background image

Dziewięć sposobów na uzdrowienie marki  

 
Scott Bedbury (źródło: http://www.fastcompany.com/magazine/55/brokenbrand.html) 
 
Marketingowe  ekscesy  ostatnich  kilku  lat  spowodowały,  że  krajobraz  brandingu  pełen 
jest  szczątków.  W  rezultacie  wiele  firm  zostało  z  niestrawnymi,  nudnymi  –  a  nawet 
umierającymi – markami. Teraz spójrz na swoją markę: czy wiesz, czemu wyblakła? Czy 
wiesz, jak ją uzdrowić? 
 
Na  przestrzeni  ostatnich  kilku  lat  wszyscy  starali  się  wypromować  swoją  markę.  Robili 
szum,  starali  się  być  fajni,  próbowali  wybić  się  z  tłumu,  korzystali  z  marketingu 
wirusowego  –  cokolwiek  by  ci  nie  przyszło  do  głowy,  ktoś  to  już  wypróbował. 
Nieistniejące już firmy boomu internetowego były na czele peletonu korporacji dążących 
do  zbudowania  własnej  marki,  wiedzione  przekonaniem,  że  jak  się  wysypie 
nieskończoną ilość pieniędzy na głowę klienta, to zaowocuje to narodzinami wyjątkowej 
marki  –  nawet  jeśli  kampania  reklamowa  nie  promuje  żadnego  użytecznego  produktu 
czy  usługi.  Nigdy  w  historii  marketingu  tak  wiele  firm  nie  wydało  tak  wiele  pieniędzy, 
żeby  uzyskać  tak  niewiele.  Ten  szaleńczy  pęd  ku  wypromowaniu  własnej  marki 
pozostawił  po  sobie  więcej  niż  kilka  poturbowanych,  posiniaczonych,  czy  zagubionych 
marek.  Oto  dziewięć  najczęstszych  skarg  wysuwanych  pod  adresem  marek,  które 
potrzebują uzdrowienia – i trochę praktycznych porad, jak tego dokonać. 
 
1. Wiem, że z moją marką jest coś nie tak – tylko nie wiem co. 
 
Marka może mieć się źle z wielu powodów. Jednego dnia wydaje ci się, że pozycja twojej 
marki  jest  silna  i  niezachwiana,  a  na  drugi  dzień  wszystko  nagle  się  wali  i  ty  nie  wiesz 
dlaczego.  Kiedy  firmy  zdają  sobie  sprawę,  że  z  ich  marką  jest  coś  nie  tak,  zbyt  często 
podejmują  pochopne,  nieprzemyślane  decyzje.  Zwalniają  agencję  reklamową  lub 
kierownika  działu  marketingu.  Co  rusz  zwoływane  są  spotkania  rady  nadzorczej,  na 
których członkowie zarządu gapią się na prezesa w nadziei na inspirację z Niebios. Jedni 
twierdzą,  że  na  promocję  trzeba  wydać  więcej;  inni,  że  trzeba  trochę  przyhamować. 
Każdy ma swoją opinię. Sęk w tym, że to tylko opinie – nic więcej. 
 
Jeśli  nie  wiesz,  czemu  twoja  marka  dogorywa,  musisz  podejść  do  problemu  w  sposób 
antropologiczny  –  musisz  zrozumieć,  czym  właściwie  jest  twoja  marka.  Inaczej  rzecz 
ujmując,  musisz  przeprowadzić  coś,  co  lubię  nazywać  „wielkim  wykopaliskiem”. 
Sprawdź,  jakie  są  korzenie  twojej  marki,  jaka  jest  jej  historia.  Co  pierwotnie 
symbolizowała  twoja  marka?  Czemu  klienci  jej  zawierzyli?  Jakie  główne  wartości  sobą 
reprezentowała? Czy  nadal są one obecne? Co ważne, czy idą z duchem czasów? Świat 
zmienia  się  nieustannie.  Musisz  to  wszystko  sprawdzić.  Wypytaj  klientów  o  kategorię 
produktów,  którą  się  zajmujesz.  Co  twoi  klienci  myślą  o  konkurencji?  Co  takiego 
konkurencja oferuje swoim klientom? Czy jest to usługa, czy może produkt? Jakie klienci 
odnoszą realne korzyści i, co chyba najważniejsze, jakie odnoszą korzyści emocjonalne? 

background image

Podejdź do sprawy tak, jakbyś prowadził audyt swojej marki, a osobiste przeświadczenia 
najlepiej odłóż na bok. Słuchaj i ucz się. 
 
2.  Z  każdym  nowym  produktem  lub  kampanią  marketingową  moja  marka  obiera 
zupełnie  nowy  kierunek.  Nie  ma  w  tym  żadnego  ładu  i  składu,  żadnego  większego 
związku. Jak sprawić, żeby przekaz był spójny? 
 
Odpowiedź:  myśl  jak  Platon.  Być  może  ten  wielki,  grecki  filozof  nie  jest  dla  ciebie 
genialnym  specem  od  marketingu,  ale  on  wiedział,  co  stanowi  serce  każdej  wielkiej 
marki. Jest to idea esencji. Platon uważał, że istotą każdej rzeczy jest jej esencja. Innymi 
słowy, Platon był pierwszą osobą, która ubrała w słowa to, jak ważna jest esencja marki. 
Na  przykład  esencją  marki  Nike  są  autentyczne  osiągnięcia  sportowe.  Gdy  wszyscy  w 
firmie  rozumieją  esencję  swojej  marki,  to  pracownicy  wręcz  tętnią  pomysłowością  na 
każdym kroku – czy to reklama, czy może projektowanie produktów, czy też wszelkiego 
rodzaju promocja – i wszystko to łączy się w coś większego, bardziej trwałego. 
 
3.  Moja  marka  jest  nudna.  Nie  wywołuje  żadnych  pozytywnych  emocji  u  moich 
klientów i u moich pracowników. (Nie mówiąc już o tym, że na Wall Street od dawna 
nikt nie spojrzał na nią z zainteresowaniem.) 
 
Może potrzeba odrobiny terapii. Abraham Maslow, twórca psychologii humanistycznej, 
rzadko  kiedy  stawiany  jest  w  szeregu  najlepszych  w  historii  speców  od  marketingu.  A 
mimo to jego idea ludzkiej motywacji – jego „hierarchia ludzkich potrzeb”, według której 
te  najbardziej  skomplikowane  potrzeby  umieszcza  się  na  samej  górze,  nad 
podstawowymi  potrzebami  koniecznymi  do  przeżycia  –  to  klucz  do  przyszłości  każdej 
marki.  Ponieważ  rynek  zawalony  jest  różnorakimi  ofertami,  marce  potrzeba  czegoś 
więcej niż tylko tego, że klienci wiedzą o jej istnieniu i mają z nią jedynie powierzchowny 
kontakt. Marka  powinna przemawiać  do ludzi w  sposób  bardziej głęboki, trafiać do ich 
świadomości.  Marka  powinna  szanować  uczucia  klientów,  jak  choćby  chęć 
przynależenia, potrzebę bycia w kontakcie z innymi, pragnienie rozwijania się, czy nawet 
radość i poczucie zaspokojenia. 
 
Mądre  firmy  wiedzą,  że  dobry  produkt  czy  usługa  potrafi  zaoferować  coś  więcej,  niż 
tylko  zysk;  zapewnia  przeżycie,  które  choćby  w  niewielkim  stopniu  czyni  czyjeś  życie 
lepszym.  To  właśnie  spostrzeżenie  przyświeca  marce  Starbucks.  Kiedy  prowadziliśmy 
„wykopalisko”  dla  Starbucksa,  odkryliśmy  rolę,  jaką  kawa  odgrywała  w  społeczeństwie 
przez ponad 500 lat. Odkryliśmy, że kawa tak naprawdę nie służy do picia – to przeżycie, 
które  od  stuleci  było  częścią  naszej  kultury.  Starbucks  to  nie  tyle  punkt  sprzedaży 
świetnej  kawy,  co  raczej  miejsce,  gdzie  picie  kawy  staje  się  niezwykłym  przeżyciem. 
Wspięliśmy  się  trochę  wyżej  po  piramidzie  potrzeb  Maslowa  i  zaczęliśmy  myśleć  o 
wszystkim, co dzieje się wokół kubka kawy. 
 
 
 

background image

4. Moja marka jest martwa. 
 
Tak, to się zdarza. Albo zbyt długo ją ignorujesz, albo nie trzymasz jej w ryzach, przez co 
w pewnym momencie twoja marka po prostu się kończy. Traci całą swoją energię, swoją 
moc oddziaływania na wyobraźnię twoich klientów – a także twoją. 
 
Dobra  wiadomość  jest  taka,  że  nawet  martwą  markę  można  ożywić,  a  nawet  zupełnie 
wskrzesić. Za przykład niech posłuży sklep odzieżowy Banana Republic. Na początku był 
to  zwykły  sklep  z  ciuchami,  ale  z  bajerem:  skoro  sprzedajemy  odzież  safari,  to  czy  nie 
fajniej  byłoby  mieć  w  sklepie  dekorację  w  postaci  sztucznych  palm,  skrzyń 
transportowych i może jakiegoś kawałka czy dwóch po dżipie? Cóż, przez chwilę może i 
tak.  Jednak  żywotność  najlepszego  nawet  pomysłu  bywa  boleśnie  krótka;  w  niedługim 
czasie ta odsłona sklepu Banana Republic stanęła w obliczu groźby wyginięcia. Mimo to 
było  w  tym  coś,  w  tej  koncepcji  „luźnego  miejsca  sprzedaży”,  co  nadawało  się  do 
wskrzeszenia. Sieć Gap przejęła Banana Republic i obmyślono wspomnianą koncepcję od 
nowa.  Rozwinięto  asortyment  sklepu,  który  teraz  oferuje  wszystko  począwszy  od 
swetrów, po produkty do aromaterapii, kończąc na tanich podróbkach garniturów marki 
Donna  Karan.  Była  to  wielka zmiana,  wielkie  odrodzenie. (Rzecz jasna, z czasem  znowu 
będzie trzeba obmyślić całą koncepcję na nowo.) 
 
5. Moja marka ugrzęzła w przeszłości. 
 
Zdarza  się  to  nawet  najlepszym  markom.  Tak  naprawdę  ten  problem  dotyka  przede 
wszystkim  najlepszych  marek.  Startują  niczym  rakiety,  ale  potem  dryfują  bezsilnie  w 
kosmosie.  Czasami  dokonuje  się  drobnych  zmian,  ale  takiej  marce  potrzeba 
przeobrażenia. 
 
Tak  właśnie  było  kiedyś  z  Nike.  Kiedy  w  1987  roku  dołączyłem  do  tej  firmy,  Nike 
próbowało  wybić  się  ponad  wąską  grupę  zapalonych  sportowców,  chcąc  trafić  do 
szerszego  grona  konsumentów.  W  tamtych  czasach  marka  Nike  kojarzyła  się  wyłącznie 
ze współzawodnictwem: była niczym ekskluzywny klub, nad wejściem do którego wisiał 
szyld  „mięczakom  wstęp  wzbroniony”.  Slogan  „authentic  athletic  performance”  (czyli 
autentyczne  sportowe  wyniki)  nie  nadawał  się  do  szerszej  interpretacji.  Marka  Nike 
musiała  stać  się  bardziej  przystępna  dla  innych  osób;  jednocześnie  nie  chciano 
wyalienować  pierwotnej  grupy  klientów  w  postaci  młodych  mężczyzn  sportowców,  dla 
których Nike było „ich” marką. 
 
Na kilka miesięcy przed moim przybyciem, Nike wypuściło reklamę telewizyjną o nazwie 
„Revolution”,  która  była  dla  firmy  punktem  zwrotnym.  Był  to  skomplikowany  ciąg 
czarno-białych  urywków  nakręconych  starą  kamerą,  ukazujących  ludzi  ze  wszystkich 
ścieżek  życia.  Przesłanie:  Nike  to  marka,  która  przemawia  zarówno  do  kobiet,  jak  i  do 
mężczyzn;  do  osób  starszych,  jak  i  tych  młodszych;  do  nieznanych  sportowców  z  ulicy, 
jak i do mistrzów świata. 
 

background image

Problem  w  tym,  że  następna  kampania  reklamowa  była  krokiem  w  złym  kierunku. 
Reklama  „Hayward  Field”  –  przedstawiająca  tor  na  tytułowym  stadionie,  należącym  do 
University  of  Oregon  –  patrzyła  w  głąb,  a  także  wstecz.  Trafiła  do  kosza  kilka  minut  po 
pierwszej  zamkniętej  prezentacji  dla  grona  około  tysiąca  sprzedawców  butów  Nike.  Bo 
co niby ci sprzedawcy mieliby powiedzieć osobie, która przyszła kupić buty dla dziecka z 
okazji  powrotu  do  szkoły?  Tym  sposobem  znaleźliśmy  się  martwym  punkcie. 
Odesłaliśmy  Wiedena  i  Kennedy’ego  z  kwitkiem,  na  którym  wypisana  była  rzecz 
oczywista: musimy przestać rozmawiać sami ze sobą, musimy otworzyć naszą markę na 
ludzi.  Trzeba  się skupić  na  korzyściach  emocjonalnych i fizycznych dla sportu i fitnessu, 
które mogą być znacznie bardziej rozległe, niż je do tej pory definiowaliśmy. 
 
Dwa tygodnie później Dan Wieden, David Kennedy i czterech czy pięciu pracowników (w 
tamtym  czasie  stanowili  oni  połowę  całej  agencji)  znaleźli  rozwiązanie.  Klienci  i  tak  już 
wiedzą o fitnessie wszystko, co powinni wiedzieć. Większość z nich nie była zadowolona 
ze swojej formy. Mało kto z nich miał czas na poważne myślenie o sporcie. Czemu więc 
im  to  wypominać?  Potrzebowali  tylko  trochę  zachęty,  pozytywnego  wyzwania.  Slogan 
„Just  Do  It”  był  momentem  przełomowym  dla  marki  Nike.  Dzięki  niemu  powstała 
szeroka  platforma  komunikacyjna,  z  której  mogliśmy  mówić  właściwie  do  wszystkich. 
Nie  chodziło  już  tylko  o  światowej  klasy  sportowców;  teraz  zaczęły  liczyć  się 
fundamentalne  ludzkie  wartości,  bliskie  zarówno  mistrzom  trójboju,  jak  i  zwykłym 
przechodniom.  Nie  była  to  też  reklama  konkretnego  produktu.  To  był  etos  marki.  Nike 
znalazło  sposób  na  uszanowanie  swoich  korzeni,  jednocześnie  sięgając  po  przyszłość. 
Slogan  „Just  Do  It”  to  było  coś,  czego  Nike  potrzebowało  –  slogan,  który  wyrażał 
ponadczasową wartość tej marki. 
 
6. Moja marka jest zbyt zawężona. 
 
Oto pięć mądrych sposobów na inteligentne poszerzenie swojej marki. 
 
Po pierwsze, znajdź dobrego partnera biznesowego – kogoś, kto potrafi zaoferować coś, 
czego  ty  nie  masz  –  i  nawiąż  z  nim  współpracę  na  zasadzie  „co-brandingu”,  czyli  ko-
operacji  marek.  Przykładem  tego  może  być  układ  między  Starbucksem  a  liniami 
lotniczymi  United  Airlines,  w  wyniku  którego  kawa  Starbucks  była  oferowana  na 
pokładzie  wszystkich  samolotów  United  na  świecie,  co  umożliwiało  obopólny  rozwój 
marek. 
 
Po  drugie,  staraj się  rozszerzać  markę.  Czasopismo  „Time”  miało  na  ostatnich stronach 
pisma  bardzo  popularny dział, w  którym przybliżano sylwetki ciekawych  osobistości.  W 
wyniku  rozszerzenia  marki  dział  ten  stał  się  osobnym  czasopismem  „People”,  które 
odniosło  oszałamiający  sukces  –  tak  wielki,  że  czasopismo  „People”  rozszerzyło  swoją 
markę i stworzyło kolejne czasopismo: „Teen People”. 
 
Po  trzecie,  eksperymentuj  z  wszelkimi  nowymi  kanałami  dystrybucyjnymi.  Choćby 
wspomniana wyżej strategia co-brandingu między Starbucksem a United  Airlines, która 

background image

podniosła  profile  obu  tych  marek.  Umieszczenie  pełnoziarnistych  i  zmielonych  kaw 
Starbucks  w  ponad  30  tysiącach  sklepów  spożywczych  na  terenie  całego  kraju 
zaowocowało  powstaniem  dodatkowego  kanału  dystrybucyjnego  dla  istniejącego  już 
produktu. 
 
Po czwarte, eksperymentuj z nowymi kategoriami produktów. Na przykład Ralph Lauren, 
znany  projektant  odzieży,  którego  imieniem  i  nazwiskiem  sygnowane  są  także 
kosmetyki,  a  nawet  zegarki.  Martha  Stewart  zaczęła  od  napisania  książki  kucharskiej; 
dzisiaj, gdy potrzebuję chodaków ogrodowych, to kupuje je właśnie od niej. Starbucks w 
przeciągu sześciu miesięcy został twórcą najlepiej sprzedających się lodów kawowych w 
kraju. 
 
Po piąte, staraj się tworzyć nowe sub-marki. Nike to wielka marka – ale Air Jordan, sub-
marka  Nike,  odnosi  równie  wielkie  sukcesy.  Toyota  to  wielka  marka  –  ale  Lexus,  sub-
marka  Toyoty, jest tak  niezwykle popularna, że  większość  klientów  w ogóle  nie  myśli  o 
Lexusie jako o spółce-córce (co dla sub-marki jest chyba najwyższym komplementem). 
 
7. Moja marka jest zbyt młoda. 
 
Bańka  internetowa  była  o  krok  od  pęknięcia,  kiedy  wygłaszałem  przemowę  przed 
zgromadzeniem prezesów nowych firm technologicznych z Krzemowej Doliny. Kieszenie 
mieli  wypchane  udziałami,  marzyli  o  odniesieniu  oszałamiającego  sukcesu  i  chcieli 
dowiedzieć  się  ode  mnie,  jak  z  ich  marek  –  a  były  to  nowe,  młode  marki  –  stworzyć 
wielki  hit,  i  to  z  dnia  na  dzień.  Poradziłem  im  tak:  myślcie  jak  rodzice.  Dbajcie  o  swoją 
markę  tak,  jakbyście  wychowywali  własne  dziecko.  Będzie  to  wymagało  dużo  wysiłku  i 
cierpliwości. (Nie to chcieli usłyszeć.) 
 
Aby  mieć  wspaniałą  markę,  potrzeba  silnego  przewodnictwa,  perspektywicznego 
myślenia  i  bezkompromisowych  wartości.  Marka,  podobnie  jak  dziecko,  przejmuje 
wartości  tych,  którzy  o  nią  dbają.  Podobnie  jak  dziecko,  marka  może  się  rozwijać  w 
otoczeniu,  które  inspiruje,  dba  i  uczy;  w  otoczeniu,  gdzie  jest  szanowane,  chronione  i 
rozumiane.  W  dbaniu  o  markę  musisz  być  konsekwentny  i  zdecydowany.  Przerzucanie 
się  odpowiedzialnością  za  opiekę  nad  marką  oraz  młyn  organizacyjny  w  firmach  mogą 
bez trudu doprowadzić do zachwiania się wizerunku marki. Żeby marka mogła rozwinąć 
swoją  osobowość  i  wartości,  na  to  potrzeba  czasu.  Twórcy  dobrych  marek,  tak  jak  i 
dobrzy  rodzice,  przekazują  markom  wartości  umożliwiające  przetrwanie  i  rozwój. 
Wspaniała  marka  potrafi  żyć  dłużej  od  swojego  twórcy  –  podobnie  jak  dzieci.  I  jeśli 
dobrze spełnisz swoje zadanie, dadzą ci one powód do dumy. 
 
8. Moja marka spowszedniała. 
 
Jeśli  będziesz  ignorować  swoją  markę,  to  choćby  była  ona  najlepsza  pod  słońcem, 
prędzej  czy  później  zwyczajnie  spowszednieje.  Zastanów  się  –  czym  była  kawa  przed 
nastaniem  Starbucksa?  Owszem,  kiedyś  też  istnieli  duzi  sprzedawcy  kawy,  tyle  że  oni 

background image

sprzedawali towar do sklepów; oni nie oferowali swoim klientom niezwykłego przeżycia. 
Ci  sprzedawcy  cięli  koszty,  jak  tylko  mogli,  a  swoje  produkty  składowali  w  jakimś 
obskurnym  kącie  sklepu  spożywczego  –  tam  można  było  natknąć  się  na  zielono-
czerwone wieże z aluminium, redukujące niegdyś wspaniały produkt do roli szaroburego 
towaru. 
 
Jeśli twojemu produktowi przytrafiło się właśnie coś takiego, to zaraz ci powiem, czego 
nie  powinno  się  robić:  nie  zasypuj  problemu  pieniędzmi.  Jeśli  era  bańki  internetowej 
czegoś  nas  nauczyła,  to  na  pewno  tego,  że  rozpoznawalność  marki  niekoniecznie  musi 
znaczyć o jej sile. Nawet najlepsza reklama nie zrobi czegoś z niczego. 
 
Oto  moje  rady.  Po  pierwsze  –  mierz  wysoko.  Wielcy  twórcy  marek  nie  tylko  obmyślają 
produkt na nowo, oni widzą siebie na czele całej kategorii produktów. To właśnie zrobiło 
Nike  ze  swoim  obuwiem,  Starbucks  ze  swoją  kawą,  Southwest  Airlines  z  przewozem 
lotniczym. 
 
Po  drugie  –  wywyższaj  swój  produkt.  Jeśli  chcesz  mieć  coś  więcej  niż  towar,  zaoferuj 
produkt  jedyny  w  swoim  rodzaju,  tak  bardzo  wyjątkowy  i  lepszy  niż  wszystko  inne  na 
rynku, że nie można go uznać za towar. Czy pączki Krispy Kreme to tylko pączki? 
 
Po  trzecie  –  zaoferuj  coś  więcej  niż  tylko  sam  produkt.  Stwórz  wokół  niego 
doświadczenie, przeżycie, i zwracaj uwagę na szczegóły. Wszystko ma znaczenie. 
 
I wreszcie po czwarte – pamiętaj, że firma to marka, a marka to firma. Klienci widzą nie 
tylko  twój  produkt,  ale  także  wartości  reprezentowane  przez  twoją  firmę  i  to,  jak 
prowadzisz  interesy.  W  dzisiejszych  czasach  różnica  pomiędzy  podobnymi  do  siebie 
produktami może tkwić w reputacji firmy. 
 
9. Moja marka nie jest fajna. 
 
„Fajne” i „odważne” to niebezpieczne słowa. Dan Wieden ma rację, gdy mówi klientom 
szukającym  czegoś  „odważnego”,  że  w  reklamie  nie  ma  specjalnie  różnicy  między 
odwagą  a  głupotą.  Wbrew  temu,  co  niektórzy  mogą  sobą  myśleć,  Nike  wcale  nie  stara 
się być fajną marką. Ta firma wie, że o jej „fajności” decydują klienci – a nie jacyś ludzie 
w Beaverton w stanie Oregon. Nie wyznawajcie „fajności”. To fałszywy bóg. 
 
Mając  na  uwadze  to,  dokąd  zmierza  nasz  świat,  polecam  firmom,  żeby  bardziej 
troszczyły  się  o  swoją  karmę  niż  o  bycie  fajnym.  Obawy  społeczeństwa  o  wpływ 
globalizacji  na  kulturę  i  środowisko  tylko  narastają,  a  poprzeczka  dla  zachowań 
korporacyjnych  będzie  zawieszana  coraz  wyżej.  Spodziewam  się,  że  w  przyszłości 
będziemy  spoglądać  na  marki  o  największym  kredycie  zaufania,  te  wielkie  i  te  małe, 
licząc na to, że pomogą one zmniejszyć tę ogromną przepaść istniejącą między zyskiem a 
dobrocią. 
 

background image

Mamy  dzisiaj  do  czynienia  z  zupełnie  nową  rzeczywistością.  Dopiero  co  zaczynamy 
dostrzegać  problemy  i  możliwości  związane  z  karmą  marki.  Niezależnie  od  jej  rozwoju 
wiem, że dobrą karmę można wypracować po wielu latach ciągłego robienia kilku rzeczy: 
trzeba  być  szczerym,  mieć  zasady  i  szanować  klientów,  pracowników  i  środowisko.  Już 
wcześniej  ciskano  gromy  na  marki  takie  jak  Nike  czy  Starbucks  za  to,  że  były 
rozpoznawalne, globalne i wpływowe – i za to, że im zależy. Te firmy nie są doskonałe, 
ale  jestem  przekonany,  że  pomogą  one  napisać  nowy  rozdział  w  zarządzaniu  marką. 
Udowodnią  nam,  że  „wielki”  nie  musi  przecież  znaczyć  „zły”,  że  zyski  są  tylko  jedną  z 
miar sukcesu i że wielkie marki potrafią wykorzystać swoją nadludzką moc w imię dobra. 
 
To dopiero byłoby fajne. 
 
Scott  Bedbury  (scott@brandstream.com)  przyczynił  się  do  zbudowania  światowej 
pozycji  marek  Nike  i  Starbucks,  po  czym  założył  własną  firmę  konsultingową 
Brandstream, oferującą doradztwo w zakresie budowy i rozwoju marek. Jego książka: 
New  Brand  World:  8  Principles  for  Achieving  Brand  Leadership  in  the  21st  Century
 
(Viking,  Marzec  2002),  napisana  wspólnie  ze  Stephenem  Fenichellem,  wkrótce  będzie 
dostępna w księgarniach.