej transakcji dokonali. Muszę przyznać, że słysząc
to wszystko, zaczynałam rozumieć różne rzeczy dotyczące stosunków pomiędzy
bankiem Ambrosiano i IORem i znalazłam wyjaśnienie dla faktu, że Alessandro
Mennini, syn szefa IOR, w tym okresie zawsze był gdzieś w pobliżu mnie.
Po wyjściu z więzienia zastałam Menniniego w jeszcze gorszym humorze niż
wcześniej, gdy
376
377
zostawiłyśmy go samego. Jak tylko spostrzegł, że ja i moja córka wsiadałyśmy do
samochodu, on też do niego wskoczył, a córka pokazała mu kartę, na której zapi-
sała zdanie podyktowane jej przez ojca. Ja, w nawiązaniu do tego zdania,
zapytałam go wtedy, czy kapelan więzienny, który chciał rozmawiać z moim
mężem, miał rzeczywiście przedyskutować wyżej wspomniane sprawy. Mennini
wydawał się dosłownie przerażony i na moje pytanie powiedział: "Tego słowa nie
należy wypowiadać nawet w konfesjonale". A zaraz potem Mennini chwycił do rąk
kartkę, by ją podrzeć, ale ja ją mu z rąk natychmiast wyrwałam...
Uprzedziłam również i mojego syna Carla, który przebywał w Waszyngtonie,
o tym, czego dowiedziałam się od mojego męża o IOR. Syn, jak mi to potem
powiedział, skontaktował się z Watykanem wysyłając teleks, w którym prosił
Marcinkusa o oddzwonienie do niego o danej godzinie. Marcinkus punktualnie o
wskazanej godzinie oddzwonił, a mój syn opowiedział mu o tej sprawie, ale
otrzymał jedynie niejasne i wymijające odpowiedzi. Mój syn wysłał też teleksy do
kardynała Casaroliego i do kardynała Silvestriniego, prosząc ich o interwencję,
zaklinając ich na wszystko co święte, aby spowodowali ujawnienie prawdy. Od
Pazienzy dowiedziałam się, że też rozmawiał z Marcinkusem i że przekonał go,
aby podjął działania. Pazienza powiedział mi także potem, że poprzez swoich
znajomych ze służb specjalnych dowiedział się, że Marcinkus i Luigi Mennini z
całą pewnością przekroczyli w wielkiej tajemnicy granicę i udali się do Lugano, do
Szwajcarii, celem wydania dyspozycji bankowi Gottardo, aby zezwolił
szwajcarskim prokuratorom
przejrzeć dokumenty banku mimo tajemnicy bankowej, i żeby kierownictwo banku
poświadczyło, że to nie mój mąż był wszystkiemu winien. Miała miejsce także roz-
mowa telefoniczna pomiędzy Alessandro Menninim i moim synem, który czynił
wyrzuty jemu samemu i IOR za to wszystko, co przydarzyło się ojcu,
Ja sama otrzymałam telefon od Olgiatiego, który poprosił o możliwość
złożenia mi wizyty, i ja się na nią zgodziłam. Olgiati przyszedł do mnie w
towarzystwie Menniniego, którego zupełnie nie oczekiwałam. Mennini
opowiedział mi o rozmowie telefonicznej z moim synem i spytał, czy sama
chciałabym coś dodać. Twardym tonem odpowiedziałam, że nie, i Mennini, wście-
kły, poszedł sobie. Olgiati powiedział mi wtedy, że źle zrobiłam, bowiem
potrzebowaliśmy pomocy Menniniego w sprawie dostępu do poświadczających
niewinność męża dokumentów z Banca del Gottardo. Odpowiedziałam, że doszła
do mnie już wiadomość, że Marcinkus i Luigi Mennini pojechali do Szwajcarii do
wspomnianego banku. Kilka dni później Alessandro Mennini pojechał - w imieniu
IOR, a nie banku Ambrosiano, którego był pracownikiem - do Lugano, żeby
odebrać postanowienia szwajcarskiego wymiaru sprawiedliwości, w których
poświadczano, że mój mąż nie miał nic wspólnego z tą sprawą. O ile wiem, to
Mennini przekazał te postanowienia bezpośrednio adwokatom mojego męża,
którzy bronili go przed sądem.
W trakcie trwania procesu chodziłam wielokrotnie do więzienia do męża
korzystając z widzeń, które mi przyznano. W czasie jednego z takich widzeń opo-
wiedziałam mężowi, to co powiedziałam panu Craxi, to jest to zdanie, które
zasugerował mi Ciarrapico. Mój
378
379
mąż powiedział mi, że miał już dość poświęcania się dla innych, i że - o ile ta
sytuacja nie zmieni się natychmiast - jest całkowicie zdecydowany powiedzieć na
rozprawie w sądzie rzeczy, które wiedział na temat IOR i polityków. Sadze, że
słowa te powtórzyłam przez telefon żonie pana Craxi, z którą utrzymywałam częsty
kontakt.
Muszę powiedzieć, że przez cały czas trwania procesu ciągle wydzwaniała do
mnie pani Angiolillo, która prosiła o kolejne informacje i przekazywała mi ze swej
strony różne wiadomości. Pani Angiolillo przekazywała mi pozdrowienia od
Piccolego i mówiła mi, że robiła co mogła na rzecz mojego męża i że chodziła na
rozmowę w jego sprawie do Banca d'Italia, do jego prezesa, a przede wszystkim do
dyrektora generalnego Diniego. Muszę przyznać, że potem, po wyjściu z więzienia,
mój mąż dał pani Angiolillo najpierw 10 milionów lirów, a potem kolejne 50
milionów, z okazji Bożego Narodzenia - tym razem korzystając z pośrednictwa
mecenasa Gregori z Rzymu. Były to pieniądze za to, co pani Angiolillo zrobiła dla
męża - była ona znana z tego, że w swoim domu organizowała spotkania pomiędzy
biznesmenami, działaczami i innymi, przyjmując w zamian pieniężne
gratyfikacje... Powiedziałam Pazienzy, że dowiedziałam się od pani Angiolillo, że
była ona u prezesa banku centralnego Ciampiego i u dyrektora Diniego, a Pazienza
skontaktował się z panią Angiolillo, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Pani
Angiolillo pogniewała się na mnie za to, że Pazienzy o tym powiedziałam...
Pani Angiolillo przekazała mi także, że Ciampi i Dini pragnęli powiadomić
mojego męża, że podział grupy dokona się za pięć lat, tak jak chciał on sam,
a zatem, że może pozostawać spokojny i nie martwić się. Pragnę podkreślić, że
kiedy kierownictwo Banca d'Italia objęli Ciampi i Dini, mój mąż powiedział mi, że
dowiedział się od Gellego , że tych dwóch było przyjaciółmi, że należeli obaj do
Loży P2 i że to sam Gelli przyczynił się do ich nominacji. Gelli powiedział mu też,
że Dini otrzymał polecenie, aby Calviemu nie stwarzał problemów i żeby był dla
niego przyjazny, i muszę powiedzieć, że mąż, od samego początku, był
zadowolony ze sposobu, w jaki traktował go Dini, który przyjmował go, kiedy mąż
chciał, także i w sposób prywatny i w tajemnicy przed innymi [nazwisk Carlo
Azeglio Ciampiego i Lamberto Diniego nie było w zarekwirowanych Lido Gelliemu
dokumentach Loży P2; nie było także nazwiska Carlo De Benedettiego, o którym w
swych zeznaniach mówi wdowa Calvi}. Mój mąż mówił mi, że Dini pozostawał w
bardzo bliskich związkach z niejakim Battista z Loży P2 i że Battista dawał mu
miliard, półtora miliarda lirów za każdą załatwioną sprawę (którą mu Dini
załatwił).
21 października 1982
Proces {przeciwko oskarżonym z banku Ambrosiano} skończył się i mąż mój
został tymczasowo zwolniony z aresztu, ale przebywał jeszcze w szpitalu w Lodi.
Wyszedł kilka dni później i potwierdzono, że ma nadal pełnić funkcję prezesa
zarządu banku Ambrosiano... Dość szybko po wypisaniu ze szpitala [Calvi
próbował popełnić samobójstwo} mąż zaczął znowu często jeździć do Rzymu,
zawsze mu w tym towarzyszyłam...
W Rzymie widywał się z Marcinkusem i z dyrektorem włoskiego banku
centralnego Dinim; z nim
380
381
widywał się w wielkiej tajemnicy Jak zresztą przez cały ten okres, a także i później
- na przykład w przeddzień święta Wniebowzięcia. Mąż opowiadał mi, że jego sto-
sunki z Dinim układały się bardzo dobrze i że Dini z nim współpracował, natomiast
z Marcinkusem stosunki stały się fatalne. Marcinkus nie przyjmował już do wiado-
mości, że wobec banku Goliardo powinien był nadał zachowywać takie
stanowisko, jak to obiecał uczynić wcześniej. Według słów mojego męża,
Marcinkusowi bardzo zależało, aby tajemnice Banca del Gottardo nie wyszły na
jaw. Mąż mawiał wtedy: "Księża każą mi zapłacić za wszystko, a nawet za
wszystko już płacę"...
Z czasem zaczęło się pojawiać nazwisko niejakiego Hilarego Franco,
papieskiego kapelana, monsignora, z którym mój mąż nawiązał kontakt i z którym
miał kilka różnych spotkań w Rzymie. Mąż mówił mi, że ten Hilary Franco trzymał
jego stronę i że często, aby podtrzymać go na duchu, powtarzał mu pewne zdanie
po angielsku, które dosłownie brzmiało: "Jesteś pod moją całkowitą ochroną".
Właśnie w tym czasie, jak mi opowiadał mąż, miewał on bezpośrednie kontakty z
papieżem. Nie jestem w stanie opisać, w jakich okolicznościach, dokładnie kiedy i
na jakich warunkach odbywały się te kontakty. Mogę jedynie przytoczyć usłyszane
od męża słowa: "Papież powiedział mi, że jak tylko rozwiążemy nasz problem,
powierzy mi całość watykańskich finansów, żebym je mógł uzdrowić".
24 października 19 82
Kiedy, po nominacji [Carlo] De Benediettego na stanowisko w banku
Ambrosiano minął już jakiś czas, zaczęły się pierwsze zatargi między nim a moim
mężem. Mąż mówił, że ten De Benedetti początkowo był z nim zgodny i można się
było dogadać, ale później, jak już dostał się do banku, zaczął siać zamęt i nawiązał
bliskie stosunki z Rosone [wiceprezesem], z którym nieustannie spotykał się na
obiadach i kolacjach. Pewnego razu mój mąż powiedział mi nawet, że widziano
dokumenty, które potwierdzały, że De Benedetti należał do Loży P2 i przypomniał
mi fakt, iż kiedyś pokazywał mi w Buenos Aires pewną kamienicę, o której mówił,
że są w toku rozmowy na temat jej sprzedaży przez firme Olivetti na rzecz banku
Ambrosiano.
Wtedy, gdy mój mąż przypomniał mi ten epizod z kamienicą i kiedy
wspomniał o członkostwie De Benedettiego w Loży P2, odpowiedziałam: "A więc
za tą umową sprzedaży musiał stać Golii", a wówczas mój mąż powiedział mi:
"Oczywiście, że tak, był pośrednikiem". Mąż powiedział mi też, że wspomniał De
Benediettiemu o jego przynależności do loży i dodał, że potem przez jakiś czas De
Benedetti wydawał się zdezorientowany, ale że później nastąpił z jego strony cały
ciąg zdarzeń - na przykład jego pisma do prezydenta Włoch pana Pertiniego i zaraz
potem wyjazd do Genewy, czego, według słów mojego męża, nigdy nie robił,
ponieważ ze swoją rodziną, która mieszkała w Genewie, widywał się we Włoszech
i kazał dzieciom przyjeżdżać do siebie. Zatargi pomiędzy moim mężem i De
Benedettini pogłębiały się coraz bardziej.
Jakiś czas później - przebywaliśmy wtedy w Drezzo - chciałam wrócić do
tematu z De Benedettini i spytałam męża, czy to była prawda, że istniały faktycznie
dokumenty potwierdzające przynależność De Benedettiego do Loży P2, i dlaczego
tych dokumentów
382
383
nie ujawniono. Na to mój mąż - który Już wtedy, kiedy po ich rozmowie De
Benedetti pojechał do Genewy, wyraził opinie, że najpewniej pojechał do
Ortolaniego, a nie żeby zobaczyć się z rodziną - odpowiedział mi, że dokumenty te
istniały na pewno ponieważ były w posiadaniu obu braci Vitalone [chodzi o
chadeckie-go deputowanego - Claudio Vitalone i o jego brata - adwokata
Wilfredo].
2 5 października 1982
Na początku wiosny prawdopodobnie. J982] mąż powiedział mi, że zamierza
pojechać do Hiszpanii. Byłam bardzo zdziwiona i spytałam go, po co tam chce
jechać, ale najpierw mój mąż uśmiechał się robiąc przekorną minę, a potem
odpowiedział, że w Hiszpanii Opus Dei, które tam jest bardzo bogate, posiada
ogromną władzę. Było to pierwszy raz, kiedy mąż wspomniał mi o Opus Dei i
kiedy powiedział, że Opus Dei może rozwiązać problemy finansów Watykanu i że
Opus Dci mogło przeważyć szalę w walce o władzę w łonie Watykanu pomiędzy
dwiema frakcjami, które od lat ze sobą konkurowały - frakcją opowiadającą się za
prowadzeniem Ostpolitik i frakcją ją zwalczającą, będącą skrzydłem
konserwatywnym.
Mój mąż wyjaśnił mi, że miał ułatwić działania Opus Dei, ponieważ jedynie w
ten sposób mogły być rozwiązane jego własne problemy z bankiem IOR, a także Ì
problemy finansowe Watykanu. Powiedział mi, że zmieniłoby to gruntownie
polityczne stosunki w obrębie samego Watykanu, ponieważ Opus Dei uzyskując
silniejszą pozycję, dałoby przewagę skrzydłu konserwatywnemu. O podróży do
Hiszpanii nie było już więcej
między nami mowy... W tym czasie Carboni nagle przestał w ogóle dzwonić i
przez około tydzień nie dał znaku życia. Kiedy znowu się pojawił, to znaczy
przyjechał do nas do Drezzo, powiedział mi, że porozumiał się z biskupami-
masonami... Carboni utrzymywał wówczas stałe kontakty zarówno z masonerią jak
i z dostojnikami watykańskimi...
Mogę dodać, że już od jakiegoś czasu słyszałam, jak mój mąż mawiał, że
"sprawa posuwała się do przodu dzięki wspólnym wysiłkom". Mąż dodawała że za-
kończenie sprawy, będzie dla niego sporym plusem w procesie apelacyjnym, który
miał się odbyć w Mediolanie. Wyjaśnił mi, że byt zmuszony przyśpieszyć moment
zakończenia sprawy, bo proces apelacyjny już wkrótce miał się zacząć, i że kiedy
już wyjaśnią się wszystkie rzeczy z IOR, to z pewnością wynik procesu będzie dla
niego pozytywny...
Mój mąż podszedł do mnie Ì widząc, że czytam artykuł, w którym mowa była
o końcu Ostpolitik, powiedział mi dosłownie: "To ja wykończyłem Ostpolitik.
Jeżeli w trakcie następnych dwóch tygodni Andreotti nie podstawi mi nogi, to
wszystko będzie w porządku". Nie minęło dużo czasu, a mój mąż zaczął mi
wspominać o sporych zatargach, które zaczęły się otwarcie pojawiać między nim a
panem Andreottim... Potem powiedział mi o wyraźnym grożeniu mu śmiercią
bezpośrednio przez samego Andreottiego. I już wtedy samopoczucie i humor
mojego męża stale się pogarszały... W tym, co do mnie mówił, często pojawiało się
zdanie "jeżeli mnie zamordują", i często powtarzał "to już koniec". Od maja
panowała w domu atmosfera przygnębienia i strachu... W rytmie uzależnionym od
rozwoju
384
385
wypadków w Watykanie, gdzie toczyła się ostra walka między przeciwnymi
frakcjami, a która dotyczyła bezpośrednio stosunków pomiędzy IOR i bankiem
Ambrosiano - u nas w domu chwile zupełnej beznadziei przeplatały się z euforią.
Mój mąż powtarzał z przekonaniem: "jeżeli coś mi się przydarzy, papież
będzie musiał podać się do dymisji" i dodawał, że Watykan będzie miał takie
problemy, że nawet będą zmuszeni przenieść siedzibę Watykanu...
Mąż wspomniał mi, że później polecił Carboniemu nawiązać kontakt z
ważnymi osobistościami z Opus Dei ze Szwajcarii, żeby przyśpieszyć działania
Opus Dei dla uregulowania długów IOR. W niedzielę wieczór, w przeddzień
mojego wyjazdu do Waszyngtonu, kiedy weszłam do sypialni, zobaczyłam męża,
jak leżał na łóżku i wyglądał na bardzo przygnębionego. Podeszłam, żeby
powiedzieć mu coś pokrzepiającego, ale on powiedział mi "jeżeli mnie zamordują",
a później dodał "być może już sienie zobaczymy" i zaczął okropnie płakać.
Ogromnie mnie to zmieszało i wyszłam, żeby nie zmienić zamiaru wyjazdu, który
miał być nazajutrz, i na który on zresztą bardzo nalegał... W ostatniej rozmowie
telefonicznej, którą odebrałam od męża przed wiadomością o jego zniknięciu,
powiedział mi, że dzwoni, o ile dobrze zrozumiałam, z naszego domu w
Mediolanie. Pamiętam, że powiedział mi, mówiąc po angielsku, iż sprawa miała się
ku końcowi, i że była to już kwestia godzin. Na koniec powiedział po włosku:
"Miejmy nadzieję, że wszystko dobrze się skończy".
26 października 1982 darà Calvi opowiedziała o rozmowie telefonicznej
odbytej na kilka dni przed londyńską tragedią.
Mąż zadzwonił do mnie do Waszyngtonu tylko jeden raz... Pamiętam, że
powiedział mi wtedy, że "rzecz idzie do przodu z dużymi oporami, ale jednak do
przodu, niestety, w trakcie zaistniały przykre incydenty". Te ostatnie słowa
powiedział głosem, w którym wyczuwało się ogromną przykrość. Chciałam go
spytać mówiąc "Ale ty, ty...", ale był Jakiś defekt na linii i rozmowa została
przerwana. Zaraz potem mąż zadzwonił znowu mówiąc, że "wkrótce wyjdą na jaw
rzeczy niesamowite, ale bardzo dla nas korzystne, co może zmienić całe nasze
życie". I to powiedział już z radością. Przekazałam mu, że nasz syn otrzymał
wyrazy solidarności od dyrektora banku Ambrosiano z Managua - Alvaresa, który
oświadczył, że jest wyrazicielem słów przyjaźni pochodzących z Ameryki
Południowej i Ameryki Środkowej. Alvares powiedział też, że ze strony prezydenta
Kostaryki zgłoszona została nawet oferta przyjęcia go do swojego kraju i o
wydaniu mu paszportu dyplomatycznego. Kiedy przekazałam mu tę informację
mąż odpowiedział chłodno "dobrze wiedzieć". I spytał mnie, jak ja się czuję,
dodając: "Bądź cierpliwa, jeszcze trochę". Powiedział mi też, żebym absolutnie nie
ruszała się z domu, gdzie było mi dobrze, i gdzie, powtórzył, pozostawałam pod
ochroną bardzo wpływowych osób. Ja pytałam ciągle, co się z nim dzieje, ale on
nie powiedział nic więcej...
386
387
Dzień później, pamiętam, że było to około godziny wpół do trzeciej po południu, w
pewnej chwili poczułam się źle i całe popołudnie przeleżałam na kanapie w stanie
ogromnego przygnębienia. Zadzwonił do mnie mój brat Luciano, który powiedział
mi o samobójstwie Corrochera i o decyzji kierownictwa banku Ambrosiano, które
zwróciło się z wnioskiem o ustanowienie zarządu komisarycznego... Przed
pójściem spać ja i moja córka rozmawiałyśmy przez chwilę i ja wyraziłam
przypuszczenie, że być może mąż załatwił sprawę, którą zajmował się ostatnio, i że
może do nas wkrótce przyjedzie. W środku nocy zbudził mnie telefon od mojego
brata Luciano, który powiedział mi o śmierci mojego męża. Powiedział mi, że
martwe ciało mojego męża zostało znalezione w Tamizie, w Londynie... Za-
reagowałam gwałtownie, i owładnięta rozpaczą wybuchłam płaczem....
Dnia 2 listopada 1983 dziennik Corriere della Sera publikuje nekrolog
zamieszczony przez rodzinę Calvi:
"W to smutne święto zmarłych, Clara, Anna i Carlo Calvi proszą rodzinę i
przyjaciół o modlitwę za duszę bankiera Roberto Calvi, którego wykorzystano,
ścigano i w końcu zamordowano z wyrafinowanym okrucieństwem. Rodzina nie
zapomni, nie przebaczy, nie pogodzi się z tym, ale prosi Boga o sprawiedliwość w
tym życiu i w życiu wiecznym".
9 kwietnia ł 997 sędzia rzymski Otello Lupaccini wyda postanowienie o
zastosowaniu aresztu tymczasowego wobec bossa Pippo Calo, byłego kasjera
mafii, i wobec Flavio Carboni. Według tezy oskarżenia prokuratora Giovanni
Salviego obaj zorganizowali zabójstwo Roberta Calviego. Trzymając się zeznań
trójki skruszonych mafiosów (Buscetta, Calderone i Mannoia) bankier miałby być
zamordowany na zlecenie Calo i Gelliego, którzy powierzyli mu do
zainwestowania ogromne kwoty pieniężne, które do nich później nie powróciły.
Udusić Calviego miał - według słów bossa Ignazio Pullara - Francesco Di Carlo,
który temu zaprzeczył (obecnie przebywa w więzieniu w Londynie za handel
narkotykami). W trakcie przesłuchania w Nowym Jorku Manoia dodał, że "Calo,
Riina i Francesco Madonia ulokowali w Rzymie - za pośrednictwem Gelliego -
pewne kwoty pieniędzy. O pieniądze miał dbać Gelli... Salvatore Inzerillo i Stefano
Bontade mieli Sindonę".
388
389
Anna Calvi wspomina
22 października 1982 prokuratorzy Bruno Siclari i Pierluigi Dell'Osso
przesłuchali w ambasadzie włoskiej w Waszyngtonie również córkę bankiera Ro-
berto Calviego - Annę. Jej zeznania pozwalają poznać kolejne zakulisowe
okoliczności skandalu z bankiem Ambrosiano, dotyczące stosunków bankiera z
IOR i jego osobistych kontaktów z papieżem. Oto wybrane, najważniejsze
fragmenty jej zeznań.
W miesiącu maju [roku 1982 na około miesiąc przed śmiercią Calviego}, a
dokładniej " w drugiej połowie maja, mój ojciec przekonał moją matkę, żeby wy-
jechała z Włoch, powtarzając jej wielokrotnie, że ciąży nad nimi poważne
niebezpieczeństwo. Pamiętam, że w trakcie ostatniego weekendu spędzonego w
Drezzo
39]
przed wyjazdem matki, która faktycznie wyjechała następnego poniedziałku,
przyjechał do nas jak zwykle, Carboni. Przyjechał do nas, wtedy w towarzystwie
pana Pisanu [byłego chadeka, a obecnie prawej ręki Berlusconiego}. Po obiedzie
ojciec odszedł na stronę, żeby porozmawiać z Carbonim, natomiast matka
gawędziła w tym czasie w innym miejscu w panem Pisanu.
Muszę przyznać, że owładnęła mną ciekawość, żeby usłyszeć, o czym to mój
ojciec i Carboni mogli między sobą w trakcie tych długich, dysput rozmawiać,
więc zaczęłam im się za uchylonymi drzwiami przysłuchiwać. Usłyszałam - a
mówili dosyć głośno - że dyskutowali o czymś , co wiązało się z Watykanem.
Konkretnie usłyszałam, jak mój ojciec powiedział do Carboniego, że winien on dać
do zrozumienia w Watykanie, iż księża powinni zdawać sobie sprawę ze swych
zobowiązań, ponieważ w przeciwnym razie on o wszystkim opowie. Pamiętam
dokładnie, że mój ojciec tę myśl Carboniemu, który tego słuchał i potakiwał,
powtórzył wielokrotnie. Rozmowę na temat problemów istniejących pomiędzy
moim ojcem i Watykanem, a w szczególności między ojcem i IOR, słyszałam nie
po raz pierwszy. Słyszałam, jak ojciec wspominał o tym już w czasie jego
aresztowania, a także i później, jak wielokrotnie mówił, że największym
problemem do rozwiązania były jego układy z IOR.
Pewnego razu powiedział mi właśnie to, że prawdziwym problemem nie były
jego perypetie związane z toczącymi się prawami sądowymi, ale właśnie kłopoty z
IOR. Pamiętam, że powiedział do mnie wtedy: "Księża nas wykończą". A potem
dodał: "oni sądzą, że w sumie, jeżeli ktoś umrze, nadal jego dusza żyje,
i dlatego nie stanowi to takiego zła". Dobrze pamiętam poważny i gorzki ton głosu
mojego ojca, kiedy mówił mi takie rzeczy... Mówił, że gdyby nie udało mu się roz-
wiązać ogromnego problemu z Watykanem, to będą z tego koszmarne kłopoty.
Podkreślał, że pracuje nad projektem, który z pewnością wielu osobom spędza sen
z powiek, i że te osoby będą chciały wyrządzić nam krzywdę...
W trakcie Jednego z weekendów, który ja i on spędziliśmy w Drezzo - sądzę,
że było to w ostatnich dniach maja - poprosiłam go o wyjaśnienie, co się tak
naprawdę stało. Ojciec odpowiedział mi, że aby rozwiązać problem stosunków z
IOR opracowali i realizowali pewien plan, który przewidywał bezpośrednią
interwencję Opus Dei, organizacji, która będzie musiała wyłożyć przeogromną
kwotę, rzędu ponad tysiąca miliardów lirów, na pokrycie zadłużenia IOR wobec
banku Ambrosiano.
Mój ojciec powiedział, że rozmawiał o tym bezpośrednio z papieżem, który
zapewnił go o swoim dla niego poparciu i przyzwoleniu. Ojciec dodał też jednak,
że w Watykanie istniały przeciwne sobie frakcje, które różniły się zupełnie
poglądami w kwestii realizacji tego planu, który - jeżeliby miał zostać
doprowadzony do końca - to stworzyłby zupełnie nowy układ sił w samym
Watykanie: a to dlatego, że Opus Dci przejęłoby kontrolę nad IOR, a zatem
zyskałoby pozycję dużej przewagi wewnątrz Watykanu. I właśnie z powodu tych
zatargów i tych wewnętrznych walk ojciec był tak zmartwiony. Powiedział mi, że
realizacji planu sprzeciwiał się kardynał Casaroli i powiedział jeszcze, że gdyby
plan nie był realizowany, to doszłoby do bankructwa IOR, a to spowodowałoby
również krach banku Ambrosiano.
392
393
Dodał, że Watykan byłby zmuszony w takiej sytuacji sprzedać plac Świętego
Piotra, a powiedział to tonem, który bardziej niż ironię, wyrażał przygnębienie i
powagę. Po opowiedzeniu mi tego wszystkiego, ojciec stwierdził, że za pieniądze,
o które w tym wszystkim chodzi, ludzie są w stanie nawet zabijać.
Rozmowa z ojcem kontynuowana była również przy obiedzie, w trakcie
którego powiedział mi, że niedawno rozmawiał z panem Andreottim, który
dziwnie do niego mówił i wydawał się nie znać ostatnich faktów, a który -
przeciwnie - dawał mu do zrozumienia, że wiele wie... Powiedział mi, że bardzo się
bał Andreottiego, ponieważ wiedział, że związany jest z frakcją istniejącą w łonie
Watykanu, tą, która walczyła przeciw realizacji planu z Opus Dci... Wyjaśnił mi, że
pozycja Marcinkusa w Watykanie była dosyć delikatna, i że przeciw niemu
prowadzono wewnętrzne śledztwo z powodu realizowanych przez niego
nielegalnych transakcji, a także i dlatego, że prowadził niegodne duchownego życie
prywatne. Mój ojciec powiedział mi, że najprawdopodobniej będą chcieli
doprowadzić do przeniesienia Marcinkusa, aby pozbawić go funkcji w IOR, na
jakąś ważną funkcję w Stanach Zjednoczonych. Dodał, że jego proces w
Mediolanie skończył się źle, ponieważ IOR nie udzielił mu pomocy, mimo że miał
taki obowiązek i mimo że był w stanie to zrobić...
Po południu zauważyłam, że mój ojciec wydobył z jednej z szaf swój
rewolwer, który kupił wiele lat temu, i zaczął go czyścić. Spytałam go, po co go
wyjął..., a on odpowiedział mi dosłownie: "jeżeli przyjdą, będę strzelać", i pokazał
mi, jak ładuje się pistolet. Spytałam go, kto w sumie miałby przyjść, a on
odpowiedział,
że w tym czasie wiele osób byłoby zainteresowanych, aby go wyeliminować i
dodał, że miał już sygnały, że operacja, nad która pracował, przysparzała mu wielu
wrogów... Na koniec powiedział: "jutro pójdę do Watykanu, usiądę tam i nie pójdę,
dopóki nie zdecydują się zrobić w końcu to, co zrobić powinni".
W sobotę 5 czerwca 1982, bardzo wcześnie rano - sądzę, że było koło piątej
może szóstej - ojciec przyszedł mnie obudzić i powiedział mi bardzo zdenerwo-
wanym głosem: "Sytuacja się wali i nie mogę dłużej tutaj pozostać. Muszę
wyjechać i kontynuować moją pracę za granicą, a żeby ją kontynuować, muszę być
w bezpiecznym miejscu"...
Wieczorem w poniedziałek 7 czerwca ojciec przyszedł do domu w
towarzystwie Carboniego i razem zjedliśmy coś na zimno... Ojciec i Carboni
nieustannie ze sobą rozmawiali mówiąc o czymś, czego w ogóle nie byłam w stanie
zrozumieć, ale co dotyczyło, jak mogłam wywnioskować, w gruncie rzeczy spraw
związanych z IOR... Mój ojciec powiedział mi, żebym przyniosła mu te dwie
walizki, które spakował w minioną sobotę i które przywieźliśmy ze sobą z Drezzo.
Ja po nie poszłam i przekazałam Je Carboniemu, który zabrał je ze sobą. Po
wyjściu Carboniego spytałam ojca, co się dzieje, a on mi odpowiedział, że sprawy
zaczęły się okropnie komplikować, że IOR został zamknięty, że zbankrutował.
Dodał, że biskupi, którzy mieli ocenić działalność Marcinkusa, stwierdzili nie tylko
to, że Marcinkus dopuścił się rzeczy okropnych, ale że sam IOR musi być
zamknięty. Ojciec też stwierdził, że tego, iż Marcinkus zostanie odstawiony na
boczny tor, on się spodziewał, ale nie tego, że zostanie zablokowany IOR,
394
395
bo to zrodziłoby fatalne następstwa. I zakończył słowami: "Teraz ty musisz stąd
wyjechać, nie możesz dłużej tu zostać".
Następnego ranka, było to w środę, ojciec przed swoim wyjściem pożegnał się
ze mną mówiąc głosem szczególnie przybitym: "jeżeli nie będziesz miała ode mnie
wiadomości przez dłuższy czas, to się tym nie przejmuj, muszę wyruszyć w
podróż..."
Układ graficzny książki Adam Beyda Opracowanie techniczne Grzegorz Bodura
Druk i oprawa Cieszyńska Drukarnia Wydawnicza
Adres korespondencyjny Wydawcy
Forum Sztuk Dom Wydawniczy 40-001 Katowice l skr. pocztowa 1200
Telefony (032)2800786-0501312739 (032) 206 ł 175 (fax)
e-mail: forum-sztuk@go2.pl
396
digitalizacja książki - abangel