Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 16 Niszczący płomień

background image

BENTE PEDERSEN

NISZCZĄCY PŁOMIEŃ

background image

1

Siedemnaście lat. Kiedy ma się siedemnaście lat i pogodne usposobienie, słoneczne

miesiące otwierają nieskończenie wiele możliwości. Ten, komu wyobraźnia z łatwością

wskazuje drogi do krainy marzeń, na całe życie zachowa w pamięci młodzieńcze czerwcowe i

lipcowe uniesienia.

Ida miała siedemnaście lat. Krucha, żywa jak srebro, z wiecznym wyrazem zadumy na

twarzy, który jednych przyciągał, innych odpychał.

Rude włosy zazwyczaj splatała w warkocze. Czyniła tak dlatego, że grube i sięgające

pasa sploty łatwiej było w ten sposób utrzymać w ładzie.

Poza tym warkocze ujmowały jej lat. Niewiele dziewcząt w jej wieku chciało

wyglądać młodziej i mniej kobieco.

Ida chciała.

Zielonobrązowymi oczyma spoglądała na świat i ludzi i w chłonnej pamięci

zapisywała wszystko, co ujrzała.

Niewiele czasu upłynęło od chwil, kiedy wydeptano ścieżki na cypel. Potem zarosły

na parę lat.

I znów pojawiły się na nich ślady chłopięcych stóp. Tłumnie wyruszali z wioski do

domu Kwena Reijo, by pukać w okiennice izby jego pięknej córki. Ida była im zresztą

całkiem rada. Przynajmniej odrobinę.

Nie lubiła tylko, kiedy bili się o nią. Kiedy z jej powodu kłócili się między sobą.

Ida darzyła wszystkich jednakową sympatią. Przy żadnym z zalotników nie zabiło jej

ż

ywiej serce. Za każdym razem, splatając palce z palcami kolejnego chłopaka, czekała na

znak. Flirtowanie sprawiało jej przyjemność, władza, którą miała nad nimi, sprawiała jej

zadowolenie. Popełniali dla niej rozmaite głupstwa, a ona zawsze ich żałowała.

I za każdym razem doznawała równie silnego rozczarowania.

Elise napomknęła kiedyś o wielkim uczuciu. Ilekroć spoglądała na wujka Mattiego,

czerwieniła się po same uszy. Wystarczało, by zasiedli oboje po dwóch stronach stołu, a

powietrze w izbie przenikała przedziwna atmosfera.

Ida nie przeżyła nic podobnego podczas nocnych wizyt chłopców z osady.

Błagali, by wpuściła ich do środka. Obrzucali ją wyzwiskami tylko dlatego, że

ż

adnemu nie otworzyła drzwi.

background image

Ale nie przestawali przychodzić, wierząc niezachwianie, że w końcu ulegnie. Podda

się czarowi jednego z nich. A Reijo o przenikliwych zielonych oczach niczego się nie dowie.

Ida zamykała okiennice. Raz nawet przytrzasnęła palce rozochoconemu

młodzieńcowi, który wspiął się aż na parapet.

Zapamiętali to zdarzenie i stali się ostrożniejsi.

Ale wciąż krążyli wokół niej. Rozmawiali o niej, czasami aż nadto rubasznie,

używając języka śmielszego niż w marzeniach. Podrzucali sobie nawzajem słowa, ubodzy we

własne doświadczenia na tym polu. Lecz nie przestawali darzyć jej szacunkiem.

Wszystkich traktowała jednako. Jeśli kogoś wyróżniła większym zainteresowaniem, to

i tak nie pozwalała mu na więcej niż pozostałym. Ukradkowy pocałunek, to wszystko.

Nikomu nie pozwoliła się dotknąć.

Pozostawała tajemnicza. Pociągająca, baśniowa nieomal postać, do której biegły ich

marzenia.

Zdawali sobie sprawę, że ten, kto ją zdobędzie, ten, któremu uchyli okiennicy, musi

mieć w sobie coś szczególnego.

Zwykli chłopcy nie mieli przystępu do takich księżniczek jak Ida.

Ale każdy z nich wierzył święcie, że zostanie wybrankiem. Że w końcu dziewczyna

dostrzeże ukrytą w nim wyjątkowość.

Ida nie czyniła nic, by się wyróżnić, ale przejrzeli ją na wylot. Dobrze wiedzieli, co

ukrywa. To, że nie podkreślała swej niezwykłej urody, zwiększało ich szacunek.

Nie wynosiła się nad innych. Była sobą.

Reijo widział, jak jego córka rozkwita, a świat staje przed nią otworem. Pamiętał

własną młodość, miał wtedy mniej lat niż Ida i gotów był zrobić wszystko dla dziewczyny tak

do niej podobnej.

Wewnętrzny głos domagał się, by chronił córkę, zamknął ją przed ludźmi, trzymał z

dala od tych rozpalonych chłopców, którzy pragnęli pozbawić ją niewinności. Czuł to samo,

co czuło tysiące ojców przed nim. I tylko wspomnienie tamtych letnich dni, kiedy marzył o

Raiji, kazało mu poskromić zbytnią surowość.

Nie pomógłby Idzie, odmawiając jej zabaw, ekscytacji, zalotów, ukradkowych

pieszczot, bólu i radości...

To było jej życie i sama musiała dokonywać wyborów. Nie powinien wtrącać się w

nie zbyt natarczywie i w ten sposób odpychać jej od siebie. Jedynego dziecka, które mu

pozostało.

background image

Tego kruchego, choć pełnego życia kwiatu o twarzy Raiji, takim samym uśmiechu i

sposobie bycia, z identyczną zmarszczką zdziwienia między wygiętymi w

łuk brwiami i

równie silnym zamiłowaniem do fantazjowania - i z jego nosem, zamyślonym spojrzeniem i

spokojem ducha...

Tej niezwykłej mieszanki siebie samego i Raiji. Nie mógł nacieszyć nią oczu.

Dziecko, o którym nawet nie śnił. Los obdarzył go nim wtedy, gdy najmniej na to

zasługiwał.

Dziecko dziewczęcia, które kochał letnią porą, równie gorącą i czarowną jak ta teraz.

Ida roztaczała wokół siebie ten sam urok co jej matka. Tę samą radosną magię.

I przerastała Raiję na wiele sposobów. Miała coś, czego tamtej brakowało.

Korzenie.

Zaufanie do świata.

Poczucie przynależności i własnej wartości.

Przyjaciół.

Umiejętnością nawiązywania kontaktów bila matkę na głowę.

Miała to, czego Raija szukała całe życie. Przyjaciółki.

Dziewczęta nie spędzały wiele czasu na beztroskich pogawędkach.

Praca wypełniała nieomal całe ich życie. Ci, którym bieda zaglądała w oczy, nie

narzekali na brak zajęcia.

A w Roku Pańskim tysiąc siedemset czterdziestym siódmym mało kto cieszył się

dostatkiem.

Zimą i wiosną osadę zamieszkiwały głównie kobiety. Większość zdolnych do pracy

mężczyzn ruszała na Lofoty lub do Finnmarku. Połowy w fiordzie nie starczały na chleb

codzienny, spłatę długów i dziesięciny.

Musieli ruszać w świat.

Tylko w ten sposób mogli zatrzymać biedę na progach domostw, rzadko jednak

zasiadali do suto zastawionego stołu. Gospodarzyli oszczędnie i ostrożnie. Nigdy nie można

było przewidzieć, czy morze nie poskąpi swych skarbów, a do kaprysów północnej ziemi

każdy już zdążył się przyzwyczaić. I nikt nie miał pewności, że odpłaci choć w części za trud

włożony w uprawę.

Lud był pracowity.

Niedziele jednak dziewczęta miały tylko dla siebie.

Zbierały się, by się nacieszyć młodością.

Siadały pod ścianą domku na cyplu, wystawiając twarze do popołudniowego słońca.

background image

Reijo usuwał się na bok, kiedy nadciągała szczebiocząca gromadka panien w

odświętnych długich, czarnych sukniach. Spuszczał łódź i wypływał na fiord. Też miał na

sobie niedzielny strój. Nie zabierał rybackiego ekwipunku, wiosłował tylko po to, by napełnić

się spokojem, znaleźć się w miejscu, gdzie nic nie mogło zakłócić toku jego myśli. Gdzie był

sam na sam Z niebem i słoną wodą, z dala od lądu.

Gdzie znajdował ukojenie.

Dziewczęta nie miały nic przeciw temu. Nigdzie indziej nie dawano im tyle swobody.

Wszędzie byli rodzice, nastawiający uszu, zaniepokojeni, często niepotrzebnie

wtrącający się w sprawy, które dziewczęta uznawały za ważne. Rodzice, którzy wciąż

uważali je za małe dzieci.

Zazdrościły Idzie ojca. Różnił się wszystkim od ich własnych, nawet wyglądem.

- Jest przystojny - zachichotała Henriettę, przygryzając warkocz ciemnych włosów.

Ida spojrzała zdumiona na przyjaciółkę, zupełnie jakby ta twierdziła, że na księżycu

ż

yją ludzie.

Reszta dziewcząt wybuchnęła śmiechem, w którym pobrzmiewała jednak nutka

akceptacji dla słów Henriettę. Henriettę mówiła zwykle, co jej ślina na język przyniesie, ale

tym razem trafiła w samo sedno.

- Tata? - zdziwiła się Ida. - Tata przystojny? Skierowała wzrok na fiord. Łódka

odcinała się maleńkim brązowym półksiężycem na lazurowej toni.

Może i był przystojny, Ida nie potrafiła się zdecydować. Córki nie myślą w ten sposób

o własnych rodzicach.

- Nie wygląda jak inni ojcowie - dodała zamyślona Sofia. Miała niebieskie oczy, w

których nieomal łatwiej było utonąć niż w oczach Idy. - Ale twój brat jest ładniejszy - dodała

rozmarzona. - Macie jakieś wieści od niego?

Ida pokręciła głową. Knut nie odzywał się od dawna. Siostra myślała o nim

codziennie, nieustannie modliła się o jego powrót.

To nic, że stracił ukochaną, nie musiał też przywozić złota. Niech tylko wróci!

Ida nie podzieliła się tymi myślami z przyjaciółkami. Nie wiedziały ani o złocie, ani o

ukochanej Knuta. Ida lubiła się zwierzać, ale nigdy nie mówiła wszystkiego.

Taką miała naturę.

Indianne milczała. Kiedyś była dziewczyną Knuta.

Wtedy nie widziała w tym nic szczególnego, ale długa nieobecność chłopaka

dodawała dawnemu związkowi nimbu tajemniczości. Teraz Knut stał się ukochanym z

marzeń, a przez to innym i niezwykłym.

background image

Indianne zapomniała niezdarne pocałunki, które napawały ją wstrętem, dotyk

niecierpliwych dłoni, którego nie znosiła. Marzyła o Knucie Elvejord, o nim myślała,

zasypiając, jego obraz przywoływała najczęściej po przebudzeniu. W marzeniach wszystko

jest możliwe.

Indianne wcale nie miała pewności, że kocha Knuta, ale niecierpliwie wyczekiwała

jego powrotu. Wtedy będzie jeszcze lepiej niż w snach.

Z żadną z koleżanek nie podzieliła się tymi myślami. Należały wyłącznie do niej. Z

pewnością nie zwierzyłaby się Idzie. Ida była bardzo związana z bratem.

Nie różniły się zbytnio wiekiem. Indianne była rok starsza od pozostałej trójki. Jej

gderliwa matka uważała, że córka dorosła już do małżeństwa, ale Indianne wolała czekać.

Henriettę i Sofia spotykały się z podobnymi napomknieniami. Skrzynie stojące u

wezgłowia ich łóżek wypełniały się z wolna wianem.

Hafty na najcieńszym płótnie, na jakie stać było rodzinę. Poszwy na poduszki.

Ręczniki. Rzeczy niezbędne w przyszłym domu.

Ida nie miała skrzyni.

Reijo nie popędzał córki. Pragnął utrzymać ją przy sobie jak najdłużej.

Bez córki jego dalsze życie stawało się wielką niewiadomą, dobrze o tym wiedział.

Ida nie poświęcała przyszłości wiele uwagi.

- Emil pytał o ciebie wczoraj. - Oczy Sofii zamigotały szelmowsko.

Ida wzruszyła ramionami.

- Niech sobie pyta! Młodzież spędziła poprzedni wieczór na tańcach, ale Ida się nie

pojawiła.

- Nie miałam ochoty - ucięła krótko i podwinęła spódnicę, odsłaniając kostki. W

towarzystwie samych dziewcząt mogła sobie na to pozwolić.

- Przyszedł Sedolf - oznajmiła Sofia z pozorną obojętnością, choć w jej wzroku

pojawił się wyraz rozmarzenia.

- Sedolf jest ładny.

- Ale nie można mu ufać - rzuciła oschle Indianne.

- Tak jak Simonowi - dodała Ida z równą oziębłością. - W końcu są kuzynami. Sedolf

to flirciarz.

Marzenia Sofii krążyły nieustannie wokół cudownej miłości i nieprzerwanego

szczęścia. Wprawdzie nie znała nikogo, kto doznawał takich uczuć, ale wierzyła

niezachwianie, że właśnie jej się przydarzą.

background image

- Maja jest pewnie załamana, że Simon nie wraca do domu - stwierdziła. - Dziwię się

mężczyznom. Po co ruszył na północ? Pomieszało się mu w głowie po tym więzieniu! Bóg

jeden wie, co mu się tam przytrafiło!

Ida znała prawdę. A Maja wcale nie była załamana. Przynajmniej nie z tego powodu.

Ludziom w wiosce wystarczały domysły, by ferować wyroki.

- Emil ujdzie - powiedziała Henriettę. - Mają ziemię na własność. Emil ją odziedziczy

po starszeństwie. A jest wcale ładny.

Pozostałe trzy dziewczęta spojrzały na nią jak na komendę.

- Nie tak jak Sedolf - przyznała naprędce Henriettę. - Ale żaden z niego brzydal. I

kocha się w tobie na zabój, Ido. Powinnaś okazać mu więcej sympatii.

Ida roześmiała się perliście.

- Nie mogę, Henriettę. Nie lubię go, przynajmniej nie w ten sposób.

- A właśnie, że lubisz - droczyła się z nią Indianne, ale Ida posłała jej gniewne

spojrzenie. Indianne niebezpiecznie zbliżyła się do prawdy. Nad fiordem mieszkało niewielu

chłopców w odpowiednim wieku i tylko część z nich dziewczęta uznawały za godną siebie

partię. Trzeba było działać szybko, żeby nie skończyć u boku jakiegoś parobka.

- Emil nie jest wcale przystojny - ucięła dyskusję Ida. - Całkiem miły, nie powiem, ale

nie przystojny!

Roześmiały się wszystkie poza Henriettę.

- Nie warto być zbyt wybredną - powiedziała kwaśno. - A ludzie tak o tobie gadają,

Ido!

Sofia i Indianne posłały sobie znaczące spojrzenia i Ida zrozumiała, że w

sformułowaniu Henriettę tkwi ziarenko prawdy.

- Nie dbam o to, co ludzie gadają - odrzekła bez przekonania. Słowa potrafią ranić.

Wcale nie chciała trafić na języki, przez wzgląd na ojca i na samą siebie.

Henriettę pożałowała złośliwości. Opuściła wzrok na swoje ręce, zaczerwienione od

ciężkiej pracy. Zdarła kolana i kostki dłoni, szorując podłogi i piorąc bieliznę w domu

bogatego chłopa.

Nawet latem woda w drewnianych wiadrach stygła szybko.

- Plotą, co im ślina na język przyniesie - mruknęła.

- Że jestem wybredna? - zdziwiła się Ida. - Skąd to im, na Boga, przyszło do głowy?

Nie mam powodów, by się uważać za lepszą od innych.

background image

Przyjaciółki pokiwały zgodnie głowami i wzięły Idę w obronę. Dobrze wiedziały, że

Ida nie lubi się wywyższać. Nie leżało to w charakterze dziewczyny, ludzie po prostu mylnie

tłumaczyli sobie jej pozorną nieprzystępność.

- Tak mówią ci, którzy uważają Emila za dobrą partię - dodała ostrożnie Indianne. Nie

chciała zadzierać z Idą. Pragnęła zapewnić sobie jej przychylność na wypadek powrotu

Knuta.

- Za dobrą partię dla mnie? - domyśliła się Ida. Henriettę skinęła głową.

- Co ich to obchodzi? - zdumiała się Ida i z westchnieniem wsparła policzek na

kolanie. - Nie chcę Emila. Po co utrudniają mu sprawę takim gadaniem? Nie będzie mógł się

wycofać, choćby chciał. Będzie jeszcze gorzej, a na koniec zwalą całą winę na mnie...

- Tak to już jest, kiedy ma się tyle lat co my - filozofowała Sofia, marząc, by mieć

podobny dylemat. Najlepiej z Sedolfem.

- Nie spieszy mi się do zamążpójścia - ciągnęła Ida. - Sam wiek nie wystarczy, musi

być coś... więcej.

Przyjaciółki zgodziły się z nią. Wiedziały doskonale, że największą szansę na to, by

przeżyć „coś więcej”, ma Ida. Bo jej ojcem jest Reijo.

Ich rodzice uznawali napomknienia o uczuciach za zwykłe brednie.

- Chcesz kogoś zdobyć, to postaraj się, by zrobił ci dziecko - stwierdziła z

wyrachowaniem Henriettę. - Twojej siostrze się udało. Pomyślcie tylko, ma Simona za męża!

- Zdobyłaby go i w inny sposób - odrzekła sucho Ida, nie wdając się w szczegóły. I tak

dość gadano o Mai i Simonie. Ludzie widzieli, że źle się układa między nimi. - Gładka twarz

nie wystarczy - dodała.

Wszystkie to wiedziały. Choć z drugiej strony, bez gładkiego lica było równie

trudno...

Z miejsca, w którym siedziały dziewczęta, rozciągał się widok na plac targowy,

wyludniony o tej porze. Minie sporo czasu, zanim znów wypełni się gwarem ludzkich głosów

i obfitością towarów. Jarmarki stanowiły najważniejsze wydarzenia w roku. Widok nowych

twarzy przyprawiał dziewczęta o szybsze bicie serca, ale nie na długo. Przybysze, wolne

ptaki, nie nadawali się na towarzyszy życia dla porządnych panien.

Dziewczęta widziały również wąską drogę, wijącą się pośród sosen. Wiodła wzdłuż

rzeki, przekraczała ją w górnym biegu i wcinała się w wąską, dziką dolinę. Dolina biegła

między stromymi zboczami i raptownie przechodziła w ogromny płaskowyż przykryty nie-

zmierzonym nieboskłonem.

Pogranicze. Kraina niczyja.

background image

Wąska droga mogła zaprowadzić daleko na południe, tam gdzie mówiono innym

językiem, gdzie mieszkano w soczyście zielonych świerkowych lasach. W piaszczystych

glebach północy rosły jedynie sosny.

Na drodze pojawili się jacyś ludzie.

Dziewczęta zerwały się na równe nogi, pospiesznie strzepując kurz ze spódnic.

Ciekawie zerkały ku zbliżającej się gromadce.

Może przechodzili jedynie w pobliżu, równie dobrze mogli jednak zdążać do domu

Reijo na cyplu. Reijo często miewał gości, jeszcze jeden powód, by zazdrościć Idzie. To było

takie ekscytujące, Reijo znał rozmaitych ludzi, nawet takich, przed którymi inni zawarliby

drzwi i okiennice.

- Tatko spodziewa się jakichś Finów do pomocy przy prażeniu smoły - wyjaśniła

spokojnie Ida. Ledwie rzuciła okiem na zbliżające się postacie, z góry zakładając, że to

smolarze. Od dawna się ich spodziewali. Reijo trudnił się wyrobem smoły co roku i zawsze

korzystał z pomocy rodaków.

Nikt lepiej nie znał się na tej robocie, twierdził ojciec. Norwegowie nie mają pojęcia o

smolarstwie, dodawał jednym tchem.

I nie mylił się. Z mielerzy, które stawiał, uzyskiwał znacznie więcej czarnego złota niż

ludzie w osadzie. A smoła była dla Reijo konieczna do przetrwania. Nie trudnił się już

rybołówstwem.

Gdyby stracił któryś ze stosów, w wyniku deszczów, nieumiejętnego ułożenia drewna

czy niewłaściwego doglądania, pozbawiłby się środków do życia.

Złoto Knuta ukrył i nie korzystał z niego. Traktował je jako rodzaj zabezpieczenia.

Ostatnią deskę ratunku, gdyby sprawy potoczyły się niepomyślnie.

- Nie potrzebujemy zbytków - wyjaśnił Idzie. - Dobrze się nam żyje.

Przyjaciółki przyjęły westchnieniem wiadomość o Finach.

- Ty to masz szczęście - powiedziała Sofia, zapominając na chwilę o Sedolfie. - Ci, co

przybyli w zeszłym roku, byli... niesamowici. Prawdziwi mężczyźni!

Sapnęła zachwycona przez nos. Najchętniej by została, ale tak jak reszta dziewcząt

odebrała stosowne wychowanie i wiedziała, że takie zachowanie nie przystoi. Zebrałaby burę

w domu, gdyby dowiedziano się, że witała u Reijo obcych mężczyzn. Młoda i niezamężna

panna musi dbać o reputację.

- Jeszcze ich zobaczycie - pocieszała Ida. - Budowa stosu zajmie im wiele czasu.

Będzie zabawa, jak go zaczną rozpalać.

Wiedziały o tym. I o tym, że Reijo Kesaniemi ma kilka mielerzy.

background image

2

To byli smolarze. Ida rozpoznała ich z daleka. Trzech mężczyzn na koźle wozu, który

najlepsze dni miał już za sobą. Ciągnęły go dwa niewielkie cisawe koniki, takie jakich

powszechnie używano w Finlandii.

Mężczyznę o jasnych, rudawych włosach rozpoznałaby o każdej porze dnia i nocy.

Ida zaklęła pod nosem. Ze też ojciec musiał wypłynąć akurat dzisiaj! Wypłoszyła go

wizyta przyjaciółek, tego stadka mew, jak je nazywał, bo przekrzykiwały się równie głośno

jak pisklęta, kiedy latem wyklują się z jaj.

Nie rozumiała się na tych mężczyznach. Spoglądali śmiało, dowcipkowali rubasznie.

Ubierali się prosto, a ich dłonie miały szarawy odcień, jakby smoła, przy której pracowali,

dostała się pod skórę i nie dawała zmyć.

Przyjaciółki nie myliły się, było w nich coś fascynującego. Ida nie wątpiła, że

Henriettę, Sofia i Indianne ukryły się w zaroślach porastających zbocze i stamtąd obserwują

przybycie Smolarzy.

Konie wdrapywały się mozolnie na pochyłość prowadzącą do drewnianego domku na

cyplu. Te niewielkie zwierzęta odznaczały się wyjątkową siłą i wytrzymałością, były

stworzone do surowych warunków klimatycznych północy. Zwykle też dożywały sędziwego

wieku i potrafiły służyć właścicielowi przez całe jego życie.

Mężczyźni zeskoczyli z wozu, by ulżyć konikom. Popychając wóz, zbliżali się do

domu.

Ida wyszła im na spotkanie. Jak doświadczona gospodyni zatrzymała się u szczytu

schodów i złożyła ręce na piersiach.

Santeri nie stracił lekkości ruchów. Puścił to, co trzymał w dłoniach, i podbiegł do

dziewczyny w podskokach. Złapał ją w pół i zakręcił, aż zaniosła się śmiechem jak za

dawnych lat, kiedy była małym dzieckiem Pocałował ją siarczyście w policzek.

- Ida, do diaska, ale z ciebie dorodna panna! - wykrzyknął z miną znawcy i postawił ją

na ziemi. - I takaś podobna do matki.

Ida uśmiechnęła się.

- Witamy w Ruiji, wujku Santeri! Dobiegł ich śmiech pozostałych mężczyzn.

- Wujku Santeri - powtórzyli i znów zanieśli się śmiechem.

Santeri wzruszył ramionami.

- Nie przejmuj się nimi, Ido. Nikt ich nie nauczył dobrych manier. To Pekka i Tuomas.

background image

Przybysze uchylili szerokoskrzydłych kapeluszy, spoglądając na Idę z podziwem.

Dziewczyna zaczerwieniła się.

- Nie niszcz mojej reputacji, kochanie. - Aleksanteri nachylił się ku niej, zniżając głos

do, szeptu. - Opowiadałem im, że wszystkie dziewczęta w Ruiji leżą u mych stóp, a ty

nazywasz mnie wujkiem!

Ida roześmiała się i szybkim ruchem pogładziła go po policzku.

- Wszystkie dziewczęta w Ruiji? Nie przesadzasz, wujku Santeri?

Wyprzęgli zwierzęta. Ida poklepała cisawego konika po grzbiecie, zajrzała w jego

mądre oczy. Lubiła zwierzęta.

- Rusko? - spytała mężczyznę, który nosił imię Tuomas. Ten nie odpowiedział, tylko

skinął głową. Ludzie przemierzający północne płaskowyże rzadko bywali rozmowni.

- I Liinikko - dodała, gładząc drugiego konia po żółtawej grzywie. Maścią się nie

różniły, oba były czerwonobrunatne.

- Nietrudno zgadnąć - mruknął Tuomas.

I miał rację. Finowie po obu stronach granicy używali tych samych imion dla tych

niewielkich zwierząt, potomków stepowych koni z dalekiego wschodu.

Konie, sprowadzane do Norwegii przez Finów i przez nich używane, były zazwyczaj

podobnie umaszczone, a kombinacje kolorów powtarzały się. Stało się zwyczajem, by

obdarzać je mianami podług wyglądu.

Jeśli ktoś znał imię konia, mógł domyślić się, jak wygląda. Równie łatwo można było

odgadnąć imię zwierzęcia, patrząc na nie.

Reijo wracał na ląd. Z łodzi dostrzegł przybyszów.

Santeri powitał go na brzegu. Ci dwaj mężczyźni nie zawsze pałali do siebie sympatią,

ale czas każe zapomnieć o urazach.

Reijo wysłał wieści do Mattiego. Ida domyślała się, że ojciec liczył na to, iż Matti

pomoże mu przy smole.

Tymczasem przybył Santeri.

- Więc jakoś żyjesz - powitał go Reijo, pozwalając gościowi wciągnąć łódź na brzeg.

- Złego diabli nie biorą - odrzekł Fin. Byli równolatkami, lecz różnili się jak woda i

ogień. Jeden twardy jak skała, drugi płochy jak północny wiatr.

Uścisnęli sobie dłonie.

- Przyprowadziłem dwóch ludzi - ciągnął Santeri, a Reijo przywitał się z jego

towarzyszami. - Obaj pochodzą z moich stron, stawialiśmy razem wiele mielerzy. Nikt dotąd

nie narzekał na nasze usługi, a i za robotę niewiele żądamy. Dla dawnego kompana ustąpię z

background image

ceny. Zresztą u nas trudno o zarobek. W każdej zagrodzie siedzi kilku synów, a tylko jeden

może liczyć na ojcowiznę...

Reijo znał tę historię, słyszał ją niejeden raz.

- A Matti? - zagadnął, kiedy przysiedli na schodach. Popołudniowe słońce wciąż

grzało mocno. Ida trzymała się blisko ojca, starając się nie zwracać na siebie uwagi, lecz

dziewczętom takim jak ona przychodziło to z trudem było schować się w cieniu.

- Matti nie miał ochoty ruszać na północ. - Santeri kiwnął ponuro głową i zaczął

dłubać źdźbłem trawy w zębach. - Sprawy się skomplikowały. - Potoczył wzrokiem po

fiordzie Lyngen, omiatając spojrzeniem potężne wierzchołki pokryte wiecznym śniegiem.

- Z Elise? - Ida nie ukrywała zaniepokojenia. Nigdy nie nauczyła się milczeć w

towarzystwie dorosłych. Reijo wcale tego od niej nie wymagał.

- Nie, z mężem Marji. Akiemu w jakiś sposób udało się zdobyć ten skrawek ziemi.

Wymyślił sobie, że Erkki nie spłacił długu przed śmiercią. Że ma jakieś papiery, które dają

mu prawo do ziemi. Jeśli Matti jej nie wykupi, rzecz jasna, a Matti nie miał pieniędzy, Aki

wiedział o tym doskonale. Nie mogę pojąć, że Mar ja pozwoliła mu na taką

niesprawiedliwość wobec własnego syna. No, ale nie ma pewnie wiele do powiedzenia, poza

tym zaczyna się już starzeć. I jest zależna od męża. Troszczy się tylko o Kariego, to w końcu

też jej syn. Raiję i Mattiego wyrzuciła z serca, tak przynajmniej twierdzi Matti. Mówi, że

umarli dla matki. Że Aki opanował nawet jej myśli.

Reijo rozumiał, że coś takiego może nastąpić, choć przychodziło mu to z trudem.

Raija w niczym nie przypominała matki, odziedziczyła charakter po ojcu. Matti zresztą też.

- Co z Mattim i Elise? - zapytał.

- Nie chcieli do Norwegii. Matti twierdził, że dość się tu napatrzył na biedę i

niedostatek i przestał wierzyć w sny o Ruiji. A Elise pójdzie tam, gdzie Matti chce. Choć

pewnie wróciłaby tutaj, gdyby mogła sama wybierać. - Santeri wbił wzrok w Reijo. -

Pojechali na południe do Finlandii. Wieści od ciebie go już nie zastały. Przekazano je mnie,

bo posłaniec wiedział, że się znamy. I że bywałem wcześniej w Ruiji.

Reijo milczał.

Na południe do Finlandii.

Równie dobrze mogliby wybrać się na księżyc. Wiadomości nie docierały na taką

odległość. Prawdopodobieństwo, że się już nigdy nie spotkają, było ogromne.

- Elise spodziewa się dziecka - dodał Santeri. - Zimą, dlatego tak im było spieszno.

Chcieli znaleźć jakiś dach nad głową, zanim przyjdzie rozwiązanie.

background image

Reijo ogarnął smutek. Elise była w jakiś sposób i jego dzieckiem. Miałby wnuka. A

właściwie zostałby wujkiem. Dla Mattiego był szwagrem.

- Wszyscy odchodzą - wyszeptała żałośnie Ida i objęła ojca za szyję.

Nie odezwali się. Ida mówiła prawdę. Aleksanteri i jego towarzysze znaleźli sobie

miejsce w szopie. Pomieszczenie nie było zbyt szczelne, w szczelinach między deskami hulał

wiatr, ale na dworze panowała letnia pogoda, a ci mężczyźni przywykli do niewygód. Ida

miała wyrzuty sumienia wobec Santeriego. Traktowała go jak członka rodziny. Santeri

uspokoił jej obawy.

- Tak będzie najlepiej, moja mała - stwierdził. Tym razem nie widział w niej kobiety,

tylko córkę Reijo. Zresztą nie był już młody. - Tak wygląda moje życie. Żadnych związków,

ż

adnych korzeni.

- Nie masz ochoty osiąść gdzieś na stałe? - spytała, wpatrując się badawczo w wesołe

oblicze Santeriego, na którym znać już było ząb czasu.

- Ożeniłem się - odrzekł.

Ida rozwarła szeroko oczy ze zdumienia. Więc swawolny Aleksanteri z Tornedalen nie

był już wolnym ptakiem?

- I co, umarła? - zdziwiła się. Santeri potrząsnął głową.

- Nietęgi ze mnie małżonek - przyznał z nutką żalu w głosie. - Ona to pewnie teraz

rozumie. Nie potrafię grzebać w ziemi, zwłaszcza jeśli ziemia nie należy do mnie. Nie

mogłem też znieść, że haruje jako posługaczka. Mam swoją dumę. - Położył dłoń na sercu.

Ida nigdy nie widziała go takim poważnym. - Znam tylko jeden sposób zarabiania pieniędzy.

Takie jest moje życie, gnać przed siebie, spotykać nowych ludzi. Pracować uczciwie i

odbierać godziwą zapłatę. Obieżyświat, być może, ale pan samego siebie.

Spojrzał z ukosa na Idę, widział jej zaróżowione policzki, wyraz zdumienia w oczach.

- Za młoda jesteś, by to pojąć - dodał. Skinęła lekko głową, choć rozumiała jego

tęsknotę.

Też tęskniła. Chciała chłonąć świat, przekraczać granice.

- Wrócę - dokończył. - Zostanę tu jakiś czas i wrócę. To tak jakbym ruszył na połów.

W naszych stronach kobiety są przyzwyczajone do samotności. Moja Marjo też do niej

przywyknie.

- Jest młoda? Zaprzeczył. Ogarniając smutnym wspomnieniem swoje życie, wyrzekł z

rezygnacją:

- Jakże mógłbym ożenić się z młódką? Marjo wiedziała, na co się decyduje, ale nie

miała wielkiego wyboru. Ostał się jej Aleksanteri Kilpi.

background image

Ida skrzywiła twarz w grymasie. Czy nikt już nie wstępował w związek małżeński z

miłości?

- Kiedyś chciałem się ustatkować - dodał nagle Santeri. Unikał wzroku Idy. -

Chciałem tego mocniej niż czegokolwiek na świecie. Znaleźć dom. Dać jej wszystko...

Ida domyśliła się.

- Mówisz o mamie? Santeri skinął głową.

- Tak, o Raiji.

Ida przesunęła dłonią po chłodnej powierzchni kamienia, który służył jako stopień do

szopy.

- Co takiego w sobie miała? - spytała z dziewczęcym zaciekawieniem. - Co takiego

miała, że wszyscy ją kochali? Chyba więcej niż tylko urodę?

Santeri złożył dłonie na kolanach. Żuł źdźbło trawy zamyślony, zapatrzony w głąb

siebie.

- Co miała... - zaczął z wahaniem. - Wielkie serce. Morze miłości i zaufania. To, że

zawsze dawała całą siebie, nie uznawała półśrodków. O, nie, połowiczne rozwiązania jej nie

zadowalały, a tacy ludzie rzadko osiągają pełnię szczęścia. Trzeba iść na ustępstwa, a ona nie

potrafiła, choć starała się z całych sił. I wciąż tęskniła. Była wspaniałą przyjaciółką, gotową

poświęcić życie za tego, kogo kochała. I potrafiła równie silnie nienawidzić. To jedna z jej

wad, Ido, wtedy ich nie dostrzegałem. Nie umiała wybaczać, a ta przywara jej samej

przynosiła cierpienia. No i była piękna, rzecz jasna. Najpiękniejsza ze wszystkich kobiet,

jakie znam. Ciebie nie wyłączając, Ido...

Santeri uśmiechnął się słabo. Jego twarz wciąż jaśniała nieodpartym urokiem, którego

wiek nie osłabił.

- Bardzo ją przypominasz i też jesteś śliczna. Na swój sposób, choć trudno nie

pomyśleć o Raiji, patrząc na ciebie. Żadna jednak nie może się z nią równać, nie dla mnie.

Ż

adna nie ma takich oczu i takiego uśmiechu. Łagodności i żelaznego uporu jednocześnie. Jej

wzrok usidla), Ido, twój tylko kusi. Nie jesteś niebezpieczną kobietą, może los pozwoli ci

doznać szczęścia...

Podniósł się i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi, zostawiając Idę samą z

niepokojącymi myślami. Z obrazem kobiety, która miała wszystko, a niczego nie posiadła.

Kobiety, która była bardziej Raiją niż matką.

Spożyli razem posiłek wokół dużego stołu. Mężczyźni rozmawiali o ścince, budowie

mielerza i pogodzie. Inaczej odczytywali znaki, które dawała im przyroda, ale doszli do

zgodnego wniosku, że sprzyjająca aura utrzyma się co najmniej przez tydzień. W drodze na

background image

cypel widzieli wielu ludzi zajętych układaniem stosów, w najbliższych dniach uniesie się z

nich dym. Wszyscy będą walczyć o każdą kroplę tej drogocennej substancji, jaką była smoła.

Ida odeszła od stołu, kiedy tylko nadarzyła się okazja. Nie lubiła tej ekscytacji

towarzyszącej przygotowaniom do budowy mielerzy, zwykle bowiem kończyła się wielkim

pijaństwem. Mężczyźni zmieniali się nie do poznania po gorzałce, tracili rozum.

Przysiadła na trawiastym zboczu za domem i dlatego właśnie ona pierwsza zauważyła

kolejną grupę przybyszów.

I ta wyłoniła się z sosnowego lasu i zdążała przez otwartą, smaganą wiatrem równinę

u skraju fiordu.

Renifery ciągnęły mocno wyładowane sanie. To głupie, pomyślała. Przecież jest lato.

I wtedy rozpoznała jedną z postaci ubranych w skóry. Poznałaby go i z dalszej

odległości.

Zapomniała, że ma osiemnaście lat i nie jest już podlotkiem.

Nie zdążyli nawet dotrzeć do podnóża zbocza, kiedy znalazła się przy nich. Pofrunęła

jak wiatr, furkocząc wyblakłą niebieską koszulą i czarną suknią, za ciepłą jak na tę porę roku,

powiewając grubymi, rudymi warkoczami, z rumieńcami na policzkach. A kiedy już miała

wpaść w ramiona Ailo, dostrzegła inne oblicze ukryte pod szerokoskrzydłym kapeluszem.

Ogorzałe, brudne i wymizerowane, pokryte wielodniowym zarostem. Jasne, długie kosmyki

włosów i brązowe oczy, którym intensywnością barwy dorównywały jedynie oczy wujka

Mattiego.

Cofnęła się. Zrobiła dwa drobne kroczki i wstrzymała oddech, wpatrując się w

roześmianą twarz przybysza.

Zsunął kapelusz na kark i wsparł silne dłonie na biodrach. To był Knut. W milczeniu

przytulili się do siebie, potem oboje wybuchnęli śmiechem i znów zwarli się w uścisku. I raz

jeszcze ich śmiech uderzył w niebo.

- Więc wróciłeś, Knut - szepnęła Ida z ulgą. Wypełniały ją uczucia, których nikt nie

potrafi nazwać. Puściła go i znów dotknęła, upewniając się, że to prawda.

Jej brat stał przed nią. To nie był sen.

Silniejszy, roślejszy, dojrzalszy niż przed wyjazdem. Chudszy na twarzy. Brudniejszy.

Wyglądał na szczęśliwego.

- Myślałam, że ty też nie wrócisz - powiedziała łamiącym się głosem. Nie mogła

oderwać oczu od brata, który zjawił się, kiedy najbardziej go potrzebowała. - Wszyscy gdzieś

znikają - dodała, potrząsając głową.

Ktoś dotknął jej ramienia. Ida zarumieniła się.

background image

- Nie tęskniłaś za mną tak jak za Knutem - uśmiechnął się Ailo - ale chyba też

zasługuję na powitanie, mała Ido.

Udała, że nie słyszy, jak ją nazwał. Zawsze tak żartowali. Z Ailo mogła pozwolić

sobie na żarty. Objęła go za szyję, czując zapach skór, dymu, powietrza i potu.

- Witaj, bracie - powiedziała, przykładając policzek do jego policzka. Z tylu dobiegł ją

przytłumiony śmiech Knuta.

Ailo szepnął Idzie na ucho, że nie jest jej bratem. Kiedy ją puścił, w jego oczach

zapaliła się iskierka przekory. Zacisnął dłonie na nadgarstkach dziewczyny, mocno, ale nie

tak, by sprawić jej ból.

Potem uśmiechnął się, mrugnął do Knuta i siarczyście pocałował Idę w policzek.

Ida poczuła, jak skóra pali ją w miejscu, którego dotknęły wargi Ailo. Chłopak

przeciągnął palcami po gęstej, czarnej czuprynie.

- Braterski pocałunek, Ido, moja siostro - rzucił beztrosko.

Zagotowało się w niej ze złości, ale się opanowała. Kiedy znajdzie się z nim sam na

sam, pokaże mu, że nie jest w ciemię bita!

Ailo zwrócił uwagę dziewczyny na trzecią osobę. Serce Idy zabiło gwałtownie.

Powinny go zobaczyć Sofia, Henriettę i Indianne. Z miejsca zapomniałyby o Sedolfie i

Emilu.

Drobna dłoń Idy zatonęła w potężnej pięści młodzieńca. Był taki wysoki, że musiała

zadrzeć głowę, by zobaczyć jego twarz. Miał mocną budowę, wyglądał na silniejszego niż

Knut, niż Simon nawet. Ciemnooki brunet w wieku dwudziestu paru lat. Mężczyzna jak się

patrzy, uznała, zadziornie oznajmiając mu, że jest tą nieznośną młodszą siostrą Knuta.

- Heino Aalto - odezwał się głosem głębokim i chrapliwym. Jakby miał chore gardło,

pomyślała Ida. - Przekonali mnie, bym ruszył z nimi w drogę - dodał, przetykając norweskie

wyrazy szwedzkimi i zachowując fiński rytm głosek. - Knut opowiadał mi, że ma tyle

pięknych sióstr gotowych do zamążpójścia, że nie będę żałować. Teraz już wiem, że nie

przesadzał.

Jeszcze raz uścisnął dłoń dziewczyny. Ida była oszołomiona. Natura nie powinna

obdarzać jednego człowieka takim nadmiarem urody. I taką dawką siły.

Ida zwróciła się do Knuta i dostrzegła kobietę.

Nieznajoma mocno ujęła jej dłonie. Emanowała takim ciepłem, że Ida czuła je przez

skórę. To ciepło płynęło wprost z duszy kobiety.

- A więc ty jesteś Ida! Knut wiele mi o tobie opowiadał. Tak się cieszyłam na to

spotkanie...

background image

Ida spojrzała na Knuta pytająco, po czym przeniosła wzrok na twarz nieznajomej.

Knut objął kobietę ramieniem i przytulił. W jego oczach pojawiły się wesołe iskierki.

- To Anjo - powiedział z dumą i pogłaskał ją po głowie. - Moja żona!

- Dobry Boże! - mruknęła Ida. Przyjrzała się Anjo. Dostrzegła, że kobieta bliższa była

wiekiem Reijo niż Knutowi.

- Myślałam, że ona jest moją rówieśnicą - wypaliła, zanim rozsądek zdążył ją

powstrzymać. Zaczerwieniła się i zajrzała prosto w przyjazne oczy żony Knuta. - Ta pierwsza

- dodała szybko, ale zaraz zdobyła się na szczerość: - Sądziłam, że znajdziesz sobie nową. W

moim wieku...

Anjo puściła jej dłonie. W oczach kobiety Ida ujrzała wszystkie lęki, które tamta

gromadziła w sobie przed tym spotkaniem. Podjęła trudną decyzję, zapewne z miłości do

Knuta. A Knut odwzajemniał jej uczucia, inaczej nie pojąłby jej za żonę. Inaczej jego oczy

nie błyszczałyby tak, kiedy ją tulił. Tę kobietę, która mogłaby być matką obojga.

Ida objęła Anjo.

- Rada jestem, że się myliłam - powiedziała miękko. - Rada jestem, że zostałaś żoną

Knuta. Witaj, Anjo!

Knut wypuścił Anjo z objęć i potargał Idę po włosach. W jego spojrzeniu dostrzegła

wdzięczność. I dumę z siostry. Miłość do niej i do Anjo.

- I cieszę się, że ktoś wreszcie wraca - dodała Ida. Uczepiła się ramienia Ailo i ruszyli

ku domowi. Ku Reijo, który stał w progu i zdążył już rozpoznać niektórych z przybyszów.

- Cieszysz się, że ja wróciłem? - spytał syn Mikkala obojętnie, nie patrząc na Idę.

- Oczywiście - odrzekła równie obojętnym tonem.

background image

3

Reijo przyjął wieści ze spokojem. Ucieszył się, widząc Knuta w dobrym zdrowiu, i

gotów był zaakceptować każdy jego wybór. Zresztą Anjo zyskiwała przy bliższym poznaniu i

człowiek łatwiej zapominał o różnicy wieku.

Ciepłe powitanie stopiło rezerwę Anjo i pozwoliło jej się pokazać z najlepszej strony.

- Znalazłeś to, czego szukałeś? - spytał Reijo. - To znaczy więcej, niż nam wysłałeś -

dodał.

Knut skinął głową. Jego oczy nabrały niebezpiecznego blasku, takiego samego jaki

kiedyś lśnił we wzroku Kallego.

- Nie chcę rozmawiać o tym głośno. - Reijo wskazał na szopę. - Mamy u siebie

smolarzy z Finlandii. Jest z nim Santeri. Przybyli z Tornedalen. Matti i Elise ruszyli na

południe...

Imiona wydały się Heino znajome.

- Santeri Kilpi? - spytał z nagłym ożywieniem.

- On sam. Znasz go?

- Czy znam Santeriego? Ten człowiek przesiadywał u nas nieustannie, uwodził moją

siostrę i doprowadzał do szaleństwa matkę, zresztą przy wydatnej pomocy ojca... Jasne, że

znam Santeriego. Gdzie on jest?

Heino z miejsca ruszył na poszukiwania. Nie ukrywał radości z ponownego spotkania.

- To ty, diabelski pomiocie? Sądziłem, że masz zamiar zostać księdzem? A jednak

wróciłeś? Odnalazłeś ojca?

Heino skinął głową.

Aleksanteri pociągnął go za sobą, choć Heino przewyższał go wzrostem i siłą, i

postawił przed obliczem Reijo.

- Wiesz, kim jest ten młody żbik, Reijo? Co za zbieg okoliczności, że wszyscy

spotkaliśmy się w jednym miejscu! A jej nie ma. To syn Petriego. Gdzie znalazłeś ojca,

chłopcze? Co z nim? - I zwracając się do Reijo, wyjaśnił: - Nasz przyjaciel Petri opuścił żonę

i dzieciaki i ruszył do Ruiji jej szukać. Możesz to pojąć?

Reijo mógł, ale rozumiał rozmiary rodzinnej tragedii. Wniesiono rzeczy przybyszów i

rozmieszczono w wolnych izbach.

- Mogę dzielić pokój z Idą - zaproponował żartobliwie Ailo. - Przywykłem do wąskich

posłań...

background image

Nawet Reijo się roześmiał. Tylko Idzie nie spodobała się frywolność Ailo.

Na ogniu pojawił się kociołek, dorzucono doń rybiego mięsa. Do posiłku gospodarze

podali cienkie, chrupkie pieczywo i owalne płaskie bochenki z żytniej mąki, typowy fiński

chleb z charakterystycznym otworem w środku.

Zaciekawieni smolarze podeszli bliżej. Ludzie ich pokroju zawsze byli głodni wieści

ze świata.

Czwórka nowo przybyłych wiedziała, że to nie najlepszy moment, by wspominać o

złocie, nawet wobec Santeriego wykazywali się daleko idącą wstrzemięźliwością. Na

opowieść o losie Petriego Aalto też przyjdzie lepszy czas. I o dwóch Kwenach z Alty, dwóch

braciach Kemijarvi. O losie Simona Bakkena.

- Chciałem najpierw porozmawiać z Mają - rzucił Knut, usuwając pospiesznie ości z

kawałka mięsa. Od dawna nie miał w ustach świeżej morskiej ryby. - Nie zastaliśmy jej w

domu. Drzwi były zawarte...

- Maja chodzi własnymi ścieżkami - odrzekł cicho Reijo. - Nie odwiedza nas zbyt

często.

Nic więcej nie dodał.

Knut opowiedział im o Simonie.

- Zabiliśmy go, tego Feldta - zakończył, spoglądając na Ailo i Heino.

Ż

aden z nich nie cofnął wzroku.

- Był złym człowiekiem, zasłużył na taki los.

- Simon nie zamierzał wracać - dodał Reijo, blady na twarzy. - Nie sądzę jednak, by

zaplanował taki koniec...

Knut spojrzał nań z niemym pytaniem we wzroku.

- Źle się układało między nim a Mają. Bardzo się zmienił po powrocie do domu. A

ona straciła jeszcze jedno dziecko...

Heino poznał część tej historii z ust Simona.

- Nikt nie zasługuje na taką śmierć - rzekł twardo Heino. - Z pewnością nie Simon.

Ida przysłuchiwała się tym słowom i nie mogła pojąć, że rozmowa toczy się tak

naturalnie, jakby dotyczyła spraw zwykłych i banalnych. Miała niemal ochotę się roześmiać.

Knut wypowiadał takie słowa. Jej przemiły brat, Knut. Ten sam, który uczył ją pleść

wianki z kwiatów, grożąc, że stłucze ją na kwaśne jabłko, jeśli komuś o tym piśnie. Knut,

który zadręczał się, że wszyscy chłopcy mieli już zarost, a on jeszcze nie...

background image

I wspomniał o Ailo i tym drugim, przystojnym Finie. Co do niego mogła mieć

wątpliwości. Wyglądał na kogoś, z kim nie warto zadzierać. Ale Ailo odznaczał się jeszcze

większą łagodnością niż Knut. A to on pierwszy wbił nóż!

W złego człowieka, co prawda, to prawda. Tego, który ponosił winę za śmierć

Mikkala i zniknięcie Raiji, tego, który zabił Simona... A jednak... Splamili się morderstwem.

Ich ręce były zbrukane krwią.

Ida poczuła mdłości.

Wpatrywała się w Knuta. Nie zmienił się mimo upływu czasu i bólu, którego doznał.

A jednak był kimś innym. Tym, który zatopił ostrze noża w ciele innego mężczyzny. Po to,

by zabić.

I wpatrywała się w Ailo, w tę twarz, którą znała równie dobrze jak twarz brata, twarz

człowieka, którego darzyła równie silnym uczuciem. A jednak nie wiedziała o nim

wszystkiego. Nie sądziła, że jest zdolny do takiego czynu.

Ż

e posunie się do morderstwa.

Nie wytrzymała. Nie mogła patrzeć na ich beznamiętne miny, na dłonie, na usta, które

uformowały słowa o tym haniebnym występku. Słowa, w których nie było skruchy.

Ż

ycie jest życiem, nieważne, jak podłym.

Przyłożyła dłoń do ust i wypadła z izby.

Pozostali spoglądali po sobie bezradnie. Knut zaczerwienił się lekko.

- Nie powinienem się tym chwalić - powiedział zakłopotany i podniósł się.

Anjo go powstrzymała. Odgarnęła włosy z czoła i wysunęła się zza stołu.

- To sprawa dla kobiety - rzekła zdecydowanie. - Lepiej się na tym rozumiemy.

Znalazła

.

Idę na nabrzeżnych kamieniach. Dziewczyna wspięła się na ogromny blok

skalny i wpatrzona się w horyzont, rzucała do wody drobne kamyczki. Płakała.

Anjo dołączyła do niej z niemałym wysiłkiem. Od chwili, kiedy Knut pojawił się w jej

ż

yciu, wyszczuplała i nabrała sił, ale Ida była znacznie młodsza.

Anjo nie dotknęła jej. Usiadła cicho obok dziewczyny i przyglądała się, jak tamta z

pasją ciska kamyczki przed siebie. Wargi Idy drżały, łzy ciekły strugami po policzkach.

- Popełnili straszny czyn - rzekła w końcu Anjo. - Ale nie chcieli, żaden z nich tego

nie chciał. Byli śmiertelnie bladzi, kiedy przyszli do mnie po wszystkim... Nie sądź, że

uczynili to z zimną krwią, Ido. Tym się różnią od ofiary.

Słowa Anjo pomogły niewiele. Obraz Knuta i Ailo z nożami w ręku uparcie powracał.

I Heino. Myśl o tym ostatnim nie bolała jej tak bardzo. Rozczarowała się jedynie do

człowieka, który wzbudził w niej zainteresowanie. Tamtych dwóch kochała.

background image

- Też chciałam go zabić - powiedziała Anjo. Ida spojrzała na nią.

- Chciałam. - Anjo uśmiechnęła się ze znużeniem. - Nienawidziłam go bardziej, niż

możesz sobie wyobrazić. Tyle marzeń legło w gruzach przez niego. Gdyby nie twój szalony

brat, kto wie, może odebrałabym sobie życie. Przestałam uważać się za kobietę.

Opowiedziała jej o pobycie w twierdzy. Nie oszczędziła Idzie szczegółów, których nie

zdradziła Knutowi, Ailo i Heino. Tylko inna kobieta mogła pojąć bezmiar upodlenia, którego

znała.

Ida przestała płakać. Wysoko nad nimi niósł się krzyk mew, fale uderzały o brzeg,

coraz głębiej i głębiej. Zbliżał się przypływ. Powietrze przesiąknięte było zapachem soli. Ta

malownicza sceneria stanowiła jedynie ramę dla opowieści o życiu Anjo. O cierpieniu, które

kiedyś stało się również udziałem Raiji. O nienawiści. Przede wszystkim o nienawiści.

- To ona utrzymywała mnie przy życiu - mówiła cicho Anjo. - Mogłam zadać sobie

ś

mierć. Gdyby nie nienawiść, pragnienie, by spotkać kata i ujrzeć, jak umiera w męczarniach,

nie siedziałabym tu teraz z tobą.

Ida wiedziała, że Feldt był zły. Nie potrafiła nawet wyobrazić sobie głębi tego zła, nie

znała jeszcze najciemniejszych zakamarków ludzkiej duszy. I czuła wobec tamtego człowieka

bezgraniczną odrazę.

- Zabijanie też upadla. - Ida usłyszała własny głos. - To takie podłe, Anjo. To w

pewien sposób upodabnia ich do tego nikczemnika. Nie chcę, by byli do niego podobni. Chcę,

by pozostali tacy jak dawniej. Knut. I Ailo. Śmierć niczego nie rozwiązuje.

- Śmierć była jedynym sposobem, by powstrzymać Hansa Fredrika Feldta. - Głos Anjo

nie uniósł się ani odrobinę. - Znałam go dobrze, moja mała. Śmierć niczego nie rozwiązuje,

zgadzam się. Tym razem jednak nie istniało inne rozwiązanie. Nigdy więcej już z niego nie

skorzystają. Myślę, że mogę to ci obiecać w ich imieniu.

Ida pociągnęła nosem.

- Nigdy się z tym nie pogodzę - odrzekła po chwili - ale wszak nie przestałam ich

kochać... Tylko przeżyłam ból rozczarowania.

Anjo skinęła głową. Polubiła Idę. Dziewczyna jasno formułowała myśli i nie bała się

bronić własnego zdania. Anjo ceniła te cechy, choć rzadko znajdowała je u kobiet, zwłaszcza

u tak młodych jak Ida. Zazwyczaj powtarzały to, co mówił brat lub mąż. Wygodne, lecz jakże

bezmyślne postępowanie. Każdy człowiek powinien wierzyć w coś i walczyć o własne

przekonania, zamiast ulegać, napotykając najdrobniejszy sprzeciw.

background image

Przekonanie, że kobiety nie powinny zabierać głosu przy innych, Ailo uznawała za

wierutną bzdurę. Większość niewiast, które znała, miała tyle samo do powiedzenia co

mężczyźni. Brakowało im jedynie wiary w siebie.

Anjo zdawała sobie sprawę, że za jej życia nie dojdzie do tak gwałtownej przemiany

ś

wiadomości. I zapewne Ida tego też nie doczeka. Nikt nie przylepi jej etykietki czarownicy,

ale spotka ją wiele bolesnych rozczarowań. Mężczyźni bali się takich kobiet jak ona.

- Wrócisz do izby?

Anjo drżała z chłodu w cieniutkiej bluzce. Dzień chylił się już ku wieczorowi, powiał

nieprzyjemny wiatr.

Ida potrząsnęła głową.

- Jeszcze posiedzę. Muszę przemyśleć parę spraw, a o tej porze myśli mi się najlepiej.

Anjo zostawiła ją samą.

Ailo siedział na schodach. Rozwiązał chustę, którą nosił pod szyją, i bawił się nią,

pogwizdując z pozorną beztroską. Anjo przejrzała go w ułamku sekundy.

- Czy młoda dama gniewa się na bezwzględnych morderców? - spytał.

- Nie, jest rozczarowana - odrzekła Anjo. - To naturalne. Powinieneś z nią

porozmawiać.

Ailo zmrużył oczy.

- Lepiej, żeby Knut przemówił jej do rozsądku. Brata nie uderzy. Ani go nie pogryzie.

- Boisz się? - Anjo uśmiechnęła się blado. - Tego się po tobie nie spodziewałam.

Ailo nie odpowiedział. Skierował wzrok na skuloną dziewczynę siedzącą na kamieniu.

Jej włosy wyglądały z daleka jak stos gałązek na tle coraz bardziej zielonego morza.

- Nie ma znaczenia, czy z nią porozmawiam. Chodzi o Knuta. Nieważne, co sobie o

mnie pomyśli...

- Doprawdy? - Anjo podniosła brwi. - Za stara jestem, by uwierzyć w twą obojętność -

powiedziała zdecydowanie. - Liczysz się z jej zdaniem. Ona bardzo cię lubi, Ailo. Możesz

tyle co Knut, a nawet więcej. Knut jest tylko bratem Idy.

- Tylko? Oczy Anjo zamigotały.

- Jeśli tego nie rozumiesz, to znaczy, że nigdy nie pojmiesz kobiecej duszy. W takim

wypadku nie ruszaj się z miejsca.

Ailo dał się przekonać. Dał się przekonać, bo chciał porozmawiać z Idą, tylko przed

samym sobą nie potrafił uzasadnić tej potrzeby. Słowa Anjo zabrzmiały nadzwyczaj

rozsądnie.

background image

- Zatrzymam Knuta przez jakiś czas - obiecała. - Wykorzystaj tę chwilę. Przekonaj ją,

ż

e wciąż zależy wam na niej. I że wam potrzeba jej troski.

- Jesteś mądra - oznajmił Ailo. Podniósł się, pociągając mocno za końce chusty.

Musiał zająć czymś ręce. - Wszystko rozumiesz, Anjo.

Ida usłyszała chrzęst piasku i rozpoznała kroki.

Mocniej objęła ramionami kolana, zesztywniała, ucisk w żołądku nie ustępował.

Ailo zwinnie wdrapał się na kamień.

- Płakałaś - stwierdził.

Ida przytaknęła. Ślepy by zauważył, pomyślała gorzko.

- Nie opłakujesz mordercy - ciągnął. - Słyszałaś opowieść Knuta. Wiesz, jak umarł

Simon, jak tamci dwaj cierpieli. Rozmawiałaś długo z Anjo, więc wiesz także, co ona

przeżyła. A przedtem Raija. Nie opłakujesz mordercy, mała Ido. Więc pewnie przez nas

płaczesz.

Znów słabo skinęła głową.

- Myślisz, że będziemy zabijać wszystkich, którzy wejdą nam w drogę?

- Nie zadawaj takich pytań! - syknęła. - Nie jestem głupia.

- Musieliśmy. Ja musiałem - przyznał, nerwowo przekładając chustę w palcach. -

Niech Knut mówi za siebie. Wiem, co czuje, bo zwierzył mi się ze wszystkiego, ale potrafię

dochować tajemnicy. - Nabrał powietrza. Wsłuchiwał się w oddech dziewczyny, zastanawiał

się, o czym myśli. Nie miał odwagi spojrzeć na nią, bo widok jej zasmuconej twarzy zadałby

mu ból. - Zabił mojego ojca. To jego wina, że ciebie, Knuta, Maję, Reijo, mnie... i Raiję

spotkał los, na który nie zasłużyliśmy. Zabił też ojca Heino i miał wiele innych istnień

ludzkich na sumieniu. Był nienasycony... Musiał umrzeć, bo siał wokół śmierć i przerażenie.

- Życzyłabym sobie, by kto inny to uczynił - odrzekła sztywno.

- Do diabła, nie sądzisz, że i ja bym sobie tego życzył? - Ailo złapał Idę za ramiona.

Jego twarz wykrzywił grymas bólu. - Myślisz, że odczuwałem przyjemność, wbijając w niego

nóż?

Ida pochyliła głowę. Nie mogła patrzeć na Ailo w takim stanie.

Ailo zawsze się uśmiechał...

- Był jak dzika bestia - dodał ostro i puścił ją. Starał się zapanować nad

rozdrażnieniem. - Wiesz, że szukał Raiji?

Ida zadrżała.

Ailo pokiwał głową, policzki mu pałały.

- Szukał jej. Wbił sobie do głowy, że musi ją zabić. Zżerała go nienawiść, był szalony.

background image

- Nie znalazłby jej - szepnęła Ida. - Nie ma jej tutaj, ale nie przestała wpływać na

nasze życie. Nie zapomnimy jej, wciąż jest wśród nas, choć sądzimy, że umarła.

- Ja tak nie uważam.

- A ja muszę - broniła się. - Inaczej zaczęłabym nienawidzić matki z moich snów i

marzeń. Taka matka jest lepsza niż żadna.

- Wierzysz mi?

- Wierzę, że nigdy byś mnie nie okłamał - odrzekła prostolinijnie.

- Nienawidzisz mnie? Nienawidzić Ailo?

Jakie byłoby jej życie, gdyby znienawidziła Ailo? Beznadziejnie puste. - Nie.

Odetchnął z ulgą.

- Ale rozczarowałeś mnie - dodała. - Myślałam, że jesteś inny.

Skinął sztywno głową. Chciał obrócić wszystko w żart, powiedzieć, że w ogóle nie

przypuszczał, iż myśli o nim, ale zrezygnował. To byłoby niemądre. Niedojrzałe.

- Ja też nie sądziłem, że jestem zdolny do takiego czynu - powiedział. - Po prostu

musiałem. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego, nie mam twego daru przekonywania. Wiem tylko,

ż

e położyłem dłoń na rękojeści noża. Potem wbiłem go w tego nikczemnika. Teraz muszę żyć

z tą świadomością. Nie chcę, byś z tego powodu traktowała mnie inaczej, Ido.

- Ale jednak ten czyn cię odmienił? - ciągnęła bezlitośnie, świdrując go

zielonobrązowymi oczyma. Teraz bardziej zielonymi, jakby upodobniły się do koloru wody o

przypływie.

- Tak.

Skąd brała się u siedemnastoletniej dziewczyny taka przenikliwość?

- Zostaniesz na dłużej? Ailo nabrał powietrza. To był drugi problem. Nie chciał z nią o

tym rozmawiać. Jeszcze nie teraz. - Tak.

- Możesz? Nie potrzebują cię w obozowisku?

- Wyrzucili mnie - odrzekł krótko. - Mnie i Knuta. Muszę znów okazać się

mężczyzną, by odzyskać ich zaufanie. By uznali, że jestem dorosły.

- Rodzina cię odtrąciła? - spytała naiwnie Ida. - Jakże to możliwe? Anders opowiadał,

ż

e potrafiliście dokazywać, ale...

- Jedna dziewczyna popełniła samobójstwo - przerwał jej. - Spodziewała się dziecka.

- Twojego?

- Wziąłem winę na siebie. Mogło być moje. Oni uważają, że było. Co to ma za

znaczenie?

background image

- Dla mnie ma. - Ida zadrżała. - Było twoje, Ailo? Przyglądała się mu badawczo. Za

każdym razem odkrywała w jego twarzy coś nowego.

- Nie - odrzekł po dłuższej chwili, uginając się pod siłą wzroku dziewczyny.

Boże wielki, będzie z niej niezwykła kobieta!

- Knuta? Skinął głową.

- Bał się wziąć odpowiedzialność na siebie?

- Nie pozwoliłem mu na to. Mnie mogli wybaczyć.

- Zachowałeś się wspaniałomyślnie - stwierdziła po namyśle. - Jesteś bardziej

dojrzały, niż sądzi twoja rodzina.

Ailo zdobył się na uśmiech.

- I kto to mówi. A ty już dorosłaś?

- Wyrosłam - odcięła się.

- A wokół wciąż pełno zalotników? Starli parapet za twoim oknem?

Mogła się rozłościć i go uderzyć. Świetnie zdawał sobie z tego sprawę.

- Sam sprawdź - syknęła ostro. - Jest taki gładki, że nie ustoisz. Ośmielasz się mówić o

przyzwoitości. Od dawna zachowujecie się z Knutem jak marcowe koty. Knut miał dość

rozsądku, by ożenić się z Anjo. Okaż się równie mądry jak on.

- Nie mogliśmy ożenić się z Anjo we dwóch - odparł żartobliwie. - Wątpię, czy

zdołalibyśmy przekonać pastora. Zresztą Anjo by mnie nie zechciała. Twój brat wystarcza jej

w zupełności.

- Masz dzieci?

- Boże uchowaj! - wykrzyknął. - Za kogo ty mnie masz, moja mała?

- Na pewno?

- Mogę przysiąc! Ailo pobladł.

- A ja nie mam chłopaka - przyznała. - Mogłabym mieć, ale nic z tego nie wychodzi.

- Więc zamykałaś okno? W ciszy, która zapadła, słychać było jedynie szum fal.

Wody przypływu otoczyły kamień, na którym siedzieli.

- Zawsze trzymałam je zamknięte.

- I nic się nie zdarzyło?

Ich spojrzenia skrzyżowały się. Ida przybrała gniewną pozę.

- Nie pojmuję, dlaczego o to pytasz. To nie twoja rzecz. I nie wiem, dlaczego

odpowiadam na twoje pytanie. Nie, nikogo nie wpuściłam pod spódnicę.

Ailo zamknął oczy. Nie chciał, by zobaczyła, co czuje.

- Poszukamy Mai? - zmienił temat, lecz głos zadrżał mu lekko.

background image

Skinęła głową i zsunęła się z kamienia, zanim zdążył jej pomóc. Ida nie przejmowała

się, że zamoczy sobie stopy.

Było lato, a jej serce biło szybciej niż kiedykolwiek przedtem.

background image

4

Maja dostrzegła ruch na cyplu. Wśród przybyłych poznała braci.

Nie zeszła jednak z gór. Tam czuła się najlepiej. Cisza była kojąca, choć właściwie nie

była ciszą. Letni dzień rozbrzmiewał miłymi dźwiękami.

Ludzkich głosów nie potrzebowała.

Wiedziała dobrze, co o niej gadają. Ze zdziwaczała ostatnimi czasy. Choć właściwie

od dawna nie mieli o niej dobrego zdania, nie pasowała do ich wyobrażeń o kobietach.

Domek nad rzeką był jej schronieniem. Cztery ściany chroniły ją, a jednocześnie

odgradzały od świata.

Na cypel zachodziła rzadko.

Reijo zapewniał ją, że wszystko już zapomniane, że przyjmie ją pod swój dach.

Wyrzucali jej, że tyle czasu spędza w samotności. Reijo może zapomniał, ona nie. To była jej

tajemnica, nie należało wywlekać jej na światło dzienne.

Sięgała po nią, kiedy pragnęła skoncentrować myśli na czymś pięknym. Była nadzieją,

dodawała otuchy, zakazana, słodka i gorzka zarazem.

Teraz już nic nie zostało.

Wiedziała lepiej niż ktokolwiek, że Reijo nie zapomniał. Czuła na sobie jego

badawczy wzrok.

Sprawdzał, czy zrzuciła z siebie brzemię cierpienia.

Strawiła sporo czasu, zanim nauczyła się chować uczucia za maską. Przebywając z

ludźmi, nigdy jej nie zdejmowała.

Nigdy więcej nie obnaży duszy. Nigdy więcej.

Dlatego tak lubiła przebywać w górach, włóczyć się po lesie. Leżeć na wrzosowisku i

obserwować kłębiące się chmury, przyglądać się jastrzębiom, które unosiły się wysoko, i

dziwić się, że nie przypalą sobie skrzydeł o słońce. Słuchać nawoływań sikorek, drozdów,

szpaków.

Nawet krzyki srok i jednostajne zachrypnięte głosy wron nie stanowiły dysonansu w

tym ptasim chórze. Mai byłoby ich brak, gdyby nagle zamilkły.

Wciągała w płuca zapach lasu, wrzosu i mchu, stawiała bose stopy na torfowiskach i

kamieniach. W tym świecie nikt jej nie potępiał. Tu nie musiała skrywać uczuć.

Czasami znajdowała lisią norę. Obchodziła ją ostrożnie, by nie płoszyć młodych.

Darzyła zwierzęta szacunkiem, uznawała ich prawo do spokoju.

background image

Siadywała nieruchomo na kamieniu, a zające zatrzymywały się tuż koło jej stóp.

Obserwowały ją z zadziwieniem, a przekonując się, że jest człowiekiem, którego należy się

obawiać, uciekały w popłochu.

Raz natknęła się na rysia. Dumny, czarno cętkowany kot wygrzewał się na skale, nie

zwracając uwagi na otoczenie. Przyglądała się mu z nabożnym podziwem. Wiedziała, że ryś

potrafi zabijać, lecz nie jest wrogiem ludzi. Zwierzęta też mogą bronić swego prawa do życia.

Maja widywała też łosie. Nie mogła pojąć, w jaki sposób długie i chude nogi łosia

potrafią utrzymać ciężar tak ogromnego ciała. Przestała się nawet starać to zrozumieć, kiedy

zwierzę przemknęło koło niej majestatycznie i z taką lekkością, jakby unosiło się nad ziemią.

Nie wszystkie rzeczy trzeba rozumieć. Czasami wystarczy chłonąć ich piękno.

W świecie Mai, oddalonym od ludzkich siedzib, maski były zbędne.

W tym świecie nikt niczego nie udawał. Wszystkie istoty cieszyły się swobodą, którą

porównać można jedynie do swobody wiatru.

I było w nim tyle piękna, tyle niezwykłości.

Maja oddaliła się od ludzi, wybierając życie proste i prawdziwe w świecie, w którym

nie ma miejsca na zdradę.

Knut zauważył ją, kiedy wolnym krokiem zeszła z gór i skierowała się w stronę domu

na cyplu.

Czekał na nią na podwórzu i opowiedział całą prawdę. Przemilczał najstraszniejsze

szczegóły, ale ona domagała się prawdy.

Dał jej całą prawdę.

Maja nie roniła już łez przy ludziach. Tym razem też tego nie uczyniła, ale nie

protestowała, kiedy brat ją przytulił. Nie broniła się, kiedy otoczył ją ramionami i podzielił się

z nią swą siłą.

- Simon nie zamierzał wracać - powiedziała tylko głosem wypranym z uczuć. - Nic już

między nami nie było. Nie mieliśmy na czym budować.

Knut przełknął ślinę.

- Nie powinien jednak skończyć w taki sposób... Maja nie okazała wzburzenia na

wieść o tym, że zabili Hansa Fredrika Feldta. Różniła się od Idy, nie była ani łagodna, ani

wyrozumiała.

- Musiałeś to zrobić, ty albo Ailo - uznała. Patrzyła na Knuta spokojnie tymi

niezwykłymi brązowymi oczyma, których źrenice okalała złotawa obwódka. - Ten trzeci też

miał powód. Sama bym to zrobiła.

Knut nie wątpił, że mówi poważnie.

background image

Kobiety nie powinny mieć takich uczuć, ale Maja nie była taka jak inne.

Nie wiedział dotąd, jak powiedzieć siostrze o Anjo, ale przyszło mu to bez trudu.

Wymienił jej imię, ale nie wspomniał o tym, co ich łączy.

- Pozwoli ci zapomnieć o tej, którą utraciłeś - orzekła proroczo Maja. - Nie marnuj

ż

ycia, braciszku. Myślę, że ją kochasz.

- Jest moją żoną.

Maja zaakceptowała Anjo, zanim ją ujrzała. Bezwarunkowo. Tylko dlatego, że Anjo

uczyniła Knuta szczęśliwym.

- Przywiozłem resztę złota. Maja skrzywiła się.

- Nie przyniosło nam szczęścia, nieprawdaż? Przez nie Simon stracił życie...

- Podzielimy się. Wszyscy - oznajmił Knut. - Ailo i Heino dostali swoją część. Moją

podzielimy - ja, ty, Ida, Reijo...

- Mnie nie trzeba złota - przerwała mu. - Tego, czego pragnę, nie da się kupić za całe

złoto i srebro tego świata.

Nie powiedziała nic więcej, ale Knutowi za komentarz wystarczył smutek tchnący z

jej słów. Zależało mu na bliskiej zażyłości z siostrą, ale Maja odgrodziła się nieprzebytym

murem od ludzi.

Zbyt długo się nie widzieli, teraz Knut potrzebował czasu, by się przezeń przebić.

Maja uścisnęła Anjo, witając się z nią serdecznie. Zachowała się inaczej, niż się

spodziewali, nie okazała żonie Knuta lekceważenia.

Nie miała otwartości i uroku Idy, nie zdjęła maski. To jednak, że wzięła Anjo w

ramiona, oznaczało bardzo wiele. Maja trzymała się zwykłe na dystans.

Ailo nie był obcy, płynęła w nim ta sama krew. Rozumieli się, choć nigdy nie zbliżyli

zanadto do siebie. Widywali się zresztą tak rzadko, iż mogli pozwolić sobie na odrobinę

ciepła i uczucia. Nie mieli okazji się ranić. Dwóch nieznanych jej Smolarzy Maja

potraktowała wyniośle.

Podała rękę Santeriemu. Tych dwoje nie darzyło się specjalną sympatią. Mai nigdy nie

imponowała ugrzeczniona natura Santeriego, a on przed laty instynktownie odkrył niechęć

dziewczynki do siebie. Nic się nie zmieniło z upływem czasu.

Heino trzymał się na uboczu. Kątem oka obserwował starszą siostrę Knuta. Wdowę po

Simonie.

Od razu zauważył blizny, ale po chwili przestał zwracać na nie uwagę.

background image

Miał suchą, ciepłą dłoń, silny uścisk. Górował potężną sylwetką nad drobną Mają.

Ciemniejszej karnacji, wciąż jeszcze nie doprowadził się do ładu po trudach podróży. Lecz

jego uśmiech potrafił budzić ufność. Jeśli Heino tylko tego chciał.

Teraz chciał.

- A więc - odezwał się - to ty? Zaprzyjaźniłem się z Simonem, wiele mi o tobie

opowiadał.

- Domyślam się, co mówił - odrzekła gorzko, ale nie cofnęła dłoni. - Nie łączyło nas

wiele.

Heino współczuł jej, ale instynkt podszepnął mu, że nie powinien tego okazywać. Tak

jak Maja skrywał się za maską.

- Wiem, ale Simon nie wyrzekł o tobie złego słowa. Kochał cię.

- Tak, tyle że ja nie darzyłam go uczuciem. Heino skinął głową i dopiero teraz puścił

dłoń dziewczyny. Uczynił to niechętnie i usunął się w cień, żałując nieomal, że nie został w

Finnmarku lub nie ruszył do domu. Ida wstrzymała oddech. Nigdy dotąd Maja nie rozmawiała

tak długo z nieznajomym, nikomu nie powiedziała tak wiele o sobie i Simonie...

Dobry Boże, pozwól Heino zostać tu przez jakiś czas, wyszeptała, kierując wzrok w

górę.

Niczego bardziej nie pragnęła, niż wyrwać Maję z niewoli samotności.

Choć... nie należy przeceniać jednego uścisku dłoni.

Heino był zbyt przystojny, by traktować go poważnie. Należał do mężczyzn, którzy

uśmiechali się do dziewcząt z przyzwyczajenia.

Maja nie powinna drugi raz przeżyć rozczarowania z powodu mężczyzny, który zbyt

mocno przypominał Simona.

A jednak Ida nie była do końca przekonana, że Heino i Simon należeli do tego samego

gatunku. Charakter Heino opierał się na solidnym fundamencie, którego próżno było szukać u

Simona.

Reijo rozpalił piec w saunie. Napełnił balie wodą.

Ida, Maja i Anjo wzięły się za pranie. Pogrążyły się w rozmowie, tworząc rodzaj

wspólnoty, do której mężczyźni nie mieli przystępu. Dzieliły się myślami, wspomnieniami,

ś

miechem.

Zmierzchało już, kiedy dym przerodził się w siwą wstęgę i zniknął. Na rejach między

zabudowaniami suszyło się mnóstwo bielizny.

Maja szykowała się do powrotu.

background image

- Znajdzie się dla ciebie posłanie - odezwał się Reijo. Spojrzenie, które wymienili,

było tylko dla nich.

Nikt postronny nie pojąłby, co wyrażało. Nikt by nie zrozumiał.

- Pisklę wyfrunęło z gniazda - odrzekła Maja, nie odwracając wzroku. - Taki los

piskląt. Póki mam swój dom, w nim stoi moje łóżko.

- Odprowadzę cię - zaproponowała Ida. Maja odmówiła. Ailo czuł, że coś wisi w

powietrzu. Coś, czego nie dostrzegł podczas ostatniego pobytu, może dlatego, że wtedy

bardziej było ukryte.

- Pójdę z tobą, siostro - postanowił. - Tutaj zrobiło się tłoczno. Znajdzie się dla mnie

skrawek ławy?

- Po co ci ława, Ailo, bracie? - uśmiechnęła się Maja. - Chwalisz się, że okrągły rok

ś

pisz gdzie popadnie...

Ś

miech ich zjednoczył.

- To może i mnie przygarniesz? - spytał chrapliwie Heino. - Jeden mężczyzna w

domu, brat czy nie brat, psuje kobiecie reputację...

- Dwóch jeszcze bardziej - odcięła się Maja, ale w jej stosunku do Heino pojawiło się

coś kobiecego, nieomal kokieteryjnego. Nawet Reijo to dostrzegł i jego serce napełniło się

nadzieją. Maję już stracił. Żaden mężczyzna nie mógł mu już jej odebrać.

Miała rację, pisklę wyfrunęło z gniazda.

- Więc zgadzasz się? Skinęła głową. Heino też zaakceptowała.

Maja opowiedziała bratu o Simonie, o tym wszystkim, co ich dzieliło i łączyło. O

bólu. O pieniądzach, które przyniósł po powrocie z więzienia. O dwóch krzyżach jedynie

napomknęła. Ból był zbyt silny. Ailo i Heino rozumieli to.

Choć nie potrafili pojąć głębi tego bólu. Nie mieli dzieci, byli mężczyznami. Nie

można zrozumieć takiego cierpienia, nie doświadczywszy go.

Heino nie odzywał się wiele. Słuchał, od czasu do czasu spoglądał przeciągle na Maję.

Jak i ona posiadł umiejętność skrywania uczuć, jego oczy nie zdradzały niczego, jeśli tego nie

chciał.

Zdawał sobie sprawę, że poznał ją szybciej dzięki Ailo. Gdyby nie on, nie pozwoliłaby

mu zajrzeć w głąb swej duszy.

Umościli sobie obaj posłanie w kuchni. Ława okazał się za krótka dla Heino, ale Fin

nie przejął się tym zbytnio. Zdążył się przyzwyczaić do spania z podkurczonymi nogami.

- Simon nie zdawał sobie sprawy, jaki skarb posiadł - powiedział po dłuższym

milczeniu. Miał potrzebę podzielenia się z Ailo myślami, które tłoczyły mu się w głowie.

background image

Zniżył głos, by nie dosłyszała go Maja, śpiąca w sąsiedniej izbie. W drewnianych domach w

Finlandii niełatwo było utrzymać tajemnicę. Domyślał się, że ściany norweskich domostw nie

są ani odrobinę grubsze.

- Maja ma i wady - odrzekł Ailo. - Simon dobrze je znał i zapewne ją kochał. Tylko że

Maja przypomina Raiję. Wszystko albo nic, nie idzie na żadne ustępstwa. Przekleństwo wisi

nad kobietami z tego rodu, Matti zwie je krwią Alatalo. Maja i Simon musieli się pobrać.

Gdyby nie dziecko, nie dałaby się zaciągnąć przed oblicze pastora. Jest taka dumna...

- Jest też niezwykła - przerwał mu Heino, mocno akcentując każdą sylabę.

- A co powiesz o Idzie? - zaciekawił się Ailo. Podłożył ramię pod głowę i wpatrywał

się w powałę. W kuchni panowała półmrok, choć zawarli okiennice.

- Piękna - stwierdził Heino. - Tyle że wokół roi się od pięknych dziewcząt. Sama

uroda staje się szybko nużąca... - Heino roześmiał się. Wiedział, dlaczego Ailo zadał to

pytanie. - Nie uważam wcale, że Ida nie ma nic więcej do zaoferowania poza gładką buzią.

Jest w niej coś, zapewne krew Alatalo. Dla mnie jednak za młoda, chłopie. Odczułeś ulgę?

- Tak, jako jej starszy brat - odrzekł Ailo. - Muszę dbać o siostrzaną cnotę.

- Jako brat? Ailo zamilkł.

- Porywczość wobec Mai nie popłaca - odezwał się ponownie po dłuższej chwili, tak

długiej, iż Heino sądził, że towarzysz zasnął. - Choć była zamężna i dwukrotnie ciężarna, to

wciąż pozostała dzieckiem. Przez te blizny nie miała wielu wielbicieli.

- Jak się ich nabawiła? Ailo opowiedział mu całą historię. Heino bezwiednie zacisnął

pięści. Zaczynał rozumieć, dlaczego była tak szorstka w obejściu.

Wyobraził sobie małe dziecko, samotną dziewczynkę poznaczoną nożem na

policzkach.

Ujrzał dorastającą panienkę, która zaciskała zęby, by nie płakać, i wciąż pozostawała

samotna. Wtedy, gdy uroda ma największe znaczenie, Maja, w mniemaniu własnym i

otoczenia, nie była piękna.

I z tego też względu małżeństwo z przystojnym Simonem nie przyniosło dziewczynie

szczęścia.

Maja nie stanowiła obiektu marzeń i westchnień. Nie w taki sposób oddziaływała na

mężczyzn. Tych, którzy szukali niezwykłości.

Heino dostrzegł w niej niezwykłość.

- Co za kobieta - powtórzył.

Ailo nie miał wątpliwości, o kim Heino myśli. Zaczął rozumieć, ku czemu tamten

zmierza.

background image

- Życzę szczęścia - powiedział. - Możesz go potrzebować. Potrafi gryźć i drapać.

- Żadna kobieta nie rzuca się na Heino Aalto z pazurami - oświadczył Heino. - Chyba

ż

e w łóżku - dodał z krzywym uśmiechem.

Ailo westchnął.

- Kiepski byłby z ciebie duchowny - uznał, też się uśmiechając.

- Przynajmniej wiedziałbym, co to grzech - ciągnął Heino. - Nie sądzisz, że duchowni

powinni znać się na tym?

- Maja jest dobra - powiedział Ailo, jakby pragnął podkreślić, że nie wolno okazywać

dziewczynie lekceważenia. Nie dlatego, że łączyły go z nią więzy krwi, tylko ze względu na

jej wyjątkowość. - Maja zasługuje na lepszy los, Heino. Choć jesteś mi przyjacielem i

towarzyszem, nie pozwolę, byś ją skrzywdził. Sądzę, że Knut myśli tak samo.

- A Reijo?

Ailo pokiwał głową w ciemności.

- Reijo nie jest jej prawdziwym ojcem, ale znaczy dla niej więcej. Powiedziałbym

nawet, że z Mają łączy go silniejsza więź niż z Idą. Maja to jego oczko w głowie. Nie chciał

się zgodzić na jej związek z Simonem. Nigdy mu nie wybaczył, że uwiódł dziewczynę...

- Małe pisklę? - spytał Heino. Był tutaj obcy, może dlatego dostrzegał więcej niż inni.

- Tak ją traktuje - zgodził się Ailo.

- Nie potrafiłbym jej skrzywdzić - zapewnił go Heino. Jego słowa zabrzmiały jak

przysięga. - Nie wycofuję się jednak z tego, co powiedziałem. To wspaniała kobieta. Mam

jednak dość rozsądku, by dla kobiety nie narażać na szwank naszej przyjaźni. Może jednak

powinienem zainteresować się Idą? - przekomarzał się.

Ailo chrząknął i nie odpowiedział. Znał się na żartach.

- Trzeba spać. Jeśli pogoda się utrzyma, jutro zaczniemy układać stos.

Heino poczuł zapach smoły. Zapach z Tornedalen.

Zasypiał z tęsknotą w sercu. We śnie zobaczył ojca, który prosił go o przebaczenie.

Ojciec pytał, czy syn może go teraz zrozumieć, skoro spotkał kobietę podobną do Raiji.

Kobietę, w której żyłach płynie ta sama krew.

Ale Heino odwrócił się do niego plecami. Potrafił panować nad uczuciami. Kobieta

nie jest wszystkim w życiu mężczyzny. Tak odrzekł we śnie i odsunął Petriego Aalto w mrok.

Nie ma przebaczenia dla kogoś, kto porzucił wszystko dla kobiety, która nawet go nie

kochała.

Ż

aden mężczyzna nie powinien pozwalać sobie na taką słabość. Tak uważał syn.

background image

Odprężył się we śnie. Jeszcze czas jakiś zachowa tę bezkompromisowość i dumę,

jeszcze nie został odrzucony przez kogoś, komu oddał serce.

Heino wciąż wierzył, że jego serce należy do niego.

Jeszcze nie najlepiej poznał kobiety, w których żyłach płynie gorąca krew.

Krew Alatalo.

background image

5

Wstał piękny, słoneczny dzień.

Nawet ci, którzy tęsknili za otwartym krajobrazem, musieli przyznać, że ten zakątek

nad fiordem ma swój urok. Zwłaszcza przy sprzyjającej pogodzie.

Ludzie na cyplu zerwali się o świcie. Smolarze spoglądali w niebo z satysfakcją. O,

tak, mówili, aura jest odpowiednia, by mogli wykazać się swym kunsztem.

Ida zabrała się za przygotowanie jedzenia. Uczyniła to z ogromną niechęcią, nie

dlatego że unikała zajęć domowych, raczej ze względu na przybyszów. Ludzie, których

przyprowadził Santeri, nie wzbudzali jej zaufania. A przeczucia rzadko ją myliły.

Jedzenia trzeba było sporo. Mężczyźni mieli spędzić cały dzień na ciężkiej pracy pod

gołym niebem.

Niektórzy z nich będą nawet musieli poświęcić noc i przesiedzieć przy stosie do

następnego wieczora. Pilnowanie mielerzy było zajęciem żmudnym. Cenne krople smoły

zbierano do beczek, cały czas zważając, by płomienie nie przedarły się przez wierzchnią war-

stwę darni. Wtedy cały wysiłek poszedłby na marne, i to nie wysiłek jednego dnia, lecz

długich zimowych tygodni. Do układania stosu nie używano świeżego drewna, tylko polan

sosnowych, z drzew ścinanych zimą, wiosną rozszczepianych i suszonych.

Nic dziwnego, że Smolarze traktowali swe zajęcie z nabożeństwem.

Reijo pozwalał zwykle Idzie uczestniczyć w układaniu mielerza. Tym razem smolarze

stanęli okoniem.

- Kobieta? - krzyknął Tuomas. - To dziecko? Niech mnie diabli wezmą, jeśli się na to

zgodzę! Pójdę pracować dla kogoś innego. Nie będę harować na próżno. Kobiety przy tej

robocie to same kłopoty.

Reijo nie sprzeciwił się. Trudno było o dobrych fachowców.

- Innym razem - powiedział uspokajająco do Idy. - Zresztą jesteś już na to za stara.

Pomożesz Anjo przynosić posiłki. Myślę, że nasi przyjaciele nie będę mieli nic przeciw temu.

Ida prychnęła z wściekłością, ale nie ośmieliła się kłócić z ojcem przy obcych. Kiedy

jednak Santeri wyszczerzył zęby w uśmiechu, warknęła na niego:

- Twoi towarzysze gorsi są niż baby!

I choć sprawiłoby to przykrość Reijo, to w tej chwili złości Ida życzyła smolarzom, by

choć jeden stos im się nie udał.

background image

Mieliby za swoje, pyskacze. Niech się więc sami pocą, skorą gardzą pomocą

kobiecych rąk.

Jak coś pójdzie źle, nie będą mogli zwalić winy na nią.

Wcale jednak nie chciała, by coś poszło źle...

Reijo składował drewno na polanie w pewnym oddaleniu od cypla. Wóz z

niezbędnym sprzętem ciągnęły konie, ale i tak droga do lasu miała zająć im sporo czasu.

Ida umiała szybko biegać. Popędziła przodem i dotarła do domu Mai przed innymi.

Maja zdążyła się już przygotować, spięła włosy na karku i przysłoniła je chustą. Miała

na sobie bawełnianą roboczą suknię, tak spraną, że można jedynie było się domyślać jej

pierwotnego niebieskiego koloru. Przepasała się barwnym pasem, który świadczył o jej

lapońskim pochodzeniu. Wciąż była wąska w talii.

- Możesz zostać w domu - powiedziała z przekąsem Ida. - Nasi dzielni fińscy smolarze

nie życzą sobie pomocy kobiet.

- Bzdura! - prychnęła Maja.

- Tata kazał mi trzymać się z daleka od mielerzy - dodała Ida, siadając koło Ailo.

- Niech tylko spróbuje ze mną - oświadczyła Maja. - Ci głupcy mogą wracać, skąd

przyszli. Potrzebują nas bardziej niż my ich!

- Powinnaś mieć duże gospodarstwo, Maju - zauważył Ailo. - Jesteś taka energiczna.

Heino nie odezwał się, słaby uśmiech błąkał się po jego wargach. Znał dobrze fińskich

Smolarzy i po części ich rozumiał. Kobiety nie nadają się do pracy przy mielerzach. Jednak

kobiety są tak różne...

Coś mu mówiło, że smolarze nie spotkali wcześniej kogoś takiego jak Maja.

Fińscy smolarze czekali na nich przy ścieżce. Kobiety szły z tyłu, a Ida nawet celowo

zwolniła, by okazać pogardę tym, którzy ją zlekceważyli. Maja natomiast gotowała się do

walki.

Przechodzili koło rzeki, mijając dziewczęta zajęte praniem. Jedna z nich zastygła,

ujrzawszy jasnowłosego młodzieńca. Potem bezwiednie wydała krzyk radości. Knut

zatrzymał się, a ona do niego podbiegła.

Indianne wytarła zimne, czerwone dłonie w fartuch. Nie miała nawet czasu, by

odgarnąć kosmyk włosów, który wysunął się spod chusty.

Nie było jej w chuście do twarzy, nie tak wyobrażała sobie pierwsze spotkanie z

Knutem Elvejord. Wyprzystojniał, wyglądał znacznie dojrzalej niż Sedolf.

Ida dostrzegła to, co przyjaciółka starała się ukryć, i westchnęła ciężko.

background image

Indianne zagięła parol na Knuta. Plotła, co jej ślina na język przyniesie, nie odrywając

wzroku od chłopaka.

Mówiła, że przyjdzie przyglądać się ich zajęciu. Pozostałe dziewczęta też. A

wieczorem dołączą do nich chłopcy z osady. I wspomniała coś o uchylonym oknie.

Heino uśmiechał się szeroko, Ailo też nie mógł opanować rozbawienia. Knut

natomiast wymruczał jakąś wymijającą odpowiedź i cofnął się. Uciekł od Indianne, jakby ta

chuda jak szczapa istota była groźną bestią, zamierzającą go pożreć.

Dołączył do reszty i poszukał wzrokiem Anjo. Kobiety, która stanowiła punkt oparcia

w jego życiu. Ramię Knuta stworzone było do tego, by spoczywać na ramieniu Anjo, a jej po

to, by obejmować jego wąskie biodra. Czułość i zażyłość tych dwojga dostrzec było można

gołym okiem.

Indianne z początku nie zwróciła uwagi na tę nieznajomą kobietę, zbyt starą, by uznać

ją za rywalkę. A kiedy oddalali się, idąc tak blisko siebie, że nie można było mieć

wątpliwości co do natury ich związku, Indianne nie miała już szansy przyjrzeć się jej bliżej.

- Kto to? - syknęła do Idy. Ida nie zamierzała oszukiwać przyjaciółki.

- Wiele się zmieniło - szepnęła, sprawdzając, czy Knut i Anjo jej nie usłyszą. - Knut

się ożenił.

- Z nią? Ida skinęła głową.

- Z taką staruchą? - spytała, a potem zaniosła się śmiechem. Dziewczęta nad rzeką

przerwały zajęcie. Wszystkie domyślały się, o co chodzi. Pamiętały, że swego czasu Indianne

latała za Knutem.

- Knut ożenił się z tą kobyłą? - powtórzyła z niedowierzaniem.

- Żona Knuta nie jest staruchą - stwierdziła sucho Ida, odciągając Indianne na bok. -

Ani kobyłą. Licz się ze słowami, Indianne, bo sama skończysz jako stara kobyla.

Indianne zaniemówiła z zaskoczenia.

Heino roześmiał się.

Nie uszło to uwagi Indianne. Przystojny mężczyzna nigdy nie uchodził jej uwagi.

Tylko że ten wyraźnie adorował tę brzydką, poznaczoną bliznami siostrę Knuta. Przeklęty

Knut, tak ją wystawić do wiatru! Dla starszej kobiety!

Musiało mu się pomieszać w głowie. Wypowiedziała głośno tę myśl, którą ktoś

skwitował przychylnym śmiechem.

- Dawna miłość Knuta? - dopytywał się Heino.

- Niezupełnie - odrzekła sucho Maja - choć tak to mogło wyglądać. Ta dziewczyna

nigdy nie była zbyt rozgarnięta.

background image

- Przesadzasz - sprzeciwiła się Ida, stając w obronie przyjaciółki.

- A z ciebie to chodząca łagodność - dodała Maja. Sama stanowiła krańcowe

przeciwieństwo Idy.

- Dziewczęta bywają ciężarem - westchnął Heino.

- Doprawdy? - zaciekawiła się Ida. - A skąd o tym wiesz?

Heino nie dał się wyciągnąć na zwierzenia.

- Jestem spostrzegawczy - wymigał się od bezpośredniej odpowiedzi. - Poza tym moja

uwaga nie dotyczy wszystkich panien. Są wyjątki.

Spojrzenie, jakie posłał Mai, nie uszło uwagi - Idy. Maja natomiast puściła jego słowa

mimo uszu.

O beczki nie musieli się kłopotać. Reijo zwiózł je sam, przetransportował łodzią

pięćdziesiąt sztuk, jedna po drugiej. Zajęło mu to wiele dni i kosztowało sporo wysiłku, ale

Reijo nie uważał tego za wyczyn. Czymś się trzeba zająć, żartował. Nie wybieram się jeszcze

na tamten świat, dodawał z uśmiechem, który przywracał mu chłopięcy urok.

Mężczyźni znosili glinę znad brzegu rzeki. Glinę kładziono u podstawy stosu.

- Niech się utytłają - powiedziała z satysfakcją Ida. Smolarze wykładali gliną cały

okrąg z pominięciem wąskiego odpływu prowadzącego od środka do obwodu.

Ida czyściła paznokcie zębami. Siedziała na nasypie nad mielerzem, kołysząc bosymi

stopami. Starannie ukrywała niezadowolenie, nie chciała, by ktokolwiek wziął ją za kłótnicę.

Anjo znalazła sobie miejsce obok dziewczyny. Ciekawa była, co się zdarzy, bo

wcześniej nie widziała Smolarzy przy robocie, choć w Alcie też parano się tym zajęciem.

Maja, miotając przekleństwa jak mężczyzna, zajęła się zdzieraniem kory z

drewnianych szczap. Korą pokrywano warstwę gliny.

- To nie jest praca dla ciebie - powiedział dobrodusznie Pekka i usiłował odebrać jej

drewno. Jego twarz pokrywały zaschnięte grudki gliny.

- Zabierz łapy - warknęła Maja, nie przerywając zajęcia. Fin wybałuszył oczy ze

zdumienia. - Smoła, którą wypalamy, i mnie pomaga przetrwać - dodała ostro. - Nie będę

siedzieć na tyłku i patrzeć, jak inni się pocą.

- Kobiece tyłki po to są tak duże, żeby baby miały na czym siedzieć. - Tuomas

przyszedł z odsieczą kompanowi.

Maja roześmiała się.

- Wszyscy wiedzą, że smoły nie będzie, jeśli kobiety mieszają się do roboty - upierał

się Tuomas.

Maja nie przestawała zdzierać kory.

background image

- Smoły nie będzie, jeśli nie ruszycie się z miejsca - syknęła. - A może wasze stopy po

to są tak duże, byście mieli na czym stać? - spytała złośliwie.

- Wystarczy - wtrącił się Reijo. Położył dłonie na ramionach Mai i zajrzał jej w oczy.

Jasna czupryna dotykała nieomal czoła dziewczyny. - Potrzebujemy ich pomocy, Maju. Oni

dobrze pracują, a ja mam dużo drewna. Jeśli pogoda się utrzyma, postawimy wiele mielerzy i

wiele beczek napełnimy smołą. Nie życzą sobie kobiet przy tej robocie. Szanuję ich zdanie.

- Nie potrzebujesz smoły - rzuciła Maja. - Masz złoto... Ugryzła się w język. Nie

powinna była wspominać o tym, nie przy obcych. Bóg jeden wie, co z nich za ludzie.

- Skończyło się - odrzekł pospiesznie Reijo w naiwnej próbie naprawienia szkody.

Zdradzało go jednak napięcie w głosie.

Ida westchnęła. Jej niechęć do smolarzy jeszcze wzrosła.

- Wyświadcz mi tę przysługę i trzymaj się z daleka od mielerzy - dodał Reijo, nie

patrząc Mai w oczy. Rzadko ją o coś prosił.

Maja zmiękła, zezłoszczona własną nieostrożnością.

- W przyszłym roku sama podpalisz stos - uśmiechnął się.

Stchórzył, taka myśl przemknęła Mai przez głowę.

Puściła polano. Nie oglądając się na nikogo, ruszyła w kierunku Idy i Anjo. Zacisnęła

powieki, słysząc złośliwy śmiech dwóch najemnych smolarzy.

Zignorowała ich. Położyła się na nasypie i wbiła wzrok w niebo.

Mężczyźni wymościli dół korą, potem przyszła kolej na długie szczapy. Układali je

promieniście w kształt ogromnego słońca. Ta czynność była bardzo pracochłonna, wymagała

bowiem precyzji i staranności. Honor smolarzy nie pozwalał, by ktokolwiek wyręczał ich

przy tym zajęciu i nieostrożnym postępowaniem niszczył warstwę kory.

Teraz dopiero przydały się silne dłonie pomocników.

Wysuszone kłody drewna układano w stos wokół młodego drzewka, które

umieszczano pośrodku. Od pnia drzewka na zewnątrz prowadziła rynna. Mężczyźni znosili

ciężkie bale. Stos rósł z wolna.

Wiał lekki wiaterek. Nie tak silny, by zakłócić proces rozpalania, chłodził tylko

spocone czoła i plecy.

Jeden po drugim zrzucali z siebie kurtki i koszule.

Ida obserwowała ich nagie torsy z dziewczęcym zaciekawieniem. Nie dziwiła się, że

przyjaciółki jej zazdrościły. Wiele by dały, by móc uczestniczyć w tym spektaklu.

background image

Knut zmężniał, dostrzegła to od razu, był silny i żylasty. Jak Heino. Za każdym razem

gdy podnosił kłody, pod jego gładką skórą napinały się mięśnie jak Z żelaza. Stos drewna

malał w oczach, mielerz wznosił się coraz wyżej.

Santeri był szczupły, ale dobrze zbudowany. Niewielkiego wzrostu, gdyby się

zaokrąglił w biodrach, wyglądałby jak beczka.

Wtedy mogliby się pomylić i zalać go smołą.

Ida miała dość niezwykle poczucie humoru.

Widok obu obcych smolarzy też nie był niemiły jej oczom. Ich los zależał w dużej

mierze od tężyzny fizycznej, więc prezentowali się niezgorzej. Nawet ojciec wyglądem

przypominał znacznie młodszych od siebie, uznała Ida. Naszła ją nagła myśl, że prowadząc

samotne życie marnotrawił swą męskość. Niejedna pragnęłaby mieć go u swego boku.

Ida wzdrygnęła się. Nie godzi się myśleć tak o własnym ojcu. Przeniosła wzrok na

Ailo. Jego opalony tors przybrał barwę skórzanych spodni, gdyby nie pasek, trudno byłoby

stwierdzić, gdzie zaczyna się odzienie.

Wzrostem dorównywał Santeriemu, a przewyższał go siłą. I wcale nie wyglądał jak

beczka.

Ida zerkała na Ailo spod przymkniętych powiek, tak by nikt tego nie zauważył, nikt

nie dostrzegł, gdzie błądzi jej wzrok...

Zerwała się na równe nogi, zaniepokojona własnym zachowaniem. Zaproponowała

Anjo spacer, ale ta odmówiła. Miała prawo przyglądać się mężczyźnie, którego kochała.

Wodzić oczyma po ciele, które pieściła.

Ida zastanawiała się, jak to jest...

Marudziła tak długo, aż Maja zgodziła się dołączyć do niej. Pracujących przy mielerzu

mężczyzn nie zaszczyciła ani jednym spojrzeniem.

Ale jedna para oczu śledziła sylwetkę Mai, póki obie dziewczyny nie znikły w lesie.

Mężczyźni nie przerywali pracy. Słońce coraz częściej chowało się za kłębiaste

chmury.

Karki sztywniały, pot lał się strumieniem, zmierzwione czupryny lepiły się do czoła.

Reijo zarządził krótką przerwę na posiłek.

Zmęczenie i głód nie sprzyjały wydajnej pracy.

Anjo rozpakowała jedzenie przygotowane przez Idę.

Ailo i Heino jedli pospiesznie, połykając wielkie kęsy i popijając chłodnym mlekiem,

które trzymano w nurcie rzeki.

background image

Wiedzieli, w którym kierunku ruszyły dziewczęta, i spodziewali się, że nie odeszły

daleko.

Ś

cieżka wiła się między młodymi brzozami. Bliskość rzeki sprzyjała wegetacji, więc

oprócz sosen rosło tam sporo innych gatunków drzew.

Zobaczyli dziewczęta za następnym zakrętem rzeki. Natura, szczodra matka,

utworzyła tam spokojne zakole, idealne wręcz do połowów i kąpieli.

- Powinniśmy byli jeść szybciej - mruknął Ailo i uniósł kąciki ust w uśmiechu.

Heino przytaknął bez słowa.

Rzeka skusiła dziewczęta. Nie miały zresztą nic innego do roboty, a w to odludne

miejsce rzadko kto zaglądał. Słońce spaliło obnażone ramiona, a woda cudownie chłodziła

ciało i duszę.

Na widok młodzieńców wyłaniających się Z lasu Ida pospiesznie naciągnęła na siebie

spódnicę. Zanim się zbliżyli, zdążyła jeszcze przerzucić koszulę przez głowę. Maja nawet się

nie poruszyła. Siedziała spokojnie w samej bieliźnie, a jej kształtne ramiona odbijały się

złocistą opalenizną od bieli tkaniny. Wilgotne włosy spływały miękkimi lokami. Wystawiła

odsłonięte kostki do słońca.

- Jesteś płochliwa - powiedziała do Idy.

- Może dlatego, że nigdy nie byłam zamężna - odrzekła Ida, gorączkowo i

bezskutecznie zaczesując włosy palcami. Nie zdobyła się na to, by spojrzeć na Ailo.

- Już obiad? - zdziwiła się Maja. Heino przysiadł na pniaku w pewnej odległości, by

się nie narzucać.

Ailo usadowił się między Mają a Idą.

- Obiad? - roześmiał się, jakby nie zauważając złośliwości w tonie siostry. -

Wyruszyliśmy, żeby was poszukać. Mogłyście się zgubić, a poza tym na samotne dziewczęta

czyha w lesie sporo niebezpieczeństw.

Ida zachichotała. Nawet Maja nie ukrywała rozbawienia. Pieszczotliwie potargała

czuprynę Ailo, brata niemal równego jej wiekiem, lecz na wiele sposobów od niej młodszego.

- Każdemu przyda się ochłoda - stwierdził Ailo i spojrzał z nadzieją na Idę. - Kto się

ze mną wykąpie?

- Ja już prawie wyschłam - oznajmiła Ida. Maja dała się namówić.

Ailo podciągnął nogawki spodni, Maja niebezpiecznie wysoko podkasała koszulę.

Ida spojrzała przez ramię wprost w oblicze Heino. Mogła przyglądać mu się bez

skrępowania, Heino bowiem nie odrywał wzroku od Ailo i Mai.

background image

Siedział okrakiem na pieńku. Pod cienką tkaniną spodni rysował się zarys silnych ud

młodzieńca.

Podobał się jej syn Petriego. Zastanawiała się, czy i Maja zauważyła, jaki jest męski.

Próbowała wypytać ją o Heino, ale siostra powiedziała jedynie, że dla Idy jest za stary.

Tak jakby Ida sama tego nie wiedziała.

Maja i Ailo opryskiwali się wodą. Brodzili na wyścigi pod prąd jak dwoje

rozbrykanych dzieci. Ich śmiech zlewał się z szumem rzeki.

Ida wykręcała koniuszki włosów. Żałowała teraz, że nie dała się namówić na ponowną

kąpiel.

No tak, ale propozycja padła ze strony Ailo. A coś nie pozwalało Idzie być mu

powolną.

Ś

miech Mai sprawiał jej radość, tak dawno go nie słyszała, jednak odczuwała

zazdrość.

To ją Ailo powinien gonić i opryskiwać wodą.

Podniosła się bezwiednie, wzięła buty i przepaskę do włosów i oznajmiła Heino, że

wraca do ojca.

Heino skinął głową ze zrozumieniem.

Ailo w lot pojął intencje dziewczyny i nie miał zamiaru pozwolić jej odejść.

- Ida! - krzyknął za nią i rzucił się susami przez rzekę ku miejscu, w którym zniknęła

w lesie.

Ida usłyszała go. Uśmiechnęła się nawet, widząc, jak brodzi w fontannach wody, ale

nie przystanęła. Wolno szła ścieżką.

Maja poruszała się leniwie. Od chwili zjawienia się Heino czuła na sobie jego wzrok.

Ż

aden mężczyzna nigdy nie patrzył na nią w ten sposób. Nawet Simon.

Zrobiło jej się chłodno, ruszyła więc do brzegu. Opuściła skraj koszuli; zanurzył się w

rzece, ale nie przejęła się tym zbytnio.

Była zupełnie przemoczona, Ailo nie żałował wody.

To nic. Słońce zrobi swoje. A nie przeszkadzało jej, że mokra bielizna aż nadto

uwydatniała jej wdzięki.

Nie wstydziła się swego ciała. Tylko twarz ludzie omijali spojrzeniami.

Zresztą te ciemne, płonące oczy dobrze wiedziały, co skrywa pod odzieniem. Heino

należał do tego gatunku mężczyzn, którzy potrafią dojrzeć rzeczy dobrze ukryte. Chyba z tego

względu Maja czuła wobec niego pewne onieśmielenie.

background image

Nie opuściły jej zakazane i niebezpieczne marzenia, choć nie przynosiły już radości.

Ani ciepła. Nocami jej ręce zabawiały się grzesznie z własnym ciałem, lecz choć dawały

zaspokojenie, to nie tłumiły tęsknoty. Nie można spełnić marzeń o miłości. Nie takiej, jaką

nosiła w sobie.

Pisklę wyleciało z gniazda, by już nie powrócić.

Maja miała też inne marzenia.

Na przykład, by wyjechać z osady nad fiordem.

Kobiety jednak nie wyprawiały się w drogę samotnie. Raija Alatalo mogła sobie na to

pozwolić, jej najstarsza córka już nie.

Pośród tych myśli Maja ujrzała Heino.

Wstał i szedł ku niej krokiem pewnym i zdecydowanym, jakby tylko na nią czekał. Od

dawna. Spotkali się tuż nad brzegiem, młodzieniec wszedł w wodę po kostki. W ich

spojrzeniach płonął ten sam ogień.

Heino objął dziewczynę ramieniem, drugą ręką ujął ją pod kolana i bez słowa wyniósł

na brzeg. Na pochyłość nad rzeką, w zielony cień pomiędzy brzozami, porośnięty mchem i

wrzosem. Tam gdzie smukłe witki brzozowe tworzyły zasłonę przed całym światem.

Ostrożnie położył ją na ziemi i usiadł obok. Blisko, lecz jej nie dotykając.

Heino wiedział, że Maja była żoną Simona, ale nie miało to dla niego żadnego

znaczenia. Znał jej imię i to mu wystarczało. Pragnął powiedzieć coś, co zrobiłoby na niej

wrażenie.

Nigdy dotąd nie przeżywał nic podobnego. Wyciągnął dłoń, podłożył ją pod policzek

Mai i obrócił do siebie. Krople wody spływały z jej włosów, skóra była chłodna. Pogładził ją

pieszczotliwie.

Maja nie odsunęła się. Heino czubkami palców przesunął po bliznach. Usta Mai

zadrżały, ale w geście chłopaka nie było wzgardy, tylko bezmierna czułość.

Potem cofnął dłoń i przysunął twarz do jej twarzy. Zawisł oczyma na jej wargach.

Pocałunek był jak dotyk, jak pieszczota. Tak samo ciepły i czuły.

I krótki.

- Postępuję wbrew twojej woli? - spytał cicho.

Maja potrząsnęła głową. Wbrew woli? Nie znała nikogo, kto by o to zapytał. Heino

był inny. Inny niż mężczyźni, których znała. Inny niż ci, o których marzyła.

Objął ją, miał rozgrzane ciało. Maja drżała z zimna. Jej ubranie leżało nad rzeką, a

promienie słońca nie przedzierały się przez gęstwę drzew.

background image

- Tak dawno nie tuliłem kobiety - powiedział. To było tamtej nocy, sześć miesięcy

wcześniej, w trakcie zabawy z rybakami w Finnmarku. Całą wieczność temu. Heino nie

kłamał, już sam ten fakt napełniał go zdumieniem.

- Dawno nikt mnie nie tulił...

Heino usłyszał głos dziewczyny. Ukazał mu się obraz Simona i zaraz zniknął. Simon

nie żyje. Do zmarłych nic nie należy.

Niebawem skończy się przerwa na posiłek. Może już się skończyła. To szaleństwo,

wszyscy dostrzegą ich nieobecność, a Heino nie chciał narażać Mai.

Tyle że chwila była jak stworzona, by przedrzeć się przez mur, który zbudowała

wokół siebie. Niczego bardziej nie pragnął.

Heino Aalto nigdy nie się nie cofał. Nawet jeśli groziło mu niebezpieczeństwo.

Tym razem nie czynił nic złego. To, czego pragnął, było dobre.

Usta i oczy dziewczyny przyciągały go z magiczną siłą. Nigdy nie spotkał takich oczu,

takich miękkich warg.

Bez namysłu ucałował je ponownie, a dziewczyna nie stawiła mu oporu. Jej dłonie

pieściły plecy Heino, napełniały go rozkoszą.

Podciągnął ją w górę, wsunął dłonie pod wilgotną koszulę. Pomogła mu pozbyć się

paska, a on gorączkowymi ruchami uwolnił ją od resztek mokrej bielizny, która oblepiała jej

uda. Był jak nieprzytomny, ślepy z pożądania.

Heino oparł dziewczynę o pień brzozy, przycisnął do białej kory i wszedł w nią. Ręce

Mai zamknęły się na szyi młodzieńca, nogi na jego biodrach. Stali się jednym ciałem, jedną

namiętnością, poruszali w tym samym rytmie. Wargi całowały w bezgranicznym za-

pamiętaniu.

Nie spieszyli się, choć zżerał ich ogień namiętności. Nie musieli rozmawiać. Ich ciała

porozumiewały się bez zbędnych słów, szukając spełnienia...

Ailo dogonił Idę bez trudu. Przekomarzając się, zeszli znów nad rzekę i usiedli na

kamieniach. Dowcipkowali i śmiali się nieustannie.

- Robota czeka - powiedział niechętnie Ailo po dłuższej chwili.

Ida wiedziała o tym od dawna. Zastanawiała się, czy Maja i Heino znaleźli wspólny

temat do rozmowy.

A może wrócili do tamtych? Wtedy wszyscy pomyślą, że ona ugania się za Ailo. To

byłaby krzycząca niesprawiedliwość.

- Zapomniałem butów - rzucił ze złością Ailo. - Wrócisz ze mną?

Ida skinęła głową. Chociaż chciała nią potrząsnąć.

background image

Ailo ruszył przodem. Ścieżka była wąska, porośnięta gęstwiną zarośli po obu stronach,

tak że nie mogli iść obok siebie. To dobrze, pomyślała Ida. Wolała posuwać się za nim,

patrzeć na niego bez skrępowania...

Choć spacer u boku Ailo byłby równie przyjemny, połączyłby ich w innej wspólnocie.

Tylko między nią a Ailo mogła istnieć taka więź. Gdyby mieszkał z nimi, zostałby jej

najlepszym przyjacielem.

Kiedy zbliżyli się do zakola rzeki, Ailo zatrzymał się raptownie. Te dźwięki docierały

do niego od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz uświadomił sobie, jakie jest ich źródło.

Cofnął się i wpadł na Idę. Wepchnął ją do lasu, chciał uchronić od tego widoku.

Była jeszcze taka niewinna.

Za późno.

Ida zobaczyła Maję, jej okryte bielą ciało owijało się wokół ciała Heino. Brunatne

dłonie Heino pod jej koszulą. Poruszali się w obłąkanym rytmie, razem, ku sobie, połączeni

pocałunkiem, który nie miał początku ani końca.

Ida bladła i rumieniła się na przemian. Obróciła się tyłem, choć jakaś cząstka w niej

wciąż chciała patrzeć. Uczyć się. Ailo objął ją łagodnie, splótł palce w talii dziewczyny,

wsparł policzek na jej rudych włosach. Teraz spoglądali w tym samym kierunku. Ku rzece.

- Nie możemy wrócić przed nimi - szepnął Ailo. - Wtedy domyśla się wszystkiego.

Powiemy, że kąpaliśmy się i zapomnieliśmy o bożym świecie...

- Cały czas zastanawiałam się, czy potrafią rozmawiać ze sobą. - Ida drżała. Nie

potrafiła wyrzucić z pamięci obrazu spleconych ze sobą kochanków.

- Takie rzeczy się zdarzają - tłumaczył Ailo. - To nie musi być złe i grzeszne, choć

znają się tak krótko...

Ida nie wiedziała, co sądzić na ten temat. Siostra wydawała się jej dotąd osobą

pozbawioną uczuć. Dostrzegła jednak od samego początku, że Maję i Heino połączyła jakaś

niezwykła więź.

- Nie wiedziałaś, jak to jest?

- Skąd miałam wiedzieć? - odrzekła bezradnie. - Dziewczęta nie rozmawiają o takich

sprawach.

Ailo przytulił ją przyjaźnie i rzucił wzrokiem za siebie. Zobaczył, że Heino opuszcza

Maję na ziemię, obejmuje ją z bezgraniczną czułością. Ujrzał ramiona Mai spoczywające

ufnie na szyi młodzieńca.

Wymienili jakieś słowa, nie wiedział jakie, nie chciał wiedzieć. Życzył siostrze

szczęścia bardziej niż komukolwiek.

background image

Ostrożnie odsunął Idę od siebie.

- Poczekamy na nich w innym miejscu. Nie muszą wiedzieć, że poznaliśmy ich

tajemnicę.

Ida przystała na tę propozycję bez wahania. Nie miała pewności, jak się zachowa, czy

nie zdradzi się spojrzeniem.

I zastanawiała się, jak to jest.

Co innego widzieć, co innego czuć.

background image

6

Wrócili razem. Praca trwała w najlepsze. Wokół drzewka, zwieszającego się zieloną

koroną nad mielerzem, wyrósł ogromny stos drewna.

Ida ponownie zmoczyła włosy, by uwiarygodnić historyjkę o kąpieli, ale jej policzki

pałały, kiedy Ailo opowiadał o ożywczo chłodnej wodzie.

- Zapewne - stwierdził Santeri z błyskiem w oku. Ida zrozumiała natychmiast, że

Santeri wie swoje, może i co do niej snuje pewne domysły. Zaczerwieniła się jeszcze bardziej

i miała ochotę wykrzyknąć, że to nieprawda, ale nikt już nie zwracał na nią uwagi.

To Maja powinna oblać się rumieńcem, ale wydawała się zupełnie nieporuszona.

Wyszła z lasu niewinna jak aniołek, niosąc buty Ailo. We włosach miała liść, ale przecież

mógł się tam zaplątać przypadkiem.

Trzymała się z daleka od Heino. Jej policzki nie pałały, oczy nie płonęły. Nie było w

niej nic, co przypominałoby zachowanie Elise i Mattiego. Nic, co świadczyłoby o miłości.

Więc jak mogła...? Jeśli nic nie czuła? Więc skąd brała się nieziemskość tego aktu,

skoro nie było w nim cienia uczucia? Czy można pokochać kogoś, kogo poznało się

poprzedniego wieczora?

Ida nie znajdowała odpowiedzi na żadne z dręczących ją pytań.

Nawet Heino wyglądał zwyczajnie, ale Ida wymyśliła sobie, że mężczyznom łatwiej

zachowywać pozory. Mieli wprawę. Większość młodzieńców gotowych do żeniaczki

chwaliła się wcześniejszymi podbojami. Akceptowano to. Jeśli, rzecz jasna, w ich

opowieściach tkwiło choć ziarno prawdy.

Ida popadła w zadumę. Usiadła, unikając towarzystwa Anjo i Mai. One były dorosłe,

wiedziały. Ida poczuła się nagle jak małe, nierozgarnięte dziecko.

Stos rósł, wyglądaj jak zamek, nad którym niby sztandar powiewała zielona korona

sosny.

Czarno - zielona była flaga prostych ludzi. Czarna jak krople smoły, zielona jak igły

sosny. Czerń i zieleń to kolory ludu. Reijo krążyły po głowie wzniosłe myśli, gdy kładł na

mielerz kolejne kłody drewna. Nie pamiętał o grudkach drogocennego kruszcu, które ukrył w

skrzyni koło łóżka. Dzięki nim mógłby żyć dostatnio, ale nie chciał. Znał swoje miejsce i

jedyne, czego pragnął, to umrzeć takim, jakim się urodził. I niech młode sosny rzucają cień na

jego grób.

W odległej, miał nadzieję, przyszłości.

background image

Reijo pocił się, czuł się jak roślina, która puszcza soki. Dziwne porównanie, ale

ostatnio Reijo przychodziły do głowy dziwne myśli. Może zbyt mało przebywał z ludźmi?

Samotność źle wpływa na stan duszy.

Chłopak, którego przyprowadził Knut, to tęgi robotnik. Silny, uparty, przypominał

ojca. Gdyby Petri nie spotkał Raiji, to Heino nie pojawiłby się tutaj...

I znów te dziwaczne myśli.

Reijo odepchnął je od siebie. Rzucił okiem na pochyłość, na której siedziała Ida.

Sama, to nie było do niej podobne, zapewne pokłóciła się z Ailo. Jeszcze nie dorosła,

pomyślał z troską. Miał nadzieję, że Ailo wykaże się rozsądkiem i powstrzyma swoje żądze.

Jeśli było tak, jak myślał. A było.

Reijo dobrze pamiętał własną młodość. Krew wrzała w żyłach. Zawsze jest tak samo.

Lubił Ailo. Nie miał nic przeciwko jego związkowi z Idą.

Maja rozmawiała z Anjo.

Lekko zaróżowiona na policzkach, o wargach czerwonych i błyszczących.

Syn Petriego miał ślady na plecach. Odciski drobnych palców...

Reijo spostrzegł to od razu.

Nie był pewien, czy wnioski, które wysnuł, przypadły mu do gustu, ale to nic nie

oznaczało.

Pisklę wyfrunęło z gniazda.

Zbliżała się pora obiadu.

Smolarze z Tornedalen dostąpili zaszczytu położenia ostatniego kręgu, starannego

wykończenia mielerza. Pośpiech nie był wskazany.

Pozostali mężczyźni ruszyli na wzgórza po darń. Trzeba jej było sporo do przykrycia

stosu i uszczelnienia boków. I ta czynność wymagała niezwykłej staranności. Stos musiał

płonąć równomiernie i utrzymywać stałą temperaturę.

Znosili płaty darni i układali je wokół mielerza. Nadszedł czas na porządny posiłek.

- Nie wszystko trzeba traktować ze śmiertelną powagą - zauważył Santeri, ocierając

brudną dłonią pot z czoła. Jego twarz była czarna od ziemi. - Niektórzy zresztą dobrze się

bawili. Tylko się kąpaliście?

Roześmiał się szczerze, a Ailo i Heino dołączyli do niego. Ida nie była w stanie. Nigdy

nie pojmie męskich reakcji.

Podczas przedpołudniowej przerwy Reijo i Santeri rozciągnęli sieć w poprzek rzeki.

Teraz brodzili w wodzie i wprawnymi ruchami wyłuskiwali z oczek tłuste łososie. Podnosili

je w górę triumfalnym gestem, by pokazać, że obiad jest gwarantowany.

background image

Heino przytknął dłonie do ust i krzyknął:

- Dobra robota, chłopcy! Jest ich więcej?

Łososi było osiem.

Usmażyli je nad ogniskiem. Jedli palcami z blaszanych i drewnianych talerzy, z

odrobiną masła i ogromnymi kawałkami ciemnego chleba. Zagotowali kawę, zasłużyli sobie

ciężką pracą na taki zbytek. Ida doprawiła kawę odrobiną mleka, a mężczyźni czymś

mocniejszym z flaszek, które powyciągali z wewnętrznych kieszeni. Heino nie pił, zauważyła

Ida. Może przez wzgląd na Maję?

A przecież wcale na nią nie patrzył. Po tym, co przeżyli razem?

Po obiedzie przyszedł czas na wypoczynek. Mężczyźni wyciągnęli się leniwie na

mchu. Dwaj Smolarze z Tornedalen oddalili się od reszty. Prowadzili cichą rozmowę po

fińsku. Ida wyłapywała poszczególne sylaby, ale nie potrafiła złożyć z nich rozsądnej całości.

Niepokoiło ją zachowanie tej dwójki. Dziwne, że trzymali się na uboczu...

Może czuli się obco?

Ida unikała Mai. Omijała ją szerokim łukiem, nie zauważając, że sama stroni od

towarzystwa.

Santeri opowiadał anegdoty przy dogasających resztkach ogniska. Knut oparł głowę o

kolana Anjo. Maja siedziała obok, Reijo też. Ida nie poszukała wzrokiem Ailo. Santeri był

ś

wietnym gawędziarzem, ale dziewczyna znała wszystkie jego historie w niezliczonych

wariantach. Z pewnością wybaczy jej, jeśli tym razem nie usiądzie u jego stóp.

Samotność zakłócił jej Heino. Przycupnął na pniu drzewa zwalonego podczas

wiosennych burz. Ida miała ochotę wstać i odejść, ale nie zrobiła tego.

- Uciekasz od nas - zauważył. Na brzmienie jego głosu Idzie przebiegły po plecach

rozkoszne ciarki. Nie Heino to sprawiał, tylko sam głos...

- Znam opowieści Santeriego.

Roześmiał się, śmiech Heino też brzmiał sympatycznie. Idzie jednak nie spodobało się

to, że dołączył do niej. Powinien być przy Mai...

- A ty umiesz opowiadać? - zaciekawił się. Ida gapiła się na niego. Miał zamiar

wypytać ją o Maję? I co tu odpowiedzieć? Może milczeć?

- Interesuje mnie twój ojciec - ciągnął Heino. - Opowiedz mi o Reijo!

- O tatku? - zdziwiła się. - A co tu jest do opowiadania?

Heino wzruszył ramionami.

background image

- To niezwykły człowiek, nieprawdaż? I miał za żonę niezwykłą kobietę, tak

przynajmniej mówią. Wychował stadko dzieci bez niczyjej pomocy. Nie sądzisz, że wiele dał

z siebie?

Ida nigdy nie patrzyła na to od tej strony. I ani siebie, ani swojego rodzeństwa nie

uznawała za stadko.

- Tatko jest po prostu... dobry - wyszeptała onieśmielona. Odszukała Reijo wzrokiem i

utwierdziła się w miłości do ojca.

- Dziwne, że się powtórnie nie ożenił...

O tym też nigdy dotąd nie myślała. Nie chciała jednak rozmawiać na ten temat z

nieznajomym.

- Zapewne uważa, że jest mężem... mojej mamy. Mama zniknęła, ale tato powtarza, że

była jego najlepszym przyjacielem.

- To ładne słowa - stwierdził uroczyście Heino.

Ida nie mogła odgadnąć jego intencji. Czyżby Heino, w przeciwieństwie do innych

mężczyzn, nie gardził kobietami?

- Jest młody, przynajmniej jak na ojca - ciągnął. Ida skinęła głową. Opowiedziała o

zazdrości przyjaciółek. Niektóre nawet otwarcie zalecały się do Reijo.

Heino skwitował tę uwagę uśmiechem.

- Może dlatego tak dobrze nas rozumie. Jest w równym stopniu ojcem jak kompanem.

- Nie doskwiera ci samotność?

- Pragnęłabym, by Maja wróciła do nas - odrzekła szczerze, zadowolona że Heino

zmienił temat. Przeczucie mówiło jej, że chciał zapytać ją o coś znacznie istotniejszego. I

przeczucie podpowiadało jej, że Heino zna już odpowiedź. - Tylko że Maja jest uparta i

zostanie w domku nad rzeką. Wiesz, że należał do mamy? Do mamy i ojca Knuta. Tato i

ojciec Knuta zbudowali go dla niej. Myślę, że już wtedy ją kochał, ale uznał, że Kalle stanowi

lepszą partię. Już taki jest, myśli o innych. Pewnie dlatego Maja nie chce się przeprowadzić.

Tamten dom należy do niej, ten nasz na cyplu do Reijo.

Heino rozumiał więcej, niż Ida mogła przypuszczać. Więcej, niż ona sama pojmowała.

- Simon powinien był zostać - stwierdził. - Nie zdawał sobie sprawy, co traci.

- Słyszałeś jej słowa - przypomniała. - Nie łączyło ich wielkie uczucie.

- Simon był dobrym człowiekiem. Ida wzruszyła ramionami.

- Wiem, że o zmarłych nie mówi się źle, ale nie przesadzajmy. Był kobieciarzem,

korzystał z każdej okazji.

- Na ciebie też nastawał? - spytał. Ida wzdrygnęła się.

background image

- Nie otwarcie. W końcu pokochał Maję. Gdyby jednak dbał o nią od samego

początku, nigdy nie okazałaby mu lekceważenia...

Ida zamilkła i zajrzała w ciemnobrązowe, niemal czarne oczy Heino.

- Dlaczego mówię ci to wszystko? - zdziwiła się. Heino rozłożył ramiona.

- Bo nie jestem kobieciarzem - powiedział.

- Unikasz jej od chwili, kiedy wróciliśmy. Heino milczał. Ida zaczerwieniła się po

koniuszki włosów.

- Widziałaś nas, prawda? Pokiwała głową, unikając jego wzroku.

- I co o mnie myślisz? - spytał. - Mnie nie unikasz. Jesteś zła na Maję? W takim razie

powinnaś być zła i na mnie...

- Nie jestem zła... W geście zażyłości Heino położył dłoń na kolanie dziewczyny. Ida

spłoszyła się, spojrzała ku ognisku. Nikt nie patrzył w tym kierunku.

- Boisz się mnie? - Nie.

- Więc nie wiesz, co masz sądzić o tym, co ujrzałaś? Ida gwałtownie zaprzeczyła, ale

zaraz potem pokiwała głową. Nie odważyła się zajrzeć w twarz temu dojrzałemu mężczyźnie,

który tak wiele rozumiał. I o wszystkim potrafił rozmawiać.

- Co myślisz o Mai?

Wymówił jej imię tak jak należy. Z fińskim akcentem. Ida nie znalazła właściwych

słów, więc milczała.

- To źle o niej nie świadczy. Uwierzysz mi, jeśli powiem, że to się po prostu stało? Bo

było nam pisane?

- Nie wiem...

- Wierzysz w wielką miłość? Nic nie odrzekła, zresztą Heino nie dał jej dojść do

słowa.

- Ona istnieje. Wielka, wszechogarniająca miłość. Tyle że jej oblicze jest za każdym

razem inne. Rozumiesz?

Ida przytaknęła. Myślała podobnie, wmawiała sobie tylko, że nigdy się nie zadowoli

namiastką uczucia.

- Czasami trafiasz wprost do raju - tłumaczył. - Jeśli spotkasz właściwą osobę we

właściwym miejscu o właściwym czasie. To, co zdarzyło się między mną a Mają, było

piękne. Nie wolno ci myśleć inaczej. Przeraziła cię ta scena, bo nie dostrzegłaś w niej uczuć.

Ale są, uwierz mi na słowo.

- Co teraz będzie? - spytała cicho i niepewnie. - Z tobą i z Mają?

- Nie wiem - odrzekł szczerze. - Nie muszę wiedzieć, co się zdarzy jutro.

background image

- Maja z nikim nie rozmawiała tak jak z tobą. Na chwilę twarz Heino rozjaśniła się w

uśmiechu.

Nie wyglądał tak surowo, kiedy się uśmiechał. Ida nie miała odwagi poprosić, by

czynił to częściej.

- Twoja siostra jest dobra, Ido - powiedział. - Nie znałem dotąd nikogo takiego jak

ona. Nie myśl o mnie źle!

Są chwile w życiu, kiedy trzeba zawierzyć instynktowi.

Wstał, uśmiechnął się do niej i spokojnie wrócił do ogniska.

Różnił się od Simona, bardzo się różnił. Ida nie mogła się teraz sobie nadziwić, że

porównywała tych dwóch mężczyzn.

Miało się już ku wieczorowi, kiedy zaczęli zakrywać stos. Należało to uczynić w taki

sposób, by zielona korona sosny nie doznała uszczerbku. Miała dumnie wznosić się do nieba,

póki ostatnia kropla smoły nie spłynie do beczki.

Mielerz ze wszystkich stron uszczelniono darnią. Biada temu, kto by to uczynił mało

starannie! Powietrze nie mogło mieć dostępu do drewna, tylko u samego dołu zostawiano

szparę, w miejscu gdzie podpalano stos. Potem i ten fragment zakrywano darnią,

pozostawiając jedynie kilka otworów zapewniających przewiew.

Smolarze nie podpalili stosu. Zrobiło się późno i powiał lekki wiatr.

Poza tym Tuomas i Pekka dali wyraźnie do zrozumienia, że nie życzą sobie obecności

kobiet przy tej najważniejszej czynności.

- Już i tak źle się stało, że kręcą się tu baby - powiedział zjadliwie Tuomas i splunął w

kierunku Mai.

Maja nie dała się sprowokować.

- Ciekawa jestem, co za baba wyrządziła ci krzywdę - odrzekła jedynie.

- Duchom się to nie podoba. - Tuomas pociemniał na twarzy, udając, że nie dosłyszał

jej uwagi. - Duchom należy się szacunek. Nie lubią, kiedy kobiety kręcą się przy męskiej

robocie.

- Duchy mają więc źle w głowie jak co poniektórzy - odrzekła kwaśno Maja, dając

wyraźnie do zrozumienia, że nie darzy smolarzy szacunkiem.

Ale nie zaprotestowała i razem z Anjo i Idą ruszyła w powrotną drogę. Na odchodnym

zapytała jedynie, czy mężczyźni sami przyjdą po jedzenie, czy też któraś ze znienawidzonych

bab ma przebrać się w spodnie na tę okoliczność.

- Bez nas zagłodzicie się na śmierć. Chyba że duchy zatroszczą się o posiłek.

background image

- Przyjdziemy - zapewnił ją Reijo, szczęśliwy, że pozbędzie się Mai i jej kąśliwych

uwag. I że na jakiś czas utrzyma ją z dala od syna Petriego.

Mężczyźni zostali przy mielerzu po to, by go chronić na wypadek, gdyby jakiś

konkurent do czarnego złota zechciał pomieszać im szyki. Może nawet podpalić stos, jeśli

wiatr by ucichł, a pogoda się ustabilizowała.

Ida wiedziała, że powyciągają flaszki ukryte w wewnętrznych kieszeniach kurtek i

będą opowiadać sobie historie. I będą śmiać się i radować tak jak w poprzednich latach...

Trochę im zazdrościła.

Rozpalaniu mielerzy towarzyszyły śpiewy, zabawa i wesołość... Tak bywało do tej

pory. Schodziło się pół wioski, mnóstwo młodzieży.

W tym roku smolarze nie życzyli sobie obecności kobiet. Całą radość zachowywali

dla siebie.

Wkrótce kobiety natknęły się na Sedolfa i Emila. Wypukłe kieszenie młodzieńców

ś

wiadczyły o tym, że cały prowiant mieli w płynnej postaci.

Emil spoglądał na Idę tęsknym wzrokiem.

- Wracacie do domu? - zdziwił się.

- Duchy nie lubią spódniczek - wyjaśniła Ida. Dziwaczne zachowanie smolarzy nagle

wydało się jej zabawne.

Emil nie wiedział, na co się zdecydować. Dołączyć do mężczyzn, czy pójść za Idą.

- Nie powinien was kto odprowadzić do wioski? Maja prychnęła pogardliwie.

- Też mi się znalazł obrońca! Damy sobie radę bez twojej pomocy.

Dylemat Emila został rozwiązany. Ida była wdzięczna Mai, ale nie powiedziała tego

głośno.

Sofia i Henriettę również pięły się pod górę, wystrojone z umiarem, tak by nie

wzbudzać podejrzeń rodziców.

- Zawracajcie - poleciła im Ida. - W tym roku przedstawienie wyłącznie dla mężczyzn.

- Co ty mówisz? - zdziwiła się Sofia.

- Przegonili nas - wyjaśniła Maja. - Chcą być sami, trudno. Nie będę błagać ich o

pozwolenie.

Dziewczęta spuściły nosy na kwintę i zawróciły. Co rusz rzucały ukradkowe

spojrzenia na Anjo, ale nie miały śmiałości się odezwać.

- Knut to mój mąż - powiedziała Anjo, kiedy już zbliżały się do domu Mai.

Dziewczęta roześmiały się nerwowo.

- Jestem znacznie starsza od niego. Sama się dziwię, że mnie zechciał!

background image

Szczerość Anjo stopiła lody. Ta kobieta miała niezwykły dar zjednywania sobie ludzi.

Plotki już zaczęły krążyć, choć nikt jeszcze nie widział Anjo z bliska. Poza Indianne,

ale jej trudno wierzyć. Opisała żonę Knuta w sposób groteskowy, jakby miała na myśli kogoś

innego, a nie tę roześmianą, sympatyczną osobę.

Ida zaprosiła wszystkie na cypel. Sofia i Henriettę dały się przekonać, ale Maja

odmówiła.

- Muszę się przespać - ucięła dyskusję. Ida uważała, że Maja nie powinna zostać sama.

Tylko że starsza siostra rzadko zmieniała raz powziętą decyzję.

Pożegnały się przy domu Mai.

Zapadała noc. Niebo zachmurzyło się, tylko na zachodzie było ciemnobłękitne, resztę

spowijały szare kłęby chmur. Na szczęście chmury trzymały się wysoko nad wierzchołkami

gór, co dawało nadzieję na rychłe wypogodzenie.

- Żeby tylko nie spadł deszcz. I żeby nie wiało. - Ida była zaniepokojona, a dziewczęta

z wioski podzielały jej troskę. Znały się trochę na smolarstwie, tylko Anjo za każdym razem

dowiadywała się czegoś nowego.

- Ciągnęłoby przez darń - wyjaśniła Henriettę, a Anjo pojęła jej tok myślenia. Trzeba

wielu sprzyjających okoliczności, zanim powstanie smoła do smarowania ścian, uszczelniania

burt łodzi i leczenia chorób.

Do domu na cyplu dotarły rozszczebiotane. Anjo czuła się starsza od nich, ale nie jak

matka, nie jak ktoś z innego pokolenia. Dziewczęta traktowały ją przyjaźnie i nie wyłączyły

ze swego grona.

Anjo schowała radość w sercu. Opowie o niej mężowi. Knut obiecał, że przyjdzie po

jedzenie i spędzi z nią noc. Anjo potrzebowała poczucia bezpieczeństwa, codziennie musiała

się upewniać, że należą do siebie.

Dotąd Knut jej nie zawiódł. Choć ta szczupła dziewczyna nad rzeką napędziła Anjo

stracha. Zabolały ją wyzwiska, ale tkwiło w nich ziarenko prawdy.

Były takie młode. Jak jej Knut.

Pranie powiewało wesoło na rejach, kołysał nim rześki wiatr znad morza. Dopiero

stanąwszy na progu domu, zorientowały się, że taniec wiszącej bielizny zbyt jest ożywiony.

Ktoś pociął ją na wąskie pasemka, sztuka po sztuce.

Anjo rozpłakała się, kiedy obeszła podwórze, robiąc rachunek strat.

- To przeze mnie.

Wszystkie jednocześnie pomyślały o Indianne.

background image

Ubranie nie znaczyło wiele dla mężczyzn. Mężczyzna na co innego skierowałby

zemstę. Na coś, co miało wartość w jego oczach.

Kobieta znała cenę odzienia.

- Idę po Knuta. - Ida dyszała wściekłością. - Nie obchodzi mnie, jak zareagują na mój

widok.

Nie zaprotestowały.

- Najszybciej biegam - dodała na wszelki wypadek. - Zostaniecie z Anjo?

Sofia i Henriettę pokiwały głowami. Wiedziały, że ich zachowanie nie zyska aprobaty

rodziców. W takie rzeczy nie wolno się mieszać, zwłaszcza jeśli zdarzyły się w domu na

cyplu.

Ale były lojalne. I zaciekawione. Dalszym ciągiem, widokiem Knuta u boku Anjo.

Zaryglowały drzwi.

Ida popędziła do mielerza najkrótszą drogą. Nie dbała o to, co duchy sobie pomyślą.

Powinny mieć dość rozsądku, by zrozumieć powagę chwili.

background image

7

Ida zabrała z sobą Knuta, Ailo i Heino. Reijo także chciał ruszyć do domu, ale trzej

młodzieńcy przekonali go, że sprawa nie jest aż tak poważna.

Mielerz należał do Reijo, obyczaj nakazywał mu być przy nim.

- Indianne nie popełniłaby takiego głupstwa - myślał głośno Knut. - Po co miałaby to

robić?

- Zraniona miłość - powiedział Heino.

- Nie była moją dziewczyną...

- Ale wpuściła cię do alkowy - wycedził Ailo. - Może liczyła na więcej.

- Taka miła dziewczyna! - Knut nie dawał za wygraną. - To sprawka jakiegoś

szaleńca.

- Tylko kobieta mogła zrobić coś takiego - stwierdziła Ida. - Do twojego powrotu

nasze pranie było bezpieczne. Do twojego powrotu z Anjo - dodała.

- Czy Anjo bardzo jest roztrzęsiona? - spytał Knut po raz tysięczny.

Ida cierpliwie odpowiadała, że Anjo jest, rzecz jasna, podenerwowana, ale nie została

sama. Heino nie poszedł na cypel.

- Nasza kłótnica też potrzebuje opieki - tłumaczył się. Knut nie miał czasu, by

zastanawiać się nad nagłym zainteresowaniem, jakie Heino okazywał Mai. Dość się nasłuchał

dowcipów o różnicy wieku.

Chłopaki z wioski, dawni towarzysze zabaw, nie przebierali w słowach po wypiciu

paru głębszych. Sedolf i Emil widzieli Anjo i z prostacką bezpośredniością wyjaśnili

Knutowi, że, owszem, Anjo nadaje się na materac, ale po co od razu się z taką żenić?

Anjo zdążyła już osuszyć łzy i zdjąć żałosne szczątki prania. Ktoś starannie wykonał

swą niecną robotę, nie ocalała ani jedna sztuka garderoby. Przy pomocy Sofii i Henriettę

ułożyła bieliznę w stos i spaliła. Kiedy zjawili się Ida, Knut i Ailo, spopielale resztki wciąż się

tliły.

Jeśli któraś z dziewcząt wątpiła do tej pory w szczerość uczuć Knuta, to musiała

zmienić zdanie. Knut przytulił Anjo mocno, pocieszał, gładził po włosach i całował w czoło.

Nie były przyzwyczajone do takiego widoku. Ludzie z wioski nie wystawiali emocji na widok

publiczny.

- Uduszę ją własnymi rękoma, jeśli okaże się, że to ona! - Knut nie znal litości.

background image

- Daj spokój, przebolejemy tę stratę - Anjo studziła gniew męża. - Nie bądź

małostkowy.

- Indianne wspominała o tobie - powiedziała cicho i niepewnie Henriettę. Była w tym

samym wieku co Knut, znała go dobrze, zanim wyjechał. Teraz się zmienił w mężczyznę, w

którym mogłaby się zakochać. Gdyby nie Anjo.

- Ledwie ją pamiętam - westchnął Knut. - Po co miałaby się mścić?

Dziewczęta nie znały odpowiedzi, ale wszystkie trzy zdawały sobie sprawę, że

Indianne jest zdolna do takiej podłości. Dla niej ten czyn mógł mieć jakiś przewrotny sens.

Knut opadł z sił, nie chciał wracać do mężczyzn.

Wiatr zresztą nie ucichł i nic nie wskazywało na to, że niebo rozchmurzy się w ciągu

nocy. Nie rozpalą mielerza przed rankiem, a Knut nie miał ochoty wystawiać się na drwiny

dawnych kompanów.

Sofia i Henriettę zbierały się w drogę powrotną. Porządne dziewczęta nie powinny

włóczyć się samopas w poniedziałkowy wieczór.

- Przekażcie Indianne, że chcę z nią pomówić - oznajmił im Knut, a w jego głosie

pobrzmiewała groźba.

Skinęły potulnie głowami. W głębi duszy marzyły jednak, by to nie Indianne

dopuściła się niecnego czynu. Z tym nowym Knutem nie było żartów.

Ida nie mogła znaleźć sobie miejsca. Wydarzenia tego krótkiego dnia odebrały jej

spokój. Sen nie przyjdzie tak łatwo.

Usiadła na kamiennym stopniu prowadzącym do sauny.

Knut i Anjo nie szukali towarzystwa. A Ailo nie miał nic przeciw temu, by

porozmawiać tylko z Idą.

- Postarzałam się dziś co najmniej o dwa lata - stęknęła Ida. - Nic już nie będzie takie

jak dawniej.

Ailo wykrzywił twarz. Nie usiadł, czuł się trochę niepewnie. Oparł się o ścianę obok

Idy. Nie powinien był tyle pić, teraz już wiedział, ale ostatnie zdarzenia przywróciły mu

trzeźwość.

- Miałaś długą rozmowę z Heino? Ida zdumiała się. Więc jednak ich zauważył.

- Lubię go - powiedziała.

- Pomimo wszystko? - W oczach Ailo zamigotał uśmiech.

Ida skinęła głową. Nie miała ochoty się z nim sprzeczać.

- Nasza siostra zrobiła na nim ogromne wrażenie - ciągnął Ailo. - Opowiadał o niej

cały wieczór. Nie sądziłem, że jest taki szybki. Muszę się jeszcze sporo nauczyć...

background image

Ida zignorowała tę uwagę.

- Musimy schować to przeklęte złoto. - Myśli dziewczyny przeskakiwały z tematu na

temat.

- Przez Maję?

Ida znów przytaknęła. Nie mogła pozbyć się niepokoju.

- Nie podobają mi się ci dwaj, których przyprowadził Santeri. Nie chodzi wyłącznie o

ich stosunek do kobiet. Mam dziwne przeczucia.

- Musimy powiedzieć o tym Knutowi. Zadbam o to, by przenieść gdzieś tę część

kruszcu, którą ukryliśmy w domku Mai. Ci dwaj nie znają tych stron, więc nic nie znajdą.

- Co zrobisz ze złotem? - spytała Ida. Przekrzywiła głowę, patrząc w górę. Ailo wciąż

miał brudną od ziemi twarz i rozwichrzone włosy. Stał, złożywszy ramiona na piersiach.

- Pomogę swoim - odrzekł bez zastanowienia, jakby to było oczywiste. - Umiemy żyć

w harmonii z górami, ziemią i rzekami, ale i na nas mogą przyjść ciężkie czasy... Złoto to

ratunek na czarną godzinę.

- Przecież cię wyrzucili. A ty chcesz wrócić? I jeszcze podarować im skarb?

Ailo przytaknął.

- To moja rodzina. Mój lud.

- I nikt inny tam na ciebie nie czeka? - spytała pospiesznie, choć pytanie wydało się jej

całkiem naturalne.

- Nie.

I nie dodał nic więcej. Jego sposób widzenia świata mógł ją zranić.

Miłość do jednego człowieka mu nie wystarczała. Przynależność rodowa,

zobowiązania wobec swego ludu i dziedzictwa - wychowano go w takim duchu, by wszystko

to szanował i kochał. Ida miała korzenie. Wzrosła pomiędzy czterema ścianami solidnego do-

mu. Nie mógł oczekiwać, że zrozumie tęsknoty wiecznego włóczęgi.

- Możesz usiąść.

- Nie wiem, czy powinienem... Ich spojrzenia spotkały się. Oboje wstrzymali oddech

na chwilę.

- Jestem taka groźna? - zapytała.

- Może nie dla wszystkich. Niedopowiedzenie poruszyło w Idzie jakąś tęskną strunę.

Uśmiechnęła się.

Ailo usiadł. Całkiem blisko.

- Przyszedł tam do nas chłopak o imieniu Emil - powiedział lekko. - Dobrze się o tobie

wyrażał...

background image

Ida wykrzywiła twarz.

- Nic na to nie poradzę. Nie prosiłam go o to. No i nie przegonię do piekła.

Ailo roześmiał się.

- A mnie przegonisz?

- Ciebie? Nie - odrzekła szybko. Zbyt szybko. Zaczęła oglądać paznokcie, zerkając

kątem oka na Ailo. Siedział z szeroko rozstawionymi nogami, wsparłszy dłonie na udach. -

Czemu miałabym cię przeganiać? - dodała niepewnie.

- Ja też czasami dobrze o tobie mówię. Chociaż mnie o to nie prosiłaś...

- To co innego.

- Co innego? Dlaczego zmuszał ją do takich wyznań? Dlaczego kazał stąpać po

ś

liskim gruncie? Nie rozumiał, że się jeszcze boi?

- Ty, to ty. - Idiotyczne wytłumaczenie, ale nie mógł spodziewać się innego, skoro

stawia ją pod ścianą.

- To znaczy Ailo, przybrany brat? Siedzieli zbyt blisko siebie, ale Ida nie zdobyła się

na to, by się przesunąć. Jej ciało było ciężkie jak z żelaza. I gorące jak stos smolny.

- To znaczy ty, Ailo. Nie przybrany brat. Żaden brat. A więc wyrzekła te słowa. Niech

sobie myśli teraz, że jest głupia. Zmusił ją do wyznania. Jego wina, bo siedzi zbyt blisko i jest

taki inny niż zazwyczaj. Jego wina, bo spoważniał i wcale nie ma ochoty się przekomarzać...

Wina Ailo...

Ailo odetchnął z drżeniem. Dręczyło go trochę sumienie, że wystawia Idę na taką

próbę, ale i był uradowany.

Wiedział, na czym stoi.

Miał dwadzieścia jeden lat i nie powinien się tak denerwować. Nie po raz pierwszy

siedział blisko dziewczyny, a jednak nigdy dotąd tak silnie nie przeżywał czyjejś bliskości.

Położył dłoń na jej dłoni.

Ida wiedziała, że ten gest oznacza coś szczególnego. Ich palce się splątały, ale oboje

milczeli przez dłuższą chwilę.

- Czy to dlatego, że piłeś? - spytała. Tych słów najmniej się spodziewał. Choć może to

i lepiej, że je wypowiedziała, zamiast dusić w sobie. Nie znał rozmiarów jej niepewności.

Ailo ścisnął mocniej dłoń dziewczyny i zajrzał jej w twarz.

- Nie, Ido. Nie dlatego, że piłem. Dawno już nie czułem się tak trzeźwy.

Ida znalazła wyraz powagi w jego błyszczących oczach. Oczach matki, ale tego nie

mogła wszak wiedzieć. Może Mikkal wyglądał podobnie. Dawno temu, kiedy ich obojga

jeszcze nie było na świecie.

background image

Może Raija dostrzegła to samo w twarzy Mikkala?

Może wszystkim kieruje jakaś tajemnicza moc, może w każdym geście, każdym

czynie tkwi ukryty sens...

- Historia się powtarza - wyrwało się jej.

- Jak to? - spytał, z góry znając odpowiedź.

- Twój ojciec. Moja matka. Ty. Ja. Teraz powinien ją ostrzec. Żeby nie rzucała się od

razu na głęboką wodę. A zwłaszcza w jego ramiona. Ze nie jest lepszy od miejscowych

zalotników, którzy usiłowali wejść przez okno do jej sypialni.

Nie powiedział nic.

Może niepotrzebnie pił, wódka mąci jasność sądów.

Ale Ida była boginią, istotą nie z tego świata. Jakże więc mógł nie objąć jej

ramieniem?

I było tak, jakby zawsze ją obejmował. I jakby nigdy nikogo innego nie trzymał w

objęciach. O niej zawsze snuł marzenia, ją uważał za swoją wybrankę.

- Miałam rację - szepnęła Ida. - Miałam rację! - W jej słowach rozbrzmiewała radość.

Ailo spojrzał w roześmiane oczy dziewczyny. Nie można się znudzić patrzeniem w takie

oczy. - Wiedziałam, że będzie inaczej. To nie to samo, co ich natrętne ręce, których dotyk

ledwie znosiłam.

Czy można odczuwać większą dumę?

- A teraz już wiesz? - spytał Ailo. - Jest inaczej, bo to ja cię obejmuję?

Pokiwała ochoczo głową. Zbyt dobrze go znała, by udawać. Zresztą nie potrafiła

udawać.

- Pocałuję cię - powiedział. Przytrzymał ją mocniej, zamknął w uścisku, z którego nie

było ucieczki, nawet gdyby chciała. Podniosła twarz ku niemu i rozchyliła wargi.

- Więc zrób to! Ailo uśmiechnął się. Pocałował ją otwartymi ustami, smakując wargi

dziewczyny językiem, potem wsunął go głębiej i napotkał koniuszek jej języka, skory do

zabawy... Jej ręce splecione na szyi Ailo, gorliwość, z jaką oddała się pocałunkom - wszystko

to przyprawiło młodzieńca o dreszcze rozkoszy. Podniosła się na kolana, by znaleźć się bliżej

niego. Miała w sobie więcej ognia niż w rudych włosach.

- Wciąż jest inaczej? - spytał. Czoło Idy spoczywało na jego policzku. Dziewczyna

wślizgnęła się na jego kolana. Tak było dobrze - i bardzo niebezpiecznie.

- Tak.

Odetchnął. Bał się, że ją rozczaruje. Dotyk jego rąk nie powinien napawać jej

wstrętem. Jak trudno zapanować nad dłońmi.

background image

- Wiedziałem, że do tego dojdzie - rzekł cicho i pocałował ją w skroń. - Byłaś małym

dzieckiem, a ja już zdawałem sobie sprawę, że staniesz się inna... - Użył jej słowa, bo

mieściło w sobie wiele treści.

- Tylko mi nie mów, że od tamtej pory na to czekałeś - parsknęła. Nie była aż tak

romantyczna.

Ailo roześmiał się.

- Nie. Ale wierzyłem, że wszystkie przewyższysz urodą. Poza tym masz wiele innych

zalet...

Idzie starczyło rozsądku, by nie domagać się szczegółów.

- Myślałem o tobie nieustannie - wyznał. Język mu się rozwiązał, słowa same cisnęły

się na usta. Może to przez nadmiar trunku?

Muszę uważać, pomyślał. Cały czas się pilnował, ale wargi przestały go słuchać.

- Anders mi opowiadał - odrzekła sucho, ale nie poruszyła się. - Nie wmawiaj mi

rzeczy, których nie było, Ailo. Wystarczy mi to, co dzieje się teraz.

- Przecież nie kłamię! - Był nieomal zrozpaczony. Wątpiła w jego szczerość?

- Opowiadał mi o hordach innych dziewcząt - uśmiechnęła się. W tonie głosu krył się

ś

lad zazdrości, ale przecież nie miała żadnych praw do jego przeszłości.

- One nigdy nie posiadły moich myśli - zapewnił ją. - Ktoś inny zawsze był w nich

obecny. Ktoś o rudych włosach i niezwykłych oczach o barwie zielonobrązowej. Ktoś, kto

stąpa lekko i potrafi droczyć się ze mną. Dumna istota, która nie waha się sprzeciwić memu

zdaniu...

Ida śmiała się.

- Więc taka jestem? Ailo skinął głową.

- I masz jeszcze tyle innych przymiotów, których nie zdążyłem poznać. Z pewnością

nie jesteś nudna.

Teraz wybuchnęła śmiechem.

- Powinienem już iść - powiedział. Wieczór przeszedł w noc. Niepostrzeżenie, jak to

bywa letnią porą na dalekiej północy.

Zacisnęła dłonie na jego szyi.

- Zatrzymam cię - stwierdziła z satysfakcją. - Nie puszczę.

- Muszę się przespać. Ida potrząsnęła głową.

- Nie jesteś starcem.

- Mógłbym nabrać ochoty na coś, czego ty byś nie chciała.

background image

Zesztywniała na chwilę. Ailo wiedział, jaki obraz stanął przed jej oczyma, ale nie

pożałował swego odruchu szczerości.

- Czy to nie jest dobre, łagodne i ciepłe doznanie? - spytała cichutko. Pamiętała słowa

Heino. Rozumiała je wtedy, nie przypuszczała jednak, że tak szybko jej samej będą dotyczyć.

- Nie tylko, Ido. Ale nie wolno tego przyspieszać, jeśli nie jesteś gotowa. Piłem. Mogę

stracić głowę...

- Nie ty. Wierzyła mu bezgranicznie. Ale Ailo nie bardzo ufał samemu sobie.

- Co innego byś powiedziała, gdybym zaciągnął cię do sauny i zaczął majstrować przy

spódnicy - rzucił z uśmiechem. Od samej myśli zakręciło się mu w głowie.

Ida wyprężyła się. Wargami połaskotała szyję Ailo, budziła w nim uczucia mniej

szlachetne niż czułość.

- Co jeszcze byś mi zrobił? - spytała z napięciem i powagą.

Ailo potrząsnął głową.

- Nie pozwól mi fantazjować - zaprotestował. - Nie zmuszaj mnie, będziemy oboje

ż

ałować!

Ida czuła, jak ciepło rozlewa się falami po całym ciele. Dudniło jej w skroniach,

drżały wargi, nie mogła usiedzieć w bezruchu. I wiedziała, że to samo dzieje się z Ailo.

- Nie wiesz, co robisz - szepnął chrapliwie, patrząc na nią nieprzytomnie. Znów

zachłannie poszukał ust Idy. Jego pocałunki doprowadzały dziewczynę do szaleństwa, kazały

zapomnieć o rozsądku.

Ida wsunęła ręce pod kurtkę Ailo, dotykała tych samych silnych ramion, które

podziwiała całe przedpołudnie.

Miał gładką, rozgrzaną skórę.

Dłoń Ailo wślizgnęła się pod spódnicę dziewczyny, szukała miejsc, których ona sama

rzadko dotykała.

Pozwalała mu odkryć rzeczy, o których nawet nie ważyła się marzyć.

Obrazek znad rzeki pojawił się na moment przed jej oczyma i zaraz rozpłynął. To było

co innego. Każda taka chwila była inna. Tyle zdążyła już zrozumieć.

Ailo cofnął rękę i zepchnął Idę z kolan. Obrócił się do niej plecami i stanął z trudem

na nogi, oddychając ciężko.

Ida nie poruszyła się. Zaskoczona, gorąca, spragniona tego, co nie nastąpiło.

Ailo oparł się o ścianę i wcisnął dłonie głęboko do kieszeni.

Dziewczyna spojrzała na niego kątem oka i dostrzegła, że ledwie panował nad sobą.

Ś

wiat wirował. Pozwoliłaby mu na wszystko...

background image

Wiedziała.

On też.

I nagle ogarnęła ją czułość dla Ailo. Za to, że nie poprosił. Że cofnął się, choć oboje

pragnęli posunąć się dalej.

- To nie jest tylko dobre i łagodne - powiedział miękko, układając wargi do uśmiechu.

Rozumiała.

- Pójdę, tak będzie najlepiej.

Skinęła głową. Skąd miała znać siłę tych uczuć? Do tej pory nic o nich nie wiedziała.

- Przed tobą też zamknę okno do sypialni - oznajmiła, drżąc.

- Tak będzie najlepiej, Ido. Nie dotknął jej, ominął i ruszył w stronę drzwi. Ida

pierwsza dopadła klamki.

Z uśmiechem uniosła głowę, zasypała twarz chłopaka pocałunkami, na koniec

odnalazła jego usta. Ailo się cofnął.

- Dobranoc, aniele - powiedział. - Lepiej będzie, jak zniknę. Twarda ława w kuchni

Mai wybije mi z głowy niebezpieczne marzenia...

W jej promiennej twarzy nie było drwiny, kiedy mówiła:

- Nie pozbawiaj się marzeń. Czyż nie miło bawić się własnymi myślami, nawet jeśli są

niebezpieczne?

- Ty to uczynisz? Znowu się uśmiechnęła i skinęła głową. Jej wargi wypowiedziały

tylko jedno słowo:

- Może. I pozwoliła mu odejść.

- Więc nie rozpalacie mielerza? - Maja powitała Heino pytaniem jak nieproszonego

gościa.

- Wiatr - wyjaśnił zwięźle. - Poza tym ktoś pociął pranie w domku na cyplu.

Twarz Mai pociemniała. Zamknęła drzwi na zasuwę. Pamiętała takie samo zdarzenie z

przeszłości, niewidzialne ręce popełniły wtedy identyczną podłość. Odezwał się stary ból.

- Gdzie Ailo?

- Został z nimi. Ma swoje powody. Maja wiedziała, o czym mówi Heino. Zamiary

Ailo trochę ją niepokoiły.

- Bałeś się o złoto? - dopytywała się.

- O ciebie też. Niepotrzebnie się wygadałaś.

- Masz rację. Schowałam złoto.

- Gdzie? Lubiła się droczyć z Heino. Przekrzywiła głowę i bez strachu zajrzała w jego

ciemne oczy.

background image

- Wystarczy, że ja wiem. Nie ufasz mi? Wielkie dłonie zamknęły się na nadgarstkach

dziewczyny i unieruchomiły je w żelaznym uścisku.

Przyciągnął ją do siebie, położył dłonie na piersi. I pocałował.

- Nikomu nie ufam. Gdzie je schowałaś?

Maja roześmiała się. Wciąż trzymał ją mocno, kiedy nadepnęła lekko na deskę w

podłodze. Deska skrzypnęła.

- Pod podłogą?

Skinęła głową.

Puściwszy Maję, badawczo przyjrzał się desce. Potem nadepnął na nią, nie trzeszczała

mocniej niż pozostałe.

- Pokaż!

- Musisz przesunąć ławę.

Uczynił, jak kazała. Maja pchnęła stół na bok. Deskę, którą wskazała, obluzowano

pod samą ścianą. Trzeba było uklęknąć i dotknąć jej, by znaleźć skrytkę.

Heino pokiwał głową z aprobatą. Odchylił deskę i zajrzał pod spód. Nic nie dostrzegł.

Kpiła sobie z niego? Maja przytrzymała deskę i kazała mu wsunąć rękę do środka. Z

ledwością sięgnął czubkami palców do torby z kory brzozowej.

- Ukryłam ją głębiej - rzuciła lekko. Puściła deskę gwałtownie, omal nie przycinając

mu palców.

- Sprytnie - pochwalił. Otrzepał się z kurzu i pomógł jej przesunąć ławę i stół na

miejsce. Podłoga była starta, więc nikt nie domyśliłby się, że przestawiali meble. Docenił

spryt Mai, przepakowała złoto z worków, w którym je przywieźli.

- Zadowolony? - spytała. Skinął głową.

- Tak, póki co. Zdjął kurtkę i powiesił ją na haczyku przy drzwiach.

Odnalazł Maję wzrokiem.

- Miałaś niebezpieczne dni? Maja odrzuciła głowę i roześmiała się gorzko.

- Nie miewam niebezpiecznych dni. Tracę dzieci. - Twarz dziewczyny stężała. - Nie,

nie musisz się niczego obawiać. Choć sama nie wiem. Przestałam liczyć, bo po co?

- Nie miałbym nic przeciw potomkowi - wyrzekł z powagą, nie odrywając od niej

oczu. - W moim wieku uznałbym go za dar, a nie za karę. Byłabyś wspaniałą matką. Dla

moich dzieci.

Maja gwałtownie zamrugała powiekami. Nienawidziła samej siebie za to, że płacze w

czyjejś obecności.

- Nie wiesz, co mówisz.

background image

- Wiem. - Heino urwał, a potem wystąpił z propozycją, jakiej nie zrobiłby żadnej innej

kobiecie. - Mogłoby się nam ułożyć. Lubię cię, a i ty chyba darzysz mnie sympatią. Potrafimy

rozmawiać ze sobą. Nigdy bym się tobą nie znudził.

- Czy to oświadczyny? Heino wykrzywił się.

- Powiedzmy. Zbliżył się do Mai i położył dłonie na jej ramionach.

Nie przytulił, tylko trzymał tak, by mogła patrzeć mu w oczy. Wyczuł, że tego właśnie

pragnie.

- Jestem jedyną osobą, która może zachować ciągłość rodu Aalto. Spotkałem w życiu

jedną kobietę, z którą pragnąłbym spłodzić potomka. Ciebie.

Maja potrząsnęła głową.

- Jesteś szalony, Heino Aalto. Znamy się zaledwie dwa dni!

- Nie kocham się z każdą kobietą, która stanie mi na drodze - odrzekł - zwłaszcza po

tak krótkiej znajomości. Moja propozycja to nie żart. Jesteś mi potrzebna. Chcę żyć z tobą.

Jeśli okażesz się brzemienna, ożenię się z tobą.

- Piłeś? - Maja pociągnęła nosem, ale to nie alkohol skłonił go do złożenia tak szalonej

oferty.

- Mam swoje złoto, tobie przypadnie część od Knuta. Nie musimy obawiać się nędzy.

Nie chciałbym tu zostawać, ale i tobie zmiana miejsca dobrze by posłużyła...

Wzrok Heino zaniepokoił Maję. Zdawał się odzierać ją ze wszystkich tajemnic.

Nie zapytała o miłość, on nie wypowiedział tego słowa. Pertraktowali na temat

dziecka, bezpiecznego związku, wyjazdu.

- Jak długo ma to trwać? - spytała przez zaschnięte wargi.

- Tak długo, jak potrzeba. Westchnęła. Miała zamęt w głowie.

- I dobrze wszystko przemyślałeś?

- Tak.

- Będziesz żałować.

- Może. Nie sądzę. Myślę, że mogę ci wiele ofiarować. Czy to jedyna szansa na

normalne życie? Czas uciekał, Maja zdawała sobie z tego sprawę.

W wiosce nie było dla niej przyszłości. A pisklę wyfrunęło już z gniazda.

- Dlaczego się boisz? - spytał chrapliwym głosem. - Wiesz, Maju, tylko ptaki w klatce

tęsknią. Dzikie ptaki latają.

- A ty jesteś dzikim ptakiem? Przytaknął.

- Ty też, w głębi duszy. Tylko jeszcze o tym nie wiesz. Ona - dzikim ptakiem? Potrafił

znajdywać ładne słowa.

background image

Maja przyglądała się Heino. Wiedziała już, że jest przystojny, nosił się prosto i

dumnie. I tyle wiedział, powinien chodzić do szkół... Miał w sobie jakąś siłę, której nie

spotyka się u wielu ludzi.

Jak Reijo dawnymi laty.

Mógł zajść daleko, dalej niż Maja mogła marzyć, ale się nie wywyższał. Cały czas

stawiał jej wyzwania.

Niektórzy mężczyźni tacy właśnie są.

A miłość...?

Została poczęta z miłości. Gorącej, wszechogarniającej miłości, która musiała

skończyć się cierpieniem. Która, być może, ją pozbawiła prawa do wielkiego uczucia.

Był dobrym kochankiem, mógł dać jej wiele upojnych nocy.

Domyślał się, że waży jego wady i zalety? Może sam przeprowadził podobną

rachubę?

I tak dobrze wyszłaby na tej transakcji. Wymagał jedynie dziecka.

Znał jej przeszłość, a mimo to złożył tę propozycję.

- Zgadzam się - powiedziała. Heino nie spodziewał się innej decyzji. Przytulił Maję

czule, a ona pomyślała z nadzieją, że nie kieruje nim jedynie marzenie o potomku.

- Przenoszę się do twojego łóżka - oznajmił. - Zdejmę skobel. Ailo wróci nocą.

Ailo nie zdziwił się, nie ujrzawszy kompana w kuchni. Z pokoju Mai dobiegał odgłos

ś

ciszonej rozmowy. Nie wiedział, w jaki sposób Heino zdołał przełamać mur obojętności,

którym otoczyła się siostra. Z całego serca pragnął jednak, by dał Mai szczęście.

background image

8

Ailo nie zadał żadnych pytań, kiedy Heino i Maja pojawili się w kuchni. Uścisnął

tylko siostrę. Nie miał w zwyczaju rozmawiać o sprawach uczuć. Pragnął tylko pokazać Mai,

ż

e cieszy się jej szczęściem.

Rozumieli się bez słów.

Heino otworzył okiennice, w naturalny sposób przyjmując rolę gospodarza.

Nie obdarzali się przypadkowymi pieszczotami, nie zasypywali spojrzeniami pełnymi

miłości.

To, co łączyło tych dwoje, nie karmiło się takimi gestami.

Ailo nie wiedział, czy czuć rozczarowanie ze względu na Maję. Siostra zasługiwała na

to, by mężczyzna ją hołubił.

Maja pakowała jedzenie, szybko i sprawnie.

Heino chciał zabrać ją ze sobą. Niepokoił się o nią. Ailo poczuł się wzruszony

zachowaniem przyjaciela.

- Nie chcę, by mnie obarczono winą, jeśli nie będzie smoły. - Maja odrzuciła głowę,

zaplatając gruby warkocz. - Dacie sobie radę. Pójdę na cypel, Heino. Nie obawiam się

samotności.

Chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał.

Ailo żałował, że te słowa nie padły.

Ruszyli wzdłuż rzeki. Obaj czuli, że łączy ich jakaś nowa więź, ale nie mieli sobie

wiele do powiedzenia. Mężczyźni budzili się po ciężkiej nocy na świeżym powietrzu. Deszcz

wprawdzie nie spadł, ale od ziemi ciągnęło wilgocią.

- W domu wszystko w porządku? - dopytywał się zaniepokojony Reijo.

Zapewnili go, że noc minęła bez zakłóceń.

- Maja została sama? Heino napotkał intensywne spojrzenie zielonych oczu.

- Maja da sobie radę - stwierdził. - Jest jak dziki ptak.

Reijo długo i uporczywie patrzył na tego czarnowłosego młodego mężczyznę z okolic,

których sam nie pamiętał.

- Dziki ptak? - Smakował te słowa. Znajdował w nich ziarno prawdy, zastanawiał się,

jak ten człowiek zdołał przejrzeć Maję w tak krótkim czasie. Maja przecież trzymała ludzi na

dystans. W końcu się roześmiał.

background image

- Dziki ptak jest równie dobry jak mały kruk... Heino miał zrozumieć sens tego zdania

znacznie później. Pojął jednak, że to rodzaj błogosławieństwa. Reijo go zaakceptował.

Nie byłby zbyt zachwycony, gdyby wiedział, jak daleko Heino i Maja się posunęli, ale

Heino nie rzekł ani słowa na ten temat. Ailo też milczał.

Wstawał dzień wręcz wymarzony dla czekającego ich zadania. Jasne niebo, słońce,

brak wiatru. Wszystko wskazywało na to, że taka pogoda utrzyma się przez dłuższy czas.

Tuomas rozpoczął przygotowania. Obszedł pokryty darnią stos zgodnie z ruchem

słońca, mrucząc cicho prastare zaklęcia, które miały ich chronić, wynagrodzić ciężką pracę,

odsunąć wiatr i deszcz...

Okrążył stos kilkakrotnie, polewając go wódką i nie czując żalu z tego powodu. Tak

kazał obyczaj.

Tak czynili przodkowie, a lekceważenie tradycji nie przynosiło nic dobrego. Niejeden

się sparzył, i to dosłownie, stracił stos i środki na utrzymanie rodziny.

Tuomas z nabożeństwem podpalił zwitek kory brzozowej i drżącą dłonią przytknął go

do podstawy mielerza.

Potem obszedł stos, wielokrotnie powtarzając tę czynność.

Pozostali śledzili każdy ruch mężczyzny. Widzieli, że zna się na swoim fachu, więc to,

jakim jest człowiekiem, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Można kogoś nie lubić i

wciąż podziwiać za kunszt.

Ogień zapłonął na całym obwodzie stosu.

Wszyscy rzucili się do zamknięcia mielerza. Podstawę stosu uszczelniono

przygotowaną wcześniej darnią, pozostawiając jedynie kilka otworów wentylacyjnych, by nie

zdławić płomieni.

Pozostawało czekać i doglądać stosu.

- Kobieta też potrafiłaby to zrobić - uznał Santeri. Wciąż uważał, że dzień spędzony

bez niewiast, choćby po to, by nacieszyć oko ich widokiem, jest dniem straconym. - Kobiety

są dokładne.

Tuomas posłał mu ostre spojrzenie.

- Przy moim stosie nie ma miejsca dla bab. Reijo musiał przyznać, że Tuomas poczyna

sobie zbyt władczo. W końcu mielerz nie należał do niego. Reijo poczuł się jak zwykły

parobek.

Heino i Ailo uważali na dym pod ścisłym nadzorem Tuomasa. Wyraźnie wątpił w

staranność ich poczynań.

background image

Miejsca, przez które dym zdołał się przebić, należało natychmiast zagrabić i zalepić

ziemią. Mężczyznom służyło do tego celu specjalne narzędzie w kształcie litery T.

Jeśliby ogień sforsował wierzchnią warstwę mielerza, stos zamieniłby się w ogromne

ognisko.

Napięcie zelżało, kiedy pierwsze krople smoły spłynęły wyżłobieniem i wpadły do

blaszanego koryta. Na dnie koryta była woda, która zasyczała w zetknięciu Z gorącą masą. Na

twarzach mężczyzn pojawiły się uśmiechy ulgi.

Zaczęło się.

Tuomas nie pozwolił podstawić pierwszej beczki, póki koryto nie wypełniło się smołą

po brzegi. Dla opiekuńczych duchów.

Reijo miał go dość. Zdecydował się już nie najmować Tuomasa do pracy przy

kolejnym mielerzu. Gdyby wiedział, że Knut wróci do domu i przyprowadzi ze sobą Heino i

Ailo, nie posyłałby po smolarzy.

Z drugiej zaś strony lubił gościć u siebie przybyszów z południa.

Wnosili do jego izby skrawek Finlandii.

Na zmianę doglądali stosu drewna żarzącego się pod pokrywą darni. Nagrabiali ziemię

na dymiące miejsca, zalepiali dziury. Pilnowali stosu tak, jak matka pilnuje chorego dziecka.

Tuomas przyglądał się z dumą swojemu dziełu.

Pierwszą beczkę podstawiano zazwyczaj z niezwykłym ceremoniałem.

Czarna, gęsta masa poczęła spływać do otworu. Mężczyźni rozłożyli się wokół

ogniska, rozbrzmiewał śmiech. Kawa smakowała lepiej.

Pięćdziesiąt beczek...

Reijo przesunął po nich rozmarzonym wzrokiem jak generał lustrujący szeregi swych

ż

ołnierzy.

Może wyzywał szczęście? Zdoła napełnić wszystkie baryłki?

Wypalanie smoły nie było zwykłym zajęciem, lecz świętą nieomal czynnością,

bardziej ekscytującą niż polowanie. Czasami wszystko zależało od wysiłku ludzi, czasami los

leżał wyłącznie w boskim ręku.

Nikt nie potrafił przewidzieć ostatecznego rezultatu.

Knut dołączył do nich późnym przedpołudniem. Wyglądał nietęgo.

- Małżeństwo cię zżera, mój chłopcze - roześmiał się Santeri. Nie stracił dawnej

spostrzegawczości.

Knut westchnął.

- Żeby tylko. Miałem przeprawę z ojcem Indianne. Reijo spojrzał nań z ukosa.

background image

- Dziewczęta domyślały się, że to Indianne w złości użyła noża. Te dwie przyszły na

cypel, Sofia i ta druga dzierlatka o ciemnych włosach... Henriettę. Coś mnie podkusiło i

kazałem im przekazać Indianne, że mam z nią do pomówienia...

Knut przyjął kubek, który podsunął mu jeden z mężczyzn.

- Jej ojciec pojawił się przy drzwiach wczesnym rankiem i urządził nam piekło. Nie

wiedziałem, że mam opinię flirciarza, a to było najłagodniejsze z określeń, jakimi mnie

obdarzył...

- Dziewczyna będzie się po tym trzymać z daleka od naszego domu - odrzekł

spokojnie Reijo. - Stary musi od czasu do czasu dać upust swojej złości, bo jego kobieta na

wiele mu nie pozwala.

Knut wykrzywił się.

- Maja przyszła na cypel - ciągnął. - Spotkała go po drodze i musiała wysłuchać litanii

na temat brata. Rzecz jasna, nie pozostała mu dłużna i przejechała się po całej jego rodzinie,

Indianne nie wyłączając.

Nawet Reijo nie powstrzymał się od uśmiechu.

- Doprawdy, Maja ma niezwykły dar zjednywania sobie ludzi - wycedził Ailo.

- Więc ta mała się w tobie durzyła... - Reijo spojrzał na Knuta w zamyśleniu. - Nie

wiedziałem, że z ciebie taki kobieciarz, Knucie Elvejord. Co jeszcze ukrywasz przed

przybranym ojcem?

Knut roześmiał się.

- Gromadkę dzieci tu i tam. Jak myślisz, dlaczego wyniosłem się stąd w takim

pośpiechu?

Ś

miech płynął jak smoła z mielerza.

Słońce zatoczyło krąg nad górami, zanurzyło się w sosnowym lesie, prześwitując

czerwoną tarczą przez korony drzew.

Zmieniali beczkę za beczką.

Zatykali dziury darnią, parząc koniuszki palców. Klęli siarczyście.

Grabili ziemię.

Oblewali się potem w rozdygotanym powietrzu. Ocierali twarze, czarne od ziemi i

sadzy, wyglądali jak diabły z ludowych przypowieści, a nie jak normalni ludzie.

Knut zamierzał wrócić wieczorem do domu.

Nikt nie zaprotestował. Świeżo upieczony małżonek ma swoje obowiązki. Aleksanteri

droczył się z nim łagodnie, dawał dobre rady, do których sam zresztą rzadko się stosował.

background image

Jakby zapomniał o tym, że w Tornedalen zostawił zgorzkniałą kobietę, która przeklina jego

imię.

Większe zdziwienie wywołała decyzja Heino i Ailo. Oni też zamierzali zejść na noc

do osady. Reijo przenosił wzrok z jednego na drugiego. Zdawał sobie sprawę, że Maja sama

decyduje o swoim życiu, ale niepokoił się o Idę.

Jako właściciel mielerza nie mógł odejść od stosu ani na chwilę.

A Ida była jego córką.

- Maja nie zostanie na cyplu, wiesz o tym równie dobrze jak ja - powiedział Knut.

Reijo miał dziwne przeczucie, że osłaniają się nawzajem.

- Przypilnuję domu - dodał Knut. - Heino i Ailo śpią u Mai.

- Niech tak będzie - zgodził się Reijo. Spojrzał na Ailo. Młodzieniec nie cofnął

wzroku, był w końcu nieodrodnym synem Mikkala.

Lepszego zięcia nie mógł sobie wymarzyć, ale Ida wyjdzie za mąż w cnocie. Dość

miał innych kłopotów.

- Potrafisz chyba przegonić natrętów? - spytał, lustrując Knuta wzrokiem.

- Ida chwali się, że potrafi tym najodważniejszym przyciąć palce okiennicą -

powiedział Ailo. Niewinnie, lecz z uśmiechem w kąciku ust.

Reijo nie wierzył mu ani odrobinę. Ailo przypominał mu kogoś. Kogoś z takim

samym błyskiem w oku, tą samą bezczelną pewnością siebie, kogoś, kto nocami potrafił

forsować okna do sypialni wielu dziewcząt ku utrapieniu ich rodziców.

Trzej młodzieńcy odeszli. Dopiero wtedy Reijo zrozumiał, że Ailo przypomina mu

jego samego.

Zapomniał wół, jak cielęciem był.

Ailo zaszedł najpierw do domu Mai. Dziewczyny nie było, ale bez trudu znaleźli klucz

do drzwi.

- Kochasz ją? - spytał bez ogródek, kiedy zmyli z siebie pierwszy brud.

- Kto wie, co to słowo oznacza - odrzekł.

- Ona jest córką Raiji. Heino wiedział.

- Nie wybieramy sobie rodziców. To samo powiedziałem Knutowi. Że możemy zostać

przyjaciółmi, a jego matka nie ma tu nic do rzeczy. Mai też to dotyczy.

- Przyjaciółmi? - Ailo przeciągnął to słowo, zastanawiając się, ile w nim jest prawdy.

- Rozumiemy się, Maja i ja - wyjaśnił Heino. - Wystarczy za wielkie uczucie.

- Byłbyś bezdusznym pastorem - uznał Ailo. - Po coś w ogóle usiłował nim zostać?

- Syn zagrodnika nie ma wielu możliwości. Idzie tam, gdzie mu każą jego dobrodzieje.

background image

Ailo rozumiał. I pomyślał sobie, że Heino mógłby sięgnąć wyżej.

Nie było jeszcze za późno. Złoto otwiera wiele drzwi.

- Ożenisz się z nią?

- Kto wie. - Heino usiadł. Szybko się zadomowił. Ailo dostrzegał jednak, że ten dom

jest dla towarzysza za mały, że trzeba mu większych, przestronniejszych pomieszczeń,

pełnych światła sal. - To zależy od Mai - ciągnął. - Nie należy do kobiet, którym się ko-

menderuje. A ja nie potrafię błagać na kolanach...

- Wiesz, że nadano jej imię Maria? Heino nie wiedział. Domyśliłby się zapewne,

gdyby miał czas się nad tym zastanowić.

Ailo potrafił wyobrazić sobie tych dwoje jako parę. Przed domem z ogromną liczbą

okien, w których wiszą delikatne firanki. Tam Maja mogłaby zacząć nowe życie.

Tą fantazją nie mógł podzielić się z Heino. Nie wiedział, czy towarzysz ma podobne

marzenia.

Maja wróciła do domu pod wieczór, kiedy w powietrzu rozlegało się już bzykanie

komarów.

Policzki zaróżowiły jej się od marszu.

Ucieszyła się na widok Heino. Heino nie okazywał jej wielkiej miłości, ale z

pewnością uczynił ją szczęśliwszą.

- Jest smoła - powiedziała. Nie musiała pytać, Knut wrócił do domu. - Więc żadna

młódka nie wypadła nagle z krzaków, by zniszczyć robotę tym dwóm pomyleńcom?

- Zdaje się, że sama chętnie byś to uczyniła? Z czystej złośliwości? - spytał ciepło

Heino.

Uśmiechnęła się tajemniczo.

- Ktoś siedzi na schodach do sauny i wpatruje się tęsknie w drogę - oznajmiła,

wbijając wzrok w Ailo. - Czyżby nasze więzi rodzinne miały się zacieśnić?

Ailo wzruszył ramionami.

- Kto wie?

- Z pewnością nie czeka na Emila, choć ten kręci się po okolicy.

Ailo nagle zaczął się spieszyć. Ta zmiana zachowania zdradzała jego zamiary, ale Ailo

pewien był dyskrecji Mai i Heino.

Reijo odgadł trafnie, młodzi kryli się nawzajem.

- Zamknąć drzwi na zasuwę? - spytał Heino, uśmiechając się szeroko, kiedy Ailo

ruszył do wyjścia.

Ailo puścił do niego oko.

background image

- Spróbuję sforsować najbardziej niedostępne okno w tych okolicach. Całkiem

możliwe, że zanim nadejdzie północ, połamię sobie na nim wszystkie pałce.

- Możesz się przespać w saunie - uznała Maja. - Zamykamy!

Ale wyszła za nim i spojrzała na niego poważnie oczami, które tak bardzo

przypominały mu o ojcu. Ich wspólnym ojcu.

- Nie traktujesz Idy jak zabawki? - zapytała. Ailo potrząsnął energicznie głową. Tym

razem był bezgranicznie szczery.

- Pamiętaj tylko, byś jej nie skrzywdził! - zagroziła. Maja, jego siostra, starsza ledwie

o kilka miesięcy, znacznie drobniejsza od niego. I Maja - siostra Idy.

- Nie potrafiłbym, Maju. Nigdy nie czułem się jej bratem...

- A dlaczego miałbyś się tak czuć? - prychnęła. Była nadzwyczaj przyziemna. - Nikt

jej jeszcze nie tknął.

Ailo uśmiechnął się szeroko i objął Maję.

- Wiem, siostro. Ida powiedziała mi o wszystkim. Nie uczynię tego, póki nie nadejdzie

właściwy czas. Uspokoiłem cię?

Maja skinęła głową, lecz w jej wzroku nie było pewności.

Ailo nie sądził, by Ida zdawała sobie sprawę, jak bardzo Maja troszczy się o nią. Maja

nie okazywała takich uczuć na co dzień.

- Nie jestem głodnym wilkiem. Myślę, że Idzie zależy na mnie. I wiem, że wciąż jest

bardzo młoda.

Maja westchnęła i złożyła ręce na piersiach.

- To głupie, co powiem, ale Ida zasługuje na szczęście. Słyszysz, Ailo, Ida ma być

szczęśliwa!

Ailo wierzył święcie, że zaklęcie Mai się spełni.

Ruszył w drogę tak, jak stał. W wygodnym skórzanym odzieniu, którego używał na co

dzień. Z pasem na biodrach, wyplatanym z nici o jaskrawych barwach. Na ramię zarzucił

kurtkę. Był wykąpany, włosy nie zdążyły jeszcze wyschnąć.

Reijo sądził zapewne, że Ailo skorzystał z okazji poprzedniego wieczora.

Niech myśli, co chce. Z opowieści, które Ailo słyszał nie raz, wynikało, że sami byli

nie lepsi.

Wiele dziewcząt w wieku Idy zostawało matkami. Teraz i w czasach młodości Reijo.

Emilem się nie przejmował. Chłopak kręcił się po prostu nad fiordem z rówieśnikami.

Ailo nie widział w nim rywala. Wiedział, na czym stoi.

background image

Zastanawiał się, czy ojciec kiedyś czuł to samo. Nie potrafił sobie tego wyobrazić,

choć jednocześnie miał wtedy dość lat, by pamiętać namiętność, jaka łączyła Mikkala i Raiję.

Nie mniejszą zapewne od tej, która rozsadzała mu pierś.

Ida siedziała na stopniu do sauny, lecz na widok Ailo zniknęła za węgłem. Ailo

podążył za nią i zrozumiał, dlaczego to uczyniła. Było to jedyne miejsce na świeżym

powietrzu, w którym mogli przebywać skryci przed wzrokiem ciekawskich.

- Bałem się przyjść - zaczął Ailo, opierając się ramieniem o ścianę. - Maja

powiedziała, że masz gości.

- Emil! - prychnęła pogardliwie, dając mu powód do radości.

Rozpuściła włosy, starannie je uczesała i założyła przepaskę. Dla niego.

- Wzrok Reijo rzucał dzisiaj gromy - ciągnął Ailo. - Obawia się o cnotę swej córki.

Musiałem wytężyć wszystkie siły, by wytrzymać jego spojrzenie. Ida uśmiechnęła się.

- Zdaje mi się, że nie chce, bym dorosła.

- Ojcowie tacy są. A Maja palnęła mi przemowę. - Ailo usiadł na trawie. - Musiałem

obiecać, że będę grzeczny. I że nie skrzywdzę jej młodszej siostry.

Ida poczuła zażenowanie. Czyżby cały świat już wiedział, co ich łączy? Wyobrażała

sobie, że to słodka tajemnica.

- Śniłaś o mnie? - spytał. Znalazł dłoń dziewczyny i ogrzewał ją w swoich dłoniach.

- Nie, ale myślałam o tobie przed zaśnięciem - odrzekła z nieśmiałym, skromnym

uśmiechem.

- I co robiłem? Potrząsnęła głową.

- To mój sekret - stwierdziła zdecydowanie.

- To niesprawiedliwe - uznał Ailo i przysunął się do Idy. Nie zaprotestowała, kiedy

objął ją ramieniem. - Jestem obecny w twoich marzeniach, ale nie chcesz mi o nich

opowiedzieć.

Ida nie ugięła się.

- Nie wiem, czy moje nie są śmielsze - szepnął. - Myślę o tobie nieustannie. Nie

opuszczasz mnie we śnie i na jawie.

- Opowiesz mi? - spytała równie bezgłośnie.

- Chyba nie powinienem...

- Robimy to... co Maja i Heino?

- Tak... Skąd wiedziała? Może dlatego, że fantazjowała o tym samym?

- I jeszcze inaczej - przyznał. Było mu gorąco, choć nie miał na sobie kurtki.

background image

Dostrzegł, że Ida nie zapięła dwóch guzików przy bluzce, i od tej chwili nie mógł

oderwać wzroku od tego miejsca. Zwykle tego nie robiła...

Pocałował ją, pachniała słodko, pachniała Idą. Mógłby zamknąć oczy i rozpoznać ją

po zapachu.

Ręka bezwiednie zdążała ku miejscu, gdzie bluzka dziewczyny rozchylała się

obiecująco. Ida przechyliła się w tył, kiedy połaskotał ją w szyję.

Wsunął dłoń w rozpięcie bluzki i zamrugał zdumiony, kiedy nie natrafił na koszulkę.

Ida uśmiechnęła się zalotnie. Brakowało jej doświadczenia, ale przecież uczyniła to z

rozmysłem. Żeby nie pomyślał, że to on ją uwodzi.

Sama potrafiła uwodzić. Pociągać, drażnić zmysły bez zbędnego wyrachowania.

Pocałował lekko jej usta, potem szyję, płatki uszu. I rozpiął jeszcze jeden guzik, by

dostać się do środka. Choć szczupła i wiotka, Ida miała pełne, kusząco zaokrąglone piersi.

Palce nie mogły nasycić się miękkością skóry. Pieścił ją, rozdzielał pocałunki, coraz

niżej i niżej.

Zbyt szybko...

Ailo wyprostował się raptownie. Nie puścił Idy Z objęć, ale łapczywie wciągnął

powietrze w płuca. Wieczór był ciepły, nie studził rozgrzanych zmysłów.

Na policzki Idy wystąpiły żywe rumieńce, oczy lśniły. Ailo miał nadzieję, że tylko on

budzi to światło i że jaśnieć będzie dla niego przez całe życie.

- Nie chcę cię skrzywdzić - szepnął.

Potrząsnęła głową, rude włosy rozsypały się wokół twarzy.

- Nie chcę zrobić czegoś, czego ty nie chcesz - poprawił się. Przecież nie czynił jej

krzywdy.

- Myślisz, że nie chcę? Ailo spojrzał na Idę. Widział, jak leży odchylona, domagając

się pieszczot i czułości...

- Czasami nie powinno się robić tego, na co ma się ochotę...

Zacięła zęby i rozpięła bluzkę do końca.

- Chcę, żebyś mnie dotykał, Ailo. Żebyś mówił, iż ci się podobam. I patrzył na mnie.

Ja też pragnę cię dotykać. I widzieć cię. Całego...

Opuściła wzrok, czerwieniąc się, ale w jej głosie kryła się powaga.

Więc patrzył, tak jak chciała. Pragnął położyć twarz na piersiach dziewczyny i

całować je, ale nie uczynił tego. Osłonił jej nagość połami bluzki. Pocałował drżące wargi. I

oczy, które zasnuły się zwątpieniem i rozczarowaniem.

background image

- Nie w ten sposób - szepnął, bo nie panował nad głosem. I z ledwością panował nad

swoim ciałem. - Jesteś mi droga, mała Ido, i nie - wstydzę się moich uczuć. Nie wstydzę się

Knuta i Anjo. - Przerwał na chwilę. - Chcę cię mieć, Ido, ale nie skrycie. Mogę wejść przez

drzwi i zostać z tobą w twojej sypialni. Uczciwie i otwarcie. Za bardzo cię cenię, by posiąść

cię chyłkiem za ścianą sauny.

Ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi. Płakała i śmiała się na przemian.

- Myślę, że Knut zrozumie. Jesteś już dorosła - dodał.

- Założę się, że sami spieszą się do łoża... - zachichotała.

- Więc może jednak spróbuję wejść przez okno zaproponował. - W jurtach nie ma

okien, więc jeszcze tego nie próbowałem...

Zapiął guziki jej bluzki. Pogładził przez cienką tkaninę. Pocałował mocno, bo nie

ukrywała, że lubi pieszczoty.

- Zobaczymy, kto szybszy - powiedziała i pobiegła do domu.

Knut wcale nie zamierzał kłaść się wcześniej.

- Skąd ten pośpiech? - spytał.

Ida odwróciła się do niego i do Anjo, wyciągając rękę ku klamce w drzwiach do

swojej sypialni.

- Ailo zamierza wejść oknem - oznajmiła. - Jeszcze nigdy nie wchodził do dziewczyny

tą drogą.

- Zatarasuj drzwi skrzynią - odrzekł z powagą Knut. - Na wypadek gdybym zasnął.

Anjo roześmiała się cicho.

- Też się zastanawiałaś, ile czasu mu to zajmie, by się zdecydować?

Skinęła głową.

Spletli dłonie nad stołem. Usłyszeli, jak Ailo klnie po lapońsku. Tępy odgłos

powiedział im, że dostał się do środka.

- Popłyniemy na ryby? - zaproponował Knut. Anjo wyraziła zgodę. Są chwile, kiedy

ludzi należy zostawić samym sobie.

background image

9

Mielerz płonął do piątkowego popołudnia. Wtedy Reijo musiał zejść do osady po

dodatkowe beczki. Wrócił z pięcioma, trzy napełnił po brzegi, czwartą do połowy.

Zdecydował, że tę użyje do posmołowania łodzi.

Tylko ten jeden raz był na cyplu w trakcie wypalania stosu i znalazł dom w należytym

porządku.

Ida i Anjo gościły właśnie Maję. Wszystkie izby lśniły czystością, a dziewczęta

siedziały pochłonięte robótkami.

Do niczego nie mógł się przyczepić, ale nie potrafił pozbyć się dziwnych przeczuć.

Młodzieńcy co wieczór schodzili do osady i Reijo nie był na tyle głupi, by nie

wiedzieć, co ich tak pociąga. A raczej kto. Obie pochodziły z jego gniazda.

- Myszy harcują, czyż nie? - spytał, na co odpowiedzieli, że jeśli to prawda, to kot i

tak nie dowie się niczego. Nie owijali w bawełnę. Reijo zastanawiał się, czy to nie pierwsza

oznaka, iż zaczyna się starzeć.

Mielerz udał się nadzwyczajnie. Tuomas przypisał to, rzecz jasna, nieobecności

kobiet.

Knut przyniósł wieści. Innym mieszkańcom wioski, którzy parali się smolarstwem, też

się powiodło. I to przy wydatnej pomocy kobiet.

Tuomas udał, że nie słyszy.

Równie niespodziewana okazała się dla niego inna wieść. Reijo oznajmił, że

rezygnuje z ich pomocy.

- Zamierzałeś wszak zbudować drugi mielerz?

- Tak - powiedział Reijo do Pekki. Taki właśnie miał zamiar.

- Jesteś niezadowolony z naszych umiejętności? - Tuomas natarł ostrzej.

- Nie, wykonaliście dobrą robotę. Teraz jednak wystarczy mi pomocników. Drugi

mielerz będzie znacznie mniejszy. Sam mam dość doświadczenia.

Zaczęli sarkać.

- A co z Santerim?

- Santeri może zostać, jeśli chce - odrzekł twardo Reijo, nie pozostawiając cienia

wątpliwości, kto tu rządzi. - Santeri jest przyjacielem, nieomal członkiem rodziny. Drzwi

mojego domu stoją przed nim otworem.

background image

Tuomas i Pekka stracili więc robotę, ale w życie wędrownego smolarza wpisane jest

ryzyko. Zresztą zazwyczaj to oni rzucali pracę, tłumacząc to zbyt niską zapłatą lub niedobrą

opieką.

- Zapłacisz nam, zanim wyjedziemy.

- Oczywiście! - odpowiedział bez wahania Reijo. - Zawsze wywiązuję się Z

zobowiązań.

Uregulowali rachunki. Finowie zabrali konie i wóz i skierowali się na południowy

wschód.

- Dzięki Bogu, że się ich pozbyliśmy! — wyrwało się Idzie. - Już dawno nie

spotkałam tak niesympatycznych ludzi. Będę mogła układać kolejny stos!

- Doprawdy? - Reijo uniósł brwi i spojrzał na córkę przeciągle. Ida zaczerwieniła się.

Nie potrafiła oszukiwać. Zwłaszcza własnego ojca.

- Sądziłem, że dla was, młodych, to były beztroskie dni. Że muszę wypalić mnóstwo

drewna i zdobyć pieniądze na wiano dla moich córek...

Twarz Heino pozostała niewzruszona. Mai i Anjo nie było. Zresztą Maja i tak nie

zdradziłaby tajemnicy, a po jej dawnej zażyłości z Reijo nie pozostał żaden ślad.

Za to Ailo nigdy nie potrafił skrywać uczuć.

Przynajmniej nie pod badawczym spojrzeniem Reijo.

- No więc - zaczął - wszedłem najpierw przez okno. Za drugim razem przez drzwi. Po

co być nadgorliwym...

Ida zachichotała.

- I bardzo chętnie się z nią ożenię. Jeśli się zgodzisz. Jeśli ona mnie zechce...

Reijo musiał się uśmiechnąć. Nie mógł wymarzyć sobie lepszego zięcia. Był w tym

zresztą jakiś głębszy sens. Córka Raiji i syn Mikkala. Los nie pozwolił Raiji i Mikkalowi

przeżyć razem całego życia. Tych dwoje czekała może lepsza przyszłość.

- Więc niech tak będzie - powiedział, nie wiedząc, skąd ten ból w piersi. Ból i radość

jednocześnie. - I odtąd korzystaj z drzwi. Okno wychodzi na drogę. Jeszcze ktoś cię dojrzy i

ludzie wezmą nas na języki.

Ida rzuciła się Reijo na szyję. Właśnie przestała być jego małą dziewczynką. Kolejna

rzecz, z którą trudno mu przyjdzie się pogodzić.

- Jesteś najlepszym ojcem pod słońcem! - oznajmiła, zasypując go pocałunkami. - Nic

dziwnego, że przyjaciółki tak mi zazdroszczą. Rozumiem nawet, dlaczego kochają się w tobie

- dodała cicho, wzbudzając niepokój Reijo. Nie zdawał sobie sprawy, że tak działa na młódki.

Nie ukrywał zażenowania.

background image

I nie spytał, gdzie Heino spędzał noce.

Maja była dorosła, mieszkała we własnym domu. Zdążyła już zostać wdową i

kierowała się w życiu własnymi zasadami, na które nie miał wielkiego wpływu.

Heino nie nocował na cyplu. I z pewnością nie zajmował ławy w kuchni.

Reijo żywił jedynie nadzieję, że Heino potraktuje Maję z szacunkiem. Uśmiechnął się,

rozbawiony własnymi myślami. Przecież on sam kiedyś zachowywał się podobnie. Czas

zmienił lekkoducha w przyzwoitego człowieka.

Heino palił się do wyjścia. Reijo dostrzegł pośpiech młodzieńca, a Heino wyczuł na

sobie badawczy wzrok. Zastanawiał się, co Reijo myśli.

Gotów był w każdej chwili zapewnić go, że ożeni się z Mają, nie zważając na okres

ż

ałoby i na to, co powiedzą ludzie.

Maja poważnie potraktowała ich umowę. Heino nie zdążył nawet powiedzieć

dziewczynie, że chce z nią być, nawet gdyby nie narodziło się dziecko.

Droga do domu nie zabrała mu wiele czasu. Heino w myślach zaczął nazywał go

swoim, choć wcale nie zamierzał tu osiąść.

Jego miejsce było tam, gdzie ludzie mówią ojczystą mową. Tam zamierzał wrócić.

Ale nie do kamienistego spłachetka ziemi, zagrody najmity.

Zbuduje dom, złota wystarczy. Maja będzie w nim idealną gospodynią. Dzięki swemu

pochodzeniu znała język Heino tak dobrze, jakby była rodowitą Finką.

Jakie to szczęście, że spotkał Knuta.

Drzwi stały otworem. Dziwne, dzień chylił się ku zachodowi, a Maja, pomna złych

doświadczeń, zawsze pamiętała o zamknięciu zasuwy. Heino nie stracił zimnej krwi. Nigdy

nie wpadał w panikę, kiedy odczuwał strach. A znał to uczucie, tylko głupcy nie znają

strachu.

Anjo leżała na środku izby, ubranie miała rozchełstane, suknię zadartą do góry.

Heino już wiedział, że Maja zniknęła. Drzwi do alkowy były otwarte, pokój pusty,

łóżko w nieładzie. Dostrzegł jej pęki włosów...

Przykrył Anjo, skropił jej twarz zimną wodą, by odzyskała przytomność. Zacisnęła

oczy z jękiem i kurczowo objęła Heino za nogę. Wargi wypowiedziały przeciągle tylko jedno

słowo:

- Nie...

Mówił do niej spokojnie o rzeczach, o których tylko oni dwoje mogli wiedzieć.

Powoli przywracał ją do rzeczywistości.

background image

Czas upływał. Za długo zabawił w domku na cyplu. Nie powinien był opuszczać

Mai...

Nie powinien był...

Za późno.

W końcu Anjo otworzyła oczy, by się przekonać, że to rzeczywiście Heino obejmuje

ją opiekuńczo.

Pomógł jej wstać, właściwie zaniósł ją na ławę przy stole, nie wypuszczając z objęć.

Ukryła twarz na jego piersi i zapłakała bezgłośnie. Heino poczuł dojmujący żal. Nigdy

nie widział łez Anjo, choć przecież ta kobieta doznała w życiu wiele zła.

Wreszcie nabrała powietrza i zwilżyła usta.

- To byli Smolarze - powiedziała łamiącym się głosem. Jej wargi krwawiły.

A więc Ida wykazała się najlepszym instynktem!

- Moje blizny ich odstraszyły - szepnęła. - Nawet mnie nie tknęli.

Wykrzywiła twarz. Najżałośniejszy uśmiech, jaki Heino widział w życiu.

- Co z Mają? - spytał, potrząsając Anjo łagodnie za ramiona.

Spojrzała ku alkowie i zamknęła oczy.

- Walczyła jak ryś. Myślę, że pobili ją do nieprzytomności, zanim... ją zniewolili.

Zresztą nie jestem pewna. Mnie też bili. Skopali przed odejściem.

- Dawno temu? Anjo wzruszyła ramionami.

- Mają wóz - powiedziała. - Łatwo będzie odnaleźć ślady. Zabrali ją ze sobą, prawda?

Heino skinął głową. Przepełniała go zimna nienawiść.

- Pytali ją o złoto - szepnęła Anjo. - Niepotrzebnie się wygadała...

Heino wiedział, że Maja nie zdradziła kryjówki. Meble stały na swoich miejscach.

- Dasz sobie radę? - zapytał. Anjo pokiwała głową. Heino przykrył żonę Knuta pledem

i postawił obok niej dzban z wodą.

- Knut się tu wybierał - powiedział chrapliwie. - Nie chciał, żebyś wracała sama.

Anjo uniosła kąciki ust w słabym uśmiechu.

- Muszę cię zostawić. Zrozumiała. I nie zdziwiła się, kiedy przytroczył nóż do pasa.

Nie nosił noża od chwili, kiedy opuścili Altę.

- Kochasz ją? - Tak.

Wiedziała, że Heino przekazuje najwięcej treści, kiedy używa niewielu słów. I znała

jego porywczość.

Tak często prosiła, by ją pohamował. Teraz nie powiedziała ani słowa.

background image

- Dogonią mnie - dodał, gotowy do drogi. - To obowiązek Reijo i jego

odpowiedzialność. Niech Knut powtórzy mu moje słowa.

Anjo przytaknęła. Nie rozumiała, co Heino ma na myśli, ale twarz młodzieńca tchnęła

powagą.

- Nie czekam - zakończył. - Chodzi o życie Mai.

Knut pożyczył konia od sąsiada i na grzbiecie zwierzęcia zawiózł Anjo do domku na

cyplu. Nie spodziewał się, że znów będzie nienawidzić z taką mocą, ale nie znajdował innych

słów, by określić swoje uczucia.

Nikogo na świecie nie darzył większą miłością niż Anjo i Maję.

- Tylko nie Maja! - Reijo zszarzał na twarzy, kiedy Knut zdał mu krótką relację z

wydarzeń.

Nawet Ida nie zaprotestowała, kiedy Ailo wydobył nóż i bezwiednie przesunął palcem

po klindze, sprawdzając, czy jest dość ostra.

Reijo przejął konia.

- Heino ma rację. Na mnie spoczywa odpowiedzialność. Santeri i Ailo mogą ruszyć za

mną.

- A ja?

- Zostaniesz z Anjo - polecił Knutowi Reijo. - Ty jesteś za nią odpowiedzialny. Mogą

się tu zjawić, wszak chodzi o to przeklęte złoto. Nigdy nie przyniosło nic dobrego.

Spiął konia i popędził przed siebie.

- Musimy pożyczyć wierzchowce albo je ukraść - zwrócił się Santeri do Ailo. - Na

piechotę ich nie dogonimy.

Ida poszła z nimi. Znała ludzi z osady, wymyśliła jakąś wiarygodną historyjkę i

zdołała pożyczyć dwie szkapy.

Ailo uścisnął mocno dziewczynę, zanim ruszyli w drogi. - Zabij ich - szepnęła,

zaskoczona własnymi słowami. Ailo pocałował ją.

- Wracaj do domu, Ido! Nie wiesz, co mówisz. Choć można aż tak nienawidzić...

Maja słyszała wodospad. Ten szum towarzyszył im od dawna.

Mimo dręczącego bólu nie straciła jasności myśli.

Teraz nie mogła się poddać. Nie kiedy życie znów nabrało wartości.

Teraz musiała walczyć.

Związali jej ręce na plecach i stopy. Więc stawiła im opór, skoro zdecydowali się ją

spętać. Dwóch mężczyzn bało się takiej drobnej istoty.

Złoto...

background image

Chodzi o to przeklęte złoto.

Ze też nie potrafiła utrzymać języka za zębami!

Sprawiedliwości stało się zadość, przyszło jej płacić za własną nieostrożność.

Anjo...

Co się stało z Anjo?

Któż mógł wiedzieć, że Anjo ma takie potworne blizny.

Maja była dumna z Knuta, dumna ze swego brata, który kochał Anjo. Jak prawdziwy

mężczyzna.

Blizny...

Czy mama miała takie blizny?

Nie myśleć o bólu!

Mogli zabić Anjo.

Słyszała ich ściszone głosy. O czym szeptali? Co planowali, myśląc, że wciąż jest

nieprzytomna?

Przypomniała sobie cios. Ciemność, która zamknęła się wokół niej. Jak śmierć.

Krwawiła między nogami. Czuła lepką, ciepłą ciecz i wiedziała, że to nie ich nasienie.

Zbyt dużo czasu upłynęło. Krew. Nie myśleć o krwi!

Wodospad.

Wiedziała który. Rozpoznawała szum wodospadów jak głosy ludzi.

Chyba nie zamierzali zrzucić jej ze zbocza?

Jeszcze nie wyjawiła, gdzie leży złoto.

Wciąż stanowiła klucz do zagadki. Nie wyrzuca się klucza.

Zmuszą ją do mówienia.

Będzie mówić.

Jakże Anjo zdołała utrzymać milczenie, kiedy więziono ją w twierdzy?

Jak zniosła tortury, po których wciąż nosi ślady na ciele?

Jak to wytrzymałaś, mamo?

Nie wiedzieli, ile jest złota.

Tylko tyle, że Reijo je ma.

Zmuszą ją, by zdradziła, gdzie Reijo skrywa cenny kruszec. Powie im, że wcale nie

trzyma go w skrzyni przy łóżku. Wyjawi prawdę o schowku w ścianie nad półeczką w saunie.

I nie dowiedzą się, że jest go znacznie więcej.

Od dawna krwawi?

Nie myśleć o tym!

background image

Nie dadzą jej umrzeć z upływu krwi. Musi milczeć tak długo, jak zdoła wytrzymać.

Nie mdleć. I udawać nieprzytomną.

Zachować jasność myśli...

Heino wrócił do domu.

Heino ich znajdzie.

Zrobi to dla niej.

Heino...

Szum wodospadu.

Maja zmusiła się, by otworzyć oczy. Zobaczyć po obu stronach ciemne zbocza, przez

stulecia przepoławiane ogromnymi masami wody. Rzeka przebiła się przez skały. Góra

stanowiła złowrogą oprawę opadającej stromo kaskady.

Nic nie rosło na spadzistych kamiennych ścianach wokół wodospadu. Żadna roślina

nie zdołałaby znaleźć w gładzi skalnej szczeliny dostatecznie głębokiej, by zapuścić korzenie.

Wodospad przynosił górze ożywczą wilgoć. Tam wysoko strumień płynął wąskim

korytem, by nagle rzucić się w dół białymi, spiralnie skręconymi fontannami wody.

Rzucić się w dół w pogardzie dla śmierci. U dołu niesione rzeką kamyki utworzyły

piarżystą pochyłość, która osłaniała niewielkie jeziorko. Ciche i spokojne stanowiło

niezwykły kontrast dla zmagających się nad nim sił przyrody.

Chciała zachować ten obraz pod powiekami.

Zapamiętać zieleń brzóz porastających skraj urwiska.

Wodospad...

Heino.

Reijo.

Maja nie słyszała głosów mężczyzn, odgłos kopyt końskich gdzieś się zagubił.

Czuła jedynie kołysanie wozu.

Podobne do kołysania łodzi.

Nigdy nie leżała na wozie.

Nie wiedziała, że wóz kołysze jak łódź.

Pęta raniły nadgarstki.

Nie myśleć o tym!

Znaleźli się pod wodospadem.

Kroplisty pył na twarzy. Wodny potwór dodawał Mai otuchy, zraszając ją łagodnie jak

letni deszcz.

Nie uśmiechać się.

background image

Nie pokazać im, że wraca do świadomości.

Zwlekać, przeciągać, wygrać na czasie.

Nie da im rady pięściami.

Może wygrać głową.

Myślenie sprawiało jej niemal fizyczny ból, ale się nie poddawała.

Heino czeka na dziecko!

Krwawiła...

Nie z tego powodu, znali się zbyt krótko.

Ż

ycie tak szybko w niej nie kiełkuje.

Heino.

Nie, to nie do wytrzymania!

Może lepiej było umrzeć.

Heino musi ją odnaleźć...

background image

10

Reijo szybko dogonił Heino. W chwilę potem Heino ukradł konia, który pasł się na

łące. Łagodne zwierzę pozwoliło mu się dosiąść.

- Nie mają wielu dróg ucieczki. - Głos Heino był twardy jak skała.

- Czy poważyliby się na podobny czyn, gdybym ich nie odesłał?

- Za późno o tym myśleć.

- Diabelskie złoto! - Reijo rzadko przeklinał. Heino uważał, że winni są ludzie, nie

złoto. To nie rzeczy, tylko ludzie stwarzają problemy.

- Boję się myśleć, jak bardzo skrzywdzili to dziewczę...

Reijo zacisnął usta. Rozmawiali, jadąc obok siebie. Nie dbali o to, że glos niesie

daleko.

Uciekinierzy z pewnością znacznie ich wyprzedzali.

- Maja nie jest dziewczynką, tylko kobietą. Musisz wreszcie zaakceptować ten fakt,

choć wiem, że to trudne.

Reijo nie odpowiedział. Pogonił konia. Chyba jednak lubił bardziej Petriego Aalto niż

jego syna.

Ośmielał się odzywać do niego w taki sposób? Miał czelność używać takich słów?

Obcy człowiek mówił mu, jaka jest Maja! Ta sama, którą tulił w ramionach, kiedy

była kwilącym niemowlęciem.

Dobrze wiedział, że wyrosła.

Znał ją od poczęcia, kiedy była jedynie zaokrągleniem na brzuchu Raiji.

Maja jest kobietą, to jasne! W tym właśnie tkwiło źródło jego bólu.

- Odpowiadam za nią - powiedział. - Wiem o tym i żywię nadzieję, że kiedyś zdejmę

ten ciężar z barków.

W ten zawoalowany sposób usiłował wyrazić, iż życzy dziewczynie szczęścia.

- Zajmę się Mają - obiecał Heino. Takich obietnic nie rzuca się na wiatr.

Nie przyjmował do wiadomości, że stało się coś złego. Miał niezachwianą pewność, iż

ją ocali.

Reijo nie mógł tak powiedzieć o sobie. Jechał u boku tego silnego mężczyzny, tak

odmiennego od niego jak woda od ognia, i wyrzucał sobie, że nie potraktował poważnie złych

przeczuć Idy.

Jak zwykle skwitował je śmiechem.

background image

A Ida miała ten niezwykły dar przewidywania zdarzeń.

Reijo dożył wieku, w którym inaczej traktuje się nadprzyrodzone umiejętności.

Za młodu śmiał się z nich z lekceważeniem. Zabobony, tak je nazywał. Nawet Raija

nie umiała go przekonać.

Teraz czyniły to córki, lecz Reijo zbyt był dumny, by przyznać się do błędu.

O, tak, odpowiedzialność leżała w jego rękach.

Czy Maja opowiedziała Heino o swych zakazanych tęsknotach? Czy okazała aż tyle

zaufania mężczyźnie, którego ledwo poznała?

W Reijo budziła się zawiść w stosunku do tego człowieka, który stał się Mai bliższy

niż on sam.

Droga wznosiła się stromo ciasną doliną, wiła się zakosami wzdłuż rzeki. Niebo

zmieniło się w wąski niebieski pasek między grzbietami strzelistych gór.

Ś

lady wozu były bardzo wyraźne. Dlaczego nie zadali sobie trudu, by je zatrzeć?

Wóz poruszał się znacznie wolniej niż jeźdźcy. Wyraźnie się im nie spieszyło...

- Sądzą zapewne, że Anjo nie żyje - powiedział Heino. Szli teraz, by ulżyć

wierzchowcom.

- A Maję ma spotkać ten sam los. - Reijo czytał w jego myślach.

Daleko przed nimi po lewej stronie ukazała się niebieska zasłona wodospadu.

- Dlaczego nie ruszyli w kierunku osady? Spodziewali się chyba, że ja mam złoto.

Maja do mnie skierowała te słowa.

- Może się po prostu mszczą. Sądzą, że jest twoją córką.

Heino usiłował przewidzieć poczynania mężczyzn, żył wśród im podobnych na tyle

długo, by poznać ich sposób myślenia.

Nie potrafił jednak.

Wiedział jedynie, że porwali Maję.

Jego Maję.

Czy ten ból to miłość?

Jakieś przeczucie kazało im zejść z drogi. A może to jakiś opiekuńczy anioł skierował

ich kroki ku zboczu?

Otworzył się przed nimi wąski przesmyk, stromy, lecz pomimo to dostępny dla koni.

Zwierzęta dzielnie sobie poczynały w górskim terenie, stawiały kopyta ostrożnie i dopiero

znalazłszy dobre podparcie, przenosiły ciężar ciała do przodu.

background image

Gdyby Reijo i Heino postępowali gościńcem, wpadliby prosto na wóz z porywaczami.

Instynkt nakazał im uniknąć bezpośredniego spotkania, zejść z drogi, wykorzystać element

zaskoczenia.

Jakiś czas posuwali się ścieżką. Wzmagający się szum wodospadu nie pozwalał na

rozmowę. Zagłuszał wszystko.

Zima była śnieżna, wiosna się spóźniła. Topniejące śniegi i obfite deszcze na

przednówku wypełniły koryto rzeki.

Kaskada wodospadu była potężniejsza niż w poprzednich latach.

Konie trwożyły się, niechętnie zbliżały się ku wodzie.

Heino szedł przodem. Nagle zatrzymał się i ostrzegawczo uniósł dłoń, nakazując Reijo

milczenie.

Tak jakby cokolwiek mogło przeszkodzić Tuomasowi i Pekce...

W pierwszym odruchu Heino chciał rzucić się do przodu.

Widział wszystko przez czerwoną mgłę. Był zimny i twardy jak skała.

Rzecz jasna, nie ruszył się z miejsca. Życie nauczyło go wiele. Wszystkie złe i dobre

postępki składały się na tę sumę doświadczeń, która kazała mu działać rozważnie.

Reijo spętał konie. I on nie stracił panowania nad sobą, kontrolował uczucia, nie

pozwalał, by wściekłość przesłoniła trzeźwość działania. Zbyt mocno obaj kochali Maję, by

nieostrożnością doprowadzić do jej śmierci.

Heino wyciągnął nóż i ruszył w dół po skałach. Choć mocno zbudowany i ciężki,

poruszał się zadziwiająco zwinnie. Zupełnie jakby nie był synem najmity i rybaka, tylko

urodzonym góralem.

Reijo nie patrzył, gdzie stawia stopy. Znał tu każdy kamień. Nawet nie musiał

przemykać się chyłkiem, tamci byli zbyt zajęci, by podnosić głowy.

Woda opadała tuż obok, z ogłuszającym rykiem pędziła ku jeziorku, odbijając się od

kamiennej półki.

Heino spojrzał ku owej półce przez szparki oczu. Zlustrował ją wzrokiem, spojrzał w

górę i wykrzywił się.

Reijo zacisnął pięści, starając się nie patrzeć w dół. Do diabła, schodzenie byłoby zbyt

mozolne! Nie ma co zwlekać. Nie mieli czasu do stracenia.

Maja nie miała czasu.

Poczuł, jak narasta w nim uczucie paniki, i zagryzł zęby, by się opanować.

Już raz przeżył coś podobnego. Raija. Twierdza.

Zamierzali ją uwolnić. Na oczach oficerów i żołdaków dokonać rzeczy niemożliwej.

background image

Było ich czterech, przeciwników co najmniej dwukrotnie więcej.

Wtedy działał spokojnie i pewnie.

Reijo sięgnął do noża, upewnił się, że jest na swoim miejscu.

Dotknąwszy chłodnej rękojeści, uspokoił się.

Heino zmarszczył czoło. Pozostawało tylko jedno wyjście.

Szkoda, że nie ma Ailo...

Nachylił się nad towarzyszem i krzyknął mu do wprost do ucha:

- Potrafisz rzucać arkanem?

Zaskoczony Reijo skinął głową. Kiedyś umiał, dawno temu.

Wtedy dopiero przypomniał sobie, że ma przy arkan Ailo.

- Przyniosę go - powiedział i jak kozica ruszył w górę. Dopadł koni i błyskawicznie

wrócił do Heino, nie obluzowawszy po drodze ani jednego kamienia.

Heino wskazał mu punkt poniżej.

Reijo zrozumiał.

W milczeniu ruszyli w tym kierunku.

Znaleźli się na otwartej przestrzeni, gdzie jedyną osłonę stanowiły potężne bloki

skalne. Na szczęście ogromne masy wody pozwalały im przemykać się niepostrzeżenie.

Reijo dziękował Bogu za późne topnienie śniegów. Kto wie, może jest w tym

wszystkim ręka opatrzności? Chociaż nie, przecież nie pozwoliłaby na to, by Mai działa się

krzywda.

Biedne dziecko, znowu doświadczane przez los.

Heino nazwał ją dzikim ptakiem... Dziki ptak, któremu znów podcięto skrzydła.

Reijo przycupnął za blokiem skalnym, oparł się o niego plecami. Słyszał szum

wodospadu i chrapliwy oddech Heino, oddech dzikiego zwierzęcia, które ledwie panuje nad

sobą.

Czujnym wzrokiem i sprężystymi ruchami młodzieniec przypominał rysia, wielkiego

leśnego kota. Także cierpliwością i opanowaniem. Reijo widywał rysie, które potrafiły

godzinami obserwować ofiarę, zanim uderzały. Zawsze z tą samą przerażającą perfekcją. Pod

chłodnym spokojem Heino czaił się ogień.

Jak w mielerzu.

Reijo sprawdził i zwinął arkan. W myślach przygotował się do rzutu.

Zdawał sobie sprawę, że ma tylko jedną próbę.

Jeśli nie trafi, sprowadzi śmierć na Maję.

Wystarczający powód, by nie opanować drżenia rąk.

background image

Blok skalny tkwił w tym miejscu od tysięcy lat. Reijo czuł chłód kamienia na plecach.

Musiał być jak on, zimny i twardy. Czy kamień udzieli mu swej mocy?

Wciągnął powietrze w płuca i skinął głową w kierunku Heino, który obserwował go w

milczeniu. Czy Heino potrafił posługiwać się arkanem? Zapewne nie, skoro jemu powierzył

to zadanie.

Reijo pamiętał reny, które łapał. Pamiętał trud znakowania i kastrowania tych

zwierząt.

Czasami pudłował, ale rzucał arkanem niemal tak zręcznie jak Mikkal.

Teraz chodzi o córkę Mikkala.

Czy jeszcze żyje?

Heino wpatrywał się w scenę, rozgrywającą się przed ich oczyma. Stał bez ruchu,

choć zaciskał zęby, a nozdrza mu drżały.

Jak mógł to wytrzymać?

Reijo zmusił się, by uczynić to samo.

Odwrócił się wolno.

Tylko konie przedstawiały sielski widok. Choć nie wyprzęgnięte od wozu, pasły się

spokojnie, korzystając z obfitości trawy i dostępu do wody.

Ciało Mai...

Czy w tak nieruchomym ciele może jeszcze tlić się życie?

Maja, przegięta w biodrach, na wpół leżała na wozie, nogami oparta o ziemię.

Czarne włosy na tle burych worków, głowa przykryta. Zadusili ją?

Mężczyzna za nią, oparty o biodra dziewczyny, podtrzymywał suknie. Spodnie

opuścił do kostek. Na głowie nie miał kapelusza.

Ten drugi, leniwie oparty o kamień, palił fajkę.

Czekał na swoją kolej.

Poluźnił pasek. A może już zdążył się zaspokoić.

Reijo chciał zapłakać, ale nie potrafił.

Był zimny jak głaz.

Może kamień podzielił się z nim swą siłą?

Wiedział, co powie Heino. Zmierzył odległość wzrokiem, uznał, że ma szansę.

- Ten przy wozie... Heino mówił z trudnością.

Tuomas. Ten, który nie życzył sobie obecności kobiet przy pozyskiwaniu smoły.

Ten sam, którego Maja zarzuciła złośliwościami. Heino odłożył kapelusz i przeciągnął

palcami po ostrzu noża.

background image

- Zaciśnij mu pętlę na ramionach. Reijo wiedział, że nie wystarczy trafić. Pętla musi

unieszkodliwić Tuomasa, nie pozwolić mu na użycie noża.

Heino wyślizgnął się zza kamienia, zlał się w jedno z nabrzeżnymi zaroślami. Zbliżał

się do Pekki, który nie spodziewał się niebezpieczeństwa.

Reijo nie zapytał, czy Heino potrafić posługiwać się nożem.

Nie było potrzeby.

Sposób, w jaki ujął rękojeść, stan ostrza, starannie dopasowana pochwa - wszystko to

ś

wiadczyło o tym, że ten człowiek zna się na broni. I nie musi się tym chwalić.

Był urodzonym przywódcą.

Reijo wstrzymał oddech. Z lekkim zdziwieniem zauważył, że ma suche dłonie.

Ryk wodospadu.

Może krzyczała?

Może woda zagłuszyła jej jęki?

Heino znalazł się tuż za Pekką. Jeszcze kilka kroków i go dopadnie.

Reijo wolał nie nazywać rzeczy po imieniu. Wolał nie myśleć, że Heino zatopi w

tamtym nóż.

Heino skinął lekko głową i zniknął w zaroślach.

Przyszła kolej na Reijo.

Heino był gotów.

Uderzy, kiedy arkan świśnie w powietrzu.

Jeden rzut.

Jeden pewny rzut.

Reijo podniósł się wolno. Wiedział, że wystawia się na widok, ale zarówno Tuomas,

jak i Pekka byli obróceni do niego plecami.

Nie mógł pojąć, skąd brała się ich nieostrożność.

Może wypili coś na odwagę.

Arkan leżał w dłoniach tak jak trzeba. Trafi, nie mógł poddawać się zwątpieniu.

Na pewno trafi.

Wbił wzrok w plecy Tuomasa i postąpił parę kroków do przodu, by żadna gałąź nie

przecięła linii lotu linki.

Działał jak maszyna. Raz przyswojona umiejętność zostaje w człowieku na całe życie.

Chciał w to wierzyć.

Uszy wyłapały jakiś dźwięk, który przedarł się przez nieustający szum wody.

Odgłos kopyt?

background image

Nie mógł dłużej zwlekać.

Uniósł ramię.

Wielki Boże, żeby tylko linka nie okazała się zbyt krótka! Tylko tego nie wziął pod

uwagę.

Czas się zatrzymał, kiedy arkan przeciął powietrze. Człowiek, który od dłuższego

czasu przebywał w ogłuszającym huku wody, nie mógł usłyszeć cichego świstu.

Reijo dostrzegł z przerażeniem, że pętla maleje w oczach.

Nie zdoła opasać Tuomasa w ramionach.

W tej samej chwili Pekka dostrzegł linkę.

Nie zdążył krzyknąć. Heino wychynął z krzaków i znalazł się przy nim w ułamku

sekundy. Chwycił go za gardło, błysnął mu nożem przed twarzą.

Reijo wyraźniej usłyszał odgłos kopyt.

Minęło zaledwie kilka sekund.

Pętla opadła na czoło Tuomasa. Mężczyzna obrócił się gwałtownie, nie puszczając

bioder Mai.

Reijo zajrzał w jego rozszerzone oczy, zobaczył usta otwarte w niemym krzyku i,

zaciskając zęby, pociągnął z całych sił za arkan.

Tuomas runął w tył, gwałtownym szarpnięciem oderwany od zbrukanego ciała Mai.

Podniósł dłonie do twarzy, ale nie zdążył nawet dotknąć linki. Wygiął się w

konwulsjach.

Reijo przez dłuższą chwilę nie zwalniał uchwytu.

Heino uderzeniem pięści pozbawił Pekkę przytomności.

Tętent stał się wyraźniejszy. Zza zakrętu drogi wypadli Ailo i Santeri.

Heino znalazł się przy Mai przed innymi. Jego ogromne dłonie nagle stały się łagodne

i delikatne. Odwrócił ciało dziewczyny ostrożnie, jakby zdjęty obawą, że pod dotykiem

rozsypie się na drobne kawałki.

Twarz Mai przedstawiała straszny widok.

Gładził ją palcami, delikatnie odsunął powieki, musnął usta, upewniając się, że

oddycha. Przeciął więzy, krepujące jej nadgarstki.

Ciało dziewczyny było lodowato zimne.

Stanęli wszyscy u jego boku, równie bladzi, napełnieni tą samą wściekłością.

Heino podniósł Maję. Jego ciało było ciepłe i żywe. Tak bardzo pragnął oddać jej to

ciepło i życie, wszystko co miał w sobie.

background image

Aleksanteri zachował trzeźwość myślenia. Od razu zorientował się, że rzeczy nie

doprowadzono do końca.

- Nie użyliście noży? - spytał.

Reijo potrząsnął głową. Drżał z zimna, choć powietrze nie zdążyło się jeszcze

ochłodzić.

Arkan sparzył mu dłonie. Kiedy go puścił, lód ściął mu serce.

- Nie wiem, czy Pekka jest martwy - wyrzekł Heino głosem nie z tego świata.

- Zaraz będzie - wycedził Santeri. Pociągnął Ailo w kierunku Tuomasa.

- Musimy poprawić mu spodnie. Ailo usunął pętlę, starając się nie patrzeć na twarz,

która stężała w nieludzkim grymasie. Wzrokiem omijał oczy zmarłego, rozwarte z

przerażenia, język...

- Damy radę zanieść ich na górę? Aleksanteri spojrzał na niego przeciągle.

- Musimy, nieprawdaż? Oni odwalili za nas najgorszą robotę. Nasze zadanie jest

znacznie prostsze, chłopcze.

Ailo odwrócił twarz ku stromemu zboczu.

Zajęło im to znacznie więcej czasu, niż sądzili. Co chwila zerkali ze strachem na

drogę. Latem pojawiali się na niej podróżni, zwłaszcza pod koniec tygodnia.

Tuomas był ciężki, w połowie drogi omal nie wypadł im go z rąk. Wygładzone wodą,

ś

liskie skały nie dawały pewnego oparcia.

Santeri stracił równowagę i puścił ciało, które runęło z łomotem na ziemię.

- I tak był już martwy - stwierdził beznamiętnie. Miał rację.

Ukryli zwłoki za lichym krzaczkiem i wrócili po Pekkę.

Ailo nie był pewien, czy Pekka przestał dychać. Santeri orzekł, że nie ma to

najmniejszego znaczenia.

Dobrze ich znal...

Ailo nie potrafił przyzwyczaić się do widoku śmierci.

Nienawidził się za to, że w tym uczestniczy, lecz jeszcze bardziej nienawidził tych

mężczyzn.

Przypomniał sobie Anjo, rozdygotaną jak liść w ramionach Knuta. Przypomniał sobie

jej nieskładną relację.

Wystarczyło spojrzeć w dół, by zobaczyć Maję. Nie poruszyła się od chwili, kiedy

Heino wziął ją na ręce.

Zhańbiona, zbita, złamana...

Jego siostra.

background image

Jedyna została z tego samego rodu. Z tej samej krwi.

Spoceni i podrapani dotarli na szczyt, targając ciało Tuomasa.

- To niezbyt szlachetny postępek, chłopcze, ale nie możemy wrócić do osady,

przywożąc dwa trupy ze sobą. Twoja siostra dość się wycierpiała - rzekł Santeri wprost.

Podciągnęli oba ciała nad wysoki w tym miejscu brzeg. Kilkanaście metrów dalej

rzeka opadała ryczącą kaskadą w przepaść. Zepchnęli ciała i odsunęli się na bezpieczną

odległość. Dysząc ciężko, obserwowali, jak zwłoki giną w kipieli, wypływają znów na po-

wierzchnię i nikną za skrajem urwiska. Wrócili tą samą drogą, nie patrząc na siebie.

Reijo wrzucił do rzeki plecaki Smolarzy. Uznał, że w ten sposób uwiarygodnia ich

przypadkową śmierć w odmętach.

Heino i Ailo nie pomyśleli o tym.

- Konie i wóz zabieramy - rzekł Reijo, myśląc o Mai.

- Wszyscy sądzą, że wóz należy do mnie - oznajmił Santeri. - A tym dwóm bardzo

spieszyło się do domu. Za bardzo, jak się okazuje.

- Co z nią? - spytał Ailo. Reijo przyłożył dłoń do czoła.

- Musimy jak najszybciej zawieźć ją do domu. Heino ogrzewa ją własnym ciałem.

Znasz się na ziołach, Ailo? Ravna się znała, u nas leczeniem zajmowała się Maja. Teraz nie

może nam pomóc.

- Wiem co nieco - odrzekł Ailo.

- Ten sam przeklęty chłód - wyrzekł ciężko Reijo. - Miała go Raija, raz przydarzyło

się to Mai, ale sądziłem, że pozbyła się go na zawsze. Wygląda, jakby była pogrążona w

letargu, Ailo.

Ailo zrozumiał, o czym mówi przybrany ojciec Mai.

Reijo zapatrzył się przed siebie.

- To właśnie, bardziej niż cokolwiek innego, mówi mi, że Raija nie żyje. Ten chłód

należał do niej, nikt go nie dziedziczył. Teraz chroni Maję. Więc może Raija nie potrzebuje

już ochrony?

Ailo nic nie odpowiedział.

Santeri powoził, Ailo i Reijo dosiedli koni. Pozostałe wierzchowce przywiązali do

wozu, by zwrócić je prawowitym właścicielom.

Heino siedział na wozie. Otulił Maję kurtką. Objął ją ramionami z taką mocą, jakby

już nigdy nie zamierzał puścić.

background image

11

Rozpalone przez Idę ognisko dogasało już, kiedy dotarli do domu.

Dziewczyna momentalnie znalazła się przy wozie. Spojrzała na Maję, leżącą w

ramionach Heino, i spytała, przeczuwając najgorsze:

- Nie żyje? Ailo zeskoczył na ziemię. Po drodze zdążył zwrócić konie 'właścicielom.

Położył dłonie na ramionach Idy. Oboje potrzebowali wzajemnej bliskości.

- Żyje, Ido. Ale niewiele brakowało.

Wzrokiem prosił ją, by nie zadawała żadnych pytań.

Heino zsunął się z wozu. Trzymał Maję z taką ostrożnością, jakby była zrobiona z

porcelany. Postarzał się na twarzy o dziesięć lat.

Wszyscy wyglądali tak samo, poszarzali, spięci, skrywający tajemnicę tak straszną, że

nie ośmielali się o niej mówić.

Nawet Ailo.

Reijo przystanął koło Idy i pogłaskał ją po policzku.

- Wiesz, gdzie Maja trzyma lekarstwa? - spytał. - Swoje zioła?

- Na półce nad drzwiami - odpowiedziała bez namysłu. Nie znała się na ziołach, nigdy

jej to nie interesowało.

- Pomożesz Ailo - polecił.

Ailo ścisnął rękę dziewczyny, jakby dodając jej otuchy. Ida miała jednak wrażenie, że

i on szuka wsparcia.

- Co spaliłaś? - zdziwił się.

- Łóżko - odrzekła z zawstydzeniem. - Anjo powiedziała mi o wszystkim. Nie mogłam

znieść myśli, że Maja wróci na to łóżko. Tyle... złego jej na nim wyrządzili.

Reijo poczuł wzruszenie. Ida rozumowała inaczej niż większość ludzi, ale w swoich

postępkach zawsze kierowała się dobrem bliźnich.

Nie zapytała, jaki los spotkał tamtych dwóch Finów, starała się o tym nie myśleć.

Zacięte twarze mężczyzn mówiły jej, że smolarze już nie wrócą. Więcej nie chciała wiedzieć.

Heino położył Maję na ławie kuchennej. Nie musiał zaglądać do alkowy, by wiedzieć,

co spłonęło nad rzeką.

Zrobiłby to samo. Musiała się namęczyć, żeby w pojedynkę wyciągnąć ciężki mebel -

mała Ida o wielkim sercu! Kątem oka dostrzegł, że do kuchni wszedł Reijo. Zatrzymał się,

background image

patrząc na Maję, potem dołożył drew do pieca i rozpalił ogień. Heino rozebrał dziewczynę,

delikatnie i ostrożnie ściągnął z niej całe ubranie.

Reijo nie wytrzymał i odwrócił się. Ale i tak nie mógł nie zauważyć plam zaschniętej

krwi na brzuchu, między udami.

- Sądzisz, że była przy nadziei? - wyszeptał chrapliwie.

- Nie - odrzekł Heino. - Potrzeba mi ciepłej wody i czystego płótna. Ubranie spalcie.

Reijo poczuł ulgę, że może wyjść z izby. Kiedy wrócił, zdążyli już obmyć Maję letnią

wodą, którą znaleźli w kuchni. Stół zawalony był drewnianymi pudełkami i dzbankami. Ailo

studiował ich zawartość z bezradnością w oczach.

Heino otulił Maję wełnianymi pledami i przykrył skórami. Siedział przy niej, nie

odstępował ani na chwilę. Gładził po twarzy, po splątanych włosach. Nie rozczesali ich, nie

chcąc sprawić jej niepotrzebnego bólu.

- To krwotok - wyjaśniła Ida. - Ailo nie zna ziół, które mogłyby jej pomóc. Na

szczęście nie traci wiele krwi...

Reijo zamknął oczy. Nie potrafił się modlić.

- Wciąż jest zimna? - spytał. Heino skinął głową.

- Tak, ale oddycha równomierniej. Reijo od dłuższej chwili miał takie wrażenie, ale

bał się, że to złudzenie. Jednak się nie mylił.

- Wydobrzeje - rzekł z niezachwianą pewnością. Nie potrafił jednak znaleźć w sobie

równie silnego przekonania, że Maja nie dozna uszczerbku na duszy. Tego nie mógł obiecać.

- Jak długo pastwili się nad nią, zanim... odpłynęła? - Zastanawiał się Heino. - Ile

będzie z tego pamiętać?

Nikt nie znał odpowiedzi. Odrętwienie Mai było stanem dla nich niepojętym, lecz

przynajmniej je zaakceptowali. Reijo zastanawiał się, czy tę przedziwną umiejętność

dziewczyna posiadła już na zawsze. A może znów została jej udzielona przez inną istotę?

Tylko dlatego, żeby mogła przeżyć?

Santeri ruszył na cypel. Wyczuł, że jego obecność stanowi pewien zgrzyt. Tych

pięcioro stanowiło rodzinę.

Poza tym Knut i Anjo niecierpliwie wyczekiwali wiadomości. Santeri uważał też, że

Knut winien mu jest wyjaśnienie. Na temat złota.

Poczuł się głęboko dotknięty tym, że o niczym nie wiedział. Czyżby przestali uznawać

go za osobę godną zaufania?

Pozostali czuwali przy Mai.

background image

Heino nie tknął jedzenia, wypił odrobinę wody, którą mu podali. Nie odchodził od

Mai na krok, wisiał wzrokiem na jej twarzy, gładził po policzku, dotykał przymkniętych

powiek, ust.

Całował posiniaczoną skórę.

Nikt nie mógł już mieć wątpliwości, że między dwojgiem tych ludzi rodzi się

ogromne, bezgraniczne uczucie.

Reijo siedział za stołem. Nie poruszał się, złożył dłonie na blacie, jego oczy

zmatowiały. Ból i cierpienie Mai odczuwał nieomal fizycznie.

Ailo i Ida znaleźli sobie miejsce na pokrywie skrzyni na drewno. Siedzieli ciasno

spleceni. W izbie było bardzo ciepło, rozpalili duży ogień w nadziei, że stopi on lód, który

owładnął ciałem Mai.

Ida pomyślała, że Maja wygląda jak larwa spowita w kokon, czekająca na chwilę, gdy

przemieni się w motyla.

Ta myśl sprawiła dziewczynie przykrość. Nie wiedzieć dlaczego przemiana wiązała

się jej ze śmiercią. W głowie miała zamęt. Przyzwyczajona do tego, by przemyślenia

natychmiast zamieniać w słowa, teraz wszystko dusiła w sobie.

Nad ranem Maja poruszyła się. Już długie godziny siedzieli w milczeniu,

zapomniawszy o bożym świecie, jakby czas przestał istnieć, a wszystko stało nieskoń-

czonością. Słońce jednak toczyło swą tarczę nad grzebieniem gór.

Poderwali się z miejsc. Heino ścisnął mocniej dłonie dziewczyny.

I nic.

Tylko się poruszyła.

Wszystkim jednak wydało się, że policzki Mai nabrały żywszych kolorów. Nikt mimo

to się nie odezwał, nikt nie odważył się rozbudzić nadziei, które wszak mogły okazać się

płonne.

Może wstający świt zabarwił skórę dziewczyny? Może poranek, zdjęty litością,

zabawił się w malarza?

Słonce oznajmiało południe, kiedy drgnęły jej wargi. Heino nachylił się nad Mają,

zakrywając ją niemal swoim ciałem. Przyłożył ucho do ust dziewczyny.

Potem wyprostował się i pozbawioną wyrazu twarz obrócił ku Reijo.

- Woła twoje imię.

I wtedy usłyszeli to wszyscy. Wargi Mai układały słowa.

- Reijo - szepnęły. - Reijo, wybacz mi! Stanął u boku Heino, chwycił dłoń

dziewczyny. Była chłodna, Maja wciąż tkwiła w sennym odrętwieniu.

background image

- Nie wiedziałam o tobie - mówiła. - Byłoby inaczej, gdybym wiedziała o tobie.

Wybacz mi. Tylko ciebie mogę o to prosić. Błagać o przyjaźń. Pozwól mi spoczywać w

wodzie.

Głos zamarł.

Reijo stał długo, ściskając jej dłoń. I patrzył. Wpatrywał się w twarz Mai.

Potem otrząsnął się raptownie, jakby zrzucał z siebie jakiś czar. Wsunął dłoń

dziewczyny pod futrzaną narzutę i wyszedł bez słowa.

Pozostali spojrzeli po sobie.

Powietrze w izbie zrobiło się ciężkie.

Ailo zamknął oczy i oparł głowę o ścianę. Na jego twarzy pojawił się wyraz

cierpienia. Ścisnął Idę za ramię.

- Co to było? - spytała dziewczyna. - Co miała na myśli? Dlaczego prosiła tatę o

wybaczenie? I czemu chce spoczywać w wodzie...?

Ida zadrżała, zdjęta nagłym lękiem.

Twarz Heino też wyrażała zdziwienie. Zdziwienie i zakłopotanie.

Ailo oddychał ciężko przez nos. Przenosił wzrok z Idy na Heino.

- To nie była Maja - wyjąkał. - Nie słyszeliście? To nie był jej głos!

Ida zmarszczyła czoło.

- Brzmiał dziwnie - przyznała, a Heino skinął głową.

- Raija - wyszeptał Ailo. Imię jak wiatr przemknęło przez jego wargi. Przez mały

lufcik słońce rzucało do środka czerwone promienie, oświetlało twarz Mai. - To był głos Raiji

- powtórzył Ailo.

- Nie wierzę. - Ida starała się zachować rozsądek. - Nie spałeś całą noc. Przesłyszałeś

się, Ailo.

Tak, był zmęczony. Miał przekrwione oczy. Znów skalał swoje ręce przemocą i sam

siebie nie potrafił rozgrzeszyć z własnych uczynków. Jego serce płakało, roniło łzy. Za Maję.

I za Anjo. Marzył o tym, by położyć się i zasnąć, spać wiele dni. I nie mógł tego uczynić,

musiał czuwać u boku siostry.

Nie stracił jednak kontroli nad zmysłami.

Słuch go nie mylił.

- Zapytaj swego ojca - powiedział niechętnie. Nawet nie próbował jej przekonywać. -

Spytaj Reijo, do kogo należał głos! Zapytaj, dlaczego wypadł z izby w takim pośpiechu!

Ailo miał pewność. Tego głosu nie mógł pomylić z żadnym innym. Osobliwa

mieszanina trzech języków, akcentu i intonacji. Niski, przejmujący tembr, brzmienie

background image

aksamitne i twarde zarazem. Ida i Heino go nie znali. Dla Ailo Raija była jak matka, pamiętał

ją.

Raija mówiła przez córkę.

Ailo upewnił się, że Raija żyje. Dusze zmarłych nie przekazują takich wiadomości.

Reijo wyszedł, bo też to pojął.

- Myślisz, Heino, że moja matka, którą wszyscy uważają za zmarłą, przemawia przez

usta Mai? - spytała Ida z niedowierzaniem.

Chochliki, trolle i skrzaty to jedno...

Postaci z wierzeń ludowych. Można się ich bać, udawać, że istnieją. Ida akceptowała

je jak element pradawnych zabaw i rytuałów. Uważała, że nikomu nie przynoszą krzywdy, ale

i nie mają wielkiego znaczenia. Nie zaprzątała sobie głowy wędrówką dusz, czy to ludzi ży-

wych, czy umarłych. Ida stąpała mocno po ziemi.

Wierzyła w to, co można zobaczyć, i w to, czego można dotknąć. Ailo natrząsał się z

dziewczyny, mówiąc, że w ten sposób zaprzecza istnieniu wiatru.

- Mama nie żyje - orzekła zdecydowanie. - Martwi są martwymi. Po co by mieli sobie

zadawać trud i szukać kontaktu z żywymi? Dlaczego mama prosiłaby Reijo o wybaczenie

teraz, jeśli nie uczyniła tego za życia? A jeśli wciąż pozostaje wśród żywych, to, Ailo, na nie-

biosa, łatwiej byłoby napisać list! Reijo potrafi czytać.

- Nie wszystko jest takie, jakie się nam zdaje. - Ailo wiedział swoje. W

przeciwieństwie do Idy nie wyznaczał ostrej granicy między jawą a snem. W wierzeniach

jego ludu było miejsce na zjawiska, których rozum nie potrafi wytłumaczyć. Nawet Heino

dopuszczał taką możliwość.

Wciąż trzymał dłoń Mai.

Ida wybiegła z izby. Już miała trzasnąć drzwiami, ale wzgląd na chorą siostrę kazał jej

powstrzymać wzburzenie.

Reijo siedział na trawiastej pochyłości nad rzeką. Trzymał w garści drobne kamyki i

po kolei rzucał je do wody.

Ida zatrzymała się i ogarnęła wzrokiem jego postać.

Ojciec.

Serce dziewczyny wypełniło się nagle ogromną miłością do tego człowieka.

I było w jej sercu coś nowego, co pojawiło się dopiero wtedy, gdy Ailo stał się cząstką

jej życia.

Narastające zdziwienie. Potrzeba stawiania pytań. Przyjaciółki bowiem się nie myliły:

Reijo to doprawdy niezwyczajny tata.

background image

Był mężczyzną.

Nawet oczy córki dostrzegały zmysłową urodę jego rysów.

Ida mogła przysiąc, że od zniknięcia Raiji w życiu ojca nie zjawiła się żadna kobieta.

Nie wiedziała nic o latach, które Raija i Mikkal spędzili na wygnaniu w Finlandii. Była wtedy

małą dziewczynką, a z Mają i Knutem nie potrafiła rozmawiać na ten temat. O własnych

rodzicach zresztą nie myśli się jak o istotach z krwi i kości.

Nie odczuwał braku towarzyszki życia?

A może wszędzie widział Raiję?

Reijo usłyszał kroki i podniósł wzrok. Ida usiadła, owijając suknie wokół kolan i

przyciskając je ramionami. Reijo sięgnął po nowe kamyki i znów wrzucał je do wody.

Siedzieli długo w milczeniu. Ojciec z córką. Ona nie odrywała od niego wzroku. On

rzucał kamienie.

I to on zdał jej relację z wydarzeń pod wodospadem. Ojciec, nie Ailo.

- Czekam, czy ich ciała nie spłyną rzeką - powiedział. - Choć może na zawsze

pozostaną na dnie jeziorka. Trudno przewidzieć.

Nie dobierał słów, nie pominął żadnego szczegółu.

Dzielił z Idą gorycz, ból i wzgardę.

Ida przypomniała sobie słowa, które szepnęła do Ailo, zanim chłopak ruszył w pogoń.

Wtedy wymówiła je szczerze.

Więc każdy zdolny jest do nienawiści.

Opamiętanie przychodzi później.

Nie mogła jednak ich potępiać. Reijo dobrze wiedział, co zrobili, i potrafił wziąć

odpowiedzialność za własne czyny.

- Maja śpi? Ida skinęła głowa. W końcu to był rodzaj snu. Dziewczyna bała się

nadawać mu inne nazwy.

Reijo rzucił ostatni kamyk, ale nie sięgnął po nowe.

- Ailo wytłumaczył ci wszystko? - spytał. Ida wolno poruszyła głową w górę i w dół.

- Trudno uwierzyć, prawda? - Tak. Oczy Reijo były zaczerwienione. Ida domyśliła się,

ż

e sprawiło to nie tylko zmęczenie nocnym czuwaniem. Ojciec płakał.

- Odziedziczyłaś po mnie zdrowy rozsądek, Ido, choć przemieszany z niezwykłą

wyobraźnią Raiji. Walczyłem z tym długo, wciąż walczę, ale moje serce gotowe jest teraz

wiele przyjąć na wiarę. Znacznie więcej, niż mam odwagę ci wyznać. Może dzięki temu

wciąż trzymam się przy życiu.

background image

- Słyszałam słowa Mai - odrzekła Ida. Odwróciła się od rzeki w obawie, iż ujrzy

płynące ciało. - Widziałam, jak poruszała wargami. Głos brzmiał jakoś inaczej, ale to była

moja siostra. Przez sen wszyscy mówią niewyraźnie.

- Czy Maja dobrałaby takie słowa? - spytał łagodnie. - Czy stać ją na pokorę i żal? Czy

twoja siostra prosiłaby o tak niewiele?

Ida nie dała się przekonać.

Reijo nie nalegał, oszczędził córkę. Nie powiedział wprost, że przemawiał doń głos

Raiji.

Zjedli coś z

obowiązku. Poza Idą nikt nie wiedział, co kładzie do ust. To ona

przygotowała posiłek.

Pod koniec dnia wrócił Santeri z wiadomością, że Anjo jest obolała i źle wygląda.

Rozmowa z Knutem pozwoliła jej jednak wrócić do równowagi. Knut wyciągnął z

niej wszystkie szczegóły.

Nawet Santeri, który niejedno w życiu widział i słyszał, nie doczekał do końca

opowieści.

- Gdybym wiedział, co to za typy, to rozszarpałbym ich przed wyjazdem z Finlandii -

syknął złowrogo. Nikt nie wiedział, czy mówi serio.

Ż

art mieszał się z powagą we wszystkim, co robił Santeri.

Ktoś znalazł ciała.

- Byłem je obejrzeć - ciągnął bez zająknięcia, cały czas solidnie podjadając. - Ludzie

w osadzie wiedzieli, że miałeś u siebie smolarzy, Reijo. Powiedzieliśmy, że nie ma cię w

domu, bo Maja zachorowała. Coś przecież musieliśmy powiedzieć;. Pojechałem z nimi, żeby

rozpoznać ciała. Wszyscy doszliśmy do wniosku, że szaleństwem było przeprawiać się nad

wodospadem. Znaleźli pieniądze w workach. Sznur nie zostawił żadnych śladów. Cóż,

tragiczny wypadek. Ulżyło im, kiedy stwierdzili, że to nikt z miejscowych. Ja udałem żal,

dodając, że poznałem ich na krótko przed wyjazdem z Finlandii.

- Masz pojemny żołądek - zirytował się Reijo. - I diabelnie gładki język.

Aleksanteri uśmiechnął się ponuro.

- Czasami jedno i drugie się przydaje.

O północy Ida zasnęła z głową opartą o ramię Ailo. Ailo zamykał oczy na chwilę i

znów się budził.

Heino i Reijo czuwali nieugięcie.

I w końcu Maja otworzyła oczy. Ziewnęła i przeciągnęła się, ale natychmiast poczuła

dojmujący ból.

background image

- Do diabla - zdziwiła się - co się stało? Wóz po mnie przejechał?

- Nic nie pamiętasz? - spytał chrapliwie Heino. Maja potrząsnęła głowa.

- Dzięki Bogu! - krzyknął. - Kocham cię, Maju!

background image

12

Maja domagała się prawdy. Całej prawdy.

- W tym, że nic nie pamiętasz, jest jakiś sens - opierał się Reijo.

- Chcę wiedzieć - nalegała Maja. - Dlaczego mam utracić jakaś cząstkę mojego życia?

- Bo była zbyt ohydna - odrzekł Heino. Maja nie poddała się. W końcu opowiedzieli

jej wszystko. Reijo i Heino usiedli po obu stronach ławy i na przemian dzielili się z nią

strasznymi wspomnieniami.

Kiedy skończyli, Maja zażądała rozmowy z Knutem.

Brat musiał powtórzyć jej każde słowo Anjo.

Kiedy nie było już nic do opowiedzenia, Maja spytała:

- Byłam cała zimna? Reijo potwierdził.

- Czy jeszcze coś się zdarzyło?

Mężczyźni wymienili spojrzenia i zaprzeczyli. Maja spojrzała na nich przenikliwie.

Milczała, choć tliła się w niej pewna wątpliwość. O cierpieniach zadanych ciału musiała

wiedzieć. To drugie... Kto wie, czy to drugie nie było gorsze.

Zjadła. Niewiele, dość jednak, by nabrać trochę sił.

Sama wybrała zioła, po czym wypiła przygotowany naprędce wywar i znów zapadła w

sen.

Zwykły sen. Nic w nim nie było niepokojącego, choć trwał dwa dni.

Zostali z nią Ida i Heino. Reijo dał się przekonać i zaczął stawiać drugi mielerz.

Ludzie zaczęli gadać o domniemanej chorobie Mai. Należało zdusić plotki w zarodku.

Reijo rozpowiedział, że Maja leży w gorączce. Mieszkańcy osady wiedzieli już, jaki

los spotkał Simona.

- Nie wszyscy jednako reagują na nieszczęście - oznajmił Reijo, a ludzie musieli

przyznać mu rację.

Nie kwapili się z odwiedzinami. Nie da się uleczyć kogoś ze smutku gadaniem o

własnych dolegliwościach. A poza tym chyba szło ku lepszemu, skoro Reijo znów woził

beczki w górę rzeki.

Tylko krewni Simona zastanawiali się, co w domu Mai robi ten postawny obcy

mężczyzna. Nie pytali jednak, Maja nie była już jedną z nich.

Inni uznali, że to ktoś z rodu. Mało kto potrafił zgłębić tajemnicę zawikłanych

powiązań rodzinnych łudzi na cyplu.

background image

Dziedzictwo Raiji.

Santeri i Ailo nie odchodzili od stosu. Ida tęskniła. Raz dziennie nosiła im posiłek i

zapewniała ojca, że w domu wszystko dobrze się układa.

- To wzruszające - orzekła. - Taki duży, silny mężczyzna, a potrafi być niezwykle

opiekuńczy!

- A mały mężczyzna to niby nie potrafi? - wyszczerzył zęby Ailo. Zaczynali się

uśmiechać. Anjo wracała do sił. Maja przetrwała najgorsze.

Znów oparli się przeciwnościom, wzmocnili więzy między sobą. I mieli jeszcze

więcej do ukrycia.

- Czy moglibyśmy pobrać się jednocześnie? - Ida żuła źdźbło trawy, przypatrując się

Santeriemu, który krzątał się przy stosie.

- Nie beze mnie - stwierdził Ailo, który wszystko teraz obracał w żart.

- Porozmawiam z Heino - ciągnęła dziewczyna. - To byłoby piękne. A tatko nie

musiałby wyprawiać dwóch wesel.

Reijo podniósł się, rozczulony naiwnością córki, i uśmiechnął się niepewnie.

- Czy ktoś zapytał Maję o zdanie? Znamy uczucia Heino, ale czy ona je odwzajemnia?

- Co się stało tacie? - zdziwiła się Ida. Ailo chwycił dziewczynę za rękę.

- Wyraził coś, o czym żadne z nas nie pomyślało. Rzeczywiście, nie wiemy, co czuje

Maja.

To miało się zdarzyć tego dnia, kiedy rozkwitła nadzieja. Przynajmniej wypuściła

pąki.

Tego dnia, kiedy Maja podniosła się z łóżka i pomimo bólu postawiła kilka kroków.

Przestała krwawić, a siniaki na jej ciele przybrały jaśniejszy odcień.

Wszyscy się radowali.

Heino wziął ją w ramiona i okręcił w tanecznym pląsie, nucąc melodię z rodzinnych

stron.

Jak na swój wzrost poruszał się zadziwiająco lekko.

Ida specjalnie wybrała się do mężczyzn, by ich powiadomić o tym radosnym

zdarzeniu.

Mogła im nawet powiedzieć, że Maja objęła Heino za szyję i dała mu całusa. Z

własnej nieprzymuszonej woli.

Było trochę inaczej. Maja przyłożyła dłonie do policzków Heino, popatrzyła na niego

przeciągle i rzekła: „Ze też chce ci się być przy mnie, Heino!” I wargami musnęła jego usta.

Ida odrobinę podmalowała rzeczywistość.

background image

Nie skłamała z premedytacją. Chciała jedynie przekonać Ailo i ojca, że tych dwoje

łączy coś dobrego.

Sprawiła radość Reijo, Ailo i Santeriemu. A właściwie umocniła w radości. Od

dłuższego czasu z mielerza wypływała obfitość smoły. Zdążyli już napełnić dwanaście

beczek.

Reijo chodził od beczki do beczki i poklepywał je czule.

- Chyba będziesz miała huczne weselisko, Ido! - śmiał się.

Stos tej wielkości dawał zwykle trzydzieści beczek, trzydzieści pięć w najlepszym

razie. Dla tej liczby nie opłacało się właściwie ustawiać mielerza, ale Reijo znajdywał

niezwykłą przyjemność w tym zajęciu. Poza tym nie musiał się kłopotać o przyszłość, nawet

gdyby ich trud nie przyniósł spodziewanych rezultatów.

Tym razem smołą z mniejszego mielerza napełni trzydzieści pięć beczek. Tego był

pewien.

Tego właśnie dnia miała rozkwitnąć nadzieja.

W domu na cyplu gospodarzyła Anjo. Knut wybierał się na drugą stronę fiordu, by

kupić konie. Maja podniosła się z łóżka, a Reijo coraz bardziej akceptował jej związek z

Heino. Ida i Ailo trzymali się za ręce przy najmniejszej sposobności. Santeri promieniał

zadowoleniem i zachowywał się jak prawdziwy przyjaciel.

A mielerz dał już dwanaście beczek wspaniałej, pachnącej smoły. Strumień gęstej

cieczy wpływał równomiernie do trzynastej baryłki.

Smoła była przedniej jakości, Reijo mógł oczekiwać wysokiej ceny.

Później potrafił dokładnie określić moment, kiedy sprawy przybrały zły obrót.

Pamiętał, nad którym drzewem stało słońce, umiał opisać kształt chmur, określić, skąd je

przygnał wiatr, i odmalować wszystkie odcienie szarości. Potrafił przywołać w pamięci

krzykliwe nawoływania srok w wierzbinowym zagajniku po drugiej stronie rzeki i kukanie

kukułki.

Wtedy zaczął padać deszcz.

Z początku słaby, potem coraz intensywniejszy. Utknął pomiędzy górskimi zboczami,

ponieważ ciężkie chmury nie zdołały wzbić się nad wierzchołki.

Ida nie zdążyła jeszcze wrócić do domu. Rozpięli prowizoryczny daszek z pledów

między drzewami, żeby znaleźć pod nim schronienie, kiedy słońce za mocno przypiekało.

Później, kiedy już było po wszystkim, śmiali się histerycznie na to wspomnienie.

Ida zaniepokoiła się na widok pierwszych kropel.

background image

- Letni deszczyk - prychnął Santeri, nie wytrącony z równowagi. Nie dziwota, mielerz

nie należał do niego. - Trochę deszczu nie zaszkodzi - dodał. - Starannie obłożyliśmy drewno

darnią. Masz wątpliwości, czy znamy się na tej robocie, dziewczyno?

Ailo przejął kontrolę nad stosem. Zapamiętale grabił ziemię, zapychając otwory.

Ida nie mogła pojąć, skąd biorą się nieszczelności w darniowej pokrywie, którą otulili

stos. Ailo zapewne wziął się za tę czynność z nadgorliwości, po to by upewnić się, że letni

deszczyk nie dotrze tam, skąd płynęła smoła. Przez chwilę wydawało się, że niebo się

wypogodzi. Zerwał się wiatr.

- Zbyt słaby, by nam zagrozić - bagatelizował sytuację Santeri. - Odegna dym, który

nas gryzie w oczy.

Reijo milczał.

Milczenie ojca zrobiło na Idzie większe wrażenie niż zapewnienia Santeriego.

Santeri nie mylił się w jednym: wiatr istotnie był zbyt słaby, by przenieść chmury nad

wierzchołkami gór do sąsiedniej doliny. Zawisły ciężko nad osadą i zboczami. Strugi wody

płynęły Z nich równie obficie jak smoła z mielerza.

Między brwiami Reijo pojawiła się zmarszczka, którą Ida znała tak dobrze. Była jak

barometr troski ojca, im głębsza, tym większy oznaczała niepokój.

Na razie ledwie się odznaczała.

- Powinnaś „wrócić do Mai, zanim się rozpada na dobre - orzekł Reijo. - Jesteś cienko

ubrana.

- Santeri twierdzi, że to letni deszczyk - odrzekła lekko. Za nic w świecie nie

odeszłaby teraz od stosu. Natura wstrzymywała oddech, a smolarze wraz z nią.

Nawet ptaki umilkły.

Dym sączący się ze stosu miał właściwą barwę.

Reijo wychynął spod prowizorycznego daszku, który stanowił coraz słabszą ochronę

przed deszczem. Pled nasiąknął wodą i zaczął przemakać.

Podbiegł do otworu spustowego i upewnił się, że smoła nieprzerwanie wypływa

wydrążoną rynną. Obszedł mielerz, przyklepując darniową pokrywę. Czynił to bardziej po to,

by znaleźć zajęcie dla rąk, bo Ailo solidnie wywiązał się Z zadania.

- Będzie dobrze - orzekł, wróciwszy pod daszek. - Darń przetrzyma tę siąpaninę.

Ida odetchnęła z ulgą. Tylko jak ta zwykła siąpanina zdążyła zmienić grzywę włosów

na głowie Ailo w pozlepiane kosmyki?

Deszcz padał nieprzerwanie, bębnił rytmicznie w daszek. Ida przemokła do suchej

nitki, ale nikt z mężczyzn nie zwrócił na to uwagi. Wędrowali w tę i z powrotem, rzucali

background image

zaniepokojone spojrzenia na wylot, z którego wciąż wyciekała smolna maź, na rządek

pustych baryłek. Na niebo.

- Może to kara za to, że spuściliśmy smolarzy z biegiem rzeki. - Santeri kolejny raz

zademonstrował swoje specyficzne poczucie humoru.

Reijo nic nie odpowiedział. Stał blisko stosu, w miejscu gdzie powietrze wciąż drżało

od gorąca. Deszcz trafiał w osłonę z darni i natychmiast zamieniał się w parę. Białe obłoki

spowiły mielerz.

Aleksanteri wyciągnął flaszkę z kieszeni, a Reijo nie odmówił poczęstunku.

- Siano zmoknie - ocenił. Przejął grabie od Ailo i rozprowadzał ziemię. Wielu

gospodarzy suszyło siano na powietrzu. Łąki już skoszono i zbliżał się czas zwózki.

Ulewa pozbawiłaby zwierzęta paszy na zimę. A Bóg jeden wie, co by się stało z

polami lichego zboża, które zapewniały ludziom chleb do Bożego Narodzenia.

Wiedzieli dobrze, że ta północna kraina nie została stworzona do uprawy zbóż, ale na

przekór naturze siali ziarno i co roku czekali na żniwa.

Zbiory rzadko były obfite, ale też mieszkańcy północy z wdzięcznością przyjmowali

najmniejszy plon.

Ailo zdjął kurtkę i owinął ją wokół ramion Idy. Dziewczyna zdążyła przemoknąć, bo

nie potrafiła usiedzieć spokojnie pod daszkiem. Musiała być w samym środku wydarzeń.

Złudzenie to, czy też niebo pojaśniało? Jakby promienie słońca próbowały przerwać

zasłonę mgły.

Cztery pary oczu wpatrywały się w

rynnę. Wciąż spływała nią czarna masa.

Spływała...

Pełzła właściwie.

Prawdę mówiąc, skrzepła na dobre.

Santeri i Reijo przytknęli nosy do beczki, wciągając zapach smoły z miną znawców,

po czym wymienili znaczące spojrzenia. Obywali się bez słów, natomiast Ida i Ailo niewiele

zrozumieli z tej niemej konwersacji.

Ida znacznie więcej wyczytała z twarzy ojca. Kąciki ust drgały mu nerwowo.

Spojrzała na smutne szare niebo, jakby chciała wzrokiem przegnać chmury. Ailo

obejmował dziewczynę ramieniem, grzejąc się bliskością jej ciała.

Powietrze się ochłodziło, deszcz nie przestawał siąpić.

- W Finlandii to mamy porządne ulewy - wyjaśnił Aleksanteri, na swój przekorny

sposób dodając im otuchy. - Z nieba lecą strumienie wody, nie to co tutaj. I tak całymi

dniami, bez przerwy.

background image

Czasami myśl, że komuś bywa gorzej, staje się pociechą.

Tym razem na niewiele się zdała.

- Musiałoby przyjść prawdziwe oberwanie chmury, żeby zgasić mój stos. - Reijo nie

tracił pewności siebie.

Idzie zdawało się jednak, że w głosie ojca pobrzmiewa nutka zwątpienia.

- Inni też prażą - wyrwało się jej.

Reijo spojrzał na córkę i wtedy rzeczywiście dostrzegła niepokój w jego wzroku. Nie

o własny los, bo da sobie radę, nawet jeśli mielerz zgaśnie.

Wiele rodzin straciłoby jednak wszystkie środki do życia, gdyby deszcz utrzymał się

dłużej.

- Poradzimy sobie sami - oświadczył Reijo. - Nie ma czego pilnować. Wy, młodzi,

możecie wrócić pod dach.

Ida odmówiła.

- Zanim się obejrzysz, będzie ci potrzebna nasza pomoc - odrzekła tak poważnie,

jakby nagle przybyło jej lat. Nie dbała nawet o to, co powie Ailo. W mokrym ubraniu, z

pozlepianymi włosami i policzkami pałającymi od wody, ognia i dymu nie wyglądała już jak

słodki kwiatuszek.

- Więc nie wiń nas, jeśli przyjdzie ci leżeć w łóżku - mruknął ojciec. - Tu nie ma

czego doglądać. Mielerz Reijo Kesaniemi wytrzyma!

Trzynasta beczka wypełniła się w trzech czwartych, kiedy deszcz nagle ustał.

Pod sam koniec spadły ogromne krople.

- Pamiętam kiedyś gradobicie w środku czerwca - powiedział Santeri. Mogłoby się

zdawać, że w życiu doświadczył wszelkich nieszczęść. - Kule jak kurze jaja. Nie było

człowieka, który by nie jadł kory tamtej zimy. Grad wytłukł wszystkie pola.

- Teraz spadło jedynie trochę wody - podsumował Reijo. Uśmiech rozjaśnił jego

twarz.

Obeszli mielerz, zatykając szpary i grabiąc ziemię.

Ida wiedziała, że ojciec w życiu by się nie przyznał, że nagła zmiana pogody go

zaniepokoiła. Zapewne zawsze będzie twierdzić, że to przelotny letni deszczyk, niestraszny

takim doświadczonym smolarzom jak on.

Smoła płynęła nieprzerwanie. Wolno ściekała rynną, jakby zastanawiając się, czy

spaść w ciemną otchłań beczki. Najdłużej czepiała się brzegu, by ociężale, lepką strugą

zniknąć w otworze.

Reijo poklepał Idę po ramieniu.

background image

- A nie mówiłem, że mielerz wytrzyma? Nie wierzyłaś staremu człowiekowi? Jeszcze

nie czas, by spisać go na straty.

Ida śmiała się wraz z ojcem i pocałowała go w policzek.

- Dasz się teraz wygonić do domu? O tym nie mogło być mowy.

- Nikt tam za mną nie tęskni - wyjaśniła. - Anjo i Knut mają siebie. A Maja i Heino

muszą rozmawiać ze sobą, kiedy zostają sami.

Reijo uśmiechnął się pod nosem. Ida nigdy nie mówiła o związku między Mają a

Heino inaczej jak o idylli.

Czasami jednak zdarzało się jej chlapnąć coś nieopatrznie.

- A tutaj ktoś za tobą tęskni?

Ida mrugnęła znacząco do ojca. Tak dobrze ją rozumiał. Chciała mu powiedzieć, jak

bardzo jest mu wdzięczna, że zaakceptował Ailo.

- Ktoś - odrzekła. - I nikt mnie tutaj nie pogania. Emocje opadły. Reijo wspiął się na

szczyt wzgórza, skąd mógł objąć wzrokiem długi odcinek rzeki. Zamierzał sprawdzić, czy

deszcz nie wyrządził większych szkód. Wrócił uspokojony.

- Wygląda na to, że nic wielkiego się nie stało - oznajmił. - Stosy dymią

równomiernie.

Na powrót rozniecili ognisko, dolali wody do kociołka.

Kawa miała posmak popiołu, trocin i ziemi.

Ida skrzywiła się na widok muchy, która dokonała żywota w kubku Ailo.

- Jeśli w kubku panuje zbyt wielkie ożywienie, dolejemy wódki - powiedział Santeri

ze śmiertelną powagą. - Wtedy robaczki nic nie poczują, kiedy będziemy je przeżuwać. My

też.

Ida wzdrygnęła się.

- Sądziłem, że tak doświadczony smolarz jak ty nie przejmuje się drobnymi

niedogodnościami naszego fachu.

W śmiechu mężczyzn nie było złośliwości. Przyjęli ją do swego grona. Nie jako

pełnowartościowego pomocnika, bo nim nie była. Przyjęli Idę, bo każdy z nich miał dla niej

wyłącznie ciepłe uczucia.

Sytuacja wróciła do normy. To wciąż był dzień, kiedy nadzieja zaczęła rozkwitać.

Odpoczywali. Ailo siedział obok Idy, obejmując ją ramieniem. Co rusz ciągnął ją

ż

artobliwie za kosmyki włosów. Dziewczyna śmiała się, promieniowała szczęściem. Santeri

pykał z fajeczki. Reijo popijał kawę z kubka. Ogień trzaskał wesoło.

A smoła płynęła.

background image

Rozmowa toczyła się leniwie wokół wspomnień z dawnych lat.

Drzewa szeptały cicho. Potem zaczęły śpiewać.

Reijo zerwał się na równe nogi i zaklął. Miał ochotę pogrozić niebu pięścią, ale nie

uczynił tego.

- Nic nie wskazywało na to, że zerwie się wiatr - krzyknął. - Skąd, do diaska, się

wziął?

Nikt nie znał odpowiedzi.

Nawet Ida zdawała sobie sprawę, że wiatr nie jest sprzymierzeńcem smolarzy. Może

nawet okazać się gorszy od deszczu.

Starała się nie patrzeć na wierzchołki drzew, które zaczęły falować jak morze.

Próbowała nie myśleć, co to oznacza. Chciałaby móc to zmienić. Wiatr jednak jest kapryśny.

Nikt nie ma nad nim władzy, nikt nie potrafi go uciszyć.

W te wieczorne godziny wiele rąk składało się do modlitwy. Rąk brudnych od smoły i

utrudzonych. Wiele karków i kolan zginało się błagalnie.

Tam gdzie dość było pomocników, zaczęto przewozić beczki łodziami do osady. To

zajęcie wcale nie należało do najłatwiejszych, bo rzeka wciąż niosła dużo wody.

Niektórzy wykorzystywali wozy i konie. Ta metoda wymagała czasu, wozy bowiem

mieściły skromny ładunek.

Utrzymywali ciepło wewnątrz stosu pod kontrolą. Otwierali i zamykali otwory

wentylacyjne, kiedy wiatr zmieniał kierunek. Jak kowale baczyli na to, by nie otwarła się

najmniejsza szczelina w darniowej otulinie. Jeśli wicher wtargnąłby do środka, drewno

zmieniłoby się w węgiel.

Pot lał się z ludzi strumieniami. Zapomniano o deszczu, który przyniósł chwile

niepokoju. Zapomniano też o niedawnych chwilach beztroski.

Toczono walkę z nieobliczalnymi bogami pogody. Człowiek przeciwko naturze.

Wynik nigdy nie był znany z góry, choć siły wydawały się nierówne. Już raz jednak

tego dnia Reijo wygrał z żywiołem. Zmienili beczkę.

Poklepał pieszczotliwie napełnioną baryłkę. W tej chwili ta jedna wydała się mu

cenniejsza niż pozostałe. Jak towarzysz, który przetrwał mimo przeciwności. Walczyli razem

i odnieśli zwycięstwo.

Szum wiatru zagłuszał rzekę.

Ida pierwsza obróciła się na wschód i zdrętwiała z przerażenia. Zamrugała oczami, nie

wierząc w to, co widzi. Usta odmówiły jej posłuszeństwa. Pociągnęła ojca za rękaw,

wskazując na wzgórza.

background image

Na wschodzie w górze rzeki niebo stało w ogniu.

Jakie to piękne, pomyślała Ida, nie mogąc się poruszyć. Reijo zareagował

błyskawicznie. Wbiegł na szczyt, skąd widok był znacznie rozleglejszy. Stamtąd mógł ocenić

rozmiary zagrożenia, zgadnąć, skąd nadchodzi.

Nad lasem pojawiła się falująca linia, gruba, bezkształtna, wymalowana niewidzialną

ręką, która zamiast pióra używa ognia.

Ponad nią wszystkie odcienie żółci i czerwieni, od krwawych poprzez pomarańczowe

do żółtych jak jaskry na łąkach.

Z tyłu szare tło nieba.

Ta kompozycja kolorów mogła odebrać dech w piersiach komuś, kto nie jest

pozbawiony wrażliwości na piękno. Ida wiedziała jednak, co ją stworzyło, więc zdrętwiała z

przerażenia.

Santeri i Ailo w szalonym pośpiechu ładowali beczki na wóz, wprzęgali konie.

- Mielerz Aksela - oznajmił Reijo, wróciwszy z punktu obserwacyjnego.

Ida przypomniała sobie Aksela. Jedenaścioro dzieci, żadne z nich nie miało więcej niż

czternaście lat. Żona, której ręce były nieustannie zajęte pracą. Czeka ich ciężka zima.

Aksel stawiał stos w pojedynkę, mając tylko najstarszego syna za niedoświadczonego

pomocnika. We dwójkę walczyli z ogniem i wiatrem, który dął teraz ku osadzie.

Reijo posadził Idę na koźle, nie dając jej czasu na protesty.

- Musisz zawieźć beczki na dół. Dasz radę?

Skinęła głową, choć wcale nie była pewna, czy potrafi. Powoziła już raz, ale tylko z

jednym koniem. Teraz miała dwa i ciężki wóz.

- Wyładujcie u Mai. Przyślij Heino na górę, potrzebujemy jego pomocy.

Ponownie pokiwała głową.

- Ruszajcie z Mają nad fiord. Do domu. Przyślij też Knuta. I wszystkich mężczyzn,

których napotkasz. Niech przyprowadzą konie. Musimy zwieźć ostatnie beczki.

A co z wami? chciała zapytać, ale pytanie pozbawione było sensu. Musieli zostać,

ratować mielerz, zatrzymać ogień.

- Niech Heino zabierze wiadra i łopatę. I motykę... Las był wprawdzie wilgotny, ale

tak nasiąknięty żywicą, że spłonąłby jak zapałka.

Piękny czerwony dywan podpełzał coraz bliżej. Jeśli powieje silniejszy wiatr, ogień

dotrze do nich w okamgnieniu.

background image

Ida smagnęła konie, prosząc je szeptem, by bezpiecznie sprowadziły wóz w dół. Nie

oglądała się za siebie. Serce dziewczyny dudniło ze strachu, że nie sprosta zadaniu. Nigdy się

jednak nie poddawała, zwłaszcza wtedy gdy chodziło o los innych.

Nie miała nawet czasu pomachać do Ailo. Wciąż owinięta jego kurtką, czuła wyrzuty

sumienia.

- Miej go w swej opiece, miej go w swej opiece... - powtarzała. Już koło domu Mai

zdała sobie sprawę, że nie uwzględniła ojca w tej swojej modlitwie czy zaklęciu.

W głębi duszy wiedziała, że nie ma to najmniejszego znaczenia, ale pospiesznie

dodała:

- I tatkę też!

Heino dostrzegł już ogień. Kiedy Ida wpadła na podwórze, stał gotów, by przytrzymać

konie. Dziewczyna nie miała wątpliwości, że przebyła drogę szczęśliwie dzięki zwierzętom, a

nie własnym umiejętnościom.

- Mielerz Reijo? - spytał Heino.

Zaprzeczyła.

Wskoczyła na wóz. Pchała, turlała beczki, ułatwiając Heino rozładunek. Raniła sobie

opuszki palców, ale wcale tego nie czuła.

Maja zjawiła się na progu. Słaniała się na nogach, ale instynkt podpowiadał jej, że

dzieje się coś złego.

- Płonie stos Aksela. Tata twierdzi, że naszego ogień nie dosięgnie. Można wykopać

rów i zatrzymać płomienie.

Ida złapała oddech i zeskoczyła z wozu. Zahaczyła o jakiś zadzior i rozdarła sobie

suknię. Nie przejęła się tym zbytnio, tylko ładowała cebry i narzędzia, które znosił Heino.

- Tata mówi, że mamy z Mają iść na cypel. Na wszelki wypadek. Ty jedź na górę.

Trzeba zwieźć beczki.

Ida wiedziała równie dobrze jak Heino, że Maja nie dotrze na cypel o własnych siłach.

- Trzeba powiadomić Knuta - dodała. Glos Mai zabrzmiał zdecydowanie, gdy

oznajmiła:

- Jadę z Heino.

- Nie ma mowy!

- Jestem tam potrzebna - powiedziała powoli. Jakaś przedziwna zasłona w oczach

odgradzała ją od świata. Była teraz kimś więcej niż zwykłą dziewczyną. Postacią z klechd,

lecz nie tak zwiewną jak elf ani tak słodką jak księżniczka. Kimś znacznie potężniejszym,

kimś kto kieruje biegiem rzeczy.

background image

Ten jej stan wiązał się z niedawnym odrętwieniem. To on nie pozwalał Reijo wierzyć,

ż

e Raija wciąż pozostaje przy życiu. Reijo nie mógł teraz widzieć Mai, a tylko on

rozpoznałby tę aurę, która ją otaczała. Ida i Heino nie potrafili, ale oboje zdawali sobie

sprawę z niezwykłości jej zachowania, które napełniało ich strachem i czcią jednocześnie.

To była Maja i ktoś zupełnie obcy w jednej osobie.

- Pali się, Maju - powiedział Heino tak łagodnie, jak tylko potrafił. Siedział już na

koźle i trzymał wodze w dłoniach. - Co poradzisz na pożar?

- Na ogień nie poradzę - odrzekła - ale na to, co stanie się później.

Wróciła do domu chwiejnym krokiem.

Heino czekał wbrew własnej woli. Ida też się nie poruszyła, obejmowała za szyję

jedno ze zwierząt.

Być może Maja znajdowała się na granicy szaleństwa.

Wróciła w chuście zarzuconej na ramiona i z jakimś zawiniątkiem w dłoni, wciąż

stąpała niepewnie. Zatrzymała się koło Idy, ale nie odrywała wzroku od młodzieńca na koźle.

Po raz pierwszy wykorzystała miłość Heino przeciw niemu.

- Jeśli mnie kochasz, Heino, zabierzesz mnie ze sobą! Zeskoczył bez słowa i podniósł

ją na wóz, po czym zajął miejsce u jej boku.

Zanim zdążyli ruszyć, Ida zerwała kurtkę z ramion.

- Zawieźcie ją Ailo. Powiedzcie mu, że myślę o nim. I pobiegła nad fiord.

background image

13

- Do diabla, dziewczyno! - krzyknął Reijo na widok Mai. - Miałaś zostać na dole. Nie

masz za grosz rozsądku? Dlaczego jej nie powstrzymałeś, Heino?

- Sam spróbuj - odrzekł beznamiętnie Heino i zsadził dziewczynę z kozła.

Wiatr się wzmógł. Dawno już zrezygnowali z ratowania smolnego stosu.

Zamiast walczyć z wichrem, zlewali mielerz wodą. Teraz, z pomocą Heino i mając

więcej wiader, wynajdywali szczeliny w darni i wlewali wodę wprost do rozżarzonego

wnętrza.

Ailo ustawiał mur z kamieni od wschodniej strony. Szło mu niesporo, bo pracował

gołymi rękami i nie miał dość materiału.

Heino i Reijo zajęli się kopaniem płytkiego rowu. Przebijali jedynie warstwę darni,

torfu i wyschniętej trawy, by odsłonić gołą ziemię i żwir. Rów był szeroki na metr, na więcej

nie starczało czasu.

Mężczyźni myśleli o tym, co spotkało Aksela i jego syna, ale nie mogli ruszyć im na

ratunek.

Nikt dobrowolnie nie skacze w ogień. Zresztą przede wszystkim musieli pamiętać o

sobie, tak jak inni ludzie nad rzeką i ci znajdujący się powyżej linii ognia.

Los jednego mielerza przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Jeśli pożar się

rozprzestrzeni, ogarnie domy i pola, zagrozi egzystencji całej osady.

Konie stawały się niespokojne. Maja trzymała się w pobliżu zwierząt, klepała je po

szyjach, przemawiała do nich łagodnie. W ostateczności to one będą musiały wynieść ludzi z

morza ognia.

- Nie wyprzęgaj ich - krzyknął ostro Reijo. Wciąż był na nią zły, że nie posłuchała

polecenia.

Maja uważała, że to okrucieństwo. Konie zwietrzyły zagrożenie i chciały uciekać,

podpowiadał im to instynkt.

Ale Rusko i Liinikko były udomowionymi zwierzętami. Dzikie konie, od których się

wywodziły, galopowały przez tajgę na dalekim wschodzie, przemierzały rozległe stepy. Te

szkapy już niewiele miały w sobie z dawnych przodków. Słuchały poleceń ludzi. A ludzie

kazali im czekać, choć wokół zamykała się ściana ognia.

Prychały, prężyły karki, stukały podkowami, jakby dając do zrozumienia, że ich

natura sprzeciwia się przymusowej niewoli w obliczu zagrożenia.

background image

Ludzie nie pozwolili im jednak uciec.

Trzask płomieni zbliżał się. Maja dotąd nie wiedziała, że ten odgłos może być tak

ogłuszający.

Słup ognia wznosił się aż do nieba, zdawał się wypalać dziury w podstawie chmur.

Mierzyła wzrokiem odległość płomieni od mężczyzn, którzy w pocie czoła

wykopywali ochronny rów. Koszule lepiły się im do pleców. Rzucali gorączkowe spojrzenia

za siebie, nie przerywając pracy, sprawdzając, czy żywioł ich nie zaskoczy. Huk

nadciągającego ognia uniemożliwiał rozmowy. Zresztą i tak nie starczyłoby im tchu. Kurtka

Ailo została na wozie, nie była jeszcze potrzebna właścicielowi.

Maja nie rozstawała się z zawiniątkiem. Napełniła wodą cebry i ustawiła je rzędem.

Kosztowało ją to jednak sporo wysiłku i musiała położyć się na wozie, by odpocząć. Ból nie

odstępował, palił jej brzuch i łono żywym ogniem.

Skuliła się, przywarła do suchej ściany wozu. Nikt jej nie widział. Oddychała z

trudem, mrugała gwałtownie, by powstrzymać krople słonego potu, ściekające jej do oczu.

Nie mogła sobie teraz pozwolić na słabość, musiała podnieść się na nogi!

Nie zdawała sobie sprawy, ile czasu upłynęło, zanim zebrała siły, zapanowała nad

ś

wiszczącym oddechem. Zbyt wiele, stwierdziła, ujrzawszy ogień o krok od wozu.

Pożar był jak potwór, który zamierza wciągnąć wszystko w ognistą paszczę...

Maja wylała na wóz zawartość wszystkich wiader. Napełniła je ponownie i zmoczyła

konie. Zwierzęta spłoszyły się, ale zdołała je uspokoić. Jeszcze raz nabrała wody.

Nie mogła uczynić kroku, nie zataczając się, na wpół oślepiona potem. Nie wiedziała,

czemu to przypisać, nieopisanemu gorącu czy falom bólu, raz za razem przeszywającym jej

ciało.

Mężczyźni nie zdołali doprowadzić wykopu do skał. Na ostatnich metrach rów był

znacznie płytszy i węższy niż na początku.

Bliskość ognia stała się nie do zniesienia. Rozgrzane powietrze zapierało dech w

piersiach, ciało pokrywało się pęcherzami. Rękojeści łopat i motyk parzyły dłonie.

Nie poddawali się, walczyli do ostatka. Maja wiele razy otwierała usta do

ostrzegawczego krzyku, ale tłumiła w sobie słowa.

Nie trzeba im teraz było histerycznej kobiety. Przysporzyłaby im tylko dodatkowych

zmartwień, tracąc panowanie nad sobą.

Paszcza ognia sięgała ich czupryn, łapała za rękawy. Wokół stał czarny, gęsty dym.

Z lasu uciekały zwierzęta. Wiewiórki, zające i lisy. W obliczu zagrożenia wrogowie

stawali się przyjaciółmi. Nikt nie przedkłada jedzenia nad życie.

background image

Maja miała na zawsze zapamiętać ich przerażone ślepia.

Wdrapała się ponownie na wóz, przywarła do beczek, przymuszając siebie i konie do

spokoju.

Zwierzęta wciąż jeszcze tkwiły w miejscu, ale przyjdzie taki moment, gdy przestaną

ufać człowiekowi. Te kilka kropel dzikiej krwi przeważy szalę i wtedy rzucą się do ucieczki.

Dym przy zboczu zgęstniał, był jak zbita, rozgrzana mgła.

Reijo odrzucił motykę i chlusnął wodą przed siebie.

Kropla w morzu ognia.

To już nie był słup płomieni, tylko ściana, ocean. Górował nad wierzchołkami drzew,

lizał korzenie, połykał stuletnie pnie, pozostawiając po sobie popiół, czarne, zwęglone

kolumny. Szkielet lasu.

Reijo popędził do rzeki, napełnił dwa cebry i znów podjął walkę z żywiołem. Nie miał

za grosz respektu dla tego potwora, który chciał go pożreć.

Maja patrzyła na niego z dumą, a serce rosło jej w piersiach. Konie postąpiły o parę

kroków, zbliżając się do wody, i Maja pozwoliła zwierzętom na tę odrobinę swobody.

Uspokoiły się nieco, gdy usłyszały szum rzeki i oddaliły się od przerażającego syku płomieni.

Poprzez dym widziała postaci, które wybiegały z morza ognia i znów zagłębiały się w

nim. Słyszała krótkie polecenia, które wykrzykiwali po fińsku, ale nie rozróżniała słów. Pot

zalewał jej oczy, spływał po całym ciele. Roześmiała się gorzko. Niepotrzebnie polała się

wodą.

Pożar ogarnął zarośla, których nie zdążyli odciąć przekopem, dopadł do żywej skały.

Maja straciła mężczyzn z oczu. Słyszała wciąż głosy, ale nie widziała postaci. Nic już

nie widziała, mimo że raz za razem przecierała oczy.

Mogła teraz zdać się wyłącznie na słuch. Ogarnął ją gęsty dym.

Konie strzygły uszami, zaczęły wierzgać, ogarnięte panicznym strachem. Maja

wytężała wszystkie siły, ale nie potrafiła ich powstrzymać. Zwierzęta pognały ku rzece, do

wody.

Powściągnęła je na brzegu, w miejscu gdzie skały tworzyły ochronny wal. Spiętrzona

rzeka ogołociła je z resztek roślinności, pozostawiając piasek i żwir, więc ogień nie mógł

znaleźć tam żadnej pożywki. Wody rozlewały się szeroko i tworzyły płyciznę, ale przebycie

rzeki w bród nie było możliwe, drugi brzeg bowiem wypiętrzał się stromą pochyłością.

Jedyna droga ku ocaleniu wydawała się prowadzić pod prąd rzeki ku odsłoniętym

miejscom po przeciwnej stronie. Maja mdlała z wycieńczenia, ale jakaś siła kazała jej zostać.

background image

Tej niezwykłej hardości swego charakteru nie była dotąd świadoma, ujawniała się bowiem w

chwilach prawdziwej próby.

Wiedziała od samego początku, że przyjdzie jej czas. Nie poszła w ogień po to, by

zajmować się końmi.

Zacisnęła zęby, stłumiła w sobie ból. To jeszcze nie koniec.

Jeszcze wszystko przed nią.

Ktoś wypadł z dymu, jakiś mężczyzna jakby spowity płomieniami. Przewrócił się na

ziemię. To nie było przywidzenie, ten człowiek rzeczywiście płonął.

Ogień dogonił go, mężczyzna podniósł się na kolana i pobiegł ku wodzie, potykając

się co krok. Maja usłyszała plusk. Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, łomotało w

oszalałym rytmie, od którego drżały czubki palców, dłonie, całe ciało.

To mógł być każdy z nich, Aleksanteri, Ailo lub Reijo. Tylko nie Heino. Heino był

potężniejszej postury.

Nie ruszyła się od wozu. Gdyby to uczyniła, konie pociągnęłyby wóz wprost przed

siebie ku niechybnej śmierci w rwącym prądzie rzeki.

Nie mogła poświęcić koni, by sprawdzić, kto to był.

Powinien dać sobie radę, utrzymać głowę nad powierzchnią wody. Jeśli nie uderzył w

kamień podczas skoku.

W tej chwili prawdy każdy musiał zadbać o siebie.

Maja nie odrywała oczu od miejsca, w którym zniknął mężczyzna. Nie było to proste,

rzeka nieustannie zmieniała oblicze, fale przelewały się migotliwie, mamiąc wzrok.

Wynurzył się tuż przed nią. Kolor włosów powiedział jej, że to Ailo.

Chciała krzyknąć głośno jego imię, ale wydobyła z gardła jedynie chrapliwy dźwięk.

A jednak ją usłyszał i zdołał chwycić się kamienia. Pełznąc, wydostał się na płyciznę.

Leżał długo, nabierając powietrza w płuca, potem uczynił kolejną próbę, by wstać.

Najpierw oparł się na kolanach, potem wyprostował plecy i złapał się końskiej uzdy. Z

ogromnym wysiłkiem dowlókł się do wozu i przerzucił ciało przez boczną ściankę. Maja pod-

parła go jedną ręką.

Konie strwożyły się.

Nie miał sił, by wydusić z siebie choć słowo. Pluł wodą, charczał, trząsł się na całym

ciele.

- Mocno się poparzyłeś? - spytała. Nie mogła mu pomóc, musiała zapanować nad

zwierzętami.

background image

Wokół nich latał rój iskier. Maja błogosławiła w duchu własną roztropność, która

kazała jej zmoczyć wóz. Iskry gasły z sykiem, nie czyniąc im żadnej krzywdy.

Ailo jęczał.

Dziewczyna obrzuciła go zaniepokojonym spojrzeniem. Był blady, stracił część

włosów i mocno poparzył sobie głowę z prawej strony.

Ubranie przedstawiało żałosny widok. Na szczęście skóra, z której je uszyto, lepiej

chroniła przed płomieniami niż zwykła tkanina.

Nie panowała już nad końmi, które parły w głąb nurtu. Rzeka nie była głęboka, woda

nie sięgała nawet desek stanowiących podłogę wozu.

Maja rozumiała przerażenie zwierząt, sama odczuwała je równie mocno. Strach dusił

jej piersi, zapierał dech. Otwierała usta jak ryba wyrzucona na brzeg, rozgrzane powietrze

rozsadzało jej płuca. Rów, który wykopali mężczyźni, nie zatrzymał ognia. Płomienie

przeskakiwały między wierzchołkami drzew.

Smoła gotowała się w beczkach. Języki ognia zaczęły lizać obręcze.

Maja płakała z bezsilności. Ognista paszcza nie pożarła brata. Wypluła go. Ailo był

zbyt młody, żeby umierać. Ale pośród rozszalałego żywiołu zostali Reijo, Heino,

Aleksanteri...

Ś

ciana ognia zamknęła się, nie przedostawały się przez nią żadne odgłosy. Może huk

pożaru zagłuszał krzyki ludzi...

- Wynośmy się stąd - szepnął chrapliwie Ailo. Maja zrozumiała go tylko dlatego, że

głośno wypowiedział jej własne myśli.

Gorąco stało się nie do zniesienia. Konie w każdej chwili mogły rzucić się do

panicznej ucieczki, pociągając Maję i Ailo na pewną śmierć. Gdyby nurt rzeki porwał wóz,

ż

adne z nich nie byłoby w stanie oprzeć się żywiołowi.

- Wynośmy się stąd, Maju! - powtórzył błagalnie. Maja posłuchała go. Pokrzykując,

szarpiąc lejcami, zmusiła konie, by raz jeszcze postąpiły wbrew swemu instynktowi.

Skierowała je pod prąd.

Próbowały się przeciwstawić, ale Maja nie popuściła wodzy. Lała łzy i krzyczała na

zwierzęta, mieszając łagodne prośby z najgorszymi wyzwiskami. Wzywała na pomoc

ziemskie i diabelskie moce, groziła biednym szkapom gniewem bożym, jeśliby ośmieliły się

nie posłuchać polecenia.

Rzeka stała się głębsza. Miejscami niewysokie konie traciły grunt pod nogami. Koła

wozu nie odrywały się od dna, czasami zaczepiały się o podwodne głazy.

background image

Przerażenie dodawało zwierzętom sił, z uporem parły naprzód, by ratować siebie i

ludzi, mężczyznę wijącego się w cierpieniu i kobietę o szalonym języku.

Ailo nie był w stanie wyłapać połowy ze słów, które wykrzykiwała siostra, ale

podczas tej dramatycznej przeprawy na drugi brzeg pod prąd wzburzonej rzeki poznał Maję

lepiej niż w ciągu całego życia.

Wejrzał w jej tajemnice. Także tę największą, której Heino jedynie mógł się

domyślać. Tę, o której Reijo chciał zapomnieć.

Dotarli do brzegu. Konie otrząsały się z wody, rżąc i prychając. Maja przez dłuższą

chwilę nie ruszała się z kozła.

Łzy spływały strumieniami po policzkach dziewczyny. Łzy szczęścia i rozpaczy.

Pod drugiej stronie rzeki szalał ogień. Zstępował do wody krwistoczerwonymi

językami, zostawiając za sobą czarną, wypaloną ziemię.

Maja nie odważyła się odwrócić. Puściła wodze i ze zdumieniem zobaczyła, że jej

dłonie są mokre od krwi.

Dotąd nie czuła, że rani sobie ręce. Nie zdawała sobie sprawy, jak ciężką walkę

stoczyła z opierającymi się zwierzętami.

Zeskoczyła z kozła i zgięła się w bólu, dotknąwszy stopami ziemi. Zdołała się jednak

opanować. Wyprostowała się i z trudem podeszła do koni.

Zgrabiałymi, zesztywniałymi palcami wyprzęgła je od wozu. Potem zajęła się uprzężą.

- Nie chciałam wyrządzić wam krzywdy - szeptała. Klepała łagodnie zwierzęta, kładła

uspokajająco dłonie na ich karkach. Chciała dać im do zrozumienia, że ten nadzwyczajny trud

nie okazał się daremny. Wyniosły z pożaru własne życie i życie dwojga ludzi.

One jednak popędziły przed siebie, gdy tylko poczuły się wolne. Jak najdalej od tej

kobiety, która sprawiła im ból. Jak najdalej od ognia, który pozbawiał je zmysłów.

Ailo nie ruszał się. Wóz przechylił się na kamienistym podłożu i chłopak leżał w

nienaturalnej pozycji z nogami uniesionymi w górę.

Maja wślizgnęła się na wóz i ujęła Ailo pod pachami.

Jego krzyk obudziłby umarłego.

Maja zacisnęła powieki, by powstrzymać łzy, i pociągnęła bezwładne ciało brata. Ailo

starał się zapanować nad sobą, ale nie zdołał stłumić jęku.

- Tylko nie zemdlej! - krzyknęła błagalnie. Fizycznie odczuwała jego cierpienia.

Nieomal mocniej niż własny ból.

Ailo nie był wysokiego wzrostu, ale i tak dla drobnej dziewczyny stanowił nie lada

ciężar. Starał się ułatwić jej zadanie, ale najmniejszy nawet wysiłek przyprawiał go o katusze.

background image

- Wiem, że boli - mówiła przez łzy. - Krzycz, Ailo, krzycz! Tylko nie zemdlej! Musisz

mi trochę pomóc, bo sama nie dam rady. Krzycz z całych sił, tylko nie mdlej!

Zawlokła go po kamieniach do rzeki i położyła w miejscu, gdzie wsteczny prąd

utworzył zaciszną zatoczkę. Woda była tam nieco cieplejsza, ale i tak kojąco chłodziła

oparzenia. Maja wciąż nie wiedziała, jak rozległe są rany chłopaka. Ailo szczękał zębami.

- Leż! - poprosiła. - Za chwilę ci ulży. Została przy nim. Zawiniątko zostawiła na

wozie, miała w nim zioła, którymi zamierzała obłożyć pęcherze. Najpierw trzeba jednak

ochłodzić całe ciało, znieczulić piekące rany.

Ogień zostawił swój znak głowie Ailo, na prawym ramieniu, zaznaczył się długą pręgą

na plecach.

I na dłoniach.

Najmocniej poparzył sobie dłonie.

Maja przyciskała ręce brata do piersi, trzymała je pod wodą, otaczała je własnymi

rękoma.

Zręczne dłonie, które potrafiły wyczarowywać cudowne przedmioty z drewna.

Musiała je ratować!

Ailo nie otwierał oczu. Marzył, by odpłynąć w odrętwienie podobne do tego, w

którym Maja chroniła się przed bólem. Zapłaciłby każdą cenę, by posiąść tę umiejętność.

I cieszył się, że Ida schroniła się w bezpiecznym miejscu. Ogień nie dotrze do cypla, a

gdyby nawet, to nie wyrządzi jej krzywdy. Mogła wypłynąć łodzią na fiord, morze zatrzyma

ryczącego, ognistego trolla.

Rad był także, iż Ida nie widzi go w takim stanie.

- Gdzie jest Reijo? - spytała Maja. W jej głosie znać było napięcie. - Pamiętasz, gdzie

ich widziałeś po raz ostatni?

Ailo zebrał myśli, usiłując przebić się przez mgłę bólu i cierpienia.

Rzucił się w płomienie. Ogień przeskoczył przez rów, który kopali w pocie czoła, i

otoczył go ze wszystkich stron. Reijo chlustał wodą z wiader, Ailo uznał to za bezcelowe. Nie

można powstrzymać żywiołu zawartością paru cebrzyków.

Pamiętał głosy, nie pamiętał słów. Nie wiedział, skąd dochodziły.

Cienie w jego świadomości pozostały cieniami.

- Jeden z nich zniknął - powiedział w końcu. Więcej nie potrafił sobie przypomnieć.

Wyścig z ogniem przytłoczył pozostałe wspomnienia. Jego ubranie zajęło się, padł na

rozgrzaną ziemię. Łoskot pożaru tuż za nim. Dojmujący żar.

Chłód wody.

background image

- Kto?

Maja zbladła, Ailo dostrzegł to spod przymkniętych powiek. Nie był w stanie ich

otworzyć, nawet tak niewielki wysiłek przerastał jego siły.

Ale mógł ją pocieszyć, choć odrobinę.

- To krzyczał Reijo. - Tego jednego był pewien. Znał głos Reijo od lat, nie pomyliłby

go z innym, nawet jeśli brzmienie zniekształcał strach i trzask ognia.

- Krzyczał, że ktoś zniknął. W hałasie nie dosłyszałem imienia. Zresztą bardziej byłem

zajęty ratowaniem własnej skóry.

Maja zamknęła oczy. Reijo należał do tych nielicznych, którzy gotowi są poświęcić

ż

ycie dla ratowania innych.

Wiedziała o tym, ale coś w niej umarło. Nie odważyła się spojrzeć na spustoszenia,

jakie ogień poczynił na drugim brzegu. Swąd spalonych drzew, smoły i popiołu był

dostatecznie przerażający.

- Wiesz, że twoje dłonie grzeją? - W głosie Ailo pobrzmiewało zdumienie.

Maja zamrugała powiekami. Podniosła ręce i przyjrzała się im uważnie. Wyglądały

zupełnie zwyczajnie...

Choć drżały w niezwykły sposób.

Szybko schowała je p o d wodę. Położyła na dłoniach Ailo.

Westchnął.

- One grzeją, Maju - powtórzył szeptem i z niejaką ulgą. - Nie odsuwaj ich!

Nie zdołałaby. Jakaś siła emanowała z jej ciała ku dłoniom, jej własnym a jakby

obcym. Ailo mówił, że dają ciepło.

Poczuła to.

Prąd, który wychodzi czubkami palców, przenika powierzchnię skóry, sączy się z niej.

Jak smoła z mielerza...

Działał na Ailo, wygładził rysy jego twarzy, dotąd zniekształcone bólem.

- Zabiorę jedną rękę, dobrze? - poprosiła. - Masz paskudną ranę na głowie.

Tylko mrugnął w odpowiedzi.

Maja przyłożyła dłoń do poparzonej skóry na głowie Ailo. Chłopak skulił się pod

wpływem bólu, więc zmniejszyła nacisk. Uczyniła to machinalnie, ale bez najmniejszego

trudu odnalazła właściwą pozycję. Jakby coś kierowało jej ruchami.

- Wielkie nieba, Maju - szepnął Ailo i spojrzał na nią zdumiony. - Jak ty to robisz? Ból

osłabł. Twoje ręce grzeją.

Maja nie znała odpowiedzi. Po prostu siedziała obok brata i pielęgnowała go.

background image

I czuła, że posiadła jakąś cudowną moc. Chciała, by Ailo wyzdrowiał, by straszne

oparzenia nie pozostawiły blizn.

I zapragnęła, by Reijo wrócił żywy. Reijo, Heino i Aleksanteri. Zapragnęła tak mocno,

ż

e przestała panować nad swą nową, tajemniczą umiejętnością.

- Co się stało? - szepnął.

Maja wzięła się w garść. Nie wszystko na raz.

Ailo potrzebował jej pomocy. Potrafiła przynieść ulgę jego cierpieniom. Byli tej samej

krwi.

Nie zdawała sobie sprawy, jak długo to trwało. Nie rozmawiali, nie patrzyli na siebie.

Trzymała dłonie na okaleczonym ciele brata i całą świadomość skierowała na jeden cel.

Ukoić jego ból.

W końcu usłyszała głosy. Knuta, Idy, Emila, Sedolfa...

Wielu mieszkańców wioski przedostało się na drugi brzeg i zdążało w górę rzeki, by

ocenić szkody.

Ida nie posiadała się ze szczęścia na widok Ailo. Maja puściła brata, przekazała jego

bezwładne ciało opiece dziewczyny. Pobladłymi wargami poinstruowała ją, jakich ziół użyć

na opatrunek. Ida da sobie radę. Maja opadła z sił.

- Gdzie reszta? - spytał Knut. Musiał ją podtrzymać, bo się zatoczyła.

Maja potrząsnęła głową.

- Nie widziałam ich.

- Opanowaliśmy pożar - mówił Knut. - Poniżej twego domu. Nie zdołaliśmy go

uratować.

Nie załamała się, nie miała nic więcej do stracenia.

- Do diabła! - wykrzyknął Sedolf. Nie mógł lepiej dobrać słów. Wszyscy podążyli za

jego wzrokiem.

Spośród popiołów, dymiących zwęglonych pni drzew pojawiły się postaci pokryte

sadzą. Maja zachwiała się i zemdlała.

background image

14

Wolno wracała do przytomności. Słyszała dźwięki, z początku jednostajny szum,

potem zaczęła odróżniać je od siebie.

Słyszała głosy, wiedziała, do kogo należą.

Knut wciąż obejmował ją ramieniem.

Maja nie poruszyła się. Wsłuchiwała się w te głosy, napawała nimi. Nawet jeśli były

jedynie ułudą senną.

- Otrzeźwiej, Maju. - Knut dotknął ostrożnie jej policzka.

Zorientowała się, że nie śni.

Otworzyła oczy, ale nie odważyła się przekręcić głowy. Wpatrywała się w łagodną

twarz brata. Błagała go wzrokiem, by nie trzymał jej w niepewności.

Odgarnął jej włosy z czoła gestem tak czułym, że aż się zdziwiła. A więc małżeństwo

go odmieniło.

- Wzrok cię nie zwiódł - powiedział cicho. Znać było po nim zmęczenie, ale i radość. -

To oni, Maju. Reijo i Heino. Wrócili cali i zdrowi.

Zamknęła oczy, by nie dostrzegł w nich szczęścia. Należało wyłącznie do niej.

Knut podniósł siostrę, pomógł jej stanąć na nogi. Obrócił ją we właściwym kierunku.

Siedzieli nad brzegiem rzeki. Dwie nieziemsko umorusane istoty. Knut mówił prawdę.

Cali i zdrowi.

I patrzyli na nią. Jedna para zielonych oczu, druga brunatnych. Maja uwolniła się z rąk

Knuta. Postąpiła parę kroków do przodu i padła w ramiona Reijo. Przycisnęła go mocno do

siebie, a on objął ją czule.

Rozpłakała się. Płakała cicho, wiedząc już, że go nie straciła. Żyje, ognisty potwór go

nie pochłonął. Pragnienia stały się rzeczywistością.

Nie mogła wydobyć głosu z gardła, język przestał ją słuchać.

Przywarła policzkiem do policzka Reijo i poprzez swąd spalenizny czuła zapach jego

ciała.

Uwolnił się z uchwytu. Uczynił to nadzwyczaj delikatnie, by nie pomyślała, że ją

odtrąca.

Maja była w szoku, wszyscy to „widzieli.

Przekazał ją komuś innemu, oparł o pierś innego mężczyzny. Tak jakby na zawsze

oddawał dziewczynę w jego opiekę.

background image

Heino spojrzał na niego z wdzięcznością ponad głową Mai. Wspólna ucieczka z morza

płomieni połączyła ich nierozerwalną więzią.

Stali się przyjaciółmi.

Heino objął drobną postać i podtrzymał.

Gwałtowność przeżyć znów odebrała jej wszystkie siły. Upadłaby, ale silne ramiona

Heino objęły ją wpół. Schowała twarz na szerokiej piersi młodzieńca, nie pragnąc niczego

innego, tylko bliskości jego ciała, ciepła, które napełniało ją poczuciem bezpieczeństwa.

- Więc żyjesz - szepnęła. Przytulił ją mocniej.

- Dzięki Bogu! - dodała.

- Straciliśmy Aleksanteriego - rzekł Heino. - Po prostu zniknął nam z oczu w

płomieniach i dymie.

- Ale ty żyjesz! Żyjesz!

- Tak bardzo ci na mnie zależ)'? - zapytał. Pasja, z jaką wypowiadała te słowa,

zdumiała go. Sądził, że przejrzał ją na wylot. Ze zna jej uczucia, potrafi przewidzieć reakcje.

Doszukiwał się czegoś więcej poza zwyczajną ulgą w głosie Mai. Sposób, w jaki tuliła

się do niego, odsłaniał nową, nieznaną stronę jej natury tej dziewczyny.

Heino zdążył się już przyzwyczaić do myśli, że nigdy nie odkryje prawdziwej natury.

- Naturalnie, że mi na tobie zależy - odrzekła, jakby to była rzecz najoczywistsza pod

słońcem. Jakby łączyły ich zrozumienie i wzajemna szczerość.

A przecież wiedziała, że wiąże ich jedynie garść deklaracji. Na dodatek złożonych

przez Heino.

Heino nie potrafił oprzeć się pokusie. Wracał z piekła. Stał wśród płomieni, skąd nie

mógł dostrzec skrawka nieba.

I gotował się na śmierć. Już wkrótce miał się zamienić w zwęglony strzęp nie

przypominający człowieka.

Ujrzał swój koniec z krystaliczną jasnością.

I w tej ostatecznej chwili, kiedy żegnał się z życiem, wszystkie jego myśli pobiegły do

niej.

I wtedy też wybaczył własnemu ojcu, zrozumiał bowiem, iż można zatracić się w

miłości do kobiety.

Tylko ona stanęła mu przed oczami.

Maja.

Gdyby zginął, mógłby ktoś powiedzieć, że to jej wina. Że w miłosnym zatraceniu

zapomniał ratować własną skórę.

background image

I w tej samej sekundzie wybaczył Raiji.

Kobieta nie jest winna temu, że ktoś darzy ją uczuciem, nawet jeśli miłość prostą

drogą wiedzie do szaleństwa i samounicestwienia. Zrozumiał, że kocha Maję tak, jak Petri

kochał jej matkę.

Musiał ją pocałować.

Przywarł wargami do jej warg, łapczywie spijając ich smak. Odwzajemniła mu się tym

samym. Oddała pocałunek równie żarliwie, przytuliła tak namiętnie, że zakręciło mu się w

głowie. Miał ochotę zerwać z niej ubranie i pośród wszystkich tych ludzi szukać zapomnienia

w jej objęciach, lecz ograniczył się do znaków miłości, które ustami składał na jej ustach,

policzkach, szyi...

Zmęczeni, rozgrzani pieszczotą trwali przytuleni do siebie. W końcu Heino pociągnął

dziewczynę w dół na trawę. Położyła twarz na jego piersi.

Po raz pierwszy w życiu mogła zamknąć oczy i czuć się bezpiecznie.

Był bowiem ktoś, kto czuwa nad nią. Kto pójdzie za nią w ogień lub będzie nosić ją na

rękach, jeśli tego zażąda. Kto ukradnie księżyc, jeśli przyjdzie jej na to ochota. To uczucie

było nowe i niezwykłe i kończyło okres nieustannej walki w jej życiu. Walki, której nie

mogła wygrać.

Ramiona Heino ofiarowywały siłę i bezpieczeństwo. Ten człowiek, który mógł

sięgnąć wysoko, wybrał ją.

Bunt Mai dobiegł kresu.

Teraz chciała jedynie nieustannie doświadczać tego bezpieczeństwa. Powtarzała sobie,

ż

e tego właśnie jej trzeba. Że musi mieć u swego boku silnego mężczyznę, bo słaby budził w

niej wzgardę. Nikt nie ośmieliłby się wzgardzić Heino.

Ona, dziki ptak o przetrąconym skrzydle, była dlań istotą zbyt prostą, a jednak ją

wybrał.

Jej pragnął i od niej oczekiwał wzajemności.

- Jak wydostaliście się z płomieni? - spytała. Przypomniała sobie ścianę ognia, która

odcięła wszystkie drogi ucieczki.

Kierowali się ku rzece.

- Dałem już za wygraną - opowiadał Heino. - Byłem sam, wokół mnie ogień. Nie

mogłem zrobić kroku, nie wiedziałem, gdzie jestem. I nagle z płomieni wyskoczył Reijo. Miał

ze sobą ceber wody, oblał mnie od stóp do głów i pociągnął za sobą. Nie wiem, jak tego

dokonał. - Heino ze zdumieniem pokręcił głową. - Reijo nie stracił orientacji, kroczył jak po

sznurku, jakby ktoś prowadził go za rękę. Nagle znaleźliśmy się poza zasięgiem płomieni, na

background image

rozpalonej ziemi, którą ogień zdążył już strawić. Żar parzył nas w stopy, myślę, że wypalił

dziury w kumagach. Jakie szczęście, że wcześniej wyłożyłem ją turzycą. Reijo prowadził w

górę.

Maja zrozumiała.

Dopiero teraz odważyła się spojrzeć na drugi brzeg i ogarnąć wzrokiem martwy,

spalony las.

Czarne kikuty drzew wznosiły się oskarżycielsko ku niebu. Ziemia wciąż dymiła.

Pożar oszczędził skaliste wierzchołki wzgórz. Ocienione, solidnie zmoczone deszczem

oparły się sile żywiołu, który znalazł sobie dość pożywki w dolnych partiach lasu.

- Wdrapaliśmy się na skały. Z góry widzieliśmy wszystko i nic nie mogliśmy zrobić.

Nikt się nie odezwał, ale wszyscy pomyśleli to samo. Mogli wyobrazić sobie, jakie

uczucia targały sercami tych dwóch mężczyzn.

Bezradność. Rezygnacja. Ból, pomieszany z radością, że zdołali przeżyć.

- Widzieliśmy ciebie. - Heino pogłaskał Maję po włosach. - Przeżywaliśmy katusze,

nie mogąc ci pomóc.

Maja spojrzała na Reijo. Wyglądał na wycieńczonego, sadza uwydatniła zmarszczki

na jego twarzy. Uśmiechał się słabo.

Maja chciała mu podziękować. Wiedziała, że znów uratuje czyjeś życie.

Taki właśnie był.

O czym rozmawiali Reijo i Heino, spoglądając z góry na brzeg rzeki spowity w ogniu?

Nie miała zamiaru pytać.

I miała wrażenie, że nigdy się nie dowie. Nie należy wiedzieć wszystkiego o

człowieku, którego darzy się miłością. Nie można żądać, by obnażył duszę.

Każdy ma swoje tajemnice.

Maja miała sekrety, których Heino nigdy nie pozna. Skrywała je przed Reijo.

Przed całym światem.

Więc innym przysługuje to samo prawo.

Miłość to jedno. Szacunek i respekt dla czyjejś odrębności to drugie.

Reijo uratował Heino.

Uratował go dla niej.

Tak to czuła, tak chciała to widzieć. I taka pewnie była prawda. Choć Reijo

uratowałby każdego, kto znalazłby się na miejscu Heino.

Reijo nie potrafił wytłumaczyć sobie zniknięcia Aleksanteriego.

background image

- Nie rozumiem, co się z nim stało - powtarzał raz po raz. - Zniknął jak pod

dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jakby się pod ziemię zapadł. Nawet nie usłyszeliśmy

jego krzyku, choć, po prawdzie, hałas był przeogromny.

- Zrobiłeś, co w twojej mocy - orzekła Maja. - Wszyscy zrobiliśmy, co trzeba.

Reijo jednak zawsze miał sobie wyrzucać śmierć Aleksanteriego. Nigdy nie

dowiedzieli się, jak zginął, nie odnaleźli jego ciała.

Może został przy beczkach ze smolą? W takim razie znalazł się w samym środku

piekła.

Cała osada miała powody do żałoby. Wszyscy stracili coś w pożarze.

Płomienie strawiły trzy zagrody, w tym dom Mai.

Aksel i jego syn zginęli, znaleziono ich zwęglone szczątki. Ciało ojca przykrywało

zwłoki chłopca. Aksel do końca ratował swoje dziecko, ale płomienie otoczyły ich ze

wszystkich stron.

W jednym z gospodarstw mieszkało stare małżeństwo, które zwykło wcześnie kłaść

się spać.

Zapewne staruszkowie nie dowiedzieli się nawet, co zaszło. Ogień zaskoczył ich we

ś

nie.

Trzech młodych chłopców samodzielnie podjęło walkę z żywiołem. Tylko jeden

przeżył, by dać świadectwo własnej i cudzej lekkomyślności.

Dwie ostatnie ofiary pożogi postradały życie, ratując beczki wypełnione smołą.

Mężczyźni ładowali baryłki na tratwę zbitą z bali.

Gdyby nie przesadzili z ładunkiem, ocaliliby siebie i tratwę.

Ogień objął beczkę, którą nieśli, potem rękawy koszul. Beczka stoczyła się na

przeładowaną tratwę i w okamgnieniu zamieniła ją w piekło.

Dziewięć istnień ludzkich.

Dzieci zostały bez ojców, wdowy bez środków do życia.

Wiele rodzin czekała ciężka zima.

- Mimo wszystko mieliśmy szczęście - orzekł Knut.

Na cyplu zrobiło się ciasno, ale wszyscy godzili się na niewygody.

Do pokoju Idy wstawiono dodatkowe łóżko. Jedno dziewczyna dzieliła chętnie z Ailo,

drugie przypadło Mai i Heino.

Reijo zaoferował im własne łoże. Zrobione dla dwojga, oznajmił.

Maja odmówiła.

background image

Anjo wydobyła się z odrętwienia, w którym pozostawała mimo troskliwości i czułości

Knuta.

Wprawdzie od pewnego już czasu wróciła do swych zajęć, ale była cieniem tej

energicznej, promieniującej ciepłem kobiety, którą wszyscy znali.

Teraz potrzebowali jej pomocy, więc przestała użalać się nad sobą. W długich

rozmowach z Knutem wyrzuciła z siebie cały swój ból. I zaakceptowała jego mądrość

ż

yciową, że cierpienie dzielone z bliską osobą to pół cierpienia.

Nigdy nie pozbędzie się wspomnień, zwłaszcza tych złych. Może jednak ich nie

pielęgnować i zająć się ludźmi.

Maja również wracała do równowagi. Z dnia na dzień nabierała sił fizycznych.

Napaści nie pamiętała. Znała tylko obrazy, które przedstawili jej Reijo i Heino.

Nie odnosiła ich do siebie. Tam, gdzie mężczyźni widzieli Maję, ona sama dostrzegała

jakąś obcą osobę.

Potrafiła poradzić sobie z tym bólem.

Ailo ucierpiał najbardziej. Musiał przyzwyczaić się do myśli, że na ręce, ramieniu i

szyi pozostaną blizny, ale rany goiły się szybko. Zioła czyniły cuda. Najcierpliwsza i

najczulsza opiekunka na świecie regularnie zmieniała mu opatrunki.

Ida zjawiała się przy nim, kiedy tylko się poruszył.

Oparzenia na dłoniach i głowie, choć najstraszniejsze, nikły w oczach, nie zostawiając

po sobie wyraźniejszych śladów. Skóra na głowie porastała włosami, bo ogień nawet nie

uszkodził cebulek.

Nikt tego nie mógł pojąć, nikt nie potrafił znaleźć rozsądnego wytłumaczenia.

Ailo wkrótce odzyskał władzę w palcach, zaczął je zginać i poruszać nimi. Mógł

gładzić Idę po policzku równie pieszczotliwie jak przedtem. Cieszył się, że weźmie nóż do

ręki i wyrzeźbi coś ładnego z kawałka drewna.

Dla niej.

Lecz przede wszystkim dla Mai.

To jej winien był podziękowanie za to, czego nikt nie rozumiał. Ocalenie zawdzięczał

rękom Mai. To ich tajemna moc i promieniowanie cudownie go uzdrowiły.

Nie poruszali tego tematu. Maja nie dopuszczała do siebie myśli, że posiadła

umiejętności, których pochodzenia nie potrafiła wytłumaczyć.

Bała się ich, śmiertelnie się bała.

Władza nad ludzkim życiem i śmiercią wydawała się jej ciężarem ponad siły.

background image

Tylko raz Ailo wrócił do tamtych chwil. Byli we dwójkę w izbie, przez otwarte okno

wpadał ożywczy powiew letniego powietrza. Maję dopadł kolejny atak bólu. Brat obserwował

ją ze zdziwieniem.

- Dlaczego sama się nie wyleczysz? - spytał, kiedy złapała oddech. - Próbowałaś

zrobić to samo, co ze mną uczyniłaś? Nigdy ci tego nie zapomnę, Maju, tobie zawdzięczam

ocalenie.

Zakłopotała się. Mruknęła w odpowiedzi, że to nic takiego.

Nie pomyślała nigdy, że mogłaby wypróbować te umiejętności na własnym ciele.

Kiedy zasnął, przyłożyła dłonie do brzucha, ale nic nie poczuła. Żadnego ciepła,

ż

adnych prądów.

Przyjęła to z lekkim rozczarowaniem, ale bardziej z ulgą. A więc moc nie tkwiła w jej

ciele. Została jej użyczona.

Wolała nie myśleć przez kogo.

Z czasem bóle brzucha ustąpiły. Mogła wrócić do dawnych zajęć, mogła chodzić,

biegać, śmiać się.

- Dasz radę pójść do swego domu? - spytał Heino. Nie miał na myśli sił fizycznych.

Zastanawiał się, czy zniesie psychicznie tę chwilę, gdy będzie musiała stanąć wśród popiołów

i resztek tego, co kiedyś stanowiło jej miejsce na ziemi.

Skinęła głową. Przyszedł odpowiedni czas.

Odkładała to wielokrotnie.

Knut i Heino już raz tam byli. Wyjęli złoto, które Maja ukryła pod podłogą.

Ogień strawił deski, ale nie naruszył torby z kory brzozowej, którą dziewczyna

wcisnęła pod kamienny fundament.

Wolno ruszyli ścieżką. Heino, postawny mężczyzna, i Maja, drobna kobieta.

Po raz pierwszy od chwili pożaru zostali sami, w domu na cyplu nie mogli liczyć

na

chwile intymności. Nie rozmawiali wiele ze sobą, ponownie wpadli w pułapkę milczenia,

który związek dwojga ludzi może zamienić w koszmar. Czuli, byli świadomi tego, co można

przekazać za pomocą czynów, gestów i mowy ciała. Słowa są jednak najważniejsze. Trzeba

używać słów, by zbliżyć się do drugiego człowieka. Słowa to najważniejszy klucz. Leżeli

obok siebie przez wiele nocy po tych dramatycznych wydarzeniach, świadomi swej bliskości,

ale Maja nie była jeszcze gotowa, by ofiarować mu ciało zbrukane przez gwałcicieli. Dzielili

pokój z Ailo i Idą i nie znaleźli w sobie dość odwagi, by rozmawiać ze sobą w ich obecności.

Mieli więc dla siebie pocałunki, pieszczotliwe dotknięcia dłonią. Spojrzenia.

Maja znowu zaczęła wątpić, znów dręczyła się niepewnością.

background image

Czuła się samotna, bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Nawet w towarzystwie Heino.

Szedł obok niej na wyciągnięcie ramienia. Nie wiedziała, czy boi się jej dotknąć.

Ona bała się dotknąć jego.

I bała się mu o tym powiedzieć, bała zapytać.

Na powrót stawała się więźniem we własnym powikłanym świecie uczuć.

Nieustannie rzucała na Heino ukradkowe spojrzenia. Znowu uświadamiała sobie, jak

silnym jest mężczyzną. Nie tylko fizycznie. Sposób, w jaki unosił głowę, dumny podbródek,

pewny wzrok świadczyły o wewnętrznej mocy przynależnej tylko nielicznym.

Chłód, którym się otaczał, pozorna hardość spojrzenia stanowiły jedynie skorupę.

Silni ludzie też odczuwają potrzebę skrywania swych najgłębszych przeżyć.

To ją wzruszyło.

Heino był naturą nieomal doskonałą, a ta jedyna jego słabość dodawała mu

człowieczeństwa. A tego właśnie Maja w nim szukała.

Szukała człowieka za parawanem doskonałości.

Sama miała tyle wad...

Nie była stworzona dla kogoś, kto był ich pozbawiony.

Nie dostrzegała, że Heino ma jeszcze jedną słabość.

Ją. Nie wiedziała, że tylko z tego powodu posiadła władzę nad człowiekiem, który

stanowił ucieleśnienie wszystkich zalet.

Na pogorzelisku zostały jedynie pozostałości kamiennych fundamentów.

Maja wiedziała z relacji mężczyzn, że dom spalił się doszczętnie.

Co innego wiedzieć, co innego widzieć na własne oczy.

Ujrzała dom w żywej pamięci. Reijo i Kalle zbudowali go dla Raiji, a Maja zdołała

przekształcić w swój własny kąt na ziemi.

Wymiotła cienie Raiji ze wszystkich zakamarków.

Nic nie zostało.

Zupełnie nic.

Maja nie miała zwyczaju zbierania pamiątek. I nie kolekcjonowała wspomnień.

Prowadziła gospodarstwo, wypełniła dom niezbędnymi sprzętami.

Ogień strawił wszystko.

Na kamieniach znaleźli odpryski szkła z okien.

Maja podniosła odłamek i obracała go w palcach.

Więc tyle zaledwie zostaje. Więc dobytek całego życia zniknąć może w mgnieniu oka.

Cóż za bezsens.

background image

Heino stąpał ostrożnie po popiołach. Śledził każdy ruch dziewczyny.

Gdyby tylko okazała słabość, zabrałby ją natychmiast z tego miejsca.

Pola też spłonęły.

Maja zebrała wszystkie siły, zanim spojrzała w tamtym kierunku.

Czarna, pokryta sadzą ziemia.

Nigdy więcej nie wyrośnie na niej zboże, zdecydowała impulsywnie Maja.

I wiedziała też, że nie wzniesie nowego domu na pogorzelisku.

- Wracamy?

Potrząsnęła głową. Została jeszcze jedna nie załatwiona sprawa.

Łudziła się słabą nadzieją, choć przecież wszystko pochłonął ogień. Dom wydał się

nagle znacznie rozleglejszy, kiedy pozostał po nim jedynie zarys fundamentów.

Tam była kuchnia, w tym miejscu skrytka pod deską.

Heino zdziwił się, kiedy padła na kolana i zaczęła rozgrzebywać popiół.

- Znaleźliśmy złoto, Maju, wszystko dokładnie przejrzeliśmy. Nie mieliśmy pojęcia, w

ilu workach je ukryłaś.

- W czterech - odrzekła bez namysłu. Pokiwał głową.

- Nic nie wypadło. Przykucnął koło dziewczyny.

- Nie szukam złota - wyjaśniła, odgarniając kosmyk włosów za ucho. - Szukam

prawdziwego skarbu. Tu go schowałam, ale mogliście go przeoczyć.

- Powiedz mi, co to jest - poprosił. - Pomogę ci.

- Brosza - odpowiedziała. - Srebrna brosza. To Heino ją znalazł. Leżała tuż przy

fundamencie. Maja uroniła łzę, kiedy ostrożnie czyściła ją z brudu.

- Ta ozdoba wiele dla ciebie znaczy - stwierdził. Przytaknęła.

- Należała do mojej matki. Ma specjalne znaczenie. Daje się ją dziewczynie, którą

pragnie się poślubić. Jeśli ją przyjmie, to znak, że zgadza się na małżeństwo.

Heino uśmiechnął się i wziął w dłoń błyszczącą broszę.

- Przyjmiesz ją? - zapytał.

Skinęła głową.

Przypiął broszę do jej bluzki. Krzywo, ale z wielkim nabożeństwem. Potem położył

dłonie na ramionach dziewczyny.

- Więc weźmiesz mnie za męża? Jeszcze raz skinęła głową Teraz nie miała już

ż

adnych wątpliwości.

background image

15

Wracali okrężną drogą. Trzymali się za ręce.

Teraz należeli do siebie w zupełnie inny, nowy sposób.

Dopiero kiedy znaleźli się na ustronnej polanie, gdzie rzadko kto poza Mają zaglądał,

zrozumieli, co ich tam zawiodło.

Heino odezwał się do niej w znajome słowa:

- Nie chcę cię skrzywdzić, Maju, ale tak tęsknię za tobą!

Był delikatny i ostrożny. Maja zaczęła dostrzegać także i te cechy jego charakteru.

Jak to możliwe, by jeden człowiek miał tyle zalet?

- Starasz się dotrzymać swoich warunków umowy? - uśmiechnęła się, kiedy zdjął jej

bluzkę.

- Umowy? - Rozmarzony Heino w pierwszej chwili nie zrozumiał.

- Dziecko przed weselem - wyjaśniła, ale i ona zaczęła plątać się w słowach. Jak

prowadzić rozmowę, skoro jego ręce napełniały ją ciepłem i przyprawiały o dreszcze bez

ingerencji sił ponadnaturalnych?

- Ach, tak - mruknął i nachylając się, pocałował ją w usta. Maja widziała go na tle

dywanu z liści, zielonego, niebieskawego, na obrzeżach żółtego.

Zapragnęła mieć taki kobierzec. Prostych ludzi nie stać było na nic innego poza

zwykłym płótnem barwionym na niebiesko. Przyroda jednak oferowała moc barwników

temu, kto się na tym znał...

- Tak tylko powiedziałem, żeby skłonić cię do myślenia o tym. Żeby się zbliżyć do

ciebie, żebyś ty poznała mnie lepiej. Zapragnąłem cię od chwili, gdy pojawiłaś się w progu. A

ty nawet nie zwróciłaś na mnie uwagi.

- Sądziłam, że wszyscy zakochują się w Idzie - szepnęła.

Pieścił ją tak, jak nigdy Simon, a wszak jemu nie brakowało inwencji.

- Szukałem prawdziwego klejnotu - odrzekł, chwytając jej sutek między wargi.

Nadzwyczaj delikatnie, a tak podniecająco.

Maja wyciągnęła ręce do kochanka i przyciągnęła go do siebie. Chciała poczuć

bliskość tego silnego ciała, naprężonych mięśni, gorące tchnienie oddechu.

Rozpiął spodnie. Dziewczyna wiła się pod nim, a suknie podciągały się w górę same,

jakby natura pomagała im w miłosnym akcie.

background image

Heino w mig poradził sobie z wstążkami. Był podniecony, czego nie mogła nie

zauważyć, ale okazywał nadzwyczajną troskliwość.

- Dasz radę? - szepnął jej wprost do ucha. Nie mógł zapomnieć, że całkiem niedawno

brutalnie zbrukano jej ciało.

Maja pokiwała energicznie głową.

- Chcę, Heino! Pragnę cię! Zobacz! I poprowadziła dłoń kochanka, by mu pokazać,

jak bardzo tęskni.

Heino jęknął z rozkoszy. Nie musiał jej rozbudzać pieszczotami, była gotowa, by go

przyjąć.

- Raczej czekać nie dam rady - szepnął z zażenowaniem. Czuł się niezdarnie jak

młokos, który pierwszy raz zaznaje miłości. Miał wtedy czternaście lat i nie wiedział, co się z

nim dzieje.

Teraz wiedział wszystko. Znał ją, potrafił ją zadowolić. I po raz pierwszy kochał się z

nią, nie wątpiąc, że należy do niego.

Nic nie powiedziała, ale Heino wyczuwał tę wzajemność uczuć, której dotąd

brakowało.

Wtedy traktował ją jak boginię, a ona nie odkrywała swego serca. Teraz było w niej

coś więcej niż pożądanie.

Maja wyczuła, że Heino zmierza prosto do celu, i rozchyliła kolana. Otworzyła się, a

on wszedł w nią łagodnie.

Delikatnie.

Panicznie się bał, że wyrządzi dziewczynie krzywdę.

W jasnym, rozpromienionym obliczu okolonym burzą włosów rozrzuconych na mchu

nie było śladu bólu.

Dotąd kochali się z zamkniętymi oczyma. Nie znali się na tyle, by bez wstydu i

zażenowania przyglądać się, jak każde z nich przeżywa rozkosz.

Tym razem Heino nie zamknął powiek. Widok szczęśliwej twarzy dziewczyny

zwielokrotniał jego radość.

Nie panował nad sobą. Nie potrafił zaczekać, aż Maja znajdzie właściwy rytm. Dotarł

na szczyt, kiedy ona wciąż była w drodze.

Na kilka chwil opadł bezsilnie na ciało kochanki, spocony, ciężki, ukojony. Cudownie

zmęczony leżał wtulony w kobietę, którą kochał, lubił, podziwiał i której pożądał.

Nie każdy znajduje to wszystko u jednej osoby.

Uważał się za szczęśliwca.

background image

Ostrożnie wysunął się z niej, przesunął dłonią w dół po ciepłej i delikatnej skórze

dziewczyny.

Pieścił ją powoli, Maja wygięła się w łuk, uniosła biodra.

Heino poczuł, że podniecenie powraca, ale nie miał sił, by zaczynać wszystko od

nowa.

Podążył wargami w dół, między uda dziewczyny, do źródła rozkoszy. Całował i

pieścił. Maja jęknęła i wiedział już, że prowadzi ją we właściwym kierunku.

Kiedy sprężyła się i krzyknęła w niebo, ku niemu, zrozumiał, że znalazła się u celu.

Powoli podniósł się, otoczył ramieniem szyję Mai i pozwolił jej zasnąć.

Spoglądał na nią przez cały czas, póki się nie obudziła. I nie mógł się napatrzyć.

Nigdy nie będzie miał dość.

Zawsze będzie pragnąć więcej.

To wspaniały początek udanego związku. Maja była najbardziej ekscytującą osobą,

jaką znał.

I mógł żywić jedynie nadzieję, że ona kiedyś ujrzy w nim to samo.

Obudziła się zmarznięta, zapadał wieczór. Heino przykrył ją częściami garderoby, ale

chłód ciągnął od ziemi.

Jesień zbliżała się nieubłaganie.

Ubrali się pośród śmiechów. Dotykali się, ponownie rozbudzali w sobie pożądanie.

Dla żartów.

Dla zabawy. Teraz już dozwolonej.

Maja poprawiła broszkę. Nosiła ją tak dostojnie, że Heino zaczął dopytywać się o

szczegóły.

Usiedli na miękkim mchu, by jeszcze trochę porozkoszować się samotnością.

- Mama dostała ją od taty - zaczęła. - To była część srebra, którą zamierzał ofiarować

przyszłej żonie. Wręczył broszkę małej dziewczynce, którą kochał nad życie. Matka Ailo

dostała resztę. Mikkal zdobył dla niej później inną broszę, ale nie tak ładną i nie pasującą do

pozostałych ozdób.

To był dar serca, dany w tajemnicy. Ludzie źle na to patrzyli.

I taka była zawsze miłość Raiji i Mikkala. Niezgodna z obyczajami. Niemożliwa do

spełnienia.

- Musiała być niezwykłą kobietą - wyrzekł Heino powoli. Szukał w sobie nienawiści

do Raiji, ale już jej nie znajdował. Wbił wzrok w jakiś punkt przed sobą i wreszcie wyrzucił

to z siebie: - Mój ojciec kochał twoją matkę.

background image

- On też? - odrzekła bez namysłu. Z pewną dozą goryczy.

- Zginął, szukając jej. Chciał ją zobaczyć. Wiedział, że Raija kocha Mikkala, a mimo

wszystko wyruszył, by ją odnaleźć. Zostawił dom i rodzinę. Pognał do Ruiji, by ujrzeć ją raz

jeszcze. Porozmawiać z nią, dotknąć, a może tylko zobaczyć. Możesz wyobrazić sobie

miłość, która prowadzi do samounicestwienia?

Maja obrzuciła go przeciągłym spojrzeniem. Wydobywała z pamięci zdarzenia, o

których dotąd starała się nie myśleć.

- Pamiętam go - powiedziała. - Towarzysz wujka Santeriego. To musiało być gdzieś w

okolicach Vardo. Jesteś podobny do ojca, prawda?

Heino skinął głową.

- Nienawidziłeś jej? Maja pierwsza zadała to pytanie, nie wysłuchawszy całej historii.

Pierwsza, która zrozumiała.

- Tak. - Westchnął ciężko. - Też jej szukałem. Chciałem ją zabić. Uważałem, że nasze

szczęście rodzinne rozpadło się z jej winy. I przez nią przerwałem nauki... a ojciec postradał

ż

ycie. Przez tę obcą kobietę o imieniu Raija. Chciałem ją odnaleźć i pociągnąć do odpo-

wiedzialności za wszystkie niecne czyny.

- Wiedziałeś, że Knut jest jej synem? Heino potwierdził.

- Wtedy przyszło na mnie opamiętanie, ale nie przestałem jej nienawidzić aż do tej

chwili, kiedy znalazłem się w morzu płomieni. Wtedy zdałem sobie sprawę, że kocham cię

równie mocno, jak ojciec kochał Raiję. I że nie jesteś temu winna. Więc i jej nie można winić

za miłość Petriego.

Maja uśmiechnęła się.

- To dobrze, że jej wybaczyłeś - stwierdziła i natychmiast spoważniała. - Czasami

mam do niej żal. Nie potrafię jej kochać, Heino, tak jak nie potrafię jej nienawidzić. Taka

jestem do niej podobna. I jeszcze te dziwne zdarzenia ostatnich dni. Reijo twierdzi, że to ona

użycza mi swych mocy. O szaleństwo przyprawia mnie myśl, żeby mogła używać mego ciała

w taki sposób, jak drzwi, przez które wchodzi się i wychodzi. A może wcale tak nie jest?

Powiadają, że Raija nie żyje, co napełnia mnie jeszcze większym przerażeniem. Pojmujesz?

Heino pokiwał głową.

- Sądzę, że mnie kochała. Kiedyś, dawno temu. Byłam owocem związku z mężczyzną,

którego kochała nad życie. Liczył się tylko Mikkal, nikt nie mógł wejść pomiędzy nich, nawet

córka. Żyli w świecie, w którym nie było miejsca dla innych ludzi. Nigdy nie postąpię tak

wobec własnych dzieci. Nie wolno kochać tak mocno... Zamilkła i spojrzała na Heino.

- Sądzę, że mnie kochała - powtórzyła żałośnie.

background image

Heino nie znajdował słów. Wychował się w zwyczajnej rodzinie. Prowadzili normalne

ż

ycie, póki ojciec ich nie opuścił. Wtedy dopiero dowiedział się o istnieniu tej kobiety o

niezwykłym imieniu.

Wiedział, że jest gotów ofiarować Mai morze miłości. Nie miał jednak pewności, czy

potrafi zrównoważyć uczucie bolesnej straty, które nosiła w sercu.

- Chcę stąd wyjechać, Heino. Przytulił ją. Razem spoglądali na fiord.

- Przecież wiesz, że nie zamierzam tu zostać - odrzekł. - To nie jest mój dom. Pragnę

wrócić do Finlandii.

- Czy tam jest pięknie?

- Tak - powiedział głosem łamiącym się ze wzruszenia. Maja obudziła w nim

wspomnienia. To dzieci zwykle tęsknią za domem. Nie wiedział, że potrafi odczuwać to

samo. - Zabiorę cię stąd, Maju. Gdzieś na południu znajdziemy nasze miejsce. Nie wiem, jak

wygląda. Rozpoznamy je jednak, jak tylko je ujrzymy. I będziemy tam szczęśliwi.

To brzmiało jak bajka.

- Nie będziesz tęsknić? - dodał ostrożnie.

- Za czym?

- Za domem.

- Nie można tęsknić za czymś, czego nie ma.

- Za rodzeństwem...

- Spotkamy się kiedyś. Nigdy zresztą nie żyliśmy blisko ze sobą.

- Za domem na cyplu... Maja potrząsnęła głową.

- Za Reijo - próbował. Nie zaprzeczyła.

- Jak odgadłeś? - spytała i dodała gorzko: - To moja największa tajemnica.

- Umiem patrzeć - odrzekł. - Możesz żyć bez niego?

- A po co pragnęłabym wyjechać?

- Kochasz go?

- Miłość nie odwzajemniona nie jest miłością.

- Kochasz mnie? Zamilkła.

- Uczę się - przyznała po dłuższej chwili. - Dałeś mi więcej niż jakikolwiek inny

mężczyzna. Obudziłeś mnie do życia. Lubię cię, Heino, bardzo cię lubię. I boję się tamtego

słowa, które niesie ze sobą zobowiązania. Chcę mieć pewność.

Heino cenił sobie szczerość dziewczyny. Ktoś inny na jego miejscu bałby się jej

ś

miertelnie.

Jednakże Heino wolał szczerość od gładkich kłamstw.

background image

Nieszczery związek jest jak wiadro bez dna. Woda zawsze wycieknie.

- Niczego ci nie zabraknie - oświadczył. - I nigdy nie przestanę cię kochać. Tyle mogę

obiecać.

Uśmiechnęła się.

- Wystarczy. A jaką ja mam złożyć obietnicę?

- Taką, jaką ci rozum podpowiada. Maja nabrała powietrza.

- Nigdy cię nie okłamię. Uczynię wszystko, byś był szczęśliwy. I nigdy nie zamknę

przed tobą serca.

Heino pocałował ją.

- Nie proszę o więcej - oznajmił. - Poza przyrzeczeniem, które złożysz wobec pastora.

Wszyscy myśleli, że Ida pierwsza stanie na ślubnym kobiercu.

A stało się odwrotnie.

Nadszedł czas jesiennego jarmarku. Mróz zdążył już ściąć ziemię, śnieg pokrył ją

cienką warstwą.

Tą właśnie porą Maja przepłynęła na drugą stronę fiordu, by zawrzeć sakramentalny

związek.

Wszystko przebiegło zgodnie z uświęconym obyczajem. Dano na zapowiedzi.

Pastor pamiętał ją. Wiedział, co przytrafiło się pierwszemu mężowi, ale powstrzymał

się od wyciągania pochopnych wniosków.

Maja skończyła dwadzieścia jeden lat. Jej twarz zdradzała większą dojrzałość,

dziewczyna wyglądała na szczęśliwą.

Po prostu była młodą, zadowoloną z życia kobietą.

Splecione w warkocze włosy upięła wokół głowy. W takiej fryzurze nie wszystkim

było do twarzy, ale Mai uczesanie dodawało kobiecego uroku.

A od jej oczu i całej sylwetki bił taki blask, że nikt nie zwracał uwagi na blizny,

których, prawdę mówiąc, pastor za pierwszym razem też nie zauważył.

Jakby zupełnie zniknęły.

Miała na sobie inną suknię, z nowej, drogiej tkaniny. Pastor wprawdzie nie zaprzątał

sobie głowy doczesnymi sprawami, ale potrafił to docenić.

Dziewczyna zmieniła się nie do poznania przez te lata.

Do sukni przypięła srebrną lapońską broszę.

Pastor pamiętał i broszę.

Obok niej stał postawny mężczyzna. W pozie dumnej jak sam diabeł.

Jego oczy były czarne jak noc, a wzrok pewny i jasny.

background image

Szlachetne rysy, wysokie czoło. Przyznał się, że swego czasu pragnął zostać

duchownym.

Powiedział nawet, że rozpoczął nauki, ale nie wyjawił, jak długo wytrwał w tym

postanowieniu.

Wyglądał na człowieka, który nie wyzna więcej niż konieczne.

Pastor zastanawiał się, co ci dwoje mieli ze sobą wspólnego.

I w jaki sposób zeszły się ich drogi.

Taki już był, lubił zastanawiać się nad ludzkimi drogami.

Ś

cieżki Pana są, jak wiadomo, niezbadane.

Nie wątpił jednak, że państwo młodzi stanowią udaną parę. W powietrzu unosił się

zapach miłości.

Takie zdarzenia napełniały pastora błogim zadowoleniem. U progu mrocznej pory

roku dobrze jest wiedzieć, że pośród wszechobecnej nędzy i niedostatku jaśnieją wyspy

ludzkiej szczęśliwości.

Ż

e ludzie schodzą się ze sobą z czystej miłości.

Z początku nazywała się Maria Elvejord, córka Karla. Przestąpiła próg kościoła jako

Maria Bakken.

Pastor pobłogosławił ją, kiedy opuszczała świątynię.

Jako Maria Aalto.

Wiedział, że zapamięta ją na całe życie.

Zdawali sobie sprawę, że Maja i Heino ich opuszczą. Dni jednak mijały szybko i nikt

nie gotował się na pożegnanie. Aż wreszcie nadeszła ta chwila.

Jarmark się skończył.

Kupcy z południa zaoferowali im miejsce na wozach.

Wracali nad Zatokę Botnicką.

- Jeśli się nam tam nie spodoba, wyruszymy dalej - stwierdził Heino.

Serce Reijo krwawiło.

A więc dziki ptak odfrunie. Po raz pierwszy rozpostrze skrzydła po to tylko, by

odlecieć. Tak daleko, że Reijo nigdy już nie odnajdzie jego gniazda.

Kto wie, może to i najlepiej.

Roznieciła niszczący płomień, który mógł rozlać się ogniem szerszym niż ten, co

strawił las i przydał ludziom cierpień.

Reijo nie wątpił, że Heino jest dla niej odpowiednim mężczyzną. Zrobi wszystko, by

dać Mai szczęście.

background image

Heino miał mądrość i siłę. Sam wybrałby dla niej podobnego oblubieńca, gdyby nie

zjawił się Simon.

Pożegnania są trudne. Maja wiele razy żegnała się w myślach.

A jednak polały się łzy. Uściskom nie było końca.

- Gospodarz dobrze na maminej ziemi - upomniała Maja Knuta.

Knut postanowił zbudować nowy dom dla siebie i Anjo. Tu nad rzeką były jego

korzenie, tu mieszkali jego rodzice. Kalle dostał ten skrawek w darze ślubnym, więc Knut

miał właściwie większe prawa do niego niż Maja.

Maja radowała się myślą, że ziemia nie przypadnie obcym.

Przytuliła Anjo, a ta szepnęła jej, że spodziewa się dziecka. Tym większa radość, pod

maleńkimi stopami rozkwita ziemia.

Mocno objęła Ailo. Z całego rodzeństwa on był jej najbliższy.

Dłonie chłopaka zdążyły się zagoić, włosy nabrały długości. Żartował nieustannie, że

się nie ożeni, póki nie będzie wyglądać przyzwoicie. Reijo nie miał nic przeciwko temu, by

zaczekać, aż Ida skończy osiemnaście lat.

- Nie mogę przywyknąć do myśli, że może już nigdy się nie spotkamy - powiedział.

Maja pokiwała głową.

- Zawsze jednak będziemy sobie bliscy. Wyrzekła te słowa z taką mocą, że Ailo

zadrżał. Jej oczy promieniały jasnością, której dotąd nie spostrzegł.

- Zawsze będę blisko ciebie, Ailo - powtórzyła. Ailo nie wątpił, że mówi prawdę.

Dzieci Mikkala. Córka Raiji. Nieustannie łączyć ich będzie łuk zorzy polarnej. Coś

więcej niż zwykłe więzy krwi.

Maja położyła broszę na dłoni Idy.

- Teraz należy do ciebie - powiedziała cicho.

- Przecież jest twoja! Maja potrząsnęła głową.

- Już nie - oznajmiła, jakby zyskała coś znacznie cenniejszego. - Mikkal jest także

ojcem Ailo, ty zaś jej córką. Czas, by połączyć wiano. Może przyniesie ci szczęście.

Ida przytuliła się do Mai i wybuchnęła płaczem.

- Nie chcę, byś wyjeżdżała - chlipnęła.

- Ale ja chcę - odrzekła spokojnie Maja. Równie spokojnie pożegnała się z Reijo, ale

go nie objęła.

Idzie wydało się to nadzwyczaj dziwne. Ailo odwracał się za każdym razem, gdy

wspominała to zdarzenie.

background image

- Będę szczęśliwa - powiedziała, wytrzymując spojrzenie Reijo. - Niszczący płomień

zgasł. Teraz jest tak, jak być powinno.

Pokiwał głową.

Ujrzał w niej Raiję.

Maja wyjechała wyposażona w niezwykłą moc, która teraz należała wyłącznie do niej.

Jechała w nieznane i moc bardzo była jej potrzebna.

Raiji już nie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 16 Niszczący płomień
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 10 Wyroki losu
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 23 Złoty ptak
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 40 Obcy ptak odlatuje
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 18 Posłaniec śmierci
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 22 Mężczyzna w masce
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 11 Pod obcym niebem
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 34 Lato grzechu
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 07 Statek ze wschodu
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 39 Chłodny blask
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 37 Syn armatora
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 38 Wędrowny ptak
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 29 Droga do domu
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 38 Wędrowny ptak
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 17 Przerwany lot
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 26 Wyjęty spod prawa
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 08 Czarownica

więcej podobnych podstron