background image

BENTE PEDERSEN 

NISZCZĄCY PŁOMIEŃ 

background image

Siedemnaście  lat.  Kiedy  ma  się  siedemnaście  lat  i  pogodne  usposobienie,  słoneczne 

miesiące  otwierają  nieskończenie  wiele  możliwości.  Ten,  komu  wyobraźnia  z  łatwością 

wskazuje drogi do krainy marzeń, na całe życie zachowa w pamięci młodzieńcze czerwcowe i 

lipcowe uniesienia. 

Ida miała siedemnaście lat. Krucha, żywa jak srebro, z wiecznym wyrazem zadumy na 

twarzy, który jednych przyciągał, innych odpychał. 

Rude włosy zazwyczaj splatała w warkocze. Czyniła tak dlatego, że grube i sięgające 

pasa sploty łatwiej było w ten sposób utrzymać w ładzie. 

Poza  tym  warkocze  ujmowały  jej  lat.  Niewiele  dziewcząt  w  jej  wieku  chciało 

wyglądać młodziej i mniej kobieco. 

Ida chciała. 

Zielonobrązowymi  oczyma  spoglądała  na  świat  i  ludzi  i  w  chłonnej  pamięci 

zapisywała wszystko, co ujrzała. 

Niewiele  czasu  upłynęło  od  chwil,  kiedy  wydeptano  ścieżki  na  cypel.  Potem  zarosły 

na parę lat. 

I  znów  pojawiły  się  na  nich  ślady  chłopięcych  stóp.  Tłumnie  wyruszali  z  wioski  do 

domu  Kwena  Reijo,  by  pukać  w  okiennice  izby  jego  pięknej  córki.  Ida  była  im  zresztą 

całkiem rada. Przynajmniej odrobinę. 

Nie lubiła tylko, kiedy bili się o nią. Kiedy z jej powodu kłócili się między sobą. 

Ida darzyła wszystkich jednakową sympatią. Przy żadnym z zalotników nie zabiło jej 

ż

ywiej  serce.  Za  każdym  razem,  splatając  palce  z  palcami  kolejnego  chłopaka,  czekała  na 

znak.  Flirtowanie  sprawiało  jej  przyjemność,  władza,  którą  miała  nad  nimi,  sprawiała  jej 

zadowolenie. Popełniali dla niej rozmaite głupstwa, a ona zawsze ich żałowała. 

I za każdym razem doznawała równie silnego rozczarowania. 

Elise  napomknęła  kiedyś  o  wielkim  uczuciu.  Ilekroć  spoglądała  na  wujka  Mattiego, 

czerwieniła  się  po  same  uszy.  Wystarczało,  by  zasiedli  oboje  po  dwóch  stronach  stołu,  a 

powietrze w izbie przenikała przedziwna atmosfera. 

Ida nie przeżyła nic podobnego podczas nocnych wizyt chłopców z osady. 

Błagali,  by  wpuściła  ich  do  środka.  Obrzucali  ją  wyzwiskami  tylko  dlatego,  że 

ż

adnemu nie otworzyła drzwi. 

background image

Ale  nie  przestawali  przychodzić,  wierząc  niezachwianie,  że  w  końcu  ulegnie.  Podda 

się czarowi jednego z nich. A Reijo o przenikliwych zielonych oczach niczego się nie dowie. 

Ida  zamykała  okiennice.  Raz  nawet  przytrzasnęła  palce  rozochoconemu 

młodzieńcowi, który wspiął się aż na parapet. 

Zapamiętali to zdarzenie i stali się ostrożniejsi. 

Ale  wciąż  krążyli  wokół  niej.  Rozmawiali  o  niej,  czasami  aż  nadto  rubasznie, 

używając języka śmielszego niż w marzeniach. Podrzucali sobie nawzajem słowa, ubodzy we 

własne doświadczenia na tym polu. Lecz nie przestawali darzyć jej szacunkiem. 

Wszystkich traktowała jednako. Jeśli kogoś wyróżniła większym zainteresowaniem, to 

i  tak  nie  pozwalała  mu  na  więcej  niż  pozostałym.  Ukradkowy  pocałunek,  to  wszystko. 

Nikomu nie pozwoliła się dotknąć. 

Pozostawała  tajemnicza.  Pociągająca,  baśniowa  nieomal  postać,  do  której  biegły  ich 

marzenia. 

Zdawali  sobie  sprawę,  że  ten,  kto  ją  zdobędzie,  ten,  któremu  uchyli  okiennicy,  musi 

mieć w sobie coś szczególnego. 

Zwykli chłopcy nie mieli przystępu do takich księżniczek jak Ida. 

Ale  każdy  z  nich  wierzył  święcie,  że  zostanie  wybrankiem.  Że  w  końcu  dziewczyna 

dostrzeże ukrytą w nim wyjątkowość. 

Ida  nie  czyniła  nic,  by  się  wyróżnić,  ale  przejrzeli  ją  na  wylot.  Dobrze  wiedzieli,  co 

ukrywa. To, że nie podkreślała swej niezwykłej urody, zwiększało ich szacunek. 

Nie wynosiła się nad innych. Była sobą. 

Reijo  widział,  jak  jego  córka  rozkwita,  a  świat  staje  przed  nią  otworem.  Pamiętał 

własną młodość, miał wtedy mniej lat niż Ida i gotów był zrobić wszystko dla dziewczyny tak 

do niej podobnej. 

Wewnętrzny  głos  domagał  się,  by  chronił  córkę,  zamknął  ją  przed  ludźmi,  trzymał  z 

dala od tych rozpalonych chłopców, którzy pragnęli pozbawić ją niewinności. Czuł to samo, 

co  czuło  tysiące  ojców  przed  nim.  I  tylko  wspomnienie  tamtych  letnich  dni,  kiedy  marzył  o 

Raiji, kazało mu poskromić zbytnią surowość. 

Nie  pomógłby  Idzie,  odmawiając  jej  zabaw,  ekscytacji,  zalotów,  ukradkowych 

pieszczot, bólu i radości... 

To  było  jej  życie  i  sama  musiała  dokonywać  wyborów.  Nie  powinien  wtrącać  się  w 

nie  zbyt  natarczywie  i  w  ten  sposób  odpychać  jej  od  siebie.  Jedynego  dziecka,  które  mu 

pozostało. 

background image

Tego  kruchego,  choć  pełnego  życia  kwiatu  o  twarzy  Raiji,  takim  samym  uśmiechu  i 

sposobie  bycia,  z  identyczną  zmarszczką  zdziwienia  między  wygiętymi  w

 

łuk  brwiami  i 

równie silnym zamiłowaniem do fantazjowania - i z jego nosem, zamyślonym spojrzeniem i 

spokojem ducha... 

Tej niezwykłej mieszanki siebie samego i Raiji. Nie mógł nacieszyć nią oczu. 

Dziecko,  o  którym  nawet  nie  śnił.  Los  obdarzył  go  nim  wtedy,  gdy  najmniej  na  to 

zasługiwał. 

Dziecko dziewczęcia, które kochał letnią porą, równie gorącą i czarowną jak ta teraz. 

Ida roztaczała wokół siebie ten sam urok co jej matka. Tę samą radosną magię. 

I przerastała Raiję na wiele sposobów. Miała coś, czego tamtej brakowało. 

Korzenie. 

Zaufanie do świata. 

Poczucie przynależności i własnej wartości. 

Przyjaciół. 

Umiejętnością nawiązywania kontaktów bila matkę na głowę. 

Miała to, czego Raija szukała całe życie. Przyjaciółki. 

Dziewczęta nie spędzały wiele czasu na beztroskich pogawędkach. 

Praca  wypełniała  nieomal  całe  ich  życie.  Ci,  którym  bieda  zaglądała  w  oczy,  nie 

narzekali na brak zajęcia. 

A  w  Roku  Pańskim  tysiąc  siedemset  czterdziestym  siódmym  mało  kto  cieszył  się 

dostatkiem. 

Zimą  i  wiosną  osadę  zamieszkiwały  głównie  kobiety.  Większość  zdolnych  do  pracy 

mężczyzn  ruszała  na  Lofoty  lub  do  Finnmarku.  Połowy  w  fiordzie  nie  starczały  na  chleb 

codzienny, spłatę długów i dziesięciny. 

Musieli ruszać w świat. 

Tylko  w  ten  sposób  mogli  zatrzymać  biedę  na  progach  domostw,  rzadko  jednak 

zasiadali do suto zastawionego stołu. Gospodarzyli oszczędnie i ostrożnie. Nigdy nie można 

było  przewidzieć,  czy  morze  nie  poskąpi  swych  skarbów,  a  do  kaprysów  północnej  ziemi 

każdy już zdążył się przyzwyczaić. I nikt nie miał pewności, że odpłaci choć w części za trud 

włożony w uprawę. 

Lud był pracowity. 

Niedziele jednak dziewczęta miały tylko dla siebie. 

Zbierały się, by się nacieszyć młodością. 

Siadały pod ścianą domku na cyplu, wystawiając twarze do popołudniowego słońca. 

background image

Reijo  usuwał  się  na  bok,  kiedy  nadciągała  szczebiocząca  gromadka  panien  w 

odświętnych  długich,  czarnych  sukniach.  Spuszczał  łódź  i  wypływał  na  fiord.  Też  miał  na 

sobie niedzielny strój. Nie zabierał rybackiego ekwipunku, wiosłował tylko po to, by napełnić 

się spokojem, znaleźć się w miejscu, gdzie nic nie mogło zakłócić toku jego myśli. Gdzie był 

sam na sam Z niebem i słoną wodą, z dala od lądu. 

Gdzie znajdował ukojenie. 

Dziewczęta nie miały nic przeciw temu. Nigdzie indziej nie dawano im tyle swobody. 

Wszędzie  byli  rodzice,  nastawiający  uszu,  zaniepokojeni,  często  niepotrzebnie 

wtrącający  się  w  sprawy,  które  dziewczęta  uznawały  za  ważne.  Rodzice,  którzy  wciąż 

uważali je za małe dzieci. 

Zazdrościły Idzie ojca. Różnił się wszystkim od ich własnych, nawet wyglądem. 

- Jest przystojny - zachichotała Henriettę, przygryzając warkocz ciemnych włosów. 

Ida  spojrzała  zdumiona  na  przyjaciółkę,  zupełnie  jakby  ta  twierdziła,  że  na  księżycu 

ż

yją ludzie. 

Reszta  dziewcząt  wybuchnęła  śmiechem,  w  którym  pobrzmiewała  jednak  nutka 

akceptacji dla słów Henriettę. Henriettę mówiła zwykle, co jej ślina na język przyniesie,  ale 

tym razem trafiła w samo sedno. 

-  Tata?  -  zdziwiła  się  Ida.  -  Tata  przystojny?  Skierowała  wzrok  na  fiord.  Łódka 

odcinała się maleńkim brązowym półksiężycem na lazurowej toni. 

Może i był przystojny, Ida nie potrafiła się zdecydować. Córki nie myślą w ten sposób 

o własnych rodzicach. 

-  Nie  wygląda  jak  inni  ojcowie  -  dodała  zamyślona  Sofia.  Miała  niebieskie  oczy,  w 

których nieomal łatwiej było utonąć niż w oczach Idy. - Ale twój brat jest ładniejszy - dodała 

rozmarzona. - Macie jakieś wieści od niego? 

Ida  pokręciła  głową.  Knut  nie  odzywał  się  od  dawna.  Siostra  myślała  o  nim 

codziennie, nieustannie modliła się o jego powrót. 

To nic, że stracił ukochaną, nie musiał też przywozić złota. Niech tylko wróci! 

Ida nie podzieliła się tymi myślami z przyjaciółkami. Nie wiedziały ani o złocie, ani o 

ukochanej Knuta. Ida lubiła się zwierzać, ale nigdy nie mówiła wszystkiego. 

Taką miała naturę. 

Indianne milczała. Kiedyś była dziewczyną Knuta. 

Wtedy  nie  widziała  w  tym  nic  szczególnego,  ale  długa  nieobecność  chłopaka 

dodawała  dawnemu  związkowi  nimbu  tajemniczości.  Teraz  Knut  stał  się  ukochanym  z 

marzeń, a przez to innym i niezwykłym. 

background image

Indianne  zapomniała  niezdarne  pocałunki,  które  napawały  ją  wstrętem,  dotyk 

niecierpliwych  dłoni,  którego  nie  znosiła.  Marzyła  o  Knucie  Elvejord,  o  nim  myślała, 

zasypiając,  jego  obraz  przywoływała  najczęściej  po  przebudzeniu.  W  marzeniach  wszystko 

jest możliwe. 

Indianne  wcale  nie  miała  pewności,  że  kocha  Knuta,  ale  niecierpliwie  wyczekiwała 

jego powrotu. Wtedy będzie jeszcze lepiej niż w snach. 

Z  żadną  z  koleżanek  nie  podzieliła  się  tymi  myślami.  Należały  wyłącznie  do  niej.  Z 

pewnością nie zwierzyłaby się Idzie. Ida była bardzo związana z bratem. 

Nie  różniły  się  zbytnio  wiekiem.  Indianne  była  rok  starsza  od  pozostałej  trójki.  Jej 

gderliwa matka uważała, że córka dorosła już do małżeństwa, ale Indianne wolała czekać. 

Henriettę  i  Sofia  spotykały  się  z  podobnymi  napomknieniami.  Skrzynie  stojące  u 

wezgłowia ich łóżek wypełniały się z wolna wianem. 

Hafty  na  najcieńszym  płótnie,  na  jakie  stać  było  rodzinę.  Poszwy  na  poduszki. 

Ręczniki. Rzeczy niezbędne w przyszłym domu. 

Ida nie miała skrzyni. 

Reijo nie popędzał córki. Pragnął utrzymać ją przy sobie jak najdłużej. 

Bez  córki  jego  dalsze  życie  stawało  się  wielką  niewiadomą,  dobrze  o  tym  wiedział. 

Ida nie poświęcała przyszłości wiele uwagi. 

- Emil pytał o ciebie wczoraj. - Oczy Sofii zamigotały szelmowsko. 

Ida wzruszyła ramionami. 

-  Niech  sobie  pyta!  Młodzież  spędziła  poprzedni  wieczór  na  tańcach,  ale  Ida  się  nie 

pojawiła. 

-  Nie  miałam  ochoty  -  ucięła  krótko  i  podwinęła  spódnicę,  odsłaniając  kostki.  W 

towarzystwie samych dziewcząt mogła sobie na to pozwolić. 

-  Przyszedł  Sedolf  -  oznajmiła  Sofia  z  pozorną  obojętnością,  choć  w  jej  wzroku 

pojawił się wyraz rozmarzenia. 

- Sedolf jest ładny. 

- Ale nie można mu ufać - rzuciła oschle Indianne. 

- Tak jak Simonowi - dodała Ida z równą oziębłością. - W końcu są kuzynami. Sedolf 

to flirciarz. 

Marzenia  Sofii  krążyły  nieustannie  wokół  cudownej  miłości  i  nieprzerwanego 

szczęścia.  Wprawdzie  nie  znała  nikogo,  kto  doznawał  takich  uczuć,  ale  wierzyła 

niezachwianie, że właśnie jej się przydarzą. 

background image

- Maja jest pewnie załamana, że Simon nie wraca do domu - stwierdziła. - Dziwię się 

mężczyznom.  Po  co  ruszył  na  północ?  Pomieszało  się  mu  w  głowie  po  tym  więzieniu!  Bóg 

jeden wie, co mu się tam przytrafiło! 

Ida znała prawdę. A Maja wcale nie była załamana. Przynajmniej nie z tego powodu. 

Ludziom w wiosce wystarczały domysły, by ferować wyroki. 

- Emil ujdzie - powiedziała Henriettę. - Mają ziemię na własność. Emil ją odziedziczy 

po starszeństwie. A jest wcale ładny. 

Pozostałe trzy dziewczęta spojrzały na nią jak na komendę. 

-  Nie  tak  jak  Sedolf  -  przyznała  naprędce  Henriettę.  -  Ale  żaden  z  niego  brzydal.  I 

kocha się w tobie na zabój, Ido. Powinnaś okazać mu więcej sympatii. 

Ida roześmiała się perliście. 

- Nie mogę, Henriettę. Nie lubię go, przynajmniej nie w ten sposób. 

-  A  właśnie,  że  lubisz  -  droczyła  się  z  nią  Indianne,  ale  Ida  posłała  jej  gniewne 

spojrzenie. Indianne niebezpiecznie zbliżyła się do prawdy. Nad fiordem mieszkało niewielu 

chłopców  w  odpowiednim  wieku  i  tylko  część  z  nich  dziewczęta  uznawały  za  godną  siebie 

partię. Trzeba było działać szybko, żeby nie skończyć u boku jakiegoś parobka. 

- Emil nie jest wcale przystojny - ucięła dyskusję Ida. - Całkiem miły, nie powiem, ale 

nie przystojny! 

Roześmiały się wszystkie poza Henriettę. 

-  Nie  warto  być  zbyt  wybredną  -  powiedziała  kwaśno.  -  A  ludzie  tak  o  tobie  gadają, 

Ido! 

Sofia  i  Indianne  posłały  sobie  znaczące  spojrzenia  i  Ida  zrozumiała,  że  w 

sformułowaniu Henriettę tkwi ziarenko prawdy. 

-  Nie  dbam  o  to,  co  ludzie  gadają  -  odrzekła  bez  przekonania.  Słowa  potrafią  ranić. 

Wcale nie chciała trafić na języki, przez wzgląd na ojca i na samą siebie. 

Henriettę  pożałowała  złośliwości.  Opuściła  wzrok  na  swoje  ręce,  zaczerwienione  od 

ciężkiej  pracy.  Zdarła  kolana  i  kostki  dłoni,  szorując  podłogi  i  piorąc  bieliznę  w  domu 

bogatego chłopa. 

Nawet latem woda w drewnianych wiadrach stygła szybko. 

- Plotą, co im ślina na język przyniesie - mruknęła. 

- Że jestem wybredna? - zdziwiła się Ida. - Skąd to im, na Boga, przyszło do głowy? 

Nie mam powodów, by się uważać za lepszą od innych. 

background image

Przyjaciółki  pokiwały  zgodnie  głowami  i  wzięły  Idę  w  obronę.  Dobrze  wiedziały,  że 

Ida nie lubi się wywyższać. Nie leżało to w charakterze dziewczyny, ludzie po prostu mylnie 

tłumaczyli sobie jej pozorną nieprzystępność. 

- Tak mówią ci, którzy uważają Emila za dobrą partię - dodała ostrożnie Indianne. Nie 

chciała  zadzierać  z  Idą.  Pragnęła  zapewnić  sobie  jej  przychylność  na  wypadek  powrotu 

Knuta. 

- Za dobrą partię dla mnie? - domyśliła się Ida. Henriettę skinęła głową. 

-  Co  ich  to  obchodzi?  -  zdumiała  się  Ida  i  z  westchnieniem  wsparła  policzek  na 

kolanie. - Nie chcę Emila. Po co utrudniają mu sprawę takim gadaniem? Nie będzie mógł się 

wycofać, choćby chciał. Będzie jeszcze gorzej, a na koniec zwalą całą winę na mnie... 

-  Tak  to  już  jest,  kiedy  ma  się  tyle  lat  co  my  -  filozofowała  Sofia,  marząc,  by  mieć 

podobny dylemat. Najlepiej z Sedolfem. 

- Nie spieszy mi się do zamążpójścia - ciągnęła Ida. - Sam wiek nie wystarczy, musi 

być coś... więcej. 

Przyjaciółki  zgodziły  się  z  nią.  Wiedziały  doskonale,  że  największą  szansę  na  to,  by 

przeżyć „coś więcej”, ma Ida. Bo jej ojcem jest Reijo. 

Ich rodzice uznawali napomknienia o uczuciach za zwykłe brednie. 

-  Chcesz  kogoś  zdobyć,  to  postaraj  się,  by  zrobił  ci  dziecko  -  stwierdziła  z 

wyrachowaniem Henriettę. - Twojej siostrze się udało. Pomyślcie tylko, ma Simona za męża! 

- Zdobyłaby go i w inny sposób - odrzekła sucho Ida, nie wdając się w szczegóły. I tak 

dość gadano o Mai i Simonie. Ludzie widzieli, że źle się układa między nimi. - Gładka twarz 

nie wystarczy - dodała. 

Wszystkie  to  wiedziały.  Choć  z  drugiej  strony,  bez  gładkiego  lica  było  równie 

trudno... 

Z  miejsca,  w  którym  siedziały  dziewczęta,  rozciągał  się  widok  na  plac  targowy, 

wyludniony o tej porze. Minie sporo czasu, zanim znów wypełni się gwarem ludzkich głosów 

i  obfitością  towarów.  Jarmarki  stanowiły  najważniejsze  wydarzenia  w  roku.  Widok  nowych 

twarzy  przyprawiał  dziewczęta  o  szybsze  bicie  serca,  ale  nie  na  długo.  Przybysze,  wolne 

ptaki, nie nadawali się na towarzyszy życia dla porządnych panien. 

Dziewczęta  widziały  również  wąską  drogę,  wijącą  się  pośród  sosen.  Wiodła  wzdłuż 

rzeki,  przekraczała  ją  w  górnym  biegu  i  wcinała  się  w  wąską,  dziką  dolinę.  Dolina  biegła 

między  stromymi  zboczami  i  raptownie  przechodziła  w  ogromny  płaskowyż  przykryty  nie-

zmierzonym nieboskłonem. 

Pogranicze. Kraina niczyja. 

background image

Wąska  droga  mogła  zaprowadzić  daleko  na  południe,  tam  gdzie  mówiono  innym 

językiem,  gdzie  mieszkano  w  soczyście  zielonych  świerkowych  lasach.  W  piaszczystych 

glebach północy rosły jedynie sosny. 

Na drodze pojawili się jacyś ludzie. 

Dziewczęta  zerwały  się  na  równe  nogi,  pospiesznie  strzepując  kurz  ze  spódnic. 

Ciekawie zerkały ku zbliżającej się gromadce. 

Może  przechodzili  jedynie  w  pobliżu,  równie  dobrze  mogli  jednak  zdążać  do  domu 

Reijo na cyplu. Reijo często miewał gości, jeszcze jeden powód, by zazdrościć Idzie. To było 

takie  ekscytujące,  Reijo  znał  rozmaitych  ludzi,  nawet  takich,  przed  którymi  inni  zawarliby 

drzwi i okiennice. 

-  Tatko  spodziewa  się  jakichś  Finów  do  pomocy  przy  prażeniu  smoły  -  wyjaśniła 

spokojnie  Ida.  Ledwie  rzuciła  okiem  na  zbliżające  się  postacie,  z  góry  zakładając,  że  to 

smolarze. Od dawna się  ich spodziewali. Reijo trudnił się wyrobem smoły  co roku i zawsze 

korzystał z pomocy rodaków. 

Nikt lepiej nie znał się na tej robocie, twierdził ojciec. Norwegowie nie mają pojęcia o 

smolarstwie, dodawał jednym tchem. 

I nie mylił się. Z mielerzy, które stawiał, uzyskiwał znacznie więcej czarnego złota niż 

ludzie  w  osadzie.  A  smoła  była  dla  Reijo  konieczna  do  przetrwania.  Nie  trudnił  się  już 

rybołówstwem. 

Gdyby stracił któryś ze stosów, w wyniku deszczów, nieumiejętnego ułożenia drewna 

czy niewłaściwego doglądania, pozbawiłby się środków do życia. 

Złoto  Knuta  ukrył  i  nie  korzystał  z  niego.  Traktował  je  jako  rodzaj  zabezpieczenia. 

Ostatnią deskę ratunku, gdyby sprawy potoczyły się niepomyślnie. 

- Nie potrzebujemy zbytków - wyjaśnił Idzie. - Dobrze się nam żyje. 

Przyjaciółki przyjęły westchnieniem wiadomość o Finach. 

- Ty to masz szczęście - powiedziała Sofia, zapominając na chwilę o Sedolfie. - Ci, co 

przybyli w zeszłym roku, byli... niesamowici. Prawdziwi mężczyźni! 

Sapnęła  zachwycona  przez  nos.  Najchętniej  by  została,  ale  tak  jak  reszta  dziewcząt 

odebrała stosowne wychowanie i wiedziała, że takie zachowanie nie przystoi. Zebrałaby burę 

w  domu,  gdyby  dowiedziano  się,  że  witała  u  Reijo  obcych  mężczyzn.  Młoda  i  niezamężna 

panna musi dbać o reputację. 

-  Jeszcze  ich  zobaczycie  -  pocieszała  Ida.  -  Budowa  stosu  zajmie  im  wiele  czasu. 

Będzie zabawa, jak go zaczną rozpalać. 

Wiedziały o tym. I o tym, że Reijo Kesaniemi ma kilka mielerzy. 

background image

To byli smolarze. Ida rozpoznała ich z daleka. Trzech mężczyzn na koźle wozu, który 

najlepsze  dni  miał  już  za  sobą.  Ciągnęły  go  dwa  niewielkie  cisawe  koniki,  takie  jakich 

powszechnie używano w Finlandii. 

Mężczyznę o jasnych, rudawych włosach rozpoznałaby o każdej porze dnia i nocy. 

Ida zaklęła pod nosem.  Ze też ojciec musiał wypłynąć akurat dzisiaj! Wypłoszyła  go 

wizyta  przyjaciółek,  tego  stadka  mew,  jak  je  nazywał,  bo  przekrzykiwały  się  równie  głośno 

jak pisklęta, kiedy latem wyklują się z jaj. 

Nie  rozumiała  się  na  tych  mężczyznach.  Spoglądali  śmiało,  dowcipkowali  rubasznie. 

Ubierali  się  prosto,  a  ich  dłonie  miały  szarawy  odcień,  jakby  smoła,  przy  której  pracowali, 

dostała się pod skórę i nie dawała zmyć. 

Przyjaciółki  nie  myliły  się,  było  w  nich  coś  fascynującego.  Ida  nie  wątpiła,  że 

Henriettę, Sofia i  Indianne ukryły się  w zaroślach porastających zbocze i stamtąd obserwują 

przybycie Smolarzy. 

Konie wdrapywały się mozolnie na pochyłość prowadzącą do drewnianego domku na 

cyplu.  Te  niewielkie  zwierzęta  odznaczały  się  wyjątkową  siłą  i  wytrzymałością,  były 

stworzone do surowych warunków klimatycznych północy. Zwykle też dożywały sędziwego 

wieku i potrafiły służyć właścicielowi przez całe jego życie. 

Mężczyźni  zeskoczyli  z  wozu,  by  ulżyć  konikom.  Popychając  wóz,  zbliżali  się  do 

domu. 

Ida  wyszła  im  na  spotkanie.  Jak  doświadczona  gospodyni  zatrzymała  się  u  szczytu 

schodów i złożyła ręce na piersiach. 

Santeri  nie  stracił  lekkości  ruchów.  Puścił  to,  co  trzymał  w  dłoniach,  i  podbiegł  do 

dziewczyny  w  podskokach.  Złapał  ją  w  pół  i  zakręcił,  aż  zaniosła  się  śmiechem  jak  za 

dawnych lat, kiedy była małym dzieckiem Pocałował ją siarczyście w policzek. 

- Ida, do diaska, ale z ciebie dorodna panna! - wykrzyknął z miną znawcy i postawił ją 

na ziemi. - I takaś podobna do matki. 

Ida uśmiechnęła się. 

- Witamy w Ruiji, wujku Santeri! Dobiegł ich śmiech pozostałych mężczyzn. 

- Wujku Santeri - powtórzyli i znów zanieśli się śmiechem. 

Santeri wzruszył ramionami. 

- Nie przejmuj się nimi, Ido. Nikt ich nie nauczył dobrych manier. To Pekka i Tuomas. 

background image

Przybysze  uchylili  szerokoskrzydłych  kapeluszy,  spoglądając  na  Idę  z  podziwem. 

Dziewczyna zaczerwieniła się. 

- Nie niszcz mojej reputacji, kochanie. - Aleksanteri nachylił się ku niej, zniżając głos 

do,  szeptu.  -  Opowiadałem  im,  że  wszystkie  dziewczęta  w  Ruiji  leżą  u  mych  stóp,  a  ty 

nazywasz mnie wujkiem! 

Ida roześmiała się i szybkim ruchem pogładziła go po policzku. 

- Wszystkie dziewczęta w Ruiji? Nie przesadzasz, wujku Santeri? 

Wyprzęgli  zwierzęta.  Ida  poklepała  cisawego  konika  po  grzbiecie,  zajrzała  w  jego 

mądre oczy. Lubiła zwierzęta. 

- Rusko? - spytała mężczyznę, który nosił imię Tuomas. Ten nie odpowiedział, tylko 

skinął głową. Ludzie przemierzający północne płaskowyże rzadko bywali rozmowni. 

-  I  Liinikko  -  dodała,  gładząc  drugiego  konia  po  żółtawej  grzywie.  Maścią  się  nie 

różniły, oba były czerwonobrunatne. 

- Nietrudno zgadnąć - mruknął Tuomas. 

I  miał  rację.  Finowie  po  obu  stronach  granicy  używali  tych  samych  imion  dla  tych 

niewielkich zwierząt, potomków stepowych koni z dalekiego wschodu. 

Konie, sprowadzane do Norwegii przez Finów i przez nich używane, były zazwyczaj 

podobnie  umaszczone,  a  kombinacje  kolorów  powtarzały  się.  Stało  się  zwyczajem,  by 

obdarzać je mianami podług wyglądu. 

Jeśli ktoś znał imię konia, mógł domyślić się, jak wygląda. Równie łatwo można było 

odgadnąć imię zwierzęcia, patrząc na nie. 

Reijo wracał na ląd. Z łodzi dostrzegł przybyszów. 

Santeri powitał go na brzegu. Ci dwaj mężczyźni nie zawsze pałali do siebie sympatią, 

ale czas każe zapomnieć o urazach. 

Reijo  wysłał  wieści  do  Mattiego.  Ida  domyślała  się,  że  ojciec  liczył  na  to,  iż  Matti 

pomoże mu przy smole. 

Tymczasem przybył Santeri. 

- Więc jakoś żyjesz - powitał go Reijo, pozwalając gościowi wciągnąć łódź na brzeg. 

-  Złego  diabli  nie  biorą  -  odrzekł  Fin.  Byli  równolatkami,  lecz  różnili  się  jak  woda  i 

ogień. Jeden twardy jak skała, drugi płochy jak północny wiatr. 

Uścisnęli sobie dłonie. 

-  Przyprowadziłem  dwóch  ludzi  -  ciągnął  Santeri,  a  Reijo  przywitał  się  z  jego 

towarzyszami. - Obaj pochodzą z moich stron, stawialiśmy razem wiele mielerzy. Nikt dotąd 

nie narzekał na nasze usługi, a i za robotę niewiele żądamy. Dla dawnego kompana ustąpię z 

background image

ceny.  Zresztą u nas trudno o zarobek. W każdej  zagrodzie siedzi kilku synów, a tylko jeden 

może liczyć na ojcowiznę... 

Reijo znał tę historię, słyszał ją niejeden raz. 

-  A  Matti?  -  zagadnął,  kiedy  przysiedli  na  schodach.  Popołudniowe  słońce  wciąż 

grzało  mocno.  Ida  trzymała  się  blisko  ojca,  starając  się  nie  zwracać  na  siebie  uwagi,  lecz 

dziewczętom takim jak ona przychodziło to z trudem było schować się w cieniu. 

-  Matti  nie  miał  ochoty  ruszać  na  północ.  -  Santeri  kiwnął  ponuro  głową  i  zaczął 

dłubać  źdźbłem  trawy  w  zębach.  -  Sprawy  się  skomplikowały.  -  Potoczył  wzrokiem  po 

fiordzie Lyngen, omiatając spojrzeniem potężne wierzchołki pokryte wiecznym śniegiem. 

-  Z  Elise?  -  Ida  nie  ukrywała  zaniepokojenia.  Nigdy  nie  nauczyła  się  milczeć  w 

towarzystwie dorosłych. Reijo wcale tego od niej nie wymagał. 

-  Nie,  z  mężem  Marji.  Akiemu  w  jakiś  sposób  udało  się  zdobyć  ten  skrawek  ziemi. 

Wymyślił  sobie,  że  Erkki  nie  spłacił  długu  przed  śmiercią.  Że  ma  jakieś  papiery,  które  dają 

mu  prawo  do  ziemi.  Jeśli  Matti  jej  nie  wykupi,  rzecz  jasna,  a  Matti  nie  miał  pieniędzy,  Aki 

wiedział  o  tym  doskonale.  Nie  mogę  pojąć,  że  Mar  ja  pozwoliła  mu  na  taką 

niesprawiedliwość wobec własnego syna. No, ale nie ma pewnie wiele do powiedzenia, poza 

tym zaczyna się już starzeć. I jest zależna od męża. Troszczy się tylko o Kariego, to w końcu 

też  jej  syn.  Raiję  i  Mattiego  wyrzuciła  z  serca,  tak  przynajmniej  twierdzi  Matti.  Mówi,  że 

umarli dla matki. Że Aki opanował nawet jej myśli. 

Reijo  rozumiał,  że  coś  takiego  może  nastąpić,  choć  przychodziło  mu  to  z  trudem. 

Raija w niczym nie przypominała matki, odziedziczyła charakter po ojcu. Matti zresztą też. 

- Co z Mattim i Elise? - zapytał. 

-  Nie  chcieli  do  Norwegii.  Matti  twierdził,  że  dość  się  tu  napatrzył  na  biedę  i 

niedostatek  i  przestał  wierzyć  w  sny  o  Ruiji.  A  Elise  pójdzie  tam,  gdzie  Matti  chce.  Choć 

pewnie  wróciłaby  tutaj,  gdyby  mogła  sama  wybierać.  -  Santeri  wbił  wzrok  w  Reijo.  - 

Pojechali na południe do Finlandii. Wieści od ciebie go już nie zastały. Przekazano je mnie, 

bo posłaniec wiedział, że się znamy. I że bywałem wcześniej w Ruiji. 

Reijo milczał. 

Na południe do Finlandii. 

Równie  dobrze  mogliby  wybrać  się  na  księżyc.  Wiadomości  nie  docierały  na  taką 

odległość. Prawdopodobieństwo, że się już nigdy nie spotkają, było ogromne. 

-  Elise  spodziewa  się  dziecka  -  dodał  Santeri.  -  Zimą,  dlatego  tak  im  było  spieszno. 

Chcieli znaleźć jakiś dach nad głową, zanim przyjdzie rozwiązanie. 

background image

Reijo  ogarnął  smutek.  Elise  była  w  jakiś  sposób  i  jego  dzieckiem.  Miałby  wnuka.  A 

właściwie zostałby wujkiem. Dla Mattiego był szwagrem. 

- Wszyscy odchodzą - wyszeptała żałośnie Ida i objęła ojca za szyję. 

Nie  odezwali  się.  Ida  mówiła  prawdę.  Aleksanteri  i  jego  towarzysze  znaleźli  sobie 

miejsce w szopie. Pomieszczenie nie było zbyt szczelne, w szczelinach między deskami hulał 

wiatr,  ale  na  dworze  panowała  letnia  pogoda,  a  ci  mężczyźni  przywykli  do  niewygód.  Ida 

miała  wyrzuty  sumienia  wobec  Santeriego.  Traktowała  go  jak  członka  rodziny.  Santeri 

uspokoił jej obawy. 

- Tak będzie najlepiej, moja mała - stwierdził. Tym razem nie widział w niej kobiety, 

tylko córkę Reijo. Zresztą nie był już młody. - Tak wygląda moje życie. Żadnych związków, 

ż

adnych korzeni. 

- Nie masz ochoty osiąść gdzieś na stałe? - spytała, wpatrując się badawczo w wesołe 

oblicze Santeriego, na którym znać już było ząb czasu. 

- Ożeniłem się - odrzekł. 

Ida rozwarła szeroko oczy ze zdumienia. Więc swawolny Aleksanteri z Tornedalen nie 

był już wolnym ptakiem? 

- I co, umarła? - zdziwiła się. Santeri potrząsnął głową. 

-  Nietęgi  ze  mnie  małżonek  -  przyznał  z  nutką  żalu  w  głosie.  -  Ona  to  pewnie  teraz 

rozumie.  Nie  potrafię  grzebać  w  ziemi,  zwłaszcza  jeśli  ziemia  nie  należy  do  mnie.  Nie 

mogłem  też  znieść,  że  haruje  jako  posługaczka.  Mam  swoją  dumę.  -  Położył  dłoń  na  sercu. 

Ida nigdy nie widziała go takim poważnym. - Znam tylko jeden sposób zarabiania pieniędzy. 

Takie  jest  moje  życie,  gnać  przed  siebie,  spotykać  nowych  ludzi.  Pracować  uczciwie  i 

odbierać godziwą zapłatę. Obieżyświat, być może, ale pan samego siebie. 

Spojrzał z ukosa na Idę, widział jej zaróżowione policzki, wyraz zdumienia w oczach. 

-  Za  młoda  jesteś,  by  to  pojąć  -  dodał.  Skinęła  lekko  głową,  choć  rozumiała  jego 

tęsknotę. 

Też tęskniła. Chciała chłonąć świat, przekraczać granice. 

- Wrócę - dokończył. - Zostanę tu jakiś czas i wrócę. To tak jakbym ruszył na połów. 

W  naszych  stronach  kobiety  są  przyzwyczajone  do  samotności.  Moja  Marjo  też  do  niej 

przywyknie. 

- Jest młoda? Zaprzeczył. Ogarniając smutnym wspomnieniem swoje życie, wyrzekł z 

rezygnacją: 

-  Jakże  mógłbym  ożenić  się  z  młódką?  Marjo  wiedziała,  na  co  się  decyduje,  ale  nie 

miała wielkiego wyboru. Ostał się jej Aleksanteri Kilpi. 

background image

Ida  skrzywiła  twarz  w  grymasie.  Czy  nikt  już  nie  wstępował  w  związek  małżeński  z 

miłości? 

-  Kiedyś  chciałem  się  ustatkować  -  dodał  nagle  Santeri.  Unikał  wzroku  Idy.  - 

Chciałem tego mocniej niż czegokolwiek na świecie. Znaleźć dom. Dać jej wszystko... 

Ida domyśliła się. 

- Mówisz o mamie? Santeri skinął głową. 

- Tak, o Raiji. 

Ida przesunęła dłonią po chłodnej powierzchni kamienia, który służył jako stopień do 

szopy. 

-  Co  takiego  w  sobie  miała?  -  spytała  z  dziewczęcym  zaciekawieniem.  -  Co  takiego 

miała, że wszyscy ją kochali? Chyba więcej niż tylko urodę? 

Santeri  złożył  dłonie  na  kolanach.  Żuł  źdźbło  trawy  zamyślony,  zapatrzony  w  głąb 

siebie. 

-  Co  miała...  -  zaczął  z  wahaniem.  -  Wielkie  serce.  Morze  miłości  i  zaufania.  To,  że 

zawsze dawała całą siebie, nie uznawała półśrodków. O, nie, połowiczne rozwiązania jej nie 

zadowalały, a tacy ludzie rzadko osiągają pełnię szczęścia. Trzeba iść na ustępstwa, a ona nie 

potrafiła, choć starała się z całych sił.  I wciąż tęskniła. Była wspaniałą przyjaciółką,  gotową 

poświęcić  życie  za  tego,  kogo  kochała.  I  potrafiła  równie  silnie  nienawidzić.  To  jedna  z  jej 

wad,  Ido,  wtedy  ich  nie  dostrzegałem.  Nie  umiała  wybaczać,  a  ta  przywara  jej  samej 

przynosiła  cierpienia.  No  i  była  piękna,  rzecz  jasna.  Najpiękniejsza  ze  wszystkich  kobiet, 

jakie znam. Ciebie nie wyłączając, Ido... 

Santeri uśmiechnął się słabo. Jego twarz wciąż jaśniała nieodpartym urokiem, którego 

wiek nie osłabił. 

-  Bardzo  ją  przypominasz  i  też  jesteś  śliczna.  Na  swój  sposób,  choć  trudno  nie 

pomyśleć  o  Raiji,  patrząc  na  ciebie.  Żadna  jednak  nie  może  się  z  nią  równać,  nie  dla  mnie. 

Ż

adna nie ma takich oczu i takiego uśmiechu. Łagodności i żelaznego uporu jednocześnie. Jej 

wzrok  usidla),  Ido,  twój  tylko  kusi.  Nie  jesteś  niebezpieczną  kobietą,  może  los  pozwoli  ci 

doznać szczęścia... 

Podniósł  się  i  wszedł  do  środka,  zamykając  za  sobą  drzwi,  zostawiając  Idę  samą  z 

niepokojącymi myślami. Z obrazem kobiety, która miała wszystko, a niczego nie posiadła. 

Kobiety, która była bardziej Raiją niż matką. 

Spożyli razem posiłek wokół dużego stołu. Mężczyźni rozmawiali o ścince, budowie 

mielerza  i  pogodzie.  Inaczej  odczytywali  znaki,  które  dawała  im  przyroda,  ale  doszli  do 

zgodnego  wniosku,  że  sprzyjająca  aura  utrzyma  się  co  najmniej  przez  tydzień.  W  drodze  na 

background image

cypel  widzieli  wielu  ludzi  zajętych  układaniem  stosów,  w  najbliższych  dniach  uniesie  się  z 

nich dym. Wszyscy będą walczyć o każdą kroplę tej drogocennej substancji, jaką była smoła. 

Ida  odeszła  od  stołu,  kiedy  tylko  nadarzyła  się  okazja.  Nie  lubiła  tej  ekscytacji 

towarzyszącej  przygotowaniom  do  budowy  mielerzy,  zwykle  bowiem  kończyła  się  wielkim 

pijaństwem. Mężczyźni zmieniali się nie do poznania po gorzałce, tracili rozum. 

Przysiadła na trawiastym zboczu za domem i dlatego właśnie ona pierwsza zauważyła 

kolejną grupę przybyszów. 

I ta wyłoniła się z sosnowego lasu i zdążała przez otwartą, smaganą wiatrem równinę 

u skraju fiordu. 

Renifery ciągnęły mocno wyładowane sanie. To głupie, pomyślała. Przecież jest lato. 

I  wtedy  rozpoznała  jedną  z  postaci  ubranych  w  skóry.  Poznałaby  go  i  z  dalszej 

odległości. 

Zapomniała, że ma osiemnaście lat i nie jest już podlotkiem. 

Nie zdążyli nawet dotrzeć do podnóża zbocza, kiedy znalazła się przy nich. Pofrunęła 

jak wiatr, furkocząc wyblakłą niebieską koszulą i czarną suknią, za ciepłą jak na tę porę roku, 

powiewając  grubymi,  rudymi  warkoczami,  z  rumieńcami  na  policzkach.  A  kiedy  już  miała 

wpaść  w  ramiona  Ailo,  dostrzegła  inne  oblicze  ukryte  pod  szerokoskrzydłym  kapeluszem. 

Ogorzałe,  brudne  i  wymizerowane,  pokryte  wielodniowym  zarostem.  Jasne,  długie  kosmyki 

włosów  i  brązowe  oczy,  którym  intensywnością  barwy  dorównywały  jedynie  oczy  wujka 

Mattiego. 

Cofnęła  się.  Zrobiła  dwa  drobne  kroczki  i  wstrzymała  oddech,  wpatrując  się  w 

roześmianą twarz przybysza. 

Zsunął kapelusz na kark i wsparł silne dłonie na biodrach. To był Knut. W milczeniu 

przytulili się do siebie, potem oboje wybuchnęli śmiechem i znów zwarli się w uścisku. I raz 

jeszcze ich śmiech uderzył w niebo. 

-  Więc  wróciłeś,  Knut  -  szepnęła  Ida  z  ulgą.  Wypełniały  ją  uczucia,  których  nikt  nie 

potrafi nazwać. Puściła go i znów dotknęła, upewniając się, że to prawda. 

Jej brat stał przed nią. To nie był sen. 

Silniejszy, roślejszy, dojrzalszy niż przed wyjazdem. Chudszy na twarzy. Brudniejszy. 

Wyglądał na szczęśliwego. 

-  Myślałam,  że  ty  też  nie  wrócisz  -  powiedziała  łamiącym  się  głosem.  Nie  mogła 

oderwać oczu od brata, który zjawił się, kiedy najbardziej go potrzebowała. - Wszyscy gdzieś 

znikają - dodała, potrząsając głową. 

Ktoś dotknął jej ramienia. Ida zarumieniła się. 

background image

-  Nie  tęskniłaś  za  mną  tak  jak  za  Knutem  -  uśmiechnął  się  Ailo  -  ale  chyba  też 

zasługuję na powitanie, mała Ido. 

Udała,  że  nie  słyszy,  jak  ją  nazwał.  Zawsze  tak  żartowali.  Z  Ailo  mogła  pozwolić 

sobie na żarty. Objęła go za szyję, czując zapach skór, dymu, powietrza i potu. 

- Witaj, bracie - powiedziała, przykładając policzek do jego policzka. Z tylu dobiegł ją 

przytłumiony śmiech Knuta. 

Ailo  szepnął  Idzie  na  ucho,  że  nie  jest  jej  bratem.  Kiedy  ją  puścił,  w  jego  oczach 

zapaliła  się  iskierka  przekory.  Zacisnął  dłonie  na  nadgarstkach  dziewczyny,  mocno,  ale  nie 

tak, by sprawić jej ból. 

Potem uśmiechnął się, mrugnął do Knuta i siarczyście pocałował Idę w policzek. 

Ida  poczuła,  jak  skóra  pali  ją  w  miejscu,  którego  dotknęły  wargi  Ailo.  Chłopak 

przeciągnął palcami po gęstej, czarnej czuprynie. 

- Braterski pocałunek, Ido, moja siostro - rzucił beztrosko. 

Zagotowało się w niej ze złości, ale się opanowała. Kiedy znajdzie się z nim sam na 

sam, pokaże mu, że nie jest w ciemię bita! 

Ailo zwrócił uwagę dziewczyny na trzecią osobę. Serce Idy zabiło gwałtownie. 

Powinny go zobaczyć Sofia, Henriettę i Indianne. Z miejsca zapomniałyby o Sedolfie i 

Emilu. 

Drobna  dłoń  Idy  zatonęła  w  potężnej  pięści  młodzieńca.  Był  taki  wysoki,  że  musiała 

zadrzeć  głowę,  by  zobaczyć  jego  twarz.  Miał  mocną  budowę,  wyglądał  na  silniejszego  niż 

Knut,  niż  Simon  nawet.  Ciemnooki  brunet  w  wieku  dwudziestu  paru  lat.  Mężczyzna  jak  się 

patrzy, uznała, zadziornie oznajmiając mu, że jest tą nieznośną młodszą siostrą Knuta. 

- Heino Aalto - odezwał się głosem głębokim i chrapliwym. Jakby miał chore gardło, 

pomyślała Ida. - Przekonali mnie, bym ruszył z nimi w drogę - dodał, przetykając norweskie 

wyrazy  szwedzkimi  i  zachowując  fiński  rytm  głosek.  -  Knut  opowiadał  mi,  że  ma  tyle 

pięknych  sióstr  gotowych  do  zamążpójścia,  że  nie  będę  żałować.  Teraz  już  wiem,  że  nie 

przesadzał. 

Jeszcze  raz  uścisnął  dłoń  dziewczyny.  Ida  była  oszołomiona.  Natura  nie  powinna 

obdarzać jednego człowieka takim nadmiarem urody. I taką dawką siły. 

Ida zwróciła się do Knuta i dostrzegła kobietę. 

Nieznajoma  mocno  ujęła  jej  dłonie.  Emanowała  takim  ciepłem,  że  Ida  czuła  je  przez 

skórę. To ciepło płynęło wprost z duszy kobiety. 

-  A  więc  ty  jesteś  Ida!  Knut  wiele  mi  o  tobie  opowiadał.  Tak  się  cieszyłam  na  to 

spotkanie... 

background image

Ida spojrzała na Knuta pytająco, po czym przeniosła wzrok na twarz nieznajomej. 

Knut objął kobietę ramieniem i przytulił. W jego oczach pojawiły się wesołe iskierki. 

- To Anjo - powiedział z dumą i pogłaskał ją po głowie. - Moja żona! 

- Dobry Boże! - mruknęła Ida. Przyjrzała się Anjo. Dostrzegła, że kobieta bliższa była 

wiekiem Reijo niż Knutowi. 

-  Myślałam,  że  ona  jest  moją  rówieśnicą  -  wypaliła,  zanim  rozsądek  zdążył  ją 

powstrzymać. Zaczerwieniła się i zajrzała prosto w przyjazne oczy żony Knuta. - Ta pierwsza 

- dodała szybko, ale zaraz zdobyła się na szczerość: - Sądziłam, że znajdziesz sobie nową. W 

moim wieku... 

Anjo  puściła  jej  dłonie.  W  oczach  kobiety  Ida  ujrzała  wszystkie  lęki,  które  tamta 

gromadziła  w  sobie  przed  tym  spotkaniem.  Podjęła  trudną  decyzję,  zapewne  z  miłości  do 

Knuta.  A  Knut  odwzajemniał  jej  uczucia,  inaczej  nie  pojąłby  jej  za  żonę.  Inaczej  jego  oczy 

nie błyszczałyby tak, kiedy ją tulił. Tę kobietę, która mogłaby być matką obojga. 

Ida objęła Anjo. 

- Rada jestem, że się myliłam - powiedziała miękko. - Rada jestem, że zostałaś żoną 

Knuta. Witaj, Anjo! 

Knut wypuścił Anjo z objęć i potargał  Idę po włosach. W jego spojrzeniu dostrzegła 

wdzięczność. I dumę z siostry. Miłość do niej i do Anjo. 

- I cieszę się, że ktoś wreszcie wraca - dodała Ida. Uczepiła się ramienia Ailo i ruszyli 

ku domowi. Ku Reijo, który stał w progu i zdążył już rozpoznać niektórych z przybyszów. 

- Cieszysz się, że ja wróciłem? - spytał syn Mikkala obojętnie, nie patrząc na Idę. 

- Oczywiście - odrzekła równie obojętnym tonem. 

background image

Reijo  przyjął  wieści  ze  spokojem.  Ucieszył  się,  widząc  Knuta  w  dobrym  zdrowiu,  i 

gotów był zaakceptować każdy jego wybór. Zresztą Anjo zyskiwała przy bliższym poznaniu i 

człowiek łatwiej zapominał o różnicy wieku. 

Ciepłe powitanie stopiło rezerwę Anjo i pozwoliło jej się pokazać z najlepszej strony. 

- Znalazłeś to, czego szukałeś? - spytał Reijo. - To znaczy więcej, niż nam wysłałeś - 

dodał. 

Knut  skinął  głową.  Jego  oczy  nabrały  niebezpiecznego  blasku,  takiego  samego  jaki 

kiedyś lśnił we wzroku Kallego. 

-  Nie  chcę  rozmawiać  o  tym  głośno.  -  Reijo  wskazał  na  szopę.  -  Mamy  u  siebie 

smolarzy  z  Finlandii.  Jest  z  nim  Santeri.  Przybyli  z  Tornedalen.  Matti  i  Elise  ruszyli  na 

południe... 

Imiona wydały się Heino znajome. 

- Santeri Kilpi? - spytał z nagłym ożywieniem. 

- On sam. Znasz go? 

-  Czy  znam  Santeriego? Ten  człowiek  przesiadywał  u  nas  nieustannie,  uwodził  moją 

siostrę  i  doprowadzał  do  szaleństwa  matkę,  zresztą  przy  wydatnej  pomocy  ojca...  Jasne,  że 

znam Santeriego. Gdzie on jest? 

Heino z miejsca ruszył na poszukiwania. Nie ukrywał radości z ponownego spotkania. 

-  To  ty,  diabelski  pomiocie?  Sądziłem,  że  masz  zamiar  zostać  księdzem?  A  jednak 

wróciłeś? Odnalazłeś ojca? 

Heino skinął głową. 

Aleksanteri  pociągnął  go  za  sobą,  choć  Heino  przewyższał  go  wzrostem  i  siłą,  i 

postawił przed obliczem Reijo. 

-  Wiesz,  kim  jest  ten  młody  żbik,  Reijo?  Co  za  zbieg  okoliczności,  że  wszyscy 

spotkaliśmy  się  w  jednym  miejscu!  A  jej  nie  ma.  To  syn  Petriego.  Gdzie  znalazłeś  ojca, 

chłopcze? Co z nim? - I zwracając się do Reijo, wyjaśnił: - Nasz przyjaciel Petri opuścił żonę 

i dzieciaki i ruszył do Ruiji jej szukać. Możesz to pojąć? 

Reijo mógł, ale rozumiał rozmiary rodzinnej tragedii. Wniesiono rzeczy przybyszów i 

rozmieszczono w wolnych izbach. 

- Mogę dzielić pokój z Idą - zaproponował żartobliwie Ailo. - Przywykłem do wąskich 

posłań... 

background image

Nawet Reijo się roześmiał. Tylko Idzie nie spodobała się frywolność Ailo. 

Na ogniu pojawił się kociołek, dorzucono doń rybiego mięsa. Do posiłku gospodarze 

podali  cienkie,  chrupkie  pieczywo  i  owalne  płaskie  bochenki  z  żytniej  mąki,  typowy  fiński 

chleb z charakterystycznym otworem w środku. 

Zaciekawieni  smolarze  podeszli  bliżej.  Ludzie  ich  pokroju  zawsze  byli  głodni  wieści 

ze świata. 

Czwórka  nowo  przybyłych  wiedziała,  że  to  nie  najlepszy  moment,  by  wspominać  o 

złocie,  nawet  wobec  Santeriego  wykazywali  się  daleko  idącą  wstrzemięźliwością.  Na 

opowieść o losie Petriego Aalto też przyjdzie lepszy czas. I o dwóch Kwenach z Alty, dwóch 

braciach Kemijarvi. O losie Simona Bakkena. 

- Chciałem najpierw porozmawiać z Mają - rzucił Knut, usuwając pospiesznie ości z 

kawałka  mięsa.  Od  dawna  nie  miał  w  ustach  świeżej  morskiej  ryby.  -  Nie  zastaliśmy  jej  w 

domu. Drzwi były zawarte... 

-  Maja  chodzi  własnymi  ścieżkami  -  odrzekł  cicho  Reijo.  -  Nie  odwiedza  nas  zbyt 

często. 

Nic więcej nie dodał. 

Knut opowiedział im o Simonie. 

- Zabiliśmy go, tego Feldta - zakończył, spoglądając na Ailo i Heino. 

Ż

aden z nich nie cofnął wzroku. 

- Był złym człowiekiem, zasłużył na taki los. 

- Simon nie zamierzał wracać - dodał Reijo, blady  na twarzy.  - Nie sądzę jednak, by 

zaplanował taki koniec... 

Knut spojrzał nań z niemym pytaniem we wzroku. 

-  Źle  się  układało  między  nim  a  Mają.  Bardzo  się  zmienił  po  powrocie  do  domu.  A 

ona straciła jeszcze jedno dziecko... 

Heino poznał część tej historii z ust Simona. 

- Nikt nie zasługuje na taką śmierć - rzekł twardo Heino. - Z pewnością nie Simon. 

Ida  przysłuchiwała  się  tym  słowom  i  nie  mogła  pojąć,  że  rozmowa  toczy  się  tak 

naturalnie, jakby dotyczyła spraw zwykłych i banalnych. Miała niemal ochotę się roześmiać. 

Knut wypowiadał takie słowa. Jej przemiły brat, Knut. Ten sam, który uczył ją pleść 

wianki  z  kwiatów,  grożąc,  że  stłucze  ją  na  kwaśne  jabłko,  jeśli  komuś  o  tym  piśnie.  Knut, 

który zadręczał się, że wszyscy chłopcy mieli już zarost, a on jeszcze nie... 

background image

I  wspomniał  o  Ailo  i  tym  drugim,  przystojnym  Finie.  Co  do  niego  mogła  mieć 

wątpliwości.  Wyglądał  na  kogoś,  z  kim  nie  warto  zadzierać.  Ale  Ailo  odznaczał  się  jeszcze 

większą łagodnością niż Knut. A to on pierwszy wbił nóż! 

W  złego  człowieka,  co  prawda,  to  prawda.  Tego,  który  ponosił  winę  za  śmierć 

Mikkala i zniknięcie Raiji, tego, który zabił Simona... A jednak... Splamili się morderstwem. 

Ich ręce były zbrukane krwią. 

Ida poczuła mdłości. 

Wpatrywała się w Knuta. Nie zmienił się mimo upływu czasu i bólu, którego doznał. 

A jednak był kimś innym. Tym, który zatopił ostrze noża w ciele innego mężczyzny. Po to, 

by zabić. 

I wpatrywała się w Ailo, w tę twarz, którą znała równie dobrze jak twarz brata, twarz 

człowieka,  którego  darzyła  równie  silnym  uczuciem.  A  jednak  nie  wiedziała  o  nim 

wszystkiego. Nie sądziła, że jest zdolny do takiego czynu. 

Ż

e posunie się do morderstwa. 

Nie wytrzymała. Nie mogła patrzeć na ich beznamiętne miny, na dłonie, na usta, które 

uformowały słowa o tym haniebnym występku. Słowa, w których nie było skruchy. 

Ż

ycie jest życiem, nieważne, jak podłym. 

Przyłożyła dłoń do ust i wypadła z izby. 

Pozostali spoglądali po sobie bezradnie. Knut zaczerwienił się lekko. 

- Nie powinienem się tym chwalić - powiedział zakłopotany i podniósł się. 

Anjo go powstrzymała. Odgarnęła włosy z czoła i wysunęła się zza stołu. 

- To sprawa dla kobiety - rzekła zdecydowanie. - Lepiej się na tym rozumiemy. 

Znalazła

Idę  na  nabrzeżnych  kamieniach.  Dziewczyna  wspięła  się  na  ogromny  blok 

skalny i wpatrzona się w horyzont, rzucała do wody drobne kamyczki. Płakała. 

Anjo dołączyła do niej z niemałym wysiłkiem. Od chwili, kiedy Knut pojawił się w jej 

ż

yciu, wyszczuplała i nabrała sił, ale Ida była znacznie młodsza. 

Anjo  nie  dotknęła  jej.  Usiadła  cicho  obok  dziewczyny  i  przyglądała  się,  jak  tamta  z 

pasją ciska kamyczki przed siebie. Wargi Idy drżały, łzy ciekły strugami po policzkach. 

-  Popełnili  straszny  czyn  -  rzekła  w  końcu  Anjo.  -  Ale  nie  chcieli,  żaden  z  nich  tego 

nie  chciał.  Byli  śmiertelnie  bladzi,  kiedy  przyszli  do  mnie  po  wszystkim...  Nie  sądź,  że 

uczynili to z zimną krwią, Ido. Tym się różnią od ofiary. 

Słowa Anjo pomogły niewiele. Obraz Knuta i Ailo z nożami w ręku uparcie powracał. 

I  Heino.  Myśl  o  tym  ostatnim  nie  bolała  jej  tak  bardzo.  Rozczarowała  się  jedynie  do 

człowieka, który wzbudził w niej zainteresowanie. Tamtych dwóch kochała. 

background image

- Też chciałam go zabić - powiedziała Anjo. Ida spojrzała na nią. 

-  Chciałam.  -  Anjo  uśmiechnęła  się  ze  znużeniem.  -  Nienawidziłam  go  bardziej,  niż 

możesz sobie wyobrazić. Tyle marzeń legło w gruzach przez niego. Gdyby nie twój szalony 

brat, kto wie, może odebrałabym sobie życie. Przestałam uważać się za kobietę. 

Opowiedziała jej o pobycie w twierdzy. Nie oszczędziła Idzie szczegółów, których nie 

zdradziła Knutowi, Ailo i Heino. Tylko inna kobieta mogła pojąć bezmiar upodlenia, którego 

znała. 

Ida  przestała  płakać.  Wysoko  nad  nimi  niósł  się  krzyk  mew,  fale  uderzały  o  brzeg, 

coraz głębiej i głębiej. Zbliżał się przypływ. Powietrze przesiąknięte było zapachem soli. Ta 

malownicza sceneria stanowiła jedynie ramę dla opowieści o życiu Anjo. O cierpieniu, które 

kiedyś stało się również udziałem Raiji. O nienawiści. Przede wszystkim o nienawiści. 

-  To  ona  utrzymywała  mnie  przy  życiu  -  mówiła  cicho  Anjo.  -  Mogłam  zadać  sobie 

ś

mierć. Gdyby nie nienawiść, pragnienie, by spotkać kata i ujrzeć, jak umiera w męczarniach, 

nie siedziałabym tu teraz z tobą. 

Ida wiedziała, że Feldt był zły. Nie potrafiła nawet wyobrazić sobie głębi tego zła, nie 

znała jeszcze najciemniejszych zakamarków ludzkiej duszy. I czuła wobec tamtego człowieka 

bezgraniczną odrazę. 

-  Zabijanie  też  upadla.  -  Ida  usłyszała  własny  głos.  -  To  takie  podłe,  Anjo.  To  w 

pewien sposób upodabnia ich do tego nikczemnika. Nie chcę, by byli do niego podobni. Chcę, 

by pozostali tacy jak dawniej. Knut. I Ailo. Śmierć niczego nie rozwiązuje. 

- Śmierć była jedynym sposobem, by powstrzymać Hansa Fredrika Feldta. - Głos Anjo 

nie uniósł się ani odrobinę. -  Znałam  go dobrze,  moja mała. Śmierć niczego nie rozwiązuje, 

zgadzam  się.  Tym  razem  jednak  nie  istniało  inne  rozwiązanie.  Nigdy  więcej  już  z  niego  nie 

skorzystają. Myślę, że mogę to ci obiecać w ich imieniu. 

Ida pociągnęła nosem. 

-  Nigdy  się  z  tym  nie  pogodzę  -  odrzekła  po  chwili  -  ale  wszak  nie  przestałam  ich 

kochać... Tylko przeżyłam ból rozczarowania. 

Anjo skinęła głową. Polubiła Idę. Dziewczyna jasno formułowała myśli i nie bała się 

bronić własnego zdania. Anjo ceniła te cechy, choć rzadko znajdowała je u kobiet, zwłaszcza 

u tak młodych jak Ida. Zazwyczaj powtarzały to, co mówił brat lub mąż. Wygodne, lecz jakże 

bezmyślne  postępowanie.  Każdy  człowiek  powinien  wierzyć  w  coś  i  walczyć  o  własne 

przekonania, zamiast ulegać, napotykając najdrobniejszy sprzeciw. 

background image

Przekonanie,  że  kobiety  nie  powinny  zabierać  głosu  przy  innych,  Ailo  uznawała  za 

wierutną  bzdurę.  Większość  niewiast,  które  znała,  miała  tyle  samo  do  powiedzenia  co 

mężczyźni. Brakowało im jedynie wiary w siebie. 

Anjo zdawała sobie sprawę, że za jej życia nie dojdzie do tak gwałtownej przemiany 

ś

wiadomości. I zapewne Ida tego też nie doczeka. Nikt nie przylepi jej etykietki czarownicy, 

ale spotka ją wiele bolesnych rozczarowań. Mężczyźni bali się takich kobiet jak ona. 

- Wrócisz do izby? 

Anjo drżała z chłodu w cieniutkiej bluzce. Dzień chylił się już ku wieczorowi, powiał 

nieprzyjemny wiatr. 

Ida potrząsnęła głową. 

- Jeszcze posiedzę. Muszę przemyśleć parę spraw, a o tej porze myśli mi się najlepiej. 

Anjo zostawiła ją samą. 

Ailo  siedział  na  schodach.  Rozwiązał  chustę,  którą  nosił  pod  szyją,  i  bawił  się  nią, 

pogwizdując z pozorną beztroską. Anjo przejrzała go w ułamku sekundy. 

- Czy młoda dama gniewa się na bezwzględnych morderców? - spytał. 

-  Nie,  jest  rozczarowana  -  odrzekła  Anjo.  -  To  naturalne.  Powinieneś  z  nią 

porozmawiać. 

Ailo zmrużył oczy. 

- Lepiej, żeby Knut przemówił jej do rozsądku. Brata nie uderzy. Ani go nie pogryzie. 

- Boisz się? - Anjo uśmiechnęła się blado. - Tego się po tobie nie spodziewałam. 

Ailo nie odpowiedział. Skierował wzrok na skuloną dziewczynę siedzącą na kamieniu. 

Jej włosy wyglądały z daleka jak stos gałązek na tle coraz bardziej zielonego morza. 

-  Nie  ma  znaczenia,  czy  z  nią  porozmawiam.  Chodzi  o  Knuta.  Nieważne,  co  sobie  o 

mnie pomyśli... 

- Doprawdy? - Anjo podniosła brwi. - Za stara jestem, by uwierzyć w twą obojętność - 

powiedziała  zdecydowanie.  -  Liczysz  się  z  jej  zdaniem.  Ona  bardzo  cię  lubi,  Ailo.  Możesz 

tyle co Knut, a nawet więcej. Knut jest tylko bratem Idy. 

- Tylko? Oczy Anjo zamigotały. 

- Jeśli tego nie rozumiesz, to znaczy, że nigdy nie pojmiesz kobiecej duszy. W takim 

wypadku nie ruszaj się z miejsca. 

Ailo  dał  się  przekonać.  Dał  się  przekonać,  bo  chciał  porozmawiać  z  Idą,  tylko  przed 

samym  sobą  nie  potrafił  uzasadnić  tej  potrzeby.  Słowa  Anjo  zabrzmiały  nadzwyczaj 

rozsądnie. 

background image

- Zatrzymam Knuta przez jakiś czas - obiecała. - Wykorzystaj tę chwilę. Przekonaj ją, 

ż

e wciąż zależy wam na niej. I że wam potrzeba jej troski. 

-  Jesteś  mądra  -  oznajmił  Ailo.  Podniósł  się,  pociągając  mocno  za  końce  chusty. 

Musiał zająć czymś ręce. - Wszystko rozumiesz, Anjo. 

Ida usłyszała chrzęst piasku i rozpoznała kroki. 

Mocniej objęła ramionami kolana, zesztywniała, ucisk w żołądku nie ustępował. 

Ailo zwinnie wdrapał się na kamień. 

- Płakałaś - stwierdził. 

Ida przytaknęła. Ślepy by zauważył, pomyślała gorzko. 

-  Nie  opłakujesz  mordercy  -  ciągnął.  -  Słyszałaś  opowieść  Knuta.  Wiesz,  jak  umarł 

Simon,  jak  tamci  dwaj  cierpieli.  Rozmawiałaś  długo  z  Anjo,  więc  wiesz  także,  co  ona 

przeżyła.  A  przedtem  Raija.  Nie  opłakujesz  mordercy,  mała  Ido.  Więc  pewnie  przez  nas 

płaczesz. 

Znów słabo skinęła głową. 

- Myślisz, że będziemy zabijać wszystkich, którzy wejdą nam w drogę? 

- Nie zadawaj takich pytań! - syknęła. - Nie jestem głupia. 

-  Musieliśmy.  Ja  musiałem  -  przyznał,  nerwowo  przekładając  chustę  w  palcach.  - 

Niech Knut mówi za siebie. Wiem, co czuje, bo zwierzył mi się ze wszystkiego, ale potrafię 

dochować tajemnicy. - Nabrał powietrza. Wsłuchiwał się w oddech dziewczyny, zastanawiał 

się, o czym myśli. Nie miał odwagi spojrzeć na nią, bo widok jej zasmuconej twarzy zadałby 

mu  ból.  -  Zabił  mojego  ojca.  To  jego  wina,  że  ciebie,  Knuta,  Maję,  Reijo,  mnie...  i  Raiję 

spotkał  los,  na  który  nie  zasłużyliśmy.  Zabił  też  ojca  Heino  i  miał  wiele  innych  istnień 

ludzkich na sumieniu. Był nienasycony... Musiał umrzeć, bo siał wokół śmierć i przerażenie. 

- Życzyłabym sobie, by kto inny to uczynił - odrzekła sztywno. 

- Do diabła, nie sądzisz, że i ja bym sobie tego życzył? - Ailo złapał Idę za ramiona. 

Jego twarz wykrzywił grymas bólu. - Myślisz, że odczuwałem przyjemność, wbijając w niego 

nóż? 

Ida pochyliła głowę. Nie mogła patrzeć na Ailo w takim stanie. 

Ailo zawsze się uśmiechał... 

-  Był  jak  dzika  bestia  -  dodał  ostro  i  puścił  ją.  Starał  się  zapanować  nad 

rozdrażnieniem. - Wiesz, że szukał Raiji? 

Ida zadrżała. 

Ailo pokiwał głową, policzki mu pałały. 

- Szukał jej. Wbił sobie do głowy, że musi ją zabić. Zżerała go nienawiść, był szalony. 

background image

-  Nie  znalazłby  jej  -  szepnęła  Ida.  -  Nie  ma  jej  tutaj,  ale  nie  przestała  wpływać  na 

nasze życie. Nie zapomnimy jej, wciąż jest wśród nas, choć sądzimy, że umarła. 

- Ja tak nie uważam. 

-  A  ja  muszę  -  broniła  się.  -  Inaczej  zaczęłabym  nienawidzić  matki  z  moich  snów  i 

marzeń. Taka matka jest lepsza niż żadna. 

- Wierzysz mi? 

- Wierzę, że nigdy byś mnie nie okłamał - odrzekła prostolinijnie. 

- Nienawidzisz mnie? Nienawidzić Ailo? 

Jakie  byłoby  jej  życie,  gdyby  znienawidziła  Ailo?  Beznadziejnie  puste.  -  Nie. 

Odetchnął z ulgą. 

- Ale rozczarowałeś mnie - dodała. - Myślałam, że jesteś inny. 

Skinął  sztywno  głową.  Chciał  obrócić  wszystko  w  żart,  powiedzieć,  że  w  ogóle  nie 

przypuszczał, iż myśli o nim, ale zrezygnował. To byłoby niemądre. Niedojrzałe. 

-  Ja  też  nie  sądziłem,  że  jestem  zdolny  do  takiego  czynu  -  powiedział.  -  Po  prostu 

musiałem. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego, nie mam twego daru przekonywania. Wiem tylko, 

ż

e położyłem dłoń na rękojeści noża. Potem wbiłem go w tego nikczemnika. Teraz muszę żyć 

z tą świadomością. Nie chcę, byś z tego powodu traktowała mnie inaczej, Ido. 

-  Ale  jednak  ten  czyn  cię  odmienił?  -  ciągnęła  bezlitośnie,  świdrując  go 

zielonobrązowymi oczyma. Teraz bardziej zielonymi, jakby upodobniły się do koloru wody o 

przypływie. 

- Tak. 

Skąd brała się u siedemnastoletniej dziewczyny taka przenikliwość? 

- Zostaniesz na dłużej? Ailo nabrał powietrza. To był drugi problem. Nie chciał z nią o 

tym rozmawiać. Jeszcze nie teraz. - Tak. 

- Możesz? Nie potrzebują cię w obozowisku? 

-  Wyrzucili  mnie  -  odrzekł  krótko.  -  Mnie  i  Knuta.  Muszę  znów  okazać  się 

mężczyzną, by odzyskać ich zaufanie. By uznali, że jestem dorosły. 

- Rodzina cię odtrąciła? - spytała naiwnie Ida. - Jakże to możliwe? Anders opowiadał, 

ż

e potrafiliście dokazywać, ale... 

- Jedna dziewczyna popełniła samobójstwo - przerwał jej. - Spodziewała się dziecka. 

- Twojego? 

-  Wziąłem  winę  na  siebie.  Mogło  być  moje.  Oni  uważają,  że  było.  Co  to  ma  za 

znaczenie? 

background image

-  Dla  mnie  ma.  -  Ida  zadrżała.  -  Było  twoje,  Ailo?  Przyglądała  się  mu  badawczo.  Za 

każdym razem odkrywała w jego twarzy coś nowego. 

- Nie - odrzekł po dłuższej chwili, uginając się pod siłą wzroku dziewczyny. 

Boże wielki, będzie z niej niezwykła kobieta! 

- Knuta? Skinął głową. 

- Bał się wziąć odpowiedzialność na siebie? 

- Nie pozwoliłem mu na to. Mnie mogli wybaczyć. 

-  Zachowałeś  się  wspaniałomyślnie  -  stwierdziła  po  namyśle.  -  Jesteś  bardziej 

dojrzały, niż sądzi twoja rodzina. 

Ailo zdobył się na uśmiech. 

- I kto to mówi. A ty już dorosłaś? 

- Wyrosłam - odcięła się. 

- A wokół wciąż pełno zalotników? Starli parapet za twoim oknem? 

Mogła się rozłościć i go uderzyć. Świetnie zdawał sobie z tego sprawę. 

- Sam sprawdź - syknęła ostro. - Jest taki gładki, że nie ustoisz. Ośmielasz się mówić o 

przyzwoitości.  Od  dawna  zachowujecie  się  z  Knutem  jak  marcowe  koty.  Knut  miał  dość 

rozsądku, by ożenić się z Anjo. Okaż się równie mądry jak on. 

-  Nie  mogliśmy  ożenić  się  z  Anjo  we  dwóch  -  odparł  żartobliwie.  -  Wątpię,  czy 

zdołalibyśmy przekonać pastora. Zresztą Anjo by mnie nie zechciała. Twój brat wystarcza jej 

w zupełności. 

- Masz dzieci? 

- Boże uchowaj! - wykrzyknął. - Za kogo ty mnie masz, moja mała? 

- Na pewno? 

- Mogę przysiąc! Ailo pobladł. 

- A ja nie mam chłopaka - przyznała. - Mogłabym mieć, ale nic z tego nie wychodzi. 

- Więc zamykałaś okno? W ciszy, która zapadła, słychać było jedynie szum fal. 

Wody przypływu otoczyły kamień, na którym siedzieli. 

- Zawsze trzymałam je zamknięte. 

- I nic się nie zdarzyło? 

Ich spojrzenia skrzyżowały się. Ida przybrała gniewną pozę. 

-  Nie  pojmuję,  dlaczego  o  to  pytasz.  To  nie  twoja  rzecz.  I  nie  wiem,  dlaczego 

odpowiadam na twoje pytanie. Nie, nikogo nie wpuściłam pod spódnicę. 

Ailo zamknął oczy. Nie chciał, by zobaczyła, co czuje. 

- Poszukamy Mai? - zmienił temat, lecz głos zadrżał mu lekko. 

background image

Skinęła głową i zsunęła się z kamienia, zanim zdążył jej pomóc. Ida nie przejmowała 

się, że zamoczy sobie stopy. 

Było lato, a jej serce biło szybciej niż kiedykolwiek przedtem. 

background image

Maja dostrzegła ruch na cyplu. Wśród przybyłych poznała braci. 

Nie zeszła jednak z gór. Tam czuła się najlepiej. Cisza była kojąca, choć właściwie nie 

była ciszą. Letni dzień rozbrzmiewał miłymi dźwiękami. 

Ludzkich głosów nie potrzebowała. 

Wiedziała  dobrze,  co  o  niej  gadają.  Ze  zdziwaczała  ostatnimi  czasy.  Choć  właściwie 

od dawna nie mieli o niej dobrego zdania, nie pasowała do ich wyobrażeń o kobietach. 

Domek  nad  rzeką  był  jej  schronieniem.  Cztery  ściany  chroniły  ją,  a  jednocześnie 

odgradzały od świata. 

Na cypel zachodziła rzadko. 

Reijo  zapewniał  ją,  że  wszystko  już  zapomniane,  że  przyjmie  ją  pod  swój  dach. 

Wyrzucali jej, że tyle czasu spędza w samotności. Reijo może zapomniał, ona nie. To była jej 

tajemnica, nie należało wywlekać jej na światło dzienne. 

Sięgała po nią, kiedy pragnęła skoncentrować myśli na czymś pięknym. Była nadzieją, 

dodawała otuchy, zakazana, słodka i gorzka zarazem. 

Teraz już nic nie zostało. 

Wiedziała  lepiej  niż  ktokolwiek,  że  Reijo  nie  zapomniał.  Czuła  na  sobie  jego 

badawczy wzrok. 

Sprawdzał, czy zrzuciła z siebie brzemię cierpienia. 

Strawiła  sporo  czasu,  zanim  nauczyła  się  chować  uczucia  za  maską.  Przebywając  z 

ludźmi, nigdy jej nie zdejmowała. 

Nigdy więcej nie obnaży duszy. Nigdy więcej. 

Dlatego tak lubiła przebywać w górach, włóczyć się po lesie. Leżeć na wrzosowisku i 

obserwować  kłębiące  się  chmury,  przyglądać  się  jastrzębiom,  które  unosiły  się  wysoko,  i 

dziwić  się,  że  nie  przypalą  sobie  skrzydeł  o  słońce.  Słuchać  nawoływań  sikorek,  drozdów, 

szpaków. 

Nawet  krzyki  srok  i  jednostajne  zachrypnięte  głosy  wron  nie  stanowiły  dysonansu  w 

tym ptasim chórze. Mai byłoby ich brak, gdyby nagle zamilkły. 

Wciągała w płuca zapach lasu, wrzosu i mchu, stawiała bose stopy na torfowiskach i 

kamieniach. W tym świecie nikt jej nie potępiał. Tu nie musiała skrywać uczuć. 

Czasami  znajdowała  lisią  norę.  Obchodziła  ją  ostrożnie,  by  nie  płoszyć  młodych. 

Darzyła zwierzęta szacunkiem, uznawała ich prawo do spokoju. 

background image

Siadywała  nieruchomo  na  kamieniu,  a  zające  zatrzymywały  się  tuż  koło  jej  stóp. 

Obserwowały  ją  z  zadziwieniem,  a  przekonując  się,  że  jest  człowiekiem,  którego  należy  się 

obawiać, uciekały w popłochu. 

Raz natknęła się na rysia. Dumny, czarno cętkowany kot wygrzewał się na skale, nie 

zwracając uwagi na otoczenie. Przyglądała się mu z nabożnym podziwem. Wiedziała, że ryś 

potrafi zabijać, lecz nie jest wrogiem ludzi. Zwierzęta też mogą bronić swego prawa do życia. 

Maja  widywała  też  łosie.  Nie  mogła  pojąć,  w  jaki  sposób  długie  i  chude  nogi  łosia 

potrafią utrzymać ciężar tak ogromnego ciała. Przestała się nawet starać to zrozumieć, kiedy 

zwierzę przemknęło koło niej majestatycznie i z taką lekkością, jakby unosiło się nad ziemią. 

Nie wszystkie rzeczy trzeba rozumieć. Czasami wystarczy chłonąć ich piękno. 

W świecie Mai, oddalonym od ludzkich siedzib, maski były zbędne. 

W tym świecie nikt niczego nie udawał. Wszystkie istoty cieszyły się swobodą, którą 

porównać można jedynie do swobody wiatru. 

I było w nim tyle piękna, tyle niezwykłości. 

Maja oddaliła się od ludzi, wybierając życie proste i prawdziwe w świecie, w którym 

nie ma miejsca na zdradę. 

Knut zauważył ją, kiedy wolnym krokiem zeszła z gór i skierowała się w stronę domu 

na cyplu. 

Czekał  na  nią  na  podwórzu  i  opowiedział  całą  prawdę.  Przemilczał  najstraszniejsze 

szczegóły, ale ona domagała się prawdy. 

Dał jej całą prawdę. 

Maja  nie  roniła  już  łez  przy  ludziach.  Tym  razem  też  tego  nie  uczyniła,  ale  nie 

protestowała, kiedy brat ją przytulił. Nie broniła się, kiedy otoczył ją ramionami i podzielił się 

z nią swą siłą. 

- Simon nie zamierzał wracać - powiedziała tylko głosem wypranym z uczuć. - Nic już 

między nami nie było. Nie mieliśmy na czym budować. 

Knut przełknął ślinę. 

-  Nie  powinien  jednak  skończyć  w  taki  sposób...  Maja  nie  okazała  wzburzenia  na 

wieść  o  tym,  że  zabili  Hansa  Fredrika  Feldta.  Różniła  się  od  Idy,  nie  była  ani  łagodna,  ani 

wyrozumiała. 

-  Musiałeś  to  zrobić,  ty  albo  Ailo  -  uznała.  Patrzyła  na  Knuta  spokojnie  tymi 

niezwykłymi brązowymi oczyma, których źrenice okalała złotawa obwódka. - Ten trzeci też 

miał powód. Sama bym to zrobiła. 

Knut nie wątpił, że mówi poważnie. 

background image

Kobiety nie powinny mieć takich uczuć, ale Maja nie była taka jak inne. 

Nie  wiedział  dotąd,  jak  powiedzieć  siostrze  o  Anjo,  ale  przyszło  mu  to  bez  trudu. 

Wymienił jej imię, ale nie wspomniał o tym, co ich łączy. 

-  Pozwoli  ci  zapomnieć  o  tej,  którą  utraciłeś  -  orzekła  proroczo  Maja.  -  Nie  marnuj 

ż

ycia, braciszku. Myślę, że ją kochasz. 

- Jest moją żoną. 

Maja  zaakceptowała  Anjo,  zanim  ją  ujrzała.  Bezwarunkowo.  Tylko  dlatego,  że  Anjo 

uczyniła Knuta szczęśliwym. 

- Przywiozłem resztę złota. Maja skrzywiła się. 

- Nie przyniosło nam szczęścia, nieprawdaż? Przez nie Simon stracił życie... 

- Podzielimy się. Wszyscy - oznajmił Knut. - Ailo i Heino dostali swoją część. Moją 

podzielimy - ja, ty, Ida, Reijo... 

- Mnie nie trzeba złota - przerwała mu. - Tego, czego pragnę, nie da się kupić za całe 

złoto i srebro tego świata. 

Nie  powiedziała  nic  więcej,  ale  Knutowi  za  komentarz  wystarczył  smutek  tchnący  z 

jej  słów.  Zależało  mu  na  bliskiej  zażyłości  z  siostrą,  ale  Maja  odgrodziła  się  nieprzebytym 

murem od ludzi. 

Zbyt długo się nie widzieli, teraz Knut potrzebował czasu, by się przezeń przebić. 

Maja  uścisnęła  Anjo,  witając  się  z  nią  serdecznie.  Zachowała  się  inaczej,  niż  się 

spodziewali, nie okazała żonie Knuta lekceważenia. 

Nie  miała  otwartości  i  uroku  Idy,  nie  zdjęła  maski.  To  jednak,  że  wzięła  Anjo  w 

ramiona, oznaczało bardzo wiele. Maja trzymała się zwykłe na dystans. 

Ailo nie był obcy, płynęła w nim ta sama krew. Rozumieli się, choć nigdy nie zbliżyli 

zanadto  do  siebie.  Widywali  się  zresztą  tak  rzadko,  iż  mogli  pozwolić  sobie  na  odrobinę 

ciepła  i  uczucia.  Nie  mieli  okazji  się  ranić.  Dwóch  nieznanych  jej  Smolarzy  Maja 

potraktowała wyniośle. 

Podała rękę Santeriemu. Tych dwoje nie darzyło się specjalną sympatią. Mai nigdy nie 

imponowała  ugrzeczniona  natura  Santeriego,  a  on  przed  laty  instynktownie  odkrył  niechęć 

dziewczynki do siebie. Nic się nie zmieniło z upływem czasu. 

Heino trzymał się na uboczu. Kątem oka obserwował starszą siostrę Knuta. Wdowę po 

Simonie. 

Od razu zauważył blizny, ale po chwili przestał zwracać na nie uwagę. 

background image

Miał  suchą,  ciepłą  dłoń,  silny  uścisk.  Górował  potężną  sylwetką  nad  drobną  Mają. 

Ciemniejszej  karnacji,  wciąż  jeszcze  nie  doprowadził  się  do  ładu  po  trudach  podróży.  Lecz 

jego uśmiech potrafił budzić ufność. Jeśli Heino tylko tego chciał. 

Teraz chciał. 

-  A  więc  -  odezwał  się  -  to  ty?  Zaprzyjaźniłem  się  z  Simonem,  wiele  mi  o  tobie 

opowiadał. 

- Domyślam się, co mówił - odrzekła gorzko, ale nie cofnęła dłoni. - Nie łączyło nas 

wiele. 

Heino współczuł jej, ale instynkt podszepnął mu, że nie powinien tego okazywać. Tak 

jak Maja skrywał się za maską. 

- Wiem, ale Simon nie wyrzekł o tobie złego słowa. Kochał cię. 

- Tak, tyle że ja nie darzyłam go uczuciem. Heino skinął głową i dopiero teraz puścił 

dłoń dziewczyny. Uczynił to niechętnie i usunął się w cień, żałując nieomal, że nie został w 

Finnmarku lub nie ruszył do domu. Ida wstrzymała oddech. Nigdy dotąd Maja nie rozmawiała 

tak długo z nieznajomym, nikomu nie powiedziała tak wiele o sobie i Simonie... 

Dobry  Boże,  pozwól  Heino  zostać  tu  przez  jakiś  czas,  wyszeptała,  kierując  wzrok  w 

górę. 

Niczego bardziej nie pragnęła, niż wyrwać Maję z niewoli samotności. 

Choć... nie należy przeceniać jednego uścisku dłoni. 

Heino  był  zbyt  przystojny,  by  traktować  go  poważnie.  Należał  do  mężczyzn,  którzy 

uśmiechali się do dziewcząt z przyzwyczajenia. 

Maja nie powinna drugi raz przeżyć rozczarowania z powodu mężczyzny, który zbyt 

mocno przypominał Simona. 

A jednak Ida nie była do końca przekonana, że Heino i Simon należeli do tego samego 

gatunku. Charakter Heino opierał się na solidnym fundamencie, którego próżno było szukać u 

Simona. 

Reijo rozpalił piec w saunie. Napełnił balie wodą. 

Ida,  Maja  i  Anjo  wzięły  się  za  pranie.  Pogrążyły  się  w  rozmowie,  tworząc  rodzaj 

wspólnoty,  do  której  mężczyźni  nie  mieli  przystępu.  Dzieliły  się  myślami,  wspomnieniami, 

ś

miechem. 

Zmierzchało już, kiedy dym przerodził się w siwą wstęgę i zniknął. Na rejach między 

zabudowaniami suszyło się mnóstwo bielizny. 

Maja szykowała się do powrotu. 

background image

-  Znajdzie  się  dla  ciebie  posłanie  -  odezwał  się  Reijo.  Spojrzenie,  które  wymienili, 

było tylko dla nich. 

Nikt postronny nie pojąłby, co wyrażało. Nikt by nie zrozumiał. 

-  Pisklę  wyfrunęło  z  gniazda  -  odrzekła  Maja,  nie  odwracając  wzroku.  -  Taki  los 

piskląt. Póki mam swój dom, w nim stoi moje łóżko. 

-  Odprowadzę  cię  -  zaproponowała  Ida.  Maja  odmówiła.  Ailo  czuł,  że  coś  wisi  w 

powietrzu.  Coś,  czego  nie  dostrzegł  podczas  ostatniego  pobytu,  może  dlatego,  że  wtedy 

bardziej było ukryte. 

- Pójdę z tobą, siostro - postanowił. - Tutaj zrobiło się tłoczno. Znajdzie się dla mnie 

skrawek ławy? 

- Po co ci ława, Ailo, bracie? - uśmiechnęła się  Maja. - Chwalisz się, że okrągły rok 

ś

pisz gdzie popadnie... 

Ś

miech ich zjednoczył. 

-  To  może  i  mnie  przygarniesz?  -  spytał  chrapliwie  Heino.  -  Jeden  mężczyzna  w 

domu, brat czy nie brat, psuje kobiecie reputację... 

- Dwóch jeszcze bardziej - odcięła się Maja, ale w jej stosunku do Heino pojawiło się 

coś  kobiecego,  nieomal  kokieteryjnego.  Nawet  Reijo  to  dostrzegł  i  jego  serce  napełniło  się 

nadzieją. Maję już stracił. Żaden mężczyzna nie mógł mu już jej odebrać. 

Miała rację, pisklę wyfrunęło z gniazda. 

- Więc zgadzasz się? Skinęła głową. Heino też zaakceptowała. 

Maja  opowiedziała  bratu  o  Simonie,  o  tym  wszystkim,  co  ich  dzieliło  i  łączyło.  O 

bólu.  O  pieniądzach,  które  przyniósł  po  powrocie  z  więzienia.  O  dwóch  krzyżach  jedynie 

napomknęła. Ból był zbyt silny. Ailo i Heino rozumieli to. 

Choć  nie  potrafili  pojąć  głębi  tego  bólu.  Nie  mieli  dzieci,  byli  mężczyznami.  Nie 

można zrozumieć takiego cierpienia, nie doświadczywszy go. 

Heino nie odzywał się wiele. Słuchał, od czasu do czasu spoglądał przeciągle na Maję. 

Jak i ona posiadł umiejętność skrywania uczuć, jego oczy nie zdradzały niczego, jeśli tego nie 

chciał. 

Zdawał sobie sprawę, że poznał ją szybciej dzięki Ailo. Gdyby nie on, nie pozwoliłaby 

mu zajrzeć w głąb swej duszy. 

Umościli sobie obaj posłanie w kuchni. Ława okazał się za krótka dla Heino, ale Fin 

nie przejął się tym zbytnio. Zdążył się przyzwyczaić do spania z podkurczonymi nogami. 

-  Simon  nie  zdawał  sobie  sprawy,  jaki  skarb  posiadł  -  powiedział  po  dłuższym 

milczeniu.  Miał  potrzebę  podzielenia  się  z  Ailo  myślami,  które  tłoczyły  mu  się  w  głowie. 

background image

Zniżył głos, by nie dosłyszała go Maja, śpiąca w sąsiedniej izbie. W drewnianych domach w 

Finlandii niełatwo było utrzymać tajemnicę. Domyślał się, że ściany norweskich domostw nie 

są ani odrobinę grubsze. 

- Maja ma i wady - odrzekł Ailo. - Simon dobrze je znał i zapewne ją kochał. Tylko że 

Maja przypomina Raiję. Wszystko albo nic, nie idzie na żadne ustępstwa. Przekleństwo wisi 

nad  kobietami  z  tego  rodu,  Matti  zwie  je  krwią  Alatalo.  Maja  i  Simon  musieli  się  pobrać. 

Gdyby nie dziecko, nie dałaby się zaciągnąć przed oblicze pastora. Jest taka dumna... 

- Jest też niezwykła - przerwał mu Heino, mocno akcentując każdą sylabę. 

- A co powiesz o Idzie? - zaciekawił się Ailo. Podłożył ramię pod głowę i wpatrywał 

się w powałę. W kuchni panowała półmrok, choć zawarli okiennice. 

-  Piękna  -  stwierdził  Heino.  -  Tyle  że  wokół  roi  się  od  pięknych  dziewcząt.  Sama 

uroda  staje  się  szybko  nużąca...  -  Heino  roześmiał  się.  Wiedział,  dlaczego  Ailo  zadał  to 

pytanie.  -  Nie  uważam  wcale,  że  Ida  nie  ma  nic  więcej  do  zaoferowania  poza  gładką  buzią. 

Jest w niej coś, zapewne krew Alatalo. Dla mnie jednak za młoda, chłopie. Odczułeś ulgę? 

- Tak, jako jej starszy brat - odrzekł Ailo. - Muszę dbać o siostrzaną cnotę. 

- Jako brat? Ailo zamilkł. 

- Porywczość wobec Mai nie popłaca - odezwał się ponownie po dłuższej chwili, tak 

długiej, iż Heino sądził, że towarzysz zasnął. - Choć była zamężna i dwukrotnie ciężarna, to 

wciąż pozostała dzieckiem. Przez te blizny nie miała wielu wielbicieli. 

- Jak się ich nabawiła? Ailo opowiedział mu całą historię. Heino bezwiednie zacisnął 

pięści. Zaczynał rozumieć, dlaczego była tak szorstka w obejściu. 

Wyobraził  sobie  małe  dziecko,  samotną  dziewczynkę  poznaczoną  nożem  na 

policzkach. 

Ujrzał dorastającą panienkę, która zaciskała zęby, by nie płakać, i wciąż pozostawała 

samotna.  Wtedy,  gdy  uroda  ma  największe  znaczenie,  Maja,  w  mniemaniu  własnym  i 

otoczenia, nie była piękna. 

I z tego też względu małżeństwo z przystojnym Simonem nie przyniosło dziewczynie 

szczęścia. 

Maja  nie  stanowiła  obiektu  marzeń  i  westchnień.  Nie  w  taki  sposób  oddziaływała  na 

mężczyzn. Tych, którzy szukali niezwykłości. 

Heino dostrzegł w niej niezwykłość. 

- Co za kobieta - powtórzył. 

Ailo  nie  miał  wątpliwości,  o  kim  Heino  myśli.  Zaczął  rozumieć,  ku  czemu  tamten 

zmierza. 

background image

- Życzę szczęścia - powiedział. - Możesz go potrzebować. Potrafi gryźć i drapać. 

- Żadna kobieta nie rzuca się na Heino Aalto z pazurami - oświadczył Heino. - Chyba 

ż

e w łóżku - dodał z krzywym uśmiechem. 

Ailo westchnął. 

- Kiepski byłby z ciebie duchowny - uznał, też się uśmiechając. 

- Przynajmniej wiedziałbym, co to grzech - ciągnął Heino. - Nie sądzisz, że duchowni 

powinni znać się na tym? 

- Maja jest dobra - powiedział Ailo, jakby pragnął podkreślić, że nie wolno okazywać 

dziewczynie lekceważenia. Nie dlatego, że łączyły go z nią więzy krwi, tylko ze względu na 

jej  wyjątkowość.  -  Maja  zasługuje  na  lepszy  los,  Heino.  Choć  jesteś  mi  przyjacielem  i 

towarzyszem, nie pozwolę, byś ją skrzywdził. Sądzę, że Knut myśli tak samo. 

- A Reijo? 

Ailo pokiwał głową w ciemności. 

-  Reijo  nie  jest  jej  prawdziwym  ojcem,  ale  znaczy  dla  niej  więcej.  Powiedziałbym 

nawet, że z Mają łączy go silniejsza więź niż z Idą. Maja to jego oczko w głowie. Nie chciał 

się zgodzić na jej związek z Simonem. Nigdy mu nie wybaczył, że uwiódł dziewczynę... 

- Małe pisklę? - spytał Heino. Był tutaj obcy, może dlatego dostrzegał więcej niż inni. 

- Tak ją traktuje - zgodził się Ailo. 

-  Nie  potrafiłbym  jej  skrzywdzić  -  zapewnił  go  Heino.  Jego  słowa  zabrzmiały  jak 

przysięga.  -  Nie  wycofuję  się  jednak  z  tego,  co  powiedziałem.  To  wspaniała  kobieta.  Mam 

jednak  dość  rozsądku,  by  dla  kobiety  nie  narażać  na  szwank  naszej  przyjaźni.  Może  jednak 

powinienem zainteresować się Idą? - przekomarzał się. 

Ailo chrząknął i nie odpowiedział. Znał się na żartach. 

- Trzeba spać. Jeśli pogoda się utrzyma, jutro zaczniemy układać stos. 

Heino poczuł zapach smoły. Zapach z Tornedalen. 

Zasypiał  z  tęsknotą  w  sercu.  We  śnie  zobaczył  ojca,  który  prosił  go  o  przebaczenie. 

Ojciec  pytał,  czy  syn  może  go  teraz  zrozumieć,  skoro  spotkał  kobietę  podobną  do  Raiji. 

Kobietę, w której żyłach płynie ta sama krew. 

Ale  Heino  odwrócił  się  do  niego  plecami.  Potrafił  panować  nad  uczuciami.  Kobieta 

nie jest wszystkim w życiu mężczyzny. Tak odrzekł we śnie i odsunął Petriego Aalto w mrok. 

Nie  ma  przebaczenia  dla  kogoś,  kto  porzucił  wszystko  dla  kobiety,  która  nawet  go  nie 

kochała. 

Ż

aden mężczyzna nie powinien pozwalać sobie na taką słabość. Tak uważał syn. 

background image

Odprężył  się  we  śnie.  Jeszcze  czas  jakiś  zachowa  tę  bezkompromisowość  i  dumę, 

jeszcze nie został odrzucony przez kogoś, komu oddał serce. 

Heino wciąż wierzył, że jego serce należy do niego. 

Jeszcze nie najlepiej poznał kobiety, w których żyłach płynie gorąca krew. 

Krew Alatalo. 

background image

Wstał piękny, słoneczny dzień. 

Nawet  ci,  którzy  tęsknili  za  otwartym  krajobrazem,  musieli  przyznać,  że  ten  zakątek 

nad fiordem ma swój urok. Zwłaszcza przy sprzyjającej pogodzie. 

Ludzie  na  cyplu  zerwali  się  o  świcie.  Smolarze  spoglądali  w  niebo  z  satysfakcją.  O, 

tak, mówili, aura jest odpowiednia, by mogli wykazać się swym kunsztem. 

Ida  zabrała  się  za  przygotowanie  jedzenia.  Uczyniła  to  z  ogromną  niechęcią,  nie 

dlatego  że  unikała  zajęć  domowych,  raczej  ze  względu  na  przybyszów.  Ludzie,  których 

przyprowadził Santeri, nie wzbudzali jej zaufania. A przeczucia rzadko ją myliły. 

Jedzenia trzeba było sporo. Mężczyźni mieli spędzić cały dzień na ciężkiej pracy pod 

gołym niebem. 

Niektórzy  z  nich  będą  nawet  musieli  poświęcić  noc  i  przesiedzieć  przy  stosie  do 

następnego  wieczora.  Pilnowanie  mielerzy  było  zajęciem  żmudnym.  Cenne  krople  smoły 

zbierano do beczek, cały czas zważając, by płomienie nie przedarły się przez wierzchnią war-

stwę  darni.  Wtedy  cały  wysiłek  poszedłby  na  marne,  i  to  nie  wysiłek  jednego  dnia,  lecz 

długich  zimowych  tygodni.  Do  układania  stosu  nie  używano  świeżego  drewna,  tylko  polan 

sosnowych, z drzew ścinanych zimą, wiosną rozszczepianych i suszonych. 

Nic dziwnego, że Smolarze traktowali swe zajęcie z nabożeństwem. 

Reijo pozwalał zwykle Idzie uczestniczyć w układaniu mielerza. Tym razem smolarze 

stanęli okoniem. 

- Kobieta? - krzyknął Tuomas. - To dziecko? Niech mnie diabli wezmą, jeśli się na to 

zgodzę!  Pójdę  pracować  dla  kogoś  innego.  Nie  będę  harować  na  próżno.  Kobiety  przy  tej 

robocie to same kłopoty. 

Reijo nie sprzeciwił się. Trudno było o dobrych fachowców. 

-  Innym  razem  -  powiedział  uspokajająco  do  Idy.  -  Zresztą  jesteś  już  na  to  za  stara. 

Pomożesz Anjo przynosić posiłki. Myślę, że nasi przyjaciele nie będę mieli nic przeciw temu. 

Ida prychnęła z wściekłością, ale nie ośmieliła się kłócić z ojcem przy obcych. Kiedy 

jednak Santeri wyszczerzył zęby w uśmiechu, warknęła na niego: 

- Twoi towarzysze gorsi są niż baby! 

I choć sprawiłoby to przykrość Reijo, to w tej chwili złości Ida życzyła smolarzom, by 

choć jeden stos im się nie udał. 

background image

Mieliby  za  swoje,  pyskacze.  Niech  się  więc  sami  pocą,  skorą  gardzą  pomocą 

kobiecych rąk. 

Jak coś pójdzie źle, nie będą mogli zwalić winy na nią. 

Wcale jednak nie chciała, by coś poszło źle... 

Reijo  składował  drewno  na  polanie  w  pewnym  oddaleniu  od  cypla.  Wóz  z 

niezbędnym sprzętem ciągnęły konie, ale i tak droga do lasu miała zająć im sporo czasu. 

Ida umiała szybko biegać. Popędziła przodem i dotarła do domu Mai przed innymi. 

Maja zdążyła się już przygotować, spięła włosy na karku i przysłoniła je chustą. Miała 

na  sobie  bawełnianą  roboczą  suknię,  tak  spraną,  że  można  jedynie  było  się  domyślać  jej 

pierwotnego  niebieskiego  koloru.  Przepasała  się  barwnym  pasem,  który  świadczył  o  jej 

lapońskim pochodzeniu. Wciąż była wąska w talii. 

- Możesz zostać w domu - powiedziała z przekąsem Ida. - Nasi dzielni fińscy smolarze 

nie życzą sobie pomocy kobiet. 

- Bzdura! - prychnęła Maja. 

- Tata kazał mi trzymać się z daleka od mielerzy - dodała Ida, siadając koło Ailo. 

-  Niech  tylko  spróbuje  ze  mną  -  oświadczyła  Maja.  -  Ci  głupcy  mogą  wracać,  skąd 

przyszli. Potrzebują nas bardziej niż my ich! 

- Powinnaś mieć duże gospodarstwo, Maju - zauważył Ailo. - Jesteś taka energiczna. 

Heino nie odezwał się, słaby uśmiech błąkał się po jego wargach. Znał dobrze fińskich 

Smolarzy i po części ich rozumiał. Kobiety nie nadają się do pracy przy  mielerzach. Jednak 

kobiety są tak różne... 

Coś mu mówiło, że smolarze nie spotkali wcześniej kogoś takiego jak Maja. 

Fińscy smolarze czekali na nich przy ścieżce. Kobiety szły z tyłu, a Ida nawet celowo 

zwolniła,  by  okazać  pogardę  tym,  którzy  ją  zlekceważyli.  Maja  natomiast  gotowała  się  do 

walki. 

Przechodzili  koło  rzeki,  mijając  dziewczęta  zajęte  praniem.  Jedna  z  nich  zastygła, 

ujrzawszy  jasnowłosego  młodzieńca.  Potem  bezwiednie  wydała  krzyk  radości.  Knut 

zatrzymał się, a ona do niego podbiegła. 

Indianne  wytarła  zimne,  czerwone  dłonie  w  fartuch.  Nie  miała  nawet  czasu,  by 

odgarnąć kosmyk włosów, który wysunął się spod chusty. 

Nie  było  jej  w  chuście  do  twarzy,  nie  tak  wyobrażała  sobie  pierwsze  spotkanie  z 

Knutem Elvejord. Wyprzystojniał, wyglądał znacznie dojrzalej niż Sedolf. 

Ida dostrzegła to, co przyjaciółka starała się ukryć, i westchnęła ciężko. 

background image

Indianne zagięła parol na Knuta. Plotła, co jej ślina na język przyniesie, nie odrywając 

wzroku od chłopaka. 

Mówiła,  że  przyjdzie  przyglądać  się  ich  zajęciu.  Pozostałe  dziewczęta  też.  A 

wieczorem dołączą do nich chłopcy z osady. I wspomniała coś o uchylonym oknie. 

Heino  uśmiechał  się  szeroko,  Ailo  też  nie  mógł  opanować  rozbawienia.  Knut 

natomiast wymruczał jakąś wymijającą odpowiedź i cofnął się. Uciekł od Indianne, jakby ta 

chuda jak szczapa istota była groźną bestią, zamierzającą go pożreć. 

Dołączył do reszty i poszukał wzrokiem Anjo. Kobiety, która stanowiła punkt oparcia 

w jego życiu. Ramię Knuta stworzone było do tego, by spoczywać na ramieniu Anjo, a jej po 

to,  by  obejmować  jego  wąskie  biodra.  Czułość  i  zażyłość  tych  dwojga  dostrzec  było  można 

gołym okiem. 

Indianne z początku nie zwróciła uwagi na tę nieznajomą kobietę, zbyt starą, by uznać 

ją  za  rywalkę.  A  kiedy  oddalali  się,  idąc  tak  blisko  siebie,  że  nie  można  było  mieć 

wątpliwości co do natury ich związku, Indianne nie miała już szansy przyjrzeć się jej bliżej. 

- Kto to? - syknęła do Idy. Ida nie zamierzała oszukiwać przyjaciółki. 

- Wiele się zmieniło - szepnęła, sprawdzając, czy Knut i Anjo jej nie usłyszą. - Knut 

się ożenił. 

- Z nią? Ida skinęła głową. 

-  Z  taką  staruchą?  -  spytała,  a  potem  zaniosła  się  śmiechem.  Dziewczęta  nad  rzeką 

przerwały zajęcie. Wszystkie domyślały się, o co chodzi. Pamiętały, że swego czasu Indianne 

latała za Knutem. 

- Knut ożenił się z tą kobyłą? - powtórzyła z niedowierzaniem. 

-  Żona  Knuta  nie  jest  staruchą  -  stwierdziła  sucho  Ida,  odciągając  Indianne  na  bok.  - 

Ani kobyłą. Licz się ze słowami, Indianne, bo sama skończysz jako stara kobyla. 

Indianne zaniemówiła z zaskoczenia. 

Heino roześmiał się. 

Nie  uszło  to  uwagi  Indianne.  Przystojny  mężczyzna  nigdy  nie  uchodził  jej  uwagi. 

Tylko  że  ten  wyraźnie  adorował  tę  brzydką,  poznaczoną  bliznami  siostrę  Knuta.  Przeklęty 

Knut, tak ją wystawić do wiatru! Dla starszej kobiety! 

Musiało  mu  się  pomieszać  w  głowie.  Wypowiedziała  głośno  tę  myśl,  którą  ktoś 

skwitował przychylnym śmiechem. 

- Dawna miłość Knuta? - dopytywał się Heino. 

-  Niezupełnie  -  odrzekła  sucho  Maja  -  choć  tak  to  mogło  wyglądać.  Ta  dziewczyna 

nigdy nie była zbyt rozgarnięta. 

background image

- Przesadzasz - sprzeciwiła się Ida, stając w obronie przyjaciółki. 

-  A  z  ciebie  to  chodząca  łagodność  -  dodała  Maja.  Sama  stanowiła  krańcowe 

przeciwieństwo Idy. 

- Dziewczęta bywają ciężarem - westchnął Heino. 

- Doprawdy? - zaciekawiła się Ida. - A skąd o tym wiesz? 

Heino nie dał się wyciągnąć na zwierzenia. 

- Jestem spostrzegawczy - wymigał się od bezpośredniej odpowiedzi. - Poza tym moja 

uwaga nie dotyczy wszystkich panien. Są wyjątki. 

Spojrzenie, jakie posłał Mai, nie uszło uwagi - Idy. Maja natomiast puściła jego słowa 

mimo uszu. 

O  beczki  nie  musieli  się  kłopotać.  Reijo  zwiózł  je  sam,  przetransportował  łodzią 

pięćdziesiąt  sztuk,  jedna  po  drugiej.  Zajęło  mu  to  wiele  dni  i  kosztowało  sporo  wysiłku,  ale 

Reijo nie uważał tego za wyczyn. Czymś się trzeba zająć, żartował. Nie wybieram się jeszcze 

na tamten świat, dodawał z uśmiechem, który przywracał mu chłopięcy urok. 

Mężczyźni znosili glinę znad brzegu rzeki. Glinę kładziono u podstawy stosu. 

-  Niech  się  utytłają  -  powiedziała  z  satysfakcją  Ida.  Smolarze  wykładali  gliną  cały 

okrąg z pominięciem wąskiego odpływu prowadzącego od środka do obwodu. 

Ida czyściła paznokcie zębami. Siedziała na nasypie nad mielerzem, kołysząc bosymi 

stopami. Starannie ukrywała niezadowolenie, nie chciała, by ktokolwiek wziął ją za kłótnicę. 

Anjo  znalazła  sobie  miejsce  obok  dziewczyny.  Ciekawa  była,  co  się  zdarzy,  bo 

wcześniej nie widziała Smolarzy przy robocie, choć w Alcie też parano się tym zajęciem. 

Maja,  miotając  przekleństwa  jak  mężczyzna,  zajęła  się  zdzieraniem  kory  z 

drewnianych szczap. Korą pokrywano warstwę gliny. 

- To nie jest praca dla ciebie - powiedział dobrodusznie Pekka i usiłował odebrać jej 

drewno. Jego twarz pokrywały zaschnięte grudki gliny. 

-  Zabierz  łapy  -  warknęła  Maja,  nie  przerywając  zajęcia.  Fin  wybałuszył  oczy  ze 

zdumienia.  -  Smoła,  którą  wypalamy,  i  mnie  pomaga  przetrwać  -  dodała  ostro.  -  Nie  będę 

siedzieć na tyłku i patrzeć, jak inni się pocą. 

-  Kobiece  tyłki  po  to  są  tak  duże,  żeby  baby  miały  na  czym  siedzieć.  -  Tuomas 

przyszedł z odsieczą kompanowi. 

Maja roześmiała się. 

- Wszyscy wiedzą, że smoły nie będzie, jeśli kobiety mieszają się do roboty - upierał 

się Tuomas. 

Maja nie przestawała zdzierać kory. 

background image

- Smoły nie będzie, jeśli nie ruszycie się z miejsca - syknęła. - A może wasze stopy po 

to są tak duże, byście mieli na czym stać? - spytała złośliwie. 

- Wystarczy - wtrącił się Reijo. Położył dłonie na ramionach Mai i zajrzał jej w oczy. 

Jasna  czupryna  dotykała  nieomal  czoła  dziewczyny.  -  Potrzebujemy  ich  pomocy,  Maju.  Oni 

dobrze pracują, a ja mam dużo drewna. Jeśli pogoda się utrzyma, postawimy wiele mielerzy i 

wiele beczek napełnimy smołą. Nie życzą sobie kobiet przy tej robocie. Szanuję ich zdanie. 

-  Nie  potrzebujesz  smoły  -  rzuciła  Maja.  -  Masz  złoto...  Ugryzła  się  w  język.  Nie 

powinna była wspominać o tym, nie przy obcych. Bóg jeden wie, co z nich za ludzie. 

-  Skończyło  się  -  odrzekł  pospiesznie  Reijo  w  naiwnej  próbie  naprawienia  szkody. 

Zdradzało go jednak napięcie w głosie. 

Ida westchnęła. Jej niechęć do smolarzy jeszcze wzrosła. 

-  Wyświadcz  mi  tę  przysługę  i  trzymaj  się  z  daleka  od  mielerzy  -  dodał  Reijo,  nie 

patrząc Mai w oczy. Rzadko ją o coś prosił. 

Maja zmiękła, zezłoszczona własną nieostrożnością. 

- W przyszłym roku sama podpalisz stos - uśmiechnął się. 

Stchórzył, taka myśl przemknęła Mai przez głowę. 

Puściła polano. Nie oglądając się na nikogo, ruszyła w kierunku Idy i Anjo. Zacisnęła 

powieki, słysząc złośliwy śmiech dwóch najemnych smolarzy. 

Zignorowała ich. Położyła się na nasypie i wbiła wzrok w niebo. 

Mężczyźni  wymościli  dół  korą,  potem  przyszła  kolej  na  długie  szczapy.  Układali  je 

promieniście w kształt ogromnego słońca. Ta czynność była bardzo pracochłonna, wymagała 

bowiem  precyzji  i  staranności.  Honor  smolarzy  nie  pozwalał,  by  ktokolwiek  wyręczał  ich 

przy tym zajęciu i nieostrożnym postępowaniem niszczył warstwę kory. 

Teraz dopiero przydały się silne dłonie pomocników. 

Wysuszone  kłody  drewna  układano  w  stos  wokół  młodego  drzewka,  które 

umieszczano  pośrodku.  Od  pnia  drzewka  na  zewnątrz  prowadziła  rynna.  Mężczyźni  znosili 

ciężkie bale. Stos rósł z wolna. 

Wiał  lekki  wiaterek.  Nie  tak  silny,  by  zakłócić  proces  rozpalania,  chłodził  tylko 

spocone czoła i plecy. 

Jeden po drugim zrzucali z siebie kurtki i koszule. 

Ida  obserwowała  ich  nagie  torsy  z  dziewczęcym  zaciekawieniem.  Nie  dziwiła  się,  że 

przyjaciółki jej zazdrościły. Wiele by dały, by móc uczestniczyć w tym spektaklu. 

background image

Knut zmężniał, dostrzegła to od razu, był silny i żylasty. Jak Heino. Za każdym razem 

gdy  podnosił  kłody,  pod  jego  gładką  skórą  napinały  się  mięśnie  jak  Z  żelaza.  Stos  drewna 

malał w oczach, mielerz wznosił się coraz wyżej. 

Santeri  był  szczupły,  ale  dobrze  zbudowany.  Niewielkiego  wzrostu,  gdyby  się 

zaokrąglił w biodrach, wyglądałby jak beczka. 

Wtedy mogliby się pomylić i zalać go smołą. 

Ida miała dość niezwykle poczucie humoru. 

Widok  obu  obcych  smolarzy  też  nie  był  niemiły  jej  oczom.  Ich  los  zależał  w  dużej 

mierze  od  tężyzny  fizycznej,  więc  prezentowali  się  niezgorzej.  Nawet  ojciec  wyglądem 

przypominał  znacznie  młodszych  od  siebie,  uznała  Ida.  Naszła  ją  nagła  myśl,  że  prowadząc 

samotne życie marnotrawił swą męskość. Niejedna pragnęłaby mieć go u swego boku. 

Ida  wzdrygnęła  się.  Nie  godzi  się  myśleć  tak  o  własnym  ojcu.  Przeniosła  wzrok  na 

Ailo.  Jego  opalony  tors  przybrał  barwę  skórzanych  spodni,  gdyby  nie  pasek,  trudno  byłoby 

stwierdzić, gdzie zaczyna się odzienie. 

Wzrostem  dorównywał  Santeriemu,  a  przewyższał  go  siłą.  I  wcale  nie  wyglądał  jak 

beczka. 

Ida  zerkała  na  Ailo  spod  przymkniętych  powiek,  tak  by  nikt  tego  nie  zauważył,  nikt 

nie dostrzegł, gdzie błądzi jej wzrok... 

Zerwała  się  na  równe  nogi,  zaniepokojona  własnym  zachowaniem.  Zaproponowała 

Anjo  spacer,  ale  ta  odmówiła.  Miała  prawo  przyglądać  się  mężczyźnie,  którego  kochała. 

Wodzić oczyma po ciele, które pieściła. 

Ida zastanawiała się, jak to jest... 

Marudziła tak długo, aż Maja zgodziła się dołączyć do niej. Pracujących przy mielerzu 

mężczyzn nie zaszczyciła ani jednym spojrzeniem. 

Ale jedna para oczu śledziła sylwetkę Mai, póki obie dziewczyny nie znikły w lesie. 

Mężczyźni  nie  przerywali  pracy.  Słońce  coraz  częściej  chowało  się  za  kłębiaste 

chmury. 

Karki sztywniały, pot lał się strumieniem, zmierzwione czupryny lepiły się do czoła. 

Reijo zarządził krótką przerwę na posiłek. 

Zmęczenie i głód nie sprzyjały wydajnej pracy. 

Anjo rozpakowała jedzenie przygotowane przez Idę. 

Ailo i Heino jedli pospiesznie, połykając wielkie kęsy i popijając chłodnym mlekiem, 

które trzymano w nurcie rzeki. 

background image

Wiedzieli,  w  którym  kierunku  ruszyły  dziewczęta,  i  spodziewali  się,  że  nie  odeszły 

daleko. 

Ś

cieżka  wiła  się  między  młodymi  brzozami.  Bliskość  rzeki  sprzyjała  wegetacji,  więc 

oprócz sosen rosło tam sporo innych gatunków drzew. 

Zobaczyli  dziewczęta  za  następnym  zakrętem  rzeki.  Natura,  szczodra  matka, 

utworzyła tam spokojne zakole, idealne wręcz do połowów i kąpieli. 

- Powinniśmy byli jeść szybciej - mruknął Ailo i uniósł kąciki ust w uśmiechu. 

Heino przytaknął bez słowa. 

Rzeka  skusiła  dziewczęta.  Nie  miały  zresztą  nic  innego  do  roboty,  a  w  to  odludne 

miejsce  rzadko  kto  zaglądał.  Słońce  spaliło  obnażone  ramiona,  a  woda  cudownie  chłodziła 

ciało i duszę. 

Na widok młodzieńców wyłaniających się Z lasu Ida pospiesznie naciągnęła na siebie 

spódnicę. Zanim się zbliżyli, zdążyła jeszcze przerzucić koszulę przez głowę. Maja nawet się 

nie  poruszyła.  Siedziała  spokojnie  w  samej  bieliźnie,  a  jej  kształtne  ramiona  odbijały  się 

złocistą  opalenizną  od  bieli  tkaniny.  Wilgotne  włosy  spływały  miękkimi  lokami.  Wystawiła 

odsłonięte kostki do słońca. 

- Jesteś płochliwa - powiedziała do Idy. 

-  Może  dlatego,  że  nigdy  nie  byłam  zamężna  -  odrzekła  Ida,  gorączkowo  i 

bezskutecznie zaczesując włosy palcami. Nie zdobyła się na to, by spojrzeć na Ailo. 

- Już obiad? - zdziwiła się Maja. Heino przysiadł na pniaku w pewnej odległości, by 

się nie narzucać. 

Ailo usadowił się między Mają a Idą. 

-  Obiad?  -  roześmiał  się,  jakby  nie  zauważając  złośliwości  w  tonie  siostry.  - 

Wyruszyliśmy, żeby was poszukać. Mogłyście się zgubić, a poza tym na samotne dziewczęta 

czyha w lesie sporo niebezpieczeństw. 

Ida  zachichotała.  Nawet  Maja  nie  ukrywała  rozbawienia.  Pieszczotliwie  potargała 

czuprynę Ailo, brata niemal równego jej wiekiem, lecz na wiele sposobów od niej młodszego. 

- Każdemu przyda się ochłoda - stwierdził Ailo i spojrzał z nadzieją na Idę. - Kto się 

ze mną wykąpie? 

- Ja już prawie wyschłam - oznajmiła Ida. Maja dała się namówić. 

Ailo podciągnął nogawki spodni, Maja niebezpiecznie wysoko podkasała koszulę. 

Ida  spojrzała  przez  ramię  wprost  w  oblicze  Heino.  Mogła  przyglądać  mu  się  bez 

skrępowania, Heino bowiem nie odrywał wzroku od Ailo i Mai. 

background image

Siedział okrakiem na pieńku. Pod cienką tkaniną spodni rysował się zarys silnych ud 

młodzieńca. 

Podobał się jej syn Petriego. Zastanawiała się, czy i Maja zauważyła, jaki jest męski. 

Próbowała wypytać ją o Heino, ale siostra powiedziała jedynie, że dla Idy jest za stary. 

Tak jakby Ida sama tego nie wiedziała. 

Maja  i  Ailo  opryskiwali  się  wodą.  Brodzili  na  wyścigi  pod  prąd  jak  dwoje 

rozbrykanych dzieci. Ich śmiech zlewał się z szumem rzeki. 

Ida wykręcała koniuszki włosów. Żałowała teraz, że nie dała się namówić na ponowną 

kąpiel. 

No  tak,  ale  propozycja  padła  ze  strony  Ailo.  A  coś  nie  pozwalało  Idzie  być  mu 

powolną. 

Ś

miech  Mai  sprawiał  jej  radość,  tak  dawno  go  nie  słyszała,  jednak  odczuwała 

zazdrość. 

To ją Ailo powinien gonić i opryskiwać wodą. 

Podniosła  się  bezwiednie,  wzięła  buty  i  przepaskę  do  włosów  i  oznajmiła  Heino,  że 

wraca do ojca. 

Heino skinął głową ze zrozumieniem. 

Ailo w lot pojął intencje dziewczyny i nie miał zamiaru pozwolić jej odejść. 

- Ida! - krzyknął za nią i rzucił się susami przez rzekę ku miejscu, w którym zniknęła 

w lesie. 

Ida  usłyszała  go.  Uśmiechnęła  się  nawet,  widząc,  jak  brodzi  w  fontannach  wody,  ale 

nie przystanęła. Wolno szła ścieżką. 

Maja poruszała się leniwie. Od chwili zjawienia się Heino czuła na sobie jego wzrok. 

Ż

aden mężczyzna nigdy nie patrzył na nią w ten sposób. Nawet Simon. 

Zrobiło jej się chłodno, ruszyła więc do brzegu. Opuściła skraj koszuli; zanurzył się w 

rzece, ale nie przejęła się tym zbytnio. 

Była zupełnie przemoczona, Ailo nie żałował wody. 

To  nic.  Słońce  zrobi  swoje.  A  nie  przeszkadzało  jej,  że  mokra  bielizna  aż  nadto 

uwydatniała jej wdzięki. 

Nie wstydziła się swego ciała. Tylko twarz ludzie omijali spojrzeniami. 

Zresztą  te  ciemne,  płonące  oczy  dobrze  wiedziały,  co  skrywa  pod  odzieniem.  Heino 

należał do tego gatunku mężczyzn, którzy potrafią dojrzeć rzeczy dobrze ukryte. Chyba z tego 

względu Maja czuła wobec niego pewne onieśmielenie. 

background image

Nie  opuściły  jej  zakazane  i  niebezpieczne  marzenia,  choć  nie  przynosiły  już  radości. 

Ani  ciepła.  Nocami  jej  ręce  zabawiały  się  grzesznie  z  własnym  ciałem,  lecz  choć  dawały 

zaspokojenie,  to  nie  tłumiły  tęsknoty.  Nie  można  spełnić  marzeń  o  miłości.  Nie  takiej,  jaką 

nosiła w sobie. 

Pisklę wyleciało z gniazda, by już nie powrócić. 

Maja miała też inne marzenia. 

Na przykład, by wyjechać z osady nad fiordem. 

Kobiety jednak nie wyprawiały się w drogę samotnie. Raija Alatalo mogła sobie na to 

pozwolić, jej najstarsza córka już nie. 

Pośród tych myśli Maja ujrzała Heino. 

Wstał i szedł ku niej krokiem pewnym i zdecydowanym, jakby tylko na nią czekał. Od 

dawna.  Spotkali  się  tuż  nad  brzegiem,  młodzieniec  wszedł  w  wodę  po  kostki.  W  ich 

spojrzeniach płonął ten sam ogień. 

Heino objął dziewczynę ramieniem, drugą ręką ujął ją pod kolana i bez słowa wyniósł 

na  brzeg.  Na  pochyłość  nad  rzeką,  w  zielony  cień  pomiędzy  brzozami,  porośnięty  mchem  i 

wrzosem.  Tam  gdzie  smukłe  witki  brzozowe  tworzyły  zasłonę  przed  całym  światem. 

Ostrożnie położył ją na ziemi i usiadł obok. Blisko, lecz jej nie dotykając. 

Heino  wiedział,  że  Maja  była  żoną  Simona,  ale  nie  miało  to  dla  niego  żadnego 

znaczenia.  Znał  jej  imię  i  to  mu  wystarczało.  Pragnął  powiedzieć  coś,  co  zrobiłoby  na  niej 

wrażenie. 

Nigdy dotąd nie przeżywał nic podobnego. Wyciągnął dłoń, podłożył ją pod policzek 

Mai i obrócił do siebie. Krople wody spływały z jej włosów, skóra była chłodna. Pogładził ją 

pieszczotliwie. 

Maja  nie  odsunęła  się.  Heino  czubkami  palców  przesunął  po  bliznach.  Usta  Mai 

zadrżały, ale w geście chłopaka nie było wzgardy, tylko bezmierna czułość. 

Potem cofnął dłoń i przysunął twarz do jej twarzy. Zawisł oczyma na jej wargach. 

Pocałunek był jak dotyk, jak pieszczota. Tak samo ciepły i czuły. 

I krótki. 

- Postępuję wbrew twojej woli? - spytał cicho. 

Maja  potrząsnęła  głową.  Wbrew  woli?  Nie  znała  nikogo,  kto  by  o  to  zapytał.  Heino 

był inny. Inny niż mężczyźni, których znała. Inny niż ci, o których marzyła. 

Objął  ją,  miał  rozgrzane  ciało.  Maja  drżała  z  zimna.  Jej  ubranie  leżało  nad  rzeką,  a 

promienie słońca nie przedzierały się przez gęstwę drzew. 

background image

-  Tak  dawno  nie  tuliłem  kobiety  -  powiedział.  To  było  tamtej  nocy,  sześć  miesięcy 

wcześniej,  w  trakcie  zabawy  z  rybakami  w  Finnmarku.  Całą  wieczność  temu.  Heino  nie 

kłamał, już sam ten fakt napełniał go zdumieniem. 

- Dawno nikt mnie nie tulił... 

Heino usłyszał głos dziewczyny. Ukazał mu się obraz Simona i zaraz zniknął. Simon 

nie żyje. Do zmarłych nic nie należy. 

Niebawem  skończy  się  przerwa  na  posiłek.  Może  już  się  skończyła.  To  szaleństwo, 

wszyscy dostrzegą ich nieobecność, a Heino nie chciał narażać Mai. 

Tyle  że  chwila  była  jak  stworzona,  by  przedrzeć  się  przez  mur,  który  zbudowała 

wokół siebie. Niczego bardziej nie pragnął. 

Heino Aalto nigdy nie się nie cofał. Nawet jeśli groziło mu niebezpieczeństwo. 

Tym razem nie czynił nic złego. To, czego pragnął, było dobre. 

Usta i oczy dziewczyny przyciągały go z magiczną siłą. Nigdy nie spotkał takich oczu, 

takich miękkich warg. 

Bez  namysłu  ucałował  je  ponownie,  a  dziewczyna  nie  stawiła  mu  oporu.  Jej  dłonie 

pieściły plecy Heino, napełniały go rozkoszą. 

Podciągnął  ją  w  górę,  wsunął  dłonie  pod  wilgotną  koszulę.  Pomogła  mu  pozbyć  się 

paska, a on gorączkowymi ruchami uwolnił ją od resztek mokrej bielizny, która oblepiała jej 

uda. Był jak nieprzytomny, ślepy z pożądania. 

Heino oparł dziewczynę o pień brzozy, przycisnął do białej kory i wszedł w nią. Ręce 

Mai zamknęły się na szyi młodzieńca, nogi na jego biodrach. Stali się jednym ciałem, jedną 

namiętnością,  poruszali  w  tym  samym  rytmie.  Wargi  całowały  w  bezgranicznym  za-

pamiętaniu. 

Nie spieszyli się, choć zżerał ich ogień namiętności. Nie musieli rozmawiać. Ich ciała 

porozumiewały się bez zbędnych słów, szukając spełnienia... 

Ailo  dogonił  Idę  bez  trudu.  Przekomarzając  się,  zeszli  znów  nad  rzekę  i  usiedli  na 

kamieniach. Dowcipkowali i śmiali się nieustannie. 

- Robota czeka - powiedział niechętnie Ailo po dłuższej chwili. 

Ida  wiedziała  o  tym  od  dawna.  Zastanawiała  się,  czy  Maja  i  Heino  znaleźli  wspólny 

temat do rozmowy. 

A może wrócili do tamtych? Wtedy wszyscy  pomyślą, że ona ugania się za Ailo. To 

byłaby krzycząca niesprawiedliwość. 

- Zapomniałem butów - rzucił ze złością Ailo. - Wrócisz ze mną? 

Ida skinęła głową. Chociaż chciała nią potrząsnąć. 

background image

Ailo ruszył przodem. Ścieżka była wąska, porośnięta gęstwiną zarośli po obu stronach, 

tak  że  nie  mogli  iść  obok  siebie.  To  dobrze,  pomyślała  Ida.  Wolała  posuwać  się  za  nim, 

patrzeć na niego bez skrępowania... 

Choć spacer u boku Ailo byłby równie przyjemny, połączyłby ich w innej wspólnocie. 

Tylko  między  nią  a  Ailo  mogła  istnieć  taka  więź.  Gdyby  mieszkał  z  nimi,  zostałby  jej 

najlepszym przyjacielem. 

Kiedy zbliżyli się do zakola rzeki, Ailo zatrzymał się raptownie. Te dźwięki docierały 

do niego od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz uświadomił sobie, jakie jest ich źródło. 

Cofnął się i wpadł na Idę. Wepchnął ją do lasu, chciał uchronić od tego widoku. 

Była jeszcze taka niewinna. 

Za późno. 

Ida  zobaczyła  Maję,  jej  okryte  bielą  ciało  owijało  się  wokół  ciała  Heino.  Brunatne 

dłonie Heino pod jej koszulą. Poruszali się w obłąkanym rytmie, razem, ku sobie, połączeni 

pocałunkiem, który nie miał początku ani końca. 

Ida  bladła  i  rumieniła  się  na  przemian.  Obróciła  się  tyłem,  choć  jakaś  cząstka  w  niej 

wciąż  chciała  patrzeć.  Uczyć  się.  Ailo  objął  ją  łagodnie,  splótł  palce  w  talii  dziewczyny, 

wsparł policzek na jej rudych włosach. Teraz spoglądali w tym samym kierunku. Ku rzece. 

-  Nie  możemy  wrócić  przed  nimi  -  szepnął  Ailo.  -  Wtedy  domyśla  się  wszystkiego. 

Powiemy, że kąpaliśmy się i zapomnieliśmy o bożym świecie... 

-  Cały  czas  zastanawiałam  się,  czy  potrafią  rozmawiać  ze  sobą.  -  Ida  drżała.  Nie 

potrafiła wyrzucić z pamięci obrazu spleconych ze sobą kochanków. 

-  Takie  rzeczy  się  zdarzają  -  tłumaczył  Ailo.  -  To  nie  musi  być  złe  i  grzeszne,  choć 

znają się tak krótko... 

Ida  nie  wiedziała,  co  sądzić  na  ten  temat.  Siostra  wydawała  się  jej  dotąd  osobą 

pozbawioną uczuć. Dostrzegła jednak od samego początku, że Maję i Heino połączyła jakaś 

niezwykła więź. 

- Nie wiedziałaś, jak to jest? 

- Skąd miałam wiedzieć? - odrzekła bezradnie. - Dziewczęta nie rozmawiają o takich 

sprawach. 

Ailo przytulił ją przyjaźnie i rzucił wzrokiem za siebie. Zobaczył, że Heino opuszcza 

Maję  na  ziemię,  obejmuje  ją  z  bezgraniczną  czułością.  Ujrzał  ramiona  Mai  spoczywające 

ufnie na szyi młodzieńca. 

Wymienili  jakieś  słowa,  nie  wiedział  jakie,  nie  chciał  wiedzieć.  Życzył  siostrze 

szczęścia bardziej niż komukolwiek. 

background image

Ostrożnie odsunął Idę od siebie. 

-  Poczekamy  na  nich  w  innym  miejscu.  Nie  muszą  wiedzieć,  że  poznaliśmy  ich 

tajemnicę. 

Ida przystała na tę propozycję bez wahania. Nie miała pewności, jak się zachowa, czy 

nie zdradzi się spojrzeniem. 

I zastanawiała się, jak to jest. 

Co innego widzieć, co innego czuć. 

background image

Wrócili  razem.  Praca  trwała  w  najlepsze.  Wokół  drzewka,  zwieszającego  się  zieloną 

koroną nad mielerzem, wyrósł ogromny stos drewna. 

Ida  ponownie  zmoczyła  włosy,  by  uwiarygodnić  historyjkę  o  kąpieli,  ale  jej  policzki 

pałały, kiedy Ailo opowiadał o ożywczo chłodnej wodzie. 

-  Zapewne  -  stwierdził  Santeri  z  błyskiem  w  oku.  Ida  zrozumiała  natychmiast,  że 

Santeri wie swoje, może i co do niej snuje pewne domysły. Zaczerwieniła się jeszcze bardziej 

i miała ochotę wykrzyknąć, że to nieprawda, ale nikt już nie zwracał na nią uwagi. 

To  Maja  powinna  oblać  się  rumieńcem,  ale  wydawała  się  zupełnie  nieporuszona. 

Wyszła  z  lasu  niewinna  jak  aniołek,  niosąc  buty  Ailo.  We  włosach  miała  liść,  ale  przecież 

mógł się tam zaplątać przypadkiem. 

Trzymała się z daleka od Heino. Jej policzki nie pałały, oczy nie płonęły. Nie było w 

niej nic, co przypominałoby zachowanie Elise i Mattiego. Nic, co świadczyłoby o miłości. 

Więc  jak  mogła...?  Jeśli  nic  nie  czuła?  Więc  skąd  brała  się  nieziemskość  tego  aktu, 

skoro  nie  było  w  nim  cienia  uczucia?  Czy  można  pokochać  kogoś,  kogo  poznało  się 

poprzedniego wieczora? 

Ida nie znajdowała odpowiedzi na żadne z dręczących ją pytań. 

Nawet  Heino  wyglądał  zwyczajnie,  ale  Ida  wymyśliła  sobie,  że  mężczyznom  łatwiej 

zachowywać  pozory.  Mieli  wprawę.  Większość  młodzieńców  gotowych  do  żeniaczki 

chwaliła  się  wcześniejszymi  podbojami.  Akceptowano  to.  Jeśli,  rzecz  jasna,  w  ich 

opowieściach tkwiło choć ziarno prawdy. 

Ida popadła w zadumę. Usiadła, unikając towarzystwa Anjo i Mai. One były dorosłe, 

wiedziały. Ida poczuła się nagle jak małe, nierozgarnięte dziecko. 

Stos  rósł,  wyglądaj  jak  zamek,  nad  którym  niby  sztandar  powiewała  zielona  korona 

sosny. 

Czarno  -  zielona  była  flaga  prostych  ludzi.  Czarna  jak  krople  smoły,  zielona  jak  igły 

sosny.  Czerń  i  zieleń  to  kolory  ludu.  Reijo  krążyły  po  głowie  wzniosłe  myśli,  gdy  kładł  na 

mielerz kolejne kłody drewna. Nie pamiętał o grudkach drogocennego kruszcu, które ukrył w 

skrzyni  koło  łóżka.  Dzięki  nim  mógłby  żyć  dostatnio,  ale  nie  chciał.  Znał  swoje  miejsce  i 

jedyne, czego pragnął, to umrzeć takim, jakim się urodził. I niech młode sosny rzucają cień na 

jego grób. 

W odległej, miał nadzieję, przyszłości. 

background image

Reijo  pocił  się,  czuł  się  jak  roślina,  która  puszcza  soki.  Dziwne  porównanie,  ale 

ostatnio  Reijo  przychodziły  do  głowy  dziwne  myśli.  Może  zbyt  mało  przebywał  z  ludźmi? 

Samotność źle wpływa na stan duszy. 

Chłopak,  którego  przyprowadził  Knut,  to  tęgi  robotnik.  Silny,  uparty,  przypominał 

ojca. Gdyby Petri nie spotkał Raiji, to Heino nie pojawiłby się tutaj... 

I znów te dziwaczne myśli. 

Reijo  odepchnął  je  od  siebie.  Rzucił  okiem  na  pochyłość,  na  której  siedziała  Ida. 

Sama,  to  nie  było  do  niej  podobne,  zapewne  pokłóciła  się  z  Ailo.  Jeszcze  nie  dorosła, 

pomyślał z troską. Miał nadzieję, że Ailo wykaże się rozsądkiem i powstrzyma swoje żądze. 

Jeśli było tak, jak myślał. A było. 

Reijo dobrze pamiętał własną młodość. Krew wrzała w żyłach. Zawsze jest tak samo. 

Lubił Ailo. Nie miał nic przeciwko jego związkowi z Idą. 

Maja rozmawiała z Anjo. 

Lekko zaróżowiona na policzkach, o wargach czerwonych i błyszczących. 

Syn Petriego miał ślady na plecach. Odciski drobnych palców... 

Reijo spostrzegł to od razu. 

Nie  był  pewien,  czy  wnioski,  które  wysnuł,  przypadły  mu  do  gustu,  ale  to  nic  nie 

oznaczało. 

Pisklę wyfrunęło z gniazda. 

Zbliżała się pora obiadu. 

Smolarze  z  Tornedalen  dostąpili  zaszczytu  położenia  ostatniego  kręgu,  starannego 

wykończenia mielerza. Pośpiech nie był wskazany. 

Pozostali mężczyźni ruszyli na wzgórza po darń. Trzeba jej było sporo do przykrycia 

stosu  i  uszczelnienia  boków.  I  ta  czynność  wymagała  niezwykłej  staranności.  Stos  musiał 

płonąć równomiernie i utrzymywać stałą temperaturę. 

Znosili płaty darni i układali je wokół mielerza. Nadszedł czas na porządny posiłek. 

-  Nie  wszystko  trzeba  traktować  ze  śmiertelną  powagą  -  zauważył  Santeri,  ocierając 

brudną  dłonią  pot  z  czoła.  Jego  twarz  była  czarna  od  ziemi.  -  Niektórzy  zresztą  dobrze  się 

bawili. Tylko się kąpaliście? 

Roześmiał się szczerze, a Ailo i Heino dołączyli do niego. Ida nie była w stanie. Nigdy 

nie pojmie męskich reakcji. 

Podczas  przedpołudniowej  przerwy  Reijo  i  Santeri  rozciągnęli  sieć  w  poprzek  rzeki. 

Teraz brodzili w wodzie i wprawnymi ruchami wyłuskiwali z oczek tłuste łososie. Podnosili 

je w górę triumfalnym gestem, by pokazać, że obiad jest gwarantowany. 

background image

Heino przytknął dłonie do ust i krzyknął: 

- Dobra robota, chłopcy! Jest ich więcej? 

Łososi było osiem. 

Usmażyli  je  nad  ogniskiem.  Jedli  palcami  z  blaszanych  i  drewnianych  talerzy,  z 

odrobiną masła i ogromnymi kawałkami ciemnego chleba. Zagotowali kawę, zasłużyli sobie 

ciężką  pracą  na  taki  zbytek.  Ida  doprawiła  kawę  odrobiną  mleka,  a  mężczyźni  czymś 

mocniejszym z flaszek, które powyciągali z wewnętrznych kieszeni. Heino nie pił, zauważyła 

Ida. Może przez wzgląd na Maję? 

A przecież wcale na nią nie patrzył. Po tym, co przeżyli razem? 

Po  obiedzie  przyszedł  czas  na  wypoczynek.  Mężczyźni  wyciągnęli  się  leniwie  na 

mchu.  Dwaj  Smolarze  z  Tornedalen  oddalili  się  od  reszty.  Prowadzili  cichą  rozmowę  po 

fińsku. Ida wyłapywała poszczególne sylaby, ale nie potrafiła złożyć z nich rozsądnej całości. 

Niepokoiło ją zachowanie tej dwójki. Dziwne, że trzymali się na uboczu... 

Może czuli się obco? 

Ida  unikała  Mai.  Omijała  ją  szerokim  łukiem,  nie  zauważając,  że  sama  stroni  od 

towarzystwa. 

Santeri opowiadał anegdoty przy dogasających resztkach ogniska. Knut oparł głowę o 

kolana  Anjo.  Maja  siedziała  obok,  Reijo  też.  Ida  nie  poszukała  wzrokiem  Ailo.  Santeri  był 

ś

wietnym  gawędziarzem,  ale  dziewczyna  znała  wszystkie  jego  historie  w  niezliczonych 

wariantach. Z pewnością wybaczy jej, jeśli tym razem nie usiądzie u jego stóp. 

Samotność  zakłócił  jej  Heino.  Przycupnął  na  pniu  drzewa  zwalonego  podczas 

wiosennych burz. Ida miała ochotę wstać i odejść, ale nie zrobiła tego. 

-  Uciekasz  od  nas  -  zauważył.  Na  brzmienie  jego  głosu  Idzie  przebiegły  po  plecach 

rozkoszne ciarki. Nie Heino to sprawiał, tylko sam głos... 

- Znam opowieści Santeriego. 

Roześmiał się, śmiech Heino też brzmiał sympatycznie. Idzie jednak nie spodobało się 

to, że dołączył do niej. Powinien być przy Mai... 

-  A  ty  umiesz  opowiadać?  -  zaciekawił  się.  Ida  gapiła  się  na  niego.  Miał  zamiar 

wypytać ją o Maję? I co tu odpowiedzieć? Może milczeć? 

- Interesuje mnie twój ojciec - ciągnął Heino. - Opowiedz mi o Reijo! 

- O tatku? - zdziwiła się. - A co tu jest do opowiadania? 

Heino wzruszył ramionami. 

background image

-  To  niezwykły  człowiek,  nieprawdaż?  I  miał  za  żonę  niezwykłą  kobietę,  tak 

przynajmniej mówią. Wychował stadko dzieci bez niczyjej pomocy. Nie sądzisz, że wiele dał 

z siebie? 

Ida  nigdy  nie  patrzyła  na  to  od  tej  strony.  I  ani  siebie,  ani  swojego  rodzeństwa  nie 

uznawała za stadko. 

- Tatko jest po prostu... dobry - wyszeptała onieśmielona. Odszukała Reijo wzrokiem i 

utwierdziła się w miłości do ojca. 

- Dziwne, że się powtórnie nie ożenił... 

O  tym  też  nigdy  dotąd  nie  myślała.  Nie  chciała  jednak  rozmawiać  na  ten  temat  z 

nieznajomym. 

- Zapewne uważa, że jest mężem... mojej mamy. Mama zniknęła, ale tato powtarza, że 

była jego najlepszym przyjacielem. 

- To ładne słowa - stwierdził uroczyście Heino. 

Ida  nie  mogła  odgadnąć  jego  intencji.  Czyżby  Heino,  w  przeciwieństwie  do  innych 

mężczyzn, nie gardził kobietami? 

-  Jest  młody,  przynajmniej  jak  na  ojca  -  ciągnął.  Ida  skinęła  głową.  Opowiedziała  o 

zazdrości przyjaciółek. Niektóre nawet otwarcie zalecały się do Reijo. 

Heino skwitował tę uwagę uśmiechem. 

- Może dlatego tak dobrze nas rozumie. Jest w równym stopniu ojcem jak kompanem. 

- Nie doskwiera ci samotność? 

-  Pragnęłabym,  by  Maja  wróciła  do  nas  -  odrzekła  szczerze,  zadowolona  że  Heino 

zmienił  temat.  Przeczucie  mówiło  jej,  że  chciał  zapytać  ją  o  coś  znacznie  istotniejszego.  I 

przeczucie  podpowiadało  jej,  że  Heino  zna  już  odpowiedź.  -  Tylko  że  Maja  jest  uparta  i 

zostanie  w  domku  nad  rzeką.  Wiesz,  że  należał  do  mamy?  Do  mamy  i  ojca  Knuta.  Tato  i 

ojciec Knuta zbudowali go dla niej. Myślę, że już wtedy ją kochał, ale uznał, że Kalle stanowi 

lepszą partię. Już taki jest, myśli o innych. Pewnie dlatego Maja nie chce się przeprowadzić. 

Tamten dom należy do niej, ten nasz na cyplu do Reijo. 

Heino rozumiał więcej, niż Ida mogła przypuszczać. Więcej, niż ona sama pojmowała. 

- Simon powinien był zostać - stwierdził. - Nie zdawał sobie sprawy, co traci. 

- Słyszałeś jej słowa - przypomniała. - Nie łączyło ich wielkie uczucie. 

- Simon był dobrym człowiekiem. Ida wzruszyła ramionami. 

-  Wiem,  że  o  zmarłych  nie  mówi  się  źle,  ale  nie  przesadzajmy.  Był  kobieciarzem, 

korzystał z każdej okazji. 

- Na ciebie też nastawał? - spytał. Ida wzdrygnęła się. 

background image

-  Nie  otwarcie.  W  końcu  pokochał  Maję.  Gdyby  jednak  dbał  o  nią  od  samego 

początku, nigdy nie okazałaby mu lekceważenia... 

Ida zamilkła i zajrzała w ciemnobrązowe, niemal czarne oczy Heino. 

- Dlaczego mówię ci to wszystko? - zdziwiła się. Heino rozłożył ramiona. 

- Bo nie jestem kobieciarzem - powiedział. 

-  Unikasz  jej  od  chwili,  kiedy  wróciliśmy.  Heino  milczał.  Ida  zaczerwieniła  się  po 

koniuszki włosów. 

- Widziałaś nas, prawda? Pokiwała głową, unikając jego wzroku. 

- I co o mnie myślisz? - spytał. - Mnie nie unikasz. Jesteś zła na Maję? W takim razie 

powinnaś być zła i na mnie... 

- Nie jestem zła... W geście zażyłości Heino położył dłoń na kolanie dziewczyny. Ida 

spłoszyła się, spojrzała ku ognisku. Nikt nie patrzył w tym kierunku. 

- Boisz się mnie? - Nie. 

- Więc nie wiesz, co masz sądzić o tym, co ujrzałaś? Ida gwałtownie zaprzeczyła, ale 

zaraz potem pokiwała głową. Nie odważyła się zajrzeć w twarz temu dojrzałemu mężczyźnie, 

który tak wiele rozumiał. I o wszystkim potrafił rozmawiać. 

- Co myślisz o Mai? 

Wymówił  jej  imię  tak  jak  należy.  Z  fińskim  akcentem.  Ida  nie  znalazła  właściwych 

słów, więc milczała. 

- To źle o niej nie świadczy. Uwierzysz mi, jeśli powiem, że to się po prostu stało? Bo 

było nam pisane? 

- Nie wiem... 

-  Wierzysz  w  wielką  miłość?  Nic  nie  odrzekła,  zresztą  Heino  nie  dał  jej  dojść  do 

słowa. 

-  Ona  istnieje.  Wielka,  wszechogarniająca  miłość.  Tyle  że  jej  oblicze  jest  za  każdym 

razem inne. Rozumiesz? 

Ida  przytaknęła.  Myślała  podobnie,  wmawiała  sobie  tylko,  że  nigdy  się  nie  zadowoli 

namiastką uczucia. 

-  Czasami  trafiasz  wprost  do  raju  -  tłumaczył.  -  Jeśli  spotkasz  właściwą  osobę  we 

właściwym  miejscu  o  właściwym  czasie.  To,  co  zdarzyło  się  między  mną  a  Mają,  było 

piękne. Nie wolno ci myśleć inaczej. Przeraziła cię ta scena, bo nie dostrzegłaś w niej uczuć. 

Ale są, uwierz mi na słowo. 

- Co teraz będzie? - spytała cicho i niepewnie. - Z tobą i z Mają? 

- Nie wiem - odrzekł szczerze. - Nie muszę wiedzieć, co się zdarzy jutro. 

background image

- Maja z nikim nie rozmawiała tak jak z tobą. Na chwilę twarz Heino rozjaśniła się w 

uśmiechu. 

Nie  wyglądał  tak  surowo,  kiedy  się  uśmiechał.  Ida  nie  miała  odwagi  poprosić,  by 

czynił to częściej. 

-  Twoja  siostra  jest  dobra,  Ido  -  powiedział.  -  Nie  znałem  dotąd  nikogo  takiego  jak 

ona. Nie myśl o mnie źle! 

Są chwile w życiu, kiedy trzeba zawierzyć instynktowi. 

Wstał, uśmiechnął się do niej i spokojnie wrócił do ogniska. 

Różnił  się  od  Simona,  bardzo  się  różnił.  Ida  nie  mogła  się  teraz  sobie  nadziwić,  że 

porównywała tych dwóch mężczyzn. 

Miało się już ku wieczorowi, kiedy zaczęli zakrywać stos. Należało to uczynić w taki 

sposób, by zielona korona sosny nie doznała uszczerbku. Miała dumnie wznosić się do nieba, 

póki ostatnia kropla smoły nie spłynie do beczki. 

Mielerz ze wszystkich stron uszczelniono darnią. Biada temu, kto by to uczynił mało 

starannie!  Powietrze  nie  mogło  mieć  dostępu  do  drewna,  tylko  u  samego  dołu  zostawiano 

szparę,  w  miejscu  gdzie  podpalano  stos.  Potem  i  ten  fragment  zakrywano  darnią, 

pozostawiając jedynie kilka otworów zapewniających przewiew. 

Smolarze nie podpalili stosu. Zrobiło się późno i powiał lekki wiatr. 

Poza tym Tuomas i Pekka dali wyraźnie do zrozumienia, że nie życzą sobie obecności 

kobiet przy tej najważniejszej czynności. 

- Już i tak źle się stało, że kręcą się tu baby - powiedział zjadliwie Tuomas i splunął w 

kierunku Mai. 

Maja nie dała się sprowokować. 

- Ciekawa jestem, co za baba wyrządziła ci krzywdę - odrzekła jedynie. 

- Duchom się to nie podoba. - Tuomas pociemniał na twarzy, udając, że nie dosłyszał 

jej  uwagi.  -  Duchom  należy  się  szacunek.  Nie  lubią,  kiedy  kobiety  kręcą  się  przy  męskiej 

robocie. 

-  Duchy  mają  więc  źle  w  głowie  jak  co  poniektórzy  -  odrzekła  kwaśno  Maja,  dając 

wyraźnie do zrozumienia, że nie darzy smolarzy szacunkiem. 

Ale nie zaprotestowała i razem z Anjo i Idą ruszyła w powrotną drogę. Na odchodnym 

zapytała jedynie, czy mężczyźni sami przyjdą po jedzenie, czy też któraś ze znienawidzonych 

bab ma przebrać się w spodnie na tę okoliczność. 

- Bez nas zagłodzicie się na śmierć. Chyba że duchy zatroszczą się o posiłek. 

background image

-  Przyjdziemy  -  zapewnił  ją  Reijo,  szczęśliwy,  że  pozbędzie  się  Mai  i  jej  kąśliwych 

uwag. I że na jakiś czas utrzyma ją z dala od syna Petriego. 

Mężczyźni  zostali  przy  mielerzu  po  to,  by  go  chronić  na  wypadek,  gdyby  jakiś 

konkurent  do  czarnego  złota  zechciał  pomieszać  im  szyki.  Może  nawet  podpalić  stos,  jeśli 

wiatr by ucichł, a pogoda się ustabilizowała. 

Ida  wiedziała,  że  powyciągają  flaszki  ukryte  w  wewnętrznych  kieszeniach  kurtek  i 

będą opowiadać sobie historie. I będą śmiać się i radować tak jak w poprzednich latach... 

Trochę im zazdrościła. 

Rozpalaniu  mielerzy  towarzyszyły  śpiewy,  zabawa  i  wesołość...  Tak  bywało  do  tej 

pory. Schodziło się pół wioski, mnóstwo młodzieży. 

W  tym  roku  smolarze  nie  życzyli  sobie  obecności  kobiet.  Całą  radość  zachowywali 

dla siebie. 

Wkrótce  kobiety  natknęły  się  na  Sedolfa  i  Emila.  Wypukłe  kieszenie  młodzieńców 

ś

wiadczyły o tym, że cały prowiant mieli w płynnej postaci. 

Emil spoglądał na Idę tęsknym wzrokiem. 

- Wracacie do domu? - zdziwił się. 

- Duchy nie lubią spódniczek - wyjaśniła Ida. Dziwaczne zachowanie smolarzy nagle 

wydało się jej zabawne. 

Emil nie wiedział, na co się zdecydować. Dołączyć do mężczyzn, czy pójść za Idą. 

- Nie powinien was kto odprowadzić do wioski? Maja prychnęła pogardliwie. 

- Też mi się znalazł obrońca! Damy sobie radę bez twojej pomocy. 

Dylemat  Emila  został  rozwiązany.  Ida  była  wdzięczna  Mai,  ale  nie  powiedziała  tego 

głośno. 

Sofia  i  Henriettę  również  pięły  się  pod  górę,  wystrojone  z  umiarem,  tak  by  nie 

wzbudzać podejrzeń rodziców. 

- Zawracajcie - poleciła im Ida. - W tym roku przedstawienie wyłącznie dla mężczyzn. 

- Co ty mówisz? - zdziwiła się Sofia. 

-  Przegonili  nas  -  wyjaśniła  Maja.  -  Chcą  być  sami,  trudno.  Nie  będę  błagać  ich  o 

pozwolenie. 

Dziewczęta  spuściły  nosy  na  kwintę  i  zawróciły.  Co  rusz  rzucały  ukradkowe 

spojrzenia na Anjo, ale nie miały śmiałości się odezwać. 

- Knut to mój mąż - powiedziała Anjo, kiedy już zbliżały się do domu Mai. 

Dziewczęta roześmiały się nerwowo. 

- Jestem znacznie starsza od niego. Sama się dziwię, że mnie zechciał! 

background image

Szczerość Anjo stopiła lody. Ta kobieta miała niezwykły dar zjednywania sobie ludzi. 

Plotki już zaczęły krążyć, choć nikt jeszcze nie widział Anjo z bliska. Poza Indianne, 

ale jej trudno wierzyć. Opisała żonę Knuta w sposób groteskowy, jakby miała na myśli kogoś 

innego, a nie tę roześmianą, sympatyczną osobę. 

Ida  zaprosiła  wszystkie  na  cypel.  Sofia  i  Henriettę  dały  się  przekonać,  ale  Maja 

odmówiła. 

- Muszę się przespać - ucięła dyskusję. Ida uważała, że Maja nie powinna zostać sama. 

Tylko że starsza siostra rzadko zmieniała raz powziętą decyzję. 

Pożegnały się przy domu Mai. 

Zapadała noc. Niebo zachmurzyło się, tylko na zachodzie było ciemnobłękitne, resztę 

spowijały  szare  kłęby  chmur.  Na  szczęście  chmury  trzymały  się  wysoko  nad  wierzchołkami 

gór, co dawało nadzieję na rychłe wypogodzenie. 

- Żeby tylko nie spadł deszcz. I żeby nie wiało. - Ida była zaniepokojona, a dziewczęta 

z wioski podzielały jej troskę. Znały się trochę na smolarstwie, tylko Anjo za każdym razem 

dowiadywała się czegoś nowego. 

- Ciągnęłoby przez darń - wyjaśniła Henriettę, a Anjo pojęła jej tok myślenia. Trzeba 

wielu sprzyjających okoliczności, zanim powstanie smoła do smarowania ścian, uszczelniania 

burt łodzi i leczenia chorób. 

Do domu na cyplu dotarły rozszczebiotane. Anjo czuła się starsza od nich, ale nie jak 

matka, nie jak ktoś z innego pokolenia. Dziewczęta traktowały ją przyjaźnie i nie wyłączyły 

ze swego grona. 

Anjo schowała radość w sercu. Opowie o niej mężowi. Knut obiecał, że przyjdzie po 

jedzenie i spędzi z nią noc. Anjo potrzebowała poczucia bezpieczeństwa, codziennie musiała 

się upewniać, że należą do siebie. 

Dotąd  Knut  jej  nie  zawiódł.  Choć  ta  szczupła  dziewczyna  nad  rzeką  napędziła  Anjo 

stracha. Zabolały ją wyzwiska, ale tkwiło w nich ziarenko prawdy. 

Były takie młode. Jak jej Knut. 

Pranie  powiewało  wesoło  na  rejach,  kołysał  nim  rześki  wiatr  znad  morza.  Dopiero 

stanąwszy na progu domu, zorientowały się, że taniec wiszącej bielizny zbyt jest ożywiony. 

Ktoś pociął ją na wąskie pasemka, sztuka po sztuce. 

Anjo rozpłakała się, kiedy obeszła podwórze, robiąc rachunek strat. 

- To przeze mnie. 

Wszystkie jednocześnie pomyślały o Indianne. 

background image

Ubranie  nie  znaczyło  wiele  dla  mężczyzn.  Mężczyzna  na  co  innego  skierowałby 

zemstę. Na coś, co miało wartość w jego oczach. 

Kobieta znała cenę odzienia. 

- Idę po Knuta. - Ida dyszała wściekłością. - Nie obchodzi mnie, jak zareagują na mój 

widok. 

Nie zaprotestowały. 

- Najszybciej biegam - dodała na wszelki wypadek. - Zostaniecie z Anjo? 

Sofia i Henriettę pokiwały głowami. Wiedziały, że ich zachowanie nie zyska aprobaty 

rodziców.  W  takie  rzeczy  nie  wolno  się  mieszać,  zwłaszcza  jeśli  zdarzyły  się  w  domu  na 

cyplu. 

Ale były lojalne. I zaciekawione. Dalszym ciągiem, widokiem Knuta u boku Anjo. 

Zaryglowały drzwi. 

Ida popędziła do mielerza najkrótszą drogą. Nie  dbała o to,  co duchy  sobie pomyślą. 

Powinny mieć dość rozsądku, by zrozumieć powagę chwili. 

background image

Ida  zabrała  z  sobą  Knuta,  Ailo  i  Heino.  Reijo  także  chciał  ruszyć  do  domu,  ale  trzej 

młodzieńcy przekonali go, że sprawa nie jest aż tak poważna. 

Mielerz należał do Reijo, obyczaj nakazywał mu być przy nim. 

- Indianne nie popełniłaby takiego głupstwa - myślał głośno Knut. - Po co miałaby to 

robić? 

- Zraniona miłość - powiedział Heino. 

- Nie była moją dziewczyną... 

- Ale wpuściła cię do alkowy - wycedził Ailo. - Może liczyła na więcej. 

-  Taka  miła  dziewczyna!  -  Knut  nie  dawał  za  wygraną.  -  To  sprawka  jakiegoś 

szaleńca. 

-  Tylko  kobieta  mogła  zrobić  coś  takiego  -  stwierdziła  Ida.  -  Do  twojego  powrotu 

nasze pranie było bezpieczne. Do twojego powrotu z Anjo - dodała. 

- Czy Anjo bardzo jest roztrzęsiona? - spytał Knut po raz tysięczny. 

Ida cierpliwie odpowiadała, że Anjo jest, rzecz jasna, podenerwowana, ale nie została 

sama. Heino nie poszedł na cypel. 

-  Nasza  kłótnica  też  potrzebuje  opieki  -  tłumaczył  się.  Knut  nie  miał  czasu,  by 

zastanawiać się nad nagłym zainteresowaniem, jakie Heino okazywał Mai. Dość się nasłuchał 

dowcipów o różnicy wieku. 

Chłopaki  z  wioski,  dawni  towarzysze  zabaw,  nie  przebierali  w  słowach  po  wypiciu 

paru  głębszych.  Sedolf  i  Emil  widzieli  Anjo  i  z  prostacką  bezpośredniością  wyjaśnili 

Knutowi, że, owszem, Anjo nadaje się na materac, ale po co od razu się z taką żenić? 

Anjo zdążyła już osuszyć łzy i zdjąć żałosne szczątki prania. Ktoś starannie wykonał 

swą  niecną  robotę,  nie  ocalała  ani  jedna  sztuka  garderoby.  Przy  pomocy  Sofii  i  Henriettę 

ułożyła bieliznę w stos i spaliła. Kiedy zjawili się Ida, Knut i Ailo, spopielale resztki wciąż się 

tliły. 

Jeśli  któraś  z  dziewcząt  wątpiła  do  tej  pory  w  szczerość  uczuć  Knuta,  to  musiała 

zmienić zdanie. Knut przytulił Anjo mocno, pocieszał, gładził po włosach i całował w czoło. 

Nie były przyzwyczajone do takiego widoku. Ludzie z wioski nie wystawiali emocji na widok 

publiczny. 

- Uduszę ją własnymi rękoma, jeśli okaże się, że to ona! - Knut nie znal litości. 

background image

-  Daj  spokój,  przebolejemy  tę  stratę  -  Anjo  studziła  gniew  męża.  -  Nie  bądź 

małostkowy. 

- Indianne wspominała o tobie - powiedziała cicho i niepewnie Henriettę. Była w tym 

samym wieku co Knut, znała go dobrze, zanim wyjechał. Teraz się zmienił w mężczyznę, w 

którym mogłaby się zakochać. Gdyby nie Anjo. 

- Ledwie ją pamiętam - westchnął Knut. - Po co miałaby się mścić? 

Dziewczęta  nie  znały  odpowiedzi,  ale  wszystkie  trzy  zdawały  sobie  sprawę,  że 

Indianne jest zdolna do takiej podłości. Dla niej ten czyn mógł mieć jakiś przewrotny sens. 

Knut opadł z sił, nie chciał wracać do mężczyzn. 

Wiatr zresztą nie ucichł i nic nie wskazywało na to, że niebo rozchmurzy się w ciągu 

nocy.  Nie  rozpalą  mielerza  przed  rankiem,  a  Knut  nie  miał  ochoty  wystawiać  się  na  drwiny 

dawnych kompanów. 

Sofia  i  Henriettę  zbierały  się  w  drogę  powrotną.  Porządne  dziewczęta  nie  powinny 

włóczyć się samopas w poniedziałkowy wieczór. 

-  Przekażcie  Indianne,  że  chcę  z  nią  pomówić  -  oznajmił  im  Knut,  a  w  jego  głosie 

pobrzmiewała groźba. 

Skinęły  potulnie  głowami.  W  głębi  duszy  marzyły  jednak,  by  to  nie  Indianne 

dopuściła się niecnego czynu. Z tym nowym Knutem nie było żartów. 

Ida  nie  mogła  znaleźć  sobie  miejsca.  Wydarzenia  tego  krótkiego  dnia  odebrały  jej 

spokój. Sen nie przyjdzie tak łatwo. 

Usiadła na kamiennym stopniu prowadzącym do sauny. 

Knut  i  Anjo  nie  szukali  towarzystwa.  A  Ailo  nie  miał  nic  przeciw  temu,  by 

porozmawiać tylko z Idą. 

- Postarzałam się dziś co najmniej o dwa lata - stęknęła Ida. - Nic już nie będzie takie 

jak dawniej. 

Ailo wykrzywił twarz. Nie usiadł, czuł się trochę niepewnie. Oparł się o ścianę obok 

Idy.  Nie  powinien  był  tyle  pić,  teraz  już  wiedział,  ale  ostatnie  zdarzenia  przywróciły  mu 

trzeźwość. 

- Miałaś długą rozmowę z Heino? Ida zdumiała się. Więc jednak ich zauważył. 

- Lubię go - powiedziała. 

- Pomimo wszystko? - W oczach Ailo zamigotał uśmiech. 

Ida skinęła głową. Nie miała ochoty się z nim sprzeczać. 

-  Nasza  siostra  zrobiła  na  nim  ogromne  wrażenie  -  ciągnął  Ailo.  -  Opowiadał  o  niej 

cały wieczór. Nie sądziłem, że jest taki szybki. Muszę się jeszcze sporo nauczyć... 

background image

Ida zignorowała tę uwagę. 

- Musimy schować to przeklęte złoto. - Myśli dziewczyny przeskakiwały z tematu na 

temat. 

- Przez Maję? 

Ida znów przytaknęła. Nie mogła pozbyć się niepokoju. 

- Nie podobają mi się ci dwaj, których przyprowadził Santeri. Nie chodzi wyłącznie o 

ich stosunek do kobiet. Mam dziwne przeczucia. 

-  Musimy  powiedzieć  o  tym  Knutowi.  Zadbam  o  to,  by  przenieść  gdzieś  tę  część 

kruszcu, którą ukryliśmy w domku Mai. Ci dwaj nie znają tych stron, więc nic nie znajdą. 

- Co zrobisz ze złotem? - spytała Ida. Przekrzywiła głowę, patrząc w górę. Ailo wciąż 

miał brudną od ziemi twarz i rozwichrzone włosy. Stał, złożywszy ramiona na piersiach. 

- Pomogę swoim - odrzekł bez zastanowienia, jakby to było oczywiste. - Umiemy żyć 

w  harmonii  z  górami,  ziemią  i  rzekami,  ale  i  na  nas  mogą  przyjść  ciężkie  czasy...  Złoto  to 

ratunek na czarną godzinę. 

- Przecież cię wyrzucili. A ty chcesz wrócić? I jeszcze podarować im skarb? 

Ailo przytaknął. 

- To moja rodzina. Mój lud. 

- I nikt inny tam na ciebie nie czeka? - spytała pospiesznie, choć pytanie wydało się jej 

całkiem naturalne. 

- Nie. 

I nie dodał nic więcej. Jego sposób widzenia świata mógł ją zranić. 

Miłość  do  jednego  człowieka  mu  nie  wystarczała.  Przynależność  rodowa, 

zobowiązania wobec swego ludu i dziedzictwa - wychowano go w takim duchu, by wszystko 

to szanował i kochał. Ida miała korzenie. Wzrosła pomiędzy czterema ścianami solidnego do-

mu. Nie mógł oczekiwać, że zrozumie tęsknoty wiecznego włóczęgi. 

- Możesz usiąść. 

- Nie wiem, czy powinienem...  Ich spojrzenia spotkały się. Oboje wstrzymali oddech 

na chwilę. 

- Jestem taka groźna? - zapytała. 

- Może nie dla wszystkich. Niedopowiedzenie poruszyło  w  Idzie jakąś tęskną strunę. 

Uśmiechnęła się. 

Ailo usiadł. Całkiem blisko. 

- Przyszedł tam do nas chłopak o imieniu Emil - powiedział lekko. - Dobrze się o tobie 

wyrażał... 

background image

Ida wykrzywiła twarz. 

- Nic na to nie poradzę. Nie prosiłam go o to. No i nie przegonię do piekła. 

Ailo roześmiał się. 

- A mnie przegonisz? 

-  Ciebie?  Nie  -  odrzekła  szybko.  Zbyt  szybko.  Zaczęła  oglądać  paznokcie,  zerkając 

kątem  oka  na  Ailo.  Siedział  z  szeroko  rozstawionymi  nogami,  wsparłszy  dłonie  na  udach.  - 

Czemu miałabym cię przeganiać? - dodała niepewnie. 

- Ja też czasami dobrze o tobie mówię. Chociaż mnie o to nie prosiłaś... 

- To co innego. 

-  Co  innego?  Dlaczego  zmuszał  ją  do  takich  wyznań?  Dlaczego  kazał  stąpać  po 

ś

liskim gruncie? Nie rozumiał, że się jeszcze boi? 

-  Ty,  to  ty.  -  Idiotyczne  wytłumaczenie,  ale  nie  mógł  spodziewać  się  innego,  skoro 

stawia ją pod ścianą. 

- To znaczy Ailo, przybrany brat? Siedzieli zbyt blisko siebie, ale Ida nie zdobyła się 

na to, by się przesunąć. Jej ciało było ciężkie jak z żelaza. I gorące jak stos smolny. 

- To znaczy ty, Ailo. Nie przybrany brat. Żaden brat. A więc wyrzekła te słowa. Niech 

sobie myśli teraz, że jest głupia. Zmusił ją do wyznania. Jego wina, bo siedzi zbyt blisko i jest 

taki inny niż zazwyczaj. Jego wina, bo spoważniał i wcale nie ma ochoty się przekomarzać... 

Wina Ailo... 

Ailo  odetchnął  z  drżeniem.  Dręczyło  go  trochę  sumienie,  że  wystawia  Idę  na  taką 

próbę, ale i był uradowany. 

Wiedział, na czym stoi. 

Miał  dwadzieścia  jeden  lat  i  nie  powinien  się  tak  denerwować.  Nie  po  raz  pierwszy 

siedział blisko dziewczyny, a jednak nigdy dotąd tak silnie nie przeżywał czyjejś bliskości. 

Położył dłoń na jej dłoni. 

Ida wiedziała, że ten  gest oznacza coś szczególnego.  Ich palce się splątały, ale oboje 

milczeli przez dłuższą chwilę. 

- Czy to dlatego, że piłeś? - spytała. Tych słów najmniej się spodziewał. Choć może to 

i lepiej, że je wypowiedziała, zamiast dusić w sobie. Nie znał rozmiarów jej niepewności. 

Ailo ścisnął mocniej dłoń dziewczyny i zajrzał jej w twarz. 

- Nie, Ido. Nie dlatego, że piłem. Dawno już nie czułem się tak trzeźwy. 

Ida  znalazła  wyraz  powagi  w  jego  błyszczących  oczach.  Oczach  matki,  ale  tego  nie 

mogła  wszak  wiedzieć.  Może  Mikkal  wyglądał  podobnie.  Dawno  temu,  kiedy  ich  obojga 

jeszcze nie było na świecie. 

background image

Może Raija dostrzegła to samo w twarzy Mikkala? 

Może  wszystkim  kieruje  jakaś  tajemnicza  moc,  może  w  każdym  geście,  każdym 

czynie tkwi ukryty sens... 

- Historia się powtarza - wyrwało się jej. 

- Jak to? - spytał, z góry znając odpowiedź. 

- Twój ojciec. Moja matka. Ty. Ja. Teraz powinien ją ostrzec. Żeby nie rzucała się od 

razu  na  głęboką  wodę.  A  zwłaszcza  w  jego  ramiona.  Ze  nie  jest  lepszy  od  miejscowych 

zalotników, którzy usiłowali wejść przez okno do jej sypialni. 

Nie powiedział nic. 

Może niepotrzebnie pił, wódka mąci jasność sądów. 

Ale  Ida  była  boginią,  istotą  nie  z  tego  świata.  Jakże  więc  mógł  nie  objąć  jej 

ramieniem? 

I  było  tak,  jakby  zawsze  ją  obejmował.  I  jakby  nigdy  nikogo  innego  nie  trzymał  w 

objęciach. O niej zawsze snuł marzenia, ją uważał za swoją wybrankę. 

- Miałam rację - szepnęła Ida. - Miałam rację! - W jej słowach rozbrzmiewała radość. 

Ailo  spojrzał  w  roześmiane  oczy  dziewczyny.  Nie  można  się  znudzić  patrzeniem  w  takie 

oczy.  -  Wiedziałam,  że  będzie  inaczej.  To  nie  to  samo,  co  ich  natrętne  ręce,  których  dotyk 

ledwie znosiłam. 

Czy można odczuwać większą dumę? 

- A teraz już wiesz? - spytał Ailo. - Jest inaczej, bo to ja cię obejmuję? 

Pokiwała  ochoczo  głową.  Zbyt  dobrze  go  znała,  by  udawać.  Zresztą  nie  potrafiła 

udawać. 

- Pocałuję cię - powiedział. Przytrzymał ją mocniej, zamknął w uścisku, z którego nie 

było ucieczki, nawet gdyby chciała. Podniosła twarz ku niemu i rozchyliła wargi. 

- Więc zrób to! Ailo uśmiechnął się. Pocałował ją otwartymi ustami, smakując wargi 

dziewczyny  językiem,  potem  wsunął  go  głębiej  i  napotkał  koniuszek  jej  języka,  skory  do 

zabawy... Jej ręce splecione na szyi Ailo, gorliwość, z jaką oddała się pocałunkom - wszystko 

to przyprawiło młodzieńca o dreszcze rozkoszy. Podniosła się na kolana, by znaleźć się bliżej 

niego. Miała w sobie więcej ognia niż w rudych włosach. 

-  Wciąż  jest  inaczej?  -  spytał.  Czoło  Idy  spoczywało  na  jego  policzku.  Dziewczyna 

wślizgnęła się na jego kolana. Tak było dobrze - i bardzo niebezpiecznie. 

- Tak. 

Odetchnął.  Bał  się,  że  ją  rozczaruje.  Dotyk  jego  rąk  nie  powinien  napawać  jej 

wstrętem. Jak trudno zapanować nad dłońmi. 

background image

- Wiedziałem, że do tego dojdzie - rzekł cicho i pocałował ją w skroń. - Byłaś małym 

dzieckiem,  a  ja  już  zdawałem  sobie  sprawę,  że  staniesz  się  inna...  -  Użył  jej  słowa,  bo 

mieściło w sobie wiele treści. 

-  Tylko  mi  nie  mów,  że  od  tamtej  pory  na  to  czekałeś  -  parsknęła.  Nie  była  aż  tak 

romantyczna. 

Ailo roześmiał się. 

- Nie. Ale wierzyłem, że wszystkie przewyższysz urodą. Poza tym masz wiele innych 

zalet... 

Idzie starczyło rozsądku, by nie domagać się szczegółów. 

- Myślałem o tobie nieustannie - wyznał. Język mu się rozwiązał, słowa same cisnęły 

się na usta. Może to przez nadmiar trunku? 

Muszę uważać, pomyślał. Cały czas się pilnował, ale wargi przestały go słuchać. 

-  Anders  mi  opowiadał  -  odrzekła  sucho,  ale  nie  poruszyła  się.  -  Nie  wmawiaj  mi 

rzeczy, których nie było, Ailo. Wystarczy mi to, co dzieje się teraz. 

- Przecież nie kłamię! - Był nieomal zrozpaczony. Wątpiła w jego szczerość? 

- Opowiadał mi o hordach innych dziewcząt - uśmiechnęła się. W tonie głosu krył się 

ś

lad zazdrości, ale przecież nie miała żadnych praw do jego przeszłości. 

-  One  nigdy  nie  posiadły  moich  myśli  -  zapewnił  ją.  -  Ktoś  inny  zawsze  był  w  nich 

obecny.  Ktoś  o  rudych  włosach  i  niezwykłych  oczach  o  barwie  zielonobrązowej.  Ktoś,  kto 

stąpa lekko i potrafi droczyć się ze mną. Dumna istota, która nie waha się sprzeciwić memu 

zdaniu... 

Ida śmiała się. 

- Więc taka jestem? Ailo skinął głową. 

-  I masz jeszcze tyle innych przymiotów, których nie zdążyłem poznać. Z pewnością 

nie jesteś nudna. 

Teraz wybuchnęła śmiechem. 

- Powinienem już iść - powiedział. Wieczór przeszedł w noc. Niepostrzeżenie, jak to 

bywa letnią porą na dalekiej północy. 

Zacisnęła dłonie na jego szyi. 

- Zatrzymam cię - stwierdziła z satysfakcją. - Nie puszczę. 

- Muszę się przespać. Ida potrząsnęła głową. 

- Nie jesteś starcem. 

- Mógłbym nabrać ochoty na coś, czego ty byś nie chciała. 

background image

Zesztywniała  na  chwilę.  Ailo  wiedział,  jaki  obraz  stanął  przed  jej  oczyma,  ale  nie 

pożałował swego odruchu szczerości. 

- Czy to nie jest dobre, łagodne i ciepłe doznanie? - spytała cichutko. Pamiętała słowa 

Heino. Rozumiała je wtedy, nie przypuszczała jednak, że tak szybko jej samej będą dotyczyć. 

- Nie tylko, Ido. Ale nie wolno tego przyspieszać, jeśli nie jesteś gotowa. Piłem. Mogę 

stracić głowę... 

- Nie ty. Wierzyła mu bezgranicznie. Ale Ailo nie bardzo ufał samemu sobie. 

- Co innego byś powiedziała, gdybym zaciągnął cię do sauny i zaczął majstrować przy 

spódnicy - rzucił z uśmiechem. Od samej myśli zakręciło się mu w głowie. 

Ida  wyprężyła  się.  Wargami  połaskotała  szyję  Ailo,  budziła  w  nim  uczucia  mniej 

szlachetne niż czułość. 

- Co jeszcze byś mi zrobił? - spytała z napięciem i powagą. 

Ailo potrząsnął głową. 

-  Nie  pozwól  mi  fantazjować  -  zaprotestował.  -  Nie  zmuszaj  mnie,  będziemy  oboje 

ż

ałować! 

Ida  czuła,  jak  ciepło  rozlewa  się  falami  po  całym  ciele.  Dudniło  jej  w  skroniach, 

drżały wargi, nie mogła usiedzieć w bezruchu. I wiedziała, że to samo dzieje się z Ailo. 

-  Nie  wiesz,  co  robisz  -  szepnął  chrapliwie,  patrząc  na  nią  nieprzytomnie.  Znów 

zachłannie poszukał ust Idy. Jego pocałunki doprowadzały dziewczynę do szaleństwa, kazały 

zapomnieć o rozsądku. 

Ida  wsunęła  ręce  pod  kurtkę  Ailo,  dotykała  tych  samych  silnych  ramion,  które 

podziwiała całe przedpołudnie. 

Miał gładką, rozgrzaną skórę. 

Dłoń Ailo wślizgnęła się pod spódnicę dziewczyny, szukała miejsc, których ona sama 

rzadko dotykała. 

Pozwalała mu odkryć rzeczy, o których nawet nie ważyła się marzyć. 

Obrazek znad rzeki pojawił się na moment przed jej oczyma i zaraz rozpłynął. To było 

co innego. Każda taka chwila była inna. Tyle zdążyła już zrozumieć. 

Ailo cofnął rękę i zepchnął Idę z kolan. Obrócił się do niej plecami i stanął z trudem 

na nogi, oddychając ciężko. 

Ida nie poruszyła się. Zaskoczona, gorąca, spragniona tego, co nie nastąpiło. 

Ailo oparł się o ścianę i wcisnął dłonie głęboko do kieszeni. 

Dziewczyna spojrzała na niego kątem oka i dostrzegła, że ledwie panował nad sobą. 

Ś

wiat wirował. Pozwoliłaby mu na wszystko... 

background image

Wiedziała. 

On też. 

I nagle ogarnęła ją czułość dla Ailo. Za to, że nie poprosił. Że cofnął się, choć oboje 

pragnęli posunąć się dalej. 

- To nie jest tylko dobre i łagodne - powiedział miękko, układając wargi do uśmiechu. 

Rozumiała. 

- Pójdę, tak będzie najlepiej. 

Skinęła głową. Skąd miała znać siłę tych uczuć? Do tej pory nic o nich nie wiedziała. 

- Przed tobą też zamknę okno do sypialni - oznajmiła, drżąc. 

-  Tak  będzie  najlepiej,  Ido.  Nie  dotknął  jej,  ominął  i  ruszył  w  stronę  drzwi.  Ida 

pierwsza dopadła klamki. 

Z  uśmiechem  uniosła  głowę,  zasypała  twarz  chłopaka  pocałunkami,  na  koniec 

odnalazła jego usta. Ailo się cofnął. 

-  Dobranoc,  aniele  -  powiedział.  -  Lepiej  będzie,  jak  zniknę.  Twarda  ława  w  kuchni 

Mai wybije mi z głowy niebezpieczne marzenia... 

W jej promiennej twarzy nie było drwiny, kiedy mówiła: 

- Nie pozbawiaj się marzeń. Czyż nie miło bawić się własnymi myślami, nawet jeśli są 

niebezpieczne? 

-  Ty  to  uczynisz?  Znowu  się  uśmiechnęła  i  skinęła  głową.  Jej  wargi  wypowiedziały 

tylko jedno słowo: 

- Może. I pozwoliła mu odejść. 

-  Więc  nie  rozpalacie  mielerza?  -  Maja  powitała  Heino  pytaniem  jak  nieproszonego 

gościa. 

- Wiatr - wyjaśnił zwięźle. - Poza tym ktoś pociął pranie w domku na cyplu. 

Twarz Mai pociemniała. Zamknęła drzwi na zasuwę. Pamiętała takie samo zdarzenie z 

przeszłości, niewidzialne ręce popełniły wtedy identyczną podłość. Odezwał się stary ból. 

- Gdzie Ailo? 

-  Został  z  nimi.  Ma  swoje  powody.  Maja  wiedziała,  o  czym  mówi  Heino.  Zamiary 

Ailo trochę ją niepokoiły. 

- Bałeś się o złoto? - dopytywała się. 

- O ciebie też. Niepotrzebnie się wygadałaś. 

- Masz rację. Schowałam złoto. 

- Gdzie? Lubiła się droczyć z Heino. Przekrzywiła głowę i bez strachu zajrzała w jego 

ciemne oczy. 

background image

- Wystarczy, że ja wiem. Nie ufasz mi? Wielkie dłonie zamknęły się na nadgarstkach 

dziewczyny i unieruchomiły je w żelaznym uścisku. 

Przyciągnął ją do siebie, położył dłonie na piersi. I pocałował. 

- Nikomu nie ufam. Gdzie je schowałaś? 

Maja  roześmiała  się.  Wciąż  trzymał  ją  mocno,  kiedy  nadepnęła  lekko  na  deskę  w 

podłodze. Deska skrzypnęła. 

- Pod podłogą? 

Skinęła głową. 

Puściwszy Maję, badawczo przyjrzał się desce. Potem nadepnął na nią, nie trzeszczała 

mocniej niż pozostałe. 

- Pokaż! 

- Musisz przesunąć ławę. 

Uczynił,  jak  kazała.  Maja  pchnęła  stół  na  bok.  Deskę,  którą  wskazała,  obluzowano 

pod samą ścianą. Trzeba było uklęknąć i dotknąć jej, by znaleźć skrytkę. 

Heino pokiwał głową z aprobatą. Odchylił deskę i zajrzał pod spód. Nic nie dostrzegł. 

Kpiła  sobie  z  niego?  Maja  przytrzymała  deskę  i  kazała  mu  wsunąć  rękę  do  środka.  Z 

ledwością sięgnął czubkami palców do torby z kory brzozowej. 

-  Ukryłam  ją  głębiej  -  rzuciła  lekko.  Puściła  deskę  gwałtownie,  omal  nie  przycinając 

mu palców. 

-  Sprytnie  -  pochwalił.  Otrzepał  się  z  kurzu  i  pomógł  jej  przesunąć  ławę  i  stół  na 

miejsce.  Podłoga  była  starta,  więc  nikt  nie  domyśliłby  się,  że  przestawiali  meble.  Docenił 

spryt Mai, przepakowała złoto z worków, w którym je przywieźli. 

- Zadowolony? - spytała. Skinął głową. 

- Tak, póki co. Zdjął kurtkę i powiesił ją na haczyku przy drzwiach. 

Odnalazł Maję wzrokiem. 

- Miałaś niebezpieczne dni? Maja odrzuciła głowę i roześmiała się gorzko. 

- Nie miewam niebezpiecznych dni. Tracę dzieci. - Twarz dziewczyny stężała. - Nie, 

nie musisz się niczego obawiać. Choć sama nie wiem. Przestałam liczyć, bo po co? 

-  Nie  miałbym  nic  przeciw  potomkowi  -  wyrzekł  z  powagą,  nie  odrywając  od  niej 

oczu.  -  W  moim  wieku  uznałbym  go  za  dar,  a  nie  za  karę.  Byłabyś  wspaniałą  matką.  Dla 

moich dzieci. 

Maja gwałtownie zamrugała powiekami. Nienawidziła samej siebie za to, że płacze w 

czyjejś obecności. 

- Nie wiesz, co mówisz. 

background image

- Wiem. - Heino urwał, a potem wystąpił z propozycją, jakiej nie zrobiłby żadnej innej 

kobiecie. - Mogłoby się nam ułożyć. Lubię cię, a i ty chyba darzysz mnie sympatią. Potrafimy 

rozmawiać ze sobą. Nigdy bym się tobą nie znudził. 

- Czy to oświadczyny? Heino wykrzywił się. 

- Powiedzmy. Zbliżył się do Mai i położył dłonie na jej ramionach. 

Nie przytulił, tylko trzymał tak, by mogła patrzeć mu w oczy. Wyczuł, że tego właśnie 

pragnie. 

- Jestem jedyną osobą, która może zachować ciągłość rodu Aalto. Spotkałem w życiu 

jedną kobietę, z którą pragnąłbym spłodzić potomka. Ciebie. 

Maja potrząsnęła głową. 

- Jesteś szalony, Heino Aalto. Znamy się zaledwie dwa dni! 

- Nie kocham się z każdą kobietą, która stanie mi na drodze - odrzekł - zwłaszcza po 

tak  krótkiej  znajomości.  Moja  propozycja  to  nie  żart.  Jesteś  mi  potrzebna.  Chcę  żyć  z  tobą. 

Jeśli okażesz się brzemienna, ożenię się z tobą. 

- Piłeś? - Maja pociągnęła nosem, ale to nie alkohol skłonił go do złożenia tak szalonej 

oferty. 

- Mam swoje złoto, tobie przypadnie część od Knuta. Nie musimy obawiać się nędzy. 

Nie chciałbym tu zostawać, ale i tobie zmiana miejsca dobrze by posłużyła... 

Wzrok Heino zaniepokoił Maję. Zdawał się odzierać ją ze wszystkich tajemnic. 

Nie  zapytała  o  miłość,  on  nie  wypowiedział  tego  słowa.  Pertraktowali  na  temat 

dziecka, bezpiecznego związku, wyjazdu. 

- Jak długo ma to trwać? - spytała przez zaschnięte wargi. 

- Tak długo, jak potrzeba. Westchnęła. Miała zamęt w głowie. 

- I dobrze wszystko przemyślałeś? 

- Tak. 

- Będziesz żałować. 

-  Może.  Nie  sądzę.  Myślę,  że  mogę  ci  wiele  ofiarować.  Czy  to  jedyna  szansa  na 

normalne życie? Czas uciekał, Maja zdawała sobie z tego sprawę. 

W wiosce nie było dla niej przyszłości. A pisklę wyfrunęło już z gniazda. 

- Dlaczego się boisz? - spytał chrapliwym głosem. - Wiesz, Maju, tylko ptaki w klatce 

tęsknią. Dzikie ptaki latają. 

- A ty jesteś dzikim ptakiem? Przytaknął. 

- Ty też, w głębi duszy. Tylko jeszcze o tym nie wiesz. Ona - dzikim ptakiem? Potrafił 

znajdywać ładne słowa. 

background image

Maja  przyglądała  się  Heino.  Wiedziała  już,  że  jest  przystojny,  nosił  się  prosto  i 

dumnie.  I  tyle  wiedział,  powinien  chodzić  do  szkół...  Miał  w  sobie  jakąś  siłę,  której  nie 

spotyka się u wielu ludzi. 

Jak Reijo dawnymi laty. 

Mógł  zajść  daleko,  dalej  niż  Maja  mogła  marzyć,  ale  się  nie  wywyższał.  Cały  czas 

stawiał jej wyzwania. 

Niektórzy mężczyźni tacy właśnie są. 

A miłość...? 

Została  poczęta  z  miłości.  Gorącej,  wszechogarniającej  miłości,  która  musiała 

skończyć się cierpieniem. Która, być może, ją pozbawiła prawa do wielkiego uczucia. 

Był dobrym kochankiem, mógł dać jej wiele upojnych nocy. 

Domyślał  się,  że  waży  jego  wady  i  zalety?  Może  sam  przeprowadził  podobną 

rachubę? 

I tak dobrze wyszłaby na tej transakcji. Wymagał jedynie dziecka. 

Znał jej przeszłość, a mimo to złożył tę propozycję. 

-  Zgadzam  się  -  powiedziała.  Heino  nie  spodziewał  się  innej  decyzji.  Przytulił  Maję 

czule, a ona pomyślała z nadzieją, że nie kieruje nim jedynie marzenie o potomku. 

- Przenoszę się do twojego łóżka - oznajmił. - Zdejmę skobel. Ailo wróci nocą. 

Ailo nie zdziwił się, nie ujrzawszy kompana w kuchni. Z pokoju Mai dobiegał odgłos 

ś

ciszonej  rozmowy.  Nie  wiedział,  w  jaki  sposób  Heino  zdołał  przełamać  mur  obojętności, 

którym otoczyła się siostra. Z całego serca pragnął jednak, by dał Mai szczęście. 

background image

Ailo  nie  zadał  żadnych  pytań,  kiedy  Heino  i  Maja  pojawili  się  w  kuchni.  Uścisnął 

tylko siostrę. Nie miał w zwyczaju rozmawiać o sprawach uczuć. Pragnął tylko pokazać Mai, 

ż

e cieszy się jej szczęściem. 

Rozumieli się bez słów. 

Heino otworzył okiennice, w naturalny sposób przyjmując rolę gospodarza. 

Nie obdarzali się przypadkowymi pieszczotami, nie zasypywali spojrzeniami pełnymi 

miłości. 

To, co łączyło tych dwoje, nie karmiło się takimi gestami. 

Ailo nie wiedział, czy czuć rozczarowanie ze względu na Maję. Siostra zasługiwała na 

to, by mężczyzna ją hołubił. 

Maja pakowała jedzenie, szybko i sprawnie. 

Heino  chciał  zabrać  ją  ze  sobą.  Niepokoił  się  o  nią.  Ailo  poczuł  się  wzruszony 

zachowaniem przyjaciela. 

- Nie chcę, by mnie obarczono winą, jeśli nie będzie smoły.  - Maja odrzuciła głowę, 

zaplatając  gruby  warkocz.  -  Dacie  sobie  radę.  Pójdę  na  cypel,  Heino.  Nie  obawiam  się 

samotności. 

Chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. 

Ailo żałował, że te słowa nie padły. 

Ruszyli  wzdłuż  rzeki.  Obaj  czuli,  że  łączy  ich  jakaś  nowa  więź,  ale  nie  mieli  sobie 

wiele do powiedzenia. Mężczyźni budzili się po ciężkiej nocy na świeżym powietrzu. Deszcz 

wprawdzie nie spadł, ale od ziemi ciągnęło wilgocią. 

- W domu wszystko w porządku? - dopytywał się zaniepokojony Reijo. 

Zapewnili go, że noc minęła bez zakłóceń. 

- Maja została sama? Heino napotkał intensywne spojrzenie zielonych oczu. 

- Maja da sobie radę - stwierdził. - Jest jak dziki ptak. 

Reijo długo i uporczywie patrzył na tego czarnowłosego młodego mężczyznę z okolic, 

których sam nie pamiętał. 

- Dziki ptak? - Smakował te słowa. Znajdował w nich ziarno prawdy, zastanawiał się, 

jak ten człowiek zdołał przejrzeć Maję w tak krótkim czasie. Maja przecież trzymała ludzi na 

dystans. W końcu się roześmiał. 

background image

- Dziki ptak jest równie dobry jak mały kruk... Heino miał zrozumieć sens tego zdania 

znacznie później. Pojął jednak, że to rodzaj błogosławieństwa. Reijo go zaakceptował. 

Nie byłby zbyt zachwycony, gdyby wiedział, jak daleko Heino i Maja się posunęli, ale 

Heino nie rzekł ani słowa na ten temat. Ailo też milczał. 

Wstawał  dzień  wręcz  wymarzony  dla  czekającego  ich  zadania.  Jasne  niebo,  słońce, 

brak wiatru. Wszystko wskazywało na to, że taka pogoda utrzyma się przez dłuższy czas. 

Tuomas  rozpoczął  przygotowania.  Obszedł  pokryty  darnią  stos  zgodnie  z  ruchem 

słońca,  mrucząc  cicho  prastare  zaklęcia,  które  miały  ich  chronić,  wynagrodzić  ciężką  pracę, 

odsunąć wiatr i deszcz... 

Okrążył  stos  kilkakrotnie,  polewając  go  wódką  i  nie  czując żalu  z  tego  powodu.  Tak 

kazał obyczaj. 

Tak czynili przodkowie, a lekceważenie tradycji nie przynosiło nic dobrego. Niejeden 

się sparzył, i to dosłownie, stracił stos i środki na utrzymanie rodziny. 

Tuomas z nabożeństwem podpalił zwitek kory brzozowej i drżącą dłonią przytknął go 

do podstawy mielerza. 

Potem obszedł stos, wielokrotnie powtarzając tę czynność. 

Pozostali śledzili każdy ruch mężczyzny. Widzieli, że zna się na swoim fachu, więc to, 

jakim  jest  człowiekiem,  przestało  mieć  jakiekolwiek  znaczenie.  Można  kogoś  nie  lubić  i 

wciąż podziwiać za kunszt. 

Ogień zapłonął na całym obwodzie stosu. 

Wszyscy  rzucili  się  do  zamknięcia  mielerza.  Podstawę  stosu  uszczelniono 

przygotowaną wcześniej darnią, pozostawiając jedynie kilka otworów wentylacyjnych, by nie 

zdławić płomieni. 

Pozostawało czekać i doglądać stosu. 

-  Kobieta  też  potrafiłaby  to  zrobić  -  uznał  Santeri.  Wciąż  uważał,  że  dzień  spędzony 

bez niewiast, choćby po to, by nacieszyć oko ich widokiem, jest dniem straconym. - Kobiety 

są dokładne. 

Tuomas posłał mu ostre spojrzenie. 

- Przy moim stosie nie ma miejsca dla bab. Reijo musiał przyznać, że Tuomas poczyna 

sobie  zbyt  władczo.  W  końcu  mielerz  nie  należał  do  niego.  Reijo  poczuł  się  jak  zwykły 

parobek. 

Heino  i  Ailo  uważali  na  dym  pod  ścisłym  nadzorem  Tuomasa.  Wyraźnie  wątpił  w 

staranność ich poczynań. 

background image

Miejsca,  przez  które  dym  zdołał  się  przebić,  należało  natychmiast  zagrabić  i  zalepić 

ziemią. Mężczyznom służyło do tego celu specjalne narzędzie w kształcie litery T. 

Jeśliby ogień sforsował wierzchnią warstwę mielerza, stos zamieniłby się w ogromne 

ognisko. 

Napięcie  zelżało,  kiedy  pierwsze  krople  smoły  spłynęły  wyżłobieniem  i  wpadły  do 

blaszanego koryta. Na dnie koryta była woda, która zasyczała w zetknięciu Z gorącą masą. Na 

twarzach mężczyzn pojawiły się uśmiechy ulgi. 

Zaczęło się. 

Tuomas nie pozwolił podstawić pierwszej beczki, póki koryto nie wypełniło się smołą 

po brzegi. Dla opiekuńczych duchów. 

Reijo  miał  go  dość.  Zdecydował  się  już  nie  najmować  Tuomasa  do  pracy  przy 

kolejnym mielerzu. Gdyby wiedział, że Knut wróci do domu i przyprowadzi ze sobą Heino i 

Ailo, nie posyłałby po smolarzy. 

Z drugiej zaś strony lubił gościć u siebie przybyszów z południa. 

Wnosili do jego izby skrawek Finlandii. 

Na zmianę doglądali stosu drewna żarzącego się pod pokrywą darni. Nagrabiali ziemię 

na dymiące miejsca, zalepiali dziury. Pilnowali stosu tak, jak matka pilnuje chorego dziecka. 

Tuomas przyglądał się z dumą swojemu dziełu. 

Pierwszą beczkę podstawiano zazwyczaj z niezwykłym ceremoniałem. 

Czarna,  gęsta  masa  poczęła  spływać  do  otworu.  Mężczyźni  rozłożyli  się  wokół 

ogniska, rozbrzmiewał śmiech. Kawa smakowała lepiej. 

Pięćdziesiąt beczek... 

Reijo przesunął po nich rozmarzonym wzrokiem jak generał lustrujący szeregi swych 

ż

ołnierzy. 

Może wyzywał szczęście? Zdoła napełnić wszystkie baryłki? 

Wypalanie  smoły  nie  było  zwykłym  zajęciem,  lecz  świętą  nieomal  czynnością, 

bardziej ekscytującą niż polowanie. Czasami wszystko zależało od wysiłku ludzi, czasami los 

leżał wyłącznie w boskim ręku. 

Nikt nie potrafił przewidzieć ostatecznego rezultatu. 

Knut dołączył do nich późnym przedpołudniem. Wyglądał nietęgo. 

-  Małżeństwo  cię  zżera,  mój  chłopcze  -  roześmiał  się  Santeri.  Nie  stracił  dawnej 

spostrzegawczości. 

Knut westchnął. 

- Żeby tylko. Miałem przeprawę z ojcem Indianne. Reijo spojrzał nań z ukosa. 

background image

- Dziewczęta domyślały się, że to Indianne w złości użyła noża. Te dwie przyszły na 

cypel,  Sofia  i  ta  druga  dzierlatka  o  ciemnych  włosach...  Henriettę.  Coś  mnie  podkusiło  i 

kazałem im przekazać Indianne, że mam z nią do pomówienia... 

Knut przyjął kubek, który podsunął mu jeden z mężczyzn. 

-  Jej  ojciec  pojawił  się  przy  drzwiach  wczesnym  rankiem  i  urządził  nam  piekło.  Nie 

wiedziałem,  że  mam  opinię  flirciarza,  a  to  było  najłagodniejsze  z  określeń,  jakimi  mnie 

obdarzył... 

-  Dziewczyna  będzie  się  po  tym  trzymać  z  daleka  od  naszego  domu  -  odrzekł 

spokojnie Reijo. - Stary  musi od czasu do czasu  dać upust swojej złości,  bo jego kobieta na 

wiele mu nie pozwala. 

Knut wykrzywił się. 

- Maja przyszła na cypel - ciągnął. - Spotkała go po drodze i musiała wysłuchać litanii 

na temat brata. Rzecz jasna, nie pozostała mu dłużna i przejechała się po całej jego rodzinie, 

Indianne nie wyłączając. 

Nawet Reijo nie powstrzymał się od uśmiechu. 

- Doprawdy, Maja ma niezwykły dar zjednywania sobie ludzi - wycedził Ailo. 

-  Więc  ta  mała  się  w  tobie  durzyła...  -  Reijo  spojrzał  na  Knuta  w  zamyśleniu.  -  Nie 

wiedziałem,  że  z  ciebie  taki  kobieciarz,  Knucie  Elvejord.  Co  jeszcze  ukrywasz  przed 

przybranym ojcem? 

Knut roześmiał się. 

-  Gromadkę  dzieci  tu  i  tam.  Jak  myślisz,  dlaczego  wyniosłem  się  stąd  w  takim 

pośpiechu? 

Ś

miech płynął jak smoła z mielerza. 

Słońce  zatoczyło  krąg  nad  górami,  zanurzyło  się  w  sosnowym  lesie,  prześwitując 

czerwoną tarczą przez korony drzew. 

Zmieniali beczkę za beczką. 

Zatykali dziury darnią, parząc koniuszki palców. Klęli siarczyście. 

Grabili ziemię. 

Oblewali  się  potem  w  rozdygotanym  powietrzu.  Ocierali  twarze,  czarne  od  ziemi  i 

sadzy, wyglądali jak diabły z ludowych przypowieści, a nie jak normalni ludzie. 

Knut zamierzał wrócić wieczorem do domu. 

Nikt nie zaprotestował. Świeżo upieczony małżonek ma swoje obowiązki. Aleksanteri 

droczył  się  z  nim  łagodnie,  dawał  dobre  rady,  do  których  sam  zresztą  rzadko  się  stosował. 

background image

Jakby  zapomniał  o  tym,  że  w  Tornedalen  zostawił  zgorzkniałą  kobietę,  która  przeklina  jego 

imię. 

Większe  zdziwienie  wywołała  decyzja  Heino  i  Ailo.  Oni  też  zamierzali  zejść  na  noc 

do osady. Reijo przenosił wzrok z jednego na drugiego. Zdawał sobie sprawę, że Maja sama 

decyduje o swoim życiu, ale niepokoił się o Idę. 

Jako właściciel mielerza nie mógł odejść od stosu ani na chwilę. 

A Ida była jego córką. 

- Maja nie zostanie na cyplu, wiesz o tym równie dobrze jak ja - powiedział Knut. 

Reijo miał dziwne przeczucie, że osłaniają się nawzajem. 

- Przypilnuję domu - dodał Knut. - Heino i Ailo śpią u Mai. 

-  Niech  tak  będzie  -  zgodził  się  Reijo.  Spojrzał  na  Ailo.  Młodzieniec  nie  cofnął 

wzroku, był w końcu nieodrodnym synem Mikkala. 

Lepszego  zięcia  nie  mógł  sobie  wymarzyć,  ale  Ida  wyjdzie  za  mąż  w  cnocie.  Dość 

miał innych kłopotów. 

- Potrafisz chyba przegonić natrętów? - spytał, lustrując Knuta wzrokiem. 

-  Ida  chwali  się,  że  potrafi  tym  najodważniejszym  przyciąć  palce  okiennicą  - 

powiedział Ailo. Niewinnie, lecz z uśmiechem w kąciku ust. 

Reijo  nie  wierzył  mu  ani  odrobinę.  Ailo  przypominał  mu  kogoś.  Kogoś  z  takim 

samym  błyskiem  w  oku,  tą  samą  bezczelną  pewnością  siebie,  kogoś,  kto  nocami  potrafił 

forsować okna do sypialni wielu dziewcząt ku utrapieniu ich rodziców. 

Trzej  młodzieńcy  odeszli.  Dopiero  wtedy  Reijo  zrozumiał,  że  Ailo  przypomina  mu 

jego samego. 

Zapomniał wół, jak cielęciem był. 

Ailo zaszedł najpierw do domu Mai. Dziewczyny nie było, ale bez trudu znaleźli klucz 

do drzwi. 

- Kochasz ją? - spytał bez ogródek, kiedy zmyli z siebie pierwszy brud. 

- Kto wie, co to słowo oznacza - odrzekł. 

- Ona jest córką Raiji. Heino wiedział. 

- Nie wybieramy sobie rodziców. To samo powiedziałem Knutowi. Że możemy zostać 

przyjaciółmi, a jego matka nie ma tu nic do rzeczy. Mai też to dotyczy. 

- Przyjaciółmi? - Ailo przeciągnął to słowo, zastanawiając się, ile w nim jest prawdy. 

- Rozumiemy się, Maja i ja - wyjaśnił Heino. - Wystarczy za wielkie uczucie. 

- Byłbyś bezdusznym pastorem - uznał Ailo. - Po coś w ogóle usiłował nim zostać? 

- Syn zagrodnika nie ma wielu możliwości. Idzie tam, gdzie mu każą jego dobrodzieje. 

background image

Ailo rozumiał. I pomyślał sobie, że Heino mógłby sięgnąć wyżej. 

Nie było jeszcze za późno. Złoto otwiera wiele drzwi. 

- Ożenisz się z nią? 

- Kto wie. - Heino usiadł. Szybko się zadomowił. Ailo dostrzegał jednak, że ten dom 

jest  dla  towarzysza  za  mały,  że  trzeba  mu  większych,  przestronniejszych  pomieszczeń, 

pełnych  światła  sal.  -  To  zależy  od  Mai  -  ciągnął.  -  Nie  należy  do  kobiet,  którym  się  ko-

menderuje. A ja nie potrafię błagać na kolanach... 

-  Wiesz,  że  nadano  jej  imię  Maria?  Heino  nie  wiedział.  Domyśliłby  się  zapewne, 

gdyby miał czas się nad tym zastanowić. 

Ailo  potrafił  wyobrazić  sobie  tych  dwoje  jako  parę.  Przed  domem  z  ogromną  liczbą 

okien, w których wiszą delikatne firanki. Tam Maja mogłaby zacząć nowe życie. 

Tą fantazją nie mógł podzielić się z Heino. Nie wiedział, czy towarzysz ma podobne 

marzenia. 

Maja  wróciła  do  domu  pod  wieczór,  kiedy  w  powietrzu  rozlegało  się  już  bzykanie 

komarów. 

Policzki zaróżowiły jej się od marszu. 

Ucieszyła  się  na  widok  Heino.  Heino  nie  okazywał  jej  wielkiej  miłości,  ale  z 

pewnością uczynił ją szczęśliwszą. 

-  Jest  smoła  -  powiedziała.  Nie  musiała  pytać,  Knut  wrócił  do  domu.  -  Więc  żadna 

młódka nie wypadła nagle z krzaków, by zniszczyć robotę tym dwóm pomyleńcom? 

-  Zdaje  się,  że  sama  chętnie  byś  to  uczyniła?  Z  czystej  złośliwości?  -  spytał  ciepło 

Heino. 

Uśmiechnęła się tajemniczo. 

-  Ktoś  siedzi  na  schodach  do  sauny  i  wpatruje  się  tęsknie  w  drogę  -  oznajmiła, 

wbijając wzrok w Ailo. - Czyżby nasze więzi rodzinne miały się zacieśnić? 

Ailo wzruszył ramionami. 

- Kto wie? 

- Z pewnością nie czeka na Emila, choć ten kręci się po okolicy. 

Ailo nagle zaczął się spieszyć. Ta zmiana zachowania zdradzała jego zamiary, ale Ailo 

pewien był dyskrecji Mai i Heino. 

Reijo odgadł trafnie, młodzi kryli się nawzajem. 

-  Zamknąć  drzwi  na  zasuwę?  -  spytał  Heino,  uśmiechając  się  szeroko,  kiedy  Ailo 

ruszył do wyjścia. 

Ailo puścił do niego oko. 

background image

-  Spróbuję  sforsować  najbardziej  niedostępne  okno  w  tych  okolicach.  Całkiem 

możliwe, że zanim nadejdzie północ, połamię sobie na nim wszystkie pałce. 

- Możesz się przespać w saunie - uznała Maja. - Zamykamy! 

Ale  wyszła  za  nim  i  spojrzała  na  niego  poważnie  oczami,  które  tak  bardzo 

przypominały mu o ojcu. Ich wspólnym ojcu. 

- Nie traktujesz Idy jak zabawki? - zapytała. Ailo potrząsnął energicznie głową. Tym 

razem był bezgranicznie szczery. 

- Pamiętaj tylko, byś jej nie skrzywdził! - zagroziła. Maja, jego siostra, starsza ledwie 

o kilka miesięcy, znacznie drobniejsza od niego. I Maja - siostra Idy. 

- Nie potrafiłbym, Maju. Nigdy nie czułem się jej bratem... 

- A dlaczego miałbyś się tak czuć? - prychnęła.  Była nadzwyczaj przyziemna. - Nikt 

jej jeszcze nie tknął. 

Ailo uśmiechnął się szeroko i objął Maję. 

- Wiem, siostro. Ida powiedziała mi o wszystkim. Nie uczynię tego, póki nie nadejdzie 

właściwy czas. Uspokoiłem cię? 

Maja skinęła głową, lecz w jej wzroku nie było pewności. 

Ailo nie sądził, by Ida zdawała sobie sprawę, jak bardzo Maja troszczy się o nią. Maja 

nie okazywała takich uczuć na co dzień. 

- Nie jestem głodnym wilkiem. Myślę, że Idzie zależy na mnie. I wiem, że wciąż jest 

bardzo młoda. 

Maja westchnęła i złożyła ręce na piersiach. 

-  To  głupie,  co  powiem,  ale  Ida  zasługuje  na  szczęście.  Słyszysz,  Ailo,  Ida  ma  być 

szczęśliwa! 

Ailo wierzył święcie, że zaklęcie Mai się spełni. 

Ruszył w drogę tak, jak stał. W wygodnym skórzanym odzieniu, którego używał na co 

dzień.  Z  pasem  na  biodrach,  wyplatanym  z  nici  o  jaskrawych  barwach.  Na  ramię  zarzucił 

kurtkę. Był wykąpany, włosy nie zdążyły jeszcze wyschnąć. 

Reijo sądził zapewne, że Ailo skorzystał z okazji poprzedniego wieczora. 

Niech myśli, co chce. Z opowieści, które Ailo słyszał nie raz, wynikało, że sami byli 

nie lepsi. 

Wiele dziewcząt w wieku Idy zostawało matkami. Teraz i w czasach młodości Reijo. 

Emilem się nie przejmował. Chłopak kręcił się po prostu nad fiordem z rówieśnikami. 

Ailo nie widział w nim rywala. Wiedział, na czym stoi. 

background image

Zastanawiał  się,  czy  ojciec  kiedyś  czuł  to  samo.  Nie  potrafił  sobie  tego  wyobrazić, 

choć jednocześnie miał wtedy dość lat, by pamiętać namiętność, jaka łączyła Mikkala i Raiję. 

Nie mniejszą zapewne od tej, która rozsadzała mu pierś. 

Ida  siedziała  na  stopniu  do  sauny,  lecz  na  widok  Ailo  zniknęła  za  węgłem.  Ailo 

podążył  za  nią  i  zrozumiał,  dlaczego  to  uczyniła.  Było  to  jedyne  miejsce  na  świeżym 

powietrzu, w którym mogli przebywać skryci przed wzrokiem ciekawskich. 

-  Bałem  się  przyjść  -  zaczął  Ailo,  opierając  się  ramieniem  o  ścianę.  -  Maja 

powiedziała, że masz gości. 

- Emil! - prychnęła pogardliwie, dając mu powód do radości. 

Rozpuściła włosy, starannie je uczesała i założyła przepaskę. Dla niego. 

-  Wzrok  Reijo  rzucał  dzisiaj  gromy  -  ciągnął  Ailo.  -  Obawia  się  o  cnotę  swej  córki. 

Musiałem wytężyć wszystkie siły, by wytrzymać jego spojrzenie. Ida uśmiechnęła się. 

- Zdaje mi się, że nie chce, bym dorosła. 

- Ojcowie tacy są. A Maja palnęła mi przemowę. - Ailo usiadł na trawie. - Musiałem 

obiecać, że będę grzeczny. I że nie skrzywdzę jej młodszej siostry. 

Ida  poczuła  zażenowanie.  Czyżby  cały  świat  już  wiedział,  co  ich  łączy?  Wyobrażała 

sobie, że to słodka tajemnica. 

- Śniłaś o mnie? - spytał. Znalazł dłoń dziewczyny i ogrzewał ją w swoich dłoniach. 

-  Nie,  ale  myślałam  o  tobie  przed  zaśnięciem  -  odrzekła  z  nieśmiałym,  skromnym 

uśmiechem. 

- I co robiłem? Potrząsnęła głową. 

- To mój sekret - stwierdziła zdecydowanie. 

-  To  niesprawiedliwe  -  uznał  Ailo  i  przysunął  się  do  Idy.  Nie  zaprotestowała,  kiedy 

objął  ją  ramieniem.  -  Jestem  obecny  w  twoich  marzeniach,  ale  nie  chcesz  mi  o  nich 

opowiedzieć. 

Ida nie ugięła się. 

-  Nie  wiem,  czy  moje  nie  są  śmielsze  -  szepnął.  -  Myślę  o  tobie  nieustannie.  Nie 

opuszczasz mnie we śnie i na jawie. 

- Opowiesz mi? - spytała równie bezgłośnie. 

- Chyba nie powinienem... 

- Robimy to... co Maja i Heino? 

- Tak... Skąd wiedziała? Może dlatego, że fantazjowała o tym samym? 

- I jeszcze inaczej - przyznał. Było mu gorąco, choć nie miał na sobie kurtki. 

background image

Dostrzegł,  że  Ida  nie  zapięła  dwóch  guzików  przy  bluzce,  i  od  tej  chwili  nie  mógł 

oderwać wzroku od tego miejsca. Zwykle tego nie robiła... 

Pocałował  ją,  pachniała  słodko,  pachniała  Idą.  Mógłby  zamknąć  oczy  i  rozpoznać  ją 

po zapachu. 

Ręka  bezwiednie  zdążała  ku  miejscu,  gdzie  bluzka  dziewczyny  rozchylała  się 

obiecująco. Ida przechyliła się w tył, kiedy połaskotał ją w szyję. 

Wsunął dłoń w rozpięcie bluzki i zamrugał zdumiony, kiedy nie natrafił na koszulkę. 

Ida uśmiechnęła się zalotnie. Brakowało jej doświadczenia, ale przecież uczyniła to z 

rozmysłem. Żeby nie pomyślał, że to on ją uwodzi. 

Sama potrafiła uwodzić. Pociągać, drażnić zmysły bez zbędnego wyrachowania. 

Pocałował  lekko  jej  usta,  potem  szyję,  płatki  uszu.  I  rozpiął  jeszcze  jeden  guzik,  by 

dostać się do środka. Choć szczupła i wiotka, Ida miała pełne, kusząco zaokrąglone piersi. 

Palce  nie  mogły  nasycić  się  miękkością  skóry.  Pieścił  ją,  rozdzielał  pocałunki,  coraz 

niżej i niżej. 

Zbyt szybko... 

Ailo  wyprostował  się  raptownie.  Nie  puścił  Idy  Z  objęć,  ale  łapczywie  wciągnął 

powietrze w płuca. Wieczór był ciepły, nie studził rozgrzanych zmysłów. 

Na policzki Idy wystąpiły żywe rumieńce, oczy lśniły. Ailo miał nadzieję, że tylko on 

budzi to światło i że jaśnieć będzie dla niego przez całe życie. 

- Nie chcę cię skrzywdzić - szepnął. 

Potrząsnęła głową, rude włosy rozsypały się wokół twarzy. 

-  Nie  chcę  zrobić  czegoś,  czego  ty  nie  chcesz  -  poprawił  się.  Przecież  nie  czynił  jej 

krzywdy. 

- Myślisz, że nie chcę? Ailo spojrzał na Idę. Widział, jak leży odchylona, domagając 

się pieszczot i czułości... 

- Czasami nie powinno się robić tego, na co ma się ochotę... 

Zacięła zęby i rozpięła bluzkę do końca. 

- Chcę, żebyś mnie dotykał, Ailo. Żebyś mówił, iż ci się podobam. I patrzył na mnie. 

Ja też pragnę cię dotykać. I widzieć cię. Całego... 

Opuściła wzrok, czerwieniąc się, ale w jej głosie kryła się powaga. 

Więc  patrzył,  tak  jak  chciała.  Pragnął  położyć  twarz  na  piersiach  dziewczyny  i 

całować je, ale nie uczynił tego. Osłonił jej nagość połami bluzki. Pocałował drżące wargi. I 

oczy, które zasnuły się zwątpieniem i rozczarowaniem. 

background image

- Nie w ten sposób - szepnął, bo nie panował nad głosem. I z ledwością panował nad 

swoim ciałem. - Jesteś mi droga, mała Ido, i nie - wstydzę się moich uczuć. Nie wstydzę się 

Knuta i Anjo. - Przerwał na chwilę. - Chcę cię mieć, Ido, ale nie skrycie. Mogę wejść przez 

drzwi i zostać z tobą w twojej sypialni. Uczciwie i otwarcie. Za bardzo cię cenię, by posiąść 

cię chyłkiem za ścianą sauny. 

Ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi. Płakała i śmiała się na przemian. 

- Myślę, że Knut zrozumie. Jesteś już dorosła - dodał. 

- Założę się, że sami spieszą się do łoża... - zachichotała. 

-  Więc  może  jednak  spróbuję  wejść  przez  okno  zaproponował.  -  W  jurtach  nie  ma 

okien, więc jeszcze tego nie próbowałem... 

Zapiął  guziki  jej  bluzki.  Pogładził  przez  cienką  tkaninę.  Pocałował  mocno,  bo  nie 

ukrywała, że lubi pieszczoty. 

- Zobaczymy, kto szybszy - powiedziała i pobiegła do domu. 

Knut wcale nie zamierzał kłaść się wcześniej. 

- Skąd ten pośpiech? - spytał. 

Ida  odwróciła  się  do  niego  i  do  Anjo,  wyciągając  rękę  ku  klamce  w  drzwiach  do 

swojej sypialni. 

- Ailo zamierza wejść oknem - oznajmiła. - Jeszcze nigdy nie wchodził do dziewczyny 

tą drogą. 

- Zatarasuj drzwi skrzynią - odrzekł z powagą Knut. - Na wypadek gdybym zasnął. 

Anjo roześmiała się cicho. 

- Też się zastanawiałaś, ile czasu mu to zajmie, by się zdecydować? 

Skinęła głową. 

Spletli  dłonie  nad  stołem.  Usłyszeli,  jak  Ailo  klnie  po  lapońsku.  Tępy  odgłos 

powiedział im, że dostał się do środka. 

- Popłyniemy na ryby? - zaproponował Knut.  Anjo wyraziła zgodę. Są chwile, kiedy 

ludzi należy zostawić samym sobie. 

background image

Mielerz  płonął  do  piątkowego  popołudnia.  Wtedy  Reijo  musiał  zejść  do  osady  po 

dodatkowe  beczki.  Wrócił  z  pięcioma,  trzy  napełnił  po  brzegi,  czwartą  do  połowy. 

Zdecydował, że tę użyje do posmołowania łodzi. 

Tylko ten jeden raz był na cyplu w trakcie wypalania stosu i znalazł dom w należytym 

porządku. 

Ida  i  Anjo  gościły  właśnie  Maję.  Wszystkie  izby  lśniły  czystością,  a  dziewczęta 

siedziały pochłonięte robótkami. 

Do niczego nie mógł się przyczepić, ale nie potrafił pozbyć się dziwnych przeczuć. 

Młodzieńcy  co  wieczór  schodzili  do  osady  i  Reijo  nie  był  na  tyle  głupi,  by  nie 

wiedzieć, co ich tak pociąga. A raczej kto. Obie pochodziły z jego gniazda. 

-  Myszy  harcują,  czyż  nie?  -  spytał,  na  co  odpowiedzieli,  że  jeśli  to  prawda,  to  kot  i 

tak nie dowie się niczego. Nie owijali w bawełnę. Reijo zastanawiał się, czy to nie pierwsza 

oznaka, iż zaczyna się starzeć. 

Mielerz  udał  się  nadzwyczajnie.  Tuomas  przypisał  to,  rzecz  jasna,  nieobecności 

kobiet. 

Knut przyniósł wieści. Innym mieszkańcom wioski, którzy parali się smolarstwem, też 

się powiodło. I to przy wydatnej pomocy kobiet. 

Tuomas udał, że nie słyszy. 

Równie  niespodziewana  okazała  się  dla  niego  inna  wieść.  Reijo  oznajmił,  że 

rezygnuje z ich pomocy. 

- Zamierzałeś wszak zbudować drugi mielerz? 

- Tak - powiedział Reijo do Pekki. Taki właśnie miał zamiar. 

- Jesteś niezadowolony z naszych umiejętności? - Tuomas natarł ostrzej. 

-  Nie,  wykonaliście  dobrą  robotę.  Teraz  jednak  wystarczy  mi  pomocników.  Drugi 

mielerz będzie znacznie mniejszy. Sam mam dość doświadczenia. 

Zaczęli sarkać. 

- A co z Santerim? 

-  Santeri  może  zostać,  jeśli  chce  -  odrzekł  twardo  Reijo,  nie  pozostawiając  cienia 

wątpliwości,  kto  tu  rządzi.  -  Santeri  jest  przyjacielem,  nieomal  członkiem  rodziny.  Drzwi 

mojego domu stoją przed nim otworem. 

background image

Tuomas  i  Pekka  stracili  więc  robotę,  ale  w  życie  wędrownego  smolarza  wpisane  jest 

ryzyko. Zresztą zazwyczaj to oni rzucali pracę, tłumacząc to zbyt niską zapłatą lub niedobrą 

opieką. 

- Zapłacisz nam, zanim wyjedziemy. 

-  Oczywiście!  -  odpowiedział  bez  wahania  Reijo.  -  Zawsze  wywiązuję  się  Z 

zobowiązań. 

Uregulowali  rachunki.  Finowie  zabrali  konie  i  wóz  i  skierowali  się  na  południowy 

wschód. 

-  Dzięki  Bogu,  że  się  ich  pozbyliśmy!  —  wyrwało  się  Idzie.  -  Już  dawno  nie 

spotkałam tak niesympatycznych ludzi. Będę mogła układać kolejny stos! 

- Doprawdy? - Reijo uniósł brwi i spojrzał na córkę przeciągle. Ida zaczerwieniła się. 

Nie potrafiła oszukiwać. Zwłaszcza własnego ojca. 

- Sądziłem, że dla was, młodych, to były beztroskie dni. Że muszę wypalić mnóstwo 

drewna i zdobyć pieniądze na wiano dla moich córek... 

Twarz  Heino  pozostała  niewzruszona.  Mai  i  Anjo  nie  było.  Zresztą  Maja  i  tak  nie 

zdradziłaby tajemnicy, a po jej dawnej zażyłości z Reijo nie pozostał żaden ślad. 

Za to Ailo nigdy nie potrafił skrywać uczuć. 

Przynajmniej nie pod badawczym spojrzeniem Reijo. 

- No więc - zaczął - wszedłem najpierw przez okno. Za drugim razem przez drzwi. Po 

co być nadgorliwym... 

Ida zachichotała. 

- I bardzo chętnie się z nią ożenię. Jeśli się zgodzisz. Jeśli ona mnie zechce... 

Reijo  musiał  się  uśmiechnąć.  Nie  mógł  wymarzyć  sobie  lepszego  zięcia.  Był  w  tym 

zresztą  jakiś  głębszy  sens.  Córka  Raiji  i  syn  Mikkala.  Los  nie  pozwolił  Raiji  i  Mikkalowi 

przeżyć razem całego życia. Tych dwoje czekała może lepsza przyszłość. 

- Więc niech tak będzie - powiedział, nie wiedząc, skąd ten ból w piersi. Ból i radość 

jednocześnie. - I odtąd korzystaj z drzwi. Okno wychodzi na drogę. Jeszcze ktoś cię dojrzy i 

ludzie wezmą nas na języki. 

Ida rzuciła się Reijo na szyję. Właśnie przestała być jego małą dziewczynką. Kolejna 

rzecz, z którą trudno mu przyjdzie się pogodzić. 

- Jesteś najlepszym ojcem pod słońcem! - oznajmiła, zasypując go pocałunkami. - Nic 

dziwnego, że przyjaciółki tak mi zazdroszczą. Rozumiem nawet, dlaczego kochają się w tobie 

- dodała cicho, wzbudzając niepokój Reijo. Nie zdawał sobie sprawy, że tak działa na młódki. 

Nie ukrywał zażenowania. 

background image

I nie spytał, gdzie Heino spędzał noce. 

Maja  była  dorosła,  mieszkała  we  własnym  domu.  Zdążyła  już  zostać  wdową  i 

kierowała się w życiu własnymi zasadami, na które nie miał wielkiego wpływu. 

Heino nie nocował na cyplu. I z pewnością nie zajmował ławy w kuchni. 

Reijo żywił jedynie nadzieję, że Heino potraktuje Maję z szacunkiem. Uśmiechnął się, 

rozbawiony  własnymi  myślami.  Przecież  on  sam  kiedyś  zachowywał  się  podobnie.  Czas 

zmienił lekkoducha w przyzwoitego człowieka. 

Heino  palił  się  do  wyjścia.  Reijo  dostrzegł  pośpiech  młodzieńca,  a  Heino  wyczuł  na 

sobie badawczy wzrok. Zastanawiał się, co Reijo myśli. 

Gotów  był  w  każdej  chwili  zapewnić  go,  że  ożeni  się  z  Mają,  nie  zważając  na  okres 

ż

ałoby i na to, co powiedzą ludzie. 

Maja  poważnie  potraktowała  ich  umowę.  Heino  nie  zdążył  nawet  powiedzieć 

dziewczynie, że chce z nią być, nawet gdyby nie narodziło się dziecko. 

Droga  do  domu  nie  zabrała  mu  wiele  czasu.  Heino  w  myślach  zaczął  nazywał  go 

swoim, choć wcale nie zamierzał tu osiąść. 

Jego  miejsce  było  tam,  gdzie  ludzie  mówią  ojczystą  mową.  Tam  zamierzał  wrócić. 

Ale nie do kamienistego spłachetka ziemi, zagrody najmity. 

Zbuduje dom, złota wystarczy. Maja będzie w nim idealną gospodynią. Dzięki swemu 

pochodzeniu znała język Heino tak dobrze, jakby była rodowitą Finką. 

Jakie to szczęście, że spotkał Knuta. 

Drzwi  stały  otworem.  Dziwne,  dzień  chylił  się  ku  zachodowi,  a  Maja,  pomna  złych 

doświadczeń,  zawsze  pamiętała  o  zamknięciu  zasuwy.  Heino  nie  stracił  zimnej  krwi.  Nigdy 

nie  wpadał  w  panikę,  kiedy  odczuwał  strach.  A  znał  to  uczucie,  tylko  głupcy  nie  znają 

strachu. 

Anjo leżała na środku izby, ubranie miała rozchełstane, suknię zadartą do góry. 

Heino  już  wiedział,  że  Maja  zniknęła.  Drzwi  do  alkowy  były  otwarte,  pokój  pusty, 

łóżko w nieładzie. Dostrzegł jej pęki włosów... 

Przykrył  Anjo,  skropił  jej  twarz  zimną  wodą,  by  odzyskała  przytomność.  Zacisnęła 

oczy z jękiem i kurczowo objęła Heino za nogę. Wargi wypowiedziały przeciągle tylko jedno 

słowo: 

- Nie... 

Mówił  do  niej  spokojnie  o  rzeczach,  o  których  tylko  oni  dwoje  mogli  wiedzieć. 

Powoli przywracał ją do rzeczywistości. 

background image

Czas  upływał.  Za  długo  zabawił  w  domku  na  cyplu.  Nie  powinien  był  opuszczać 

Mai... 

Nie powinien był... 

Za późno. 

W końcu Anjo otworzyła oczy, by się przekonać, że to rzeczywiście Heino obejmuje 

ją opiekuńczo. 

Pomógł jej wstać, właściwie zaniósł ją na ławę przy stole, nie wypuszczając z objęć. 

Ukryła twarz na jego piersi i zapłakała bezgłośnie. Heino poczuł dojmujący żal. Nigdy 

nie widział łez Anjo, choć przecież ta kobieta doznała w życiu wiele zła. 

Wreszcie nabrała powietrza i zwilżyła usta. 

- To byli Smolarze - powiedziała łamiącym się głosem. Jej wargi krwawiły. 

A więc Ida wykazała się najlepszym instynktem! 

- Moje blizny ich odstraszyły - szepnęła. - Nawet mnie nie tknęli. 

Wykrzywiła twarz. Najżałośniejszy uśmiech, jaki Heino widział w życiu. 

- Co z Mają? - spytał, potrząsając Anjo łagodnie za ramiona. 

Spojrzała ku alkowie i zamknęła oczy. 

-  Walczyła  jak  ryś.  Myślę,  że  pobili  ją  do  nieprzytomności,  zanim...  ją  zniewolili. 

Zresztą nie jestem pewna. Mnie też bili. Skopali przed odejściem. 

- Dawno temu? Anjo wzruszyła ramionami. 

- Mają wóz - powiedziała. - Łatwo będzie odnaleźć ślady. Zabrali ją ze sobą, prawda? 

Heino skinął głową. Przepełniała go zimna nienawiść. 

- Pytali ją o złoto - szepnęła Anjo. - Niepotrzebnie się wygadała... 

Heino wiedział, że Maja nie zdradziła kryjówki. Meble stały na swoich miejscach. 

- Dasz sobie radę? - zapytał. Anjo pokiwała głową. Heino przykrył żonę Knuta pledem 

i postawił obok niej dzban z wodą. 

- Knut się tu wybierał - powiedział chrapliwie. - Nie chciał, żebyś wracała sama. 

Anjo uniosła kąciki ust w słabym uśmiechu. 

- Muszę cię zostawić. Zrozumiała. I nie zdziwiła się, kiedy przytroczył nóż do pasa. 

Nie nosił noża od chwili, kiedy opuścili Altę. 

- Kochasz ją? - Tak. 

Wiedziała,  że  Heino  przekazuje  najwięcej  treści,  kiedy  używa  niewielu  słów.  I  znała 

jego porywczość. 

Tak często prosiła, by ją pohamował. Teraz nie powiedziała ani słowa. 

background image

-  Dogonią  mnie  -  dodał,  gotowy  do  drogi.  -  To  obowiązek  Reijo  i  jego 

odpowiedzialność. Niech Knut powtórzy mu moje słowa. 

Anjo przytaknęła. Nie rozumiała, co Heino ma na myśli, ale twarz młodzieńca tchnęła 

powagą. 

- Nie czekam - zakończył. - Chodzi o życie Mai. 

Knut pożyczył konia od sąsiada i na grzbiecie zwierzęcia zawiózł Anjo do domku na 

cyplu. Nie spodziewał się, że znów będzie nienawidzić z taką mocą, ale nie znajdował innych 

słów, by określić swoje uczucia. 

Nikogo na świecie nie darzył większą miłością niż Anjo i Maję. 

-  Tylko  nie  Maja!  -  Reijo  zszarzał  na  twarzy,  kiedy  Knut  zdał  mu  krótką  relację  z 

wydarzeń. 

Nawet Ida nie zaprotestowała, kiedy Ailo wydobył nóż i bezwiednie przesunął palcem 

po klindze, sprawdzając, czy jest dość ostra. 

Reijo przejął konia. 

- Heino ma rację. Na mnie spoczywa odpowiedzialność. Santeri i Ailo mogą ruszyć za 

mną. 

- A ja? 

- Zostaniesz z Anjo - polecił Knutowi Reijo. - Ty jesteś za nią odpowiedzialny. Mogą 

się tu zjawić, wszak chodzi o to przeklęte złoto. Nigdy nie przyniosło nic dobrego. 

Spiął konia i popędził przed siebie. 

-  Musimy  pożyczyć  wierzchowce  albo  je  ukraść  -  zwrócił  się  Santeri  do  Ailo.  -  Na 

piechotę ich nie dogonimy. 

Ida  poszła  z  nimi.  Znała  ludzi  z  osady,  wymyśliła  jakąś  wiarygodną  historyjkę  i 

zdołała pożyczyć dwie szkapy. 

Ailo  uścisnął  mocno  dziewczynę,  zanim  ruszyli  w  drogi.  -  Zabij  ich  -  szepnęła, 

zaskoczona własnymi słowami. Ailo pocałował ją. 

- Wracaj do domu, Ido! Nie wiesz, co mówisz. Choć można aż tak nienawidzić... 

Maja słyszała wodospad. Ten szum towarzyszył im od dawna. 

Mimo dręczącego bólu nie straciła jasności myśli. 

Teraz nie mogła się poddać. Nie kiedy życie znów nabrało wartości. 

Teraz musiała walczyć. 

Związali  jej  ręce  na  plecach  i  stopy.  Więc  stawiła  im  opór,  skoro  zdecydowali  się  ją 

spętać. Dwóch mężczyzn bało się takiej drobnej istoty. 

Złoto... 

background image

Chodzi o to przeklęte złoto. 

Ze też nie potrafiła utrzymać języka za zębami! 

Sprawiedliwości stało się zadość, przyszło jej płacić za własną nieostrożność. 

Anjo... 

Co się stało z Anjo? 

Któż mógł wiedzieć, że Anjo ma takie potworne blizny. 

Maja była dumna z Knuta, dumna ze swego brata, który kochał Anjo. Jak prawdziwy 

mężczyzna. 

Blizny... 

Czy mama miała takie blizny? 

Nie myśleć o bólu! 

Mogli zabić Anjo. 

Słyszała  ich  ściszone  głosy.  O  czym  szeptali?  Co  planowali,  myśląc,  że  wciąż  jest 

nieprzytomna? 

Przypomniała sobie cios. Ciemność, która zamknęła się wokół niej. Jak śmierć. 

Krwawiła między nogami. Czuła lepką, ciepłą ciecz i wiedziała, że to nie ich nasienie. 

Zbyt dużo czasu upłynęło. Krew. Nie myśleć o krwi! 

Wodospad. 

Wiedziała który. Rozpoznawała szum wodospadów jak głosy ludzi. 

Chyba nie zamierzali zrzucić jej ze zbocza? 

Jeszcze nie wyjawiła, gdzie leży złoto. 

Wciąż stanowiła klucz do zagadki. Nie wyrzuca się klucza. 

Zmuszą ją do mówienia. 

Będzie mówić. 

Jakże Anjo zdołała utrzymać milczenie, kiedy więziono ją w twierdzy? 

Jak zniosła tortury, po których wciąż nosi ślady na ciele? 

Jak to wytrzymałaś, mamo? 

Nie wiedzieli, ile jest złota. 

Tylko tyle, że Reijo je ma. 

Zmuszą  ją,  by  zdradziła,  gdzie  Reijo  skrywa  cenny  kruszec.  Powie  im,  że  wcale  nie 

trzyma go w skrzyni przy łóżku. Wyjawi prawdę o schowku w ścianie nad półeczką w saunie. 

I nie dowiedzą się, że jest go znacznie więcej. 

Od dawna krwawi? 

Nie myśleć o tym! 

background image

Nie dadzą jej umrzeć z upływu krwi. Musi milczeć tak długo, jak zdoła wytrzymać. 

Nie mdleć. I udawać nieprzytomną. 

Zachować jasność myśli... 

Heino wrócił do domu. 

Heino ich znajdzie. 

Zrobi to dla niej. 

Heino... 

Szum wodospadu. 

Maja zmusiła się, by otworzyć oczy. Zobaczyć po obu stronach ciemne zbocza, przez 

stulecia  przepoławiane  ogromnymi  masami  wody.  Rzeka  przebiła  się  przez  skały.  Góra 

stanowiła złowrogą oprawę opadającej stromo kaskady. 

Nic  nie  rosło  na  spadzistych  kamiennych  ścianach  wokół  wodospadu.  Żadna  roślina 

nie zdołałaby znaleźć w gładzi skalnej szczeliny dostatecznie głębokiej, by zapuścić korzenie. 

Wodospad  przynosił  górze  ożywczą  wilgoć.  Tam  wysoko  strumień  płynął  wąskim 

korytem, by nagle rzucić się w dół białymi, spiralnie skręconymi fontannami wody. 

Rzucić  się  w  dół  w  pogardzie  dla  śmierci.  U  dołu  niesione  rzeką  kamyki  utworzyły 

piarżystą  pochyłość,  która  osłaniała  niewielkie  jeziorko.  Ciche  i  spokojne  stanowiło 

niezwykły kontrast dla zmagających się nad nim sił przyrody. 

Chciała zachować ten obraz pod powiekami. 

Zapamiętać zieleń brzóz porastających skraj urwiska. 

Wodospad... 

Heino. 

Reijo. 

Maja nie słyszała głosów mężczyzn, odgłos kopyt końskich gdzieś się zagubił. 

Czuła jedynie kołysanie wozu. 

Podobne do kołysania łodzi. 

Nigdy nie leżała na wozie. 

Nie wiedziała, że wóz kołysze jak łódź. 

Pęta raniły nadgarstki. 

Nie myśleć o tym! 

Znaleźli się pod wodospadem. 

Kroplisty pył na twarzy. Wodny potwór dodawał Mai otuchy, zraszając ją łagodnie jak 

letni deszcz. 

Nie uśmiechać się. 

background image

Nie pokazać im, że wraca do świadomości. 

Zwlekać, przeciągać, wygrać na czasie. 

Nie da im rady pięściami. 

Może wygrać głową. 

Myślenie sprawiało jej niemal fizyczny ból, ale się nie poddawała. 

Heino czeka na dziecko! 

Krwawiła... 

Nie z tego powodu, znali się zbyt krótko. 

Ż

ycie tak szybko w niej nie kiełkuje. 

Heino. 

Nie, to nie do wytrzymania! 

Może lepiej było umrzeć. 

Heino musi ją odnaleźć... 

background image

10 

Reijo  szybko  dogonił  Heino.  W  chwilę  potem  Heino  ukradł  konia,  który  pasł  się  na 

łące. Łagodne zwierzę pozwoliło mu się dosiąść. 

- Nie mają wielu dróg ucieczki. - Głos Heino był twardy jak skała. 

- Czy poważyliby się na podobny czyn, gdybym ich nie odesłał? 

- Za późno o tym myśleć. 

-  Diabelskie  złoto!  -  Reijo  rzadko  przeklinał.  Heino  uważał,  że  winni  są  ludzie,  nie 

złoto. To nie rzeczy, tylko ludzie stwarzają problemy. 

- Boję się myśleć, jak bardzo skrzywdzili to dziewczę... 

Reijo  zacisnął  usta.  Rozmawiali,  jadąc  obok  siebie.  Nie  dbali  o  to,  że  glos  niesie 

daleko. 

Uciekinierzy z pewnością znacznie ich wyprzedzali. 

-  Maja  nie  jest  dziewczynką,  tylko  kobietą.  Musisz  wreszcie  zaakceptować  ten  fakt, 

choć wiem, że to trudne. 

Reijo nie odpowiedział. Pogonił konia. Chyba jednak lubił bardziej Petriego Aalto niż 

jego syna. 

Ośmielał się odzywać do niego w taki sposób? Miał czelność używać takich słów? 

Obcy  człowiek  mówił  mu,  jaka  jest  Maja!  Ta  sama,  którą  tulił  w  ramionach,  kiedy 

była kwilącym niemowlęciem. 

Dobrze wiedział, że wyrosła. 

Znał ją od poczęcia, kiedy była jedynie zaokrągleniem na brzuchu Raiji. 

Maja jest kobietą, to jasne! W tym właśnie tkwiło źródło jego bólu. 

- Odpowiadam za nią - powiedział. - Wiem o tym i żywię nadzieję, że kiedyś zdejmę 

ten ciężar z barków. 

W ten zawoalowany sposób usiłował wyrazić, iż życzy dziewczynie szczęścia. 

- Zajmę się Mają - obiecał Heino. Takich obietnic nie rzuca się na wiatr. 

Nie przyjmował do wiadomości, że stało się coś złego. Miał niezachwianą pewność, iż 

ją ocali. 

Reijo  nie  mógł  tak  powiedzieć  o  sobie.  Jechał  u  boku  tego  silnego  mężczyzny,  tak 

odmiennego od niego jak woda od ognia, i wyrzucał sobie, że nie potraktował poważnie złych 

przeczuć Idy. 

Jak zwykle skwitował je śmiechem. 

background image

A Ida miała ten niezwykły dar przewidywania zdarzeń. 

Reijo dożył wieku, w którym inaczej traktuje się nadprzyrodzone umiejętności. 

Za  młodu  śmiał  się  z  nich  z  lekceważeniem.  Zabobony,  tak  je  nazywał.  Nawet  Raija 

nie umiała go przekonać. 

Teraz czyniły to córki, lecz Reijo zbyt był dumny, by przyznać się do błędu. 

O, tak, odpowiedzialność leżała w jego rękach. 

Czy  Maja  opowiedziała  Heino  o  swych  zakazanych  tęsknotach?  Czy  okazała  aż  tyle 

zaufania mężczyźnie, którego ledwo poznała? 

W Reijo budziła się zawiść w stosunku do tego człowieka, który stał się  Mai bliższy 

niż on sam. 

Droga  wznosiła  się  stromo  ciasną  doliną,  wiła  się  zakosami  wzdłuż  rzeki.  Niebo 

zmieniło się w wąski niebieski pasek między grzbietami strzelistych gór. 

Ś

lady wozu były bardzo wyraźne. Dlaczego nie zadali sobie trudu, by je zatrzeć? 

Wóz poruszał się znacznie wolniej niż jeźdźcy. Wyraźnie się im nie spieszyło... 

-  Sądzą  zapewne,  że  Anjo  nie  żyje  -  powiedział  Heino.  Szli  teraz,  by  ulżyć 

wierzchowcom. 

- A Maję ma spotkać ten sam los. - Reijo czytał w jego myślach. 

Daleko przed nimi po lewej stronie ukazała się niebieska zasłona wodospadu. 

-  Dlaczego  nie  ruszyli  w  kierunku  osady?  Spodziewali  się  chyba,  że  ja  mam  złoto. 

Maja do mnie skierowała te słowa. 

- Może się po prostu mszczą. Sądzą, że jest twoją córką. 

Heino  usiłował  przewidzieć  poczynania  mężczyzn,  żył  wśród  im  podobnych  na  tyle 

długo, by poznać ich sposób myślenia. 

Nie potrafił jednak. 

Wiedział jedynie, że porwali Maję. 

Jego Maję. 

Czy ten ból to miłość? 

Jakieś przeczucie kazało im zejść z drogi. A może to jakiś opiekuńczy anioł skierował 

ich kroki ku zboczu? 

Otworzył się przed nimi wąski przesmyk, stromy, lecz pomimo to dostępny dla koni. 

Zwierzęta  dzielnie  sobie  poczynały  w  górskim  terenie,  stawiały  kopyta  ostrożnie  i  dopiero 

znalazłszy dobre podparcie, przenosiły ciężar ciała do przodu. 

background image

Gdyby Reijo i Heino postępowali gościńcem, wpadliby prosto na wóz z porywaczami. 

Instynkt  nakazał  im  uniknąć  bezpośredniego  spotkania,  zejść  z  drogi,  wykorzystać  element 

zaskoczenia. 

Jakiś  czas  posuwali  się  ścieżką.  Wzmagający  się  szum  wodospadu  nie  pozwalał  na 

rozmowę. Zagłuszał wszystko. 

Zima  była  śnieżna,  wiosna  się  spóźniła.  Topniejące  śniegi  i  obfite  deszcze  na 

przednówku wypełniły koryto rzeki. 

Kaskada wodospadu była potężniejsza niż w poprzednich latach. 

Konie trwożyły się, niechętnie zbliżały się ku wodzie. 

Heino szedł przodem. Nagle zatrzymał się i ostrzegawczo uniósł dłoń, nakazując Reijo 

milczenie. 

Tak jakby cokolwiek mogło przeszkodzić Tuomasowi i Pekce... 

W pierwszym odruchu Heino chciał rzucić się do przodu. 

Widział wszystko przez czerwoną mgłę. Był zimny i twardy jak skała. 

Rzecz jasna, nie ruszył się z miejsca. Życie nauczyło go wiele. Wszystkie złe i dobre 

postępki składały się na tę sumę doświadczeń, która kazała mu działać rozważnie. 

Reijo  spętał  konie.  I  on  nie  stracił  panowania  nad  sobą,  kontrolował  uczucia,  nie 

pozwalał,  by  wściekłość  przesłoniła  trzeźwość  działania.  Zbyt  mocno  obaj  kochali  Maję,  by 

nieostrożnością doprowadzić do jej śmierci. 

Heino  wyciągnął  nóż  i  ruszył  w  dół  po  skałach.  Choć  mocno  zbudowany  i  ciężki, 

poruszał  się  zadziwiająco  zwinnie.  Zupełnie  jakby  nie  był  synem  najmity  i  rybaka,  tylko 

urodzonym góralem. 

Reijo  nie  patrzył,  gdzie  stawia  stopy.  Znał  tu  każdy  kamień.  Nawet  nie  musiał 

przemykać się chyłkiem, tamci byli zbyt zajęci, by podnosić głowy. 

Woda opadała tuż obok, z ogłuszającym rykiem pędziła ku jeziorku, odbijając się od 

kamiennej półki. 

Heino spojrzał ku owej półce przez szparki oczu. Zlustrował ją wzrokiem, spojrzał w 

górę i wykrzywił się. 

Reijo zacisnął pięści, starając się nie patrzeć w dół. Do diabła, schodzenie byłoby zbyt 

mozolne! Nie ma co zwlekać. Nie mieli czasu do stracenia. 

Maja nie miała czasu. 

Poczuł, jak narasta w nim uczucie paniki, i zagryzł zęby, by się opanować. 

Już raz przeżył coś podobnego. Raija. Twierdza. 

Zamierzali ją uwolnić. Na oczach oficerów i żołdaków dokonać rzeczy niemożliwej. 

background image

Było ich czterech, przeciwników co najmniej dwukrotnie więcej. 

Wtedy działał spokojnie i pewnie. 

Reijo sięgnął do noża, upewnił się, że jest na swoim miejscu. 

Dotknąwszy chłodnej rękojeści, uspokoił się. 

Heino zmarszczył czoło. Pozostawało tylko jedno wyjście. 

Szkoda, że nie ma Ailo... 

Nachylił się nad towarzyszem i krzyknął mu do wprost do ucha: 

- Potrafisz rzucać arkanem? 

Zaskoczony Reijo skinął głową. Kiedyś umiał, dawno temu. 

Wtedy dopiero przypomniał sobie, że ma przy arkan Ailo. 

-  Przyniosę  go  -  powiedział  i  jak  kozica  ruszył  w  górę.  Dopadł  koni  i  błyskawicznie 

wrócił do Heino, nie obluzowawszy po drodze ani jednego kamienia. 

Heino wskazał mu punkt poniżej. 

Reijo zrozumiał. 

W milczeniu ruszyli w tym kierunku. 

Znaleźli  się  na  otwartej  przestrzeni,  gdzie  jedyną  osłonę  stanowiły  potężne  bloki 

skalne. Na szczęście ogromne masy wody pozwalały im przemykać się niepostrzeżenie. 

Reijo  dziękował  Bogu  za  późne  topnienie  śniegów.  Kto  wie,  może  jest  w  tym 

wszystkim  ręka  opatrzności?  Chociaż  nie,  przecież  nie  pozwoliłaby  na  to,  by  Mai  działa  się 

krzywda. 

Biedne dziecko, znowu doświadczane przez los. 

Heino nazwał ją dzikim ptakiem... Dziki ptak, któremu znów podcięto skrzydła. 

Reijo  przycupnął  za  blokiem  skalnym,  oparł  się  o  niego  plecami.  Słyszał  szum 

wodospadu  i  chrapliwy  oddech  Heino,  oddech  dzikiego  zwierzęcia,  które  ledwie  panuje  nad 

sobą. 

Czujnym  wzrokiem  i  sprężystymi  ruchami  młodzieniec  przypominał  rysia,  wielkiego 

leśnego  kota.  Także  cierpliwością  i  opanowaniem.  Reijo  widywał  rysie,  które  potrafiły 

godzinami obserwować ofiarę, zanim uderzały. Zawsze z tą samą przerażającą perfekcją. Pod 

chłodnym spokojem Heino czaił się ogień. 

Jak w mielerzu. 

Reijo sprawdził i zwinął arkan. W myślach przygotował się do rzutu. 

Zdawał sobie sprawę, że ma tylko jedną próbę. 

Jeśli nie trafi, sprowadzi śmierć na Maję. 

Wystarczający powód, by nie opanować drżenia rąk. 

background image

Blok skalny tkwił w tym miejscu od tysięcy lat. Reijo czuł chłód kamienia na plecach. 

Musiał być jak on, zimny i twardy. Czy kamień udzieli mu swej mocy? 

Wciągnął powietrze w płuca i skinął głową w kierunku Heino, który obserwował go w 

milczeniu.  Czy  Heino  potrafił  posługiwać  się  arkanem?  Zapewne  nie,  skoro  jemu  powierzył 

to zadanie. 

Reijo  pamiętał  reny,  które  łapał.  Pamiętał  trud  znakowania  i  kastrowania  tych 

zwierząt. 

Czasami pudłował, ale rzucał arkanem niemal tak zręcznie jak Mikkal. 

Teraz chodzi o córkę Mikkala. 

Czy jeszcze żyje? 

Heino  wpatrywał  się  w  scenę,  rozgrywającą  się  przed  ich  oczyma.  Stał  bez  ruchu, 

choć zaciskał zęby, a nozdrza mu drżały. 

Jak mógł to wytrzymać? 

Reijo zmusił się, by uczynić to samo. 

Odwrócił się wolno. 

Tylko  konie  przedstawiały  sielski  widok.  Choć  nie  wyprzęgnięte  od  wozu,  pasły  się 

spokojnie, korzystając z obfitości trawy i dostępu do wody. 

Ciało Mai... 

Czy w tak nieruchomym ciele może jeszcze tlić się życie? 

Maja, przegięta w biodrach, na wpół leżała na wozie, nogami oparta o ziemię. 

Czarne włosy na tle burych worków, głowa przykryta. Zadusili ją? 

Mężczyzna  za  nią,  oparty  o  biodra  dziewczyny,  podtrzymywał  suknie.  Spodnie 

opuścił do kostek. Na głowie nie miał kapelusza. 

Ten drugi, leniwie oparty o kamień, palił fajkę. 

Czekał na swoją kolej. 

Poluźnił pasek. A może już zdążył się zaspokoić. 

Reijo chciał zapłakać, ale nie potrafił. 

Był zimny jak głaz. 

Może kamień podzielił się z nim swą siłą? 

Wiedział, co powie Heino. Zmierzył odległość wzrokiem, uznał, że ma szansę. 

- Ten przy wozie... Heino mówił z trudnością. 

Tuomas. Ten, który nie życzył sobie obecności kobiet przy pozyskiwaniu smoły. 

Ten sam, którego Maja zarzuciła złośliwościami. Heino odłożył kapelusz i przeciągnął 

palcami po ostrzu noża. 

background image

-  Zaciśnij  mu  pętlę  na  ramionach.  Reijo  wiedział,  że  nie  wystarczy  trafić.  Pętla  musi 

unieszkodliwić Tuomasa, nie pozwolić mu na użycie noża. 

Heino wyślizgnął się zza kamienia, zlał się w jedno z nabrzeżnymi zaroślami. Zbliżał 

się do Pekki, który nie spodziewał się niebezpieczeństwa. 

Reijo nie zapytał, czy Heino potrafić posługiwać się nożem. 

Nie było potrzeby. 

Sposób, w jaki ujął rękojeść, stan ostrza, starannie dopasowana pochwa - wszystko to 

ś

wiadczyło o tym, że ten człowiek zna się na broni. I nie musi się tym chwalić. 

Był urodzonym przywódcą. 

Reijo wstrzymał oddech. Z lekkim zdziwieniem zauważył, że ma suche dłonie. 

Ryk wodospadu. 

Może krzyczała? 

Może woda zagłuszyła jej jęki? 

Heino znalazł się tuż za Pekką. Jeszcze kilka kroków i go dopadnie. 

Reijo  wolał  nie  nazywać  rzeczy  po  imieniu.  Wolał  nie  myśleć,  że  Heino  zatopi  w 

tamtym nóż. 

Heino skinął lekko głową i zniknął w zaroślach. 

Przyszła kolej na Reijo. 

Heino był gotów. 

Uderzy, kiedy arkan świśnie w powietrzu. 

Jeden rzut. 

Jeden pewny rzut. 

Reijo podniósł się wolno. Wiedział, że wystawia  się na widok, ale zarówno Tuomas, 

jak i Pekka byli obróceni do niego plecami. 

Nie mógł pojąć, skąd brała się ich nieostrożność. 

Może wypili coś na odwagę. 

Arkan leżał w dłoniach tak jak trzeba. Trafi, nie mógł poddawać się zwątpieniu. 

Na pewno trafi. 

Wbił  wzrok  w  plecy  Tuomasa  i  postąpił  parę  kroków  do  przodu,  by  żadna  gałąź  nie 

przecięła linii lotu linki. 

Działał jak maszyna. Raz przyswojona umiejętność zostaje w człowieku na całe życie. 

Chciał w to wierzyć. 

Uszy wyłapały jakiś dźwięk, który przedarł się przez nieustający szum wody. 

Odgłos kopyt? 

background image

Nie mógł dłużej zwlekać. 

Uniósł ramię. 

Wielki  Boże,  żeby  tylko  linka  nie  okazała  się  zbyt  krótka!  Tylko  tego  nie  wziął  pod 

uwagę. 

Czas  się  zatrzymał,  kiedy  arkan  przeciął  powietrze.  Człowiek,  który  od  dłuższego 

czasu przebywał w ogłuszającym huku wody, nie mógł usłyszeć cichego świstu. 

Reijo dostrzegł z przerażeniem, że pętla maleje w oczach. 

Nie zdoła opasać Tuomasa w ramionach. 

W tej samej chwili Pekka dostrzegł linkę. 

Nie  zdążył  krzyknąć.  Heino  wychynął  z  krzaków  i  znalazł  się  przy  nim  w  ułamku 

sekundy. Chwycił go za gardło, błysnął mu nożem przed twarzą. 

Reijo wyraźniej usłyszał odgłos kopyt. 

Minęło zaledwie kilka sekund. 

Pętla  opadła  na  czoło  Tuomasa.  Mężczyzna  obrócił  się  gwałtownie,  nie  puszczając 

bioder Mai. 

Reijo  zajrzał  w  jego  rozszerzone  oczy,  zobaczył  usta  otwarte  w  niemym  krzyku  i, 

zaciskając zęby, pociągnął z całych sił za arkan. 

Tuomas runął w tył, gwałtownym szarpnięciem oderwany od zbrukanego ciała Mai. 

Podniósł  dłonie  do  twarzy,  ale  nie  zdążył  nawet  dotknąć  linki.  Wygiął  się  w 

konwulsjach. 

Reijo przez dłuższą chwilę nie zwalniał uchwytu. 

Heino uderzeniem pięści pozbawił Pekkę przytomności. 

Tętent stał się wyraźniejszy. Zza zakrętu drogi wypadli Ailo i Santeri. 

Heino znalazł się przy Mai przed innymi. Jego ogromne dłonie nagle stały się łagodne 

i  delikatne.  Odwrócił  ciało  dziewczyny  ostrożnie,  jakby  zdjęty  obawą,  że  pod  dotykiem 

rozsypie się na drobne kawałki. 

Twarz Mai przedstawiała straszny widok. 

Gładził  ją  palcami,  delikatnie  odsunął  powieki,  musnął  usta,  upewniając  się,  że 

oddycha. Przeciął więzy, krepujące jej nadgarstki. 

Ciało dziewczyny było lodowato zimne. 

Stanęli wszyscy u jego boku, równie bladzi, napełnieni tą samą wściekłością. 

Heino podniósł Maję. Jego  ciało było  ciepłe i żywe. Tak bardzo pragnął oddać jej to 

ciepło i życie, wszystko co miał w sobie. 

background image

Aleksanteri  zachował  trzeźwość  myślenia.  Od  razu  zorientował  się,  że  rzeczy  nie 

doprowadzono do końca. 

- Nie użyliście noży? - spytał. 

Reijo  potrząsnął  głową.  Drżał  z  zimna,  choć  powietrze  nie  zdążyło  się  jeszcze 

ochłodzić. 

Arkan sparzył mu dłonie. Kiedy go puścił, lód ściął mu serce. 

- Nie wiem, czy Pekka jest martwy - wyrzekł Heino głosem nie z tego świata. 

- Zaraz będzie - wycedził Santeri. Pociągnął Ailo w kierunku Tuomasa. 

-  Musimy  poprawić  mu  spodnie.  Ailo  usunął  pętlę,  starając  się  nie  patrzeć  na  twarz, 

która  stężała  w  nieludzkim  grymasie.  Wzrokiem  omijał  oczy  zmarłego,  rozwarte  z 

przerażenia, język... 

- Damy radę zanieść ich na górę? Aleksanteri spojrzał na niego przeciągle. 

-  Musimy,  nieprawdaż?  Oni  odwalili  za  nas  najgorszą  robotę.  Nasze  zadanie  jest 

znacznie prostsze, chłopcze. 

Ailo odwrócił twarz ku stromemu zboczu. 

Zajęło  im  to  znacznie  więcej  czasu,  niż  sądzili.  Co  chwila  zerkali  ze  strachem  na 

drogę. Latem pojawiali się na niej podróżni, zwłaszcza pod koniec tygodnia. 

Tuomas był ciężki, w połowie drogi omal nie wypadł im go z rąk. Wygładzone wodą, 

ś

liskie skały nie dawały pewnego oparcia. 

Santeri stracił równowagę i puścił ciało, które runęło z łomotem na ziemię. 

- I tak był już martwy - stwierdził beznamiętnie. Miał rację. 

Ukryli zwłoki za lichym krzaczkiem i wrócili po Pekkę. 

Ailo  nie  był  pewien,  czy  Pekka  przestał  dychać.  Santeri  orzekł,  że  nie  ma  to 

najmniejszego znaczenia. 

Dobrze ich znal... 

Ailo nie potrafił przyzwyczaić się do widoku śmierci. 

Nienawidził  się  za  to,  że  w  tym  uczestniczy,  lecz  jeszcze  bardziej  nienawidził  tych 

mężczyzn. 

Przypomniał sobie Anjo, rozdygotaną jak liść w ramionach Knuta. Przypomniał sobie 

jej nieskładną relację. 

Wystarczyło  spojrzeć  w  dół,  by  zobaczyć  Maję.  Nie  poruszyła  się  od  chwili,  kiedy 

Heino wziął ją na ręce. 

Zhańbiona, zbita, złamana... 

Jego siostra. 

background image

Jedyna została z tego samego rodu. Z tej samej krwi. 

Spoceni i podrapani dotarli na szczyt, targając ciało Tuomasa. 

-  To  niezbyt  szlachetny  postępek,  chłopcze,  ale  nie  możemy  wrócić  do  osady, 

przywożąc dwa trupy ze sobą. Twoja siostra dość się wycierpiała - rzekł Santeri wprost. 

Podciągnęli  oba  ciała  nad  wysoki  w  tym  miejscu  brzeg.  Kilkanaście  metrów  dalej 

rzeka  opadała  ryczącą  kaskadą  w  przepaść.  Zepchnęli  ciała  i  odsunęli  się  na  bezpieczną 

odległość.  Dysząc  ciężko,  obserwowali,  jak  zwłoki  giną  w  kipieli,  wypływają  znów  na  po-

wierzchnię i nikną za skrajem urwiska. Wrócili tą samą drogą, nie patrząc na siebie. 

Reijo  wrzucił  do  rzeki  plecaki  Smolarzy.  Uznał,  że  w  ten  sposób  uwiarygodnia  ich 

przypadkową śmierć w odmętach. 

Heino i Ailo nie pomyśleli o tym. 

- Konie i wóz zabieramy - rzekł Reijo, myśląc o Mai. 

-  Wszyscy  sądzą,  że  wóz  należy  do  mnie  -  oznajmił  Santeri.  -  A  tym  dwóm  bardzo 

spieszyło się do domu. Za bardzo, jak się okazuje. 

- Co z nią? - spytał Ailo. Reijo przyłożył dłoń do czoła. 

-  Musimy  jak  najszybciej  zawieźć  ją  do  domu.  Heino  ogrzewa  ją  własnym  ciałem. 

Znasz się na ziołach, Ailo? Ravna się znała, u nas leczeniem zajmowała się Maja. Teraz nie 

może nam pomóc. 

- Wiem co nieco - odrzekł Ailo. 

-  Ten  sam  przeklęty  chłód  -  wyrzekł  ciężko  Reijo.  -  Miała  go  Raija,  raz  przydarzyło 

się  to  Mai,  ale  sądziłem,  że  pozbyła  się  go  na  zawsze.  Wygląda,  jakby  była  pogrążona  w 

letargu, Ailo. 

Ailo zrozumiał, o czym mówi przybrany ojciec Mai. 

Reijo zapatrzył się przed siebie. 

-  To  właśnie,  bardziej  niż  cokolwiek  innego,  mówi  mi,  że  Raija  nie  żyje.  Ten  chłód 

należał do niej, nikt  go  nie dziedziczył. Teraz  chroni Maję. Więc może  Raija nie potrzebuje 

już ochrony? 

Ailo nic nie odpowiedział. 

Santeri  powoził,  Ailo  i  Reijo  dosiedli  koni.  Pozostałe  wierzchowce  przywiązali  do 

wozu, by zwrócić je prawowitym właścicielom. 

Heino  siedział  na  wozie.  Otulił  Maję  kurtką.  Objął  ją  ramionami  z  taką  mocą,  jakby 

już nigdy nie zamierzał puścić. 

background image

11 

Rozpalone przez Idę ognisko dogasało już, kiedy dotarli do domu. 

Dziewczyna  momentalnie  znalazła  się  przy  wozie.  Spojrzała  na  Maję,  leżącą  w 

ramionach Heino, i spytała, przeczuwając najgorsze: 

- Nie żyje? Ailo zeskoczył na ziemię. Po drodze zdążył zwrócić konie 'właścicielom. 

Położył dłonie na ramionach Idy. Oboje potrzebowali wzajemnej bliskości. 

- Żyje, Ido. Ale niewiele brakowało. 

Wzrokiem prosił ją, by nie zadawała żadnych pytań. 

Heino  zsunął  się  z  wozu.  Trzymał  Maję  z  taką  ostrożnością,  jakby  była  zrobiona  z 

porcelany. Postarzał się na twarzy o dziesięć lat. 

Wszyscy wyglądali tak samo, poszarzali, spięci, skrywający tajemnicę tak straszną, że 

nie ośmielali się o niej mówić. 

Nawet Ailo. 

Reijo przystanął koło Idy i pogłaskał ją po policzku. 

- Wiesz, gdzie Maja trzyma lekarstwa? - spytał. - Swoje zioła? 

- Na półce nad drzwiami - odpowiedziała bez namysłu. Nie znała się na ziołach, nigdy 

jej to nie interesowało. 

- Pomożesz Ailo - polecił. 

Ailo ścisnął rękę dziewczyny, jakby dodając jej otuchy. Ida miała jednak wrażenie, że 

i on szuka wsparcia. 

- Co spaliłaś? - zdziwił się. 

- Łóżko - odrzekła z zawstydzeniem. - Anjo powiedziała mi o wszystkim. Nie mogłam 

znieść myśli, że Maja wróci na to łóżko. Tyle... złego jej na nim wyrządzili. 

Reijo  poczuł  wzruszenie.  Ida  rozumowała  inaczej  niż  większość  ludzi,  ale  w  swoich 

postępkach zawsze kierowała się dobrem bliźnich. 

Nie  zapytała,  jaki  los  spotkał  tamtych  dwóch  Finów,  starała  się  o  tym  nie  myśleć. 

Zacięte twarze mężczyzn mówiły jej, że smolarze już nie wrócą. Więcej nie chciała wiedzieć. 

Heino położył Maję na ławie kuchennej. Nie musiał zaglądać do alkowy, by wiedzieć, 

co spłonęło nad rzeką. 

Zrobiłby to samo. Musiała się namęczyć, żeby w pojedynkę wyciągnąć ciężki mebel - 

mała  Ida  o  wielkim  sercu!  Kątem  oka  dostrzegł,  że  do  kuchni  wszedł  Reijo.  Zatrzymał  się, 

background image

patrząc  na  Maję,  potem  dołożył  drew  do  pieca  i  rozpalił  ogień.  Heino  rozebrał  dziewczynę, 

delikatnie i ostrożnie ściągnął z niej całe ubranie. 

Reijo nie wytrzymał i odwrócił się. Ale i tak nie mógł nie zauważyć plam zaschniętej 

krwi na brzuchu, między udami. 

- Sądzisz, że była przy nadziei? - wyszeptał chrapliwie. 

- Nie - odrzekł Heino. - Potrzeba mi ciepłej wody i czystego płótna. Ubranie spalcie. 

Reijo poczuł ulgę, że może wyjść z izby. Kiedy wrócił, zdążyli już obmyć Maję letnią 

wodą, którą znaleźli w kuchni. Stół zawalony był drewnianymi pudełkami i dzbankami. Ailo 

studiował ich zawartość z bezradnością w oczach. 

Heino  otulił  Maję  wełnianymi  pledami  i  przykrył  skórami.  Siedział  przy  niej,  nie 

odstępował ani na chwilę. Gładził po twarzy, po splątanych włosach. Nie rozczesali ich, nie 

chcąc sprawić jej niepotrzebnego bólu. 

-  To  krwotok  -  wyjaśniła  Ida.  -  Ailo  nie  zna  ziół,  które  mogłyby  jej  pomóc.  Na 

szczęście nie traci wiele krwi... 

Reijo zamknął oczy. Nie potrafił się modlić. 

- Wciąż jest zimna? - spytał. Heino skinął głową. 

-  Tak,  ale  oddycha  równomierniej.  Reijo  od  dłuższej  chwili  miał  takie  wrażenie,  ale 

bał się, że to złudzenie. Jednak się nie mylił. 

-  Wydobrzeje  -  rzekł  z  niezachwianą  pewnością.  Nie  potrafił  jednak  znaleźć  w  sobie 

równie silnego przekonania, że Maja nie dozna uszczerbku na duszy. Tego nie mógł obiecać. 

-  Jak  długo  pastwili  się  nad  nią,  zanim...  odpłynęła?  -  Zastanawiał  się  Heino.  -  Ile 

będzie z tego pamiętać? 

Nikt  nie  znał  odpowiedzi.  Odrętwienie  Mai  było  stanem  dla  nich  niepojętym,  lecz 

przynajmniej  je  zaakceptowali.  Reijo  zastanawiał  się,  czy  tę  przedziwną  umiejętność 

dziewczyna  posiadła  już  na  zawsze.  A  może  znów  została  jej  udzielona  przez  inną  istotę? 

Tylko dlatego, żeby mogła przeżyć? 

Santeri  ruszył  na  cypel.  Wyczuł,  że  jego  obecność  stanowi  pewien  zgrzyt.  Tych 

pięcioro stanowiło rodzinę. 

Poza  tym  Knut  i  Anjo  niecierpliwie  wyczekiwali  wiadomości.  Santeri  uważał  też,  że 

Knut winien mu jest wyjaśnienie. Na temat złota. 

Poczuł się głęboko dotknięty tym, że o niczym nie wiedział. Czyżby przestali uznawać 

go za osobę godną zaufania? 

Pozostali czuwali przy Mai. 

background image

Heino  nie  tknął  jedzenia,  wypił  odrobinę  wody,  którą  mu  podali.  Nie  odchodził  od 

Mai  na  krok,  wisiał  wzrokiem  na  jej  twarzy,  gładził  po  policzku,  dotykał  przymkniętych 

powiek, ust. 

Całował posiniaczoną skórę. 

Nikt  nie  mógł  już  mieć  wątpliwości,  że  między  dwojgiem  tych  ludzi  rodzi  się 

ogromne, bezgraniczne uczucie. 

Reijo  siedział  za  stołem.  Nie  poruszał  się,  złożył  dłonie  na  blacie,  jego  oczy 

zmatowiały. Ból i cierpienie Mai odczuwał nieomal fizycznie. 

Ailo  i  Ida  znaleźli  sobie  miejsce  na  pokrywie  skrzyni  na  drewno.  Siedzieli  ciasno 

spleceni.  W  izbie  było  bardzo  ciepło,  rozpalili  duży  ogień  w  nadziei,  że  stopi  on  lód,  który 

owładnął ciałem Mai. 

Ida pomyślała, że Maja wygląda jak larwa spowita w kokon, czekająca na chwilę, gdy 

przemieni się w motyla. 

Ta  myśl  sprawiła  dziewczynie  przykrość.  Nie  wiedzieć  dlaczego  przemiana  wiązała 

się  jej  ze  śmiercią.  W  głowie  miała  zamęt.  Przyzwyczajona  do  tego,  by  przemyślenia 

natychmiast zamieniać w słowa, teraz wszystko dusiła w sobie. 

Nad  ranem  Maja  poruszyła  się.  Już  długie  godziny  siedzieli  w  milczeniu, 

zapomniawszy  o  bożym  świecie,  jakby  czas  przestał  istnieć,  a  wszystko  stało  nieskoń-

czonością. Słońce jednak toczyło swą tarczę nad grzebieniem gór. 

Poderwali się z miejsc. Heino ścisnął mocniej dłonie dziewczyny. 

I nic. 

Tylko się poruszyła. 

Wszystkim jednak wydało się, że policzki Mai nabrały żywszych kolorów. Nikt mimo 

to  się  nie  odezwał,  nikt  nie  odważył  się  rozbudzić  nadziei,  które  wszak  mogły  okazać  się 

płonne. 

Może  wstający  świt  zabarwił  skórę  dziewczyny?  Może  poranek,  zdjęty  litością, 

zabawił się w malarza? 

Słonce  oznajmiało  południe,  kiedy  drgnęły  jej  wargi.  Heino  nachylił  się  nad  Mają, 

zakrywając ją niemal swoim ciałem. Przyłożył ucho do ust dziewczyny. 

Potem wyprostował się i pozbawioną wyrazu twarz obrócił ku Reijo. 

- Woła twoje imię. 

I wtedy usłyszeli to wszyscy. Wargi Mai układały słowa. 

-  Reijo  -  szepnęły.  -  Reijo,  wybacz  mi!  Stanął  u  boku  Heino,  chwycił  dłoń 

dziewczyny. Była chłodna, Maja wciąż tkwiła w sennym odrętwieniu. 

background image

-  Nie  wiedziałam  o  tobie  -  mówiła.  -  Byłoby  inaczej,  gdybym  wiedziała  o  tobie. 

Wybacz  mi.  Tylko  ciebie  mogę  o  to  prosić.  Błagać  o  przyjaźń.  Pozwól  mi  spoczywać  w 

wodzie. 

Głos zamarł. 

Reijo stał długo, ściskając jej dłoń. I patrzył. Wpatrywał się w twarz Mai. 

Potem  otrząsnął  się  raptownie,  jakby  zrzucał  z  siebie  jakiś  czar.  Wsunął  dłoń 

dziewczyny pod futrzaną narzutę i wyszedł bez słowa. 

Pozostali spojrzeli po sobie. 

Powietrze w izbie zrobiło się ciężkie. 

Ailo  zamknął  oczy  i  oparł  głowę  o  ścianę.  Na  jego  twarzy  pojawił  się  wyraz 

cierpienia. Ścisnął Idę za ramię. 

-  Co  to  było?  -  spytała  dziewczyna.  -  Co  miała  na  myśli?  Dlaczego  prosiła  tatę  o 

wybaczenie? I czemu chce spoczywać w wodzie...? 

Ida zadrżała, zdjęta nagłym lękiem. 

Twarz Heino też wyrażała zdziwienie. Zdziwienie i zakłopotanie. 

Ailo oddychał ciężko przez nos. Przenosił wzrok z Idy na Heino. 

- To nie była Maja - wyjąkał. - Nie słyszeliście? To nie był jej głos! 

Ida zmarszczyła czoło. 

- Brzmiał dziwnie - przyznała, a Heino skinął głową. 

-  Raija  -  wyszeptał  Ailo.  Imię  jak  wiatr  przemknęło  przez  jego  wargi.  Przez  mały 

lufcik słońce rzucało do środka czerwone promienie, oświetlało twarz Mai. - To był głos Raiji 

- powtórzył Ailo. 

- Nie wierzę. - Ida starała się zachować rozsądek. - Nie spałeś całą noc. Przesłyszałeś 

się, Ailo. 

Tak, był zmęczony. Miał przekrwione oczy.  Znów skalał swoje ręce przemocą i sam 

siebie nie potrafił rozgrzeszyć z własnych uczynków. Jego serce płakało, roniło łzy. Za Maję. 

I  za  Anjo.  Marzył  o  tym,  by  położyć  się  i  zasnąć,  spać  wiele  dni.  I  nie  mógł  tego  uczynić, 

musiał czuwać u boku siostry. 

Nie stracił jednak kontroli nad zmysłami. 

Słuch go nie mylił. 

- Zapytaj swego ojca - powiedział niechętnie. Nawet nie próbował jej przekonywać. - 

Spytaj Reijo, do kogo należał głos! Zapytaj, dlaczego wypadł z izby w takim pośpiechu! 

Ailo  miał  pewność.  Tego  głosu  nie  mógł  pomylić  z  żadnym  innym.  Osobliwa 

mieszanina  trzech  języków,  akcentu  i  intonacji.  Niski,  przejmujący  tembr,  brzmienie 

background image

aksamitne i twarde zarazem. Ida i Heino go nie znali. Dla Ailo Raija była jak matka, pamiętał 

ją. 

Raija mówiła przez córkę. 

Ailo upewnił się, że Raija żyje. Dusze zmarłych nie przekazują takich wiadomości. 

Reijo wyszedł, bo też to pojął. 

- Myślisz, Heino, że moja matka, którą wszyscy uważają za zmarłą, przemawia przez 

usta Mai? - spytała Ida z niedowierzaniem. 

Chochliki, trolle i skrzaty to jedno... 

Postaci z wierzeń ludowych. Można się ich bać, udawać, że istnieją. Ida akceptowała 

je jak element pradawnych zabaw i rytuałów. Uważała, że nikomu nie przynoszą krzywdy, ale 

i nie mają wielkiego znaczenia. Nie zaprzątała sobie głowy wędrówką dusz, czy to ludzi ży-

wych, czy umarłych. Ida stąpała mocno po ziemi. 

Wierzyła w to, co można zobaczyć, i w to, czego można dotknąć. Ailo natrząsał się z 

dziewczyny, mówiąc, że w ten sposób zaprzecza istnieniu wiatru. 

- Mama nie żyje - orzekła zdecydowanie. - Martwi są martwymi. Po co by mieli sobie 

zadawać  trud  i  szukać  kontaktu  z  żywymi?  Dlaczego  mama  prosiłaby  Reijo  o  wybaczenie 

teraz, jeśli nie uczyniła tego za życia? A jeśli wciąż pozostaje wśród żywych, to, Ailo, na nie-

biosa, łatwiej byłoby napisać list! Reijo potrafi czytać. 

-  Nie  wszystko  jest  takie,  jakie  się  nam  zdaje.  -  Ailo  wiedział  swoje.  W 

przeciwieństwie  do  Idy  nie  wyznaczał  ostrej  granicy  między  jawą  a  snem.  W  wierzeniach 

jego  ludu  było  miejsce  na  zjawiska,  których  rozum  nie  potrafi  wytłumaczyć.  Nawet  Heino 

dopuszczał taką możliwość. 

Wciąż trzymał dłoń Mai. 

Ida wybiegła z izby. Już miała trzasnąć drzwiami, ale wzgląd na chorą siostrę kazał jej 

powstrzymać wzburzenie. 

Reijo  siedział  na  trawiastej  pochyłości  nad  rzeką.  Trzymał  w  garści  drobne  kamyki  i 

po kolei rzucał je do wody. 

Ida zatrzymała się i ogarnęła wzrokiem jego postać. 

Ojciec. 

Serce dziewczyny wypełniło się nagle ogromną miłością do tego człowieka. 

I było w jej sercu coś nowego, co pojawiło się dopiero wtedy, gdy Ailo stał się cząstką 

jej życia. 

Narastające zdziwienie. Potrzeba stawiania pytań. Przyjaciółki bowiem się nie myliły: 

Reijo to doprawdy niezwyczajny tata. 

background image

Był mężczyzną. 

Nawet oczy córki dostrzegały zmysłową urodę jego rysów. 

Ida mogła przysiąc, że od zniknięcia Raiji w życiu ojca nie zjawiła się żadna kobieta. 

Nie wiedziała nic o latach, które Raija i Mikkal spędzili na wygnaniu w Finlandii. Była wtedy 

małą  dziewczynką,  a  z  Mają  i  Knutem  nie  potrafiła  rozmawiać  na  ten  temat.  O  własnych 

rodzicach zresztą nie myśli się jak o istotach z krwi i kości. 

Nie odczuwał braku towarzyszki życia? 

A może wszędzie widział Raiję? 

Reijo  usłyszał  kroki  i  podniósł  wzrok.  Ida  usiadła,  owijając  suknie  wokół  kolan  i 

przyciskając je ramionami. Reijo sięgnął po nowe kamyki i znów wrzucał je do wody. 

Siedzieli długo w milczeniu. Ojciec z córką.  Ona nie odrywała od niego  wzroku. On 

rzucał kamienie. 

I to on zdał jej relację z wydarzeń pod wodospadem. Ojciec, nie Ailo. 

-  Czekam,  czy  ich  ciała  nie  spłyną  rzeką  -  powiedział.  -  Choć  może  na  zawsze 

pozostaną na dnie jeziorka. Trudno przewidzieć. 

Nie dobierał słów, nie pominął żadnego szczegółu. 

Dzielił z Idą gorycz, ból i wzgardę. 

Ida przypomniała sobie słowa, które szepnęła do Ailo, zanim chłopak ruszył w pogoń. 

Wtedy wymówiła je szczerze. 

Więc każdy zdolny jest do nienawiści. 

Opamiętanie przychodzi później. 

Nie  mogła  jednak  ich  potępiać.  Reijo  dobrze  wiedział,  co  zrobili,  i  potrafił  wziąć 

odpowiedzialność za własne czyny. 

-  Maja  śpi?  Ida  skinęła  głowa.  W  końcu  to  był  rodzaj  snu.  Dziewczyna  bała  się 

nadawać mu inne nazwy. 

Reijo rzucił ostatni kamyk, ale nie sięgnął po nowe. 

- Ailo wytłumaczył ci wszystko? - spytał. Ida wolno poruszyła głową w górę i w dół. 

- Trudno uwierzyć, prawda? - Tak. Oczy Reijo były zaczerwienione. Ida domyśliła się, 

ż

e sprawiło to nie tylko zmęczenie nocnym czuwaniem. Ojciec płakał. 

-  Odziedziczyłaś  po  mnie  zdrowy  rozsądek,  Ido,  choć  przemieszany  z  niezwykłą 

wyobraźnią  Raiji.  Walczyłem  z  tym  długo,  wciąż  walczę,  ale  moje  serce  gotowe  jest  teraz 

wiele  przyjąć  na  wiarę.  Znacznie  więcej,  niż  mam  odwagę  ci  wyznać.  Może  dzięki  temu 

wciąż trzymam się przy życiu. 

background image

-  Słyszałam  słowa  Mai  -  odrzekła  Ida.  Odwróciła  się  od  rzeki  w  obawie,  iż  ujrzy 

płynące  ciało.  -  Widziałam,  jak  poruszała  wargami.  Głos  brzmiał  jakoś  inaczej,  ale  to  była 

moja siostra. Przez sen wszyscy mówią niewyraźnie. 

- Czy Maja dobrałaby takie słowa? - spytał łagodnie. - Czy stać ją na pokorę i żal? Czy 

twoja siostra prosiłaby o tak niewiele? 

Ida nie dała się przekonać. 

Reijo  nie  nalegał,  oszczędził  córkę.  Nie  powiedział  wprost,  że  przemawiał  doń  głos 

Raiji. 

Zjedli  coś  z

 

obowiązku.  Poza  Idą  nikt  nie  wiedział,  co  kładzie  do  ust.  To  ona 

przygotowała posiłek. 

Pod koniec dnia wrócił Santeri z wiadomością, że Anjo jest obolała i źle wygląda. 

Rozmowa  z  Knutem  pozwoliła  jej  jednak  wrócić  do  równowagi.  Knut  wyciągnął  z 

niej wszystkie szczegóły. 

Nawet  Santeri,  który  niejedno  w  życiu  widział  i  słyszał,  nie  doczekał  do  końca 

opowieści. 

- Gdybym wiedział, co to za typy, to rozszarpałbym ich przed wyjazdem z Finlandii - 

syknął złowrogo. Nikt nie wiedział, czy mówi serio. 

Ż

art mieszał się z powagą we wszystkim, co robił Santeri. 

Ktoś znalazł ciała. 

- Byłem je obejrzeć - ciągnął bez zająknięcia, cały czas solidnie podjadając. - Ludzie 

w  osadzie  wiedzieli,  że  miałeś  u  siebie  smolarzy,  Reijo.  Powiedzieliśmy,  że  nie  ma  cię  w 

domu, bo Maja zachorowała. Coś przecież musieliśmy powiedzieć;. Pojechałem z nimi, żeby 

rozpoznać  ciała.  Wszyscy  doszliśmy  do  wniosku,  że  szaleństwem  było  przeprawiać  się  nad 

wodospadem.  Znaleźli  pieniądze  w  workach.  Sznur  nie  zostawił  żadnych  śladów.  Cóż, 

tragiczny  wypadek.  Ulżyło  im,  kiedy  stwierdzili,  że  to  nikt  z  miejscowych.  Ja  udałem  żal, 

dodając, że poznałem ich na krótko przed wyjazdem z Finlandii. 

- Masz pojemny żołądek - zirytował się Reijo. - I diabelnie gładki język. 

Aleksanteri uśmiechnął się ponuro. 

- Czasami jedno i drugie się przydaje. 

O  północy  Ida  zasnęła  z  głową  opartą  o  ramię  Ailo.  Ailo  zamykał  oczy  na  chwilę  i 

znów się budził. 

Heino i Reijo czuwali nieugięcie. 

I w końcu Maja otworzyła oczy. Ziewnęła i przeciągnęła się, ale natychmiast poczuła 

dojmujący ból. 

background image

- Do diabla - zdziwiła się - co się stało? Wóz po mnie przejechał? 

- Nic nie pamiętasz? - spytał chrapliwie Heino. Maja potrząsnęła głowa. 

- Dzięki Bogu! - krzyknął. - Kocham cię, Maju! 

background image

12 

Maja domagała się prawdy. Całej prawdy. 

- W tym, że nic nie pamiętasz, jest jakiś sens - opierał się Reijo. 

- Chcę wiedzieć - nalegała Maja. - Dlaczego mam utracić jakaś cząstkę mojego życia? 

- Bo była zbyt ohydna - odrzekł Heino. Maja nie poddała się. W końcu opowiedzieli 

jej  wszystko.  Reijo  i  Heino  usiedli  po  obu  stronach  ławy  i  na  przemian  dzielili  się  z  nią 

strasznymi wspomnieniami. 

Kiedy skończyli, Maja zażądała rozmowy z Knutem. 

Brat musiał powtórzyć jej każde słowo Anjo. 

Kiedy nie było już nic do opowiedzenia, Maja spytała: 

- Byłam cała zimna? Reijo potwierdził. 

- Czy jeszcze coś się zdarzyło? 

Mężczyźni  wymienili  spojrzenia  i  zaprzeczyli.  Maja  spojrzała  na  nich  przenikliwie. 

Milczała,  choć  tliła  się  w  niej  pewna  wątpliwość.  O  cierpieniach  zadanych  ciału  musiała 

wiedzieć. To drugie... Kto wie, czy to drugie nie było gorsze. 

Zjadła. Niewiele, dość jednak, by nabrać trochę sił. 

Sama wybrała zioła, po czym wypiła przygotowany naprędce wywar i znów zapadła w 

sen. 

Zwykły sen. Nic w nim nie było niepokojącego, choć trwał dwa dni. 

Zostali z nią Ida i Heino. Reijo dał się przekonać i zaczął stawiać drugi mielerz. 

Ludzie zaczęli gadać o domniemanej chorobie Mai. Należało zdusić plotki w zarodku. 

Reijo  rozpowiedział,  że  Maja  leży  w  gorączce.  Mieszkańcy  osady  wiedzieli  już,  jaki 

los spotkał Simona. 

-  Nie  wszyscy  jednako  reagują  na  nieszczęście  -  oznajmił  Reijo,  a  ludzie  musieli 

przyznać mu rację. 

Nie  kwapili  się  z  odwiedzinami.  Nie  da  się  uleczyć  kogoś  ze  smutku  gadaniem  o 

własnych  dolegliwościach.  A  poza  tym  chyba  szło  ku  lepszemu,  skoro  Reijo  znów  woził 

beczki w górę rzeki. 

Tylko  krewni  Simona  zastanawiali  się,  co  w  domu  Mai  robi  ten  postawny  obcy 

mężczyzna. Nie pytali jednak, Maja nie była już jedną z nich. 

Inni  uznali,  że  to  ktoś  z  rodu.  Mało  kto  potrafił  zgłębić  tajemnicę  zawikłanych 

powiązań rodzinnych łudzi na cyplu. 

background image

Dziedzictwo Raiji. 

Santeri  i  Ailo  nie  odchodzili  od  stosu.  Ida  tęskniła.  Raz  dziennie  nosiła  im  posiłek  i 

zapewniała ojca, że w domu wszystko dobrze się układa. 

-  To  wzruszające  -  orzekła.  -  Taki  duży,  silny  mężczyzna,  a  potrafi  być  niezwykle 

opiekuńczy! 

-  A  mały  mężczyzna  to  niby  nie  potrafi?  -  wyszczerzył  zęby  Ailo.  Zaczynali  się 

uśmiechać. Anjo wracała do sił. Maja przetrwała najgorsze. 

Znów  oparli  się  przeciwnościom,  wzmocnili  więzy  między  sobą.  I  mieli  jeszcze 

więcej do ukrycia. 

- Czy moglibyśmy pobrać się jednocześnie? - Ida żuła źdźbło trawy, przypatrując się 

Santeriemu, który krzątał się przy stosie. 

- Nie beze mnie - stwierdził Ailo, który wszystko teraz obracał w żart. 

-  Porozmawiam  z  Heino  -  ciągnęła  dziewczyna.  -  To  byłoby  piękne.  A  tatko  nie 

musiałby wyprawiać dwóch wesel. 

Reijo podniósł się, rozczulony naiwnością córki, i uśmiechnął się niepewnie. 

- Czy ktoś zapytał Maję o zdanie? Znamy uczucia Heino, ale czy ona je odwzajemnia? 

- Co się stało tacie? - zdziwiła się Ida. Ailo chwycił dziewczynę za rękę. 

- Wyraził coś, o czym żadne z nas nie pomyślało. Rzeczywiście, nie wiemy, co czuje 

Maja. 

To  miało  się  zdarzyć  tego  dnia,  kiedy  rozkwitła  nadzieja.  Przynajmniej  wypuściła 

pąki. 

Tego  dnia,  kiedy  Maja  podniosła  się  z  łóżka  i  pomimo  bólu  postawiła  kilka  kroków. 

Przestała krwawić, a siniaki na jej ciele przybrały jaśniejszy odcień. 

Wszyscy się radowali. 

Heino wziął ją w ramiona i okręcił w tanecznym  pląsie, nucąc melodię z rodzinnych 

stron. 

Jak na swój wzrost poruszał się zadziwiająco lekko. 

Ida  specjalnie  wybrała  się  do  mężczyzn,  by  ich  powiadomić  o  tym  radosnym 

zdarzeniu. 

Mogła  im  nawet  powiedzieć,  że  Maja  objęła  Heino  za  szyję  i  dała  mu  całusa.  Z 

własnej nieprzymuszonej woli. 

Było trochę inaczej. Maja przyłożyła dłonie do policzków Heino, popatrzyła na niego 

przeciągle i rzekła: „Ze też chce ci się być przy mnie, Heino!” I wargami musnęła jego usta. 

Ida odrobinę podmalowała rzeczywistość. 

background image

Nie  skłamała  z  premedytacją.  Chciała  jedynie  przekonać  Ailo  i  ojca,  że  tych  dwoje 

łączy coś dobrego. 

Sprawiła  radość  Reijo,  Ailo  i  Santeriemu.  A  właściwie  umocniła  w  radości.  Od 

dłuższego  czasu  z  mielerza  wypływała  obfitość  smoły.  Zdążyli  już  napełnić  dwanaście 

beczek. 

Reijo chodził od beczki do beczki i poklepywał je czule. 

- Chyba będziesz miała huczne weselisko, Ido! - śmiał się. 

Stos  tej  wielkości  dawał  zwykle  trzydzieści  beczek,  trzydzieści  pięć  w  najlepszym 

razie.  Dla  tej  liczby  nie  opłacało  się  właściwie  ustawiać  mielerza,  ale  Reijo  znajdywał 

niezwykłą przyjemność w tym zajęciu. Poza tym nie musiał się kłopotać o przyszłość, nawet 

gdyby ich trud nie przyniósł spodziewanych rezultatów. 

Tym  razem  smołą  z  mniejszego  mielerza  napełni  trzydzieści  pięć  beczek.  Tego  był 

pewien. 

Tego właśnie dnia miała rozkwitnąć nadzieja. 

W  domu  na  cyplu  gospodarzyła  Anjo.  Knut  wybierał  się  na  drugą  stronę  fiordu,  by 

kupić  konie.  Maja  podniosła  się  z  łóżka,  a  Reijo  coraz  bardziej  akceptował  jej  związek  z 

Heino.  Ida  i  Ailo  trzymali  się  za  ręce  przy  najmniejszej  sposobności.  Santeri  promieniał 

zadowoleniem i zachowywał się jak prawdziwy przyjaciel. 

A  mielerz  dał  już  dwanaście  beczek  wspaniałej,  pachnącej  smoły.  Strumień  gęstej 

cieczy wpływał równomiernie do trzynastej baryłki. 

Smoła była przedniej jakości, Reijo mógł oczekiwać wysokiej ceny. 

Później  potrafił  dokładnie  określić  moment,  kiedy  sprawy  przybrały  zły  obrót. 

Pamiętał,  nad  którym  drzewem  stało  słońce,  umiał  opisać  kształt  chmur,  określić,  skąd  je 

przygnał  wiatr,  i  odmalować  wszystkie  odcienie  szarości.  Potrafił  przywołać  w  pamięci 

krzykliwe  nawoływania  srok  w  wierzbinowym  zagajniku  po  drugiej  stronie  rzeki  i  kukanie 

kukułki. 

Wtedy zaczął padać deszcz. 

Z początku słaby, potem coraz intensywniejszy. Utknął pomiędzy górskimi zboczami, 

ponieważ ciężkie chmury nie zdołały wzbić się nad wierzchołki. 

Ida  nie  zdążyła  jeszcze  wrócić  do  domu.  Rozpięli  prowizoryczny  daszek  z  pledów 

między drzewami, żeby znaleźć pod nim schronienie, kiedy słońce za mocno przypiekało. 

Później, kiedy już było po wszystkim, śmiali się histerycznie na to wspomnienie. 

Ida zaniepokoiła się na widok pierwszych kropel. 

background image

- Letni deszczyk - prychnął Santeri, nie wytrącony z równowagi. Nie dziwota, mielerz 

nie należał do niego. - Trochę deszczu nie zaszkodzi - dodał. - Starannie obłożyliśmy drewno 

darnią. Masz wątpliwości, czy znamy się na tej robocie, dziewczyno? 

Ailo przejął kontrolę nad stosem. Zapamiętale grabił ziemię, zapychając otwory. 

Ida nie mogła pojąć, skąd biorą się nieszczelności w darniowej pokrywie, którą otulili 

stos.  Ailo  zapewne  wziął  się  za  tę  czynność  z  nadgorliwości,  po  to  by  upewnić  się,  że  letni 

deszczyk  nie  dotrze  tam,  skąd  płynęła  smoła.  Przez  chwilę  wydawało  się,  że  niebo  się 

wypogodzi. Zerwał się wiatr. 

-  Zbyt słaby, by  nam zagrozić - bagatelizował sytuację Santeri. - Odegna dym, który 

nas gryzie w oczy. 

Reijo milczał. 

Milczenie ojca zrobiło na Idzie większe wrażenie niż zapewnienia Santeriego. 

Santeri nie mylił się w jednym: wiatr istotnie był zbyt słaby, by przenieść chmury nad 

wierzchołkami  gór  do  sąsiedniej  doliny.  Zawisły  ciężko  nad  osadą  i  zboczami.  Strugi  wody 

płynęły Z nich równie obficie jak smoła z mielerza. 

Między  brwiami  Reijo  pojawiła  się  zmarszczka,  którą  Ida  znała  tak  dobrze.  Była  jak 

barometr troski ojca, im głębsza, tym większy oznaczała niepokój. 

Na razie ledwie się odznaczała. 

- Powinnaś „wrócić do Mai, zanim się rozpada na dobre - orzekł Reijo. - Jesteś cienko 

ubrana. 

-  Santeri  twierdzi,  że  to  letni  deszczyk  -  odrzekła  lekko.  Za  nic  w  świecie  nie 

odeszłaby teraz od stosu. Natura wstrzymywała oddech, a smolarze wraz z nią. 

Nawet ptaki umilkły. 

Dym sączący się ze stosu miał właściwą barwę. 

Reijo  wychynął  spod  prowizorycznego  daszku,  który  stanowił  coraz  słabszą  ochronę 

przed deszczem. Pled nasiąknął wodą i zaczął przemakać. 

Podbiegł  do  otworu  spustowego  i  upewnił  się,  że  smoła  nieprzerwanie  wypływa 

wydrążoną rynną. Obszedł mielerz, przyklepując darniową pokrywę. Czynił to bardziej po to, 

by znaleźć zajęcie dla rąk, bo Ailo solidnie wywiązał się Z zadania. 

- Będzie dobrze - orzekł, wróciwszy pod daszek. - Darń przetrzyma tę siąpaninę. 

Ida odetchnęła z ulgą. Tylko jak ta zwykła siąpanina zdążyła zmienić grzywę włosów 

na głowie Ailo w pozlepiane kosmyki? 

Deszcz  padał  nieprzerwanie,  bębnił  rytmicznie  w  daszek.  Ida  przemokła  do  suchej 

nitki,  ale  nikt  z  mężczyzn  nie  zwrócił  na  to  uwagi.  Wędrowali  w  tę  i  z  powrotem,  rzucali 

background image

zaniepokojone  spojrzenia  na  wylot,  z  którego  wciąż  wyciekała  smolna  maź,  na  rządek 

pustych baryłek. Na niebo. 

-  Może  to  kara  za  to,  że  spuściliśmy  smolarzy  z  biegiem  rzeki.  -  Santeri  kolejny  raz 

zademonstrował swoje specyficzne poczucie humoru. 

Reijo nic nie odpowiedział. Stał blisko stosu, w miejscu gdzie powietrze wciąż drżało 

od  gorąca.  Deszcz  trafiał  w  osłonę  z  darni  i  natychmiast  zamieniał  się  w  parę.  Białe  obłoki 

spowiły mielerz. 

Aleksanteri wyciągnął flaszkę z kieszeni, a Reijo nie odmówił poczęstunku. 

-  Siano  zmoknie  -  ocenił.  Przejął  grabie  od  Ailo  i  rozprowadzał  ziemię.  Wielu 

gospodarzy suszyło siano na powietrzu. Łąki już skoszono i zbliżał się czas zwózki. 

Ulewa  pozbawiłaby  zwierzęta  paszy  na  zimę.  A  Bóg  jeden  wie,  co  by  się  stało  z 

polami lichego zboża, które zapewniały ludziom chleb do Bożego Narodzenia. 

Wiedzieli dobrze, że ta północna kraina nie została stworzona do uprawy zbóż, ale na 

przekór naturze siali ziarno i co roku czekali na żniwa. 

Zbiory  rzadko  były  obfite,  ale  też  mieszkańcy  północy  z  wdzięcznością  przyjmowali 

najmniejszy plon. 

Ailo zdjął kurtkę i owinął ją wokół ramion Idy. Dziewczyna zdążyła przemoknąć, bo 

nie potrafiła usiedzieć spokojnie pod daszkiem. Musiała być w samym środku wydarzeń. 

Złudzenie  to,  czy  też  niebo  pojaśniało?  Jakby  promienie  słońca  próbowały  przerwać 

zasłonę mgły. 

Cztery pary oczu wpatrywały się w

 

rynnę. Wciąż spływała nią czarna masa. 

Spływała... 

Pełzła właściwie. 

Prawdę mówiąc, skrzepła na dobre. 

Santeri  i  Reijo  przytknęli  nosy  do  beczki,  wciągając  zapach  smoły  z  miną  znawców, 

po czym wymienili znaczące spojrzenia. Obywali się bez słów, natomiast Ida i Ailo niewiele 

zrozumieli z tej niemej konwersacji. 

Ida znacznie więcej wyczytała z twarzy ojca. Kąciki ust drgały mu nerwowo. 

Spojrzała  na  smutne  szare  niebo,  jakby  chciała  wzrokiem  przegnać  chmury.  Ailo 

obejmował dziewczynę ramieniem, grzejąc się bliskością jej ciała. 

Powietrze się ochłodziło, deszcz nie przestawał siąpić. 

-  W  Finlandii  to  mamy  porządne  ulewy  -  wyjaśnił  Aleksanteri,  na  swój  przekorny 

sposób  dodając  im  otuchy.  -  Z  nieba  lecą  strumienie  wody,  nie  to  co  tutaj.  I  tak  całymi 

dniami, bez przerwy. 

background image

Czasami myśl, że komuś bywa gorzej, staje się pociechą. 

Tym razem na niewiele się zdała. 

-  Musiałoby  przyjść  prawdziwe  oberwanie  chmury,  żeby  zgasić  mój  stos.  -  Reijo  nie 

tracił pewności siebie. 

Idzie zdawało się jednak, że w głosie ojca pobrzmiewa nutka zwątpienia. 

- Inni też prażą - wyrwało się jej. 

Reijo spojrzał na córkę i wtedy rzeczywiście dostrzegła niepokój w jego wzroku. Nie 

o własny los, bo da sobie radę, nawet jeśli mielerz zgaśnie. 

Wiele rodzin straciłoby jednak wszystkie środki  do życia,  gdyby deszcz  utrzymał się 

dłużej. 

-  Poradzimy  sobie  sami  -  oświadczył  Reijo.  -  Nie  ma  czego  pilnować.  Wy,  młodzi, 

możecie wrócić pod dach. 

Ida odmówiła. 

-  Zanim  się  obejrzysz,  będzie  ci  potrzebna  nasza  pomoc  -  odrzekła  tak  poważnie, 

jakby  nagle  przybyło  jej  lat.  Nie  dbała  nawet  o  to,  co  powie  Ailo.  W  mokrym  ubraniu,  z 

pozlepianymi włosami i policzkami pałającymi od wody, ognia i dymu nie wyglądała już jak 

słodki kwiatuszek. 

-  Więc  nie  wiń  nas,  jeśli  przyjdzie  ci  leżeć  w  łóżku  -  mruknął  ojciec.  -  Tu  nie  ma 

czego doglądać. Mielerz Reijo Kesaniemi wytrzyma! 

Trzynasta beczka wypełniła się w trzech czwartych, kiedy deszcz nagle ustał. 

Pod sam koniec spadły ogromne krople. 

-  Pamiętam  kiedyś  gradobicie  w  środku  czerwca  -  powiedział  Santeri.  Mogłoby  się 

zdawać,  że  w  życiu  doświadczył  wszelkich  nieszczęść.  -  Kule  jak  kurze  jaja.  Nie  było 

człowieka, który by nie jadł kory tamtej zimy. Grad wytłukł wszystkie pola. 

-  Teraz  spadło  jedynie  trochę  wody  -  podsumował  Reijo.  Uśmiech  rozjaśnił  jego 

twarz. 

Obeszli mielerz, zatykając szpary i grabiąc ziemię. 

Ida  wiedziała,  że  ojciec  w  życiu  by  się  nie  przyznał,  że  nagła  zmiana  pogody  go 

zaniepokoiła.  Zapewne  zawsze  będzie  twierdzić,  że  to  przelotny  letni  deszczyk,  niestraszny 

takim doświadczonym smolarzom jak on. 

Smoła  płynęła  nieprzerwanie.  Wolno  ściekała  rynną,  jakby  zastanawiając  się,  czy 

spaść  w  ciemną  otchłań  beczki.  Najdłużej  czepiała  się  brzegu,  by  ociężale,  lepką  strugą 

zniknąć w otworze. 

Reijo poklepał Idę po ramieniu. 

background image

- A nie mówiłem, że mielerz wytrzyma? Nie wierzyłaś staremu człowiekowi? Jeszcze 

nie czas, by spisać go na straty. 

Ida śmiała się wraz z ojcem i pocałowała go w policzek. 

- Dasz się teraz wygonić do domu? O tym nie mogło być mowy. 

- Nikt tam za mną nie tęskni - wyjaśniła. - Anjo  i Knut mają siebie. A Maja i Heino 

muszą rozmawiać ze sobą, kiedy zostają sami. 

Reijo  uśmiechnął  się  pod  nosem.  Ida  nigdy  nie  mówiła  o  związku  między  Mają  a 

Heino inaczej jak o idylli. 

Czasami jednak zdarzało się jej chlapnąć coś nieopatrznie. 

- A tutaj ktoś za tobą tęskni? 

Ida  mrugnęła  znacząco  do  ojca.  Tak  dobrze  ją  rozumiał.  Chciała  mu  powiedzieć,  jak 

bardzo jest mu wdzięczna, że zaakceptował Ailo. 

- Ktoś - odrzekła. - I nikt mnie tutaj nie pogania. Emocje opadły. Reijo wspiął się na 

szczyt  wzgórza,  skąd  mógł  objąć  wzrokiem  długi  odcinek  rzeki.  Zamierzał  sprawdzić,  czy 

deszcz nie wyrządził większych szkód. Wrócił uspokojony. 

-  Wygląda  na  to,  że  nic  wielkiego  się  nie  stało  -  oznajmił.  -  Stosy  dymią 

równomiernie. 

Na powrót rozniecili ognisko, dolali wody do kociołka. 

Kawa miała posmak popiołu, trocin i ziemi. 

Ida skrzywiła się na widok muchy, która dokonała żywota w kubku Ailo. 

-  Jeśli  w  kubku  panuje  zbyt  wielkie  ożywienie,  dolejemy  wódki  -  powiedział  Santeri 

ze  śmiertelną  powagą.  -  Wtedy  robaczki  nic  nie  poczują,  kiedy  będziemy  je  przeżuwać.  My 

też. 

Ida wzdrygnęła się. 

-  Sądziłem,  że  tak  doświadczony  smolarz  jak  ty  nie  przejmuje  się  drobnymi 

niedogodnościami naszego fachu. 

W  śmiechu  mężczyzn  nie  było  złośliwości.  Przyjęli  ją  do  swego  grona.  Nie  jako 

pełnowartościowego pomocnika, bo nim nie była. Przyjęli Idę, bo każdy z nich miał dla niej 

wyłącznie ciepłe uczucia. 

Sytuacja wróciła do normy. To wciąż był dzień, kiedy nadzieja zaczęła rozkwitać. 

Odpoczywali.  Ailo  siedział  obok  Idy,  obejmując  ją  ramieniem.  Co  rusz  ciągnął  ją 

ż

artobliwie  za  kosmyki  włosów.  Dziewczyna  śmiała  się,  promieniowała  szczęściem.  Santeri 

pykał z fajeczki. Reijo popijał kawę z kubka. Ogień trzaskał wesoło. 

A smoła płynęła. 

background image

Rozmowa toczyła się leniwie wokół wspomnień z dawnych lat. 

Drzewa szeptały cicho. Potem zaczęły śpiewać. 

Reijo  zerwał  się  na  równe  nogi  i  zaklął.  Miał  ochotę  pogrozić  niebu  pięścią,  ale  nie 

uczynił tego. 

-  Nic  nie  wskazywało  na  to,  że  zerwie  się  wiatr  -  krzyknął.  -  Skąd,  do  diaska,  się 

wziął? 

Nikt nie znał odpowiedzi. 

Nawet  Ida  zdawała  sobie  sprawę,  że  wiatr  nie  jest  sprzymierzeńcem  smolarzy.  Może 

nawet okazać się gorszy od deszczu. 

Starała  się  nie  patrzeć  na  wierzchołki  drzew,  które  zaczęły  falować  jak  morze. 

Próbowała nie myśleć, co to oznacza. Chciałaby móc to zmienić. Wiatr jednak jest kapryśny. 

Nikt nie ma nad nim władzy, nikt nie potrafi go uciszyć. 

W te wieczorne godziny wiele rąk składało się do modlitwy. Rąk brudnych od smoły i 

utrudzonych. Wiele karków i kolan zginało się błagalnie. 

Tam  gdzie  dość  było  pomocników,  zaczęto  przewozić  beczki  łodziami  do  osady.  To 

zajęcie wcale nie należało do najłatwiejszych, bo rzeka wciąż niosła dużo wody. 

Niektórzy  wykorzystywali  wozy  i  konie.  Ta  metoda  wymagała  czasu,  wozy  bowiem 

mieściły skromny ładunek. 

Utrzymywali  ciepło  wewnątrz  stosu  pod  kontrolą.  Otwierali  i  zamykali  otwory 

wentylacyjne,  kiedy  wiatr  zmieniał  kierunek.  Jak  kowale  baczyli  na  to,  by  nie  otwarła  się 

najmniejsza  szczelina  w  darniowej  otulinie.  Jeśli  wicher  wtargnąłby  do  środka,  drewno 

zmieniłoby się w węgiel. 

Pot  lał  się  z  ludzi  strumieniami.  Zapomniano  o  deszczu,  który  przyniósł  chwile 

niepokoju. Zapomniano też o niedawnych chwilach beztroski. 

Toczono walkę z nieobliczalnymi bogami pogody. Człowiek przeciwko naturze. 

Wynik nigdy  nie był znany z  góry,  choć siły  wydawały się nierówne. Już raz jednak 

tego dnia Reijo wygrał z żywiołem. Zmienili beczkę. 

Poklepał  pieszczotliwie  napełnioną  baryłkę.  W  tej  chwili  ta  jedna  wydała  się  mu 

cenniejsza niż pozostałe. Jak towarzysz, który przetrwał mimo przeciwności. Walczyli razem 

i odnieśli zwycięstwo. 

Szum wiatru zagłuszał rzekę. 

Ida pierwsza obróciła się na wschód i zdrętwiała z przerażenia. Zamrugała oczami, nie 

wierząc  w  to,  co  widzi.  Usta  odmówiły  jej  posłuszeństwa.  Pociągnęła  ojca  za  rękaw, 

wskazując na wzgórza. 

background image

Na wschodzie w górze rzeki niebo stało w ogniu. 

Jakie  to  piękne,  pomyślała  Ida,  nie  mogąc  się  poruszyć.  Reijo  zareagował 

błyskawicznie. Wbiegł na szczyt, skąd widok był znacznie rozleglejszy. Stamtąd mógł ocenić 

rozmiary zagrożenia, zgadnąć, skąd nadchodzi. 

Nad lasem pojawiła się falująca linia, gruba, bezkształtna, wymalowana  niewidzialną 

ręką, która zamiast pióra używa ognia. 

Ponad nią wszystkie odcienie żółci i czerwieni, od krwawych poprzez pomarańczowe 

do żółtych jak jaskry na łąkach. 

Z tyłu szare tło nieba. 

Ta  kompozycja  kolorów  mogła  odebrać  dech  w  piersiach  komuś,  kto  nie  jest 

pozbawiony wrażliwości na piękno. Ida wiedziała jednak, co ją stworzyło, więc zdrętwiała z 

przerażenia. 

Santeri i Ailo w szalonym pośpiechu ładowali beczki na wóz, wprzęgali konie. 

- Mielerz Aksela - oznajmił Reijo, wróciwszy z punktu obserwacyjnego. 

Ida przypomniała sobie Aksela. Jedenaścioro dzieci, żadne z nich nie miało więcej niż 

czternaście lat. Żona, której ręce były nieustannie zajęte pracą. Czeka ich ciężka zima. 

Aksel stawiał stos w pojedynkę, mając tylko najstarszego syna za niedoświadczonego 

pomocnika. We dwójkę walczyli z ogniem i wiatrem, który dął teraz ku osadzie. 

Reijo posadził Idę na koźle, nie dając jej czasu na protesty. 

- Musisz zawieźć beczki na dół. Dasz radę? 

Skinęła  głową,  choć  wcale  nie  była  pewna,  czy  potrafi.  Powoziła  już  raz, ale  tylko  z 

jednym koniem. Teraz miała dwa i ciężki wóz. 

- Wyładujcie u Mai. Przyślij Heino na górę, potrzebujemy jego pomocy. 

Ponownie pokiwała głową. 

-  Ruszajcie  z  Mają  nad  fiord.  Do  domu.  Przyślij  też  Knuta.  I  wszystkich  mężczyzn, 

których napotkasz. Niech przyprowadzą konie. Musimy zwieźć ostatnie beczki. 

A  co  z  wami?  chciała  zapytać,  ale  pytanie  pozbawione  było  sensu.  Musieli  zostać, 

ratować mielerz, zatrzymać ogień. 

-  Niech  Heino  zabierze  wiadra  i  łopatę.  I  motykę...  Las  był  wprawdzie  wilgotny,  ale 

tak nasiąknięty żywicą, że spłonąłby jak zapałka. 

Piękny  czerwony  dywan  podpełzał  coraz  bliżej.  Jeśli  powieje  silniejszy  wiatr,  ogień 

dotrze do nich w okamgnieniu. 

background image

Ida  smagnęła  konie,  prosząc  je  szeptem,  by  bezpiecznie  sprowadziły  wóz  w  dół.  Nie 

oglądała się za siebie. Serce dziewczyny dudniło ze strachu, że nie sprosta zadaniu. Nigdy się 

jednak nie poddawała, zwłaszcza wtedy gdy chodziło o los innych. 

Nie miała nawet czasu pomachać do Ailo. Wciąż owinięta jego kurtką, czuła wyrzuty 

sumienia. 

-  Miej  go  w  swej  opiece,  miej  go  w  swej  opiece...  -  powtarzała.  Już  koło  domu  Mai 

zdała sobie sprawę, że nie uwzględniła ojca w tej swojej modlitwie czy zaklęciu. 

W  głębi  duszy  wiedziała,  że  nie  ma  to  najmniejszego  znaczenia,  ale  pospiesznie 

dodała: 

- I tatkę też! 

Heino dostrzegł już ogień. Kiedy Ida wpadła na podwórze, stał gotów, by przytrzymać 

konie. Dziewczyna nie miała wątpliwości, że przebyła drogę szczęśliwie dzięki zwierzętom, a 

nie własnym umiejętnościom. 

- Mielerz Reijo? - spytał Heino. 

Zaprzeczyła. 

Wskoczyła na wóz. Pchała, turlała beczki, ułatwiając Heino rozładunek. Raniła sobie 

opuszki palców, ale wcale tego nie czuła. 

Maja  zjawiła  się  na  progu.  Słaniała  się  na  nogach,  ale  instynkt  podpowiadał  jej,  że 

dzieje się coś złego. 

-  Płonie  stos  Aksela.  Tata  twierdzi,  że  naszego  ogień  nie  dosięgnie.  Można  wykopać 

rów i zatrzymać płomienie. 

Ida  złapała  oddech  i  zeskoczyła  z  wozu.  Zahaczyła  o  jakiś  zadzior  i  rozdarła  sobie 

suknię. Nie przejęła się tym zbytnio, tylko ładowała cebry i narzędzia, które znosił Heino. 

-  Tata  mówi,  że  mamy  z  Mają  iść  na  cypel.  Na  wszelki  wypadek.  Ty  jedź  na  górę. 

Trzeba zwieźć beczki. 

Ida wiedziała równie dobrze jak Heino, że Maja nie dotrze na cypel o własnych siłach. 

-  Trzeba  powiadomić  Knuta  -  dodała.  Glos  Mai  zabrzmiał  zdecydowanie,  gdy 

oznajmiła: 

- Jadę z Heino. 

- Nie ma mowy! 

-  Jestem  tam  potrzebna  -  powiedziała  powoli.  Jakaś  przedziwna  zasłona  w  oczach 

odgradzała  ją  od  świata.  Była  teraz  kimś  więcej  niż  zwykłą  dziewczyną.  Postacią  z  klechd, 

lecz  nie  tak  zwiewną  jak  elf  ani  tak  słodką  jak  księżniczka.  Kimś  znacznie  potężniejszym, 

kimś kto kieruje biegiem rzeczy. 

background image

Ten jej stan wiązał się z niedawnym odrętwieniem. To on nie pozwalał Reijo wierzyć, 

ż

e  Raija  wciąż  pozostaje  przy  życiu.  Reijo  nie  mógł  teraz  widzieć  Mai,  a  tylko  on 

rozpoznałby  tę  aurę,  która  ją  otaczała.  Ida  i  Heino  nie  potrafili,  ale  oboje  zdawali  sobie 

sprawę z niezwykłości jej zachowania, które napełniało ich strachem i czcią jednocześnie. 

To była Maja i ktoś zupełnie obcy w jednej osobie. 

-  Pali  się,  Maju  -  powiedział  Heino  tak  łagodnie,  jak  tylko  potrafił.  Siedział  już  na 

koźle i trzymał wodze w dłoniach. - Co poradzisz na pożar? 

- Na ogień nie poradzę - odrzekła - ale na to, co stanie się później. 

Wróciła do domu chwiejnym krokiem. 

Heino  czekał  wbrew  własnej  woli.  Ida  też  się  nie  poruszyła,  obejmowała  za  szyję 

jedno ze zwierząt. 

Być może Maja znajdowała się na granicy szaleństwa. 

Wróciła  w  chuście  zarzuconej  na  ramiona  i  z  jakimś  zawiniątkiem  w  dłoni,  wciąż 

stąpała niepewnie. Zatrzymała się koło Idy, ale nie odrywała wzroku od młodzieńca na koźle. 

Po raz pierwszy wykorzystała miłość Heino przeciw niemu. 

- Jeśli mnie kochasz, Heino, zabierzesz mnie ze sobą! Zeskoczył bez słowa i podniósł 

ją na wóz, po czym zajął miejsce u jej boku. 

Zanim zdążyli ruszyć, Ida zerwała kurtkę z ramion. 

- Zawieźcie ją Ailo. Powiedzcie mu, że myślę o nim. I pobiegła nad fiord. 

background image

13 

 - Do diabla, dziewczyno! - krzyknął Reijo na widok Mai. - Miałaś zostać na dole. Nie 

masz za grosz rozsądku? Dlaczego jej nie powstrzymałeś, Heino? 

- Sam spróbuj - odrzekł beznamiętnie Heino i zsadził dziewczynę z kozła. 

Wiatr się wzmógł. Dawno już zrezygnowali z ratowania smolnego stosu. 

Zamiast  walczyć  z  wichrem,  zlewali  mielerz  wodą.  Teraz,  z  pomocą  Heino  i  mając 

więcej  wiader,  wynajdywali  szczeliny  w  darni  i  wlewali  wodę  wprost  do  rozżarzonego 

wnętrza. 

Ailo  ustawiał  mur  z  kamieni  od  wschodniej  strony.  Szło  mu  niesporo,  bo  pracował 

gołymi rękami i nie miał dość materiału. 

Heino  i  Reijo  zajęli  się  kopaniem  płytkiego  rowu.  Przebijali  jedynie  warstwę  darni, 

torfu i wyschniętej trawy, by odsłonić gołą ziemię i żwir. Rów był szeroki na metr, na więcej 

nie starczało czasu. 

Mężczyźni myśleli o tym, co spotkało Aksela i jego syna, ale nie mogli ruszyć im na 

ratunek. 

Nikt  dobrowolnie  nie  skacze  w  ogień.  Zresztą  przede  wszystkim  musieli  pamiętać  o 

sobie, tak jak inni ludzie nad rzeką i ci znajdujący się powyżej linii ognia. 

Los  jednego  mielerza  przestał  mieć  jakiekolwiek  znaczenie.  Jeśli  pożar  się 

rozprzestrzeni, ogarnie domy i pola, zagrozi egzystencji całej osady. 

Konie  stawały  się  niespokojne.  Maja  trzymała  się  w  pobliżu  zwierząt,  klepała  je  po 

szyjach, przemawiała do nich łagodnie. W ostateczności to one będą musiały wynieść ludzi z 

morza ognia. 

-  Nie  wyprzęgaj  ich  -  krzyknął  ostro  Reijo.  Wciąż  był  na  nią  zły,  że  nie  posłuchała 

polecenia. 

Maja  uważała,  że  to  okrucieństwo.  Konie  zwietrzyły  zagrożenie  i  chciały  uciekać, 

podpowiadał im to instynkt. 

Ale Rusko i Liinikko były udomowionymi zwierzętami. Dzikie konie, od których się 

wywodziły,  galopowały  przez  tajgę  na  dalekim  wschodzie,  przemierzały  rozległe  stepy.  Te 

szkapy  już  niewiele  miały  w  sobie  z  dawnych  przodków.  Słuchały  poleceń  ludzi.  A  ludzie 

kazali im czekać, choć wokół zamykała się ściana ognia. 

Prychały,  prężyły  karki,  stukały  podkowami,  jakby  dając  do  zrozumienia,  że  ich 

natura sprzeciwia się przymusowej niewoli w obliczu zagrożenia. 

background image

Ludzie nie pozwolili im jednak uciec. 

Trzask  płomieni  zbliżał  się.  Maja  dotąd  nie  wiedziała,  że  ten  odgłos  może  być  tak 

ogłuszający. 

Słup ognia wznosił się aż do nieba, zdawał się wypalać dziury w podstawie chmur. 

Mierzyła  wzrokiem  odległość  płomieni  od  mężczyzn,  którzy  w  pocie  czoła 

wykopywali ochronny rów. Koszule lepiły się im do pleców. Rzucali gorączkowe spojrzenia 

za  siebie,  nie  przerywając  pracy,  sprawdzając,  czy  żywioł  ich  nie  zaskoczy.  Huk 

nadciągającego ognia uniemożliwiał rozmowy.  Zresztą i tak nie starczyłoby im tchu. Kurtka 

Ailo została na wozie, nie była jeszcze potrzebna właścicielowi. 

Maja  nie  rozstawała  się  z  zawiniątkiem.  Napełniła  wodą  cebry  i  ustawiła  je  rzędem. 

Kosztowało ją to jednak sporo wysiłku i musiała położyć się na wozie, by odpocząć. Ból nie 

odstępował, palił jej brzuch i łono żywym ogniem. 

Skuliła  się,  przywarła  do  suchej  ściany  wozu.  Nikt  jej  nie  widział.  Oddychała  z 

trudem,  mrugała  gwałtownie,  by  powstrzymać  krople  słonego  potu,  ściekające  jej  do  oczu. 

Nie mogła sobie teraz pozwolić na słabość, musiała podnieść się na nogi! 

Nie  zdawała  sobie  sprawy,  ile  czasu  upłynęło,  zanim  zebrała  siły,  zapanowała  nad 

ś

wiszczącym oddechem. Zbyt wiele, stwierdziła, ujrzawszy ogień o krok od wozu. 

Pożar był jak potwór, który zamierza wciągnąć wszystko w ognistą paszczę... 

Maja wylała na wóz zawartość wszystkich wiader. Napełniła je ponownie i zmoczyła 

konie. Zwierzęta spłoszyły się, ale zdołała je uspokoić. Jeszcze raz nabrała wody. 

Nie mogła uczynić kroku, nie zataczając się, na wpół oślepiona potem. Nie wiedziała, 

czemu  to  przypisać,  nieopisanemu  gorącu  czy  falom  bólu,  raz  za  razem  przeszywającym  jej 

ciało. 

Mężczyźni  nie  zdołali  doprowadzić  wykopu  do  skał.  Na  ostatnich  metrach  rów  był 

znacznie płytszy i węższy niż na początku. 

Bliskość  ognia  stała  się  nie  do  zniesienia.  Rozgrzane  powietrze  zapierało  dech  w 

piersiach, ciało pokrywało się pęcherzami. Rękojeści łopat i motyk parzyły dłonie. 

Nie  poddawali  się,  walczyli  do  ostatka.  Maja  wiele  razy  otwierała  usta  do 

ostrzegawczego krzyku, ale tłumiła w sobie słowa. 

Nie  trzeba  im  teraz  było  histerycznej  kobiety.  Przysporzyłaby  im  tylko  dodatkowych 

zmartwień, tracąc panowanie nad sobą. 

Paszcza ognia sięgała ich czupryn, łapała za rękawy. Wokół stał czarny, gęsty dym. 

Z  lasu  uciekały  zwierzęta.  Wiewiórki,  zające  i  lisy.  W  obliczu  zagrożenia  wrogowie 

stawali się przyjaciółmi. Nikt nie przedkłada jedzenia nad życie. 

background image

Maja miała na zawsze zapamiętać ich przerażone ślepia. 

Wdrapała się ponownie na wóz, przywarła do beczek, przymuszając siebie i konie do 

spokoju. 

Zwierzęta  wciąż  jeszcze  tkwiły  w  miejscu,  ale  przyjdzie  taki  moment,  gdy  przestaną 

ufać człowiekowi. Te kilka kropel dzikiej krwi przeważy szalę i wtedy rzucą się do ucieczki. 

Dym przy zboczu zgęstniał, był jak zbita, rozgrzana mgła. 

Reijo odrzucił motykę i chlusnął wodą przed siebie. 

Kropla w morzu ognia. 

To już nie był słup płomieni, tylko ściana, ocean. Górował nad wierzchołkami drzew, 

lizał  korzenie,  połykał  stuletnie  pnie,  pozostawiając  po  sobie  popiół,  czarne,  zwęglone 

kolumny. Szkielet lasu. 

Reijo popędził do rzeki, napełnił dwa cebry i znów podjął walkę z żywiołem. Nie miał 

za grosz respektu dla tego potwora, który chciał go pożreć. 

Maja  patrzyła  na  niego  z  dumą,  a  serce  rosło  jej  w  piersiach.  Konie  postąpiły  o  parę 

kroków,  zbliżając  się  do  wody,  i  Maja  pozwoliła  zwierzętom  na  tę  odrobinę  swobody. 

Uspokoiły się nieco, gdy usłyszały szum rzeki i oddaliły się od przerażającego syku płomieni. 

Poprzez dym widziała postaci, które wybiegały z morza ognia i znów zagłębiały się w 

nim.  Słyszała  krótkie  polecenia,  które  wykrzykiwali  po  fińsku,  ale  nie  rozróżniała  słów.  Pot 

zalewał  jej  oczy,  spływał  po  całym  ciele.  Roześmiała  się  gorzko.  Niepotrzebnie  polała  się 

wodą. 

Pożar ogarnął zarośla, których nie zdążyli odciąć przekopem, dopadł do żywej skały. 

Maja straciła mężczyzn z oczu. Słyszała wciąż głosy, ale nie widziała postaci. Nic już 

nie widziała, mimo że raz za razem przecierała oczy. 

Mogła teraz zdać się wyłącznie na słuch. Ogarnął ją gęsty dym. 

Konie  strzygły  uszami,  zaczęły  wierzgać,  ogarnięte  panicznym  strachem.  Maja 

wytężała  wszystkie  siły,  ale  nie  potrafiła  ich  powstrzymać.  Zwierzęta  pognały  ku  rzece,  do 

wody. 

Powściągnęła je na brzegu, w miejscu gdzie skały tworzyły ochronny wal. Spiętrzona 

rzeka  ogołociła  je  z  resztek  roślinności,  pozostawiając  piasek  i  żwir,  więc  ogień  nie  mógł 

znaleźć tam żadnej pożywki. Wody rozlewały się szeroko i tworzyły płyciznę, ale przebycie 

rzeki w bród nie było możliwe, drugi brzeg bowiem wypiętrzał się stromą pochyłością. 

Jedyna  droga  ku  ocaleniu  wydawała  się  prowadzić  pod  prąd  rzeki  ku  odsłoniętym 

miejscom po przeciwnej stronie. Maja mdlała z wycieńczenia, ale jakaś siła kazała jej zostać. 

background image

Tej niezwykłej hardości swego charakteru nie była dotąd świadoma, ujawniała się bowiem w 

chwilach prawdziwej próby. 

Wiedziała  od  samego  początku,  że  przyjdzie  jej  czas.  Nie  poszła  w  ogień  po  to,  by 

zajmować się końmi. 

Zacisnęła zęby, stłumiła w sobie ból. To jeszcze nie koniec. 

Jeszcze wszystko przed nią. 

Ktoś wypadł z dymu, jakiś mężczyzna jakby spowity płomieniami. Przewrócił się na 

ziemię. To nie było przywidzenie, ten człowiek rzeczywiście płonął. 

Ogień  dogonił  go,  mężczyzna  podniósł  się  na  kolana  i  pobiegł  ku  wodzie,  potykając 

się  co  krok.  Maja  usłyszała  plusk.  Serce  omal  nie  wyskoczyło  jej  z  piersi,  łomotało  w 

oszalałym rytmie, od którego drżały czubki palców, dłonie, całe ciało. 

To  mógł  być  każdy  z  nich,  Aleksanteri,  Ailo  lub  Reijo.  Tylko  nie  Heino.  Heino  był 

potężniejszej postury. 

Nie  ruszyła  się  od  wozu.  Gdyby  to  uczyniła,  konie  pociągnęłyby  wóz  wprost  przed 

siebie ku niechybnej śmierci w rwącym prądzie rzeki. 

Nie mogła poświęcić koni, by sprawdzić, kto to był. 

Powinien dać sobie radę, utrzymać głowę nad powierzchnią wody. Jeśli nie uderzył w 

kamień podczas skoku. 

W tej chwili prawdy każdy musiał zadbać o siebie. 

Maja nie odrywała oczu od miejsca, w którym zniknął mężczyzna. Nie było to proste, 

rzeka nieustannie zmieniała oblicze, fale przelewały się migotliwie, mamiąc wzrok. 

Wynurzył się tuż przed nią. Kolor włosów powiedział jej, że to Ailo. 

Chciała krzyknąć  głośno jego imię, ale wydobyła z gardła jedynie chrapliwy dźwięk. 

A jednak ją usłyszał i zdołał chwycić się kamienia. Pełznąc, wydostał się na płyciznę. 

Leżał  długo,  nabierając  powietrza  w  płuca,  potem  uczynił  kolejną  próbę,  by  wstać. 

Najpierw  oparł  się  na  kolanach,  potem  wyprostował  plecy  i  złapał  się  końskiej  uzdy.  Z 

ogromnym wysiłkiem dowlókł się do wozu i przerzucił ciało przez boczną ściankę. Maja pod-

parła go jedną ręką. 

Konie strwożyły się. 

Nie miał sił, by wydusić z siebie choć słowo. Pluł wodą, charczał, trząsł się na całym 

ciele. 

-  Mocno  się  poparzyłeś?  -  spytała.  Nie  mogła  mu  pomóc,  musiała  zapanować  nad 

zwierzętami. 

background image

Wokół  nich  latał  rój  iskier.  Maja  błogosławiła  w  duchu  własną  roztropność,  która 

kazała jej zmoczyć wóz. Iskry gasły z sykiem, nie czyniąc im żadnej krzywdy. 

Ailo jęczał. 

Dziewczyna  obrzuciła  go  zaniepokojonym  spojrzeniem.  Był  blady,  stracił  część 

włosów i mocno poparzył sobie głowę z prawej strony. 

Ubranie  przedstawiało  żałosny  widok.  Na  szczęście  skóra,  z  której  je  uszyto,  lepiej 

chroniła przed płomieniami niż zwykła tkanina. 

Nie panowała już nad końmi, które parły w głąb nurtu. Rzeka nie była głęboka, woda 

nie sięgała nawet desek stanowiących podłogę wozu. 

Maja rozumiała przerażenie zwierząt, sama odczuwała je równie mocno. Strach dusił 

jej  piersi,  zapierał  dech.  Otwierała  usta  jak  ryba  wyrzucona  na  brzeg,  rozgrzane  powietrze 

rozsadzało  jej  płuca.  Rów,  który  wykopali  mężczyźni,  nie  zatrzymał  ognia.  Płomienie 

przeskakiwały między wierzchołkami drzew. 

Smoła gotowała się w beczkach. Języki ognia zaczęły lizać obręcze. 

Maja  płakała  z  bezsilności.  Ognista  paszcza  nie  pożarła  brata.  Wypluła  go.  Ailo  był 

zbyt  młody,  żeby  umierać.  Ale  pośród  rozszalałego  żywiołu  zostali  Reijo,  Heino, 

Aleksanteri... 

Ś

ciana ognia zamknęła się, nie przedostawały się przez nią żadne odgłosy. Może huk 

pożaru zagłuszał krzyki ludzi... 

-  Wynośmy  się  stąd  -  szepnął  chrapliwie  Ailo.  Maja  zrozumiała  go  tylko  dlatego,  że 

głośno wypowiedział jej własne myśli. 

Gorąco  stało  się  nie  do  zniesienia.  Konie  w  każdej  chwili  mogły  rzucić  się  do 

panicznej  ucieczki,  pociągając  Maję  i  Ailo  na  pewną  śmierć.  Gdyby  nurt  rzeki  porwał  wóz, 

ż

adne z nich nie byłoby w stanie oprzeć się żywiołowi. 

-  Wynośmy  się  stąd,  Maju!  -  powtórzył  błagalnie.  Maja  posłuchała  go.  Pokrzykując, 

szarpiąc  lejcami,  zmusiła  konie,  by  raz  jeszcze  postąpiły  wbrew  swemu  instynktowi. 

Skierowała je pod prąd. 

Próbowały  się  przeciwstawić,  ale  Maja  nie  popuściła  wodzy.  Lała  łzy  i  krzyczała  na 

zwierzęta,  mieszając  łagodne  prośby  z  najgorszymi  wyzwiskami.  Wzywała  na  pomoc 

ziemskie i diabelskie moce, groziła biednym szkapom gniewem bożym, jeśliby ośmieliły się 

nie posłuchać polecenia. 

Rzeka  stała  się  głębsza.  Miejscami  niewysokie  konie  traciły  grunt  pod  nogami.  Koła 

wozu nie odrywały się od dna, czasami zaczepiały się o podwodne głazy. 

background image

Przerażenie  dodawało  zwierzętom  sił,  z  uporem  parły  naprzód,  by  ratować  siebie  i 

ludzi, mężczyznę wijącego się w cierpieniu i kobietę o szalonym języku. 

Ailo  nie  był  w  stanie  wyłapać  połowy  ze  słów,  które  wykrzykiwała  siostra,  ale 

podczas  tej  dramatycznej  przeprawy  na  drugi  brzeg  pod  prąd  wzburzonej  rzeki  poznał  Maję 

lepiej niż w ciągu całego życia. 

Wejrzał  w  jej  tajemnice.  Także  tę  największą,  której  Heino  jedynie  mógł  się 

domyślać. Tę, o której Reijo chciał zapomnieć. 

Dotarli  do  brzegu.  Konie  otrząsały  się  z  wody,  rżąc  i  prychając.  Maja  przez  dłuższą 

chwilę nie ruszała się z kozła. 

Łzy spływały strumieniami po policzkach dziewczyny. Łzy szczęścia i rozpaczy. 

Pod  drugiej  stronie  rzeki  szalał  ogień.  Zstępował  do  wody  krwistoczerwonymi 

językami, zostawiając za sobą czarną, wypaloną ziemię. 

Maja  nie  odważyła  się  odwrócić.  Puściła  wodze  i  ze  zdumieniem  zobaczyła,  że  jej 

dłonie są mokre od krwi. 

Dotąd  nie  czuła,  że  rani  sobie  ręce.  Nie  zdawała  sobie  sprawy,  jak  ciężką  walkę 

stoczyła z opierającymi się zwierzętami. 

Zeskoczyła z kozła i zgięła się w bólu, dotknąwszy stopami ziemi. Zdołała się jednak 

opanować. Wyprostowała się i z trudem podeszła do koni. 

Zgrabiałymi, zesztywniałymi palcami wyprzęgła je od wozu. Potem zajęła się uprzężą. 

- Nie chciałam wyrządzić wam krzywdy - szeptała. Klepała łagodnie zwierzęta, kładła 

uspokajająco dłonie na ich karkach. Chciała dać im do zrozumienia, że ten nadzwyczajny trud 

nie okazał się daremny. Wyniosły z pożaru własne życie i życie dwojga ludzi. 

One  jednak  popędziły  przed  siebie,  gdy  tylko  poczuły  się  wolne.  Jak  najdalej  od  tej 

kobiety, która sprawiła im ból. Jak najdalej od ognia, który pozbawiał je zmysłów. 

Ailo  nie  ruszał  się.  Wóz  przechylił  się  na  kamienistym  podłożu  i  chłopak  leżał  w 

nienaturalnej pozycji z nogami uniesionymi w górę. 

Maja wślizgnęła się na wóz i ujęła Ailo pod pachami. 

Jego krzyk obudziłby umarłego. 

Maja zacisnęła powieki, by powstrzymać łzy, i pociągnęła bezwładne ciało brata. Ailo 

starał się zapanować nad sobą, ale nie zdołał stłumić jęku. 

-  Tylko  nie  zemdlej!  -  krzyknęła  błagalnie.  Fizycznie  odczuwała  jego  cierpienia. 

Nieomal mocniej niż własny ból. 

Ailo  nie  był  wysokiego  wzrostu,  ale  i  tak  dla  drobnej  dziewczyny  stanowił  nie  lada 

ciężar. Starał się ułatwić jej zadanie, ale najmniejszy nawet wysiłek przyprawiał go o katusze. 

background image

- Wiem, że boli - mówiła przez łzy. - Krzycz, Ailo, krzycz! Tylko nie zemdlej! Musisz 

mi trochę pomóc, bo sama nie dam rady. Krzycz z całych sił, tylko nie mdlej! 

Zawlokła  go  po  kamieniach  do  rzeki  i  położyła  w  miejscu,  gdzie  wsteczny  prąd 

utworzył  zaciszną  zatoczkę.  Woda  była  tam  nieco  cieplejsza,  ale  i  tak  kojąco  chłodziła 

oparzenia. Maja wciąż nie wiedziała, jak rozległe są rany chłopaka. Ailo szczękał zębami. 

-  Leż!  -  poprosiła.  -  Za  chwilę  ci  ulży.  Została  przy  nim.  Zawiniątko  zostawiła  na 

wozie,  miała  w  nim  zioła,  którymi  zamierzała  obłożyć  pęcherze.  Najpierw  trzeba  jednak 

ochłodzić całe ciało, znieczulić piekące rany. 

Ogień zostawił swój znak głowie Ailo, na prawym ramieniu, zaznaczył się długą pręgą 

na plecach. 

I na dłoniach. 

Najmocniej poparzył sobie dłonie. 

Maja  przyciskała  ręce  brata  do  piersi,  trzymała  je  pod  wodą,  otaczała  je  własnymi 

rękoma. 

Zręczne  dłonie,  które  potrafiły  wyczarowywać  cudowne  przedmioty  z  drewna. 

Musiała je ratować! 

Ailo  nie  otwierał  oczu.  Marzył,  by  odpłynąć  w  odrętwienie  podobne  do  tego,  w 

którym Maja chroniła się przed bólem. Zapłaciłby każdą cenę, by posiąść tę umiejętność. 

I cieszył się, że Ida schroniła się w bezpiecznym miejscu. Ogień nie dotrze do cypla, a 

gdyby nawet, to nie wyrządzi jej krzywdy. Mogła wypłynąć łodzią na fiord, morze zatrzyma 

ryczącego, ognistego trolla. 

Rad był także, iż Ida nie widzi go w takim stanie. 

- Gdzie jest Reijo? - spytała Maja. W jej głosie znać było napięcie. - Pamiętasz, gdzie 

ich widziałeś po raz ostatni? 

Ailo zebrał myśli, usiłując przebić się przez mgłę bólu i cierpienia. 

Rzucił  się  w  płomienie.  Ogień  przeskoczył  przez  rów,  który  kopali  w  pocie  czoła,  i 

otoczył go ze wszystkich stron. Reijo chlustał wodą z wiader, Ailo uznał to za bezcelowe. Nie 

można powstrzymać żywiołu zawartością paru cebrzyków. 

Pamiętał głosy, nie pamiętał słów. Nie wiedział, skąd dochodziły. 

Cienie w jego świadomości pozostały cieniami. 

- Jeden z nich zniknął - powiedział w końcu. Więcej nie potrafił sobie przypomnieć. 

Wyścig z ogniem przytłoczył pozostałe wspomnienia. Jego ubranie zajęło się, padł na 

rozgrzaną ziemię. Łoskot pożaru tuż za nim. Dojmujący żar. 

Chłód wody. 

background image

- Kto? 

Maja  zbladła,  Ailo  dostrzegł  to  spod  przymkniętych  powiek.  Nie  był  w  stanie  ich 

otworzyć, nawet tak niewielki wysiłek przerastał jego siły. 

Ale mógł ją pocieszyć, choć odrobinę. 

- To krzyczał Reijo. - Tego jednego był pewien. Znał głos Reijo od lat, nie pomyliłby 

go z innym, nawet jeśli brzmienie zniekształcał strach i trzask ognia. 

- Krzyczał, że ktoś zniknął. W hałasie nie dosłyszałem imienia. Zresztą bardziej byłem 

zajęty ratowaniem własnej skóry. 

Maja  zamknęła  oczy.  Reijo  należał  do  tych  nielicznych,  którzy  gotowi  są  poświęcić 

ż

ycie dla ratowania innych. 

Wiedziała  o  tym,  ale  coś  w  niej  umarło.  Nie  odważyła  się  spojrzeć  na  spustoszenia, 

jakie  ogień  poczynił  na  drugim  brzegu.  Swąd  spalonych  drzew,  smoły  i  popiołu  był 

dostatecznie przerażający. 

- Wiesz, że twoje dłonie grzeją? - W głosie Ailo pobrzmiewało zdumienie. 

Maja  zamrugała  powiekami.  Podniosła  ręce  i  przyjrzała  się  im  uważnie.  Wyglądały 

zupełnie zwyczajnie... 

Choć drżały w niezwykły sposób. 

Szybko schowała je p o d wodę. Położyła na dłoniach Ailo. 

Westchnął. 

- One grzeją, Maju - powtórzył szeptem i z niejaką ulgą. - Nie odsuwaj ich! 

Nie  zdołałaby.  Jakaś  siła  emanowała  z  jej  ciała  ku  dłoniom,  jej  własnym  a  jakby 

obcym. Ailo mówił, że dają ciepło. 

Poczuła to. 

Prąd, który wychodzi czubkami palców, przenika powierzchnię skóry, sączy się z niej. 

Jak smoła z mielerza... 

Działał na Ailo, wygładził rysy jego twarzy, dotąd zniekształcone bólem. 

- Zabiorę jedną rękę, dobrze? - poprosiła. - Masz paskudną ranę na głowie. 

Tylko mrugnął w odpowiedzi. 

Maja  przyłożyła  dłoń  do  poparzonej  skóry  na  głowie  Ailo.  Chłopak  skulił  się  pod 

wpływem  bólu,  więc  zmniejszyła  nacisk.  Uczyniła  to  machinalnie,  ale  bez  najmniejszego 

trudu odnalazła właściwą pozycję. Jakby coś kierowało jej ruchami. 

- Wielkie nieba, Maju - szepnął Ailo i spojrzał na nią zdumiony. - Jak ty to robisz? Ból 

osłabł. Twoje ręce grzeją. 

Maja nie znała odpowiedzi. Po prostu siedziała obok brata i pielęgnowała go. 

background image

I  czuła,  że  posiadła  jakąś  cudowną  moc.  Chciała,  by  Ailo  wyzdrowiał,  by  straszne 

oparzenia nie pozostawiły blizn. 

I zapragnęła, by Reijo wrócił żywy. Reijo, Heino i Aleksanteri. Zapragnęła tak mocno, 

ż

e przestała panować nad swą nową, tajemniczą umiejętnością. 

- Co się stało? - szepnął. 

Maja wzięła się w garść. Nie wszystko na raz. 

Ailo potrzebował jej pomocy. Potrafiła przynieść ulgę jego cierpieniom. Byli tej samej 

krwi. 

Nie zdawała sobie sprawy, jak długo to trwało. Nie rozmawiali, nie patrzyli na siebie. 

Trzymała  dłonie  na  okaleczonym  ciele  brata  i  całą  świadomość  skierowała  na  jeden  cel. 

Ukoić jego ból. 

W końcu usłyszała głosy. Knuta, Idy, Emila, Sedolfa... 

Wielu mieszkańców wioski przedostało się na drugi brzeg i zdążało w górę rzeki, by 

ocenić szkody. 

Ida nie posiadała się ze szczęścia na widok Ailo. Maja puściła brata, przekazała jego 

bezwładne  ciało  opiece  dziewczyny.  Pobladłymi  wargami  poinstruowała  ją,  jakich  ziół  użyć 

na opatrunek. Ida da sobie radę. Maja opadła z sił. 

- Gdzie reszta? - spytał Knut. Musiał ją podtrzymać, bo się zatoczyła. 

Maja potrząsnęła głową. 

- Nie widziałam ich. 

-  Opanowaliśmy  pożar  -  mówił  Knut.  -  Poniżej  twego  domu.  Nie  zdołaliśmy  go 

uratować. 

Nie załamała się, nie miała nic więcej do stracenia. 

- Do diabła! - wykrzyknął Sedolf. Nie mógł lepiej dobrać słów. Wszyscy podążyli za 

jego wzrokiem. 

Spośród  popiołów,  dymiących  zwęglonych  pni  drzew  pojawiły  się  postaci  pokryte 

sadzą. Maja zachwiała się i zemdlała. 

background image

14 

Wolno  wracała  do  przytomności.  Słyszała  dźwięki,  z  początku  jednostajny  szum, 

potem zaczęła odróżniać je od siebie. 

Słyszała głosy, wiedziała, do kogo należą. 

Knut wciąż obejmował ją ramieniem. 

Maja nie poruszyła się. Wsłuchiwała się w te głosy, napawała nimi. Nawet jeśli były 

jedynie ułudą senną. 

- Otrzeźwiej, Maju. - Knut dotknął ostrożnie jej policzka. 

Zorientowała się, że nie śni. 

Otworzyła  oczy,  ale  nie  odważyła  się  przekręcić  głowy.  Wpatrywała  się  w  łagodną 

twarz brata. Błagała go wzrokiem, by nie trzymał jej w niepewności. 

Odgarnął jej włosy z czoła gestem tak czułym, że aż się zdziwiła. A więc małżeństwo 

go odmieniło. 

- Wzrok cię nie zwiódł - powiedział cicho. Znać było po nim zmęczenie, ale i radość. - 

To oni, Maju. Reijo i Heino. Wrócili cali i zdrowi. 

Zamknęła oczy, by nie dostrzegł w nich szczęścia. Należało wyłącznie do niej. 

Knut podniósł siostrę, pomógł jej stanąć na nogi. Obrócił ją we właściwym kierunku. 

Siedzieli nad brzegiem rzeki. Dwie nieziemsko umorusane istoty. Knut mówił prawdę. 

Cali i zdrowi. 

I patrzyli na nią. Jedna para zielonych oczu, druga brunatnych. Maja uwolniła się z rąk 

Knuta.  Postąpiła  parę  kroków  do  przodu i  padła w  ramiona  Reijo.  Przycisnęła  go  mocno  do 

siebie, a on objął ją czule. 

Rozpłakała się. Płakała cicho, wiedząc już, że go nie straciła. Żyje, ognisty potwór go 

nie pochłonął. Pragnienia stały się rzeczywistością. 

Nie mogła wydobyć głosu z gardła, język przestał ją słuchać. 

Przywarła policzkiem do policzka Reijo i poprzez swąd spalenizny czuła zapach jego 

ciała. 

Uwolnił  się  z  uchwytu.  Uczynił  to  nadzwyczaj  delikatnie,  by  nie  pomyślała,  że  ją 

odtrąca. 

Maja była w szoku, wszyscy to „widzieli. 

Przekazał  ją  komuś  innemu,  oparł  o  pierś  innego  mężczyzny.  Tak  jakby  na  zawsze 

oddawał dziewczynę w jego opiekę. 

background image

Heino spojrzał na niego z wdzięcznością ponad głową Mai. Wspólna ucieczka z morza 

płomieni połączyła ich nierozerwalną więzią. 

Stali się przyjaciółmi. 

Heino objął drobną postać i podtrzymał. 

Gwałtowność  przeżyć  znów  odebrała  jej  wszystkie  siły.  Upadłaby,  ale  silne  ramiona 

Heino  objęły  ją  wpół.  Schowała  twarz  na  szerokiej  piersi  młodzieńca,  nie  pragnąc  niczego 

innego, tylko bliskości jego ciała, ciepła, które napełniało ją poczuciem bezpieczeństwa. 

- Więc żyjesz - szepnęła. Przytulił ją mocniej. 

- Dzięki Bogu! - dodała. 

-  Straciliśmy  Aleksanteriego  -  rzekł  Heino.  -  Po  prostu  zniknął  nam  z  oczu  w 

płomieniach i dymie. 

- Ale ty żyjesz! Żyjesz! 

-  Tak  bardzo  ci  na  mnie  zależ)'?  -  zapytał.  Pasja,  z  jaką  wypowiadała  te  słowa, 

zdumiała go. Sądził, że przejrzał ją na wylot. Ze zna jej uczucia, potrafi przewidzieć reakcje. 

Doszukiwał się czegoś więcej poza zwyczajną ulgą w głosie Mai. Sposób, w jaki tuliła 

się do niego, odsłaniał nową, nieznaną stronę jej natury tej dziewczyny. 

Heino zdążył się już przyzwyczaić do myśli, że nigdy nie odkryje prawdziwej natury. 

- Naturalnie, że mi na tobie zależy - odrzekła, jakby to była rzecz najoczywistsza pod 

słońcem. Jakby łączyły ich zrozumienie i wzajemna szczerość. 

A  przecież  wiedziała,  że  wiąże  ich  jedynie  garść  deklaracji.  Na  dodatek  złożonych 

przez Heino. 

Heino nie potrafił oprzeć się pokusie. Wracał z piekła. Stał wśród płomieni, skąd nie 

mógł dostrzec skrawka nieba. 

I  gotował  się  na  śmierć.  Już  wkrótce  miał  się  zamienić  w  zwęglony  strzęp  nie 

przypominający człowieka. 

Ujrzał swój koniec z krystaliczną jasnością. 

I w tej ostatecznej chwili, kiedy żegnał się z życiem, wszystkie jego myśli pobiegły do 

niej. 

I  wtedy  też  wybaczył  własnemu  ojcu,  zrozumiał  bowiem,  iż  można  zatracić  się  w 

miłości do kobiety. 

Tylko ona stanęła mu przed oczami. 

Maja. 

Gdyby  zginął,  mógłby  ktoś  powiedzieć,  że  to  jej  wina.  Że  w  miłosnym  zatraceniu 

zapomniał ratować własną skórę. 

background image

I w tej samej sekundzie wybaczył Raiji. 

Kobieta  nie  jest  winna  temu,  że  ktoś  darzy  ją  uczuciem,  nawet  jeśli  miłość  prostą 

drogą  wiedzie  do  szaleństwa  i  samounicestwienia.  Zrozumiał,  że  kocha  Maję  tak,  jak  Petri 

kochał jej matkę. 

Musiał ją pocałować. 

Przywarł wargami do jej warg, łapczywie spijając ich smak. Odwzajemniła mu się tym 

samym.  Oddała  pocałunek  równie  żarliwie,  przytuliła  tak  namiętnie,  że  zakręciło  mu  się  w 

głowie. Miał ochotę zerwać z niej ubranie i pośród wszystkich tych ludzi szukać zapomnienia 

w  jej  objęciach,  lecz  ograniczył  się  do  znaków  miłości,  które  ustami  składał  na  jej  ustach, 

policzkach, szyi... 

Zmęczeni, rozgrzani pieszczotą trwali przytuleni do siebie. W końcu Heino pociągnął 

dziewczynę w dół na trawę. Położyła twarz na jego piersi. 

Po raz pierwszy w życiu mogła zamknąć oczy i czuć się bezpiecznie. 

Był bowiem ktoś, kto czuwa nad nią. Kto pójdzie za nią w ogień lub będzie nosić ją na 

rękach,  jeśli  tego  zażąda.  Kto  ukradnie  księżyc,  jeśli  przyjdzie  jej  na  to  ochota.  To  uczucie 

było  nowe  i  niezwykłe  i  kończyło  okres  nieustannej  walki  w  jej  życiu.  Walki,  której  nie 

mogła wygrać. 

Ramiona  Heino  ofiarowywały  siłę  i  bezpieczeństwo.  Ten  człowiek,  który  mógł 

sięgnąć wysoko, wybrał ją. 

Bunt Mai dobiegł kresu. 

Teraz chciała jedynie nieustannie doświadczać tego bezpieczeństwa. Powtarzała sobie, 

ż

e tego właśnie jej trzeba. Że musi mieć u swego boku silnego mężczyznę, bo słaby budził w 

niej wzgardę. Nikt nie ośmieliłby się wzgardzić Heino. 

Ona,  dziki  ptak  o  przetrąconym  skrzydle,  była  dlań  istotą  zbyt  prostą,  a  jednak  ją 

wybrał. 

Jej pragnął i od niej oczekiwał wzajemności. 

-  Jak  wydostaliście  się  z  płomieni?  -  spytała.  Przypomniała  sobie  ścianę  ognia,  która 

odcięła wszystkie drogi ucieczki. 

Kierowali się ku rzece. 

-  Dałem  już  za  wygraną  -  opowiadał  Heino.  -  Byłem  sam,  wokół  mnie  ogień.  Nie 

mogłem zrobić kroku, nie wiedziałem, gdzie jestem. I nagle z płomieni wyskoczył Reijo. Miał 

ze  sobą  ceber  wody,  oblał  mnie  od  stóp  do  głów  i  pociągnął  za  sobą.  Nie  wiem,  jak  tego 

dokonał. - Heino ze zdumieniem pokręcił głową. - Reijo nie stracił orientacji, kroczył jak po 

sznurku, jakby ktoś prowadził go za rękę. Nagle znaleźliśmy się poza zasięgiem płomieni, na 

background image

rozpalonej  ziemi,  którą  ogień  zdążył  już  strawić.  Żar  parzył  nas  w  stopy,  myślę,  że  wypalił 

dziury  w  kumagach.  Jakie  szczęście,  że  wcześniej  wyłożyłem  ją  turzycą.  Reijo  prowadził w 

górę. 

Maja zrozumiała. 

Dopiero  teraz  odważyła  się  spojrzeć  na  drugi  brzeg  i  ogarnąć  wzrokiem  martwy, 

spalony las. 

Czarne kikuty drzew wznosiły się oskarżycielsko ku niebu. Ziemia wciąż dymiła. 

Pożar oszczędził skaliste wierzchołki wzgórz. Ocienione, solidnie zmoczone deszczem 

oparły się sile żywiołu, który znalazł sobie dość pożywki w dolnych partiach lasu. 

- Wdrapaliśmy się na skały. Z góry widzieliśmy wszystko i nic nie mogliśmy zrobić. 

Nikt  się  nie  odezwał,  ale  wszyscy  pomyśleli  to  samo.  Mogli  wyobrazić  sobie,  jakie 

uczucia targały sercami tych dwóch mężczyzn. 

Bezradność. Rezygnacja. Ból, pomieszany z radością, że zdołali przeżyć. 

-  Widzieliśmy  ciebie.  -  Heino  pogłaskał  Maję  po  włosach.  -  Przeżywaliśmy  katusze, 

nie mogąc ci pomóc. 

Maja  spojrzała  na  Reijo.  Wyglądał  na  wycieńczonego,  sadza  uwydatniła  zmarszczki 

na jego twarzy. Uśmiechał się słabo. 

Maja chciała mu podziękować. Wiedziała, że znów uratuje czyjeś życie. 

Taki właśnie był. 

O czym rozmawiali Reijo i Heino, spoglądając z góry na brzeg rzeki spowity w ogniu? 

Nie miała zamiaru pytać. 

I  miała  wrażenie,  że  nigdy  się  nie  dowie.  Nie  należy  wiedzieć  wszystkiego  o 

człowieku, którego darzy się miłością. Nie można żądać, by obnażył duszę. 

Każdy ma swoje tajemnice. 

Maja miała sekrety, których Heino nigdy nie pozna. Skrywała je przed Reijo. 

Przed całym światem. 

Więc innym przysługuje to samo prawo. 

Miłość to jedno. Szacunek i respekt dla czyjejś odrębności to drugie. 

Reijo uratował Heino. 

Uratował go dla niej. 

Tak  to  czuła,  tak  chciała  to  widzieć.  I  taka  pewnie  była  prawda.  Choć  Reijo 

uratowałby każdego, kto znalazłby się na miejscu Heino. 

Reijo nie potrafił wytłumaczyć sobie zniknięcia Aleksanteriego. 

background image

-  Nie  rozumiem,  co  się  z  nim  stało  -  powtarzał  raz  po  raz.  -  Zniknął  jak  pod 

dotknięciem  czarodziejskiej  różdżki.  Jakby  się  pod  ziemię  zapadł.  Nawet  nie  usłyszeliśmy 

jego krzyku, choć, po prawdzie, hałas był przeogromny. 

- Zrobiłeś, co w twojej mocy - orzekła Maja. - Wszyscy zrobiliśmy, co trzeba. 

Reijo  jednak  zawsze  miał  sobie  wyrzucać  śmierć  Aleksanteriego.  Nigdy  nie 

dowiedzieli się, jak zginął, nie odnaleźli jego ciała. 

Może  został  przy  beczkach  ze  smolą?  W  takim  razie  znalazł  się  w  samym  środku 

piekła. 

Cała osada miała powody do żałoby. Wszyscy stracili coś w pożarze. 

Płomienie strawiły trzy zagrody, w tym dom Mai. 

Aksel  i  jego  syn  zginęli,  znaleziono  ich  zwęglone  szczątki.  Ciało  ojca  przykrywało 

zwłoki  chłopca.  Aksel  do  końca  ratował  swoje  dziecko,  ale  płomienie  otoczyły  ich  ze 

wszystkich stron. 

W  jednym  z  gospodarstw  mieszkało  stare  małżeństwo,  które  zwykło  wcześnie  kłaść 

się spać. 

Zapewne  staruszkowie  nie  dowiedzieli  się  nawet,  co  zaszło.  Ogień  zaskoczył  ich  we 

ś

nie. 

Trzech  młodych  chłopców  samodzielnie  podjęło  walkę  z  żywiołem.  Tylko  jeden 

przeżył, by dać świadectwo własnej i cudzej lekkomyślności. 

Dwie  ostatnie  ofiary  pożogi  postradały  życie,  ratując  beczki  wypełnione  smołą. 

Mężczyźni ładowali baryłki na tratwę zbitą z bali. 

Gdyby nie przesadzili z ładunkiem, ocaliliby siebie i tratwę. 

Ogień  objął  beczkę,  którą  nieśli,  potem  rękawy  koszul.  Beczka  stoczyła  się  na 

przeładowaną tratwę i w okamgnieniu zamieniła ją w piekło. 

Dziewięć istnień ludzkich. 

Dzieci zostały bez ojców, wdowy bez środków do życia. 

Wiele rodzin czekała ciężka zima. 

- Mimo wszystko mieliśmy szczęście - orzekł Knut. 

Na cyplu zrobiło się ciasno, ale wszyscy godzili się na niewygody. 

Do pokoju Idy wstawiono dodatkowe łóżko. Jedno dziewczyna dzieliła chętnie z Ailo, 

drugie przypadło Mai i Heino. 

Reijo zaoferował im własne łoże. Zrobione dla dwojga, oznajmił. 

Maja odmówiła. 

background image

Anjo wydobyła się z odrętwienia, w którym pozostawała mimo troskliwości i czułości 

Knuta. 

Wprawdzie  od  pewnego  już  czasu  wróciła  do  swych  zajęć,  ale  była  cieniem  tej 

energicznej, promieniującej ciepłem kobiety, którą wszyscy znali. 

Teraz  potrzebowali  jej  pomocy,  więc  przestała  użalać  się  nad  sobą.  W  długich 

rozmowach  z  Knutem  wyrzuciła  z  siebie  cały  swój  ból.  I  zaakceptowała  jego  mądrość 

ż

yciową, że cierpienie dzielone z bliską osobą to pół cierpienia. 

Nigdy  nie  pozbędzie  się  wspomnień,  zwłaszcza  tych  złych.  Może  jednak  ich  nie 

pielęgnować i zająć się ludźmi. 

Maja  również  wracała  do  równowagi.  Z  dnia  na  dzień  nabierała  sił  fizycznych. 

Napaści nie pamiętała. Znała tylko obrazy, które przedstawili jej Reijo i Heino. 

Nie odnosiła ich do siebie. Tam, gdzie mężczyźni widzieli Maję, ona sama dostrzegała 

jakąś obcą osobę. 

Potrafiła poradzić sobie z tym bólem. 

Ailo  ucierpiał  najbardziej.  Musiał  przyzwyczaić  się  do  myśli,  że  na  ręce,  ramieniu  i 

szyi  pozostaną  blizny,  ale  rany  goiły  się  szybko.  Zioła  czyniły  cuda.  Najcierpliwsza  i 

najczulsza opiekunka na świecie regularnie zmieniała mu opatrunki. 

Ida zjawiała się przy nim, kiedy tylko się poruszył. 

Oparzenia na dłoniach i głowie, choć najstraszniejsze, nikły w oczach, nie zostawiając 

po  sobie  wyraźniejszych  śladów.  Skóra  na  głowie  porastała  włosami,  bo  ogień  nawet  nie 

uszkodził cebulek. 

Nikt tego nie mógł pojąć, nikt nie potrafił znaleźć rozsądnego wytłumaczenia. 

Ailo  wkrótce  odzyskał  władzę  w  palcach,  zaczął  je  zginać  i  poruszać  nimi.  Mógł 

gładzić  Idę  po  policzku  równie  pieszczotliwie  jak  przedtem.  Cieszył  się,  że  weźmie  nóż  do 

ręki i wyrzeźbi coś ładnego z kawałka drewna. 

Dla niej. 

Lecz przede wszystkim dla Mai. 

To jej winien był podziękowanie za to, czego nikt nie rozumiał. Ocalenie zawdzięczał 

rękom Mai. To ich tajemna moc i promieniowanie cudownie go uzdrowiły. 

Nie  poruszali  tego  tematu.  Maja  nie  dopuszczała  do  siebie  myśli,  że  posiadła 

umiejętności, których pochodzenia nie potrafiła wytłumaczyć. 

Bała się ich, śmiertelnie się bała. 

Władza nad ludzkim życiem i śmiercią wydawała się jej ciężarem ponad siły. 

background image

Tylko raz Ailo wrócił do tamtych chwil. Byli we dwójkę w izbie, przez otwarte okno 

wpadał ożywczy powiew letniego powietrza. Maję dopadł kolejny atak bólu. Brat obserwował 

ją ze zdziwieniem. 

-  Dlaczego  sama  się  nie  wyleczysz?  -  spytał,  kiedy  złapała  oddech.  -  Próbowałaś 

zrobić to samo, co ze mną uczyniłaś? Nigdy  ci tego nie zapomnę, Maju,  tobie zawdzięczam 

ocalenie. 

Zakłopotała się. Mruknęła w odpowiedzi, że to nic takiego. 

Nie pomyślała nigdy, że mogłaby wypróbować te umiejętności na własnym ciele. 

Kiedy  zasnął,  przyłożyła  dłonie  do  brzucha,  ale  nic  nie  poczuła.  Żadnego  ciepła, 

ż

adnych prądów. 

Przyjęła to z lekkim rozczarowaniem, ale bardziej z ulgą. A więc moc nie tkwiła w jej 

ciele. Została jej użyczona. 

Wolała nie myśleć przez kogo. 

Z  czasem  bóle  brzucha  ustąpiły.  Mogła  wrócić  do  dawnych  zajęć,  mogła  chodzić, 

biegać, śmiać się. 

- Dasz radę pójść do swego domu? - spytał Heino. Nie miał na myśli sił  fizycznych. 

Zastanawiał się, czy zniesie psychicznie tę chwilę, gdy będzie musiała stanąć wśród popiołów 

i resztek tego, co kiedyś stanowiło jej miejsce na ziemi. 

Skinęła głową. Przyszedł odpowiedni czas. 

Odkładała to wielokrotnie. 

Knut i Heino już raz tam byli. Wyjęli złoto, które Maja ukryła pod podłogą. 

Ogień  strawił  deski,  ale  nie  naruszył  torby  z  kory  brzozowej,  którą  dziewczyna 

wcisnęła pod kamienny fundament. 

Wolno ruszyli ścieżką. Heino, postawny mężczyzna, i Maja, drobna kobieta. 

Po raz pierwszy od  chwili pożaru zostali sami, w domu na cyplu nie mogli liczyć

 

na 

chwile  intymności.  Nie  rozmawiali  wiele  ze  sobą,  ponownie  wpadli  w  pułapkę  milczenia, 

który związek dwojga ludzi może zamienić w koszmar. Czuli, byli świadomi tego, co można 

przekazać za pomocą  czynów,  gestów i mowy ciała. Słowa są jednak najważniejsze. Trzeba 

używać  słów,  by  zbliżyć  się  do  drugiego  człowieka.  Słowa  to  najważniejszy  klucz.  Leżeli 

obok siebie przez wiele nocy po tych dramatycznych wydarzeniach, świadomi swej bliskości, 

ale Maja nie była jeszcze gotowa, by ofiarować mu ciało zbrukane przez gwałcicieli. Dzielili 

pokój z Ailo i Idą i nie znaleźli w sobie dość odwagi, by rozmawiać ze sobą w ich obecności. 

Mieli więc dla siebie pocałunki, pieszczotliwe dotknięcia dłonią. Spojrzenia. 

Maja znowu zaczęła wątpić, znów dręczyła się niepewnością. 

background image

Czuła się samotna, bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Nawet w towarzystwie Heino. 

Szedł obok niej na wyciągnięcie ramienia. Nie wiedziała, czy boi się jej dotknąć. 

Ona bała się dotknąć jego. 

I bała się mu o tym powiedzieć, bała zapytać. 

Na powrót stawała się więźniem we własnym powikłanym świecie uczuć. 

Nieustannie  rzucała  na  Heino  ukradkowe  spojrzenia.  Znowu  uświadamiała  sobie,  jak 

silnym jest mężczyzną. Nie tylko fizycznie. Sposób, w jaki unosił głowę, dumny podbródek, 

pewny wzrok świadczyły o wewnętrznej mocy przynależnej tylko nielicznym. 

Chłód,  którym  się  otaczał,  pozorna  hardość  spojrzenia  stanowiły  jedynie  skorupę. 

Silni ludzie też odczuwają potrzebę skrywania swych najgłębszych przeżyć. 

To ją wzruszyło. 

Heino  był  naturą  nieomal  doskonałą,  a  ta  jedyna  jego  słabość  dodawała  mu 

człowieczeństwa. A tego właśnie Maja w nim szukała. 

Szukała człowieka za parawanem doskonałości. 

Sama miała tyle wad... 

Nie była stworzona dla kogoś, kto był ich pozbawiony. 

Nie dostrzegała, że Heino ma jeszcze jedną słabość. 

Ją.  Nie  wiedziała,  że  tylko  z  tego  powodu  posiadła  władzę  nad  człowiekiem,  który 

stanowił ucieleśnienie wszystkich zalet. 

Na pogorzelisku zostały jedynie pozostałości kamiennych fundamentów. 

Maja wiedziała z relacji mężczyzn, że dom spalił się doszczętnie. 

Co innego wiedzieć, co innego widzieć na własne oczy. 

Ujrzała  dom  w  żywej  pamięci.  Reijo  i  Kalle  zbudowali  go  dla  Raiji,  a  Maja  zdołała 

przekształcić w swój własny kąt na ziemi. 

Wymiotła cienie Raiji ze wszystkich zakamarków. 

Nic nie zostało. 

Zupełnie nic. 

Maja nie miała zwyczaju zbierania pamiątek. I nie kolekcjonowała wspomnień. 

Prowadziła gospodarstwo, wypełniła dom niezbędnymi sprzętami. 

Ogień strawił wszystko. 

Na kamieniach znaleźli odpryski szkła z okien. 

Maja podniosła odłamek i obracała go w palcach. 

Więc tyle zaledwie zostaje. Więc dobytek całego życia zniknąć może w mgnieniu oka. 

Cóż za bezsens. 

background image

Heino stąpał ostrożnie po popiołach. Śledził każdy ruch dziewczyny. 

Gdyby tylko okazała słabość, zabrałby ją natychmiast z tego miejsca. 

Pola też spłonęły. 

Maja zebrała wszystkie siły, zanim spojrzała w tamtym kierunku. 

Czarna, pokryta sadzą ziemia. 

Nigdy więcej nie wyrośnie na niej zboże, zdecydowała impulsywnie Maja. 

I wiedziała też, że nie wzniesie nowego domu na pogorzelisku. 

- Wracamy? 

Potrząsnęła głową. Została jeszcze jedna nie załatwiona sprawa. 

Łudziła  się  słabą  nadzieją,  choć  przecież  wszystko  pochłonął  ogień.  Dom  wydał  się 

nagle znacznie rozleglejszy, kiedy pozostał po nim jedynie zarys fundamentów. 

Tam była kuchnia, w tym miejscu skrytka pod deską. 

Heino zdziwił się, kiedy padła na kolana i zaczęła rozgrzebywać popiół. 

- Znaleźliśmy złoto, Maju, wszystko dokładnie przejrzeliśmy. Nie mieliśmy pojęcia, w 

ilu workach je ukryłaś. 

- W czterech - odrzekła bez namysłu. Pokiwał głową. 

- Nic nie wypadło. Przykucnął koło dziewczyny. 

-  Nie  szukam  złota  -  wyjaśniła,  odgarniając  kosmyk  włosów  za  ucho.  -  Szukam 

prawdziwego skarbu. Tu go schowałam, ale mogliście go przeoczyć. 

- Powiedz mi, co to jest - poprosił. - Pomogę ci. 

-  Brosza  -  odpowiedziała.  -  Srebrna  brosza.  To  Heino  ją  znalazł.  Leżała  tuż  przy 

fundamencie. Maja uroniła łzę, kiedy ostrożnie czyściła ją z brudu. 

- Ta ozdoba wiele dla ciebie znaczy - stwierdził. Przytaknęła. 

-  Należała  do  mojej  matki.  Ma  specjalne  znaczenie.  Daje  się  ją  dziewczynie,  którą 

pragnie się poślubić. Jeśli ją przyjmie, to znak, że zgadza się na małżeństwo. 

Heino uśmiechnął się i wziął w dłoń błyszczącą broszę. 

- Przyjmiesz ją? - zapytał. 

Skinęła głową. 

Przypiął  broszę  do  jej  bluzki.  Krzywo,  ale  z  wielkim  nabożeństwem.  Potem  położył 

dłonie na ramionach dziewczyny. 

-  Więc  weźmiesz  mnie  za  męża?  Jeszcze  raz  skinęła  głową  Teraz  nie  miała  już 

ż

adnych wątpliwości. 

background image

15 

Wracali okrężną drogą. Trzymali się za ręce. 

Teraz należeli do siebie w zupełnie inny, nowy sposób. 

Dopiero kiedy znaleźli się na ustronnej polanie, gdzie rzadko kto poza Mają zaglądał, 

zrozumieli, co ich tam zawiodło. 

Heino odezwał się do niej w znajome słowa: 

- Nie chcę cię skrzywdzić, Maju, ale tak tęsknię za tobą! 

Był delikatny i ostrożny. Maja zaczęła dostrzegać także i te cechy jego charakteru. 

Jak to możliwe, by jeden człowiek miał tyle zalet? 

- Starasz się dotrzymać  swoich warunków umowy?  - uśmiechnęła się, kiedy zdjął jej 

bluzkę. 

- Umowy? - Rozmarzony Heino w pierwszej chwili nie zrozumiał. 

-  Dziecko  przed  weselem  -  wyjaśniła,  ale  i  ona  zaczęła  plątać  się  w  słowach.  Jak 

prowadzić  rozmowę,  skoro  jego  ręce  napełniały  ją  ciepłem  i  przyprawiały  o  dreszcze  bez 

ingerencji sił ponadnaturalnych? 

-  Ach,  tak  -  mruknął  i  nachylając  się,  pocałował  ją  w  usta.  Maja  widziała  go  na  tle 

dywanu z liści, zielonego, niebieskawego, na obrzeżach żółtego. 

Zapragnęła  mieć  taki  kobierzec.  Prostych  ludzi  nie  stać  było  na  nic  innego  poza 

zwykłym  płótnem  barwionym  na  niebiesko.  Przyroda  jednak  oferowała  moc  barwników 

temu, kto się na tym znał... 

-  Tak  tylko  powiedziałem,  żeby  skłonić  cię  do  myślenia  o  tym.  Żeby  się  zbliżyć  do 

ciebie, żebyś ty poznała mnie lepiej. Zapragnąłem cię od chwili, gdy pojawiłaś się w progu. A 

ty nawet nie zwróciłaś na mnie uwagi. 

- Sądziłam, że wszyscy zakochują się w Idzie - szepnęła. 

Pieścił ją tak, jak nigdy Simon, a wszak jemu nie brakowało inwencji. 

-  Szukałem  prawdziwego  klejnotu  -  odrzekł,  chwytając  jej  sutek  między  wargi. 

Nadzwyczaj delikatnie, a tak podniecająco. 

Maja  wyciągnęła  ręce  do  kochanka  i  przyciągnęła  go  do  siebie.  Chciała  poczuć 

bliskość tego silnego ciała, naprężonych mięśni, gorące tchnienie oddechu. 

Rozpiął spodnie. Dziewczyna wiła się pod nim, a suknie podciągały się w górę same, 

jakby natura pomagała im w miłosnym akcie. 

background image

Heino  w  mig  poradził  sobie  z  wstążkami.  Był  podniecony,  czego  nie  mogła  nie 

zauważyć, ale okazywał nadzwyczajną troskliwość. 

- Dasz radę? - szepnął jej wprost do ucha. Nie mógł zapomnieć, że całkiem niedawno 

brutalnie zbrukano jej ciało. 

Maja pokiwała energicznie głową. 

-  Chcę,  Heino!  Pragnę  cię!  Zobacz!  I  poprowadziła  dłoń  kochanka,  by  mu  pokazać, 

jak bardzo tęskni. 

Heino  jęknął  z  rozkoszy.  Nie  musiał  jej  rozbudzać  pieszczotami,  była  gotowa,  by  go 

przyjąć. 

-  Raczej  czekać  nie  dam  rady  -  szepnął  z  zażenowaniem.  Czuł  się  niezdarnie  jak 

młokos, który pierwszy raz zaznaje miłości. Miał wtedy czternaście lat i nie wiedział, co się z 

nim dzieje. 

Teraz wiedział wszystko. Znał ją, potrafił ją zadowolić. I po raz pierwszy kochał się z 

nią, nie wątpiąc, że należy do niego. 

Nic  nie  powiedziała,  ale  Heino  wyczuwał  tę  wzajemność  uczuć,  której  dotąd 

brakowało. 

Wtedy  traktował  ją  jak  boginię,  a  ona  nie  odkrywała  swego  serca.  Teraz  było  w  niej 

coś więcej niż pożądanie. 

Maja wyczuła, że Heino zmierza prosto do celu, i rozchyliła kolana. Otworzyła się, a 

on wszedł w nią łagodnie. 

Delikatnie. 

Panicznie się bał, że wyrządzi dziewczynie krzywdę. 

W jasnym, rozpromienionym obliczu okolonym burzą włosów rozrzuconych na mchu 

nie było śladu bólu. 

Dotąd  kochali  się  z  zamkniętymi  oczyma.  Nie  znali  się  na  tyle,  by  bez  wstydu  i 

zażenowania przyglądać się, jak każde z nich przeżywa rozkosz. 

Tym  razem  Heino  nie  zamknął  powiek.  Widok  szczęśliwej  twarzy  dziewczyny 

zwielokrotniał jego radość. 

Nie panował nad sobą. Nie potrafił zaczekać, aż Maja znajdzie właściwy rytm. Dotarł 

na szczyt, kiedy ona wciąż była w drodze. 

Na kilka chwil opadł bezsilnie na ciało kochanki, spocony, ciężki, ukojony. Cudownie 

zmęczony leżał wtulony w kobietę, którą kochał, lubił, podziwiał i której pożądał. 

Nie każdy znajduje to wszystko u jednej osoby. 

Uważał się za szczęśliwca. 

background image

Ostrożnie  wysunął  się  z  niej,  przesunął  dłonią  w  dół  po  ciepłej  i  delikatnej  skórze 

dziewczyny. 

Pieścił ją powoli, Maja wygięła się w łuk, uniosła biodra. 

Heino  poczuł,  że  podniecenie  powraca,  ale  nie  miał  sił,  by  zaczynać  wszystko  od 

nowa. 

Podążył  wargami  w  dół,  między  uda  dziewczyny,  do  źródła  rozkoszy.  Całował  i 

pieścił. Maja jęknęła i wiedział już, że prowadzi ją we właściwym kierunku. 

Kiedy sprężyła się i krzyknęła w niebo, ku niemu, zrozumiał, że znalazła się u celu. 

Powoli podniósł się, otoczył ramieniem szyję Mai i pozwolił jej zasnąć. 

Spoglądał na nią przez cały czas, póki się nie obudziła. I nie mógł się napatrzyć. 

Nigdy nie będzie miał dość. 

Zawsze będzie pragnąć więcej. 

To  wspaniały  początek  udanego  związku.  Maja  była  najbardziej  ekscytującą  osobą, 

jaką znał. 

I mógł żywić jedynie nadzieję, że ona kiedyś ujrzy w nim to samo. 

Obudziła się zmarznięta, zapadał wieczór. Heino przykrył ją częściami garderoby, ale 

chłód ciągnął od ziemi. 

Jesień zbliżała się nieubłaganie. 

Ubrali  się  pośród  śmiechów.  Dotykali  się,  ponownie  rozbudzali  w  sobie  pożądanie. 

Dla żartów. 

Dla zabawy. Teraz już dozwolonej. 

Maja  poprawiła  broszkę.  Nosiła  ją  tak  dostojnie,  że  Heino  zaczął  dopytywać  się  o 

szczegóły. 

Usiedli na miękkim mchu, by jeszcze trochę porozkoszować się samotnością. 

- Mama dostała ją od taty - zaczęła. - To była część srebra, którą zamierzał ofiarować 

przyszłej  żonie.  Wręczył  broszkę  małej  dziewczynce,  którą  kochał  nad  życie.  Matka  Ailo 

dostała resztę. Mikkal zdobył dla niej później inną broszę, ale nie tak ładną i nie pasującą do 

pozostałych ozdób. 

To był dar serca, dany w tajemnicy. Ludzie źle na to patrzyli. 

I  taka  była  zawsze  miłość  Raiji  i  Mikkala.  Niezgodna  z  obyczajami.  Niemożliwa  do 

spełnienia. 

- Musiała być niezwykłą kobietą - wyrzekł Heino powoli. Szukał w sobie nienawiści 

do Raiji, ale już jej nie znajdował. Wbił wzrok w jakiś punkt przed sobą i wreszcie wyrzucił 

to z siebie: - Mój ojciec kochał twoją matkę. 

background image

- On też? - odrzekła bez namysłu. Z pewną dozą goryczy. 

- Zginął, szukając jej. Chciał ją zobaczyć. Wiedział, że Raija kocha Mikkala, a mimo 

wszystko wyruszył, by ją odnaleźć. Zostawił dom i rodzinę. Pognał do Ruiji, by ujrzeć ją raz 

jeszcze.  Porozmawiać  z  nią,  dotknąć,  a  może  tylko  zobaczyć.  Możesz  wyobrazić  sobie 

miłość, która prowadzi do samounicestwienia? 

Maja  obrzuciła  go  przeciągłym  spojrzeniem.  Wydobywała  z  pamięci  zdarzenia,  o 

których dotąd starała się nie myśleć. 

- Pamiętam go - powiedziała. - Towarzysz wujka Santeriego. To musiało być gdzieś w 

okolicach Vardo. Jesteś podobny do ojca, prawda? 

Heino skinął głową. 

- Nienawidziłeś jej? Maja pierwsza zadała to pytanie, nie wysłuchawszy całej historii. 

Pierwsza, która zrozumiała. 

- Tak. - Westchnął ciężko. - Też jej szukałem. Chciałem ją zabić. Uważałem, że nasze 

szczęście rodzinne rozpadło się z jej winy. I przez nią przerwałem nauki... a ojciec postradał 

ż

ycie.  Przez  tę  obcą  kobietę  o  imieniu  Raija.  Chciałem  ją  odnaleźć  i  pociągnąć  do  odpo-

wiedzialności za wszystkie niecne czyny. 

- Wiedziałeś, że Knut jest jej synem? Heino potwierdził. 

-  Wtedy  przyszło  na  mnie  opamiętanie,  ale  nie  przestałem  jej  nienawidzić  aż  do  tej 

chwili,  kiedy  znalazłem  się  w  morzu  płomieni.  Wtedy  zdałem  sobie  sprawę,  że  kocham  cię 

równie mocno, jak ojciec kochał Raiję. I że nie jesteś temu winna. Więc i jej nie można winić 

za miłość Petriego. 

Maja uśmiechnęła się. 

-  To  dobrze,  że  jej  wybaczyłeś  -  stwierdziła  i  natychmiast  spoważniała.  -  Czasami 

mam  do  niej  żal.  Nie  potrafię  jej  kochać,  Heino,  tak  jak  nie  potrafię  jej  nienawidzić.  Taka 

jestem do niej podobna. I jeszcze te dziwne zdarzenia ostatnich dni. Reijo twierdzi, że to ona 

użycza mi swych mocy. O szaleństwo przyprawia mnie myśl, żeby mogła używać mego ciała 

w  taki  sposób,  jak  drzwi,  przez  które  wchodzi  się  i  wychodzi.  A  może  wcale  tak  nie  jest? 

Powiadają, że Raija nie żyje, co napełnia mnie jeszcze większym przerażeniem. Pojmujesz? 

Heino pokiwał głową. 

- Sądzę, że mnie kochała. Kiedyś, dawno temu. Byłam owocem związku z mężczyzną, 

którego kochała nad życie. Liczył się tylko Mikkal, nikt nie mógł wejść pomiędzy nich, nawet 

córka.  Żyli  w  świecie,  w  którym  nie  było  miejsca  dla  innych  ludzi.  Nigdy  nie  postąpię  tak 

wobec własnych dzieci. Nie wolno kochać tak mocno... Zamilkła i spojrzała na Heino. 

- Sądzę, że mnie kochała - powtórzyła żałośnie. 

background image

Heino nie znajdował słów. Wychował się w zwyczajnej rodzinie. Prowadzili normalne 

ż

ycie,  póki  ojciec  ich  nie  opuścił.  Wtedy  dopiero  dowiedział  się  o  istnieniu  tej  kobiety  o 

niezwykłym imieniu. 

Wiedział, że jest gotów ofiarować Mai morze miłości. Nie miał jednak pewności, czy 

potrafi zrównoważyć uczucie bolesnej straty, które nosiła w sercu. 

- Chcę stąd wyjechać, Heino. Przytulił ją. Razem spoglądali na fiord. 

- Przecież wiesz, że nie zamierzam tu zostać - odrzekł. - To nie jest mój dom. Pragnę 

wrócić do Finlandii. 

- Czy tam jest pięknie? 

-  Tak  -  powiedział  głosem  łamiącym  się  ze  wzruszenia.  Maja  obudziła  w  nim 

wspomnienia.  To  dzieci  zwykle  tęsknią  za  domem.  Nie  wiedział,  że  potrafi  odczuwać  to 

samo. - Zabiorę cię stąd, Maju. Gdzieś na południu znajdziemy nasze miejsce. Nie wiem, jak 

wygląda. Rozpoznamy je jednak, jak tylko je ujrzymy. I będziemy tam szczęśliwi. 

To brzmiało jak bajka. 

- Nie będziesz tęsknić? - dodał ostrożnie. 

- Za czym? 

- Za domem. 

- Nie można tęsknić za czymś, czego nie ma. 

- Za rodzeństwem... 

- Spotkamy się kiedyś. Nigdy zresztą nie żyliśmy blisko ze sobą. 

- Za domem na cyplu... Maja potrząsnęła głową. 

- Za Reijo - próbował. Nie zaprzeczyła. 

- Jak odgadłeś? - spytała i dodała gorzko: - To moja największa tajemnica. 

- Umiem patrzeć - odrzekł. - Możesz żyć bez niego? 

- A po co pragnęłabym wyjechać? 

- Kochasz go? 

- Miłość nie odwzajemniona nie jest miłością. 

- Kochasz mnie? Zamilkła. 

-  Uczę  się  -  przyznała  po  dłuższej  chwili.  -  Dałeś  mi  więcej  niż  jakikolwiek  inny 

mężczyzna.  Obudziłeś  mnie  do  życia.  Lubię  cię,  Heino,  bardzo  cię  lubię.  I  boję  się  tamtego 

słowa, które niesie ze sobą zobowiązania. Chcę mieć pewność. 

Heino  cenił  sobie  szczerość  dziewczyny.  Ktoś  inny  na  jego  miejscu  bałby  się  jej 

ś

miertelnie. 

Jednakże Heino wolał szczerość od gładkich kłamstw. 

background image

Nieszczery związek jest jak wiadro bez dna. Woda zawsze wycieknie. 

- Niczego ci nie zabraknie - oświadczył. - I nigdy nie przestanę cię kochać. Tyle mogę 

obiecać. 

Uśmiechnęła się. 

- Wystarczy. A jaką ja mam złożyć obietnicę? 

- Taką, jaką ci rozum podpowiada. Maja nabrała powietrza. 

-  Nigdy  cię  nie  okłamię.  Uczynię  wszystko,  byś  był  szczęśliwy.  I  nigdy  nie  zamknę 

przed tobą serca. 

Heino pocałował ją. 

- Nie proszę o więcej - oznajmił. - Poza przyrzeczeniem, które złożysz wobec pastora. 

Wszyscy myśleli, że Ida pierwsza stanie na ślubnym kobiercu. 

A stało się odwrotnie. 

Nadszedł  czas  jesiennego  jarmarku.  Mróz  zdążył  już  ściąć  ziemię,  śnieg  pokrył  ją 

cienką warstwą. 

Tą  właśnie  porą  Maja  przepłynęła  na  drugą  stronę  fiordu,  by  zawrzeć  sakramentalny 

związek. 

Wszystko przebiegło zgodnie z uświęconym obyczajem. Dano na zapowiedzi. 

Pastor pamiętał ją. Wiedział, co przytrafiło się pierwszemu mężowi, ale powstrzymał 

się od wyciągania pochopnych wniosków. 

Maja  skończyła  dwadzieścia  jeden  lat.  Jej  twarz  zdradzała  większą  dojrzałość, 

dziewczyna wyglądała na szczęśliwą. 

Po prostu była młodą, zadowoloną z życia kobietą. 

Splecione  w  warkocze  włosy  upięła  wokół  głowy.  W  takiej  fryzurze  nie  wszystkim 

było do twarzy, ale Mai uczesanie dodawało kobiecego uroku. 

A  od  jej  oczu  i  całej  sylwetki  bił  taki  blask,  że  nikt  nie  zwracał  uwagi  na  blizny, 

których, prawdę mówiąc, pastor za pierwszym razem też nie zauważył. 

Jakby zupełnie zniknęły. 

Miała na sobie inną suknię, z nowej, drogiej tkaniny. Pastor wprawdzie nie zaprzątał 

sobie głowy doczesnymi sprawami, ale potrafił to docenić. 

Dziewczyna zmieniła się nie do poznania przez te lata. 

Do sukni przypięła srebrną lapońską broszę. 

Pastor pamiętał i broszę. 

Obok niej stał postawny mężczyzna. W pozie dumnej jak sam diabeł. 

Jego oczy były czarne jak noc, a wzrok pewny i jasny. 

background image

Szlachetne  rysy,  wysokie  czoło.  Przyznał  się,  że  swego  czasu  pragnął  zostać 

duchownym. 

Powiedział  nawet,  że  rozpoczął  nauki,  ale  nie  wyjawił,  jak  długo  wytrwał  w  tym 

postanowieniu. 

Wyglądał na człowieka, który nie wyzna więcej niż konieczne. 

Pastor zastanawiał się, co ci dwoje mieli ze sobą wspólnego. 

I w jaki sposób zeszły się ich drogi. 

Taki już był, lubił zastanawiać się nad ludzkimi drogami. 

Ś

cieżki Pana są, jak wiadomo, niezbadane. 

Nie  wątpił  jednak,  że  państwo  młodzi  stanowią  udaną  parę.  W  powietrzu  unosił  się 

zapach miłości. 

Takie  zdarzenia  napełniały  pastora  błogim  zadowoleniem.  U  progu  mrocznej  pory 

roku  dobrze  jest  wiedzieć,  że  pośród  wszechobecnej  nędzy  i  niedostatku  jaśnieją  wyspy 

ludzkiej szczęśliwości. 

Ż

e ludzie schodzą się ze sobą z czystej miłości. 

Z  początku  nazywała  się  Maria  Elvejord,  córka  Karla.  Przestąpiła  próg  kościoła  jako 

Maria Bakken. 

Pastor pobłogosławił ją, kiedy opuszczała świątynię. 

Jako Maria Aalto. 

Wiedział, że zapamięta ją na całe życie. 

Zdawali sobie sprawę, że Maja i Heino ich opuszczą. Dni jednak mijały szybko i nikt 

nie gotował się na pożegnanie. Aż wreszcie nadeszła ta chwila. 

Jarmark się skończył. 

Kupcy z południa zaoferowali im miejsce na wozach. 

Wracali nad Zatokę Botnicką. 

- Jeśli się nam tam nie spodoba, wyruszymy dalej - stwierdził Heino. 

Serce Reijo krwawiło. 

A  więc  dziki  ptak  odfrunie.  Po  raz  pierwszy  rozpostrze  skrzydła  po  to  tylko,  by 

odlecieć. Tak daleko, że Reijo nigdy już nie odnajdzie jego gniazda. 

Kto wie, może to i najlepiej. 

Roznieciła  niszczący  płomień,  który  mógł  rozlać  się  ogniem  szerszym  niż  ten,  co 

strawił las i przydał ludziom cierpień. 

Reijo nie wątpił, że Heino jest dla niej odpowiednim mężczyzną. Zrobi wszystko, by 

dać Mai szczęście. 

background image

Heino  miał  mądrość  i  siłę.  Sam  wybrałby  dla  niej  podobnego  oblubieńca,  gdyby  nie 

zjawił się Simon. 

Pożegnania są trudne. Maja wiele razy żegnała się w myślach. 

A jednak polały się łzy. Uściskom nie było końca. 

- Gospodarz dobrze na maminej ziemi - upomniała Maja Knuta. 

Knut  postanowił  zbudować  nowy  dom  dla  siebie  i  Anjo.  Tu  nad  rzeką  były  jego 

korzenie,  tu  mieszkali  jego  rodzice.  Kalle  dostał  ten  skrawek  w  darze  ślubnym,  więc  Knut 

miał właściwie większe prawa do niego niż Maja. 

Maja radowała się myślą, że ziemia nie przypadnie obcym. 

Przytuliła Anjo, a ta szepnęła jej, że spodziewa się dziecka. Tym większa radość, pod 

maleńkimi stopami rozkwita ziemia. 

Mocno objęła Ailo. Z całego rodzeństwa on był jej najbliższy. 

Dłonie chłopaka zdążyły się zagoić, włosy nabrały długości. Żartował nieustannie, że 

się nie ożeni, póki nie będzie wyglądać przyzwoicie. Reijo nie miał  nic  przeciwko temu, by 

zaczekać, aż Ida skończy osiemnaście lat. 

- Nie mogę przywyknąć do myśli, że może już nigdy się nie spotkamy - powiedział. 

Maja pokiwała głową. 

-  Zawsze  jednak  będziemy  sobie  bliscy.  Wyrzekła  te  słowa  z  taką  mocą,  że  Ailo 

zadrżał. Jej oczy promieniały jasnością, której dotąd nie spostrzegł. 

- Zawsze będę blisko ciebie, Ailo - powtórzyła. Ailo nie wątpił, że mówi prawdę. 

Dzieci  Mikkala.  Córka  Raiji.  Nieustannie  łączyć  ich  będzie  łuk  zorzy  polarnej.  Coś 

więcej niż zwykłe więzy krwi. 

Maja położyła broszę na dłoni Idy. 

- Teraz należy do ciebie - powiedziała cicho. 

- Przecież jest twoja! Maja potrząsnęła głową. 

-  Już  nie  -  oznajmiła,  jakby  zyskała  coś  znacznie  cenniejszego.  -  Mikkal  jest  także 

ojcem Ailo, ty zaś jej córką. Czas, by połączyć wiano. Może przyniesie ci szczęście. 

Ida przytuliła się do Mai i wybuchnęła płaczem. 

- Nie chcę, byś wyjeżdżała - chlipnęła. 

- Ale ja chcę - odrzekła spokojnie Maja. Równie spokojnie pożegnała się z Reijo, ale 

go nie objęła. 

Idzie  wydało  się  to  nadzwyczaj  dziwne.  Ailo  odwracał  się  za  każdym  razem,  gdy 

wspominała to zdarzenie. 

background image

- Będę szczęśliwa - powiedziała, wytrzymując spojrzenie Reijo. - Niszczący płomień 

zgasł. Teraz jest tak, jak być powinno. 

Pokiwał głową. 

Ujrzał w niej Raiję. 

Maja wyjechała wyposażona w niezwykłą moc, która teraz należała wyłącznie do niej. 

Jechała w nieznane i moc bardzo była jej potrzebna. 

Raiji już nie.