Prentice Mulford
Białoskóry, szczupły, z gładkim włosem na głowie,
Z niskich sfer pochodzi,
Wyobraźcie sobie,
Ale tak pokochał filozofię szczerze,
Że wyruszył w świat z nią,
Ale w innej wierze,
Bo ten ktoś był człowiekiem,
Człowiekiem z krwi i kości,
Więc wybrał z niej ziarenka,
Samej prawdziwości…
To znaczy - pokochać życie,
I jego przejawy,
Od Wszechświata począwszy,
Po atom ciekawy,
I przed każdym pięknem,
Choćby skłonić głowę,
Unikać brzydoty,
Promować wygodę,
I sięgać odważnie po droższe i nowe,
A modlić się choćby i do pąka róży,
Co skrywa w sobie płatki,
Pachnące, różowe,
A modlitwę układać własnymi peany,
Bo w każdym tkwi kompozytor,
Przez Naturę skrywany,
I nie bać się garści,
Jakiegoś przepychu,
By życie sączyć – nie z gara,
Lecz z kielichu
Nie roztrząsać chorób, nie międlić starości,
Bo Przyrodę to gniewa,
Bo Przyrodę to złości,
I nie stroić się w czernie,
Ani też w szarości,
Bo Przyroda tych barw nie ma,
W niej są tylko jasności…
*
*
*
Bo kiedyś wszystko,
Niczym – wiatr – przeminie…
I jak – święty – ogień zgaśnie…
A przy tym – nie powtórzy nigdy…
- Nan – w znajome baśnie,
I nie gonić czasu,
Tak, jak wściekłości horda,
Oto przepis na życie…
PRENTICE MULFORDA
I. Iwańska
Warszawa 2015-07-25