background image

BENTE PEDERSEN 

PRZERWANY LOT 

background image

Ida zdążyła skończyć osiemnaście lat i na dobre zaczęła dziewiętnasty, kiedy nadeszła 

jej  kolej  przeprawy  na  drugi  brzeg  fiordu  -  do  kościoła.  Z  tą  samą  broszką  na  piersi,  którą 

przypięły do sukni Raija i Maja, kiedy wychodziły za mąż. 

Pastor  rozpoznał  rodzinną  pamiątkę.  Zastanowił  się,  ile  razy  przyjdzie  mu  ją  jeszcze 

oglądać. Nurtowało go, dlaczego te kobiety noszą ją z taką dumą. Jaka historia wiąże się z tą 

lapońską ozdobą? Jednak nie spytał. 

Ida, córka Reijo Kesaniemi, dostała swego Ailo Mikkelsena. 

W  przyrodzie  zapanowała  wiosna.  Przynajmniej  do  pewnego  stopnia.  Słońce  zaczęło 

przygrzewać, jednak śnieg nadal mocno się trzymał. Przy każdym oddechu z ust wydobywała 

się mroźna para. Powietrze było zimne i rześkie. Ida pocieszała się, że to nic nie szkodzi - jej 

serce jest wystarczająco gorące. 

Co  prawda  wymarzyła  sobie  ślub  w  lecie.  By  we  wspomnieniach  tego  dnia  pojawiał 

się  cień  rzucany  przez  liście  drzew.  By  natura  w  pełni  rozkwitła.  Ida  gotowa  była  nawet 

jeszcze poczekać. Wyznała Ailo, że chciałaby go poślubić według Japońskiego obyczaju, on 

jednak odparł, że oba obrządki zbytnio się od siebie nie różnią. 

Dodał,  że  wolałby  ją  zabrać  ze  sobą  do  swej  wspólnoty  już  jako  żonę  i  że  najlepiej 

byłoby wyruszyć, zanim stopnieją śniegi. 

Ida wiedziała, że Ailo stracił ostatnio w swej osadzie poważanie, gdyż wziął na siebie 

ojcostwo  nie  narodzonego  dziecka.  Dziecka  Knuta,  które  nie  przyszło  na  świat,  ponieważ 

matka, będąc w ciąży, popełniła samobójstwo. 

Szacunek i autorytet miały dla Ailo ogromne znaczenie, chociaż tego nie okazywał, i 

pragnął je odzyskać. 

Rozwiały się zatem romantyczne marzenia Idy o srebrnych klejnotach ślubnych, które 

Ailo odziedziczył po Mikkalu. Omal się nie popłakała ze wzruszenia, kiedy wyobraziła sobie, 

jak cudownie by  w nich  wyglądała. Myślała, że będzie pierwszą od wielu lat panną młodą - 

pierwszą  po  babce  Ailo  -  która  włoży  klejnoty  w  komplecie.  W  całości.  Wszystkie. 

Ofiarowane  jej,  jak  każe  obyczaj,  przez  kochającego  mężczyznę.  Matka  Ailo  nigdy  nie 

przyjęła tej ozdoby. Nie chciała, ponieważ brakowało broszki. Dużej broszki do noszenia na 

piersi,  broszki,  którą  Mikkal  podarował  Raiji.  Złamał  wszelkie  tradycje,  ale  uczynił  to  z 

miłości.  Teraz  miłość  na  powrót  miała  połączyć  wszystkie  części  rodzinnej  pamiątki 

background image

przekazywanej  w  spadku.  Wszystko,  co  tragiczne,  odeszło  w  przeszłość.  Stało  się  historią, 

piękną i jednocześnie smutną, którą będzie można opowiadać przyszłym pokoleniom. 

Do Idy, córki Raiji, i Ailo, syna Mikkala, należało połączenie klejnotów ślubnych. 

Lecz  Ailo  nalegał,  by  się  pobrali  wcześniej,  zanim  dziewczyna  mogła  choćby 

zobaczyć  pozostałe  części  odziedziczonej  pamiątki.  Wzięli  ślub  w  tutejszym  kościele  po 

drugiej  stronie  fiordu.  W  ten  sposób  uroczystość  została  pozbawiona  całej  tej  otoczki 

odmienności i niezwykłości, o której marzyła Ida. 

Nawet tato uważał, że tak będzie najlepiej. Wysyłając swą córkę z domu, Reijo chciał 

być pewien, że Ida znajdzie się w dobrych rękach. Że oddaje ją jako mężatkę. 

Mężczyźni zawsze trzymają ze sobą. 

Takie myśli kłębiły się w głowie Idy, świeżo upieczonej mężatki, w drodze przez fiord 

z kościoła do domu. 

Płynęli  tylko  we  czworo.  Para  młoda,  Reijo  i  Knut.  Anjo  została  w  domu. 

Spodziewała  się  dziecka  i  chociaż  do  rozwiązania  zostało  jeszcze  kilka  miesięcy,  wcześnie 

zrobiła się ociężała i poruszała się z trudem. Zmuszała się do wykonywania domowych zajęć, 

ale  bardzo  dokuczał  jej  ból  w  krzyżu  i  biodrach.  Knut  nie  pozwolił  jej,  by  ryzykowała 

zdrowie,  decydując  się  na  przeprawę  przez  fiord  w  otwartej  łodzi.  Pogoda  szybko  się 

zmieniała, a poza tym na wodzie było potwornie zimno. Nie pomagało nawet ciepłe okrycie. 

Ida przekonała się o tym na własnej skórze. Na piękną suknię ślubną naciągnęła swą 

najcieplejszą  kurtkę  robioną  na  drutach.  Na  to  narzuciła  ocieplany  płaszcz  i  jeszcze  gruby 

wełniany koc. Lecz mimo to porządnie marzła. Wątpliwa to przyjemność, siedzieć tyle czasu 

bez ruchu - Karnes od Skibotn dzielił jednak kawałek drogi. 

Wzięli  niewielką  łódź  sześciowiosłową  z  trzema  przedziałami.  Świetną  do 

manewrowania  podczas  tak  krótkiej  wyprawy  jak  ta.  Łatwą  do  wciągnięcia  na  ląd,  nawet  w 

kilka  osób.  Ma  to  swoje  dobre  strony,  ponieważ  nie  zawsze  można  liczyć  na  większą  grupę 

osób do pomocy. W 1748 roku okolica nadal była rzadko zaludniona. 

Tego  popołudnia  znajdowali  się  sami  w  tej  części  morza,  w  każdym  razie  po  swojej 

stronie fiordu. Jako jedyni wybrali się ze Skibotn do kościoła. Data ślubu została wyznaczona 

już dawno i musieli wypłynąć. Inni mieszkańcy wioski również powinni pokazać swe twarze 

w kościele, lecz ranek był trochę wietrzny, a wiatry bywają nieobliczalne. Lepiej w jakąś inną 

niedzielę wybrać się na nabożeństwo, by udowodnić pastorowi, że nie jest się bezbożnikiem. 

Reijo,  Knut  i  nowożeńcy  zbliżali  się  do  domu.  Góry,  wznoszące  się  ponad  cyplem, 

stanowiły  ciemniejszy  cień  na  tle  nieba.  Dzień  był  szary  -  teraz,  po  południu,  wydawał  się 

jeszcze bardziej ponury. 

background image

Ida odetchnęła z ulgą. Już blisko do domu. Zaraz zacznie się wesele. Co prawda izba 

nie jest duża, ale dla przyjaciół zawsze znajdzie się miejsce. Będą śpiewać, tańczyć, jeść i pić. 

Wszyscy, którzy zechcą przyjść, zostaną ugoszczeni. Reijo na niczym nie oszczędzał, 

kiedy ostatnie pisklę szykowało się do opuszczenia gniazda. 

- Nieźle dmucha - zauważył Knut, przekrzykując wiatr. 

Ż

agle  wzdęły  się.  Trzeba  było  nie  lada  siły,  żeby  nad  nimi  zapanować.  W  tym 

względzie  Reijo  liczył  na  Knuta  -  wiedział,  co  robi.  Sam  zadbał  o  to,  by  odpowiednio 

dociążyć  łódź,  postarał  się  o  balast.  Własnymi  rękami  wybierał  okrągłe  kamienie:  żaden  z 

nich  nie  ważył  mniej  niż  dwadzieścia  funtów.  Było  w  czym  wybierać  w  pobliżu  wiaty.  To 

dobrze.  W  przeciwnym  razie  Reijo  sporo  by  się  musiał  natrudzić,  żeby  w  krótkim  czasie 

znaleźć  wystarczająco  dużo  kamieni  o  odpowiednim  kształcie  i  ciężarze.  Obchodzenie  się  z 

nimi  w  sytuacji,  gdy  trzeba  odciążyć  łódź,  to  nie  lada  sztuka.  Ich  kształt  jest  również 

niezmiernie  ważny.  Kiedy  toniesz,  kamienie  powinny  stoczyć  się  z  pokładu,  a  nie  ciągnąć 

łódź na dno. 

Reijo  zdawał  sobie  sprawę,  że  jest  już  bardzo  późno.  W  Karnes  trochę  za  długo 

zwlekali z odbiciem od brzegu. 

Ś

lub  jednak  zawsze  jest  okazją,  by  popatrzeć  na  młodą  parę  i  służyć  jej  jakąś  dobrą 

radą. 

Zbyt szybko się ściemniło. 

Nie  tak  prędko  znajdą  się  pod  osłoną  gór.  Wiało  nie  tylko  mocno,  ale  też  ze  złej 

strony. Reijo wiedział, że Knut zdaje sobie z tego sprawę. Podejrzewał, że Ailo również. Ida 

powinna to zauważyć, ale co innego zaprząta pewnie jej myśli. Kochane dziecko! 

Było tak zimno, że musieli zaryzykować i płynąć prosto do brzegu mimo szalejących 

przy  tej  pogodzie  bardzo  niebezpiecznych  wiatrów.  Podmuchy  takich  wiatrów  potocznie 

nazywano uderzeniem kozła - wiatr jak  gdyby rozpędzał się z góry,  a potem uderzał nagle i 

niespodziewanie jak kozioł. 

Mamy  dość  balastu,  pocieszał  się  w  duchu  Reijo.  Solidne  zamocowanie  żagli,  nie 

można  się  skarżyć.  Łódź  pewnie  trzyma  się  na  wodzie.  Tak,  kilka  podmuchów  powinna 

znieść. 

W następnej sekundzie nie zdążył nawet pomyśleć. 

-  Cholerny  szkwał!  -  rzucił  doprowadzony  do  ostateczności  Knut,  mocując  się  z 

olinowaniem. 

Złapał  ich  silny  wir  powietrza  i  tańczył  wokół  żagla.  Okolica  była  znana  z  takich 

wiatrów. Potrafiły one spienić morze niczym miskę wody. 

background image

Ida  zdała  sobie  sprawę,  że  znaleźli  się  w  niewesołym  położeniu.  Reijo  rzucił  się  w 

stronę  Knuta.  Ailo  nie  zdążył  do  nich  dotrzeć.  Wstał  i  jako  pierwszy  znalazł  się  za  burtą, 

kiedy Reijo z Knutem przegrali walkę z huraganem. 

Napór na płótno stał się zbyt silny i nagły wir powietrza okręcił je dookoła. 

Łódź przechyliła się. 

-  Zrzuć  ubranie,  Ida!  -  dał  się  słyszeć  czyjś  głos.  Jak  przez  sen.  Wszystko  działo  się 

niczym we śnie. 

Idę zarzuciło na burtę. Cudem uniknęła toczących się z łoskotem kamieni. 

W  nagłym  zetknięciu  z  lodowatą  wodą  doznała  szoku  i  omal  nie  straciła 

przytomności. 

Znalazła się pod łodzią. 

Utknęła  w  plątaninie  lin  i  drewna.  W  wodzie  wszystkie  odgłosy  brzmiały  całkiem 

inaczej. Głucho, nierzeczywiście, jakby z oddali. 

Ida  zaczęła  gorączkowo  szukać  wiązania  płaszcza.  Nie  mogła  rozluźnić  supła  przy 

szyi. Taśmy zostały ściągnięte zbyt mocno. Płaszcz pływał wokół niej. Oby tylko się o coś nie 

zaczepił! Był utkany z wełny z dodatkiem błyszczącej nitki - wydawał się taki ciężki... 

Trzeba  jakoś  wydostać  się  na  powierzchnię,  pomyślała  Ida.  Nie  wolno  pozwolić 

wciągnąć się na dno. 

Czyżby palcami dotknęła żagla? 

Udało jej się wysunąć głowę z wody. Zdołała zaczerpnąć powietrza. Prawie nie czuła 

swego ciała. 

A  uważała  się  za  zahartowaną  i  odporną,  kiedy  tarzała  się  po  śniegu  po  wyjściu  z 

sauny! 

Czyżby jej życie miało okazać się tak krótkie? 

Dobry Boże, to chyba jeszcze nie koniec? 

Ida nie wiedziała, gdzie jest. Wokół panowała nieprzenikniona ciemność. 

Wszędzie tyle... 

Walczyła z ogarniającą ją paniką. Starała się zachować jasny umysł, chociaż nie było 

to  wcale  proste.  Szczękała  zębami  i  drżała  na  całym  ciele.  Czuła,  że  coraz  bardziej  się 

zanurza. Gorzej - że coś ją ciągnie na dno. Że to nie tylko jej własny ciężar. Czyjaś wola, sil-

niejsza od niej. 

Upiór morski? 

Boże, nie wolno tak myśleć! 

Jest powietrze, ale nie ma wiatru... 

background image

Zaczęła rozumieć. 

Ż

adnych innych dźwięków, tylko plusk i szmer fal uderzających o drewno. Głębokie 

westchnienia wiatru ocierającego się o burtę. 

Musiała  wpaść  pod  przewróconą  łódź.  Odniosła  wrażenie,  że  ubywa  jej  powietrza... 

Dobry Boże, czyżby miała już umrzeć? 

Ida za żadną cenę nie zamierzała się poddać. Jest taka młoda. Przed nią całe życie. Nie 

chce się z nim pożegnać w tej przepastnej czarnej głębi. Nie zamierza ulec żywiołowi, który 

szumi wokół jej uszu, który jakby odkrawał ją po kawałku, tak że nie czuła własnego ciała. 

Dopiero co poślubiła Ailo! 

Los nie może okazać się na tyle okrutny, żeby pozbawiać ją życia w takim momencie! 

Łapała ustami powietrze. Nie zdawała sobie sprawy, że płacze. Kurczowo uczepiła się 

czegoś, pewnie masztu. Nie miała wystarczająco dużo czucia w palcach, by poszukać żagla. 

Nie umiałaby zresztą odróżnić dotykiem materiału od drewna. 

Traciła siły. 

W krótkich przebłyskach zaczęło do niej docierać, że to śmierć. 

Nie może wiecznie tu tkwić. 

Zamarznie. 

Łódź  coraz  bardziej  będzie  się  zanurzać.  Przestrzeń,  w  której  jeszcze  jest  trochę 

powietrza, wkrótce zniknie. 

Ż

aglówka całkiem zatonie. Wtedy i ona zginie. 

Dobry Boże, a co z Ailo? Z tatą? Z Knutem? 

Czy będzie potrafiła żyć bez Ailo? Czy nie lepiej zostać tu, z tym potwornym bólem w 

płucach?  Tylko  mocno  się  trzymać  i  oddychać,  dopóki  zimno  nie  pozbawi  zmysłów  i 

przeprowadzi przez granicę. Być może Ailo już tam jest... 

Nie! 

Nie jestem tchórzem, pomyślała. 

Uwolniła  jedną  rękę.  Nie  była  w  stanie  wyprostować  palców,  pozostały  zgięte  jak 

przed chwilą, kiedy zaciskały się na drewnianym maszcie. 

Kilka  razy  wypuściła  powietrze,  nie  nabierając  świeżego.  Całkiem  opróżniła  płuca. 

Następnie zrobiła głęboki wdech. Wypełniła płuca do granic, czując, jakby miało rozsadzić jej 

piersi. 

Panicznie się bała, ale nie było innego wyboru. 

Nie wiedziała, czy jeśli się zanurzy, ciężki płaszcz nie pociągnie jej głębiej. 

Nie miała jednak czasu się nad tym zastanawiać. 

background image

Zamknęła  oczy,  kiedy  zaczęła  opadać  na  dno.  Orientowała  się  mniej  więcej,  dokąd 

zmierza.  Jak  głęboko  powinna  się  zanurzyć,  by  następnie  popłynąć  ku  powierzchni.  Jednak 

nie  zdołała  porządnie  odbić  się  od  dna.  Stopy  były  zgrabiałe,  bezsilne,  a  spódnica  i  płaszcz 

krępowały ruchy. 

Wypływając, uderzyła głową o burtę łodzi. Zachłysnęła się wodą. 

Zanurzyła  się  na  powrót,  nie  panując  nad  własnym  ciałem.  Przełykała  i  przełykała 

słoną wodę, odnosząc wrażenie, jakby trochę dostało się również do płuc. 

Złudzenie. 

Ale w piersiach potwornie bolało. W płucach brakowało już powietrza. 

Czuła, jakby jej głowa miała się rozpaść na tysiące kawałków. W uszach szumiało. 

Zacisnęła zęby, żeby nie oddychać. Postanowiła walczyć do ostatka. 

Już nie myślała. Nad niczym się nie zastanawiała. Nic sobie nie wyobrażała. Przestała. 

Pozostała w niej tylko nikła iskra życia. 

Ida  wiedziała,  że  nie  wolno  się  poddawać.  Wiedziała,  że  woda  jest  jej  wrogiem. 

Wiedziała, że morze zechce ją pochłonąć i że trzeba mu się przeciwstawić. 

Nagle wokół zapanowały tylko chłód i ciemność. 

Knut wdrapał się na łódź. Na szczęście w porę zauważył, na co się zanosi - jego umysł 

pozostał  równie  chłodny  jak  morska  woda.  Kiedy  zobaczył,  że  żaglówka  się  przewraca, 

wskoczył  do  morza.  Następnie  wszedł  na  nią  z  powrotem.  Wbił  nóż  w  kil,  żeby  się  nie 

ześliznąć. 

W  ciemności  nie  mógł  dostrzec  pozostałych.  Chwilę  trwało,  zanim  zauważył  Reijo. 

Odpływał od łodzi. Knut zawołał więc, żeby się nie oddalał, że on jest na wraku. 

Reijo wiedział. 

Knut zrozumiał to dopiero wtedy, kiedy zobaczył Ailo. 

Ailo nie potrafił pływać, ale nie próbował nawet wydostać się z wody. 

Jak oszalały, głosem ochrypłym z rozpaczy, wołał imię Idy. 

Chłopak już parę razy się zanurzał, ale w jakiś niezrozumiały sposób wydostawał się 

na powierzchnię. Kiedy Reijo dotarł do niego, Ailo odepchnął jego wyciągniętą dłoń. 

Walczyli. Bili się. Knut pomyślał, że poszaleli. Potrzebowali przecież sił. 

Nie powinni ich marnować. 

Knut  zacisnął  zęby,  widząc,  jak  Reijo  uderzył  Ailo.  Wiedział,  że  to  jedyne  wyjście. 

Zdawał  sobie  sprawę,  że  niełatwo  będzie  Reijo  podpłynąć  z  Ailo  do  wywróconej  łodzi.  Na 

szczęście młody Lapończyk nie zaliczał się do szczególnie postawnych. 

background image

Sam Knut mógł jedynie biernie obserwować całe zdarzenie, Reijo nie pozwoliłby mu 

ponownie skoczyć do wody. 

W domu czekała Anjo. Anjo, która spodziewała się dziecka. 

Zdawało  się,  jakby  upłynęły  całe  dziesiątki  lat,  zanim  Reijo  wrócił.  Knut  położył  się 

na kilu. Starał się dobrze zaprzeć palcami stóp, z całej siły napiął mięśnie nóg, kiedy pochylił 

się nad wodą, żeby wyciągnąć nieprzytomnego Ailo. Złapał go za kurtkę. 

Miał  spuchnięte  palce,  ale  zacisnął  je,  na  ile  zdołał.  Poczuł,  jakby  w  ręce  znowu 

napłynęło ciepło, paliło i rwało w palcach i pod paznokciami. 

Z  czoła  spływał  mu  zimny  pot.  A  może  to  tylko  słona  morska  woda  pryskała  mu  w 

twarz? Knut nie zastanawiał się nad tym. 

Ciągnął ze wszystkich sił. Omal nie upuścił Ailo, ale się nie poddawał. Wreszcie udało 

mu się wydostać szwagra na kil łodzi. 

Przerzucił nieprzytomnego przez dno wywróconej żaglówki. Rozłożył mu ręce i nogi, 

tak że tamten przypominał teraz ogromnego pająka. Sam mocno wcisnął pięty w deski. 

Zdołał pochwycić nóż tkwiący w kilu. Wyciągnął go i wbił bliżej, by mieć się czego 

przytrzymać. 

Morze biło o burtę. 

Wiatr przenikał przez ubranie. 

Jak długo uda im się wytrzymać? 

Łódź  zakołysała  się.  Reijo  usiłował  się  na  nią  wspiąć,  ale  musiał  co  chwila 

odpoczywać. 

Ida, przemknęło Knutowi przez myśl. Czyżby stracili Idę? 

Nagle  żaglówka  odzyskała  równowagę.  Knut  zobaczył,  jak  Reijo  z  powrotem  zsuwa 

się do wody. 

Chciał  go  powstrzymać,  lecz  nie  wydał  nawet  jednego  dźwięku.  Zdołał  jedynie 

otworzyć usta - wyglądał jak ryba łapiąca powietrze. 

Tuż przy burcie coś się poruszyło. 

Czy to maszt się urwał? 

Przytrzymując się łodzi, Reijo wyciągał coś z wody. 

Człowieka? 

Idę?! 

Knut przełykał ślinę i przecierał oczy. Nie wolno mu puścić Ailo. Znowu mógł tylko 

biernie  się  przyglądać,  jak  Reijo  samotnie  zmaga  się  w  lodowatej  wodzie.  Dobry  Boże,  jest 

przecież ledwie żywy! Ile siły właściwie drzemie w tym chłopie? 

background image

Reijo oparł ciało Idy o łódź. Dziewczyna przytrzymywała się rękoma. A więc żyje. 

Knut  poczuł  ciepło  na  policzkach.  Uświadomił  sobie,  że  płacze.  Mocniej  zacisnął 

palce na nożu. 

Reijo starał się przekrzyczeć szum morza: 

- Trzymaj ją, Knut! Pomóż! Pomóż ją wyciągnąć! 

Nie  miał  pojęcia,  jak  tego  dokonał:  jedną  dłonią  z  całej  siły  ściskał  trzonek  noża, 

ciałem podtrzymywał Ailo, wolną ręką złapał płaszcz Idy. 

Reijo  pchał,  a  Knut  ciągnął  siostrę  ku  sobie.  Wreszcie  opadła  wyczerpana  na  Ailo, 

przywarła do niego całym ciężarem, wbiła palce w ramię męża. 

Knut nie przesuwał jej, leżąc w ten sposób, dłużej utrzymają ciepło. 

Już  miał  wyciągnąć  rękę  do  Reijo,  lecz  zobaczył,  że  tamten  wcale  nie  zamierza 

wychodzić z wody. Oszalał, czy co? Chce się utopić? 

Już szykował się, by skoczyć na ratunek, lecz Reijo powstrzymał go gestem ręki. 

Resztką  sił  zaczął  przesuwać  się  wzdłuż  burty.  Uczepił  się  jej  mocno  i  przekładając 

dłonie, okrążał łódź. 

Knut  w  jednej  chwili  zrozumiał,  co  Reijo  zamierza  zrobić.  Zobaczył,  że  dotarł  do 

miejsca  zamocowania  want.  Krawędź  burty  znajdowała  się  jednak  pod  wodą.  Knut  nie  był 

pewien, czy sam by się na to zdobył, a był przecież dużo młodszy. 

Reijo wyjął nóż z pochwy. Ścisnął go mocno w dłoni i zanurkował. 

Minęło  sporo  czasu,  zanim,  parskając  wynurzył  się  z  powrotem.  Dopiero  teraz  mógł 

się wspiąć na wrak. 

Knut ujrzał, jak maszt wypływa na powierzchnię. 

Reijo zdołał przeciąć wanty. Dobrze wiedział, jakie to ważne: po obluzowaniu masztu 

łódź utrzymywała się na wodzie bardziej stabilnie. 

Dało  się  to  wyraźnie  odczuć  -  żaglówka  nie  zachowywała  się  już  na  falach  jak 

wierzgający dziki koń. 

Reijo  usiadł  z  tyłu.  Drżąc,  przysunął  się  bliżej  Knuta.  Muszą  starać  się  utrzymać 

ciepło. 

Szczękał zębami, nie był w stanie mówić. 

Wywróconą łódź znosiło w stronę lądu, jednak o tej porze nie mogli się spodziewać, 

ż

e napotkają tam coś innego niż skały. 

- Nie widać nas z brzegu - wykrztusił w końcu Reijo. 

Knut  zdawał  sobie  z  tego  sprawę.  Ciemność  wydawała  się  jak  czarna  ściana.  Z 

powodu gęstych chmur była jeszcze bardziej nieprzenikniona. 

background image

-  W  domu  czekają  na  nas  -  odezwał  się  zmartwiony.  Dostrzegał  przebłyski 

migotliwego światła z cypla. Anjo została, żeby przygotować ciepły posiłek. Wkrótce zacznie 

się  schodzić  młodzież.  Wieczorem  miały  się  odbyć  tańce  i  poczęstunek.  -  Czekają  na  nas  - 

powtórzył. 

Reijo przytaknął. Zauważył, że znosi ich w bok od osady. W tych ciemnościach trudno 

ich będzie odnaleźć. W dodatku wiatr i morze tłumiły głosy. 

Knut  ścisnął  w  dłoni  trzonek  noża.  Było  mu  zimno,  ale  nie  aż  tak  bardzo  jak  Reijo. 

Dał z siebie o wiele mniej niż ojciec. 

Ida leży tak cicho... 

Przez mgnienie ujrzał przed sobą twarz Anjo. 

Jednym szarpnięciem wyrwał nóż z dna łodzi. 

Ś

wiatełko na cyplu jeszcze nie zniknęło mu z oczu. 

- Popłynę tam - rzucił stanowczo. 

-  Nie  ma  mowy!  -  zaprotestował  Reijo.  Chwycił  syna  za  ramiona,  chcąc  go 

powstrzymać. Knut potrząsnął głową. 

-  Możemy  zamarznąć  tu  na  śmierć  -  tłumaczył.  -  Albo  rozbijemy  się  o  skały,  co  na 

jedno  wychodzi.  Jeżeli  nadciągnie  kolejny  szkwał,  zniesie  nas  jeszcze  dalej.  Nie  wiadomo, 

kiedy zaczną nas szukać. Poza tym martwię się o Idę. 

- To za daleko - odparł Reijo zmęczony. - Nie dasz rady. 

- Dopłynę - rzekł Knut i zsunął się do lodowatej wody. Nie tracił z oczu światełka na 

cyplu. 

background image

Anjo  zaczęła  się  martwić.  Nigdy  wcześniej  nie  zwróciła  uwagi  na  to,  jak  szybko 

zapada  zmierzch.  Przecież  już  wiosna,  a  mimo  to  zrobiło  się  ciemno,  jakby  ci  ktoś  nagle 

zarzucił worek na głowę. 

Ale Reijo ma takie doświadczenie w żeglowaniu, więcej życia spędził chyba na morzu 

niż w domu. Knut także znał się na łodziach. Ailo wcześniej pływał trochę z nimi, choć tego 

nie lubił. Ida pewnie potrafiła wiosłować, zanim jeszcze nauczyła się chodzić. 

Nie ma powodu do obaw. 

A jednak Anjo się bała. 

Ogarnął ją niepokój. Nie potrafiła go w żaden sposób opanować. Próbowała obliczyć, 

ile czasu mogło zająć przeprawienie się przez fiord. Wiatr wiał wystarczająco mocno, Knut i 

Reijo nie musieli zatem wiosłować. Ale przecież mogli wypłynąć z opóźnieniem. 

Powinna była wybrać się z nimi. 

Nie, to niedorzeczna myśl. Za nic w świecie nie chciałaby stracić dziecka, które nosi 

pod  sercem.  Ale  przez  mgnienie  oka  wydawało  jej  się,  że  byłoby  lepiej  wiedzieć,  dlaczego 

para  młoda  jeszcze  nie  wróciła,  niż  miotać  się  w  niepewności.  Zaczęła  rozumieć  żony 

rybaków - nie miała pojęcia, jakim cudem to wytrzymują. 

Lęku nie można tak po prostu od siebie odsunąć. 

Musiała  pilnować  garnków,  lecz  mimo  to  wiele  razy  wybiegała  na  podwórze.  Stała 

przed domem, drżąc z zimna, i wyobrażała sobie, jak muszą marznąć tam na łodzi. Usiłowała 

cokolwiek wypatrzeć, ale widziała jedynie ciemną, zamazaną plamę, a za nią jeszcze większą 

ciemność. Drugi brzeg fiordu. Nie sposób było stwierdzić, gdzie się zaczyna lub kończy ląd. 

Wszystko tonęło w mroku. Anjo nie potrafiła nawet rozróżnić linii horyzontu, rozdzielającej 

niebo i morze. 

Naprawdę jednak zaczęła się bać, kiedy pojawili się pierwsi  goście: przyjaciółki  Idy, 

Henriettę i Sofia, razem z Sedolfem i Emilem. 

- Jeszcze nie wrócili? - zdumiał się Sedolf, ciągle nieprzyzwoicie przystojny. 

Anjo  dostrzegła  w  nim  pewne  podobieństwo  do  Simona.  Poczuła  ukłucie  w  sercu. 

Podobał jej się Simon. 

Sposób, w jaki Sedolf zapytał, podpowiedział Anjo, że istnieją powody do lęku. Ze nie 

dała się ponieść wyobraźni. Że nie martwi się bez przyczyny i nie popada w histerię. 

background image

Potrząsnęła głową. Ręce nadal trzymała w fartuchu i wycierała wilgotne  dłonie. Tyle 

czasu stała nad gorącymi garnkami. Spociła się. Spociła się też ze strachu. 

Emil  i  Sedolf  wymienili  spojrzenia.  Niepokój  przeszył  ich  na  wskroś.  Podeszli  do 

okna. Musieli wyjrzeć. Anjo wiedziała, że zobaczyli tylko ciemność. Dokładnie tak samo jak 

ona. 

- Czy nie jest już strasznie późno? - zdziwiła się Henriettę. 

W tej samej chwili otrzymała kuksańca w bok od swej bardziej rozważnej koleżanki. 

Jedno  spojrzenie  wystarczyło,  by  zamilkła.  Ugryzła  się  w  dolną  wargę.  Usiadła,  równie 

bezradna jak Sofia. 

Anjo  odgadła,  że  wszyscy  pomyśleli  o  tym  samym.  Zastanawiała  się,  czy  ktoś  się 

odważy odezwać. 

- Jaką wzięli łódź? - spytał Emil. Anjo uważała, że jest coś dobrego w tym chłopcu. 

Mężczyźnie, należałoby raczej powiedzieć, niemal rówieśniku Knuta. Smalił cholewki 

do  Idy,  jednak  dał  za  wygraną,  kiedy  się  okazało,  że  jej  wybrankiem  jest  jednak  Ailo.  Musi 

mieć wielkie serce, skoro nie żywi niechęci do człowieka, który zabrał mu dziewczynę. 

- Tę małą - odparła Anjo. Nie znała się zbytnio na łodziach. 

- Sześciowiosłową? Glos Emila zabrzmiał ostro. 

- Łatwo ją podprowadzić do brzegu - zauważył Sedolf. - Wiesz, byli lekko ubrani. A 

rano morze wydawało się spokojne. 

- Czy tutaj też wiało? - pytał dalej Emil. 

-  Przeszła  prawdziwa  trąba  powietrzna  -  odpowiedziała  Anjo.  Obserwowała  pogodę, 

kiedy było jeszcze dość jasno. - Trwało to jakiś czas, zanim ucichła... - dodała, bo pomyślała 

o tym samym co chłopak. 

-  Czy  na  brzegu  została  jakaś  łódź?  Anjo  skinęła  głową.  Powinna  poprosić  Emila  i 

Sedolfa, by zostali, ale tego nie chciała. 

Powinna ich ostrzec, że to zbyt ryzykowne, ale nie zdobyła się, by powiedzieć coś, co 

mogłoby ich powstrzymać. 

Sedolf  i  Emil  wyszli  bez  słowa.  Nawet  dziewczęta  nie  próbowały  prośbą  lub  groźbą 

odwieść ich od po - ' wziętego zamiaru. 

Wszyscy się bali. 

Kiedy za chłopcami zamknęły się drzwi, w izbie zapanowała cisza. 

- Piekielna pogoda na taką wyprawę - rzucił Emil ze złością. 

Zsunął czapkę nisko na czoło. Nie tylko jej cień sprawił, że twarz mu pociemniała. 

background image

Sedolf uśmiechnął się, choć sytuacja nie nastrajała do żartów. Wiatr zaświszczał im w 

uszach. Na morzu wiało jeszcze silniej, obaj o tym wiedzieli. Obaj urodzili się i wyrośli nad 

fiordem - znali go wystarczająco dobrze. 

-  Też  byś  wyruszył,  mój  drogi  Emilu,  gdybyś  brał  ślub  z  Idą.  Wyruszyłbyś  nawet, 

gdyby szalał zimny wicher z północnego zachodu. 

-  Nie  ma  sensu  rozwijać  żagli  -  uznał  Emil,  unikając  rozmowy  na  temat  Idy.  Ten 

najstarszy  syn  i  dziedzic  już  od  dłuższego  czasu  interesował  się  córką  Reijo.  Nie  pamiętał 

nawet,  od  jak  dawna  zaczęła  mu  się  podobać  jej  uśmiechnięta,  szczera  twarz.  I  ona  cała. 

Jednak  zaniechał  starań  o  względy  dziewczyny,  kiedy  wybrała  innego.  Głęboko  ukrył  swe 

uczucia. 

Wyjęli wiosła. Zepchnęli na wodę niewielką łódź, którą Reijo zwykle wybierał się na 

krótkie przejażdżki po fiordzie. 

Nic nie było widać. Ani słychać. 

- Szkoda, że nie wziąłem od Anjo lampy - zauważył poniewczasie Sedolf. 

Wiosłowali  spokojnie.  Trzymali  się  dość  blisko  brzegu  w  obawie  przed  zbyt  silnymi 

porywami wiatru. Unikali miejsc, gdzie występowały silne prądy powietrzne. 

- Reijo! - wołał Emil. - Reijo, jesteś tam? 

- Jeśli poszli na dno, to raczej na środku fiordu - głośno myślał Sedolf. 

Po  raz  pierwszy  nazwał  to  słowami.  Było  zbyt  ciemno,  by  Emil  mógł  zobaczyć  jego 

twarz. Jednak w głosie Sedolfa brzmiał smutek. To do niego całkiem niepodobne. 

-  Reijo!  -  krzyknął  znowu  Emil.  Sedolf  odłożył  na  chwilę  wiosła.  Pozwolił,  by  prąd 

zniósł  nieco  łódź,  by  zboczyli  z  kursu,  prowadzącego  na  cypel.  Wyraźnie  widzieli  światło 

domu. Było jak gwiazda, według której mogli się kierować. 

- Cholernie zimno - zauważył Sedolf. - Jak długo można wytrzymać w tak lodowatej 

wodzie? 

-  Może  płyną  na  wraku.  Sedolf  westchnął  cicho.  Usiłował  wyobrazić  sobie  Idę 

siedzącą  okrakiem  na  wywróconej  łodzi.  Na  samą  myśl  poczuł  mrowienie  w  dole  pleców; 

pewnie pokazałaby trochę ciała... 

Odsunął od siebie tę wizję. Nie mógł się nią podzielić z Emilem. 

- Widzisz coś? - spytał. Emil wychylał się przez dziób, próbując przeniknąć wzrokiem 

ciemność dalej niż na kilka łokci. Usłyszeć coś więcej, niż fale uderzające ze złością o burtę. 

- Niewiele - odpowiedział Emil. Sedolf uczynił kilka ruchów wiosłami. Był silniejszy, 

chociaż Emil też nie należał do słabeuszy. 

Morze stawiało opór. Tego wieczoru nie chciało stanąć po ich stronie. 

background image

Nowy zamach. Wiatr chłostał chłopców po policzkach. Nie będzie łatwo posuwać się 

naprzód. 

- Nic tu nie wskóramy - odezwał się Emil. - Nie mogli aż tak bardzo zboczyć z kursu. 

Reijo jest zbyt wytrawnym żeglarzem. 

Sedolf  wzruszył  ramionami.  Nie  miał  nic  przeciwko  temu,  żeby  wiatr  zniósł  łódź 

nieco  bliżej  lądu.  Wystarczyło  tylko  trochę  pomagać  wiosłami,  by  nie  rozbili  się  o  czarną, 

ś

liską skałę. 

Emil w równych odstępach czasu wołał imię Reijo. Odpowiadała mu cisza. W każdym 

razie z ciemności nie dochodził żaden dźwięk, który mógł przypominać ludzki głos. 

Nagle jedno z wioseł stało się bardzo ciężkie. 

Upiór  morski!  przemknęło  przez  głowę  Sedolfowi,  przez  ułamek  sekundy.  Ożyły 

opowieści o duchach z dzieciństwa. 

Coś  jednak  naprawdę  ciągnęło  wiosło  w  dół.  Sedolf  chciał  je  wyrwać,  ale  to  coś  w 

wodzie mu na to nie pozwoliło. 

Chłopak przełknął ślinę, usłyszał skrobanie o burtę. Jakiś jęk. Człowiek! 

Emil wstał. Sedolf również miał taki zamiar, ale mu się nie udało. Zauważył, że łódź 

przechyliła  się  w  lewo,  więc  odruchowo  cofnął  się  w  przeciwną  stronę.  Emil  wychylił  się 

przez  burtę  i  już  po  chwili  wyciągnął  kogoś  z  wody.  Tamten  dyszał,  wypluwał  wodę. 

Szczękał zębami z zimna i dygotał na całym ciele. 

Teraz również Sedolf go rozpoznał. To przecież Knut! 

Emil zdjął kurtkę i otulił nią przemoczonego. 

Na szczęście dla Anjo żyje, przebiegło mu przez myśl. 

- Wiosłuj, Sedolf! - zarządził. - Musimy jak najszybciej wysadzić go na ląd! 

-  Ale  pozostali...  -  wyszeptał  ochryple  Knut.  Głos  odmówił  mu  posłuszeństwa.  - 

Zapomnijcie o mnie! Dam sobie radę. Zabierzcie pozostałych. Ratujcie ich! 

Emil objął Knuta. Podtrzymywał go, a jednocześnie ogrzewał. 

-  I tak nie starczy w łodzi miejsca dla tylu osób. Najpierw odwieziemy  ciebie. Czy z 

Reijo i młodymi wszystko w porządku? 

- Płyną na wywróconej łodzi. - Knut z trudem łapał powietrze i kasłał. Przy mówieniu 

bolało go gardło. - Nie wiem, co z Idą. Długo przebywała w wodzie. Ailo pływał... Był chyba 

w szoku. Nie chciał, byśmy go ratowali. Za wszelką cenę chciał odnaleźć Idę. Jeżeli łódź się 

utrzyma, Reijo powinien dać sobie radę. 

Sedolf wiosłował z całych sił, szumiało mu w uszach. Dobiegały go tylko urywki słów 

Knuta. Słyszał przeważnie własny oddech, pulsowanie w skroniach i wiatr. 

background image

-  Gdzie  oni  są?  -  dopytywał  się  Emil.  Nie  powinni  znajdować  się  zbyt  daleko,  skoro 

Knutowi udało się dopłynąć prawie do brzegu. 

- W głębi fiordu - odparł Knut. - Znosi ich na skały... 

- Daleko stąd? 

- Chyba tak. Bardzo długo płynąłem - wykrztusił. - Wysadźcie mnie tylko na brzeg i 

od. razu ruszajcie. Sam dojdę do domu. 

Ani  Emil,  ani  Sedolf  nie  mieli  sumienia  wyrzucić  skrajnie  wyczerpanego  Knuta  na 

skały  i  zostawić  własnemu  losowi.  Lecz  w  jego  słowach  było  wiele  racji.  Poza  tym  znowu 

wzmagał  się  wiatr.  Ledwie  zauważalnie,  jedynie  wyczuwało  się  to  w  powietrzu.  Tak 

nieznacznie, że dało się to poznać chyba niezwykle wrażliwym węchem. A jeżeli wrak zniesie 

na skały i wtedy zerwie się sztorm... 

Dno  łodzi  otarło  się  o  kamienie  przy  brzegu.  Emil  wyskoczył  pierwszy.  Porządnie 

zmarzły mu nogi, zanim wyszedł na suchy grunt. 

Jeszcze nie czas na morskie kąpiele, chociaż już prawie kwiecień. Chłopak wyciągnął 

łódź,  starając  się  nie  myśleć  o  tym,  że  Knut  przepłynął  taki  kawał  w  tej  lodowatej  wodzie. 

Bóg jeden wie, jak długo to trwało. Rozsądek podpowiada, że chyba niezbyt długo.  Nikt by 

tego nie wytrzymał. Skonałby z zimna i wyczerpania. Emil pomógł Knutowi wysiąść z łodzi. 

Ten zatoczył się jak pijany. 

-  Poradzisz  sobie?  -  spytał  Emil,  wpatrując  się  we  wzgórze  przed  domem.  Nie 

wydawało  się  strome.  Może  nieco  śliskie  na  ścieżce.  Dla  Knuta  mogło  okazać  się  nie  do 

przebycia. 

-  Podczołgam  się  -  szepnął  Knut.  Podał  Emilowi  kurtkę.  -  Dziękuję  za  pożyczkę  - 

dodał. - Płyńcie po nich! Płyńcie po Idę! 

Emil patrzył za nim. Zobaczył, jak stawia pierwsze kroki. 

- Ruszamy? - usłyszał głos Sedolfa, zanim Knut zdołał dotrzeć do wzniesienia. 

Emil poderwał się. Zepchnął łódź na fale i po chwili sam do niej wskoczył. Zmarzł tak 

bardzo, że nie mógł zapiąć kurtki. 

Skierowali się w głąb fiordu. 

Rozbitkowie  kołysali  się  na  falach.  Ailo  doszedł  do  siebie  wkrótce  po  tym,  jak  Knut 

wyskoczył  za  burtę.  Nie  mógł  się  jednak  ruszyć  -  leżał  rozpłaszczony  na  wraku  z 

rozpostartymi rękami, przygnieciony ciężarem Idy. Reijo ubezpieczał oboje z tyłu. 

Ailo  miał  przynajmniej  świadomość,  że  Ida  żyje.  Jej  usta  znajdowały  się  nad  jego 

karkiem.  Wyraźnie  czuł  na  nagiej  skórze  oddech  dziewczyny.  Słaby  i  zwolniony.  Reijo 

background image

osiągnął  stan,  w  którym  przestał  marznąć.  Przeraził  się.  W  ciemności  dostrzegał  światła 

domu. 

To nie w tamtą stronę dryfowali. Niechybnie rozbiją się o stromą skałę. Wiatry bywają 

tu nieobliczalne. Gdyby był sam, może dałby sobie radę. Tuż przed skałami zaryzykowałby i 

skoczył w morze. 

Ale  Ida  leżała  nieprzytomna.  Ailo  nie  potrafił  pływać.  Reijo  zaczął  oswajać  się  z 

myślą,  że  niebawem  zginie,  wpatrzony  w  światła  własnego  domu.  Mrugającą  gwiazdę  - 

ostatni punkt zaczepienia w życiu. 

- Szkoda, że niebo nie jest gwiaździste - syknął Emil przez zaciśnięte zęby. 

- Wtedy nie byłoby sztormu - odrzekł Sedolf z przekąsem. 

Emil  wpatrywał  się  w  ciemność.  Nic  nie  widział.  Panicznie  się  bał,  że  coś  przeoczy. 

Ze przepłyną obok, nie zauważywszy rozbitków. Wołał ich po imieniu. Wszystkich po kolei. 

Serce mu się krajało za każdym razem, kiedy wykrzykiwał w mroku imię Idy. 

Należała  do  innego.  Zdawał  sobie  z tego  sprawę.  Bardziej  niż  kiedykolwiek  należała 

do  innego,  jednak  z  radością  oddałby  za  nią  życie.  Nadal  zajmowała  w  jego  sercu  ważne 

miejsce. Nigdy już nie spotka nikogo takiego jak ona. Wyszła za mąż, lecz on będzie ją ko-

chał, dopóki będzie żył. 

-  Reijo!  -  krzyczał.  -  Reijo!  Ida!  Ailo!  Morze  rzucało  nimi  z  fali  na  falę.  Sedolf 

wiosłował  z  całych  sił.  W  pewnym  momencie  usłyszał  trzask  pękającego  materiału.  Matka 

nie będzie zadowolona, łatając jego najlepszą koszulę. 

Do diabła z najlepszą koszulą! Tu chodzi o ludzkie życie! 

Być  może  nie  postąpili  najrozsądniej,  wyruszając  tak  jak  stali,  w  odświętnych 

ubraniach, ale gdzieś tam w mroku troje ludzi dryfowało na wraku łodzi, a w wodzie czekała 

ich pewna śmierć. 

- Myślisz, że mogli już dotrzeć do brzegu? Emil się bał. Nie wiedzieli, jak długą drogę 

przebył Knut. Nie wiedzieli, do czego był zdolny. Uchodził co prawda za silnego, ale morze 

zwykle  bywało  silniejsze.  Nie  powiedzieli  tego  na  głos,  ale  zarówno  Emil,  jak  i  Sedolf  od-

nosili  wrażenie,  że  prawdopodobnie  uratowali  Knutowi  życie.  Nie  byłby  chyba  w  stanie 

dopłynąć do lądu. 

-  Spójrz  na  ten  cień...  -  Emil  wskazał  przed  siebie.  Sedolf  odwrócił  głowę,  nie 

przestając wiosłować. 

Bolały  go  ramiona  i  plecy,  dłonie  jakby  zesztywniały  na  wiosłach.  Nie  widział 

ż

adnego  cienia.  Wszystko  zdawało  się  jednakowo  czarne,  ale  oślepiał  go  pot  spływający  z 

czoła. Mimo wiatru zimnego niczym w grudniu Sedolf spocił się jak mysz. 

background image

- Skręć trochę na prawo - zarządził Emil. Jego głos drżał. 

-  Teraz  dobrze?  -  Tak.  Z  dziobu  długo  nie  dochodził  żaden  dźwięk.  Nagle  Sedolf 

usłyszał rozdzierający krzyk Emila: 

-  Nie  poddawaj  się!  Reijo!  Jesteśmy  tu!  Z  lewej  burty!  Tym  razem  usłyszeli  w 

odpowiedzi nie tylko plusk wody, wycie wiatru i huk spienionych fal. To naprawdę głos. Głos 

człowieka dochodzący z ciemności. 

- Ahoj! Pospieszcie się! Co z Knutem? 

- Uratowany. Emil krzyczał, złożywszy przy ustach dłonie w trąbkę. 

Jego głos brzmiał obco, ale za to docierał do rozbitków. 

- Trzymajcie się! Głosy w mroku wydały się Reijo jakby z innego świata. Jak z baśni. 

Dopiero po chwili zorientował się, że to ratunek. Odpowiedział na wołanie, lecz niezupełnie 

był pewien, że naprawdę je słyszał. 

W tym samym momencie zerwał się wiatr. 

Reijo nie mógł uwierzyć własnym oczom, kiedy łódź zbliżyła się na tyle blisko, że ją 

rozpoznał. Dwie pobladłe twarze mogły należeć do kogokolwiek. Wiedział, że je zna, lecz nie 

potrafił połączyć ich z imionami. 

Całkiem niedaleko widział też wznoszącą się groźnie skałę. Nadal nie mogli się czuć 

bezpiecznie. 

- Wszystko w porządku? - krzyczał Emil. 

-  Wszyscy  troje  żyjemy  -  odpowiedział  Reijo.  Sam  słyszał,  jak  ochryple  zabrzmiał 

jego głos. 

- Rzucimy wam linę. Dasz radę ją złapać? I zamocować? 

Reijo przytaknął. Nie był jednak pewien, czy zobaczy linę, a tym bardziej czy uda mu 

się ją schwycić. Dłonie w rękawicach miał tak spuchnięte i zdrętwiałe, że chwilami wątpił, iż 

jeszcze tam są. 

Emil rzucił Reijo linę. Trzy pierwsze próby się nie powiodły. Morze ciskało wrakiem 

niczym łupiną orzecha. Niewielka łódź również nie trzymała się na tyle stabilnie, żeby Emil 

mógł odpowiednio wycelować. Nie było łatwo ani dobrze rzucić, ani też złapać liny. 

Za  czwartym  razem  Reijo  z  trudem  pochwycił  jej  koniec  czubkami  palców.  Musiał 

potężnie się wychylić, musiał puścić nóż, którego się trzymał. Z całej siły zaparł się kolanami 

i w tej chwili zdał sobie sprawę, że nadal ma ciało. Ledwie zdołał tak rozłożyć własny ciężar, 

ż

eby opaść na łódź. 

-  Postaraj  się  ją  jakoś  zamocować  -  zawołał  Emil.  -  Morze  jest  piekielnie  zimne. 

Dobrze by było, gdyby udało się wam przedostać do nas bez wchodzenia do wody. 

background image

Zamocować linę... 

Reijo  rozumiał  znaczenie  tych  słów.  Rozpoznał  głos.  Należał  do  odtrąconego 

zalotnika Idy. 

Sprytny  pomysł,  choć  wydawało  się,  że  chłopak  bardziej  jest  przypisany  ziemi  niż 

morzu. 

I  dość  ryzykowny.  Przy  tak  silnym  zmiennym  wietrze  łatwo  mogą  się  od  siebie 

oddalić  -  niezależnie  od starań  wiosłującego.  Ratując  jedną  osobę  przy  użyciu  liny,  mogą  w 

najgorszym wypadku stracić dwie. 

Jednak  powinni  wykorzystać  tę  szansę.  Związać  ze  sobą  obie  łodzie.  Pozwolić,  by 

mniejsza znalazła się możliwie jak najbliżej. Na ile blisko, o tym zadecydują wiatry i morze. 

Trzeba trzymać nóż w pogotowiu, na wypadek gdyby wrak zaczął tonąć. 

Ale  na  wywróconej  łodzi  nie  było  niczego,  do  czego  można  by  przymocować  linę. 

Emil wiedział o tym. Choć był tylko synem chłopa, wiedział, jak zbudowana jest żaglówka. 

Zdawał sobie sprawę, czego żąda od Reijo. 

Reijo wyciągnął z kilu swój nóż i schował go do pochwy. 

Bał się. 

- Zdołasz wstać, Ailo? - spytał. - Spróbuję na chwilę unieść Idę. 

Mocno przywarł udami do dna wraku. Czuł, że zrobią mu się od tego sińce. Oby tylko 

przeżył, by móc je podziwiać! 

Zacisnął ręce wokół talii Idy. Podniósł ją tak, że usiadła, ciężko opierając się o niego. 

Poczuł ulgę, kiedy zauważył, że dziewczyna oddycha. Wcześniej nie miał odwagi spytać o to 

Ailo.  Panicznie  się  bał  odpowiedzi.  Wtedy  pozostałoby  mu  niewiele  powodów,  by  walczyć. 

Ailo zebrał siły. Całe ciało miał obolałe, udało mu się jednak usiąść. 

- Odwróć się - rzekł Reijo. - Postaraj się ją utrzymać. Ja muszę wejść do wody. 

Ailo  nie  pytał,  po  co.  Usłuchał  ślepo.  Ze  wszystkich  stron  otaczało  ich  spienione 

morze.  Wyobrażał  sobie,  że  grzbiety  fal  to  chciwe  palce  nieboszczyka,  które  usiłują  go 

wciągnąć do siebie w głębinę. Jego i Idę. 

Jako  syn  płaskowyżu  nigdy  nie  ufał  morzu.  Ostatnie  wydarzenia  nie  pomogą  mu 

bynajmniej  zmienić  zdania.  Strach  ściskał  jego  żołądek  w  supeł.  Z  największą  ostrożnością 

Ailo  przełożył  nogę  nad  kilem.  Wydawało  mu  się,  że  nigdy  przedtem  nie  zdobył  się  na 

większą odwagę. Rękoma wczepił się z całej siły w deski łodzi. Wbił paznokcie w drewno. 

Następnie odwrócił się. Czuł, że jedna ręka traci oparcie. Serce mu na chwilę zamarło. 

Nadpływająca spieniona fala jakby śmiała się do niego, gotowa go połknąć. 

background image

W panice przywarł całym ciałem do kila. Odzyskał równowagę. Chciwie łapał ustami 

powietrze. Z trudem zdobył się na to, by podnieść głowę. Ujrzał bezwładne ciało Idy oparte o 

ojca, który wydawał się  silny jak skala. Nieustraszony.  Ailo nigdy nie podejrzewał, że czło-

wiek może być tak opanowany, jak Reijo w tej chwili. 

Ostrożnie przesunął się do przodu. W stronę Reijo i Idy. Swojej żony. 

-  Dasz  radę  wyjąć  nóż? -  spytał  Reijo.  Ailo  sporo  się  namęczył,  zanim  udało  mu  się 

wydobyć  nóż  z  pochwy.  Serce  biło  mu  znacznie  spokojniej,  kiedy  dla  bezpieczeństwa  wbił 

ostrze  w  dno  łodzi.  Miał  się  teraz  czego  trzymać.  Reijo  powoli  opuścił  Idę  w  jego  stronę,  a 

Ailo  przyciągnął  ją  mocno  do  siebie.  Kolanami  przywarł  do  łodzi.  Jedną  ręką  ściskał  kur-

czowo trzonek noża, drugą trzymał  Idę. Jeżeli przyjdzie im tu zginąć, to  przynajmniej zginą 

razem. 

Reijo  upewnił  się,  że  młodzi  są  w  miarę  bezpieczni.  Musiał  po  prostu  zaufać  Ailo. 

Złożyć życie Idy w jego ręce. Przekonał się, że Ailo kocha ją co najmniej równie mocno jak 

on sam - przecież to ją najpierw chciał ratować. 

Z liną owiniętą wokół dłoni Reijo ponownie wskoczył do morza. 

Nie zdążył wyschnąć ani też jeszcze się nie ogrzał po poprzedniej kąpieli. Fale przez 

cały czas obficie wszystkich zlewały, nie pozwalając ani na chwilę o sobie zapomnieć. Jednak 

mimo to zetknięcie z lodowatą wodą okazało się prawdziwym szokiem. 

Reijo nie zdołał utrzymać się na powierzchni. Nie przewidział tego. Zmarnował sporo 

sił, walcząc i przebijając się przez fale, które bawiły się nim jak piłką. 

Wreszcie  dotarł  do  wraku  i  odnalazł  burtę.  Przypomniał  sobie,  że  siedział  pośrodku 

łodzi,  zwrócony  twarzą  ku  dziobowi.  Musiał  ściągnąć  pod  wodą  jedną  ze  sfilcowanych 

rękawic, żeby po omacku odszukać właściwe miejsce. 

Nie  było  to  wcale  proste.  Pomógł  sobie  zębami,  ale  przynajmniej  obyło  się  bez 

rozcinania rękawicy nożem. 

Odnalazł dłonią jakiś otwór. Musiał trzymać się z całych sił, żeby fale nie rzucały nim 

o  burtę,  starać  się  opanować  drżenie  rąk,  chociaż  szczękał  zębami,  aż  dzwoniło  w  uszach. 

Musiał odwinąć z ręki koniec liny, a następnie kilka razy przeciągnąć ją przez otwór. Potem 

wykonał mocne węzły. 

Kiedy  uporał  się  z  tym  zadaniem,  czuł  się  bardziej  martwy  niż  żywy.  Nałykał  się 

wody. Kręciło mu się w głowie. Zmarzł tak bardzo, że myślał, iż to już koniec. Wydawało mu 

się, że chłód to ogień, i to bardziej niszczący niż pożar. 

Zacisnął ręce wokół liny, starał się jej za wszelką cenę utrzymać. 

background image

-  Lina  przywiązana!  -  oznajmił.  Nie  był  pewien,  czy  go  usłyszeli,  ale  brakło  mu  sił, 

ż

eby zawołać jeszcze raz. Tylko mocno się trzymał. 

Całą wieczność później poczuł uderzenie drugiej łodzi. Porządne uderzenie w ramię i 

biodro, lecz nie pamiętał, kiedy ostatnio cokolwiek było mu równie obojętne. 

Jakiś  człowiek  wychylił  się  przez  burtę,  chwycił  go  pod  ręce  i  wciągnął  do  środka. 

Reijo  chciał  pomóc,  podpierając  się  stopami,  ale  nie  był  w  stanie.  Leżąc  na  dnie  łodzi, 

usłyszał czyjś głos: 

-  Możesz  już  puścić  linę,  Reijo.  Potrzebował  jednak  pomocy,  by  uwolnić  od  niej 

palce. Emil i Sedolf zajęli się pozostałymi rozbitkami. 

Przezornie zabrali dwie liny. Teraz znajdowali się tak blisko, że Ailo bez trudu złapał 

koniec drugiej z nich. Pośpiesznie przewiązał Idę w pasie. Nie dopuszczał do siebie strachu, 

kiedy  podtrzymywał  dziewczynę,  by  nie  wpadła  do  wody.  Trafiła  prosto  w  objęcia  Emila. 

Został  sam  na  wraku.  Skała  już  od  dawna  znajdowała  się  niebezpiecznie  blisko.  Teraz  jej 

czarny zarys przesłaniał całe pole widzenia. Emil zaczął w pośpiechu rozwiązywać węzeł, ale 

Ailo nie pozwolił mu skończyć. Błyskawicznie wyrwał nóż z dna łodzi, boleśnie skaleczył się 

przy tym w nogę. Nie oglądając się na nic, odważył się na skok. Wpadając do wody, złapał 

linę  łączącą  obie  łodzie.  W  jednej  chwili  fale  okazały  się  o  wiele  bardziej  zaciekłe,  niż 

wydawało się to z góry. 

Sedolf krzyknął coś, czego Ailo nie dosłyszał, jedynie się domyślał. Strach brzmiący 

w głosie Sedolfa zagłuszył słowa. 

Ailo zdecydowanym ruchem przeciął linę. Zdążył pochwycić jeden z jej końców. 

W tej samej sekundzie Sedolf wykonał desperacki zamach wiosłami. Ledwie udało mu 

się uniknąć ogromnej fali. 

Woda zakotłowała się, kiedy wrak rozbił się o skały. 

Trzask i huk. Za chwilę plusk. I fale. Potem widać było już tylko fale. 

Ailo uczepił się kurczowo liny i przez jakiś czas pozwolił się ciągnąć za łodzią. 

Dopiero kiedy minęło niebezpieczeństwo, że jakiś silniejszy podmuch wiatru rzuci ich 

na skały, Emil z Sedolfem wciągnęli chłopaka na pokład. 

- Byłeś bardzo odważny - rzekł z uznaniem Emil. - Uratowałeś życie nam wszystkim. 

- Ida - szepnął Ailo. - Zabierzcie Idę na ląd! 

background image

Nagłe  pukanie  do  drzwi  przywodziło  na  myśl  scenę  z  koszmarnego  snu.  Kilka 

ciężkich  uderzeń,  które  nagle  się  urwały.  Cisza.  I  znowu  głuchy  łomot.  Anjo  przypomniała 

sobie przerażające opowieści o topielcach, powracających do domu właśnie w taki sposób. O 

upiorach, które chciały zagarnąć cząstkę świata żywych. 

Należało użyć przeciw nim przedmiotu ze stali. Zamknąć im drogę. 

Anjo  porwała  nóż,  mężnie  przeszła  przez  izbę  i  nacisnęła  klamkę.  Nie  udało  jej  się 

jednak otworzyć drzwi. Coś za nimi leżało. 

Pełna  najgorszych  przeczuć  zaparła  się  mocno  i  popchnęła.  Przecisnęła  się  przez 

szparę. 

- Knut! 

Upadła  na  kolana  obok  męża.  Z  domu  wyjrzały  Sofia  i  Henriettę.  Pobladły.  Knut 

uśmiechnął się słabo. Zaraz potem zamknął oczy. Zemdlał z wyczerpania. 

Anjo rozejrzała się wokół. W ciemności nic nie  było widać. Nie doszły jej też żadne 

dźwięki. Co się stało z Reijo i młodymi, pozostało zagadką. 

- Nie wolno ci dźwigać! - rozległ się stanowczy głos Henriettę. - Sofia i ja wciągniemy 

go do środka. 

Sofia nie była pewna, czy im się uda, ale jakoś sobie poradziły. Na szczęście Knut nie 

czuł, co z nim wyprawiały. Przebywał w innym świecie. 

Dziewczęta  zaciągnęły  go  do  izby,  rzuciły  na  łóżko  niczym  worek.  Potem  wycofały 

się zawstydzone. Przycupnęły z boku, gotowe na każde skinienie gospodyni. 

Anjo zaczęła zdejmować z Knuta przemoczone ubranie. Bardzo przydatny  okazał się 

nóż, który, właściwie nie zdając sobie z tego sprawy, trzymała w ręku. 

Musiała  rozciąć  rękawice  i  spodnie  męża.  Buty  udało  jej  się  ściągnąć  w  całości. 

Porządne wysokie buty ze skóry. Drogo kosztowały. Nie każdego było na takie stać. Dobrze, 

ż

e nie trzeba ich ciąć. Jednak słona woda bardzo je zniszczyła. Dlaczego  ich nie zdjął? Mu-

siały mu nieźle ciążyć. 

Knut był siny z zimna. Blady. Na całym ciele, a zwłaszcza na udach, miał sińce. 

Innych  obrażeń  nie  było  widać,  chłopak  przede  wszystkim  sprawiał  wrażenie 

wyczerpanego i wychłodzonego. Anjo owinęła go w wełniane koce i skóry i starannie okryła, 

jak  okrywa  się  dzieci.  Wychodząc,  zostawiła  drzwi  otwarte  na  oścież,  by  z  kuchni,  gdzie 

napaliła w piecu do czerwoności, docierało ciepło. 

background image

Sofia zdjęła jedzenie z płyty. 

- Dziś wieczorem nie będzie przyjęcia weselnego - westchnęła. 

Anjo tylko skinęła głową. 

Bóg  jeden  wie,  co  dziś  wieczorem  tu  będzie.  Mimo  że  jej  mąż  wrócił  do  domu,  nie 

potrafiła  się  cieszyć.  Wszystko  się  jeszcze  mogło  zdarzyć.  Zostało  tam  jeszcze  troje.  I 

chłopcy, którzy wypłynęli ich szukać. 

Oczekiwanie dłużyło się. Trudno było patrzeć sobie w oczy. Trudno znaleźć temat do 

rozmowy, ponieważ myśli krążyły cały czas wokół jednego. 

Dziewczęta trwały w niepewności. Nie mogły nic zrobić. Przeczuwały, że stało się coś 

złego, ale nie wiedziały co. 

Henriettę  siedziała  z  dłońmi  tak  mocno  splecionymi,  że  aż  pobielały  jej  kostki.  Nie 

wiadomo, czy się modliła, czy po prostu takie siedzenie ją uspokajało. Anjo zaciskała dłonie 

w  bezsilności,  złości  i  bólu.  Nauczyła  się  w  ten  sposób  znosić  cierpienie.  A  miał  to  być 

najszczęśliwszy dzień w życiu Idy. 

Niepokój  doprowadzał  kobiety  do  szaleństwa.  Wiele  gości  pukało  do  drzwi,  ale 

wracali do domów, przekonawszy się, że orszak weselny jeszcze nie dotarł. 

Wielu ofiarowało się wyruszyć na poszukiwania. 

Anjo  jednak  uważała  za  swój  obowiązek  im  tego  zabronić.  Bała  się,  że  i  oni  mogą 

zaginąć. 

- Poczekajcie - prosiła. - Poczekajcie jeszcze trochę. 

Wyniosła z domu wszystkie lampy, z wyjątkiem jednej, której potrzebowała w kuchni. 

Ręce jej drżały, kiedy je zapalała. Drogocennego oleju tak szybko ubywało. 

-  Zabierzcie  lampy  nad  brzeg.  Niech  widzą,  dokąd  żeglować  czy  wiosłować. 

Poczekajmy  jeszcze  trochę.  Emil  i  Sedolf  już  popłynęli  na  ratunek.  To  rozsądni  chłopcy. 

Jeżeli im się nie uda... 

Zdołała zatrzymać gości. 

Miała rację. 

Było zbyt ciemno. Pogoda zmieniała się szybko. Wiały zbyt porywiste wiatry. Mogły 

zaskoczyć  nawet  najbardziej  wytrawnego  żeglarza.  Jeżeli  Emilowi  i  Sedolfowi  się  nie  uda, 

trzeba będzie poczekać do rana, aż się rozwidni. 

Bez światła poszukiwania byłyby bezcelowe. 

W  dole  na  skałach  przy  wiacie  należącej  do  Reijo  pojawił  się  perlisty  łańcuch 

chybotliwych światełek. 

background image

Lamp trzymanych przez ręce, które najchętniej chwyciłyby za wiosła, które wolałyby 

działać, coś robić... 

Ludzie  wstrzymali  oddech.  Tu  w  osadzie  nad  fiordem  wszyscy  się  znali.  Nie 

rozmawiali.  W  każdym  razie  wymienili  niewiele  słów.  Na  ogół  zachowywali  się  w  ten 

sposób,  kiedy  było  na  coś  za  późno,  zwykle  na  pogrzebach.  To  prawda,  że  nie  lubili,  gdy 

ubywało kogoś we wspólnocie. Zazwyczaj, tak na co dzień, trzymali się na dystans. Ale kiedy 

zniknęła  jakaś  twarz,  tęsknili  za  nią.  To  dotyczyło  mieszkańców  wszystkich  niedużych, 

szarych  domów  i  darniowych  chat  położonych  tu  w  górach.  Stanowili  oni  część  jednego 

wielkiego obrazu. Czegoś brakowało, kiedy ktoś znikał. 

Obawiali  się  najgorszego.  Zaczynali  tracić  nadzieję.  Wczesna  noc  była  wyjątkowo 

ciemna, gęsta warstwa chmur całkiem zasłaniała księżyc i gwiazdy. Wiało tak mocno, że nie 

słyszeli  plusku  fal  o  skały  u  swoich  stóp.  Nieustające  i  nagłe  porywy  sprawiały,  że  musieli 

chwytać się stojących obok, żeby nie wpaść do wody. 

Sztorm,  mówiono,  morze  wygląda  jak  zupa  mieszana  w  garnku,  żeby  się  nie 

przypaliła. 

Dno morskie z pewnością dziś się nie przypali. Nikt nie miał co do tego wątpliwości. 

Nie  mogli  słyszeć  podpływającej  łodzi.  Zobaczyli  ją  dopiero,  gdy  wyłoniła  się  z 

ciemności i znalazła w niewielkim kręgu światła, rzucanego przez lampy. 

Mężczyźni  bez  wahania  skoczyli  do  lodowatej  wody,  żeby  wyciągnąć  rozbitków  na 

ląd. 

- Czy wszyscy żyją? - pytano. 

Sedolf skinął głową. Ludzie dziękowali Bogu. Z przerażeniem spostrzegli, że chłopak 

jest  całkiem  przemoczony  i  przemarznięty.  Wiosłując,  nie  czuł  zimna,  ogromny  wysiłek 

pozwolił  utrzymać  ciepło.  Teraz  pot  lał  się  z  niego  strumieniem,  przez  co  Sedolf  marzł 

jeszcze bardziej. 

Reijo  nie  stracił  przytomności,  chociaż  był  tak  wychłodzony  i  wyczerpany,  że  czuł, 

jakby już się znalazł jedną nogą na tamtym świecie. Nie chciał przyjąć pomocy i usiłował sam 

wyjść na brzeg. Jednak musiał schować swą dumę. 

- Już dosyć zrobiłeś, Reijo - rzekł Sedolf i objął go ramieniem. Zataczając się, razem 

ruszyli wzdłuż śliskiej ścieżki. 

- Wygląda na to, że najbardziej ucierpiała para młoda - powiedział ktoś. Z jadowitym 

uśmiechem zwrócił się do Emila: - Być może ktoś tam na górze uważa, że powinna wybrać 

ciebie, chłopcze. 

Emila ogarnęła złość. Jego wzrok zapłonął. 

background image

- Zamknij się! Zamiast gadać bzdury, pomóż Ailo, bo zamarznie na śmierć. 

Sam  natomiast  podźwignął  Idę  z  dna  łodzi.  Niósł  ją  ostrożnie  do  jej  domu  na  cyplu. 

Nigdy nie zapomni tej przerażająco bladej twarzy  otoczonej rudymi jak  ogień włosami. Ten 

widok przywiódł mu na myśl kontrast między chłodem a ciepłem. 

Trząsł się z zimna, a serce płonęło mu w piersi. 

Była  taka  ładna.  Niepodobna  do  innych.  Wydawała  się  jak  kwiat.  Tak  samo  krucha. 

Nie znal nazw kwiatów. Nie tego w życiu się uczył. Lecz dla niego Ida była najpiękniejszym 

wśród innych. Bał się, że się złamie równie łatwo, jak roślina ulegająca kapryśnej naturze. 

Nigdy już nie będzie jego Idą. Ale musi żyć. Wszystko straci sens, jeżeli jej zabraknie. 

Anjo,  Henriettę  i  Sofia  miały  pełne  ręce  roboty.  Jednak  wszystkie  trzy  wzięły  się  do 

pracy z radością. Wolały móc robić coś same i uczestniczyć w tym, co się dzieje, niż składać 

ręce w modlitwie, nie mając pewności, czy to cokolwiek pomoże. 

Reijo  potrzebował  ciepła,  by  z  powrotem  dojść  do  siebie.  Był  bardzo  zmęczony  i 

ledwie się trzymał na nogach, ale nie chciał się położyć. Bronił się, żeby nie zasnąć. Zdawał 

sobie  sprawę,  że  we  śnie  cały  koszmar  będzie  może  musiał  przeżyć  na  nowo.  Nie  mógłby 

zresztą  zasnąć,  nie  wiedząc,  co  z  Idą.  Co  prawda  wyszła  za  mąż,  ale  nadal  jest  jego 

dzieckiem. Uświadomił sobie, że ojcem pozostaje się przez całe życie. Ojcostwo nie kończy 

się  z  dniem,  kiedy  dziecko  założy  własną  rodzinę  i  przechodzi  pod  opiekę  współmałżonka. 

Rodzice zawsze będą się czuli za nie odpowiedzialni. Od tego się nie ucieknie. 

Reijo  siedział  na  swoim  krześle  przy  kuchennym  stole,  z  filiżanką  weselnej  kawy  w 

dłoniach - tak przyjemne było jej ciepło, że ledwie śmiał ją wypić. 

- Gdybyśmy wcześniej wyruszyli, nic złego by się nie stało - zastanawiał się na głos. 

Emil  i  Sedolf  przebrali  się.  Założyli  na  siebie  jakieś  rzeczy  Reijo  i  Ailo.  Reijo  za 

ż

adne  skarby  nie  chciał  od  razu  wypuścić  chłopców  do  domu.  A  już  na  pewno  nie  w 

przemoczonych ubraniach. 

- Nikt się was nie spodziewa tak szybko - rzekł z przekonaniem. Przyszli przecież na 

wesele. Co prawda plotki o wypadku na morzu pewnie już się rozniosły, jednak wiadomo też 

było, że wszyscy zostali uratowani. - Ocaliliście nam życie - dodał Reijo. - Nie możemy was 

teraz tak po prostu wyrzucić za drzwi. Staliście się dla nas jak rodzina. 

Emil  uśmiechnął  się  smutno.  Reijo  nie  mógł  wiedzieć,  jak  zabolały  go  te  słowa. 

Wypowiedział je w najlepszej wierze, lecz sprawił mu przykrość. 

Emil chciał należeć do rodziny. Zostać jej prawowitym członkiem, a nie tylko być tak 

traktowanym. 

background image

Również Sedolf miał dziwny wyraz twarzy. Emil zrozumiał, że przyjaciel odgadł jego 

myśli.  To  go  trochę  zaskoczyło.  Nie  spodziewał  się,  że  Sedolf  potrafi  okazać  zrozumienie. 

Zwykle myślał tylko o sobie. Starał się brać z życia to, co najlepsze. Ale może nie znamy do-

brze swoich przyjaciół, zanim nie znajdziemy się w potrzebie. Tego wieczoru Sedolf pokazał, 

co potrafi. Bez niego przy wiosłach nic by się nie udało. Być może stali się bohaterami. Emil 

właściwie nie wiedział. Nie czuł się jak bohater. Jednak był pewien, że bez pomocy Sedolfa 

wszyscy - on również - utonęliby w fiordzie. 

Ailo odzyskiwał siły. Spośród rozbitków chyba on najmniej ucierpiał. Nie tracąc czasu 

na zmianę ubrania, podszedł do łóżka Idy. 

Leżała owinięta w wełniane koce i skóry, spod których widoczna była tylko jej blada 

twarz,  pociągła  i  drobna.  Ciemne  rzęsy  podobne  do  frędzli  przy  chuście  spoczywały  na 

policzkach. Na czoło opadały mokre i splątane włosy. Niewielkie usta były blade. 

Ailo  ujął  w  dłonie  policzki  dziewczyny.  Poczuł  bijący  od  nich  chłód.  Wydawało  mu 

się, że ona bardziej go oziębia niż on ją ogrzewa. 

- Mój aniele - szepnął tuż przy chłodnej skroni. - Ida, mój aniele. Będziesz żyła, mój 

skarbie! 

Nie  miał  władzy  nad  życiem  i  śmiercią.  Był  tylko  małym  człowieczkiem,  który  nie 

dysponował takimi siłami, jeżeli nawet istniały. Lecz tak bardzo pragnął, by Ida żyła, że ktoś 

gdzieś musiał sprawić, by tak się stało. 

Nikomu  nie  wolno  mu  teraz  jej  zabierać.  Przecież  ich  wspólne  życie  dopiero  się 

zaczęło. 

Ostrożnie ucałował blade wargi. Pamiętał, że potrafiły zapłonąć ogniem, tak że mogły 

niemal parzyć. Teraz wydawały się martwe. 

Zauważył, że Ida zaczęła jakby szybciej oddychać. 

- Śpi - rzekł Reijo. Coś w jego głosie sprawiło, że Ailo wyprostował się. 

- To tylko zwyczajny, najzwyklejszy sen - uspokoił go Reijo. 

Ailo  zerknął  na  Idę.  Serce  biło  mu  w  piersi  jak  oszalałe.  Przestraszył  się.  Nie 

nazywając  tego  wprost  nawet  w  myślach,  bał  się.  Te  niezwykłe  siły  zniszczyły  Maję. 

Niezależnie  od  tego,  jakie  towarzyszyły  im  zdolności,  Ailo  nie  pragnął,  by  Ida  została  nimi 

obdarzona. 

Ale Reijo zapewnił go, że to nie ów zimny, nienaturalny sen. 

- Długo przebywała w wodzie, dlatego jest tak wychłodzona. Straciła przytomność. 

- A Knut? - spytał Ailo. 

background image

-  Zemdlał  z  wyczerpania.  Kto  jak  kto,  ale  Reijo  zdążył  chyba  się  przekonać,  że  ani 

Knut, ani Ida, choć też dzieci Raiji, nie odziedziczyli tych samych zdolności co Maja. 

Widywał  ten  stan  wystarczająco  często,  by  umieć  go  rozpoznać.  Sen  Idy  i  Knuta  nie 

przypominał niczym letargu. Tym razem po prostu spali. Dzięki Bogu! 

Ailo drżał na całym ciele. Ponownie musiał dotknąć Idy. Przekonać się, że tu jest, że 

ż

yje. Dopiero wtedy znalazł czas, by włożyć na siebie suchą koszulę Reijo. 

Nie  zdziwił  się,  że  Emil  i  Sedolf  jeszcze  zostali.  Henriettę  i  Sofia  poszły  do  domu. 

Zrobiły to niechętnie. Jednak Anjo zapewniła je, że już sobie sama poradzi. 

Ailo  nie  pragnął  bliższej  znajomości  z  Emilem.  W  ciągu  tych  miesięcy,  kiedy  jako 

gość mieszkał u Reijo, unikał spotkań z odtrąconym zalotnikiem Idy. Nie miał nic przeciwko 

pozostałym chłopakom. Z Emilem było inaczej. Być może dostrzegał w jego twarzy odbicie 

tego,  co  sam  czuł  do  Idy.  Nie  potrafił  tego  inaczej  wyjaśnić.  Emil  nigdy  przecież  nie  zrobił 

mu  nic  złego  -  nawet  pogodził  się  z  tym,  że  Ida  wybrała  Ailo.  Nie  powiedział  na  temat  tej 

decyzji  złego  słowa.  Emil  był  małomówny  i  pod  każdym  względem  porządny.  Nigdy  nie 

starał  się  wyróżnić.  Wszyscy  go  lubili.  Wydawał  się  jakby  cieniem  chełpliwego  i 

wybuchowego  Sedolfa.  Ci  dwaj  różnili  się  od  siebie  jak  dzień  i  noc,  a  jednocześnie  pod 

wieloma względami się uzupełniali. 

Ailo  chyba  trochę  obawiał  się  nawiązania  kontaktów  z  Emilem.  Dla  Idy  Emil  był 

jednym z kawalerów. Po prostu jednym z wielu. Lecz Ailo spostrzegł, że Ida nie jest jedną z 

wielu dla Emila. Wtedy sam poczuł się jak złodziej, chociaż niczego Emilowi nie ukradł. 

Nie można posiąść na własność drugiego człowieka. Nikomu nie można kogoś ukraść. 

Poza tym Ida nigdy nie dała Emilowi powodu, by wierzył, że jest dla niej tym jedynym. 

Ailo  zdawał  sobie  z  tego  sprawę.  I  mimo  to  unikał  Emila.  Tego  dnia  miało  się  to 

zmienić. Nie można unikać człowieka, który tak wiele dla ciebie poświęcił. 

Ailo wyciągnął rękę do Sedolfa. Podziękował za nadludzki wysiłek przy wiosłach. 

- Wiele bym dał, by mieć taką siłę w ramionach. 

Naprawdę tak myślał. Choć wcale nie był wątły, nie mógł się równać z takim siłaczem 

jak Sedolf. 

Trudniej  mu  przyszło  podać  dłoń  Emilowi.  Najgorsze  jednak  było  to,  że  ten  drugi 

wydawał się to rozumieć. Obaj po raz pierwszy spojrzeli sobie w oczy. 

-  Dziękuję  -  rzekł  Ailo  ochrypłym  głosem.  Przytrzymał  przez  chwilę  dłoń  Emila. 

Wiele  spraw  leżało  Ailo  na  sercu,  ale  nie  zaliczały  się  one  do  tych,  o  których  łatwo  jest 

mówić. 

background image

- Obaj mamy chyba powody, by nie pragnąć bliskiej przyjaźni - zaczął powoli. - Nie 

jest to łatwe ani dla mnie, który dostałem Idę, ani też chyba dla ciebie, który jej nie dostałeś. 

Kocham  ją  tak  bardzo,  że  cię  rozumiem.  Ida  nie  jest  zwykłą  dziewczyną.  Nie  twierdzę,  że 

wolałbym,  by  wybrała  ciebie,  ponieważ  to  nieprawda.  Myślę,  że  mogę  dać  Idzie  więcej 

szczęścia niż ktokolwiek inny. Kocham ją ponad wszystko.  Lecz po tym, co się stało, Emil, 

chciałbym,  żebyśmy  zostali  przyjaciółmi.  Zawdzięczam  ci  zarówno  swoje,  jak  i  jej  życie. 

Zdaję  sobie  sprawę,  że  jest  ci  niemal  równie  droga  jak  mnie.  To,  czego  dokonaliście  dziś 

wieczorem, ty i Sedolf, było wielkie. 

- Wszyscy mają obowiązek ratowania życia - rzekł Emil zakłopotany. 

-  Ale  nie  wszyscy  by  się  na  to  odważyli  -  odparł  Ailo.  -  Zwłaszcza  przy  takiej 

pogodzie  jak  dziś.  Nikt  by  nie  miał  do  was  pretensji,  gdybyście  nie  wyruszyli  nas  szukać. 

Jednak  nie  zawahaliście  się  i  dzięki  temu  żyjemy.  Nie  sądzę,  że  wybrałbyś  mnie  na  swego 

najlepszego  przyjaciela,  ale  musisz  wiedzieć,  Emil,  że  gdybyś  kiedyś  potrzebował  pomocy, 

zawsze możesz na mnie liczyć. To samo dotyczy Sedolfa. Ale ponieważ między nami, Emil, 

istnieje jednak pewnego rodzaju bariera, kieruję to bardziej do ciebie. Jestem mężem Idy, ale 

proszę  cię,  byś  nie  traktował  mnie  jak  wroga.  Po  tym,  co  się  stało,  pozostaniesz  w  mej 

pamięci jako przyjaciel. 

- Nie mam nic przeciwko temu - odparł Emil. - Nie przyszło mi nawet do głowy, by 

chować do ciebie urazę. 

Sedolf pragnął zakłócić tę nieco podniosłą atmosferę. Uznał, że trudno byłoby znaleźć 

odpowiednie  słowa,  więc  zaczął  szukać  po  kieszeniach  swej  przemoczonej  kurtki.  Butelka 

ocalała. Wyjął ją, uśmiechając się szeroko, i podał najpierw panu młodemu. 

- Do diabła, Ailo - rzucił. - To twoje wesele. A ponieważ ułożyło się tak, a nie inaczej, 

trzeba się napić. Tobie przede wszystkim należy się spory łyk. 

Puścili  butelkę  wkoło.  Ostre  ciepło  w  żołądku  na  chwilę  pomogło.  Nie  przyniosło 

trwałej ulgi, lecz na moment poprawiło samopoczucie. 

Anjo zakręciła się przy garnkach. Drewniane talerze stały ułożone w stos. 

- Nie myślcie, że jeśli nic nie zjecie, to komuś zrobicie przysługę. Nie po to pół dnia 

spędziłam przy garnkach, żeby to teraz stygło. 

Wszyscy  czterej  byli  głodni.  Po  zjedzeniu  pierwszej  porcji  nie  mogli  się  oprzeć 

pokusie, by zajrzeć do garnka po dokładkę. Czuli, że wracają im siły. 

To  najdziwniejsze  przyjęcie  weselne,  na  jakim  kiedykolwiek  byli.  Długo  będą  je 

pamiętać. 

background image

Kiedy  Sedolf  i  Emil  wyszli,  dom  wydał  się  pusty.  Świtało.  Pogoda  pogorszyła  się. 

Zaczął padać gęsty śnieg. Duże i mokre płaty, przez które nic nie było widać, niezależnie od 

pory dnia. 

Obu chłopców czekały codzienne obowiązki. 

W przeciwnym razie wcale by im się nie spieszyło. 

Ailo  zauważył,  że  Emil  najchętniej  by  został.  Jednak  z  wielu  powodów  było  to 

niemożliwe. Widział, jak ten chłopak cierpi. 

Doznał dziwnego uczucia, zapewniając, że obaj zawsze mogą wpaść w odwiedziny. 

-  Sprawicie  nam  wielką  radość  -  rzekł  szczerze.  Powinien  może  darzyć  niechęcią 

Emila,  ale  nie.  Czuł  się  tylko  jakoś  dziwnie.  -  Ida  pewnie  również  chciałaby  wam 

podziękować - dodał. - Jak tylko jako tako wydobrzeje. 

Reijo i Ailo nie poszli spać. Drzwi do bocznej izby pozostawili otwarte. Anjo położyła 

się  obok  Knuta.  Chciała  być  przy  nim,  kiedy  się  obudzi  i  na  tyle  odpocznie,  by  mógł  ją 

przytulić. 

Ojciec i mąż czuwali przy Idzie. 

- Jak się czujesz? - spytał Reijo. Ailo wiedział, że nie chodzi mu o fizyczne samopo-

czucie. 

- Dziwnie - odparł Ailo zgodnie z prawdą. - Wydawało mi się, że będę zazdrosny. Ale 

to  nie  to.  Nie  lubiłem  przedtem  Emila.  Teraz  pogodziłem  się  nawet  z  tym,  że  jest  nadal 

zakochany w Idzie, choć została moją żoną. 

Przez twarz Reijo przebiegł nikły uśmiech. 

- A więc już wiesz, jak to jest. 

- Czy tak właśnie było z tatą? Reijo potrząsnął głową. 

-  Mikkal  nigdy  nie  potrafił  żyć  z  myślą,  że  są  oprócz  niego  inni.  Nigdy  tego  nie 

zaakceptował.  Myślę,  że  zawsze  był  zazdrosny.  Wiedział,  że  ona  kocha  go  bardziej  niż 

któregokolwiek  z  nas,  innych.  Lecz  dla  Mikkala  istniała  tylko  ona  jedna.  Tylko  Raija.  Była 

jego jedyną miłością. Ona natomiast uważała, że są różne rodzaje miłości. Raiję i twojego tatę 

łączyło  coś,  czego  nigdy  do  końca  nie  pojąłem.  Lecz  ona  na  swój  sposób  kochała  również 

mnie i kilku innych. Wtedy uważałem, że ofiarowuje mi za mało. Jako mężczyzna pragnąłem 

więcej.  Raija  jednak  zawsze  była  uczciwa.  Nigdy  nie  obiecywała  czegoś,  czego  nie  mogła 

dać.  Teraz  rozumiem,  co  miała  na  myśli,  mówiąc,  że  to  pewnego  rodzaju  miłość.  Są  ludzie, 

którzy nigdy nie doświadczą nawet tego. Jednak o Mikkalu wiedziałem od początku. 

-  Czy  nadal  ją  kochasz?  -  Ailo  spytał  o  to,  co  zawsze  go  nurtowało,  ale  nigdy  nie 

nadarzyła się odpowiednia okazja. Nigdy nie rozmawiał z Reijo tak szczerze. 

background image

- Czy ją kocham? - Reijo zamyślił się. Smakował to słowo. Smakował już przedtem. 

Wiedział, że za każdym razem nabierało nowego smaku. 

-  Im  jestem  starszy,  tym  bardziej  zgadzam  się  z  Raiją.  Rzeczywiście  istnieje  wiele 

rodzajów miłości. Kochać i kochać nigdy nie oznacza tego samego, rozumiesz? 

Ailo skinął głową. Miał nadzieję, że przynajmniej pojął choć odrobinę. 

-  Miałem  inną  kobietę  -  rzekł  Reijo.  Zauważył  zaskoczenie  na  twarzy  Ailo. 

Wzruszając ramionami, dodał z uśmiechem: 

- Nie, nie zamierzam sobie z ciebie żartować i kazać ci wierzyć, że w moim życiu były 

tylko dwie kobiety. Było ich więcej. Każda z nich wypełniała we mnie pustkę. Nie twierdzę, 

ż

e  nic  dla  mnie  nie  znaczyły.  Pamiętaj,  że  największa  przykrość,  jaką  możesz  sprawić 

drugiemu  człowiekowi,  to  powiedzieć,  że  był  ci  całkiem  obojętny.  Otóż  kochałem  pewną 

kobietę  miłością  graniczącą  z  tą,  która  istniała  między  Mikkalem  a  Raiją.  Nie  mówię,  że 

łączyło  nas  to  samo.  Nawet  nie  śmiałbym  o  tym  marzyć.  Jednak  ta  kobieta  była  dla  mnie 

całym światem. Chciałem się z nią ożenić, mimo że już wtedy byłem mężem Raiji. Naprawdę 

zamierzałem ją poślubić, Ailo, lecz ona umarła. 

Reijo nie wyjaśnił, w jaki sposób zginęła. Nie powiedział gdzie. I tak dość oskarżeń o 

czary ciążyło na kobietach w tej rodzinie. 

- Czy Raija wiedziała o niej? Reijo skinął głową. 

-  Rzadko  ukrywaliśmy  coś  przed  sobą.  Byliśmy  na  wskroś  uczciwi.  Na  tym  opierała 

się nasza przyjaźń. Tak, Raija była moim najlepszym przyjacielem. Podobnie jak twój ojciec. 

Ale ponieważ Raija była również moją żoną, istniała między nami szczególna bliskość, jakiej 

nigdy  nie  osiągną  dwaj  mężczyźni.  Raija  i  ja  byliśmy  także  kochankami.  To  znaczy,  że 

poznaliśmy się jeszcze od tej strony. 

- Jak ona przyjęła to, że kochasz inną? 

-  Okazała  się  wspaniałomyślna  -  odparł  Reijo.  -  Zrozumiała,  ponieważ  i  jej  zdarzało 

się pokochać innego. 

Ailo milczał. Ujrzał wszystko w nowym świetle.  Lecz Reijo nie odpowiedział mu na 

pytanie, co czuje dzisiaj. 

- Sądzę, że Raija nie żyje, Ailo. Nie mógłbym się nikomu do tego przyznać. Powiesz 

pewnie, że po prostu wolę tak myśleć. Bardzo ją kocham. Na pewien sposób. Na swój sposób. 

Nie  można  tego  nazwać  tylko  przyjaźnią.  To  coś  o  wiele  więcej.  Chociaż  uważam,  że 

przyjaźń jest w życiu najcenniejsza, jeżeli jest prawdziwa i szczera. 

-  Czy  dlatego  nie  znalazłeś  sobie  kogoś  innego?  Na  twarzy  Reijo  widniał  uśmiech, 

lecz w oczach pojawił się smutek. 

background image

- Kobiety, które mogłyby dla mnie coś znaczyć, nie były dla mnie, Ailo. Poza tym na 

początku nie chciałem, by którakolwiek brała na siebie tak wielką odpowiedzialność, jaką są 

dzieci. Potem wymyślałem inne wymówki. Zresztą tu nad fiordem niewiele jest takich kobiet, 

które  by  mi  odpowiadały.  Jeśli  miałbym  jakąś  znaleźć,  powinienem  był  wyjechać.  Ale  nie 

wiem,  czy  byłbym  w  stanie  ponownie  się  ożenić.  Gdy  jestem  sam,  czuję  się  wolny.  Może 

czasami trochę samotny, ale tylko w takim stopniu, w jakim sam tego chcę. Zawsze znajdę tu 

kogoś,  z  kim  mogę  porozmawiać.  Podzielić  się  myślami.  A  kiedy  ciało  dręczą  tęsknoty... 

mnie, staremu, nie jest wcale trudniej niż wam młodym. 

Ailo  musiał się  uśmiechnąć.  Ida  opowiadała  wprawdzie  o  tym,  że  Reijo zachowywał 

wstrzemięźliwość, od kiedy tylko pamięta, córki jednak nie wiedzą wszystkiego. 

- Nie jestem pewien, czy potrzebuję żony - dodał Reijo w zamyśleniu. - Nie wiem, czy 

mogłaby zastąpić wspomnienia, którymi żyję. Owe dwie kobiety mojego życia były zupełnie 

niepodobne do innych, trudno jest dziś takie znaleźć. 

-  Każdy  kogoś  potrzebuje  -  zauważył  Ailo.  Reijo  spojrzał  na  niego.  Długo  nie 

spuszczał wzroku. 

-  Jesteś  młody  i  zakochany  -  odezwał  się.  -  To  naturalne,  że  tak  czujesz.  A  i  Ida  nie 

jest podobna do innych. Pierwszy mógłbym o tym zaświadczyć. Nie musisz się zastanawiać, 

czy przypadkiem nie kocha innego. Jesteście dla siebie stworzeni. Może to brzmi naiwnie, ale 

tak chyba jest. Jeżeli istnieje na świecie taka para ludzi, to właśnie wy ją tworzycie. 

Zamilkł, po czym dodał: 

- Łatwiej jest żyć z myślą, że poza tobą kochają ją inni, niż pogodzić się z tym, że ona 

kocha kogoś poza tobą. 

Ailo przyznał Reijo rację. 

- Diabli wzięli noc poślubną - uśmiechnął się. Zdołał się uśmiechnąć, mimo wszystko. 

-  Dobrze,  że  to  nie  noc  czuwania  przy  zwłokach  -  rzekł  Reijo  z  powagą.  -  Niewiele 

brakowało, by tak się stało. 

background image

Wszyscy uważali Idę za silną i odporną. Być może dlatego, że nigdy nie chorowała. W 

każdym razie nigdy tak poważnie, by warto o tym mówić. Okazało się, że jest delikatniejsza, 

niż myśleli. Od wypadku nie wstawała z łóżka. Odzyskała co prawda świadomość, ale męczył 

ją  brzydki  kaszel,  dochodzący  jakby  z  samego  dna  płuc.  A  kiedy  oddychała,  słychać  było 

szmer.  Nie  skarżyła  się,  ale  musiało  jej  to  sprawiać  ból.  Prawie  przestała  jeść,  stała  się 

apatyczna  i  bez  życia.  Ailo  uważał,  że  z  każdym  dniem  jej  oczy  stają  się  coraz  większe  i 

większe. Zastosował wszystkie zioła, jakie znał. Wydawało się, że niewiele pomogły. 

Pragnął,  by  była  z  nimi  Maja  -  Maja  ze  swoimi  uzdrawiającymi  rękami  i  dwa  razy 

większą wiedzą o roślinach leczniczych. 

Mijały  tygodnie.  Miesiąc  po  ślubie  Ida  nadal  leżała.  Jego  górski  kwiat,  zwykle 

tryskający życiem, zaczynał więdnąć. 

- Małżeństwo ci nie służy - rzekł smutno, siedząc przy łóżku ukochanej. 

Trzymał jej drobną dłoń, nie potrafił przekazać chorej nic ze swej siły, choć tak bardzo 

pragnął. 

- To minie - odezwała się Ida słabym głosem. Ailo nie był w stanie zgadnąć, czy sama 

w to wierzy. Tak bardzo starała się być dzielna. 

- Wkrótce śniegi stopnieją, Ailo... 

- Tak - przyznał. 

Do  czego  ona  zmierza?  zastanowił  się.  Przychodziło  jej  do  głowy  tyle  dziwnych 

pomysłów. Ale taka już była, jego mała Ida. Jego żona. 

- Już dawno powinieneś wyruszyć. 

- Powinniśmy wyruszyć - poprawił i ścisnął ją za rękę. 

Przyjrzał  się  Idzie  zaskoczony.  Nie  miała  dziś  gorączki.  Jej  policzki  lekko  się 

zaróżowiły,  ale  nie  była  rozpalona.  Ailo  poważnie  się  przestraszył,  że  dziewczyna  jednak 

zdaje sobie sprawę z tego, co mówi. 

- Nigdzie się nie ruszę bez ciebie, dobrze o tym wiesz, Ida. Co bym bez ciebie robił? 

Mój dom jest tam, gdzie ty jesteś, moja droga, rozumiesz? 

- Z pewnością czeka na ciebie wiele spraw - starała się go przekonać. Wydawało się, 

ż

e  długo  to  rozważała.  -  Inni  przejęli  to,  co  od  dawna  należało  do  ciebie,  Ailo.  Pora,  żebyś 

wrócił.  Jeśli  będziesz  zwlekał,  pomyślą,  że  już  nie  przyjdziesz.  Ze  nie  żyjesz  albo  że  ich 

opuściłeś. 

background image

Istotnie czekało na niego wiele spraw. Nie może tak po prostu się zjawić, rzucić swoją 

część złota i powiedzieć „proszę bardzo”. To oczywiste. 

Pozostało mu jeszcze udowodnić, że nadal jest jednym z nich. Że ciągle wiele potrafi i 

ż

e życie wśród Norwegów i Finów go nie rozleniwiło. Z każdym dniem oddalał się od swego 

narodu. Ailo zdawał sobie sprawę, że takie spokojne życie w jednym miejscu, ograniczonym 

czterema ścianami, nie jest dla niego. Jego dachem jest niebo. Nie jakieś konkretne miejsce, 

lecz  jednocześnie  wszystkie  miejsca  są  jego  domem.  Domem  bez  ścian.  Zna  się  na  hodowli 

reniferów i jest z tego dumny. Zna to życie - które jest jego życiem. 

- Wkrótce wyzdrowiejesz, Ida. Pokręciła głową. Widziała sprawy niezwykle jasno, jak 

zawsze. 

- Nie tak szybko. Myślisz, że tego nie rozumiem? Wiem, że wyzdrowieję, nie jest aż 

tak  beznadziejnie,  mój  Ailo.  Ale  to  jeszcze  potrwa.  Widzę,  że  śnieg  już  topnieje.  Wkrótce 

zniknie  nawet  z  gór.  A  wtedy  twoja  droga  się  wydłuży.  Wiesz,  że  mam  rację,  dlaczego,  do 

diabła, nie chcesz mi jej przyznać? 

Teraz mówiła jak dawna Ida. 

-  Chcę  być  przy  tobie.  Uśmiechnęła  się.  Ale  to  tylko  cień  jej  dawnego  uśmiechu. 

Wydawał się jak promyk słońca, przedzierający się przez gęstą warstwę chmur. 

-  Rozumiem  cię,  Ailo.  A  ty  myślisz,  że  nie  pragnę  tego  samego?  Myślisz,  że  chcę, 

ż

ebyś  mnie  opuścił?  Staram  się  być  rozsądna,  ot  co.  Ale  nawet  gdybyśmy  pojechali  razem, 

będziesz miał na miejscu mnóstwo roboty. Na pewno na długo będziesz mnie zostawiał samej 

sobie. Nie dlatego, żebyś tego chciał, ale ponieważ tak musi być. A ja nie znam twojej mowy. 

Przez  większość  dnia  będę  sama.  Kiedy  już  tak  się  stało...  że  jestem  chora,  to  chyba  lepiej, 

ż

ebyś  wyruszył  teraz.  I  żebyś  wrócił  po  mnie  później.  Albo  tata  czy  Knut  przywiozą  mnie, 

gdy wyzdrowieję. Nie rozstajemy się na całe życie, Ailo. Tylko na pewien czas. A i dla mnie 

będzie lepiej, jeśli przyjadę, kiedy będziesz miał dla mnie więcej czasu. 

- To najgłupszy pomysł, na jaki mogłaś wpaść - uznał Ailo. 

Zdecydowanie  odrzucił  taką  możliwość,  absolutnie  nie  chciał  więcej  o  niej  mówić. 

Ale myśli zaczęły się nią bawić. Z myśli nie było tak łatwo jej wymazać. 

Po raz drugi poruszył ten temat Reijo. Ailo zrozumiał, że Ida rozmawiała z ojcem. 

-  Ida  ma  rację  -  stwierdził  Reijo.  -  To  potwornie  denerwujące,  ale  w  tym,  co  ta 

dziewczyna  mówi,  najczęściej  jest  sporo  racji.  Wkrótce  będzie  za  późno,  by  wybrać  się  w 

drogę. Musisz się szybko zdecydować. 

- Chcę zostać. 

background image

-  Oczywiście,  ale  czasem  trzeba  zrobić  coś,  czego  się  nie  chce,  Ailo.  Wiesz  o  tym. 

Kiedy wyruszasz? 

Ailo milczał. 

-  Sam  później  przywiozę  Idę  -  zaproponował  Reijo.  -  Nie  ma  sensu,  byś  znowu 

przemierzał taki kawał drogi.  Twoja siida cię potrzebuje. Mnie zaś nic nie ogranicza, sam o 

sobie decyduję. Przyprowadzę ci żonę do zimowego obozu. A ty będziesz mógł wykorzystać 

ten czas, by ugruntować swoją pozycję we wspólnocie. 

- Do zimy pozostało dużo czasu. Reijo skinął głową. 

- Podobnie uważają ci, którzy na ciebie czekają. Ty i Ida wiecie, co posiadacie. Wiesz, 

ż

e ona na pewno przyjedzie. A tutaj będziesz tylko dreptał w kółko i się denerwował. Kilka 

miesięcy rozłąki nie jest w stanie zrujnować małżeństwa i miłości. 

-  Teraz  rozumiem,  skąd  u  Idy  taka  zdolność  przekonywania  -  zauważył  Ailo.  - 

Rzeczywiście, zastanawiałem się nad tym, by wyruszyć. Ale serce mi krwawi na samą myśl, 

ż

e miałbym opuścić Idę. 

- Tylko na pewien czas - uspokoił go Reijo. - Nawet nie na rok. 

Chyba powinien sobie zdawać sprawę z tego, co mówi. Rozłąka nie była mu obca. 

-  Nie  taką  przyszłość  sobie  wyobrażałem  -  odezwał  się  Ailo.  Trudno  mu  było  się 

uśmiechnąć. 

- Rozpoczęliście wspólne życie w taki sposób, jakiego nikt by nie wymyślił - przyznał 

Reijo z goryczą. 

- Nic chyba na to nie poradzimy, prawda? Reijo skinął w stronę domu. 

- Długo się na to przygotowywała. Możesz jej to teraz powiedzieć. 

Ida zdołała usiąść. Robiła coś na drutach. Ailo wiedział, że tego nie lubi, i uświadomił 

sobie, jak musi jej doskwierać przymusowa bezczynność. 

- Nie mówiłaś mi, że rozmawiałaś z Reijo - rzekł i usiadł obok na łóżku. 

- Tato potrafi przekonywać. Ida odłożyła robótkę. 

- Znam kogoś, kto odziedziczył po nim ten dar - uśmiechnął się Ailo. 

Palcem  wskazującym  przesunął  po  jej  twarzy  wzdłuż  nasady  włosów,  potem  opuścił 

go  po  policzku  do  ust,  dotykał  ich  linii.  Po  chwili  przyłożył  do  własnych  ust  -  jakby  w  ten 

sposób skradł pocałunek. 

- Uważam, że miałaś wiele racji. - Posunął się tak daleko, że to przyznał. - Ale będzie 

mi ciebie strasznie brakowało, moja maleńka! 

- A myślisz, że ja nie będę tęsknić? Ailo wiedział, że oboje będą cierpieć podobnie. 

background image

-  Reijo  obiecał,  że  osobiście  cię  przywiezie.  Mam  nadzieję,  że  uda  się  wam  przybyć 

przed nastaniem zimy. 

Ida skinęła głową. 

-  Ja  także.  Nie  wiem,  czy  wytrzymam  tak  długo...  Mrugnęła  porozumiewawczo, 

odzyskała  swój  dawny  humor  -  mimo  że  czuła  się  jeszcze  bardzo  słaba.  To  był  jeden  z  jej 

dobrych  dni,  dziś  tylko  od  czasu  do  czasu  zakasłała.  Zwykle  godzinami  odkrztuszała 

zalegającą  w  płucach  wydzielinę,  nie  zauważając  żadnej  poprawy.  Ailo  skrzywił  się.  Od 

chwili,  kiedy  się  pobrali,  sypiał  tuż  obok  Idy  -  ale  nie  z  nią  -  ani  razu  nie  trzymał  jej  w 

ramionach z namiętnością i pożądaniem. 

-  To  chyba  kara  za  to,  że  skosztowaliśmy  zakazanego  owocu,  zanim  zostaliśmy 

mężem  i żoną  -  rzekł  żartobliwie,  choć  i  on  bardzo  jej  pragnął.  -  Jeżeli  się  obawiasz, że  nie 

będziesz mogła wytrzymać, Ida, to nie myśl sobie, że cię tak zostawię. 

Ich palce splotły się. Oboje mieli podobne poczucie humoru. 

- Wiem, że musisz jechać, Ailo - szepnęła mu tuż przy policzku.  Z zadziwiającą siłą 

pociągnęła  chłopaka  ku  sobie.  -  Naprawdę  wcale  tego  nie  chcę.  Ale  sądzę,  że  to  naj-

rozsądniejsze  rozwiązanie,  a  ja  w  gruncie  rzeczy  zawsze  byłam  rozsądna.  Nie  możesz 

marnować tyle czasu ze względu na mnie. Od tego szybciej nie wyzdrowieję. Wiem, że mnie 

kochasz.  Wiem,  że  nie  rzucisz  się  w  ramiona  tej  czy  innej  dobrej  znajomej  z  dawnych 

czasów.  Wiem,  że  jesteśmy  sobie  przeznaczeni.  Ty  i  ja.  A  więc  ruszaj  w  drogę  zaraz,  jak 

tylko przygotujesz, co potrzeba... 

Musnęła  wargami  jego  szyję.  Ailo  zaczął  wycofywać  się  z  jej  objęć,  coraz  bardziej 

gorących, gorętszych niż pozwalał na to rozsądek. 

Ida nadal była chora... 

- Ailo, chyba nie odjedziesz bez czułego pożegnania. Przełknął ciężko. 

- Jesteś jeszcze zbyt słaba, mój skarbie. - W głowie czuł zamęt. Zaschło mu w ustach. 

- Nie chciałbym zrobić niczego, co by ci mogło zaszkodzić, najdroższa Ido. 

- Dlaczego twoje pieszczoty miałyby mi zaszkodzić? 

Nie  potrafił  odeprzeć  tego  rodzaju  argumentów.  Tęsknił  do  żony.  Tęsknił  przez  cały 

czas, kiedy leżał obok niej, a powinien spać. 

Chciał  powiedzieć,  że  chyba  sama  nie  wie,  co  mówi,  ale  poczuł,  jak  jej  ręce  jakimś 

cudem wślizgują się pod spodnie i wyjmują koszulę. Jej ciepłe ręce na swej skórze... 

-  Tylko  nie  mów,  że  mnie  nie  pragniesz,  Ailo?  Nie,  takie  słowa  nigdy  by  mu  nie 

przeszły przez usta. Nie mógłby tak skłamać. 

background image

-  Powinnaś  odpoczywać  i  nabierać  sił  -  szepnął.  Ręce  miały  ochotę  wedrzeć  się  pod 

koszulę nocną. 

Nie wystarczało im, że czują ciało przez materiał. 

- Ty mi możesz dodać sil - odparła. - Kochaj mnie. Pokaż, że mnie pragniesz. Spraw, 

bym  poczuła  się  znowu  kobietą.  Nie  tylko  chorym  człowiekiem.  Potrzebuję  tego,  Ailo. 

Potrzebuję  poczuć,  jak  mnie  dotykasz,  potrzebuję  ciebie,  mój  najdroższy,  kochanku,  mężu, 

przyjacielu... 

Ailo  nie  pamiętał,  czy  zamknął  drzwi  do  izby.  Zwykle  w  ciągu  dnia  były  uchylone, 

chyba  więc  zostawił  je  otwarte.  Nie  zdobył  się  jednak  na  to,  by  wstać  i  sprawdzić.  To  bez 

znaczenia. 

Teraz liczyli się tylko oni oboje. 

Pocałował  Idę.  Nie  delikatnie  i  prawie  po  bratersku,  jak  w  ciągu  ostatnich  tygodni, 

kiedy  się  bał,  że  zrobi  jej  krzywdę.  Teraz  pragnął  ją  posiąść.  Chciał  być  dla  niej  czuły, 

pokazać jej, ile dla niego znaczy - a jednocześnie zaspokoić namiętność, która go ogarnęła. 

Znalazł  się  pod  skórami.  Podciągnął  koszulę  nocną  Idy  aż  do  pasa.  Zobaczył,  jak  na 

spoconej  skórze  dziewczyny  utworzyła  się  gęsia  skórka,  wystraszył  się,  że  zmarznie,  że  się 

przeziębi. 

Pociągnęła za wiązanie przy szyi. Powstrzymał ją. 

- Przeziębisz się, Ida. Jej usta ułożyły się do pocałunku. 

- Jak mogłabym się przeziębić, kiedy ty mnie obejmujesz? Nie zmarznę, kochając się 

z tobą. 

Uwolniła się z nocnej bielizny, ukazując mu na moment nagie ciało, zanim skuliła się 

pod warstwami skór i wełnianych kocy. 

Ailo rozpiął spodnie. Zerwał z siebie koszulę. 

Kumagi musiały zostać na swym miejscu, nie miał czasu ich rozsznurowywać. 

Był tak rozpalony, że zląkł się, iż Ida może się o niego poparzyć. Przysunął się do niej, 

objął. Przytulił mocno, tak jak o tym marzył co noc. 

-  Najdroższa  -  szepnął  i  ucałował  ją.  Gładził  dłońmi  jej  ciało  od  ramion,  przez  talię, 

wzdłuż  bioder  po  uda,  tak  daleko,  jak  tylko  zdołał  sięgnąć.  Ida  przywarła  mocno  do  Ailo, 

zacisnęła ręce za jego plecami, pocierała kolanem o jego udo, powoli, niespiesznie. 

Poczuł jej piersi na swym nagim, gorącym torsie. Jej usta zapłonęły przy jego ustach. 

Piła z niego, tak jak i on pił z niej. 

background image

Ailo  wsunął  rękę  między  własne  ciało  a  ciało  Idy.  Pogładził  jej  brzuch,  lekko 

zaokrąglony.  Palce  chciały  zejść  niżej,  lecz  pokierował  je  ku  górze.  Zacisnął  dłonie  na 

piersiach, pieścił obie, jednocześnie całując Idę w szyję. 

- Czy nadal uważasz, że mogę zmarznąć? - spytała szeptem, zaczepnie. 

- Nie - odparł rozgorączkowany. 

Czuł, że Ida jest rozpalona, jakby płonęła ku niemu. 

Lekko kąsał ją w ramię. Ręką podążył w dół. 

Starał się dobrze poznać jej ciało, pieścić tak, by była gotowa na jego przyjęcie. 

Ida  nawet  przez  skórzane  spodnie  czuła  pulsujące  zwierzę,  które  ożywało  nad  jej 

brzuchem,  kiedy  mocno  do  niego  przywierała.  Odnosiła  wrażenie,  że  płonie,  że  stanęła  w 

ogniu, od czubka głowy po opuszki palców, od pięt po cebulki włosów. 

Czuła,  jak  stwardniały  jej  brodawki,  tęskniąc  za  dotykiem  palców  Ailo,  za  dotykiem 

jego  ust.  Z  rozkoszą  gładziła  jego  gładką  skórę,  wdychała  jego  zapach.  Niepowtarzalny 

zapach jej Ailo. 

Przez  ułamek  sekundy  zastanowiła  się,  jak  ona  dla  niego  pachnie,  nie  była  jednak 

pewna,  czy  on  za  pomocą  węchu  mógł  doznawać  tylu  wrażeń  co  ona.  Sama  w  pełni 

korzystała  ze  swych  zmysłów.  Przeżywała  wszystko  bardzo  intensywnie.  Pragnęła,  by 

doznania były tak silne, jak to tylko możliwe. Dopiero wtedy uważała je za pełne. Nigdy nie 

zadowalała się namiastką. Chciała mieć wszystko. 

Wszystko. 

Czuła,  jak  twarde  mięśnie  pod  skórą  Ailo  napinają  się  i  rozluźniają  pod  jej  palcami. 

Sprawiało jej to prawdziwą rozkosz. Jego ciało, takie mocne i sprężyste, a jednocześnie ciepłe 

i miękkie, nigdy nie przestanie jej urzekać. 

Posiadał  niezwykłą  siłę,  a  zarazem  potrafił  być  taki  delikatny,  niemalże  jak  kobieta. 

Właśnie tę jego dwoistość Ida kochała. 

I pożądała go. 

Wiele z jej przyjaciółek wmawiało jej, że dziewczęta nie powinny odczuwać pociągu 

do mężczyzn. Ze to wstyd i grzech. Że to prostackie. 

Reijo  nigdy  się  na  ten  temat  nie  wypowiadał.  Może  raz  bardzo  zakłopotany 

napomknął,  że  o  ile  wie,  nie  ma  w  tym  nic  złego.  Wtedy  nie  wyjaśnił,  co  to  takiego 

„pożądanie”. Wyrażał się jednak o tym, jak o czymś dobrym i pięknym. Mówił, że oddawanie 

całego siebie człowiekowi, którego się kocha, nie może być niczym złym. Ale trzeba samemu 

tego chcieć. Dlatego dziewczęta chyba też muszą odczuwać pożądanie. W przeciwnym razie 

wspólne życie byłoby bez sensu. 

background image

Ida  była  wdzięczna  za  wychowanie,  które  dał  jej  Reijo.  Gdyby  nie  tato,  takie  chwile 

jak ta stałyby się przykrym obowiązkiem, pozbawionym owej niezwykłej radości. 

Ida  odniosła  wrażenie,  że  zostali  z  Ailo  połączeni  w  jakiś  szczególny  sposób,  jakby 

przenikali przez skórę tego drugiego. Jakby na mgnienie oka stawali się jednością. 

Ogarnęło  ją  oszołomienie  i  fala  gorąca.  Częściowo  pewnie  winna  jest  temu  choroba. 

Ale  Ailo  też  się  do  tego  przyczynił.  Działo  się  z  nią  coś  dziwnego  -  ciało  uzyskało  własną 

wolę, którą nie należało i nie sposób było kierować. 

Wtedy oddała się rozkoszy. 

Chciała i Ailo dać rozkosz. Samo branie nie ma nic wspólnego z miłością. 

Obróciła  się  na  bok,  pociągnęła  Ailo  za  sobą.  Językiem  przebiegła  po  jego  ustach, 

wsunęła koniuszek między jego wargi i zęby, odnalazła język ukochanego. 

Całowali się długo. Namiętnie i gorąco. 

Jej  ręce  wędrowały  po  piersi  Ailo,  gładziły  i  pieściły  ją  od  szyi  po  płaski  brzuch. 

Poczuły zimno klamry paska do spodni. 

Nieznaczne muśnięcie  chłodu, tylko tyle. Nie zdołało ostudzić pożądania. Jedynie na 

kilka  sekund  obudziło  głos  rozsądku.  Głos,  którego  Ida  nie  chciała  słuchać  i  który  szybko 

uciszyła. Obie dłonie wsunęła w rozpięte spodnie Ailo, położyła je na twardych pośladkach, 

przesunęła na biodra i tam zatrzymała. Uśmiechnęła się, słysząc ciche pojękiwanie męża. Za-

cisnął powieki, czując ogarniającą go rozkosz. Ida natomiast szeroko otworzyła oczy. 

Chciała  wszystko  dokładnie  zapamiętać.  Nie  tylko  dźwięki  i  dotyk.  Chciała 

zapamiętać  całą  radość  wzajemnego  kontaktu,  upojenie,  pożądanie,  tęsknotę...  chciała 

zapamiętać Ailo takim, jakim go teraz widziała. 

Zauważyła, że jego twarz ściągnęła się niczym w bólu, kiedy przesunęła ręce jeszcze 

niżej. 

Zdała sobie sprawę, że to z rozkoszy. Dotykała go lekko opuszkami palców, jakby się 

bawiła, pieszczotliwie. Była gotowa, kiedy odwrócił ją na plecy. Rozdzielił jej nogi i wszedł 

w  nią.  Mocno  się  objęli.  Ich  wargi  jakby  się  stopiły.  Jeśli  dwa  ciała  mogły  tworzyć  jedno, 

stało się to w tej chwili. 

Wspólnie dotarli do końca, przeżyli to podobnie, przeżyli to inaczej - ponieważ dwoje 

ludzi  nigdy  nie  stanie  się  jednym  -  przeżyli  to  cudownie  i  intensywnie.  Owo  gorące  i 

jednocześnie  łagodne  przeżycie  stało  się  wstępem  do  czegoś,  co  należało  tylko  do  nich 

obojga. 

Było  wspaniałe.  Tak  jak  poprzednio.  Choć  za  każdym  razem  dostarczało  im  czegoś 

nowego. I zawsze będzie pewnego rodzaju odrodzeniem. 

background image

Ailo wydawał się równie mokry jak Ida. Tak samo zlany potem. Oboje w co najmniej 

tym  samym  stopniu  potrzebowali  wzajemnego  ciepła.  W  ramionach  drugiego  znaleźli 

ukojenie. Spokój tam, gdzie niedawno płonęła namiętność. Czuli, że łączy ich nowa więź. 

-  Czy  tak  będzie  zawsze?  -  spytała  Ida.  -  Czy  wszyscy  przeżywają  to  samo?  Nawet 

jeśli od lat są małżeństwem i mają izbę pełną dzieci? 

- Myślę, że nie wszyscy - odparł Ailo. - W każdym razie nie w sytuacji, gdy dom jest 

pełen  dzieci.  Wtedy  trudno  o  chwilę  spokoju.  My  będziemy  mieszkać  z  dziećmi  w  jurcie. 

Będzie  jeszcze  mniej  miejsca,  mój  aniele.  Musisz  umieć  korzystać  z  tego,  co  masz...  -  Ro-

ześmiał  się  cicho.  -  Ale  obiecuję  ci,  że  kiedy  przyjedziesz  do  mnie,  będzie  tak  samo...  nie, 

jeszcze lepiej. Pomyśl tylko, jak bardzo się za tobą stęsknię! 

Ida  przypomniała  sobie,  że  Ailo  ma  wyjechać.  W  jego  ramionach  czas  szybko 

upływał,  bez  niego  będzie  się  ciągnął  w  nieskończoność.  Nie  mogła  mu  jednak  tego  powie-

dzieć.  Obawiała  się,  że  się  rozmyśli  i  zostanie.  A  wtedy  będzie  się  zadręczał  i  niepokoił  o 

wspólnotę, którą opuścił. 

-  Bądź  przez  chwilę  zupełnie  cicho!  -  poprosiła.  Przyłożyła  głowę  do  zagłębienia 

poniżej  szyi,  pulsowało  i  było  gorące.  Nie  słyszała  żadnych  innych  dźwięków  poza 

uderzeniami jego serca. A może jej własnego? Nie była pewna. 

Być  może  ich  serca  biły  wspólnym  rytmem,  a  może  tylko  tak  się  mówiło.  Nie  ma 

chyba dwojga ludzi, którzy byliby do tego stopnia podobni. Ida zbyt mocno stąpała po ziemi, 

by pozwolić sobie na bujanie w obłokach. 

Leżeli  w  milczeniu.  Dzielili  ciszę,  czuli,  jak  im  dobrze.  Dzielili  spokój.  To 

błogosławieństwo  móc  razem  wypoczywać.  Mieć  czas  dla  siebie,  nie  tylko  by  unieść  się  w 

pożądaniu i opaść po jego zaspokojeniu. 

Dwoje  kochających  się  ludzi  powinno  również  dzielić  ze  sobą  spokój,  ciepło  i 

bliskość. 

Ida prawie spała, kiedy Ailo wyśliznął się z jej objęć. Nie protestowała, kiedy ubrał ją 

w koszulę nocną. 

Powieki Idy same się zamknęły, kiedy miękko ułożył ją na poduszce i dobrze okrył. 

Stanął  obok  łóżka  i  przyglądał  się  śpiącej.  Patrzył  na  spokojną  twarz  pogrążoną  we 

ś

nie. Na ustach malował się słaby uśmiech. Ida nigdy się tak nie uśmiechała. Robiła to tylko 

w chwilach nieświadomości, podobnych do tej. To jedna z tych cech, które tylko on znał. Na 

tę myśl serce Ailo wypełniła radość. 

Ida  za  każdym  razem  dawała  mu  skrawek  nieba.  Uchylała  rąbka  wielkiej  tajemnicy, 

coraz lepiej rozumiał, co znaczy być człowiekiem i, uważał, że to jej zasługa. 

background image

Bez niej czuł się bezradny. 

Przełknął, zakładając z powrotem koszulę na wilgotną i spoconą skórę. Ubranie kleiło 

się do ciała. 

Czekają go długie miesiące. Będzie musiał pokonywać trudności, nie mogąc trzymać 

Idy za rękę, stanie się samotny i bezsilny. Będzie tęsknił i szukał sensu życia. 

O dobry Stwórco, jakże będzie ciężko! 

Wyruszy dobrowolnie. Oboje wiedzieli, że nie ma innego wyjścia. Przemawiał za tym 

rozsądek  i  poczucie  obowiązku.  To  również  sprawa  honoru.  Ailo  wiedział,  że  Ida  go 

rozumiała. Rozumiała na tyle, że nie musiał jej wszystkiego szczegółowo tłumaczyć. Gdy nie 

starczało słów, pomocna okazywała się jej wyobraźnia. 

Ailo wsunął koszulę w spodnie. Zapiął guziki i pasek. Czuł się odrętwiały i ociężały. 

Poruszał się leniwie. To ich wielkie i ostateczne pożegnanie. Chociaż przygotowania do drogi 

zajmą jeszcze kilka dni, taka chwila już się nie powtórzy. 

To wzajemny podarunek dla nich obojga. 

Z  niepokojem  zauważył,  że  Ida  wyglądała  na  bardziej  wyczerpaną.  Najwyraźniej  nie 

była jeszcze zdrowa. 

Musiał  się  pochylić  i  dotknąć  ustami  policzków,  jej  kuszących  ust,  które  się 

urzekająco uśmiechały. Zapragnął, by i ona mogła to zobaczyć, zobaczyć siebie samą we śnie, 

tak jak on ją widzi. Jednak ten uśmiech przeznaczony był tylko dla niego. 

Tylko dla kochanka, który znalazł czas, by przyjrzeć się najmilszej, kiedy odpoczywa. 

Po cichu wyszedł z izby. Zobaczył, że drzwi są uchylone. To nie miało znaczenia. Byli 

sami. Nikt nie mógłby im przeszkodzić. 

Reijo  pewnie  się  zorientował,  że  Ailo  miał  żonie  do  przekazania  więcej  niż  jedno 

słowo.  Ze  poszedł  do  Idy  nie  tylko  po  to,  żeby  oznajmić  jej,  że  wyjeżdża.  Reijo  był  w 

równym  stopniu  przyjacielem  co  teściem.  Ailo  nigdy  nie  myślał  o  nim  jak  o  człowieku  z 

innego pokolenia. 

Chłopak  przeczesał  włosy  palcami,  kiedy  przechodził  przez  podwórze.  Reijo  rąbał 

drewno.  Na  schodach  do  sauny  siedział  Emil.  Ailo  poczuł  zakłopotanie.  Ciągle  szukał 

rezygnacji w oczach tamtego. Rzadko udawało mu się ją dostrzec. Nie sądził jednak, że Emil 

zapomniał o Idzie lub że się pogodził z jej wyborem, jedynie bardzo umiejętnie to ukrywał. 

Reijo uśmiechnął się słabo, kiedy Ailo usiadł obok Emila. 

- Słyszałem, że zamierzasz wyjechać? - zagadnął Emil. Ailo skinął głową. 

background image

- Tak. Twoje gospodarstwo jest tutaj, a wszystko, co ja posiadam, znajduje się daleko. 

Z tym jest jak z ziemią. Jestem właścicielem. Jest moje. Otrzymałem to w spadku i jestem za 

to odpowiedzialny. Z tym wiążą się pewne obowiązki. Rozumiesz? 

Emil skinął lekko. 

- Nie kryję, że jest mi potwornie trudno opuszczać Idę. Ale wiem, że wyzdrowieje. Na 

to trzeba czasu. A śnieg topnieje z każdym dniem. 

-  Panie,  uchroń  mnie  od  zakochanych!  -  rzucił  Reijo.  -  Ida  doskonale  zdaje  sobie 

sprawę,  że  to  jedyne  rozsądne  rozwiązanie.  A  mnie  dobrze  zrobi  dłuższa  wyprawa.  Już  się 

cieszę. Przebywanie z wami, Ailo, zawsze dodaje mi nowych sił. 

- W każdym razie jest u nas dość świeżego powietrza. - Ailo uśmiechnął się. 

Emil  przysłuchiwał  się  tej  rozmowie  z  lekkim  uśmiechem  na  ustach.  Nie  znał 

Lapończyków.  To  dla  niego  obcy  świat.  Nie  potrafił  sobie  wyobrazić  w  nim  Idy.  Jego 

zdaniem powinna zostać tu nad fiordem. 

-  Kiedy  planujesz  wyruszyć?  -  spytał.  Zabrzmiało  to  trochę  sztywno,  choć  wcale  nie 

było jego zamiarem. 

- Wkrótce - odparł Ailo. Sam nie znał dokładnego terminu. 

- Myślę, że jutro - wtrącił się Reijo. - Inaczej nigdy mu się to nie uda. 

Serce  w  piersi  Ailo  zaciążyło  jak  kamień.  Dobrze,  że  Reijo  podjął  za  niego  decyzję. 

Rzeczywiście  może  najlepiej  zrobić  to  w  ten  sposób  -  nagle,  bez  bolesnych  i  długich 

pożegnań. Nie ma tak wiele do pakowania. 

- Jutro - powiedział sam. Emil nachylił się i wyjął coś z włosów Ailo. Na ziemię, która 

przed  schodami  do  sauny  była  naga,  brązowa,  nie  porośnięta  trawą,  upadło  coś  białego. 

Piórko z poduszki. 

Spojrzenia chłopców spotkały się. 

W oczach Emila nic się nie zmieniło. Chłopak coraz umiejętniej ukrywał uczucia. 

-  Mam  nadzieję,  że  nadal  będziesz  tu  zaglądał  -  usłyszał  Ailo  swój  własny  głos.  - 

Jesteś nie tylko moim, lecz również Idy przyjacielem. 

- Ludzie w wiosce by tego tak nie nazwali - odrzekł cierpko Emil. 

Ailo wzruszył ramionami. 

- Niech sobie mówią, co chcą. My przecież wiemy, jak jest naprawdę. Czy nie to się 

liczy? 

Emil  skinął  głową.  Zgodził  się  z  tym.  Obiecał,  że  będzie  zaglądał.  I  pośpiesznie  się 

pożegnał pod byle jakim pretekstem. 

background image

-  Jesteś  przebieglejszy,  niż  myślałem  -  zauważył  Reijo.  -  Zdusiłeś  wszystkie 

przewrotne myśli, jakie musiały mu krążyć po głowie. 

- Ja? W jaki sposób? 

- A więc nie uczyniłeś tego z czystego wyrachowania? - Reijo uśmiechnął się. - Takie 

odniosłem  wrażenie.  Nic  skuteczniej  nie  powstrzyma  twojego  rywala,  jak  wyznanie,  że  mu 

ufasz i traktujesz jak przyjaciela. 

- Emil nigdy by nie wpadł na pomysł, by wykorzystać moją nieobecność! 

Reijo ponownie wzruszył ramionami. Mrugnął porozumiewawczo. 

-  W  każdym  razie  nie  będzie  miał  nawet  możliwości  popełnienia  głupstwa.  Nie 

chciałbym,  żeby  myśl  o  Emilu  skłoniła  cię  do  zmiany  decyzji.  Ja  zostaję  na  miejscu.  I 

zapewniam cię, że dobrze pamiętam, komu została poślubiona moja córka. 

Ailo nie uważał, żeby pomoc Reijo okazała się potrzebna. 

- Nie rozstajemy się na aż tak długo, by Ida zdążyła zapomnieć - powiedział. 

Nie czul nawet cienia niepokoju. 

background image

Kiedy  Ailo  wyjechał,  zrobiło  się  cicho.  Co  prawda  chłopak  nie  należał  do  zbyt 

rozmownych,  ale  jakimś  cudem  potrafił  wypełnić  przestrzeń  wokół  siebie.  Nie  wszyscy 

posiadali tę zdolność. 

Ailo,  syn  Mikkala,  wyruszył,  mając  słońce  za  plecami.  Celowo  odczekał,  by  zrobiło 

się tak późno. Zbyt trudno było powiedzieć „do widzenia” wczesnym rankiem. Poza tym noce 

miały w sobie tyle światła, że wędrowcowi, który wiedział, dokąd zmierza, mogło ono służyć 

jako lampa. 

Ida  płakała  przez  kilka  pierwszych  nocy.  Zwykła  sypiać  w  ramionach  Ailo.  Kiedy 

przytulała  się  do  niego  i  zasypiała  blisko  niego,  przy  nim,  ogarniało  ją  poczucie 

bezpieczeństwa. 

Nagle została sama. 

Nawet nie przypuszczała, jak bardzo dokuczy jej samotność. Wyobrażała sobie, jak to 

będzie bez Ailo, ale nie sądziła, że poczuje się tak rozpaczliwie sama. 

Widocznie  nie  do  końca  zdawała  sobie  sprawę,  do  jakiego  stopnia  Ailo  wypełnił  jej 

ż

ycie. Zanim uświadomiła sobie, że go kocha, zanim odważyła się uwierzyć, że i ona nie jest 

mu obojętna, dni bez niego wydawały się całkiem normalne. 

Nigdy nie pragnęła do nich wrócić. A przecież sama nalegała, żeby wyjechał. 

W  ciągu  pierwszych  wieczorów  marzyła  o  tym,  by  posiadać  taką  moc,  dzięki  której 

mogłaby przywołać Ailo z powrotem, sprawić, by znowu znalazł się tuż obok. Ściągnąć go do 

siebie myślą. Nawet próbowała. 

Wkrótce jednak musiała przyznać, że Ida jest tylko Idą. Zwyczajną dziewczyną, która 

nie ma w sobie nic niezwykłego. Żadnych przerażających zdolności, które posiadała Raija. 

Można by sądzić, że nić łącząca Raiję i Mikkala powinna zostać przeniesiona na nią i 

Ailo.  Jednak  o  ile  się  orientowała,  nic  takiego  między  nimi  nie  istniało.  Między  nią  i  Ailo 

przybywało tylko coraz więcej powietrza. 

Wszyscy  jej  nadskakiwali.  Przyjaciółki,  Henriettę  i  Sofia,  pomagały  w  domu. 

Przekazywały wszystkie nowinki. Anjo i Knut dwoili się i troili. Ojciec myślał tylko o tym, w 

jaki  sposób  córce  dogodzić.  Nawet  Emil  i  Sedolf  wpadali  od  czasu  do  czasu  z  wizytą.  Emil 

nigdy  nie  przychodził  sam,  odkąd  Ailo  wyjechał.  Niejeden  raz  Sedolf  sprawiał  wrażenie, 

jakby wolał się wymknąć, ale zawsze zostawał. Idę ogarnęło wzruszenie, że Emil nadal chciał 

przychodzić, a nawet zabierał z sobą kolegę, żeby uniknąć plotek. Zaskoczyło ją również, że 

background image

Sedolf bez specjalnego narzekania pozwalał się tu ciągnąć. Jak dobrze widywać znajomych! 

Ale Ailo nie było. Tylko jego jej brakowało. I tylko do niego tęskniła. 

Nastała  pełnia  lata,  kiedy  Ida  wreszcie  wstała  z  łóżka.  Przez  prawie  trzy  miesiące 

kasłała,  odkrztuszała  flegmę,  świszczało  jej  w  piersiach.  Była  słaba  niczym  opadający, 

pożółkły jesienny liść, zupełnie pozbawiona energii. 

Poprawa  następowała  powoli.  Chociaż  Ida  posłusznie  piła  wywar  z  ziół 

naszykowanych przez Ailo, nieprędko udało się jej stanąć na nogi. 

Kiedy odbyła pierwszą dłuższą wyprawę do ławy przy kuchennym stole, promieniała 

ze szczęścia. 

-  Przez  miesiące  ten  sam  widok!  -  westchnęła.  -  Zgadnij,  czy  się  ucieszę,  mogąc 

patrzeć na coś innego? Chociaż to tylko fiord - dodała, wykrzywiając się zabawnie. 

Reijo musiał się uśmiechnąć. Była sobą. Zawsze sobą. Nie skarżyła się. 

- Przybiły rosyjskie statki - zauważyła. - Nic nie mówiłeś. 

- Bo też nie przywiązywałem do tego większej wagi. 

Reijo  nie  wydawał  się  wcale  podniecony,  tak  jak  to  bywało  przez  lata,  kiedy  z 

przymrużonymi oczyma spoglądał w stronę fiordu, wypatrując żaglowców ze wschodu. 

- Wybierzesz się na „Sankt Nikołaja”, żeby dobić handlu? 

Na  wybrzeżu  stało  się  to  pewnego  rodzaju  żartem.  Zawsze  wśród  rosyjskich  statków 

handlowych znalazł się jakiś „Sankt Nikołaj”. Rosjanie należeli do ludzi wierzących i woleli 

nie  igrać  z  losem.  Trzymali  się  blisko  swoich  świętych.  A  święty  Mikołaj  opiekował  się 

ż

eglarzami. 

- Nie sądzę, żeby „Sankt Nikołaj” przypłynął w tym roku - rzekł Reijo ze smutkiem. 

- Czy dlatego jesteś taki spokojny? - wymknęło się Idzie. 

Ojciec długo jej się przyglądał. 

-  Chyba  naprawdę  przestałem  mieć  nadzieję  -  odparł.  -  Pogodziłem  się  z  myślą,  że 

twoja matka nie żyje. Wy chyba też powinniście. 

- Nie wybierzesz się do nich, by coś kupić? 

- Przecież niczego nie potrzebuję. To prawda. Ida ciągle zapominała, że nie dokuczała 

im  już  bieda.  Na  nic  nie  mogli  się  skarżyć.  Gdyby  chcieli,  mogliby  wyprowadzić  się  z 

drewnianej  chaty.  Wybudować  nową,  dużą,  i  pomalować  na  biało,  tak  jak  robili  to  bogaci, 

zamiast przeciągać po ścianach starej smołą. 

Jednak Reijo zdołał przekonać Idę, by myślała podobnie jak on. Dla niego rzeczy nie 

odgrywały  istotnej  roli.  Chciał  tylko  zadbać  o  swoich  najbliższych.  Poza  tym  bogactwo  nie 

miało dla niego znaczenia. 

background image

Knut  rozdzielił  znalezione  złoto.  W  wiosce  domyślano  się,  że  na  północy,  w 

Finnmarku, trafił na skarb. Nie rozpowiadał o wielkości złoża. Nie przechwalał się, gdzie je 

odkrył.  Ale  kiedy  zeszłego  roku  spaliło  się  kilka  gospodarstw,  pomógł  tym,  którzy  stracili 

wszystko. Prosił, by nikomu o tym nie mówili, ale takie rzeczy szybko się roznoszą. 

Od tamtej pory Knuta Elvejorda darzono we wsi wielkim szacunkiem. 

- Poszedłeś popatrzeć na statki? Reijo skinął głową. 

-  Jeden  nosi  nazwę  „Iwan”  -  odparł,  pykając  fajkę,  którą  bardzo  polubił.  Idzie  nie 

podobał się jej zapach, ale się przyzwyczaiła. 

-  Drugi  miał  jakieś  długie  imię  kobiece.  Ktoś  z  załogi  wymienił  jego  nazwę  tak 

szybko,  że  nikt  jej  dokładnie  nie  zrozumiał.  Nie  udało  nam  się  też  jej  odczytać  na  burcie, 

wiesz, Rosjanie używają takiego alfabetu, że nawet człowiek uczony go nie rozgryzie. Nazwa 

kończy się na „nia”, jak większość kobiecych imion u Rosjan. 

Ida z dumą popatrzyła na ojca. Wiedział tak wiele, tak wiele potrafił. Dla niego świat 

nie kończył się na czubku własnego nosa. Jego świat sięgał daleko poza gospodarstwo między 

skałami, dużo dalej niż poza Jykea. Nawet Norwegia nie stawiała mu granic. 

-  Nie  wszędzie  są  równie  dobrze  przyjmowani  -  mówił  dalej  Reijo.  -  Nasi  kupcy 

przeganiają ich z fiordów. Nie chcą pozwolić, żeby ludzie handlowali z innymi, wolą, żeby u 

nich zaciągali długi. 

Reijo  wydawał  się  rozgoryczony.  Uważał,  że  to  potworna  niesprawiedliwość  wobec 

uboższych,  którzy  z  konieczności  zaopatrywali  się  u  kupców,  prowadzących  handel  wzdłuż 

całego  północnego  wybrzeża.  Właściciele  sklepów  ustalali  cenę  na  mąkę  i  na  ryby,  które 

otrzymywali w zamian. Sprzedawali towary transportowane z Kopenhagi, tak że do północnej 

Norwegii docierała z reguły niewielka część zaopatrzenia. Jego jakość również pozostawiała 

wiele do życzenia. Widać nie bardzo dbano o królewskich podatników na północy. Mieszkali 

tak daleko, a niewielu starczało odwagi, by udać się do króla na skargę. 

Handel z Rosjanami został oficjalnie zabroniony. 

Jednak Rosjanie co roku wracali. Przybijali odważnie do portów handlowych i wiosek. 

Otwarcie prowadzili wymianę towarów. 

Gdzieniegdzie  patrzono  na  to  przez  palce.  W  kręgach  władzy  również  trafiali  się 

ludzie różnego pokroju. Byli tacy, którzy uważali, że mieszkańcy znad północnych fiordów są 

biedni,  i  zezwalali  na  ów  handel  wymienny  z  sąsiadami  ze  wschodu.  Z  przybyszami, 

oferującymi  duże  ilości  towarów  po  korzystnej  cenie,  towarów  dużo  lepszej  jakości  niż  te, 

które docierały tu wzdłuż wybrzeża z Kopenhagi i królewskiej Danii. 

Gdzie indziej przeganiano Rosjan z fiordów. 

background image

-  Słyszałem,  że  doszło  do  konfliktu  pomiędzy  królewskimi  dworami  -  odezwał  się 

Reijo w zamyśleniu. 

- A więc również wielcy panowie kłócą się o ziemię i inne bogactwa. Również oni... 

- Są tylko ludźmi - odparła Ida, okazując zupełny brak szacunku. - Wszyscy kłócą się 

o to samo. A jeśli są wystarczająco bogaci, doprowadzają do wojny. 

- Pomyśl tylko, ilu młodych mężczyzn umiera, nie rozumiejąc dlaczego - zastanawiał 

się  Reijo.  -  Na  wojnach,  na  które  są  wysyłani,  ponieważ  król  i  książęta  nie  mogą  dojść  do 

porozumienia. Choć tak wiele posiadają... 

Spór,  o  którym  wspomniał  Reijo,  dotyczył  serii  konfliktów  trwających  już  ponad 

czterdzieści  lat.  Państwo  duńsko  -  norweskie  i  Rosja  nie  mogły  się  pogodzić  w  sprawie 

dziedzicznego prawa do księstwa Szlezwik - Holsztyn. 

Na  północy  Norwegii  nawet  nie  słyszano  o  takiej  krainie,  ale  wojna  odbijała  się 

również  na  mieszkańcach  Finnmarku.  W  niektórych  wioskach  nie  można  było  kupić  ziarna 

dobrej jakości, ponieważ król pozostawał w złych stosunkach z carem Rosji. 

-  Powinniśmy  tworzyć  jedno  państwo  -  stwierdziła  Ida,  patrząc  w  stronę  dwóch 

rosyjskich  statków  zakotwiczonych  w  cieniu  skały.  Były  tak  kolorowe,  że  sam  ich  widok 

wprawiał człowieka w dobry humor. 

-  Dla  nas,  mieszkańców  północy,  powinien  istnieć  jeden  kraj.  Wtedy  nie  miałoby 

większego  znaczenia,  czy  ktoś  jest  Finem,  Norwegiem,  Lapończykiem  czy  Szwedem.  Albo 

Rosjaninem. A wszyscy królowie mogliby sobie pójść, dokąd zechcą, i walczyć do upadłego. 

A najlepiej niech siedzą w Kopenhadze. 

- Właśnie takie poglądy głoszone przez kobiety sprawiają, że niektórzy mężczyźni was 

się boją - zauważył Reijo. - Wy, kobiety, widzicie pewne sprawy o wiele wyraźniej niż my. 

Wielu poległych na wojnach dzisiaj by żyło, gdyby rządziły kobiety. Ida uśmiechnęła się: 

- Oboje zostaniemy spaleni na stosie, tato. Za heretyckie myśli. 

- Cieszę się, że jesteś moim dzieckiem - rzekł Reijo. - Masz głowę na karku i nie boisz 

się jej używać. Jak to jest, być znowu na nogach? 

-  Ach,  o  to  pytasz?  -  Roześmiała  się.  -  Cudownie!  Teraz  będę  ćwiczyć  codziennie.  I 

zanim  się  spostrzeżesz,  będę  znowu  skakać  jak  młoda  kózka.  A  wtedy  będziemy  mogli 

wyruszyć do Finnmarku, do Ailo. 

Kiedy Ida wspomniała imię Ailo, w jej oczach pojawił się szczególny blask. Policzki 

odrobinę się zaczerwieniły. 

Reijo poczuł w sercu radość. Jego dziecko kocha i jest kochane. 

background image

-  Ten  czas  na  pewno  nadejdzie  -  zapewnił  ze  spokojem.  -  Poczyniłaś  już  pierwsze 

kroki na tej drodze. 

Równocześnie  wyjrzeli  przez  niewielkie  okno.  Wzrok  obojga  powędrował  ku  obcym 

statkom. Oboje cieszyli się, że nie było wśród nich „Sankt Nikołaja”. 

Nie  wiedzieli,  że  łódź  żaglowa  po  prawej  stronie  od  „Iwana”  z  Kem  to  „Raija 

Antonia” z Archangielska. 

Jewgienij  złamał  obietnicę  daną  samemu  sobie.  Ponownie  stanął  na  pokładzie  jako 

szyper na własnym statku. I jak nigdy przedtem z Olegiem jako sternikiem. 

Nie  oczekiwał  niczego  szczególnego.  Nie  wierzył,  że  wszystko  się  uda.  Minęło  tak 

wiele czasu. Tak wiele czasu od tamtej pory, kiedy pływał jako kapitan. Zbyt wiele lat spędził 

na lądzie pochłonięty różnymi innymi sprawami. 

Bardzo  się  w  nie  zaangażował.  To  było  zupełnie  inne  życie  niż  to  na  morzu. 

Zwyczajne życie, które stworzyło mu możliwość objęcia roli głowy rodziny. 

Przez wszystkie te lata to było dla niego najważniejsze. 

Rodzina. 

Ale  morze  zawsze  go  kusiło.  Fale  śpiewały  mu,  rok  po  roku  próbowały  go  ku  sobie 

zwabić. 

Powstrzymywał  go  również  strach.  Nigdy  się  do  tego  nikomu  nie  przyznał,  ale  ten 

strach towarzyszył mu przez cały czas. Pamięć o chwilach, kiedy ostatni raz stał na pokładzie, 

ciągle żyła w jego pamięci. Coś takiego nie zdarzało się każdemu. Ani też w każdej podróży. 

Wszystko to powstrzymywało go przed wyruszeniem w morze. 

Aż do tej pory. 

Miał pięćdziesiąt lat. Jeżeli zamierzał jeszcze pływać, to musiał się teraz zdecydować. 

Michaił  skończył  czternaście  lat.  Jewgienij  chciał  uczestniczyć  w  pierwszej  morskiej 

wyprawie syna. 

Obecna podróż stała się właśnie ową wspólną. 

Spośród wszystkich fiordów, do których kazał zawijać „Raiji Antonii”, tego zwłaszcza 

nie mógł ominąć. 

Chciał,  żeby  Michaił  zobaczył  tę  wioskę.  Nigdy  nie  wyznał,  że  jest  w  niej  coś 

szczególnego. Pragnął tylko, żeby chłopak ją zobaczył. Postawił swą stopę na tej ziemi. Od-

wiedził miejsce, gdzie znajdował się dom jego matki. 

Michaił  od  początku  do  końca  traktował  tę  wyprawę  jedynie  jako  przygodę.  Nadal 

była  to  dla  niego  zabawa.  Dopiero  czas  pokaże,  czy  chłopak  wybierze  życie  na  morzu.  Był 

najbliższą Jewgienijowi osobą, która mogłaby w spadku przejąć handel z Norwegami. Posia-

background image

dali teraz cztery duże statki i kilka mniejszych o nie tak dużym zasięgu. Naturalnie zdobycie i 

utrzymanie  takiej  floty  kosztowało  Jewgienija  i  Olega  sporo  pracy,  ale  stanowiło  podstawę 

ich życia. 

Musieli przecież pozostawić coś następnym pokoleniom. 

Minęło  prawie  piętnaście  lat,  od  kiedy  Jewgienij  po  raz  ostatni  odwiedził  te  strony. 

Wtedy nie mógł przewidzieć, jak potoczy się jego życie. 

Nawet nie marzył o synu. Lecz los zrządził, że został ojcem. 

Michaił zrodził się z miłości. 

Jewgienij nie czuł się niczemu winien. Nie sądził, by istniały ku temu powody. Wiele 

wody w morzu upłynęło przez piętnaście lat. Pewnie już dawno przestali na nią czekać. 

Jednak niewielki dom na cyplu w jakiś magiczny sposób przykuwał wzrok Jewgienija. 

W  wieczornej  ciszy  kapitan  stał  na  pokładzie,  wpatrując  się  w  tę  chatę.  Dostrzegał  jakieś 

postacie, ale nie potrafił powiedzieć, czy Reijo nadal tam mieszka. Mogli to być całkiem obcy 

ludzie. Jewgienij miał taką nadzieję. 

- Czy byłeś tu kiedyś, tato? 

Chłopiec podszedł całkiem blisko. Uczynił to tak cicho, że Jewgienij go nie zauważył. 

Stanął  obok  ojca,  oparł  się  o  reling  i  próbował  skierować  spojrzenie  ku  miejscom,  wokół 

których krążył wzrok taty. 

- Tak - odparł Jewgienij. - Ale to było dawno, dawno temu. 

- Znałeś kogoś stąd? Skinął głową. 

-  Naprawdę  znałeś?  -  zawołał  chłopiec  podniecony.  Odezwała  się  jego  nigdy  nie 

zaspokojona chęć poznania. - Kogoś, z kim nie tylko handlowałeś? 

-  Tak,  naprawdę  -  odpowiedział  Jewgienij.  Wzrokiem  ponownie  poszukał  domu  na 

cyplu.  Przybyło  wiele  nowych  zabudowań.  Ściany  z  drewnianych  bali  wyglądały  na  dobrze 

utrzymane.  Zobaczył wiatę i łodzie żaglowe przy  plaży. - Ale to było dawno temu, Michaił. 

Długo  przed  twoim  narodzeniem.  Byłem  wtedy  młody.  Na  pewno  moi  znajomi  już  tu  nie 

mieszkają. 

Co się z nimi działo? Z jej dziećmi... dziećmi Raiji. Ta myśl powracała coraz częściej 

w miarę, jak Michaił dorastał, i nie dawała mu spokoju. Poznał, co to znaczy życie rodzinne. 

Obserwował,  jak  jego  syn  wzrastał  otoczony  miłością  matki  i  ojca.  Wiedział  też,  że  Raija 

miała troje innych dzieci, które zawsze będą tęsknić za matką. 

Bywały  chwile,  kiedy  Jewgienij  nie  odczuwał  dumy  z  powodu  swego  postępowania. 

Teraz znalazł się wystarczająco blisko, by otrzymać odpowiedź na swoje pytania, ale nie miał 

odwagi ich zadać. 

background image

- Starzeję się, Michaił - rzekł zmęczony. - Wkrótce będę starym człowiekiem. 

Nie słuchał protestów syna. Michaił nie wiedział o wszystkim. Nigdy nie powinien się 

dowiedzieć, że jego ojciec zbudował ich życie na kłamstwie. 

Tego wieczoru Emil przyszedł sam. Nie przybył w odwiedziny do  Idy.  To nawet nie 

była wizyta. 

- Masz jakieś ryby do sprzedania? - spytał, wyraźnie kierując pytanie do Reijo. 

Reijo odparł, że zostało mu na skalach kilka niepełnych żerdzi ryb przedniego gatunku 

rozwieszonych latem do suszenia. Mogło się jednak zdarzyć, że muchy zdążyły złożyć w nich 

jaja. Mówiąc wprost, oznaczało to larwy w rybim mięsie. 

- Nie zamierzałem sprzedawać Rosjanom zepsutych ryb - rzekł Reijo spokojnie. 

Nie zwracał uwagi na pełne bólu spojrzenia, jakie Emil posyłał Idzie. To smutne, ale 

przejdzie mu. Trudno, nie on pierwszy musi zrezygnować z tego, o czym marzy. 

-  Rosjanie  w  gruncie  rzeczy  nigdy  mnie  nie  oszukali.  Nie  zamierzam  im sprzedawać 

zepsutego towaru. 

- Szyper sam powiedział, że to nie odgrywa większej roli - zaoponował Emil. - Sedolf 

i ja mamy trochę za mało. Zresztą nie wszystkie twoje ryby się zepsuły. Solone i wędzone są 

w całkiem dobrym stanie. Nikt od tego nie umrze, jeśli trafi się wśród nich jakaś z robakami. 

Reijo  zrozumiał,  że  również  chłopi,  którzy  posiadali  własne  gospodarstwo, 

potrzebowali mąki. Nie chciał być nieludzki. 

- Dużo? - spytał i podniósł się. 

- Kilka pudów - odparł Emil z wahaniem. - Ze cztery? 

To  jeszcze  nie  tak  źle.  Reijo  rozwiesił  pięć  -  sześć  razy  tyle  ryb  do  suszenia.  I 

przynajmniej drugie tyle przechowywał w soli. 

-  Pomóż  mi  tylko  ściągnąć  je  z  żerdzi  -  rzekł.  -  Zapłacisz  mi  przy  okazji.  Gdzieś  na 

początku  zimy.  Będę  potrzebował  kogoś,  kto  zaopiekuje  się  zwierzętami,  kiedy  wyruszę  na 

wschód. 

Emil  zgodził  się  bez  słowa.  Uzmysłowił  sobie,  że  Reijo  celowo  przypomniał  mu,  że 

Ida wyjedzie. Ze jej dom jest daleko, nie tu nad fiordem. Ze jego córka należy już do innego. 

Jakby o tym nie wiedział! 

-  Pójdziesz  z  nami?  -  spytał  Emil.  -  Jeden  z  szyprów  mówi  trochę  po  fińsku  i 

norwesku. Ma tylko jedną rękę. 

- Trudniej więc porozumieć się z nim na migi - rzucił wesoło Reijo. 

background image

Odstąpił chłopcom sześć pudów ryb. To nic takiego. Zresztą uważał, że po katastrofie 

zaciągnął  u  Emila  i  Sedolfa  pewnego  rodzaju  dług.  Nie  wyrzuca  się  za  drzwi  kogoś,  kto 

uratował ci życie. Poza tym lubił młodych. Tych dwóch traktował jak własnych synów. 

- Dostaniecie dobrą cenę? - spytał, kiedy razem szukali rosyjskiego kapitana. 

-  Jest  przynajmniej  przyzwoita  -  odparł  Sedolf.  -  Kapitan  na  „Iwanie”  proponował 

gorszą. Jeżeli ryba jest dobra, ten daje jeden do jednego. To znaczy jeden pud ryby za jeden 

pud mąki. 

To uczciwa cena. 

Emil i Sedolf nie spodziewali się gotówki. Mąka była warta złota. 

Bez  trudu  zauważyli  jednorękiego  szypra.  Nosił  skromne  ubranie,  choć  spodnie  nie 

były  z  juty,  lecz  ze  zwykłego  cienkiego  materiału.  Obszerną  koszulę  wsunął  w  spodnie.  Na 

nogach miał wysokie buty, sięgające mu do połowy łydki, co wydawało się dość niezwykłe o 

tej porze roku. 

Na szyję założył kolorową chustkę jako szalik, drugą przewiązał w pasie. 

Na  widok  tego  człowieka  mózg  Reijo  przestał  funkcjonować.  Pośród  brązowej 

czupryny  mężczyzna  miał  sporo  siwych  włosów.  W  jego  wyprostowanej  postawie  było  coś 

znajomego, co obudziło w Reijo niejasne wspomnienie. 

Tylko tyle. 

Kiedy  jednoręki  mężczyzna  się  odwrócił,  Reijo  rozpoznał  go.  W  jednej  chwili  jakby 

wrósł w ziemię. Zaskoczenie kapitana było nie mniejsze. Obaj stanęli jak wryci. Mierzyli się 

wzrokiem. 

Draswi, Jewgienij Dymitrowicz - rzekł Reijo ochrypłym głosem. 

Tamten odpowiedział w języku Reijo, okazując mu w ten sposób szacunek. 

Paivaa, Reijo Kesaniemi. Długo się nie widzieliśmy. 

- Znasz go? - spytał Emil zaskoczony. Reijo skinął głową. 

- Tak. Ale spotkałem go dawno temu, Emil. Bardzo dawno temu. 

Spojrzał  na  Jewgienija.  Pragnął  mu  zadać  tysiąc  pytań.  Wreszcie  się  dowie.  Ten 

Rosjanin jest jedynym człowiekiem, który zna prawdę. 

- Ci młodzi ludzie przyszli, żeby wymienić z tobą towar - wyjaśnił. - Ja jestem tylko 

tłumaczem. 

- Dostaną dobrą cenę  - zapewnił Jewgienij. Również jego  głos brzmiał ochryple. -  A 

potem zapraszam cię do mojej kajuty - dodał. Nie mógł postąpić inaczej. - Odrobina herbaty z 

rumem chyba nam nie zaszkodzi. 

background image

-  Spasiba  -  rzucił  Reijo.  Z  chęcią  przyjął  zaproszenie.  -  Mamy  do  omówienia  wiele 

spraw. 

Jewgienij skinął głową. 

-  Tak,  musimy  wiele  wyjaśnić,  Reijo.  Bardzo  wiele.  Obok  Jewgienija  ukazał  się 

długonogi chłopiec. Reijo zauważył, że kapitan jakby znieruchomiał. 

Chłopiec miał żywy głos, który jeszcze czasami się załamywał, przechodząc z niskich 

tonów na wysokie. Młodzieniec wydawał się tego nie zauważać. Mówił płynnie po rosyjsku. 

Nigdy nie słyszał innego języka, domyślił się Reijo. 

Ciemne  włosy,  niemal  czarne.  Ciemne  oczy.  Brwi  Jewgienija.  Prawie.  Łukowato 

wygięte  pośrodku,  czego  u  ojca  nie  było.  Uśmiech...  Reijo  rozpoznał  ten  uśmiech  od  razu, 

chociaż  już  od  dawna  go  nie  widywał.  Nagle  uderzyło  go,  że  Ida  uśmiecha  się  w  taki  sam 

sposób. Prosty nos. Jewgienija. Ale policzków i ładnego, nieco dziewczęcego kształtu twarzy 

chłopiec  nie  odziedziczył  po  mężczyźnie  stojącym  obok.  W  tym  młodzieńczym  obliczu 

trudno było dopatrzyć się silnych, ostrych rysów Jewgienija. 

- Twój syn? - spytał Reijo, nie spuszczając wzroku z chłopca. 

- Tak - odparł krótko Jewgienij. Nie dodał ani słowa wyjaśnienia. 

Reijo  usiłował  odgadnąć  wiek  chłopca.  Trzynaście  -  czternaście  lat...  Nie  więcej. 

Istniało więc coś, co mógł jej wybaczyć. Być może tkwiło nieco prawdy w dziwnych snach i 

niezrozumiałych słowach Mai. 

- Mamy wiele do omówienia, Jewgienij - powiedział i przeszedł do interesów. 

Przekazywał żądania Emila i Sedolfa, tłumaczył zastrzeżenia Rosjanina, pośredniczył 

w  dobijaniu  targu.  Cały  czas  miał  przed  oczami  ładną  twarz  chłopca.  Mattiego  za  młodu. 

Beztroskiego młodzieńca. 

Syna Jewgienija. 

Boże Święty, te same rysy! 

Piętnaście  lat  w  niepewności  -  i  oto  coś  takiego!  Dziecko.  Chłopiec,  który  nie  mógł 

być synem innej kobiety. 

Nic dziwnego, że wolała zostać, że wybrała tak długie milczenie. 

Piętnaście lat. 

Obiecała, że wróci za rok. 

Zamiast tego zerwała wszystkie więzy. Zaczęła od nowa. 

Reijo nie mógł do końca zaakceptować tych myśli, chociaż zrodziły się w jego własnej 

głowie. 

Po prostu coś tu się nie zgadzało. 

background image

Znał  Raiję  lepiej  niż  ktokolwiek  inny.  Znał  ją  tak  dobrze,  jak  siebie  samego. 

Zachowanie, jakie jej teraz przypisywał, zupełnie do niej nie pasowało. 

Czekał piętnaście lat. 

Raija nie zrobiłaby mu czegoś takiego. Nie chciał się z tym pogodzić, jednak dowód 

na to, że było inaczej, stał na wprost niego. 

Musiał głęboko ukryć swe uczucia. Musiał zachować spokojną twarz. 

Nie wolno dopuścić do tego, by ludzie we wsi zaczęli gadać. Pragnął zachować o Raiji 

dobre wspomnienia. Niezależnie od tego, czy umarła, czy nie. 

Ż

ył bez niej piętnaście lat. Stało się to jego przyzwyczajeniem. 

Dobili targu. Emil i Sedolf dostali lepszą cenę niż inni sprzedający. Wyglądało na to, 

ż

e  kapitan  nie  przejmował  się  ewentualną  stratą.  Mieli  szczęście,  że  trafili  na  znajomego 

Reijo. 

Worki z mąką zostały załadowane na wozy chłopców. 

Reijo wydawał się nieobecny. Zatrzymał Emila. Położył mu rękę na ramieniu. 

-  Czy  możesz  przekazać  Idzie,  żeby  nie  czekała  na  mnie?  Powiedz  jej,  że  przyjąłem 

zaproszenie  kapitana  jednego  z  rosyjskich  statków...  -  Zamyślił  się,  po  czym  dodał:  -  Nie 

musisz jej mówić, że to mój dawny znajomy. 

Emila zastanowiło to dziwne zachowanie. Być może istniało coś w przeszłości Reijo, 

co nie znosiło światła dziennego. Nigdy nie wiadomo. 

- Chcesz, żebym ja przekazał jej wiadomość? - spytał. Emil wiedział aż nazbyt dobrze, 

ż

e Reijo nie lubił, kiedy odwiedzał Idę. 

Nie miał chyba nic przeciwko niemu - Emil był całkiem pewien, że Reijo go lubi - ale 

zbyt często podkreślał, że Ida jest żoną Ailo. 

Jak gdyby on miał jakieś ukryte zamiary wobec Idy! Chciał ją tylko od czasu do czasu 

zobaczyć. 

- Przecież mówię do ciebie, prawda? - Reijo sprawiał wrażenie trochę poirytowanego. 

Emil nie pytał więcej. Nie tylko on jeden słyszał słowa Reijo. Nikt nie będzie mógł go 

teraz oskarżyć o składanie nocnych wizyt cudzej żonie. 

- Weź konia - zwrócił się do Sedolfa. - Później odbiorę od ciebie mąkę. 

Znaleźli się u rozwidlenia dróg, gdzie ścieżka zbaczała w stronę cypla. Nikt nie mógł 

ich słyszeć. 

-  Jak  dużo  później?  -  spytał  Sedolf,  patrząc  badawczo  na  Emila.  Emil  uciekł 

wzrokiem. 

- Tylko przekażę wiadomość - rzucił niechętnie, zeskakując z wozu. 

background image

- Jesteś pewien? - spytał Sedolf. 

- Nie wykorzystuję wszystkich nadarzających się okazji - rzekł Emil zmęczony. - Nie 

jestem taki, jak niektórzy, których znam. Potrafię się odpowiednio zachować. 

- Ale pokusa jest wielka. Mogę z tobą pójść - zaproponował Sedolf. 

-  Nie!  -  głos  Emila  zabrzmiał  ostro.  -  Nie  potrzebuję  opieki  -  dodał.  -  Myślisz,  że 

jestem  aż  tak  głupi,  żeby  dobierać  się  do  cudzej  żony?  Do  dziewczyny,  która  ma  Reijo  za 

ojca, Knuta za brata i takiego męża jak Ailo? 

-  Nie  wiem  -  odparł  Sedolf  szczerze.  -  Widzę  jednak,  że  nadal  zbyt  dużo  o  niej 

rozmyślasz. To wszystko. Mam nadzieję, że twoja wizyta zakończy się przy progu. 

Emil potrząsnął głową. 

- Za kogo ty mnie uważasz? 

- Podejrzewam to i owo - rzucił Sedolf sucho. - Obym się mylił, Emil. 

background image

Ida  nie  zapaliła  lampy.  Wieczór  był  piękny,  cichy  i  ciepły.  Tak  ciepły,  że  otworzyła 

drzwi i usiadła na schodach. W domu panowała ciemność. Na zewnątrz ciągle było jasno. 

Ida  nie  potrafiła  cieszyć  się  tym  pięknem.  Wpatrywała  się  smutno  w  niebo,  morze  i 

chmury. Nic nie jest już takie samo, kiedy przeżywa się to w samotności. 

Dobrymi  rzeczami  należy  się  dzielić,  pomyślała.  Wtedy  ich  wartość  zostaje 

podwojona. 

Reijo długo nie wracał. 

Ida  weszła  do  izby,  ale  drzwi  zostawiła  otwarte.  Wiedziała,  że  tato  nie  byłby 

zadowolony,  gdyby  ją  zastał  na  dworze.  Choć  wyszła  za  mąż  i  założyła  własną  rodzinę,  dla 

niego zawsze pozostanie córką. 

A ona zawsze będzie się czuła trochę jak nieposłuszne dziecko, kiedy ją skarci. 

Jednak w drzwiach nie pojawił się ojciec. 

Usłyszała niepewny głos: 

- Cześć! 

-  Tato  nie  wrócił  z  wami?  -  spytała.  Nie  mogła  zobaczyć  wyrazu  twarzy  gościa,  ale 

wyczuła,  że  był  zakłopotany.  -  Siadaj  -  dodała,  nie  zdając  sobie  sprawy,  że  stawia  go  w 

kłopotliwej sytuacji. 

Emil doskonale wiedział, że powinien od razu wyjść. Nie powinien zostawać dłużej w 

tym domu, kiedy  Ida była sama. Już prawie noc.  Jeżeli ktoś się dowie, ludzie zaczną gadać. 

Pomyślą  o  jednym.  Nic  nie  szkodzi,  że  to  nieprawda.  Nie  pomogłyby  chyba  nawet 

wyjaśnienia, że to Reijo go tu przysłał. 

Chłopak usiadł na krześle stojącym najbliżej drzwi. 

-  Reijo  prosił  ci  przekazać,  że  się  spóźni.  Został  na  herbacie  u  tego  kapitana,  który 

sprzedał nam mąkę. 

- A ty i Sedolf nie zostaliście zaproszeni? - spytała. Nie było niczym niezwykłym, że 

kupujący i sprzedający siadali razem do stołu po dobiciu targu. 

- Nie - odparł Emil. - Nie sprzedaliśmy aż tak wiele. 

-  Ale  tato  pośredniczył  tylko  jako  tłumacz  -  zauważyła  Ida.  -  Chyba  się  w  nic  nie 

wplątał? W jego wieku... 

Ida wyglądała na oburzoną. Emilowi wydało się to niemal komiczne. 

- Nie, nie - zapewnił. - Tylko znał... - zamilkł, czując, że popełnił fatalne głupstwo. 

background image

Nie potrafił panować nad myślami w obecności tej dziewczyny. Pilnował tylko, żeby 

nie  wyrwać  się  z  czymś,  co  bez  reszty  go  wypełniało.  Zapomniał,  że  powinien  zachować 

ostrożność w innych sprawach. Teraz o mało nie wydał Reijo. 

- Znał kapitana - dokończył. Tyle chyba mógł powiedzieć. 

- Znał kapitana? - W głosie Idy pojawiło się zdziwienie. 

Emil skinął głową. 

- Nie chciał, żebyś mi o tym powiedział, co? 

- Właśnie. Emil nie rozumiał ciekawości Idy. 

- Jak wyglądał ten kapitan? 

-  Dość  stary  -  odparł.  -  Trochę  szpakowaty.  Wydaje  mi  się,  że  miał  ciemne  włosy. 

Niezbyt dobrze pamiętam takie rzeczy. 

- Przypomnij sobie! - rozkazała. 

-  Nie  wydawał  się  szczególnie  wysoki  -  zaczął  Emil  niepewnie.  -  Miał  tylko  jedną 

rękę. Pusty rękaw koszuli podwiązał do góry. Dziwnie to wyglądało. Zastanawiam się, w jaki 

sposób stracił to ramię. Może był na wojnie? 

Idy to nie interesowało. 

- Czy na pokładzie były jakieś kobiety? - spytała głosem drżącym z napięcia. 

- Kobiety? Czemu cię to interesuje? 

- Czy przypłynęły tym statkiem jakieś kobiety? - powtórzyła zniecierpliwiona. 

- Skąd mam wiedzieć? - żachnął się Emil. - Nie wchodziłem na statek. Sedolf wybrał 

się tam po południu. - Zamilkł. - Myślę, że by mi powiedział, gdyby zauważył jakieś kobiety - 

rzekł po chwili. - A nie wspomniał o tym ani słowem. 

Ida powoli wypuściła powietrze przez nos. 

- Ten kapitan podróżuje z chłopakiem - dodał Emil jakby na potwierdzenie tego, że na 

pokładzie  rosyjskiego  statku  nie  było  kobiet.  Nie  miał  pojęcia,  dlaczego  Ida  przywiązywała 

do tego taką wagę. W żaden sposób nie potrafił sobie tego wytłumaczyć. 

- Ile mógł mieć lat? - pytanie padło niczym trzask bicza. 

- Dwanaście - trzynaście - odparł Emil. - Zwyczajny chłopak. Pewnie jego syn. Ładnie 

ubrany. Nie sądzę, żeby był marynarzem albo kimś z załogi. 

Ida drżącymi palcami zapaliła olejową lampę. Płomień oświetlił twarz dziewczyny od 

dołu.  Rzucał  cienie,  których  Emil  nigdy  przedtem  nie  dostrzegł.  Słowa  po  prostu  same 

wyrwały mu się z ust: 

- Do diabła, był trochę podobny do ciebie, Ida! Ten chłopak Rosjanina! 

Spokojnie postawiła lampę na stole. Ścisnęła mocno jego krawędź. 

background image

-  Podejdź  bliżej,  Emil!  -  poprosiła.  Uczynił,  jak  kazała.  Stanął  na  odległość  łokcia. 

Mógłby  podejść  jeszcze  bliżej,  pewnie  by  go  nie  powstrzymała.  Emil  zdawał  sobie  z  tego 

sprawę. 

-  Spójrz  na  mnie!  -  odezwała  się.  Tak  jakby  mógł  nie  patrzeć.  -  Powiedz,  jeśli  to 

nieprawda. Czy on rzeczywiście jest do mnie podobny? 

Emil patrzył z szeroko otwartymi oczyma. 

Nie miał odwagi wyznać Idzie, że zna jej twarz lepiej niż swoją własną. Że widuje ją 

każdego wieczoru, kiedy zamyka oczy. Że widzi ją nad ranem, kiedy się budzi. 

O  Boże!  Musi  się  pilnować,  żeby  jej  nie  dotknąć.  Żeby  jej  nie  wziąć  za  rękę.  Tylko 

tego chciały jego dłonie. 

-  No  jak,  podobny?  -  nalegała.  Emil  nie  mógł  za  żadne  skarby  zrozumieć,  dlaczego 

ciągle powtarza to pytanie. 

-  Ma  jakby  twoje  oczy...  -  zastanawiał  się.  -  Twój  uśmiech.  Ten  sam  kształt  twarzy. 

Sądzę, że jest do ciebie podobny. 

Ida, drżąc, nabrała powietrza. Przełknęła kilka razy ślinę. 

- Dwanaście? - spytała. - Trzynaście lat? Emil skinął głową. Nadal stal blisko niej. Tak 

bardzo blisko. 

Wystarczyło,  by  wyciągnął  rękę,  i  już  by  jej  dotknął.  Mógłby  opuszkami  palców 

pogładzić jej policzki. 

- Czy Reijo wszedł na pokład? 

Emil ponownie skinął głową. 

Ida  wpatrywała  się  w  okno.  Musiała  odejść  kilka  kroków  od  Emila,  żeby  przez  nie 

wyjrzeć.  Chłopak  był  jej  za  to  wdzięczny.  Już  nie  musiał  walczyć  ze  sobą  i  dokonywać 

wyboru. 

Ida jest żoną Ailo, powtarzał w myśli. Żoną Ailo. Żoną Ailo. 

- Wyruszył, zanim się tu zjawiłeś? 

- Widziałem, jak Reijo w lekkiej łodzi odpłynął w stronę statku razem z kapitanem i 

chłopcem. Jakiś marynarz ich przewiózł. 

Znowu tak dziwnie odetchnęła. 

-  Powinnam  była  go  zobaczyć  -  odezwała  się.  Powiedziała  to  tak  cicho,  że  Emil  z 

trudem zrozumiał poszczególne słowa. 

- Chyba nie możesz go znać? - zagadnął ostrożnie. Zdawał sobie sprawę, że najlepiej 

by zrobił, gdyby już poszedł. 

background image

Tylko potrząsnęła głową. Nie odrywała wzroku od dwóch statków zakotwiczonych w 

głębi fiordu. 

-  Czy  mogłabym  cię  prosić,  żebyś  mnie  tam  zawiózł?  Emil  spojrzał  na  nią 

oszołomiony. 

-  Czego,  u  licha,  chcesz  tam  szukać?  -  spytał.  -  Nawet  nie  ma  mowy!  Powinnaś 

siedzieć w domu, póki nie wyzdrowiejesz. Ailo na ciebie czeka. 

Emilowi  łatwiej  przyszło  zapanować  nad  sobą,  gdy  wymawiał  imię  Ailo.  To  dobry 

sposób, by przywołać się do porządku. 

Ida jakby się zmartwiła. Odeszła od okna. Usiadła zrezygnowana na ławie. 

- Wiem - przyznała. - Wiem. Emil zastanawiał się, co jej powiedzieć. Nie znajdował 

słów pociechy. Nie mógł wyznać swych uczuć. Sama myśl o tym była niebezpieczna. 

Powinien już iść. 

Powiedział to na głos. 

- Sądzę, że powinienem iść. 

- Zostań! - poprosiła Ida. 

Wystarczyło jedno jej słowo. Emil został. 

Usiadł. Założył ręce na piersi. Uważał, że w ten sposób będzie bezpieczniej. Wiedział 

przynajmniej,  gdzie  są.  Mógł  być  spokojny,  że  nie  uczynią  nic  złego,  nic,  czego  by  później 

miał żałować. 

- Czy czujesz się czasem samotny? - spytała Ida cichym, bezradnym głosem. 

Emil nie przypominał sobie, by kiedykolwiek ją taką słyszał. 

A znał Idę długo. Pamiętał jako małą dziewczynkę. Nawet wtedy jej głos nie brzmiał 

tak  żałośnie.  Zawsze  umiała  sobie  radzić.  Zawsze  wydawała  się  samodzielna  i  odważna. 

Wiele razy potrafiła nawet napędzić strachu chłopcom w jej wieku. To nic przyjemnego, być 

pokonanym  przez  dziewczynę.  Czy  czuł  się  samotny?  Emil  musiał  się  uśmiechnąć.  Zresztą 

wcale mu się to nie udało. Raczej się skrzywił.  Wiedziała przecież, kogo o to pyta. A może 

nie... Wątpliwość przemawiała na jej korzyść. Nie sądził, by zadała to pytanie, żeby sprawić 

mu przykrość. 

- Tak, Ida - odparł tylko. - Bardzo samotny. 

- Co wtedy robisz? 

- Staram się nie myśleć. 

- W jaki sposób? 

-  Czasami  upijam  się  do  nieprzytomności  -  przyznał,  nie  czując  szczególnej  dumy  z 

tego powodu. 

background image

- Ja nie mogę się upić - powiedziała, rysując palcem na kolanie niewidoczne wzory. - 

Czy to pomaga? 

- Najczęściej nie - wyznał szczerze. 

Nie uważał, żeby alkohol stanowił dobre rozwiązanie. Nigdy bowiem tyle nie myślał o 

Idzie  jak  wtedy,  kiedy  za  dużo  wypił.  W  dodatku  zaczynał  się  nad  sobą  użalać.  Czuł  się 

jeszcze gorzej. Do tego na drugi dzień chorował z przepicia. 

- A co jeszcze? - dopytywała się. - Co jeszcze robisz w takich chwilach, Emil? 

O Boże, jak to boli, słyszeć swoje imię w jej ustach! Nikt na świecie nie wypowiada 

go w taki sposób, choć ona nie zdaje sobie z tego sprawy. Po prostu to imię prześlizguje się 

ponad jej wargami jak podmuch wiatru. Wydaje się, jakby całowała je na drugiej sylabie. 

Wtedy czuł, jakby znalazł się o krok od jej pocałunku... 

-  Myślę,  że  nic  nie  powinnaś  robić.  -  Emil  usiłował  zapanować  nad  sobą.  -  Zresztą 

nigdy tak naprawdę nie jesteś sama, Ida. - Starał się mówić najsurowiej, jak tylko potrafił. We 

wszystkich  śmiałych  marzeniach  wyobrażał  sobie,  że  właśnie  w  takiej  chwili  powinien  ją 

objąć,  przyciągnąć  do  siebie,  pozwolić  jej  wypłakać  się  na  swoim  ramieniu,  a  potem 

pocałowałby ją miękko i czule i odszedł. - Wiele osób przychodzi cię odwiedzać. Masz tylu 

przyjaciół. Nie znam nikogo, kto by cię nie lubił. 

- Poza Indianne - wtrąciła Ida. Emil skrzywił się. 

- Ona już nikogo nie lubi. To nie powód, żebyś czuła się samotna. Wiele osób martwi 

się o ciebie. 

Nie  wspomniał  o  sobie.  Być  może  po  sposobie,  w  jaki  o  tym  mówił,  domyśliła  się, 

kogo Emil ma na myśli. 

- Wierz mi, czuję się bardzo samotna - wyznała. - Ailo jest tak daleko, że nawet moje 

myśli tam nie sięgają. Co on teraz powinien jej  powiedzieć? Że jego ramiona zawsze są dla 

niej otwarte? Ze nie musi się lękać, dopóki on jest przy niej? 

Takie  słowa  były  zbyt  niebezpieczne.  Właśnie  tego  nie  powinien  mówić.  Nie  jej. 

Absolutnie nie jej. Nigdy... 

- Trochę pewnie dokucza ci samotność. - Spostrzegł, jak ochryple brzmi jego głos. Nie 

pomogłoby  nawet,  gdyby  odchrząknął.  -  Coś  się  zmieniło  w  twoim  życiu,  Ida.  Nie  możesz 

robić  rzeczy,  do  których  przywykłaś.  Chodzisz  w  kółko  i  się  nudzisz.  Rozmyślasz,  co  robi 

teraz Ailo. To naturalne, że czujesz się trochę opuszczona. 

- Nudzę się? - niemal parsknęła, choć nadal wyglądała bardziej jak cień pełnej ognia 

Idy, którą pamiętał. 

- Przynajmniej nie musisz się obawiać, że Ailo wpadnie na jakiś głupi pomysł. 

background image

Emil  chciałby,  żeby  Ailo  był  do  tego  zdolny.  W  każdym  razie  żeby  należał  do  tego 

typu mężczyzn. Wtedy nie musiałby tu siedzieć i go bronić. 

- Ailo za bardzo cię kocha, żeby oglądać się za innymi. 

- Wiem - przyznała. - Ale siedzę tu sama. Ailo jest tak daleko. A ja nawet nie umiem 

sobie  wyobrazić,  jak  tam  jest.  Nie  jestem  w  stanie  myśleć  o  tym,  jak  on  żyje.  Nie  wiem. 

Nigdy nie widziałam jego stron. Nigdy tam nie byłam.  I trochę się boję.  I mam wyrzuty su-

mienia, bo nie powinnam się bać stąd odjeżdżać, skoro pragnę znowu zobaczyć Ailo. 

Gdyby tylko Emil mógł cofnąć czas. O kilka lat. Nie tkwiłby wtedy bezczynnie, dając 

się  unosić  prądowi,  niczym  ryba  niezdolna  do  życia.  Zebrałby  wszystkie  siły.  Wziąłby  Idę 

gwałtem, zanim zdążyłaby otworzyć oczy na tego Lapończyka. 

To on powinien ją poślubić. On, tutaj. Żeby wiedziała, na co się godzi i jakie ją czeka 

ż

ycie w roli żony. Nie powinna się bać świata, który na nią czeka. Który jest jej równie obcy 

jak i jemu. Sam także lękał się o jej przyszłość. 

- To... naturalne - rzekł bezbarwnie. - Myślałem o tym, jak ci tam będzie... 

Po  prostu  wyrwało  mu  się.  Ugryzł  się  w  język  i  nie  dokończył.  Pragnął,  by  nie 

zwróciła na to uwagi. 

- Miły jesteś, Emil. Wstała. W każdy ruch wkładała wiele wysiłku. 

- Powinnaś się oszczędzać - rzekł. Szczerze się martwił jej stanem. - Nie wolno ci się 

męczyć. Minie jeszcze sporo czasu, zanim całkiem wrócisz do zdrowia. 

Przystanęła  tuż  obok.  Spojrzała  na  niego,  lekko  się  uśmiechając.  W  jej 

zielonobrązowych oczach czaił się smutek. Emil wiedział, że nigdy nie odgadnie tych oczu. I 

nigdy też całkiem się od nich nie uwolni. Miały moc poruszania czegoś w głębi jego duszy. 

- Czy naprawdę chcesz, żebym wyzdrowiała... szybko? - spytała zdziwiona. 

- Oczywiście. 

Podniosła  rękę.  Pośpiesznie  odgarnęła  włosy  z  czoła.  Albo  też  przegoniła  kłopotliwą 

myśl. 

-  Jesteś  zbyt  miły  -  stwierdziła.  Nie  wyjaśniła,  co  miała  na  myśli.  Emil  czuł,  że  coś 

ś

ciska go za gardło. 

Ida pewnie go przejrzała. Na wskroś. Chyba nie udało mu się niczego przed nią ukryć. 

Jemu,  który  sądził,  że  jego  maska  jest  nieprzenikniona.  Ale  dziewczęta  wyczuwają  takie 

rzeczy.  Zdobywają  ten  dar  już  we  wczesnej  młodości.  Zawsze  wiedzą,  kto  za  kim  wodzi 

wzrokiem. Nie tylko dlatego, że rozmawiają o tym między sobą. Dostrzegają najdrobniejsze 

znaki, których nikt, wydawałoby się, nie może zauważyć. 

- Chciałbym, żeby ci się powiodło - wyznał. 

background image

Patrzył za nią. Stała kilka sekund w drzwiach. Potem wyszła. Powoli, jakby dając mu 

do zrozumienia, żeby poszedł za nią. 

Tak było chyba najlepiej. 

Powietrze w domu zaczynało gęstnieć, chociaż drzwi stały otwarte na oścież. 

Czasami odgrodzenie się czterema ścianami od świata może okazać się niebezpieczne. 

Ida  usiadła  spokojnie  na  schodach,  zostawiając  miejsce  dla  Emila.  Wystarczająco 

dużo, by nie znalazł się zbyt blisko. 

Dziewczyny takie są. Myślą o wszystkim. Stawiają sprawy jasno. Zwracają uwagę na 

drobiazgi, które mogą znaczyć tak wiele. 

Emil głęboko zaczerpnął powietrza, zanim ruszył za nią. Nie uczyni niczego, czego by 

później żałował - nie na schodach, gdzie każdy ich mógł zobaczyć. 

Znowu  mu  pomogła.  Tak  jakby  naprawdę  rozumiała,  że  jest  mu  trudno.  A  on  nawet 

nie mógł jej o nic zapytać, tylko musiał grać, tak jak chciała. 

Usiadł ciężko jak najdalej od niej. Oparł się plecami o ścianę. Wieczór był tak ciepły, 

ż

e powietrze nie zdołało go ostudzić. 

Będzie musiał sam sobie poradzić. Użyć własnych sił. 

- To nie w porządku, że rozmawiam o tym właśnie z tobą - zaczęła Ida. 

- To nic - odparł, starając się, by jego głos zabrzmiał beztrosko. 

Zerwał  kilka  źdźbeł  trawy,  wybrał  najdłuższe  i  wsunął  między  zęby.  Bawił  się 

pozostałymi, splatając je w palcach. 

- Jednak uważam, że to nie w porządku. Po prostu się nie zastanowiłam. Wiesz, jaka 

jestem bezmyślna. 

Emil  podniósł  głowę.  Napotkał  jej  wzrok.  Boleśnie  zdawał  sobie  sprawę,  że  maska 

spadła mu z twarzy. Ze na nic całe przebranie. 

- Nie jesteś bezmyślna - zaprotestował. - Nie sądź o sobie tak źle, Ida! Nigdy przedtem 

tak nisko się nie oceniałaś. Nie rób tego teraz. To nie twoja wina. 

Bezwiednie położyła swą dłoń na jego dłoni i raptownie ją cofnęła. 

Odwróciła się. Zaczęła gorączkowo wygładzać spódnicę. 

Emilowi  wydawało  się,  że  nadal  czuje  ciepło  jej  dłoni.  Krótkie  muśnięcie,  którym 

długo będzie żył. 

-  Chyba  dużo  o  mnie  myślisz,  Emil?  -  spytała.  -  Odnoszę  wrażenie,  że  zbyt  dużo  - 

dodała. 

- To nie twoja wina - powtórzył. Czuł się nędznie. 

- Czy właśnie o mnie myślisz, kiedy czujesz się bardzo samotny? 

background image

- Nie powinnaś o to pytać - syknął przez zaciśnięte zęby. - Nie powinnaś o to pytać, 

Ida! 

- Wybacz mi - poprosiła. - Masz rację. Wcale nie jestem sama. Mam Ailo, choć on jest 

daleko. 

- Powinienem iść - rzekł. Ale nie ruszył się z miejsca. 

- Przejdzie ci - powiedziała. Tym razem to ona czuła się nędznie. 

- Tak - przyznał. Ale jego głos zabrzmiał, jakby sam w to nie wierzył. Nie dał też Idzie 

większej nadziei. 

- Nie musisz tu przychodzić, jeżeli nie chcesz... 

- Mogę nie przychodzić, jeżeli nie lubisz moich odwiedzin - zgodził się. 

- To nie o to chodzi! - wybuchnęła Ida zmieszana. Emil nigdy się nie wyróżniał, nigdy 

do  tej  pory.  -  Lubię  z  tobą  rozmawiać  -  rzekła  wreszcie,  tak  jakby  uświadomiła  to  sobie 

dopiero  w  tej  sekundzie.  -  Myślę,  że  w  gruncie  rzeczy  zawsze  lubiłam  rozmawiać  z 

chłopcami. Bardziej niż z dziewczętami. To co innego. I uważam, że milo się z tobą gawędzi, 

Emil. Jesteś człowiekiem, którego mogę słuchać. Masz swoje własne zdanie. I pozwalasz mi 

wyrażać  swe  myśli,  nie  mówiąc,  że  jestem  niemądra  i  że  dziewczęta  stworzone  są  do  czego 

innego. 

-  W  takim  razie  nadal  będę  przychodził.  Zobaczył,  że  chciała  coś  powiedzieć, 

uprzedził ją jednak i dodał: 

-  Nie  przychodzę  tylko  po  to,  żeby  cię  zobaczyć,  Ida.  Choć  również  z  tego  powodu. 

Nie  zamierzam  cię  okłamywać.  Zależy  mi  również  na  twojej  przyjaźni.  Jest  dla  mnie  zbyt 

cenna,  bym  chciał  ją  stracić.  Sądzę,  że  kiedyś  mi  to  przejdzie.  Nigdy  nie  dałaś  mi  do  zro-

zumienia,  że  znaczę  dla  ciebie  więcej  niż  inni.  Zawsze  traktowałaś  mnie  jak  przyjaciela. 

Chciałbym nim zostać, Ida. Przyjacielem. 

Ich  spojrzenia  na  długo  się  spotkały.  To  była  zbyt  ciepła  letnia  noc.  Oboje  czuli  się 

zbyt samotni. Okoliczności zbytnio im sprzyjały. To byłby koniec pięknej przyjaźni. 

- Myślę, że lepiej będzie, jeśli już pójdziesz - stwierdziła. Emil wstał. 

- Tak, chyba masz rację - odparł. 

background image

Kiedy  Reijo  wszedł  do  kajuty  Jewgienija,  odniósł  wrażenie,  jakby  wrócił  do 

przeszłości. Co prawda to nie ten sam statek, ale wiele go przypominało. Może urządzony był 

mniej bogato niż tamten. 

Reijo zwrócił uwagę na samowar, równie błyszczący jak ten, który pamiętał. Może to 

zresztą ten sam? Bez samowara rosyjski kapitan nigdy nie wyruszał w morze. 

W  kącie  Reijo  zauważył  miedzianą  umywalnię,  rukamojkę,  przypominał  ją  sobie. 

Składała się z pojemnika na wodę, kranu i umywalki. Na jednej ze ścian wisiała ikona, nie tak 

pozłacana jak ta, którą Jewgienij kiedyś podarował Raiji, ale komuś, kto nie posiadał w domu 

obrazów, mogła zaprzeć dech w piersiach. Pod obrazem Matki Boskiej na niewielkim stoliku 

stała  lampa  olejowa.  W  kredensie  obok  nadal  znajdowały  się  filiżanki,  ale  już  nie  z  tak 

pięknej  porcelany  jak  kiedyś.  Koję  pokrywał  prosty  koc.  Na  krzesłach  leżały  skórzane 

poduszki - nie haftowane. W pomieszczeniu przeważały barwy brązowe i niebieskie. 

Reijo usiadł na krześle wskazanym przez gospodarza. Jewgienij powiedział coś bardzo 

szybko do chłopca. Ten zerknął zaciekawiony na Reijo, ale najwyraźniej ojciec nie chciał, by 

był obecny podczas rozmowy. 

Chłopiec  podszedł  do  Reijo  i  grzecznie  podał  mu  rękę  na  powitanie.  Reijo  domyślił 

się,  że  Jewgienij  o  to  właśnie  poprosił  syna.  Wiedział,  że  na  wschodzie  obowiązują  inne 

zwyczaje. 

Uścisnął wyciągniętą dłoń. Uśmiechnął się. Zobaczył Raiję w tej młodej twarzy. 

Chłopiec  powiedział  kilka  słów.  Jednak  wymówił  je  za  szybko,  żeby  Reijo  coś 

zrozumiał,  chociaż  bardzo  się  starał.  Minęło  wiele  czasu,  odkąd  używał  języka  rosyjsko  - 

norweskiego. Uszy straciły wprawę w wyłapywaniu obcych dźwięków. 

- Mój syn musi się pożegnać - odezwał się Jewgienij. - Ma swoje obowiązki. Poza tym 

nie mówi w żadnym ze znanych ci języków. 

Reijo nawet nie mrugnął. 

-  To  prawdziwa  przyjemność  móc  go  poznać.  Jest  przystojnym  młodym  mężczyzną. 

Wspaniałym synem, jakiego sam pragnąłbym mieć. 

Jewgienij  przetłumaczył  chłopcu  słowa  Reijo.  Twarz,  tak  bardzo  przypominająca 

twarz Raiji, rozjaśniła się w uśmiechu. 

Chłopiec opuścił kajutę. 

background image

Jewgienij napełnił rumem dwie szklanki. Uczynił to bardzo ostrożnie, musiał uważać, 

odkąd  miał  tylko  jedną  rękę.  Reijo  zdawał  sobie  sprawę,  że  byłoby  obrazą,  gdyby 

zaproponował mu pomoc. 

W  milczeniu  trącili  się  szklankami.  Wypili.  Jewgienij  odstawił  naczynie  na  środek 

stolika. 

- Co u niej słychać? - spytał Reijo. 

- A co chciałbyś usłyszeć? - odpowiedział Jewgienij pytaniem. Jeden z jego policzków 

lekko drgnął. 

- Prawdę - odparł Reijo. Trzymał dłoń mocno zaciśniętą na szklance. Miał nadzieję, że 

nie wykonano jej z delikatnego kryształu, gdyż łatwo mógłby ją skruszyć. 

Jewgienij westchnął. 

- Zorientowałeś się, że chłopak jest jej synem? 

- Nie jestem ślepy - rzucił Reijo. Szklanka rozgrzała się. 

Gospodarz wypił trunek do dna. Napełnił sobie jeszcze raz, nalał Reijo. 

-  To  do  mnie  powinieneś  mieć  pretensje  -  zaczął.  -  Jeżeli  masz  żywić  do  kogoś 

nienawiść, to tylko do mnie. Ona jest bez winy. To ja ją uwiodłem. Wykorzystałem wszystkie 

możliwości, żeby została. 

- A teraz? - spytał Reijo. 

- Nie żyje. 

Być  może  właśnie  to  Reijo  chciał  usłyszeć.  Wiadomość  nie  okazała  się  dla  niego 

szokiem. 

- Kiedy? Nie używali wielu słów. Porozumiewali się tak zdawkowo, jak to możliwe. 

-  Chłopak  ma  czternaście  lat  -  rzekł Jewgienij.  - Wtedy  nie  skończył  jeszcze  roku.  Z 

przyjaciółką  wracała  z  Archangielska  do  domu,  mieszkam  na  przedmieściu.  Jechały  wozem 

konnym.  Była  zima.  Jedno  ze  zwierząt  przestraszyło  się,  pociągnęło  za  sobą  wóz.  Raija 

wypadła i dostała się pod koła. 

Zamilkł - pewnie nie był w stanie przytoczyć szczegółów. 

Trzynaście lat temu? 

- Nie cierpiała - dodał Jewgienij. - Umarła pod niebem rozświetlonym zorzą polarną. 

Reijo uniósł szklankę do ust. Przełknął złocisty napój. Poczuł, jak pali w gardło. 

- Czekałeś na nią? 

- Właściwie nie - odpowiedział Reijo w zamyśleniu. 

Czuł pewnego rodzaju niepokój. Nie lubił kłamać, ale trudniej by było się przyznać, że 

przez ostatnie piętnaście lat właściwie nie żył. 

background image

- Masz kogoś? 

- Nie wiedziałem, czy mogę się ożenić - rzucił krótko Reijo. - Teraz już wiem. 

Nie odpowiedział wprost na pytanie. 

- A jak się wiedzie jej dzieciom? 

-  Dobrze  -  rzekł  Reijo  nie  bez  dumy.  -  Stały  się  moimi  dziećmi  -  mówił  dalej.  - 

Wszystkie już znalazły sobie współmałżonków. Założyły własne rodziny. Maja wyjechała do 

Finlandii  z  pewnym  młodym  człowiekiem  z  tamtych  stron.  Knut  mieszka  tam,  gdzie  stał 

pierwszy dom Raiji, ożenił się z ładną, miłą Finką. Moja Ida wyszła za mąż za syna Mikkala. 

- Było chyba jeszcze jedno? 

-  Tak,  Elise  -  Reijo  uśmiechnął  się.  -  Przybrana  córka  Raiji. Wyszła  za  mąż  za  brata 

Raiji, Mattiego. Wszystkim dobrze się układa. 

- Czy nienawidzą jej? 

- Nie, nie żywią nienawiści - odparł Reijo. - Ale nigdy jej nie rozumieli. Mnie też było 

trudno.  Kiedy  zobaczyłem  waszego  syna,  zrozumiałem.  Zawiodła  wiele  osób.  Nie  mogła 

jednak  opuścić  nowo  narodzonego  dziecka.  Było  jej  ostatnią  szansą.  Pewnego  rodzaju  za-

dośćuczynieniem. 

- Nadaliśmy mu imię Michaił - rzeki Jewgienij. 

-  To  w  pewnym  sensie  zrozumiale  -  zauważył  Reijo.  -  Ładny  chłopak,  Jewgienij. 

Bywa, że bardzo chciałbym mieć syna. 

- Nadal jesteś młody. Reijo skinął głową. Wiele osób mu to powtarza. Teraz już wie, 

ż

e może się bawić takimi myślami. Nikomu nie wyrządzi krzywdy. 

- Co się stało z twoją ręką? 

Wskazał głową na prawy bark Jewgienija. Wyglądało na to, że Rosjanin nauczył się z 

tym żyć. Musiał stracić rękę dawno temu. 

- Upadek z masztu. Ramię zaczepiło się o linę. 

Uśmiechnął  się  gorzko  nad  pustą  szklanką.  Tym  razem  Reijo  nalał. Jewgienij  okazał 

swą gościnność, Reijo mógł go teraz wyręczyć. 

-  Zdarzyło  się  to  w  trakcie  podróży  z  Norwegii  -  opowiadał  Jewgienij.  -  Złapał  nas 

sztorm.  Wtedy,  piętnaście  lat  temu.  To  Raija  uratowała  mi  życie.  Zatamowała  krwotok. 

Trzeba było amputować ramię. Raija opiekowała się mną. 

- Potrzebowałeś jej! - Reijo olśniła nowa myśl. - Zawsze tęskniła za kimś, kto by jej 

potrzebował, za kimś, dla kogo by coś znaczyła. 

Jewgienij  skinął  głową.  Taka  właśnie  była  Raija.  Również  jego  Raija.  Cechy 

charakteru nigdy się nie zacierają. Tylko pamięć o dawnym życiu została wymazana. Dawna 

background image

Raija umarła pod północnym niebem owej zimowej nocy w Owinie. Nie skłamał. Inna Raija 

rozpoczęła nowe życie. 

- Bóg jeden wie, jak bardzo jej potrzebowałem. 

- A jak się tobie powodzi? - zainteresował się Reijo. 

-  Dobrze  -  Jewgienij  wzruszył  ramionami.  Jego  twarz  wydawała  się  zmęczona. 

Pojawiły  się  na  niej  linie,  których  u  Reijo  trudno  by  się  doszukać.  -  Zbudowałem  niewielką 

flotę.  Wspólnie  z  przyjacielem.  Przez  wszystkie  te  lata  pływał  jako  kapitan  na  jednym  ze 

statków. Dla mnie to pierwsza wyprawa po długiej przerwie, Reijo. 

Po piętnastu latach. Ale dorobiłem się niezłego majątku. Michaił dostanie co nieco po 

swoim ojcu. 

Nie  wyglądało  na  to,  by  Jewgienij  uważał,  że  jest  o  czym  mówić.  W  życiu  przecież 

tyle innych rzeczy liczyło się bardziej niż powodzenie materialne. 

-  Mnie  też  powodzi  się  nie  najgorzej  -  zapewnił  Reijo.  Dodał  jeszcze  tylko  jedno 

słowo: - Złoto. 

Nie  przyznał  się,  że  nie  sam  je  znalazł,  Jewgienij  nie  musi  wiedzieć  wszystkiego. 

Poczuł złość. Potrzebę konkurowania z mężczyzną siedzącym naprzeciw. 

- To dobrze. Nie zniósłbym myśli, że cierpicie niedostatek. 

-  Dlaczego  nigdy  nie  przesłałeś  nam  żadnej  wiadomości?  -  spytał  Reijo  po  dłuższej 

chwili. Nie patrzyli sobie w oczy, uciekali wzrokiem w bok, pogrążeni we własnych myślach. 

- Co roku przypływały tu rosyjskie statki - mówił dalej Reijo. W jego głosie wyczuwało się 

cień  oskarżenia.  -  Bardzo  często  zawijały  szkuty  z  Archangielska.  Dlaczego  nigdy  nie 

wysłałeś listu? 

Jewgienijowi łatwo by przyszło udać zdumionego i powiedzieć, że przecież przekazał 

wiadomość. Ze pewnie zginęła po drodze. 

-  Myślałem  o  tym  -  rzekł  ciężko.  -  Myślałem  o  tym  cholernie  wiele  razy.  I  ciągle 

zwlekałem. Odsuwałem od siebie ten zamiar. Zawsze powstrzymywała mnie świadomość, że 

mamy różny alfabet. 

Obaj wiedzieli, że nie była to przeszkoda nie do pokonania. 

Jewgienij zamyślił się. 

- Chyba się balem, że kiedy przeleję słowa na papier, to tak jakbym zabijał ją po raz 

drugi. 

Reijo  nie  odezwał  się.  Musiał  uznać  takie  wytłumaczenie.  Niezależnie  od  tego,  jakie 

motywy kierowały Jewgienijem, było za późno, żeby cokolwiek zrobić. 

Jewgienij powiedział, że Raija zmarła trzynaście lat temu. 

background image

A on tak długo żył nadzieją. Nadzieją nie do spełnienia. 

-  Mieszkała  w  Rosji  dwa  lata  -  wykrztusił  Reijo  z  wysiłkiem.  -  Jak  jej  się  wiodło? 

Mówiłeś, że miała przyjaciółkę? 

Jewgienij skinął głową. 

-  Antonię.  To  żona  mojego  wspólnika,  który  jeszcze  tym  razem  jest  sternikiem  na 

naszym statku. Antonia zaprzyjaźniła się z Raiją. Bardzo się od siebie różnią, ale przyjaźń nie 

zawsze opiera się na zgodności charakterów. 

Ż

aden nie zwrócił uwagi, że Jewgienij mówił o Raiji w czasie teraźniejszym. Umysły 

obu zdążył już przyćmić rum. 

- Statek, którym przypłynęliśmy, został nazwany od ich imion. - Jewgienij uśmiechnął 

się. - Mamy również jeden, który ochrzciliśmy „Sankt Nikołaj”.  Lepiej nie ryzykować.  Inny 

nosi  nazwę  „Raisa”,  najbardziej  przypominającą  imię  Raiji,  które  niektórym  moim  rodakom 

trudno jest wymówić. Mamy też „Tonie”, zdrobnienie od Antonii. No i ten, „Raija Antonia”. 

-  Zamierzałeś  mnie  odnaleźć?  -  spytał  niespodziewanie  Reijo.  -  Zamierzałeś  przybić 

do brzegu i mi o niej opowiedzieć, gdybyśmy się przypadkiem nie spotkali? 

Dwóch  silnych  mężczyzn  spojrzało  sobie  w  oczy.  Długo  nie  odrywali  od  siebie 

wzroku. 

-  Nie  -  rzekł  Jewgienij  po  chwili,  która  wydała  się  wiecznością.  Chociaż  nietrudno 

było  skłamać,  prawda  kosztowała  najmniej.  -  Przypłynąłem,  żeby  Michaił  zobaczył  to 

miejsce.  Zastanawiałem  się,  czy  nadal  tu  mieszkasz.  Godzinami  wpatrywałem  się  w  twój 

dom. Miałem nadzieję, że kto inny się tu wprowadził. Miałem nadzieję, że kogoś poznałeś i 

rozpocząłeś nowe życie w zupełnie innym miejscu. 

Reijo  winien  był  zatem  podziękowania  Emilowi  za  to,  że  wreszcie  nie  będzie  żył  w 

niepewności.  Emilowi  i  suszonym  rybom.  Nie  wierzył  w  przeznaczenie.  Coś  tak 

zagmatwanego jak jego życie nie mogło zostać z góry zaplanowane. 

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - rzekł. Jewgienij spojrzał na niego zdumiony. 

Uniósł brwi. 

Reijo  zauważył,  jak  bardzo  się  postarzał.  Nasada  włosów  przesunęła  się  ku  górze. 

Czoło wydawało się bardzo wysokie. Policzki zapadły się, pomarszczyły. 

- Czy Raija była szczęśliwa? 

W uszach zadźwięczało mu echo wróżby, którą Raija usłyszała jako dziecko. Wróżby, 

w  którą  sama  wierzyła,  którą  się  pocieszała,  kiedy  wszystko  sprzysięgało  się  przeciw  niej. 

Często powtarzała ją Reijo - słowo po słowie, tak że i on znał na pamięć treść przepowiedni, 

którą dawno temu wyszeptała Elle, stara ciotka Mikkala, kiedy odczytała z dłoni Raiji jej los. 

background image

Elle  obiecała  dziewczynce  szczęście.  I  Raija  była  z  Mikkalem  szczęśliwa.  Żyła  na 

wygnaniu, ale miała miłość Mikkala. To były szczęśliwe lata. 

Potem  Mikkal  umarł.  Wydawało  się,  że  wróżba  dopełni  się  wraz  z  jego  śmiercią. 

Umrze razem z nim. 

Sądzili,  że  szczęście  Raiji  wiąże  się  ściśle  z  Mikkalem.  Co  innego  wydawało  się  nie 

do pomyślenia. 

-  Czy  była  szczęśliwa?  -  powtórzył  Reijo.  -  Tylko  o  to  chciałem  zapytać.  Zachowaj 

swoje wspomnienia, Jewgienij. Dla mnie tylko to jedno ma znaczenie. 

- Tak. - Jewgienij powiedział to z przekonaniem. - Była szczęśliwa, Reijo. Nigdy nie 

wierzyłem, że uda mi się ofiarować jej choćby ułamek tego, co straciła. Ale mimo wszystko 

dobrze  nam  się  ułożyło.  Jej  wystarczyło  to,  co  posiadałem.  Pokochała  mnie.  I  znalazła 

szczęście. 

-  Czy  nazywała  to  pewnego  rodzaju  miłością?  -  spytał  Reijo.  Bez  goryczy.  Raczej  z 

ciekawością. 

Jewgienij pokręcił głową, nie zrozumiał. 

-  Nie,  mówiła  po  prostu,  że  mnie  kocha  -  wyznał.  Reijo  nie  pytał,  jak  mu  się  udało 

zdobyć jej miłość. 

To nie miało sensu. 

Cieszył  się,  że  Raija  znalazła  spokój.  Sny  okazały  się  wytworem  jego  wyobraźni. 

Niezwykle  i  wyczerpujące  sny.  Dziedzictwo  Mai  już  tak  nie  przerażało.  Nosiła  je  w  sobie 

przez  całe  lata,  zanim  się  ujawniło.  Podobnie  było  w  wypadku  Raiji.  Dopiero  jako  dorosła 

zauważyła, że posiada zdolności, jakich inni nie mają. 

- Ida jest w domu. Może chciałbyś, żeby Michaił ją poznał? - zaproponował. 

Jewgienij pokręcił głową. 

-  Nie,  wolałbym,  żeby  Michaił  nic  nie  wiedział  o  dawnym  życiu  Raiji.  Nie  chcę  jej 

przedstawiać  w  innym  świetle.  Chcę,  żeby  pozostała  w  jego  wspomnieniach  taka,  jaką  ja  ją 

pamiętam. Czy mnie rozumiesz? 

Reijo przytaknął. Być może na miejscu Jewgienija postąpiłby tak samo. 

- Szkoda, że nie mogę jej przekazać, że jej dzieci mają się dobrze - rzekł Jewgienij i z 

trzaskiem odstawił szklankę. 

Reijo tylko pokiwał głową. Wypił, uznając pewien etap swego życia za skończony. 

- Odpływacie jutro? 

background image

-  Tak.  Z  samego  rana.  Na  statku  nie  miał  już  nic  do  roboty.  Już  nie.  Załatwił  więcej 

spraw, niż zamierzał. A może oszukiwał samego siebie? Może właśnie w tym jednym celu tu 

przybył? 

Reijo  dźwignął  się  na  nogi.  Uścisnął  lewą  dłoń  Jewgienija.  Długo  patrzył  w  jego 

brązowe,  głęboko  osadzone  oczy.  Zdawał  sobie  sprawę,  że  widzą  się  po  raz  ostatni.  Nie 

istniało już nic, co mogłoby ich łączyć. 

- Dziękuję, że uczyniłeś ją szczęśliwą. Jewgienij skrzywił się. 

- Połóż kilka kwiatów na jej  grobie  - dodał Reijo. - Takich drobnych, które rosną na 

skałach. Bardzo je lubiła. 

Kapitan skinął głową i przełknął. 

Reijo wspomniał słowa wypowiedziane przez Maję głosem podobnym do głosu Raiji. 

Prośbę o wybaczenie i o to, by pozwolili jej spocząć w morzu. Nie wyjawił ich Jewgienijowi. 

Nie chciał mu sprawiać przykrości. 

To był sen... tego drugiego rodzaju. 

W każdym razie prośba dotarła za późno. 

- Poproszę kogoś, by odwiózł cię do brzegu - zaproponował Jewgienij. 

Odprowadził Reijo na pokład. Władczym głosem wydał komendę. 

Natychmiast  pojawił  się  młody  marynarz.  Wypełnił  polecenie.  Na  wodę  spuszczono 

łódź, przez burtę przerzucono sznurową drabinkę. 

Reijo ponownie pożegnał się z Jewgienijem. Wśród innych dostrzegł twarz syna Raiji 

- uniósł dłoń w geście pozdrowienia. Potem zszedł po trapie i usiadł w łodzi. Zwrócił twarz w 

stronę brzegu i swego domu. 

Zaczął nowe życie. Życie bez Raiji. 

-  Kim  był  ten  pan,  tato?  -  spytał  Michaił.  Stał  razem  z  ojcem,  patrząc,  jak  łódź  z 

nieznajomym ślizga się po falach w stronę lądu. 

Jewgienij położył rękę na ramieniu syna. 

- To ten człowiek, którego kiedyś znałem, chłopcze. 

- Ten, o którym sądziłeś, że się wyprowadził? Jewgienij skinął głową. 

-  Był  dobrym  przyjacielem,  Michaił.  Przyjacielem,  którego  podle  oszukałem. 

Nadużyłem jego zaufania. Dlatego bałem się tego spotkania. 

- Mimo wszystko dobrze, że jednak się spotkaliście - stwierdził Michaił, który patrzył 

na świat z perspektywy swoich czternastu lat. - Wygląda na to, że ci wybaczył, tato. Wydaje 

mi się, że to miły człowiek. Podobały mi się jego słowa: że chciałby mieć takiego syna jak ja. 

Myślisz, że i on mnie polubił? 

background image

-  Jestem  tego  pewien.  W  przeciwnym  razie  nie  powiedziałby  czegoś  takiego.  To 

człowiek, który mówi to, co myśli, wielkoduszny Reijo. 

- Ma na imię podobnie jak mama! - zawołał chłopak zdumiony. 

- Tak, ja również zwróciłem na to uwagę - przyznał ojciec. 

- Myślisz, że ją znał? Jewgienij nie mógł odpowiedzieć. Wzruszył tylko ramionami. 

- Nigdy go o to nie pytałeś? Jewgienij tylko potrząsnął głową. Nie był w stanie dłużej 

kłamać. 

- Odwiedzimy go? 

-  Nie,  Michaił.  Jutro  odpływamy.  Przed  nami  jeszcze  kilka  fiordów.  Musimy  kupić 

więcej ryb przed powrotem do domu. Nie sądziłem, że pływanie już ci się sprzykrzyło. A tak 

marudziłeś, żeby cię zabrać w tę podróż. Tyle wysiłku w to włożyłem, żeby przekonać matkę, 

by się zgodziła... 

Michaił pośpieszył z zapewnieniami, że wcale mu się nie znudziło. Wręcz przeciwnie. 

Ale chętnie by zobaczył z bliska, jak żyją ludzie w tym kraju. 

- Zawiniemy jeszcze do kilku fiordów - zapewnił go Jewgienij. 

Michaił  nic  nie  mógł  na  to  poradzić,  że  dla  niego  ten  jeden  fiord  miał  w  sobie  coś 

szczególnego. 

Nie przyznał się do tego głośno, ale właśnie postanowił, że kiedyś tu wróci. 

- Zostanę kapitanem tak jak ty, tato - rzekł zdecydowanie. 

Jewgienij przygarnął syna. W tej chwili czuł, że wszystkie kłamstwa były warte ceny, 

jaką  zapłacił.  Nawet  to,  które  dopiero  co  powiedział  Reijo,  potrafił  usprawiedliwić,  słysząc, 

ż

e Michaił chciałby być do niego podobny. 

Dawno  już  droga  prowadząca  do  domu  nie  wydawała  się  tak  długa  i  trudna  jak  tym 

razem. 

Reijo zatrzymał się w połowie. Musiał się odwrócić i spojrzeć na statek. 

A więc te dziwne litery w części składały się w jej imię. „Raija Antonia”. Przyłapał się 

na  tym,  że  się  zastanawia,  jaka  była  ta  Antonia,  która  zdobyła  zaufanie  Raiji  i  została 

przyjaciółką, o jakiej Raija marzyła przez całe życie. 

Nie ma sensu tego roztrząsać. Nigdy się tego nie dowie. 

Spotkał  Idę  na  schodach  chaty.  Zdenerwowany  zapędził  ją  do  domu.  Nakazał  usiąść 

jak najbliżej paleniska i dołożył drew. 

-  O  czym  ty,  do  licha,  myślisz,  dziewczyno?  Co  ci  strzeliło  do  głowy,  żeby 

wysiadywać o tej porze na schodach? Dopiero wstałaś z łóżka. Czy masz zamiar tam wrócić 

na dłużej? 

background image

- Czekałam na ciebie, tato. 

Jej  oczy  były  podobne  do  oczu  chłopca.  Michaiła.  Reijo  nie  rozumiał,  jak  Jewgienij 

mógł  się  zgodzić,  by  syn  nosił  to  imię.  Rosjanin  musiał  być  absolutnie  pewien  uczuć  Raiji. 

Reijo nie do końca to pojmował. 

-  Prosiłem  Sedolfa  i  Emila,  żeby  ci  przekazali,  że  zostałem  zaproszony  na  statek  i 

wrócę później. Nie było ich tutaj? 

- Był Emil - potwierdziła Ida. 

- Sam? Dziewczyna skinęła głową. 

-  Mieli  iść  razem  -  burknął  Reijo,  starając  się  przypomnieć  sobie  swoje  słowa.  Być 

może wyraził się niejasno. 

-  Emil  nie  jest  dzikim  zwierzęciem,  tato  -  zauważyła  Ida  spokojnie.  -  Pewnie  nie 

pamiętasz, że potrafiłam doskonale się obronić przed wszystkimi zalotnikami, zanim wyszłam 

za mąż. Teraz nie jest ani trochę trudniej. 

Reijo podejrzewał, że Ailo był pierwszym mężczyzną Idy. Miło mu się zrobiło, gdy to 

potwierdziła.  Jeśli  sam  miałby  się  oceniać,  mógłby  uznać,  że  dobrze  sobie  poradził  jako 

ojciec. Nikt inny zresztą by go za to nie pochwalił. 

- Powinnaś leżeć w łóżku. - Reijo nie miał ochoty rozmawiać o Emilu. 

- Chciałam na ciebie poczekać. Sposób, w jaki to powiedziała sprawił, że Reijo uniósł 

brwi. Podniósł głowę i napotkał spojrzenie córki. Nawet nie drgnęła jej powieka. 

- Czy nie zamierzałeś mi o tym powiedzieć? - spytała. 

-  Tu  nie  ma  nic  do  opowiadania  -  odparł  Reijo  lekko.  -  Piliśmy  herbatę  i 

rozmawialiśmy. 

- Herbatę! - prychnęła. 

-  No  dobrze,  rum.  -  Reijo  wpatrywał  się  w  ogień  paleniska.  -  O  tym  też  nie  ma  co 

opowiadać. 

- Emil się wygadał - rzuciła Ida głosem miękkim jak jedwab. 

Reijo gwałtownie się odwrócił. Pięści znalazły schronienie w kieszeniach. Tam mogły 

się bezpiecznie zacisnąć. 

- Zagalopował się i niechcący wyznał, że znałeś kapitana, tato - mówiła dalej Ida. - O 

ile  mi  wiadomo,  nie  znasz  zbyt  wielu  Rosjan.  W  każdym  razie  niewielu  takich,  którzy 

pływają  jako  kapitanowie  statków.  -  Zrobiła  wymowną  przerwę.  Nie  spuszczała  z  niego 

wzroku. Następnie rzuciła pytanie: - To nie ten statek, ale właściwy człowiek, prawda? 

- Dokładnie - odparł Reijo. 

- Emil mówił, że był tam chłopiec... Reijo przytaknął w milczeniu. 

background image

- Czy rzeczywiście jest do mnie podobny? Reijo usiadł na wprost Idy i obiema rękami 

chwycił jej dłonie. 

W  palenisku  głośno  trzaskało  suche  drewno.  Nie  musieli  palić,  nawet  ze  względu  na 

chorobę Idy, ale przy ogniu w domu robiło się przytulniej. Reijo czuł, że tego potrzebuje. 

-  Jest  do  ciebie  podobny.  Bardziej  niż  Knut  i  Maja.  Ma  ten  sam  uśmiech co  ty.  Jego 

oczy są co prawda brązowe, nie zielonobrązowe jak twoje, moje dziecko, ale z powodzeniem 

mogłyby znaleźć się na twojej twarzy. Skończył czternaście lat i jest twoim bratem. Na imię 

ma Michaił. 

Ida pochyliła głowę. Musiała zamknąć oczy. Nie potrafiła określić, co czuje. 

- Nas było tróje - odezwała się. Za jej słowami kryła się surowość, której Reijo dotąd 

nie znał. - Właściwie czworo. Z Elise. Opuściła mnie, kiedy byłam jeszcze niemowlęciem. I 

wybrała jego, jego i tego mężczyznę. To... zdrada... 

-  Mieliście  mnie  -  rzekł  Reijo.  -  Nie  osądzaj  jej  zbyt  surowo.  Jewgienij  jej 

potrzebował.  Bardziej  niż  ja.  Została  przy  chłopcu,  który  był  jeszcze  maleńki.  Trudno 

powiedzieć, co by wybrała twoja matka, gdyby miała tę możliwość... 

Ida  spojrzała  w  górę.  Pytająco.  Oczyma  Raiji.  Nigdy  nie  miała  się  dowiedzieć,  jak 

bardzo jest podobna do matki. 

- Nie żyje. Umarła trzynaście lat temu. To był wypadek. 

Reijo ściszonym głosem powtórzył wszystko, co usłyszał od Jewgienija. 

Ida  mimo  wszystko  nie  była  w  stanie  usprawiedliwić  postępowania  matki.  Nie  tak 

szybko jak Reijo. Ale nie odzywała się. 

Ojcu potrzebny jest spokój. Musi się z tym oswoić. Ida zapragnęła znaleźć się blisko 

Ailo, by móc z nim o tym porozmawiać. Ailo znał Raiję i pamiętał ją. 

Pomyślała,  że  teraz  łatwiej  będzie  pogodzić  się  z  losem.  A  jednocześnie  czuła  się 

rozczarowana. Została pozbawiona czegoś, co w głębi duszy zawsze pragnęła przeżyć. 

Marzyła o spotkaniu z Raiją twarzą w twarz. 

-  Chcę  się  z  nim  zobaczyć  -  odezwała  się.  -  Z  Jewgienijem.  I  z  jego  synem.  Z 

chłopcem,  który  jest  moim  bratem.  Z  Michaiłem...  -  dodała,  wpatrując  się  w  ogień.  -  Raija 

miała  więc  na  tyle  przyzwoitości,  by  w  ten  sposób  zachować  o  nim  wspomnienie.  Żeby  na-

zwać syna jego imieniem. Nie mogła kochać tego Rosjanina bardziej, niż kochała Mikkala. 

- Statek odpływa jutro - rzekł Reijo. - Ja także zaproponowałem, żebyście się poznali. 

Ale  Jewgienij  się  nie  zgodził.  Michaił  nic  o  was  nie  wie.  Nie  wie,  że  Raija  miała  więcej 

dzieci,  a  Jewgienij  nie  chce,  żeby  chłopak  się  dowiedział.  Jest  jego  ojcem.  Musimy  to 

uszanować, Ida... 

background image

-  Czuję,  że  coś  tu  jest  nie  w  porządku  -  zastanowiła  się  Ida.  -  Czuję,  że  coś  tu 

absolutnie nie jest w porządku, tato! 

Reijo był skłonny się z nią zgodzić. Ale uznał decyzję Jewgienija. 

-  Wiemy  przynajmniej,  że  jej  nie  ma  -  westchnął.  Ida  skinęła  głową.  Wypełniła  ją 

ogromna  pustka.  Powinna  raczej  czuć  ulgę  albo  smutek,  ale  nie  pojawiło  się  ani  jedno,  ani 

drugie. 

Była  córką  Raiji,  lecz  właściwie  nigdy  nie  miała  matki.  Jedyne,  co  teraz  czuła,  to 

pustka. 

background image

Załoga  rosyjskiego  statku  zdążyła  podnieść  kotwicę  i  wciągnąć  żagle,  kiedy  Knut 

dowiedział się prawdy o Raiji. 

- Ta wiadomość nikogo z nas nie szokuje - rzekł, patrząc przymrużonymi oczyma za 

oddalającym  się  żaglowcem,  który  dotarł  już  na  środek  fiordu.  -  Nie  spodziewaliśmy  się 

niczego innego, prawda? Ale chciałbym spotkać tego człowieka. I chłopca. To niedobrze, że 

go przed nami ukrywa. Nie rozumiem, dlaczego... 

Reijo  niewiele  się  odzywał.  Poszarzał  na  twarzy.  Nie  potrafił  bronić  mężczyzny, 

dzięki któremu Raija była szczęśliwa. 

- Może istnieć wiele powodów - rzuciła pojednawczo Anjo. - To jego życie. 

-  Nasze  także  -  Ida  zadziornie  wysunęła  brodę.  -  Będę  teraz  rozmyślać  o  bracie, 

którego nigdy nie widziałam. Nawet Sedolf i Emil go poznali, a ja nie. 

Knut zgadzał się z siostrą. 

-  To  niesprawiedliwe.  Dlaczego  nikt  mnie  nie  zawiadomił?  Na  pewno  bym  tam 

popłynął. 

-  Dwadzieścia  pięć  lat  -  westchnęła  Ida.  -  Ciekawa  jestem,  jak  bym  zareagowała, 

gdyby ktoś mi powiedział, że zostało mi jeszcze tylko sześć lat życia. Dwadzieścia pięć... 

Reijo wstał i wyszedł bez słowa. 

- Bardzo się tym przejął - zauważył Knut. 

-  Kiedy  w  nocy  wrócił  do  domu,  wydawało  się,  że  mu  ulżyło  -  powiedziała  Ida.  - 

Dopiero dzisiaj zrobił się taki ponury. Tak jak gdyby nie chciał, żebyśmy o tym rozmawiali. 

Nie sądzę też, że łatwo mu będzie zapomnieć. 

- To przez to dziecko - stwierdziła Anjo. Skrzyżowała ręce na swoim dużym brzuchu. 

-  Z  myślą  o  tym,  że  Raija  pewnie  nie  żyje,  zdążył  się  oswoić.  Ale  to  dziecko  trudno  mu 

zaakceptować.  Sądzę,  że  Reijo  bardziej  kochał  Raiję,  niż  ktokolwiek  z  was  może  sobie 

wyobrazić. 

Ida  i  Knut  nie  protestowali.  Anjo  może  mieć  rację.  Jednak  przez  pół  życia  usiłowali 

sobie  tłumaczyć,  że  Reijo  pogodził  się  ze  zniknięciem  Raiji  po  prostu  dlatego,  że  nie  była 

miłością jego życia. 

Oczywiście mogli się mylić. 

-  Zwyczajnie  zniknęła  -  rzuciła  Ida.  -  Nigdy  się  od  niej  nie  uwolnimy.  Nie  mamy 

grobu,  który  moglibyśmy  odwiedzać.  Nie  mamy  nawet  wspomnień.  Tato  ją  pamięta,  być 

background image

może dlatego nam się wydaje, że zachowuje się dziwnie. Wiele z nią przeżył. My jej prawie 

nie znamy. To chyba jakieś przekleństwo, ta kobieta będzie nas prześladować do końca życia. 

- Jesteś zbyt surowa, Ida - zauważyła Anjo. - To przecież twoja matka. 

- Tak, była moją matką - odparła Ida, która nigdy dotąd nie czuła tyle żalu do Raiji. 

Wiadomość o Michaile wiele zmieniła. Anjo i Knut zostali na obiad. Anjo szykowała 

posiłek, nie chciała nawet słyszeć, żeby jej Ida pomogła. 

- Urodzisz przy tych garnkach - westchnęła Ida zrezygnowana. - Trzymam się o wiele 

lepiej od ciebie! 

-  Ciąża  to  nie  choroba  -  odparła  Anjo.  -  Jak  wyglądałby  świat,  gdyby  wszystkie 

ciężarne kobiety przestały gotować? 

Nie można z nią rozsądnie rozmawiać. 

Ida  zauważyła,  że  Reijo  dręczy  niepokój.  Nie  potrafił  dłużej  usiedzieć  na  miejscu. 

Musiał co chwila to wychodzić na schody, to znowu narąbać drew albo nabić fajkę, chociaż 

nie zamierzał palić. 

- Chyba chciałby się przejść - zauważyła Anjo cicho, kiedy Reijo znowu  wyszedł na 

schody. 

-  Ale  wydaje  mu  się,  że  musi  mnie  tu  pilnować  -  szepnęła  Ida.  -  Jest  bardziej 

przeczulony  niż  wtedy,  kiedy  naprawdę  miał  się  czego  obawiać.  Nikt  przecież  nie  będzie 

próbował  wśliznąć  się  do  mnie  przez  okno  ani  ja  nie  spodziewam  się  hordy  nocnych 

zalotników. Tato jednak uważa za swój obowiązek strzec mojej cnoty. 

Knut poklepał Idę po policzku. Mrugnął porozumiewawczo. 

-  Widzę,  że  dochodzisz  do  siebie.  Twój  język  zaczyna  przypominać  język  Idy,  którą 

znam.  A  już  się  bałem,  że  w  małżeństwie  całkiem  zapomniałaś  o  swych  kwiecistych 

zwrotach. 

Gwizdnął i spojrzał z ukosa na młodszą siostrę. 

-  Reijo  obawia  się,  że  ten  jedyny,  który  tu  jeszcze  przychodzi,  jest  dla  ciebie 

niebezpieczny. 

Ida wywróciła oczyma. 

- Przez niego czuję się jak wygłodniała suka! Nie przez Emila, oczywiście, ale przez 

tatę i jego zachowanie. 

Knut zachichotał z uciechy. 

-  Wyobrażam  sobie,  jakie  to  dla  taty  męczące,  kiedy  tak  ciągle  krąży  wokół  ciebie. 

Zaproponuję mu, że pomieszkamy z tobą, żeby mógł wybrać się w góry albo dokądkolwiek. 

Niech się przewietrzy. Tego właśnie mu trzeba. 

background image

- Obejdę się bez niańki. 

-  Nie  denerwuj  się.  Tylko  powiem,  że  tu  pomieszkamy  -  odparł  Knut,  puszczając 

oczko.  -  Kiedyś  chwytałaś  takie  rzeczy  w  lot.  Miejsce  okrutnego  ojca,  męczącego  brata  czy 

bratowej, która lada dzień urodzi, może zająć Sofia albo Henriettę... 

Reijo się zgodził. Potrzebował powietrza pod skrzydłami. Uczuć, które się w nim teraz 

burzyły,  nie  sposób  uspokoić  jedną  wyprawą  nad  fiord.  Trzeba  je  wypocić  przez  wszystkie 

pory skóry, wypłakać, wyładować za pomocą ciężkiego wysiłku - aż cała gorycz wyparuje, a 

pozostaną tylko dobre emocje. 

Jak  dziecko  miał  ochotę  kopać  i  bić  na  oślep,  rzucić  się  z  pięściami  na  cały  świat, 

wykrzyczeć z siebie to, co dusił przez piętnaście lat. 

Reijo zawsze liczył się z innymi. 

Dlatego  musi  się  przewietrzyć.  Przez  wzgląd  na  najbliższych.  Bywają  dni,  kiedy 

nawet  własne  dzieci  wydają  się  ciężarem.  Gdyby  Ida  wyjechała  z  Ailo,  wystarczyłoby 

zamknąć  drzwi.  Napaliłby  w  saunie,  wypocił  się,  wychłostał  skórę  brzozowymi  witkami. 

Potem mógłby się ochłodzić w morzu. Opróżnić kankę gorzałki schowaną w komórce. Usiąść 

przy kuchennym stole i płakać. 

Tak by zrobił, gdyby dzieci nie patrzyły. 

-  Może  wybrałbyś  się  do  górskich  jezior  na  ryby,  tato  -  zaproponował  Knut, 

stwarzając Reijo tym samym okazję, której potrzebował. Knut jest dorosły i można na niego 

liczyć. Gdyby tylko ten przeklęty Emil ciągle nie czaił się za rogiem! - Jeśli chcesz, razem z 

Anjo dotrzymamy Idzie towarzystwa - dodał. 

Swą  synową  Reijo  również  uważał  za  odpowiedzialną.  Poza  tym  w  gruncie  rzeczy 

miał do Idy zaufanie. 

Nigdy  nie  zrobiła  nic  nierozsądnego,  nie  licząc  tego,  że  całkiem  straciła  głowę  dla 

Ailo. Ale w tym Reijo sam maczał palce. 

Wyprawa na ryby wydawała się niegłupim pomysłem. 

Jednak  nie  obyło  się  bez  mnóstwa  napomnień  i  przestróg,  zanim  Knutowi  udało  się 

zamknąć za ojcem drzwi. Koń długo czekał na Reijo gotów do drogi. 

Ida odetchnęła z ulgą. 

- Rodzice nigdy nie rozumieją tego, że ich dzieci są dorosłe... 

Odczekali  dłuższą  chwilę,  żeby  Reijo  dostatecznie  się  oddalił,  po  czym  Anjo  i  Knut 

ruszyli do swego domu. 

Ida poprosiła ich, żeby spytali Sofię, czy nie zechciałaby u niej przenocować. 

background image

-  Nie  cierpię  tego  paplania  Henriettę  -  dodała  zmęczona.  -  Jest  słodka,  ale  mówi, 

zanim pomyśli. 

Wieczorem  rzeczywiście  przyszła  Sofia.  Wyglądała  na  bardziej  zdenerwowaną  niż 

zazwyczaj  i  była  nienaturalnie  zarumieniona.  Ida  od  razu  się  zorientowała,  że  na  coś  się 

zanosi. 

Miała rację. Rozsądna zazwyczaj Sofia odrzuciła na bok swój rozsądek. 

Tylko jeden człowiek mógł się za tym kryć. Sedolf. 

Ciemne oczy Sofii rozbłysły, gdy tylko wymieniła jego imię. 

- Czy koniecznie ktoś musi z tobą być? - spytała. Ida spodziewała się dalszego ciągu. 

- Wcale nie - odparła i poprosiła przyjaciółkę, żeby usiadła. - Ale czy jesteś pewna, że 

wiesz, co robisz? 

Sofia  zaczerwieniła  się  po  uszy.  Spuściła  wzrok,  zaczęła  nerwowo  oglądać  swoje 

palce, trzeć stopą jakąś plamę na podłodze. 

Skinęła głową. 

-  Jestem  już  pełnoletnia  -  rzuciła  z  uporem.  Ciężki  ciemny  warkocz  opadał 

dziewczynie przez ramię na pierś, sięgając do kolan. 

- Twoja rodzina nie lubi Sedolfa. 

I na tym polegał kłopot. Sedolf miał ogromne powodzenie u dziewcząt. Jednak matki 

wpadały w panikę, gdy zbliżał się do ich córek, a ojcowie uważali go za wałkonia. 

Rzeczywiście  Sedolf  był  typem  lekkoducha.  Sporo  z  tego,  co  o  nim  mówiono,  nie 

mijało  się  z  prawdą.  Ale  miał  też  w  sobie  wiele  dobrego,  czego  większość  zabieganych 

mieszkańców wioski nie dostrzegała. 

-  Chcę  Sedolfa  -  wyznała  Sofia.  -  Żadnego  innego.  Nie  powinnaś  mnie  upominać, 

sama dostałaś tego, którego chciałaś, prawda? 

- Tylko że tato lubi Ailo - przypomniała jej Ida. Ale rozumiała Sofię. - Zdajesz sobie 

sprawę, co ryzykujesz? Że Sedolf może cię porzucić? 

Sofia skinęła z powagą. 

-  Rozmawiałaś  z  nim,  zanim  tu  przyszłaś?  Policzki  Sofii  znowu  nieznacznie  się 

zaczerwieniły. 

To wyraźny znak, że już się umówiła. 

- Tak. Mamy się spotkać w tajemnicy przed rodzicami. Rodzina Sedolfa posiada łąki, 

na które nikt się nie zapuszcza - wyjaśniła. - Jest tam stodoła. 

Ida  przełknęła.  Ze  względu  na  Sofię  pragnęła,  by  znaleźli  coś  godniejszego  niż 

stodołę. Ale przecież nie zaproponuje im łóżka taty. 

background image

-  W  porządku  -  rzekła.  -  Jakby  co,  to  jesteś  u  mnie.  Będę  cię  kryła.  Możecie  iść  z 

Sedolfem, gdzie wam się podoba, i robić, co wam się podoba. 

Sofia uścisnęła Idę serdecznie. 

- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć, Ida. Dziękuję za przysługę. 

-  Niedźwiedzią  przysługę,  chciałaś  powiedzieć.  -  Ida  potrząsnęła  głową.  -  Czy  on  tu 

przyjdzie? 

Sofia przytaknęła. 

Nie  kazał  na  siebie  długo  czekać.  Przyszedł  jak  zawsze  oszałamiająco  przystojny. 

Pewny siebie, gotowy zdobywać szturmem dziewczęce serca. 

Ida nie była w stanie stwierdzić, czy Sedolf jest równie zakochany w Sofii jak ona w 

nim. Nie potrafiła powiedzieć, czy w ogóle jest zakochany. 

Wyglądał na oczarowanego, ale to co innego. Sedolf przypominał Simona za młodu - 

chłopaka bez skrupułów, dbającego o własne przyjemności. 

Zamierzał od razu porwać Sofię, ale Ida zdołała go na chwilę zatrzymać. 

- Masz być miły dla Sofii - ostrzegła niby żartem, ale surowo. 

Sofia zaczerwieniła się, trzymając Sedolf a kurczowo za ramię. 

- Myślisz, że nie jestem miły? - spytał odrobinę szelmowsko. - Całkiem zielony to ja 

nie jestem... 

Ida zmarszczyła nos. 

-  Właśnie,  Sedolf.  Sofia  jest  moją  najlepszą  przyjaciółką.  Jest  dla  mnie  kimś 

wyjątkowym. Bardzo ją lubię. I nie daruję ci, jeżeli nie będziesz dla niej miły. Dobry. Wiesz, 

co mam na myśli. 

Uśmiechnął się krzywo. Miał w oczach dziwny błysk. 

- Zamierzasz mnie może uczyć, jak mam to robić, czy co, Ida? 

Potrząsnęła  głową.  Nie  miała  ochoty  zamieniać  tego  w  żart.  Mówiła  całkiem  serio. 

Sofia była zbyt delikatna, by się nią bawić, nawet jeżeli Sedolf prowadził tę zabawę. 

-  Nie,  tylko  bądź  ostrożny  -  powiedziała.  -  W  ciążę  zachodzą  zwykle  porządne 

dziewczyny. 

Sofia wyglądała, jakby miała ochotę zapaść się pod ziemię. Ida czuła się co najmniej 

dziesięć lat starsza od niej, chociaż były rówieśnicami. 

Zmieniła się, odkąd poznała Ailo. Szybko wchodzi się w inny świat. 

Ida  została  sama,  ale  jej  to  nie  przeszkadzało.  Czuła  się  dobrze.  Zrzuciła  wełniane 

ubranie i włożyła lżejsze. Zostawiła tylko wełnianą chustę na piersiach - tak jak ją uczono w 

background image

dzieciństwie  -  bo  tam  najbardziej  bolało.  Czuła  to  najwyraźniej,  kiedy  wciągała  głęboko 

powietrze. Ból sięgał prawie do żołądka. 

Wtedy ogarniał ją strach. 

Zastanawiała się, czy kiedykolwiek się go pozbędzie. Czy wyzdrowieje. 

Bała się wszystkiego, co mogło przedłużyć jej rozłąkę z Ailo. 

Tato musiał zostać sam ze swoimi myślami. Ida zdawała sobie sprawę, że niekiedy mu 

przeszkadza. Od czasu, kiedy pojawił się w jej życiu Ailo, myślała o tym częściej. 

Ojciec  pewnie  pragnął,  żeby  już  odeszła  z  domu.  Nie  dlatego,  żeby  jej  nie  kochał. 

Raczej  dlatego,  że  przeszkadzała  mu  żyć  własnym  życiem.  Stać  się  dorosłym,  to  rozwinąć 

skrzydła i odfrunąć, polegając na własnej umiejętności utrzymania się w  powietrzu. Stać się 

dorosłym, to stworzyć własne ramy wokół obrazu, którym jest życie. 

Jak  długo  będzie  mieszkać  pod  jednym  dachem  z  ojcem,  nie  poczuje  się  w  pełni 

dorosła. 

Tutaj  zawsze  była  córką  Reijo.  To  dziwne:  w  ogóle  nie  brano  pod  uwagę  Raiji. 

Stopniowo o niej zapominano. Postać z baśni zaczynała odchodzić do świata baśni. 

Jako  dziewczynie  Idzie  niełatwo  przychodziło  zachowywać  się  zgodnie  z 

wyobrażeniami  Reijo.  Jednak  cieszyła  się,  że  nie  jest  chłopcem.  Chociaż  jej  życie  wy-

glądałoby wtedy zupełnie inaczej. Jej ścieżki prowadziłyby w całkiem innych kierunkach. 

Rozplotła warkocze i rozczesała włosy. Zostawiła je rozpuszczone. 

Jako  dziecko  zawsze  nosiła  warkocze,  choć  dopiero  teraz,  jak  stanowiły  niepisane 

prawa dotyczące kobiet zamężnych, musiała to robić. Jednak lubiła też rozpuszczać włosy. 

Nie  słyszała,  jak  wszedł.  Po  prostu  się  zjawił.  Trochę  nieśmiały,  z  ostrożnym 

uśmiechem na ustach, krótkimi, niesfornie kręcącymi się włosami, tworzącymi falę nad prawą 

skronią.  Miał  wysokie  czoło  i  nigdy  nie  zapuszczał  grzywki  na  tyle,  żeby  zdołała  to  ukryć. 

Nad górną wargą pojawiła się ciemna smuga, wyglądająca raczej jak cień. Mężczyźni w jego 

rodzinie  nie  wyróżniali  się  gęstym  zarostem.  W  dodatku  nie  należeli  do  ciemnowłosych.  I 

oczy, te ciągle uciekające oczy, które może patrzyły na ciebie, a może nie. 

Z początku Ida była trochę zła. Stanęła z grzebieniem we włosach. 

- Czy to jakaś ukartowana gra między tobą a Sedolfem? - spytała. 

Spojrzał na nią swymi ciemnymi oczami, nie rozumiejąc. W dłoniach ściskał czapkę. 

Sprawiał wrażenie najbardziej nieporadnej istoty, jaką w życiu spotkała. 

-  Mogę  sobie  pójść  -  rzekł  z  wahaniem.  Wzrokiem  podążył  niepewnie  od  drzwi  ku 

kuchni, gdzie nie paliła się ani jedna lampa. Ida stała boso na schodach. - Jeżeli Reijo nie lubi, 

kiedy przychodzę i w ogóle... 

background image

-  Przepraszam!  -  Ida  szybko  wybuchała  złością,  ale  też  równie  szybko  opanowywała 

się, jeżeli nie było powodu do gniewu. - Jestem sama - wyjaśniła. Nie przyznałaby się do tego 

każdemu.  Jednak  Emila  nadal  traktowała  jako  kogoś  zupełnie  niegroźnego.  -  Przez  moment 

myślałam, że to Sedolf cię do tego namówił. 

- Sedolf? - Emil nic nie rozumiał. - Wiedział przecież, że muszę zostać w domu. Merra 

miała się oźrebić. Sądziliśmy, że to trochę potrwa. Nie zamierzałem nigdzie wychodzić. Ale 

klacz oźrebiła się wcześniej, dziś wieczorem. Mamy ślicznego źrebaka. 

Emil  uśmiechnął  się,  pokazał  trochę  nierówne  zęby  po  lewej  stronie  na  górze.  Ida 

zwracała uwagę na takie drobiazgi. Ale to cała ona. 

- Czy Sedolf tu był? Ida usiadła z grzebieniem w dłoni. 

- Sedolf i Sofia wyszli stąd razem. Ona jest niby u mnie. 

- A gdzie jest Reijo? 

- Wyprawił się na ryby. 

-  I  pozwolił  ci  zostać  samej?  -  Emil  wydawał  się  bardziej  zatroskany  niż  Reijo.  - 

Gdyby Ailo się o tym dowiedział! 

Ida skrzywiła się. 

- Mówisz tak, jak byś był moim opiekunem. Tato myśli, że są ze mną Knut i Anjo - 

wyjaśniła. - Knut i ja nie zestarzeliśmy się jeszcze na tyle, żeby nie móc się kryć nawzajem. 

- I dlatego podejrzewałaś, że uknuliśmy coś z Sedolfem, tak? Żebym mógł tu przyjść, 

kiedy będziesz sama? O co ty mnie posądzasz? 

- Najwidoczniej o same złe rzeczy - odparła Ida. - Wejdziesz? Chodź, zanim cię ludzie 

zobaczą i zaczną gadać, i zanim sobie pomyślą jeszcze gorsze rzeczy niż ja... 

Roześmiała się cicho i weszła przodem. 

- Przejmujesz się tym? Zamknął za sobą drzwi. 

- Właściwie nie - odparła Ida zamyślona. - To znaczy nie ze względu na siebie. Ale z 

powodu  taty.  I  ciebie.  Nie  jesteś  żonaty,  też  masz  swoją  rodzinę.  Mnie  to  zbytnio  nie 

zaszkodzi.  Poza  tym  uważam,  że  to  świetna  zabawa  podrażnić  się  trochę  z  ludźmi.  Nie 

przywiązuję do ich gadania szczególnej wagi. 

- Twierdzisz, że należy przełamywać obowiązujące zasady - rzekł Emil. - Ale to może 

okazać się również niebezpieczne. 

Ida wzruszyła ramionami: 

- I co z tego? Nie chcę być taka jak wszyscy. Jestem sobą. Idą. I nie jestem podobna 

do żadnej ze znanych mi osób. No, z wyglądu oczywiście jestem do kogoś podobna. Ale jeśli 

chodzi o charakter, nikt nie jest taki jak ja. 

background image

- Nie ma nawet osoby, która by wyglądała tak jak ty - zauważył Emil. W jego głosie 

niepokojąco zabrzmiała nuta oddania. - Sądzę, że w ogóle ktoś taki nie istnieje. 

- Ty także jesteś niepowtarzalny, Emil. 

Ida  zdawała  sobie  sprawę  z  niebezpieczeństwa.  Ale  zawsze  udawało  jej  się  go  jakoś 

unikać. 

- Nikt nie jest taki jak inni. Niektórzy jednak lubią wierzyć, że są do kogoś podobni. 

Lubią udawać, że tak jest. Właściwie większość ludzi tak robi. Ale nie ja. Niech więc ludzie 

mówią sobie, co chcą. 

- Nie  wszyscy mają odwagę pokazać się bez maski - rzekł cicho Emil. -  Niektórzy z 

nas potrzebują jej, żeby przeżyć. Nie pogardzaj nimi z tego powodu. 

Ida nie spytała, co on ukrywa za swoją maską. 

- Czy Sedolf ma poważne zamiary wobec Sofii? - zręcznie zmieniła temat rozmowy. 

-  Czy  Sedolf  w  ogóle  ma  poważne  zamiary  wobec  kogokolwiek?  Zwykle  lubi 

zdobywać  to,  czego  nie  może  dostać.  On  również  pragnie  się  wyróżniać.  Łamać  zasady. 

Jednak on robi to inaczej niż ty, Ida. 

Nigdy nie myślała o Sedolfie w ten sposób. 

-  Znasz  go  lepiej  niż  ja.  Sofia  jest  w  nim  zakochana.  Uważam,  że  nie  powinna  się 

angażować. 

-  Nie  można  decydować  o  tym,  kogo  się  kocha.  Ida  pochwyciła  spojrzenie  Emila. 

Uśmiechał się. 

Naprawdę. Zwróciła uwagę na to, że przyszedł w codziennym ubraniu. Dawniej tego 

nie robił. 

-  Chcesz  o  tym  porozmawiać?  -  spytała.  Dzielił  ich  stół,  siedzieli  po  przeciwnych 

stronach.  Ida  zdała  sobie  sprawę,  że  lubi  Emila.  Uświadomiła  to  sobie  już  poprzedniego 

wieczoru. Teraz czuła to jeszcze wyraźniej. Powinna była zauważyć go wcześniej. Naturalnie 

jako przyjaciela. Nikt bowiem nie mógł zastąpić jej Ailo. 

- Z tobą? Ida skinęła głową. Uprzytomniła sobie, że powinna zapalić lampę. Siedzieli 

w  ciemności,  tak  jakby  musieli  spotykać  się  ukradkiem.  Gdyby  ich  ktoś  teraz  zobaczył,  na 

pewno by tak pomyślał. Emil i Ida potajemnie się spotykają. To, co mają do załatwienia, nie 

cierpi światła dziennego. Nawet jednego płomyka lampy. 

Ale mrok izby stwarzał odpowiedni nastrój. Sprawiał, że pokój wydawał się mniejszy, 

choć  Bóg  świadkiem,  że  wcale  nie  był  duży.  Kiedy  jednak  człowiek  próbuje  zrozumieć 

drugiego  człowieka,  przestrzeń  między  nimi  powinna  być  jak  najmniejsza.  Kiedy  zamierza 

powędrować do duszy tego drugiego - i być może samemu odsłonić nieco swą własną. 

background image

- Uważasz, że jestem ostatnią osobą, z którą powinieneś o tym porozmawiać? Przełam 

i ty niektóre zasady, Emil. Z kim innym mógłbyś się tym podzielić? 

- Z nikim - przyznał. - Zaczynam oswajać się z myślą, że w ogóle nie powinienem o 

tym mówić. To minie. 

- Czy wydaje ci się, że mnie kochasz? - spytała Ida. 

- Nie powinnaś o to pytać. Jesteś zbyt bezpośrednia. Nie zaczyna się takim pytaniem. 

- A więc jednak coś dla ciebie znaczę - wywnioskowała. 

Nie spuszczała z Emila wzroku. Widziała wyraźnie, że chłopak stara się patrzeć jej w 

oczy.  Nie  uciekł  spojrzeniem.  Nie  poprosił  też,  by  zamilkła.  Odpowiadał  na  pytania,  choć 

najprościej by było trzymać język za zębami. 

- Kocham Ailo - wyznała. Całkiem po prostu. Tak jak było. Nie mogła tego określić w 

inny sposób. Nie sądziła, by mogła jakoś oszczędzić Emila. Mówiła prawdę. - Kocham go tak 

bardzo,  że  czuję  się  chora,  pozostając  z  dala  od  niego.  Ciągle  o  nim  myślę,  choć  nie  są  to 

jakieś konkretne myśli. Nie są to sny na jawie. Ale Ailo jest ze mną przez cały czas. Kiedy się 

nad  czymś  zastanawiam,  wydaje  mi  się,  że  z  nim  rozmawiam.  Chcę  mu  pomagać  we 

wszystkim, co trudne. Pragnę poznać jego życie. Być blisko niego. Cudownie jest móc się do 

niego przytulić, poczuć,  jak mnie obejmuje, i mieć świadomość, że należymy  do siebie. Nie 

muszę  zawsze  się  z  nim  zgadzać,  ale  potrafię  go  wysłuchać.  A  on  lubi  znać  moje  zdanie. 

Jesteśmy wobec siebie uczciwi.  I nasze ciała lubią się nawzajem. Tak właśnie kocham Ailo. 

Należę do niego. Czy myślisz o mnie w podobny sposób? 

-  Nie  mogę  niczego  z  tobą  dzielić  -  rzekł  Emil  powoli.  -  Zatem  nie  mogę  myśleć 

podobnie.  Nie  możemy  być  z  sobą  tak  blisko.  To  niesprawiedliwe,  że  o  to  pytasz,  skoro 

wiesz, że nie wytrzymuję porównania. Mogę śmiało powiedzieć, że nie jest tak samo. Ponie-

waż nie jest. Oboje o tym wiemy. Możesz odetchnąć z ulgą... - Oparł się o ścianę. Skrzyżował 

ręce na piersi, tworząc coś na kształt tarczy dla obrony przed Idą. - To jednak nie przeszkadza 

mi myśleć, że mogło być inaczej. Nikt mi tego nie zabroni. Nawet ty. 

-  Za  myśli  nie  płaci  się  cła  -  stwierdziła.  Zaraz  potem  wyrzuciła  jednym  tchem,  z 

rezygnacją  w  głosie:  -  Jest  przecież  tyle  innych  dziewcząt,  Emil.  Dlaczego  nie  wybrałeś 

którejś z nich? 

Roześmiał się cicho. 

-  To  choroba,  którą  przechodziło  wielu  z  nas  -  wyjaśnił.  -  Na  pewno  o  tym  nie 

myślisz,  ale  jesteś  bardzo...  ładna.  -  Przybrał  bardziej  stanowczy  ton.  -  Równie  dobrze 

mógłbym  przyznać:  Jesteś  najpiękniejszą  dziewczyną  nad  całym  fiordem.  Najpiękniejszą 

kobietą,  powinienem  raczej  powiedzieć.  Chłopcy  ulegają  przede  wszystkim  temu,  co  widzą. 

background image

W każdym razie, kiedy są młodzi. Większości z nich to stopniowo mija. Nie wszyscy mogą 

zdobyć  najpiękniejszą  dziewczynę.  Byłem  na  tyle  głupi,  że  się  łudziłem.  W  domu  uczono 

mnie, że jestem w stanie osiągnąć wiele, jeżeli bardzo będę pragnął. Tak więc nie uważałem, 

ż

e to niemożliwe, rozumiesz. Ojciec zawsze mi powtarzał, że nie powinienem się zadowalać 

tym, co prawie dobre, tylko sięgać po najlepsze. 

- Ale Kwenowie nie cieszą się szczególnym poważaniem - zauważyła Ida z odcieniem 

goryczy. - Bardzo wiele dziewcząt przyjęłoby z radością twoją propozycję. 

- Być może. Emil zamyślił się. 

- Czy to nie dziwne nagle zacząć żyć zupełnie inaczej? - spytał po chwili. 

- Nie razem z Ailo - odpowiedziała Ida stanowczo i z przekonaniem. 

-  Nic  nie  jest  takie  jak  to,  do  czego  przywykłaś.  Inny  jest  język.  Ubranie.  Zwyczaje. 

Nie  będziesz  miała  jednego  domu,  który  mogłabyś  nazwać  swoim.  Ciągle  się  będziesz 

przenosić  z  miejsca  na  miejsce.  I  ludzie  będą  cię  traktowali  jak  Laponkę.  Nie  będą  pytali, 

skąd pochodzisz. Spojrzą na ciebie i powiedzą: Laponka. 

- Właśnie - potwierdziła. Jej oczy błyszczały. Z dumy. 

- Czy to ci nie przeszkadza? - spytał zaskoczony. - Nie. 

-  Będziecie  mieli  dzieci  -  rzekł.  Z  trudem  mu  to  przeszło  przez  gardło.  -  Ludzie 

zobaczą, że są ubrane w skóry. Noszą dork i kumagi. I nazwą je Lapończykami. 

- Dokładnie tak. - Ida skinęła głową, tak że jej włosy wyglądały jak żywy ogień wokół 

twarzy. - Chcę zostać Laponką. Z pewnością różnie będą mnie nazywali. Moje dzieci też będą 

Lapończykami. I co z tego? Ailo już nim jest. Był nim przez całe życie. I nie znam lepszego 

człowieka od niego. 

- Nie będziesz się wstydzić? Żałować? 

-  Nieważne,  kim  jesteś.  Najważniejsze,  jakim  jesteś  człowiekiem.  -  Wydawała  się  o 

tym święcie przekonana. 

-  Norweg,  Kwen,  Lapończyk,  Fin,  Prus,  Rosjanin...  To  tylko  słowa.  Często  różnimy 

się  wyglądem.  Zwyczajami.  Ale  w  głębi  duszy  jesteśmy  podobni.  Mamy  te  same  tęsknoty  i 

radości,  podobnie  odczuwamy  smutek  i  ból.  Możemy  kochać  i  potrafimy  nienawidzić. 

Bywamy dobrzy i źli. Sądzę, że przede wszystkim jesteśmy ludźmi. 

- Widzę, że go kochasz - stwierdził Emil. - Naprawdę go kochasz. 

- Tak. 

- Czy potrafiłabyś bez niego żyć? 

background image

- Wykluczone! Nawet jeśli dzięki temu Ailo miałby być szczęśliwy. - Ida uśmiechnęła 

się  blado.  -  Jestem  trochę  zachłanna.  To  jedna  z  moich  gorszych  stron.  Chcę  zatrzymać  dla 

siebie to, co dobre. 

-  Postaram  się  z  tym  żyć  -  odezwał  się  Emil.  -  Dopóki  będę  wiedział,  że  jesteś 

szczęśliwa, jakoś wytrzymam. 

- Nie jesteś tak uczuciowy jak ja! 

- Prawdopodobnie nie. 

-  Przepraszam!  -  Nie  zamierzała  mu  mówić  czegoś,  o  czym  pewnie  sam  lepiej 

wiedział, czegoś, co może sprawiło mu przykrość. - Szkoda, że nie straciłeś głowy dla innej 

dziewczyny. Na przykład takiej jak Sofia. Byłbyś dla niej odpowiednią partią. 

-  Ja  także  uważam,  że  to  szkoda.  Najwyższy  czas  się  ożenić.  Powinienem  zostawić 

potomka. Przekazać dalej nazwisko. Mieć syna. 

Skrzywił się. 

- Akurat jeśli o to chodzi, nie mogę zaproponować ci swej pomocy - westchnęła Ida i 

roześmiała się cicho. 

Na zewnątrz rozległy się kroki. 

Emil  poderwał  się  na  równe  nogi.  Rozejrzał  się  dokoła.  Najchętniej  wyskoczyłby  na 

łeb na szyję przez okno, gdyby było wystarczająco duże. 

- Nie robimy nic złego - uspokoiła go Ida. - Siadaj. Przecież nie boisz się plotek. Nie 

masz nic na sumieniu... 

- Reijo będzie wściekły. 

-  Przejdzie  mu.  Wszedł  Sedolf.  Jego  włosy  już  nie  układały  się  tak  gładko  jak 

wieczorem, kiedy przyszedł po Sofię. 

-  Patrzcie  no  -  rzucił  odrobinę  zaskoczony.  Przez  chwilę  stał  w  drzwiach,  po  czym 

usiadł na ławie obok Idy. - Tego się nie spodziewałem - dodał obrzucając Emila spojrzeniem. 

- Czy to nie dziś w nocy twoja klacz miała się oźrebić? 

- Już po wszystkim. Sedolf skinął głową. 

-  Skoro  tu  jesteś,  to  chyba  mówisz  prawdę.  Zerknął  na  Idę.  Splótł  ręce  na  stole, 

potrząsnął głową. 

- Gdzie jest Sofia? - spytała Ida. Sedolf uśmiechnął się. Ściągnął brwi. 

- Ten typ określa się chyba mianem „zimnej ryby” - rzekł. - Nigdy się z niczym takim 

nie  spotkałem.  Bardzo  zaczęło  się  jej  śpieszyć,  kiedy  przyszło  co  do  czego.  Myślę,  że 

pobiegła do domu. Chyba zbyt się wstydziła, żeby przyjść tutaj. 

background image

-  Wstydziła?!  -  Ida  spojrzała  oburzona  na  Sedolfa.  -  Dlaczego  miałaby  się  wstydzić? 

Nie  wyobrażaj  sobie,  że  żadna  ci  się  nie  oprze!  Sofia  miała  pełne  prawo  ci  odmówić. 

Powiedzieć  „nie”.  Przecież,  do  diabła,  jej  nie  kupiłeś!  Być  może  zorientowała  się,  że  mimo 

wszystko nie masz jej zbyt wiele do ofiarowania... 

-  Powiedziała  święta  Ida  -  dokończył  z  ironią  Sedolf.  -  Czy  ona  z  tobą  też  tak 

rozmawia? - zwrócił się do Emila. 

Tamten się tylko uśmiechnął. 

- Wielkie nieba! - zawołał Sedolf. - Jednak jest w tobie, Ida, coś, czego nie ma Sofia 

ani  żadna  inna.  Bóg  jeden  wie,  co  to  takiego.  Trudno  cię  rozgryźć.  Może  sęk  w  tym,  że 

zawsze mówisz to, co myślisz. 

-  Piłeś?  -  spytała  Ida  podejrzliwie.  Zwykle  przekomarzała  się  z  Sedolfem.  Nie 

przywykła do pochwał z jego strony. 

-  Zanim  zabrałem  Sofię  do  stodoły?  Oszalałaś?  Wbrew  swej  woli  Ida  musiała  się 

uśmiechnąć. 

-  A  co  tutaj  robi  Emil?  Siedzicie  sobie  całkiem  sami.  Na  pewno  dobrze  się  stało,  że 

przyszedłem. Ręka boska w tym, że Sofia okazała się tak niechętna. 

- Rozmawiamy - wyjaśniła Ida. - Miło jest tak po prostu rozmawiać. 

- Emil powinien zostać pastorem - stwierdził Sedolf. - A Ailo jest chyba kompletnym 

durniem, że pozwolił ci tu zostać. 

- Ailo ma do mnie zaufanie. 

-  Akurat!  -  prychnął  Sedolf.  -  Kompletny  dureń.  Ja  bym  nigdy  nie  ufał  żadnej 

kobiecie. 

Ida  spojrzała  na  niego  z  powagą.  Strofowanie  go  nie  miało  sensu.  Po  prostu  nic  do 

niego nie trafiało. 

- To twój kłopot - odparła. 

- Sądzę, że po części ty ponosisz winę za to, że nie udało mi się dziś wieczorem. 

Duże oczy Idy zrobiły się jeszcze większe. 

-  Emil,  czy  uwierzysz,  że  Ida  pouczała  mnie,  jak  mam  to  robić?  -  zwrócił  się  do 

przyjaciela. 

- Może naprawdę mogła cię czegoś nauczyć? - spytał Emil. 

Sedolf udał, że nie dosłyszał. 

- Szkoda, że zdążyłaś wyjść za mąż, zanim zwróciłem na ciebie uwagę! - rzucił Sedolf 

z wyzywającym błyskiem w oku. 

Owinął wokół palca kosmyk miedzianych włosów Idy. 

background image

- Gdybym nie wyszła za mąż, nie mogłabym ci dawać dobrych rad - odrzekła. 

Sedolf wypuścił jej włosy. Spojrzał ponad stołem na Emila. 

-  Schowałem  coś  w  stodole  -  wyznał  półgłosem,  pochylając  się  ku  niemu.  -  A  Sofia 

już dziś w nocy nie wróci. Masz ochotę iść tam ze mną? Nie powinieneś siedzieć sam na sam 

z Idą. A wątpliwe, czy będzie przyjemniej, jeżeli ja z wami zostanę. Ida i ja po prostu musimy 

się kłócić. 

- Chyba rzeczywiście lepiej będzie, jeżeli pójdziemy - przyznał Emil. - Obaj. 

background image

 -  Jeżeli  przyszedłeś,  żeby  sprawdzić,  co  robię,  to  niepotrzebnie  się  trudziłeś  - 

powiedziała  Ida  do  Knuta,  kiedy  odwiedził  ją  następnego  ranka.  -  Dałabym  sobie  radę, 

chociaż Sofia nie mogła zostać ze mną na noc. 

Wtedy zauważyła, że Knut od wczoraj nie zmienił ubrania. Wyglądało na to, że w nim 

spał albo że w ogóle się nie kładł. Poruszał się jak pijany. 

- Syn! - zawołał z  radością. Porwał  Idę do  góry  i zakręcił nią w powietrzu. - Dziś  w 

nocy urodził się nam syn, Iduniu! Zostałaś ciocią! 

Ida poczuła zawrót głowy, ale bardzo się ucieszyła, że ma malutkiego bratanka. 

- Jak się  czuje Anjo? - spytała, kiedy  Knut postawił ją wreszcie na ziemi. - A mały? 

Nie mów tylko, że musieliście sobie poradzić sami. Dlaczego nikt po mnie nie przyszedł? 

- Dobrze - rzekł Knut. Musiał usiąść. Cała jego twarz promieniała dumą i szczęściem. 

Ida dostrzegła w niej coś jeszcze, czego nie umiała nazwać. - Anjo czuje się dobrze. A mały 

jest śliczny. To naturalne, skoro ma takiego ojca. I matkę. Nie mogliśmy po ciebie przysłać. 

Przecież  jesteś  chora,  nie  zapominaj  o  tym.  I  mieszkasz  za  daleko.  Spaliśmy,  aż  nagle  ta 

niesamowita  kobieta  budzi  mnie  i  mówi,  że  wydaje  jej  się,  że  chyba  się  zaczęło.  Nigdy  nie 

biegłem  tak  szybko  jak  wczoraj  do  Sary  z  Myra.  Co  gorsza,  wypadłem  z  domu  boso, 

zauważyłem  to  dopiero,  kiedy  wracałem.  A  potem  babka  wygoniła  mnie  do  kuchni  i  kazała 

nagotować  wody.  Anjo  krzyczała,  choć  mówiłem  jej,  że  nie  powinna,  bo  to  niedobrze.  Ale 

mały urodził się jak wystrzelony z procy.  Duży chłopak z gęstą czupryną  czarnych włosów. 

Możesz to zrozumieć? I Anjo, i ja jesteśmy jasnowłosi, a tu rodzi nam się syn z włosami czar-

nymi jak smoła. Na szczęście oczy ma niebieskie. 

- Anjo jest pewnie wyczerpana? 

- Nie na tyle, by nie starczyło jej siły przegonić mnie z domu i przysłać tutaj - odparł. - 

Powiedziała,  że  nie  mogę  przez  cały  czas  stać  nad  dzieckiem.  Że  mu  przeszkadzam.  Ale  ja 

musiałem  po  prostu  sprawdzić,  czy  oddycha.  Śliczny  bobas,  rozumiesz  to,  Ida?  Nigdy  bym 

nie pomyślał, że noworodki są takie maleńkie, choć on właściwie jest duży. 

Ida musiała się uśmiechnąć. 

-  Na  pewno  oddycha.  Nie  musisz  ciągle  nasłuchiwać.  Może  chciałbyś  się  tu  trochę 

przespać? - spytała. 

background image

-  Oszalałaś?  Nie  mogę  zostać.  Muszę  biec  do  Anjo  i  chłopca.  Mojego  syna...  - 

Smakował to słowo, lubił czuć je na języku, lubił obracać je w ustach. - Mój syn - powtórzył. 

- Będzie miał na imię Karl Rasmus. Ładnie? Po tacie... i mamie. I po Reijo też. 

Ida nie wierzyła własnym uszom. 

-  Karl  Rasmus  Knutsen  Elvejord  -  rzekł  Knut  uroczyście.  -  Pewnie  tej  nocy,  kiedy 

wymknąłem się z domu po przygodę, nawet nie przypuszczałaś, że tak mi się może ułożyć! 

Ida musiała przyznać, że istotnie w to nie wierzyła. 

- Tato się ucieszy. Będzie traktował małego Karla jak własnego wnuka. 

- Oczywiście, został dziadkiem! Knut uśmiechnął się szeroko. 

-  Chciałbym  zobaczyć  jego  twarz,  kiedy  go  tak  nazwę.  Reijo  jakby  w  ogóle  się  nie 

starzeje. Nigdy nie był taki jak inni rodzice. 

- Wielu zostaje ojcami w wieku czterdziestu lat - wyrwało się Idzie. 

Nie  potrafiła  sobie  wyobrazić  Reijo  jako  świeżo  upieczonego  ojca.  Nie  teraz. 

Wydawało się to gorsze, niż zobaczyć go jako dziadka. 

- Nie ma w okolicy takich kobiet, które pasowałyby do Reijo - stwierdził Knut. - Może 

to  okropne  tak  mówić,  ale  nie  chciałbym,  żeby  znalazł  sobie  żonę.  Reijo  zawsze  był  nasz. 

Chociaż ożenił się z mamą, to przede wszystkim był nasz. 

-  Nasunęło  mi  się  słowo  „ofiara”  -  odezwała  się  Ida  cicho,  z  namysłem.  -  Tato 

ofiarował nam bardzo wiele. I jej. 

-  Tylko  jemu  tego  nie  mów  -  ostrzegł  siostrę  Knut.  -  Jeżeli  Reijo  czegoś  nie  lubi,  to 

właśnie określenia „ofiara”. Myślę, że nigdy nie odczuwał tego w ten sposób. 

-  Tato  jest  zbyt  dobry  -  skwitowała  Ida  po  prostu.  Knut  nie  miał  czasu,  żeby  zostać 

dłużej. Wszystko nowe, co czekało na niego w domu, stało się ważniejsze od tego, co dotąd 

przeżył.  Nawet  moment,  kiedy  znalazł  złoto,  wydawał  się  drobnostką  w  porównaniu  z 

narodzinami  syna.  Ida  rozumiała  to,  lecz  traktowała  z  dystansem.  Doświadczenie  przybliża 

pewne doznania. Ona jeszcze tego nie doświadczyła. 

Znowu  została  sama.  Choć  od  dawna  o  tym  marzyła,  nie  odczuła  wcale  takiej 

swobody, jak przypuszczała. Myśli krążyły nieustannie wokół jednego. Choćby nie wiem jak 

się starała, nie mogła się od nich uwolnić. 

Ailo - Raija - Michaił - Ailo - Raija - Michaił - Ailo... 

I  tylko  jedno  wielkie  „dlaczego”,  które  rosło  i  rosło.  Tak  bardzo  by  chciała  spotkać 

tego brata. Chciałaby go posłuchać, usłyszeć, jak o p o w i a d a o matce, którą on znał. 

Ida zapomniała, że nawet nie mówią tym samym językiem. 

Nie wytrzymała i wybiegła z domu. 

background image

Nie pomyślała, że od czasu, jak wstała z łóżka, nie pokonywała większych odległości 

niż do łaźni i z powrotem. 

Skierowała  się  do  wioski.  Uświadomiła  sobie,  że  Sofia  nie  będzie  miała  odwagi 

pokazać się na cyplu. Postanowiła więc ją odwiedzić. 

Ida, która nigdy wcześniej nie znalazła się na krawędzi rzeczywistości, teraz doznała 

wrażenia, że śni na jawie. 

Szła,  ale  nogi  niosły  ją  w  innym  kierunku  niż  do  wioski  i  domu  Sofii.  Choć  stopy 

dotykały ziemi, oczy zaglądały do zupełnie innego świata, przeżywała coś całkiem innego niż 

to, co rzeczywiście działo się wokół niej. 

Szukała  grobu.  Razem  z  nią  byli  Ailo  i  Maja.  Palcami  dotykała  spróchniałego 

drewnianego krzyża, starając się odnaleźć litery, które utworzyłyby znajome imię. 

Szukali. Była noc. Ponad nimi pojawiła się zorza polarna. Musiała panować zima, ale 

Ida  nie  marzła.  Wszystko  wydawało  się  dziwnie  jasne  pod  chybotliwym  światłem  lampy 

niebieskiej. Tańcząca zorza jakby wskazywała, czego od nich chce - pociągnęła ich za sobą w 

kierunku, którego sami by nie wybrali. 

Nie  dotarli  na  cmentarz.  Nie  znaleźli  też  krzyża,  na  którym  widniałoby  nazwisko, 

którego szukali. 

Ida usłyszała głos Mai: 

-  Dlaczego  szukamy  w  tym  miejscu?  Nie  rozumiemy  przecież  tych  liter.  Nigdy  nie 

znajdziemy właściwego grobu. 

Zorza  polarna  skierowała  ich  w  stronę  morza. W  stronę  kilku  nieforemnych  statków. 

Zobaczyli, jak załadowywano drewno i mąkę. Brudni mężczyźni w zniszczonych ubraniach z 

mozołem wnosili towary na kolorowe żaglowce. 

Imię,  które  pragnęli  znaleźć,  widniało  na  burcie  jednego  ze  szkunerów.  Wyryte 

znajomymi  literami.  Nie  w  obcym  alfabecie.  To  właśnie  wskazywała  im  zorza  polarna.  Z 

cienia wyłoniła się kobieta z luźno rozpuszczonymi włosami, spływającymi czarną falą dużo 

poniżej pasa. Stała na wietrze, z tymi czarnymi, rozwianymi włosami - zasłaniały częściowo 

jej twarz, ale wszyscy troje ją rozpoznali. 

Na twarzy miała zmarszczki. Oczy ciemniejsze nawet od oczu Mattiego. 

Była ładnie ubrana, ale na ramiona narzuciła zniszczony szal w kolorze tabaki. Na jej 

szyi  wisiał  amulet  -  ptak  w  locie,  wyrzeźbiony  w  białej  kości,  zawieszony  na  cienkim 

rzemyku. Obracała go w palcach, przyglądając się trojgu młodym. 

-  Szukacie  mojego  grobu?  -  spytała.  -  Nie  znajdziecie  go.  Tylko  umarli  mają  groby, 

nie  wiedzieliście  o  tym?  Dlaczego  szukacie  mojego?  Mnie  nigdy  nie  pochowają  w  mogile. 

background image

Spocznę w morzu. W końcu połączę się z tym, którego zawsze kochałam. Nie wiedzieliście o 

tym? 

Zmarszczki zdradzały jej wiek. Wyglądała jak dojrzała kobieta, a to nie zgadzało się z 

tym, czego się dowiedzieli: że umarła, mając dwadzieścia pięć lat. 

- Chciałam was zebrać wszystkie razem - rzekła. Ida uświadomiła sobie, że gdzieś już 

słyszała  ten  głos.  To  ten  sam,  który  mówił  do  taty  przez  Maję.  -  Jest  was  więcej,  niż 

wywróżyła mi Elle. Bardzo cierpiałam z waszego powodu... a może to wy cierpiałyście prze-

ze mnie? Nie wiem. Ale ja również doznałam wiele bólu. Nie ma Knuta... 

- Urodziło mu się dziecko. Nadali małemu imię Karl Rasmus. 

- Brakuje Elise - mówiła dalej. 

- Elise wyjechała. 

- Nie ma tu mojego Michaiła. Jewgienij nie chciał go puścić. Michaił jest jego wielkim 

wyrzutem  sumienia.  Tak  jak  i  ja.  Jewgienij  wykradł  mi  dziecko  Mikkala.  Dlatego  nazwał 

swojego  syna  jego  imieniem.  Jewgienij  kocha  i  cierpi.  Nie  powinniście  mnie  szukać.  Nie 

znajdziecie  grobu.  Nie  powinniście  marznąć  w  tym  żółtym  świetle.  Dowiecie  się,  kiedy 

nadejdzie mój czas. Nie wolno wam zapomnieć, że chcę spocząć w morzu. Nie pozwólcie, by 

Reijo o tym zapomniał! 

Zniknęła im z oczu. Tak samo zniknęły statki i port, i morze. Podobnie zorza polarna, 

wyginając się w rozmaite kształty, odpłynęła za horyzont. 

Ailo spytał Idę o broszkę. Wyciągnął rękę, lecz ona jej nie miała. 

-  Należy  do  Mai  -  rzekł  Ailo.  -  Nie  wolno  połączyć  broszki  z  pozostałą  częścią 

pamiątki. Nie powinniśmy tego robić. Broszki nie wolno nigdy używać razem z pozostałymi 

klejnotami ślubnymi. Tato sobie tego nie życzy. Broszkę otrzymała Maja. Musisz ją jej oddać. 

Dostaniesz ode mnie ptaszka, Ida. Złotego ptaszka... 

Odszedł w ciemność. 

- Dokąd idziesz? - spytała. Krzyknęła. Rzuciła się za nim w otchłań, ale nie mogła go 

znaleźćSłyszała jego kroki, ale go nie widziała. 

- Dokąd idziesz, Ailo? Nie odchodź ode mnie. 

-  Nie  opuszczam  cię  na  długo  -  obiecał.  -  Przyjdę  po  ciebie,  nie  obawiaj  się!  Maja 

mnie potrzebuje. Płynie w nas ta sama krew, nie mogę jej zawieść. 

Ida pamiętała, że to ona i ojciec mieli wyruszyć, a nie Ailo po nią przyjść. Nie tak się 

umawiali. Nie mógł przecież źle zrozumieć. 

Zawołała go, próbowała zatrzymać. Ale wkoło panowała nieprzenikniona ciemność. 

background image

- Nie jestem Ailo! Ailo tu nie ma! Ida! Ida! Na Boga, uspokój się, dziewczyno! Ailo tu 

nie ma. Nie mogę go tu sprowadzić, nawet gdybym bardzo chciał! 

Ida przetarła oczy. Nie zobaczyła ani ciemności, ani zorzy polarnej. Niebo było czyste, 

niebieskie.  Drzewa  soczyście  zielone.  Oczy,  w  które  spojrzała,  nie  przypominały 

błyszczących,  piwnych  oczu  Ailo.  Te  wydawały  się  ciemniejsze  i  smutniejsze.  To  nie 

pociągła  twarz  Ailo  pochylała  się  nad  nią,  lecz  inna  -  szeroka,  bardziej  surowa  i  bardziej 

męska... 

- Ailo? - powtórzyła. 

- Nie ma go tu - odparł Sedolf. 

- Ale on był tu przed chwilą - szepnęła i ponownie zapadła w letarg. 

Sedolf  uklęknął  na  świeżo  skoszonej  łące.  Ida  pojawiła  się  znikąd.  Wyszła  z  lasu, 

przez  który  nie  wiodły  tu  żadne  ścieżki.  Wołała  Ailo.  Miotała  się  wkoło,  jak  gdyby  czegoś 

albo kogoś szukała. Zemdlała. 

Bóg  jeden  wie,  jakim  cudem  zdołała  dotrzeć  tak  daleko.  Na  skróty  droga  z  cypla  do 

tego  miejsca  zajmowała  zwykle  ponad  godzinę.  Nie  rozumiał,  jak  Ida  mogła  się  zdobyć  na 

taki wysiłek. 

Od zachodu nadciągał deszcz. 

Po  nocnej  popijawie  z  Emilem  Sedolf  nie  czuł  się  zdrów.  Nie  był  w  stanie  dojść  do 

domu. Zresztą nikt na niego nie czekał. Już dawno zyskał miano czarnej owcy w rodzinie.  I 

już niejeden raz sypiał w stodołach. 

Chyba Ida nie jego szukała? 

Emila? 

Mało prawdopodobne. 

Wyglądało na to, że dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, gdzie się znajduje... 

Mogła  tak  iść  w  zamroczeniu  aż  z  cypla.  To  szaleństwo  zostawiać  ją  samą  w  domu! 

Jeszcze nie całkiem doszła do siebie po chorobie. 

Sedolf wziął ją na ręce. Przez sekundę zdumiał się, że jest taka lekka. Ale przecież nie 

należy do wysokich. Wydawała się w jego ramionach jak nieżywa. Serce mu zamarło na samą 

myśl. Musiał przysunąć twarz blisko jej ust, żeby przekonać się, że nadal oddycha. Lecz od-

płynęła gdzieś daleko, pogrążona w głębokim śnie. 

Przestraszony  i  oszołomiony,  zaniósł  Idę  do  stodoły.  Delikatnie  położył  ją  na  sianie, 

przykrył kocem, który przyniósł tu z myślą o Sofii. A więc jednak się na coś przydał, chociaż 

zupełnie w innym celu. 

background image

Sam  usiadł  obok  Idy.  Opróżnił  butelkę  do  ostatniej  kropli.  Stwierdził,  że  to  dość 

nędzne  śniadanie.  Przyszło  mu  na  myśl,  że  powinien  wreszcie  się  ustatkować,  zostać 

porządnym człowiekiem - on także. Kiedyś... 

Być może Sofia stanowiła jakieś rozwiązanie. Stanąłby przed pastorem w garniturze i 

białym krawacie. Obiecałby wierność do końca życia i być może uwierzył, że uda mu się grać 

rolę  męża  -  przynajmniej  przez  jakiś  czas.  Chociaż  to  trochę  nieuczciwe  wobec  Sofii.  Ida 

miała rację, że ta mała jest trochę niedoświadczona. Marzyła pewnie o czymś całkiem innym. 

Sedolf nie oddawał się marzeniom. To dobre dla dziewczyn. On co najwyżej potrafił 

sobie wyobrazić bogactwo. Nie śnił na jawie o kobietach. Nigdy nie musiał. 

I tak miał dość wrażeń. 

Ludzie  gadali,  że  Knut  ma  pieniądze.  Dużo  pieniędzy.  Pomógł  tym,  którzy  stracili 

wszystko  w  pożarze.  Wybudował  sobie  duży  dom  w  miejscu,  gdzie  spłonął  dom  Mai. 

Postawił oborę z solidnych belek. Kupił konie i krowy. Zdobył ziemię orną i łąki. 

To musiało kosztować. 

Nie  wyglądało  na  to,  żeby  Reijo  kiedykolwiek  martwił  się  o  to,  czy  jego  posiadłość 

spali  się  czy  nie.  Sprzeda  ryby  czy  nie.  Z  drugiej  strony  jednak  nie  opływał  też  w  dostatki. 

Mało prawdopodobne, żeby chował coś w skrzyni. 

Co za bzdurne myśli. 

Reijo przecież nie miał już córek na wydaniu. Sedolf nie znał również nikogo, kto by 

się  w  wiosce  ożenił  dla  pieniędzy  i  majątku.  Chociaż  to  z  pewnością  jedyny  dobry  powód, 

ż

eby  się  ożenić.  Ida  wyglądała  tak  młodo.  To  dziwne  myśleć  o  niej  jako  czyjejś  żonie. 

Mężatce. 

Dobrze, że żaden z nich, ani on, ani Emil, nie zatrzymał się wczoraj dłużej na cyplu. 

To mogłoby napsuć wiele krwi. 

Emil nadal pozostawał pod silnym urokiem Idy, ale przecież musi w końcu zrozumieć, 

ż

e  nic  nie  wskóra,  odwiedzając  ją  jako  wieczny  zalotnik.  Dziewczyna  nie  jest  już  panienką. 

Wyszła za mąż. 

Emil powinien ożenić się z Sofią. Pasują do siebie jak ulał. Oczywiście sami tego nie 

dostrzegają. 

Sedolf  długo  rozmyślał.  Powoli  rozjaśniało  mu  się  w  głowie.  Tymczasem  deszcz 

zdążył porządnie zmoczyć dach stodoły. 

Ida czuła się bardzo osłabiona i rozbita, kiedy się ocknęła. Popatrzyła na rozeschnięte 

ś

ciany i ciemne sklepienie, drzwi zawieszone trochę krzywo. 

Zorientowała się, co ją obudziło. Grzmoty burzy. 

background image

- Gdzie ja jestem? - spytała. Sedolf przeciągnął się i powoli, niespiesznie usiadł. 

Udało  mu  się  trochę  przespać.  Nigdy  nie  miał  dosyć  snu.  Rzadko  tylko  temu 

poświęcał noce. Miał tak wiele innych nocnych zainteresowań... 

-  Witamy  z  powrotem  -  rzekł.  -  Gdzie  jesteś?  W  naszej  stodole.  W  połowie  drogi  w 

góry. Możesz mi powiedzieć, w jaki sposób się tu dostałaś? 

Ida potrząsnęła głową. 

- Zamierzałam odwiedzić Sofię - odparła. Próbowała sobie przypomnieć, dlaczego do 

niej nie trafiła, ale wyraźnie pamiętała jedynie to, czego nie mogła przeżyć naprawdę. Sen. - 

Wybrałam  się  do  Sofii  -  powtórzyła.  Czuła  się  nieswojo.  -  Nie  mam  pojęcia,  jak  się  tu 

znalazłam. To niemożliwe, bym uszła tak daleko! To straszny kawał drogi, prawda, Sedolf? 

Skinął głową. 

Burza  nie  dawała  za  wygraną.  Zobaczyli,  jak  błysnęło.  Zagrzmiało  długo  potem,  a 

więc nie było powodu do obaw. 

- Wołałaś Ailo. 

- To mi się śniło - powiedziała wymijająco. - Musiałam iść we śnie. 

- Ale nie spałaś, kiedy wychodziłaś z domu? 

-  Tak,  masz  rację  -  przyznała.  -  Nic  się  nie  zgadza.  Wybrałam  się  do  Sofii.  Tego 

jestem  pewna.  Ale  nie  pamiętam,  jak  szłam.  Nic  z  tego  nie  pamiętam.  Tylko  ten  sen,  który 

wydaje mi się dość dziwny. 

- Opowiesz? - spytał. Ida potrząsnęła głową. 

-  Nie  zrozumiałbyś  -  odparła.  Nie  zdawała  sobie  sprawy,  że  go  zraniła.  Sedolf  nie 

mógł wszak odgadnąć jej intencji, nie wiedział, że zdarzenia, których dotyczył sen, zna tylko 

najbliższa rodzina. Uznał teraz, że Ida traktuje go jak kogoś niepoważnego. Wiedział, że Ida 

dużo rozmawia z Emilem. Dzieli się z nim swoimi myślami. Emil tak mówił. 

Uważa  zatem,  że  jestem  bardziej  powierzchowny  niż  Emil,  pomyślał.  To  trochę 

zapiekło. Nie dlatego, żeby zamierzał się do niej jakoś zbliżyć, ale to zawsze boli, kiedy ktoś 

nas uważa za niezbyt rozgarniętego. Odchrząknął. 

- Weszłaś, zataczając się, na łąkę. Krążyłaś przez chwilę w kółko. Wyglądało, jakbyś 

czegoś szukała. Potem upadłaś. Wołałaś Ailo. 

-  Tyle  pamiętam  -  powiedziała.  Usiadła.  Miała  na  kolanach  wełniane  getry.  Suche 

ź

dźbła trawy we włosach. 

Sedolf wyjął ostrożnie kilka z nich. 

Ida spojrzała na koc, uśmiechając się krzywo. 

- Przygotowałeś się, co? A może zawsze korzystasz z tego miejsca? 

background image

-  Tylko  ten  jeden  raz  -  zapewnił  i  uśmiechnął  się  szeroko.  -  Zwykle  prościej  jest 

wymknąć się do komórki lub na strych. 

-  Sedolf,  przyznaj  szczerze,  czy  jest  w  tym  coś  szczególnego?  -  spytała.  -  Zmieniać 

dziewczyny jedną po drugiej? 

- Hm - mruknął Sedolf. - Nigdy nie próbowałem czegoś innego. 

- Nigdy w żadnej nie byłeś do tego stopnia zakochany, żebyś pragnął być tylko z nią? 

Nigdy nie chciałeś się ustatkować? Mieć dzieci? 

- Nie - odparł szczerze. - Żadnej też nie miałem wiele do ofiarowania. Nie więcej niż 

jedną noc, rozumiesz? Nie jestem zbyt wiele wart. Wiesz, że zostałem wyrzucony z pracy? 

Ida wiedziała o tym. Wszyscy wiedzieli. Wielu zbyt dużo o tym rozprawiało. Gwiazda 

Sedolf a jako ewentualnego zięcia znacznie po tym przygasła. 

-  Chyba  też  specjalnie  do  niczego  się  nie  nadaję.  Nie  powinienem  składać 

odpowiedzialności  za  dom  na  barki  dziewczyny.  A  tym  bardziej  jeżeli  chciałbym  zostać 

ojcem... 

- Knutowi dziś w nocy urodził się syn - przerwała mu Ida. 

- Nie śniło ci się? 

- Nie, Knut przyszedł dziś rano na cypel i powiedział mi o tym. Chłopiec będzie miał 

na imię Karl Rasmus. Sara z Myra pomagała przy porodzie. Knut zachowywał się jak pijany. 

- Nie miałaś zamiaru iść do niego? 

- Nie. Pamiętam dobrze, że wybierałam się do Sofii - upierała się stanowczo. - Wcale 

nie myślałam o Knucie. Zdawałam sobie sprawę, że nie zdołam dojść tak daleko. 

- Przeszłaś dwa razy większą odległość - zauważył cicho Sedolf. 

Rzeczywiście. Ida czuła się straszliwie zmęczona, więc pewnie tego dokonała. Ale nie 

rozumiała, jak to się stało. 

- Czy Emil coś mówił? - spytała. - Czy uważa, że go w pewnym sensie zachęcam? 

- Nie zamierzam ci o tym opowiadać. 

- Nie chciałam mu robić nadziei - tłumaczyła się  Ida, jak  gdyby nie zrozumiała słów 

Sedolfa.  -  Ale  z  Emilem  świetnie  się  rozmawia.  On  mnie  tak  dobrze  rozumie.  Przynajmniej 

pozwala mi mówić. Chyba przede wszystkim o to chodzi. Pozwala mi się wygadać. Wydaje 

mi się, że posuwam się za daleko, kiedy nazywam go swoim przyjacielem. Czuję, jakbym go 

wykorzystywała... 

- Przekonywałem go, żeby przestał cię odwiedzać - rzekł Sedolf z naciskiem. - To ty 

powinnaś  mu  to  powiedzieć.  Ja  tylko  usłyszałem,  że  przemawia  przeze  mnie  zazdrość  i  że 

sam mam na ciebie oko. 

background image

Ida uśmiechnęła się. 

- Emil uratował mi życie. Sedolf także się uśmiechał, ale przez sekundę pojawiło się w 

jego wzroku coś dziwnego. Być może się myliła... 

- Ty też - dodała. 

To  niedobrze,  że  wszyscy  największe  zasługi  przypisują  Emilowi.  Gdyby  Sedolf  nie 

usiadł  przy  wiosłach,  nikt  nie  zostałby  uratowany.  Emil  miał  trudniejsze zadanie,  ale  Sedolf 

włożył tyle samo wysiłku - jeżeli nie więcej. 

-  I  dlatego  nie  możesz  zażądać  od  jednego  z  nas  albo  od  nas  obu,  żebyśmy  się 

odczepili?  -  spytał  trochę  wyzywająco.  -  Nawet  jeśli  tak  by  było  lepiej?  Powinnaś  dać 

Emilowi trochę czasu, żeby się zastanowił i zrozumiał, że potrzebna mu jest taka żona jak... 

jak na przykład Sofia. 

Ida sama o tym myślała. Jeden z kącików jej ust lekko drgnął. 

- Powiedziałeś mu to? - spytała. Sedolf skinął głową. 

- A on odwarknął, bym pilnował własnych spraw. Zapewnił mnie, że sam decyduje o 

swoim życiu. I że to mu odpowiada. 

Sedolf odnalazł wzrok Idy. 

-  A  może  i  ty  mu  o  tym  mówiłaś?  Na  pewno  myślałaś,  że  powinien  zająć  się  Sofią, 

widać to po tobie. Ale czy dałaś mu to do zrozumienia? 

- W pewnym sensie. 

- Czy między tobą i Ailo nie dzieje się przypadkiem coś złego? 

- Dlaczego, u licha, o to pytasz? 

- Ludzie gadają. Że z powodzeniem mógł jeszcze zaczekać. Że to wygląda dziwnie. I 

niewątpliwie tak jest. 

Idę na moment jakby sparaliżowało. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że ludzie mogą 

tak pomyśleć. To absolutnie nie pokrywało się z rzeczywistością. 

- Czy Emil też tak uważa? Nie powinien! Tłumaczyłam mu, dlaczego rozstaliśmy się z 

Ailo.  -  Zaczerpnęła  powietrza.  -  Między  mną  i  Ailo  wszystko  dobrze  się  układa.  Po  prostu 

musiał  wyjechać.  Cały  czas  się  zastanawiam,  dlaczego  to  nie  spotkało  kogoś  innego,  tylko 

nas?  Nie  mogłam  przecież  mu  towarzyszyć.  Ale  potwornie  za  nim  tęsknię.  Nigdy  nie 

potrafiłabym myśleć o kimś innym, dopóki mam świadomość, że Ailo czuje to samo. Emil o 

tym wie. 

-  Jesteś  pewna?  Czy  mogła  być  pewna?  Czy  w  ogóle  można  być  pewnym 

czegokolwiek? 

- Nie mogę tu zostać - oświadczyła. 

background image

Nie chciała więcej myśleć o Emilu. Nie chciała usiłować zgadnąć, co mógłby myśleć 

Emil. 

- Odprowadzę cię do domu, jak tylko przestanie padać. Ida popatrzyła na Sedolfa. 

- Nigdy nie zdołam tam dojść. To za daleko - przyznała z niechęcią. 

- Poniosę cię - rzekł chłopak odważnie. - Nie jestem słabeuszem, jak wiesz. Wszystkie 

dziewczęta znad fiordu szaleją za moimi muskularni. 

Ida skrzywiła się, ale odniosła wrażenie, że lubi Sedolfa nieco bardziej niż przedtem. 

Jest co prawda niepoprawnym uwodzicielem, ale jest też człowiekiem. 

Potrzebował jedynie okazji, by to udowodnić. 

Musieli  czekać  dłużej,  niż  zamierzali.  Prawie  zaczynał  się  nowy  dzień.  Zdążyli 

porządnie  zgłodnieć,  zanim  deszcz  przestał  padać.  Ugasili  tylko  pragnienie,  to  nie  było 

trudne. 

-  Czuję  się  jak  kapryśna  dama  -  zwierzyła  się  Ida,  siedząc  na  plecach  Sedolfa,  kiedy 

przedzierali się przez mokry las. 

Sedolf  wybierał  najmniej  uczęszczane  ścieżki.  Ida  była  mu  za  to  wdzięczna.  Ona, 

która  nie  przejmowała  się  ludzkim  gadaniem,  czułaby  się  strasznie,  gdyby  ją  ktoś  teraz 

zobaczył. 

Stało się jednak coś jeszcze gorszego. 

Reijo wrócił. 

Krążył po domu niczym dziki, rozjuszony byk, zaślepiony strachem i złością. 

Kiedy Sedolf postawił Idę na podwórzu, ojciec dał upust emocjom. Nie zdążyli nawet 

otworzyć  ust,  by  cokolwiek  wyjaśnić.  Reijo  zaciśniętą  pięścią  uderzył  Sedolfa  w  twarz  i 

powalił go na ziemię, zanim Ida zdołała zareagować. 

Reijo nie poprzestał na tym. Porządnie uderzył jeszcze kilka razy. 

Sedolf coś zabełkotał, Ida zobaczyła, jak wywróciły mu się oczy, tak że widoczne były 

tylko białka. 

- Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz?! - zagrzmiał Reijo i dosłownie pociągnął córkę 

do domu. Sedolfa zostawił tak, jak leżał. 

Ida  wyrwała  się  ojcu.  Zachwiała  się  i  musiała  oprzeć  się  o  ścianę.  Przy  każdym 

oddechu bolało ją w piersiach, w płucach świszczało i rwało. 

- Zabłądziłam - wykrztusiła zdyszana. - Chciałam pójść do Sofii i nie rozumiem, jak to 

się stało, że znalazłam się w lesie. Sedolf mnie znalazł. Zaczęło padać... Nie mogliśmy wrócić 

wcześniej... 

- Mówisz, że nie wiesz, jak to się stało? 

background image

- Zupełnie tego nie rozumiem. - Ida pokręciła głową. - Nie wiem, co mną kierowało. 

To przypominało sen. 

Reijo zmusił ją, by wszystko dokładnie opowiedziała. 

Nie skomentował ani słowem. 

- A gdzie są Knut i Anjo? Czy nie powinni być tu razem z tobą? 

- Urodziło im się dziecko - odparła Ida. - Chłopiec. 

Reijo odetchnął kilka razy, zdenerwowany. Zamknął oczy. Starał się uspokoić. Potem 

wziął wiadro z wodą, wyszedł i wylał zawartość na Sedolfa. 

Wciągnął  chłopaka  do  domu.  Sedolf  doszedł  do  siebie,  ale  wyglądał,  jakby  pragnął 

znowu się zapaść w ciemność. 

- Jak na swój wiek, masz tęgą pięść - syknął. Uśmiechnął się blado. 

- Powinienem ci raczej podziękować - przyznał Reijo. 

Sedolf skrzywił się. 

- Nie miałem żadnych niecnych zamiarów wobec Idy. A gdyby nawet, to teraz nigdy 

nie przyjdzie mi to do głowy. Ale powinniście jej lepiej pilnować. 

background image

10 

Emil więcej nie pokazywał się na cyplu. Sedolf także nie przychodził. Nikt oprócz Idy 

za nimi nie tęsknił. Sofia również się zaszyła. Henriettę wpadała od czasu do czasu, kiedy nie 

znalazła nikogo innego, kto zniósłby jej paplaninę. 

Ida miała duże grono koleżanek. Przyjaźniła się również z wieloma chłopcami. Mimo 

to czuła się potwornie samotna. Mieszkała bez męża, lecz nie była wolna, by móc bawić się i 

ś

miać tak jak inni młodzi. Została mężatką, ale nie było przy niej Ailo, więc nie mogła bywać 

u innych małżeństw. 

Widywała Knuta, Anjo i ich synka. I Reijo. 

Nabrała  sił.  Jej  oddech  nie  brzmiał  jeszcze  tak,  jak  powinien,  ale  kłucie  przy 

nabieraniu powietrza zniknęło. Mogła już robić wszystko, co robiła wcześniej. Mogła biegać 

bez  większego  wysiłku.  Mogła  sobie  na  wiele  pozwolić,  nie  dostając  przy  tym  zadyszki  ani 

zawrotów głowy. 

Jednak  uznała,  że  to  bez  znaczenia.  Poprawa  stanu  zdrowia  prawie  nie  miała  sensu. 

Nikt się nie cieszył razem z nią. W końcu sama nie była w stanie się cieszyć. 

Reijo  wspomniał,  że  być  może  wkrótce  wyruszą  na  wschód,  zaraz  po  letnim 

zgromadzeniu.  Wtedy  nie  będą  musieli  sami  szukać  dróg  i  nie  wydeptanych  szlaków  przez 

pustkowie, w każdym razie na początku. Bezpieczniej jest wędrować większą grupą, chociaż 

prawdą było, że podróżujący też okazywali się różni. 

Ida  bardzo  pragnęła  wyjechać.  Chciała  udać  się  w  drogę  choćby  zaraz.  Ożywiła  się, 

gdy tylko ojciec o tym wspomniał. 

Z  całej  duszy  marzyła  o  tym,  by  jak  najszybciej  znaleźć  się  obok  Ailo.  Nie  znosiła 

ż

ycia w próżni. 

Nie  była  do  tego  stworzona,  czuła  się  jak  w  więzieniu,  co  prawda  z  życzliwymi 

strażnikami, ale jednak w więzieniu. 

Istniał jeszcze jeden powód. Coś, co sprawiało, że nie mogła się doczekać spotkania z 

mężem.  Wcześniej  nawet  jej  to  nie  przeszło  przez  myśl.  Pochłonięta  różnymi  kłopotami  na 

nic  nie  zwróciła  uwagi.  Dopiero  Anjo,  z  rumieńcem  na  twarzy,  ściszonym  głosem  zasiała 

pierwsze ziarno nadziei. 

- Czy zauważyłaś, że pasek twojej spódnicy zrobił się trochę ciasny, Ida? 

Ida  stała  z  maleńkim  Karlem  na  ręku.  Musiała  skryć  twarz  za  miękkim,  drobnym 

ciałkiem, kiedy dotarł do niej sens tych słów. 

background image

- Może - przyznała rację Anjo. Nie powiedziała nic więcej. 

Anjo  zachowała  się  dyskretnie.  Obyło  się  bez  głośnych  aluzji  i  rozgłaszania  tego, 

czego się domyślała. Być może szepnęła coś Knutowi, ale on udawał, że nic nie wie. 

Ida  zdawała  sobie  sprawę,  że  uwaga  dotycząca  paska  była  słuszna.  Ale  w  ciągu 

ostatnich miesięcy tak niewiele się ruszała. Może po prostu przytyła. 

Oglądała  ciemniejszy  pas  skóry  w  okolicy  talii.  Pomyślała  znowu  o  spódnicy.  Nie 

przypisała  temu  jakiegoś  szczególnego  znaczenia.  Brzuch  wyglądał  tak  jak  zwykle,  ale  tego 

wieczoru przez dłuższą chwilę ręce Idy spoczęły na nim z miłością. 

Obejrzała  piersi  -  nie  potrafiła  stwierdzić,  czy  zrobiły  się  cięższe,  czy  brodawki 

pociemniały.  Zapragnęła,  żeby  Ailo  znalazł  się  przy  niej.  Dobrze  byłoby  być  razem  i 

wspólnie  szukać  pierwszych  sygnałów.  Dawno  nie  krwawiła,  ale  po  ciężkiej  chorobie  to  też 

nie musiało jeszcze niczego oznaczać. 

Ida długo się zastanawiała. 

Czuła, że w jej ciele coś drgnęło. Ale minęły tygodnie, zanim odważyła się przyznać 

do tego Anjo. Wcześniej jednak wymogła na niej złożenie uroczystej przysięgi, że zachowa to 

dla siebie. 

- Myślę, że masz rację - zwierzyła się. - Myślę, że jestem przy nadziei. 

- Czy Reijo o tym wie? Ida energicznie potrząsnęła głową. 

-  Nie  mogę  mu  nic  powiedzieć,  zanim  nie  dotrzemy  na  tyle  daleko,  żeby  nie  mógł 

zawrócić. 

Anjo uśmiechnęła się i potargała Idę po włosach. 

- Czy jest ci niedobrze nad ranem? Ida nie miała mdłości. Czuła jednak, że nosi w so-

bie zalążek życia. 

Czuła i pragnęła tego całą sobą. 

- Nie boisz się, że podróż będzie zbyt uciążliwa? Ida potrząsnęła głową. 

- Chcę być z Ailo, kiedy dziecko przyjdzie na świat. Tylko to wydaje mi się słuszne. 

Ailo  powinien  poznać  maleństwo  równie  wcześnie  jak  ja.  Powinien  się  o  nim  dowiedzieć, 

jeszcze zanim dziecko się urodzi. Chciałabym razem z nim dzielić oczekiwanie. Nie mogę go 

zaskoczyć i tak po prostu rzucić mu niemowlę na kolana. 

-  Mam  nadzieję,  że  mimo  wszystko  będziesz  ostrożna  -  odezwała  się  Anjo.  - 

Chciałabym, żebyś nie musiała jechać. 

- Mój dom jest tam, gdzie jest Ailo - rzekła Ida. Była o tym przekonana. - Dopóki Ailo 

ż

yje dla mnie, mój dom jest przy nim. Należymy do siebie. Jestem mu przeznaczona. 

- Emil i Sofia dali na zapowiedzi - rzuciła Anjo. Ida lekko pobladła. 

background image

- Nie wiedziałam. Ufam, że będzie im z sobą dobrze. Zawsze uważałam, że powinni... 

Czuła  się  jednak  rozczarowana,  że  żadne  z  nich  nie  zadało  sobie  trudu,  by  ją 

zawiadomić. Chciałaby życzyć im szczęścia. 

- Ojciec Emila jest poważnie chory - mówiła dalej Anjo. - Spieszy im się, żeby Emil 

mógł przejąć gospodarstwo. 

Anjo miała w sobie coś niezwykłego. Po upływie pierwszego trudnego okresu, została 

dobrze przyjęta przez mieszkańców wioski. Nie próbowała na siłę pokonać dystansu, jaki na 

początku  'wobec  niej  stwarzali.  Kiedy  jednak  poznali  jej  wrodzoną  życzliwość,  zaczęli  ją 

traktować jak jedną ze swoich. 

Dokonała  niemal  cudu,  doprowadzając  do  ślubu  z  Knutem,  dużo  przecież  od  niej 

młodszym. On zaś uczynił wiele dobrego - ludzie ich szanowali. 

Zdarzało się, że Anjo pragnęła, by Raija mogła zobaczyć, jak się powiodło Knutowi. 

Ż

e  syn  zajmuje  we  wsi  ważną  pozycję.  A  jego  żonę,  choć  obcą,  ludzie  traktują  jak  swoją. 

Wiedziała,  że  Raija  nie była  tu  zbyt  szczęśliwa.  Że  nigdy  nie  udało  jej  się  przeniknąć  przez 

mur niechęci i stać się cząstką miejscowej społeczności. 

- Dociera do ciebie dużo więcej nowinek niż do mnie! Przynajmniej tato będzie teraz 

trochę spokojniejszy, skoro Emil, można powiedzieć, znalazł swą przystań... - westchnęła Ida. 

- Czy Reijo mówił ci, że w podróż na północ chce ze sobą zabrać Sedolfa? 

- Nie. 

Ida nic o tym nie słyszała. 

-  Sedolf  powiedział  nam  o  tym  któregoś  wieczoru.  Reijo  uważa,  że  droga  jest  zbyt 

daleka, by mógł wybrać się w nią sam z kobietą. 

Ida wywróciła oczami. 

- Myślałby kto, że to jakaś choroba być kobietą! 

-  W  górach  panują  surowe  warunki  -  tłumaczyła  Anjo.  -  Zgadzam  się  z  tobą,  ale 

rozumiem też Reijo. Twój ojciec mieszkał tam przez jakiś czas. Ja także. Zdaje sobie sprawę 

z tego, co mówi. 

- Czy Sedolf się zgodził? 

-  Sam  jeszcze  nie  wie.  Ale  co  mu  pozostaje?  Nikt  nie  chce  mu  dać  pracy,  odkąd 

ostatni chlebodawca go wyrzucił. Czy masz pojęcie, że Sedolf dobierał się do jego córki? 

Ida również i o tym nie wiedziała. 

- Byłoby z nim trochę weselej - zauważyła. - Tato nie jest sobą, odkąd dowiedział się 

o  mamie.  Nawet  ja  zaczynam  nabierać  do  niej  dystansu.  Chociaż  na  początku  czułam  się 

bardzo rozgoryczona. 

background image

-  Jemu  jest  trudniej  -  stwierdziła  Anjo.  -  Całkiem  ją  utracił,  kiedy  zobaczył  tego 

chłopca. 

Sedolf przystał na propozycję Reijo. Z pewnym wahaniem. Bez przekonania, jak sam 

to określił. 

- To chyba nie robota dla mnie, ale mogę i tego spróbować - stwierdził. 

Wyruszyli  na  początku  sierpnia.  Dwa  konie,  wóz  i  troje  ludzi.  I  jeszcze  maleńkie 

ż

ycie, o którym wiedziała tylko jedna z podróżujących osób. 

Pierwszego tygodnia sprzyjała im pogoda. Dobrze wpływała na ich humory. Przyroda 

w tej krainie, która wydawała się nie mieć granic, okazała się przepiękna. Rozległa i otwarta 

przestrzeń - nikt nie zwichnie sobie karku, spoglądając na szczyty wzniesień. 

Sedolf powiedział, że wygląda jak placek jego matki. 

- Łatwo tu zabłądzić - dodał. Nie był pewien, czy może zaufać Reijo i jego zmysłowi 

orientacji. 

Ida uświadomiła sobie, że właśnie to miał na myśli Ailo, mówiąc: pięknie. Podniecona 

obserwowała otoczenie. Łykała pierwsze kęsy tego, co dla Ailo stanowiło codzienność. 

Kiedyś  nazwie  to  swoim.  Zastanawiała  się,  czy  zrobi  to  z  przekonaniem.  Teraz  było 

przede wszystkim obce. 

Przemierzając płaskowyż, nauczyli się żyć z owadami, które latały i pełzały, brzęczały 

i  gryzły.  Nauczyli  się  doceniać  ciszę,  która  zresztą  tak  naprawdę  nigdy  nie  była  absolutna. 

Mógł ją zakłócić samotny ptak. Komar, który starał się ukłuć nagą skórę. Lis wyjący ku niebu 

gdzieś daleko, dalej niż sięgał wzrok... 

Cisza stanowiła balsam dla uszu. 

Zabrali  ze  sobą  wystarczająco  dużo  rzeczy,  żeby  dać  sobie  radę,  ale  nie  więcej  niż 

potrzeba. Dlatego musieli żywić się tym, co ofiarowała im natura. Na rozległych mokradłach 

dojrzały już gdzieniegdzie w słońcu moroszki.  Ida bardzo je lubiła. Mięsa niemal nie mogła 

tknąć.  Poprzedniego  dnia  udało  im  się  złapać  zająca  i  chociaż  posiłek  wymagał  mocnych 

zębów, był smaczny. Idzie wystarczył sam zapach. Z trudem wmusiła w siebie kilka kęsów - 

wymówiła się tym, że najadła się jagód i żytniego chleba, który ze sobą zabrali. 

Reijo wybrał się na przechadzkę wzdłuż rzeki, nad którą postanowili się zatrzymać na 

odpoczynek. Zamierzał się przekonać, czy uda mu się przechytrzyć jakieś ryby. Byłyby jutro 

na obiad. 

- Nie możemy dostarczyć Ailo jakiejś wychudzonej szczapy - powiedział. 

Rozbili  prostą  jurtę,  jak  to  robili  Lapończycy.  Dwanaście  żerdzi  średniej  długości, 

cienkich i prostych, ustawili w ten sposób, że utworzyły stożek. Na wierzchu ułożyli pokrycie 

background image

z  cienkiej  skóry.  Składało  się  z  dwóch  płatów  -  inaczej  by  sobie  nie  poradzili  z  jego 

naciągnięciem. Końce skór stykały się w miejscu, gdzie powinno znajdować się wejście. Nie 

zrobili porządnych drzwi. Zwykle tworzył je kawałek tego samego materiału, który stanowił 

pokrycie jurty. Układało się go na zewnątrz i przymocowywało sznurem.  Potem sznur prze-

ciągano  przez  czubek  utworzony  przez  żerdzie,  przez  dymnik,  a  następnie  puszczano  luzem 

nisko  przy  poprzecznym  paliku  nad  paleniskiem.  Ten  okrągły  palik  łączył  cztery  zgięte 

ż

erdzie, które tworzyły część nośną szkieletu jurty. Służył również do zawieszania garnków. 

Ż

erdzie  Reijo  zabrał  ze  sobą  -  okolice,  w  które  się  wybierali,  nie  słynęły  z 

wysokopiennych drzew. 

Skromna jurta spełniała wiele funkcji. Dawała schronienie przed niepogodą. Stanowiła 

miejsce do spania i przygotowywania posiłków. 

- Tu jest ciaśniej, niż sądziłem - rzekł Sedolf. Próbował w ten sposób zagaić rozmowę. 

Nie zawiódł jako towarzysz podróży. Ida spodziewała się po nim, że będzie sypał dowcipami 

jak z rękawa. Nic podobnego. Ten Sedolf, którego ze sobą zabrali, okazał się innym, bardziej 

rozważnym człowiekiem. 

- Nie zmarzły ci stopy? - spytał ze swego miejsca przy palenisku. - Nie ma tu niestety 

bocznej  izby,  do  której  można  by  się  w  razie  czego  wycofać.  W  tych  warunkach  żyje  się 

bliżej siebie. Więcej o sobie wie. Ale też bardziej troszczy o siebie nawzajem. 

-  Nie  wierzę,  żebym  kiedykolwiek  jeszcze  została  z  Ailo  sama  -  wyrwało  się  Idzie, 

kiedy zrozpaczona rozglądała się dokoła. 

Przywykła  do  gładkich  ścian  z  drewnianych  belek.  Okien,  przez  które  mogła 

wyglądać. Spiżarni, którą mogła porządkować, podłogi wymytej do białości. 

- Głowa do góry! Sedolf położył jej dłoń pod brodę i podniósł nieco wyżej. 

-  No,  dalej,  Ida,  uśmiechnij  się  choć  trochę!  Przynajmniej  nie  będziesz  musiała 

szorować podłóg piaskiem. 

Roześmiała się i rozpłakała jednocześnie. Nie zdawała sobie sprawy, co ją czeka. Nie 

przypuszczała, że wypełniała swe myśli fantazjami. 

-  Wiedziałam,  że  Ailo  nie  wyobraża  sobie  innego  życia  -  mówiła  przez  łzy.  -  Ale  to 

takie dziwne nagle wszystko zmienić! 

Sedolf  miał  szczupłe  palce.  Pośpiesznie  wytarł  jej  policzki  wierzchem  dłoni.  Ida 

ledwie to zauważyła. 

- Inaczej do tego podejdziesz - zapewnił. - Kiedy już tam zamieszkasz. Założę się, że 

odzyskasz  energię.  Będzie  lepiej,  niż  myślisz.  Wierzę,  że  życie  w  jurcie  nie  jest  złe.  W 

background image

przeciwnym razie Lapończycy już dawno wy naleźliby coś innego. A w zimie mają przecież 

ziemianki... Ida skrzywiła się. Sama otarła łzy. 

- Wiesz przecież, co mówiło się u nas o tych, co mieszkali w ziemiankach... 

Sedolf doskonale pamiętał. Jego rodzina nadal mieszkała w darniowej chacie. Zdawał 

sobie sprawę, że Ida o tym zapomniała, ale jej słowa zapiekły. 

- Patrzysz na to w ten sposób, ponieważ jesteś... - Nie dokończył. Wydał się dziwnie 

zakłopotany.  Musiał  pomóc  sobie  rękami,  choć  to  wcale  nie  pomogło  lepiej  się  wysłowić.  - 

Ponieważ spodziewasz się dziecka, prawda? 

Ida  zamrugała  i  spojrzała  na  niego  zdumiona.  Popatrzyła  po  sobie  i  stwierdziła,  że 

niczego jeszcze nie widać. 

- Czy Anjo się wygadała? 

Sedolf uśmiechnął się słabo i potrząsnął ciemną czupryną. 

- Zgadłem. Nie jesz mięsa. Wyglądasz strasznie blado nad garnkiem rosołu, w jednej 

chwili stałaś się bardziej kobieca niż jakakolwiek inna kobieta znad fiordu. Nie dźwigasz, nie 

podnosisz, nie skaczesz jak Ida, którą znałem. I jest coś w twoich oczach. Albo w uśmiechu. 

Do diabła, nie wiem. Po prostu coś w tobie jest... 

- Ani słowa tacie! W jednej chwili odesłałby mnie do domu - mówiąc, owijała wokół 

palca  kosmyk  włosów.  -  Wiem,  że  zdarzają  mi  się  zmienne  nastroje.  Mam  nadzieję,  że  nie 

doprowadzę was do szaleństwa. 

- Na razie nie widać żadnych oznak - zapewnił. - Powiem ci, kiedy będę bliski obłędu. 

- Nabrał powietrza i spytał: - Dużo zostało czasu? 

Ida  zaczerwieniła  się.  Dziwnie  było  rozmawiać  o  tym  z  mężczyzną.  Przecież  to  nie 

Ailo. 

- Chyba trzeci miesiąc. Rozwiązanie powinno nastąpić w styczniu. W samym środku 

surowej i mroźnej zimy. To odpowiedni czas narodzin dla dziecka, które ma się wychowywać 

w jurcie. Wzdrygnęła się. 

-  Jesteś  teraz  ładniejsza  -  przyznał  Sedolf  jakby  nieobecny.  -  Mam  dla  ciebie 

pozdrowienia od Emila - rzekł po chwili. - Nie wiedziałem, czy powinienem ci je przekazać, 

czy raczej zrezygnować. 

- Może mi nie zaszkodzi... 

- Hm - rzekł. - Uważam, że przekazanie takich wiadomości to raczej nic przyjemnego. 

- Słyszałam o nim i o Sofii - uprzedziła go Ida. - To najlepszy pomysł, na jaki mogli 

wpaść. 

background image

- Emil wyznał mi - mówił dalej Sedolf - że jego decyzja bardziej wynikała z rozsądku 

niż  z  prawdziwych  uczuć.  Że  nie  jest  tak,  jak  między  tobą  i  Ailo.  -  Wciągnął  powietrze,  aż 

zaświszczało między zębami. - Nie przestał myśleć o tobie, ale dodał, że to nie powinno cię 

niepokoić. Postara się, by Sofia była szczęśliwa. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że Sofia 

także  przyjęła  jego  oświadczyny  z  rozsądku.  W  jakiś  sposób  jej  rodzice  dowiedzieli  się,  że 

miała  się  ze  mną  spotkać  tamtej  nocy.  Nie  byli  zbytnio  zadowoleni.  Emil  ze  swoją  ziemią 

lepiej się nadaje na zięcia. 

- Przejmujesz się tym? - spytała Ida zdziwiona. 

-  Sofią?  Nie  o  nią  chodzi.  Ale  jest  mi  przykro,  kiedy  zawsze  traktują  mnie  z  góry. 

Sądziłaś, że jestem taki twardy, że nic mnie nie rani? 

-  Nie  wiem  -  odparła.  Sedolf  coraz  częściej  ją  zaskakiwał.  Pomyślała,  że  w  gruncie 

rzeczy wcale go nie zna. - Czy Emil powiedział coś jeszcze? Żebyś mi przekazał? 

- Powstrzymałem go, zanim wystąpił z mową o wiecznej miłości i o tym, że na zawsze 

pozostaniesz  w  jego  sercu.  Zresztą  i  tak  mi  to  powiedział.  Jednak  ja  oświadczyłem  mu,  że 

takich rzeczy nie mówi się zamężnym kobietom. Niezależnie od tego, jak wielkim uczuciem 

się je darzy. - Odetchnął głęboko. - Mimo wszystko życzy  ci powodzenia. „Żegnaj, Emilu”, 

tak bym to skwitował. 

-  Jak  to  się  dzieje,  że  chłopak  o  tak  mało  poetycznej  duszy  jak  ty  z  taką  łatwością 

łamie dziewczęce serca? - zauważyła Ida z uśmiechem. - Dziewczęta lubią słuchać pięknych 

słówek. 

-  Kiedy  chcę,  to  potrafię  -  zapewnił,  splatając  dłonie  na  kolanie.  -  Jednak  nigdy  nie 

mówiłem czegoś takiego całkiem serio. To różnica. Teraz na pewno powiesz, że po prostu nie 

spotkałem  jeszcze  takiej,  której  mógłbym  to  wyznać  na  poważnie.  I  pewnie  będziesz  miała 

rację. 

- Być może w związku Emila i Sofii nie ma zbyt wiele uczucia - zauważyła Ida - ale 

właściwie  są  do  siebie  bardzo  podobni.  Powinni  się  polubić.  Oboje  są  tacy  dobrzy.  Jako 

ludzie. 

- Myślisz, że Ailo znajdzie dla mnie jakąś Laponkę? - spytał Sedolf i przeczesał włosy 

palcami. Zwykle gładko przylegały do głowy, układane na mokro, teraz zmieniły się z przodu 

w  niesforną  grzywkę,  zaczynającą  się  wysoko  w  górze  i  opadającą  prosto  na  równe  brwi. 

Przydałoby się ją przystrzyc. 

-  Możesz  się  zapytać  Ailo  -  odparła.  -  On  i  Knut  wyszumieli  się  tej  zimy,  kiedy 

przebywali razem, pewnie więc mógłby ci jakąś przedstawić. 

- Zazdrosna? - roześmiał się zaczepnie. 

background image

-  Nie  -  odpowiedziała  szczerze.  -  To  było  kiedyś.  Ale  teraz  nie  będzie  próbował 

niczego podobnego. Na to się nie zgodzę. 

Zakrzywiła  palce  i  wysunęła  niczym  szpony,  ale  ponieważ  obgryzła  paznokcie,  nie 

mogła straszyć pazurami. 

-  Mogłabyś  mieć  tylu  chłopaków,  ilu  tylko  byś  zechciała  -  rzekł  z  przekonaniem.  - 

Zawsze kręciło się wokół ciebie wielu zalotników. A ty zachowywałaś się jak księżniczka na 

szklanej górze. 

- Nie należę do tego rodzaju dziewczyn. 

-  Wśród  chłopaków  wrzało.  Pewnego  razu  Emil  omal  nie  pchnął  Helmera  nożem. 

Pamiętam, że musiałem ich rozdzielić. Próbowałem im wytłumaczyć, że to strata czasu bić się 

o dziewczynę. Zwłaszcza o dziewczynę, która ich nie chce. 

- Czy to dlatego nigdy nie widziałam cię w pobliżu? - spytała żartem. 

- Hm. Chyba mnie także byś nie przyjęła, prawda? 

Ida  uświadomiła  sobie,  że  oto  siedzi  i  flirtuje  z  Sedolfem.  Robiła  to  bezwiednie.  Po 

prostu  rozmawiała.  Często  się  tak  zachowywała,  bez  żadnych  ukrytych  zamiarów.  To 

wypływało z jej natury. 

- Wątpliwe - odparła zupełnie innym tonem i wstała. Musiała schylić głowę, żeby nie 

uderzyć o żerdzie. Nie widziała, że Sedolf również się podnosi. Poruszał się miękko jak kot. 

Stanął  przed  wejściem  do  namiotu,  zanim  Ida  zdążyła  się  do  niego  zbliżyć.  Opaloną  dłonią 

rozchylił krawędzie skór. 

Jego  oczy  utworzyły  dwie  wąziutkie  szparki.  Na  ustach  igrał  uśmiech.  Nie  wydawał 

się  groźny,  raczej  życzliwy  i  uprzejmy.  Okazał  jej  szacunek  w  sposób,  w  jaki  zwykł 

okazywać go kobietom. 

Nieoczekiwanie  podłożył  wolną  dłoń  Idzie  pod  brodę,  a  palcem  wskazującym 

przesunął po jej podbródku i szyi. 

Później Ida zadawała sobie pytanie, czemu go nie odsunęła. To byłoby takie proste, a 

on  by  nie  zaprotestował.  Miała  dwie  wolne  ręce.  Nie  użył  siły  ani  przemocy.  Jego  oczy 

przykuwały jej wzrok - tylko tyle. Poza tym mogła się cofnąć. Powiedzieć „nie”. 

Jednak  w  blasku  jego  oczu  kryło  się  coś  niezwykłego.  Coś,  na  co  wcześniej  nie 

zwróciła uwagi. 

Być może to właśnie ów czar, który rozsiewał wokół siebie i który niweczył wszelką 

obronę. Więcej, nie pozwalał, by w ogóle powstała. 

Ida  nie  rozumiała,  jak  do  tego  doszło.  Sedolf  także  nie  uczynił  tego  rozmyślnie. 

Uświadomiła to sobie dużo później. 

background image

Uśmiechał się lekko.  Idę przeszedł dreszcz. Nie dojdzie do tego, przebiegło jej przez 

głowę. Nie może do tego dojść! To nie Ailo! On nie jest Ailo! 

Ale się stało. 

Poczuła jego oddech, zapach tytoniu, ciepło. Usta Sedolfa na swoich. Czułe, delikatne. 

Językiem  pieścił  jej  wargi,  ledwie  ich  dotykając.  Z  przerażeniem  uświadomiła  sobie,  że 

rozchyliła usta. Otworzyła je dla niego... 

Chętnie... 

- Nie wzbraniaj się - rzekł cicho, kiedy się odsunął. - Nikt do tej pory nie poparzył się 

od  moich  pocałunków.  To  całkiem  miłe.  Bardzo  cię  lubię,  Ida.  Nie  zamierzałem  cię 

wystraszyć.  Na  moment  uległem  pokusie.  Mam  na  tyle  zdrowego  rozsądku,  że  nie  pozwolę 

sobie na jakieś głębsze uczucia do cudzej żony. Jestem tylko przyjacielem, Ida. 

- Przyjaciele się nie całują, nie w ten sposób - rzuciła. Otworzył przed nią wejście do 

jurty. Przyglądał się jej przez chwilę. 

- Całowałaś wielu przyjaciół, prawda? Powiedzmy, że to za te wszystkie okazje, które 

straciłem. Do tej pory. Nie kryje się w tym nic innego! 

- Nigdy więcej! - wybuchnęła Ida. - Nie pozwól, by to się kiedykolwiek powtórzyło. 

-  Nigdy  więcej  -  obiecał.  Zachował  się  na  tyle  taktownie,  że  nie  wspomniał,  iż  z 

łatwością mogła mu przeszkodzić. 

- Mam nadzieję, że Ailo doceni to, co ma - dodał z uśmiechem, kiedy wychodziła. 

Poczuła  na  rozpalonych  policzkach  chłodne  wieczorne  powietrze.  Miała  nadzieję,  że 

się nie zaczerwieniła. 

Zatrzymała  się.  Przed  nimi  jeszcze  wiele  tygodni.  Wiele  tygodni,  podczas  których 

będą musieli przebywać blisko siebie. 

-  Czy  nie  mógłbyś  zapomnieć,  że  jestem...  kobietą?  -  spytała  i  popatrzyła  Sedolfowi 

prosto w oczy. Stanęła tak, że nie mógł wyjść z jurty. 

Chwycił  ją  lekko  za  ramiona,  zmusił,  by  się  przesunęła,  żeby  i  on  mógł  się  znaleźć 

pod otwartym niebem. 

-  Zapomnieć,  że  jesteś  kobietą?  -  powtórzył  z  ciepłym  uśmiechem.  Był  tak  diabelnie 

miły. Czuła się przy nim jak półidiotka. Jak jakaś histeryczka, która reaguje zbyt gwałtownie. 

-  No,  tak  -  westchnął.  -  Mogę  w  każdym  razie  obiecać,  że  nie  będę  z  tobą  więcej  flirtował. 

Dobrze?  Przyznaję,  że  głupio  się  zachowałem.  Ale  już  taki  jestem,  że  zawsze  robię  rzeczy, 

których potem żałuję. Przyjmiesz przeprosiny? 

Puścił ją i wyciągnął rękę na zgodę. Ida uścisnęła ją bez wahania. 

- Zapomnijmy o tym - powiedziała. Zastanawiała się, czy Sedolf również kłamał. 

background image

11 

Ida sądziła, że już nie grożą jej poranne mdłości. Ale właśnie dopadły ją z pełną mocą. 

Dotarli  daleko  w  głąb  Finnmarku.  Dokoła  rozciągał  się  płaskowyż  i  faliste 

wzniesienia. Sedolf wiele razy pytał Reijo, skąd ma pewność, że idą w dobrym kierunku. 

-  Poznaję  po  niebie,  słońcu  i  wietrze  -  odparł  Reijo.  -  Po  wszystkim,  co  nas  otacza. 

Byłem tu już. 

Sedolf  znal  się  na  morskiej  nawigacji,  ale  uważał,  że  orientacja  na  tym  morzu 

płaskowyżu to coś zupełnie innego. 

Ida  zauważyła,  że  schudła.  Nie  miała  apetytu.  Bez  względu  na  to,  jak  bardzo  się 

starała,  nie  mogła  się  zmusić  do  jedzenia.  Na  sam  widok  ściskało  ją  w  żołądku.  Najgorzej 

było  nad  ranem.  Kiedy  wstawała,  musiała  zaciskać  zęby,  żeby  nie  zwymiotować.  Opa-

nowywała  się,  starała  się  poruszać  ostrożnie  i  jakoś  udawało  jej  się  zachować  kontrolę  nad 

tym, co wirowało i burzyło się w dołku. 

Wymagało to nadludzkiego wysiłku. 

Codziennie  pokonywali  długie  odcinki  drogi,  na  ile  tylko  koniom  starczało  sił. 

Wszystko zależało od zwierząt. Te dzielne stworzenia dawały z siebie więcej, niż można się 

było spodziewać. 

Wyruszali  wcześnie,  kiedy  ziemię  pokrywała  jasna  nocna  rosa.  Odpoczywali,  kiedy 

słońce sięgało najwyższego punktu na niebie, chociaż na północy o tej porze roku upał raczej 

im nie groził. 

Zatrzymywali  się  przede  wszystkim  ze  względu  na  konie.  Tahti,  czarny  z  białą 

gwiazdką  na  czole,  której  zawdzięczał  swą  nazwę,  oraz  drugi,  cały  czarny,  Musti,  nazwany 

tak z powodu swej maści, musiały odpoczywać. Trzeba je było napoić i nakarmić, by nabrały 

sił  przed  następnym  etapem,  który  rzadko  się  kończył,  zanim  wieczorne,  czerwone  słońce 

schowało swą twarz we wrzosowisku. 

W ciągu ostatnich dni Reijo prowadził konie trochę dalej. Wydłużał odcinki. 

-  Zbliża  się  czas  jesiennych  wędrówek  -  wyjaśnił.  -  Stada  trzeba  przegonić  przed 

nadejściem okresu godowego renów. 

Chciał  dotrzeć  w  porę  do  miejsc  letniego  wypasu.  Ponieważ  wyruszyli  wcześniej, 

może nie będą musieli iść aż na wybrzeże. I tak przebyli długą drogę. 

Lecz nie zostało im wiele czasu. 

background image

Ida  drżała  z  niecierpliwości.  W  koniuszkach  palców  czuła  radość  ponownego 

spotkania z Ailo. Wszystkie jej myśli krążyły 'wokół tego jednego. 

Była  podniecona  i  zmęczona  -  cieszyła  się,  że  podróż  wkrótce  dobiegnie  kresu. 

Wypełniała  ją  tęsknota  za  Ailo,  który  stał  się  jej  największą  ostoją.  Wszystkim,  czego 

pragnęła. Cieszyła się, że mu opowie o dziecku. 

I strasznie źle się czuła. 

W czasie jednego z postojów nie zdołała znieść zapachu gotującego się mięsa. Kiedy 

dym zbierał się pod sklepieniem jurty i gęstniał przy dymniku, Ida wypadła z namiotu. Omal 

nie  przewróciła  się  przy  wyjściu,  zataczając  się,  pobiegła  dalej.  Musiała  przytrzymać  się 

wozu. Zwymiotowała. 

Kiedy tak stała, ciężko oddychając i dygocąc na całym ciele, zobaczył ją Reijo. 

-  Co  u  licha?  -  spytał.  -  Przemęczenie?  Możesz  zawsze  powiedzieć,  że  chcesz 

odpocząć, wiesz o tym. Tylko tego brakowało. Jesteśmy już tak blisko, nie wolno nam tracić 

czasu! 

Ida nadal wymiotowała. Nawet kiedy nie miała już czym, nie mogła opanować torsji. 

-  Spodziewa  się  dziecka  -  rozległ  się  głos  Sedolfa.  -  Była  bardzo  dzielna  i  odważna. 

Nie zasłużyła na wymówki! 

Reijo  zbielał  na  twarzy.  Oniemiały  wpatrywał  się  w  Sedolfa,  stojącego  tuż  obok  z 

rękami w kieszeniach, a potem Reijo złapał Idę w ramiona. Odwrócił ją ku sobie. Była biada, 

po policzkach spływały pot i łzy. 

Ostrożnie odgarnął włosy z czoła córki i łagodnie spojrzał jej w oczy. 

- Czy to prawda? - spytał. Ida skinęła głową. Przygarnął ją do siebie. Przytulił tę swoją 

upartą i nieznośną Idę. 

- Nic by się nie stało, gdybyś mi o tym powiedziała - rzekł i pogładził ją po włosach. 

- Nieprawda, zmusiłbyś mnie, żebym została - odparła. 

Wiedział, że miała rację. 

- Musimy teraz trochę zwolnić - stwierdził. - I tak znajdziemy obóz, nawet jeśli zajmie 

nam to jeszcze dzień albo dwa. Nie możemy cię niepotrzebnie narażać, Iduniu. Ailo by się to 

nie podobało. 

Później,  kiedy  wieczór  przeszedł  w  noc,  kiedy  na  niebie  czerwień  mieszała  się  z 

szarością,  ot  tak  dla  zabawy,  a  muszki  skupiły  się  w  czarny  rój,  Reijo  i  Sedolf  usiedli  przy 

ognisku. Palili fajki. Nie rozmawiali wiele. Ida spała w jurcie. 

-  Zakładam  -  zaczął  Reijo,  nabrawszy  powietrza  w  płuca  -  że  ani  ty,  ani  Emil  nie 

macie z tym nic wspólnego... 

background image

Sedolf nie wydawał się nawet szczególnie zaskoczony. Od kiedy Reijo dowiedział się 

o dziecku, co jakiś czas podejrzliwie zerkał na niego. 

-  Jeżeli  myślisz,  że  może  być  inaczej  -  odparł,  starannie  ważąc  słowa  -  to  nie  znasz 

zbyt dobrze swojej córki. Obrażasz ją takim posądzeniem. 

Reijo skinął głową. 

-  Musiałem  po  prostu  spytać  -  rzekł  ciężko.  -  Płynie  w  niej  gorąca  krew,  rozumiesz, 

Sedolf.  To  nie  ma  wiele  wspólnego  z  moralnością.  To  raczej  kwestia  charakteru.  A  Ida  jest 

zbyt gwałtowna. Nazwałbym to dziedzictwem. - Zamilkł. - Czy dawno ci o tym powiedziała? 

- Sam zgadłem. Ida potrafi dochować tajemnicy, jeśli jej na tym zależy. 

Reijo  przypomniał  sobie  wiele  drobnych  epizodów.  Jak  Sedolf  wyręczał  Idę  w 

cięższych pracach. Jak jej pomagał. Podawał rękę... 

Nie  zwracał  na  to  uwagi  po  prostu  dlatego,  że  Sedolf  na  ogół  zachowywał  się 

szarmancko wobec kobiet. Okazywanie chęci do pomocy leżało w naturze tego chłopaka. Nie 

pomyślał o tym, podejrzewał raczej Sedolfa o niecne zamiary względem Idy. 

Reijo zdawał sobie sprawę, że prześladują go upiory. Ida to nie Raija, starał się sobie 

tłumaczyć. Chociaż ma podobną twarz, jest innym człowiekiem. Nie wolno mu przypisywać 

córce  cech,  których  nie  posiadała.  Tak  samo  jak  nie  powinien  osądzać  Raiji  -  teraz  po 

wszystkich tych latach, kiedy myślał, że ją rozumie. I jej wybaczał. Nie powinien mylić Idy z 

Raiją. 

-  Boże,  dobrze,  że  wkrótce  ją  oddam  Ailo.  Nigdy  nie  powinien  był  wyjeżdżać  sam. 

Każdy jest mądry po szkodzie, ale Ailo nie powinien był wyjeżdżać. Pomyśleć tylko, że sam 

go do tego nakłaniałem! 

Sedolf również się nad tym zastanawiał. Jednak wnioski zachował dla siebie. 

Ida zmuszała Reijo, żeby nie zwalniał tempa podróży. 

- Nie ja pierwsza spodziewam się dziecka - mówiła. - Wczoraj było mi niedobrze, ale 

to  nie  znaczy,  że  i  dziś  się  źle  czuję.  Noszę  w  brzuchu  dziecko,  a  nie  zapadłam  na  groźną 

chorobę. 

Uśmiechnęła  się,  jak  to  tylko  ona  potrafiła.  W  takiej  chwili  była  tylko  sobą  i  w 

najmniejszym stopniu nie przypominała Raiji. 

-  Powiem  ci,  jak  coś  się  będzie  działo.  Nie  zmusisz  mnie  chyba,  żebym  wracała  do 

domu? 

Jeszcze tego samego dnia ujrzeli stado renów, wypoczywające w cieniu niewielkiego 

wzniesienia.  Kiedy  trochę  wytężyli  wzrok,  mogli  zobaczyć  niewielki  ciemny  punkcik  obok 

stada. 

background image

Pasterza. 

-  Dzięki  Bogu!  -  zawołał  Reijo.  -  Nie  mogą  zatem  być  bardzo  daleko.  -  Spojrzał  na 

Sedolfa i Idę. Wiedział jaka będzie odpowiedź, ale mimo to musiał zapytać: - Jedziemy dalej, 

póki ich nie spotkamy, czy rozbijamy tu obóz na noc? 

Ida  bez  pomocy  wdrapała  się  z  powrotem  na  wóz.  Uklękła  i  wpatrywała  się  w 

ogromne  stado,  w  tę  poruszającą  się  szarobrązową  masę.  Ruchome  kropki  na  tle  wzgórza. 

Ż

ywy dywan. Nie znajdowała słów. Tak wygląda bogactwo Ailo. To właśnie jest jego życie. 

Szlaki wędrówek tych zwierząt zdecydują o tym, gdzie przeżyje następne lata. 

Ta myśl wydała się jej obca, dziwna, ale Ida zaczęła się z nią oswajać. W tym dzikim 

miejscu istniało coś pociągającego. Nie zamierzała kłamać, że wcale nie tęskni za ludźmi, ale 

w  tej  krainie  też  znajdowała  coś  szczególnego  i  niepowtarzalnego.  Być  może  dlatego,  że  to 

ś

wiat Ailo. 

-  Nie  bądź  niemądry,  tato  -  odezwała  się.  Próbowała  sięgnąć  wzrokiem  za  następne 

wzniesienia.  Wydawało  jej  się,  że  dostrzega  nikłe  smugi  dymu...  -  Oczywiście  nie 

spoczniemy, zanim się z nimi nie spotkamy. Myślisz, że tu wytrzymam, wiedząc, że Ailo jest 

tak blisko? 

Oczy  Reijo  również  się  roześmiały.  Doznał  ulgi,  kiedy  cel  podróży  znalazł  się  w 

zasięgu jego wzroku. 

- A ja muszę znaleźć sobie jakąś Laponkę - rzucił Sedolf. Zręcznie wspiął się na wóz. 

Usiadł naprzeciw Idy. 

-  No  tak,  ty  też  nie  możesz  czekać  -  zauważyła.  Nawet  konie  musiały  wyczuć 

niezwykłe poruszenie. 

Pewnie zrozumiały, że już za chwilę, jeżeli jeszcze trochę wytrzymają, skończy się ich 

harówka. 

Reijo  zatrzymał  wóz  w  pewnej  odległości  od  stada.  Nie  chciał  spłoszyć  renów  i 

przysporzyć  pasącemu  dodatkowej  pracy.  Pamiętał,  jak  sam  pasał  reny.  Wiedział,  że  nie 

polega  to  na  bezczynnym  siedzeniu  i  obserwowaniu  zwierząt.  Zeskoczył  na  ziemię.  Podał 

lejce Sedolfowi. 

- Idę porozmawiać z pastuchem. Dowiem się, jak są daleko. Co u nich słychać. 

Reijo  doznał  wrażenia,  jakby  przeniósł  się  w  inne  czasy.  Kiedy  razem  z  Mikkalem 

przemierzali  ten  kawałek  świata,  dzieląc  się  myślami  i...  kobietą.  Kiedy  byli  dla  siebie  jak 

bracia. Kiedy Mikkal strugał tylko ptaki w locie, niezależnie od tego, co zamierzał wyrzeźbić. 

Pilnując renów, rozmawiali i rozmawiali, póki nie poczuli pustki w duszy. Rozmawiali 

też o niej. 

background image

Raija była wszędzie na płaskowyżu. 

Zatrzymał  się  przy  białym  kwiatku,  który  ledwie  wystawał  z  poszycia.  Przykucnął. 

Ogarnęło go wzruszenie. Poczuł, jak ścisnęło mu się gardło. 

Na  płatkach  widniał  delikatny  deseń.  Jaskier  lodowy.  Typowy  kwiat  płaskowyżu. 

Kwiat Raiji. Oczywiście rósł tutaj. 

Reijo  ostrożnie  dotknął  palcami  maleńkiej  główki.  Nie  zamierzał  zrywać  kwiatka. 

Niech rośnie tam, gdzie zasiała go jakaś wyższa istota. 

Wstał  i  poszedł  dalej.  Minął  małe,  niebieskie  gwiazdki  na  mchu.  Przetacznik.  Żółte 

skalnice z pomarańczowymi plamkami. Wrzosy tak różowe, że aż raziły w oczy. Niepozorne, 

a jednocześnie zwracające uwagę. 

Kto powiedział, że przyroda jest tu monotonna? 

Ten, kto tak uważał, widocznie nie patrzył pod nogi. Nie widział, co depcze. 

- Dobry wieczór - pozdrowił Reijo pasterza. 

- Dobry wieczór - odpowiedział tamten. - Wędrujesz przez płaskowyż? 

- Szukam waszego obozu - rzekł Reijo i przykucnął, opierając ręce na kolanach. Zajął 

pozycję taką jak Lapończyk. - Należysz do krewnych Pawy? 

Reijo  nie  przypominał  sobie  tej  młodej  twarzy.  Nawet  jeśli  go  spotkał,  chłopak  był 

pewnie dzieckiem. Dziecięce twarze tak szybko się zmieniają. 

Chłopiec przytaknął. 

Reijo wskazał głową na wóz. 

-  Przywiozłem  żonę  Ailo  syna  Mikkala,  moją  córkę.  Czas  najwyższy,  by  byli  znowu 

razem. Dziewczyna leżała chora, kiedy wyjeżdżał. Może o tym słyszałeś? 

Chłopak pokręcił nieznacznie głową. Wzrokiem śledził stado. Wyglądało na to, że noc 

będzie spokojna. Cicha. 

- Daleko jeszcze do obozu? Młody pastuch wstał. Wsparty na kiju pokazał na jedno ze 

wzgórz. Leżało najdalej. 

-  Są  za  tym  wzniesieniem.  Nie  zajmie  wam  to  wiele  czasu.  Musicie  minąć  dwa 

strumienie.  Jeden  z  nich  jest  dość  szeroki.  Było  dużo  śniegu  i  całkiem  długo  się  trzymał. 

Pawa nie żyje. Spytaj o jego syna Andersa. Znasz go? 

Reijo skinął twierdząco. 

-  Wilki  -  wyjaśnił  chłopiec.  -  Bardzo  nam  dokuczyły  tego  lata.  To  bardzo  groźna 

wataha. Straciliśmy wiele renów. Pawa nie był już taki młody. Miał przeciw sobie całą sforę. 

Szybko umarł. Stało się to wkrótce po naszym przybyciu w te strony. Nie jest nas już tak wie-

lu. Ostatnie zimy były surowe. Na wybrzeżu też wcale nie jest łatwo. 

background image

- Jak to? 

-  Nad  fiordy,  gdzie  zwykle  rozbijamy  nasze  zimowe  obozy,  ściąga  coraz  więcej 

Norwegów.  Osiedlają  się  tam  na  stale.  Stają  się  właścicielami  ziemi,  na  której  do  tej  pory 

mieszkaliśmy.  Nasze  domy  zostały  tej  wiosny  zniszczone.  Musimy  znaleźć  nowe  miejsce. 

Gdzieś w głębi lądu. Anders twierdzi, że tak będzie najrozsądniej. Przybyło też chętnych do 

połowów w fiordach. Ale wody są nadal nasze. Tylko my mieszkamy na płaskowyżu. 

Reijo  zamyślił  się.  Słyszał,  że  połowy  na  wybrzeżu  nie  należały  do  najbardziej 

obfitych i dlatego mieszkańcy wysp przybywali nad fiordy, by się tu urządzić. 

Ci, którzy mieszkali w jednym miejscu tylko przez pół roku, nie mieli żadnych praw. 

Za  to  właśnie  Reijo  nie  darzył  rządzących  sympatią.  Przez  nich  Lapończycy  zostali 

pozbawieni wszelkich przywilejów. 

- Zatem nie wiedzie się wam najlepiej - westchnął. - A co z Ailo? Znajdę go w obozie? 

Czy przejął swoje stado? 

- Spytaj Andersa - odparł chłopak speszony. Nie patrzył na Reijo, wodził wzrokiem za 

zwierzętami. 

Teraz dopiero Reijo domyślił się, że coś się stało. 

Otworzył  usta,  żeby  zapytać  ponownie,  ale  się  powstrzymał.  Ten  chłopak 

najwyraźniej nie zamierzał mu nic powiedzieć. Trzeba jechać do obozu. 

Odnaleźć Andersa. 

-  Dobrze  -  rzekł.  -  Porozmawiam  z  Andersem.  Dziękuję  za  wskazanie  drogi. 

Pozostaniemy tam jakiś czas, więc pewnie się spotkamy. Jak się nazywasz? 

- Matte - odparł chłopak. Reijo starał się ukryć przed  Idą niepokój, który  go ogarnął. 

Siedziała  na  wozie  i  beztrosko  żartowała  z  Sedolfem.  Tych  dwoje  młodych  miało  w  oczach 

tyle  radości.  Wydawało  się,  że  czasami  ton  ich  rozmów  stawał  się  frywolny,  niewiele  mu 

brakowało do flirtu. Ale  widać młodzi tak teraz rozmawiają. Sedolf nie był wiele starszy od 

Idy. Mówili zupełnie innym językiem niż Reijo. 

Lapończyk  wspomniał  tylko  o  Andersie.  Dlaczego  uciekał  wzrokiem,  kiedy  Reijo 

pytał o Ailo? Tak jakby nie wiedział, o kim mowa? Albo jakby wolał nie wiedzieć? 

Niepokojące. 

-  Czy  jeszcze  daleko?  -  spytała  Ida.  Drżała  z  niecierpliwości,  aż  Reijo  ściskało  się 

serce. 

Oby się nie rozczarowała! 

-  Tam,  gdzie  dostrzegłaś  dym  -  odparł.  -  Wygląda  na  to,  że  Anders  syn  Pawy  jest 

jednym z przywódców w obozie. Pawa nie żyje. 

background image

- Dowiedziałeś się czegoś o Ailo? 

- Nic szczególnego - mruknął niewyraźnie Reijo i ponaglił konie. - Musisz poczekać, 

aż dotrzemy na miejsce, Ida. Wtedy na pewno zaspokoisz swą ciekawość. 

Mam nadzieję, dodał w duchu. 

Niepokój na dobre ogarnął Reijo. Coś było nie tak, jak powinno. Czul to przez skórę, 

wietrzył nosem. 

Idą  rzucało  tam  i  z  powrotem.  Wozy  są  gorsze  od  statków.  Teraz  morzem  jest 

płaskowyż,  a  wóz  statkiem,  który  przez  ten  brązowozielony  ocean  płaskowyżu  wiózł  ją  do 

Ailo. Reijo zajął miejsce kapitana, Sedolf być może pomocnika. Ida nie wiedziała. To zabawa 

bez sensu. 

Czuła obce zapachy. Pachniało tu inaczej niż nad fiordem. Ta ledwo wyczuwalna woń 

to chyba zapach renów niesiony przez wiatr. Widziała, jak słup dymu coraz bardziej się zbliża 

- sam widok wystarczył, by poczuła jego zapach. Zawsze miała silną wyobraźnię. 

W  wieczornym  blasku  wszystko  wydawało  się  piękne.  Słońce  nabrało  różowego 

odcienia,  szczodrze  rozsyłało  promienie  ponad  krajobrazem.  Nawet  brązowe  włosy  Sedolfa 

mieniły się miedzianym blaskiem. Gdyby ktoś teraz spojrzał na niego i na Idę, pomyślałby, że 

są  rodzeństwem.  Ida  musiała  się  uśmiechnąć  na  tę  myśl.  Pod  żadnym  innym  względem  nie 

byli podobni. 

Wilgotną  ręką  potarła  policzek.  Zobaczyła,  że  na  palcach  pozostał  czarny  ślad,  i 

poczuła się potwornie brudna. 

Chciała wyglądać ładnie dla Ailo. Przyjemnie pachnieć. Mieć czyste włosy i ubranie. 

To,  w  którym  odbyła  podróż,  mogłoby  chyba  samo  chodzić  z  brudu.  Nie  miała  odwagi  go 

zdjąć w obawie, że rzeczywiście od niej odejdzie. 

Ailo nigdy jej takiej nie widział... 

Sedolf dostrzegał więcej, niż myślała. Lekko pociągnął ją za grzywkę. 

- Wyglądasz wystarczająco ładnie - odezwał się. - Ailo tak się ucieszy na twój widok, 

ż

e  nic  innego  nie  będzie  ważne.  Mogę  cię  zapewnić,  że  jesteś  najpiękniejszą  brudną 

dziewczyną, jaką w życiu widziałem. 

Ida mrugała i mrugała, wreszcie zdołała powstrzymać łzy. 

- Chyba wiesz, co mówisz - westchnęła, pociągając nosem. 

To  idiotyczne,  że  poczuła  się  tak  rozpaczliwie  bezradna.  Nigdy  nie  przejmowała  się 

wyglądem.  Nigdy  nie  upadła  tak  nisko,  żeby  czekać  na  dobre  słowo.  Teraz  łykała  tanie 

komplementy Sedolfa jak wygłodniały pies. 

background image

-  Jestem  beznadziejna  -  przyznała.  Próbowała  odzyskać  godność  w  oczach  Sedolfa. 

Jak gdyby to było konieczne. Jak gdyby miał jej za złe tę słabość. 

- Okazałaś się niezwykle dzielna - rzekł. - Jesteś silnym, małym trollem. Sądzę, że nie 

wszyscy  mężczyźni,  których  znam,  wytrzymaliby  tę  podróż.  I  nie  wszystkie  dziewczęta...  - 

Puścił oczko, dając do zrozumienia, że powiedział to, by uniknąć ataku z jej strony. - Możesz 

to nazwać sprawdzianem umiejętności radzenia sobie na pustkowiu. Zdałaś go znakomicie. 

- Tak sądzisz? - Ida nie mogła się powstrzymać od złośliwości. - Ty, słynny włóczęga 

Sedolf? 

Roześmiali się. 

Dotarli  do  ostatniego  strumienia.  Przynajmniej  Matte  tak  to  określił.  Reijo  pomyślał, 

ż

e  to  raczej  niewielka  rzeka.  Zmusił  konie,  by  weszły  do  wody,  która  sięgała  im  niemal  do 

brzuchów. 

Sedolf przytrzymywał Idę, żeby nią tak bardzo nie rzucało. 

- Idealny sposób na pozbycie się dziecka - mruknął i zaraz potem przeprosił. 

- Zniosę i to! - odparowała. 

Chłopak puścił ją zaraz, jak tylko znaleźli się na drugim brzegu. 

Ujrzeli jurty. 

Obcy przybysze z końmi i wozem wzbudzili zainteresowanie. Tłoczyły się wokół nich 

dzieci, zbiegły się psy.  Musti i Tahti nie okazywały zachwytu z powodu towarzystwa psów, 

które ujadały tuż przy ich nogach, ale ufały Reijo. Ciągnęły wóz dalej. 

Kobiety zbiły się w grupę. Ida zauważyła, że większość to młode dziewczęta. Całkiem 

młode.  Niektóre  z  nich  trzymały  dzieci  na  ręku.  Były  ubrane  w  suknie  ze  skóry  o  ładnym  i 

prostym  kroju.  Włosy  splotły  w  warkocze.  Ida  zdumiała  się,  że  wiele  spośród  nich  to 

blondynki.  Zawsze  myślała,  że  Lapończycy  są  przeważnie  czarnowłosi.  Pewnie  dlatego,  że 

Ailo miał czarną czuprynę. 

Mężczyźni  skupili  się  w  osobnej  grupie.  Stanęli  wyczekująco  na  szeroko 

rozstawionych nogach. Również oni nosili skórzane stroje, takie w jakich Ida widywała Ailo. 

Z  szerokimi  pasami  na  biodrach.  Dziwili  się  zapewne,  czego  ci  Norwedzy  od  nich  chcą.  W 

tym  roku  odwiedzili  ich  już  poborcy  podatkowi.  Nawet  dwa  razy:  ze  Szwecji  i  z  państwa 

duńsko - norweskiego. Już naprawdę dosyć zapłacili królom, którym nic nie byli winni. 

Ida szukała w tłumie twarzy Ailo. Grupa mężczyzn liczyła dziesięć - piętnaście osób. 

Nie  więcej.  Większość  również  stanowili  młodzi.  Niektórych  można  by  nazwać  chłopcami. 

Trzech,  czterech  miało  około  czterdziestki.  Pewnie  przeżyli  ciężki  rok.  Kilka  lat.  Tylko 

najsilniejsi przetrwali. 

background image

Ida nie dostrzegła Ailo. 

Reijo  zatrzymał  konie.  Również  on  rozglądał  się  wśród  zgromadzonych  ludzi. 

Odnalazł  jedną  znajomą  twarz.  Kiedy  zsiadał  z  wozu,  tamten  ruszył  już  ku  niemu  z 

wyciągniętymi rękami. 

Anders  syn  Pawy  się  postarzał.  Wokół  jego  ust  pojawiły  się  bruzdy,  świadczące  o 

zmartwieniach. 

- Reijo Kesaniemi! - zawołał z niedowierzaniem. - Co cię sprowadza w te strony? 

Uścisnęli  sobie  dłonie.  Wymienili  uprzejmości.  Anders  odwrócił  się  w  stronę  wozu. 

Rozpoznał Idę po włosach i doznał szoku, ujrzawszy drugą Raiję. 

-  Wyrosłaś  na  piękną  dziewczynę!  Jesteś  odbiciem  swojej  matki.  Chyba  nawet 

piękniejsza. Czy to twój mąż? 

Reijo  zacisnął  oczy  z  bólu.  Najchętniej  zatkałby  również  uszy.  On  był  już 

przygotowany, Ida natomiast nie. Stało się jednak coś złego. 

Bardzo złego. 

Głos Idy zabrzmiał czysto jak wiosenny strumyk. Nawet nie zadrżał: 

- Czy nie ma tu Ailo? 

- Ailo? Syna Mikkala? - Anders potrząsnął głową. Sedolf pomógł Idzie zsiąść z wozu i 

położył  dłoń  na  jej  ramieniu.  Reijo  machnął  na  to  ręką.  Czuł,  że  Ida  będzie  potrzebowała 

wsparcia. 

Anders polecił kilku młodzieńcom zająć się końmi. 

Zaprowadził gości do swej jurty. Poprosił, by usiedli, zanim zaczął mówić. 

-  Ailo  syn  Mikkala  miał  wszelkie  zadatki,  żeby  stać  się  kimś,  ale  zbłądził.  Łudziłem 

się, że wróci i udowodni, że jest mężczyzną. To nie byłoby wcale trudne. Zapomnielibyśmy o 

tym, co było. Wybaczamy, gdy ktoś okaże się tego godny. Ale on widocznie tego nie chciał. 

Ida  oparła  się  na  ramieniu  Sedolfa  i  płakała.  Docierały  do  niej  słowa,  ale  nie  chciała 

przyjąć do wiadomości ich znaczenia. 

To nieprawda! To na pewno nieprawda! 

- A więc Ailo nie wrócił? - spytał Reijo. 

-  Nie,  odkąd  wyruszył  z  Knutem.  Dobrze  ponad  rok  temu.  Czy  Knut  pojawił  się  w 

domu? 

-  Tak,  przyjechali  do  nas  -  rzekł  Reijo.  Wiele  go  kosztowało,  aby  zachować  spokój. 

Ida na szczęście nie potrzebowała jego pociechy, Sedolf się nią zajął... - Zarówno Knut, jak i 

Ailo  wrócili  do  domu  nad  fiordem.  Do  Jykea.  Cztery  miesiące  temu  Ailo  wyruszył  z 

background image

powrotem na północ. Do waszego obozu.  Zabrał ze sobą tyle złota, żebyście wszyscy mogli 

ż

yć bez zmartwień. 

- Ailo tutaj nie dotarł. 

-  Kłamiesz  -  płakała  Ida.  -  Okradliście  go!  Kłamiesz!  Nigdy  nie  powinien  był 

wyruszyć sam! 

-  Ailo  ożenił  się  z  Idą,  zanim  udał  się  w  powrotną  drogę  -  wyjaśnił  Reijo,  nie 

spuszczając wzroku z Andersa. - Wybacz jej, że w rozpaczy rzuca takie słowa. Ale ma wiele 

do stracenia. Spodziewa się dziecka Ailo. 

- Nie widzieliśmy Ailo, odkąd niejako został stąd wyrzucony. Chyba opowiadał o tym. 

Reijo skinął głową. 

-  Dużo  o  nim  myślałem.  Nie  podejrzewałem,  że  mógłby  mnie  zawieść  -  wyznał 

Anders. 

-  Miał  ze  sobą  reny.  Zabrał  też  trochę  monet,  którymi  mógłby  zapłacić  w  razie 

potrzeby.  Nie  powinien  więc  zwracać  na  siebie  uwagi.  Nikt  nie  mógł  po  nim  poznać,  co 

przewoził - zastanawiał się na głos Reijo. 

-  Cztery  miesiące  to  długo,  chociaż  droga  z  Jykea  jest  daleka  -  zauważył  Anders.  - 

Mimo  że  wyruszył  późną  wiosną,  powinien  bez  trudu  pokonać  większość  drogi  saniami.  Ile 

czasu wam to zabrało? 

- Nieco ponad miesiąc. Anders skinął głową. To by się zgadzało. 

- Miał do przebycia długą drogę. Wiele się mogło wydarzyć. 

Marna to pociecha dla Idy. 

-  Mogę  wam  odstąpić  swoją  jurtę  na  dzisiejszą  noc.  Na  tak  długo,  jak  zostaniecie. 

Ostatniej zimy straciłem żonę. Zmarła razem z dzieckiem wkrótce po jego urodzeniu. 

Anders pomyślał, jak bardzo by się teraz przydało złoto, które zabrał z sobą Ailo. Ale 

nawet nie warto o tym wspominać. 

-  Dziękujemy  -  rzekł  Reijo.  Spojrzał  na  Idę.  Drżała  i  płakała  w  koszulę  Sedolfa. 

Chłopak wyglądał na zakłopotanego, ale nie mógł jej tak po prostu od siebie odsunąć. 

-  Zaproponowałem  Sedolfowi,  żeby  jechał  z  nami  -  wyjaśnił  Reijo.  Czuł,  że  musi 

jakoś  wytłumaczyć  obecność  tego  młodego  człowieka.  Anders  zbyt  dobrze  znal  stosunki 

rodzinne zarówno ze strony Raiji, jak i Reijo. - To syn człowieka, który kiedyś był mi bardzo 

bliski  -  rzekł  z  wahaniem.  Boleśnie  zdawał  sobie  sprawę,  jak  nieudolnie  kłamie.  -  Jest  dla 

mnie jak syn, odkąd jego matka odeszła. 

Sedolf  mrugnął  do  Reijo.  Udało  mu  się  zachować  powagę  do  chwili,  kiedy  Anders 

wyszedł. 

background image

- Nieźle nałgałeś - zauważył. 

- Do diabła, wyglądasz bardziej na kochanka niż na przyjaciela rodziny! - rzucił Reijo 

w nagłym napadzie złości. 

Sedolf zaś zwrócił się do Idy, mówiąc: 

- Lepiej trzymaj się ode mnie z dala! Słyszysz, Ida? Trzymaj się ode mnie z dala. Tak 

będzie dla ciebie najlepiej. 

Następnie puścił Idę. 

Dziewczyna  zachwiała  się,  skuliła  w  kłębek.  Ręce  splotła  wokół  kolan,  oparła  o  nie 

policzek. Łzy nie przestawały jej płynąć. 

- Nie to miałem na myśli - rzekł Reijo pojednawczo. Sedolf wzruszył ramionami. 

- Ailo nie uciekł. Tego jednego jestem pewien - powiedział Reijo po chwili. 

-  Nie  chcę  tu  zostać  -  odezwała  się  Ida  żałośnie.  -  Słyszysz,  tato?  Nie  chcę  tu  być! 

Nienawidzę tego miejsca! I nie zostanę tu bez Ailo. Chcę do domu! 

background image

12 

Ida  nieustannie  płakała.  Nie  chciała  jeść  ani  spać.  Nie  spojrzała  nawet  na  wodę  do 

mycia. Potrafiła tylko płakać. Nie chciała myśleć, nie chciała rozmawiać z Reijo. Nie chciała 

roztrząsać tajemniczego zniknięcia Ailo, wcale nie chciała się nad tym zastanawiać. 

- Chcę do domu - powtarzała jedynie. - On mnie nie opuścił! 

Pozwolili  jej  płakać.  Reijo  czuł,  jak  ten  płacz  przeszywa  go  na  wskroś.  Wywołuje 

drżenie. 

Między  siidą  a  Jykea  rozciągała  się  nieskończona  przestrzeń.  Płaskowyż  i  góry, 

urwiska i strome kamieniste zbocza. Rzeki i jeziora. Oczka wodne. 

Ailo gdzieś tam był. Na pewno. Reijo najchętniej od razu wyruszyłby go szukać. 

Jednak to niemożliwe. 

Zdawał sobie z tego sprawę. 

Ida  nie  była  w  stanie  powstrzymać  się  od  płaczu.  Płakała  cicho.  Leżała  skulona  pod 

skórami w najciemniejszej części jurty. Odwróciła się plecami. Reijo wiedział, że ani on, ani 

Sedolf dla niej nie istnieją. Nikogo nie słyszała. Trzęsła się na całym ciele, łkała i pociągała 

nosem, choć starała się za wszelką cenę powstrzymać. 

Sedolf poszarzał na twarzy, zacisnął usta i ściągnął brwi. Reijo nie podejrzewał, że ten 

chłopak może wyglądać tak poważnie i dojrzale. 

-  Istnieje  kilka  możliwości  -  odezwał  się  Reijo.  Mówił  bardziej  do  siebie  niż  do 

Sedolfa. 

- Mógł na przykład uciec - zauważył Sedolf. - We wsi rozeszły się pogłoski o złocie. 

Czy Ailo je miał? 

- Wszyscy trzej je mieli - odparł Reijo. - Knut, Heino i Ailo. 

- Ale jakoś nie mieści mi się w głowie, że mógł zostawić Idę dla złota - zastanawiał się 

Sedolf.  -  Jednak  to  też  jedna  z  możliwości.  Bogactwo  może  skusić  nawet  najlepszego 

człowieka. 

-  Ailo  nigdy  by  nie  wziął  złota  dla  siebie  -  rzekł  Reijo  stanowczo.  Starał  się 

zrozumieć, co kierowało Ailo. - Dla Idy owszem, ale nigdy dla siebie. 

Sedolf musiał przyznać, że to bardziej prawdopodobne. 

- Mógł zostać... napadnięty - przypuszczał Reijo. To jedno z rozwiązań, które najmniej 

mu się podobało. 

background image

- Zabity i okradziony? - Sedolf zniżył głos i spojrzał szybko w stronę Idy. Wyglądało 

na to, że ich nie słyszała. 

- Albo zaatakowały go dzikie zwierzęta. Pasterz mówił o krążącym w pobliżu stadzie 

wilków. To też niezbyt krzepiące. 

- Lub uległ nieszczęśliwemu wypadkowi - dodał Sedolf. 

-  Może  poszedł  w  innym  kierunku,  ponieważ  coś  innego  okazało  się  ważniejsze?  - 

rozmyślał na głos Reijo. 

- Cóż by to mogło być? - spytał Sedolf z powątpiewaniem. 

Reijo nie potrafił na to odpowiedzieć. 

-  A  może  zawrócił?  -  zgadywał  Sedolf.  I  sam  zaraz  odrzucił  tę  możliwość.  -  Wtedy 

istniałyby szanse, byśmy go spotkali. 

- Stracił pamięć... - rzekł Reijo, nie bardzo w to wierząc. - Albo nie żyje - mówił dalej 

- albo uciekł. Nie podoba mi się żadna z tych ewentualności. Poza tym to niepodobne do Ailo, 

by  mógł  zdradzić.  Nie  Idę.  Na  szczęście  dawno  nie  widziałem  bardziej  zakochanego 

człowieka niż on. 

-  Czy  Ida  może  mieć  rację?  -  spytał  Sedolf.  Zniżył  głos,  tym  razem  nie  w  obawie 

przed dziewczyną. - Czy ci ludzie byliby w stanie zabić go dla złota? 

Reijo potrząsnął głową. 

- Bez względu na to, co słyszałeś, Sedolf, Lapończycy są normalnymi ludźmi, jak ty i 

ja.  A  my  nie  mordujemy  naszych  najbliższych.  Anders  jest  wujkiem  Ailo  i  mówi  prawdę. 

Ailo tu nie było. Musimy się z tym pogodzić. Zniknął w ten czy inny sposób. - Westchnął. - A 

my nie możemy się dowiedzieć, co się stało. 

Ida,  wyczerpana  płaczem,  zasnęła  nad  ranem.  Jednak  nawet  przez  sen  jej  ciałem 

wstrząsało łkanie. 

Ani Reijo, ani Sedolf również wiele nie spali. Sedolf czuwał przy Idzie w jurcie. Reijo 

wyszedł porozmawiać z tymi, których znał, a także uścisnąć nowe dłonie. 

Dowiedział się, że Lapończycy musieli zabić sporo zwierząt, by jakoś przeżyć. Wiele 

pochłonęły  podatki.  Ludzie  nie  byli  pewni,  czy  wszyscy  poborcy  mieli  prawo  i  podstawy 

żą

dać  czegokolwiek.  Ale  bezbronny  naród  niewiele  może  przeciwstawić  człowiekowi,  który 

posiada broń. 

Zostali  wyparci  z  terenów  na  wybrzeżu.  Długo  szukali  nowego  miejsca,  którego  nikt 

inny  by  nie  chciał.  Wiele  czasu  zabrało  im  zbudowanie  nowych  chat.  Pojawiło  się  więcej 

chętnych do jedzenia z jednej miski. Fiordy nie obfitowały w ryby. Teraz łowili tu dodatkowo 

stali mieszkańcy. Przedtem byli tylko oni, Lapończycy. Dochodziło do zatargów między nimi 

background image

a osadnikami, którzy nadciągnęli z wybrzeża w głąb lądu. Musieli oddać fiord. Znaleźć inne 

sposoby przeżycia zimą. 

Łowili  ryby  w  jeziorach,  spod  lodu.  Mniej  niż  w  fiordzie,  który  nie  zamarzał. 

Polowali, jak robili to dotychczas. 

Ale zostali zmuszeni zrezygnować z części tego, co było dotąd ich życiem. 

Nie domagali się swych praw. 

Byli pokojowo usposobieni. 

Zima  okazała  się  mroźna.  Siidę  nawiedziła  choroba.  Zapadło  na  nią  wiele  małych 

dzieci.  Nikt  nie  wiedział,  dlaczego.  Być  może  zarazili  się  od  osadników,  być  może  to  z 

powodu złego odżywiania. Albo bogowie tak chcieli. Trudno powiedzieć. 

W najmroźniejsze zimy zawsze odchodził ktoś z najstarszych członków wspólnoty. 

W złych i ciężkich czasach odchodziło wielu. Niektórzy sami wybierali śmierć, żeby 

nie  stanowić  ciężaru  dla  reszty  społeczności.  Albo  tylko  tak  mówiono?  By  zachować  dobrą 

pamięć o najlepszych z rodu? 

Nie można tego z całą pewnością stwierdzić. 

Sfora wilków upomniała się o Pawę i jednego z młodszych mężczyzn. Nastały ciężkie 

czasy. 

Tylko Anders wymienił imię Ailo. Syna Mikkala wymazano z pamięci. Reijo więcej o 

niego nie wypytywał, ale poznał po minach tych, z którymi rozmawiał, że nie może liczyć na 

ich pomoc. 

Ailo wywodził się z tej samej wspólnoty. Więzi krwi znaczyły wiele, lecz jego już tu 

nie było. 

Reijo  zobaczył  twarze  ciężko  spracowanych,  wystawionych  na  zbyt  trudną  próbę 

ludzi. Nie mógł uwierzyć, że Ailo ich zdradził. Tak jak nie zdradziłby Idy. 

Ida  osuszyła  łzy.  Spytała,  czy  może  się  umyć.  Przyniesiono  jej  wodę.  Umyła  nawet 

włosy.  Ubranie  ze  skóry,  które  dotąd  nosiła  z  dumą,  zamieniła  na  grubą  spódnicę,  kurtkę  i 

ciepłą  bluzkę.  Włosy  zostawiła  rozpuszczone.  Powiedziała,  że  to  dlatego,  żeby  wyschły,  ale 

Sedolf miał na ten temat własne zdanie. 

Do kołnierzyka bluzki przypięła broszkę. 

Nie  chciała  wtopić  się  w  tłum.  Zawsze  lubiła  podkreślać,  że  jest  inna.  Gęste  rude 

włosy  i  norweski  strój  jeszcze  bardziej  ją  wyróżniały.  Nawet  broszka  nie  mogła  tego 

zrównoważyć. 

Lato  nadało  policzkom  Idy  ładny  kolor.  Nic  jednak  nie  zdołało  ukryć  opuchniętych, 

zaczerwienionych oczu. Nie płakała już, ale łzy pozostawiły ślady. 

background image

Anders  pamiętał  Raiję.  Pamiętał  te  wyprostowane  plecy  i  kruczoczarne  włosy 

rozwiane na wietrze. Córka była do niej bardzo podobna. Gdyby nie ten miedzianorudy kolor 

włosów... Jak Mikkal by ją nazwał? Na pewno nie Małym Krukiem! 

Syn  siostry  na  pewno  zginął.  Żadne  złoto  na  świecie  nie  odwiodłoby  mężczyzny  od 

takiej kobiety. 

Zauważył, że jest dumna jak matka, ale dostrzegł w niej również pewne cechy Reijo. 

Gdyby  Raija  posiadała  niektóre  z  nich,  wtedy  być  może  zyskaliby  we  wspólnocie  mądrą 

kobietę. 

I Mikkal by żył. 

A ta dziewczyna nie stałaby tu zapłakana i nie rozpaczała, że jej mąż zaginął. 

- Nie wiem, czy to pomoże... - zaczął Anders niepewnie. - To zależy od tego, czy się 

wierzy... 

- Nie wierzę w nic - odparła Ida. 

- Słyszałaś o noaidach? - spytał Anders. Ida spojrzała na ojca. Siedział nieporuszony i 

czekał na reakcję córki. Pozwolił, by sama podjęła decyzję. 

-  Tak  -  powiedziała.  -  Ale  sądziłam,  że  już  nie  istnieją.  Że  ich  praktyki  zostały 

zabronione. 

- Rzeczywiście tak jest - przyznał Anders. - Przeszliśmy, jeśli tak można powiedzieć, 

na chrześcijaństwo. Ale mamy swojego noaidę. 

- Czy on może odnaleźć dla mnie Ailo? 

- Całkiem prawdopodobne, że uda mu się dowiedzieć, gdzie jest twój mąż, jeżeli go o 

to poprosisz. Albo przepowie ci przyszłość. 

Ida uniosła kącik ust. 

- Nie interesuje mnie moje życie. Ono zależy od Ailo. Chcę go odnaleźć. Czy możesz 

mnie zaprowadzić do tego noaidy? 

Anders skinął głową. Gotów był to uczynić od razu. Rozmawiał już z szamanem. 

-  Chcesz  jej  na  to  pozwolić?  -  spytał  Sedolf.  -  Czy  naprawdę  zgodzisz się,  żeby  tam 

poszła? 

- A co mam zrobić? - spytał spokojnie Reijo. 

- Te bzdury dadzą jej fałszywą nadzieję. Czy to uczciwe? Możesz ją powstrzymać. Nie 

pozwól,  by  udała  się  do  tego...  czarodzieja.  Nakładzie  jej  do  głowy  bredni.  Naopowiada  jej 

tego, co Ida chce usłyszeć. 

-  Nie  znasz  dobrze  Lapończyków,  Sedolf,  przyjacielu.  -  Reijo  spokojnie  pykał  swą 

fajkę.  -  Mieszkałem  z  nimi.  To  nie  jest  wcale  takie  pewne,  że  Ida  wróci  przepełniona 

background image

fałszywymi  nadziejami,  jak  mówisz.  Sam  zamierzałem  poprosić  tego  człowieka  o  radę.  Nie 

chciałem w to wciągać Idy, lecz tak się złożyło, że sama tam poszła. Jest dorosła. 

- Wierzysz w takie rzeczy? Reijo wzruszył ramionami: 

-  Między  niebem  a  ziemią  jest  więcej...  Praktyki  noaidy  w  każdym  razie  nikomu  nie 

szkodzą.  To  nie  są  takie  czarne  sztuczki,  o  jakich  myślisz,  chłopcze.  Powinieneś  poprosić 

noaidę, by później i tobie powróżył. Przekonałbyś się, że to zupełnie zwyczajny człowiek. 

- Nigdy! - zawołał Sedolf. - Nigdy! 

Wyglądał  całkiem  przeciętnie.  Ida  widziała  go  w  tłumie  mężczyzn  poprzedniego 

wieczoru, lecz nie zwróciła na niego uwagi. 

Uśmiechnął  się  na  jej  widok.  Ruchem  ręki  poprosił  Andersa,  żeby  zostawił  ich 

samych. 

- Zaskoczona? - spytał. 

Ida usiadła przed nim na piętach. Nie bardzo wiedziała, jak zachować się w obecności 

takiego człowieka. 

-  Jesteś  taki  młody  -  zauważyła.  -  Sądziłam,  że  tym  zajmują  się  starsi.  Wiek  i 

mądrość... 

Był  chyba  jej  rówieśnikiem,  choć  delikatne  i  łagodne  rysy  twarzy  sprawiały,  że 

wyglądał  młodziej.  Miał  ciemne  włosy  i  niebieskie  oczy.  Ubrany  był  jak  inni  mieszkańcy 

siidy. Odróżniał go jedynie bardzo szeroki pas ze starannie zamocowanymi dziwnymi przed-

miotami.  Ida  nie  miała  pojęcia,  do  czego  mogły  służyć.  Ale  z  pewnością  tkwiło  w  nich  coś 

magicznego. 

- To nie zależy od wieku - odrzekł melodyjnym głosem. - Lecz od siły. Odpowiedniej 

siły. Stary szaman umarł. Mnie wskazano jako tego, który ma przejąć po nim instrument. 

Przesunął  dłonią  po  gładkiej  skórze  bębna.  Widniało  na  nim  mnóstwo  figur, 

namalowanych czerwonobrązową farbą. Ludzkie postacie, zwierzęta, owalne wzory. 

- W jaki sposób? - spytała Ida oczarowana niezwykłością tego wszystkiego, czego nie 

pojmowała. Co właściwie odrzucała, lecz co mimo to kusiło i pociągało. 

-  Było  nas  dwóch,  kiedy  zaatakowały  nas  wilki  -  wyjaśnił  noaida.  -  Mój  towarzysz 

słynął  z  wielkiej  siły.  Znano  go  jako  doskonałego  myśliwego.  Przedtem  zabijał  już  wilki  i 

niedźwiedzie. Tego dnia sam padł ofiarą drapieżników. Za każdym razem, kiedy stado zamie-

rzało rzucić się na mnie, stawał pomiędzy nami jeden wilk. Ratował mi życie. Bronił mnie jak 

matka  broni  swego  dziecka.  W  końcu  wataha  zrezygnowała.  Odciągnęła  ciało  mego 

towarzysza na bok... i wtedy udało mi się stamtąd zbiec. Zdarzyło się to kilka dni po śmierci 

starego noaidy. Wszyscy zrozumieli, że ja mam tę siłę. Zostałem wybrany na następcę. 

background image

- A twoje życie? - spytała. - Czy jakoś się zmieniło? 

- Niewiele - odparł. Rozłożył ramiona. - To mój dom. Taki jak inne jurty, wydaje mi 

się. Słyszałem, że chcesz odnaleźć męża. 

Ida skinęła głową. 

- Znałem Ailo, to ułatwi sprawę. 

-  Co  zamierzasz  zrobić?  Noaida  postawił  bęben  na  kolanach,  czule  pogładził 

naciągniętą skórę. 

- Wybiorę się daleko, daleko stąd, kobieto. Wiesz, co to jest? 

Przytaknęła. Już o tym słyszała. 

- Bęben szamana. Uśmiechnął się. 

- To mój bęben magiczny. Dzięki niemu wyruszę w podróż. 

Ida  pomyślała,  że  instrument  kształtem  przypomina  czarę.  W  jego  dnie  wycięto  dwa 

otwory, tak by można go było przytrzymać. Na górze naciągnięto skórę. 

Po bokach wykonano liczne nacięcia. Wzory, które mogły przypominać wszystko. 

Idę  zaskoczyła  wielkość  bębna.  Wyobrażała  sobie,  że  jest  mniejszy,  skoro  zakazano 

posługiwania się nim. Miał owalny kształt - jego długość równała się mniej więcej długości 

ramienia rosłego mężczyzny, szerokość była o połowę mniejsza. 

- Gdzie go chowasz? - spytała Ida. 

- Nigdy go nie chowałem - odparł. - Nikt tutaj nie szuka. Myślę, że chroni mnie owa 

siła. 

- Mogę zobaczyć? - poprosiła. Przysunęła się bliżej na kolanach. 

Noaida uśmiechnął się. 

-  Sama  posiadasz  całkiem  dużo  siły,  kobieto.  Gdybym  miał  wkrótce  umrzeć, 

wskazałbym ciebie jako następcę. 

- Czy kobiety też mogą się tym zajmować? 

- Może nie wszystkie, ale czuję, że posiadasz coś więcej niż zwyczajne siły. 

Ida pomyślała o Mai. Wszyscy uważali, że to Ona została obdarzona niezwykłą mocą. 

Reijo wiele razy powtarzał, że Ida nie odziedziczyła podobnych zdolności. 

- Po co są te wszystkie kreski? 

-  Wyznaczają  pola  -  wyjaśnił  noaida.  -  Każde  pole  oznacza,  można  by  rzec,  inny 

ś

wiat. Każdy z tych światów zamieszkują różni bogowie i różne duchy. 

- To pewnie ty. - Ida wskazała na postać z bębnem, otoczoną przez rybę, ptaka i rena. 

-  Masz  bystry  wzrok  -  rzekł  noaida  z  uznaniem.  -  To  rzeczywiście  jest  noaida.  W 

czasie  podróży  często  potrzebujemy  pomocy  duchów.  Saivo  -  guolle,  ryba,  Saivo  -  lodde, 

background image

ptak, i Saivo - sarva, ren, to święte zwierzęta, które pomagają szamanowi w Saivo. W innym 

ś

wiecie. 

- Ten okrąg to słońce - stwierdziła Ida niemal z pewnością w głosie. 

-  Peive,  tak  -  potwierdził  noaida.  -  Słońce.  Ale  jego  promienie  pomagają  tutaj.  - 

Wskazał  na  inną  postać,  a  właściwie  na  stojące  razem  w  kręgu  innych,  wyglądających  na 

kobiety,  trzy  postaci.  -  One  są  najważniejsze.  Radien  -  attje  to  ojciec,  służący  dobrą  radą. 

Obok niego stoi jego żona, Radien - akka. Trzecia osoba to syn, Radien - pardne. 

- Nie mieli córki? 

-  Mieli  -  rzekł  noaida,  uśmiechając  się.  -  Ale  to  stary  bęben  magiczny.  Wtedy  się 

jeszcze  nie  narodziła.  Jest  zatem  także  Rana  -  neida.  Córka.  Ażeby  cię  zadowolić, 

powinienem ją chyba dorysować. 

- Stoją najwyżej dlatego, że są najważniejsze? Skinął głową. 

- Wiele rozumiesz. Te sylwetki wokół nich to boginie. Odgrywają ważną rolę podczas 

narodzin. Chronią niemowlęta. 

Idzie się to podobało. Spodobała jej się wiara, która tak wysoko ceniła dzieci. 

- A ten nie wygląda zbyt opiekuńczo. - Ida wskazała na postać siedzącą na koniu. 

-  To  jest  śmierć  -  rzekł  noaida.  -  Roto.  Pojawia  się  konno,  przynosząc  chorobę  i 

ś

mierć. 

Ida wzdrygnęła się. W jednej chwili przeszył ją chłód. Cofnęła się nieznacznie. 

- Czym to rysujesz? 

-  Żuję  korę  olchy.  Ślina  jest  potem  czerwona  jak  krew.  Wystarczy  tylko  znaleźć 

odpowiedni patyk i rysować. Pozostaje na wieki. 

Wstał. Całkiem wysoki jak na Lapończyka, uznała Ida. 

- Muszę wyjść - rzekł. - Mam takie swoje miejsce. Mogę wyruszyć tylko stamtąd. 

Ida  również  się  podniosła.  Podążyła  za  noaidą  ku  światłu.  Zabrał  ze  sobą  bęben  i 

pałeczkę ze skóry renifera, która przypominała literę T. Zdolny artysta wyciął na niej nożem 

piękne  wzory,  a  potem  czyjaś  zręczna  ręka  pokryła  wzory  farbą.  Tą  samą  czerwoną  farbą, 

którą pomalowano skórę na bębnie. 

- Zastanawiasz się, co się będzie działo? Ida skinęła głową. Spojrzał na nią łagodnie. 

-  Obawiam  się,  że  nawet  ja  sam  nie  znam  całej  prawdy.  Będę  uderzał  w  bęben.  I 

opuszczę  ten  świat.  Opuszczę  to  życie.  Moje  ciało  pozostanie,  pogrążone  w  dziwnym  śnie. 

Ale mój duch powędruje do Saivo, do innego świata. Mogę wiele wyjaśnić, ale też może mi 

się nie powieść. Najczęściej mi się udaje. Poza tym znam Ailo. Spodziewam się wrócić przed 

background image

upływem  dnia.  Przyjdź  do  mnie  wieczorem.  Zaraz  usłyszysz  uderzenia  w  bęben.  Jeżeli 

niedługo umilkną, to znaczy, że szybko przeniosłem się do Saivo. 

Ida  patrzyła,  jak  noaida  odchodzi.  Wysoki,  szczupły,  młody  chłopak  z  długimi 

ciemnymi włosami. Gdy zniknął, wróciła do jurty. Sedolf wyglądał na nadąsanego. 

- I co, wiesz już wszystko? - burknął. 

-  Dowiem  się  wieczorem  -  odparła  Ida.  -  Noaida  musi  najpierw  wyruszyć  w  podróż. 

Usłyszysz bębnienie. 

Po chwili rzeczywiście je usłyszeli. Rytmiczne uderzenia w skórę renifera. 

Ten dźwięk stał się częścią dnia. 

Zamilkł przed południem. Ida nie wiedziała, czy to wcześnie, czy późno. Nie miała też 

odwagi  pytać.  Mogła  tylko  czekać.  Tymczasem  próbowała  przekazać  Sedolfowi  wszystko, 

czego dowiedziała się od noaidy. 

Sedolfa wcale to nie interesowało. 

-  Brednie!  -  rzeki  z  lekceważeniem.  -  Bzdury  i  wymysły!  Bajki,  jeśli  wolisz.  Nie 

wmawiaj  mi,  że  istnieją  jakieś  duchy  i  bogowie  o  dziwnych  imionach!  Wyobraźnię  to  mają 

rzeczywiście bujną, ale świat duchów? To już przesada! 

- Daj mu szansę - poprosiła Ida. - To jedyna moja nadzieja. Poruszam się w całkowitej 

próżni, Sedolf. Nie mam pojęcia, gdzie jest człowiek, którego kocham najbardziej na świecie. 

Wraz z  nim  straciłam  wszelkie  oparcie,  rozumiesz?  A  tu jestem  zupełnie  obca.  Ty  na  moim 

miejscu zrobiłbyś to samo. Spróbowałbyś wszystkiego, żeby odnaleźć ukochaną osobę! 

-  Nigdy  mi  na  nikim  aż  tak  bardzo  nie  zależało  -  rzekł  sucho.  -  Nie  mogę  się  więc 

wypowiadać. Ale uważam, że to kompletne bzdury. 

-  Nie  spodziewaj  się  tylko  zbyt  wiele  -  przestrzegł  Idę  Reijo.  Przytulił  ją  tak,  jak  to 

robił, kiedy była małą dziewczynką i kiedy czuła, że wszyscy zwracają się przeciwko niej. - 

Nawet za pomocą magii nie zawsze można uzyskać właściwą odpowiedź. Noaida to zwykły 

człowiek. Być może ma w sobie tajemniczą siłę, którą potrafi wykorzystać. Ale mimo to nie 

jest  nikim  więcej  niż  zwykłym  śmiertelnikiem.  Jest  tylko  narzędziem.  Zapamiętaj,  Ida,  że 

również szamanowi zdarzają się niepowodzenia. 

Wiedziała  o  tym.  Zdawała  sobie  z  tego  sprawę.  Ale  nie  chciała,  by  tak  się  stało  tym 

razem. Wierzyła, że pozna prawdę. 

-  Noaida  w  każdym  razie  nie  wskaże  konkretnego  miejsca  i  nie  powie  po  prostu,  że 

Ailo tam jest. 

Ida i to rozumiała. 

background image

- Tato - zaczęła ostrożnie. Zaczerpnęła powietrza i spytała: - Mówisz, że on ma jakąś 

siłę. On także o tym wspomniał. Powiedział, że tylko ten, kto posiada taką siłę, może zostać 

noaidą. Twierdził, że uda się w podróż. To znaczy, że jego duch uda się w podróż, podczas 

gdy ciało pogrąży się w dziwnym śnie. Czy to samo dzieje się z Mają? 

Reijo wypuścił córkę z objęć. Usiadł ciężko. Wziął ją za rękę i uścisnął. 

Ida poczuła, że to ojciec potrzebuje jej wsparcia. 

-  Nie  wiem,  Ida.  Nie  wiem.  Ale  nie  zamierzam  kłamać  i  twierdzić,  że  o  tym  nie 

myślałem.  Mikkal  wierzył,  że  Raija  potrafiła  przemieszczać  się  duchem.  Czasami  udawało 

mu się mnie przekonać. Wierzę, że Raija posiadała taką siłę. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek 

nauczyła się ją świadomie wykorzystywać. 

- A Maja? 

-  Jej  stany  na  początku  bardzo  przypominały  stany  Raiji  -  odparł  Reijo  przyparty  do 

muru. 

- On powiedział, że mam w sobie tę siłę. Reijo spojrzał na córkę zaskoczony. 

-  Miałem  nadzieję,  że  jesteś  od  tego  wolna  -  rzeki  tylko.  -  Owa  zdolność  jest  w 

równym stopniu przekleństwem, co błogosławieństwem. Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz 

musiała z niej korzystać. Że nie będziesz zmuszona jej poznać. 

Dzień upływał powoli. Ida nie pamiętała, co robiła. Drżała z niecierpliwości. 

Noaida prosił, by przyszła wieczorem. To mogło tak wiele znaczyć. 

Zmusiła się, by poczekać, aż słońce zacznie się staczać za najwyższe wzniesienie. 

Był już z powrotem. 

- Czekałem na ciebie - rzekł. Wyglądał na zmęczonego. 

-  Czy  podróż  się  udała?  -  spytała  Ida  sztywno.  Mocno  ściskała  chustkę  na  szyi.  Nie 

była w stanie wypuścić jej z dłoni. 

-  Wróciłem  -  odparł.  -  Bywa,  że  jeśli  całkiem  się  nie  powiedzie,  noaida  na  zawsze 

pozostaje w Saivo. 

- Jak to? 

-  Duch  nie  powraca,  kobieto.  -  Ogarnęło  go  dziwne  zniecierpliwienie,  tak  jak  gdyby 

właściwie nie miał dla Idy czasu. - Ciało umiera. 

Ida przełknęła. Czy to on wywoływał ten chłód? 

-  Nie  przypuszczałam,  że  to  jest  aż  tak  niebezpieczne  -  powiedziała.  -  Gdybym 

wiedziała, nie poprosiłabym cię o to. 

-  Muszę  z  tym  żyć  -  odparł.  -  Każdy  kiedyś  umrze.  Mam  tę  przewagę,  że  znam  już 

tamten świat. 

background image

- Znalazłeś Ailo? - spytała Ida. Dłużej nie wytrzymała. Nie mogła czekać. 

- Mógłbym powiedzieć ci to samo, wróżąc ci z ręki - rzekł nieco opryskliwie. - Moja 

podróż do Saivo okazała się niepotrzebna. 

-  Mów!  -  wyszeptała  Ida.  Gotowa  była  błagać  go  na  kolanach,  byle  powiedział  jej 

wszystko, co wie. 

-  Napotkałem  siły,  które  przeszkadzały  mojemu  duchowi  w  poszukiwaniach.  Nic  nie 

mówiłaś, że ktoś w twojej rodzinie jest nimi obdarzony. 

-  Nie  pomyślałam  o  tym  -  usprawiedliwiła  się.  -  Nie  sądziłam,  że  to  ma  jakieś 

znaczenie. 

-  Wszystko  ma  znaczenie.  Czułem  Ailo  -  rzekł  noaida.  Nie  lubił  się  przyznawać,  że 

nie  całkiem  mu  się  powiodło.  -  Nie  znalazłem  go,  ale  czułem  jego  obecność.  Roto  go 

naznaczył. 

- Chcesz powiedzieć, że Ailo zginął? Chcesz przez to powiedzieć, że Ailo nie żyje? 

- Niekoniecznie - odparł. - Roto symbolizuje również chorobę. Nie wiem, co oznacza 

w  tym  wypadku.  Widziałem,  że  zarówno  twój,  jak  i  jego  ród  prześladuje  ogień.  Ogień  jest 

waszym  przekleństwem.  Sprowadza  wielkie  nieszczęście.  Czyjeś  siły  utworzyły  jakby  mur 

przeciwko mnie. Ktoś, kto ma siłę równą mojej, przeszkodził mi zbliżyć się do Ailo. Nic nie 

pomoże,  gdy  poprosisz  innego  szamana.  Ktoś  wznosi  mur  wokół  twojego  męża  i  jego  losu. 

Czułem jedność, w której ty nie miałaś udziału. Sądzę, że to kobieta. Byłem już wyczerpany. 

Nie widziałem tego wyraźnie. Wydaje mi się, że Ailo nie chce się z tobą połączyć. 

- Czy to znaczy, że on żyje? 

-  Nie  przeszkadzaj!  -  Noaida  zmarszczył  brwi  i  poprawił  się:  -  Uważam,  że  Ailo  nie 

może  się  z  tobą  połączyć.  Ty  będziesz  żyła  własnym  życiem.  Ciebie  znalazłem  w  swej 

wędrówce. Nikt mi w tym nie przeszkodził. Znalazłem cię w przyszłości. Nie byłaś sama. 

- Nie chcę tego słuchać! - przerwała mu ostro Ida. 

-  Nie  prosiłam  o  przepowiednię.  Prosiłam,  byś  znalazł  Ailo.  Nie  udało  ci  się.  Nawet 

się nie dowiedziałeś, czy on żyje, czy nie! 

-  Ailo  jest  naznaczony  przez  Roto  -  powtórzył  noaida.  -  I  chroni  go  siła,  z  którą  nie 

mogę  konkurować.  Nie  jestem  w  stanie  się  z  nią  zmagać,  ponieważ  wydaje  się  co  najmniej 

tak wielka jak moja. Pewnego dnia dowiesz się prawdy - mówił dalej. - Nie zdarzy się to jutro 

ani  na  wiosnę.  Ale  poznasz  prawdę.  Widziałem, jak  zmierza  do  ciebie  niczym  ptak  w  locie. 

Jak ptak z rozłożonymi skrzydłami. Złoty ptak. 

background image

Ida  skrzywiła  się,  słowa  noaidy  nie  zrobiły  na  niej  wrażenia.  A  była  tak  oczarowana 

tym  wszystkim  -  bębnem  magicznym,  rysunkami,  bogami  i  duchami  o  obco  brzmiących 

imionach... 

Wtedy miała jeszcze nadzieję. 

Teraz  spadła  z  hukiem  na  ziemię.  To  bolało.  Lecz  w  każdym  razie  ujrzała 

rzeczywistość. 

- Dziękuję - rzekła uprzejmie i podeszła do wyjścia. 

- A dzieciom nadaj imiona tych dwojga, od których wszystko się zaczęło. 

- I czego się dowiedziałaś? - spytał Reijo, kiedy Ida ciężko usiadła naprzeciw niego i 

Sedolfa. 

- Że urodzę bliźniaki. I że on nie ma pojęcia, co się stało z Ailo. 

- Nic nie powiedział? 

- Tylko tyle, że Ailo jest naznaczony przez Roto. 

- Naznaczony przez śmierć? - zdumiał się Reijo. 

- W końcu to zrozumiałam - powiedziała Ida. - Śmierć. Chcę stąd wyjechać. Źle się tu 

czuję. 

background image

13 

Znowu  w  drodze.  Tym  razem  to  Reijo  stwierdził,  że  wyruszył  bez  przekonania.  Ida 

stanowczo upierała się przy swoim. Nie chciała spędzić zimy z obcymi ludźmi. 

-  Sam  słyszałeś,  co  mówili,  tato.  Nadeszły  dla  nich  ciężkie  czasy.  Kobiety  umierają, 

rodząc dzieci. 

Wiedziała,  że  przesadza,  ale  nic  jej  tu  nie  zatrzyma.  Otwarte  przestrzenie  i 

niskopienne,  falujące  lasy  brzozowe  straciły  dla  niej  cały  urok.  Nie  podobały  jej  się.  Nie 

urzekały. Były obce. Nie chciała tu zostać. 

Anders przy pożegnaniu wręczył Idzie prezent - zawinięty w kolorową chustkę, która 

trochę wyblakła w miarę upływu lat. 

- To należy chyba teraz do ciebie - rzekł i podał jej zawiniątko. 

Idzie drżały ręce, kiedy rozwijała chustkę. 

Pozostała część srebrnych klejnotów ślubnych. 

Dziewczyna  dotknęła  palcami  guzików,  które  same  w  sobie  stanowiły  ozdobę. 

Zwisały  z  nich  drobne  listki  z  cienko,  cieniutko  wykutego  srebra.  Właściwie  były  to  raczej 

zapinki.  Ujrzała  dwie  broszki,  podobne  do  tej,  którą  miała,  ale  mniejsze  i  z mniejszą ilością 

przyczepionych  kółek.  Za  to  z  licznymi  wyrzeźbionymi  zdobieniami  -  wijącymi  się 

wstążkami, oplatającymi całość, owalnymi i kanciastymi  figurami wokół siebie, tworzącymi 

przepiękny  wzór,  którego  widokiem  trudno  nasycić  oczy.  Na  srebrnej  klamrze  paska 

powtarzał  się  motyw  broszek  i  kształt  guzików,  tylko  większy  i  grubszy.  I  wreszcie  srebrna 

obroża - obroża do odświętnego kaftana, bogato  haftowana cieniutkimi nitkami, tworzącymi 

deseń,  któremu  nie  dorównywało  nic,  co  Ida  w  życiu  widziała,  z  naszytymi  drobnymi 

aplikacjami ze srebra. Sama w sobie stanowiła piękną ozdobę. Miała szerokość dłoni i została 

tak uformowana, że można ją było nakładać na kaftan. 

-  Brakuje  jeszcze  pasa  -  rzekł  Anders.  -  Ale  niestety  gdzieś  zginął.  A  dużą  broszkę 

masz ty. Tak więc ślubne klejnoty ponownie zostały połączone. 

Ida przypomniała sobie sen. Przypomniała sobie ostrzeżenie. 

- Nie możecie mi tego ofiarować - wzbraniała się, choć trudno jej było zrezygnować z 

tych kosztowności. 

-  Pamiątka  nie  należy  do  mojego  rodu  -  wyjaśnił  Anders.  -  Sigga  otrzymała  ów  dar, 

kiedy  wychodziła  za  mąż  za  Mikkala.  Teraz  Ailo  jest  ich  właścicielem,  a  on  z  pewnością 

dałby go tobie. Tobie się należy, Ida. 

background image

Nie  potrafiła  odmówić.  Nie  mogła  tego  zrobić,  nie  raniąc  Andersa.  Dla  niego  to 

prawdziwa przyjemność móc jej ofiarować ten cenny skarb. 

- Pomyśl, ile byś otrzymał w zamian, gdybyś to sprzedał - zauważyła Ida. 

-  Nigdy  nie  mógłbym  tego  zrobić!  -  rzucił  oburzony.  -  To  nie  moja  własność.  Nie 

sprzedaje się cudzego spadku! 

Idę  uderzyło,  jak  żywa  jest  dla  tych  ludzi  przeszłość.  Ze  tak  ważni  są  dla  nich 

przodkowie i tradycje, przekazywane następnym pokoleniom. Doceniali ich wartość. 

- Dziękuję - powiedziała wzruszona. - To dla mnie naprawdę bardzo ważne. 

Ś

lubne klejnoty ze srebra zostały złączone. W ten sposób spełniło się marzenie, które 

snuła, wracając z kościoła po ślubie. 

Właśnie ona okazała się tą osobą, która połączyła wszystkie części rodzinnej pamiątki. 

Ale nie czuła smaku zwycięstwa. Ofiarowano jej klejnoty jako żonie Ailo, ale to Ailo 

powinien jej wręczyć je w prezencie. 

Powinno się je ofiarować z miłością. A nie tak jak teraz - z litości. 

-  Wydaje  mi  się,  że  się  ucieszyli,  kiedy  wyjeżdżaliśmy  -  zauważył  Sedolf,  sam 

najwyraźniej zadowolony, że wraca do domu. 

-  Byliśmy  trzema  dodatkowymi  gębami  do  wyżywienia  -  zauważył  Reijo.  -  I  nie 

mogliśmy niczego ofiarować w zamian. To zrozumiałe, że sprawialiśmy kłopot. 

- Nie udało się nam znaleźć jakiejś Laponki dla ciebie, Sedolf - próbowała zażartować 

Ida, lecz nikogo to nie rozbawiło. 

-  Może  wyruszę  na  połowy  tej  zimy  -  odparł.  -  Jeśli  zdążymy  wrócić.  A  tam  na 

wybrzeżu dziewcząt jest w bród. 

Ida nie wątpiła w to. 

Przyroda  przygotowywała  się  do  zimy.  Gałęzie  dziwnie  powykręcanych  konarów 

drzew  liściastych  wcześnie  zostały  ogołocone.  Drzewa  musiały  oszczędzać  soki  na  długą, 

zimną porę roku. Ziemia wyglądała jak dywan w kolorach żółtym i czerwonym. Ścieżki wiły 

się pośród niego niczym brązowe wstążki. Niczym nitki cynowe wplatane w lapoński haft. 

Długie  dni,  które  chwytały  noc  w  dłonie,  nie  ciemniejąc,  odeszły.  Wieczory 

nadchodziły wcześnie. Zimne. Surowe. 

Mgła kładła się często aż na ląd. Skrywała wszystko na krótką chwilę, chowała ziemię 

i niebo. Przeszkadzała wędrowcom iść dalej. 

Szli  już  kilka  tygodni.  Podróż  przebiegała  wolniej  niż  droga  na  północny  wschód. 

Zmierzch  uniemożliwiał  poruszanie  się  wieczorami.  Ranek  wstawał  tak  chłodny,  że  musieli 

zwlekać  z  wymarszem  w  dalszą  drogę.  Tym  razem  mgła  zatrzymała  ich  w  jurcie  przez  dwa 

background image

dni. Opuszczali namiot tylko w razie potrzeby. Nie mieli odwagi się oddalać, wokół otaczała 

ich szara, wilgotna i skłębiona wata. Z trudem dostrzegali własną wyciągniętą dłoń. 

Kiedy  mgła  zrzedła,  było  już  za  późno,  by  rozpocząć  kolejny  etap  podróży.  Ledwie 

zdążyliby się zebrać, już musieliby rozbijać obóz na noc. 

Wypadli  z  jurty  rozkoszować  się  światłem  i  świeżym  powietrzem.  Rozejrzeć  po 

okolicy. 

- To Suomi - rzekł Reijo z miłością w głosie. 

Ich  oczom  ukazał  się  las  sosnowy.  Nie  tak  gęsty,  do  jakiego  Ida  przywykła  nad 

fiordem,  ale  jednak  prawdziwy,  wysoki  las.  Jezioro  spokojne  i  czyste,  odbijające  ostatnie 

resztki  mgły.  Odbijające  pnie  sosen,  ich  czubki,  które  wydawały  się  sięgać  nieba.  Górski 

grzbiet,  na  którym  mogli  zaczepić  wzrok.  Grzbiet  porośnięty  lasem  iglastym,  wiecznie 

zielony. Drzewa liściaste były tu jedynie gościem. Nieśmiałym dodatkiem, pojawiającym się 

tak, jak się wplata pojedyncze nitki, które niezupełnie pasują - bardzo ostrożnie. 

Brzegi  jeziora  porastały  kępki  wrzosów  i  mchy.  Reijo  zachowywał  się  jak  dziecko. 

Zrywał szyszki z drzew i rzucał do wody. Prześcigał się z Sedolfem, kto rzuci najdalej. 

Ida  powlokła  się  swoją  drogą.  Usiadła  z  dala  od  wody  -  z  dala  od  chmar  komarów  i 

muszek, które przeżyły lato, a może wylęgły się latem. 

Przemyła twarz, czuła, jak policzki niejako się ożywiły. Rozwiązała buty. Podciągnęła 

spódnicę do pół łydki i zanurzyła nogi w chłodnej wodzie. To odświeżało. Dawało ukojenie. 

Czy Ailo był tutaj? Właśnie tutaj? 

Rozejrzała  się  po  okolicy.  Zapamięta  ją.  Ponieważ  wreszcie  to  coś  innego  niż 

nieskończony  płaskowyż,  napawający  lękiem.  Ponieważ  przywodziła  na  myśl  znajomy 

widok. To dziwne, jak można zatęsknić za drzewami. W domu Ida nigdy tego nie dostrzegała. 

Tutaj zrozumiała, jak ważne są dla niej drzewa. 

Teraz brakowało jej tylko gór i fiordu. 

Czy Ailo tak samo tęsknił za płaskowyżem, kiedy mieszkał u nich na cyplu? 

Ailo... 

Naznaczony przez Roto... 

Noaida  oznajmił  to  z  całą  powagą.  Zaślepiona  złością  zadrwiła  z  wiary  tego 

człowieka.  Użył  samego  siebie,  żeby  znaleźć  dla  niej  odpowiedź.  Nie  otrzymała  jej  i 

rozzłościła się. 

Ida zapragnęła poprosić o wybaczenie. Nie przyszło jej to do głowy, kiedy odjeżdżali 

z letniego obozu Lapończyków. Wtedy czuła pogardę. Teraz znalazła czas, by to przemyśleć. 

Uspokoiła się. 

background image

Naznaczony przez Roto. 

Przez Roto - ducha śmierci. Choroby. 

Istniała  jeszcze  nadzieja.  Ida  nadal  się  łudziła.  Ale  noaida  powiedział  też,  że  nie  tak 

prędko dowie się prawdy. Prawda pojawi się wraz ze złotym ptakiem. 

Jakie ptaki są złote? 

Ż

aden ze znanych jej. 

A może to symbol czegoś? 

Szaman z upodobaniem posługiwał się zagadkami i symbolami. 

Dla niej ptak oznaczał wolność. Myśli. Ucieczkę. Dumę... 

I  jeszcze  wiadomość  o  tym,  że  urodzi  bliźnięta.  Pogładziła  się  po  brzuchu,  nie 

wierzyła w to. Nie mogły  tam istnieć dwa życia. Noaida się pomylił. Może jedno urodzi się 

później? 

Ailo... 

Błyszczące oczy Ailo w czarnej mgle. 

Noaida wspomniał o innym mężczyźnie. 

Niemożliwe. 

Nie ma drugiego takiego jak Ailo. Żaden mężczyzna nie zajmie jego miejsca, dopóki 

istnieje choć cień nadziei, że Ailo żyje. 

Emil ożenił się z Sofią, przemknęło Idzie przez myśl. A właśnie on chyba najbardziej 

odpowiadał  wizerunkowi  człowieka,  z  którym  mogłaby  się  związać.  Potrafiła  z  nim 

rozmawiać. 

Jednak najlepiej rozumiała się z Ailo - takiego związku nie udałoby się jej stworzyć z 

ż

adnym innym mężczyzną. 

Czyżby pomyślała o nim w czasie przeszłym? Tak jakby pogodziła się z tym, że Ailo 

nie żyje? Chyba tak zrobiła. W głębi duszy. Rozsądek tak nakazywał. 

Jak wyglądało życie człowieka, który został naznaczony przez śmierć? 

Spotkało ją w życiu wiele dziwnych i niezrozumiałych przypadków. Zostawiała więc 

margines  dla  tego,  co  nierzeczywiste,  na  cud,  który  się  może  zdarzyć.  Jej  rodzina  nigdy  nie 

była całkiem zwyczajna. W każdym razie od czasów Raiji i Mikkala. 

Może to nie tak wiele, ale jednak dłużej niż jej całe życie. 

Zjawiska  nierzeczywiste  towarzyszyły  wszystkim  członkom  rodziny.  Układały  się 

niczym ścieżka przed ich stopami, prowadziły w dziwnych kierunkach. 

Ku szczęściu lub zmartwieniu. 

background image

Ida czuła, że to, co jej się przytrafia, jest dalszym ciągiem. Kontynuacją. Zagadkowe 

zjawiska nie urwały się wraz ze śmiercią Mikkala i Raiji. 

Trwają nadal. Mają swój cel. Kres, w którym być może przyjdzie jej brać udział. 

Myśli pojawiały się znikąd. Ulatywały dalej. Czy to właśnie jest owa siła? Czy to ten 

niezwykły dar? Niewytłumaczalny bieg myśli, olśnienia, których nie potrafiła wytłumaczyć, a 

które nazywano fantazją? 

Może  nie  chodzi  o  umiejętność  dokonywania  cudów?  Nie  o  taką  siłę,  jaką  posiada 

Maja?  Nie  tak  przerażającą  i  niezrozumiałą.  Może  ta  zdolność  jest  inna,  bardziej  łagodna  i 

ludzka... 

Sedolf  zbliżał  się  do  niej  leniwym  krokiem.  Nie  przypominał  Simona  aż  tak  bardzo, 

jak  początkowo  sądziła.  Tylko  na  pierwszy  rzut  oka  można  by  tak  pomyśleć,  nie 

zastanawiając się nad tym, czy to maska, czy też prawdziwa twarz. 

- Znalazłoby się dla mnie miejsce? - spytał. 

Ida przesunęła się trochę. Kępa była wystarczająco duża. 

- Czy już skończyliście się bawić? 

Uśmiechnął  się  szeroko.  Miał  ładne  zęby.  Nie  wszyscy  mogli  się  takimi  pochwalić. 

Niektórzy wcześnie je tracili. Zęby Sedolfa nieco pożółkły od tytoniu, lecz nadal były silne i 

równe. 

Ida nie miała pojęcia, dlaczego zwraca na to uwagę. 

-  Reijo  wygrał  -  odparł  i  odchylił  się  do  tylu,  opierając  na  łokciu.  -  To  wstyd  zostać 

pokonanym  przez  starego  człowieka.  Jest  tak  podekscytowany,  że  poszedł  szukać  głównego 

jeziora. Twierdzi, że to tylko odnoga jakiegoś większego jeziora z mnóstwem ryb. Postanowił 

pójść wzdłuż strumienia. Zachowywał się jak chłopiec. Polecił mi pilnować, by nie pożarł cię 

wilk albo niedźwiedź. 

Ida  roześmiała  się  razem  z  nim.  Nie  groziło  im  wiele  niebezpieczeństw.  Spokojnie  i 

urokliwie - takie określenia przychodziły Idzie na myśl. To nie okolica dla dzikich zwierząt. 

Nie pojmowała, dlaczego odnosi takie wrażenie. To tylko myśli. Myśli rodzące się w 

jej głowie. 

- Czy już się dobrze czujesz? - w głosie Sedolfa brzmiała zaskakująca troska. 

Ida przyjrzała mu się uważnie. Zwrócił twarz w jej stronę. Między brwiami pojawiła 

się pionowa zmarszczka. Zawsze ściągał brwi w ten sposób, kiedy się nad czymś zastanawiał. 

Wiatr unosił nieco jego grzywkę. Oczy Sedolfa były tak ciemne, że Ida nie potrafiła dojrzeć 

ź

renicy. 

- Dobrze? - spytała zagubiona. - Już nie płaczę. 

background image

- Masz nadzieję? 

- Tak, ciągle wierzę. Bez nadziei byłabym jak martwa. 

- Przecież myślałaś, że nie żyje. Ida przytaknęła. 

-  Tak  uważam.  Ale  chwilami  sprawia  mi  to  taki  ból,  że  nie  mogę  znieść  tej 

ś

wiadomości.  Wówczas  potrzebuję  nadziei,  by  jakoś  złagodzić  cierpienie.  I  przez  dłuższy 

czas nie czuję bólu. Wtedy mam odwagę ponownie to wymówić. Nie żyje... 

-  To  nie  powinno  spotkać  ciebie...  Sedolf  potrząsnął  głową.  Zrywał  kępki  mchu  i  ze 

złością rzucał je do wody. Pływały jak maleńkie wysepki pośród nieskończonego morza. 

-  Coś  takiego  nie  powinno  nikogo  spotkać  -  zauważyła  Ida.  -  Ale  kiedy  się  już 

przydarzy, to doświadcza tego, kto jest w stanie to znieść. 

- Tak myślisz? - Sedolf był zdumiony. - Dziwna z ciebie dziewczyna, Ida! 

-  Jakoś  to  muszę  wytrzymać  -  powiedziała  otwarcie.  -  Nie  mam  innego  wyboru. 

Chyba  że  rzucić  się  z  pierwszej  wysokiej  skały.  A  tu  jak  na  złość  takiej  brakuje  -  dodała 

ponuro. 

- Co będzie po powrocie? Jak wrócimy do domu? 

- Nadal będę dla taty kulą u nogi. W dodatku pod koniec zimy urodzi się dziecko. 

- Dzieci - poprawił Sedolf z lekkim uśmiechem. 

- Wszystko jedno - uznała Ida. - I tak będzie sporo roboty. 

- Będziesz czekać? 

- I mieć nadzieję - odparła. - To też jakieś życie. Tata przeżył w ten sposób piętnaście 

lat. 

- To długo jak dla ciebie, najlepsze lata młodości. Czy podołasz? 

Ida nie potrafiła na to odpowiedzieć. Czeka ją całe życie w niepewności. Cale życie z 

odrobiną nadziei na linę ratunkową. Całe życie w samotności. 

Jednak Ailo może wrócić w każdej chwili. 

- Nie będę czekała tak długo - odparła. - Kiedyś ból złagodnieje. Kiedyś będę musiała 

się pogodzić z tym, że Ailo nie żyje. Jeżeli wcześniej nie wróci. 

- Szkoda, że Emil się ożenił - westchnął Sedolf. 

- Nie mogłam go poprosić, by się wstrzymał! - Ida odrzuciła głowę. 

-  On  by  poczekał  -  rzekł  Sedolf  z  przekonaniem.  Dobrze  znal  przyjaciela.  -  Gdyby 

wiedział, że tak się ułoży, poczekałby. Nawet piętnaście lat. 

- Właśnie dlatego nie mogłabym go o to poprosić. Nie rozumiesz? 

-  Ale  on  byłby  najlepszy,  nie  licząc  Ailo?  Ida  przyznała  to,  choć  niechętnie.  Nie 

określiłaby tego w ten sposób. Nie powinno się tak szeregować ludzi. 

background image

-  Rozmowa  o  tym  do  niczego  nie  prowadzi  -  westchnęła  ciężko.  -  Czuję,  jakbym 

zdradzała Ailo, rozmawiając o kimś, kto mógłby go zastąpić. Rozważając taką możliwość... 

-  A  czy  to  nieprawda?  Boisz  się  prawdy?  Nie  można  żyć  samą  nadzieją.  Jesteś 

wystarczająco mądra, by zdać sobie z tego sprawę. Jesteś taka młoda i... ładna i należy ci się 

od życia coś więcej niż tylko nadzieja, dzieci i ciężka praca. 

-  I  coś  więcej  niż  związanie  się  z  jednym  mężczyzną?  -  spytała  zawsze  gotowa 

przypomnieć mu, że kobiety też znają swoją wartość. 

- Bądźmy szczerzy! - rzekł pojednawczo. - To  prawda, że każdy ma swój rozum. Ze 

większość  życia  to  mozolna  praca.  Jestem  wystarczająco  biedny,  by  to  rozumieć.  Ale  jest 

jeszcze  coś  więcej.  Dla  mnie  to  więcej  oznacza  właśnie  przyjemność  dla  ciała.  Kobiety  i 

mężczyźni  różnią  się  od  siebie  tak,  by  do  siebie  pasować.  Ciałem.  Żeby  wspólnie  zaznawać 

szczęścia. By doświadczać nieopisanej radości. 

Potargała go przyjaźnie po włosach. Sedolf usiadł. Nie chciał, by go głaskała jak psa. 

- Nie chodzi tylko o przyjemność, Sedolf. 

- Nie tylko - przyznał. - Ale czy można żyć bez niej? Nie jesteś przecież księżniczką 

na szklanej górze, za jaką cię uważają. Założę się, że jest w tobie więcej ognia, niż zdradzają 

twoje włosy. Twoje ciało już tego spróbowało. Nie potrafi bez tego żyć. 

-  Amen  -  zakończyła  lekceważąco.  -  Odnoszę  wrażenie,  że  ty  w  każdym  razie  nie 

potrafisz bez tego żyć. To błąd, że nie znaleźliśmy dla ciebie dziewczyny w siidzie! 

- Nie jestem też jakimś ogierem! Poderwał się jak oparzony i wbiegł do jurty. Był zły i 

obrażony. Ida nawet nie przypuszczała, że aż tak bardzo nastąpiła mu na odcisk. 

Z  Emilem  jakoś  potrafiła  rozmawiać.  To  głupia  myśl,  ale  wolałaby,  gdyby  to  on 

towarzyszył jej w tej podróży. 

Z Sedolfem czasem nie sposób się dogadać. Stroił sobie żarty, kiedy ona mówiła serio. 

A  kiedy  on  poważniał,  poruszał  tematy,  które  sprawiały  ból.  O  których  ona  nie  chciała 

rozmawiać. Nie był tak... wrażliwy jak Emil. Miał więcej w rękach niż w głowie. Więcej na 

zewnątrz niż w środku. 

Podniosła się bezwiednie. Zostawiła buty na trawie. Ruszyła boso wzdłuż brzegu. 

Za niewielkim cyplem znalazła zaciszną zatoczkę. Las sięgał tu aż do samego jeziora. 

Sosny  dosłownie  zanurzały  palce  stóp  w  wodzie.  Powyginane  korzenie  wystawały  nad 

ziemią. Piaszczysta plaża pewnie została zalana. 

Ida wsunęła nogę do wody po kolano. Nie wyczuła dna. Woda nie była ciepła, ale też 

nie  zimna.  W  każdym  razie  nie  bardzo  zimna.  Po  wypadku  Ida  lepiej  znosiła  chłód.  Ciepło 

także sprawiało jej większą przyjemność. Uwielbiała jak kot wygrzewać; się w słońcu. 

background image

Nagle przyszło jej na myśl, żeby się umyć. Nie znosiła być brudna. Tato chyba zniknął 

na  dłużej.  Sedolf  na  pewno  się  obraził  i  nie  ruszy  się  z  jurty.  On  także  miał  gwałtowne 

usposobienie. 

Rozejrzała  się  dookoła.  Zobaczyła  tylko  drzewa.  Wiedziała,  że  to  mało 

prawdopodobne, żeby ktoś się teraz wyłonił z tej głuszy, z tych ostępów. Była sama. 

Ida  zdejmowała  z  siebie  ubranie,  tak  jak  obiera  się  cebulę.  Lekko  drżąc  z  zimna, 

weszła do jeziora. 

Zatoczka była tak wąska, że nie napływało tu wiele świeżej wody i zdążyła się nagrzać 

w ciągu dnia. 

Ida  weszła  głębiej.  Zanurzyła  się  po  brzuch.  Położyła  ręce  na  krągłości,  którą  tylko 

ona mogła wyczuć. 

Wykluczone, by zmieściło się tu dwoje! Noaida bardzo się pomylił. Pomyślała o nim, 

ż

e jest oszustem. 

Drobnymi  kroczkami  posuwała  się  dalej,  aż  straciła  grunt  pod  nogami.  Wykonała 

kilka ruchów rękami, żeby utrzymać się na powierzchni. 

O Boże, jak cudownie! 

Zanurzyła  się  pod  wodę.  Wyskoczyła  z  pluskiem.  Ręką  odrzuciła  włosy  do  tyłu. 

Masowała  mokrą  głowę.  Żałowała,  że  nie  ma  mydła.  Jeszcze  nie  była  całkiem  czysta,  tylko 

opłukana. Ale i to lepsze niż drapanie się do krwi i wdychanie zapachu potu. 

Podpłynęła  w  stronę  brzegu.  Dotknęła  dna  stopami.  Wstała  rozcierając  skórę  po 

rześkiej kąpieli. 

Cała dosłownie płonęła. Czuła się jak odrodzona. Jak zupełnie nowy człowiek. 

Trochę bardziej miły, pomyślała. Wszystko ją irytowało, kiedy była brudna. 

Podeszła  bliżej  i  wykręciła  włosy.  Zebrała  je  między  dłonie  i  wycisnęła  wodę. 

Odniosła  wrażenie,  że  nie  są  już  tak  ciężkie,  jednak  z  koniuszków  nadal  ciekły  lodowate 

strumyki. 

Odwróciła się i spojrzała tam, gdzie zostawiła ubranie. Uświadomiła sobie, że kąpiąc 

się, nie patrzyła w tę stronę. 

Obok  jej  rzeczy  siedział  Sedolf.  Napotkała  jego  wzrok.  Nawet  nie  udawał 

zakłopotania. 

Rękoma  zasłoniła  piersi.  Choć  wcześniej  opadły  na  nie  włosy,  uczyniła  to  bez 

zastanowienia. 

W naturalnym odruchu. 

background image

- Myślałam, że jesteś w jurcie - odezwała się. Po raz pierwszy poczuła, że woda była 

zimna. 

- Znudziło mi się - odparł. - Widzę, że jesteś odważna - dodał obojętnym tonem, jak 

gdyby to był początek nieciekawej rozmowy. - Nigdy bym nie wszedł do tak lodowatej wody! 

- Nikt cię też o to nie prosi - burknęła ze złością. - Długo tu jesteś? 

- Miałem cię przecież pilnować - wyjaśnił Sedolf, właściwie nie odpowiadając na jej 

pytanie. - Zamarzniesz na śmierć - dodał - jeżeli będziesz tak stała. 

Ida czuła, jak rozgrzewa ją złość. 

-  Właśnie  zamierzałam  się  ubrać  -  syknęła  -  Gdybyś  tylko  raczył  zachować  się 

przyzwoicie i mógł się odwrócić. 

Jego uśmiech rozciągnął się od ucha do ucha. Oczy cieszyły się rzadkim widokiem. 

-  Uważam,  że  nieprzyzwoite  było  raczej  słowo,  którym  chciałaś  mnie  nazwać. 

Określenie „ogier” lepiej natomiast oddaje to, co o mnie myślisz. 

- Cholernie mało o tobie myślę, Sedolf! Roześmiał się i powoli odwrócił się plecami 

do jeziora. Nadal jednak pozostał blisko jej ubrania. 

Ida  z  wściekłością  opuściła  ręce.  Jeżeli  on  jest  aż  tak  bezczelny,  to  ona  nie  zamierza 

się wstydzić. 

Wypadła  z  wody,  aż  dokoła  pryskało.  Niczym  żołnierz  idący  na  wojnę  -  po  honor  i 

chwałę. 

Sedolf siedział posłusznie jak pies. 

Ida nie patrzyła na niego. Zerkała tylko kątem oka. Nie był wart jej spojrzenia. 

Koszula przyklejała się do mokrego ciała. Ida zamierzała się nią wytrzeć, ale jej w tym 

przeszkodził.  Nadal  miała  w  sobie  trochę  wstydu,  chociaż  Sedolf  wcale  nie  okazywał 

zakłopotania. 

Nie  mogła  sobie  poradzić  z  gorsetem.  Palce  miała  tak  sztywne,  że  odmówiły 

posłuszeństwa przy zapinaniu małych guziczków. 

Przeklinała pod nosem, aż świszczało. 

Padł na nią cień. 

Opalone  palce  odsunęły  jej  dłonie.  Starannie  zapięły  wszystkie  guziki.  Idzie  zaparło 

dech. 

Podwinął rękawy koszuli. Do diabła, że też jego przedramiona mogły do tego stopnia 

przyciągać wzrok! 

-  Jeszcze  zła?  -  spytał.  Miał  zachrypnięty  głos.  Ida  podniosła  głowę.  Nie  powinna. 

Lecz musiała. 

background image

Nie mogła się powstrzymać. 

To nie twarz Ailo tuż przy jej twarzy. To nie oczy Ailo. Nigdy nie musiała tak bardzo 

odchylać głowy, żeby popatrzeć Ailo w oczy. Ale Ailo został naznaczony przez Roto... 

To nie Ailo? 

Brązowa  dłoń  Sedolfa  przy  jej  policzku.  Stał  na  odległość  ręki.  Nie  podszedł  bliżej. 

Uśmiechał się, kiedy pytał, czy nadal jest na niego zła. Zła? Była wściekła. 

Powiedziała mu o tym, ale zabrzmiało to tak miło, że się roześmiał. 

- Świetnie - rzekł cicho. - Trudno mi jakoś w to uwierzyć. 

Po chwili poczuła silne ramię wokół talii. Jego dłoń przy swoim policzku. 

Jego usta na swoich. 

Popchnął  ją  na  wrzosy.  Albo  sama  go  pociągnęła.  Jej  ręce  objęły  go  tak,  jak  on  ją 

obejmował. 

Pocałunek nie miał końca. 

- Poproś, bym przestał - szepnął jej do ucha. Jego oddech wydawał się bardziej gorący 

niż promień słońca w lipcowy dzień. 

- Przestań - szepnęła. A jej ramiona mocniej zacisnęły się wokół niego. 

Tak miękko było na wrzosach i mchu. Przyjemnie zamknąć oczy. Wargami muskał jej 

powieki. Zmusił, by je otworzyła. 

- Nie brzmiało to zbyt przekonująco - uśmiechnął się, a grzywka wpadła mu do oczu. - 

Ale będę grzecznym chłopcem - dodał. 

Jeszcze  przez  kilka  sekund  jego  policzek  znajdował  się  przy  jej  policzku.  Następnie 

Sedolf wstał i podał Idzie dłoń. Pociągnął ją do góry. 

- I udowodnię, że nie jestem jakimś niewyżytym ogierem - rzekł. 

Ida nie czuła już zimna. 

Cała wieczność minęła od kwietnia. Od czasu kiedy ktoś z pożądaniem ją obejmował. 

Sedolf  odwrócił  się  do  niej  plecami.  Patrzył  na  jezioro,  zrywał  igły  z  najbliższego 

drzewa i gwałtownymi ruchami wrzucał je do wody. 

Poszła za nim. Sekundę wcześniej ujrzała siebie w wyobraźni, zachowującą się w ten 

sposób. Objęła go w pasie. Przyłożyła policzek do jego szerokich pleców. 

- Zrób to! - szepnęła. - Sedolfie miły, zrób to! Odwrócił się powoli. Ida nie wypuściła 

go z objęć. Ujął w dłonie jej twarz. Był wysoki i dobrze zbudowany.  Ida czuła się przy nim 

taka drobna. 

- Reijo może wrócić lada chwila - szepnął drżąc. Wargami muskał jej usta. 

background image

-  Nikt  nie  przyjdzie  -  uspokoiła  go,  ślepa  i  głucha  na  wszystko.  Chciała  tego.  Raz  w 

ż

yciu chciała być całkiem nieodpowiedzialna. 

- Nie wykorzystuj mnie - szepnął. A potem pocałował ją znowu. I jeszcze raz. 

Ida przytuliła się do niego tak mocno jak to tylko możliwe, jakby zamierzała wcisnąć 

mu się pod ubranie i pod skórę. Nie szukała pełnej bliskości. 

Nie tak do końca. 

Jego palce wplotły się w mokrą gęstwinę jej włosów. Usta tchnęły życie w jej zimne 

wargi. Pocałunek ożywił krew, doznania. Nie pamiętała takiego mrowienia w nich od czasu... 

Nie, tylko nie jego oczy w tym wszystkim! 

Ida odsunęła tę myśl. Zacisnęła ramiona na silnym karku. 

Wolną dłonią Sedolf rozpiął pasek. Uczynił to jednym ruchem. Idzie przebiegło przez 

myśl,  że  wymagało  to  pewnie  wielu  ćwiczeń.  Lecz  było  bez  znaczenia.  Podciągnął  jej 

spódnicę.  Ciepłą  dłonią  przesunął  po  zewnętrznej  stronie  jej  uda,  wiedział,  dokąd  zmierza. 

Wiedział, jak jej dotykać, żeby ją rozpalić. 

Nie musiał się starać. 

Na  mgnienie  oka  Ida  przywołała  w  pamięci  obraz  Mai  i  Heino.  Dwa  na  wpół 

rozebrane ciała oparte o drzewo. 

Sedolf tego nie widział. 

Ida  nie  mogła  poprosić  Ailo  o  coś  takiego.  Ailo  wiedziałby,  dlaczego.  Zrozumiałby, 

dlaczego myśl o tym tak bardzo ją podnieca. 

Sedolf zamierzał położyć się z nią na mchu. 

- Poczekaj - szepnęła. Ujrzała samotną brzozę niedaleko od brzegu. 

Ś

miertelnie się bała, że zniszczy ten magiczny nastrój. To poczucie nierzeczywistości, 

które ich ogarnęło. 

Ale musiała przerwać. 

Pociągnęła Sedolfa za sobą. Biegła boso, ściskając go za rękę. 

Zatrzymała się przy młodym drzewie. Już dawno zrzuciło liście. Oparła się plecami o 

twardy  pień.  Pełna  wyczekiwania  zwróciła  ku  Sedolfowi  twarz.  Rozchyliła  wargi  do 

pocałunku. 

Sedolf jej nie zawiódł. Jego usta były pełne życia. Obsypał ją deszczem pocałunków. 

Ż

aden nie przypominał drugiego. 

Jedno  spojrzenie  na  Idę  wystarczyło,  by  zrozumiał  jej  intencje.  Ale  podniecało  go 

udawanie, że nie wie, o co jej chodzi. Chciał usłyszeć, jak to mówi. Chciał usłyszeć, że tego 

pragnie. Prosi go o to. 

background image

- Unieś mnie, Sedolf! - szepnęła. - Unieś mnie wyżej! Zróbmy to tak! 

Przełknął ślinę. 

Okazała  się  taka  drobna  i  lekka,  że  bez  wysiłku  ją  podsadził.  Oplotła  udami  jego 

biodra. 

Zsunął spodnie. Zerknęła w dół między ciałami. Lekko ściągnęła usta. 

- Teraz rozumiem, dlaczego masz takie powodzenie - powiedziała. 

Milczał. Znajdowała się w takiej pozycji, że bez trudu w nią wszedł. By dotrzeć tam, 

dokąd zmierzali oboje. 

Jej  plecy  oparte  o  pień  brzozy,  ramiona  mocno  zaciśnięte  wokół  szerokich  ramion, 

nogi wokół jego bioder. 

Powolne  ruchy.  Jego  ręce  pod  jej  pośladkami. Palce,  które  pieściły  najpierw  leniwie, 

potem  z  pożądaniem,  niczym  fale  na  morzu,  które  stworzyli.  Wargi,  które  nie  przestawały 

całować. 

Ida  pociągnęła  Sedolfa  za  włosy,  aż  jęknął.  Między  palcami  zostały  jej  kosmyki 

brązowych włosów. 

Drżał jak na mrozie. Przycisnął ją mocno do brzozy, a potem oparł głowę o jej głowę. 

Obraz zniknął z myśli Idy. Teraz wiedziała, jak to jest. 

-  Możesz  mnie  już  puścić  -  odezwała  się  cicho.  Uczynił,  jak  chciała.  Patrzyła,  jak 

wciąga spodnie. 

Wkłada w nie koszulę. Zapina. Zapina pasek. Spojrzał na nią z wyrzutem. 

-  Chyba  ci  to  teraz  udowodniłem?  Raz  na  zawsze.  Jestem  takim  ogierem,  za  jakiego 

mnie uważasz! 

Ida  potrząsnęła  głową.  Pogładziła  go  lekko  po  policzku.  Czuła  ciepło  na  udach. 

Powoli podwinęła spódnicę i z powrotem weszła do wody. 

Ochłodziła  się  i  umyła.  Zamoczyła  niechcący  brzeg  spódnicy,  ponieważ  opuściła  ją, 

zanim znalazła się na brzegu. 

Sedolf siedział na mchu, smutny i milczący, Z podkurczonymi pod brodą kolanami. 

Ida ubrała się. Nie potrzebowała jego pomocy przy zapinaniu guzików. Usiadła obok. 

- Nigdy przedtem nie robiłem tego z kobietą spodziewającą się dziecka - odezwał się. 

- Czy było inaczej? 

- Tak, ale nie dlatego. Między nimi zapanowała cisza. Nie napięcie. Tylko cisza. 

- Spałaś z Emilem? 

- Nie - odparła. 

- Dlaczego? 

background image

- Był Ailo. Nie miałam ochoty. I... 

- I...? - powtórzył. 

- To oznaczałoby koniec przyjaźni między Emilem i mną. Nie chciałam jej niszczyć. 

- Czy mnie to nie dotyczy? Ida potrząsnęła głową. Włosy trochę już przeschły. 

Nabrały innego odcienia. 

- Z tobą jest inaczej - powiedziała. - To może oznaczać początek przyjaźni. 

- Nigdy więcej tego z tobą nie zrobię. Ani na leżąco, ani na stojąco! - rzekł stanowczo. 

Wsunęła swą dłoń w jego. Sedolf uścisnął ją niechętnie. 

- Między mną a Emilem powstało oczekiwanie na coś podobnego - odezwała się. - Ty 

i  ja  mamy  to  za  sobą.  Przeżyliśmy  to  i  nie  musimy  niczego  żałować.  Możemy  zostać 

przyjaciółmi. W inny sposób. Wiemy doskonale, jacy jesteśmy. 

Sedolf uśmiechnął się blado. 

- Czy mówiłem ci już kiedyś, że jesteś piekielną kobietą? 

-  Tak,  coś  w  tym  rodzaju.  Ładnie  to  powiedziałeś.  Sądziłam,  że  jesteś  bardziej 

powierzchowny  -  rzekła  szczerze.  -  Ale  zaczynam  rozumieć,  że  za  ładną  twarzą  i  impo-

nującym wyposażeniem w spodniach kryje się coś więcej. 

- A więc przyjaźń? Ida skinęła głową. 

-  Musimy  wracać  do  jurty,  zanim  tato  wróci.  Nie  sądzę,  by  w  ten  sposób  zawierano 

przyjaźń, kiedy był młody. Mógłby źle zrozumieć. 

Sedolf  pomógł  jej  wstać.  Otrzepał  spódnicę  z  gałązek.  Ale  poza  tym  jej  nie  dotknął. 

Szła kilka kroków przed nim. Lekko, niczym elf pośród gęstego lasu. 

Sedolf  cieszył  się,  że  Emil  uznał  ślub  z Sofią  za  dobre  rozwiązanie.  Zastanawiał  się, 

dlaczego  sam  nigdy  nie  zwrócił  uwagi  na  Idę,  kiedy  była  podlotkiem  i  zatrzaskiwała  okno 

pokoju  przed  nosem  zalotników.  To  na  pewno  by  go  nie  zniechęciło.  Przecież  już  wtedy 

rzucała się w oczy. 

Zastanawiał się, czy jemu udałoby się przemknąć do środka. Gdyby spróbował. 

Początek przyjaźni? 

Sedolf z całego serca pragnął, żeby się okazało, że Ailo nie żyje. 

background image

14 

Powrót  Reijo  Kesiiniemi  z  jego  podróży  do  Finnmarku  wywołał  naturalnie  wielkie 

poruszenie. 

Wszyscy  wiedzieli,  że  udał  się  ze  swą  córką,  Idą,  na  północ,  by  zamieszkała  z 

Lapończykiem, za którego tej wiosny wyszła za mąż. 

Było  o  czym  gadać,  kiedy  Reijo  wrócił  z  Idą  i  Sedolfem.  A  o  Lapończyku  słuch 

zaginął. 

Na jesieni widać już było wyraźnie, że Ida spodziewa się dziecka. 

Jak  sobie  pościelesz,  tak  się  wyśpisz,  mawiali  niektórzy.  Inni  określali  to  dosadniej: 

Cierp ciało, kiedy ci się chciało. 

Wioskę obiegła wieść, że Ailo nie żyje. 

Ludzie  nie  do  końca  w  to  uwierzyli.  Reijo  zbyt  mało  o  tym  mówił,  choć  co  prawda 

znany był z tego, że rzadko opowiadał o sobie i swoich bliskich. Ale jakoś za dużo osób w tej 

rodzinie po prostu zniknęło. 

Również temat ojca gruntownie dyskutowano. 

Niektórzy  brali  pod  uwagę  Ailo.  Inni  nie  wykluczali  Emila.  Wymieniano  także 

Sedolfa. 

Z niecierpliwością oczekiwano porodu. 

Ida  spodziewała  się,  że  po  przyjeździe  jej  życie  całkiem  się  odmieni.  Ale  przede 

wszystkim cieszyła się, że wróciła domu. Domem była wioska nad fiordem. 

Teraz  to  sobie  uświadomiła.  Dotarła  daleko  na  północ.  Widziała,  jak  tam  jest. 

Przekonała się, że to nie dla niej. 

Większość  znajomych  jej  unikała.  Trudno.  Może  mieli  swoje  powody.  Ale  mimo  to 

Ida pragnęła tu zostać. Chciała cieszyć oczy widokiem tych stron. Tu osłaniały ją góry, morze 

ż

yło  i  ciągle  się  zmieniało.  Tu  las  dawał  schronienie,  ze  wzgórz  mogła  podziwiać  widoki. 

Była w domu. 

Ci,  którzy  jej  przedtem  unikali,  w  ogóle  przestali  przychodzić.  Ale  część  dawnych 

znajomych również się od niej odwróciła i to raniło najboleśniej. 

Emil nie ożenił się z Sofią. 

Sedolf przyniósł tę wiadomość na drugi dzień po powrocie. 

- Dlaczego? - spytała Ida zaskoczona, całkiem nie rozumiejąc. 

background image

-  Jego  stary  wcześniej  umarł.  Emil  został  panem  na  gospodarstwie.  Nie  musi  już 

tańczyć, jak mu zagrają. Zerwał zaręczyny z Sofią. Ludzie mówią, że jego myśli wędrują ku 

innej.  -  Sedolf  zamilkł,  po  czym  dodał:  -  Teraz  masz  wolny  wybór,  Ida.  Kiedy  stracisz  już 

nadzieję. 

Nie była w stanie mu odpowiedzieć. 

Nadal  nie  chciała  o  tym  rozmawiać.  Było  jej  przykro,  gdy  ludzie  przypisywali  jej 

intencje, których nie miała, które nigdy nawet nie przyszły jej do głowy. Naprawdę pragnęła 

ujrzeć  Emila  i  Sofię  jako  małżeństwo.  Naprawdę  wierzyła,  że  może  im  być  ze  sobą  dobrze. 

Ż

e będą szczęśliwi. 

Sofia  była  kiedyś  jej  najlepszą  przyjaciółką.  Teraz  Ida  wcale  jej  już  nie  widywała. 

Tylko  Henriettę  wpadała  od  czasu  do  czasu.  Wyjawiła,  że  Sofia  chowa  do  Idy  urazę.  Sofia 

uważa bowiem, że  po pierwsze,  Ida postarała się, żeby Sedolf od niej odszedł. A po drugie, 

twierdzi,  że  to  Idy  wina,  iż  Emil  zerwał  zaręczyny.  Przyjaciele  Sofii  odwrócili  się  od  Idy, 

choć większość z nich była przecież ich wspólnymi przyjaciółmi. 

Nad  fiordem  nie  mieszkało  dużo  młodzieży.  Zwykle  wszyscy  trzymali  się  razem. 

Teraz  podzielili  się  na  grupy.  Ida  odnosiła  wrażenie,  że  w  dużym  stopniu  to  jej  wina,  choć 

nigdy tego nie pragnęła. 

Czuła się bardziej rozgoryczona, niż ktokolwiek podejrzewał. 

Rodzina. Henriettę. Sedolf. 

Do nich ograniczały się jej kontakty. Czasem upłynęło kilka dni, zanim porozmawiała 

z kimś innym niż Reijo. 

Dawniej zdumiewała swą bezpośredniością i otwartością. Teraz zamknęła się w sobie. 

W  swych  fantazjach  znajdowała  dużo  dobrego  towarzystwa.  Ale  nie  mogła  się  zbytnio  do 

niego przywiązywać. 

W listopadzie Sedolf załatwił sobie miejsce na statku płynącym na Lofoty. Właściciele 

mieszkali  po  drugiej  stronie  fiordu,  skąd  pochodziła  jego  matka.  Więzi  pokrewieństwa 

okazały  się  silniejsze  niż  zła  opinia.  Nikt  nie  mógł  zarzucić  rodzinie  Sedolfa,  że  postąpiła 

zgodnie z niepisanym prawem. 

- Bogaczem pewnie nie zostanę - stwierdził Sedolf beztrosko. - Ale każdemu według 

zasług.  Jakoś  dam  sobie  radę.  Prędzej  czy  później  zapomną,  że  spojrzałem  na  niewłaściwą 

dziewczynę. 

- Nie podoba mi się to, Że wielcy panowie rozporządzają życiem biednych jak im się 

ż

ywnie podoba. 

background image

Reijo  miał  swoje  zdanie.  Nie  uważał,  by  Sedolf  zachował  się  jak  drań.  Raczej  jak 

zwykły młody chłopak. 

- Jak gdyby ich córki były kimś lepszym niż córki innych! 

Wyszedł na podwórze. Powiedział, że musi zajrzeć do komórki. 

Sedolf  nie  mógł  usiedzieć  spokojnie  na  miejscu  po  dobitnej  uwadze  na  temat  córek. 

Reijo przecież nie mógł wiedzieć...? 

Mówiąc uczciwie, nie czuł się całkiem bez winy, jeśli chodzi o córki innych. 

Ida  zrobiła  się  ociężała.  Jej  plecy  wyginały  się  coraz  bardziej,  brzuch  sterczał  do 

przodu. Sedolf nie rozumiał, jak jej stopy utrzymują całe ciało. Chodziła szeroko rozstawiając 

nogi, kołysała się jak statek na morzu. 

- Jak ty to znosisz? - spytał i wskazał na brzuch. 

-  Nie  mam  wyboru  -  odparła  Ida.  -  Już  niedługo.  Musi  przecież  kiedyś  wyjść,  dzięki 

Bogu! 

- Czujesz dziecko? Ida przytaknęła. 

- Czuję? Czasem wydaje mi się, jakby chciało kopnięciem przebić brzuch. Zwłaszcza 

w nocy, kiedy leżę. Już teraz męczy matkę. - Powiedziała to jednak Z czułością w głosie, a jej 

twarz nabrała jakiejś niezwykłej łagodności. 

-  Czy  mogę  zobaczyć?  -  spytał.  Nigdy  nie  odważyłby  się  poprosić  o  to  żadnej  innej 

kobiety. 

Ida musiała mu się przyjrzeć. Uznała, że nie żartuje. 

-  Proszę  bardzo  -  powiedziała.  Siedząc  na  ławie,  odchylona  do  tyłu,  wyglądała  jak 

kolos, którego nie da się ruszyć. 

Sedolf  wśliznął  się  między  stół  i  ławę.  Przysiadł  obok.  Przysunął  obie  dłonie  do 

kołyszącego się brzucha. Nie miał niemal odwagi całkiem ich przyłożyć. 

Brzuch  okazał  się  twardszy,  niż  Sedolf  myślał.  Zawsze  wyobrażał  sobie,  że  z 

kobietami w ciąży trzeba postępować bardzo ostrożnie. Patrzył na nabrzmiałe brzuchy jak na 

coś bardzo kruchego, niczym skorupka jajka. 

-  Gdzie?  -  spytał.  Tak  cicho,  że  prawie  szeptem.  Ida  poprowadziła  jego  ręce  w 

najruchliwsze miejsca. Oboje wstrzymali dech, czekając. 

- Jest! - zawołali. Równocześnie. Ich spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęli się. 

Znowu poczuli kopnięcie. 

- Zrobił się naprawdę duży guz - rzucił Sedolf zdumiony. - Przesunął się. Poczułem to 

przez spódnice i całe ubranie. 

background image

-  Jak  myślisz,  co  to  było?  -  spytała  łagodnie.  -  Możesz  mi  wierzyć,  że  czuję  solidne 

ruchy. Prawdziwe wierzganie. 

Ogarnęła ją dziwna czułość wobec Sedolfa. Spadło to na nią nagle. Być może dlatego, 

ż

e był pierwszą osobą, która dzieliła z nią ważne chwile. 

Nie  licząc  Anjo,  jako  pierwszy  dowiedział  się  o  dziecku.  Jako  jedyny,  poza  Anjo, 

okazał prawdziwe zainteresowanie maleńkim życiem, które w sobie nosiła. Pierwszy chciał je 

dotknąć.  Tato  też  się  o  nią  troszczył  i  robił  to  na  swój  sposób.  Ale  nie  okazywał  już  uczuć. 

Zachowywał pewien dystans. 

Ida rozumiała to. 

Tak  zwykle  postępują  ludzie,  których  ktoś  zranił.  Zachowują  dystans,  póki  się  nie 

upewnią, że znów im nic złego nie grozi. 

- Chcesz posłuchać? - spytała, trochę niepewna, czy nie posunęła się za daleko. Bała 

się,  czy  za  bardzo  nie  wciąga  w  to  Sedolfa.  Mimo  że  był  jej  przyjacielem,  był  również 

mężczyzną. Powinna o tym pamiętać. Nie chciała, by źle ją zrozumiał. 

Nie  zamierzała  go  nakłaniać,  by  odgrywał  rolę  Ailo.  Zależało  jej  tylko  na  tym,  by 

dzielił z nią jej radość. Nie miała nikogo innego. 

- Posłuchać? Czy można coś usłyszeć? 

- Może ci coś powie? - rzuciła Ida żartem. Sedolf również się uśmiechnął. Zastanowił 

się tylko, czy Ida z niego nie kpi. 

Ale  podciągnęła  bluzkę  do  góry  i  ukazała  kawałek  skóry.  Przełknął.  Nie  miał 

doświadczenia z brzemiennymi. 

Ujrzał wyraźnie żyłki na skórze. Niebieskawe paski na mlecznobiałym tle. 

-  Nad  pępkiem  -  powiedziała.  -  Przyłóż  ucho  i  staraj  się  spokojnie  oddychać. 

Wstrzymaj oddech, kiedy ci się wyda, że coś słyszysz. Opowiedz mi, jak to jest! 

Uczynił,  jak  prosiła.  Oparł  się  rękoma  o  ławę.  Wydawało  mu  się,  że  jego  paznokcie 

zostawią ślady na drewnie. 

Ida  również  przestała  na  moment  oddychać.  Drżała  z  napięcia  podobnie  jak  Sedolf. 

Czegoś  takiego  sama  nie  mogła  doświadczyć.  Niedawno  nasłuchiwała  przy  brzuchu  Anjo. 

Opisywała jej potem to, co słyszała. 

Teraz Ida chciała, by ktoś inny jej opowiedział. 

-  Słyszysz?  -  spytała  szeptem.  Denerwowała  się,  że  wejdzie  ojciec.  Reijo  mógłby  to 

ź

le zrozumieć. A przecież przyjaźń Sedolfa była jednym z nielicznych jasnych punktów w jej 

ż

yciu. 

- Cii! 

background image

Sedolf mocniej przycisnął ucho. Trochę się przysunął. 

-  Jest,  teraz.  Słyszę!  O  Boże,  Ida,  słyszałem  to!  Bicie  serca!  Czy  to  nie  twoje?  -  Ale 

zaraz sam sobie odpowiedział: - Nie, niemożliwe. Twoje serce nie bije tak szybko. 

- Tak? 

- Puk - puk - puk... - mówił. Jednocześnie uderzał palcem w oparcie ławy. 

Ida poznała, że to nie jej własny puls. 

Sedolf  miał  zaczerwienione  policzki,  kiedy  wstał.  Spojrzał  na  Idę,  jakby  była 

nadziemską istotą. 

Ida  opuściła  bluzkę.  Zapięła  pasek.  Niedługo  będzie  za  ciasny.  Tę  spódnicę  Anjo 

nosiła aż do narodzin małego Karla. Wtedy Idzie się wydawało, że Anjo jest ogromna. Teraz 

sama musiała już wstawiać kliny po bokach. 

- To niewiarygodne - odezwał się Sedolf. 

Nie  znalazł  innych  słów,  które  by  uznał  za  odpowiednie.  Nie  podejrzewał,  że  to  coś 

tak wzniosłego. Wyglądało całkiem zwyczajnie. Wyglądało, jakby wcale nie było tam życia. 

Słyszał,  że  kobiety  w  ciągu  dziewięciu  miesięcy  ciąży  przeżywają  chwile,  których 

mężczyźni nie są w stanie sobie wyobrazić. 

Których nigdy nie doświadczą. To tajemnica kobiet. 

Sedolf poczuł głęboki szacunek. Szacunek dla życia. 

Niewiele  brakowało,  a  tego  listopadowego  wieczoru  w  chacie  Reijo  na  cyplu  Sedolf 

Bakken powiedziałby coś podniosłego. Wielu mężczyzn w takich chwilach zbyt dużo mówi. 

Sedolfa  uratowały  kroki  Reijo  na  schodach.  Szybko  wrócił  na  swoje  krzesło.  W 

pośpiechu  omal  nie  strącił  lampy  -  poparzył  palce,  kiedy  próbował  ją  ratować  przed 

upadkiem.  Jednak  zacisnął  zęby  i  nawet  nie  pisnął,  robiąc  dobrą  minę  do  złej  gry.  Drobne 

oparzenie to nic w porównaniu z tym, że mógłby zostać wyrzucony za drzwi. 

Reijo musiał rozgrzać dłonie nad ogniem. 

-  Piękna  zorza  polarna  na  niebie  -  rzekł.  -  Zostałem,  by  trochę  na  nią  popatrzeć. 

Ś

ciągnęła  mnie  prawie  do  wody.  Nie  można  zbyt  długo  patrzeć  w  niebo.  Ale  jest  cudowna. 

Most polarny... 

Ida słyszała o tym. Spojrzała na ojca z czułością. Za tymi spokojnymi, trochę zimnymi 

zielonymi oczami krył się żywy umysł. Gorące serce. 

Pragnęła, by dane mu było obdarzyć kogoś tym ciepłem, zanim będzie na to za stary. 

Reijo odchrząknął. Usiadł obok Sedolfa. Oparzenie piekło niemiłosiernie. Ale nie była 

to odpowiednia chwila, żeby się pożegnać. 

Zachowałby się niegrzecznie wobec Reijo. 

background image

- Zakładam, że łowicie za pomocą liny? Sedolf skinął głową. 

- Wszyscy tak robią - odparł odrobinę zaskoczony. 

- Nie wszyscy - zaprzeczył Reijo. - Obaj o tym wiemy. Słyszałeś o włóku? 

- Tak. - Sedolf słyszał o tym. Wielka sieć zamiast liny. Ryby wpadały w nią i, usiłując 

się  wydostać,  jeszcze  bardziej  się  zaplątywały.  Same  udaremniały  sobie  ucieczkę.  -  Na 

Lofotach nie wolno stosować włóka - dodał. - Poza tym tylko bogatych na niego stać. I jesz-

cze musi starczyć, by się wykupić, jeśli cię przyłapią. 

- Włók pozwala na lepsze połowy - stwierdził Reijo. 

-  Mówią  jednak,  że  ci,  którzy  go  używają,  działają  na  szkodę  innych  rybaków. 

Ograbiają morze z ryb. Wkrótce dla nas zostanie puste morze. 

Reijo  sięgnął  za  pazuchę  kurtki,  którą  tylko  rozpiął.  Nie  zdjął  jej,  kiedy  z  powrotem 

wszedł do ciepłej izby. Położył przed Sedolfem skórzaną sakiewkę. 

- Jest twoja - powiedział. - Pomyślałem, że mógłbyś kupić sobie za to włók. Ale jeśli 

uważasz, że to nie w porządku, możesz sobie sprawić coś innego, co ci się przyda. 

W  tej  chwili  Ida  poczuła  ogromną  miłość  do  ojca.  Zawsze  wiedziała,  że  ma  wielkie 

serce. Teraz okazał je również wobec kogoś, na kim jej zależało. 

Drżącymi  rękami  Sedolf  rozwiązał  sakiewkę.  Nie  czuł  nawet  bólu  po  oparzeniu.  W 

jego głowie odżyły plotki. Mówiono, że Knut, Ailo i Heino posiadali złoto. Być może kogoś 

zapomniano wymienić... 

Woreczek  został  uszyty  z  okrągłego  kawałka  miękkiej  skóry,  a  wzdłuż  jego  brzegu 

przeciągnięto rzemyk. Sedolf rozłożył go płasko na stole. Spojrzał na nieduży stosik drobnych 

bryłek. 

A więc jednak w plotkach kryło się trochę prawdy. Wyglądało na to, że Reijo okazał 

się sprytniejszy niż inni. 

- Nie mogę tego przyjąć - rzekł. 

-  Oczywiście,  że  możesz  -  zapewnił  go  Reijo.  -  To,  co  jest  moje,  mogę  ofiarować, 

komu  zechcę.  Jestem  przy  zdrowych  zmysłach.  Nie  podoba  mi  się,  że  jakiś  bogacz  usiłuje 

zmarnować  życie  młodemu,  uczciwemu  chłopakowi,  bo  ten  miał  chwilę  słabości.  Poza  tym 

cię lubię. Potrzebujesz więcej powodów? Chcę, żebyś to wziął. 

Sedolf  przełknął.  Wyciągnął  dłoń  w  geście  podziękowania.  Reijo  nie  przyjął  jej, 

uważając, że nie ma za co dziękować. Ale dostrzegł ranę. 

- Ida opatrzy ci to, jeżeli jej podasz potrzebne rzeczy. Ja muszę wyjść, mam spotkanie 

z zorzą polarną. 

background image

Sedolf  czuł  się  całkiem  zdezorientowany.  Nadal  nie  wiedział,  czy  może  przyjąć  tak 

cenny prezent. 

- Na półce nad drzwiami leżą kawałki czystego płótna. 

Sedolf  przyniósł  je,  nie  zastanawiając  się  nad  tym,  co  robi.  Podał  Idzie  rękę. 

Przyglądał się, jak opatruje mu palec. 

-  Możesz  to  przyjąć  z  czystym  sumieniem.  Nie  myśl,  że  to  próba  przekupstwa,  jeśli 

tego się obawiasz. Tato na pewno nie zamierzał pchnąć mnie w twoje ramiona. 

- Nawet by mi to nie przyszło do głowy! - rzekł niemal ze złością. 

-  Myślę,  że  przypominasz  mu  trochę  jego  samego  z  lat  młodości.  Kiedyś  cierpiał 

biedę, czuł się odtrącony, ponieważ był Finem i mieszkał sam z ojcem. Podarował ci złoto, bo 

tego  chciał  i  ponieważ  cię  lubi.  Nie  krępuj  się,  pewnie  ma  tego  więcej.  Ufam,  że  nie 

pobiegniesz do wsi, by o tym rozpowiadać. 

-  Skądże!  -  Sedolf  nie  rozumiał,  jak  w  ogóle  mogła  tak  pomyśleć.  Nie  potrafiłby 

zdradzić kogoś, kto okazał mu takie zaufanie. 

Pociągnął  palcami  za  rzemyk,  zamknął  ciężkie  kamienie  w  sakiewce  i  na  powrót  ją 

zawiązał. Nigdy nie posiadał takiego bogactwa. To dziwne uczucie. 

- Chyba cię już nie zobaczę przed wyjazdem - westchnął. 

Zostało  mu  jeszcze  parę  dni,  ale  wiedział,  że  byłoby  lepiej,  gdyby  się  trzymał  z  dala 

od cypla. 

-  Nie  muszę  cię  chyba  prosić,  żebyś  na  siebie  uważał  -  uśmiechnęła  się  Ida.  -  Nie 

znam zresztą nikogo, kto byłby tak zdolnym żeglarzem jak ty. Tylko nie mów o tym tacie! 

Skórzany  woreczek  opadł  ciężko  na  dno  kieszeni  kurtki.  Sedolf  czuł  go  gdzieś  w 

okolicy serca. 

-  Nie  będzie  mnie  tu  chyba,  kiedy  urodzi  się  maleństwo  -  uśmiechnął  się  trochę 

zakłopotany. - Co się zwykle daje kobiecie, kiedy zostaje matką? 

-  Urodzinową  kaszę  -  odparła  Ida  zaczepnie.  -  Coś  ładnego.  Cokolwiek.  Żeby  tylko 

było ładne. Lubię wszystko, co ładne. 

- Pozwolisz, żebym został ojcem chrzestnym? - spytał. Jego oczy były poważne. 

-  Dziecko  powinno  zostać  ochrzczone  jak  najszybciej  -  odparła  Ida.  -  Urodzi  się  w 

styczniu,  Sedolf.  Zwykle  rybacy  wracają  z  Lofotów  dużo  później.  Ale  jeśli  to  możliwe, 

postaram się, żeby cię wpisali jako ojca chrzestnego, nawet jeśli ciebie nie będzie. Dobrze? 

Skinął głową. 

-  Wydaje  mi  się,  że  trochę  już  znam  tego  małego  -  powiedział  z  dwuznacznym 

uśmiechem. 

background image

- Bardzo bym chciała, żebyś został ojcem chrzestnym - przyznała Ida. - Właśnie ty, a 

nie kto inny. Jeżeli ma to dla ciebie znaczenie. 

-  Bardzo  duże.  Dłuższą  chwilę  siedział  w  milczeniu.  Potem  wstał,  niechętnie,  ale 

zrobiło  się  późno.  Chciał  się  pożegnać,  zanim  wróci  Reijo  -  nie  może  przecież  stać  tam  na 

chłodzie zbyt długo. Nawet jeśli zorza polarna jest wyjątkowo piękna. 

-  Wszystkiego  dobrego,  Ida  -  rzucił  niezręcznie  i  jednocześnie  trochę  uroczyście. 

Ś

ciskał w ręku czapkę. Czuł się zakłopotany. Starał się to ukryć, przyjmując swobodną pozę. 

Ida jednak przejrzała go na wskroś. Nie musiał przed nią udawać. - Przyjdę tu, kiedy wrócę z 

połowów.  Żeby  ludzie  mogli  się  zastanawiać,  czy  przypadkiem  nie  zamierzam  się 

oświadczyć. 

-  Ja  jednak  ciągle  mam  nadzieję,  że  Ailo  żyje  -  rzekła  Ida.  Była  to  odpowiedź  na 

pytanie, którego nie odważył się zadać. - Mam nadzieję, chociaż ból już złagodniał. A może 

się do niego przyzwyczaiłam. By łatwiej było z nim żyć. 

- Jak długo zamierzasz czekać? 

- Dałam mu rok. Rok od chwili, kiedy przybyliśmy do obozu i dowiedzieliśmy się, że 

go tam nie ma. Rok powinien mu wystarczyć, by przesłać wiadomość, jeśli nadal żyje. Jeżeli 

w tym czasie nie przyjdzie, nie da żadnego znaku, wtedy będę musiała wrócić do życia. 

- To brzmi rozsądnie - zauważył Sedolf sztywno. Stał dłuższy czas obok Idy, a potem 

pochylił się szybko i pocałował ją w czoło. Tylko musnął wargami jej skórę. 

- Do zobaczenia, Ida - powiedział. I zniknął w mroku. Opuścił cypel oświetlony przez 

zorzę polarną. 

Ida  nie  spodziewała  się  zobaczyć  Emila.  Sedolf  niewiele  o  nim  mówił.  Widocznie 

rzadko go spotykał. Na Emila spadło nagle sporo obowiązków. Przejął gospodarstwo, a wraz 

z nim ogromną odpowiedzialność - nie mógł liczyć na to, że inni będą za niego podejmowali 

decyzje. 

I  chociaż  odziedziczona  ziemia  nie  rozciągała  się  zbyt  daleko,  stanowiła  jego 

własność. To dawało już pewną pozycję. 

Ida nie wierzyła, że Emil odważy się ją odwiedzić. 

Jednak  przyszedł  pierwszego  popołudnia  trwania  jarmarku,  kiedy  mógł  się 

spodziewać, że Reijo nie ma w domu. Ida domyślała się, że chłopak z pewnością to sprawdził. 

- Nie szykuj nic dla mnie - powstrzymał ją, kiedy podniosła się, by wstawić kawę. Ida 

wzruszyła tylko ramionami i na powrót usiadła. 

- Wróciłaś - odezwał się. 

background image

Ida  skrzywiła  się.  Nie  spodziewała  się  ujrzeć  go  takiego  wystrojonego.  Nie 

spodziewała się, że przyjmie taki oficjalny ton. 

-  Zbyt  dobrze  się  znamy,  żeby  udawać  -  rzekła.  -  Słyszałam,  że  rozmawiałeś  z 

Sedolfem. Zakładam, że wiesz, jak jest. Ailo nie żyje. Może... 

- Tak myślisz? 

Ida odrzuciła głowę. Włosy miała związane na karku w węzeł. Zdawała sobie sprawę, 

ż

e wygląda teraz inaczej, niż kiedy się rozstawali. Pękata i gruba, zaokrąglona na twarzy, z tą 

fryzurą zamężnych kobiet... 

- Staram się z tym pogodzić - odparła. - Zaczynam dzień. Zastanawiam się, czy Ailo 

dzisiaj przyjdzie. Kładę się i wiem, że nie przyszedł. To samo się powtarza następnego dnia. 

Ale przypuszczam, że nadejdzie taki ranek, kiedy powiem sobie, że on nie wróci. 

- Kiedy urodzi się dziecko? 

-  To  dziecko  Ailo!  -  rzuciła  stanowczo,  gdyż  usłyszała  w  głosie  Emila  cień 

wątpliwości. - Nie myśl, że jest inaczej! 

- We wsi sporo gadają - rzekł wymijająco, uśmiechając się. - Wiem, że nie jest moje, a 

zatem wiem więcej niż inni... 

-  Sedolf  i  ja  jesteśmy  przyjaciółmi  -  zapewniła  Ida.  -  Myślałam  też,  że  Sedolf  jest 

twoim najlepszym przyjacielem. Jak możesz go podejrzewać? 

- Ponieważ go znam, jak mi się zdaje - odparł Emil. - Trudno jest mi wyobrazić sobie 

Sedolfa wyłącznie jako przyjaciela ładnej dziewczyny. 

- Możesz już zacząć ćwiczyć! - odcięła się Ida. 

- Próbuję - uśmiechnął się. Znowu był tym Emilem, którego chciała pamiętać. 

- Rozczarowałeś mnie, zrywając zaręczyny z Sofią - wyznała Ida. 

Emil szybko podniósł wzrok. 

- Myślałem, że ty jedna zrozumiesz. Po prostu nie mogłem udawać! Czułem, jakbym 

kupował sobie żonę. Wydawało mi się to z gruntu złe. Bez sensu. Nie mogłem tego zrobić! A 

ponieważ  nie  musiałem  się  żenić,  zrezygnowałem  ze  ślubu.  Sofia  nie  kochała  mnie  bardziej 

niż ja ją. 

- Dla dziewczyny to gorzej, gdy się ją zostawia w ten sposób. Żal mi Sofii. 

- Za to ona tobie nie współczuje - uśmiechnął się Emil gorzko. - Gdybym wiedział, że 

zrzuci  całą  winę  na  ciebie,  zastanowiłbym  się  dwa  razy.  Ale  nie  podejrzewałem,  że  tak  się 

stanie. Nigdy przedtem nie była zawistna. 

Ida uchwyciła jego wzrok, którym .ciągle uciekał. 

background image

- Czy Sofia ma rację? - spytała z naciskiem. - Czy w pewnym stopniu to moja wina, że 

ją odtrąciłeś? 

-  Jak  to  twoja  wina?  -  zdumiał  się.  -  Miło  się  z  nią  rozmawiało.  Sofia  to  niegłupia 

dziewczyna. I dobrze sobie radzi z domowymi obowiązkami. Nie ma wątpliwości, że zna się 

na rzeczy. Zręczna. Pracowita. Mówią, że umie też zająć się dziećmi. W ogóle było mi z nią 

bardzo dobrze. Solidny materiał na żonę. Nawet dobrze się rozumieliśmy. 

- Czego jeszcze chcesz? - spytała Ida. - Wielkiej miłości? - Nie drwiła z niego, mówiła 

poważnie. Emil zauważył to. 

-  Nauczyłem  się  co  nieco  od  Sedolfa  -  rzekł  z  krzywym  uśmiechem.  -  Nie 

zachowywałem się wobec niej tak niepewnie jak przy tobie, Ida. Kilka razy poszedłem z nią 

do łóżka... 

Zapanowała  cisza.  Przytłaczająca  cisza.  Emil  zasępił  się.  Nie  wiedział,  ile  może 

zdradzić. Nie dlatego, że mógłby zaszokować Idę, ale raczej zastanawiał się, na ile jest winien 

Sofii milczenie. Doszedł do wniosku, że nie musi mieć skrupułów. Sofia sama zresztą o tym 

rozpowiadała. Trochę od siebie dodała, a trochę ujęła, jak jej było wygodnie. 

-  Jeśli  powiem,  że  nic  z  tego  nie  wyszło,  to  chyba  nie  minę  się  z  prawdą  -  wyznał 

wreszcie.  -  Sofia  chciała  tego...  do  pewnego  momentu.  Kiedy  doszło  co  do  czego, 

zauważyłem,  że  jest  spięta.  Za  nic  nie  potrafiła  się  rozluźnić.  Istnieją  pewne  granice.  Jak 

można  pożądać  kobiety,  która  albo  się  modli,  albo  błaga  o  litość?  Mimo  wszystko  chciała 

doprowadzić rzecz do końca. Kiedy nie mogłem, usłyszałem, że pewnie myślę o tobie. Że ją z 

tobą porównuję. 

Ida współczuła Sofii, ale było jej także żal Emila. 

- Wiesz, że ona rozpowiada teraz dookoła, że ja nie mogę... 

Ida potrząsnęła głową. 

-  Z  oczywistych  powodów  nie  wychodzę  zbyt  często  z  domu...  Nie  dociera  do  mnie 

wiele plotek. 

-  Może  to  i  lepiej.  Przynajmniej  nie  słyszysz,  co  gadają  na  twój  temat  -  rzekł  z 

krzywym uśmiechem. 

Emil wyglądał jak chłopiec, kiedy się uśmiechał. Uśmiech rozjaśniał tę twarz, która - 

jak  Ida  stwierdziła  -  stała  się  ostatnio  smutna.  Pomyślała,  że  to  pewnie  z  powodu  nowych 

obowiązków,  a  jednocześnie  odniosła  wrażenie,  że  Emil  wygląda  dużo  starzej  niż  przed  jej 

wyjazdem. 

- Co zrobisz tego dnia, kiedy już nie będziesz czekać na Ailo? 

Ida pokręciła głową. 

background image

- Zupełnie nie potrafię sobie tego wyobrazić, Emil. Wiem, że ten dzień musi nadejść, 

ale  się  go  boję.  Staram  się  z  tym  oswoić,  jak  mówiłam.  Ale  to  chyba  niemożliwe.  Ailo  był 

tym człowiekiem, przy którym miałam się zestarzeć, Emil. Ciągle nim jest. Może... 

-  Czy  zabronisz  mi  tu  przychodzić?  -  spytał  z  napięciem,  wyczekująco.  -  Czy 

poprosisz mnie, żebym przestał cię odwiedzać, jeżeli ci powiem, dlaczego chcę cię widywać? 

Tęskniła za ludźmi. O Boże, jak tęskniła za ludźmi, za życiem i śmiechem! 

-  Byliśmy  takimi  dobrymi  przyjaciółmi  -  westchnęła.  -  Mogłam  z  tobą  o  wszystkim 

rozmawiać. Brakuje mi tego. 

-  Mnie  także.  Wiem,  że  dla  ciebie  tylko  to  się  liczy.  Przyjaźń.  Akceptuję  to.  Ale  nie 

chciałbym, byś miała o mnie fałszywe mniemanie. To prawda, chcę być twoim przyjacielem. 

Ale pragnę czegoś więcej. Rozumiem, że na to za wcześnie, ale nie mogę sobie pozwolić na 

niedopowiedzenia.  Czuję  do  ciebie  coś  więcej  niż  tylko  sympatię.  Jestem  tego  pewien.  W 

pełni świadom znaczenia tych słów chcę ci powiedzieć, że cię kocham. Tak czuję... 

Ida wolałaby, żeby tego nie mówił. Miły, dobry Emil. Spokojny, solidny Emil. Dający 

poczucie bezpieczeństwa, dobroduszny Emil... 

-  Mam  gospodarstwo  i  wystarczające  środki,  żeby  utrzymać  nie  tylko  siebie.  Dla 

ciebie również znajdzie się miejsce. Tego dnia,  kiedy przestaniesz czekać. Jeżeli oczywiście 

będziesz chciała. Chciałbym z tobą być, nawet jeżeli nie pokochasz mnie gorącą miłością. 

- A dziecko? - spytała cicho. Emil o nim nie wspomniał. 

-  Naturalnie  zamieszkałoby  z  nami  -  odparł  szybko.  -  Liczę  na  to,  że  później  jeszcze 

urodzisz dzieci. Moje dzieci... 

-  Zbyt  wcześnie  o  tym  myśleć  -  powiedziała.  -  Możesz  nadal  przychodzić,  jeżeli  nie 

będziesz do tego wracał. Jeśli kiedyś będę  gotowa, dowiesz się. Ale teraz nadal jestem żoną 

Ailo. On jest moim mężem. Nie jestem w stanie myśleć, że ktoś mógłby zająć jego miejsce. 

- A co z Sedolfem? 

- Sedolf? - spytała. - Myślisz, że między nami jest miejsce na coś takiego? Sedolf nie 

zamierza się angażować! 

Emil uśmiechnął się jakby z ulgą. Ida ciekawa była, czy rozmawiał o tym z Sedolfem. 

Zastanawiała się, co Sedolf odpowiedział. 

Cieszyła się, kiedy Emil poszedł. 

Przyjechał  Anders.  Zdążył  na  ostatnie  dni  jarmarku.  Nie  miał  wiele  do  kupienia  czy 

sprzedania, ale musiał przybyć ze względu na wiadomości, jakie posiadał. 

background image

- Rozesłaliśmy posłańców do innych obozów - opowiadał. - Pytaliśmy  wszędzie, czy 

ktoś  nie  widział  Ailo.  Czy  do  ich  siidy  zawitali  jacyś  podróżni.  Czy  pojawili  się  obcy.  Czy 

ktoś opowiadał o zlocie. Czy nie dotarły jakieś plotki. Czy może ktoś coś słyszał. 

- I nic? - spytał Reijo. Anders skinął głową. 

- Wygląda na to, że zaginął bez śladu. Tuż przed wyjazdem kazałem noaidzie jeszcze 

raz go poszukać. Nie znalazł nic nowego. Powiedział, że nie zdołał dotrzeć do Ailo. Ze i tym 

razem przeszkodziły mu jakieś potężniejsze siły. Mówił o jakimś niezwykłym złotym świetle. 

Powtórzył, że Ailo jest naznaczony przez Roto. Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego. 

-  Twierdził,  że  przeszkodziły  mu  jakieś  siły?  -  zastanowił  się  Reijo.  -  Poprzednio 

mówił to samo. Że ktoś bronił mu dostępu, że ktoś nie chciał, żeby znalazł Ailo. 

Anders nabrał powietrza. 

- Dzień przed wyruszeniem z naszego letniego obozu znaleźliśmy w okolicy szczątki 

mężczyzny i rena. 

Ida  spojrzała  na  Andersa  z  otwartymi  ustami.  Dlaczego  wspomina  o  tym  dopiero 

teraz? 

-  Mógł  to  być  człowiek,  który  zmierzał  do  naszego  obozu.  Trudno  powiedzieć. 

Znaleźliśmy  strzępy  skórzanej  odzieży,  musiał  więc  być  Lapończykiem.  Kilka  worków.  A 

raczej  ich  resztki.  Żadnej  zawartości.  Z  rena  i  z  człowieka  pozostało  tak  niewiele,  że  nie 

mogliśmy  stwierdzić,  kto  to.  Znaleźliśmy  czaszkę,  ale  tylko  niektóre  kości  szkieletu.  Przed 

nami pojawiły się tam dzikie zwierzęta. Dość dokładnie wszystko oczyściły... 

-  Co  o  tym  myślisz?  -  spytała  Ida,  starając  się  przezwyciężyć  mdłości.  W  takich 

chwilach jak ta wolałaby nie mieć tak bujnej wyobraźni. 

- Noaida nie sądził, żeby to był Ailo - odparł Anders po dłuższej chwili. - Wydawał się 

jakiś  dziwny.  Powiedział,  że  to  nie  był  dobry  człowiek.  Ale  twierdził,  że  to  nie  ten,  na 

poszukiwanie którego go wysłaliśmy. Wyjaśnił, że Ailo znajduje się o wiele dalej. 

- Ailo miał worki z kory brzozowej - zauważył Reijo. - Te, o których wspominałeś, nie 

były skórzane? 

Anders zaprzeczył. Wszyscy jednak wiedzieli, że to niczego nie dowodziło. 

- Pochowaliśmy szczątki, tak jakby to był ktoś z  nas - rzekł Anders. - Nie mogliśmy 

postąpić inaczej. 

- Nadal zatem pozostaje  mi mieć nadzieję - odezwała się  Ida. - Coś mi  mówi, że nie 

powinnam jej tracić. 

background image

15 

Ida przenosiła ciążę. Nie urodziła w terminie, który sobie wyliczyła. Styczeń przeszedł 

w  luty.  Zima  była  bardzo  mroźna,  pod  nogami  wciąż  chrzęścił  śnieg.  Horyzont  pomiędzy 

tonącymi w chmurach szczytami tworzył jasną, niebieskawą smugę, łączącą ciemnoniebieskie 

morze z niebem. 

-  Nadchodzi  przypływ  -  zauważył  Reijo,  zwracając  się  do  Anjo,  która,  można 

powiedzieć,  u  nich  zamieszkała.  Rozwiązanie  powinno  nastąpić  już  ponad  tydzień  temu. 

Reijo chciał, żeby przy Idzie ktoś czuwał, na wypadek gdyby dziecko miało się urodzić nagle. 

Sara  z  Myra  obiecała  pomóc.  Pomogła  przyjść  na  świat  większości  mieszkańców 

wioski nad fiordem, którzy mieli mniej niż dwadzieścia lat. Nikt nie odważyłby się nazwać jej 

położną. Była „znachorką”. Ale po Sarę trzeba posłać. 

Siedzieli w domu i czekali. 

Ida poczuła dziwne skurcze. 

To coś nowego. Nie potrafiła stwierdzić, czy to początek porodu, czy tylko fałszywy 

zwiastun. 

Co innego obserwować - a co innego przeżyć samemu. Znaleźć się w samym środku. 

- Mały urodzi się podczas przypływu - rzekł Reijo zadowolony. 

Ida  nie  miała  co  do  tego  pewności.  Krążyła  niespokojnie  po  izbie.  Anjo  kazała  jej 

chodzie. Być przez cały czas w ruchu. 

-  Nie  jesteś  chora  -  mówiła.  -  Szybciej  się  zacznie,  jeżeli  nie  będziesz  się  kładła.  To 

dobre  dla  delikatnych  panienek  na  jedwabnych  prześcieradłach.  A  ty,  o  ile  wiem,  jeszcze 

takich nie dostałaś? 

No i Ida chodziła. 

Wczesnym wieczorem okazało się, że Reijo chyba miał rację. 

Ida trzymała się dzielnie, ale Anjo mogła poznać po jej twarzy, że bóle pojawiały się i 

mijały.  Zauważyła, że co jakiś czas kroki ustawały, że przerwy następują w coraz krótszych 

odstępach czasu. Wreszcie że zaczęły pojawiać się regularnie. 

Anjo  nie  miała  sumienia  powiedzieć  Idzie,  że  to  ledwie  początek.  Dopiero 

przygotowanie. Otwarcie. 

Przed nami cała noc, pomyślała. 

Być może dziecko jest tak wyjątkowe, że urodzi się podczas odpływu. Albo nawet gdy 

zacznie się następny przypływ. 

background image

To pierwszy poród w życiu Idy. Jeszcze trochę potrwa. 

Upłynęło kilka godzin, zanim odstępy między bólami skróciły się do pól godziny. 

Reijo już kilka razy szykował się, by popędzić do Myra, lecz Anjo go powstrzymała. 

-  W  każdym  razie  się  zaczęło  -  powiedziała  Ida.  Zagryzała  zęby,  czując  w  środku 

rwanie. 

Anjo skinęła głową. 

- Tak, zaczęło się - potwierdziła. - Jeszcze trochę, moja droga. Powinnaś coś zjeść. 

Ida  nie  wyobrażała  sobie,  jak  mogłaby  teraz  cokolwiek  przełknąć,  ale  Anjo  upierała 

się  przy  swoim.  Potem  naszykowała  wszystko,  co  będzie  potrzebne,  kiedy  zacznie  się  na 

poważnie. 

Ida  jadła  na  stojąco.  Niechętnie.  Wprost  cierpiała  katusze.  Anjo  wydawała  się  jej 

najbardziej bezduszną istotą pod słońcem. 

Bolało ją. 

Zbliżała  się  północ.  Ida  zaczynała  rozumieć,  co  Anjo  miała  na  myśli,  mówiąc,  że 

dopiero się zaczęło. Teraz mogła liczyć między skurczami. Nie pragnęła niczego innego, jak 

tylko położyć się i przeczekać, aż przejdzie. 

- No, chyba możesz już zaprzęgać konia - zwróciła się Anjo do Reijo. 

Był prawie tak samo spocony jak Ida. Trochę z emocji, a trochę dlatego, że za bardzo 

napalił  w  piecu.  Musiał  czymś  zająć  ręce.  I  mieć  pewność,  że  w  izbie  będzie  wystarczająco 

ciepło. 

Dosłownie skoczył jak oparzony. 

- Chyba się ucieszył, że udało mu się na chwilę stąd wyrwać - uśmiechnęła się Anjo. 

Stała  za  kołyską,  którą  odszukał  Reijo.  Ostatnio  spał  w  niej  Karl.  Potem  miało  ją 

dostać nowo narodzone dziecko Idy. 

- A ty, moja wspaniała kobieto, musisz się przebrać w swoją najlepszą koszulę nocną. 

Ż

eby Sara z Myra nie mogła nam nic zarzucić. 

Idzie wydawało się, że nie będzie w stanie się ruszyć, ale pozwalała, by Anjo robiła z 

nią, co jej się podoba. 

Stała skulona, czekając na kolejny skurcz. Ale jakoś udało jej się włożyć grubą, piękną 

koszulę nocną. 

-  Potem  i  tak  będziesz  musiała  się  przebrać  -  dodała  bratowa.  -  Jednak  to  nie  ma 

znaczenia. Powinnaś ładnie wyglądać w tym najważniejszym momencie swego życia. 

Ida czuła, że jest spocona. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że komuś mogłaby się teraz 

wydawać ładna. 

background image

Anjo chwyciła ją za ramiona, zmusiła, by spojrzała jej w oczy. 

- Wiem, że to porządnie boli, Ida. Wiem, że wyda się nie do wytrzymania. Ale jeżeli 

teraz  się  poddasz,  będzie  jeszcze  gorzej.  Musisz  pracować  nad  bólem.  Nie  walczyć  z  nim, 

moje dziecko. To jeszcze długo potrwa. Muszę ci to powiedzieć. Nie minie tak szybko. Jesteś 

tak bardzo zmęczona, że nie będzie lekko. Ale możesz temu podołać. Słyszysz mnie? Nie ma 

takiej rzeczy, której byś nie mogła podołać. Ja wolałam raczej umrzeć, wolałam, by dziecko 

się  nie  urodziło.  A  przecież  już  przedtem  poznałam,  co  to  ból.  To  jest  okropne. 

Najokropniejsze, przez co musisz przejść, Iduniu. Ale nagroda jest większa, niż. możesz sobie 

wyobrazić. 

- Jestem mazgajem - przyznała Ida blado. - Nigdy nie potrafiłam dzielnie znosić bólu. 

Ale wytrzymam. Spróbuję. Muszę. 

Anjo pogładziła ją szybko po policzku. 

- Nie jesteś sama, pamiętaj o tym! Kiedy przyszedł Reijo z Sarą z Myra, przysadzistą 

kobietą w czerni, skurcze pojawiały się już w krótszych odstępach. 

- Postępuje szybciej, niż myślałam - rzekła Anjo pocieszająco. 

Idzie zaś wydawało się, że czas wlecze się jak ślimak. 

-  No,  zostało  jej  jeszcze  kilka  godzin  -  odezwała  się  Sara  ze  znajomością  rzeczy, 

ś

ciągając usta. - Dobrze, że się nie położyłaś. 

Ida  odnosiła  wrażenie,  że  skurcze  trwają  równie  długo,  jak  przerwy  między  nimi. 

Niemal zlewały się w jedno. 

- Tak musi być - stwierdziła Sara i przytoczyła słowa z Biblii, które znała na pamięć: - 

„W bólu będziesz rodziła dzieci”. 

To marna pociecha. 

-  Czy  powinno  tak  boleć  w  krzyżu?  -  spytała  Ida.  -  Stała  zgięta  wpół  nad  stołem  i 

naprawdę miała ochotę umrzeć. Niemożliwe, żeby wszystkie kobiety tak cierpiały. Po prostu 

nie chciała w to uwierzyć. Żadna wcześniej nie  mówiła o cierpieniu. Jedynie o szczęśliwym 

macierzyństwie. - Niedobrze mi - mruknęła. 

Widziała  krzątaninę  przy  nastawianiu  wody  do  gotowania,  przy  garnku  z  wodą  do 

mycia, przy płótnie, w które miał zostać zawinięty noworodek. Widziała to, ale jakby nie jej 

dotyczyło. Czuła, że zaraz ją rozerwie na strzępy. Nikt się nie zorientował, że zrobiło jej się 

niedobrze, omal nie zwymiotowała na stół. 

Ręce Anjo, cieple i łagodne, gładziły ją po krzyżu. 

background image

-  Oddychaj  spokojnie,  Ida  -  powiedziała.  -  Nie  wolno  ci  teraz  przeć.  Wytrzymaj 

jeszcze.  Pomożemy  ci.  Wszystko  będzie  dobrze,  rozumiesz?  Jesteś  dzielniejsza,  niż  ci  się 

wydaje! 

Sara  pociągnęła  nosem.  Jak  świat  światem  kobiety  zawsze  rodziły.  Sama  miała 

czternaścioro dzieci. To żadna sztuka. Większą sztuką jest nie mieć dzieci, uważała teraz. 

Bóle  stały  się  tak  silne,  że  Ida  zapomniała  o  mdłościach.  Minęły,  a  może  zostały 

stłumione. 

Sara kazała się Idzie położyć. Chciała sprawdzić ułożenie, jak się sama wyraziła. 

Już  samo  to  wydawało  się  nie  do  wytrzymania.  Ida  zagryzła  zęby,  ale  nie  całkiem 

pomogło. Krzyknęła w stronę sufitu. Chwyciła z całej siły Za wezgłowie łóżka i krzyczała. 

- Można powiedzieć, że czas wziąć się do roboty - stwierdziła Sara i umyła ręce. Nie 

wszystkie znachorki tak postępowały, ale Sara miała na ten temat swoje zdanie. Nawet męża 

zmuszała  do  mycia  rąk,  kiedy  pomagał  przychodzić  na  świat  jagniętom.  Faktem  jest,  że  ich 

owce  traciły  mniej  jagniąt  niż  owce  innych  gospodarzy.  Sara  wyciągała  z  tego  własne 

wnioski. 

-  Myślę,  że  najlepiej,  jeżeli  nie  będzie  leżeć  -  uznała.  Anjo  pomogła  Idzie  wstać.  W 

tym momencie Ida znienawidziła Sarę, ale zachowała to dla siebie. 

-  Teraz  czeka  cię  najgorsze  -  ostrzegła  Anjo.  -  Kiedy  poczujesz,  że  zaczynają  się 

skurcze, przyj. Ze wszystkich sił. Rozumiesz? 

Ida skinęła głową. 

-  A  w  przerwach  odpoczywaj.  Ida  uśmiechnęła  się  blado.  Jak,  na  Boga,  można  tu 

mówić o odpoczywaniu? 

Sara spojrzała na Reijo. Wyglądał nieszczególnie. 

- Chyba będziemy cię potrzebowały, dziadku - rzuciła. 

Poderwał się na równe nogi. Już miał zamiar wyjść. 

- Czy potrafisz chwilę ustać zgięty wpół? - spytała. - Tak, żeby Ida mogła się oprzeć o 

twoje plecy? 

Reijo  przytaknął  i  przełknął  ślinę.  Przypomniał  sobie,  jak  przyjmował  poród  Knuta. 

Nie był wtedy całkiem trzeźwy. Narodzin Idy nie było mu dane przeżyć. 

- Odeszły wody - mruknęła Anjo pod nosem. - Podłoga pod Idą jest zalana. 

Ida spojrzała w dół zaskoczona. Czuła rozchodzące się po nogach ciepło. 

- Zaczynamy - zadecydowała Sara. Ta krzepka kobieta uśmiechnęła się. Jeszcze wyżej 

podwinęła rękawy. To właśnie coś, co potrafi. Co daje jej satysfakcję. 

background image

Ida zaparła się o plecy Reijo. Wbiła w nie palce - i naprawdę poczuła, jakby oddał jej 

trochę swych sil. 

Anjo  przemawiała  do  niej  spokojnie.  Ida  nie  zawsze  słyszała  poszczególne  słowa; 

odbierała  tylko  ich  rytm  i  ton.  Anjo  podpowiadała  jej,  kiedy  powinna  przeć,  a  kiedy 

odpoczywać, oddychać. 

I  rzeczywiście  udawało  się  odpoczywać.  Ida  zauważyła  to  ze  zdumieniem.  Potrafiła 

odpoczywać między skurczami. Ale krzyczała z bólu, kiedy parła. 

- Zużywasz za dużo sił na krzyk, dziewczyno - upomniała ją Sara. - Czy potrafisz na 

chwilę zamknąć buzię? 

Ida  nie  była  pewna,  ale  spróbowała.  Zazgrzytało  jej  w  zębach  przy  następnym 

skurczu. Poparła. Odniosła wrażenie, jakby zaraz miały wyskoczyć jej oczy. 

- Jeszcze - usłyszała tuż przy uchu zachęcający głos Anjo. - Widzę już czubek ciemnej 

główki, Ida. Przyj, do diabła! 

Oczy na pewno wyszły jej już z orbit. Zgrzytnęła zębami. Nie wytrzyma. Wykrwawi 

się na śmierć. Pociekło coś ciepłego. 

Sara  trzymała  ręce  między  jej  nogami.  Ida  poczuła,  jak  trochę  jej  ulżyło.  Potem 

skurcz. Parła. Parła ze wszystkich sił. Parła. Parła... 

Zrobiło  jej  się  słabo.  Wszystko  zawirowało.  Walczyła,  żeby  nie  upaść.  Usłyszała 

dźwięk nożyczek. 

Usłyszała  klepnięcie.  Cichy  śmiech  Sary,  kiedy  w  izbie  rozległ  się  pierwszy  płacz 

dziecka. 

- Chłopak na schwał! Ida zasłabła. Puściła Reijo i osunęła się na kolana. 

Nie była w stanie się podnieść. 

Anjo klęczała razem z nią. Chciała jej pomóc wstać. 

Ku  swemu  zdumieniu  Ida  znowu  poczuła  parcie.  Takie  samo.  Czyżby  to  jeszcze  nie 

koniec? 

Słyszała przecież krzyk... 

Zacisnęła  oczy.  Powtórzyła  jak  echo  to  samo,  przez  co  przed  chwilą  przeszła.  Nie 

słyszała głosów. Nie słyszała nic. 

Parła. Oddychała. Parła. Oddychała. Znowu parła. 

-  Dobry  Boże!  -  jęknęła  Sara.  Patrzyła  na  Idę  oniemiała.  Dziewczyna  stała  na 

czworakach.  Wszystko  robiła  właściwie,  choć  nikt  jej  nie  podpowiadał.  -  Dobry  Boże  - 

powtórzyła. - To nie koniec. Jest jeszcze jedno. 

background image

Przekazała nowo narodzonego chłopca Reijo. Niezgrabnie wziął go z jej rąk. Starał się 

sobie przypomnieć z odległych czasów, jak to jest trzymać takie maleństwo. 

Przytulił swego pierwszego rodzonego wnuka do piersi i patrzył, jak rodzi się drugie. 

Bliźniak  wyśliznął  się  bez  trudu.  Dla  Idy  była  to  prawdziwa  próba  sil.  Urodzenie 

jednego skrajnie ją wyczerpało. 

Myśl o tym, że ten koszmar się nigdy nie skończy, wydawała się torturą. Ale Ida była 

niemal pewna, że nie będzie więcej niż dwoje. Nie słyszała o takich przypadkach. 

Jeszcze trochę i będzie koniec. 

Dał się słyszeć drugi krzyk. 

Anjo chwyciła Idę pod ręce i podniosła ją. Podprowadziła do łóżka. 

Ida  dosłownie  zapadła  się  w  nie.  Zapadała  się  i  zapadała,  ale  starała  się  zwalczyć 

słabość. 

Nie może stracić przytomności, zanim nie zobaczy dzieci. Jej i Ailo. 

Sara  zajęła  się  myciem  pierwszego.  Przecięła  i  zawiązała  mu  pępowinę,  zanim 

uświadomiła sobie, że rodzi się jeszcze jedno. 

Do  wody  wrzucono  rozżarzony  węgielek.  To  bardzo  ważne.  Noworodek  powinien 

zostać  umyty  jak  najszybciej  po  urodzeniu  -  w  przeciwnym  razie  będzie  nieporządnym 

dzieckiem. 

- Czy przygotowałeś monetę, dziadku? - spytała Sara szorstko. Naprawdę nie była taka 

surowa,  za  jaką  starała  się  uchodzić.  Przybrała  nieco  bardziej  ostry  ton  głosu,  żeby  dodać 

sobie powagi. 

Reijo wygrzebał z kieszeni srebrnego talara. Monetę trzeba położyć na pępek, żeby się 

zagoił.  I  jako  ochronę  przed  podziemnymi  siłami  -  które  chętnie  zamieniłyby  ziemskie 

dziecko  na  jedno  ze  swoich  -  oraz  przed  innymi  niebezpieczeństwami,  które  groziły  nie 

ochrzczonemu niemowlęciu. 

Anjo stała przy łóżku Idy i pokazywała jej drugie niemowlę. 

-  Dziewczynka  -  rzekła  wzruszona.  -  Naprawdę  ci  się  udało.  Masz  po  jednym  z 

każdego rodzaju, Ida. I to za jednym razem. 

Ida  przypomniała  sobie  słowa  noaidy.  A  więc  co  do  tego  miał  rację.  Czyżby  i  w 

pozostałych sprawach się nie mylił? 

Chłopczyk został owinięty w płótno. Mocno, jak każe obyczaj. Nikt nie chciałby mieć 

krzywego dziecka z koślawymi nogami. Dopiero wtedy Ida dostała swego synka. 

Sara zajęła się dziewczynką. 

background image

Mała  musiała  przejść  takie  same  zabiegi.  A  Reijo  musiał  wyciągnąć  jeszcze  jeden 

srebrny talar. 

-  Narodziny  wnucząt  kosztują  -  stwierdziła  Sara.  Lecz  Reijo  z  radością  wyłożył 

kolejną monetę. 

Ida trzymała w ramionach dwoje dzieci. Sara tymczasem uciskała jej brzuch - na wpół 

położyła się na nim, aż wypadło całe łożysko. Reijo dostał za zadanie je spalić. Wszystko, co 

zostało  wydalone  przy  porodzie,  powinno  zostać  zniszczone.  Gdyby  wpadło  w  niepowołane 

ręce,  mogłoby  zostać  użyte  do  uprawiania  czarów.  Anjo  zadbała  o  to,  żeby  Sara  dostała 

wódkę, którą zwykle otrzymywała za wykonaną pracę. I ukradkiem wsunęła jej kilka monet. 

Ci,  którzy  mogli,  płacili  Sarze.  Jednak  sami  ustalali  cenę.  Nie  dawali  jej  pieniędzy 

wprost.  Sara  nie  życzyła  sobie  tego.  Miało  to  wyglądać  tak,  jakby  zapłatą  była  wódka.  W 

wielu przypadkach na tym poprzestawano. 

Ida  czuła  się  szczęśliwa.  Zrozumiała,  dlaczego  kobiety  nie  mówiły  o  bólu.  Teraz,  w 

chwilę  potem,  naturalnie  pamiętała  go,  lecz  stał  się  tak  nieistotny  w  porównaniu  z  tymi 

maleńkimi osóbkami, które trzymała w ramionach. 

Anjo  usiadła  przy  niej  na  brzegu  łóżka.  Karla  obudziło  cale  zamieszanie,  ale  Anjo 

zdołała  go  na  powrót  uśpić.  Pogładziła  Idę  po  policzku,  popatrzyła  na  buzie  swych  nowych 

siostrzeńców. 

-  Masz  dwoje  maleńkich  ciemnowłosych  trolli,  Ida.  Ani  śladu  w  ich  czuprynach 

rudego odcienia. I jakie gęste te włosy! 

Anjo delikatnie przesunęła małym palcem wzdłuż policzka dziewczynki. 

-  Nikt  nie  powinien  mieć  wątpliwości,  kto  jest  jej  ojcem.  Jeszcze  nie  widziałam 

noworodka, który by tak bardzo był podobny do swego taty. 

Serce  Idy rosło z dumy. Ona również to zauważyła, ale wydawało jej się, że tylko w 

jej oczach córeczka jest podobna do Ailo. 

- A brwi tego małego mężczyzny wyginają się bardziej niż twoje. Pamiętam, kto takie 

miał. Dokładnie, jakbym widziała Raiję. 

Ida  przełknęła.  Miała  ochotę  mocno  przytulić  maleństwa  i  zawsze  tak  trzymać.  Były 

jedynym dowodem miłości jej i Ailo. Jedynym, jaki posiadała. 

- Spróbuj podać im pierś - zaproponowała Anjo. Roześmiała się cicho, kiedy odbierała 

od  Idy  chłopca.  Popatrzyła  z  ukosa  przez  ramię.  -  Dobrze,  że  nie  ma  tu  już  Sary. 

Powiedziałaby,  że  pierwsze  mleko  nie  jest  dobre  dla  dziecka.  Ale  ja  uważam,  że  jest 

odwrotnie. Może dlatego, że nie mogłam karmić Karla... 

background image

Ida przystawiła maleńką do piersi. Sporo się namęczyła, zanim nakłoniła ją, by objęła 

ustami brodawkę. 

Dokonał  się  cud.  Dziewczynka  zaczęła  ssać.  Rozległo  się  ciche  mlaskanie,  wyraźne 

odgłosy zadowolenia. Niemal chrząkanie. Mała otworzyła przymknięte oczka. Ida cofnęła się 

zaskoczona.  Dziecko  nie  miało  niebieskich  oczu,  jak  to  zwykle  u  noworodków.  Ani 

brązowych.  Lecz  jaskrawo  bursztynowe.  To  nie  oczy  Ailo.  Wszystkie  opowieści  o 

niezwykłych oczach Mikkala... 

Ida przełykała i przełykała. Przyglądała się, jak mała ssie. Czuła, jak mleko pociekło z 

drugiej piersi. Była tak ogromnie szczęśliwa, że miała ochotę krzyczeć. 

-  Niech  ten  mały  właściciel  renów  też  trochę  spróbuje.  -  Anjo  podała  Idzie  malca. 

Zabrała dziewczynkę. 

Ida  podała  chłopcu  drugą  pierś.  Poczuła  ulgę.  Zobaczyła,  jak  z  tej,  do  której 

przystawiła wcześniej córeczkę, polało się jak strumieniem. 

Wypełniła ją nieopisana radość. 

Reijo  wniósł  ze  sobą  trochę  nocnego  powietrza.  Mroźna  para  otaczała  go  niczym 

obłok,  kiedy  wszedł  do  środka.  Uczynił,  jak  mu  kazała  Sara.  Potem  starannie  wygasił 

ognisko. 

Rozebrał się i podszedł do ognia, by się ogrzać. Wydawał się jakiś dziwny na twarzy. 

Długo stał przy końcu łóżka Idy i przyglądał się całej trójce - swej córce i wnukom. 

- Dzisiejsza noc jest wyjątkowo jasna - rzekł cicho. - Na niebie płonie zorza polarna. 

Nigdy  jeszcze  nie  widziałem  takich  barw.  Nigdy  w  życiu.  Wpada  aż  do  morza.  Spowija 

szczyty gór. Mieni się wszystkimi możliwymi kolorami, Ida. Jest żółta, niebieska, fioletowa. 

Czerwona.  Miejscami  nawet  biała  i  zielona.  Nigdy  nie  spotkałem  podobnej,  mógłbym 

przysiąc. 

Ida przełknęła. Pomyślała o przepowiedni. Wiedziała, że musi zrobić tak, jak prosił ją 

noaida. 

-  Możesz  je  potrzymać,  tato?  -  spytała.  -  Czy  potrafisz  powiedzieć,  do  kogo  są 

podobne? 

Anjo pomogła Reijo pewnie uchwycić dwa małe tłumoczki. Czuł, jak łzy mu się cisną 

do oczu, kiedy spoglądał to na jedną twarzyczkę, to na drugą. 

- Chyba nie ma co do tego wątpliwości - rzekł, napotykając wzrok córki. 

Następnie  podszedł  z  dziećmi  do  okna.  Przysunął  je  bliżej  łuny  na  niebie,  która 

rozświetlała mroczną izbę. 

Wyglądało, jakby je komuś pokazywał. Potem oddał maleństwa Idzie. 

background image

- Powinienem do jutra wyciąć kołyskę - rzucił. - Muszę znaleźć sobie coś do roboty, 

kiedy kobiety przyjdą z kaszą. Myślałaś o tym, jakie imiona nadać małym? 

Ida skinęła głową. Nie udało jej się dłużej powstrzymywać łez. Pociekły swobodnie. 

- On mi to powiedział, ten noaida - szepnęła.  Głos jej drżał.  - Powiedział mi, żebym 

nazwała dzieci imionami tych, od których się wszystko zaczęło. A kiedy się tym kruszynom 

przyjrzałam,  po  prostu  nie  mogę  zrobić  inaczej.  Żadne  inne  imiona  nie  wydają  się  od-

powiednie. To mały Mikkal i mała Raija. 

Reijo  skinął  głową  zadowolony.  Ida  to  mądra  dziewczyna.  Rozpierała  go  duma.  Nie 

każdemu rodziły się tak wspaniałe córki jak ta, którą on został pobłogosławiony. 

- Właściwie nigdy nie myślałam o imionach - rzekła Ida zaskoczona. - Nigdy się nad 

tym nie zastanawiałam. Tak jakby to od dawna zostało postanowione. 

-  Być  może  to  rzeczywiście  było  postanowione  -  przyznał  Reijo.  -  Jest  tak  wiele 

między niebem a ziemią, czego my, ludzie, nie rozumiemy. 

Ida nie spodziewała się, że ktokolwiek przyjdzie z urodzinową kaszą. Pogodziła się z 

tym, że wieś trochę ją od siebie odsunęła. 

Ale  wieś  pokazała,  że  ma  wielkie  serce.  Miłosierdziem  mieszanym  z  odrobiną 

ciekawości złagodziła prawo. 

Przyszły  prawie  wszystkie  kobiety.  W  izbie  chaty  Reijo  na  cyplu  zrobiło  się  ciasno. 

Głosy wypełniły pokój aż po sufit. 

Wszystkie  kumoszki  pchały  się  do  kołyski,  w  której  leżały  dwa  cudeńka.  Wszystkie 

musiały  unieść  trochę  zasłonkę  i  na  nie  popatrzeć.  A  kiedy  dziewczynka  spojrzała  swymi 

wielkimi,  szeroko  otwartymi  oczami,  zarówno  Emil,  jak  i  Sedolf  zostali  wykluczeni  jako 

ewentualni ojcowie. 

Czarne kosmyki również zrobiły swoje. Ludzie pamiętali czarną czuprynę Ailo. 

Dzieci  z  pewnością  pochodziły  z  prawego  łoża.  W  jednej  chwili  rozgrzeszono  Idę. 

Cóż ona winna, że jej mężczyźnie strzeliło coś do głowy? Dziewczyna nic na to nie poradzi, 

ż

e jest ładna i bezpośrednia. 

Garniec  z  kaszą  urodzinową  znalazł  się  na  stole.  Matka  potrzebuje  pożywnej  strawy 

po tak ciężkim wysiłku. A Ida, która urodziła dwoje, potrzebuje jej więcej. 

Warstwa  tłuszczu,  gruba  jak  palec,  pływała  na  powierzchni.  Kobiety  nabrały  sobie 

kaszy. 

Ida  uważała,  że  zachowują  się  trochę  za  głośno,  ale  zrozumiała  również,  że  znowu 

wyszła z pustki. 

Nie była już nikim - została matką. I stała się jedną z nich. 

background image

Dopiero teraz wróciła do domu. 

Po południu, kiedy wszystkie kobiety udały się do swoich zajęć, rozległo się ostrożne 

pukanie do drzwi. Dało się słyszeć szuranie nogami, zanim gość wszedł do środka. 

Drzwi  do  izby  Idy  były  uchylone.  Dziewczyna  nie  mogła  zobaczyć,  kto  to.  Ale 

usłyszała zdumiony głos Reijo: 

- A niech mnie, czyżby rybacy wrócili już z Lofotów? 

A  po  chwili  szept  Sedolfa,  który  z  ożywieniem  opowiadał  o  udziałach,  połowach, 

oprzyrządowaniu, liczbie łodzi, ich wielkości, o zyskach. 

Ida niemal już zasypiała, kiedy drzwi powoli się rozchyliły i chłopak nieśmiało wszedł 

do środka. 

Rozejrzał  się  ostrożnie.  Był  zarośnięty,  ale  poza  tym  wymyty,  chociaż  to  środek 

tygodnia. 

-  Strasznie  o  tobie  gadają  we  wsi  -  uśmiechnął  się  i  zamknął  drzwi.  Zamknął  je 

porządnie. - Ale nareszcie zarówno Emil, jak i ja zostaliśmy uwolnieni od podejrzeń. Ludzie 

uwierzyli, że ojcem jest Ailo. Ida skinęła w stronę kołyski. 

- Zobacz sam - rzekła cicho. - Jesteście prawie starymi znajomymi. 

Sedolf podszedł na palcach. Zatrzymał się z szacunkiem w pobliżu. Długo przyglądał 

się śpiącym dzieciom. Ida zobaczyła, że ciężko przełknął. 

- Czy to dziewczynka jest do ciebie podobna? - spytał półgłosem i spojrzał na Idę. 

Potrząsnęła głową. 

- Chłopiec - odparła. - Właściwie najbardziej jest podobny do mamy. A dziewczynka 

jest podobna do ojca Ailo. 

-  Myślę,  że  oboje  mają  coś  z  ciebie  -  stwierdził  Sedolf.  Jeszcze  chwilę  stał  przy 

kołysce.  Potem  podszedł  do  Idy.  Zatrzymał  się  przy  końcu  łóżka  -  niepewny.  Ściskał  w 

dłoniach pakunek owinięty w brązowy papier. Nosił ślady jego palców. Ślady potu. 

Ida klepnęła w łóżko. Nie było innego miejsca do siedzenia. 

Sedolf  usiadł  Z  ociąganiem  w  przyzwoitej  odległości.  Wysunął  ku  młodej  matce 

paczkę. 

-  Prezent  z  Lofotów  -  rzekł  trochę  zażenowany.  -  Kupiłem  włók.  Nikt  nas  nie 

przyłapał.  I  udziały  mieliśmy  dobre.  Zarobiliśmy  trochę  pieniędzy.  Nie  jestem  już  całkiem 

goły. Może nie tak bogaty jak Emil, ale też nie całkiem biedny. 

Ida rozpakowała prezent. 

Wyjęła  błyszczącą,  dużą  chustę  z  frędzlami.  Iskrząco  zieloną.  Przyłożyła  ją  do 

policzka. Poczuła, jaka jest miękka. 

background image

-  Pomyślałem,  że  będzie  ci  w  niej  ładnie  -  wyjaśnił  onieśmielony.  -  Ze  będzie 

pasowała do twoich włosów. I oczu. 

-  Jest  śliczna  -  wyznała  Ida  wzruszona.  -  Śliczna,  Sedolf.  Ale  nie  powinieneś  mi 

niczego kupować. 

Odwróciła wzrok. 

W papierze leżało coś jeszcze. Zwój materiału. Miękkiego bawełnianego materiału w 

kolorze jasnoniebieskim. 

-  Pomyślałem,  że  mogłabyś  uszyć  coś  maluchowi  -  wyjaśnił  Sedolf.  -  Pamiętasz,  że 

mam być ojcem chrzestnym? 

Ida  naturalnie  pamiętała.  Przesunęła  się  do  przodu,  chociaż  sprawiło  jej  to  ból,  i 

zarzuciła Sedolfowi ręce na szyję. 

-  Serdecznie  ci  dziękuję,  Sedolf  -  powiedziała.  -  To  jeden  z  najpiękniejszych 

prezentów, jakie w życiu dostałam. Jakie dostaliśmy. 

Sedolf uwolnił się z objęć, ale zatrzymał jej dłonie w swoich. Jego oczy wydawały się 

poważniejsze niż kiedykolwiek. 

-  Proszę  cię,  nie  rzuć  się  Emilowi  w  ramiona,  kiedy  minie  rok,  który  dałaś  Ailo!  - 

wyszeptał. 

Nic więcej. 

To nie było konieczne. 

- Nie zrobię tego - obiecała Ida. - Ale nadal mam nadzieję. 

Sedolf skinął głową. Wiedział o tym. Ida zadała sobie pytanie, ile właściwie zobaczył 

noaida.