PRZEWIETRZANIE KAPELUSZA
Dług publiczny
C
iągle słyszymy: Nie stać nas na to, zabraknie pieniędzy. Czy rzeczywiście
„trzeba ograniczać wydatki państwa, aby zmniejszać dług publiczny"?
Świetnie wykształceni ludzie zawodowo zajmujący się zamulaniem naszych umysłów
często przywołują przykład gospodarstwa domowego. Tak też mówią o zadłużaniu państwa.
Wmawia się nam na przykład, że aby ograniczyć powiększanie się długu publicznego, należy
ograniczyć wydatki państwa. W ten sposób chce się nas przekonać, że państwa nie stać
na wydatki skierowane na realizację naszych potrzeb, takich jak np. edukacja, budowa
mieszkań, transport publiczny czy ochrona środowiska. No bo w ekonomii jest niby „jak
w rodzinie”. Kiedy jest za mało kasy, trzeba oszczędzać na przyjemnościach!
Ale czy rzeczywiście tak jest? W rodzinie (no - takiej modelowej) przychody,
podobnie jak długi, traktowane są jako wspólne - rodzinnie uspołecznione.
Natomiast w neoliberalnej makroekonomii już tak nie jest. Zyski (minus podatki) są dla elit,
czyli dla tych, którzy się do nich dorwali, natomiast długi tych elit w efekcie... najczęściej
spłacamy wszyscy. Tymczasem nierówności, niechęć do demokracji i zwyczajne ludzkie
wkurzenie - rosną!
Ktoś spyta: co złego jest w pożyczaniu? Niektórzy mówią, że pożyczać jest kiepsko,
bo pożyczasz cudze, a oddawać musisz swoje.
Ludzie biznesu uważają, że pożyczanie jest świetne, bo pieniędzy nigdy nie należy
„robić”, używając własnych zasobów. Do tego trzeba używać zawsze tych pożyczonych,
a pożyczać można tylko wtedy, jeśli ma się dobry plan, dzięki któremu na tych pożyczkach
da się zarobić. Ale wiemy przecież, że miliardy ludzi na świecie pożyczają, żeby po prostu
przeżyć.
W rodzinie wiemy, na co wydaliśmy pożyczone pieniądze. Gdy jednak mówi się
o długu publicznym, to najczęściej nikt nam nie mówi, na co konkretnie państwo wydało
te pożyczone pieniądze. Zawsze warto wiedzieć, czy państwo zapożyczyło się na nowe
technologie, pomoc społeczną czy uposażenie pracowników, czy też może na szampana
i ośmiomiczki... Bo to przecież różnica brzemienna w ekonomiczne skutki.
Zupełnie inaczej w sensie społecznym działają wydatki, które pochodzą z pożyczki,
jeśli przeznaczone są na rozwój społeczny i jego dobrostan - tak jak rodzinna inwestycja we
własny biznes albo edukację dzieci, a inaczej te, które maksymalizują dochody elit.
Te pierwsze wspierają faktyczny rozwój państwa (rodziny), te drugie - umacniają tylko świat
kapitału.
Mówiąc o powiększającym się długu publicznym, przekonują nas, że powinniśmy
zaciskać pasa, Nie mówią nam jednak, że w makroekonomii na powiększanie czy
zmniejszanie długu publicznego działa wiele czynników ważniejszych niż cięcie kosztów.
Jednym z tych czynników jest stopa procentowa. W warunkach recesji lub powolnego
rozwoju gospodarczego może się okazać, że im jest ona wyższa, tym tempo powiększania się
długu publicznego będzie większe. Ten mechanizm spowodował na przykład gwałtowne
powiększenie się długu publicznego w połowie lat 80. Wtedy był to skutek neoliberalnej
polityki gospodarczej Ronalda Reagana i Margaret Thatcher.
No a ci specjaliści od zamulania umysłów nie chcą nam mówić najważniejszego: że
w makroekonomii w krótkim okresie w zasadzie każde zwiększające popyt wydatki
publiczne wpływają na umocnienie się trendów wzrostowych w gospodarce lub ograniczają
skalę recesji. Dzieje się tak dlatego, że dodatkowe pieniądze na rynku zwiększają popyt
i powodują wzrost gospodarczy. A w dłuższym okresie sensowne prorozwojowe wydatki
publiczne pobudzają i stabilizują wzrost gospodarczy.
Faktycznie, jeśli pożyczamy, to warto wiedzieć, na co wydajemy. Warto wydawać
na inwestowanie w usługi i produkcję, ale przede wszystkim warto inwestować w ludzi.
Obywatele, szczególnie niezamożni, jako konsumenci powodują szybką rotację pieniądza.
W ten sposób dobrze wykorzystują skierowane do nich środki finansowe dla dobra całej
gospodarki.
A zatem zwiększenie przez państwo wydatków publicznych nie tylko nie musi
powodować powiększenia długu publicznego, ale może nawet, powodując wzrost
gospodarczy, przyczyniać się do jego redukcji,
Można na przykład słusznie krytykować pisowski program 500+ za populizm
(nietrafne i nie zawszę sprawiedliwe nakierowanie przeznaczonych nań środków), ale
nie można zaliczyć go do mechanizmów automatycznie powiększających dług publiczny.
Ale są tacy, którzy nie chcą, aby Polska była fair.
Anna Grodzka
r
edakcja@tygodnikfaktycznie.pl