Macomber Debbie
Dobrana para
Wychowana przez bogatego dziadka Janine wyrosła na sympatyczną, lecz ekscentryczną osobę.
Może dlatego Zachary, młody wspólnik dziadka, nie przypadł jej do gustu. Nie umie rozmawiać z
chłodnym i pełnym dystansu finansistą. Z kolei Zachary ma ją za rozpieszczoną snobkę. A jednak
starszy pan uważa, że tych dwoje jest sobie przeznaczonych. Namawia ich do ślubu - według niego
małżeństwo to początek drogi, a uczucie pojawi się później. Nie słucha sprzeciwów młodych, pod
zmyślonym pretekstem wysyła ich do Szkocji. Liczy, że kiedy Janine i Zachary lepiej się poznają,
szczerze się polubią...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Ty musisz być Zachary Thomas - wysapała Janinę, wpadając do biura. - Przepraszam za spóźnienie,
ale utknęłam w korku na Czwartej Alei. - Pospiesznie zdjęła płaszcz i rzuciła go na oparcie krzesła, po
czym sama opadła ciężko na siedzenie.
Mężczyzna po drugiej stronie dyrektorskiego biurka zamrugał nerwowo. Zakłopotany najwyraźniej
nie wiedział, co myśleć.
- Jestem Janinę Hartman - przedstawiła się, oddychając ciężko. - Dziadzio powiedział, że jeśli nie
wróci ze spotkania, to powinnam sama się przedstawić.
- Tak - powiedział Zachary po chwili milczenia. - Ale nie uprzedził mnie, że
6
będziesz ubrana w... - zawahał się, nie znajdując dobrego określenia.
- Letnią sukienkę - podpowiedziała Janinę i pogładziła dłonią materiał na biodrze.
Sukienka uszyta z niebieskich i czerwonych bandan ściśle opinała biodra. Nierówny dół sięgał kolan.
- Dostałam ją w prezencie. A ponieważ później mam się spotkać z dziewczyną, która ją szyła,
pomyślałam, że powinnam włożyć jej dzieło.
- A naszyjnik?
Kobieta ujęła w dłoń kolorowe światełka choinkowe błyskające pomiędzy dużymi koralami.
Wszystko nawleczone było na sznurowadło.
- Jest trochę ekstrawagancki, czyż nie? - zauważyła. - To też prezent. Całkiem słodki, prawda? Pamela
jest taka zdolna.
- Pamela?
- Dziewczyna z Klubu Przyjaciół.
- Rozumiem. - Zachary pokiwał głową bez przekonania.
- Pracuję tam społecznie. Z Pamelą odnalazłam wspólny język od pierwszego spotkania. Jej matka nie
mieszka tutaj, a dziewczyna przechodzi trudny okres i potrzebuje przyjaciółki.
7
Z jakiegoś powodu mnie lubi, z czego bardzo się cieszę, bo uważam, że jest fantastyczną nastolatką.
- Rozumiem - powtórzył mężczyzna. Janinę pomyślała, że szczerze wątpi w zapewnienia Zacharego.
- I rzeczywiście naszyjnik jest nietypowy - dodał.
Wyraz jego twarzy potwierdzał, że tak właśnie myśli. Zmrużył ciemne oczy i przyjrzał się oryginalnej
ozdobie.
Janinę pierwszy raz w życiu widziała Zacharego Thomasa i od razu zrozumiała, dlaczego zrobił
wrażenie na jej dziadku. Sama, co prawda, mogła go ocenić na razie jedynie po wyglądzie, ale już
tylko to dawało do myślenia. W swoim idealnie skrojonym garniturze sprawiał wrażenie właściwego
człowieka na właściwym miejscu. Biła od niego siła i opanowanie. Janinę spodziewała się kogoś
starszego, a Zachary wyglądał na nie więcej niż trzydzieści kilka lat. Jej zdaniem był
nieprawdopodobnie przystojny. Twarz o nieregularnych rysach zdradzała silny charakter. Miał
wyraźnie zarysowaną szczękę i pełne usta. Ciemne, krótko przystrzyżone włosy wyglądały bardzo
schludnie.
8
Z łatwością można było ulec jego urokowi, ale domyślała się, że wiele skrywa również wnętrze
mężczyzny. O tym przekonany był jej dziadek.
Kilka miesięcy wcześniej doszło do fuzji pomiędzy dobrze prosperującą firmą Antona Hartmana, a
szybko rozwijającym się przedsiębiorstwem Zacharego Thomasa. W krótkim czasie to wspólne
przedsięwzięcie pozwoliło obu biznesmenom zdominować rynek.
Już od kilku tygodni, dziadzio nalegał, żeby Janinę spotkała się z Zacharym. Jego nazwisko pojawiało
się niemal w każdej rozmowie.
- Dziadek dużo o tobie opowiadał - odezwała się po chwili milczenia.
Kąciki jego ust ledwie uniosły się. Janinę pomyślała, że raczej nie uśmiecha się zbyt często.
- Twój dziadek to jeden z najbystrzejszych umysłów na rynku - odparł grzecznie.
- Jest cudowny - zgodziła się. Skinął głową.
Ktoś zapukał do drzwi i chwilę później ukazała się w nich wysoka kobieta w średnim wieku.
9
- Dzwonił pan Hartman - oświadczyła sucho. - Kazał przekazać, że się spóźni i prosił, by spotkał się
pan z nim w restauracji.
- Czy powiedział, o której tam będzie?
- Przykro mi panie Thomas, ale nie. Janinę zerknęła na zegarek. Pamiętała, że
o trzeciej ma spotkać się z Pam. Nie chciała się spóźnić, a wszystko na to wskazywało. Uniosła wzrok
i zmarszczyła brwi na widok twarzy Zacharego. Mężczyzna najwyraźniej nie był szczęśliwy na myśl o
wspólnym oczekiwaniu na przyjazd jej dziadka.
- Może najmądrzej byłoby przełożyć nasze spotkanie? - zasugerowała. - Dziadzio gdzieś utknął, ja
mam spotkać się z Pam, a i ty wyglądasz na zapracowanego.
Przyglądał się jej chwilę, nim odpowiedział suchym i ostrym tonem.
- Często masz w zwyczaju nie pojawiać się, gdy dziadek tego oczekuje?
- Oczywiście, że nie - obruszyła się. Zabolało ją, że Zachary zasugerował, że
jest nietaktowna i niegrzeczna.
- To dobrze. Bo ja uważam, że powinniśmy się z nim spotkać, skoro tak sobie zażyczył - zakończył
chłodno.
10
Dobrana para
- I tak się stanie - odparła z wymuszonym uśmiechem.
Wstała i sięgnęła po płaszcz. Kątem oka zerkała na Zacharego. Ze smutkiem pomyślała, że nie
wzbudziła w nim sympatii. Nie mieli okazji porozmawiać, ale od pierwszej chwili wyczuwała w nim
dystans. Podejrzewała, że traktował ją jak rozpieszczoną trzpiotkę, bo najprawdopodobniej wiedział,
że nigdzie nie pracowała na poważnie i uwielbiała podróżować. Jakaś jej część chciała mu wyjaśnić,
dlaczego zdecydowała się na taki tryb życia, ale zdrowy rozsądek kazał jej milczeć. Po pierwsze, jak
przypuszczała, byłoby to stratą czasu, po drugie nie chciała martwić dziadka ewentualnym konfliktem
z jego partnerem w interesach.
Dziadzio był podekscytowany jak dziecko, kiedy wspominał o ich wspólnym lunchu. Na śniadanie
zszedł w doskonałym humorze i cały ranek tryskał energią. Kiedy odmówiła skorzystania z pomocy
szofera, poświęcił ponad kwadrans na wyjaśnianie jej, jak ma dojechać na miejsce. Później
przypomniał sobie, że wcześniej ma spotkanie z ważnym klientem. I w związku z tym uprzedził
Janinę, że jeśli się spóźni, to powinna udać się samo-
Debbie MACOMBER
11
dzielnie do biura Zacha, przedstawić się i poczekać na niego. - Gotowa?
Pytanie Zacharego przerwało jej rozmyślania. Skinęła głową, wcisnęła dłonie w kieszenie i ruszyła za
nim.
Restauracja wybrana przez dziadka na spotkanie, leżała blisko biura. Szli w milczeniu, a Janinę
zastanawiała się, co jest nie tak z Zacharym. Spojrzała na niego na tyle uważnie, na ile pozwalał jej
szybki krok, i uświadomiła sobie, że mężczyzna jest ledwie kilka cali wyższy. Dlaczego zatem
sprawiał, że czuła się przy nim taka mała? .
Zachary musiał poczuć jej badawczy wzrok na plecach, bo zwolnił i odwrócił się. Jego lekceważące
spojrzenie, nie podniosło jej wcale na duchu. Uśmiechnęła się niewyraźnie i poczuła jak rumieniec
oblewa jej policzki. Nie była próżna ani zadufana w sobie, ale miała świadomość, że jest atrakcyjną
kobietą. Przez lata słyszała to od wielu mężczyzn, w tym od Briana, który ostatnio złamał jej serce.
Jednak kiedy Zachary Thomas tak na nią patrzył, czuła się, jakby na nosie wykwitły jej pryszcze.
12
Dobrana para
Miała świadomość, że jej strój, delikatnie mówiąc, zaniepokoił go. Bez wątpienia zwrócił też uwagę
na jej fryzurę. Nosiła bardzo krótko przystrzyżone włosy z długą, wpadającą w oczy, idealnie
przyciętą grzywką. Lata całe miała typowe, nierzucające się w oczy uczesanie, ale kilka tygodni
wcześniej poczuła gwałtowną potrzebę zmiany i postanowiła się obciąć. Była w bardzo
buntowniczym nastroju, co zaowocowało taką fryzurą, bardziej pasującą na okładkę magazynu o
modzie. Pam była zachwycona efektem, a Janinę pozostawało wierzyć, że prędzej czy później włosy
odrosną.
Czuła podskórnie, że Zach miał ją za ekstrawagancką szpanerkę. Nie cieszyło jej to, ale w rewanżu
pomyślała, że lepsza odrobina oryginalności niż życie ascetycznego samotnika, jakim zapewne był
Zachary.
- Pan Hartman oczekuje państwa - usłyszeli, kiedy dotarli na miejsce.
Właściciel restauracji osobiście poprowadził ich do boksu, gdzie zastali dziadka Janinę.
- Janinę, Zach - przywitał się promiennie Anton Hartman.
Debbie MACOMBER
13
Pomyślała, że los był łaskawy dla jej dziadka. Mimo upływu lat, trzymał się doskonale. Biła od niego
pewność i zdecydowanie. Tylko idealnie siwe włosy zdradzały, że wiele już w życiu widział. W jego
niebieskich oczach można było dostrzec mądrość i ciepło.
- Przepraszam za kłopot - dodał.
- To nie był żaden problem - odparł pospiesznie Zach, jakby podejrzewając, że Janinę może mieć inne
zdanie.
Janinę zignorowała go, zrzuciła płaszcz i ucałowała dziadka w policzek.
- Janinę!-Anton wydał z siebie zduszony okrzyk. - Skąd żeś u licha wytrzasnęła tę sukienkę?
- Podoba ci się? - spytała, wyrzuciła ręce do góry i zakręciła się w miejscu, dla spotęgowania efektu.
— Wiem, że jest trochę niekonwencjonalna, ale pomyślałam, że nie zrobi ci to różnicy.
Dziadzio zerknął na Zacha, po czym ponownie spojrzał na wnuczkę.
- Na każdej innej kobiecie uznałbym ją za skandaliczną, ale na tobie, moja droga, wygląda niczym
dzieło sztuki.
- Wiesz, dziadku... - zaczęła słodkim głosem. - Nigdy nie kłamałeś zbyt dobrze.
14
Dobrana para
Usiadła obok dziadka, niejako wymuszając, by Anton znalazł się między nią, a Zacha-rym.
Najwyraźniej dziadkowi nie przypadło to do gustu, ale Janinę postanowiła nie zwracać na to uwagi.
Zresztą podejrzewała, że Zach też nie ma ochoty siedzieć obok niej.
Spojrzała na niego i spostrzegła, że studiuje menu. Domyślała się, że uważał takie towarzyskie
pogaduchy za stratę czasu. Sięgnęła po swoją kartę. Po kawie i małym toście na śniadanie umierała z
głodu. Zamierzała teraz nadrobić zaległości.
Kiedy przyszedł kelner zamówiła owoce morza na przystawkę, zupę i sałatkę. O deserze miała
postanowić później.
Anton nachylił się w stronę Zacha.
- Janinę nigdy nie musiała martwić się o wagę - oznajmił. - Jej babcia była taka sama.
- Dziadku - wtrąciła zażenowana Janinę. - Nie sądzę, żeby Zacha interesowała moja waga.
- Nonsens - obruszył się Anton i czule poklepał ją po dłoni. - Mam nadzieję, że mieliście okazję trochę
się poznać?
- Oczywiście - odparła.
- Twoja wnuczka jest dokładnie taka, jak opowiadałeś - odezwał się Zachary.
Debbie MACOMBER
15
Janinę drgnęła, słysząc te słowa. Miała pełną świadomość, że oboje z dziadkiem zupełnie inaczej je
odczytają. Dziadek, w przeciwieństwie do niej, zapewne potraktuje je jak komplement. Zach nie
manifestował otwarcie, że jej nie lubi, ale dawał do zrozumienia, że wywarła na nim negatywne
wrażenie. Zgadywała, że powodem takiego stanu rzeczy nie były tylko sukienka i żarówkowy
naszyjnik.
Spojrzała na twarz dziadka, sprawdzając, jak zareaguje na słowa Zacharego. Nie myliła się. Anton
uśmiechnął się ciepło i pokiwał głową z zadowoleniem. Był szczerze poruszony oceną partnera.
Janinę pozostawało jedynie przyznać w duchu, że Zachary Thomas był sprytnym i przebiegłym gra-
czem.
- Jak poszło spotkanie z Andersonem? - Zach zmienił temat.
Przez ułamek sekundy Anton wpatrywał się w mężczyznę bez zrozumienia.
- Anderson... - zawiesił głos. - W porządku, w całkowitym porządku. Wszystko poszło dokładnie tak,
jak przewidywałem. - Odchrząknął, rozłożył serwetkę na kolanach i spojrzał na nich oboje. - Jak
dobrze wiecie, już od jakiegoś czasu nalegałem, żebyście się
16
Dobrana para
spotkali. Janinę jest całą radością mojego życia. Sprawia, że wciąż czuję się młody i pełen energii.
Podejrzewam, że bez niej postarzałbym się i zgorzkniał w zawrotnym tempie.
Wyglądał na szczerze poruszonego i Janinę musiała spuścić wzrok i szybko zamrugać rzęsami, by
powstrzymać łzy wzruszenia. Musiała przyznać, że dziadzio też był dla niej wszystkim. Zaopiekował
się nią po nagłej śmierci obojga rodziców. Dbał o nią i akceptował jej szaleństwa. Miała świadomość,
że nie było to dla niego łatwe, gdy jako już dojrzały mężczyzna musiał nagle zatroszczyć się o
sześcioletnią dziewczynkę.
- Mój jedyny syn zmarł wiele lat temu
- wyjaśnił zbolałym głosem.
- Przykro mi - wymamrotał zakłopotany Zach.
Szczere współczucie, jakie usłyszała w jego głosie, zaskoczyło ją. I zadowoliło jednocześnie. Zach
mógł nie przepadać za nią, ale doceniała jego oddanie i szacunek wobec dziadka.
- Przez wiele lat opłakiwałem śmierć syna i jego żony. - Głos Antona odzyskał siłę.
- Całe życie ciężko pracowałem, rozwinąłem
Debbie MACOMBER
17
biznes na całe Stany Zjednoczone i niemało osiągnąłem.
Janinę przyglądała się uważnie dziadkowi. Nie w jego stylu były takie wynurzenia.
- Kiedy poznałem Zacha... - kontynuował dziadek. - Dostrzegłem w nim cenny i rzadki dar.
Powiadają, że są ludzie, którzy sprawiają, że pewne rzeczy się dzieją, i tacy, którzy obserwują z boku,
marząc o cudzie. Zachary należy do tej pierwszej grupy. Jesteśmy podobni i to skłoniło mnie do
złożenia mu propozycji współpracy.
- Czuję się zaszczycony, że tak pan uważa.
- Pan? - Anton powtórzył i zmarszczył brwi. - Nie mówiłeś tak do mnie od ponad pół roku. Nie widzę
powodu, żeby do tego wracać.
Do stolika podszedł kelner z butelką ekskluzywnego szampana.
- No dobrze - kontynuował Anton. - Tak jak mówiłem, po raz pierwszy mam przy swoim boku dwójkę
ludzi, których kocham najbardziej na świecie. I powiem wam, że to bardzo miłe uczucie. - Uniósł
kieliszek do góry. - Za szczęście.
- Za szczęście - powtórzyli.
18
Dobrana para
Janinę upiła łyk szampana, a kiedy napotkała spojrzenie Zacharego, dostrzegła w jego oczach błysk
podziwu. Miała wrażenie, że jego stosunek do niej uległ zmianie.
Anton odkaszlnął i zamruczał pod nosem kilka słów w swoim ojczystym, mało znanym, niemieckim
dialekcie. Przez lata liznęła trochę niemieckiego, ale kiedy dziadek mamrotał po swojemu nigdy nic
nie rozumiała.
Starszy pan uniósł głowę i spojrzał na Janinę, następnie przeniósł wzrok na Zacha. Uśmiechnął się
łagodnie, wyraźnie z czegoś bardzo zadowolony.
- Chciałbym teraz powiedzieć wam coś bardzo ważnego - oświadczył uroczystym głosem i z miłością
spojrzał na wnuczkę. - Obawiam się, że stałem się dla ciebie strasznym ciężarem, moje dziecko. -
Pokręcił głową. - W najśmielszych marzeniach nie przypuszczałbym, że uda mi się tyle zdziałać.
Siedzę w tym biznesie o wiele dłużej niż powinienem. Najwyższa pora odpocząć i zobaczyć kawałek
świata.
Pokiwała głową ze zrozumieniem. Przez lata namawiała dziadka, żeby trochę zwolnił. Wiele razy
obiecywał, że tak zrobi, ale za-
Debbie MACOMBER
19
wsze było coś pilniejszego. Kiedy jednak był w dobrym humorze, planował, że przejdzie na emeryturę
i pojedzie odwiedzić miejsce swojego dzieciństwa, małą niemiecką osadę.
- I tu właśnie na scenie pojawia się Zach - wyjaśnił. - Znam siebie zbyt dobrze. Wiem, że nie mogę
przerwać pracy całkowicie. Zwariowałbym bez tej adrenaliny. Taki już jestem.
Janinę ani Zach nie śmieli z tym polemizować.
- Prawdopodobnie do końca swoich dni będę w jakiś sposób musiał kontrolować, co dzieje się w
firmie, ale jednocześnie chciałbym cieszyć się podróżami. A osiągnę to tylko wtedy, kiedy będę miał
pewność, że zostawiłem tu właściwych ludzi. - Zrobił pauzę i spojrzał na nich wyczekująco. - Wierzę,
że znalazłem odpowiednie rozwiązanie. Od dziś przekazuję ci stery Zach. Zajmiesz moje stanowisko
prezesa zarządu. Zdaję sobie sprawę, że to wcześniej niż ustaliliśmy, ale mam nadzieję, że nie
będziesz miał nic przeciwko temu.
- Ale Anton...
- Dziadku...
Anton uniósł dłoń, żeby ich uciszyć.
20
Dobrana para
- Myślałem o tym wiele razy - wyjaśnił. - Uważam, że kandydatura Zacha nie podlega najmniejszej
dyskusji. Jego lojalność, nieprzeciętna inteligencja i zaangażowanie są niekwestionowane. Jest
idealnym człowiekiem do tej pracy, a i czas jest idealny, żeby dokonać zmian.
Janinę spostrzegła, że Zach czuł się zakłopotany słowami Antona.
- Dziękuję - wymamrotał jedynie.
- Z czasem część udziałów przypadnie i tobie, Janinę - kontynuował Anton. - Czy masz coś przeciwko
moim postanowieniom?
- Zgadzam się ze wszystkim, co postanowisz, dziadku - odparła.
Anton spojrzał na mężczyznę obok siebie.
- A ty Zachary?
Zachary w skupieniu patrzył na Antona. Sprawiał wrażenie jakby wciąż nie docierało do niego to, co
przed chwilą usłyszał. Kiedy jednak odezwał się, jego głos był spokojny, opanowany i niemal
całkowicie pozbawiony emocji.
- To prawdziwy zaszczyt.
- Przez najbliższe miesiące będziemy pracować intensywniej niż zwykle. Blisko siebie,
Debbie MACOMBER
21
ale inaczej niż do tej pory. Teraz ty rządzisz, a ja cię jedynie wspieram.
Nim Zach zdążył cokolwiek powiedzieć, zjawił się kelner z talerzami. Zabrali się do jedzenia i
rozmowa zeszła na inne tory. Anton Hartman był w doskonałym humorze i w czarujący sposób
zarażał Zacha i Janinę swoim optymizmem.
Kiedy skończyli jeść, Zachary zerknął na zegarek i spojrzał przepraszająco na Antona.
- Wybaczcie, ale muszę iść. Mam umówione spotkanie.
Janinę wzięła łyk kawy i również spojrzała na dziadka.
- Ja też powinnam już lecieć-powiedziała, po czym sięgnęła po torebkę i wstała.
- Jeśli nie macie nic przeciwko temu, po-delektuję się jeszcze chwilę moją kawą. - Anton ruchem
głowy wskazał parującą filiżankę z aromatycznym napojem.
- Oczywiście. - Janinę nachyliła się, by cmoknąć dziadka w policzek.
Wyszła razem z Zacharym na ulicę. Nim się rozstali, mężczyzna wyciągnął rękę w jej stronę.
- To była prawdziwa przyjemność, panno Hartman - pożegnał się.
22
Dobrana para
- Czy aby na pewno? - Spojrzała na niego zaczepnie.
- Tak - odparł stanowczo, ale z uśmiechem.
Rozstali się i każde poszło w swoją stronę. Janinę nie potrafiła zrozumieć, czemu na myśl o ich
spotkaniu czuje ogarniającą ją radość.
Dobry humor dziadka nie ustąpił, kiedy wrócił po południu do domu. Janinę siedziała w bibliotece i
popijając herbatę, oglądała wiadomości. Dziadek usiadł w fotelu obok niej i sięgnął po jedno ze
swoich ulubionych cygar. Spojrzała na niego czule i pokręciła głową, kiedy je zapalił. Kochała
dziadka z całego serca i marzyła, żeby rzucił palenie. Nie miała jednak nigdy odwagi, żeby mu o tym
powiedzieć. Anton Hartman był typem mężczyzny, który robił to, na co miał ochotę, i dostawał to,
czego zapragnął. Wyglądał na zadowolonego z mijającego dnia. Zastanawiała się przez chwilę, czy
Zachary coś wspominał na jej temat.
- Co sądzisz o Zacharym Thomasie?
Debbie MACOMBER
23
- spytał po chwili, wypuszczając kłęby gęstego dymu pod sufit.
Janinę całe popołudnie szykowała się na to pytanie. Przygotowanych miała kilka odpowiedzi, w tym
kilka sprytnych, maskujących jej prawdziwe przemyślenia. Nie skorzystała z nich jednak teraz.
Dziadzio oczekiwał szczerości, a jej obowiązkiem było odpowiedzieć zgodnie z tym, co
podpowiadało jej serce.
- Nie wiem dziadku. Jest chyba bardzo skrytym człowiekiem, prawda?
- To fakt. - Anton zachichotał. - Ale przecież lubisz wyzwania. Zach wydaje się dość szorstki w
obejściu, ale w rzeczywistości to złoty chłopak. Ja zdobyłem jego zaufanie, ale zajęło mi to trochę
czasu.
- Cieszę się, że postanowiłeś odpocząć od pracy - odezwała się.
- Zachary się zmieni - rzucił Anton, nie zważając na słowa wnuczki.
Momentalnie oderwała wzrok od telewizora i skupiła go na twarzy dziadka.
- Dziadziu. Ale dlaczego miałby to robić? Osiągnął sukces, ma stabilną pozycję i świetne
perspektywy. Z jakiego powodu miałby cokolwiek zmieniać?
24
Dobrana para
Anton wstał i podszedł do barku. Sięgnął po butelkę brandy i napełnił nią szklankę stojącą na stoliku.
- Ty go zmienisz - powiedział z namysłem.
- Ja? - Wyraźnie rozbawiona, patrzyła na dziadka szeroko otwartymi oczami.
- Zanim zaczniesz się ze mną sprzeczać, pozwól, że opowiem ci pewną historię - powiedział
spokojnie. - Raczej smutną, jak to często bywa - dodał.
- Opowiadaj.
- To opowieść o chłopcu, który urodził się w złej rodzinie. Matkę miał słabą, a ojca alkoholika. Na
starcie był przegrany. Gdy miał osiem lat, został przypisany do rodziny zastępczej. Było z tym trochę
problemów, ponieważ z całą stanowczością oświadczył, że nie zostawi młodszej siostry. Przyrzekł jej,
że zawsze będzie się nią opiekował.
Kiedy jednak nie było innej możliwości, oboje zostali wysłani do oddzielnych domów. Nie minęło
kilka dni, a chłopiec uciekł. Urzędnicy i rodzina wpadli w panikę, ale dosłownie trzy dni później zguba
się odnalazła. Dwieście mil od domu, w miejscu gdzie została przydzielona Beth Ann.
Debbie MACOMBER
25
Pewnie czuł się za nią odpowiedzialny.
- Tak. Sprawy się skomplikowały, kiedy dziewczynka utonęła kilka lat później. Chłopiec miał ledwie
dwanaście lat.
- Och nie... - jęknęła Janinę i uniosła dłoń do ust.
- Całą winę przypisał sobie.
- Biedny chłopiec - wyszeptała zszokowana.
- Od tego wydarzenia, nic już nie było takie samo. Chłopiec zawsze był jakby nieobecny. - Dziadzio
zawiesił głos i wpatrywał się w złocistą brandy. - Nigdzie nie pasował, nie potrafił się odnaleźć wśród
ludzi. - Kolejna pauza na zaciągnięcie się cygarem. - Jego matka zmarła miesiąc po wypadku siostry.
Te dwie kobiety były jedynymi osobami, które szczerze go kochały. Z ojcem nie miał kontaktu, co
akurat może wyszło mu na zdrowie. Ale efekt był taki, że pozostał całkowicie sam, niekochany i przez
nikogo niechciany. Osiągnął dojrzałość wcześniej niż inni. Bez możliwości skorzystania z uroków
tego okresu. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do wojska. Inteligentny i surowy dla samego siebie, ra-
dził tam sobie doskonale. Nie mając nikogo bliskiego, chętniej robił rzeczy, na które
26
Dobrana para
inni się nie ważyli. Dzięki swojej odwadze, szybko awansował do jednostek najwyższego ryzyka.
Podczas wielu konfliktów i misji wojskowych był w najdalszych zakątkach świata. W hierarchii
wojskowej mógł zajść na sam szczyt, ale z jakiegoś powodu zrezygnował. Nikt nie potrafił wyjaśnić
powodów jego decyzji. Ja podejrzewam, że chciał zacząć żyć na nowo. Otworzył firmę dostarczającą
artykuły biurowe i po roku działalności, przyciągnął moją uwagę. Jego agresywne, a jednocześnie
bardzo kreatywne metody zarządzania urzekły mnie. Minęło pięć lat i jego firma stała się silną
konkurencją dla mojego przedsiębiorstwa. Widziałem w nim siłę, jakiej ja już nie miałem.
Zainicjowałem spotkanie, porozmawialiśmy. W końcu połączyliśmy siły.
- Nie jest już tajemnicą, że opowiadasz mi o życiu Zacharego Thomasa.
Anton uśmiechnął się, po czym uniósł szklankę z brandy.
- Szybko dostrzegłaś jego dystans i nieobecność. Pomyślałem, że dobrze by było, żebyś wiedziała.
Zach nigdy nie miał oparcia w kochającej rodzinie. Nie poznał miłości, nie znalazł zrozumienia.
Całego jego życie to był
Debbie MACOMBER
27
szereg bolesnych doświadczeń. Dzięki niezłomnej woli pokonał wszystkie przeszkody na swojej
drodze. Mam pełną świadomość, że Zach nie zdobędzie raczej nagrody za osobowość roku, ale
przysięgam na życie, ma mój pełen szacunek.
Janinę nie mogła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek słyszała tyle emocji w głosie dziadka.
- Zach ci to wszystko opowiedział? - spytała.
Śmiech Antona rozbrzmiał echem po pokoju.
- Żartujesz, prawda? Zach nigdy nie mówi
o swojej przeszłości. Wątpię, czy kiedykolwiek komukolwiek opowiadał o tym wszystkim, co go
spotkało.
- Sprawdzałeś go?
Nim odpowiedział, zaciągnął się cygarem
i wypuścił kolejny kłąb gęstego, siwego dymu. Przyglądał się mu chwilę, zanim chmura się rozwiała.
- To było konieczne - odparł. - Chociaż i bez tego widziałem wyraźnie, że jego życie nie było usłane
różami.
- To wszystko jest bardzo smutne - powiedziała cicho.
28
Dobrana para
- Ty będziesz dla niego dobra, moja droga.
- Ja? - Zamrugała nerwowo.
- Tak, ty. Nauczysz go śmiać się i korzystać z życia. A co najważniejsze, nauczysz go miłości.
Wzdrygnęła się, nie mając pewności, co dziadek chce jej powiedzieć.
- Nie jestem pewna, czy rozumiem. Podejrzewam, że jeszcze z raz czy dwa spotkam Zacha w związku
z jego bliską współpracą z tobą, ale nie bardzo widzę, jak bym w tym czasie mogła wywrzeć
szczególny wpływ na jego życie.
Dziadek uśmiechnął się. I Janinę spostrzegła, że nie był to taki zwykły uśmiech.
- I tu się mylisz moja droga. Nawet nie masz pojęcia, jak znaczącą rolę odegrasz w jego życiu, a on w
twoim.
Wciąż zdezorientowana patrzyła na Antona, próbując odgadnąć tajemnicę.
- Musiałam coś przegapić podczas obiadu - powiedziała niepewnie. - Wydawało mi się, że
wyznaczyłeś Zacharego na prezesa zarządu.
- Zgadza się.
Kolejna chmura dymu zatańczyła nad jego głową.
Debbie MACOMBER
29
- To nadal nie rozumiem, kiedy ja pojawiam się na scenie.
- Bo widzisz Janinę... Wyznaczyłem mu również rolę twojego męża.
ROZDZIAŁ DRUGI
Minęła dłuższa chwila, nim Janinę odezwała się ponownie.
- Droczysz się ze mną, prawda dziadziu?
- Nie - odpowiedział i zapalił kolejne cygaro. - Jestem bardzo poważny.
- Ale... - Głos uwiązł jej w gardle.
- Przemyślałem tę sprawę wiele razy. Rozpatrywałem ją na wielu płaszczyznach. Wniosek jest jeden,
moja droga. Zach jest idealnym kandydatem dla ciebie, ty zaś jesteś jego doskonałym uzupełnieniem.
I będziecie mieli cudowne, jasnowłose dzieci.
- Ale... - Spróbowała raz jeszcze, lecz z podobnym skutkiem.
- Kiedy to przemyślisz, jestem przekona-
Debbie MACOMBER
31
ny, że przyznasz mi rację - powiedział z wiarą w głosie. - Zach to wspaniały młody człowiek i będzie
idealnym mężem dla ciebie.
- A Zach... Zgodził się? - wymamrotała otępiała.
- Pytasz, czy przedstawiłem ten plan Za-charemu? - Spojrzał na nią. - Dobry Boże, nie! Przynajmniej
jeszcze nie - dodał i zachichotał. - Zach nie zaakceptowałby, gdybym w tak bezczelny sposób,
próbował ingerować w jego osobiste życie. Z nim muszę być dużo bardziej subtelny.
- Rozumiem - wyszeptała, choć tak naprawdę nie rozumiała kompletnie nic.
Anton zaciągnął się cygarem i przez chwilę rozkoszował smakiem tytoniu.
- Cóż, domyślam się, że możesz pomyśleć, że takie organizowanie małżeństwa jest trochę
nieszablonowe, ale jestem pewien, że przywykniesz do tego pomysłu. Dokonałem najlepszego
wyboru dla ciebie i wierzę, że jesteś mądra na tyle, by to zrozumieć.
- Dziadziu, ty chyba nie do końca zdajesz sobie sprawę z tego, co mówisz - powiedziała niepewnie, bo
choć chciała wyjaśnić dziadkowi niedorzeczność jego słów, to za nic nie chciała go urazić.
32
Dobrana para
- Ależ zdaję, moje dziecko.
- W tym kraju i w obecnych czasach - kontynuowała powoli i najłagodniej jak potrafiła - mężczyźni i
kobiety sami dobierają się w pary. Zakochują się, a potem pobierają.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Niestety to nie funkcjonuje zbyt dobrze -odparł.
- Co masz na myśli? - wykrzyknęła, tracąc cierpliwość. - Tak się dzieje od wielu lat.
- Wystarczy spojrzeć na wskaźnik rozwodów - wyjaśnił spokojnie, nie zważając na jej uniesienie. -
Czytałem niedawno, że niemal połowa małżeństw w tym kraju kończy się rozwodami. Kiedyś tak nie
było. To rodzice decydowali z kim zwiąże się ich syn czy córka i nikt nie śmiał z tym polemizować.
Najpierw było małżeństwo, miłość przychodziła z czasem.
- Dziadku... - zaczęła jeszcze raz spokojnie.
Wierzyła, że dziadzio jest osobą ceniącą logiczne myślenie. Miała nadzieję, że jeśli wszystko wyjaśni
mu w mądry i poukładany sposób, zrozumie.
- Teraz sprawy mają się inaczej. Najpierw
Debbie MACOMBER
33
jest miłość, w efekcie której dochodzi do małżeństwa.
- A co wy młodzi wiecie o miłości?
- Tak się składa, że całkiem dużo - skłamała bez wahania.
Skarciła się w myślach za to kłamstwo. Jej pierwsze doświadczenie z miłością skończyło się
złamanym sercem, ale też dziadek niemal nic nie wiedział o Brianie.
- Phi - obruszył się. - A co ty wiesz o miłości?
- Mam świadomość, że twój ojciec zaaranżował twoje małżeństwo z babcią, ale to było lata temu. W
Ameryce obowiązują inne zwyczaje. Żyjemy w kraju wolności
i wielu możliwości. Nie można komuś narzucać swojej woli. Przykro mi, bo nie chcę cię zawieść
dziadziu, ale nie zamierzam poślubić Zacharego Thomasa ani, jak sądzę, Zachary nie zamierza ożenić
się ze mną.
Przez ułamek sekundy twarz dziadka stężała, a Janinę dostrzegła w jego oczach rozczarowanie i
wzburzenie. Nie zdążyła jednak otworzyć ust, a oblicze dziadka znowu było spokojne, niemal
pogodne.
- Domyślam się, że ta cała sytuacja musi być dla ciebie szokująca, prawda?
34
Pomyślała, że mniejsza o nią, ale nie mogła się doczekać, aż usłyszy zdanie Zacha. Spotkali się ledwie
raz, a już było dla niej jasne, że nie miał o niej najlepszej opinii. Była gotowa założyć się, że Zachary
mimo szacunku do Antona, za nic nie zgodzi się na małżeństwo z taką rozpieszczoną smarkulą.
- Jedyne o co proszę Janinę, to żebyś to rozważyła. Obiecaj, że przynajmniej tyle możesz dla mnie
zrobić. Nie odrzucaj małżeństwa z Zachem tylko dlatego, że uważasz to za staroświeckie.
- Och dziadziu... - jęknęła, bo nie cierpiała czegokolwiek mu odmawiać. - A co z Zachem? Co z jego
planami? Co jeśli on...
Anton wzruszył nerwowo ramionami.
- Czy często cię o coś proszę? - powiedział o pół tonu głośniej niż do tej pory.
Zagryzła wargi. Dziadek postanowił zagrać na poczuciu winy, pomyślała zła.
- Nie, dziadziu - zgodziła się niechętnie.
- W takim razie rozważ moją propozycję - powtórzył. - Mielibyście takie śliczne dzieci. A uwierz,
dziadkowie się na tym znają.
- Obiecuję, że to przemyślę - powiedziała, choć w duchu zaraz dodała, że nic dobrego z tego nie
wyniknie.
35
Do następnego wieczoru, dziadek nawet słowem nie wspomniał na temat swojego planu. Spotkali się
przy kolacji, przygotowanej przez panią McCormick.
- I? - spytał zaniepokojony.
Od chwili kiedy wszedł do domu, tryskał dobrym humorem. Z szerokim uśmiechem podał jej
półmisek marynowanych, cienko krojonych kotletów.
- I? - powtórzył wyraźnie zatroskany. - Co postanowiłaś?
Janinę nałożyła sobie jedzenie na talerz, po czym niespiesznie zaczęła jeść.
- Nic.
Uśmiech zniknął z twarzy Antona.
- Obiecałaś, że rozważysz moją propozycję. Dałem ci więcej czasu niż ojciec Anny dał jej.
- Musisz wiedzieć już teraz?
- Tak, teraz - nalegał.
- Ale dziadku, zwykłe tak lub nie, to nie jest właściwa odpowiedź na tak złożony problem. Prosisz
mnie, żebym podjęła decyzję, która zaważy na całym moim życiu.
Mówiła tak, żeby zyskać na czasie, choć domyślała się^ że Anton też to wie. ,Nie wiedziała jednak, co
mu odpowiedzieć. Nie
36
mogła wyjść za Zacha, nawet gdyby jakimś cudem on tego pragnął. Z drugiej jednak strony za nic w
świecie, nie chciała zawieść ukochanego dziadzia.
- A co w tym skomplikowanego? Wyjdziesz za niego czy nie?
- Nie rozumiem dlaczego postanowiłeś związać mnie z Zachem - zapłakała. - Co złego jest na
przykład z Peterem?
Od jakiegoś czasu zdarzało się jej z nim gdzieś wyjść. Rana po zawodzie, który przeżyła z Brianem,
była jednak zbyt głęboka, żeby myśleć o kimkolwiek poważniej.
- Zakochałaś się w tym cienkim Bolku? Westchnęła ciężko. Już zaczynała żałować, że przywołała
imię Petera.
- Jest bardzo miły.
- Mus czekoladowy też - zakpił dziadek. - Peter Donahue jest fatalnym kandydatem na męża.
Unieszczęśliwi cię. Jestem w szoku, że w ogóle bierzesz go pod uwagę.
- Wcale tak jeszcze o nim nie myślałam - wyznała uczciwie.
Peter był miłym facetem, ale musiała przyznać rację dziadkowi, na męża się nie nadawał.
37
- Chwała Panu! - Dziadek wzniósł oczy ku niebu. - Nareszcie mówisz z sensem.
Janinę odetchnęła głęboko i spojrzała uważnie na dziadka. Przyszła pora na pytanie, które męczyło ją
od wczorajszej rozmowy.
- Czy... - zawahała się. - Czy zaaranżowałeś małżeństwo taty?
Dziadek opuścił wzrok, ale nie zdążył ukryć bólu, który przeciął jego twarz.
- Nie. Zakochał się w Patrice, kiedy był w szkole. Miałem świadomość, że nie dokonał najlepszego
wyboru, ale Anna przypomniała mi, że jesteśmy w Ameryce i że młodzi ludzie sami z siebie się w
sobie zakochują.
- Myślisz, że by cię posłuchał, gdybyś miał dla niego inną kandydatkę?
Dostrzegła, jak jego dłoń zacisnęła się na szklance.
- Nie wiem, ale lubię wierzyć, że tak.
- Zamiast tego poślubił moją mamę.
Milczeli przez dłuższą chwilę. Janinę ledwie pamiętała rodziców. Poza poszarpanymi, niezwiązanymi
ze sobą kliszami wspomnień nic jej nie pozostało. Z tych wspomnień wyłaniał się jednak obraz domu
pełnego ciągłych kłótni, wzajemnych oskarżeń. Pamiętała, jak chowała się pod łóżkiem i zatykała
uszy
38
rękami. A później tatę, który przychodził ją uspokoić. Zawsze to był on, nigdy mama. Mamy w ogóle
nie mogła sobie przypomnieć. Dała jej życie, ale pozostała obca, zarówno za życia, jak i po śmierci.
- Jesteś moją jedyną radością z małżeństwa Stevena - powiedział ochrypniętym głosem. - Tylko ty mi
pozostałaś, kiedy oni zginęli.
- Dziadku - powiedziała płaczliwie. - Kocham cię tak mocno i tak bardzo nie chcę cie rozczarować, ale
nie mogę wyjść za Zacha.
Anton milczał do końca posiłku. Trawił jej słowa i odezwał się dopiero, gdy odłożyła sztućce na
talerz.
- Muszę jawić ci się jako słaby, zwariowany starzec, który żyje przeszłością.
- Och dziadziu. Wcale tak nie myślę. Odsunął talerz, oparł łokcie o blat stołu
i nachylił się w jej stronę.
- Może byłoby mi łatwiej, gdybyś powiedziała, jaki według ciebie powinien być idealny mąż?
Zawahała się i odwróciła głowę, unikając kontaktu wzrokowego. Pomyślała, że już raz była niemal
pewna czego chce, a sparzyła się okrutnie.
39
- Szczerze mówiąc, wcale nie wiem. Może romantyczny?
- Romantyczny - powtórzył bardzo powoli, jakby badał to słowo.
- Tak - przytaknęła.
- A co to znaczy według ciebie?
- Cóż... - Zrobiła pauzę, szukając odpowiednich słów. - To jest coś, co wychodzi stąd - powiedziała
niepewnie i położyła rękę na sercu.
- Serce. - To słowo również powiedział powoli i z namysłem.
- To jest wtedy, kiedy ktoś jest gotów zabić się, jeśli nie może żyć z ukochaną osobą. ,
- Chciałabyś, żeby się zabił?
- Nie. Tylko, żeby był gotów to zrobić.
- Chyba nie rozumiem. - Anton zmarszczył brwi w szczerym zakłopotaniu.
- Jest jak zakazana schadzka na szkockich wrzosowiskach - dodała, wspominając jakiś
średniowieczny romans, który czytała jako nastolatka.
- W Seattle nie ma wrzosowisk - zauważył rzeczowo dziadek.
- Nie odwracaj mojej uwagi. - Uśmiechnęła się. - Miłość to także namiętność.
40
- Dla mnie to brzmi raczej jak burza hormonów - parsknął.
- Dziadku, proszę cię! - oburzyła się.
- Jak mam cię zrozumieć, kiedy opowiadasz takie dyrdymały. Pragniesz romantycznej miłości i
najpierw mówisz, że wypływa z serca, a potem, że chodzi o namiętność.
- To coś więcej. To wspólny spacer za rękę po plaży o zachodzie słońca, to rozmowa o miłości, bez
użycia słów. Nie wiem, czy potrafię to odpowiednio wyjaśnić.
- Może dlatego, że nigdy nie doświadczyłaś miłości?
- Może dlatego. Ale kiedyś doświadczę.
- U boku Zacha. - Anton wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Janinę nie chciała się więcej z nim spierać. Dziadek był uparty jak mało kto, więc taka rozmowa była
bezcelowa. Mogła liczyć tylko na czas. Wierzyła, że prędzej czy później, dziadek uświadomi sobie
niedorzeczność własnego pomysłu. A wtedy jest nadzieja, że go porzuci, pomyślała.
Minął tydzień, a dziadek ani razu nie wrócił do tej rozmowy. Był zimny i wietrzny marcowy wieczór.
Janinę uwielbiała takie
41
wieczory, kiedy mogła zagrzebać się w ulubionym fotelu z książką w ręku. Niespodziewanie jednak
zadzwonił dzwonek do drzwi. Dziadek miał wrócić późno, a nie spodziewała się nikogo innego.
Podeszła do drzwi i wyjrzała przez judasz. Ku swojemu zdumieniu, spostrzegła Zacha z teczką
przyciśniętą do piersi.
- Zach - wymamrotała zaskoczona, otwierając drzwi.
- Cześć Janinę - przywitał się grzecznie. - Czy twój dziadek jest w domu?
- Nie. Wyszedł. Zach zmarszczył brwi.
- Prosił, żebym wpadł do niego. Ma jakieś pilne sprawy do omówienia. Czy mówił kiedy wróci?
- Nie - odparła zakłopotana. - Ale jestem pewna, że skoro się z tobą umówił, to zaraz wróci. Poczekasz
na niego?
- Z przyjemnością.
Wzięła od niego płaszcz, a następnie zaprowadziła do biblioteki. Posadziła go w pobliżu kominka,
żeby się ogrzał.
- Napijesz się czegoś?
- Poproszę kawę, jeśli masz trochę.
- Kwadrans temu zaparzyłam cały dzbanek.
42
Dobrana para
Przyniosła mu kubek gorącej kawy, po czym usiadła naprzeciwko. Przyglądała mu się chwilę w
milczeniu i zastanawiała, czy dziadzio cokolwiek mu powiedział o swoich planach. Splotła palce i
uśmiechnęła się do Zacha. Czuła się dziwnie i nie wiedziała, co powiedzieć.
- Miło cię znowu widzieć.
- Ciebie również - odparł. - Choć muszę przyznać, że jestem odrobinę rozczarowany.
- Och, a to dlaczego?
- Jadąc tutaj, zastanawiałem się, co tym razem będziesz miała na sobie. Myślałem o sukience od
Sachsa albo o bluzce z męskich skarpet.
Zamruczała coś niezrozumiałego pod nosem, wyraźnie rozzłoszczona, że sobie z niej żartuje.
- Muszę jednak przyznać, że sweter i dżinsy są miłą niespodzianką.
Szczery zachwyt błysnął w jego oczach. Pomyślała, że to coś czego wcześniej u niego nie zanotowała.
W ułamku sekundy pewna myśl zaświtała jej w głowie. Poczuła, jak robi jej się słabo, ale zrozumiała,
że dziadzio nie tyle wtajemniczył Zacha w swoje plany, ile doszedł z nim
Debbie MACOMBER
43
do porozumienia. W przeciwnym razie nie wyobrażała sobie, by Zach zachowywał się tak przyjaźnie.
Ani nie zjawiłby się w ich domu tak niespodziewanie, skoro dziadek wyraźnie powiedział, że
wychodzi tego wieczoru.
Nie miała już wątpliwości. Dziadzio i Zach zawiązali spisek przeciwko niej. Nie zamierzała jednak
czekać z założonymi rękami na rozwój wypadków. Zawrzało w niej. Jeśli obaj myśleli, że wrobią ją w
to małżeństwo, to okrutnie się rozczarują, pomyślała gniewnie.
Skrzyżowała ręce na piersi i wbiła w niego wzrok.
- A .więc ustąpiłeś pod naciskiem? - powiedziała ostro i zerwała się z krzesła.
Była zbyt zdenerwowana, żeby siedzieć. Zaczęła nerwowo przechadzać się po pokoju.
- Dziadzio zdołał cię przekonać, co? Oniemiały z zaskoczenia Zach spojrzał na
nią zaciekawiony.
- Słucham?
- I co? Zgodziłeś się? - Wzniosła oczu ku niebu i jęknęła. - Nie mogę w to uwierzyć, po prostu nie
mogę.
- Ale w co nie możesz uwierzyć?
- Z tych wszystkich facetów, których do
44
Dobrana para
tej pory poznałam, ty jeden wydawałeś się całkowicie nieprzekupny. Zawiodłam się na tobie, Zach.
Choć nic nie rozumiał z jej wywodów, pozostawał spokojny, co tylko potęgowało jej gniew.
- Nie mam zielonego pojęcia, o czym ty mówisz - rzekł w końcu.
- Jasne - zezłościła się jeszcze bardziej.
- Udawaj niewiniątko.
Zach wzruszył ramionami i zerknął na zegarek. Wziął łyk kawy i spojrzał na Janinę bez emocji.
- Czy dziadek wie o twoich atakach histerii?
- Bardzo zabawne, Zach. Westchnął ciężko.
- Niech będzie. Możemy się pobawić. Co każe ci myśleć, że dałem się kupić? I co dostałem w zamian?
- Nic nie dostaniesz - wybuchła. - Chcę, żeby to było jasne, bo nie dam się sprzedać.
- Stanęła przed nim, a z oczu ciskała gromy.
- Co on ci zaoferował? Całą firmę? Nieograniczoną fortunę?
Mężczyzna ponownie z rezygnacją wzruszył ramionami.
Debbie MACOMBER
45
- Nikt mi nic nie zaoferował.
- Nic? - powtórzyła powoli, czując się urażona, że jest traktowana jak „nic". - Właśnie! Chciał oddać
m n i e . - Tupnęła nogą wściekła i bezsilna. - Zawsze sądziłam, że rodzina panny młodej musi wnieść
posag. Dziadzio nie zaoferował ci nawet pieniędzy?
- Posag? - Zach powiedział to w taki sposób, jakby pierwszy raz w życiu słyszał to słowo.
- Wiesz, rodzina dziadka dostała krowę i dziesięć kurczaków od rodziny mojej babci - wyjaśniła. - Ale
najwyraźniej ja nie jestem warta nawet pół starej kwoki.
Dla Zacha to było zbyt wiele. Odstawił kawę na stolik i wyprostował się w fotelu.
- Chyba lepiej będzie, jeśli zaczniemy od początku. Wydaje mi się, że zgubiłem się, gdy wspomniałaś
coś o ustępowaniu pod naciskiem. A więc bądź tak miła i oświeć mnie, co powinienem zrobić.
Spojrzała na niego zrezygnowana.
- Skoro nalegasz. Oczywiste wydaje się dla mnie, że dziadek rozmawiał z tobą o małżeństwie.
- Małżeństwie? - Spojrzał na nią szczerze przerażony. - Z kim?
46
Dobrana para
- Ze mną oczywiście.
Tym razem Zach przestał panować nad emocjami. Również zerwał się z foteła.
- Z tobą? - powtórzył głucho.
- Nie rób takiej przerażonej miny. Nie jestem taka straszna. Znalazłoby się kilku facetów, którzy by się
ucieszyli z takiej perspektywy.
- Małżeństwo między nami... - Zdenerwowany z trudem łapał oddech. - To jest niemożliwe. Mowy nie
ma! Ja w ogóle nie planuję, żadnego małżeństwa.
- Powiedz to dziadkowi.
- Nie omieszkam. - Jego twarz stężała i Janinę pomyślała, że dziadzio powinien szykować się na
poważną rozmowę. - Co pozwala sądzić temu zwariowanemu starcowi, że może decydować o
ludzkim życiu? - rzucił wściekle.
- Jego własne małżeństwo zostało w ten sposób zorganizowane. Uwierz mi Zach. Kłóciłam się z nim o
to, aż zabrakło mi tchu. Ale dziadzio twardo obstaje przy swoim zdaniu. Co więcej, a to jest nawet
zabawne, uważa, że jesteśmy stworzeni dla siebie.
- Gdyby nie okoliczności, gotów bym był uśmiać się z tego szczerze.
Debbie MACOMBER
47
Janinę dostrzegła, że Zach wyraźnie pobladł.
- Najwyraźniej pospieszyłam się, ale naprawdę sądziłam, że dziadek z tobą rozmawiał i że się
zgodziłeś. - Zamyśliła się przez chwilę. - Wiesz, przez moment pomyślałam, że dziadek oddaje mnie
gratis i nie ukrywam, że trochę poczułam się urażona.
Po raz pierwszy podczas całej tej rozmowy, twarz Zacha złagodniała i uśmiechnął się do Janinę.
- Dziadek bardzo cię kocha i nie podlega to dyskusji.
- Wiem - powiedziała cicho. - Ale użyłam wszelkich argumentów, mówiłam o romantycznej
atmosferze, o potrzebie poznania się i zakochania. Nic jednak do niego nie docierało.
- Nie chciał cię słuchać?
- Słuchał - wyjaśniła zrezygnowana. - Ale kwestionował wszystko, co powiedziałam. Wyłożył mi, że
współczesna miłość i małżeństwo to instytucje, które poniosły kompletną porażkę. Za dowód
przytoczył wskaźnik rozwodów, a z tym ciężko polemizować.
- To fakt - przyznał Zach.
- Tłumaczyłam mu, że młodzi ludzie
48
Dobrana para
muszą się najpierw zakochać w sobie, a potem myśleć o małżeństwie. Dziadek jednak uważa, że
lepiej, kiedy najpierw ludzie się pobierają.
Zach potarł nerwowo twarz.
- Teraz, kiedy się nad tym zastanawiam, uświadamiam sobie, że w niemal każdej naszej rozmowie,
Anton wtrącał coś o tobie. Ciągle opowiadał, jaka jesteś cudowna.
Janinę westchnęła.
- To samo robił w drugą stronę. Bez przerwy wysłuchiwałam, jakim jesteś wspaniałym mężczyzną.
- Wiele rzeczy nabiera sensu. - Przygryzł wargi.
- Co powinniśmy teraz zrobić? - zastanowiła się na głos. - Musimy ustalić jakiś wspólny plan
działania. Nienawidzę sprawiać zawodu dziadkowi, ale nie zamierzam wychodzić za mąż...
- Za mnie - dokończył za nią.
Choć jego słowa pozbawione były emocji, miała uczucie, że sprawiła mu zawód.
- Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało - wyznała szczerze. - Dziadek nie wytypowałby ciebie na
mojego męża, gdyby nie miał całkowitej pewności, że jesteś idealnym kan-
Debbie MACOMBER
49
dydatem. Jest szalenie dumny z tego, że tak dobrze zna się na ludziach, a ty wywarłeś na nim bardzo
dobre wrażenie.
- Nie oszukujmy się, Janinę. Jesteś z wyższej półki. Nie pasujemy do siebie.
- Zgadzam się z tobą, choć myślę, że powody są zupełnie inne. Od momentu kiedy weszłam do
twojego biura, dałeś mi jasno do zrozumienia, że masz mnie za snobkę. Wcale taka nie jestem, ale nie
zamierzam cię do tego przekonywać.
- W porządku - mruknął.
- Świetnie. W takim razie, zamiast wzajemnie się obrażać, może lepiej uzgodnimy jakąś taktykę,
- To nie jest konieczne - odparł. - Nie zamierzam brać w tym udziału.
- A myślisz, że ja mam zamiar? Zach nie odpowiedział.
Janinę odetchnęła głęboko.
- Cóż, widzę, że jedyne rozwiązanie to, żeby jedno z nas szybko wzięło ślub z kimś innym. To
zakończy całą sprawę.
- Już ci mówiłem, że ja nie planuję takiego kroku - rzucił dobitnie. - To ty sugerowałaś, że masa
facetów kręci się wokół ciebie i tylko czekają, aż powiesz sakramentalne tak.
50
Dobrana para
- Kręcą się, co nie znaczy, że planuję małżeństwo. Na Boga, Zach. A poza tym, żadnego z nich nie
kocham.
Zach wydał z siebie dźwięk, który mógł przypominać śmiech.
- To znajdź tego, który pasuje. Skoro tak swobodnie zakochujesz się i odkochujesz, to zapewne któryś
z tych wielu pasuje do twojego wzorca.
- Jakoś nikogo takiego nie znalazłam. A może ty mi podsuniesz jakieś ciacho, co? - rzuciła
sarkastycznie.
- Nie zamierzam ryzykować dla ratowania twojej skóry.
Jego głos był niski i gniewny. Odetchnął głęboko i spojrzał na nią uważnie.
- No dobrze-opanował się.-Wygląda na to, że rzeczywiście musimy coś wspólnie opracować.
Chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej chrobot w zamku u drzwi. Zaniepokojona spojrzała na Zacha,
ale wydawał się całkiem nieporuszony.
Usiedli szybko na fotelach, które wcześniej zajmowali. W tej samej chwili Anton wszedł do biblioteki.
- Zach, przepraszam za spóźnienie.
51
- Dziadek uśmiechnął się szeroko. - Miło mi widzieć, że Janinę dotrzymała ci towarzystwa.
- Ucięliśmy sobie małą pogawędkę - zauważył Zach, rzucając ukradkowe spojrzenie Janinę.
- Dobrze, dobrze.
Zach wstał i sięgnął po teczkę.
- Mam tu dokumenty, które chciałeś ze mną omówić.
- Tak, racja. - Anton gestem zaprosił Zacha.
Młody biznesmen zdążył rzucić spojrzenie Janinę, mówiące, że później się z nią skontaktuje.
Owo później przeciągnęło się do całego tygodnia. Spędzała akurat czas w ogrodzie, planując co gdzie
należy posadzić na wiosnę, gdy zjawiła się pani McCormick, która poinformowała ją, że ma telefon.
- Halo?
- Musimy porozmawiać - Zach rzucił bez powitania.
- Dlaczego?
Skoro mógł trzymać ją w napięciu przez całe siedem dni, to i ona nie musi dawać mu do zrozumienia,
że czekała na jego telefon.
52
Dobrana para
- Dziadek wyłożył karty na stół. Pomyślałem, że chciałabyś usłyszeć, co mi proponuje w zamian za
twoją rękę.
ROZDZIAŁ TRZECI
- W porządku - powiedziała spokojnie. - Co ci zaoferował? Wielkie bonusy?
- Nie.
- Gotówkę? Chcę wiedzieć ile.
- Nie zaoferował mi pieniędzy. Zmarszczyła brwi.
- Co zatem?
- Myślę, że powinniśmy się spotkać i porozmawiać. Jest taka włoska restauracja w dzielnicy
uniwersyteckiej. Spotkajmy się tam o siódmej - powiedział, po czym zrobił krótką pauzę. - I wiesz,
myślę, że lepiej, by twój dziadek nie wiedział o tym spotkaniu. Mógłby tego nie zrozumieć.
- Nie pisnę słówkiem.
54
Dobrana para
- Musimy omówić wiele spraw - dodał jeszcze.
Serce Janinę zabiło szybciej.
- Zach... Mam nadzieję, że nie zmieniłeś zdania? Nie rozważasz tej idiotycznej propozycji?
- Nie masz powodu do obaw - uspokoił ją i odłożył słuchawkę.
Siedziała w bibliotece z płaszczem w ręku i wyczekiwała. Dziadek przyszedł dokładnie o szóstej
trzydzieści. Przywitał się z nią czule, po czym sięgnął po gazetę i rozsiadł się w swoim ulubionym
fotelu.
- Zach dzwonił - oświadczyła bez zastanowienia.
Przeklęła się zaraz w duchu, że w ogóle o tym powiedziała. Anton pokiwał głową.
- Spodziewałem się, że to zrobi. Idziecie na kolację?
- Kolacja? Z Zachem? - zapiszczała. - Nie! Skądże. Dlaczego?
- Ale wybierasz się gdzieś na kolację, prawda?
- No tak - przyznała zakłopotana.
- Czyli co, znowu spotykasz się z Peterem Donahue?
Debbie MACOMBER
55
- Nie, niezupełnie - plątała się. - Zjem kolację z... przyjacielem - wydusiła wreszcie.
- Rozumiem - powiedział zagadkowo dziadek i uśmiechnął się nieznacznie. - Czego chciał Zach?
- Co każe ci przypuszczać, że czegoś chciał? - spytała z zapałem.
Czuła, że się pogrąża i najlepiej będzie, jeśli jak najszybciej wyjdzie.
- Przecież przed chwilą mówiłaś, że dzwonił - zauważył dziadek i spojrzał na nią znad gazety.
- A no tak - odparła zmieszana. - Dzwonił wcześniej, ale to nic ważnego. Chciał coś...
Cudownie, pomyślała wściekła, kiedy pięć minut później jechała w stronę restauracji. Panno Janinę,
przechodzi pani samą siebie, pomyślała zgryźliwie.
Gdy odnalazła miejsce schadzki, była już dziesięć minut spóźniona. Zach spojrzał wymownie na
zegarek, kiedy zbliżała się do stolika. Zignorowała jego minę i usiadła na krześle.
- Dziadek wie - rzuciła, zamiast powitania.
Zach zmarszczył brwi.
- O czym ty mówisz?
56
Dobrana para
- Wie, że zjem dziś z tobą kolację - wyjaśniła. - Gdy przyszedł, powiedziałam, że dzwoniłeś... No nie
pomyślałam - dodała, widząc dezaprobatę na jego twarzy. - Spytał, co chciałeś, ja odparłam, że coś...
Głupio wyszło. Mam nadzieję, że w razie czego jakoś się wytłumaczysz.
- Wydawało mi się, że nie wygadamy się na temat spotkania.
- Wiem - wyszeptała, czując, że ogarnia ją poczucie winy. - Ale dziadek spytał, czy spotykam się z
Peterem, a potem wyglądał na takiego szczęśliwego, kiedy powiedziałam, że nie. Co miałam zrobić? -
dodała na widok zniesmaczonej miny Zacha.
- Kto to jest Peter?
- Facet, z którym spotykam się co jakiś czas od kilku miesięcy.
- Kochasz go?
- Nie - odparła pospiesznie, obawiając się, że Zach znalazł rozwiązanie ich problemu.
Wzruszył ramionami i sięgnął po menu.
- Zamówmy coś, a podczas jedzenia, wszystko sobie omówimy.
- W porządku - odparła i również sięgnęła po kartę, wdzięczna, że zmienili temat.
Debbie MACOMBER
57
Poza tym była nieziemsko głodna. Urocza kelnerka pojawiła się przy ich stoliku i nie uciekło uwadze
Janinę, że młoda kobieta nie odrywała wzroku od Zacha.
- Ja poproszę spaghetti - powiedziała głośniej niż trzeba było, ale chciała zwrócić uwagę kelnerki.
- Poproszę to samo - powiedział Zach i z bladym uśmiechem oddał menu kelnerce. - O czym mówiłaś?
- zwrócił się do Janinę, kiedy kobieta odeszła.
- Z tego co pamiętam to ty nalegałeś na spotkanie - przypomniała. - Powiedz mi po prostu, co
powiedział ci dziadek i będzie po sprawie.
Cały czas sądziła, że oferta musiała być kusząca, skoro Zach chciał to omówić podczas kolacji.
Zach wziął łyk wody, spojrzał zamyślony na Janinę i powiedział:
- Anton wezwał mnie dziś do swojego biura, by zadać serię pytań.
- Takich jak? - domagała się szczegółów. Wzruszył ramionami
- Co myślę o tobie...
- I co odpowiedziałeś? - przerwała nim dokończył.
58
Dobrana para
Odetchnął głęboko nim odpowiedział.
- Ze jesteś atrakcyjną, energiczną kobietą. Dowcipną i odrobinę ekscentryczną.
- Sukienka z bandan i wisior z lampek choinkowych to nie powód, żeby nazywać mnie dziwakiem -
obruszyła się.
- Ale lampki owinięte wokół twojego ciała, migające jak na drzewku świątecznym chyba są już
wystarczającym powodem, co?
Ich podniesione głosy przyciągały uwagę innych gości. W pewnym momencie Zach nachylił się i
wyszeptał zdecydowanym głosem.
- Jeśli będziesz sprzeczać się o każdą rzecz, którą powiem, spędzimy tu całą noc.
- Jestem przekonana, że nasza kelnerka będzie szczęśliwa z tego powodu - odparła bez zastanowienia
i zaraz pożałowała swych słów.
Nie chciała, żeby Zach odebrał to jako zazdrość. Bo przecież to nie było tak, tłumaczyła się przed
sobą.
- O co ci chodzi?
- Nic, nic.
- Możemy wrócić do sedna sprawy?
- Proszę-powiedziała uprzejmie, obiecując w duchu poprawę.
Debbie MACOMBER
59
- Anton wiele czasu poświęcił na opowiedzenie mi o twoim zaangażowaniu w pracę wolontariuszki w
Klubie Przyjaciół oraz w innych organizacjach społecznych.
- Zgaduję, że przedstawił mnie w tak świetlany sposób, iż mogę stanąć teraz w jednej parze z Joanną
d'Arc?
Zach wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Coś w tym stylu. Ale później dodał, że choć jesteś cały czas zabiegana to jego zdaniem brak ci
radości życia, jak i celu w tej działalności.
Grymas bólu wykrzywił jej twarz. Już wiedziała do czego zmierza ta opowieść.
- Pozwól, że zgadnę - przerwała mu. - Powiedział ci pewnie, że potrzebuję czegoś konkretnego i
istotnego w życiu. Jak na przykład męża i dzieci.
- Dokładnie tak - potwierdził już bez uśmiechu. - W jego opinii tylko małżeństwo zrealizuje cię jako
kobietę.
Jęknęła żałośnie i opadła na oparcie krzesła. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Ku swemu
niezadowoleniu spostrzegła, że Zacha to najwyraźniej rozbawiło.
60
Dobrana para
- Nie byłbyś taki zadowolony z siebie, gdyby to tobie powiedział, że jedynie małżeństwo uczyni z
ciebie mężczyznę - syknęła. - Ale na poważnie Zach. Czy ja wyglądam, jakbym nie miała celu w
życiu? - Wzniosła ręce w dramatycznym geście ku niebu. - Jestem wciąż czymś zajęta, jestem
szczęśliwa, mam wiele radości w swoim cudownym życiu.
- Nie odbieraj tego tak osobiście.
Przewróciła oczami i westchnęła. Zastanawiała się, co by czuł Zach, gdyby zamienili się rolami.
- Musisz pamiętać, że Anton jest okropnym i zaciekłym szowinistą - zauważył, wciąż się uśmiechając.
- Takie staromodne określenie na staromodnego mężczyznę.
- To fakt - zgodziła się. - Ale to wciąż mój dziadek. Jest taki kochany, że łatwo mu wybaczyć różne
drobnostki.
Zach sięgnął po kieliszek wina i przez chwilę przyglądał mu się pod światło.
- Jedyne, czego nie mogę zrozumieć, to dlaczego tak uparł się, żebyś właśnie teraz wyszła za mąż.
Dlaczego nie w zeszłym albo przyszłym roku?
- Na Boga, nie mam zielonego pojęcia.
Debbie MACOMBER
61
Może uważa, że to już czas. Może mój zegar biologiczny tyka tak głośno, że nie daje mu spać po
nocach. Wiesz, większość dwudziestoczterolatek w jego kraju ojczystym miało w tym wieku już małą
gromadkę dzieci.
- Wygląda na to, że jest rzeczywiście zdesperowana - powiedział cicho Zach i wziął łyk wina.
- Mów mi o tym jeszcze - zaszlochała cicho. - Dam sobie rękę uciąć, że kiedy wymyślił ten plan, byłeś
akurat jedynym facetem na horyzoncie.
- Anton mówił również, że masz wielkie serce i łatwo cię omamić. Wspominał, że boi się, że któregoś
dnia zjawi się jakiś wyszczekany gamoń, a ty uwierzysz we wszystko, co powie.
- Naprawdę?
Serce zabiło jej mocniej. Przecież słowa dziadzia stanowiły doskonałą analizę jej tragicznego romansu
z Brianem. Odetchnęła ciężko.
- Mnie powiedział, że powinnam wyjść za kogoś, kogo on bardzo szanuje i kocha jak własnego syna.
Za mężczyznę, który jest wzorem cnót rycerskich i któremu zaufał tak,
62
Dobrana para
że zgodził się połączyć ich firmy. - Zamyśliła się chwilę, po czym dodała: - Potrafię sobie wyobrazić
ciąg dalszy.
Nie wiedziała, czy bardziej przeklinać, czy podziwiać przebiegłość dziadka. Zach nie był
człowiekiem, którego można było kupić. Anton musiał o tym wiedzieć, dlatego też użył podstępu.
Schlebiał mu dostatecznie długo, by przekabacić go na swoją stronę. Sprawił, że Zach poczuł, że ma
misję zbawienia Janinę.
- Co mu odpowiedziałeś? - spytała w końcu zrezygnowana.
- Ze nie ma mowy. Zamrugała nerwowo.
- Tak po prostu?
- Cóż, nie chciałem dawać mu nadziei.
- To było mądre - przyznała, po czym zdenerwowana jednym haustem wypiła całą wodę.
- I wiesz, mam wrażenie, że zaakceptował moje stanowisko - dodał zadowolony z siebie Zach.
- Nawet na to nie licz - ostrzegła.
- Nie martw się, też już go trochę znam. Wiem, że się łatwo nie poddaje i dlatego zaproponowałem to
nasze spotkanie. Jeśli bę-
Debbie MACOMBER
63
dziemy działać razem, mamy szansę przewidywać jego ruchy i odpowiednio wcześnie reagować.
- Świetny pomysł.
Kelnerka przyniosła sałatki, a Janinę poczuła, że zaciskają się jej pięści, gdy kobieta rzuciła kolejne
powłóczyste spojrzenie Zachowi.
- Czyli mówisz... - zaczęła ponownie, gdy zostali sami - że dziadek był sprytny na tyle, by nie
zaproponować ci żadnych ekstra korzyści, jeśli przystaniesz na jego plan.
- Tego nie powiedziałem.
Zamarła z widelcem w połowie drogi między talerzem a ustami. Spojrzała na Zacha wyczekująco.
- Powiedział coś w stylu, że członkowie rodziny mogą korzystać z limuzyny.
Widelec Janinę z głośnym brzdękiem uderzył o talerz.
- Zaoferował ci samochód w zamian za ożenienie się ze mną? - spytała jednocześnie. - Tylko tyle?
- Nawet nie tyle - wyjaśnił, nie kryjąc rozbawienia. - Tylko korzystanie od czasu do czasu.
64
Dobrana para
- Jak?! To zniewaga - wydyszała ciężko.
- Wiesz, to zawsze krok na przód w stosunku do krów i kurczaków - zadrwił.
- Tam skąd on pochodzi, te krowy i kurczaki znaczyły znacznie więcej niż możesz sobie wyobrazić -
odparła podniesionym głosem.
Zaraz też pożałowała swojego wybuchu, bo niemal cała sala z zaciekawieniem odwróciła głowy w ich
stronę. Uśmiechnęła się blado do wszystkich, po czym sięgnęła po bułkę jak gdyby nigdy nic.
- Możesz korzystać z limuzyny - mruknęła rozżalona pod nosem.
- No nie wściekaj się tak. - Uśmiechnął się. - Przecież mogłem się zgodzić.
Jego dobry humor zaczął ją denerwować.
- Nie pomagasz - powiedziała z wyrzutem.
- Proszę o wybaczenie.
Jednak nic a nic nie zmienił w swoim zachowaniu. Patrzyła na niego zdumiona. Podczas pierwszego
spotkania, jego twarz pozostawała niemal nieruchoma. Teraz zaś w zasadzie nie przestawał się
uśmiechać. W pewnym momencie Janinę poczuła, że ma dość i że to wszystko ją przerasta. Poczuła
się
Debbie MACOMBER
65
osaczona i przegrana. Łzy napłynęły jej do oczu.
- Co się dzieje?
Zaskoczył ją tym pytaniem. Zamrugała nerwowo i potrząsnęła głową.
- Mam dość - wymamrotała i przełknęła głośno ślinę. - Dziadek ma mnie za ofermę życiową. Czuję się
jak kompletny niewypał.
- On nigdy by tak nie powiedział - odparł łagodnie Zach.
- Za to powiedział, że musi znaleźć mi cel w życiu.
- Potrzebował jakiegoś argumentu, żeby jego propozycja nie była taka zupełnie idiotyczna. - Wzruszył
ramionami i sięgnął po wino. - Im dłużej o tym rozmawiamy, tym bardziej niedorzeczne to wszystko
mi się wydaje. Skąd mu w ogóle przyszedł do głowy pomysł, żeby nam włożyć obrączki na palce? Nie
bierz tego do siebie - dodał, widząc jej kwaśną minę. - Przecież nie chciałabyś mnie za męża.
- To akurat prawda. Jesteś ostatnią osobą, o której bym pomyślała - rzuciła mu gniewnie w twarz.
Zaraz jednak pożałowała, że nie ugryzła się w język. Uśmiech zniknął z jego twarzy.
66
- Tak właśnie myślałem - odparł chłodno i zabrał się do jedzenia.
Kiedy jednak kilkanaście minut później, kelnerka przyszła zabrać ich talerze, okazało się, że żadne z
nich w zasadzie nic nie zjadło.
Po kolacji Zach odprowadził Janinę do samochodu. Nie rozmawiali więcej. Miała wrażenie, że całe to
spotkanie niczego nie wyjaśniło i nie posunęło ich o krok w stronę rozwiązania problemu. Przed
kolacją miała nadzieję, że Zach jest dokładnie taki, jak opowiadał o nim dziadzio, przenikliwy, in-
teligentny, kreatywny. Tak zapewne było w biurze. I tylko tam.
- Nadal chcesz być ze mną w kontakcie? - spytała, gdy zatrzymali się przy jej samochodzie.
Stali naprzeciwko siebie i pomyślała, że musieli wyglądać dziwnie. Jako potencjalni małżonkowie
wypadali fatalnie.
- Myślę, że powinniśmy. Jeśli oczywiście nie chcemy, żeby jego plan się powiódł. - Zamyślił się i
dodał zaraz: - Powinniśmy też odłożyć na bok wszelkie spory i działać jak drużyna. W innym
przypadku jesteśmy przegrani.
67
- Nie pozwolę się do niczego zmuszać
- mruknęła Janinę. O dziwo, mówiąc to, poczuła się dziwnie rozczarowana.
- Jeśli kiedykolwiek ożenię się, w co szczerze wątpię, sam sobie wybiorę pannę młodą - poinformował
ją.
Przekaz był jasny. Janinę nie była kobietą, którą by wybrał.
- Jeśli ja kiedykolwiek wyjdę za mąż, sama wybiorę sobie męża. - Nie pozostała mu dłużna.
- Wcale nie wiem, czy lubię chłopców
- wyznała trzynastoletnia Pamela Hudson, pochylając się nad cheeseburgerem i frytkami. - Czasami są
tacy głupi.
Minął tydzień od kolacji z Zachem i teraz Janinę z zaskoczeniem uświadamiała sobie, że wyobrażenia
nastolatki na temat płci przeciwnej są bardzo zbliżone do jej własnych.
Janinę uważała, że Pam jest cudownym dzieckiem o talencie, który należało pielęgnować. Zanim
jeszcze jej tata odłożył pieniądze na pierwszą maszynę do szycia, Pam ręcznie szyła kreacje dla
swoich lalek. Sukienka z bandan była pierwszym poważnym projektem, który wykonała na swojej
nowej
68
maszynie. Później uszyła jeszcze kilka innych ciekawych rzeczy.
- Chyba mogłabym wybaczyć Charliemu
- Pam dalej zastanawiała się nad relacjami damsko-męskimi. - To wszystko chyba dlatego, że on jest
w takim dziwnym wieku - dodała mądrze.
- Hej, to chyba ja powinnam powiedzieć.
- Zaśmiała się Janinę i ukradła jedną frytkę z talerza Pam.
- No tak, przepraszam. To przypomnij mi, kiedy wylatujesz do Szkocji?
- W przyszłym tygodniu.
- Na długo?
- Na dziesięć dni.
Wycieczka do Szkocji była niespodziewanym prezentem od dziadka. Pewnego wieczoru wręczył jej
bilety lotnicze wraz z rezerwacjami hotelowymi. Pytała go o powód takiej hojności, ale pozostawał
nieprzenikniony. Mówił tylko, że powinna oderwać się od życia w Seattle. Ponieważ zawsze marzyła
o zobaczeniu Szkocji, nie dyskutowała zbyt długo.
Kiedy odwiozła Pam do domu, pomyślała, że dobrym pomysłem, byłoby powiadomienie Zacha, że
jakiś czas nie będzie jej w kraju. Nie
69
sądziła, żeby to cokolwiek miało zmienić, ale chciała trzymać się umowy.
Janinę ostrożnie zaplanowała wizytę w biurze Zacha, upewniwszy się wcześniej, że dziadzio będzie
zajęty innymi sprawami. Skończyła zakupy przed wyjazdem i obładowana torbami, udała się do jego
firmy. Specjalnie tak to zorganizowała, żeby wizyta wyglądała na przypadkową i niezaplanowaną.
- Cześć - przywitała się z sekretarką Zacha. - Czy jest pan Thomas? Mam tylko krótką sprawę do
niego.
Starsza pani najwyraźniej nie była zachwycona z niezapowiedzianej wizyty, ale nie odezwała się
słowem na ten temat. Wcisnęła przycisk intercomu i profesjonalnie zapowiedziała Janinę.
- Co za miła niespodzianka. - Zach pojawił się w drzwiach gabinetu, żeby ją przywitać.
Weszli do środka, Janinę rzuciła torby na ziemię i rozsiadła się wygodnie na krześle przy biurku
Zacha.
- Wybacz, że wpadam tak niezapowiedzianie, ale przynoszę informacje.
- To żaden problem - odparł szczerze.
70
Dobrana para
- Widzę, że miałaś ciężki dzień - dodał, wskazując głową torby wokół jej krzesła.
- Byłam na zakupach.
- To właśnie widzę. Z jakiegoś specjalnego powodu?
- To moja ślubna wyprawka - rzuciła i w teatralnym geście przyłożyła dłoń do czoła. - Nie mogę już
tego znieść - załkała.
- Przychodzę, żeby ci powiedzieć, że zgodziłam się na propozycję dziadka. Wierzę, że on ma rację i
pewnego dnia nauczymy się kochać wzajemnie.
- Bardzo śmieszne - skomentował z wyraźną dezaprobatą w głosie. - No, co jest takiego ważnego, że
musiałaś...
- Panie Thomas. - Przerwał mu rzeczowy głos sekretarki. - Pan Hartman tu jest i chce się z panem
widzieć.
Janinę rzuciła mu przerażone spojrzenie. Pomyślała, że nic gorszego nie mogło im się przytrafić. Jeśli
dziadzio przyłapie ich oboje w biurze Zacha, pomyśli sobie dokładnie to, czego żadne z nich nie
chciało. Na szczęście Zach myślał podobnie.
- Daj mi minutę - rzucił do mikrofonu, jednocześnie wskazując Janinę drugie drzwi.
Pospiesznie zaprowadził ją do małego po-
Debbie MACOMBER
71
koju przylegającego do gabinetu. Wskoczyła do środka, a Zach cofnął się po torby z zakupami.
Wrzucił je do pokoju, zamknął drzwi, po czym zaprosił Antona do gabinetu.
Stała na środku tajemnego pomieszczenia i czuła się idiotycznie. Bała się poruszyć, żeby nie zdradzić
swojej obecności. Na palcach przesunęła się w stronę drzwi i powoli, bardzo ostrożnie przyłożyła do
nich ucho. Ku swemu niezadowoleniu, niemal nic nie słyszała. Ciekawość wygrała ze strachem. Z
drżącym sercem nacisnęła delikatnie klamkę. Uchyliła drzwi na nie więcej niż dwa centymetry i za-
jrzała do gabinetu. Spostrzegła, że mężczyźni stoją przy samym oknie, tyłem do niej. Zrozumiała
dlaczego nie mogła usłyszeć, o czym mówią.
Już chciała cofnąć się w głąb kryjówki, gdy zobaczyła coś, co sprawiło, że ugięły się pod nią kolana.
Na podłodze, tuż przy krześle, na którym siedziała, leżała jej torebka. Przerażona pomyślała, że zaraz
wszystko się wyda.
W tej samej chwili Zach odwrócił się od okna i po raz pierwszy wyraźnie usłyszała jego głos.
- Zajmę się tym - oświadczył spokojnie.
72
Dobrana para
Była pod wrażeniem, jak fantastycznie potrafił panować nad emocjami. Przez ułamek sekundy
pomyślała, że być może miał wprawę w ukrywaniu kobiet w tym pomieszczeniu. Wreszcie Zach
dostrzegł jej torebkę, bo rzucił ukradkowe, pełne furii spojrzenie w stronę drzwi, za którymi była
ukryta.
Minęło kilka strasznych minut, nim Zach odprowadził wreszcie dziadka do wyjścia. Ledwie zamknął
za nim drzwi, Janinę wyskoczyła z ukrycia.
- Moja torebka-rzuciła nerwowo.-Myślisz, że ją zobaczył?
- Musiałby być ślepcem, żeby jej nie zauważyć - rzucił wściekle. - Co za głupota!
- Hej, przecież nie zostawiłam jej umyślnie - broniła się.
- Nie mówię o tym - warknął. - Po co tu w ogóle przychodziłaś? Zwariowałaś kompletnie? Nie mogłaś
po prostu zadzwonić?
- Miałam ci coś do przekazania, a że byłam w pobliżu... - zaczęła, ale wiedziała od razu, że Zach ma
rację.
Przyjście tu było zbyt dużym ryzykiem, a wszystko można było sobie powiedzieć przez telefon.
Debbie MACOMBER
73
Wzrok Zacha ciskał gromy po całym gabinecie.
- Na rany Chrystusa - syknął gniewnie. - Nie starcza mi wyobraźni, by wymyślić, co mogło być tak
istotnego, żeby trzeba było przekazać to osobiście. Przecież gdyby twój dziadek zobaczył nas tu
razem, mógłby wyciągnąć błędne wnioski. Konsekwencje byłyby zbyt poważne, żeby to wszystko
odkręcić. A do tej pory wszystko układało się pomyślnie. Anton od tygodnia nie wspomniał o tobie ani
razu.
Jego energiczna przemowa, paliła ją żywym ogniem.
- Nie popełnię więcej tego błędu - obiecała cicho.
Schyliła się i pozbierała torby z podłogi. Nie zważając na to, kogo może spotkać za drzwiami,
wybiegła bez pożegnania.
Zach dogonił ją, gdy czekała na windę.
- Janinę, nie powiedziałaś jeszcze, po co tu przyszłaś.
Stała nieruchomo i niewiążącym wzrokiem wpatrywała się w światełko ponad drzwiami windy. Kiedy
otworzyły się drzwi, wsiadła do środka.
- Przepraszam, że zajęłam twój cenny
74
Dobrana para
czas. Kiedy teraz się zastanawiam, to nie było wcale takie istotne.
- Janinę - Zach jęknął, szczerze żałując swojego wybuchu. - Nie powinienem krzyczeć - przyznał.
- Właśnie - powiedziała cicho, gdy drzwi od windy zamykały się.
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Zamek wzniesiony został w XV wieku i po dziś dzień pozostaje siedzibą hrabiego Kawdoru. - Janinę
oraz kilku innych uczestników wycieczki słuchało z zaciekawieniem przewodnika.
Zamek Kawdor znajdował się w północno-wschodniej części kraju. Na następny dzień miała
zaplanowane zwiedzanie Edynburga. Nie mogła się doczekać tej wycieczki, bo czytała wielokrotnie,
że zamek edynburski, jedna z najpotężniejszych i najstarszych fortec w Wielkiej Brytanii, robi
oszałamiające wrażenie.
Kiedy dotarła do uroczego pokoju hotelowego, rzuciła walizki, przebrała się i wyszła
76
Dobrana para
na zewnątrz, by jak najwięcej zobaczyć. Zaczęła od spaceru po hotelowym ogrodzie. Kwietniowe
powietrze napawało optymizmem. Pomyślała, że wszystko się ułoży.
- Janinę?
Na dźwięk swojego imienia odwróciła się gwałtownie i zamarła. Kilka kroków przed nią stał Zachary
Thomas.
- Co ty tu robisz? - spytała, kiedy odzyskała głos.
- Ja? A co ty tu robisz?
- Jestem na wakacjach. Prezent od dziadka - wyjaśniła, nie wiedząc, co myśleć.
- Ja jestem tu zawodowo - zrewanżował się.
Spojrzeli na siebie podejrzliwie.
- Chyba nie myślisz, że to zaplanowałem?
- Nie, skądże. Ale gdybyś nie był taki niemiły zeszłego wieczoru, wiedziałbyś, że lecę do Szkocji.
Uniknęlibyśmy szoku.
- Gdybyś nie wyleciała z mojego biura jak oparzona, zdążyłbym ci opowiedzieć o moich planach.
Oparła dłonie na biodrach i wbiła w niego wściekły wzrok.
- Świetnie - zadrwiła. - No dalej, obwiniaj mnie o wszystko. Z tego co pamiętam
Debbie MACOMBER
77
wczoraj płakałeś, że w ogóle zjawiłam się w twoim biurze.
- No dobrze, przyznaję, że można to było inaczej rozegrać. Ale jeśli pamiętasz, przeprosiłem.
- Tak, przeprosiłeś - zgodziła się. - Ale najpierw zmieszałeś mnie z błotem. Jeszcze nigdy nie czułam
się tak idiotycznie.
- Ty? - oburzył się Zach. - Może cię to zaskoczy, ale nie przywykłem do ukrywania kobiet we
własnym gabinecie. Zresztą gdybyś miała normalną pracę, jak wszyscy...
- Gdybym miała normalną pracę? - wybuchła wściekła. - A praca w wolontariacie to niby co jest?
Obijanie się? Trzydzieści godzin w tygodniu to nic? Jasne, mam dyplom ukończenia studiów i pewnie
mogłabym robić wiele innych rzeczy, ale ta praca daje mi dużo satysfakcji.
Kiedy skończyła, oddychała ciężko, ledwo łapiąc oddech. Była wściekła na niego i miała ochotę go
rozszarpać. Miała serdecznie dość jego obraźliwych insynuacji. Od samego początku dawał jej
wyraźnie do zrozumienia, że ma o niej niskie mniemanie i najwyraźniej nic w jego ocenie się nie
zmieniło.
78
Dobrana para
- Posłuchaj - powiedział zmieszany jej atakiem. - Ja nie chciałem...
- Dla mnie to oczywiste, że nigdy nie znajdziemy wspólnego języka - przerwała mu.
Była tak zdenerwowana, że nie potrafiła zapanować nad emocjami. Co więcej, wmawiała sobie, że
wcale już nie chce nad nimi panować.
- I wiesz co... - kontynuowała - najlepiej będzie jeśli zaczniemy się całkowicie ignorować. Rozumiem,
że nie chcesz mieć ze mną do czynienia i szczerze mówiąc, ze wzajemnością. Także miłego dnia,
panie Thomas - oświadczyła, po czym odwróciła się i z wysoko uniesioną głową oddaliła się,
zostawiając osłupiałego Zacharego.
Pomyślała, że powinna być z siebie dumna. Ale z niezrozumiałego powodu, wcale nie była.
Godzinę później wychodziła akurat ze sklepu odzieżowego, gdy drugi raz wpadła na Zacha.
Zatrzymał się i spojrzał na jej zaskoczoną twarz. Janinę odniosła wrażenie, że dostrzegła smutek i żal
w jego oczach.
- Wiem, co sobie teraz myślisz - odezwał się pierwszy.
Debbie MACOMBER
79
- Idę o zakład, że nie masz zielonego pojęcia - odparła bez cienia sympatii w głosie.
- Jestem tu na zakupach. Wcale cię nie śledziłem - dodał szorstko.
- No popatrz - ironizowała. - Ja ciebie też nie.
- Świetnie.
- Świetnie - odparła.
Wmieszała się w tłum. Nie przeszła jednak dwóch przecznic, gdy usłyszała, jak Zach wykrzykuje jej
imię. Zatrzymała się, by na niego poczekać.
Podbiegł do niej i wyciągnął ręce po torby, które niosła. Skinęła głową w wyrazie wdzięczności i z
trudem powstrzymała dreszcz podniecenia, kiedy ich dłonie otarły się. Ruszyli przed siebie. Zach
dostosował krok do tempa Janinę. Przez chwilę szli w milczeniu, aż odwrócił głowę i powiedział:
- Musimy porozmawiać.
- Ciekawe jak - rzuciła. - Za każdym razem, gdy otwierasz usta, żeby coś powiedzieć, to mnie
obrażasz lub oskarżasz.
Ledwie skończyła mówić, a już przeklęła się w duchu. Jeszcze kilka minut temu marzyła, by wreszcie
skończyć ten konflikt, a teraz
80
Dobrana para
sama prowokowała kolejną kłótnię. Była na siebie zła za tak irracjonalne zachowanie. Zatrzymała się
w pół kroku.
- Przepraszam, nie powinnam tak mówić. Nie wiem, co się z nami dzieje, ale najwyraźniej nie
zachowujemy się jak dorośli ludzie.
- To pewnie szok wywołany tym niespodziewanym spotkaniem - odparł łagodnie.
- A to kolejna sprawa, wymagająca rozmowy - zauważyła. - Jeśli dziadzio wszystko zaaranżował, to
dlaczego u licha wysłał nas na drugi koniec świata?
- Do tej pory wydawało mi się, że go znam - wymamrotał Zach. - Ale później zacząłem mieć
wątpliwości. Nie mam pojęcia dlaczego wybrał Szkocję.
- Przyszedł do mnie z biletami - wspominała Janinę. - I przypomniał, że minął już rok od mojego
ostatniego wyjazdu. Uznał, że najwyższa pora, żebym odpoczęła gdzieś z dala od Seattle. No a ja we
wszystko uwierzyłam.
- Ty to nic, mnie to dopiero wpuścił w maliny - jęknął Zach, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Fakt,
że firma miała tu kilka spraw do załatwienia, ale poradziłby sobie z tym każdy młodszy menedżer.
Dopiero kiedy
Debbie MACOMBER
81
w hotelu zorientowałem się, że ty też jesteś zameldowana, zrozumiałem, co uknuł przebiegły dziadek
Anton.
- Pewnie gdybyśmy się wzajemnie nie oskarżali w twoim biurze, moglibyśmy temu zaradzić. A
przynajmniej poznalibyśmy plany swoje i dziadka.
- Właśnie - przyznał Zach. - Moglibyśmy się przygotować. Zawczasu ostrzeżony jest na czas
uzbrojony. No cóż, powtarzamy to sobie już któryś raz, ale zdecydowanie musimy odstawić na bok
niesnaski i poprawić komunikację. To sprawa kluczowa.
- Masz rację - zgodziła się żarliwie i pokiwała głową.
- Inaczej sami wpędzamy się w kłopoty - dodał.
Nie sprecyzował, jakie kłopoty miał na myśli, ale Janinę domyślała się aż nadto dobrze.
- Co racja to racja - przytaknęła.
- Im mniej czasu będziemy spędzać razem tym lepiej.
Zatrzymał się, widząc, że Janinę przystanęła na przystanku autobusowym.
- Słusznie. Inaczej umacniamy go w przekonaniu, że postępuje słusznie. Dajemy mu
82
Dobrana para
oręż do ręki. Musimy działać zdecydowanie, bo stracimy nad tym kontrolę.
- Święte słowa - teraz Zach przytaknął i nie pytając, zabrał jej z rąk pozostałe torby. - Wypożyczyłem
samochód. Pewnie nie zgodzisz się, żebym podwiózł cię do hotelu?
- Będzie mi bardzo miło - zgodziła się z wdzięcznością.
Pomyślała, że może zaczęli niezbyt fortunnie, ale z czasem ich relacje zaczęły się poprawiać. Cieszyło
ją to. Zdecydowanie wolała mieć w Zachu przyjaciela niż wroga.
Dojechali na miejsce, a kiedy weszli do holu, przejęła od niego bagaże i rozstali się. Zmęczona dotarła
do pokoju. Poszła prosto do łazienki, by przygotować sobie gorącą, odświeżającą kąpiel. Po godzinie
relaksu, ubrała się w niebiesko-złotą szkocką spódniczkę, biały, cienki sweterek oraz granatową mary-
narkę. Całości dopełniał granatowy szal misternie zawiązany na szyi. Zadowolona z efektu, wyszła z
pokoju, gotowa coś zjeść.
Zach już czekał przed wejściem do hotelowej restauracji. Miał na sobie gruby sweter i czarne spodnie.
Nie mogła oprzeć się myśli, że wyglądał rewelacyjnie.
Debbie MACOMBER
83
Podeszła do niego w tej samej chwili co hostessa obsługująca salę.
- Stolik dla dwojga? - spytała. Zmieszana i zdenerwowana Janinę zareagowała nim Zach zdążył
otworzyć usta.
- Nie jesteśmy razem. Ten pan przyszedł przede mną.
Z wyrazem zakłopotania na twarzy, Zach podążył za hostessą w stronę stolika pod ścianą niedaleko
masywnego kominka. Kobieta wróciła po Janinę i zaprowadziła ją do stolika pod tą samą ścianą.
Siedzieli tak blisko siebie, że mogła czytać jego menu. Wzruszyła ramionami i wbiła wzrok we własną
kartę.
- Nie sądzisz, że zachowujemy się odrobinę dziecinnie?
Uniosła głowę i spojrzała na Zacha.
- To fakt - zgodziła się. - Ale przed południem ustaliliśmy, że spędzanie czasu razem wpędzi nas w
tarapaty.
- Szczerze mówiąc, wątpię, czy wspólny obiad może wyrządzić nam jakąkolwiek krzywdę.
- Chyba masz rację.
Wstał i z szerokim uśmiechem podszedł do niej.
84
Dobrana para
- Czy nie masz nic przeciwko temu, żebym się przysiadł?
- Ależ proszę. - Z uśmiechem wskazała mu krzesło.
Usiadł i spojrzał na nią z podziwem.
- Świetnie wyglądasz w tych kolorach.
- Dziękuję.
Chciała powiedzieć, że on też doskonale się prezentuje, ale w porę ugryzła się w język. Uświadomiła
sobie, że ich walka z przeznaczeniem jest całkowicie bezcelowa.
- To już się dzieje - wyszeptała zaskoczona swoim spostrzeżeniem.
- Co? - spytał równie cicho i zaniepokojony rozejrzał się po restauracji.
- Mówisz mi, jak dobrze wyglądam, ja prawie zrewanżowałam ci się komplementem. Siedzimy tu i
uśmiechamy się do siebie, tworząc przyjemną, uroczą atmosferę. Kolejny etap to ślubny kobierzec.
- To śmieszne!
- Tak mówisz teraz, ale ja dostrzegam poważny problem.
- Czy to znaczy, że chcesz, żebym wrócił do swojego stolika i zjadł samotnie.
- Oczywiście, że nie. Ale może lepiej,
Debbie MACOMBER
85
żebyśmy ograniczyli komplementy. W porządku?
- Nie powiem nic więcej miłego na twój temat.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się.
- Ale wiesz co. - Spojrzał na nią z szelmowskim błyskiem w oku. - Jeśli będziemy zbyt grzeczni i
oficjalni, to nie zdążymy się nawet zorientować, kiedy będziemy wybierać obrączki.
Westchnęła i spojrzała na niego zrezygnowana.
- O tym nie pomyślałam.
Patrzyli na siebie dłuższą chwilę w milczeniu,, a potem oboje wybuchli niekontrolowanym śmiechem,
tak głośnym, że pozostali goście restauracji spojrzeli na nich zaciekawieni. Zach i Janinę zawstydzeni
ukryli twarze w menu.
Gdy zamówili posiłek, Janinę postanowiła podzielić się z Zachem pewnym przemyśleniem.
- Chyba już wiem, dlaczego dziadzio wybrał Szkocję - zaczęła.
- Zamieniam się w słuch.
- I prawdę mówiąc, obawiam się, że ja jestem za to odpowiedzialna - przyznała ze
86
Dobrana para
skruchą. - Kiedy dziadzio pierwszy raz wspomniał o swoim niedorzecznym pomyśle, próbowałam mu
wytłumaczyć, że miłości nie można zamówić jak pizzy. Kompletnie nie wiedział, o co mi chodzi i
spytał, czego według mnie potrzebuje kobieta, żeby się zakochać.
- I wtedy wspomniałaś o wycieczce do Szkocji?
- Oczywiście, że nie. Wyjaśniłam, że bez odrobiny romantyzmu nic się nie wskóra.
Zach zmarszczył czoło i nachylił się w jej stronę.
- Nie chcę wyjść na głupca, ale nadal nic nie rozumiem.
- Daj mi dokończyć. Dziadzio poprosił, żebym zdefiniowała ów romantyzm.
- Sam chętnie się tego dowiem - mruknął i otarł kąciki ust serwetką.
Janinę podejrzewała, że zrobił to, by zamaskować drwiący uśmiech.
- To wcale nie tak łatwo wyjaśnić, sam wiesz - powiedziała. - A poza tym straciłam wtedy głowę.
Powiedziałam mu, że to jak zakazane schadzki na szkockich wrzosowiskach.
- Z przywódcą wrogiego klanu?
Debbie MACOMBER
87
- Z mężczyzną, którego kocham.
- Co jeszcze mu powiedziałaś?
- Nie pamiętam dokładnie. Coś o spacerach po plaży w świetle księżyca, o namiętności.
- Ciekawe, jak to Anton zorganizuje.
- Nie jestem pewna, czy chcę się dowiedzieć - mruknęła.
Kiedy skończyli jeść i kelnerka zabrała ich talerze, Janinę z przerażeniem poczuła, że jest jej smutno.
Za chwilę wypiją kawę i rozejdą się w swoje strony.
Wyszli z restauracji i Zach odprowadził ją pod drzwi pokoju.
- Dziękuję, że podjęłaś ryzyko i zjadłaś ze mną - powiedział. - To było bardzo miłe, mimo... - zawiesił
na chwilę głos - niebezpieczeństwa.
- Mnie też było przyjemnie - przyznała łagodnie.
W głowie buzowały jej myśli. Szukała sposobu, jak przedłużyć ich spotkanie i nie rozstawać się. W
końcu jednak zdrowy rozsądek wziął górę i uznała, że nie powinna kusić losu.
Stali oboje przed drzwiami i ze wzrokiem wbitym w podłogę szukali odpowiednich
88
słów. Z całych sił pragnęła powiedzieć mu, że spędziła z nim naprawdę wspaniały wieczór, że
cudownie było śmiać się razem i rozmawiać, ale nie wiedziała, jak to zrobić bez rzucania podejrzeń, że
coś do niego czuje.
Zach zdawał się mieć ten sam problem. Uniósł rękę, jakby chciał dotknąć jej twarzy, ale zaraz opuścił
ją gwałtownie.
- Dobranoc - wyrzucił wreszcie z siebie i zrobił krok do tylu.
- Dobranoc - odparła głucho.
Weszła do pokoju, zaniknęła szybko drzwi i oparła się o nie ciężko. Czuła się zagubiona, ale
właściwie nie wiedziała dlaczego. Po dziesięciu okropnych minutach, ponownie wyszła na korytarz.
Ogród był dobrze oświetlony, a utwardzona ścieżka prowadziła do skalistego urwiska opadającego
wprost do morza. Janinę odetchnęła głęboko, wciągając do płuc orzeźwiający słony zapach zmieszany
ze słodką wonią wrzosów. Wcisnęła ręce w kieszenie i ruszyła przed siebie. Noc była chłodna i nie
chciała odchodzić zbyt daleko, ale obiecała sobie, że wróci tu rano.
Księżyc był w pełni, świecił niebywale
89
jasno, rzucając srebrną poświatę na okolicę. Zatrzymała się, by przez chwilę przeżywać w ciszy i w
spokoju tę atmosferę. Czuła się cudownie. Wszystkie problemy odpłynęły. Nie liczyło się nic poza tą
nocą, światłem księżyca, zapachem Szkocji. Aż usłyszała tuż za sobą:
- Znowu się spotykamy.
- To zaczyna być śmieszne.-Odwróciła się do niego z bijącym mocno sercem i uśmiechnęła. -
Spotkanie na wrzosowisku...
- Dobrze, że to nie schadzka - zauważył.
- Z technicznego punktu widzenia, rzeczywiście nie - przyznała.
Stali obok siebie w milczeniu, wpatrując się w ciemne niebo. Dwie godziny temu usta im się nie
zamykały, a teraz Janinę nie mogła znaleźć najprostszych słów. Pomyślała, że jeśli wspólny posiłek
stanowił zagrożenie, to teraz byli w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Wiedziała o tym doskonale. Zach też. Ale żadne z nich nie chciało tego przerwać.
- Piękna noc - wymamrotał.
- Piękna, prawda? - powtórzyła, wściekła na siebie, że nie stać jej na nic bardziej błyskotliwego.
- Wydaje mi się, że nie powinniśmy
90
przykładać do tego wielkiej wagi - powiedział nagle Zaeh.
- Do czego? - spytała zaskoczona.
- Do tego spotkania, które mogłoby wyglądać jak schadzka. Oczywiście jesteś piękną kobietą i byłoby
całkowicie naturalne, gdyby jakiś mężczyzna stracił dla ciebie głowę. To chyba wszystko wina
księżycowej poświaty, nie sądzisz?
- Tak, zdecydowanie. To znaczy, znaleźliśmy się w tak romantycznej scenerii i byłoby całkowicie
naturalne, gdybyśmy... - Zawahała się na moment. - Gdybyśmy coś poczuli
- dokończyła. - Choć oczywiście to nie miałoby żadnego znaczenia — dodała pospiesznie.
- No właśnie - zgodził się. - Powinnaś założyć coś cieplejszego - dodał niepewnie.
Nim zdążyła zapewnić go, że jest jej ciepło, objął ją ramieniem, jakby chciał ochronić ją przed
chłodem nocy. Miała wątpliwości, czy postępuje właściwie, ale zamiast wyrwać się spod jego ręki,
westchnęła i oparła głowę na jego silnym ciele.
- No to chyba mamy problem, czyż nie?
- szepnął ochryple wprost do jej ucha. - Księżyc ma przedziwny wpływ na ludzi.
91
- Zawsze myślałam, że to działa tylko na wilkołaki.
Zachichotał, a jego ciepły oddech sprawił, że jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Kolana się pod nią uginały
i gdyby nie jego wsparcie, upadłaby na ziemię.
Zach wyprostował się, obrócił Janinę tak, żeby spojrzała mu w twarz. Oddychając ciężko, uniosła
głowę i spojrzała w jego ciemne, błyszczące oczy.
Nie odzywał się.
Ona również milczała.
Pomyślała, że niepokoi ją tak wiele rzecz i że nie jest w stanie sobie z nimi poradzić. Jednocześnie nie
potrafiła ich wyartykułować. Zach zdawał się myśleć podobnie.
Stali tak dłuższą chwilę, aż ujął jej twarz w dłonie. Nieśpiesznie przesunął kciukiem po jej policzkach
i wargach. Oczy miał ciemniejsze niż zwykle, a jego spojrzenie było jeszcze bardziej nieprzeniknione.
Serce biło jej jak oszalałe. Oblizała wyschnięte wargi. Wpatrywała się w niego jak zaczarowana,
usilnie próbując coś zrobić. Odetchnęła głęboko i odnalazła w sobie siłę, żeby ostrzec go, że plan
dziadka zaczyna działać.
92
Dobrana para
Otworzyła usta, by mu o tym powiedzieć, ale nim wydobyła z siebie jakikolwiek dźwięk, przyciągnął
ją do siebie. Zakręciło się jej w głowie od jego zapachu. Uczucie było silniejsze od wszystkiego, co do
tej pory spotkało ją w życiu. Spojrzała na niego wystraszona, gdy schylił głowę.
Strach ustąpił jednak nieprawdopodobnie przyjemnemu uczuciu, kiedy ich wargi połączyły się w
pocałunku. Nie mogła powstrzymać drżenia całego ciała.
- Jesteś przemarznięta - zauważył chwilę później.
- Nie, to nie to - wyszeptała.
- Więc o co chodzi?
Pocałowała go w odpowiedzi. W zasadzie nie miała takiego zamiaru, ale zanim zdążyła pomyśleć,
otoczyła jego szyję ramionami i przycisnęła usta do jego wargi Po chwili odsunęła się od niego i
ukryła twarz w jego ramionach.
- Co my robimy? - wyszeptał. Cofnął się o krok.
Janinę była zbyt zaskoczona całą sytuacją, by móc odpowiedzieć. Starała się ukryć, jakie wrażenie na
niej zrobił.
- To nie powinno było się wydarzyć - kontynuował chłodno.
Debbie MACOMBER
93
- Nie musisz mi mówić - odparła z trudem. - To z pewnością nie było najmądrzejsze posunięcie z
naszej strony.
Przeczesał włosy palcami w geście desperacji i zmarszczył brwi.
- Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło
- powiedział. - W nas - poprawił się.
- To pewnie dlatego, że oboje jesteśmy zmęczeni - próbowała wytłumaczyć sytuację Janinę. - Kiedy
przestaniesz się nad tym zastanawiać, wszystko samo stanie się zupełnie jasne. Dziadzio sprawił, że
się spotkaliśmy. Miał nadzieję, że coś takiego może się wydarzyć. Najwyraźniej siła sugestii jest
mocniejsza niż nam się wydawało.
- Najwyraźniej - mruknął.
- O rany - krzyknęła, patrząc na zegarek, choć w ciemności nie widziała wskazówek.
- Wiesz, która jest godzina? Nie mogę uwierzyć, że jest tak późno. Muszę już wracać do środka.
- Posłuchaj Janinę. Myślę, że powinniśmy o tym porozmawiać.
- Oczywiście, ale nie teraz.
Teraz marzyła o tym, żeby uciec od niego i nabrać dystansu do tego, co się wydarzyło. Zaczęło się tak
niewinnie, ale
94
Dobrana para
szybko przerodziło się w bardzo poważną sytuację.
- W porządku, porozmawiamy o tym rano. - Zach nie wydawał się zadowolony z takiego rozwiązania.
Szedł obok niej przez ogród, mrucząc pod nosem: - Niech to szlag! Wiedziałem, że nie powinienem tu
przychodzić.
- Nie ma powodu, żeby się tak złościć. Możesz zrzucić wszystko na ten księżyc. Jego blask zamieszał
nam w głowie.
- Tak, tak - mruknął.
- Cóż, dobranoc - pożegnała się, udając rozbawienie.
- Dobranoc - odparł równie nonszalancko.
Kiedy dotarła do swego pokoju, rzuciła się na łóżko i zakryła twarz dłońmi.
O nie, lamentowała w duchu.
Wiedziała, że przekroczyli granicę, której nie powinni przekraczać. Wszystko przez ku-sicielski los.
Stracili zdrowy rozsądek.
Kilka minut później, nadal drżąc, wstała i rozebrała się. Wsunęła się pod kołdrę, próbując znaleźć
wygodną pozycję. Nie czuła się jednak wcale senna. Wiedziała, że następnego dnia będzie musiała
prowadzić zwyczajne,
Debbie MACOMBER
95
grzeczne rozmowy z Zachem, a nie była pewna, czy będzie w stanie z tym sobie poradzić. On z
pewnością czuł się podobnie. Widziała, że niemal nie mógł na nią patrzeć, kiedy wchodzili do hotelu.
Odrzuciła kołdrę. Doszła do wniosku, że ma tylko jedną opcję. Musi wyjechać ze Szkocji. Im szybciej
to zrobi, tym lepiej. Chwyciła za telefon i zadzwoniła na lotnisko. Zarezerwowała bilet na najbliższy
lot do domu i natychmiast zaczęła pakować walizki.
Nie myślała nawet o spaniu i przed północą zeszła do recepcji.
- Wyjeżdża pani wcześniej, panno Hartman? - spytał kierownik nocnej zmiany.
- Tak - odparła sucho.
- Mam nadzieję, że nie jest to wynikiem pani niezadowolenia z naszych usług.
- Nie, wszystko było wspaniale. - Wyjęła małą karteczkę z portfela i położyła na ladzie. - Czy może
pan upewnić się, że pan Thomas otrzyma to z samego rana?
- Oczywiście - zapewnił recepcjonista. Była zadowolona, wiedząc, że Zach dowie
się, że wyjechała. Usiadła na sofie w lobby i czekała na taksówkę.
Około piętnastu minut później taksówka
96
podjechała i jej walizki znalazły się w bagażniku samochodu. Zawahała się i spojrzała po raz ostatni
na okolicę. Żałowała, że nie miała okazji zobaczyć klifów. Po chwili wsiadła na tylne siedzenie
taksówki.
Droga na lotnisko zdawała się wydłużać w nieskończoność. Czuła rosnący żal, że porzuca Szkocję.
Zakochała się w tym kraju podczas swojej krótkiej wizyty i miała nadzieję, że kiedyś tu wróci.
Wiedziała także, że wspomnienie zeszłej nocy na zawsze pozostanie w jej pamięci i z pewnością nie
będzie żałowała czasu spędzonego z Zachem.
Dotarła na lotnisko na długo przed czasem. Przez godzinę piła kawę w kawiarni i przeglądała
magazyny o modzie. Kilka z nich zabrała, aby pokazać Pam.
Z kubkiem kawy w ręku podeszła do punktu odprawy i kontroli paszportów. Torba zsunęła jej się z
ramienia i potrąciła mężczyznę stojącego obok. Spontaniczne przeprosiny zamarły na jej ustach, kiedy
zobaczyła kim był ten mężczyzna.
- Zach! - krzyknęła, niemal upuszczając kubek z kawą. - Co ty tu robisz?
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Pewnie myślisz, że to tak specjalnie? - spytał. - Dla mnie jest oczywiste, że to ty za mną ciągle się
kręcisz. Znalazłaś karteczkę, którą wsunąłem ci pod drzwi i...
- Wymeldowałam się z hotelu przed północą, więc nie było możliwości, żebym cokolwiek mogła
znaleźć pod drzwiami - odparła gniewnie. - A poza tym zostawiłam ci wiadomość w recepcji.
- Nie dostałem jej.
- No to nastąpiło nieporozumienie.
- No tak - mruknął pod nosem. - Nieporozumienie...
Sądząc po tonie, wcale jej nie wierzył. Oburzona chciała zaprotestować.
98
- Przepraszam.
Zach i Janinę odwrócili głowy. Pracownica lotniska, próbowała zwrócić ich uwagę.
- Czy mogę prosić pani bilet i paszport? - zwróciła się do Janinę. - Blokują państwo kolejkę.
- Oczywiście, przepraszam.
Podając dokumenty, doszła do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie ignorowanie Zacha.
Fakt, że mieli lecieć tym samym samolotem, nie robił na niej wrażenia. Doskonale rozumiała, że Zach,
podobnie jak ona, trochę spanikował po nocnym spotkaniu i zamierzał uciec.
Ułożyła plan w głowie. Będzie go ignorować, a on ją. Wróci do swojego życia, a Zach do swojego. Od
tej pory nie będą musieli utrzymywać żadnych kontaktów. Oboje będą zadowoleni z takiego rozwią-
zania.
Kobieta stuknęła wskaźnikiem w ekran komputera.
- Mogę teraz przydzielić pani miejsce na pokładzie - powiedziała.
Janinę wspięła się na palce i nachyliła w stronę kobiety.
- Czy mogłaby pani się upewnić, że będę
Debbie MACOMBER
99
siedzieć możliwie daleko od pana Thomasa?
- spytała.
- W zasadzie wszystkie miejsca są już zajęte - odparła zniecierpliwiona. - Pani i pani... przyjaciel,
dostaliście bilety tylko dlatego, że w ostatniej chwili mieliśmy dwie rezygnacje. Zrobię, co w mojej
mocy, ale nie mogę każdemu dogodzić na chwilę przed odlotem.
- Rozumiem-Janinę powiedziała z pokorą, bo czuła się głupio i dziecinnie.
Podejrzewała, że ze swoim szczęściem, Zach dostanie miejsce tuż obok niej i oczywiście oskarży ją,
że wszystko zaplanowała.
Nie pomyliła się. Ledwo usiadła w drugim rzędzie, pojawił się Zach z wyrazem zakłopotania na
twarzy.
- Wygląda na to, że tu jest moje miejsce
- zauważył.
Ugryzła się w język, żeby nie zacząć mu tłumaczyć, że nie ma z tym nic wspólnego. Była przekonana,
że i tak by jej nie uwierzył.
- Zanim cokolwiek powiesz uwierz, że nie zaaranżowałem tego - powiedział i usiadł obok niej.
- Wiem.
- Poważnie?
100
Dobrana para
- Oczywiście - odparła. - Los uwziął się na nas. Nie mam pojęcia, jak dziadzio ustawił nasze spotkanie
na lotnisku i jak to się stało, że pierwszego dnia w hotelu wpadliśmy na siebie. Równie dobrze mo-
gliśmy się tam nie spotkać przez cały pobyt. Stało się jednak inaczej i jakoś - choć nie wiem jak -
dziadek jest za to odpowiedzialny.
Może nie brzmiało to zbyt przekonująco, ale inaczej tego wyjaśnić nie potrafiła. Spaceru w świetle
księżyca wolała już nie wspominać.
- Czyli nie wyładujesz teraz na mnie całej swojej wściekłości?
- Dlaczego miałabym to robić? Żadne z nas nie prosiło się o taki rozwój wypadków.
- To fakt.
Ziewnęła szeroko i zaraz spojrzała przepraszająco na Zacha.
- Wybacz. Nie spałam całą noc i zaczynają mi się kleić powieki.
Kiedy zjawił się steward i zaproponował kawę, oboje odmówili. Zamiast kawy Janinę poprosiła o
poduszkę i koc. Steward przyniósł komplet również dla Zacha, ale ten postano-
Debbie MACOMBER
101
wił, że popracuje nad jakimiś ważnymi dokumentami.
Ledwie pilot odpalił silniki, a Janinę przymknęła powieki i chwilę później spała w najlepsze. Dwa
razy podczas snu poruszyła się nerwowo, ale jakiś kojący głos ją uspokoił i pozwolił kontynuować
sen.
Śniło się jej, że idzie przez wrzosowisko. Ubrana była w tradycyjny szkocki strój. W oddali słychać
było dudy. A potem na szczycie wzgórza pojawił się Zach, również ubrany tradycyjnie, w berecie i z
dudami przewieszonymi przez ramię. Ich wzrok spotkał się, a muzyka ucichła. I wtedy zupełnie
niespodziewanie pojawił się dziadzio. Stanął między nimi i z wyrazem wzruszenia spojrzał na Janinę.
- Czy to właśnie jest romantyczne?
- Tak - odparła.
- Czego jeszcze potrzebujesz?
- Miłości.
- Miłości - powtórzył dziadek i spojrzał na Zacha, jakby szukał jego pomocy.
Zach zignorował jego spojrzenie i z nachmurzoną miną zaczął dąć w dudy.
- Spójrzcie tylko na siebie - zawołał Anton. - Jesteście idealną parą. Zach, kiedy się
102
Dobrana para
ockniesz i uświadomisz sobie, jak cudowną dziewczyną jest moja Janinę?
- Jeśli kiedykolwiek się ożenię, sam sobie wybiorę żonę - wrzasnął wściekle Zach.
- A ja sama sobie wybiorę męża -wtrąciła Janinę.
- Ty już się w nim zakochujesz - zauważył uszczęśliwiony dziadek.
- Ja... Ja... - Nie mogła znaleźć słów, żeby się bronić.
- Spójrz na nią, chłopcze. Czyż nie jest cudowna? Tylko pomyśl, jakie śliczne dzieci byście mieli.
- Dziadku! Przestań już mówić o tych dzieciach. Nie wychodzę za Zacha! - wrzasnęła z całych sił.
- Janinę. Obudź się. - Głos Zacha zabrzmiał jakoś bliżej niż do tej pory.
Otworzyła oczy i spojrzała na niego. Leżała z głową opartą na jego piersi. Zerwała się zakłopotana.
- O Boże! Przepraszam. Nie miałam pojęcia...
- Nie miałem serca cię budzić, ale chyba miałaś jakiś koszmar.
Zamrugała nerwowo i nieudolnie próbowała powstrzymać łzy, napływające do oczu.
Debbie MACOMBER
103
Otarła twarz rękawem, wyprostowała się i schowała ręce pod koc, próbując ukryć jak bardzo się
trzęsą.
- Martwisz się tym, co wydarzyło się zeszłego wieczoru, prawda?
Westchnęła i spojrzała na niego z bladym uśmiechem.
- Nic się przecież nie wydarzyło - szepnęła.
- Całowaliśmy się w ogrodzie - przypomniał jej. - Posłuchaj, najwyższa pora żebyśmy porozmawiali.
- Ja... No dobrze, masz rację.
Nie była na to przygotowana, ale uznała, że lepiej mieć to za sobą. Przed spotkaniem z dziadkiem.
- Skłamałbym mówiąc, że całowanie twoich ust nie było przyjemne, ale wolałbym żeby nigdy do tego
nie doszło - powiedział. - Stworzyło to więcej problemów niż rozwiązało.
Milczała, bo obiecali sobie, że postarają się podejść do całej sprawy bez emocji. A wcale nie było to
takie proste.
- Przed przyjazdem do Szkocji ledwie się znaliśmy - kontynuował. - Spotkaliśmy się u mnie w biurze,
zjedliśmy lunch z Antonem.
104
Dobrana para
Byliśmy sobie całkowicie obcy. Później spotkanie w Szkocji, wspólna kolacja i wieczorny spacer -
wyliczał. -i nagle, zanim którekolwiek z nas zorientowało się w sytuacji, całowaliśmy się.
Pokiwała w milczeniu głową.
- Oczywiście możemy zwalać winę na wpływ księżyca czy przebiegłość twojego dziadka, ale tak
naprawdę jedynym winnym jestem ja - wyznał.
- Ty? - spytała zaskoczona.
- Tak, ja - potwierdził z grymasem na twarzy. - Jestem gotów wziąć odpowiedzialność na siebie.
Wątpię, żebyś miała w ogóle świadomość tego, co się działo. Niewiele czasu potrzeba, by spostrzec,
jaka jesteś niewinna...
- Chwileczkę - przerwała mu raptownie. - A co przez to rozumiesz?
- To jasne, że nie masz zbyt dużego doświadczenia seksualnego i...
- Innymi słowy, chcesz powiedzieć, że jestem tak beznadziejnie naiwna, że nie można mnie obwiniać
za kilka pocałunków?
- Coś w tym stylu.
- O matko - jęknęła.
- Nie ma potrzeby, żebyś czuła się urażona - zauważył.
Debbie MACOMBER
105
- No cóż, może nie wiesz, ale nie dorastałam w klasztorze. Kilku facetów już mnie całowało.
- Wierzę, że tak było. Ale odbiegamy od tematu...
- Przykro mi, że uważasz mnie za taką niezdarę - przerwała mu ponownie, wyraźnie zdenerwowana. -
Mężczyzna o tak rozległym doświadczeniu musi czuć się szczerze rozczarowany, natrafiając na tak
niewyrobioną dziewczynę jak ja.
- Janinę! - teraz on przerwał jej zdecydowanie. - Wmawiasz mi coś, czego nie powiedziałem. A
chciałem powiedzieć jedynie, że my, to znaczy ja, pozwoliłem, by sprawy wymknęły się spod
kontroli. I nie możemy za to winić twojego dziadka.
- Ale ja jestem gotowa zaakceptować moją rolę w tym wszystkim. Poza tym dobrze widzę, dokąd
zmierza ta rozmowa.
- Świetnie. To może mi powiesz?
- Uważasz, że ponieważ byłam pod wrażeniem wieczoru z tobą i było w miarę romantycznie, to
stanowię zagrożenie, bo jako ta niedoświadczona będę teraz mdleć na twój widok i nie dam ci
spokoju.
Wyrzuciła z siebie wszystko jednym tchem i oddychała teraz ciężko.
106
Dobrana para
- Janinę, zachowujesz się jak dziecko
- skomentował chłodno.
- Ależ oczywiście. Przecież tego właśnie oczekujesz.
Starał się zachować spokój, ale dostrzegła, jak zaciska nerwowo palce u rąk.
- Celowo przekręcasz wszystko, co powiem.
- Nie musisz już nic mówić. Przekroczyliśmy pewną granicę i dostrzegłeś niebezpieczeństwo. No to
teraz posłuchaj - powiedziała i wbiła w niego gniewny wzrok. - Nie masz powodów do obaw.
Rozumiem, że wyobrażasz sobie, że odkąd trzymałeś mnie w ramionach i straciłeś nad sobą kontrolę,
zamotałeś mi w głowie i zacznę poważnie myśleć o m-planie.
- M-planie?
- O małżeństwie.
- To idiotyczne. Jedyne, co miałem na myśli to to, żebyśmy byli ostrożni i nie dali się skusić
fantazjom.
- Och Zach, chyba trochę się przeceniasz.
- Sarkazm w jej głosie był aż nadto wyraźny.
- To nie ja mamrotałem o dzieciach.
- To mi się śniło i nie ma nic wspólnego z naszą rozmową.
Debbie MACOMBER
107
- Uważaj, bo uwierzę - rzucił i sięgnął po gazetkę pokładową. - Wydaje mi się, że ta rozmowa
prowadzi nas donikąd.
- Racja. Pora rozładować atmosferę. Mruknął coś szorstko w odpowiedzi.
- Będę starała trzymać się od ciebie z daleka, ale gdybym kiedyś uległa twojemu zniewalającemu
czarowi, już teraz proszę cię o wybaczenie.
- Janinę, wystarczy!
Wyglądał na tak złego, że nie mogła powstrzymać uśmiechu. Pomyślała, że nigdy jeszcze nie spotkała
tak zarozumiałego faceta. Odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy, a Janinę wyjrzała przez okienko.
Pierwsze promienie słońca zaczęły przebijać się zza horyzontu. Pogrążyła się w myślach, starając się,
by nie dotyczyły żadnych spraw związanych z mężczyzną, który siedział obok niej.
Niewiele później pilot ogłosił, że samolot zbliża się do lotniska Tacoma w Seattle. Janinę cieszyła się
na myśl o powrocie do domu, ale jednocześnie serce biło jej szybciej, gdy myślała o szczerej
rozmowie, jaką musi odbyć z dziadkiem.
Odprawiła się szybko i podczas gdy Zach odbierał jeszcze bagaże, wyszła na zalaną
108
Dobrana para
słońcem ulicę. Stanęła w grupie ludzi oczekujących na taksówkę.
- Hej, tutaj. - Odwróciła się na dźwięk głosu Zacha. - Daj, pomogę ci z tym - powiedział i wziął od niej
jedną z walizek.
- Dziękuję - wysapała zmęczona.
- Chyba mieliśmy ograniczyć uprzejmości do minimum - mruknął.
- Wybacz. Wyleciało mi z głowy.
- Boże, coś ty tam wsadziła? Kamienie? - jęknął, dźwigając walizę do góry.
- Jeśli masz narzekać, to sama sobie poradzę.
Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem.
- Kiedy dotrzemy do taksówki...
- My?
- Musimy przecież porozmawiać z twoim dziadkiem.
- Razem? Teraz?
Była wykończona psychicznie i fizycznie i nie wyobrażała sobie odbycia konfrontacji.
- Im szybciej tym lepiej, nie sądzisz? Nie podobał się jej ten pomysł, bo była
zupełnie nieprzygotowana. Nie wiedziała, co i jak chce powiedzieć. Zdawała sobie sprawę, że do
takiej rozmowy dojdzie, ale planowała poczekać na dogodniejszy moment. No
Debbie MACOMBER
109
i przede wszystkim, chciała porozmawiać z dziadkiem na osobności.
- Być może nawet nie ma go w domu. A w ogóle nie jestem przekonana, czy to najlepszy moment.
- Chciałbym mieć to już z głowy - nie dawał za wygraną Zach.
- Ja też - odparła gwałtownie. - Ale co nagle to po diable. Powinniśmy się wyspać, przygotować.
- Być może masz rację - zgodził się niechętnie. - W porządku, zrobimy to po twojemu.
- To nie jest jakiś tam mój sposób. Po prostu sensowniej będzie uporządkować myśli. Uwierz Zach,
chcę to mieć za sobą nie mniej niż ty.
Mruczał jeszcze chwilę coś pod nosem, ale nie wiedziała, czy komentuje ich rozmowę, czy raczej
ciężar jej walizki.
- Dodatkowo uważam, że najwyższy czas, żebyśmy zaczęli sobie ufać. Od tej pory żadne z nas nie
śledzi drugiego ani nie stanowi zagrożenia z powodu głupiego pocałunku.
- Dobrze - mruknął i postawił na ziemi walizkę, bo właśnie podjechała do nich taksówka.
110
Dobrana para
- Jak to jest, że bez przerwy zgadzamy się ze sobą, a chwilę później skaczemy sobie do gardeł? -
spytała.
- Sam chciałbym to wiedzieć - odparł, przyglądając się, z jaką swobodą taksówkarz pakuje wszystkie
walizki Janinę do bagażnika. - Pojadę z tobą - dodał i rzucił swoją torbę na stos bagaży.
- A to chyba nie bardzo ci po drodze? - Spojrzała na niego zaskoczona.
- Muszę porozmawiać z twoim dziadkiem na inne tematy - wyjaśnił.
- Nie może to poczekać do jutra? Szczerze mówiąc Zach, wyglądasz na wyczerpanego. Jeden dzień
nie zrobi chyba różnicy, a jak mówiłam, dziadzia może nawet nie być w domu.
Cmoknął poirytowany i spojrzał na nią spode łba.
- Jeśli o szczerości mowa, to gadasz jak żona.
Ugryzła się w język, żeby nie odpowiedzieć czegoś niegrzecznego. Wsiadła do samochodu,
skrzyżowała ręce na piersi i odwróciła twarz w stronę okna. Była tak zła, że nie mogła powstrzymać
nerwowego tupania nogą. Nie mogła się doczekać chwili, kiedy rozstanie się z Zachem.
Debbie MACOMBER
111
Najwyraźniej jednak Zach nie wiedział, kiedy się wycofać.
- O, teraz nawet zachowujesz się jak żona. Powoli odwróciła głowę w jego stronę
i cukierkowym głosem spytała:
- A to niby co ma znaczyć?
- Spójrz na siebie. Najpierw zrzędzisz, a teraz...
- Zrzędzę? - wybuchła. - Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz, Zach. Ja nie zrzędzę.
Zach pokręcił głową i wbił wzrok w swoją szybę.
- Proszę pana. - Janinę nachyliła się w stronę kierowcy i łagodnie poklepała go w ramię.
- Tak panienko?
- Proszę pana - powtórzyła i uśmiechnęła się najcieplej, jak potrafiła. - Proszę mi powiedzieć, czy ja
wyglądam na zrzędę?
- Ach, proszę panienki, ja jestem tylko prostym kierowcą taksówki - zmieszał się mężczyzna. - Gdy
mnie pani spyta, gdzie jest jakaś ulica odpowiem od razu. Będzie pani chciała wyjechać z centrum,
pokażę którędy. Ale kiedy chce pani odpowiedzi na tak osobiste pytanie, wolałbym skoncentrować się
na prowadzeniu.
112
Dobrana para
- Zadowolona? - mruknął Zach z drwiącym uśmiechem.
- Nie - syknęła i ponownie odwróciła głowę w stronę okna.
Przez chwilę jechali w milczeniu, aż taksówkarz poczuł się w obowiązku, by skończyć temat.
- Ja i moja kobitka jesteśmy małżeństwem od ponad dwudziestu lat - odezwał się na jednym ze
skrzyżowań. - Przeżyliśmy lepsze i gorsze chwile, czego nie mogę powiedzieć o wszystkich moich
znajomkach.
- Mimo wszystko nie sądzę, żeby pana żona zrzędziła - Zach bardziej stwierdził fakt, niż spytał.
- Betsy? Gdera, ile wlezie. A jeśli mnie pan pyta, to powiem, że po mojemu zrzędzenie jest częścią
kobiecej natury.
- Absurd - wtrąciła chłodno Janinę.
Była zła na siebie, że wmieszała taksówkarza w rozmowę. Mogła się domyślać, że męska solidarność
weźmie górę.
- Wyjaśnię państwu, jak ja i moja baba daliśmy radę przez te wszystkie lata - zwierzał się dalej
kierowca. - Nigdy nie poszliśmy do łóżka, jeśli były jakieś spięcia między nami. Pewnie wyglądam na
spokojnego typa,
Debbie MACOMBER
113
ale swoje humory też mam. Nieraz się kłóciliśmy, ale zawsze potem grzecznie się godziliśmy -
skończył takim tonem, jakby zdradzał im tajemniczą recepturę na udane małżeństwo. Janinę
uśmiechnęła się i pokiwała głową.
- No dalej - przynaglił taksówkarz. Spojrzała zakłopotana na Zacha, nie wiedząc, co myśleć.
- Dalej co? - spytał Zach.
- Pogódźcie się. - Taksówkarz na moment odwrócił się w ich stronę z uśmiechem.
- Gdyby moja żona była tak piękna jak pani, nie wahałbym się ani chwili.
Janinę odchrząknęła.
- Nie jesteśmy małżeństwem.
- I nie planujemy tego zmieniać - szybko dodał Zach.
Taksówkarz zachichotał.
- Kto się lubi ten się czubi, jak to mówią. Przez resztę drogi nikt się nie odzywał.
Kilka minut później taksówka podjechała pod dom Janinę. Oboje wysiedli na zewnątrz i gdy
wyjmowali bagaże, z domu wybiegła pani McCormick.
- Janinę - wykrzyknęła zaskoczona.
- Dlaczego wróciłaś tak wcześnie? Nie spodziewaliśmy się ciebie.
114
Dobrana para
- Tęskniłam za twoją kuchnią tak bardzo, że nie mogłam tam już dłużej wytrzymać - powitała starszą
panią, zarzucając jej ręce na szyję. - Czy dziadzio był bardzo męczący?
- Skądże.
Zach zapłacił taksówkarzowi, a ten nim wsiadł do samochodu, mrugnął do niego i rzucił szeptem:
- Proszę pamiętać, o czym mówiłem.
- Czy dziadzio jest w domu? - Janinę spytała gosposię.
- Wyszedł rano, ale już niedługo powinien wrócić.
- Świetnie - mruknął Zach i podążył za kobietami w stronę domu.
- Zgaduję, że oboje umieracie z głodu - odezwała się pani McCormick i skierowała swe kroki w stronę
kuchni. - Zaraz coś wam przygotuję.
Janinę i Zach zostali sami. Stali w milczeniu, nie wiedząc, co powiedzieć. Przez ostatnią dobę spędzili
razem masę czasu, śmiejąc się, kłócąc i całując.
- Janinę...
- Zach...
Speszeni, że oboje zaczęli jednocześnie,
Debbie MACOMBER
115
jednocześnie też zamilkli. Uśmiechnęli się nerwowo.
- Ty pierwsza - zachęcił ją Zach.
- Ja chciałam tylko podziękować za wszystko - powiedziała cicho. - Będziemy w kontakcie.
Telefonicznym - dodała szybko. - Nie musisz się obawiać, że zakradnę się do ciebie do biura.
Uśmiechnął się z zakłopotaniem.
- Pamiętaj, komunikacja to klucz.
- Zgadzam się całkowicie. - Pokiwała głową. - Też chciałeś coś powiedzieć.
- Tak - odrzekł powoli. - To co powiedział taksówkarz jest szczerą prawdą i dotyczy również nas. Nie
chcę rozstawać się z tobą w złej atmosferze. Nie powinienem mówić kilku rzeczy, na przykład o
zrzędzeniu. Nie zrzędzisz i nie powinienem tak mówić.
- Och, ja też przesadziłam z reakcją. Ostatnia rzecz, jakiej się spodziewała po
Zachu, to przeprosiny. Nim zdała sobie z tego sprawę, zrobiła krok w jego stronę. Stali na
wyciągnięcie ręki od siebie i już chciała się do niego przytulić, gdy usłyszeli otwieranie drzwi.
- Janinę - Anton krzyknął uradowany. - Och, Zach! Co za fantastyczna niespodzianka.
116
Dobrana para
-Zachichotał, zdejmując płaszcz. - Powiedzcie proszę, czy wasza schadzka na wrzosowiskach była tak
romantyczna, jak sobie wyobrażam?
ROZDZIAŁ SZÓSTY
- Ważne, żebyśmy prezentowali wspólny front - Janinę zwróciła się do Zacha cztery dni później:
Spotkali się przed południem w jej domu, żeby ustalić jednolitą strategię. Dziadek miał niedługo
wrócić. Chcieli być gotowi na jego powrót. Zdawali sobie sprawę, że im wcześniej Anton zrozumie,
że jego plan nie działa, tym lepiej. Chcieli mieć już ten nieszczęśliwy epizod za sobą.
- Trzymajmy się razem - powtórzyła, widząc, że Zach milczy. - W przeciwnym razie, dziadek nigdy
nam nie odpuści.
- No przecież jestem, prawda? Pomyślała, że raczej nie jest w dobrym
118
Dobrana para
humorze. Wyraźnie knucie przeciwko dziadkowi nie sprawiało mu przyjemności.
- Posłuchaj, jeśli masz zamiar tak się zachowywać...
- Tak, to znaczy jak? - spytał, wstając z kanapy.
Podszedł do barku i nalał sobie kawy. Następnie przemaszerował przez pokój, by oprzeć się o gzyms
kominka.
- Mam wrażenie, że robisz mi łaskę - rozwinęła swoją myśl.
- Jak na razie to ty zawiesiłaś mnie w przestrzeni przez trzy upiorne dni - powiedział z wyrzutem. -
Musiałem znosić te uśmieszki Antona i ciągłe uwagi, jak to wyjazd do Szkocji był doskonałym
pomysłem. Wczoraj posunął się do tego, że wspomniał nazwę dobrej firmy jubilerskiej.
Zerwała się na równe nogi i podparta pod boki, spojrzała na niego gniewnie.
- Sądziłam, że zadzwonisz i dasz mi znać - oburzyła się. - Pamiętasz, komunikacja to klucz. I tak już
dla twojej informacji, tu też nie było atmosfery, jak ze szkółki niedzielnej.
- Może cię to zaskoczy, ale mam jeszcze kilka innych spraw na głowie, poza kontaktami z tobą i z
twoim dziadkiem.
Debbie MACOMBER
119
- Sugerujesz, że ja nie mam? - podniosła głos.
- Nie - odparł cicho. - Do diabła Janinę. Znowu się kłócimy.
Westchnęła ciężko, bez słów przyznając mu rację.
- Wracając jednak do sedna sprawy, najbardziej martwi mnie, że Anton zastał nas w tak niezręcznej
sytuacji tamtego dnia. Staliśmy tam tak blisko, wpatrzeni w siebie, i ty, niemal błagająca o to, bym cię
pocałował.
- Wcale nie - oburzyła się, jednocześnie oblewając rumieńcem, bo wiedziała, że nie mówi prawdy.
Chciała wtedy z całych sił, by ją pocałował, ale nie mogła teraz przyznać, że rzuciłaby mu się w
ramiona bez wahania.
Zach wziął łyk kawy, a następnie ostrożnie odstawił kubek na gzyms. Wsunął ręce w kieszenie i
zamyślił się.
- Problem leży w tym, że zrobiłbym to - powiedział cicho po chwili. - Gdyby nie zjawił się twój
dziadek, pocałowałbym cię.
- Naprawdę? - Spojrzała na niego i poczuła, jak kolana się pod nią uginają.
Wyprostował się gwałtownie i z grymasem na twarzy przez chwilę rozważał jej pytanie.
120
Dobrana para
- Jestem tylko człowiekiem - powiedział wreszcie. - Jestem wrażliwy na kobiece piękno, a działa to
tym silniej, gdy ta kobieta, wręcz prosi, by ją wziąć w ramiona.
Zacisnęła wargi, próbując opanować emocje. Tego wszystkiego było dla niej zbyt wiele. Odetchnęła
głęboko dwa razy, nim mu odpowiedziała.
- Czy zamiast znowu oskarżać się o to, kto jest winny, moglibyśmy wrócić do tematu?
- Słusznie. Znowu masz rację. Powinienem milczeć. - Usiadł i oparł łokcie na kolanach. - To co
właściwie zamierzasz mu powiedzieć?
- Ja? - spytała zdziwiona. - Myślałam... Miałam nadzieję, że to ty będziesz rozmawiał.
Potrząsnął głową.
- Takt nie jest ostatnio moją mocną stroną
- zauważył zmieszany.
- W porządku. Zajmę się tym, skoro nalegasz. - Zrobiła pauzę, by zaraz kontynuować:
- Myślę, żeby powiedzieć mu, jak bardzo kochamy go i szanujemy, i wierzymy, że jego plan
podyktowany był troską o nas. Możemy mu nawet podziękować... - przerwała gwał-
Debbie MACOMBER
121
townie, widząc chichoczącego Zacha. - W porządku, skoro jesteś taki mądry, to sam z nim rozmawiaj.
- Gdyby to zależało ode mnie, powiedziałbym temu wścibskiemu starcowi, żeby zostawił nas w
spokoju raz na zawsze.
- Rzeczywiście twoja wrażliwość ostatnio szwankuje - skomentowała złośliwie. - Z tego co pamiętam,
to na początku było ci całkiem wesoło i bawiło cię dokuczanie mi.
- Przesadzasz trochę.
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy drzwi do biblioteki otworzyły się i stanął w nich uśmiechnięty od ucha
do ucha Anton.
- Zach, Janinę - przywitał się.
- Dziadku.
Oboje zerwali się na równe nogi. Byli kompletnie nieprzygotowani na jego wejście. Janinę dała się
zaskoczyć na tyle, że nim pomyślała, co robi, wskazała palcem na Zacha i zaczęła wykrzykiwać.
- Nie rozumiem, jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że wyjdę za tego faceta. Jest uparty jak osioł,
niegrzeczny i kompletnie do siebie nie pasujemy.
Cała się trzęsła, a kiedy skończyła mówić, opadła ciężko na najbliższe krzesło.
122
Dobrana para
- Sama też nie jesteś aniołem - zauważył Zach.
- Dzieci, proszę - uspokajał ich Anton. - W czym jest problem? - spytał łagodnie i wszedł głębiej do
pomieszczenia.
- Chcę, żeby to było jasne - odezwał się Zach ponownie. - Nic mnie nie skłoni do poślubienia Janinę.
- Jakby Janinę cię w ogóle chciała - zadrwiła kobieta. - Możesz o tym zapomnieć.
- Wierzymy, że miałeś dobre intencje. Ale żadne z nas nie pochwala i nie chce w tym uczestniczyć.
Dziadek popatrzył na nich przez chwilę, po czym podszedł do skórzanego fotela pod regałem pełnym
książek.
- A ja myślałem... miałem nadzieję, że będziecie mieli takie śliczne dzieci.
- Przykro mi, że cię rozczarowałam dziadziu - wyznała szczerze Janinę. - Ale ja i Zach w zasadzie
nawet za bardzo się nie lubimy. Do tego stopnia, że nie potrafimy normalnie rozmawiać.
- I nie ma żadnej nadziei? - Anton spytał niemal szeptem.
- Najmniejszej - pozbawił go złudzeń Zach. - Jestem przekonany, że pewnego dnia
Debbie MACOMBER
123
Janinę uszczęśliwi jakiegoś mężczyznę, ale to na pewno nie będę ja.
Dziadek opadł na oparcie fotela.
- Czy jesteś pewien?
- Tak - odparł nad wyraz głośno i wyraźnie.
- Kocham cię dziadziu i chciałabym zrobić wszystko, o co poprosisz, ale nie chcę i nie mogę poślubić
Zacha. Nie brakuje w nas dobrej woli, ale jest między nami zbyt wiele różnic.
Burt Coleman, który pojawił się w drzwiach biblioteki wyglądał na zmieszanego. Czuł się
niezręcznie, będąc świadkiem tak intymnej rodzinnej sceny.
- Chyba będzie lepiej, jeśli przyjdę trochę później - powiedział i zaczął się wycofywać.
- Nie, nie - zaoponował Anton i serdecznym gestem zaprosił przyjaciela do środka. - Poznałeś już
Zacha, prawda?
Mężczyźni skinęli sobie głowami. Janinę skorzystała z zamieszania i zdążyła pomyśleć, że wszystko
poszło nie tak, jak planowała. Znowu skończyło się wzajemnymi oskarżeniami i atakami. Co więcej
teraz mogła winić tylko siebie.
Gdy Burt usiadł na fotelu naprzeciwko
124
Dobrana para
dziadka, podeszła do barku i napełniła obu mężczyznom kubki kawą.
- Powinienem już iść - odezwał się Zach.
- Miło było pana widzieć doktorze Coleman.
- Ciebie również - odparł uprzejmie Burt i z wyrazem zdziwienia spojrzał na Antona.
- Odprowadzę cię - zaproponowała, widząc w tym szansę ucieczki dla siebie.
Zatrzymali się przy drzwiach i ponownie milczeli, szukając słów. Chciała się uśmiechnąć, ale mięśnie
twarzy miała sztywne z napięcia. Wierzyła, że zrobili dokładnie to, co sobie założyli. Teraz oboje
powinni odczuwać ulgę, że mają wszystko za sobą.
- Myślisz, że zdołaliśmy go przekonać?
- spytała.
- Nie wiem - odparł szczerze. - Ciężko rozpracować twojego dziadka. Być może nigdy więcej nie
wspomni o tym niedorzecznym pomyśle i będziemy wolni. Chciałbym wierzyć, że tak będzie.
Obawiam się jednak, że równie dobrze, może dać nam kilka dni spokoju, a potem zaatakuje ze
zdwojoną siłą. Ciężko uwierzyć, że tak łatwo nam odpuści.
- Też nie przypuszczam, by złożył broń.
- No, muszę lecieć - powiedział, zerkając na zegarek.
Debbie MACOMBER
125
Nie chciała, żeby wychodził, a jednocześnie nie miała powodów, żeby został. Była wewnętrznie
rozdarta. Już chciała otworzyć mu drzwi, gdy powiedziała coś jeszcze.
- Wcale nie myślałam tego, co powiedziałam w bibliotece.
- To znaczy, że jednak chcesz małżeństwa?
- Nie - krzyknęła przerażona. - Mam na myśli to, co mówiłam o tobie, że jesteś głupi i uparty. Wcale
tak nie uważam, ale sam rozumiesz, musiałam używać jakichś logicznych argumentów.
- To zrozumiałe. Ja też wcale nie uważam, że jesteś nieznośna. To był tylko element przedstawienia
dla Antona. Sądziłem, że to rozumiesz.
- Rozumiałam - zapewniła go.
- Ostatnie cztery dni były naprawdę ciężkie. Anton ciągle chełpił się swoim szkockim sukcesem,
uśmiechał się pod wąsem, puszczał do mnie oko. Kilka razy przyłapałem go, gdy mamrotał coś w
swoim niezrozumiałym języku ojczystym.
- Chyba wiem co - przerwała mu. - Tu w domu też mu się to zdarzało. Mówił o dzieciach.
126
- Słucham? - Spojrzał na nią dużymi oczami.
- Naszych dzieciach - sprecyzowała.
Przyglądał się jej z niedowierzaniem, a następnie uśmiechnął szeroko, nie dając wiary jej słowom.
- Taka sama była moja reakcja - skomentowała Janinę. - Dostawałam kota, kiedy z chytrym
uśmieszkiem skradał się po domu i mamrotał te słowa, niczym zaklęcia.
Zach pokiwał głową ze zrozumieniem.
- To nie był miły czas dla żadnego z nas - przyznał.
- Dobrze, że wszystko mu powiedzieliśmy. Jeśli zaakceptuje nasze zdanie, to chyba możemy się
pożegnać - powiedziała z trudem, kryjąc drżenie rąk.
- Chyba tak - odparł, ale nie ruszył się z miejsca.
Ucieszyła się, że nie wybiegł od razu. Przyjrzała mu się uważnie, jakby chcąc raz na zawsze zachować
sobie jego obraz w pamięci.
- No chyba, że twój dziadek postanowi jednak zrealizować swój plan - mruknął.
- No tak. Myślę, że...
Nie dokończyła, bo w holu niespodzie-
Debbie MACOMBER
127
wanie pojawił się Burt Coleman. Był wyraźnie czymś poruszony.
- Janinę, myślę, że powinniśmy zadzwonić po lekarza - wyrzucił z siebie, zatroskanym głosem.
- Co się stało?
- Nie jestem pewien, ale twój dziadek jest bardzo blady i ma problemy z oddychaniem. To może być
coś z sercem.
Z duszą na ramieniu popędziła do biblioteki. Zach i Burt byli tuż za nią. Pomyślała, że przyjaciel
dziadka miał rację. Nigdy wcześniej nie widziała go w tak okropnym stanie. Oddychał ciężko i
chrapliwie, twarz miał białą jak ściana, a oczy przymknięte. Zaskoczona spostrzegła, że wyglądał
staro. W panice rzuciła się w stronę telefonu.
- Hej, nic mi nie jest - odezwał się niespodziewanie dziadek.
Z mozołem wyprostował się i uniósł dłoń, by powstrzymać Janinę.
- Nie warto się gorączkować tylko dlatego, że starszy człowiek zamknął oczy i chciał chwilę odsapnąć
- dodał słabym głosem i uśmiechnął się blado. - Nie dzwoń po lekarza. Byłem u niego tydzień temu na
badaniu kontrolnym i nic mi nie jest.
128
Dobrana para
- Nie wyglądasz najlepiej. - Zach przyszedł z pomocą Janinę.
Sam wyglądał na równie przestraszonego co ona. Klęknął przy Antonie i chwycił jego nadgarstek, by
zbadać puls.
- Nic mi nie jest - upierał się dziadek.
- Czy cos cię boli?
- Nie. - Pokręcił głową. Janinę spojrzała na Burta.
- Doktorze Coleman, czy powinnam wezwać lekarza? - spytała.
- A co Burt może o tym wiedzieć? - zdenerwował się dziadek. - On leczy konie.
Przyjaciel dziadka milczał przez chwilę, aż wreszcie powiedział.
- Dzwoń Janinę. Badanie nie boli.
- Brednie! Czuję się doskonale.
- W porządku dziadziu. Ale niech doktor Madison mi to potwierdzi.
Wykręciła numer i umówiła się na wizytę. Musiała mówić dość głośno, żeby przekrzyczeć protesty
dziadka. Po kilku minutach odłożyła słuchawkę i spojrzała na zgromadzonych.
- Doktor mówi, że możemy go przywieźć od razu.
- Nigdzie nie jadę - oburzał się dziadek.
Debbie MACOMBER
129
- Nie będę marnował czasu na jakieś głupoty, kiedy tu będzie mi przepadać partyjka remika.
- Równie dobrze możemy zagrać jutro
- zauważył szorstko Burt. - Może nie pamiętasz, ale obaj jesteśmy na emeryturze i mamy dużo
wolnego czasu.
- Mam sprawy do załatwienia w biurze.
- Nie masz - z troską, ale bardzo stanowczo oświadczył Zach. - Teraz masz jedynie wizytę u lekarza,
dokąd ja i Janinę cię zawieziemy. I żeby było jasne, nie chcę więcej słyszeć głosu sprzeciwu. Czy to
zrozumiałe?
Oczy dziadka zwęziły się groźnie, ale musiał coś sobie pomyśleć, co pozwoliło mu zmienić
nastawienie. Rozluźnił się i nawet trochę uśmiechnął.
- Niech będzie. Skoro to pozwoli wam poczuć się lepiej, możemy jechać. Ale uprzedzam, robicie z
siebie głupków.
Następne dwie godziny dłużyły się Janinę niczym dwa lata. Doktor Madison badał dziadka, a ona i
Zach nerwowo przechadzali się po korytarzu, oczekując jakichś wieści.
- Dlaczego to trwa tak długo? - spytała wreszcie. — Myślisz, że dobrze zrobiliśmy,
130
Dobrana para
przywożąc go tutaj, a nie bezpośrednio do szpitala?
- Anton by nas pozbijał, gdybyśmy wykręcili mu taki numer - zauważył przytomnie Zach.
- Myślisz, że w ogóle bym zwracała uwagę na jego reakcję? - Usiadła na brzegu krzesła, zaciśnięte
dłonie położyła na kolanach. - To zabawne, ale nigdy nie myślałam
0 dziadku, że jest stary. Zawsze było w nim tak wiele energii i życia. Nigdy nawet nie myślałam, co
będzie, gdy zachoruje.
- Wszystko z nim będzie w porządku - pocieszał ją.
- Widziałeś go przecież - zaszlochała, nie mogąc zapanować nad strachem, jaki wypełniał jej serce.
Położył dłoń na jej zaciśniętych pięściach, podziałało to niczym magiczny lek. Poczuła siłę i wiarę,
których jej brakowało i których bardzo potrzebowała w tej trudnej chwili.
Kiedy otworzyły się drzwi od gabinetu, oboje zerwali się na równe nogi.
- Doktor Madison może teraz z państwem porozmawiać - oświadczyła pielęgniarka
i poprowadziła ich do środka.
Usiedli na krzesłach i w oczekiwaniu przy-
Debbie MACOMBER
131
glądali się dyplomom, które wisiały na całej ścianie.
Chwilę później wszedł lekarz. Przywitał się z obojgiem, po czym usiadł za biurkiem.
- Jak do tej pory, badania niczego niepokojącego nie wykazały - zaczął.
- Skąd zatem te objawy? - spytała Janinę. Doktor Madison splótł dłonie na blacie
i zmarszczył czoło.
- Szczerze mówiąc, nie wiem tego do końca. Z badań wynika, że nie przeciążył organizmu.
Podejrzewam, iż coś przysporzyło mu poważnego stresu. Czy miał jakieś problemy w firmie?
- Nie - zaprzeczyła, zerkając na Zacha.
- Biznes rozwija się doskonale. Dziadek przechodzi na emeryturę, co zapewne go cieszy
umiarkowanie.
- Nie wiem, co państwu powiedzieć
- skonkludował zamyślony lekarz. - Powinien na siebie uważać bardziej niż zwykle przez kilka
najbliższych dni, ale poza tym nie mam żadnych specjalnych zaleceń.
Janinę westchnęła i zamknęła oczy.
- Dzięki Bogu - szepnęła.
- Dziadek ubiera się teraz. - Lekarz wstał,
132
Dobrana para
tym samym dając sygnał zakończenia rozmowy. - Za kilka minut do was dołączy.
- Bardzo dziękujemy doktorze - powiedział Zach.
Odetchnęła z ulgą. Wstała i uśmiechnęła się do Zacha. Był to uśmiech pełen szczerej, głębokiej
wdzięczności. Uśmiech, który przesyła się przyjacielowi lub mężowi. Ta myśl otrzeźwiła ją
gwałtownie. Spuściła zawstydzona wzrok.
Kiedy dziadek dołączył do nich, wyglądał dużo lepiej.
- Mam nadzieję, że jesteście usatysfakcjonowani - rzucił cierpko. - Pół popołudnia straciłem na te
bzdety.
- Miałeś całkowitą rację dziadku - przyznała Janinę. - Jesteś zdrów jak ryba i tylko zmarnowaliśmy
twój czas.
- Ja też powinienem już dawno być w biurze - zauważył Zach.
- I czyja to jest wina? - mruknął niezadowolony Anton.
Janinę i Zach wymienili ukradkowe spojrzenia. Kiedy uświadomili sobie, co robią, oboje zmieszani
wbili wzrok w podłogę.
Chwilę później Zach prowadził samochód w stronę domu Antona. Dziadek protestował
Debbie MACOMBER
133
głośno, że są przewrażliwieni i zrujnowali mu dzień. Złościł się, że musi przełożyć granie w karty na
inny termin.
Kiedy odwieźli go już do domu, Janinę wyszła, żeby pożegnać się z Zachem.
- Dziękuję za wszystko - powiedziała, z trudem powstrzymując się, by go nie przytulić.
- Gdyby cokolwiek cię martwiło, zadzwoń - zaoferował i otworzył drzwiczki samochodu. - Do
widzenia Janinę.
Niewytłumaczalny smutek wypełnił jej serce, gdy wyciągnęła rękę na pożegnanie.
- Do widzenia Zach. I jeszcze raz dziękuję.
Milczeli przez chwilę, a potem Zach powtórzył.
- Zadzwoń, jeśli w czymkolwiek będę mógł pomóc, dobrze?
- Jasne - odparła, choć oboje wiedzieli, że tego nie zrobi.
Uruchomił silnik i ruszył przed siebie. Stała na środku drogi tak długo, aż zniknął jej z pola widzenia.
- To bardzo miłe z twojej strony - szepnęła Patty St. John, podając Janinę śpiącego
134
Dobrana para
niemowlaka. - Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym musiała zabrać Michaela na rozmowę. Naprawdę
potrzebuję tej pracy.
- Cieszę się, że mogę pomóc - odparła cicho Janinę i nachyliła się nad słodko śpiącym
sześciomiesięcznym maleństwem. - Przepraszam tylko, że musiałaś przywieźć go tutaj, ale mój
dziadek nie czuje się najlepiej i muszę go pilnować.
- To żaden problem.
Patty ustawiała różne niezbędne akcesoria dziecięce na podłodze. Pieluchy, buteleczki, zapasowe
ubranka. Potem wyprostowała się i rozejrzała wokół.
- To piękne miejsce - zauważyła. - Nie miałam pojęcia, że tak ci się powodzi.
- To dom dziadka - wyjaśniła Janinę. Nie mogła nadziwić się, jak niebywale
czuła się w obecności tej małej istotki. Domyślała się, że jest w tym jakaś zasługa dziadka, który
ostami tydzień bez przerwy zamęczał ją opowieściami o małych dzieciach i jakie to cudowne dzieci
mieliby ona i Zach. Starała się to ignorować, ale w tej chwili cały jej instynkt macierzyński obudził się
z potężną siłą.
- Wrócę za mniej więcej godzinę - powie-
Debbie MACOMBER
135
działa Patty i nachyliła się, żeby pocałować synka.
Trzymając malucha na rękach, Janinę odprowadziła przyjaciółkę do drzwi.
- Powodzenia - pożegnała ją.
Patty uśmiechnęła się i nie dziękując, żeby nie zapeszyć, wyszła na zewnątrz. Nagle do salonu wszedł
Anton. Zatrzymał się, widząc wnuczkę niańczącą niemowlę. Jego twarz rozjaśnił łagodny, szeroki
uśmiech.
- Czyżbyś tam miała jakiegoś małego człowieczka?
- Nic się przed tobą nie ukryje, dziadziu. Zachichotał.
- A do kogo on należy?
- Do Patty. To też wolontariuszka z Klubu Przyjaciół. Odeszła z pracy, kiedy urodził się Michael, ale
szuka teraz czegoś na pół etatu.
- A ty zajmujesz się dziś dzieckiem?
- Wyjątkowo. Jego opiekunka jest chora.
- A ja myślałem, że gdzieś dziś wychodzisz. Od tygodnia nie wychyliłaś nosa z domu.
- Miałam inne sprawy na głowie - tłumaczyła się.
- No j asne - zadrwił. - Pilnowanie dziadka.
136
Dobrana para
Myślisz, że nie wiem, co tu się dzieje? Jak długo jeszcze zamierzasz śledzić każdy mój ruch, co?
Powinnaś wyjść, wrócić do swojego życia. Ja mam się świetnie i nic mi nie będzie.
- Doktor Madison zalecił obserwację przez kilka dni.
- Ale tydzień już mija - zauważył dziadek.
Musiała mu przyznać rację. Zaczynała już się dusić w zamknięciu. Tęskniła za ludźmi. Za Zachem.
Nie miała od niego żadnych wieści. Nie spodziewała się ich, ale gdzieś w środku serca czuła, że miło
by było jeszcze porozmawiać. Zastanawiała się też, dlaczego dziadek o nim nie wspomina. Albo
porzucił swój plan, albo zbierał siły do nowego uderzenia.
- Jadę jutro do biura - oświadczył dziadek.
- To się jeszcze okaże. - Przyjrzała mu się uważnie.
- Niech tak będzie. Jutro zobaczymy - zgodził się bez problemów.
W tej samej chwili obudził się Michael i otworzył oczy. Rozejrzał się ciekawymi oczkami i zobaczył
Antona. Dziadek wyciąg-
Debbie MACOMBER
137
nął rękę i podał mu palec. Chłopiec chwycił go pewnie i bez zastanowienia wepchnął sobie do buzi.
Janinę zaśmiała się, widząc reakcję dziadka. Po kilku minutach chłopczyk znudził się zabawą i zaczął
się wiercić na jej rękach. Uznała, że to najwyższa pora, by sprawdzić jego pieluchę. Ruszyła w stronę
rzeczy, które zostawiła Patty.
- Zaraz do ciebie wrócę - powiedziała. Była w połowie drogi, gdy dziadek odezwał się.
- Świetnie wyglądasz z dzieckiem na ręku. Tak naturalnie.
Uśmiechnęła się. Nie zdradziła mu, że równie dobrze się czuje.
Była w połowie skomplikowanego procesu wymiany pieluchy, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi.
Normalnie sama by otworzyła, ale tym razem musiała liczyć na pomoc dziadka lub pani McCormick.
Nie bez problemów, ale udało się jej zapiąć świeżą pieluszkę Michae-lowi i oboje uśmiechnięci i
zadowoleni z efektu wrócili do salonu.
Dziadek siedział w fotelu obok fortepianu, obok niego zaś siedział Zach.
Serce Janinę zabiło głośno.
138
- Cześć Zach - przywitała się, starając się, by zabrzmiało to jak najbardziej naturalnie.
Podeszła do nich, zerkając co i rusz podejrzliwie na dziadka, ale ten sprawiał wrażenie całkowicie
niewinnego.
- Zach przywiózł mi kilka dokumentów do podpisania - wyjaśnił Anton.
- Nie chciałabym wam przeszkadzać-odparła nieszczerze.
Zerknęła na niego. Sprawiali wrażenie obojętnych, ale powietrze aż drgało od emocji.
- Janinę wcale nam nie przeszkadza, prawda? - Anton zerknął na partnera.
- Oczywiście, że nie - mruknął Zach. Głos miał szorstki i nieprzyjazny, ale spod
zmrużonych oczu wręcz pożerał ją wzrokiem. Dziadek odchrząknął.
- Przeproszę was na chwilę i pójdę po pióro - powiedział i wstał z fotela.
- Jak się masz? - spytał Zach, gdy zostali sami.
Głos miał tym razem miły i ciepły.
- Jakoś leci - odpowiedziała bez przekonania.
- Widzę, że nie miałaś problemów, by znaleźć sobie nowego adoratora - zauważył i kiwnął głową w
stronę dziecka.
139
- Michaelu St. Johnie, poznaj proszę pana Zacharego Thomasa - podchwyciła wesoły nastrój Zacha.
- Cześć - przywitał się Zach, unosząc rękę do góry. - Domyślam się, że to szkrab jakiejś koleżanki?
- Tak - przytaknęła. - To też wolontariusz-ka. Szuka teraz pracy i jest na rozmowie.
- Rozumiem.
Janinę usiadła na kanapie naprzeciwko Zacha. Posadziła sobie Michaela na kolanach.
- To jak? Wróciłeś do szarej codzienności i uświadomiłeś sobie, jak bardzo za mną tęsknisz? -
zażartowała.
Zaśmiał się.
- Ile to już czasu nie rozmawialiśmy? Siedem dni? Nie uwierzysz Janinę, ale przez ten cały czas nie
miałem z nikim nawet najmniejszej sprzeczki.
- To powinno cię uszczęśliwić.
- Masz rację. Powinno. Ale tak się niefortunnie składa, że nie jestem szczęśliwszy. I wiesz co?
Umierałem z nudów przez ten tydzień. A odpowiedź na twoje pytanie brzmi: tak. Tęsknię.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Zanim Janinę zdołała odpowiedzieć, dziadzio wrócił do salonu, trzymając w ręku długopis.
- Więc gdzie są te dokumenty, które chcesz, żebym podpisał? - spytał Zacha.
Zach niechętnie odwrócił wzrok od Janinę, otworzył teczkę i wyjął z niej kilka papierów.
- Masz, przeczytaj te umowy.
- Chcesz, żebym je podpisał czy nie? - zirytował się.
Zach ponownie oderwał na chwilę wzrok od Janinę, aby odpowiedzieć.
- Poproszę.
Mrucząc pod nosem, dziadzio wziął doku-
Debbie MACOMBER
141
menty i przeniósł je na mały stolik. Przejrzał je pobieżnie i szybko podpisał.
Dziewczyna wiedziała, że powinna wyjść. Mężczyźni mieli do omówienia biznesowe sprawy. Nie
była jednak w stanie podnieść się z miejsca i ustać na nogach. Nie po tym, kiedy Zach wyznał, że za
nią tęsknił.
- Janinę - Anton przerwał jej rozmyślania.
- Właśnie wychodziłam - odparła i zaczęła się podnosić.
Wypowiedź dziadka zupełnie ją zaskoczyła.
- Chcę, żebyś została - wyznał. - Chcę porozmawiać z wami wspólnie. Jestem wam winien
przeprosiny. Rozmawiałem ostatnio z Burtem i opowiedziałem mu o tym, jak bardzo starałem się was
ze sobą połączyć. Wyśmiał mnie i nazwał starym głupcem.
- Ależ dziadziu! - przerwała mu. - Zach i ja już to sobie wyjaśniliśmy. Rozumiemy, dlaczego to
zrobiłeś i już zamknęliśmy temat. Nie ma powodu, abyś przepraszał.
- Obawiam się, że jest - nalegał. - Nie martwcie się. Burt wytknął mi moje błędy. Nie mam już
żadnych nowych trików w rękawie.
142
Dobrana para
Wstał, aby podać Zachowi podpisane papiery. Później usiadł w fotelu naprzeciw nich. Nigdy
wcześniej nie wyglądał na tak kruchego i starego.
- Janinę to wspaniała kobieta - nieoczekiwanie odezwał się Zach. - Chcę, żebyś wiedział, że zdaję
sobie z tego sprawę.
- Ma też swoje wady - odparł dziadzio, wyjmując z kieszeni cygaro. - Ale jest wystarczająco piękna,
żeby je zrównoważyć.
- Bardzo ci dziękuję - szepnęła sarkastycznie, ale została nagrodzona uśmiechem na ustach Zacha.
Dziadzio natomiast zdawał się jej nie słyszeć. A nawet, jeśli usłyszał, to zignorował jej komentarz.
- Chcę tylko wszystkiego co najlepsze dla mojej wnuczki. Kiedy jednak starałem się, żeby za ciebie
wyszła, zrobiła wielkie zamieszanie. Powiedziała, że potrzebny jest jej romans. - Ostatnie słowo
wypowiedział z wyraźnym rozbawieniem.
- Nie ma na świecie kobiety, która nie pragnęłaby romantycznego związku - próbowała się bronić.
- Ja pochodzę ze starych czasów - kontynuował. - O romansach nie miałem pojęcia. W każdym razie
nie z własnego doświad-
Debbie MACOMBER
143
czenia. Ale kiedy zapytałem o to Janinę, sama miała problem z wyjaśnieniem mi. Powiedziała jedynie,
że chodzi o schadzki na wrzosowiskach i inne takie bzdety. Z tego właśnie powodu wysłałem was
oboje do Szkocji.
- Dość szybko to odkryliśmy - zauważył Zach.
- Jak pewnie pamiętasz - oburzyła się - ta definicja nie była przemyślana. Po prostu to pierwsze
przyszło mi do głowy. Romans nie łatwo jest wyjaśnić. A zwłaszcza mężczyźnie, który na samą myśl
się oburza.
Anton zachichotał, przesuwając cygaro w kącik ust.
- Jaki pech, że tak szybko mnie rozpracowaliście. Miałem nadzieję zaaranżować scenę gorącej
namiętności.
- Słucham? - zdziwił się Zach.
- Tak. Janinę powiedziała, że to także część romansu. Może jestem już po siedemdziesiątce, ale wiem
co nieco o namiętności. O, tak, Anna i ja wiele się o tym dowiedzieliśmy. - Jego niebieskie oczy
patrzyły w przestrzeń, a usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. Spojrzał na Janinę i uśmiechnął
się szerzej.
- Cieszę się, że tak cię to bawi - syknęła.
144
Dobrana para
Z lekceważeniem machnął na nią ręką i zwrócił się ponownie do Zacha.
- Domyślam się, że odkryłeś już, że ta dziewczyna ma charakterek?
- Od samego początku! - odparł z przekonaniem.
- Może cię to zaskoczy, Zachary Thomasie - wtrąciła się - ale ty także nie jesteś Panem Doskonałym.
Już miał coś odpowiedzieć, gdy wtrącił się dziadek.
- Dzieciaki, obawiam się, że kłótnie nie prowadzą do niczego dobrego. Z chęcią zaakceptuję porażkę.
Próba połączenia was była tylko chęcią uporządkowania świata, jaką chyba każdy stary człowiek
czuje przed śmiercią.
Zadźwięczał dzwonek u drzwi i Janinę poszła otworzyć, szczęśliwa, że znalazła wymówkę, aby
uniknąć dalszej rozmowy. W drzwiach stała Patty St. John, wyraźnie zasmucona i markotna.
- Nie spodziewałam się, że wrócisz tak szybko.
- Oni już kogoś zatrudnili -odparła Patty, wchodząc do środka i odbierając syna z rąk Janinę. Przytuliła
go mocno. - Spędziłam cały
Debbie MACOMBER
145
dzień, szykując się na tę rozmowę kwalifikacyjną i wszystko na marne. Ech, kto zresztą chciałby być
recepcjonistką w klinice dentystycznej?
- Tak mi przykro - mruknęła Janinę.
- Czy Michael nie sprawiał problemów?
- Ani trochę - odparła, myśląc co mogłaby powiedzieć, aby rozweselić przyjaciółkę. - Zbiorę jego
rzeczy.
Kilka minut zajęło jej spakowanie rzeczy Michaela do torby. Kiedy wróciła z nią do holu, zauważyła
Zacha, rozmawiającego z Patty. Mężczyzna wręczył jej wizytówkę i zachęcił, aby zgłosiła się
następnego dnia do działu personalnego.
- Dziękuję raz jeszcze - mówiła Patty entuzjastycznie. - Powiedz pa, pa - zachęciła syna.
Janinę zamknęła drzwi. Zach stał tuż za nią, a dziadek poszedł do biblioteki.
- Czy możemy się później spotkać? - spytał Zach, zniżając głos do szeptu.
- Kiedy?
- Za godzinę.
Spojrzał na zegarek i zaproponował schadzkę na nabrzeżu.
Godzinę później Zach czekał na nią z ponu-
146
Dobrana para
rym wyrazem twarzy. Wiatr targał jego płaszczem przeciwdeszczowym.
- Mam nadzieję, że masz ważny powód, żeby mnie tu ściągać. Dziadzio nie jest głupcem -
powiedziała, podchodząc. - Domyśli się, że spotkałam się z tobą, jeśli szybko nie wrócę. - Wsunęła
dłonie w kieszenie i odwróciła się tyłem do wiatru.
- Przeszkodziłem ci w czymś ważnym?
- Niespecjalnie.
Mężczyzna założył ręce za plecy i ruszył przed siebie. Janinę podążyła za nim.
- Martwię się o Antona - powiedział Zach, zatrzymując się niespodziewanie i patrząc na Janinę.
- Dlaczego? - Przestraszyła się, że może coś złego działo się z jego zdrowiem, o czym doktor Madison
jej nie powiedział.
- Nie wygląda za dobrze.
- Co masz na myśli? - zapytała, choć w duchu znała już odpowiedź. Czuła to od kilku dni, choć bała się
do tego przyznać. Dziadzio postarzał się bardzo, niemal na jej oczach.
- Myślę, że wiesz.
- Wiem - przyznała z ociąganiem.
- Poza tym, martwię się o ciebie.
Debbie MACOMBER
147
- O mnie? - zdziwiła się. - A to z jakiego powodu?
- Gdyby, Boże uchowaj, coś stało się z Antonem - zawahał się. - Co będzie z tobą? Nie masz żadnej
innej rodziny.
- Nie mam-przyznała, czując ucisk w sercu. - Ale ja się tym nie martwię. Jest wielu przyjaciół rodziny,
jak Burt Coleman na przykład, więc nie znajdę się na ulicy jak sierota. Miałabym dom i wystarczającą
ilość pieniędzy, aby przeżyć. Nie ma powodu, żebyś się martwił. Ja się nie obawiam w każdym razie.
- Właśnie widzę. - Skrzywił się, podszedł kilka kroków i utkwił wzrok w ośnieżonych szczytach Gór
Kaskadowych.
- Dlaczego o tym rozmawiamy? - spytała.
- Anton zawsze mówił, że martwi się tym, że nie masz żadnej innej rodziny poza nim. Dopiero teraz
zrozumiałem jego motywację do tego, żeby nas zeswatać.
- Doprawdy? - żachnęła się. - To może mógłbyś mnie oświecić, bo czuję się nieco zagubiona.
Wprawdzie przyznał, że się mylił, ale nie sądzę, żeby zupełnie porzucił ten pomysł. Myślę, że zrobiłby
wszystko, żeby zobaczyć nas razem.
148
Dobrana para
- Wiem, że nie zrezygnował z tego pomysłu. - Uśmiechnął się. - Powiedział mi po prostu, że sam
czuje, że się starzeje i przeraża go myśl, że kiedy on umrze ty zostaniesz zupełnie sama.
- Dam sobie radę. Nie jestem dzieckiem
- odparła, choć serce łomotało jej w piersi.
- Nie mam co do tego wątpliwości.
- Mam wielu przyjaciół.
Skinął głową, choć nie miała pewności, czy w ogóle jej słuchał.
- To co powiem, zapewne cię zszokuje
- odezwał się.
Spojrzała na niego, nie wiedząc czego się spodziewać.
- Kiedy się nad tym dłużej zastanowisz, nasze małżeństwo wydaje się być w jakimś sensie dobrym
rozwiązaniem.
- Co takiego? - Nie mogła uwierzyć w jego słowa.
- Z praktycznego punktu widzenia-dodał szybko. - Skoro biznes jest na oba nasze nazwiska, a oboje
jesteśmy samotni... Mam świadomość tego, że nie jestem doskonały... -Zatrzymał się, spodziewając
się jej sprzeciwu. Kiedy go jednak nie usłyszał, kontynuował: - Problem jest jednak w tym, czy my
Debbie MACOMBER
149
w ogóle możemy wytrzymać ze sobą. Obawiam się, że nie wytrzymamy dnia bez kłótni.
- Co ty sugerujesz? - dopytywała się.
- Jeszcze nic. Staram się po prostu być tak otwarty i szczery, jak tylko potrafię.
- Czy chcesz powiedzieć, że nasz ślub nie byłby finalnie takim złym pomysłem? - upewniła się.
Początkowo Zach się z tego śmiał, potem się droczył. Teraz wydaje się, że ponownie zmienił zdanie.
- Jeszcze... nie wiem. Muszę o tym pomyśleć. Mam teraz mętlik w głowie.
- Ja także - przyznała.
- Nie jestem typem wymarzonego męża. Nie jestem też osobą, na jaką zasługujesz. Chciałbym być
mężczyzną z twoich snów, ale nie jestem. I obawiam się, że na tym etapie mojego życia nie potrafię
już się zmienić. - Spojrzał na nią. - O czym myślisz? - zapytał po chwili.
Janinę westchnęła. Starała się zebrać myśli, ale w jej głowie kołatało za dużo pytań i wątpliwości.
- Czy możesz mnie pocałować? - spytała. W jego oczach pojawiło się zaskoczenie.
Rozejrzał się dookoła.
150
Dobrana para
- Teraz? Tutaj?
- Tak.
- Wokół spacerują ludzie. Czy to na pewno konieczne?
- Czy prosiłabym cię o to, gdyby tak nie było?
Podszedł do niej i zbliżył twarz do jej twarzy. Przechyliła głowę, aby ułatwić mu zadanie. Objął ją
wpół i przyciągnął bliżej. Serce zabiło jej szybciej, aż poczuła, że brakuje jej tchu. Wolną ręką uniósł
jej brodę i pochylił się, aby znaleźć wargami jej usta.
Kiedy to się stało, Janinę poczuła, że ziemia faluje pod jej stopami. Nic się już nie liczyło. Byli tylko
ona i Zach. Wsparła się dłońmi o jego tors. Kiedy przerwał pocałunek, nadal nie mogła złapać
oddechu. Oboje nic nie mówili.
Zach ponownie pochylił się nad nią. Tym razem był to już zupełnie niewymuszony pocałunek. Był
namiętny i pełen pasji. Kiedy ponownie ich usta się rozłączyły pozostali nadal objęci.
- Czy znalazłaś odpowiedź?
- Nie - odparła drżącym głosem. - Obawiam się, że jedynie rozbudziłam apetyt na więcej.
Debbie MACOMBER
151
- Wiem, co masz na myśli - przyznał, przymykając oczy. - Ten ostatni tydzień, kiedy byliśmy osobno,
otworzył mi oczy. Myślałem, że ulży mi kiedy zakończymy temat rozpętany przez twojego dziadka.
Jeśli chcesz znać prawdę, wydawało mi się, że będę szczęśliwy, jeśli się ciebie pozbędę. Byłem
pewny, że i ty tak myślisz. - Przerwał, czekając na jej odpowiedź.
- Te dni wydawały się takie puste - szepnęła.
Skinął głową.
- Stale o tobie myślałem. Przyłapałem się na tym, że marzyłem o tym, żebyś była blisko mnie i żebym
mógł z tobą porozmawiać. - Westchnął. - Zasługujesz na kogoś dużo lepszego ode mnie, kto mógłby
zostać twoim mężem.
- A ty jakiej żony szukasz? Wzruszył ramionami.
- Odkąd ciebie poznałem, doszedłem do wniosku, że nie jesteś taka zła.
- Dzięki.
- Tak, jak powiedziałem, a nie lubię się do tego przyznawać, nasz ślub ma sens. Wydaje się, że się
lubimy i jest między nami szczególne fizyczne zauroczenie. - Zmarszczył brwi.
152
Dobrana para
- To byłby mądry ruch dla nas obojga także z finansowego punktu widzenia. - Spojrzał w jej oczy. -
Pytanie brzmi, czy będę w stanie cię uszczęśliwić, Janinę?
Serce stopiło jej się niczym wosk, kiedy usłyszała te słowa. Brzmiały w nich prostota i szczerość.
- A ty będziesz szczęśliwy, żeniąc się ze mną?
Jego twarz wyraźnie rozluźniła się, a rysy złagodniały.
- Tak mi się wydaje. Będziemy dla siebie dobrzy. Nie ma między nami wielkiej pasji, ale przynajmniej
się lubimy.
- Lubimy? - powtórzyła.
- A co w tym złego?
- Nie znoszę tego słowa - odparła, zagryzając wargi. - „Lubić" brzmi jak gorsza wersja „kochać". Jak
rozcieńczone uczucia. Bez wyrazu. Nie szukam może wielkiej namiętności, ale pragnę o wiele więcej
niż kogoś lubić. - Zrobiła dramatyczny gest. - Mężczyzna może lubić swojego psa albo restaurację, ale
nie swoją żonę. - Mówiła coraz głośniej i z takim przejęciem, że zaczęła przyciągać uwagę
przechodniów. - Czy możesz wymyślić jakieś inne słowo?
Debbie MACOMBER
153
- Nie patrz na mnie tak, jakby to była sprawa życia lub śmierci - żachnął się.
- To jest ważne - nalegała. Zach zdawał się być zakłopotany.
- Zajmuję się interesami. Mamy ponad trzysta sklepów w pięćdziesięciu stanach. Znam rynek
artykułów biurowych na wylot, ale nie jestem mistrzem w doborze słów. Jeśli nie podoba ci się słowo
„lubić", to sama wybierz lepsze.
- W porządku - zamyśliła się i zmrużyła oczy. - A co powiesz na miłować?
- Miłować - powtórzył, jakby nigdy nie słyszał tego słowa. -Niech będzie. Miłuję cię.
- A ja miłuję ciebie - odparła z przekonaniem.
Poszli razem wzdłuż przystani, aż doszli do budki z owocami morza. Usiedli przy wolnym stoliku, a
Zach kupił gorącą zupę rybną. Jedli ją w milczeniu, od czasu do czasu uśmiechając się do siebie.
Janinę czuła podekscytowanie i wiedziała, że wydarzyło się coś bardzo ważnego.
Po dłuższej chwili spytała.
- Czy ja dobrze zrozumiałam, że właśnie ustaliliśmy, że się pobierzemy?
Zach zamarł z łyżką w połowie drogi między ustami a talerzem.
154
Dobrana para
- Ustaliliśmy, że przejdziemy przez to razem, choć oboje akceptujemy, że nie ma między nami
tradycyjnego związku opartego na miłości, a jedynie na praktycznych i finansowych korzyściach.
Janinę odsunęła swój talerz gwałtownym ruchem.
- Jeśli to właśnie postanowiliśmy, to odwołuję ślub!
Podniósł głowę i spojrzał w niebo.
- A tym razem co ja takiego powiedziałem, co cię tak zezłościło?
- Praktyczne i finansowe korzyści. W twoich ustach brzmi to jak rekomendacja dentysty. Jeśli mamy
wziąć ślub, musi być ku temu lepszy powód.
- Już ci mówiłem, że nie jestem najlepszy w doborze słów. Może lepiej będzie, jeśli ty mi wyjaśnisz,
dlaczego chcesz za mnie wyjść.
- Moje powody nie spodobają ci się. Podobnie jak mi nie podobają się twoje. - Rozejrzała się dookoła,
aby sprawdzić, czy nikt nie podsłuchuje i pochyliła się ku niemu.
- Kiedy się całowaliśmy kilka minut temu, czułam, jakby ziemia zadrżała - wyznała.
- Wiem, że to wytarty komunał, ale tak się właśnie czułam.
Debbie MACOMBER
155
- Ziemia się poruszyła - powtórzył. - Cóż, jesteśmy w strefie trzęsień ziemi.
Janinę przewróciła oczami.
- Ale to się zdarzyło także, kiedy byliśmy w Szkocji. Nie wiem, co się dzieje między nami. Nie wiem
nawet, czy robimy coś właściwego, ale jest to zdecydowanie coś... coś wyjątkowego.
Nie zdziwiło jej, że Zach się skrzywił.
- Chcesz powiedzieć, że chcesz wyjść za mnie za mąż, ponieważ dobrze całuję?
- To ma dla mnie więcej sensu niż bzdury o korzyściach finansowych.
- Miałaś całkowitą rację. Nie podoba mi się twoje wytłumaczenie. Czy są jeszcze jakieś powody, dla
których chcemy się zdecydować na ten ślub?
- Wiesz... - uśmiechnęła się - Dziadzio miał rację. Chyba do siebie pasujemy.
Promyk uśmiechu pojawił się w jego spojrzeniu. Chwycił ją za rękę.
- To prawda - przyznał, kiedy ich oczy się spotkały.
Tego samego popołudnia pojechali zarezerwować termin ślubu. Uroczystość została zorganizowana
tak szybko, że Janinę nie mia-
156
Dobrana para
ła czasu na ponowne przemyślenie swej decyzji.
Kiedy wrócili do domu, Dziadzio oszalał z radości. Poklepał Zacha po plecach i co chwila przytulał
Janinę, szepcząc jej do ucha, jak bardzo go uszczęśliwili.
Kolejne dni i noce przebiegły tak szybko, że Janinę straciła rachubę czasu. Miała mnóstwo rzeczy do
zrobienia i praktycznie przez te pięć dni nie odezwała się do Zacha ani słowem. Zapraszała gości,
organizowała obsługę i wybierała dania weselne.
W przeddzień ceremonii ogród kipiał od przygotowań. Pani McCormick nadzorowała ekipy
montujące baldachim, pod którym miała odbyć się uroczystość zaślubin. Inna grupa ustawiała i
dekorowała stoły i krzesła.
Janinę wyjrzała przez okno. Niebo było ciężkie i zasnute chmurami. Modliła się, żeby następnego dnia
słońce pojawiło się na niebie, bo ślub na świeżym powietrzu wymagał specjalnej oprawy. Mimo
brzydkiej pogody ogród prezentował się wspaniale. Trawnik pełen bujnej, równo przyciętej i
soczystej trawy i rabaty pełne róż stanowiły piękną dekorację.
- Janinę!
Od razu rozpoznała ten głos. Odwróciła się
157
do Zacha idącego w jej kierunku. Serce zabiło jej mocno. Czuła się tak, jakby nie widzieli się od lat, a
nie zaledwie kilka dni. Miała na sobie dżinsy i starą koszulkę z logo uniwersytetu. Pomyślała szybko,
że żałuje, że nie wybrała czegoś bardziej eleganckiego. W odróżnieniu od niej Zach był ubrany
wyjątkowo formalnie. Włożył na siebie prążkowany garnitur i ciemny krawat.
Pomyślała, że jeszcze wielu rzeczy o nim nie wie. Zaskoczyło ją to, zwłaszcza że następnego dnia
miała zostać jego żoną. Jego przyzwyczajenia, to co lubi, a czego nie, stanowiły dla niej tajemnicę.
Chciała zrozumieć jego wnętrze. Wszystko zdawało się potwierdzać, że dokonała dobrego wyboru.
- Cześć - powitała go. Zauważyła, że wyglądał na zmęczonego nie mniej niż ona. Z całą pewnością był
bardzo zajęty, mimo że przygotowania przedślubne były na jej głowie.
Spojrzeli na siebie. Zach nie objął jej ani nie przytulił. Nie zrobił najmniejszego wysiłku, żeby się do
niej zbliżyć.
- Jak się trzymasz? - zapytał.
- W porządku - odparła. - A ty?
- Przeżyję. - Wyjrzał przez okno na ekipę
158
Dobrana para
przygotowującą ogród i westchnął. - Czy jest tu jakieś miejsce, w którym moglibyśmy porozmawiać
na osobności?
- Jasne - odparła drżącym głosem. - Czy coś się stało?
- Wszystko w porządku - uspokoił ją.
- Chyba nie ma nikogo w kuchni.
- To dobrze.
Poszli w kierunku kuchni. Janinę drżącymi dłońmi odsunęła sobie krzesło i usiadła przy stole. Zach
usiadł naprzeciwko niej. Jego oczy nigdy nie wydawały jej się tak ponure.
- Jutro jest ten dzień - odezwał się. Wiedziała, o co mu chodziło. Zbliżał się
moment, od którego nie było już odwrotu. Jeśli któreś z nich chciało zmienić decyzję, to był właśnie
ostatni moment.
- Uwierz mi, że mam tego pełną świadomość - odparła i zacisnęła nerwowo palce na brzegu stołu. -
Czyżbyś zmienił zdanie?
- A ty? - odpowiedział pytaniem na jej pytanie.
- Nie. Ale, prawdę mówiąc, nie miałam zbyt wiele czasu na myślenie.
- A ja nie robiłem nic innego, jak tylko rozmyślałem o naszym ślubie - powiedział, przeczesując
nerwowo włosy palcami.
Debbie MACOMBER
159
- I?
Wzruszył ramionami.
- Oboje mogliśmy popełnić błąd, zgadzając się na to.
- Wszystko wydarzyło się tak szybko
- powiedziała słabym głosem. - W chwili, gdy oboje zgodziliśmy się na słowo „miłować",
zdecydowaliśmy też, że będziemy dla siebie odpowiednimi osobami na resztę życia. Tyle pamiętam.
- Nie zapomnij o pocałunku - dodał.
- Z tego co sobie przypominam, ten aspekt miał duży wpływ na twoją decyzję.
- Jeśli masz wątpliwości, wolę, żebyś powiedział to teraz, niż jutro po uroczystości.
Zmrużył oczy.
- Nie! - Pokręcił głową.
- Jesteś pewien?
Zamiast odpowiedzi pochylił się ku niej, położył dłoń na jej karku i delikatnie musnął wargi. Po chwili
zapadła kłopotliwa cisza. Żadne z nich nie chciało nic powiedzieć.
Janinę patrzyła długo w jego ciemne oczy. Poczuła, że brak jej tchu.
- To będzie prawdziwy ślub-chwilę później powiedział z mocą. - I prawdziwe małżeństwo.
160 Dobrana para
Skinęła głową.
- Mam taką nadzieję, panie Thomas - odparła z przekonaniem.
Mniej niż dwadzieścia cztery godziny później Janinę stała u boku Zacha, gotowa ślubować mu miłość
i wierność do końca życia. Nigdy jeszcze nie czuła się tak niepewna, a z drugiej strony tak
zdecydowana.
Zach zdawał się rozumieć jej uczucia. Patrzył jej w oczy, kiedy mówiła słowa łączące ich na zawsze.
Kiedy skończyła, otoczył ją w pasie i przyciągnął bliżej.
Pastor spojrzał na nich z uśmiechem, a potem zwrócił się do około pięćdziesięciu zgromadzonych w
ogrodzie Antona gości.
- Powitajmy pana i panią Zachary!
Gromkie brawa przypieczętowały te słowa.
Zanim Janinę zrozumiała, co się stało, otoczył ich tłum gości, chcących złożyć im życzenia. Jeszcze
chwilę temu stała drżąca i niepewna przed pastorem, a teraz była już żoną Zacha.
- Janinę, Janinę! - Pam pierwsza podbiegła do przyjaciółki. - Wyglądasz tak pięknie! - powiedziała
łamiącym się głosem, a łzy popłynęły jej z oczu.
Debbie MACOMBER
161
- Dziękuję ci, kochana. - Janinę przytuliła
ją-
Pam spojrzała na Zacha i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- On faktycznie jest bardzo przystojny.
- Też tak myślę.
Zach uniósł brwi, pochylił się do swej żony i szepnął:
- Nigdy mi tego nie mówiłaś.
- Nie ma powodu, żebyś był przesadnie zadowolony z siebie.
- Moje drogie dzieci - powiedział Anton. Uściskał Janinę, która zobaczyła, że jego oczy są tak samo
mokre jak oczy Pam. - Nigdy nie wyglądałaś piękniej. Przysięgam, że wyglądasz tak jak moja Anna.
To był najwyższy komplement, jaki dziadzio mógł jej złożyć. Ze zdjęć żony, które dziadek jej
pokazywał, pamiętała, że babcia była wyjątkowo piękną kobietą.
- Dziękuję - odparła, całując go w policzek.
- Mam coś dla ciebie. - Pam wręczyła jej pudełeczko. - Zrobiłam to sama - dodała z dumą. - Myślę, że
Zachowi też się spodoba.
- Och, Pam, nie musiałaś... - Janinę usiadła na krześle, odwinęła papier i wyjęła prezent.
162
Dobrana para
W tym samym momencie poczuła, że głos zamiera jej w gardle. W pudełeczku była bardzo delikatna,
półprzezroczysta i bardzo seksowna koszula nocna. Uśmiech zastygł jej na twarzy, kiedy zauważyła
wpatrzonych w nią gości.
Poczuła, że dłoń Zacha otaczająca jej kark napina się, ale głos miał miły i rozbawiony, kiedy
dziękował Pam za prezent.
- Masz rację Pam, bardzo mi się ten prezent podoba.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Janinę siedziała obok Zacha w jego samochodzie. Ubrana była w różowy kostium, na głowie miała
dopasowany kapelusz o szerokim rondzie, a w dłoniach ściskała mały bukiecik.
Zach zaaranżował ich miesiąc miodowy. A w zasadzie trzy miodowe dni, bo tylko tyle mógł wziąć
wolnego. Z racji tego ograniczenia, zaproponował, żeby pojechali do jego domu w Ocean Shores,
małego miasteczka, leżącego o dwie godziny jazdy samochodem od Seattle. Z radością przystała na
takie rozwiązanie.
- To jak? Uważasz, że jestem przystojny? - spytał, nie odrywając oczu od drogi.
164 Dobrana para
- No widzisz, już ci to zawróciło w głowie
- zażartowała, a nie mogąc się powstrzymać, ziewnęła szeroko.
- Jesteś wykończona.
- Zawsze jesteś taki przenikliwy?
- I drażliwa - dodał.
- Przepraszam.
Była na nogach od piątej, a i przez cały tydzień nie spała zbyt dobrze. Pomyślała, że to nie najlepszy
początek małżeństwa. Do tego dochodził stres związany z ich wyjazdem. Zach wielokrotnie
podkreślał, że chce, żeby ich małżeństwo było prawdziwe, ale zakładała, że nie planował
współdzielenia sypialni zbyt szybko. A może planował? - pomyślała wystraszona.
Zerkała na niego co i rusz, zastanawiając się, czy poruszyć ten temat. Sprawa była delikatna i Janinę
zupełnie nie wiedziała, jak się do niej zabrać.
- Prześpij się trochę - zasugerował.
- Obudzę cię, kiedy dojedziemy.
- Ale chyba lada chwila powinniśmy być na miejscu?
- Za jakiś kwadrans.
- To wolę się nie kłaść.
Nerwowo ściskała bukiet kwiatów. Wie-
Debbie MACOMBER
165
działa, że nie może dłużej odwlekać tego tematu.
- Zach, czy my... no wiesz... Spojrzała na niego wystraszona. Czuła się
jak naiwna uczennica.
- Jeśli mówisz o tym, o czym ja myślę, że mówisz, to odpowiedź brzmi nie. Także nie denerwuj się.
- Nie?
Mówił o tym tak swobodnie, jakby nie robiło mu większej różnicy, jak się sprawy potoczą.
- Nie zamartwiaj się tym. Co ma się stać, to się stanie. Nie warto robić nic na siłę.
- Masz rację - zgodziła się i odetchnęła z ulgą.
- Potrzebujemy czasu, żeby poczuć się w pełni komfortowo. Nie ma przecież odgórnego wymogu, by
wprowadzić element fizyczny do małżeństwa od samego początku, prawda?
- Nie ma, racja - przytaknęła szybko.
Kilka minut później Zach skręcił z autostrady na mniejszą drogę i po chwili znaleźli się w Ocean
Shores. Minął centrum i pomknął prosto ku plaży. Na niewielkim wzniesieniu przed nimi stał dom. W
tle słońce chyliło się
166
Dobrana para
ku zachodowi. Janinę była tak oczarowana tym widokiem, że nie mogła wydusić z siebie słowa. Zach
wjechał na podjazd i wyłączył silnik.
- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej
- mruknął i poprowadził zachwyconą Janinę w stronę drzwi.
Te otworzyły się, nim do nich doszli. Stanął przed nimi mężczyzna w średnim wieku i uśmiechając się
szeroko, powitał ich.
- Cześć Zach. Mam nadzieję, że podróż mieliście spokojną.
- Dziękuję, tak.
- Wszystko jest naszykowane - mówił mężczyzna. - Szafki pełne, drewno do kominka porąbane, obiad
niemal gotowy.
- Cudownie Harry, dziękuję. - Zach położył dłoń na ramieniu Janinę. - To moja żona Janinę.
Wzięliśmy ślub dzisiejszego popołudnia.
- Twoja żona? - powtórzył Harry, nie mogąc ukryć zaskoczenia. - To... fantastycznie. Przyjmijcie
moje najszczersze gratulacje
- wybąkał zmieszany.
- Dziękujemy - odezwała się Janinę uprzejmie.
- Harry Gleason opiekuje się domem, kiedy mnie tu nie ma - wyjaśnił Zach.
- Miło cię poznać Harry.
Debbie MACOMBER
167
- Czyli nasz Zach ma żonę - mruczał pod nosem Harry, pocierając niespokojnie brodę.
- Jestem co najmniej...
- Zachwycony - podpowiedział mu Zach, marszcząc czoło.
- Tak. Jestem co najmniej zachwycony
- powtórzył mężczyzna.
- Wskakuj do środka - Zach ponaglił Janinę. - Ja pójdę po bagaże.
Chciała zaprotestować, mając nadzieję, że zgodnie z tradycją pan młody przeniesie pannę młodą przez
próg, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Zach spojrzał na nią zaciekawiony, widząc wahanie.
- Czy coś nie tak? - spytał.
- Nie, skądże - skłamała.
Zdawała sobie sprawę, że nie ma podstaw, by się skarżyć. Zdławiła słowa rozczarowania i weszła do
środka. Zaraz się jednak zatrzymała. Widok wnętrza całkowicie ją oczarował. Jej oczom ukazał się
ogromny pokój dzienny, w którym stały trzy długie sofy i kilka foteli. Jedną ścianę zajmował potężny
kominek, drugą stanowiło szerokie i wysokie od podłogi do sufitu okno. Widok był oszałamiający.
Potężne fale oceanu z hukiem opadały na piaszczysty brzeg.
168
Dobrana para
- Harry odstawia samochód - odezwał się Zach, który nadszedł z bagażami.
- To miejsce jest czarujące - powiedziała cicho i machnęła ręką, wskazując wszystko wokół.
Odłożyła kwiaty na mały stolik i ruszyła za Zachem, żeby obejrzeć dom. Z salonu weszli do korytarza.
Po jego dwóch stronach mieściły się w sumie cztery przestronne sypialnie, a każda z własną łazienką.
Na jego końcu dochodziło się do pomieszczenia gospodarczego, gdzie stały przyrządy do ćwiczeń.
Dalej był mały gabinet i elegancka, nowoczesna kuchnia. Z części kuchennej wydzielona była część
jadalna, z której szerokie drzwi prowadziły na szeroki taras ze schodkami wprost na plażę. Z tarasu
rozciągał się absolutnie magiczny widok na ocean. Odkryła tam też niewielki basen dla dwojga z
podgrzewaną wodą. Na jego brzegu stał szampan w pojemniku z lodem.
Wrócili do środka. Niewygodną ciszę przerwał pierwszy Zach.
- Zaniosę twoją walizkę do głównej sypialni. Ja będę w pierwszej na początku korytarza.
Pokiwała głową ze zrozumieniem, ukrywając rozczarowanie. Pomyślała, że nie po-
Debbie MACOMBER
169
winna się smucić. Sama przecież chciała, żeby nie spieszyli się z ich nocą poślubną.
- Jesteś głodna? - spytał.
- Odrobinę. Ale jeśli nie masz nic przeciwko, to wolałabym najpierw wskoczyć na chwilę do basenu.
- Jasne - zgodził się. - Rób wszystko, na co tylko masz ochotę.
Przebrała się szybko i chwilę później z westchnieniem ulgi zanurzyła swoje zmęczone ciało w gorącej
wodzie. Cała była spięta i miała nadzieję, że taka kąpiel ją zrelaksuje. Odchyliła głowę i przymknęła
oczy.
Nie minęła minuta, gdy usłyszała kroki. Otworzyła oczy i zobaczyła Zacha. Ubrany był wciąż w
garnitur. Zatrzymał się gwałtownie, nie mogąc oderwać oczu od rozebranej Janinę.
- Nie sądziłem, że będziesz taka szybka
- wymamrotał.
Odetchnął głęboko i spuścił wzrok, koncentrując się na otwarciu szampana. Pospiesznie wypił jeden
kieliszek, a następnie napełnił drugi dla Janinę.
- Mam nadzieję, że do mnie dołączysz?
- spytała, gdy podawał jej szampana.
- Nie-odparł pospiesznie.-Mam jeszcze
170
Dobrana para
kilka ważnych rzeczy, które muszę skończyć. Baw się dobrze.
Wiedziała, że nie może się skarżyć i nie może zdradzić rozczarowania, że Zach zamierza pracować w
ten wieczór.
- Woda jest cudowna - powiedziała zachęcająco, mając nadzieję, że zmieni zdanie.
Kiwnął głową ze zrozumieniem, ale odwracał wzrok, żeby na nią nie patrzeć.
- Wygląda wspaniale - zgodził się, po czym wstał.
Podszedł do drzwi, zatrzymał się i odwrócił, jakby chciał coś powiedzieć. Po chwili jednak musiał
zmienić zdanie.
Jego dziwne zachowanie zbiło ją z tropu. Odstawiła kieliszek i wstała tak gwałtownie, że sporo wody
wylało się z basenu.
- Nie musisz nic mówić - mruknęła i sięgnęła po ręcznik.
- Mówić czego? - Spojrzał na nią zdziwiony.
- Ostrzegałeś mnie przed ślubem, więc wiem, na czym stoję. Ale nie martw się. Zrozumiałam przekaz
w momencie, kiedy tu przyjechaliśmy.
- Jaki znowu przekaz? - Rozłożył bezradnie ręce.
Debbie MACOMBER
171
- Nieważne - westchnęła i szczelnie owinięta ruszyła do domu.
- Nie. - Zatrzymał ją. - Chcę żebyś mi wyjaśniła, o czym ty mówisz.
Zdenerwowana pokręciła głową i patrzyła na niego gniewnie.
- Przemogłeś się, żeby powiedzieć mi, jak mnie lubisz, ale też żebym była świadoma, że nie zaznamy
wielkiej namiętności. W porządku, powiedziałam i zgodziłam się na te warunki. Ale...
- Ale co? - ponaglił ją.
Zamilkła i zdesperowana kręciła głową. Zach westchnął.
- Świetnie, już się kłócimy. Rozumiem, że teraz poprosisz o rozwód i będziemy najkrótszym
małżeństwem w historii Ameryki.
Janinę pobladła. Słowo rozwód napawało ją lękiem i odrazą. Poczuła się, jakby Zach ją uderzył. Nie
mogąc powstrzymać łez, bez słowa pobiegła prosto do sypialni, zostawiając za sobą mokre ślady.
- Janinę! - krzyknął za nią. - Przecież ja nie chcę się kłócić.
Odwróciła się gwałtownie.
- Całe to małżeństwo nic dla ciebie nie znaczy - rzuciła zrozpaczona. - Nie możesz
172
Dobrana para
nawet na chwilę przerwać pracy, by... by... - jąkała się. - By zachować się jak świeżo poślubiony
mężczyzna - skończyła, łamiącym się głosem.
Odwróciła głowę i wbiła wzrok w żółte kwiaty na stole. Łzy napływały jednak tak szybko, że po
chwili widziała tylko rozmazaną, kolorową plamę.
- Przepraszam - wyszeptał i podszedł do niej. Wyciągnął ręce, by ją objąć, ale zaraz je cofnął. -
Powinienem zdawać sobie sprawę, że tradycje mają dla ciebie znaczenie. Jak na przykład wnoszenie
przez próg i takie tam. Przepraszam - powtórzył. - Zupełnie o tym nie pomyślałem.
- To nie chodzi tylko o to - mówiła przez łzy. - Ale o wszystko. Ilu mężczyzn zabiera teczkę na swój
miesiąc miodowy? Czuję się jak zbędny bagaż. Jak coś zupełnie niepotrzebnego. A nie jesteśmy
małżeństwem nawet dwadzieścia cztery godziny.
Spojrzał na nią skonsternowany.
- Ale jaki to ma związek?
To pytanie tylko bardziej ją zdenerwowało.
- Ty chyba nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak diabelnie irytujący jesteś, co?
Debbie MACOMBER
173
Przyglądał się jej w milczeniu, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Pomyślałem tylko, że mógłbym zajrzeć do dokumentów, które wymagały mojej uwagi - powiedział
powoli. - Najwyraźniej to cię zmartwiło.
Wzniosła oczy ku niebu, a potem spojrzała na niego zrezygnowana.
- Tak, to mnie zmartwiło.
- Skoro uzgodniliśmy, że nie będziemy robić tego, co robią młode małżeństwa podczas miesiąca
miodowego, to co sugerujesz, że będziemy robić przez te trzy dni?
- Może po prostu spędźmy ten czas razem? Poznajmy się bliżej.
- No tak. Dla ciebie jestem niemal obcy. Nic dziwnego, że jesteś taka zdenerwowana.
- Wcale nie jestem zdenerwowana. Jestem zmęczona, zła i z całych sił staram się nie powiedzieć nic,
co pozwoliłoby nazwać mnie... zrzędą.
- Zrzędą? - powtórzył z niedowierzaniem. - Nie śmiałbym powiedzieć nic poza tym, że jesteś
cudowna. Prawdę mówiąc, nie mogę oderwać od ciebie oczu.
- Naprawdę? - spytała, a ręcznik wypadł
174
jej z rąk. - Sądziłam, że powiesz raczej, że nie wiesz, jak powiedzieć coś romantycznego.
- A to było romantyczne?
- I do tego bardzo słodkie. Zaczynałam myśleć, że ci się nie podobam.
Zrobił wielkie oczy.
- Chyba żartujesz.
- Wcale nie.
- Widzę, że najbliższe dni będą trudne - zauważył. - Obiecaj mi tylko, że będziesz cierpliwa, dobrze?
Pokiwała głową z wyrazem szczęścia i nadziei na twarzy.
- Na początek, co powiesz na to, że nałożę dla nas obiad, podczas gdy ty się przebierzesz?
- Świetny pomysł. - Uśmiechnęła się.
Gdy kilka minut później, wróciła do kuchni, miała na sobie szare spodnie i kremowy sweterek. Obiad
już czekał na stole, a Zach właśnie nalewał wino. Następnie stanął przy jej krześle i czekał.
- Zanim usiądziemy jest jedna rzecz, którą muszę zrobić.
Ostatnie, czego się spodziewała, to że chwyci ją w swoje silne ramiona.
- Co ty wyprawiasz? - spytała zdziwiona.
175
- Jest taki zwyczaj, że pan młody przenosi swoją wybrankę przez próg domu. Tak czy nie?
- Tak. Ale robisz wszystko na odwrót. - Zaśmiała się. - Powinieneś wnieść mnie z dworu do środka, a
nie na odwrót.
Zach nie przejął się tym i tylko wzruszył ramionami.
- Cóż, to małżeństwo dalekie jest od trzymania się jakichkolwiek ram. Po co to zmieniać?
Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła powstrzymać śmiechu. Zach z udawanym wysiłkiem doniósł ją
do drzwi, otworzył je łokciem, stękając przy tym okrutnie, po czym uroczyście wyniósł ją na ganek.
Tu pozwolił stanąć jej na nogach, a sam złapał się pod boki i oddychał ciężko. Po chwili przestał i
spojrzał na nią poważnie.
- Czy o czymś zapomniałem? - spytał czule.
Nie zawadziłoby, gdybyś mnie pocałował, powiedziała w myślach. Nie chciała jednak tego mówić na
głos. Wolałaby, żeby taka inicjatywa wyszła od niego.
- Janinę?
- Wszystko jest cudownie. Dziękuję ci.
176
Dobrana para
- Chyba nie do końca.
Nachylił się i pocałował ją. Zadrżała cała i poczuła, że kolana się pod nią uginają. Zarzuciła mu ręce
na szyję i całą sobą chłonęła jego pocałunek. Poczuła, jak ciepło wypełnia jej wilgotne ciało. W
najskrytszych marzeniach nie przypuszczała, że to uczucie może być tak cudowne.
Oderwał usta od jej warg, ale jeszcze przez chwilę miał zamknięte oczy. Gdy je otworzył, jego twarz
na nowo wyrażała absolutną kontrolę nad emocjami. Westchnęła w duchu, karcąc się w myślach, za
to, że śmiała oczekiwać czegoś więcej.
Minęły dwa kolejne dni. Spacerowali po plaży, zbierali muszle. Wypożyczyli rowery i urządzili
wyścigi. Puszczali latawce i podziwiali ich cudowne kolory na tle nieba.
Aż nadszedł ostami dzień przed powrotem do Seattle. Zach zadeklarował, że tym razem on chciałby
ugotować obiad. Pierwszego dnia gotował Harry, później za posiłki odpowiedzialna była Janinę.
Dodał również, że w związku z tym muszą pojechać do miasta na zakupy.
Debbie MACOMBER
177
- Zdradź, co szykujesz, to wybiorę wino - powiedziała, gdy zatrzymał samochód na parkingu przed
sklepem.
- Do tego dania nie podaje się wina - odparł tajemniczo i wysiadł z samochodu.
Weszli do sklepu, ale kiedy zorientował się, że Janinę idzie tuż za nim odwrócił się, złapał ją za
ramiona i łagodnie popchnął w przeciwnym kierunku.
- Jestem artystą i jak każdy geniusz wolę pracować samotnie - szepnął jej do ucha.
Z trudem powstrzymała śmiech.
- Żeby stworzyć prawdziwe dzieło, muszę się skoncentrować - kontynuował. - A ty, moja droga żono
- dodał, przykładając jej jednocześnie palec wskazujący do nosa-rozpraszasz mnie. Jesteś cudowna,
ale nie można przy tobie myśleć logicznie.
Uśmiechnęła się słodko. Z radością chłonęła wszystkie komplementy z jego strony. Nie stawiając
oporu, zostawiła Zacha z jego sprawami, a sama poszła pomyszkować po innych stoiskach. Kupiła
kilka drobiazgów, a kiedy wróciła na parking, Zach już tam na nią czekał.
- Czy mistrz kuchni znalazł wszystko, czego potrzebował? - spytała ze śmiechem na
178
Dobrana para
widok dwóch potężnych papierowych toreb, stojących przy samochodzie.
- Nasza dzisiejsza kolacja na długo zapadnie ci w pamięć, to mogę obiecać - odparł wesoło.
- Miło mi to słyszeć - odparła i wyciągnęła w jego stronę rękę z czekoladowym lodem. - Chcesz
spróbować?
- Z przyjemnością.
Ale zamiast do loda, nachylił się ku jej ustom i pocałował namiętnie. Spojrzała w jego intensywnie
ciemne oczy i poczuła dreszcz podniecenia. Nie wiedziała, co się między nimi dzieje, ale było to
bardzo przyjemne i kuszące.
- Nie przypuszczałem, że czekoladowy może tak bosko smakować - mruknął.
Starał się udawać niewzruszonego, ale Janinę nie dała się nabrać. Był poruszony tym pocałunkiem do
głębi, zupełnie jak ona.
W drodze powrotnej nad ocean milczeli. Do pocałunku bez przerwy śmiali się, rozmawiali,
przekrzykiwali. Teraz wszystko się zmieniło.
- Czy mam zakaz wstępu do kuchni? - spytała, gdy dotarli na miejsce.
- Niezupełnie - odparł, czym bardzo ją zaskoczył.
Spojrzała na niego zaciekawiona.
Debbie MACOMBER
179
- Przydasz się później do zmywania - dokończył i zarechotał głośno.
Kiedy Zach zniknął wśród garnków i rondli, Janinę przebrała się w kostium kąpielowy, zabrała olejek
do opalania, który kupiła w mieście i poszła się opalać. Miała ochotę skorzystać z ostatnich
popołudniowych promieni ciepłego słońca.
Nie minęło wiele czasu, gdy obok niej pojawił się Zach. W ręku trzymał szklankę mrożonej herbaty.
- Chyba ci się przyda - zauważył i wręczył jej orzeźwiający napój.
- Dzięki. Wiesz, gdybym wiedziała, jak dobrze sobie radzisz w kuchni, przekazałabym ci pałeczkę już
wcześniej.
Zabrał pustą szklankę i ruszył z powrotem do kuchni.
- Jeszcze będziesz zaskoczona listą moich rozległych talentów - rzucił przez ramię.
Po jakimś czasie Zach zawołał, że zaraz będzie podawał do stołu. Przygotował miejsce na tarasie.
- Potrzebujesz pomocy? - spytała, próbując zerknąć mu przez ramię do kuchni.
- Nie - podziękował. - Usiądź proszę, zaraz wszystko przyniosę.
180
Dobrana para
Wskazał jej krzesło, poczekał aż wygodnie usiądzie, a następnie ruszył do kuchni.
- Ale ja mam tylko łyżkę? - krzyknęła za nim.
- Bo tylko łyżka będzie ci potrzebna - odkrzyknął.
- I to całe zamieszanie jest dla talerza zupy? - pozwoliła sobie zażartować.
- Siedź tam i czekaj. Za minutkę będę.
Ton miał tak poważny, że tylko uśmiechnęła się i nic więcej nie mówiła. Skoncentrowała się na
wymyślaniu najtrafniejszych określeń na ów cud kulinarny, którego się spodziewała. Boskie,
nieziemskie, rewelacyjne... szukała kolejnych zwrotów, gdy w drzwiach pojawił się Zach. Mina jej
zrzedła na widok blaszanej puszki i pary szczypiec w jego rękach.
- Dobry Boże, a co to? - spytała z niepokojem.
- Obiad - odparł z dumą. - Gotowania nauczyłem się podczas przynależności do skautów.
Z czcią, jakby niósł co najmniej zupę z homarów, postawił parującą puszkę na środku stołu. Z
wyrazem przerażenia na twarzy, Janinę nachyliła się, by sprawdzić, co jest w środku.
Debbie MACOMBER
181
- Pieczona fasola z kawałkami parówek
- oświadczył dumnie.
- A pomyśleć, że w ciebie wątpiłam.
Wątpliwości opuściły ją, gdy tylko spróbowała tego specjału. Fasola smakowała wybornie. Do
zagryzienia służyły podgrzane w piecu krakersy z mąki pszennej, posmarowane czekoladą. Zjadła
cztery porcje fasolki i z pół tuzina krakersów. Z wyrazem błogiego zadowolenia, spojrzała na Zacha.
- Nie mam pojęcia, jak ci się udało uchować przed kobietami przez te wszystkie lata
- powiedziała. - Gdyby wiedziały, jakie znasz sztuczki w kuchni, waliłyby tu drzwiami i oknami.
Zaśmiał się gromko i przybrał minę bardzo zadowolonego z siebie człowieka.
Zamyśliła się nad tym, co sama powiedziała. Nigdy wcześniej nie miała śmiałości, by spytać Zacha o
inne kobiety w jego życiu. Postanowiła jednak, że rozwiązanie tej kwestii może poczekać.
Późnym wieczorem siedzieli przed kominkiem i popijając wino, słuchali muzyki klasycznej. Janinę
leżała na brzuchu i leniwie wpatrywała się w ogień. Zach siedział obok
182
Dobrana para
z wyciągniętymi nogami. Sprawiali wrażenie zrelaksowanych i zadowolonych.
- Byłeś kiedyś zakochany? - spytała, starając się, by jej głos brzmiał naturalnie.
Nie odparł wprost.
- Czy byłabyś zazdrosna, gdybym powiedział, że tak? - spytał w odpowiedzi.
- Nie - odparła zdecydowanie, choć w głębi serca wcale nie była taka pewna.
- Nie jestem przekonany - odparł, jakby czytał w jej myślach. - A ty byłaś?
Zastanowiła się chwilę, nim odpowiedziała. Kiedyś wydawało się jej, że kochała Bria-na, ale sprawił
jej niewysłowiony ból i doszła do wniosku, że chyba zakochana była jedynie w idei bycia zakochaną.
- Nie - powiedziała w końcu.
Tym razem była pewna odpowiedzi. To co czuła do Zacha, którego przecież dopiero poznawała, było
tysiąc razy silniejsze niż to, co kiedykolwiek czuła do jakiegokolwiek mężczyzny.
- Ale ja pytałam pierwsza - przypomniała mu.
- Jestem żonaty. Oczywiście, że jestem zakochany.
- Ty mnie tylko lubisz, pamiętasz?
Debbie MACOMBER
183
- Wydawało mi się, że nie przepadasz za tym słowem.
- Fakt, nie cierpię go. No ale przestań krążyć wokół tematu. Czy byłeś kiedyś tak naprawdę zakochany
po uszy? Nie pytam o detale, po prostu jestem ciekawa, czy tak, czy nie.
- Masz na myśli taką miłość pełną dzikiej namiętności?
- Tak - odparła niecierpliwie. - I nie wymieniaj mi tu listy wszystkich kobiet, które
- zrobiła krótką pauzę - lubiłeś.
Wstał z podłogi. Był taki cichy i poważny, że uśmiech zniknął z jej twarzy. Podniosła się również, i
klęknęła, patrząc na niego z niepokojem.
Zach wpatrywał się w nią z niezwykłą intensywnością. W jego oczach czaił się ból
i strach. Janinę poczuła, jak ściska się jej serce.
- Tak - wyszeptał ochrypłym głosem.
- Byłem zakochany.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Nazywała się Marie. Poznaliśmy się w Europie, gdy pełniłem tam służbę woj skową. Płynnie mówiła
pięcioma językami. Dwóch mnie nauczyła podczas mojego pobytu.
- Ona też pracowała dla wojska?
- Ja byłem w armii, ona zaś w agencji wywiadu. Wspólnie zostaliśmy skierowani do wykonania
pewnego tajnego zadania. Miało to potrwać ledwie kilka dni, a przeciągnęło się do kilku tygodni.
- I wtedy się w niej zakochałeś? - wtrąciła ponownie.
Kłucie w sercu nie chciało ustąpić. Wiedziała, że to bez sensu, ale czuła się, jakby ktoś złośliwie
wbijał w nią szpilki.
Debbie MACOMBER
185
- Zdawaliśmy sobie sprawę, że zadanie było niebezpieczne i tylko ścisła współpraca może
zagwarantować nam sukces. - Przerwał na chwilę i westchnął ciężko. - Żeby jednak nie rozwlekać
historii to rzeczywiście było tak, że się w niej zakochałem. Problem w tym, że ona nie kochała mnie.
- I co się potem wydarzyło?
- Chciałem, żeby opuściła wywiad i wyszła za mnie, ale nie była zainteresowana. Jeśli chcesz znać
szczegóły, opowiem ci wszystko.
- Nie - wyszeptała.
Wziął łyk wina i kontynuował.
- Niedługo później wystąpiłem z armii. Nie miałem już do tego serca. Marie wręcz przeciwnie,
wywiad z całą swoją szaleńczą pracą i ciągłym ryzykiem, to było całe jej życie. Była niebywale
odważną i pełną poświęcenia kobietą. Nie znałem takiej drugiej. I choć było to bardzo bolesne dla
mnie, to postąpiła słusznie, odrzucając moją propozycję. Małżeństwo i rodzina zanudziłyby ją z
czasem na śmierć. Nie zrozum mnie źle, cierpiałem bardzo. Kochałem ją bardziej, niż potrafiłem sobie
wyobrazić.
Trwali przez dłuższą chwilę w milczeniu,
186
Dobrana para
rozmyślając. W końcu Janinę spojrzała łagodnie na Zacha i spytała:
- Co zrobiłeś po odejściu z wojska?
- Przez lata udało mi się zaoszczędzić trochę pieniędzy, a część z nich zainwestować. Postanowiłem
otworzyć własny biznes. Przeczytałem wszystkie publikacje, jakie były dostępne na rynku. Od
samego zakładania firmy, poprzez kontakty z klientami, sprzedaż, aż po reklamę i marketing. Wzo-
rowałem się oczywiście na przedsiębiorstwie twojego dziadka i w ciągu pięciu lat udało mi się
stworzyć system, który stanowił poważną konkurencję dla Antona. Spotkaliśmy się podczas jakiejś
konferencji i uzgodniliśmy, że zamiast rzucać sobie kłody pod nogi, mądrzej będzie połączyć siły. Tak
to właśnie wyglądało.
- Czy była piękna? - spytała, choć miała świadomość, że pytanie jest śmieszne.
Jakie miało znaczenie, czy Marie była Miss Ameryki, czy bezzębną brzydulą? Żadnego. Zach kochał
ją tak, jak prawdopodobnie nigdy już nikogo nie pokocha. Ze smutkiem pomyślała, że jeśli porównać
ją i Marie, to rzeczywiście kategoria uczuć określona jako lubienie, była najodpowiedniejsza.
Debbie MACOMBER
187
- Miała jasne włosy i... Tak, była piękna. Janinę spróbowała zdobyć się na uśmiech.
- Tak myślałam.
Zach wzdrygnął się, jakby chciał otrząsnąć ze wspomnień.
- Nie musisz się martwić. To daleka przeszłość.
- Nie martwię się - odparła nie do końca zgodnie z prawdą. - Po prostu jestem zmęczona. - Wstała z
podłogi i odstawiła kieliszek na stolik.—Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to pójdę do łóżka.
Zach stał nieruchomo i wpatrywał się w ogień. Zdawał się w ogóle jej nie słyszeć. Janinę nie miała
najmniejszych wątpliwości, że wspomnieniami jest teraz przy pięknej Marie.
Dziesięć minut po tym, jak zgasiła światło w swojej sypialni, odwróciła się na bok i próbowała przebić
wzrokiem ciemność. Chciała zasnąć i zapomnieć, o czym jej opowiadał, ale miała tak ściśnięte gardło,
że samo oddychanie przychodziło jej z trudem. Wiedziała, że to dziecinne i nie powinna w ogóle
zawracać sobie głowy jakąś Marie. Choćby dlatego, że jej małżeństwo z Zachem miało zupełnie inne
podłoże. Brakowało w nim pasji, która zdominowała tamto uczucie.
188
Dobrana para
Godzinę później wciąż leżała na boku. Zwinięta w pozycji embrionalnej nadal wpatrywała się w
ciemność. Nie męczył jej fakt, że Zach kochał inną kobietę, ale nie mogła znieść myśli, że być może
nigdy już nie będzie zdolny do takiej miłości. Czuła, a właściwie wiedziała, bo jej to oświadczył, że
ich ślub spowodowany był głównie względami praktycznymi. W sferze emocjonalnej Zach po
prostują lubił.
Były takie chwile, gdy zdrowy rozsądek ustępował marzeniom i wierzyła, że miłość rozkwitnie
między nimi. Widziała, jak otoczeni gromadką dzieci żyją szczęśliwi w swoim małym domku z
białym płotkiem.
Zach kochał Marie, która poświęciła się służbie kraju, przypomniała sobie znowu. Janinę z czynów
patriotycznych na swoim koncie mogła odhaczyć jedynie udział w głosowaniu. Podejrzewała
natomiast, że przygotowanie kawy na spotkaniach Czerwonego Krzyża, wielkiej chwały by jej nie
przyniosło.
Marie znała biegle kilka języków. Kolejny argument na rzecz tamtej kobiety, pomyślała. Janinę po
dwóch latach nauki francuskiego radziła sobie jako tako z odmianą czasowników, ale nie było mowy,
żeby mogła swobodnie rozmawiać.
Debbie MACOMBER
189
Musiałam zapytać, tłumaczyła się przed sobą. Domyślała się, że w przeciwnym razie Zach nigdy nie
poruszyłby tego tematu. Dopiero teraz Janinę doceniła, jak cudownie jest czasem nie wiedzieć. Jak
niezwykle komfortowo żyć, nie mając świadomości pewnych spraw.
Westchnęła i przygryzła wargi. Zrozumiała, że nigdy nie będzie miłością jego życia i pozostanie
jedynie tłem dla dawnego romansu z Marie.
Kilka godzin później usłyszała Zacha krzątającego się przy samochodzie. Spojrzała na zegarek
przekonana, że jest środek nocy i zdziwiła się, że jest już późny ranek. Planowali wyjechać o świcie.
Zerwała się z łóżka i chciała chwycić szlafrok. Ale zaplątała się w prześcieradło i zamiast trafić ręką w
krzesło, trafiła nosem w ścianę. Krzyknęła głośno i chwyciła się za twarz. Łzy popłynęły jej po
policzkach.
- Janinę!-Rozległo się pukanie do drzwi. - Nic ci nie jest?
- Wszystko w porządku - krzyknęła i ostrożnie odjęła dłoń od nosa.
Spojrzała w lustro i przestraszyła się na widok krwi.
190
Dobrana para
- Czy mogę wejść? - spytał Zach.
- Nie! Idź sobie - krzyknęła i pobiegła do łazienki.
Odkręciła zimną wodę i próbowała zatamować krwawienie.
- Coś kręcisz. Wchodzę - ostrzegł.
- Nie - wrzasnęła ponownie. - Odejdź.
- Wchodzę - powtórzył podirytowany. Nim zdążyła ponownie zaprotestować,
wszedł do łazienki i zobaczył ją pochylającą się nad kranem.
- Boże, co się stało?
Z zimnym ręcznikiem przyciśniętym do twarzy jedną ręką, machała wściekle drugą, każąc mu wyjść.
- Pozwól mi na to spojrzeć - nalegał. Głos miał zdecydowany i nie zamierzał
ulec jej atakowi złości. Widok łez i krwi był zbyt poważny, by dać się tak po prostu przegonić. Złapał
ją za ramiona i łagodnie zmusił, by usiadła na brzegu wanny. Następnie odsunął ręcznik i zrobił duże
oczy na widok rozbitego nosa.
- O rany. Co ty zrobiłaś? Biłaś się z kimś?
- Nie waż się ze mnie żartować - warknęła, a łzy popłynęły obficiej po jej policzkach.
Debbie MACOMBER
191
Sprawnie opanował krwawienie. Doskonale wiedział, jak to zrobić, a Janinę straciła ochotę na kłótnię
i grzecznie poddawała się jego zabiegom. Kiedy skończył, otarł łzy z jej twarzy.
- Czy chcesz teraz, żebym pocałował twój chory nosek i sprawił, że poczujesz się lepiej? - spytał.
I nie czekając na odpowiedź, chwycił jej twarz w obie dłonie i nachylił się do jej ust. Nawet jeśli była
jeszcze odrobinę zła, to jego usta wyssały z niej cały gniew. Nie myśląc, co robi, zarzuciła mu ramiona
na szyję i wtuliła się w jego ciało. Zach całował jej czoło, oczy i nos. Kciukami ocierał ostatnie łzy
spływające po twarzy. Nachylił się bardziej i dotknął wargami jej szyi. Zadrżała na całym ciele. Serce
biło jej jak oszalałe. Pomyślała, że przeszłość nie ma znaczenia. Teraz, w tej jednej chwili, Zach
należał tylko i wyłącznie do niej.
Podniósł ją do góry i najwyraźniej chciał zanieść do łóżka. Wtedy jednak mimowolnie powróciły
myśli o Marie. Świadomość, że nigdy nie będzie kobietą, która wzbudzi w nim dziką pasję, była zbyt
bolesna dla jej dumy i serca. Z tą myślą odepchnęła
192
Dobrana para
go. Potrzebowała przestrzeni nim będzie zbyt późno.
Bez słowa zaakceptował jej decyzję. Puścił ją i podszedł do drzwi. Przerażona Janinę nie miała
odwagi na niego spojrzeć. Ze wzrokiem wbitym w podłogę ściskała brzeg koszuli nocnej.
- Dam ci kilka minut na ubranie się, a sam zapakuję samochód - powiedział chwilę później.
Nie uciekło jej uwadze, że głos miał nienaturalnie zmieniony.
Pokiwała smętnie głową. Nie mogła otworzyć ust, by powiedzieć cokolwiek. Nic nie mogła zrobić.
Miała świadomość, że chciał się z nią kochać, a ona go odrzuciła. Czuła się fatalnie.
Ubrała się szybko i kwadrans później wyszła do niego na podjazd z walizką w ręku.
- Jestem gotowa - powiedziała i uśmiechnęła się przyjaźnie.
Zach wrzucił jej bagaż do samochodu, zaniknął dom i chwilę później pędzili już w stronę Seattle. Po
dwóch godzinach podjechali na parking pod apartament Zacha i w milczeniu rozpakowali samochód.
Również bez słowa ruszyli oboje w stronę windy.
Debbie MACOMBER
193
Otworzył drzwi mieszkania i gestem zaprosił ją do środka. Była tu pierwszy raz, więc zaciekawiona
rozglądała się dokoła. Wyposażenie salonu stanowiła miła dla oka mieszanka drewna i skóry, a
ogromne okno zapewniało zapierający dech w piersiach widok na miasto i okolice.
- Pięknie - wyszeptała. Pokiwał głową z zadowoleniem.
- Gdybyś wolała, możemy się przeprowadzić - odpowiedział. - Skoro jesteśmy małżeństwem
pomyślałem, że będziemy rozglądać się za domem.
- Dlaczego?
- Mam nadzieję, że pewnego dnia będziemy mieć dzieci. Kiedy tylko będziesz gotowa. Nie ma
pośpiechu Janinę.
- Wiem - powiedziała cicho i utkwiła wzrok w widoki za oknem.
Skrzyżowała ręce na piersi, bo miała wrażenie, że serce bije jej tak mocno, że widać to przez ubranie.
Zach podszedł do biurka i odsłuchał wiadomości z automatycznej sekretarki. Ponieważ była ich
niezliczona ilość, Janinę, nie czekając na niego, ruszyła na zwiedzanie mieszkania. Ciekawa była
swojego nowego domu.
194
Dobrana para
W korytarzu spostrzegła, że Zach dyplomatycznie zostawił jej walizkę na dywanie pomiędzy dwiema
sypialniami. Swoją wstawił do środka. Zrozumiała przekaz. Dawał jej do zrozumienia, że sama musi
podjąć decyzję, gdzie chce spać. Jeśli tylko chce zostać jego żoną w najpełniejszym tego słowa
znaczeniu, wystarczy, że wniesie swój bagaż do głównej sypialni.
Nie zastanawiała się długo. Chwyciła rączkę walizki i ruszyła do pomieszczenia dla gości. Nim
weszła do środka odwróciła się i zobaczyła Zacha stojącego na końcu korytarza. Patrzył na nią
uważnie, a w jego oczach dostrzegła smutek.
- Jeśli nie jestem ci teraz do niczego potrzebny, to pojadę do biura - powiedział szorstko.
- Do zobaczenia wieczorem - odparła krótko.
Nie ruszył się jednak z miejsca jeszcze przez chwilę. Patrzył na nią i nad czymś myślał.
- Czy jesteś pewna, że chcesz tam spać? - spytał wreszcie.
- Całkowicie - odparła.
- Tego się obawiałem - mruknął cicho.
Debbie MACOMBER
195
Dwie minuty później została sama w mieszkaniu.
Zach nie wrócił na kolację tego wieczora. Była w wannie, gdy zadzwonił telefon. Z odsłuchanej
wiadomości dowiedziała się, że Zach wróci dziś późno. W tej sytuacji zjadła samotnie, bezmyślnie
oglądając jakiś głupawy program w telewizji. Czuła się porzucona i niekochana. Wkładała talerze do
zmywarki, gdy usłyszała, że wrócił Zach.
- Przepraszam za spóźnienie - przywitał się, zamykając drzwi.
- Nie ma sprawy - skłamała.
Zach. przejrzał papiery na biurku, choć Janinę była pewna, że robił to już wcześniej.
- Czy odsłuchałaś moją wiadomość?
- Tak. Zrobić ci coś? Mogę raz dwa coś ugotować - zaproponowała.
- Dziękuję, ale już jadłem.
Przez blisko godzinę oglądali telewizję, a potem postanowili się położyć. Janinę przebrała się w
piżamę, przeklinając się w duchu, że nie ma odwagi założyć na siebie prezentu od Pam.
Wychodziła właśnie z łazienki ze szczo-
196
Dobrana para
teczką do zębów w ustach, gdy wpadła na Zacha. Powiedzieli już sobie dobranoc i nie spodziewała się
zobaczyć go przed śniadaniem. Teraz stała przed nim i cała dygotała zarówno wystraszona
niespodziewanym zderzeniem, jak i podekscytowana faktem, że znowu go widzi. Rozdarta
wewnętrznie biła się z myślami. Część jej pragnęła rzucić się na niego i prosić, by się z nią kochał z
taką pasją, jaką okazywał Marie, zdrowy rozsądek zaś kazał jej natychmiast cofnąć się do łazienki i
poczekać, aż droga będzie wolna.
Napięcie między nimi było tak silne, że omal nie zemdlała.
Zach chwycił ją za ramiona, żeby się nie przewróciła. Następnie zawahał się, ale przesunął dłonią po
jej gładkich włosach i nachylił się lekko, by spojrzeć jej w oczy. Spuściła głowę zmieszana.
- Pchepcham - wymamrotała, co nie było łatwe ze szczoteczką w ustach.
- Słucham?
Wbiegła do łazienki, przepłukała usta i chwilę później znów stała przed nim.
- Powiedziałam przepraszam - powtórzyła.
Debbie MACOMBER
197
- Czy jesteś pewna, że będzie ci wygodnie w gościnnej sypialni? - spytał.
- Tak, na pewno. Wyciągnął rękę z kocem.
- Pomyślałem, że może ci się przydać.
- Dziękuję - powiedziała i zrobiła krok w jego stronę, by odebrać koc.
Oddychała ciężko. Tak silnie pragnęła rzucić mu się w ramiona. Poczuć jego pieszczoty. Oddać się
wspólnej namiętności.
Zach oddawał jedynie ciepły koc.
- Dzwoniłam do dziadka - powiedziała, próbując zatrzymać go jeszcze chwilę przy sobie.
- Też chciałem to zrobić.
- Słychać było, że czuje się dobrze. Byli u niego doktor Coleman i kilku innych przyjaciół.
- Miło słyszeć, że radzi sobie z wolnym czasem.
- Też się cieszę - dodała, przeklinając własną słabość.
Kończyły się jej pomysły na nocną rozmowę pod drzwiami łazienki, a nie potrafiła go dotknąć.
- Dobranoc Janinę - powiedział po chwili Zach i odwrócił się.
198
Dobrana para
- Dobranoc - odparła głucho.
Chwilę później leżała w łóżku. Miała jednak świadomość, że to będzie długa i ciężka noc. Byli
zaledwie o kilka metrów, ale dystans emocjonalny między nimi zdawał się nie do przebycia.
Budzik Zacha zadzwonił o siódmej, ale Janinę już była na nogach. Ubrana czekała na niego z kawą w
kuchni.
- Dzięki. - Spojrzał na nią zaskoczony, gdy podała mu kubek do rąk. - To bardzo... Tak robią żony. -
Uśmiechnął się.
- Co? Kawę?
- Wstają rano, by wyprawić męża do pracy.
- Po prostu obudziłam się i musiałam coś ze sobą zrobić.
Otworzył lodówkę i wyjął z niej karton soku pomarańczowego.
- Rozumiem - mruknął.
Napełnił szklankę, po czym odstawił sok z powrotem.
- Zgodziłaś się, że nasze małżeństwo będzie prawdziwe.
- To prawda.
Ale to było zanim dowiedziała się o wielkiej namiętności jego życia. Zach uprzedzał
Debbie MACOMBER
199
ją, że ich małżeństwo przyniesie obojgu wiele korzyści, ale że miłość będzie na szarym końcu tej listy.
Zgodziła się na wszystko, bo w głębi serca wierzyła, że pewnego dnia pokochają się. Teraz wiedziała
już, że to niemożliwe. I wątpiła, czy sobie z tym poradzi.
- Janinę. - Wyrwał ją z zamyślenia. - Co się dzieje?
- A co niby ma się dziać?
- Najwyraźniej coś jest nie tak. Wyglądasz, jakbyś straciła kogoś bliskiego.
- Co ty nie powiesz - krzyknęła i wybiegła z kuchni.
- Stój! - krzyknął i pobiegł za nią.
Wściekła wpadła do swojego pokoju i usiadła na brzegu łóżka. Dłonie zaciśnięte w pięści położyła na
kolanach.
- O czym ty u licha mówisz? - powtórzył pytanie, gdy stanął w drzwiach pokoju.
- O kobiecie, którą kochałeś - wyrzuciła z siebie.
- Marie? A co ona ma wspólnego z nami?
- Kochałeś ją całym sercem, miłością pełną pasji. Była odważna i piękna. Ja nigdy taka nie będę. Źle
radzę sobie z bólem, a patriotką jestem taką, że czasem biorę udział
200
Dobrana para
w wyborach. Nie wspominam już o językach obcych, bo z francuskiego znam tylko odmianę kilku
czasowników.
- Do diabla - zezłościł się. - Ale jaki to ma związek z nami? - powtórzył kolejny raz, po czym, nie
mogąc znieść napięcia, machnął gniewnie rękami. - Jaki to ma związek z czymkolwiek?
Zacisnęła mocniej pięści. Nie potrafiła mu tego wyjaśnić.
- Bo mnie tylko lubisz - wyszeptała.
- Poprawka - powiedział i podszedł do niej. - Ja ciebie miłuję.
- To za mało.
Czuła się żałośnie. Marzyła, żeby obudzić się z tego koszmaru.
- Janinę, co to znaczy? Z tego co pamiętam wyszłaś za mnie głównie dlatego, że nieźle całuję.
- Tak, ale nie powiedziałeś, że kochałeś inną. Mało powiedziane, wielbiłeś z całych sił. A mnie lubisz.
A ja nie chcę, żebyś mnie po prostu lubił! - Zerwała się na równe nogi. - Gdyby ci trochę na mnie
zależało, nie ukrywałbyś prawdy. Nie mówiąc o Marie, zachowałeś się nieuczciwie i nieszczerze.
- A ty nie masz sobie nic do zarzucenia?
Debbie MACOMBER
201
- Uniósł brwi i spojrzał na nią uważnie. - Ty chyba nie wspominałaś słowem o Brianie, prawda? -
Wcisnął ręce w kieszenie i stał nieruchomo.
Doznała tak ciężkiego szoku, że z powrotem opadła na łóżko. Przez chwilę oddychała w milczeniu,
próbując zebrać myśli. Zmusiła się, by ponownie wstać.
- Kto ci o nim powiedział?
- Twój dziadek.
- A on skąd wiedział? Nigdy nie pisnęłam słówkiem o Brianie.
- Najwyraźniej jednak wiedział. Pokiwała głową z niedowierzaniem.
- Domyślam się też, że opowiedział ci o tym, jak to Brian mnie regularnie zdradzał
- dodała, a w jej głowie zaświtała ponura myśl. - A to wszystko zapewne po to, żebyś zaczął mnie
żałować i z czasem podjął decyzję o przygarnięciu mnie z litości.
- Janinę, nie!
Zrozpaczona i przerażona tym, co właśnie powiedziała, ukryła twarz w dłoniach. Czuła się
upokorzona.
- Czujesz do mnie litość, nie zaprzeczysz chyba?
- Nie będę cię oszukiwał, choć czasem
202
Dobrana para
wydaje mi się, że tak byłoy lepiej. Twój dziadek powiedział mi o Brianie dopiero dzień po tym, jak
zabraliśmy go do lekarza.
- Pewnie czekał, aż trochę lepiej się poznamy - snuła domysły.
- Ale wtedy już sam odkryłem, że czuję do ciebie sympatię.
Westchnęła ciężko.
- Czucie sympatii jest o niebo gorsze niż lubienie - wymamrotała.
- Wysłuchaj mnie do końca, dobrze? - zirytował się.
W milczeniu pokiwała głową. Cierpiała, mając świadomość, co Zach musi o niej myśleć. On kochał
kobietę, która poświęciła się służbie ojczyźnie, zaś ona dała się uwieść banalnemu kobieciarzowi.
- Anton powiedział, że boi się, że nigdy już nie odważysz się zaufać głosowi serca. Obserwował cię
potajemnie i cierpiał, widząc, że odrzucasz wszelkie męskie znajomości i skupiasz się na lizaniu ran
po zawodzie miłosnym.
- To nieprawda! - zaprotestowała. - Spotykałam się z Peterem.
- To była przykrywka i sama dobrze o tym wiesz - odparł cicho.
Debbie MACOMBER
203
- Czy to przez sprawę Briania, dziadzio postanowił wydać mnie za ciebie?
- Podejrzewam, że był to jeden z powodów. Innym powodem był ogólny niepokój o twoją przyszłość.
Chociaż muszę przyznać, że sam nie rozumiem wszystkich jego posunięć, co z drugiej strony nie ma
wielkiego znaczenia. Pewne jest, że Anton chciał zapewnić ci szczęście i bezpieczeństwo. Miał pew-
ność, że ja ciebie nigdy świadomie nie skrzywdzę. W jego opinii pasowaliśmy do siebie. - Zach usiadł
koło niej i ujął jej dłoń. - Czy to w ogóle ma jakieś znaczenie? Jesteśmy małżeństwem.
Odwróciła głowę od niego i głośno przełknęła ślinę.
- Może nie jestem bohaterską blondynką, ale zasługuję na męża, który będzie mnie kochał -
wyszeptała, niemal czując, że pęka jej serce. Szkoda, że ani ty, ani dziadek nie wzięliście tego pod
uwagę. Nie potrzebuję twojej litości.
- To dobrze. Boja wcale ciebie nie żałuję. Jesteś moją żoną i mówię szczerze, jestem z tego powodu
całkiem zadowolony. Mam szansę na sympatyczne życie pod warunkiem, że wyrzucisz te brednie z
głowy.
204
Dobrana para
Wzruszyła ramionami.
- Sam nigdy byś mnie nie wybrał na żonę - zauważyła rozgoryczona. - Dobrze wiem, co sobie
pomyślałeś, kiedy mnie pierwszy raz zobaczyłeś.
Uśmiechnął się łagodnie.
- Cóż, przyznaję, że pierwsze wrażenie nie było specjalnie korzystne. Ale tak było, zanim cię
poznałem.
- Jasne, a pobraliśmy się z powodu praktycznych korzyści - mruknęła, nie uciekając od
sarkastycznego tonu.
- Już ci mówiłem, że mało romantyczny ze mnie typ. Nie potrafię mówić rzeczy, które kobiety
chciałyby usłyszeć. Nie znam się na romansach, ale troszczę się o ciebie i zależy mi na tobie. Czy to
zbyt mało?
- Chcę więcej.
- Wcześniej mówiłaś-coś innego. Dlaczego świadomość istnienia Marie tak bardzo cię zmieniła.
Słyszała w jego głosie, że zaczyna tracić cierpliwość. To zmartwiło ją jeszcze bardziej.
- Chciałabym to wyjaśnić, ale naprawdę nie potrafię. Przykro mi Zach. Naprawdę mi przykro.
Zapadła długa, okrutna cisza.
Debbie MACOMBER
205
- Mnie też Janinę - powiedział powoli. - Mnie też - dodał. I wyszedł.
Czego ty oczekujesz? - zaszlochała w myślach i ukryła twarz w dłoniach. Czy sądziłaś, że padnie
przed tobą na kolana i przyrzeknie ci miłość godną największych romansów w historii?
Nie potrafiła wyobrazić sobie Zacha w roli zamroczonego miłością męża. Gdyby miał tak zachować
się dla jakiejś kobiety, to byłaby to Marie. Nie Janinę.
Po tym fatalnym poranku ich relacje były bardziej napięte niż zwykle. Zach wychodził o świcie do
pracy i wracał bardzo późno. Nigdy nie śmiała pytać, gdzie był i co robił.
Poza tym był przykładnym mężem; wesołym i uprzejmym. Choć nieobecnym. Janinę zaś z nową
energią oddała się swojej pracy jako wolontariuszka. Spędzała wiele godzin w tygodniu z dziećmi. Po
pracy starała się ukryć swoje prawdziwe uczucia przed dziadkiem. Aczkolwiek nie było to łatwe.
- Nie wyglądasz najlepiej - zauważył, gdy któregoś dnia spotkali się na lunchu. - Schudłaś?
206
Dobrana para
- Chciałabym. - Próbowała obrócić wszystko w żart.
- A ja chciałbym wiedzieć, co się z wami dzieje. Ty wyglądasz na chorą, a Zach w zasadzie zamieszkał
w swoim gabinecie - kontynuował dziadek. - Tylko patrzeć, jak zasłabnie z przepracowania.
Janinę bawiła się nerwowo jedzeniem na talerzu.
- Ale mówisz, że masz się dobrze i że nic złego nie dzieje się w waszym związku, tak?
- Nie odrywał od niej przenikliwego wzroku.
- To ciekawe, bo dokładnie to samo powiedział Zach. Zachowujecie się żałośnie. Co jest o tyle
dziwne, że przecież tak idealnie do siebie pasujecie. - Sięgnął po cygaro i przyglądał mu się przez
chwilę. - Przy okazji, będę się dziś widział z Zachem. Muszę mu chyba przemówić do rozumu, bo nie
może być tak, żeby moja wnuczka chodziła nieszczęśliwa.
- Pozwól, że poradzimy sobie sami, dziadziu.
- Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym z nim porozmawiał? - spytał.
Uśmiechnęła się ciepło.
- Tak, dziadku. Jestem pewna. Ale skoro
Debbie MACOMBER
207
będziecie rozmawiać, to przekaż mu proszę, że wrócę dziś późno.
- Często tak robisz?
- Nie, pierwszy raz. Muszę pomóc Pam w projekcie szkolnym i nie wiem, kiedy skończymy.
- Dobrze, przekażę - odparł Anton i zapalił cygaro.
Praca z Pam przeciągnęła się bardziej niż Janinę zakładała. Było już bardzo późno, gdy podjechała
pod dom. Pierwszą rzecz, jaką zauważyła był samochód Zacha. Odetchnęła głęboko i ruszyła na górę.
Ledwie otworzyła drzwi, Zach wparował do przedpokoju.
- Gdzieś ty u diabła była? - warknął wściekle.
Była tak zaskoczona jego atakiem, że nie mogła wydobyć z siebie głosu.
- Pytam gdzie byłaś? - powtórzył. Jego reakcja nie spodobała się jej, więc
zacisnęła zęby i zaczęła się powoli rozbierać.
- Czy ty w ogóle masz pojęcie, która jest godzina? Czy przyszło ci w ogóle do głowy, że odchodzę tu
od zmysłów, zastanawiając się, czy nic ci nie jest?
- Przepraszam - powiedziała wreszcie. - Ale przecież wiedziałeś, gdzie jestem.
208
Dobrana para
- Wiedziałem, że wrócisz późno. Ale nie miałem pojęcia, gdzie i z kim jesteś. Martwiłem się.
- Przepraszam. Następnym razem powiem ci osobiście. - Ziewnęła i spojrzała na niego. - A teraz, jeśli
nie masz nic przeciwko temu, pójdę do łóżka. Padam z nóg.
Patrzył na nią przez chwilę, a potem pokręcił z niedowierzaniem głową i poszedł do salonu.
Kilka godzin później obudziło ją ciche łkanie. Zajęło jej chwilę nim uświadomiła sobie, że to Zach.
Wystraszona zerwała się z łóżka i pospieszyła do jego pokoju.
- Zach, obudź się. To tylko sen, zły sen - uspokajała go.
Otworzył gwałtownie oczy i spojrzał na nią wystraszony.
- Janinę - wyszeptał z ulgą po czym bardzo mocno ją przytulił. - Myślałem, że cię straciłem.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Nic mi nie jest-wyszeptała z trudem, bo ściskał ją tak mocno, że ledwo oddychała.
- To było takie straszne i takie realne - mówił cicho drżącym głosem. - Byliśmy na oceanie i...
- To był tylko sen - szeptała, próbując go uspokoić. - Jestem tuż obok ciebie - mówiła, a ich usta
niemal ocierały się o siebie.
Pokiwał głową, ale nie mógł oderwać od niej przerażonego wzroku.
- Nie zniósłbym, gdybym cię stracił. Wolałbym sam umrzeć, niż gdyby tobie miało się coś stać.
Wzruszona i przestraszona, nie wiedziała, co powiedzieć. Zamiast tego przysunęła się
210
Dobrana para
bliżej i pocałowała go. Wsunął dłonie w jej włosy i przycisnął ją mocniej, chłonąc jej smak i zapach.
Zadrżała na całym ciele, oczarowana namiętnością jego pieszczot.
- Janinę, moja kochana Janinę - wymamrotał, gdy oderwał się od jej ust. - Nie zniósłbym gdyby...
- Jestem tu skarbie, jestem - szeptała. Wtuliła się w niego i oddała mu swoje
usta, by całował ją jeszcze. Nie kazał się prosić dwa razy. Niepokój w jej sercu zastąpiła
niewypowiedziana radość. Od samego początku ich małżeństwa tego pragnęła najbardziej. Żeby Zach
jej potrzebował.
Odsunął twarz na kilka centymetrów i przyglądał się jej z niedowierzaniem.
- Przestraszyłem cię? - spytał po chwili.
- Nie - odparła łagodnie.
Gładził jej włosy, podczas gdy ona delektowała się chwilą. Pocałunki były boskie, ale poczucie
bezpieczeństwa, jakie jej zapewniał, tak ją tuląc, przewyższało wszystko. Choć zapewniał, że ją
miłuje, to do tej pory nie była o tym przekonana. Uszczęśliwiona zaś nową wiedzą z trudem
powstrzymywała łzy wzruszenia.
Debbie MACOMBER
211
Przez długi czas milczeli. Ciszę przerwał Zach. Jego szept był zachrypnięty od emocji.
- Moja siostra utonęła. Nazywała się Beth Ann. Obiecałem jej opiekę, ale zawiodłem ją. Umarłbym,
gdybym stracił też ciebie.
Przytuliła go mocniej, mając świadomość, jakie trudne musi być dla niego mówienie o tym.
- Nigdy sobie tego nie wybaczyłem-kontynuował. - Cały czas mnie to prześladuje. Nie utonęłaby,
gdybym był przy niej. Ona...
Położyła palec na jego ustach. Nie potrafiła znieść bólu w jego głosie.
- To nie twoja wina Zach.
- Ale byłem za nią odpowiedzialny. - Westchnął. - Przez lata męczył mnie ten koszmar i nie dawał
spać. Zawsze wszystko było takie realistyczne. Tylko, że tym razem zamiast Beth Ann byłaś ty.
- Jestem bezpieczna przy tobie, widzisz? -Ujęła jego twarz w dłonie i zmusiła, żeby na nią spojrzał.
Ich wzrok spotkał się i Zach odwzajemnił blady uśmiech.
- Przepraszam, nie powinienem cię tym obciążać - powiedział zmieszany.
- To nie ciężar. Chciałabym ci pomóc.
212
Dobrana para
- Zostaniesz ze mną?
Pokiwała głową, szczęśliwa, że jej potrzebuje.
Dziesięć minut później oboje spali w najlepsze. Kiedy jednak w nocy wysunęła się nieświadomie spod
jego ramienia, a następnie przebudziła, nie wiedziała, co zrobić. Zastanawiała się, czy nie powinna
wrócić do siebie. Bała się, że Zach wyprze się wszystkiego rano, nie pamiętając szczegółów.
- Janinę - wyszeptał, otwierając oczy.
- Ja... my zasnęliśmy. Która jest godzina?
- Wczesna. Budzik zadzwoni za kilka godzin.
- Pójdę do siebie, jeśli wolisz - powiedziała.
- Zostań.
Jedno proste słowo przepełnione było taką tęsknotą i miłością, że aż cała zadrżała. Odchyliła głowę,
żeby dostrzec w półmroku jego twarz. W oczach Zacha dostrzegła tyle ciepła, że wyciągnęła rękę i
delikatnie pogładziła go po policzku.
- Przepraszam za wszystko, co mówiłam o Marie - wyszeptała. - Byłam zazdrosna
i wiem, że zachowywałam się dziecinnie, ale nic nie mogłam na to poradzić.
Debbie MACOMBER
213
Uśmiechnął się ciepło.
- Wybaczę ci, jeśli jesteś gotowa puścić w niepamięć moje wieczorne zachowanie.
Zamiast słów, złożyła namiętny pocałunek na jego wargach. Przytulili się mocno.
- Wiesz, nie wiem, jak powiedzieć te wszystkie rzeczy, na które zasługujesz Janinę, ale wiem jedno.
Kocham cię. Nie patrz na mnie taka zdziwiona. Po prostu obudziłem się pewnego poranka i
zrozumiałem, jak ważna jesteś dla mnie. To nie była namiętność, o jakiej marzysz. I proszę wybacz mi
to. Kocham cię miłością spokojną, cichą, głęboko ukrytą w moim sercu. Jesteś dla mnie najważniejszą
osobą w. życiu.
- Och Zach. - Zamrugała szybko, żeby powstrzymać łzy cisnące się jej do oczu. - Tak bardzo cię
kocham.
- Ty mnie kochasz?
- Od dawna. I dlatego tak martwiłam się Marie. Pragnęłam byś kochał mnie równie intensywnie jak ją.
I jak ja kocham ciebie.
- To nie tak, Janinę. Marie była dzielną i piękną kobietą, ale od samego początku miała swój pomysł
na życie. Nie obejmował on małżeństwa, rodziny. Dopiero kiedy poznałem ciebie, zrozumiałem, że
jeśli kiedykolwiek
214
Dobrana para
będę się żenił, to chcę, by moją żoną był ktoś taki jak ty.
- Jak ja?
Pocałował ją w czoło.
- Jak kobieta ciepła, troskliwa i opiekuńcza. Altruistyczna i - zawahał się na moment
- tak pociągająca.
Poczuła ucisk w gardle. Cudownie było usłyszeć, że postrzega ją jako kobietę atrakcyjną. Nie musiał
mówić nic więcej, patrzyła mu w oczy i wszystko sama rozumiała. Nie było w nich dzikiej
namiętności, o jaką wcześniej tak zabiegała, ale była silna, potężna miłość i pragnienie spędzenia
życia razem. Niczego więcej nie potrzebowała.
- Kochaj się ze mną Zach - wyszeptała. Nachylił się, by ją pocałować. Jego silne ciało
naparło na nią zdecydowanie choć delikatnie.
- Spraw, żebym została twoją żoną - powiedziała pomiędzy pocałunkami.
Jęknął z rozkoszy, gdy ponownie poczuł jej ciepłe wargi na sobie, ale potem zrobił coś, co było
zaskakujące i cudowne zarazem. Zaczął się śmiać. Na cały głos. Na tyle zaraźliwie, że Janinę też się
śmiała.
- Moja kochana Janinę - powiedział.
- Zmieniłaś moje życie.
Debbie MACOMBER
215
Jeszcze długo w nocy słychać było ich radość, jęki i westchnienia.
Natarczywy dźwięk budzika wyrwał ich ze snu. Sięgnęła po omacku ręką, mając nadzieję, że
unicestwi raz na zawsze źródło okropnego hałasu. Nim jednak trafiła w budzik, buczenie ustało samo.
- Dzień dobry, żono - wyszeptał Zach. Z zamkniętymi oczami, przewróciła się na
drugi bok.
- Dzień dobry, mężu - odparła uszczęśliwiona. - Miałam cudowny sen.
Zach. zachichotał.
- To nie był sen moja droga.
- Upieram się, że jednak był. - Wyciągnęła ręce, by go objąć. - Takie rzeczy nie dzieją się na jawie.
- Też tak sądziłem, ale pokazałaś mi, że jest inaczej. - Pocałował ją czule.
Oczarowana, powoli otworzyła oczy.
- Spóźnisz się do pracy - ostrzegła.
- Ale kogo to obchodzi? - Uśmiechnął się szelmowsko.
- Nie mnie- mruknęła i z jękiem rozkoszy oddała mu się.
216
Dobrana para
Zach był już spóźniony godzinę, gdy wreszcie wstał z łóżka i powlókł się pod prysznic. W górze od
jego piżamy pomaszerowała do kuchni, by zaparzyć dzbanek kawy.
Kilka minut później nadszedł Zach. Przytulił ją mocno, chwytając za pośladki.
- Zach - zaprotestowała, jednak niezbyt przekonująco. - Jesteś już spóźniony.
- Wiem - wychrypiał, wsuwając jej ręce pod koszulę. - Gdyby nie ważne spotkanie...
- Wrócisz na kolację?
- Wypatruj mnie na lunch. - Zaśmiał się. Spojrzała na ścienny zegar.
- No to w zasadzie już.
Śmiejąc się, zaczął szykować się do wyjścia.
- Zjemy dziś kolację poza domem - zaproponował i pocałował ją na pożegnanie. - A potem wrócimy
do domu świętować.
Westchnęła. Małżeństwo zaczynało się jej coraz bardziej podobać.
Punkt piąta Zach był z powrotem w domu. Stanął w drzwiach, poluzował krawat i bez słowa
przyglądał się żonie.
- Cześć - powitała go. - Jak się udało spotkanie?
Debbie MACOMBER
217
- Kiepsko.
- Kiepsko? - Zaskoczona zmarszczyła czoło.
Pokiwał głową i wszedł do środka.
- Musiałem wysłuchać jakiegoś raportu finansowego, ale kompletnie nie mogłem się skoncentrować,
bo myśli cały czas wracały do mojej boskiej żony. Co więcej, nie popisałem się, bo pod koniec
spotkania zacząłem się uśmiechać, a skończyłem głośnym śmiechem.
- Co cię tak rozbawiło?
- Przypomniała mi się twoja definicja romansu. Załatwił nam to twój dziadek. Mieliśmy spacerować
za ręce po plaży. To zorganizowałem ja. Namiętność odkryliśmy zaś razem, moja droga.
Jej oczy wypełniły się łzami.
- Kocham cię.
Ruszyli ku sobie, ale zatrzymał ich dzwonek do drzwi. Spojrzeli na siebie zaskoczeni, po czym Zach
podszedł do drzwi.
- Dobrze, że jesteście oboje. Siadajcie. Anton wparował do środka i przeszedł
wprost do salonu.
- Dziadziu?
- Anton?
218
Dobrana para
Janinę i Zach spojrzeli na siebie, ale żadne nie rozumiało zachowania starszego pana.
- Jadłem lunch z Janinę - Anton odezwał się do Zacha. -1 coś zrozumiałem. Po pierwsze, jest w tobie
zakochana po uszy. Choć wątpię, żeby ci to powiedziała.
- Dziadku - wtrąciła Janinę, ale spojrzenie Antona uciszyło ją momentalnie.
- Następnie uświadomiłem sobie, że moja mała wnuczka jest nieszczęśliwa. Bardzo nieszczęśliwa.
- Anton - odezwał się Zach. - Gdybyś... Dziadek uciszył Zacha tym samym mrożącym spojrzeniem.
- Nie przerywaj mi chłopcze. Nie jesteś lepszy. Jej melancholia była niczym przy twojej postawie.
Cały piekielny tydzień musiałem wysłuchiwać skarg na ciebie. Ludzie mówią, że przyrosłeś do fotela
w gabinecie. - Zrobił pauzę. - Znam cię Zach, prawdopodobnie lepiej niż inni. Wiem, że jesteś zako-
chany w mojej wnuczce i że trochę się w tym wszystkim pogubiłeś. - Uniósł rękę, widząc kątem oka,
że Janinę znowu chciała mu przerwać. - Jestem już starym człowiekiem, ale nie jestem głupcem.
Przyznaję, że moje metody może nie były najsprytniejsze, ale widzę
Debbie MACOMBER
219
wyraźnie, że założenie było słuszne. Choć Janinę trochę namieszała.
- Zgaduję, że powiedziałeś coś o tym, że łatwiej byłoby oskubać żywego kurczaka - wtrącił Zach i
dyskretnie wymienił spojrzenia z Janinę.
- Święta prawda. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że ta dziewczyna ma tyle ikry. Nieważne, jeśli
sobie przypomnicie, oboje uważaliście mnie za zwariowanego staruszka. A ja widziałem, że jesteście
samotni, zagubienie, skoncentrowani na nic nie wartych relacjach, odrzucający miłość i życie. Zbyt mi
na was zależało, by siedzieć z założonymi rękami.
- Odniosłeś sukces - zapewniła go Janinę.
- Z początku tak myślałem. Zorganizowałem wyjazd do Szkocji, a potem skakałem z radości, gdy
dowiedziałem się, że się pobieracie. Było to wcześniej niż się spodziewałem, ale domyśliłem się, że
sprawy mają się lepiej niż mogłem przypuszczać. Potem okazało się, że jednak się myliłem i teraz
zacząłem się martwić.
- Nie ma powodu.
- Inaczej to widzę - rzucił gniewnie Anton. - Janinę, powiedz mu, że go kochasz.
220
Dobrana para
Teraz. Zapomnij o tej głupiej dumie i nie unoś mi się tu honorem. On ma to usłyszeć. Od początku ci
tłumaczyłem, że nie będzie z nim tak łatwo i że musisz być cierpliwa. Wszystko było proste, tylko nie
wziąłem pod uwagę waszych cholernych charakterów.
- Chcesz żebym mu tu i teraz wyznała miłość?
- Tak.
Odwróciła się w stronę męża i lekko speszona spuściła wzrok.
- No już - ponaglił ją dziadek.
- Kocham cię Zach-powiedziała miękko. - Naprawdę.
Dziadek odetchnął głęboko.
- Cudownie. Twoja kolej Zach.
- Słucham?
- Powiedz jej, co czujesz - irytował się Anton. - I przestań mi się sprzeciwiać.
Zach posłusznie odwrócił się do Janinę, ujął jej dłoń i uniósł do ust.
- Kocham cię - wyszeptał i pocałował jej rękę.
- Więcej. Powiedz coś jeszcze. - Dziadek machał rękami. - Dodaj coś w stylu, że jesteś zagubioną i
samotną duszą. Kobiety to lubią. To bzdury, ale co zrobić.
Debbie MACOMBER
221
- Jestem zagubioną i samotną duszą - powtórzył potulnie. - Jak mi poszło?
- Bardzo dobrze. Janinę, czy chcesz jeszcze coś powiedżieć Zachowi?
- Chyba nie.
- Świetnie. No dobrze, to teraz się pocałujcie.
Spojrzeli na siebie zszokowani. Dziadek w zdecydowany sposób wprowadzał swój plan w życie. Nie
było sensu dalej protestować.
Podeszła do Zacha i objęła go ramionami. Uśmiechała się tak zabójczo, że nie wahał się ani chwili.
Powoli zbliżył usta do jej warg. Musnęli się ustami i zaraz od siebie odsunęli, choć oboje wiedzieli, że
pragną więcej. Dziadkowi to jednak wystarczyło.
- Wspaniale, wspaniale. To jak, teraz już wszystko będzie w porządku między wami? - spytał
uradowany.
- Tak, proszę pana - Zach odparł donośnie za nich oboje.
- Dobrze. No cóż, wiedziałem, że po prostu potrzebujecie odrobiny mojego wsparcia. - Westchnął
zadowolony i rozsiadł się w fotelu. - No a kiedy zostaniecie sami, można chyba będzie poruszyć temat
dzieci...
222
Dobrana para
- Anton.
Tym razem to Zach powstrzymał dziadzia. Podszedł do drzwi i otworzył je szeroko.
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to tym tematem zajmę się sam.
- Wkrótce? - Dziadek nie dawał za wygraną
Zach spojrzał na Janinę.
- Wkrótce - obiecał.