ROZDZIAŁ 36
Drugi wybuch nastąpił zaraz po pierwszym.
Chwilę później Hawke zsunął się z niej. „Dziecino, wszystko w porządku?”
„Tak.” Powiedziała mimo brzęczenia w uszach świadoma tego, że on musi odczuwać silny ból,
biorąc pod uwagę wrażliwość słuchu zmiennokształtnych. „A z tobą?”
„Boli, jak jasna cholera, ale bębenki mi nie popękały.” Wstał i pomógł jej się podnieść.
„M...” Jej zamglony mózg wysilał się, by wywnioskować coś z odłamków spadających z nieba w
odległości jedynie kilku metrów. „Musimy jak najszybciej obejrzeć wrak – na wypadek, gdyby
mieli gotowy do akcji zespół czyścicieli Tk.” Zniszczony sprzęt może dostarczyć informacji, które
stado mogło wykorzystać, by zyskać przewagę w rosnącym konflikcie.
„Idź.” Powiedział ku jej zaskoczeniu Hawke. „Jeżeli Tk się tam teleportuje zrób, co będziesz
musiała. Muszę sprawdzić, co z innymi.”
„Bądź ostrożny.”
Ruszyła po tym jak przytaknął. Na pierwszy rzut oka odłamki były kawałkami oczernionego i
poskręcanego metalu – nic użytecznego. Mając zmysły – psychiczne i fizyczne – w stanie
wzmożonej czujności przebiegła z dużą prędkością wzdłuż i wszerz miejsce rozrzucenia odłamków.
Miała cholerną nadzieję, że system obrony powietrznej stada zostawił jej coś, co mogłaby znaleźć.
Niemal to przeoczyła.
Musiała to być część osłony. Maleńki ostry kwadrat. Dostrzegła go kątem oka. Podbiegła do niego.
Zanim go podniosła osłoniła rękę w warstwie zimnego ognia. Jej umiejętność chroniła ją przed
rozgrzanym do czerwoności metalem, ale nie wpływała w żaden sposób na jej wzrok.
Pojedyncza srebrna gwiazda na fragmencie metalu była jasna jak platyna.
Hawke biegnąc skontaktował się z Brenną. Zasięg jego telefonu satelitarnego był doskonały.
„Niebo jest czyste?”
„Tak – system obrony powietrznej przeładowany i gotowy.”
„Zawiadomiono Larę?”
„Jest w drodze. Riley koordynuje wszystko. Przełączę cię.”
„Ofiary?” Zapytał, gdy tylko Riley pojawił się na linii.
„Nie zgłoszono ich do tej pory.” Padły zwięzłe opanowane słowa. „Mamy jednak kilku poważnie
rannych.”
„Dlaczego zestrzelenie tego czegoś z nieba zajęło tak dużo czasu?” Śnieżni Tancerze znali swoje
słabości. Przygotowali systemy obronne. „To powinno zostać wyłapane zanim znalazło się
wystarczająco blisko, by uderzyć w kogokolwiek.”
„To taka sama zaawansowana technologia, której użyli ostatnim razem.” Powiedział Riley.
„Poprosiłem koty, by przysłały zespół do zabezpieczenia wraku, aż będziemy mogli przeznaczyć do
tego ludzi – to, co znajdziemy może mieć krytyczne znaczenie na zmodyfikowanie naszych
systemów obrony.”
„W nich też uderzono?”
„Nie. Atak koncentrował się na Śnieżnych Tancerzach.”
„Oddzwonię do ciebie.” Powiedział Hawke i rozłączył się widząc leżące ciało Lake'a.
Młody żołnierz został postrzelony od tyłu, ale oddychał. „Idź.” Wyszeptał. „Nie zamierzam umrzeć
i dać im satysfakcję do cholery.”
Dobry facet. „Lara jest w drodze.” Powiedział Hawke podejmując trudną decyzję, by wziąć Lake'a
za słowo i sprawdzić, co z pozostałymi.
To była długa noc.
Lake stracił sporo krwi, ale kula nie naruszyła nic ważnego. Sam został trafiony raz. Kula utorowała
sobie tunel wzdłuż jego czaszki pozbawiając go przytomności, ale Lara zapewniała Hawke'a, że
rana wyglądała na gorszą niż była w rzeczywistości. Ines oberwała kulą w nogę. Riaz został
trafiony w ramię. Świeżo awansowany Tai uszkodził lewą rękę, gdy nurkował, by uniknąć kul.
Sing-Liu została trafiona dwukrotnie. Obie kule weszły przez plecy i przedarły się przez organy
wewnętrzne.
Drobna ludzka kobieta była najciężej ranna. Żyła tylko dlatego, że jej wybranek D'Arn przesłał jej
swoją energię próbując utrzymać ją przy życiu po tym jak poczuł przez więź jej ból. Padł w
legowisku w miejscu, w którym stał, ale utrzymał ją przy życiu. Teraz wszystko zależało od Lary i
jej zespołu.
Uzdrowicielka Ciemnej Rzeki, Tamsyn pracowała razem z Larą. Nie mogła uzdrowić wilków, ale
jako wykwalifikowany lekarz mogła unieść część brzemienia zajmując się lżej rannymi. Riley i
Indigo mieli opanowaną sytuację obrony. Upewnili się, by atak nie pozostawił dziur w systemie
obrony ich granicy, gdy technicy przekopywali się przez wrak. To dało Hawke'owi możliwość
pozostania w ambulatorium.
„Idź do łóżka.” Powiedział do Lary niemal o świcie. Wszyscy ranni zostali opatrzeni i teraz
odpoczywali.
„Nic mi nie jest.” Wymruczała z policzkiem opartym o jego klatę. „Jeszcze jedno espresso i będę
jak nowa. Gdzie jest Tammy?”
„Jej wybranek wyniósł ją stąd godzinę temu.” Dosłownie. „A teraz idź do łóżka, albo cię do niego
przykuję.”
„Wyuzdanie.” Nie opierała się jednak, gdy odprowadził ją do pokoju i popchnął ją w kierunku
łóżka.
Zawrócił, gdy upewnił się, że nie planowała wymknąć się z powrotem. Poszedł do własnych kwater
i wszedł pod prysznic. Później ubrany w spodnie dresowe i czystą koszulkę nie położył się do
łóżka, tylko poszedł do Sienny. Wiedział, że wróciła do legowiska zaledwie trzydzieści minut temu
– po ataku pełniła służbę ochrony techników. Jej siła sprawiała, że jego wilk z dumy unosił głowę.
Otworzyła drzwi po pierwszym pukaniu. Nic nie powiedziała, gdy ściągnął koszulkę. Bez
marudzenia poszła, gdy skierował ją w stronę łóżka. Owinął się za nią. Przytulił twarz w
zagłębieniu jej karku i padł twarzą w sen.
Lara zapadła w sen w momencie, gdy padła twarzą w łóżko. Nie wysiliła się, by się
rozebrać, ale jej wilk obudził ją zaledwie chwilę później. „Co?” Wymruczała czując jak ktoś ciągnie
ją za buty. „Jedną chwilę...”
„Ćśś.” Silna, ciepła dłoń na jej włosach. „Tylko je ściągam.” Kolejne pociągnięcie i jej medyczny
fartuch też został ściągnięty.
„Dzieciaki.” Wymruczała nie będąc w stanie znaleźć wystarczająco dużo siły woli, by się poruszyć.
Te wielkie, szorstkie dłonie zamarły na jej ciele. „Są z Drew i Indigo.”
Próbowała powiedzieć, że to dobrze, ale wyczerpanie mocno w nią uderzyło. Tuż przed tym, gdy
wszystko spowiła ciemność poczuła usta Walkera na swoim czole – ciepłe i pewne. Chciałaby. Ale
to był miły sposób, by pogrążyć się w sen.
NIE, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie …
„Idealnie.” Ming wszedł do pokoju, by zbadać kupkę prochu, która kiedyś była krzyczącą osobą.
„Choć twój brak kontroli jest problematyczny, nie mogę nie być zadowolony z siły twoich
umiejętności.”
Była potworem uwięzionym w pokoju z innym potworem. Może powinna po prostu spalić ich obu i
to zakończyć.
Głos wokół jej umysłu – czarny i śmiertelnie niebezpieczny. Przypomnienie, że jej myśli nie należały
tylko do niej. „Przestań.” Powiedziała, gdy krew spływała jej z nosa.
„Pamiętaj Sienna, należysz do mnie.” Powiedział. Znamię po prawej stronie jego twarzy miało taki
sam kolor, co jej krew. „Jesteś moim tworem.”
W złowrogiej ciszy tego pokoju rozległo się warknięcie wstrząsając jego ścianami.
Gdy patrzyła – Ming zaczął się rozpływać w nicość, a nawet jeszcze mniej. Ten widok spowodował
w niej gwałtowny przypływ przyjemności, że wtuliła się w wielkie, muskularne ciało i poddała się
skrzydłom snu, gdy warknięcie zmieniło się w głos i rozkazało „Odpoczywaj. Trzymam cię.”
Sienna obudziła się jakieś trzy godziny po tym, jak Hawke przyszedł do jej pokoju. Wtedy
nie było czasu, ani potrzeby na słowa – choć miała bardzo mgliste wspomnienie jego głosu gdzieś
w trakcie nocy. Zmarszczyła czoło, zastanowiła się nad tym. Przypomniała sobie fragmenty czegoś,
co mogło być koszmarem, ale nie odczuwała pozostających śladów terroru.
Nie było to zaskakujące, biorąc pod uwagę opiekuńcze ciepło mężczyzny, który spał wtulony w nią.
Udo Hawke'a było przyciśnięte w wymagający sposób do najbardziej miękkich części jej ciała.
Jego dłoń była płasko rozłożona na jej brzuchu pod jej ulubioną koszulką. Jego ręka znajdowała się
pod jej głową. Jego twarz była wtulona w zagłębienie jej szyi. Rzeczywistość jego ciała była
niczym bicie zmysłowego pulsu pod jej skórą.
Część jej chciała się obrócić i potrzeć twarzą o drobne, jedwabne włosy na jego klacie. Jednak
większa jej część bała się roztrzaskać tą chwilę. Nie chciała, by się obudził i odszedł. Wiedziała, że
będzie musiał iść. Był alfą, a ostatniej nocy stado zostało zaatakowane. Dał sobie i swoim ludziom
trochę czasu, by odpocząć i przegrupować się. Jednak, gdy nadejdzie poranek wszystko ponownie
ruszy z kopyta, jak tylko wstanie.
Pomruk za jej plecami. Jego dłoń poruszała się kreśląc rozleniwione kręgi na jej podbrzuszu, gdy
usadowił swoje udo bardziej pewnie między jej nogami. „Dzień dobry.” Ten szorstki, męski głos
sprawił, że jej skóra zrobiła się napięta. Jej twarz zaczerwieniła się od żaru, który nie miał nic
wspólnego ze wstydem, a wszystko z ściskającym za gardło pragnieniem. Nigdy wcześniej nie
obudziła się z mężczyzną owiniętym wokół jej ciała. Nigdy nie przypuszczała, że gdy to się stanie
to on będzie tym mężczyzną.
„Dzień dobry.” Zdołała powiedzieć przygotowując się na utratę jego obecności. „Mogę zrobić ci
kawę zanim pójdziesz.” Tak, chciała, by został, ale był sercem Śnieżnych Tancerzy. Bycie alfą było
do tego stopnia częścią jego, jak jej umiejętności były częścią jej. Nigdy nie będzie rozważać
stanięcia na przeszkodzie jego lojalności wobec stada. Nawet jako dziewczyna, która dopiero co
opuściła Sieć rozumiała, że był kochany przez wiele osób, i był potrzebny wielu osobom. „Mam
tylko rozpuszczalną, ale jest niezła.”
„Nie kawa.” Powiedział całując zagłębienie jej szyi. „Daj mi coś słodkiego, co będę mógł zabrać ze
sobą na cały dzień.”
Ścisnęła to wolno ocierające się o nią udo. Jej ciało było napięte i gorące. „Co chcesz?”
Jego dłoń poruszyła się. Jego palce poruszały się wzdłuż jej pasa. „Nie wiem, czy będę potrafiła
sobie z tym poradzić.”
„Bawiliśmy się już wcześniej.” Kolejny pocałunek. „Powiedziałaś, że to nie to sprawiło, że zimny
ogień nadbudował się.”
„Nie, nie to.”
„W takim razie?”
„Nie jestem pewna, czy moja kontrola jest wystarczająco dobra.” Przyznała, bo, choć emocje nie
kierowały ogniem-X, miały wpływ na jej zdolność jego okiełznania. Właśnie to Cisza dała osobom
o jej umiejętnościach – zimne, spokojne miejsce, w którym mogli stać. „Czuję się tak, jakby po
wczorajszej nocy moje emocje znajdowały się na włosku. Mogę stracić panowanie nad moimi
umiejętnościami, jeżeli...”
„Jeżeli?”
„No wiesz.”
Zęby uszczypnęły jej ramię w wilczym droczeniu się. „Orgazm. Wydaje mi się, że tego słowa
szukasz.” Jego palce zagłębiły się tuż pod gumką spodni od jej piżamy sprawiając, że puls jej
podskoczył. Polizał miejsce, w którym odbijał się na jej szyi.
Ścisnęła nogi wokół jego uda. „Hawke.”
„Powiedz dość i przestaniemy.” Wypowiedział słowa prosto w jej zaczerwienioną skórę, ale miały
w sobie powagę.
Coś w niej się zmieniło, gdy zdała sobie sprawę, że robił dokładnie to, co obiecał – szanował jej
decyzję odnośnie oceny jej umiejętności. „Jeszcze nie.” Wyszeptała trzymając sztywny psychiczny
uścisk na więzach zimnego ognia.
Zamruczał wyrażając pochwałę. Wycofał palce i zmieniał ich pozycje, aż leżała na plecach a on
opierał się na boku obok niej.. Przerzucił nogę nad jej nogą. „Nie chcę, żebyś mi uciekła.” Pochylił
się, by ją pocałować.
Był to leniwy, powolny pocałunek. Tak jakby nie musiał nigdzie iść. Upajała się jego ciepłą
męskością, gdy nadal bawił się palcami na jej skórze. „Tak?” Zapytał prosto w jej usta, gdy
odsunęła się, by złapać oddech.
W jej żołądku były uwięzione tysiące ruchliwych motyli. Bała się tego, jak wiele czuła za jego
sprawą – złościło ją to. Sienna Lauren, Kardynalna X nigdy się nie bała. Nie taka była. „Tak.”
Powiedziała.
Zaśmiał się i złożył maleńkie, czułe całuski w kącikach jej ust. „Taka uparta.” Kolejny pocałunek.
Delikatne ugryzienie w dolną wargę, gdy przesunął dłoń odrobinę niżej. „Dokładnie taką cię lubię.”
Poczuła jak jej podbrzusze drży. Nie była w stanie tego powstrzymać. Jedną dłonią ścisnęła jego
rękę, a drugą położyła na ramieniu. Rozkoszowała się odczuwaniem jego poruszających się mięśni i
ścięgien, gdy rysował kolejny z tych płynnych kręgów w dole jej brzucha.
I niżej.
Westchnienie uciekło z jej ust. Wygładziło się o skórę jego szyi. Pachniał ciepłem, mężczyzną i
Hawke'em. Tylko Hawke. Zawsze Hawke. Więc, gdy wśliznął dłoń pod gumkę jej majtek, by
przesunąć palcem po jej centrum w instynktownej reakcji wygięła ciało w jego stronę.
Podobało mu się to. Wiedziała, bo pocałował ją w szczękę. „Jesteś mokra. Mogę cię wyczuć taką
smakowitą i gotową. To sprawia, że cieknie mi ślinka.” Wymruczał. Jego palec głaskając cofnął się
z powrotem, a potem użył dwóch, by przesunąć po jej ciele więżąc między nimi jej wargi sromowe.
Była taka wyczulona, pomyślał Hawke, gdy jej ciało ponownie się wygięło. Taka cudownie
czuła. Z ledwością powstrzymywał się, by nie ściągnąć na dół jej majtek i spodni od piżamy, które
nosiła do łóżka razem z wyblakłą czerwoną koszulką. Miał ochotę oblizać ją, jak jego własny
bankiet deserowy. Jedyną rzeczą, która go powstrzymywała był fakt, że wiedział, iż musiałby się
śpieszyć.
„Właśnie tak.” Wymruczał w te smakowite usta, które uwielbiał całować, gryźć, ssać. „Pozwól się
popieścić. Pozwól się zadowolić.” Wykonał palcem okrężny ruch przy śliskim wejściu do jej ciała,
a potem wepchnął go do środka w delikatnym żądaniu.
Jej dłonie ponownie zacisnęły się na nim, ale nie wyczuł w jej zapachu strachu – jedynie naturalne,
obezwładniające piżmo jej kobiecego podniecenia. Dalej całował, głaskał, przesuwał nosem, aż się
rozluźniła, aż wpuściła go do środka. Boże, ale była ciasna. Jej krzyk był pełnym bezdechu
dźwiękiem ocierającym się o jego zmysły. Jej biodra przez dwie długie sekundy były nieruchome,
aż zaczęła przesuwać je w eksperymentalnych drobnych ruchach opierając się na linii jego palca.
Zadrżał. Pocałunkami utorował sobie drogę w górę jej gardła, by zawładnąć jej ustami. „Cholera,
ale jesteś piękna.” Powiedział, gdy westchnęła nabierając powietrza.
Użył kciuka, by potrzeć o napięty wzgórek między jej udami nadal kontynuując wpychać i
wyciągać swój palec. Pochylił głowę i bardzo ostrożnie przygryzł jej sutek przez delikatną tkaninę
jej koszulki.
„Hawke!” Jej ciało rozpadło się wokół jego dłoni. Jej gładki żar był szaloną seksowną pokusą.
Kontynuował wbijanie się w nią palcem, gdy drżała pod wpływem orgazmu inicjując delikatne fale
wtórne pełne przyjemności. W tym samym czasie rozkoszował się jej jedwabistą ciasnotą.
Wycofał palec dopiero, gdy jęknęła, a jej ciało stało się bezwładne. Ujął ją z zaborczą intymnością i
ponownie zagarnął jej usta szczypiąc, liżąc i smakując. „Dzień dobry.”
Jej kardynalne spojrzenie było pełne miękkiej zamglonej czerni, gdy jej rzęsy uniosły się. „Dzień
dobry.” Usta wypowiadające te słowa były spuchnięte od pocałunków. Skóra na jej twarzy była
zaczerwieniona od jego szorstkiego zarostu.
Powinno mu być przykro z tego powodu, ale nie było. Lubił widzieć na niej swoje ślady. Ostrożnie
bawił się wilgotnymi lokami między jej nogami uważając, by nie dotknąć przewrażliwionych warg
sromowych. Przez długą chwilę po prostu ją obserwował. Penis ukryty w jego spodniach
dresowych był twardy jak skała. Jego pragnienie było niemal bolesne, ale nie było nawet mowy, by
zadowolił się szybkim numerkiem na pierwszy raz, gdy będą razem.
A potem ona sięgnęła w dół i zacisnęła na nim palce.