Wychowanie przedszkolne
28
Maria Janukowicz
Miło
Miło
Miło
Miło
ść
ść
ść
ść m
m
m
m
ą
ąą
ądra i niem
dra i niem
dra i niem
dra i niem
ą
ąą
ądra
dra
dra
dra
Jak często kaleczymy się, bo nie umiemy mądrze kochać.
ks. Jan Twardowski
igdy Świat nie znalazł dobrej definicji dla słowa «mi-
łość». Jest tak nieuchwytnym zjawiskiem, że choćby-
śmy wydali na zbadanie jej natury wszystkie pieniądze jakie
posiadamy na liczne programy badawcze, to i tak możemy
nigdy nie uzyskać odpowiedzi, czym ona jest [za: Klimo-
wicz 1988]. Ale cokolwiek by o niej powiedzieć na pewno
większość z nas rozumie ją jako współistnienie, współod-
czuwanie, współbrzmienie. I na pewno każdy z nas zgodzi
się ze słowami jednego z bohaterów powieści Malcolma
Lowry’ego Pod wulkanami, że „nie można żyć bez miłości”
[ibid., s. 76]. Miłość jest siłą, która wyzwala najbardziej
uśpione pokłady energii. Każdy z nas pragnie jej doświad-
czyć, ale nie każdemu dane jest mądrze kochać i mądrze
być kochanym. Szukamy miłości, bo jest naszą potrzebą,
wartością, która nadaje życiu sens, bez względu na to, jak
bardzo różnym bywa doznaniem. Inna jest bowiem miłość
rodzeństwa, inna miłość połączona z domieszką tkliwości,
inna połączona z domieszką uwielbienia, a jeszcze inna jest
miłość rodziców do dziecka. To w niej właśnie jak w so-
czewce skupia się miłość mądra i niemądra.
Niekwestionowaną rzeczą jest fakt, że dziecko musi być
kochane. Miłość jest bowiem warunkiem prawidłowego
rozwoju psychicznego. Jej brak zwykle przeobraża dziecko
w karła. Tak jak zwierzęta muszą być «lizane», tak dzieci –
powiada Pino Pellegrino – muszą być pieszczone! A piesz-
czenie to nic innego jak całowanie ich duszy [1999, s. 14].
Pieszczota jest najbardziej subtelnym, delikatnym sposobem
ofiarowania dziecku miłości. Ze wszystkich rodzicielskich
ułomności najsmutniejsze dla okresu dzieciństwa są: brak
pocałunku, tulenia, głaskania, obejmowania. Najsmutniejsze,
bo rodzą w dziecku wątpliwości, co do wrażliwości i gotowo-
ści do niesienia mu wsparcia. Pieszczoty odgrywają niebaga-
telną rolę w wyznaczaniu ogólnego poczucia szczęścia dziec-
ka. I nie jest tu istotna siła tych uczuć, lecz częstotliwość ich
występowania. Dla odczuwania szczęścia przez dziecko
znacznie ważniejsze jest częste przeżywanie uczuć, niż ich
silne przeżywanie. Zatem nie gwałtowna euforia od czasu do
czasu, nagła eksplozja uczuć, ale codzienne obdarzanie
dziecka pewną dawką pieszczot. „Dzieci chowane bez piesz-
czoty, są jak kwiaty hodowane bez słońca” [myśl Alfreda
Musseta, za: Glenskowie 1986, s. 241]. Nie wzrastają, nie
rozkwitają, po prostu usychają. Dzieciom, które nie doświad-
czyły pieszczot w dzieciństwie zawsze pozostanie pewna
psychologiczna wrażliwość, trudna do przezwyciężenia. Jeśli
w dzieciństwie nie damy dziecku wystarczającej dawki
pieszczot, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że jako
nastolatek będzie zmuszone traktować siebie jako towar
wymienny za tak potrzebną mu miłość.
Miłość jest też nieobojętna dla rozwoju fizycznego. Dzieci
o niskim wzroście, z niedowagą, opóźnionym rozwojem kości
pochodzą właśnie z rodzin zobojętniałych emocjonalnie, w któ-
rych nie ma normalnej więzi uczuciowej między rodzicami
i dziećmi. Stan ten Lytt Gardner nazywa karłowatością depry-
wacyjną. Jest ona rzeczywiście fizycznym następstwem de-
prywacji emocjonalnej [Zimbardo, Ruch 1988]. Zahamowanie
wzrostu spowodowane brakiem miłości jest nawet częstsze, niż
przypuszczamy. „To nie cukierki, ale miłość sprawia, że dzieci
rosną” [Quoist 2000]. Miłość czyni dziecko pięknym i wiel-
kim. Jest siłą napędową rozwoju psychofizycznego. Młody
ptak wyrzucony z gniazda, umiera. Dziecko, które nie doznaje
uścisku miłości „zamarza”. Może zabraknąć chleba, dachu nad
głową, ale nigdy nie serca. Ci, którzy o tym wiedzą miłość
pielęgnują na co dzień. Strzegą jej jak źrenicy oka. Wciąż
jednak pytają ile tej miłości dać dziecku? Jak ją wyważyć?
Dlaczego jest tyle niedorozwiniętych czy źle rozwiniętych
dzieci? Ponieważ są źle kochane [ibid., s. 67]. Jedne czują
niedosyt miłości, inne przygniecione są jej nadmiarem, jeszcze
inne doświadczają jej okazjonalnie. A to już nie ma nic wspól-
nego z mądrą miłością. Bo co to jest mądra miłość?
Po pierwsze – oznacza bycie stałym w miłości do
dziecka. Nie można go dzisiaj kochać, jutro nie kochać. Za
coś kochać, za coś nie kochać. W miłości do dziecka nie
ma urlopu, trzeba zawsze go kochać.
Po drugie – oznacza bycie umiarkowanym w miłości
do dziecka. Źle jest, gdy dziecko odczuwa niedosyt miło-
ści, ale i źle jest, gdy ma ją w nadmiarze. W miłości ko-
nieczny jest umiar.
Mądra miłość to nie służalczość, ale raczej podtrzymywanie
dziecka. Wartościowych wzorów w tym względzie dostarcza
nam świat zwierząt. Słoniowe matki względem małych słoni
przyjmują taką zasadę. Słoniątko samo wdrapuje się pod górę
jak da radę. I dopiero kiedy zaczyna się obsuwać, słonica
podpycha je trąbą, ale delikatnie tylko na tyle, żeby starało się
dalej. Pozwala mu nawet spadać, a z pomocą przychodzi
wtedy, gdy zanosi się na to, że małe zrezygnuje. Pozwala mu
przekonać się, ile potrafi i wykorzystać do maksimum własne
możliwości. To tylko jeden z nielicznych przykładów potwier-
dzających Frommowskie założenie, że „kochać znaczy «pod-
trzymywać kogoś», nie «padać do jego stóp»” [cyt. za: Pelle-
grino 1999, s. 76]. A tak często zachowują się rodzice nado-
piekuńczy, którzy „dla dobra dziecka” chronią go przed
wszystkimi i od wszystkiego. Jean Piaget ostrzega przed
takim postępowaniem. Powiada „za każdym razem, gdy ro-
bimy coś, co dziecko może zrobić samo, rabujemy mu część
życia” [ibid., s. 49]. Miłość nie polega na ciągłym zastępowa-
niu dziecka, wyręczaniu, lecz na wspieraniu go.
PSYCHOLOGICZNE PODSTAWY WYCHOWANIA
N
Wychowanie na co dzie
ń
29
Fundamentalną zasadą mądrej miłości jest zasada dawania
i przyjmowania. Jeśli tylko dajemy to jesteśmy bardziej uży-
wani, aniżeli kochani przez swoje dzieci. Mądra miłość doma-
ga się wzajemności. Dawać, ale i przyjmować. „Przyjmować:
skrzywioną minę, kiedy ktoś wstanie lewą nogą z łóżka,
deszcz, nawet wtedy, kiedy nie ma parasolki, stłuczony ulubio-
ny talerz, ból zęba…” [Twardowski 1999, s. 267]. Dawać
i przyjmować. To taka prosta wymiana uczuć wymagająca
języka zrozumienia i akceptacji. Bo tylko taki jest językiem
miłości. Ale w życiu codziennym dalecy jesteśmy od niego.
Werbalny kanał porozumiewania się z dzieckiem pełen jest
zwrotów poniżających je. Odnosi się wrażenie jakby niektórzy
uczyli się tylko zoologii, bo mówią do dziecka: ty ośle, baranie,
ty foko, ty byku. Uczmy się od zakochanych – powiada
ks. J. Twardowski – oni mówią tak, jakby uczyli się tylko
botaniki… moja różo, moja cebulko, mój ty szczypiorku zielo-
ny [ibid., s. 15]. Miłość nie znosi ani wysokich tonów, ani
wulgarnych słów, ani retorycznych pytań. Rodzice, którzy chcą
dziecko kochać mądrze muszą być „radośnie stanowczy”
[Spock 1992]. Oznacza to, że każdy komunikat powinien być
umieszczony w „ciepłym” tle emocjonalnym. Każde słowo
zapada nie tylko w umysł, ale i serce dziecka. Z tym większą
więc rozwagą i ostrożnością trzeba się nimi posługiwać. Słowa
nie mogą być wiodące w wychowaniu dziecka, to raczej za-
chowania zwane językiem ciała powinny wypełniać obszar
kontaktów rodziców z dziećmi. Znany antropolog Albert Ma-
rabian twierdzi, że tylko 7% wszystkich informacji uzyskujemy
w rozmowie, czerpiemy ze słów, 38% wnioskujemy z tonu
głosu, a 55% z mowy ciała [za: Thiel 1997]. Najpiękniej rodzi-
cielska miłość realizuje się poprzez dotyk i wymianę spojrzeń.
W każdym dziecku tkwi pragnienie bycia głaskanym, przytu-
lanym, dotykanym i jeśli to czynimy, pozwalamy mu doświad-
czać naszej miłości. W wymowny sposób przekazują ją też
oczy. Wystarczy jedno spojrzenie, by zrozumieć, że jest się
potrzebnym i kochanym. Operowanie spojrzeniami jest nie
byle jaką umiejętnością. Oczy potrafią wyrazić bardzo wiele,
odpowiedzieć na szereg pytań od których zależy wszystko.
Kiedy dziecko pyta «czy mnie kochasz?» pierwsze odpowia-
dają oczy, a dopiero potem pojawiają się słowa. W tym mo-
mencie nasuwa się jednak proste, ale niezwykle istotne pytanie
– dlaczego, w jakich sytuacjach dziecko pyta, czy jest kocha-
ne? Wątpi, chce potwierdzenia, brakuje mu miłości, a może po
prostu nikt mu nigdy nie powiedział «Kocham Cię». Jeśli tak,
to mamy do czynienia z niemądrą miłością. Bo taką jest wła-
śnie miłość, w której nie znajdujemy czasu na to, by powie-
dzieć dziecku «Kocham Cię». Cóż to za miłość, kiedy ukry-
wamy nasze emocje, tłumimy je w „lochach” podświadomości.
Jakże daleka jest ona od mądrej miłości, w której stwierdzenia
«Kocham Cię», «Jesteś wyjątkowy» powtarzane są dziecku
często. Tak wielu młodych ludzi wyraża powszechną tęsknotę
do uczuć, do tego by choć raz w życiu usłyszeć np. od ojca
«kocham Cię». Tak wielu szuka zbyt wcześnie seksualnych
przygód, tylko dlatego, że nikt nie powiedział im o swojej do
nich miłości. Dowodem na to jest drastyczny przykład jaki
znajdujemy w książce, której autorami są J. Mc Dowell
i D. Day [1993, s. 128]: „w tym roku moja córka poszła do
łóżka z siedemnastoma mężczyznami. Miesiąc temu usunęła
ciążę, a dwa tygodnie temu chciała popełnić samobójstwo.
Dzisiaj rano zapytałam ją przed wyjściem do szkoły:
–
Kochanie, dlaczego to robisz? Dlaczego samą siebie
niszczysz? Czy odczuwasz taki pociąg seksualny albo
coś, nad czym nie możesz zapanować? Dlaczego tak
się dzieje?
–
Córka odpowiedziała:
–
Mamo, nie sądzę, żebym w ogóle odczuwała jaki-
kolwiek pociąg seksualny. Ja wręcz nie lubię seksu.
–
Dlaczego więc to robisz?
–
Mamo, każdy z tych facetów przynajmniej mówi
mi, że mnie kocha”.
Oto dowód na to, jak bardzo oczekujemy na werbalne po-
twierdzenie uczuć. Starajmy się mówić naszym dzieciom, że
je kochamy. Od tego zależy ich los, ich przyszłe role żon,
mężów i rodziców. Więc niech dowiedzą się, że są kochane.
Nie ma większego dramatu dla dziecka, jak żegnać u kresu
życia matkę czy ojca, którym zabrakło czasu, by powiedzieć
«kocham cię». Nie sposób nie przywołać tu jakże wymowne-
go fragmentu listu zamieszczonego przez J. Powella w książ-
ce
Jak kochać i być kochanym
, w którym czytamy: „Nie
dlatego płaczę, że zmarł mój ojciec. Płaczę bo nie powiedział
mi nigdy, że był ze mnie dumny. Nigdy nie powiedział mi, że
mnie kochał. Tak, domyślałem się tego. Spodziewałem się
usłyszeć, jak wielką rolę odegrałem w jego życiu i jak bardzo
zapadłem mu w serce, lecz on mi nigdy tego nie powiedział”
[1990, s. 82]. A szkoda, bo te dwa krótkie słowa «kocham
cię» mają coś niemal mistycznego, coś magicznego. Kiedy je
słyszymy odzyskujemy zaufanie, ciepło i dobrą wolę, co
rzadko daje się osiągnąć w jakikolwiek inny sposób.
Sztuki kochania dziecka można się uczyć, można ją
rozwijać, doskonalić. Najgłębsza nawet miłość umiera,
gdy nie jest pielęgnowana. Doskonale rozumieją to ci,
którzy utracili więź emocjonalną z dzieckiem. Rodziciel-
ska miłość nie może się wymknąć spod subtelnej kontroli.
Bardzo łatwo popaść w nałóg kochania dziecka, ale też i w
nałóg unikania bliskości z dzieckiem. Albo kochamy za
bardzo, albo za mało, a to znów zbyt opiekuńczo, lub za-
nadto egoistycznie. To tylko laikom wydaje się, że rodziciel-
ska miłość jest uczuciem równie naturalnym, jak jednoznacz-
nym. W rzeczywistości może być toksyczna, trująca, a przede
wszystkim niemądra.
Bibliografia:
Mc Dowell, Day D.,
Jak być bohaterem dla swoich dzieci
,
Warszawa 1993.
Glenskowie Cz. J. (red.),
Myślę, więc jestem… Aforyzmy, ma
k-
symy, sentencje, Opole 1986.
Klimowicz G.,
Przeciwko bezradnej samotności
, Warszawa 1988.
Pellegrino P.,
Jak wychowywać dzieci
, Warszawa 1999, s. 14.
Powell J.,
Jak kochać i być kochanym
, Pelplin 1990, s. 82.
Quoist M.,
Rozmowy o miłości
, Warszawa 2000.
Spock B., O rodzicielstwie, Warszawa 1992.
Thiel E., Komunikacja niewerbalna, Wrocław 1997.
Twardowski J.,
Miłości wystarczy że jest
, Katowice 1999.
Zimbardo P. G., przy współudziale Ruch F. L., Psychologia
i
życie
, Warszawa 1988.
Dr Maria Janukowicz jest pracownikiem naukowo-dydak-
tycznym Wy
tycznym Wy
tycznym Wy
tycznym Wyż
żżższej Szkoły Pedagogicznej w Cz
szej Szkoły Pedagogicznej w Cz
szej Szkoły Pedagogicznej w Cz
szej Szkoły Pedagogicznej w Czę
ęęęstoch
stoch
stoch
stochowie.