background image

Co to za armia? – z pamiętnika Ewy

Data publikacji: 02-13-2011 @ 11:39 pm 

21 września 1939. Pogoda dalej sprzyja. Po mieście biegają Żydzi. Są uradowani, bo nadciąga 
czerwona armia. Do Przemyślan dochodzą wieści o gwałtach chłopów ukraińskich i o tym, że 

Sowieci aresztują Polaków, a wybitniejsze jednostki rozstrzeliwują. Warszawa i Lwów dalej walczą. 
Polska policja przemyślańska została osaczona na posterunku przez bandy ukraińskie. Po południu, 

przez Przemyślany, przeciągnął pierwszy sowiecki czołg, pomalowany na kolor zgniłozielony. W 
czołgu, wychylony do połowy, stał żołnierz sowiecki w skórzanej kurtce i w obu rękach trzymał 

rewolwery, wymierzone w okna mieszkań. Twarz żołnierza groźna, głowa duża, a kości policzkowe 
wystające. Zapewne pochodził ze stepów mongolskich. Czołg przejechał ulice miasta i zawrócił. Po 

krótkiej chwili nadjechały trzy inne czołgi. Znowu wymierzono rewolwery w okna mieszkań. 
Żołnierze sowieccy zarośnięci. Wybiegłam na ulicę i poszłam do dr Zimmermanna, gdzie na 

podwórzu i w mieszkaniu przebywały luźne oddziały wojska polskiego. Oficerowie zdenerwowani, 
wyczekują, co będzie. Oficerowie polscy słuchają Warszawy i Lwowa, żyją resztkami nadziei. W pół 

godziny, po tych trzech czołgach, poczęły masowo napływać czołgi i samochody ciężarowe pełne 
żołnierzy. Żołnierze sowieccy są nędznie odziani, w lekkich mundurach, coś w rodzaju luźnych bluz 

i w parcianych butach. Karabiny noszą bez pasów, na zwykłych sznurach. Żaden z żołnierzy nie 
posiada tornistra, jedynie koce przewieszone przez ramię, a u pasa zwisają na sznurkach 

podniszczone garnuszki. Zaś zza owijaczy wystają drewniane łyżki. „Co to za armia?”- pomyślałam.

Ulice i gmachy publiczne obstawiono wojskiem sowieckim. Na podwórzu dr Zimmermanna, Sowieci 

przeprowadzają rewizję osobistą obozujących tam rozbitków Armii Polskiej. Do mieszkania doktora 
weszli Sowieci i z miejsca rozpoczęli rewizję, konfiskując zegarki i pierścionki. Opuściłam 

mieszkanie dr Zimmermanna i wyszłam na ulicę. Przed gmachem Starostwa stała nasza rozbrojona 
policja, z kapitanem Mayerem na czele. Poprzez kordony żołnierzy sowieckich doszłam do domu. Z 

balkonu mieszkania obserwowałam te masy wojska sowieckiego, przeciągającego przez 
Przemyślany. Nierzadko czołg na chodzie ciągnął na łańcuchu inny czołg który odmówił 

posłuszeństwa. Masy te szły i szły. Z okien domów ukraińców obrzucano wojsko sowieckie 
kwiatami. Ukraińcy wiwatowali na cześć czerwonej armii za to, iż wyzwoliła ich spod „jarzma” 

polskiego. 

Na murach miasta rozplakatowano ukazy, zaprowadzono godzinę policyjną. Nikomu po zachodzie 

słońca nie wolno przebywać na ulicy. Drugi raz nakazuje zdanie broni i amunicji. Policję polską 
zaaresztowano i osadzono w więzieniu, a z gmachów publicznych ściągnięto ukraińskie chorągwie. 

Wieczorem słucham Warszawy i Lwowa. Walki nadal trwają. Zbyszek pomaga mi przechować 
biżuterię. Chłopcy uradzili, że najbezpieczniej będzie w kontaktach elektrycznych. Pod znakiem 

niepewnego jutra, późno wieczorem, poszłam na spoczynek.

22 września 1939. Umarła „wilna Ukraina”,a powstała „zapadna Ukraina”. Na gmachach 

publicznych wywieszono czerwone chorągwie z młotem i sierpem. W sądzie grodzkim „rabotaje” 
sowieckie N.K.W.D., policja polityczna. Przez miasto dalej przeciągają „krasno armiejcy”, wygląd 

ich jednakowy. Na chodniki wylegli Żydzi, gdzieniegdzie pada okrzyk, za to na balkonie Ukrainka- 
żona adwokata, obrzuca wojsko sowieckie kwiatami i wyraża radość za to, że armia sowiecka 

obdarzyła Ukraińców wolnością. Spośród miejscowej szumowiny, świata złodziejskiego, 
zorganizowano czerwoną milicję. Są to Ukraińcy, Żydzi i dwóch Polaków. Po południu milicja 

przystąpiła do aresztowań. Nie przebierano. Nawet biednego szewca Józefa Leszczyszyna 
aresztowano, chyba za to, że jest Polakiem. Jakis usłużny Żyd doniósł, że starosta Mikrowicz 

przebywa w sąsiednim lesie. Wysłano oddziały wojska i milicji, otoczono las, zaaresztowano 
starostę Mikrowicza i osadzono go w więzeniu. Komendantem miasta został sowiecki starszy 

lejtnant Wertycher. Polacy nie opuszczają domów, czekają na bieg wypadków. Późno wieczorem 
dotarła wieść o kapitulacji Lwowa. Lwów poddano czerwonej armii. Warszawa walczy nadal. 

Zbyszek doradził mi, abym spaliła Mietka mundur i papiery, aby uniknąć kłopotów. Rozpaliłam 
ogień w kotlinie. Wpierw spłonęły nasze pamiątki osobiste, potem różne dokumenty, a na końcu 

pocięty w kawałki mundur.

23 września 1939. Rano odwiedził mnie milicjant Żyd w towarzystwie żołnierza sowieckiego i 

rozmontowali aparat telefoniczny. Nie wychodzę z domu, stoję w oknie i zza firanki obserwuję 
ulicę. Marysia, służąca moja, przyniosła wiadomość, iż po południu odchodzi do Lwowa pociąg, a od 

jutra będzie normalna komunikacja kolejowa. Może mama przyjedzie do Przemyślan? Po obiedzie 
do miasta wyszedł Zbyszek, w towarzystwie Franciszka Szrama, by wybadać sytuację, ponieważ 

1

background image

nocą zamierzają wyruszyć do Lwowa. W domu pozostał Zenon Piotrowski, nie wzięli go ze sobą ze 
względu na jego wybitny wzrost. Postawa Piotrowskiego wzbudza podejrzenie, bo w niczym 

nieprzypominał typu proletariackiego. Zbyszek i Szram długo nie wracają. Zenon zdenerwowany, 
co chwila wychodzi na balkon, wypatruje kolegów. Szarzało, gdy powrócili Zbyszek i Szram. Uznali, 

iż powinni natychmiast opuścić Przemyślany. Przygotowałam posiłki, zjedli i wyruszyli w drogę. 
Skłopotana wypadkami dnia, pokrzepiona na duchu głosem bohaterskiej Warszawy, o północy 

poszłam spać.

Drzemię. Przed sekundą w jadalni wybiła godzina pierwsza. Na ulicy panuje spokój, słychać jedynie 

kroki nocnych patroli. Nagle przed kamienicą powstał ruch i słyszę gwałtowne dobijanie do bramy 
wejściowej. Leżę w łóżku i drżę ze strachu. Zabrakło mi siły, by wstać i zapalić nocną lampkę. 

Hałas na ulicy ustał, ale słyszę ciężkie kroki zdążające na piętro. Doszedł do mnie szept pod 
drzwiami wiodącymi do przedpokoju. W przedpokoju zapaliłam światło elektryczne, stanęłam pod 

drzwiami i zapytałam: -Kto tam? -Natychmiast otworzyć, ważna sprawa- powiedział zza drzwi ktoś 
po polsku. Przez sekundę nie wiedziałam, co począć, ale w ostateczności postanowiłam otworzyć 

drzwi. Jacyś uzbrojeni ludzie, w rosyjskich mundurach, odepchnęli mnie od drzwi i z rewolwerami w 
ręku, wbiegli do przedpokoju. Oniemiałam. Milicjant Żyd przyłożył mi bagnet do piersi, powiedział: 

-Będzie rewizja. Naprzeciw mnie stanął oficer sowiecki, otoczony dwoma podoficerami, z 
wymierzonymi we mnie rewolwerami. Oficer wydał milicjantowi dyspozycję, a ten przetłumaczył ją 

na język polski. -Proszę odchylić drzwi do pokoju i zapalić światło- padł nakaz. Spełniłam nakaz. 
Milicjant polecił mi wejść do pokoju, idąc za mną z wymierzonym we mnie karabinem. Jeden z 

podoficerów wymierzył rewolwer w drzwi wiodące do następnego pokoju, a inni przewracali 
mieszkanie. Musiałam otworzyć szafę, a podoficerowie gwałtownie wpychali do szafy ręce 

uzbrojone w rewolwery i tarmosili naszą garderobę, po czym oświetlili wnętrze szafy ręcznymi 
latarkami. I tak przeszli całe mieszkanie. Gdy nieco ochłonęłam, zapytałam: -Kogo szukacie? -Było 

doniesienie, że przed godziną ktoś wszedł do tej kamienicy- powiedział milicjant. Boże, to na 
pewno był Mietek, on jedyny posiada klucz do bramy. Pozornie zachowałam zimną krew. -Teraz 

będzie rewizja całej kamienicy- zapowiedziano. Chodzimy od mieszkania do mieszkania. Wszędzie 
wchodzę pierwsza. Przeszukali mieszkania, piwnice, a w końcu zaszli na strych. Na strychu był 

zbiornik na wodę, do którego kazali mi zajrzeć, po czym sami zaglądali. Kamienica obstawiona 
wojskiem. Na zakończenie oficer kierujący rewizją zapytał: -Kto posiada radio? -Ja posiadam radio. 

-Rewizja zakończona, śpijcie spokojnie- powiedział ów oficer. -Spokonie po trzygodzinnej 
mordędze?! Zaraz z rana pójdę z zażaleniem do komendanta miasta Wertychera i opowiem, jaką 

urządziliście mi noc- powiedziałam. Na to oficer z uśmieszkiem powiedział: -Ja jestem Wertycher. 
Leżąc w łóżku rozmyślałam, cóż znaczyła ta rewizja przeprowadzona przez samego komendanta 

miasta? Oka nie zmrużyłam. Rano poszłam na stację kolejową, by pierwszym pociągiem, 
odchodzącym o godzinie 5-tej rano, pojechać do Lwowa.

Ze Lwowa do Kazachstanu – kartki z pamiętnika kuzynki Ewy

Tags: 

communism

revolutionary jew

ww2

2