– –
To są mowy, które wikariusz
Turyngii, przeor z Erfurtu,
brat Eckhart z zakonu ka-
znodziejskiego, miał do tych
duchowych dzieci, które py-
tały go o wiele rzeczy, kiedy
wieczorami zasiadali razem
aby wieść uczone rozmowy.
M i s t r z
E c k h a r t
M o w y
p ouc z ając e
– –
Mowy pouczające
O prawdziwym posłuszeństwie / 3
O najpotężniejszej modlitwie i najwyższym dziele / 3
O tych, którzy siebie nie porzucilii pełni są samowoli / 4
O pożytku z porzucenia siebie, jakiego należy dokonać w sferze
tego, co wewnętrzne i wewnętrzne / 4
Bacz, co istotę i podstawę czyni dobrą / 5
O samotności i o posiadaniu Boga / 5
Jak człowiek ma najrozumniej spełniać swoje dzieła / 7
O stałej pilności w najwyższym wzrastaniu / 7
Jak skłonność do grzechu zawsze przynosi człowiekowi
pożytek / 8
Jak wola wszystko może i jak wszystkie cnoty kryją się w woli,
jeśli tylko jest prawą wolą / 8
Co człowiek powinien uczynić, kiedy odczuwa brak Boga i kiedy
Bóg się przed nim ukrył / 10
Ta mowa dotyczy grzechów: jak należy się zachować, kiedy
znajdujemy się w grzechach / 11
O dwojakiej skrusze / 12
O prawdziwej ufności i o nadziei / 12
O dwojakiej pewności życia wiecznego / 12
O prawdziwej pokucie i o błogosławionym życiu / 13
Jak człowiek może zachować spokój, jeśli jest wolny od
zewnętrznych utrapień, których doświadczali Chrystus i wielu
świętych; jak ma naśladować Boga / 14
W jaki sposób człowiek, jeśli tak się zdarzy, może przyjąć
delikatne jadło, wykwintne stroje i wesołych towarzyszy, do
których przyzwyczaił się zgodnie ze swą naturą / 15
Dlaczego Bóg często pozwala, by dobrym ludziom, którzy
są naprawdę dobrzy, ich dobre dzieła często stawały się
przeszkodą / 16
O Ciele Pana naszego, że należy Je często przyjmować, i w jaki
sposób i z jakim nabożeństwem / 16
O gorliwości / 18
Jak należy naśladować Boga i o dobrym sposobie / 20
O wewnętrznych i zewnętrznych dziełach / 21
Sklad: Marek Wos
/
www.egzorcyzmy.katolik.pl
– –
P
rawdziwe i doskonałe posłuszeń-
stwo jest cnotą nad wszystkimi
cnotami, i bez tej cnoty nie może
się dokonać ani być dokonane żad-
ne, choćby nie wiadomo jak wielkie, dzieło;
z drugiej strony choćby najmniejszy czy naj-
skromniejszy uczynek – czy to odprawianie
lub słuchanie mszy, modlitwa, kontemplacja,
czy cokolwiek innego – przynosi większy po-
żytek, jeśli spełniamy go w prawdziwym po-
słuszeństwie. A znowu jeśli weźmiecie jakiś
uczynek tak mało wart, jak tylko chcecie, to
bez względu na to, jakikolwiek by był, praw-
dziwe posłuszeństwo uszlachetnia go i czyni
lepszym. Posłuszeństwo zawsze i wszędzie
sprawia to, co najlepsze we wszystkich rze-
czach. Zaprawdę, posłuszeństwo nigdy nie
przeszkadza w niczym i nie utrudnia niczego,
co robimy, a co bierze się z prawdziwego po-
słuszeństwa; ono bowiem nie zaniedbuje ni-
czego dobrego. Posłuszeństwo nigdy nie musi
się o nic troszczyć, nie brakuje mu bowiem
żadnego dobra.
Gdzie człowiek w posłuszeństwie opuszcza
swe „ja” i się go wyzbywa, tam Bóg, zniewolony
koniecznością, musi zająć jego miejsce; kiedy
bowiem ktoś nie chce niczego dla siebie, wte-
dy za niego Bóg musi chcieć tak, jak chce dla
samego siebie.
Jeśli bowiem wyrzekłem się mojej woli
i złożyłem ją w ręce mojego przełożonego,
i nic nie chcę dla siebie, to Bóg musi chcieć
za mnie, a jeśli zaniedba tu zrobić coś dla
mnie, to tym samym zaniedba zrobić coś
dla samego siebie. Tak jest we wszystkich
sprawach. W wypadku, gdy nie chcę nicze-
go dla siebie, Bóg chce za mnie.
Teraz uważajcie! Czegóż chce On za mnie,
kiedy ja nie chcę niczego dla siebie? Tam, gdzie
wyzbywam się swego „ja”, musi On chcieć za
mnie tego wszystkiego, czego chce dla siebie,
ni mniej, ni więcej, i w ten sam sposób, w jaki
chce On tego dla siebie: A gdyby Bóg tego nie
robił – na prawdę, którą jest Bóg! – to nie był-
by sprawiedliwy ani nie byłby Bogiem, co jest
Jego naturalnym byciem.
W prawdziwym posłuszeństwie nie może
być nic takiego, jak „ja chcę tego lub owe-
go” czy „to lub owo”, a jedynie doskonałe
wyrzeczenie się swego. I dlatego w naj-
doskonalszej modlitwie, na jaką może się
zdobyć człowiek, nie powinno być próśb
takich, jak „daj mi tę cnotę” czy też „daj mi
ją w takiej mierze” czy „daj mi, Panie, same-
go siebie” czy też „daj mi życie wieczne”, lecz
tylko ta jedna: „Panie, nie dawaj mi niczego,
jak tylko to, czego Ty chcesz, i czyń, Panie,
to, co chcesz i w jaki sposób chcesz!”
Ta przewyższa pierwszą, jak niebo przewyż-
sza ziemię; a kto tak się modli, ten dobrze się
modli: kto w prawdziwym posłuszeństwie po-
rzucił własne „ja”, ten jest w Bogu. A jak praw-
dziwe posłuszeństwo nie powinno znać żad-
nego „ja tak chcę”, tak też nigdy nie powinno
wołać „ja nie chcę”, albowiem „ja nie chcę” jest
prawdziwą trucizną dla każdego posłuszeń-
stwa.
Jak też powiedział święty Augustyn: „Ten
jest najlepszym Twoim sługą, komu nie tyle
na tym zależy, aby usłyszeć od Ciebie to,
czego by chciał, ile raczej na tym, by chcieć
tego, co od Ciebie usłyszy”.
O prawdziwym posłuszeństwie
N
ajpotężniejszą modlitwą, władną
niemal osiągnąć wszystkie rzeczy,
i najgodniejszym dziełem są te, któ-
re wypływają z uwolnionego umy-
słu. Im bardziej jest on wolny, tym potężniej-
szą, godniejszą, pożyteczniejszą, chwalebniej-
szą i doskonalszą jest modlitwa i dzieło. Wolny
umysł potrafi wszystko.
Czym jest wolny umysł? Wolnym umy-
słem jest ten, którego nic nie wprowa-
dza w błąd i który nie jest przywiązany
do niczego, który tego, co w nim najlep-
sze, w żaden sposób nie skrępował i który
w niczym nie szuka swego, a raczej w peł-
ni pogrążony jest w najukochańszej woli
Boga i całkowicie wyrzekł się swego.
Człowiek nigdy nie może spełnić choćby
najmniejszego dzieła, które w takim umyśle
nie odkrywałoby swej możności i nie czerpa-
łoby z niego siły.
Trzeba modlić się tak usilnie, by ku mod-
litwie tej kierowały się wszystkie człon-
ki i siły człowieka, zarówno jego oczy, jak
i uszy, usta, serce i wszystkie zmysły; i nie
wolno w niej ustawać, zanim nie odczujemy,
że pragniemy zjednoczyć się z Tym, które-
go obecności jesteśmy świadomi i do które-
go się modlimy, to jest z Bogiem.
O najpotężniejszej modlitwie i najwyższym dziele
– –
O tych, którzy siebie nie porzucili
i pełni są samowoli
L
udzie powiadają: „Ach, Panie Boże,
chciałbym i ja, tak jak inni, pozosta-
wać w dobrych stosunkach z Tobą,
odznaczać się taką samą nabożnoś-
cią i cieszyć się takim samym pokojem z Tobą,
i chciałbym, by wiodło mi się tak samo jak im
i bym był równie ubogi jak oni” lub też: „Nigdy
nie będę się czuł dobrze, jeśli nie będę tu czy
tam i czynił tak i tak; muszę żyć gdzieś na ob-
czyźnie albo w jakiejś pustelni, albo w klasz-
torze”.
Zaprawdę, w tym wszystkim kryje się twoje
„ja” i nic poza tym. Jest to twoja samowola, jeśli
nawet o tym nie wiesz lub sądzisz, że jest ina-
czej; wszelki niepokój, który się w tobie budzi,
pochodzi z twej samowoli, bez względu na to,
czy to zauważasz czy nie. Gdy mniemamy, że
powinniśmy jednych rzeczy unikać a innych
szukać – na przykład tych miejsc i tych ludzi,
i tych mędrców czy tej ciżby, czy tych zajęć –
to winę za to ponosi nie to, że przeszkadzają ci
te sposoby czy te rzeczy; tym, co przeszkadza
ci w rzeczach, jesteś ty sam, albowiem zacho-
wujesz się niewłaściwie wobec nich.
Dlatego zacznij najpierw od siebie i
porzuć siebie. Zaprawdę, jeśli najpierw
nie uciekniesz od samego siebie, to gdzie-
kolwiek byś uciekł, gdziekolwiek byś się
znalazł, wszędzie napotkasz przeszkody
i doznasz niepokoju.
Szukanie przez ludzi pokoju w rzeczach ze-
wnętrznych, czy to w jakichś miejscach czy
u mędrców, u ludzi czy w dziełach, na obczyź-
nie, w ubóstwie czy w poniżeniu – wszystko
to, choćby największe wywierało wrażenie
i czymkolwiek by było, jest niczym i nie daje
pokoju.
Ci, którzy w ten sposób szukają, szukają na
fałszywej drodze. Im dalej wędrują, tym mniej
znajdują tego, czego szukają. Wędrują tak, jak
ktoś, kto zgubił drogę: im dalej idzie, tym bar-
dziej schodzi na manowce. Cóż ma wszakże
zrobić? Najpierw powinien porzucić siebie, bo
wtedy porzuci wszystko.
Zaprawdę, jeśli człowiek porzuci króle-
stwo lub cały świat, ale zachowa samego
siebie, to niczego nie porzucił. Jeśli jednak
człowiek wyrzeknie się samego siebie, to
bez względu na to, co sobie zachowa, czy
to bogactwo czy honor, czy cokolwiek
innego – porzucił wszystko.
Słowa świętego Piotra: „Oto my opuściliśmy
wszystko” – a on sam nie porzucił przecież nic
więcej, jak tylko sieć i łódź – pewien święty tak
oto skomentował: Kto chętnie porzuca rzeczy
małe, ten porzuca nie tylko te rzeczy, lecz po-
rzuca wszystko, co ludzie światowi mogą mieć,
a nawet wszystko to, czego mogą pożądać.
Albowiem kto porzuca swą wolę i samego sie-
bie, ten rzeczywiście porzucił wszystkie rze-
czy tak, jak gdyby były jego nieograniczoną
własnością i jak gdyby posiadł je tak, iż móg-
łby nimi swobodnie rozporządzać. Albowiem
czego nie chcesz pożądać, to wszystko oddałeś
i porzuciłeś ze względu na Boga. Dlatego mówi
nasz Pan: „Błogosławieni ubodzy w duchu”, to
znaczy: w woli. I nikt nie powinien w to wątpić.
Gdyby istniał jakiś inny, lepszy sposób, to nasz
Pan by go wymienił, jak też powiedział: „Jeśli
kto chce pójść za Mną, niech się zaprze sa-
mego siebie, a gdziekolwiek siebie znajdziesz,
wyrzeknij się siebie; jest to najlepsze”.
O pożytku z porzucenia siebie,
jakiego należy dokonać w sferze tego,
co wewnętrzne i wewnętrzne
M
usisz wiedzieć, że w tym życiu
jeszcze żaden człowiek nie porzucił
siebie tak dalece, by nie odczuwał,
iż musi porzucić siebie jeszcze bar-
dziej. Mało jest ludzi, którzy rzeczywiście bio-
rą to pod uwagę – i są w tym stali.
Jest to równowartościowa wymiana i spra-
wiedliwy handel: W jakiej mierze opuścisz
wszystkie rzeczy, w takiej – i to ani mniej,
ani więcej – Bóg wniknie w ciebie, i to wraz
ze wszystkim, co Jego, jeżeli ty we wszyst-
kich rzeczach całkowicie wyrzekłeś się tego,
co twoje. Od tego więc zacznij i spróbuj tego
wszystkiego, co potrafisz zyskać.
W tym znajdziesz prawdziwy pokój, a nie
gdzie indziej.
Ludzie nie powinni tak bardzo zastana-
wiać się nad tym, co mają robić; powinni
raczej pomyśleć o tym, czym mogliby być.
Otóż gdyby ludzie byli dobrzy i żyli, jak nale-
ży, to ich uczynki świeciłyby jasno. Jeśli ty sam
jesteś sprawiedliwy, to sprawiedliwe są także
twoje uczynki. Świętości nie należy opierać na
czynach; raczej należy ją opierać na byciu, al-
bowiem to nie uczynki nas uświęcają, lecz my
powinniśmy je uświęcać. Czyny, choćby były
– –
najbardziej święte, jako same czyny żadną
miarą nas nie uświęcają, lecz to my w takiej
mierze, w jakiej jesteśmy świętymi i w jakiej
posiadamy bycie, uświęcamy wszystkie nasze
działania, czy to jedzenie, spanie, czuwanie czy
jakiekolwiek inne. Dzieła tych, których miara
bycia jest mała, nie przynoszą – niezależnie
od tego, jakie one by były – żadnego owocu.
Poznaj stąd, że należy się przykładać tylko do
tego, by być dobrym – nie tak bardzo do tego,
co robimy, czy też jakiego rodzaju dzieł doko-
nujemy, lecz do podstawy naszych czynów.
Bacz, co istotę i podstawę czyni dobrą
P
rzyczyną tego, że istota i pod-
stawa bycia człowieka, z których
jego dzieła czerpią swą dobroć, są
całkowicie dobre, jest to, że umysł
człowieka jest całkowicie (zwrócony) ku Bogu.
Dołóż wszelkich starań, by Bóg stał ci się wiel-
kim i by całe twe dążenie i pilność zwracały
się do Niego we wszelkim twym postępowaniu.
Zaprawdę, im bardziej jesteś do Niego zwróco-
ny, tym lepsze są wszystkie twe dzieła, jakie-
gokolwiek by były rodzaju.
Przylgnij do Boga, a On użyczy ci wszel-
kiej dobroci. Szukaj Boga, a znajdziesz Boga
i wszelkie dobro. Tak, zaprawdę, w takim
usposobieniu mógłbyś potknąć się o kamień
i byłby to czyn milszy Bogu, niż gdybyś przyjął
Ciało Pana naszego, a miałbyś przy tym bar-
dziej na względzie własną korzyść, i tak twoja
intencja byłaby mniej bezinteresowna.
Kto przylgnął do Boga, od tego nie
odstępują Bóg i wszelka cnota. A to, cze-
go ty wpierw szukałeś, teraz ono szuka
ciebie; za czym ty wpierw goniłeś, teraz
ono goni za tobą; a przed czym ty wpierw
chciałeś uciec, teraz ono ucieka przed
tobą. Dlatego: kto mocno przylgnął do
Boga, do tego też przylgnęło wszystko,
co boskie, a ucieka przed nim wszystko, co
jest niepodobne do Boga i Bogu obce.
Z
apytano mnie: Niektórzy stanow-
czo usuwają się od innych i chętnie
chcieliby być zawsze sami i na tym
miałby polegać ich spokój oraz na
tym, że pozostawaliby w kościele – czy jest
to najlepsza droga? Wtedy odpowiedziałem:
„Nie!” A zauważcie, dlaczego.
Kto jest prawy, na każdym miejscu
i wśród wszystkich ludzi czuje się dobrze.
Kto jednak nie jest, ten na każdym miejscu
i wśród wszystkich ludzi czuje się źle.
Kto zaś tu okazuje się prawym, ten praw-
dziwie ma Boga przy sobie; a kto prawdziwie
ma Boga, ten ma Go na każdym miejscu, i na
ulicy, i pośród wszystkich ludzi tak samo, jak
w kościele, na pustkowiu czy w celi; jeśli tylko
naprawdę posiada on Boga i tylko Jego, to nikt
nie może mu w niczym przeszkodzić.
Dlaczego? Ponieważ ma on jedynie Boga
i widzi tylko Boga, i wszystkie rzeczy stają
się dla niego samym Bogiem. Człowiek taki
nosi Boga we wszystkich swych dziełach i we
wszystkich miejscach, i wszystkie dzieła tego
człowieka sprawia jedynie Bóg; albowiem kto
jest przyczyną dzieła, do tego dzieło to nale-
ży właściwiej i prawdziwiej niż do tego, kto je
spełnia. Jeśli więc mamy na względzie jedynie
i wyłącznie Boga, to, zaprawdę, musi On być
sprawcą naszych dzieł, a we wszystkich Jego
dziełach nikt nie może Mu przeszkodzić, żadni
ludzie i żadne miejsca. Tak więc nikt nie może
temu człowiekowi stanąć na przeszkodzie, al-
bowiem nie dąży on i nie szuka niczego, jak
tylko Boga, jak też nie smakuje mu nic innego,
jak tylko Bóg; On bowiem jednoczy się z tym
człowiekiem we wszystkich jego dążeniach.
A jak Boga nie jest w stanie rozproszyć żadna
różnorodność, tak też tego człowieka nic nie
może ani rozpraszać, ani być powodem jego
rozdarcia, albowiem jest on jednym z owym
Jednem, w którym wszelka różnorodność jest
jednością i nieróżnorodnością.
Człowiek powinien Boga ujmować we
wszystkich rzeczach i umysł swój przyzwy-
czajać do tego, by Boga zawsze sobie uprzy-
tomniał w sobie, w dążeniu i w miłości. Zważ
na to, jak zwrócony jesteś do Boga, kiedy znaj-
dujesz się w kościele lub w swej celi: ten sam
nastrój zachowuj i miej w tłumie, w niepokoju
i w braku równowagi.
A – jak to już często mówiłem – kiedy mó-
wimy o „równowadze”, to nie mamy na myśli
tego, że wszystkie dzieła, miejsca czy ludzi
należy uważać za tak samo ważne. Byłoby to
niesłuszne, albowiem modlitwa jest lepszym
dziełem niż przędzenie, a kościół miejscem
godniejszym niż ulica. Wszakże we wszyst-
kich dziełach powinieneś zachować taki sam
umysł, taką samą ufność i taką samą miłość
do twego Boga, i taką samą powagę. Zaiste,
gdybyś zachował taką równowagę umysłu, to
nikt by ci nie przeszkodził w uprzytomnieniu
sobie twego Boga.
W kim jednak Bóg nie mieszka tak praw-
O samotności i o posiadaniu Boga
– –
dziwie, lecz kto Boga ciągle musi brać z ze-
wnątrz, i w tym, i w owym, i kto szuka Boga
w sposób nie taki sam, już to w dziełach, już
to wśród ludzi, już to w (różnych) miejscach,
ten Boga nie ma. I łatwo coś może stanąć na
przeszkodzie takiemu człowiekowi, albowiem
nie ma on Boga, i nie szuka tylko Jego, ani nie
kocha wyłącznie Jego, ani nie dąży tylko do
Niego. I dlatego przeszkadza mu nie tylko złe
towarzystwo, lecz także dobre, i nie tylko ulica,
lecz także kościół, i nie tylko złe słowa i dzieła,
lecz także słowa i dzieła dobre.
Albowiem przeszkoda tkwi w nim, ponieważ
Bóg w nim nie stał się dlań jeszcze wszystki-
mi rzeczami. Gdyby bowiem stał się nimi, to
we wszystkich miejscach i pośród wszystkich
ludzi byłby zadowolony i czułby się dobrze; al-
bowiem wtedy miałby Boga, a tego nikt by mu
nie mógł zabrać ani też nikt nie mógłby prze-
szkodzić mu w jego dziele. Od czego wszakże
zależy to prawdziwe posiadanie Boga, to że się
Go naprawdę posiada? To prawdziwe posia-
danie Boga zależy od umysłu i od żarliwego
duchowego zwrócenia się ku Bogu i dążenia
do Boga, nie zaś od ciągłego i wciąż takiego
samego myślenia o Nim; albowiem dla natury
byłoby to niemożliwe i bardzo trudne, a poza
tym nie byłoby rzeczą najlepszą. Człowiek nie
powinien się zadowalać Bogiem, o którym my-
śli; kiedy bowiem przemija myśl o Bogu, prze-
mija także Bóg. Należy raczej posiadać Boga,
jaki jest w swej istocie, stojącego wyżej niż
myśli człowieka i wyżej niż wszelkie stworze-
nie. Ten Bóg nie przemija, jeśli człowiek sam
nie chce się od Niego odwrócić.
Kto tak ma Boga w Jego realnym byciu,
ten ujmuje Boga w sposób boski i temu Bóg
jaśnieje we wszystkich rzeczach; albowiem
wszystkie rzeczy smakują mu Bogiem i we
wszystkich rzeczach jawi mu się obraz
Boga. W nim Bóg błyszczy zawsze, w nim
dokonuje się uwalniające odwrócenie się
od świata i odciśnięcie w nim ukochanego,
obecnego Boga.
Rzeczy mają się tak jak z pragnieniem, któ-
re jest w prawdziwym pragnieniu: człowiek
spragniony może akurat czynić coś innego niż
pić lub też może myśleć o innych rzeczach, ale
cokolwiek by robił i z kimkolwiek by przeby-
wał, do czegokolwiek by dążył, o czymkolwiek
by myślał i czymkolwiek by się zajmował, to
nie opuszcza go wyobrażenie napoju, dopóki
dręczy go pragnienie; a im większe jest prag-
nienie, tym silniejsze, bardziej narzucające się,
obecne i uporczywe jest wyobrażenie napo-
ju. Albo tak jak z tym, kto kocha coś gorąco
i z całym zapałem, tak że nic innego mu się
nie podoba i nie przemawia do jego serca, jak
to, i kto tylko tego pragnie, a poza tym niczego
innego: z pewnością, gdziekolwiek człowiek
taki by przebywał i u kogo, czegokolwiek by
się podjął i cokolwiek by robił, to nigdy prze-
cież nie obumiera w nim to, co tak bardzo
ukochał, i we wszystkich rzeczach odnajduje
obraz tej rzeczy, a będzie on obecny w nim
tym silniej, im silniejsza będzie się stawać jego
miłość. Człowiek taki nie szuka spokoju, albo-
wiem nie przeszkadza mu żaden niepokój.
Człowiek ten znajduje o wiele większą
chwałę u Boga, ponieważ pojmuje wszystkie
rzeczy jako boskie i wyższe, niż są one same
w sobie. Zaiste, by tak było, potrzebne są za-
pał i oddanie, dokładne baczenie na wnętrze
człowieka i czujna, prawdziwa, roztropna
i rzeczywista wiedza o tym, co stanowi pod-
stawę umysłu pozostającego pośród rzeczy
i ludzi. Tego człowiek nie może się nauczyć
przez ucieczkę, uciekając właśnie przed rze-
czami i szukając zewnętrznej samotności;
raczej musi się uczyć wewnętrznej samotno-
ści, gdziekolwiek i z kimkolwiek by przeby-
wał. Musi się nauczyć przebijać przez rzeczy
i w nich ujmować swego Boga, i nauczyć się
w sposób realny i z całą mocą wprowadzać
Go w siebie i dać się przez Niego kształtować.
Rzecz ma się podobnie jak z tym, kto chce się
nauczyć pisać. Zaprawdę, jeśli ma opanować tę
sztukę, to musi dużo i często ćwiczyć się w tej
czynności, choćby odczuwał to jako coś bar-
dzo przykrego i uciążliwego i wydawało mu
się niemożliwe: jeśli tylko będzie ćwiczył pilnie
i często, to przecież nauczy się tej sztuki i ją
sobie przyswoi. Zaprawdę, zrazu musi on skie-
rować swe myśli na każdą poszczególną literę
i mocno utrwalić ją sobie. Później, kiedy opa-
nuje tę sztukę, nie będzie już potrzebował wy-
obrażeń i nie będzie musiał się już namyślać,
i będzie pisał naturalnie i swobodnie; podob-
nie jest też z grą na gęślach czy jakimikolwiek
innymi czynnościami, które mają być dziełem
jego umiejętności. Całkowicie wystarczy mu,
żeby wiedział, iż chce zastosować swą sztukę;
a jeśli nawet jego świadomość nie towarzy-
szy przez cały czas jej stosowaniu, to przecież
uprawia ją, choćby myślał przy tym o czymś
innym, mocą swej nabytej umiejętności.
Tak też człowiek powinien być prze-
niknięty obecnością Boga, przekształco-
ny przez formę swego umiłowanego Boga
i w Nim przemieniany w swej istocie tak, by
bez żadnego wysiłku mógł oglądać światło
Jego obecności, by ponadto osiągnął nieza-
leżność we wszystkich rzeczach i zacho-
wał całkowitą wolność wobec nich.
W tym celu zrazu potrzebna jest rozwaga
i uważne utrwalenie sobie, a więc to, co nie-
odzowne też jest dla ucznia przyswajającego
sobie jakąś sztukę.
– –
U
wielu ludzi widzimy – a człowiek
łatwo może to osiągnąć, jeśli tylko
chce – że rzeczy, z którymi mają
do czynienia, nie są dla nich prze-
szkodą ani nie zaszczepiają w nich natrętne-
go wyobrażenia; albowiem gdzie serce pełne
jest Boga, tam stworzenia nie mają ani nie
znajdują miejsca dla siebie. Tym jednak nie
powinniśmy się zadowalać; wszystkie rzeczy
powinniśmy się starać w znacznej mierze dla
siebie wykorzystywać, jakiekolwiek by były,
gdziekolwiek byśmy byli, cokolwiek byśmy
oglądali lub słyszeli, jakkolwiek by to nam
było obce i niezgodne z nami. Wtedy dopiero,
a nie wcześniej, jesteśmy tacy, jacy być powin-
niśmy. I nigdy człowiek nie powinien na tym
poprzestawać; raczej niech pod tym względem
nieustannie rośnie i w prawdziwym wzrasta-
niu osiąga coraz więcej.
Człowiek powinien we wszystkich swych
dziełach i przy wszystkich rzeczach roz-
tropnie posługiwać się swym rozumem
i przy wszystkim mieć rozumną świadomość
samego siebie i swej głębi wewnętrznej,
i we wszystkich rzeczach ujmować Boga
w najwyższy sposób, jaki jest mu dostępny.
Albowiem człowiek powinien być takim,
jak mówi nasz Pan: „A wy (będziecie) podobni
do ludzi oczekujących swego pana”. Zaiste, ci,
którzy oczekują, czuwają i rozglądają się, skąd
nadejdzie ten, kogo wypatrują, i oczekują go
we wszystkim, co ich spotyka, choćby było im
to obce, patrząc, czy się w tym nie pojawi. Tak
również my powinniśmy świadomie wyglądać
we wszystkich rzeczach naszego Pana. Do tego
potrzebna jest koniecznie pilność i dlatego
musimy spróbować wszystkiego, co tylko po-
trafimy poznać naszymi zmysłami i osiągnąć
naszymi siłami; wtedy ludzie ci będą tacy, jak
się oczekuje by byli, i uchwycą Boga w rów-
nym stopniu we wszystkich rzeczach, i znajdą
Go tyle samo w każdej z nich.
Zapewne jedno dzieło różni się od drugiego;
kto jednak dokonywałby swych dzieł zawsze
z takim samym usposobieniem, tego dzieła, za-
prawdę, byłyby też wszystkie takie same, i kto
okazałby się człowiekiem takim, jakim ma
być, dla którego Bóg stałby się w ten sposób
jego Bogiem, temu Bóg, zaprawdę, zajaśniał-
by pełnym światłem zarówno w świeckim, jak
i najbardziej boskim dziele. Zaiste, nie należy
tego jednak tak (rozumieć), jakoby człowiek
sam miał czynić coś światowego czy niewłaści-
wego, lecz tak, iż to, co w widzeniu i słyszeniu
otrzymuje od rzeczy zewnętrznych, powinien
zwracać do Boga. Tylko ten, dla kogo Bóg jest
tak obecny we wszystkich rzeczach i kto cał-
kowicie włada swym rozumem i w pełni go
używa, zna prawdziwy pokój i posiadł praw-
dziwe królestwo niebieskie.
Albowiem ten, kto w tym ma okazać się
człowiekiem prawym, u tego musi wyda-
rzyć się jedno z dwojga: albo musi nauczyć
się ujmować i zachowywać Boga w dziełach,
albo też wyrzec się wszystkich dzieł.
Ponieważ jednak człowiek w tym życiu nie
może obyć się bez swej aktywności, która po
prostu należy do bytu ludzkiego i która ma wie-
le różnych postaci, przeto niech człowiek się
uczy posiąść swego Boga we wszystkich rze-
czach i bez uprzedzeń pozostać we wszystkich
dziełach i na wszystkich miejscach. I dlatego:
Jeśli początkujący człowiek ma coś zdziałać
wśród ludzi, to powinien przedtem usilnie sta-
rać się ubogacić siebie Bogiem, tak głęboko
skryć Go w swym sercu i złączyć z Nim całe
swe dążenie, myślenie, wolę i swe siły, by nic
innego nie mogło rozwinąć się w owym czło-
wieku.
Jak człowiek ma najrozumniej
spełniać swoje dzieła
O stałej pilności w najwyższym wzrastaniu
C
złowiek nie powinien
też (swego) dzieła nigdy
uważać za tak uda-
ne ani za tak
dobrze spełnione, by stał
się tak swobodny i pewny
siebie w swych dziełach,
że jego rozum staje się bez-
czynny lub zasypia. Powinien
on ciągle wznosić się dzięki obu
władzom, rozumowi i woli, i czyniąc
tak w najwyższym stopniu chwy-
tać to, co dlań najlepsze, oraz
zewnętrznie
i wewnętrznie
roztropnie mieć się na bacz-
ności przed każdą szkodą;
wtedy nie zaniedba nicze-
go w żadnych sprawach,
lecz bezustannie będzie wzrastał,
coraz bardziej.
– –
M
usisz wiedzieć, że pobudka do nie-
cnoty człowiekowi prawemu zawsze
przynosi wielkie błogosławieństwo
i pożytek. Posłuchaj! Mamy dwóch
ludzi: jeden jest tego rodzaju, że nie trapią
go żadne słabości lub też dokuczają mu tyl-
ko w małym stopniu; drugi natomiast ma
taką naturę, że dręczą go pokusy. Zewnętrzna
obecność rzeczy pobudza jego zewnętrzne-
go człowieka na przykład już to do gniewu,
już to do próżnego ubiegania się o zaszczyty,
już to może do zmysłowości, zależnie od tego,
z czym się spotyka. Wszakże w swych wyż-
szych władzach pozostaje on mocny, niewzru-
szony i nie chce dopuścić się uchybienia, ani
gniewu, ani jakiegokolwiek innego grzechu,
toteż usilnie zwalcza swe słabości; albowiem
chodzi tu może o słabość tkwiącą w naturze,
jak to niejeden człowiek jest z natury gniewli-
wy lub butny czy jeszcze jakiś inny, a przecież
nie chce popełnić grzechu. Takiego człowieka
trzeba chwalić o wiele bardziej, a jego nagro-
da jest o wiele większa, cnota zaś szlachetniej-
sza niż cnota pierwszego; doskonałość cnoty
bowiem rodzi się tylko z walki, jak powiada
święty Paweł: „Cnota bowiem w słabości się
doskonali”.
Skłonność do grzechu nie jest grzechem,
ale chęć grzeszenia jest grzechem, chęć gnie-
wania się jest grzechem.
Zaprawdę, gdyby ten, kto miałby oka-
zać się takim, jakim jest, miał władzę nad
życzeniami, to nie pragnąłby, aby zanikła
jego skłonność do grzechu, albowiem bez
niej byłby niepewny we wszystkich rze-
czach i we wszystkich swych dziełach i nie
troszczyłby się o rzeczy ani też o godność
walki, cześć zwycięstwa i zaszczyt nagro-
dy. Albowiem skłonność i pobudka dane
właśnie przez niecnotę przynoszą cnotę
i nagrodę za trud.
Skłonność mianowicie czyni człowieka za-
wsze i wszędzie gorliwszym w usilnym ćwi-
czeniu się w cnocie i z całą siłą popycha go
ku niej, a także jest mocną rózgą naganiającą
człowieka do baczności i cnoty; albowiem im
bardziej człowiek odczuwa, że jest słaby, tym
bardziej musi się zbroić w siłę i zwycięstwo,
bo przecież zarówno cnota, jak i niecnota mają
swą siedzibę w woli.
Jak skłonność do grzechu
zawsze przynosi człowiekowi pożytek
Jak wola wszystko może i jak wszystkie cnoty
kryją się w woli, jeśli tylko jest prawą wolą
C
złowiek nie powinien dopóty prze-
rażać się niczym, dopóki ma dobrą
wolę, ani też nie powinien się mar-
twić, jeśli swej woli nie może urze-
czywistnić w dziełach; z drugiej strony nie
powinien uważać, że daleki jest od cnoty, jeśli
odkrywa w sobie prawą, dobrą wolę, albowiem
cnota i wszelkie dobro tkwią w dobrej woli.
Jeśli masz prawdziwą, prawą wolę, to nie może
ci niczego brakować, ani miłości, ani pokory,
ani jakiejkolwiek innej cnoty. Co więcej, czego
chcesz usilnie i z całej woli, to masz, i ani Bóg,
ani wszystkie stworzenia nie mogą ci tego
zabrać, jeśli tylko wola jest wolą doskonałą
i prawdziwie boską, i zwróconą ku temu, co te-
raz obecne. A więc nie: „Chciałbym tego jutro”,
bo to byłoby dopiero w przyszłości, lecz „Chcę,
by było tak teraz!” Posłuchaj: Gdyby coś było
tysiąc mil ode mnie, a ja chciałbym to mieć, to
miałbym to w sposób właściwszy niż coś, co
mam w ręku, a czego nie chcę mieć.
Dobro nie mniej chętne jest do dobrego niż
zło do złego. Zauważ: Gdybym nawet nigdy
nie zrobił nic złego, to jednak jeśli mam wolę
do złego, to mam grzech tak, jak gdybym do-
puścił się tego czynu; i mógłbym w woli, któ-
ra podjęłaby taką decyzję, popełnić tak wiel-
ki grzech jak zniszczenie całego świata, nie
dopuszczając się przy tym ani jednego czynu.
Dlaczegóż tego samego nie mogłaby dokonać
także dobra wola? Zaprawdę, mogłaby zrobić
jeszcze więcej, i nieporównanie więcej!
Zaprawdę, z wolą mogę dokonać wszyst-
kiego. Mogę nieść trud wszystkich ludzi
i nakarmić wszystkich biednych, i dokonać
dzieł wszystkich ludzi, i co tylko możesz
sobie jeszcze wymyślić. Jeśli nie brakuje
ci woli, a tylko możliwości, to, zaprawdę,
przed Bogiem wszystko uczyniłeś, i nikt
nie może ci tego zabrać ani choćby przez
chwilę ci w tym przeszkodzić; albowiem
chcieć coś zrobić, kiedy tylko będę mógł
to uczynić, i dokonać tego, to dla Boga to
samo.
Gdybym, co więcej, chciał mieć tyle woli, co
ma jej cały świat, a moje pragnienie jej było
wielkie i rozległe, to, zaprawdę, mam ją już;
albowiem co chcę mieć, to już mam. Podobnie:
Jeśli naprawdę chciałbym mieć tyle miłości,
ile posiedli jej wszyscy ludzie, i gdybym chciał
tak samo chwalić Boga czy też coś innego, co
tylko możesz sobie jeszcze wyobrazić, to masz
– –
naprawdę wszystko, jeśli tylko wola jest
doskonała.
Otóż mógłbyś zapytać, kiedy wola
jest prawą wolą? Wola jest wtedy
doskonała i prawa, kiedy nie łączy
jej nic z „ja” i gdzie wyzbyła się sama
siebie, i ukształtowała się i ufor-
mowała w woli Boga. Tak, im bar-
dziej jest taka, tym bardziej prawa
i prawdziwa jest wola. A z taką wolą
potrafisz wszystkiego, czy to będzie
miłość, czy co chcesz.
Pytasz: „Jakże mógłbym mieć miłość,
dopóki jej nie odczuję ani jej nie spo-
strzegę, tak jak ją widzę u wielu ludzi,
którzy dokonali wielkich dzieł i u któ-
rych widzę wielką pobożność i rzeczy
godne podziwu, jakich sam nie posia-
dam?” Tu musisz – rozważyć dwie rze-
czy, jakie znajdują się w miłości: jedną
jest istota miłości, drugą zaś jest dzieło,
czyli jej rozlanie się. Siedlisko istoty mi-
łości znajduje się jedynie w woli; kto ma
więcej woli, ten ma także więcej miłości.
Ale kto ma jej więcej, tego nikt nie wie;
ukryte jest to w duszy, ponieważ w pod-
stawie duszy ukryty jest Bóg. Ta miłość
całkowicie tkwi w woli; kto ma więcej
woli, ten ma także więcej miłości.
Jest wszakże jeszcze druga rzecz: roz-
lanie się i dzieło miłości. Rzuca się to
bardzo w oczy, na przykład jako ser-
deczność, pobożność i radość, a mimo
to nie jest zawsze i wszędzie czymś naj-
lepszym. Niekiedy bowiem nie wywodzi
się z miłości, lecz z natury, to, że czuje-
my taką błogość i słodycz, choć może
to być również skutkiem wpływu nieba
czy też pojawić się w nas dzięki zmy-
słom; a ci, co częściej doświadczają ta-
kich uczuć, nie są to zawsze i wszędzie
najlepsi. Albowiem jeśli nawet to rzeczy-
wiście pochodzi od Boga, to Pan nasz
daje to takim, ludziom, aby ich przynę-
cić i przywabić, i także zapewne dlate-
go, żeby mogli ustrzec się przed innymi
ludźmi. Jeśli jednak ci sami ludzie póź-
niej wzrosną w miłości, to może snadnie
się zdarzyć, że nie będą już tak bogaci
w uczucia i doznania, i dopiero wtedy
staje się całkiem widoczne, że mają mi-
łość, gdy bez takiego oparcia dochowują
Bogu całej i stałej wierności.
Otóż jeśli założymy, że to z całą
pewnością jest miłość, to przecież
nie jest to coś najlepszego. Wynika
to wyraźnie z tego, co następuje:
Należy mianowicie niekiedy zrezyg-
nować z takiej radości, aby z miłości
chcieć coś lepszego i aby czasami
dokonać, gdzie zachodzi taka koniecz-
ność, jakiegoś dzieła miłości, już to
duchowego, już to cielesnego. Jak to
już powiedziałem: Gdyby człowiek był
w takiej ekstazie, w jakiej był świę-
ty Paweł, a wiedział, że jakiś chory
wymaga, żeby przygotować zupę dla
niego, to uważałbym, iż byłoby o wie-
le lepiej, gdyby z miłości porzucił
ekstazę i w większej miłości usłużył
potrzebującemu.
Nie powinien człowiek ten mniemać, że
przez to utracił łaskę; albowiem co czło-
wiek chętnie oddaje z miłości, to zostanie
mu dane o wiele szczodrzej, jak powie-
dział Chrystus: „Kto dla mego imienia
opuści (...) stokroć tyle otrzyma”. Tak, za-
prawdę, to, co człowiek oddaje i czego się
wyrzeka dla Boga – a może się zdarzyć
i tak, że kiedy żarliwie pragnie on takiej
pociechy i serdeczności i robi w tym
celu wszystko, co może, a Bóg mu ich
nie daje, wyrzeka się ich i chętnie z nich
rezygnuje dla Boga – znajdzie, zapraw-
dę, dokładnie tak w Nim, jak gdyby całe
dobro, jakie kiedykolwiek istniało, miał
w swym całkowitym posiadaniu, ale chęt-
nie by się go wyzbył i zrezygnował z nie-
go, i wyrzekł się go dla Boga; otrzyma
za to sto razy tyle. Albowiem co człowiek
chętnie chciałby mieć, bądź to cielesnego,
bądź to duchowego, przeboleje to jednak
i wyrzeknie się dla Boga, to wszystko od-
najdzie w Bogu, tak jak gdyby to posiadał
i chętnie się tego wyzbył; albowiem czło-
wiek dla Boga powinien chętnie pozwolić
pozbawić się wszystkich rzeczy i w miło-
ści i z miłości zrzec się i zrezygnować ze
wszelkiej pociechy.
Na to, że z miłości należy niekiedy
rezygnować z takiego uczucia, wska-
zuje nam przepojony miłością Paweł,
kiedy powiada: „Wolałbym bowiem
sam być (...) odłączonym od Chrystusa
dla miłości do braci moich”. Tak myśli
on zgodnie z tym, a nie pierwszym
rodzajem miłości, albowiem od tego
nie chciałby być odłączony ani przez
chwilę, choćby mu dawano wszystko,
co znajduje się w niebie i na ziemi; ma
on na myśli pociechę. Musisz jednak
wiedzieć, że przyjaciele Boga nigdy
nie są bez pociechy; albowiem co Bóg
chce, to jest ich najwyższą pociechą,
bez względu na to, czy jest to pocie-
cha czy brak pociechy.
– 0 –
M
usisz, co więcej, wiedzieć, że dobra
wola żadną miarą nie może utracić
Boga. Jednakże serce człowieka
niekiedy odczuwa Jego brak i czę-
sto mniema, że Bóg je opuścił. Co powinie-
neś wtedy uczynić? Dokładnie to samo, co byś
uczynił, gdybyś znalazł największą pociechę;
ucz się robić to samo, kiedy przeżywasz naj-
większe cierpienie, i zachowuj się dokładnie
tak, jak się wtedy zachowujesz. Nie można dać
równie dobrej rady, jak znaleźć Boga, niż (ta,
by) znaleźć Go tam, gdzie Go się zgubiło. I jak
się czułeś, kiedy miałeś Go ostatnio, tak czyń
również teraz, kiedy odczuwasz Jego brak;
w ten sposób Go znajdziesz. Natomiast dobra
wola przenigdy Boga nie traci i nie odczuwa
Jego braku. Wielu ludzi powiada: „Mamy dobrą
wolę”, jednakże nie mają woli Boga; chcą oni
mieć swoją wolę i pouczać naszego Pana, aby
postąpił tak lub inaczej. To nie jest dobra wola.
U Boga trzeba dociekać Jego najukochańszej
woli.
We wszystkich rzeczach Bóg zmierza
do tego, byśmy wyrzekli się woli. Święty
Paweł często rozmawiał z naszym Panem,
a nasz Pan z nim, ale to wszystko nie zda-
ło się na nic, dopóki nie wyrzekł się swej
woli mówiąc: „Panie, co chcesz, abym uczy-
nił?”. Wtedy Pan nasz już wiedział, co ma
czynić. Podobnie też, kiedy anioł ukazał
się naszej Pani: Wszystko to, o czym mogli
ze sobą rozmawiać, nigdy nie uczyniłoby Jej
Matką Bożą; jednakże kiedy tylko wyrze-
kła się swej woli, natychmiast stała się
prawdziwą Matką wiecznego Słowa i od
razu otrzymała Boga, który stał się jej
naturalnym Synem.
Nic też tak nie czyni człowieka prawdzi-
wym człowiekiem, jak wyrzeczenie się woli.
Zaprawdę, bez wyrzeczenia się woli we wszyst-
kich rzeczach nie dokonamy niczego wobec
Boga. Gdyby jednak doszło do tego, że wyrze-
klibyśmy się naszej całej woli i odważylibyśmy
się, dla Boga, wyzbyć się, zewnętrznie i we-
wnętrznie, wszystkich rzeczy, to zrobilibyśmy
wszystko, a nie wcześniej.
Mało znajdujemy takich ludzi, którzy, świa-
domie albo nieświadomie, nie chcieliby, żeby
z nimi właśnie tak się stało, ale żeby zarazem
odczuwali rzeczy wielkie, i chętnie chcieli-
by posiąść i sposób, i dobro: wszystko to jest
tylko samowolą. Powinieneś oddać się Bogu
ze wszystkim i całkiem, a potem nie troszcz
się już o to, co robi On ze swą własnością.
Zapewne zmarło tysiące ludzi, którzy znajdują
się w niebie, a nigdy doskonale nie wyrzekli
się swej woli. Wtedy mielibyśmy doskonałą
i prawdziwą wolą, gdyby ktoś całkowicie wnik-
nął w wolę Boga i wyrzekł się samowoli. A kto
pod tym względem więcej osiągnął, ten tym
bardziej i prawdziwiej znalazł się w Bogu. Ba,
jedno Ave Maria, wypowiedziane w tym du-
chu, w którym człowiek wyzuwa się samego
siebie, jest pożyteczniejsze od tysiąca psałte-
rzy przeczytanych bez tego; tak, jeden krok
w tym duchu byłby lepszy niż przepłynięcie
morza bez tego.
Człowiek, który wyrzekłby się siebie
całkowicie i zrezygnowałby ze wszystkie-
go, co do niego należy, zaprawdę, znalaz-
łby się w Bogu tak całkowicie, że gdybyśmy
chcieli go dotknąć, najpierw musielibyśmy
dotknąć Boga; albowiem znajduje się on
w Bogu, i to patrząc z każdej strony, i Bóg
otacza go ze wszystkich stron, tak jak ten
kaptur okrywa moją głowę, i kto chciałby
jej dotknąć, ten wpierw musiałby dotknąć
mojego ubrania.
Podobnie też, jeśli chcę się napić, to napój
musi najpierw spłynąć po moim języku; tam
otrzymuje on swój smak. Jeśli na języku mam
gorycz, to, zaprawdę, choćby wino było nie
wiem jak słodkie, ciągle musi stawać się gorz-
kie od tego, za pośrednictwem czego do mnie
dociera. Zaprawdę, człowiek, który wyzbyłby
się wszystkiego, co do niego należy, byłby tak
osłonięty przez Boga, że żadne stworzenie nie
mogłoby go dotknąć, nie dotykając uprzednio
Boga; i co miałoby go dosięgnąć, to musiałoby
go dosięgnąć poprzez Boga, w którym otrzy-
muje on swój smak i staje się podobny Bogu.
Jakkolwiek by wielkie było jakieś cierpienie,
jeśli przechodzi przez Boga, to najpierw cier-
pienia tego doznaje Bóg. Na prawdę, którą jest
Bóg: Cierpienie, które spotyka człowieka, na
przykład niezadowolenie czy przykrość, nigdy
nie jest tak błahe, by, jeśli złożymy je w Bogu,
nie dotknęło Boga nieskończenie bardziej niż
człowieka i nie było Mu wstrętniejsze niż czło-
wiekowi. Jeśli jednak Bóg znosi je ze względu
na to dobro, które przewidział w nim dla cie-
bie, a ty gotów jesteś cierpieć to, co Bóg cierpi
i co poprzez Niego dosięga ciebie, to oczywi-
ście podobna Bogu będzie zarówno pogarda,
jak i honor, zarówno gorycz, jak i słodycz i za-
równo najgłębsza ciemność, jak i najjaśniejsze
światło: wszystko otrzymuje swój smak od
Boga i staje się boskie, albowiem upodabnia
się do Niego wszystko, co dosięga tego czło-
wieka – nie dąży on przecież do niczego inne-
Co człowiek powinien uczynić, kiedy odczuwa brak
Boga i kiedy Bóg się przed nim ukrył
– –
go i nie smakuje mu nic innego; i dlatego uj-
muje on Boga zarówno we wszelkiej goryczy,
jak i w największej słodyczy.
Światło świeci w ciemności, wtedy je
spostrzegamy. Po co ludziom nauka lub
światło, jak nie po to, by z nich korzystali?
Kiedy znajdą się w ciemności lub doznają
cierpienia, wtedy ujrzą światło. Zaprawdę,
im bardziej jesteśmy (swoją) własnością,
tym mniej jesteśmy własnością (Boga).
Człowiek, który wyzbył się tego, co do nie-
go należy, w żadnym działaniu nie może
odczuć braku Boga.
Gdyby zaś przytrafiło się tak, że człowiek
zrobiłby lub powiedziałby coś niewłaściwego,
albo też zdarzyłoby mu się dokonać rzeczy,
które nie byłyby sprawiedliwe, to Bóg, po-
nieważ od samego początku towarzyszył mu
w tym dziele, musi także osobiście ponieść
szkodę; ty jednak żadną miarą nie powinieneś
dlatego poniechać twego dzieła. Przykład na
to znajdujemy u świętego Bernarda i u wielu
innych świętych. Przed takimi wypadkami nie
możemy się w tym życiu całkowicie uchronić.
Dlatego jednak, że w ziarnie czasami znajdu-
jemy ziarenka kąkolu, nie można wyrzucać
szlachetnego ziarna. Zaprawdę, kto byłby pra-
wego usposobienia i poznałby dobrze Boga,
wszelkie takie cierpienia i wypadki stałyby się
dlań wielkim błogosławieństwem. Albowiem
u ludzi dobrych wszystko obraca się na dobre,
jak powiada święty Paweł.
Z
aprawdę, popełnić grzech nie jest
grzechem, jeśli sprawia on nam
ból. Człowiek nie powinien chcieć
popełnić grzechu, ani śmiertelnego,
ani powszechnego, ani jakiegokolwiek innego,
za nic, co mogłoby się wydarzyć w czasie czy
w wieczności. Kto jest prawy wobec Boga, ten
powinien zawsze i wszędzie pamiętać o tym,
że wierny, miłujący Bóg przeniósł człowieka
z grzesznego życia do życia Bożego, z wroga
uczynił go przyjacielem, co jest czymś wię-
cej niż stworzyć nową ziemię. Pamięć o tym
byłaby jedną z najsilniejszych pobudek, która
zakorzeniłaby człowieka całkowicie w Bogu,
i napełniłoby nas podziwem, jak silną i wielką
musiałoby rozpalić w człowieku miłość to, że
w pełni wyzbyłby się on samego siebie.
Tak, kto rzeczywiście zakorzeniony był-
by w woli Boga, ten nie powinien by chcieć,
żeby nie doszło do grzechu, w który popadł.
Wprawdzie powinien go chcieć nie ze względu
na to, że był on skierowany przeciwko Bogu,
lecz dlatego, że zostałeś przezeń zobowiązany
do większej miłości, a zarazem zostałeś poni-
żony i upokorzony; a więc wyłącznie dlatego
nie (powinieneś go chcieć), że działał przeciw-
ko Bogu. Powinieneś jednak prawdziwie za-
ufać Bogu, że nie pozwoli On, by cię cokolwiek
spotkało, nie pragnąc zarazem, by wynikło
z tego to, co dla ciebie najlepsze. Kiedy jed-
nak człowiek całkiem podnosi się z grzechów
i całkiem się od nich odwraca, wtedy wierny
Bóg postępuje tak, jak gdyby człowiek nigdy
nie popadł w grzech, i nawet przez chwilę
nie chce go karać za jego wszystkie grzechy;
a gdyby nawet było ich tyle, ile wszyscy ludzie
ich popełnili, to Bóg nigdy nie pragnie go ka-
rać; z takim człowiekiem mógłby On pozosta-
wać w całej zażyłości, jaka tylko mogłaby Go
łączyć ze stworzeniem. Jeśli tylko teraz znaj-
dzie go innym, to nie patrzy na to, jaki był
on uprzednio. Bóg jest Bogiem teraźniejszości.
Jakim cię znajduje, takim cię bierze i przyjmu-
je, nie takiego, jakim byłeś, lecz takiego, ja-
kim jesteś teraz. Wszelkie krzywdy i obelgi,
jakie mogły spotkać Boga wskutek wszystkich
grzechów, chętnie On zniesie i przez wiele lat
znosił, żeby tylko człowiek zyskał większe po-
znanie Jego miłości, tym samym zaś, żeby tym
większe były jego własna miłość i wdzięczność
i tym żarliwszy jego zapał, tak jak to przecież
w sposób naturalny i często dzieje się po po-
pełnieniu grzechu.
Dlatego Bóg chętnie znosi krzywdę (jaką
wyrządzają Mu) grzechy i już często ją zno-
sił, i bardzo często dopuszcza, by przytrafiały
się one tym, których wybrał, by zgodnie z Jego
wolą wznieśli się do wielkich rzeczy.
Spójrzcie, jacyż ludzie byli naszemu Panu
milsi i bliżsi od apostołów? Żadnemu z nich
nie zostało oszczędzone popadniecie w grzech
śmiertelny; wszyscy popełnili taki grzech.
Zarówno w Starym, jak i w Nowym
Testamencie Bóg często dowodził tego na
przykładzie tych, których potem najbardziej
ukochał; i także dzisiaj jeszcze rzadko widzi-
my, by ludzie dochodzili do czegoś wielkiego,
nie zrobiwszy przedtem jakiegoś fałszywego
kroku. W ten sposób nasz Pan zmierza do
tego, żebyśmy poznali Jego wielkie miłosier-
dzie, i zachęca nas do większej i prawdziwej
pokory i pobożności. Kiedy bowiem odnawia
się skrucha, to zwiększa się i odnawia także
miłość.
Ta mowa dotyczy grzechów: jak należy się
zachować, kiedy znajdujemy się w grzechach
– –
I
stnieje dwojaka skrucha: jedna
jest czasowa czy zmysłowa, dru-
ga zaś jest boska i nadnaturalna.
Skrucha czasowa ciągnie się nie-
ustannie, prowadząc do coraz większego cier-
pienia, i wprawia człowieka w taką boleść, że
ogarnia go rozpacz; poza tym skrucha ta nie
wyzwala się z cierpienia, nie wychodzi poza
nie; taka skrucha nie prowadzi do niczego.
Boska skrucha jest natomiast zupełnie inna.
Kiedy tylko człowiek odczuje jakieś nieza-
dowolenie, natychmiast wznosi się do Boga
i wzbudza w sobie niewzruszoną wolę odwró-
cenia się na zawsze od wszelkich grzechów.
Tym samym wznosi się ku większej ufności
pokładanej w Bogu i zdobywa wielką pewność.
A stąd rodzi się duchowa radość, która pod-
nosi duszę ze wszelkiego cierpienia i boleści
i mocno wiąże ją z Bogiem. Albowiem im bar-
dziej człowiek uważa siebie za ułomnego i im
więcej razy upadł, tym więcej ma powodów,
by niepodzielną miłością złączyć się z Bogiem,
w którym nie ma ani grzechu, ani ułomności.
Dlatego najlepszym stopniem, na który moż-
na wstąpić, kiedy z całą pobożnością chcemy
zwrócić się ku Bogu, jest ten, by być bez grze-
chu mocą boskiej skruchy.
I z im większym trudem zwalczamy
grzech, tym bardziej Bóg jest gotów wyba-
czyć go, zbliżyć się do duszy i z niej go usu-
nąć: każdy z nas przecież najczęściej pozby-
wa się tego, co budzi w nim największą
odrazę. A im większe i cięższe są grzechy,
tym nieskończenie chętniej Bóg je darowu-
je, i tym szybciej, że są Mu wstrętne. A gdy
boska skrucha wznosi się ku Bogu, wtedy
wszystkie grzechy szybciej znikają w ot-
chłani Boga, niż trwa mrugnięcie okiem;
wtedy obracają się w niwecz tak całko-
wicie, jak by nigdy nie zostały popełnione,
jeśli tylko wzbudzony zostanie akt dosko-
nałej skruchy.
O dwojakiej skrusze
P
rawdziwą i doskonałą miłość
można poznać po tym, czy ktoś
pokłada wielką nadzieję i ufność
w Bogu; albowiem nie ma nic takie-
go, po czym można by lepiej poznać, czy ma
się pełną miłość, jak zaufanie. Wtedy bowiem,
gdy jeden kocha drugiego gorąco i doskonale,
rodzi się zaufanie; albowiem wszystko, w czym
ośmielamy się zaufać Bogu, to prawdziwie
w Nim znajdujemy, i tysiąckroć więcej. A jak
człowiek nie może nigdy dość wielką miłością
pokochać Boga, tak też nigdy nie byłby w sta-
nie powierzyć się Mu ze zbyt wielką ufnością.
Z wszystkiego, cokolwiek możemy tylko uczy-
nić, nic nie jest tak pomocne jak wielkie zaufa-
nie do Boga. Nigdy nie zaniedbał On dokonać
wielkich rzeczy wespół z tymi wszystkimi, któ-
rzy zdobyli się na wielkie zaufanie do Niego.
Na przykładzie wszystkich tych ludzi pokazał
całkiem wyraźnie, że to zaufanie pochodzi
z miłości; albowiem miłość daje nie tylko za-
ufanie, lecz także przynosi prawdziwą wiedzę
i wolną od wątpienia pewność.
O prawdziwej ufności i o nadziei
O dwojakiej pewności życia wiecznego
W
tym życiu mamy dwojaką wiedzę
o życiu wiecznym. Jedna pochodzi
stąd, że sam Bóg mówi o tym czło-
wiekowi lub zwiastuje mu to przez
anioła, lub też objawia przez szczególne oświe-
cenie. To dzieje się rzadko i (spotyka) tylko
nielicznych ludzi.
Inna wiedza jest nieporównywalnie lep-
sza i pożyteczniejsza i często staje się udzia-
łem wszystkich ludzi doskonale kochających.
Polega ona na tym, że człowiek, dzięki miłości
i poufałemu obcowaniu z Bogiem, ufa Mu tak
całkowicie i jest Go tak bardzo pewien, że nie
może zwątpić; taką pewność zyskuje zaś przez
to, że bez różnicy kocha Go we wszystkich stwo-
rzeniach. A gdyby nawet wszystkie stworzenia
zawiodły i wyrzekły się go, ba, gdyby nawet
wyparł się go sam Bóg, nie straciłby on zaufa-
nia, albowiem miłość nie może nie dowierzać,
ufnie oczekuje tylko dobrego. A miłującemu
i miłowanemu nie trzeba niczego mówić, albo-
wiem Bóg czując, że człowiek jest Jego przy-
jacielem, wie zarazem o wszystkim, co jest
dlań dobre i co potrzebuje on do osiągnięcia
szczęśliwości. Albowiem choćbyś był Mu naj-
bardziej oddany, bądź pewien, że On jest ci
oddany ponad miarę bardziej i mocniej i ufa
ci bez porównania bardziej. Albowiem jest On
samą wiernością, której należy być u Niego
pewnym i której też są pewni wszyscy, którzy
Go kochają.
Ta pewność jest o wiele większa, pełniejsza
i prawdziwsza od pierwszej, i nie może zawieść.
Natomiast natchnienie mogłoby zmylić i łatwo
mogłoby się okazać fałszywym oświeceniem.
Wszakże tę pewność odczuwamy wszystkimi
– –
siłami duszy i nie może ona okazać się złudze-
niem dla tych, którzy Boga prawdziwie kocha-
ją; ci też wątpią w nią równie mało, jak i taki
człowiek wątpi w Boga, miłość bowiem usuwa
wszelki lęk. „W miłości nie ma lęku”, jak mówi
święty Paweł; a napisano też: „Miłość zakrywa
wiele grzechów”. Albowiem gdzie się grzeszy,
tam nie może być pełnego zaufania ani miło-
ści; miłość bowiem przysłania grzechy całko-
wicie, nie wie ona nic o grzechach. Nie w tym
sensie wszakże jakoby w ogóle nie popełniono
grzechu, lecz w tym, że całkowicie gładzi ona
i usuwa grzechy, tak jakby nigdy ich nie było.
Albowiem wszystkie dzieła Boga są tak cał-
kowicie doskonałe i bezmierne, że komu On
wybacza, temu wybacza w pełni i całkowicie,
i chętniej wielkie niż małe, a to rodzi pełne za-
ufanie. To uważam za daleko i bez porówna-
nia lepsze i przynosi to większą nagrodę, i jest
też prawdziwsze od pierwszej wiedzy, gdyż nie
jest tu przeszkodą ani grzech, ani cokolwiek
innego.
Albowiem u kogo Bóg znajduje podob-
ną miłość, tego osądza też podobnie, bez
względu na to, czy popełnił on wiele błę-
dów czy żadnego. Komu zaś więcej wyba-
czono, ten też powinien bardziej kochać,
jak powiada nasz Pan Chrystus: „Ten, komu
więcej odpuszczono, bardziej miłuje”.
W
ielu ludzi sądzi, że muszą spełniać
wielkie dzieła w rzeczach zewnętrz-
nych, takich jak posty, chodzenie
boso i tym podobne, które nazywa-
my dziełami pokuty. Prawdziwa i najlepsza po-
kuta, dzięki której skutecznie i w najwyższym
stopniu stajemy się lepsi, polega na tym, że
człowiek całkowicie i doskonale odwraca się
od wszystkiego, co nie jest w pełni Bogiem
i czymś boskim w nim samym i we wszyst-
kich stworzeniach, oraz w pełni i całkowicie
zwraca się ku swemu umiłowanemu Bogu
w niezachwianej miłości, w ten sposób, że
wielkie są jego pobożność i jego pragnienie.
W jakimkolwiek dziele, które spełniasz, sta-
rasz się usilniej tak postępować, tym jesteś
w nim też bardziej sprawiedliwy; im bardziej
się to ziszcza, tym bardziej też pokuta jest
prawdziwa i tym więcej gładzi grzechów, a na-
wet wszelkie kary.
Zaprawdę, z takim prawdziwym wstrętem
mógłbyś szybko i w krótkim czasie tak sku-
tecznie odwrócić się od wszelkich grzechów
i tak samo skutecznie zwrócić się ku Bogu, że,
gdybyś nawet popełnił wszystkie grzechy, któ-
re popełniono od czasów Adama i które dalej
będą popełniane, wybaczono by ci całkowicie
wraz z karą, tak iż, gdybyś teraz umarł, znalaz-
łbyś się przed obliczem Boga.
To jest prawdziwa pokuta, a opiera się ona
w szczególności i w sposób najdoskonalszy na
drogim cierpieniu w doskonałym dziele po-
kuty naszego Pana Jezusa Chrystusa. Im bar-
dziej człowiek ją naśladuje, tym bardziej od-
padają od niego wszystkie grzechy i kary za
grzechy.
Człowiek powinien też ćwiczyć się w tym,
by we wszystkich swych dziełach bezustan-
nie wnikać w życie i działanie Pana naszego
Jezusa Chrystusa, w całe Jego postępowanie,
cierpienie i życie; przy tym niech zawsze ma
Go przed oczami, tak jak On miał nas przed
oczami. Taka pokuta to umysł, który wzniósł
się ponad wszystkie rzeczy do Boga. I te dzieła,
w których możesz ją przejawić i przejawiasz,
spełniaj całkiem otwarcie. Jeśli jednak prze-
szkadza ci w tym jakieś zewnętrzne dzieło, po-
sty, czuwania, czytanie lub cokolwiek innego,
to swobodnie porzuć je, nie martwiąc się, że
przez to zaniedbasz czegoś w dziele pokuty.
Albowiem Bóg nie patrzy na to, jakie to
były dzieła, lecz tylko na to, jaka była
w nich miłość, pobożność i usposobienie.
Na naszych dziełach nie zależy Mu wiele,
a raczej wyłącznie na naszym usposobieniu,
z jakim spełniamy wszystkie nasze dzieła,
i na tym, byśmy we wszystkich rzeczach
kochali tylko Jego.
Albowiem człowiek, któremu nie wystarcza
Bóg, jest zbyt chciwy. Wszystkie twoje dzie-
ła mają być wynagrodzone przez to samo, że
twój Bóg o nich wie i że ty, spełniając je, Jego
masz na myśli; niech ci to zawsze wystarczy.
A im szczerzej i prościej masz Go na wzglę-
dzie, tym w sposób właściwszy wszystkie two-
je dzieła czynią zadość za twoje grzechy.
Możesz też pomyśleć o tym, że Bóg był po-
wszechnym Zbawicielem całego świata; i za to
jestem Mu winien o wiele więcej wdzięczności,
niż gdyby zbawił tylko mnie. Tak więc również
ty powinieneś być powszechnym zbawicielem
tego wszystkiego, co zepsułeś w sobie przez
swe grzechy; a z tym wszystkim przylgnij
do Niego, gdyż przez swe grzechy zepsułeś
w sobie wszystko: serce, zmysły, duszę, władze
i co tylko masz w sobie; wszystko to jest chore
i zepsute. Dlatego uciekaj do Tego, w którym
nie ma żadnego braku, lecz samo dobro, aby
stał się On powszechnym Zbawicielem całego
twego zepsucia, wewnątrz i zewnątrz.
O prawdziwej pokucie i o błogosławionym życiu
– –
L
udzi może ogarnąć strach i zwąt-
pienie, kiedy pomyślą, że życie
Pana naszego Jezusa Chrystusa
i świętych było tak bardzo surowe
i pełne utrapień, człowiek zaś nie potrafi właś-
nie w tego rodzaju życiu zdobyć się na wiele
i nie czuje również do niego żadnej skłonno-
ści. Dlatego ludzie widząc, jak bardzo są pod
tym względem odmienni, często uważają, jako-
by byli dalecy od Boga i nie byli w stanie Go
naśladować. Nikomu nie wolno tak myśleć!
Człowiek żadną miarą nie powi-
nien uważać, że daleki jest od
Boga, ani ze względu na ułomno-
ści, ani ze względu na słabości, ani
ze względu na nic innego. A jeśli
nawet twoje wielkie przewinienia
mogłyby odpędzić cię tak dale-
ko, że nie mógłbyś siebie uważać
za bliskiego Bogu, to powinieneś
przecież uznać, że Bóg jest blisko
ciebie. Na tym bowiem polega całe
wielkie nieszczęście, że człowiek
oddala Boga od siebie; albowiem
bez względu na to, czy człowiek
teraz wędruje daleko czy blisko,
Bóg nigdy nie jest daleko od nie-
go, lecz zawsze pozostaje w jego
pobliżu; a jeśli nie może pozostać
w nim, to nie odchodzi odeń dalej
niż do drzwi.
Tak też jest z trudnością naśladowania.
Zastanów się, na czym miałoby polegać twoje
naśladowanie. Musisz poznać i zważać na to,
do czego Bóg cię najsilniej napomina; albo-
wiem ludzie bynajmniej nie są powołani, by
zmierzali do Boga jedną drogą, jak mówi świę-
ty Paweł. Jeśli więc stwierdzasz, że najbliższa
ci droga nie prowadzi poprzez wiele zewnętrz-
nych dzieł i wielkie mozoły czy wyrzeczenia
– co zresztą bynajmniej nie jest zbyt ważne,
sam Bóg bowiem skłonił człowieka do tego,
a człowiek ma siłę to rzeczywiście uczynić nie
niepokojąc swojej duszy – jeśli więc stwier-
dzasz, że to ciebie nie dotyczy, to bądź zadowo-
lony i nie przywiązuj do tego większej wagi.
Mógłbyś jednak powiedzieć: Jeśli jest to
nieważne, to dlaczego nasi przodkowie, wielu
świętych tak postępowało? Zastanów się: Pan
nasz wskazał im tę drogę, ale także dał im
siłę, aby mogli tak postępować, żeby na niej
wytrwali, i właśnie dlatego znalazł w nich swe
upodobanie; tak postępując mieli oni osiągnąć
swe największe dobro. Albowiem Bóg nie uza-
leżnił zbawienia człowieka od jakiejś szcze-
gólnej drogi. Co ma jedna droga, tego nie ma
inna; ale możność osiągnięcia celu związał Bóg
z wszystkimi dobrymi sposobami i żadnemu
z nich tego nie odmówił, albowiem jedno do-
bro nie sprzeciwia się innemu. I po tym ludzie
powinni zauważyć, że czynią niesłusznie: kiedy
czasami widzą jakiegoś dobrego człowieka lub
też słyszą, że o kimś mówi się, iż jest dobry,
a nie idzie on ich drogą, to (w ich mniemaniu)
wszystko to jest daremne. Jeśli nie podoba im
się jego droga, to tym samym nie szanują jego
dobrej drogi i jego dobrego usposobienia. Jest
to niesłuszne! Widząc drogi innych ludzi, trze-
ba bardziej baczyć na to, że mają dobre zamia-
ry, a nie gardzić czyjąkolwiek drogą. Nie może
każdy postępować tylko tą samą drogą i nie
mogą wszyscy postępować tylko jedną drogą,
ani też jeden człowiek nie może postępować
wszystkimi drogami ani każdą drogą.
Niech każdy idzie swą dobrą drogą
i obejmuje nią wszystkie drogi i ogarnia
na swej drodze wszelkie dobro i wszelkie
drogi. Odejście od swej drogi sprawia, że
sama staje się niepewna, a umysł niespokoj-
ny. Co możesz osiągnąć na jednej drodze, to
możesz uzyskać także na innych, jeśli tyl-
ko jest dobra i chwalebna, i jedynie Boga
ma na oku.
Ponadto nie wszyscy ludzie mogą iść tą samą
drogą. Tak też jest z naśladowaniem surowego
życia owych świętych. Ich sposób życia powi-
nieneś wprawdzie kochać i możesz znajdować
w nim upodobanie, nie musząc przecież go na-
śladować. Teraz mógłbyś powiedzieć: Pan nasz
Jezus Chrystus, On zawsze postępował w spo-
sób najlepszy; toteż słusznie we wszystkim po-
winniśmy Go naśladować.
Jest to prawdą. Naszego Pana słusznie na-
leży naśladować, ale przecież nie na wszelki
sposób. Pan nasz pościł czterdzieści dni, ale
nikt nie powinien starać się Go w tym naśla-
dować. Chrystus dokonał wielu dzieł z myślą,
że powinniśmy Go naśladować duchowo, a nie
cieleśnie. Dlatego trzeba z całą gorliwością
naśladować Go w sposób duchowy; albowiem
miał On na uwadze bardziej naszą miłość niż
nasze dzieła. Każdy z nas powinien Go naśla-
dować na własny sposób.
Jakże to?
Tak oto: We wszystkich rzeczach! – W jaki
sposób? – Tak jak już powiedziałem: Dzieło
duchowe cenię o wiele bardziej niż cielesne.
Jak to?
Jak człowiek może zachować spokój, jeśli jest wolny
od zewnętrznych utrapień, których doświadczali
Chrystus i wielu świętych; jak ma naśladować Boga
– –
Chrystus pościł czterdzieści dni. W tym
idź za Nim z zamiarem, by baczyć na to, do
czego najbardziej jesteś skłonny lub gotowy;
temu się oddaj i bacznie się sobie przyglądaj.
Często właściwsze jest dla ciebie raczej spo-
kojnie odstąpić od tego, niż powstrzymać się
od wszelkiego jadła. Tak też niekiedy jest ci
trudniej przemilczeć jedno słowo, niż w ogóle
powstrzymać się od mówienia. I tak też czło-
wiekowi niekiedy przychodzi trudniej przyjąć
małe, nic nie znaczące, obelżywe słowo, niż
być może ciężki cios, na który się przygotował,
i jest mu o wiele trudniej być samotnym w ciż-
bie niż na pustkowiu, a często jeszcze trudniej
jest mu porzucić coś małego niż coś wielkie-
go i spełnić małe dzieło niż takie, które uważa
się za wielkie. Tak to człowiek w swej słabo-
ści może bardzo dobrze naśladować naszego
Pana i ani nie może, ani nie musi uważać, że
jest od Niego oddalony.
N
ie musisz się niepokoić tym, że jad-
ło i stroje wydają ci się zbyt dobre;
przyzwyczajaj się raczej do tego, by
w głębi swej istoty i w swym umy-
śle stać całkowicie ponad nimi. Nic nie po-
winno pobudzać twego umysłu do radości czy
miłości, jak tylko Bóg; powinno to być ponad
wszystkie inne rzeczy.
Dlaczego?
Otóż dlatego, że słabe byłoby to wnętrze,
którego prawość zasadzałaby się na zewnętrz-
nym stroju; raczej to, co wewnętrzne, powin-
no określać to, co zewnętrzne, o ile to tylko
od ciebie zależy. Jeśli jednak przypadnie ci
w udziale inaczej, to w głębi swej istoty mo-
żesz to przyjąć jako dobro w ten sposób, że się
w tej sytuacji zachowasz tak, iż gdyby znowu
stało się inaczej, to zechcesz przyjąć to rów-
nie chętnie i ochoczo. Tak też jest z jadłem
i z przyjaciółmi, i z krewnymi, i ze wszystkim,
co Bóg mógłby ci dać lub wziąć.
Tak więc uważam za lepsze od wszystkiego
to, że człowiek całkowicie zdaje się na Boga,
tak iż jeśli kiedykolwiek Bóg zechce go czymś
obarczyć, czy to obelgą, mozołem czy to jakimś
innym cierpieniem, przyjmie on to z radością
i wdzięcznością i pozwoli, by raczej prowadził
go Bóg, niż on sam miał przyjąć to wszystko
na siebie.
I dlatego uczcie się od Boga we wszyst-
kich rzeczach i Go naśladujcie, i tak sta-
niecie się prawymi! A wtedy można także
przyjąć godności i wygody. Jeśli zaś spad-
łyby na człowieka niedola i niesława, to
i je zniósłby i chętnie chciałby znieść.
I dlatego zupełnie słusznie mogą bez oba-
wy jeść ci, którzy w takim samym stopniu
gotowi by pościć.
I to jest też zapewne racja, dla której Bóg
swych przyjaciół uwalnia od wielu wielkich
cierpień; w przeciwnym razie Jego niezmie-
rzona wierność nie mogłaby Mu na to po-
zwolić, ponieważ przecież cierpienie przynosi
z sobą tak wiele i tak wielkich dobrodziejstw,
a On nie chce ani nie może pozbawić swoich
niczego dobrego. Zadowala się jednak dobrą,
prawą wolą; inaczej nie pozwoliłby im uniknąć
żadnego cierpienia, a to ze względu na niewy-
rażalne dobrodziejstwa, jakie tkwią w cierpie-
niu. Ponieważ więc to wystarcza Bogu, bądź
zadowolony; jeśli jednak spodoba Mu się po-
stąpić z tobą inaczej, to także bądź kontent.
Albowiem człowiek powinien wewnętrz-
nie całą swą wolą należeć do Boga tak
zupełnie, że nie powinien wiele przej-
mować się ani sposobami, ani dziełami.
Równocześnie jednak powinieneś unikać
wszelkich nadzwyczajności, czy to w stro-
ju, w jedzeniu, czy to w słowach – na przy-
kład chełpliwości – lub też niezwykło-
ści gestów, które nie przynoszą żadnego
pożytku.
Jednakże powinieneś również wiedzieć, że
nie każda osobliwość jest ci zabroniona. Jest
wiele szczególnych rzeczy, które w pewnych
czasach i w odniesieniu do wielu ludzi trzeba
robić; albowiem kto jest kimś szczególnym,
ten musi także robić wiele szczególnych rze-
czy w niejednym czasie i na różne sposoby.
Człowiek powinien we wszystkich rze-
czach tak wewnętrznie upodobnić się do
naszego Pana Jezusa Chrystusa, żeby moż-
na było znaleźć w nim odblask wszystkich
Jego dzieł i Jego boskiej postaci; i powinien
on w doskonałym upodobnieniu, na ile
jest to dla niego możliwe, wziąć na siebie
wszystkie Jego dzieła. Ty masz działać,
a On przyjmować (postać w tobie). Czyń swe
dzieło w pełnym oddaniu i z całego serca;
do tego zawsze przyzwyczajaj swój umysł
i do tego, byś wewnętrznie upodabniał się
do Niego we wszystkich swych dziełach.
W jaki sposób człowiek, jeśli tak się zdarzy,
może przyjąć delikatne jadło, wykwintne stroje
i wesołych towarzyszy, do których przyzwyczaił
się zgodnie ze swą naturą
– –
T
ylko dlatego wierny Bóg pozwala
swym przyjaciołom często popadać
w słabość, żeby stracili wszelką pod-
porę, do której mogliby się skłaniać
czy na której mogliby się oprzeć. Albowiem
miłujący człowiek cieszyłby się wielce, gdyby
potrafił (dokonać) zarówno wielu i wielkich rze-
czy, już to czuwając, już to ćwicząc się w czym
innym, jak również w szczególnych, wielkich
i trudnych sprawach; (dla takich ludzi) jest to
tak wielką radością, podporą i nadzieją, że ich
dzielą są dla nich podporą i oparciem. To nasz
Pan chce im zabrać i sam chce być ich podporą
i oparciem. A nie czyni tego z innej racji, jak
tylko dlatego, że kieruje się swą dobrocią i mi-
łosierdziem. Albowiem Boga nic nie pobudza
do jakiegokolwiek dzieła, jak Jego własna do-
broć; na nic nie przydają się nam nasze dzieła,
żeby Bóg coś nam dał lub dla nas uczynił. Pan
chce, by Jego przyjaciele uwolnili się od tego,
i dlatego odbiera im taką podporę, aby jedynie
On sam był ich podporą. Albowiem chce On
dać im rzeczy wielkie i chce tego tylko z włas-
nej niczym nieskrępowanej dobroci; On sam
ma być ich podporą i pociechą, oni natomiast
mają uznać się i uważać siebie za czyste nic we
wszystkich wielkich dobrach Boga. Albowiem
im bardziej ogołocony i nie zajęty umysł za-
staje Bóg i staje się Jego własnością, tym głę-
biej człowiek zostaje zakorzeniony w Boga
i tym bardziej skłaniać się będzie ku Bogu we
wszystkich Jego najcenniejszych darach, albo-
wiem tylko na Bogu człowiek powinien budo-
wać.
K
to chce przyjąć Ciało Pana nasze-
go, ten nie musi patrzeć na to, co
w sobie czuje czy wyczuwa, albo też
na to, jak wielka jest jego serdecz-
ność czy nabożeństwo, lecz powinien baczyć
na to, jaka jest jego wola i jego usposobienie.
Nie powinieneś wysoko cenić tego, co czujesz;
za wielkie uważaj raczej to, co kochasz i do
czego dążysz. Człowiek, który niczym nie nie-
pokojony chce i może przyjść do swego Pana,
musi, po pierwsze, posiąść to, iżby jego sumie-
nie wolne było od wszelkiego zarzutu z po-
wodu popełnionego grzechu. Po drugie, jego
wola powinna być zwrócona ku Bogu tak, by
nie dążył do niczego i niczego nie pragnął jak
tylko Boga i tego, co jest w pełni boskie, i by
było mu przykre to, co sprzeciwia się Bogu.
Albowiem właśnie po tym człowiek ma też po-
znać, jak daleko lub jak blisko jest Boga: po
tym właśnie, w jakim stopniu, mniejszym czy
większym, tak się zachowuje. Po trzecie, musi
on cechować się tym, że coraz bardziej rośnie
przez to miłość do sakramentu i do naszego
Pana i że przez częste ich przyjmowanie nie
zmniejsza się cześć dla nich. Albowiem czę-
sto to, co jest życiem dla jednego człowieka,
jest śmiercią dla drugiego. Dlatego powinieneś
zwrócić uwagę w sobie na to, czy twoja miłość
do Boga wzrasta, a cześć nie zamiera. Im częś-
ciej przyjmujesz wtedy sakrament, tym stajesz
się lepszy, i też to jest tym lepsze i pożytecz-
niejsze. I dlatego nie pozwól, by odstręczono
cię gadaniem od twojego Boga; albowiem im
częściej, tym lepiej i tym milsze jest to Bogu.
Pan nasz pragnie przecież mieszkać w czło-
wieku i z nim przebywać. Mógłbyś wszakże
powiedzieć: Ach, Panie, czuję się tak pusty,
zimny i gnuśny, że nie ośmielam się przyjść
do mojego Pana.
Na to ci odpowiem: Tym bardziej jest potrzeb-
ne, abyś udał się do swego Boga! Albowiem
w Nim zapłoniesz i staniesz się gorący, i w Nim
będziesz uświęcony, z Nim jedynie związany
i zjednoczony. W sakramencie bowiem – i ni-
gdzie indziej – znajdziesz właśnie tę łaskę, że
dzięki wyższej mocy fizycznej obecności Ciała
Pana naszego zjednoczą się i skupią twoje siły
cielesne, że skupią się i zjednoczą wszystkie
rozproszone zmysły człowieka i umysł, a te,
które, rozdzielone, zwracały się zbytnio ku
ziemi, podniosą się i, uładzone, ofiarowane zo-
staną Bogu. A mieszkający (w nas) Bóg zwróci
je ku sprawom wewnętrznym i uwolni od cie-
lesnych przeszkód, jakie stwarzają im rzeczy
doczesne, i chyżo będą skłaniały się do rze-
czy boskich; a twoje ciało, wzmocnione Jego
Ciałem, odnowi się. Albowiem mamy upodob-
nić się do Niego i tak całkowicie z Nim zjedno-
czyć, że to, co Jego, stanie się nasze, a wszyst-
ko, co nasze, będzie Jego, nasze serce i Jego
serce staną się jednym sercem, a nasze ciało
i Jego Ciało, będą jednym ciałem. W ten spo-
sób nasze zmysły i nasza wola i dążenie, nasze
władze i członki mają stać się Jego, abyśmy
czuli i spostrzegali Go we wszystkich naszych
władzach ciała i duszy.
Dlaczego Bóg często pozwala, by dobrym ludziom,
którzy są naprawdę dobrzy, ich dobre dzieła
często stawały się przeszkodą
O Ciele Pana naszego,
że należy Je często przyjmować,
i w jaki sposób i z jakim nabożeństwem
– –
Mógłbyś teraz powiedzieć: Ach, Panie, nie
spostrzegam w sobie niczego z wielkich rze-
czy, lecz tylko nędzę. Jakże bym śmiał pójść
do Boga?
Zaiste, jeśli chcesz całkowicie odmienić
swą nędzę, to udaj się do pełnego skarbu
wszelkich niezmierzonych bogactw, a bę-
dziesz bogaty; albowiem masz być pewien,
że tylko On jest skarbem, który może cię
zadowolić i wypełnić. „Dlatego – tak masz
mówić – chcę iść do Ciebie, aby Twe boga-
ctwo wypełniło moją nędzę i Twoja cała
niezmierzoność wypełniła moją pustkę,
i Twoja bezgraniczna, niepojęta Boskość
wypełniła moje aż nadto nikczemne, zepsu-
te człowieczeństwo”.
„Ach, Panie, wiele grzeszyłem; nie potrafię
odpokutować moich grzechów.”
Dlatego właśnie idź do Niego, On należycie
odpokutował wszystkie grzechy. W Nim mo-
żesz Ojcu niebieskiemu złożyć godną ofiarę za
wszystkie twe grzechy.
„Ach, Panie, chętnie bym (Cię) wielbił, ale
nie potrafię.” Idź do Niego, jedynie On jest
podzięką, możliwą do przyjęcia przez Ojca,
i bezgranicznym, prawdziwym i doskonałym
uwielbieniem całej dobroci Bożej.
Krótko mówiąc, jeśli chcesz całkowi-
cie pozbyć się wszelkiej ułomności i przy-
odziać w cnoty i łaskę, i drogą rozkoszy
być, wraz z wszystkimi cnotami i łaskami,
prowadzony do samego Źródła, to zacho-
wuj się tak, byś mógł sakrament przyjmo-
wać godnie i często; wtedy zjednoczysz się
z Nim, a on uszlachetni cię swoim Ciałem.
Zaprawdę, w Ciele naszego Pana dusza
znajdzie się tak blisko Boga, że wszystkie
anioły, zarówno cherubiny, jak i serafiny,
nie będą mogły poznać ani wykryć żad-
nej różnicy między nimi; albowiem gdzie
dotkną Boga, tam dotkną i duszy, a gdzie
duszy, tam i Boga. Nigdy nie było tak ści-
słego zjednoczenia! Albowiem dusza jest
o wiele bliższa Bogu i bardziej z Nim zjed-
noczona niż ciało z duszą, które stanowią
jednego człowieka. Zjednoczenie to jest
o wiele ściślejsze, niż gdybyśmy kroplę
wody wpuścili do beczki z winem: tam była-
by woda i wino; natomiast (dusza i Bóg) są
stopieni w taką jedność, że żadne stworze-
nie nie mogłoby znaleźć różnicy.
Otóż mógłbyś powiedzieć: Jak to być może?
Przecież nic z tego nie czuję!
Jakże może to być? Im mniej odczuwasz
i im mocniej wierzysz, tym chwalebniejsza
jest twoja wiara i tym bardziej będzie szano-
wana i chwalona; albowiem cała wiara zna-
czy w człowieku więcej niż samo mniemanie.
W niej mamy prawdziwą wiedzę. Zaprawdę,
nie brakuje nam niczego, jak tylko prawdziwej
wiary. To, iż nam się zdaje, jakoby w jednej
było o wiele więcej dobrego niż w drugiej, wy-
nika tylko z zewnętrznych kanonów, bo prze-
cież w jednej nie ma go więcej niż w drugiej.
Toteż kto od razu uwierzy, ten od razu otrzy-
ma i od razu ma.
Teraz mógłbyś powiedzieć: Jak mógłbym
wierzyć w wyższe rzeczy, skoro nie znajduję
się w takim stanie, lecz jestem człowiekiem
ułomnym i skłonnym do wielu rzeczy?
Otóż musisz baczyć na dwojakiego rodzaju
rzeczy, jakie masz w sobie i jakie miał w sobie
także nasz Pan. Również On miał najwyższe
i najniższe władze, a te miały dwojakie dzia-
łanie: Jego najwyższe władze posiadały i roz-
koszowały się najwyższą szczęśliwością, nato-
miast najniższe w tej samej godzinie doznawa-
ły na ziemi najwyższego cierpienia i sprzeci-
wu, a żadne z tych działań nie przeszkadzało
drugiemu w jego sprawach.
Tak też powinno być u ciebie: najwyższe
władze powinny być wzniesione do Boga,
całkowicie Mu ofiarowane i z Nim związa-
ne. I więcej jeszcze: zaprawdę, należy naka-
zać ciału, najniższym władzom i zmysłom,
by przyjęły na siebie całe cierpienie, duch
natomiast powinien wznieść się z całej siły
i, uwolniony, zatopić się w swym Bogu.
Wszakże cierpienie zmysłów i najniższych
władz ani też pokusy nie powinny go dotykać;
albowiem im większa i gwałtowniejsza jest ta
walka, tym większe i chwalebniejsze jest też
zwycięstwo i cześć z powodu odniesionego
zwycięstwa; albowiem im większa jest poku-
sa i im silniejsza napaść niecnoty, a człowiek
mimo to pokona (je), tym bardziej też cnota
staje się twym udziałem i tym milsza jest twe-
mu Bogu. I dlatego: Jeśli swego Boga chcesz
godnie przyjąć, to bacz na to, żeby twe najwyż-
sze władze były skierowane ku Bogu, twoja
wola szukała Jego woli, i na to, jakie nadzieje
z Nim związałeś i jaka jest twoja wierność wo-
bec Niego.
W takim stanie człowiek nigdy nie otrzy-
muje drogiego Ciała naszego Pana, zara-
zem nie otrzymując szczególnie wielkiej
łaski; a im częściej, tym większe spływa
nań błogosławieństwo.
Zaprawdę, oby człowiek był w stanie przyj-
mować Ciało naszego Pana z takim nabożeń-
stwem i w takim usposobieniu, żeby – gdyby
było mu dane miejsce w najniższym chórze
anielskim – przyjąwszy je jeden jedyny raz
mógł Ciało to przyjąć tak, iż zostałby podnie-
– –
siony do drugiego chóru; zaprawdę, obyś po-
trafił przyjąć je z takim nabożeństwem, żeby
uznano cię godnym ósmego i dziewiątego chó-
ru.
Dlatego: gdyby dwaj ludzie przez całe
życie byli tacy sami, a jeden z nich godnie
przyjąłby Ciało Pana naszego tylko jeden
raz więcej od drugiego, to człowiek ów
dzięki temu byłby w porównaniu z tamtym
jak jaśniejące słońce i osiągnąłby szczegól-
ną jedność z Bogiem.
To przyjmowanie i błogie spożywanie Ciała
Pana naszego łączy się nie tylko z zewnętrznym
jego spożywaniem, lecz polega także na ducho-
wym spożywaniu go pragnącym umysłem i na
nabożnym jednoczeniu się (z Bogiem). To zaś
człowiek może przyjmować z taką ufnością, że
będzie bogatszy w łaski od jakiegokolwiek in-
nego człowieka na ziemi. Tego człowiek może
dokonywać tysiąc razy dziennie i częściej, ja-
kikolwiek by był, chory czy zdrowy. Jednakże
trzeba się do tego przygotować jak do przy-
jęcia sakramentu, z zachowaniem właściwych
zaleceń i odpowiednio do siły pragnienia. Jeśli
jednak nie odczuwamy żadnego pragnienia, to
powinniśmy się do tego pobudzić i przygoto-
wać, i odpowiednio się zachować, a w ten spo-
sób staniemy się świętymi w czasie i błogosła-
wionymi w wieczności; albowiem iść i postę-
pować za Bogiem – to wieczność. Oby użyczył
jej nam Nauczyciel Prawdy i Ten, który miłuje
czystość, i jest Życiem wiecznym. Amen.
K
iedy człowiek chce przyjąć Ciało
naszego Pana, to bez większej oba-
wy może przystąpić (do Jego ołta-
rza). Jednakże jest stosowne i nader
pożyteczne, by się przedtem wyspowiadać, je-
śli nawet nie mamy świadomości żadnej winy,
a (jedynie) ze względu na owoc sakramentu
spowiedzi.
Gdyby wszakże zdarzyło się tak, że
człowiek dopuścił się jakiejś przewiny sło-
wem, ale z powodu zajęć nie mógł pójść do
spowiedzi, to niech uda się do swego Boga
i wyzna mu swą winę z wielką skruchą,
i niech żyje w spokoju aż znajdzie czas, by
się wyspowiadać. Jeśli tymczasem zapomni
o popełnionym grzechu lub nie odczuwa
już z powodu niego wyrzutów, może sobie
pomyśleć, że Bóg także o nim zapomniał.
Należy raczej spowiadać się Bogu niż
ludziom, a jeśli jest się winnym, to spowiedź
przed Bogiem należy potraktować bardzo
poważnie i oskarżać się bardzo surowo.
Także kiedy chcemy przystąpić do sakra-
mentu, nie wolno nam o tym lekkomyślnie
zapominać i zaniedbywać tego ze względu na
zewnętrzną pokutę, albowiem jedynie usposo-
bienie człowieka towarzyszące jego dziełom
jest słuszne, boskie i dobre.
Trzeba się uczyć, aby w samym działaniu
pozostawać niezwiązanym. Dla człowieka nie-
wprawnego jest to jednak przedsięwzięcie nie-
zwykłe, żeby dojść do tego, iż nie przeszkadza
mu żaden tłum i żadne dzieło – potrzebna jest
tu wielka gorliwość – i że Bóg towarzyszy mu
nieustannie i bezustannie i z całą jasnością
oświeca go w każdym czasie i we wszystkich
okolicznościach. Do tego potrzebna jest ocho-
cza gorliwość, a w szczególności dwie rzeczy:
jedna, żeby człowiek zaniknął swe wnętrze,
aby umysł jego był zabezpieczony przed ze-
wnętrznymi obrazami tak, by pozostawały one
poza nim – i w niestosowny sposób nie podą-
żały jego drogą, i nie krążyły, i nie mogły zna-
leźć w nim żadnego miejsca; druga zaś, żeby
człowiek ani w swych wewnętrznych obrazach,
czy to w wyobrażeniach czy też w podniosłym
stanie umysłu, ani w obrazach zewnętrznych,
ani w czymkolwiek innym, co mu towarzyszy,
nie zagubił się ani rozpraszał, ani też rozdrab-
niał w ich różnorodności. Do tego człowiek
ma przysposabiać i zwrócić wszystkie swe siły,
i być świadom swego wnętrza.
Teraz mógłbyś powiedzieć: człowiek musi
zwracać się także na zewnątrz, jeśli ma do-
konywać rzeczy zewnętrznych; albowiem nie
można dokonać żadnego dzieła inaczej, jak
tylko nadając mu właściwą formę przejawu.
To prawda. Jednakże zewnętrzne formy prze-
jawu dla ludzi wyćwiczonych nie są czymś ze-
wnętrznym, gdyż dla człowieka wewnętrznego
O gorliwości
– –
wszystkie rzeczy mają wewnętrzny, boski spo-
sób bycia.
Przede wszystkim konieczne jest to,
żeby człowiek naprawdę i całkowicie
rozum swój przyzwyczaił do Boga i w Nim
się wprawiał; w ten sposób zawsze będzie
boski w swym wnętrzu. Dla takiego rozu-
mu nic nie jest tak własne, tak obecne i tak
bliskie jak Bóg.
Nigdy nie zwraca się on gdzie indziej. Nie
zwraca się ku stworzeniom, doznałby bowiem
gwałtu i niesprawiedliwości, gdyż to by wręcz
załamało go i wypaczyło. Jeśli zaś jest już ze-
psuty w jakimś młodym człowieku lub kim-
kolwiek innym, to z wielkim trudem trzeba go
wychowywać, i trzeba dołożyć wszelkich sta-
rań, by jego rozum został na powrót właściwie
usposobiony. Albowiem w jakimkolwiek stop-
niu Bóg byłby mu kimś właściwym i zgodnym
z jego naturą, kiedy tylko raz zwróci się w fał-
szywą stronę i oprze na stworzeniach, otoczy
je obrazami i do nich przyzwyczai, to w tej
części zostanie tak osłabiony i tak bezsilny
wobec siebie samego i znajdzie tyle przeszkód
w swym szlachetnym dążeniu, że wszelka pil-
ność, na jaką potrafi się zdobyć człowiek, cią-
gle jeszcze będzie dla niego za mała, aby zno-
wu w pełni odzyskać właściwe usposobienie
i nawyki. A jeśli nawet zrobi wszystko w tym
celu, to i tak później będzie musiał sam mieć
się na baczności.
Przede wszystkim człowiek musi baczyć na
to, żeby sam siebie usilnie i należycie przy-
sposabiał. Gdy człowiek nieprzysposobiony
i niewyćwiczony chciał się tak zachowywać
i tak działać, jak człowiek przysposobiony,
to całkiem by się zagubił i nic by z niego nie
było. Dopiero wtedy, gdy człowiek odzwyczaił
się już od wszystkich rzeczy i stał się im obcy,
może ostrożnie spełniać swe dzieła i bez oba-
wy się im oddawać lub się ich wyrzekać bez ja-
kiejkolwiek przeszkody. Natomiast wtedy, gdy
człowiek coś kocha i znajduje w tym przyjem-
ność, i przyjemności tej chce ustępować, czy
jest to jedzenie czy picie, czy cokolwiek inne-
go, nie może mu to – jeśli jest niewyćwiczony
– nie zaszkodzić.
Człowiek musi przyzwyczaić się do tego,
by w niczym nie szukał swego i o swoje się
nie ubiegał, a raczej do tego, by we wszyst-
kich rzeczach znajdował i widział Boga.
Albowiem Bóg nie udziela żadnego daru
i jeszcze nigdy żadnego nie udzielił po to,
by dar ten posiadać i nim się zadowolić.
Raczej wszystkie dary, których kiedykol-
wiek udzielił On w niebie i na ziemi, dał
jedynie po to, aby mógł użyczyć jednego
daru: tego, którym jest On sam.
Za pomocą tamtych wszystkich chce On nas
tylko przysposobić do tego daru, którym jest
sam; a wszystkie dzieła, które Bóg kiedykol-
wiek uczynił w niebie lub na ziemi, dokonał
tylko po to, by móc sprawić jedno dzieło, to
jest uszczęśliwić siebie, aby nas móc uszczę-
śliwić. Tak więc powiadam: We wszystkich
darach i dziełach musimy nauczyć się widzieć
Boga, na niczym nie powinniśmy poprzesta-
wać i niczym się zadowalać Nie ma dla nas
żadnej możliwości poprzestawania na jakim-
kolwiek sposobie życia i nigdy jej nie było dla
nikogo, gdziekolwiek by żył. Człowiek powi-
nien zawsze i w każdej chwili, ciągle od nowa,
zwracać się ku darom Boga.
Krótko opowiem wam o pewnej kobiecie,
która bardzo chciała dostać coś od Pana na-
szego; ale powiedziałem jej wtedy, że nie jest
na to właściwie przygotowana i gdyby tak nie-
przygotowanej Bóg użyczył tego daru, to dar
ten by ją zgubił. Zapytacie: Dlaczego nie była
przygotowana? Miała wszak dobrą wolę, a mó-
wisz przecież, że wola taka wszystko potrafi
i że w niej zawiera się wszystko i (cała) dosko-
nałość.
To prawda, jeśli chodzi o wolę, to należy roz-
różnić dwa jej znaczenia: jedna wola to wola
przypadkowa i nieistotna, druga zaś to wola
decydująca, twórcza i (właściwie) usposobio-
na.
Zaiste, nie wystarczy, by umysł człowie-
ka był wolny od wszystkiego w tej właśnie
chwili, kiedy chcemy związać się z Bogiem,
lecz powinniśmy mieć wyćwiczoną zdolność
uwalniania się, która chęć tę poprzedza,
jak i trwa później; wtedy można od Boga
otrzymać wielkie rzeczy i Boga w rze-
czach. Jeśli jednak jesteśmy nieprzygoto-
wani, to niszczymy dar Boga i Boga wraz
z darem. To właśnie jest powodem, dla któ-
rego Bóg nie zawsze może nam dać to, o co
Go prosimy. Nie ma w Nim winy, albowiem
jest On tysiąckroć bardziej skory do dawa-
nia niż my do brania. My wszakże zadajemy
Mu gwałt i czynimy krzywdę przeszkadza-
jąc Mu w Jego naturalnym działaniu wsku-
tek naszego nieprzygotowania.
Człowiek musi się nauczyć przy wszystkich
darach wyrzucić z siebie swe „ja” i starać ni-
czego nie zachować na własność, i niczego nie
szukać, ani korzyści, ani przyjemności, ani in-
tymności, ani słodyczy, ani nagrody, ani króle-
stwa niebieskiego, ani własnej woli. Bóg nigdy
nie uległ ani nie stosuje się do żadnej obcej
woli; poddaje się On tylko własnej woli. Tam
jednak, gdzie Bóg znajduje swą wolę, oddaje
się jej i jest jej powolny wraz ze wszystkim,
czym jest. I im bardziej wyzbędziemy się tego,
co nasze, tym prawdziwiej będziemy w Nim.
– 0 –
Dlatego nie wystarczy, że raz jeden wyrzecze-
my się nas samych i wszystkiego, co mamy
i możemy, lecz musimy się często odnawiać
i w ten sposób stawać się we wszystkich rze-
czach prostymi i wolnymi.
Jest również bardzo pożyteczne, by czło-
wiek nie zadowalał się tym, że cnoty, takie
jak posłuszeństwo, ubóstwo i inne, posiadł
(jedynie) swym umysłem; raczej powinien
sam ćwiczyć się w dziełach i owocach cno-
ty, często poddawać się próbom, a (ponad-
to) chcieć i pragnąć, by ludzie go ćwiczyli
i poddawali próbom, albowiem nie wystar-
czy, że spełnia się dzieła cnoty, okazuje
posłuszeństwo, bierze na siebie ubóstwo
czy wzgardę lub też na inny sposób zacho-
wuje pokorę czy opanowanie; należy raczej
nieustannie dążyć – i nigdy nie ustawać – do
zdobycia cnoty w tym, co stanowi jej istotę
i podstawę.
A to, czy ją mamy, można poznać po tym,
że kiedy przed wszystkimi rzeczami czujemy
skłonność do cnoty i kiedy dzieła cnoty speł-
niamy bez przygotowania woli, a ona bez ja-
kiegoś szczególnego zamysłu działa w służbie
jakiejś sprawiedliwej i wielkiej sprawy, działa
raczej ze względu na samą siebie i z miłości do
cnoty niż dla jakiejś racji – wtedy, a nie wcześ-
niej, mamy cnotę doskonałą.
Tak długo uczmy się rezygnować, dopóki nie
będziemy mieli już nic własnego. Wszelkie bu-
rze i wszelki niepokój mają źródło w samowo-
li, bez względu na to, czy zdajemy sobie z tego
sprawę czy nie. Powinniśmy samych siebie, ze
wszystkim, co do nas należy, i z tym wszyst-
kim, czego moglibyśmy chcieć i zapragnąć we
wszystkich rzeczach, w całkowitym wyzbyciu
się własnej woli i własnych pragnień, oddać
się dobrej i najukochańszej woli Boga.
Pytanie: Czy trzeba też chcieć wyrzec się
całej słodyczy, której źródłem jest Bóg? Czyż
(takie wyrzeczenie się) nie ma swej przyczyny
w gnuśności i słabej miłości do Boga?
Zapewne tak, jeśli nie dostrzeżemy tu pew-
nego rozróżnienia. Albowiem jeśli przyczyną
tego jest gnuśność lub rzeczywiste uwolnienie
się od wszystkiego, lub opanowanie, to trzeba
baczyć na to, czy, jeśli jesteśmy wewnętrznie
całkowicie opanowani, znajdujemy się w tym
stanie w taki sposób, że jesteśmy Bogu do-
kładnie tak samo wierni jak wtedy, gdyby mio-
tały nami najsilniejsze uczucia; że także w tym
stanie czynimy to wszystko, co czynilibyśmy w
tamtym, a nie mniej; i że wobec wszelkiej po-
ciechy i wszelkiej pomocy czujemy się równie
nieskrępowani jak wtedy, gdy odczuwalibyśmy
obecność Boga.
Dla prawego człowieka o tak doskona-
łej dobrej woli żaden czas nie może być
za krótki. Albowiem tam, gdzie jest taka
wola, że chce całkowicie tego wszystkie-
go, co potrafi – i to nie tylko teraz, lecz
gdyby człowiek żył tysiąc lat, to chciała-
by uczynić to wszystko, co byłaby w stanie
uczynić – taka wola wnosi tyle, ile przez
tysiąc lat można by osiągnąć za pomocą
dzieł: przed Bogiem uczyniła wszystko.
C
złowiek, który chce zacząć nowe
życie lub dzieło, powinien zwró-
cić się do swego Boga i z całą siłą
i z całą pobożnością błagać Go, by
dał mu to, co dlań najlepsze, i to, co dlań naj-
milsze i najbardziej go godne, i nie powinien
przy tym chcieć własnej korzyści i o nią się
ubiegać, lecz jedynie najukochańszej woli Boga
i niczego poza tym. Co zaś by Bóg mu zesłał,
to przyjmuje z Jego rąk i uważa za rzecz naj-
lepszą, i jest całkowicie zadowolony.
Gdyby też później spodobało mu się co in-
nego, to powinien jednakże tak pomyśleć: Ten
sposób wyznaczył ci Bóg, toteż jest on najlep-
szy. Powinien on zaufać Bogu, jak również
wszystkie dobre sposoby objąć tym właśnie
sposobem i przyjąć wszystkie rzeczy, które są
z nim związane, i przyjąć stosownie do niego,
jakiekolwiek by były. Albowiem co Bóg zwią-
zał z jednym sposobem do dobrego, to można
także znaleźć we wszystkich dobrych sposo-
bach, i właśnie w jednym sposobie należy do-
strzec wszystkie dobre sposoby, a nie widzieć
(jedynie) jego odrębności. Albowiem człowiek
w jednym czasie musi czynić tylko jedno, nie
może zaś czynić wszystkiego. Zawsze musi być
jedno i w tym jednym trzeba ujmować wszyst-
kie rzeczy. Gdyby bowiem człowiek chciał czy-
nić wszystko, i to, i owo, i porzucić swój spo-
sób (życia) i przyjąć sposób inny, który właśnie
lepiej mu się spodobał, to, zaprawdę, stałoby
się to powodem wielkiej niestałości. O ileż
bardziej doskonałym byłby ten człowiek, któ-
ry, porzuciwszy świat raz na zawsze, wstąpiłby
do jakiegoś zakonu, niż ten, który przechodził-
by z jednego zakonu do innego, jakkolwiek by
Jak należy naśladować Boga i o dobrym sposobie
– –
był święty: bierze się to ze zmiany sposobów
(życia). Niech człowiek przyjmie jeden dobry
sposób i zawsze przy nim pozostaje, i zawrze
w nim wszystkie dobre sposoby, i uważa go za
otrzymany od Boga, a niech nie zaczyna jed-
nego dzisiaj, a jutro drugiego, i niech zbędzie
się wszelkiej troski, że wtedy czegoś zaniedbu-
je. Albowiem z Bogiem niczego nie można za-
niedbać; jak Bóg nie może czegoś zaniedbać,
tak samo nie można czegoś zaniedbać z Nim.
Dlatego weź od Boga jedno i zawrzyj w tym
wszelkie dobro.
Jeśli jednak okaże się, że (dóbr tych) nie
można z sobą tak pogodzić, iż jedno nie ze-
zwala na drugie, to niech ci to będzie nieza-
wodnym znakiem, że nie pochodzi to od Boga.
Jedno dobro nie może być przeciwne drugie-
mu, albowiem Pan nasz powiedział: „Każde
królestwo wewnętrznie skłócone pustoszeje
i dom na dom się wali” i jeszcze: „Kto nie jest
ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbie-
ra ze Mną, rozprasza”. Tak niech ci to będzie
niezawodnym znakiem: jeśli jakieś dobro nie
pozwala na inne, nawet gdyby było to dobro
nieznaczne, lub też je niszczy, (to znaczy) że
nie pochodzi ono od Boga. Powinno by ono
(coś) wnieść, a nie niszczyć.
Uwaga, którą tu wtrącono, brzmiała tak: Nie
ma żadnej wątpliwości co do tego, iż wierny
Bóg daje każdemu człowiekowi to, co dla nie-
go najlepsze.
Jest to z pewnością prawda, i nigdy nie przyj-
muje On człowieka leżącego, którego równie
dobrze mógłby znaleźć stojącego; albowiem
dobroć Boga upatrzyła dla wszystkich rzeczy
to, co dla nich najlepsze.
Zapytano, dlaczego Bóg tych ludzi, o któ-
rych wie, że utracą łaskę chrztu, nie zabie-
rze stąd tak, by zmarli w dzieciństwie, zanim
jeszcze doszli do używania rozumu, skoro wie
przecież, że upadną i nigdy nie powstaną: to
byłoby dla nich najlepsze? Wtedy powiedzia-
łem: Bóg nie niszczy niczego dobrego, lecz je
dopełnia. Bóg nie niszczy natury, lecz ją do-
pełnia. Również łaska nie niszczy natury, lecz
ją dopełnia.
Otóż gdyby Bóg w ten sposób zniszczył
naturę już na samym początku, to spotkał-
by ją gwałt i niesprawiedliwość; a tego On
nie robi. Człowiek ma wolną wolę, dzięki
której może wybrać dobro lub zło; za złe
czyny Bóg daje mu śmierć, a za czyny dobre
– życie. Człowiek , ma być wolny i ma być
panem swych czynów, nie niszczony i nie
przymuszany. Łaska nie niszczy natury,
lecz ją dopełnia.
Przemienienie nie niszczy łaski, lecz ją do-
pełnia, albowiem przemienienie jest spełnio-
ną łaską. Nie ma więc w Bogu niczego, co by
niszczyło coś, co w jakiś sposób ma bycie;
(Bóg) raczej jest spełnieniem dla wszystkich
rzeczy. Podobnie my nie powinniśmy niszczyć
w sobie choćby najmniejszego dobra ani choć-
by najskromniejszy sposób (postępowania)
mając na uwadze jakiś wzniosły, lecz powin-
niśmy je spełniać dla Najwyższego. Mówiono
o człowieku, który ma zacząć nowe życie od
samego początku, a ja odezwałem się w ten
sposób: że człowiek powinien stać się czło-
wiekiem szukającym Boga we wszystkich rze-
czach i znajdującym Boga zawsze i na każdym
miejscu, i u wszystkich ludzi na wszystkie
sposoby. Wtedy może on zawsze i nieustannie
rozwijać się i wzrastać, a rozwój ten nigdy nie
znajdzie kresu.
P
rzyjąwszy, że jakiś człowiek chciał-
by zamknąć się w sobie ze wszyst-
kimi swymi władzami, wewnętrzny-
mi i zewnętrznymi, i pozostawałby
w tym stanie jednak jeszcze tak, że nie miałby
w swym wnętrzu ani jakiegoś wyobrażenia, ani
jakiegoś (danego mu przez Boga) bodźca znie-
walającego go (do działania) i w ten sposób nie
wykonywałby żadnych działań, ani wewnętrz-
nych, ani zewnętrznych – to należałoby dobrze
baczyć, czy nic nie popychałoby (człowieka) do
działania, co pochodziłoby od niego samego.
Jeśli by jednak się okazało, że człowieka tego
nic nie pociąga do żadnego działania i że ni-
czego nie potrafi się podjąć, to powinien siłą
zmusić się do działania, już to wewnętrznego,
już to zewnętrznego – albowiem człowiek nie
powinien się niczym zadowalać, jakkolwiek
wydawałoby się to dobre lub dobre było – po
to, żeby, kiedy pod srogim naciskiem albo z ra-
cji ograniczenia samego siebie znajdzie się on
w podobnej sytuacji, że raczej będziemy mieli
wrażenie, iż nie tyle działa, co podlega dzia-
łaniu, uczył się wtedy współdziałać ze swym
Bogiem. Nie znaczy to, że należy uciec od swe-
go wnętrza, porzucić je lub się go wyrzec, lecz
właśnie w nim, z nim i z niego trzeba uczyć
się działać tak, by głębia naszego wnętrza wla-
ła się w działanie, a działanie przesyciło głę-
bię naszego wnętrza, i by tak przyzwyczaić się
do działania bez przymusu. Albowiem należy
baczyć na to wewnętrzne działanie i działać
biorąc je za podstawę, już to wtedy, kiedy czy-
tamy i modlimy się, już to wtedy, kiedy – jeśli
trzeba – spełniamy jakieś zewnętrzne dzieło.
Jeśli jednak dzieło zewnętrzne chce zniszczyć
O wewnętrznych i zewnętrznych dziełach
– –
(dzieło) wewnętrzne, to spełniajmy dzieło we-
wnętrzne. Gdyby jednak oba mogły złączyć się
w jednym, to byłoby najlepiej, gdyż byłoby to
współdziałanie z Bogiem.
Otóż powstaje teraz pytanie: Jakże można
zaś współdziałać (z Bogiem) jeszcze wtedy,
gdy człowiek pozbawiony jest samego siebie
i wszystkich (swych) dzieł i gdy – jak powiada
św. Dionizy: Ten mówi najpiękniej o Bogu, kto
wobec pełni wewnętrznego bogactwa potrafi
milczeć o Nim najgłębiej – znikają wszystkie
obrazy i dzieła, chwała i wdzięczność, czy też
jakiekolwiek inne dzieło, którego ktoś mógłby
dokonać?
Odpowiedź: Jedno przecież dzieło pozostaje
czymś słusznym i prawdziwie właściwym, to
znaczy: zniszczenie samego siebie. Jednakże
to zniszczenie i pomniejszenie samego siebie
choćby nawet było największe, to i tak pozo-
staje niedostateczne, jeśli Bóg sam nie dopełni
go (w człowieku).
Pokora jest dopiero wtedy wystarczają-
co doskonała, kiedy Bóg upokorzy człowie-
ka przez samego człowieka; i tylko tak,
i nie wcześniej, uczyni się zadość i człowie-
kowi, i cnocie.
Pytanie: Jakże jednak Bóg ma zniszczyć
człowieka przez niego samego? Wydaje się,
jak gdyby to zniszczenie człowieka było wy-
wyższeniem przez Boga, albowiem Ewangelia
powiada: „Kto się poniża, będzie wywyższony”.
Odpowiedź: I tak, i nie. Człowiek powinien
sam się „poniżyć”, a ponieważ nie może tego
dokonać w sposób dostateczny, przeto czyni
to Bóg; i ma „być wywyższony”, nie tak, jak-
by poniżenie to miało być czymś jednym, a
wywyższenie – czymś innym. Raczej najwyż-
szy szczyt wywyższenia znajduje się na naj-
głębszym dnie. Albowiem im głębsze jest to
dno i im niższe, tym wyższe i tym bardziej
niezmierzone jest wyniesienie i szczyt, a o ile
głębsze jest źródło, o tyle zarazem jest wyższe;
szczyt i głębia są jednym.
Dlatego im bardziej ktoś potrafi się
poniżyć, tym staje wyżej. I dlatego Pan
nasz powiedział: „Jeśli kto chce być pierw-
szym, niech będzie ostatnim ze wszystkich”
. Kto chce być tamtym, ten musi stać się
tym. Tamten (sposób) bycia można znaleźć
tylko w tym staniu się. Kto staje się ostat-
nim, ten zaprawdę jest pierwszym; kto jed-
nak stał się ostatnim, ten jest teraz naj-
pierwszym. I tak potwierdza się i spełnia
słowo Ewangelisty: „Kto się poniża, będzie
wywyższony”. Albowiem nasze całe istoto-
we bycie nie opiera się na niczym innym, jak
na zniweczeniu siebie.
Napisano więc: „Zostaliście wzbogaceni we
wszystkie cnoty”. Zaprawdę, nigdy się to stać
nie może, jeśli uprzednio nie staniemy się ubo-
dzy we wszystkich rzeczach.
Kto chce otrzymać wszystkie rzeczy,
ten musi też oddać wszystkie rzeczy. Jest
to sprawiedliwy handel i równoważna
wymiana, jak to już dawno kiedyś powie-
działem. Ponieważ Bóg chce dać nam same-
go siebie i wszystkie rzeczy w swobodne
władanie, przeto chce On nam zabrać całą
naszą własność. Zaiste, Bóg stanowczo nie
chce, byśmy mieli choćby tyle własnego, ile
pyłku mogłoby znaleźć się w moim oku.
Albowiem wszystkie dary, które kiedykol-
wiek nam dał, zarówno dary natury, jak i dary
łaski, dał nam nie z inną wolą, jak tylko z ta-
ką, byśmy nie posiadali nic własnego; i tak na
własność nie dał On w żaden sposób niczego
ani swojej Matce, ani jakiemukolwiek innemu
człowiekowi, ani żadnemu innemu stworzeniu.
I aby nas (o tym) pouczyć i wpoić nam (tę wie-
dzę), często zabiera nam zarówno dobra cieles-
ne, jak i duchowe. Albowiem posiadanie czci
nie nam przystoi, lecz tylko Jemu. My raczej
mamy posiadać wszystkie rzeczy, jak gdyby
były nam wypożyczone, a nie dane, bez ja-
kiegokolwiek (prawa) własności, czy to będzie
ciało czy dusza, zmysły, władze, zewnętrzne
dobra czy też cześć, przyjaciele, krewni, dom,
zagroda i wszystkie rzeczy.
Do czego jednak Bóg zmierza, że jest tak
tego żądny? Otóż sam On chce być naszą
jedyną własnością. Tego chce i do tego
dąży, i do tego jedynie zmierza, by mógł
i potrafił tym być dla nas. W tym znajduje
swą największą rozkosz i przyjemność.
A im bardziej i pełniej może być naszą włas-
nością, tym większa jest Jego rozkosz i Jego
radość; albowiem im bardziej wszystkie rze-
czy są naszą własnością, tym mniej On jest
naszą własnością, a im mniej kochamy wszyst-
kie rzeczy, tym bardziej posiadamy Go wraz
z tym wszystkim, co może On nam ofiarować.
Dlatego kiedy Pan nasz mówił o wszystkich
błogosławieństwach, to na ich czele postawił
ubóstwo ducha, a ono było pierwsze na znak
tego, że wszelka szczęśliwość i doskonałość
bez wyjątku ma swój początek w ubóstwie
ducha. I, zaprawdę, gdyby istniała jakaś pod-
stawa, na której można by zbudować wszelkie
dobro, to żadna nie mogłaby istnieć bez tej.
Żebyśmy byli wolni od rzeczy znajdujących
się poza nami, Bóg chce nam dać na własność
wszystko, co jest w niebie, oraz niebo z całą
jego siłą, ba, wszystko, co kiedykolwiek z niego
wzięło początek, i co mają wszyscy aniołowie
– –
i święci, by było to naszą własnością w takim
stopniu jak ich, a nawet w wyższym, niż jest
moją własnością jakakolwiek rzecz. Żebym
dla Niego wyrzekł się siebie, Bóg wraz ze
wszystkim, czym On jest i co może ofiarować,
staje się całkowicie moją własnością, całkiem
tak samo moją jak Jego, nie mniej i nie więcej.
Tysiąckroć bardziej będzie On moją własnoś-
cią, niż kiedykolwiek człowiek posiadł jakąś
rzecz, którą chowa w skrzyni, czy też kiedy-
kolwiek posiadł na własność samego siebie.
Nigdy nic nie było własnością człowieka tak
bardzo, jak Bóg będzie mój wraz ze wszyst-
kim, co potrafi i czym jest.
Na tę własność mamy zasłużyć przez to, że
tu, na ziemi, nie posiadamy samych siebie i te-
go wszystkiego, co nie jest Nim. A im dosko-
nalsze i bardziej ogołocone jest to ubóstwo,
tym bardziej naszą jest ta własność. Jednakże
nagrody tej nie wolno upatrywać ani jej ocze-
kiwać, a oko nigdy nie powinno, choćby raz,
zwracać się ku temu, czy coś zdobędziemy
czy otrzymamy (inaczej) niż wyłącznie przez
miłość do cnoty. Albowiem im mniej związa-
ni jesteśmy (z własnością), tym bardziej jest
nasza; jak powiada szlachetny Paweł: jako ci,
którzy nic nie mają, a posiadają wszystko”.
Ten nie ma niczego na własność, kto niczego
nie pożąda ani nie chce mieć, ani w sobie, ani
w tym wszystkim, co jest poza nim, ani nawet
w Bogu, ani we wszystkich rzeczach.
Chcesz wiedzieć, jaki jest prawdziwie ubogi
człowiek?
Ten człowiek jest prawdziwie ubogi w du-
chu, który może wyrzec się wszystkiego, co
nie jest konieczne. Dlatego ten, który nagi sie-
dział w beczce, rzekł do wielkiego Aleksandra,
który władał całym światem: Jestem o wiele
większym władcą od ciebie, gdyż ja wzgardzi-
łem większą ilością rzeczy, niż ty wziąłeś ich
w posiadanie. To, co ty uważasz za dość wiel-
kie, by to posiadać, dla mnie jest za małe, żeby
tym gardzić.
O wiele szczęśliwszy jest ten, kto może
wyrzec się wszystkich rzeczy i ich nie
potrzebuje, niż ten, kto posiada wszystkie
rzeczy i ich potrzebuje. Ten człowiek jest
najlepszym, który może się wyrzec tego, co
jest nie dlań konieczne. Dlatego: kto naj-
bardziej potrafi wyrzec się i wzgardzić
rzeczami, ten najbardziej się od nich uwol-
nił.
Wielką się nam wydaje rzeczą, jeśli jakiś
człowiek dla Boga ofiaruje tysiąc marek zło-
ta i za to buduje wiele pustelni i klasztorów,
i karmi wszystkich biedaków; byłaby to wielka
rzecz. Ale o wiele szczęśliwszy byłby ten, kto
taką samą sumą wzgardziłby dla Boga. Ten
człowiek osiągnąłby królestwo niebieskie, któ-
ry dla Boga potrafiłby zrezygnować ze wszyst-
kich rzeczy, ze wszystkiego, co kiedykolwiek
Bóg mu dał lub czego nie dał.
Oto mówisz: Tak, Panie, czyżbym ja, z moimi
ułomnościami, nie był w tym zawadą i prze-
szkodą?
Jeśli jesteś świadom swych ułomności, to
nieustannie proś Boga, żeby, jeśli służy to
Jego chwale i Mu się spodoba, cię od nich
uwolnił, gdyż bez Niego nic nie możesz. Jeśli
cię ich pozbawi, to Mu podziękuj; jeśli jed-
nak tego nie zrobi, to znoś je dla Niego, ale
nie jako ułomności (zrodzone z) grzechu,
lecz jako wielkie ćwiczenie, przez które
masz zasłużyć na nagrodę i ćwiczyć cierp-
liwość. Masz być zadowolony bez względu
na to, czy Bóg daje ci swój dar, czy nie.
Bóg daje każdemu to, co jest dla niego naj-
lepsze i odpowiednie. Jeśli mamy przykroić
komuś suknię, to musimy to zrobić na jego
miarę; a suknia, która pasowałaby na jednego,
nie pasowałaby na innego. Każdemu dajemy
taką miarę, jaka mu pasuje. Tak też Bóg daje
każdemu to, co dlań najlepsze, odpowiednio do
swej wiedzy o tym, co jest dla niego najsto-
sowniejsze. Zaprawdę, kto Mu w tym całkowi-
cie zaufa, ten otrzymuje i posiada w najmniej-
szej rzeczy tyle, co w największej. Gdyby Bóg
chciał mi dać to, co dał świętemu Pawłowi, to,
gdyby sobie tego życzył, wziąłbym to chętnie.
Otóż ponieważ jednak nie chce mi tego dać
– bo chce On, żeby tylko nieliczni ludzie w tym
życiu zdobyli taką wiedzę – jeśli zatem mi Bóg
tego nie daje, to kocham Go tak samo i wyra-
żam Mu równie wielką wdzięczność, i jestem
równie zadowolony z tego, że mi czegoś od-
mawia, jak z tego, że mi coś daje; i jestem tak
samo zadowolony i jest mi tak samo miło, jak
gdyby mnie tym obdarzył, jeśli tylko w innych
sprawach zachowuję się, jak należy. Zaiste,
tak powinienem zadowolić się wolą Boga: we
wszystkim, co Bóg chciałby zdziałać lub dać,
Jego wola powinna być mi tak miła i cenna,
żeby nie oznaczało to dla mnie mniej, niż gdy-
by dar ten mi dał lub coś we mnie zdziałał. Tak
wszystkie dary i wszystkie dzieła Boga byłyby
moje, i wtedy wszystkie stworzenia mogłyby
robić (co by chciały) najlepszego lub najgor-
szego, a (mimo to) nie mogłyby mi tego zabrać.
Jakże mogę się wtedy użalać, kiedy wszystkie
dary ludzkie są moją własnością? Zaprawdę,
tak bardzo wystarczyłoby mi tego, co Bóg by
mi uczynił, dał lub nie dał, że nie chciałbym
dać jednego grosza, by móc wieść najlepsze
życie, jakie ja sam mógłbym sobie wyobrazić.
Oto powiadasz: Boję się, że nie dokładam
dość starań o to i nie dbam o nie tak, jak bym
mógł.
To powinno sprawiać ci ból i znoś to z cierp-
– –
liwością, i traktuj to jako ćwiczenie, i bądź za-
dowolony. Bóg chętnie znosi obelgi i przykro-
ści i chętnie wyrzeknie się posługi i pochwały,
by pokój spłynął na tych, którzy Go kochają
i do Niego należą. Dlaczegóż my nie mieliby-
śmy cieszyć się spokojem, bez względu na to,
co by (Bóg) nam dał lub czego mielibyśmy się
wyrzec? Napisano – a mówi to nasz Pan – że
błogosławieni są ci, którzy cierpią prześlado-
wanie dla sprawiedliwości. Zaprawdę, gdy-
by złodziej, którego zamierzano by powiesić
i który przez swe złodziejstwa dobrze by na
to zasłużył, lub też ktoś, kto mordował i kogo
słusznie miano by łamać kołem, mogliby dojść
do takiego przekonania: Oto będziesz teraz
cierpiał dla sprawiedliwości, albowiem wymie-
rzają ci tylko sprawiedliwość, to byliby od razu
błogosławieni.
Zaprawdę, jakkolwiek niesprawiedliwi
byśmy byli, jeśli bierzemy od Boga to, co
nam czyni lub czego nie czyni, jako rzecz
sprawiedliwą, bo pochodzi od Niego, i cier-
pimy dla sprawiedliwości, to jesteśmy bło-
gosławieni. Dlatego nie użalaj się, użalaj
się raczej tylko nad tym, że jeszcze się uża-
lasz i nie znajdujesz siebie zadowolonym;
tylko nad tym możesz się użalać, że masz
za wiele. Albowiem kto miałby właściwe
usposobienie, ten przyjmowałby tak samo
biedę, jak i dostatek.
Oto powiadasz: Popatrz, przecież Bóg spra-
wia tak wielkie rzeczy w tylu ludziach i tak
dalece boskie bycie ich przekształca, a to Bóg
w nich działa, nie zaś oni sami.
Za to dziękuj Bogu w nich, a jeśli On tobie
to daje, w imię Boże, to przyjmuj to! A jeśli ci
nie daje, to chętnie się tego wyrzeknij; myśl
tylko o Nim i nie troszcz się o to, czy to Bóg
sprawia twe dzieła czy ty; albowiem Bóg musi
je sprawiać, kiedy tylko Jego nosisz w swych
myślach, czy chce tego czy nie.
Nie martw się też o to, jakie usposobienie
czy też jaki sposób Bóg komuś daje. Gdybym
był tak dobry i święty, że trzeba by mnie zali-
czyć w poczet świętych, to znowu ludzie mó-
wiliby o tym i badali, czy chodzi o łaskę czy
o naturę, co się w tym kryje, i by się tym nie-
pokoili. I czyniliby niesłusznie.
Pozwól Bogu działać w tobie, Jemu przy-
pisuj działanie i nie martw się o to, czy
działa z pomocą natury czy w sposób nad-
naturalny; obie są Jego: i natura, i łaska.
Cóż cię obchodzi, z pomocą czego właści-
we jest Mu działać czy też, co czyni On
w tobie lub w kimś innym? Ma On działać,
jak, gdzie i w jaki sposób Mu to odpowia-
da.
Pewien człowiek, który chciał doprowadzić
do swego ogrodu wodę ze źródła, powiedział:
„Gdybym tylko miał wodę, to nie zwracałbym
uwagi na to, jaka byłaby rynna, którą będzie
płynąć z żelaza, z drzewa, kościana czy ka-
mienna żebym tylko miał wodę”. Toteż cał-
kiem na opak czynią ci, którzy troszczą się o
to, przez co Bóg dokonuje swych dzieł w tobie,
przez naturę czy przez łaskę. Pozwól działać,
a sam zachowaj pokój.
Albowiem o ile jesteś w Bogu, o tyle jesteś
w pokoju, a o ile jesteś poza Bogiem, o tyle je-
steś poza pokojem. Jeśli coś jest tylko w Bogu,
to ma pokój. O ile w Bogu, o tyle w pokoju. To,
jak dalece jesteś w Bogu, jak też to, czy tak nie
jest, poznawaj po tym, czy żyjesz w pokoju czy
w niepokoju. Albowiem gdzie żyjesz w niepo-
koju, tam z konieczności musisz żyć w niepo-
koju, gdyż niepokój pochodzi od stworzeń, a
nie od Boga. Również nie ma w Bogu nicze-
go, czego należałoby się bać; wszystko, co jest
w Bogu, można tylko kochać. Podobnie nie ma
w Nim niczego, czym należałoby się smucić.
Kto posiadł w pełni swą wolę i swe prag-
nienie, ten ma radość. Tego nie ma nikt, jak
tylko ten, czyja wola jest całkowicie zjed-
noczona z wolą Boga. Boże, użycz nam tej
jedności! Amen.