IV Rozstanie oczami Edwarda

background image

Poniższy tekst jest mojego autortwa więc z góry chciałabym

przeprośić wszystkich, którzy będą go czytać za liczne błędy jak
i niedociągnięcia. Cały tekst pisałam za jednym zamachem nie dokonując
żadnych poprawek. Jednym z powodów było to iż musiałabym go w wielu
miejscach wykasować i zmienić aby wyglądał poprawnie i zbytnio nie
odbiegał od polskich standardów poprawnej pisowni, ale co mi tam.
Chciałam jedynie podzielić się trochę moimi myślami, a jeśli komuś się
spodoba to będzi mi bardzo miło.
Ana

Biegłem coraz szybciej skupiając się na tym by się nie zatrzymać , nie teraz

kiedy udało mi się ją zostawić...Boże te jej oczy...,jej zapłakana wykrzywiona bólem

twarz kiedy myślała, że jej już nie chcę. Obraz jej zgarbionej sylwetki był straszny,

tak jakby jej ciało nie należało już do niej i było tylko częścią jakiegoś ubrania,

płaszczem który teraz ktoś zdjął i odwiesił na wieszak. Płaszczem bez żadnych

emocji...tylko szarym płaszczem.

Ciągle dalej biegłem, zostawiając Ją stojącą nie ruchomo w tyle i mogłem modlić się

jedynie by za mną nie pobiegła, lecz by cała zdrowa dotarła z powrotem do domu.

Zapomni – pocieszałem się w myślach – zapomni.

Zatrzymałem się , nagle zdając sobie sprawę, że już jestem na tyle daleko by to

zrobić, dalszy bieg nie miał już sensu, mogłem się zatrzymać. Wyciągnąłem z

kieszeni komórkę i wybrałem tak dobrze znany mi numer.

Tak Edwardzie, Alice zajęła się już twoim samochodem - usłyszałem głos

mojego ojca w słuchawce zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć i zadać

jakiekolwiek pytanie.

Dzięki Carlisle, -powiedziałem - niedługo będę na lotnisku – dodałem, po

czym szybko wyłączyłem telefon kończąc tym samym rozmowę.

Jak bardzo byłem teraz wdzięczny mojej rodzinie że, niczego mi nie utrudniali.

Postanowili, że odejdą razem ze mną i trochę potrwało zanim ich przekonałem,

background image

iż jednak potrzebuje pobyć trochę sam …a jak długo tego nie wiedziałem.

Najtrudniej było z Esme, lecz kiedy zdradziłem jej gdzie mniej więcej będę

przebywał i że na pewno się do nich niedługo odezwę, niechętnie przystała na

moją prośbę. Wszystko miałem już z góry przygotowane więc mogłem udać

się prosto na lotnisko. Tak było prościej, nic już nie mogło mnie odwieść od

tego co postanowiłem.

Lot samolotem wydawał mi się najdłuższym jaki kiedykolwiek odbyłem, a

gdy koła dotknęły podłoża i samolot kończył kołować na pasie, wcale nie

poczułem z tego powodu ulgi. Wewnątrz siebie toczyłem walkę z samym sobą.

Jedna połowa mnie chciała jak najprędzej wracać do Niej złapać ją w ramiona i

przeprosić za to co powiedziałem; druga mówiła mi, że dobrze zrobiłem, że tak

będzie lepiej. Bella zapomni – przekonywałem sam siebie – jej ludzkie serce

niedługo znów mocniej zabije dla kogoś kto będzie wart jej miłości, a ja

pozostanę tylko mglistym wspomnieniem by w końcu zniknąć...Tak, tak będzie

– pocieszałem się w myślach – już nigdy nie będzie przeze mnie cierpieć.

Dni mijały mi niemiłosiernie powoli, bieg, dzikie polowania, samotność... i tak

od nowa. Noc – dzień, dzień – noc, wszystko takie samo, czułem się tak jakby

w ostatnim czasie doba niemiłosiernie się rozciągnęła trwając nie 24 lecz 30

godzin. Polowanie, wędrówki, podróże - robiłem wszystko co tylko wpadło mi

do głowy. Zachowywałem jednak resztki zdrowego rozsądku, nie mogłem być

przecież dla nikogo zagrożeniem, więc większość czasu pozostawałem w

górach w odosobnieniu – wszystko by nie myśleć o niej. Czasem dzwoniłem

do moich najbliższych by ich uspokoić i zapewnić, że nic mi nie jest. Mimo to

choć nie wiem jak bym się starał, nie mogłem - nie umiałem, nie myśleć o niej.

Byłem jak narkoman na wielkim głodzie, który leży gdzieś w rynsztoku

dogorywając, nawet z wyglądu na pewno w tej chwili nie różniłem się tak od

niego. Bello, moja ukochana, Bello – szeptałem. I to wystarczyło by ją ujrzeć.

Jej piękną twarz, długie ciemne włosy, te wspaniałe oczy które patrzyły na

mnie z taką ufnością, te jej kruche ciało o które tak się bałem, iż może zostać

zranione nawet od kropli deszczu spadających na nie podczas gdy padało... -

background image

Moja nie zdawająca sobie sprawy ze swojej niezwykłości Bella... -

myślałem. Wszystko to niestety bladło po chwili gdy przed mymi oczami

stanął jej ostatni obraz, zrozpaczone oczy, twarz nie wyrażająca już żadnych

emocji, nie ruchoma jak posąg... Jak mogłem!?!- byłem zły na siebie- jak

mogłem do tego dopuścić – krzyknąłem, - czy byłem aż tak głupi, iż myślałem

że mogę dać jej szczęście?- czy może byłem, aż tak próżny iż nic się nie

liczyło oprócz tego by dać sobie chwile szczęścia.

To nie powinno było tak daleko się posunąć – warknąłem sam do siebie–

nigdy nie powinienem pozwolić by mnie choć trochę pokochała.

Nagle coś wyrwało mnie z otępienia, ktoś się zbliżał, wyostrzyłem wszystkie

zmysły i podążyłem wzrokiem w kierunku zbliżającej się postaci. Tak..., już

wiedziałem kto to, znałem ten zapach...myśli...

Witaj Edwardzie – głos Tanyi zabrzmiał niepewnie – długo wahałam się

przerwała – czy nie jesteś na mnie zły?

Zły? To że mnie odnalazła powinno mnie trochę rozzłościć wkońcu chciałem

być sam, lecz nie powinno mnie dziwić że tu jest wkońcu też się martwiła a ja

nie widziałem najmniejszego powodu aby dać jej znać że wszystko jest ok.

Gniewać się na nią – tą która darzyła mnie uczuciem choć nie powinna – też

nie mogłem. Oh, ile bym dał by móc sprawić by o mnie zapomniała, bądź by

móc ją pokochać tak jak na to zasługiwała, lecz to były tylko moje pobożne

życzenia. Jednego byłem tylko pewien nikogo nie pokocham tak jak Belli, nikt

przed nią nie sprawił że moje kamienne serce znowu zaczęło „bić”, należy ono

tylko do niej, na zawsze.

Uśmiechnąłem się, a oczy Tanyi nagle rozbłysły pewniej.

Wiem, że nie powinnam tu być, ale nie mogłam tak dłużej żyć w niepewności,

musiałam osobiście sprawdzić czy nic ci nie jest – powiedziała bez chwili

namysłu.

Jakoś się trzymam- powiedziałem starając się aby mój wyraz twarzy i ton

głosu wydał się weselszy – a co u ciebie?- zapytałem.

Przez chwilę panowała cisza, a ja czułem jak Tanya zaciska pięści, a jej

background image

mięśnie się napinają. Widziałem co tak naprawdę chce mi o tym wszystkim

powiedzieć, lecz rozluźniła spięte mięśnie i powoli zaczęła opowiadać o

wszystkim co się wydarzyło od ostatniej chwili kiedy się spotkaliśmy.

Zaskoczyła tym mnie. Słuchałem jej w skupieniu usiłując sobie wyobrazić

wszystko to o czym mi opowiadała, a że robiła to tak dokładnie nie było to

trudne. Sam nie wiem kiedy upłynęło nam tak parę godzin nim jej opowieść

dobiegła końca. Patrzyła na mnie swoimi złotymi oczami, tysiące pytań cisnęły

jej się do myśli lecz żadnego nie wypowiedziała – byłem jej za to wdzięczny,

nie chciałem jej ranić odpowiadając na któreś z nich.

Po krótkim spacerze, który odbyliśmy w całkowitej ciszy i w dość wolnym

tempie jak dla wampirów, pierwsza odezwała się Tanya

Upewniwszy się że nic ci się nie stało, myślę, że powinnam już wracać do

sióstr zanim zaczną martwić się o mnie -zaczęła próbując aby ton jej głosu nie

zdradzał emocji jakie nią targały.

Tak, jak najbardziej – powiedziałem – dziękuje ci że tu byłaś – dodałem tylko

tyle mogłem jej zaoferować, moje podziękowanie.

Wiesz, że zrobiłabym wszystko o co mnie poprosisz – powiedziała cicho ,a

mnie znowu ogarnęły wyrzuty sumienia – lecz wiem iż to niemożliwe - dodała

szybko widząc zmieniający się wyraz mojej twarzy - wiem, że nigdy mnie nie

pokochasz tak jak bym chciała abyś mnie pokochał. Nie mniej do siebie

żadnych pretensji, żadnych wyrzutów przecież zawsze dawałeś mi jasno do

zrozumienia że nic między nami nie będzie. Każda inna osoba na twoim

miejscu już dawno straciła by do mnie cierpliwość lecz nie Ty- dziękuje Ci za

to - Do zobaczenia – dodała łamiącym się głosem.

Powiedziawszy to lekko musnęła ustami mój policzek i szybko znikła w

gęstym lesie zanim zdążyłem zareagować. Znikła tak samo szybko jak się

pojawiła. Byłem jej wdzięczny za to, że nie komplikowała sprawy. I bez tego

czułem się wystarczająco podle. Spojrzałem tylko w kierunku wysokich drzew

gdzie ostatni raz ją widziałem nim znikła, życząc jej aby w końcu dostała to

na co tak bardzo zasługuje.

background image

Mijały kolejne dni a ja byłem coraz bliższy postradaniu zmysłów, nie miałem

już siły ze sobą walczyć, tym bardziej iż codziennie słyszałem w głowie głos

Belli: Edwardzie...wróć... słyszałem jak przez mgłę ...Edwardzie...nie

zostawiaj mnie... Nie to niemożliwe to tylko moja chora wyobraźnia, dzielą

nas tysiące kilometrów pomyślałem. Byłem już bliski złamania swojego

postanowienia. Nie mogłem na niczym się skupić. Krążyłem bez celu jak

nienormalny. Nic nie miało sensu kiedy Ona nie była blisko. Ile jeszcze

mogłem wytrzymać? To było trudniejsze niż z początku mi się wydawało.

Chciałem wrócić i rzucając się na kolana błagać o wybaczenie. Lecz czy ona

czy nadal by mnie chciała? Nie ważne wystarczyło, że bym ją czasem

obserwował z ukrycia, nie musiała by być przecież świadoma mojej obecności.

Żyła by dalej spokojnie, wychowując swoje dzieci, wnuki, wystarczyło by mi

to gdybym widział iż jest szczęśliwa.W tej samej chwili zadzwonił telefon.

Spojrzałem na numer to dzwoniła Rose, czego chciała?

Odebrałem nie mówiąc nic do słuchawki.

Halo?- w słuchawce odezwała się Rosaly

Tak to ja, czego chcesz – powiedziałem oschle

Oh Edwardzie - powiedziała – Chodzi o Bellę ona...,ee...no..nie wiem jak ci

to powiedzieć- Rose bełkotała coś niezrozumiale - Alice do niej pojechała po

tym jak zobaczyła że skoczyła z klifu...

To nie miało sensu – Co z Bellą!- wysapałem zdezorientowany tak jakby mój

mózg nie odbierał docierających do niego sygnałów - co powiedziałaś?! Coś

się stało Belli?!

...Alice widziała jak po skoku z klifu ciało Belli bez życia opada na

dno...musiałam cię powiadomić- ciągnęła swój monolog Rosaly, lecz ja już nie

słuchałem. Zamarłem – Nie to niemożliwe... przecież mi obiecała że nie zrobi

nic co mogłoby zagrozić jej życiu -nie wierzyłem w to co przed chwilą

usłyszałem to nie była prawda. Stałem tak bez ruchu ciągle powtarzając: nie to

nie możliwe...Chwilę później wybrałem numer z komórki, czekałem.

Beeeeeeep beeeeeep beeeeeeep –złowrogo zabrzmiał dźwięk oczekiwania na

background image

połączenie, nic cisza nikt nie podnosi... znowu Beeeeeep...

Halo? - usłyszałem najprawdopodobniej głos Jacoba w słuchawce

Z tej strony Cullen, czy możesz podać mi Charliego?- powiedziałem

przedstawiając się tylko po nazwisku.

Nie ma go tutaj, jest na pogrzebie- usłyszałem gniewną odpowiedź. Chwilę po

tym telefon upadł mi na ziemię, a ja usłyszałem jeszcze tylko trzask odkładanej

po drugiej stronie słuchawki.

Nie to nie możliwe zamarłem, to nie może być prawda. Nagle poczułem się tak

jakby ktoś rozrywał mnie na kawałki, jakbym umarł i może była by to prawda

gdybym żył, gdybym już dawno temu nie umarł. Nie czułem już nic.

Ciemność, cisza. Nic już nie miało dla mnie sensu. Promyk nadziei który

trzymał mnie do tej pory zgasł...nie mam już po co istnieć. Moje ciało stoczyło

się bezwładnie na ziemię. Żadne sygnały z zewnątrz nie docierały do mnie, ani

odgłosy, ani zapachy tak jakby przestały nagle istnieć. Ciemność tylko

ciemność i cisza oraz obraz Belli, która już nigdy nie miała się uśmiechać,

biegać, mówić, śnić... - Bello ukochana – szepnąłem -to nie może być prawda,

przepraszam, że cię nie ochroniłem. Nie wiem jak długo tak leżałem, lecz

kiedy się podniosłem wiedziałem co chcę już zrobić. Tak, chcę zakończyć

swoje istnienie Ona odeszła, już jej nie ma, pocóż miałbym żyć. Wiem kto

pomoże mi zakończyć tą nędzną egzystęncję - pomyślałem-, muszę tylko tam

jak najprędzej się dostać i czymś ich sprowokować. Na miejscu wszystko

wymyśle może los będzie dla mnie łaskawy. Teraz nie mogę nic planować, aby

nic mi nie przeszkodziło. Gdybym to wcześniej zaplanował Alice mogłaby

mieć jakąś wizje i próbowała by mi przeszkodzić, jakoś powstrzymać, a ja nie

chce nikogo narażać. Mam tylko nadzieję, że kiedyś mi wybaczą.

Bello najdroższa, bez ciebie świat dla mnie nie istnieje gdyż Ty jesteś całym

moim światem.

Powiedziawszy to zacząłem biec jak najszybciej potrafię...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Part IV(1), KWN oczami Edwarda FF
Part V, KWN oczami Edwarda FF
Midnight Sun 23 cz. 1 (Zmierzch oczami Edwarda), Zmierzch oczami Edwarda
Oczami Edwarda 19 20
Księżyc w Nowiu oczami Edwarda
Noc poślubna oczami Edwarda
Midnight Sun 21 (Zmierzch oczami Edwarda), Zmierzch oczami Edwarda
3 rozdziały Księżyca w Nowiu oczami Edwarda
epilog, Zmierzch oczami Edwarda
Księżyc w Nowiu Ff. Rozdziały od 1-4, KWN oczami Edwarda FF
Oczami Edwarda 21
Oczami Edwarda 22
Oczami Edwarda 13 19
FF KWN oczami Edwarda [NZ], Saga Zmierzch

więcej podobnych podstron