Autor: Katka
Beta: Ann!
Rozdział 7:
Kawałek ode mnie stał nikt inny, jak sam Edward Cullen ze swoją siostrą Alice.
Czy to oni reprezentowali rodzinę Cullenów? Widocznie zostali przysłani ze
względu na swoje dary. Wampir był w stanie wyczytać w cudzych myślach, że
ktoś chce go zaatakować, a jego siostra mogła zobaczyć atak w swojej wizji.
Krótko mówiąc – obrona doskonała. Widziałam jak mięśnie Petera i Wandy
napinają się, gdy zobaczyli to, co ja. Oboje byli mi bliscy i dobrze mnie znali.
Wiedzieli, że moja reakcja na tą rodzinę jest nieprzewidywalna. Zaczęłam
odliczać w myślach pomału od tysiąca do zera żeby się uspokoić. Trenowałam,
potrafiłam się obronić, ale umiałam też zaatakować, a teraz nie było miejsce i
czas na tracenie kontroli. Musiałam odbębnić swoje obowiązki i nie miałam na
to wpływu skoro, już tu byłam i zgodziłam się przylecieć. Z zamyślenia wyrwał
mnie głos Ara.
- Zatańczy pani ze mną, panno Vandom? – Zapytał uprzejmie. Oczywiście po
odejściu od Cullenów i dołączeniu do klanu Vandom w końcu zmieniłam
nazwisko.
- Oczywiście. – Odpowiedziałam i skierowałam się z towarzyszem w stronę
parkietu. Miałam zamiar zachowywać się tak jakby nigdy nic. Jak by nie było tu
członków tej wampirzej rodziny. Przetańczyłam z Arem cztery utwory, po czym
usłyszałam odbijany i do tańca porwał mnie teraz mój były mąż, a Aro tańczył z
moją siostrą. A jednak nadal uważałam Alice za swoją siostrę. Edward patrzył
na mnie uważnie, ale nic nie mówił. Widziałam jak pod ścianą mięśnie napina,
do granic możliwości Wanda. Brunetka była gotowa rzucić się na mojego
partnera w każdej chwili. Po minucie dołączył do niej Peter i był równie gotowy
do ataku, jak ona. Jednak Edward tylko ze mną tańczył i patrzył na mnie. Nic
więcej. Byłam zadowolona z tego, że nic nie mówi, ale oczywiście mój pech
mnie nie opuszczał, bo po chwili odezwał się mnie cichym głosem.
- Przykro mi, że odeszłaś. Brakuje mi ciebie. – Powiedział smutno. Już chciałam
mu odpyskować, że ma przecież tą ludzką dziewczynę do zabawy, ale się
powstrzymałam. Nie chciałam mu dawać tej przyjemności i się do niego
odzywać, więc milczałam. Miałam też nadzieję, że nie trafię w szpony Alice,
której nie dotrzymałam obietnicy i nie pojechałam z nią do Paryża na pokaz
mody, bo miałam ten trening. Edward się nie poddawał.
- Przepraszam skarbie, że to tak wyglądało. Byłem głupi, że pozwalałem tej
ludzkiej dziewczynie się do mnie zbliżać. Wiem, że nie zasługuję, ani na twoje
przebaczenie, ani na twój powrót, ale mam nadzieje, że kiedyś mi to wybaczysz.
– Mówił tym samym głosem, co wcześniej, a ja nadal milczałam.
Trochę go to drażniło. Nie wiem czy chciał mnie sprowokować do mówienia,
ale w pewnym momencie odezwał się całkiem poważnie.
- Renesmee zniknęła, a Charlie nie chce mi powiedzieć gdzie ona wyjechała. –
Powiedział patrząc uważnie i badając moją reakcję. Niestety przy tym nie
mogłam po prostu wzruszyć ramionami. Przez cały czas jak byłam w Berlinie
wbijano mi do głowy, że moja córka jest bezpieczna, a ściągając ją do siedziby
klanu tylko ją narażę. Byłam teraz wściekła na samą siebie, że byłam taka
głupia.
- Peter! Wanda! – Syknęłam nadal tańcząc. W mgnieniu oka pojawili się obok
mnie, a ja oderwałam się od Edwarda.
- Macie mi coś do powiedzenia? – Warknęłam. To oni byli odpowiedzialni za
sprawdzanie czy Nessie jest bezpieczna, a trzy dni temu mówili, że jest.
- Noo… - zaczęła brunetka nie wiedząc, co powiedzieć. Z pomocą przyszedł jej
rudowłosy wampir.
- Bello. Za chwilę będzie tu przekąska. Lepiej jak porozmawiamy na zewnątrz.
Żadne z nas tu nie wytrzyma. – Powiedział spokojnie.
Dobrze wiedziałam, że dyskusja podczas przekąski, a raczej przy krwawiących
ludziach nie byłaby łatwa, a gdybym jeszcze zaczęła tracić panowanie to bym
się pewnie na jakiegoś rzuciła. Odwróciłam się i podeszłam do Ara.
- My będziemy już iść. – Powiedziałam stanowczo. – Nie tolerujemy takich
przekąsek. – Dodałam oschle.
- Co? – Pisnęła Alice i widziałam, że właśnie zaczęła się przyglądać jakiejś
wizji. – Nic nie wiedziałam o przekąskach. – Powiedziała przestraszona,
oderwała się od Ara i doskoczyła do Edwarda.
- Do zobaczenia Aro. – Powiedziałam grzecznie, po czym zniknęłam mu z oczu.
Szłam do drzwi, a kroku dotrzymywali mi moi towarzysze. Za nami szła moja
siostra ze swoim bratem. Wyszliśmy na zewnątrz i skierowaliśmy się do lasu.
Nie wiedziałam, po co cały czas idą za nami. Miałam zamiar polować zanim
odbędę rozmowę z Wandą i Peterem. Byłam głodna i drażliwa, a mój wybuch w
niczym by nie pomógł. Gdy tylko weszliśmy do lasu, puściliśmy się biegiem.
Ludzkie tempo mi zazwyczaj nie przeszkadzało, ale tym razem chciałam jak
najszybciej się nasycić i odbyć tą rozmowę. Bardzo szybko znalazłam swoją
ofiarę i jeszcze szybciej dopadłam ją i zabiłam. Moi towarzysze też zabrali się
za posiłek. Nie wiedziałam tylko, czemu Cullenowie w kółko za nami chodzą.
W miarę jak się nasycałam coraz mniej mi to przeszkadzało. Gdy już nasyciłam
się wystarczająco żeby dyskutować stanęłam na skraju lasu.
- Wanda! Peter! – Zawołałam towarzyszy. Jako pierwsza pojawiła się Alice,
później Wanda, Peter i na końcu Edward. Na tą dwójkę, która nas nie
opuszczała, nie zwracałam po prostu uwagi.
- To jak? Macie mi coś do powiedzenia? – Zapytałam spokojnie dwunastoletniej
brunetki i rudowłosego dwudziestolatka.
- Dobra, dobra. – Wypaliła Wanda. – Pół roku temu wyjechała z Forks. Matt
kazał nam milczeć. Twierdził, że nie możesz przerwać treningu, a tym bardziej
wyruszyć za nią, bo to ci tylko zaszkodzi. – Wyrzuciła z siebie.
- Jak niby miałoby mi to zaszkodzić? – Wysyczałam przez zęby.
- Nooo… - zaczęła, ale przerwał jej Peter.
- Nie wyjechała sama. – Powiedział chłodno.
- Z Jacobem? – Zapytałam całkiem poważnie. Czułam jak się w środku gotuję.
- Jeśli ten gość jest wampirem. – Powiedział poważnie Peter. Zamurowało mnie
tak samo jak Edwarda i Alice.
- Jak to z wampirem? – Pisnęła moja siostra.
- Czułam dwadzieścia zapachów. – Przyznała cicho Wanda. Byłam wściekła.
Taka mała grupa nie stanowiła wyzwania dla naszego klanu. Nie wiedziałam, o
co chodzi. Matt wiedział, że córka jest dla mnie ważna. Może nie chciał jej
sprowadzać do Niemiec, dlatego nie wysłał nikogo z klanu żeby jej szukali i
kazał milczeć tej dwójce, która teraz stała przede mną. Miałam mętlik w głowie.
Czemu dopiero teraz się dowiedziałam? Jakie mój kuzyn miał pobudki? Kto to
zrobił? Dlaczego to zrobił? Czy ona jeszcze żyła? Czy ją jeszcze zobaczę? Z
zamyślenia wyrwał mnie poważny głos Petera.
- Co zamierzasz?
- Zgaduj idioto! – Wrzasnęłam. – Wracajcie do Berlina i powiedzcie temu
głupkowi, że lecę do Stanów. – Wyrzuciłam z siebie szybko. Wanda pisnęła.
- Nie mogę lecieć z tobą? – Zapytała przestraszona. – Przyda ci się minimalne
wsparcie. – Dodała błagalnie. Może warto było ją zabrać. Znała ich zapach, a
jak wróci do domu to zginie, bo jest za słaba żeby poradzić sobie z moim
drogim kuzynem.
- Dobra. – Odpowiedziałam stanowczo. – Tylko żadnych numerów. Peter wracaj
sam i powiedz, że kazałam Wandzie lecieć do Stanów. – Warknęłam do niego. –
Chodź. – Pociągnęłam dziewczynkę do hotelu. Musiałyśmy się przebrać przed
lotem. Cieszyłam się, że Cullenowie cały czas stoją jak wryci w tym samym
miejscu. Do hotelu dotarłyśmy w niecałe dziewięć minut. Szybko się
przebrałyśmy, ja wrzuciłam potrzebne rzeczy do plecaczka, który służył mi za
torebkę, zarzuciłam go na ramię i dzwoniąc na lotnisko wyszłam z hotelu.
Wiedziałam, że za mną podąża moja mała wampirzyca. Zarezerwowałam bilety
na najbliższy lot do Portugali i pojechałyśmy taksówką na lotnisko. Zapłaciłam
taksówkarzowi i wysiadłyśmy na lotnisku. Miałyśmy dwie godzin do odlotu
samolotu. Szybko wykupiłam bilety i odbyłyśmy odprawę. Miałam papiery
dyplomaty, więc się mnie nie czepiali, że mam ze sobą dwunastolatkę. Zaczęłam
znowu dzwonić, bo musiałam załatwić dalszy transport. Samolot z Włoch leciał
do Lizbony. Z Portugali do Gander, a następnie Atlanta i Seattle. W ten sposób
najszybciej mogłyśmy dostać się do Forks. Było to, co pada kosztowne, ale
stwierdziłam, że Matt może to finansować, skoro kazał milczeć moim
towarzyszom.
W końcu loty i przesiadki dobiegły końca i byłyśmy już w Seattle. Teraz zostało
nam trochę się przebiec i po jakimś czasie już byłyśmy w Forks. Była druga w
nocy, ale się tym nie przejęłam i pobiegłyśmy do domu Jacoba. Nie miałam
wstępu do La Push, ale się tym nie przejmowałam. To on nawalił i nie upilnował
mojej córki. Nie zamierzałam jak idiotka pukać do drzwi. Rozpędziłam się i
wskoczyłam o pokoju wilkołaka otwierając okno. Oczywiście spał jak zabity na
łóżku. Nie chciałam budzić całego domu zrzucając go z łóżka, więc jedną ręką
zasłoniłam mu usta i nachyliłam się nad nim tak żeby moje włosy łaskotały go w
nos. Wanda stała na zewnątrz i czekała na mnie. Mój przyjaciel po chwili
zmarszczył nos, po czym niechętnie otworzył oczy. Gdy mnie zobaczył z bliska
szybko zeskoczył z łóżka i patrzył na mnie przestraszony. Po chwili się uspokoił
i uśmiechną do mnie.
- Myślałem, że to jakiś obcy wampir chce mnie ukąsić. – Powiedział śmiejąc się.
- Cześć. – Powiedziałam zirytowana.
- Hej. – Odpowiedział speszony. – Co ty tu robisz? – Zapytał zdziwiony i
spojrzał na budzik przy łóżku. – O tej porze. – Dodał.
- Wyjaśnisz mi gdzie jest Renesmee i już mnie nie ma. – Powiedziałam całkiem
poważnie.
- A nie u ciebie? – Zapytał zdziwiony. W tej samej chwili straciłam panowanie
nad sobą. Doskoczyłam do niego, chwyciłam za gardło, podniosłam o góry i
przycisnęłam do ściany.
- Idioto! Uważasz, że bym tu wracała i pytała ciebie gdzie jest jak by była ze
mną. – warknęłam. – Gadaj, co wiesz. – wysyczałam do niego.
- Łatwiej mi będzie mówić jak mnie puścisz. – Wybełkotał, ale ja trzymałam go
nadal. Nie mogłam nad sobą zapanować, a fakt, że jest wilkołakiem tylko
pogorszał sytuację. Po chwili, jak go nie puszczałam, do pokoju wskoczyła
Wanda. Widziałam jak marszczy nos.
- Nic się nie dowiesz jak go nie puścisz. – Upomniała mnie. Ponieważ działała
na mnie jak mój zdrowy rozsądek puściłam go. Usidłam na łóżku i czekałam aż
się pozbiera z podłogi. Po trzech minutach doszedł do siebie.
- Jesteś silniejsza. – Skomentował.
- Gadaj, co wiesz, bo nie jestem dziś w dobrym humorze. – Warknęłam.
- Do Forks przybyła spora grupa wampirów, było ich dwadzieścia. Chcieli
zabrać Nessie, a jak wkroczyliśmy do akcji powiedzieli nam, że ty ich przysłałaś
i że nie będziesz pocieszona jak wrócą bez małej. Co mieliśmy robić?
Wiedziałem, że rozstałaś się z Edwardem i odeszłaś od Cullenów. Nie dziwiłem
się w sumie temu, co mówiły te wampiry. To wyglądało bardzo realnie.
Wyjechałaś, dołączyłaś do jakiegoś klanu, przysłałaś ludzi po swoją córkę. –
Mówił Jacob.
- Nie wiesz, w którą stronę się udali, jak wyglądali? – Zadawałam konkretne
pytania. Chciałam jak najszybciej się stąd wyrwać i ruszyć za tropem w nadziei,
że mała jeszcze żyje.
- Nic szczególnego. Tylko ich przywódczyni się wyróżniała. Fizyczny wiek
około piętnastu lat, szczupła, tipsy, ubrana na różowo. Włosy blond uczesane w
kok i w nich jakby diadem… - powiedział Jacob, ale nie mógł dokończyć, bo
przerwała mu Wanda.
- Tara? – Zapytała lekko zdziwiona. – Ciekawe, co ona do nas może mieć. Opis
wyglądu pasuje. – Powiedziała lekko zdziwiona i przerażona. Szybko
wyciągnęła telefon komórkowy. Widziałam, jaki wybiera numer.
- Matt? – Zapytała, gdy odebrał.
- Co jest? – Zapytał zdziwiony jej telefonem. Widocznie Peter jeszcze nie wrócił
do domu.
- Tara, piętnastoletnia blondi, kojarzysz? – Zapytała szybko. Cieszyłam się, że
mam taki dobry słuch i mogę słyszeć, co mówi mój kuzyn.
- Tak. Cholernie upierdliwa. To ta smarkula, która chciała żebym jej się
oświadczył, bo chciała przewodzić klanem.
- Wiesz gdzie się obecnie znajduje? – Zapytała szybko moja towarzyszka.
- Nie i nie obchodzi mnie to. – Powiedział lekko zdenerwowany.
- Powiedz to Belli. – Rzuciła szybko. – Słuchaj mam podejrzenia, że to Tara jest
odpowiedzialna za zniknięcie Renesmee z Forks, a ponieważ na balu byli
Cullenowie i Bella z nimi rozmawiała, a teraz jesteśmy w La Push to lepiej
będzie dla ciebie jak wyślesz kogoś żeby to sprawdził. – Powiedziała szybko.
Słyszałam, że mojego kuzyna zatkało. Widocznie nie spodziewał się takiego
obrotu sytuacji. Milczał przez dobrą minutę.
- Wracajcie do domu. – Rzucił i się rozłączył. Coś takiego u niego zawsze
oznaczało, że jest zdenerwowany i zaraz postawi wszystkich na baczność.
Byłam pewna, że za godzinę wampiry z klanu będą już szukały mojej córki.
Wstałam i podeszłam do okna. Odwróciłam się jeszcze do przyjaciela.
- Dzięki za informacje. Pa. – Powiedziałam i już miałam wyskoczyć, gdy się
odezwał.
- Nie odwiedzisz ojca skoro już tu jesteś? – zapytał zdziwiony. – Za cztery
godziny wstanie do pracy. – Dodał. Spojrzałam na Wandę.
- Chodź mała, zapolujemy, a później odwiedzimy mojego tatę. – Uśmiechnęłam
się i wyskoczyłam z pokoju.