1
Niedziela, 12 październik, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 27
Suma Obserwacji: 165
Jest poważnie, okropnie i niemożliwie niesprawiedliwe, że ktoś czujący się tak okropnie
jak ja dzisiejszego poranka ma tak wielką trudność z zaśnięciem.
No bo naprawdę, co z tym jest? Dlaczego, nawet jak leżę sobie tutaj w łóżku,
przekonując się do zaśnięcia, nie mogę? Czy nie dosyć się nacierpiałam przez ostatnią dobę?
Czy losy wszechświata nie są jeszcze usatysfakcjonowane niszczycielskim bałaganem, który
ze mnie zrobiły? Z dobrą czy złą karmą, dziewczyna naprawdę ma limit tego na co zasługuje.
Czy nie mogę dostać pieprzonej przerwy?
Merlinie, moja twarz jest cała opuchnięta, pokryta plamami, piecze, jest obolała i
nienawidzę mojego życia. A na szczycie tego wszystkiego, jestem kompletnie zawstydzona,
przypominając sobie siebie z zeszłej nocy. Naprawdę czasami jestem zbyt niewiarygodnie
dramatyczna. Nie miałam żadnego przekonywującego powodu, żeby tak się załamywać. Nikt
nie umarł, na litość Merlina, choć nikt by o tym nie wiedział, patrząc na to jak się
zachowywałam. Emma musiała sobie pomyśleć, że oszalałam. Tak, to była ogromna ilość
wiedzy do ogarnięcia jednocześnie i tak, byłam przez te ostatnie miesiące podatna na płacz z
najbłahszych powodów (a o co z tym chodzi?), ale jednak. Wiem, że wygląda to na wielki
bałagan, ale jestem pewna, że jak usiądę i wszystko to logicznie posortuję, to nie będzie tak
okropnie.
Tak, logiczne myślenie. O to chodzi.
I pewnie sen, chociaż wygląda na to, że z tego nic nie będzie.
Och, niech to wszystko szlag. Mam dosyć tego zamknij-oczy-i-czekaj-na-rozkoszną-
drzemkę-chociaż-nigdy-nie-nadejdzie-ponieważ-nie-można-zanurzyć-się-w-rozkoszną-
drzemkę-kiedy-twój-mózg-kręci-się-tak-szybko-jak-ziemia-na-której-żyjemy.
Najwyraźniej
dzisiaj NIE dostanę żadnego snu.
Chyba wyjdę na dwór. Pójdę się przejść czy co. Obejrzę wschód słońca. Naprawdę nie
widzę lepszego miejsca na poważne logiczne myślenie.
Tak, dobry plan.
Później, Spacerując (Skradając?) Na Zewnątrz
Spostrzegawcza Lily: Dzień 27
Suma Obserwacji: 166
2
Nie jest wbrew zasadom przebywanie na zewnątrz o tej porze rano, prawda? Filch nie
wyskoczy z cieni i nie da mi szlabanu ani nic, racja? To byłaby wisienka na bananie z lodami i
bitą śmietaną najbardziej schrzanionego dnia.
Wiecie co?
Nie obchodzi mnie to.
Już mnie to cholernie nie obchodzi.
Szlabanie, jestem twoja. Chodź i mnie znajdź!
Jeszcze Później (Choć Nadal Technicznie Bardzo Wcześnie), Przy Wielkim Jeziorze
(Widocznie Niezłapana Przez Filcha)
Spostrzegawcza Lily: Dzień 27
Suma Obserwacji: 166
Logiczne Myśli Lily Evans o Szalonych Wydarzeniach Zeszłej Nocy
(Znane Również Jako: Zaakceptowanie Jej Katastroficznego Życia)
Problem #1) James Potter nadal się we mnie durzy. (Nie wspominając faktu, że INNI
LUDZIE WYDAWALI SIĘ O TYM WIEDZIEĆ, A JEDNAK NIE PRZYSZŁO IM DO GŁOWY MI O
TYM POWIEDZIEĆ)
Żadna wielka sprawa.
Mam na myśli – tak, w porządku, to jest tak jakby wielka sprawa, biorąc pod uwagę fakt,
że przez ostatnie dwa miesiące – lub być może dwa lata, teraz jak o tym pomyślę. Czy on
kiedykolwiek przestał czy była to ciągła rzecz od piątego roku, chociaż praktycznie ignorował
mnie przez cały zeszły rok i po prostu udawał, że chce być w tym roku przyjaciółmi? Czy
kiedykolwiek istniała przerwa w tych uczuciach? Nie wiem. Nikt nie pomyślał, żeby mi
powiedzieć. Ale musiała być. Co z Elisabeth Saunders? Co to było? Jeżeli naprawdę zależało
mu na mnie, to dlaczego by się z nią umawiał, nawet jeśli w tamtym czasie nie byłam jego
największą fanką? Nie, żebym oczekiwała od niego czekania na mnie czy coś, ale tylko
mówię. Musiała być tam gdzieś przerwa, jeżeli z nią chodził. Chyba że to była taktyka, aby
wzbudzić moją zazdrość czy coś. Jeśli chodziło o to, to zdecydowanie nie zadziałało (jednak
wyjaśniłoby to kilka rzeczy. Na przykład jak, w imię Lucy i Ethel, ten chłopak kiedykolwiek
uważał ją za choćby trochę atrakcyjną). To znaczy teraz to działa, ale to zupełnie inna
historia. Poza tym, on już z nią nawet nie chodzi – na to mogę powiedzieć tylko, dzięki Bogu,
ponieważ nie sądzę, że mogłabym to znieść na szczycie wszystkiego innego. Ale tak, on z nią
3
nie chodzi, bo durzy się we mnie. Niestety. Albo stety. Sama nie wiem. Nie, zdecydowanie
niestety. Przecież nie chcę, żeby on się we mnie durzył. Nie chcę. Po prostu…
Och, szlag by to.
O czym ja mówiłam?
A, tak. Jak spowodowałam temu chłopakowi niepotrzebne cierpienie.
Ale nic z tego nie było moją winą!
Gdyby ktoś wysilił się, żeby, wiecie, uprzejmie poklepać mnie po ramieniu i powiedzieć
„A tak w ogóle, Lily, ten twój przyjaciel? James Potter? Nadal mu się podobasz. Ta.
Pomyślałem, że ci powiem”, to nie zrobiłabym ani nie powiedziała nic, co spowodowałoby
jego napięcie emocjonalne! Nie gadałabym o mojej miłości do Amosa Diggory’ego, nie
powiedziałabym jego eks, że się umawiamy, nie płakałabym na jego wygodnych koszulkach
ani nie dałabym mu krówek, ponieważ droga do serca mężczyzny prowadzi przez jego
żołądek, choć najwyraźniej znajdowałam się już w jego sercu zanim wpłynęłam na jego
żołądek. Nie wiem co zrobiłabym innego, ale…
Merlinie, dlaczego on mnie teraz nie nienawidzi?
Nie winiłabym go, gdyby mnie nienawidził. Zasłużyłabym na to, przez to jak go
traktowałam, chociaż nie byłam świadoma efektów moich czynów.
Ponieważ chodzi o to, że… powinnam była wiedzieć.
Przecież się z tym zbytnio nie krył. Naturalnie temu zaprzeczał, zapewniał, że wolałby być
martwy niż się ze mną umawiać, udawał radość z powodu mojej randki z Amosem, ale serio…
przecież jaki facet pozwala ci płakać na jego swetrze? DWA RAZY? No jaki? Żaden normalny
facet, jakiego znam. Dopóki twoje zdenerwowanie nie ma dla niego jakiegoś znaczenia, to
bardzo wątpię, że jakiś facet chętnie trzymałby się w pobliżu dla takich dramatów. Nawet
najmilsi robią się nerwowi i skrępowani przy rozemocjonowanych kobietach. Ale James nie.
Pozwolił mi płakać na swojej koszulce, pocierał mnie po plecach, szeptał wszystkie te
pocieszające rzeczy i… i…
JAKI FACET TAK ROBI, JEŚLI SIĘ W TOBIE NIE DURZY?
DLACZEGO JESTEM TAK CHOLERNIE ŚLEPA?
Przecież Grace praktycznie mi powiedziała! Położyła to jak na dłoni, zmusiła mnie do
myślenia, ale z jakiegoś przeklętego powodu robiłam wszystko, co w mojej mocy, by
przekonać się, że to nieprawda. Tamten głupi test miał tyle dziur, ale tak bardzo cieszyłam
się, że James nie krzyczał, a Amos zaprosił mnie na randkę, że nawet nie pomyślałam o tym,
iż zły humor James następnego dnia mógł mieć coś wspólnego z faktem, że właśnie
zdeptałam biedne serce chłopaka. Powiedział, że to był zły dzień, a ja to zaakceptowałam. A
4
przez cały ten czas prawdopodobnie umierał wewnątrz, wszystko to dlatego, że jestem
kompletnie nieświadoma i nie zauważyłam jego wyraźnie-nie-platonicznych uczuć.
Merlinie, jestem taka głupia. Dla kogoś, kto szczyci się posiadaniem więcej mocy mózgu
niż przeciętna Sally-Sue, naprawdę byłam w tej sprawie kompletną kretynką. Czy
kiedykolwiek myślałam o tym czemu facet znosił te wszystkie moje niekończące się brednie?
Czy kiedykolwiek myślałam o tym czemu tak bardzo się wściekał, gdy byłam dla niego
wredna? Czy kiedykolwiek myślałam o tym czemu mnie komplementował, nazywał mnie
Nieomylną, obejmował mnie ramieniem w ten to-może-być-uważany-za-platoniczny-ale-
może-być-także-uważany-za-intymny sposób?
Nie.
Oczywiście, że nie.
Myślałam tylko „O, James. Co za miły przyjaciel”.
Psh.
Cholera.
To taki bałagan, co nie?
I nie mogę uwierzyć, że nikt mi nie powiedział! Przez cały ten czas, gdy zachowywałam
się jak kompletna idiotka, nikt nie powiedział przeklętego słowa! Emma wyraźnie wiedziała
zeszłej nocy i wiem, że Grace wie przez ten raz, kiedy tak jakby mi powiedziała (ale potem
temu zaprzeczyła, więc to nie bardzo się liczy). No i co, jeśli James nie chciał, żebym
wiedziała? NO I CO? Nie tylko on był tutaj zaangażowany! Czy ktoś zechciał pamiętać, że ja
również miałam małą część w całym tym wydarzeniu? Zwłaszcza potem, kiedy ja… to
znaczy… kiedy zaczęłam…
Nie.
Z tym poradzę sobie później.
Jeden kryzys na raz.
Jeden na cholerny raz.
Przecież mogli przynajmniej napomknąć o tym, podczas gdy zachowywałam się jak
przeklęta kretynka. Taka była ich praca – ba, ich obowiązek – żeby powiedzieć mi, co
wyprawiałam! Dlaczego nie mogli tego zrobić? Nigdy bym nie pomyślała, że rozmyślnie mogą
zrobić coś tak tępego. Myślałam, że przynajmniej popchną mnie w odpowiednim kierunku.
Chyba że…
…chyba że to zrobili?
5
Nie. Nie, nie mogli. Nie mogę być aż tak ślepa, prawda? Jednakże…
O Merlinie.
Zaczyna boleć mnie głowa.
Po prostu… co ja mam teraz zrobić? Merlin jeden wie czy James będzie w ogóle pamiętał
całowanie mnie zeszłej nocy. Nie sądzę, że ktokolwiek widział – byliśmy przecież schowani w
klatce schodowej i każdy był pochłonięty własnymi zajęciami – ale co jeśli ktoś widział? Co
jeśli ktoś widział jak się całowaliśmy, a potem zapytają o to Jamesa? Wtedy będzie wiedział
na pewno, że to się stało, nawet jeśli jest to tylko rozmazana wizja w jego umyśle. A co jeżeli
sam to pamięta? Co jeśli nie był tak pijany, na jakiego wyglądał albo może ma bardzo dobrą
pijacką pamięć? Co wtedy będzie? Jak powinnam się zachowywać?
Nie mogę… nie mogę go ignorować, prawda? Jego uczuć, o to mi chodzi? Jeżeli on
pamięta, to bardzo wątpię, że James będzie siedział bezczynnie i będzie czekał, aż rozgryzę
całą tę sytuację. Powie coś. Skonfrontuje się z problemem. Zapyta mnie co myślę o tym, że
mu się podobam, że mnie całował, a ja stałam tam na schodach, niemal-tak-jakby-
technicznie odwzajemniając jego pocałunek? Co wtedy powiem? Co ZROBIĘ? Bo nie chcę go
zranić. Myślę, że już wystarczająco go zraniłam i nie zniosłabym zrobienia tego znowu, tym
razem świadomie. Lecz nie wiem jak go NIE zranić. Nie mogłabym powiedzieć mu tego, czego
chciałby usłyszeć. To oznaczałoby…
Chwila.
Jedną przeklętą chwileczkę… czy ja w ogóle wiem, co on chciałby usłyszeć?
Naprawdę, czy ja w ogóle to cholernie wiem? Nie wiem co się dzieje w tej jego szalonej
głowie. Nie znam jego nadziei, marzeń, pragnień. Do zeszłej nocy nawet cholernie nie
wiedziałam, że mogłam być częścią nich. Z tego co wiem, to Jamesowi poważnie mogłoby na
tym nie zależeć. Może jego durzenie się we mnie jest tylko małą, nieznaczną niedogodnością,
która wymknęła się lekko spod kontroli, gdy był pijany, a wtedy przypadkowo mnie
pocałował. Może nigdy nie zamierzał robić z tego czegoś więcej niż było – małego durzenia
się. Może on nie chce słyszeć, że oczywiście chcę go/kocham go/wyjdę za niego/będę miała
jego dzieci/wprowadzę się do jego domu/umrę z nim na starość/itd. czy coś w tym stylu.
Może dzieciak potrzebował po prostu pocałunku. To znaczy tak, okres tego tak zwanego
„durzenia się” (nadal nic pewnego, oczywiście) i jego wcześniejszych czynów może podważać
ten wniosek, lecz co ja wiem o męskiej psychologii? Nic! Nie wiem NIC o wewnętrznych
działaniach męskiego umysłu, ale z tego co słyszałam, jest to raczej zboczone miejsce. Więc
może cała ta sytuacja ma mniej wspólnego z kruchymi wzlotami i upadkami delikatnego
serca Jamesa Pottera, a więcej wspólnego ze sprośnymi wzlotami i upadkami hormonalnego
systemu Jamesa Pottera.
Sama nie wiem.
6
Po prostu CHOLERNIE NIE WIEM.
Istotą sprawy jest to, że nie dowiem się, dopóki nie zobaczę Jamesa. Nie mogę
zaplanować tego, co zrobić czy jak się zachowywać, ponieważ nie wiem, co zrobi on, jak on
się zachowa. Nie wiem nawet czy on pamięta! I wiem, że to kompletne brednie i
pozostawienie spraw losowi nie jest moim idealnym sposobem na rozwiązywanie
problemów, biorąc pod uwagę, jak zwykle traktuje mnie los, ale nie mam tutaj zbyt wielkiego
wyboru. Choć bardzo mi się to nie podoba, ruch należy teraz do Jamesa. Nie mogę
zareagować, dopóki on nie zareaguje i mogę tylko modlić się o szansę, że chłopak nachlał się
do śpiączki, a teraz będzie to odsypiał parę lat. Jednakże przy szansie, że to się nie wydarzyło,
muszę przeczekać i zobaczyć. Zobaczyć, co on zrobi. Zobaczyć, jak się zachowa. Zobaczyć czy
w ogóle pamięta.
Lecz do tego momentu muszę być Całkowitym Wzorem Normalności. Wiecie co – jeszcze
zanim go zobaczę będę zachowywać się jak CWN, ponieważ jeśli wpadnę na niego i zacznę
zachowywać się skrępowanie, niepokojąco i całkowicie irracjonalnie, to James i ja nie
będziemy mieli szansy na ŻADEN typ związku – platonicznego czy innego – po tym wszystkim.
A chociaż może wydawać się to niemożliwe, James naprawdę stał się zasadniczą częścią
mojego życia w tych paru krótkich tygodniach. I nie chodzi mi o to, że zawalałabym
transmutację bez niego – chociaż tak by było – chodzi o więcej. Mogę… mogę z nim
porozmawiać, wiecie? O wszystkim. Nie tak jak z Amosem, gdzie mój język robi się cały
splątany i mówię głupie rzeczy albo zachowuję się jak nie ja, żeby mu zaimponować, albo
kiedy rozmawiam z innym facetem i muszę panować nad swoimi ustami, żeby nie palnąć nic
szalonego. Jamesa nie obchodzi czy zachowuję się jak oszalała – on wie, że jestem
zbzikowana. Jemu to nie przeszkadza. On jest jak… nie jest jak Grace i Emma, ale
zdecydowanie im dorównuje. I nie mogę… nie mogę tego stracić. Nie teraz. A żeby coś
takiego się nie wydarzyło muszę zachowywać się, jakby wszystko było totalnie normalne.
Nawet jeśli pamięta. Nawet jeśli nie pamięta. Zachowywać się normalnie. CWN. Normalnie.
Sądzę, że to moja jedyna nadzieja.
Problem #2) Niespodziewanie odkryłam, że chyba – jakkolwiek tylko trochę – podoba
mi się James Potter.
Nie powinnam być tym zaskoczona, ale jestem.
Patrząc na to z perspektywy czasu, przypuszczam, że było to absurdalnie nieuniknione.
Czy szczerze myślałam, że nie ulegnę? Czy szczerze wierzyłam, że miałam jakąś szansę?
Istnieje powód dlaczego tak wiele dziewczyn bazgrze jego imię w swoich książkach, na brodę
Merlina, i nie tylko dlatego, że często przyjemnie jest na niego patrzeć. Za opowieściami o
jego doskonałości jest fakt. I tak, kiedy naturalnie ma swoje wady – kilka, jeśli mogę dodać –
to nie są to okropne wady. O wiele mniej od moich, w każdym bądź razie. A on… chodzi o to…
Naprawdę nie widziałam, jak to nadchodzi.
7
Powinnam była i starałam się to ignorować, kiedy W KOŃCU to rozpoznałam, ale… och,
szlag.
Wszystko to jest beznadziejne. Ja jestem beznadziejna.
Nie sądzę, żeby bardzo mi się podobał. Bardzo mocno staram się zbytnio nie panikować.
Naprawdę, jeśli te durzenie się jest tak małe i nieznaczące jak myślę, to może stopniowo
zniknie. Mówię poważnie. Tak po prostu. Jest jednego dnia, znika drugiego. Więc jeżeli
spędzę cały czas siedząc sobie tutaj, panikując nad faktem, że być może durzę się w
chłopaku, który durzy się we mnie, tymczasem JUŻ durząc się w INNYM chłopaku, który
RÓWNIEŻ durzy się we mnie… cóż, jest to ból głowy, którego raczej sobie oszczędzę. Wiecie,
biorąc pod uwagę, że to wszystko prawdopodobnie i tak zniknie. Prawdopodobnie. A
przynajmniej tak myślę.
Ponieważ chodzi o to, że to… to jest James.
Przypuszczam, że gdy zdecydowanie nie jest to rzadkością dla kogokolwiek, żeby się w
nim durzyć… jest to rzadkością dla mnie. Przed tym rokiem nawet go nie lubiłam, na brodę
Merlina! Przed tym semestrem, nawet na początku tego semestru, szczerze myślałam, że
chłopak nie jest lepszy od brudu przyczepiającego się do twojego buta. Taka była moja opinia
o nim. I chociaż tak, ostatnio zdałam sobie sprawę, że jestem okropną znawczynią ludzi,
wyraźnie – choć on naprawdę był kompletnym dupkiem w piątym roku, ostatnim razem jak
zwracałam uwagę na jego istnienie – pomiędzy tamtym okresem, a teraźniejszością zmienił
się w całkiem porządnego faceta – lepiej niż porządnego, serio, ponieważ nie całuję się z
tylko-porządnymi facetami. Całuję najlepszych z najlepszych. Nawet jeśli technicznie, to nie
ja wczoraj całowałam – cóż, w każdym razie nie zaczęłam tego. Ale również się nie
odsunęłam, co chyba sprawia, że także jestem odpowiedzialna. Możliwe, że pod koniec tak
jakby uczestniczyłam. Ale tylko dlatego, że wtedy miałam trochę pomieszane w głowie. Albo,
wiecie, byłam zdezorientowana czy coś. Ponieważ James Potter bardzo dobrze całuje.
Nawet, kiedy jest mocno pijany i wyraźnie nie w swojej szczytowej formie. Co skłania mnie
do myślenia jak by się z nim całowało, gdy nie jest pijany. Ale nie o to chodzi. Chociaż jestem
pewna, że jest znakomity. W całowaniu, o to mi chodzi. Ale raz jeszcze, nie o to chodzi.
Och, do cholernego diabła, teraz myślę o jego umiejętnościach w całowaniu.
Niedobrze.
Ani trochę.
Ale jest to również jedna rzecz, którą rozpaczliwie się martwię… co jeśli to nie odejdzie?
Chodzi mi o te całe durzenie się, nie prostą fascynację jego umiejętności w całowaniu. Co
jeśli to zostanie? Co jeśli, pomimo faktu, że jestem niemal pewna, że tak się stanie, to to nie
zniknie? Co jeśli James tak mocno splamił mnie jego pijanymi pocałunkami, że odmówię
zapomnienia o całej sprawie? Co jeśli te durzenie jest czymś więcej niż myślę?
8
Powinnam sama to wiedzieć. Powinnam potrafić określić jak bardzo podoba mi się facet,
ale z jakiegoś powodu po prostu z Jamesem tego nie wiem. Mam na myśli… nie jest to
normalne durzenie. Nigdy wcześniej nie durzyłam się w jednym z moich przyjaciół – tak
naprawdę to nigdy nie miałam tylu męskich przyjaciół, żebym miała w ogóle taką okazję.
Michael Davis – on był moim ostatnim chłopakiem, w czwartym roku – nie byliśmy
przyjaciółmi przed umawianiem się. Właściwie to ledwo co rozmawialiśmy. Był dwa lata
starszy ode mnie, więc nigdy nie mieliśmy takiej okazji. Nie wiem nawet dlaczego zaprosił
mnie na randkę. Ale zrobił to i poszliśmy, a ja powoli zaczęłam się w nim podkochiwać. A
potem z Amosem… cóż, to była jedna z tych sytuacji gdzie kocha się z daleka. To znaczy z nim
przynajmniej czasami gadałam, w klasie, na spotkaniach prefektów i tym podobnych, ale tak
naprawdę nie znam go. Nie tak, jak znam Jamesa. James ma jego własną kategorię.
Więc skąd mam wiedzieć gdzie jest narysowana linia? Skąd mam wiedzieć gdzie kończą
się uczucia platoniczne, a zaczynają uczucia romantyczne? Chodzi o to, że najwyraźniej żywię
do niego jakieś romantyczne uczucia, bo nie śniłabym o nim, nie myślałabym o nim
niestosownie i zdecydowanie przeszkadzałoby mi te całe całowanie, ale… ugh.
Ugh. Ugh. UGH.
Emocje są do bani.
Problem #3) Za tydzień mam randkę z Amosem Diggorym… a ja podkochuję się w
innych facetach i ich całuję.
O Merlinie, mam nadzieję, że Amos nie dowie się o tym wszystkim.
Serio umarłabym, gdyby ktoś mu powiedział – gdyby ktoś w ogóle zobaczył, o to mi
chodzi. Nie wiem czy nikt nie widział. Ale nie o to chodzi. Nawet jeśli nikt nie widział, nawet
jeśli nikt mu nie powie… czuję się tak cholernie winna z powodu tej sytuacji. Chociaż nie
całkiem zdradziłam Amosa czy coś – ku mojemu wielkiemu niepokojowi, nie mamy do siebie
żadnych ekskluzywnych praw – to nadal nie jest w porządku umawiać się na randkę z jednym
facetem, a potem całować drugiego. Ale to nie moja wina. Przecież nie mogę kontrolować
tych uczuć. Próbowałam. Próbowałam tak mocno zignorować jakiekolwiek przeczucie, że
podoba mi się ktoś inny od Amosa, ale… no cóż…
To nieważne. Przynajmniej tak sądzę. Moje małe durzenie się w Jamesie Potterze nie ma
wpływu na wielką ilość miłości, którą żywię do Amosa. Nic jej nie odejmuje. To są dwa
bardzo różne poziomy durzenia. Muszą być. Amos… durzę się w Amosie od lat. Durzę się w
Jamesie od paru dni, jak już! Jak może być to porównywane? Nie może. Totalnie nie może.
Ale, wiecie… to po prostu… cóż…
Czuję się trochę, jakby moja miłość do Amosa słabła.
9
A może nie ma to nic wspólnego z Jamesem, może wszystko jest z nim wspólnego, nie
jestem pewna. Może jestem po prostu szalona i moje mocne zamroczenie przez całowanie
zeszłej nocy czyni mnie nerwową, a teraz wątpię w moje uczucia, a choć James jest tak
niegrzeczny względem wszystkiego, co tyczy się Amosa Diggory’ego… uważałam to trochę za
zabawne, kiedy go okłamałam. I wybrałam odejście z Jamesem po meczu, choć Amos był w
wyraźnej potrzebie pocieszenia. Pomimo faktu, że Najznakomitsza Randka W Historii ma
mieć miejsce za siedem dni… nie czuję ekscytacji. I może to w porządku – czy ktokolwiek
byłby podekscytowany po takiej nocy, jaką miałam ja? – ale ja tylko… ja nie…
Cholera.
Nie wiem już co czuję. Nadal uwielbiam Amosa – wiem, że tak – ale cała ta sytuacja z
Jamesem… w tej chwili mi nie pomaga. Tak właściwie, to przyprawia mnie o ogromny,
nieznośny ból głowy. I bez względu na to jak wiele razy wmawiam sobie, że to nie ma
znaczenia…
Och, szlag by to.
To ma znaczenia.
Naprawdę, szczerze ma.
Problem #4) Logiczne Myślenie jest GÓWNIANE.
Nienawidzę mojego życia.
Później Później, Pokój Wspólny Gryffindoru
Spostrzegawcza Lily: Dzień 27
Suma Obserwacji: 167
Rozczarowanie, jak ostatnio się dowiedziałam, jest niezwykle skomplikowanym
uczuciem.
Ktoś pomyślałby, że można zdać sobie sprawę, że będzie się czymś rozczarowanym.
Przecież jest to rzecz, którą osoba powinna wiedzieć, co ją uszczęśliwi, a co nie. Ale ostatnio
odkryłam, iż rozczarowanie najwyraźniej jest o wiele bardziej skomplikowane. Bo chociaż
możesz myśleć, że czegoś chcesz – jesteś praktycznie tego pewien, niemal się o to modlisz…
cóż, możesz się mylić. Możesz naprawdę się mylić. I zanim się zorientujesz, siedzisz sobie
tam, obserwując coś, co myślałeś, że chciałeś, by się wydarzyło i nagle czujesz uścisk w
brzuchu, twoje dłonie robią się lepkie, a serce bije w taki sposób, iż wiesz, że nie jesteś
podekscytowany, choć powinieneś, a raczej zdruzgotany w najokropniejszy i najkłopotliwszy
sposób.
10
A to, moi przyjaciele, jest rozczarowaniem.
On nie pamięta.
Po wszystkim – po tym zamartwianiu, całym planowaniu, całym logicznym myśleniu – to
nawet nie ma znaczenia.
Ponieważ on cholernie nie pamięta.
A chociaż powinnam czuć się teraz uszczęśliwiona, powinnam skakać z radości,
organizować imprezę i radośnie tańczyć po korytarzu… nie robię tego. Nie robię nic z tych
rzeczy czy nawet trochę podobnego, bo z jakiegoś szalonego powodu, którego nie mogę
zmienić ani zrozumieć… jestem rozczarowana.
CO DO JASNEGO DIABŁA JEST ZE MNĄ NIE TAK??
Musiałam być na zewnątrz dłużej niż zdawałam sobie sprawę, bo słońce już wzeszło i
zamek zaczynał się budzić, jak poczułam się na tyle spokojna, żeby wrócić do środka i stawić
czoła światu. Nie mogę powiedzieć, że czułam się stuprocentowo pewna co do mojej obecnej
sytuacji, ale już nie hiperwentylowałam, nie płakałam ani nie brałam pod uwagę utopienia
się w Wielkim Jeziorze, więc wszystko to przyjęłam jako dobre znaki i postanowiłam iść dalej.
Widzicie, uśpiłam swoją czujność, tam przy jeziorze. Myślałam, że miałam czas zanim będę
musiała skonfrontować się z problemem. Czego sobie nie uświadomiłam, oczywiście, że
kiedy ja byłam na zewnątrz, pobudzając do życia moje małe załamanie nerwowe przez
logiczne myślenie, reszta świata zachowywała się jak zazwyczaj. Nikt nie zechciał
przypomnieć mi o tym fakcie. Dlatego właśnie poczułam ogromny szok, kiedy weszłam do
Wielkiej Sali – spokojna, opanowana i wierząca, że gotowa byłam kontynuować życie –
znajdując normalnych wczesnych ptaszków na nogach, jak zwykle i zawołał do mnie kolejny
znajomy głos.
- Lily! Hej, Lily!
Obróciłam głowę na dźwięk mojego imienia, dość zaskoczona jego usłyszeniem, jak
nadal trawiłam fakt, że ludzie byli na nogach, poruszali się i byli normalni. Zobaczyłam Marley
siedzącą przy stole Gryffonów, machając do mnie rękoma, jakby mnie przywołując, co jak
przypuszczam sparowane z jej wykrzykiwaniem mojego imienia oznaczało, że chciała abym
podeszła. I podczas gdy samo to w sobie nie było wielką sprawą, trudno było przegapić fakt,
że siedzący tuż naprzeciwko niej, głowę opierając dość nierówno o jego ramiona i wyglądając
jakby spał na stole, siedział James.
Co, wiecie, było wielką sprawą, biorąc wszystko pod uwagę.
Wtedy również weszła do gry świadomość, że oczywiście-reszta-świata-nadal-żyje-kiedy-
ty-masz-załamanie-nerwowe-ty-idiotko.
Co, wiecie, również było do bani.
11
Bardzo.
Nie bardzo pamiętam jak zdołałam przenieść stopy z punktu A do punktu B (punkt A
znajdował się przed drzwiami Sali Wejściowej, daleko od Jamesa; punkt B znajdował się
przed stołem Gryffonów, bardzo blisko Jamesa), ale moje stopy musiały otrzymać
wiadomość, że powinny się ruszyć, więc to zrobiły, także byłam tutaj, ku wielkiej rozpaczy
reszty mojego ciała.
Nie chciałam na niego patrzeć – a raczej nie chciałam patrzeć na tył jego głowy, co tylko
mogłam zobaczyć, przez jego spanie-na-stole. Myliłam się. Nie byłam na niego gotowa. Nie
byłam w najmniejszym stopniu samourzeczywistniona, gotowa z nim porozmawiać ani
choćby go widzieć. Nadal powinnam stać na dworze pod drzewem, robiąc listy i mieć
załamanie nerwowe. Dlaczego pomyślałam, że byłam gotowa na powrót do środka?
DLACZEGO? Dlaczego myślałam, że jego tutaj nie będzie, tutaj, gdzie zawsze jest każdego
poranka, czekając na mnie? Dlaczego o tym nie pomyślałam? Nie powinno mnie tutaj być.
Nie powinno. Ale nawet jak histeria zaczęła narastać, zorientowałam się, że i tak głupio
rzucam mu ukradkowe spojrzenia i zaczęłam wewnątrz panikować.
Co on zrobi? Co ja zrobię? Nie zamierzał wspominać tej rzeczy przy Marley, prawda? To
jest między nami. Nie ma potrzeby angażować do tego innych! A jak się o tym pomyśli, to nie
jest to również śniadaniowa rozmowa. Przecież nie może powiedzieć „Więc… pocałowałem
cię zeszłej nocy, Lil. Co ty na to? O, możesz mi podać sól?”. Po prostu nie może.
O Merlinie, on na pewno to zrobi.
Na pewno to zrobi, pomiędzy kęsami jajecznicy.
Kurde.
Starałam się patrzeć tylko na Marley z wyraźnie fałszywym i zbyt promiennym
uśmiechem przyklejonym do twarzy, udając, że byłam Całkowitym Wzorem Normalności, a
nie hiperwentylowałam wewnątrz, chociaż bardzo szybko biło mi serce, mój żołądek
ściśnięty był w węzłach i w głowie rozwijała się klisza filmowa tego jak James przepytuje
mnie o moje uczucia pomiędzy łykami soku dyniowego.
O tak.
Całkiem normalne.
Psh.
- Hej – przywitała mnie Marley, naturalnie bardzo normalnie, nie mając pojęcia, że
otaczała ją atmosfera nierozwiązanego napięcia. – Gdzie byłaś? Na zewnątrz?
12
Trudno jest sobie wyobrazić, że tył czyjejś głowy może być uważany za coś ekstremalnie
atrakcyjnego oraz kuszącego, ale jestem pewna, że większość ludzi nie miało okazji, by
patrzeć na tył głowy Jamesa Pottera.
Pożądałam tył jego głowy.
O Boże.
- Em… tak – odpowiedziałam powoli, próbując zignorować zboczone myśli o tyle głowy
głupiego faceta – jego głowy, na brodę Merlina! A nawet tak bardzo mi się ten chłopak nie
podoba! – Na zewnątrz. Wyszłam trochę na zewnątrz.
Ponieważ jestem szalona, głupia i powoli rośnie moja obsesja tyłem głowy ludzi!
Wciąż stałam, bo nie wydawało mi się, że mogłabym usiąść, biorąc pod uwagę, że jedyne
miejsce, na którym mogłabym usiąść znajdowało się tuż obok Jamesa, a to wyraźnie byłoby
niekorzystne dla mojego zdrowia psychicznego. Chyba że obeszłabym cały stół, żeby usiąść
obok Marley czy coś, ale to byłoby całkowitym przeciwieństwem mojego już podupadającego
planu CWN. Nie, że on by to zauważył. James, mam na myśli. Wiecie, patrząc na to, iż wciąż
ukrywał twarz w stole i w ogóle, przypuszczalnie dlatego, że nie mógł znieść mojego widoku,
chociaż prawdopodobnie nie był świadomy, że podczas tej taktyki niechęci, zaczął kusić mnie
tył jego głowy. Ale jednak.
- Dlaczego u licha tam byłaś? – zapytała ze zdziwieniem, wgryzając się w kawałek grzanki
i natychmiast odciągając mnie od szalonych myśli. Przerzuciła następną kartkę Proroka i
rzuciła mi spojrzenie. – Na dworze jest lodowato. Tak w ogóle, masz liścia we włosach.
- Och. Dzięki. – Wyjęłam liścia z włosów, wdzięczna za chwilową dystrakcję. W głowie
mówiłam sobie, żeby przestać na niego patrzeć, ale jak to bywa, to czego pragnie moja
głowa, a czego pragnie moje ciało to dwie różne rzeczy, więc nadal posyłałam mu spojrzenia,
jak nareszcie znalazłam na tyle odwagi, by usiąść. W uszach słyszałam moje walące serce.
Głośno. Próbowałam je zignorować. – Która godzina? – zapytałam, zauważalnie ochrypłym
głosem.
- Prawie siódma – odparła Marley, patrząc na mnie trochę dziwnie (ale kto mógłby ją
winić?). – Ale co robiłaś na dworze? – zapytała znowu. – Nie powiedziałaś.
Myślałam logicznie.
Hiperwentylowałam.
Rozważałam śmierć przez Olbrzymią Kałamarnicę.
- Nie mogłam spać – odpowiedziałam, co nie było kłamstwem. Zajęłam moje
niespokojne dłonie nałożeniem kilku gofrów na mój pusty talerz, chociaż nieszczególnie
byłam głodna. – Ale nie jest aż tak zimno. To znaczy nie jest ciepło, ale nie przeszkadza mi…
13
- Ugh… przestańcie… GADAĆ!
Opuściłam widelec, zaskoczona tym nagłym wybuchem. Odbił się o mój talerz z głośnym
brzdękiem i nie jestem pewna, ale sądzę, że usłyszałam warknięcie Jamesa.
O, szlag.
- Ignoruj go – powiedziała Marley i prawie że roześmiałam się na tę sugestię. James
wydał kolejny mało radosny odgłos, nadal nie podnosząc głowy ze stołu, a Marley posłała mi
wymowny uśmieszek. – Nasz przyjaciel jest dziś rano trochę zrzędliwy – powiedziała,
uśmiechając się teraz do Jamesa. – Zeszłej nocy miałeś trochę zbyt dużo zabawy,
nieprawdaż, kapitanie?
Zabawy?
Ona naprawdę nie miała pojęcia.
- Zamknij się – burknął bardzo głośno James, uszczypliwa prośba była znacznie
stłumiona, bo nadal nie podnosił głowy ze stołu. – Nienawidzę mojego życia. Nienawidzę was
wszystkich.
Nienawidził mnie?
Cóż, szczerze miałam nadzieję, że nie.
Dopiero co nareszcie zaakceptowałam fakt, że on postanowił się we mnie durzyć, nie
szalejmy i nie zmieniajmy tego teraz.
Marley roześmiała się z wygłupów Jamesa, ale ja nie potrafiłam do niej dołączyć. Bo
kiedy Marley mogła to wszystko uważać za żartobliwe brednie bardzo skacowanego faceta,
James i ja oboje wiedzieliśmy, że mogło stać solidna argumentacja za jego decyzją szczerego
mnie nienawidzenia. Czy to była tylko humorystyczna tyrada faceta z olbrzymim bólem głowy
czy niespodziewanie odkrył prawdę po tragicznych wydarzeniach ostatniej nocy?
On tak naprawdę mnie nie nienawidził… prawda?
Kurde.
Podwójne cholerne pieprzone kurde.
Byłam tak pochłonięta moimi rozpaczliwymi myślami o świadomości, że to mogłaby być
prawda – choć dlaczego to powinno być tak rozpaczliwe, to nie wiem, ponieważ ten chłopak
nawet tak bardzo mi się nie podoba! – że nie dostrzegłam, kiedy James w końcu postanowił
podnieść głowę ze stołu, dopóki nie usłyszałam jego głosu.
- Bardzo się cieszę, że uważasz to za zabawne – warknął, piorunując wzrokiem Marley.
Potem odwrócił się do mnie. Jego oczy były lekko zaczerwienione i jego włosy wystawały z
14
przodu, gdzie przyciśnięte były do jego ramienia na stole, i ledwie wyglądał na szczęśliwego,
jak powinien wyglądać facet, gdy ostatnio całował dziewczynę, która mu się podoba. I jakimś
cudem, poprzez to wszystko, nadal myślałam o tym, że on jest całkiem przystojny. Psh! – A
ty? – zapytał z grymasem niezadowolenia na twarzy. – Nie uważasz, że moje nieszczęście jest
zabawne?
Otworzyłam usta, zamierzając coś powiedzieć, choć tak mocno byłam zszokowana i
skonsternowana, że nie powiedział jeszcze nic o całowaniu – co to znaczyło? – iż nie byłam
pewna co powiem. Ale zanim mogłabym to rozgryźć, oczy Jamesa nagle się rozszerzyły i
jęknął głośno. – O Merlinie – krzyknął, patrząc na mnie z marnie skrywanym przerażeniem. –
Nie zamierzasz na mnie nakrzyczeć, co nie?
Em… za pocałowanie mnie?
Um, nie.
Nie planowałam tego.
- Co? – wydusiłam. James znowu jęknął.
- Przepraszam – wyjęczał, opuszczając głowę z powrotem na stół. – Przepraszam. Jestem
gównianym Prefektem Naczelnym, dobra? Rozumiem. Obiecałem, że nie będzie pijanych
głupków, a potem ja stałem się pijanym głupkiem. Nie mam kontroli nad moimi przyjaciółmi
ani nad sobą i teraz czuję się jak gówno – jestem gównem. Proszę, tylko nie krzycz.
O rany.
O ile mi wiadomo jedyną gównianą rzeczą, o której ja mogę powiedzieć, jest jego
przeklęta pamięć!
Co się dzieje?
- Nie zamierzałam na ciebie krzyczeć – odparłam cicho, bardziej ze skonsternowania, niż
szacunku do Jamesa i jego kaca. Moje serce nagle zaczęło obijać się gorączkowo o moją
klatkę piersiową. – Ja nie… to znaczy, zeszłej nocy ty…
James szybko uniósł głowę. – Nie zrobiłem nic głupiego, prawda? – spytał rozpaczliwie,
jego twarz wyglądała dość nieszczęśliwie. – Syriusz mówi, że śpiewałem. Nie pamiętam
śpiewania, ale z drugiej strony niczego zbytnio nie pamiętam. Ale również nie pamiętam,
żeby Syriusz kiedykolwiek mówił prawdę, więc… proszę, powiedz mi, że nie zrobiłem z siebie
kompletnego dupka.
Moje walące serce niespodziewanie stanęło.
O. Mój. Boże.
O MÓJ BOŻE.
15
- Ty… ty nie pamiętasz? – szepnęłam. – Niczego? Z zeszłej nocy?
- Niewyraźne plamy – mruknął James. – Pamiętam kosmyki kolorowych, niewyraźnych
plam.
Do cholernego, pieprzonego diabła.
On nie pamięta.
ON NIE PAMIĘTA.
Byłam oszołomiona. Nie powinnam była – cały czas wiedziałam, że to jest możliwością –
ale nawet kiedy wiedziałam, że to może się zdarzyć, to nigdy tak naprawdę nie brałam tego
pod uwagę. To znaczy… całowaliśmy się. On pocałował mnie. Nie niewinnym, prostym,
krótkim, ale długim, rozwiniętym (jeśli trochę pijanym) pocałunkiem. Jak mógł o tym ot tak
zapomnieć? Szczególnie biorąc pod uwagę, że facet powinien się we mnie durzyć!
Powinieneś pamiętać pierwszy raz, jak całujesz dziewczynę, która ci się podoba! Więcej niż
go pamiętać, serio! Powinieneś się nim rozkoszować! Powinieneś ciągle o nim myśleć i
powtarzać go w głowie sekunda po cudownej sekundzie, starając się zasnąć tej nocy, tak
jak…
Cóż… jak… tak jak ja.
Ale nie w tym tkwi sedno.
Sedno w tym, że nie powinieneś o tym zapomnieć.
Jak on mógł zapomnieć?
Wtedy właśnie sobie to uświadomiłam:
Byłam rozczarowana.
- Lily?
Ale jak? Jak do licha mogłam być tym rozczarowana? Czy nie tego właśnie chciałam?
Przecież gdyby James pamiętał, to co to by dla mnie oznaczało?
Katastrofę. Oznaczałoby katastrofę.
Teraz mogę o tym zapomnieć. Mogę kontynuować moje życie, udawać, że to się nigdy
nie wydarzyło, kochać/umawiać się/poślubić Amosa Diggory’ego dokładnie tak, jak zawsze
planowałam i po prostu czekać, aż te małe, nieznaczące zadurzenie w Jamesie Potterze
potoczy się swoim biegiem i zniknie.
Czy nie tego właśnie chciałam?
- Lily?
16
Oczywiście, tego chciałam.
Chciałam.
Chciałam… ale najwyraźniej już nie chcę?
Kurde.
- Lily!
Poskoczyłam, obracając głowę w stronę Jamesa.
Wyglądał na wręcz przerażonego.
- Co ja do diabła zrobiłem? – szepnął.
O Merlinie.
- Nic! – odpowiedziałam szybko, ale mój głos brzmiał na spięty, nawet dla moich
własnych uszu. Czułam się, jakby balon powoli nadmuchiwał się wewnątrz mojej piersi. – Nic
nie zrobiłeś! Ja… zatraciłam się we własnych myślach. Sorki. Nie śpiewałeś – a przynajmniej z
tego, co ja wiem. Nic nie zrobiłeś – cóż, to znaczy tak jakby połamałeś stolik, ale poza tym… -
urwałam, starając się przełknąć panikę, która we mnie narastała. – Nic nie zrobiłeś.
Poza zapomnieniem.
James wyglądał na rozluźnionego, ale również podejrzliwego. – Jesteś pewna? – spytał
znowu.
Od razu potaknęłam. – Całkowicie.
- Wszystko w porządku, Lily? – odezwała się Marley, która siedziała cicho przez cały ten
czas, ale w końcu postanowiła przemówić. Przeniosłam na nią spojrzenie. – Wyglądasz
troszeczkę blado. Nie zemdlejesz chyba, co?
- Co takiego? Nie. Nie, oczywiście, że nie zemdleję.
Ale musiałam się stąd wydostać.
- Właściwie – powiedziałam, podnosząc się szybko na nogi – nie jestem taka głodna. I
zeszłej nocy nie spałam za wiele. Może dlatego… tak, cóż, lepiej pójdę na górę. Do
zobaczenia później, tak? Tak. W porządku. Pa.
Potem uciekłam stamtąd tak szybko, jak mogły ponieść mnie stopy.
Obserwacja #166) Muszę być cholernie najgłupszą, najbardziej szaloną, najbardziej
idiotyczną kobietą, która kiedykolwiek zdobiła tę ziemię.
Obserwacja #167) Co się stało z planem Guam?
17
Jeszcze Później, Biblioteka
Spostrzegawcza Lily: Dzień 27
Suma Obserwacji: 169
Obserwacja #168) Kiedy czujesz się dość kiepsko, bo zdołałeś splamić swoje całe życie
twoimi niepohamowanymi, niewytłumaczalnymi uczuciami i nie rozumiesz dlaczego nie
możesz czuć emocji, które mają sens, to pewnie dobrym pomysłem będzie pójście odrobić
twoje zadanie domowe, ponieważ, serio, sprawy nie mogą się pogorszyć, prawda?
Obserwacja #169) Kiedy wykorzystujesz zadanie domowe jako wymówkę i bibliotekę
jako ucieczkę, ponieważ nie chcesz iść do twojego pokoju i stawić czoła twoim najlepszym
przyjaciółkom, które z pewnością od razu zobaczą, że jesteś zdumiewająco zdruzgotany, a
naprawdę nie chcesz im mówić dlaczego, to sięgnąłeś nowego poziomu żałosności.
Bah, lipa.
Nienawidzę mojego życia.
Jeszcze Jeszcze Później, Biblioteka
Spostrzegawcza Lily: Dzień 27
Suma Obserwacji: 169
Czasami chciałabym być bardziej jak Madame Pince.
Poważnie. Kiedy się usiądzie i o tym pomyśli, to ta kobieta naprawdę ma zero
problemów – mniej niż zero problemów. Jest praktycznie ich przeciwieństwem! To znaczy
tak, przypuszczam, że nie jest ona najprzyjaźniejszą z kobiet i wrzeszczy oraz krzyczy więcej
niż powinna jedna osoba (pewnie z powodu ekstremalnej ilości tłumionej frustracji
seksualnej, której, jako zgorzkniała francuska bibliotekarka, nie jest w stanie uwolnić) ale to
mi pasuje, ponieważ ona i ja nie jesteśmy w tym takie różne. Także nie jestem
najprzyjaźniejszą z kobiet i Merlin wie, że sama też dość dużo wrzeszczałam i krzyczałam.
Widzicie, w bardzo ważnych obszarach Madame Pince i ja się różnimy. Jak na przykład
fakt, że Madame Pince nigdy nie miałaby żadnego problemu z facetami. Prawdopodobnie
dlatego, że facet musiałby być zbzikowany, żeby się z nią migdalić, przez całe to bycie
zgorzkniałą francuską bibliotekarką. Wcześniej może czułabym się przez to trochę źle, nawet
współczułabym biednej Madame Pince za bycie tak gburowatą i dlatego tak seksualnie
sfrustrowaną, ale teraz sądzę, że ona ma właściwą ideę. Chodzi mi o to, że obecnie mam
dwóch facetów, którzy żywią do mnie przyzwoitą ilość sympatii i spójrzcie gdzie mnie to
18
doprowadziło – ukrywam się w bibliotece, porównując się do bibliotekarki. Co to wam mówi,
hm?
Druga sprawa jest taka, że gdyby Madame Pince kiedykolwiek znalazła się w mojej
sytuacji, to szczerze nie sądzę, że byłaby tak przeklęcie zdezorientowana, jak ja. Wiedziałaby
jak bardzo podoba jej się James, dlaczego nie była podekscytowana co do Amosa, co by ją
rozczarowało i dlaczego, itd., itd. Nie byłaby zmuszona do przesiadywania w bibliotece,
udając, że odrabia zadanie domowe, podczas gdy tak naprawdę wszystko by to rozważała, bo
nie musiałaby. Gdyby niespodziewanie odkryła, że James nie pamięta całowania jej zeszłej
nocy, nie skłamałaby i nie powiedziałaby, że nic się nie wydarzyło. Zamiast tego Madame
Pince siedziałaby dalej przy tamtym stole, powiedziała „Pocałowałeś mnie, ty głupi palancie!”
tym samym tonem, którego używa, gdy mówi mi „To jest biblioteka!” i dopiero potem
odeszłaby, żeby pozostawić go z tym do rozmyślania.
Ona jest właśnie tak bardzo sprytna i dowcipna.
Ponadto, gdyby Madame Pince kiedykolwiek znalazła się w mojej sytuacji (co, tak na
marginesie, nigdy się nie zdarzy, bo ona jest na to zbyt inteligentna), to nie potrzebowałaby
również ukrywać się przed jej przyjaciółmi w bibliotece. Może przez to, iż ona nie ma
żadnych przyjaciół, ale lubię myśleć, że nawet gdyby miała stado najlepszych przyjaciół do
swojej dyspozycji, to nadal stawiłaby im czoła i nie dałaby im poznać po sobie, że właśnie
otrzymała najbardziej niepokojące wiadomości. Może dlatego, iż twarz Madame Pince ma
trwały gniewny grymas i zdecydowanie karcące spojrzenie, więc jej przyjaciele nie poznaliby
różnicy, ale lubię myśleć, że po prostu jest bardzo dobrą aktorką, którą ja zdecydowanie nie
jestem. Kiedy jestem zdenerwowana, to zobaczycie to. Tak nie jest w przypadku Madame
Pince.
Ona naprawdę ma to wszystko, ta szalona bibliotekarka.
Wszystko, czego pragnęłaby mieć kobieta.
I nawet jeśli…
Och, szlag.
Zostałam odnaleziona.
Wciąż Później, Wciąż w Bibliotece
Spostrzegawcza Lily: Dzień 27
Suma Obserwacji: 170
To jest biblioteka. Nie można rozmawiać w bibliotece. –LE
19
Nie rozmawiamy. Piszemy liściki. –GR
Jestem mocno zajęta. Nie widzicie jak ekstremalnie zajęta jestem?
Nie jesteś. Nic nie napisałaś. –EV
Zabierałam się do tego.
Nie wyglądasz zbyt dobrze.
Dziękuję ci, Gracie. Bardzo miło z twojej strony, że zauważyłaś.
Wszystko w porządku, Lil?
Powie, że tak, chociaż wyraźnie nie jest.
Właściwie, dla waszej informacji, zamierzałam powiedzieć, że nie jest wszystko w
porządku, że faktycznie czuję się całkiem zdruzgotana, zdenerwowana, rozgniewana i
zmartwiona, itd. itd. A TO WSZYSTKO TWOJA WINA.
Jej wina czy moja wina?
WASZA.
Co zrobiłyśmy?
Zrujnowałyście mi życie.
Sorki.
Nie zostało ci wybaczone.
Czy jest jakaś szansa, że ma to coś wspólnego z zeszłą nocą? I Jamesem?
Skąd ty o tym wiesz?!
Emma mi powiedziała.
Emma! Powiedziałam ci, żebyś nie mówiła!
Przepraszam, ale martwiłam się! Byłaś w histerii! Nie mogłam zatrzymać tego dla siebie!
Poza tym, nawet nie wiem co naprawdę się stało. Powiedziałam tylko, że coś wydarzyło się
wczoraj między waszą dwójką i byłaś przez to bardzo zdenerwowana.
Zapomniałaś o części, gdzie zdałam sobie sprawę, że James nadal się we mnie durzy, A
WY WIEDZIAŁYŚCIE CAŁY CZAS I NIE ZECHCIAŁYŚCIE MI O TYM WSPOMNIEĆ.
A tak. O tym też jej powiedziałam.
I?
20
I co?
Co masz na myśli „i co”?? NIE POWIEDZIAŁYŚCIE MI!
Oczywiście, że ci nie powiedziałyśmy. James kazał nam przyrzec. Poza tym, bez urazy,
Lil, ale przecież nie był to jakoś wielce skrywany sekret. Ten chłopak zapraszał cię na
randkę od piątego roku. Myślałaś, że co to znaczyło?
MYŚLAŁAM, ŻE ŻARTOWAŁ!!
Nie żartował.
Och, dzięki. TERAZ mi mówisz.
Wiesz, że nie mogłyśmy ci powiedzieć, Lily. Teraz, co się wydarzyło? Dlaczego byłaś tak
zdenerwowana?
Nie chcę o tym gadać.
Tak, chcesz. Praktycznie pękasz w szwach. Jest to wypisane na całej twojej twarzy.
Miałam bardzo trudną noc i jeszcze gorszy poranek.
Co stało się dziś rano?
Zapomniał.
Kto?
James.
Zapomniał co?
Całowanie mnie.
Cholera jasna.
Ta.
Pocałował cię?
Zeszłej nocy. A potem o tym zapomniał.
Wydajesz się bardzo zmartwiona tym faktem, Lil.
Jestem rozczarowana.
Rozczarowana?
Tak.
21
Lily… ty nie…?
Tak.
O Merlinie, Lily!
Łazienka prefektów. Już.
Później Później, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 27
Suma Obserwacji: 170
- Wiem, że prawem kobiety jest zmienianie zdania i w ogóle, ale serio, Lily, czy musisz
robić to tak cholernie często?
Mimo moich wszystkich prób pozostania tam gdzie byłam (zamierzałam zaprezentować
na moim tyłku miły Czar Przyklejający, ale Grace zaczęła robić duże zamieszanie i mój nowy
wzór do naśladowania – naprawdę, jak ona mogła? – wykopał nas, więc zostałam
pozostawiona z małym wyborem w tej sprawie), wkrótce po tym zostałam zaciągnięta
wbrew mojej woli na piąte piętro. Siedziałyśmy w łazience prefektów (radośnie poinformuję,
że nie w wannie, jak przy poprzednich okazjach, ponieważ Em i ja szybko zabiłyśmy ten
pomysł w zarodku przy wejściu, ale na dużej, wygodnej kanapie naprzeciwko pryszniców,
gdzie wszystkie inteligentne rozmowy łazienkowe tak naprawdę powinny mieć miejsce),
kiedy Grace to powiedziała, rzucając mi spojrzenie. Spiorunowałabym ją wzrokiem, lecz
chyba nie miałam energii i/lub bodźca i/lub prawa, żeby zrobić taką rzecz, gdy wyraźnie
miała wiele racji.
Jestem żałosna. Szalenie, okropnie, niezdecydowanie żałosna.
- Przepraszam – mruknęłam nieszczęśliwie, brzmiąc tak żałośnie, jaka jestem. – Nie
wiem jak to się stało. Próbowałam to powstrzymać, ale…
Grace prychnęła. – Nie przepraszaj – wtrąciła, robiąc minę. – Nie chodziło mi o to, że nie
jestem zadowolona, że to się stało. Mówię tylko, że byłoby lepiej, gdybyś postanowiła
zmienić zdanie trzy tygodnie temu, kiedy myślałam, że to zrobiłaś, więc nie zrobiłabym z
siebie takiej idiotki.
Zadowolona, że to się stało?
ZADOWOLONA, ŻE TO SIĘ STAŁO?!
Tym razem miałam energię/bodziec/prawo do przeszycia jej wzrokiem. I zrobiłam to
dość mocno.
22
- Co masz na myśli, że jesteś „zadowolona, że to się stało”? – wybuchłam, patrząc na nią
gniewnie. – Nie orientujesz się, co to znaczy? Czy masz jakiekolwiek pojęcie? Czekałam
latami, żeby zauważył mnie Amos Diggory, a kiedy w końcu to zrobił, to ja całuję się z innym
facetem!
Ponieważ najwyraźniej jestem chorą, chorą masochistką.
- Czekaj, ty pocałowałaś jego? – spytała Emma, wytrzeszczając oczy. – Myślałam, że on…
ty pocałowałaś jego?
Skrzyżowałam ramiona na piersi i znowu spojrzałam gniewnie, powoli mając dosyć tego
towarzystwa. – Nie – odparłam gniewnie. – On pocałował mnie. Ale wcale się temu nie
sprzeciwiałam, co jest równie złe, jak się o tym pomyśli.
- Cóż, czemu tego nie zrobiłaś? – zapytała Grace, nie wyglądając na ani trochę
współczującą, właściwie to na niepokojąco podekscytowaną. – Bo chciałaś, żeby cię całował?
Moją pierwszą impulsywną odpowiedzią było natychmiastowe powiedzenie, że nie
(oczywiście po impulsywnym przywaleniu Gracie za nie bycie bardziej stosownie
zdruzgotaną) ale powstrzymałam się i uświadomiłam sobie, że tak prosta właśnie była
odpowiedź – impulsem. Nie prawdą. A podczas gdy okłamywanie samej siebie i innych jest w
moim stylu, po raz pierwszy w moim bardzo smutnym życiu chciałam wypróbować trochę
szczerości. Czy chciałam, żeby James mnie całował? Wtedy nie sądzę, że chciałam, ale
przypuszczam…
Tak.
Tak, myślę, że tak.
Schowałam twarz w dłoniach i jęknęłam. – Nie wiem, czego chcę.
A chociaż już to wiedziałam, to na głoś brzmiało to bardziej nieszczęśliwie.
Poczułam na barku pocieszającą dłoń, jak Emma poprosiła łagodnie. – Powiedz nam, co
się wydarzyło. Możemy razem rozgryźć, czego chcesz.
Psh.
Ta, w porządku.
Więc chociaż byłam stosunkowo pewna, że jeśli ja nie potrafiłam rozgryźć tego, czego
chciałam, to ich dwójka zdecydowanie nie będzie wielką pomocą, zrobiłam o co prosiła
Emma i opowiedziałam im wszystko o zeszłej nocy i dzisiejszym poranku, choćby tylko dla
mojego własnego zdrowia psychicznego. Dobrze było wszystko to wypowiedzieć na głos,
aczkolwiek trochę bolesne było przeżywanie tego ponownie, a dla ich kredytu, żadna z nich
nie zrobiła niestosownych komentarzy ani dźwięków, po prostu pozwoliły mi mówić w mojej
23
rozbrzmiewającej żałosnej chwale. Prawdopodobnie mogłabym paplać przez wiele godzin o
parodii tego wszystkiego, lecz opowiedziałam prosto i informacyjnie, szybko męcząc się
ponownym opowiadaniem.
- I oto jestem tutaj – skończyłam, patrząc na nie obie z trochę bezradnym wzruszeniem
ramion po opowiedzeniu mojej krótkiej rozmowy z Jamesem tego poranka. – Wiem, że to
głupie i wiem, że zapewne powinnam uświadomić sobie wieki temu, że mu się podobam, a
teraz kiedy zapomniał, że mi powiedział…
- Cóż, właściwie to ci nie powiedział – zauważyła Grace. – Przecież tylko cię pocałował.
- Ale jednak – odparłam. – To praktycznie wstęp. Nikt nie całuje tak po pijaku. On mnie
naprawdę pocałował.
- Wiemy – roześmiała się Emma. – Powiedziałaś nam.
- Nie mów tego w taki sposób. – Pociągnęłam nosem, posyłając jej spojrzenie.
- W jaki sposób?
- Takim… takim och-on-tak-bardzo-ci-się-podoba tonem. Nie podoba mi się tak bardzo.
Tylko troszeczkę – zapewniłam cierpko, bo nie. Skrzyżowałam ramiona na piersiach i
fuknęłam cicho. – A nawet gdyby tak było, to nie miałoby to znaczenia, bo on zapomniał, że
mnie pocałował!
- Zawsze możesz mu przypomnieć – zasugerowała Grace, wzruszając ramionami. –
Potem posłała mi szelmowski uśmiech. – Jestem stosunkowo pewna, że nie miałby nic
przeciwko.
- Przestań.
- Ty przestań.
- Nic nie robię!
- Jesteś w zaprzeczeniu! – zawołała Grace, wyrzucając dłonie w powietrze. Rzuciła mi
jedno z tych spojrzeń posłuchaj-siostro-bo-zamierzam-powiedzieć-to-tylko-raz. – Lily –
powiedziała, biorąc jedną z moich rąk. – Bardzo cię kocham, ale czasami jesteś absolutnie
nieświadoma! Durzysz się w Jamesie – Nie! – powiedziała, przerywając mi, jak zamierzałam
się wtrącić. – Durzysz się w nim. A z tego co widzę, całkiem mocno. Dlaczego ciągle mówisz,
że tak nie jest?
- Nie powiedziałam, że tak nie jest – odparowałam, piorunując ją wzrokiem. – Mówię
tylko, że to jest tylko malutkie – takie właśnie jest! Podoba mi się Amos, Gracie! Wiesz o tym!
Ja to wiem! Połowa cholernego Hogwartu o tym wie!
- Więc dlaczego brzmisz jakbyś próbowała się o tym przekonać?
24
- Wcale nie!
Ale tak było.
Tak bardzo wyraźnie i oczywiście.
- Nie krzycz na nią, Grace – powiedziała Emma, nagle wyglądając na bardzo zmęczoną.
Chwyciła mnie za dłoń, którą Grace niedawno puściła w swojej frustracji i spojrzała na mnie
poważnie. – Nie mówisz nic mówić Jamesowi, jeśli nie chcesz – powiedziała.
- Nie zamierzam – zapewniłam uparcie, rzucając Grace spojrzenie. Wywróciła do mnie
oczami. Spojrzałam na nią wściekle.
- Ale – dodała dobitnie Emma, odrywając moją uwagę od Grace, która bardzo dojrzale
przeszła do pokazywania mi języka – na poważnie zastanowiłabym się nad tą sytuacją z
Amosem-Jamesem. Wiem, że lubisz Amosa, Lily – wiem… ale czy to możliwe, że tak samo
mocno lubisz Jamesa? Chociaż dopiero co odkryłaś, że się w nim durzysz?
Tak.
- Nie – skłamałam początkowo. Potem, wstydliwie na zirytowane spojrzenie Emmy. –
Dobra. Może.
Totalnie do kitu jest mieć przyjaciół, którzy tak dobrze cię znają.
- Idź na swoją randkę – radziła dalej Emma. – Zobacz gdzie zajdzie to coś z Amosem, jeśli
naprawdę tego chcesz. Ale rzecz w tym, że…
- James nie będzie czekał wiecznie – wtrąciła Grace, nareszcie brzmiąc na bardziej
współczującą niż sfrustrowaną, jak właściwa przyjaciółka. – To znaczy wiem, że może
wyglądać na to, że tak, ponieważ Merlin wie, iż ten idiota trzymał się tak długo, ale myślę, że
jest na końcu sznurka. Przynajmniej tak mi to brzmiało.
- Mówił ci coś? – zapytałam zaskoczona. – O mnie?
- Dużo o tobie mówi – odparła Grace z uśmiechem.
Nie powinnam brać z tego przyjemności – faktu, że mówi o mnie dużo Grace czy
komukolwiek innemu – ale poczułam w brzuchu mały przypływ czegoś, kiedy to powiedziała i
nawet jak starałam się to zignorować, to to narastało.
Niech to szlag.
- Co… powiedział? – wydusiłam, niepewna czy było to w moim najlepszym psychicznym
interesie, by usłyszeć cokolwiek James miał o mnie do powiedzenia, ale nie mogłam się
powstrzymać od zapytania. Grace zawahała się przed odpowiedzią.
25
- Tylko… pewne rzeczy – zaczęła powoli. – Dzień po tym jak powiedziałaś ‘tak’
Amosowi… i później.
- Jakie rzeczy? – naciskałam. – I kiedy?
Grace wyglądała na speszoną. – Nie mogę… jestem także przyjaciółką Jamesa, Lil, wiesz?
– Skrzywiła się lekko. – Przecież nie chcesz, żebym mówiła mu wszystko, co ty mi powiesz,
racja? Idzie to w obie strony. Sorki.
Och, do kitu.
- Nie… rozumiem – odparłam, ale nie rozumiałam i naprawdę chciałam wiedzieć, co u
licha James Potter o mnie mówił. Ale nawet jak mówiłam sobie, żeby węszyć jeszcze dalej, to
nie mogłam powstrzymać się od żałosnego pytania. – Czy naprawdę sądzisz, że ze mnie
zrezygnuje?
Grace wzruszyła ramionami w odpowiedzi, co wcale nie było pocieszające. – Myślę, że
może tak być – odparła, znowu wzruszając ramionami. – Ale z drugiej strony to samo mówił
w piątym roku i spójrz jak dobrze to wyszło.
Hm.
Prawda.
- I pocałował cię, nawet jeśli był pijany i tego nie pamięta – wtrąciła słusznie Emma,
kiwając mi wspomagająco głową. – To musi coś mówić.
- Ta – mruknęłam. – Tak przypuszczam.
Ale nie mogłam nic poradzić na to, że czułam się jakoś oszukana.
Zamierzał ze mnie zrezygnować? Teraz? Kiedy niespodziewanie zdałam sobie sprawę, że
trochę się w nim durzę? Nie zamierzał dać nam nawet szansy? Ale przypuszczam, że nie jest
to sprawiedliwe – przecież to nie on jest przeszkodą w tym związku. To ja wciąż jestem
zakochana w Amosie Diggorym. To ja odmawiam przypomnienia mu, że mnie pocałował. To
ja nie jestem pewna głębi swoich uczuć.
Ja jestem przeszkodą.
Ale czy chcę być przeszkodą? Czy szczerze obchodzi mnie, że James myśli o
zrezygnowaniu ze mnie? Rozwiązałoby to wiele moich problemów, to na pewno. Mogłabym
pójść w sobotę na moją randkę z Amosem, a potem kolejną i kolejną, i nigdy już nie martwić
się zranieniem kogoś innego. Sprawy mogłyby toczyć się tak jak wcześniej, gdzie James i ja
będziemy bardzo dobrymi przyjaciółmi, tak jak zawsze. Życie będzie toczyć się normalnie.
Tak jak zawsze. Tak jak powinno.
…czy na pewno?
26
- Chyba w tej części mówicie mi, czego chcę – wymamrotałam do Grace i Emmy, patrząc
na nie z bezradnym westchnięciem. Grace prychnęła. Emma tylko potrząsnęła głową.
- Chciałybyśmy, Lil – odparła, uśmiechając się do mnie lekko. – Ale tylko ty wiesz, czego
chcesz.
Um, tak naprawdę to nie.
Nie mam pojęcia, czego chcę.
- Mogłabym cię przytulić – zaoferowała Grace. – Czy poczujesz się przez to lepiej?
A chociaż nie była to odpowiedź na moje problemy, to zgodziłam się, ponieważ czasami
uścisk od twojej najlepszej przyjaciółki może być tak samo dobry jak odpowiedzi na
najcięższe pytania w życiu, jeśli tylko na chwilę.
Kurde.
Jeszcze Później, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 27
Suma Obserwacji: 171
Nie sądzę, że kiedykolwiek opuszczę ten pokój.
Nikt mnie do tego nie zmusi. Nikt.
Mam pracę do zrobienia, wiecie.
Wiele, wiele pracy.
Teraz zabieram się do pracy.
Naprawdę.
Nie myślę o osobistych problemach.
Praca, praca, praca.
Później Później Później, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 27
Suma Obserwacji: 171
Zadanie Domowe do Zrobienia:
27
1] Eliksiry – wypracowanie na temat Serum Prawdy, jego własności i wykorzystaniu.
2] Historia – pytania o Bunt Skrzatów z 843
3] Transmutacja – skopiować od Grace
4] Zaklęcia – pytania o ruch różdżki i efekty uboczne Zaklęć Pamięciowych
5] Wróżbiarstwo - …naprawdę powinno mnie obchodzić, że on ze mnie rezygnuje. Jeśli w
ogóle to robi. Pocałował mnie. Co to mówi, co? To mówi, że on jeszcze się nie poddał. Nawet
jeśli był pijany. Ale nawet jeśli zadecydował, żeby ze mnie zrezygnować, to nie obchodzi mnie
to, bo mam Amosa.
Bardzo Późno, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 27
Suma Obserwacji: 171
1] Omów powody poprzedzające Bunt Skrzatów z 843.
Bunt Skrzatów z 843 tak naprawdę zaczął się w 839, kiedy Frenlin Wielki, tamtejszy
nieoficjalny przywódca Skrzatów, został znaleziony martwy blisko starego miasteczka
Brichley, gdzie wybrał się na spotkanie z kilkoma wspólnikami. Przestępstwo czarodziei
podejrzanych o śmierć wydawało się absolutnie nieprzypadkowe. Nastąpiło duże oburzenie.
Ale jeszcze bardziej niż śmierć, większe oburzenie mogło pojawić się przez coś innego –
całowanie. Tak, całowanie potrafiło wznieść większe oburzenie. Zwłaszcza, kiedy nie
spodziewasz się pocałunku. Ludzie NIE powinni mieć zezwolenia na podchodzenie do innych
ludzi, mówienie im „chodź tutaj” głupim, pijanym głosem, a potem CAŁOWANIE ich bez
zgody, ponieważ dla takich rzeczy są KONSEKWENCJE. Wielkie konsekwencje. I nie zawsze są
dobre. Bo po takich rzeczach następuje ZMIESZANIE. No bo jak teraz mam do diabła
wiedzieć, kto mi się podoba? Jak do diabła mam to wiedzieć? I po prostu…
O kurde.
Niech to szlag.
Niech po prostu to wszystko weźmie szlag.
Idę spać.
Mam dość życia.
Poniedziałek, 13 październik, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
28
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
Suma Obserwacji: 172
Jestem bardzo, bardzo spóźniona.
Jest teraz 9:17. Zaklęcia zaczęły się o 9.
Przypomnienie by zabić wszystkich, którzy mnie nie obudzili.
Przypomnienie by zabić siebie za zaspanie.
Brak czasu na zabijanie. Muszę wyjść.
Ahhhhhhhh!
Później, Zaklęcia
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
Suma Obserwacji: 172
Czy kiedykolwiek wspomniałam jak bardzo uwielbiam profesora Flitwicka?
Nie mówię nawet o całym tym tak-wszyscy-jesteśmy-zaklęciowymi-nudziarzami-i-razem-
musimy-się-tym-rozkoszować, chociaż to jest wielka prawda i Flitwick i ja jesteśmy połączeni
na wieczność w świecie entuzjastów Zaklęć. On jest po prostu przeuroczym człowiekiem.
Absolutnie idealnym, cudownym, ratującym życie małym człowieczkiem. Serio. Gdyby moje
życie było kiedykolwiek zagrożone i istoty z góry powiedziałyby mi, że muszę wybrać jedną
osobę, która postara się mnie uratować, to wybiorę Flitwicka. Naprawdę. Nie będzie nawet
chwili zawahania. To znaczy tak, może wezmę pod uwagę Grace albo Emmę, ale jak do tego
dojdzie, to wybiorę Flitwicka. Powiem „Istoty z góry, dajcie mi Filiusa Flitwicka, proszę”,
ponieważ on jest tak cudowny.
Dzięki Merlinowi, że dziś rano pierwsze miałam Zaklęcia. Nawet nie chcę myśleć, co
mogłoby się wydarzyć, gdybym miała inną lekcję. Abbott prawdopodobnie by mnie
zamordowała, McGonagall pewnie wywaliłaby mnie z klasy (a potrzebuję każdej sekundy tej
klasy), Crandy zapewne by się roześmiała, potem posłała urok w moją stronę, a Freeman…
cóż, ona pewnie przeczytałaby moje fusy z herbaty czy coś, ale jednak. Flitwicka ani trochę
nie obchodziło, że się spóźniłam! Szczerze! Ten mały, uroczy człowieczek tylko podniósł
wzrok, powiedział „Ach, Lily. Idź zajmij miejsce”, jakbym nie wleciała do klasy dwadzieścia
minut spóźniona, wyglądając jakbym ostatnio została podeptana przez stado szalejących
hipogryfów i kontynuował swój wykład o zaawansowanych Zaklęciach Pamięciowych (co
oboje wiedzieliśmy, że ja już znałam).
29
Chyba jestem zakochana.
Powinnam zacząć umawiać się z Flitwickiem. To rozwiązałoby wiele moich problemów,
prawda?
Tak, sądzę, że to zrobię.
Wciąż Później, Wciąż na Zaklęciach
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
Suma Obserwacji: 172
Gdzieś ty była, u licha? –EV
Nadal SPAŁAM, bo PEWNYM LUDZIOM nie pasowało OBUDZENIE MNIE tego poranka! –
LE
Wciąż byłaś w dormitorium? Serio? –GR
Nie, po prostu POSTANOWIŁAM pokazać się w klasie dwadzieścia minut spóźniona w
piątkowym, brudnym, pogniecionym mundurku z włosami w nieładzie, nieumytymi zębami i
stopami obolałymi po moim CZTERDZIESTO KILOMETROWYM BIEGU Z WIEŻY
GRYFFINDORU!!
Em… wybacz.
Nosiłaś to w piątek? Fu, Lil.
Mogę cię zabić, Gracie.
Wierzę ci, ty brudna dziewczyno.
NIENAWIDZĘ CIĘ.
Uspokój się, Lily. Nie wyglądasz tak strasznie. Trochę na zdezorientowaną, tak, ale to nic
takiego.
Może nic takiego dla ciebie. Myślę, że śmierdzę. Czy ja śmierdzę?
Nie bardziej niż zazwyczaj.
Przynajmniej to coś.
Chyba że powiem ci, iż zazwyczaj niesiesz pewien odrażający zapach.
Co?
30
Nie sądzę, że to poranek na drażnienie się z nią, Gracie. Nie tylko musi radzić sobie z
późnym wstaniem, ale także musi stawić czoła Jamesowi i Amosowi.
O kuźwa.
Ha. Wyglądasz jakbyś miała wymiotować, Lily.
Jesteś najgorszą przyjaciółką na świecie.
Kocham cię.
Chcę umrzeć.
Jesteś taka dramatyczna, Lil.
CHCĘ UMRZEĆ.
Hurra!
Później Później, Historia Magii
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
Suma Obserwacji: 174
Znacie te przysłowie „teraz wszystko może się już tylko polepszać”? Kiedy ludzie to
insynuują, ponieważ twoje życie obecnie sięgnęło najniższego dołu, że sprawy mogą się tylko
polepszać, bo nie ma nic gorszego?
Cóż, kiedy obudziłaś się późno, pokazałaś się w klasie dwadzieścia minut po jej zaczęciu,
nosisz brudne piątkowe pranie (bo naturalnie, w pośpiechu, żeby dostać się do wspomnianej
klasy, wzięłaś pierwszy mundurek, jaki zobaczyłaś, któremu zdarzyło się być tym, który
przypadkowo wkopałaś w piątek pod łóżko) i nie umyłaś zębów, nie uczesałaś włosów ani nie
umyłaś swojej persony, ktoś mógłby naprawdę pomyśleć, że to stanowi właśnie ten punkt?
Wiecie, ten skąd wszystko może się już tylko polepszać.
Dlaczego ja zawsze się mylę?
Bystro zaplanowałam, że wystrzelę z sali jak tylko rozbrzmi dzwonek kończący Zaklęcia,
zdeterminowana pobiec do łazienki dziewczyn, żeby spróbować naprawić się do jakiegoś
stanu reprezentacyjności w ciągu tej małej ilości czasu, jaką miałam zanim będę musiała
znaleźć się na Historii. Grace i Emma, kiedy już zostało im wybaczone bycie kretynkami,
uparły się, że pójdą ze mną, ale kazałam im się nie kłopotać. Przecież bezsensu by było,
gdybyś wszystkie były spóźnione, gdy tylko ja potrzebowałam pójść. Więc siedząc na
Zaklęciach, brudna i nieszczęśliwa, lecz wciąż mając nadzieję, że wszystko zacznie się
31
poprawiać – ponieważ, mimo wszystko, nie bardzo mogły się pogorszyć – czekałam z
niepokojem na wymowny dzwonek.
- Przy Izbie Pamięci jest łazienka, co nie? – mruknęłam cicho, niecierpliwie poruszając
stopami w oczekiwaniu na szaleńczy bieg. Grace wzruszyła ramionami.
- Czy jest? – zapytała, rozważając to. – Nie wiem. Nigdy tam nie byłam. Oczywiście, jeśli
jesteś naprawdę zdesperowana, to zawsze możesz iść do łazienki Marty…
- Nie jestem tak zdesperowana.
Emma wywróciła oczami. – Najpierw sprawdź przy Izbie Pamięci. Jeśli tam nie będzie,
pobiegnij do łazienki na pierwszym piętrze przy klasie Obrony. Znajduje się praktycznie po
przeciwnej stronie zamku od Historii, ale to twoja najlepsza szansa, jeśli tutaj jej nie będzie.
Potaknęłam, rysując w głowie plan. – Jasne – powiedziałam, nadal wytyczając moją trasę
w głowie. – Tak, to brzmi dobrze. – Moje stopy poruszały się w ciszy coraz szybciej po
podłodze. – Dlaczego dzwonek nie dzwoni? – mruknęłam. – Co jest do diabła nie tak?
Dlaczego nie może…
Zadzwonił.
I, dość niecierpliwie, ruszyłam.
…albo tak zamierzałam, w każdym razie.
Ale jak się okazuje, podczas gdy ja mogłam być gotowa do ruszenia i wyjścia z klasy tak
szybko, jak poniosą mnie nogi, to reszta klasy… tak, nie bardzo.
Do jasnego diabła.
Nigdy nie widziałam grupki dzieciaków poruszających się jeszcze wolniej w całym moim
siedemnastoletnim życiu. To było jak Żółw i Zając, oni wszyscy byli żółwiami, a ja byłam
zającem, tyle że nie mogłam iść super szybko, a potem zdrzemnąć się i przegrać wyścig,
ponieważ przeklęte żółwie były na mojej cholernej drodze! Próbowałam się przepychać i
szturchać, ale tak jakbym pchała solidną ścianę przez całe te wolne poruszanie się tych
bezczelnych dupków. Brakowało mi dwóch sekund do wykrzyknięcia „POŻAR!”, żeby ich
cholerne tyłki zaczęły się ruszać, kiedy nagle zostałam chwycona za ramię i wyciągnięta z
grupy powolnych ciał przez niezidentyfikowane źródło za mną.
Jak myślicie, kto tam stał, szczerząc się jak dziecko w Boże Narodzenie i trzymając moje
przedramię w dość mocnym uścisku?
Ta.
„Teraz wszystko może się już tylko polepszać”, gówno prawda.
32
Psh.
- Co ty do diabła wyprawiasz, Nieomylna?
Patrzył na mnie, jakbym kompletnie oszalała, a przy tych okolicznościach sądzę, że tak
było. Stał tam ze swoimi przyjaciółmi, wyglądając ładnie, idealnie, męsko i atrakcyjnie z
jeszcze lepszym przodem głowy niż tyłem głowy i tylko patrząc na niego – niego z jego
potarganymi, lecz idealnymi włosami, wymytymi zębami i atrakcyjnie zaniedbanym, jednak
czystym mundurku – a potem na mnie – mnie z moim gniazdem na głowie w postaci włosów,
złym oddechem, powoli gnijącymi zębami i brudnymi ciuchami…
Chciałam umrzeć.
Naprawdę, poważnie chciałam umrzeć.
A jeszcze gorszy od mojego kompletnego braku czystości i porządku był fakt, że chociaż
minęła ponad doba od tamtej cholernej sceny z całowaniem, to nadal czułam, że
czerwienieję się na sam jego widok. Wyczuwałam jak moja twarz robi się gorąca, jak na niego
patrzyłam i myślałam tylko o naszej parze w tamtej klatce schodowej, jego ciele
przyciskającym się do mojego, jego ustach na moich i… po prostu… bardzo zawstydzających
rzeczach.
Niedobrze dla stabilności psychicznej.
Lub hormonów.
Nie, zdecydowanie nie dla hormonów.
Ale zamiast być upokorzoną i biec do najbliższego okna, bym mogła z niego wyskoczyć,
bo wyglądam okropnie, śmierdzę okropnie, najwyraźniej nie jestem pamiętnym pocałunkiem
i właśnie zostałam dostrzeżona, jak próbowałam przedrzeć się przez tłum… cóż, skupiłam się
na innej emocji.
Ponieważ ja nie zapomniałam, że on zapomniał o tamtej scenie z całowaniem.
I widocznie wciąż jestem z tego powodu bardzo, bardzo, bardzo zdenerwowana.
Widocznie.
O Boże.
- Puść mnie w tej chwili! – warknęłam, nie dając mu wiele wyboru, jak wyrwałam ramię z
jego uścisku. James cofnął się o krok, rozszerzając oczy. Nie mógł zrozumieć, że jakakolwiek
część jego ciała dotykająca jakiejkolwiek części mojego ciała poruszyła rzeczy, o których
naprawdę nie chciałam myśleć. – Potrzebuję – powiedziałam przez ściśnięte zęby, wskazując
poprzez tłum ludzi wciąż niespieszących się do drzwi – wydostać się stąd.
33
- Lily ma troszkę zły poranek – powiedziała cicho Emma, stając przy mnie i rzucając mi
szybkie spojrzenie, zanim odwróciła się do Jamesa i jego przyjaciół.
Syriusz prychnął głośno, lustrując mnie wzrokiem. – Serio?
Uderzyłabym go, ale nie mogłam dosięgnąć.
- Ej, ej! – odezwał się James, znowu kładąc rękę na moim ramieniu, być może, żeby mnie
powstrzymać, gdy wyraźnie rozważałam zagłębienie najbliższego przedmiotu w szyję
Syriusza Blacka. James spojrzał na mnie z góry ze swoim małym bocznym uśmiechem i choć
nadal byłam na niego bardzo zła za zapomnienie o całowaniu mnie, to byłam jeszcze bardziej
zdenerwowana moim obecnym stanem brudu. Usychałam z upokorzenia i rozpaczy pod jego
rozbawionym spojrzeniem.
Było to naprawdę żałosne.
- Jestem taka brudna – biadoliłam nieszczęśliwie, wybierając dąsanie od wrzasku. – Chcę
tylko umyć zęby i poprawić włosy. Czy naprawdę proszę o tak wiele?
- Ani trochę – przyznał James, wciąż się uśmiechając. Uniósł brwi. – Ale czy poważnie
sądzisz, że przewrócenie całej klasy jest sposobem na osiągnięcie tej rzeczy?
Psh.
Tak.
- Stali na mojej drodze – wymamrotałam.
- Jestem pewien, że im wszystkim jest z tego powodu bardzo przykro.
- Najwyraźniej nie na tyle przykro, żeby się ruszać.
- Cóż, teraz wszyscy zniknęli – zauważył James, wskazując na stosunkowo puste drzwi.
Nie trzeba było mówić mi dwa razy. Zaklaskałam w myślach i pobiegłam.
- Merlinie, nareszcie! – Wybiegłam przez drzwi, teraz bardziej dlatego, że chciałam
oddalić się od Jamesa niż dlatego, że chciałam pobiec do łazienki. Nie lubiłam być blisko
niego. I może jest to trochę dziwne, biorąc pod uwagę, że powinnam durzyć się w tym
facecie i w ogóle, ale nie podobało mi się to jak się przy nim czułam. To było zbyt nowe, zbyt
dziwne. A teraz gdy wiedziałam, że on durzył się we mnie… wszystko było inne. Było inne i
nie podobało mi się to.
Czy kiedykolwiek wspominałam jak bardzo nie lubię zmian?
- Nie zdołasz przejść całą drogę do Wieży Gryffindoru i z powrotem przed rozpoczęciem
Historii – usłyszałam za sobą, pędząc korytarzem. Odwróciłam się, znajdując podążającego
obok mnie Jamesa. Spojrzałam dalej w tył, żeby zobaczyć czy dostrzegę Grace i Emmę, bo
34
naprawdę nie chciałam być z nim sama, ale razem z resztą Huncwotów skręciły w drugą
stronę, w kierunku schodów.
Cholerne zdrajczynie.
A tak w ogóle to co, do cholernego diabła, robił tutaj James?
- Nie idę do Wieży Gryffindoru – powiedziałam, rozmyślnie robiąc krok w lewo,
stwarzając między nami trochę przestrzeni. Przyspieszyłam mój żwawy krok do bardziej
sprintowego, ale on dotrzymywał mi tempa z pełną gracji łatwością. – Idę tylko do łazienki.
- Tam pewnie też nie dotrzesz – odparł z uśmiechem. – Spóźnisz się na lekcję.
- Nie obchodzi mnie to – powiedziałam, chcąc, żeby po prostu sobie poszedł. Co, serio
musiałam od niego uciekać? – Poza tym, dzisiejszego poranka wydaje się to być moją rzeczą.
– Dlaczego on tutaj był? Dlaczego nie odchodził? – Czy ty też nie musisz iść na lekcję? –
zapytałam, nie tak subtelnie.
James wzruszył ramionami, wyraźnie tego nie kumając. Po czym złapał mnie za rękę,
zatrzymując mnie. – Chodź tutaj – powiedział.
Zamarłam.
Chodź tutaj.
CHODŹ TUTAJ.
Nagle byłam znowu tam na schodach, przyciągnięta do niego, słuchająca jego pijanych
rozkazów, a potem całowałam go, jakbym była do tego stworzona.
O Merlinie.
OMerlinieOMerlinieOMerlinieOMerlinie.
- Lily?
- Co? – wychrypiałam, podnosząc na niego wzrok, a potem go odwracając, kiedy nie
mogłam znieść pytającego wyrazu, który tam dostrzegłam. Moje serce obijało się
gorączkowo w mojej piersi i wyczuwałam, że nadchodzi nieuchronny atak serca. Wciąż
trzymał mnie za rękę, choć ona bezwładnie leżała w jego. Skupiłam na niej spojrzenie,
następnie na podłodze.
- Co się z tobą dzieje? – zapytał, ciągnąc mnie za dłoń, przybliżając mnie do niego.
Oddech stanął mi w gardle. Zatrzymał się i praktycznie słyszałam jak marszczy brwi. –
Dlaczego nie chcesz na mnie spojrzeć?
- Chyba mam załamanie nerwowe – mruknęłam cicho, w końcu na niego patrząc. Nasze
twarze były blisko. Nie blisko na całowanie, ale wystarczająco blisko. Jednak nie potrafiłam
35
zgadnąć o czym myślał. Jego twarz była nieczytelna. – Mam załamanie nerwowe –
powtórzyłam durnie.
James rzucił mi pytający uśmieszek. – Załamanie nerwowe? – zapytał, drapiąc się po
potylicy ręką, która nie trzymała mojej dłoni. – Jakiś szczególny powód?
- Tak.
- Chciałabyś o nim porozmawiać?
- Nie.
James uniósł brwi. – Naprawdę? – spytał.
Naprawdę.
Chyba że chce usłyszeć jak bardzo go nienawidzę/kocham.
- Mam załamanie nerwowe – odpowiedziałam zamiast tego. James wyglądał na
rozdartego między śmiechem a zmartwieniem. Nie doceniałam tego. – Muszę iść do łazienki
– powiedziałam ostatecznie, chcąc się po prostu zamknąć. – Jestem taka brudna. Nie myłam
zębów. I nosiłam to w piątek. Wiedziałeś o tym?
UstaZamknijcieSięUstaZamknijcieSięUSTAZAMKNIJCIESIĘ!
- Naprawdę masz załamanie nerwowe, co? – roześmiał się James, potrząsając na mnie
głową. Nie uważałam tego za choć trochę zabawne.
- Bycie mną jest okropne – mruknęłam, piorunując go spojrzeniem. – Nawet nie wiesz.
Nie rozumiesz. Muszę iść do łazienki. Spóźnię się na Historię. Kurde. Cholerne pieprzone
kurde. Jebane…
- Uspokój się, Lily! – Teraz otwarcie się śmiał, posyłając mi te spojrzenie serio-powinnaś-
zostać-wsadzona-do-kaftanu-bezpieczeństwa-co?. – Jesteś absolutnie szalona, wiedziałaś o
tym? – Moja dłoń nadal znajdowała się w jego ręce i zaczął ciągnąć mnie korytarzem. –
Chodźmy – powiedział. – Mogę zaprowadzić cię do łazienki. Szybko.
- Nie, nie możesz – odpowiedziałam, nie tylko dlatego, że na pewno nie chciałam nigdzie
z nim iść w moim kruchym stanie umysłowym, ale dlatego, że wyraźnie nie mógł zaprowadzić
mnie tam, gdzie potrzebowałam iść, biorąc pod uwagę, że potrzebowałam łazienki
dziewczyn, a on jest chłopakiem. No przecież. – Potrzebuję łazienki dziewczyn, James. Skąd
mógłbyś wiedzieć gdzie one są? W tej chwili tylko mnie spowalniasz. Powinieneś iść do klasy
zanim ty też się spóźnisz.
- Uciszysz się na moment? – mruknął, rzucając mi spojrzenie i całkowicie ignorując moją
nie tak subtelną aluzję, że powinien odejść. – Staram się myśleć. Teraz, gdzie do diabła… ach!
Racja.
36
Po czym pociągnął mnie prosto w ścianę.
Tak.
Prosto w ścianę.
Dobra, okej, technicznie to pociągnął mnie prosto przez ścianę, ale nie wiedziałam, że to
się właśnie zdarzy.
On mnie pewnego dnia zabije.
Po prostu to wiem.
- Co… jak… czy my właśnie przeszliśmy przez ścianę? – wyjąkałam, wpatrując się w
pozornie betonową ścianę za nami, z której jakimś cudem wyszliśmy. Odwróciłam się z
niedowierzeniem do Jamesa. Uśmiechnął się tylko jak szaleniec, którym był.
- Jeezu, Nieomylna, jesteś tutaj z mistrzem – chełpił się, uśmiechając z
samozadowoleniem. Pociągnął mnie za rękę, przyciągając bliżej. – Czy nie powiedziałem ci,
że szybko zaprowadzę cię do łazienki? Okłamałbym cię?
Wiem, że to zrobiłeś.
Albo może zdanie „mógłbym faktycznie z tobą chodzić” nic mu nie przypomina?
Psh.
- Tak, sądzę, że mógłbyś.
- To boli, Lil.
- Dopiero co przeciągnąłeś mnie przez ścianę, James.
- Może tak – uśmiechnął się szeroko – ale nigdy nie powiedziałem, że tego nie zrobię,
więc nie skłamałem, prawda?
On jest taki frustrujący.
- Gdzie w ogóle prowadzi to coś? – spytałam gniewnie, spoglądając na słabo oświetlony
korytarz, do którego zostałam zaciągnięta – zostałam zaciągnięta przez ścianę, żeby tutaj się
dostać, na brodę Merlina! Co do cholernego diabła robi ten chłopak w wolnym czasie? – I
gdzie dokładnie jest ta łazienka, do której bardzo szybko mnie zaprowadzisz?
- Prowadzi prosto do pierwszego piętra – odpowiedział James, prowadząc mnie już
korytarzem. – Wychodzi przy klasie Obrony. A jeśli się nie mylę, to sądzę, że jest tam łazienka
dziewczyn.
- Czy chcę w ogóle wiedzieć, czemu o tym wiesz?
37
James wyszczerzył się. – Powiedzmy po prostu, że kiedyś miałem niefortunne starcie z
Filchem. Reszty wolę nie zdradzać.
On jest czasami takim cymbałem.
Choć pomysłowym cymbałem.
- Nie musimy przechodzić przez więcej ścian, prawda? – zapytałam, jak James dalej
prowadził drogę korytarzem. Było tutaj chłodniej niż w normalnych korytarzach. Prawie tak
jak w lochach, tyle że wyraźnie nie były to lochy. James pokręcił głową na moje pytanie.
- Żadnych więcej ścian – odparł. Potem posłał mi szelmowski uśmiech. – Ale wyskoczymy
zza gobelinu. Dobre, nie?
Wywróciłam oczami. – O tak. Znakomite.
Więc podążaliśmy razem przez pełen przeciągów, ciemny korytarz, który byłam
stosunkowo pewna, iż był używany raz na trzy tysiące lat i byłam również stosunkowo
pewna, że tylko James i jego przyjaciele (i teraz ja, oczywiście) wiedzieli, że on istniał. A
chociaż byłam z nim sama i cały czas trzymał mnie za rękę (rezygnuje ze mnie, co? Raczej
nie!), nie zwariowałam tak jak sądziłam, że się stanie, kiedy skupiałam się na misji, nie na
Jamesie. I chociaż kilka razy zagapiałam się na jego potylicę, to w porządku, ponieważ
czasami dziewczyna po prostu musi sobie pozwolić.
Poza tym, przecież nie widział jak to robię.
Psh.
- To najdłuższy korytarz jaki kiedykolwiek widziałam – wymamrotałam po spacerze, który
wydawał się trwać wieczność, ale prawdopodobnie trwał tylko jakąś minutę. Czas zdaje się
zatrzymywać, kiedy starasz się nie skupiać na trzymającej twoją dłoń ręce, znajdującym się
przed tobą tyle głowy i tym jak zapewne nadal śmierdzisz czymś potwornym. James zerknął
na mnie i wywrócił oczami.
- Jesteś najmniej wdzięczną dziewczyną, jakąś kiedykolwiek spotkałem, Nieomylna –
powiedział, rzucając mi spojrzenie. – Poza tym to już przed nami. – Posłał mi łobuzerski
uśmiech, który dość dobrze znałam. – Gotowa wystraszyć kilku pierwszorocznych, jak
wyskoczymy zza gobelinu?
O rany.
Zachowuje się jak cholerny siedmiolatek.
- Um, nie. Nie róbmy tego, okej?
- Ze wszystkiego zabierasz zabawę.
38
- Staram się.
Lecz nie miało znaczenia czy zabierałam ze wszystkiego zabawę, ponieważ kiedy
nareszcie dotarliśmy do wyjścia tunelu (albo jednego z wyjść, w każdym razie. Korytarz wciąż
się ciągnął, a kiedy zapytałam Jamesa dokąd, powiedział tylko „Hmm… może kiedyś ci
powiem”, co jest poważnie irytujące oraz elitarystyczne z jego strony, jeśli mnie zapytacie),
wszyscy byli już w klasie. Tak jak powiedział James, wyskoczyliśmy zza gobelinu – tego
Darbinusza Odważnego. Kto by pomyślał? – i tak jak jeszcze powiedział, niedaleko
znajdowały się drzwi do łazienki dziewczyn.
Dzięki Merlinie.
- Oficjalnie jesteś moją ulubioną osobą – wymamrotałam, kierując się już korytarzem.
James zaśmiał się za mną. – Poważnie – powiedziałam. – Chcesz moją duszę? Możesz ją
mieć.
- Zatrzymaj duszę – zachichotał James, wciąż podążając za mną. – Pewnie będziesz jej
potrzebować w jednym z takich dni.
Tak bardzo skupiona byłam na dojściu do łazienki, że nie zdawałam sobie nawet sprawy,
iż James naprawdę powinien iść w przeciwnym kierunku na Historię, a nie iść za mną, dopóki
nie miałam właśnie otworzyć drzwi łazienki i dostrzegłam, że wciąż stał tuż za mną.
Zatrzymałam się z do połowy otwartymi drzwiami i zmrużyłam na niego oczy.
- Co ty robisz? – zapytałam. James uśmiechnął się szeroko.
- Wchodzę – odparł. Otworzyłam usta i zamierzałam zaprotestować, kiedy szybko dodał.
– Pamiętaj, jestem twoim alibi.
Alibi?
Co on do cholernego diabła teraz kombinował?
- Moim alibi? – powtórzyłam powątpiewająco, rzucając mu bardzo sceptyczne
spojrzenie. – Jamesie Potterze, co ty wygadujesz?
- Na Historię – wyjaśnił i zanim w ogóle mogłabym coś powiedzieć, wepchnął mnie do
łazienki i szybko wszedł za mną. Drzwi się zamknęły i obróciłam się do niego z piorunującym
spojrzeniem. Uśmiechnął się tylko. – Mówię poważnie! – krzyknął, podnosząc dłonie w
sposób mówiący popatrz-jestem-naprawdę-niewinny-nie-patrz-tak-na-mnie. – Co zamierzasz
powiedzieć, kiedy wejdziesz spóźniona na Historię, hm? – spytał, unosząc brwi. – Nie chcę ci
tego mówić, Lil, ale Binns nie je ci z dłoni, tak jak Flitwick.
- Po pierwsze – odparowałam – nikt nie je z żadnej mojej dłoni. – (Jest to wyraźne
kłamstwo, ale nie zamierzałam mu tego mówić). – Po drugie, w klasie Binnsa mógłby
wybuchnąć ładunek wybuchowy i zaledwie rzuciłby na to okiem, ale nawet jeśliby z jakiegoś
39
zadziwiającego powodu zauważył, że weszłam kilka minut spóźniona, to wymyśliłabym jakąś
wymówkę. I ostatnie – dokończyłam, kończąc moją tyradę – jaka byłaby różnica czy będziesz
ze mną, czy nie? Co mógłbyś takiego zrobić, co zwolniłoby mnie z podejrzeń?
- Spokojnie – odpowiedział James, wpychając mnie głębiej do łazienki. – Powiemy mu po
prostu, że mieliśmy ekstremalnie ważny, super tajny, ratujący szkołę obowiązek Prefektów
Naczelnych.
O rany.
- To – powiedziałam wielce dezaprobującym tonem – jest wyraźne nadużycie władzy,
Jamesie Potterze!
James uśmiechnął się ironicznie. – Tak – odparł. – Jest.
Naprawdę, jak można było kłócić się z taką logiką?
Psh.
Wydawałam odgłos zdegustowania i odwróciłam się do niego plecami, lekceważąc jego
śmiech, jak skierowałam się dalej do łazienki i prosto do luster na końcu pomieszczenia. Choć
jego rozumowanie było głupie i jego bycie tutaj łamało nie tylko szkolne zasady, ale same
zasady natury, musiałam przyznać, że jego wymówka była dobra. To znaczy pewnie
mogłabym uciec się do wymówki „O tak, miałam bardzo ważny obowiązek Prefekt
Naczelnej”, gdybym była sama, ale z Jamesem przy moim boku nie było mowy, by ktoś wątpił
w nasze wytłumaczenie. Było to całkiem dogodne.
Byłam zadowolona przez sekundę lub dwie, dopóki nie podeszłam do łazienkowych
luster.
- O Merlinie – sapnęłam przerażona, kiedy się zobaczyłam. Nigdy nie widziałam bardziej
przerażającego widoku od tego, które widziałam w lustrze. Moje włosy, które tego poranka
spięłam w najgorszym koku, po części wysunęły się z węzła i były straszliwie zawiłe. Moja
twarz była bledsza niż zazwyczaj i całkowicie pozbawiona makijażu, nie wspominając, że
miała ten wyraźny zmęczony właśnie-wyszłam-z-łóżka wyraz, który można było dobrze
wyczytać w moich oczach. Moje ciuchy były zmiętym bałaganem i wyglądały, jakbym w nich
spała. Obróciłam się do Jamesa opierającego się swobodnie o ścianę obok mnie i rąbnęłam
go mocno w ramię.
- Ej! – powiedział, podnosząc obronnie ręce. – Za co to było, do diabła?
- Nie mogę uwierzyć, że nie powiedziałeś mi jak wyglądam! – wykrzyknęłam, niemal zbyt
zrozpaczona, żeby spojrzeć znowu w lustro. Zakryłam twarz, jęcząc w dłonie. – Jak możesz w
ogóle na mnie patrzeć? Wyglądam, jakbym właśnie wyszła z łóżka!
- Myślałem, że to zrobiłaś.
40
- Tak! – krzyknęłam. – Ale nie powinnam tak wyglądać!
- Uspokoisz się? – spytał James, śmiejąc się i kręcąc na mnie głową, wyraźnie nie
rozumiejąc, że to było ekstremalnie poważne. – Jesteś tak cholernie dramatyczna. Nie
wyglądasz tak źle, na brodę Merlina. Spójrz – powiedział, stając obok mnie przed lustrem –
jestem na nogach od piątej rano i wyglądam na prawie tak zmiętego, jak ty.
- Wcale nie – mruknęłam, krzyżując ramiona na piersiach. – Wyglądasz absolutnie
cudownie i wiesz o tym, ty zarozumiały draniu.
Niemal zakryłam ręką usta, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili i zamiast tego
kopnęłam się bardzo mocno w myślach.
Absolutnie cudownie?
ABSOLUTNIE CUDOWNIE?
Może po prostu cholernie mu POWIEM, że on mi się podoba, hm?
Na Merlina, czasami jestem taką idiotką.
Ale dzięki niebiosom James nie wydawał się zauważyć, że właśnie praktycznie
powiedziałam mu, że żywię do niego trochę bardziej niż platoniczne uczucia lub faktu, że
nazwałam go również zarozumiałym draniem, ponieważ zbyt zajęty był teraz
przypatrywaniem się jego własnemu odbiciu. Schylił się bliżej lustra i wyglądał jakby uważnie
badał swoje włosy. Potem podniósł rękę do głowy i poczochrał już roztrzepane pasemka.
- Co robisz? – zapytałam, nie będąc w stanie powstrzymać cichego śmiechu, jak dalej
mierzwił włosy ręką.
- Ogarniam nieład – odpowiedział, rzucając mi uśmiech i odsunął się od lustra. –
Poddałem się próbie zapanowania nad tą czupryną w wieku dwunastu lat. Jeśli ma być
bałaganem, to przynajmniej moim bałaganem, wiesz?
Prychnęłam i wywróciłam oczami. – Taka jest twoja logika. – Odkręcając wodę,
rozejrzałam się, szukając czegoś do zmienienia w szczoteczkę do zębów. Jedyną rzeczą w
pobliżu była kostka mydła, więc wzięłam ją i rzuciłam Jamesowi. – Bądź przydatny, co? –
Wskazałam na mydło, które łatwo złapał i odwróciłam się do umywalki. – Przekształć to w
szczoteczkę do zębów.
- Ty powinnaś to zrobić – mruknął znacząco James, ale szybko zrobił, o co prosiłam.
Wymamrotał coś cicho pod nosem i na szczoteczce pojawiła się pasta. Potem mi ją podał.
- Czemu mam to robić, kiedy mam ciebie? – spytałam, uśmiechając się do niego słodko,
wzięłam szczoteczkę i od razu wsadziłam ją do buzi. – Taaak – prawie zawołałam w ekstazie,
gorączkowo myjąc zęby. – To jessszzz takie dooobre.
41
- Och, to atrakcyjne – powiedział James, przeciągając samogłoski.
Warknęłabym coś do niego, ale zbyt zajęta byłam myciem. Zamiast tego posłałam mu
tylko gniewne spojrzenie, a potem go ignorowałam. Jak zawsze jedyną odpowiedzią Jamesa
był śmiech.
- Proszę – powiedział, gdy nareszcie skończyłam mycie, podając mi szczotkę do włosów,
którą musiał z czegoś przemienić, choć nie jestem pewna czego. Błysnęłam mu uśmiechem i
zabrałam szczotkę, wyciągając już włosy z niechlujnego kucyka, w którego były spięte. Zajęło
to kilka minut i parę silnych oraz zdeterminowanych pociągnięć, ale w końcu zdołałam
rozczesać większość supłów. Próbowałam wymyślić, co z nimi zrobię, kiedy odezwał się
James. – Nie rób tego – powiedział.
Obróciłam się do niego, rzucając mu pytające spojrzenie. – Co takiego?
- Dlaczego nie nosisz rozpuszczonych włosów? – zapytał, wyciągając z mojej ręki gumkę
do włosów. Schował ją w kieszeni. – Raz to zrobiłaś – ciągnął, lekceważąc gniewne
spojrzenie, które posłałam mu za zabranie mojej gumki. – Kiedy Syriusz powiedział ci, że
jesteś pruderyjna, pamiętasz? A potem nosiłaś je rozpuszczone? Dlaczego już tego nie
robisz?
Otworzyłam szeroko usta.
- Powiedział ci o tym? – krzyknęłam, ledwie skrywając moje przerażenie.
- Peter powiedział – odpowiedział James, wzruszając ramionami, jakby to nie była wielka
sprawa, chociaż wyraźnie była. Po czym dalej gadał o moich włosach. – Myślę, że powinnaś
częściej je rozpuszczać.
- Nie obchodzi mnie, co myślisz. I nie mogę uwierzyć, że Peter ci o tym powiedział! To
była prywatna rozmowa, ma brodę Merlina! I oddaj mi moją gumkę!
James rzucił mi spojrzenie. – Jeżeli była taka prywatna, to nie powinnaś była następnego
dnia puszyć się w swoim dziwacznym stroju, niemal przyprawiając mnie o zawał. I nie, nie
dostaniesz jej.
- W niczym się nie puszyłam. Co masz na myśli, że nie? Jest moja! Chcę ją z powrotem!
- Nie.
- Tak! – zawołałam, posyłając mu jeden z moich najgorszych przeszywających spojrzeń. –
W każdej chwili staną się wstrętne i nie zostawię ich rozpuszczonych!
- Zawrę z tobą umowę – powiedział, krzyżując ramiona na torsie w ten zdajesz-sobie-
sprawę-że-bez-względu-na-to-jaką-zamierzam-zaoferować-ci-ofertę-to-nadal-wygram
42
sposób. – Jeśli zaczną robić się wstrętne, to ci ją oddam, dobra? Ale do tej pory będziesz
mieć je rozpuszczone. Zgoda?
Um, nie.
- Zachowujesz się absurdalnie, James.
- Tak jak ty. Po prostu miej je rozpuszczone.
- Nie.
- Tak.
- James…
- Wyglądasz ładnie, jak masz je rozpuszczone. Dlaczego nie możesz po prostu tak ich
nosić?
To efektownie mnie uciszyło.
Ładnie? Myślał, że wyglądałam ładnie w rozpuszczonych włosach? Myślał, że ja
wyglądałam ładnie?
Sądzę, że miałoby to sens, iż myślał, że jestem trochę ładna. Wiecie, ponieważ durzy się
we mnie i w ogóle. Chyba że jest jednym z tych patrzmy-tylko-na-wnętrze-nie-wygląd
facetów, ale nie jestem pewna jak wielu takich pozostało na ziemi. Może dwóch, wliczając
mojego wuja Davy’ego, który nawet się nie liczy, bo jest zbyt często pijany, by w ogóle
wiedzieć jak wyglądają dziewczęta, więc tylko osobowość zazwyczaj mu wystarcza. A drugi
facet to prawdopodobnie ślepy mężczyzna w Nepalu czy coś, który nie może osądzać po
wyglądzie z wiadomych powodów. Jednak…
Nie powinnam chcieć wyglądać dla niego ładnie. Nie, kiedy wciąż tkwię w samym środku
emocjonalnej walki między nim a Amosem. Nie mogę sobie pozwolić na karmienie jego
uczuć. Ale jakoś, nawet jak wiedziałam, że nie powinnam się zgadzać, stwierdziłam, że i tak
zgadzam się na głupią prośbę Jamesa. Z każdym skinieniem głowy, mentalnie dawałam sobie
mocnego kopniaka w tyłek.
A potem zastanawiam się dlaczego moje życie robi się takie skomplikowane?
Psh.
- Dobrze – powiedział James, uśmiechając się na moją niechętną zgodę. Zlustrował mnie
szybko wzrokiem, po czym wygiął pytająco brew. – Więc? – zapytał. – Gotowa? Czysta i
zorganizowana?
- Um, ta – mruknęłam, wciąż plując sobie w brodę za bycie tak przeklętą, uległą babą,
tylko dlatego, że facet nazwał mnie ładną. Pomimo faktu, że byłam z nim sama od ponad
43
dziesięciu minut, jeden głupi, nieznaczący komentarz James znowu doprowadził mnie na
skraj emocji. Nagle przestępowałam niezręcznie z nogi na nogę i nie chciałam na niego
spojrzeć. Żeby czymś się zająć, chwyciłam moją różdżkę i zaczęłam rzucać na moje ubrania
zaklęcia czyszczenia oraz prasowania. Gdy nareszcie zebrałam na tyle odwagi, by na niego
spojrzeć, James spoglądał na swój zegarek.
- Nie powinniśmy dużo się spóźnić – powiedział, rzucając mi szybkie spojrzenie i złapał
mnie za rękę. Wcześniej ten czyn mi nie przeszkadzał, ale niespodziewanie wydawało się to
bardzo zaborcze, bardzo romantyczne i całe mnóstwo innych rzeczy, które nie były
przyzwoite. Zabrałabym rękę, gdyby nie było to tak strasznie widoczne, ale gdybym to
zrobiła, James wiedziałby, że coś jest nie tak. Zamiast tego byłam zmuszona do zniesienia
tego przez cały czas. – Gotowa iść? – zapytał.
Potaknęłam, słowa w tej chwili były daleko poza moją kontrolą.
Właśnie wychodziliśmy z łazienki, kiedy nagle James stanął jak wryty. Uderzyłam w jego
plecy, posyłając mu pytające spojrzenie. – James, co ty…
I wtedy ją zobaczyłam.
Carrie Lloyd.
Carrie Lloyd stała tuż przed nami, gapiąc się na naszą parę, jakbyśmy byli tańczącymi
niedźwiedziami w spódniczkach, wychodząc tanecznym krokiem z łazienki dziewczyn.
Kurde.
Podwójne cholerne pieprzone kurde.
To musiał być ten punkt.
Ten, skąd wszystko mogło już tylko się polepszać.
To musiało być to.
Szlag.
- Cześć, Car – powiedział James, tak swobodnie jak potrafił. Gdybym nie stała obok,
będąc świadkiem tej sytuacji, to pomyślałabym, że po prostu witał się w pustym korytarzu, a
nie przy drzwiach łazienki dziewczyn na pierwszym piętrze – łazience dziewczyn, na brodę
Merlina! – trzymając mnie za rękę.
Carrie była oniemiała. Stała tam z oczami wytrzeszczonymi w jej głupie główce, jej usta
szeroko otwarte, a potem zamknięte, aż nareszcie wydusiła bez tchu. – James. Lily.
- Hej, Carrie – zdołałam powiedzieć, nie tak swobodnie jak James, ale zdecydowanie nie
tak zduszenie jak Carrie. By powiększyć kompletne szaleństwo, rzuciłam jej jeden z moich
44
najlepszych
uśmiechów
to-jest-nic-to-jest-całkowicie-niewinne-pomimo-tego-jak-to-
wygląda. Staliśmy tam przez kilka sekund, James i ja uśmiechaliśmy się, a Carrie się gapiła,
dopóki James nie dostał znakomitego pomysłu, żeby nas stamtąd zabrać.
James bywa użyteczny.
Odchrząkując cicho, posłał Carrie jeszcze jeden uśmiech i powiedział. – Cóż… musimy iść
na Historię! Na razie, Car! – Po czym pociągnął mnie za rękę, którą wciąż mocno trzymał i
zaczął ciągnąć mnie korytarzem. Gdy dotarliśmy do końca korytarza, pozostawiając Carrie
daleko za nami, James w końcu stanął i obrócił się do mnie z małym uśmiechem na twarzy.
- No cóż – powiedział, wywracając lekko oczami – to zdecydowanie będzie interesująca
historia, prawda?
A tego, widzicie, okropnie się boję.
Obserwacja #173) Kiedy sądzisz, że sięgnęłaś najniższego możliwego dołu w twoim
życiu… proszę, pomyśl o tym jeszcze raz. Możesz być w błędzie.
Obserwacja #174) DLACZEGO NIE PRZEPROWADZIŁAM SIĘ JESZCZE DO GUAM??
Później, Eliksiry
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
Suma Obserwacji: 174
Może ona nic nikomu nie powie.
Carrie, mam na myśli. Nie mogłaby. Tak, prawdopodobnie powie Elisabeth Saunders, ale
Saunders na pewno nie będzie chciała, aby szkole chodziła plotka, że jej były-chłopak-
którego-rzekomo-nadal-pragnie-jako-jej-chłopaka został przyłapany w łazience dziewczyn na
pierwszy piętrze z dziewczyną, której nie cierpi, racja? A Carrie, zgodnie z życzeniami jej
najlepszej przyjaciółki, zgodzi się na to. Więc nikomu nie powie. Nie zrobi tego.
Ale co jeśli zemsta Saunders przeciwko mnie przewyższa jej uczucia do Jamesa i nie
obchodzi ją co plotki mogą oznaczać dla ich związku, tylko mojego?
CO WTEDY BĘDZIE?
Powie Amosowi.
POWIE AMOSOWI!
Powie mu, a on został już narażony na wystarczające bzdury związane z Jamesem i mną,
żeby wystarczało mu to na całe życie. CO WTEDY BĘDZIE?
45
O Merlinie.
OMerlinieOMerlinieOMerlinie.
Kurde.
Kurde. Kurde. Kurde. Kurde.
Chyba zemdleję.
Później Później, Wciąż na Eliksirach
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
Suma Obserwacji: 174
Czy Elisabeth piorunuje mnie wzrokiem? Szlag, sądzę, że tak.
Ona wie.
ONA WIE.
Moje życie dobiegło końca.
Później Później Później, Wciąż Wciąż na Eliksirach
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
Suma Obserwacji: 174
O czym ja gadam? Ona zawsze piorunuje mnie wzrokiem. O niczym nie wie, do cholery.
Nic cholernie nie wie o mnie, Jamesie lub jakiejś łazience dziewczyn.
Ona nie wie.
…czy na pewno?
Szlag.
Jak do cholernego diabła mam móc to stwierdzić?
Później (x4), Wciąż (x3) na Eliksirach
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
46
Suma Obserwacji: 174
James będzie musiał się tym zająć. Serio, będzie musiał. Ona przecież go posłucha.
Totalnie. On ją posadzi, zadziała na nią swoją jestem-cudownym-i-inteligentnym-facetem-
napawajmy-się-moją-dowcipnością-oraz-urokiem magią i ona będzie zmuszona do nie
powiedzenia nikomu o całej sytuacji Lily-i-James-wychodzący-razem-z-łazienki-dziewczyn.
Wiem, że ona go posłucha. Wiem to. A potem nikt na całym świecie – zwłaszcza Amos –
nigdy nie dowie się o tym małym, nieznaczącym, bardzo niewłaściwie odebranym
incydencie.
Tak.
Taki jest plan.
Muszę przekonać Jamesa, żeby z nią pogadał.
Później (x5), Wciąż (x4) na Eliksirach
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
Suma Obserwacji: 174
Co ja sobie myślałam?
OCZYWIŚCIE, ŻE JAMES Z NIĄ NIE POROZMAWIA!
Czy tak szybko zapomniałam, że ten chłopak DURZY SIĘ WE MNIE? To jest jego szansa!
Jeśli Amos dowie się o naszym małym łazienkowym przyjęciu, to wyrzuci mnie na tyłek I DLA
KOGO BĘDZIE DOSTĘPNY TEN TYŁEK??
JAMESA, DLA NIEGO WŁAŚNIE.
O Merlinie.
OMerlinieOMerlinieOMerlinieOMerlinie.
Nic dziwnego, że był tak cholernie spokojny, kiedy zauważyła nas Carrie! Nic dziwnego!
Przez cały czas myślałam, że tylko udawał, by Carrie nie myślała, że działo się coś
niestosownego, gdy tak naprawdę w głowie pewnie wykonywał radosny taniec!
PRAWDOPODOBNIE CELEBROWAŁ MÓJ UPADEK.
Ten głupi, przegłupi, zgniły drań.
Nienawidzę go.
NIENAWIDZĘ GO TAK MOCNO I JUŻ SIĘ W NIM NIE DURZĘ, NAWET JEŚLI BYŁA TO MAŁA,
NIEZNACZĄCA ILOŚĆ, BO NIE DURZĘ SIĘ W FACETACH, KTÓRZY ROBIĄ TAKĄ RZECZ. DURZĘ
47
SIĘ W MIŁYCH FACETACH, KTÓRZY NIE PRÓBUJĄ SABOTOWAĆ SZANS INNYCH FACETÓW Z
DZIEWCZYNĄ, W KTÓRYCH SIĘ W PODKOCHUJĄ, NAWET JEŚLI TEN FACET MOŻE RÓWNIEŻ
SIĘ W NIEJ PODKOCHIWAĆ. NIE AKCEPTUJĘ TAKIEGO ZACHOWANIA.
HMPH!
Później (x6), Nareszcie po Eliksirach, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
Suma Obserwacji: 175
Będę musiała wziąć tę sprawę w swoje ręce.
Choć bardzo tego nienawidzę, choć bardzo się tego boję, to musze być ja. Ja będę
musiała porozmawiać z Carrie – albo Carrie i Elisabeth, jeżeli cholerna dziewczyna otworzyła
już swoją durną gębę. Ale nie sądzę, że to zrobiła. Widząc, że jeszcze nie wycierpiałam
jakichkolwiek ataków na moje życie, co wierzę, iż wydarzyłoby się, gdyby Saunders usłyszała,
że figlowałam z Jamesem w łazience dziewczyn. Carrie nie mogła powiedzieć. No chyba że,
wiecie, w drodze by mnie zabić Saunders utknęła w podstępnym schodku czy coś. Ale takie
szanse są zerowe.
Mogę pogadać z Carrie.
Mogę.
Szczerze mówiąc, przecież i tak nie mam żadnego wyboru. Widocznie nie mogę liczyć na
Jamesa, żeby był jakąkolwiek pomocą w tej sytuacji, biorąc pod uwagę, że prawdopodobnie
się nią rozkoszuje. I mimo wszystko przysłowie głosi, że jeśli chcesz zrobić coś dobrze, to
musisz to zrobić sam.
A ja muszę zrobić to dobrze.
Więc to muszę być ja.
Muszę z nią pogadać.
Szlag.
Później (x7), Wciąż w Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
Suma Obserwacji: 176
48
Lista Lily Evans Rzeczy Do Zrobienia Przed Skonfrontowaniem Się Z Carrie Lloyd Alias
Podglądaczką Łazienki Dziewczyn Która Zamierza Wyjawić Mój Sekret Całemu Światu
1] Muszę znaleźć Carrie. Gdzie do cholery ta dziewczyna ciągle się szwęda?
2] Muszę znaleźć Carrie bez Saunders czy jakiejś innej diabelskiej władczyni, której może
podlegać. Obawiam się, iż to może być jeszcze cięższe od znalezienia samej Carrie.
3] Odnaleźć wystarczająco mojej dobrze skrywanej odwagi Gryffońskiej, żebym miała
zdrowy rozsądek do rozmawiania z Carrie, nawet jeśli zdołam ją znaleźć, i ponadto, znaleźć ją
samą.
4] Pomyśleć nad wiarygodnym usprawiedliwieniem dlaczego Carrie nie powinna
rozpowiadać tego soczystego kawałku plotki, nawet jeśli jej Diabelska Władczyni #1 Elisabeth
Saunders tak jej rozkaże.
5] Przygotować się na płaszczenie, jeśli to konieczne.
6] Zebrać asortyment narzędzi łapówkarskich, jeśli możliwe. Choć wątpię, że
czekoladowe krówki mamy zdoła zamienić Carrie w milutką, naiwną osobę, jak robi to z
Jamesem. Ona jest przecież kobietą i nie myśli żołądkiem. Może alkohol zadziała lepiej.
To może zająć całą noc.
Później (x8), Kolacja w Wielkiej Sali
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
Suma Obserwacji: 176
Właśnie dostrzegłam Elisabeth Saunders i nie próbowałam mnie zabić.
Hm.
Interesujące.
To znaczy piorunowała mnie wzrokiem i w ogóle, ale nie bardziej niż zazwyczaj (chociaż
przestała to robić na jakiś czas, gdy unikała mnie po sytuacji James-i-ja-umawiamy-się.
Szkoda, że ostatnio do tego wróciła. Miałabym wtedy znak!). Być może nie było czasu, by
próbować mnie zabić? Tak naprawdę to było szybkie dostrzeżenie po drugiej stronie Wielkiej
Sali. Przechodziła z June Mackey obok stołu Ślizgonów i zdarzyło jej się złapać mój wzrok.
Mogłaby podejść, powiedzieć coś, zrobić coś… to znaczy mogłaby jeszcze mocniej
piorunować wzrokiem, gdyby naprawdę była zdenerwowana… ale nie zrobiła tego.
Co to oznacza?
49
Może Carrie nie miała jeszcze okazji, żeby z nią pogadać. Albo może – i być może to tylko
bardzo pobożne życzenie z mojej strony – ale może Carrie nie zamierza powiedzieć Saunders.
Albo do diabła, może dziewczyna zapomniała. Nie całkiem jest najostrzejszą kredką w
pudełko, jeśli wiecie o co mi chodzi. A zapominanie ostatnio z pewnością lata w atmosferze.
Hm.
Hm. Hm. Hm.
Cóż, tak czy inaczej, jeszcze nie jestem martwa.
I Amos również jeszcze ze mną nie zerwał.
Powiedziałabym, że mam się całkiem dobrze.
Później (x9), Wciąż na Kolacji w Wielkiej Sali
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
Suma Obserwacji: 176
CHYBA ŻE ZATRUŁA MOJE JEDZENIE!!
O Merlinie.
Umieram.
Totalnie i całkowicie umieram.
Żegnaj, przeokrutny świecie.
Później (x10), Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
Suma Obserwacji: 177
Ponieważ trucizna widocznie jeszcze nie zadziałała, mam teraz czas, żeby zadać mojej
najlepszej przyjaciółce bardzo ważne pytanie. Cieszę się, że mam tę okazję, zwłaszcza, iż mój
upadek jest tak blisko.
Ja: Gracie?
Gracie: Tak, Lily?
50
J: Hipotetycznie mówiąc, jeżeli zobaczyłabyś jak przystojny facet i dziewczyna wychodzą
razem z łazienki dziewczyn – hipotetycznie z łazienki na pierwszym piętrze, przy sali Obrony –
jaka myśl pierwsza przyszłaby ci do głowy?
G (jęczy): O Merlinie, Lily, co do cholernego diabła teraz zrobiłaś?
J: To jest hipotetyczne, Gracie. Teraz, proszę, odpowiedz na moje pytanie.
G: Bzykali się.
J: Bzykali?
G: Tak, zdecydowanie się bzykali.
J: Wcale nie.
G: Myślałam, że to było hipotetyczne?
J: Jest. Bardzo. Jednakże, hipotetycznie, dla twojej informacji, oni się nie bzykali.
G: Cóż, gdybym spostrzegła ich wychodzących razem z łazienki dziewczyn, to
pomyślałabym, że to właśnie robili.
J: Czy to jest opinia Grace-czytającej-gówniane-romanse czy opinia Grace-normalnie-
logicznej-nie-skupionej-na-bzykaniu?
G: Nie jestem pewna czy potrafię je oddzielić.
J: Proszę, spróbuj.
G: Cóż… sądzę, że to opinia Grace-normalnie-logicznej-nie-skupionej-na-bzykaniu.
J: Kurde.
G: Coś zrobiła, Lily?
J: Nic. Teraz powiedzmy, że zobaczyłaś tych dwoje ludzi wychodzących z łazienki
dziewczyn i jeden z nich jest byłym chłopakiem twojej najlepszej przyjaciółki, a drugi
dziewczyną, której twoja najlepsza przyjaciółka nie cierpi intensywnością tysiąca słońc, to co
wtedy myślisz? Powiedziałabyś swojej najlepszej przyjaciółce o tym incydencie?
G: Carrie Lloyd widziała jak ty i James wyszliście razem z łazienki dziewczyn? Co do
cholery James robił z tobą w łazience, Lily?
J: TO JEST HIPOTETYCZNE, GRACIE.
G: Mówię hipotetycznie, oczywiście.
51
J: Dobrze, hipotetycznie, gdyby coś takiego się wydarzyło, wyobrażam sobie, że James
byłby tam prawdopodobnie dlatego, że jest despotycznym, twardogłowym, cholernym
idiotą, który odmówił wyjścia, bo twierdził, iż jest moim alibi, kiedy byłam spóźniona na
lekcję Historii i dlatego nie dał mi możliwości na dyskusję. Dodatkowo wykorzystywałam go
dla jego talentów transmutacyjnych. Hipotetycznie.
G: A potem Carrie Lloyd zauważyła was i boisz się, że powie Saunders – albo
komukolwiek innemu – a to dotrze do Amosa, twojej jedynej, prawdziwej miłości, który,
mamy powód do takiego osądu, jest już tobą nie zadowolony, przez fakt, że często go
okłamujesz i całujesz oraz durzysz się w innych facetach.
J: Hipotetycznie. A Amos nie wie, że całowałam albo durzę się w Jamesie.
G: Ta, jeszcze.
J: Więc?
G: Więc co?
J: Więc myślisz, że Carrie powie?
G: Em…
J: O MÓJ BOŻE, ONA POWIE.
G: Naprawdę musisz przestać wpakowywać się w te absurdalne sytuacje, Lily.
J: Pracuję nad tym.
Później (x11), Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 28
Suma Obserwacji: 177
Teraz idę spać. Prawdopodobnie jutro się nie obudzę. Wiecie, zważając na fakt, iż
zostałam otruta i w ogóle.
Nie jestem pewna czy umieranie jest taką złą rzeczą.
Może lepiej będzie mi po śmierci.
NOTATKA: Proszę odnieść się do „OSTATNIEJ WOLI I TESTAMENTU LILY CHRISTINE
EVANS” (8 Października 1977) dla odpowiedniego podziału mojego majątku. TYLKO PROSZĘ
OPUŚCIĆ CZĘŚĆ, GDZIE DAJĘ COKOLWIEK JAMESOWI POTTEROWI ALBO MÓWIĘ MU
COKOLWIEK O PISANIU MU LISTÓW, PONIEWAŻ JUŻ SIĘ W NIM NIE DURZĘ ANI NAWET TAK
BARDZO GO NIE LUBIĘ, BO JEST PALANTEM. Dziękuję.
52
Wtorek, 14 październik, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 29
Suma Obserwacji: 178
Więc… wygląda na to, że przeżyłam noc.
Interesujące.
Bardzo interesujące.
To może znaczyć jedną z kilku rzeczy:
a] Być może mój układ immunologiczny jest tak silny, że zwalczył jakąkolwiek mocną
truciznę, jaką Elisabeth Saunders postanowiła umieść w moim jedzeniu.
b] Być może wystarczająco szybko przestałam jeść i dlatego nie DOTARŁAM do trucizny
(byłam mocno podejrzliwa tego smacznie wyglądającego truskawkowego kruchego ciasta,
który podali na deser. Bardzo się cieszę, że go nie próbowałam, pomimo mojej praktycznie
śliniącej się buzi).
c] Być może moje jedzenie nie zostało otrute, ale może być w przyszłości.
d] Być może moje jedzenie nie zostało otrute i nie ma zamiaru być w przyszłości.
Saunders woli znacznie krwawszą, bardziej upublicznioną śmierć.
e] Być może nie ma żadnego rozplanowanego albo rozrysowanego planu śmierci…
jeszcze.
f] Być może nie ma żadnego rozplanowanego albo rozrysowanego planu śmierci… w
ogóle.
g] Być może Carrie nie powiedziała jeszcze Elisabeth o łazienkowej scenie i dlatego moje
życie – psychicznie, emocjonalnie, duchowo, socjalnie i romantycznie – jeszcze nie dobiegło
końca.
Chyba skłaniam się bliżej litery D, nie?
PRZYPOMNIENIE: Sprawdzić śniadanie w poszukiwaniu trucizny, przed jedzeniem!!
BARDZO, BARDZO WAŻNE!!
Później, Śniadanie w Wielkiej Sali
Spostrzegawcza Lily: Dzień 29
53
Suma Obserwacji: 178
To wszystko jest bardzo ciekawe.
Nikt nie szepcze na mój temat.
Mówię serio. Jest zupełnie cicho. Wielka Sala dzisiejszego wczesnego poranka jest dość
zatłoczona, a jednak nikt o mnie nie gada. Nikt nie robi tego porozmawiajmy-dosyć-głośno-
ale-ukrywajmy-nasze-usta-za-dłońmi-i-udawajmy-że-ona-nas-nie-słyszy-haha-szeptanie-jest-
takie-fajne. Nawet tutaj nie patrzą. A JAMES SIEDZI TUŻ PRZEDE MNĄ.
Co to wszystko znaczy? Nie rozumiem. Powinni teraz totalnie szeptać. Powinni szeptać
TAK DUŻO, ponieważ nie każdego dnia Prefekt Naczelny i Naczelna – którzy ze sobą NIE
chodzą – są znalezieni, opuszczając razem łazienkę dziewczyn. Nie każdego dnia znajdujesz
JAKĄKOLWIEK parę chłopak/dziewczyna opuszczającą razem łazienkę, na brodę Merlina! To
świetna plotka! Wielka, okazała, piękna, jedna-na-wieczność plotka!
ALE CZEMU ONI NIE SZEPCZĄ?
Może moje największe marzenie spełniło się i Carrie nikomu jeszcze nie powiedziała.
Albo może powiedziała Saunders (choć fakt, że nadal żyję, nadal oddycham i nadal jestem
umówiona z Amosem w sobotę trochę przeczy temu faktowi) i Saunders postanowiła, że w
jej najlepszym interesie będzie nie puszczenie pary z ust o całym incydencie, a Carrie, zawsze
posłuszny poplecznik, zgodziła się na ten plan. Lub może to wszystko jest pobożne myślenie,
sama nie wiem. NIE WIEM.
Chcę zapytać o to Jamesa, ale nie jestem pewna czy to najznakomitszy pomysł. Po
pierwsze, Marley siedzi obok. A choć mocno kocham Marley i ona naprawdę jest najsłodszą
dziewczyną… cóż, potrzeba tylko jednej osoby mówiącej innej osobie, żeby rozpoczął się
system plotek Hogwartu. A tego, niestety, nie mogę mieć. Dodatkowo James zapyta pewnie
dlaczego w ogóle przejmuję się czy Carrie coś komuś powiedziała, a wtedy będę musiała mu
powiedzieć, że to przez Amosa i to prawdopodobnie złamie serce biednego chłopaka, a za to
nie chcę być odpowiedzialna. Chodzi mi o to, że mogę trochę bardziej durzyć się w Amosie,
ale to nie oznacza, że chcę w jakikolwiek sposób skrzywdzić Jamesa. Przecież w nim też się
durzę, nawet jeśli to jest bardzo malutka, nieznacząca ilość (i pomimo tego, co inni mogą
sądzić, to jest bardzo mała ilość. Nie duża. Ani trochę. Właściwie, to jest jeszcze mniejsza niż
wczoraj z powodu sprawy zmuszanie-Lily-do-zajęcia-się-Saunders-i-Lloyd).
Nie podoba mi się to.
Wcale mi się to nie podoba.
Carrie Lloyd, co ty mi robisz??
54
Później Później, Antyczne Runy
Spostrzegawcza Lily: Dzień 29
Suma Obserwacji: 178
Ten dzień robi się coraz dziwniejszy.
Nie w szczególnie zły sposób, jak przypuszczam – cóż, jeszcze nie, w każdym razie – ale
bardzo dziwny na działający na nerwy sposób. Bo gdybym nie wiedziała lepiej – ale wiem,
więc to nie ma znaczenia – to powiedziałabym, że mam teraz dość dobry poranek. Ale to nie
może być prawdziwe. Wcale. Więc teraz jestem tutaj pozostawiona, całkowicie
zdezorientowana i nie wiedząc czy się cieszyć… czy panikować.
Hmph.
Hmph. Hmph. Hmph. Hmph.
Wracałam z Wieży Gryffindoru (gdzie pobiegłam, by powiedzieć Grace i Emmie w
bardzo-nie-Hogwarckim-ale-prawdziwym-słusznym-szepcie, że nadal żyję i Carrie Lloyd
wyraźnie próbowała namieszać mi w głowie, tak jakby się zastanawiały) do sali Antycznych
Run, bardzo zagubiona we własnych myślach, jak przechadzałam się korytarzem, myśląc o
moim obecnie kłopotliwym położeniu.
Nie miałam pewności w jaką obecnie grę pogrywała Carrie i/lub Elisabeth, ale nie
podobała mi się ona. Świadomość, że w każdej chwili cała ta rzecz mogłaby zwalić mi się na
ramiona, nie działała dobrze na moje już bardzo słabe życie, pomimo faktu, że dość często
wydaję się mieć takie kłopoty gotowe się na mnie zwalić… lecz nie o to chodzi. Chodzi o to,
że miałam już dosyć wątpliwości o to, czego chcę, nie potrzebowałam plotek (no dobra, tak
jakby prawdziwych plotek, chociaż przywiązana do nich sugestia jest absolutnie nieprawdą)
robiących z tego wszystkiego jeszcze większy bałagan. Nie miałam pojęcia, gdzie obecnie
stałam z Amosem, biorąc pod uwagę fakt, że on powinien być/możliwie jest całkowicie na
mnie zły, ponieważ tak jakby pozwoliłam jego drużynie Quidditcha przegrać, karmiąc ich
fałszywą informacją i również wydaję się lubić flirtować z Jamesem (i całować oraz durzyć się
w nim, choć o tym Amos nie wie, dzięki Bogu) w obecności Amosa, a naprawdę nie
potrzebuję, żeby jego uszu dosięgło więcej obciążających plotek. A wierzę, że Carrie Lloyd i
Elisabeth Saunders o tym wiedzą.
Wszystko to jest bardzo nieznośne.
Także
przechadzałam
się,
tak
pochłonięta
własnymi
problemami
oraz
zdezorientowaniem, bo są tak ogromne, pochłaniające i okropnie druzgocące, że nie można
nic poradzić na lekkie zatracenie się w nich, że kiedy nagle poczułam na barkach ramię,
niemal wyskoczyłam z butów z zaskoczenia. A gdy obróciłam się, żeby zobaczyć kto mnie tak
przeraził, byłam dość zdumiona tym kto tam stał.
55
Ponieważ myślałam oczywiście, że to był James.
Nie żebym podświadomie chciała, żeby to był on czy coś i dlatego miałam takie
automatyczne przypuszczenie z niepohamowanego, ukrytego psychologicznego pragnienia,
by go zobaczyć. Po prostu ma on silną skłonność do zarzucania na mnie swoich kończyn.
Tylko on tak naprawdę to robi. Więc dlaczego nie byłby to on, zwłaszcza biorąc pod uwagę
fakt, że James obecnie miał Numerologię w klasie, którą minęłam w drodze na Antyczne
Runy (nie że znam cały jego plan czy coś takiego. Wiem to dlatego, bo jest w tej samej klasie
co Emma. I przez ten raz jak był na mnie bardzo zły i próbował mnie zabić bardzo szybko
otwierając drzwi Numerologii, przewracając mnie na tyłek i wrzeszcząc na mnie bez dobrego
powodu. Ale wiecie, dwa dni później już nie był na mnie zły czy coś. Nieważne. On i jego
wahania nastroju. Nigdy tego nie rozgryzę)?
Ale tak, totalnie myślałam, że to był James.
Ale nie był.
To był Amos.
Ta.
Amos.
Nie było to rozczarowujące, że go tam znalazłam, idącego obok mnie i obejmującego
mnie ramieniem zamiast Jamesa, ale było to raczej szokujące. Nie tylko był to jeden z
pierwszych znaków swobodnej sympatii, którą otrzymałam od Amosa, ale czy on nie miał być
na mnie zły? Jest, prawda? Powinien być. Pomiędzy plotkami James-i-ja-ze-sobą-chodzimy,
które zaczęłam, całym kłamstwem ofensywa-obrona z Quidditcha, Hufflepuffem
przegrywającym mecz (może nawet przez moje kłamstwo, choć nie sądzę) i teraz tą sprawą z
łazienką dziewczyn… jedynym powodem dla którego kładłby ramiona w pobliżu mojej szyi, to
gdyby brał pod uwagę uduszenie mnie.
Ale tego nie robił.
Bardzo ciekawie tego nie robił.
- Amos! – krzyknęłam, orientując się, że prawdopodobnie brzmiałam jak największy
cymbał, ponieważ wywrzaskiwałam jego imię w ten Merlinie-co-ty-tutaj-robisz sposób, co,
wyraźnie, nie jest swobodną reakcją na faceta, z którym się umawia – wiecie, jeśli przez
umawianie rozumie się jedno zaplanowane wyjście do Hogsmeade za sześć dni – i naprawdę,
jak bardzo jest to żenujące? – Em, kierujesz się na lekcję?
- Moją ulubioną – odparł Amos, rzucając mi ten duży i olśniewający uśmiech, który robił
nienaturalne rzeczy z moim brzuchem. Jednak co oznaczał ten uśmiech? Czy on był na mnie
zły? Przeszło mu? Co z Quidditchem? Co z Jamesem? CO? – Skończyłaś te zadanie, które dał
56
nam Lundi? – zapytał, dalej idąc obok mnie swobodnie. – Merlinie, było ciężkie. Nie
potrafiłem nawet zrobić ostatniej pary. Wymyśliłem parę własnych tłumaczeń, wiesz?
Runy?
On na serio gadał teraz o Runach?
- Em, tak – odpowiedziałam durnie, kiwając głową, chociaż zaczęłam i skończyłam te
zadanie dzisiaj na śniadaniu i ani trochę nie uważałam je za trudne. DLACZEGO ON NIE JEST
NA MNIE ZŁY? – Bardzo ciężka sprawa. Sama też kilka wymyśliłam. Bardzo, bardzo ciężka
sprawa.
Byłam stosunkowo pewna, że brzmiałam jak kompletna kretynka.
Ale czy można mnie winić? On miał być zły! A zachowywał się, jakby NIE BYŁ.
- Powinnaś poprosić Lundiego, żeby wyluzował – zasugerował Amos z kolejnym
uśmiechem. Poczułam, że roztapiam się w Amosową kałużę (i poważnie brałam pod uwagę,
że moje uczucia się zmniejszają? Psh! Proszę!). – On cię wysłucha.
- Może – roześmiałam się, brzmiąc jakbym miała jakąś mentalną niezdolność
najnieszczęśliwszego rodzaju. Ale nic nie mogłam na to poradzić. Mówił o Runach i
profesorze Lundim, obejmując mnie ramieniem, kiedy powinien wrzeszczeć, krzyczeć i
odwoływać naszą randkę, bo jestem głupią, durną, kłamliwą, amoralną babą. – Więc słuchaj
– wyjąkałam w końcu, nie będąc w stanie już dłużej kontrolować moją ciekawość. – Nie
zdołałam zobaczyć się z tobą po meczu, ale naprawdę znakomicie ci poszło. To znaczy,
bardzo dobrze. Chociaż… em, tak, bardzo znakomicie.
Trochę przesadzałam, myślicie?
Może. Ale byłam zdesperowana.
- O, dzięki – odpowiedział Amos, jego uśmiech po raz pierwszy osłabł. Spojrzał na mnie z
góry, mrużąc nieznacznie oczy. Czekałam ze wstrzymanym oddechem, aż powie coś o
kłamstwie w sprawie ofensywy-obrony albo fakcie, że odeszłam z Jamesem, kiedy on
wyraźnie był w potrzebie pocieszenia. Czekałam na to, sekunda po okropnej sekundzie.
Zamierzał ze mną zerwać. Wiedziałam to. Mogłam to wyczuć. – Wiesz co – zaczął powoli,
brzmiąc trochę dziwnie. Nagle zachciało mi się ryczeć. To był koniec. To był koniec. – Po
prostu – ciągnął – to… cóż, mecz nie był zbyt sprawiedliwy, co?
O Merlinie.
Zamierzał to powiedzieć.
Zamierzał to powiedzieć!
- Nie był sprawiedliwy, bo MNIE OKŁAMAŁAŚ.
57
- Z NAMI KONIEC.
- TY GŁUPIA, KŁAMLIWA BABO, TY!
Podwójne cholerne pieprzone kurde!
- Em, co? – mruknęłam głupio, próbując ukryć moją rozpacz.
- Mecz – powiedział znowu Amos i teraz w jego spojrzeniu tkwiło trochę gniewu. –
Naprawdę nie był sprawiedliwy. Po pierwsze to Potter nie powinien grać z tą swoją ręką. A
potem za każdym razem jak zaczęliśmy nabierać jakiegoś rozmachu, Hooch coś nam
zarzucała. Zauważyłaś to? Ja tak. Potter owinął ją sobie wokół przeklętego palca. Wcale nie
był sprawiedliwy. Nie sądzisz?
Uch.
Hm.
Niesprawiedliwy?
Być może.
Ale nie z tych powodów.
- Em… - zaczęłam pusto, mrugając na niego tępo w kompletnym skonsternowaniu. – Ja…
to znaczy, pewnie. Tak. Tak przypuszczam. Nie bardzo znam Quidditch…
- I jeszcze to jak ciebie wykorzystał! – krzyknął Amos, teraz dość rozentuzjazmowany.
Uniosłam brwi. – Pamiętasz jak powiedziałaś nam, że planują skupić się na naszej obronie? –
zapytał i moje serce stanęło. – Nie zrobili tego! – wrzasnął niespodziewanie, jego krzyk
poniósł się echem po korytarzu. – Wcale! Potter musiał wiedzieć, że coś mi powiesz i
nakarmił cię fałszywą informacją, ten łajdak. Możesz w to uwierzyć?
…
Um, nie.
Nie, nie mogę.
Ale na pewno pozwolę tobie w to uwierzyć, kochany Amosie.
- Ten łajdak – odparłam, starając się ukryć zarówno wesołość i rozradowanie wnioskami,
które ten głupiutki, idealny, cudowny chłopak wyniósł na mój temat (widocznie jest tak mną
zauroczony, że jeszcze nie zauważył, iż jestem patologicznym kłamcą) i faktem, że jakimś
cudem udało mi się tutaj uniknąć podejrzeń! – Wiesz, on ma w sobie całkiem mściwe
usposobienie – wymamrotałam w bardzo refleksyjny sposób, tylko dla dodatkowego efektu.
Amos potakiwał, zachęcony moją zgodą.
58
- Smutne, że musiał zniżyć się do takich poziomów, nie uważasz?
- Niezwykle.
- Po prostu nie mógł zagrać sprawiedliwie.
- Ta czelność.
- Jest żałosny – powiedział ostatecznie i uśmiech powrócił na jego twarz. – Całkowicie
żałosny. Ale wiesz co, Lily…
- Hm? – odparłam, w tym momencie całkiem podekscytowana.
- Kiedy rozmawiamy już o Potterze, jest coś co usłyszałem… - ciągnął powoli i moje
podekscytowanie wydawało się tysięcznie opaść. O kurde. O kuźwa. Kompletnie
zapomniałam o drugim powodzie, żeby Amos mnie nienawidził. – Chodzi o Hogsmeade w
sobotę – powiedział i westchnął ciężko.
Kurde.
Kurde, kurde, kurde, kurde!!
ProszęnieodwołujProszęnieodwołujProszęnieodwołuj.
- Bo chodzi o to – kontynuował i teraz serio chciało mi się ryczeć. – Czy ty… no, czy masz
z nim obchody? Po Hogsmeade, mam na myśli?
…
Um, co takiego?
- Co? – zapytałam bezbarwnie.
- Obchody – powtórzył Amos, nareszcie się zatrzymując, jak dotarliśmy do klasy
Antycznych Run. Zdjął ramię z moich barków i pewnie rozpaczałabym na jego stratą, gdybym
nie była tak zdezorientowana o co mu chodziło, do jasnej cholery, i dlaczego jeszcze ze mną
nie zerwał. – Jesteście Naczelnymi – przypomniał mi, jakbym mogła zapomnieć – i czy
Naczelni uczniowie nie muszą mieć obchodów po Hogsmeade? Myślę, że to w porządku, jeśli
musisz, ale nie chcę, żeby ten łajdak przeszkadzał naszej randce.
Ale nie chcę, żeby ten łajdak przeszkadzał naszej randce.
Naszej randce.
Nadal mieliśmy randkę.
NADAL MIELIŚMY RANDKĘ.
ON ZE MNĄ NIE ZRYWA!! ON ZE MNĄ NIE ZRYWA!!
59
TAKKKKKKKKKKKKKKKKK!!
- Um, nie – odpowiedziałam szybko, kiedy już otrząsnęłam się z szoku i zmusiłam do
odpowiedzi. – Nie, nie musimy mieć obchodów – powiedziałam. – Inni prefekci to robią.
Piątoroczni. My będziemy mieć w noc Halloween.
Amos uśmiechnął się. – Dobrze – odparł. – Cieszę się. Więcej czasu razem.
Więcej czasu razem.
O Merlinie, chyba się roztopię.
- Tak – wydyszałam, nareszcie będąc w stanie dać mu własny prawdziwy uśmiech. –
Więcej czasu.
- Świetnie – powiedział Amos. Po czym pocałował mnie w policzek (!!) i wkroczył do
klasy. Głupio, durnie podążyłam za nim.
Nadal mamy randkę.
Nie usłyszał o Jamesie i łazience.
NIE USŁYSZAŁ!!
A podczas gdy TO jest rozkoszne, cudowne i jestem tak cudownie szczęśliwa, iż to
irytujące… cóż… chodzi o to… dlaczego?
Dlaczego on jeszcze nie usłyszał?
Dlaczego Elisabeth mu nie powiedziała? Albo dlaczego Carrie nie powiedziała Elisabeth,
tym samym uniemożliwiając jej powiedzenie jemu? Lub dlaczego Carrie po prostu mu nie
powie?
Nie wiem.
Zrobią to?
Czy kiedykolwiek mu powiedzą?
Jeśli to nie jest pytanie za milion galeonów, to nie wiem jakie jest.
Wciąż Później, Zaklęcia
Spostrzegawcza Lily: Dzień 29
Suma Obserwacji: 178
Będę musiała pogadać z Carrie.
60
Cały czas to odkładam, a to głupie, ponieważ wiem, że nie ma żadnego możliwego
sposobu, bym mogła żyć kolejny dzień z przepływającą przeze mnie taką paniką. Muszę
wiedzieć czy powiedziała Elisabeth i czy ona i/lub Saunders planują zrobić cokolwiek z tą
informacją. Nie mogę siedzieć bezczynnie, martwiąc się tym czy Amos będzie żałował
umówienia się ze mną, żałował powiedzenia mi, iż cieszy się, że będziemy mieć więcej czasu
razem, żałował nawet widzenia mnie czy poznania… nie mogę.
Muszę z nią pogadać.
Muszę znaleźć ją samą i pogadać z nią.
Ale jak do diabła mam to zrobić?
Wciąż Wciąż Później, Wróżbiarstwo
Spostrzegawcza Lily: Dzień 29
Suma Obserwacji: 179
Muszę znaleźć samą Carrie Lloyd. Czy to możliwe? –LE
Co? Dlaczego musisz znaleźć ją samą? –EV
Chodzi o tę hipotetyczną rzecz z Jamesem-i-łazienką? –GR
Tak. Nie słyszałyście, żeby ktoś o tym gadał, prawda? Żadnych plotek?
Żadnych nowych. I żadnych o tobie i Jamesie bzykających się w łazience dziewczyn.
NIE BZYKALIŚMY SIĘ!!
Wiemy to. Ale reszta Hogwartu nie będzie tak tego widziała.
Wiem.
Nie bądź taka zrozpaczona, Lil. Istnieją gorsze rzeczy. Sama mówiłaś, że Amos wydawał
się nic o tym nie wiedzieć, racja? To dobrze.
Jeszcze nic o tym nie wie. Ale jak widzicie, nikt inny tego nie wie. I DLATEGO muszę
pogadać z Carrie. Żeby zobaczyć, czy komuś powiedziała. Albo czy planuje komukolwiek
powiedzieć.
Może zapomniała, że była tego świadkiem.
Ona jest dość roztrzepana.
Czy WY zapomniałybyście o czymś takim?
61
Gdyby ktoś wystarczająco mi zapłacił.
Myślicie, że powinnam jej zapłacić?
NIE.
Masz w ogóle jakieś pieniądze, żeby jej zapłacić?
Jak wiele mogłaby być warta? Nigdy o tym nie myślałam. Może powinnam…
Nikomu nie będziesz płacić, Lily! Po prosto POROZMAWIAJ z Carrie. Może nie zamierza
nikomu nic mówić. Pamiętasz, jak narzekała, że ma dzisiaj obchody z Remusem? Możesz ją
złapać, zanim pójdzie. Po prostu z nią pogadaj.
…a jeśli to nie zadziała, na wszelki wypadek zabierz ze sobą trochę galeonów.
Spoko.
Obie jesteście kretynkami.
Jeszcze Później, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 29
Suma Obserwacji: 180
Znakomity Plan Lily Evans na Niezawodną i Efektowną (Nie Wspominając, że Udaną)
Konwersację z Carrie Lloyd ALIAS Podglądaczką Łazienki Dziewczyn Która Może Wyjawić
Mój Sekret Całemu Światu, Ale Co Ciekawe, Jeszcze Tego Nie Zrobiła
Krok #1) Dowiedzieć się kiedy i gdzie Carrie i Remus spotkają się dzisiaj na obchód.
Chyba będę musiała wytropić Remusa i go o to zapytać, choć znalezienie go samego bez
jednego z menażerii będzie prawdopodobnie tak ciężkie jak odnalezienie Carrie samej.
Jednak, jeśli chcę tego dokonać, to jest to konieczne. Przecież nie mogę zapytać o to Carrie,
prawda? A Remus jest dość miłym facetem, który wie kiedy nie puszczać pary z ust. Jeżeli
swobodnie do niego podejdę, uprzejmie poproszę o prywatną rozmowę (przypuszczając, że
będzie ze swoimi przyjaciółmi i dlatego będzie trzeba odsunąć go na bok), a potem delikatnie
wypytam go o jego plany o wieczór, to naprawdę nie sądzę, że odmówi mi informacji. To
znaczy tak, może być trochę skonsternowany dlaczego pytam, lecz sądzę, że jeśli zacznie
zadawać za dużo pytań, to mogę twierdzić, iż jest to niezwykle ważna, tajna, ratująca szkołę
sprawa Prefekt Naczelnej (jak określiłby to James), po czym oddalę się zanim będzie mógł
zadać więcej pytań. Wszystko to jest w najlepszej wierze, naprawdę. Podziała.
Krok #2) Zaczepić Carrie w poprzednio zyskanym czasie i lokalizacji zanim zdoła uciec.
62
Tutaj plan może mieć mały problem. To znaczy dowiedzenie się, gdzie i kiedy będzie
Carrie nie jest ciężką częścią – jak zostało stwierdzone w Kroku #1, z łatwością zdobędę
informacje od Remusa – ale przekonanie jej do pozostania i wysłuchania mnie, jak już dojdę
do tego kiedy i gdzie… cóż, to jest nieco bardziej skomplikowane. Ponieważ prawda jest taka,
że widzę jak te zaczepienie pójdzie na jeden z dwóch sposobów:
1] Carrie widzi mnie, zauważa mój zamiar porozmawia z nią i natychmiast zaczyna swoje
jestem-klonem-Saunders-i-dlatego-muszę-być-złośliwa-i-absurdalnie-okrutna, i albo mnie
obrazi oraz wcale nie wysłucha tego, co mam do powiedzenia, albo odejdzie tylko bez
żadnego słowa.
2] Tak bardzo zszokowana widząc mnie tam, szukającej jej i mając zamiar z nią
porozmawiać, Carrie jest oniemiała i całkowicie zapomina, że powinna być diabelskim
poplecznikiem, zamiast tego postanawiając wysłuchać mnie i moich żałosnych próśb oraz
zmartwień.
Opierając się na tym jak zmęczona i/czy łagodna i/czy roztargniona i/czy pijana jest
Carrie, te dwie bardzo różne reakcje są bardzo możliwe. Dlatego moim obowiązkiem jest
zmuszenie Carrie do pozostania i porozmawiania ze mną, jeśli konfrontacja rzeczywiście
stanie się paskudna. To, jak wspomniałam wcześniej, może być małym problemem, ale
wierzę w moją umiejętność perswazji (a jeszcze bardziej wierzę w moje Impedimento) i
sądzę, że mogę dokonać tę robotę.
Krok #3) Odkryć czy Carrie przypomina sobie nasze lekko kontrowersyjne spotkanie przy
łazience dziewczyn.
Choć wiem, że zobaczenie Jamesa Pottera i Lily Evans wychodzących razem z łazienki
dziewczyn nie jest czymś, co normalna osoba może ot tak zapomnieć, to jednak mówimy o
Carrie Lloyd. Ta dziewczyna, niestety, nie często jest znana z jej bystrości (przez co myślę
właśnie o tym jak, do cholery jasnej, została ona wybrana na naszą siódmoroczną prefekt.
Szczerze, co Dumbledore sobie myślał? Podejrzewam, że pieniądze zmieniły właściciela).
Bardzo prawdopodobnie całe te zdarzenie mogło wypaść jej z głowy.
Dziwne, tak, ale byłam świadkiem dziwniejszych rzeczy.
Krok #4) Odkryć czy Carrie powiedziała już komuś o tej konfrontacji.
Krótkie tłumaczenie: CZY POWIEDZIAŁA JUŻ O TYM ELISABETH SAUNDERS CZY NIE?
Krok #5) Ustalić czy ona i/lub ktokolwiek z (szczęśliwie) kilku wybranych przez nią osób,
które wtajemniczyła w tę informację, planując cokolwiek z nią zrobić.
Krótkie tłumaczenie: CZY TY I TWOJA BANDA ZDZIROWATYCH BAB ZAMIERZACIE SYPNĄĆ
MNIE AMOSOWI?
63
Krok #6) Po zdobyciu wszystkich potrzebnych informacji, wyjść tak SZYBKO, ale tak
UPRZEJMIE, jak to możliwe.
Chyba że oczywiście Carrie uprze się, że zamierza zrujnować mi życie, a w takim
wypadku jestem pewna, że nikt nie będzie mnie obwiniał, jeśli odrzucę kawałek o
uprzejmości i zdecyduję zostawić ją szybko po gładkim kopniaku w jej piszczel.
Obserwacja #179) Z tak niezawodnym planem, jak ten, jak mogłoby mi się nie udać?
Obserwacja #180) MUSZĘ ODNALEŹĆ REMUSA!!
Jeszcze Później, Pokój Wspólny Gryffindoru
Spostrzegawcza Lily: Dzień 29
Suma Obserwacji: 180
Wykorzystując moje znakomite umiejętności spostrzegawcze, szybko i efektownie
zauważyłam Remusa wśród szaleństwa Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Obecnie siedzi w
kącie z Syriuszem, wciągnięty w chyba dość intensywną sesję nauki (zauważcie jak mówię
CHYBA, ponieważ nie sądzę, że Syriusz Black wie jak się uczyć. To znaczy Remus może robi
coś edukacyjnego, lecz Syriusz pewnie studiuje nieprzyzwoite czasopisma czy coś równie
niemądrego).
Powinnam teraz po niego iść? Będzie miał coś przeciwko?
Och, nie ma znaczenia czy będzie miał coś przeciwko, czy nie. Jest już siódma i jeśli za
niedługo z nim nie pomówię, to zniknie już z Carrie, a wtedy nigdy nie wyprostuję tej
sytuacji. Muszę iść teraz z nim pogadać. Teraz. Tak, pójdę teraz.
Pójdę.
W tej chwili.
Jeszcze Jeszcze Później, Wciąż w Pokoju Wspólnym Gryffindoru
Spostrzegawcza Lily: Dzień 29
Suma Obserwacji: 181
Znakomity Plan Lily Evans na Niezawodną i Efektowną (Nie Wspominając, że Udaną)
Konwersację z Carrie Lloyd ALIAS Podglądaczką Łazienki Dziewczyn Która Może Wyjawić
Mój Sekret Całemu Światu, Ale Co Ciekawe, Jeszcze Tego Nie Zrobiła: KROK #1) Zrobiony.
Nie wiem dlaczego tak bardzo denerwowałam się rozmową z Remusem.
64
Szczerze mówiąc, ze wszystkich rzeczy, którymi muszę ostatnio się poważnie martwić,
rozmawianie z Remusem powinno być na samym dole mojej listy. Merlin jeden wie, że w
towarzystwie naszych szalonych Gryffońskich chłopców, Remus jest jak na razie jednym z
tych najzdrowszych psychicznie, ale z jakiegoś powodu przez bardzo długi czas odkładałam
rozmowę podejście do niego. Sądzę, że być może dlatego, iż miałam ten smutny i żałosny
obraz Jamesa wyskakującego zza zasłony, żądając powodu dlaczego chciałam pogadać z
Remusem, a potem patrzenie jak jego biedne serce się łamie, jak zdaje sobie sprawę, że to
przez Carrie i co więcej, Amosa. Ale oczywiście tylko tym było. Smutnym i żałosnym
obrazkiem, mam na myśli. Ponieważ James tak naprawdę nie miał wyskoczyć zza zasłony.
Nigdzie go tutaj nie było w pobliżu i wiedziałam o tym.
Poza tym i tak nie sądzę, że mógłby się za nimi zmieścić.
Nie było to wiarygodne.
Wcale a wcale.
Kiedy byłam już w stanie namówić się do tego (wspomnę, że z mnóstwem logicznego
myślenia oraz paroma szybkimi, skrępowanymi rozciągnięciami, żeby zajrzeć za zasłony),
zaśmiałam się cicho z siebie i mojej żałosności, a potem podeszłam do miejsca, gdzie siedzieli
Remus i Syriusz, czując przywróconą pewność siebie. Nadal byli dość pochłonięci własnymi
sprawami i tak jakby podkradłam się od tyłu, więc nikt mnie nie dostrzegł, jak do nich
podeszłam.
- Na Merlina, spójrz na to, Lunatyku! – mówił Syriusz, pochylając się na tym, co wcześniej
„studiował”, kiedy po raz pierwszy dostrzegłam parę. W kółko dźgał palcem cienką książkę. –
Chyba to wezmę. Co myślisz?
- To samo co myślałem o ostatnich siedmiu – odpowiedział sucho Remus, nawet nie
podnosząc wzroku ze swojej pracy. – To głupi pomysł i wszystkie są brzydkie, dupku.
Ach, przyjaźń.
Tyle miłości.
Syriusz nachmurzył się. – Przestaniesz z tym już? To nie jest głupi pomysł i nie są
brzydkie. Teraz mógłbyś przez sekundę… - przerwał, nareszcie dostrzegając mnie nad
ramieniem Remusa. – Evans! – krzyknął, a na jego twarzy pojawił się wielki, nienaturalny
uśmiech, jak wydawał się całkowicie zapomnieć o Remusie. – Dziewczyna, którą właśnie
chciałem zobaczyć!
O panie.
- Jestem pewna – mruknęłam, wywracając oczami.
65
- Naprawdę! – zapewniał Syriusz, z obłąkanym uśmiechem wciąż tkwiącym na jego
twarzy. Nogą wysunął krzesło obok niego i pokazał mi, żebym usiadła. – Dołącz. – Poklepał
puste krzesło dłonią. – Usiądź i pomóż mi wybrać jedno z tych.
- Wybrać jedno z czego? – zapytałam ostrożnie, nie całkiem pewna czemu go słuchałam i
siadałam, kiedy wiedziałam, że cokolwiek, co wybierał Syriusz Black prawdopodobnie nie
było czymś, czym byłam zainteresowana i prawdopodobnie nielegalne. Ale i tak zajęłam
miejsce i pochyliłam się w jego stronę, patrząc na otwarte czasopismo (bo teraz widziałam,
że to właśnie było to. Nawet nie książka) które miał przed sobą.
- Co myślisz? – spytał, gdy spostrzegłam co chciał wybrać. Opanowałam impuls jęku.
Motocykle.
Syriusz zamierzał kupić mugolski motocykl.
Kochany Merlinie.
- Co, u licha, zamierzasz robić z motocyklem, Black? – zapytałam, rzucając mu spojrzenie.
Czułam, że moim obowiązkiem jako zdrowo psychicznego człowieka jest postaranie się
powstrzymać te szaleństwo zanim ktoś zostanie zabity.
Ponieważ jakoś stwierdziłam, że tą osobą będę pewnie ja.
Syriusz wywrócił oczami na moje pytanie. – Jak myślisz co zamierzam z nim robić, Evans?
– Uśmiechnął się durnie. – Zamierzam nim jeździć!
- Czy ty wiesz jak jeździć?
- Czy ty musisz zabierać ze wszystkiego zabawę?
- Motocykle to nie żart, Syriusz – powiedziałam, teraz patrząc na niego trochę gniewnie,
ponieważ, szczerze, jak na kogoś tak rzekomo inteligentnego, on naprawdę ma wspaniale
durne momenty. – Możesz zrobić sobie poważną krzywdę na takim czymś. Możesz zrobić
krzywdę innym ludziom. To nie są zabawki.
- Dziękuję – wykrzyknął Remus, odzywając się po raz pierwszy. Posłała Syriuszowi
wściekłe spojrzenie, po czym odwrócił się do mnie. – Starałem się powiedzieć mu to przez
ostatnie trzy tygodnie, dokąd dostał tego wspaniałego pomysłu, żeby kupić tę rzecz.
- Oboje jesteście cholernymi nudziarzami – prychnął Syriusz, patrząc na nas gniewnie.
Przewrócił następną stronę czasopisma, po czym fuknął. – James sądzi, że to dobry pomysł.
Zapewne.
Głupi, wyskakujący-zza-zasłon James.
- A James wie o nich tyle samo co ty! – odparł Remus. – Nic!
66
- Wiesz co, Lunatyku…
- Zamknij się, Łapa. To głupi pomysł i wiesz o tym.
- To jest dość głupie – wtrąciłam, tylko dlatego że pomyślałam, iż powinnam ostatni raz
dodać dwa knuty. Syriusz dalej był nachmurzony.
- Ta – powiedział, odwracając się do mnie – a kto pytał ciebie?
- Um, ty.
- Chwilowy błąd zdrowia psychicznego – powiedział, przerzucając kolejną kartkę. Posłał
mi spojrzenie kątem oka. – Tak w ogóle to czego chcesz? – zapytał, patrząc znowu na
czasopismo. – Nie ma tutaj Jamesa, żebyś go dręczyła.
- Chciałam pogadać z Remusem – odparłam. Potem spiorunowałam go wzrokiem. – I nie
dręczę Jamesa.
Syriusz prychnął, nic nie mówiąc.
Głupi kretyn.
Cholernie głupi kretyn.
- O czym chciałaś ze mną pogadać? – zapytał Remus, wkładając do swojej książki
zakładkę i zamykając ją. Zamierzałam powiedzieć, iż liczyłam na prywatną rozmowę, ale
wiedziałam, że gdybym coś takiego powiedziała, to Syriusz zachowałby się jak dupek i
upierałby się, że i tak chce usłyszeć, co mam do powiedzenia, więc mniejszym problemem
będzie zapytanie tutaj Remusa o Carrie. Nie wydaje mi się, że Syriusz coś komuś powie. Może
być kretynem, ale nie sądzę, że rozmyślnie rozpowiadałby coś takiego.
A przynajmniej mam taką nadzieję.
- Um, właściwie to chodzi o twój dzisiejszy obchód – zaczęłam, pocierając się po potylicy,
trochę zdenerwowana, kiedy nadeszła chwila prawdy.
- Co z nim? – spytał Remus, marszcząc brwi. – Potrzebujesz, żebym się zamienił czy coś?
James nic nie mówił. I nie mam pewności czy będę mógł go robić w przyszłym tygodniu…
- Nie – odpowiedziałam szybko, potrząsając głową. – Nie potrzebuję, żebyś się zamieniał.
Po prostu… - urwałam, biorąc głęboki wdech. Mogłam to zrobić. Nic wielkiego. To Remus. Nic
go to nie będzie obchodzić. Nie będzie mnie osądzał. Nie będzie. – Po prostu muszę
porozmawiać z Carrie Lloyd – wydukałam prędko, wyrzucając to z siebie zanim straciłabym
odwagę. – Muszę porozmawiać z nią sam na sam i jedyną porą, kiedy prawdopodobnie będę
mogła to zrobić, jest wtedy kiedy macie obchód, więc zastanawiałam się…
67
- Poczekaj chwilkę – wtrącił Syriusz, po raz pierwszy podnosząc wzrok ze swoich
motocykli. Jego oczy były przymrużone. – Dlaczego musisz porozmawiać z Carrie sam na
sam?
Ponieważ rujnuje mi życie.
- Bo muszę – odparłam sztywno.
Syriusz wygiął brew. – To nie ma nic wspólnego z tobą i Jamesem w łazience, co? –
spytał.
Niemal opadła mi szczęka.
Zabiję go.
ZABIJĘ GO!
- Powiedział ci o tym?! – krzyknęłam, kompletnie zawstydzona w każdym tego możliwym
słowie. Syriusz wyszczerzył się, wzruszając ramionami.
- Jasne. – Jęknęłam głośno i posłał mi szelmowski uśmiech. – No co? – zapytał, jego
uśmiech sięgał ekstremalnych rozmiarów. – Myślałaś, że James nie wtajemniczy nas w wasze
nieprzyzwoite łazienkowe przygody?
- TO NIE BYŁY NIEPRZYZWOITE ŁAZIENKOWE PRZYGODY!!
- Wiemy – wtrącił Remus, rzucając Syriuszowi nieprzyjemne spojrzenie, jak omawiany
głupek śmiał się sam do siebie. Chciałam umrzeć. Chciałam skulić się i umrzeć z kompletnego
wstydu. Jak James mógł powiedzieć? JAK MÓGŁ POWIEDZIEĆ? Co on starał się mi zrobić?
Dlaczego to robił? Pewnie zaczęłam płakać, przez to jak emocjonalnym bałaganem byłam i w
ogóle, lecz Remus przerwał moją rozpacz, szybko mnie zapewniając. – Wiemy, że wcale tak
nie było. – Rzucił Syriuszowi kolejne spojrzenie. – Ktoś jest po prostu dupkiem.
- Ktoś ma coś w swoim tyłku – zaśpiewał Syriusz.
Czy kiedykolwiek wspomniałam jak bardzo nienawidzę Syriusza Blacka?
I Jamesa Pottera.
Głupiego, skretyniałego, PAPLAJĄCEGO Jamesa Pottera.
- Nie bzykaliśmy się. – Czułam potrzebę do dalszego wyjaśnienia, starając się skryć moje
jawne nieszczęście. – Nie robiliśmy tego.
- Oczywiście, że nie – odpowiedział Syriusz z resztami śmiechu w głosie. Jego oczy
iskrzyły się. – Za jakiego faceta uważasz Jamesa? On nie bzyka dziewczyn w łazienkach. Jakie
to z twojej strony wulgarne, Evans.
68
- Przysięgam na Merlina, Syriuszu Black…
- Carrie dopiero co tutaj była – wtrącił szybko Remus, może dlatego, iż zdał sobie
sprawę, że zamierzałam zamordować jego najlepszego przyjaciela i pomyślał, że najlepiej
będzie odwrócić moją uwagę. – Kierowała się do sowiarnii i mieliśmy się potem spotkać.
Myślę, że szła sama. Przypuszczam, że możesz ją tam złapać, jeśli naprawdę potrzebujesz.
- Dzięki – powiedziałam, zapominając o morderstwie (chociaż mocno przeszyłam
wzrokiem Syriusza) i uśmiechnęłam się do niego wdzięcznie, nawet jak moje serce zapadło
się trochę w mojej piersi na myśl, że teraz faktycznie będę musiała iść pogadać z Carrie. Co
jeśli ona nie będzie tam sama? Co jeśli nie posłucha? Co jeśli już powiedziała całej szkole i nic
nie mogę na to poradzić? Starałam się nie myśleć o wszystkich możliwościach, ale było to
dość ciężkie gdy latały przede mną jak potencjalne sztylety gotowe ubić moją duszę.
Zdecydowanie nie przyjemny obrazek, prawda?
Miałam już stamtąd wypaść (pomimo faktu, że choć wiedziałam, iż nie miałam żadnego
wyboru, to naprawdę nie chciałam gadać z Carrie) kiedy nagle, jak tylko wstałam do wyjścia,
Syriusz Wielki Gruby Kretyn musiał mnie zatrzymać, mówiąc. – Hej, Evans… czy James wie, że
idziesz porozmawiać z Carrie o waszych sekskapadach?
Kurde.
Kurde, kurde, kurde.
- To nie były sekskapady – mruknęłam od razu, ale nawet to brzmiało słabo i głupio dla
mych własnych uszu i wiedziałam, że Syriusz również to wyczuł. Uniósł brwi.
- Nie? – Wydawał się to rozważać. Jego twarz pociemniała. – Interesujące.
- Zamknij się.
- Czemu?
- Po prostu się zamknij.
- Dotknąłem tutaj słabego punktu, Evans? – zapytał, ale teraz miał jakąś pogardę w
głosie i patrzył na mnie z otwartą wrogością. – Widzę jak to jest – powiedział.
- Nie wiesz o czym gadasz, Black – warknęłam i nie wiedziałam dlaczego nagle był taki
wściekły czy dlaczego nagle ja byłam taka wściekła, tylko tyle, że jakoś dotarliśmy do tematu
Jamesa, a mnie nie było ostatnio zbyt komfortowo z tym tematem i niespodziewanie
wszystko się posypało.
Niech to szlag.
69
- Zostaw ją w spokoju, Syriuszu – mruknął Remus, patrząc na nas z dziwnym
spojrzeniem. Nie mogę być pewna, ale on też zdawał się być lekko zdenerwowany. Nie
wiedziałam jednak na kogo. – Zostaw to w spokoju.
- Pieprz się – odgryzł się Syriusz, ale nie byłam pewna do kogo to było skierowane,
Remusa czy mnie, i kiedy schował twarz w swoim czasopiśmie, nie wyglądało na to, że
Syriusz zamierza nam powiedzieć.
Więc odeszłam, zastanawiając się co się przed chwilą wydarzyło, do diabła.
Niezwykle Późno, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 29
Suma Obserwacji: 181
Droga do sowiarnii nie była całkiem fajna. Nie tylko przez świadomość, że kierowałam
się na spotkanie z Carrie Lloyd, Podglądaczką Łazienki Dziewczyn, ale nie mogłam wyrzucić z
głowy cierpkiego zakończenia rozmowy z Syriuszem i chociaż nie powinnam się przejmować
– on nie jest moim przyjacielem, na brodę Merlina. Poza tym wszyscy wiedzą, że jest
kompletnie szalony i królewsko pochrzaniony. Co on do diabła wie? – to przejmowałam.
Czasami naprawdę się nienawidzę.
Ale szczerze, o co mu chodziło? Nie jego miejscem jest osądzanie mnie i tego, co robię.
Nie ma prawa. Jeśli chcę pogadać z Carrie Lloyd o czymś, co wydarzyło się wczoraj, to mam
do tego każde prawo. James nie ma z tym nic wspólnego – no dobra, ma, ale rozmowa nie
musi obejmować jego. I zdecydowanie nie musi obejmować Syriusza Blacka. Nie musiał być w
tym temacie tak bezgłośnie krytyczny. NIE MA NIC ZŁEGO w mojej chęci porozmawiania z
Carrie Lloyd, żeby upewnić się, iż nic nikomu nie powie. NIE MA NIC ZŁEGO w tym, że nie
chcę aby Amos usłyszał o Jamesie i moich eskapadach, tak niewinnych jak były.
NIE MA NIC W TYM ZŁEGO.
A Syriusz nie ma ŻADNEGO prawa, żeby wywoływać we mnie takie uczucie.
Wiem, że James jest jego najlepszym przyjacielem, a ja jestem głupia i nie zawsze byłam
dla niego najmilsza, ale to że wiem, iż James się we mnie durzy i to że ja też mogę się w nim
troszeczkę durzyć NIE OZNACZA że powinnam odrzucić moją miłość do Amosa i pozwolić tym
plotkom błądzić, pozwolić wszystkim myśleć, że bzykam się z Jamesem, a potem NAPRAWDĘ
bzykać się z Jamesem czy coś i… i…
…i nie wiem.
Po prostu nie wiem.
70
Ale Syriusz także nie wie.
I tu leży moje sedno.
Że Syriusz nie ma prawa gadać.
Żadnego.
A chociaż nienawidziłam, że był taki arogancki, wredny i nieprzyjemny, wszystko dlatego,
że nie chcę durzyć się w jego najlepszym przyjacielu bardziej niż durzę się w innym
mężczyźnie, chyba byłam Syriuszowi trochę wdzięczna. Nie przez to co insynuował (czy
raczej… tak naprawdę nie insynuował, jak sądzę… ale tak jakby pokazał… jeśli w ogóle to miał
na myśli… ale musiał mieć to na myśli… prawda?), ale dlatego że byłam tak na niego
wściekła, iż całkowicie zapomniałam gdzie zmierzałam i co robiłam, stąd nie miałam czasu na
stresowanie się nadchodzącą rozmową z PŁD. Co było dość świetne, biorąc pod uwagę, że
prawdopodobnie tak bym się zestresowała, że pewnie dostałabym ataku serca i umarła,
właśnie tutaj w zachodniej wieży, nie rozmawiając nawet z Carrie. Ale tego nie zrobiłam.
Ponieważ o tym nie myślałam. Myślałam o Syriuszu.
Nadal byłam nachmurzona, jak wdrapałam się po schodach do sowiarnii. I nie wiem, ale
może to także była dobra rzecz, ponieważ kiedy dotarłam nareszcie do drzwi, otworzyłam je i
dostrzegłam Carrie Lloyd stojącą tuż po mojej prawej, przywiązującą liścik do jednej ze
szkolnych sów, nie byłam zdenerwowana i zestresowana. Bo jak się okazuje, rozgniewani
ludzie mają wrogi rozum, który nie pozwala im na denerwowanie i stresowanie, nawet
podczas konfrontowania się z Podglądaczką Łazienki Dziewczyn.
Co było w sumie całkiem wspaniałe.
Więc dziękuję ci, Syriuszu Black.
Chociaż jesteś dupkiem.
- Carrie Lloyd, muszę z tobą pogadać.
Mój głos poniósł się echem po pełnej przeciągów wieży, rozbrzmiewając w
pomieszczeniu i tak bardzo strasząc Carrie, że podskoczyła i upuściła list. Obróciła się, jej
duże oczy znalazły mnie i rozszerzyły się jeszcze bardziej. Wyglądała na oszołomioną, widząc
mnie.
To mi całkiem pasowało. Chciałam, żeby była na skraju emocji.
- Co tutaj robisz, Evans? – zapytała Carrie, otrząsając się z początkowego szoku i szybko
pochyliła się, by podnieść upuszczony list. Rzuciła mi spojrzenie. – Czego chcesz?
71
- Pogadać z tobą – odpowiedziałam, rozmyślnie do niej podchodząc. Nie było mowy, że
mi ucieknie i sądzę, że o tym wiedziała. Przypuszczam, że mogła odmówić rozmowy, ale ten
pomysł wydawał się do niej nie dotrzeć, jak tam stała, patrząc na mnie pytająco.
- O czym? – spytała sceptycznie.
- O wczoraj – odparłam.
Carrie uniosła brwi. – O wczoraj? – zapytała. – O co chodzi z wczoraj?
Nie mogłam zdecydować czy pogrywała ze mną… czy serio nie pamiętała.
Istniała taka opcja.
- Wiesz o czym mówię – oskarżyłam ją niejednoznacznie, nie chcąc przypominać jej o
spotkaniu, jeśli rzeczywiście zapomniała. Carrie zmrużyła oczy, po czym niespodziewanie
otworzyła je ze świadomością.
- Och – powiedziała. – To. Ty i James.
Bingo, idiotko.
- Tak – odparłam. – To.
Carrie przyjrzała mi się sceptycznie. – Więc… co z tym? – zapytała, nareszcie odwracając
się, żeby przywiązać jej wcześniej upuszczony list do szkolnej sowy. Jej palce szybko się
poruszały. Teraz to była moja kolej na zmrużenie oczu.
Co z tym?
Co z tym?
Co nie z tym?
Gdybym była normalną sobą, a nie napędzaną-złością-dlatego-wrogą-i-odważną mną, to
pewnie niezręcznie krążyłabym wokół tego pytania. Mruczałabym, mamrotałabym i
potykałabym się w słowach jak mrukliwa idiotka, nie wiedząc co powiedzieć, jak zareaguje
Carrie czy jak wyciągnąć z niej właściwe odpowiedzi. Ale biorąc pod uwagę, że nie byłam
normalną mną, lecz tą mieszanką wściekłości oraz odwagi, która w tej chwili była bardzo
dogodna, mocno spiorunowałam wzrokiem Podglądaczkę, która zagrażała mojej egzystencji i
wszystko z siebie wyrzuciłam.
Czasami bycie rozgniewaną jest przeznakomite.
- Dlaczego jeszcze nikomu nie powiedziałaś? – zażądałam, podchodząc prosto do Carrie i
stając tuż przed jej twarzą. – Dlaczego nic nie powiedziałaś? Miałaś okazję – dwa dni warte
okazji – ale nie powiedziałaś słowa. Albo jeśli to zrobiłaś, to ty i ktokolwiek z kim podzieliłaś
72
się całą sprawą postanowiliście nic nie mówić. I chcę wiedzieć czemu, Carrie. Chcę wiedzieć
czemu!
- Lily…
- Powiedziałaś Saunders? – ciągnęłam, całkowicie ignorując próby Carrie na podanie mi
teraz odpowiedzi. – Powiedziałaś jej? Czy ona kazała ci nic nie mówić, bo chce Jamesa dla
siebie? Powiedziałaś komuś innemu? I co oni zamierzają zrobić z tą informacją? Nie masz
pojęcia, co może się stać, Carrie. Nie wiesz. I powiem ci w tej chwili, że przysięgam…
- Evans! Przestań! – Carrie uniosła dłonie, wołając głośniej ode mnie – dobry wyczyn,
muszę powiedzieć – żeby przykuć moją uwagę. W końcu się zamknęłam, ale oddychałam
ciężko od tłumionej frustracji, nie tylko na Carrie, ale całą sytuację. Carrie wyglądała jakby
odczuła więcej niż ulgę, kiedy moje usta pozostały zamknięte. – Dobrze – powiedziała, sama
szybko wypuszczając powietrze. Potem spojrzała na mnie poważnie. – Nikomu nie
powiedziałam – rzekła.
Nikomu nie powiedziała?
Nikomu nie…
Co?
- Co? – mruknęłam bezbarwnie, mrużąc podejrzliwie oczy. Carrie westchnęła ze
zirytowaniem.
- Nikomu nie powiedziałam! – krzyknęła znowu, wywracając oczami. – O tobie, Jamesie i
łazience. I nie planuję.
Nie planuje…
Nie planowała?
Posiadała tę idealną amunicję, ten kończący-życie kawałek prawdziwej plotki… i nie
planowała nikomu o nim mówić?
Co?
- Czemu nie? – zapytałam, teraz całkowicie ostrożna. Co ta dziewczyna kombinowała? –
Dlaczego nikomu nie powiesz? Czemu? Przecież Saunders…
- …absolutnie oszalałaby – dokończyła Carrie, patrząc na mnie jakbym była najgłupszą
dziewczyną w historii, a jej rozumowanie było kompletnie oczywiste. – Masz jakiekolwiek
pojęcie jaka by była, gdyby o tym usłyszała? Myślisz, że była zła po tamtej scenie w
dormitorium… - urwała, potrząsając głową i znowu wywracając oczami. – Nie zamierzam jej
mówić – powtórzyła. – Ani nikomu innemu.
73
Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale nic nie chciało z nich wyjść.
Co miała na myśli, że nie zamierzała jej mówić ani nikomu innemu? Czemu? Czemu? Czy
ona nie zdawała sobie sprawy, co zrobiłoby to z moim życiem? Czy nie zdawała sobie sprawy,
że mogłaby je zrujnować tą małą ploteczką? Bo mogła. Implikacje objęte w tej sytuacji
mogłyby wystarczyć Amosowi na rzucenie mnie, a to byłby koniec mojego życia. Więc
dlaczego tego nie robiła? Nie rozumiałam. To nie miało sensu. To znaczy…
Czy Carrie Lloyd… ma serce?
- Dlaczego to robisz? – zapytałam, już nie sceptyczna, ale dość zszokowana.
Skrzyżowałam ramiona na piersiach, chroniąc się przed chłodnym wiatrem przepływającym
przez wieżę. – Dlaczego nie zamierzasz powiedzieć?
- Bo nie jestem okropną osobą, Evans – powiedziała Carrie, rzucając mi nieprzyjemne
spojrzenie. Ona również założyła ramiona na piersiach i oparła się o brudną ścianę wieży. –
Wiem, że Diggory zwariuje, jeśli o tym usłyszy, co nie? A tego nie chcesz, prawda?
- No nie, ale…
- Nie mogę powiedzieć, że rozumiem co robisz z tą dwójką – ciągnęła, dłubiąc w
paznokciach. – Jamesem i Diggorym, mam na myśli. Ale cokolwiek to jest, to jest kompletnie
popieprzone. – Podniosła na mnie wzrok znad jej paznokci. A wtedy – i to była najbardziej
szalona rzecz, ale się zdarzyła – Carrie Lloyd, Podglądaczka Łazienki Dziewczyn, uśmiechnęła
się do mnie. – Ale wiem, że chociaż słyszę, iż nadal idziesz do Hogsmeade z Diggorym, to na
pewno nie wałęsasz się z nim po żadnych łazienkach. I nie waż się mówić Liz, że to
powiedziałam, ale… - Jej uśmiech się powiększył. – Sądzę, że ty i James naprawdę jesteście
najsłodszą parą.
Sądzę, że ty i James naprawdę jesteście najsłodszą parą.
O Merlinie.
OMerlinieOMerlinieOMerlinie.
- Uch, Carrie…
- Serio – mówiła dalej, odpychając się od ściany i ruszyła do drzwi. Nie mogłam za nią iść.
Wydawałam się być przyklejona do podłogi. – Cały czas tak myślałam. Zawsze myślałam, że
to smutne, kiedy bywałaś dla niego taka wredna, ale… - Odwróciła się do mnie, wzruszając
ramionami. – Chyba w końcu wszystko się ułożyło.
Um, nie.
Ani trochę.
Ani trochę, Carrie Lloyd.
74
Próbowałam jej powiedzieć, próbowałam wytłumaczyć. – Carrie, posłuchaj. James i ja…
- Trzymacie to w sekrecie czy coś, racja? – dokończyła, niespecjalnie potrzebując mojej
zgody (lub poprawki, czym naprawdę by to było), jak przekraczała wieżę. Dotarła do drzwi
prowadzących w dół zamku, zatrzymała się i spojrzała na mnie ostatni raz. – Nieważne.
Myślę, że powinnaś rzucić Diggory’ego, choć on też jest atrakcyjny. Ale James jest o wiele
lepszy. Och, i pamiętaj, nie mów Liz, że ci to wszystko powiedziałam. – Przerwała i po chwili
prychnęła. – Zapomnij – dodała, uśmiechając się lekko do siebie. – I tak by ci nie uwierzyła.
Następnie odwróciła się i zniknęła mi z oczu.
Najpóźniej, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 29
Suma Obserwacji: 182
Carrie Lloyd to największa dziwaczka.
Największa, najbardziej bezmózga, najgłupsza dziwaczka w całym Hogwarcie.
Ale jestem jej nieco wdzięczna, na mój własny sposób.
Chociaż wszystko pomyliła.
James i ja… słodcy.
Skąd ona bierze te rzeczy?
Psh!
Naprawdę Najpóźniej, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 29
Suma Obserwacji: 182
Cóż… sądzę, że moglibyśmy być, w jakiś dziwny sposób.
Gdyby Amos umarł czy coś i nie mogłabym z nim chodzić/kochać go/poślubić go/itd.
Wtedy James i ja może moglibyśmy być słodcy. Nawet naprawdę słodcy, jak sądzę, kiedy się
tym mocno pomyśli, czego naturalnie nikt nigdy nie zrobi, bo po co. Ale moglibyśmy być, jak
sądzę.
Biorąc pod uwagę, jak oboje jesteśmy tacy fantastyczni, cudowni i w ogóle.
75
I on jest tak przystojny, a ja mam swoje dni.
I oboje jesteśmy tak znakomicie inteligentni.
I jesteśmy Prefektem Naczelnym i Prefekt Naczelną.
I rozśmieszamy się nawzajem naszym szaleństwem.
I…
Em.
Inne rzeczy.
Gdyby Amos był martwy oczywiście.
Naprawdę martwy. Marty od wielu lat i pochowany, nie będąc duchem czy coś.
Ponieważ naturalnie tylko wtedy miałabym okazję, żeby w ogóle rozważać taki związek
między mną i Jamesem, patrząc na to, że w Amosie o wiele mocniej się durzę. A w Jamesie
tylko malutko. Pomimo opinii Carrie Lloyd. I opinii Gracie. Lecz Gracie jest uprzedzona, bo
gdyby nie byli takimi dobrymi przyjaciółmi, to pewnie sama umawiałaby się z Jamesem. Choć
teraz tego nie zrobi. To znaczy, wiedząc, że ja się w nim durzę. Nawet jeśli troszeczkę.
Przyjaciółki nie umawiają się z facetami, w których durzą się ich inne przyjaciółki, bez
względu na to jak wielkie czy małe jest te zauroczenie. Bez względu na to czy tamta
przyjaciółka tak jakby technicznie umawia się z kimś innym. Po prostu taka jest zasada.
Tak.
Zasada.
Środa, 15 październik, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 30
Suma Obserwacji: 182
Dziś rano nie jestem głodna.
Naprawdę nie jestem zbyt głodna i dlatego nie idę na śniadanie.
To absolutnie nie ma nic wspólnego z faktem, iż zeszłej nocy spędziłam większość
mojego procesu-zasypiania leżąc w łóżku, rozważając czy James i ja bylibyśmy na jakikolwiek
sposób, kształcie czy formie uważani za trochę-bardziej-niż-interesującą parę – nie żeby taka
rzecz mogła się wydarzyć, oczywiście, biorąc pod uwagę, iż Amos jest młody, zdrowy i
obecny, a to czyni go potencjalnie lepszą połówkę, nie Jamesa – chociaż tak właśnie było. Ale
o wszystko to obwiniam Carrie Lloyd. Naprawdę jest to jej wina. Oczywiście nie były to
76
poważne rozmyślania, tylko zaciekawione rozmyślania, bo to ona poruszyła ten temat i
pomyślałam, że to tak szalone, iż nie mogłam nie myśleć o tym i tego szaleństwie. Zatem o
tym myślałam. Przez jakiś czas. Ale nie ma to absolutnie nic wspólnego z faktem, że obecnie
nie jestem na śniadaniu. Nie uważam, że byłoby niezręcznie czy coś. Wcale o to nie chodzi.
Po prostu nie jestem głodna.
Po prostu wcale nie jestem głodna.
Później, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 30
Suma Obserwacji: 182
Na Merlina, umieram z głodu.
Zjem mojego własnego buta.
JESTEM TAKA GŁODNA, ŻE ZJEM MOJEGO WŁASNEGO BUTA.
Ale nie mogę zejść na dół, ponieważ James jest na dole i to oznacza, że ja nie mogę tam
być. Bo czy decydujesz się okłamywać samą siebie czy nie, nie spędzasz całej nocy
rozmyślając o związku z facetem, a potem WIDZISZ GO NASTĘPNEGO PORANKA I
ZACHOWUJESZ SIĘ CAŁKIEM NORMALNIE. Nawet kiedy tam gdzie jest on, jest dużo jedzenia.
Po prostu nie.
Przejrzę kufer Grace. Sądzę, że ma gdzieś tam kociołkowe ciastka czy coś.
Ughhhh.
Później, Eliksiry
Spostrzegawcza Lily: Dzień 30
Suma Obserwacji: 182
Droga Profesor Abbott,
Normalnie byłabym absolutnie podekscytowana stworzeniem Eliksiru Bryptin dla pani
(również zrobiłabym go dobrze, ponieważ zdarza mi się wiedzieć jak stworzyć znakomity
Eliksir Bryptin) ale dziś obawiam się, że nie jestem. Właściwie to mogła pani zauważyć, że
nieszczególnie jestem dziś rano gotowa do robienia czegokolwiek. To przez serię powodów,
które teraz pani spiszę:
77
a] Jestem tak niewiarygodnie głodna, iż wierzę, że mój żołądek zaczął sam siebie zjadać
w ekstremalnym proteście na jego ekstremalną pustkę.
b] Jestem bardzo zmęczona, ponieważ zeszłej nocy byłam męczona nieprzyzwoitymi
myślami.
c] Sam obiekt moich nieprzyzwoitych myśli siedzi tuż za mną, rzucając czymś w Severusa
Snape’a i generalnie zachowuje się ze swoimi przyjaciółmi jak ogromny czterolatek.
d] Nawet, kiedy zachowuje się jak czterolatek, wciąż mnie pociąga.
e] Mojej prawdziwej miłości – który nie jest wyżej wymienionym atrakcyjnym
czterolatkiem – nie ma w tej klasie i dlatego nie ma go w moim umyśle, i dlatego powoli go
pozostawia, i nie wiem dlaczego to się dzieje ani w jaki sposób, zwłaszcza biorąc pod uwagę,
że kochałam go od wielu lat, miesięcy i lat, i właściwie to mam z nim w sobotę randkę.
f] Chociaż nie są wystarczająco dobrymi przyjaciółkami, żeby przynieść mi jedzenie, to
zdarza mi się mieć dwie znakomite najlepsze przyjaciółki chętne zrobić ten Eliksir Bryptin,
kiedy powiedziałam im, że mam załamanie nerwowe i przez to nie mogę go zrobić.
g] Obecnie patrzy pani na Christę Forester i jej smutną próbę pokrojenia w kostkę nóg
pająka, dlatego praktycznie pozwala mi pani nic nie robić.
Więc, na zakończenie, pani profesor, kochana, dzisiaj nie będę uczestniczyć w lekcji.
Proszę zignorować mnie i moje nieszczęście.
Pozdrawiam,
Lily Evans
P.S. – Um, czy właśnie nie poprosiłam, żeby pani mnie zignorowała? O co chodzi z tym
„Nie wiedziałam, że te zadanie wymaga pisania, panno Evans”? Tak bardzo niegrzeczne, pani
profesor. Tak bardzo niegrzeczne.
P.S.S – I nie ma znaczenia, że nigdy nie przeczyta pani tego listu, ponieważ nigdy go pani
nie dam. Powinna pani po prostu to rozumieć. Telepatycznie. Wysyłam pani moją wiadomość
przez falę mózgową. No przecież.
P.S.S.S – DOBRY BOŻE, KOBIETO, PRZESTANĘ!! Przestań krzyczeć!! Jeeezu!
Jeszcze Później, Zaklęcia
Spostrzegawcza Lily: Dzień 30
Suma Obserwacji: 182
78
Najdroższy Filiusie,
Jestem tak zrozpaczona, Fil.
Mogę ci to powiedzieć i wiem, że utrzymasz to w sekrecie, ponieważ nasza Zaklęciowa
więź pozwala nam na wyjątkową, osobistą relację, tak myślę. Poza tym Grace i Emma
powiedziały mi, że mają dość mojego marudzenia. Więc teraz jestem zrozpaczona sama. Na
lekcji Zaklęć! Wiem! Szalone, prawda? A ty opowiadasz o zaawansowanych zaklęciach
obronnych i w ogóle. Zaawansowane zaklęcia obronne to moje ulubione. Jakim cudem nie
jestem podekscytowana?
Prawda jest taka, że moje życie jest teraz dość gówniane, Fil. Naprawdę. Wszyscy robią
doprowadzające do szału rzeczy, mówiąc doprowadzające do szału rzeczy i sprawiają, że
kwestionuję moje poprzednie niezachwiane przekonania o życiu. W tej perspektywie
chciałabym, żeby życie było bardziej jak Zaklęcia. Przecież Zaklęcia się nie zmieniają. Jest
jeden prawidłowy sposób na ich wykonanie, jeden prawidłowy sposób na wymówienie
formułki, poruszenie różdżką i to tyle. Zaklęcia niespodziewanie cię nie pocałują i nie sprawią,
że zdasz sobie sprawę, iż się w tobie durzą, a ty również durzysz się w nich. Zaklęcia nie
zaproszą cię na randkę w tę sobotę, na którą o dziwo nie jesteś podekscytowany. Zaklęcia nie
dowiedzą się o kuszącym i obciążającym kawałku plotki o tobie, a potem nagle nie
zadecydują, całkowicie nietypowo, żeby nikomu o nim nie mówić, ponieważ ich najlepsza
przyjaciółka będzie nieznośna i ponieważ sądzą, że tworzycie słodką parę. Zaklęcia… są tylko
Zaklęciami. Może dlatego tak bardzo je kocham. One są niezawodne, wiesz? Bardzo
niezawodne.
Dlatego właśnie nie odpowiadam na twoje pytania, Fil, choć znam wszystkie odpowiedzi
i wszyscy inni są bardzo głupi oraz cisi, a ty spoglądasz na mnie dość wyczekująco. Po prostu
nie mogę. Bo moje życie jest gówniane. I jestem głodna. I James Potter to dupek. Bardzo duży
dupek. W którym trochę się durzę.
Naprawdę mogłabym teraz użyć zaklęcia rozweselającego, Fil. Naprawdę mogłabym.
Wieczne Pozdrowienia z Ziemi Chorobliwe Zrozpaczonej,
Lily
Później Później, Wróżbiarstwo
Spostrzegawcza Lily: Dzień 30
Suma Obserwacji: 182
Profesor Freedman-
79
Przepraszam, że próbowałam wypić herbatę, którą wykorzystywałaś dla fusów. Szczerze
mówiąc, nie sądziłam, że to będzie taki wielki kłopot. Nie wiedziałam, że zrujnuje to
wszechświat lub spowoduje rozdźwięk w czasoprzestrzeni albo cokolwiek innego, o czym pani
mamrotała. Po prostu mój brzuch dość głośno burczał i myślałam, że przestanie, jeżeli wleję
do niego trochę dobrej herbaty. Teraz wiem, że nie był to zbyt dobry pomysł.
Sorki.
Przepraszająco,
Lily Evans
Później Później Później, Korytarz
Spostrzegawcza Lily: Dzień 30
Suma Obserwacji: 183
PORA NA OBIAD, PORA NA OBIAD, PORA NA OBIAD!!
NARESZCIE!!
HURRA!!
Później Później Później, Transmutacja
Spostrzegawcza Lily: Dzień 30
Suma Obserwacji: 184
Obserwacja #184) Nigdy nie nie doceniaj mocy niewygodnej nocy spędzonej na
rozważaniu nieprzyzwoitych myśli i nierozwiązanego gniewu. Może cię to wpędzić w
poważne tarapaty.
Nie czekałam na Emmę czy Grace, jak wypadłam z Północnej Wieży do Wielkiej Sali w
rekordowym czasie, jak sądzę. Mój brzuch burczał wstrętnie przez ostatnią godzinę,
sprawiając, upubliczniając moje ciche problemy z głodem, intensywnością jego ryków, więc
przypuszczam, że raczej łatwo jest zrozumieć czemu nagle zdecydowałam zmienić się w
maratończyka. Próbowałam powstrzymać burczenie, ale nie poszło to zbyt dobrze, bo
profesor Freedman powiedziała mi, że zniszczyłam moją własną przyszłość próbując wypić
herbatę (przecież nawet nie potrzebujesz herbaty do przeczytania fusów. Starałam się to
powiedzieć Freedman, ale zbyt zajęta była opowiadaniem mi o moim niebezpiecznie-bliskim-
końcu życiu) i w ogóle.
80
To naprawdę przygnębiające.
Ale mam większe problemy na głowie.
Takie jak szybkie stanie się kanibalistycznym żołądkiem.
Ta.
Niedobrze.
Rzecz jasna dostałam się do Wielkiej Sali tak szybko, jak fizycznie możliwe.
Nie lubię myśleć, że jadłam jak dzikus, jak tylko posadziłam tyłek przy stole Gryffindoru,
lecz jestem wystarczająco ze sobą odprężona, by przyznać, że zdecydowanie miałam
uprzejmiejsze momenty posiłku. Ale szczerze, czego się spodziewać po dziewczynie, która nic
nie jadła od dziobania na kolacji zeszłego wieczora? Czego można się tak naprawdę
spodziewać? I po tym ciężkim czasie, który ostatnio mam? Życie nie zawsze może być
wspaniałe, wiecie.
Albo raczej nigdy wspaniałe, jak często jest w moim wypadku.
Więc siedziałam przy stole, wsadzając kolejny obsceniczny kęs ryżu (tak, mieli ryż na
obiedzie! Zwycięstwo!) do mojej przepełnionej gęby, kiedy przyszedł James i zajął miejsce
naprzeciwko mnie, swobodnie jak nigdy. Zbyt zaabsorbowana byłam moim posiłkiem, żeby
go dostrzec dopóki nie znalazł się tuż przede mną, więc przypuszczam, iż można powiedzieć,
że lekkim szokiem było nagłe go zobaczenie. I chociaż powinnam być przyzwyczajona do
faktu, że teraz ilekroć go widzę, mój żołądek się przekręca, w głowie mi się kręci i czuję się
trochę zamroczona, to najwyraźniej nie jestem, ponieważ ani trochę się tego nie
spodziewałam. I może był to fakt, że jeszcze nie byłam do tego przyzwyczajona lub fakt, iż w
ogóle coś takiego tam było, ale cokolwiek to było, zaczęłam być zdecydowanie rozdrażniona.
Bardzo, bardzo klasyczne, naprawdę.
Psh.
- Głodna? – zapytał sucho James, unosząc brwi i patrząc na moją okropnie pełną buzię i
przepełniający się talerz. Poczułam jak czerwienię się śmiesznie, ale potaknęłam i upiłam
soku dyniowego, starając się tego nie pokazywać. James zaśmiał się i zaczął napełniać własny
talerz znacznie mniejszą ilością jedzenia ode mnie. – Gdzie byłaś dziś rano? – zapytał, biorąc
trochę ryżu (czego nie uważałam za atrakcyjne, tak na marginesie) i dodając do swojego
talerza. – Przypuszczam, że te nowo odkryte obżarstwo bierze się z braku wartości
odżywczych tego poranka, tak?
- Spałam – skłamałam pomiędzy wielkimi kęsami jedzenia, marszcząc na niego brwi. –
Czasami lubię robić takie rzeczy.
81
Gdzieś w mojej szalonej podświadomości zastanawiałam się co by zrobił, gdybym
wyznała mu prawdziwy powód, dlaczego nie zeszłam dzisiaj na śniadanie. Gdybym siedziała
sobie między kęsami ryżu i spokojnie poinformowała go, że spędziłam większość czasu
próbując przekonać samą siebie, iż byliśmy najbardziej niedopasowaną parą na całym
świecie… i poniosłam porażkę. Zastanawiałam się, co by zrobił, gdybym powiedziała
„Myślałam o tym, jak mnie całujesz. Pamiętasz jak to zrobiłeś? Pocałowałeś mnie?”, a potem
wzięłabym kolejny łyk soku dyniowego.
Prawdopodobnie dostałby ataku serca. Albo co najmniej by się zadławił.
Nie.
Wiecie, co tak naprawdę by pewnie zrobił?
Znowu mnie pocałował.
Ta.
Totalnie by mnie znowu pocałował.
James wygiął brew. – Wszystko w porządku? Wyglądasz trochę dziwnie.
Całowaniecałowaniecałowaniecałowaniecałowanie.
Kurde.
- Pamiętasz te załamanie nerwowe, o którym mówiłam ci tamtego dnia? – mruknęłam
durnie, nagle czując się bardzo gorąco, bez tchu i wcale niedobrze. – Myślę, że powraca. Tak,
zdecydowanie powraca.
Niedobrze.
Wcale niedobrze.
Szlag by to.
- Opowiedz mi więcej o tym załamaniu nerwowym – powiedział James, przygryzając
swoją kanapkę i naprawdę nie mając pojęcia o co prosił. – Wcześniej mówiłaś o nim bardzo
ogólnikowo.
Opowiedzieć ci o nim więcej?
Um.
Ty jesteś jego przyczyną.
- Jest okropne.
- Dlaczego?
82
- Bo tak.
- Dziś jesteś bardzo gadatliwa, hm?
- Zamknij się – wymamrotałam, ponuro wgryzając się we własną kanapkę, marząc, żeby
on po prostu sobie poszedł. – Po prostu się zamknij, okej? Bo wiesz co… to taka… to taka
dziewczęca rzecz, dobra? Nie mógłbyś zrozumieć. Nigdy nie zrozumiesz.
Tyle że zrozumiałby i to doprowadza mnie do szału.
- Wypróbuj mnie – zasugerował James.
Ale ja nie chciałam go wypróbowywać i nie chciałam o tym gadać, bo im więcej
ogólnikowo o tym gadałam, tym więcej myślałam o tym i fakcie, że te doprowadzające do
szału, pozornie małe zauroczenie powoli wzrastało zarówno w irytacji, jak i proporcji,
zabierając ze sobą moje zdezorientowanie. A kiedy powinno być to rozczarowujące, być
może w najgorszym wypadku zniechęcające, jakimś cudem mnie to rozgniewało. Naprawdę
rozgniewało. Zgaduję, że nie jest to dziwne, przez moją dość częstą skłonność do takiego
stanu, ale naprawdę wzrósł on w zaskakująco szybkim tempie.
I na kogo lepszym wyładować ten gniew niż na tym, kto go nieumyślnie spowodował?
Czasami nie myślę przed robieniem.
- Zostaw mnie po prostu w spokoju! – Niespodziewanie warknęłam na Jamesa,
praktycznie czując ostrzenie się mojego języka, jak zaczęłam patrzeć na niego spode łba,
gniew szybko wykipiał. – Mógłbyś cholernie zostawić mnie w spokoju na parę sekund?
Merlinie!
James uniósł brwi. – Jeezu – mruknął, rzucając mi spojrzenie. – Nie musisz krzyczeć.
- Nie krzyczę!
- Em…
- Zamknij się!
Nie wiedziałam dlaczego tak nagle zaczęłam zachowywać się jak wariatka – i wyraźnie
nieprzyjazna – i wiedziałam, że James zaczynał widzieć moją złośliwość jako nie wynik żartu,
lecz irytacji, kiedy spojrzał na mnie przymrużonymi oczami. Jednak wyczuwałam, że robię się
coraz bardziej rozgniewana, ta silna emocja wydobywała się pozornie znikąd.
Bo naprawdę jakie on miał prawo?
Jakie miał prawo do takiej nagłej zmiany?
Jakie miał prawdo do durzenia się we mnie?
83
Jakie miał prawo do sprawienia, że ja durzyłam się w nim?
Jakie miał prawo do całowania mnie, a potem zapomnienia?
Wiem, że to nie jego wina. Wiem, że nie mógł kontrolować tych spraw bardziej ode
mnie. Zmienił się, bo dorósł. Durzył się we mnie, bo… cóż, z jakiegokolwiek powodu, który
sobie wybrał. To ja postanowiłam durzyć się w nim; na to nic nie mógł poradzić. Nie jego
winą było, że się upił i nie pamiętał całowania mnie. Nie jego winą było, że Amos zaprosił
mnie na randkę i nie byłam już tym podekscytowana. Nie jego winą było, że pasowaliśmy do
siebie na tyle dziwnych sposobów, zaczynając od naszej sympatii do bycia trochę szalonymi,
kończąc na naszych nieco różniących się wzrostach, i że leżałam sobie zeszłej nocy i myślałam
o nich wszystkich. Nie jego winą było, że jestem taka sprzeczna.
To nikogo wina.
Ale nadal go winiłam.
Bo tak chyba było łatwiej.
- Co się z tobą dzieje, do diabła? – zażądał, oczy mrużąc jeszcze bardziej, kiedy nie
przestawałam piorunować go wzrokiem. Może to było głupie, ale robiłam się coraz
wścieklejsza im dłużej tam siedział.
- Nic – odwarknęłam, choć wyraźnie tak nie było. – Możesz to zostawić w spokoju, do
cholery? Merlinie. Jesteś takim…
- Czy chodzi o Diggory’ego?
Moje serce stanęło.
- Co?
- Chodzi o pieprzonego Diggory’ego, prawda? – powtórzył James, praktycznie
wypluwając te słowa. Jego twarz pociemniała. – Zrobił coś, a teraz wyżywasz się na mnie,
tak? Co zrobił ten cholerny dupek? Nie odwołał niczego, co?
Pękłam.
Nie wiem dlaczego, nie wiem jak, ale pękłam.
I niestety James został pokrojony przez wszystkie rozbite kawałki.
- Dlaczego musi chodzić o Amosa? – krzyknęłam, podnosząc się z miejsca i przeszywając
go mocniej wzrokiem niż kiedykolwiek. Poczułam jak rumieni mi się twarz i gniew burzy się
wewnątrz mnie. Nawet jak próbowałam namówić się do bycia racjonalną, tama została
przerwana i nagle gorzkie słowa wypłynęły z moich ust w szybkim tempie. – Dlaczego zawsze
musisz próbować tak go upokarzać? Lubię go, James i nic mnie cholernie nie obchodzi co o
84
tym sądzisz, więc zamknij głupią gębę. Dlaczego nie możesz po prostu zaakceptować, że on
nie jest dupkiem, podobam mu się i tyle?
- Bo on jest dupkiem! – krzyknął James.
- Ty jesteś dupkiem! – odparowałam.
- Co się z tobą dzisiaj dzieje, do cholery jasnej? – zapytał po raz drugi James, teraz
również wstając. Przewyższał mnie, sztyletując mnie wzrokiem. Czułam, że spojrzenia zaczęły
odwracać się w naszym kierunku i jeszcze bardziej się wściekłam. James jednak wydawał się
tego nie zauważyć, kontynuując. – Nie wyładowuj na mnie swoich cholernych frustracji,
Evans. To nie moja cholerna wina, że masz coś w tyłku. Nie jestem twoim cholernym
problemem.
- Tak, jesteś! To wszystko twoja wina!
W chwili, kiedy te słowa opuściły moje usta zrobiłabym wszystko, żeby je cofnąć.
Sprzedałabym własną duszę, by cofnąć się w czasie, żeby jakoś zmienić moment
kompletnego obłędu, gdy wydawało się, że to prawidłowa rzecz do powiedzenia. Ale nie
mogłam, a one wisiały w powietrzu i nawet kiedy pertraktowałam mentalnie z diabłem, to
widziałam zmianę wyrazu twarzy Jamesa na zdezorientowanie i wiedziałam, że właśnie
głęboko się zakopałam.
Czy ja oszalałam? Czy ja absolutnie cholernie oszalałam?
Równie dobrze mogłabym mu cholernie wszystko powiedzieć! Każdy kompletnie
sprzeczny, całkowicie żenujący szczegół!
Czy ja oszalałam??
- Wychodzę – warknęłam, teraz bardziej wściekła na siebie niż na Jamesa, ale wciąż tak
samo wściekła. James podążał zmrużonym spojrzeniem za moimi szybkimi działaniami,
skonsternowany wyraz nie opuszczał jego twarzy. Próbowałam go ignorować, nie chciałam
się z tym mierzyć. On jednak nie zamierzał pozwolić mi odejść bez walki.
- O co ci chodzi? – zapytał, jego oczy i głos nadal ostre. – Jak do cholernego diabła to jest
moja wina?
- Wychodzę – powtórzyłam i tym razem mówiłam serio. Wyglądał jakby zamierzał
powiedzieć coś jeszcze, pewnie zażądałby wyjaśnienia, ale nie dałam mu szansy. Rzuciłam
mu tylko najnieprzyjemniejsze spojrzenie, jakie mogłam, wzięłam moje książki i wybiegłam z
Wielkiej Sali, mój apetyt oraz godność całkowicie zniknęły.
A James, będąc bystrym facetem, nie poszedł za mną.
85
Wiem, że to nie jest jego wina. Po wściekaniu się przez całą Historię i racjonalizowanie
oraz katarktyczne zapisywanie tego teraz na Transmutacji, wiem że nic z tego nie jest winą
Jamesa. I może wtedy również to wiedziałam. On nie może kontrolować zapomnienia o
całowaniu mnie bardziej niż ja mogę kontrolować moje drażniące uczucia, a nawet gdyby
mógł, to nie wiem nawet czy chciałabym tego od niego i dlatego właśnie zachowywałam się
jak dupek. I być może dobrze było to wszystko z siebie wyrzucić, chociaż on nie ma pojęcia o
dramatyzmie sytuacji i nigdy mieć nie będzie, jeżeli mam w tym coś do powiedzenia, ale
nadal tego żałuję. Nadal wszystkiego żałuję.
A teraz siedzi dwa rzędy przede mną i wiem, że także jest wściekły. Jego plecy są napięte
i nie sądzę, że skupia najmniejszą uwagę, ani na McGonagall, która rozprawia się o
animagach, ani na Syriusza, który ciągle szturcha go w bok. Nie próbował również ze mną
porozmawiać, ani razu. I może tak jest lepiej. Może potrzebuję jeszcze paru godzin na
wściekanie się i może on także. Ale będę widzieć się z nim dzisiaj na korepetycjach i to
sprawia, że sytuacja jest o wiele bardziej niezręczna.
Co jeśli on się nie pojawi?
Co jeśli tak bardzo go rozgniewałam, że już nie chce mieć ze mną nic wspólnego?
Co jeśli sprawiłam, że przestał się we mnie durzyć?
Dlaczego coś takiego zawsze przydarza się mnie??
Nienawidzę mojego życia.
Później, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 30
Suma Obserwacji: 184
- Co z tobą, Lily?
- Nie mów do mnie, Gracie. Jestem bardzo nieszczęśliwą osobą.
- Chodzi o tę kłótnię z Jamesem na obiedzie?
- Nie wymawiaj jego imienia.
- Och, dajże spokój, Lil.
- Po prostu daj mi umrzeć w spokoju.
Jeszcze Później, Nadal w Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
86
Spostrzegawcza Lily: Dzień 30
Suma Obserwacji: 185
- Co się dzieje z Lily, Grace?
- Jest nieszczęśliwa i najwyraźniej umiera.
- Dlaczego?
- James.
- O, dobry panie. Dlaczego pozwalasz, żeby to cię dręczyło, Lily?
- Bo jestem okropną, rozgniewaną osobą, Em.
- Och. Miło.
Jeszcze Jeszcze Później, Nadal w Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 30
Suma Obserwacji: 185
Nie chcę iść na korepetycje.
NIE CHCĘ IŚĆ NA KOREPETYCJE.
Chyba się rozryczę.
Ekstremalnie Późno, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 30
Suma Obserwacji: 185
Dlaczego życie musi być tak cholernie skomplikowane?
Poważnie. Dlaczego życie musi być takim bagnem? Dlaczego, kiedy jedna sprawa jest
rozwiązana i zakończona i wszystko jest minimalnie szczęśliwe, coś kolejnego musi się
schrzanić? Co jest z tą ciągłą dramą? Czy wszyscy nie możemy żyć w spokoju?
Jeezu.
Byłam kompletnie nieszczęśliwa do czasu jak zebrałam dość siły, by wyjść z łóżka i zacząć
przygotowywać się na korepetycje z MJ’em. Bycie tak nieszczęśliwą było głupie, jak
przypuszczam, ale po prostu byłam na siebie taka wściekła za wyładowywanie frustracji na
87
Jamesie, że nic nie mogłam na to poradzić. Nie była to nawet duża kłótnia w historii naszych
okropnych zatargów, ale nie była ona sprawiedliwa. Niesprawiedliwe było, że wyładowałam
na Jamesie to, o co byłam zła na samą siebie. Tak, pocałował mnie. Tak, w rezultacie
odkryłam, że się we mnie durzy. Tak, nieumyślnie sprawił, że zdałam sobie sprawę, iż ja także
się w nim durzę. Tak, jestem tym wszystkim zdezorientowana i najwyraźniej jeszcze tego nie
zaakceptowałam, ale… wrzeszczenie na Jamesa nie jest na to odpowiedzią.
Naprawdę muszę znaleźć alternatywne ujście dla mojej frustracji.
Psh.
Wzięłam książki z Zaklęć i podręcznik Transmutacji – jeśli James w ogóle się pokaże, a nie
będę go winić, jeśli tak nie będzie, prawdopodobnie będę tego potrzebowała – i
przygotowałam się do opuszczenia pokoju. Emma siedziała na swoim łóżku, pracując nad
zadaniem z Numerologii i podniosła wzrok, jak ospale przysuwałam się do drzwi.
- Gdzie idziesz? – zapytała.
- Korepetycje – wymamrotałam, entuzjazm po prostu promieniał z mojego głosu. Emma
pokręciła głową.
- Usiądź z tyłu, dobrze? – poprosiła sucho, nawet nie odwracając wzroku od jej zadania.
– Nikt prócz biednego Maurice’a nie powinien mierzyć się dziś z twoim nastrojem.
- MJ to silny, cichy typ – odparłam w odpowiedzi, choć byłam zbyt nieszczęśliwa by
wydobyć z siebie prawdziwe i zjadliwe poczucie humoru. – Możemy być silny, cisi i
nieszczęśliwi razem.
- Rozchmurz się! – Było ostatnią pożegnalną radą Emmy i zamknęłam drzwi na jej
śmiejącym się uśmiechu.
Rozchmurz się.
Psh.
Nie-cholernie-prawdopodobne.
Pozostałam w nieprzyjemnym nastroju, jak wlokłam się korytarzami na czwarte piętro
do biblioteki, ale wiedziałam że bez względu na to jak czułam się wewnątrz, to naprawdę
potrzebowałam wziąć do siebie radę Emmy i trochę się rozchmurzyć. Nie mogłam przecież
oczekiwać od MJ’a, że wytrzyma z moim humorem przez całą godzinę. Nie byłoby to wobec
niego sprawiedliwe, ani trochę. On nie zrobił nic złego. To byłam tylko ja i moja głupota. MJ
nie powinien ponosić ceny za moje wykroczenia. Więc chociaż nadal byłam dosyć
zrozpaczona, to zmusiłam się do pokazania uśmiechu (czy raczej usunięcia gniewnego
grymasu) jak tylko dotarłam na czwarte piętro. Nikt nie musiał wiedzieć o moim wiecznym
nieszczęściu. Sama musiałam sobie z nią radzić.
88
Kiedy przybyłam wreszcie do biblioteki od razu dostrzegłam czekającego na mnie MJ’a
przy stoliku, który zajmowaliśmy w zeszłym tygodniu (co oznaczało, że pomimo prośby
Emmy, nie będę odizolowana, jak pewnie być powinno). Siedział dość niewinnie na miejscu,
które ostatnio okupował, nos zakopany miał w jakiejś ogromnej książce, cichy i poważny jak
zwykle. Wzięłam głęboki wdech, przypominając sobie, żeby nie być dupkiem i z rozmysłem
ruszyłam do przodu.
- Cześć, MJ – przywitałam go z najlepszą sztuczną wesołością, rzucając mu uśmiech i
zajęłam miejsce naprzeciw niego. MJ podniósł wzrok znad książki, mrugając oczyma.
- Przy marszczeniu brwi działa więcej mięśni niż przy uśmiechaniu – poinformował mnie
beznamiętnie, oczami nadal mrugając tępo. – Wiedziałaś o tym? – A potem, niemal od razu.
– Co się dzieje?
Jest to naprawdę smutna i żałosna rzecz, jeżeli nie możesz nawet ukryć swojego
nieszczęścia przed towarzysko-opóźnionym trzynastolatkiem.
Psh.
- Em, dlaczego miałoby się coś dziać? – spytałam niewinnie, starając się mocno
zachowywać się jak najswobodniej. – Nic mi nie jest. Wszystko jest w porządku. Nic się nie
dzieje.
- Wyglądasz na smutną – odpowiedział MJ ze spostrzegawczością, której teraz naprawdę
nie potrzebowałam. – I zmęczoną. Tak jakby. – Wzruszył ramionami, spuścił wzrok na jego
książkę. – Ale może nic ci nie jest.
Nic?
O, dobry panie, chciałabym.
- Nie, masz rację – odpowiedziałam z westchnięciem, nie kłopocząc się już nawet ze
sztuczną wesołością albo pseudouśmiechami. MJ spojrzał pytająco. Wzruszyłam ramionami.
– To był długi dzień – ciągnęłam. – Jestem trochę skołowana. Nie chciałam być taka…
- Muszę z tobą porozmawiać, Lily.
Podniosłam gwałtownie głowę i moje serce stanęło na znajomy głos rozbrzmiewający
przede mną. Zaschło mi w ustach i otworzyłam je bardzo nieatrakcyjnie, patrząc się pusto
przed siebie.
Co on tutaj robił?
Czego chciał?
Dlaczego on mi to robił??
89
- James. – Jego imię stoczyło się sztywno i niewygodnie z mojego języka. – Co ty tutaj
robisz?
Stał beztrosko za MJ’em, nadal mając na sobie szkolne szaty, choć były trochę
zaniedbane i wyglądały, jakby leżał w nich w łóżku. Ręce miał schowane głęboko w
kieszeniach i przestępował z nogi na nogę, a gdyby nie jego zdeterminowany wyraz twarzy,
to mogłabym nawet nie zwrócić na niego uwagi. Ale tylko na niego patrząc wiedziałam od
razu, że to się nie wydarzy. Czegokolwiek chciał James, to tego dostanie, bez względu na to,
co będzie musiał zrobić.
Co jest dość niepokojącą myślą, kiedy się nad tym zastanowi.
- Muszę z tobą porozmawiać – powtórzył ponaglająco, robiąc krok do przodu, jego przód
zbliżył się do oparcia krzesła MJ’a. – To ważne.
- Nie może poczekać? – zapytałam, chociaż teraz kiedy stał tuż przede mną, tak bardzo
chciałam przeprosić za bycie takim dupkiem, że aż mnie bolało. Przeniosłam wzrok na MJ’a,
który siedziało obojętnie na krześle, jego wzrok przyklejony był do książki, a na twarzy miał
najdziwniejszy wyraz. – Tak jakby jestem w czegoś trakcie – kontynuowałam, przypominając
sobie niemal tak bardzo jak Jamesowi, o tym fakcie. Zasznurowałam usta. – Zobaczymy się za
godzinę. Nie możemy po prostu…
- Nie – upierał się James, kręcąc głową. – Musi być teraz.
- Ale…
- No chodź.
Lubię myśleć, że gdybym była w dobrym stanie umysłowym – znaczy, że gdybym nie była
nim nieprzyzwoicie zauroczona, kompletnie zrozpaczona, bo jestem kretynką i generalnie
trochę bardziej niż zbzikowana – i gdybym w tej chwili tak bardzo nie chciałam z nim
porozmawiać, to wykrzesałabym z siebie trochę więcej walki, kiedy on teleportował się po
mojej drugiej stronie stołu, chwycił mnie za nadgarstek i podniósł mnie na nogi. Ale kiedy
byłam obecnie umysłowo niestabilna i bardzo chciałam z nim porozmawiać, to mogłam
wydobyć tylko szybkie – Zaraz wrócę! – do MJ’a zanim zostałam zaciągnięta na drugą stronę
biblioteki i w niekończące się rzędy regałów, zgubiona w przepaści książek, jak James brnął
dalej.
Nareszcie zatrzymał się gdzieś na tyle sekcji Obrony, gdzie było bardzo mało ludzkiego
kontaktu, z wyjątkiem niewielkiego światła i dźwięku dobiegającego z dalekiej lewej strony,
pomiędzy półkami. Krzyżując ramiona na piersiach, bardziej z powodu niepokoju o to co
zamierzał powiedzieć i tego, co chciałam powiedzieć niż czegokolwiek innego, czekałam, aż
James odwróci się do mnie. Gdy w końcu to zrobił, wyglądało na to, że nie do końca był
pewny co chciał powiedzieć albo może chodziło o to, że nie wiedział jak to powiedzieć. A
chociaż do tego momentu byłam pochłonięta wzięciem go na bok, żeby go przeprosić, to
90
wtedy zdałam sobie sprawę, że może faktycznie coś się stało. Przecież James powiedział, że
to pilne, prawda? Powiedział, że nie może to poczekać godziny, aż będziemy mieli razem
korepetycje. Co to oznaczało? Co się stało? Czy ktoś był zraniony? Coś było nie w porządku?
Nagle miałam na głowie o wiele więcej niż proste przeprosiny.
O Merlinie, kto to był?
Co to było?
O Boże.
- Co się stało? – zażądałam szybko, kiedy James nie wydawał się o wiele bliższy
uformowania spójnego zdania niż wtedy, kiedy mnie tu przywlekł. Moja panika zaczęła
wzrastać w szybkim tempie. – Czy wszystko w porządku? Co jest? Nikomu nie stała się
krzywda, prawda? Przecież usłyszałabym, gdyby komuś coś się stało, chyba że…
- Nie, nie. Nikomu nic nie jest – wtrącił prędko James, potrząsając głową i nareszcie
odnajdując słowa. Westchnęłam z ulgą, wdzięczna, że przynajmniej nie był to taki typ ważnej
rozmowy, ale nadal niespokojna na usłyszenie jakim typem ważności ona była. Do głowy
wleciały mi wszystkie szalone sytuacje, gdy James powoli wyjaśniał. – To nic takiego –
ciągnął, przeciągając napięcie i mój niepokój. – Nikt nie jest w żadnym niebezpieczeństwie
czy czymś takim. Ja… chodzi o to… po prostu…
- Po prostu co?
- Musiałem po prostu przeprosić.
…
Co?
- Ty… musiałeś przeprosić? – wymamrotałam powoli, patrząc w zdumieniu, jak ręka
Jamesa natychmiast powędrowała, by nastroszyć jego włosy i potaknął niepewnie. Wzięłam
głęboki wdech. – To były te twoje ważne wiadomości, które nie mogły poczekać? Że musiałeś
przeprosić?
- No tak, bo…
Uderzyłam go.
Uderzyłam go bardzo, bardzo mocno.
- Merlinie! – krzyknął, odskakując od mojej wściekłej napaści. – Lil… uważaj! Co jest z
tobą nie tak, do diabła?!
91
- Myślałam… że… coś… było… bardzo… nie tak… ty… cholernie… głupi… palancie! –
syczałam przez zaciśnięte zęby, waląc go mocno w jakąkolwiek część ciała, jakiej mogłam
sięgnąć z każdym nowym słowem. – Nie… mogę… ci… uwierzyć…
- Ej, ej. PRZESTAŃ! – wykrzyknął w końcu James, łapiąc moje nadgarstki i przerywając
choć na moment moje bezwzględne ataki. – Możesz się uspokoić? – zapytał, kręcąc głową. –
Przepraszam, że cię zmartwiłem. Nie chciałem. Przyszedłem tylko po to, żeby…
- …przeprosić! – dokończyłam za niego, piorunując gwałtownie wzrokiem. – Wiem! Tyle
powiedziałeś! A tak na marginesie – dodałam, niezbyt przyjemnie – możesz zrobić mi
przysługę i powiedzieć mi za co ty masz przepraszać, do jasnej cholery?
James wyglądał na zaskoczonego. – Co? – mruknął bezbarwnie.
- Słyszałeś, co powiedziałam! – mówiłam, wyrywając nadgarstki z jego uścisku i znowu
zaciskając stanowczo ramiona na piersi. – Za co w ogóle ty masz przepraszać, co? Albo może
nie zorientowałeś się, że to ja skakałam ci do gardła bez żadnego powodu? Jeśli już, to ja
powinnam cię przerazić wyciągając cię z sesji korepetycji, z pozornie złowieszczymi
wiadomościami, nie na odwrót!
- Em, ale Lily…
- I przepraszam – zdołałam w końcu wydusić, tracąc większość wściekłości, jak dotarła do
mnie świadomość, że próbowałam szczerze przeprosić. Wzięłam kolejny głęboki wdech i
potrząsnęłam głową. – Przepraszam – powtórzyłam cicho, patrząc prosto na Jamesa. –
Złapałeś mnie w absolutnie okropnym nastroju, nie spałam przez większość nocy, nic nie
jadałam i… są też te inne rzeczy…
- Takie jak twoje załamanie nerwowe? – zasugerował pomocnie James z lekkim
uśmiechem. Roześmiałam się lekko, marząc, bym mogła – ale wiedząc, że nie mogłam –
opowiedzieć mu o moim głupim załamaniu nerwowym i jak nieumyślnie był jego przyczyną.
Zamiast tego skinęłam jedynie głową i przełknęłam słowa, które chciały się wydostać.
- Ta – mruknęłam, wzdychając ciężko. – Zwłaszcza moje załamanie nerwowe.
Załamania nerwowe, jak zaczynam się uczyć, są niebezpieczniejsze niż wcześniej
oczekiwano.
Psh.
- Przeprosiny przyjęte – odpowiedział od razu James, ale sposób w jakim to powiedział,
wiedziałam, że myślał o czymś innym. Nie musiałam długo na to czekać. – Ale chodzi o to…
- Hm?
92
- Powiedziałaś… powiedziałaś, że to moja wina – przypomniał mi wolno, znowu
mierzwiąc dłonią włosy. – I może to tylko byłaś wściekła ty – ciągnął szybko, wzruszając
ramionami. – Nie wiem. Ale chodzi o to… że od jakiegoś czasu byłaś wobec mnie jakaś inna.
Tych parę ostatnich dni… zachowywałaś się tak dziwnie. I pomyślałem, że może zrobiłem coś
głupiego i jesteś na to wściekła, a ja jakoś to wszystko pogarszałem. I wiem, że głupie było
obwinianie o to wszystko Diggory’ego i w ogóle, ale… nie zamierzam kłamać i udawać, że go
lubię, Nieomylna. Naprawdę myślę, że ten kretyn to dupek, ale to nie znaczy, że ty masz tak
myśleć i to nie znaczy, że on coś spieprzy tak, jak jakoś spieprzyłem ja…
- Nic nie… nic nie namieszałeś – zapewniłam go cicho, czując się bardzo pruderyjnie i nie
chcąc nagle przeklinać. Złapałam dłoń, która mierzwiła jego włosy i zniżyłam ją do jego boku.
Rozpraszało mnie to. – Nic nie namieszałeś – powtórzyłam. – To ja. To zawsze ja. A ty…
Urwałam, nie wiedząc co powiedzieć. Po części bardzo chciałam wszystko mu
powiedzieć, powiedzieć, że pocałował mnie i o tym zapomniał, że wiedziałam, iż się we mnie
durzył i ja durzyłam się w nim, i gadałabym o całym tym pomieszanym wydarzeniu,
pozwalając mu mierzyć się z całym tym ciężarem, ale wiedziałam, że nigdy nie będę w stanie
tego zrobić. Choć okropnie chciałam wszystko to z siebie wyrzucić, dać Jamesowi mierzyć się
z moimi problemami, to wiedziałam, że powiedzenie Jamesowi o jakiejkolwiek z tych rzeczy
spowodowałoby tylko więcej problemów. Bo kiedy się dowie… cóż, wyobrażam sobie, że
będzie dość uporczywy. Kiedy będzie myślał, że ma jakąś szansę i w ogóle. A ja serio nie
mogę się z tym mierzyć, ponieważ nawet nie wiem czy on ma jakąś prawdziwą szansę. A
dopóki nie rozgryzę co do cholery zamierzam zrobić z Amosem, moimi uczuciami do niego,
Jamesem i moimi uczuciami do niego… no będzie to bardzo prywatna sprawa. Musi być. Nie
mam innego wyboru.
Ale trzymanie tego w sekrecie nie robiło się przez to wcale łatwiejsze.
- Czy to chodzi o Carrie? – zapytał niespodziewanie James, wyciągając mnie z czarnej
dziury moich nieszczęśliwych myśli. – Dlatego jesteś na mnie taka wściekła? Przepraszam, że
poszedłem z tobą do łazienki, dobra? To było durne. Ale ona nic nikomu nie powiedziała,
prawda? A ty z nią gadałaś. Mówiła, że zamierza komuś powiedzieć?
- Skąd wiesz, że z nią gadałam? – spytałam, mrużąc lekko oczy.
- Syriusz mi powiedział – odparł James. Niemal jęknęłam.
- Przysięgam na Merlina – mruknęłam z rozdrażnieniem, przyciskając rękę do pulsującej
teraz głowy – wasza czwórka jest jak grupa gadatliwych staruszek! Co, spędzacie wieczory
odtwarzając wasze codziennie rozmowy czy coś? Nie trzymacie przed sobą niczego w
tajemnicy?
93
- Zazwyczaj nie – odpowiedział James, znowu wzruszając ramionami. – Ale czy to ma
znaczenie? – zapytał. – Dlaczego przejmujesz się, jeśli Syriusz powiedział mi, że gadałaś z
Carrie?
Bo nie chciałam złamać ci serca, ty głupi kretynie!!
- Och, nieważne – mruknęła, walcząc z chęcią wywrócenia oczami. – Nie ma to już
znaczenia. Nie jestem na ciebie wściekła za Carrie. To nie była twoja wina. A ona i tak nie
zamierza nic o tym powiedzieć.
- Więc dlaczego byłaś na mnie zła? – spytał James ze skonsternowaniem słyszalnym w
jego głosie. – Dlaczego byłaś wobec mnie ostatnio taka inna?
Um, może dlatego, że mnie pocałowałeś?
Bo się w tobie durzę?
Psh.
- To… nie byłam na ciebie zła – odpowiedziałam powoli, próbując znaleźć właściwe
słowa. James posłał mi niedowierzające spojrzenie. – Naprawdę – zapewniłam. – Nie
okłamuję cię. Nie byłam zła. Po prostu… jest coś takiego…
- Co takiego? – krzyknął James. – Co to jest?
- Nie mogę ci powiedzieć – wyrzuciłam z siebie w końcu, najbardziej niezadowalającą
odpowiedź na świecie. – A przynajmniej – dodałam szybko, kiedy James uniósł brwi – nie
mogę ci powiedzieć tego teraz. I wiem, że może to brzmieć niesamowicie dziwnie…
- …no tak…
- …ale proszę, pozwól mi być niejednoznaczną przez jakiś czas, dobra? – poprosiłam,
rzucając mu zdesperowane spojrzenie. – Po prostu… muszę najpierw rozgryźć kilka rzeczy
zanim… em… powiem ci o innych rzeczach, jak sądzę… i wiem, że to nadal nie ma sensu, ale
chyba widzisz teraz dlaczego ostatnio nie byłam najstabilniejsza, ponieważ mierzyłam się z
tą… rzeczą… i doprowadza mnie ona do szału, więc…
Nie wiedziałam, co dalej powiedzieć. Tak w ogóle to nie wiedziałam o czym teraz
mamrotałam, więc nic dziwnego, że nie wiedziałam co dalej, ale spojrzałam rozpaczliwie na
całkowicie skonsternowaną twarz Jamesa i modliłam się do każdego typu sił wyższych, żeby
zrozumiał niezrozumiałe.
Po prostu nie mogłam jeszcze mu powiedzieć. Nie mogłam.
- Więc… ta… rzecz – zaczął powoli James, zdezorientowanie na jego twarzy ostrożnie
zmieniło się w cichy zamysł. – Przez nią ostatnio tak dziwnie się wobec mnie zachowywałaś?
To jest powód?
94
Potaknęłam, nie ufając ustom, że w tej chwili wszystkiego nie wygadają. James również
skinął głową.
- Dobra – powiedział, wydając się przyjąć tę informację do wiadomości. – A czy ja… -
ciągnął, marszcząc lekko brwi. – To znaczy, czy ja… zrobiłem tę rzecz? Czy to moja wina?
- Nie całkiem – odpowiedziałam, ani trochę pewna jak na to odpowiedzieć. – To…
skomplikowane.
Skomplikowane.
O tak.
Zdecydowanie skomplikowane.
- Skomplikowane – powtórzył James, również wypróbowując te słowo. Zdawał się
myśleć nad nim przez kilkanaście sekund. Jeszcze mocniej zmarszczył brwi. Milczał przez parę
sekund, wpatrując się uważnie w podłogę, drapiąc się po potylicy. Po czym nagle podniósł na
mnie wzrok. – Ale powiesz mi, co to za rzecz, prawda? – spytał, opuszczając rękę po boku. –
Nie teraz, ale ostatecznie mi powiesz?
- Jak ja już ją rozgryzę – odparłam sucho, potakując głową.
- Już nie będziesz zachowywała się do mnie dziwnie? – pytał, unosząc brwi. – Skończyłaś
z dziwnymi rozmowami i nagłymi wybuchamy gniewu, tak?
- Tak sądzę – odparłam, prychając i mając wielką nadzieję, że tak właśnie było. – Ale jeśli
nie – dodałam szybko, posyłając mu leciutki uśmiech – to wiesz, że to nie ty, tylko ja i dlatego
natychmiast mi wybaczysz, racja??
James również prychnął. – O tak – powiedział, wywracając oczami. – Natychmiastowa
pokuta.
- Cudownie! – ogłosiłam z kolejnym uśmiechem.
- Hej, Lil?
- Hm?
- Jesteś pewna, że już teraz nie chcesz mi powiedzieć o tej rzeczy?
Nie.
A teraz, proszę, przestań mnie kusić, ty głupi, głupiutki chłopcze!
- Tak, jestem pewna – odpowiedziałam z westchnieniem i myślę, że nawet James wyczuł
niechęć i niezdecydowanie w moim głosie. Otrząsnęłam się, po czym skinęłam mu stanowczo
95
głową, licząc, że zostawi to w spokoju. – Jestem pewna – powtórzyłam, tym razem z o wiele
większym przekonaniem. – Później ci o tym powiem. Obiecuję.
- Dobra – odpowiedział James, wzruszając ramionami. – Jeśli tylko jesteś pewna.
- Jestem – powiedziałam.
Choć nie byłam.
Staliśmy sami w tym samotnym dziale Obrony jeszcze przez parę sekund, oboje
zagubieni we własnych myślach i przetrawialiśmy ostatnią rozmowę. Nie mam pojęcia co
działo się w głowie Jamesa, ale bardzo wątpiłam, że mogło być to zmieszanie, które
wzrastało teraz w mojej głowie. Nie po raz pierwszy żałowałam, że James cholernie nie
pamiętał tego głupiego pocałunku, niech szlag weźmie okropne konsekwencje, ponieważ
serio nie mogłam pomyśleć o niczym okropniejszym od jego niezręcznego i okropnego
niezdecydowania, przez które obecnie cierpiałam ja.
Nie jest to fajne.
Wcale a wcale.
Pewnie mogłabym tam stać wieczność, rozważając nad moim życiem i jego ogromną
niesprawiedliwością, ale coś, nie jestem pewna co to było, nagle przypomniało mi o fakcie,
że niedawno porzuciłam ucznia oczekującego na mnie w głównym punkcie biblioteki. Miałam
nadzieję, że MJ nie będzie na mnie strasznie zły za porzucenie go na tak długo.
- Naprawdę muszę wracać – powiedziałam szybko, już odwracając się na pięcie. – MJ na
mnie czeka.
- A tak. Jasne – zgodził się James, idąc za mną, jak kierowałam się z powrotem poprzez
morze regałów. – Nie będę ci więc przeszkadzał. Zobaczymy się…
- Czeka! – krzyknęłam, niespodziewanie przypominając coś sobie, gdy złapałam Jamesa
za rękę, jak zamierzał uciec przez inny rząd regałów. – Chodź ze mną na chwilkę.
- Co? Czemu? Lily...?
Ale zignorowałam Jamesa, kiedy rzucał za mną pytającymi komentarzami, moje
nowoodkryte zadowolenie po pogodzeniu z nim pozwalało mi na kolejne wykorzystanie go,
jak ciągnęłam go za sobą. Niedługo potem przedarliśmy się przez ciemne regały i wróciliśmy
do głównego okręgu stolików. Dostrzegłam MJ’a tam gdzie go zostawiłam, raz jeszcze
zaabsorbowanego jego książką. W końcu orientując się gdzie zmierzaliśmy i co robiliśmy,
James wreszcie zaczął się trochę stawiać.
- Lily, nie zamierzam…
96
- Powiedziałeś, że go poznasz – przypomniałam, rzucając mu spojrzenie przez ramię. –
Pamiętasz? Obiecałeś, iż powiesz mi, że nie jestem szalona, kiedy uświadomisz sobie, że to
tylko normalny, młody chłopiec, a nie adwokat diabła, jakiego wszyscy z niego robią.
Obiecałeś – przypomniałam mu raz jeszcze, tym razem bardziej stanowczo. James wydał za
mną odgłos.
- Wiem, ale Lily…
Ale nie dałam mu czasu na dalsze protesty. Już dotarliśmy do stolika, przy którym
siedział MJ.
- Cześć, MJ! – przywitałam się z uśmiechem, tym razem całkowicie uzasadnionym i
niewymuszonym. MJ uniósł wzrok na moje przywitanie, spostrzegł Jamesa nadal stojącego
obok mnie, po czym opuścił spojrzenie. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się o co chodziło.
– Przepraszam za to. James miał mi do powiedzenia coś bardzo ważnego.
- W porządku – wymamrotał MJ, nadal wpatrując się w książkę. Nie powiedział nic
więcej. Jednakże James próbował.
- Lily, naprawdę muszę iść…
- Właściwie – wtrąciłam szybko, głośność i stanowczość mojego głosu spowodowały, że
obaj chłopcy na mnie spojrzeli. – Chciałam was sobie przedstawić. Stwierdziłam, że skoro
mamy korepetycje jeden po drugim, to mogą nakładać się na siebie pewne chwile, prawda?
Więc James, to jest…
- …nie musisz tego robić, Lily…
- …MJ. I MJ, to jest…
- On wie, kim jestem, Lily! – wykrzyknął nagle James, bardzo głośnym głosem i
ekstremalnie sfrustrowanym, pozornie bez powodu. Spojrzałam na niego, dość zszokowana
widząc, że patrzy na mnie wściekle. Odwzajemniłam to spojrzenie.
- No to jest z twojej strony dość zarozumiałe – warknęłam, piorunując go wzrokiem. –
Nie wszyscy wiedzą, kim jesteś, James.
- Nie miałem tak tego na myśli – wyrzucił James, zaciskając zęby. – Nie rozumiesz. To nie
jest…
- Nie rozumiem czego? – krzyknęłam, sama robiąc się bardzo rozgniewana. Dlaczego on
to robił? Wcześniej powiedział, że pozna MJ’a. Na brodę Merlina, to był tylko jeden
trzynastoletni chłopiec! Czy o tak wiele prosiłam, żeby po prostu wymienić się paroma
uprzejmościami? – Czemu nie możesz mi nawet pozwolić na przedstawienie cię komuś?
Dlaczego jesteś kompletnie irracjonalny i nieuprzejmy? Więc proszę, James, wyjaśnij mi to,
dobrze? Bo masz rację. Nie rozumiem.
97
James wyglądał, jakby zamierzał zagotować się ze złości i rzucić coś prawdopodobnie
bardzo niegrzecznego i ani trochę wytłumaczalnego, ale nie miał na to szansy. Nie
rozumiałam, jak do diabła zmienił się w zaledwie parę minut z ekstremalnie przyjemnego do
ekstremalnie wściekłego oraz praktycznie ekstremalnie morderczego, aż niespodziewanie
MJ, który milczał do tej chwili, w końcu się odezwał.
- On ma rację, Lily – poinformował mnie cicho, po raz pierwszy unosząc oczy znad
książki. Wyglądał na pokonanego. – Nie musisz nas sobie przedstawiać.
Zmarszczyłam brwi, zarówno na jego słowa jak i dziwną minę. – MJ, co…
- On jest moim kuzynem.
…
On…
Co?
- On jest twoim CZYM?
- Nie nazywaj mnie tak!
James i ja odezwaliśmy się niemal równocześnie, równie głośno, choć zdecydowanie z
innymi emocjami. Ja byłam zdumiona. James był wściekły. Od razu go zaatakowałam.
- Nigdy mi nie powiedziałeś, że jesteście kuzynami! – krzyknęłam, oburzenie ciężkie było
w moim głosie. – Ty nigdy… przez cały ten czas…
- Nie jesteśmy kuzynami! – powiedział gniewnie i zajadle James, trzęsąc się z furii.
Odwrócił się do MJ’a. – Nie jesteśmy kuzynami! – warknął.
- Dobra – mruknął MJ, chowając głowę w swojej książce, nagle cały pobladły. –
Przepraszam.
- Nie! – krzyknęłam, teraz zdeterminowana, żeby dotrzeć do tego sedna. Kuzyni? Jakim
cudem mogli być kuzynami? I dlaczego nikt wcześniej o tym nie powiedział? – Nie jest
dobrze. I nie przepraszaj go, MJ! Zachowuje się jak głupia bestia! Teraz niech ktoś mi to w tej
chwili wyjaśni albo przysięgam, że rzucę na was urok w najgorszy możliwy sposób!
Być może była to trochę ekstremalna groźba, ale jeśli istnieje jedna rzecz, której
nienawidzę, to bycie niedoinformowaną, a ta dwójka najwyraźniej była zdeterminowana,
żeby nic mi nie mówić.
Psh.
Zobaczymy.
98
Żadnemu z nich nie wydawało się spieszyć go gadania. MJ zdawał się zdeterminowany
do chowania się za jego książką, podczas gdy James wyglądał jakby miał w każdej chwili
wybuchnąć, choć nie pożytecznymi wiadomościami. Zamierzałam właśnie rzucić w nich
jeszcze paroma gniewnymi komentarzami, żeby któreś z nich się odezwało, kiedy nagle mi
przeszkodzono, choć nie zrobiła tego żadna z dwójki ludzi, którą chciałam, by mi
przeszkodziła.
Urocza kobieta, naprawdę, ale czemu na Boga, Pince musiała przyjść w takim
nieodpowiednim momencie??
- To jest biblioteka! – wrzasnęła, jej twarz poczerwieniała, a akcent ciężki, jak kierowała
się do nas, wymachując różdżką ze złymi zamiarami. – Albo nie będziecie podnosić głosu,
albo wychodzicie wszyscy w tej chwili, zrozumiano?
- I tak wychodzę – fuknął James, nawet nie zatrzymując się, żeby się pożegnać albo
cokolwiek nam powiedzieć. Jego jedynym zwróceniem na nas uwagi było wściekłe spojrzenie
skierowane w moim kierunku, kiedy wyszedł jak burza z biblioteki.
I oto znowu się zaczęło, pełne koło.
Wściekły James o poranku, Wściekły James wieczorem.
Kurde.
- Bardzo przepraszam, Madame Pince – przeprosiłam prędko, rzucając zgorzkniałej
bibliotekarce mój najbardziej niewinny uśmiech. – Od tej chwili nic już pani od nas nie
usłyszy. Obiecuję.
- Pft – prychnęła Madame Pince, rzucając mi spojrzenie. – Oby nie!
Po czym odmaszerowała do Ziemi Zgorzkniałych i Seksualnie Sfrustrowanych. Gdy tylko
zniknęła z pola widzenia, chwyciłam krzesło, rzuciłam się na nie i obróciłam do MJ’a. Nadal
chował twarz w książce.
- Więc? – powiedziałam, nie potrafiąc ukryć w głosie cichej nuty frustracji. – Chciałbyś
wytłumaczyć?
MJ powoli odsunął książkę od twarzy, jego niebieskie oczy duże, okrągłe i jasne, jak
patrzył na mnie z niepokojem, wciąż blady na twarzy.
- Przepraszam, że przeze mnie on się na ciebie wściekł – powiedział od razu, lekko
drżącym głosem. – 87% ludzi codziennie mówi coś, czego nie chcieli mówić. Nie chciałem ci
mówić. To był wypadek. Nie wiedziałem, że tak się zdenerwuje.
99
- W porządku – odpowiedziałam, mój głos stracił większość zniecierpliwienia, jak
patrzyłam na poważną, przepraszającą minę MJ’a. – To nie twoja wina. James potrafi
czasami być kompletnym dupkiem. Dość często się wścieka, zapewniam cię.
- Nie jesteś na mnie zła? – zapytał MJ. Wyglądał na zdezorientowanego. – Za to, że
przeze mnie jest na ciebie wściekły?
- Właśnie powiedziałam, że nie – powiedziałam, rzucając mu spojrzenie. – MJ, dlaczego
sądzisz, że będę tak bardzo się martwić, jeśli James jest na mnie wściekły? To nic takiego.
- Ale ty… - zaczął MJ, po czym urwał i opuścił wzrok na stolik. Jego twarz przybrała
znajomy odcień zawstydzonej czerwieni, który normalnie próbowałam złagodzić, ale teraz
byłam zbyt zaciekawiona.
- Ale ja…? – zachęciłam go delikatnie. MJ wziął głęboki wdech. Potem podniósł
spojrzenie.
- Ale ty go pocałowałaś – powiedział.
Serce zamarło mi w piersi.
- Co takiego? – szepnęłam.
- Ty… ty go pocałowałaś – powtórzył MJ bardzo cichym głosem, jego twarz była jasna i
zdradliwie czerwona. Poczułam jak otwierają mi się usta. Zaczęłam rozdziawiać się jak ryba
wyciągnięta z wody, kiedy MJ gorączkowo mówił dalej. – Przepraszam – przeprosił
natychmiast, głosem szybkim, a kolorem nadal miał jasny. – Nie zamierzałem tego widzieć.
To była na imprezie, a on do ciebie przyszedł, więc pomyślałem, że powinienem odejść, ale
zostawiłem moją książkę, a kiedy wróciłem, ty… wy oboje… - Zrobił niezręczny, zderzający się
ruch rękami. – Przepraszam! – krzyknął znowu. – Nie chciałem… nie patrzyłem…
- Wszystko w porządku – mruknęłam w końcu ochryple, choć w głowie kręciło mi się tak
szybko, że nie wiedziałam jak zdołałam cokolwiek powiedzieć. – To… w porządku. Nic się nie
stało. Nic się… nie stało.
Ale nawet jak próbowałam, to nie potrafiłam myśleć o niczym innym.
MJ widział, jak James mnie całował.
Ktoś widział.
Poczułam jak czerwienieję, pewnie jeszcze bardziej niż MJ, na samą myśl o tym.
Wiedziałam, że taka mogła być możliwość. Dość dobrze byliśmy ukryci na klatce schodowej,
ale wiedziałam, że zawsze istnieje możliwość, iż ktoś nas zobaczył. I tym kimś był MJ. I może
także inni, sama nie wiem. Ale jeśli inni widzieli, to nikomu o tym nie powiedzieli, to na
pewno. Coś takiego zdecydowanie krążyłoby już po szkole, gdyby tak było. Tak szybko kręciło
100
mi się w głowie, że zaczynało być mi niedobrze, ale starałam się pozostać spokojna, gdy
przetrawiałam te nowe zrządzenie losu.
To nie musiało być czymś wielkim. Naprawdę nie musiało. Jeżeli zobaczył ktoś inny niż
MJ, to najwyraźniej nie zamierzał mówić temu nikomu innemu albo już by to zrobił. A MJ nie
powie nic, jeśli go o to poproszę – a przynajmniej mam taką szczerą nadzieję. Będzie dobrze.
Nikt o niczym się nie dowie. Nikt o niczym się nie dowie i nikt nie powie Jamesowi. To ja mu
powiem, kiedy nadejdzie czas. Ja, nikt inny. Nikt inny.
Ale o Merlinie, on widział!!
I może było to z mojej strony kompletnie głupie, żeby tak się czuć i może to naprawdę
mówi coś o moim ekstremalnie kruchym stanie umysłowym, ale na wiele sposobów
cieszyłam się, że MJ był świadkiem tego pocałunku. Cieszyłam się, ponieważ to znaczyło, że
to było prawdziwe. Nie było to tylko wspomnieniem, które ukrywałam przed Jamesem czy
historyjką, którą opowiedziałam Grace i Emmie. To było prawdziwe. MJ był tam. Widział to. I
nawet, jak wiedziałam, że zamierzam kazać mu przysiąc dochowanie tajemnicy do końca jego
życia, to nadal cieszyłam się, że muszę to zrobić.
To było prawdziwe.
Prawdziwe.
Hm.
- Posłuchaj mnie, MJ – zdołałam nareszcie powiedzieć, bardzo cichym głosem i niemal
tak drżącym jak wcześniej, ale nadal składnym, a chyba tylko to się liczyło – nie możesz
powiedzieć nikomu, że to widziałeś, dobrze? Nie możesz powiedzieć nikomu.
- Nie powiem! – obiecał od razu MJ, szybko kiwając głową. – Nikomu nie powiem. To
będzie tajemnica. Ty, James i ja…
- Nie! – krzyknęłam z sercem gorączkowo bijącym w piersi. – O to właśnie chodzi, MJ –
ciągnęłam powoli. Poczułam jak twarz zaczerwieniła mi się teraz do ekstremalności. – Nie
możesz… James nie wie. Nie możesz nic powiedzieć Jamesowi.
MJ zmarszczył brwi. – Jak to on nie wie?
- Był pijany – przypomniałam mu beznamiętnie. – Nie pamięta.
- A ty mu nie powiedziałaś?
- Nie. I nie zamierzam.
- Ja… okej – mruknął MJ, wydając się próbować to wszystko ogarnąć. – Okej.
101
- Nie możesz powiedzieć mu ani słowa – przypomniałam mu znowu, wbijając w niego
wzroku. – Ani słowa.
- On mnie nienawidzi – odpowiedział sucho MJ. – Nie mógłbym mu powiedzieć, nawet
gdybym chciał.
- Niemniej – powiedziałam, biorąc pierwszy wdech, kiedy zdałam sobie sprawę prawdę
w jego stwierdzeniu. – To jest nasz sekret, dobrze? Naprawdę… James nie może się o tym
teraz dowiedzieć. To… skomplikowane.
- W porządku – zgodził się od razu MJ. – Nasz sekret. Nic nie powiem.
Westchnęłam z ulgą i nareszcie przestało kręcić mi się w głowie.
Wszystko będzie dobrze. On nikomu nie powie. Mój sekret wciąż był bezpieczny.
A przynajmniej jak na razie.
- Hej, MJ? – zapytałam ostrożnie kilka sekund później. – Co to nienawidzącego cię
Jamesa…
- Nie chcę o tym rozmawiać – powiedział natychmiast, jego twarz stała się pusta.
Uniosłam brwi i została wzbudzona moja ciekawość na jego szybką odmowę. Wziął książkę,
podniósł ją, żeby zakryć twarz. – Możemy przerobić znowu zaklęcia rozweselające? Chyba
trochę zapomniałem od ostatniego razu.
- Em, tak, jasne – zgodziłam się szybko, chociaż tak naprawdę to chciałam dowiedzieć
się, o co, u licha, chodziło z tą rodzinną sprawą. Czy oni naprawdę byli kuzynami czy nie?
Jeżeli nie, to dlaczego MJ powiedziałby, że tak? A jeśli tak, to dlaczego James powiedziałby
tak stanowczo, że nie? Stała za tym historia, wielka historia i byłam zdezorientowana, czemu
nikt nie chciał mi o niej powiedzieć – dlaczego jeszcze nikt mi o tym nie powiedział.
Wścibskość we mnie odezwała się ponownie.
A człowiek wścibski nie kocha niczego bardziej jak pomieszanych spraw rodzinnych.
Hm.
Hm. Hm. Hm.
Korepetycje potem poszły raczej spokojniej, a MJ i ja spędziliśmy to co pozostało z naszej
sesji na przerabianiu zaklęć rozweselających, później popracowaliśmy razem nad jego
wypracowaniem. Umierałam, żeby zadać mu więcej pytań, ale nie chciałam naciskać na moje
szczęście, zwłaszcza kiedy niepotrzebne zagłębianie się w jego sekrety mogło poprowadzić
jego ujawnienia moich sekretów, co byłoby katastroficzne, a jest to dość oczywiste. Czas
szybko zleciał i gdybym nie wiedziała lepiej, to pomyślałabym, że MJ odliczał sekundy do
chwili, jak mógł wyjść, bo tak szybko podniósł się z siedzenia w chwili, gdy zegar wybił
102
godzinę ósmą. Może powinnam być urażona, ale chyba rozumiałam. I miałam wyraźne
odczucie, iż jego szybka ucieczka miała mniej wspólnego z ucieczką ode mnie, a więcej z
ucieczką przed Jamesem.
Cóż, jeżeli to było jego zmartwieniem, to zdecydowanie pustym.
Czekałam dziesięć minut, aż James pojawi się na naszą sesję, lecz potem
zaakceptowałam, iż prawdopodobnie nie zamierzał przyjść i nie mogłam go winić po tym jak
tak bardzo go rozwścieczyłam i opuściłam bibliotekę. A może pojawiłby się, gdybym została
trochę dłużej, ale nie jestem pewna czy chciałam stawić czoła jego gniewowi. Jednak dość
rozpaczliwe było powrócenie z biblioteki w tym samym stanie, w jakim do niej poszłam. Gdy
wróciłam do dormitorium, nikt nie pytał o mój cierpki nastrój i może to dobrze, bo mam
wiele do przetrawienia zanim wszystko to z siebie wyrzucę.
Po prostu chciałabym zrozumieć czemu James tak się rozzłościł.
Nienawidzę, kiedy jest na mnie zły.
Szczególnie, kiedy nie jestem całkiem pewna, co takiego zrobiłam.
Ale nawet jak jestem pewna, to tego nienawidzę.
A co to wam mówi?
Och, lipa.
Kto potrzebuje pomieszanych spraw rodzinnych, kiedy ma się już własne wystarczająco
pomieszane romantyczne sprawy?
Psh.
Psh. Psh. Psh.
Tym razem mówię poważnie. Kupuję bilet do Guam.
Ekstremalnie Ekstremalnie Późno, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 30 (31?)
Suma Obserwacji: 186
Mamo-
Bardzo przepraszam za bardzo szybką notatkę. Kocham ostatni list. Napisze lepszą i
odpowiedniejszą odpowiedź w późniejszym terminie. Jednakże jest bardzo późno, ale mam
teraz bardzo zdesperowaną prośbę do ciebie:
103
PROSZĘ, WYŚLIJ WIĘCEJ KRÓWEK, TAK SZYBKO JAK TO LUDZKO MOŻLIWE.
Dziękuję. Kocham cię. Całusy.
Lily