DR CHASAJ ALIJEW
KLUCZ DO SIEBIE
[materiały nadesłane; pozostałych danych nie dostarczono]
Dr Chasaj Alijew jest dagestańskim psychiatrą i
psychoterapeutą, kieruje Ośrodkiem Autoregulacji
w rodzinnej Machaczkale. Prowadzi także Ośrodek
Rozwoju Człowieka przy amerykańsko-radzieckiej
fundacji "Inicjatywa Kulturalna". W maju 1990 r.
na zaproszenie naszej redakcji przebywał w Polsce
prowadząc kursy autoregulacji według własnej
metody. Dr Alijew twierdzi, że:
– W każdym z nas tkwią ogromne, rezerwowe
możliwości, o których niewiele wiemy i nie
potrafimy ich spożytkować.
– Te możliwości stanowią coś w rodzaju
wewnętrznej, apteki, pigułki zdrowia, obecnej w
naszym organizmie.
– Można stosunkowo łatwo uruchamiać owe siły i
wykorzystywać zgodnie z naszą wolą, dla naszego
dobra.
Dr Alijew opracował własną metodę autoregulacji,
umożliwiającą realizowanie celów, które sobie
stawiamy. W książeczce omawia tę metodę, podaje
instruktaż jej opanowania oraz liczne przykłady
stosowania.
Od redakcji
Nasza kolejna książeczka dalece odbiega od tego, do czego przyzwyczaiła Czytelników seria
"Biblioteczka Przyjaciółki". Tym razem nie towarzyszymy Wam w kuchni, nie instruujemy co do
sposobów szycia, dziergania czy urządzania mieszkania. Zapraszamy Was natomiast na pasjonującą
wyprawę.
Dokąd? W pełne tajemniczości głębie samego siebie...
To przecież tam właśnie, w obszarach naszej psychiki są przyczyny najrozmaitszych schorzeń i
dolegliwości, utrudniających sprawne funkcjonowanie. Lekarze potwierdzają, że coraz więcej
pacjentów skarży się na rozmaite nerwice, depresje, rozstroje nerwowe, stany łękowe, trudności z
zasypianiem i zaburzania snu oraz na inne jeszcze problemy z samym sobą, z którymi nie sposób się
uporać. Coraz częściej nerwy odmawiają nam posłuszeństwa, coraz łatwiej ulegamy rozmaitym
stresom, nie potrafimy się przed nimi obronić, odreagować ich. Lekarze alarmują, że zastraszająco
rośnie liczba pacjentów z rozmaitymi chorobami psychosomatycznymi, czyli mającymi źródło w
naszej psychice a rozwijającymi się za naszą zgodą i pozwoleniem – chociaż, naturalnie –
nieuświadomioną.
Cóż nam w takich sytuacjach proponuje medycyna, gdy zwracamy si ę o ratunek?
Przede wszystkim – tabletki. Nasenne, uspokajające, wyciszające, podnoszące nastrój.
odwiedź chomika ka_huna
Zupełnie inną drogę ukazuje dr Chasaj Alijew, autor niniejszej książeczki, będący naszym
przewodnikiem w poznawaniu samego siebie.
Przedstawmy autora. Jest dagestańskim psychiatrą i psychoterapeutą, kieruje Ośrodkiem
Autoregulacji w rodzinnej Machaczkale. Prowadzi także Ośrodek Rozwoju Człowieka przy
amerykańsko-radzieckiej fundacji "Inicjatywa Kulturalna". W maju 1990 r. na zaproszenie naszej
redakcji przebywał w Polsce prowadząc kursy autoregulacji według własnej metody. Dr Alijew
twierdzi, że:
– W każdym z nas tkwią ogromne, rezerwowe możliwości, o których niewiele wiemy i nie
potrafimy ich spożytkować.
– Te możliwości stanowią coś w rodzaju naturalnej wewnętrznej apteki, pigułki zdrowia, obecnej
w naszym organizmie.
– Można stosunkowo łatwo uruchamiać owe siły i wykorzystywać zgodnie z naszą wolą, dla
naszego dobra.
Dr Alijew opracował własną metodę autoregulacji, umożliwiającą realizowanie celów które sobie
stawiamy. W książeczce omawia tę metodę, podaje instruktaż jej opanowania oraz liczne przykłady
stosowania.
Zamieszczamy również komentarz polskiego psychologa, dra Jana Tyłki, dotyczący propozycji dr
Alijewa oraz głosy warszawskich uczestników kursów autoregulacji, prowadzonych przez dra
Alijewa. Nasi rozmówcy utrzymują, że ta metoda daje mnóstwo korzyści. Odpręża. Odstresowuje.
Znakomicie relaksuje. Ułatwia wyłączanie negatywnych myśli. Daje luz, wyciszenie. Wyzwala
energię. A także – dodaje gibkości sylwetce. Pomaga zlikwidować ból. A nawet – zerwać z nałogiem,
np, rzucić palenie papierosów.
Ostatnio coraz większą popularność zdobywają rozmaite techniki psychologiczne, stawiające sobie
podobne zadania: trening autogenny, joga, medytacje, DU (doskonalenie umysłu) i inne. Metoda dra
Alijewa wydaje się być najprostszą drogą do celu.
Autor zastrzega, ze niniejsza książeczka me stanowi samouczka autoregulacja. W tym charakterze
ewentualnie może ją wykorzystać jedynie lekarz-psyohiatra, psycholog czy terapeuta, ale w żadnym
wypadku – laik! Chyba, że – jak pisze dr Alijew – ów laik jest wybitnie zdolnym uczniem, a w
dodatku zna techniki psychologiczne. Bowiem reakcja poddawanego autoregulacji człowieka może
być aż tak silna, że wręcz niebezpieczna. I tylko spore doświadczenie terapeutyczne umożliwi
opanowanie sytuacji.
Zatem – jakie korzyści odniesie Czytelnik z tej książeczki?
– Ci, którzy ukończyli kurs autoregulacji, wykorzystają instruktaż (przekazany im przez dra
Alijewa.
– Ci, którzy znają różne techniki psychologiczne i swobodnie niani operują, mogą spróbować
"poszerzyć repertuar'' o nową metodę autoregulacji.
– Zaś pozostali spędzą po prostu kilka interesujących godzin krążąc w labiryncie naszej psychiki i
podświadomości. Przekonają się, jak niewiele wiemy o tych rozległych obszarach naszej osobowości
oraz jak potężne rezerwy sił i możliwości pozostają tam zmagazynowane.
Może więc warto poszukiwać sposobów ich uruchomienia i wykorzystania?
Życzymy przyjemnej lektury!
Słowo wstępne
Odwieczny dylemat "być" czy "mieć" jawi się ze szczególną ostrością w ludzkiej egzystencji
naszych czasów, które kreując na "przywódcę życia" przebiegłość (nazywaną chytrze zaradnością) i
pazerność (zwaną operatywnością) zgubiły istotne wartości, jakimi są poczucie bezpieczeństwa,
wewnętrzna integracja i psychiczny (umysłowy i emocjonalny) spokój. Nie łatwo bowiem
ukierunkować swoją aktywność zarówno na "mieć" jak i "być". Wybór pierwszego wariantu istnienia,
to prawie konieczność zaangażowania się w niekończącą się walkę o zdobywanie pozornych wartości
i mało znaczących celów, to życie w stałym pośpiechu i psychicznym napięciu. Walka "o coś" łatwo
staje się narkotykiem, wciąga i pozbawia człowieka możliwości obiektywnej oceny wartości, jakie
niewątpliwie istnieją w naszym życiu. Łatwo wtedy zagubić sens tego, co zawarte jest w słowie "być",
a co jest w zasadzie samą wartością. Nawet nie systematyczna i nie naukowa obserwacja pozwala
dostrzec, że ten, kto więcej stara się być niż mieć łatwiej radzi sobie w życiu, łatwiej przystosowuje
się do zmiennych sytuacji życia, gdyż w jego "być" jest miejsce na autorefleksję, na zamyślenie się
nad sobą i światem, na uporządkowanie wewnętrznych przeżyć.
Współczesność to nie tyle rywalizacja o przetrwanie (zabić żeby zjeść i żyć) co w epokach
dawnych było źródłem naturalnego napięcia psycho-fizjologicznego organizmu ludzkiego, ale
rywalizacja o uznanie, prestiż a najczęściej posiadanie dla samej satysfakcji posiadania, a to jest
źródłem licznych napięć, niepokojów i frustracji, prowadzących do zaburzeń psychosomatycznej
równowagi (homeostazy) ustroju człowieka.
Sens tego wywodu niezwykle mocno podkreśla Henri von Lier w książce "Nowy wiek", gdzie
autor tworząc wizję świata, w którym los człowieka będzie w jego rękach, jednocześnie wyraża swój
niepokój z powodu wewnętrznej dysharmonii współczesnego człowieka... "z całego poprzedniego
wywodu widać, że człowiek współczesny jest nagi – nie nagi wspaniałą, dumną nagością Greków,
lecz obnażony przez to. że brak mu atrybutów, oblicza, postawy"...
A dlaczego mu brak tych atrybutów? Brak jest pracy nad sobą. Pracujemy dla siebie, dla innych
(dla dzieci, wnuków, dla konta w banku), ale rzadko pracujemy nad sobą. Chcemy zrozumieć i zdobyć
świat, a jak mówi Kierkegaard "chcieć zrozumieć świat bez zrozumienia siebie – to śmieszne".
Może dlatego coraz częściej pojawiają się najprzeróżniejsze wydawnictwa, książki, poradniki –
"udoskonalacze", które jak "dieta cud" mają podać gotowy przepis, jak z ciamajdy stać się
człowiekiem czynu, z nieuka – błyskotliwym intelektualistą, z pełnego kompleksów nieudacznika -
pełnym werwy, pewności siebie amantem, zaś własną neurotyczną osobowość przekształcić w
harmonijnie funkcjonujący, działający bez zgrzytów i zacięć mechanizm.
Pragnienie bycia doskonałym jest czymś godnym pochwały i uznania, zwłaszcza gdy doskonałość
ta wyrażać się ma nie tylko w zgrabnej sylwetce ciała, ale przede wszystkim w doskonałości
psychicznej, moralnej i duchowej człowieka.
Pragnienie bycia zdrowym, unikanie cierpienia, eliminowanie zagrożenia, to naturalny mechanizm
obrony każdej żywej istoty.
Realizacja tych pragnień jest w rzeczywistości trudna, tak trudna jak trudny jest proces uczenia się,
przyswajania wiedzy, kształcenia dobrych nawyków, formowania właściwych postaw, eliminowania
błędów. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jak trudno opanować wzburzenie, darować winę,
wybaczyć urazy. Dla niektórych z nas wydaje się to nie do osiągnięcia głównie dlatego, że nigdy nie
poświęcaliśmy więcej uwagi, energii a w związku z tym nie doświadczyliśmy satysfakcji z tego, że
ustąpiliśmy zamiast pokonać, wybaczyliśmy zamiast wziąć odwet.
Autor opracowania, który nosi wielce obiecujący tytuł "Klucz do siebie", jest jednym z wielu,
których zagadnienie pracy nad sobą fascynuje, l mimo, że problem ten ujmuje psychofizjologicznie,
nie brak tu elementów duchowych, oraz typowych zagadnień, charakterystycznych dla medycyny
behavioralnej, gdzie formy reagowania i zachowania człowieka odnoszone są do zagadnień zdrowia i
choroby.
"Klucz do siebie" nie spełni jednak swego zadania, jeżeli czytelnik potraktuje w sposób
mechanistyczny jego treść. W treści tej bowiem jest dużo nieścisłości, niedopowiedzeń, a za to dużo
"nacisków" – sugestii o wartości, odrębności i wyjątkowej skuteczności proponowanej metody.
Jak Szanowny Czytelnik sam się przekona, stosowanie metody dra Alijewa wymaga od
przeciętnego człowieka sporej wiedzy z zakresu psychologii i fizjologii (zwłaszcza neurofizjologii
mózgu), gdyż autor jest przedstawicielem szkoły, w której każde zjawisko życia psychicznego
odnoszone jest i wyjaśnione w oparciu o neurofizjologiczne procesy zachodzące w mózgu człowieka.
Nie ułatwia to lektury, choć niewątpliwie przydaje jej "naukowego" charakteru.
Najbardziej wartościową jest ta część opracowania, w której autor stara się sformułować swoją
koncepcję w postaci konkretnych ćwiczeń. Ćwiczenia te mają nauczyć przede wszystkim wewnętrznej
swobody – "automatycznego" zwolnienia psychofizycznych procesów, oszczędzania energii i jej
szybkiego odbudowywania (gromadzenia).
Nie jest to novum, gdy chodzi o cel, jaki ma zostać osiągnięty dzięki ćwiczeniom, gdyż
wcześniejsze opracowanie znanego amerykańskiego kardiologa H. Bensona "Relaxation Response",
czy u nas prof. S. Sieka "Relaks i autosugestia" traktują o tym w sposób szczegółowy i jasny. Nie
należy też do nowości baza, na której buduje swoją metodę Alijew. Hipnoza, a raczej głęboka
sugestia, do której odwołuje się autor "Klucza do siebie", mają wystarczająco bogatą literaturę i
zostały sprawdzone w procesach terapeutycznych różnych schorzeń.
Pozytywnym natomiast w tym, co proponuje Alijew jest to, co nazywa on "znalezieniem
właściwego obrazu", który rozpoczyna autoregulację a w konsekwencji doprowadza do harmonii
procesów psychicznych i somatycznych. Wydaje się, że to jest właśnie ów klucz, ale trudno będzie
Tobie samemu, Drogi Czytelniku, znaleźć go i wziąć do ręki bez pomocy psychologa, czy lekarza
psychiatry.
Jeżeli jednak ta książeczka sprawi, że zapragniesz bardziej "być" niż "mieć", i że Twoje "być"
będzie stałym doskonaleniem życia, życia, w którym – nie inni ale Ty sam – decydujesz o sobie i
stanie swego zdrowia, trud piszącego te słowa zostanie nagrodzony.
Dr JAN TYLKA
Z zaciśniętą pięścią na... tygrysa
Nagły powiew wiatru – i u człowieka momentalnie zmienia się napięcie naczyń krwionośnych w
mózgu, regulujące ciśnienie krwi. Oto przykład działania naturalnej, automatycznej samoregulacji
organizmu, czyli tak zwanej homeostazy. Bioautomaty homeostatyczne służą do utrzymania
normalnego funkcjonowania organizmu w różnych, zmieniających się warunkach. Działają
niezależnie od ludzkiej świadomości.
Ta książeczka traktuje o autoregulacji czyli o samoregulacji kierowanej, o metodzie świadomie-
wolicjonalnego sterowania procesami zachodzącymi tak w psychice jak i w całym organizmie.
Czy jest to w ogóle możliwe?
Śledząc ewolucyjny rozwój człowieka zauważamy charakterystyczną prawidłowość: coraz więcej
funkcji organizmu podporządkowuje się kierowaniu świadomie-wolicjonalnemu. Coraz bardziej
rozszerzają się możliwości świadomości – nie tylko jako twórczego organizatora zewnętrznej
działalności człowieka, ale również jako regulatora procesów wewnętrznych.
W zamierzchłych czasach człowiek nie mógł dowolnie, kiedy zechciał, zgiąć palców w pięść.
Czynił to tylko wtedy, gdy np. napadał na niego tygrys. Wtedy palce zginały się "same",
automatycznie, na zasadzie reakcji obronno-odruchowej.
W miarę ewolucji człowiek zyskiwał zdolność zaciskania palców w dłoni w innych sytuacjach niż
bezpośrednie zagrożenie przez tygrysa – aczkolwiek zapewnię pomagał mu w tym początkowo
przywoływany w wyobraźni wizerunek tego zwierzęcia. (Współczesny człowiek nie potrafi rozszerzyć
czy zwęzić źrenicy samym tylko wysiłkiem woli – musi pomóc sobie przywołując obraz ostrego
światła lub ciemności. Tak więc na określonym etapie rozwoju nie obejdzie się bez wsparcia ze strony
wyobraźni!)
Tak więc wraz z rozwojem człowieka obraz bodźca przestaje być potrzebny. Wystarcza sama siła
woli.
Na określonym poziomie rozwoju pojawiła się u człowieka potrzeba wykorzystania procesów
wewnętrznych do osiągania konkretnych celów. Oto kilka przykładów: ćwicząc pamięć można
szybciej i skuteczniej opanować język obcy, podporządkowawszy świadomej kontroli termoregulację
organizmu – przy przeziębieniu obejdzie się bez aspiryny. Można nauczyć się pracować w upale – nie
odczuwając zmęczenia.
Nadal jednak większością funkcji naszego organizmu kieruje zasada odruchowo-automatyczna.
Człowiek nie jest na przykład w stanie świadomie regulować ciśnienia krwi czy znieczulać konkretną
część ciała. Rezerwowe możliwości człowieka, czyli cały, skomplikowany a na razie nie poddający się
świadomie – wolicjonalnemu kierowaniu zespół mechanizmów wewnętrznych – pozostają więc
ogromne! Stanowią one potencjalne pole sterowania autoregulacji. Przyjęliśmy bowiem, że
ewolucyjny rozwój człowieka przebiega od bioautomatycznej adaptacji do kierowania świadomie-
wolicjonalnego. Czyli autoregulacji. Możemy więc założyć, że nauczenie człowieka autoregulacji
służyć będzie jego doskonaleniu, dostosowaniu do współczesnych warunków, w których żyjemy.
"W starych, dobrych czasach" – pisze członek Akademii Nauk N.N. Mojsiejew – "ojcowie i dzieci
żyli, z zasady, w bardzo podobnych warunkach, które w ciągu życia jednego pokolenia ulegały
minimalnym zmianom. Teraz jest inaczej. W krajach rozwiniętych dwa kolejne pokolenia żyją w
warunkach diametralnie odmiennych, co wynika z szybkiego rozwoju nauki i techniki oraz wzrostu
potęgi cywilizacji. Życie nie wróci już do spokojnego, umiarkowanego rozwoju... A społeczeństwo
musi dostosowywać się do nowych warunków".
W jaki sposób? Przede wszystkim poprzez doskonalenie funkcjonalnych możliwości człowieka,
przez podnoszenie jego cech obronno-przystosowawczych. Łatwiej to osiągnąć poprzez intensywny
trening samoświadomości, zmierzający do objęcia kierowaniem własnych, wewnętrznych, do tej pory
przebiegających automatycznie reakcji.
Pomoże nam w tym autoregulacja, która – moim zdaniem – stanie się w przyszłości nieodłączną
częścią ogólnej kultury człowieka.
W naszym burzliwym wieku ludzki bioautomat wyraźnie się psuje. Pojawiają się objawy
osłabienia adaptacji, co wyraża, się wzrostem nerwic, bodźców stresogennych i chorób
psychosomatycznych, między innymi zawałów serca. Wobec tych zagrożeń życiową koniecznością
staje się umiejętność ingerencji w działanie naszego naturalnego automatu obronnego, przestawienie
go od czasu do czasu na "ręczne" kierowanie, udzielenie mu pomocy poprzez świadomie-wolicjonalną
samoregulację. Czyli przez kierowaną autoregulację.
Pod tą nazwą moja metoda została zatwierdzona przez Ministerstwo Zdrowia ZSRR oraz zalecona
do praktycznego zastosowana. Umożliwia ona obniżenie odpowiedzi na stres i zmęczenia u człowieka
pracującego, zwiększenie jego zdolności do pracy oraz optymalizację procesów treningu i nauczania.
Znajduje także zastosowanie w psychoprofilaktyce oraz w leczeniu schorzeń psychosomatycznych i
zaburzeń nerwowo-psychicznych.
W dalszej części książeczki metodę tę będziemy nazywać metodą autoregulacji (bez słowa
"kierowana").
W początkowym etapie nazwałem moją metodę "kluczem". Ten termin był nawet wygodny. Na
przykład w znakomitej klinice mikrochirurgii ocznej S.N. Fiodorowa, chorych przygotowanych do
operacji pytano: "Czy pan ma "klucz"? Jeśli pacjent posiadał klucz czyli opanowaną metodę
autoregulacji śmiało zawieszano przygotowania przedoperacyjne, gdyż chory sam przeprowadzał
sobie znieczulenie oraz pozbywał się lęku przed zabiegiem.
Przy pomocy proponowanej przeze mnie metody obniżano zmęczenie pracowników, zatrudnionych
przy wykonywaniu monotonnych czynności w zakładach przemysłu elektronicznego. W 1983 roku w
czasopiśmie "Przemysł Elektroniczny" artykuł o autoregulacji ilustrowało zdjęcie robotnicy, która
odrzuciwszy głowę, śpi(!!!) przy mikroskopie na swoim stanowisku pracy. Dość niezwykły to widok!
Ta kobieta po upływie jednej – dwóch minut (wg własnego programu) automatycznie przebudzi się i –
wypoczęta i świeża – z energią przystąpi do pracy. W tym zakładzie umiejętność autoregulacji
posiadło kilkaset osób.
W jednym z dużych zakładów przemysłowych w Armenii powstał Ośrodek Nauki Autoregulacji,
do którego przychodziły grupy pracowników. W celu wypoczynku, ale także dla opanowania nawyku
odreagowywania (rozładowania), który wykorzystywali potem w stosownym momencie przy
warsztacie pracy. Stan autoregulacji jako środek psychoterapeutyczny jest bowiem znacznie
pożyteczniejszy niż zwykły odpoczynek. Stosujący go pracownicy odczuwali mniejsze zmęczenie,
pozbywali się bólów głowy, a wieczorami, w domu mogli swobodnie oglądać telewizję lub czytać bez
towarzyszącego zwykle napięcia i "piasku w oczach".
Zastosowanie autoregulacji możemy porównać z psychoterapeutycznym seansem u lekarza. Tyle,
że nie trzeba chodzić do kliniki; gdyż każdy jest psychoterapeutą dla siebie. Naturalnie – jeśli
opanował sztukę odbudowywania sił organizmu przy pomocy własnej woli!
Autoregulacja jest z natury rzeczy uniwersalna i może być wykorzystana jako pożyteczny
instrument w dowolnej dziedzinie życia i działałności człowieka. Ale szczególnie przydatna okazuje
się w przypadkach, gdy organizmowi stawiane są zwiększone wymagania. Nie przypadkowo metodą
autoregulacji interesują się ludzie chorzy, pragnący szybszego wyleczenia oraz zdrowi ludzie, których
praca związana jest z dużym napięciem umysłowym lub wysiłkiem fizycznym,
Nauczać autoregulacji ma prawo wyłącznie lekarz-psychoterapeuta, który przeszedł specjalne
przygotowanie.
Wobec tego – zapyta Czytelnik – dla kogo jest ta książeczka?
Na pewno nie należy jej traktować jako samouczka autoregulacji
Tym niemniej masz ją Czytelniku przed sobą. Spróbuję więc wytłumaczyć sens jej wydania,
wychodzący poza ramy zastosowania użytkowego. Otóż wielu z nas w rozmaitych sytuacjach
doświadcza psychicznego dyskomfortu. Może to być związane z brakiem wychowania, manier, a
także z głębszymi przyczynami typu brak wewnętrznej integracji, czy właściwościami psychiki.
Każdy może przytoczyć niejedną sytuację, kiedy nie wiedział, co powiedzieć, jak postąpić, albo nie
wytrzymał, zdenerwował się i narobił głupstw... Dla ludzi szczególnie wrażliwych, takie na pozór nic
nie znaczące przypadki, urastają do rangi dramatu, a bywa że nawet zamieniają się w tragedię.
Przyczyna tkwi w braku kultury psychicznej, co w dzisiejszych czasach stanowi wręcz nagminną
ułomność. Niektóre osoby uczestniczą (za niemałe pieniądze!) w seansach u psychologów. Pragną tą
drogą dowartościować się, nabrać wiary w siebie, nauczyć się nie tracić zbytniej ilości duchowej
energii na przeżywanie mało ważnych zdarzeń. Jesteśmy świadkami, jak najrozmaitsze traktaty o
jodze, czy chińskiej gimnastyce jak przewodniki i poradniki lecznicze – z niezmiennym powodzeniem
wędrują z rąk do rąk. Bo obiecują znalezienie się w stanie nirwany, godną pozazdroszczenia
długowieczność, a nawet nieśmiertelność! "Nawiedzeni" zrzeszają się w towarzystwa, by wspólnie
uczyć się metod medytacji, relaksacji itd. Z pasją średniowiecznych czarnoksiężników poszukują
sensu życia, doprowadzając je czasami do absurdu, gdyż lektury często odwodzą ich od samego życia.
Istnieje także niemało literatury dotyczącej treningu autogennego. Z tych źródeł można zaczerpnąć
wiadomości, mówiąc o innych rodzajach i metodach autoregulacji oraz opanować pożyteczne
ćwiczenia uzdrawiające.
Czym w takim razie różni się moja metoda autoregulacji od innych? Dlaczego stawia się tak
wysokie wymagania przy jej popularyzacji?
Rzecz w tym, że proponowana przeze mnie metoda opiera się na częściowym wykorzystaniu
elementów hipnotechniki, Zastosowanie hipnozy przy nauce autoregulacji wymaga kontroli
medycznej. Zapewnia jednocześnie niezwykle wysoką, w porównaniu z innymi metodami, szybkość
jej opanowania.
W książce znajdziecie kilka praktycznych sposobów zastosowania metody. Na przykład jak pozbyć
się nadmiernego napięcia lub zmęczenia, szybko odzyskać utracone siły.
Książka ta ma służyć tym, którzy zechcą zapoznać się z metodą autoregulacji i posługiwać się nią
jako instrumentem w celu pomyślnego osiągnięcia twórczych i życiowych celów, dla zachowania
zdrowia i długowieczności. Ma ona również służyć specjalistom, którzy zajmują się , problemami
autoregulacji. Trzeba pamiętać, że autoregulacja – chociaż bardzo prosta w opanowaniu w stosunku do
innych metod i systemów – nie jest żadną czarodziejską pałeczką, ale metodą medyczną, wymagającą
konsekwentnej pracy i zaufania.
Od baletu do lotu w kosmos albo korzyści z autoregulacji
– Jeśli czujesz się zmęczony intensywną pracą umysłową lub fizyczną, a na wypoczynek czy sen
nie masz warunków ani czasu – przy pomocy autoregulacji szybko odzyskasz siłę. Nawet nie
odchodząc ze swego miejsca pracy.
– Za pomocą autoregulacji organizm bez trudu przechodzi od jednego typu działalności do innego,
– Autoregulacja pomoże Ci pozbyć się emocji negatywnych.
– Możesz wykorzystać tę metodę do szybszej realizacji znanych form sugestii (stosowanych np. w
autotreningu), takich jak: relaksująca ("odprężam się, oddycham, czuję ciepło i przyjemną
senność..."), dająca komfort ("czuję się doskonale, mam dużo siły") tonizująca ("jestem pełen radości i
energii, gotów do pracy..."), regulująca i inne.
– Autoregulacja przyśpieszy przyswojenie nawyków profesjonalnych oraz pomoże skutecznie i
szybko opanować dowolny nowy typ działalności – od baletu do treningu organizmu przed lotem
kosmicznym.
– Pomoże Ci także w mniejszym stopniu ulegać chorobom, podtrzymywać dobrą sprawność, a w
koniecznym przypadku – zmobilizować wszystkie siły do wykonania na przykład rekordowego skoku,
albo do pokonania sytuacji stresowych czy depresji.
– Po opanowaniu nawyków autoregulacji pomożesz lekarzowi w trakcie kuracji, wykonując
zalecane przez niego ćwiczenia psychofizjologiczne i psychoterapeutyczne autosugestie. Za pomocą
autoregulacji zwiększysz siły obronne organizmu, co wzmocni efekt leczenia.
– Przy postanowieniu, by rzucić palenie, albo pozbyć się innych, szkodliwych nałogów
autoregulacja doskonale wesprze siłę Twojej woli.
Stanowi ona bowiem rodzaj instrumentu, który pozwoli Ci rozwinąć w żądanym kierunku Twoje
wolicjonalne, twórcze, fizyczne i adaptacyjne (obronno-przystosowawcze) możliwości.
Od najmłodszych lat marzysz o tym, by kierować sobą, być panem własnych słów i postępków,
samemu kształtować charakter. Autoregulacja pomoże Ci nastroić cały organizm w kierunku
osiągnięcia tych celów.
Jest taki szczególny stan...
... w którym oddycha się lekko i swobodnie. Wszystko wewnątrz jakby się uwalnia. Trudno to
wyrazić słowami, gdyż każdy może odczuwać ten stan inaczej. Jest to jednak zawsze zadziwiająco
przyjemna harmonia w organizmie, równowaga duszy i ciała. Głowa staje się jakby "pusta", żadnych
myśli, nie chce się na nic zwracać uwagi. Całe ciało wypoczywa, gromadzi siły.
Objawy tego stanu czasami powstają same. Na przykład, gdy człowiek bardzo się zmęczył i potem
siedzi osowiały, bezmyślnie wpatrując się w jeden punkt. Mózg uruchamia wtedy reakcje obronno-
odtwarzające, przełączające ze straty sił do ich gromadzenia.
Inny przykład: biegacz wyczerpawszy siły, czyni ostatni wysiłek przed metą – i nagle następuje u
niego "drugi oddech": lżej oddycha, ciało staje się niezwykle lekkie, bieg wydaje się przyjemny do
tego stopnia, że teraz zawodnik już mógłby biec i biec. Bowiem u niego pod naporem krytycznego
obciążenia odruchowo, automatycznie włączył się szczególny stan odbudowy, zadziałał mechanizm
ekonomicznego wykorzystania energii.
Czasami ten stan harmonii włącza się we śnie, szczególnie u dzieci, które wtedy "latają".
Jest to zawsze stan komfortu wewnętrznego, kiedy prawdziwie, naturalnie i głęboko oddychasz.
Nieważne, z jakich przyczyn i za pomocą jakich sposobów powstaje ten szczególny,
psychofizyczny stan. Zaistniawszy – odbudowuje zniszczone lub naruszone funkcje neuropsychiczne i
fizjologiczne, leczy i odmładza organizm.
Do osiągnięcia tego zadziwiającego, życiodajnego stanu dążą jogowie i buddyści, nazywając go
nirwaną. Ma on jeszcze kilka innych określeń: medytacja Wielkie Nic, stan okultystyczny, stan zen,
stan mistyczny, autohipnoza, pogrążenie autogenne... My nazywamy go stanem autoregulacji bez
względu na różnorodność metod osiągania tego stanu – chodzi o to samo. Różne są jedynie sposoby
jego wywoływania oraz ukierunkowanie praktycznego zastosowania.
W naszej metodzie autoregulacji – w porównaniu z innymi, znanymi metodami – osiągnięcie
pożądanego stanu następuje niezwykle szybko, a jego zastosowanie może być uniwersalne.
Oto przykład: jeśli w treningu autogennym autoregulacja jest wywoływana w warunkach
rozluźnienia nerwowo-mięśniowego, w nieruchomej, wygodnej pozycji – to autoregulacja, stosowana
według mojej metody nastąpi nawet w pozycji stojącej na jednej nodze i na dodatek w ruchu.
Osiągnąwszy już ten szczególny stan, człowiek może wykorzystać go do nauki nowego tańca, pisania
na rzekomej maszynie, utrwalenia nawyków prowadzenia samochodu lub samolotu, skakania z
wyimaginowanym spadochronem, wywoływania stanu nieważkości przed lotem w kosmos czy
wykonywania skomplikowanych ćwiczeń fizycznych.
Niekiedy w stanie autoregulacji powstają zdumiewające doznania. Pojawia się nie tylko naturalny
oddech, lecz i niezwykle przyjemne uczucie błogostanu, euforii duchowej. Chce się śpiewać, latać!
Jakby spadł kamień z piersi... Święto duszy! A potem świeża głowa, jasna myśl. Poprzednie
zmęczenie i przeżycia przechodzą jak ręką odjął. Tryskasz energią, chęcią do pracy.
W tym stanie w mózgu (który, jak ustalili biochemicy, jest również gruczołem) wytwarzają się
ważne dla normalnej pracy organizmu hormony oraz tak zwane endomorfiny – czyli narkotyki
wewnętrzne. Tworzą one podstawę emocji pozytywnych, terapeutycznie oddziaływują na pracę
narządów, a także uczestniczą w wewnętrznych mechanizmach adaptacji i znieczulenia.
Człowiek potrzebuje od czasu do czasu doświadczyć tego naturalnego stanu wyzwolenia
duchowego. Często sięga wtedy po sztuczne sposoby uwolnienia, czyli po papierosy, alkohol czy
narkotyki. Nie wie, że używki hamują wytworzenie tych substancji w organizmie, których obecność
warunkuje ów błogostan. Przecież syndrom abstynencki czyli głód narkotyczny,, straszne bóle
"łamania", występujące u narkomanów – to nic innego jak wynik stłumienia produkcji wewnętrznych
analgetyków!
Jeden z narkomanów po opanowaniu autoregulacji, zaczął ją stosować w celu wywołania u siebie
euforii bez użycia narkotyków. Wkrótce mógł wyzwolić się z nałogu. To samo doświadczenie
przeprowadzono z alkoholikami, którzy pod kierunkiem lekarza, wywoływali za pomocą autoregulacji
stan oszołomienia. A ściślej stan komfortu psychicznego, wióry w siebie, wewnętrznego luzu, dobrego
nastroju, towarzyszącego im zazwyczaj w stanie upojenia alkoholowego. W ten sposób stymulowali
produkcję endomorfin, co pozwoliło uwolnić się od zgubnego nałogu. Doświadczenia te stały się
podstawą oryginalnej metodyki leczenia alkoholizmu metodą autoregulacji.
Uczucie wyzwolenia wewnętrznego doskonale wyraziła aktorka Ludmiła Kasatkina. Na spotkaniu
zorganizowanym w lutym 1988 roku doświadczywszy stanu autoregulacji powiedziała:
– Przez tyle lat dążyłam do tej swobody, l w końcu ją osiągnęłam!
– A co to za swoboda? – zapytał ją wtedy Michaił Ulianow.
– Widzisz Misza, wszyscy na mnie patrzą, a ja stoję z wyciągniętymi rękoma, jak ptak, w takiej
swobodnej pozycji i jest mi wszystko jedno!
Umiejętność autoregulacji przydaje się bardzo ludziom teatru. Aktorom pomaga wcielić się w rolę,
W naszych czasach człowiek szczególnie potrzebuje odzyskania wiary w siebie i we własne siły.
Codziennie słyszymy bowiem o zagrożeniach wojną atomową. Katastrofą ekologiczną. Nieubłaganym
pochodem AIDS. Wszystko to – chcemy czy nie – odkłada się w naszej podświadomości, w
komórkach pamięci i stamtąd prowadzi swoją niszczycielską działalność. Tracąc wiarę w jutro,
człowiek staje się niespokojny, nerwowy, pozbywa się naturalnej zdolności mobilizacji sił w
momencie zagrożenia.
Oto jeden z charakterystycznych przykładów. Kobieta, która całkiem niedawno występowała w
telewizji w grupie osób, kończących kurs nauki autoregulacji, po katastrofie samochodowej znalazła
się w szpitalu na oddziale urazowym. Lekarzy uprzedzono, że chora jest zdolna obchodzić się bez
leków znieczulających. Cała w gipsie i bandażach, z cierpiącą miną, nie zgadzała się jednak w żaden
sposób na wywołanie stanu autoregulacji dla pozbycia się bólu: – "Nie mogę, nie potrafię. Róbcie
zastrzyki! W końcu wyraziła zgodę, ale pod warunkiem, że lekarz, który uczył ją autoregulacji –
będzie stal obok. Stanął. Pacjentka w mgnieniu oka wywołała u siebie właściwy stan, po kilku
chwilach ból minął a ona sama przeobraziła się, otworzyła oczy, chwyciła za lusterko i... zaczęła
poprawiać urodę!
Moja refleksja: oto do czego przyzwyczailiśmy się: – obok nas bezwzględnie musi znaleźć się jakiś
kierownik czy naczelnik! Przestaliśmy bowiem wierzyć w siebie... Tę wiarę trzeba wzmacniać
wszelkimi sposobami. Pomoże nam w tym autoregulacja – specyficzne narzędzie kształtowania siebie.
Reasumując: w czym tkwi istota tego szczególnego stanu, który wywołuje autoregulacja? Jest to –
moim zdaniem – głęboki związek duszy z ciałem. To połączenie ducha z materią, więź psychiki z
fizjologią w sanskrycie nazywa się "joga" co znaczy związek, więź.
Punkt oparcia – to więź wewnętrzna. Opanowawszy ją, można wywoływać u siebie procesy
odnowy wyprzedzając krytyczne momenty obciążenia i przemęczenia. Zechcesz, by ręce stały się
lżejsze – są, szybujesz nimi; chcesz poprawić oddech – już oddychasz lekko i swobodnie; zapragnąłeś,
by w czasie upału stało się nieco chłodniej – oto odczucie upału mija, postanowiłeś się uspokoić –
masz spokój.
Między snem a jawą
W tym specyficznym stanie wszystkie systemy mózgu są jakby odblokowane, gotowe do nowego
przełączenia się w zależności od komendy – czyli wskazówki woli. Człowiek czuje wtedy
wewnętrzną, przyjemną pustkę, odosobnienie od świata i od siebie, równowagę duchową i fizyczną.
Nie ma rzeczy ważnych i mniej ważnych. Chce się trwać i wypoczywać nie reagując na nic.
Ta przyjemna równowaga jest stanem, w którym dusza i ciało wypoczywają, l w tym czasie
organizm wykazuje zwiększoną gotowość do realizacji każdego pragnienia, reaguje na każdy wysiłek
woli. Zażyczyłeś sobie np. odbyć przejażdżkę na rowerze lub popływać w rzece – nagle ręce i nogi
włączają się w ruch, odpowiednio zmienia się rytm oddychania i praca serca, czujesz nawet wiatr,
wiejący prosto w twarz. Dookoła siebie czujesz wodę. Nawet ptaki mogą ćwierkać na wyrosłych nie
wiadomo skąd drzewach...
W tym specyficznie naturalnym stanie możesz wysiłkiem woli przełączać wewnętrzne procesy
organizmu. To naprawdę jest możliwe! Taki szczególny stan świadomości (a dokładniej psychiki, a
jeszcze ściślej – stan psychofizjologiczny) jest znany od dawna pod nazwą "hipnozy".
Jednakże my zajmujemy się autoregulacją – czyli tym, w jaki sposób człowiek może opanować ten
stan samodzielnie. W celu realizacji własnych pragnień, a nie komend, wydawanych przez
hipnotyzera.
Chociaż – podłoże mechanizmu hipnozy i autoregulacji jest identyczne! Udowodniłem ten punkt
widzenia praktycznie tym, że tysiące ludzi uczą się nowej metody autoregulacji za pomocą sugestii
hipnotycznych. Cała różnica między hipnozą a moją metodą polega na tym, że do wywołania stanu
hipnozy konieczny jest hipnozyter. Zaś przy autoregulacji człowiek sam kontroluje i kieruje swoimi
procesami hipnotycznymi. Za pomocą autoregulacji człowiek jest w stanie robić ze sobą to wszystko,
co wykonywałby kierowany przez hipnotyzera – tyle, że sam sobą kieruje.
Przypomnijmy raz jeszcze, jak to siedzimy w chwili zmęczenia, osowiali wpatrując się w jeden
punkt. Wtedy w głębi naszego mózgu zachodzi proces przemieszczenia energii z miejsc bardziej
napiętych do mniej napiętych. Mózg odpoczywa i regeneruje swoje siły. W chwilach zmęczenia ta
reakcja mózgu następuje samoczynnie, bez udziału naszej woli. Autoregulacja umożliwia świadome
włączanie tej obronno-regenerującej reakcji mózgu. Dzięki opanowaniu tej metody stajemy się zdolni
w odpowiednim czasie wyprzedzać uczucie zmęczenia, chronić system nerwowy przed nadmiernym
obciążeniem, czyli dbać o zdrowie i należytą kondycję
Objawy szczególnego stanu neutralnego pojawiają się za każdym razem, gdy działalność mózgu
"przełącza się" z jednego systemu pracy na drugi. Na przykład, przed samym zaśnięciem albo
rankiem, w momencie przebudzenia – znajdujemy się w takim stanie pośrednim, kiedy już nie śpimy,
ale jeszcze nie zupełnie przebudziliśmy się. Ten stan pośredni między snem a przebudzeniem
najbardziej sprzyja autosugestii. Ma on wartość uzdrawiającą, psychoterapeuci zalecają nieraz
pacjentom, by nauczyli się odróżniać ów stan i potem wykorzystywać go w celu autosugestii.
Autoregulacja znakomicie ułatwi takie działanie.
Stan "między snem a jawą" jest doskonale znany w hipnologii. Charakteryzuje się nim pierwsze,
wstępne stadium hipnozy, kiedy pacjent odczuwa lekką senność, oszołomienie i gotowość do
podporządkowania się głosowi oraz działaniom hipnotyzera. To jeszcze nie jest hipnoza – ale już
gotowość do stanu hipnotycznego: psychika i organizm pacjenta zaczyna być całkowicie
podporządkowany komendom z zewnątrz. , Z punktu widzenia nauki stan neutralny można
przedstawić następująco, wyobraźmy sobie, że zazwyczaj w mózgu nieprzerwanie trwa konfrontacja
konkurujących ze sobą sygnałów: widzę przedmiot, dotykam go, słyszę dźwięk przy postukiwaniu i
tak dalej. Sygnały te, pochodzące z różnych analizatorów (wzroku, słuchu) albo rejestrują postrzegany
przedmiot, albo go odrzucają. Jeśli któryś z analizatorów nie potwierdzi sygnałów innego, ale na
przykład zaprzeczy mu (powiedzmy, że palec przechodzi przez szklankę jak przez pustą przestrzeń),
włączają się wtedy inne, dodatkowe układy analizatorów, sprawdzające wzajemnie swoje dane. Mózg
eksperymentuje. Tak wygląda uproszczony model zwyczajnej pracy naszego mózgu.
W stanie neutralnym nie występuje analiza. Wszystko, co nas otacza, nabiera takiego samego
znaczenia. Psychika człowieka została podporządkowana gotowości postrzegania rzeczywistości z
określonego, zaprogramowanego punktu widzenia. Na przykład człowiek w stanie hipnotycznym
otrzymał od hipnotyzera komendę, że wszystko co go otacza, jest koloru różowego. W jego
organizmie nie występują żadne sygnały przeciwstawiające się. Zasadę ich konkurencyjnej
konfrontacji zamieniła zasada podporządkowania otrzymanym wytycznym. Wszystkie analizatory
przełączyły się na jeden kierunek – fazę, przestrojoną na jedną falę: mózg wybierze z ogromnej liczby
sygnałów tylko te, które potwierdzają i realizują przyjętą komendę: że cały świat jest różowy. Inne
sygnały ulegają zablokowaniu.
Wyobraźcie sobie teraz, że w chwili uogólnienia komendy – z całego różnorodnego,
nieskończonego świata wewnętrznego człowieka intensywnie syntetyzuje się informacja, skierowana
tylko na jeden, zadany temat. Z blokadą wszystkiego, co temu przeszkadza. Ten ukierunkowany stan,
w którym zamiast wielu konkurujących ze sobą ognisk pobudzenia – w strukturze kory mózgowej
formuje się jednokierunkowy mechanizm organizacji działalności psychicznej nazywany fazą albo
stanem fazowym. Tak, na przykład, zakochany młodzieniec, cokolwiek robi, o czymkolwiek myśli –
wszystkie jego myśli i tak skierowane są na obiekt uwielbienia!
Wywołanie niezbędnej fazy, w której ulegają mobilizacji wszystkie siły organizmu – jest możliwe
jedynie poprzez stan neutralny.
Fainę G., która opanowała autoregulację, poproszono, by wywołała u siebie specyficzny stan, w
którym będzie wzlatującym ptakiem. Tylko przez jedną minutę! Faina siedziała na krześle.
Osiągnąwszy stan "wzleciała": ręce przesunęły się na boki lekko i płynnie. Twarz stała się
zachwycająco piękna (w ogóle w stanie autoregulacji spada napięcie nerwowe i twarze kobiet
odsłaniają zdumiewającą urodę!) Jej oddech stał się harmonijny, co dało się zauważyć po zgodnym
rytmie piersi, tułowia i rąk. Nagle kibić Fainy gwałtownie się wygięła, ramiona zamachały, jedno – w
górę, drugie – w dół, a potem ręce opadły. Odetchnęła spokojniej, otworzyła oczy. Kilka sekund
siedziała nieporuszona, po czym doszła do siebie, uśmiechnęła się i powiedziała:
– Jak wspaniale! Tak cudownie jeszcze nigdy nie było! Wzgórza pode mną, i stogi siana, takie
maleńkie. Nic nie musiałam wymyślać, obraz powstał sam...
Opowiadając doznania Faina trzyma ręce jakoś dziwnie, nieruchomo na kolanach, dłonie wygięte
w bok, jak u gryfa.
– A to co? – pytam wskazując na jej ręce.
– Co to? – drgnęła, zbladła, potrząsnęła rękami, roztarła dłonie. Tego sobie "nie zadałam", one
same się tak ułożyły!
Co się stało? Otóż ograniczenie czasu do jednej minuty, przeszkodziło w organizacji pracy mózgu.
A oto inny przypadek. Po kursie autoregulacji przybiegła do nas jedna z kobiet, lekarka. Była w
panice:
– Boję się, że mimo woli dam polecenie sercu, by się zatrzymało -a ono posłucha! Wczoraj po
zajęciach spróbowałam poeksperymentować w domu. Wyobraziłam sobie, że jestem Szalapinem.
Nagle plecy wyprostowały się, a głos zagrzmiał basem. Całą noc trzęsłam się ze strachu, że wydam
niebezpieczny rozkaz, by moje serce się zatrzymało i ono posłucha!
Wyjaśniliśmy jej, że to niemożliwe. Z dwu powodów. Autoregulacja jest bowiem sprawą woli,
żeby wywołać autoregulację potrzeba wysiłku woli – po pierwsze. Po drugie zaś – wszystkie
negatywne idee, przeczące instynktowi samozachowawczemu, są nieświadomie neutralizowane w
procesie autoregulacji.
Jeśli w hipnozie można za pomocą cudzej woli, działającej z zewnątrz, narzucić wstrętne lub
bolesne odczucia, na przykład oparzenia przy pożarze – to za pomocą autoregulacji wywołać coś
takiego przychodzi znacznie trudniej.
Wracajmy jednak do naszego stanu neutralnego. Tym razem spróbujmy go ująć z punktu widzenia
psychofizjologii. Wyobraźmy sobie korę mózgową. Zazwyczaj nieprzerwanie trwa w niej konkurencja
wielu ognisk pobudzenia – dominant. Te pobudzenia nawzajem neutralizują swój wpływ na przebieg
wewnętrznych, fizjologicznych procesów organizmu. Ponieważ proces myślowy nie jest skrępowany
procesami fizjologicznymi – możemy podejmować twórcze decyzje. Procesy psychiczne są jakby
autonomiczne, przebiegają swobodnie, niezależnie od procesów fizjologicznych. Tak dzieje się
normalnie.
Stan neutralny to całkiem inna sprawa.
Podczas niego kora mózgowa jest "zrelaksowana". Dlatego nawet najmniejszy wysiłek woli
pobudza aktywność mózgu, rozprzestrzeniającą się na wszystkie strefy. Wpływ tych stref zależy od
treści wskazówki psychologicznej: zasugerowałeś, że chcesz śpiewać jak Szalapin – włączają się
struktury mózgu, związane ze śpiewem. Zasugerowałeś coś innego -aktywizują się inne odcinki
mózgu. To zjawisko nazywamy logiczną aktywnością dominant albo kierowanym stanem fazowym.
Podleczysz się sam!
W końcu lat siedemdziesiątych po ukończeniu Dagestańskiego Instytutu Medycznego pracowałem
jako lekarz internista w miejskim szpitalu w Machaczkale. W tym czasie zajmowałem się
syntezowaniem procesów akupunktury i hipnozy. Wtedy właśnie odkryto nowy, wcześniej nieznany
nauce fenomen: reakcję punktów akupunktury można było włączać bez bezpośredniego bodźca
fizycznego! Zwykle czyniono to za pomocą igły, prądu elektrycznego, masażu laserem czy innych
narzędzi. Okazało się, że można oddziaływać na punkty sugestią hipnotyczną, wyjątkowo skuteczną.
Zazwyczaj podczas wykonywania akupunktury, kryterium trafienia igły w punkt stanowi zespól
charakterystycznych odczuć pacjenta: łomotanie, rozpieranie, osowiałość, ciężkość, ciepło, czy
przebieganie prądu elektrycznego. Te odczucia nie powinny mieć charakteru miejscowego (pod
samym końcem igły można odczuwać po prostu ból) – ale odrzutowy, promieniujący, przypominający
działanie prądu.
Odczucie prądu podczas zabiegów akupunktury powinno być bardzo wyraźne. Na przykład przy
leczeniu zapalenia rdzeniowych korzonków lędźwiowych kręgosłupa często wykorzystuje się punkt w
okolicy pośladka "Chuań-tjao". Przy dokładnym trafieniu w niego "bije" na całym odcinku nerwu
kulszowego, jak sznurem po nodze: od miejsca ukłucia aż do pięty, a nawet od palców nogi. Wtedy
zdarzają się cudowne efekty akupunktury.
Pamiętam, że w gabinecie, w którym przyjmowałem, było bardzo ciasno. Chorzy rozdzielili się
więc na dwie grupy – żeńską i męską. W skład grupy żeńskiej wchodziły przede wszystkim staruszki.
Cały gabinet babć. Dziś wyleczysz im korzonki, jutro przyjdą z bólem zęba. Będą ciągle przychodzić.
Dla kontaktu z ludźmi, dla towarzystwa. Dla mnie – kiedy wejdę w trans – znika pojęcie wieku.
Komuś trzeba wkłuć igły, kogoś wprowadzić w krótką hipnozę. Mówię do babulki:
– Droga moja, tutaj cię odremontujemy i uczynimy jak nową. Odmłodzimy!
Babcie siedzą zadowolone niczym uczennice w szkole. Zaprzyjaźniły się ze sobą. Któraś w czyjejś
potrzebie chodzi do rady narodowej, inna załatwia nowej przyjaciółce sprawy emerytalne. Mówi jedna
z nich:
– Wracam po seansie do domu. Sąsiadki, moje rówieśnice jak zwykle siedzą na ławkach. A mnie
tak lekko! Po prostu chce mi się obok nich przelecieć!
Kiedyś w podręczniku jogi przeczytałem wskazówkę, że aby pozbyć się, bólu głowy, należy
wywołać uczucie ciepła w odcinku poniżej kolan. Tak. przecież w tej strefie znajduje się znany
cudowny punkt Izu-sań-li! Ten punkt wykorzystuje się przy leczeniu prawie stu chorób.
Ogólnowzmacniające działanie tego punktu jest szeroko znane. Jak głosi legenda -Chińczycy raz na
pół roku, podczas nowiu, przypalają go profilaktycznie piołunowym papierosem. Ten punkt jest
rzeczywiście ważny przy bólach głowy. Jeżeli tak – byłoby celowe sugerować choremu w hipnozie
wywołanie w tym punkcie odczucia prądu.
W ten sposób zaczęła powstawać metoda hipnotycznego oddziaływania na punkty odruchogenne,
przewidziane do wykorzystania jako aktywne, pośrednie ogniwo między korą mózgową człowieka a
wewnętrznymi narządami jego organizmu. Pracując jednocześnie w dwóch dziedzinach, w terapii
odruchowej i hipnozie, doszedłem więc do ich syntezy jakościowej.
Publicysta W.A. Agronowski, zapoznawszy się z moją metodą, zwaną sygnalną terapią odruchową,
tak ją opisał:
"...Alijew przeprowadzając w klinice kolejny seans hipnozy leczniczej, postanowił sprawdzić
pewną ideę od dawna "chodzącą" mu po głowie. W tym celu odczekał, kiedy chorzy pogrążyli się we
śnie, dał każdemu z nich flamaster, wydając jednakowe polecenie: – Czujecie, jak od palców nóg do
góry idzie energia, przypominająca słaby prąd. Ta energia leczy waszą chorobę. Rysujcie flamastrem
drogę którą ona przebiega! Rysujcie!" – zamarł w oczekiwaniu, ciekaw, co chorzy uczynią. A oni, po
prostu zaczęli rysować flamastrami linie na skórze. Kiedy Alijew obejrzał je dokładnie, nie mógł
uwierzyć swoim oczom: linie idealnie zgadzały się z punktami akupunktury! Przy czym u każdego
chorego "zahaczały" dokładnie o te punkty, które "odpowiadały" jego chorobie! Ten, kto –
przypuśćmy – miał wrzód żołądka, rysował według punktów, nakłuwanych właśnie przy tej chorobie.
Ten zaś, kto cierpiał na zapalenie korzonków, zaznaczał punkty, zwykle pobudzane przy zapaleniu, A
wszystko to – zwróćcie uwagę – przebiegało we śnie! Ludzie, którzy wykonywali jego polecenie, nie
mieli pojęcia o istnieniu atlasu akupunktury i nigdy nie byli leczeni igłami...
Innymi słowy – Alijew mógł posadzić przed sobą dziesięć, sto, albo tysiąc osób, uśpić tych, którzy
są podatni na hipnozę, potem "przepuścić" przez nich "prąd" i na tym uważać swoją misję za
skończoną, przynajmniej do momentu, kiedy przyjdzie pacjentów budzić. Ludzie sami się zdiagnozują
(i to bezbłędnie, bo kierunkowskazem jest chory narząd – a on nigdy się nie myli! (i sami się
podleczą) przy tym z solidnością, o jakiej nie śniło się lekarzom!)
– Słuchaj mojej komendy! – wykrzykiwałby Chasaj Alijew stojąc przed mikrofonem na jakimś
stutysięcznym stadionie. Do seansu... gotuj się! Prąd...!
Już słyszę śmiech oficjeli z urzędowych gabinetów, gdy Alijew zgłaszał się do nich z tym
"numerem"..."
W przytoczonych przykładach działała autoregulacja. Naturalnie – na razie włączana przez
hipnotyczną reakcję organizmu automatyczna, odruchowa.
Kierowana autoregulacja pojawiła się nieco później, kiedy lotnik-kasmonauta A.G. Nikolajew
zaproponował, bym pomyślał nad tym, co zrobić, by dla włączenia punktów nie trzeba było
hipnotyzować kosmonautów na odległość, przez systemy łączności. Jak nauczyć kosmonautów
samodzielnie włączać u siebie punkty leczniczo-wzmacniające?
W klinice, na kolejnym seansie psychoterapii prądem zaproponowałem jednemu z pacjentów, by
odtworzył z pamięci doświadczone przed chwilą odczucia. Kiedy pacjent usiłował skoncentrować się
na tym zadaniu, nieoczekiwanie dla samego siebie (dla mnie też!) ponownie popadł w sen
hipnotyczny, podczas którego realizowały się pożądane reakcje. Pomyśałem, że opanowawszy
autohipnozę, mógłby nastawić się on na wywołanie nie tylko odczuwania prądu, ale także innych
reakcji organizmu.
Moja decyzja była słuszna. Wystarczyło rozdzielić dwa stadia: przyjęcie komendy oraz jej
automatyczną, odruchową realizację przez organizm. Dzięki temu podziałowi przestała bowiem
istnieć sprzeczność, hamująca świadomie-wolicjonaIną autoregulację. Wykorzystując właściwie
autohipnozę, człowiek nie staje się po prostu "śpiącym robotem", ale zachowuje swobodę twórczej
realizacji zadanych poleceń. Zamiast poleceń hipnotyzera może także wykorzystywać swoje własne
wskazówki.
Pozostaje tylko nauczyć go kierowanej autohipnozy.
Z początku było tak: hipnotyzowałem pacjenta zwykłymi, klasycznymi metodami. W hipnozie
sugerowałem, że teraz sam może w odpowiednim momencie z łatwością wprowadzić się w stan
hipnotyczny. I posługując się nim zdolny jest realizować własne cele. Należy wyobrazić je sobie w
formie obrazu żądanych zmian w organizmie, bezpośrednio przed włączeniem reżimu autoregulacji.
Dla ułatwienia włączenia samodzielnie wywoływanego stanu hipnotycznego, dodatkowo
sugerowałem pacjentowi, że autohipnoza nastąpi automatycznie. Wystarczy, że policzy w myśli do
pięciu patrząc w jeden punkt – i przebudzi się w dokładnie ustalonym momencie.
Ta metoda opanowania świadomie-wolicjonalnej autohipnozy jest znacznie dostępniejsza dla
pacjenta, niż np. system treningu jogi, oparty na opracowaniu określonych, nieruchomych pozycji i
specjalnych sposobów oddychania oraz koncentracji uwagi – co nie każdy jest w stanie opanować.
Po około dwu-trzech powtórkach takiego kursu około 30 procent pacjentów utrwala sobie nawyk
autoregulacji do tego stopnia, że potrafią posługiwać się nim przez wiele lat. A nawet samodzielnie go
rozwijać.
Tak wygląda – w skrócie – podstawowa zasada uczenia się autoregulacji za pomocą hipnozy.
Mnóstwo niuansów i ważnych elementów tego procesu pozostaje w zakresie profesjonalnej
kompetencji lekarza-specjalisty.
Przypominam, że uczenie przy pomocy hipnozy nie jest niczym nowym. Tak na przykład, hipnozę
stosuje się już dawno przy intensywnym opanowaniu profesjonalnych nawyków. Czytaliśmy, że w
Paryżu utworzono laboratorium, w którym w ciągu pięciu czy sześciu godzinnych seansów
można nauczyć się szybkiego pisania na maszynie, prowadzenia samochodu, a teraz opracowuje
się tam nawet kurs kierowania sportowym samolotem! Czyż to nie cudowne – przespałeś się pięć
godzin w przyjemnym, uzdrawiającym stanie – i lataj ile dusza zapragnie!
Dzięki hipnozie szybkość uczenia wzrasta dlatego, że cała uwaga uczącego się jest skupiona na
działaniu instruktażowym, które łatwo rozprzestrzenia się na mechanizmy mózgowe.
Zastosowanie klasycznej hipnozy w celu nauki autoregulacji miało miejsce – jak już pisałem – na
początku. Niestety – nie jest szeroko dostępne.
W tym miejscu entuzjaści treningu autogennego wykrzykną:
– No i dali się złapać we własne sieci, nowatorzy! Klucz Alijewa pasuje tylko wybranym,
podatnym na hipnozę osobnikom. A nasz autotrening służy wszystkim!
Zaraz! Zaraz! Przecież badanie osób szybko uczących się autotreningu wykazało, że
najefektywniej opanowują tę metodę ludzie, podatni także na hipnozę! Pozostali – chociaż pragną i
starają się – nie mogą osiągnąć tego stanu. Ponadto zastosowanie autotreningu jest ograniczone i
oderwane od prawdziwego, aktywnego życia człowieka. Wyobraźmy bowiem sobie, że człowiek
pracuje w zwykłym rytmie w fabryce. A tu proponują mu, żeby się położył, rozluźnił i ogrzał prawą
nogę. To jest po prostu niemożliwe, niewykonalne! Zaś w możliwościach autoregulacji kryją się
ogromne perspektywy rozwoju człowieka.
Przywołać właściwy obraz
Weźmy do ręki nitkę z wiszącą na jej końcu kulką. Zakryjmy oczy i wyobraźmy sobie, że kulka
zatacza koło albo kołysze się po prostej ruchem wahadłowym. Nastąpi prosta reakcja
psychomotoryczna, w której psychomotoryczną szeroko wykorzystuje się w celu określenia stopnia
palce mimo woli powtarzać będą obraz ruchu. Tę lub podobną reakcję sugestii przy hipnozie. Jeśli
reakcja zachodzi – pacjent będzie podatny na hipnozę.
Jednakże wcześniej nie wiedziano, że jeśli pacjentowi pozwolić przez pewien czas pozostawać w
ćwiczeniu psychomotorycznym – zagłębi się on w stan hipnotyczny. Albo jeśli zaproponować mu
zatrzymanie uwagi na jakimś obrazie i uczyni to z powodzeniem – znów może znaleźć się w stanie
hipnozy. Ten odkryty przeze mnie fenomen legł u podstaw opracowywanego systemu przyswajania
autoregulacji. Rzecz cała polega na tym, jak dla danego, konkretnego pacjenta znaleźć ten optymalny,
odpowiadający jego stanowi psychicznemu w danym momencie kluczowy obraz, który bez trudu
utrwali i który następnie stanie się hipnogenny.
Oto i cała nauka, w której najistotniejszą rolę spełnia lekarz, jego twórcze poszukiwania oraz cechy
odkrywczego a zarazem i przenikliwego psychologa!
Najprostszym obrazem dla większości ludzi, łatwo dającym się skontrolować zarówno przez
lekarza, jak i przez pacjenta – jest w naszym systemie nauczania obraz wyciągniętych przed sobą rąk,
które łączą się i rozchodzą. Nie trzeba pacjentowi zasłaniać oczu, niech patrzy i podziwia jak ręce
same chodzą. Zdziwienie wywołuje dodatkowa podpora emocjonalna – lekki efekt psychologiczny,
którego energia jest niezbędna do włączenia całościowej reakcji mózgowej przejścia w stan hipnozy.
Kiedy pacjent już osiągnął ten stan. zaczynamy mu sugerować, że teraz, przy powtórzeniu, może
wywołać ten sam stan bez pomocy z zewnątrz. A jedynie przez włączenie wyuczonej reakcji
psychomotorycznej.
Do nauki autoregulacji należy przygotować się psychologicznie. Na przykład popatrzeć, jak to
robią inni, którzy już tę sztukę opanowali. czerpać natchnienie z ich sukcesów.
Przed ćwiczeniem pacjent powinien być odprężony, wewnętrznie spokojny i zachowywać się tak,
jakby to była zabawa, podczas której nie odpowiada się za błędy, a wszystkie reakcje i wrażenia są
szczere,
Oto system ćwiczeń, stosowanych zwykle przez lekarzy Ośrodka Autoregulacji podczas nauki
metody i podczas jej demonstrowania,
Ćwiczenie 1
Przy wykonywaniu tego i innych ćwiczeń, jak również całego cyklu nauki, można zastosować
zasadę sugestii pośredniej. Działa ona silniej niż bezpośrednie podawanie instrukcji i wskazówek. W
tym celu to, co lekarz chce powiedzieć uczącemu się, przekazuje obecnym w taki sposób, jak gdyby
komentował procesy. Jeśli pacjent jest sam, lekarz zwraca się do niego tak, jakby na jego przykładzie
ukazywał prawidłowy dla wszystkich przebieg procesów.
Lekarz prosi, by ćwiczący wyciągnął ramiona i trzymał je przed sobą bez napięcia. Nie powinny
one zbiegać się. Oczy mogą być otwarte. W tej pozycji u wszystkich ręce mają tendencję przesuwania
się na boki. Zatrzymuje je jedynie stan napięcia. Uczący nie powinien napinać mięśni i przeszkadzać
rękom. Niech się rozejdą na boki. Im szerzej, tym lepiej. Lekkie jak piórka.
Lekarz podpowiada, by nie poruszać umyślnie rękami, l nie należy sobie niczego sugerować.
Wystarczy nie przeszkadzać. Ręce pójdą same. To automat.
Pacjent niech patrzy na ręce i analizuje, co się z nimi dzieje. To wyzwala go z napięcia. Jeśli lekarz
potrafił wyjaśnić pacjentowi istotę ćwiczenia, a on przyjął konieczność rozchodzenia się rąk jako
reakcję prawidłową – będzie pomagać sobie w znalezieniu stanu neutralności, czyli takiego, który nie
przeszkadza ruchom rąk.
A lekarzowi poprawił się nastrój i jego glos nabrał pewności. Przecież on też nie jest wolny od
emocji l Powstaje efekt wzmacniającego sprzężenia zwrotnego.
Ręce zaczynają rozchodzić się szybciejl
Lekarz próbuje dodać pacjentowi otuchy, chwali go za zdolność koncentracji na właściwej reakcji.
Mówi, że wkrótce opanuje autoregulację. Wzmacnia reakcję sugestiami: "Wspaniale– rozchodzą się
ręce! Bardzo dobrze! Znakomicie!"
Jeśli są przy tym widzowie, słowa lekarza mogą być skierowane do nich oddziaływując jak silna,
pośrednia sugestia. Można powiedzieć: – Spójrzcie, jak coraz szybciej rozchodzą mu się ręce, stają się
coraz lżejsze. Poprawia się samopoczucie. Z każdym ćwiczeniem reakcja staje się głębsza!
Jeżeli w trakcie pierwszego ćwiczenia ręce jakiegoś wyjątkowo odpornego osobnika nie rozeszły
się – proponuję rozłożyć je świadomie.
Kolejne ćwiczenie przeprowadza się bezpośrednio po pierwszym.
Ćwiczenie 2
Jeżeli ręce rozeszły się – bardzo dobrze!
U niektórych pacjentów już podczas tej czynności psychomotorycznej powstaje głęboki stan
neutralny. Nawet ich oczy zaczynają się zamykać. Jeśli pozostają otwarte – stają się nieruchome. Nie
należy zachęcać do zamykania oczu, gdyż nie zachodzi taka potrzeba.
Gdy pacjent usiłuje zrzucić narastające odrętwienie, proponuję, żeby tego nie robił. Mówię: –
Niech stan się pogłębia. Im głębszy, tym pożyteczniejszy dla zdrowia i nauki. Tym przyjemniejszy!
Pogłębienie stanu realizuje się drugim poleceniem. Słownie formułuje się obraz, że ręce zaczynają
się schodzić, przyciągać. Temu procesowi towarzyszą sugestie wzmacniające: – Ręce przesuwają się
prędzej! Proponuje się patrzeć na zbliżające się do siebie ręce. Widok automatycznie poruszających
się rąk zajmuje uwagę pacjenta, stwarza efekt emocjonalny, konieczny dla rozwoju stanu
szczególnego.
Ćwiczenie 3
W trakcie wykonywania dwóch pierwszych ćwiczeń uwaga uczącego coraz bardziej się skupia na
zbliżających się do siebie rękach. Tworzy się sztuka uwagi. Ten punkt uwagi należy wykorzystać do
rozwoju tworzącego się stanu. Można wzmocnić wrażenie obrazu w ten sposób, że dłoń lekarza
znajduje się w przypuszczalnym środku zbliżenia rąk. Dalej mówi: – Ręce wraz z tułowiem idą za
moja dłonią! I cofa się, jakby przyciągając swoją ręką uwagę pacjenta, starając się niczym jej nie
zakłócić.
Jeżeli lekarz znajduje się w odległości od pacjenta, wszystko to wyraża jedynie słowami.
Ręce i cały tułów pacjenta "pociągnęło" naprzód. Powstała silna emocjonalna podpora! Tułów
przesunął się! (l jak po tym można nie pogłębiać swego stanu!) Kiedy tułów przesunął się do przodu
skłaniając się za dłonią lekarza, reakcję nasila się wzmacniającymi replikami: – Wspaniale, teraz
zawładnie pan swoim organizmem. Ma pan doskonałe samopoczucie, znakomitą pamięć, uwagę i
jasność umysłu, znakomicie pan sypia! Ciągnie pana do przodu, nogi same się przesuwają! (Proszę
zwrócić uwagę, że lekarz stosuje ten zabieg w celu psychoterapeutycznym, szczególnie w tej części
ćwiczenia, przy której obserwuje się u pacjenta zwiększoną reakcję na sugestię). Nogi pacjenta jakby
chciały oderwać się od podłogi i – przy dobrej reakcji – wykonują kroki do przodu.
Jeśli – przy niedostatecznie pogłębionym stanie nie zachodzi oczekiwana reakcja – można
przerwać ćwiczenie i przejść do kolejnego. Ale można również powtarzać to samo kilka razy. dopóki
nogi nie przesuną się, a wywołany stan się nie pogłębi za pośrednictwem wykonanego ruchu.
Ćwiczenie 4
Kiedy już uczący przesunął się do przodu, lekarz sugeruje, że teraz tułów zacznie skłaniać się w
przeciwną stronę – do tyłu. Przy czym lekarz może swoją dłoń zbliżyć do pacjenta, jakby naciskając,
popychając go na odległość – w celu wzmocnienia obrazu. Jego dłoń, oczywiście nie wydziela przy
tym żadnego mistycznego czy magnetycznego promieniowania. Gest jest silnym narzędziem
oddziaływania na najgłębsze pokłady psychiki ludzkiej. Tułów pacjenta zaczyna skłaniać się do tyłu.
Lekarz podchodzi do niego i asekuruje, by nie upadł.
Ćwiczenie 5
Kiedy tułów przesunął się do tyłu, lekarz musi wykazać całe swe psychologiczne i pedagogiczne
mistrzostwo. Informuje pacjenta, że jego ciało zgina się do tyłu a kręgosłup – jak elastyczna struna –
"wędruje" coraz niżej, ciągnąc do pozycji "mostka"! Ciało pacjenta zaczyna się naprężać. Jeśli pod
wpływem dodatkowych sugestii zgina się coraz bardziej – sukces!
W tym miejscu zaczyna się ukierunkowaną, intensywną naukę: – Teraz możecie sami wywołać
głęboki stan specjalny, potrzebny do osiągnięcia autoregulacji. Siedząc, stojąc, leżąc, w hałasie i ciszy,
w każdych warunkach możecie natychmiast włączyć u siebie pożądany stan i wykorzystać go do
wypoczynku, nastrojenia się do pracy, poprawy samopoczucia i w innych celach. Z każdym
następnym ćwiczeniem stan się pogłębia i sprzyja poprawie ogólnego samopoczucia. Przed wyjściem
z niego zawsze czuje się świeżość w całym ciele i jasność myśli!
Trwa psychoterapia: każda sekunda znajdowania się w stanie autoregulacji jest na wagę złota!
A oto kilka innych wariantów form sugestii: – W stanie autoregulacji poprawia się stan całego
organizmu. Wszystko, co przedtem nie było w porządku – dochodzi do normy. Takie jest prawo
natury. Jakiegokolwiek zadania się podejmiecie – wszystko prowadzi do poprawy zdrowia!
Albo: Wyjście ze stanu autoregulacji powinno następować zawsze z odświeżoną głową! Jak po
zimnym prysznicu ! Ściślej mówiąc, najpierw sauna, a potem zimny, orzeźwiający natrysk! Będzie w
was więcej życia!
Dalej lekarz prosi, by pacjent po kilku sekundach sam wyszedł ze stanu. Aby przeciągnij się i
wykonał kilka ćwiczeń gimnastycznych, jak po głębokim, nocnym śnie.
Inne ćwiczenia
W zależności od sytuacji, gdy na przykład jakieś ćwiczenie się nie udało, można wykonać inne.
Nie ważne jakie, ważne – by znaleźć właściwe. Należy wypróbować wiele programów, by trafić
wreszcie na ten właściwy. Przy czym po zastosowaniu kolejnego programu należy odczekać chwilę na
oczekiwany wynik. Czas reakcji może przebiegać różnie – od 1 do 5-3 sekund. Najczęściej bardziej
aktywnie realizują się te zaprogramowane reakcje, które natrafiają w organizmie na ukształtowane
wcześniej stereotypy.
Na przykład lekarz mówi do pacjenta: – Proszę stanąć prosto, postarać się być zupełnie pasywnym
i jakby z boku obserwować, na jaki program ciało będzie reagować aktywnie i automatycznie. Przy
tym proszę nic sobie nie sugerować, po prostu tylko obserwować!
Gdy jakieś ćwiczenie się nie udało można spróbować wykonać inne.
Przy którymś poleceniu nogi czy ręce, ramiona lub głowa zaczynają nagle reagować...
Potem lekarz zaczyna dawać polecenia: – Wasze ręce już nie są waszymi rękoma. To ręce
automobilisty, prowadzącego samochód. Przed nim ostry zakręt w prawo. Popatrzmy co robią ręce.
Proszę im nie przeszkadzać, a tylko je obserwować!
Lekarz prosi, by to ćwiczenie wykonywać powoli.
Przypuśćmy jednak, że ręce nie wykonały zadania, gdyż pacjent nigdy nie doświadczył podobnego
stanu, jako że nie umie prowadzić samochodu. Wobec tego przywołuje się inny obraz. Na przykład
siatkarza, przygotowującego się do zagrywki. Dobrze, jeśli przedtem rękom i tułowiu pacjenta nadać
odpowiednią pozycję. Wtedy efekt może być lepszy.
Można także posłużyć się obrazem tenisisty. Albo pływaka, przepływającego wezbraną rzekę.
Rowerzysty, ciężarowca, boksera, szermierza, spadochroniarza i tak dalej.
Przy którymś poleceniu nogi czy ręce. ramiona lub głowa, a być może i oddech nagle zaczyna
reagować. Ręce na przykład, zaczynają pływać, palce poruszają się, jakby pisały na jakiejś rzekomej
maszynie. Efekty mogą być najróżniejsze. Coś zaczęło się dziać! Z zasady reakcję wywołuje obraz
działania znany z życia codziennego.
Kiedy lekarz zauważy początek reakcji, zaczyna ją rozwijać mówiąc pacjentowi słowa pełne
zachęty, zapewniając, ze z każdą sekundą reakcja się wzmacnia. W ten sposób sprzyja wywołaniu
żądanego stanu. Następnie u pacjenta włącza się całościowa reakcja mózgu – następuje głęboki stan
specjalny.
W końcu – wykorzystując fantazję twórczą, zdolność obserwacji i wytrwałość – lekarz znajduje
pierwszy klucz stanu, w którym następuje wypracowanie nawyku autoregulacji.
Przedstawiona zasada różni się nowym podejściem od znanej metody sugestii, stosowanej przy
hipnozie przede wszystkim tym, że zamiast wielokrotnego powtarzania czy "wbijania" jakiejś
formułki sugestii proponuje się pacjentowi kalejdoskop obrazów w celu wywołania obrazu
indukującego (wzbudzającego), który w odpowiedzi włączy aktywną reakcję A tym samym wywoła
pożądany stan.
Jeżeli podczas treningu udały się pacjentowi pierwsze ćwiczenia, można wywołać uczucie lotu lub
inne, dające poczucie komfortu i wewnętrznej swobody
Uczucie lotu. U pacjenta wzlatują ręce, zaczyna naturalnie oddychać. Czasami pojawia się stan
euforii.
A jeśli ręce nie reagują? Nie trzeba skupiać na tym uwagi ćwiczącego. Należy szukać innej
sugestii, która wywoła pożądaną reakcję. L
Możliwości stosowania metody autoregulacji są ogromne.
Jeśli należało znaleźć pierwszy klucz w celu wywołana początkowego stanu, by pacjent nabył
doświadczenia – to drugi klucz jest mu potrzebny do samodzielnego wywołania tego stanu. Obydwa
klucze mogą być identyczne. Stereotyp działania (w rodzaju rozchodzenia się i łączenia rąk), który
wywołał stan pierwotny, może zostać wykorzystany do włączenia reżimu autoregulacji. Wystarczy
utrwalić kolejność czynności.
Osobisty klucz można zmodyfikować. Na przykład sprowadzić go do formy liczenia w myśli do
pięciu, przy spełnieniu warunku, że wzrok pacjenta jest skierowany w jeden punkt. Albo liczenia do
dziesięciu – przy trzech skinieniach głowy... Wszystko jedno. W celu włączenia reżimu autoregulacji
można stworzyć dowolny rytuał, który przyswaja się w początkowym stanie drogą sugestii. A potem
już przez samodzielne powtarzanie ćwiczeń. W końcu pacjent może go także zmienić sam, na własne
życzenie. Wywołuje autoregulacje kluczem już znanym i wydaje nowe polecenie, wyobrażając sobie
sposób działania oraz reakcję, jakiej od siebie oczekuje.
Możliwości autoregulacji rozwijają się w różnych kierunkach. Na przykład bywa, że pacjent bez
trudności wywołuje stan szczególny w pozycji stojącej (tak, jak się uczył), ale w pozycji siedzącej już
nie może tego uczynić. W takim przypadku będąc w stanie autoregulacji powinien obrazowo
przedstawić sobie wywoływanie żądanego stanu w pozycji siedzącej.
A właściwie – po co to wszystko? Po co człowiekowi ten szczególny stan neutralny? – zapyta
Czytelnik.
W stanie neutralnym znika paraliżujący strach przed prawdopodobnym popełnieniem błędu.
Pomyślcie, dlaczego człowiek nie może przejść po równoważni nad przepaścią, podczas gdy na ziemi
zrobi to bez trudu? Dlatego, że zbyt wysoka odpowiedzialność rozdziela uwagę między celem a
sposobem jego osiągnięcia – czyli krokiem, który w rzeczywistości jest czynnością automatyczną.
Automat blokuje się wskutek ingerencji człowieka. Aby krok był lekki, bez napięcia – uwagę należy
skupić wyłącznie na celu.
Postawiwszy sobie cel należy jakby odsunąć się na bok, nie przeszkadzać automatom. Wówczas
organizm uruchomi te reakcje, które gwarantują rozwiązanie postawionego zadania. W stanie
neutralnym każda idea nabiera siły programu dla mózgu i rozprzestrzenia się na cały organizm.
Ponieważ w tym stanie trudno tworzyć idee i w ogóle mieć życzenia, program należy przemyśleć
przed zastosowaniem klucza do stanu specjalnego.
Schemat jest prosty: świadomość wysyła zamówienie, stan neutralny odłącza wszystko co
przeszkadza włączając zarazem wszystko co sprzyja temu celowi – ze świadomego i nieświadomego
doświadczenia człowieka.
Rozpatrzmy to na elementarnym przykładzie (już zresztą przytaczanym). Wyciągnijmy obie ręce
przed siebie, ale tak, by się wzajemnie dotykały, a przy tym były rozluźnione. Spróbujmy przedstawić
sobie ideę (obraz), że ręce rozchodzą się na boki. Nie trzeba sobie niczego sugerować. Ręce same
zaczną się rozchodzić, gdy tylko pojawi się chociażby częściowy stan neutralny – warunek
materializacji energii wyobrażenia. Poczekajcie chwilę, nie śpiesząc się, nie troszcząc o to, czy
ćwiczenie wyjdzie czy też nie, nie zwracając uwagi na hałas, bez napięcia. Próbujcie być neutralni,
oderwani, pasywni. Kiedy tylko wystąpi element "pustki lub odosobnienia, ręce zaczną się rozchodzić
według życzenia.
Widzicie czym moja metoda różni się od znanych metod autosugestii? Nie trzeba w napięciu
"wbijać" sobie do głowy, albo nieustannie powtarzać jakichś formułek, zaklęć. Zamiast tego na luzie
dajemy zadanie, które zostanie wykonane.
Mistrzowie jogi dają taką radę: jeśli praca nie idzie, oderwijcie się od niej, a podświadomość
podsunie potrzebną odpowiedź. Każdy może przytoczyć męczący proces przypominania, znajdującego
się na końcu języka nazwiska. Co wtedy zrobić? Przestać myśleć na ten temat i oderwać się a
potrzebne nazwisko samo się przypomni.
W stanie neutralnym włącza się wewnętrzna "apteka" organizmu. Wszystko co było nie w
porządku – uszkodzone funkcjonalnie lub zniszczone – dąży do odbudowy. Wystarczy kilka minut
dziennie takiej nietrudnej gimnastyki leczniczej – a za miesiąc nagromadzi się w Was tyle sił,
jakbyście dopiero co wrócili z sanatorium.
Jeżeli podczas ćwiczenia ręce nie rozeszły się, znaczy, że utrzymuje się napięcie, czyli stosunek do
oczekiwanej czynności. Występuje refleksja, przeszkadzająca automatom w wykonaniu aktu
psychomotorycznego. Spróbujcie więc wykonać inne ćwiczenie. Na przykład łączenie rąk. Jeśli ruch
nastąpi, nie strząsajcie powstałego przy tym uczucia odrętwienia, które sygnalizuje, że narasta stan
neutralny. Jest więc wam potrzebne. Potem mogą zacząć kleić się oczy. Nie przeszkadzajcie, niech się
zamkną. Jeśli nie, niech zostaną otwarte. Tu nie wolno robić niczego na siłę!
Czasami bywa tak; ręce poszły a potem nieoczekiwanie się zatrzymały. O co chodzi? Po prostu
wcześniej nie nakreśliliście programu, co powinno dalej nastąpić i znaleźliście się w stanie
nieokreślonym. Pamiętajcie, że w reżimie neutralnym nie jest możliwe podejmowanie żadnych decyzji
– proces myślowy toczy się wyłącznie w normalnym stanie. Teraz wykonajmy ćwiczenia posługując
się własnym ciałem. Stańcie prosto, nogi w rozkroku na szerokości ramion, ręce wzdłuż tułowia,
swobodnie. Głowę odrzućcie nieco do tyłu, bez napięcia. Jeśli chcecie, oczy niech pozostaną otwarte.
A teraz wyobraźcie sobie, że tułów ciągnie do przodu i postarajcie się zapaść w obojętność, w pustkę.
Nie spieszcie się! Każdy, w zależności od stanu wyjściowego ma swój własny próg reagowania –
głębię, czas pogrążania się. Na ogół wynosi on od 1 do 3 min.
Teraz wyobraźcie sobie, że tułów ciągnie w tył. Potem w lewo, a potem w prawo. Dalej
wyobraźcie sobie, że jesteście bokserem, następnie, że znajdujecie się na rzece, potem za kierownicą i
tak dalej. Doświadczcie różnych sposobów. Nie śpieszcie się, nie bądźcie napięci, po prostu stójcie i
obserwujcie, jak organizm reaguje na ten czy inny program. Na któryś może reagować – poruszą się
ręce lub ramiona, pociągnie nogę czy głowę. Najważniejsze to znaleźć ten właściwy obraz, który
rozpoczyna autoregulację. A przez nią – do harmonii! W człowieku drzemie szereg czynników
świadomych albo nieświadomych, które przeszkadzają w nauce wywoływania stanu neutralnego. Na
przykład, gdy uczymy pacjenta w pozycji stojącej, zapewniamy go, że nikt nie przewraca się podczas
ćwiczenia – co od razu pozbawia go strachu, nieświadomie przeszkadzającego w nauce. Potem
powtarzamy, że w stanie autoregulacji mózg bardziej koncentruje się, tyle, że nie na przypadkowym
hałasie czy myślach, lecz na postawionym zadaniu. To również pozbawia napięcia.
Czasami u skrajnie wyczerpanych nerwowo i fizycznie ludzi, po pierwszych ćwiczeniach
treningowych obserwuje się zjawisko senności. A przecież przed wyjściem ze stanu "zamawiali" oni
"natrysk orzeźwiający". To ich mózg kontynuuje gromadzenie sił – nawet po formalnym wyjściu ze
stanu. W tym właśnie tkwi siła autoregulacji – orientującej się na indywidualne potrzeby organizmu.
W takim przypadku trzeba pozostać w stanie autoregulacji 10-15 minut by "wyspać się" jak należy.
Na drugich lub trzecich zajęciach senność już nie wystąpi.
Jeśli spróbowaliście wykonać proponowane ćwiczenie raz i drugi – i nic z tego nie wyszło, nie
martwcie się! Jutro powtórzycie je jeszcze kilka razy. Być może z powodzeniem. Przecież
zaliczyliście tekst szkoleniowy!
Powtarzamy lekcję
Czym różni się metoda autoregulacji od zwykłego i znanego wszystkim wolicjonalnego
samoregulowania? Czy nie wystarczy wytyczyć dokładny cel i postępować zgodnie z nim?
Po pierwsze: autoregulacja wprowadza wewnętrzną harmonię i jakby nas wyzwala – co jest
źródłem równowagi duchowej.
Po drugie: stosując moją metodę otrzymujemy do dyspozycji całościowa, pełniejszą realizację
regulowania wolicjonalnego, z podłączeniem wszystkich potencjalnych możliwości psychiki oraz
całego organizmu.
W programie należy dokładnie ustalić czas znajdowania się w reżimie autoregulacji. Jeśli
powiedziałem sobie w myśli lub przedstawiłem obrazowo: jedna minuta – nie muszę już się pilnować!
Mój – oraz każdego z nas – zegar pracuje bowiem z precyzją budzika. Dokładnie po 60-ciu sekundach
oczy automatycznie się otworzą i powrócimy do normalności.
Skąd my to znamy? Przecież wszyscy mają tę naturalną zdolność, daną przez naturę. Tylko należy
nauczyć się posługiwać nią, opanować i rozszerzyć rejony jej zastosowania. Stawszy się świadomie –
wolicjonalną, będzie znacznie silniejszą, uniwersalniejszą, nadającą się do stosowania w
najróżniejszych celach.
W ten oto sposób trening z pomocą autoregulacji sprzyja przyśpieszonemu rozwojowi
uniwersalnych związków między psychiką a organizmem.
Cóż to za związki?
Wiadomo, że jeśli trenujemy, na przykład, wytrzymałość na mróz poprzez hartowanie – ta
adaptacyjna funkcja organizmu w końcu wystąpi. To samo nastąpi, jeśli będziemy trenować budzenie
rankiem, o określone] godzinie.
Lecz trening, realizujący różne zadania, może zajmować nam dużo czasu. Tym więcej, im więcej
zadań sobie stawiamy. W takim przypadku autoregulacja przyśpieszy realizację najróżniejszych
zaplanowanych celów.
Zaplanowaliście słodko zasnąć po napiętym dniu pracy i przebudzić się wypoczętym o szóstej
rano. Włączcie system autoregulacji i życzcie sobie dobrej nocy! Wyobraźcie sobie, że o szóstej rano
oczy same się otworzą. Gdy tylko o tym pomyślicie, organizm zacznie pracować według zadanego
programu. Jeśli w ten sposób potrenujecie przez kilka dni, wytworzy się przyzwyczajenie do
spokojnego zasypiania i budzenia się wypoczętym w każdych warunkach. Włączenie programu będzie
za każdym razem szybsze, by w końcu przejść w nawyk: nie będziecie nawet musieli wywoływać
stanu autoregulacji – wystarczy tylko chęć.
To samo będzie dziać się w innych przypadkach. Dwa, trzy razy wywołujecie żądaną reakcję (na
przykład, rozgrzanie się podczas mrozu czy pozbycie się bólu głowy) za pomocą reżimu autoregulacji
– i zadziałały związki, zachodzące miedzy waszym życzeniem a systemami wykonawczymi
organizmu!
Jedne związki będą powstawały szybciej, inne wolniej. Nie powinno to zniechęcać, cała rzecz
polega na treningu.
Jeżeli jednak żądana reakcja nie następuje – pamiętajcie o trzech zasadach autoregulacji.
Zasada pierwsza. Stan autoregulacji jest stanem równowagi między psychicznymi i
fizjologicznymi funkcjami organizmu, podczas niego odpoczywa dusza i ciało. Jeśli dany stan nie
włącza się od razu, NIE ŚPIESZCIE SIĘ, spróbujcie jeszcze i jeszcze raz. Podczas kiedy próbujecie
wywołać stan – mózg z intensywnych wrażeń dnia przełącza się w kierunku przez was pożądanym.
Po określonym treningu stan autoregulacji będzie włączać się od razu przy pierwszym wysiłku
woli. Być może – zadanie, które chcecie realizować przy pomocy reżimu autoregulacji, jest dla was
nowe, niezwykle lub zbyt odpowiedzialne. Popatrzcie na to zadanie z innej perspektywy. Nie tak, jak
ogląda się szczyt przed wspinaczką, ale tak, jakbyście grali w interesującą grę dziecięcą.
Zasada druga. W reżimie autoregulacji psychika i organizm znajdują się w położeniu,
przypominającym przełączanie szybkości w samochodzie na "neutralną", gdy jeszcze działa energia
poprzedniego momentu. A wy chcecie ją pokonać, przełączając w określonym kierunku.
Dlatego pamiętajcie o inercji stanu wyjściowego swojego systemu nerwowego. Pokonuje się ją
głębią reżimu autoregulacji i ostrym, pobudzającym obrazem oczekiwanego rezultatu. Na przykład,
jeśli znaleźliście się w depresji, poprawa samopoczucia nastąpi tylko wtedy, kiedy zastosowawszy
wolę i wyobraźnię twórczą, sformułujecie żądany obraz stanu aktywnego. Reżim autoregulacji
nagrodzi wasze, wolicjonalne i twórcze wysiłki materializując je.
Dla wewnętrznej natury organizmu trzeba formułować zadanie w języku duszy, to znaczy w
najnaturalniejszym języku zamierzeń wewnętrznych. Jeden wykorzystuje obrazy wizualne, inny woli
wskazówki myślowe. Prędko nauczycie się wyczuwać ten język, za pomocą którego nasza
świadomość porozumiewa się z nieświadomymi mechanizmami. Opanowawszy je możesz stać się
prawdziwym PANEM swego organizmu!
Określcie dokładnie swoje cele! Zanim wstąpicie w królestwo autoregulacji, MUSICIE
WIEDZIEĆ CZEGO CHCECIE!
W przypadku, gdy zaplanowane zadanie jest określone niedostatecznie, głębia reżimu autoregulacji
się obniża.
Zasada trzecia. Przy posługiwaniu się autoregulacją należy wiedzieć, że istnieją zarówno zależne
od nas jak i wegetatywne funkcje organizmu, Te pierwsze można zmusić do działania jedynie
wysiłkiem woli, zaś do włączenia wegetatywnych (typu ciśnienie, termoregulacja, wydzielanie potu
itp.) trzeba wywołać obraz bodźców, odpowiadających tym funkcjom.
Tak na przykład obraz wypitej filiżanki kawy wywoła w reżimie autoregulacji u niskociśnieniowca
zwiększenie napięcia, a obraz zażytej tabletki może usunąć atak choroby wieńcowej – jeżeli
oczywiście to lekarstwo przedtem pomagało.
W TEN SPOSÓB UAKTYWNIAJĄ SIĘ I PODPORZĄDKOWUJĄ ŻĄDANIOM WOLI INNE,
PRZEDTEM NIEZALEŻNE OD NIEJ FUNKCJE WCZEŚNIEJ PRZEŻYTE STANY, WRAŻENIA.
REAKCJE FIZJOLOGICZNE I NAWYKI.
Autoregulacja służy więc rozwojowi związków między wolą a nieświadomymi mechanizmami
organizmu.
Bez bólu
Mówiąc o fenomenach autoregulacji, w pierwszej kolejności mamy na myśli umiejętność obniżania
progu odczuwania bólu. Na przykład pozbywania się bólu głowy, zęba czy serca. W stanie
szczególnym można znieczulić praktycznie każdą część ciała. Demonstrując efekty znieczulania w
grupie uczących się autoregulacji, ochotnicy wywołują u siebie stan szczególny i dają organizmowi,
przykładowo, następujący program: "Ręka (szczęka, ząb) stała się nieczuła na ból, odrętwiała". Przy
tym wskazane jest pogrążenie się w stanie neutralnym jak najgłębiej, by nie przeszkadzać
organizmowi w syntetyzowaniu żądanej reakcji zwrotnej. Nie należy przy tym mieszać się do procesu
jej realizacji, nie rozmyślać jak i dlaczego odpowiednia reakcja powinna zadziałać i jak w ogóle
zachodzi znieczulenie, l czy zajdzie? Jeśli tak ukierunkujemy świadomość – automatyczna reakcja
zablokuje się, jako, że z jednej strony automaty otrzymają zadanie typu ",,", zaś z drugiej – typu "nie",
Można, jeśli się chce, wykorzystać sprzyjające efektowi obrazy wyobrażeń ze swojego
doświadczenia życiowego. Na przykład, jak to kiedyś znieczulano mi stłuczenie chloroetylem, albo
ząb za pomocą zastrzyku. Obrazy te odruchowo ożywiają w pamięci organizmu ślady dawnych
reakcji.
A oto kilka przykładów wykorzystana autoregulacji w celach leczniczych i profilaktycznych.
Nagromadziliśmy dostatecznie duże doświadczenie jeśli chodzi o zabiegi chirurgiczne
wykonywane z pomocą autoregulacji. Uczyliśmy pacjentów, by sami przygotowywali się do operacji.
W klinice mikrochirurgii ocznej u profesora S.N. Fiodorowa przeprowadzany był następujący
eksperyment. Chorzy przychodzili do kliniki o piątej wieczorem. Od 7.00 do 8,30 poddawali się
psychoterapii grupowej, to jest w stanie hipnozy uczyli się autoregulacji. W następnym dniu, o 10-tej
rano byli operowani.
Przy uczeniu główną uwagę poświęcano temu, by chorzy w przededniu operacji mogli poprawić
swój nocny sen, a bezpośrednio przed zabiegiem samodzielnie zagłębić się w stan głębokiej relaksacji
i drzemki.
Bardzo ważne okazało się nie tylko znieczulenie, ale także pozbycie się strachu przed zabiegiem.
Od tego w niemałym stopniu zależy stan i zachowanie chorego podczas operacji. Przekonaliśmy się,
że człowiek postawiony na progu krytycznej sytuacji emocjonalnej (tj. tuż przed operacją) szybciej się
uczył,
Około 30-40% z ogólnej liczby chorych, których uczyliśmy autoregulacji, już po pierwszym
ćwiczeniu mogli rankiem samodzielnie zagłębić się w potrzebny stan i przebywać w nim podczas
operacji, a nawet po niej – od trzydziestu minut do kilku godzin. Jest to bardzo korzystne dla okresu
rehabilitacji i przyśpiesza wyzdrowienie. Pozostali pacjenci albo nie w pełni poddawali się nauce, albo
nie do końca wierzyli w swoje możliwości.
Wszyscy chirurdzy, pracujący w tym dniu przy operacjach, a i sam profesor Fiodorow zauważyli,
że chorzy, którzy opanowali autoregulację, w porównaniu do innych byli spokojniejsi w czasie
zabiegu i mieli "miękkie" oczy. Rzecz jasna – pacjentom, którzy sami wywoływali u siebie stan
relaksacji, nie podawano żadnych preparatów uspakajających ani znieczulających.
W erewańskim szpitalu republikańskim przeprowadzono około stu chirurgicznych operacji
otolaryngologicznych z zastosowaniem autoregulacji. Niektórzy chorzy nauczyli się kierować swoim
stanem ,,, że nawet po wyjściu ze szpitala, z własnej inicjatywy, wykorzystywali tę umiejętność w
różnych dziedzinach. Udane pokonanie stresu podczas zabiegu upewniło ich co do pożytku z
umiejętności wywoływania stanu autoregulacji, a operacja stała się czynnikiem wzmacniającym efekt
nauczania. Jeden z pacjentów po wyzdrowieniu stosował nawet autoregulację w czasie... gry w
szachy!
Znana gimnastyczka Olga Korbut, doświadczywszy stanu autoregulacji opowiedziała mi, że
wykonując w tym stanie ćwiczenia gimnastyczne, może prześledzić system przygotowania
mięśniowego, co umożliwia doskonalenie mistrzostwa technicznego.
Kierownik katedry chorób otolaryngologicznych Dagestańskiego Instytutu Medycznego doktor
nauk medycznych, profesor M.S. Michałowski tak określa efekt stosowania autoregulacji.
"Pracownicy Ośrodka Autoregulacji z powodzeniem nauczyli wywoływać ten stan u 127 chorych z
różnymi chorobami otolaryngologicznymi, jak również chorych przygotowujących się do operacji.
Wszyscy pacjenci, którzy przeszli kurs nauczania w programie obowiązkowym, nauczyli się nie
odczuwać bólu bez znieczulenia. Opanowanie nawyku kierowania stanem psychoemocjonalnym
pozwala chorym normalnie, głęboko spać w noc przed zabiegiem chirurgicznym, bez zażywania
leków. A następnie zaprogramować stan spokoju, nieodczuwania strachu po przebudzeniu oraz
podczas operacji".
Jeden z moich przyjaciół wywoływał stan specjalny gwoli pozbycia się siwizny, l wyobraźcie sobie
– wyszło! Po miesiącu jego włosy pociemniały!
Sądzę, że zainteresuje Czytelnika rozmowa pisarza Wladimira Stolarowa z Ludmiłą P., która
opanowała metodę wywoływania stanu autoregulacji. Kobieta ma 39 lat, jest mężatką, wychowuje
dwóch synów, pracuje w zakładzie przemysłowym jako robotnica.
Władimir Stolarow: Co Panią skłoniło do nauczenia się autoregulacji?
Ludmiła P.: Zainteresowanie metodą Na brak zdrowia raczej nie skarżyłam się. Tyle, że pod koniec
dnia pracy odczuwałam silne zmęczenie. Mimo to zmuszałam się do wykonywania prac domowych.
W.S.: Jak szybko opanowała Pani "klucz"?
L.P.: Jeśli dobrze pamiętam, w ciągu 3-5 seansów, trwających po pół godziny.
W.S.: Czy Pani może porównać stan poprzedni z obecnym?
L.P.: Po pierwsze byłam bardzo wybuchowa i obrażalska. Teraz, jur od 5 lat maż nie usłyszał ode
mnie ostrego słowa, l zupełnie zapomniałam, co to takiego obrażać się na ludzi. Po drugie – byłam
ponad miarę wrażliwa. Synowie wychodzą bawić się, a ja miejsca nie mogę sobie znaleźć. Różne
głupie myśli pchają się do głowy. Teraz tego już nie ma. Autoregulacją pomagałam sobie również w
krytycznych momentach. Kiedyś upadłam, poślizgnąwszy się na lodzie. Miałam torsje i silny ból
głowy. W domu położyłam się, wywołałam stan neutralny i wyobraziłam sobie, że z tyłu głowy
podłączono mi elektrody, by przepuścić przez nie prąd.
W.S.: A dlaczego z tyłu głowy? L.P.: Nie wiem, pewnie dlatego, że tam mnie bolało.
W.S.: l pomogło?
L.P.: Najpierw poczułam ciepło wędrujące od karku do nosa. Potem ból zaczął słabnąć. W ciągu
nocy wywołałam ten stan ze trzy razy.
W.S.: A co z oparzeniem?
L.P.: Wiedziałam, że przy oparzeniu ulega zniszczeniu struktura skóry. A dla jej odbudowy
potrzebny jest silny dopływ krwi. Wywołałam stan neutralny, wyobraziłam sobie cyrkulację krwi w
nogach. Wtedy częściej wywoływałam stan niż przy wstrząsie, dzięki temu nie miałam bąbli. A po
trzech dniach i zaczerwienienie przeszło. Teraz nie ma żadnych śladów.
W.S.: A ból zęba może Pani zlikwidować?
L.P.: Co też Pan mówi! Oczywiście, że nie!
W.S.: Dlaczego?
L.P.: Bo w to nie wierze.
W.S.: Ale przecież nie próbowała Pani!
L.P.: Po co, jeśli nie wierzei W.S.: Czy zdaje sobie Pani sprawę, że brakiem wiary ogranicza Pani
swoje możliwości? L.P.: Rozumiem, ale nic na to nie poradzę, że nie wierzę!
W.S.; Jeśli Pani opanowała klucz, czy może Pani przekazać to komuś? Ściślej, czy może Pani
nauczyć inną osobę posługiwać się nim?
L.P. Oczywiście. Nauczyłam męża. Inna sprawa, że jemu idzie gorzej. Alijewa trzeba poprosić.
Nauczyłam krewnych. Starszego syna – ma 15 lat. Zrobiłam to bez pozwolenia Alijewa. Bardzo
chciałam im pomóc.
W.S.: Do czego zdolny jest syn?
L.P.: Wchodzi w stan neutralny i tańczy młodzieżowe tańce, break na przykład. A normalnie, w
zwykłym stanie, mówi, że się wstydzi i traci rytm.
W.S.: Czy nie zauważyła Pani u siebie jakichś nowych zdolności i możliwości po opanowaniu
klucza?
L.P.: Nie, co może zajść nowego u kobiety, która ma na głowie rodzinę? Nie, Chyba tylko tyle, że
nieraz pozbawiam bliskich bólu głowy.
W.S.: W jaki sposób?
L.P.: Wyobrażam sobie, że w koniuszkach palców czuję prąd, jak ukłucia igiełek. Kładę prawą
rękę na karku chorego, lewą zaś na czole i lekko przechylam jego głowę w tył. Prawdą jest, że sama
powinnam być w stanie. Wtedy lepiej czuję co należy robić.
W.S.: l rzeczywiście ból ustępował?
LP.: Jeszcze nie zdarzyło się, abym nie pomogła!
Oczywiście – w sytuacjach takich, jak opisane – pojawia się inna kwestia: czy człowiek, który
opanował klucz do kierowanego stanu, może użyć go do wyrządzenia krzywdy?
Rozmowy z byłymi pacjentami wskazują, że ludzie dobrze wyuczeni, z utrwalonym nawykiem,
mogą wywoływać u siebie najróżnorodniejsze reakcje. Do tej pory nie było jednak przypadku, by
człowiek postawił przed sobą zadanie realizacji zła. Jestem pewien, że stan harmonii neutralizuje takie
polecenia. Jakże mogłoby być inaczej? Harmonia to szczęście, to znaczy – zdrowie duchowe. A co za
tym idzie, nie zawaham się użyć wielkich słów, ogólna humanizacja.
A oto jeszcze jeden krótki zapis z dziennika Władimira Stolarowa:
"Przyjechali goście z Tbilisi. Dwie starsze damy: Anna Grigoriewna Owsiannikowa – była aktorka
i Maria Aronowa Własowa, emerytowana lekarka. Anna Grigoriewna zapytała autora metody
kierowanej autoregulacji.
– Czy Pan sam ma klucz do stanu neutralnego?
– Nie mam – uśmiechnął się doktor Alijew.
– Jeśli nie mam dziesięciu rubli, a ktoś prosi o nie, czy mogę spełnić tę prośbę?
– Oczywiście, że nie.
– Niejeden człowiek życie poświęcił, by nauczyć się kierować sobą. Najtęższe umysły ludzkości
szukały drogi...
– To znaczy, że nie szukały jej tam, gdzie trzeba.
– Zgodzi się Pan – rozmówczyni nie dawała za wygraną – że nauczyć człowieka tego w ciągu
dziesięciu seansów – to brzmi niepoważnie? Doktor Alijew zbliżył się do niej:
– Proszę wstać.
Po kilku minutach Anna Grigoriewna zagłębiła się w fazę. Po pięciu minutach samodzielnie
powtórzyła ten stan, Oczy jej błyszczały.
– Zrozumiała Pani? – zapytał doktor.
– Tak. Dziękuję – skłoniła się Anna Grigoriewna..."
Wśród fenomenów autoregulacji można znaleźć masę ciekawych przykładów.
Mój przyjaciel (nie będę wymieniać nazwiska) zazwyczaj cierpiał podczas urodzin i innych
uroczystości, bo alkohol wywoływał u niego silną alergię. – Wyzwól mnie z tego – poprosił kiedyś.
Zahipnotyzowałem go i zasugerowałem, że żadnej alergii już nie będzie mieć. Po paru tygodniach
spotykam przyjaciela, a on prosi bym go ponownie zahipnotyzował j "zmienił płytę". Okazuje się, że
picie tak go pociąga, iż stało się to nie do wytrzymania!
Nauczyłem go autoregulacji. Podczas pierwszej lekcji wywołał u siebie obraz wypitego wina – i
naturalnie – żadnej towarzyszącej temu alergii. Potem wyobraził sobie, że alkohol wywołuje silną
alergię wraz z mdłościami. Reakcja włączyła się. Teraz – powiedziałem – od ciebie zależy, czy
będziesz pić czy nie. Dysponujesz instrumentem za i przeciw.
Przyjaciel okazał się człowiekiem z charakterem. Więcej nie pił.
Jeden z moich uczniów, lekarz, opowiadał, że pewnego razu jego pacjentka na propozycję
wywołania u siebie stanu autoregulacji w celu otrzymania wrażenia przyjemnego wypoczynku –
zareagowała w następujący sposób: źrenice rozszerzyły się, oddech przyśpieszył, na policzkach
pojawiły się rumieńce i (o Boże!) zaczęła automatycznie podnosić rzekomą strzykawkę do żyły...
Okazało się, że była kiedyś narkomanką. Lekarz zasugerował jej w tym momencie, że od tej pory
uczucie przyjemności będzie niezależne od narkotyku. Pod kontrolą lekarza kilkakrotnie powtórzyła
wchodzenie w stan autoregulacji bez czynności z rzekomym narkotykiem. Potem sama trenowała
autoregulację i po kilku miesiącach pokonała zależność od narkotyków.
Rozpoczęliśmy pracę na oddziale ginekologicznym w Republikańskim Szpitalu Klinicznym miasta
Machaczkały. Oto skrócona opinia o wynikach tej pracy, wydana przez kierownika katedry
położnictwa i ginekologii Dagestańskiego Instytutu Medycznego, doktora nauk medycznych profesora
M.A, Omarowa.
"Wszystkie poddane szkoleniu kobiety przejawiały dużą aktywność w opanowaniu programu,
dążyły do utrwalenia nawyków i samodzielnego ich wykorzystania. U wszystkich kobiet chorych i
ciężarnych stwierdzono wyraźny efekt terapeutyczny, polegający na komforcie samopoczucia i
poprawie snu.
Metoda autoregulacji ułatwia przygotowanie ciężarnych do rodzenia".
Dla pracowników Ośrodka Autoregulacji najciekawsza okazała się właśnie praca z kobietami
ciężarnymi. Chętnie i szybko opanowują one klucz i z zadowoleniem wypoczywają w "nirwanie". Nie
bez podstaw uważa się, że kobieta ciężarna powinna znajdować się w stanie błogości duchowej. Że nie
należy opowiadać przy niej żadnych koszmarnych przypadków czy historii. Grupa uczonych
amerykańskich z uniwersytetu w Północnej Karolinie przeprowadziła badania, potwierdzające tę
mądrość ludową. Okazało się, że dziecko – zanim przyjdzie na świat – przyswaja pewne informacje o
świecie zewnętrznym. Kształtowanie się psychiki dziecka na poziomie embrionalnym zależy od
sposobu myślenia matki, jej stanu duchowego, przeżywanych emocji pozytywnych i wrażeń.
Niech mnie nazwą utopistą, ale jestem pewien, że podstawową działalność człowieka – pracę –
można przekształcić w źródło jego zdrowia! Oczywiście – jeśli będzie to ulubiona praca, w której
człowiek znajduje możliwość realizacji swoich zdolności twórczych. Płynące z tego zadowolenie
moralne będzie sprzyjać ogólnej harmonii pracownika.
Jednak i obecnie autoregulacja pozwolą pracownikowi skutecznie adaptować się do warunków
działalności, zaś technologowi doskonalić proces technologiczny ze szczególnym zwróceniem uwagi
na adaptacyjne zdolności pracowników. Wzajemne wysiłki socjologów, psychologów i medyków, jak
również innych specjalistów, zajmujących się pracą – za pomocą autoregulacji mogą zbliżyć proces
pracy do pożytecznego obciążenia treningowego.
Myślę, że stanowisko pracy może stać się swojego rodzaju boiskiem sportowym, a zakład pracy –
fabryką zdrowia. Oczywiście – przy spełnieniu warunku prawidłowej działalności zakładowych służb
ekologicznych.
Naukę autoregulacji w zakładach pracy zwykle zaczyna się od dyrektora lub jego zastępcy. Uczy
się ich, jak pozbywać się emocji negatywnych i nadmiernego napięcia stresogennego. Jak utrzymywać
dobre samopoczucie oraz opanować umiejętność większego koncentrowania się na problemach,
wymagających podejmowania szybkich decyzji, A także – szybszego i głębszego zasypiania po dniu
pracy. Zgodzicie się, że wszystko to w jakiś sposób pomoże wyeliminować atmosferę nerwowości,
panującą w większości zakładów, w których z zasady właśnie szef narzuca styl pracy.
Po opanowaniu autoregulacji przez dyrekcję zajmujemy się załogą.
Przeprowadzamy dyskusję o istocie autoregulacji, układamy grafik zajęć, przyjmując zapisy do
poszczególnych grup. Pierwsze dwa, trzy dni zajęć wypełnia psychoterapia grupowa. Kursantom
sugeruje się poprawę samopoczucia ogólnego, zmniejszenie zmęczenia, podwyższenie stopnia
zdolności do pracy, poprawę snu. Obiecuje się, że ich samopoczucie będzie poprawiać się z każdym
następnym zajęciem...
W procesie opanowania klucza sugeruje się, że stan autoregulacji jest stanem leczniczym, w
którym zaczyna działać nasza wewnętrzna "apteka". Organizm przełącza się na fale głębokiego
wypoczynku i odbudowy sił, uzdrawiającego nastroju, człowiek odczuwa przyjemny komfort,
przypływ sił witalnych, zaczyna swobodnie oddychać, Po wyjściu ze stanu szczególnego zaleca się
wykonanie kilku ćwiczeń fizycznych, podobnie jak po przebudzeniu. Środkami sugestii pobudza się
także do zajęć gimnastycznych i odzwyczajania się od szkodliwych nałogów.
Kursanci przygotowujący się do samodzielnego włączenia autoregulacji muszą – jak przy ważnym
zabiegu leczniczym – znajdować się pod wpływem emocji pozytywnych. Poleca się wykorzystanie
klucza w celu wypoczynku, w zależności od potrzeb organizmu. Częstotliwość stosowania
autoregulacji ustala lekarz podczas indywidualnych konsultacji, zalecając odtwarzać w reżimie
autoregulacji te obrazy i stany, które zwykle polepszają samopoczucie (spacer po lesie, sauna,
prysznic...).
W wyniku zastosowania autoregulacji u znakomitej większości pracowników jednego z zakładów
przemysłu elektronicznego nastąpiło znaczne polepszenie ogólnego samopoczucia, charakteryzujące
się obniżeniem napięcia psychicznego i zmęczenia, ustabilizowaniem poziomu ciśnienia oraz
zmniejszeniem skarg na bóle głowy, depresje i zaburzenia snu.
Odnotowano również wyraźną poprawę klimatu psychologicznego w grupach uczestniczących we
wspólnych zajęciach i dążących do osiągnięcia tego samego celu.
Do fenomenów autoregulacji można odnieść także znane zjawiska z dziedziny hipnozy. Wszystko,
co można zrobić pod hipnozą, da się także wykonać za pomocą autoregulacji, bez pomocy
hipnotyzera. Ta cała ogromna dziedzina znajduje się obecnie w stadium badań.
Przy pomocy stanu specjalnego można także odtwarzać i rozwijać naturalne, niezwykłe
możliwości, obserwowane u ludzi. Przykładem niech będzie mój przyjaciel z Armenii, Samuel
Garibian, znany z fenomenalnej pamięci. Będąc w dobrej formie zapamiętuje od razu dwa tysiące
słów i może je cytować od początku do końca, ze środka, albo od wskazanego miejsca. Tę zdolność
można rozwinąć u każdego – oczywiście w określonym stopniu.
Włączanie
odpowiednich
odruchów
charakteryzują
doświadczenia
przeprowadzane
w
autoregulacji. Podobnie zresztą jak i w stanie hipnozy. Czasem mnie pytają, czy śpiew, taniec i inne
wykonywane wtedy czynności nie są tylko zwykłą imitacją? Przecież nie tak znów trudno wyobrazić
sobie siebie jako kogoś innego! Na tak postawione pytanie odpowiadam: A czy aktor może zagrać
znieczulenie podczas operacji chirurgicznej?
Ta zdolność do samodzielnego znieczulania w stanie autoregulacji jest jakby dokumentem,
potwierdzającym obiektywność fazowego stanu pracy mózgu.
Drugim potwierdzającym to dokumentem jest włączanie w stanie specjalnym odruchów, których
istnienia człowiek nawet się nie domyślał.
Przykład: neurologia zna test Babińskiego, kiedy to przeciąga się igłą po podeszwie stopy. U
dorosłych mimowolne łaskotanie wywołuje odruch zgięcia i zaciśnięcia palców, u dzieci – na odwrót,
palce napinają się i rozchodzą na boki. Jeżeli dorosłemu zasugerować w hipnozie, że jest w wieku
niemowlęcym – włączy się u niego odruch rozczapierzania palców.
Chcę jeszcze raz podkreślić: im głębszy stan neutralny, tym człowiek nabywa większe możliwości.
Spotyka się pacjentów, którzy bardzo chcą wywołać głęboki stan, ale nawet przy wydatnej pomocy
lekarza to im nie wychodzi. Są i tacy, którzy już natychmiast, w pierwszych minutach nauki mogą
wywołać stan i zachować tę zdolność na długi okres. Kiedy nauczysz się pływać – nie stracisz tej
umiejętności. Trzeba tylko trenować, szlifować technikę. Z własnego doświadczenia mogę
powiedzieć, że mniej więcej sześćdziesiąt procent ogólnej liczby ćwiczących opanowuje metodę w
ciągu dziesięciu godzinnych zajęć. Z pozostałymi trzeba dłużej popracować.
Nasuwa się pytanie, czy bywają ludzie, którzy w ogóle nie są zdolni do opanowania autoregulacji?
Czy każdy może nauczyć się kierowania swoimi procesami hipnotycznymi? Przecież mówi się, że
istnieją ludzie podatni i nie podatni na hipnozę... Sam jestem lekarzem psychiatrą i oddałem ponad
dwadzieścia lat pracy hipnozie klinicznej i eksperymentalnej. I ja sam – będąc autorem metody
autoregulacji – nie posiadam klucza! Chociaż wielokrotnie próbowałem – nie udało mi się siebie
zahipnotyzować. Nie potrafili tego dokonać także moi uczniowie. A więc?
Paradoksalność mojego przypadku tkwi nie w tym, że znalazłem się w klasycznej sytuacji szewca,
który chodzi bez butów. Po prostu dane mi raz w młodości krótkie doświadczenie hipnozy
natychmiast zostało poddane analizie twórczej, która nieprzerwanie, do tej pory trwa i ze
spontanicznej stała się zawodową. Ot i cała tajemnica mojej odporności! Jestem więc pechowcem w
podporządkowaniu się hipnozie, aczkolwiek sądzę, że należę do ludzi podatnych na ten zabieg.
Ciekawy przypadek obserwowaliśmy na Marinie – dziewczynie, która pasjonowała się jogą.
Przyjechała do nas z Moskwy, by wypróbować moją metodę.
Marina w żaden sposób nie mogła wejść w stan specjalny w określonym przez siebie czasie. Daje
dwie minuty – realizuje w półtorej, daje jedną – realizuje po upływie trzech. A bardzo chciała
opanować dokładny czas. Wyjaśniliśmy jej, że półminutowe odchylenia nie mają znaczenia. Czas
trwania stanu koryguje sam mózg w zależności od samopoczucia. Bardziej zmęczony dąży do
przedłużenia stanu.
– Nie! – mówi – Chcę, by wszystko było dokładne! Następnego dnia przychodzi do laboratorium i
oznajmia:
– Nareszcie posiadłam dar dokładnego określania czasu bez zegarka! Wczoraj trenowałam przez
cały wieczór i, jeśli chcecie, powiem która godzina.
– Proszę, powiedz – zebrali się wokół niej pracownicy laboratorium. , – Piętnaście po dziesiątej –
odpowiada Marina.
Wszyscy popatrzyli na zegarki – zgadza się!
W ten sposób bawiliśmy się pół dnia. Marina określała godzinę – zawsze dokładnie. Ktoś
zaproponował, by zdjęła zegarek.
– Przecież nie mam zegarka – zaśmiała się Marina – myślicie, że przyszłam was okłamywać?
Po kilku godzinach zbierając się do odejścia Marina zapytała:
– Która godzina?
Wszyscy roześmieli się, a Marina puknęła się w głowę:
– Zupełnie zapomniałam, że umiem określać czas bez zegarka. Podała dokładną godzinę!
Ostrożnie
Elena Polakowa, mistrzyni sportu ZSRR w tenisie, doktorantka laboratorium psychologii
opowiada:
– Przyjechałam do Machaczkały z prośbą o naukę autoregulacji.
Chciałam wykorzystać ją dla sportowców, przygotowujących się do Igrzysk Olimpijskich w Seulu.
Podczas zajęć poczułam obejmujące mnie uczucie unoszenia się w powietrzu, mimowolnie popłynęły
mi łzy z oczu, oddech stał się głęboki, równy i silny.
Następne zajęcia były wyjątkowo ciekawe. Znalazłszy się w stanie neutralnym, zapragnęłam
przedstawić "taniec ognia" (skąd nagle wzięła się u mnie ta nazwa, oraz samo wyobrażenie tańca?)
Widowisko okazało się – jak mi potem opowiadano – nieco niezwykłe, ale piękne.
Nie mogę powiedzieć, abym była człowiekiem, pełnym wiary w siebie. Nie lubię również
występować przed żadną publicznością. A jednak w Machaczkale przyszło mi nie tylko demonstrować
znane "sztuczki" w rodzaju znieczulania dłoni, "mostka", wykonanego między dwoma krzesłami czy
"odrętwienia" – ale i komentować swoje wrażenia tak przy niewielkich audytoriach, jak i w
ogromnych, przepełnionych salach instytutów, fabryk, szkół. Ani krztyny zdenerwowania – tylko
przyjemne uczucie spokoju i pewności, władania czymś nadzwyczajnym i radość, że mogę ogarnąć
tym wszystkich, którzy mnie widzą i słyszą.
Od dawna interesuję się różnymi interpretacjami treningu autogennego, medytacją i hipnozą.
Żadna z tych metod nie wywołała u mnie tak silnych i ostrych reakcji jak metoda autoregulacji.
Wszędzie czuło się jakiś brak zakończenia myśli, idei i zamiast łatwości – trudność osiągnięcia oraz
krótkotrwałość upragnionego efektu.
Wykorzystywałam metodę autoregulacji głównie dla siebie: żeby szybko odpocząć, mocno
zasypiać, kilkakrotnie likwidowałam ból zęba i głowy. Raz zastosowałam autoregulację do
kształtowania stanu psychicznego podczas zawodów tenisowych. Udało mi się "wyciągnąć" zupełnie
beznadziejny mecz, który już przegrywałam – i zostałam zwyciężczynią.
Kiedyś zdarzył się bardzo dziwny przypadek, który skłonił mnie do myślenia także o
niebezpieczeństwach, wynikających z lekkomyślnego stosowania metody autoregulacji. Pewnego razu
przed snem, jak zwykle, postanowiłam zastosować metodę w celu szybszego zaśnięcia. Byłam jednak
tak zmęczona, że nie chciało mi się wymyślać programu do realizacji w stanie neutralnym.
Zdecydowałam dać pełną swobodę mimowolnym ruchom rąk i nóg, wyobraziłam sobie po prostu brak
kontroli tych ruchów. Po wyjściu ze stanu od razu położyłam się spać i zasnęłam. Rano umyłam się i
weszłam do pokoju po jakąś rzecz i nagle poczułam, że nie tylko nie mogę jej wziąć, ale nie jestem w
stanie Uczynić nawet kroku. Ogarnął mnie strach, nie mogłam utrzymać równowagi i tak niezręcznie
upadłam na podłogę, że dotkliwie się uderzyłam. Ból od razu doprowadził mnie do przytomności,
doczołgałam się jakoś do łóżka, położyłam się i zaczęłam analizować zaistniałą sytuację. Dobrze, że
był akurat dzień wolny od pracy, nie trzeba było nigdzie się śpieszyć. Kiedy w końcu znalazłam
przyczynę tak silnego rozkoordynowania, spróbowałam pozbyć się go znowu poprzez stan neutralny,
ale się nie udało. Dopiero wieczorem złamałam opór nieposłusznych rąk i nóg. Cały poprzedzający
dzień spędziłam w mękach, aby dobrze postawić nogę, aby zrobić kilka kroków, z trudem, drżącą ręką
podnosiłam do ust filiżankę i kilkakrotnie prosiłam mamę, by zrobiła mi masaż. Nie będę opisywać
przerażenia rodziców, kiedy zobaczyli co się dzieje...
Po tym zdarzeniu za każdym razem dokładnie planowałam program ruchowy przed zastosowaniem
klucza do stanu kierowanego. Innymi programami nie posługiwałam się, nie było takiej potrzeby.
Ćwiczenie z odczuciem lotu stawało się coraz bardziej powierzchowne, szczególnie po tym, jak
zaczęłam wątpić w siebie. Teraz wykorzystuję klucz do poprawy techniki uderzeń piłki w tenisie, a i
to niezmiernie rzadko".
Na czym polega stan neutralny? To coś pośredniego między czujnym snem a jawą, takie lekkie
zamroczenie. Metoda autoregulacji sprzyja momentalnemu zagłębieniu się w ten stan, podczas kiedy
w treningu autogennym, psychomięśniowym, psychotonicznym i innych rodzajach treningów i
medytacji osiąga się go nie od razu, jest nietrwały, szybko przechodzi w sen i wymaga
systematycznych, długich zajęć.
Głębia autoregulacji bywa cechą indywidualną Nawet u tego samego człowieka różni się w
zależności od chwilowego nastroju i napięcia fizycznego, chociaż z czasem poddaje się regulacji.
Autoregulacja odkrywa w nas także możliwości twórcze. W ostatnim czasie pojawiła się niezwykła
u mnie jasność myślenia i przekazywania myśli. Tylko w ten sposób mogę wyjaśnić tempo, w jakim
napisałam referat naukowy na VII Międzynarodowy Kongres Psychologii Sportu, który odbył się w
Singapurze w sierpniu 1989 roku. Byłam zmuszona przedstawić swój referat dzień po tym, kiedy
dowiedziałam się, że mam go napisać, przetłumaczyć oraz wygłosić – i to w języku angielskim!
Wieczorem referat był już gotów, a noc i ranek przeznaczyłam na tłumaczenie. Oczywiście, pomogła
mi znajomość przedmiotu oraz języka angielskiego. A autoregulacji zawdzięczam niezwykłą wprost
zdolność do pracy i koncentracji nad referatem.
"A trzecia pieśń – pieśni pozostałe..."
Przypomnijmy, jak przeprowadza się seanse spirytystyczne. Medium poleca obecnym położyć
końce palców na brzegu talerzyka i przyzywa jakiegoś ducha, by odpowiadał na pytania. W udanych
przypadkach talerzyk zaczyna wirować. Najprawdopodobniej poddaje się niewidocznym,
psychomotorycznym popychaniom palców uczestników seansu. Nieświadome impulsy od ludzi są
przekazywane przez palce na talerzyk, zmuszając do wirowania narysowaną na nim strzałką w
kierunku wypisanych liter. Kiedy wyraz już jakby się układał, talerzyk – rzeczywiście – zaczyna
wirować coraz szybciej. Bo podporządkowuje się zintegrowanym, nieświadomym impulsom całego
zebranego towarzystwa.
Na tej zasadzie pracują – jak mi się wydaje – różdżkarze, szukający za pomocą różdżki wody pod
ziemią. Różdżka w ich ręku, podporządkowując się niewidocznym sygnałom psychomotorycznym i
odbijając je pokazuje, gdzie się znajduje woda. Organizm człowieka porównać można tu do kompasu
w polu magnetycznym.
A czemużby nie? Przecież osoby z zaburzeniami wegetatywno-naczyniowymi odbierają
gwałtowne zmiany pogody jak barometr. Prawdopodobnie zespół przyrządów, którymi posługują się
bioenergoterapeuci, wykorzystuje analogiczne zjawisko. Na przykład – używając ramki z cienkich osi
znajomy lekarz określa miejsce zaburzeń w organizmie pacjenta. Gdy zbliża ramkę do chorego
miejsca, ona zaczyna się obracać w jego rękach. To samo można powiedzieć o obrączce, za pomocą
której określa się ciśnienie krwi. Taką obrączkę, wiszącą na nitce, trzyma się nad ręka chorego i
obserwuje, o ile odchyla się ona od oznaczonej w myśli podziałce na tej ręce. Na tym polega cały
eksperyment.
Skąd się bierze wyczucie u medium? Najprawdopodobniej w każdym z nas, w zależności od tego,
na Ile jesteśmy rozluźnieni, mózg jest zdolny łowić niezauważalne sygnały przekazywane przez
pacjenta: charakter oddechu, różnicę wielkości źrenic, mikroreakcję na nieoczekiwany dźwięk lub
światło, stopień zahamowania podczas odpowiedzi na pytania, gotowość do powstania i wykonania
jakiegoś ruchu, poziom ogólnej pobudliwości systemu nerwowego i tak dalej. Na podstawie
nieświadomej analizy całego zespołu tego typu sygnałów syntetyzuje się w nas jakaś ocena stanu
pacjenta. Jednak, by tę podprogową dla naszej świadomości analizę oceny zdrowia pacjenta uczynić
prawdopodobną, należy ją w jakiś sposób ukazać. Temu celowi służą pośrednicy między naszym
odczuciem intuicyjnym a analizą świadomą: różdżka, obrączka czy ramka. Przypomina to trochę
psychiatryczny test Rorscharcha, na którym są naniesione różne, kolorowe plamy, a pacjent odbiera je
w formie bliskich mu kształtów, na przykład łabędzia, orła, psa, czy kobiety. W ten sposób odsłania
swoje podświadome życzenia.
Jak wielkie jest nasze podświadome "JA"! Zawiera doświadczenie osobiste oraz te, przekazane
przez poprzednie pokolenia, doświadczenia naszych praszczurów oraz doświadczenia zespołowe.
Zapewne i starożytne wyrocznie, przepowiadając przyszłość, popadały w szczególny stan i za pomocą
znanych sobie sposobów "puszczały luzem" swoje podświadome "JA". W starych księgach opisano na
przykład, jak to wygłaszającemu przepowiednię kapłanowi rozszerzają się źrenice i twarz nabiera
wyrazu wyobcowania, a po seansie wraca do normalnego wyglądu. Niczym z innego świata do
rzeczywistości. My powiedzielibyśmy, że wychodzi z reżimu autoregulacji, pozbywszy się
oszołomienia.
Jestem pewien, że niektórym bioenergoterapeutom niepotrzebne są ramki czy obrączki,
wystarczają własne ręce. Jeżeli diagnozujący znajduje się choćby częściowo w stanie fazowym (który
może włączać się u niego w wyniku treningu lub spontanicznie, za pomocą własnych zabiegów) wtedy
jego ręce poruszają się mniej lub bardziej dokładnie w kierunku chorego narządu, kierowane przez
opisany wyżej mechanizm podświadomej oceny stanu chorego. Dodajmy do tego doświadczenie
diagnostyczne oraz reakcje pacjenta, które mimowolnie się odsłaniają podczas manipulowania rękami
– i widzimy, że zaczyna omiatać mechanizm dynamicznej korekcji zachowania bioenergoterapeuty.
Włącza się coś w rodzaju biologicznego sprzężenia zwrotnego. Ale – co należy podkreślić – realizuje
się ono na poziomie psychicznym, nie zaś na poziomie jakiegoś mitycznego biopola. Jak bowiem
inaczej wyjaśnić fakt, że oddziaływanie rąk praktykuje się nawet na odległość tysiąca kilometrów,
przez telewizję? Jest to psychoterapia działaniem, z natury rzeczy najstarsza metoda terapeutyczna.
Poddani jej pacjenci faktycznie bywają uleczeni! Jeśli – oczywiście – cierpieli na chorobę, która daje
się wyleczyć za pomocą psychoterapii. Oraz jeśli są podatni na sugestię. W trakcie takiej kuracji
pacjenci mogą nieoczekiwanie dla siebie odczuć zdenerwowanie albo rozluźnienie, coś niby ukłucia
czy też ciepło oraz uczucie chłodu, rozchodzącego się po całym ciele.
Pewnego razu wygłaszałem wykład w republikańskim szpitalu psychiatrycznym w Rydze, podczas
którego demonstrowałem lekarzom osiągnięcia współczesnej psychoterapii. Po wykładzie kilku
lekarzy nauczyło się wywoływać stan autoregulacji. A mnie do swojego "laboratorium" zaprosił
bioenergoterapeuta. Pokazał chorych, których z powodzeniem leczył "biopolem". Robił to tak: za
pomocą galwanometru mierzył choremu różnicę potencjałów elektrycznego oporu skóry lewej i
prawej ręki. Odchylenie wskazówki sygnalizuje, że chory jest psychicznie gotów do leczenia.
Terapeuta ustawiał chorego przed sobą i koncentrował się do tego stopnia, że na czoło występowały
mu krople potu, przesuwał ręce wzdłuż ciała chorego, czasami zatrzymując je w pewnych odcinkach,
silnie wdychał i wydychał powietrze, potrząsając przy tym rękami – jakby pozbywał się przejętej
przez siebie choroby.
Bioenergoterapeuta zaprezentował mi pacjentkę, która bardzo mocno odczuwała dobroczynny
wpływ tych zabiegów. Wcześniej leczyła się w tej samej klinice za pomocą medykamentów – bez
powodzenia! Teraz, zadowolona i wdzięczna, zamknąwszy oczy oczekiwała magicznych prądów.
Kiedy zabieg dobiegł końca, poprosiłem, by opisała co odczuwała. Opowiedziała, że miejscami
czuła ukłucia, potem nagle ciepło, rozlewające się po całym ciele, a potem – gdy bioenergoterapeuta
zaczął w napięciu przesuwać rękę po jej głowie – poczuła, że głowa uwolniła się od jakiegoś ciężaru i
od razu przestała boleć. Teraz czuje się jak nowo narodzona.
Tymczasem lekarze z zainteresowaniem obserwowali nas. Jak to oceni Alijew? Niedawno
twierdził, że "biopole" to psychoterapia, inaczej mówiąc – sugestia. A podczas tego zabiegu
bioenergoterapeuta nie zastosował przecież żadnej sugestii, nie powiedział nawet jednego słowa!
Poprosiłem kobietę, by stanęła plecami do mnie i zamknęła oczy, a w trakcie wykonywanych
przeze mnie czynności komentowała swoje odczucia. Wykonałem za jej plecami kilka nic nie
znaczących gestów (by wyobraziła sobie, że coś się dzieje) i cichutko, by tego nie zauważyła,
odszedłem na bok. Odwróciłem się nawet do niej plecami, dla większe) pewności i zamarłem w
milczeniu. – Czuję prądy! – oznajmiła pacjentka – jakaś fala przeszła, z dołu do góry po całym ciele.
Oddech staje się ciężki, a teraz się uwalnia. Głowa robi się coraz cięższa, czuję senność. Teraz
senność przeszła, a w głowie się rozjaśniło. Kiedy znowu zbliżyłem się i poprosiłem, by otworzyła
oczy, powiedziała, że czuje się bardzo dobrze!
Lekarze, obserwujący ten zabieg zrozumieli, że u pacjentki zadziałały nieświadomie wytyczne
reakcje. Ale bioenergoterapeuta tego nie zrozumiał. Żwawo podszedł do mnie i – jak koledze –
uścisnął dłoń:
– Nie pomyliłem się – powiedział – ma pan bardzo silne biopole! Ale wracajmy do autoregulacji.
Zapamiętajcie:
– Stan autoregulacji to sposób realizacji celów, które człowiek sam sobie wyznacza.
– Uczący się powinien zwrócić uwagę na dwa momenty:
Pierwszy: jeżeli po jednym z czterech podanych przeze mnie ćwiczeń poczuliście niedyspozycję,
słabość – musicie ustalić jej źródła. Zwróćcie się do lekarza. Bowiem metoda autoregulacji – jak
rentgen – ujawnia stan organizmu.
I drugi: później, kiedy nauczycie się kierować sobą za pomocą woli, nigdy nie zapominajcie o
przygotowaniu tak zwanego stanu wyjściowego, obejmującego:
1. Czysty, jasny, świeży umysł.
2. Rześkość, lekkość ciała.
3. "A trzecia pieśń – pieśni pozostałe" – jak mówi jeden z wierszy Rasuła Gamzatowa. Czyli
Wasze indywidualne, szczególne życzenia t przykazy dla organizmu.
Co wydarzyło się Mendelejewowi?
Największą trudność w naszej metodzie sprawia znalezienie obrazu. za pomocą którego włącza się
stan, niezbędny do opanowania autoregulacji.
Odkąd pamiętam, szukam tego obrazu.
Jak w kilku słowach wyjaśnić pacjentowi, co powinien czuć w stanie specjalnym?
W procesie pracy obraz ten stopniowo konkretyzuje się, staje się jaśniejszy, dostępniejszy. Kiedy
stanie się zupełnie jasny, wielu potrafi znaleźć klucz do autoregulacji,
Poszukiwania tego obrazu odbywają się w najróżniejszych sytuacjach. W tym celu pytam swoich
pacjentów, którzy już doświadczyli stanu szczególnego – co w nim jest najbardziej charakterystyczne?
Do czego jest podobny? Jak to można wyjaśnić w dwóch słowach? Bowiem – jak słusznie zauważył
Kurt Vonnegut: – "Nie jest uczonym, kto nie potrafi dziecku wyjaśnić na palcach istoty swojej pracy".
Ludzie różnie opisują swój stan. Jeśli człowiek był nastawiony na to, że wywoła uczucie senności,
stan neutralny zabarwi się tym odcieniem. Jeżeli nastroił się na lekkość i świeżość – będzie właśnie
taki.
U debiutantów podczas pierwszych samodzielnych ćwiczeń zagłębiania się w stan w pozycji
stojącej, nierzadko występuje kołysanie ciała. Grozi tu niebezpieczeństwo nieświadomego upadku.
Czysty stan neutralny nie występuje. Nawet kiedy człowiek chce po prostu odpocząć w tym stanie,
mimowolnie nastraja swój mózg na realizację programu, który kojarzy się z wyobrażeniami o
odpoczynku.
Kiedyś powstała myśl następującego eksperymentu: jeśli uczącym się trudno z początku
samodzielnie opracowywać programy, stosowne do różnych celów – niech spróbują w ogóle nie
tworzyć żadnych programów. Poobserwujmy, co zrobi sam organizm.
Mieliśmy pacjenta, któremu odkleiła się siatkówka. Po operacji prawie wrócił do normy. Ale to
"prawie" było jeszcze odczuwalne dla oka. Młody człowiek przyjechał z daleka z nadzieją że pomoże
mu autoregulacja. Kilka dni opracowywał w stanie szczególnym rekomendowane zadania:
samopoczucie ogólne się poprawia, będzie lepiej widzieć, w okolicy oczu odczuwa przyjemne
przypływy raz ciepła, raz chłodu (stymulujące odżywianie narządu wzroku)... l faktycznie sprawdzian
wykazał, że wzrok pacjenta poprawił się, jak również samopoczucie ogólne oraz nastrój.
Wyznaczyliśmy więc mu inne zadanie: nie formułować żadnych poleceń! Spróbować być
obojętnym: niech się stanie, co ma się stać. Spróbował. Wszedł w stan niczego nie oczekując. (Nie
wyobrażam sobie, jak to jest w ogóle możliwe, ale kto tego doświadczył, utrzymuje, że jest możliwe).
Pacjent zapewniał nas później, że rzeczywiście niczego nie oczekiwał, l nieoczekiwanie ujrzał oko.
Tak, oko! Duże, niebieskie oko... Bezpośrednio przed nim. W przestrzeni. Ze wszystkimi
szczegółami.
I w tym momencie – według jego słów – uwolnił się od czegoś (Od czego? Przecież sam przedtem
zapewniał, że czuje się po seansach doskonale!). Ale uwolnił się. Powiedział, że poprawa, jaka
nastąpiła po tym zabiegu, jest znacznie wyraźniejsza od poprzednich!
Zygmunt Freud prawdopodobnie powiedziałby o realizacji wypartych zadań. Zresztą – nie wiem...
Próbowaliśmy prowadzić doświadczenia z innymi pacjentami, efekty były, ale niejednoznaczne. Tę
dziedzinę należy jeszcze dokładnie zbadać. Mój znajomy poeta powiedział, że po kilku dniach zajęć
autoregulacji zauważył wyraźny przypływ natchnienia: – Widzę, że odpowiedzi – czyli poetyckie
obrazy, szybciej przychodzą mi do głowy, jeśli w trakcie pisania odpoczywam kilka minut w reżimie
autoregulacji!
Czyż nie coś podobnego wydarzyło się Mendelejewowi, który odkrył swoją tablicę "we śnie"? Jego
mózg, nieprzerwanie pracujący nad próblemem, wyzwolił się, syntetyzując nagromadzone wrażenia i
wyodrębnił to, co najważniejsze.
W stanie neutralnym następuje nie tylko odbudowa zniszczonych komórek mózgu i uspokojenie
pobudzonych Zachodzi również neutralizacja stereotypów, które przeszkadzają twórczości, następuje
ich uwolnienie.
Pytano mnie, czy człowiek, znajdujący się w stanie natchnienia twórczego, nie jest przypadkiem w
hipnozie?
A czemuż by nie? Przecież właśnie stan fazowy charakteryzuje się tym, że przy niewielkim
wysiłku można otrzymać duże efekty! Czyż stanu natchnienia twórczego nie cechuje duża
efektywność, znacznie wyższa od normalnego poziomu? l czy w tym stanie, jak na skinienie
czarodziejskiej różdżki, nie przypomina się nagle wszystko co ma związek z przedmiotem, bez
względu na to jak głęboko byłoby ukryte w pamięci? l czyż w stanie twórczej ekstazy człowiek nie
jest skoncentrowany wyłącznie na tym, co stanowi przedmiot jego działalności, nie zwracając uwagi
na otoczenie?
Nabrałem was! W stanie natchnienia twórczego hipnozy nie ma i być nie może! Twórczość
warunkuje myśl wyzwolona, nie obciążona żadnym połączeniem ze zmianami fizjologicznymi w
organizmie, W hipnozie, jak wiemy, polecenia są realizowane. Za każdym razem, kiedy człowiek
pomyśli o cieple, robi mu się ciepło, pomyśli o locie, jego ciało próbuje wzlecieć. Ta materialna
reakcja, towarzysząca myślom, sprowadza szybkość i swobodę myśli do poziomu pracy systemów
fizjologicznych i narządów organizmu.
Nawet w metodyce uczenia szybkiego czytania próbuje się odłączyć proces czytania od
towarzyszącego mu mechanizmu wewnętrznego wypowiadania słów, mechanizmu, którego praca
hamuje psychiczną szybkość czytania. A więc dążenie do twórczości to dążenie do wyzwolenia myśli
od wszelkich mechanizmów materialnych. DIatego proces twórczy nie może być hipnozą, ale
rzeczywistym stanem rozwoju i harmonii, ukierunkowanym na poszukiwania.
Wcześniej mówiliśmy ponadto, że w hipnozie człowiek nie może myśleć! Z tego też względu
oddzieliliśmy w autoregulacji stadium twórczego przyjęcia rozwiązania (opracowanie zadania) od
stadium jego odruchowo-automatycznego wykonania!
Mój przyjaciel, Sergiej Walentynowicz Pietuchow, doktor nauk, opowiedział mi następującą
historię. Pewnego razu, kiedy bolało go gardło, zastosował metodę autoregulacji. Swojemu
organizmowi wyznaczył zadanie: żeby przeszła angina! l nagie wygięło go jak zawodowego
gimnastyka, przykucnął, struny głosowe napięły się, wyciągnął na zewnątrz język, oczy szeroko
otworzyły się. Nieoczekiwanie znalazł się w klasycznej "pozie lwa" z indyjskiej jogi – pozycji, którą
jogowie zalecają przy leczeniu anginy
Skąd się to u niego wzięło? Przecież nie miał pojęcia o szczegółach.
Ale... Jogowie zapewniają, że prawa psychofizjologii są takie same dla wszystkich. Prawa te były
wyliczane przez jogów od tysiącleci. Być może, organizm ma jakąś swoją logikę? l ona "wyrabia się"
w reżimie autoregulacji? A może i tak, że o "pozie lwa" Pietuchow kiedyś czytał. I teraz ta wiedza
zaktywizowała się podświadomie w jego pamięci.
Sam Sergiej Walentynowicz uważa, że z autoregulacją związana jest przyszłość ludzkości. Mieć
takiego przyjaciela i współpracownika jest -nie kryję – wspaniale! Zwłaszcza, że koledzy –
psychoterapeuci nie rozpieszczają mnie uznaniem dla prac w tej naszej wspólnej dziedzinie.
Kiedyś zwróciłem się do leningradzkiego profesora z propozycją współpracy, ponieważ wydawało
mi się, że nasze prace zmierzają w jednym kierunku. Profesor sugerował choremu w hipnozie poprawę
samopoczucia. Poznawszy jego doświadczenia zaproponowałem: – Czy nie zechciałby pan
wykształcić u tego chorego nawyku, przy pomocy którego mógłby samodzielnie kontynuować
leczenie? W sytuacji gdy pan byłby nieobecny, gdzieś w służbowej podróży?
Pomyślicie pewnie, że profesor wykrzyknął: – Eureka!
– No, cóż – powiedział szanowny profesor – I ten kierunek ma, prawdopodobnie, prawo znaleźć się
wśród innych... I podobnie, jak inny profesor, wygłosił mi ogólnorozwojowy wykład o znaczeniu
psychoterapii w procesie uzdrawiania ludzi...
Jestem przekonany, że autoregulacji można uczyć przede wszystkim ludzi, którzy posiadają
zdolność do samodzielnego znajdowania dziedzin jej zastosowania. Oni pełniej realizują tak
potencjalne możliwości własne, jak i metody autoregulacji.
Jak tabletka zdrowia
Grupa pacjentów czeka na kurs autoregulacji. Chorzy i zdrowi, w różnym wieku. Powinienem im
wyjaśnić, czym jest ta metoda. Nauczyć posługiwać się nią. Aby potem to, czego się nauczyli, nie
zawisło w powietrzu. Często tak bywa, że człowiek kończy kurs, a potem brak mu motywacji i
wszystko zmarnowane... Tak jest np. z zajęciami gimnastycznymi, z jogą, z autotreningiem, z
językami obcymi oraz wielu innymi umiejętnościami.
Siedzi grupa. Debiutanci. Powinni być nie tylko leczeni, ale i opanować nawyki, pożyteczne dla
zdrowia.
Dagestański Ośrodek Autoregulacji jest zakładem nowego typu, w którym obok leczenia uczymy i
rozwijamy pacjentów. Człowiek powinien wychodzić od nas nie tylko podkurowany, ale też
wyedukowany, jak później utrzymywać dobrą kondycję. Nauczamy więc ich metody autoregulacji.
Powtarzam: jest ona pożyteczna we wszystkich dziedzinach życia i działalności. Dlatego nasz
zakład jest ośrodkiem, centrum, a me na przykład oddziałem w klinice czy szpitalu. Tam pracują
lekarze, wykorzystujący do leczenia chorych autoregulację łącznie z innymi metodami
terapeutycznymi. Tutaj, w Ośrodku Autoregulacji specjaliści muszą być także psychologami,
pedagogami, socjologami, a nawet filozofami – co zresztą mieści się w moim przekonaniu – w
działalności lekarza, w systemie jego pracy...
Przychodzą do nas sportowcy, pragnący nauczyć się szybkiej odbudowy sił, pedagodzy – ze
zdenerwowania tracący głos przed audytorium, pracownicy zatrudnieni przy monotonnej pracy,
przemęczeni, dyrektorzy przedsiębiorstw, którzy pragną nauczyć się chociaż przez kika minut
wyłączenia się od nacisku tysiąca problemów. Słowem – przychodzą ludzie najróżniejszych zawodów.
A jeżeli się nie uda? Przecież obiecywali!
Jakże nie obiecać, kiedy nie wymyślono skuteczniejszych recept dla zachęcenia pacjenta? A bez
optymizmu lekarza oraz pacjenta nie będzie potrzebnego kontaktu emocjonalnego. A on musi
zaistnieć!
Rezultatem nauki w ośrodku powinna być nie tylko wiedza teoretyczna, lecz i nawyki praktyczne.
Specyficzne, których nie można nabyć poprzez mechaniczne powtarzanie. Można je opanować tylko
w stanie specjalnym – w stanie autoregulacji, co jest znacznie bardziej skomplikowane.
Oto na przykład pacjent, który zgłosił się na leczenie, cierpi na zapalenie korzonków rdzeniowych.
Należy zacząć od uwolnienia go od bólu, bo w tym stanie nie będzie uważnym uczniem. W Ośrodku
Autoregulacji jest pracownik, który się tym zajmuje. Ściślej mówiąc – potrafi to każdy i jeden może
zastąpić drugiego, ale podstawowa odpowiedzialność spoczywa na specjaliście od terapii odruchowej l
oczywiście, na kierowniku ośrodka. Jak zresztą we wszystkich innych przypadkach...
Podczas nauki, jeśli zachodzi potrzeba, stosuje się akupunkturę w połączeniu z innymi metodami
leczenia. Na przykład masażem, pulsowaniem cieplnym, terapią manualną i innymi. Wszystko to
przygotowuje pacjenta do właściwego przeszkolenia.
Już od dawna wiadomo, że im lepiej czuje się człowiek, tym jest zdolniejszy do nauki.
Szczególnie, gdy udziela jej lekarz, który poprawił jego samopoczucie, czym zdobył pełne zaufanie.
Sam lekarz podczas pracy również powinien – mało! – musi dobrze się czuć! W przeciwnym
przypadku nie wywoła u pacjenta obrazu zdrowia! Bez wyrazistego, sugestywnego obrazu zdrowia –
pacjent zdrowieje trudniej. Nawet przy przeprowadzeniu zabiegów fizjologicznych. Stare to prawdy,
ale – niestety – w klinikach rzadko brane pod uwagę. Zresztą – jak może być inaczej, skoro samo
pomieszczenie szpitalne, w swoim obecnym statystycznym wariancie, już wywołuje obraz choroby?
Większość ludzi – niestety – nawet nie potrafi sobie wyobrazić, jak powinien wyglądać zdrowy
człowiek. Jakie powinien mieć oczy, chód, oddech, intonację... W przyszłości – mam nadzieję –
Ośrodek Autoregulacji będzie tak zbudowany, by już przy wejściu pacjent zaczynał lżej oddychać! By
przypominał mu ziemię obiecaną, gdzie można się oczyścić, wyzdrowieć, pokrzepić duszę,
porozumieć z ludźmi. A nawet – być może – podjąć jakieś ważne decyzje. A już na pewno nauczyć się
zdrowego obrazu życia.
Ten nasz przyszłościowy ośrodek zdrowego życia powinien znajdować się na łonie przyrody,
której kontemplowanie już samo w sobie jest psychoterapią! Będzie sala sportowa i oddziały
przeznaczone na wstępne zabiegi leczniczo-ozdrawiające.
Jeżeli człowiek wspaniale się czuje i wykorzystując stan specjalny, utrwala to samopoczucie w
pamięci, potem będzie zdolny posługując się autoregulacją wywołać u siebie dobrą formę.
W takim przypadku metoda działać będzie jak zakonserwowana w organizmie tabletka zdrowia!
Za pomocą autoregulacji można wywoływać wszystko to, co kiedyś pomogło w uzyskaniu dobrego
samopoczucia czy nastroju. Można na przykład wspomnieć najpiękniejszy dzień, kiedy byłeś w
doskonałym nastroju. Kiedy wszystko się udawało. Kipiałeś wtedy energią. Wszyscy patrzyli
wyłącznie na ciebie!
W stanie specjalnym można pomarzyć o tym, jakimi chcielibyśmy widzieć siebie, wyobrazić sobie
upragniony nastrój, wyraz twarzy, chód! ! organizm zacznie nastrajać się na falę naszego ideału.
Święte prawo człowieka do marzeń w stanie autoregulacji przekształca się w możliwość
samotworzenia, a całe bogactwo wrażeń życiowych – w instrument uzdrawiający i przedłużający
życie.
Grupa pacjentów czeka na kurs autoregulacji Chorzy i zdrowi, ludzie w różnym wieku. Patrzą na
mnie. Jestem lekarzem. Aby oni byli szczęśliwsi – ja powinienem czuć się bardzo dobrze!
Piszą do nas...
Po opublikowaniu w radzieckiej prasie artykułów o mojej metodzie, pozwalającej człowiekowi
kierować swoim, organizmem, a zwłaszcza po zademonstrowaniu tej metody w telewizji napłynęły
listy od osób, pragnących nabyć te niecodzienne przecież umiejętności.
Niestety – w artykułach prasowych nie wszystko podano dokładnie i naukowo. Jako lekarz
musiałem więc mieć się na baczności, gdyż czytelnicy odnieśli wrażenie, że autoregulacja jest
czarodziejską różdżką, panaceum na wszystkie nieszczęścia. Mimo dalszych publikacji, które
podkreślały, że ta metoda zalicza się do metod psychoterapeutycznych i porównywały istotę jej
działania z treningiem autogennym – w listach zwracano się do nas nawet z takimi problemami,
których rozwiązanie w żaden sposób nie wchodziło w "kompetencje" autoregulacji!
W listach zaniepokoiła mnie również bardzo często spotykana wiara autorów w to, że autoregulację
można opanować w ciągu pół godziny. Dla tej "pół godziny" dziesiątki ludzi zrywały się z miejsca
porzuciwszy wszystkie sprawy i wędrowały z różnych stron do Machaczkały, nie uzgadniając nawet z
nami terminu przyjazdu.
Skąd się wzięło owe "pół godziny"?
Właśnie stamtąd, z artykułów prasowych. W jednym z nich porównywano czas opanowania
zagłębiania się w stan za pomocą treningu autogennego oraz autoregulacji. Istotnie, w autotreningu ten
stan szczególny osiąga się po miesiącach ćwiczeń a metodą autoregulacji w szeregu przypadków –
nawet w ciągu pół godziny! W tym "szeregu przypadków" wielu czytelników od razu widzi siebie!
– A nie da się tego dokonać w dwadzieścia minut? – zainteresował się ktoś z sali podczas kursu.
Nawet nauka jazdy na rowerze pochłania więcej czasu – odpowiedziałem. – Oczywiście, w
niektórych przypadkach to się zdarza, ale przecież cała rzecz nie sprowadza się do rekordów! Istota
rzeczy – powtarzam – polega na nauczeniu człowieka kierować nadzwyczaj skomplikowaną maszyną
własnego organizmu! A tu wskazana jest ostrożność. To jest przecież organizm ludzki, to jest życie!
Dlatego – niezależnie od ewentualnie możliwej "pół godziny" – aby opanować autoregulację,
należy przejść pełen kurs zajęć, składający się z 8-10 zespołów zabiegów, połączonych z
przygotowaniem teoretycznym "zasady wchodzenia w stan".
A ponadto pamiętajcie, że:
NIE WYSTARCZY NAUCZYĆ SIĘ WYWOŁYWAĆ STAN SPECJALNY, TRZEBA UMIEĆ
WŁAŚCIWIE SIĘ NIM POSŁUGIWAĆ!
Dużą część listów napisali chorzy lub ich krewni. Przedstawiali przeróżne dolegliwości – od
przytępienia słuchu u pięciomiesięcznego dziecka do ciężkich chorób nowotworowych. Wszyscy
prosili o pomoc. Niestety – tych oczekiwań nie spełniamy.
Pisali także ludzie, cierpiący na różnego rodzaju nerwice. Skarżyli się na obniżoną wydajność
pracy, na zmęczenie. Oczywiście, im ewentualnie moglibyśmy pomóc.
Autoregulację chcą opanować młodzi ludzie, starając się rzucić palenie. Oraz narkomani i rodzice
narkomanów. Takim pacjentom – sądzę – również moglibyśmy pomóc.
Piszą do nas ludzie, często już nie najmłodsi ale chorobliwie nieśmiali. Z tego powodu – sądzą –
nie ułożyli sobie życia, albo rozpadła się ich rodzina. To też są nasi potencjalni pacjenci.
Wśród piszących duży procent stanowią ludzie, przygotowujący się do poważnych zmian w życiu.
Chcieliby opanować autoregulację, by zwiększyć odporność nerwową przed czekającymi ich
obciążeniami, zmianą rytmu życia i działalności. Tu autoregulacja może okazać się przydatna.
Interesuje się nią także wielu sportowców, pracujących nad poprawą wyników. Piszą debiutanci,
mistrzowie oraz trenerzy, poszukujący optymalnego podejścia do uczniów. Tutaj – według mnie – bez
autoregulacji wręcz nie osiągnie się wyższego poziomu.
Piszą do nas ludzie pragnący szybko nauczyć się języków obcych lub przyswoić inną wiedzę.
Autoregulacja może im pomóc.
Otrzymujemy także oferty współpracy z zakładami przemysłowymi. By zmniejszyć zmęczenie i
zachorowalność pracowników, wykonujących napiętą, stresującą, monotonną pracę. Uważam, że w
systemie intensywnego wytwarzania, który silnie obciąża psychiczny aparat człowieka autoregulacja
jest bezwzględnie potrzebna.
Przyjeżdżają do nas lekarze i psycholodzy, pragnący wzbogacić swój arsenał metod o jeszcze jedną
metodę profilaktyki i leczenia chorób. Marzyłoby się nam, by każdy lekarz wiedział, czym jest
autoregulacja, oraz aby lekarze-psychoterapeuci posługiwali się nią profesjonalnie! Przecież każdy
psychoterapeuta próbuje uczyć swoich chorych autoregulacji – w ten czy inny sposób. Dlaczego nie
miałby stosować mojej metody?
Zapamiętałem cztery charakterystyczne listy:
"Ten klucz jest mi bardzo potrzebny!!!" – pisze dziesięcioletnia dziewczynka (proszę zwrócić
uwagę na trzy wykrzykniki),
Drugi list napisał do redakcji "Komsomolskiej Prawdy" docent, wykładowca uczelni medycznej.
Żądał przerwania w prasie procesu "ogłupiania" studentów medycyny, którym – według jego słów –
kręci się w głowie od reklamowanych wszelkiego rodzaju pseudonaukowych metod, obiecujących
jakoby uwolnienie ludzkości od wszelakich nieszczęść. ,,To klucz bez prawa przekazu!" – kończy list
(dwadzieścia stron .maszynopisu!) docent.
Autor trzeciego listu był jakimś oryginałem. Po przeczytaniu w artykule o tzw. obręczy cieplnej,
pomagającej w opanowaniu stanu, ,,nagrzewa!" głowę przez 10-15 minut dziennie. Czuł się
doskonale, wygrywał w tenisa oraz w szachy, tworzył trzy razy tyle wierszy co zazwyczaj. Bardzo mi
dziękował za to wzbogacenie weny twórczej. Tragikomizm tej sytuacji oraz jej niebezpieczeństwo
polegało na tym, że w artykule nie podawałem ani istoty, ani sposobu działania nowego wynalazku,
zwanego "biegnącą falą cieplną". Ani też żadnych wskazówek, w jaki sposób osiąga się ten stan!
I, na koniec, ostatni z niezwykłych listów. Ten wydał mi się straszny.
Małolat, który przeczytał w artykule o wyrabianiu nawyku autoregulacji drogą warunkowo-
odruchowego programowania, stwierdza, że już widział w kinie, w jaki sposób programuje się ludzi.
Po takim zaprogramowaniu ludzie jedzą trawę, zamieniają się w roboty oraz w zwierzęta. Nie
podejmuję się komentować tego listu i analizować różnicy między treścią znanego filmu "Martwy
sezon" a metodą autoregulacji. Różnica jest zasadnicza.
Często uczestnicy kursu pytają, w jaki sposób nastroić się za pomocą autoregulacji na
przyśpieszone opanowanie języka obcego? Co należy wyobrazić sobie w stanie specjalnym? Albo: co
należy wyobrazić sobie w reżimie autoregulacji – by przestał boleć ząb?
Odpowiadam: – nie należy sobie wyobrażać niczego szczególnego, jeśli to sprawia trudność.
Należy umieć wywołać głęboki stan neutralny, a potrzebna reakcja sama powstanie – jeśli tylko został
wytyczony cel.
Większość naszych pacjentów – niestety – nie jest w stanie wywołać głębokiego pogrążenia się w
stan szczególny. Osiągnięcie mniejszej lub większej głębi wiąże się z wyjściowym stanem organizmu
oraz z samym zadaniem. Czasami, kiedy zadanie okazuje się zbyt odpowiedzialne, potrzebna
właściwa głębia pozostaje nieosiągalna. Przeszkadza bowiem w tym zdenerwowanie, napięcie i inne
czynniki emocjonalne.
(A na bolący ząb polecam wypraktykowany od pokoleń sposób – wizytę u dentysty! – przyp. red.)-
Spokój i wola
Jeśli spytacie, do jakiej szkoły siebie zaliczam, odpowiem tak: w mojej wyobraźni istnieją dwie
szkoły. Pierwsza – gdy człowiek, określiwszy swój cel pragnie jak najszybciej go zrealizować, a
pracując zwraca się ku specjalistycznej literaturze i fachowcom. Druga – gdy człowiek najpierw uczy
się być pracownikiem naukowym, studiuje odpowiednią literaturę zdobywając informacje, a potem
będąc specjalistą, zwraca się ku interesującemu go zagadnieniu, próbując je rozwiązać.
Siebie zaliczam do pierwszej szkoły. Do praktyków.
Co zaś tyczy się wykształcenia – od dziecka połykałem książki. Brat gonił na podwórku za piłką, a
ja leżałem na tapczanie i czytałem, czytałem... Głównie fantastykę. Później książki z dziedziny
psychologii, medycyny i filozofii. Potem, gdzieś od trzeciego czy czwartego roku studiów, w ogóle
przestałem czytać literaturę specjalistyczną. Muszę przyznać, że z jakiegoś powodu mnie drażniła.
Chciałem sam myśleć. Dlatego zerwałem ze wszystkimi, istniejącymi formalnie szkołami w zakresie
psychofizjologii, psychoterapii i odruchoterapii.
Pozwoliło mi to nie ograniczać się istniejącymi systemami poglądów i kierunków.
Przekonałem się, że jest dobrze, gdy sam lekarz tryska życiem, jest wesoły, życzliwy i pewny
siebie. Wtedy i pacjent czeka, by lekarz pomógł mu stać się takim jak on. A więc lekarzu, wylecz się
sam!
Tak, oczywiście – bez realizacji tej zmiany podejścia w medycynie – autoregulacja zamienia się w
chałturę. Tu nie można oderwać teorii od praktyki!
Jeśli nauczymy człowieka autoregulacji, to znaczy rozwiniemy jego zdolność do realizacji
własnych decyzji, idei, marzeń – konstruktywny rozwój zdolności twórczych stanie się niezbędną
częścią kultury ogólnoludzkiej, gwarantem pozytywnego rozwoju społeczeństwa.
Takie dostrzegam perspektywy...
Częściowo znajdują już one jakąś formę realizacji dzięki współpracy z radziecko-amerykańską
fundacją "Inicjatywa Kulturalna". Celem oficjalnym tej fundacji jest finansowe wspomaganie
perspektywicznych projektów z dziedziny kultury. Fundacja uważa, że najbardziej narażeni na
przeciwności losu bywają ludzie, zajmujący się twórczością. Myśl twórcza jest przecież tak ulotna, że
ulega rozbiciu już przy samej próbie jej zatrzymania i wyrażenia.
Za pomocą autoregulacji chciałbym opracować metodę, która pozwoli człowiekowi wyrazić swoją
myśl twórczą w trakcie jej rozwoju. Będzie to bardzo pożyteczne.
Fundacja popiera projekty twórcze, związane z perspektywą rozwoju człowieka w społeczeństwie.
Przy siedzibie fundacji wydzielono pomieszczenie, urządzone zgodnie z wymogami nowoczesnej
techniki, niezbędnej do przeprowadzania leczniczo-uzdrawiających zabiegów przygotowawczych oraz
procesu opanowania autoregulacji. Grupa kursantów będzie składać się z twórczo aktywnych osób, w
różnym wieku i rozmaitych zawodów.
W ten sposób zamierzamy wykonać wielki skok jakościowy w dziele rozwoju metody
autoregulacji.
Dzisiaj człowiek egzystuje w krytycznych warunkach, bo w konflikcie z naturą. Przedtem chroniła
go przyroda. Toteż Fundacja Ekologiczna ZSRR przygotowuje razem z nami program przygotowania
lekarzy w dziedzinie nowego kierunku uzdrawiania – ekomedycyny, podstawą której będą przede
wszystkim metody leczenia bez stosowania medykamentów i – oczywiście – autoregulacja.
Tą metodą zaczynają się interesować przedstawiciele najróżnorodniejszych kierunków,
stowarzyszeń, związków, jak również grup twórczych, działających na rzecz rozwoju człowieka.
Niedawno odbył się w Baden-Baden (RFN) drugi Międzynarodowy Kongres Badań Systemowych,
Informatyki i Cybernetyki, w którym uczestniczyłem 2 ramienia Fundacji "Inicjatywa Kulturalna".
Zamiast jednego zaplanowanego wykładu o autoregulacji, wygłosiłem cztery. Metoda autoregulacji
bardzo zainteresowała uczestników Kongresu.
Zatem – raz jeszcze najdostępniejszym i najprostszym językiem wyraźmy istotę autoregulacji.
Jak się stroi – na przykład fortepian? Co jest do tego potrzebne? Cisza, aby słyszeć dźwięki, l
kamerton, który pomoże w nastrojeniu strun.
Przy autoregulacji rolę ciszy gra "neutralny" psychofizjologiczny stan, nawyk wytworzony i
rozwinięty za pomocą specjalnego szkolenia. A rolę kamertonu gra obraz – cel. Wasza wola.
Stwórzcie ciszę... Weźcie kamerton...
I, jak powiedział poeta: – ,,Na świecie nie ma szczęścia. Jest spokój i wola!..."
Spokój i Wola!
Post scriptum
Mówią warszawscy pacjenci dra Chasaja Alijewa, którzy uczestniczyli w prowadzonych przez
niego (w maju 1990 r.) w naszej redakcji kursach autoregulacji:
– Od dawna interesuję się różnymi technikami relaksacji, uwalniania organizmu ze stresu.
Wszystkie znane mi dotąd metody mają się do tego, czego uczył nas dr Alijew tak, jak noc do dnia!
– Zmęczenie kleiło mi oczy zmuszając do kładzenia się spać zaraz po dzienniku telewizyjnym.
Dzięki opanowaniu metody autoregulacji dra Alijewa bez problemu czytam teraz książki do północy,
a rano wstaję rześka i wypoczęta. Przestałam już także wypijać morze kawy, gdyż opanowałam
skuteczniejszy sposób odprężania się, nabierania sił.
– Bardzo wysoko oceniam fachowe kwalifikacje dra Alijewa. Widać, że ma duże doświadczenie
kliniczne w pracy z pacjentami. Potrafi bowiem dać uczestnikom kursu gwarancję bezpieczeństwa.
Rozmaite techniki psychologiczne, stosowane na ludziach wywołują czasami tak silne reakcje, że aż
niebezpieczne, laik sobie z tym nie poradzi.
– Zakres wiedzy i kompetencje dra Alijewa wykraczają znacznie poza tradycyjne metody leczenia.
Jest on i psychiatrą, i psychologiem, i hipnotyzerem, stosuje sugestię, posługuje się akupunkturą i
kręglarstwem. Tak szeroki zakres technik umożliwia mu całościowe podejście do pacjenta, potrafi
uruchomić to, co w procesie leczenia jest najważniejsze: autoregulację organizmu. Uczy człowieka,
daje mu sposób radzenia sobie z własnymi problemami. Zrywa tym samym z obowiązującą
powszechnie w medycynie zasadą bierności: pacjent nie bierze odpowiedzialności za leczenie,
zrzucając ją całkowicie na lekarza, na tabletkę, na zastrzyk... Sam chory pozostaje jedynie
przedmiotem różnorakich oddziaływań, którym się poddaje i... czeka na rezultat!
– Dr Alijew nauczył nas techniki psychologicznej, dzięki której możemy rozwijać osobowość,
panować nad własnym organizmem oraz kształtować psychikę w pozytywnym kierunku. Technika dra
Alijewa działa bardzo głęboko, zmieniając właściwie całą fizjologię człowieka Nie spotkałem w
Polsce pracującego w ten sposób terapeuty, chociaż każdy psycholog czy psychiatra posługuje się
autoregulacją.
– Czasami wyjaśnienia dra Alijewa brzmią zbyt fizjologiczno-materialistycznie, sprowadzają
wszelkie procesy, zachodzące w psychice, wyłącznie do neurofizjologii. Ale do czego ma się
odwołać? Gdyby operował pojęciem duszy – zarzucono by mu brak naukowości. Gdyby stosował tok
rozumowania Chińczyków czy Hindusów – po prostu by go wyśmiano...
– Opuszczamy kurs, prowadzony przez dra Alijewa, jakby w jakimś transie. Wydaje się, że
tryskamy energią, że jesteśmy jak nigdy rozluźnieni, zrelaksowani. Ta euforia, ten luz... Podejrzewam,
że jest to jedynie skutek sugestii, którą dr Alijew się posługuje. No, cóż – czas pokaże, czy działała na
nas siła sugestii – czy siła medycyny...
– Metodę dra Alijewa uważam za rewelacyjną. Wyzwala ona ukrytą w nas energię, której sami
nigdy nie potrafilibyśmy obudzić ani wykorzystać. Drzemałaby więc w nas, a my nawet nie
wiedzielibyśmy o jej istnieniu, o możliwościach, jakie stwarza.
– Regulacja dra Alijewa bardziej mi odpowiada niż trening autogenny czy DU (doskonalenie
umysłu).
– Dr Alijew wytłumaczył nam, że choroba wypływa z naszej głowy za naszą wiedzą i wolą. I ze tą
samą drogą można ją cofnąć.
– Od lat leczę nerwicę odwiedzając różnych lekarzy. Wczoraj, po raz pierwszy od... nie pamiętam
już, odkąd – odniosłam, sukces: wprowadziłam się w stan neutralny i zasnęłam bez zażywania
nasennej tabletki.
– Osiągnęłam nie znany mi dotąd luz, wyciszenie, odprężenie. To bardzo dużo!
– Przyszłam na kurs z czystej ciekawości. Chciałam zobaczyć, co robi dr Alijew, ale osobiście nie
zamierzałam niczemu się poddawać. Zaprę się i już, moje ręce ani drgną! Ręce okazały jednak
posłuszeństwo poleceniom dra Alijewa i rozeszły się na boki ku mojemu kompletnemu zaskoczeniu.
Nauczyłam się autoregulacji i zamierzam ją wykorzystać w osiągnięciu dwu konkretnych celów. Po
pierwsze – by codziennie intensywnie gimnastykować się, rozruszać wszystkie mięśnie – bez uczucia
bólu. Tak, jak to robiliśmy podczas zajęć. Taka gimnastyka, do której nie mogę się jakoś
zmobilizować oraz przed stosowaniem której powstrzymuje mnie strach przed obolałymi potem
mięśniami – pozwoli mi utrzymać szczupłą, wysportowaną sylwetkę. Cel drugi: poważnie ograniczyć
liczbę wypalanych papierosów. Po lekkiej hipnozie, zastosowanej przez dra Alijewa, długo nie
ciągnęło mnie do palenia, a potem dobrze znane "Carmeny" nagle zaczęły pozostawiać jakiś obcy,
metaliczny smak na języku... A może nawet uda mi się porzucić nałóg?
– Po seansach czuję się błogo, przyjemnie, wracam do domu jak na skrzydłach!
– Sukces! Już potrafię się niczym nie denerwować!
– Na zajęcia, prowadzone przez dra Alijewa, przychodzi sporo znerwicowanych osób, mających
kłopoty z zaśnięciem, rozstrojonych nerwowo, łatwo popadających w depresję, o obniżonych
nastrojach i w ogóle nie umiejących uporać się z własnymi lękami, z nieśmiałością, z rozmaitymi
problemami. Cóż ofiaruje im medycyna? Przede wszystkim tabletki. Nasenne, wyciszające,
uspakajające, podnoszące nastrój. Dopiero dr Alijew nauczył ich, jak obywać się bez pigułek, jak
zastąpić chemię "specyfikami z własnej, wewnętrznej apteki", czyli jak uruchomić siły, drzemiące w
każdym z nas.
– Szkoda, że propozycje dra Alijewa spotkały się z minimalnym zainteresowaniem polskich
lekarzy i psychologów. Obawiam się, że wielu spośród uczestników jego kursów zacznie na własną
rękę, w rozmaitych grupach, stosujących terapie naturalne – posługiwać się metodą autoregulacji. Pół
biedy, gdy sami praktykują na sobie, w końcu po to chodzili na kurs, by się czegoś nauczyć. Ale jeżeli
przyjdzie im do głowy uczyć innych ludzi autoregulacji według dra Alijewa? Uprzedzam, że może to
robić jedynie człowiek odpowiedzialny, wiedzący, co może się dziać z pacjentem i znający techniki
radzenia sobie z owymi groźnymi nieraz, innym razem szokującymi reakcjami.
– Zapraszając dra Alijewa zrobiliście kawał dobrej roboty. Proszę, umożliwcie nam częstszy
kontakt z tym dobrym lekarzem i sympatycznym człowiekiem.
SPIS TREŚCI:
Od redakcji
Słowo wstępne
Z zaciśniętą pięścią na... tygrysa
Od baletu do lotu w kosmos albo korzyści z autoregulacji
Jest taki szczególny stan...
Między snem a jawą
Podleczysz się sam!
Przywołać właściwy obraz
Powtarzamy lekcję
Bez bólu
Ostrożnie
"A trzecia pieśń – pieśni pozostałe..."
Co wydarzyło się Mendelejewowi?
Jak tabletka zdrowia
Piszą do nas...
Spokój i wola
Post scriptum