background image

Katarzyna Cholewińska

Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością

A gdy się zejdą, raz i drugi,
kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością,
bardzo się męczą, męczą przez czas długi,
co zrobić, co zrobić z tą miłością?

Czy te oczy mogą kłamać, Raz dwa trzy

~*~*~*~

– Wyjdź za mnie.
Mogła go pocałować. Mogła go wyśmiać i poniżyć. Mogła rzucić mu się w ramiona, wyznając 

dozgonną miłość, albo spoliczkować, odwrócić się na pięcie i odejść. 

Nie byłaby sobą, gdyby zrobiła którąkolwiek z tych rzeczy.
– To najmniej romantyczne oświadczyny, jakie mogłam sobie wyobrazić – stwierdziła spokojnie 

i rzeczowo, nie odrywając wzroku od rozzłoconej ostatnimi promieniami słońca Tamizy. Chociaż nie 
była tu po raz pierwszy, niemagiczny Londyn nadal zapierał jej dech w piersiach. Za każdym razem, 
kiedy wychodziła z Pokątnej, przez pierwszych kilka chwil czuła się okropnie, jakby dostała kociołkiem 
prosto w głowę. Ogłuszona hałasem, oślepiona tysiącem świateł, pozwalała nieść się wielobarwnemu 
tłumowi, niezmierzonej fali ludzkiego żywiołu. Wszystko tu było inne – szybsze i większe, każdy ruch 
był gwałtowniejszy, każde doznanie bardziej intensywne. Zawsze bała się, że jeśli zostanie w tym obcym 
jej świecie zbyt długo, po prostu oszaleje. 

– Nie jestem romantycznym typem – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Ty zresztą też nie.
Kto, do cholery, dał mu prawo mówić jej, jaka jest, a jaka nie? Powinna się teraz obrazić, 

powinna w kilku ostrych słowach powiedzieć mu, co o nim myśli… 

Oparła się wygodniej o balustradę mostu. 
– Nie zmienia to faktu, że mógłbyś być trochę bardziej kreatywny. Bukiet róż, kolacja w drogiej 

restauracji, wynajęty na ten wieczór kwartet smyczkowy, pierścionek z brylantem wielkości kurzego 
jaja...

Zmarszczył lekko czoło.
– Postawiłem ci kawę. Staram się.
Uśmiechnęła się mimo woli.
– No więc? – zapytał po chwili milczenia. Jej nadzieje, że przez te kilka minut zapomniał, o 

czym rozmawiali, okazały się próżne. Westchnęła, zrezygnowana.

– Nie mogę.
–   Nie   możesz   –   powtórzył   z   przekąsem.   –   Niby   dlaczego?   Ślubów   czystości   chyba   nie 

składałaś? 

Idiota, zachowywał się jak rozkapryszony dzieciak. Tak jakby nie wiedział, że miała milion 

powodów. 

– Jestem już zaręczona. – Wybrała ten najbardziej oczywisty.
– No tak – odparł takim tonem, jakby mu właśnie przypomniała, z której strony dosiada się 

miotły. – Rzeczywiście. Widzisz, jak to łatwo o tym zapomnieć, kiedy jest się z tobą sam na sam 
przynajmniej kilka razy w tygodniu. – Każde pretensjonalnie przeciągnięte słowo ociekało sarkazmem.

1

background image

Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością

Poczuła, że palą ją policzki. Zwykle, kiedy Terry pytał, co robi wieczorem i dlaczego nie może 

się nim spotkać, ograniczała się do enigmatycznego stwierdzenia, że jest umówiona z siostrą albo 
przyjaciółmi. Terry nie lubił zarówno Daphne, jak i jej znajomych, a kilka nieudanych spotkań z nimi 
wystarczyło, by zaczął ich konsekwentnie unikać. 

– Nadal nie widzę problemu.
Trudno powiedzieć, co bardziej wytrąciło ją z równowagi – jego słowa czy protekcjonalny ton, 

jakim zostały wypowiedziane.

– Ale ja widzę! – uniosła się. – Jestem z Terrym od dwóch lat! Planujemy wspólną przyszłość, 

mamy wziąć ślub, o czym doskonale wiesz! A ty – ty stawiasz mi kawę i masz czelność oczekiwać, że z 
tego wszystkiego zrezygnuję?! – Zdecydowanie zbyt łatwo straciła nad sobą kontrolę. 

– Mocne argumenty – zakpił, kiwając głową z szyderczym uznaniem – ale zupełnie nie na 

miejscu. Wątpię, by Boot był nimi zachwycony. Kretyn, chyba mu się wydaje, że go kochasz.

– Malfoy – zaczęła ostrzegawczym tonem – nie wtrącaj się. To nie jest twoja sprawa.
Uśmiechnął się krzywo. 
– Jestem zmuszony się z tobą nie zgodzić. Właśnie poprosiłem cię o rękę. To, kogo kochasz, a 

kogo traktujesz jak wysoko oprocentowaną inwestycję na przyszłość, jest jak najbardziej moją sprawą. 

– Jesteś bezczelny – wycedziła z trudem. Wściekłość ściskała ją za gardło. – Myślisz, że możesz 

wchodzić z butami w moje życie tylko dlatego, że... Nie pozwolę – słyszysz? – nie pozwolę, żebyś 
wszystko zepsuł.

Kiedy tym razem na nią spojrzał, w jego oczach nie było śladu pobłażliwego rozbawienia. 

Wykrzywił się okropnie.

– Merlinie broń, żeby ktoś przebił tę mydlaną bańkę, w której żyjesz.
Zanim zdążyła się ugryźć w język, wypaliła:
– Lepsze takie życie niż to gówno, które ty nazywasz swoim. 
Prawie  zachłysnęła  się  własną bezczelnością,  po  chwili  jednak  przerażenie  ustąpiło  miejsca 

innemu uczuciu. Złośliwa satysfakcja rozlała się po jej piersi przyjemnym ciepłem, gdy zobaczyła, jak 
na jego blade policzki wypływa delikatny rumieniec – wreszcie czymś go dotknęła. Teraz pozostawało 
jej   tylko   czekać   na   nieunikniony   wybuch   pańskiego   gniewu.   Spodziewała   się   krzyku,     wściekłego 
grymasu urażonej dumy, dziecinnego zacietrzewienia – nawet po tych wszystkich latach ciągle było w 
nim coś z rozpuszczonego paniczyka, który dokuczał prawie całej szkole. 

Tym   większe   było   jej   zdziwienie,   gdy   usłyszała   ciche   parsknięcie   –   śmiał   się   z   niej.   Nie 

wytrzymała.

– Drań – syknęła, wymierzając mu celne kopnięcie w kostkę. Śmiech nagle się urwał, za to jej 

uszu dobiegła wyjątkowo długa wiązanka przekleństw.

– Ile ty masz lat, co? – Naburmuszył się jak mały chłopiec, rozcierając obolałe miejsce.
– Damy się o to nie pyta – odpowiedziała machinalnie, tak jakby dwadzieścia lat było wiekiem 

co najmniej podeszłym.

– A od kiedy to jesteś damą? – burknął, po czym złapał ją za nadgarstek, powstrzymując przed 

wymierzeniem mu siarczystego policzka. 

– No więc? – zapytał uprzejmie, jakby podejmował przed chwilą przerwaną konwersację o 

pogodzie.

– No więc – co?
–   No   więc,   co   myślisz   o   polityce   naszego   ministra   magii   w   sprawie   ceł   wwozowych   na 

rumuńskie smocze łajno? – Przewrócił oczami. – No więc, wyjdziesz za mnie? 

– Powiedziałam ci już, że nie mogę – wystękała, jednocześnie próbując wyrwać rękę z jego 

uścisku.

– Jak ładnie poprosisz, to puszczę – podpowiedział usłużnie. Kiedy obrzuciła go wściekłym 

spojrzeniem,   uśmiechnął   się   szeroko.   –   Jak   chcesz.   –   Wzruszył   ramionami,   bardzo   z   czegoś 

2

background image

Katarzyna Cholewińska

zadowolony. Co mogła zrobić?

Spojrzała mu głęboko w oczy, uśmiechając się łagodnie. Mrugnął, lekko zdezorientowany, ale 

konsternacja szybko ustąpiła miejsca wyrazowi triumfu. Uśmiechnął się arogancko, gdy pochyliła twarz 
nad dłonią, w której wciąż mocno trzymał jej nadgarstek, zbliżając usta do jego ręki… 

– Au! – Malfoy bardzo niemęsko wrzasnął z bólu, odskakując od niej jak oparzony. – Ugryzłaś 

mnie! 

– Trzeba było mnie puścić – odpowiedziała słodko.
– Mogłaś poprosić!
– Ja nigdy nie proszę.
Mierzyli się przez chwilę wzrokiem.
– Wyjdź za mnie – powtórzył natarczywie.
– Nie mogę – odszepnęła, kręcąc głową.
– Głupia dziewczyno – syknął wściekle. – Co ty sobie myślisz? Że zostaniesz żoną wojennego 

bohatera i skończą się wszystkie twoje problemy? Że odzyskasz majątek, status społeczny i dawne 
życie? Że oczyścisz rodzinne nazwisko z...?

– To wszystko były kłamstwa! – wrzasnęła, jakby to on wydał na jej rodzinę wyrok infamii

. – 

Wstrętne oszczerstwa! Nic nam nie mogli udowodnić, nic!

–  Kiedy   wreszcie  dotrze   do  twojego   pustego  łba,  że  wina  nie   miała  tu  nic  do  rzeczy?!   – 

krzyknął. – Kiedy wreszcie zrozumiesz, że małżeństwo z Bootem nie jest żadnym – słyszysz? – żadnym 
wyjściem z sytuacji?! 

Cofnęła się, zaskoczona.
– Będzie tylko gorzej – wyjaśnił ciszej, opanowując złość. – Będziesz na językach wszystkich…
– Jasne, bo jako twoja żona będę mogła liczyć na uwielbienie ze strony tłumów, tak?
– … córka zdrajcy, która uwiodła jednego z członków Gwardii Dumbledore'a i wżeniła się w 

porządną rodzinę. Wilk w owczej skórze – szeptał, usta zaledwie kilka cali od jej twarzy. – Czy może 
raczej powinienem powiedzieć: wąż?

W   pierwszym   odruchu   chciała   go   odepchnąć   i   zaprzeczyć   wszystkiemu,   co   mówił,   w 

rozpaczliwej próbie zachowania resztek godności. Ale jak kłamać komuś, kto w kłamstwo i tak nie 
uwierzy? Jak ratować godność, której już się nie miało? 

Zresztą, po co kłamać, jeśli nieprzyjemna prawda znajduje się na wyciągnięcie ręki?
– Z nim mam jakąś szansę – powiedziała, patrząc Malfoyowi hardo w oczy. – Przynajmniej cień 

nadziei na normalne życie. A z tobą? Powiedz, co ty mi możesz dać? Pieniądze, które twoje matka 
cudem wyrwała ministerstwu? Nazwisko, na dźwięk którego ludzie spluwają i odczyniają zły urok? 

Milczał.
– Spójrz na siebie – kontynuowała, mówiąc coraz szybciej i nabierając rozpędu. – Zobacz, gdzie 

jesteśmy. Znam cię od dawna – wiem, że gdyby to zależało od ciebie, na tę okazję wynająłbyś nie 
kwartet smyczkowy, a całą orkiestrę. Zamiast popijać  Dom Pérignon  w jakiejś nieprzyzwoicie bogatej 
restauracji, idziemy na kawę i spacer… 

Wycelował w nią teatralnym gestem palec.
–   Nie   bierzesz   pod   uwagę   elementu   zaskoczenia   –   zażartował,   ale   wypadło   to   niezbyt 

przekonująco. – Gdybym zaprosił cię do Ritza, wyczułabyś, że coś się święci i odmówiłabyś.

Potrząsnęła jasną głową, nie pozwalając mu zmienić tematu.
– Draco, myślisz, że ja jestem głupia? – podjęła z westchnieniem. – Przecież wiem, że ty nie 

możesz mnie zaprosić do normalnej czarodziejskiej kawiarni, bo  porządni  ludzie cię nie obsłużą. Nie 
możesz przejść Pokątną, żeby ktoś cię nie zaczepił, a co dopiero wejść do któregoś ze sklepów. Nie 
możesz nawet podwinąć rękawów szaty w upalny dzień. Uciekasz do niemagicznego Londynu, ale 
nawet tutaj boisz się, że ktoś cię rozpozna i rozwieje to złudzenie, którym próbujesz żyć, w którym nic 

3

background image

Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością

się zmieniło, nie było żadnej wojny, żadnego wybierania stron, w którym nie postawiłeś na złego 
konia… 

– Co ty, do cholery, możesz wiedzieć o wybieraniu stron? – wrzasnął, zaskakując ją tak, że aż 

pisnęła ze strachu. – Co ty w ogóle możesz wiedzieć o tej wojnie?! Nie brałaś w niej udziału, byłaś 
dzieckiem… 

–   Ale   byłam   wtedy   w   Hogwarcie   –   upierała   się,   czując,   że   do   oczu   napływają   jej   łzy.   – 

Widziałam wszystko. Musiałam ćwiczyć Crucio na jakiejś zasmarkanej Puchonce…

– Nie bardzo się opierałaś – zauważył złośliwie.
–   Miałam   czternaście   lat   i   byłam   zaszczuta   jak   zwierzę!   Czego   ty   ode   mnie   oczekujesz? 

Bohaterstwa? Głupiej brawury? Miałam się postawić Carrowom i wypisywać jakieś brednie na ścianach, 
mając nadzieję, że może mnie nie złapią?!

– Ja nie oczekuję od ciebie niczego. Tylko czy to samo możesz powiedzieć o Boocie?
Nie odpowiedziała.
– Przecież on cię nawet nie zna. Wie o tobie tylko tyle, ile chciałaś mu powiedzieć. Do końca 

życia będziesz udawała kogoś, kim nie jesteś – mówił z pasją. – Jego rodzina będzie śledziła każdy twój 
krok, ważyła każde słowo. Będziesz musiała wciąż udowadniać, że jesteś inna i że nie masz z nami nic 
wspólnego   –   najlepiej   od   razu   wymyśl   jakąś   bajeczkę   o   tym,   jak   to   Tiara   przydzieliła   Cię   do 
niewłaściwego domu, co? 

 aż w końcu odetniesz się od nas zupełnie. 

– Co ciebie to w ogóle obchodzi? – Poczuła, że zaczyna tracić kontrolę nad sytuacją. 
Uniósł komicznie brew.
– No przecież ci się oświadczam. To chyba logiczne, że mi zależy, prawda?
– Ale mnie nie – skłamała bez przekonania.
Roześmiał się znowu.
– Astorio Greengrass, zamiast posłać mnie do diabła, od pół godziny dyskutujesz ze mną na 

temat naszego związku. To chyba logiczne, że tobie też zależy.

Nigdy nie miała wątpliwości co do tego, w którym z czterech domów Hogwartu będzie, nigdy 

też nie żałowała swojego przydziału. Slytherin wiele ją nauczył – od nowych nieczystych zagrywek 
począwszy,   na   zachowaniu   zimnej   krwi   w   obliczu   porażki   skończywszy.   Szach   –   mat,   pomyślała 
zrezygnowana Astoria, w myślach przewracając swojego czarnego króla.

– Nie mogę – powtórzyła, zdesperowana.
– Nie nie chcesz, a nie możesz – zauważył sfrustrowany Malfoy. – Zapewniam cię, że nic nie stoi na 

przeszkodzie. 

– Dałam Terry'emu słowo.
– Złam je.
– Mam zobowiązania.
– Nie dotrzymaj ich. 
– Nie pasujemy do siebie.
– Au contraire.
– Nie kocham cię.
– Bzdura.
Schowała twarz w dłoniach.
– Dlaczego mi to utrudniasz? Powiedziałam, że nie. Nie zgadzam się.
–   Czy   naprawdę   sądzisz,   że   poprosiłbym   cię   o   rękę,   gdyby   istniał   choć   cień 

prawdopodobieństwa, że mi odmówisz? – Uśmiechnął się z wyższością.

Uniosła głowę, taksując go krytycznym spojrzeniem. Nawet nie był szczególnie przystojny – 

rysy twarzy miał zbyt ostre, karnację zbyt jasną, włosy przetykane siwizną zbyt często jak na tak młody 
wiek… Będzie wcześnie łysiał, pomyślała bez związku z niczym. Zwariowałam. 

4

background image

Katarzyna Cholewińska

– Jesteśmy ulepieni z tej samej gliny. Zrozumiem cię tak, jak nikt inny – powiedział cicho i tym 

razem bardzo poważnie. 

Byli aroganccy, egoistyczny i porywczy, sprytni i niezdrowo ambitni. Byli uosobieniem starej, 

magicznej arystokracji, symbolem czasów, które przeminęły bezpowrotnie. Byli nikim w tym nowym, 
wspaniałym świecie, a jednak wciąż zachowywali się tak, jakby był ich własnością.

– Nasze dziecko byłoby potworem – szepnęła, kręcąc głową. Kątem oka dostrzegła jego pewny 

siebie półuśmiech, tak dobrze jej znany błysk triumfu w szarych oczach.

– Damy mu potworne imię. – Wzruszył ramionami. – W ramach ostrzeżenia.
Kretyn. Jak ona z nim wytrzyma resztę życia?...
– To jak? Wyjdziesz za mnie?
Astoria Greengrass przygryzła dolną wargę.
 

Fin.

5

background image

 infamia (łac. niesława, hańba) – utrata czci i dobrego imienia. (…) Niekoniecznie wiązała ze sobą nakaz opuszczania 

kraju. Kara infamii zakładała, iż osoba skazana pozostanie w kraju, lecz jej prawa będą znacznie upośledzone. (…) 
[Wikipedia]