gagarin...
Żył na Syberii Jurij Gagarin w chatynce z brzozy karelskiej,
Hodował żone i córek parę, co oczy miały niebieskie.
Czasami żonie swojej się zwierzał: "Nuda", powiadał, "niezmierna",
Potem przed chatkę wynosił leżak i czytał książki Żul Verna.
Raz wyniósł leżak aż na pagórek, żeby odpocząć po pracy.
Tam go dobiegły wołania córek: "Tato, ach tato, Kozacy!"
Patrzy - faktycznie, z kopyt tętentem kibitka przed domem staje,
A z niej wysiada w burce rozpiętej olbrzymi Kozak z nahajem.
Jurij w try miga jaszczyk spakował, pożegnał żone i chatę
Potem w kibitce się zadekował i w świat pojechał z sołdatem.
Długo jechali tak na trzy zmiany, Jurij i Kozak z jamszczykiem,
Kraj Rad łopotał transparentami a lud ich witał okrzykiem.
W ciemnej ziemiance, gdzieś za Uralem, do pracy zagnany z mety
Siedem instrukcji przeczytać musiał, wypełnić cztery ankiety.
Na kark mu wdziali waciak kosmiczny, co złote miał epolety,
Jurij wziął jeszcze butelkę whisky i wsiadł do wnętrza rakiety.
[ UWAGA: whisky wymawiać jak napisane, po polsku ]
W rękę mu dali nagan nabity, torbę z lornetką i mapą.
W kabinie wisiał portret Nikity nad pozłacaną kanapą.
Przyszedl sekretarz, dwóch generałów, i kilku cywilów z CzeKa,
Jurij wlazł w środek, zamknęli włazy i zanitowali wieka.
Jakiś marszałek nacisnął pedał, ogień ukazał się w rurze
Jurij się zdążył trzykroć przeżegnać i poszybował ku górze.
Nad Ameryką jęki okropne wstrząsnęły jego uszami
To kapitalizm lud tam katuje, ciskając weń dolarami.
Gdy nad Australią tuż przelatywał, widział przez lornetkę z góry,
Jak akademik Maklucho-Maklaj sam obrączkował kangury.
A nad Afryka fetor straszliwy w nos syberyjski uderzył,
To kolonializm gnije w Afryce, dobrze mu, dobrze, cholerze.
1
Nad Antarktyda widział z orbity, pośrodku lodów krainy,
Jak komsomolcy, w ciepłych walonkach, bezczeszczą z nudów pingwiny.
Gdzieś nad Chinami wychodka użył, zapisał, że stolec zdrowy,
A że się zblizał koniec podróży, przeszedł na lot docelowy.
Już w kukurydzy statek zlądował, w miejscu obranym od dawna
Jurij wyskoczył, zasalutował: "Gdie tu kamanda jest gławna?"
Na powitanie przybył Nikita, salutowali Kozacy
"Hurra" krzyczała ludność spędzona z pobliskich obozów pracy.
Jakiś pop z brodą szczerze się wzruszył: "Chwała ci, o Gagarinie!
Socjalizm zginie, komunizm zginie, a Twoja chwała nie minie"
I tylko szkoda, że w noc kwietniową, ciągnąc za soba smród spalin,
Nie cały Sojuz w kosmos wyleciał, a tylko jeden Gagarin...
2