background image

 

Motyle na szpilce - z Witem Szostakiem rozmawia Miłosz Studziński 

autor: Miłosz Studziński 

Czasopismo SPLOT 

 
 
Miłosz Studziński: Moją pierwszą reakcją na Twoją nową powieść Oberki do końca świata 
było zdziwienie. Przyzwyczaiłeś czytelników do ściśle określonej konwencji. Skąd więc ten 
przeskok? 
 
 
Wit Szostak: To jest pytanie, czy Oberki przekraczają konwencję, czy fantastyczność. 
Osobiście twierdzę, że cały czas piszę fantastykę. Ale to wymaga doprecyzowania. Problem 
bowiem w tym, że można wskazać co najmniej dwa sensowne sposoby rozumienia fantastyki. 
Według jednego fantastyka jest pewnym odłamem literatury popularnej, który ma swoje 
odmiany: science fiction, fantasy, horror, itd. Ta konwencja charakteryzuje się też określonym 
podejściem do materii dzieła literackiego: struktury fabularnej, typu narracji, konstrukcji 
bohaterów itd. Biorąc pod uwagę to wszystko, Oberki fantastyką nie są. Z drugiej jednak 
strony istnieje głębsze rozumienie fantastyki, któremu cały czas staram się być wierny. 
Fantastyka polega na dość istotnej modyfikacji świata przedstawionego, który przez to nie jest 
ś

wiatem realnym. Nie jest on tylko fikcją, ale jest przetworzony na najgłębszym 

ontologicznym poziomie. W tym sensie Oberki są nadal fantastyką. Niewątpliwie jednak 
odchodzę w nich od pewnych standardów fabularnych. Nie jest to powieść przygodowa ani 
sensacyjna, nie jest to też historia linearnie opowiedziana – to historia ludzkich losów, 
rozpięta na kilkadziesiąt lat. Z całą pewnością moja powieść różni się od obowiązujących w 
fantastyce standardów. Mimo wszystko Oberki kontynuują to, co rozpocząłem w cyklu 
smoczogórskim: to opowieść o muzykantach, o kulturze tradycyjnej, chociaż 
przedstawionych w innym kontekście literackim oraz za pomocą nowego języka. 
 
 
Czy istnieje punkt po przekroczeniu którego powieść głównonurtowa traci swoją 
przynależność i staje się powieścią fantastyczną? 
 
 
Rzeczywiście, jest z tym pewien kłopot. Spowodowane jest to faktem, że przytoczone przeze 
mnie rozumienia fantastyki cały czas na siebie zachodzą. W moim przekonaniu fantastyką są 
niektóre książki Olgi Tokarczuk, albo też Tadeusza Nowaka. Pamiętać jednak należy, że 
granice te nie do końca są rezultatem postulatów krytyków literackich, lecz często wynikają z 
czytelniczych przyzwyczajeń. Przyglądając się polskiej fantastyce zdumiałem się faktem, że o 
tym, czy dany tekst będzie zaklasyfikowany przez czytelników jako fantastyka, bądź nie, nie 
decyduje fantastyczny sztafaż, albo ontologiczne przemiany świata, lecz to, że jest to 
opowieść przygodowa. Co więcej, często nie musi ona posiadać żadnego elementu 
fantastycznego, byleby tylko była „dobrze opowiedziana”. Dlatego wydaje mi się, że 
wyraźnej granicy nie da się postawić z tej racji, że oba podziały wciąż się na siebie nakładają. 
Ich przenikanie spowodowane jest tym, że jedno kryterium koncentruje się na treściowej 
stronie literatury, drugie – na formalnej. Nie widzę też potrzeby, by tej granicy jakoś 
intensywnie szukać. Fantastyka, tak jak ja ją rozumiem, przenika całe myślenie o literaturze i 
sprawia, że światy przedstawione są konstruowane w inny, niż normalnie sposób. W tym 
sensie fantastą był np. Leśmian, którego światy były znacznie zmodyfikowane w stosunku do 
rzeczywistości. Ale jednocześnie ta metoda umożliwiała autorowi przyjęcie perspektywy 
pozwalającej powiedzieć o naszym życiu i świecie coś więcej. 

background image

 

 
 
Skąd u Ciebie zamiłowanie do fantastyki? Skoro podział na fantastykę i główny nurt nie jest 
tak istotny, może warto byłoby spróbować swoich sił w głównym nurcie? 
 
 
Jacek Dukaj, zapytany o to samo, odpowiada: Bo takie pomysły same przychodzą mi do 
głowy. Mnie również przychodzą do głowy pomysły głównie fantastyczne. Wydaje mi się, że 
przemiana, której dokonuję w świecie za pomocą stosowanych przeze mnie form opisu, 
umożliwia dotarcie do głębszych struktur i innych mechanizmów rządzących rzeczywistością 
i relacjami międzyludzkimi niż prosty, nazwijmy go „reportażowy” opis. Oczywiście są inne 
metody, służące temu samemu celowi, jednak choćby na przykładzie samego Dukaja widać, 
jak fantastyka dobrze się sprawdza jako metoda opisu świata i jak wiele moglibyśmy stracić, 
gdybyśmy tę literaturę pozbawili pierwiastka fantastycznego. Jednocześnie fantastyczność nie 
oddala jej od rzeczywistości, tylko pomaga znaleźć nowe narzędzia, nowy język, żeby mówić 
o naszym świecie – nie o świecie smoków czy robotów, ale o relacjach międzyludzkich, 
ludzkich tęsknotach i pragnieniach. Biorąc do ręki Lód albo Inne pieśni, znajdziemy w nich 
więcej ciekawych spostrzeżeń na ten temat niż w większości powstających dziś w Polsce 
powieści. 
 
 
Czy Twoje teksty, jak również Dukaja i kilku innych autorów, stanowią zapowiedź nowej 
formuły fantastyki? 
 
 
Niewątpliwie łączy nas to, że staramy się przekraczać konwencję. Żywię głębokie 
przekonanie, że fantastyka – jako literatura popularna – wyczerpała swoje możliwości 
odkrywania prawdy o naszym świecie. Schematy fabularne, które zdominowały tę konwencję, 
czynią ją interesującą rozrywką, ale przebicie się poprzez nie do jakiejś prawdy o 
rzeczywistości jest już chyba niemożliwe. W moich poszukiwaniach staram się przekroczyć 
te formy. Paradoks polega jednak na tym, że to przekraczanie nie jest wytyczaniem nowych 
ś

cieżek dla całego nurtu, lecz raczej dobrowolnym sytuowaniem się gdzieś na obrzeżach 

gatunku. Nie mam więc złudzeń i nie oczekuję, że za kilka lat fantastyczny mainstream 
będzie płynął drogami wytyczanymi dziś przez Dukaja, Brzezińską, Orbitowskiego czy 
Twardocha. Obecnie powstaje mnóstwo fantastyki rozrywkowej, której autorzy nie mają 
ambicji, by odkrywać świat, tłumaczyć go na nowo. Chcą po prostu opowiadać historie, które 
będą interesujące dla czytelników. Nie jest to żaden zarzut. Jednak fakt ten budzi we mnie 
poważne obawy, czy polska fantastyka pójdzie dalej drogą przełamywania konwencji, gdyż 
jak widać, zarówno czytelnicy, jak i autorzy czują się z nimi bardzo dobrze. Żeby dostrzec 
ograniczenia konwencji, trzeba jednak podjąć próbę spojrzenia z zewnątrz. Wewnątrz 
fantastyki wszyscy są zadowoleni z tej sytuacji, samopoczucie autorów i czytelników jest tak 
dobre, jak chyba nigdy wcześniej. To, co w polskiej literaturze dzieje się poza fantastyką, jest 
wśród fantastów najczęściej nazywane „pseudointelektualnym bełkotem”. Mury pomiędzy 
gatunkami i konwencjami rosną więc same, nie potrzeba tu spisku krytyków – co jednak 
podejrzewa wielu czytelników i autorów fantastyki. 
 
 
Łatwo wyczuć, że tym co łączy Twoje teksty w całość, jest muzyka. Słowo „granie” znaczy w 
nich coś więcej. 
 

background image

 

 
Tak, muzyka jest nie tylko tematem moich tekstów, ale zostaje włączona w samą osnowę 
ś

wiata przedstawionego i języka opowieści. Mam głęboką intuicję, którą trudno wyrazić w 

kilku zdaniach, że muzyka dotyka najgłębszych struktur naszej rzeczywistości. Mit ma formę 
muzyczną, język ma swoją melodię, jego frazy są przecież samą muzyką. Staram się dotrzeć 
do tych „źródeł muzyczności”, przywrócić muzyce jej należne miejsce. Stąd moje 
poszukiwania w muzyce kultur tradycyjnych, w myśleniu mitologicznym, w archaicznych 
formach ekspresji. Podobieństw pomiędzy życiem ludzkim a pieśnią, pomiędzy miłością i 
tańcem, związków skal muzycznych z naszymi nastrojami i emocjami jest zbyt wiele, by to 
ignorować. Staram się więc drążyć ten temat. Ale nie tylko teoretycznie. Przede wszystkim 
próbuję, jak można muzykę włączyć w samo serce opowieści, by była nie tylko jej tematem, 
ale też tworzywem. Muzyczność staje się więc nadrzędną formą organizacji tekstu. Bez tego 
moje książki wyglądałyby zupełnie inaczej.  
 
 
We wszystkich swoich powieściach zwracasz uwagę na komponent językowy. Po co fantastyce 
piękny, stylizowany język? 
 
 
Myślę, że to ważne pytanie. Dla większości polskich autorów fantastyki język nie ma 
specjalnego znaczenia. Cały wysiłek twórczy w ich przypadku wkładany w kreowanie świata 
przedstawionego. Tego nie należy bagatelizować, bo fantaści nie biorą przecież zastanego, 
gotowego świata, tylko muszą go wykreować w najdrobniejszych szczegółach, dbając przy 
tym o jego spójność i literacką wiarygodność. Jednak przy takim podejściu język jest dla nich 
przeźroczystym medium, które ma tego świata nie zasłaniać. Ideałem staje się język 
niewidoczny, który niczym szyba otwiera nas na nowe światy. A my, przez szybę, oglądamy 
fascynujące krajobrazy. Natomiast każda próba stylizacji sprawia, że tekst jest trudniejszy w 
odbiorze, bo staje się on widoczny, cały czas znajduje się na pierwszym planie – to przez 
niego postrzegamy opowiedzianą historię. Ja staram się język eksponować, nie czynić go 
niewidzialnym. Wydaje mi się, że historie dzieją się w, a nie poza językiem. Odgrywa on 
fundamentalną rolę w kreacji świata. Weźmy jako przykład teksty Schulza. Nawet te 
fragmenty Sklepów cynamonowych, w których fantastyka de facto nie jest obecna, sprawiają 
– za sprawą stosowanego języka – iż człowiek czuje się tak, jakby dotykał jakiejś tajemnicy. 
Dla wielu czytelników język, który sprawia opór, dyskwalifikuje książkę. Na szczęście są i 
tacy, którzy widzą, jaką rolę odgrywa on w kreacji świata. A poza tym – polszczyzna daje tyle 
możliwości, że grzech byłoby ich nie wykorzystywać literacko. 
 
 
Zarówno muzyka, jak i język przenoszą nas w Oberkach w przestrzeń mitu. Znane są Twoje 
zainteresowania kulturą ludową i mitologią słowiańską.  
 
 
Nie interesuje mnie mitologia słowiańska, to mogę wyznać od razu. I tego nie ma też w moich 
tekstach. Jest ona dla mnie zupełnie martwa i w tym sensie jej rola w kształtowaniu się naszej 
kutlury jest znikoma. Co innego Islandia czy Finlandia, gdzie Edda i Kalevala miały swój 
istotny udział w budowaniu pewnej tradycji kulturowej. To, co jest dla mnie inspirujące, to 
kultura ludowa i obecne w niej żywe ślady pewnych bardzo archaicznych opowieści, 
rytuałów, sposobów tłumaczenia i rozumienia świata. Poza tym, jeżeli mitologia ma być dla 
nas jakimś narzędziem mówienia o rzeczywistości, musi posiadać pewien element 
swojskości. Każda inna posiada element egzotyki i przez to jest bardzo atrakcyjna literacko. 

background image

 

Znaleźliśmy się jednak w dość paradoksalnej sytuacji, bowiem dla przeciętnego czytelnika 
fantasy, mitologia skandynawska, na której opiera się większość powieści z gatunku magii i 
miecza, jest lepiej znana niż mitologia kulturowo mu najbliższa. Element swojskości jest 
konieczny z uwagi na naturę mitu, który nie jest czymś innym od naszego życia, ale przenika 
je na wskroś. W micie musi być więc ciągłe napięcie pomiędzy innością a swojskością.  
Sądzę, że mitologia góralszczyzny, która od XIX wieku bardzo silnie obecna w kulturze 
polskiej, głównie dzięki romantyzmowi i Młodej Polsce jako matecznik tradycji, honoru, 
wolności, będzie odczuwana przez ludzi, jak coś, co do nich należy. Każdy przecież słyszał o 
Sabale, każdy wjechał choć raz na Kasprowy Wierch. To są rzeczy, które mogą na ludzi jakoś 
oddziaływać. Miałem przeczucie, że pisanie o pustkowiach Skandynawii, czy morzach, po 
których pływają długie łodzie, jest dla nas zupełnie egzotyczne i nie da tego efektu, który 
chciałem osiągnąć – nie umożliwia wejścia w najgłębszą strukturę mitologiczną, która 
przenika nasze życie.  
 
 
Niestety, nasza słowiańska kultura nie posiada zwartego systemu mitów, dodatkowo z roku na 
rok pamięć o nich zanika. Czy to jest powodem, dla którego tworzone przez Ciebie światy 
umierają na oczach czytelnika? 
 
 
Masz rację. To, co w tych światach jest dla mnie fascynujące, to właśnie fakt, że one 
odchodzą, umierają na naszych oczach. To nie są światy, które mają się dobrze, w które 
można wstąpić, porozmawiać z zamieszkującymi je ludźmi, po czym udać się w dalszą drogę. 
Prawda jest taka, że z każdym rokiem tych ludzi, tej kultury jest mniej – wszystko się 
rozpada. To prowadzi do nostalgii, która, jak mi się wydaje, jest właściwa najgłębszym 
pokładom fantastyczności. Tę tęsknotę doskonale ujął Tolkien. Hobbici, poznając kulturę 
elfów, czują, że doświadczają czegoś wspaniałego, czegoś co ich przerasta. Jednak 
natychmiast okazuje się, że to nie jest kultura ich czasów, elfy należą do przemijającego 
porządku. Podobnie jest z kulturą ludową. Dotknięcie tej inności jest dotknięciem czegoś, co 
odchodzi, co nie jest dane nam raz na zawsze. Jest jakimś cudem fakt, że to jeszcze trwa. 
Trzeba zdać sobie jednak sprawę z tego, że ta kultura nie przetrwa, nawet jeśli zachowane 
zostaną pewne jej elementy. Możemy nagrać oberki, możemy się ich nauczyć, ale to nie 
będzie to samo. Ludzie z miasta, grający oberki, nawet jeśli robią to równie dobrze jak 
wiejscy muzykanci, nie grają na wiejskich weselach, nie wierzą w obrzędy dla których się tę 
muzykę gra, itd. Nikt z nas już nie dostrzega głębszego sensu w oczepinach. Można je 
odgrywać na rozmaitych weselach, jako pewien ozdobnik, ale nie wierzymy tak naprawdę, że 
taniec dziewcząt wokół panny młodej ma jakieś znaczenie, że odpędza złe moce od osoby, 
która jest w fazie przejścia pomiędzy byciem panną i byciem mężatką. Nie wierzymy w wiele 
rzeczy, które konstruowały tę kulturę. Dlatego wszystkie jej przejawy, które przejmujemy, 
nawet jeśli je nagramy i dobrze zachowamy, będą właśnie raczej swego rodzaju motylkami na 
szpilce, a nie żywymi okazami. Ta kultura albo istnieje w całości, albo nie istnieje wcale.  
 
 
Co jeszcze wpływa na Twoją twórczość? 
 
 
Bardzo rozmaite rzeczy. Nie wszystkie jednak przenikają do literatury. Poza jasno 
określonymi źródłami, jak muzyka czy myślenie mitologiczne wiele jest źródeł ukrytych, 
często nienazwanych. Rozmowy z ludźmi, obserwacje, refleksje; przypadkowe spotkania i 
wydarzenia; literatura, filozofia, malarstwo. Czyli – życie, w jego żywiołowym bogactwie. 

background image

 

 
 
Czy w kolejnej powieści wrócisz do Smoczogór i fantastyki, czy też będziesz kontynuował linię 
Oberków i pójdziesz dalej w kierunku głównego nurtu? 
 
 
Na pewno nie widzę już powrotu do Smoczogór. Nie mam zamiaru też wracać do świata 
Oberków. Pokazałem śmierć tych rzeczywistości, więc powrót do nich nie jest możliwy. 
Przymierzam się natomiast do swego rodzaju magicznej opowieści o Krakowie. Jako próby 
sił w tej dziedzinie można potraktować moje dwa opowiadania: Podworzec oraz tekst, który 
wszedł do antologii Księga strachu 2, czyli Miasto grobów. Szukałem w nich nowego języka, 
takiego, który pozwalałby mi mówić o współczesności. Mówienie o naszym świecie wymaga 
sporego wysiłku, zupełnie innego niż przy tworzeniu fantastycznych neverlandów. Dlatego 
konieczna jest nowa forma narracji, nowy język, nowe środki wyrazu. 
Jak powiedziałem, ma to być powieść o Krakowie. Mieszkam w tym mieście od urodzenia i 
widzę jego dwojaką naturę. Z jednej strony jest miejsce, w którym się dobrze mieszka, z 
drugiej zaś cmentarzysko Młodej Polski, nekropolia królów i poetów – miasto w którym 
niewiele się dzieje, biorąc pod uwagę, wyobrażenia jakie mamy o Krakowie, które uważamy 
za „kulturalną stolicę Polski”. Napięcie pomiędzy swoistą krakowską mitologią a codziennym 
marazmem i zapatrzeniem w przebrzmiałą świetność jest czymś, co siedzi we mnie głęboko.  
Więcej nie powiem, gdyż niedobrze jest mówić o rzeczach nad którymi się pracuje. Po 
pierwsze dlatego, że wszystko w mojej koncepcji może się jeszcze zmienić, po drugie 
dlatego, iż może być i tak, że nic z tego nie wyjdzie. 
 
 
Dziękuję za rozmowę.