Kapleau ZEN ŚWIT NA ZACHODZIE

background image

PHILIP KAPLEAU

ZEŃ: ŚWIT NA ZACHODZIE
PRZEKŁAD: JACEK DOBROWOLSKI WARSZAWA 1992 • ZBZ "BODHIDHARMA"


Dedykowane tym, którzy pragną znaleźć, a nie tylko szukać

Tytuł oryginału: Zen: DAWN IN THE WEST by PhBip KAPLEAU
Projekt okładki: MACIEJ KALKUS Redaktor graficzny: Maria EKIER Redakcja: Anna

JEDYNAK Redaktor
techniczny: MIROSŁAW KALIŃSKI

OBJAŚNIENIE ILUSTRACJI: Rysunek Richarda Wehrmana. Karp skaczący w górę
wodospadu" pochodzi

z tradycyjnej ikonografii zen. W starożytnych Chinach popularna była legenda o
karpiu uporczywie

zmagającym się z prądem rzeki i usiłującym dostać się na szczyt wodospadu. Po
wielu nieudanych

próbach, zebrawszy wszystkie siły, w jednym potężnym skoku osiąga szczyt i staje
się smokiem.

Na Wschodzie ceni się karpia za jego wigor, wytrwałość i odwagę - zalety
nieodzowne do osiągnięcia

oświecenia - toteż w klasztorach zen można często znaleźć duże drewniane rzeźby
przedstawiające tę

rybę.
Rysunek pędzla Liang K'ai przedstawiający Siakjamunlago był reprodukowany w

książce D. T. Suzukiego
Zen, and Japanese Culture i jest tu zamieszczony za zgodą spadkobierców autora.

Fotografia Szóstego Patriarchy pochodzi z Ch'an and Zen Toaching (Sari*s three)
Charlesa Luka i jest

reprodukowana za zgodą autora.
Rysunek przedstawiający Bodhkjharmę, pędzla Hakuina, ukazał się w Zen Dusrlss-hu

Miury i Ruth Fuller
Sasaki i jest reprodukowany za zgodą markiza Hosokawy Moritat-su, z którego

kolekcji został wzięty.
© for Polish edition ZBZ "BODHIDHARMA" Warszawa 1992 Printed in Poland

l

PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO

Według doktryny buddyjskiej wszelkie cierpienia i nieszczęścia w życiu
człowieka, w życiu społeczeństw i

narodów oraz w świecie innych istot zarówno ożywionych, jak i nie ożywionych,
mają swe źródło w

podstawowej niewiedzy dotyczącej tego, kim w istocie jesteśmy. Świadomość naszej
prawdziwej istoty,

która jest zarazem istotą Wszechrzeczy, przesłonięta jest przeświadczeniem, że
istniejemy jako odrębne

jednostki, różne od wszystkiego co je otacza. Ten egocentryczny punkt widzenia
stwarza w nas poczucie

osamotnienia i zagrożenia, powoduje nieustanne wewnętrzne konflikty, a także
konflikty z innymi ludźmi,

konflikty społeczne i narodowe oraz konflikt człowieka z jego naturalnym
środowiskiem. Konflikty te

owocują cierpieniem w postaci chorób, nerwic, antagonizmów oraz wojen i
katastrof ekologicznych.

Złudzenie odrębności rodzi ideologię walki i egocentryczną filozofię przetrwania
kosztem wszystkiego i

wszystkich.

background image

Celem treningu zen jest przekroczenie egocsntrycznego doświadczenia siebie i

wszechświata jako dwóch
odrębnych bytów. Nazywa się to w zen urzeczywistnieniem własnej Prawdziwej

Natury, osiągnięciem
stanu Umysłu Buddy, a także przebudzeniem lub oświeceniem.

Jako pierwszy dokonał tego, po latach duchowych wysiłków, Gautama Siakjamu-ni,
żyjący w Indiach w

latach 563-483 przed Chrystusem - po czym przybrał imię Budda, czyli
Przebudzony. Oświecony Umysł

Buddy przedstawia się symbolicznie poprzez wizerunki Buddy, promieniejące siłą,
spokojem, mądrością i

współczuciem. Postawa siedzącego Buddy sprzyja długotrwałej koncentracji i jest
pożądana zarówno w

codziennej praktyce, jak i podczas intensywnego treningu.
Postawa Buddy rozumiana jako stan umysłu pozwala działać uważnie i skutecznie,

odpowiedzialnie i
zdecydowanie, w harmonii ze wszystkim. Człowiek zeń sposobem życia przyczynia

się do tego, aby w
świecie panowała większa harmonia i wzajemne zrozumienie. Japonia, gdzie buddyzm

zeń rozwijał się
przez ponad 700 lat i wciąż jest żywy jako element kultury narodowej, słynie w

świecie z wydajności
robotników, dzielności żołnierzy, sprawności menedżerów, a także z osiągnięć w

nauce, technice,
architekturze i sztuce oraz z uprzejmości i szacunku w stosunkach między ludźmi.

Nie byłoby to możliwe
bez zeń. Trening zeń uczy bowiem dyscypliny, rozjaśnia umysł, u-walnia od

negatywnych emocji. Wdraża
do pracy i uczy szacunku dla pracy innych.

Ludzie zeń nie angażują się w jakąkolwiek walkę o władzę czy dominację. Włączają
się natomiast w

osobistą pomoc innym, w sprawy społeczne, w pracę na rzecz harmonii między
ludźmi, na rzecz pokoju i

ochrony naturalnego środowiska. W aspekcie religijnym doktryna buddyjska nie
oferuje gotowego

rozwiązania dylematu życia i śmierci w postaci wszechmogącego Boga-Stwórcy.
Powstaje więc pytanie: czy zeń jest religią? Jeśli wymaga się od religii, aby

uznawała Boga zewnętrznego
wobec świata i człowieka, aby miała swoje własne Pismo Święte, w które trzeba

ślepo wierzyć, jeżeli
wymaga się wiary w istnienie indywidualnej duszy, która przez całą wieczność

trwa w ekstazie nieba lub w
wiecznym potępieniu piekła, jeśli trzeba wierzyć, że cudza ofiara może zmazać

czyjś grzech, a nasze
zbawienie może za nas osiągnąć zbawiciel, to zeń nie jest religią. Ale jeżeli

przez religię rozumiemy
filozofię i praktykę, która umożliwia człowiekowi znalezienie nie dającej się

zakwestionować odpowiedzi
na pytanie kim jest, dlaczego się narodził i dla-

czego musi umrzeć, na czym polega jego związek z innymi ludźmi i ze światem - to
wówczas zeń z

pewnością jest religią.
Człowiek zeń czuje się w pełni odpowiedzialny za wszystko, co czyni i za

wszystko co go w życiu spotyka.
Wie bowiem, że tylko płynące z przebudzonego umysłu słowa, myśli i czyny nie

tworzą przyczyn
cierpienia, jakie dotknęłoby jego samego, innych i świat. Ostatecznym wyrazem

tej odpowiedzialności, a
zarazem celem praktyki zeń jest przebudzenie, czyli osiągnięcie zbawienia za

życia, własnym wysiłkiem, a
nie dzięki łasce wyższej czy choćby najwyższej istoty zewnętrznej wobec

człowieka. Oddawanie czci

background image

Buddzie jest naturalnym wyrazem wdzięczności dla historycznego Buddy

Siakjamuniego za wskazanie
drogi do urzeczywistnienia naszej Prawdziwej Natury-

Z drugiej jednak strony w zen mówi się: „Kłaniając się Buddzie kłaniasz się
sobie", czyli oddajesz cześć

swojej własnej immanentnej Prawdziwej Naturze, którą możesz urzeczywistnić. Tak
więc oddawanie czci

Buddzie nie jest w zeń ani wyrazem podporządkowania, ani oddawania się w opiekę
jakiemuś

zewnętrznemu bóstwu. Praktykujący zeń nie szukają ukojenia w modlitwie i
prośbach do Boga. Praktyka

zeń nie ma nic wspólnego z takim dualistycznym podejściem i dlatego nigdy nie
staje się dogmatyczna ani

fanatyczna.
Buddyzm nie neguje wartości naukowego punktu widzenia na świat materii.

Przekracza jednak ten punkt
widzenia wskazując na tożsamość natury wszystkiego, co istnieje. Wskazuje na

istnienie prawdy, której
nie sposób pojąć intelektem, poznać zmysłami ani wyrazić w słowach. Można jej

jedynie doświadczyć
poprzez skoncentrowaną praktykę medytacji i zaświadczać o niej swoim życiem.

Buddyzm zeń nie ma hierarchicznej struktury ani jednolitej organizacji. Nie ma
głowy Kościoła ani

jedynego patriarchy. Praktyka zeń odbywa się we wspólnocie prowadzonej przez
wykwalifikowanego

nauczyciela - mistrza zeń. Czystość nauki zapewnia nieprzerwany łańcuch przekazu
z mistrza na

wybranego ucznia, zapoczątkowany przez samego Buddę Siakjamuniego. Związek
mistrza z uczniami ma

charakter czysto duchowy. Tak więc między mną a moimi uczniami w Polsce nie
istnieje żadna

organizacyjna zależność czy podporządkowanie.
Moje wskazówki dotyczą wyłącznie spraw związanych z praktyką duchową. We

wszystkich innych
sprawach praktykujący zeń odwoływać się muszą do swego rozsądku, rozumienia

prawdy i sumienia. Jest
to zgodne z ogólną zasadą zeń, aby unikać uzależniania ucznia od mistrza. W zeń

mówi się: „Zadaniem
nauczyciela jest uchronienie ucznia przed wpływem nauczyciela. "

Philip Kapleau

PRZEDMOWA

Zeń: świt na Zachodzie stanowi kontynuację Trzech filarów zeń. Książka Trzy
filary zeń: nauka, praktyka,

oświecenie wydana została po raz pierwszy w 1965 roku. Sprzedano ją w liczbie
około 150 tysięcy

egzemplarzy w wersji angielskiej i przełożono jak dotąd na niemiecki,
hiszpański, francuski, szwedzki,

portugalski, turecki, holenderski, włoski, chiński i polski. Bez wątpienia jest
to w swoim rodzaju pozycja

klasyczna, która będzie w przyszłości służyć jako podręcznik dla praktykujących
zeń. Trzy filary..., gdy

tylko się ukazały, rozbrzmiały jak głos trąbki na pobudkę.
Od połowy lat sześćdziesiątych rosi Kapleau przemierzał Amerykę wzdłuż i wszerz.

Najrozmaitsze
środowiska zapraszały go na wykłady. Mówił na uniwersytetach, w różnego typu

ośrodkach zajmujących
się rozwojem człowieka i na naukowych sympozjach. Odwiedzał rozmaite

organizacje, zgromadzenia
religijne i grupy psychoterapeutyczne; podróżował po Kanadzie, Meksyku,

Kostaryce, Wenezueli,
Kolumbii, Hiszpanii, Niemczech, a nawet po Polsce. Jego obecność, jego

konkretne, bardzo życiowe

background image

podejście, rozsądek i poczucie humoru potwier-dzHy to, co zapowiadały „Trzy

filary... ": że jest
człowiekiem Zachodu całkowicie i naturalnie zjednoczonym z zeń. Co więcej,

ukazał swoim działaniem i
sposobem bycia, że głęboko wniknął w zeń i przezwyciężył to, co dla jego

słuchaczy stanowi źródło
niepokoju.

Wskutek tego do Rochester napłynął najpierw strumień, potem rzeka, a w końcu
cały zalew ludzi,

pragnących praktykować razem z rosim Kapleau w założonym przez niego Ośrodku
Zeń. Przez wiele lat

rosi Kapleau prowadził warsztaty i sesin, wygłaszał mowy, udzielał porad swym
uczniom i spotykał się z

najróżniejszymi ludźmi, którzy przychodzili do niego z prośbą o radę i
przewodnictwo.

Doświadczenia te wykorzystał pisząc książkę Zeń: świt na Zachodzie. W 1966 roku
w ośrodku odbyło się

pierwsze sesin. W 1968 roku wybuchł katastrofalnych rozmiarów pożar i strawił
wszystko oprócz szkieletu

budynku. Wykorzystując kwalifikacje wyniesione z pracy, członkowie ośrodka przez
dwa lata zmagali się z

samymi sobą i ze stawiającym opór materiałem, aż odnowili zrąb budynku i
przekształcili go w świątynię

zeń.
Od tego czasu ośrodek znacznie się rozrósł i pojawiło się w nim wiele ulepszeń.

Jednakże mimo pożaru,
przebudowy i nieustannych zmian, zasadnicza praca zeń - a więc zazen, sesin,

warsztaty, ceremonie -
odbywała się bez zakłóceń. Chociaż wiele tradycyjnych ceremonii zostało

dostosowanych do wymogów
naszych czasów i naszej kultury, to jednak rosi Kapleau nieustępliwie i

niestrudzenie ochraniał i
podtrzymywał ducha zeń przekazanego mu przez jego nauczycieli - rosiego Haradę i

rosiego
Yasutaniego.

9

Wymagania, jakie rosi Kapleau stawia ludziom, którzy z nim pracują, są równie

wysokie jak te, z którymi
spotkał się w klasztorze Hosin, gdzie praktykował. Nie toleruje pobłażania sobie

ani litowania się nad
sobą. Nie zezwala na usprawiedliwianie się ani na specjalne względy. Oczekuje

zaangażowania i
wytężonej pracy. Powiada: Jeśli uczeń nie jest w stanie dorównać swemu

nauczycielowi lub go
przewyższyć, to obaj zawiedli".

Mamy tu człowieka Zachodu, który jest oświecony, a zarazem wypowiada się jasno i
zdaje sobie przy tym

sprawę z wątpliwości, trosk i nadziei współczesnych, technologicznie
zorientowanych ludzi. Takie

połączenie cech należy do rzadkości. Czytelnik powinien zdawać sobie sprawę z
prawdziwego celu tej

książki. Podobnie jak sesin, poświęcone przebudzeniu się uczestników, książka ta
napisana przez

oświeconego nauczyciela ma ostatecznie jeden cel - przebudzenie się czytelnika.
Albert Low

„Siakjamuni schodzący z góry" pędzla LJang K'ai (XII wiek), wybitnego chińskiego
malarza z czasów

Południowej Dynastii Sung.
Po sześciu latach wewnętrznych duchowych zmagań i poszukiwań Siakjamuni osiągnął

najwyższy szczyt

background image

Umysłu, wejrzał w najgłębsze znaczenie narodzin i śmierci i stał się Buddą,

czyli Przebudzonym.
Początkowo rozkoszował się tym wzniosłym stanem. Potem rozważał, czy ludzie,

nurzający się wciąż w
błocie gniewu, chciwości i ułudy, są w stanie pojąć doniosłą prawdę, jaką

urzeczywistnił. Wreszcie zszedł
z tej najwyższej z gór w świat cierpienia i zaczął nauczać o przyczynie

cierpienia i drodze przezwyciężenia
go.


Obraz promienieje głębokim spokojem, co podkreśla trzepocząca na wietrze szata

Siakjamuniego i
ukośna linia zbocza. Atmosfera ta oddaje głębię oświecenia. W rysach

Siakjamuniego widać wielki spokój,
mądrość i współczucie. Nie ma w tym nic nadprzyrodzonego ani mitycznego. Budda

jest ukazany w
konkretnej ludzkiej postaci.

Obraz ten pozwala odczuć, że prawdziwe przebudzenie nie jest ekstazą,
utrzymującą człowieka pełnego

zachwytu i radości w obłokach abstrakcyjnej jedności. Jest c-no raczej
urzeczywistnieniem osadzającym

człowieka mocno na ziemi, pośród świata trudu i zmagań. Wchodzi się na tę górę
dla siebie, schodzi się z

niej dla innych.
11

WSTĘP
Moja pierwsza książka Trzy filary zeń przedstawiła zasady i metody buddyz-mu zeń

słowami zarówno
starożytnych, jak i współczesnych japońskich mist-rzów, dostarczając

czytelnikowi mapę i kompas i
wyznaczjąc kierunek podróży do samourzeczywistnienia.

Znajomość tych nauk i praktyk, obejmujących również elementy indyjskiego i
chińskiego zeń, jest - jak

uważam - niezbędna, jeśli ma się ujrzeć we właściwej perspektywie nowy buddyzm,
rozwijający się na

Zachodzie. Jednocześnie należy zdać sobie sprawę, że ponieważ buddyzm w Japonii
i innych krajach Azji

jest nieuchronnie stopiony z jedynymi w swoim rodzaju kulturami, to jego istotę
trzeba wydobyć z owych

kulturowych naleciałości. Nie jest to łatwe zadanie. Zeń: świt na Zachodzie
oferuje stare wino w nowych

dzbanach.
Ukazuje oddziaływanie zeń w Północnej i Południowej Ameryce i w Europie oraz

różnorodne reakcje, jakie
wywołuje on w rozmaitych kulturowych środowiskach. Książka ta odpowiada, w

sposób właściwy dla zeń,
na ich palące, dociekliwe pytania i otwarcie wyjawiane wątpliwości. Umożliwia

też ona czytelnikowi
pośredni udział w sesin (intensywnym okresie treningu w odosobnieniu), które

jest sercem dyscypliny zeń.
Książka nie ogranicza się przy tym do aluzji dotyczących cudu i radości

oświecenia, lecz przedstawia
również żywe reakcje ludzi Zachodu, którzy doznali tego nieporównywalnego z

niczym przeżycia. Niewiele
książek o zeń trafnie przedstawia znaczenie aktów czci i oddania oraz rytuałów

będących nieodzownym
składnikiem duchowego treningu. Zeń: świt na Zachodzie jest próbą wypełnienia

tej luki, lecz nie w drodze
pouczeń, tylko poprzez listy i dialogi, jasno ukazujące zastrzeżenia wysuwane w

tych sprawach przez
wielu początkujących.

Znajdują się tu również współczesne, specjalnie przystosowane do śpiewu

background image

przekłady podstawowych

tekstów, dzięki którym akty czci i oddania nabierają głębokiej ekspresji.
Powiada się, że zeń jest ponad

moralnością, ale że moralność nie jest poniżej zeń. To paradoksalne
stwierdzenie, wraz ze szczególnie

charakterystycznym dla zeń brakiem sentymentalizmu i umoralniających kazań,
przyczyniło się do

powstania błędnego wyobrażenia, iż zeń urąga moralności i ignoruje
odpowiedzialność społeczną

W istocie rzecz ma się dokładnie na odwrót, o czym czytelnik może się sam
przekonać. Zeń kształtuje

moralne i odpowiedzialne zachowanie, wygaszając płomienie chciwości, gniewu i
ułudy, które spalają

ludzki umysł, i budząc tym samym współczucie i miłość w każdym ludzkim sercu.
Buddyzm zeń, mimo poświęconej mu obszernej literatury, pozostaje dla wielu

tajemniczą, orientalną
religią Mamy nadzieję, że zeń przefiltrowany przez doświadczenia zachodniego

nauczyciela i
przedstawiony tu w jego spotkaniach

13

2 zachodnimi uczniami i entuzjastami przemówi wprost do dzisiejszych ludzi

Zachodu w zrozumiałym
kontekście naszego czasu i kultury.

Czytelnik zauważy, że w przekładach cudzoziemskich imion, szczególnie mistrzów
chińskich, panuje

niekonsekwencja. W Japonii chińskim i indyjskim i-mionom nadawano japońskie
brzmienie, lecz jest to

zwyczaj, którego nie mogłem utrzymać w książce pisanej po angielsku, mimo że
zjaponizowane imiona są

dość łatwe do wymawiania dla ludzi Zachodu. Z drugiej jednak strony nie wydawało
mi się właściwe

pozostawienie wszystkich imion w ich oryginalnej transliteracji, zwłaszcza imion
chińskich, niezwykle

trudnych w wymowie dla przeciętnego zachodniego czytelnika, w sytuacji gdy wielu
czytelników już

zaznajomiło się ze zjaponizowanymi cudzoziemskimi imionami (większość tekstów
zeń w języku

angielskim zostało przetłumaczonych przez Japończyków). Idąc na kompromis
przyjąłem praktykę - która

chyba nie zadowoliłaby ani chińskiego, ani japońskiego, ani indyjskiego
czytelnika - używania japońskiego

imienia wtedy, gdy ma ono bardziej znajome brzmienie i sprawia mniej kłopotu, a
zachowywania chińskiej

czy indyjskiej wymowy w szerzej znanych przypadkach.
Do powstania niniejszej książki przyczyniły się niezliczone pomocne dłonie

bothisattwów przeszłych i
obecnych, bez których inspiracji i aktywnej pomocy nigdy by się nie narodziła.

Przede wszystkim
przychodzą mi na myśl: moi nauczyciele - pamięć o ich niestrudzonych wysiłkach i

niezliczonych
dobrodziejstwach inspirowała tę pracę od początku do końca.

Bodhin - kapłan z Ośrodka Zeń w Rochester, który pracował ze mną nad wszystkimi
aspektami tej książki.

Bez jego lingwistycznych zdolności, talentu i o-fiarności mój wybór i redakcja
materiału składającego się

na ten tom byłyby niezmiernie utrudnione.
Albert Low, który łaskawie zgodził się napisać przedmowę, przeczytał rękopis

kilka razy oraz podsunął
wiele sugestii, wskutek czego książka niewątpliwie zyskała.

Gail Graef, moja sekretarka, która taktownie poganiała mnie i zachęcała do
pracy, nie pozwalając na

zwolnienie tempa. Jej troska o szczegóły, jak również umiejętność pisania na

background image

maszynie i inne uzdolnienia,

były niezwykle pomocne.
Tina Kjolhede, która szczodrze użyczała swego czasu i umiejętności

redaktorskich. Jej bystremu oku i
wnikliwej uwadze zawdzięczam oczyszczenie tekstu z dłużyzn, które byłyby

utrudnieniem dla czytelnika.
Toni Packer, która uważnie i krytycznie przeczytała rękopis i poczyniła wiele

trafnych uwag, znacznie
podnoszących jakość tekstu.

Richard Wehrman, który hojnie użyczał swego czasu i talentu, projektując
okładkę, rysunek karpia na

tytułowej stronie i trzy rysunki w części poświęconej aktom czci i oddania.
14

Rafę Martin, właściciel księgarni OxCart, który był cennym współpracownikiem
przy sporządzaniu listy

książek zalecanych do czytania.
Richard Clarke - swoim tłumaczeniem Strof Wiary w Umysł pomógł przygotować jej

ostateczną wersję.
Poiły Papageorge, która bez skargi ponosiła ciężar pisania na maszynie oraz

przygotowywała niebiańskie
posiłki. Tej oddanej i utalentowanej osobie przypadło zadanie zajmowania się

wieloma codziennymi
sprawami, tak istotnymi dla tworzenia atmosfery sprzyjającej pracy.

Wszystkim tu wspomnianym, jak również członkom Ośrodka Zeń w Roches-ter, którzy
znosili okresy mojej

nieobecności z cierpliwą wyrozumiałością pragnę wyrazić moją serdeczną
wdzięczność z dłońmi

złożonymi w gasio.
Philip Kapleau

Rochester, stan Nowy Jork, 8 kwietnia 1978 r.

l

BŁYSKI ZEŃ

WPROWADZENIE

Zeń od dawna znany jest jako „przekaz poza sutrami, nie opierający się na
słowach". Od chwili, gdy

Budda Siakjamuni uniósł kwiat przed zgromadzeniem mnichów na Górze Sępa, a
Mahakasiapa w

odpowiedzi uśmiechnął się ze zrozumieniem 1, zeń rozkwitał najpełniej nie w
słowach, ale w czynach.

Czytelnik, który wie o tym, może na początku dziwić się, jaką rolę spełniają
poniższe dialogi w

przekazywaniu ducha zeń. Bytoby naprawdę rzeczą cudowną, gdyby ci, którzy
przychodzą do nauczyciela

zeń, przynosili ze sobą wrażliwość i zrozumienie Mahakasiapy. Tak się jednak nie
zdarza i aby dotrzeć do

słuchacza, nauczyciel musi zstąpić na poziom werbalnego porozumiewania się.
Szczególnie w naszej zachodniej kulturze, gdzie nawet podstawowe zasady buddyzmu

są ciągle nieznane
względnie rozumiane opacznie, nauczyciel musi mówić do początkujących językiem,

który mogą
zrozumieć. Dla wahającego się i pełnego pytań nowicjusza wymóg podporządkowania

się nakazowi
„siedź, a zrozumiesz!" to zbyt wiele jak na jego wiarę w swą Prawdziwą Naturę.

Zupełnie jak słoń, o którym się powiada, że nigdy nie przejdzie po nieznanej
powierzchni, nim nie upewni

się, że udźwignie ona jego ciężar - początkujący w zeń musi powoli wyczuwać swą
drogę, zaspokajając

najpierw intelektualne wątpliwości co do tego, czy idzie we właściwym kierunku.

background image

Wówczas dopiero zyskuje

wiarę i ufność podążając „nieznaną drogą w nieznane".
Pytania z serca, a nie z głowy, są dla nauczyciela zeń jak chleb, strawa i

napój. Jednakże jest również
nieco miejsca na pytania teoretyczne, bowiem one właśnie bardziej niż cokolwiek

innego ujawniają
dokładnie, gdzie stoi pytający i jak mocno jest tam zakorzeniony. Ta wiedza jest

użyteczna dla
nauczyciela.

Materiał do poniższych dialogów został zebrany w ciągu ostatnich dwunastu lat z
rozmaitych źródeł,

głównie z wykładów w college'ach, na uniwersytetach, w ośrodkach praktyk
duchowych, a także w innych

ośrodkach zajmujących się rozwojem człowieka. Innym źródłem były warsztaty
wprowadzające, regularnie

prowadzone w Ośrodku Zeń w Rochester. Na uniwersytetach w skład warsztatu
wchodził również wykład

otwarty, wygłaszany zwykle w piątkowy wieczór przed weekendem. Nie brakowało
wówczas sposobności

do stawiania pytań, podobnie zresztą jak i podczas pełnego warsztatu, jaki
zazwyczaj miał miejsce

następnego dnia.
W sumie wykłady i warsztaty, prowadzone w audytoriach i bibliotekach, w

miejscach publicznych, jak
również prywatnie u poszczególnych grup, przyciągnęły jednak mniejszą liczbę

poważnie nastawionych
osób aniżeli warsztaty w Ośrodku. Ktoś, kto żywi przelotne zainteresowanie zeń,

być może wynikające
tylko z ciekawości intelektualnej, bez wielkiego wysiłku może wziąć udział w

darmowym seminarium o
zeń, odbywającym się na jego uniwersytecie czy w rodzin-

19

nym mieście. W konsekwencji pytania teoretyczne, dotyczące na przykład

porównania zeń z innymi
tradycjami religijnymi, częściej padaty w takim otoczeniu, zwłaszcza na

wykładach dla studentów i
nauczycieli uniwersyteckich, aniżeli podczas okresów pytań na warsztatach w

Rochester.
Grupy, spotykające się na warsztatach w Ośrodku Zeń, miały niezwykle urozmaicony

skład. W typowej
grupie mogli się znaleźć: specjalista od zarządzania, nauczyciel tańca, kierowca

ciężarówki, bankier,
kucharz, pielęgniarz ze szpitala psychiatrycznego, psycholog, a także artyści i

muzycy, gospodynie
domowe i matki, pisarze, ludzie sceny, lekarze, studenci i nauczyciele.

Większość przyjeżdżała ze
wschodniej części Stanów, lecz niektórzy przybywali z tak odległych miejsc jak

Oregon, Nowa Szkocja,
Meksyk, Polska, RFN i Szwajcaria.

Również wiek uczestników był zróżnicowany: od osiemnastu do osiemdziesięciu lat.
Mówi się często, że

to nie studnia idzie do spragnionych, lecz spragnieni do studni. Chociaż dawniej
przyjmowanie zaproszeń

od różnych grup, aby prowadzić warsztaty zeń w innych miastach, zdawało mi się
warte zachodu, c-

becnie większość czasu spędzam z tymi, którzy przybywają do Ośrodka Zeń w
Rochester. Ludzie, którzy

w ciągu ostatnich dwunastu lat poświęcali czas, energię i pieniądze na często
daleką podróż do

Rochester, przyjeżdżali z różnych powodów. Niektórzy z czystej ciekawości, inni
- żeby dyskutować,

jeszcze inni -aby się spierać.

background image

Jednakże zawsze kryło się pod tym nękające niezadowolenie z życia, jakie wiedli,

i pragnienie, choćby
nawet najsłabsze, przezwyciężenia tego niepokoju. Nie wszystkie przedstawione

pytania zadawano
wobec całego audytorium i nie wszystkich odpowiedzi udzielano publicznie.

Przeważnie po zakończeniu
formalnego okresu pytań podawano napoje i coś do zjedzenia, a grupka szczególnie

zaangażowanych
uczestników zbierała się wokół mnie.

Zwykle wtedy, w atmosferze swobodnej rozmowy, pojawiały się najbardziej
dociekliwe pytania, których

uczestnicy nie chcieli zadać publicznie z różnych powodów.
Żadnego z poniższych dialogów nie należy mylić z tym, co dzieje się podczas

dokusan, kiedy to uczeń na
osobności spotyka się z rosim twarzą w twarz. Pytania stawiane na warsztatach

dotyczą całkiem innej
dziedziny niż te przedstawiane na dokusan.

Uczestnicy warsztatów nie pozostają w żadnym formalnym związku ze mną, w
odróżnieniu od tych, którzy

są przyjmowani na dokusan. Biorący udział w warsztatach, oprócz tego, że mogą
mieć za sobą

doświadczenia z wieloma modnymi akurat sposobami terapii ciała i umysłu, mogą
nadal utrzymywać

sporadyczny kontakt z inną duchową tradycją i ślubować nawet posłuszeństwo
komuś, kogo uważają za

swego nauczyciela. Najbardziej dostrzegalną wspólną cechą uczestników warsztatów
jest brak

zdecydowanego zaangażowania. Można ich uczci-
20

wie nazwać „poszukiwaczami", w odróżnieniu od „praktykujących", którzy stawiają
się przede mną na

dokusan.
Zdając sobie sprawę, że w czasie wykładu czy warsztatu uczestnicy mają poważnie

ograniczoną
chłonność i zdolność rozumienia, jak również że nie są oni zaznajomieni z samym

zeń i metodami
nauczania go, nie mogę wobec takiego audytorium postępować w tradycyjnie

przyjęty sposób. Gdyby
typowo warsztatowe pytanie padło na dokusan, odpowiedzią byłoby słowo lub dwa,

być może u-derzenie
lub milczenie. Jednakże długa, zwerbalizowana odpowiedź na złożone pytanie nie

stoi w sprzeczności z
nauką zeń, skoro sam Budda podkreślał potrzebę dostosowania odpowiedzi do

rozumienia pytającego.
Niektórzy czytelnicy mogą być zakłopotani, gdy odkryją, że podobne pytania

wywołują rozmaite
odpowiedzi w różnych dialogach. Jednakże w każdym pytaniu kryje się wiele treści

poza słowami.
Nauczyciel słuchając pytania musi upewnić się, w którym miejscu, że się tak

wyrażę, stoi pytający, aby
wiedzieć, jak najlepiej ukierunkować swą odpowiedź. Tak jak sama prawda nie jest

statyczna, lecz
dynamicznie żywa, tak i „właściwej" odpowiedzi nie sposób ustalić.

Z tego właśnie powodu odpowiedź, w której nie znajdują odbicia specyficzne
potrzeby pytającego, jest

zwykłą abstrakcją. W większości wypadków dialogi zostały spisane z notatek
sporządzonych podczas

warsztatów przez towarzyszących mi bliskich uczniów. Na niektórych „wyjazdowych"
warsztatach

nagrywano taśmy i przysyłano je do Ośrodka. Na zakończenie dodam, że dla
uniknięcia powtórzeń w

poniższych dialogach usunięto pewne, poruszane na warsztatach żywotne kwestie,

background image

na które

odpowiedziano już w Trzech filarach zeń.
Jeżeli materiał zawarty w tej części ma moc inspirowania w jedyny w swoim

rodzaju sposób, to być może
dlatego, że wynika z gradu żywych pytań i żywych odpowiedzi, z problemów i

wątpliwości, ciekawości i
sprzeciwu biznesmenów, nauczycieli, studentów, robotników i wielu innych ludzi w

naszym współczesnym
zachodnim społeczeństwie.

DIALOGI
1. GDZIE NARODZŁ SIĘ ZEŃ - W INDIACH, CHINACH, CZYJAPONH?

Grupa studentów z Wydziału Studiów Azjatyckich Uniwersytetu w Rochester złożyła
pewnego dnia wizytę

w Ośrodku Zeń. Gdy obejrzeli salę medytacyjną (zendo) i inne pomieszczenia
ośrodka, poproszono ich o

uwagi.
JAPOŃSKI STUDENT: Proszę mi wybaczyć moją nieuprzejmość, lecz zauważyłem, że

ściany w sali
medytacyjnej były wyłożone prasowanymi słomianymi matami. Zaskoczyło mnie to.

My, Japończycy,
nigdy nie wykładamy ścian słomianymi matami. W świątyniach zeń w Japoniii nigdy

tego nie widziałem.
Czy mógłbym zapytać, po co to robicie?

ROSI: Służy to dobrze naszym celom, dając ścianie naturalną, nie rozpraszającą
uwagi barwę.

CHIŃSKI STUDENT (do Japończyka): Wydaje mi się, że pan uważa, iż prawdziwy zeń
to zeń japoński.

Proszę nie zapominać, że cz'an, który wy, Japończycy, nazywacie zeń, przybył do
Japonii z Chin.

HINDUSKI STUDENT (do Japończyka i Chińczyka): Obaj zapominacie, że Budda
Siakjamuni był

Hindusem, a nie Chińczykiem ani Japończykiem. Bud-dyzm nie narodził się w
Chinach ani w Japonii, lecz

w Indiach.
ROSI: A warto przypomnieć wam trzem, że nasza amerykańska tradycja czerpie

swobodnie ze wszystkich
tradycji. Rzeki buddyjskich kultur waszych krajów wpłynęły do oceanu buddyzmu.

Obecnie wody te
zaspokajają duchowe pragnienia wielu Amerykanów. Droga Buddy jest uniwersalna i

przekracza
wszystkie kultury. Buddę można znaleźć nie tylko w Indiach, Chinach czy Japonii,

lecz wszędzie tam,
gdzie ludzie czczą go i żyją zgodnie z jego naukami.

BIRMAŃSKI STUDENT: W takim razie Pana Buddę można znaleźć przede wszystkim w
moim kraju.

Mamy w Birmie około dziewięćdziesięciu tysięcy buddyjskich mnichów, których nasz
naród bardzo

szanuje. Czcimy Pana Buddę w pagodach i w naszych domach. Okazujemy mu cześć
jako największemu

świętemu, jaki kiedykolwiek żył.
ROSI (do Birmańczyka): Czy pan medytuje?

BIRMAŃSKI STUDENT: Nie. Mam bardzo przeładowany program studiów na uniwersytecie
i niestety nie

mogę znaleźć czasu na medytację.
ROSI: Buddę można znaleźć w Birmie, lecz jeśli o pana chodzi, to dopiero będzie

musiał go pan
poszukać, (zwracając się do Chińczyka) A pan?

23

CHIŃSKI STUDENT: Chciałbym medytować, lecz mam maty pokój, a mój wspotiokator

dzień i noc

background image

puszcza płyty. Prawie nigdy się nie uczy i doprowadza mnie do szału. Chciałbym,

żeby to on medytował.
ROSI: Dla pana Budda też pozostaje nieznany, (obraca się ku hinduskiemu

studentowi)
HINDUSKI STUDENT: Moja rodzina wyznaje hinduizm, jednakże nauki Pana Buddy nie

uważamy za
odmienną od naszych własnych.

ROSI: Czy w hinduizmie nie praktykuje się medytacji?
HINDUSKI STUDENT: Owszem, lecz ja nie mam na to czasu, bo ćwiczę hat-ha jogę.

ROSI: Czy Budda Siakjamuni nauczał hatha jogi? (zwracając się do Japończyka) Czy
pan medytuje?

JAPOŃSKI STUDENT: Niestety, nie potrafię. Proszę, niech mnie pan nauczy.
ROSI: To właśnie była pierwsza lekcja!

2. JEŚLI BĘDĘ MÓWIŁ O ZEŃ, TO TO, O CZYM BĘDĘ MÓWIŁ, NIE BĘDZIE ZEŃ. (spotkanie
z grupą

psychoanalityków)
DYREKTOR INSTYTUTU (po kilku wstępnych uwagach): Rosi Kapleau powie nam teraz,

czym jest zeń.
(Dwóch uczniów towarzyszących rosiemu kładzie dwie maty z poduszkami na

podłodze. Rosi siada na
jednej. Jeden z uczniów kłania się przed rosim, a potem siada na drugiej macie)

UCZEŃ: Czym jest zeń?
(Rosi bierze z tacy dojrzałego banana, obiera go ze skórki i zaczyna jeść)

UCZEŃ: Czy to wszystko? Czy nie możesz mi pokazać czegoś innego, rosi?
ROSI: Proszę, podejdź bliżej.

(Uczeń przysuwa się bliżej)
ROSI: Proszę, wyraź to sam.

(Uczeń zjada resztę banana, po czym składa pokłon i wychodzi)
DRUGI UCZEŃ (zwraca się do audytorium): Rozumiecie? (Cisza) Byliście właśnie

świadkami doskonałej
demonstracji zeń. Czy są jakieś pytania? (długie milczenie)

PYTAJĄCY: Nie jestem zadowolony z tego, co pokazałeś, rosi. Nie jestem pewien,
czy to rozumiem. Czy

możesz powiedzieć nam, czym jest zeń? Z pew-nościąjest to możliwe.
ROSI: Dobrze. W powietrzu pływają ryby; w morzu fruwają ptaki!

24

PYTAJĄCY: Teraz rozumiem lepiej... (śmiech)

DRUGI PYTAJĄCY: A czy można dokładniej objaśnić, czym jest zeń?
ROSI: Jeżeli będę mówił o zeń, to to, o czym powiem, nie będzie zeń.

3. CZEMU MISTRZOWIE ZEŃ ODPOWIADAJĄ PRZYKRYM TONEM?
PYTAJĄCY: Czemu mistrzowie zeń nie zadają sobie trudu, aby odpowiadać na pytania

świadczące o
rzeczywistych ludzkich problemach? Zamiast tego odpowiadają tonem nonszalanckim

lub wręcz
przykrym.

ROSI: Jeśli jesteś głodny, a ja dam ci tylko menu, czy to cię zaspokoi?
PYTAJĄCY: Oczywiście, że nie. Dlaczego pytasz?

ROSI: Każde tłumaczenie, nawet najbardziej szczegółowe i wnikliwe, jest
spojrzeniem z jednego tylko,

ograniczonego punktu widzenia na to, co nieskończone. Dodawałbym ci w ten sposób
jeszcze jedną

głowę do tej, którą masz.
PYTAJĄCY: Właśnie to mam na myśli, gdy mówię o przykrym tonie.

ROSI (śmiejąc się): Chyba żartujesz.
PYTAJĄCY: Nie, mówię serio.

ROSI: Pewien uczeń zapytał kiedyś mistrza: „Czym jest budda?" A ów na to
odpowiedział: „Kim jesteś?"

Czy nazwałbyś to przykrą odpowiedzią?
PYTAJĄCY: Tak, oczywiście.

ROSI: A przypuśćmy, że powiedziałbym ci, iż ten uczeń dzięki temu doszedł do
oświecenia. Czy nadal

krytykowałbyś tę odpowiedź?

background image

PYTAJĄCY: Tak. Nie tylko same słowa, lecz również ton, jakim je wypowiedziałeś -

naśladując, jak
przypuszczam, ton mistrza - sprawia, że ta odpowiedź jest przykra Mistrz mógłby

wyrazić w milszy sposób
to, o co mu chodziło, gdyby chciał być uprzejmy.

ROSI (wyrzucając ręce do góry i śmiejąc się): Zeń nie jest dla ciebie,
przyjacielu!

4. JEŚLI AMERYKANIE BĘDĄ SPĘDZAĆ CZAS NA MEDYTACJACH, TO KONKURENCYJNE
SPOŁECZEŃSTWA PRZEGONIĄ ICH, A NAWET „POGRZEBIĄ".

PYTAJĄCY: Podczas jednej z przerw na tym warsztacie zauważyłem interesujące
dekoracje w przejściu,

łączącym główny budynek z Salą Buddy. Zapyta-
25

tem o nie pewnego członka ośrodka i dowiedziałem się, że przedstawiają one
obłoki i wodę. Na pytanie o

ich znaczenie odparł, że nowicjusze w treningu zeń są często zwani „unsui", tzn.
„obłok-woda", bowiem

celem zeń jest uformowanie człowieka, który „unosi się swobodnie jak obłoki i
płynie jak woda". Niepokoi

m-nie ta odpowiedź. Jestem kierownikiem produkcji w fabryce i przyszedłem na ten
warsztat, żeby

dowiedzieć się, czy metody zeń mogą pomóc naszym pracownikom, aby stali się
bardziej uważni i

aktywni. Co stanie się z naszym krajem, jeżeli zwycięży filozofia dryfowania jak
obłoki? Na przykład, co

stanie się z naszą produkcją żywności, od której zależy tak wiele na świecie,
jak również z innymi

produktami, które wytwarzamy dla siebie i innych krajów? Jeśli Amerykanie będą
spędzać czas na

medytacjach, to prężne społeczeństwa, takie jak radzieckie czy chińskie,
przegonią nas w produkcji, a

nawet „pogrzebią", czym kiedyś zagroził Chruszczow.
ROSI: Większe jest prawdopodobieństwo, że zostaniemy „pogrzebani" przez

Japończyków niż przez
Rosjan czy Chińczyków. Japonia jest obecnie największym producentem w Azji, a

według artykułu z
tygodnika Time z 28 marca 1977 roku, jest druga na świecie, jeśli chodzi o

dochód narodowy.
Wyprzedzają ją tylko Stany Zjednoczone. W 1966 roku, gdy opuszczałem Japonię po

trzynastu latach
treningu, grupa moich japońskich przyjaciół zeń wydała dla mnie przyjęcie

pożegnalne. Podszedł do mnie
wtedy pewien biznesmen, właściciel dużej fabryki, i szepnął mi na ucho:

„Kapleau-san, jeśli pojedziesz do
Waszyngtonu i zobaczysz waszego prezydenta Johnsona, to powiedz mu, że my,

Japończycy, mamy
tajemną broń, która pozwoli nam przegonić w produkcji Stany Zjednoczone."

.Naprawdę? Co to takiego?"
„Zeń!" Firma tego człowieka, jak i wiele innych dzisiejszych japońskich

korporacji, regularnie posyła
swoich pracowników do klasztorów zeń. Celem tego jest nie tylko rozwinięcie w

nich większej dyscypliny i
przytomności, ale również nauczenie ich, że to, czy praca cieszy czy przygnębia,

zależy nie od niej samej,
lecz od stanu umysłu, w jakim się prąci je.

PYTAJĄCY: Nadal nie widzę żadnego pożytku z filozofii „dryfowania jak obłoki"
dla technologicznie

zorientowanego społeczeństwa, takiego jak nasze.
ROSI: Dobrze, pomówmy o tym szerzej. Proszę mi powiedzieć, co robią obłoki?

PYTAJĄCY: Po prostu dryfują, lecz nie uważam, że ludzie powinni dryfować bez
celu.

ROSI: Obłoki poruszają się swobodnie - to znaczy bez myśli - kształtując się

background image

zgodnie z warunkami

atmosferycznymi i swoją własną naturą. Woda dostosowuje się do wszelkich
okoliczności. Jest kulista w

kulistym naczyniu, a sześcienna w sześciennym. Jednakże zawsze zachowuje swoją
tożsamość. Na jakiś

czas może przekształcić się w lód lub parę, gdy jest c'o tego zmuszona przez
określone warunki, ale

zawsze powraca do własnej postaci, odzyskując swoją płynność,
26

bowiem nic nie jest w stanie jej powstrzymać przed ostatecznym osiągnięciem jej
źródła - morza. „Woda

jest ustępliwa, lecz zwycięża wszystko. Nigdy nie atakuje, lecz zawsze wygrywa
ostatnią bitwę" - powiada

starożytny chiński mędrzec.
Obłoki i woda symbolizują doskonałego człowieka zeń. Jego życie charakteryzuje

się wolnością i
spontanicznością a także odpornością i elastycznością w przystosowaniu się do

zmiennych okoliczności.
Żyje on więc bez napięć i niepokojów. Dlatego właśnie uczniowie zeń zwani są

„obłoki - woda".
PYTAJĄCY: Może jestem tępy, ale nadal nie widzę związku między obłokami i wodą a

wydajną pracą
ROSI: Wydajna praca wymaga energii, a energia najswobodniej płynie w robotniku,

który potrafi łatwo
pokonywać nowe przeszkody i dostosowywać się do zmiennych warunków. Jeśli

ograniczają cię sztywne
koncepcje tego, jak co powinno być - nieuchronnie nastąpi konflikt. Płynąca stąd

frustracja pochłania
energię i nie pozwala na całkowite oddanie się pracy.

Jakie środki stosują kierownicy fabryk, aby praca bardziej satysfakcjonowała
robotników i angażowała ich

duchowo?
PYTAJĄCY: Nasza firma zafundowała kursy TM (Transcendentalnej Medytacji) i

metody Siłva Mind
Control, lecz szczerze mówiąc niewiele one pomogły. Inne duże koncerny

organizowały kursy z
psychologii i innych dziedzin mających na celu doskonalenie się zatrudnionych

tam pracowników.
ROSI: Z punktu widzenia zeń są to tylko półśrodki, bowiem zajmują się tylko

liśćmi i gałęziami zamiast
korzeniem, czyli przyczyną, Są tylko parawanem, który zasłania przepaść

oddzielającą robotnika od jego
pracy. Tak długo, jak długo kierownictwo nie dostosuje pracy do potrzeb swych

pracowników, lecz będzie
nalegać, aby oni dostosowali się do wymagań maszyn, robotnicy nie będą się u-

tożsamiać ze swoją
praca; będą ją traktować jedynie jako środek zdobywania pieniędzy, niezbędnych

do kupowania sobie i
rodzinie coraz większej ilości materialnych dóbr, i będą się czuć wyalienowani.

Innymi słowy, kierownictwo
musi sprawić, by praca bardziej satysfakcjonowała robotników przez zaangażowanie

ich serc i umysłów, a
nie tylko rąk i nóg. Ze swojej strony robotnicy mają wobec siebie samych

obowiązek nauczyć się
doświadczać pracy jako środka do osobistego zbawienia.

PYTAJĄCY: Co to znaczy „zbawienie"?
ROSI: Przekroczenie poczucia ja" poprzez całkowite pochłonięcie pracą Z punktu

widzenia zeń, cel pracy
jest o wiele głębszy, niż tylko produkowanie rzeczy lub świadczenie usług

przydatnych dla społeczeństwa.
Właściwie traktowana praca jest środkiem do samourzeczywistnienia. Ale jeśli

praca ma służyć temu

background image

celowi, robotnicy powinni starać się nie oceniać swych zajęć jako nudnych ani

przyjemnych, bowiem takie
oceny powstają w sytuacji, gdy człowiek dystan-

27

suje się od pracy, gdy wewnętrznie się od niej oddziela. Robotnik musi również

oddawać się pracy całym
sobą - w pełni, czyli bez myśli oddzielających go od pracy. Tak wykonywana praca

działa oczyszczające -
wymiata przypadkowe, nieistotne myśli, które zanieczyszczają umysł jak środki

chemiczne ciało. Praca
staje się w ten sposób wyrazem Prawdziwego Umysłu, jest twórcza i budzi energię,

l na tym właśnie
polega jej uszlachetniająca rola. Taka praca zwana jest w zeń pracą dla siebie.

PYTAJĄCY: Pracując dla firmy pracujesz dla siebie - to powinno wszystkich
uszczęśliwić.

ROSI: Właśnie!
5. ZEŃ I PSYCHOTERAPIA - CZY DADZĄ SIĘ POGODZIĆ?

PYTAJĄCY: Czy dobrze jest łączyć zazen z psychoterapią?
ROSI: Czy teraz przechodzisz psychoterapię?

PYTAJĄCY: Tak.
ROSI: Czy praktykujesz zazen?

PYTAJĄCY: Bardzo mało. Wahałem się, czy praktykować więcej, bo nie jestem
pewien, jaki skutek

mogłoby to wywrzeć na mojej terapii.
ROSI: Czemu nie pomówisz o tym ze swoim terapeutą i nie pójdziesz za jego

radami?
PYTAJĄCY: Powiedział mi, że nie ceni medytacji ani zazen. Wiem, że sam nie

praktykuje.
ROSI: To szkoda. W naszym Ośrodku jest wielu psychologów i psychiatrów, którzy

od wielu lat praktykują
zazen i nawet zalecają to swoim pacjentom. Jeśli jednak ufasz swemu

psychoterapeucie i chcesz nadal
leczyć się u niego, powinieneś zrobić to, co on mówi. Gdybyś stracił wiarę w

niego i czuł potrzebę dalszej
terapii - to wybierz terapeutę, który ma szersze przygotowanie obejmujące,

jeżeli nie praktyczną
znajomość zeń, to przynajmniej uznanie jego wartości.

DRUGI PYTAJĄCY: Czy osoba neurotyczna lub psychotyczna może uprawiać zazen?
ROSI: Ludzie, którzy są bardzo nerwowi lub też żyją w poważnym wewnętrznym

zamęcie, nie potrafią
uprawiać zazen. Lecz ty nie wydajesz się podpadać pod żadną z tych kategorii.

DRUGI PYTAJĄCY: Nie myślałem o sobie.
ROSI: Jeśli osoba z umysłowymi zaburzeniami odzyska równowagę, może ogromnie

skorzystać z zazen.
Musiałaby jednak pracować w ściślejszym niż inni kontakcie z nauczycielem.

28

DRUGI PYTAJĄCY: Czy wiesz coś o terapii Mority? O ile rozumiem, łąpzy o-na

zachodnie metody
psychiatryczne z elementami zeń. Czy mamy coś w tym rodzaju w Stanach

Zjednoczonych?
ROSI: Morita, jak powiedział mi pewien japoński psychiatra, studiował tradycyjną

zachodnią psychiatrię i
przeszedł przez trening zeń - jak głęboki, tego nie wiem - tak więc oczywiście

używał w leczeniu obu
metod. Jego terapia opiera się na japońskim systemie rodzinnym i na kulturze

wspólnot.
Gdy byłem w Japonii, poznałem dwóch psychiatrów, którzy ćwiczyli się zarówno w

zeń, jak i w terapii
Mority. Jeden z nich praktykował zazen u rosiego Yasutaniego i miał swoją

klinikę niedaleko jego świątyni

background image

w pobliskiej wiosce. Każdy z jego pacjentów mieszkał u jakiejś rodziny, brał

udział w jej pracy i zajęciach.
Było to częścią jego leczenia. Pacjenci, którzy mieli tylko drobne zaburzenia,

praktykowali zazen w
świątyni rosiego, a jeden czy dwóch brało nawet u-dział w sesin. W Stanach wielu

psychiatrów,
psychoanalityków i psychologów praktykuje zeń. Ci, którzy to robią od dawna,

posługują się zasadami i
metodami zeń w leczeniu pacjentów. Być może system psychoterapii Ericha Fromma

jest najbliższy
systemowi psychoterapii posługującej się elementami zeń. Jak wiadomo, Fromm

wysoko cenił zeń.
Pewien członek Ośrodka Zeń w Rochester powiedział mi, że w 1965 roku na

konferencji Pacem in terris w
Szwajcarii, której patronował Ośrodek Badania Instytucji Demokratycznych,

rozmawiał z Frommem i
zapytał go, czy zdrowie umysłowe można osiągnąć dzięki zeń. „To jedyna droga do

trwałego umysłowego
zdrowia" - odpowiedział Fromm.

TRZECI PYTAJĄCY: Gdzie zaczyna się zeń, a kończy psychoterapia lub też gdzie
zaczyna się

psychoterapia, a kończy się zeń?
ROSI: Gdy spytałem o to samo psychiatrę o wieloletnim doświadczeniu,

odpowiedział: „Uważam, że moim
zadaniem jest leczenie zamętu i umysłowego niezrównoważenia moich pacjentów, aby

pewnego dnia byli
gotowi do zeń*. Czy jest to odpowiedź na twoje pytanie?

TRZECI PYTAJĄCY: Myślę, że tak.
DRUGI PYTAJĄCY: Rosi, a co robisz, gdy przychodzi do twego ośrodka ktoś, kto w

oczywisty sposób jest
znerwicowany lub ma schizofrenię, a chce praktykować zazen?

ROSI: Osoby w lekkim stanie niepokoju czy depresji, które przejawiają szczere
pragnienie praktykowania,

mogą zostać. W końcu któż nie jest w najgłębszym znaczeniu znerwicowany? Któż,
zanim się nie

przebudzi, nie patrzy krótkowz-rocznie na świat z dualistycznego punktu widzenia
„ja a inni"? Jednakże

jeśli chodzi o ludzi z poważnymi zakłóceniami umysłowymi, to wskutek zazen
mogłyby się one pogłębić i

to przeszkodziłoby innym w praktyce. Dlatego zaleca się im wizytę u
psychoterapeuty, do którego mają

zaufanie.
29

6. CZYM RÓŻNIĄ SIĘ TERAPIE PSYCHOFIZYCZNE OD
ZEŃ?

PYTAJĄCY: Mamy dziś tak wiele duchowych ścieżek, dyscyplin i terapii, że aż się
kręci w głowie. Jak

zdecydować, czy zająć się zeń, chińskim lub tybetańskim buddyzmem, jogą,
sufizmem, ruchem Hare

Kriszna, Misją Boskiego Światła, Kościołem Zjednoczenia, transcendentalną
medytacją, est, scjentologią,

Aricą, czy też terapiami psychofizycznymi takimi jak: Gestalt, rolfing,
bioenergetyka, biofeedback,

psychoanaliza, analiza transakcyjna, psychodrama, metoda Silva Mind Control,
psychosynteza...

ROSI: Stop! Wystarczy (śmiejąc się). Wpierw musisz zdecydować, czego chcesz i w
jakim kierunku jesteś

gotów mocno pracować. Zapytaj siebie: „Czy zadowoli mnie cokolwiek poniżej
pełnego przebudzenia,

nawet jeśli miałoby ono zająć wiele żywotów? Czy naprawdę pragnę się dowiedzieć,
kim jestem, dlaczego

się urodziłem, dlaczego muszę umrzeć i jakie jest znaczenie mego życia? Czy też

background image

moim celem jest

rozluźnienie ciała, pogłębienie koncentracji lub też nauczenie się relaksu?"
DRUGI PYTAJĄCY: Słyszałem, rosi, jak mówiłeś komuś podczas przerwy -mam

nadzieję, że nie będziesz
miał mi za złe, że to powtórzę - iż nie cenisz tych wszystkich nowych dyscyplin

ciała-umysłu, których
wszędzie teraz pełno. Jednakże wiele z tych terapii wprowadza obecnie medytację,

która w końcu jest
podstawą zeń. Czy między różnymi rodzajami medytacji są aż takie różnice?

ROSI: Nie zrozumiałeś mnie. Nie zalecałbym tych terapii ani atmosfery panującej
w wielu takich grupach

spotkaniowych jako drogi do oświecenia. Abstrahując od oświecenia, grupy te
spełniają ważną funkcję,

gdy są prowadzone przez kogoś, kto ma za sobą lata ćwiczeń w danej dyscyplinie i
może być słusznie

nazwany prawdziwym nauczycielem, a nie po prostu przez kogoś, kto ukończył jakiś
krótki kurs.

Medytację można jednak praktykować z wielu powodów. W terapiach psychofizycznych
medytacja służy

w zasadzie osiągnięciu relaksu i uspokojeniu przypadkowych myśli, przez co
pomaga skuteczniej działać

na poziomie psychofizycznym. Gdy jednak medytacja nie jest podsycana przez
pragnienie religijnego

przebudzenia i oddzielona jest od nauki głoszącej, że żaden człowiek nie jest
wyspą dla siebie, to może

się łatwo przekształcić w pełną samozadowolenia nie-czułość na ból innych.
Peter Marin w swoim artykule zatytułowanym Nowy narcyzm, drukowanym w piśmie

Harpes z
października 1975 roku, ostro krytykuje pewną terapeutyczną modę na to, co

nazywa „ubóstwieniem
wyizolowanej jaźni" i mówi, że „samolubs-

30

two i moralna ślepota żądają dla siebie w szerokim kontekście kulturowym uznania

jako oświecenie i
zdrowie psychiczne..."

Moje własne doświadczenie, wyniesione z warsztatów przeprowadzonych na
zaproszenie grup

psychoterapeutycznych, potwierdza argumenty Marina. Po jednym szczególnie
niespokojnym warsztacie,

podczas którego uciszenie uczestników, tak aby mogli praktykować zazen, było po
prostu niemożliwe -

uderzyło mnie, że zamiast dawać łupnia ich ego, masowałem je, zgadzając się na
nastrój rozrywki i

relaksu, jaki tam panował. Takiej właśnie atmosfery życzą sobie organizatorzy,
co na początku jednego z

warsztatów dramatycznie podkreślił przedstawiciel patronującej mu organizacji,
psycholog, który sam

prowadził grupy psychoterapeutyczne.
Zapytał: „Rosi, co byś powiedział, gdybym rozgrzał wszystkich za pomocą kilku

prostych technik? To
potrwa tylko kilka minut." „Proszę bardzo" - odparłem. Najpierw poprosił

wszystkich o dobranie się parami
i ustawienie plecami do siebie. Mężczyźni szybko próbowali znaleźć

najatrakcyjniejsze kobiety i vice
versa. Potem ogłosił: „Załóżcie, że każcie z was jest przedstawione osobie, z

którą stoi, i że z jakiegoś
powodu nie lubicie jej. Wyraźcie swoją niechęć plecami i twarzami." Wszyscy

posłusznie wzruszali
ramionami i wykrzywiali twarze w przesadnych grymasach.

Potem prowadzący powiedział: „A teraz, gdy już zawarliście znajomość, cieszcie
się tym. Proszę,

odegrajcie uczucie przyjemności." Słysząc to wszyscy pomału zaczęli ocierać się

background image

plecami o plecy

partnera, uśmiechając się szeroko. Po jakichś pięciu minutach prowadzący wezwał
do zakończenia tego,

a potem zwrócił się do mnie: „Dziękuję, rosi - mam nadzieję, że nie masz nic
przeciwko temu małemu

wstępowi."
Teraz uczestnicy śmiali się i żartowali, gdyż prowadzący wywołał dokładnie taką

atmosferę, jakiej
pragnąłem uniknąć.

Było jasne, że ludzie ci nie przybyli na warsztat powodowani palącym pragnieniem
odkrycia, kim są i jaki

jest ich związek z bliźnimi. Nie szukali oni duchowego przebudzenia, lecz
gloryfikacji swej jaźni w

nasyconej duchowym aromatem atmosferze, chociaż oczywiście nie chcieli się do
tego przed sobą

przyznać. Przybywając mogli sobie powiedzieć z pewną satysfakcją, że dotrzymują
kroku wyższej

świadomości nowego wieku.
TRZECI PYTAJĄCY: Sam Sokrates powiedział: „Poznaj samego siebie!" Czyż nie

powinniśmy zatem
wszyscy skupiać się na sobie?

ROSI: We wczesnym okresie duchowego treningu zajęcie się sobą jest ważne. Ale to
tylko jeden nocleg

na drodze do prawdziwego samourzeczywistnienia, nie zaś miejsce dłuższego
wypoczynku, jakim stało

się ono dla tych, o których mówiłem. Za ich pełnymi zgiełku działaniami kryła
się nadal podstawowa,

przyrodzona każdemu człowiekowi tęsknota do intymności i do dzielenia się z
innymi,

31

do pełni i do poznania siebie. Większość z nich przeczuwała istnienie świata

wolności, który dlatego
znajdował się wciąż poza ich zasięgiem, że brakło im czystych aspiracji i

pragnienia przyjęcia dyscypliny.
Przeszkodą było też przywiązanie do rzeczy materialnych i czepianie się

zmysłowych rozkoszy. Niezdolni
do rozstrzygnięcia tego zasadniczego konfliktu, rozdarci pomiędzy głęboką

tęsknotą ku wyzwoleniu a
pragnieniem rozkoszy, popadali we frustrację i ból. Oczywiście odczuwali ten

niepokój, lecz nie znali
źródła konfliktu, który go powodował. Łatwo zrzucić winę na ego, tego

czarnoksiężnika. Ale ego jest
abstrakcją, podczas gdy ciało, jego najbardziej widoczny przejaw, to konkret.

Aktywiści z lat
sześćdziesiątych niszczyli materialne przedmioty, pragnąc w gruncie rzeczy

unicestwić dręczące ich
poczucie podziału „ja - inni". Podobnie i ci ludzie, nie rozumiejąc rzeczywistej

przyczyny swojego
cierpienia i nie wiedząc, jak je przezwyciężyć, zaczęli mocować się z ciałem.

Podczas jednego weekendu mogła to więc być hatha joga, podczas następnego tai-
chi (czyt: taj-czi),

rolfing czy bioenergetyka, Arica, est czy cokolwiek innego. Trzeba ciało
wyginać, wykręcać, szarpać,

szturchać, tłuc. Ale czego nadal brakowało - to wiary, że ego można
przezwyciężyć w ten sposób. A wiary

nie było, bowiem nie było prawdziwego pragnienia, aby wygnać to otwarcie
pogardzane, ale potajemnie

czczone opiekuńcze bóstwo. Nie było również żadnego pragnienia usłyszenia słów:
„Prawdziwe

przebudzenie i wyzwolenie z niewoli ego wymaga poświęcenia i zdyscyplinowanego
życia." Gdy

wskazywałem, że poważne zaangażowanie w buddyzm zeń wymaga tego rodzaju

background image

poświęcenia i co

więcej, że zeń jest pełną współczującej troski o bliźnich, tradycją religijną, z
rytuałami i ceremoniami, to

zapadało niezmiennie pełne zakłopotania milczenie.
Nic dziwnego, że wiele osób przychodzących na moje warsztaty twierdziło, iż

zdobyło oświecenie w
jakiejś terapeutycznej grupie spotkaniowej, w której działaniach brało udział. Z

osób, które sprawdzałem,
ani jedna nie miała prawdziwego oświecenia. Jest rzeczą oczywistą, że brali oni

poszerzenie świadomości
za kensio.

CZWARTY PYTAJĄCY: Ależ rosi, czy poszerzenie świadomości jest bezwartościowe?
ROSI: Nie jest. Jednakże poszerzenie świadomości ma ograniczony zasięg. Bez

przebudzenia takie
poszerzenie nadal mieści się w granicach ego; poczucie dualizmu czy też

podstawowej nerwicy ja - inni"
pozostaje takie samo. Jedynie prawdziwe oświecenie może je rozwiać.

PIĄTY PYTAJĄCY: Czy mógłbyś, rosi, powiedzieć coś więcej o różnicy miedzy
poszerzeniem

świadomości a oświeceniem?
ROSI: Oświecenie, czyli wgląd we własną Prawdziwą Naturę, to o wiele więcej niż

poszerzenie
świadomości lub podwyższona przytomność. Prawdziwe przebudzenie ma miejsce

wtedy, gdy się przebiło
zarówno przez świadomy, jak

32

i nieświadomy umysł, czyli przez osiem poziomów świadomości, żeby posłużyć się

buddyjską
terminologią, i gdy umysł został opróżniony ze wszystkich fantazji, wyobrażeń,

form myślowych i
błogostanów.

Różnicę między poszerzeniem pola świadomości a satori można pokazać na
przykładzie ręcznego

zegarka. Tarcza zegarka z cyframi, wskazówkami i ruchem odpowiada względności,
naszemu życiu w

czasie i przestrzeni, narodzinom i śmierci, przyczynie i skutkowi, karmie.
Odwrotna strona zegarka, która

jest pusta, odpowiada niezmiennemu, niezróżnicowanemu aspektowi naszego życia. O
tej krainie

absolutu niczego nie można powiedzieć. Ten, którego rozumienie pozostaje na
poziomie różnicującego

intelektu, podobny jest do osoby, która widzi tarczę, lecz nie zdaje sobie
sprawy z istnienia odwrotnej

strony zegarka. Poszerzenie świadomości można porównać do powiększenia tarczy,
jednakże bez

względu na to, jak bardzo by się ją powiększało, nadal byłoby to zajmowanie się
tylko tarczą Satori - to to!

(nagle odwraca zegarek). Teraz po raz pierwszy zdajesz sobie sprawę z tego, że
zegarek naprawdę

składa się z tarczy i odwrotnej strony. W ten sam sposób wraz z przebudzeniem
przychodzi zrozumienie,

że względny umysł i umysł absolutny nie są dwoma aspektami naszej Prawdziwej
Natury.

SZÓSTY PYTAJĄCY: Czemu tak trudno jest zrozumieć zeń? Czemu istnieje tyle
interpretacji zeń?

ROSI: Tak naprawdę zeń jest prosty i konkretny. Gdy jesteś głodny, to po prostu
jesz, gdy jesteś

zmęczony - śpisz, a kiedy pracujesz - to tylko pracujesz. Jednakże bez treningu
nie jesteś w stanie tego

uczynić, bowiem twój umysł jest jak motor, który nie chce się wyłączyć i cały
czas cię zwodzi. Większość

ludzi piszących lub mówiących o zeń nie ma otwartego oka zeń, tak więc ich słowa

background image

mącą to, co jest jasne

jak kryształowo przejrzyste jezioro. Słowa i idee są jak magiczne sztuczki - o
ile nie ujrzałeś tego, co się

za nimi kryje, mogą cię zwieść. Doprawdy, na poziomie słów łatwo jest pomylić
oświecenie z

megalomanią czy narcyzmem.
Rozpatrzcie na przykład następujące dwa cytaty:

1. „Uważał siebie za jedyny w swoim rodzaju odczuwający środek wszechświata, za
jedynie autentyczne

wcielenie woli zawartej w nim kiedykolwiek. (...) Ja jestem i nikt więcej."
2. „W całych niebiosach i na całej ziemi jestem tym jedynym, najbardziej godnym

czci!"
Jeden z powyższych cytatów to słowa Buddy, drugi odnosi się do Hitlera. Czy

potraficie je odróżnić?
(padają różne odpowiedzi)

Pierwszy jest ustępem z książki Richarda Hughes'a Lis na poddaszu (The Fox in
the Attic) i odnosi się do

Hitlera. Drugi cytat to stwierdzenie Buddy. Aż
33

mrozi, jak podobne są te słowa, a jak diametralnie przeciwne mają one znaczenia!
Albo też weźcie pod

uwagę następującą definicję narcyzmu, wziętą z tygodnika Time z 20 września 1976
roku: „Całkowity

narcyzm oznacza zazwyczaj niezdolność do odróżnienia jaźni od zewnętrznego
świata, jak u

niemowlęcia, które nie czyni żadnych rozróżnień między sobą swą matką a butelką
mleka."

Gdyby słowo „narcyzm" zastąpić słowem „oświecenie", to oświadczenie to mogłoby
niemalże być opisem

oświeconego umysłu. Mówię „niemalże", bowiem ludzie oświeceni, mimo że czynią
rozróżnienia, nie

dokonują ich z dualistycznego punktu widzenia „ja - inni". Bo ptak to Ptak to
PTAK. Ilu z was to rozumie?

GŁOS: To jasne jak mgła!
ROSI (śmiejąc się): Słowa, słowa, słowa! Posłuchajcie, co powiedział Czu-ang

Tsy: „Słowa istnieją dla
znaczenia, lecz gdy raz zrozumiesz znaczenie, możesz odrzucić słowa. Ale gdzie

znajdę człowieka, z
którym mógłbym rozmawiać bez słów?"

7. CZY DOBRZE JEST ŁĄCZYĆ JOGĘ, TAI-CHI LUB KARATE Z ZEŃ?
PYTAJĄCY: Czy rozsądne jest łączenie hatha jogi, tai-chi czy karate z zeń ?

ROSI: Zarówno hatha joga, jak i tai-chi, o ile oddzieli się je od filozoficznych
aspektów i nie poświęci się

na nie więcej czasu niż na zeń, dobrze łączą się z zazen, a nawet je wzmacniają.
PYTAJĄCY: Czy uprawiasz któreś z tych ćwiczeń, rosi?

ROSI: Tak, ćwiczę hatha jogę mniej więcej godzinę dziennie.
PYTAJĄCY: O jakiej porze dnia?

ROSI: Rano. Najpierw mamy zazen, potem śpiewy, a potem jogę. Jest to doskonały
sposób na

rozpoczęcie dnia. Moi nauczyciele, rosi Harada i rosi Yasutani, gimnastykowali
się przez godzinę

dziennie, nawet, gdy byli po osiemdziesiątce.
DRUGI PYTAJĄCY: Jestem jednym z tych facetów, którzy nie lubią żadnych

fizycznych ćwiczeń poza
spacerem od czasu do czasu. Raz na tydzień chodzę jednak do kręgarza na zabieg,

a czasami na pełny
masaż do zawodowego masażysty. Czuję się potem równie dobrze jak po ćwiczeniach

fizycznych. Czy
dostrzegasz jakiś konflikt między tymi zabiegami a zazen?

ROSI: Nie. Jeśli sprawiają, że lepiej się czujesz, to raczej pomogą niż
przeszkodzą twemu zazen.

Jednakże bardziej byś sobie pomógł, gdybyś ćwiczył hatha jogę lub tai-chi,

background image

pływanie czy jakąś inną

dyscyplinę sportową. Wówczas bowiem ćwiczyłbyś również swoją podmiotowość, swoją
autonomiczność

jako swobodnie działający człowiek. Podczas zabiegu kręgarskiego czy masażu
pewne czynnoś-

34

ci są przeprowadzane na tobie. Stajesz się biernym przedmiotem, zamiast być

aktywnym podmiotem
działania. To naprawdę zasadnicza różnica.

8. CO TO SĄ NIEZDROWE MYŚLI?
PYTAJĄCY: Już wcześniej podczas tego warsztatu wspomniałeś o niezdrowych

myślach. Czy mógłbyś
podać jakieś przykłady niezdrowych myśli?

ROSI: Koncepcje dobra i zła, fantazje, „kocham to, nienawidzę tego", myśli
gniewne lub pełne urazy,

uporczywe opinie, niepotrzebne osądy, niekonieczne oceny i konkluzje,
bezsensowne rozróżnienia, myśli

pożądliwe, zawistne i zazdrosne.
DRUGI PYTAJĄCY: Jak można by uniknąć wydawania sądów i formułowania opinii?

ROSI: Proszę zauważyć słowo „niepotrzebne". Nauczyciele, rodzice, krytycy i
sędziowie muszą opiniować

i sądzić - na tym polega ich praca. Lecz my mówimy o niczym nie uzasadnionych
ocenach, jakie człowiek

formułuje dziesiątki razy dziennie i do jakich rodzice bezwiednie skłaniają
dzieci. Na przykład dopytywanie

dziecka „Co wolisz, róże czy storczyki?" - wywołuje odpowiedź: „Wolę róże od
storczyków". Zapytanie

kogoś w rozmowie: „Co myślisz o tym a o tym?" - wywołuje jakiś sąd, a ten
oddziela człowieka od osoby

czy rzeczy, jaką on ocenia. Równie szkodliwe są samooceny, czyli przylepianie
własnym uczynkom

etykietek „dobrze" lub „źle". Tę oceniającą postawę można znaleźć w samej
Biblii, która głosi, że po

stworzeniu świata Bóg spojrzał na niego i nazwał go dobrym.
DRUGI PYTAJĄCY: Nadal nie widzę, co złego jest w sądach i opiniach.

ROSI: Gdy raz sformułujesz opinię, to ona przykleja się do ciebie na dobre.
Potem czujesz się zmuszony

do jej obrony, stajesz się agresywny i skłonny do sporów. „Opinia - jak
powiedział Wolter - sprawiła więcej

kłopotów na tym świecie niż wszystkie plagi i trzęsienia ziemi."
9. CZY ISTNIEJE SPECJALNA DIETA ZEŃ?

PYTAJĄCY: Czy istnieje specjalna dieta zeń?
ROSI: Nie, byłaby to sprzeczność terminologiczna. Gdy tylko domagasz się diety

zeń, to stajesz się jej
niewolnikiem. Zeń uczy wolności w przyjmowaniu lub odrzucaniu, bez przymusu i

bez żalu. Jakże więc
mogłaby istnieć makrobiotycz-na czy jakaś inna dieta zeń? Można jedynie

powiedzieć, że łatwiej jest
ćwiczyć się w zeń i osiągnąć przebudzenie, gdy ma się dużo sił życiowych, a to

daje u-miarkowana dieta,
składająca się z odżywczych, prostych i nieskażonych che-

35

micznie pokarmów. Ate domaganie się jakiejś diety zeń to już zupełnie coś

innego.
To zdumiewające, jak niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że jedzenie,

nawet dobre, może być
szkodliwe, jeśli przygotowuje je i podaje osoba pełna niepokoju lub lęku lub o

umyśle zdominowanym
przez gniew czy urazy. Przemiany chemiczne wywołane nieczystymi wibracjami w

ciele takiej osoby mają

background image

moc .zatrucia" przygotowanego przez nią pożywienia, co powoduje u wrażliwych o-

sób, które je jedzą,
bóle głowy, kłopoty żołądkowe i podobne niedomagania. Właśnie dlatego w

klasztorach zeń jedzenie
mogą przygotowywać tylko ci, którzy są zaawansowani w swej praktyce, których

umysły są najczystsze i
najbardziej zrównoważone. To oczywiste, że również stan umysłu podczas jedzenia

ma wpływ na
trawienie.

PYTAJĄCY: Ale jak można poznać stan umysłu kucharzy, jeżeli jada się w
restauracji?

ROSI: Nie można i dlatego ktoś poważnie zaangażowany w praktykę duchową dobrze
zrobi unikając

zwyczajnych „garkuchni", o ile tylko jest to możliwe.
PYTAJĄCY: A restauracje prowadzone przez grupy religijne?

ROSI: Gdy jedzenie uważa się za dar, jak to powinno być w takich miejscach, to
przygotowuje się je i

podaje z miłością i oddaniem, aż nasyca się ono tymi czystymi wibracjami.
PYTAJĄCY: Zauważyłem, że lunch, jaki podaliście dzisiaj, składa się z

naturalnego wegetariańskiego
pożywienia. Spodziewałem się tego w Ośrodku Zeń, lecz interesujące jest, jak

wielu ludzi zajmuje się
obecnie naturalnym odżywianiem. Nawet nasz szkolny bufet otworzył bar z

naturalnym pożywieniem. O
czym świadczy ta tendencja?

ROSI: Pragnienie oczyszczenia ciała odzwierciedla tak naprawdę podświadomą
tęsknotę za

samourzeczywistnieniem. Jednakże wielu ludzi grzęźnie w zainteresowaniu zdrowiem
fizycznym, które

staje się celem samym w sobie. Rozmiłowani w wykresach wartości odżywczych, w
obliczeniach, ile jest

w czymś pierwiastka jin, a ile jang, w ćwiczeniu ciała, nigdy nie wychodzą poza
troskę o ciało, co

pozwoliłoby im osiągnąć prawdziwe duchowe przebudzenie. Tacy ludzie nie
uświadomili sobie, że są

oddzieleni od siebie, i nie czują dotkliwego bólu powodowanego przez ego, a to
właśnie pchnęłoby ich do

podjęcia fundamentalnych pytań o znaczenie życia i śmierci. Przebudzenie oznacza
puszczenie ciała i u-

mysłu.
TRZECI PYTAJĄCY: Czy dobry buddysta powinien także unikać jedzenia mięsa?

ROSI: Są wymagania dużo ważniejsze niż jedzenie czy niejedzenie mięsa. W każdym
razie nie jest to

prosta kwestia, czy się powinno czy nie powinno. Gdy czyjaś praktyka pogłębia
się, to podświadome lęki i

zniewalające nawyki stopnio-
36

wo zanikają a ciało-umysł osiąga pogłębiającą się stale wrażliwość i
przenikliwość, tak że w człowieku w

naturalny sposób rozwija się chęć spożywania raczej wegetariańskiego pożywienia
niż mięsnego.

Wiele przemawia za prostą dietą. Większość ludzi przejada się i uwaga Sene-ki,
że ludzie nie umierają

naturalną śmiercią, lecz zabijają się swymi sztućcami, jest dziś równie
prawdziwa jak za jego czasów.

Ten, kto wskutek zbyt obfitej i tłustej diety cierpi na niestrawność, chroniczne
zatwardzenie czy podobne

dolegliwości, nie jest w stanie skutecznie praktykować zeń. Zwłaszcza, gdy
prowadzi się siedzący tryb

życia, zażywa niewiele ruchu i długo medytuje, lepiej jeść skromnie niż obficie.
Skąpa dieta pomaga w

zazen także poprzez osłabienie seksualnych pożądań i fantazji, jakie ono

background image

wywołuje. Właściwie podczas

najgłębszych stanów samadhi ciało potrzebuje mało pożywienia lub w ogóle obywa
się bez niego, zdając

się czerpać innego rodzaju pokarm z atmosfery.
Jednakże zanim nie osiągnie się tego stopnia rozwoju, nie należy porzucać od

razu mięsa, ryb i drobiu,
bowiem nagły ich brak może wywołać chorobę i tym samym położyć kres zazen.

Wszelkie zmiany
dietetyczne należy wprowadzać stopniowo, dając biochemii ciała czas na

przystosowanie się do nich.
Naprawdę, bardziej wyczerpują nas nasze gniewne, pożądliwe i chciwe myśli niż

niedostateczna ilość
białka czy witamin. Zazen, dzięki skupieniu i opanowaniu umysłu, wzmacnia

koncentrację i oczyszcza
uczucia, umożliwiając nam w końcu pozbycie się szkodliwych ubocznych myśli.

Osoba zdrowa duchowo
to ktoś, kto rozwinął tę zdolność, wejrzał w prawdziwą naturę rzeczy i jest w

stanie w twórczy sposób
dostosować się do swego otoczenia tzn. całym sobą i bez niepokoju odpowiadać

spontanicznie na
zmieniające się okoliczności. W końcu za wszelką chroniczną chorobą kryje się

duchowy niepokój.
Dręczące poczucie niespełnienia powoduje chorobę ciała, a chore ciało sprawia,

że zakłócony umysł staje
się jeszcze bardziej chory.

10. CZYTANIE O OŚWIECENIU JEST JAK DRAPANIE SWĘDZĄCEJ STOPY PRZEZ BUT.
PYTAJĄCY: Być może nadstawiam karku, ale i tak muszę zadać to pytanie. Często

gdy czytałem o
oświeceniu, wydawało mi się, że dość jasno zdaję sobie sprawę z tego, co to jest

i wiele razy wyraźnie
odczułem jedność całego życia. Jaka jest różnica między tego rodzaju rozumieniem

a przebudzeniem
zeń?

ROSI: Czytanie o oświeceniu jest jak czytanie o odżywianiu, gdy jest się
głodnym. Czy napełnisz tym swój

brzuch? Z pewnością nie. Dopiero gdy skosztujesz jedzenia, pogryziesz je i
połkniesz, odczujesz

zaspokojenie i to można porównać do oświecenia, czyli przebudzenia. Ale nawet
wówczas pożywienie,

które zjad-
37

teś, nie nasyci cię, dopóki nie skończy się proces trawienia i przyswajania.
Podobnie twoje przebudzenie,

dopóki nie włączyłeś w swe codzienne życie tego, co postrzegłeś, nie będzie ci
jeszcze służyć, nie

przekształci twego życia. Podobnie jak w odżywianiu, gdzie ostatnim krokiem jest
wydalanie, trzeba w

końcu pozbyć się wyobrażenia „ja jestem oświecony". Dopiero wówczas będziesz
mógł „chodzić

swobodnie między niebem a ziemią".
A teraz wyobraź sobie, że swędzi cię stopa. Czy wolisz drapać się w gołą stopę,

czy przez but?
PYTAJĄCY: Oczywiście, w gołą stopę.

ROSI: Czytanie o oświeceniu jest właśnie jak drapanie swędzącego miejsca przez
but.

11. CZYTAĆ, NIE CZYTAĆ?
PYTAJĄCY: Intrygują mnie dwie rzeczy dotyczące czytania. Powiedziałeś, że aby

dojść do przebudzenia,
trzeba porzucić myślenie kategoriami „ja a inni" i przestać się bawić

koncepcjami. Dałeś do zrozumienia,
że czytanie mnoży koncepcje i przypadkowe myśli i dlatego trzeba go zaniechać. A

ja czytałem, że w

background image

starożytnych Chinach i Japonii było wielu uczonych mnichów, więc oczywiście

musieli oni mnóstwo
czytać.

Druga sprawa jest natury osobistej. Studiuję, aby zostać psychiatrą i nie mam
wyboru, muszę dużo

czytać, nie tylko z mojej dziedziny, ale i z pokrewnych.
ROSI: A czego dotyczy czytanie z dziedzin pokrewnych?

PYTAJĄCY: Na przykład, żeby zrozumieć problemy, jakie mają ludzie w różnych
krajach, dobrze jest

poznać ich sposób wyrażania siebie, ich wzorce myślowe. A to wymaga czytania.
Jeśli - skoro czytanie

szkodzi mojemu zazen - przestanę w ogóle czytać, również czasopisma fachowe, to
jak mam się uczyć,

aby lepiej pomagać pacjentom?
ROSI: Chodziło mi o to, że porzucić należy czytanie na oślep, a nie wszelkie

czytanie. Studenci, jak ty, a
także przedstawiciele niektórych zawodów muszą czytać i uczyć się. Uważaj to za

część twojego zazen.
Regularne siedzenie wzmacnia koncentrację i uspokaja umysł i dzięki temu ułatwi

ci uczenie się i
zapamiętywanie. Wielu członków naszego ośrodka jest studentami, nauczycielami i

specjalistami w
różnych zawodach.

PYTAJĄCY: Co to znaczy „czytanie na oślep"?
ROSI: Czytanie na oślep to czytanie bez umiaru - gazet, tygodników, powieści i

tym podobnych tekstów,
nieistotnych ani nie związanych z czyjąś pracą czy studiami. Zauważ - „bez

umiaru". Czy kiedykolwiek
przyglądałeś się ludziom na

38

przystanku autobusowym, na lotnisku czy na pokładzie samolotu? Najczęściej,

jeżeli są sami, gdy tylko
się usadowią, wyciągają gazetę, tygodnik czy książkę. Bardzo niewielu potrafi

medytować czy po prostu
siedzieć w milczeniu. Czytanie pochłania energię, podczas gdy zazen gromadzi ją

i skupia. Jeżeli podczas
za-zen pozwolisz swemu środkowi ciężkości osiąść w miejscu o szerokość dłoni

poniżej pępka, to ustalisz
tam źródło energii, które będzie ożywiać całą twoją istotę. Proces ten można

porównać do ładowania
baterii.

Mój nauczyciel zwykł mawiać swoim uczniom, że im mniej będą czytać książek o
filozofii czy o zeń, tym

prędzej się przebudzą Dlaczego? Bo wiedział, że tego rodzaju czytanie wyjątkowo
zapycha umysł lepkimi

pojęciami i koncepcjami. Rosi Harada, który sam był niegdyś profesorem,
powiedział, że jedyne w swoim

rodzaju doświadczenie satori, jakiego doznał Szósty Patriarcha, słysząc jak
wędrowny mnich śpiewa

Surre Diamentu, można poniekąd położyć na karb jego a-nalfabetyzmu, czyli tego,
że umysł jego był

wolny od czczych spekulacji, podsycanych zwykle przez liczne lektury i
intensywne studia.

Nowicjuszy w klasztorach zeń zachęca się do czytania jedynie żywotów mistrzów i
patriarchów, choć

oprócz tego zapamiętują oni także teksty śpiewanych sutr. Mając dostęp do
nauczyciela, od którego mogą

bezpośrednio usłyszeć prawdę, nie muszą czerpać jej w martwej formie z
zadrukowanej strony. Zeń

podkreśla: „Słuchaj prawdy, wierz w nią i praktykuj". Słuchaj prawdy, bowiem
prawda w ustach tego, kto

jej doświadczył, wibruje mocą jakiej nie dorówna najbardziej wyszukane słowo

background image

pisane.

Zdajcie sobie sprawę z tego, że nadmierne czytanie, tak jak duże dawki
narkotyków, obciąża umysł i

stępia zdolność twórczego myślenia. Czytanie bez u-miaru może również podsycać
żądzę gromadzenia

bezużytecznej wiedzy o faktach i dumę z jej posiadania, a to niezbyt sprzyja
duchowemu rozwojowi. W

końcu prawdziwa mądrość polega na umiejętności czytania nie napisanych książek.
Nietzsche powiedział,

że gdyby osłabł mu wzrok tak bardzo, że nie mógłby już czytać książek, zacząłby
w końcu czytać sam

siebie.
Czytanie i zeń nie idą ze sobą w parze. Długie okresy czytania, szczególnie

wiadomości o faktach i teorii,
wyczerpują mózg i osłabiają ciało, przytłumiają/: pragnienie zazen. Z drugiej

strony, po zazen twój umysł
będzie tak czysty i czujny, że nie będziesz chciał go zaśmiecać jakimkolwiek

czytaniem.
DRUGI PYTAJĄCY: Myślę, że byłoby jednak inspirujące, gdybym czytał słowa

mistrzów. Pomogłoby mi to
również w studiowaniu zasad buddyzmu.

ROSI: Jeżeli pracujesz w ścisłym kontakcie z nauczycielem, to możesz z samego
zazen wywnioskować,

jakie są te zasady. Im bardziej twój umysł będzie wolny od faktów i teorii, tym
stanie się czystszy na

przyjęcie nauki i tym szybciej poczynisz postępy. Jednakże po przebudzeniu
czytanie sutr i powiedzeń

mistrzów może być bardzo pomocne. To, co przed chwilą powiedziałem, stosuje się
39

do tych, którzy mają duchowego nauczyciela. Jeżeli nie masz nauczyciela, to
najlepszymi książkami dla

ciebie są te, które umacniają twą wiarę i ufność. Nie wpadaj w nałóg czytania
każdej nowej książki na

temat zeń, jogi czy religii, z jaką jesteś związany. Z nauczycielem czy bez
niego musisz odkryć matę do

medytacji i nauczyć się dyscypliny. Gdy raz się przekonasz o konieczności
duchowej dyscypliny i treningu,

znajdź nauczyciela i zacznij iść Drogą.
TRZECI PYTAJĄCY: Co można powiedzieć o czytaniu powieści tylko dla przyjemności?

ROSI: Wszystko zależy od tego, na ile gorliwie pragniesz przebudzenia. Jeżeli
łakniesz

samourzeczywistnienia, to będziesz wstawać o trzeciej rano nie po to, by sięgać
po powieść, lecz by

siadać na macie, od której nic nie będzie w stanie cię oderwać.
CZWARTY PYTAJĄCY: Jakie książki najlepiej czytać, jeżeli chce się prowadzić

życie duchowe?
ROSI: Amerykański filozof Emerson powiedział: „Ta książka jest dobra, która

budzi we mnie ochotę do
pracy". Jeżeli chcesz urzeczywistnić swą Prawdziwą Naturę, a nie tylko

spekulować na jej temat, to ta
książka jest dobra, która dźwię-czy głębią prawdy odkrytej przez osobiste

doświadczenie. Dobra książka
porusza serce, rozpala wyobraźnię i skłania do postanowienia, że nic nie będzie

w stanie zatrzymać cię
na drodze do pełnego przebudzenia. Krótko mówiąc: wyciąga cię z fotela na matę

do zazen.
PIĄTY PYTAJĄCY: Czy sąjakieś książki, które byś szczególnie polecał?

ROSI: Sporządziłem listę książek, które były dla mnie inspirujące i pouczające.
Kilka doskonałych tytułów

zostało pominiętych, ponieważ od dawna się ich nie wznawia *).
Nie myślcie, proszę, że musicie czytać wszystkie czy choćby niektóre z tych

zalecanych książek. Po które

background image

z nich sięgniecie, zależeć będzie od waszych aspiracji i duchowego rozwoju.

Jedne książki wystarczy
posmakować czubkiem języka, inne można rozetrzeć na podniebieniu jak szlachetny

likier, a kilkoma
można się delektować i połykać je ze smakiem, jak to czyni ktoś, kto nie jadł od

wielu dni. Każda z tych
książek - pozwólcie, że to podkreślę - jest opatrzona etykietą: „Uwaga! Może

wywołać nałóg. Nadmiar
szkodzi!".

Oryginalne wydanie „Zeń: Dawn in Ihe West" zawiera wybranąprzezautora listf
tytułów uzupełnionych jego

krótkimi komentarzami. Nie zalączamy tego dodatku, bowiem wspomniane książki są
w Polsce

niedostejme (przyp. red. wyd. poi.)
40

12. CO JEST RZECZYWIŚCIE RZECZYWISTE?
PYTAJĄCY: O ile cię dobrze zrozumiałem, a wydaje mi się, że cytowałeś słowa

Buddy, powiedziałeś, że
nic nie istnieje.

ROSI: Nie zrozumiałeś. Zacytowałem słowa Buddy głoszące, że rzeczy ani istnieją
ani nie istnieją. Jest to

coś całkiem innego, niż to, co powiedziałeś.
PYTAJĄCY: W porządku, przyznaję się do pomyłki. Lecz skoro rzeczy ani istnieją

ani nie istnieją to co jest
rzeczywiste - co jest naprawdę rzeczywiste?

ROSI: Proszę, podejdź bliżej.
(Pytający podchodzi do podwyższenia. Rosi pochyla się i szepcze mu coś do ucha.

Obaj śmieją się i
wymieniają uścisk dłoni) Tylko to jest naprawdę rzeczywiste.

13. JAK ZNALEŹĆ NAUCZYCIELA?
PYTAJĄCY: Powiedziałeś na dzisiejszym warsztacie, że nie jest wskazane mieć

więcej niż jednego
nauczyciela. Czytałem, że pewien hinduski guru przebywający na zachodnim

wybrzeżu Stanów
powiedział: „Można jednocześnie być związanym z więcej niż z jednym

nauczycielem. Pszczoła zbiera
miód z wielu kwiatów, a człowiek może uczyć się medycyny od jednego nauczyciela,

zaś prawa od
drugiego. Nie ma tu żadnego konfliktu." Czemu się z nim nie zgadzasz?

ROSI: Czy jesteś związany obecnie z jakimś nauczycielem?
PYTAJĄCY: Nie. Jestem pszczołą latającą z kwiatka na kwiatek.

ROSI: A kiedy zaczniesz produkować miód?
PYTAJĄCY: Mam nadzieję, że wkrótce. Nadal zbieram nektar, gdziekolwiek mogę go

znaleźć.
ROSI: Nie zapominaj, że pszczoła produkuje miód dopiero wtedy, gdy przestanie

latać z kwiatka na
kwiatek, l nie otrzyma się na przykład czystego koniczynowego miodu od pszczoły,

która odwiedzi też
kwiaty gryki czy lipy.

Wróćmy do tego, co powiedziałem wcześniej: „Nie ma nic złego w staraniu się o
względy rozmaitych

nauczycieli, zanim poprosi się jednego z nich o pomocną dłoń. Ale gdy już
formalnie zadeklarujesz się

jako uczeń, nie powinieneś robić słodkich oczu do innych nauczycieli." Jednakże
gdy już się przeszło

trening u jednego nauczyciela i przebudziło się pod jego kierownictwem, można
odnieść korzyść z

kontaktów z innymi oświeconymi nauczycielami.
PYTAJĄCY: Co rozumiesz przez „robienie słodkich oczu"?

41

background image

ROSI: Zwodzenie. Duchowe uwodzicielstwo jest nie lepsze od fizycznego. Jeśli

będziesz uganiać się za
innymi nauczycielami, jak chorągiewka na dachu, która porusza się z każdym nowym

powiewem, to
możesz jedynie wpaść w zamęt, nie odnosząc żadnego pożytku.

PYTAJĄCY: Czy znaczy to, że należy ślepo poddać się nauczycielowi?
ROSI: Nie. Musisz nauczyć się niezależnie myśleć i polegać na swojej własnej

intuicji i doświadczeniach
życiowych. Budda tuż przed śmiercią powiedział do zebranych wokół niego uczniów

- niektórzy z nich
płakali na myśl o utracie swego ukochanego mistrza - „Bądźcie lampami dla siebie

(...) Szukajcie
zbawienia tylko w dharmie. Nie szukajcie pomocy u nikogo innego oprócz samych

siebie."
W zeń, oprócz doprowadzenia ucznia do oświecenia, rosi ma ponadto ochronić go

przed swoim własnym
wpływem. Rosi nie pragnie kontrolować życia ucznia, a jedynie stara się, aby

uczeń stał się dość silny,
żeby był panem swego życia, nie zaś jego niewolnikiem. Jak wiecie, w pewnych

tradycjach religijnych
guru dosłownie rządzi życiem swych uczniów, czasem nawet do tego stopnia, że

mówi im, czy mają się
żenić i mieć dzieci czy nie. Jego słowo jest prawem. Jeśli jego duchowe

urzeczywistnienie jest głębokie, to
nie ma wielkiego niebezpieczeństwa. Jeśli jednak nie - to niech Bóg ma jego

uczniów w opiece!
Wystrzegaj się nauczyciela, który mówi: „Ja jestem oświecony." Strzeż się

każdego guru twierdzącego, że
jest awatarem - wcieleniem jakiegoś boga czy buddy. Przede wszystkim unikaj

„mistrza", który pozwala
swym zwolennikom na to, ażeby wyciągając ręce ku niebu wznosili na masowych

zebraniach okrzyki ku
jego chwale i wysławiali go jako najświętszego ze wszystkich świętych. Taki

nauczyciel stanowi
największe niebezpieczeństwo.

W jaki sposób prawdziwy mistrz reaguje na pochwały?
Usługujący Buddzie Ananda powiedział kiedyś: „Myślę, że nie było nigdy w

przeszłości mistrza tak
wielkiego jak Czczony przez Świat ani nie będzie takiego w przyszłości."

Budda spytał: „Czy znałeś wszystkich buddów przeszłości?"
.Nie, Czczony przez Świat."

.A czy masz moc, by poznać wszystkich buddów przyszłości?"
„Nie, Czczony przez Świat."

„A zatem z pewnością, Anando, znasz na wskroś umysł Tathagaty?"
„Nie, Czczony przez Świat, nie znam nawet tego."

Jakże więc - spytał Budda - możesz przemawiać tak zuchwale?"
DRUGI PYTAJĄCY: Czy rosi dostaje zaświadczenie, coś w rodzaju stopnia a-

kademickiego, przyznające
mu prawo nauczania?

ROSI: Owszem, mistrz, gdy aprobuje oświecenie ucznia, wydaje mu wykaligrafowane
zaświadczenie,

którego nie można jednak uważać za potwierdzenie kwalifikacji nauczycielskich,
bowiem prawdziwy

trening zeń rozpoczyna się po
42

oświeceniu. Uczniowie, którzy zakończyli pracę nad wszystkimi koanami zalecanymi
przez ich

nauczyciela, otrzymują tzw. inka. Jednakże samo inka nie czyni nikogo
wykwalifikowanym nauczycielem,

podobnie jak ukończenie akademii medycznej nie czyni nikogo w pełni dojrzałym
lekarzem. W zeń, tak jak

i w innych tradycjach azjatyckich, uczeń jest gotów nauczać, gdy jego nauczyciel

background image

uzna, że jest on gotów.

To oczywiście nakłada wielką odpowiedzialność na samego nauczyciela. Jeśli jest
mądry i ma wysokie

wymagania, jego pieczęć potwierdzenia jest gwarancją publiczną. Jeżeli jest
mierny, to jego uczeń bez

względu na to, czy ma inka czy też nie, będzie pozostawiał wiele do życzenia.
DRUGI PYTAJĄCY: Trudno się w tym połapać. Czy rosi nie jest z definicji

mistrzem, a zatem - kimś
mądrym?

ROSI: Istnieje cała masa nieporozumień co do terminów „rosi" i „mistrz".
Dosłowne tłumaczenie słowa

„rosi" to „czcigodny nauczyciel", czyli ktoś, kto wzbudza szacunek i cześć z
racji wieku czy wielkiej

godności. Opat klasztoru, główny kapłan świątyni czy świecki nauczyciel w wieku,
powiedzmy, ponad

pięćdziesięciu lat może być tytułowany „rosi", a tytuł ten oznacza wtedy po
prostu głęboki szacunek W

Japonii „rosi" jest tytułem grzecznościowym używanym najczęściej przez uczniów i
wyznawców wobec ich

nauczyciela. Tytuł ten nie wskazuje na u-kończenie określonego programu studiów
ani na wysokie

duchowe osiągnięcia.
Tytuł „mistrz" komunikuje coś całkiem innego. Mistrz zeń - to człowiek o

głębokim duchowym wglądzie i
mądrości, który doświadczył pustki i nietrwałości wszystkich rzeczy i którego

styl życia odzwierciedla tę
świadomość. Mistrz zeń Dogen w swej książce Czego należy przestrzegać w

buddyjskim treningu,
napisanej w 1235 roku, określa mistrza jako kogoś, kto jest w pełni oświecony,

żyje zgodnie z tym, co zna
jako prawdę, i otrzymał przekaz od swego własnego nauczyciela. Biorąc pod uwagę

te kryteria, niewielu
rosich w ogóle można uznać za mistrzów. Jednakże terminy te są często używane

wymiennie.
TRZECI PYTAJĄCY: Czy rosi jest mistrzem, czy też nie, z pewnością jest on dość

mądry, by wiedzieć,
czy uczeń jest już w stanie nauczać, prawda?

ROSI: Chciałbyś, żeby tak było, co?
TRZECI PYTAJĄCY: A dlaczego rosi miałby zezwolić uczniowi na przedwczesne

nauczanie?
ROSI: Rosi miewają ludzkie słabości, chociaż z pewnością o wiele mniej niż

przeciętni ludzie, toteż mogą
popełniać błędy w ocenie.

CZWARTY PYTAJĄCY: Ale czyż oświecenie nie uwalnia od niedoskonałości i wad
charakteru?

ROSI: Nie, ono je odsłania! Przed przebudzeniem można łatwo przymykać c-czy na
swe wady lub je

usprawiedliwiać, lecz po oświeceniu nie jest to już możliwe - słabości stają się
boleśnie widoczne. Rodzi

się jednak przy tym silna determinacja, aby się ich wyzbyć. Nawet pełne otwarcie
oka Umysłu nie

oczyszcza u-
43

czuć w jednej chwili. Po oświeceniu potrzebny jest ciągły trening, który oczyści
uczucia tak, aby nasze

postępowanie odpowiadało rozumieniu. Musicie jasno pojąć tę istotną sprawę.
Na Zachodzie oczekuje się, że rosi będzie jak Budda, a jego zachowanie okaże się

nieskazitelne. W
pewnym sensie jest to komplement dla treningu zeń. Jednakże ten wyidealizowany

obraz może sprawić,
że nie ujrzymy zalet nauczyciela. Znałem w Japonii pewnego rosiego, który ostro

pił, chociaż rzadko

background image

bywał pijany. Miał wielu zwolenników, którzy go bardzo wysoko cenili. Zapytałem

jednego z nich, lekarza:
„Czy to ci nigdy nie przeszkadza, że twój rosi tyle pije?"

„Nie, a dlaczego miałoby mi to przeszkadzać? Pije, ale jest mądrym i
współczującym człowiekiem."

„Ale czy nie jest on alkoholikiem?"
„Nie, może albo pić, albo to rzucić, lecz widać woli pić."

Wspomniałem o tym incydencie kilku moim uczniom. Niektórzy z nich zapytali ze
zdumieniem: „Jak może

jakikolwiek rosi pogodzić ostre picie z piątym wskazaniem - nie pić alkoholu,
który wprowadza zamęt w

umyśle? Moglibyśmy to zrozumieć, gdyby popijał od czasu do czasu, ale nie stale!
Jaki przykład daje on

swoim uczniom?"
Azjaci są w tych sprawach bardziej tolerancyjni od ludzi Zachodu i nie dysk-,

walifikują kategorycznie
nauczyciela, co do którego przekonują się, że nie jest taki jak Budda, bowiem

wiedzą, że człowiek może
być dobrym nauczycielem, mimo że nie jest wolny od pewnych skalań. Pewien

Japończyk o dużym
doświadczeniu w zeń powiedział mi kiedyś: „Mój rosi ma swoje wady, jednak ze

wszystkich nauczycieli,2
jakich miałem, jest jedynym, który nauczył mnie prawdziwego zeń. Jestem mu

niezmiernie wdzięczny.
Niestety jednak jego brzemię karmiczne jest ciężkie."

TRZECI PYTAJĄCY: Słyszałem, jak pewien guru kiedyś powiedział: „Prawdziwym
nauczycielem jest

twoje własne serce."
ROSI: To już samo w sobie jest nauczaniem, nieprawdaż?

TRZECI PYTAJĄCY: A jednak, co rosi może komuś dać?
ROSI: Nie może dać ci niczego, co jest obce twojej Prawdziwej Naturze. Mocno

zakorzenione poglądy,
pełne pychy opinie, małostkowe racjonalizacje, złudne ideały i fałszywe myśli,

wszystko to więzi cię jak
kokon. A gdy twój umysł jest dojrzały, rosi potrafi słowem lub działaniem pchnąć

go ku przebudzeniu.
Przypomina on wtedy kwokę, która dziobie skorupkę jajka, gdy kurczątko ma się

już wykluć.
Rosi daje ci siebie, a to jest bardzo dużo i jednocześnie nic. Wybitny mnich zeń

powiedział kiedyś:
„Poszedłem do mego nauczyciela z pustymi rękoma i wróciłem z pustymi rękoma."

44

Inny mnich na pytanie mistrza, co przyniósł ze sobą odparł: .To, czego nigdy nie

utraciłem, nawet zanim
wybrałem się do mego starego nauczyciela.'

Jeśli tak, to po co w ogóle do niego poszedłeś?"
„Gdybym do niego nie trafił, jakże zdałbym sobie sprawę, że nigdy tego nie

utraciłem?"
Tak więc potrzebujesz nauczyciela, by nauczyć się, że nie ma niczego do

nauczenia się. A dlaczego nie
ma niczego do nauczenia się? Bowiem wszystko jest już wiadome od wielu, wielu

eonów. Mimo to rosi
jest niezbędny. Nawet Budda miał nauczycieli. W pełni dojrzały duchowo rosi

uosabia otwartość,
współczucie i mądrość - jakości, które ty sam spodziewasz się urzeczywistnić.

Pamiętaj również, że on
także zmagał się z bólem, frustracją! rozpaczą, jakie ty odczuwasz. Gdy

przytłacza cię zwątpienie,
ogarniają ciemności i czujesz, że twoja praktyka jest beznadziejna - rosi może

tchnąć w ciebie odwagę i
zwrócić cię raz jeszcze ku słońcu.

Kolejnym ważnym jego zadaniem jest sprawdzenie cię, gdy myślisz, że doszedłeś do

background image

przebudzenia.

Mistrzowie zeń wypracowali precyzyjny sposób sprawdzania uczniów, bowiem nic nie
jest bardziej

szkodliwe niż uznanie, że jest się przebudzonym, gdy doświadczyło się jedynie
ekstazy, wizji, transów czy

halucynacji. Zwane są one w zeń makio, czyli doświadczeniami poniżej prawdziwego
przebudzenia, l

nawet gdy oświecenie jest prawdziwe, nauczyciel jest konieczny, aby rozproszyć
subtelną dumę, jaka

wówczas powstaje, poczucie „ja stałem się oświecony". Badając ucznia rosi mierzy
od razu głębię

oświecenia, ponieważ przebudzenie może być płytkie (kensio) albo głębokie
(satori).

TRZECI PYTAJĄCY: W jaki sposób człowiek poważnie poszukujący ma odróżnić
prawdziwego

nauczyciela od szarlatana?
ROSI: Gdy mieszkałem w aśramach i ośrodkach medytacyjnych w południc-wo-

wschodniej Azji,
słyszałem jak mówiono, że bez względu na to, jakie wspaniałe cechy charakteru

może mieć guru - jeśli
dąży on do rozgłosu i sławy, goni za pieniędzmi lub flirtuje z uczennicami, to

zniszczy w ten sposób swoją
naukę. Dlatego uczniowie, którzy poważnie myślą o przyszłości, dobrze zrobią,

jeśli będą unikać takich
nauczycieli.

CZWARTY PYTAJĄCY: Przypuśćmy, że jakiś rosi nie ma takich wad, lecz skąd
nowicjusz może mieć

pewność, że jest on oświecony i rozwinięty duchowo?
ROSI: O ile samemu nie przeszło się przez długi trening duchowy, to nie można

mieć tej pewności.
Jedyne, czego można być pewnym, jest to, czy ma sią z nim kontakt, czy też nie.

Jest to ważne, chociaż
samo w sobie nie wystarcza, możesz bowiem czuć się dobrze z kimś, kto pozuje na

nauczyciela, mając
za sobą niewielki lub zgoła żaden trening duchowy. W takiej sytuacji trzeba

polegać na radach mądrych
przyjaciół.

45

To, co pewien dowcipniś zauważył na temat małżeństwa, odnosi się w równym

stopniu do związku
mistrza z uczniem. Zanim weźmiesz ślub, miej otwarte dwoje oczu, a potem tylko

jedno. Ale nawet mając
oczy otwarte nie możesz spodziewać się od nauczyciela doskonałości.

TRZECI PYTAJĄCY: Co dokładnie znaczy w tym kontekście „miej oczy otwarte"?
ROSI: To znaczy nie wahaj się, gdy chcesz zapytać jakiegokolwiek nauczyciela, u

jakiego nauczyciela i
jak długo on sam ćwiczył. Przeczytaj jego książki, jeżeli jakieś napisał. Jeśli

spodoba ci się to, co on
napisał i to, co jak czujesz, kryje się między wierszami, to postaraj się z nim

spotkać. Stawiaj mu pytania,
wyczuwaj jego ducha, słuchaj jego milczenia.

TRZECI PYTAJĄCY: Powiedzmy, że rosi, który mnie interesuje, jest oświecony. Skąd
mam wiedzieć, że

jest on nauczycielem dla mnie?
ROSI: Rosi może być głęboko oświecony i mieć wielu uczniów, a jednak być

niewłaściwym nauczycielem
dla ciebie. Dlaczego? Dlatego, że nie uda mu się o-budzić w tobie uczucia

ufności i oddania, tak abyś z
własnej woli pokłonił się przed nim i jak dziecko przyjął jego naukę. Musisz być

w stanie powiedzieć z
przekonaniem: „Oto nauczyciel dla mnie - ten, którego szukałem!" W chwili gdy

spontanicznie

background image

wykrzykniesz: „Och, pomóż mi! Potrzebuję pomocy!" - otwierasz się przed

nauczycielem, który jest
odpowiedni dla ciebie.

PIERWSZY PYTAJĄCY: Wracając do stwierdzenia tego guru, że można nauczyć się
medycyny od

jednego nauczyciela, a prawa od drugiego - czemu nie jest to prawdziwe?
ROSI: Mówisz o prawie i medycynie, a nie o duchowym treningu. Związek pomiędzy

mistrzem a uczniem
we wszelkiej tradycji duchowej różni się od związku między nauczycielem

akademickim a jego studentem.
PIERWSZY PYTAJĄCY: Na czym polega różnica?

ROSI: W tej rozmowie posługiwałem się terminami: „student", „uczeń",
„nauczyciel" i „mistrz" w sposób

nieścisły. Ściśle mówiąc student związany jest z nauczycielem, a uczeń z
mistrzem. W idealnym związku

nauczyciela ze studentem student szanuje nauczyciela, z uwagi na jego wiedzę i
umiejętności, które sam

pragnąłby posiąść, podczas gdy nauczyciel ocenia studenta na podstawie jego
gorliwości i zdolności do

przyswojenia wiedzy, którą on sam próbuje mu przekazać. Ich związek jest w dużym
stopniu bezosobowy

i ograniczony. Podtrzymuje go wspólne zainteresowanie przedmiotem badań. Związek
mistrza z uczniem

jest osobisty i głęboki, bowiem zakorzeniony jest w karmicznym pokrewieństwie.
To nie wiedza mistrza

przyciąga ucznia do niego ani nawet nie mądrość, lecz jego charakter i
osobowość, bowiem uczeń czuje,

że właśnie dzięki temu będzie mógł w pełni się rozwinąć.
46

W naszym ośrodku mamy trzy kategorie przynależności: członek, uczeń i bliski
uczeń (ang. disciple). W

każdym z tych związków inne są obowiązki i przywileje uczniów.
CZWARTY PYTAJĄCY: Jakie obowiązki ma osobisty uczeń?

ROSI: Jego głównym obowiązkiem jest wierność swemu nauszycielowi, czyli nic
innego jak wierność

swym najgłębszym uczuciom, nie zaś krążenie i flirtowanie z innymi rosimi, guru
czy lamami. Biorąc na

siebie formalne zobowiązania o-biecujesz sobie, jak również swemu nauczycielowi,
że dokonasz

szczerego i zdecydowanego wysiłku pod jego przewodnictwem.
PIERWSZY PYTAJĄCY: Dlaczego sytuacja ucznia nie jest lepsza, gdy ma dwóch

nauczycieli?
ROSI: Tak naprawdę jest gorsza. Wcześniej czy później uczeń zapłacze się i

wskutek tego albo zaniedba
obu nauczycieli, albo też ich porzuci. Uczeń, który próbuje służyć dwóm

mistrzom, zawodzi obu. l sam na
tym przegrywa, bowiem żaden nie potraktuje go jak osoby o poważnych aspiracjach.

Letni uczniowie
wywołują letni odzew u nauczyciela.

Nawet w obrębie tej samej tradycji nauczyciele stosują rozmaite metody zależnie
od treningu duchowego,

jaki sami przeszli, od ich osobowości i od głębi przebudzenia. Jeden powie ci
jedno, a drugi coś innego,

co wyda ci się z tym sprzeczne. Nauczyciele ci nie zaprzeczają sobie. Jeśli obaj
są duchowo rozwinięci,

każde z ich pouczeń jest słuszne. Ale nowicjusz może mieć poważne problemy z tą
pozorną

sprzecznością, co zniechęci go i wyczerpie jego energię.
Zdawać by się mogło, iż różne tradycje religijne pozostają ze sobą w jeszcze

większej sprzeczności.
Przypuśćmy, że jesteś uczniem mistrza zeń i jednocześnie twoim nauczycielem jest

hinduistyczny swami.

background image

Twój guru może ci na przykład powiedzieć: „Nie oddawaj się światu zjawisk - jest

on mają ułudą. Tylko
Brahma jest rzeczywisty." Natomiast twój nauczyciel zeń może ci powiedzieć:

.Oddaj się światu formy
całkowicie, aż go przekroczysz." Osoba oświecona nie miałaby żadnego problemu ze

zrozumieniem i
pogodzeniem obu tych poleceń. Jednakże dla początkującego pomieszanie, jakie go

spotka, może być
zgubne, gdyż znajdzie się on w sytuacji kameleona, siedzącego na pledzie w

szkocką kratę.
14. NIE MA ŻADNYCH NAUCZYCIELI ZEŃ.

PYTAJĄCY: Nie chciałbym być niegrzeczny, ale może mógłbyś nam powiedzieć o
kwalifikacjach mistrza

czy nauczyciela zeń?
ROSI: Nie jestem mistrzem zeń, a tym bardziej nauczycielem, więc nie wiem.

PYTAJĄCY: A cóż teraz
robisz, jeśli nie nauczasz?

47

ROSI: Czy można naprawdę kogokolwiek czegokolwiek nauczyć? Takie myślenie jest

bezwstydnym
zarozumialstwem.

PYTAJĄCY: Zdaje się jednak, że nieźle ci to idzie.
ROSI: W księdze koanów zwanej Bezbramną zaporą (Mumonkari) znajduje się wiersz,

który brzmi:
„Zanim zrobiłeś krok, przybyłeś na miejsce, zanim ruszyłeś językiem, skończyłeś

nauczać." Czy
rozumiesz?

PYTAJĄCY: Nie. Co to znaczy?
ROSI: To znaczy, że jeśli nie ma niczego na zewnątrz nas, to dokąd można się

udawać i cóż można
wiedzieć?

PYTAJĄCY: Ale czy w tym ośrodku w Rochester nie ma uczniów, których u-czysz?
ROSI: Po prostu dzielę się z nimi tym, co poważnie robię dla siebie.

PYTAJĄCY: A jeśli chodzi o twoich własnych nauczycieli? W Trzech filarach zeń
piszesz, że twoimi

nauczycielami było trzech mistrzów zeń. Czyż oni cię niczego nie nauczyli? Byłeś
u nich chyba przez

trzynaście lat. Musiałeś przecież czuć, że czegoś się uczysz, inaczej nie
siedziałbyś tam tak długo.

ROSI: Jeśli się czegoś od nich nauczyłem, to tego, że nie ma niczego do
nauczenia się. Tak więc nie

uczyłem się, lecz oduczałem. Nie zyskałem, lecz straciłem - masę umysłowego
zamętu i fałszywych

wyobrażeń.
PYTAJĄCY: Nadal nie rozumiem, dlaczego mówisz, że nie jesteś nauczycielem.

ROSI: Jest taka opowieść, która może pomóc ci to zrozumieć.
Pewien słynny mistrz zeń powiedział kiedyś do swych uczniów: „Wszyscy jesteście

tylko zjadaczami
resztek. Jeśli będziecie dalej iść tą drogą, to co wam z tego przyjdzie? Czyż

nie wiecie, że w całych
Chinach nie ma żadnych nauczycieli, którzy zgłębili zeń?"

A mnich spytał: Jakże możesz mówić, panie, że nie ma żadnych nauczycieli zeń,
skoro w niezliczonych

świątyniach przebywają tysiące mnichów?"
„Nie mówię, że nie ma zeń, tylko że nie ma nauczycieli zeń."

PYTAJĄCY: Czy to jest koan?
ROSI: Tak, twój!

15. TRANSCENDENTALNA MEDYTACJA: KTO CO PRZEKRACZA?
PYTAJĄCY: Co myślisz o TM (Transcendentalnej Medytacji)?

ROSI: Czy ją praktykujesz?
PYTAJĄCY: Myślałem o tym.

ROSI: Jest ona skuteczna w pewnym zakresie, lecz nie sięga zbyt głęboko.

background image

48

PYTAJĄCY: Czy dzięki TM można dojść do oświecenia?
(Rosi uśmiecha się)

DRUGI PYTAJĄCY: Czytałem w piśmie Science ze stycznia 1976 roku, że grupa
psychologów z

Uniwersytetu Stanowego Waszyngton w Seattle przeprowadziła eksperyment z
pięcioma praktykującymi

TM, z których czterech było nauczycielami TM, i odkryła, że ludzie ci przespali
połowę czasu

przeznaczonego na medytację.
TRZECI PYTAJĄCY (do drugiego): Czy jakikolwiek pojedynczy eksperyment jest

wystarczający? Inne
badania wykazały wartość TM. W każdym razie, jeżeli podczas medytacji się

zasypia, to dlatego, że ciało
potrzebuje snu.

ROSI: Całkowicie się z tym zgadzam. Ale dlaczego ciało potrzebuje snu?
TRZECI PYTAJĄCY: Dlatego, że jest się zmęczonym.

ROSI: A dlaczego czujesz się zmęczony i senny? Zazwyczaj dlatego, że masz
zamknięte oczy i nie

utrzymujesz podczas siedzenia stałej, mocnej i wyprostowanej postawy, nie
oddychasz poprawnie i nie

posługujesz się swym umys-tem we właściwy sposób. Medytacja właściwie
praktykowana ożywia, a nie

wyczerpuje. Twój umysł staje się ostry jak brzytwa, a ty jesteś bardziej
przytomny. Przygarbione i

bezwładne ciało sprawia, że umysł jest przytępiony i senny. Powiedz mi, od kiedy
praktykujesz TM?

TRZECI PYTAJĄCY: Od roku.
ROSI: To powinieneś umieć odpowiedzieć na następujące pytanie: w medytacji

transcendentalnej kto co
przekracza?

(Nie ma odpowiedzi).
16. URZĄDZENIA BIOFEEDBACK: ELEKTRYCZNY ZEŃ?

PYTAJĄCY: Czy słyszałeś o urządzeniach biofeedback?* Słyszałem, że nazywa się je
„elektryczny zeń".

Jak one działają?
ROSI: Wskutek stosowania urządzenia biofeedback, według jego propagatorów,

człowiek może się
nauczyć uświadamiać sobie fale wysyłane przez swój mózg. Słyszy te fale

przetworzone na dźwięki lub
obserwuje je na ekranie i uczy się na własne życzenie wzbudzać rytmy alfa, które

- jak się uważa -
działają re-laksująco i uspokajająco. Ale przecież fale alfa to nic specjalnego.

Wiemy, że fale alfa powstają
w rozmaitych, powszechnie spotykanych okolicznościach, np. podczas słuchania

inspirującej muzyki czy
podczas jakiegokolwiek działania

Wang. „feedback" znaczy sprzężenie zwrotne (przyp, tłum.)
49

podjętego z entuzjazmem. Jednakże zeń to wiele więcej niż wysyłanie fal alfa.
Jeśli się poważnie

zaangażujesz w zeń, to doświadczysz dogłębnego przekształcenia i oczyszczenia
całej osobowości.

PYTAJĄCY: W czasie przerwy rozmawiałem z jednym z twoich uczniów o u-rządzeniach
biofeedback.

Wspomniał on, że miałeś ciekawe doświadczenie w tym zakresie. Czy mógłbyś nam o
nim opowiedzieć?

ROSI (z wahaniem): No cóż, to było dosyć dawno.
PYTAJĄCY: Czy moglibyśmy jednak o tym usłyszeć?

ROSI: Dobrze. Zdarzyło się to na krajowym zjeździe Stowarzyszenia Psychologii

background image

Humanistycznej na

Florydzie, na który mnie zaproszono, abym tam poprowadził warsztat zeń. Jeden z
moich uczniów,

psycholog pracujący w klinice, powiedział mi, że jego bliski przyjaciel,
inżynier, bardzo by chciał, abym

wypróbował urządzenie biofeedback według jego projektu, które dopiero co zostało
wypuszczone na

rynek. Tak więc udaliśmy się do prywatnego pokoju, gdzie już czekało kilkanaście
osób pragnących

przyjrzeć się próbie. Urządzenie było tak małe, że mieściło się w dłoni, a
kosztowało, jeśli dobrze

pamiętam, około dwustu dolarów.
Nałożono mi na głowę skórzaną opaskę z elektrodami i włączono ją w obwód. Potem

dano mi jeszcze
słuchawki. Wkrótce usłyszałem „bip, bip", najpierw pojedyncze dźwięki, a potem

jeden ciągły. Musiałem
wejść w jakiś stan pokrewny sa-madhi, bowiem usłyszałem potem już tylko głos:

„Hej, nie ma go na skali!
Tego jeszcze nie było!" Po odłączeniu mnie inżynier i jego pomocnik, obaj z

posępnymi minami,
zarządzili: „Z powrotem do stołów kreślarskich!"

Zawahałem się, czy mówić o tym incydencie, ponieważ brzmi to jak przechwałka,
lecz to, co mi się

przydarzyło, nie było niczym szczególnym i mogło się przydarzyć w medytacji
każdemu i właśnie tak się

stało z drugą osobą która była wówczas również poddana próbie.
PYTAJĄCY: Czy poczułeś się zrelaksowany?

ROSI: Oczywiście, ale to nic szczególnego, trudno czuć się inaczej po spokojnym
siedzeniu przez

dwadzieścia czy trzydzieści minut. Można się zrelaksować i osiągnąć o wiele,
wiele więcej dzięki zazen,

bez wydawania dwustu dolarów na mechaniczną zabawkę. Zabawki są dobre dla
dzieci, nie dla

dorosłych!
DRUGI PYTAJĄCY: Czytałem gdzieś, że biofeedback daje po kilku tygodniach czy

miesiącach te same
wyniki, co lata wysiłku w praktyce zeń.

ROSI (śmiejąc się): Chyba żartujesz! Twierdzenie, że duchowe przebudzenie i
przekształcenie

osobowości w ogóle można osiągnąć dzięki podłączeniu się do maszyny - nie
wspominając już o

przeświadczeniu, że tak właśnie można je o-siągnąć szybciej - świadczy o
absurdalnej naiwności. Nawet

jeśli ktoś jest w stanie po „podłączeniu" wejść w stan relaksu, to nie powoduje
to wcale głębokiego

uspokojenia ani trwałego spokoju umysłu, nie przynosi mu odpowiedzi na funda-
50

mentalne pytania egzystencjalne, nie przekształca jego życia w żaden realny
sposób. A wszystko to jest

możliwe dzięki przebudzeniu zeń.
Pewien psycholog zademonstrował na tym samym zjeździe duże urządzenie

biofeedback, które miało
służyć w szpitalach obłożnie chorym pacjentom, pomagając im w obniżaniu

ciśnienia krwi i w leczeniu
innych dolegliwości. Wydaje się to właściwym zastosowaniem urządzenia

biofeedback.
W pewnym artykule o urządzeniach biofeedback, jaki niedawno ktoś mi przysłał,

przytoczono wypowiedź
dr Fredrica Gibbsa z University of Illinois Medical Shool, który powiedział, że

„odlot" dostępny dzięki
urządzeniom biofeedback to masturbacja mózgu - i jest to trafne określenie. Ten,

kto regularnie podłącza

background image

się do maszyny, żeby się zrelaksować, traci zdolność korzystania ze swych

własnych najgłębszych
zasobów i zamiast być panem maszyny, staje się jej niewolnikiem. To nie jest

zeń. Praktykowaie zeń daje
wolność, a nie neurotyczne uzależnienie.

17. CZY MOGĘ PRAKTYKOWAĆ ZEŃ I BYĆ DOBRYM ŻYDEM (LUB KATOLIKIEM)?
PYTAJĄCY: Jestem żydem i czuję się z tego dumny. Czy mogę praktykować zeń, a

jednocześnie być
dobrym żydem?

ROSI: Czym byłeś, zanim stałeś się żydem?
PYTAJĄCY: Nie wiem.

ROSI: Dowiedz się! A wówczas bycie żydem nie będzie najważniejszą rzeczą w twoim
umyśle.

PYTAJĄCY: Jak mam się tego dowiedzieć?
ROSI: Pytaj siebie dzień i noc z pragnieniem dowiedzenia się i oczywiście z

przeświadczeniem, że
możesz się dowiedzieć. Ucz się żyć tak, jak pływa ryba lub fruwa ptak -

spontanicznie i bez skrępowania.
Bądź przytomny i wrażliwy. Cokolwiek zacznie czynić twoja prawica, niech czyni

to i lewica. Unikaj
wydawania niepotrzebnych sądów. Bądź skromny i bezpretensjonalny, wyrażaj swoją

o-pinię tylko wtedy,
gdy cię o nią proszą. Zapominaj o swych dobrych uczynkach, wyznawaj złe i zawsze

łącz skutki z
przyczynami, które je wywołały.

PYTAJĄCY: Czy nie mogę robić tego wszystkiego jako praktykujący wyznawca religii
mojżeszowej?

ROSI: Jeśli potrafisz, to świetnie. No, a jeśli nie...
DRUGI PYTAJĄCY: Czy mogę praktykować zeń i być dobrym katolikiem?

ROSI: Jeśli praktykujesz zeń, to możesz, ale jeśli praktykujesz buddyzm zeń, to
nie możesz.

DRUGI PYTAJĄCY: Dlaczego?
51

ROSI: Praktyka buddyzmu zeń oznacza przekraczanie swojej jaźni, a przekraczanie
to zapominanie o

niej. A kiedy się to dzieje, nie jesteś ani dobrym katolikiem, ani dobrym
buddystą zeń.

DRUGI PYTAJĄCY: To czym wtedy jestem?
ROSI: Właśnie, czym wtedy jesteś?

18. JAKĄ WARTOŚĆ DLA ZAZEN MA „ŚWIĘTA" GÓRA?
PYTAJĄCY: Zamierzam zrobić sobie trzymiesięczne wakacje, żeby samotnie

medytować, i zastanawiam
się, jakie miejsce najlepiej wybrać do tego celu. Czytałem, że mnisi zeń

chodzili w góry, lecz znam też
ludzi, którzy twierdzą, że dobre wibracje są na pustyni czy nad morzem. Co o tym

sądzisz?
ROSI: Na początku najlepsze do zazen jest takie miejsce, czy w domu, czy na

otwartej przestrzeni, gdzie
wibracje pomagają w wewnętrznym skupieniu. Do takich miejsc z pewnością można

zaliczyć góry i
pustynie. Dobrze jest jednak nie przebywać zbyt długo w takim „idealnym"

otoczeniu, bo jeśli brakuje
trudności, z którymi człowiek mógłby się zmagać, to wówczas kultywuje w sobie

fałszywą siłę, pozorny
spokój i nieugiętość, które rozpadają się w obliczu wymogów życia. Podobno

płotkarze zdobywają lepszą
ogólną kondycję niż sprinterzy. Tak samo ten, kto nauczył się koncentrować i

jednoczyć umysł działając
pośród zgiełku, zdobywa dużo większą równowagę i elastyczność niż ten, kto całe

lata spędził samotnie,
na przykład w górach czy na pustyni.

Doświadczyłem tego na własnej skórze. W tych klasztorach i ośrodkach

background image

medytacyjnych, w których trening

był surowy, nie było ciszy i spokoju ani czasu na samotność. To tylko w
romantycznych powieściach o

Oriencie czy w ich filmowych odpowiednikach klasztory leżą w bujnie zarośniętych
dolinach, promieniejąc

niebiańskim spokojem, a siwobrody mędrzec w powłóczystej szacie i z laską w
dłoni łagodnie mówi do

otaczających go uczniów o słodkich obliczach - „Moje dzieci..." Klejnoty
mądrości sypią się z jego ust, a w

tle wspaniałe słońce powoli chowa się za horyzont. Rzeczywistość, wierzcie mi,
jest o wiele mniej

romantyczna.
Jak dobrze pamiętam swój sześciotygodniowy pobyt w buddyjskim klasztorze w

Rangunie, pod koniec lat
pięćdziesiątych. Moje przybycie zbiegło się z akcją nowego wojskowego rządu,

mającą na celu likwidację
zbyt licznej psiej populacji w Rangunie. Zwierzęta te żyły spokojnie, gdy u

władzy był buddyjski premier U
Nu, ale gdy po władzę sięgnęła armia, zaczęto robić na nie obławy i strzelać do

nich.
Ośrodek buddyjski obejmował jakieś pięćset akrów, na których znajdowało się

wiele wolnostojących
domków do medytacji, w których bhiksiu i bhiksiunie (to

52

znaczy mnisi i mniszki, którzy zachowują celibat), jak również ludzie świeccy,

medytowali, jedli i spali. Psy
wiedzione instynktem samozachowawczym uciekały do klasztorów, wskutek czego

każdy z tych domków
miał wkrótce dziesięć czy piętnaście psów, o ustalonej hierarchii, z liderem na

czele. Po posiłkach psy
ustawiały się według rangi w kolejce czekając na resztki, którymi je karmiono.

Zazwyczaj głodne psy
przepychały się, aby zająć dogodną pozycję, a od czasu do czasu lider musiał

zwalczać zakusy
młodszych na jego stanowisko. Czasem psy z innego domku próbowały wcisnąć się na

siłę do nie swojej
kolejki i spotykały się z warkliwą odprawą. Niekiedy to wycie, skomlenie i

warczenie było bardzo
gwałtowne. Pewien Anglik, który dopiero co przybył tam z Londynu, skarżył się z

goryczą: „Przyjechałem
w nadziei, że znajdę tu ciszę, której nie sposób znaleźć w Londynie, i patrzcie,

w co wpadłem! Jak można
medytować pośród tych cholernych hałasów?"

Również i japońskie klasztory nie były wolne od zewnętrznych zakłóceń. Ten, w
którym spędziłem trzy

lata, zanim udałem się do Rangunu, miał, o dziwo, podobny zwierzęcy problem. W
nocy wieśniacy

przynosili ukradkiem pod klasztor niechciane szczenięta i kotki i wypuszczali je
w nadziei, że mnisi będą w

stanie zająć się nimi. Zwierzęta te zadomawiały się w wolnej przestrzeni
pomiędzy ziemią a podłogą

budynku i żyły tam na wpół oswojone. Mnisi zostawiali im jedzenie, ale one
dopiero nocą wychodziły, aby

jeść czy polować, a potem z nadejściem świtu wracały do legowisk, gdzie spały,
bawiły się i walczyły.

Podczas porannego i wieczornego zazen ta jaskinia zwierząt, jak ją nazywali
mnisi, nieustannie

wybuchała kakofonią skomleń, skowytów, pomruków, szczęknięć, warknięć, pisków,
miauknięć i syków,

które wyraźnie słychać było w zendo. Wraz ze wzmocnieniem koncentracji, po dwóch
lub trzech

miesiącach, to „jam session" - o dziwo - działało jak ostroga, a nie jak

background image

przeszkoda, budząc zazwyczaj

niedostępne, zablokowane energie, konieczne do uczynienia mocnego wysiłku w celu
przekroczenia

owych zakłóceń. Gdy udało mi się skupić na swej praktyce, ten zgiełk dzięki
jakimś tajemniczym

przemianom stawał się harmonijnym akordem.
Zdarzały się i inne hałasy. Trzy razy w tygodniu o świcie wagony załadowane

bydłem wiezionym na rzeź
zatrzymywały się na pół godziny na pobliskiej stacji. Zwierzęta czując, że idą

na rzeź, rozdzierały ciszę
pożałowania godnym lamentem, który bardzo wyraźnie docierał do klasztornego

zendo. Uczyliśmy się, jak
dawać sobie radę z tym źródłem niepokoju i było to doskonałym ćwiczeniem.

PYTAJĄCY: Powiedziałeś, że nie jest mądrze zbyt długo przebywać w górach, ale
czyż starożytni

mistrzowie zeń w Chinach i Japonii nie żyli i nie praktykowali zazen w górach
całymi latami?

ROSI: To prawda, lecz tylko nieliczni kontynuowali takie życie jako asceci czy
pustelnicy. Większość z

nich po okresie odosobnienia przyłączała się do monas-
53

tycznej wspólnoty na jakiejś górze. Niektóre wspólnoty liczyły setki mnichów. U
podnóża Himalajów, w

Dharmsali w północnych Indiach, można i dzisiaj natknąć się na wspólnoty złożone
z tybetańskich

mnichów i ludzi świeckich, najprawdopodobniej podobne do wspólnot, jakie
istniały w dawnych Chinach.

Z dawien dawna mnisi zeń i ludzie świeccy przedkładali góry nad pustynię i
morze. A trzeba wam

wiedzieć, że są zwykłe góry i są góry święte.
PYTAJĄCY: Co to są święte góry?

ROSI: Góry, które zwiemy świętymi, to ośrodki energii kosmicznej, mające moc
budzenia podziwu i czci.

Co więcej, energia tych gór zwraca człowieka do wewnątrz i budzi najbardziej
subtelne wibracje. Aby móc

dać pełny odzew tej wzmożonej energii, trzeba być otwartym i mieć oczyszczone
ciało i umysł. Ludzie o

aspiracjach duchowych przybywają do świętej góry z tym, co można by nazwać pewną
dozą łaski - tzn.

czystości - i zostają podniesieni na duchu przez niewidoczne moce góry oraz ich
własny szacunek i

podziw. Religijne rytuały i ceremonie pomagają przekroczyć ego, a wtedy znika
przepaść między

wyznawcą a górą. Wówczas ta góra nie jest już górą, jest kimś o dwóch nogach,
wyglądającym niezwykle

podobnie do nas samych, a jednak o wiele bardziej dostojnie!
Jedna ze świętych gór, jakie poznałem, znajduje się w Meksyku. Przy pierwszym

spotkaniu wydawała się
miastem świątyń wykutym w skale. Widok ten bardzo mnie poruszył, spostrzegłem,

że płaczę z radości.
Góra ta, w przeciwieństwie do szczytów Alp czy Gór Skalistych, które są

przytłaczające i odległe w swym
majestacie, jest bardziej na ludzką miarę i przyciąga do siebie samą swą

przystępnością i intymnością. To
samo odczułem wobec góry Arunczała, świętej góry Śri Ramana Maharishiego w

Indiach.
Razem z dwojgiem moich starszych uczniów praktykowałem zazen w obszernej jaskini

mieszczącej się
we wnętrzu tej meksykańskiej świętej góry. Było rzeczą oczywistą, że musiały się

tam odbywać poważne
religijne ceremonie, bowiem ciągle jeszcze można było odczuć wibracje tych

rytuałów. Później

background image

dowiedzieliśmy się, że w czasach starożytnych Majowie, Toltekowie i Aztecy

przybywali z daleka, by brać
w nich udział.

DRUGI PYTAJĄCY: Jaką społeczną wartość ma udawanie się w góry czy na pustynie w
celach

medytacyjnych?
ROSI: W wypadku duchowo rozwiniętej osoby społeczna wartość tego jest wielka.

Zadaj sobie pytanie, po
co mistrz zeń, któremu z pewnością nie brak współczucia, izolowałby się na

jakiejś górze, gdyby nie
wiedział, że może przez to pomóc wielu ludziom. W tradycji zeń, jak

słyszeliście, mistrzowie i inni
oświeceni ludzie po to udawali się na pustkowia, gdzie nie byli obarczeni

wymogami świata, aby móc
spędzać długie godziny na praktykowaniu zazen, śpiewaniu sutr i spełnianiu aktów

czci i oddania. W
rezultacie stawali się potężnymi stacjami

54

nadawczymi przekazującymi we wszystkich kieunkach umysłom ludzi prawdę buddy,

działając podobnie
jak przekaźnik radiowy czy telewizyjny.

DRUGI PYTAJĄCY: Do odbioru fal radiowych czy telewizyjnych potrzebny jest
odbiornik nastawiony na

daną falę. Jakże ludzie mogą się nastroić na odbiór, jeżeli nawet nie zdają
sobie sprawy z tego, że ktoś

wysyła ku nim umysłowe wibracje?
ROSI: Są nastrojeni bez względu na to, czy wiedzą o tym czy nie, ponieważ

wszyscy są częścią jednego
Umysłu. Z buddyjskiego punktu widzenia indywidualna świadomość jest świadomą

siłą energii, całkowitą
sumą bezustannie zmieniających się wrażeń zmysłowych, postrzeżeń, myśli,

tendencji i wspomnień, które
są wszystkie w istocie puste. Jako zmienny aspekt Umysłu, świadomość jest

współmierna z innymi, także
wyższymi formami energii, na przykład siłami bud-dów, z którymi bezustannie

współdziała na poziomach
jednostkowych i kosmicznych, świadomych i podświadomych. Jednakże ludzie,

zwiedzeni przez swój
różnicujący intelekt, tracą świadomość tej zasadniczej łączności. Z tego

wyobcowania wypływa
nieświadoma tęsknota za zjednoczeniem, tęsknota podsycana aktami czci i oddania,

jakie spełniają w
samotności mistrzowie. Mając zdyscyplinowane, oczyszczone i przebudzone umysły

potrafią oni
swobodnie chłonąć wyższe energie i przekazywać je ludziom. W istocie łączność ta

nigdy nie została
zerwana, dlatego też można odebrać sygnał, który spowoduje prawdziwy zwrot w

najgłębszych pokładach
świadomości. Fakt, że to wszystko dzieje się na poziomie nieświadomym, nie czyni

tego wcale mniej
rzeczywistym.

TRZECI PYTAJĄCY: Czy istnieje jakikolwiek dowód naukowy, że to, co nam właśnie
powiedziałeś,

naprawdę się dzieje?
ROSI: Skoro potrafimy przekazać elektromagnetyczny impuls przez tysiące mil

kosmicznej przestrzeni,
aby zmienić kurs pojazdu kosmicznego - a wyczyn ten nie zasługuje na wyższy

podziw niż umysł, który to
umożliwia - to dlaczego nie mielibyście przyjąć bez naukowego dowodu tego, co

właśnie usłyszeliście?
Czy nie wiecie, że psychokineza, czyli zdolność poruszania lub zniekształcania

przedmiotów jedynie w

background image

wyniku procesów umysłowych, a także wpływanie na czyjś umysł z daleka to dobrze

znane zjawiska
psychologiczne?

DRUGI PYTAJĄCY: Czy mógłbyś podać nam techniki, dzięki którym mistrzowie mogą
przekazywać swoje

własne wibracje i energię gór?
ROSI: Nie ma żadnych technik, tylko różne rodzaje zazen do osiągania różnych

celów. Jeśli celem jest
pomoc ludziom straszliwie cierpiącym, na przykład na skutek trzęsienia ziemi,

powodzi czy innej klęski
żywiołowej, to mistrz może skupić swą świadomość na takim miejscu.

DRUGI PYTAJĄCY: Jak dokładnie by to zrobił?
ROSI: Podczas pierwszych kilku minut zazen może na przykład pozwolić swemu

umysłowi zatrzymać się
na wyobrażeniu ofiar tych klęsk, po czym może

55

wysłać ku nim uczucia współczucia i serdeczności. Nawiązawszy w ten sposób

kontakt z nimi opróżnia
potem swój umysł z tych i różnych innych wyobrażeń i u-czuć, aby osiągnąć stan

niemyślenia. To właśnie
w takiej chwili absolutnej jedności, gdy znika świadomość góry i siebie, gdy

znika wszelkie wyobrażenie
czy myśl - ma miejsce ten przekaz. Nie trzeba jednak być mistrzem ani nie trzeba

praktykować zazen na
świętej czy na zwykłej górze, aby pomagać sobie i innym. Mówiąc słowami mistrza

zeń Dogena: „Jeden
człowiek siedzący bez ego w zazen staje się niepostrzeżenie jednym ze wszystkimi

widzialnymi i
niewidzialnymi światami, przez całą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, i

podtrzymuje nieustanną
pracę prowadzenia istot ku oświeceniu."

CZWARTY PYTAJĄCY: Czytałem, że parę lat temu amerykańscy dyplomaci w Moskwie
odkryli, że w

kierunku ich ambasady wysyłano mikrofale. Uznano, że były one przyczyną chorób,
zmęczenia i

rozkojarzenia umysłowego, jakich doświadczali wówczas pracownicy ambasady.
Czytałem również, że

CIA zajmowała się eksperymentami, mającymi na celu manipulowanie ludzkim
zachowaniem za pomocą

zdalnego sterowania, tak aby uczynić daną osobę uległą wobec narzuconej cudzej
woli.

Moje pytanie brzmi: czy jest jakaś istotna różnica pomiędzy tego rodzaju
manipulacjami umysłu a tym, o

czym mówiłeś? Nawet jeśli cel jest odmienny, to czy jakakolwiek kontrola
czyjegoś umysłu nie może być

groźna, zwłaszcza jeśli znajduje się w rękach niewłaściwych ludzi?
ROSI: Z pewnością tak. Z tego, co pan mówi, wynika, że wkraczamy w nową i

niebezpieczną erę
niewypowiedzianych wojen. Lecz proszę, zrozumcie, że istnieje ogromna różnica

między altruistycznymi
wysiłkami mistrzów, którym chodzi jedynie o oświecenie (a nie o kontrolę)

nieświadomych umysłów tych,
którzy pogrążeni są w ciemnościach i rozpaczy, a działaniami osób o zdolnościach

parapsychicznych czy
technologów wojskowych, manipulujących świadomością w celach, które są w

najlepszym razie wątpliwe.
CZWARTY PYTAJĄCY: Rosi, czy zazen może sprawić, że czyjś umysł nie będzie

podlegał kontroli na
odległość?

ROSI: Każdy, kto poważnie traktuje zeń wie, że wskutek praktyki zazen umysł
staje się silny i znajduje się

pod naturalną kontrolą, mogącą zneutralizować wszelkie próby manipulowania nim.

background image

CZWARTY PYTAJĄCY: Czy zazen może nas również chronić przed mikrofalami?

ROSI: Nie wiem. Prócz urządzeń osłaniających czy zagłuszających być może nie
istnieje żadne

długofalowe zabezpieczenie poza obawą odwetu. Jednak praktykujący zeń czy
podobne duchowe

ćwiczenia ciała-umysłu nie staną się nerwowi ani rozgorączkowani, gdy usłyszą o
takich rzeczach. A gdy

będą musieli umrzeć, uczynią to ze spokojem.
56

PIĄTY PYTAJĄCY: Czy mogę podjąć inną kwestię? Męczy mnie termin „wibracje", bo
go nie rozumiem, a

ludzie żonglują nim tak, jak by czuli coś, czego nie czują tacy niewrażliwi
prostacy jak ja. Co to właściwie

ma oznaczać?
ROSI: Wiemy z fizyki, że wszelka materia ożywiona i nieożywiona ma właściwości

elektromagnetyczne,
których charakter jest określony przez prędkość wibrowania jej cząstek

atomowych. Gdy wibracje danej
osoby lub miejsca pozostają w harmonii z naszymi własnymi, czujemy się dobrze i

reagujemy pozytywnie,
a gdy są przeciwne - czujemy się źle i mówimy: „Nie lubię jego wibracji" lub:

„Nie odpowiadają mi wibracje
tutaj." Innymi słowy - jest to niewidoczna atmosfera czy jakość otaczająca osobę

lub miejsce.
PIERWSZY PYTAJĄCY: A co z praktykązazen na pustyni czy nad morzem?

ROSI: Ponieważ nigdy nie praktykowałem zazen na pustyni, nie mogę nic powiedzieć
z własnego

doświadczenia. A członkowie naszego ośrodka, którzy tak robili, dawali sprzeczne
relacje.

Zazen nad oceanem ma swoje zalety, ale plaża, gdzie wiele osób przychodzi pływać
i opalać się, nie

sprzyja poważnej praktyce. Pamiętaj, że gdy siedzisz gdzieś wysoko na stoku góry
i spoglądasz w

bezmiar krajobrazu, możesz ulec pokusie filozofowania o pięknie czy o ulotności
życia; to samo dotyczy

zazen nad morzem czy na pustyni. Taka kontemplacja może przeszkodzić twemu
zazen.

PIERWSZY PYTAJĄCY: Jak sądzisz z własnego doświadczenia, jaka pora do medytacji,
w górach czy

gdziekolwiek, jest najlepsza?
ROSI: Ogólnie mówiąc, są cztery pory dnia i nocy, gdy ciało-umysł jest najlepiej

dysponowane do zazen
czy medytacji: świt, południe, zmierzch i północ. Jeśli chodzi o góry, to

opierając się na własnym
doświadczeniu uważam, że najlepsza pora jest przed wschodem słońca.

PIERWSZY PYTAJĄCY: Czemu tak jest?
ROSI: Gdy góra wchłonęła prane - czyli kosmiczne energie słońca, atmosfery i

ziemi - to oczywiście
„trawi" ona i asymiluje te nieuchwytne środki odżywcze w ciągu nocy, tak że

wcześnie rano, przed
wschodem słońca jest krzepka i żywotna, a jej energie krążą swobodnie. To

właśnie, a także chłód
rannego powietrza, pomoże ci odłożyć na bok wszystkie myśli i troski, utożsamić

się z górą i chłonąć jej
promieniowanie. W gorące popołudnia, szczególnie w krajach tropikalnych, energie

góry zostają
zagłuszone, tak jakby ten skalny olbrzym ucinał sobie sjestę. Jednakże wieczorem

góra ożywa raz
jeszcze i nabiera chłodnego blasku. To również jest dobra pora do zazen. Lecz

nic nie może się równać z
zazen na górze podczas pełni Księżyca.

SZÓSTY PYTAJĄCY: A co z medytacją w jaskini? Przecież mówiłeś, że medytowałeś w

background image

jaskini we

wnętrzu tej meksykańskiej świętej góry?
ROSI: Jaskinia jest świetna, jeśli tylko nie jest to „jaskinia szatana".

57

.

SZÓSTY PYTAJĄCY: Co to takiego?
ROSI: „Jaskinia szatana" to wyrażenie zeń określające pełen spokoju ekstatyczny

stan, który staje się
swoistym piekłem, gdy człowiek, biorąc go mylnie za prawdziwe przebudzenie,

pragnie tkwić w nim jak
płód w macicy.

SZÓSTY PYTAJĄCY: A po co miałby ktoś chcieć z tego wychodzić?
ROSI (do wszystkich): Właśnie dlatego nazywa się to „jaskinią szatana"!

19. CO TO JEST SATORI?
PYTAJĄCY: Co to jest satori?

ROSI: Gdy pewnego mistrza zeń zapytano: .Czym jest buddyzm?" odparł: .Nie
rozumiem buddyzmu.". Co

do mnie - nie rozumiem satori. PYTAJĄCY: Jeżeli ty nie rozumiesz, to kto
rozumie? ROSI: Czemu nie

zapytasz kogoś, kto mówi: Ja jestem oświecony"?
20. CZY JESTEŚ OŚWIECONY?

PYTAJĄCY: Czy jesteś oświecony?
ROSI: Jeżeli powiem: „Tak, jestem oświecony", to ci z was, którzy wiedzą, wyjdą

oburzeni. Jeżeli powiem:
„Nie, nie jestem oświecony", to ci z was, którzy nie zrozumieją, wyjdą

rozczarowani. A więc...
21. CZY OŚWIECENIE MOŻE PRZYJŚĆ BEZ TRENINGU

DUCHOWEGO?
PYTAJĄCY: Rosi, czy nie istnieją przypadki nagłego i spontanicznego oświecenia?

Co je wywołuje i czym
się ono różni od oświecenia zeń?

ROSI: Ściśle mówiąc, wszelkie oświecenie jest nagte w tym znaczeniu, że dzieje
się raptownie, tak jak

woda nagle zaczyna wrzeć. „Stopniowy" jest tylko trening, który zazwyczaj je
poprzedza. Mówiąc

„spontaniczne" masz na myśli oświecenie, które przytrafia się bez duchowego
treningu, czy tak?

PYTAJĄCY: Tak.
ROSI: Zawsze pojawia się pytanie, na ile prawdziwe są tzw. spontaniczne

oświecenia. W ciągu minionych
dwunastu lat sprawdziłem dziesiątki osób, które twierdziły, że są oświecone,

lecz tylko co do jednej
czułem, że doświadczyła prawdziwego przebudzenia, bez uprzedniego treningu

duchowego. Jednakże
bez treningu nikt nie zdoła w znaczący sposób przekształcić swego życia. Nie

58

będzie bowiem w stanie działać tak, by działanie wynikało z tego oświecenia i z

czasem stanie się ono
tylko hołubionym wspomnieniem.

Jeżeli przestudiujecie przypadki tych, którzy przebudzili się prawdziwie i
głęboko, to odkryjecie, że prawie

zawsze przebudzenie następowało po długotrwałym poszukiwaniu siebie, podjętym
wskutek dręczącego

niezadowolenia z życia lub wskutek bólu wywołanego jakimś urazowym, emocjonalnym
przeżyciem.

PYTAJĄCY: Dlaczego niektórzy dochodzą do przebudzenia dość szybko, a innym
zabiera to całe lata?

ROSI: Któż to może wiedzieć? Z punktu widzenia karmy pęd pchający kogoś do
wyzwolenia jest silniejszy

u jednych, a słabszy u drugich. Mistrzowie zeń zwykli mawiać: „Najszybsza droga

background image

do przebudzenia to

zmaganie się z 'masą wątpienia'". W zeń „wątpienie" nie oznacza jedynie
sceptycyzmu ani postawy pełnej

rezerwy. „Masa wątpienia" to zasadniczy, dręczący nas problem, który nie daje
nam spokoju, jak na

przykład: „Skoro Budda i mistrzowie mówią że świat jest nieskalany, to czemu
widzimy wokół siebie tyle

zła i cierpienia?" Oczywiście, jeśli masz absolutną wiarę, że nie byli oni w
błędzie, gdy to mówili, to

będziesz ciążyć ku temu, aby roztrzygnąć sprzeczność pomiędzy tym, w co
wierzysz, a świadectwem

swoich zmysłów. W zależności od tego, jak głęboko i uporczywie dręczyć cię
będzie ten dylemat i jak

niezmordowanie będziesz szukał odpowiedzi, przebudzenie nastąpi po krótszym lub
dłuższym czasie.

Takim zapytywaniem jest zazen. l gdybyś umiał zapytywać tak, jak gdyby od
znalezienia odpowiedzi

zależało całe twoje życie - nie potrzebowałbyś czynić nic więcej. „Aby dojść do
pełnego przebudzenia - jak

ujął to pewien mistrz zeń - musisz działać tak jak człowiek, który wpadł do
lochu głębokiego na sto stóp.

Tysiące, dziesiątki tysięcy jego myśli sprowadzają się teraz do jednej: 'Jak
wydostać się z lochu?'

Utrzymuje on tę myśl od świtu do wieczora i od wieczora do rana, bez
jakiejkolwiek innej myśli". Lecz iluż

jest ludzi, których popycha taka potrzeba? Nie więcej niż garstka.
Formalny trening zeń nie jest w zasadzie niczym innym, jak wysiłkiem mistrza,

aby pobudzić to
intensywne zapytywanie, tę masę wątpienia, o ile nie powstaje ona spontanicznie.

Jednakże
nieodzownym warunkiem wstępnym takiego zapytywania jest niewzruszone

przeświadczenie, że można
roztrzaskać tę masę wątpienia i że ma się nieugiętą determinację, by to uczynić.

Uczeń z prawdziwym
pragnieniem samourzeczywistnienia zazwyczaj dostaje koan. Jeżeli będzie się z

nim poważnie zmagał - a
jego zaangażowanie zależy od tego, jak dotkliwie odczuwa on ból istnienia i jak

palące jest jego
pragnienie, aby się z tego bólu wyzwolić - to się przebudzi. Co więcej, koan

bardziej przyspieszy jego
przebudzenie, gdyż bardziej niż cokolwiek innego wywołuje i skupia tę masę

wątpienia.
DRUGI PYTAJĄCY: Zajmowałem się filozofią aby dowiedzieć się, co najwybitniejsi

myśliciele sądzili o
ludzkim istnieniu i poznać sens mego własnego ży-

59

cia. Te studia nie tylko nie doprowadziły mnie do oświecenia, ale nawet nie dały

mi satysfakcji
intelektualnej.

ROSI: W jaki sposób stawiałeś pytanie dotyczące ludzkiego istnienia? Czy tak jak
dziecko, z ciekawości,

czy też zapytywałeś całym sercem? Intelektualne pytania wywołują intelektualne
odpowiedzi, które nie

przekształcą twego życia. Dopiero gdy dojdziesz do tego, że wykrzykniesz wprost
z trzewi: Ja muszę się

dowiedzieć i dowiem się!" - na twoje pytanie pojawi się odpowiedź, l to będzie
twoje przebudzenie,

albowiem w najgłębszym znaczeniu pytanie i odpowiedź nie są czymś różnym, a
jedynie wydają się takie

naszemu różnicującemu intelektowi, który dzieli to, co jest w istocie
niepodzielne.

Pozwólcie, że wam opowiem o przypadku spontanicznego przebudzenia, o jakim mówił

background image

mi pewien

hydraulik z Brooklynu w Nowym Jorku. Hydraulik ten nie miał żadnego
wykształcenia poza podstawowym,

nie miał też żadnych duchowych aspiracji ani nie czuł związku z jakimkolwiek
wyznaniem. Podczas drugiej

wojny światowej spędził cztery lata na Pacyfiku, gdzie widział wiele walk. Pod
koniec wojny czuł się

całkowicie wyczerpany.
Gdy wrócił do Brooklynu, nie mógł, mówiąc jego własnymi słowami „pracować, bawić

się ani kochać.
Wszystko wydawało mi się bez sensu. Męczyło mnie jedno pytanie: czym jest

rzeczywistość? Nigdy nie
zajmowałem się filozofią ani nie byłem religijny. Nie wiem, skąd się to pytanie

wzięło, ale nie chciało mnie
o-puścić. Na przykład, idąc ulicą myślałem tylko o jednym: czym jest

rzeczywistość? Byłem jak
nieprzytomny i czasami wpadałem na ludzi i budynki. Pytanie nie opuszczało mnie

nigdy, nawet nocą.
Pamiętam, że czasami, nie mogąc spać, spacerowałem o drugiej lub trzeciej rano,

dręczony pytaniem,
czym jest rzeczywistość.

Trwało to przez jakieś sześć miesięcy i raptem pewnego dnia nastąpiła wewnętrzna
eksplozja, po czym

wypełniła mnie radość, jakiej nie czułem nigdy w życiu. Pytanie po prostu
rozpłynęło się w powietrzu i

mogłem znów normalnie żyć.
To uniesienie - czasami czułem się tak, jakbym mógł przeskoczyć przez

trzymetrowy mur - trwało przez
jakieś cztery miesiące. A tym, co je zepsuło, było nowe uporczywe pytanie: Co

się z tobą stało? Cała ta
radość i swoboda są nienormalne! l zacząłem się czuć źle tylko dlatego, że

czułem się tak dobrze.
Moja rodzina i przyjaciele powiedzieli: 'Powinienieś iść do psychiatry. Miałeś

bardzo bolesne wojenne
przeżycia, a te uczucia mogą stanowić pierwsze symptomy czegoś gorszego, co jest

głębiej.'
Psychiatrzy w szpitalu dla weteranów wojennych byli bardzo zainteresowani moim

przypadkiem.
Przeszedłem zwykłe badania, dali mi jakieś lekarstwa i zaczęli mnie codziennie

dokładnie wypytywać o
przeżycia wojenne i o moje życie po powrocie do Stanów. Miałem swój własny pokój

i w odróżnieniu od
innych pacjentów mogłem swobodnie poruszać się po szpitalu. To specjalne

traktowa-
60

nie odpowiadało mi przez jakiś miesiąc, ale potem zacząłem tracić spokój,
zmęczony tymi wszystkimi

nonsensami, i zapytałem jednego z mych psychiatrów: 'Do licha, jak długo mam
jeszcze tu siedzieć?

Kiedy się w końcu dowiem, co mi jest?'
'Jutro będziemy mieć naradę w sprawie pańskiego przypadku - odpowiedział -i

porozmawiam z panem,
gdy tylko zbiorę wszystkie dane.'

No i parę dni później dowiedziałem się: 'Przeżył pan nawróceni!.' Nie miałem
pojęcia, z czego zostałem

nawrócony ani na co, ale tak bardzo chciałem opuścić szpital, że nie
kwestionowałem ich diagnozy i

dałem temu spokój.
Chyba dziesięć lat później jeden z moich przyjaciół pożyczył mi twoją książkę

Trzy filary zeń i wówczas
ostatecznie zdałem sobie sprawę, co mi się przydarzyło: doznałem kensio czy też

satori."

background image

PIERWSZY PYTAJĄCY: Czy czułeś, rosi, że doznał on prawdziwego oświecenia?

ROSI: Zanim ten człowiek przyjechał do Rochester, napisał do mnie długi list, w
którym przedstwawił

wszystko, o czym właśnie słyszeliście. W odpowiedzi zaproszono go, by przyjechał
na warsztat, po którym

mógłby ze mną porozmawiać o swym przypadku i jeżeliby tego pragnął, mógłby
zostać poddany próbie,

czy to jego doświadczenie było autentyczne. Po warsztacie wspólnie
przeanalizowaliśmy wszystkie

okoliczności, a zwłaszcza wydarzenia, które bezpośrednio doprowadziły do tej
„eksplozji", jak również to,

co ów człowiek widział i czuł podczas tego ogromnego wstrząsu.
Opowiadając, przeżywał on na nowo to doświadczenie, jego oczy świeciły blaskiem,

którego ani śladu nie
mogłem dostrzec podczas warsztatu, choć obserwowałem jego twarz i zachowanie

bardzo uważnie.
„Niech mi pan powie: co to jest rzeczywistość?" - spytałem go.

Zawahał się, uśmiechnął i odparł: „Całe moje życie."
„Powiedział pan, że po tej eksplozji to pytanie zniknęło. Czy pojawiło się coś

na jego miejscu?"
„Nie pamiętam. Myślę, że nic. Mogę jedynie powiedzieć, że nigdy w życiu nie

czułem się lepiej. To było
tak, jakbym się odrodził - czułem się jak niemowlę. Wszystkie pytania i problemy

odpadły i po raz
pierwszy, od kiedy poszedłem do wojska, miałem masę energii i inicjatywy."

„A co się stało potem?"
„Pomału blask i ekstaza słabły i ta cała superenergia wyciekła ze mnie. Teraz

gdy przeczytałem twoją
książkę, rosi, i byłem na warsztacie, poznałem wagę za-zen. Tylko czy zazen z

powrotem sprowadzi tę
cudowną radość?"

„Proszę zapomnieć o radości - usłyszał w odpowiedzi -proszę praktykować zazen
regularnie, być

przytomnym i w pełni zaangażowanym w swe codzienne
61

życie, a zyska pan większą jasność, witalność i uczucie głębokiej wdzięczności.
Wpłyną one na pańskie

życie korzystniej niż ekstaza, jakiej pan doświadczyf.
DRUGI PYTAJĄCY: Rosi, czy byłeś zadowolony z jego odpowiedzi?

ROSI: Nie. Odniosłem wrażenie, że to co mu się przydarzyło było prawdziwe, ale
stało się to wiele lat

temu i nie wpłynęło potem na jego życie. Stało się zaledwie miłym wspomnieniem.
Gdyby ów człowiek

miał wówczas jakaś praktykę duchową, dzięki której mógłby to podtrzymywać i
pogłębiać, zapewne

inaczej odpowiadałby na moje pytania.
PIERWSZY PYTAJĄCY: Czy radość satori trwa?

ROSI: Nie. Jeżeli chcesz na zawsze pozostać w siódmym niebie, to coś jest nie
tak z twoim

urzeczywistnieniem. Jeżeli satori jest prawdziwe, to przytomność nie znika.
Potrzebujesz zazen, to znaczy

mocy samadhi z niego wynikającej, a-byś mógł żyć w zgodzie ze swym wglądem,
bowiem siły nawyków z

przeszłości nadal próbują cię wciągnąć z powrotem w stare wzorce działania.
Ci z was, którzy czytali Trzy filary zeń, przypominają sobie może z wykładów

wprowadzających
przypowieść o na wpół szalonym Wadżradatcie, który nade wszystko lubił

przeglądać się w lustrze.
Pewnego dnia jednak nie dojrzał w nim swej głowy i zaczął biegać wokół,

wykrzykując gorączkowo:
„Zgubiłem głowę! Zgubiłem głowę! Gdzie ona może być?" Jakaż była jego radość,

gdy ktoś wreszcie

background image

zdzielił go w głowę i do krzyczącego z bólu zawołał: „To jest twoja głowa!", a

on sam zrozumiał, że miał ją
zawsze. Głowa symbolizuje w tej przypowieści naszą Prawdziwą Naturę, a jej

odkrycie - przebudzenie.
Czyż nie jest to jednak dziwne, że nie posiadamy się z radości, gdy odkrywamy

to, co mieliśmy zawsze?
Chodzi jednak o to, że po przebudzeniu, spontanicznym czy jakimkolwiek innym,

dopóki czepiamy się
tego potężnego uniesienia, dopóty nie możemy żyć w sposób naturalny.

PIERWSZY PYTAJĄCY: Przypuśćmy, że ktoś, jak ten hydraulik, miał ciężkie i
bolesne wojenne przejścia,

a później zaczął praktykować zazen. Czy te doświadczenia naprawdę pomogłyby mu
szybciej dojść do

głębokiego i trwałego oświecenia?
ROSI: Połączenie urazowych przeżyć i solidnego treningu zeń z pewnością może

zaowocować głębokim i
trwałym oświeceniem. Może tu służyć za przykład mój znajomy, który był członkiem

jednej z grup
uprawiających zazen w Japonii. Kiedyś zapytałem go: „Co cię doprowadziło do

zeń?" Oto co mi
odpowiedział:

„Pod koniec drugiej wojny światowej, gdy właśnie ukończyłem studia medyczne,
powołano mnie do

wojska. Dostawaliśmy wówczas straszliwe lanie. Nasi ludzie padali jak muchy, a
my, lekarze, niewiele

mogliśmy zrobić, by ich ratować. Wraz z innymi lekarzami pracowałem dzień i noc
przy rannych i

umierających. Kiedyś przez cały tydzień w ogóle nie spałem, pielęgnując chorych.
62

Po wojnie nie mogłem wrócić do medycyny. Nieustannie zadawałem sobie pytanie:
'Dlaczego mam

zajmować się medycyną i próbować ratować ludziom życie? Przecież i tak umrą'.
W tym czasie przyjaciel namówił mnie, abym spróbował praktyki zeń, i zostałem

uczniem rosiego
Yasutaniego. Rosi obiecał mi, że jeżeli będę się mocno wytężał i dojdę do

kensio, to w moim życiu nastąpi
zwrot o 180 stopni i nie tylko zapragnę pomagać ludziom jako lekarz, ale znowu

będę czuł współczucie i
miłość dla wszystkich.

Tak więc przez następne trzy lata praktykowałem zazen z wielką żarliwością i
oddaniem, zagrzewany

dopingującymi słowami rosiego i moim własnym wewnętrznym zamętem, który był nie
do zniesienia.

Byłem na wielu sesin. l raptem to się stało: nastąpiła wewnętrzna eksplozja,
która zniszczyła wszystkie

moje wyobrażenia o cierpieniu, o śmierci i o wszystkim innym. Dostrzegłem, że na
powierzchni istnieją

tylko narodziny i śmierć, a jednocześnie w Prawdziwym Umyśle nie ma ani
narodzin, ani śmierci.

Czy znalazłeś wreszcie odpowiedź na nękające cię pytanie: 'Dlaczego mam leczyć
ludzi?' - zapytałem.

Tak Wraz z przebudzeniem pojawiła się prosta odpowiedź: dlatego, że jestem
lekarzem!'"

22. CZY SATORI RÓŻNI SIĘ OD PSYCHICZNYCH WGLĄDÓW?
PYTAJĄCY: Czy satori różni się od psychicznych wglądów?

ROSI: Wywodzą się one z tego samego podłoża, z Umysłu. Ten Umysł jest wrodzony
każdemu bez

wyjątku. Ale podczas gdy ludzie oświeceni przebudzili się ku niemu, to
przeciętne medium o siłach

parapsychicznych - nie. Istotna różnica leży w stopniu przytomności bądź
poznania. Człowiek o

zdolnościach parapsychicznych ma kontakt z obszarem Umysłu, niedostępnym dla

background image

pospolitej

świadomości, podczas gdy człowiek przebudzony wejrzał w sam Umysł. Ponieważ w
pełni przebudzony

Umysł postrzega nieograniczone wymiary świadomości, to naturalnie obejmuje on
również postrzeganie

parapsychiczne.
DRUGI PYTAJĄCY: A jak to było z Edgarem Cayce'em? Czy nie był oświecony?

ROSI: Cayce miał wyjątkowe siły, ale jest wysoce wątpliwe, czy był oświecony.
TRZECI PYTAJĄCY: A propos Cayce'a, słyszałem, że przepowiedział on, że w ciągu

najbliższych
czterdziestu lat Kalifornia zostanie zniszczona przez trzę-

63

,

sienie ziemi lub powódź. Czy ty, rosi, przywiązujesz jakąkolwiek wagę do takich
proroctw?

ROSI: O ile medium nie potrafi podać dokładniej pory przyszłego wydarzenia, tzn.
roku, dnia i godziny -

nie ufałbym zbytnio jego przepowiedni. Nie znaczy to, że jest on szarlatanem,
ale że jakiekolwiek ma on

siły, są one ograniczone.
Pozwólcie, że powiem o tym więcej. Chociaż człowiek o siłach parapsychicznych

jest w stanie
kontaktować się z energiami niedostępnymi dla zwykłej osoby, nie rozumie on

naprawdę źródła tej mocy.
Co więcej, jego „dar" nie powoduje u niego unicestwienia ego ani przekształcenia

osobowości. Jest on
nadal zdominowany przez wyobrażenie jakiejś jaźni stojącej naprzeciw innych

jaźni. W przeciwieństwie do
tego, prawdziwe oświecenie rozwiewa poczucie ego i pozwala przekroczyć

dualistyczne rozróżnienia.
Konsekwencje tego są ogromne.

DRUGI PYTAJĄCY: A zatem czy z punktu widzenia zeń przeżycia parapsychiczne nie
mają żadnej

wartości?
ROSI: Pewne psychiczne postrzeżenia są istotnie cenne, ponieważ usuwają

wątpliwości co do faktu
odradzania się i słuszności prawa karmy. Czy możecie sobie wyobrazić kogoś, kto

byłby w stanie cofnąć
się do przeszłych żywotów i zapamiętać je, a nie byłby przekonany ponad wszelką

wątpliwość o cyklicznej
naturze życia? To przekonanie uwalnia człowieka od manii „żyje się tylko raz,

więc jedz, pij i popuszczaj
pasa", bowiem rozwiewa lęk przed śmiercią, kryjący się za postawą używania.

Płynąca z pamięci przeszłych żywotów świadomość, że śmierć, jak i życie, jest
chwilą między tym, co było

przedtem, a tym co nastąpi potem, wywarłaby też głęboki wpływ na sposób życia
człowieka już w tym

istnieniu. Tylko głupiec albo szaleniec kaleczyłby czy niszczył rozmyślnie
życie, mając całkowitą pewność,

że już w tym czy w kolejnym żywocie skutkiem tych czynów będzie kar-miczna
zapłata w postaci

piekielnego istnienia. Któż nie pragnąłby odpokutować swych przeszłych
występków, gdyby wiedział, że

śmierć nie jest kresem, tylko kontynuacją i że za swoje lekkomyślne pląsy będzie
musiał zapłacić temu,

kto mu zagrał, jeśli nie teraz, to w następnym istnieniu?
Pozwólcie, że opowiem wam historię, która dotyczy różnicy między zdolnościami

psychicznymi a
samourzeczywistnieniem. Opowiedział mi ją pewien amerykański profesor, którego

spotkałem w Japonii.
Profesor ten udał się do Indii w poszukiwaniu oświeconego mistrza. Pewnego dnia,

rozglądając się za

background image

swym nieuchwytnym guru, natknął się na tłum w małej wiosce. Przedostawszy się do

środka ujrzał
zwyczajnie wyglądającego Hindusa, który dawał pokaz swoich parapsychicznych

mocy. Ujrzawszy
Amerykanina, człowiek ten zaczął mówić mu o jego życiu, podając fakty dotyczące

jego, a także jego żony
i dzieci, których to faktów nie mógł znać wcześniej. Było to pierwsze zetknięcie

się tego profesora z
postrzeganiem ponadzmysłowym i wprawiło go w osłupienie. Niecodzienne też

64

było, że Hindus nie chciał przyjąć datku ani od profesora, ani od innych ludzi,

którym też mówił o ich życiu.
Po pokazie zapytał profesora na osobności: „Czy pan nie przyjechał do Indii w

celu
samourzeczywistnienia?"

Jak."
„Różni się pan od większości cudzoziemców, jakich spotykałem w Indiach, dlatego

niech mi pan pozwoli
udzielić sobie kilku szczerych rad. Moja zdolność poznania pańskiej przeszłości

i teraźniejszości wywarła
na panu wrażenie, ale dla mnie to nic nadzwyczajnego. Mam te siddhis (siły

parapsychiczne) od dziecka,
a wcześniej posiadał je mój ojciec. Proszę mi wierzyć, za młodu miałem głębokie

religijne pragnienia, tak
jak pan. Ale ponieważ ludzie tłumnie przybywali do mnie, abym mówił im o ich

życiu, i ponieważ mój ojciec
zachęcił mnie, bym korzystał ze swych mocy dla utrzymywania naszej licznej i

biednej rodziny, moja
tęsknota za duchowym wyzwoleniem została zepchnięta na dalszy plan. Teraz jestem

już stary i pomimo
dostępnych mi w naturalny sposób parapsychicznych intuicji nie jestem bliższy

samourzeczywistnienia niż
byłem czterdzieści pięć lat temu.

Znajdzie pan w Indiach wielu ludzi o zdolnościach parapsychicznych, którzy udają
przebudzonych

świętych, ale proszę nie dać im się zwieść. Człowiekowi o takich zdolnościach
dostępne są co najwyżej

subtelne przejawy obecności Boga, podczas gdy święty człowiek widzi Go samego.
Istnieje dobry sposób

odróżnienia autentycznego mistrza od fałszywego: otóż ten pierwszy nie będzie
tolerował u swych

uczniów popisów ani interesowania się siddhi."
TRZECI PYTAJĄCY: Czy próby rozwijania sił parapsychicznych niosą ze so-bąjakieś

niebezpieczeństwa?
ROSI: Historia, którą usłyszeliście przed chwilą, mówi dobitnie, jakim

zagrożeniem dla
samourzeczywistnienia jest zajmowanie się siłami parapsychicznym!. Ale istnieją

jeszcze inne
niebezpieczeństwa. Ludzie, którzy starają się rozwijać te siły, czynią to często

kosztem innych obszarów
swej osobowości. Mogą stać się niesprawiedliwi i zarozumiali, sądząc, że z

powodu niezwykłych i
rzadkich zdolności należy im się specjalne uznanie. Siły parapsychiczne są przy

tym uwodzicielskie - im
bardziej człowiek się w nie angażuje, tym trudniej mu się z nich wyplątać, aż w

końcu łapią go w swoją
sieć.

Każdy, kto poważnie praktykuje zazen, rozwinie z czasem te zdolności w mniejszym
lub większym

stopniu. Sam Budda miał liczne moce parapsychiczne, w tym zdolność przypominania
sobie przeszłych

żywotów, wgląd w przyszłość i czytanie umysłów innych ludzi. Jednakże nigdy nie

background image

zachęcał on swych

uczniów do rozwijania sił parapsychicznych w celu osiągnięcia oświecenia ani do
popisywania się nimi,

jeśli już je opanowali.
Jeszcze inna anegdota wskazuje, jaką to wartość przypisują mistrzowie zeń

magicznym mocom.
Pewnego dnia mistrz zeń Huang Po dotarł podczas pielg-

65

rzymki nad brzeg szerokiej rzeki. Nagle jakiś dziwny osobnik, który pojawił się

nie wiadomo skąd,
przyłączył się do niego i powiedział: „Przeprawmy się razem." Mistrz, który

wcale nie zamierzał się
przeprawiać na drugą stronę, odrzekł: „Bracie, jeśli wybierasz się za rzekę, idź

sam". Na to mnich zaczaj
kroczyć po wodzie tak, jakby szedł po ziemi, i odwracając się zawołał: „No

chodź!" A mistrz na to: „Ty
Ważnie! Gdybym wiedział, że to zrobisz, odciąłbym ci nogi!"

23. BEZ BÓLU NIE MA OSIĄGNIĘĆ.
PYTAJĄCY: Nigdy przed tym warsztatem nie praktykowałem zazen i nie miałem

pojęcia, że może to być
tak niewygodne. Zdawało mi się, że druga runda siedzenia nigdy się nie skończy!

Dlaczego trzeba znosić
takie niewygody, aby c-czyścić umysł?

ROSI: Z powodu błędnego myślenia i lenistwa dopuściliśmy do tego, że nasze
umysły zostały

zdominowane przez różnego rodzaju bezużyteczne, jałowe myśli; przez cały dzień
wlatują i wylatują z

głów jak pszczoły z ula. Jednak te najgorsze, ci wieczni lokatorzy, to ustalone
koncepcje i wyobrażenia.

Okopują się o-ne w umyśle, wspomagając ego w umacnianiu jego dominującej
pozycji.

Ustalone koncepcje są jak plamy, których nie można usunąć. To z ich powodu nasze
umysły stały się

stajnią Augiasza, pełną opinii i wyobrażeń na temat dobra i zła i tego, jak
rzeczy powinny się mieć, a także

pragnień, przesądów i żalu wyrastających z chciwości, gniewu i błędnego
myślenia. Trzeba było

Herkulesa i jego nadludzkiej siły, aby oczyścić stajnię Augiasza z gnoju, który
nazbierał się tam przez

trzydzieści lat. Tak więc jedynie mocny, skoncentrowany wysiłek może oczyścić
umysł ze śmieci, które

nagromadziły się tam w ciągu całego życia.
DRUGI PYTAJĄCY: Odkryłem, że podczas zazen staję się bardzo niespokojny, co też

było bolesne, choć
w inny sposób. Przypuszczam, że po prostu nie jestem przyzwyczajony do siedzenia

bez ruchu.
ROSI: Niewielu ludzi jest do tego przyzwyczajonych. Na warsztacie, jaki niedawno

prowadziłem w
Chinach, jeden z uczestników, pewien profesor, bezustannie się poruszał podczas

siedzenia. Chociaż
wszyscy zostali pouczeni, jak siedzieć, aby kolana dotykały mary, w postawie,

która ustala fizyczną i
umysłową równowagę, z jakiegoś powodu siedział on z kolanami uniesionymi. Ta

pozycja nadmiernie
napinała jego ciało, wskutek czego ciągle się poruszał. Po kilkakrotnym

ostrzeżeniu, by przestał się
poruszać, bowiem przeszkadza to w koncentracji jemu samemu i innym, stanąłem za

nim z kijem i
zaszurałem stopami tak, żeby wiedział, iż tam jestem. Do końca rundy udało mu

się siedzieć nieruchomo,
a-le potem ledwo się podniósł. Kulejąc, podszedł do mnie i wyjęczał: „To był

naj-

background image

66

cięższy wysiłek w moim życiu. Najgorsze było to poniżające odkrycie, że nie
mogłem utrzymać liczenia

oddechów dłużej niż do dwóch, l jestem ci wdzięczny, rosi, że mi tego nie
ułatwiłeś. W ciągu tych

dwudziestu minut bolesnego siedzenia dowiedziałem się o sobie więcej niż przez
całe moje

dotychczasowe życie."
Dla wielu ludzi spokojne siedzenie jest niewygodne, gdyż przywykli oni do

trwonienia energii w
bezużytecznych działaniach, które są ucieczką od życiowych problemów. Siedzenie

nie tylko
powstrzymuje ich od rozpraszania energii, lecz zmusza również, aby zwrócili się

do wewnątrz i ujrzeli
siebie nagimi, aby stawili czoła problemom, przed którymi pragną uciec. A

ponieważ zazen ujawnia te
problemy, więc czują doń urazę. Czują też niechęć do nauczyciela, który - jak

uważają - jest
odpowiedzialny za to, że znajdują się w takich opałach. Tak siedzenie staje się

jednym wielkim bólem.
Ale właśnie wtedy człowiek znajduje się na rozdrożu, gdyż jest to czas, kiedy

jego determinacja poddana
zostaje próbie: czy nadal będzie kroczył dawną, łatwą, pełną marnotrwastwa

drogą, czy też wstąpi na
ścieżkę wyzwolenia? Jeśli rzeczywiście zdajesz sobie sprawę, że dotychczasowe

życie prowadzi cię w
ślepą uliczkę i jeśli twoja wiara w rzeczywiste istnienie twojej Prawdziwej

Natury jest mocna, to
determinacja, aby osiągnąć wolność, będzie dostateczna, aby sprostać zadaniu. A

jeżeli wytrwasz w
zmaganiach, przezwyciężając wszelkie pokusy ucieczki, to dojdziesz do

zrozumienia i osiągniesz pełen
energii spokój i jasność.

DRUGI PYTAJĄCY: Po jakim czasie można siedzieć w jednej z postaw lotosu bez
bólu?

ROSI: Zależy to od giętkości umysłu i ścięgien. Najważniejszy jest jednak u-
mysł. Sprężysty umysł, tzn.

taki, który nie jest sztywny ani uparty, daje sprężyste ciało, ale i wtedy
zwykłe ćwiczenia rozciągające nogi

mogą być pomocne. Gdy raz osiągniesz pewien stopień sprężystości, to będzie ci w
tych postawach

wygodnie i w całej pełni doświadczysz dobrego samopoczucia. Po powrocie z
całodziennej pracy usiądź

na kanapie w postawie ćwierć- czy też pótiotosu, da ci to głębokie wytchnienie,
jakiego nie osiągniesz tak

łatwo w inny sposób. Koncentracja w czasie uczenia się czy też czytania jest o
wiele mocniejsza w

postawie lotosu niż na krześle.
DRUGI PYTAJĄCY: Dlaczego tak się dzieje?

ROSI: Krzyżując do środka nogi jednoczy się i skupia umysł, który osiąga wtedy
równowagę i

koncentrację na jednym 3.
Nie zniechęcajcie się, jeżeli na początku doświadczycie niewygód, bowiem z

uczeniem się zazen jest tak,
jak z uczeniem się wszystkiego, co cenne. Pamiętajcie, że bardzo długo

posługiwaliśmy się naszymi
ciałami i umysłami w sposób niewłaściwy. Na przykład: zamiast siedzieć i chodzić

z wyprostowanym
kręgosłupem garbimy się, wywołując nacisk na wszystkie narządy wewnętrzne i

utrudnia-
67

background image

,
jąć oddychanie. Tak więc musimy się uczyć, jak właściwie siedzieć i chodzić;

musimy nauczyć nasze
umysły, jak kierować je do wewnątrz, tak jak umiemy kierować je na zewnątrz.

Początkowo odwrócenie
tego trwającego od tak dawna procesu wiąże się z dużym wysiłkiem, ale jeśli

wytrwamy w zazen, to
zaczniemy doświadczać większej jasności, swobody i energii w codziennym życiu.

TRZECI PYTAJĄCY: Czy to nie masochizm - znosić ból, gdy można go uniknąć?
ROSI: Budda powiedział, że ból jest warunkiem istnienia i że jeśli będziemy go

unikać, to spłycimy swoje
życie, bo rozkosz i ból to dwie strony tego samego medalu. A ból jest wszędzie,

prawda? Same narodziny
są bólem i to zarówno dla dziecka, jak i dla matki. Choroby i niedomagania wieku

podeszłego wiążą się z
bólem. Przebywanie z ludźmi, których się nie lubi, jest bolesne; oddzielenie od

ludzi, których się kocha,
jest też bolesne. A co mamy powiedzieć o cierpieniu tak wielu ludzi, którzy żyją

w nędzy, bliscy śmierci
głodowej? Któż z myślących ludzi nie zgodzi się z tym, że chwile smutku i bólu

są częstsze od chwil
radości i szczęścia?

CZWARTY PYTAJĄCY: Po co więc jeszcze powiększać nasz ból, siedząc w postawie
lotosu?

ROSI: Postawa lotosu nie jest jedyna, w której praktykuje się zazen. Istnieją
inne postawy, które są

opisane i przedstawione na rysunkach w Trzech filarach zeń.
Ponieważ bólu, ogólnie rzecz biorąc, można unikać jedynie w drodze rezygnacji z

pełnego, bogatego
życia, czyż nie mądrzej jest wziąć się z nim za bary? Jeśli tego nie zrobisz, to

ból zawsze będzie zaglądał
ci w oczy. We wszystkich dobrych klasztorach, ośrodkach czy aśramach, w jakich

byłem w Azji,
powiadano: „Bez bólu nie ma osiągnięć."

CZWARTY PYTAJĄCY: A jak trzeba brać się z bólem za bary?
ROSI: Podczas treningu zeń człowiek uczy się wielu metod postępowania z bólem.

Oto jedna z nich
stosowana w klasztorach w Japonii: w ciepłe dni, kiedy to komarów jest

najwięcej, wczesnym rankiem i o
zmierzchu główni mnisi u-mieszczają zazwyczaj na podłodze między siedzącymi

spirale trociczek, których
dym odstrasza komary. Jednakże od czasu do czasu nie wystawia się tych spirali i

komary, niczym horda
rozwścieczonych najeźdźców, ruszają na żer. Nikt nie odważy się unieść ręki, by

je odegnać. Główni
mnisi stoją za plecami siedzących pilnując, by nikt się nie ruszał. W takich

chwilach najprzeróżniejsze
myśli nękają umysł. Człowiek raptem przypomina sobie, jak czytał, że komary

przenoszą zarazki malarii i
że wskutek wielu ukłuć naraz można zapaść na tę chorobę. Właściwie wszelki ból,

jaki się odczuwa,
pochodzi raczej z myśli o tym, co może się przytrafić, niż z samych ukłuć.

Jednakże przed komarami nie
ma ucieczki i po kilku chwilach robisz to, do czego zachęcają cię główni mnisi -

stajesz się
68

jednym z ukłuciami. A wówczas, o dziwo, staje się cud! Przestajesz je czuć. One
kłują lecz nikt nie jest

kłuty. Zniknąłeś i nie ma niczego, co mogłoby być kłute!
Uczysz się stąd, że nic nie jest w stanie zagrozić spokojowi twego umysłu, jeśli

stajesz się jednym z tym,

background image

co cię niepokoi. Z czasem stajesz się mniej przywiązany do ciała i zaczyna do

ciebie docierać, że im
bardziej gonisz za przyjemnościami i lgniesz do rozkoszy umysłu, tym więcej bólu

będziesz musiał
wycierpieć.

CZWARTY PYTAJĄCY: Skoro trzeba nauczyć się postępowania z bólem, czy nie można
robić tego nie

ryzykując zdrowiem?
ROSI: Sposób, o którym mówiłem, jest tylko jednym z wielu. Jeżeli wystawiasz się

na ból z pobudek
ascetycznych, aby uczynić siebie twardszym, mocniejszym od innych lub dla innych

równie nieczystych
powodów, to te niewygody są bezsensowne. Ale jeśli twój cel jest czysty i

wzniosły i nie można go
osiągnąć inaczej niż przez ból, to wówczas ból należy przyjąć.

CZWARTY PYTAJĄCY: Rosi, czy nie czułeś żadnej urazy do tych mnichów za ból, jaki
ci zadawali

podczas twego treningu w Japonii?
ROSI: Ból to dziwna rzecz. Nauczyciele, których pamiętamy z wdzięcznością to nie

ci, którzy nam
wszystko ułatwiali, ale ci, którzy powodowani współczuciem dali nam twardą

bolesną szkołę. Po
dwudziestu pięciu latach nadal odczuwam wdzięczność dla pewnego głównego mnicha,

który nie położył
się przez całą noc podczas sesin, zachęcając mnie kijem do wysiłku.

Kij zachęcający to drewniane wiosło, długie na sześćdziesiąt do
dziewięćdziesięciu centymetrów, od

wieków używane w chińskich i japońskich klasztorach o-raz w świątyniach, aby
pobudzić energię

siedzących i dopomóc im w osiągnięciu maksymalnej koncentracji. Każde ramię
uderza się dwukrotnie w

miejscu, gdzie przebiega południk akupunktury. Stymuluje to psychiczną energię.
Przebywałem w klasztorze już od jakichś sześciu miesięcy i była to szósta i

ostatnia, kulminacyjna noc
sesin. O dziewiątej wieczorem, gdy zakończyło się formalne zazen, znalazłem

rozklekotane krzesło i
zabrałem je ze sobą do łaźni na jadza (czyli nocne zazen). Ledwo usiadłem, kij z

głośnym trzaskiem
wylądował na moim ramieniu. Nade mną stał jeden z głównych mnichów, człowiek,

który opiekował się
mną od momentu mego przybycia do klasztoru, i do którego czułem szczególną

sympatię. Mimo że z
powodu swych absorbujących obowiązków kładł się zwykle, jak inni główni mnisi, o

dziesiątej lub
jedenastej wieczorem, tamtej nocy powodowany najgłębszym współczuciem

zrezygnował ze snu, aby
dodawać mi bodźca kijem. Minęła pierwsza i druga godzina, ale on nie ustawał.

Noc się ciągnęła, lecz on
nie odstąpił ode mnie, tylko niezmordowanie pracował. Ból w nogach, które

zacisnąłem wokół ostrych
kantów nóg krzesła, stawał się nawet gorszy od bólu w ramionach i plecach. W

końcu pokonany przez
wysiłek

69

i zmęczenie - zemdlałem. Gdy otworzyłem oczy, ów mnich stał nade mną trzymając w

rękach zamiast kija
miskę z surowymi jajkami. Połknąłem je.

„Za pół godziny pobudka - powiedział. - Możesz odpocząć do tego czasu."
Popatrzyliśmy na siebie i w

milczeniu objęliśmy się. Po sesin zapytałem go: „A co by było, gdybym miał słabe
serce i padł trupem

podczas tej całonocnej próby kija? Wyobrażasz sobie te tytuły w zagranicznych

background image

gazetach: 'Amerykanin w

średnim wieku pobity na śmierć w klasztorze zeń w Japonii'. Rozwój zeń na
Zachodzie mógłby zostać

zahamowany na pięćdziesiąt lat, nie mówiąc już o reperkusjach w Japonii. Czy nie
ryzykowałeś zbyt

wiele?" Mnich uśmiechnął się serdecznie: „Kapleau-san, ty mocniejszy, niż ty
myśleć." l nie dodał nic

więcej.
Ów główny mnich uczynił jeszcze coś, co jest ciągle żywe w mej pamięci. Podczas

sesin tłumaczył słowa
rosiego na angielski. Procedura udawania się na prywatną rozmowę z rosim

(dokusan) była następująca:
na dany sygnał chętni siadali rzędem na piętach, jeden za drugim. Rosi uderzał w

ręczny dzwonek, aby
dać znać osobie, która właśnie była u niego, że ma wyjść. Wówczas następna o-

soba uderzała
drewnianym młotkiem w dzwon i wchodziła do jego pokoju.

Nadeszła moja kolej. Czekałem, a ów mnich stał za moimi plecami. Słysząc sygnał
rosiego uderzyłem w

dzwon, odłożyłem na bok drewniany młotek i wstałem, aby stawić się przed rosim.
l właśnie w tej chwili

mnich walnął mnie mocno za uchem otwartą dłonią. Pełen bólu, wściekłości i
poczucia ego odwróciłem się

i zamierzyłem na niego pięścią lecz on uchylił się, chwycił mnie wpół i popchnął
do pokoju dokusan. Rosi,

gdy pojawiłem się przed nim, wykrzyknął: „Joś! Joś!" (dobrze, dobrze!) - i to
były pierwsze słowa

pochwały, jakie od niego usłyszałem od czasu mojego przybycia do klasztoru. Do
tej pory moje

zachowanie na dokusan było zawsze pełne wahania, a odpowiedzi na pytania miały
intelektualny

charakter. Ale teraz odkryłem, że odpowiadam nie myśląc - z trzewi, nie z głowy
- i rosi był oczywiście

zadowolony.
Ten epizod przyniósł trwałe korzyści. Odkryłem, że działam na wyższym poziomie

energii i że na dokusan
nie lękam się już rosiego. Również w innych sytuacjach potrafiłem reagować z

większą przytomnością
Było jeszcze wiele innych bolesnych epizodów, które mi bardzo pomogły, ale nie

będę was nimi zanudzał.
PIĄTY PYTAJĄCY: Ale czy nie można ci było pomóc w inny sposób, bez zmuszania cię

do przejścia
przez cały ten ból?

ROSI: Zanim zająłem się zeń, byłem pobłażającym sobie egotykiem. Zabiegałem o
własne przyjemności

bez względu na to, jak moje poczynania wpływały na życie innych. Zamiast być
panem swego życia

byłem, nie wiedząc o tym, jego niewolnikiem. Ale moi nauczyciele zeń wiedzieli o
tym i ci przenikliwi

znawcy ludzkich charakterów potraktowali mnie dokładnie tak, jak tego
potrzebowałem. Szkoła, jaką mi

dali, nie tylko uprzytomniła mi prawdę o mnie, której sobie przed-
70

tem nie uświadamiałem, ale także nauczyła mnie w pewnej mierze pokory, której
wielce potrzebowałem.

Ból, bardziej niż cokolwiek innego, może to dać, jednak pod warunkiem, że nie
wywołuje urazy.

SZÓSTY PYTJĄCY: Rosi, a czy zrobHbyś ponownie to wszystko, wiedząc to, co wiesz
teraz?

ROSI: Zrozumcie, proszę, że gdyby wyjazd do Japonii nie był dla mnie kar-micznie
konieczny, to nie

pojechałbym tam i nie siedziałbym tam tak długo. A wy nie bylibyście tu dziś,

background image

gdyby to nie było waszą

karmą - i moją również. W ten sam sposób, w jaki teraz rozumiem (a wtedy
musiałem przeczuwać), że ten

ból był konieczny dla mego dojrzewania i rozwoju, wy wszyscy musicie czuć
potrzebę dyscypliny i

treningu.
SZÓSTY PYTAJĄCY: Rosi, czy zdarza ci się zalecać podróż do Japonii dla

zgłębienia zeń?
ROSI: Obecnie mamy w Stanach kompetentnych nauczycieli zeń i dobre ośrodki

treningu. W 1953 roku,
gdy wybierałem się do Japonii, nie słyszałem o żadnym takim miejscu na

Zachodzie.
GŁOS: Miałeś chyba bardzo złą karmę, że musiałeś jechać aż do Japonii, aby

znosić cały ten ból.
GŁOS: Karma, nie karma, ja bym tam nigdy nie pojechał, żeby tak cierpieć.

ROSI: Ponieważ ja pojechałem, nikt z was nie musi już jechać.
24. CO TO JEST PUSTKA?

PYTAJĄCY: Co to jest buddyjska pustka? Wiem, co jest napisane w książkach: że to
jest próżnia, siuniata

i tak dalej. Ale co to znaczy: .Tutaj forma jest tylko pustką pustka jest tylko
formą"?

ROSI: Przypuśćmy, że jesteś rzemieślnikiem, wykonujesz przedmioty ze srebra i
chcesz zrobić małą

figurkę Buddy. Gdy twoje srebro jest roztopione i jest w stanie płynnym, to ma
zdolność stania się każdym

przedmiotem - i to jest pustka („nie-rzecz")*. Potem wlewasz roztopiony metal do
formy odlewniczej,

srebro twardnieje - i to jest forma. Ale przypuśćmy, że ukształtowałeś swego
Buddę, lecz nie jesteś z

niego zadowolony i pragniesz zrobić coś innego z tego samego srebra. Tak więc
roztapiasz figurę i srebro

powraca do bezforemności. Zatem w istocie pustka nie różni się od formy.
Rosi posługuje się tu trudnym do przełożenia na polski terminem „no-thingness",

będącym przekładem
buddyjskiego terminu. Nie jest to nicość w negatywnym rozumieniu, (przyp, red.)

71

Wszystko to, proszę nie zapominać, to jedynie model pojęciowy, a nie to, o co

chodzi. Powiedz mi wiec,
jak uchwyciłbyś pustkę jako konkretny fakt? Wystąp i pokaż mi to!

PYTAJĄCY (podchodząc do rosiego): W ten sposób! (chwytając kurczowo przestrzeń)
ROSI: Nie, tak! (pokazując)

PYTAJĄCY: Au!
ROSI: Pustka w końcu jest tylko formą, nieprawdaż?

25. CZY COŚ TRWA PO ŚMIERCI BIOLOGICZNEJ?
PYTAJĄCY: Ostatnio przeprowadzono sporo badań i napisano dużo książek na temat

życia po śmierci. A
jednak wielu ludzi odnosi się do tego sceptycznie. Uważają oni, że nie ma na to

żadnych naukowych
dowodów. Co zeń mówi o możliwościach trwania po śmierci jakiejś formy życia?

ROSI: Należy się tylko dziwić, jak można w to wątpić. Narodziny, wzrost,
rozkład, dezintegracja, ponowne

stawanie się - czyż to nie cykl naturalnych zdarzeń? Ten, kto w to wątpi, wątpi
zarazem w świadectwa

swoich własnych zmysłów, swego intelektu, swych najgłębszych intuicji. Czy
kiedykolwiek zadałeś sobie

pytanie: „Co stanie się z siłą życiową i energią stojącą za działaniem
konstytuującym to, co nazywam

jaźnią, po dezintegracji mego ciała?" Prawo zachowania energii głosi, że energia
nigdy nie ginie, tylko

zostaje przekształcona. Jak więc ta siła życia mogłaby zniknąć na zawsze?
PYTAJĄCY: Chciałbym wierzyć, że nie znika. Ale czy ktoś kiedykolwiek powrócił z

martwych, aby nam

background image

powiedzieć, jak to jest?

ROSI: W tym pokoju nie ma nikogo, kto by nie powrócił - tysiące razy! Wszelkie
życie jest życiem po

śmierci.
PYTAJĄCY: Czy mówi pan to poważnie, rosi?

ROSI: Czemu, jak to ujął Wolter, powtórne narodzenie się miałoby być dziwniejsze
od narodzenia się po

raz pierwszy?
DRUGI PYTAJĄCY: Czy może mi pan powiedzieć, jaki będę w moim następnym żywocie?

ROSI: Proszę mnie nie pytać, tylko spojrzeć w lustro.
DRUGI PYTAJĄCY: Nie rozumiem.

ROSI: Budda powiedział, że jeśli chcesz poznać przeszłość, czyli przyczynę
-popatrz na swą

teraźniejszość, która jest jej skutkiem. Jeśli chcesz poznać przyszłość, czyli
skutek - popatrz na

teraźniejszość, jej przyczynę. Innymi słowy to, jaki będziesz w przyszłym
żywocie, jest zdeterminowane

tym, co myślisz i czynisz teraz - więc uważaj!
72

TRZECI PYTAJĄCY: Znane są relacje wielu ludzi, którzy z punktu widzenia
fizjologii zmarli, ale potem

zostali przywróceni do życia. Ci, którzy powrócili „z martwych", twierdzą że ich
przeżycia po opuszczeniu

ciała były tak piękne, iż po powrocie do swych cierpiących ciał żałowali, że
wrócili.

CZWARTY PYTAJĄCY (do trzeciego pytającego): Mówisz o ludziach, których serca
przestały bić i którzy

nie dawali znaku życia, ale wkrótce zostali doń przywróceni. Jest to coś całkiem
innego niż przypadek

ludzi, którzy umierają, a których ciała są grzebane lub palone.
ROSI: Pozwólcie, że powiem kilka słów o przeżyciach, jakie mają miejsce po

opuszczeniu ciała.
Doświadczenie, które ci ludzie opisywali jako piękne, to dopiero pierwszy etap.

Dla osoby, która nie
przeszła przez specjalne przygotowanie, jakim jest trening duchowy, to co

następuje po pierwszych
doznaniach, może wywołać lęk, a nawet grozę w zależności od czyjejś karmy. Te

późniejsze e-tapy opisał
szczegółowo w swoich dwóch pracach Wasubandhu, filozof buddyjski z IV w n.e.

Tybetańska księga
zmarfych opiera się na jego dziełach.

PIĄTY PYTAJĄCY: Dlaczego konieczny jest trening duchowy? Czemu nie można się
przygotować do tych

prób przez odpowiednie lektury?
ROSI: Jeżeli ktoś z państwa stanąłby twarzą w twarz z przerażającymi,

demonicznymi obrazami lub
innymi budzącymi lęk zjawami - w stanie pośrednim pomiędzy śmiercią a

odrodzeniem - czy naprawdę
pomogłoby to, że czytał, iż są o-ne zaledwie projekcjami jego własnej

świadomości, upiorami stworzonymi
przez jego własną jaźń? Podobnie jak halucynacje w złych „podróżach"

narkotycznych, wizje te
przerażałyby go, ponieważ nie rozumiałby ich natury ani nie wiedziałby, jak

można je unicestwić.
A teraz przypuśćmy, że w zazen miał on raz po raz halucynacje tego czy innego

rodzaju i za każdym
razem byłby pouczany przez swego nauczyciela, dlaczego one powstają i jak z nimi

postępować.
Nauczyłby się wówczas z własnego doświadczenia, jak się ich nie lękać, i

doświadczenie to byłoby
niezmiernie pomocne w stanie pośrednim. A jeżeli taki trening byłby dogłębny, to

nie wydaje się

background image

prawdopodobne, aby szok śmierci mógł zniweczyć tę świadomość.

SZÓSTY PYTAJĄCY: Czy ten stan pośredni jest tym samym, co bardo wspomniane w
Tybetańskiej

księdze zmarłych!
ROSI: Tak.

SIÓDMY PYTAJĄCY: Czy mógłby pan nam powiedzieć trochę więcej o tym pośrednim
stanie istnienia?

ROSI: Według Wasubandhu istota w tym stanie pośrednim ma intelekt, emocje i
wolę, wszystko o

subtelnej naturze, a nawet swego rodzaju postrzeganie zmysłowe. Uważa się, że ma
ona zdolność

przenikania przez przedmioty materialne, podobnie jak prąd elektryczny, i może
przebywać setki mil w

jednej chwili.
SIÓDMY PYTAJĄCY: Ile czasu mija do następnego wcielenia?

73

ROSI: Zazwyczaj odrodzenie odbywa się w czterdziestodziewięciodniowym okresie.

Jednakże liczba ta
nie jest stała. Odrodzenie może nastąpić po jednym dniu czy tygodniu albo po

wielu latach.
Przypuszczalnie na czas odrodzenia wpływa między innymi siła, z jaką tę istotę

przyciągają rodzice,
mający z nią kar-miczne pokrewieństwo. Nawiasem mówiąc, liczba czterdzieści

dziewięć to siedem razy
siedem, a w wielu religijnych tradycjach, również w buddyzmie, liczba siedem

symbolizuje kamień
węgielny wszechświata.

Buddyzm mówi o dwóch rodzajach narodzin i śmierci, bezustannym i zwykłym.
Bezustanne narodziny i

śmierć, czyli tworzenie i niszczenie, dzieją się w każdej milionowej części
sekundy czy z podobnie

fantastyczną prędkością gdy giną stare komórki, a powstają nowe. Tak więc można
powiedzieć, że nowa

jaźń rodzi się bezustannie i że człowiek mający sześćdziesiąt lat nie jest taki
sam, a jednak nie jest różny

od osoby, jaką był w wieku lat trzydzietu czy dziewięciu. Życie jest zatem
umieraniem, a umieranie

życiem. Właściwie z każdym wdechem odradzasz się, a z każdym wydechem umierasz.
Zwykłe narodziny i śmierć można również nazwać cielesnymi, gdyż odnoszą się one

do fizycznego ciała i
jego procesów jako całości, jego powstawania i unicestwiania przy końcu żywota.

Gdy umieramy, energia
życiowa, czyli karma, zostaje przekazana istocie pośredniej, której istnienie

również poddane jest
nieustannym i zwykłym narodzinom i śmierci, przy czym w tym obszarze zwykła

śmierć i odrodzenie
nastąpić mogą co siedem dni, gdy istota pośrednia czeka na sposobność poczęcia.

Ma ona według
Wasubandhu tajemną zdolność zdawania sobie sprawy ze stosunku seksualnego,

dzięki któremu będzie
poczęta.

SIÓDMY PYTAJĄCY: W jaki sposób karmiczna energia przechodzi z umierającego
człowieka w tę

pośrednią istotę?
ROSI: Posługiwano się wieloma analogiami, by opisać ten proces. Mój nauczyciel

porównywał to
zazwyczaj do odciskania pieczęci w błocie. Nasze obecne życie jest pieczęcią, a

istota pośrednia -
błotem. Wzór pieczęci to karma. W chwili gdy pieczęć zostaje odciśnięta na

powierzchni błota, jej rysunek,
czyli wzorzec karmiczny, zostaje dokładnie przeniesiony.

Inni porównywali to do gry w bilard. Główna bila trafia inne ustawione razem

background image

bile, rozpraszając je we

wszystkich kierunkach, lecz sama w chwili uderzenia staje w miejscu. Czy jakaś
„rzecz" przeszła dalej?

Czy było to coś więcej niż pewna siła, impet albo energia? Kierunki, w jakich
poruszają się bile, zależą od

sposobu uderzenia bili głównej - np. czy ją podkręcono czy nie - a także od
wartości pędu

przekazywanego innym bilom. Podobnie jest, gdy w błocie odbito pieczęć, która po
odjęciu zostawiła ślad.

Czy została tam przekazana jakaś substancja? Czy nie pozostał tylko wzór
pieczęci jako jej odbicie w

błocie?
74

SIÓDMY PYTAJĄCY: Ależ jakaś substancja czy istota musi przejść. W przeciwnym
razie jak można

powiedzieć, że to, czym stajemy się w następnym wcieleniu, zależeć będzie od
naszego obecnego

sposobu życia?
ROSI: Odradzanie nie oznacza przenoszenia jakiejkolwiek substancji, lecz

kontynuację pewnego procesu.
Budda powiedział: „Odrodzenie wynika z dwóch przyczyn: ostatniej myśli

poprzedniego życia jako zasady
naczelnej i z uczynków poprzedniego życia jako podstawy. Zatrzymanie się

ostatniej myśli znane jest jako
śmierć, a pojawienie się pierwszej myśli jako odrodzenie."

SZÓSTY PYTAJĄCY: Przypuśćmy, że ktoś czynił w życiu zło, ale wyraził na łożu
śmierci skruchę i

oczyścił sumienie na przykład za pomocą odpowiednich rytuałów bądź w inny
sposób. Czy można tak

oszukać swoją karmę? A może wystarczy pilnie strzec swej ostatniej myśli?
ROSI: Nie. Nieuchronne brzemię winy występujące u przeciętnej osoby i jej

kurczowe czepianie się życia
są tak silne, że oparcie się pędowi tej karmy jest dla niej niemożliwe, podobnie

jak szmuglowanie walizki
pełnej narkotyków i nie-myślenie o zawartości bagażu, gdy zbliża się moment

kontroli celnej. Niemniej
jednak przedśmiertne obrzędy spełnione przez duchownego mogą złagodzić przejście

z tego żywota do
następnego, o ile uwalniają umierających od poczucia winy wywołanego przez

przeszłe występki. Twierdzi
się, że poczucie winy pojawia się z wielką siłą i kładzie się ciężarem na sercu

właśnie w chwili śmierci.
ÓSMY PYTAJĄCY: Czy na buddyjskim pogrzebie kapłan spełnia podobną funkcję co

pastor czy rabin?
DZIEWIĄTY PYTAJĄCY: Byłem raz na buddyjskim pogrzebie. Bardzo się różnił od

innych. Zamiast
wychwalać charakter nieboszczyka, kapłan przemawiał wprost do ducha zmarłego.

Dlaczego to robił?
ROSI: Głównym celem pogrzebu buddyjskiego nie jest pocieszanie rodziny, chociaż

to też się czyni, ale
przebudzenie istoty przebywającej w stanie pośrednim ku prawdziwej naturze

istnienia. Pamiętajmy, że
istnienie w stanie pośrednim jest wolne od ograniczeń ciała i tego, co zazwyczaj

nazywamy umysłem,
wskutek czego postrzeganie jest ogromnie spotęgowane. Dlatego też nabożeństwa

pogrzebowe i
późniejsze żałobne stanowią dosłownie „jedyną w życiu" sposobność przebudzenia

zmarłego, a tym
samym wyzwolenia z wiążącego go łańcucha narodzin i śmierci.

Jeżeli kapłan czy rosi będący duchowym przewodnikiem zmarłego sam jest
przebudzony i ma wielką moc

samadhi, to nabożeństwo jest nie tylko podniosłe, aJe i budzące grozę.

background image

Płomiennym, grzmiącym głosem

wykłada on dharmę istocie przebywającej w stanie pośrednim, a dźwięki te,
których źródłem jest siła jego

oświeconego umysłu, mają moc przenikania wszystkich światów. Dzwoni się w
dzwonki, uderza w gongi i

cymbały, wybija na bębnach wzniosłe i pobudzające dźwięki. Po czym śpiewa się
wielokrotnie sutrę Serce

Doskonałej Mądrości, któ-
75

rej sednem jest zwrot: „Tutaj forma jest tylko pustką pustka jest tylko formą",
z dynamicznym i nie

słabnącym wysiłkiem, aby przebudzić umysł istoty przebywającej w stanie
pośrednim. Mamy również

suplikacje, modlitwy i inne ceremonie odprawioane przed pogrzebem, podczas
pogrzebu, jak również

podczas kolejnych nabożeństw w rocznicę śmierci.
Ponieważ pierwsze czterdzieści dziewięć dni stanowi okres przełomowy,

nabożeństwa odprawia się
codziennie przez pierwsze siedem dni, a później raz na tydzień przez siedem

tygodni w ten sam dzień
tygodnia, w który przypadł zgon. Później nabożeństwa odprawiane są w trzy lata

po śmierci, w siedem,
trzynaście itd. aż do pięćdziesiątej rocznicy śmierci.

DZIESIĄTY PYTAJĄCY: A jak się rzecz ma w wypadku mistrzów zeń? Jeżeli i dla nich
odprawia się

ceremonie pogrzebowe, to kto je prowadzi?
ROSI: Zazwyczaj czyni to osoba o podobnej duchowej sile.

DZIESIĄTY PYTAJĄCY: Ale skoro taka osoba jest już oświecona, to jaki jest cel
ceremonii?

ROSI: Oświecenie nie jest czymś statycznym, można je pogłębiać w nieskończoność.
Nabożeństwa

pogrzebowe i następujące po nich nabożeństwa rocznicowe pozwalają również na
okazywanie szacunku i

czci zmarłemu i stanowią sposób utrzymywania i pogłębiania związku między
zmarłym a żywymi.

JEDENASTY PYTAJĄCY: Jeżeli człowiek zabiera ze sobą do swego następnego życia
wszystko, czego

się nauczył w tym życiu, to czemu musi on na nowo uczyć się relacji z
obiektywnym światem?

ROSI: Odpowiedź na pańskie pytanie wymaga długiego wyjaśnienia. Według
buddyjskiej psychologii cały

wszechświat nie jest niczym innym jak świadomością. Nic nie istnieje poza
Umysłem. Świadomość dzieli

się na dziewięć poziomów. Pierwszych sześć to korzenie świadomości, czyli
świadomość widzenia,

słyszenia, smakowania, wąchania, dotykania i myślenia. Na widzenie składa się
oko, przedmioty widzenia

i zmysł wzroku. Na myślenie składa tlę mózg, jego myśli i proces myślenia.
Podobnie jest z pozostałymi

czterema zmysłami. Tych sześć zdolności razem składa się na jednostkową
empiryczną świadomość,

czyli na ciało-umysł, które rodzi się i umiera.
Siódmy, ósmy i dziewiąty poziom świadomości nie ginie wraz ze śmiercią

fizycznego ciała. Siódmy
poziom (świadomość manas) to stała świadomość „ja". Na tym poziomie wszystkie

dane zmysłowe
zostają zebrane z pierwszych sześciu i przeniesione na ósmy poziom (względna

świadomość alaja), gdzie
magazynowane są ziarna, w których każde działanie, myśl i wrażenia zmysłowe

zapisane są chwila po
chwili.

Dziewiąty poziom (absolutna świadomość alaja), to czysta, bezkształtna

background image

świadomość Jaźni - nasza

Prawdziwa Natura. Jest ona związana z ósmym poziomem tak ściśle, że między tymi
dwiema

świadomosciami niemalże nie ma różni-
76

cy. Można ją porównać do bezgranicznego oceanu, w którym każcie jednostkowe
życie jest falą na

powierzchni. Proszę spojrzeć na ten wykres:
Jedna fala - jedna osobowość


a. magazyn nałłon b. mo*t miedzy ' (9). a ułudą (7)

BezluztaHna Jaźń (Prawdziwi Natura)
W pewnym sensie ósmy poziom, czyli „magazyn" doświadczeń, jest podstawą

osobowości i charakteru,
gdyż bezustannie zasiewa nowe działania, wywołując powstawanie rozmaitych myśli

i uczynków. Z kolei
te myśli i uczynki zmieniają jakość świadomości magazynującej, ponieważ

odciskają się w niej
natychmiast, a-by stać się nowymi nasionami działania. Karma - czyli akcja i

reakcja - rozwija się, gdy
nieustannie gromadzone z doświadczeń nasiona, w odpowiedzi na właściwe przyczyny

i uwarunkowania,
zakwitają jako nowe działania, które są skutkiem, ale również i przyczyną

nasion. Ten proces, choć
przebiega etapami, jest bezustanny i nie ma końca. Wasubandhu opisał go jako

„bezustanny ruch jak pęd
wodospadu: nasienie wywołuje obecne działanie, obecne działanie kształtuje

nasiono, trójkąt się zamyka,
przyczyna i skutek sąjednym!"


77

Co do pańskiego pytania, trzeba powiedzieć, że chociaż nasza indywidualność
przechodzi do następnego

wcielenia w postaci karmicznych skłonności, inklinacji i uzdolnień, to
przeciętna osoba nie pamięta

przeszłych żywotów ani szczegółów z nimi związanych. Są one zagrzebane w
podświadomości, mogą

kiedyś zostać wydobyte i dostać się do świadomości lub też nie. Dlatego właśnie
w dzieciństwie trzeba się

uczyć na nowo relacji z obiektywnym światem. Pod wieloma względami dzieci są
obce w obcym świecie.

JEDENASTY PYTAJĄCY: A jednak pewne małe dzieci wydają się mieć jakąś odwieczną
mądrość. Mówi

się o nich czasem „stare dusze". Co je takimi czyni?
ROSI: Pamiętają one z przeszłego życia nieco więcej niż przeciętne dziecko.

Dzięki większej
przytomności i mądrości nie muszą tak wiele uczyć się na nowo.

DWUNASTY PYTAJĄCY: To, co nam pan powiedział, jest bardzo interesujące, ale w
swojej książce Trzy

filary zeń wspomina pan gdzieś, że Budda odmówił odpowiedzi na pytania dotyczące
tego, co dzieje się

po śmierci, albowiem uważał, że nie mają one nic wspólnego z oświeceniem ani z
życiem religijnym.

Dlaczego zrobił pan to, czego nie chciał uczynić założyciel pańskiej religii?
ROSI: Może pan sprawdzić w Trzech filarach zeń, że chodziło tam o świętego -

tzn. o osobę w pełni
wyzwoloną, a nie o przeciętną o jakiej mówiliśmy. O nim to Budda nie chciał

powiedzieć, czy po śmierci
istnieje czy też nie. Dlaczego nie chciał tego uczynić? Oto jego własna

odpowiedź (szukając w notatkach):

background image

„Terminy takie jak 'odrodzony' czy 'nieodrodzony1 lub też 'zarówno odrodzony,

jak nie-odrodzony' nie
pasują do tego wypadku... Święty, uwolniony od tego, co jest ukształtowaną

formą, jest nie do określenia,
trudny do zgłębienia jak wielki ocean."

Niemniej zwrócił pan uwagę na ważny moment. Rozważanie przeze mnie poruszonych
przez audytorium

zagadnień dotyczących życia po śmierci jest nierozważną, przesadną uprzejmością
w babcinym stylu. O

wiele ważniejsze od wiedzy o tym, co się stanie po śmierci, jest odkrycie, kim
jesteśmy teraz. Mamy tu do

czynienia z subtelną granicą. Wprawdzie zajmowanie się takimi kwestiami może
prowadzić do

bezowocnych spekulacji, przed czym ostrzegał sam Budda, lecz z drugiej strony,
wobec faktu ignorowania

w naszej kulturze zagadnienia śmierci, badanie tego problemu może prowadzić do
głębszego i

świeższego odczuwania życia.
Co więcej, ponieważ zaprpszono mnie, abym tu przyszedł i zwrócił się do was jako

do całej grupy (nie
przyszliście przecież do mnie do Ośrodka Zeń powodowani osobistym

zainteresowaniem ani duchową
potrzebą), jako wasz gość czuję się odpowiedzialny za to, aby wspólnie

wykorzystać ten krótki czas i
podzielić się z wami tym, co was zainteresuje. Mam oczywiście nadzieję, że

kiedyś będziecie mogli
uczestniczyć w warsztacie czy w sesin w ośrodku zeń, aby osobiście doświadczyć

zeń w najbardziej
bezpośredni sposób. Albowiem zeń kładzie nacisk nie na spekulacje, lecz na

osobiste doświadczanie
prawdy. Jednakże pamiętaj-

78

cię, nauka zeń jest po to, aby pomóc wam to osiągnąć, i choć może być rozmaicie

wyrażana w zależności
od kultury i czasów, istota prawdy pozostaje ta sama. Zadaniem nauczyciela jest

po prostu pomaganie
uczniowi w uchwyceniu tego przy pomocy zmieniających się okoliczności życiowych.

TRZYNASTY PYTAJĄCY: Czy nie można doświadczyć zeń nie udając się do ośrodka zeń?
ROSI: Tak, można. W końcu prawdę można znaleźć wszędzie. Jeśli poświecisz się

znajdywaniu jej, nie
musisz nawet opuszczać swego pokoju. Tym niemniej w ośrodku zeń czy w jakimś

innym ośrodku
duchowym o wiele łatwiej jest pozbyć się fałszywych wyobrażeń o sobie i świecie

i wejrzeć w swą
Prawdziwą Naturę. Ośrodek czy świątynia jest w końcu miejscem świętym. Wszystko

tam -sala
medytacyjna, wyposażenie, jakość budowli i obecność ludzi wspólnie kroczących

Drogą - ma na celu
skierowanie cię do wewnątrz, l wreszcie jest nauczyciel. Przeszedł on przez

zmagania
samourzeczywistnienia i dlatego też może ci pomóc dojść do tego samego

przebudzenia.
26. CZY JESTEŚ ŻYWY CZY MARTWY?

PYTAJĄCY: Wiele rozprawia się dziś w kręgach lekarskich o tym, jak określić
moment, w którym człowiek

jest już martwy. Niektórzy mówią, że ten moment to ustanie akcji serca, inni
twierdzą, że ma to miejsce

wtedy, gdy mózg przestanie wysyłać fale. Jaki jest buddyjski punkt widzenia?
ROSI: Budda powiedział, że ustanie ostatniej myśli uważa się za zgon, a

pojawienie się pierwszej myśli -
za odrodzenie. Powiedz mi zatem, czy w tej chwili jesteś żywy, czy martwy?

PYTAJĄCY: Jestem żywy, przynajmniej mam nadzieję, że jestem.

background image

GŁOS: On jest martwy od szyi w górę. (śmiech)

ROSI: Obaj jesteście w błędzie! Posłuchajcie uważnie następującego dialogu.
Pewien dawny mistrz zeń udał się ze swoim uczniem do pewnej rozpaczającej

rodziny, aby pocieszyć ją
po niedawnej śmierci jednego z jej członków. Gdy tylko zjawili się u tej

rodziny, uczeń zastukał w trumnę i
zapytał swego nauczyciela: „Mistrzu, czy on jest żywy czy martwy?" Mistrz

odparł: „Nie powiem, że jest
żywy, nie powiem, że jest martwy." Uczeń nalegał: „Dlaczego nie odpowiesz mi tak

lub nie?" „Nie powiem,
nie powiem"- odparł mistrz.

W drodze powrotnej do świątyni uczeń, nadal głęboko poruszony kwestią życia i
śmierci, zwrócił się nagle

do mistrza i zażądał odpowiedzi: „Muszę wiedzieć! Jeżeli mi nie powiesz, to nie
odpowiadam za to, co ci

zrobię !" „Rób co chcesz -zareplikował mistrz - ale ode mnie nie usłyszysz
odpowiedzi." Na to uczeń

uderzył go. Wiele lat później, gdy mistrz już umarł, uczeń ten złożył wizytę
innemu

79

mistrzowi, który kiedyś również był uczniem pierwszego mistrza, i opowiedział mu

o tym incydencie. Na
koniec zapytał: „Czy on był żywy, czy martwy?" Mistrz odparł: „Nie powiem, że

był żywy, nie powiem, że
był martwy." Uczeń: „Dlaczego mi nie powiesz?" Mistrz: „Nie powiem, nie powiem."

Słysząc to uczeń
nagle doznał oświecenia.

A teraz prędko odpowiedzcie mi: dlaczego żaden z tych mistrzów nie chciał
odpowiedzieć na pytanie

ucznia ?
(Padają rozmaite odpowiedzi).

ROSI: Wszyscy spudłowaliście. Może następna anegdota pomoże wam to zrozumieć.
Słynny mistrz zeń

podczas pogrzebu jednego ze swych mnichów przyłączył się do konduktu i
oświadczył: „Jaki długi kondukt

martwych ciał idzie za jedną żywą osobą."
DRUGI PYTAJĄCY: Czemu nam nie powiesz, co znaczą te dialogi ?

ROSI: Gdybym je wyjaśnił, okradłbym was z doświadczenia samodzielnego
uprzytomnienia sobie ich

znaczenia. Czy nie widzicie, że mistrz nie mógł odpowiedzieć ?
TRZECI PYTAJĄCY: Jeżeli nawet uczeń nie mógł z początku pojąć, o co chodziło

mistrzowi, to jak
możesz się spodziewać, że my to zrozumiemy ?

ROSI: Gdy wasz niepokój dotyczący życia i śmierci stanie się tak wyraźny i
nieodparty jak u tego mnicha,

to zrozumiecie znaczenie życia i śmierci i będzie to wasze przebudzenie.
27. ZEŃ POWIADA: „NIE TŁUM UCZUĆ". ALE CO Z GNIEWEM ?

PYTAJĄCY: Zadałem to pytanie podczas przerwy (w warsztacie), na co poradzono mi,
abym zadał je w

czasie przewidzianym na stawianie pytań, żeby wszyscy mogli je usłyszeć.
Powiedziałeś nam dzisiaj rano

na początku zazen, że jeżeli mamy ochotę zapłakać, to możemy to uczynić bez
większych ceregieli i że w

zeń nie tłumi się uczuć. Ale przypuśćmy, że tak się wścieknę na kogoś, że
zapragnę go uderzyć. Czy

mam to zrobić? Może lepiej bym się czuł, gdybym to uczynił, ale co by się stało
z tamtym facetem?

ROSI: Nie, nie należy tego robić. Gniew jest jednym z najbardziej
niszczycielskich uczuć i i trzeba

dokonać wysiłku, aby nad nim zapanować. Jeżeli nie utrzymamy go w ryzach, to
może on poważnie

podkopać praktykę zazen; dlatego właśnie dziewiąte wskazanie poucza nas, byśmy

background image

nie dawali upustu

gniewowi.
PYTAJĄCY: Jak nad nim panować ?

80

ROSI: Oto prosty sposób: gdy czujesz, że budzi się w tobie gniew, weź głęboki i

spokojny oddech z dna
brzucha. Uczyń to, zanim gniew na dobre wybuchnie, a wówczas najczęściej

ustanie.
PYTAJĄCY: Mam tak porywczy charakter, że nie jestem w stanie nad nim panować.

Miałem ten problem
od dziecka. Muszę to mieć we krwi.

ROSI: Powiedz mi, gdzie jest teraz twoja porywczość ?
PYTAJĄCY: Nie wiem.

ROSI: Gdybyś ją miał we krwi, to byłaby z tobą zawsze, prawda? Tak naprawdę jest
to coś, co sam

tworzysz i dlatego też możesz się tego pozbyć.
DRUGI PYTAJĄCY: Skąd pochodzi gniew ?

ROSI: Z ego, z silnego poczucia „ja": „ja jestem krytykowany, ja jestem
obrażany, ja jestem poniżany, ja

jestem sfrustrowany, ja...ja...ja..." Porywcza osoba nigdy nie jest wolna od
nękającego, przesadnie

nakierowanego na siebie uczucia: „świat jest przeciwko mnie". Dlatego też
wiedzie ona egzystencję

podobną do piekielnej, zawsze otoczona „wrogami", którzy się jej sprzeciwiają,
którzy z nią walczą którzy

ją wykorzystują.
Jedyne trwałe lekarstwo na tę chorobę to zdanie sobie sprawy raz na zawsze, że

poczucie „ja a inni" jest
produktem dualistycznie nastawionego umysłu.

TRZECI PYTAJĄCY: Zauważyłem, że osoby asystujące ci, jak przypuszczam twoi
uczniowie, nie okazują

zbyt wiele uczuć. Są przyjacielsko nastawieni i skłonni do pomocy, gdy się z
nimi rozmawia, ale tak w

ogóle wydają się zachowywać wiele rezerwy. Czemu się nie śmieją i nie są na
luzie? Czy to ma być dobry

zeń?
ROSI: Osobom żyjącym bez dyscypliny brakuje stabilności i kierunku działania:

ciągle rozmieniają swoją
energię na drobne, marnując ją w nie przynoszących pożytku przedsięwzięciach i

pozbawionych sensu
działaniach. Poruszają się jak marionetki na sznurkach, w ciągłych podrygach,

albowiem nie mają
żadnego środka, nie mają w sobie źródła, z którego ich energie płynęłyby

równomiernie i spontanicznie.
Na widok ludzi praktykujących zeń, promieniejących c-panowaniem i wewnętrzną

ciszą ogarnia ich
zdenerwowanie. Dlaczego? Dlatego, że podkreśla to brak tych jakości u nich

samych.
Człowiek, który jest ześrodkowany w swym hara, tj. w rejonie tuż poniżej pępka,

nie reaguje ani opieszale,
ani euforycznie i ma wielki zapas energii. Zazen u-walnia go od niezdrowego

tłumienia, staje się on
człowiekiem otwartym, z którym łatwo nawiązać kontakt. W sytuacjach śmiesznych

zarykuje się ze
śmiechu, a gdy spotka go nieszczęście, płacze nie kryjąc się z tym.

Mówisz, że moi współpracownicy zachowują się z rezerwą ale co w tym złego?
Podobno sam Budda

mówił rzadko, o ile nie był pytany.
Wiele lat temu byłem świadkiem niecodziennej sceny w sądzie. Agresywny

prokurator o tubalnym głosie
dawał szkołę łagodnie wysławiającemu się sędzie-

81

background image

mu. Sędzia wytrzymywał jego atak z godnością i cierpliwością. A potem odezwał

się spokojnie: .Panie
prokuratorze, czy nie słyszał pan biblijnego powiedzenia: błogosławieni cisi,

albowiem oni posiądą
ziemię?" „l tylko w ten sposób im się to uda, Wysoki Sądzie"- odpalił

prokurator.
Uwaga ta jest typowa dla etyki panującej w naszym społeczeństwie. Agresja jest

nie tylko akceptowana,
ale nawet pożądana w załatwianiu swych własnych spraw. Nie liczy się, jeśli przy

okazji wykręca się
komuś ręce, nabija guza albo rani uczucia. Ważne jest tylko, aby pchać się

wyżej, bo tylko tak można
osiągnąć swój cel. Pokora oznacza słabość.

Jednak w znaczeniu biblijnym cisi to nie ci, którym brakuje kręgosłupa, lecz ci,
którzy są cierpliwi i pokorni,

którzy nie są dumni, apodyktyczni ani chciwi. W najgłębszym sensie pokora
oznacza wyrzeczenie się

siebie. Gdy człowiek całkowicie neguje siebie, to odkrywa, że wszechświat niczym
się od niego nie różni.

Za czym wówczas można by gonić ?
28. CZY TRZEBA PORZUCIĆ SEKS, ABY OSIĄGNĄĆ OŚWIECENIE?

PYTAJĄCY: Czy trzeba porzucić seks, aby osiągnąć oświecenie?
ROSI: Nie, nie trzeba. Ważne jest tylko to, aby nie robić z seksu problemu.

PYTAJĄCY: Dlaczego zatem Budda kładł taki nacisk na celibat ?
ROSI: Nie tylko Budda, lecz każdy wielki duchowy mistrz czynił celibat pierwszym

warunkiem
monastycznego życia. Dlaczego? Po pierwsze, ponieważ Budda wiedział, że

pragnienie i zaspokojenie
seksualne łatwo prowadzą do pożądania, przywiązania, wiążąc ludzi coraz bardziej

ze zmysłowymi
przyjemnościami i cyklem narodzin i śmierci.

Po drugie, wiedział, że gdyby mnichom wolno było żenić się i mieć dzieci, to
musieliby je utrzymywać.

Znaczy to, że mnisi nie mogliby poświęcać całego swego czasu, energii i uwagi
poszukiwaniu

samourzeczywistnienia ani też nie mogliby w pełni angażować się jako
nauczyciele, bowiem ich rodziny

odgrywałyby rzecz jasna główną rolę w ich życiu. W sutrach i pismach mistrzów
znajdujemy stwierdzenie,

że celibat, gdy ciało-umysł do niego dojrzeje, daje podstawę do przekształcenia
seksualnej energii w

czystsze wibracje niezbędne dla najgłębszych stanów samadhi i przebudzenia.
Celibat nie oznacza jedynie wstrzemięźliwości seksualnej. Jest to przekroczenie

seksu, przeżycie go i
pójście dalej. Może to zabrać niewiele czasu, a może i wiele lat! Celibat w swej

najwyższej formie jest
wysublimowanym stanem, w którym pospolite wibracje ciała-umysłu przekształcają

się w wibracje
najsubtelniejsze i najwspanialsze, przynoszące wszechogarniający spokój i

jasność.
82

PYTAJĄCY: Ale po co tłumić seks, czyż nie jest on naturalną funkcją, tak jak
jedzenie ?

ROSI: Możemy żyć bez seksu, ale jak długo możemy obejść się bez jedzenia? Chodzi
tu jednak o coś

całkiem innego - nie mówimy o tłumieniu, lecz o przekraczaniu, a jest to
zupełnie inna sprawa.

Wielu traktuje seks jako niekończące się doświadczenie, nieodzowne dla każdego
intymnego związku.

Istnieją jednak niezliczone pary, które w końcu dochodzą do takiego punktu, w

background image

którym przekraczają

seksualizm ograniczony do stosunku płciowego i żyją razem pełnią życia.
Najwyższa miłość nie jest

zakorzeniona w płci, lecz we właściwej wiedzy o wzajemnym wszechpowiązaniu
wszelkiego istnienia i w

szacunku wobec życia, które dzięki temu powstaje.
Niemniej jednak, gdy mówimy o celibacie i seksie, nie możemy pomylić sytuacji

człowieka prowadzącego
dom z sytuacją mnicha żyjącego w celibacie. Dla człowieka prowadzącego dom

szczęśliwe życie w
małżeństwie i w konsekwencji zrównoważony stan umysłu, potrzebny do skutecznego

zazen, zależy od
harmonijnie przebiegającej miłości fizycznej, szczególnie we wczesnych latach

współżycia. W wypadku
mnicha rzecz ma się dokładnie odwrotnie. Dlatego też człowiek prowadzący dom,

który próbuje wieść
życie monastyczne, jak i mnich, który próbuje wieść życie świeckie, może jedynie

zaszkodzić, a nie
pomóc swojej praktyce. Ostatecznie kwestia celibatu zależy od czyjejś własnej

karmy.
TRZECI PYTAJĄCY: Ale skąd można wiedzieć, jaką ma się karmę, jeśli chodzi o

seks?
ROSI: Istnieje prosty sprawdzian. Jeżeli wyrzeczenie przychodzi łatwo, niemal

nieuchronnie, tzn. bez
przymusu, bez specjalnych wątpliwości czy niepokojów, wówczas można śmiało

powiedzieć, że karma
jest dojrzała pod względem seksu i jest się gotowym do życia w celibacie.

CZWARTY PYTAJĄCY: Ale jeżeli nie pragnie się żyć w celibacie, a większość nie
pragnie - czy można

uprawiać seks, praktykować zeń i dojść do oświecenia?
ROSI: Tak, można. W historii buddyzmu było wielu ludzi mających rodziny i dom,

którzy doszli do
głębkiego oświecenia. Trzej najsłynniejsi ludzie świeccy to: Wimalakirti, żyjący

za czasów Buddy, Fu Ta-si
z V w.n.e. i Laik P'ang z IX w. n.e. Powiada się, że Wimalakirti, człowiek

żonaty i otoczony rodziną pod
względem rozwoju duchowego ustępował jedynie Buddzie. Istnieje wiele opowieści o

jego mądrości i
współczuciu.

Fu Ta-si kontynuował praktykę duchową żyjąc z żoną i dwojgiem dzieci i znajdował
jeszcze czas na pełną

poświęcenia pracę dla dobra swoich rodaków.
Laik P'ang również miał żonę i dwoje dzieci. Słynie on w literaturze buddyjskiej

z tego, że utopił w morzu
złoto stanowiące jego majątek i zarabiał później na życie wyplatając kosze z

bambusa.
83

Wszyscy trzej wypełniali obowiązki ojców rodzin i wyrażali w swym życiu
współczucie i mądrość,

wypływające z ich głębokiej duchowej realizacji.
Nieco inny jest przypadek Sinrana, mistrza szkoły Czystej Ziemi. Sinran

rozpoczął praktykę duchową jako
żyjący w celibacie mnich, ale ponieważ był głęboko przekonany, że oświecenie

mogą również osiągnąć
osoby świeckie, postanowił ożenić się, aby to udowodnić. Przedtem jednak

poradził się swojego
nauczyciela Honena, który był mądrym i świątobliwym mnichem, starszym od niego o

wiele lat. Honen
odpowiedział: „Jeżeli musisz się ożenić, żeby mocniej wejść w swoją praktykę, to

się ożeń. Jeżeli nie
potrzebujesz się żenić, żeby to zrobić, to się nie żeń."

Obecnie w Japonii większość buddyjskich kapłanów i nieliczni mistrzowie zeń to

background image

ludzie żonaci i mający

rodziny. Celibat wymagany jest jedynie podczas treningu duchowego w klasztorach.
W naszym ośrodku

kierujemy się właściwie sentencją Honena, dlatego też mamy wyświęconych mnichów
żyjących w

celibacie i wyświęconych żonatych mężczyzn.
PIERWSZY PYTAJĄCY: Ale czy seks nie staje się problemem dla mnichów żyjących w

celibacie, gdy
muszą obcować z ludźmi świeckimi, jak to ma miejsce w waszym ośrodku?

ROSI: Tak, czasami tak jest. Aby pomóc im i innym ludziom nauczyć się, jak
radzić sobie z tym

problemem, w ośrodku wygłasza się komentarze do koanów i opowieści,
ilustrujących mądrość

postępowania mistrza zeń w sytuacjach związanych z seksem. Pozwólcie, że opowiem
wam taki koan.

Pewna głęboko oświecona stara kobieta praktykująca zeń pozwoliła młodemu,
żyjącemu w celibacie

mnichowi zająć szałas stojący na jej ziemi. Zapewniła mu dwa posiłki dziennie i
to, co niezbędne do życia,

aby cary swój czas mógł poświęcić na zgłębianie zeń i na zazen. Po trzech latach
uznała, że pora

sprawdzić, jakie są jego postępy w zeń. Była u niej wtedy z wizytą jej młoda i
atrakcyjna wnuczka. Babka

odezwała się do niej w te słowa: „Potrzebuję twojej pomocy, aby wypróbować
mnicha żyjącego w

szałasie." „W czym mam ci pomóc, babciu?"- zapytała wnuczka. „Proszę, zanieś mu
dziś jego południowy

posiłek. Gdy postawisz przed nim jedzenie, obejmij go ramionami, uśmiechnij się
słodko i zapytaj: 'Dobrze

ci teraz?' Potem wróć do mnie i opowiedz dokładnie, jak on to przyjął."
Dziewczyna z początku się ociągała - pamiętajcie, że działo się to dawno temu -

ale jej babka nalegała,
więc uczyniła tak, jak została pouczona.

Mnich zareagował na to ozięble i cofnął się mówiąc: „Czuję się jak martwe drzewo
obok zimnej skały w

samym środku zimy."
Gdy tylko dziewczyna przekazała odpowiedź mnicha, babka wykrzyknęła: „Co za

nicpoń! Nie nauczył się
niczego!" Wypędził:: go i spaliła szałas.

Jak zareagowałby każdy z was, gdyby był mnichem w tak ej sytuacji?
64

PIERWSZY GŁOS: Powiedziałbym: Jestem zgłodniały" i rzuciłbym się na jedzenie, a
nie na dziewczynę.

DRUGI GŁOS: O ile cię znam, to rzuciłbyś się na dziewczynę i namiętnie byś się z
nią kochał. (Śmiechy).

TRZECI GŁOS: Podejrzewałbym, że dziewczynę ktoś podstawił i za żadne skarby bym
jej nie dotknął.

CZWARTY GŁOS: Gdybym był mnichem, to bym zapytafc „Cb robi w takim miejscu taka
porządna

dziewczyna?"(Śmiechy).
ROSI: Nie zapominajcie, że mahajana naucza środkowej drogi. Gdybyś kochał się z

nią to byłaby jedna
skrajność, a gdybyś zachował się lekceważąco, tak jak ów mnich to uczynił, to

byłaby to druga skrajność.
PIĄTY PYTAJĄCY: Czy to znaczy, że środkową drogą byłoby lekkie objęcie,

trzymanie za rękę czy
pocałunek w policzek?

ROSI: Czy mnich żyjący w celibacie uczyniłby mądrze, gdyby nawet tylko tak
postąpił?

GŁOS: No dobrze, ale jaka jest właściwa odpowiedź?
ROSI: Jak może istnieć jedna „właściwa" odpowiedź, jeżeli rozumienie tego

problemu można

background image

demonstrować na więcej niż jeden sposób? Ten koan, jak każdy koan zeń, podtyka

wam pod nos prawdę,
której nie sposób nauczać, a którą trzeba uchwycić. Może jaśniej ujrzycie, o co

tutaj chodzi, jeżeli
opowiem wam historię, jaką usłyszałem od mojego nauczyciela, gdy pracowałem nad

tym koa-nem wiele
lat temu.

W pewnym japońskim klasztorze w średniowieczu żył rosi, który z racji swego
wyjątkowo nieskazitelnego

charakteru i współczującego serca został wyznaczony przez opata klasztoru na
przełożonego około

pięciuset mnichów. W pobliżu klasztoru stał dom gejsz znany z pięknych kobiet...
PIĄTY PYTAJĄCY: Czy gejsza to prostytutka?

ROSI: Nie, zgodnie z tradycją japońską gejszy nie można porównać z prostytutką,
chociaż obecnie

granica między nimi jest niewyraźna. Gejsza musi mieć talent do śpiewu i tańca.
Dziewczyna, która

chciałaby być gejsza musiałaby we wczesnym wieku zacząć kształcić się w tych
sztukach, jak również w

manierach towarzyskich. Gejsze pierwszej klasy żyją bardzo dostatnio w domu
gejsz, gdzie za wysoką

opłatą bawią biznesmenów, polityków i innych gości.
O-san, jedna z gejsz mieszkających w domu niedaleko klasztoru, potrzebowała

dużej sumy pieniędzy,
żeby zapłacić za poważną operację, jakiej powinna była poddać się jej matka.

Gejsza ta, jako że była
piękna i utalentowana, miała bogatych opiekunów. Zwracała się do nich z prośbą o

pożyczkę, ale kolejno
jej odmawiali, ponieważ już wcześniej poważnie się u nich zadłużyła. Popadła

więc w głęboką rozpacz.
Wtedy właśnie pewien bogaty kupiec odwiedził ten dom -człowiek znany równie

dobrze ze swego
skąpstwa, jak i ze skłonności do sake.

85

W nadziei, że duża ilość tego trunku zmiękczy jego serce i rozwiąże sakiewkę, O-

san napełniała
nieustannie jego czarkę czekając na właściwy moment, kiedy mogłaby przedstawić

swoją prośbę. Chwila
ta nadeszła, gdy kupcowi zaczęło się kręcić w głowie i stał się sentymentalny.

.Proszę jedynie o pożyczkę - błagała opowiedziawszy mu o nieszczęściu swej matki
i o kosztownej

operacji - Uwierz mi, panie, zwrócę ci te pieniądze!" Kupiec zamilkł na kilka
chwil i wydawało się, że

zasnął. Potem podniósł głowę i powiedział: „Nie pożyczę ci tych pieniędzy, dam
ci je, ale pod jednym

warunkiem." .Uczynię wszystko, czego zażądasz." „Na pewno?" „Na pewno!" „W
porządku. Czy znasz

tego rosiego z klasztoru niedaleko stąd, co ani nie pije, ani nie pali, ani nie
chce mieć nic wspólnego z

kobietami? Nienawidzę jego i jego prawości." „Ale co to ma wspólnego ze mną?"
„Po prostu dam ci

pieniądze, których potrzebujesz, jeżeli uda ci się go uwieść." Dziewczynie twarz
pociemniała. „Każdy zna

jego moralność i siłę charakteru. To mi się nigdy nie uda. A nawet jeżeli, to
nie chcę tego uczynić - to

byłoby podłe." „W takim razie nie dostaniesz o-de mnie ani grosza."
Znalazłszy się w takim położeniu, O-san cierpiała katusze. Nie udało się jej

przecież zdobyć pieniędzy w
żaden inny sposób. To była jej ostatnia szansa. Cena była przerażająco wysoka,

ale O-san pomyślała:
„Bez tej operacji moja matka z pewnością umrze. Nie mam wyboru. Muszę przyjąć

jego warunki."

background image

Następnego dnia wybrała się do klasztoru. Chłodna mżawka doskonale pasowała do

planu, jaki sobie
ułożyła. Na samym końcu klasztornego terenu znalazła mały domek rosiego. Gdy tam

dotarła, jej ubranie
było całkowicie przemoczone, a włosy miała w nieładzie. Gdy tylko rosi

odpowiedział na jej pukanie,
odezwała się w te słowa: „Wybacz mi, panie, że ci przeszkadzam. Zgubiłam się i

zimno mi. Czy byłbyś tak
dobry i pozwolił mi wziąć gorącą kąpiel, abym mogła się rozgrzać?" (Nawiasem

mówiąc, zaproszenie
kogoś nieznajomego do kąpieli było w owych czasach w Japonii rzeczą zwykłą)

„Proszę, wejdź" - powiedział rosi i zaprosił ją do łazienki. Po kąpieli gejsza
wróciła ubrana w

wydekoltowane kimono. Następnie próbowała użyć wszelkich kobiecych sztuczek, aby
uwieść rosiego, ale

wszystko na próżno.
W końcu załamała się i łkając opowiedziała mu całą swą smutną historię. „U-wierz

mi, panie - szlochała -
nie chciałam tego uczynić. Wiem, że cieszysz się nieskazitelną reputacją i że

jesteś przełożonym setek
młodych mnichów. Ale byłam w desperacji. Proszę, wybacz mi! Pójdę już sobie." l

zaczęła zbierać się do
wyjścia.

„Poczekaj - rzekł do niej rosi. - Skoro jedynym sposobem zdobycia pieniędzy na
operację twej matki jest

to, abyśmy spali ze sobą, możesz zostać tu ze mną na całą noc."
86

W ciągu kilku następnych dni po klasztorze rozeszła się wieść, że piękna gej-sza
O-san spędziła noc z

rosim u niego w domu. Wstrząśnięty tym opat wezwał rosłego i zażądał
wyjaśnienia, czy plotka jest

zgodna z prawdą. „Tak, to prawda.* „Coś takiego! - wykrzyknął opat z
niedowierzaniem w głosie. - Jakże

właśnie ty spośród wszystkich ludzi mogłeś uczynić taką rzecz? Czy nie zdajesz
sobie sprawy, jak wpłynie

to na młodych mnichów, którzy są pod twa pieczą? Nie będzie tu więcej z ciebie
pożytku. Musisz odejść."

„Skoro tak uważasz, odejdę." Rosi nie powiedział nic więcej i odszedł. Gdy mnisi
dowiedzieli się, że rosi

został zwolniony, udali się do opata i zażądali, aby przyjął go z powrotem. „Ale
dlaczego? - spytał opat. -

Czy wiecie, czego on się dopuścił?" Jak." „Zachował się nie tylko skandalicznie,
ale co gorsza nie okazał

żadnej skruchy. Dlaczego mielibyśmy go przyjąć z powrotem?" „Ponieważ dał nam
cenną lekcję

współczucia, a jeżeli nie przyjmiecie go z powrotem, panie, to wszyscy
odejdziemy" - odpowiedzieli mnisi.

W końcu opat zmiękł i wezwał rosiego z powrotem. , SZÓSTY PYTAJĄCY: Czy opat
wiedział, dlaczego

rosi pozwolił gejszy spędzić z nim noc?
ROSI: Widocznie powód go nie interesował. Najważniejsze dla niego było moralne

wykroczenie
polegające na tym, że spał on z gejszą, i skutek, jaki według niego mogło to

wywrzeć na wrażliwych,
młodych mnichów. Ale jeśli rosi dał mnichom lekcję współczucia, to mnisi dali

opatowi inną lekcję.
PIERWSZY PYTAJĄCY: Czy rosi nie poświęcił własnej moralnej uczciwości, pomagając

tej kobiecie ?
ROSI: W pewnym sensie tak i nie należy sobie wyobrażać, że łatwo mu to przyszło.

Ale z drugiej strony,
gdy konieczny okazał się wybór między zachowaniem swej własnej cnoty a

udzieleniem współczującej

background image

pomocy gejszy i jej matce, to oczywiście wybrał to drugie. Mówię „oczywiście",

ponieważ był on mnichem
mahajany, a mahajana kładzie nacisk na ideał bodhisattwy, który wiedziony

bezgranicznym współczuciem
poświęca się niesieniu pomocy innym. Pewien mistrz zeń, gdy go zapytano, dokąd

się uda po śmierci,
odpowiedział: „Do piekieł, bowiem tam najbardziej potrzeba pomocy."

29. CZY MOŻNA SAMEMU PRACOWAĆ NAD KOANEM?
PYTAJĄCY: Dziś rano powiedziałeś, że samemu nie powinno się podejmować praktyki

z koanem, że
koan powinien być przydzielony przez nauczyciela Czemu tak jest ?

ROSI: Dziękuję za postawienie taj kwestii; zamierzałem o tym powiedzieć
wcześniej.

87

Aby można było z powodzeniem pracować nad koanem, aspiracje muszą być wysokie i

trzeba umieć
mocno się koncentrować. Tylko rosi jest w stanie to określić. Charakter koanu

jest również ważny.
Nauczyciel, zanim przydzieli konkretny koan, zazwyczaj dokładnie wybada ucznia,

żeby ustalić, jaki koan
będzie dla niego najlepszy. A ten, kto już dostał koan, powinien ściśle

współpracować z rosim, zwłaszcza
na początku.

Zazwyczaj nauczyciel woli przydzielić koan podczas sesin, ponieważ gdy u-czeń
trzy razy dziennie

przyjmowany jest na dokusan, to może porządnie wystartować do pracy nad koanem.
Co więcej, podczas

sesin wygłaszane są komentarze, co dzień do innego koanu, a to jest pomocne dla
każdego, kto pracuje

nad koanem.
PYTAJĄCY: Rosi, a czy koan Mu jest łatwy czy trudny?

ROSI: l łatwy, i trudny.
PYTAJĄCY: Co to znaczy ?

ROSI: Jest on łatwy, bowiem gdy go roztrzygniesz, to zdasz sobie sprawę, że
odpowiedź była z tobą cały

czas. l jest on trudny, ponieważ najtrudniej ujrzeć to, co jest najbliżej.
30. DLACZEGO ODRZUCA SIĘ DROGĘ MISTRZÓW, ABY IŚĆ ŁATWĄ ŚCIEŻKĄ?

PYTAJĄCY: Czy zgodzisz się, że żyjemy w wieku wyższego poziomu świadomości?
Dzięki naszym

odkryciom w psychologii, parapsychologii, fizyce atomowej, biochemii i innych
naukach wiemy o wiele

więcej niż starożytni o umyśle i o fizycznym świecie.
ROSI: Czy w najgłębszym znaczeniu naprawdę wiemy więcej niż starożytni o

człowieku i wszechświecie?
Jaki naukowiec może powiedzieć, dlaczego stonce wstaje na wschodzie, a zachodzi

na zachodzie,
dlaczego wrony są czarne, a czaple białe, czemu woda wrze w temperaturze 100°C,

a zamarza w
temperaturze 0°C, czemu psy gonią koty, a koty łowią myszy? Czy jakikolwiek

biolog lub psycholog może
wyjaśnić źródło lub naturę świadomości, nawet swej własnej? Naukowcy, mimo

wszystkich swoich
osiągnięć, nie wiedzą nawet, czym jest człowiek. „Cała dzisiejsza filozofia -

jak powiedział Whitehead -
jest jedynie przypisem do Platona." Podobnie nasza znajomość ludzkiego umysłu i

natury wszechświata
jest jedynie przypisem do tego, co Budda odkrył dwa tysiące pięćset lat temu,

przypisem do mądrości
będącej w każdym z nas. W IX w.n.e. mnich, który później został wielkim mistrzem

zeń, po dojściu do
oświecenia oświadczył: „Studiowanie i opanowanie najbardziej dogłębnych

filozofii podobne

background image

88

jest do pojedynczego włosa w ogromnej przestrzeni. Najdalsze granice ludzkiej
wiedzy są jak kropla wody

wrzucona w głęboką przepaść."4
DRUGI PYTAJĄCY: A czy ty wiesz, czym jest człowiek, rosi?

ROSI: Czym jesteś?
DRUGI PYTAJĄCY: Jestem moim ciałem i moim umysłem: czyż tak nie jest?

ROSI: Czy potrafisz regulować przepływać przepływ swej krwi, czy potrafisz
zapobiec starzeniu się i

śmierci swego ciała ? Czy potrafisz panować nad swymi myślami? Gdyby to było
twoje ciało i twój umysł,

to umiałbyś to uczynić.
Powiedz mi, jak wygląda ten „twój" umysł?

DRUGI PYTAJĄCY: Nie wiem. Czy ty potrafisz mi to powiedzieć?
ROSI: Czy widzisz tę potężną sosnę za oknem? To ty jako most łączący niebo z

ziemią. Czy słyszysz, jak
śpiewa ten ptak? To dźwięk twego wkroczenia w świat. Patrz! Słuchaj!

PIERWSZY PYTAJĄCY: Czy możemy powrócić do mojego pierwszego pytania?
ROSI: Tak.

PIERWSZY PYTAJĄCY: Dlaczego w zeń trzeba medytować całymi godzinami w postawach
wywołujących ból i czemu dojście do oświecenia zabiera całe lata? Może to było

konieczne dawniej, ale
tempo ludzkiej działalności ogromnie wzrosło i nowe terapie i techniki ukazały

nam szybsze, mniej
bolesne drogi do oświecenia.

ROSI: Prawie takie samo pytanie stawiano przy końcu lat sześćdziesiątych, gdy
narkotyki były u szczytu

popularności. Uważano wówczas powszechnie, że napięcia, frustracje, poczucie
alienacji czy lęki można

zniweczyć przez wypalenie skręta marihuany, połkniecie tabletki „kwasu" czy
zażycie jakiegoś innego

narkotyku. Problemy „rozpuszczały" się w roztworach chemicznych. Uważano nawet,
że satori, tę główną

nagrodę, można zdobyć na takiej samej karkołomnej drodze.
Gdy Amerykę ogarnął bzik na punkcie środków psychodelicznych, byłem w Japonii i

nie miałem pojęcia o
tym narkotycznym fenomenie. Po raz pierwszy zetknąłem się z tą sprawą, gdy tak

zwany przyjaciel
przysłał mi kserokopie kilku stron z książki Aldousa Huxley'a Wyspa. Mówię „tak

zwany przyjaciel",
bowiem o tym fragmencie, który dostałem, można było powiedzieć wszystko, ale nie

to, że zachęcił mnie
do praktyki. Z tego, co przeczytałem, najistotniejsze było twierdzenie, że

aspirujący do
samourzeczywistnienia mistyk nie musi już podejmować wysiłku podążania pełną

trudów i niewygód
drogą dawnych mistrzów. Wystarczy, że uporządkuje własną psychikę przy pomocy

psychiatry, a potem
uda się do fachowego aptekarza po właściwy narkotyk, który obudzi pewne

odwieczne komórki w mózgu i
poszerzy świadomość; hokus-pokus - i oto mistyk jest oświecony, przebudzony,

nasycony Bogiem po
dziurki w nosie!

89

Niestety, po pewnym czasie wielu przedstawicieli kontrkultury udało się do

psychiatrów, nie po to, aby
uporządkować psychikę, lecz z powodu negatywnych skutków przyjmowania

narkotyków. Ciekawe, że
wielu spośród tych samych ludzi, którzy głośno obwieszczali, że satori można

osiągnąć przy pomocy

background image

.chemii", zajmuje się obecnie zeń lub innymi duchowymi dyscyplinami.

TRZECI PYTAJĄCY: Czy kiedykolwiek sam próbowałeś LSD albo marihuanę, rosi?
ROSI: Nie. Zawsze mi się wydawało, że szukanie wyzwolenia poprzez używanie

narkotyków zdradza brak
wiary we wrodzoną nam mądrość i czystość. Gdy usuniemy bałamutne pojęcia

przyćmiewające tę
czystość i skrywające tę mądrość i poprawimy nawykowe błędy przejawiające się w

codziennych
działaniach - a o to właśnie chodzi w buddyjskim treningu - odkryjemy, że od

początku byliśmy wolni.
Stosowanie narkotyków świadczy również o tym, że nie chcemy jeszcze wziąć

odpowiedzialności za swój
psychiczny, umysłowy i duchowy stan. Jakże mogłaby wyłonić się z tego prawdziwa

niezależność?
Jednakże wiemy, że wielu ludzi doszło do zeń dzięki środkom psychodelicznym. Być

może również
pomogły one w jakiejś mierze ukierunkować ludzi w krytycznym momencie, tak aby

nie brali udziału w
kulturowym upadku na łeb na szyję w przepaść nonsensu i przemocy. Tak więc

narkotyki miały swoją
dobrą stronę. Z duchowego punktu widzenia był to jednak środek drastyczny.

Jestem przekonany, że nie
prowadzą one ani do zdrowego życia, ani do prawdziwego wyzwolenia.

W dzisiejszych czasach niebezpieczeństwo polega na tym, że ludziom wmawia się,
że oświecenie można

osiągnąć nie po przejściu długiej i stromej drogi mistrzów, ale bardzo szybko i
bardzo łatwo. Śpij, chrap,

garb się, medytuj jak chcesz, żyj jak ci wygodnie, a i tak z pewnością dojdziesz
do oświecenia.

A potem pojawia się szaman z narkotykiem, l gwarantuje: „Kensio w trzy dni!"
Tylko szarlatan albo wariat

mógłby wysunąć tak bezczelne i niedorzeczne twierdzenie, że kensio - wejrzenie w
Prawdziwą Naturę -

może osiągnąć każdy vi ciągu trzech dni!
Słynny amerykański aranżer cyrkowy PT. Bamum też znał się na frajerach. Aby

utrudnić ludziom
wałęsanie się na zapleczu przy eksponatach cyrkowych, u-mieścił tam strzałkę z

napisem: „tędy do
egress"*. Niewielu znało znaczenie tego słowa, ale myśląc, że egress musi być

jakimś egzotycznym
zwierzęciem, tłum

* egress (ang.) - wyjście
90

ruszał we wskazanym kierunku i wychodził na zewnątrz namiotu cyrkowego, właśnie
tam, dokąd Barnum

chciał go wyprowadzić.
„Kensio w trzy dni", .tędy do egress"- jedno wabi do środka, drugie na zewnątrz;

ale w tę czy w tamtą
stronę jest to to samo nabieranie stare jak świat.

Zanim zakończymy, pozwólcie, że przeczytam wam znamienny ustęp z książki Johna
Wu Zfoty wiek zeń:

„Mistrzowie zeń wiedzą, jakie to niezwykle trudne zadanie - być w pełni
dojrzałym człowiekiem; jakie

rozdzierające serce próby (...) jakie przytłaczające chwile zwątpienia i jakie
dręczące pokusy trzeba

przejść, zanim będzie można mieć nadzieję, że doszło się do progu oświecenia.
Dlatego właśnie

przystępowali do tego zadania ze wszystkich sił i nigdy nie byli skłonni
zatrzymać się w pół drogi przed

swym ostatecznym celem."

background image

OKRES TRENINGU

W ODOSOBNIENIU
(SESIN)

WSTĘP
Sesin! Pięćdziesięciu pięciu ludzi zbiera się razem na siedem dni wspinaczki

(zazen). Pięćdziesiąciu
pięciu nieustraszonych ludzi łączy swe siły, aby wejść na szczyt „srebrnej góry"

Umysłu. Pięćdziesięciu
pięciu ludzi o rozmaitej żarliwości, wytrzymałości i determinacji. Jedni są

młodzi, inni nieco starsi, jeszcze
inni w podeszłym wieku. Wielu przybyło z daleka. Wszyscy zdobyli już pewne

doświadczenie na niższych
górach.

Wyruszają od podnóża i idą zboczem. Prowadzący ich przewodnik po raz pierwszy
wspiął się na tę górę

dziesiątki lat temu. Wie, że podczas pierwszych trzech dni nie ma sensu
przynaglać grupy. Musi ona

najpierw trochę się rozruszać, zapoznać się z terenem i wdrożyć się do szybkiego
marszu z

niewygodnymi i ciężkimi plecakami (sądy, opinie, nadzieje i inne rodzaje ułudy),
które jeszcze przez jakiś

czas trzeba będzie nieść. Prawdziwa wspinaczka zaczyna się zazwyczaj czwartego
dnia; do tego czasu

wspinacze muszą iść według swojego własnego tempa. Kroczą wytrwale odkrywając
swój rytm,

nabierając rozpędu.
Spoglądając w ich pełne determinacji twarze, prowadzący zastanawia się, jak

zareagują oni na czekające
ich pułapki. Czy będą w stanie stawić czoło szalejącym burzom i oślepiającym

śnieżycom (makio)? Wie
on, że gdy tylko dotrą do połowy drogi, wpadną w zasadzki zastawione przez

potężne i oszałamiające
duchy ego zamieszkujące tę górę, albowiem żadna góra nie jest od nich wolna.

Duchy ego rozlokowane
na zboczach i znające wszelkie podstępne fortele bezustannie śledzą ekspedycję.

Nie zamierzają
porzucać krainy odziedziczonej po przodkach i uczynią wszystko, żeby zawrócić

wspinaczy. W ciągu dnia
będą ich czarować kusicielskimi nawoływaniami do zaprzestania wysiłku. Będą

spuszczać na nich skały i
śliski lód, będą również szerzyć niezgodę w ich szeregach. Jeżeli grupa przedrze

się wyżej, duchy
wpadną w depresję i wytężą całą swą wrogą moc, aby pozbawić wspinaczy odwagi.

Gdy tylko wspinacze
kładą się, a-by odpocząć, duchy wypełniają ich umysły kusicielskimi wizjami, nie

dając im chwili
wytchnienia.

Przewodnik wie, że wspinacze potrzebują wsparcia, aby podołać tym próbom.
Codziennie będzie się

spotykać z każdym na osobności (dokusan), aby omówić z nim dalszy szlak, przy
czym często

wskazywać będzie na szczyt podkreślając, że do osiągnięcia go potrzebny jest
jeszcze większy wysiłek.

Raz dziennie zwróci się też do wszystkich razem (komentarz), zachęcając ich do
dalszego wysiłku

opowieściami o tej górze czy też racząc ich anegdotami o swych własnych
wysiłkach i próbach, jak

również o wysiłkach i próbach innych ludzi. Będzie inspirował ich opowieściami o
zmaganiach i heroizmie

wspinaczy, którym w przeszłości u-dało się wspiąć na sam szczyt tej
najwznioślejszej ze wszystkich gór.

Przewód-

background image

95

nik podkreśli również, że tak naprawdę szczyt i podnóże góry nie różnią się od
siebie w swej istocie.

Prowadzący nie będzie zdany sam na siebie w swym przewodnictwie: dwóch
doświadczonych wspinaczy

(monitorów) będzie go umiejętnie wspomagać. Ci właśnie zastępcy kierownika
wyprawy będą zachęcać

wspinaczy i dodawać im odwagi, tak aby żaden z nich nie zostawał z tyłu.
Prowadzący będzie dwa razy

dziennie spotykał się ze swymi pomocnikami, aby nanosić plany na mapę i omawiać
strategię ataku

przewidzianego na następny dzień. Będą oni omawiać siłę i słabości każdego
członka ekspedycji oraz

rozważać, jak wytrzymują oni trudy wspinaczki.
Przewodnik wie, że nikogo nie można zanieść na szczyt. Wie również to, w co inni

mogą jedynie wierzyć,
że aby osiągnąć szczyt najważniejsze są: ufność, determinacja i wysiłek. Przede

wszystkim zaś zdaje
sobie sprawę, że nie wolno pozwolić na zmniejszenie natężenia wspólnego wysiłku,

albowiem sukces
wyprawy zależy od współdziałania wspinaczy w grupie.

Lecz gdy tylko wspinaczom udaje się minąć połowę drogi, pojawiają się u nich
symptomy osłabienia: u

jednych w nogach, u innych na duchu. Wielu maruderów wpada we władzę gniewnych
duchów i sądzi

teraz, że nie ma po co wspinać się wyżej. Nawet niektórzy z tych bardziej
wytrwałych zaczynają zostawać

w tyle myśląc, że pokonali najbardziej strome występy skalne, że szczyt jest
całkiem blisko i że teraz

można już będzie zdobyć go z łatwością. Zadowoleni patrzą w dół na skały i
podziwiają widoki. Podczas

spotkań na osobności zapytują prowadzącego: .Po cóż się dalej wspinać? Na
szczycie nie może być nic

innego niż tu. Po cóż mielibyśmy się dalej wytężać?" Prowadzący ponagla ich
wiedząc, że jeśli nie zdoła

opanować tej choroby, szybko rozprzestrzeni się ona na innych. Teraz nie
wystarczy już tylko dodawać

odwagi; prowadzący i jego pomocnicy poganiają zmęczonych wspinaczy, aby podwoili
wysiłki.

Nawet ci, którzy prawie dotarli na szczyt, zaczynają stygnąć w zapale, nie tyle
ze zmęczenia, ile wskutek

ulegania rzucanym na nich urokom. „To prawie siódmy dzień - przebrnęliśmy już
przez najgorszy teren,

tak więc reszta będzie z pewnością łatwa" - przekonują sami siebie. A przewodnik
dostrzega, że w

wyobraźni paradują już przed przyjaciółmi i rodziną wśród gratulacji i
fetowania. Raz jeszcze prowadzący

nawołuje najbardziej zaawansowanych wspinaczy: „To jest srebrna góra! Odtąd aż
do wierzchołka nie

będzie na czym stanąć ani czego się chwycić. Pokonywanie tych ostatnich stu
metrów będzie mordęgą. A

duchy gór ogarnie wściekłość i furia."
Garstka wspinaczy niemalże osiągnęła górną grań. Trójka zdesperowanych stanęła

prawie na szczycie...
skok ! ... i ...rozglądają się wokół ze zdumieniem i radością... ta głęboka,

pierwotna cisza... ta ogromna
pustka - a jednak widzą tak wiele! Jak wiele wiedzą zawsze to wiedzieli - a

jednak nigdy naprawdę!
96

Wszystko jest na swoim miejscu: to i tamto, wierzchołek i podstawa, ja i inni,

background image

wszystko krzyżuje się i łączy

- nic się nie zderza ze sobą., wszędzie jest przezroczystość i harmonia.
Później prowadzący zwraca się do całej grupy. Ostrzega wspinaczy, że schodzenie

z góry, czyli włączanie
tego doświadczenia we własne życie, będzie równie trudne jak wchodzenie i że nie

można mówić o
sukcesie, dopóki nie zeszło się na dół i nie powróciło do domu i codziennego

życia. Przypomina im, że
wspinaczki górskiej nie uprawia się jedynie dla osobistej satysfakcji, że góra

jest U-mysłem człowieka i że
to, czego się nauczyli podczas wspinaczki należy do wszystkich, którzy będą

wyruszać na tę górę.
Trzymanie się za ręce, łzy, uściski... muzyka... powolna część Symfonii

pastoralnej Beethovena... i
głębokie westchnienie radości na dźwięk muzyki, która w pełni wyraża to, czego

nawet nie sposób
próbować wyrazić słowami.

Powyższa metaforyczna relacja zawiera wszystkie zasadnicze elementy
siedmiodniowego okresu

treningu duchowego w odosobnieniu, zwanego w języku japońskim sesin, który od
wieków znamionuje

szkołę zeń. Mistrzowie zeń uważają, że bez względu na to, czy osiągnie się
oświecenie czy nie, mocne

siedmiodniowe sesin uzdrawia i wzmacnia ciało, umysł i uczucia w stopniu, jaki
osiągnąć można po roku

do trzech lat samotnej praktyki. Ponieważ sesin wymaga pełnego energii
całodniowego siedzenia, nie jest

ono przeznaczone dla ludzi słabych czy pobłażających sobie. Wprost przeciwnie,
jest nastawione na tych,

którzy mają wielkie pragnienie samourzeczywistnienia, silną determinację i
ciało-umysł zdolne do

długotrwałego wysiłku. W ośrodku w Rochester nikt, kto nie wypróbował wcześniej
swej żarliwości i

wytrwałości na czterodniowym sesin, nie może wziąć udziału w pełnym
siedmiodniowym sesin.

Przebudzenie może oczywiście nastąpić nie tylko na sesin. Ponieważ jednak w
sesin wszystkie elementy

treningu zeń połączone są w jedną dynamiczną całość, a każdy uczestnik otrzymuje
nieprzerwanie pomoc

od rosiego, monitorów i około pięćdziesięciu pięciu pozostałych uczestników,
sesin jest bezsprzecznie

najskuteczniejszą wylęgarnią oświecenia. Jednakże jest tak tylko wtedy, gdy
sesin prowadzi zdolny, dobry

rosi i monitorzy silni duchem, a jednocześnie wrażliwi i współczujący.
Dla tych, którzy są zbyt niespokojni lub niecierpliwi, aby wytrzymać lata

samotnego zazen kulminujące w
naturalnym upadku dojrzałego owocu oświecenia, siedmiodniowe sesin oparte na

praktyce koanu to
sposób na potrząśnięcie drzewem tak, aby owoc spadł szybciej. Jednak owoc

zdobyty w ten sposób jest
nadal zielony (odpowiadający niecałkowitemu oświeceniu) i musi dojrzeć w trakcie

długiej pracy nad
dalszymi koanami podczas sesin i poza sesin.

97

Jednym z podstawowych elementów sesin jest komentarz rosiego. Wygłaszany bywa

codziennie i jest
czymś więcej niż prelekcją czy wykładem. Wygłaszając komentarz rosi zwrócony

jest twarzą do ołtarza,
aby ofiarować Buddzie żywe i konkretne przedstawienie swego zeń. Nie mówi on

przy tym o zeń, lecz
dźga słuchaczy samą prawdą Komentarz nie rozcieńczony filozoficznymi

wyjaśnieniami ani

background image

psychologicznymi interpretacjami może roztrzaskać w drobny mak uporczywe myśli i

lęki oraz pobudzić
upadających na duchu. Komentarz jest drogowskazem i zachętą zarówno dla

początkujących, jak i dla
zaawansowanych.

Słuchanie komentarza jest formą zazen. Uczestnicy siedzą w formalnej postawie
zazen, ze spuszczonymi

oczami, koncentrując się bez ruchu. Słowa rosiego wyskakujące z głębi jego
trzewi wbijają się w

podświadomość słuchaczy i zasiewają tam nasiona prawdy Buddy, które wcześniej
czy później muszą

rozkwitnąć przebudzeniem. Za wyjątkiem dokusan właśnie słuchanie komentarza
stwarza najlepszą

sposobność, aby przebić się przez umysł ułudy, jeśli jest już czas po temu.
Poniższe komentarze zostały wygłoszone podczas siedmiodniowego sesin, które

odbyło się w Ośrodku
Zeń w Rochester. Zapisane są tu wiernie, dokładnie tak, jak były wygłoszone

podczas ostatnich czterech
dni sesin. Pierwsze dwa dotyczą koanów z Zapisków błękitnej skaty, a następne

koanów z Bezbramnej
zapory - księgi te to dwa główne zbiory koanów stosowanych w zeń. Opuszczono tu

komentarze
wygłoszone podczas pierwszych trzech dni, kiedy sesin zaczynało dopiero nabierać

rozpędu, gdyż nie
dotyczyły one koanów, lecz innych tekstów zeń.

Innym żywotnym elementem sesin jest mowa zachęcająca. Podczas siedmiodniowego
sesin nie wygłasza

się mowy zachęcającej przed czwartym dniem, bowiem zazwyczaj dopiero wówczas
zbiorowa energia

sesin osiąga punkt, w którym zachęta wywołuje skutek. Aby lokomotywa ruszyła
pełną parą trzeba

porządnie rozpalić pod kotłem i podobnie sesin musi sprężyć się i nabrać
rozmachu, aby uczestnicy mogli

dać pełen odzew na zachętę do czynu.
Mowy zachęcające mogą być wygłaszane o każdej porze dnia i nocy przez rosiego

albo przez monitorów.
Jednak najbardziej poruszające są przede wszystkim te mowy, które wygłasza się

bezpośrednio przed
dokusan, kiedy to uczestnicy mają przedstawić rosiemu rezultaty swej pracy. Mowa

zachęcająca tuż
przed dokusan, poprzedzona żarliwym siedzeniem, może stać się iskrą, która tak

rozpali praktykujących,
że będą w stanie przekroczyć wszelkie swe urojone ograniczenia. Nie wszystkie

mowy zachęcające mają
charakter burzy z piorunami. Zawsze są zestrojone z tonem zbiorowej energii,

która jak występujące na
przemian crescenda i diminuenda symfonii, obfituje w przypływy i odpływy, ale

nigdy nie traci swego
żywotnego pędu.

98

W drugiej części tej partii książki zamieszczone są relacje z doświadczenia

oświecenia. Wszystkie te
świadectwa - za wyjątkiem trzeciego - zostały spontanicznie wyrażone w liastach.

Trzecie świadectwo
również miało pierwotnie charakter listu, w którym autor opisał przebudzenie,

jakiego doznał po sesin. Był
to człowiek w średnim wieku, ojciec rodziny, zatrudniony na kierowniczym

stanowisku w dużej firmie, który
wytrwał w swej praktyce zazen przez wiele lat pełnych trudności znanych ludziom

pracującym w biznesie.
Dlatego też poproszono go, aby dokładniej opisał swe przeżycie, a także wpływ

jego sytuacji życiowej na

background image

praktykę zeń.

Poniższe listy-relacje zostały wysłane wkrótce po sesin, na których doszło do
przebudzenia, poza relacją

piątą, która nadeszła w jakiś rok po doświadczeniu kensio. Czytelnik zauważy, że
do tego listu, jako do

jedynego, dołączona została odpowiedź. Odpowiedź ta była konieczna i miała na
celu rozproszenie

błędnych wyobrażeń wyrażonych w liście, wynikających w znacznej mierze z tego,
że osoba, która go

napisała, mieszkała daleko od Rochester i prawie nie miała okazji słuchania
komentarzy i innych mów

wygłaszanych w ośrodku. We wszystkich listach prawdziwe imiona zastąpiono
fikcyjnymi.

Żadne moje słowa nie mogłyby tak jak te listy wyrazić frustracji i rozpaczy,
przez które, jak w

mitologicznych próbach bogów, trzeba przejść, aby osiągnąć wyzwolenie oraz
płynącą z niego cudowną

radość i wolność.

L MOWY ZACHĘCAJĄCE I KOMENTARZE

l.MOWA ZACHĘCAJĄCA (CZWARTY DZIEŃ).
Dotarliśmy do połowy sesin i wielu z was zaczęło zgłaszać na dokusan, że

doświadcza makio. Można było
się tego spodziewać - burze makio pojawiają się zazwyczaj trzeciego lub

czwartego dnia, gdy nasila się
mobilizacja energii. W tym sensie makio można widzieć jako zjawisko pozytywne,

jako znak, że e-nergia
sesin narasta. Makio raczej nie pojawia się ani gdy koncentracja jest słaba, ani

gdy jest się w samadhi.
Oznacza więc ono, że w naszej praktyce jesteśmy w połowie drogi do celu.

Wielokrotnie słyszeliście o istocie i przyczynie makio, a jednak nadal powodują
one w jakiś sposób

wątpliwości i zamęt, dlatego proszę, słuchajcie uważnie.
Skąd biorą się te fantazje i iluzoryczne odczucia? Gdy po pełnych trzech dniach

siedzenia górne warstwy
umysłu uspokoiły się i przycichły, do świadomości dochodzą, zupełnie jak sny,

wszelkiego rodzaju obrazy
i wrażenia, będące pozostałością minionych doświadczeń. Ludzie widzą często

twarze i zwierzęta
pojawiające się na ścianie przed nimi. Wielu słyszy bijące nieustannie dzwony z

pobliskiego kościoła, a
inni czują, jakby łaziły po nich robaki. Możesz nawet wyobrażać sobie, że

lewitujesz lub że twoje ciało się
rozpuszcza. Płacz jest jednym z najczęstszych typów makiów. O ile nie płaczesz z

litości nad sobą łzy
działają oczyszczające, gdyż rozpuszczają i zmywają stwardnienia ego. Makio mogą

się również
pojawiać, gdy twój umysł i oddech nie są ze sobą zharmonizowane z powodu

fizycznego i umysłowego
przemęczenia.

Makio pojawiają się również w ukrytej postaci jako stany psychiczne, takie jak
żal, zawiść czy euforia.

Nawet depresje i zniechęcenie nie są niczym innym jak makio, rodzajem
głębokiego, czarnego lochu, do

którego prawie każdy uczestnik sesin wpada przynajmniej raz.
Fantazje, jakim ulegasz całymi dniami, to również makio, chociażbyś nawet tego

nie podejrzewał.
Przyjemne i mamiące makio mogą cię w równej mierze odwodzić od celu, jak makio

budzące lęk. Wiele
lat temu, gdy przebywałem w klasztorze w Japonii, pewien główny mnich przyszedł

do mnie dzień czy
dwa po sesin i powiedział: „Podczas sesin miałeś bardzo dziwne makio, jakiego

nigdy przedtem nie

background image

widziałem. W środku rundy siedzenia wyciągnąłeś przed siebie rękę, jakbyś chciał

coś uchwycić i
przyciągnąć, a potem zrobiłeś to samo z drugą ręką. Wkrótce twoje ręce zaczęły

się tak na zmianę
poruszać. Czy pamiętasz to makio?"

„Tak, pamiętam. Szedłem przez duży amerykański sklep samoobsługowy i brałem
sobie kotlety, jajka, ser

i inne rzeczy, jakich nie podajecie w klasztorze."
101

Zdarzają się też uporczywe makio. Jedno, które miałem w początkowym okresie mego
duchowego

treningu, składało się z obrazów Paula Klee, które swego czasu często
podziwiałem w muzeach. W moim

makio cały wszechświat przybrał wspaniałe barwy jego obrazów czy nawet barwy
żywsze i bogatsze od

tych, których używał sam Klee. Przez prawie miesiąc delektowałem się tymi
kosmicznymi kolorami w

przeświadczeniu, że jest to z pewnością oświecenie, i dopiero po surowych
napomnieniach rosiego

zrezygnowałem z tych wizji, które paraliżowały moją praktykę.
Jednym z najpoważniejszych i najbardziej podstępnych makio jest lęk. Zazwyczaj

najgorsze lęki powstają,
gdy ktoś przekroczył w swej praktyce punkt zwrotny i ego zaczyna czuć się

zagrożone. W rozpaczy
wydobywa ono te lęki jako ostatnią deskę ratunku dla swej dominacji. Bywają

konkretne lęki: lęk przed
niewielką ilością snu lub jedzenia, lęk przed kijem zachęcającym (kiosaku), a

nawet lęk przed samym
kensio. Inne lęki trudno byłoby nazwać. Są to nieokreślone niepokoje pojawiające

się wtedy, gdy
koncentracja się pogłębia. Lęki te wypływają z dawno zapomnianych przeżyć z

dzieciństwa, a nawet z
przeszłych żywotów. Najważniejsze, aby odważnie widzieć je takie, jakie są:

nierzeczywiste. Co prawda
są one na tyle rzeczywiste, że budzą lęk, lecz nie są substancjalne ani

gdziekolwiek trwale
umiejscowione. Skoro nawet nasze codzienne życie jest marzeniem sennym, to o

ileż bardziej są nim te
lęki? Chodzi o to, że to sesin, dzięki połączonej sile monitorów i rosiego daje

tym, których opadają lęki,
wspaniałą sposobność przejrzenia przez nie i położenia im raz na zawsze kresu.

Nigdy nie będziesz miał
po temu lepszej okazji niż teraz, gdy cała ta potężna energia pracuje dla

ciebie.
Istnieją również tzw. makio wysokiej klasy: cofanie się do przeszłych żywotów,

mówienie różnymi
językami (glosolalia), głębokie psychologiczne czy filozoficzne wglądy. Mogą one

przydarzyć się wam na
tym sesin. Jednakże takimi makio nie ma co się zachwycać. Jeśli będziesz się ich

czepiać w błędnym
przeświadczeniu, że doświadczyłeś czegoś o rzadkiej lub trwałej wartości, to

staną się przeszkodą do
oświecenia. Są one istotnie korzystne, ponieważ często uwalniają zablokowane

rejony ciała-umysłu i
wyzwalają energie, które zazwyczaj nie są dostępne. Tę uwolnioną energię trzeba

jednak skanalizować w
rejonie hara, gdzie staje się źródłem, z którego można czerpać siły potrzebne do

przebicia się przez koan.
Dopuszczenie jej na wysokość klatki piersiowej lub głowy wywoła tylko bolesną

ociężałość i uczucie
pulsowania w tych rejonach.

Mając do czynienia z jakimkolwiek makio należy przede wszystkim pamiętać, aby

background image

nie angażować się w

nie. Makio to czary ego, bez widzów ów podstępny czarodziej zabierze swój worek
pełen kuglarskich

sztuczek i pójdzie sobie. Można też powiedzieć, że makio są jak nieproszeni
goście: jeśli nie będzie się

ich zabawiać, to wkrótce wyjdą, lecz jeśli okaże się im uwagę, to zostaną.
Smutno

102

jest widzieć, jak uczestnicy sesin porzucają swą praktykę - swój koan - aby

podtrzymywać stany
pobudzenia wielkiej energii czy ekstazy albo też jak powodowani jakąś

perwersyjną fascynacją nurzają się
w błocie ciemnych, niespokojnych lub przerażających makio.

Przede wszystkim nie popełniaj fatalnego błędu i nie bierz tych stanów umysłu za
samo oświecenie. Po

prostu włóż całe swoje serce w praktykę! Nie jest to łatwe, gdy makio są
wyraziste i mocne. Aby nie paść

ich ofiarą, potrzebna ci będzie determinacja, jeżeli będą one przyjemne i
odwaga, jeżeli będą

przerażające. Jednak najbardziej potrzebna ci będzie wiara - wiara w siebie, w
swoją praktykę i w swojego

nauczyciela. Jeżeli pracujesz nad koanem, zaangażuj się weń tak całkowicie, że
znikniesz „ty", a zostanie

tylko koan. Zrób to, a makio rozpuści się jak lód we wrzątku.
KOMENTARZ DO TRZECH UŁOMNOŚCI - OSIEMDZIESIĄTEGO ÓSMEGO PRZYPADKU Z

ZAPISKÓW BŁĘKITNEJ SKAŁY (CZWARTY DZIEŃ)
PRZYPADEK: Gensza (Hsuan Sza) rzekł do zgromadzenia: Wszyscy mistrzowie w całym

kraju mówią o
przewodnictwie i pomocy dla odczuwających istot. Lecz jeśli przyszedłby do

ciebie człowiek cierpiący na
trzy ułomności: ślepotę, głuchotę i niemotę, to jakże byś z nim postąpił?

Wzniesienie drewanianego młota
czy machanie rytualną laseczką wobec ślepca nie zdałoby się na nic. Przemawianie

do głuchego byłoby
daremne. Żadne starania nie mogłyby sprawić, że niemy przemówi. Jakbyś więc

prowadził taką osobę? A
gdybyś nie potrafił, jakże mogłaby jej pomóc dharma Buddy?

Pewien mnich udał się z tym problemem do mistrza Ummona (Jun Mena). .Pokłoń się"
- rozkazał mistrz.

Mnich usłuchał, a wtedy mistrz zamierzył się na niego kijem. Mnich uskoczył.
„Nie jesteś ślepy -

powiedział mistrz. - Podejdź bliżej!" Mnich zbliżył się. „Nie jesteś głuchy!
Rozumiesz?" Mnich odparł: „Nie

rozumiem." „Nie jesteś też niemy!"- powiedział mistrz. Na te słowa mnich
osiągnął przebudzenie.

Koan ten jest wspaniałym przykładem na to, w jaki sposób mistrzowie zeń czynią
cuda. Obaj, Gensza i

Ummon, byli kiedyś bratnimi mnichami u tego samego mistrza, a ich umysły tak
dokładnie zestroiły się ze

sobą i z umysłami uczniów, że ich metody zazębiały się w naturalny sposób, bez
potrzeby ustnego czy

pisemnego porozumienia.
O życiu Genszy wiemy tylko tyle, że urodził się w 835 roku, a zmarł w 908 i że

był rybakiem, zanim został
mnichem.

103

O życiu Ummona przekazy mówią znacznie więcej. Chociaż nie znamy daty jego

narodzin, to z kronik
wynika, że umarł w 949 roku, tuż po zakończeniu ery Tang (618-907), kiedy to

buddyzm zeń osiągnął

background image

szczytowy rozwój. Wiadomo, że Ummon miał błyskotliwy, bystry umysł, że wyrażał

się elokwentnie, a jego
zachowanie było bezpośrednie i energiczne, sbwem - że miał te zalety, które

zawsze w większym lub
mniejszym stopniu wyróżniały mistrzów zeń. Już za życia zdobył Ummon wielki

rozgłos jako mistrz zeń, o
czym świadczy choćby to, że z wyjątkiem wielkiego Dziosiu (Czao Czu) żaden

mistrz nie występuje w
większej ilości koanów.

Rodzina Ummona była wyjątkowo biedna i być może to właśnie było jednym z
powodów, jakie skłoniły ją,

gdy był on jeszcze małym chłopcem, do oddania go w ręce mistrza świątyni Winaji
- buddyjskiej szkoły

podkreślającej zasady postępowania i wskazania moralne.
Kiedy podrósł - mógł mieć trzynaście lub piętnaście lat - ogolono mu głowę, co

symbolizuje odcięcie
przywiazań do świeckiego życia. Następnie przyjaj wskazania i złożył ślubowanie

bezdomnego mnicha
nowicjusza.

Nie zaspokoiło to jednak głębszych aspiracji Ummona ani nie doprowadziło go do
samourzeczywistnienia.

Udał się więc do słynnego mistrza zeń. Gdy miał przekroczyć próg jego domu,
mistrz zatrzasnął mu drzwi

przed nosem. Ummon zapukał, a mistrz wtedy spytał: .Czego chcesz?" Ummon
odpowiedział: „Nie jestem

jeszcze oświecony co do żywotnego problemu mojej jaźni. Przyszedłem błagać cię o
pouczenia." Mistrz

uchylił nieco drzwi, rzucił na niego okiem i natychmiast je zatrzasnął. Przez
następne dwa dni Ummon

ciągle pukał i ciągle spotykał się z taką samą odpowiedzią Jednakże na trzeci
dzień, gdy tylko mistrz u-

chylił drzwi, wśliznął się do środka. Mistrz pochwycił go i zawołał: „Mów! Mów!"
A gdy Ummon zająknął

się, aby coś powiedzieć, wypchnął go krzycząc: „Ty łajzo!" - i zatrzasnął drzwi
tak gwałtownie, że

przytrzasnęły nogę Ummona i złamały ją- Z okrzykiem bólu Ummon osiągnął
przebudzenie.

Komentując to wydarzenie współczesny pisarz pyta: „Czy mistrz musiał być tak
okrutny? Czy satori warte

było złamanej nogi?" Niech zapyta o to ducha Ummona! Albo niech zapyta matki,
czy jej dziecko warte

było bólu porodu! Można tylko uśmiechnąć się słysząc takie pytanie, bowiem
trudno doprawdy pojąć

wartość takiego doświadczenia, jeśli się go samemu nie przeżyło.
Dlaczego mistrz nieustannie zatrzaskiwał Ummonowi drzwi przed nosem? Jego

żelazną zasadą było
przyjmowanie na dokusan tylko tych, którzy żywili głębokie pragnienie prawdy,

albowiem wiedział, jak
wiedzą to wszyscy mistrzowie zeń, że urzeczywistnienie najwyższej prawdy okupić

trzeba nieustannym,
szczerym wysiłkiem, a także zmaganiem i bólem. Czyż Ummon nie był takim

człowiekiem? Czy ktoś mniej
zdeterminowany nie uciekłby po pierwszej gwałtownej od-

104

prawie? W takim razie dlaczego mistrz nie chciał go przyjąć? Musicie zgłębić tę

istotną sprawę.
Musicie również uchwycić znaczenie słów: „Mów! Mów!" Cóż Ummon mógł powiedzieć,

aby zamiast
szorstkiego przyjęcia, z jakim się spotykał, znaleźć aprobatę? A co byś ty

powiedział na miejscu
Ummona? Musisz odpowiedzieć natychmiast!

W literaturze zeń Ummon słynie również z błyskawicznych odpowiedzi. Posmakujcie

background image

ich:

Jaka jest droga Ummona?"
„Osobiste doświadczenie!"

„Czym jest droga?"
„Idź!"

„Co to jest droga, gdzie jest droga?*
„Zacznij nią iść!"

Odpowiedź udzielona bez wahania, z trzewi, a nie z głowy, jest bardzo ceniona w
zeń.

Jedno z najbardziej niesłychanych wydarzeń w całej historii zeń dotyczy właśnie
Ummona. A było to tak:

W starożytnych Chinach żył pewien mistrz zeń, który przez jakieś dwadzieścia lat
był opatem klasztoru.

Przez caty ten czas nigdy nie wyznaczył głównego mnicha. Gdy mnisi pytali go,
dlaczego tego nie uczynił,

odpowiadał tajemniczo: „Mój główny mnich nie został jeszcze nowicjuszem."
Pewnego dnia ogłosił

zgromadzeniu: „Dzisiaj mój główny mnich złożył ślubowania nowicjusza." Zapytany,
kiedy jego główny

mnich przybędzie do klasztoru, odpowiedział tylko: „Mój główny mnich nie przyjął
jeszcze pełnych

święceń."
Upłynęło kilka lat i mnisi niemal już zapomnieli o tajemniczym głównym mnichu,

gdy opat nieoczekiwanie
oświadczył: „Dzisiaj mój główny mnich został w pełni wyświęcony!" l znów

zgromadzenie zadziwiło się.
Minęły jeszcze dwa lata i pewnego dnia opat nagle oznajmił: „Dzisiaj w południe

przed główną bramę
przybędzie mój główny mnich. Uderzcie w dzwon i wyślijcie delegację, aby go

powitać." Brzmiało to
bardzo dziwnie, jak i wszystko, co przez tyle lat mówił opat o swoim głównym

mnichu, jednak o
wyznaczonej porze mnisi udali się do głównej bramy, l stał tam mnich, który

dopiero co przybył. Nie był to
nikt inny jak właśnie Ummon.

Następnie Ummon stawił się przed opatem, aby go pozdrowić, po czym zapytał:
„Skąd wiedziałeś, że

przybędę dzisiaj? Nikomu przecież nie mówiłem, że wybieram się tutaj." Opat
odpowiedział z uśmiechem:

„Wiele żywotów temu, w czasach samego Buddy, ty i ja byliśmy bratnimi mnichami.
Obaj ćwiczyliśmy

bardzo żarliwie i rozwinęliśmy potężne siły samadhi. Jednak w kolejnym życiu ty
odro-

105

dziłeś się w rodzinie królewskiej, wiodłeś wygodne, światowe życie i w

konsekwencji utraciłeś te siły. Ja
natomiast przez wiele kolejnych żywotów ćwiczyłem i poddawałem się dyscyplinie i

dlatego wzmocniłem
te sHy. Stąd właśnie wiedziałem, kiedy stałeś się nowicjuszem, przyjąłeś pełne

święcenia, a w końcu -
kiedy dokładnie miałeś przyjść do tego klasztoru."

Moce parapsychiczne są w większym lub mniejszym stopniu naturalnym produktem
ubocznym wytrwałej

praktyki zazen i przebudzonego umysłu, dlatego nie uważa się ich w zeń za coś
wyjątkowego czy

cudownego. Mistrzowie nigdy się nimi nie popisują ani nie próbują ich rozwijać
dla nich samych. W istocie

uważa się je za makio - za subtelną jego odmianę, jednak tylko za makio - to
znaczy za coś całkiem

różnego od oświecenia.
Te fakty z życia Ummona pomagają zrozumieć, dlaczego jest on tak wybitnym

mistrzem w historii zeń. A

background image

teraz wróćmy do omawianego przypadku.

Na koan ten można spojrzeć jak na dramat w dwóch aktach. W pierwszym akcie
Gensza tworzy konflikt, a

w drugim Ummon go rozwiązuje. Zauważcie przede wszystkim, że pierwszy mistrz
stawia mnichów przed

bolesnym dylematem: jak wypełnić bodhisattwiczne ślubowanie wyzwolenia kogoś,
kto nie może ani

usłyszeć nauki, ani zadawać pytań, ani ujrzeć żadnego gestu. „A jeżeli nie
potraficie pomóc takiemu

człowiekowi - wywodzi Gensza - to czyż wasze ślubowania bodhisattwy nie są
daremne?" Jakiż bezlitosny

ten Gensza! Wrzuca swoich mnichów do lochu wątpienia i tylko rozradowany patrzy,
jak wiją się i skręcają

w desperackich próbach zdobycia wolności. A jednak pod tym okrucieństwem kryje
się życzliwość. Czy

widzicie, dlaczego?
Zeń, jak widzicie, zajmuje się tym, co konkretne i osobiste. Cóż zatem kryje się

za tym pozornie
spekulatywnym pytaniem mistrza? Oto pierwsza zapora, którą musicie pokonać,

jeśli chcecie ujrzeć ten
odkrywający się przed wami dramat. Poza tym, dlaczego mnich udaje się z tą

sprawą do Ummona,
zamiast pracować nad nią u Genszy? Czy dlatego, że uważa Ummona za

wybitniejszego mistrza? Jeśli
tak, to dlaczego nie praktykuje w jego świątyni? A może próbuje wybadać Ummona?

Jeśli tak, to w jaki
sposób? No i dlaczego Ummon, który nie cierpiał głupców zeń, nie odprawił mnicha

słowami: „Ruszaj w
pogoń za sobą1"

A może Ummon dostrzegł od razu swoim przenikliwym okiem zeń, że pytanie, chociaż
przybrane w

spekulatywne terminy, zakorzenione było w czymś głębszym niż zwykła ciekawość, a
mianowicie w braku

wiary mnicha w siebie samego? Czy mnich nie szukał rozpaczliwie, poprzez problem
trzech ułomności,

potwierdzenia, że mimo swych wad jest w stanie osiągnąć przebudzenie? Czyż w
innym wypadku

odważyłby się stawić czoło lwu Ummonowi w jego jaskini?
Czując, że pytanie wypływa z udręczonego, wątpiącego w siebie umysłu, Ummon od

razu mierzy w
sedno. Zauważcie, że nie wciąga on mnicha w sokratyczny dialog ani nie opisuje

kwieciście
wszechmocnego Umysłu Buddy. Po prostu

106

rozkazuje: .Pokłoń się!" Mnich słucha go, całkowicie pewien, że usłyszy

odpowiedź na swoje pytanie,
jakikolwiek byłby powód tego apodyktycznego rozkazu. Jednak unosząc głowę widzi,

że kij mistrza za
chwilę wyląduje na jego ramieniu. Robi więc unik. „Ach, więc nie jesteś ślepy! -

wykrzykuje Ummon. -
Teraz podejdź bliżej." Mnich myśląc prawdopodobnie: „Nie pora zastanawiać się

dlaczego..." - przystaje
na to. „Och, nie jesteś także głuchy! - zauważa Ummon - Rozumiesz?" „Co mam

rozumieć?" - pyta mnich,
a jego umysł jest przy tym całkowicie wolny od myśli, „l potrafisz też mówić!

Ho, ho!"
Zwróćcie uwagę na podobny „czystej kartce" stan umysłu mnicha i na związek, jaki

ma to z jego
późniejszym urzeczywistnieniem. To bardzo ważne.

Zanim rozważymy, co mnich w istocie spostrzegł, pozwólcie, że was zapytam: Czym
jest prawdziwe

słuchanie? Czym jest prawdziwe patrzenie? Czym jest prawdziwe mówienie?

background image

Jest taka stara historia o trzech osobach zapytanych na przyjęciu przez czwartą:

„Którą część swojego
ciała cenisz najbardziej, której najbardziej by ci brakowało?"

Pierwszy odparł: „Uszy. Jestem muzykiem. Czym byłoby moje życie, gdybym nie mógł
słyszeć cudownej

muzyki Bacha czy Mozarta, śmiechu dzieci czy szumu wiatru? Doprawdy, nie warto
byłoby żyć!"

Drugi powiedział: „Oczy. Nie mogę sobie wyobrazić gorszej udręki niż bezustanne
życie w ciemnościach.

Wyobraźcie sobie, że nie możecie podziwiać Sfinksa, Tadż Mahal, Kaplicy
Sykstyńskiej ani też

wspaniałości wschodu czy zachodu słońca!"
„Dla mnie - powiedział trzeci - nic nie byłoby gorsze niż brak języka. Jestem

nauczycielem. Gdybym utracił
zdolność mowy, jakże mógłbym wykonywać swój zawód? A poza tym nic nie daje mi

większego
zadowolenia od konwersacji z intelektualistami na temat ostatnich kierunków w

literaturze, sztuce i
filozofii. Żyć bez języka - to stać niżej od zwierząt, ponieważ mają one swe

języki, którymi mogą się
porozumiewać rycząc, piszcząc i ćwierkając,"

A potem wszyscy trzej zwrócili się do czwartego i zapytali: „A jaką część swego
ciała ty cenisz

najbardziej?" „Ja - pępek" - odparł. „Pępek? - wykrzyknęła zgodnym chórem
zdziwiona trójka. - Czemu

jest on taki cenny?" „Widzicie, lubię jeść selery w łóżku i w nim właśnie
trzymam sól." (Śmiech).

Nie, oni jeszcze nie rozumieją prawdziwego znaczenia słuchania, patrzenia i
mówienia, ponieważ każdy z

nich jest przywiązany do swych organów zmysłów i do rozróżnień przez nie
wytwarzanych.

Co do dźwięku, powiedz mi: czy to dźwięk idzie do ucha, czy ucho do dźwięku? Aby
uchwycić źródło

dźwięku, trzeba przekroczyć ucho, mózg i dźwięk. W sutrze Surangama Bodhisattwa
Współczucia

opowiada, jak dzięki koncentracji na prawdziwej istocie dźwięku osiągnął
doskonałe oświecenie. A

starodawny
107

mistrz zeń zaleca: .Kiedy słyszysz jakiś dźwięk, zapytuj siebie: czym jest to,
co słucha tego dźwięku?"

Lecz ci z was, którzy pracują nad koanem „Dźwięk klaś-nięcia jednej dłoni" 6,
powinni tylko jednomyślnie

zapytywać: „Czym jest dźwięk klaśnięcia jednej dłoni?" Gdy już raz się przez to
przebijesz, to jasno i

wyraźnie usłyszysz dźwięk nie-dźwięku, dzwoniące milczenie, milczące dzwonienie.
Prawdziwa mowa nie ma nic wspólnego z pięknymi czy mądrymi słowami. Słuchajcie!

(Mówi wiersz) Czy
mówiłem, czy nie mówiłem? Nie musisz być niemy, aby nie mówić. Ucz się mówić bez

używania języka i
warg, a wtedy wkroczysz w krainę niezgłębionej ciszy i zrozumiesz powiedzenie:

„Przez cały dzień trwa
rozmowa, lecz nie pada żadne słowo."

Czym jest prawdziwe widzenie? Dla ludzi prawdziwie przebudzonych, którzy widzą
okiem równości, nie

ma rzeczy wyższych i niższych, lepszych i gorszych. Czyż to nie jest najwyższy
rodzaj widzenia? Dlatego

powiada się: „Budda jest głuchy, niemy i ślepy. Nie zamyka on oczu, żeby nie
widzieć zła, nie zatyka u-

szu, żeby nie słyszeć zła, ani nie zamyka ust, żeby nie wypowiadać zła, jak trzy
przysłowiowe małpy.

Wręcz przeciwnie. Budda patrzy, słucha i mówi, ale jego widzenie jest

background image

niewidzeniem, jego słuchanie -

niesłuchaniem, a jego mówienie -niemówieniem." Czy rozumiesz? Czy naprawdę
rozumiesz?

Wracając do mnicha, cóż takiego nagle ujrzał? Że ci widzą najwięcej, którzy
patrzą bez oczu, że ci słyszą

wszystko, którzy słuchają bez uszu i że ci mówią najlepiej, którzy nie używają
języka i warg.

(Podnosząc kij) Czy widzisz?
(Uderzając kijem o podłogę) Czy słyszysz?

Powiedz, czy padło tu jakieś słowo?
2. MOWA ZACHĘCAJĄCA (PIĄTY DZIEŃ).

Posłuchajcie słów pewnego starożytnego mnicha: „Praca zeń nie polega jedynie na
recytowaniu koanu.

Najważniejsze jest obudzenie poczucia wątpienia, lecz nawet to nie wystarczy.
Musisz się przez nie

przebić. Jeśli to ci się nie udaje, musisz wytężać wszystkie swoje siły, wytężać
każdy nerw i nie ustawać."

Czym jest to odczucie wątpienia? Jest to palący dylemat, fundamentalne pytanie,
które nie daje ci

spokoju. Na przykład: skoro wszystkie istoty są bez skazy, obdarzone cnotą i
współczuciem, jak

oświadczył Budda, to czemu wszędzie jest tyle nienawiści i egoizmu, przemocy i
cierpienia? To

zasadnicze pytanie można stawiać sobie zawsze i wszędzie - w domu czy pracy. To
podstawowe

wątpienie można jednak zintensyfikować, gdy siedzi się w formalnej postawie
zazen i posługuje się

ciałem-umysłem w bardziej skoncentrowany sposób, praktykując kc-an, na przykład:
„Czym jest Mu?"

albo „Kim jestem?" (Mówiąc ściślej „Czym jes-
108

tem?") Nie chodzi o to, aby koan zastąpił leżące głębiej poczucie wątpienia; ma
on je po prostu wyostrzyć

i wynieść na świadomy poziom. Można porównać to odczucie wątpienia do świdra,
którego ostrzem jest

pytanie: „Czym jest Mu?"
Z początku Mu może wydawać się czymś sztucznym i narzuconym z zewnątrz, ale gdy

głębiej się w nie
zaangażujesz, przekształci się w palące pytanie twego życia, jako że Mu jest

tylko inną nazwą Umysłu -
tego nieskazitelnego, wszechobejmującego Umysłu wspólnego wszystkim. Możesz się

dziwić: Jeżeli
Umysł ten jest mi przyrodzony, to dlaczego nie wiem o tym?" Odpowiedź brzmi:

„Ponieważ skalania, twoje
ułudne wyobrażenia o sobie samym i twój stosunek do tego, co postrzegasz jako

świat istniejący na
zewnątrz ciebie, przyćmiewają światło twego Umysłu." Aby wzbudzić odczucie

wątpienia, które zetrze w
pył te zanieczyszczenia, musisz nieustannie, o każdej porze dnia kontynuować

zapytywanie, aż
znajdziesz odpowiedź. Dopiero wtedy będziesz mógł wejrzeć w swoją podstawową

naturę, urzeczywistnić
w sobie ten Umysł i odrodzić się w życiu, które jest życiem prawdziwym.

Przypominajcie sobie: Mu to moja poduszka do zazen, moja mata, moje ciało, l Mu
jest także tym, co nie

jest moją poduszką, nie jest moją matą nie jest moim ciałem. Mu wydaje się
jednocześnie rzeczą i nie-

rzeczą. Z punktu widzenia logiki jest to sprzeczność, tak więc tu również
powstaje wątpienie. Albo też

jeżeli wolicie, możecie powrócić do pełnego koanu zapytując: „Dlaczego Dziosiu
odparł 'Mu!' (dosłownie

'nie' lub 'nie ma'), gdy go spytano: 'Czy nawet pies ma naturę Buddy?'"7

background image

Ponieważ sutry głoszą, że Natura

Buddy jest właściwa wszelkiemu istnieniu, odpowiedź Dziosiu zawiera sprzeczność
i stąd rodzi się

wątpienie. Jak można je rozproszyć? Gdy dojdziesz do punktu, w którym nie
będziesz się już nawet na

włos oddzielał od Mu, odpowiedź ujawni się sama, a sprzeczność zostanie
rozstrzygnięta, bowiem pytanie

i odpowiedź nie są dwiema rzeczami; postrzega je jako takie tylko pogrążony w
dualizmie umysł, który

rozróżnia jaźń od nie-jaźni.
Początkowo praca nad Mu jest jak sięganie zębami po jabłko na gałęzi. Próbujesz

wgryźć się w nie, a ono
ucieka. Próbujesz jeszcze raz i znów dzieje się to samo. Ale tak jak nie możesz

zacząć gryźć i jeść jabłka,
dopóki nie zagłębisz w nie zębów, zanim będziesz mógł zapytać: „Czym jest Mu?",

musisz najpierw
mocno uchwycić Mu w swym umyśle. Po jakimś czasie, gdy już się zagłębisz w

zapytywaniu, nie będziesz
musiał stawiać całego pytania: koncentruj się jedynie na słowie „Mu" lub „Kim",

jeżeli pracujesz nad „Kim
jestem?", a echem w twoim podświadomym umyśle będzie „Czym jest Mu?" lub „Kim

jestem?", jako że
pytanie już się tam zakorzeniło. Pamiętaj, że Mu nie jest mantrą, tylko

przenikliwym sondowaniem,
intensywnym zapytywaniem. Ale nawet wówczas pytanie jedynie poskrobie

powierzchnię, o ile „Mu" czy
„Kim" jest tylko powtarzane mechanicznie. Samo „Mu", jako pytanie wprawiające w

zakłopotanie,
wystarczy, jeżeli

109

naprawdę musisz wiedzieć, czym jest Mu; to właśnie ożywia zapytywanie, które

podsycane wątpieniem i
przeświadczeniem, że można znaleźć odpowiedź, wzmacnia twoje Mu.

Wyobraźcie sobie człowieka siedzącego w biurze, który nagle spostrzega, że
zniknął jego zegarek.

Rozgląda się wokół przekonany, że za chwilę go znajdzie, ale nigdzie go nie
widać. Gdyby ten człowiek

chociaż na chwilę opuszczał pokój albo gdyby nie był pewien, czy miał tam
zegarek na ręku, to szukałby

go od niechcenia, albo może nawet wkrótce zaprzestałby poszukiwań sądząc, że
zegarek jest gdzie

indziej. Ale jeżeli nie opuszczał biura i nikt inny tam nie wchodził, a co
więcej, jest on pewien, że miał

zegarek na ręku, to jego zakłopotanie wzrośnie, a on sam zacznie dokładniej
przeszukiwać biuro. Jeśli

jest przekonany, że zegarek musi tam być, to jego determinacja, aby go wreszcie
znaleźć, i e-nergia, jaką

wkłada w poszukiwania, z każdą chwilą rosną aż zapomina on o całym świecie. To
jest budzenie poczucia

wątpienia. Właśnie tak musisz szukać Mu.
Lecz aby to zrobić, musisz być głęboko przeświadczony, że jesteś w stanie

przejrzeć swój koan. l musisz
wierzyć, że rozwiązując go urzeczywistnisz swój Prawdziwy Umysł. Tak jak to ujął

pewien mistrz: „Tam,
gdzie jest wielkie wątpienie, będzie wielkie przebudzenie; małe wątpienie - małe

przebudzenie; nie ma
wątpienia - nie ma przebudzenia..."

Ludzie, gdy słyszą że mają „wytężyć każdy nerw", zastanawiają się często, czy to
znaczy, że mają sapać i

dyszeć, zgrzytać zębami i ryczeć „Mu!" Mogą nawet tego próbować, lecz wkrótce
napinają się

wewnętrznie i ulegają zmęczeniu. Wytężać każdy nerw to znaczy praktykować całym

background image

sobą, czy będzie to

Mu czy co innego, l nie oznacza to tępego siedzenia ani muczenia sobie do snu.
Spójrzcie na kota

siedzącego w całkowitym bezruchu, gdy czatuje na mysz. Kot sprawia wrażenie, że
skamieniał, ale

naprawdę aż drży z koncentracji. Nie ma tu ostentacyjnej ani gorączkowej
aktywności - jest tylko

intensywna skupiona uwaga. Widać ją również u głodnego psa, przed którym trzyma
się kość. W takiej

chwili cały świat psa jest barwy i kształtu tej kości, l są również ludzie,
którzy podczas całkowicie

nieruchomego i cichego siedzenia w zazen pocą się mimo mroźnej zimy, tak
intensywna jest ich

koncentracja. Każdy z was może doświadczyć takiego samego stanu samadhi dzięki
jednomyślnej

koncentracji na koanie.
l jeszcze ostatnie słowo: pamiętaj, że wprawdzie te uwagi mają ci pomóc - rosi i

monitorzy na wszelkie
sposoby próbują pobudzać i zachęcać, szturchać i trącać - lecz to, co działa na

jedną osobę, może nie
działać na inną. Jeżeli to, co słyszysz, odnosi się do siebie - wykorzystaj to,

a jeśli nie - puść to mimo
uszu. Nie ma żadnego jednego sposobu, żadnych „powinno się tak czy inaczej". Nie

stosuj żadnych
technik, one i tak zawsze pozostają na zewnątrz. Techniki należą do świata

technologii, a nie do praktyki
duchowej. Niektórzy z was muszą sapać

110

ł dyszeć, aby się w pełni wysilić, i jest to w porządku, bo gdyby nie pracowali

w ten sposób, to nigdy nie
mogliby zmobilizować energii koniecznej do przebicia się przez poziom, na którym

utknęli. Chodzi o to, że
musisz znaleźć swoją włas-nądrogę.

KOMENTARZ DO NIE WIEM BODHIDHARMY -PIERWSZEGO PRZYPADKU ZAPISKÓW BŁĘKITNEJ
SKAŁY (PIĄTY DZIEŃ)

PRZYPADEK: Uwaga! Cesarz zapytał wielkiego mistrza Bodhidharmę: Jaka jest
najwyższa prawda

świętych nauk?" Bodhidharma odparł: „Pustka i nic świętego." „Któż zatem stoi
przede mną?" - zapytał

cesarz. Bodhidharma odpowiedział: „Nie wiem." Cesarz nie zrozumiał. Wtedy
Bodhidharma przekroczył

rzekę i dotarł do krainy Wei.
Później cesarz przedstawił tę sprawę księciu Czi, swojemu duchowemu doradcy, a

ów zapytał: „Czy
Wasza Cesarska Mość wie, kim jest ten człowiek?" Cesarz odrzekł: „Nie wiem."

Książę powiedział: „On
jest Bodhisattawą Współczucia przynoszącym do naszego kraju pieczęć Umysłu

Buddy." Cesarz żałował
tego, co się stało, i chciał wysłać emisariusza, aby zaprosił Bodhidharmę raz

jeszcze. „Wysłanie
emisariusza nie zda się na nic, Wasza Cesarska Mość. Nawet gdyby wszyscy ludzie

tego kraju udali się
za nim, i tak nigdy by nie powrócH" -rzekł książę.

l to jest koniec przypadku.
W imieniu „Bodhidharma" - „Bodhi" odnosi się do wrodzonej człowiekowi mądrości,

a „dharma" do
Prawdy, czyli do fundamentalnego prawa, które podtrzymuje świat i nim rządzi.

Bodhidharma to Dwudziesty Ósmy Patriarcha licząc od Buddy i Pierwszy Patriarcha
zeń w Chinach.

Uważa się, że przybył on z Indii do południowych Chin w roku 520, w wieku
dziewięćdziesięciu lat. Po

nieudanej próbie ustanowienia swojej nauki na południu, o czym właśnie mówi ten

background image

koan, zniknął na

północy Chin, gdzie w końcu osiadł w małej świątyni.
Cesarz był wykształconym władcą i człowiekiem religijnym, hojnie patronującym

buddyzmowi. Za jego
sprawą wzniesiono wiele świątyń i ozdobiono je wspaniałymi dziełami sztuki

buddyjskiej. Z jego inicjatywy
przetłumaczono na chiński wiele sutr, pisanych oryginalnie w sanskrycie.

Zachęcił też wiele kobiet i
mężczyzn do podjęcia zakonnego życia. Pomny ortodoksyjnych nauk buddyjskich

tamtych czasów,
uważał za oczywiste, że z dobrych uczynków wyniesie duchową zasługę, która

ułatwi mu wejście w
nirwanę.

111

Gdy na dwór dotarta wieść o przybyciu dostojnego mnicha, który był przedtem

księciem w Indiach -
uważanych wówczas za baśniową krainę Buddy - cesarz nie zwlekał i zaprosił go

skwapliwie do swego
pałacu. Najwidoczniej temat zasługi był najważniejszy w umyśle cesarza, ponieważ

swoją rozmowę z
Bodhidhar-mą rozpoczął od poinformowania go, że od kiedy wstąpił na tron,

wybudował wiele świątyń,
skopiował ogromną ilość sutr i utrzymywał liczne rzesze mnichów. Jaką zyskałem

zasługę dzięki
wszystkim tym uczynkom?" - zapytał. A kiedy Bodhidharma odpowiedział: „Żadnej",

zbity z tropu cesarz
spytał: „ Dlaczego?" Wtedy Bodhidharma wyjaśnił mu, że takie uczynki mają

ograniczoną wartość, że w
istocie są nierzeczywiste i zasługa, jaką przynoszą, wyczerpuje się z upływem

czasu. Wtedy cesarz
zapytał: „Na czym więc polega prawdziwa zasługa?", a Bodhidharma odparł, że

można ją zyskać tylko
dzięki obudzeniu mądrości i wejrzeniu w swą własną Naturę, a nie przez ziemskie

dokonania. Chociaż ten
wstępny dialog nie pojawia się w rozpatrywanym przez nas przypadku, można go

znaleźć w innych
wersjach tej rozmowy.

Jakim szokiem musiała być dla cesarza ta odpowiedź! Wierząc, że zasłużył już na
przeprawę „na drugi

brzeg", nie mógł uczynić nic innego, jak tylko zapytać, być może z pewną dozą
sarkazmu: „Cóż zatem jest

najwyższą prawdą świętych nauk?"
Święte nauki to dharma Buddy i oczywiście cesarz zadał to pytanie po

stwierdzeniu Bodhidharmy, że we
wszystkich tych dobrych uczynkach nie ma żadnej zasługi. Poczujcie smak

bezpośredniej odpowiedzi
Bodhidharmy: „Pustka i nic świętego." Jakże współczujący jest ten indyjski

mistrz! Cesarz powinien
pokłonić się z wdzięcznością! Był jednak zbyt ograniczony przez dogmatyczną

ortodoksję swoich czasów,
aby uchwycić wibrujący zeń Bodhidharmy.

Ale czym jest ta pustka, o której mówi Bodhidharma? Nie jest to wielka dziura we
wszechświecie z

zawieszonym w poprzek napisem Buddy głoszącym: „Pustka. Nie święta. Można
wchodzić." Nie jest to

także abstrakcyjna próżnia przeciwstawiona jakiejś konkretnej pełni. Czymże może
być ta pustka, jeśli nie

podłożem, z którego wyłaniają się wszelkie zjawiska i do którego nieuchronnie
powracają? Według słów

sutry Serce doskonałej mądrości: „Forma jest pustką, pustka jest formą".
Gdy przebywałem w klasztorze zeń w Japonii, przybył tam na krótko pewien

amerykański nauczyciel

background image

znający zeń z obszernych lektur. Dano mu mały pokoik w pewnej odległości od

wspólnej toalety. Kiedy w
środku nocy musiał oddać mocz, nie chciało mu się chodzić tak daleko i robił to

w ogrodzie. Po kilku
nocach rosi powiedział coś na ten temat, gdy byliśmy we trójkę w ogrodzie:

„Powiedziano mi, że sikasz w tym ogrodzie, czy to prawda?"
„Tak."

.Ogród jest świętym miejscem. Korzystaj z toalety."
112

„Dlaczego ogród jest święty? Czyż Bodhidharma nie powiedział: Tylko bezmierna
pustka i nic świętego?"

Wtedy rosi uderzył go. „Nie sikaj w ogrodzie, korzystaj z toalety" - powiedział
mu.

Dlaczego rosi go uderzył? Czyż ten ogród nie był również pustką i niczym
świętym? Z perspektywy

absolutnego Umysłu nie ma sacrum ani profanum - to prawda, ale na względnym
poziomie etyki

społecznej nie gwałci się zwyczajów i zasad przyzwoitości przez oddawanie moczu
w klasztornym

ogrodzie dlatego, że jest się zbyt leniwym, aby pójść do toalety. Wraz z
uznaniem aspektu absolutnego,

czyli aspektu równości naszego życia, musi iść rozpoznanie aspektu względności,
l odwrotnie:

świadomość względnych różnic musi być zrównoważona przez aspekt równości.
W demokracji takiej jak nasza kładzie się nacisk na równość i ludzie skłonni są

mówić i myśleć: Jestem
równie dobry jak inni." W konsekwencji zbyt mało jest szacunku dla różnic. Taki

pogląd jest jednostronny.
Dobrze jest oczywiście mówić o równych prawach czy o równości szans, ale

założenie, że każdy
przychodzi na świat z taką samą inteligencją, talentem czy siłą woli, ujawnia

nieznajomość działania
karmy. Przeprowadzenie podziałów klasowych w szeroko rozwarstwionych

społeczeństwach jest również
jednostronne. Buddyzm uczy, że podczas gdy w naszej Istotnej Naturze wszyscy

jesteśmy równi, to
zarazem różnimy się od siebie z powodu naszej indywidualnej karmy. Równość i

zróżnicowanie to dwa
aspekty jednej Natury Buddy. Czy powiedziałem „jednej"? Odrzuć to i odrzuć

„Naturę Buddy". Co ci
pozostało?! (Wyrzuca nagle w górę zaciśniętą pięść).

A jak myślisz, jakie jest znaczenie pytania cesarza: „Kto zatem stoi przede
mną?" Czy jest on naprawdę

zaintrygowany? Czy też próbuje tą małą reprymendą uratować choć trochę ze swej
zranionej dumy?

Znaczy to w każdym razie: Jak możesz powiedzieć, że nie ma nic świętego, skoro
ty, mnich, jesteś

przecież święty?" l wtedy pada zaskakująca odpowiedź Bodhidharmy, jedna z
najsłynniejszych w zeń:

„Nie wiem." Pozwólcie, że zapytam: czy Bodhidharma rzeczywiście odpowiada na
pytanie cesarza, czy

też unika go? A jeżeli odpowiada na nie, to co chce powiedzieć przez swoje „nie
wiem"?

Zwykła wiedza powstaje w relacji podmiot - przedmiot. Myślimy o jakiejś rzeczy
czy sprawie, badamy ją

analizujemy, po czym w drodze rozumowania dochodzimy do pewnych wniosków na ten
temat. Taka

metoda daje jednak ograniczoną wiedzę. Aby cokolwiek zrozumieć w pełni, musisz
doświadczyć wymiaru,

w którym rozróżniający intelekt nie zaczaj jeszcze działać. Kto może powiedzieć
cokolwiek o tej krainie?

Nie można o niej nauczać ani nawet o niej mówić, można jej jedynie doświadczyć.

background image

Cokolwiek pojmujesz

intelektualnie, może być jedynie połową prawdy. To, czego nie wiesz, jest
prawdziwym rozumieniem.

113

„Święte" i „świeckie" - czyż nie są to tylko arbitralne rozróżnienia

oddzielające nas od nazwanej rzeczy?
Prawdziwa świętość - całkowitość - to pustka, bez-rze-czowość, bez-jaźniowość,

stan, w którym nie jest
się już dłużej oddzielonym od czegokolwiek. Mój nauczyciel kiedyś powiedział:

Jeżeli ktoś wydaje się tak
święty, że nazwałbyś go świętym, to jego rozwój duchowy jest ciągle niepełny. O

człowieku w pełni
rozwiniętym duchowo nie można nic powiedzieć. Jest on poza klasyfikacją".

Czy widzicie, jak subtelne jest „nie wiem" Bodhidharmy? Przypuśćmy, że
powiedziałby on: „Tak, jestem

świętym człowiekiem." Czyż nie potwierdziłby wówczas rozróżnienia, którego w
istocie nie ma? l dalej, czy

taki brak skromności nie stałby w sprzeczności ze świętością? Gdyby natomiast
oświadczył: „Nie, nie

jestem świętym człowiekiem", to zaprzeczałby temu, co oczywiste. O cóż chodzi
Bodhidharmie, gdy mówi:

„Nie wiem"? Z pewnością wiedział, kiedy było mu zimno czy ciepło, kiedy był
radosny czy smutny,

ponieważ nie był niewrażliwy. Przede wszystkim jednak wiedział, że nie ma nic do
wiedzenia, jako że w

najgłębszym znaczeniu nie można wiedzieć niczego i ta wiedza jest najwyższą
mądrością. Gdy umysł jest

wolny od takich koncepcji jak sacrum i profanum, pustka i pełnia, ja i nie-ja,
ujawnia się prawda. Oto klucz

do zrozumienia umysłu drugiej osoby. Taki był stan umysłu Bodhidharmy. Czyż nie
jest to prawdziwa

świętość?
No i to „nie wiem"! Opiera się ono każdej próbie intelektualnej klasyfikacji.

Aby to naprawdę pochwycić,
musisz odrzucić na bok wszystkie koncepcje i teorie i rzucić się głową w dół w

głębię umysłu
Bodhidharmy, gdzie fale „wiem" i „nie wiem" nie mogą cię dosięgnąć.

Wracamy do koanu: „Cesarz nie zrozumiał. Wówczas Bodhidharma przekroczył rzekę i
dotarł do krainy

Wei." Tam, w małej górskiej świątyni w północnych Chinach, Bodhidharma
praktykował zazen przez

dziewięć lat twarzą ku skalnej ścianie. Właśnie tam miało miejsce dramatyczne
spotkanie z człowiekiem,

który później został jego wybitnym uczniem i drugim patriarchą zeń.
Gdy po raz pierwszy przybył on do Bodhidharmy, był powszechnie znanym e-rudytą

dumnym ze swojej
wiedzy na temat buddyzmu i z reputacji, jaką mu ona przyniosła. Przedstawiwszy

się Bodhidharmie
poprosił ozięble o jego naukę. Ale Bodhidharma wyczuwając jego pychę nie

powiedział ani słowa, nie
udzielił mu żadnej wskazówki ani zachęty. Po prostu siedział dalej w zazen

twarzą do ściany. W końcu
Bodhidharma, widząc, że uczony stoi po pas w śniegu, zapytał go: „Czego

szukasz?" „Moim jedynym
pragnieniem jest, aby Mistrz powodowany swym bezgranicznym współczuciem otworzył

Bramę Skarbu..."
- odparł przyszły patriarcha głosem zduszonym przez łzy.

„Aby urzeczywistnić Niezrównaną Dharmę - odparł Bodhidharma - trzeba podjąć
długotrwały wysiłek w

praktyce tego, co trudno jest praktykować, i długotrwale znosić to, co trudno
jest znosić. Czemu miałbyś

ty, o płytkim sercu i zaro-

background image

114

zumiałym umyśle, błagać mnie o Prawdziwą Drogę, aby cierpieć na próżno takie
trudy?"

Na te słowa wzburzony erudyta wyciągnął miecz z pochwy, odciął swe lewe ramię u
łokcia i złożył je przed

mistrzem. Wtedy dopiero Bodhidharma zgodził się go nauczać. Czy trudno wam w to
uwierzyć? Czy

sądzicie, że jest to mit? W porządku, nazwijcie to mitem, ale nie zapominajcie,
że mit nie jest fałszywą

historią lecz historią tak głęboką i doniosłą, że nie można zawrzeć jej tylko w
faktach. Jakże mógłbyś bez

poświęcenia, bez odcięcia egoistycznych myśli i kalających namiętności (co
symbolizowane jest przez

odcięcie ramienia) osiągnąć to, co ostateczne - oświecenie?
Następne wiersze koanu brzmią: „Później cesarz przedstawił tę sprawę księciu

Czi, a ów zapytał: 'Czy
Wasza Cesarska Mość wie, kim jest ten człowiek?' Cesarz odrzekł: 'Nie wiem."1

Powiedz mi, czy „nie
wiem" cesarza jest takie samo, jak „nie wiem" Bodhidharmy? Jeżeli nie, to jaka

jest między nimi różnica?
„Książę powiedział: 'On jest Bodhisattwą Współczucia, przynoszącym do naszego

kraju pieczęć Umysłu
Buddy.'" W ikonografii Bodhisattwę Współczucia przedstawia się z niezliczoną

liczbą rąk.
Pieczęć Umysłu Buddy to przekaz Dharmy od mistrza do ucznia, czyli autentyczny

buddyzm przekazany
od samego Buddy.

A teraz końcowe wiersze koanu: „Cesarz żałował tego, co się stało, i chciał
wysłać emisariusza, aby

zaprosił Bodhidharmę jeszcze raz. Wtedy książę powiedział: 'Wysłanie emisariusza
na nic się nie zda,

Wasza Cesarska Mość. Nawet gdyby wszyscy ludzie tego kraju udali się za nim, i
tak nigdy by nie

powrócił.'"
A dlaczego? Ponieważ Bodhidharma wiedział, że ludzie południowych Chin nie byli

jeszcze gotowi do
przyjęcia żywego zeń. To jeden rodzaj odpowiedzi. Jest jednak jeszcze głębszy.

Nie wróciłby dlatego, że
nigdy nie odszedł, a dlaczego nigdy nie odszedł? Bo nigdy nie przyszedł!

Czy widzisz bezgraniczne współczucie Bodhidharmy? Jeśli nie, to musisz uchwycić
ducha jego

niebezpiecznej podróży z Indii do Chin - którą odbył w wieku, w jakim większość
ludzi od dawna leży w

grobie - a także głębokie religijne znaczenie jego spotkania z cesarzem oraz
żywotne dla nas wszystkich

znaczenie jego dziewięciu lat zazen twarzą ku ścianie. Twarzą ku sobie.
3. MOWA ZACHĘCAJĄCA (SZÓSTY DZIEŃ).

Na tym etapie sesin często na dokusan słyszy się, jak ludzie mówią; „Cokolwiek
bym nie robił, po prostu

nie mogę się przebić przez pewien punkt. Moja koncentracja jest mocna, ale czuję
się tak, jakbym stanął

naprzeciw ściany z żelaza. Ze wszystkich sił próbuję się przez nią przebić, ale
nic się nie zmienia

115

i w rezultacie czuję się napięty i wyczerpany. Co jeszcze mogę zrobić?" Ci

ludzie pracują mocno, ale
jakoś nigdy nie udaje im się pójść na całość. Działają według szablonu

powtarzającego się na
poprzednich sesin: „Zawsze biegnę, ale nigdy nie zwyciężam".

Jak temu zaradzić ? Są oni w takiej sytuacji, jakby zbudowali okop prowadzący

background image

donikąd i nie mogli się z

niego ruszyć ani w lewo, ani w prawo. Jeżeli jesteś jednym z tych, którzy na
kolejnym sesin dochodzą do

tego impasu, to uświadom sobie, że koniecznie musisz wydostać się z tej koleiny
i znaleźć nowy tor. Na

przykład, jeżeli przyzwyczaiłeś się odpoczywać rano podczas przerwy po pracy, to
postanów, że zamiast

tego będziesz siedzieć. Albo też jeśli zawsze jadasz na sesin trzy posiłki
dziennie, to spróbuj czasem

jeden opuścić i wykorzystać ten czas na siedzenie. Jeśli nigdy nie siedziałeś w
nocy dłużej niż godzinę

czy dwie po zakończeniu formalnego zazen, to postanów siedzieć przynajmniej do
północy i nie pozwalaj

sobie na senność. Jeżeli w nocy zazwyczaj siedzisz w zendo, to wyjdź z poduszką
na dwór, albo

odwrotnie.
Niedawno na sesin pewna osoba doszła do kensio, gdy po wielu sesin, na których

miała zwyczaj siedzieć
do późna w nocy, a wstawać rano na dźwięk budzącego dzwonka, postanowiła w końcu

kłaść się
wcześniej i wstawać w środku nocy, żeby siedzieć. Bez względu na to, w jaki

sposób uda ci się przełamać
dawny szablon działania, gdy raz to uczynisz, popłynie w tobie nowa energia i

przekonasz się, że robisz
to, czego nie byłeś w stanie zrobić na poprzednich zazen. Trzeba jednak powziąć

postanowienie, po
którym musi nastąpić ofiarny i energiczny wysiłek. Słyszeliście, jak wcześniej

mówiłem: dla słabej osoby
ściana jest skałą nie do przebycia, dla mocnej jest czymś, na co należy się

wdrapać, aby pójść dalej.
Zapytajcie siebie - czy słabej osobie wystarczyłby taki krótki sen, jaki wam

wystarcza? Czy słaba osoba
mogłaby przychodzić codziennie do rosiego na dokusan tak wojowniczo nastawiona

jak wy?
Trzeba zwrócić szczególną uwagę na pewien zdradziecki szablon działania, które

można nazwać
świadomą rezygnacją. Ci z was, którzy padają jej ofiarą wiedzą, że przychodzi na

każdym sesin taki
moment, gdy w umyśle zaczyna królować poczucie, że to się nigdy nie uda. „Tyle

rzeczy mi się nie udało -
zaczynasz, sobie mówić - i nic nie wskazuje na to, aby z kensio miało być

inaczej. Po co więc się wysilać?
Tu znowu mamy do czynienia z subtelną pracą ego, które rzuci nam każdą kłodę pod

nogi, aby się
ochronić. Różnie można racjonalizować taką defetystyczną postawę. „Po prostu nie

warto - no i co z tego,
że dojdę do kensio?" Albo też, jeżeli bardzo bolą cię nogi, mówisz sobie: „Jeśli

będę dalej siedział, to
mogę uszkodzić sobie nogi. Najlepiej, żebym zaraz to przerwał." Najczęściej w

życiu takiego człowieka
znajdujemy ten sam szablon, według którego startuje on z kopyta w jakimś

kierunku, osiąga pewien
poziom, a potem włącza się to, co nazwaliśmy świadomą rezygnacją zaczynają

działać racjonalizacje
116

i przedsięwzięcie kończy się niepowodzeniem. Jest to właściwie wycofanie się,
niechęć do przyjęcia

odpowiedzialności, jaką - jak to sobie wyobrażamy - przyniesie sukces. Jeśli
nazwiesz siebie

nieudacznikiem, to możesz się od razu wycofać i nie podejmować ani próby
przebudzenia twojego

Prawdziwego Umysłu, ani jakiegokolwiek innego wyzwania.

background image

Ci z was, którzy postępują tak w życiu, mają na tym sesin świetną sposobność

wykorzenienia tego raz na
zawsze, gdyż teraz każdy może czerpać ze zjednoczonej duchowej energii

pięćdziesięciu czterech innych
osób pracujących dzień i noc. l nie będzie ku temu lepszej okazji niż teraz, gdy

wspólna moc sa-madhi
gromadziła się ponad pięć dni. Teraz nadszedł czas, aby spróbować czegoś nowego,

obudzić w sobie
nową energię, złamać kark swym starym nawykom. Mistrz zeń Bassui powiada: Jeśli

ostatnim gramem
energii uderzysz w punkt, w którym została zablokowana ścieżka twych myśli;

jeżeli następnie wydostając
się z tego ślepego zaułka skoczysz wprost przed siebie z rękami u-niesionymi w

powietrze; jeżeli
skoczysz w potężną otchłań ognia, to jest w bezustannie palący się płomień

twojej własnej, pierwotnej
natury - to zginie cała świadomość ego, razem z korzeniami ego zginą wszystkie

zwodnicze uczucia i
myśli, a pojawi się prawdziwe źródło twojej Własnej Natury." To znaczy, że

musisz stać się całkowicie
nagi, musisz porzucić wszystko. Zrób to, a wszystko będzie twoje - Ty będziesz

wszystkim!
KOMENTARZ DO CZŁOWIEKA NA DRZEWIE - PIĄTEGO PRZYPADKU Z BEZBRAMNEJ ZAPORY

MUMONA (SZÓSTY DZIEŃ).
PRZYPADEK: Kiogen powiedział: „To (tzn. zeń) jest jak człowiek na wysokim

drzewie trzymający się
gałęzi zębami. Dłońmi nie może uchwycić gałęzi, stopami nie ma się na czym

oprzeć. Pod drzewem stoi
drugi człowiek i pyta go o znaczenie przybycia Bodhidharmy z Zachodu. Jeżeli ten

na drzewie nie
odpowie, to zawiedzie pytającego. Jeżeli odpowie - straci życie. Co powinien

uczynić?"
KOMENTARZ MUMONA: Chciaż twoje słowa płyną jak rzeka, nie ma z nich pożytku.

Nawet jeśli umiesz
wyjaśnić znaczenie wszystkich buddyjskich sutr, to również nie zda się na nic.

Jeśli potrafisz rozstrzygnąć
właściwie ten problem, to możesz zabijać żywych i wskrzeszać umarłych. Ale jeśli

nie potrafisz, to
będziesz musiał spytać o to Majtreję, kiedy przyjdzie.

WIERSZ MUMONA:
Kiogen doprawdy bredzi

i bez końca rozsiewa truciznę.
117

Zatyka usta mnichom,
a gdy się wiją w udręce,

przeszywa ich czarnym, diabelskim spojrzeniem.
Nie wyobrażaj sobie tylko, że koan ten jest jedynie kłopotliwym pytaniem, które

nie ma nic wspólnego z
realiami twego życia. Wręcz przeciwnie, ma on u-kazać, że twój cudowny Umysł,

jeżeli tylko nie będziesz
więzić go różnymi wymyślnymi koncepcjami, może sprostać wymogom każdej sytuacji.

Kiogen żył u schyłku panowania dynastii T'ang. Znał dobrze sutry, a poza tym był
bystry i szczególnie

uzdolniony do pracy analitycznej. Pewnego dnia jego nauczyciel Isan zwrócił się
do niego tak: „Jesteś

człowiekiem przenikliwym, o wysokiej inteligencji i rozległym wykształceniu.
Sprawa narodzin i śmierci jest

najważniejsza ze wszystkich. Nie mów mi tego, czego się nauczyłeś czytając
sutry, ale daj mi to

zasadnicze słowo o twej Jaźni, która była, zanim ujrzałeś światło dzienne, zanim
odróżniłeś wschód od

zachodu." Oszołomiony Kiogen nie był w stanie wykrztusić ani słowa.

background image

Po powrocie do swego pokoju, porwany przez to pytanie, gorączkowo szukał na nie

odpowiedzi we
wszystkich swych książkach, ale wszelkie jego odpowiedzi Isan bezceremonialnie

odrzucał. W końcu
wyczerpawszy swe intelektualne możliwości Kiogen zaczaj błagać mistrza o jakaś

wskazówkę. Mimo tych
próśb mistrz obstawał przy swoim. „Nawet gdybym ci to jasno przedstawił, byłoby

to moje doświadczenie,
a nie twoje."

Zrozpaczony Kiogen spalił wszystkie swoje książki i notatki mówiąc: „Rysunek
ciastka nie zaspokaja

głodu". Ślubując, że porzuci swe buddyjskie studia, Kiogen ze łzami w oczach
opuścił klasztor Isana i

został wędrownym mnichem. Doszedł w końcu do zrujnowanej świątyni dawno zmarłego
mnicha zeń,

gdzie osiadł z zamiarem sprawowania opieki nad jego grobem. Bez wątpienia tym,
co go tam zatrzymało,

była atmosfera i wibracje świątyni, które podtrzymywały w nim pragnienie
rozstrzygnięcia dręczącego go

pytania i osiągnięcia wyzwolenia.
Pewnego dnia, zamiatając podwórze, Kiogen odrzucił na bok kawałek pękniętej

dachówki, która głośno
uderzyła w pień rosnącego obok bambusowego drzewa. Pod wpływem tego

niespodziewanego dźwięku
przebudził się nagle ku swej Prawdziwej Jaźni i wybuchnął śmiechem. Ułożył

wówczas następujący
wiersz:

Dźwięk uderzenia -
i zapomniałem wszystko, co wiedziałem.

Wszedł do chaty, wykąpał się, zapalił kadzidło i złożył pokłony w kierunku
świątyni Isana mówiąc: .O,

Czcigodny Mistrzu, jak wielkie jest twoje wspótezu-
118

cię! Jestem ci wdzięczny bardziej niż moim rodzicom. Gdybyś ujawnił mi tę
tajemnicę, gdy o nią pytałem,

jak mógłbym doświadczyć tej wielkiej radości?"
Mój pierwszy nauczyciel, który sam był profesorem uniwersytetu przez wiele lat,

mawiał, że uczonym i
intelektualistom żonglującym ciągle ideami trudniej jest osiągnąć oświecenie niż

tym, którzy są nimi mniej
obciążeni. Mówił również, że kobiety zazwyczaj dochodzą do oświecenia szybciej

niż mężczyźni,
ponieważ ich umysły nie są w tym stopniu zajęte pojęciami jak u mężczyzn. A

potem dodawał: Jeśli
jednak osoba o wysoce intelektualnym nastawieniu przebije się, to zazwyczaj jest

to naprawdę gruntowny
przełom". Chodzi o to, że oświecony U-mysł jest wspólny wszystkim ludziom, że

każdy posiada zdolność
przebudzenia się ku niemu. Chociaż ten Umysł Mądrości masz bliżej niż własny

nos, nie możesz
przywieść go do świadomości bez szukania i zmagania się. Gdy dachówka uderzyła w

bambus, umysł
Kiogena był już dostatecznie dojrzały na skutek uporczywych poszukiwań, a dźwięk

jedynie przyspieszył
przebudzenie. Był jak iskra padająca na hubę jego wyschniętych koncepcji i

opinii, unicestwiając je w
płomieniach samourzeczywistnienia.

Powróćmy do przypadku: „...Pod drzewem stoi człowiek i pyta go: 'Jakie jest
znaczenie przybycia

Bodhidharmy z Zachodu?'" - to jest z Indii do Chin. Wśród mistrzów panuje
powszechna zgoda, że pytanie

to znaczy: Jaka jest najwyższa prawda zeń?"

background image

Najwyższa prawda nie jest żadnym wzniosłym ideałem ani systemem etycznym. Nie są

nią również słowa
poety: „Piękno jest prawdą prawda jest pięknem." Gdy zapytano mistrza zeń

Dogena: Jaką prawdę
znalazłeś w Chinach po trzech lat duchowego treningu?" - odparł: „Mój nos jest

pionowy, a oczy poziome."
Inny mistrz, którego zapytano o prawdę zeń, odpowiedział: „Przepraszam, muszę

zrobić siusiu. Pomyśleć,
że nawet taką drobnostkę muszę załatwić osobiście." Jeszcze inny odparł: „Gdy

jestem głodny, po prostu
jem, gdy jestem zmęczony, po prostu śpię."

A jeżeli jesteś na drzewie i zwisasz z niego trzymając się tylko zębami, a ktoś
stojący poniżej szczerze

poprosi cię o prawdę, to jak mu odpowiesz? Co za dylemat! Patrzcie na tego na
drzewie, widać jego

obnażone zęby, próbuje się utrzymać! A jednak... a może on jakoś odpowiada na to
doniosłe pytanie?

Jeśli tak, to w jaki sposób? Problem postawiony przez ten koan jest próbą twego
zeń: jak w każdej chwili,

we wszelkich okolicznościach odpowiadać w pełni na wymogi życia?
Bez przebudzenia większość ludzi wisi na drzewie trzymając się go zębami. Nie

żyją- wegetują Dyndają,
zamiast się rozwijać. Ciągle otwierają usta, aby tłumaczyć czy narzekać i

wpadają w bolesny świat lęku i
podejrzliwości, samotności i rozpaczy.

119

W naszym życiu zawsze jest jakiś „człowiek pod drzewem", który zadaje kłopotliwe

pytania: czy jesteś
prawdziwie kochającym mężem lub żoną, ojcem, matką lub dzieckiem? Czy

zachowujesz się jak
odpowiedzialny przedstawiciel rasy ludzkiej?

Czy mamy milczeć i nie odpowiadać na te pytania? To nie mowa ani milczenie, lecz
stojąca za nimi głębia

rozumienia i wyzbycie się ego są ważne. Kiedy ktoś cię poniża, czy prowokujesz
siebie i jego do gniewu,

skacząc mu do oczu i odpłacając pięknym za nadobne, czy też zachowujesz pokorne
milczenie? Gdy

widzisz, jak królują zło i przemoc, to milczysz czy zabierasz głos, czy może
działasz, aby im zapobiegać?

Milczenie może być złotem, ale jak ktoś zauważył, może być też tylko żółte ze
strachu.

Gdy Kiogen przedstawił ten koan swym mnichom, jeden z jego starszych uczniów
wstał i powiedział: „Nie

chodzi o tego człowieka, gdy wisiał na drzewie, ale o to, jak odpowiedziałby na
pytanie po upadku z

niego." Kiogen roześmiał się serdecznie. Czy widzicie dlaczego? Gdzie była twoja
Natura Buddy, zanim

się u-rodziłeś, i gdzie będzie po śmierci ? Czy może być różnica przed i po?
A co ty byś powiedział, gdyby nagle ciebie zapylać o najgłębszą prawdę twego

życia? Czy
odpowiedziałbyś filozoficznym wywodem? Poetyckim cytatem? Milczeniem? Czy też

trzasnąłbyś pięścią w
stół? Jeśli nie wiesz, co przy tym robisz, to jest to tylko aktorstwo. Nie bądź

szpanerem zeń! Abyś dał
prawdziwą odpowiedź zeń, twój umysł musi być opróżniony z wszelkiego rodzaju

wyobrażeń -z
egocentrycznych myśli, opinii, ideałów i tym podobnych.

Brzmi to dosyć ponuro, nieprawdaż? Czemu nie mieć żadnych opinii? Czyż nie są
one jak strawa i napój

dla dobrze poinformowanego człowieka? Tak, ale są również dybami, w których się
on zamyka. Czy

pragniesz być wolny, aby dokonywać różnych cudownych odkryć? Jeśli tak, to

background image

unikaj opinii. Co się tyczy

ideałów, bądź prawdziwym człowiekiem, a nie idealnym. Przeżywaj życie, nie
spędzaj go na osądzaniu

czy tłumaczeniu. Przestań myśleć i gadać, zacznij odczuwać i działać.
Może niektórzy z was widzieli kiedyś dowcip rysunkowy ukazujący, jak para

małżeńska w podeszłym
wieku spędza spokojny wieczór w domu. Ona siedzi po jednej stronie pokoju i robi

na drutach, a on czyta
gazetę po drugiej stronie. Nie podnosząc głowy żona zapytuje: „Czy kochasz mnie,

najdroższy?" Mąż ze
wzrokiem nadal utkwionym w gazecie mamrocze: „ Oczywiście, kochanie." W dolnym

rogu rysunku siedzi
pies i gapi się na męża, jakby chciał powiedzieć: „Na litość boską, co tam

słowa, pokaż jej to."
Ludzie - to wielcy poszukiwacze, wielcy specjaliści od pytań. Ciągle pytają:

.Jakie jest znaczenie życia?
Czym jest prawda? Ale powiedz mi szybko - jakie jest znaczenie tego, że świeci

słońce? Jakie ma
znaczenie deszcz czy grzmot?

120

Jakie jest znaczenie tego, że wiewiórka ma ogon puszysty, a mysz goły? Jakie

jest znaczenie przybycia
Bodhidharmy z Zachodu?

Jest taka anegdota o słynnym pianiście, który zagrał kiedyś na prywatnym
przyjęciu nowoczesny

nieharmoniczny utwór. Gdy skończył, podeszła do niego • jakaś starsza osoba i
spytała: „Zupełnie nie

rozumiem tego utworu. Co on oznacza?" Pianista bez słowa zagrał go jeszcze raz.
l zwracając się do tej

osoby powiedział: „Oto, co on oznacza!"
W pierwszych dwóch wierszach komentarza Mumon powiada: „Chociaż twoje słowa

płyną jak rzeka, nie
ma z nich pożytku. Nawet jeśli umiesz wyjaśnić znaczenie wszystkich buddyjskich

sutr, to również nie zda
się na nic."

W swoich Strofach wiary w l/mys/Trzeci Patriarcha śpiewa:
A kiedy wiara i Umysł są jednym, słowa i myśli tego nie obejmą Nie ma tu ani

wczoraj, ani jutra, ani dziś.
Sutry to złożone do grobu słowa Buddy. Wskazują na prawdę, ale nie wolno ich z

nią pomylić. Zeń nie
odmawia wartości sutrom; ostrzega tylko, że są one zaledwie palcem wskazującym

na księżyc, a nie
samym księżycem (Umysłem). Dlatego właśnie spośród wszystkich buddyjskich szkół

tylko zeń nie opiera
się na żadnej sutrze. Umysł jest istotą zeń, a sutry - umysłem Buddy. Gdyby żył

dzisiaj, czy wypowiadałby
te same słowa, które są zapisane w sutrach?

Prawda to coś więcej niż wszystko, cokolwiek można by o niej powiedzieć. Słowa
wyjaśnień są martwe,

pozbawione sHy inspirowania. Wyjaśnienia i opisy są tylko małymi dziurkami,
przez które można spojrzeć

na bezgraniczny wszechświat. Mistrz zeń Hakuin powiedział: „Miara słów podobna
jest gromom i

oceanom - nic, tylko przepływające złudzenia."
Mumon kontynuuje: Jeżeli potrafisz rozstrzygnąć właściwie ten problem, to możesz

zabijać żywych i
wskrzeszać zmarłych". Kim są żyjący, którzy muszą zostać zabici? Jest nimi

szaleńczo aktywne ego tych,
którzy wiodą rozbiegane, rozkojarzone i pełne pośpiechu życie, kręcąc się w

kółko jak łyżeczki w filiżance
herbaty, bezustannie spierając się i mnożąc pojęcia. Z zewnątrz może się

wydawać, że są wypełnieni po

background image

brzegi energią i szczytnymi zamierzeniami, ale wewnątrz są pełni zamętu, zżerani

lękiem i popędami. Gdy
raz zabiją rakowatą narośl ego - produkt niewiedzy i lęku - i przywiodą do

świadomości swój nieskalany
Umysł, doświadczą cudownego nowego życia. To jest cud przebudzenia. To jest

wyzwolenie.
121

Wracamy do komentarza: „Ale jeżeli nie potrafisz odpowiedzieć, to będziesz
musiał spytać Majtreję, kiedy

przyjdzie". Majtreja to bodhisattwa, który stanie się buddą następnego cyklu
świata, tak jak Siakjamuni

jest buddą obecnego. Powiada się, że Majtreja pojawi się 5 670 000 000 lat 8 po
śmierci Siakjamuniego.

Oświadczenie Mumona nie jest wcale sarkastyczne. Po prostu ostrzega cię on we
właściwy sobie

niepowtarzalny sposób, że jeżeli nie uczynisz najwyższego wysiłku, aby się
przebudzić, to bardzo długo

będziesz musiał znosić masę bólu.
A oto wiersz Mumona:

Kiogen doprawdy bredzi
i bez końca rozsiewa truciznę.

Zatyka usta mnichom,
a gdy się wiją w udręce,

przeszywa ich czarnym, diabelskim spojrzeniem.
„Bredzenie" odnosi się do dylematu stawianego przez mistrza. Trucizna jest

antidotum na panującą wśród
mnichów chorobę trucia się słowami i pojęciami. Stosowana przez Mumona pochwała

przez przyganę jest
charakterystyczna dla zeń. Mistrzowie czują niechęć do tego, co moi nauczyciele

nazywali „wyrażeniami
pudru i szminki", do przesłodzonych zwrotów prowadzących do diabelskich

przywiązań. Jeśli mielibyśmy
stale nazywać nasz Prawdziwy Umysł „Klejnotem Wolnej Woli", czynić z Buddy idola

- „Zbawcę Świata"
czy też wysławiać pod niebiosa „Wielebnego Założyciela" - profanowalibyśmy nasze

umysły. Byłoby to
podobne do złocenia lilii. Gdzie indziej Mumon powiada o Bodhidharmie: „Stary

cudzoziemiec o
połamanych zębach, który w poczuciu własnej ważności przebył sto tysięcy mil.

Miał tylko jednego ucznia,
do tego kalekę.9 No, no!" Gdzie poza zeń znajdziecie tak pełne szacunku

nieposzanowanie i tak nie
szanujący szacunek? Mumon w istocie wychwala Kiogena za jego współczucie,

mądrość i odwagę, jaką
okazywał w pełnym dramatyzmu wytracaniu uczniom podpórek ego: werbalizacji,

rozróżnień, trzymania
się nazw, form i pojęć.

A potem Kiogen, głęboko zatroskany o uczniów, „przeszywa ich czarnym, diabelskim
spojrzeniem",

czekając aż pojawią się oznaki wskazujące na przebudzone rozumienie.
4. MOWA ZACHĘCAJĄCA (SIÓDMY DZIEŃ).

Do końca tego sesin zostało jakieś sześć godzin. Słysząc to, niektórzy z was
doznają ulgi. Może mówicie

sobie, że po włożeniu w sesin takiego wysiłku nie
122

trzeba już nic więcej robić, że wystarczy tylko dryfować ku zakończeniu. Może
się też okazać, że myślicie

o tym, co będziecie robić po sesin.
Takie spisanie sesin na straty byłoby doprawdy ironią losu, ponieważ największa

szansa całego sesin leży

background image

w tych ostatnich godzinach. Dlaczego tak jest? Dlatego, że właśnie ostatnie pół

dnia stanowi ekstrakt
sześciu i pół dnia bezustannego wysiłku. Cała dotychczasowa praca wysostrzyła

umysł na kształt brzytwy.
Jeśli nawet uświadamiacie sobie, że pojawiają się rozpraszające myśli, to są to

teraz tylko drobne fale na
powierzchni oceanu. Nie ma tu nikogo, kto nie przekształciłby swojego umysłu w

pocie i łzach tego sesin i
nie osiągnął stanu o wiele większej czystości niż tydzień temu. A ponowne

wzbudzenie energii sa-madhi i
osiągnięcie tego samego stanu czystości wymagałoby teraz w tym zen-do kolejnych

sześciu i pół dnia
sesin i pracy od samego początku. Ci z was, którzy nie spali ostatniej nocy,

mogą nie czuć w tej chwili tej
energii i jasności. A jednak ona tu jest i jeżeli nie ustaniesz w wysiłkach,

nagle znów stanie się dla ciebie
dostępna. Pamiętaj również, że gdy jesteś zmęczony, to ego też jest zmęczone.

Znaczy to, że zmęczenie
może stać się twoim sprzymierzeńcem, jeśli mu się nie poddasz. Jeśli poczujesz

się ogromnie
wyczerpany, to zdrzemnij się chwilę w następnej przerwie. Jeśli praktykowałeś

zazen przez całą noc, to
piętnaście do trzydziestu minut wypoczynku powinno ci wystarczyć do

zregenerowania się. Potem
możesz korzystać z energii samadhi, a gdy niemyślnie zagłębisz się w swoim

koanie, odpowiedź nagle
ujawni się przed tobą.

Przede wszystkim pamiętaj, że na tym etapie sesin przebudzenie może nastąpić w
każdej chwili. Nie

myśl, że przepadło sześć i pół dnia. Tak nie jest. Te dni tu są skupione w tych
ostatnich godzinach. Bez

względu na to, jaki, jak sądzisz, jest twój stan umysłu, może on w jednej chwili
ulec gwałtownej zmianie.

Dzięki mocy samadhi, która narosła w zendo, każdy z was może jednym potężnym
pchnięciem sprawić,

że jego umysł stanie się nagle pusty jak czysta kartka papieru. A przy tym
stanie umysłu wystarczy tylko

jeden właściwy dźwięk, słowo czy dotknięcie, aby spowodować przebudzenie. Są
tacy członkowie

ośrodka, którzy przebili się przez swój koan w ciągu ostatnich dziesięciu minut
sesin, a niektórzy nawet po

jego zakończeniu. Pewien Japończyk, który razem ze mną brał udział w sesin,
wracał potem

samochodem do domu i miał przejechać przez tor kolejowy, którym właśnie
nadjeżdżał pociąg. Gdy

pociąg zagwizdał, człowiek ten doszedł do przebudzenia. Jednakże nikt nie jest w
stanie przewidzieć

kensio. Dopóki spodziewasz się, że coś takiego nastąpi, dopóty możesz być
pewien, że nic się nie zdarzy.

Należy unikać myślenia o końcu sesin nie tylko ze względu na swe własne dobro.
Tak naprawdę każdy,

kto ustaje w tych krytycznych chwilach, podkopuje też wysiłki pozostałych.
Teraz, gdy pogłębiła się wasza

wrażliwość, a sesin zjednoczyło wasze umysły, wszelkie niekontrolowane czy
negatywne myśli choćby

123

tylko jednej osoby będą z pewnością bardziej niż na początku odczuwalne dla

innych, l przeciwnie - jeśli
będziesz się nadal wysilał, pociągniesz za sobą innych. Dlatego odpowiedzialność

za całe sesin
spoczywa na barkach każdego z was.

Jest tu co najmniej pół tuzina osób, o których można naprawdę powiedzieć:

background image

Jeszcze tylko jeden krok!"

Niektórzy z was byli już kiedyś tak blisko, a po sesin żałowali, że nie
pracowali choć odrobinę mocniej.

Dostojewski napisał w liście do swojego brata: „Wiedzieć, że jeden tylko wysiłek
woli wystarczyłby, aby

zniszczyć to wszystko, a jednak żyć dalej jak ostatnie i najpośledniejsze ze
wszystkich stworzeń - jakież to

straszne!" Wiedzieć po sesin, że tylko jeden krok wystarczyłby do przejścia
przez koan - któż chciałby

wyjść z tego sesin z taką myślą?
KOMENTARZ DO KOANU NIE MYŚL O DOBRU ANI O ZŁU -DWUDZIESTEGO TRZECIEGO

PRZYPADKU Z BEZBRAMNEJ ZAPORY MUMONA (SIÓDMY DZIEŃ)
PRZYPADEK: Szósty Patriarcha był ścigany przez mnicha, aż dotarli do gór. Na

widok zbliżającego się
mnicha Patriarcha położył szatę i miskę na skale i rzekł: „Szata i miska

symbolizują wiarę; czy mamy o nie
walczyć? Pozwalam ci je zabrać." Mnich próbował je podnieść, ale były

nieporuszone jak góra. Wówczas
wahając się i drżąc powiedział: „Przyszedłem po dharmę, nie po szatę. Błagam

cię, poucz swego sługę!"
Szósty Patriarcha odpait „Gdy mnie ścigałeś i nie myślałeś o dobru ani o złu,

lecz tylko o zdobyciu skarbu,
gdzie była twoja Pierwotna Jaźń?" Słysząc to mnich natychmiast doznał

oświecenia. Całe jego ciało
pokryło się potem. Zalewając się łzami oddał cześć i zapytał: „Czy poza

tajemnymi słowami i znaczeniami
jest jeszcze coś głębiej?" Patriarcha odparł: „To, co ci właśnie powiedziałem,

nie jest żadną tajemnicą.
Urzeczywistniłeś swoją Prawdziwą Jaźń, a to, co tajemne, jest w tobie samym."

Mnich powiedział: „Gdy
wraz z innymi mnichami praktykowałem u Piątego Patriarchy, nie przebudziłem się

ku mej Pierwotnej
Jaźni. Dzięki twojemu pouczeniu, które trafiło w sedno, jestem jak ktoś, kto

napił się wody i sam
doświadczył, czy jest zimna czy ciepła. Ty jesteś moim mistrzem!" Szósty

Patriarcha rzekł: „Mamy tego
samego nauczyciela; trzymaj się mocno tego, czego się od niego nauczyłeś."

KOMENTARZ MUMONA: Niewątpliwie Szósty Patriarcha dokonał w krytycznej chwili
czegoś niezwykłego.

Jest dobry jak babcia. To tak, jakby obrał ze skóry świeży owoc liczi, usunął
pestkę, a potem włożył ci go

do ust. Masz go tylko połknąć.
124

WIERSZMUMONA:
Opisujesz na próżno, obrazujesz daremnie,

nigdy ci się nie uda wysławić tego w pełni.
Nie szukaj po omacku, nie kręć i nie kombinuj.

Nie sposób skryć gdziekolwiek Prawdziwego Siebie.
Gdy wszechświat zginie, „to" przetrwa, niezniszczalne.

Szósty Patriarcha jest jednym z najwybitniejszych mistrzów w historii zeń.
Niemal w pojedynkę zerwał z

buddyzmu jego indyjską otoczkę, na którą składała się aura czegoś nieziemskiego
oraz kładzenie nacisku

na czytanie sutr i studia doktrynalne. Aż do jego czasów były to
charakterystyczne elementy buddyzmu w

Chinach. Szósty Patriarcha położył w ten sposób fundamenty pod to, co teraz
znamy jako buddyzm zeń.

Zdarzenie opisane w tym koanie znaleźć można w Sutrze Podwyższenia, która jest
zapisem jego życia i

nauk. Ta sutra jest jedną z dwóch tylko sutr buddyjskich, które nie obracają się
wokół życia i słów Buddy.

Szósty Patriarcha urodził się w roku 638, ukształtowała go zatem epoka Tang

background image

-złoty wiek zeń w Chinach.

Przekazy mówią, że w dzieciństwie stracił ojca i wychowywała go matka. Żyli w
skrajnej biedzie. Ponieważ

bardzo wcześnie musiał zarabiać na życie i utrzymywać matkę, nie mógł chodzić do
szkoły i nigdy nie

nauczył się pisać ani czytać. Niejeden uważałby takie ubóstwo i ciągłą walkę o
byt za tragedię, lecz

właśnie to nauczyło chłopca zwracania się do wewnątrz i polegania na sobie, co
potem niewątpliwie

przyśpieszyło jego oświecenie. Miało ono miejsce w wyjątkowych w historii zeń
okolicznościach.

Pewnego dnia jakiś klient kupił od późniejszego Patriarchy nieco drewna na opał
i poprosił, aby je odnieść

do jego sklepu. Gdy chłopiec dostarczył mu drewno i zamierzał wyjść, usłyszał
mnicha śpiewającego

przed sklepem sutrę. Na dźwięk słów, jakie śpiewał mnich, chłopiec, który miał
wówczas siedemnaście lub

osiemnaście lat i o ile wiadomo, nigdy nie siedział w zazen, nagle przebudził
się.

Zapytał wtedy mnicha, co takiego śpiewał, i dowiedział się, że była to Sutra
Diamentowa.

Niektórzy z was mogą w tym miejscu się zadziwić: „Jeśli można osiągnąć
oświecenie bez wielkiego

wysiłku, to dlaczego muszę znosić niewygody sesin?" Jeśli tak właśnie myślicie,
to mogę was zrozumieć.

Dawno temu, gdy moi japońscy przyjaciele z Kioto wywierali na mnie presję, abym
porzucił surowy rygor

klasztoru zeń, postawiłem to samo pytanie memu nauczycielowi, l oto, co mi
powiedział: „Niezmiernie

rzadko można spotkać kogoś, kto ma tak czysty umysł, że może osiągnąć oświecenie
bez zazen. Szósty

Patriarcha był takim właśnie człowiekiem. Bez wątpienia w poprzednim żywocie
uprawiał duchowe

ćwiczenia tak żarliwie, że gdy narodził się w tym istnieniu, jego umysł był
wyjątkowo czysty.

125

Fakt ten, jak również wczesna utrata ojca i konieczność utrzymywania matki,

skłoniły go do intensywnego
zapytywania o znaczenie narodzin i śmierci i sprowadziły jego przebudzenie w

taki właśnie sposób.
Większości ludzi brakuje jego czystości umysłu i dlatego muszą niezmordowanie

ćwiczyć zazen, aby w
pełni otworzyć oko umysłu".

Wracając do historii Szóstego Patriarchy: od śpiewającego sutrę mnicha
dowiedział się on o Piątym

Patriarsze, który nauczał na odległej górze. Po trzydziestu dniach ciężkiej
podróży młodzieniec dotarł do

górskiej świątyni Piątego Patriarchy. Patriarcha ujrzawszy go zapytał: „Skąd
przychodzisz i czego

chcesz?" Takie pytanie jest jak kij włożony do wody, który pozwala zbadać jej
głębokość. Przyszły Szósty

Patriarcha odparł; „Pochodzę z gminu, z południa, i przyszedłem z daleka złożyć
czcigodnemu mistrzowi

hołd, po to aby stać się buddą". A na to mistrz wykrzyknął: Jakże ty, prostak z
południa, mógłbyś

kiedykolwiek zostać buddą?!" Zakosztujcie teraz bezpośredniej odpowiedzi młodego
człowieka: „Chociaż

ludzi można podzielić na tych z północy i tych z południa, Natura Buddy nie zna
ani południa, ani północy.

Prostak może wyglądać inaczej niż mnich, lecz jakaż jest różnica z punktu
widzenia Natury Buddy?".

Innymi słowy, Natura Buddy jest wrodzona nam wszystkim. Potwierdzenie tego z

background image

najwyższego źródła

pochodzi od samego Buddy. W chwili swojego wielkiego oświecenia wykrzyknął:
„Cudowne ponad

wszystko! Wszelkie żywe istoty są we wrodzony sposób buddami obdarzonymi
mądrością i cnotą."

Pozwólcie, że zapytam każdego z was: Czy naprawdę wierzysz, że Budda mówiąc to
nie był w błędzie?

Czy masz silne przeświadczenie, że bez względu na to, czy jesteś silny czy słaby
fizycznie, inteligentny

czy tępy, wykształcony czy niepiśmienny, masz tę samą wszystko obejmującą Naturę
Buddy, której nic

nie brakuje, i że potrafisz dzięki czystym aspiracjom i silnej determinacji
przebudzić się ku niej nawet na

tym sesin? Czy zmagałeś się z odczuciem wątpienia, próbując roztrzygnąć
sprzeczność między

oświadczeniem Buddy, iż jesteśmy wszyscy w sposób wrodzony bez skazy, a
świadectwem twych

zmysłów, że istnieje w tobie i w innych tylko niedoskonałość?
Dopóki nie odpowiesz twierdząco na te pytania, dopóty nie otworzysz oka swego

umysłu bez względu na
to, jak często praktykowałbyś zazen i na ilu sesin byś siedział. Osiągniesz

jedynie pewien spokój ciała i
jasność umysłu, l chociaż te wartości nie są błahe, to jednak różnią się od

oświecenia jak kreda od białego
sera. Ostatecznym celem treningu zeń jest pełne oświecenie, a nie spokój ani też

stany wysokiej energii,
które są jedynie ubocznymi produktami zazen. Dla przebudzenia najbardziej

istotny jest zapytujący umysł,
który wyrasta z fundamentalnego dylematu, czyli z „kuli wątpienia". Mistrzowie

zeń powtarzali
wielokrotnie: „Tam, gdzie jest wielkie zapytywanie, jest i wielkie oświecenie,

tam gdzie nie ma
zapytywania, nie ma i oświecenia."

126

A oto dalsza część odpowiedzi Piątego Patriarchy: Jak na prostaka, jesteś nieźle

wygadany - powiedział
mistrz - Przestań już gadać i ruszaj z mnichami do roboty." l nowicjusz został

przydzielony do tłuczenia
ryżu w spichlerzu, co robił przez osiem miesięcy.

Wyobraźcie sobie, że udaliście się na trening do ośrodka zeń, gdzie mistrz dał
wam odprawę przy

pierwszym spotkaniu, a potem całkiem was zignorował j gdzie przez osiem miesięcy
nie wpuszczono was

do zendo - ilu z was sprostałoby tej sytuacji? Gdyby mistrz nie miał wysokiego
mniemania o błyskotliwym

nowicjuszu, to z pewnością nie potraktowałby go w ten sposób. Jeśli ten ostatni
mimo wszystko nie

odszedł, to dlatego, że miał silną wiarę w nauczyciela i we własną Naturę Buddy.
Gdy Piąty Patriarcha poczuł, że nadszedł czas przekazania Dharmy, wezwał

wszystkich swoich uczniów i
poprosił, aby każdy ułożył wiersz wyrażający jego własne rozumienie.

Zapowiedział, że ten, kto ukaże
zasadniczą prawdę, odziedziczy szatę i zostanie Szóstym Patriarchą, Główny mnich

przedstawił
następujący wiersz:

Ciało jest drzewem bodhi, A Umysł - podstawą świetlistego zwierciadła.
Wycierajcie je stale, zawsze

czujnie i pilnie Aby nie kalał go ziemski kurz.
Gdy tłukący ryż usłyszał te słowa, powtarzane przez pewnego młodego mnicha w

pobliżu spichlerza,
uświadomił sobie, że jego autor nie dostrzegł jeszcze swojej Prawdziwej Natury.

Ułożył więc potem swój

background image

własny wiersz i poprosił tego samego mnicha, aby go dla niego zapisał:

Naprawdę nie ma drzewa bodhi, Ani podstawy świetlistego zwierciadła. Skoro
wszystko od początku jest

pustką, Gdzież miałby osiadać kurz?
Gdy Piąty Patriarcha przeczytał ten wiersz i dowiedział się, kto go ułożył,

wybrał się sam do spichlerza i
wezwał młodego robotnika, aby odwiedził go potajemnie nocą. Tej nocy Piąty

Patriarcha przekazał mu
szatę i miskę, mówiąc: „Jesteś teraz Szóstym Patriarchą." Ponieważ Piąty

Patriarcha zdawał sobie
sprawę, że mnisi nie ścierpieliby nigdy, aby ten nowicjusz został następcą

mistrza, przekonał Szóstego
Patriarchę, aby powrócił potajemnie do rodzinnych stron i żył w ukryciu, aż jego

oświecenie dojrzeje.
Dopiero potem mógłby zacząć formalnie nauczać. Powiedział mu także, że w

przyszłości nie powienien
mieć miejsca przekaz

127

szaty - gdyż łatwo mógłby stać się źródłem rywalizacji - lecz tylko bezpośredni

przekaz z umysłu do
umysłu. A potem Piąty Patriarcha towarzyszył nowemu Patriarsze podczas przeprawy

przez rzekę na
drugi brzeg, gdzie się rozstali, aby się już nigdy nie zobaczyć.

Nasz koan obraca się wokół tego wydarzenia - odejścia Szóstego Patriarchy z
klasztoru z szatą i miską

Mimo że Piąty Patriarcha dokonał przekazu w wielkiej tajemnicy, szybko wyszło na
jaw, że jego następca

wyruszył w drogę z szatą i miską jako Szósty Patriarcha. Koan mówi, co nastąpiło
potem:

„Szósty Patriarcha był ścigany przez mnicha, aż dotarli do gór." Ten właśnie
mnich miał, jak się okazuje,

gwałtowne i impulsywne usposobienie, a zanim został mnichem, był generałem. Nie
należy jednak myśleć

o nim jak o nikczemniku. Powinno się go raczej uważać za gorliwego obrońcę
dharmy, do której był

nadmiernie przywiązany. Temu prostodusznemu człowiekowi w średnim wieku nie
mieściło się w głowie,

tak jak i innym mnichom, że drogocenna dharma została powierzona opiece młodego,
świeckiego

człowieka, który do tego nie przeszedł przez formalny trening. Ta troska, choć
niewłaściwie skierowana,

ukazuje, że generał przeobrażony w mnicha szczerze i gorliwie podążał Drogą
Buddy.

„Na widok zbliżającego się mnicha Patriarcha położył szatę i miskę na skale i
rzekł: 'Szata i miska

symbolizują wiarę; czy mamy o nie walczyć? Pozwalam ci je zabrać.'" Aby móc
uchwycić ten koan,

musicie najpierw ujrzeć, dlaczego to zdanie wypowiedziane przez Szóstego
Patriarchę nie jest po prostu

próbą uniknięcia przemocy, lecz raczej wyzwaniem. Dlaczego wyzwaniem? Oto
pierwsza bariera koanu.

„Mnich próbował je podnieść, ale były nieporuszone jak góra." Jeśli sądzicie, iż
mnich dlatego doznał

niepowodzenia, że nagle pojął, jak potworny czyn zamierzał popełnić i że
sparaliżowały go wyrzuty

sumienia, to jeszcze nie doceniacie potęgi dharmy i Szóstego Patriarchy, który
ją ucieleśnia! Jeżeli wiara

potrafi przenosić góry, dlaczego nie może unieruchomić szaty i miski?
„Wahając się i drżąc powiedział: 'Przyszedłem po dharmę, nie po szatę. Błagam

cię, poucz swego sługę!'"
Jeżeli nie odczujecie rozpaczliwego stanu jego u-mysłu, jaki kryje się za tymi

słowami, ten koan będzie się

background image

wam wydawał tylko u-roczą bajeczką o nieudanej kradzieży jakichś nieważnych

przedmiotów religijnych, a
okoliczności oświecenia mnicha pozostaną dla was wielką tajemnicą Kluczem do

zrozumienia jego stanu
umysłu jest prośba: „Błagam cię, poucz swego sługę", ponieważ ujawnia ona nagły

i całkowity zwrot
serca. Gdyby nie brak ego, jaki wyraża to wołanie o pomoc, mnich nie

przebudziłby się. „Wszystkie religie
- powiedział William James - rozpoczynają się od wołania: Ratunku!" W Trzech

filarach zeń jedno ze
świadectw oświecenia zawiera następujący fragment: „Umieram - łkałam. - Zabiłam

wszystkich moich
bogów. Nie mam klucza do zmartwychwstania. Jestem całkowicie sama. Ogarnął mnie

lęk i absolutna
128

rozpacz, leżałam na podłodze nie wiem jak długo, aż z głębi mego brzucha
wydostał się krzyk: Jeżeli we

wszechświecie żyje jakaś istota, którą obchodzi to, czy jestem żywa czy martwa,
to niech mnie ratuje, och,

niech mi pomoże!" Ten stan umysłu jest warunkiem wstępnym przebudzenia.
Oto dalszy ciąg koanu: „Szósty Patriarcha odparł: 'Gdy mnie ścigałeś i nie

myślałeś o dobru ani o złu, lecz
tylko o zdobyciu skarbu, gdzie była twoja Pierwotna Jaźń?" l tu dochodzimy do

sedna koanu. Jeżeli masz
zademonstrować na dokusan swoje zrozumienie tego fragmentu, a nie tylko

werbalizować na jego temat,
to musisz wejść w skórę cierpiącego katusze mnicha. Nie myśleć o dobru i złu to

nie tworzyć
niepotrzebnych sądów i ocen, które budują ścianę między tobą a innymi i które

dzielą świat na znajome
„tutaj przy mnie" i obce „tam gdzieś z tobą". Zeń uczy, że rzeczy nie są dobre

lub złe, ale zarazem i dobre,
i złe, a raczej poza dobrem i złem. Prawdziwa Natura była twoim podstawowym

przejawem, zanim
jeszcze urodziła cię matka. Słowami dawnego mistrza: „Jest to Prawdziwa Natura

wszystkich
odczuwających istot, ta, która istniała przed naszymi własnymi narodzinami i

która istnieje teraz,
niezmienna i wieczna... Gdy się rodzimy, nie tworzy się ona na nowo, a gdy

umieramy - nie znika. Nie ma
żadnej cechy męskiej czy żeńskiej ani żadnego zabarwienia dobrem czy złem".

Szósty Patriarcha, chociaż taki młody, musiał dostrzec, że ścigał go człowiek
zdesperowany, pchany

rozpaczą i strachem, a także głębokim pragnieniem u-rzeczywistnienia swojej
Jaźni. Jakże inaczej ten

mnich, były generał, wytrwałby w tak długiej pogoni, liczącej według niektórych
źródeł sto mil? Wyobraźcie

go sobie tylko, jak sapiąc i dysząc, z wytrzeszczonymi oczyma, ze wszystkich sił
dąży naprzód za

Patriarchą, wpierw z podnieceniem, potem z uporem, w końcu bez umysłu, aż
wreszcie dogania go. Jeżeli

sami w swoich własnych dążeniach nie doświadczyliście tej „ciemnej nocy duszy",
zmagając się

gwałtownie wśród potu i łez z koanem czy z innym duchowym problemem, nie
będziecie w stanie wejrzeć

głęboko w serce udręczonego mnicha. To serce-umysł oczyszczone już z chciwości i
samolubstwa stało

się czystą tablicą. Mistrz bez wahania zadał cios łaski swymi pamiętnymi
słowami, które uderzyły jak

błyskawica.
A teraz powiedz mi, gdzie była wtedy Prawdziwa Natura mnicha?

„Słysząc to mnich natychmiast doznał oświecenia. Całe jego ciało pokryło się

background image

potem. Ze łzami w oczach

oddał Patriarsze cześć i zapytał: 'Czy poza tajemnymi słowami i znaczeniami jest
jeszcze coś głębiej?'" Te

łzy były łzami ulgi i wdzięczności, a natychmiastowy pokłon przed mistrzem był
gestem głębokiego

dziękczynienia. Jego oświecenie było autentyczne, choć nie było całkowitym
wyzwoleniem, i dlatego

mnich zapytał: „Czy jest jeszcze coś głębiej?" Ale to pytanie jest zrozumiałe.
Przebudzenie, a wraz z nim

uświadomienie sobie, że nie zdobyło się niczego takiego, czego nie miało się już
wcześniej - jest tak

proste i oczywiste, że całkiem naturalne jest poczucie, iż poza tym musi być coś
jeszcze. „Tajemne

129

słowa i znaczenia" oznaczają tu intymne zrozumienie. Oświecenie budzi

najsilniejsze poczucie
intymności. Jeśli zdarzyło się wam kiedyś oziębić stosunki z żoną mężem,

dzieckiem czy przyjacielem, to
znacie radość pojednania. Urzeczywistnienie Natury Buddy jest urzeczywistnieniem

pokrewieństwa ze
wszystkimi formami życia, a uczucia te są poza słowami. Jeżeli jest w tym jakaś

tajemnica, to tylko taka,
którą każdy świetnie zna w głębi serca, lecz zagubił ją w mętliku myśli

zdominowanych przez ego.
„Dzięki twojemu pouczeniu (...) jestem jak ktoś, kto napił się wody i sam

doświadczył, czy jest zimna czy
ciepła." Zeń podkreśla doświadczenie, poznanie smaku. Jeśli jeden obraz wart

jest tysiąca słów, to jeden
smak wart jest tysiąca obrazów. Aby wiedzieć, jak smakuje miód, trzeba go

spróbować; aby wiedzieć, co
to jest oświecenie, trzeba się przebudzić.

Zwróćcie uwagę na lojalność mistrza wobec Piątego Patriarchy: .Mamy tego samego
nauczyciela; trzymaj

się mocno tego, czego się od niego nauczyłeś." Naprawdę mówi przy tym: .Bądź mu
wdzięczny za to, że

cię uczył, iż nie ma niczego do nauczenia się - mądrość jest nam wrodzona - nie
masz się więc ku czemu

wytężać."
A teraz komentarz Mumona: „Niewątpliwie Szósty Patriarcha dokonał w krytycznej

chwili czegoś
niezwykłego." Zdawać by się mogło, że Patriarcha - w konfrontacji najpierw z

groźnym dla niego
mnichem, a potem z nagłą przemianą jego serca - stracił głowę, nie wiedział, co

począć i na oślep zadał
cios słowami: .Gdy mnie ścigałeś i nie myślałeś o dobru ani o złu... gdzie była

twoja Pierwotna Jaźń?"
Wydaje się, że Mumon krytykuje Patriarchę, lecz naprawdę chwali go, o-czywiście

w swój zwykły,
ironiczny sposób.

Sułra Podwyższenia podaje nieco inną wersję wydarzeń, o jakich mówi ten koan:
Szósty Patriarcha

powiedział mnichowi: .Nie dopuść, aby w twym umyśle powstawały jakiekolwiek
myśli, a wtedy pouczę

cię." Mnich siedział więc długo w zazen, aż wreszcie Patriarcha zaczął: .Nie
myśl o dobru..." Zwróć uwagę

na słowa: .Mnich siedział więc długo w zazen." Czy praktykował siedzące zazen,
jak w drugiej wersji, czy

też zazen w biegu, jak we właściwym koanie - spełnił wstępny warunek
przebudzenia: osiągnął umysł

pusty jak czysta tablica.
l dalej: Jest dobry jak babcia. To tak, jakby obrał ze skóry świeży owoc liczi,

usuną/ pestkę, a potem

background image

włożył ci go do ust. Masz go tylko połknąć." .Babcina dobroć" jest przesadną

dobrocią. Mumon pozornie
krytykuje Szóstego Patriarchę za jego łagodne obejście i nadopiekuńczość. Ale

właściwie krytykując -
chwali. W końcu mnich doszedł do oświecenia dzięki temu, co Patriarcha

powiedział i u-czynH.
Jednocześnie Mumon nas ostrzega: .Słowa i zachowanie Szóstego Patriarchy w tym

przypadku okazały
się skuteczne, to prawda, lecz nie myślcie sobie, że łatwo jest osiągnąć pełne

oświecenie; wymaga ono
lat ofiarnego zazen,

130

lat wysiłku." Własne oświecenie Mumona • z koanem Mu - nastąpiło po sześciu

latach wytrwałego zazen.
Wreszcie wiersz Mumona: .Opisujesz na próżno, obrazujesz daremnie*. To prawda,

że słowo wyrzucone
z trzewi ma taką moc wstrząsania i poruszania nas, z jaką nigdy nie poruszy nas

żadne słowo pisane,
niemniej jednak wszelkie słowa, pojęcia i wyobrażenia są co najwyżej zarysami

nieskończenie rozległego
.tego". Makio, czyli halucynacje i fantazje, też są tylko obrazami, tak więc nie

lgnij do nich, choćby nawet
sprawiały ci ulgę w nudzie skoncentrowanego, bezprzedmiotowego zazen. l nie

przywiązuj się do nazw i
form. Prawdziwa Natura, Natura Buddy, Umysł - wszystko to są tymczasowe

określenia tego, czego nie
sposób nazwać ani zmierzyć, co jest bezkształtne, a jednak kształtuje wszystko.

.Nigdy ci się nie uda wysławić tego w pełni. Nie szukaj po omacku, nie kręć i
nie kombinuj." Mumon

powiada, że skoro nic nie może się równać tej Bezkształtnej Jaźni, to po co
szukać czegokolwiek innego?

Przestań flirtować z uwodzicielską astrologią czy czarodziejem l Ching, przestań
uganiać się za próżnymi

przyjemnościami. Te chybione poszukiwania nie doprowadzą cię nigdy do
urzeczywistnienia twej

Prawdziwej Natury.
„Nie sposób skryć gdziekolwiek Prawdziwego Siebie." Pojawia się wszędzie, tuż

pod twym nosem - nie, to
jest twój własny nos. Aby się ukryć, twoja Prawdziwa Jaźń musiałaby się znaleźć

poza wszelkim
możliwym do pojęcia wszechświatem, prawda?

„Gdy wszechświat zginie, to' przetrwa, niezniszczalne." Twoja Prawdziwa Natura
nie może ulec

zniszczeniu, a to dlatego, że sama jest zniszczeniem. Nigdy nie narodzona, nie
może nigdy umrzeć. A

jednak jest to twórcza moc tkwiąca w każdej bez wyjątku rzeczy.

Zabalsamowane ciało Szóstego Patriarchy szkoły zeń (638-713)
W szkole zeń Szósty Patriarcha jest znany z tego, że mimo iż wychowywał się w

nędzy i był analfabetą,
stał się wybitnym mistrzem. Jest on również szanowany za swoją prostotę i

pokorę, życzliwość i mądrość.
Jego silne poczucie osobistej odpowiedzialności można ocenić na przykładzie tej

często cytowanej
wypowiedzi: „Gdy inni są w błędzie, ja też jestem w błędzie. Gdy popełnię

występek, sam ponoszę winę."
Duchowa wrażliwość i silny charakter Szóstego Patriarchy są widoczne na tej

niezwykłej fotografii jego
zabalsamowanego ciała, które zachowało się w doskonałym stanie od czasu jego

śmierci w VIII wieku n.e.

background image

132

H. ŚWIADECTWA OŚWIECENIA
1. „TA RADOŚĆ POZWALA UJRZEĆ CAŁE MINIONE NIESZCZĘŚCIE"

DROGI ROSI, piszę to w nadziei, że dodam odwagi innym, szczególnie tym, którzy
mieszkają daleko od

ośrodka i muszą pracować samotnie, starszym i słabszym fizycznie, a także tym,
którzy czują, że brakuje

im wiary. Po raz pier-szwy przyszłam do ośrodka pięć lat temu, w wieku
czterdziestu dziewięciu lat. Przez

cały ten czas mogłam uczestniczyć jedynie w trzech siedmiodniowych se-sin (mam
uszkodzony kręgosłup

i sztywne nogi) - ale to trzecie sesin w październiku 1975 r. było cudem.
Odległość, opóźnienia, ból, wiek i

załamania, nawet samotną praktykę - wszystko to widzę dziś jako deszcz
błogosławieństw.

Wprawdzie już podczas ceremonii rozpoczynającej sesin poczułam się pchnięta w
praktykę tak pilną i

intensywną jak nigdy dotąd, lecz nie pojawił się rzecz jasna żaden znak, że to
będzie „moje sesin".

Planowałam początkowo poświęcić na zazen pięć lat, ale że właśnie dobiegały
końca, więc postanowiłam:

„Dobrze, dodam zeń jeszcze trzy lata. Poczekamy, zobaczymy." Jakże ktoś, kto
praktykował w sposób tak

rozkojarzony, uwikłany w myśli, mógł żywić nadzieję na błyskawiczny efekt? Ktoś,
kto nieustannie czytał?

Kto prawie nie mógł usiedzieć na macie bez ruchu? O mojej praktyce można było
powiedzieć tylko to, że

była ona uparta, uparcie wierna i wytrwała, bez względu na problemy.
Kilkakrotnie po kryzysach

przysięgałam, że to rzucę, że przestanę „marnować caty ten czas", lecz gdy
próbowałam to uczynić,

okazywało się, że nie mogę. Zeń podniósł mnie i potrząsnął mną jak terier
szczurem. Mogłam walczyć i

próbować u-cieczki, lecz to co się działo, było nieuchronne.
Lecz oto zaczęło się sesin, a dawne historie zbladły i poszły w niepamięć.

Pierwsze dwa dni. Moja praktyka rusza z kopyta, po części dzięki porządnemu
przygotowaniu w domu.

Ból w plecach, rozpraszające myśli, ale za każdym razem potrafię się zebrać od
nowa. Komentarz, jaki

rosi wygłasza drugiego dnia, bierze na muszkę tych, którzy polegają na słowach.
„Oni są straceni" - mówi.

Jako pisarka, polegająca całe życie na słowach, czuję jak strzały wbijają się w
moje serce i gorzko płaczę.

Przypominam sobie moje prowadzone od trzydziestu lat notatki i dzienniki, z
których jestem tak dumna.

Zbiera się na nich kurz, ale ich nie wyrzucam - niewola przeszłości, niewola
ego. „Spalę je - obiecuję -

Będę się odradzać na nowo w każdej chwili." Moja praktyka rozgrzewa się. Wszyscy
wokół pomagają mi i

- nie do wiary! Wyraźna, indywidualna pomoc napływa co najmniej od czterech
sąsiadów.

133

Trzeci dzień. Czarny wtorek. Wszystko się załamuje i wali. Wpadam w

najczarniejszą depresję. Nie mogę
praktykować. Nigdy nie mogłam. Nie potrafię utrzymać Mu dłużej niż przez

trzydzieści sekund. Opuszczę
sesin, rzucę zeń na zawsze. Po co miałabym żyć? Zastanawiam się nad

samobójstwem. Czemu nie?
Samobójstwo. Po co żyć? Nie pójdę na dokusan. Nie mam odwagi. Jakiż byłby z tego

pożytek? Co

background image

mogłabym powiedzieć? Jestem rakietą która wypaliła się w dwa dni... cudnie,

cudnie. Rozpacz i nędza. W
końcu dowlokłam się na dokusan, jednak jako ostatnia w kolejce. Rosi udziela mi

wsparcia i dodaje
odwagi. To nieprawda, że sesin jest dla mnie stracone. Mogę się z tego

wygrzebać. Mogę? No jasne,
mogę i zrobię to, zrobię! Pomału czarna chmura rozwiewa się, a praktyka znów

ożywa na głębszym
poziomie. Znów płynie we mnie energia.

Czwarty i piąty dzień. Wiele się dzieje. Jako nałogowy obserwator-reporter z
niejakim zdziwieniem

rejestruję to, co się dzieje. O, to jest właśnie świetliste niebo, o którym
czytałam! Myśli niewinne i

swobodne przelatują jak obłoki. Och, cudowne, niewiarygodne. Czas mija,
analizuję, obserwuję mój nowy

stan, trzymam się go kurczowo. Ten stan oczywiście blednie, migoce, znika. Znów
ponure, rozpraszające

myśli, litowanie się nad sobą, paranoja, l znów w punkcie wyjścia. Mu... Mu...
Mu... Młody człowiek po

mojej prawej stronie praktykuje niewzruszenie z siłą góry. Chłonę jego siłę,
zestrajam się nawet z jego

oddechem. To działa! Napływa energia i siła. Raptem obserwator zauważa: ta
srebrna góra... ten żelazny

mur! Srebrna góra jest śliska jak lód; żelazny mur ma solidną bramę, niestety
zamkniętą i zaryglowaną.

Rzucam się na nią raz po raz. Przyklejam się do niej. Mu i Mu, i Mu... A ono
także znika i nie chce wrócić.

Nie wiem, co robić. Jestem w ślepej uliczce, w pudełku, w pokoju bez drzwi i
okien. Muszę się wyrwać, ale

jak, jak, jak? Przez ściany, drapiąc paznokciami i rozrywając. Zdesperowana
muszę spróbować

wszystkiego, zrobić wszystko. Gorączkowo przypominam sobie wszystkie pouczenia,
jakie słyszałam i

czytałam. Będę dzieckiem, prostaczkiem. Czy muszę wierzyć? Będę wierzyć. Wierzę.
Mówią, że jestem

Mu? To jestem Mu. Mu, znam Mu. Jestem tylko Mu. Jestem tylko naiwnym dzieckiem,
które jest Mu i widzi

Mu wszędzie... i tak dalej, i tak dalej. Moja depresja pojawia się i znika jak
fale. Wciąż nie czuję, aby w

powietrzu wisiało jakieś decydujące postanowienie. Zmagam się tylko dla samego
zmagania. Muszę się

przebić, a jednak nie spodziewam się, że się przebiję, ani nie zastanawiam się,
jakby to było, gdybym się

przebiła, l ciągle mój wysiłek rwie się pod naporem rozpraszających myśli... W
łóżku wytężam się, żeby

zabrać Mu ze sobą do snu. Coraz to wybijam się ze snu. Chcesz spać? Bardzo
dobrze, możesz... ale

tylko wtedy, gdy Mu jest z tobą Zdaje się, że to otwiera przed Mu głębsze
warstwy u-mysłu. Już coraz

mniej ulegam rozproszeniu, czy to w zendo, czy poza nim. Przestałam już z tym
walczyć. Mu powraca i

cały czas tkwi tuż pod przewalającą się na powierzchni pianą.
134

Szósty i siódmy dzień. Śmieję się tak, że brzuch aż mi się trzęsie. Myjąc się
gąbką musiałam stanąć w

jakiś osobliwy sposób, bo niezwykły i dziwny brzuch gapi się na mnie swoim
jedynym okiem. Wydaje się

dwa razy większy od tego, którego pamiętam i ma swoją własną komiczną osobowość.
Pozdrawiamy się

nawzajem i przewracamy się ze śmiechu. A ja sobie wyobrażałam, że on był „mój".
Co za zarozumiałość,

śmiechu warte! To, o czym myślałam, że jest mną, stanowi tylko wiązkę śmiesznych

background image

istnień. W piątek

rano, po pracy, leżę w łóżku, gdy raptem Dziosiu sam staje przede mną jako
wielki mosiężny gwizdek na

parę. Ciśnienie wewnątrz cały czas narasta. Zawór otwiera się - to są jego usta
• ciśnienie pary podnosi

się i
MU!

Wybucha wstrząsając światem. To ja jestem Dziosiu, a wybuch pochodzi ze mnie,
jest mną, jest każdym,

jest wszystkim! Bariery zaczynają opadać, umysł pracuje gorączkowo; tajemnicze
powiedzenia stają się

jasne. No tak, no tak! Jakie cudowne, jakie słuszne... Ogarnia mnie bezgraniczne
szczęście, l tylko jedno

ale: czy to rozumienie nie jest zbyt intelektualne? Lecz ta wątpliwość nie mogła
przyćmić uczucia

szczęścia ani wdzięczności, która zaczęła płynąć ze mnie z taką mocą, że było to
prawie ponad moje siły.

Przez dwa dni - ostatnie dwa dni se-sin - chodziłam oszołomiona szczęściem,
radując się każdą nową

chwilą. Podskakiwałam w linii kinhin, a potem płakałam na myśl, ile zawdzięczam
rosiemu, sandze,

patriarchom i tajemniczej dobroczynnej sile, która porusza naszym życiem.
Potężny wstrząs emocjonalny, towarzyszący mojemu doświadczeniu, płytkiemu

jeszcze i niepewnemu,
wynikał z zupełnej beznadziei mojego wcześniejszego życia: byłam całkowicie

pozbawiona wiary,
wyschnięta na kość, jałowa,tępa, martwa, uwięziona w kleszczach sceptycyzmu,

niezdolna się wyzwolić, l
zawsze złakniona - najgłodniejsza ze wszystkich duchów.10

Ta niezwykła radość pozwala, pośród wielu innych doznań, ujrzeć całe minione
nieszczęście. Nie chodzi

mi o sytuację życiową, ale o moje ja, nieszczęsne, niespokojne, wiecznie
niezadowolone ja. Ta radość • to

radość zrzucenia brzemienia, z którego nawet nie zdawałam sobie sprawy, tak
głęboko wniknęło ono we

mnie, ciągnęło mnie w dół, miażdżyło, czyniło mnie ciężką jak ołów. Ruszałam się
niemrawo, jak mucha w

smole.
Oto po raz pierwszy doświadczyłam radości, jaką niesie przemożne poczucie wiary.

Poprzednio moja
wiara ograniczała się do zupełnego minimum - oświecenie istnieje. Rytuały w

ośrodku wprawiały mnie w
zakłopotanie. Czułam się zażenowana i skrępowana, kiedy ktoś mówił o wierze,

nawet rosi, i kierowałam
wówczas swe myśli ku czemu innemu. „Nie rób z tego problemu" - mówiłam sobie. A

teraz jeden potężny
skok pozwolił wierze rozprzestrzenić się wzdłuż i wszerz, l wcale nie wydawała

się ona wiarą, ale
najpewniejszą, najjaśniejszą wiedzą

135

Nieubłagane działanie prawa karmy (którego oczywiście nigdy nie uznawałam),

niezwykła zawiłość dróg,
jakimi wszystko zdąża do swojego kresu, przeplatające się powiązania rzeczy -

wszystko to stało się dla
mnie jasne i zaparło mi dech w piersiach, wzbudzając zdumienie i wdzięczność.

Przyszły mi do głowy
wersy napisane przez pewnego chrześcijańskiego mistyka.

Wszystko będzie dobrze i wszystkim będzie dobrze i wszystkie rzeczy będą się
miały dobrze...

Tak - pomyślałam, l nie tylko wszystko będzie dobrze, wszystko już teraz jest
dobrze, l zawsze tak było,

tylko że ja byłam tak ślepa, że tego nie widziałam. Do tego jednego momentu

background image

doprowadził mnie cały splot

pomyślnych okoliczności, choć niektóre z nich uważałam za swoje najczarniejsze
nieszczęścia:

uszkodzony kręgosłup, zastoje w pisaniu, okresy depresji, kłopoty rodzinne,
opóźnienia w przyjęciu na

członka ośrodka, zagubione listy, opuchłe kolana, które nie chciały się zginać,
przeprowadzka do

odległego Meksyku... wszystko to uformowało zawiły, lecz przyjazny labirynt,
który doprowadził mnie do

zeń, do tej chwili. Zapobiegł on czołowemu zderzeniu z nieszczęściem, którego
jako kobieta w średnim

wieku nie wytrzymałabym, uczył mnie cierpliwości, karmił rozczarowaniami i
upokorzeniami w tempie,

jakie mogłam przyjąć, prowadził mnie dokładnie we właściwy dla mnie sposób.
Wiedziałam też, że te

same cudowne możliwości były otwarte dla wszystkich.
Taki sposób myślenia jest czymś zwykłym dla wielu członków sanghi; dla ronię był

to zwrot o 180 stopni.
Była to tyleż rewolucja, co i objawienie. Teraz jeżeli pozostanie mi bzik

pisarski - to świetnie! Ufam mu,
szanuję go, nawet czczę i raduję się nim. Działa tu dobroczynna mądrość, której

nie spodziewam się
zgłębić. Zdumiewające, zdumiewające!

Gdy sesin miało się ku końcowi, zdawało mi się, że mam na czubku głowy ziejącą
dziurę i drugą taką

samą w piersiach, tak jakby pozostał tam krater po bombie. Tak jakby ogromny
nowotwór - nowotwór ego

- został z powodzeniem usunięty, czyniąc mnie po raz pierwszy w życiu wolną.
Wolną! W piątek wieczór,

krzycząc wraz ze wszystkimi „Mu" - zdałam sobie sprawę, że ból tęsknoty
całkowicie zniknął. Bo czego mi

brakowało?
Moje doświadczenie było ograniczone i płytkie. Tyran, jak podejrzewałam, nie

został pokonany raz na
zawsze. Czułam się wstrząśnięta, oczyszczona wybuchem, ugięta, lecz nie całkiem

złamana. No cóż, to
zrozumienie jest tym, czym jest. Czymkolwiek jednak jest, przyniosło mi

najczystszą radość, największe
spełnienie w życiu.

136

Gdy szłam w linii kinhin, śpiewał we mnie wiersz:

Pięć lat niedoli skończyło się piosenką!
Ze złożonymi dłońmi, Christine

2. JEDEN MAŁY KROK I WSZECHŚWIAT WYWRÓCIŁ SIĘ DO GÓR Y NOGAMI
DROGI ROSI, minął już tydzień od październikowego sesin i życie wróciło do

zwykłego rytmu. A jednak to
sesin zmieniło cały świat! Tak jak powiedzałeś na zakończenie, było to niezwykle

mocne sesin. Tu, w
Wisconsin, ludzie mówili, że wyraźnie czuli to sesin, nawet przy codziennych

zajęciach. Pewna młoda
kobieta powiedziała, że nie mogła się powstrzymać, by nie wstawać w nocy i nie

praktykować zazen
całymi godzinami.

Pierwsza połowa sesin była dla mnie niezwykle trudna. W jakim ja byłem stanie!
Teraz wydaje mi się, że

spędziłem połowę czasu w zupełnej rozpaczy uprzytamniając sobie z całą
ostrością, że w gruncie rzeczy

niczego nie posiadamy i nad niczym nie panujemy, nawet nad naszymi ciałami i
umysłami. Drugą część

sesin spędziłem na pogardzaniu zeń: „Nigdy nie bałem się śmierci" - mówiłem
sobie. „Nigdy nie czułem

się taki bezradny w obliczu tego nietrwałego świata. To przez zeń spotyka mnie

background image

to całe cierpienie! Niech

no tylko to się skończy, wrócę do domu i do rodziny i będę żył normalnie, jak
normalni ludzie, którzy nie

praktykują zeń!"
Pod tą słabością gromadziła się dzioriki i mimo negatywnych stanów umysłu byłem

wciąż w stanie
zapytywać: „Kto się lęka? Kto jest bezradny? Kto, KTO przechodzi przez to

wszystko?" Potem nadszedł
ostatni wieczór, dodatkowa pomoc ze strony monitorów i nagle, na dwadzieścia

minut przed ostatnim
dokusan - okazało się, że wiem! Było to tak, jak gdybym uczynił jeden mały krok,

a cały wszechświat
wywrócił się do góry nogami.

Chyba dosłownie skręcałem się na macie, czekając na dokusan. Nie czekałem na
sprawdzenie, chciałem

tylko wyrazić całe moje zdumienie, cały ten stan radosnego zaskoczenia. Teraz
wydaje mi się dziwne, że

właśnie zaskoczenie było wtedy dominującym uczuciem, choć z drugiej strony wiem,
dlaczego tak było i

właśnie na tym muszę się skupić. Dziś wiem, że przez wszystkie lata mojej
praktyki tkwiła we mnie

zawsze, nawet w chwilach zdawałoby się największej
137

wiary, pewna doza sceptycyzmu co do możliwości prawdziwego wyzwolenia. W głębi
zawsze czułem, że

życie da mi popalić, a jeśli nie życie, to śmierć na pewno. Tak naprawdę nie
miałem drogi wyjścia.

Wprawdzie czasem przemawiałem sobie do rozumu, że jest taka droga, lecz ponieważ
jej nie

doświadczyłem, było to dla mnie niewiele większym wsparciem niż dla inwalidy źle
dopasowane i

wypadające kule. Co za radość poznać smak tej cudownej wolności i naprawdę jej
doświadczać! O ileż

więcej przestrzeni istnieje w tym wielkim wszechświecie!
Równocześnie tkwił we mnie jeszcze inny sceptycyzm. Zacząłem praktykować zeń,

gdy rozczarowałem
się działalnością polityczną i społeczną, w nadziei że zeń sprawia, choćby w

niewielkim stopniu, ulgę w
cierpieniach, jakich tyle widziałem na świecie. Z drugiej jednak strony w ciągu

tych lat nękały mnie myśli,
że siedząc i gapiąc się w ścianę nie można nikomu w niczym pomóc. Z czasem

oczywiście
przekonywałem się, że dzięki zazen człowiek staje się bardziej wrażliwy,

chętniejszy do pomocy w
różnych drobnych sprawach i mniej skłonny do zadawania bólu. Było to jednak

bardzo niewiele na tle
ciemnego, pełnego cierpień świata. Jakież więc było moje zdumienie, gdy wreszcie

zrozumiałem, że
naprawdę nie możemy pomóc innym bardziej, niż przebudzić się do naszej

Prawdziwej Natury i poświęcić
się wyzwalaniu wszystkich istot. „Wszystkie istoty, niezliczone, ślubuję

wyzwolić." Co za ślubowanie!
Zanim pojawi się intencja wypowiedzenia takiego ślubowania, wszystkie istoty są

już całkowite i
doskonałe, są już w pełni wolne.

A jednak bez buddów i bodhisattów, bez sanghi, bez Ciebie, Rosi, ty stary paplo,
jakże moglibyśmy

kiedykolwiek dowiedzieć się tego? Dziękuję Ci za moje życie!
Z dłońmi uniesionymi w dziesięciu kierunkach,

Don
3. „BEZGRANICZNY RADOSNY SPOKÓr

W pewnym sensie sesin rohatsu (odbywające się w grudniu, ku czci oświecenia

background image

Buddy) rozpoczęło się dla

mnie w październiku. Na październikowym sesin poczułem nowy przypływ nadziei.
Niezachwiana wiara,

jaką miałem już przedtem, i ta nowa nadzieja przekonały mnie, że osiągnę sukces.
Od października do

grudnia przygotowywaliśmy się z żoną do sesin. Siedzieliśmy przez wiele
weekendów, uczestniczyliśmy w

dziukai (czyli przyjęliśmy wskazania) w Ośrodku Zeń w Toronto i odbywaliśmy
główny post" - to znaczy

pisaliśmy i czytali jak najmniej. Kiedy nadeszło rohatsu, byliśmy do niego oboje
dobrze przygotowani.

Przez pierwsze dwa dni nie wydarzyło się nic specjalnego. Oswajamy się z sesin,
jak zwykle. Trzeciego

dnia rosi zadał mi parę próbnych pytań. Czułem,
138

$& odpowiadam spontanicznie i widziałem jego wyraźne zadowolenie. Wrzasnąłem na
całe gardło: „To

jest moje sesin!" Gdy wróciłem do zendo, rzuciłem się na całego w koan.
Następne dni były prawdziwym szaleństwem. Dopingowany przez kiosaku j wrzaski

monitorów, ponaglany
przez rosiego, próbowałem wejść głębiej w mój koan, lecz ciągle miałem jakieś

myśli. Starałem się jak
mogłem koncentrować na koanie podczas pracy i posiłków, ale mój umysł błądził.

Nadzieja, którą podtrzymywałem przez dwa miesiące między dwoma sesin, odpłynęła.
Wkradły się stare

wątpliwości: .Nigdy tego nie zrobię. Ci, którzy przeszli przez pierwszy koan,
pracują w obsadzie, są młodzi

i mogą się na to zdobyć. Ten tutaj tak ciężko pracuje, a jeszcze nie przebił się
przez swój koan. To jaką

szansę mam ja?" Napięcie umysłu opadło. Znikąd nie było nadziei, a zamiast niej
pojawiła się rozpacz.

Na chwilę puściłem koan i zacząłem się zastanawiać: „Ta beznadzieja bierze się
stąd, że ogromnie

tęsknię do Mu. Gdybym nie pragnął Mu tak bardzo, nie czułbym zniechęcenia ani
rozpaczy. Ta rozpacz

jest przecież moim sojusznikiem, jest miarą i wyrazem mojej tęsknoty. Jest
głosem mojej Prawdziwej

Natury!" To wszystko przeleciało mi przez głowę w mgnieniu oka. A potem moje
serce otwarło się i

poczułem wielkie pragnienie, aby poddać się Mu. Pragnąłem Mu tak bardzo, że moje
własne ciało

przestało mi do tego wystarczać, więc jak gdyby pożyczyłem ciał wszystkich
uczestników sesin,

monitorów i rosiego. Pragnąłem ich pragnieniami, a oni pragnęli moim. Stałem się
sesin. Kiedy ktoś

wykrzyknął, wykrzykiwał mój ból. Kiedy gnał na dokusan, wyrażał moje pragnienie.
Kiedy monitorzy przy

pracy kijami dyszeli ciężko, dyszeli dla mnie Mu. Wysiłki rosiego były moimi
wysiłkami. Spoczęła na mnie

straszna odpowiedzialność. Nie mogłem zawieść tego sesin. Siła całego sesin
zogniskowała się w moim

hara. Moje ramiona, klatka piersiowa, ręce i żołądek były rozluźnione, ale
działała potężna moc

koncentracji.
Walka przybrała monstrualne rozmiary. Pojawiały się i jałowe okresy, jednakże

moja niecierpliwość
przezwyciężała je. Było to tak, jakby ktoś przebijał się przez ścianę. Piątego

dnia wstałem o drugiej nad
ranem i siedziałem do czwartej bez ruchu, całkowicie pochłonięty Mu. Ból nóg,

choć dokuczliwy, z
łatwością przekształcał się w Mu. Poleciałem na dokusan, lecz wróciłem zbity z

tropu. Rosi wypytywał

background image

mnie, pomagał mi, ale kiedy wróciłem, nabrałem wątpliwości co do niego samego.

„On gotów jest
przepuścić mnie zbyt łatwo. Ani sam nie jest głęboko oświecony, ani nie pragnie

tego dla innych." Monitor
uderzył mnie. Zabolało. „Ten cały zeń to lipa! Rosi Harada sam przyznał, że

tylko sprzedawał wodę koło
rzeki. Przyznał się, że był symulantem. Nic w tym nie ma!" Walczyłem owładnięty

coraz silniejszym
poczuciem osamotnienia.

139

Tego ranka komentarz rosłego całkowicie rozjaśnił moje wątpliwości. Rosi mówił o

intelekcie, o tym, że
choć jest sługą, to ma się za pana. Zacząłem płakać. Zdawało mi się, że rosi

mówi tylko do mnie. Nie
pamiętam, co powiedział, a-le sprawiało mi to ból. To właśnie doświadczenie

utorowało drogę
wszystkiemu, co miało nadejść.

Na dokusan ostatniego wieczoru rosi już otwierał usta, aby raz jeszcze powtórzyć
przestrogę, wskazującą

na znaczenie ostatniego dnia i na konieczność wielkiego wysiłku, gdy przerwałem
mu wstając: „Wiem,

wiem, przyrzekam, że to zrobię!" W progu, odwróciłem się jeszcze i wyrzuciłem z
siebie ostatnie „Zrobię

to!" Postanowiłem przesiedzieć całą noc, po prostu przelać się cały w Mu.
Po wieczornym dzwonie i ceremonii kończącej dzień znów podjąłem zazen, ale moja

uwaga była
rozproszona. Siedziałem w dwudziestominutowych rundach, ruszając się

bezustannie. O północy
pomyślałem, że najlepiej byłoby pójść do łóżka, lecz pamiętając o obietnicy

złożonej rosiemu i sobie
samemu nie mogłem sobie na to pozwolić. Chociaż wydawało mi się, że dalsze

siedzenie nie ma sensu i
nie przynosi żadnych rezultatów, zmagałem się nadal. W końcu o 2.30 poddałem się

i z wielkim wstydem
poszedłem spać.

O dziwo, rano, kiedy zadzwonił budzący dzwonek, wyślizgnąłem się ze śpiwora z
poczuciem chłodnej

pewności siebie. Siadając na macie zauważyłem, że siedzenie, do którego gorliwie
dążyłem poprzedniego

dnia, przychodzi mi teraz z łatwością. W końcu, gdy uchwyciłem Mu, zdecydowałem
się nie iść na

dokusan, a zamiast tego kontynuować pracę nad koanem.
Monitor dotknął mnie w ramię i szepnął: „Idź na dokusan." Poszedłem niechętnie,

z poczuciem, że
przerwał mi takie dobre zazen. Lecz gdy usiadłem przed rosim, okazało się, że

potrafię dawać mu
odpowiedzi, których nie byłem w stanie udzielać poprzednio. Dokusan był wielkim

sukcesem i dodał mi
bodźca do ciężkiej pracy. Uchwyciłem się swojej praktyki i pracowałem z furią.

Jednak na kolejnym
dokusan rosi badając mnie stwierdził, że moje odpowiedzi są ciągle zbyt

intelektualne i że od rana nie
poczyniłem żadnych postępów. Wracając do zendo byłem kompletnie załamany i

poczułem, że muszę się
poddać. Siadając musiałem podeprzeć się rękoma, żeby się nie przewrócić.

Zabrakło mi energii i chyba
także woli. Jednakże młody człowiek po mojej prawej stronie siedział prosto i

było jasne, że pracuje z
najwyższym wysiłkiem. Pomyślałem: „Skoro on się nie poddaje, to dlaczego ja

miałbym się poddać?" l
gigantycznym wysiłkiem samej tylko woli skoncentrowałem się na szukaniu Mu w

hara. Mój kręgosłup

background image

wyprostował się sam i pozostał prosty do końca sesin.

Gdy obudziłem się o drugiej nad ranem następnego dnia po sesin, uwagę moją
przyciągnął mój

wewnętrzny stan. Zwróciwszy się do wewnątrz odkryłem, że jest we mnie jakieś
zamknięcie, jakieś

napięcie, które wynika z braku wiary. Postanowiłem mieć większą wiarę na
przyszłych sesin.

Postanowiłem też wyra-
140

zić natychmiast tę wiarę, pozwalając zamknięciu na otwarcie się. Temu otwarciu
towarzyszyło uczucie

spadania i lęku.
Rosi przynaglał kiedyś uczestników sesin mówiąc, że nie mogą wypaść z

wszechświata. Wspomnienie to
dodało mi odwagi koniecznej do dalszego otwierania się. Uczucie spadania trwało,

było ono
zapuszczeniem sondy w pokłady prastarych lęków. Uświadomiłem sobie, że

wyzwolenie jest wolnością do
cierpienia, a nie od cierpienia i ten wgląd przyśpieszył proces. (Słowa „proces"

używam tutaj z braku
lepszego, chociaż wywołuje ono wrażenie, że coś się działo. Naprawdę działo się

tylko poznawanie.)
Pojawiło się uczucie umierania, a wraz z nim lęk przed śmiercią.

Powiedziałem sobie: „Umieram, a jeśli tak, to będę patrzył, co się dzieje."
Bałem się coraz bardziej, aż

wreszcie uświadomiłem sobie, że przecież bije mi serce, a w takim razie jeszcze
nie umieram. Znalazłem

się wtedy w rozległej, pustej przestrzeni, oświetlonej jakby światłem księżyca i
czułem, że jestem u siebie.

Uświadomiłem sobie wtedy z całkowitą, lecz mimo to obojętną pewnością że w żaden
sposób nie

mógłbym umrzeć. A potem narodził się nowy lęk, że skoro nie mogę umrzeć, to będę
cierpiał na jakąś

bezsenność. Jednocześnie pojawił się niepokój: „Czy to jest wszystko, co
istnieje?" Powiedzenie Dziosiu

„jem, kiedy jestem głodny, śpię kiedy jestem zmęczony" nabrało teraz nowej
treści. (Przeciętny człowiek

patrzy na swe życie, na chodzenie, spanie, jedzenie i pyta: „Czy to jest
wszystko, co istnieje?", po czym

odpowiada: „Nie, jest jeszcze wyższe życie, życie poza tym światem." Ja pytałem:
„Czy to jest wszystko,

co istnieje?" l odpowiadałem: „Nie, jest jeszcze życie codziennej egzystencji.")
Niepokój o-puścH mnie i

zostałem sam w rozległej, pustej przestrzeni.
Nie ma żadnego sposobu, aby opisać ten stan inaczej jak „naturalny". To nie było

żadne „doświadczenie".
Nie było też na zewnątrz niczego, co mogłoby spowodować jakieś doświadczenie,

ani też żadnego
środka, a tylko pełnia i całkowitość. Nie czułem potrzeby kontrolowania

czegokolwiek ani nie miałem
poczucia wzyzwolenia się spod kontroli. Doskonałe, a jednak naturalne

wyzwolenie.
Proces dobiegł powoli końca. Wydawał się zasypianiem, a okazał się budzeniem.

Zegar wskazywał
czwartą rano. Cały proces trwał dwie godziny.

Moja żona obudziła się około 4.30. Opisałem jej szczegółowo, co się wydarzyło.
Realność świata

wypierała już realność procesu i nabrałem wątpliwości, czy mi się to tylko nie
śniło. Zastanawialiśmy się

przez chwilę, co powinniśmy zrobić.
, Coraz bardziej niepokoiłem się, że był to po prostu sen albo makio. Nie mia-

tem poczucia jakiegoś

background image

specjalnego wglądu czy zrozumienia Mu. Obawiałem się przedstawić to

doświadczenie rosiemu, który bez
wątpienia bombardowany był tysiącami takich przeżyć. Najchętniej powiedziałbym:

„Zostawmy to
wszystko i jedźmy do domu." Jednakże pytanie „co to było?" gnębiło mnie nadal, a

głębo-
141

ko w hara odzywały się jakieś intuicje. W końcu żona namówiła mnie, żebym
pozostał i zobaczył się z

rosim.
O siódmej zapukałem do jego drzwi. Rosi zawołał: „Kto tam?* Podałem swoje

nazwisko. Czułem się
chory. Rosi otworzył drzwi i uciął moje niezręczne tłumaczenia współczującym

.proszę".
Czułem się głupio. Usiadłem i wyjąkałem, że miałem pewnego rodzaju doświadczenie

i że chciałbym, aby
rosi je potwierdził lub odrzucił. Przedstawiłem je najpierw dość pobieżnie, a

potem rosi dopytał mnie
dokładnie o szczegóły. Sondował mmnie powoli i zadawał wnikliwe pytania, aż

opowiedziałem mu
wszystko. Był wyraźnie zainteresowany i odrzucił moje sugestie, że mogło to być

makio.
Następnie zadał mi kilka pytań dotyczących koanu Mu. Zastanowiłem się nad

pierwszym, ale wydało mi
się pozbawione najmniejszego sensu. Rosi spróbował jeszcze raz i zadał mi inne.

l znów mogłem udzielić
jedynie intelektualnej odpowiedzi. Rosi spróbował trzeci raz, a ja zacząłem się

denerwować. Wstałem i
oddaliłem się nieco. Nagle pytanie zeszło głębiej, a z hara ryknął wybuch

wulkanu. Wrzasnąłem: „To jest
Mu! Mu! Mu! Mu!" Wrzeszczałem i śmiałem się: „Kochane Mu! Mój Boże, to jest Mu!

To jest Mu! Mu! Mu!"
Paroksyzm ustał w końcu sam z siebie, a mój nauczyciel, jak zwykle współczujący,

popatrzył na mnie z
wielką przenikliwością i powiedział: „Tak, rzeczywiście ujrzałeś Mu, ale teraz

musisz je pochwycić, musisz
poszerzyć i pogłębić to, co tylko w przelocie dostrzegłeś." Później rosi

przeszedł do wskazania mi
pewnych aspektów mojej przyszłej praktyki.

POSŁOWIE
Osiem czy dziesięć godzin po pożegnaniu rosiego dojechaliśmy do domu. Tej nocy

nie spałem.
Bezgraniczny, radosny spokój. Byłem wyczerpany, ale nie mogłem zasnąć. Moja

radość była zbyt wielka.
Przez jakiś czas utrzymywało się jeszcze poczucie pełnej swobody chodzenia na

własnych nogach,
patrzenia własnymi oczami. Czułem głęboką wdzięczność dla rosiego, uczestników

sesin i mojej żony.
Wszystko było naturalne, swobodne. Radość minęła, spokój przeminął, a zostało po

prostu naturalne,
otwarte u-czucie.

Nastąpiła prawdziwa eksplozja, ale gruzy pozostały. Stare nawyki, dawne stany
umysłu, reakcje -

wszystko to trwało nadal, lecz straciło swoją moc. Starzy wrogowie pojawiają
się, kruszeją i obracają w

proch. A ten tyran, ten zmarły władca został złamany i nie trzeba go już więcej
karmić. Przypomina

przecięty lancetem wrzód, wciąż jeszcze boli, ale już jest dobrze.
142

Zmieniła się także moja praktyka: stała się głęboka i wyrównana i nie jest już

background image

dłużej czymś odrębnym ode

mnie.
Relacja moja będzie może miała większą wartość, gdy przedstawię pewne fakty ze

swego życia,
ponieważ ludzie często martwią się, czy można łączyć praktykę zeń z życiem w

świecie. Nie sądzę, aby
uznali mnie oni za wyjątek, dlatego powinni się pocieszyć, że skoro jeden

człowiek może praktykować
zeń, robić karierę w biznesie i żyć w rodzinie, to każdy może to uczynić.

Moje małżeństwo jest bardzo udane i wydało troje wspaniałych dzieci. Pracuję w
dziale kadr dużej firmy.

Interesy idą mi dość dobrze i prawdopodobnie niedługo obejmę stanowisko
wiceprezesa.

Prawdziwą praktykę zeń rozpocząłem w roku 1966, kiedy to wziąłem udział w
całodniowym siedzeniu w

Kanadzie poprowadzonym przez rosiego Yasutanie-go. Przedtem ponosiłem w moim
życiu duchowym

jedną klęskę po drugiej, aż wreszcie w 1964 roku, wyczerpany i zgnębiony,
zacząłem siedzieć na własną

rękę. Po jednodniowej praktyce z rosim Yasutanim dowiadywałem się o możliwości
dalszego treningu

zeń. Czy ktokolwiek może wyobrazić sobie moją radość i wdzięczność, kiedy
usłyszałem, że amerykański

nauczyciel zeń, Philip Kap-le-au, ma poprowadzić sesin w Rochester? Radość ta
oddziaływała na mnie

destrukcyjnie, gdyż w jakiś sposób obudziła we mnie straszliwy lęk przed
śmiercią, który prześladował

mnie nieustannie przez dwa lata. Dręczył mnie potworny niepokój i psychiczny
paraliż. Lękałem się być

sam. Kiedyś byłem tak pewien rychłej śmierci, że zatrzymałem samochód i
wysiadłem, bojąc się umierać

bez opieki. Gdy tylko wyszedłem z samochodu, zimne powietrze otrzeźwiło mnie i
oprzytomniałem.

Lekarz zalecił mi środki uspokajające, ale wiedziałem, że usłuchanie jego rady
oznaczałoby koniec zazen.

W każdym razie nieugięcie wierzyłem, że samo zazen przywróci mnie we właściwym
czasie do zdrowia.

W tym okresie mój nauczyciel, rosi Kapleau, dodawał mi stale odwagi i wskazywał,
że odczuwanie takiego

lęku jest prawdziwym szczęściem, gdyż może on pchnąć człowieka w najgłębszą
praktykę, jak to się

rzeczywiście później ze mną stało. Siła i moc tego niepokoju budziły we mnie
olbrzymią energię, dlatego

siedzenie w tych okresach, kiedy opanowywał mnie ów lęk, było głębokie.
Wielką pomocą była dla mnie również moja praca i pomimo nieustannej pokusy, aby

się z niej wycofać,
kurczowo się jej trzymałem. Przyziemne sprawy, błahe problemy, potyczki i

różnice zdań dodawały mi
bodźca do kontynuowania praktyki. Nieustanne upokorzenia, których doznawałem

próbując wprowadzić w
życie nowe idee, bardzo mocno ścierały ego. Chociaż walka była wyczerpująca,

pomiędzy moim życiem
zeń a pracą w biznesie zapanowała głęboka zgodność. Jednocześnie zdobywałem

wigor i energię, dzięki
której udało mi się

143

przeprowadzić kilka trudnych przedsięwzięć, jakich pewnie nigdy bym nie dokonał,

gdyby trening zeń nie
dodawał mi sił.

Praktykujemy z żoną zazen od ośmiu lat, od piątej do siódmej dwadzieścia rano i
godzinę wieczorem. Raz

na miesiąc bierzemy udział w jedno- lub dwudniowym siedzeniu podczas weekendu.

background image

Odkryliśmy też, jak

bardzo pomocne jest czytanie inspirujących książek i dlatego wiele wolnego czasu
spędzamy zgłębiając

buddyzm.
Pewnego gorącego lata zapadłem na bezsenność wraz z towarzyszącymi jej

dotkliwymi napięciami.
Dręczyło mnie to przez osiemnaście miesięcy. Mój nauczyciel zachęcał mnie do

kontynuowania zazen:
„Idź do pracy wyczerpany, jeżeli musisz, ale nie porzucaj siedzenia."

Na początku naszej praktyki przestaliśmy jeść mięso, co stworzyło pewien problem
w pracy. Uznano to za

kłopotliwe fanaberie, ale z czasem nasi przyjaciele zaakceptowali ten „kaprys".
Większy problem

stanowiła abstynencja. W świecie biznesu przy każdej niemal okazji wyciąga się
butelki i częstuje

„drinkiem". Czasami po prostu piłem zwykłe piwo imbirowe, a gdy ludzie raz po
raz przymuszali mnie do

picia alkoholu - mówiłem, że jestem na odwykówce. Często po prostu unikałem
spotkań towarzyskich.

Mimo trudności wzrosło moje poczucie jedności z pracą. Samo wyzwanie, jakie
stawia życie zgodne z

dyscypliną zeń, pomogło mi obudzić energię konieczną do przezwyciężenia
problemów wywołanych

decyzją kroczenia Drogą.
Moje ogólne odczucie jest w tej chwili takie, że mam przywilej uczestniczenia w

wielkiej twórczej pracy.
„Ja" często niechętnie uczestniczyło w tym wielkim przedsięwzięciu. Miarą mojej

niechęci jest
wdzięczność, jaką czułem do rosiego-za narzucenie mi surowej dyscypliny oraz

szacunek dla innych za
stosowanie się do niej. Opisuję to, aby dać wyraz mojej wdzięczności, ale

odczuwam przy tym całą
niezręczność słów. Jasne i pewne gasio przynosi za to ulgę.

Z najgłębszą wdzięcznością, Roger
4. „TAKA JESTEM WDZIĘCZNA, ŻE JESTEM CZŁOWIEKIEM"

DROGI ROSI!
Niewiarygodne! Po prostu obudzić się rano - co za radość! Zamiast budzić się do

tej okropnej, napiętej,
głodnej, doskwierającej samotności i izolacji, która jak pamiętam, towarzyszła

mi zawsze, obudzić się
tylko do tego niewzruszonego

144

Mu. Tylko to Mu, tylko to Mu. Na samą myśl o Mu rodzi się wdzięczność,

wdzięczność - za praktykę, za
Ciebie, za te wszystkie bolesne, frustrujące, pozornie negatywne rzeczy, które

mi się przydarzyły. Jakże
prawdziwy jest wiersz, który mówi, że potrzeba mroźnej zimy, aby radować się

kwiatami śliwy na wiosnę.
Człowiek czuje się dokładnie tak, jak gdyby właśnie wyszedł z więzienia - Mu

najpierw ukazuje mu całe to
więzienie, a potem uwalnia gol

Trudno mi teraz uwierzyć, że przed październikowym sesin moje ciało-umysł było
aż w takim stopniu

napięte. Przez pół roku ledwie mogłam jeść - schudłam z dziesięć kilo. Byłam
nieszczęśliwa i to bez

żadnych wyraźnych powodów, jako że moje codzienne życie było bardziej niż
kiedykolwiek harmonijne.

Dosłownie czułam, jak gdyby Mu zjadało mnie i czasami po prostu nienawidziłam
zazen. O-pór wobec

zazen tak się nasilił, że często musiałam dosłownie wbijać się w matę, aby nie
wybiec z zendo.

Jednocześnie opór ten był tak bardzo bolesny, że zapragnęłam więcej siedzieć w

background image

zazen, aby go pokonać.

Tydzień przed sesin miałam wszystkiego dosyć i czułam się taka zniechęcona, że
wzięcie udziału w sesin

wydawało mi się niemożliwe. Lecz przez mgnienie oka zaświtało mi: dlatego
przychodzi to z taką siłą, że

jesteś całkowicie zdeterminowana przebić się.
Gdy tylko zaczęło się sesin, była już we mnie ta determinacja, silniejsza od

wszystkiego, druzgocąca
wszystkie stany ciała-umysłu, które dawniej tak często kazały mi się cofać.

Teraz widzę, że każdy lęk,
każdy ból, każda wątpliwość były prawdziwie bodhisattwiczne - kiedy jest się

całkowicie
zdeterminowanym, aby im się nie poddać, stają się wielkim bodźcem zmuszającym do

tego, aby je
przezwyciężyć.

Było dla mnie ważne, że potrafiłam powiedzieć Ci na pierwszym dokusan, że nic
mnie już więcej nie

obchodzi, co sobie o mnie myślisz - o tej małej mnie. Była to deklaracja
niezależności, która musiała

nastąpić, zanim mogłam zrobić dla siebie to, co musiałam zrobić. A potem - tylko
Mu i Mu, i Mu. Tak mało

pamiętam z tego tygodnia - tylko Mu. Połowa sesin, ciało w stanie całkowitego
wyczerpania, a tu powstają

myśli o poddaniu się i przerwaniu praktyki - znajome samobójcze myśli o ucieczce
z zendo. Lecz nie tym

razem. Nie było sposobu, Rosi, po prostu nie było sposobu, abym mogła cofnąć się
w to pełne napięcia

życie, jakie stworzyłam. Coś musiało ustąpić, coś musiałam zrobić. Szóstego dnia
uświadomiłam sobie,

że tak naprawdę nigdy nie próbowałam przejść przez Mu. Nad, pod, dookoła, z dala
- lecz nigdy twarzą w

twarz, wprost w to. Natychmiast to olbrzymie Mu wyrosło tuż przede mną i po
prostu nie było innej drogi.

Kiedy powiedziałeś mi, że mogę teraz pracować nad następnymi koanami, wszystko
było takie proste,

takie jasne, takie naturalne, takie oczywiste, prawie jak gdyby nic się nie
wydarzyło. Gnając w dół po

schodach nie wiedziałam, że wybiegam w całkiem nowy świat. Świat, w którym opór
wobec zazen

całkowicie znikł, a ja odkrywam, że chcę praktykować zazen, tak jak piję, gdy
jestem sprag-

145

niona, że chcę coraz więcej zazen, nie dla jakiegoś powodu, nie dla celu, jaki

tkwił w moim umyśle, lecz
po prostu dlatego. Świat, w którym wszystko, co kiedykolwiek słyszałam o

praktyce, jest prawdą. Oby
tylko ludzie wierzyli Ci, kiedy mówisz, Rosi - nie wspominając już o buddach i

Patriarchach. A jednak,
mimo że wszystko co mówisz jest prawdą nie ma żadnego sposobu, aby komuś o tym

powiedzieć - każdy
musi odkryć to sam dla siebie. Jak cudownie, że każdy ma tę możliwość! Ten świat

- kto mógłby uwierzyć,
że wszystko może być w takim PORZĄDKU? Odkąd tylko sięgam pamięcią, zawsze

czułam się
zagrożona przez rzeczy, które widziałam jako będące poza .mną" - co powodowało

głęboki, nieustanny
niepokój. Teraz wszystko jest inne w sposób niemożliwy do opisania. Czuję,

jakbym wzięła wszystko w
ramiona, objęła cały świat - lecz nie trzeba tego robić! Nie trzeba, bo to już

jest zrobione i nie może być
inaczej.

Ostatnio moja przyjaciółka, która kiedyś praktykowała, powiedziała mi, że pięć

background image

lat temu centrum jej życia

stanowiło zazen, lecz teraz jest to zdrowie psychiczne. Smutno mi było tego
słuchać - Mu jest najlepszym

psychiatrą, o jakiego ktokolwiek mógłby prosić! Pracując nad Mu widać wszystko,
co dotyczy małego,

psychologicznego ja, wszystko co kiedykolwiek pragnęłoby się zobaczyć; lecz
również pozwala to wejrzeć

w nasze Prawdziwe Ja. Nawet najdrobniejszy błysk Mu przynosi taką radość i
pewność, że któż chciałby

zamienić ją na jakiegoś upiora zwanego zdrowiem psychicznym?
Widać już, jak nawyki, przez jakiś czas niegroźne, wkradają się z powrotem.

Człowiek widzi, że musi
pracować w całkiem nowy sposób. Tak przywykłam napierać na siebie, że chociaż

nie ma już na co
napierać, napieranie trwa. Czując głęboką potrzebę dokusan często chciałabym

pójść na sesin choćby
jutro. Czuję się tak, jakbym zupełnie nie wiedziała, jak poruszać się w tym

całkiem nowym świecie.
A co do Ciebie, Rosi - pamiętam, że słyszałam coś o obranych orzechach li-czi.

Karmiłeś mnie i karmiłeś
na każdym kroku na drodze - po prostu będąc sobą i mówiąc prawdę. Gasio, gasio,

gasio. Nie pozostaje
nic innego, jak iść i iść. Dopiero teraz mogę naprawdę zacząć pracować. Taka

jestem wdzięczna, po raz
pierwszy w życiu wdzięczna i szczęśliwa, że jestem żywym człowiekiem w tym

świecie.
Składam Ci pokłon, Pamela

146

5. CZASAMI MYŚLĘ, ŻE PRZEŻYCIE SEKSUALNE BYŁO BARDZIEJ REALNE NIŻ KENSIO - Z

ODPOWIEDZIĄ ROSffiGO.
DROGI ROSI, tak dawno Cię nie widziałam, że zapragnęłam do Ciebie napisać.

Uderzyło mnie
nieoczekiwanie, że chociaż od jakiegoś czasu jestem Twoją uczennicą, to tak

naprawdę niewiele o mnie
wiesz. Pozwól więc, że powiem Ci coś o sobie.

Urodziłam się w Chicago w 1949 roku. Mam starszego o rok brata, ale nigdy nie
byliśmy sobie zbyt bliscy.

Uzyskałam tytuł magistra pedagogiki na uniwersytecie i jestem obecnie
nauczycielką w szkole

podstawowej.
Czuję, że wiele w życiu cierpiałam i to właśnie cierpienie zaprowadziło mnie do

zeń. Miałam wiele
fałszywych wyobrażeń dotyczących oświecenia - dążyłam do oświecenia jak do

środka uśmierzającego
ból. Pracowałam nad koanem mniej więcej dwa miesiące, zanim doszłam do

przebudzenia. Potem przez
pół roku byłam w ekstazie, która osiągnęła kulminację, gdy siedziałam na

czterodniowym sesin. Od tego
czasu pomału zaczęłam sobie uświadamiać, że płytkie przebudzenie nie stanowi

odpowiedzi na ból, jaki
niesie ze sobą życie. Zawsze będę praktykowała zazen, ale muszę dowiedzieć się

od kogoś, kto
doświadczył większej głębi oświecenia, co znajduje się jeszcze dalej. Wiem, jak

cenne jest zgłębianie
koanów, ale widzę przy tym, że ten, kto ich nie zgłębia, może być tak samo wolny

od bólu istnienia, jak
ten, kto to czyni.

Nadal żywię wiele pragnień, wiele nadziei i uczuć. Bardzo mi pomógł Twój
komentarz do koanu: Skaczą: z

wierzchołka masztu wysokiego na sto stóp 11. Wspomniałeś w nim, że głęboko
oświecona osoba wolna

jest od pragnień, nadziei i ambicji, ponieważ jest całkowicie zadowolona z

background image

życia, czy jest ono akurat dobre

czy złe, i przyjmuje radości i ból ze spokojem i zrównoważeniem. Zdałam sobie
wówczas sprawę, że

gdybym tylko mogła, uwolniwszy się od tych nadziei, pragnień itp., brać życie
takim, jakim jest - to byłoby

ono spokojniejsze. Spróbowałam świadomie zastosować taką postawę w codziennym
życiu. To było jak

ko-an, który udało mi się rozwiązać. Bardzo mi to pomogło i byłam zdumiona, że
u-dało mi się to zrobić

tylko poprzez myślenie o tym. Przedtem uważałam, że praca nad dalszymi koanami
na nic się nie zda,

ponieważ trzeba przy niej myśleć o koanach i o naukach, jakie dają aby wynieść z
nich korzyść, a to

wydawało mi się zupełnie nienaturalne. Teraz widzę, że się myliłam.
147

Chciałam oświecenia, ponieważ chciałam znać sens życia. Muszę wyznać, że nadal
go nie znam.

Czasami to życie wydaje mi się bez końca. Chociaż zdobyłam w pewnej mierze
wolność od ciała, nie

mogę znieść myśli o starzeniu się.
Tylko jedno doświadczenie miało na mnie tak dogłębny wpływ jak kensio: było to

moje pierwsze przeżycie
seksualne, jakiego doznałam w wieku dwudziestu dwóch lat. Czuję się czasami

zakłopotana, gdyż
zaczynam myśleć, że przeżycie seksualne było dla mnie bardziej rzeczywiste i

ważniejsze niż kensio.
Wiem, że w końcu odkryję, że to nieprawda, jednak pożądanie fizyczne nadal ma

nade mną taką władzę,
że porównując przeżycie seksualne do oświecenia nie mogę nie przyznać, że to

pierwsze ujawniło mi
bardziej dogłębną prawdę niż drugie. Musisz chyba myśleć, Rosi, że tracę wiarę w

dharmę i że zagubię
się w pogoni za ziemskimi przyjemnościami. Mam tyle pytań, na które muszą być

odpowiedzi i wiem, że
kiedyś je znajdę.

Jakże mam wyrazić moją wdzięczność? Cokolwiek bym powiedziała, nie wyrazi to w
pełni tego, co czuję.

Wiem, że nie wymagasz od swych uczniów niczego poza tym, by osiągnęli pełne
oświecenie, a ja będę

siedziała codziennie przez całe moje życie.
Proszę, dbaj o swoje zdrowie, Rosi, przez całą tę długą zimę.

Dziękuję Ci z głębi serca, Joan
ODPOWIEDŹ

Droga Joan, dziękuję za list. Listy od uczniów zawsze mnie cieszą, szczególnie
od tych, którzy mieszkają

poza Rochester i mają mniej okazji, aby przyjeżdżać do Ośrodka.
Piszesz o bólu, Joan. Pewnego razu do Buddy przyszła kobieta na wpół oszalała z

rozpaczy z powodu
śmierci swojego nowo narodzonego dziecka. Kładąc niemowlę u jego stóp błagała o

przywrócenie mu
życia. Budda wysłuchał ją cierpliwie, powiedział, żeby poszła do miasta i

przyniosła mu ziarnko gorczycy z
domu, w którym nigdy nikt nie umarł. Kobieta chodziła od drzwi do drzwi przez

całe miasto, ale nie
znalazła ani jednego domu, którego nie dotknęłaby śmierć. Up-rzytomniwszy sobie,

że śmierć spotyka
wszystkich, pogodziła się w końcu z losem swego dziecka.

Czy jest na świecie człowiek, który nie cierpiał? l czy to nie ten ból i
pragnienie przezwyciężenia go

sprawia, że ludzie zwracają się do zeń i innych tradycji duchowych?
Chociaż moi uczniowie słyszą ode mnie wielokrotnie, że płytkie przebudzenie jest

jedynie przelotnym

background image

wglądem w prawdziwą naturę rzeczy, to jednak trudno jest im to przyjąć. Pierwsze

kensio można
porównać do zapalenia jednej świecz-

148

ki w przestronnej podziemnej jaskini; nie panuje tam już całkowita ciemność,

lecz widoczność jest nadal
słaba. Pogłębianie oświecenia analogiczne jest do zapalania coraz większej

liczby świec, a tym samym do
dokładnego oświetlania jaskini.

Twoje obecne położenie przypomina położenie kotka, który dopiero co otwarł oczy
i spojrzał na świat; nie

jest już dłużej pogrążony w ciemnościach, ale jeszcze nie potrafi dawać sobie
rady. Potrzebuje nadal

matczynej opieki; Ty tak samo potrzebujesz dalszego kontaktu ze swoim
nauczycielem. Ale teraz

przynajmniej wiesz ze swojego własnego doświadczenia, że oświecenie nie
wprowadza nas w wieczną

ekstazę i Twoja praktyka może być wolna od tego często spotykanego
niezrozumienia. Mimo to zauważ,

że Twoje kensio, chociaż tak skromne, wyzwoliło Cię w zupełnie podstawowym
sensie. Czy pamiętasz,

jak Ty, która byłaś przedtem taka nieśmiała i bojaźliwa, raptem stanęłaś przede
mną jak wojownik? To

prawda, że niektóre rodzaje makio mogą wyzwolić nie ujawnione wcześniej zapasy
energii, ale to, co się

Tobie przydarzyło, nie było żadnym makio. Czy pamiętasz, jak szybko i z jaką
pewnością odpowiadałaś

na moje sprawdzające pytania? Piszesz, że ekstaza i wzmożona energia trwały
przez pół roku - a więc

niezwykle długo. To wskazuje, że miałaś głębsze kensio niż sądzisz i że Twoje
aspiracje są wysokie,

ponieważ inaczej nie byłabyś tak niezadowolona z tego pierwszego przełomu.
Możesz być pewna, że masz przed sobą głębię i pełnię oświecenia, jakich teraz

nie jesteś w stanie sobie
wyobrazić. To wszystko stanie się Twoim udziałem, ale tylko wówczas, jeżeli

będziesz praktykować dalej
wytrwale z odwagą i determinacją. Pod pewnymi względami Twój list przypomina

listy Yaeko z Trzech
filarów zeń. Czy pamiętasz, jak opisywała ona swoją radość i ekscytację jako

„stan szaleństwa"? Głębokie
urzeczywistnienie, jakiego doświadczyła, możesz osiągnąć i Ty.

Liczne pragnienia i nadzieje, które jak piszesz, nie ustają, to nic innego jak
złudzenia. Przyjdzie czas, gdy

zdasz sobie z tego sprawę. Podczas gdy doskonale oświecony i w pełni rozwinięty
budda jest wolny od

wszelkiego pożądania, my, pomniejsi śmiertelnicy, zmagamy się z pragnieniami.
Jednak pamiętaj, że

istnieją pragnienia niższego i wyższego rodzaju. Pragnienie przekształcenia
swego życia i charakteru,

pragnienie pełnego przebudzenia, aby móc ulżyć cierpieniom ludzkości - to są
pragnienia najwyższego

rodzaju. Moi nauczyciele zwykli mawiać, że bodhisattwa w odróżnieniu od buddy
nadal jest przywiązany

do pełnego współczucia pragnienia, aby uwolnić od cierpień wszystkie istoty,
natomiast budda nie myśli

już, lecz pomaga ludziom tak naturalnie, jak naturalnie oddycha.
Dodajesz także, że wciąż drzemią w Tobie emocje, l cóż w tym złego? Nie musisz

się z nich tłumaczyć.
Czy nie słyszałaś, jak wspominałem, że chociaż za-

149

background image

zeń rozwiewa takie abstrakcyjne koncepcje jak nadzieja, żal i oczekiwania, to w

praktyce zeń nie usiłuje
się tłumić uczuć? Gdy mistrz zeń otwarcie płakał na pogrzebie swojego ulubionego

ucznia, młody mnich
zeń zrobił mu z tego zarzut: .Myślałem, mistrzu, że jesteś ponad tym." Mistrz na

to: „A kiedy mam płakać,
jeśli nie na pogrzebie mojego najbliższego ucznia?" Szczere uczucia są

prawdziwe, ale żywić nadzieję lub
pragnienia to „zatruwać rzeczywistość ideałem."

Twoje komentarze do mojego tejsio Skaczą: z wierzchołka masztu wysokiego na sto
stóp ukazują, że

niewłaściwie zrozumiałaś pewien istotny punkt. Jeśli przebudzona osoba nie żywi
nadziei, pragnień ani

ambicji, to nie wynika to z .całkowitego zadowolenia z życia, czy jest ono dobre
czy złe". Zadowolony,

niezadowolony - myślenie takimi kategoriami to zaciskanie się w kleszczach
rozumu. Po prostu płyń z

karmicznym prądem Twojej Natury Buddy, a życie będzie płynąć w Tobie i z Tobą.
Głęboko się nad tym

zastanów.
Człowiek oświecony ani nie sprzeciwia się, ani nie unika tego, co przed nim

stoi. Wszystko zależy od
okoliczności. Gdy potrzebuje działać, działa. A jeśli działa stanowczo i reaguje

całym sobą to jest to tak,
jak gdyby nie działał wcale.

Piszesz: „Czasami to życie wydaje mi się bez końca. Chociaż zdobyłam w pewnej
mierze wolność od

ciała, nie mogę znieść myśli o starzeniu się." Życie wydaje ci się bez końca
tylko dlatego że zakładasz

istnienie jakiegoś końca, jakiegoś celu. Ty sama jesteś czasem - twoje ciało,
twój umysł, przedmioty wokół

ciebie. Zanurz się w rzece czasu i płyń zamiast stać na brzegu i gapić się na
bieg zdarzeń. Myśl o

starzeniu się wynika z narcystycznego zaabsorbowania ciałem. Czego nauczył Cię
trening zeń, jeżeli

używasz dualistycznych terminów .stara" i .młoda"?
Sam mam sześćdziesiąt pięć lat, mówiąc konwencjonalnie. Nie myślę o sobie jako o

kimś starym. Tylko
człowiek, który uważa się za młodego, może powiedzieć .on jest stary" i aby

wyrazić taki sąd, musi
odsunąć się ode mnie. W taki sposób nigdy nie pozna prawdziwego wieku mojego

serca. Ale jeżeli
obejmiemy się serdecznie, to w takiej wolnej od myśli chwili, w chwili jedności,

kto jest stary, a kto młody?
Kto stoi z boku, aby powiedzieć: .On jest stary, ja jestem młoda"?

Piszesz, że tylko jedno doświadczenie miało na ciebie tak dogłębny wpływ jak
kensio i że było to twoje

pierwsze seksualne przeżycie. Tak, seks. Oświecenie zeń, jak zapewne wiesz, było
opisywane jako

kosmiczny orgazm. Jedynie w wąskim rozumieniu tego słowa oświecenie można
porównać do fizycznego

orgazmu. Doświadczenie uskrzydlonej jedności i radości w miłosnym uścisku z u-
kochaną osobą jest na

pewno przeżyciem wstrząsającym naszym sercem, jednakże ogranicza się ono do tej
jednej określonej

osoby, która je wywołuje. Natomiast uniwersalna, czyli kosmiczna miłość jest
naturalnym potokiem uczuć

skierowanym ku wszystkim istotom, wielkim czy małym, a podsyca ją nie miłość
fizyczna, lecz

bezpośrednie uprzytomnienie sobie niepodzielności wszelkiego ży-
150

da. Nie wywołuje ona przywiązania i nie oczekuje niczego w zamian. Ta oceaniczna

background image

miłość nie powstaje,

gdy człowiek odsuwa się na ubocze sam na sam z ukochaną osobą, lecz gdy wyrzeka
się siebie,

obejmując w uścisku wszystkie istoty.
Na twoim obecnym etapie praktyki duchowej przeżycie seksualne może wydawać ci

się bardziej
rzeczywiste niż kensio, które z samej swej istoty nie daje nic, czego można by

się uczepić. To właśnie
bezprzedmiotowość przebudzenia sprawia, że wymyka się ono wszelkim próbom

przyszpilenia go jako
jeszcze jednego, chociaż niezwykłego przeżycia. Jak wiesz, oświecenie nie jest

jakimś przeżyciem, nie
jest wydarzeniem, które można by porównać z innymi. Przeżycie seksualne odczuwa

się mocno i w tym
sensie jest ono rzeczywiste, chociaż przemija jak każde. Gdy spotykasz kogoś, z

kim wiąże Cię silne
wzajemne przyciąganie i zrozumienie, możesz łatwo dać się zwieść uczuciowym

uniesieniom, jakie potem
następują. Łatwo jest wtedy pomylić je ze swym ostatecznym celem i domem. Jeśli

zatrzyma Cię
rozkoszowanie się seksem, sztuką czy muzyką, to twój postęp ku pełnemu

oświeceniu zostanie
wstrzymany, a to, co lepsze stanie na przeszkodzie temu, co najlepsze.

To rozróżniający umysł podsyca takie koncepcje jak „chęć poznania sensu życia".
Jeżeli jesteś w pełni

pochłonięta tym, co robisz w każdej chwili, to gdzie jest tu miejsce na
zastanawianie się nad sensem

życia? Tajemnica życia ujawnia się w przeżywaniu go, a nie w zastanawianiu się
nad nim.

Jakże się cieszę, że zdajesz sobie sprawę z wagi zazen po kensio i że
kontynuujesz regularną praktykę.

Jak mówi mistrz zeń Dogen: „Nie ma początku praktyki ani końca oświecenia i nie
ma początku

oświecenia ani końca praktyki."
A co do innych pytań, które sobie stawiasz, jest tak, jak mówisz: odpowiedzi

nadejdą.
Ściskam P.K.

6. Z KAŻDYM DNIEM KLEJNOT ŻYCIA NABIERA BLASKU I PIĘKNA
/

1.
NAJDROŻSZY ROSI, oto primabalerina tańczy na ulicach Rochester od czasu sesin.

Nadal nie mogę
uwierzyć, że wydarzyło się to naprawdę, a nie tylko w marzeniu czy we śnie.

Dlaczego jesteśmy
wstrząśnięci i tak radośnie zdumieni, gdy odnajdziemy wreszcie to, co tak

gorliwie próbowaliśmy znaleźć
przez wiele lat, a może wiele żywotów? Jak trudno jest pogodzić się z tym, że

odpo-
151

wiedzi na wszelkie pytania o życie, śmierć i rzeczywistość trzeba szukać nie w
tajemnych praktykach, lecz

w samym życiu, śmierci i rzeczywistości. Pytanie i odpowiedź są jednym. Chociaż
nie wiem, jaki związek

mają moje przeżycia z kensio, moje przebudzenie jest równie oczywiste jak
ocknięcie się rano z jakiegoś

nieważnego snu i spryskanie twarzy zimną wodą. Człowiek śmieje się na
wspomnienie głupstw, jakie

przeżywał we śnie, a potem bierze głęboki oddech i wraca do swoich spraw.
Jak inaczej można to sobie powiedzieć niż: UWIERZ - uwierz, że to jest

rzeczywiste? Jak mógłby pytać o
życie ktoś, kto sam nie byłby żywy? Ten wątpiący, pomieszany, błądzący umysł nie

jest niczym innym jak

background image

Naturą Buddy. Ten, kto nie umie wzbudzić w sobie wiary - wiary takiej jak

pewność, że nos jest poniżej
oczu - nigdy nie znajdzie życia, którego szuka. Będzie jak rozpieszczone

dziecko, które z buzią pełną
owsianki płacze, że jest głodne. Okazało się, że moje życie nie różniło się

niczym od tego, którego
szukałam. Moje życie jest moim życiem. Jakie dziwne, jakie zdumiewające jest

uprzytomnienie sobie tego!
Gdy wczoraj szłam ulicą nagle narodził się cały wszechświat. Mój racjonalny

umysł został wystrychnięty
na dudka jak Jagon na końcu „Otella". Jakże to możliwe, że ja jestem

wszechświatem - że ja mam władzę
życia i śmierci nad samym życiem i śmiercią? Byłam wstrząśnięta.

Ludzie i rzeczy, wszystko, co stanowiło dla mnie zagadkę, okazało się nagle
moimi dawno zagubionymi

dziećmi.
Łzy radości i zdumienia napływają na każdy dźwięk i widok - łyżeczka, która

dzwoni o filiżankę podczas
mieszania cukru, moje dłonie przy składaniu papierów, czerwony pomidor.

Czy jestem szalona, jeśli uważam, że sama stworzyłam niebo i ziemię? Moje
uczucia są niewyrażalne.

Dla kogoś, kto jak ja zawsze odnosił się ze wstrętem do wszystkiego, co potoczne
i przyziemne - odkrycie,

że życie codzienne jest kluczem do wszechświata i do cierpienia wszystkich
odczuwających istot, jest z

pewnością najbardziej zdumiewającą najcudowniejszą rzeczą jaka może się
wydarzyć. Urodziłam się

dopiero co, a jednak nie ma narodzin... nie ma niczego. Gdy piszę, żaden ślad
nie pozostaje po mnie ani

po tym, co powiedziałam. Cóż mogę na to poradzić, że jestem pełna radości, skoro
rozwiało się dręczące

mnie od miesięcy wyobrażenie o sobie i w końcu widać ponad wszelką wątpliwość,
że... nie ma absolutnie

niczego!
Rosi, nie mogę pojąć znaczenia tego, co się dzieje. Nie mogę nawet powiedzieć,

że wiem, co się stało.
Jestem pewna tylko tego, co czuję i niczego więcej. Jak takie doświadczenie może

przytrafić się komuś o
tak nieskomplikowanym u-myśle jak mój?

Siedzę teraz zdumiona, pokorna i niema. Lekkie uchylenie bram dharmy i ujrzenie
drogocennego klejnotu

wewnątrz to więcej niż można było sobie wyobra-
152

żać. Jak można nie dbać o ciało i umysł wiedząc, że nawet w najbardziej
skalanych istotach tkwi ten klucz

do istnienia, do życia i śmierci?
l pomyśleć, że mogę żyć jeszcze wiele lat - co za cud! Po prostu żyć - ledwo

mogę uwierzyć w swoje
szczęście. Jakże wdzięczna jestem mojemu ciału!

Jest jeszcze wiele rzeczy, które pragnęłabym powiedzieć. Być może wkrótce będę w
takim stanie umysłu,

że uda mi się je wyrazić.
Proszę, nie uważaj mnie za idiotkę. Jeżeli to, o czym mówiłam, wydaje się

produktem zwodniczej myśli, to
jest tak dlatego, że ułuda nadal czepia się tej pełnej niewiedzy dziewczyny.

Obiecuję pracować tak mocno, jak tylko jestem w stanie, aby w pełni
urzeczywistnić moją Naturę Bodhi i

aby stać się godną wielkiego błogosławieństwa, jakie jest moim udziałem -
przyjścia na świat w celu

podjęcia tego najcudowniejszego ze wszystkich zadań.
Bardzo Ci wdzięczna, Margareł

2.

background image

DROGI ROSI, szacunek, cześć i bliskość, które czuję do każdego w ośrodku po

kilku wspólnie
przepracowanych miesiącach, a także do wszystkich ludzi, wydaje mi się jakimś

naturalnym cudem. W
głębi serca wiem, że moje życie zgodne z cudowną drogą dharmy pomaga każdej

odczuwającej istocie
zbliżyć się do prawdy, tak jak gesty miłości u matki wpływają korzystnie na

dzieci.
Z każdym dniem ten najbardziej tajemniczy klejnot życia nabiera blasku i piękna.

Będę dalej próbowała
żyć i pracować w prawdzie. Tak silnie czuję, że moją karmą jest praca w ośrodku

- albo raczej karma
wszystkich przebywających tutaj i w całym wszechświecie istot jest moją karmą, a

moja - ich.
Z wielką wdzięcznością, Margaret

3.
DROGI ROSI, czy teraz, gdy zima nas dopadła, życie może dalej płynąć tak

niezawodnie, jak do tej pory?
Dzisiaj nareszcie zrozumiałam słowa Dogena, które rozbrzmiewały echem w moim

sercu od chwili, gdy je
po raz pierwszy usłyszałam: „Powróciłem do domu z pustymi rękoma. Nie ma we mnie

ani śladu
buddyzmu. Mówię tylko tyle: moje oczy są poziome, mój nos jest pionowy."

Jakże naturalne, jakże całkowicie naturalne jest teraz moje życie!
Rosi, czynię gasio przed Tobą raz po raz, albowiem teraz nareszcie mogę się

poruszać szybko bez
żadnych przeszkód. Nawet moje głęboko zakorzenione przywiązanie do ciebie i do

wszystkiego, co
dotyczy nieskalanej i doskonałej dro-

153

gi dharmy. topnieje tak szybko jak zeszłotygodniowy śnieg. Zdumiewający jest

fakt, że właśnie to jest
najbardziej naturalnym i nieuchronnym wynikiem wytrwałego zazen. Najbardziej

zagadkowe tajemnice
dharmy ujawniły się z taką pewnością jak to, że sama nie wiedząc jak i dlaczego

przemieniłam się z
głupiutkiej dziewczyny w młodą kobietę.

Rosi, raduj się wraz ze mną że zostałam tak szczodrze obdarzona wolą i dobrym
zdrowiem, że mogę

dzięki temu kroczyć prawdziwą drogą Buddy w tym życiu i we wszystkich
przyszłych.

Z bzdur, które wypisuję, możesz zobaczyć, że zostało we mnie jeszcze tysiąc, nie
- milion skalań. Lecz są

one tylko kamyczkami na drodze pędzącej rzeki. A jednak nie ma ani kamyczków,
ani wody. Nie ma już

więcej decyzji, które należy podjąć, ani odczuwających istot, które trzeba
zbawić. Wiem tylko to - rankiem

wstaje słońce, a wieczorem jasno świeci księżyc.
Rosi, proszę, nie przepracowuj się i dbaj o swoje zdrowie.

Z wdzięcznością, Margaret
7. TO NAJPIĘKNIEJSZA PRACA CZŁOWIEKA - PO PROSTU CHODZIĆ PO TEJ ZIEMI

DROGI ROSI, niestosownie jest mówić o tym, co może wydawać się historią
prawdziwego cudu, który

przyniósł mi taką wolność i osiągnął taką kulminację podczas ostatniego sesin.
Przebudziłem się do

nieuchronnej dharmy i poznałem bezpośrednio i bezbłędnie prawdę słów wszystkich
mistrzów, jakich

kiedykolwiek studiowałem. Teraz tym bardziej czuję potrzebę studiowania ich.
Wszystkie wskazania

Buddy są jasne i nie ma co o nich rozprawiać ani rozmyślać. Widzę, że są
konieczne w życiu, które ma

prowadzić do przebudzenia (a które jest życiem rozpoczynającym się od

background image

przebudzenia). Wszystkie te

wskazania wynikają z doskonałości i wzajemnego przenikania się wszystkiego we
wszechświecie -a

raczej są z nimi tożsame. Poznałem to ponad wszelką wątpliwość, w sposób
absolutny - nie, wkroczyłem

w to - nie - nie, nie, nie. Nie ma żadnych słów prócz jednego bezsłownego,
absolutnie pozbawionego

znaczenia i absolutnie znaczącego słowa, które brzmi w ponadczasowej, wszystko
rozumiejącej ciszy. Dla

m-nie tym słowem, dzięki twojemu kiosaku i Twoim mocnym, łagodnym dłoniom, było
Mu. l tak, jak

nalegałeś, przeprowadzając mnie w końcu przez wszystkie mury - tylko Mu, tylko
Mu.

Tak więc, krótko mówiąc, z ciągle obecnej, blednącej i nieistotnej przeszłości
zostałem porwany przez to

Mu. l ujrzałem, że wszystkie szaleństwa i przeszkody mego życia były oparte na
ego i że koniecznie

muszę zmiażdżyć tę iluzję. A potem walczyły się we mnie wszystkie furie i demony
ze wszystkich

Wędrówek Pielgrzyma * i wszystkich Tybetów i ślubowałem, że nie mogę i nie
potrafię się zatrzymać,

dopóki to wszystko nie ustąpi, i że nawet wówczas nigdy nie zatrzymam się. l
pewnej nocy Mu schwycHo

mnie za gardło i nie dało mi spać. l słyszałem głosy, i coś po mnie łaziło, ale
- Mu i Mu, i Mu. Na drugi

dzień ze łzami w o-czach zdałem sobie sprawę, że nie wiem i nie mogę nic
wiedzieć o Mu - i że „nie

wiem" jest odpowiedzią na każde pytanie, l w południe wyszedłem w pole pomiędzy
tchnące spokojem i

ciepłem ptaki, owady i trawy i płakałem gorzko, gdy ujrzałem, że nie ma się
czego trzymać - nie ma

niczego, a ja nie mam wyboru i muszę się poddać, l wróciłem, i siedziałem w
zendo, i Mu dalej we mnie

wzbierało. Nie wiem już, jak długo to trwało - pamiętam tylko dźwięk dzwonka i
klapek, który pchnął,

zmiażdżył czy przebudził coś głębiej.
Ulotność przeszłych „wielkich doświadczeń", szczególnie tych, których doznałem w

tym właśnie tygodniu,
nauczyła mnie, że nie wolno się ich czepiać, bez względu na to, jak byłyby

radosne - i dalej trwało Mu.
Mu. MU. Kiosaku uderzało mnie, gdy uderzało kogokolwiek w zendo, a wszystkie

dzwonki, wiatr, cykady
były w moim własnym umyśle i Mu, i Mu, i nie mogłem się zatrzymać. Jedno

rozstrzygające uderzenie
wymierzone w czyjeś ramiona w drugim końcu zendo trafiło w jakaś część mojego

umysłu i sprawiło to, co
nieodwołalne, i Mu, Mu, Mu szarpnęło mną w czarnym roztrzaskującym ego

paroksyzmie. l stało się to
drugi raz i nie poddałem się pokusie, aby spocząć w czymkolwiek, co można było

nazwać .wspaniałym"
lub: „o, jestem tam", l dzięki temu, TEMU, co trzymało mnie zawsze, a teraz w

pełni ujęło mnie w tryby
radosnej pracy, mogłem przestać się trzymać i puściłem się, i już nic nie mogło

mnie odwieść, i ujrzałem,
że nie ma niczego we wszechświecie, co mogłoby mnie oddzielić od całkowitości

nieśmiertelnej istoty, o
której wiedziałem, że jestem z nią jednym! Ale miało nadejść więcej. Czas nie

istniał podczas tamtych dni
- tamtych eonów - i potem moje ciało i u-mysł zniknęły, i byłem tak mocny jak

wszystkie góry i wolny od
lęku. l nic nie mogło się dziać nigdzie indziej, co nie działoby się tu i teraz,

l tak radośnie, tak radośnie
wstałem z mego miejsca w zendo, kiedy dzwon rozbrzmiewał dźwiękiem koła Dharmy.

l Ty tam byteś, i

background image

sięgnąłem poprzez łzy po Twoją rękę, i po-

* „ Wędrówki Pielgrzyma" - wizyjnoalegoryczne dzieło Jotom Bunyama,
angielskiego

purytaraldego kaznodziei z XVII w., cieszące się. ogromnąpopulamofcią wfród
protestantów

154
155

wiedziałem Ci, że to było takie łatwe, takie łatwe. Byłem taki wdzięczny, a Ty
objąłeś mnie, i Ty i ja, nic nie

istniało ani nie istnieje, i nie ma początku ani końca, j Tego dnia złożyłem
na ołtarzu laseczkę kadzidła.

Poczułem, że mam takie ci- ' cne prawo, aby to uczynić. A gdy idąc w kinhin
dotknąłem bosą stopą

podłogi, przyszły do mnie słowa:
To najpiękniejsza praca człowieka -po prostu chodzić po tej ziemi.

Usłuchałem i zapisałem je, i zostawiłem karteczkę na Twoim miejscu w zen-do. A
na dokusan, choć nie

miałem żadnych wątpliwości, to jednak zadałem Ci głupie pytanie, z głębi fal
pozbawionego wymiaru

nowego istnienia, co teraz robić, a Ty odpowiedziałeś patrząc na mnie jak na
buddę: „Przecież wiesz, co

robić - po prostu iść dalej." l wiem, że Mu i zazen, i Ty i ja, i wielkie koło
dharmy z którym obracanie się

jest Wielkim Wyzwoleniem, wszystko to będzie się toczyć coraz dalej w doskonałej
wolności poza

wszelkim wyborem, jako że bezbramna brama dharmy rozpadła się i chodzę swobodnie
między niebem a

ziemią.
A teraz, gdy już to wszystko powiedziałem, spróbuję to wyrzucić. Zapisałem to

tylko dlatego, że i tak nie
mam z tym nic wspólnego, i napisało się to samo, bez żadnych zahamowań, a więc

może gdzieś się
kiedyś komuś przyda, jak i wszystko, co kto inny czy ja sam napisałem, a co

przydaje się w tajemniczy
sposób.

Jesteś teraz moim bliskim przyjacielem i nauczycielem. Tak bardzo dziękuję Ci za
prowadzenie mnie w

życiu i w pracy buddy, a teraz muszę się nauczyć z Twoją pomocą odkrywać w nowym
starym świecie

swoją drogę, być posłusznym głosowi dharmy, pozbyć się wszelkich śladów ego,
oświecenia i wszystkich

innych śmieci, i iść coraz dalej, i próbować żyć tą najbardziej dogłębną ze
wszystkich prawd, i iść dalej, i

nie próbować zatrzymywać się gdziekolwiek.
Pozdrawiam Ciebie z wdzięcznością

mój bracie w dharmie...
Carl

Bodhidharma, założyciel szkoły zeń, namalowany przez mistrza zeń Hakuina (1686-
1769) w wieku 83 lat.

Kaligrafia głosi: „Bezpośrednie wskazywanie na u-mysł człowieka, wejrzenie w swą
zasadniczą naturę i

osiągnięcie stanu Buddy."

Na obrazach i rzeźbach większości japońskich artystów Bodhidharma jest raczej
karykaturalną postacią

niż pełnym mądrości i współczucia patriarchą zeń. Przedstawia się go czasem jako
groźnego i ponurego

człowieka, przypominającego pirata. Na tym obrazie, malowanym tuszem, jego autor
- Hakuin, który sam

był wybitnym mistrzem zeń, pokazuje nam ciepłego i ludzkiego Bodhidharmę o

background image

jasnym wejrzeniu, takiego,

z którym możemy się utożsamiać. Ma on otwartą twarz, która niczego nie ukrywa, o
ciepłych a jednak

przenikliwych oczach. Poważne spojrzenie przypomina spojrzenie niemowlęcia; w,
swej głębi dociera do

samej istoty rzeczy.
157

i

III

AKTY CZCI l ODDANIA

WSTĘP

Wielu ludzi znających zeń jedynie z akademickich lektur po przyjściu do ośrodka
otwiera usta ze

zdziwienia na widok figur buddów i bodhisattwów, a także śpiewów i rytuałów. No
tak, zazen - mówią

sobie - tego można było się spodziewać, ale to? A jednak istniejąca od dwóch i
pół tysiąca lat i wciąż

rozwijająca się dyscyplina zwana buddyzmem zeń jest żywą tradycją duchową, w
której takie akty czci i

oddania odgrywają istotną rolę. Oczywiście mówienie o aktach czci i oddania w
zeń, jako o czymś

odrębnym od zazen, jest sztuczne. Pokłony z dłońmi w gasio przy wchodzeniu lub
wychodzeniu z zendo,

pokłony przed bud-dami i bodhisattwami, składanie im ofiar, udział w regularnie
odprawianych

ceremoniach wyznania i skruchy - te akty, jeżeli są dokonywane „niemyślnie",
uszlachetniają uczucia i

oczyszczają umysł, zmiękczając stopniowo ostre krawędzie i sztywne kontury
osobowości. A ponieważ

wszystkie służą „przycinaniu" ego, to przyspieszają przebudzenie. Szczere
praktyki oddawania czci

ułatwiają wyzwalanie wrodzonego nam współczucia, tak aby mogło ono swobodnie
działać w codziennym

życiu.
Ceremonie, odprawiane od wieków w krajach buddyjskich, zakorzeniły się o-becnie

na gruncie
amerykańskim. W Ośrodku Zeń w Rochester praktyki te zostały przystosowane do

naszej zachodniej
kultury w drodze naturalnych przekształceń. Oprócz obrzędów związanych z

przechodzeniem do innej
formy życia, tzn. obrzędów dotyczących pogrzebów, ślubów i wyświęceń, mamy w

kalendarzu ceremonii
dzień narodzin, dzień śmierci i dzień oświecenia Buddy, dzień śmierci

Bodhidharmy, dzień Założyciela
Świątyni, Nowy Rok i każdego miesiąca ceremonię wyznania i skruchy, jak również

ceremonię o pokój i
pomoc głodującym na całym świecie. Nie mniej istotne są coroczne obchody Święta

Dziękczynienia.
Ponieważ są one wyrazem głębokiej wdzięczności, idealnie pasują do aktów czci i

użyczają treści
naszemu rodzimemu amerykańskiemu świętu zeń.

Współcześnie wielu wyznawców zachodnich religii nie rozumie, jak się wydaje,
głębi rytuałów i ceremonii,

nie czuje też z nimi bliskiego związku. Mimo to formalne ceremonie nie muszą być
„pustą formą".

Wdzięczność, szacunek i inne szlachetne uczucia można pogłębiać wyrażając je
zgodnie z przyjętym

wzorcem, tak jak ruch można uczynić bardziej wymownym obracając go w taniec, a

background image

dźwięk w muzykę.

Śpiewy zajmują poczesne miejsce wśród wszystkich innych sposobów oddawania czci
w zeń. Nie ma

chyba świątyni ani ośrodka zeń, gdzie ludzie nie zbieraliby się w głównej sali
przynajmniej raz dziennie i

nie śpiewaliby sutr i słów mistrzów, którzy urzeczywistnili najwyższą prawdę.
Śpiew jest podstawą

każdego rytuału i ceremonii, gdyż ustala brzmienie, dzięki któremu uczestnicy
osiągają stan wyższej

przytomności i wrażliwości na to, co się dzieje.
161

Co dzień o świcie donośne dźwięki wybijane na wielkim bębnie przerywają ciszę
zazen, aby dać sygnał

siedzącym, że mogą udać się rzędem do głównego zendo na śpiewy. Po tym wstępnym,
grzmiącym

wezwaniu grający na bębnie przesuwa drewniane pałki po guzach z mosiądzu,
umieszczonych wokół

krawędzi instrumentu, wywołując głęboki, urywany dźwięk. Potem następują
przejmujące uderzenia w

samą krawędź bębna „kliku klak, kliku klak" w narastającym tempie, przechodząc w
końcu w rytm

wybijany na jego powierzchni.
Gdy bęben cichnie, natychmiast rozpoczynają się uderzenia w kejsu, czyli w gong

o kształcie misy, a
głęboki rezonans tego instrumentu wypełnia zendo. Grający na kejsu siedzi w

skupieniu zgrabnie
trzymając w obu dłoniach długą o-bitą filcem pałkę w kształcie cylindra, której

używa, intonując różne
sutry, a gdy wszyscy włączą się w śpiew, akcentuje w nich pewne miejsca:

opuszcza ciężką pałkę na
krawędź gongu, wiedząc przy tym, że uderzenie za słabe albo za mocne, pod złym

kątem albo w złym
miejscu nie wyzwoli pełnej, bogatej skali dźwięków ukrytych w instrumencie.

Powiada się w zeń: „Nie
uderzaj instrumentu -pozwól mu być uderzonym."

Po zaintonowaniu śpiewu włącza się drewniany bęben w kształcie ryby (mo-kugio).
Rozpoczyna powoli

pum... pum... pum... stopniowo zwiększając tempo, jak odjeżdżający pociąg,
podczas gdy poszczególne

głosy stapiają się w jeden donośny i dźwięczny, niski ton. Grający na bębnie nie
„uderza" filcową pałką

lecz trzymając ją lekko, po prostu ją prowadzi, wskutek czego instrument w
pewnym sensie „gra sam na

sobie". Brzmienie tego wydrążonego bębna w kształcie ryby jest na tyle głębokie,
że słyszy się je „pod"

śpiewem. Wszyscy stosują się do ustalonego w ten sposób rytmu.
Na śpiewy składa się mnóstwo rozmaitych elementów. Mocny, czysty głos

prowadzącego rozbrzmiewa
solo przy intonowaniu każdego śpiewu wywołując o-dzew pełnego chóru od

pięćdziesięciu do trzystu
śpiewających. Pulsujące tętno drewnianego bębna stanowi kontrapunkt dla

wibrującego brzmienia gongu
w kształcie misy, nawet gdy zazębiają się one ze sobą, aby kontrastować i

harmonizować z niskim tonem
śpiewu.

Podczas śpiewu całe ciało jest rozluźnione. Energia wypływa z podbrzusza, a
dźwięk rezonuje w czaszce.

W zeń nie ma kołysania się ani bujania podczas śpiewów; śpiew zeń wymaga
wyprostowanej i stabilnej

postawy z dłońmi złożonymi lekko jedna na drugiej na łonie.
Każdy ze śpiewających znajduje swoją najniższą naturalną wysokość głosu, ton z

najniższej części swojej

background image

skali, który jest w stanie utrzymać bez wysiłku, jednocześnie stapiając go z

dominującym tonem tak, aby
powstała harmonijna całość. Poszczególne słowa łączą się razem w jedno brzmienie

wydobywające się z
hara. Wysokość tonu nie zmienia się. Śpiew zeń jest jedynym w swoim rodzaju

162

sposobem angażowania najgłębszego poziomu umysłu; omija intelekt, aby przebudzić

Rozumienie i
energicznie wyrazić wolne od emocji odczuwanie.

Ogólnie mówiąc, są dwa rodzaje śpiewów: sutry i dharani. Do kategorii sutr,
czyli wypowiedzi

przypisywanych Buddzie, można również włączyć słowa mistrzów. Regularne
powtarzanie sutr w

ojczystym języku sprawia, że ich prawda trafia wprost do podświadomego umysłu,
wzmacniając

rozumienie i wiarę. Nie trzeba czynić żadnego wysiłku, aby pochwycić ich sens,
ponieważ wchłania się go

spontanicznie, bez filtru racjonalnego umysłu. Najważniejszy jest stan umysłu
wywołany przez śpiew -

zaangażowanie aż do samozapomnienia.
Dharani to długa mantra, rytmiczna sekwencja dźwięków, która poprzez związane z

nią szczególne
wibracje wyraża zasadniczą prawdę, przekraczającą wszelki dualizm. Moc tego

sposobu budzenia
niewidzialnych sił zależy od zasięgu samego dźwięku, lecz jeszcze bardziej od

stanu umysłu osoby
śpiewającej. Dharani oddziałuje mocniej, gdy śpiewa ją człowiek głębokiej wiary,

o skoncentrowanym
umyśle i wrażliwym sercu. Struktura dharani nie jest pozbawiona znaczenia; musi

ona wyrastać z
autentycznego religijnego doświadczenia, być rytmiczna i melodyjna. Ponieważ

nikomu, jak dotąd, nie
udało się trudne zadanie przygotowania angielskiej wersji śpiewanych dharani,

nie zamieszczamy tu
żadnej mantry ani dharani, za wyjątkiem mantry na końcu sutry Serce doskonałej

mądrości
Śpiew jest czymś innym niż recytacja, która może polegać jedynie na powtarzaniu

fragmentów tekstu.
Śpiew natomiast rodzi się w głębi trzewi i gdy dokonuje się bez ego, posiada moc

przenikania widzialnych
i niewidzialnych światów. Umysł jest nieograniczony; pełen energii śpiew

wykonywany z czystym umysłem
i jednomyślnym zaangażowaniem jest inną formą zazen, innym sposobem uczenia się

prawdy Buddy,
bezpośrednim i nieintelektualnym. Śpiew taki jest również środkiem do

spotęgowania mocy samadhi i
pomaga w sprowadzeniu przebudzenia.

W Ośrodku Zeń w Rochester większość tekstów śpiewa się po angielsku; najbardziej
znane to Cztery

ślubowania bodhisattwy, Serce doskonałej mądrości, Pieśń ku chwale zazen i
Strofy wiary w Umysł.

Teksty te otwierają część poświęconą aktom czci i oddania. Istnieją oczywiście i
inne angielskie

tłumaczenia tych tekstów, jednak zamieszczone tutaj wyróżniają się tym, że
zostały specjalnie

przystosowane do śpiewu, a tłumaczono je mając na uwadze eufonię i kadencję.
Po tekstach śpiewów zamieszczono list i kilka dialogów. Ukazują one, lepiej niż

cokolwiek innego,
najczęściej spotykane i dość typowe kłopoty, na które można się natknąć w

praktyce wyrażania czci w
zeń. Chociaż lektura tych tekstów może być pomocna, czytelnicy musieliby sami

wziąć udział w

background image

praktykach wyrażania czci i oddania, aby w pełni docenić ich wagę.

163

ŚPIEWY

1. CZTERY ŚLUBOWANIA BODHISATTWY
Cztery wielkie ślubowania bodhisattwy to najczęściej spotykany śpiew w bud-

dyźmie mahajany:
Niezliczone istoty ślubuję wyzwolić. Nieskończone, ślepe namiętności ślubuję

wykorzenić. Niezmierzone
bramy Dharmy ślubuję przeniknąć. Wielką Drogę Buddy ślubuję osiągnąć.

Treść tych śpiewanych ślubowań sprawia zwykle kłopoty uczniom z Zachodu, którzy
od lat zgłaszają dwa

główne zastrzeżenia. Uczniowie wychowani w tradycji chrześcijańskiej narzekają
że porzuciwszy

chrześcijaństwo z jego misjonarskim duchem, jak najdalsi są od szukania w zeń
tego, co opacznie

interpretują w pierwszym z Czterech ślubowań jako „zbawienie". Inni pytają: „Jak
mogę ślubować, że

wyzwolę wszystkie istoty, jeżeli siebie jeszcze nie wyzwoliłem? A jeśli nawet
wyzwoliłbym siebie, to jak

mógłbym wyzwolić wszystkie inne istoty?" Pewien człowiek o poważnych aspiracjach
ujął to w

następujący sposób: „Przeszkadza mi to, że nie mogę szczerze podjąć się
wypełnienia Czterech

ślubowań. Muszę dodawać od siebie: na tyle, na ile pozwolą mi moje ograniczenia
i słabości - a to niszczy

wartość śpiewania Czterech ślubowań. Chciałbym przyjąć te ślubowania, lecz muszę
całkiem szczerze

wyznać, że nie potrafię."
Źródłem tych zastrzeżeń jest traktowanie Czterech ślubowań jako zewnętrznej

formułki, której należy się
nauczyć i do której trzeba się zastosować wbrew wszelkim przeciwnościom i wbrew

rozsądkowi. W
pierwszym z Czterech ślubowań słowo, tradycyjnie tłumaczone jako „zbawić", w

Ośrodku Zeń w
Rochester zastąpiono słowem „wyzwolić". Dzięki temu unika się moralizatorskiego

i niebud-dyjskiego
znaczenia, sugerującego, że chodzi o odkupienie od grzechu, i wiernie oddaje się

ducha oryginału.
Ślubowanie to, rozumiane we właściwy sposób, wyraża cel i możliwości praktyki i

potwierdza, że twoje
zazen służy nie tylko tobie, lecz całej ludzkości. Pozostałe trzy ślubowania

określają stan umysłu, przy
którym można pomóc niezliczonym istotom w niezliczonych krainach.

Wyrażenie „niezliczone istoty" nie jest przenośnią Przebudzenie zeń dogłębnie
ukazuje, że wszystko jest

jednym - tobą samym - i że ty sam jesteś wszystkim. Cokolwiek przytrafi się
jakiejkolwiek istocie,

nieuchronnie wpływa na wszystkie inne. Dlatego też gdy przebudzi się jedna
osoba, wszystko

naładowane jest
165

tym samym przebudzeniem. Potwierdził to mistrz zeń Dogen, mówiąc: „Bez
oświecenia innych nie można

oświecić siebie."
W zeń bodhisattwą jest ten, kto powodowany swym wielkim współczuciem ślubował,

że nie wkroczy w
nirwanę, dopóki nie wejdą w nią wszystkie istoty -czyli ten, kto w naturalny

sposób przedkłada pomyślność
innych nad swoją własną. Oczywiście nadal pracuje on nad sobą, bowiem ten, kto

sam potrzebuje

background image

pomocy, nie może naprawdę pomóc innym. Ślubowanie podkreśla, że bodhisattwą nie

cofnie się w swoim
postanowieniu.

Dlatego też ślubowania bodhisattwy są czymś o wiele większym, niż tylko dobrym
słowem. W tym samym

sensie, w jakim pestka brzoskwini ślubuje, że stanie się brzoskwinią żołądź
dębem, niemowlę

człowiekiem, a człowiek - bud-dą, Cztery ślubowania są potwierdzeniem naszego
wrodzonego

ślubowania, aby stać się tym, czym już w istocie jesteśmy - całością i pełnią
Jeśli na nie spojrzeć w takim

świetle, nie są one niczym innym jak wezwaniem do przebudzenia i wyzwolenia się.
2. SERCE DOSKONAŁEJ MĄDROŚCI

Serce doskonałej mądrości, śpiewane codziennie w buddyjskich klasztorach i
ośrodkach na całym

świecie, uważane jest za najskuteczniejszy ze środków werbalnych, stosowanych
dla przekroczenia

pogrążonego w ułudzie umysłu. Jest korzeniem czy też jądrem nauki Buddy,
kwintesencją wszystkich sutr

mądrości, jakie Budda wygłaszał przez dwadzieścia dwa lata. Sutry tej, zwanej
również Sutrą serca, nie

należy pojmować intelektem, lecz sercem, to znaczy z głębi własnego,
intuicyjnego doświadczenia. A

zatem „doskonała mądrość" oznacza tu mądrość transcendentną jak również ścieżkę
wiodącą do jej

osiągnięcia oraz słowa nauki Buddy sprzyjające urzeczywistnieniu jej.
W Sutrze serca Budda przemawia do Sariputry, jednego ze swych głównych uczniów,

znanego z
mądrości. Budda przypomina, jak Bodhisattwą Współczucia uprzytomnił sobie w

głębokim samadhi, że
ludzka osobowość jest jedynie wytworem pięciu skandh (dosłownie „skupisk") -

formy, uczuć,
postrzegania, woli i świadomości - które są zasadniczo puste, pozbawione

rzeczywistej substancji. Dalej
Budda ujawnia iluzoryczną naturę osiemnastu sfer zmysłów, składających się z

sześciu organów
zmysłów, odpowiadających im sześciu rodzajów danych zmysłowych i sześciu aktów

odczuwania
zmysłowego, a także dwanaście ogniw w łańcuchu przyczynowości, Cztery szlachetne

prawdy, a nawet
dualistyczną koncepcję nirwany i samsary.

166

Sanskrycką mantrę na końcu sutry można następująco przełożyć na język

polski:
Przeszła, przeszła Gate, gate

przeszła poza, para gate,
całkowicie poza. para sam gate.

Przebudź się: raduj się! Bodhi, swaha!
Trudno dokładnie przełożyć słowo swaha - wyraz triumfu i uniesienia, znaczący

tyle co: „chwała", „niech
żyje!". W „gate" »a" należy wymawiać z przydechem „ghate" („h" właściwie

niesłyszalne).
SERCE DOSKONAŁEJ MĄDROŚCI

Bodhisattwa Współczucia
w głębi mądrości pradżni

ujrzał pustkę wszystkich pięciu skandh
i odrzucił więzy

powodujące jego cierpienie.
Wiedz zatem:

Tutaj12 forma jest tylko pustką,
pustka jest tylko formą.

Forma nie jest różna od pustki,

background image

pustka nie jest różna od formy.

Uczucia,13 myśli, wola14
i świadomość sama

są również takie.
Tutaj dharmy są puste,

wszystkie są pierwotną pustką.
Żadna nie rodzi się ani nie umiera,

nie są skalane ani czyste,
nie zwiększają się ani nie nikną.

Stąd w pustce nie ma formy,
uczuć, myśli czy woli ani też świadomości.

Nie ma tu oka, ucha, nosa,
języka, ciała, umysłu;

ni barwy, dźwięku, zapachu,
smaku, dotyku ani tego

co umysł chwyta,
167

ani aktu odczuwania nawet.
Nie ma niewiedzy, ani jej kresu

ani wszystkiego co z niewiedzy pochodzi
nie ma rozkładu, ani śmierci,

ani nie ma ich kresu.
Nie ma cierpienia

ani przyczyny cierpienia,
ani wygaśnięcia cierpienia,

czy szlachetnej ścieżki
wyprowadzającej z cierpienia,

ani nawet mądrości osiąganej,
osiąganie również jest pustką.

Wiedz zatem, iż Bodhisattwa,
wyzbywszy się przywiązania

ku czemukolwiek,
a trwając w mądrości pradżni

jest wolny od złudnych przeszkód,
wyzwolony od lęku,

który one rodzą,
osiąga najczystszą nirwanę.

Wszyscy buddowie, dawni i obecni,
buddowie przyszłych czasów

dzięki mądrości pradżni
osiągają pełne oświecenie.

Poznaj więc wielką dharani,
promieniejącą, niezrównaną mantrę,

doskonałą, niezawodną mantrę
Pradżnię Paramitę,

której słowa koją wszelki ból.
Oto jest najwyższa mądrość,

prawdziwa ponad wszelkie wątpienie,
znaj i głoś jej prawdę:

Gate, gate para gate para sam gate bodhi, swaha!
168

3. PIEŚŃ KU CHWALE ZAZEN - MISTRZA HAKUINA
Jedną z wielkich postaci japońskiego buddyzmu jest mistrz zeń Hakuin (1686

-1769). Chociaż jego nauka
wywodzi się z tradycji dawnych chińskich mistrzów, skutecznie przystosował ją do

japońskiej kultury,
tworząc żywy zeń, dostępny dla ludzi świeckich, mimo że zakorzeniony w

nieskażonym dziedzictwie jego
własnej monastycznej tradycji szkoły Rindzai. Hakuin zasłynął najbardziej z

ożywienia systemu koanów i z

background image

koanu, jaki sam odkrył, a który nadal jest powszechnie stosowany w treningu zeń:

„Jaki jest dźwięk
klaśnięcia jednej dłoni?"

Hakuin był za życia powszechnie szanowany i kochany, szczególne przez ludzi
prostych, których dola w

ówczesnym feudalnym społeczeństwie była ciężka. Ludzie, uginający się pod
brzemieniem ubóstwa i

ucisku, przybywali do niego tłumnie w poszukiwaniu ulgi.
Wysoko postawieni urzędnicy rządowi również przyjmowali jego naukę, a w jego

śmiałych i barwnych
odpowiedziach na ich listy widzimy, jak gromi on propagatorów fałszywego

„masowego zeń"15 i
zwolenników „martwego siedzenia i cichej iluminacji".

Główną troską Hakuina był oczywiście duchowy trening mnichów i uczniów o-raz
kształcenie

kwalifikowanych następców. Jak sam pisze w jednym ze swych listów, rzadko miewał
mniej niż pięciuset

mnichów i ludzi świeckich pod swoim bezpośrednim przewodnictwem. Hakuin -
człowiek niezwykle

wszechstronny, o niewyczerpanej energii - był nie tylko pisarzem obdarzonym
wyrazistym i pełnym mocy

stylem, ale także wybitnym malarzem i kaligrafem, utalentowanym poetą i
rzeźbiarzem. Błyskotliwy mistrz

zeń, człowiek renesansu - autor Pieśni ku chwale zazen, która jest nadal
regularnie śpiewana w

świątyniach zeń w Japonii, w Ośrodku Zeń w Rochester i w innych miejscach. Być
może żaden inny tekst

nie stanowi tak wymownego świadectwa mocy zazen.
PIEŚŃ KU CHWALE ZAZEN - MISTRZA HAKUINA

Od początku wszystkie istoty sąbuddą,
Jak woda i lód - bez wody nie ma lodu,

poza nami nie ma buddów.
Jak blisko prawda, a jak daleko jej szukamy,

jak ktoś, kto pośród wody krzyczy z pragnienia.
Podobni synowi bogacza,

który jak nędzarz błądzi po ziemi,
169

ani aktu odczuwania nawet.
Nie ma niewiedzy, ani jej kresu

ani wszystkiego co z niewiedzy pochodzi
nie ma rozkładu, ani śmierci,

ani nie ma ich kresu.
Nie ma cierpienia

ani przyczyny cierpienia,
ani wygaśnięcia cierpienia,

czy szlachetnej ścieżki
wyprowadzającej z cierpienia,

ani nawet mądrości osiąganej,
osiąganie również jest pustką.

Wiedz zatem, iż Bodhisattwa,
wyzbywszy się przywiązania

ku czemukolwiek,
a trwając w mądrości pradżni

jest wolny od złudnych przeszkód,
wyzwolony od lęku,

który one rodzą,
osiąga najczystszą nirwanę.

Wszyscy buddowie, dawni i obecni,
buddowie przyszłych czasów

dzięki mądrości pradżni
osiągają pełne oświecenie.

Poznaj więc wielką dharani,

background image

promieniejącą, niezrównaną mantrę,

doskonałą, niezawodną mantrę
Pradżnię Paramitę,

której słowa koją wszelki ból.
Oto jest najwyższa mądrość,

prawdziwa ponad wszelkie wątpienie,
znaj i głoś jej prawdę:

Gate, gate para gate para sam gate bodhi, swaha!
168

3. PIEŚŃ KU CHWALE ZAZEN - MISTRZA HAKUINA
Jedną z wielkich postaci japońskiego buddyzmu jest mistrz zeń Hakuin (1686

-1769). Chociaż jego nauka
wywodzi się z tradycji dawnych chińskich mistrzów, skutecznie przystosował ją do

japońskiej kultury,
tworząc żywy zeń, dostępny dla ludzi świeckich, mimo że zakorzeniony w

nieskażonym dziedzictwie jego
własnej monastycznej tradycji szkoły Rindzai. Hakuin zasłynął najbardziej z

ożywienia systemu koanów i z
koanu, jaki sam odkrył, a który nadal jest powszechnie stosowany w treningu zeń:

„Jaki jest dźwięk
klaśnięcia jednej dłoni?"

Hakuin był za życia powszechnie szanowany i kochany, szczególne przez ludzi
prostych, których dola w

ówczesnym feudalnym społeczeństwie była ciężka. Ludzie, uginający się pod
brzemieniem ubóstwa i

ucisku, przybywali do niego tłumnie w poszukiwaniu ulgi.
Wysoko postawieni urzędnicy rządowi również przyjmowali jego naukę, a w jego

śmiałych i barwnych
odpowiedziach na ich listy widzimy, jak gromi on propagatorów fałszywego

„masowego zeń"15 i
zwolenników „martwego siedzenia i cichej iluminacji".

Główną troską Hakuina był oczywiście duchowy trening mnichów i uczniów o-raz
kształcenie

kwalifikowanych następców. Jak sam pisze w jednym ze swych listów, rzadko miewał
mniej niż pięciuset

mnichów i ludzi świeckich pod swoim bezpośrednim przewodnictwem. Hakuin -
człowiek niezwykle

wszechstronny, o niewyczerpanej energii - był nie tylko pisarzem obdarzonym
wyrazistym i pełnym mocy

stylem, ale także wybitnym malarzem i kaligrafem, utalentowanym poetą i
rzeźbiarzem. Błyskotliwy mistrz

zeń, człowiek renesansu - autor Pieśni ku chwale zazen, która jest nadal
regularnie śpiewana w

świątyniach zeń w Japonii, w Ośrodku Zeń w Rochester i w innych miejscach. Być
może żaden inny tekst

nie stanowi tak wymownego świadectwa mocy zazen.
PIEŚŃ KU CHWALE ZAZEN - MISTRZA HAKUINA

Od początku wszystkie istoty są buddą.
Jak woda i lód - bez wody nie ma lodu,

poza nami nie ma buddów.
Jak blisko prawda, a jak daleko jej szukamy,

jak ktoś, kto pośród wody krzyczy z pragnienia.
Podobni synowi bogacza,

który jak nędzarz błądzi po ziemi.
169


bez końca krążymy w sześciu światach.

Przyczyną naszych trosk jest złudzenie ego.
Z ciemnej ścieżki na ciemną ścieżkę

wędrujemy w ciemności,

background image

jakże uwolnić się mamy z koła samsary?

Bramą wolności jest samadhi zazen -
ponad zachwytem, ponad wychwalaniem czysta mahajana.

Przestrzeganie wskazań, dawanie i skrucha,
niezliczone dobre czyny i droga prawego życia,

wszystko pochodzi z zazen.
Zatem jedno prawdziwe samadhi kładzie kres złu,

Oczyszcza karmę rozwiązując trudności.
Gdzież wówczas ciemne ścieżki mogące nas zwieść?

Czysta Ziemia Lotosu nie jest daleko stąd.
Słyszeć tę prawdę sercem pokornym i wdzięcznym,

sławić ją i przyjmować, praktykując jej mądrość,
ileż to błogosławieństw, jakie góry zasług!

A gdy zwrócimy się do wewnątrz
i doświadczymy naszą Prawdziwą Naturą,

że Prawdziwa Jaźń jest nie-jaźnią,
że nasza własna Jaźń jest nie-jaźnią,

staniemy ponad ego
i poza zręcznymi słowami.

Wtedy brama do jedności przyczyny i skutku
zostanie otwarta na oścież.

Nie dwie i nie trzy, jedna w przód biegnie Droga.
Teraz nasza forma jest nie-formą

choć przychodzimy i odchodzimy,
nie opuszczamy nigdy domu.

Teraz nasza myśl jest nie-myślą,
nasz taniec i śpiew są głosem dharmy samej.

Jak rozległa jest pustka bezkresnego samadhi!
Jak jasne i przejrzyste księżycowe światło mądrości!

Cóż jest poza nami, czego nam brak?
Nirwana otwarcie ukazuje się naszym oczom.

Ziemia, na której stoimy, to czysta Ziemia Lotosu
i to właśnie ciało jest ciałem Buddy.

170

4. STROFY WIARY W UMYSŁ

Trzeci Patriarcha, Seng Tsan, jest jednym z tych wybitnych mistrzów, o życiu
których wiemy niewiele.

Przypisuje mu się autortswo Strof Wiary w Umysł, lecz poza tym historia
przekazała nam o nim zaledwie

kilka biograficznych faktów. Z całą pewnością żył w VI w. n.e., chociaż miejsce
i rok jego urodzenia nie są

znane. Jako wędrowny mnich-żebrak przemierzał kraj na własnych nogach, jak to
często praktykowano w

dawnych Chinach. Powiada się, że był wyjątkowo uprzejmy i łagodny w obejściu, a
także, że wyzwolił się

z wszelkich więzów ułudy. Gdy rozpoczęły się prześladowania buddystów, wraz z
tysiącami innych

wyznawców szkoły zeń uszedł w góry. Prowadzać proste i zdyscyplinowane życie
zdołali oni tam

przetrwać w bardzo surowych warunkach. To właśnie ta zdolność do przystosowania
się pomogła zeń

odrodzić się po prześladowaniach szybciej niż jakiejkolwiek innej szkole
buddyzmu. Przed śmiercią w 606

r.n.e. Seng Tsan przekazał szatę i miskę Czwartemu Patriarsze. Życie jednego
człowieka... nauka trwa

dalej... Strofy wiary w Umyśl uważane są często za najstarszy dokument
chińskiego zeń. Jest to jeden z

najbardziej podziwianych tekstów zeń, często cytowany przez mistrzów od
najdawniejszych czasów;

same pierwsze linijki są podstawą kilku koanów w Zapiskach błękitnej skaty.
Tekst ten zdobył dużą

popularność w USA od czasu ukazania się jego tłumaczenia w Zeń Bow, publikacji

background image

Ośrodka Zeń w

Rochester.
Oryginał Strof wiary w Umysł składa się z 584 znaków, a każdy ze 146 nie

rymowanych wersów stanowią
cztery znaki, a nie pięć czy siedem, jak to zazwyczaj bywa w chińskiej poezji,

co nadaje tekstowi
zwięzłość stylu zeń i wyklucza wszelką literacką czy retoryczną kwiecistość.

Pierwszy znak tytułu oznacza wiarę lub ufność. Wiara - to przeświadczenie
wyrastające z intuicyjnej

świadomości, choćby chwilowej, że wszystko, co istnieje, stanowi jedność. Drugi
znak oznacza Umysł,

podłoże wszelkich zjawisk, to co wie i co jest wrodzone każdemu z nas.
STROFY WIARY W UMYSŁ

Ta Wielka Droga wcale nie jest trudna dla ludzi wolnych od swych upodobań.
Kiedy znikają miłość i nienawiść, Droga jest jasna, nic nie jest ukryte,

171

lecz najdrobniejsze nawet rozróżnienie ziemię i niebo oddzieli od siebie.

Jeżeli pragniesz jasno ujrzeć prawdę, porzuć to wszystko, co jest za lub
przeciw.

Ciągłe wpadanie w swe „lubię" - „nie lubię" jest chorobliwym nałogiem umysłu.
Niedostrzeganie głębi prawdy Drogi wrodzony spokój zakłóca i burzy.

Droga jest pełna jak bezmiar przestrzeni, gdzie nie ma braku i nie ma nadmiaru.
Gdy wybieramy albo odrzucamy, zapominamy o tej prostej prawdzie.

Oba dążenia: na zewnątrz do świata, jak i dążenie ku wewnętrznej pustce, na
pomieszane skazują cię

życie.
W spokoju ujrzyj, że wszystko jest Jednym, a błędne myśli znikną same z siebie.

Powstrzymywanie siebie od działania jest też działaniem, które cię wypełnia.
Jeżeli wpadniesz w tę lub tamtą skrajność, nigdy nie poznasz Jednego Umysłu.

Jedności owej nieuprzytomnienie sprawi, że z Drogi zbłądzisz na manowce.
Jeśli przyjmujesz, że istnieją rzeczy, to gubisz prawdę ich rzeczywistości,

lecz zakładanie nieistnienia rzeczy również w niezgodzie jest z rzeczywistością.
172

Im więcej o tym mówisz i rozmyślasz,
tym od istoty oddalasz się bardziej.

Odetnij słowa i zbyteczne myśli,
a cały wszechświat będzie twoim domem.

Jeśli powrócisz do korzenia zjawisk, odkryjesz sedno znaczenia wszystkiego,
jeżeli ścigać zaś będziesz pozory, pierwotne źródło przeoczysz z pewnością.

Gdy się obudzisz, przekroczysz natychmiast zarówno pustkę, jak to, co jest
formą.

Wszelkie przemiany w naszym pustym świecie rzeczywistymi jawią się z niewiedzy,
więc nie ulegaj pogoni za prawdą porzuć poglądy, które tak miłujesz.

Nie pozostawaj dłużej w rozdwojeniu, powstrzymaj siebie od wszelkiej gonitwy.
Jeśli ślad dobra lub zła jest obecny, Umysł się gubi i traci swą jasność.

Dwoistość płynie z Jednego Umysłu, ale i jego nie próbuj się chwytać.
Gdy jeden umysł trwa nieporuszony, nic na tym świecie zranić cię nie może,

A gdy nic nie jest w stanie cię urazić, wszystkie przeszkody po prostu znikają.
Kiedy zaś znikną przedmioty twych myśli, myślący podmiot zginie razem z nimi.

173

[wlf

Rzeczy się jawią za sprawą umysłu, za sprawą rzeczy umysł się pojawia.
l to, i tamto, jak widzisz, jest względne. l to, i tamto Pustką jest u źródła.

A chociaż w Pustce nie są to dwa światy, w każdym z osobna wszelki kształt się
mieści.

Gdy nie osądzasz: „to niskie", „to wzniosłe', to czyją wówczas w sporach
bierzesz stronę?

Ta Wielka Droga nie ma żadnych granic, przekracza łatwość, przekracza trudności.

background image

Ci, co poglądów ciasnych się trzymają są bojaźliwi, niezdecydowani; własny

szalony pośpiech ich hamuje.
Jeśli przywiążesz się do czegokolwiek, od razu zejdziesz z drogi na manowce.

Natychmiast porzuć chwytający umysł, wszystko jest takie jakie jest - bez myśli.
Nic się nie zjawia ani też

nie znika.
Wejrzyj w prawdziwą naturę wszystkiego,

a z Wielką Drogą będziesz wówczas w zgodzie,
idąc swobodnie i bez niepokoju.

Lecz jeśli będziesz żyć w niewoli myśli, wpadniesz w niepewność, w zamęt
niejasności,

w dół cię pociągnie to ogromne brzemię, czemu osądzasz: to złe, a to dobre?
Jeśli najwyższą chcesz podążać Drogą,

to nie odrzucaj świata swoich zmysłów, *
174

ponieważ taki - pełny, całkowity -
świat twoich zmysłów też jest oświeceniem.

Mędrzec nie dąży do żadnego celu, bo tylko głupiec sam siebie krępuje.
Ta jedna Droga nie zna żadnych różnic, a człowiek zawsze chce się czegoś

trzymać.
Gdy myślą szukasz Wielkiego Umysłu, marnujesz siły w próżnym dociekaniu.

Ten mały umysł rodzi ruch i bezruch, lecz przebudzony przekracza je oba.
Nasza ułuda źródłem rozdwojenia -te sny są niczym, to kwiaty z powietrza, czemu

tak bardzo starasz się
je chwytać?

Więc raz na zawsze pozbądź się złudzenia zysku i straty, dobra i zła także.
Gdy nie śpisz więcej i twój umysł czuwa, to sny mamiące nikną same z siebie.

Jeżeli umysł niczego nie dzieli,
to w tej Jedności wszystko jest już sobą

Powrót do tego tajemnego Źródła
czyni cię wolnym od wszelkich przywiązań.

Gdy wszystko widzisz „umysłem równości", to osiągnąłeś Prawdziwą Istotę.
Ten Jeden Umysł przekracza od razu wszelki argument, wszelkie porównanie.

Jeśli ruch wstrzymasz - nie będzie go wcale, spokój zniweczysz - niepokój
powstanie.

175

Gdy ruch i bezruch ustają zupełnie, to wówczas znika nawet Jeden Umysł.

Oto jest prawda ponad wszelkim prawem, nie sposób nawet opisać jej w słowach.
Gdy umysł w pełni jednoczy się z Drogą, egocentryczne dążenia znikają.

Kiedy odchodzą zwątpienia i zamęt, prawdziwa wiara płonie w naszym życiu.
Nic do nas nie lgnie, nic nas nie hamuje, niczego więcej nie trzeba porzucać.

Wszystko jest jasne, ujawnia się samo bez wytężania sił tego umysłu.
Myśl nie dosięgnie tej doniosłej prawdy i na nic tutaj zdadzą się uczucia.

W tym najprawdziwszym, czystym świecie Pustki, nie ma już „siebie" ani żadnych
„innych".

By się zjednoczyć z tą rzeczywistością, w chwilach zamętu pamiętaj to „nie-dwa".
W tym właśnie „nie-dwa" wszystko jest Jednością nie ma podziału i nic nie jest

poza.
We wszystkich miejscach i o każdej porze ludzie się budzą ku tej właśnie

prawdzie.
Droga jest poza przestrzenią i czasem, jedna jej chwila równa jest wieczności.

Prawda jest wszędzie przed twymi oczyma nie tylko tutaj, nie tylko gdzieś
indziej.

176

l rozróżnienia: „to duże", „to małe",

w żaden już sposób zmylić cię nie mogą.
To, co największe, jest również najmniejsze, bo ograniczeń nie ma tu zupełnie.

To, co się jawi, nie istnieje wcale, to, czego nie ma, jest zawsze obecne.

background image

Jeżeli tego nie pojmujesz jeszcze, daleki jesteś od wewnętrznej prawdy.

Jedno jest wszystkim, a wszystko jest jednym, w tym się przejawia doskonałość
rzeczy.

A kiedy wiara i Umysł są jednym, słowa i myśli tego nie obejmą
Nie ma tu ani wczoraj, ani jutra, ani dziś.

177

W wysoki bęben (powyżej) uderza się, gdy praktykujący wchodzą gęsiego do
głównego zendo. Kejsu,

czyli gong o kształcie misy (na sąsiedniej stronie u góry) jest używane do
rozpoczynania każdego śpiewu.

Bęben mokugio -drewniana ryba (na sąsiedniej stronie u dołu) ustanawia rytm
śpiewu.

178


179

H. LIST I ODPOWIEDZ
RELIGIJNY ZEŃ - „TO MNIE ODPYCHA!"

DROGI ROSI,
piszę do Ciebie po wielu miesiącach zmagania się z pewnym problemem. Sądziłam,

że albo problem
zniknie, albo go jakoś rozstrzygnę. Ponieważ jednak nic takiego nie nastąpiło,

piszę do Ciebie w nadziei,
że może jakoś mi tę sprawę naświetlisz.

Krótko mówiąc, odpycha mnie cały religijny aspekt zeń. Nie rozumiem, co
wspólnego mają buddowie i

bodhisattwowie, nieba i piekła buddyjskiej kosmologii, sześć krain istnienia i
wszystkie inne kwieciste

koncepcje z sutr z czystym i prostym zadaniem odkrycia, kim jestem.
Zeń przemawiał do mnie przede wszystkim dlatego, że jest taki prosty i

bezpośredni, że przecina
abstrakcje i fantazje, jasno ukazując Prawdę. Żadnej lipy, tylko zazen. Ale

odkąd jestem w ośrodku,
odbywa się tam coraz więcej ceremonii i śpiewów, do których właśnie nie mogę się

przyzwyczaić.
Bardzo trudno mi jest kontynuować zazen, gdy uczestniczę w ceremonii lub

śpiewach. Czuję się tak,
jakbym była na filmie o jakichś egzotycznych obrzędach religijnych. Myślę, że

wiele osób odczuwa to
samo, wskutek czego nasze ceremonie odbywają się w atmosferze sztuczności i

skrępowania.
Być może moje problemy wyrastają z dziecięcej fundamentalistycznej wiary

chrześcijańskiej. Przez wiele
lat byłam bardzo religijna, zanim mój młodzieńczy sceptycyzm nie obnażył

hipokryzji i zasadniczej pustki
naszego protestanckiego Kościoła. Muszę przyznać, że sutra Serce doskonalej

mądrości porusza mnie
czasem do łez, lecz złości mnie to, ponieważ takie uczucia już mnie zawiodły. Co

ma roztkliwianie się nad
przeszłymi buddami do samodzielnego stawania się buddą?

Gasio i pokłony przed buddą w zendo także mnie odpychają Pokłon przed Tobą, moim
nauczycielem, dla

którego czuję głęboki szacunek i wdzięczność, ma dla mnie wielkie znaczenie.
Cudownie jest także móc

pokłonić się po każdej rundzie siedzenia przed członkami sanghi, których zazen
pomaga mojemu. Ale nie

czuję żadnego bezpośredniego związku z pozłacanym posągiem na ołtarzu, żadnej

background image

jedności takiej jak ta,

którą czuję z Tobą i sanghą. Talerz ciastek i owoców przed buddą zawsze mnie
rozśmiesza. Kto je w

ogóle zjada? Skoro my wszyscy jesteśmy buddami, dlaczego nie rozdać ich po całym
zendo? Jeśli

wszystko jest buddą, dlaczego nie kłaniać się po prostu sobie nawzajem lub
181

przed pięknym kwiatem zamiast przed posągiem, co przecież nieuchronnie wzbudza
uczucia

bałwochwalcze?
Proszę, nie myśl, że moje uczucia są powierzchowne czy przelotne. Poruszają mnie

one głęboko i
stanowią główny problem w mojej praktyce zazen w ośrodku. Mój przyjaciel

zauważył kiedyś, że do
buddyzmu zeń przyciąga właśnie to, że „można wziąć sam zeń bez buddyzmu". W

każdym razie tu, w
ośrodku jest i-naczej. Dlaczego zeń ma być koniecznie religijny? Co mam zrobić,

aby religijny zeń przestał
być przeszkodą i utrudnieniem w mojej praktyce, a stał się pomocą w zapytywaniu

Jam jestem?"
Pozdrowienia, Carol

ODPOWIEDŹ
DROGA CAROL,

Twój szczery i bezpośredni list sprawił, że aż siadłem i zacząłem rozmyślać o
tym, co się kryje za

religijnym aspektem zeń i o przyczynach, dla których zwykłem oddawać się
czynnościom, które

przychodzą mi teraz tak naturalnie jak jedzenie, kiedy jestem głodny czy
odpoczynek, gdy jestem

zmęczony. Twoje odczucia dotyczące „religijnego zeń" mogłyby być opisane przeze
mnie samego jakieś

dwadzieścia pięć lat temu, tak więc rozumiem Cię.
Zanim pojechałem do Japonii i rozpocząłem praktykę zeń, zgłębiałem filozoficzne

podejście do zeń D.T.
Suzukiego, czytając jego prace, a także prace innych autorów. Dlatego zamurowało

mnie, kiedy po
wylądowaniu w prawdziwym klasztorze zeń znalazłem się w otoczeniu figur buddów i

bodhisattwów,
pośród śpiewów i innych ceremonii, które uderzyły mnie jako dziwaczne i

sprzeczne z duchem zeń. l tak
jak Ty zastanawiałem się: „Co te wszystkie rytuały mają wspólnego z prawdą

mojego istnienia? Po co
kwiaty i owoce na ołtarzu, gdy ma się zazen?"

Tak dobrze pamiętam, jak po raz pierwszy stawiłem się przed moim nauczycielem na
dokusan. Jak wiesz,

jest w zwyczaju kłaniać się przed rosim na znak szacunku i pokory. Ale jakże to
było sprzeczne ze mną i

jakże się temu opierałem! „Dlaczego powinienem kłaniać się przed innym
człowiekiem? Czy nie uważa

się, że my wszyscy jesteśmy tak samo wyposażeni w Naturę Buddy? Dlaczego on nie
kłania się przede

mną? A poza tym, co to wszystko ma wspólnego z zeń?"
Mój nauczyciel był całkowicie świadom moich myśli, lecz nic nie mówił i patrzył

na moje niezręczne ruchy
przed każdym dokusan z uśmiechem rozbawienia, l pewnego dnia, kiedy byłem

bardziej niezgrabny niż
zwykle, nagle wystrze-

182

|jfc „Kapleau-san, kiedy czynisz pokłon na dokusan, to nie kłaniasz się przede

mną, lecz przed własną

background image

Naturą Buddy".

„Aha, nie kłaniam się jemu, lecz kłaniam się sobie! To zupełnie co innego!"
Później kłanianie się stało się

łatwiejsze, ale wiele jeszcze lat musiało minąć - lat gasio i pokłonów przed
buddą - zanim zniknęły

ostatnie bariery.
Niedługo po tym dokusan spotkałem wspaniałego mnicha, z którym mogłem rozmawiać

tak, jak nie
mogłem z moim formalnym nauczycielem, i dlatego zagadnąłem go o te sprawy. Po co

składać ofiary i bić
pokłony przed buddą? O ile wiem z moich lektur o zeń, żaden z wielkich chińskich

mistrzów niczego
takiego nie robił. „Czy słyszałeś o Huang-Po?" „Oczywiście." „Zawsze po złożeniu

ofiar buddzie kłaniał się
z takim ferworem, przyciskając głowę do posadzki, że miał trwały, czerwony ślad

na czole. Może nie ma
tego w angielskich tłumaczeniach tekstów zeń, ale pójdź do jakiegokolwiek

klasztoru i przedstaw
wątpliwości co do pokłonów, a opowiedzą ci tę samą historię."

Pytasz, Carol, co wspólnego ma religijny aspekt zeń z „czystym i prostym
zadaniem odkrycia, kim jestem".

Właśnie Huang-Po w szczerych pokłonach bardzo wymownie dawał wyraz temu, kim
jest, potwierdzając,

że jego własna natura i Natura Buddy sąnierozdzielne. Kłaniając się, ofiarowywał
buddom owoce swojego

zazen z wdzięczności za ich dobrodziejstwa, które umożliwiły to zazen. Gdyby w
figurze buddy widział on

tylko posąg o pewnych walorach estetycznych, wtedy jego pokłon mógłby być
słusznie nazwany aktem

bałwochwalstwa, ponieważ uczciłby on tylko jeden fragment - formę - kosztem
całości. Kłaniając się

jednak bez żadnej myśli, tchnął życie w wizerunek buddy. To, co przedtem było
tylko posągiem, stawało

się żywą rzeczywistością, wymazującą świadomość siebie i buddy z niezwykłą siłą.
Twój pokłon nie jest

bałwochwalstwem, jeżeli tylko jesteś świadoma, że prawdziwy buddą to ty, że ten
kto się kłania i ten,

przed którym się kłania, stanowią jedność.
Huang-Po składał pokłony z wielką przytomnością wypływającą z oświecenia.

Niemniej szczerze składane
pokłony stanowią duchowy pokarm dostępny dla każdego, czy jest przebudzony, czy

nie. Kiedy czyjaś
praktyka pogłębia się, to u-czucia szacunku, wdzięczności i pokory wobec Buddy,

jego nauki i tych, którzy
ją praktykują wzmacniają się i w naturalny sposób szukają wyrazu. Ta właśnie

tęsknota i potrzeba
umożliwia prawdziwą horyzontalizację masztu ego w pozbawionym oporów akcie gasio

i pokłonów.
Tak, Carol, kwiat jest buddą ale czy próbowałaś kiedykolwiek kłaniać się

regularnie przed kwiatami w
wazonie? Bardzo szybko akt ten sprowadza się do pustej gimnastyki, co

paradoksalnie powoduje w
efekcie zażenowanie. Ponadto gasio bez świadomości siebie przed figurą buddy

przyczynia się do
otwarcia w nas wzniosłego umysłu wszystkich buddów. W ten sposób nawiązuje się z

nimi kontakt,
karmiczne więzi, które stanowią silny bodziec do praktyki.

183

Twoje zakłopotanie i zaniepokojenie ideą przygotowania jedzenia i innych o-fiar

na ołtarzu podziela wielu
początkujących, szczególnie tych, których umysły lgną szybko do tego, co

logiczne i dosłowne. Ale czy

background image

problem nie leży w samym wyobrażeniu sobie tego? A w ogóle cóż mogłoby być

bardziej naturalnego,
kiedy jesteśmy wdzięczni, od wyrażenia naszej wdzięczności? Nie tylko myśli i

słowa, ale kwiaty, owoce,
herbata, kadzidło - konkretne wyrazy takich uczuć; wszystkie one mają znaczenie.

Pełne treści rytuały i
ceremonie pozwalają nam wspaniale wyrazić takie uczucia; w przeciwnym razie

popadlibyśmy we
frustrację.

Twoje pytane: „Kto je w ogóle zjada?"- przywodzi na myśl opowieść o dwóch
ludziach - Chińczyku i

Europejczyku, którzy spotkali się na cmentarzu przy sąsiednich grobach, aby
oddać hołd zmarłym

krewnym. Europejczyk, składając na rodzinnym grobie bukiet kwiatów, ujrzał
Chińczyka, ofiarowującego

nie kwiaty, lecz ryż i ciastka. Zapytał go wówczas z kpiącym uśmiechem: „Kiedy
twoi przodkowie

zamierzają to zjeść?" Na to Chińczyk: „Wtedy, gdy twoi przyjdą wąchać te
kwiaty."

Nie można zapominać, że figura buddy to znacznie więcej niż symbol z drewna lub
metalu. Każdy

autentyczny wizerunek buddy to żywy przejaw naszego Prawdziwego Umysłu,
promieniejącego

równowagą i spokojem, wrażliwością i współczuciem, siłą i niepodzielnością,
które są w każdym z nas.

Hrabia Keyser-ling w swojej książce Podróżny dziennik filozofa zauważa: „Nie
znam nic wspanialszego na

tym świecie od figury buddy - jest to absolutnie doskonały wyraz duchowości w
sferze tego, co widzialne."

Autentyczna figura buddy jest dziełem modlitwy i medytacji. Zadaniem jej twórcy
jest nadanie

dynamicznego wyrazu cechom człowieka-olbrzyma pośród ludzi. Aby mieć jakąkolwiek
nadzieję na

sukces, rzeźbiarz musi poświęcić się życiu religijnemu, przynajmniej na czas
pracy. Czystość umysłu,

jakiej wymaga ta praca, może się pojawić tylko dzięki głębokiej medytacji.
Figura stworzona przez takiego

człowieka nieuchronnie przejmuje jego wysublimowane wibracje i dalej przekazuje
je tym, którzy z sercem

pełnym wiary oddają jej cześć.
Jakość figury buddy jest nie tyle sprawą estetyki, ile czci. Handlarz sztuką

może się nieuważnie obchodzić
z oryginałem i w ten sposób osłabia jego moc. Nie lepiej jest w muzeum, gdzie

wprawdzie traktuje się
posąg z szacunkiem, lecz bez czci. Gdy figura „żyje" przez jakiś czas w

klasztorze lub ośrodku i karmi się
praktykowanym tam zazen, to wchłania w siebie głęboką ciszę i niezależnie od

swych wartości
estetycznych - promienność. Wyposażona w wielką moc inspirowania tych, którzy są

na nią podatni,
będzie przemawiała do nich bezpośrednio i z mocą. Może nie być arcydziełem, lecz

uznanie jej za skarb -
to znaczy uświęcenie jej jako przedmiotu kultu - sprawia, że wartość figury jest

niewymierna.
Poza figurą buddy cały ołtarz, na którym ona stoi, wraz z ustawionymi wokół

posągami bodhisattwów i
ofiarami, jest namacalnym i jaksrawym wyrazem pods-

184

lawowych nauk Buddy. Pustka, nietrwałość, jedność, współczucie - wszystko to

jest tam obecne.
To prawda, że w ostatecznym rozumieniu każdy wizerunek buddy to lipa, ma on

bowiem przedstawiać to,

background image

co jest poza wszelkim kształtem. Po co więc są wszystkie figury, sztychy,

obrazy, freski i rzeźby buddów?
Mistrz zeń Hakuin powiedział kiedyś: „Buddowie i bodhisattwowie w rzeczywistości

nie mają formy i
pozostają nieznani tym, którzy tkwią na poziomie materialnym. Buddowie zostali

obdarzeni formą gdyż
tego potrzebujemy." Aby się utożsamić z buddami, my, ludzie, musimy posłużyć się

konkretnymi formami.
Bez nich nasz Umysł Buddy mógłby być dla wielu czymś odległym, zimnym,

abstrakcyjnym i całkowicie
nieuchwytnym.

Szkoda, Carol, że nie mogłaś być z nami podczas Nocy Świątynnej, kiedy
obchodziliśmy Święto

Dziękczynienia. Jak w poprzednich latach, wszystkie nasze figury buddów i
bidhisattwów zostały z tej

okazji zgromadzone w Sali Buddy, gdzie członkowie mogli przyjść i wyrazić swoje
oddanie tak, jak tego

pragnęli, w sposób nie ustalony z góry. Cóż to było za zgromadzenie! Na głównym
ołtarzu

Wszechobejmujący Budda Wajroczana, jaśniejący jak latarnia morska, siedząc w
wibrującym spokoju

spoglądał w dół z promiennością przekraczającą radość i błogość, wiedzę i
niewiedzę. Nieco dalej siedział

jak góra Bodhidharma, błyskając szeroko otwartymi oczyma w budzącej grozę
determinacji. Na pewno i

on czuł delikatny zapach ofiarowywanego kadzidła, l oczywiście był tam
starożytny Kannon. W swej

łagodnej, współczującej sile zwracał się do rodziców i dzieci, którzy kłaniając
się składali przed nim kwiaty

i owoce.
Salę przenikał powiew dynamicznego spokoju, który zdawał się rozprzestrzeniać

wraz ze światłem.
Światło to splatało się jakoś z głębokim melodyjnym śpiewem, tworząc w ten

sposób jednorodną materię
światła, dźwięku i ludzi, l nagle doniosły i dźwięczny zew Czterech ślubowań

zabrzmiał jakby ze
wszystkich ścian i stropów: „Niezliczone istoty ślubuję wyzwolić..." -

nabierając powoli siły i tempa. A
potem Sutra Serca z poruszającą kodą: „Gate, gate, para gate..." l wtedy

zgodnie, jakby kierowani jakąś
niewidzialną siłą, ludzie podnieśli się z miejsc i zaczęli okrążać Salę Buddy.

„OM-MUNI-MUNI-MAHA-
MUNI-SIAKJA-MUNI-SWAHA! OM-MUNI-MUNI..." - śpiew, który zdawał się bić z ziemi,

dźwięk ponad
dźwiękami, który nie przerywał ciszy, lecz wzbogacał ją jednoczył śpiewających w

falę przytomności
ponad myśli i emocje. Przenikał umysł, kierując go głębiej, z powrotem do

źródła. Pewien człowiek opisał
później swoje wzruszenie, gdy po raz pierwszy uświadomił sobie moc śpiewu zeń,

który przenosi nas
poza wszystkie myśli i wyobrażenia w krainę nie-myśli. Podobne relacje przyszły

od innych.
Można by powiedzieć znacznie więcej, Carol, o buddach i bodhisattwach, o sześciu

krainach istnienia i o
sutrach, ale to chyba wystarczy. Odpisałem Ci

185

tak obszernie, ponieważ jesteś wieloletnim i cenionym członkiem sanghi. Jeśli

ten list rozwieje twoje
wadliwości, to czas poświęcony na jego pisanie został dobrze wykorzystany.

Ściskam Cię w myśli, P.K.

background image

III. DIALOGI
1. CZY SKŁADANIE OFIAR BUDDOM Nffi JEST PODLIZYWANIEM SIĘ?

PYTAJĄCY: Mówiłeś kilkakrotnie, że zeń jest religią, chociaż bez dogmatów. Ale
nie mówiłeś nic o

modlitwie. Religia bez modlitwy jest jak ryba bez wody.
ROSI: Nie słyszeliście nic o modlitwie, ponieważ tak niewiele osób o to pyta Ale

masz rację, modlitwa jest
sercem religii. Ponieważ modlitwa wymaga koncentracji umysłu, można powiedzieć,

że wszystkie religie
zawierają w sobie element zeń.

Istnieją trzy główne rodzaje modlitwy: modlitwa błagalna, w której prosi się o
coś konkretnego, modlitwa o

wsparcie, w której prosi się o pomoc w samodzielnym dokonaniu i modlitwa
absolutna, w której nie prosi

się o nic, lecz tylko jednoczy się z bóstwem, buddączy bodhisattwą.
Różnice między pierwszym i drugim rodzajem można zilustrować starą opowiastką o

trzech włóczęgach,
którzy zastanawiali się, jak zdobyć indyka na świąteczny obiad. Pierwszy zapytał

swoich towarzyszy:
„Czemu nie pomodlimy się do Boga, żeby nam zesłał jakiegoś indyka?" Drugi

sprzeciwił się mówiąc:
„Ilekroć modlę się o coś do Boga, nigdy tego nie dostaję." Trzeci powiedział:

„Po prostu nie wiesz, jak
trzeba się modlić. Bóg zawsze zsyła mi to, o co się modlę." Pozostali dwaj

włóczędzy obrócili się ku niemu
ze zdziwieniem: „Naprawdę? Powiedz nam, jak się modlisz?" „No cóż, nie proszę

Boga, żeby mi coś
zesłał, lecz modlę się do Niego, żeby mnie po to wysłał. W ten sposób zawsze

udaje mi się to zdobyć."
Początkujący w zeń często wzywają buddów, prosząc o siły potrzebne do wyzbycia

się chciwości i ułudy,
aby mogli wytrwać w swej praktyce. Nie można jednak modlić się do buddów, aby

ofiarowali oświecenie.
Nie można również modlić się o ratunek od karmicznych konsekwencji swoich

szaleństw, chociaż dzięki
modlitwie można zyskać determinację wytrwania w zazen, które zmienia karmiczny

wzorzec życia.
Innym rodzajem modlitwy zeń jest składanie pokłonów przed buddami i bodhi-

sattwami oraz
ofiarowywanie im kadzidła czy kwiatów.

PYTAJĄCY: Czy ofiarowywanie buddom kadzidła nie jest, przepraszam za wyrażenie,
podlizywaniem się?

ROSI: Takie praktyki oddawania czci są wyrazem wdzięczności i szacunku wobec
buddów. Oddawanie

czci pomaga nawiązać z buddami kontakt, karmicz-
187

nawieź, która pogłębia wiarę w prawdę ich nauk, a tym samym wzmacnia praktykę.
DRUGI PYTAJĄCY: Czy mógłbyś powiedzieć coś więcej o modlitwie absolutnej?

ROSI: Tak. W modlitwie absolutnej nie ma elementu prośby, gdyż w najgłębszym
sensie nie ma nikogo,

kto prosi i kto daje. W chwilach frustracji czy rozpaczy siedzenie przed figura
buddv promieniejącą

współczuciem i mądrością może cię otworzyć na siły budo* A Które współdziałają z
twoją własną Naturą

Buddy, wzmacniając cię i inspirując.
DRUGI PYTAJĄCY: Powiedziałeś, że w zeń nie praktykuje się modlitwy błagalnej.

Dlaczego?
ROSI: Dlatego, że ten rodzaj modlitwy może łatwo przekształcić się w egoistyczne

targowanie się z
buddami - „zrób mi tę uprzejmość, a ja ci obiecuję, że będę dobrym człowiekiem".

Taka modlitwa nasila, a

background image

nie osłabia poczucie „ja" i wzmacnia zależność od siły zewnętrznej, zamiast

zachęcać do polegania na
swoich własnych wysiłkach. Jest to tak, jakbyś zwracał się do rodziców z prośbą

o pieniądze, zamiast
zarabiać je samemu.

Nadal dobrze pamiętam, po dwudziestu pięciu latach, jak przez całą noc biłem
pokłony przed figurą buddy

w klasztorze i rozpaczliwie modliłem się: „O Boże! O Buddo! Daj mi satori, a
będę pokorny, nawet będę

się chętnie przed tobą kłaniał..." Gdy następnego ranka okazało się, że nadal
jestem nieoświecony, moja

wiara w buddów, która nigdy nie była mocna, zachwiała się. Jedynie ego coś
zyskało, nadęte moim

rozczarowaniem, zmartwieniem i urazą, jaką czułem do rosiego za to, że zachęcał
mnie, abym nie spał

przez całą noc (choć nie po to, a-by się modlić). Kilka lat minęło, zanim ta
wiara została wskrzeszona.

TRZECI PYTAJĄCY: Ale przecież nie możemy być zawsze silni. Czy nie potrzebujemy
pomocy od

innych?
ROSI: Tak, potrzebujemy. Na przykład człowiek, który złamie nogę, potrzebuje

lekarza, a często także
pomocy rodziny i kul. Jeżeli jednak będzie chodził o kulach dłużej niż potrzeba,

to stopniowo będzie się
osłabiał zamiast wzmacniać. Chodzi o to, że chociaż pomoc jest czasami

niezbędna, nie może zastąpić
osobistego wysiłku.

CZWARTY PYTAJĄCY: Czytałem gdzieś następującą „modlitwę" pewnego agnostyka:
„Drogi Boże -

jeżeli istniejesz, zbaw moją duszę -jeżeli mam duszę." A co zeń mówi o Bogu?
(Rosi milczy).

188

2. WSPÓŁCZUCIE, TAK JAK MIŁOŚĆ, Nffi JEST CZYMŚ, O CZYM SIĘ MÓWI

PYTAJĄCY: A gdzie jest współczucie w zeń?
ROSI: A gdzie nie ma współczucia w zeń?

PYTAJĄCY: Dlaczego zatem nie wspomina się na tym warsztacie o współczuciu?
ROSI: Współczucie, tak jak miłość, nie jest czymś, o czym się mówi.

PYTAJĄCY: A dlaczego nie? Nie rozumiem.
ROSI: Proszę się zastanowić nad następującą anegdotą: Gubernator prowincji w

dawnych Chinach
spędził kilka dni w górach ze swym nauczycielem zeń, który był słynnym mistrzem.

Gdy gubernator zbierał
się już do wyjazdu, mistrz zapytał go: Jak będziesz rządził ludźmi po powrocie

do stolicy?" „Ze
współczuciem i mądrością" - odparł gubernator. „W takim razie - skomentował to

mistrz -każdy z nich
będzie cierpieć."

PYTAJĄCY: O co tu chodzi?
ROSI: Prawdziwie hojny człowiek nie przechwala się swoją hojnością, a uczciwy -

swoją uczciwością te
cechy tkwią w nich tak głęboko, jakby były drugą naturą.

Ten, kto na przykład ciągle mówi do swojego partnera: „Kocham cię, uwierz mi, że
tak jest" - wykazuje

swoją niezdolność do kochania. Powtarzanie w kółko „kocham cię" staje się dla
niego mantrą, w której

pokłada nadzieję, że w magiczny sposób połączy go z drugą osobą. Prawdziwa
miłość nie rości sobie

prawa do kochania. Kocha w milczeniu, spontanicznie, jak roślina zwracająca się
ku słońcu.

My, Amerykanie, gloryfikujemy miłość do tego stopnia, że staje się ona co
dziesiątym słowem w

telegramie i ostatnim w liście. Czy dzieje się tak dlatego, że jako ludzie

background image

cofamy się przed

odpowiedzialnością, jaką niesie ze sobą miłość? W Indiach kładzie się nacisk na
ideał ahimsy

(niestosowania przemocy). Czy Hindusi dlatego wychwalają tę cnotę, że pragną
powstrzymać przemoc,

jaką czują sami w sobie? Japończycy wynoszą uprzejmość do rangi narodowego
ideału. Bez

zdyscyplinowanej troski o innych, przy ich energii i ściśnięciu na małej
przestrzeni, uporządkowane

społeczeństwo, które cenią, mogłoby stać się chaotyczne.
PYTAJĄCY: Wróćmy do opowieści. Nadal nie rozumiem, dlaczego mistrz odpowiedział

tak gubernatorowi.
ROSI: Dodanie czegoś więcej zniszczyłoby wartość tej opowieści jako koanu,

pozbawiając cię szansy
uprzytomnienia sobie jej głębszego sensu.

189

PYTAJĄCY: O, a więc to jest koan?

ROSI: Tak. Czy wiesz już teraz, dlaczego zadałeś swoje pierwsze pytanie?
(Brak odpowiedzi)

3. CZY KANNON, BODfflSATTWA WSPÓŁCZUCIA, NAPRAWDĘ ISTNIEJE?
PYTAJĄCY: W zeszłym roku prowadziłem kurs dla początkujących na temat buddyzmu.

Jednym z
tekstów była Sutra Lotosu, w której Budda powiada, że jeżeli ktokolwiek na

świecie zagrożony przez pożar
lub powódź wezwie imię Awa-lokitaśwary, to zostanie uratowany. Szczerze mówiąc,

jest to dla mnie nie
do przyjęcia. Ale jeśli powiadasz, że on istnieje, powiedz mi szybko, gdzie go

mogę znaleźć!
ROSI: Aby go spotkać twarzą w twarz, musisz jedynie spełnić nieegoistyczny

uczynek. Awalokitaśwara
lub Kannon (żeby nazwać go jego japońskim imieniem) jest ucieleśnieniem twojego

własnego
współczującego serca. Jednakże to oświadczenie wyraża jedynie połowę prawdy.

Drugą połową jest to,
że Kannon stanowi żywą rzeczywistość, reagując niezawodnie na gorące wołanie o

pomoc tych, którzy w
niego wierzą. Tak więc Kannon nie jest mitologiczną istotą, ale prototypem

najwyższego współczucia,
jakie mogą urzeczywistnić ludzkie istoty. O nim należy powiedzieć to, co Wolter

powiedział o Bogu, że
gdyby nie istniał, należałoby go wymyślić.

PYTAJĄCY: Kannon żył wiele wieków temu, więc w takim razie, gdy mówisz, że jest
on żywą

rzeczywistością to chyba posługujesz się metaforą?
ROSI: Kannon był jednym z najbardziej duchowo rozwiniętych uczniów Buddy.

Ponieważ w naturze jego
leżało głębokie współczucie i wrażliwość na cierpienie, Budda dał mu imię, które

znaczy „słyszący wołania
świata". Poświęcił się on ratowaniu istot znajdujących się w niebezpieczeństwie

i dzięki swojej
transcendentalnej mądrości i duchowym mocom potrafi czynić to w subtelny i

tajemniczy sposób.
Buddyjska ikonografia przedstawia go z niezliczonymi, gotowymi do uścisku

ramionami i ze
wszystkowidzącymi oczyma, co jest wyrazem jego nieograniczonego działania.

DRUGI PYTAJĄCY: Przecież każda żyjąca istota umiera - dlaczego więc mówisz o
Kannon, jak gdyby żył

on nadal?
ROSI: Prawo zachowania energii głosi, że energia nie znika, dlaczego więc mówisz

o Kannon, jakby był
on martwy? Zanim wstąpiłem do klasztoru, przyjaciel powiedział mi: .Gdy już raz

wejdziesz na drogę

background image

Buddy ze szczerością i gorliwością, bodhisattwowie pojawią się zewsząd, aby ci

pomóc." l dokładnie tak
było, dlatego moja wdzięczność do tych bodhisattwów nie da się wyrazić żadnymi

190

stówami. Spotykałem ich w Japonii, w Indii, w Birmie i w moim własnym kraju. A

kiedy nigdzie nie było ich
widać, wiedziałem, że moja szczerość zmąciła się, a moja żarliwość osłabła.

Pamiętaj, że siła odzewu Kannon jest wprost proporcjonalna do twojej otwartości,
tzn. do twojej pokory i

bezinteresowności. Jeżeli wzywasz Kannon bez e-goizmu, ufając jego mądrości i
współczuciu, odpowiedź

jest pewna, albowiem w istocie jego współczujące serce i twoje są tym samym.
Możesz wzywać jego i-mię

tylko dlatego, że on już się zbliża ku tobie w dynamicznym procesie wezwania i
odpowiedzi.

DRUGI PYTAJĄCY: Zauważyłem, że w waszym Pokoju Kannon przed posągiem leżą trzy
poduszki do

siedzenia. Czemu ludzie mieliby siedzieć tam zamiast w zendo?
ROSI: W potocznym rozumieniu współczucie i współodczuwanie bardziej kojarzą się

z Kannon niż z
Buddą, dlatego ludzie dotknięci nieszczęściem czują głębszą więź z Kannon. W

buddyjskich krajach
azjatyckich wyznawcy uważają tego bodhisattwę za kobietę. Widać współczucie i

czułość uznają za cechy
właściwe raczej kobietom niż mężczyznom. W tych krajach Kannon jako postać,

wobec której wyraża się
cześć i oddanie, przyćmiewa samego Buddę.

PYTAJĄCY: Przypuśćmy, że Hitler zwróciłby się do Kannon tuż przed swoją klęską z
prośbą o ratunek od

zagrażającej mu zguby. Czy Kannon pomógłby mu, mimo że Hitler zadał tyle
cierpienia tylu milionom

ludzi? A gdyby Kannon go uratował, umożliwiając mu w ten sposób ucieczkę przed
zapłatą karmiczną,

czyż nie byłoby to zupełną parodią sprawiedliwości i kpiną z doktryny karmy?
ROSI: Tak, to byłoby kpiną z doktryny karmy. Ale to nie mogłoby się zdarzyć.

Zapytaj mnie, dlaczego.
PYTAJĄCY: No właśnie, dlaczego?

ROSI: Dlatego że Sutra Lotosu obiecuje opiekę jec me tym, którzy wzywają Kannon
z ufnym sercem. Czy

taki psychopata jak Hitler mógł to uczynić? Sutra Lotosu nie mówi nic o starciu
do czysta tablicy przeszłej

karmy i możecie być pewni, że Hitler będzie musiał spłacić swoje karmiczne
długi, tak jak wszyscy inni.

Spłacił już ich cząstkę swą gwałtowną śmiercią, ale można zadrżeć na samą myśl o
piekielnych

istnieniach, jakie go czekają.
TRZECI PYTAJĄCY: W jaki sposób Kannon pomaga tym. którzy się do niego zwracają?

ROSI: Kannon odpowiada w sposób, który często wydaje się dziwny i tajemniczy.
Przypuśćmy, że ktoś,

kto właśnie dokonał włamania, staje przed Kannon i modli się: .O współczujący,
uchroń mnie przed

schwytaniem. Jeżeli mnie złapią, pójdę do więzienia, a moja rodzina będzie
cierpieć." W tym samym

czasie jego ofiara być może siedzi przed Kannon i błaga: „O Kannon, użyj swoich
nies-

191

kończonych mocy i pomóż policji złapać tego paskudnego złodzieja, który ukradł

moje ciężko zarobione
oszczędności, i dopilnuj, żeby dostał za swoje".

Policjant wyznaczony do tej sprawy również może zwrócić się do Kannon mówiąc: „O

background image

Kannon, pomóż mi

złapać tego włamywacza, abym dostał awans, który mi się należy".
W jaki sposób Kannon zareaguje na te prośby? Bez względu na to, jak długo i jak

usilnie włamywacz
będzie błagał Kannon o ratunek od konsekwencji swojego czynu, będzie musiał

spłacić swój karmiczny
dług w postaci przyszłych cierpień. Ale jego cierpienia będą zmniejszone, a

brzemię lżejsze, jeżeli zwróci
zagrabione mienie, wyrazi szczerą skruchę z powodu swoich złych uczynków i

postanowi w przyszłości
przestrzegać prawa. A zatem może zdarzyć się tak, że włamywacz zdecyduje się żyć

uczciwie w
przyszłości. Taki byłby odzew Kannon na prośbę włamywacza. Ofiara może wskutek

refleksji zdać sobie
nagle sprawę, że włamanie było zapłatą karmiczną za jej własne, dawne złe

uczynki i dlatego ona sama
jest odpowiedzialna za to, co się stało. To z kolei wywołałoby zwrot w jej sercu

i złagodziłoby chęć zemsty.
Taka byłaby odpowiedź Kannon na modlitwę ofiary. Policjant może ujrzeć, że jego

prośba do Kannon o
pomoc w poszukiwaniach włamywacza, jakie podejmuje dla własnej chwały, nie jest

czysta. Powodowany
poczuciem obowiązku zacznie, być może, lepiej pracować. To również byłoby

odpowiedzią Kannon.
Jak widzicie, istnieje subtelna różnica pomiędzy egotystycznym ubieganiem się o

łaski Kannon a
pokornym otwarciem się na działanie jego współczucia.

TRZECI PYTAJĄCY: Czy jest taki etap w treningu zeń, kiedy można się obyć bez
posągu Buddy i Kannon

i po prostu praktykować zazen?
ROSI: Buddę i Kannon można uważać za tratwy niezbędne do przepłynięcia na drugi

brzeg, których
jednak nie należy się czepiać po zakończeniu przeprawy.

CZWARTY PYTAJĄCY: Chrześcijaninowi przykazuje się, że ma kochać bliźniego jak
siebie samego. Czy

istnieje buddyjskie wskazanie nakazujące współczucie?
ROSI: Nie, nie ma. Prawdziwe współczucie jest zakorzenione w uświadomieniu

sobie, że „gdy Marta
uderzy się w palec u nogi we Francji, to Mikę w Ameryce poczuje ten ból". Jakże

więc można nakazywać
współczucie jako moralny o-bowiązek?

PIĄTY PYTAJĄCY: Co to znaczy: „Gdy Marta..." itd.?
ROSI: Dobrze, pofilozofujmy. Pewna sutra obrazuje wzajemne powiązanie całego

życia jako ogromną
pajęczynę obejmującą wszystkie wszechświaty. Jej linie pionowe reprezentują

czas, a poziome -
przestrzeń. Wyobraźmy sobie, że w miejscach gdzie nici tej nieograniczonej

niczym siatki przecinają się,
znajduje się kryształowy paciorek symbolizujący jednostkowe istnienie. W

świetlistej powierzchni każdego
z tych kryształowych paciorków odbijają się wszystkie pozos-

192

tałe paciorki tej ogromnej sieci, jak również każde odbicie i odbicie odbicia.

Te niekończące się odbicia są
z jednej strony niezależne od siebie nawzajem, lecz

z drugiej strony są powiązane w całość.
To właśnie z uprzytomnienia sobie tej fundamentalnej zależności wypływa

prawdziwe buddyjskie
współczucie, na podobieństwo rzeki karmionej przez źródło. Gdy nie ma tej

świadomości, powstaje
uczucie osamotnienia i lęku. Uścisk Kannon łagodnie zmywa te przeszkody,

pozwalając wodom mądrości

background image

i współczucia na swobodny przepływ. Na tym polega cud Kannon.

SZÓSTY PYTAJĄCY: A ja myślałem, że buddyści zeń nie wierzą w cuda.
ROSI: Jest to cud nie wymagający odrzucenia praw przyrody, lecz jedynie

odrzucenia niewiary.
4. WYZNAJ SWOJE ZŁE UCZYNKI, A UKRYJ DOBRE

PYTAJĄCY: Słyszałem, że w buddyżmie zeń istnieje spowiedź. Jaki jest jej
cel?

ROSI: Ma ona na celu pomoc w oczyszczeniu się z poczucia winy i innych o-
bezwładniających uczuć

następujących po zadaniu bólu. Lecz nie wystarczy tylko wyznać złe uczynki.
Wyznanie ma znaczenie

tylko wtedy, gdy pojawi się także skrucha i postanowienie poprawy. Dlatego
wyznanie i skrucha są

zasadniczymi elementami w treningu zeń.
Większość ludzi ukrywa swoje złe uczynki, a chwali się dobrymi. W buddyżmie

zachęca się do czegoś
przeciwnego: wyznaj swoje złe uczynki, a nie mów nic o dobrych. W zeń praktykuje

się tzw. ukrytą dobroć,
która polega na robieniu różnych rzeczy dla innych bez przypisywania sobie

zasług.
DRUGI PYTAJĄCY: Czy wyznanie i skrucha zmywają czyjąś złą karmę?

ROSI: Nie, nadal trzeba spłacać swoje karmiczne długi. Lecz jeśli spłaci się je
chętnie i nie zaciąga się

nowych, to zmniejsza się ciężar spłaty. W podobnej sytuacji jest człowiek
skazany na karę więzienia, który

zamiast wpadać w rozgoryczenie i żal, godzi się ze swym wyrokiem i
odosobnieniem, czuje nawet

wdzięczność za sposobność spłacenia swego długu społeczeństwu. Dostosowanie się
do więziennego

życia czyni karmę mniej bolesną, zwiększając równocześnie widoki na wcześniejsze
uwolnienie.

TRZECI PYTAJĄCY: Czy mógłbyś nam powiedzieć coś więcej o wyznaniu i skrusze? Czy
jest jakaś

formalna ceremonia, a jeżeli tak, to jak często ma ona miejsce?
ROSI: W naszym ośrodku mamy taką ceremonię co miesiąc, a uczestniczy w niej

obsada.
CZWARTY PYTAJĄCY: Czy wyznanie jest obowiązkowe?

193

ROSI: Wymagana jest obecność na ceremonii, ale samo wyznanie - nie. Czy jest

jednak ktoś taki, kto nie
ma powodów do wyznania i skruchy? Człowiek, który uważałby swoje zachowanie za

nienaganne,
musiałby wyznać swoją zarozumiałość i wyrazić skruchę z jej powodu, ponieważ

najgorszą ze wszystkich
wad jest niezdawanie sobie sprawy z żadnej.

Ceremonia wygląda następująco: uczestnicy siadają na poduszkach w kilku
półkolach, po czym następują

dwie lub trzy minuty ciszy. Następnie osoba prowadząca ceremonię zapala laseczkę
kadzidła i umieszcza

ją w kadzielnicy, którą podaje swojemu sąsiadowi. Jeśli ten pragnie coś wyznać,
czyni to, mówiąc na

przykład: .Parę dni temu, gdy pewna siostra w dharmie zadała mi pytanie w ważnej
sprawie, odburknąłem

jej niegrzecznie zamiast udzielić jej wyczerpującej i uprzejmej odpowiedzi. Coś
takiego zdarzało mi się już

wcześniej z tą osobą; muszę żywić do niej jakąś urazę. Głęboko żałuję mojego
postępowania i

postanawiam pracować nad moimi negatywnymi uczuciami, abym na przyszłość mógł
służyć pomocą

mojej siostrze w dharmie, odpowiadając na jej pytania."
Gdy mówiący skończy, prowadzący pyta: „Czy ktokolwiek pragnie zwrócić się do

tego brata (czy siostry) w

background image

dharmie?" W tym momencie każdy z obecnych może powiedzieć o czymś, do czego, jak

sądzi, osoba ta
powinna się przyznać, jak np: .Wczoraj podczas przerwy obiadowej zostawiłeś

swoje narzędzia na
podłodze. Później pewien brat w dharmie nastąpił na jedno z nich i skaleczył

się. Zdarzało ci się to już
wcześniej i dlatego musisz zdobyć się na spory wysiłek, aby pokonać własną

niedbałość."
Osoba wyznająca milczy, a jej jedyną odpowiedzią jest lekki skłon. Potem podaje

kadzielnicę dalej. Jeżeli
następna osoba nie chce niczego głośno wyznawać, po prostu skłania się w chwilę

po otrzymaniu
kadzielnicy i czeka, czy nikt się do niej nie zwróci, po czym podaje kadzielnicę

dalej.
CZWARTY PYTAJĄCY: Po co każdy ma czynić wyznanie wobec wszystkich? Czy ludzie

nie byliby
bardziej skłonni wyznawać poważnych wykroczeń na osobności?

ROSI: Głośne wyznanie i wyrażenie skruchy wobec braci i sióstr w dharmie
wzmacnia siłę postanowienia,

aby wykroczenia nie powtórzyć. Lecz można też uczynić wyznanie w odosobnieniu
albo wobec przyjaciela

czy partnera i nie trzeba tu przestrzegać żadnej ustalonej formy. Niektórzy z
naszych członków wyrażają

skruchę samotnie, siedząc przed posągiem lub malowidłem Buddy czy Kan-non.
Powiedziałem wam, jak

wygląda pierwsza część ceremonii. Kończy się ona tym, że prowadzący intonuje
wiersz skruchy. Potem

wszyscy razem śpiewają trzykrotnie najważniejszy fragment tego wiersza:
Wszystkie złe czyny

popełnione przeze mnie od niepamiętnych czasów
194

skutkiem chciwości, gniewu i niewiedzy, zrodzone z ciała, mowy i umysłu, teraz
wyznaję ze skruchą.

CZWARTY PYTAJĄCY: Dlaczego nie wystarczy zaśpiewać raz?
ROSI: Skrucha odciska się głębiej wraz z każdym powtórzeniem. Wyznanie i skrucha

powinny być
szczere. To jest bardzo ważne. Wyznanie tego, co ciąży nam na sercu, i okazanie

skruchy oczyszcza nas
i ożywia. Jak powiada Thore-au: .Szczerze żałować to zacząć życie od nowa.'

IV
MORALNOŚĆ

l ODPOWIEDZIALNOŚĆ
SPOŁECZNA

WSTĘP
„Myśleć o dobru i złu to przebywać w niebie i piekle" - takie ostrzeżenie

przekazał nam mistrz zeń. Ale
jakże ktokolwiek, kto chodzi po linie duchowej praktyki, może sobie pozwolić na

zapomnienie o różnicy
między dobrem i złem? Jeżeli sposób życia i stosunek do innych ludzi nie byłyby

zasadniczą kwestią zeń,
to jaki sens miałoby zazen i długi trening?

W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, podczas intelektualnej fazy zeń na
Zachodzie, wielu ludzi

zaostało przyciągniętych do zeń przez takie powiedzenia jak cytowane na wstępie.
Słysząc, że zeń

wskazuje drogę wyjścia z charakterystycznego dla wielu religii gąszczu reguł
etycznych, ludzie ci

wyobrazili sobie, że w imię zeń będą mogli zachowywać się tak, jak im się będzie

background image

żywnie podobać, bez

żadnej potrzeby rozważania obowiązków wobec bliźnich. Takiego zniekształconego
pojmowania zeń nie

można porównać z autentycznym treningiem, w którym nacisk kładzie się nie na
robienie tego, co się lubi

ani nawet nie na lubienie tego, co się robi, ale na robienie w sposób niemy siny
tego, co trzeba zrobić. W

zeń istotą moralno-społecznej odpowiedzialności jest przytomne i wrażliwe
reagowanie: dawanie odzewu

całym sobą stosownie do okoliczności i uzasadnionych potrzeb innych. Rozwijanie
tego przytomnego i

wrażliwego reagowania zawsze było zasadniczym celem treningu zeń.
Autorem pierwszego z zamieszczonych listów jest akademicki nauczyciel

religioznawstwa. Zadaje on
pytania, dotyczące związku wskazań z moralnością buddyjską a także z ludzką

wolnością i współczuciem.
Pytania te ukazują niektóre z często spotykanych trudności w zrozumieniu

moralności buddyjskiej, jak
również charakterystyczną reakcję na zeń ze strony tych, którzy podchodzą doń na

płaszczyźnie
filozoficznej, co dotyczy zwłaszcza nauczycieli akademickich. W gruncie rzeczy

wiele pytań postawionych
w tym liście odzwierciedla dylemat powstający przy akademickim nauczaniu zeń.

Nauczyciel akademicki,
nawet jeśli ma jak najlepsze intencje i uzbrojony jest w wiedzę praktyczną,

nieustannie popada w
teoretyzowanie i abstrakcyjne konceptualizacje. A jeżeli wychowywał się w

tradycji judeochrześcijańskiej,
to ma poważne trudności w zrozumieniu niedu-alistycznej etyki buddyzmu.

Drugi i trzeci list pochodzą od członków ośrodka, czyli od ludzi, którzy nie
zmagają się już z buddyjską

teorią, lecz praktykują zeń. Ich pytania wypływają z silnej potrzeby
zrozumienia, jaki jest ich prawdziwy

związek z rodziną i społeczeństwem w kontekście ich praktyki duchowej. Problemy
wyrażone w tych

listach są typowe dla ludzi na wczesnym etapie treningu zeń, którzy nie pozbyli
się jeszcze dwóch

najczęściej spotykanych błędnych koncepcji: że praktyka zeń
199

wyklucza zaangażowanie społeczne i że przebudzenie pomaga tylko danej jednostce,
a innym nie.

Trzy dialogi ukazują, jak widzi się problemy moralne po przebudzeniu i jaki jest
ich związek ze

wskazaniami.
Po dialogach zamieszczona jest mowa dharmy na temat pierwszego z dziesięciu

wskazań buddyzmu:
„Nie zabijać, lecz ochraniać wszelkie życie." Słowo „dharma" wskazuje, że nie

będzie to mowa o
społecznych czy innych ogólnych sprawach. Choć „dharma" ma w buddyźmie wiele

znaczeń, lecz
najczęściej odnosi się do nauki Buddy - prawa wszechświata. W przeciwieństwie do

komentarza, który nie
jest mową lecz raczej demonstracją zeń ofiarowywaną bezpośrednio Buddzie, mowa

dharmy wygłaszana
jest raczej nieformalnie, a rosi siedzi zwrócony twarzą do słuchaczy. Mowa

dharmy różni się od
komentarza także i tym, że nie wyklucza pytań. Ponieważ jednak tym razem mowa

była długa, nie nastąpił
po niej okres pytań i odpowiedzi.

I. LISTY I ODPOWIEDZI
1. „CO TO ZNACZY ŻYĆ W ŚWIECIE JAKO BUDDYSTA ZEŃ?" *

DROGI ROSI, podczas kursu na temat zeń, który prowadzę jako nauczyciel

background image

akademicki, w ramach

dyskusji często pada pytanie: „Właściwie co to konkretnie znaczy - żyć w świecie
jako buddysta zeń?" W

książkach o zeń dostępnych w języku angielskim czytelnik często spotyka ogólne
uwagi o wielkim

znaczeniu współczucia i zazwyczaj niewiele więcej o ideałach moralnych, jakimi
kieruje się buddysta zeń

w codziennym życiu, poza salą medytacyjną. Dlatego też jestem tak bardzo
zainteresowany, co na

warsztatach wprowadzających w zeń mówisz, Rosi, o znaczeniu dziesięciu wskazań
buddyzmu

mahajany. Bardzo by mi pomogło, ze względu na moją pracę nauczycielską i na
osobiste zainteresowanie

zeń, gdybyś przysłał mi jakieś Twoje eseje czy dłuższe komentarze wskazujące,
jak Ty, jako rosi zeń,

rozumiesz istotę i cel tych dziesięciu wskazań.
Być może powinienem dokładniej określić religijne i moralne kwestie, które m-nie

szczególnie interesują.
Jeżeli Cię dobrze rozumiem, to zeń naucza, że wszyscy powinni starać się

przestrzegać dziesięciu
wskazań. Jak się to uzasadnia? Czy można powiedzieć, że z punktu widzenia zeń

istnieje moralny
porządek, rządzący ludzkim życiem, a wskazania są wyrazem tego porządku? Jaki

jest związek dziesięciu
wskazań z naturą ludzką? Czy tworzą one prawo, które zostało narzucone ludzkiej

naturze przez
zewnętrzną, wszechmocną, boską wolę, czy też istnieje ścisły i naturalny związek

pomiędzy wskazaniami
a ludzką naturą? Na przykład, co wiąże konkretne zakazy i nakazy zawarte we

wskazaniach z głębszymi
ludzkimi pragnieniami, aby poznać i urzeczywistnić siebie?

Jakiego rodzaju zobowiązania nakładają wskazania na buddystę zeń? Czy wskazania
mają dla buddysty

zeń charakter absolutny, tak jak Dekalog dla żydów i chrześcijan, którzy
uważają, że ludzkość jest

bezwarunkowo zobowiązana do przestrzegania go i dlatego sami zawsze muszą
stosować się ściśle do

litery prawa, niezależnie od ogromnej różnorodności występujących w życiu
sytuacji? Jakie są

konsekwencje naruszania wskazań w zeń? Jak zeń podchodzi do problemu poczucia
winy, które może

wtedy powstać ?
Czy w zeń chodzi o zewnętrzną zgodność ze wskazaniami, czy też o zgodność

wewnętrzną, czyli o
czystość serca? Czy możliwe jest przestrzeganie wskazań przed osiągnięciem

pełnego oświecenia? Jeśli
nie, to czy wysiłek po-

201

dejmowany w celu wewnętrznego i zewnętrznego przestrzegania dziesięciu wskazań

pomaga w dojściu
do oświecenia ?

Jeżeli we wskazaniach zawarta jest cała ludzka mądrość, to czy wszyscy mają
możliwość zrozumienia tej

mądrości poprzez doświadczenie, rozum i wgląd? Czy też muszą poprzestać na
przyjęciu wskazań ze

ślepą wiarą, popartą autorytetem założycieli buddyjskiej tradycji?
Zadałem Ci w tym liście mnóstwo pytań, lecz wiążą się one ze mną Mam nadzieję,

że dadzą ci one
pojecie, jakiego rodzaju wyjaśnień potrzebuję. Oprócz ogólnych kwestii, jakie

poruszyłem, interesują mnie
też oczywiście Twoje interpretacje poszczególnych wskazań.

Dziękuję bardzo.

background image

Szczerze oddany,

Bob.
ODPOWIEDŹ

DROGI BOBIE, chociaż na Twoje pytania najlepszą odpowiedź otrzymałbyś
praktykując zazen, to jednak

nie ulega wątpliwości, że Twój intelekt nie jest jeszcze gotów przyznać, że to,
co masz uczynić, ma

wartość i sens. Z tego powodu, a także z uwagi na to, że nauczasz zeń w sposób
akademicki i to, co

robisz i mówisz wobec swoich studentów, z pewnością jakoś na nich wpłynie,
odstąpię od moich

zwyczajów i spróbuję odpowiedzieć na Twoje pytania nieco dokładniej. Choć są one
teoretyczne, w

rzeczywistości kryją w sobie głębokie duchowe problemy.
Zapytujesz o istotę i cel dziesięciu wskazań buddyzmu mahajany. Stanowią one

jedną z trzech nóg, na
których opiera się nauka i praktyka buddyjska; pozostałe dwie to zazen i

oświecona mądrość. Wszystkie
trzy są ze sobą ściśle związane. Nawet największy wysiłek włożony w

przestrzeganie wskazań może być
jedynie częściowo skuteczny, jeżeli nie będzie poparty zazen. Podobnie zazen

praktykowane w
oderwaniu od wskazań będzie słabe i niepewne. To dzięki zazen wspieranemu przez

wskazania
następuje uprzytomnienie sobie PRAWDZIWEJ NATURY (przebudzenie), a w tej właśnie

Prawdziwej
Naturze zakorzenione są wskazania, zazen i oświecona mądrość.

Nie ma nic niezwykłego w tym, że pierwsze zetknięcie się z dziesięcioma głównymi
wskazaniami

buddyjskimi przywodzi na myśl Dziesięć Przykazań religii chrześcijańskiej.
Jednak porównywanie ich

pociąga za sobą zniekształcenie zarówno jednych, jak i drugich, gdyż zrozumieć
je można jedynie w ich

własnych
202

Kontekstach religijnych. Zrozum, że wskazania nie są zbiorem praw moralnych
narzuconych odgórnie. Nie

są one również sprzeczne z Twoją zasadniczą naturą ani też jej nie krępują lecz
są raczej wyrazem

przebudzonego Umysłu Buddy. Są opisem sposobu, w jaki działa wysoko rozwinięty
duchowo człowiek

pozbawiony poczucia Ja a inni*.
Posłużę się następującym porównaniem: żyć podług wskazań to wędrować gładką

drogą jedności i
harmonii, wolną od przeszkód i odznaczającą się piękną scenerią. Naruszać

wskazania to skręcać w
boczną drogę, która początkowo wydaje się interesująca, lecz wkrótce staje się

wyboista i monotonna, a
kończy się ślepym zaułkiem żalu i obaw.

Mistrz zeń Dogen powiedział: „Aby osiągnąć pewien cel, musisz najpierw rozwinąć
w sobie pewne cechy,

ale gdy już je rozwiniesz, osiągnięcie tego celu przestanie cię interesować."
Interpretując to powiedzenie

w świetle Twego listu można powiedzieć, że aby wejrzeć w nierzeczywistość ego i
uchwycić tożsamość

siebie i innych nie możesz nadal myśleć i działać podług wymogów Twojego
dualistycznie nastawionego

ego, lecz musisz słyszeć głębsze wezwanie wskazań. A jednak, gdy raz wskazania
staną się ustaloną

normą Twego codziennego życia, oświecenie nie będzie już dłużej czymś odrębnym
od Ciebie, czymś

czego należy szukać na zewnątrz. W takim wyzwolonym stanie nie myśli się już

background image

kategoriami praw

moralnych czy konwencji społecznych. Nie myśli się już o skrępowaniu przez nie
ani o wyzwoleniu od

nich. Działa się zgodnie ze społecznymi konwencjami i obyczajami, tak jakby ich
nie było, chociaż istnieją

Na początku człowiek szuka wolności od uczuć zniewolenia i skrępowania.
Stopniowo, dzięki zazen i

przestrzeganiu wskazań, zniewolenie i skrępowanie, które wiązały go od wewnątrz,
rozwiewają się;

jednakże ceną tej wolności jest długi trening i dyscyplina.
Tomasz Merton, będąc tego świadom, powiedział: .Pogarda człowieka zeń dla

sztywnych,
konwencjonalnych obyczajów społecznych jest zdrowym zjawiskiem, ale tylko

dlatego, że zakłada
istnienie wolności duchowej opartej na wyzwoleniu od namiętności, egotyzmu i

ułudy." W stwierdzeniu
tym słowo „pogarda" jest niezbyt odpowiednie, ponieważ rozwinięty duchowo

człowiek zeń nie jest ani
niewolniczo przywiązany do praw i konwencji, ani też nie gardzi nimi. Niemniej

jest faktem, że mistrzowie
zeń bardziej znani są z reformowania praw niż ze ślepego im ulegania. W swoich

pismach mistrz zeń
Hakuin nie zostawił suchej nitki na potężnych klasach rządzących Japonii,

zarzucając im ucisk i wyzysk
chłopów pańszczyźnianych, wśród których często przebywał. Sam Budda atakował

ortodoksyjne religie
swoich czasów za ich przesądy i autokratyzm i przyjmował do swojej sanghi tzw.

niedotykalnych, którzy
nie mieścili się w obrębie kastowego społeczeństwa. Wysiłki Buddy, Hakuina i

innych mistrzów
przyspieszyły realiza-

203

PF

cję zasad równości i sprawiedliwości społecznej, ponieważ ich duchowa wolność
miała moc

przekształcania świata.
Pytasz, jakie są konsekwencje naruszania wskazań w zeń i jak zeń podchodzi do

problemu poczucia
winy, które może wtedy powstać. Zazwyczaj przekroczenie wskazań nie pociąga za

sobą poczucia winy;
zwykła osoba nie jest w stanie przestrzegać zawsze wszystkich wskazań, potrafi

to tylko budda. Gdy
podejmuje się szczery wysiłek, aby żyć w zgodzie ze wskazaniami, jeśli czuje się

skruchę i postanawia
żyć lepiej w przyszłości, to takie uchybienia, chociaż godne pożałowania, nie są

jednak zgubne. Zgubna
dla duchowego rozwoju jest natomiast utrata wiary w naukę Buddy, wynikającą z

jego najgłębszego
przebudzenia, że każdy z nas jest z natury czysty i całkowity i może, dzięki

duchowej dyscyplinie i
treningowi, urzeczywistnić tę wrodzoną doskonałość.

Zasadniczym celem wskazań jest zatem umożliwienie nam mocnej i niezachwianej
praktyki zeń,

prowadzącej do urzeczywistnienia naszego wrodzonego stanu buddy. Bez równowagi,
którą zapewnia

przestrzeganie wskazań, niewielu mogłoby kroczyć Drogą z energią i ufnością.
Uczynki wykluczone przez

wskazania należy odrzucać nie tylko z powodów etycznych, lecz i dlatego, że nie
można głęboko wejść w

zazen prowadząc rozpustne i bezmyślne życie, tak jak nie można jednocześnie spać
i czuwać.

Czyż nie jest tak, że wszelkie zachowanie potępiane przez ludzkość jako złe

background image

powstaje z silnego poczucia

dualizmu „ja a inni", z pełnego namiętności potwierdzania swego ego? Jeżeli
człowiek potrafi odrzucić ten

dualistyczny miraż i podsycany przez niego nieuchronnie egocentryzm, a zarazem
zogniskuje się

wewnętrznie w jednym punkcie, tak że nie będzie już podziału na siebie i innych,
to wówczas poczucie

niezgody i antagonizmu, żalu i gniewu stopniowo ulotni się.
Czy zatem chodzi o przerywanie ciąży, o eutanazję czy o jakikolwiek złożony

problem moralny, słuszne
działanie może w danej sytuacji podjąć tylko ten, kto przekroczył siebie. Co

więcej, dla takiej osoby, która
przebudziła się do niepodzielności wszelkiego istnienia i w pełni zachowuje tę

przytomność w codziennym
życiu, pojecie .słusznego działania" znika. Dawny mistrz zeń wyraził to w ten

oto sposób:
Umrzyj za życia i bądź zupełnie martwy. A potem rób co chcesz, wszystko będzie

dobre.
Wskazania, z całą ich relatywno-absolutną subtelnością i głębią, rozumieć można

na wielu poziomach.
Gdy rozpoczynasz trening zeń i wskutek lepszej kontroli umysłu i emocji

zyskujesz naturalne opanowanie
i czystość, Twoje rozu-

204

mienie wskazań pogłębia się. Nie musisz się już wtedy wysilać, aby ich

przestrzegać, ponieważ stopniowo
Twoje zachowanie będzie coraz bardziej z nimi zgodne. Wskazania przekraczają

moralność, ale jednak
jej nie wykluczają.

To przekształcająca moc zazen, a nie wskazania narzucone z zewnątrz, sprawia, że
pojawia się czystość

serca. Zewnętrzna zgodność z literą wskazań jest o wiele mniej istotna niż
współczucie wyrastające z

zazen. Jednak na początku wysiłek podejmowany w celu przestrzegania wskazań jest
niezbędny, gdyż

zazen może się zachwiać w obliczu zadawnionych nałogów i codziennych pokus.
Odpowiedziałem na Twój list, a teraz zachęcam Cię, abyś rozpoczął zazen,

ponieważ jest dla mnie jasne,
że za Twoimi pytaniami dotyczącymi wskazań kryje się potrzeba

samourzeczywistnienia. Gdy raz się
przebudzisz, wszystkie moje słowa wydadzą Ci się niewarte splunięcia.

Twój Philip Kapleau
2. „MEDYTACJA TO UCIECZKA. CO ROBISZ, ŻEBY POMÓC SPOŁECZEŃSTWU ? "

DROGI ROSI. Nie widziałam Cię już od jakiegoś czasu, a ponieważ moja praca nie
pozwala mi

przyjechać do Rochester i porozmawiać z Tobą uznałam, że najlepiej będzie
napisać do Ciebie. Jeżeli

mnie sobie nie przypominasz, to być może powinnam najpierw wspomnieć, że jestem
członkiem ośrodka

od roku i siedzę regularnie z grupą afiliowaną w Denver.
Od jakiegoś czasu narastała wokół mnie bardzo bolesna sytuacja, która ostatnio

stała się nie do
wytrzymania. Dotyczy ona moich rodziców, a ja po prostu nie wiem, jak sobie z

tym poradzić. Jestem dość
blisko związana zarówno z ojcem, jak i z matką Są oni wykształconymi i

inteligentnymi ludźmi. Nigdy nie
mieliśmy problemów w porozumieniu się. Mam dla nich wielki szacunek. Jestem

pewna, że zrozumiesz,
jak bardzo zaniepokoiłam się, gdy ujrzałam, że nie tylko nie pochwalają mojej

praktyki zazen, ale otwarcie
się jej przeciwstawiają. Rosi, ja naprawdę nie wiem, co robić. Możesz myśleć, że

jestem infantylna czy

background image

nawet głupia, że przejmuję się tak bardzo tym, co myślą moi rodzice. W końcu

jestem dość dorosła, aby
podejmować decyzje i je realizować. Zauważam jednak, że wrogość moich rodziców

do tej „wschodniej
religii", jak ją nazywają wpływa na moją wiarę w dharmę Buddy.

Próbowałam wiele razy wytłumaczyć rodzicom, dlaczego praktykuję zazen.
Tłumaczyłam, że moje

przyszłe oświecenie pomoże nie tylko mnie samej, ale i innym. Jednak oni nawet
nie próbują tego

zrozumieć.
205

Rodzice moi mówią; .Nie robisz nic, aby pomóc społeczeństwu, a medytację
traktujesz tylko jako

ucieczkę. Jeżeli naprawdę chcesz siebie zmienić, to powinnaś pójść do
psychiatry." Te oskarżenia ranią

mnie i budzą we mnie sprzeciw. To prawda, że nie jestem najlepszym sędzią, lecz
czuję, że zaszły we

mnie pewne zmiany na lepsze: czuję większą jasność i spokój niż przedtem i
jestem o wiele bardziej

tolerancyjna wobec innych. Rosi, szanuję i kocham moich rodziców, jak już
napisałam, a oni rzecz jasna

świetnie mnie znają. Czy mogliby wypowiadać takie sądy, gdyby nie było w nich
ani krzty prawdy ?

Gdy rozpoczynałam praktykę zazen, naprawdę czułam, że siedzenie i oczywiście
przebudzenie to

najlepsza, jeżeli nie jedyna droga pomagania ludziom. Teraz jednak muszę
przyznać, że czasami czuję

się winna, że nie angażuję się już w działalność polityczną i inne sprawy, które
mnie kiedyś interesowały.

Czy to prawda, co powiedział Dogen, że nawet gdy jedna osoba praktykuje zazen,
to jednoczy się z całym

wszechświatem i prowadzi wszystkie istoty do oświecenia? Jakże chciałabym móc
głęboko w to wierzyć!

Czytając ten list uświadamiam sobie, jak słaba musi być moja wiara w praktykę
zeń, że w ogóle stawiam

takie pytania. Przepraszam Cię, Rosi, że zawracam Ci głowę tym wszystkim, ale
jeżeli jest coś, co

mógłbyś mi powiedzieć, aby pomóc mi w rozjaśnieniu tego zamętu, to byłabym za to
niezwykle

wdzięczna.
Z głębokim gasio, Lynn

ODPOWIEDŹ

DROGA LYNN. Twój stan oblężonej twierdzy w obronie zeń, który opisujesz w swoim
liście, przypomina

mi jedną z legend o Bodhidharmie, Pierwszym Patriarsze zeń w Chinach.
Praktykował on zazen w jaskini,

gdy raptem trzech małych chłopców zjawiło się u wejścia i zajrzało do środka. Na
widok ciemnego,

budzącego grozę kształtu uciekli przestraszeni. Ciemność jednak przyciągnęła ich
z powrotem i z

bezpiecznej odległości przyglądali się nieruchomemu kształtowi, zastanawiając
się, co to może być.

„Wygląda na człowieka" - szepnął pierwszy chłopiec. „To przecież niemożliwe -
odpowiedział drugi -

żaden człowiek nie może siedzieć tak długo bez ruszania się, to musi być
niedźwiedź." „Nie - włączył się

trzeci chłopiec - przecież nie ma futra." l znów przyglądali się bacznie
dziwnemu kształtowi. Ośmieleni

przez nieruchomość tego „czegoś" zaczęli rzucać w „to" małymi kamyczkami, ale to
„coś" nadal nie

wydawało żadnego dźwięku ani nie poruszało się. Jeden z chłopców, odważniejszy

background image

od pozostałych,

podbiegł, szybko dotknął postaci i uciekł z powrotem. Nadal nie było żadnej
reakcji. Zaint-

206

rygowani chłopcy zebrali się na naradę. .To z pewnością nie jest skała -

powiedział chłopiec, który dotknął
kształtu - to było miękkie, bez futra, czyli to musi być siedzący człowiek."

„Ale dlaczego ktoś miałby spać
w ten sposób? To nie jest naturalne" - upierali się pozostali. „Dlaczego się nie

rusza, gdy się go dotknie?"
Im bardziej zastanawiali się nad tą tajemnicą, tym bardziej byli zdumieni i

zaintrygowani. Nagle jeden z
nich podniósł duży kamień i demonstracyjnie rzucił nim w nieruchomą postać,

trafiając ją wprost w głowę.
Dopiero wtedy postać zaczęła się powoli poruszać, najpierw głowa, później

ramiona, nogi i korpus, aż
wreszcie wydała z siebie głośny ryk. Przerażeni chłopcy uciekli, a Bodhidharma

ryczał dalej ze śmiechu,
aż do tez. Kamień spowodował jego przebudzenie, jego wielkie oświecenie.

Ludzka natura mało się zmieniła od czasów Bodhidharmy. Osoba medytująca cicho w
swoim pokoju czy

w ośrodku styka się z podejrzliwością, a nawet z pogardą Twoja sytuacja jest
typowa, bowiem najbardziej

negatywne reakcje tego rodzaju pochodzą zazwyczaj od bliskich przyjaciół i
rodziny, od tych samych

ludzi, którzy czasami doradzają psychoterapię. Jest to zdumiewające zjawisko, że
człowiek regularnie

odwiedzający psychiatrę rzadko słyszy słowa krytyki za to, że próbuje zmieniać
nie społeczeństwo, lecz

siebie. Wręcz przeciwnie, rodzina i przyjaciele chwalą go najczęściej za chęć
walki z zagubieniem i

lękiem. A jeżeli powrót do zdrowia następuje powoli - a musi tak być, aby był on
prawdziwy i trwały - to ani

pacjent, ani sama terapia nie spotyka się z potępieniem.
Jednakże ten, kto wyrusza na ścieżkę zazen, rzadko spotyka słowa zachęty i

zrozumienia. Jeżeli nawet
rodzina i przyjaciele nie wyśmiewają go, to oczekują, że stanie się doskonały w

ciągu jednego dnia i że
będzie następnym buddą. Jeżeli nie zauważa w jego zachowaniu żadnych zmian - a

ilu sceptycznych
krytyków jest na tyle otwartych, aby dostrzec subtelne przemiany, które zachodzą

na początku praktyki -
to rzucają się na niego z taką samą irytacją, z jaką Ty spotykasz się w swoim

domu. Gdy mówisz
rodzicom, że praktykujesz zazen z nadzieją, że pewnego dnia osiągniesz

oświecenie, to oczywiście widzą
oni praktykę zeń jako propozycję typu .wszystko albo nic" opartą na oświeceniu.

Przypuszczają więc, że
do czasu przebudzenia nie osiągasz niczego, lecz tylko czekasz. Nie zdają sobie

sprawy, że w zeń nie
chodzi o to, żeby gdzieś dojść, ale żeby być, być bardziej przytomnym,

kochającym i samodzielnym. Skąd
mogą wiedzieć, że gdy Twoje żale, zarozumiałość i upór topnieją na skutek

regularnego zazen, to ujawnia
się Twoja wrodzona, nieskalanie czysta natura?

Odczuwanie większej jasności i spokoju, a także pełniejszej akceptacji innych
ludzi, o którym mówisz, jest

udziałem każdego praktykującego poważnie zazen. Nie zniechęcaj się, jeżeli Twoja
rodzina i przyjaciele

zdają się nie dostrzegać w Tobie tych przemian. Pamiętaj, że umysły Twoich
rodziców są również

zachmurzone, a ponieważ mają dużo ustalonych wyobrażeń o Tobie - ich córce -

background image

207

T f

gdyż byli tak blisko Ciebie przez tyle lat, więc minie wiele czasu, zanim je
przekroczą. Tak jak trudno jest

ujrzeć swój własny nos, trudno jest rodzinie zajętej roz-wiązywaniem swoich
własnych problemów i

kompleksów zauważyć od razu przemianę jednego ze swych członków. Jednakże silne
intuicje matki

zazwyczaj biorą górę. Ojcu może to zabrać więcej czasu, lecz korzyści Twego
zazen będą w końcu

dostrzegalne dla obojga. Zauważą że jest w Tobie mniej irytacji i postawy
obronnej, jak również, że jesteś

mniej nieobecna, a Twoje gesty opiekuńcze i współczująca troska o ich pomyślność
z pewnością wpłyną

na nich pozytywnie. l to właśnie jest Twoim sposobem odwzajemniania się im za
lata poświęceń dla

Ciebie. Jeżeli będziesz dalej siedzieć, to przyczynisz się do powstania bardziej
kochającej się,

harmonijnej rodziny, co będzie znaczącą pomocą dla społeczeństwa. W końcu dom
jest podstawą

społeczeństwa, a panująca w nim niezgoda bądź dobra wola nieuchronnie odbijają
się na społeczeństwie.

Odkładając na bok pytanie, czy Twoi rodzice sami coś robią, aby pomóc
społeczeństwu, zastanówmy się

nad słusznością ich krytyki. Czy poświęcając kilka godzin dziennie na praktykę
zazen unikasz swoich

obowiązków wobec społeczeństwa?
Zanim będzie można na to pytanie uczciwie odpowiedzieć, trzeba zapytać, co to

naprawdę znaczy
pomagać społeczeństwu. Czy Twoi rodzice mówiąc o tym wiedzą dokładnie, co mają

na myśli? Czy nie
jest to kolejny frazes, tyleż mglisty co prowokacyjny, którym rzucają w ciebie

powodowani własną
frustracją? W końcu pracujesz w pełnym wymiarze godzin, jak lekarze, gospodynie

domowe, stolarze,
sekretarki, muzycy i inni ludzie, którzy ponadto są również członkami ośrodka

zeń. Czegóż jeszcze mogą
chcieć od Ciebie Twoi rodzice, czemu drażni ich, że poświęcasz swój wolny czas,

aby poddawać się
dyscyplinie zazen?

Przypuszczalnie zdają oni sobie sprawę z wysiłku i poświęcenia, jakiego wymaga
Twój trening duchowy i

szanują Ciebie za to. Czują się winni, że nie potrafią pójść w Twoje ślady, a
potem nienawidzą siebie za

to, że czują się winni i w końcu oburzają się na Twoje zazen jako na źródło
swoich negatywnych u-czuć.

Można tym wytłumaczyć postępowanie pewnego ojca, który nie tak dawno zwrócił się
do mnie

zdenerwowany zachowaniem swej córki. „Najpierw to były narkotyki - powiedział -
potem

transcendentalna medytacja, a teraz zeń, co będzie dalej?" Często zdarza się
też, że ludzie, grożący

palcem innym za to, że „nic nie robią dla społeczeństwa", powodowani są
poczuciem winy z powodu

swoich własnych egoistycznych zapędów lub niepewności co do swojej własnej
wartości. Takie

postępowanie może też ujawniać frustrację płynącą z tego, że nie zrealizowali
oni hołubionych przez

siebie od dawna nadziei i ideałów.
Powtórzmy więc - co to znaczy „pomagać społeczeństwu"? Działacze polityczni

sądzili, że znają

background image

odpowiedź na to pytanie, kiedy w latach sześćdziesiątych

208

zmagali się z prawem i innymi zewnętrznymi formami wypracowanymi przez

społeczeństwo, a jednak dziś
wielu z nich twierdzi, że bez pracy nad sobą nie wprowadzi się żadnych

znaczących zmian. Pewni
„dobroczyńcy" bez wątpienia uważają że pomagają społeczeństwu, gdy nadgortiwie

wsadzają nos w
cudze sprawy, uszczęśliwiając innych na siłę według własnej recepty na

szczęście. Jest rzeczą jasną że
zwrot „pomagać społeczeństwu" jest mglistym i pozbawionym znaczenia sloganem,

przynajmniej
wówczas, gdy interpretuje się go w terminach jakiejś konkretnej działalności czy

linii postępowania.
Jeżeli jakakolwiek pomoc ma być autentyczna, to musi działać od wewnątrz,

ulepszając charakter
człowieka i wpływając na całe jego życie. W tym sensie praktykując poważnie

zazen bez wątpienia
będziesz pomagać innym. Jeżeli o-czyścisz swój umysł z chciwości, gniewu i

samolubstwa i obudzisz w
sobie pełne spokoju współczujące serce, to staniesz się lepszą córką siostrą

sąsiadką i pracownicą.
Kontynuuj z poświęceniem praktykę zazen, a stopniowo wyzwolisz się z

egoistycznych myśli, zastarzałych
przesądów i fałszywych wyobrażeń o sobie i świecie. Jakże otaczający Cię ludzie

i całe społeczeństwo
mogłoby nie odczuwać tych korzyści?

Celem, który przyświeca Tobie i każdemu, kto poważnie praktykuje zazen, nie jest
bynajmniej ucieczka od

życia, lecz pełniejsze z nim zjednoczenie. Pewien wybitny chiński mistrz zeń
powiedział swoim uczniom:

„Nie dajcie się więzić zdarzeniom codziennego życia, lecz nigdy się przed nimi
nie cofajcie." Inny mistrz

zeń ostrzegał: „Ten, kto czepia się pustki zaniedbując świat spraw i rzeczy,
ucieka przed utonięciem, ale

skacze w ogień." Zrozum więc, że zazen nie jest u-cieczką od problemów tego
świata, ale wyzwoleniem,

które daje nam mądrość i siłę do robienia tego, co należy zrobić. W zeń nie
pragniemy grobowego

spokoju, ale próbujemy rozwinąć w sobie wewnętrzne opanowanie i jasność umysłu
dzięki aktywnemu

zaangażowaniu w życiowe sprawy. Prawdziwy spokój umysłu zdobywa się nie przez
unikanie konfliktów,

ale przez stawianie im czoła i przebijanie się przez nie mieczem wysiłku.
Bardzo możliwe, że Twoich rodziców niepokoi głęboko zakorzenione w naszym

sposobie myślenia
wyobrażenie, że jednostka, aby być użyteczna, musi być „aktywna". Erich Fromm

analizuje w książce O
sztuce miłości słowo „aktywny", funkcjonujące w zachodnim społeczeństwie.

Podkreśla on, że to, co ktoś
robi, jest mniej ważne od motywacji kryjących się za jego aktywnością Człowiek

pchany do bezustannej
pracy przez brak poczucia bezpieczeństwa, samotność czy chciwość jest

niewolnikiem namiętności i
biernym obiektem działania. Z drugiej strony osoba siedząca w skoncentrowanej

medytacji
zaangażowana jest w .najwyższą aktywność, jaka istnieje, w aktywność ducha,

możliwą jedynie w
warunkach wewnętrznej wolności i niezależności..."

209

background image


Jeśli spojrzymy na to w ten sposób, to nawet Twoi rodzice mogą się zgodzić, że
jeśli mamy zachować

umysłową równowagę w obliczu narastających napięć i konfliktów współczesnego
życia, to nie mamy

innego wyjścia, jak oddać się tej „najwyższej aktywności ducha", l to nie tylko
dla naszego własnego

dobra. Bud-dyzm uczy, że umysł jednego człowieka jest umysłem wszystkich ludzi.
Społeczeństwo nie

jest w końcu niczym innym jak naszym własnym tworem: przejawem zbiorowego umysłu
wszystkich

tworzących je jednostek. Ponieważ zewnętrzne - jakby się mogło zdawać - błędy
społeczeństwa biorą się

właściwie z naszych własnych umysłów, to jak słusznie przeczuwasz, każdy z nas
musi wziąć na swoje

barki odpowiedzialność za stan, w jakim znajduje się ludzkość. Jakże ktokolwiek,
kto czuje się

odpowiedzialny wobec swych bliźnich, może zaniedbać uzdrowienie swego własnego
umysłu? Jak

mógłby dopuścić do przeoczenia wypływających z niego samego skalań ciała, mowy i
umysłu?

Wpływ oświecenia jednej osoby na zbiorowy stan psyche w skali świata jest
niezmierzony. Na poziomie

tego, co niewidziane, rozjaśnia ono ciemności umysłów innych ludzi. Na poziomie
tego, co widzialne,

zdolność zdyscyplinowanego, oczyszczonego i przebudzonego umysłu do wpływania na
innych i

przekształcania ich jest ogromna, l tak jak zapalenie nawet kilku świec w dużej,
czarnej jak smoła jaskini

rozjaśnia w pewnym stopniu ciemności - setki tysięcy osób bezinteresownie
medytujących przyczyniają

się w oczywisty sposób do powstawania potężnej siły pokoju i harmonii na
świecie.

Mam nadzieję, Lynn, że dla Twego dobra i dla dobra innych wytrwasz w swojej
praktyce i sama

doświadczysz cudu zeń.
Twój P.K.

3. „CZY MUSZĘ PORZUCIĆ RODZINĘ, ABY W PEŁNI WEJŚĆ W ZEŃ?"
DROGI ROSI KAPLEAU, od kiedy spotkałem Cię w Kostaryce kilka miesięcy temu,

zastanawiałem się
czasem nad pewnymi sprawami, o których mówiliśmy. Teraz, gdy postanowiłem wziąć

udział w programie
treningu w Ośrodku Zeń, pragnę podzielić się z Tobą pewnymi moimi odczuciami

związanymi z tą
decyzją.

Najpierw przez wiele lat czytywałem od czasu do czasu o zeń, jak również o
innych filozofiach i

dyscyplinach prowadzących do samorealizacji. Na początku nie uważałem tego
zainteresowania za nic

wielkiego: było to coś, co porwało
210

moją wyobraźnię i zafascynowało mnie opisami dalekich krajów, egzotycznych
praktyk, dziwacznych

postaw i zachowań rozmaitych mędrców, guru, swamich, mistrzów i ich
nielogicznych, enigmatycznych

uwag na temat Prawdy, Rzeczywistości, Umysłu, tego, co Nieskończone i
Ostateczne, l nawet jeżeli nie

rozumiałem tego wszystkiego, to coś przykuło moją uwagę i sprawiło, że coraz
bardziej ulegałem tym

zainteresowaniom.

background image

Potem w miarę upływu czasu coraz bardziej stawałem się adeptem, przynajmniej

jeśli chodzi o czytanie.
Pochłaniały mnie te sprawy coraz bardziej i nabierały znaczenia, gdyż coraz

lepiej czułem, o co tam
chodzi. Zdałem sobie sprawę, że cała ta „egzotyczna filozofia" ma bezpośredni

związek ze mną z moim
życiem. Dostrzegłem też, że zacząłem się zmieniać i podążać w określonym

kierunku. Powoli, lecz
nieuchronnie doszedłem do wielu głębokich i znaczących (przynajmniej dla mnie)

wglądów, które zmieniły
mój dotychczasowy tryb życia. Ten proces trwa do dziś, kiedy to poczułem, że

muszę podjąć
postanowienie, które zapewni mi na resztę życia spokój i niepodważalne

przeświadczenie, że znalazłem
to, czego szukałem.

W ciągu ostatnich lat zyskałem większą przytomność, dzięki której lepiej i
spokojniej żyję i pracuję. Z

drugiej strony ten sam proces budzenia przytomności doprowadził mnie do
głębokiego zamętu, frustracji i

niepokoju. Jestem przekonany, że uchwyciłem mgnienie jakiejś Rzeczywistości czy
Prawdy, czegoś

zupełnie odmiennego od tego, co narzuca się nam jako oczywiste, l chciałbym
teraz wiedzieć, czym jest ta

inna rzeczywistość. Chcę zdobyć pełny wgląd zamiast przebłysku i osiągnąć
przełom, który raz na zawsze

rozwieje i unicestwi to, co jak czuję oddziela mnie od innej rzeczywistości czy
od innego wymiaru istnienia.

W ubiegłym roku podjąłem kilka samotnych prób osiągnięcia tego wglądu, jednakże
spełzły one na

niczym. Moje zainteresowanie tylko wzrosło, a frustracja i niepokój nasiliły
się. Wydaje mi się, że zdobycie

oświecenia bez pomocy oświeconego nauczyciela jest bardzo trudne, jeżeli w ogóle
możliwe.

A teraz, gdy postanowiłem uczynić kolejny krok - wziąć udział w programie
treningu i wejść w bezpośredni

kontakt z Tobą który możesz mi w końcu pomóc osiągnąć oświecenie - doświadczam
nowych wątpliwości

i niepokoju. Z jednej strony jestem pewien, że jeżeli tego nie uczynię, to będę
nadal żył w rozdarciu. Z

drugiej jednak strony czuję, że rozpoczynam końcowy etap podroży w poszukiwaniu
ostatecznego

znaczenia mojego życia, skąd nie będę już miał odwrotu, l to wyobrażenie „nie
mam odwrotu" sprawia, że

zastanawiam się, dokąd dokładnie wyruszam, co mi się przydarzy i czym się to
skończy. Chociaż nie chcę

żyć dłużej w konflikcie i niepokoju ani umierać w takim pomieszaniu, to widzę
całą głęboko zakorzenioną

we mnie niechęć do porzucenia tego, czym jestem i co posiadam.
211

Bardzo trudno jest mi żyć z tym wszystkim, ponieważ stale odnoszę wrażenie, że
działam bardzo

powierzchownie, w ograniczony sposób, poza jakaś rzeczywistością która wciąż mi
się wymyka, a w której

z pewnością rozstrzygnąłbym wszystkie problemy. Czuję zamkniętą we mnie
potencjalną energię, ale nie

potrafię jej wyzwolić ani zrealizować tego, co odczuwam jako moją prawdziwą
naturę,-

No i oczywiście jeszcze jedno źródło wątpliwości i niepokojów: moja rodzina. Co
będzie z moją żoną, z

dziećmi i z ich wykształceniem, z naszą wspólną pracą itp.? Co się stanie z tymi
wszystkimi tak bardzo

realnymi związkami i ze wszystkim, za co jestem odpowiedzialny, jeżeli wyruszę

background image

na ścieżkę, z której - jak

się wydaje - nie ma już odwrotu? Takie pytania i wątpliwości mogą Ci się
wydawać, z punktu widzenia

Twojego oświecenia, błahe i nieistotne, lecz dla mnie stanowią one przeszkodę,
która sprawia, że waham

się i wciąż tkwię w martwym punkcie. Mówiąc bardziej ogólnie: czy mogę w pełni
wejść w zeń bez

porzucania tych związków? Chociaż moja żona, która jest wyjątkowo dojrzałą i
wyrozumiałą kobietą, nie

przyznaje się otwarcie do niepokoju, to jednak zdaję sobie sprawę, że jest ona
zaniepokojona, co jest

oczywiście całkiem naturalną reakcją. Nie chcę jej w żaden sposób zranić i nie
mogę też wyobrazić sobie

teraz opuszczenia moich dzieci. Jest to problem kogoś, kto chce zjeść ciastko i
jednocześnie je

zachować. Mam jednak wątpliwości, czy może to być takie proste.
Nie są to pytania, na które spodziewam się jednoznacznej odpowiedzi, lecz raczej

refleksje. Bardzo
możliwe, że większość niepokojów i wątpliowści rozstrzygnę w naturalny sposób w

drodze praktyki.
Dlatego postanowiłem po prostu uczynić ten następny krok: wyjechać do Rochester,

rozpocząć trening
zeń i pozwolić działać temu procesowi. W końcu gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą

Było mi bardzo trudno napisać ten list, chyba dlatego, że próbowałem wyrazić
intuicje, uczucia i procesy,

których tak naprawdę nie sposób opisać słowami. Jestem jednak pewien, że zdołasz
uchwycić istotę tego,

co próbowałem powiedzieć.
Mam nadzieję, Rosi, że miewasz się dobrze i cieszę się, że znów Cię spotkam.

Szczerze oddany, David
ODPOWIEDŹ

DROGI DAVIDZIE, masz całkowitą słuszność, że gdy raz Twoja Prawdziwa Natura
drgnęła, pragnąc

przedostać się do świadomości, to nie ma już odwrotu. Bez wątpienia słyszałeś,
co Freud i inni

psychologowie mówią o wielkiej szko-
212

dzie, jaką wyrządza się psychice, gdy pożądanie seksualne nie może znaleźć
ujścia, jednakże o wiele

gorsza jest frustracja wynikająca z niezaspokojenia pierwotnej potrzeby
odkrycia, czym i kim jesteśmy i

jakie jest znaczenie naszego życia i śmierci. Te pytania są barierami, które Ty
sam musisz przełamać - po

drugiej stronie znajduje się Rzeczywistość, której istnienie przeczuwasz. Jednak
nie jest ona czymś

odrębnym, bo jakże mogłaby istnieć więcej niż jedna Rzeczywistość? Gdy opadnie
muł łudzących Cię

myśli, ujrzysz świeżą, czystą wodę, która jest w rzeczywistości tą samą wodą co
przedtem, lecz

oczyszczoną z brudu i śmieci.
Zbliżasz się teraz do czterdziestki, prawda, Davidzie? Stoisz więc na

rozstajach, na których musisz zadać
sobie pytanie: „Czy mam dalej iść po linii najmniejszego oporu, co z jednej

strony jest wygodne, a z
drugiej pełne bolesnego poczucia niespełnienia, czy też mam wkroczyć na nową

drogę życia, prowadzącą
do prawdziwej wolności?" To może być Twoja ostatnia szansa spełnienia nadziei i

pokonania lęków,
ponieważ możesz odkryć, że obok zwykłych niepokojów wieku średniego budzi się w

tobie odraza do
samego siebie za to, że nie u-czyniłeś lego, co tak mocno leżało Ci na sercu.

Niestety, taki jest los wielu

background image

tysięcy ludzi, niegdyś pełnych nadziei i sił witalnych, którzy w późniejszych

latach odkrywają, że ich
energia życiowa wyciekła z nich w natłoku działań lub też została wyczerpana

przez zżerające ich lęki
przed życiem i śmiercią wobec których czują się bezsilni. Jung napisał, że nie

miał ani jednego pacjenta
po czterdziestce, dla którego podstawowym problemem nie byłby lęk przed

śmiercią. To właśnie satori -
przebudzenie się Twej Prawdziwej Natury - rozwieje ten lęk i pozwoli Ci żyć

radośnie i umrzeć godnie.
Weźmy przypadek skazanego na dożywocie więźnia, którego nieoczekiwanie

ułaskawiono. Jeżeli siedział
za kratkami wiele lat i urządził tam sobie mały, wygodny kącik w społeczności

więziennej, to z pewnością
obawia się stawienia czoła obowiązkom, jakie niesie ze sobą życie na zewnątrz.

Jeżeli jego siła witalna została stłumiona, to zrzeknie się on ułaskawienia lub
też nie będzie się o nie

starał. Jeżeli jednak siedział w zamknięciu tylko kilka lat i jego naturalne
pragnienie wolności jest nadal

żywe, jak u każdego zdrowego człowieka, to uczyni on wszystko co w jego mocy,
żeby odzyskać wolność.

Podobnie Twoja gotowość wzięcia udziału w nadchodzącym programie treningu
ukazuje, że Twoja

duchowa żywotność jest silna. Odkładając tę decyzję przesunąłbyś na później
Twoje aktywne

poszukiwanie samourzeczywistnienia, aż w końcu pragnienie wolności zostałoby w
Tobie stłumione.

Stłumione, ale nigdy nie wykorzenione, l chociaż na jakiś czas możesz przykryć
frustrację i niepokój

blichtrem, to nie znajdziesz w ten sposób prawdziwego spokoju. Nawet chwilom
największej rozkoszy

towarzyszyć będzie domieszka goryczy, tępego bólu i tęsknoty za
samourzeczywistnieniem.

213
t

Tak więc gratuluję Ci doniosłej decyzji i czekam w Rochester.
Twoja troska o żonę i dzieci, o ich wykształcenie i o waszą wspólnąpracę jest

godna pochwały i ukazuje,
jak mocny i żywy jest Twój związek z rodziną W takiej sytuacji jak Wasza

zazwyczaj najsilniejsze obawy
żywi żona. Jeżeli sama nie praktykuje zazen, a rozumiem, że Twoja żona tego nie

czyni, powstanie w niej
obawa, że jeżeli będziesz szedł dalej ścieżką zeń, to w końcu zostaniesz mnichem

i opuścisz ją i dzieci.
Jak wiesz, większość kobiet czuje silny lęk przed opuszczeniem przez ukochanego

męża. Prawdziwie
uspokoić żonę i dzieci - jako że dzieci nieuchronnie podzielają niepokój matki -

możesz tylko w jeden
sposób: okazując im większą miłość, lecz nie w jakiś zaplanowany sposób, gdyż

byłoby to sztuczne i
zdradziłoby tylko Twoje własne kłopoty. Raczej przyłóż się całym sercem do

treningu zeń, co - pamiętaj -
oznacza przyłożenie się w pełni do wszystkich spraw Twego codziennego życia, a w

naturalny sposób
staniesz się bardziej kochający. Wyzwoli się wtedy Twoja wrodzona miłość i

będzie wyrażać się coraz
mocniej. Gdy jesteś ze swoją żoną i dziećmi, bądź z nimi całkowicie i podobnie

gdy jesteś w pracy, to nie
zostawiaj części siebie w domu; gdy się golisz, po prostu rób to, a gdy czytasz,

po prostu czytaj itd. Oto
prawdziwa praktyka zeń w Twoim codziennym życiu. Kontynuuj ją, a niedługo

odkryjesz, że jesteś

background image

bardziej wyrozumiały i cierpliwy w stosunku do swoich dzieci i że intuicyjnie

wiesz, kiedy należy być
twardym, a kiedy ustępować. Staniesz się bardziej wrażliwy i będziesz mógł

właściwiej reagować na
potrzeby żony, jak też i wszystkich, którzy Cię otaczają.

Na koniec chciałbym Cię przestrzec, abyś nie myślał kategoriami ranienia i
nieranienia swojej rodziny.

Jeśli będziesz się tym martwił, to Twoje zachowanie w stosunku do nich będzie
wymuszone i sztuczne.

Zamiast tego miej wiarę, że wszystko, co pomaga Tobie, nie może równocześnie w
najgłębszym

duchowym znaczeniu nie pomóc rodzinie. Na początku może się wydawać, że jest
odwrotnie, ale gdy

Twoja praktyka się pogłębi, prawda ta dotrze zarówno do Ciebie, jak i do Twojej
żony. Na razie rób

wszystko, co możesz, aby upewnić ją o swojej stałości, nie słowami, tylko
czynami.

Dziękuję Ci za Twój list. Jeżeli nie będziesz miał nic przeciwko temu,
pragnąłbym odczytać go podczas

mojej następnej formalnej mowy. Ola wielu będzie on pouczający i inspirujący.
Czeka tu na Ciebie ciepłe

przyjęcie i wytężona praca.
Twój Philip Kapleau

214

II. DIALOGI

l.CZY PRZEBUDZENIE POZWALA ROZWIĄZAĆ DYLEMATY MORALNE?
PYTAJĄCY: Czy oświecenie rozwiązuje wszystkie problemy życiowe?

ROSI: To, co kiedyś było problemem, przestaje już być problemem.
DRUGI PYTAJĄCY: A co z dylematami moralnymi? Jest dość oczywiste, że nie należy

zabijać, kraść ani
kłamać. A jednak czasami, ile by się nie myślało o tym, co trzeba zrobić w danej

sytuacji, wydaje się, że
właściwej odpowiedzi nie ma. Czy satori pozwala nam na wskroś przejrzeć te

moralne problemy, tak aby
właściwa odpowiedź stała się oczywista?

ROSI: Nawet ludzie głęboko oświeceni muszą nadal stawiać czoło dylematom
moralnym. Wiele lat temu

mój nauczyciel opowiedział podczas sesin historię dotyczącą dylematu moralnego,
wobec jakiego stanął

pewien mistrz zeń. Wywołała ona w uczestnikach sesin jedną z najsilniejszych
emocjonalnych reakcji,

jakich kiedykolwiek byłem świadkiem. Oto co - jak pamiętam - powiedział mój
nauczyciel:

KHka wieków temu pewien człowiek od dziecka gorąco pragnął zostać mnichem.
Ponieważ jednak stracił

ojca, musiał utrzymywać swoją owdowiałą matkę sprzedając drewno na opał. Po
jakimś czasie, gdy nie

był w stanie tłumić dłużej swego głęboko zakorzenionego pragnienia, aby
poświęcić się religijnemu życiu, i

gdy tylko udało mu się zaoszczędzić trochę pieniędzy, opuścił dom. Zostawił
matce wszystkie pieniądze

wraz z kartką, na której napisał:
.Wybacz mi, że cię opuszczam, ale muszę znaleźć duchowego nauczyciela."

Matka nigdy więcej nie usłyszała o swoim synu. Po wielu latach, gdy była już
stara i ślepa na jedno oko,

rozpaczliwie pragnęła ujrzeć przed śmiercią swe jedyne dziecko. Pewnego razu
wędrowny mnich z

klasztoru położonego w bardzo odległej części kraju powiedział jej, że według
wszelkiego

prawdopodobieństwa klasztor ten prowadzi jej syn.
Uradowana matka wyruszyła na poszukiwanie klasztoru w nadziei ujrzenia syna. Po

latach wędrówki i

background image

wielu trudach odnalazła klasztor, opisany przez owego wędrownego mnicha. Była

wówczas bardzo słaba.
Drżąc zbliżyła się do bramy, gdzie natknęła się na mnicha, który uprzejmie

zapytał ją o cel jej przybycia.
Opowiedziała mu o swym synu i o tym, że ma powody sądzić, że to on jest opatem

tego klasztoru. Czy
mogłaby go ujrzeć choć przez chwilę? Nie ma zbyt wiete

215

życia przed sobą i umarłaby w spokoju, gdyby tylko mogła raz go ujrzeć. Mnich
poprosił ją, żeby

zaczekała, i udał się do opata. Po dłuższym czasie wrócił i rzekł: Jest mi
bardzo przykro. Przekazałem

opatowi wszystko, co mi opowiedziałaś, ale on odparł: Ta kobieta się myli, nie
jestem jej synem.'"

Na te słowa całe zendo wybuchnęło płaczem. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni, nie
wyłączając rosiego,

otwarcie płakali.
Chociaż rozumiałem po japońsku, powód takiego wybuchu uczuć nie był dla mnie

jasny. Wracając do
domu pociągiem (sesin odbywało się w północnej części Japonii) mogłem zająć

miejsce w przedziale
obok rosiego i miałem okazję zapytać o ten płacz. „Dlaczego wszyscy nagle

wybuchnęli płaczem, gdy
opat powiedział, że nie jest jej synem? Przecież nim był, prawda?"

„Tak, oczywiście, że był jej synem - odpowiedział rosi - pamiętaj, że nie
widział jej od czasu, gdy opuścił

dom przed wieloma laty. Wiedział, że jest ona stara i słaba i że na jej widok
ogarnie go pragnienie

uściskania jej i zajęcia się nią Lecz był przecież odpowiedzialny za duchowy
trening około pięciuset

mnichów. Gdyby jego matka mieszkała w klasztorze lub w pobliżu, pragnąłby z nią
być, a tym samym

mógłby poświęcić mniej czasu prowadzeniu swych mnichów. Możemy sobie wyobrazić
tę udrękę i

wewnętrzny dramat, którego rezultatem była odpowiedź, jaką w końcu przekazał
przez mnicha. Wszyscy

w zendo dotkliwie odczuli mękę, przez jaką przechodził opat słuchając głosu
obowiązku, a nie głosu

serca, i dlatego płakali."
TRZECI PYTAJĄCY: Czy opat nie mógł przynajmniej przekazać matce, że owszem, jest

jej synem i ma
się dobrze, ale że nie może się z nią widzieć?

ROSI: Gdyby tak uczynił, czy nie sprawiłby jej jeszcze większego bólu?
CZWARTY PYTAJĄCY: Dlaczego jego obowiązek wobec mnichów był ważniejszy od

obowiązku opieki
nad starą matką? Zawsze słyszałem, że Azjaci, a szczególnie Japończycy, są

bardzo oddani swoim
rodzicom i dbają o nich. Czy taka postawa nie jest częścią ich kultury?

ROSI: To, co uczynił opat, odzwierciedlało jego szczególne poczucie obowiązku w
tym wypadku. Pewien

rosi, u którego praktykowałem w Japonii, często odwiedzał swoją starą matkę
mieszkającą na terenie

klasztoru. Być może dlatego, że miał dwudziestu mnichów, a nie pięciuset, czuł,
że jego związek z matką

nie koliduje z obowiązkami wobec mnichów.
DRUGI PYTAJĄCY: A co się stało z matką tamtego opata? Jak zareagowała na jego

odmowę?
ROSI: Nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby zgadnąć. Ale epilog tej historii był

następujący:
Po śmierci matki opat miał wizję, w której ujrzał ją w krainie Czystej Ziemi

Buddy Amidy. Była promienna i

background image

ze złożonymi dłońmi powiedziała, że mu wyba-

216

cza, ponieważ teraz rozumie, dlaczego nie mógł się z nią spotkać. Opat zdał

sobie sprawę, że jego matka
doznała przebudzenia i zapłakał z radości.

2. ZEŃ JEST PONAD MORALNOŚCIĄ, ALE MORALNOŚĆ NIE JEST PONIŻEJ ZEŃ
PYTAJĄCY: W biuletynie wydawanym przez pewien ośrodek zeń przeczytałem historię,

która nasunęła mi
wiele niepokojących pytań. Byłbym wdzięczny, gdybym mógł usłyszeć twoje zdanie w

tej sprawie.
Przyniosłem ten biuletyn ze sobą. Czy mógłbym Ci tę historię opowiedzieć w

skrócie, gdyż jest dosyć
długa?

ROSI: Tak.
PYTAJĄCY: Gdy pewien mistrz opuścił na jakiś czas swą ubogą świątynię, jego

główny mnich namówił
innych mnichów do sprzedaży krowy stanowiącej własność świątyni, aby za uzyskane

pieniądze kupić
wino, mięso i inne przysmaki na całonocną zabawę. Nazajutrz rano, gdy mistrz

powrócił na poranne
siedzenie, okazało się, że nie ma krowy, a wszyscy uczniowie śpią pośród resztek

uczty. Rozgniewany
mistrz wezwał wszystkich do głównej sali i zażądał zwrotu zwierzęcia. Na to

główny mnich zrzucił szaty i
zaczął chodzić na czworakach po sali rycząc jak krowa. Zachwycony tym mistrz

uderzył go trzydzieści
razy w tyłek i rzekł: „To nie jest moja krowa. Ta jest za mała!" Wszyscy

odetchnęli z ulgą i nie poruszano
już więcej tego tematu.

Mam kilka pytań, ale przede wszystkim powiedz, co sądzisz o tym wszystkim?
ROSI: Mistrz zareagował właściwie. Lecz gdybym ja tam był, złapałbym jego kij i

zdzieliłbym jego w tyłek.
PYTAJĄCY: Za co?

ROSI: Za to, że chował krowę.
PYTAJĄCY: Właśnie o to chciałem zapytać. Czy w klasztorach zeń jest zwyczaj

chowania zwierząt?
ROSI: Nie. Zwierzęta wymagają opieki, trzeba je karmić, często w niedogodnych

porach, a to mogłoby
zakłócać porządek dnia mnichów, przewidujący wiele obowiązków i zazen. Ponadto -

i to jest
najważniejsze - w klasztorach zeń nie prowadzi się hodowli krów ani nie pija się

mleka z tego samego
powodu, dla którego nie pił go sam Budda - żeby nie pozbawiać cieląt mleka.

DRUGI PYTAJĄCY: A co sądzisz o zachowaniu się mnichów?
ROSI: Ludzie zeń, którzy są wysoce rozwinięci duchowo, wyprawiają czasem

przedziwne rzeczy - to
znaczy przedziwne dla nieprzebudzonych - ale jedynie duchowo niedorozwinięci i

pogrążeni w ułudzie
mnisi zdobyliby się na to, żeby ukraść krowę należącą do mistrza, sprzedać ją i

kupić alkohol i mięso.
Mnisi,

217

którzy poczynają sobie w ten sposób, zwani są w Japonii namagusu bozu - bez-

bożnikami śmierdzącymi
zgniłą rybą

DRUGI PYTAJĄCY: Czy buddyjskie wskazania nie zabraniają jedzenia mięsa i picia
alkoholu? Czy nie

obejmują one także mnichów zeń?
ROSI: Mnisi również są buddystami.

DRUGI PYTAJĄCY: Pozwolę sobie na odegranie roli „adwcatus diaboli". 0-tóż zeń ma

background image

uczyć wolności, ale

jak można być wolnym, jeżeli jest się otoczonym murem wskazań? l dlaczego ludzie
zeń nie powinni jeść

mięsa, pić alkoholu czy brać narkotyków, jeżeli mają na to ochotę? Co w tym
złego, jeżeli robi się to z u-

miarem?
ROSI: Samo w sobie nie jest to niczym złym.

DRUGI PYTAJĄCY: Czy chcesz przez to powiedzieć, że oświeceni ludzie zeń ignorują
wskazania, gdy

jest to im na rękę?
ROSI: Ludzie zaawansowani w praktyce duchowej nie są przywiązani do wskazań ani

też ich nie łamią
aby udowodnić, jacy to są wolni. Wskazania są jak rusztowanie konieczne do

wzniesienia okazałej
budowli, lecz któż nalegałby na pozostawienie rusztowania, gdy budowla już stoi?

Pamiętajcie, że wskazania nie są przykazaniami moralnymi podanymi przez jakaś
wszechwiedzącą czy

boską istotę. Ujawniają one raczej, w jaki sposób zachowuje się głęboko
oświecona, w pełni duchowo

rozwinięta osoba, która przekroczyła dualizm „ja a inni". Taka osoba nie bierze
sobie wskazań za wzór, to

one biorą sobie ją za wzór. Jednakże dopóki nie osiągnie się takiego stopnia
rozwoju, dobrze jest

przestrzegać wskazań, jeśli bowiem twój umysł nie będzie wolny od zakłóceń
spowodowanych niedbałym

zachowaniem, to nigdy nie dojdziesz do przebudzenia. Dlatego właśnie wskazania
stanowią fundament

duchowej praktyki.
Powróćmy do historii, którą opowiedziałeś przed chwilą Mówiłeś, że gdy mistrz

powrócił na poranne
siedzenie, zobaczył, że wszyscy mnisi śpią Zauważ, że tego ranka nie

praktykowali oni zazen - z
pewnością z powodu kaca - a przypuszczalnie nie siedzieli też poprzedniego

wieczoru. Aby dojść do
oświecenia, trzeba mieć przytomny umysł, dużo skoncentrowanej energii i silną

wolę, a te cechy kształtuje
dyscyplina zazen; brak umiaru w jedzeniu i piciu tylko je osłabia.

Historia ta ukazuje również, jak łamanie jednego wskazania prowadzi do łamania
innych. Gdyby mnisi nie

pogwałcili drugiego wskazania, głoszącego, że nie należy kraść, nie złamaliby
piątego wskazania, zgodnie

z którym nie należy używać narkotyków ani pić alkoholu, bowiem wywołuje to zamęt
w umyśle.

Nawiasem mówiąc, nie ma osobnego wskazania zakazującego jedzenia mięsa. Niemniej
sutry

Lankavatara i Surangama, zaliczane do świętych pism maha-jany, wyraźnie
potępiają jedzenie mięsa.

DRUGI PYTAJĄCY: A jakie podają powody?
218

ROSI: Takie, że nie ma ani jednej istoty, która w swojej karmicznej ewolucji i
degeneracji wiodącej przez

niezliczone wcielenia nie była naszą matką, ojcem, mężem czy żoną, siostrą,
bratem, synem lub córką.

Nie ma ani jednej istoty, której pokrewieństwo z nami zostałoby przerwane, nawet
gdyby ta istota

odradzała się jako zwierzę. Jakże więc duchowo nastawiony człowiek podchodzący
do wszystkich żywych

istot, jak gdyby były nim samym, może jeść mięso stworzeń tej samej co on
natury? Czyż z takiego punktu

widzenia jedzenie mięsa nie jest formą kanibalizmu? Jakże człowiek dążący do
wyzwolenia się od

cierpienia może sprawiać bezpośrednio lub pośrednio ból innej istocie? Mięso

background image

smakuje tym, którzy je

jedzą. W rezultacie czerpią oni przyjemność ze śmierci innej żywej istoty-
Jeżeli się nad tym głębiej zastanowić, to czyż zabijanie krów na mięso nie

wynika z podłej
niewdzięczności? Krowa jest przecież mamką ludzkiej rasy. Kosztem własnych

cieląt dostarcza ona
człowiekowi i jego dzieciom mleka. A jednak gdy krowa jest już zbyt stara i

wyniszczona, aby dawać
mleko, to w jaki sposób człowiek okazuje jej swoją wdzięczność za lata służby?

Czy pozwala jej przeżyć
ostatnie lata w spokoju? Nie! Zabija ją w brutalny sposób, zjada, a potem

wyrabia z jej skóry obuwie i
depcze ją stopami, dodając jeszcze zniewagę do krzywdy. A jednak moraliści

twierdzą, że człowiek dzięki
swej wzniosłej naturze jest jedynym zwierzęciem znającym uczucie wdzięczności.

DRUGI PYTAJĄCY: Jeżeli nie zabija się zwierzęcia samemu i jeżeli nikt inny nie
zabija go specjalnie dla

nas, to czemu jest to takie złe?
ROSI: Rzeźnia może leżeć w bezpiecznej odległości kilku mil, jak to wyraził a-

merykański filozof Emerson,
a jednak nadal jest to współudział. Bez względu na to, czy zwierzę zostało

zabite specjalnie dla
dostarczenia ci mięsa, jeżeli tylko wkładasz je do żołądka, to jesteś

współuczestnikiem niczym nie
usprawiedliwionej zbrodni. Dlaczego niczym nie usprawiedliwionej? Dlatego, że

można całkiem dobrze
żyć i funkcjonować bez zwierzęcego białka.

Postawiłeś mi kilka pytań. A teraz pozwól, że ja postawię ci parę. Dlaczego tak
cię zajmuje kwestia

wskazań?
DRUGI PYTAJĄCY: Nie wiem.

ROSI: Czy szukasz związku między moralnością a oświeceniem zeń?
DRUGI PYTAJĄCY: Przypuszczam, że to z powodu mojego chrześcijańskiego

wychowania. Czytałem, że
zeń przekracza moralność, ale przecież czy bez norm moralnych, bez poczucia, co

dobre, a co złe, nie
zapanowałby na świecie jeszcze większy zamęt?

ROSI: Zeń przekracza moralność, ale jej nie wyklucza. Mówiąc językiem zeń: .Zeń
jest ponad

moralnością, ale moralność nie jest poniżej zeń." Tak zwany człowiek moralny
odróżnia dobro od zła, a w

każdym razie zdaje mu się, że od-
219

różnią, lecz nie wie przy tym, kto to jest, kto odróżnia dobro od zła. Tego
rodzaju głębokie zrozumienie

wymaga praktyki zeń i przebudzenia
3. BURDELE IBUDDYZM

PYTAJĄCY: Właśnie ukończyłem akademicki kurs buddyzmu, na którym czytaliśmy
kilka sutr. Jedna z

nich mówi o tym, jak główny uczeń Buddy, Ananda, który był mnichem i żył w
celibacie, wybrał się do

burdelu i omal nie został uwiedziony, lecz Budda dowiedział się o tym dzięki
swym mocom psychicznym i

uratował go. Inna sutra - zwana chyba Sutra Wimalakirtiego - głosi, że
Wimalakirti, słynny buddysta,

często odwiedzał burdele. A jeszcze inna sutra - nie pamiętam jej nazwy -
przytacza historię kobiety, która

została prostytutką. Wydaje mi się, że między burdelami a buddyzmem istnieje
silny związek.

ROSI: Wimalakirti był człowiekiem świeckim, który poziomem duchowego rozwoju
ustępował jedynie

Buddzie. Dla głęboko oświeconego człowieka nauczanie jest czymś tak naturalnym

background image

jak oddychanie. Czy

to ci nie podpowiada, dlaczego odwiedzał burdele?
PYTAJĄCY: Sugerujesz, że Wimalakirti chodził do burdeli, żeby nauczać buddyzmu.

A dlaczego właśnie
tam?

ROSI: A dlaczego nie tam? l mędrcy, i dziwki mają zdolność przebudzenia się ku
Prawdziwemu

Umysłowi. Oświecona kobieta, o której wspomniałeś - słuszniej byłoby ją nazwać
bodhisattwą - została

prostytutką aby wyzwalać ludzi z ich niskich namiętności. Wimalakirti
odwiedzając burdele próbował

doprowadzić do oświecenia ciemne i pogrążone w niewiedzy umysły prostytutek i
mężczyzn, którzy je

wykorzystywali. Tak, między burdelami a buddyzmem był i jest silny związek.
PYTAJĄCY: Nie wspomniałeś o Anandzie. A jak to z nim było?

ROSI: Ananda był wtedy bez wątpienia mnichem nowicjuszem, a nowicjusze czasem
wpadają w tarapaty.

Czy mam wam opowiedzieć, jak mój rosi zaprowadził kilku mnichów i mnie do
burdelu, a później do domu

gejsz?
GŁOSY: Tak! Tak!

ROSI: Najpierw muszę wam opowiedzieć o duchowej dyscyplinie zwanej w języku
japońskim takuhatsu.

Grupa mnichów chodzi rzędem po ulicach śpiewając „Ho" (Dharma). Każdy ma w
rękach drewnianą

miskę, a na szyi płócienną tobę. Dzieci i dorośli wkładają do misek ofiary
pieniężne, a do toreb żywność,

po czym dający i przyjmujący kłaniają się sobie ze złożonymi dłońmi, aby wyrazić
wzajemny szacunek i

wdzięczność. Chociaż słowo takuhatsu często tłumaczy się jako „żebranie", mnisi
nie żebrzą. Ofiarowują

oni nauki Buddy służąc swoim własnym przykładem i w zamian za to otrzymują
jedzenie i pieniądze. Mnisi

ćwiczą się w tym, żeby patrzeć na wszelkie dary okiem równości, tzn. powstrzymać
220


„Bodhidharma i prostytutka" pędzla nieznanego japońskiego artysty z XVII wieku.

Japońskie słowo oznaczające Bodhidharmę oraz nie licencjonowaną, niezrzeszoną
prostytutkę jest takie

samo „daruma" Ukazani są oni w odwrotnych rolach niż zazwyczaj; prostytutka w
refleksyjnej i pewnej

siebie pozie pociesza Bodhidharmę, który wydaje się być zażenowany Artysta, jak
się zdaje pragnie nam

powiedzieć
„Czy między tymi dwiema darumami istnieje różnica co do ich zasadniczej natury?"

221

się od takich ocen jak na przykład: .on jest hojny, ona jest skąpa". Podobnie

dawcy, jeśli ich dar wypływa
z umysłu równości, będą wolni od takich myśli, jak np. „dzięki temu datkowi

zyskam sobie duchową
zasługę".

Pewnego dnia w lutym, gdy przebywałem w klasztorze już od trzech miesięcy, rosi
powiedział: Jutro

możesz nam towarzyszyć na takuhatsu." Miało to być moje pierwsze takuhatsu, więc
szykowałem się na

nie z ochotą aby poznać ten nowy aspekt mojej praktyki, choć oznaczało to kilka
godzin marszu po śniegu

i lodzie w słomianych sandałach i cienkich mnisich szatach.
„Dokąd pójdziemy jutro na takuhatsu, rosi?"

„Do sąsiedniego miasteczka. Po takuhatsu odprawimy ceremonię w ogrodzie z okazji

background image

rocznicy śmierci."

„W jakim ogrodzie?"
.W ogrodzie lotosów nocy."

„Ale..."
„Dość tych pytań! Bądź cierpliwy, Kapleau-san. Sam zobaczysz."

Następnego dnia udaliśmy się dziesięcioosobową grupą na takuhatsu. Prowadził nas
rosi. Gdy zbliżyliśmy

się do zaniedbanej części miasteczka, nadal śpiewając „Ho", rosi dał nam znak,
żebyśmy się zatrzymali

przed zniszczonym domem. Potem nacisnął dzwonek przy drzwiach i wszyscy
znaleźliśmy się w

przedsionku, gdzie wkrótce powitała nas pospolicie wyglądająca kobieta,
sprawiająca wrażenie

zaskoczonej, że nas widzi. Jak się okazało, przyszliśmy za wcześnie, lecz nie
wspomniała nam o tym ani

słowa, przepraszając tylko zwyczajem gospodyń za bałagan w domu. Wówczas rosi
śmiejąc się

powiedział przepraszającym tonem: „Zawsze jesteśmy albo za wcześnie, albo za
późno." Następnie pani

domu zaprosiła nas do dalszych pomieszczeń. Gdy weszliśmy do dużego pokoju,
muzyka i wrzawa, jaką

czyniły na wpół rozebrane kobiety i pijani mężczyźni, umilkła nagle, jak
wyłączony adapter.

„To burdel!" - te słowa padły mi z ust, zanim zdołałem je powstrzymać. Dwóch
rozmemłanych pijaków

wypchnięto do sąsiedniego pokoju, zamykając za nimi rozsuwane drzwi. Szefowa
zniknęła na chwilę i

powróciła z zieloną herbatą i ciastkami. Jedliśmy w milczeniu. Po jedzeniu
usiedliśmy razem z szefową i

dziewczętami po japońsku na piętach, z dłońmi złożonymi przed „rodzinnym"
buddyjskim ołtarzem. Na

ołtarzu obok buddy stało wiele fotografii zmarłych członkiń „rodziny".
Ze skupieniem uczonego, badającego rzadki okaz, rosi zapalił laseczkę kadzidła i

umieścił ją w
kadzielnicy na ołtarzu przed buddą obok ofiar z pożywienia i herbaty. Potem

zająwszy miejsce na
przedzie grupy zaintonował kilka pierwszych wersów sutry Serce doskonałej

mądrości, po czym wszyscy
przyłączyli się do śpiewu. Spojrzałem na kobiety. Ich twarze odmłodniały.

Kobiety stały się nag-
222

le małymi dziewczynkami w dniu pierwszej komunii. Śpiewały z dziecinną
niewinnością i czystością: .Tutaj

forma jest tylko pustką, pustka jest tylko formą..."
Po piętnastu czy dwudziestu minutach śpiewu ceremonia ku czci zmarłych l

dobiegła końca. Raz jeszcze
podano nam herbatę i ciastka, ale teraz wszyscy [śmiali się wesoło, a rosi i

mnisi plotkowali i żartowali z
szefową i dziewczętami, (zamiast tradycyjnego obiadu dostaliśmy datek pieniężny,

a potem limuzyna za-|
mówiona przez szefową odwiozła nas do klasztoru.

Po paru tygodniach rosi zjawił się w moim pokoju i wesoło zapytał: „Czy
[chciałbyś mi towarzyszyć do

domu gejsz? Przyjdź do mnie za pół godziny, jeżeli (chcesz iść."
To było pierwsze towarzyskie zaproszenie, jakim zaszczycił mnie rosi. Odniosłem

przy tym wrażenie, że
bardzo chce, abym mu towarzyszył. Ale dlaczego do domu gejsz? Wizyta w domu

publicznym była
częścią takuhatsu i brali w niej udział mnisi. To nowe zaproszenie miało inny

charakter. Czy miała to być
jakaś próba zeń? Jeśli tak, to co było jej celem?

Jeżeli pójdziesz - mówiłem sobie - to możesz być pewien, że będzie się tam l

background image

piło sake, piwo, a może

nawet coś mocniejszego." Jak już wiedziałem z boles-Inych doświadczeń, alkohol
źle wpływa na mój

żołądek, a także na praktykę, więc (obiecałem sobie i staremu opatowi, że
przestanę pić. Zaproszenie

rosiego było l pierwszą pokusą Być może na tym miała polegać próba.
Przypomniałem sobie l historię o

Gurdżijewie16, który pewnego wieczoru zaprosił kilku swoich uczniów, [byłych
alkoholików, na przyjęcie w

Paryżu. Podczas tego wieczoru bezustannie częstował ich koktajlami i szampanem i
mimo ich protestów

nakłaniał ich usilnie do picia.
W końcu ulegli i upili się na umór. Na drugi dzień, pełni wyrzutów sumienia i

nienawiści do siebie, czynili
mu gorzkie wymówki: „Dlaczego zmusiłeś nas do picia?"- pytali z pretensją. „Czy

ktoś do was mierzył z
pistoletu? - spokojnie zapytał Gurdżijew. - Przecież nie musieliście pić." Po

głowie chodziły mi myśli o tej
historii, o jej możliwym związku z zaproszeniem rosiego. Spojrzałem na zegarek -

minęło prawie pół
godziny! Pełen mieszanych uczuć udałem się w kierunku pokoju rosiego.

„Cieszę się, że idziesz ze mną, Kapleau-san - powiedział rosi, gdy przestąpiłem
próg jego pokoju - to

będzie wesoły wieczór." l poszliśmy do domu gejsz.
Zaczęło się od uprzejmych powitań. Elegancko ubrana gejsza towarzyszyła nam do

niskiego, okrągłego
stołu w dużej sali, gdzie byli już inni goście. Szybko przyłączyły się do nas

trzy inne gejsze. Jedna z nich
przyniosła pierwszą z wielu tac zastawionych piwem i sake. Moje skromne wysiłki,

aby pić z umiarem,
spełzły na niczym. Po nieudanej próbie powstrzymania usługującej gejszy od

nalania mi kieliszka whisky,
którą jeden z gości pragnął poczęstować Amerykanina, „bo

223

Amerykanie lubią czystą whisky", spojrzałem na rosiego z błaganiem w oczach.

Rosi odchylił głowę do
tyłu i ryczał ze śmiechu, by po chwili znów obrócić się ku gejszom, rojącym się

wokół niego jak pszczoły
wokół wonnego kwiatu.

Z rogu sali, gdzie stał adapter, dobiegały głośne amerykańskie melodie taneczne,
co było oczywiście

delikatnym ukłonem w stronę cudzoziemca. Chcąc uczcić moją obecność gejsze
zaproponowały,

żebyśmy zamiast tradycyjnych japońskich tańców wszyscy tańczyli w stylu
zachodnim, l tak zaczęły się

fokstroty, walce, tanga i rumby. Zaśpiewaliśmy razem Swanee River i Polkę beczki
piwa, a następnie

nostalgiczne Kodzio no tsuki (czyli Księżyc nad zamkiem ) i Cichą noc, świętą
noc, aby scementować

amerykańsko-japońskie stosunki. Amerykańskie kawałki śpiewałem najpierw po
angielsku, a potem - o

dziwo - rosi i gejsze śpiewali je po japońsku.
Robiło się coraz później, a na parkiecie coraz tłoczniej. Pomiędzy kolejnymi

piosenkami zbrataliśmy się z
grupą trzech japońskich biznesmenów i towarzyszącą im gejszą. Jeden z nich,

najwyraźniej znajomy
rosiego, szczególnie mnie sobie upodobał. Był coraz bardziej przyjacielski, aż

stał się tak nieznośny, jak
duży szczeniak o zabłoconych łapach. Gdy śpiewy i zabawa osiągnęły swój szczyt,

udało mu się jakoś
wymanewrować mnie do pokoiku przylegającego do głównej sali. Stało tam tylko

łóżko. O cóż mogło mu

background image

chodzić? Zanim domyśliłem się jego intencji, do pokoju weszła tanecznym krokiem

pospolicie wyglądająca
i mocno umalowana kobieta. Uśmiechała się do mnie zachęcająco. Z pewnością nie

była gejszą, lecz
przedstawicielką najstarszego zawodu świata. Zaczęła się rozbierać. Mój

„przyjaciel" wytoczył się z
pokoju i zostałem z nią sam na sam.

Czy to właśnie miała być próba według scenariusza rosiego? „Dlaczego nie próbuje
kusić mnie jedną z

tych pięknych gejsz zamiast tą straszną kurwą? -zdumiałem się. - To dopiero
byłaby prawdziwa próba!"

Gdy takie myśli przebiegały mi przez głowę, dziewczyna raptem popchnęła mnie na
łóżko i zaczęła

ściągać ze mnie ubranie. Odepchnąłem ją. Cofnęła się urażona i zaskoczona.
Popatrzyłem na nią

poprzez alkoholową mgłę. Czułem się jak mnich zeń z koanu, wiszący na drzewie i
trzymający się zębami

gałęzi. Jeśli otworzy usta, żeby odpowiedzieć na ważne pytanie zadane mu przez
kogoś, kto stoi pod

drzewem, to spadnie i bardzo się potłucze. Jeśli nie odpowie, sprawi zawód
pytającemu. Jeśli się poddasz

i wpadniesz w jej ramiona - pomyślałem - to możesz również wpaść w ręce rosiego,
w zastawioną przez

niego pułapkę. A jeżeli zwiejesz -zastosujesz unik i nie sprostasz próbie, na
jaką wystawił cię rosi."

Co powinienem był zrobić?
Moja ówczesna praktyka zeń nie obudziła we mnie jeszcze wiary w naukę głoszoną w

Sutrze lotosu, że
człowiek znajdujący się w niebezpieczeństwie otrzyma pomoc, jeżeli będzie z

czcią wzywać imienia
Bodhisattwy Kannon. A jednak odkryłem, że zaklinam Kannon, aby mnie uratował z

tej opresji. Musiał on
224

odczuć, że moje błagania były rodzajem próby, bowiem jego odzew był
natychmiastowy. Objawił się w

formie trzech krzepkich mnichów z klasztoru, którzy spokojnie wkroczyli do
pokoju, odsunęli dziewczynę

na bok i schwycili mnie. Jeden złapał za głowę i za ramiona, a pozostali dwaj za
nogi. Trzymając mnie

wysoko na wyprostowanych rękach, nieśli mnie z dostojeństwem przez całą salę do
drzwi, a potem w dół

po schodach, jak ludzie niosący baldachim. Mój mistrz, otoczony kręgiem wesołych
gejsz zaśmiewał się

tak, że aż łzy płynęły mu strugami po twarzy.
Na zewnątrz zebrał się tłum gapiów o niewzruszonych obliczach, tak jakby to było

codzienne widowisko.
Mnisi, pewni sukcesu, mieli ze sobą rower dla mnie. W milczeniu jechaliśmy w

stronę klasztoru.
Gdy tylko znalazłem się z powrotem w swoim pokoju, zacząłem porządkować kłębiące

się w głowie
pytania. W jaki sposób mnisi dowiedzieli się o moich tarapatach? Czy niezręczne

błazeństwa pijanego
biznesmena pokrzyżowały plan ro-siego, zmuszając go do wysłania sygnału SOS do

mnichów, czy też
biznesmen grał wyznaczoną rolę? Czy to możliwe, aby sami mnisi dzięki

wrażliwości swych „duchowych
anten" odebrali moje sygnały alarmowe? Może to opat dowiedział się o nocnych

wyskokach rosiego i
wysłał mnichów, aby mnie uratowali? A może upokarzające wybawienie mnie z tej

podbramkowej sytuacji
było z góry zamierzonym ukoronowaniem dramatu?

Najbardziej dręczyło mnie jednak pytanie: jaką rolę - jeśli w ogóle jakąś - o-

background image

degrał w tej sztuce stary opat?

Chociaż miał już osiemdziesiąt cztery lata, był nadal aktywny i bez wątpienia
kierował wieloma sprawami.

Czy rosi wiedząc, że opat jest mną osobiście zainteresowany, ośmielił się zabrać
mnie do domu gejsz bez

jego wiedzy i przyzwolenia? Wydawało się to mało prawdopodobne, l dlaczego opat,
który nigdy nie

dotykał alkoholu, nie licząc łyczka czy dwóch sake podczas uroczystości
klasztornych, miałby zgodzić się

na moją wizytę w domu gejsz, gdzie jak wiedział, wiele się pije i hula, o ile
celem tego nie miałoby być

wypróbowanie mnie? Przypomniała mi się opowieść o chłopcu, którego ojciec,
mistrz włamywacz,

postanowił nauczyć zawodu. Podczas pierwszego wspólnego włamania usłyszeli kroki
na zewnątrz.

Ojciec bez wahania chwycił chłopca, wepchnął go do skrzyni, zatrzasnął wieko,
przycisnął książkami, a

sam dał nogę. Chłopiec wrócił do domu po kilku godzinach, obszarpany i ledwie
żywy.

„Tato - wykrzyknął z gniewem - czemu wsadziłeś mnie do skrzyni? Gdyby nie strach
przed więzieniem,

nigdy nie zdołałbym uciec." Ojciec uśmiechał się. „Mój synu - powiedział - to
była właśnie twoja pierwsza

lekcja naszej trudnej sztuki."
Różnica między tym chłopcem a mną polegała na tym, że on wydostał się z

tarapatów bez niczyjej
pomocy, podczas gdy mnie musieli ratować mnisi.

Jaki stopień dostałem z tego egzaminu, jeżeli był to istotnie egzamin? Tego
nigdy się nie dowiedziałem,

gdyż ani stary opat, ani rosi, ani mnisi nigdy nie
225

wspominali o tym incydencie. Powiedzcie mi, czemu rosi zabrał mnie do domu
gejsz?

PIERWSZY GŁOS: Próbował dać ci lekcję zeń.
ROSI: Tak, ale jaką lekcję?

PIERWSZY GŁOS: Że seks jest czymś naturalnym, po cóż więc go tłumić.
(Śmiech.)

DRUGI GŁOS: Chciał ci pokazać różnicę pomiędzy dyscypliną klasztorną a
rozpustnym życiem.

TRZECI GŁOS: Chciał ci pokazać wagę przytomności - jak szybko i pewnie działali
mnisi, kiedy cię

ratowali.
CZWARTY GŁOS: Sprawdzał, czy jesteś gotów do mniszego życia, czy też nadal

trzymasz się świeckich
zwyczajów, takich jak picie i hulanki.

PYTAJĄCY: Rosi, powiedz nam, co ty myślisz o całym tym wydarzeniu.
ROSI: Mistrzowie zeń zawsze uczą swych uczniów.

PYTAJĄCY: Ale czego to ciebie nauczyło?
ROSI: Że jeżeli stajesz obok, to jesteś tylko częścią; że odcinanie się od

kogokolwiek to przecinanie siebie
na dwoje; że jedność to życie, a oddzielanie się to śmierć.

DRUGI PYTAJĄCY: To dlaczego nie poszedłeś do łóżka z tą prostytutką?
ROSI: Ponieważ wówczas nie znałem jeszcze tej podstawowej prawdy.

TRZECI PYTAJĄCY: Nawet gdybyś znał tę prawdę, że jedność to życie, a oddzielenie
to śmierć, to czy

naprawdę stałbyś się jednym z tą prostytutką tylko dlatego, że przespałbyś się z
nią?

ROSI: Gdybym był bardziej duchowo rozwinięty, to mógłbym być z nią bez poniżania
jej i w ten sposób

stałbym się z nią jednym, przekraczając akt seksualny. Ale jako początkujący w
zeń popełniłem fatalny

błąd nowicjuszy: oddzieliłem się od niej przez osądzenie jej, przez pogardę.

background image

Wskutek tego podkreśliłem

nieprawdziwą, pospolitą naturę tej kobiety, a nie jej szlachetną Prawdziwą
Naturę. Odrzucając jej zaloty

zaprzeczyłem istnieniu wrodzonej czystości i godności ludzkiej istoty, która w
tym wypadku była

prostytutką. Postępując tak skalałem nas oboje.
Dla mnie nie była niczym więcej, jak „straszną kurwą". Dla rosiego była „lotosem

nocy". W buddyzmie
lotos symbolizuje Prawdziwy Umysł, bowiem tak jak lotos wyrasta z błota i potem

nad wodą otwiera swój
piękny kwiat, tak samo Prawdziwy Umysł, nieskalany niewiedzą ani burzliwymi

namiętnościami, ujawnia
swoją czystość i piękno w przebudzeniu. Zarówno rosi, jak i ja posługiwaliśmy

się e-tykietami, ale jego
były łagodne i współczujące, a moje brutalne i oceniające.

CZWARTY PYTAJĄCY: Czy mnich zeń może okazać współczucie w takiej sytuacji bez
poświęcenia

swego celibatu?
ROSI; Może, a ilustruje to następująca historia:

226
f

Pewien mistrz zeń szedł przez wielkie miasto, gdy raptem usłyszał, że ktoś woła
go po imieniu z okna na

drugim piętrze. Parząc w górę ujrzał kobietę, która bez wątpienia wyglądała na
prostytutkę. Był zdumiony,

że ona go zna, a gdy zapytał ją skąd, tak mu odpowiedziała: „Wiele lat temu, gdy
byłeś chłopcem, nasze

gospodarstwo sąsiadowało z waszym. Wkrótce po tym, jak wstąpiłeś do klasztoru,
mieliśmy nieurodzaj i

oto co się ze mną stało." Mistrz wszedł do domu, żeby z nią porozmawiać, a ona
zaprosiła go, aby został

na noc. Mistrz uiścił konieczną zapłatę i dał jej jeszcze więcej pieniędzy.
Przegadali wiele godzin o swoich

domach i rodzinach, aż nadeszła pora spoczynku. Gdy kobieta ścieliła łóżko,
mistrz zaczął praktykować

zazen. „Dlaczego medytujesz? - zapytała. - Byłeś dla mnie taki miły i chciałabym
okazać ci wdzięczność.

Nikt się o tym nie dowie."
Mistrz nie poruszył się, tylko rzekł: „Ty masz spać, ja mam siedzieć. Idź więc

spać, a ja będę siedział." l
resztę nocy spędził siedząc. Gdy innego mistrza zeń poproszono o napisanie

jakiejś maksymy na
odwrocie obrazu przedstawiającego prostytutkę, napisał:

Budda sprzedaje Dharmę, patriarchowie sprzedają Buddę, wielcy kapłani sprzedają
patriarchów, a ona

sprzedaje swoje ciało, aby wyciszyć namiętności wszystkich istot Forma jest
Pustką namiętności to Bodhi.

Jeśli naprawdę rozumiecie ten wiersz, to będziecie wiedzieć, że nie ma żadnego
„dobra", którego trzeba

szukać ani żadnego „zła", którego trzeba unikać.

III. MOWA DHARMY
PIERWSZE WSKAZANIE: NIE ZABIJAĆ, LECZ OCHRANIAĆ WSZELKIE

ŻYCIE %
Dzisiejsza mowa będzie dotyczyć pierwszego z dziesięciu wskazań opisujących

cechy dobrego
charakteru: nie zabijać, lecz ochraniać wszelkie życie. Pozostałe to:

2) nie kraść, lecz szanować cudzą własność;

background image

3) nie zajmować się niewłaściwym seksualizmem, lecz zachowywać czystość umysłu i

opanowanie;
4) nie kłamać, lecz mówić prawdę;

5) nie nakłaniać innych do używania napojów alkoholowych ani narkotyków, które
wywołują zamęt w

umyśle lub osłabiają go, ani nie czynić tego samemu, lecz utrzymać umysł w
jasności;

6) nie mówić o cudzych wadach, lecz być wyrozumiałym i współczującym;
7) nie wychwalać siebie i nie potępiać innych, lecz pokonywać swoje własne wady;

8) nie odmawiać duchowej ani materialnej pomocy, lecz udzielać jej hojnie, gdy
jest potrzebna;

9) nie wpadać w gniew, lecz ćwiczyć się w opanowaniu;
10) nie oczerniać Trzech Skarbów: Buddy, Dharmy i Sanghi, lecz szanować je i

podtrzymywać.
Duch wszystkich tych wskazań jest w zasadzie ten sam, więc jeżeli uchwycicie

istotę pierwszego, to
pojmiecie je wszystkie.

Umyślne pozbawianie życia jakiejkolwiek żywej istoty, a zwłaszcza istoty
ludzkiej (z wyjątkiem

okoliczności, o których będzie mowa), wytwarza bolesną karmę. Życie ludzkie jest
cenne przede

wszystkim dlatego, że tylko człowiek może osiągnąć oświecenie. Przykładowo,
zwierzęta nie mają ludzkiej

zdolności osiągania oświecenia i wyzwolenia z krępujących więzów narodzin i
śmierci. Nawiasem mówiąc,

w buddyjskiej kosmologii człowiek nie jest najbardziej rozwiniętą istotą; stoi
on w połowie drogi między

głodnym duchem a buddą.
Rzeźnicy, a także myśliwi i rybacy - szczególnie ci, którzy polują i łowią

jedynie dla sportu - nieuchronnie
narażają się na ciężką karmę. Ci, którzy przeprowadzają doświadczenia na

zwierzętach, często
pozbawiając je życia, również narażają się na bolesną karmę. Pozbawianie

zwierząt życia wskutek
eksperymentów

229

może być usprawiedliwione tylko wtedy, gdy zdobyta tą drogą wiedza posłuży

zdrowiu i dobru ludzkości.
Niestety, wiele doświadczeń na zwierzętach podejmuje się obecnie bez rozważenia

alternatywnych,
bardziej humanitarnych metod. Okrucieństwo to może wypływać z przekonania, że

zwierzęta nie cierpią
tak jak ludzie, gdyż nie są tak wysoko rozwinięte.

Ale kto może zaprzeczyć, że zwierzęta również odczuwają przejmujący ból i
starają się go unikać tak

samo jak ludzie? Ponieważ zwierzęta mają umysły mniej złożone od ludzkich, a
zarazem silniej rozwiniętą

intuicję, w większym stopniu odczuwają zagrażającą im przemoc i ból, co rodzi w
nich strach

przedłużający ich cierpienia. Porfiriusz, grecki filozof z IV w.n.e., napisał,
że kto raz usłyszał ryk

zarzynanego zwierzęcia, nigdy więcej nie weźmie do ust zwierzęcego mięsa.
Konfucjusz, wiele wieków

wcześniej, poczynił tę samą uwagę.
Czyż nie jest to szczyt arogancji, że człowiek według swoich zachcianek dręczy i

niszczy istoty mające
prawo dzielenia z nim tej planety? Dr Albert Schweit-zer podkreślał: „Nie mamy

żadnego prawa zadawać
cierpienia ani śmierci żadnej żywej istocie, o ile nie jest to z jakichś

względów konieczne. Co więcej,
ponieważ zwierzęta nie mogą przemówić w swojej obronie, trzeba je traktować jak

powierzoną nam

background image

świętość."

A co z zabijaniem much i komarów? Osoby, które wahałyby się zabić nawet żabę,
często nie mają

żadnych skrupułów, gdy gaszą życie owadów. Wśród miliardów owadów śmierć jednego
czy dwóch może

się wydawać całkowicie nieistotna. Rozważcie jednak: mimo swej pomysłowości i
technologii człowiek nie

potrafi jeszcze odtworzyć życia nawet pchły! Jedna pchła - jak powiada Whitman -
to cud wystarczający,

aby wstrząsnąć milionami niewiernych.
Złośliwe czy bezmyślne niszczenie owadów i małych zwierząt jest godne potępienia

z innych jeszcze
powodów. Bezcelowe zabijanie rodzi niewrażliwość na cierpienie istot

reprezentujących wyższe formy
życia. Socjologowie wskazywali już, że wspólną cechą kryminalistów w okresie

dzieciństwa jest
okrucieństwo wobec zwierząt i ich bezmyślne zabijanie.

Jedzący mięso strofują czasem wegetarian: „Mówicie, że nie jecie mięsa, aby nie
przyczyniać się do

zabijania zwierząt, ale przecież jecie jarzyny. Czym różni się pozbawianie życia
jarzyny od zabicia na

mięso krowy czy kury?"
Różnica jest ogromna, jeżeli rozważy się ją według ludzkiej hierarchii wartości,

tzn. ze względnego punktu
widzenia. Zgodnie z tą hierarchią zabicie człowieka jest gorsze niż zabicie

zwierzęcia, a zgładzenie owada
nie jest tak naganne jak uśmiercenie na przykład ryby czy ptaka. Według tej

samej skali życie jarzyny jest
mniej cenne niż życie owada. Jednakże rośliny, chociaż nie są tak rozwinięte jak

zwierzęta czy owady,
mają swoistą świadomość oraz instynkt przetrwania. Ustalili to tak wybitni

botanicy, jak Luther Burbank,
George Washington Can/er o-

230

raz Sir Jagadis Bose. Bezmyślne, czyli niepotrzebne ścięcie drzewa lub zerwanie

kwiatu, stoi więc w
sprzeczności z duchem pierwszego wskazania.

W nie mającej początku ani końca karmicznej ewolucji i degeneracji wszystkie
istoty byty kiedyś roślinami,

owadami, zwierzętami, demonami, ludźmi i dewami. Każda istota jest tym, czym
jest, z powodu działania

prawa przyczyny i skutku. Miejsce, które zajmuje w łańcuchu ewolucyjnym, jest
rezultatem jej własnej,

niepowtarzalnej karmy. Jakże więc możemy umniejszać jakikolwiek przejaw Natury
Buddy - która jest

naszą wspólną naturą - na korzyść innego, skoro wszyscy jesteśmy zakorzenieni w
tej samej

rzeczywistości?
Prawo do życia nie jest jednak absolutne i dlatego wolno poświęcić życie

jednostki, aby zachować zdrowie
i dobro społeczeństwa. Na przykład, gdy wściekły pies zbliża się do grupy

dzieci, to dla ratowania ich
życia i zdrowia należałoby go zastrzelić. Ta sama zasada obowiązywałaby, gdyby

uzbrojony człowiek
wpadł w szał i zaczaj strzelać na oślep, a policjant czy przygodny przechodzień,

próbując powstrzymać
go, odebrałby mu życie.

Nawet gdy zabijanie uzasadnione jest dobrem ogólnym, powstanie bolesnej karmy,
którą będzie musiał

spłacić zabijający, zależy przede wszystkim od stanu jego umysłu. Jeżeli
dokonuje tego czynu niemyślnie,

wolny od rozróżniania pomiędzy zabijającym a zabijanym, to nie powstaje żadna

background image

bolesna karma, gdyż w

najgłębszym sensie nie ma zabijającego ani zabijanego. Muszę jednak dodać, że
tylko wysoce rozwinięta

jednostka może działać w ten sposób. Na niższym poziomie rozwoju złożenie dłoni
w geście żalu i

skruchy, gdy powstaje konieczność odebrania życia, chroni ten czyn przed złą
wolą

Chociaż na poziomie względnym, na poziomie moralności, rozróżniamy wartość
różnych form życia, to z

absolutnego punktu widzenia naszej Natury Buddy nie można czynić żadnych takich
rozróżnień. Z

perspektywy tego wszechobej-mującego Prawdziwego Umysłu, z punktu widzenia
wszechświata, jeśli tak

można powiedzieć, wszystko jest równe. Życie Einsteina nie jest ani bardziej,
ani mniej cenne niż życie

marchewki. Rzecz w tym, że istniejemy równocześnie na obydwu poziomach i o ile
nie doświadczyliśmy

kensio (tzn. jeśli nie uświadomiliśmy sobie, że to, co relatywne i to, co
absolutne, jest jednym, a nie

dwoma), zawsze będziemy doświadczać zamętu i niepewności co do słuszności
postępowania w danej

sytuacji. Ten, kto wejrzał w swoją Prawdziwą Naturę, nie będzie lgnął do
relatywnego, zmiennego świata

zjawisk i wartości moralnych, ale będzie w nim widział aspekt niezmiennego
absolutu.

Podczas dyskusji na temat pierwszego wskazania zawsze wyłania się kwestia
przerywania ciąży. Jak

wiecie, sprawa przerywania ciąży jest od dawna przedmiotem zaciekłej debaty
publicznej. Z jednej strony

mamy tych, którzy utrzymują że „wszelkie życie jest święte, nawet życie
embriona!" Grzmią oni przeciwko

„morderczym zapędom" tych, którzy odmawiają „prawa do życia" nienaro-
231

dzonemu dziecku. Utrzymują, że „ponieważ tylko Bóg może dać życie, to tylko On
może je odebrać".

Można by było zapytać: czy ci sami ludzie równie głośno domagają się godnego
życia dla tych, którzy już

się narodzili, którzy są niedożywieni i wyzyskiwani?
Po drugiej stronie znajdują się ci, którzy utrzymują że jedynie ciężarna kobieta

ma prawo decydować, czy
może nosić w sobie embrion. Kobiety krzyczące „to moje ciało, mogę z nim robić

co zechcę!" -
zapytałbym: Jak możesz powiedzieć, że to jest twoje ciało, jeżeli nie możesz

nawet kontrolować obiegu
krwi czy rytmu swojego serca, swoich myśli, starzenia się czy śmierci? Jest

oczywiste, że twoje ciało
rządzi się własnymi prawami, którym jest posłuszne, niezależnie od twoich

pragnień. To prawda, że w
pewnym ograniczonym sensie to jest twoje ciało, ponieważ jest wytworem twojej

karmy, twojej woli,
myślenia i działania w tym życiu i w poprzednich. Ale nie zapominaj o tym, że w

skład twojej karmy
wchodzi również biologiczne dziedzictwo ze strony rodziców. Co więcej, to nie

przypadek, jak może ci się
wydawać, że dany embrion został w tobie poczęty. W najgłębszym sensie jego

poczęcie jest wyrazem
karmicznego pokrewieństwa między wami: twojej potrzeby dostarczenia mu ciała i

jego potrzeby
odrodzenia się poprzez ciebie."

Bez wątpienia przerywanie ciąży jest niezmiernie poważną sprawą Nawet jeżeli
groźba śmierci matki jest

mało realna, jak to jest dziś w nowoczesnej klinice, to umieranie duchowe

background image

towarzyszące przerywaniu

ciąży może być rzeczywiste i bolesne. Dla duchowo wrażliwej kobiety świadomość,
że stała się środkiem,

dzięki któremu pewna istota może odrodzić się w ludzkiej formie - w tej formie,
którą jest tak trudno

osiągnąć - a następnie zgoda na usunięcie rozpoczynającego się życia może być
rozdzierającym serce

przeżyciem, podczas gdy urodzenie chcianego dziecka w sprzyjających
okolicznościach może być

źródłem przeogromnej radości. Wiele kobiet, a także mężczyzn prosiło mnie o radę
w sprawie

przerywania ciąży. Widziałem radość tych, którzy wprawdzie rozważali możliwość
przerywania ciąży, lecz

zdecydowali się na dziecko oraz obserwowałem smutek wyryty na twarzach tych,
którzy postanowili

przerwać ciążę.
Jakiś czas temu pewne małżeństwo radziło się mnie w tej sprawie. Nie poradziłem

im, aby postąpili tak
czy inaczej, lecz tylko wskazałem na karmiczne konsekwencje ich możliwych

decyzji. W rezultacie naszej
dyskusji zdecydowali się na dziecko. Ostatnio przyszedł list od tej kobiety, w

którym pisze ona: „Tak,
nasze dziecko jest naszym prawdziwym towarzyszem. Jakże jesteśmy wdzięczni, że

nas wybrało na
swoich rodziców. Wiele osób zauważyło: To najszczęśliwsze niemowlę, jakie

kiedykolwiek widziałem.' Być
może jeszcze bardziej godna uwagi jest jego wrażliwość, przytomność i zdolność

adaptacji. Jakże
moglibyśmy podziękować Ci, Rosi, za radę, którą dałeś nam wiele miesięcy temu,

kiedy na-
232

sze dziecko było zaledwie drobinką we mnie! To, że igraliśmy pomysłem przerwania
ciąży, jest teraz

NIEWIARYGODNYM (jej podkreślenie), złym snem."
Nie powinniśmy wyciągać wniosku, że przerywanie ciąży stanowi w każdej sytuacji

pogwałcenie
pierwszego wskazania. Byłoby to poważnym nieporozumieniem. Chociaż buddyzm

generalnie potępia
niszczenie wszelkich form życia, to jednak doświadczenie mahajany nie uważa

prawa do życia za coś
absolutnego. Dotyczy to oczywiście również i przerywania ciąży.

Aby w pełni pojąć to stwierdzenie, rozważcie obecne położenie świata.
Demografowie mówią, że przy

obecnym przyroście naturalnym ludność świata licząca obecnie cztery miliardy do
roku 2030 potroi się.

Raport kilku organizacji zajmujących się eksplozją demograficzną stwierdza:
„Lista problemów wynikłych z

eksplozji demograficznej obejmuje m.in. nadmierne połowy i zanieczyszczanie
oceanów,

zanieczyszczanie powietrza oraz wielką ilość nowych chemikaliów, które zagrażają
gatunkom zwierzęcym

i roślinnym oraz powodują u ludzi choroby środowiskowe, łącznie z rakiem."
Ekonomiści i inni eksperci

przewidują że kiedy walka o kurczące się zasoby żywności stanie się desperacka,
nadejdą zarazy, głód,

chaos i wojny, wraz z niewypowiedzianymi cierpieniami i śmiercią Te
przepowiednie, zważcie, nie

pochodzą od panikarzy prorokujących koniec świata, ale od trzeźwych naukowców.
Jak można wobec

wizji takich katastrof wydawać na świat liczne potomstwo, nie obciążając przy
tym ludzkości jeszcze

większym brzemieniem? Dźwigać to brzemię będą musiały także i te dzieci, którym

background image

przyjdzie żyć i cierpieć

w głodującym, zanieczyszczonym świecie.
Zasiłki dla bezrobotnych w wielkich miastach amerykańskich są już zdumiewająco

wysokie i stanowią
ogromny ciężar dla społeczeństwa. Powstałe wskutek nieodpowiedzialnego

seksualizmu problemy
ekonomiczne, zdrowotne i moralne, ogromny wzrost przestępczości i aktów przemocy

popełnianych przez
młodocianych, którzy nie mają ojców, coraz bardziej szerzące się choroby

weneryczne -wszystko to
zagraża stabilności społeczeństwa. Żadna wielodzietna matka, stojąca wobec

możliwości kolejnego
niechcianego dziecka, nie może zamykać oczu na te właśnie realia życia w XX

wieku. Niepohamowana
rozrodczość świadczy o pobłażaniu sobie, którego nasze grzęznące społeczeństwo

nie może dłużej
tolerować, jeżeli nie chce swojej zagłady. Prawne usankcjonowanie przerywania

ciąży w sposób
oczywisty uwzględniło ten ponury stan rzeczy.

W tym momencie niektórzy z was z pewnością myślą: „Omawiałeś różne za i przeciw
dotyczące

przerywania ciąży, ale jeżeli stanę twarzą w twarz z niechcianą ciążą, to na
czym mam oprzeć decyzję?

Jaką mogę mieć pewność, że moja decyzja będzie słuszna i że nie powstanie żadna
bolesna karma? Nic

nie jest absolutnie słuszne ani niesłuszne; nie ma jednoznacznych rozwiązań.
Jeżeli twój umysł jest wolny

od lęku i wąskich egoistycznych interesów, to będziesz wiedzieć, co robić. Wejdź
w głębokie zazen,

wejrzyj w swoje serce-umysł, rozważ
233

wszystkie aspekty swojej sytuacji życiowej oraz skutki, jakie pociągną za sobą
twoje działania dla rodziny i

społeczeństwa jako całości. Kiedy uspokoją się górne poziomy twojego umysłu, te
które ważą i analizują,

„właściwy" tok działań u-jawni się sam. Jeśli będzie temu towarzyszyć uczucie
wewnętrznego spokoju,

możesz być pewien, że nie popełniłeś błędu.
Jeżeli uczyniwszy to wszystko jesteście przekonani, że przerwanie ciąży jest

nieuniknione, usiądźcie
oboje przed figurą czy obrazem Buddy lub Kannon i szczerze wyraźcie skruchę za

to, co jak czujecie,
musicie uczynić. Dzięki temu otwieracie się na niosące pomoc i wsparcie siły

buddów. Spróbujcie podejść
do sprawy przerywania ciąży niemyślnie, tzn. bez poczucia strachu czy winy, czy

jakiejś innej dręczącej
emocji. Weźcie pod uwagę, że całe życie jest jak feniks -powstaje wciąż na nowo

ze swoich własnych
popiołów. Uświadomcie sobie, że w najgłębszym sensie ani narzędzie lekarza, ani

cokolwiek innego ne
może zniszczyć prawdziwego życia embrionu, ponieważ jego wieczna Natura Buddy

jest niezniszczalna.
W ten sposób wasze brzemię stanie się lżejsze.

Rozważmy teraz kwestię wojny w związku z pierwszym wskazaniem. Oprócz niszczenia
życia i

naturalnych zasobów, wojna powoduje okrucieństwa i niewypowiedziane cierpienia.
Życie w pokoju jest

ideałem buddyzmu, tak jak i wszystkich religii. W każdym buddyjskim kraju figura
Buddy jest najwyższym

symbolem wewnętrznego i zewnętrznego pokoju. W imię buddyzmu nigdy nie
prowadzono żadnej wojny

religijnej.

background image

Budda nauczał, że wszelki egocentryzm rodzi się z chciwości, nienawiści i

złudnego myślenia. A chociaż
różne są przyczyny wojny, w istocie można je zredukować właśnie do tych trzech.

Żądza władzy i
posiadania, gniew powstający, gdy ktoś pokrzyżuje komuś plany lub znęca się nad

nim, złudne
przekonanie, że ma się jakieś szczególne przeznaczenie - wszystko to rozdyma

indywidualne ego,
przejawiające się na poziomie zbiorowym jako nacjonalistyczny interes, który

trzeba forsować za wszelką
cenę. Przy danym międzynarodowym konflikcie interesów i ognisku zapalnym

złożonym z uwarunkowań
społecznych, politycznych i ekonomicznych wybucha wojna, lecz jej napędem jest

zawsze chciwość,
nienawiść i ułuda. Wojna ma swoje źródło w sercu człowieka.

Zapytałem kiedyś buddyjskiego mistrza z Cejlonu, który często jeździł do
Wietnamu, czy wietnamscy

mnisi buddyjscy zgadzają się z poglądem, że wojenne cierpienia ich narodu są
formą zapłaty karmicznej.

Odpowiedział mi, że wszyscy mnisi, których pytał o to w Wietnamie, bez wahania
odpowiadali twierdząco.

Był to, ich zdaniem, zbiorowy dług karmiczny, zaciągnięty przede wszystkim
wskutek niezwykle okrutnej

inwazji, jakiej dokonali Wietnamczycy kilka wieków temu na terytorium jednego ze
swych sąsiadów. Teraz

zobowiązani są spłacać ten dług w formie cierpień.
234

Słysząc to, niektórzy z was mogą się dziwić: Jak można sądzić, że niewinne
dzieci, które umierają

podczas bombardowania, ponoszą odpowiedzialność za swoją śmierć?" Proszę nie
zapominać, że dzieci

rodzą się nie tylko z własnym karmicznym brzemieniem, są też związane z karmą
swoich rodziców.

Wskutek tego związku muszą one ponosić konsekwencje za złe uczynki rodziców, tak
jak rodzice muszą

cierpieć z powodu występków swoich dzieci. Chociaż większość ludzi łatwo
przyjmuje prawo karmy w

kategoriach odpowiedzialności indywidualnej, karma zbiorowa jest dla nich
trudniejsza do przyjęcia.

Ludzka natura jest taka, że chociaż chętnie utożsamiamy się z karmą naszego
narodu, gdy jego o-

siągnięcia budzą podziw, to szybko odżegnujemy się od tego związku, gdy
działania naszych przywódców

stawiają nasz kraj w złym świetle, l tak, gdy amerykańscy astronauci pierwsi
dotarli na Księżyc,

wykrzykiwaliśmy: „Hura, to my prześcignęliśmy Rosjan w wyścigu na Księżyc!" Ale
gdy nasz prezydent

zarządził dywanowe naloty na wietnamskie miasto, wyparliśmy się
odpowiedzialności za ten czyn.

Gdy kiedyś zakończyłem mowę o karmie, w której przytaczałem wypowiedzi
cejlońskiego mistrza, ktoś

zapytał: „Czy z tego w takim razie nie wynika, że każdy agresor mógłby
usprawiedliwić swoje poczynania

twierdząc, że odpłaca swoim ofiarom za cierpienia, które kiedyś sprawili innym i
że właściwie pomaga im

odpokutować przeszłą karmę?" Gdyby można było rozmyślnie zabijać lub kaleczyć i
nie ponosić zapłaty w

tym ani przyszłym istnieniu, to czyż nie byłoby to sprzeczne z prawem przyczyny
i skutku? Chodzi o to, że

wskutek działań karmy ci, którzy celowo zadają ból innym, będą pewnego dnia
cierpieć sami. W ten

sposób każdy agresor staje się ofiarą swej własnej agresji.

background image

Gdy ludzie nie rozumieją i nie akceptują prawa karmy, zgodnie z którym wszyscy

jesteśmy odpowiedzialni
za własne cierpienia, gniew i pragnienie zemsty opanowują większość ofiar.

Dlatego przemoc,
okrucieństwo i zniszczenia wojenne wraz z dzikim rozpętaniem demonicznych sił

długo po zakończeniu
walk żyją jeszcze w sercach i umysłach ofiar, wywołując głębokie fale nienawiści

przekazywane z
pokolenia na pokolenie. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że te negatywne siły

zanieczyszczają także
atmosferę, zakłócają równowagę planetarną i powodują nawet takie zjawiska, jak

trzęsienie ziemi.
W nastawionej mniej technologicznie epoce, trzęsienia ziemi były określane jako

„dopust boży", ale
obecnie naukowcy uważają, że kiedy siły działające na ziemię stają się zbyt

duże, płyty skorupy ziemskiej
przesuwają się, co powoduje trzęsienia ziemi. Jednocześnie geofizycy uważają że

wiedza o przyczynach i
przebiegu trzęsień ziemi jest jeszcze ciągle wielką tajemnicą.

Z buddyjskiego punktu widzenia trzęsienia ziemi i podobne zjawiska nie są a-ni
dziełami Boga, ani

kaprysami natury, lecz wynikają przede wszystkim z myślenia i działania istot
ludzkich. Człowiek i

środowisko nie są od siebie odrębne,
235

lecz wzajemnie się warunkują jako dwa aspekty jednej rzeczywistości. Każda z
naszych myśli pulsuje

rytmem serca kosmosu, a z kolei nasze myśli i działania wpływają na wszechświat
i odbijają się w nim.

Nie możemy pustoszyć i zanieczyszczać Ziemi ani zakłócać równowagi sił natury -
naszej własnej natury -

bez negatywnego oddźwięku ze strony Ziemi. W artykule z New York Times z 1971 r.
przytoczono słowa

C. G. Junga, wypowiedziane w 1960 roku po trzęsieniu ziemi, które zniszczyło
wiele chilijskich miast:

„Nawet jeżeli dzisiejsi naukowcy mogą odrzucić ten pogląd - ziemia wydaje się
współgrać z niszczycielską

furią ludzkości." Ale to tylko jedna strona medalu. Człowiek, zatruwając
atmosferę i glebę (jak to się

zdarzyło w wojnie wietnamskiej), wdycha powietrze i spożywa produkty, które z
kolei zatruwają jego,

wywołując w jego ciele podobny protest w formie chorób cywilizacyjnych, z
których pierwszą może być

rak. W ten sposób koło zniszczenia zamyka się.
Chociaż wojna jest ostateczną formą ludobójstwa, wiele osób uważa, że zabijanie

w wojnie obronnej jest
usprawiedliwione. Jednak odbieranie życia innej istocie ludzkiej, niezależnie od

okoliczności, stoi w
sprzeczności z najgłęszymi instynktami człowieka. Naturalną tendencją ludzi

wolnych od lęku i nienawiści
jest wzajemne przyciąganie się poprzez miłość, a nie mordowanie się. To z powodu

tej instynktownej
awersji do zabijania bratniej istoty żołnierzy trzeba uczyć nienawiści do wroga,

który czyha, aby „zabić cię
pierwszy".

Co robi myślący człowiek powołany do służby wojskowej, kiedy jego kraj prowadzi
wojnę? Czy przyczynia

się do powszechnego dobra, odmawiając kategorycznie wzięcia udziału w
zniszczeniu i rzezi, jakie niesie

ze sobą wojna? W naszym kraju ogromna liczba ludzi odmówiła służby wojskowej
podczas wojny

wietnamskiej. Ludzie ci odmawiali wcielenia do armii, wybierając więzienie lub

background image

utratę obywatelstwa. Wielu

Amerykanów poparło ich postawę, ale także wielu potępiło ją.
Ilu z was pamięta słowa Stephena Decatura z lekcji historii Ameryki w szkole

średniej? „Moja ojczyzna!
Oby w stosunkach z innymi krajami miała zawsze słuszność. Ale to mój kraj, bez

względu na to, czy ma
słuszność, czy jej nie ma." Porównajcie je ze słowami innego Amerykanina, Carla

Schurza: „Nasz kraj -
bez względu na to czy ma rację, czy też nie. Jeżeli ma, to tak trzymać, jeżeli

jest w błędzie, to
wyprostować." Która z tych wypowiedzi wyraża wznioślejszą etykę? l na czym

możemy oprzeć słuszną
decyzję - na sumieniu własnym czy prawnika? Czy podstawowym obowiązkiem

człowieka jest obowiązek
tylko wobec kraju, czy też wobec całej ludzkości?

Zwłaszcza w czasie wojny te palące pytania wymagają jasnych odpowiedzi. Szukając
rozwiązania tych

kwestii należy uwzględnić zarówno indywidualną karmę, którą zbiera się ze swych
działań, jak i zbiorową

karmę narodu, za którą
236

Icażdy w jakimś stopniu również jest odpowiedzialny. W ostateczności
przewodnikiem musi stać się

sumienie i najgłębsze intuicje.
Tak jak w wypadku przerywania ciąży, trzeba tu mocno zagłębić się w siebie, w

zazen, wyjść poza poziom
intelektu, aż ujawni się decyzja wolna od lęku i niepewności.

Podczas wojny wietnamskiej mnisi buddyjscy i ludzie świeccy odmawiali odbierania
życia bratnim istotom

określanym mianem .wrogów", chociaż karą za odmowę często były tortury, a nawet
śmierć. Nie godząc

się na pogardzanie innymi ludźmi ani na ich mordowanie, mnisi buddyjscy i ludzie
świeccy demonstrowali

fundamentalną naukę Buddy: nienawiść rodzi się z nienawiści, a ten, kto zabija
drugiego, kopie dwa

groby. Działając w ten sposób ukazywali oni, że ludzkie serce może uwolnić się
od strachu i nienawiści

oraz utwierdzić w sobie naturalną miłość i współczucie.
W Wietnamie byli także mnisi, mniszki i ludzie świeccy, którzy dokonywali aktów

samospalenia, aby
ukazać dramatyzm głębokich cierpień wietnamskiego narodu. Trzeba wyraźnie

odróżnić takie
poświęcenie od samobójstwa, które oczywiście stoi w sprzeczności z pierwszym

wskazaniem o
niezabijaniu. Człowiek popełniający samobójstwo (o ile jego przyczyną nie są

zaburzenia umysłowe) nie
chce umrzeć. Chce żyć, lecz czuje się osaczony przez swą rodzinę, przyjaciół,

pracę, społeczeństwo albo
też uważa swoje życie za nudne i bezsensowne. Będąc zbyt słabym, aby podjąć

wysiłek dla osiągnięcia
tego, czego desperacko pragnie, traci całą odwagę i nadzieję. Nie może znieść

swego jałowego, pełnego
bólu życia i przygnieciony rozpaczą zabija się. Samobójstwo zawsze zawiera silny

element ego: Ja nie
mogę żyć po swojemu, a więc ja wolę umrzeć." Samobójstwo jest najbardziej

prowokacyjnym wyzwaniem,
jakie można rzucić społeczeństwu, symbolicznym zagraniem mu na nosie. Samobójca

w dramatyczny
sposób oskarża społeczeństwo, że to raczej nie on je zawiódł, lecz ono jego.

Jednakże śmierć nie jest
końcem. Gdziekolwiek i w jakiejkolwiek formie człowiek ten się odrodzi, będzie

musiał stawić czoło

background image

karmicznym konsekwencjom samozagłady.

Samospalenie buddyjskich mnichów i mniszek oraz ludzi świeckich w Wietnamie
miało całkiem inne

motywacje, co wynika jasno z listu Thich Nhat Hanha17 do Martina Luthera Kinga:
„Listy, które mnisi

pozostawili przed spaleniem się, miały na celu wyłącznie poruszenie serc
okupantów oraz zwrócenie

uwagi świata na cierpienia Wietnamczyków. Spalić się to dowieść, że to co się
mówi ma najwyższą wagę.

Nie ma nic bardziej bolesnego od spalenia się. Mówić coś doświadczając takiego
bólu - to mówić z

najwyższą odwagą otwartością determinacją i uczciwością.. Spalając się
wietnamski mnich mówi z całą

siłą i determinacją że może on znieść największe cierpienia, aby ochronić swój
naród. Dlaczego jednak

musi spalić się na śmierć? Różnica między paleniem się a spaleniem
237

na śmierć jest tylko różnicą stopnia, a nie jakości. Człowiek, który płonie zbyt
długo, musi umrzeć. Ważne

jest, aby płonąć, a nie by odbierać sobie życie... Dlatego komunikowanie swoich
uczuć przez spalenie się

nie jest aktem zniszczenia, lecz twórczym aktem cierpienia i śmierci dla dobra
swego narodu. To nie jest

samobójstwo..."
Poświęcenie życia w ten sposób wymaga niecodziennej odwagi i niezwykle silnych

mocy samadhi, do
czego potrzebny jest z kolei długi trening duchowy. Któż może zapomnieć

fotografie prasowe starszego
mnicha, który podpalił się, siedząc w postawie lotosu? Widok na wpół zwęglonego,

przewracającego się
ciała wywołał ogromne poruszenie na Zachodzie, szczególnie w Stanach

Zjednoczonych. Stało się tak,
gdyż ludzie uświadomili sobie, przynajmniej częściowo, że za tym aktem kryje się

wielka odwaga, brak
ego i stopień samokontroli prawie nieznany na Zachodzie.

Inny rodzaj kontrolowanej przez siebie śmierci, różnej od samobójstwa, to śmierć
mistrzów zeń, którzy

pozwalali sobie umrzeć, gdy wiek i choroby nie pozwalały im więcej uczyć ani
pracować. W dzisiejszych

czasach godnym uwagi przykładem tego jest zmarły opat świątyni, w której
początkowo praktykowałem.18

Gdy miał dziewięćdziesiąt sześć lat i był na wpół ślepy, przestał po prostu
jeść. Spytany przez swoich

mnichów o powody odpowiedział, że przestał już być użyteczny i jest dla
wszystkich tylko zawadą.

Powiedziano mu więc: Jeżeli umrzesz teraz (w styczniu), kiedy jest tak zimno, to
wszyscy zmarzną na

twoim pogrzebie i będziesz jeszcze większym utrapieniem, a więc prosimy cię,
jedz!" Wówczas zaczął

znowu jeść, lecz gdy tylko się ociepliło, ponownie przestał jeść i wkrótce potem
cicho zmarł.19

Żaden komentarz dotyczący pierwszego wskazania nie byłby kompletny bez omówienia
eutanazji.

Eutanazję definiuje się jako łagodną i bezbolesną śmierć albo akt lub metodę
wywoływania bezbolesnej

śmierci w celu położenia kresu cierpieniu.
Podobnie jak w wypadku przerywania ciąży, moralny aspekt eutanazji od dawna

poruszał serca i umysły
myślących ludzi. Ostatnio problem ten ogromnie poruszył opinię publiczną kiedy

głośny stał się przypadek
młodej kobiety, leżącej jakiś czas w stanie śpiączki na oddziale intensywnej

terapii i utrzymywanej

background image

sztucznie przy życiu dzięki mechanicznemu respiratorowi i bezosobowej sprawności

technologii
medycznej. Zdaniem lekarzy, nawet jeżeli miałaby się ona obudzić ze śpiączki,

musiałaby spędzić resztę
życia w zakładzie z powodu uszkodzenia mózgu. Jej rodzice występowali z

petycjami do sądów, aby
zezwoliły ich sparaliżowanej i podłączonej do rurek córce umrzeć naturalną

śmiercią.
Ponieważ jednak prawo w swej majestatycznej równości - żeby sparafrazować

Wiktora Hugo - zabrania
odbierania życia tak zdrowym, jak i beznadziejnie chorym, czy to przez nich

samych, czy przez innych, to
lekarze w szpitalu zasto-

238

sowali wszelkie znane współczesne] medycynie środki: leki i urządzenia

techniczne, aby przedłużyć życie
chorej.

W końcu gdy komisja lekarska orzekła, że nie ma nadziei na jej powrót do
zdrowia, sąd zezwolił na

odłączenie mechanicznego respiratora, który utrzymywał ją przy życiu.
Ten głośny wypadek wywołał znaczne zainteresowanie i silne emocje. Stronnicy

rodziców chorej
argumentowali, że skoro nigdy nie będzie jej można zapewnić powrotu do zdrowia i

choćby namiastki
normalnego życia, to będzie ona tylko ciężarem dla siebie samej, dla swojej

rodziny i społeczeństwa.
Uważali oni, że współczucie i wzgląd na ludzką godność, nie wspominając o

ogromnych wydatkach na
utrzymanie jej na oddziale intensywnej terapii, usprawiedliwiają zgodę na jej

śmierć bez „nienaturalnych"
wysiłków przedłużania życia. Przeciwnicy utrzymywali, że życie ludzkie w

jakiejkolwiek formie przedstawia
tak unikalną wartość, że trzeba je chronić za wszelką cenę i że przerwanie tej

kruchej nici, na której wisi
jej życie, byłoby świętokradztwem.

Stronnictwo pośrednie stanowili lekarze, prawnie i moralnie zobowiązani do
przedłużania życia,

dysponujący dziś w tym zakresie szerszymi możliwościami niż dawniej, z racji
wysoko rozwiniętej

technologii.
Co mówi buddyzm o eutanazji? Nie istnieje oczywiście żadne „oficjalne"

stanowisko, lecz tylko rozumienie
poszczególnych nauczycieli, wyrastające z ich duchowych doświadczeń oraz

rozumienie uczonych,
wynikające z ich badań. Każdy może zaakceptować albo odrzucić takie rozumienie.

Drogowskazem są te
oto słynne słowa Buddy: „Nie wierzcie w nic tylko dlatego, że pisze o tym jakiś

starożytny mędrzec. Nie
dawajcie niczemu wiary polegając jedynie na autorytecie waszych nauczycieli czy

kapłanów. Powinniście
po dogłębnym zbadaniu uznać w życiu za prawdę i za drogowskaz to, co zgadza się

z waszym własnym
rozsądkiem i waszym własnym doświadczeniem, to co jest pomocne tak dla waszego

dobra, jak i dla
dobra innych żyjących istot."

W moim własnym odczuciu to samo dotyczy eutanazji i innych form odbierania
życia. Jeżeli cierpiący

człowiek z rozmystem kładzie kres swojemu życiu, to popełnia samobójstwo i
będzie musiał kiedyś

ponieść za to karmiczną zapłatę. Podobnie ten, kto umożliwia śmierć człowiekowi
cierpiącemu, nawet na

jego życzenie, jest winien, chociaż stan umysłu, w jakim to czyni, w istotny

background image

sposób wpływa na powstającą

karmę.
Powstają dręczące pytania. Czy troska o własną karmę nie dowodzi egoizmu, kiedy

ktoś bliski, cierpiący i
nieuleczalnie chory błaga cię, abyś położył kres jego życiu? Czy wówczas odmowa

nie byłaby bardziej
brzemienna w skutki z punktu widzenia karmy, ponieważ dotyczy ona także karmy

cierpiącego? Co
więcej, czy cierpiący, który rozumie znaczenie bólu i jego stosunek do karmy,

tzn. wie, że
239

przyjęcie bólu z wdzięcznością jest środkiem spłacenia długów karmicznych,
prosiłby o eutanazję?

Kiedy pytano mnie: .Co ty byś zrobił, gdyby ktoś poprosił cię o położenie kresu
jego życiu?" - milczałem

lub odpowiadałem .nie wiem", ponieważ zanim stanie się w obliczu takiej
konkretnej sytuacji, nie wie się

tego, a pytania takie są czysto teoretyczne. Systematyczne zazen rozwija
spokojne rozumienie, które

pozwala działać lub wstrzymywać się od działania bez wyrzutów sumienia i
wątpliwości.

Dotychczas mówiliśmy o rozmyślnym zabijaniu. A co z niezamierzonym odbieraniem
życia? Przypuśćmy,

że ktoś prowadził samochód i przejechał psa. Czy ponosi za to karmiczną
odpowiedzialność? W pewnym

sensie tak, o ile z własnej woli zasiadł za kierownicą i doprowadził do
sytuacji, w której mógł zabić psa.

Jednakże powstająca wówczas negatywna karma będzie mniejsza, jeżeli kierowca
wyrazi szczerą

skruchę z powodu pozbawienia zwierzęcia życia.
Albo przypuśćmy, że wasz samochód zderza się z innym i wszyscy pasażerowie giną.

Czy ponosicie
karmiczną odpowiedzialność za ich śmierć? Albo czy jest odpowiedzialny

karmicznie pilot, którego
samolot się rozbił - choć on sam niczego nie zaniedbał - wskutek czego wielu

ludzi odniosło obrażenia lub
straciło życie? Historia, którą wam opowiem, i sposób, w jaki skomentował ją mój

nauczyciel, wskazuje
pewne odpowiedzi na te pytania.

Kiedy byłem w Japonii, wydarzyła się katastrofa - czołowe zderzenie dwóch
pociągów - zginęło tam i

zostało rannych wielu ludzi. Następnego dnia mieliśmy całodzienne siedzenie.
Kilku jego uczestników

jechało w jednym z tych pociągów i dlatego po obiedzie wynikła żywa dyskusja na
temat

odpowiedzialności karmicznej. Odpowiadając na pytania mój nauczyciel stwierdził,
że każdy, kto zginał w

katastrofie, był z karmicznego punktu widzenia przynajmniej w połowie
odpowiedzialny za swoją śmierć

(niezależnie od prawnej odpowiedzialności maszynistów), ponieważ z własnej woli
znalazł się wtedy w

jednym z tych pociągów. Jak widzicie, działanie karmy jest niezmiernie zawiłe.
Należy jeszcze wspomnieć o innym aspekcie pierwszego wskazania, mianowicie o

tym, że zabijanie to nie
tylko odbieranie życia ożywionej istocie. Pierwsze wskazanie zabrania także

burzenia harmonii w życiu
jednostki i wspólnoty poprzez obraźliwe słowa, złośliwe płotki czy inne mściwe

lub zawistne poczynania.
Wskazanie to obejmuje również zakaz zabijania czasu - tzn. zakaz lenistwa i

nieróbstwa.
Reasumując: zwierzęta mają na tej ziemi, którą zamieszkujemy wspólnie, takie

samo prawo do życia jak

background image

my i dlatego nie mamy żadnego prawa szkodzić im ani niszczyć ich przy lada

zachciance. Co więcej,
ponieważ w naszym wspinaniu się i schodzeniu po drabinie niezliczonych żywotów

(zależnie od przyczyn i
wa-

240

runków) nasza Natura Buddy przyjmuje wiele form, będących aspektami nas samych,

to niszczenie
jakiejkolwiek formy życia jest częściowym niszczeniem siebie. Najcenniejsze

jednak jest życie ludzkie,
bowiem tylko człowiek może doświadczyć wyzwalającego oświecenia, dzięki któremu

oczywista staje się
prawda niepodzielności wszelkiego istnienia. Natomiast tam, gdzie odebranie

życia jest nieuniknione,
zapłatę karmiczną zmniejsza uczucie żalu i skruchy.

l
POSŁOWIE - NOTA AUTOBIOGRAFICZNA

Co sprawia, że człowiek w średnim wieku porzuca dobrą pracę i niezłe dochody,
rodzinę i przyjaciół, aby

zamienić to na surowe rygory klasztoru zeń i niepewne życie „bezdomnego mnicha"?
Czy powodują to

jakieś dramatyczne przejścia, czy też nieodparta potrzeba wewnętrzna? Pytania
takie stawiano mi

dziesiątki razy w Japonii i niemal równie często w Ameryce. Czasami sądziłem, że
w moim wypadku

pragnienie znalezienia ulgi od bolesnych napięć i dręczącego mnie niepokoju
skłoniło mnie do porzucenia

mieszczańskich wartości i wygód na rzecz treningu zeń. Kiedy indziej czułem, że
była to potrzeba

zrozumienia przerażających cierpień, jakich byłem świadkiem w Niemczech, Japonii
i Chinach tuż po II

wojnie światowej. W końcu zdałem sobie sprawę, że odpowiedzi na te pytania leżą
w jednym słowie -

karma, w terminie obejmującym wszelkie związki przy-czynowo-skutkowe, składające
się na czyjeś życie.

To właśnie karma sprowadziła mnie wiele lat później, gdy miałem pięćdziesiąt dwa
lata, do miasta

Rochester w stanie Nowy Jork, gdzie nigdy przedtem nie byłem i gdzie zostałem
kierownikiem Ośrodka

Zeń. Zanim zetknąłem się z Azją i z zeń, w najśmielszych marzeniach nie
wyobrażałem sobie, że będę

wiódł życie klasztorne, a tym bardziej, że będę nauczał buddyzmu.
Gdy dziś, z głębszym zrozumieniem działania prawa przyczynowości, patrzę wstecz,

jest dla mnie jasne,
że pewne wydarzenia i okoliczności bezpośrednio ukształtowały wzorzec karmiczny,

który w końcu
doprowadził mnie do zeń. Jako dziecko z uporem odmawiałem towarzyszenia mojej

matce do miejsca,
które nazywała „domem bożym". Nie chciałem chodzić do szkółki niedzielnej ani

uczestniczyć w żadnych
formalnych lekcjach religii. Gdy matka domagała się wyjaśnień, zadałem jej

pytanie: „Skoro Bóg jest tylko
w kościele czy w świątyni, to dlaczego stworzył resztę świata?" Choć ogólnie

treść i duch Biblii były dla
mnie czymś odległym i obcym, niektóre jej partie, jak na przykład Psalmy,

budziły moje zainteresowanie.
Lektura tych i innych pozycji z religijnej literatury Zachodu zrodziła w końcu

jedno palące pytanie, które
stało się moją obsesją na wiele lat: „Dlaczego Żydzi wyparli się Chrystusa,

który głosił, że wypełnia religię

background image

żydowską, i dlaczego chrześcijanie, którzy wyznawali, że kochają Chrystusa,

rzucali kalumnie na Żydów,
przedstawicieli jego narodu?"

Aby rozstrzygnąć ten problem, chodziłem na protestanckie, katolickie i żydowskie
nabożeństwa i pytałem

o to pastorów, księży i rabinów. Ich pierwszą reakcją było nieodmiennie pełne
zakłopotania milczenie, a

potem - być może dlatego, że miałem wówczas zaledwie trzynaście lat -
protekcjonalna troska o mnie,

która mi w niczym nie pomagała, a tylko dodawała złość do wewnętrznego zamętu.
Ża-

243

den duchowny nigdy nie udzielił mi odpowiedzi, która zaspokoiłaby mój intelekt

lub serce.
Rozczarowany religiami judeochrześcijańskimi, stałem się najpierw

wolnomyślicielem, potem agnostykiem
- „takim, co to w nic nie wierzy", jak napiętnowali mnie moi nabożni koledzy z

klasy - a w końcu ateistą.
Moimi bohaterami byli Dostojewski, Wolter i Robert Ingersoll, których wszystkie

dzieła pożerałem. Raz po
raz cytowałem słowa Dostojewskiego: Jak strasznie jest widzieć człowieka, który

w zasięgu ręki ma to, co
Niepojęte, a nie wie, co ma czynić, i siada, aby bawić się zabawką zwaną

Bogiem." Jednak prawie nie
rozumiałem głębszego znaczenia tych słów.

W gimnazjum założyłem Klub Ateistów i zostałem jego pierwszym prezesem. Było to
w roku 1928, w trzy

lata potem, jak rozegrany w Tennessee dramatyczny proces Johna Scopesa,
oskarżonego o nauczanie

teorii ewolucji Darwina na lekcjach biologii, wywołał reperkusje, które dały się
odczuć w catym kraju. Nasz

dyrektor nie miał najmniejszej ochoty popierać czegoś tak antypaństwowego jak a-
teizm i ostrzegał mnie:

„Jeżeli nie rozwiążesz klubu, zostaniesz wyrzucony ze szkoły."
Wiele lat później, gdy otwarłem w pewnej mierze oko Umysłu, stało się dla m-nie

jasne, że moje żarliwe
wyznawanie ateizmu było dowodem budzącej się we mnie wrażliwości religijnej. Co

więcej, zdałem sobie
sprawę, że bohaterowie moich młodych lat pozostawali w tak intymnym związku z

Bogiem, że nie chcieli
Go znieważać żadnym imieniem.

Podczas II wojny światowej pracowałem jako sprawozdawca sądowy w sądach stanu
Connecticut, jako że

ze względów zdrowotnych odroczono mi służbę wojskową. Ta odmowa nie zasmuciła
mnie, ponieważ nie

pragnąłem ani zabijać, ani umierać.
Potem, w połowie 1945 roku, gdy wojna w Europie dobiegała końca, gazety podały,

że Stany
Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i Związek Radziecki, cztery potęgi

okupujące Niemcy, zamierzają
powołać w Norymberdze Międzynarodowy Trybunał Wojskowy do Ścigania Zbrodni

Państw Osi i że
wkrótce rozpocznie się nabór kadry do prowadzenia rozpraw sądowych. Zgłosiłem do

Waszyngtonu swoją
kandydaturę na stanowisko reportera sądowego i po serii testów sprawdzających

moje kwalifikacje oraz
sprawność fizyczną i umysłową zostałem przyjęty. Wkrótce potem, w październiku,

leciałem już do
Norymberg!.

Miasto to, które kiedyś było areną błyszczącą od popisów hitlerowskiej siły i
miejscem masowych zjazdów

prowadzonych przez samego Hitlera, leżało w gruzach po bombardowaniach

background image

alianckich. Prawie co drugie

duże miasto w Niemczech spotkał ten sam los. Niemcy płacili za to, że poszli z
Hitlerem. A jednak u

większości nie widać było oznak skruchy. Niedługo po moim przybyciu do
Norymberg! amerykańska

gazeta wojskowa Stars and Stripes podała, że
244

pastor Martin Niemoeller, który był czołową postacią życia religijnego w
powojennych Niemczech, w

przemówieniu do dużego zgromadzenia na uniwersytecie w Erlangen powiedział, że
zbawienie Niemiec

leży w otwartym wyznaniu win popełnionych podczas wojny i w wyrażeniu skruchy,
za co został

wygwizdany i przepędzony z mównicy gradem pomidorów i zgniłych jaj.
Przedstawione na procesach dowody były pasmem hitlerowskich zdrad i aktów

agresji, świadczących o
niewiarygodnym okrucieństwie i ludzkim poniżeniu. Dzień po dniu słuchałem, jak

ofiary hitlerowskiej
przemocy opisywały tortury, jakim były poddawane lub jakich były świadkami, i

byłem tym tak
zaszokowany, że popadłem w stan odrętwienia, nie mogąc pojąć potworności tych

zbrodni.
Ponure świadectwo nieludzkiego stosunku człowieka do człowieka i do tego jawny

brak skruchy u
większości Niemców przygnębiły mnie do tego stopnia, że moje dziecinne duchowe

pytania, pogrzebane
pod nawałem spraw związanych ze studiami, pracą i podróżami, nagle znów doszły

do mojej
świadomości.

Powstały również inne natarczywe pytania: jeżeli „muzyka ma czar, który ucisza
dzikie bestie", to czemu

muzyka wielkich niemieckich kompozytorów - muzyka, która miała specjalne miejsce
w sercach tylu

Niemców - nie pohamowała na-zistów w ich brutalnych poczynaniach? Dlaczego w
kraju, który wydał

Lutra i Goethego, Durera, Heinego, Hegla i Kanta, religia, sztuka i filozofia
nie podziałały jako czynniki

cywilizujące? l dlaczego wielka kultura i silny katolicyzm Włoch, jak również
obecność papieża, nie

powstrzymały tam wybuchu faszyzmu? Przypomniało mi się zdanie Nietzschego:
„Sztuka, religia i filozofia

to iluzje wymyślone przez człowieka jako broń potrzebna mu w walce o władzę nad
sobą i nad innymi."

Jakby na potwierdzenie stanowiska Nietzschego przedstawiono w sądzie świadectwo
panujących w

jednym z obozów koncentracyjnych zbrodniczych praktyk - abażury do lamp ze skóry
zagazowanych ofiar,

w którym to obozie komendant i jego podwładni założyli kwartet smyczkowy,
wykonujący po całodziennej

pracy utwory Bacha, Brahmsa i Beethovena.
Toczące się już dziewiąty miesiąc rozprawy sądowe dobiegały końca. Tymczasem w

Tokio
przygotowywano sąd nad generałem Tojo i innymi japońskimi przywódcami

oskarżonymi o główne
zbrodnie wojenne, tzw. zbrodnie klasy A. Nigdy nie byłem w Azji, dlatego

stwarzało mi to okazję ujrzenia
po raz pierwszy Japonii i być może innych krajów azjatyckich, jak również dawało

sposobność do wzięcia
udziału w sadach wojennych w innym obszarze świata. Ale były też i inne powody,

dla których chciałem
opuścić Niemcy. Wstrząsające statystyki sądowe, rozpaczliwe litowanie się

Niemców nad sobą szeroko

background image

rozpowszechniony czarny rynek, w którym brali udział zarówno żołnierze, jak i

cywile, moje przywiązanie
do „pozbawionej radości pogoni za rozkoszą" - wszystko to w końcu wprawiło mnie

w nastrój krańcowej
depresji z domieszką wstydu i poczucia winy.

245

Gdzieś w głębi czułem, że ja również jestem odpowiedzialny za te straszliwe

cierpienia wojenne. Japonia
nie może być gorsza od Niemiec, powiedziałem sobie, a może okazać się lepsza.

Tak więc zwróciłem się
o przeniesienie do Tokio i otrzymałem je.

Gdy tam przybyłem, Międzynarodowy Trybunał Wojskowy d/s Dalekiego Wschodu
rozpoczął już

działalność, l znów ujawniły się świadectwa straszliwych zbrodni: złupienia
Nankinu, „bataańskiego

marszu śmierci" na Filipinach i innych potworności, jakich dopuściła się armia
japońska. A jednak

atmosfera procesów w Tokio była spokojna, całkiem odmienna od złowrogich napięć
panujących na

salach sądowych w Norymberdze. Bez wątpienia stan umysłu ludzi w okupowanym
kraju odbija się na

zachowaniu tych, którzy go okupują, tak więc ponieważ niemal cały naród japoński
przyjął wynik wojny z

godnym podziwu spokojem i o-panowaniem, sala sądowa w Tokio odzwierciedlała tę
atmosferę.

Co kryło się za tak uderzającą różnicą w postawie Japończyków i Niemców wobec
cierpień, jakie musieli

znosić po wojnie? Wielką rolę odegrała tu bez wątpienia właściwa Japończykom
zdolność przyjmowania

przeciwności. Ale skąd się brała ta umiejętność? „Prawo karmicznej zapłaty" -
powiedzieli mi moi japońscy

znajomi. Koncepcja prawa przyczyny i skutku działającego na płaszczyźnie
moralnej wzbudziła moje

zainteresowanie, ponieważ zdecydowanie kontrastowała z charakterystyczną dla
Niemców postawą

usprawiedliwiania się, jakie ciągle słyszało się w Niemczech. W Japonii
nierzadko zdarzało mi się

przeczytać w gazecie lub usłyszeć w rozmowie takie zdanie: „Ponieważ my,
Japończycy, sprawiliśmy tyle

bólu innym, musimy teraz zebrać to bolesne żniwo." Zapytałem moich japońskich
znajomych, skąd

mógłbym się więcej dowiedzieć o karmie. Odpowiedzieli mi: Jest to jeden z
kamieni węgielnych buddyzmu

i żeby zrozumieć, czym jest prawo karmy, musi pan poznać buddyzm."
»A kogo możecie mi polecić jako nauczyciela?"

„Doktora D. T. Suzukiego, jest on autorytetem jeśli chodzi o buddyzm, a do tego
mówi po angielsku."

Suzuki, jak się okazało, mieszkał na terenie dużego klasztoru zeń w Kamaku-ra.
Udałem się tam, aby

odwiedzić znanego filozofa. Ponieważ czytałem romantyczne powieści Zagubiony
horyzont i Ostrze

brzytwy, spodziewałem się, że powita mnie mędrzec o długich siwych włosach, w
powłóczystych szatach i

z zakrzywioną laską. Zamiast tego ukazał się niski, gładko ogolony, niemalże
łysy Japończyk, który

wypisz wymaluj wyglądał na jakiegoś redaktora. Gabinet wyłożony książkami,
półkolisty, chroniący od

światła daszek nad oczami i stara maszyna marki Underwood, na której pisał
jednym palcem - wszystko

to wzmocniło jeszcze wrażenie.
Nieformalne mowy Suzukiego na temat filozofii buddyjskiej przerastały moje

zdolności pojmowania, toteż

background image

wcale nie chęć zgłębiania jego zawiłych wykładów

246

sprowadzała mnie co jakiś czas do jego skromnego mieszkanka, ani nawet nie

problem karmy, lecz
pragnienie doświadczenia tego głębokiego spokoju, który zdawał się promieniować

z gigantycznych drzew
kryptomarii, z zabudowań klasztornych, z twarzy mnichów i ludzi świeckich i z

samej ziemi. Właśnie
wspomnienie tego wszystkiego przyciągnęło mnie pięć lat później z powrotem do

Japonii, do klasztoru
zeń.

Tokijskie procesy sądowe klasy A zakończyły się i pozostał jeszcze tylko
werdykt. Zamiast siedzieć i

czekać na jego ogłoszenie, postarałem się o trzytygodniowy urlop i wyruszyłem w
od dawna upragnioną

podróż po Chinach.
Kiedy przyjechałem tam na początku 1948 roku, chińskie społeczeństwo

przedstawiało obraz nędzy i
rozpaczy. Szerzyła się korupcja, a inflacja była tak wysoka, że za bilet

lotniczy z Szanghaju do Pekinu
płaciło się małą walizkę banknotów. Ośmioletnia okupacja japońska, inwazja

radziecka i dalsze walki, a
także przeciągająca się walka o władzę między armiami Czang Kai-szeka i Mao Tse-

tunga wpędziły
Chińczyków w skrajną niedolę i ubóstwo.

Chociaż motywem mojej podróży do Chin nie było świadome pragnienie dowiedzenia
się czegoś więcej o

buddyzmie, to jednak nędza i cierpienie, jakie tam ujrzałem, zmusiły mnie do
refleksji! nad tym, co - jak

czytałem - stanowiło zasadniczą naukę Buddy: że życie jest gorzkim oceanem
cierpienia. Na innym

poziomie moje kiełkujące zainteresowanie buddyzmem pobudził widok świątyń w
Pekinie, z gigantycznymi

figurami buddów i bodhisattwów - o znaczeniu których nie miałem wówczas pojęcia
- i cała, jedyna w

swoim rodzaju kultura chińska z jej licznymi, fascynującymi zabytkami i
niezrównanymi pałacami tego

baśniowego miasta.
Po powrocie do Stanów nie byłem w stanie wejść w kierat codziennego życia i

pracy w małym miasteczku
w Connecticut. Setki wrażeń i nierozstrzygniętych problemów kłębiło się w głębi

mego umysłu. Moje życie
straciło sens i nie pojawiło się nic innego, co mogłoby je wypełnić. „Wiszę

między dwoma światami: jeden
już wymarł, a drugiemu brak sił, aby się narodzić" - takie właśnie było moje

położenie. Aby wyrwać się z
tej martwoty, zacząłem jeździć na weekendy do Nowego Jorku w celu studiowania

reHgii Azji. Ponieważ
w Nowym Jorku nie słyszałem o żadnych renomowanych nauczycielach zeń czy

buddyzmu, zacząłem
brać udział w spotkaniach Towarzystwa Wedantyjskiego. Przez jakiś czas pociągały

mnie też nauki
Baha'i.

Z czasem moje zainteresowanie zaczęło słabnąć. Zbyt wielki nacisk kładziono na
czytanie i studia

doktrynalne, a zbyt mało, jak mi się wydawało, na medytację, której bardzo
potrzebowałem. Poza tym

także i tu spotykałem takie same zarozumiałe stwierdzenia, jak w kazaniach
pastorów i rabinów: „Bóg jest

dobry", „Bóg jest wszechpotężny", „Bóg jest...". Wiele lat później, gdy w pewnej
mierze osiąg-

247

background image

nałem zrozumienie, poznałem, że Bóg nie jest ani dobry, ani wszechpotężny, ani

jakikolwiek. Tak
naprawdę, Bóg nie jest nawet Bogiem.

W 1950 roku przybył do Ameryki dr Suzuki, żeby zapalić lont mający później
spowodować „eksplozję

zeń". Na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, gdzie prowadził popołudniowe
zajęcia z filozofii

buddyzmu zeń, dziesiątki malarzy, kompozytorów, poetów, psychiatrów, profesorów
filozofii i innych ludzi

tłoczyło się w sali, w której wykładał. Byłem jednym z nich. Moja znajomość z
Su-zukim wyniesiona z

Japonii i moje nieco bardziej niż dyletanckie zainteresowanie zeń zapewniły mi
pewną pozycję w małej

grupie wytrwałych słuchaczy, zawsze obecnych, gdy Suzuki dawał formalny wykład
lub zwykłą mowę. W

Nowym Jorku szalała wtedy moda na zeń, podsycana głównie przez książki
Suzukiego. Niemalże nie było

przyjęcia, na którym jakiś wielbiciel zeń nie błysnąłby którymś ze swoich
ostatnio wymyślonych koanów.

Inspirująca działalność Suzukiego stanowiła zaczyn w duchowo-intelektual-nym
życiu Nowego Jorku

wczesnych lat pięćdziesiątych. Jednakże był on tylko sensei (nauczycielem
akademickim), a nie mistrzem

zeń i nie potrafił „nauczać dharmy rykiem lwa". Mimo to, biorąc pod uwagę, że
był wówczas po

osiemdziesiątce, trzeba przyznać, że jego osiągnięcia są wybitne. Niemalże w
pojedynkę zapoczątkował

pierwszą intelektualną fazę rozwoju zeń w Ameryce.
Moje studia nad filozofią zeń prowadziły donikąd. To prawda, że poszerzyły się

moje horyzonty
intelektualne, ale większej wiedzy nie towarzyszył większy spokój. Właściwie

moja nerwowość, skłonność
do irytacji i wewnętrzne niezadowolenie wzrosły, a teraz jeszcze doszła choroba

pychy - czyż nie byłem
jednym z „wtajemniczonych" w zeń, jednym z apostołów Suzukiego? Dlaczego nie

postępowałem zgodnie
z nasilającym się odczuciem, że medytacja, a nie filozofia jest tym, czego mi

najbardziej potrzeba?
Wyszukane wykłady dr Suzukiego łech-czące intelekt, a po zajęciach prowokujące

dyskusje z artystami,
pisarzami i psychiatrami stłumiły tę głębszą potrzebę. Jednakże nie mogłem już

dłużej zamykać oczu na
ten ból i to właśnie skłoniło mnie do poszukiwań oświeconego mistrza zeń. Ale

gdzie go miałem znaleźć?
Okazało się, że w Stanach Zjednoczonych nie było żadnego mistrza zeń. Tak więc

nie miałem wyjścia,
musiałem wrócić do Japonii. Była to perspektywa zarówno miła, jak i

przerażająca. Przerażająca, bo stało
się dla mnie jasne, że moja zabawa w zeń się skończyła i że teraz muszę

rozpocząć poważny i ciężki
wysiłek w praktyce zeń, jeżeli naprawdę chcę zmienić swoje życie.

Po kilku miesiącach rozterki rzuciłem pracę, pozbyłem się rzeczy i wyruszyłem do
Japonii z

postanowieniem, że nie powrócę, dopóki nie zdobędę oświecenia.
Nie sposób jest wejść dwa razy do tej samej rzeki: Japonia roku 1953 nie była

tą, którą opuszczałem.
Okupacja się skończyła i wyłaniała się nowa Japonia.

248

Bez poczucia bezpieczeństwa, jakie dawała mi obecność rządu Stanów

Zjednoczonych, sprawiała

background image

wrażenie zimnego i obcego kraju. Moją broń stanowiło tylko kilka rekomendacji,

które podtrzymywały we
mnie wiarę, że zostanę przyjęty do klasztoru, chociaż byłem już po czterdziestce

i znałem tylko kilka słów
po japońs-ku. Dwóch mistrzów dało mi jednak odpowiedź odmowną z powodu mojej

słabej znajomości
języka. .Czyż zeń nie jest nauką nie opierającą się na słowach i literach?" -

protestowałem. Pytanie to
budziło pobłażliwe uśmiechy. „Żeby przekroczyć słowa i litery, potrzeba słów i

liter" - brzmiały w rezultacie
odpowiedzi obu mistrzów.

Tak bardzo zniechęciłem się tymi odmowami, że spędziłem kilka tygodni w Kioto,
krążąc po swych

własnych śladach sprzed kilku lat, i odwiedzając znane mi z czasów okupacji
sklepy z antykami. Tu

przynajmniej byli uprzejmi handlarze i znajome miejsca. Myślałem nawet poważnie
o powrocie do Ameryki

i uczyniłbym tak, gdyby nie to, że spaliłem za sobą wszystkie mosty. W tym
ciężkim okresie spotkałem w

Kioto amerykańskiego profesora, przebywającego tam na stypendium Fulbrighfa,
również

zainteresowanego praktyką zeń. Razem stukaliśmy do jeszcze innych klasztornych
bram, ale bez skutku.

Nie znając nazwisk innych mistrzów zeń, złożyliśmy wizyty kilku uczonym i
religijnym przywódcom szkoły

Czystej Ziemi. Raz, gdy rozmawialiśmy o oświeceniu z liderem tej szkoły, ów
nagle wskazał na mnie i

rzekł: „Osiągniesz satori, jeżeli będziesz porządnie się wytężał, ponieważ twoja
karma do tego dojrzała.

Ale nie uważam, żeby pan - tu wskazał na profesora - był do tego gotów." To
oświadczenie oczywiście

dobito mojego przyjaciela, ale mnie dodało znów ducha, czego tak bardzo
potrzebowałem. W końcu,

dzięki całej serii sprzyjających karmicznych okoliczności, dostałem się do
Klasztoru Budzenia Umysłu

Bodhi (Hosin-dzi) i rozpocząłem poważną praktykę zeń.
Spędziłem tam prawie trzy lata, a potem z powodu pogarszającego się stanu

zdrowia, surowej i napiętej
atmosfery oraz skąpego jedzenia musiałem opuścić ten klasztor, idąc za radą

rosiego Yasutaniego,
spadkobiercy dharmy rosiego Harady. Chociaż rosi Yasutani był mistrzem zeń

wyświęconym na kapłana,
nie prowadził klasztoru, ponieważ wszyscy jego uczniowie byli ludźmi świeckimi.

Dlatego też mogłem
mieszkać we własnym mieszkaniu. Dzięki jego wyśmienitemu przewodnictwu oko mego

Umysłu w pewnej
mierze otworzyło się. Wyświęcił mnie po pięciu latach praktyki i byłem jego

uczniem jeszcze przez pięć
kolejnych lat.

Podczas dziesięciomiesięcznej pielgrzymki do południowowschodniej Azji, jaką
odbyłem w 1958 roku,

postanowiłem zmieniając w ostatniej chwili marszrutę odwiedzić aśram Śri
Aurobindo w Pondicherry w

Indiach. Spotkałem tam pewną Kanadyjkę o poważnych aspiracjach duchowych.
Opowiedziała mi, jak

bardzo podziwia zeń i jak rozczarowały ją niesystematycznie prowadzone medytacje
249

w aśramie, gdzie kładziono silny nacisk na lektury i studia. Z powodu jej
zainteresowania zeń i mojego

zainteresowania nią, zachęciłem ją, żeby udała się do Japonii w celu
praktykowania zeń. Tak też uczyniła.

Po jakichś sześciu miesiącach jej pobytu w Japonii wzięliśmy buddyjski ślub.

background image

Owocem naszego

małżeństwa jest jedno dziecko, córka. Jednakże karma mojej żony związana z
Indiami nie została

wyczerpana i w końcu przyciągnęła ją z powrotem do hinduizmu i do miasta Toronto
w Kanadzie, gdzie

została liderem grupy religijnej hinduskiego nauczyciela. Jeśli chodzi o naszą
córkę, to chcielibyśmy

wierzyć, że ma, jeśli wolno się tak wyrazić, to co najlepsze z obu światów.
W 1965 roku, po trzynastu latach praktyki zeń w Japonii, poczułem tęsknotę za

krajem. Nie było to
spowodowane tylko tym, że mój nauczyciel wiele wówczas podróżował po Europie i

Stanach
Zjednoczonych, wskutek czego nie mog-tem być z nim w kontakcie. Kryło się w tym

coś więcej. Czułem,
że przebywałem w Japonii zbyt długo jak na kogoś, kto nie zamierza osiąść w niej

na stałe. Poczułem, że
zaczynam się kisić i że muszę się odświeżyć przez codzienny kontakt z widokami i

dźwiękami, formami i
zwyczajami zachodniego społeczeństwa. Każdy człowiek, oświecony czy nie, jest w

dużej mierze
więźniem kulturowego środowiska, w jakim został wychowany, i nie może zanegować

na zawsze tego
związku nie zadając gwałtu sobie samemu.

Moje intuicje mówiące mi, że czas wrócić do Ameryki, zbiegły się z zaproszeniami
od paru grup

duchowych w Stanach Zjednoczonych, proponujących założenie ośrodków zeń w ich
miastach. Po kilku

rekonesansach osiadłem w mieście Rochester, położonym w zachodniej części stanu
Nowy Jork, gdzie

surowe zimy sprawiają że człowiek zwraca się do wewnątrz i gdzie w przeszłości
powstato tak wiele

ruchów religijnych.
Moją radość z powrotu do ojczyzny hamowało tylko jedno - zdawałem sobie sprawę,

że niełatwo będzie
zaadaptować orientalny zeń do naszego zachodniego społeczeństwa, że trzeba

będzie znaleźć środkową
drogę pomiędzy zeń o-dartym ze swej istoty a zeń oblepionym skorupą obcej

kultury. Pamiętałem, co
napisał były główny opat jednego z wielkich klasztorów zeń Soto, że gdy mistrz

Dogen przeniósł nauki zeń
z Chin do Japonii, rozprzestrzeniały się one powoli, ponieważ dla Dogena

poprawny był jedynie chiński
zeń, wskutek czego ludzie czuli, że wmusza się w nich obcą religię. Dopiero gdy

inny mistrz, sto lat
później, odrzucił chińskie formy i zjaponizował zeń, nauka ta szybko

rozprzestrzeniła się w całym kraju.
Antropolodzy kulturowi twierdzą, że każda kultura bierze z nowej religii jedynie

to, co może włączyć do
swoich własnych obyczajów i tradycji i że żaden naród nie przyjął i nie

praktykował nowej religii w takiej
formie, w jakiej demonstrowali ją nauczyciele wywodzący się z obcej kultury.

Proces asymilacji
poddawany

250

jest na każdym etapie modyfikującym wpływom, wyrastającym z kulturowych potrzeb

danego
społeczeństwa.

Podczas pielgrzymki po południowo-wschodniej Azji uprzytomniłem sobie dobitnie
fakt, że japoński

buddyzm stanowi jedyny w swoim rodzaju wyraz kulturowych, historycznych i
klimatycznych warunków, w

jakich żyją Japończycy. W aś-ramach Indii i ośrodkach medytacyjnych Sri Lanki i

background image

Birmy zrozumiałem,

dlaczego japoński buddyzm musi różnić się od buddyzmu tych krajów. Podobnie jak
figury Buddy w Sri

Lance, Indiach i Birmie miały rysy twarzy mieszkańców tych krajów, tak też
sposób wyrażania dharmy

Buddy odzwierciedlał kulturę każdego z tych społeczeństw. Doświadczenia, jakich
nabyłem w

południowowschodniej Azji, pozwoliły mi ujrzeć japoński buddyzm we właściwej
perspektywie i dostrzec,

że dharma Buddy jest na tyle elastyczna, że potrafi przystosować się do bardzo
różnych kultur i rozwijać

się stosownie do duchowego klimatu przyjmujących ją społeczeństw.
Czego potrzeba, aby zasymilować buddyzm zeń przystosowując go do zachodnich

sposobów myślenia i
odczuwania? Jasnych tłumaczeń podstawowych pism świętych, ceremonialnych form

zgodnych z
naszymi zachodnimi tradycjami, buddyjskich imion o zachodnim brzmieniu dla osób

wyświęcanych i, co
najważniejsze, wykształcenia rodzimych nauczycieli, zdolnych przekazać istotę

zeń w kontekście własnej
zachodniej kultury. Gdy zaproponowałem mojemu nauczycielowi, który akurat

przebywał w Stanach
Zjednoczonych, że nasz ośrodek dokona angielskiego przekładu śpiewanej

codziennie we wszystkich
ośrodkach zeń sutry Serce doskonałej mądrości, aby można było śpiewać ją nie po

japońs-ku, jak
dotychczas, lecz po angielsku - stanowczo się temu sprzeciwił. Powiedział, że

japońska wersja
kształtowała się w ciągu wieków śpiewania, że jest płynna i można jej się łatwo

nauczyć, a znaczenie słów
jest drugorzędne. Jego zdaniem nie ma potrzeby śpiewania jej po angielsku. Czemu

więc, pomyślałem,
Japończycy, Chińczycy, Koreańczycy i Tybetańczycy śpiewali tę sutrę w swoich

własnych językach, a nie
w obcych?

Mój nauczyciel był równie negatywnego zdania i o innych moich propozycjach. W
żaden sposób nie

mogłem przekazać mu tego, co czułem, widząc dziwaczne sceny w wielu ośrodkach
praktyki duchowej w

Stanach Zjednoczonych: amerykańscy uczniowie mający chińskiego nauczyciela
ubrani tak, jakby byli u-

ciekinierami z Chin, uczniowie japońskiego sensei czy rosiego, przypominający
samurajów czy uczniowie

hinduskiego guru przebrani za fakirów, l jeszcze jedno. Skoro japońscy uczniowie
zeń otrzymywali

japońskie buddyjskie imiona, to dlaczego Amerykanie nie dostają w swoim własnym
kraju zachodnich

imion buddyjskich?
Czułem, że zeń zostanie na Zachodzie uznany za naukę i praktykę odpowiednią

jedynie dla Azjatów, o ile
proces filtrowania go przez formy naszej własnej

251

zachodniej kultury nie rozpocznie się natychmiast. Oznaczało to konieczność

porzucenia wielu
starodawnych japońskich form i odkrycia nowych, zachodnich. A-le jak odróżnić

istotę rzeczy od jej cech
ubocznych? Uważałem, że trzynaście lat praktyki w Japonii uchroni mnie przed

wylaniem dziecka z
kąpielą

Z powodu sprzeciwu mego nauczyciela wobec tego „uzachodnienia" zeń i z innych
jeszcze powodów

coraz trudniej mi było być jego uczniem, dlatego poprosiłem o pozwolenie na

background image

rozstanie się z nim. Był to

bolesny krok, ponieważ związek miedzy mistrzem a uczniem jest bardzo intymny,
pod wieloma względami

nawet bliższy od związku między rodzicami a dzieckiem. Jednakże zerwanie było
nieuchronne. Głęboko

żałuję, że sprawiłem ból mojemu nauczycielowi ro-siemu Yasutaniemu. Zaciągnąłem
u niego i u innych

moich nauczycieli bezgraniczny dług wdzięczności. Jedyny sposób, w jaki mogę go
spłacić, to wiernie

przekazywać innym istotę nauki, jaką miałem zaszczyt otrzymać. Mogę mieć tylko
nadzieję, że w ciągu

minionych trzynastu lat w pewnej mierze udało mi się to osiągnąć i że w ten
sposób zacząłem spłacać

łaskawość moich nauczycieli.

PRZYPISY

1. To słynne wydarzenie uważa się w zeń za pierwszy bezpośredni przekaz dharmy
„poza sutrami, bez

opierania się na słowach i literach". Budda unosząc w górę kwiat lotosu ukazał
sedno swej nauki, a

Mahakasiapa, który odpowiedział pełnym zrozumienia uśmiechem, został pierwszym
spadkobiercą

dharmy w tej długiej, trwającej do dziś linii przekazu od mistrza do ucznia.
Zdarzenie to stanowi temat

szóstego koanu w Bezbramnej zaporze Mumona.
2. Niekiedy uczeń ma więcej niż jednego nauczyciela, gdyż zdarzają się ważkie

powody do zmiany
nauczycieli. Sam miałem kilku nauczycieli. Pierwszym moim mistrzem był rosi

Nakagawa, opat klasztoru
Riutaku, gdzie przebywałem przez kilka miesięcy. Uważał on, że z wielu względów

rosi Harada, opat
klasztoru Hosin, będzie dla mnie lepszym nauczycielem, dlatego zabrał mnie do

tego klasztoru.
Przebywałem tam prawie trzy lata. Moim nauczycielem był również rosi Sessui,

asystent rosiego Harady.
Gdy stan zdrowia uniemożliwił mi dalsze pozostawanie w klasztorze Hosin,

położonym w najzimniejszym
regionie Japonii, rosi Nakagawa, który był jakby moim doradcą, polecił mi

praktykę u spadkobiercy
dharmy rosiego Harady, u rosiego Yasutaniego. Byłem jego uczniem przez o-koło

dziesięć lat. Gdy rosi
Yasutani wyjeżdżał za granicę, jego asystent i spadkobierca dharmy, rosi Koun

Yamada, zastępował go
jako mój nauczyciel.

3. Jedną z wielkich zalet postawy półlotosu lub pełnego lotosu jest to, że gdy
dłonie i stopy złożone są

razem (przy czym dłonie spoczywają na piętach stóp), tętno, ciśnienie krwi,
przemiana materii i inne

funkcje biologiczne są najbardziej stonizowane. Jednakże należy stwierdzić, że
chociaż te funkcje

fizjologiczne ulegają zwolnieniu, osoba praktykująca zazen nie wpada w trans, w
którym nie reagowałaby

na bodźce zewnętrzne. Jak wykazały badania elektroencefalograficz-ne, ten kto
siedzi skoncentrowany w

zazen, reaguje natychmiast na bodźce zewnętrzne i dzieje się tak za każdym
razem, gdy bodziec ten się

powtarza, podczas gdy większość ludzi nie uprzytamnia sobie takich
powtarzających się bodźców. Co

więcej, reakcje osoby praktykującej zazen, pojawiające się na wykresie EEG,
znikają bardzo szybko.

Można więc zatem powiedzieć, że osoba poważnie praktykująca zazen w pełni zdaje
sobie sprawę z tego,

co dzieje się wokół niej, a jednak nie wikła się w to.

background image

Wyniki EEG osób praktykujących zazen zdecydowanie odbiegają od wyników badań

osób praktykujących
inne dyscypliny duchowe. Na przykład stwierdzono, że podczas medytacji jogi

osoba praktykująca jest w
pewnym sensie wyłączona

255

ze świata i w ogóle nie reaguje na bodźce zewnętrzne. Zob. Altered States of

Consciousness red. Charles
Tart, New York 1969, str. 489-506.

4. Te Szan Czien (jap. Tokusan Senkan, 780-865), wybitny chiński mistrz e-poki
Tang. Te Szan był

cenionym znawcą Sutry diamentu, ale całkowicie zarzucił swoje akademickie
dociekania po osiągnięciu

oświecenia, które nastąpiło w chwili, gdy jego mistrz raptem zdmuchnął świecę.
5. Mu Czau (jap. Bokudziu, 780-877?) był uczniem Huang Po i nauczycielem Ummona

(po chińsku Jun
Mena).

6. „Jaki jest dźwięk klaśnięcia jednej dłoni?"- to jeden z koanów wstępnych,
czyli tzw. koanów

przełamujących. Jego autorem jest japoński mistrz zeń Haku-in.
7. Dogłębny komentarz rosłego Yasutaniego do koanu Mu zamieszczony jest w Trzech

filarach zeń tegoż
autora.

8. Liczba ta, łącząca nieskończone ze skończonym, ukazuje, jak buddyjskie teksty
określają niezmierzone

obszary przestrzeni i czasu, nie popadając w abstrakcyjną terminologię. Według
buddystów, tysiąc

systemów słonecznych daje jeden mały wszechświat, tysiąc małych wszechświatów
daje jeden średni

wszechświat, a tysiąc średnich wszechświatów daje jeden i tylko jeden duży
wszechświat.

W kosmologii buddyjskiej czas też uważa się za nieograniczony, ale tu również
dostajemy wskazówki w

postaci żywych i konkretnych opisów, dzięki którym możemy w pewnym stopniu
uchwycić ten bezmiar, l

tak kalpę, czyli okres jednego cyklu świata, określa się jako czas potrzebny do
opróżnienia ogromnej misy

pełnej ziaren maku, mającej czterdzieści mil sześciennych pojemności, gdyby z
niej wyjmować tylko jedno

ziarnko maku raz na trzy lata. Dla porównania słowo „eon" zdefiniowane jest w
encyklopedii jako

„nieskończenie długi okres czasu".
9. Odnosi się to do Huei K'e (jap. Eka), który obciął sobie rękę i ofiarował ją

Bodhidharmie na znak swej
szczerości. Został później Drugim Patriarchą zeń w Chinach.

10. W buddyzmie jedną z sześciu krain nie oświeconego istnienia jest kraina
głodnych duchów (prętów),

czyli istot, które z powodu swej chciwości skazały się na życie pełne
niemożliwych do zaspokojenia

pożądań.
11. Koan: „w jaki sposób zrobisz krok naprzód z masztu wysokiego na sto stóp?"

to czterdziesty szósty
przypadek Bezbramnej zapory. Maszt oznacza tu pełne oświecenie.

12. .Tutaj" odnosi się do poziomu mądrości transcendentalnej.
13. „Uczucia" - dosłownie „odczucia" lub „postrzeżenia".

14. W tym ogólnym terminie „wola" zawierają się skłonności, tendencje umysłu,
impulsy, działania woli,

etc.
256

15. „Zafałszowany masowy zeń" odnosi się do praktyki łączenia koanu z

background image

powtarzaniem mantrycznej

formułki szkoły Czystej Ziemi, czyli tzw. nembutsu - „U-fam Buddzie Amidzie".
16. G.l. Gurdżijew, (1870-1950) tajemniczy nauczyciel duchowy, urodzony w Rosji,

który miał rzekomo
rozwinąć swoje metody i siły duchowe dzięki kontaktowi z tradycjami duchowymi

Bliskiego i Dalekiego
Wschodu. Założył on Instytut Harmonijnego Rozwoju Człowieka w Paryżu i miał za

życia wielu
zwolenników.

17. Tchich Nhat Hann jest wietnamskim mnichem zeń, pisarzem i poetą oraz jednym
z głównych

rzeczników wietnamskiego buddyjskiego ruchu na rzecz pokoju.
18. Gempo Yamamoto, dawny opat klasztoru Riutaku w Misimie w Japonii, zmarł w

czerwcu 1961 roku.
19. Problem umierania mistrzów zeń został szeroko omówiony w innej książce

rosiego Ph. Kapleau Kolo
życia i śmierci (przyp. red. wyd. polskiego).

GLOSARIUSZ
Czytelnik znajdzie tutaj zwięzłe definicje i wyjaśnienia terminologii zeń oraz

terminologii buddyjskiej, jak
również imiona własne, słowa i zwroty związane z zeń, używane, ale nie

objaśnione w tekście.
Imiona chińskich mistrzów, niektóre zjaponizowane, a inne w oryginalnym,

chińskim brzmieniu
umieszczono w glosariuszu w takiej formie, w jakiej zostały użyte w tekście.

Jeśli użyte były w formie
zjaponizowanej, oryginalna forma chińska podana jest w nawiasach i odwrotnie.

Słowa i imiona sanskryckie oznaczone są przez skt., chińskie - chin., a
japońskie - jap.

baha'i: religia założona przez Baha'u'llaha (1817-92), Persa, który nauczał, że
Bóg jest poznawalny

jedynie poprzez swoje przejawy, czyli przez proroków, że boskie objawienie jest
bezustanne i postępujące

i że wszystkie istoty są jednym.
Bassui Tokusio (1327-87): wielki japoński mistrz zeń, który od lat chłopięcych

zmagał się z pytaniem: „Kto
jest mistrzem?" (tzn. źródłem czyli panującą siłą), aż do pełnego oświecenia.

(Jego Mowa Dharmy o
Jednym Umyśle i listy do uczniów, jak również obszerne dane biograficzne

znajdują się w Trzech filarach
zeń tegoż autora.)

bodhisattwa (skt.): dosłownie „mądra istota" lub „mądry bohater" to każdy, kto
osiągnie oświecenie i

poświęca się dla oświecenia innych. Pierwotnie termin „bodhisattwa" odnosił się
do najbardziej duchowo

rozwiniętych uczniów Buddy Siakjamuniego lub do istoty znajdującej się na
ostatnim etapie oświecenia. W

Sutrze podwyższenia Szósty Patriarcha powiada: „Bodhisattwowie to manifestacje
współczujących myśli."

W zeń często nazywa się bodhisattwa człowieka poważnie pracującego nad sobą dla
dobra innych.

brahma (skt.): w hinduizmie jest to Najwyższa Rzeczywistość, manifestująca się
jako Pan Stworzenia.

budda: dosłownie „oświecony", ten kto przebudził się w pewnej mierze ku
prawdziwej naturze istnienia.

Uważa się, że w pełni doskonały budda pojawia się tylko raz w każdym cyklu
świata. W naszej epoce był

nim Siddhartha Gautama, czyli Budda Siakjamuni (563-483 p.n.e.), który „założył"
buddyzm w Indiach; do

niego często odnosi się słowo „Budda". Ponieważ umysł całkowitego buddy jest
oświecony w

nieograniczonym stopniu i obejmuje nieskończoność wszystkich

background image

259

wszechświatów, termin „budda" odnosi się też do najwyższej prawdy lub
absolutnego umysłu.

Cztery Szlachetne Prawdy : Budda wygłosił je w swoim pierwszym kazaniu; są one
kamieniem węgielnym

buddyzmu i brzmią następująco: 1) Wszelkie życie jest cierpieniem. 2) Źródło
cierpienia tkwi w niewiedzy

wywołującej egoistyczne pożądanie i przywiązanie. 3) Istnieje droga do położenia
kresu cierpieniu. 4)

Drogą tą jest Ośmioraka Ścieżka: właściwe rozumienie, właściwe myślenie,
właściwe mówienie, właściwe

działanie, właściwy sposób życia, właściwy wysiłek, właściwa uwaga, właściwa
koncentracja.

Czuang-tsy: chiński mędrzec taoistyczny z IV w. p.n.e.
czysta ziemia (lotosu): podstawowa nauka szkoły czystej ziemi japońskiego

buddyzmu głosi, że ten, kto
wzywa imię Buddy Amidy z oddaniem i wiarą w jego zbawienną łaskę, odrodzi się w

jego czystej ziemi
lotosu, w której panuje pokój i szczęśliwość.

dewa (skt.): dosłownie „świetlisty", istota niebiańska. Kraina dewów to kraina
szczęśliwości i spokoju,

najwyższa z sześciu krain nie oświeconego istnienia. Jednakże, gdy dobra karma
dewy wyczerpie się, to

spada on (ona, ono) do niższej, bardziej bolesnej krainy istnienia.
dharma (skt.): wywodzi się z sanskryckiego rdzenia „dhri" i oznacza: 1) prawo

lub zasadę podtrzymującą i
rządzącą wszechświatem. Prawo to głosi, że 2) wszystkie zjawiska, które również

nazywa się dharmami,
podlegają prawu przy-czynowości, pojawiając się i znikając stosownie do przyczyn

i warunków. Z
uniwersalnego zastosowania tego prawa wypływa: 3) ostateczna prawda i 4) nauka

Buddy, która jest
wyjaśnieniem tej prawdy i z której wywodzi się 5) buddyjska doktryna.

Dogen Kigen (1200-1253): uważany za założyciela szkoły Soto japońskiego zeń,
chociaż sam odradzał

używanie takich terminów, jak „Soto", „Rindzai" czy nawet „zeń". Po ośmiu latach
praktyki z koanami, w

wieku lat dwudziestu trzech, udał się Dogen do Chin, gdzie osiągnął pełne
oświecenie. Cztery lata później

powrócił do rodzinnej Japonii, żeby wprowadzić tam zeń. Jego podstawową metodą
nauczania było sikan-

tadza („samo siedzenie"). Dogen kładł wielki nacisk na zasadę, że „praktyka i
oświecenie są jednym", jak

również na potrzebę „podtrzymywanego wysiłku".
Drugi Patriarcha: Hui K'e (jap. Eka).

dziesięć kierunków: północ, południe, wschód, zachód, cztery kierunki pośrednie,
zenit i nadir. Według

buddyzmu obejmuje to cały wszechświat.
dzioriki (jap.): moc samadhi, dynamiczna energia wypływająca z umysłu skupionego

poprzez
koncentrację, a szczególnie przez zazen. Wrażliwe osoby

260

twierdzą że odczuwają dzionki mocnego sesin z odległości setek czy nawet tysięcy

kilometrów.
Dziosiu Dziusin (chin. Czao Czu Ts'ung Szen, 778-897): jeden z czołowych

mistrzów zeń okresu Tang;
jego genialny sposób nauczania można dostrzec w licznych koanach, z których

najsłynniejszym jest Mu,
stanowiący pierwszą barierę w systemie koanów. Dziosiu osiągnął kensio w wieku

osiemnastu lat, a pełne

background image

oświecenie, gdy miał pięćdziesiąt cztery lata, jednakże nie rozpoczął formalnego

nauczania, dopóki nie
przekroczył osiemdziesiątki, po wielu latach pogłębiania i doskonalenia swego

oświecenia w „walkach
dharmy" z innymi mistrzami zeń w Chinach. Żył sto dwadzieścia lat.

dziukai (jap.): przyjmowanie buddyjskich wskazań, ceremonia, podczas której
wstępuje się na drogę

buddy i formalnie staje się buddystą.
ego: w buddyzmie ego odnosi się do koncepcji siebie jako stałego i odrębnego

bytu, oddzielonego od
innych jaźni i od zewnętrznego świata. Dlatego można powiedzieć, że ktoś, kto

trwa w milczącym uporze
lub też ktoś, kto deprecjonuje sam siebie, ma równie mocne ego, jak ktoś, kto na

przykład jest dumny i
dominujący. Dzięki przebudzeniu widzi się na wskroś iluzoryczną naturę ego.

gasio (jap-): gest szacunku, wdzięczności i pokory, w którym składamy dłonie.
gatha (skt.): wiersz, zazwyczaj krótki, wyrażający wgląd w naukę Buddy. Gat-hy

często układano przy
okazji osiągnięcia oświecenia.

guru (skt.): hinduistyczny i tybetański termin oznaczający nauczyciela lub
przewodnika; niektórzy guru

uważani są za wcielenie Boga lub Absolutu.
hara (jap): obszar lędźwi wraz z żołądkiem, podbrzuszem i biodrami, jak również

związane z nim funkcje
trawienia i wypróżniania. W zeń hara - a dokładniej tanden, czyli dolną część

brzucha - uważa się za
żywotne centrum ciała-umysłu. Dzięki skupieniu umysłu w tym rejonie i

rozpoczynaniu stamtąd wszelkich
działań można osiągnąć większą umysłową i fizyczną równowagę i pomnożyć zasoby

energii.
Harada Sogaku, rosi (1870-1961): uważany jest za jednego z najwybitniejszych

japońskich mistrzów zeń
naszych czasów. Rosi Harada wytrwale praktykował zarówno w klasztorach szkoły

Soto, jak i Rindzai,
zanim stopił to, co najlepsze w obu, w integralną szkołę zwaną obecnie „linią

Narady" (więcej informacji
biograficznych o nim można znaleźć w Trzech filarach zeń).

hatha joga (skt.): system dyscypliny oczyszczający i wzmacniający ciało dzięki
przyjmowaniu rozmaitych

postaw (asan), kontrolowanemu oddychaniu itp. Pierwotnie celem hatha jogi było
przygotowanie ciała do

praktyki duchowej, ale obecnie praktykuje się jadła niej samej.
261

Huang Po Hsi Jun: (jap. Obaku Kiun, 7-850): spadkobierca dharmy Pai Czanga,
jeden z wielkich chińskich

mistrzów zeń okresu Tang. Metody Huang Po były bezpośrednie i pełne sHy i
wykształciły te same cechy

ducha u najsłynniejszego z jego uczniów Lin Czi (jap. Rindzai).
Isan Reiju (chin. Kuei Szan Ling Ju, 771-853): znamienity mistrz zeń, założyciel

jednego z .Pięciu domów"
zeń w Chinach epoki Tang. Isan był łagodny i cierpliwy, a zarazem subtelny i

głęboki.
karma (skt.): doktryna karmy jest subtelna i niezwykle złożona. W tak krótkim

wyjaśnieniu jak poniższe
można zaledwie naszkicować jej podstawowe zasady. Zasadnicze znaczenie słowa

„karma" to „działanie",
jak również jego owoce. Można ją rozpatrywać jako prawo przyczynowości na

poziomie osobowym, gdzie
stanowi kombinację pierwszorzędnych i drugorzędnych przyczyn. Na przykład w

wypadku rośliny nasienie
jast główną przyczyną, a deszcz, wiatr, światło słoneczne itd. są przyczynami

dalszymi. Podobnie każda

background image

myśl, wypowiedź i uczynek to nasienie dojrzewające do czasu, gdy w przychylnych

warunkach zaowocuje
jako wydarzenie lub okoliczność. Co więcej, jest to ciągły, bezustanny proces,

bowiem sposób, w jaki
reaguje się na te okoliczności, określa jakość obecnego, jak również przyszłych

żywotów. Tym samym
doktryna karmy odrzuca wszelkie koncepcje „losu" czy „ustalonego przeznaczenia",

ponieważ zarówno o-
koliczności, jak i nasze reakcje bezustannie się zmieniają Jest więc rzeczą

jasną że każdy ma w każdej
chwili możliwość zmiany biegu swej przyszłej karmy.

Jednakże w ramach jednego żywota każda jednostka ma oprócz karmy, którą może
zmienić, szczególną

„ustaloną karmę", na przykład płeć lub przynależność gatunkową czy rasową. Te
karmiczne cechy,

chociaż ustalone na całe życie, przekształcają się w następnym żywocie, znowu
zgodnie z

dojrzewającymi wciąż przeszłymi uczynkami jednostki. Chociaż często mówimy o
dobrej czy złej

(bolesnej) karmie, termin ten zazwyczaj odnosi się do tej ostatniej. Tak jest na
przykład wówczas, gdy

egoistyczne działania nazywamy „czynami rodzącymi karmę". Ostatnimi czasy
pojawiło się na Zachodzie

kilka nowych zastosowań tego słowa. Wśród nich mamy termin „ciężka karma",
oznaczająca szczególnie

duży dług, który trzeba odpokutować jako rezultat sprawiających ból myśli i
działań z tego życia i z

uprzednich. Słowo „karma" może również oznaczać skłonność u-mysłu do zła,
wypływającą z zachowania

od dawna zdominowanego przez ego. Możemy również mówić o tym, że „mamy wspólną z
kimś karmę",

mając na myśli wzajemną sympatię lub antypatię, będącą wynikiem bliskiego
związku w poprzednim

żywocie.
Karma oznacza, że wszystko bez wyjątku, co nam się przytrafia, sami bezpośrednio

czy pośrednio,
częściowo czy całkowicie wprawiliśmy w ruch kiedyś w przeszłości. Budda

powiedział: Jeżeli pragniesz
znać przeszłość (przyczynę),

262

patrz na swą teraźniejszość (skutek)." Odpowiedź na znany refren: „Co ja takiego

zrobiłem, że na to
zasłużyłem?" brzmi zawsze: „Wiele!" Jednakże cierpienie może również wypływać z

karmy zbiorowej, w
której każdy członek grupy zbiera to, co zasiała grupa jako całość. A kiedy

przyczyny warunkujące czyjaś
karmę, bez względu na to, czy jest to karma mozołu i haniebnych niepowodzeń, czy

też szczęścia i
zaszczytów, wyczerpią się, ta karma znika. (Szersze omówienie karmy można

znaleźć w Kole życia i
śmierci tegoż autora.)

kensio Cap.): wejrzenie w swoją Prawdziwą Naturę, a tym samym w naturę
wszelkiego istnienia. Pierwsze

przebudzenie, zazwyczaj płytkie.
kinhin (jap.): forma zazen, które praktykuje się chodząc; ma ono miejsce między

okresami siedzącego
zazen. Kinhin stanowi ogniwo pomiędzy nieruchomym zazen a zazen w codziennym

działaniu.
kiosaku (jap-): kij używany do dodawania odwagi w zendo. Ma kształt drewnianego

spłaszczonego na
jednym końcu wiosła długości 60-90 cm. Stosowany jest w treningu zeń od wieków

jako pomoc przy

background image

koncentracji. Każcie ramię uderza się dwukrotnie w punktach odpowiadających

południkom
akupunktycznym. Kiosaku (czasami zwane kejsaku) jest niezwykle pomocne w

budzeniu drzemiących
energii i w podnoszeniu na duchu, szczególnie podczas długich okresów siedzenia.

koan (jap-): większość koanów wywodzi się z zaskakujących powiedzeń mistrzów zeń
lub zdarzeń,

których źródłem jest nieskrępowane działanie ich przebudzonych umysłów. Koany
zostały spisane i

usystematyzowane. Przez całe wieki używano ich do instruowania i sprawdzania
uczniów podczas

formalnej praktyki zeń. Każdy koan wskazuje wprost na naszą Prawdziwą Naturę
przekraczającą wszelkie

rozróżnienia. Wprawiająca w zakłopotanie ich treść ma na celu „sypnąć uczniowi
piaskiem w oczy"

(chodzi tu o rozróżniający intelekt), tak że uczeń zostanie zmuszony do otwarcia
oka swego Umysłu. Koan

znaczy dosłownie „publiczny zapis", bowiem nauczyciel wymagając od ucznia
uchwycenia pierwotnego

ducha koanu, nie zezwala na żadne jego fałszywe rozumienie. Chociaż mamy c-koło
1700 zapisanych

koanów, najlepszym koanem jest dręczące kogoś zapytywanie, takie, którego nie
można odłożyć na bok,

dopóki nie dojdzie się do odpowiedzi.
„Kuac!" Gap.): okrzyk nie mający jakiegoś sprecyzowanego znaczenia, który wyraża

silnego ducha zeń,
gdy wydaje go osoba odznaczająca się duchową mocą.

lama : dosł. „starszy"; kapłan wadżrajany (odgałęzienie buddyzmu mahajany),
kwalifikowany do

nauczania Dharmy.
263

Lin Czi l Hsuan (jap. Rindzai Gtgen, ?-336): wielki mistrz epoki T'ang, który
choć nieśmiały i bojaźliwy

przed oświeceniem, później zasłyną] ze swego ognistego ducha i bezpośrednich
metod nauczania. Był on

spadkobiercą Huang Po i założycielem szkoły zeń Lin Czi, w której zbiór jego mów
uważany jest za ważny

tekst.
łańcuch przyczynowości: zwany również łańcuchem przyczynowego powstawania. Każde

ogniwo
powoduje powstanie następnego: niewiedza prowadzi do działania, działanie do

świadomości,
świadomość do nazwy i formy (umysłu i ciała), nazwa i forma do sześciu organów

zmysłowych, sześć
organów zmysłowych do kontaktu, kontakt do wrażenia, wrażenie do pożądania,

pożądanie do trzymania
się, trzymanie się do istnienia, istnienie do narodzin, narodziny do starości i

śmierci itd.
mahajana : „wielki wóz", jedna z głównych gałęzi buddyzmu. Buddyzm maha-jany,

znany również jako
„szkoła północna", wyszedł z północnych Indii i rozprzestrzenił się w Tybecie,

Mongolii, Chinach,
Wietnamie, Korei i Japonii. Jest otwarty i bardziej postępowy od drugiego nurtu,

a mianowicie tradycji
therawady. Mahajanista dąży do oświecenia po to, aby móc lepiej pomagać innym. W

tym właśnie celu w
łonie mahajany rozwinęły się rozmaite formy przystosowania nauk Buddy do

poszczególnych kulturowych,
społecznych i indywidualnych potrzeb.

maja (skt.): ułuda lub też świat zjawisk postrzegany przez zasłonę niewiedzy.
makio (jap.): ma - „diabelski", kio - „świat obiektywny": zazwyczaj termin ten

odnosi się do wizji,

background image

halucynacji, fantazji, iluzorycznych odczuć, lęków i innych u-mysłowych i

fizycznych zjawisk, mogących
powstać podczas zazen. Jednakże w najszerszym znaczeniu tego słowa wszystko co

nie dosięga
oświecenia można nazywać makio. (Dalsze informacje na ten temat można znaleźć w

Trzech filarach
zeń).

makrobiotyczna dieta: dieta opierająca się na założeniu, że najlepiej dba się o
zdrowie jedzap naturalne,

nie poddawane działaniu chemikaliów pożywienie, przy zachowaniu pełnej równowagi
pierwiastka jang

(tworzącego zasady) i jin (tworzącego kwasy). Nie ma ona żadnego związku z
buddyzmem zeń.

mantra (skt.): słowa lub formułki o szczególnej wibracji dźwiękowej, używane w
buddyzmie tantryckim i w

innych formach medytacji. Mantry są przekazywane uczniowi przez mistrza w
momencie inicjacji; dzięki

gorliwemu powtarzaniu mogą otworzyć umysł ku wglądom. Jedynie oświecony mistrz
ma autorytet

duchowy konieczny do dania komuś mantry.
264

mondo (jap.): żywa wymiana pytań i odpowiedzi, zawsze wskazujących na ostateczną
prawdę między

dwoma mistrzami, mistrzem a uczniem, lub też zachodząca pomiędzy dwiema czy
większą liczbą

duchowo rozwiniętych osób.
monitor: ktoś, kto nie tylko pilnuje porządku. W zeń główny monitor jest prawą

ręką rosiego podczas sesin,
ma pieczę nad zendo, na nim wreszcie spoczywa odpowiedzialność za budzenie ducha

w osobach
siedzących albo przy pomocy słów, albo poprzez używanie kija kiosaku.

nirwana (skt.): dosł. .wygaśnięcie", nieuwarunkowany niczym stan poza
narodzinami i śmiercią, osiągany

po unicestwieniu całej niewiedzy i pożądania i po wyczerpaniu karmy będącej
przyczyną odradzania się.

parinirwana (skt.): dosł. „całkowite wygaśnięcie". Parinirwana zazwyczaj odnosi
się do stanu całkowitego

wyzwolenia osiągniętego przez Buddę Siakiamu-niego w chwili śmierci.
Piąty Patriarcha: Hung Dżen (jap. Obai).

pradżnia (skt.): prawdziwa mądrość, czyli rozumienie, przekraczające różnicujący
intelekt i

konwencjonalne prawdy, wynikające z urzeczywistnienia Prawdziwego Umysłu; moc i
działanie

oświeconego Umysłu.
pustka zob. siuniata.

Sala Buddy : sala używana do wielkich zgromadzeń, zazwyczaj w innych celach niż
praktyka formalnego

zazen, która ma miejsce w zendo. W Sali Buddy odbywają się ceremonie, a rosi
wygłasza tam formalne

mowy.
samadhi (skt.): dosł. „złączenie" lub „zjednoczenie osoby medytującej z

przedmiotem medytacji". W zeń
samadhi jest stanem intensywnego zaabsorbowania, w którym umysł przekroczył

wszystkie myśli,
wizualizacje, wyobrażenia itp. Nie jest to tępa niewrażliwość, lecz głęboka i

rozświetlona przytomność.
samsara (skt.): nie mający kresu cykl narodzin i śmierci, w którym wszystkie

zjawiska ulegają bezustannej
przemianie; świat cierpienia. Buddyzm mahajany uważa samsarę za przeciwieństwo

nirwany, czyli
oświecenia.

sangha (skt.): pierwotnie buddyjski zakon monastyczny, ogólnie - wspólnota ludzi

background image

praktykujących Drogę

Buddy. Sangha jest jednym z trzech skarbów czy klejnotów buddyzmu wraz z buddą i
dharmą.

satori (jap.): oświecenie, zazwyczaj głębokie; przebudzenie się ku prawdzie
znajdującej się poza wszelkim

dualizmem i zróżnicowaniem. Satori to o wiele więcej niż ekstaza czy
psychologiczny albo filozoficzny

wgląd. Jest to duchowe przebudzenie, wywołujące fundamentalne przekształcenie
osobowości i

charakteru, dające całkowicie nową wizję świata.
265

sensei (jap.): słowo to zapisuje się dwoma chińskimi znakami: .pierwszy" i „u-
rodzić się", stąd

pierworodny, starszy, ten któremu należy się szacunek itp. Powszechne angielskie
tłumaczenie brzmi

„nauczyciel" lub „instruktor".
sesin (jap.): „koncentrowanie i jednoczenie umysłu", okres intensywnego treningu

w odosobnieniu,
trwający zazwyczaj od trzech do siedmiu dni. Surowe sesin przebiegają w

całkowitym milczeniu, a
uczestnicy pozostają przez cały czas w miejscu praktyki.

siuniata (skt): pustka, dynamiczne podłoże wszelkiego istnienia. Wszystkie
zjawiska są zasadniczo puste,

czyli pozbawione własnej substancji w tym znaczeniu, że są zaledwie nietrwałymi
przejawami w

strumieniu nie kończących się przekształceń. Chociaż siuniata jest bezkształtna,
sama kształtuje

wszystko; wejrzenie w bezjaźniowość wszystkiego - to właśnie przebudzenie.
srebrna góra i żelazna ściana : metafory opisujące przeszkody, stające na drodze

osoby dążącej do
oświecenia; przeszkody te wydają się nie do pokonania. „Tylko ten, kto podejmie

się robić to, co
absurdalne, jest zdolny do osiągnięcia tego, co niemożliwe."

stan buddy: samourzeczywistnienie. Pierwsze przebudzenie sprawia, że o-siągamy
pierwszy etap stanu

buddy, ale do tego, żeby osiągnąć duchową rangę całkowitego buddy, takiego jak
Sjakiamuni, potrzeba

dyscypliny i wysiłku niezliczonych żywotów.
Sutra diamentowa (skt. Wadżraczczedika) : nazwa tej otaczanej wielkim szacunkiem

sutry mahajany
wywodzi się od niezrównanej zdolności diamentu do przecinania wszystkiego. Jest

to tekst poświęcony
głównie buddyjskiej doktrynie pustki, a jest tak głęboki, że przecina wszystkie

więzy pojęciowego
zniewolenia.

Śutra Lankawatara („zstąpienie na Sri Lankę"): jedna z głównych sutr mahajany,
zawierająca wiele

metafizycznych i psychologicznych opisów.
Śutra Surangama (skt.): jedna z najbardziej szanowanych sutr mahajany. U-waża

się, że została napisana
jakieś pięćset lat po Buddzie. Najcenniejsze w tekście są instrukcje (podane w

formie pytań i odpowiedzi),
odnoszące się do praktyki podczas kolejnych etapów wiodących do najwyższego

oświecenia.
swami (skt.): dosł. „pan", „mistrz" - tytuł hinduistycznego duchowego

nauczyciela.
sześć światów: sześć krain nieoświeconego istnienia. We wstępującym porządku są

to: krainy piekieł,
głodnych duchów (prętów), zwierząt, walczących demonów (asurów), ludzi i

niebiańskich istot (dewów).
Te światy, przez które odczuwające istoty bezustannie wędrują naprzód lub

wstecz, można również

background image

interpretować psychologicznie, albowiem wszystkie są Jednym Umysłem.

266

Szósty Patriarcha: Huei Nang (jap. Rokuso-daisi).

tai chi (chin. Tai Gzi Cz'uan): starożytne chińskie ćwiczenie medytacyjne
uprawiane dla zdrowia,

wyrażające taoistyczne zasady ustępliwości, giętkości i krążenia energii cz'i
(skt. prana) w ciele. Tai chi

można również ćwiczyć jako sztukę walki.
Tao (chin.): istota Prawdy wszechświata; droga Prawdy („Droga").

Tathagata (skt.): jedno z określeń Buddy, którym sam się nazywał. Dosłownie
znaczy: „ten, który tak (w

ten sposób) przyszedł (lub odszedł)", to jest: ten, który przyszedł tak, jak
buddowie przed nim. W zeń „tak

przyszedł" ma nieco inne znaczenie, ponieważ mistrzowie często pytają nowo
przybyłych: „Co to jest, co

tak przychodzi?" - innymi słowy: „Pokaż mi swoją Naturę Buddy!"
therawada: południowe odgałęzienie buddyzmu, czasami zwane hinajanąlub „małym

wozem". Szkoła ta
jest bardziej sztywna i kładzie większy nacisk na doktrynę niż mahajana.

Tradycja ta utrzymuje się w
krajach południowo-wschodniej Azji.

Wajroczana (skt.): „Wszechrozświetlający Budda": najwyższy z niehistorycz-nych
buddów symbolizujący

„ciało prawdy" (dharmakaję), czyli uniwersalny u-mysł buddy, przenikający
wszelki czas i przestrzeń.

wedanta (skt.): system filozofii hinduistycznej oparty na czterech starożytnych
świętych księgach

hinduizmu, zwanych Wedami.
Yasutani Hakuun, rosi (1885-1973): wielce szanowany japoński mistrz zeń,

spadkobierca dharmy rosiego
Harady. (Dalsze informacje dotyczące jego biografii znaleźć można w Trzech

filarach zeń).
zazen (jap.): dosł. „siedzące zeń", należy je odróżniać od medytacji,

opierającej się zazwyczaj na
wizualizowaniu lub umieszczaniu w umyśle jakiejś koncepcji, idei czy innej formy

myśli. Podczas
prawdziwego zazen umysł jest zrównoważony, skupiony na jednym i wolny od

przypadkowych,
nieistotnych myśli. Zazen nie ogranicza się do siedzenia, lecz jest kontynuowane

podczas wszelkich
działań.

zendo (jap.): sala używana do praktykowania formalnego siedzącego zazen, co jest
zazwyczaj jedynym

jej przeznaczeniem. Zendo to serce, najważniejsze miejsce każdego ośrodka zeń.

Spis ilustracji

1. „Siakjamuni schodzący z góry" pędzla Liang K'ai
2. Diagram przedstawiający poziomy świadomości

3. Diagram przedstawiający zależność przyczyny i skutku od świadomości
4. „Bodhidharma" pędzla mistrza zeń Hakuina

5. Fotografia zabalsamowanego ciała Szóstego Patriarchy
6. Stojący bęben

7. Gong w kształcie misy (kejsu)
8. Bęben mokugio - drewniana ryba

9. „Bodhidharma i prostytutka" pędzla nieznanego japońskiego artysty z XVII w.

Spis treści

PRZEDMOWA DO WYDANIA
POLSKIEGO ............................................................. 7

PRZEDMOWA, Albert

background image

Low ............................................................................

............9
..........................„......„......_^^

CZĘŚĆ I. / BŁYSKI ZEŃ
WPROWADZENIE....................................................................

...............................^
DIALOGI

1 . GDZIE NARODZIŁ SIĘ ZEŃ - W INDIACH, CHINACH,
CZY

JAPONII? ........................................ ..............................
..............................23

2. JEŚLI BĘDĘ MÓWIŁ O ZEŃ, TO TO, O CZYM BĘDĘ MÓWIŁ, NIE
BĘDZIE ZEŃ. (spotkanie z grupą

psychoanalityków) .........................................24
3. CZEMU MISTRZOWIE ZEŃ ODPOWIADAJĄ PRZYKRYM TONEM7................25

4. JEŚLI AMERYKANIE BĘDĄ SPĘDZAĆ CZAS NA MEDYTACJACH, TO KONKURENCYJNE
SPOŁECZEŃSTWA PRZEGONIĄ ICH, A NAWET

„POGRZEBIĄ'.....................................................................
................................ 25

5'. ZEŃ l PSYCHOTERAPIA - CZY DADZĄ SIĘ
POGODZIĆ? ................................ 28

6. CZYM RÓŻNIĄSIĘ TERAPIE PSYCHOFIZYCZNE OD ZEŃ? ........................... 30
7. CZY DOBRZE JEST ŁĄCZYĆ JOGĘ, TAI-CHI LUB KARATE Z ZEŃ? .............. 34

8. CO TO SĄNIEZDROWE
MYŚLI? .......................................................................35

9. CZY ISTNIEJE SPECJALNA DIETA
ZEŃ? .........................................................35

10. CZYTANIE O OŚWIECENIU JEST JAK DRAPANIE SWĘDZĄCEJ
STOPY PRZEZ

BUT. ...........................................................................
............... 37

11. CZYTAĆ, NIE
CZYTAĆ? ........................................................................

........... 38
12. CO JEST RZECZYWIŚCIE

RZECZYWISTE? ...................................................41
13. JAK ZNALEŹĆ

NAUCZYCIELA? ...................................................................
....41

14. NIE MA ŻADNYCH NAUCZYCIELI
ZEŃ. ..........................................................47

15. TRANSCENDENTALNA MEDYTACJA: KTO CO PRZEKRACZA? ..................48
16. URZĄDZENIA BIOFEEDBACK: ELEKTRYCZNY

ZEŃ? ...................................49
17. CZY MOGĘ PRAKTYKOWAĆ ZEŃ l BYĆ DOBRYM ŻYDEM

(LUB
KATOLIKIEM)? ...................................................................

....................... 51
271

18 JAKĄ WARTOŚĆ DLA ZAZEN MA .ŚWIĘTA"
GÓRA? .....................................52

19 CO TO JEST SATORI? ............... ......................................58
20 CZY JESTEŚ OŚWIECONY' ......................................58

21 CZY OŚWIECENIE MOŻE PRZYJŚĆ BEZ TRENINGU
DUCHOWEGO'' .. .. .........................................................

..... 58
22 CZY SATORI ROŻNI SIĘ OD PSYCHICZNYCH WGLĄDÓW?....................... 63

23 BEZ BÓLU NIE MA
OSIĄGNIĘĆ. .................................................................. 66

24 CO TO JEST
PUSTKA? ......................................................................

71

background image

25 CZY COS TRWA PO ŚMIERCI

BIOLOGICZNEJ?....................................... . 72
26 CZY JESTEŚ ŻYWY CZY

MARTWY? ....... . ............................................ 79
27 ZEŃ POWIADA „NIE TŁUM UCZUĆ" ALE CO Z GNIEWEM ">.................... 80

28 CZY TRZEBA PORZUCIĆ SEKS, ABY OSIĄGNĄĆ OŚWIECENIE?............ 82
29 CZY MOŻNA SAMEMU PRACOWAĆ NAD KOANEM? .. .................... 87

30 DLACZEGO ODRZUCA SIĘ DROGĘ MISTRZÓW, ABY IŚĆ ŁATWĄ
ŚCIEŻKĄ? . .....................88

CZĘŚĆ II /OKRES TRENINGU W ODOSOBNIENIU (SESIN)
WSTĘP .. . . ......... ......... ..............

..............................95
l) MOWY ZACHĘCAJĄCE l KOMENTARZE

1.MOWA ZACHĘCAJĄCA (CZWARTY DZIEŃ) . . ..................101
KOMENTARZ DO TRZECH UŁOMNOŚCI - OSIEMDZIESIĄTEGO ÓSMEGO PRZYPADKU Z

ZAPISKÓW BŁĘKITNEJ SKAŁY (CZWARTY DZIEŃ) ..................103
2. MOWA ZACHĘCAJĄCA (PIĄTY DZIEŃ) . ...................108

KOMENTARZ DO NIE WIEM BODHIDHARMY - PIERWSZEGO PRZYPADKU ZAPISKÓW BŁĘKITNEJ
SKAŁY (PIĄTY DZIEŃ) . . .................111

3. MOWA ZACHĘCAJĄCA (SZÓSTY DZIEŃ) ....................115
KOMENTARZ DO CZŁOWIEKA NA DRZEWIE - PIĄTEGO PRZYPADKU

Z BEZBRAMNEJ ZAPORY MUMONA (SZÓSTY DZIEŃ).................................117
4. MOWA ZACHĘCAJĄCA (SIÓDMY DZIEŃ) .................................122

KOMENTARZ DO KOANU NIE MYŚL O DOBRU ANI O ZŁU -DWUDZIESTEGO TRZECIEGO
PRZYPADKU Z BEZBRAMNEJ ZAPORY MUMONA (SIÓDMY DZIEŃ) . ....

...................................124
272

II) ŚWIADECTWA OŚWIECENIA
1 JA RADOŚĆ POZWALA UJRZEĆ CAŁE MINIONE NIESZCZĘŚCIE-............ 133

2 JEDEN MAŁY KROK l WSZECHŚWIAT WYWRÓCIŁ SIĘ DO GÓRY
NOGAMI ..............................................................137

3 „BEZGRANICZNY RADOSNY
SPOKÓJ" .......... .... ................................138

4 JAKA JESTEM WDZIĘCZNA, ZE JESTEM CZŁOWIEKIEM". ........i............ 144
5 CZASAMI MYŚLĘ, ZE PRZEŻYCIE SEKSUALNE BYŁO BARDZIEJ

REALNE NIŻ KENSIO - Z ODPOWIEDZIĄ ROSIEGO ............... 147
6. Z KAŻDYM DNIEM KLEJNOT ŻYCIA NABIERA BLASKU l PIĘKNA ............... 151

7. TO NAJPIĘKNIEJSZA PRACA CZŁOWIEKA - PO PROSTU CHODZIĆ
PO TEJ

ZIEMI . ... ...... ............
....164

CZĘŚĆ III /AKTY CZCI l ODDANIA
WSTĘP ..........................................................................

........................................161
I) ŚPIEWY

1. CZTERY ŚLUBOWANIA
BODHISATTWY........................................................ 165

2. SERCE DOSKONAŁEJ
MĄDROŚCI .................................................................166

3 PIEŚŃ KU CHWALE ZAZEN - MISTRZA
HAKUINA.........................................169

4. STROFY WIARY W
UMYSŁ...........................................................................

..171
II) LIST l ODPOWIEDŹ RELIGIJNY ZEŃ - JO MNIE

ODPYCHA!"............................................................
181

III) DIALOGI
1. CZY SKŁADANIE OFIAR BUDDOM NIE JEST PODLIZYWANIEM SIĘ?......... 187

2. WSPÓŁCZUCIE, TAK JAK MIŁOŚĆ, NIE JEST CZYMŚ, O CZYM SIĘ
MÓWI .....................189

3. CZY KANNON, BODHISATTWA WSPÓŁCZUCIA, NAPRAWDĘ

background image

ISTNIEJE? . ... ........ .......................

..................190
4. WYZNAJ SWOJE ZŁE UCZYNKI, A UKRYJ

DOBRE....................................... 193
273

CZĘŚĆ IV / MORALNOŚĆ l ODPOWIEDZIALNOŚĆ SPOŁECZNA
WSTĘP ..........................................................................

........................................199
I) LISTY l ODPOWIEDZI

1. „CO TO ZNACZY ŻYĆ W ŚWIECIE JAKO BUDDYSTA ZENr ........................201
2. „MEDYTACJA TO UCIECZKA. CO ROBISZ, ŻEBY POMÓC

SPOŁECZEŃSTWU ?"................................................................
.....................205

3. „CZY MUSZĘ PORZUCIĆ RODZINĘ, ABY W PEŁNI WEJŚĆ W2EN ? "........210
II) DIALOGI

1.CZY PRZEBUDZENIE POZWALA ROZWIĄZAĆ DYLEMATY
MORALNE?........................................................................

...............................215
2. ZEŃ JEST PONAD MORALNOŚCIĄ, ALE MORALNOŚĆ NIE JEST

PONIŻEJ
ZEŃ.............................................................................

......................217
3. BURDELE l

BUDDYZM ........................................................................
.............220

III) MOWA DHARMY
PIERWSZE WSKAZANIE: NIE ZABIJAĆ, LECZ OCHRANIAĆ WSZELKIE

ŻYCIE ..........................................................................
......................................229

POSŁOWIE-
NOTAAUTOBIOGRAFICZNA .........................................................24

3
PRZYPISY........................................................................

.....................................255
GLOSARIUSZ......................................................................

..................................259
274

CZĘŚĆ IV/MORALNOŚĆ l ODPOWIEDZIALNOŚĆ SPOŁECZNA
WSTĘP...........................................................................

.......................................199
I) LISTY l ODPOWIEDZI

1. „CO TO ZNACZY ŻYĆ W ŚWIECIE JAKO BUDDYSTA ZENT ........................201
2. „MEDYTACJA TO UCIECZKA. CO ROBISZ, ŻEBY POMÓC

SPOŁECZEŃSTWU ?"................................................................
.....................205

3. „CZY MUSZĘ PORZUCIĆ RODZINĘ, ABY W PEŁNI WEJŚĆ W ZEŃ ? "........210
II) DIALOGI

1.CZY PRZEBUDZENIE POZWALA ROZWIĄZAĆ DYLEMATY
MORALNE?........................................................................

...............................215
2. ZEŃ JEST PONAD MORALNOŚCIĄ, ALE MORALNOŚĆ NIE JEST

PONIŻEJ
ZEŃ ............................................................................

.......................217
3. BURDELE l

BUDDYZM ........................................................................
.............220

III) MOWA DHARMY
PIERWSZE WSKAZANIE: NIE ZABUAĆ, LECZ OCHRANIAĆ WSZELKIE

ŻYCIE...........................................................................

background image

.....................................229

POSŁOWIE-NOTA
AUTOBIOGRAFICZNA.........................................................243

PRZYPISY .......................................................................
......................................255

GLOSARIUSZ......................................................................
..................................259

274


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dywizjony Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie 1940 1946 306 Dywizjon Myśliwski
Renesans na zachodzie Europy, Pomoce do matury, wypracowania z jpolskiego
72 Słoneczko na zachodzie
SZTUKA MALARSKA NA ZACHODZIE EUROPY i w USA PO, MALARSTWO, Sztuka
4 GRECY NA ZACHODZIE
Dywizjony Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie 1940 1946 303 Dywizjon
dharma podaza na zachod
73 Słoneczko na zachodzie
Osprey PL WB II WS 003 Francja 1940 Blitzkrieg na Zachodzie
Dywizjony Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie 1940 1946 305 Dywizjon Bombowy
70 Biesiada - Słoneczko na zachodzie, kwitki, kwitki - poziome
Ekspansja Rzymu na zachód w III Iw p n e
Drukarstwo na Zachodzie Europy w XVII wieku, Część pierwsza: Drukarstwo na zachodzie w wieku XVII
Słoneczko na zachodzie, Teksty piosenek, TEKSTY
Sentymentalizm jako kierunek literacki zrodził się na zachodzie Europy, Rozrywka, FILOLOGIA POLSKA,
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku Droga na zachód

więcej podobnych podstron