1
KOBIETY, KTÓRE MORDUJĄ
źródło: http://www.nytimes.com/
Zjawisko niesprowokowanej, zamierzonej kobiecej przemocy pozostaje w dużej mierze niezgłębione.
Kobiety, które mordują, są automatycznie przypisywane do kategorii “wyjątkowych okoliczności”. A może
prawdziwa jest teza, że ludzie zabijają, bo mogą, a kobiety potrafią być równie brutalne, jak mężczyźni.
Gdy Ezra Pound stwierdził w 1934 roku, że “artyści są anteną ludzkości”, a Marshall McLuhan nazwał
ich trzydzieści lat później osobami o “całościowej świadomości”, obaj chcieli za pomocą współczesnych pojęć
wyrazić starożytną ideę, że wyobraźnia polega nie tylko na kreacji, ale także na umiejętności dostrojenia się –
wyłapywania krążących w eterze sygnałów. Dlatego właśnie najwybitniejsze dzieła sztuki i dramaty wydają się
nie tyle wymyślone, co przetworzone. Nadają one sens wydarzeniom i doświadczeniom zaczerpniętym
bezpośrednio z rzeczywistego świata.
Słynna “epoka jazzu” dużo lepiej przedstawiona została w prozie F. Scotta Fitzgeralda, któremu udało się
idealnie uchwycić ówczesną atmosferę, niż w niezliczonych późniejszych analizach. A wyobcowany nastolatek,
ikona współczesnej amerykańskiej kultury, nie pojawił się tak naprawdę, dopóki J.D. Salinger, pisarz o czujnym
oku i bezbłędnym uchu, nie powołał go do życia.
Wydaje się jednak, że co jakiś czas tworzy się pewna luka. Dzieje się coś ważnego, ale sztuka nie daje
nam żadnych wskazówek. Moce wyobraźni i dostrajania się zawodzą, a artyści cierpią na zbiorową utratę
świadomości. “Kultura” wysyła sygnały, ale są one odbierane z przerwami lub zupełnie niedostrzegane.
Spójrzmy na przypadek Amy Bishop, neurobiolog, która zastrzeliła troje swych kolegów i raniła troje
kolejnych podczas zebrania zakładu na University of Alabama w Huntsville. O podobnych krwawych
incydentach słyszeliśmy już nieraz. Ale poza nielicznymi wyjątkami były one domeną mężczyzn – samotnych,
wyalienowanych zabójców - psychopatów, gromadzących arsenały śmiercionośnej broni i piszących płomienne
manifesty.
Nagle jednak pojawiła się Bishop, która zburzyła ten stereotyp. Kiedy zaczęła strzelać ze swojego
pistoletu kaliber 9 mm, obaliła jednocześnie długo pokutujące przekonanie na temat relacji kobiet i przemocy –
zwłaszcza, że zaczynamy poznawać coraz więcej szczegółów z jej biografii. Nie brakuje w niej wcześniejszych
mrocznych epizodów, takich jak zagadkowa śmierć jej brata wskutek postrzału w 1986 roku czy jej domniemany
udział w skonstruowaniu bomby, wysłanej pracownikowi instytutu na Harvard Medical School w 1994 roku,
kiedy Bishop studiowała na tej uczelni.
Nie jest żadnym odkryciem, że tak zwane bezmyślne czyny często podyktowane są swoistą wewnętrzną
logiką. Dlatego przemoc i zbrodnia są tak atrakcyjnym tematem dla artystów i myślicieli. Tradycja literacka
Zachodu, od Szekspira po Dostojewskiego, obfituje w postaci patologicznie brutalnych mężczyzn. Książki
Normana Mailera i Trumana Capote o mordercach uznawane są za arcydzieła literatury faktu. Podobni
antybohaterowie zdominowali powieści Dona DeLillo i Roberta Stone’a, nie wspominając o filmach Sama
Peckinpaha, Francisa Forda Coppoli i Martina Scorsese.
Ale zjawisko niesprowokowanej, zamierzonej kobiecej przemocy pozostaje w dużej mierze niezgłębione.
Kobiety, które mordują, są “automatycznie przypisywane do kategorii »wyjątkowych okoliczności«, która wiąże
się z jakąś nietypową, nieprzewidzianą sytuacją – maltretowana żona, która zabija swojego męża - potwora;
matka z psychozą poporodową, która morduje noworodka”, napisała profesor kryminologii Candice Skrapec
2
w eseju “Seryjne morderczynie” opublikowanym w antologii “Moving Targets: Women, Murder and
Representation” z 1994 roku.
Skrapec pisała swój tekst w czasie, kiedy Hollywood wydawał się wyraźnie zafascynowany kobiecymi
zbrodniami – o czym świadczyły produkcje takie jak film telewizyjny “The Burning Bed” z 1984 roku
o maltretowanej żonie, która w ramach zemsty podpala swojego śpiącego męża, oraz “Thelma & Louise” z 1991
roku o dwóch przyjaciółkach, które popełniają całą serię przestępstw, rozpoczynającą się, gdy jedna z kobiet
broni drugiej przed gwałcicielem.
Oba filmy są właściwie pełnymi współczucia, zakorzenionymi w feministycznej ideologii opowieściami
o wyzwoleniu. Ich bohaterki są ofiarami, które do popełnienia przestępstwa zmusiła wyższa konieczność.
Rzeczywistymi agresorami są mężczyźni, którzy znęcają się nad nimi i traktują je przedmiotowo. Podobnie było
w “Monster” z 2003 roku, w którym Charlize Theron z podziwu godną empatią (oraz charakteryzacją) zagrała
autentyczną postać, Aileen Wuornos, prostytutkę, która po latach doświadczania wykorzystywania seksualnego
zaczęła mordować swoich klientów.
Jeszcze dziesięć, dwadzieścia lat temu to wszystko miało sens. Mroczna prawda o przemocy domowej
i molestowaniu seksualnym dopiero zaczęła wychodzić na jaw. Społeczne role zaś nagle się odwróciły.
Przykładem może być bohaterka “Fatalnego zauroczenia” z 1987 roku – grana przez Glenn Close samotna
i zdesperowana kobieta sukcesu, prześladująca idealną z pozoru rodzinę żonatego mężczyzny, z którym miała
przelotny romans.
Od tego czasu wiele się zmieniło, ale postrzeganie tego problemu – zwłaszcza z kobiecej perspektywy –
pozostaje w dużej mierze takie samo, zamknięte w kręgu przemocy domowej i seksualnej, tak samo jak męskie
wyobrażenia kobiecych zbrodni ograniczają się do fantazji w stylu noir, opowieści o ponętnych femme fatale,
granych niegdyś przez Barbarę Stanwyck i Lanę Turner, a potem przez Kathleen Turner i Sharon Stone.Spójrzmy
na to z innej strony. Nietrudno sobie wyobrazić DeLillo lub Scorsese próbującego wniknąć w umysł Timothy
McVeigha, Seung-Hui Cho, mordercy z Virginia Tech bądź Bruce’a Ivinsa, wojskowego eksperta od obrony
przed bronią biologiczną, który, jak ustaliło ostatnio FBI, był odpowiedzialny za terrorystyczną akcję rozsyłania
listów z wąglikiem po 11 września 2001 roku. Byłoby to studium paranoi oraz zabójczego połączenia urojeń
i okrutnego spisku. Ale jaki artysta byłby w stanie przekonująco pokazać skomplikowaną historię Bishop –
dorastanie w zamożnej rodzinie; zgodne małżeństwo z mężem-pantoflarzem, który pomagał jej w pracy
naukowej; wreszcie, czworo dzieci, których prace domowe Bishop sprawdza dziś w swej więziennej celi? Co
z jej cechami charakteru, opisywanymi przez sąsiadów i współpracowników – stanowcza, ostra w swych sądach,
przekonana o własnym geniuszu, żywiąca wielkie urazy wobec ludzi?
Niewygodna prawda jest taka, że mimo całej swej osobliwości Bishop jest żywym dowodem na ewolucję
statusu kobiet w XXI-wiecznej Ameryce. Liczba kobiet wśród neurobiologów być może wciąż jest niewielka, ale
dziewczynki często lepiej radzą sobie w szkole od chłopców, także z przedmiotami ścisłymi (Mattel niedawno
zaprezentował nawet nową z serii popularnych lalek – Barbie Inżynier Informatyk). Kobieta z doktoratem
Harvardu nadal należy do rzadkości (mężczyzna co prawda też), ale panie stanowią obecnie większość studentów
na wielu prestiżowych uczelniach. A zażarta walka o etat, która rzekomo doprowadziła Bishop do ostateczności,
spędza także sen z oczu wielu innym kobietom, które przewyższają już liczebnie mężczyzn na rynku pracy
i nieraz są głównymi bądź jedynymi żywicielkami swych rodzin.
3
Te okoliczności kształtują się już od wielu lat. Ale nawet najbardziej wyrafinowane wizje kobiecej
przemocy w sztuce nie zwracają na to uwagi. (…) Choć współczesnym awangardowym artystkom podejmującym
ten temat nie można odmówić charyzmy, ich anteny najwyraźniej zardzewiały. Wciąż odbierają stłumiony sygnał
z minionej epoki.
Dlatego właśnie najciekawsze wyjaśnienia przypadku Bishop można znaleźć w kulturze popularnej,
a wręcz niskiej – na przykład w filmach takich jak “Czarna wdowa”, “Zimna stal”, “Milczenie owiec”, “Kill Bill”
Quentina Tarantino czy nawet w serialu “Zagubieni”. We wszystkich tych obrazach hipotetyczne wyzwolenie
kobiety ustępuje miejsca bezwzględnemu nadużywaniu władzy. Podobnie sytuacja wygląda w powieściach
kryminalnych pisanych przez kobiety lubujące się w analizach skrzywionych i zaburzonych osobowości. Taki
gatunek ma swoje ograniczenia, ale jego siłą jest to, że stara się wskrzesić archetypy i jest głuchy na ideologiczne
mody.
“Wszystko sprowadza się do władzy”, napisała w e-mailu Patricia Cornwell, autorka bestsellerowej,
naszpikowanej kryminalistycznymi detalami serii “Scarpetta”, gdy zapytałem ją, co sądzi o sprawie Bishop. “Im
większą kobiety będą zdobywać władzę, tym bardziej będą naśladować zachowanie innych wpływowych ludzi”.
Dodała też: “Broń palna to świetny wyrównywacz szans. Nie musisz mieć 190 centymetrów wzrostu i ważyć 90
kilo, by wymordować całą salę ludzi”.
Chelsea Cain, autorka serii kryminałów, w której odwróciła schemat “Milczenia owiec”, stawiając
naprzeciw siebie mężczyznę-detektywa i seryjną morderczynię, sugeruje, że Bishop jest najnowszym wcieleniem
starożytnego archetypu “matki-lwicy, która zabija, by ochronić siebie i swoją rodzinę przed rzekomym
zagrożeniem”.
W istocie to dwie klasyczne już pozycje literatury tego gatunku najtrafniej przewidziały pewne aspekty
sprawy Bishop. W powieści “Bad Seed” Williama Marcha z 1954 roku, przeniesionej później na deski teatru
i kinowy ekran, ośmioletnia dziewczynka brutalnie morduje kolegę z klasy, ale jest chroniona przez matkę, co
pozwala jej zabić kolejny raz. Może się to skojarzyć z podejrzeniami, które pojawiły się po upublicznieniu
policyjnego raportu dotyczącego śmierci brata Bishop ćwierć wieku temu.
Żadna z autorek kryminałów nie miała lepiej nastrojonej “anteny” od Shirley Jackson, której gotycki
klasyk “Zawsze mieszkałyśmy w zamku” (”We Have Always Lived in the Castle”), opublikowany po raz
pierwszy w 1962 roku, został wznowiony zeszłej jesieni. Jego narratorką jest 18-letnia seryjna morderczyni, która
mieszka z oddaną jej siostrą i snuje fantazje na temat kolejnych zabójstw. Jest “nieprzystosowana społecznie,
skrajnie nieśmiała i pełna pogardy dla innych”, napisała ostatnio Joyce Carol Oates w swym wnikliwym eseju
w “New York Review of Books”. “Jest wyjątkowa”. Te słowa brzmią złowieszczo w kontekście charakterystyki
Bishop.
Sama Oates analizowała zjawisko przemocy chyba najdogłębniej ze wszystkich żyjących amerykańskich
pisarzy. Gdy spytałem ją, co sądzi o przypadku Bishop, zwróciła uwagę na paralelę między Bishop a narratorką
u Shirley Jackson: “Obie są socjopatkami i wszystko zawdzięczają bliskim osobom, które chroniły je przed karą”.
Oates jest wierna swym feministycznym poglądom, ale ta ocena ma niewiele wspólnego z jakąkolwiek
doktryną. Przypomina za to dość kategoryczną tezę sformułowaną przez Cornwell: “Ludzie zabijają, bo mogą.
A kobiety potrafią być równie brutalne, jak mężczyźni”.